Ha!art 41 1/2013: Gonzo

Page 1

gonzo ď Ž

41

1

Wolfgang Neumann


Wolfgang Neumann

gonzo wstęp

b

onanza

Zebrania redakcyjne w trakcie prac nad niniejszym numerem

Ha!artu były przedsionkiem piekła. Próbując zbliżyć się do istoty dziennikarstwa gonzo, dociekaliśmy jego źródeł i wpływów w najodleglejszych zakamarkach piśmiennictwa. Szukając definicji i pokrewieństw, oddaliśmy całe salwy strzałów i osiągnęliśmy poziom rozpaczy, który zmusił nas do przyjęcia kilku istotnych obostrzeń.

Gonzo, mówiąc w skrócie, jest stylem

a niedoścignionym wzorem do naśladowania

subiektywnego zapisu realnych wydarzeń,

pozostaje Hunter S. Thompson. Kłopot w tym,

balansowaniem na granicy relacji faktogra-

że gonzo miało swoich europejskich przod-

ficznej oraz osobistej impresji. To napięcie

ków i nie sposób nie odnieść wrażenia, że

obecne jest jednak w niemal każdym tekście

Amerykanie co najwyżej nadali mu nazwę.

wspomnieniowym, w felietonach oraz zu-

A potem wróciło do Europy i w najróżniejszy

pełnie klasycznych reportażach. Czy Pamięt-

sposób zderzyło się z lokalnymi tradycjami

niki Jana Chryzostoma Paska są prototypem

dziennikarskimi. Jest też inny kłopot: nie

posthipisowskiego gonzo? A pełne dygresji

możemy dojść do porozumienia w kwestii

sylwy szlacheckie? Jak reportaż gonzo ma się

Thompsona. Część z nas uważa, że jest on

do reszty Nowego Dziennikarstwa, dzienni-

potwornie kiepskim pisarzem. I że w Europie

karstwa obywatelskiego, fanzinów, każdego

zrobiono to dużo lepiej. Staraliśmy się więc

z aspektów literatury mediów, z którymi się

ukazać zjawisko z każdej możliwej strony.

dokumentalny ex definitione stanowi gonzo?

Z chęcią wpuszczenia w zastaną rzeczywi-

I czy istnieją jego polscy przedstawiciele?

które umknęło uwadze polskich autorów i ba-

zderzył? A co z nurtem pornografii funkcjonującym pod tą samą nazwą? Czy komiks

Wydawało się, że jedno jest pewne. Że gon-

stość świeżego powiewu sprzed lat, zjawiska, daczy, stworzyliśmy roboczy system kwalifikacji na podstawie kilku współrzędnych.

zo powstało w latach sześćdziesiątych i sie-

Nie mogąc wytyczyć precyzyjnych granic,

demdziesiątych w Stanach Zjednoczonych,

do gonzo zaliczamy teksty:

2

41

 gonzo


Wolfgang Neumann

wstęp

Odwołujące się do dziedzictwa kontrkultury.

Niniejszy numer „Ha!artu” to nasza wariacja

Dziennikarstwo gonzo zrodziło się bowiem

na temat tego, czym mogłyby być tygodniki,

w określonych warunkach społecznych. Było

gdyby zdjąć z nich brzemię bycia dodatka-

pokłosiem kompromitującej się amerykań-

mi do reklam. Mogłyby być, ale nie będą,

skiej rewolucji obyczajowej, łabędzim śpie-

bo wcześniej upadną z powodu spadającego

wem lat sześćdziesiątych, reakcją na konser-

czytelnictwa i naporu wartościowych (i dar-

watywny kurs amerykańskiej polityki.

mowych) treści w internecie. Uważamy, że to przede wszystkim wina wydawców. I wcale

Eksponujące „ja” autorskie i subiektywny

nam nie jest przykro.

Uciekające przed prasową konwencją, „forma-

Zaprosiliśmy autorów z różnych środowisk

tem”. Tekst taki porzuca klasyczne prawidła

w okołoprasowym numerze „Ha!artu”.

dziennikarstwa, oferuje dalekie dygresje, po-

Zleciliśmy im przygotowanie tekstów na

zwala zajrzeć za kulisy, poznać tło wydarzeń,

temat dziennikarstwa gonzo lub stworze-

masę ważnych i mniej ważnych, ale zajmu-

nie reportaży w tym stylu. Poprosiliśmy też

jących detali.

tłumaczy o przybliżenie tekstów z kanonu

wymiar opisywanych wydarzeń.

i o różnych zainteresowaniach do udziału

i z peryferii. Chcielibyśmy, by sprawa nie Napisane kolokwialnym językiem, nierzadko

skończyła się na jednym numerze. Zachęca-

złośliwe i niepoprawne politycznie.

my do nadsyłania tekstów. Magazyn można potraktować jako podręcznik.

Odnoszące się, choćby symbolicznie, do psychodelików lub, szerzej, do niecodziennych doświadczeń duchowych.

Gonzo powstało po to, by zagrać na nosie

Piszcie na: redakcja@ha.art.pl

koncernom medialnym i zniszczyć grzeczne dziennikarstwo. I prawie się udało! Naszym zdaniem przydałoby się wymierzyć policzek także polskiej prasie.

gonzo 

41

3


spis treści

TEMAT NUMERU

POLSKA

Wstęp________2

Kiszone frukta z miodem

Spis treści________4

Grzegorz Kopeć________63

Gonzo komiks (fragmenty)

Sporysz zamiast pejotlu Jan Bińczycki________65

Anthony Hope-Smith, Will Bingley________6

Podróże z kuzynem

Wolfgang Neumann

Gonzo bez lęku i odrazy

Łukasz Grzymalski________70

Bartosz Stopel________14 Radom kontra Polska

Upadek i demoralizacja na Derby Kentucky

Ziemowit Szczerek________73

Hunter S. Thompson________22 Przyjdzie Mordor i nas zje,

Przegrane pokolenie

czyli tajna historia Słowian (fragment)

Hunter S. Thompson________31

Ziemowit Szczerek________77 Granice to tylko layout

Umarł z falafelem w ręku

Z Ziemowitem Szczerkiem rozmawia Jan Bińczycki________80

John Birmingham________35 Autobiografia śniadego bizona Oscar Zeta Acosta________39 Con safos

Adam Ladziński________42 Gdzie byliście, kiedy umarł Elvis Lester Bangs________46

HISTORIA

Szlak oregoński: szkice z życia

Opisywanie świata

Francis Parkman________117

na prerii i w Górach Skalistych

Marco Polo________116

Lester Bangs miał wąsy Ziemowit Szczerek________50

Z pół-Azji Jak Łazarz zgodził się na służ-

Karl Emil Franzos________118

bę do mercedariusza i co go

Mainstream po gonzo: przypadek dziennikarstwa amerykańskiego Adam Ladziński________54 Paliwo z ludzi przyszłością energetyki, czyli nowy dokument gonzoidalny Sebastian Rerak________56 Zestaw składników mielonki

tam spotkało Autor nieznany________116 Londyński szpieg Ned Ward________117 Listy z Rosji Markiz de Custine________117

Chiński obłęd Albert Londres________120 Jakie to uczucie być karmioną siłą Djuna Barnes________122 Najpierw była Djuna Aleksandra Małecka________124

z Huntera S. Thompsona, doktora nauk dziennikarskich Ziemowit Szczerek________58

4

41

 gonzo


spis treści

ŚWIAT ZDROWIE I URODA

Gonzo-Journalismus, czyli antypody niemieckiego dziennikarstwa

Gonzo znaczy brud

Kaja Puto________85

Jakub Baran________127 Digital.praha 2.1.2

Obława na solenizantów

Arkadiusz Wierzba________131

Helge Timmerberg________89

Wolfgang Neumann

Noc w operze

Bitwa na gardła

Maciej i Lucjan z Make Life Harder________131

Helge Timmerberg________92 Gonzamente. Gonzo we Włoszech Aneta Wielgosz________95

LUDZIE I STYLE

Ci przypadkowi męczennicy wojen Gomorry Roberto Saviano________98

Kawałki z Mongolii

Zmarł Gerard Damiano, reżyser Głębokiego gardła Damiano Laterza________101

Maciej Rączka________135 Zanim zaczniesz przewracać tratwę, pomyśl chwilę

Tekst przeciwko Triestowi pisany na zlecenie Boris Kotur________103

Kaja Puto________140 Okiem krakowskiego taksówkarza Tomasz Janik________144

Diaspora biegnie rundę honorową Zoran Teofilović________104 Niezidentyfikowany obiekt latający, czyli torebka na śmieci Grzegorz Kopeć________106 Czarny kwadrat na białym tle, czyli gonzo w Runecie

KOMIKS

Kinga Raab________108

Wywiad z Markiem Millerem

Rosyjski żywot: czyściec (quiz)

Z Markiem Millerem rozmawia Michał Chudoliński________150

Autor nieznany________110 Mityng dziesiątego grudnia w Magnitogorsku Daniła Bljuz________112

Dziad (komiks) Anna Krztoń________154 Komiks bez kompleksów

✉ gonzo 

41

Jan Bińczycki________156 Gonzo na okrągło, czyli poczta literacka bez tajemnic M.________158

5


self made hero

Wolfgang Neumann

t e m at n u m e r u

Š SelfMadeHero. Illustrated by Anthony Hope-Smith, written by Will Bingley.

6

41

ď Ž gonzo


Wolfgang Neumann

t e m at n u m e r u

gonzo ď Ž

41

7


Wolfgang Neumann

t e m at n u m e r u

8

41

ď Ž gonzo


Wolfgang Neumann

t e m at n u m e r u

gonzo ď Ž

41

9


Wolfgang Neumann

t e m at n u m e r u

10

41

ď Ž gonzo


Wolfgang Neumann

t e m at n u m e r u

gonzo ď Ž

41

11


Wolfgang Neumann

t e m at n u m e r u

12

41

ď Ž gonzo


Wolfgang Neumann

t e m at n u m e r u

gonzo ď Ž

41

13


Wolfgang Neumann

G

t e m at n u m e r u

onzo bez lęku i odrazy

BARTOSZ STOPEL

Pisanie o stylu gonzo ma w Polsce krótką i niechlubną tradycję. Krótką, bo zwrócono nań uwagę dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych, wraz z ekranizacją Lęku i odrazy w Las

Vegas; niechlubną, bo nigdy nie traktowano go poważnie. W publicystyce i opracowaniach akademickich dominowały dwie przeciwstawne, choć równie powierzchowne postawy: ekscytacja i marginalizacja.

1

Polska publicystyka, jeśli w ogóle podejmowała temat dzien-

jedynego możliwego aktu protestu wobec amerykańskiej

nikarstwa gonzo, była dość zwięzła w jego charakterystyce

rzeczywistości.

i często naiwnie je mitologizowała, patrząc na nie wyłącznie

Podobny kult jednostki rzuca się w oczy w tekście Jakuba

przez pryzmat legendy narosłej wokół najlepiej kojarzonego

Żulczyka Kim był Hunter S. Thompson z magazynu Relaz 2.

z tym stylem autora – Huntera Thompsona.

Możemy się z niego dowiedzieć, że „Thompson żył na granicy,

W „Przekroju” z 1998 roku Jerzy Pie-

pisał z głębi serca i umysłu”, że krążyły o nim setki legend,

Stary gonzo (Nowe dziennikarstwo w ekstrawaganckim stylu), „Przekrój” 1998, nr 32, s. 30–31. 2  Obecnie dostępnym na https://www.forum.haszysz. com/hunter-s-thompson-dr-gonzo-t5096.html. 3  Streszczenie wykładu prof. Durczaka na ten temat zawarte jest w tomie pokonferencyjnym Akademii Reportażu im. R. Kapuścińskiego (strony 15–18), http://zeus.umcs. lublin.pl/~rkap2012/ wp-content/uploads/2012/04/arrka2.pdf.

karski przywołuje barwne anegdoty

że jest postacią mityczną. Żulczyk kategorycznie stwierdza,

z życia Thompsona, opisując jego zami-

że „styl gonzo jest tożsamy z Hunterem S. Thompsonem

łowanie do narkotyków i prowokujące

i do dzisiaj pozostaje jego autorskim, literackim konceptem”.

wypowiedzi1. Precyzyjnie informuje przy

Thompson jest więc i tu genialnym samorodkiem, jedynym

tym czytelnika, komu legendarny dzien-

sprawiedliwym i niepowtarzalnym innowatorem zawieszo-

nikarz założył podwójnego nelsona, kogo

nym w kulturowej próżni.

oblał pianą z gaśnicy i kogo planował

Zupełnie inaczej całe zjawisko traktuje świat akademi-

wykastrować. Jest co prawda nieco in-

cki. Jeden z nielicznych przedstawicieli tego środowiska

formacji o samym stylu dziennikarstwa,

w Polsce, który pisuje na temat Nowego Dziennikarstwa,

ale Piekarski skupia się raczej na umac-

amerykanista, profesor Jerzy Durczak kwestionuje to, czy

nianiu legendy Thompsona. Mówi bo-

– ze względu na posiłkowanie się fikcją literacką – ekspe-

wiem o „naruszaniu niepisanego kanonu”

rymentalne dziennikarstwo tamtej epoki można w ogóle

i „zbliżeniu do sztuki”, zupełnie pomijając

nazwać dziennikarstwem 3, a omówienie dorobku poszcze-

szerszy kontekst jego pracy oraz rolę w kształtowaniu eks-

gólnych dziennikarzy i materiałów można znaleźć w stricte

perymentalnego dziennikarstwa, jak i znaczenie tego ruchu

literaturoznawczych opracowaniach typu Historia literatury

w kulturze powojennej Ameryki. Zamiast tego otrzymujemy

amerykańskiej, gdzie jako zjawisko rzekomo ściśle powiązane

infantylny obraz szalonego, nieprzewidywalnego i nadpo-

z amerykańską kontrkulturą figuruje tuż obok komentarzy

budliwego geniusza, który w samozniszczeniu upatruje

o prozie i poezji epoki 4.

14

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

Rzecz jasna wyjątkowo naiwne byłoby twierdzenie, że

tuningowanie samochodów, nosił charakterystyczny tytuł:

niniejszy tekst zawrze adekwatny i wyczerpujący opis stylu

There Goes (Varoom! Varoom!) That Kandy-Kolored (Thphhhhhh!)

gonzo i Nowego Dziennikarstwa, ale z pewnością nie będę

Tangerine-Flake Streamline Baby (Rahghhh!) Around the Bend

skupiał się na osobowości i legendzie Thompsona ani na

(Brummmmmmmmmmmmmmm)...5 (po-

traktowaniu eksperymentalnego dziennikarstwa jako lo-

mijając onomatopeje, oznacza to mniej

kalnej, amerykańskiej efemerydy, nieodłącznie powiązanej

więcej „To opływowe cacko w cukierko-

z kontrkulturą doby Johnsona i Nixona.

wym kolorze z mandarynkowym brokatem właśnie wchodzi w zakręt”). Reportaż

kreatywnego autora: jest częścią mocno niejednorodnego

o rodzącej się potędze finansowej i kul-

Wolfgang Neumann

Styl gonzo oczywiście nie jest tworem jednego, wyjątkowo i rozległego nurtu eksperymentatorskiego, który na szerszą

turowej Las Vegas zaczyna się od powtó-

skalę pojawił się w amerykańskim dziennikarstwie w latach

rzonego kilkadziesiąt razy słowa hernia

sześćdziesiątych, a który czasami nazywa się, pomijając

(przepuklina), które, jak się później oka-

kontekst historyczny, dziennikarstwem literackim.

zuje, jest tym, co z charakterystycznych

Próba scharakteryzowania eksperymentalnego stylu Nowego

zawołań i komentarzy krupierów podczas

Dziennikarstwa jest, naturalnie, obarczona trudnościami,

gry dociera, w zniekształconej formie, do

ale da się wyróżnić co najmniej trzy podstawowe poziomy,

uszu nałogowych graczy po kilkudzie-

na jakich Nowi Dziennikarze starali się odmienić ówczesną

sięciu godzinach spędzonych w kasynie

sztukę reportażu. Są to: specyficzny dobór środków języko-

pod wpływem różnorakich środków odu-

wych, tematyka tekstów oraz sposób gromadzenia informacji

rzających6. Niektórzy badacze porówny-

4

Agnieszka Salska (red.), Historia literatury amerykańskiej XX wieku, tom 2, Universitas, Kraków 2003. 5 Opublikowany oryginalnie w 1963 roku w magazynie „Esquire”. 6  Las Vegas (What?) Las Vegas (Can't hear you! Too noisy) Las Vegas!!!! w zbiorze The Kandy-Kolored Tangerine-Flake Streamline Baby. 7  Richard A. Kallan, Style and the New Journalism: A Rhetorical Analysis of Tom Wolfe, “Communication Monographs”, t 46, nr. 1, 1979.

i pracy nad samym reportażem.

wali ten szum stylistyczny do szybkich

Tom Wolfe, jeden z pionierów Nowego Dziennikarstwa,

i gwałtownych zmian rejestru językowego, typowych dla

tłumaczył zbliżenie dziennikarstwa z literaturą brakiem

telewizji, gdzie występują one pomiędzy poszczególnymi

zaangażowania współczesnych mu pisarzy w zmieniające

programami, reklamami czy mechanicznie przerzucanymi

się realia Ameryki. Jego zdaniem w latach sześćdziesiątych

kanałami 7. Ten dźwiękowy chaos jest szczególnie wyraźny

brakowało literackiego głosu, który stanowiłby radykalny,

we wspomnianym reportażu Toma Wolfe’a z Las Vegas,

dogłębny, a przy tym artystycznie interesujący społeczny

gdzie wszechobecna kiczowata muzyka radiowa, niekończące

komentarz do nowych problemów powojennej Ameryki. Styl

się reklamy, zgiełk najprzeróżniejszych odgłosów kasyna

Nowych Dziennikarzy świadomie więc odwoływał się do

i nocnego życia stanowią nieodłączną część tandetnego,

literackiej tradycji społecznego realizmu, do pisarzy takich

ostentacyjnego konsumpcjonizmu nowej klasy średniej.

jak Dickens, Balzac, czy Zola.

Na poziomie formalno-językowym styl ten polegał na używaniu w tekstach dziennikarskich środków, które do tej pory były zarezerwowane dla tekstów literackich. Za-

R

ównież dobór tematów odróżniał Nowych Dziennikarzy od starszych kolegów po piórze. Tradycyjnym dziennikarzom, często związanym z wyższymi klasami Nowej An-

miast więc linearnej i przewidywalnej narracji, która miała

glii, zarzucano ignorowanie przeobrażeń amerykańskiej

dostarczać wyłącznie podstawowych faktów dotyczących

kultury po roku 1945, brak zainteresowania rodzącymi się

opisywanego wydarzenia, Nowi Dziennikarze dość swobod-

grupami społecznymi, zjawiskami i nowymi problemami.

nie korzystali z dialogów, strumienia świadomości, zmian

W rzeczywistości późnych lat pięćdziesiątych oraz w latach

perspektywy narracji, oryginalnej interpunkcji, kolokwia-

sześćdziesiątych stara nowojorska elita stawała się coraz

lizmów, gwałtownych zmian stylu, zestawiania tuż obok

bardziej wyalienowana i niezdolna do opisania nowych

siebie technicznego żargonu i prostackiego bełkotu. Zamiast

realiów szybko bogacącej się Ameryki. Jednocześnie dla

tworzyć bezosobowe, zdawkowe relacje typowe dla prasy lat

Nowych Dziennikarzy reportaż nigdy nie był wyłącznie

pięćdziesiątych opisywali całe sceny, eksponowali znaczące

relacją z jednego wydarzenia lub chłodnym wyliczeniem fak-

szczegóły, pozwalali bohaterom reportażu wypowiadać się

tów i nazwisk. Wręcz przeciwnie, służył on (między innymi

własnym głosem. Dobór literackich środków formalnych nie

dzięki stosowaniu technik literackich) ukazaniu szerszego

był niczym ograniczony. Jeden z najwcześniejszych esejów

kontekstu danego zjawiska i jego znaczenia dla ówczesnej

zaliczanych do kanonu Nowego Dziennikarstwa, poświęcony

amerykańskiej kultury.

zjawisku, którego odpowiednikiem w naszej kulturze byłoby

Reportaż o czymś pozornie tak banalnym jak tuningowa-

gonzo 

41

15


t e m at n u m e r u

nie i produkcja samochodów na zamówienie w powojennej

napisać o gangu motocyklowym Hell’s Angels, sam założył

Kalifornii staje się pretekstem do dyskusji o rodzącym się

skórzaną kurtkę i kupił ciężki motocykl, by spędzić z człon-

konsumpcjonizmie i nagłym wzbogaceniu się klas niższych 8

Wolfgang Neumann

The Last American Hero w zbiorze The Kandy-Kolored Tangerine-Flake Streamline Baby. 9   Mowa o The Kentucky Derby is Decadent and Depraved opublikowanym w 1970 roku w „Scanlan’s Monthly”. 10   Oryginalnie jako: The Electric Kool-Aid Acid Test, Farrar Straus Giroux, 1968. 11   Opublikowany w „Esquire” w kwietniu 1966. 12   Dwight MacDonald, Parajournalism, or Tom Wolfe & His Magic Writing Machine, „The New York Review of Books”, 26.08.1965: http://www. nybooks.com/articles/ archives/1965/aug/26/ parajournalism-or-tom-wolfe-his-magic-writing-mach/?pagination=false.

S

tudzież o ich rozumieniu sztuki i poczuciu estetyki. Historia Juniora Johnsona,

M

kami gangu około roku. imo wymienionych podobieństw awangardowi dziennikarze nie stanowili zwartej grupy o spójnym pro-

niezwykle popularnego kierowcy rajdo-

gramie i poglądach. Nowe Dziennikarstwo to kategoria

wego z południa USA, to raczej historia

mocno umowna, propagowana głównie przez Toma Wolfe’a.

lokalnej biedy i długiej tradycji bimb-

Zaliczano do niej głównie autorów, którzy nie zgadzali się na

rownictwa, dzięki której Johnson para-

taką etykietkę, albo takich, którzy w swojej karierze pisar-

doksalnie został sportowym bohaterem

skiej czy dziennikarskiej zaliczyli epizod eksperymentalny,

narodowym (jako przemytnik musiał

by później zwrócić się ku zupełnie innym rozwiązaniom

przywyknąć do szybkiej i niebezpiecznej

stylistycznym i dystansować się od awangardowego repor-

jazdy samochodem oraz do ścigania się

tażu. Mimo oczywistej płynności całej kategorii wskazać

ze stróżami prawa), a zawarte w tekście

można kilka kluczowych dla ruchu tekstów, przy czym byłyby

dygresje o trudnych relacjach między

to głównie materiały napisane w latach sześćdziesiątych,

góralami z Appalachów (skąd pochodzi

jednak styl rozpropagowany przez Nowych Dziennikarzy

Johnson) a mieszkańcami nizinnych

zdecydowanie wychodzi poza ramy czasowe i terytorialne

8

terenów sięgają osiemnastego wieku . Z kolei słynny reportaż Huntera Thompsona o wyścigach konnych w Kentucky skupia się raczej na całej otoczce wyścigu,

D

ówczesnej Ameryki. oskonały przykład wczesnej twórczości Nowych Dziennikarzy stanowi opublikowany w 1965 roku zbiór reportaży The Kandy-Kolored Tangerine-Flake

prymitywnym zachowaniu publiczności,

Streamline Baby autorstwa Toma Wolfe’a, którego największą

ekscesach alkoholowych niż na biernym

zaletą jest zręczny opis kulturowych efektów gospodarczej

9

rejestrowaniu wyników gonitw .

prosperity w powojennej Ameryce. Wbrew temu, co sugeruje

tyl pracy nad reportażem także był nowatorski. Za-

polska publicystyka, Nowe Dziennikarstwo nie było w żaden

miast polegać na relacjach uczestników wydarzeń

ścisły sposób powiązane z kontrkulturą. Dobór tematów

i informacjach z drugiej ręki, reporter starał się być

reportaży był bardzo różnorodny i niekoniecznie zawierał

jak najbliżej zdarzeń, niejednokrotnie biorąc w nich czynny

odniesienia do politycznego czy społecznego radykalizmu.

udział i podważając tym samym nieco naiwny paradygmat

Z drugiej jednak strony, już samo pisanie o rodzącej się

obiektywnego dziennikarza, który jako transparentny porte-

kulturze masowej było odbierane przez konserwatywnych

-parole odgrywa jedynie rolę bezstronnego obserwatora. Czę-

krytyków jako akt polityczny, godzący w kulturowy ład Ame-

sto oznaczało to radykalną zmianę trybu życia i poświęcenie

ryki. Taką postawę wobec Nowego Dziennikarstwa przyjął

się czasochłonnemu gromadzeniu pozornie mało istotnych

znany z mocno elitarystycznych poglądów na kulturę (a jed-

materiałów. Próba kwasu w elektrycznej oranżadzie

10

– sławny

nocześnie radykalnie lewicowych poglądów politycznych)

reportaż o życiu pisarza Kena Keseya i jego przyjaciół, tzw.

nowojorski krytyk Dwight MacDonald, który na łamach „The

Merry Pranksters (Wesołych Figlarzy) – wymagał od autora,

New York Review of Books”12 zarzucił Wolfe’owi konfabula-

Toma Wolfe’a, towarzyszenia całej grupie w ich eskapadach

cje, a jego tekstom nadmierną fikcyjność i niskie standardy

hipisowskim busikiem po Stanach. Kolejny znany reportaż

dziennikarskiej rzetelności. Protest MacDonalda nie mógł

powiązany z Nowym Dziennikarstwem, Frank Sinatra Has

jednak odmienić oczywistego faktu, że ignorujące kulturę

11

a Cold , był efektem kilku miesięcy spędzonych na śledzeniu

masową nowojorskie elity miały coraz mniejszy wpływ na

każdego ruchu współpracowników Sinatry (sam gwiazdor

kształtowanie mentalności powojennej Ameryki.

odmawiał w tamtym okresie udzielania wywiadów) i rozmo-

Nowi Dziennikarze zwrócili się właśnie ku zjawiskom

wach z osobami z jego otoczenia prowadzonych przez autora,

zmarginalizowanym. Ich postawa i tematyka ukazywały

Gaya Talese’a. W ramach pracy nad reportażem dotyczącym

też, jak kulturowy krajobraz Ameryki zmienia się w sensie

walki bokserskiej Mohammeda Ali w Zairze (który jednak

czysto geograficznym. Zmieniła się dotychczasowa relacja

ostatecznie nigdy nie powstał), Hunter Thompson spędził

pomiędzy starym centrum z Nowej Anglii kształtującym

w Afryce kilka miesięcy, a kilkanaście lat wcześniej, by

właściwą, wysoką kulturę, a peryferiami – odbiorcami. Szyb-

16

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

kie bogacenie się peryferii i szeroki dostęp do wynalazków

językowych, a obecność autora jest niewyczuwalna.

takich jak telewizja czy samochód sprawiły, że pogardzane

Innym uznanym autorem, którego część dorobku zalicza

dotychczas rejony mogły współtworzyć kulturę popularną,

się do Nowego Dziennikarstwa, jest Norman Mailer, oka-

podważając hegemonię kulturową starych elit. Nieprzy-

zjonalnie zajmujący się reportażem i publicystyką. Pierw-

padkowo wiele z reportaży tych autorów rozgrywa się na

szym z jego słynnych eksperymentalnych

terenach dotychczas kulturowo marginalnych – na południu USA, w Appalachach, w Karolinie Północnej, a także

tekstów był reportaż Superman Comes to wany jako Clean Fun at the Supermarket 15 z konwencji wybor- Riverhead w zbiorze The

w małych miasteczkach Kalifornii, na wyścigach konnych

czej Demokratów w 1960 roku. Opub- Kandy-Kolored Tangerine-

w Kentucky, na pustyni w Nevadzie.

likowany długo po samej konwencji,

Wolfgang Neumann

N

13

Reportaż opubliko-

-Flake Streamline Baby. Oryginalnie jako: In Cold Blood, Random House, New York 1966. 15 Opublikowany oryginalnie w „Esquire” w listopadzie 1960. 16 Opublikowany oryginalnie w „Esquire” w październiku 1966. 14

a marginesie można dodać, że w polskim kontekście re-

stosunkowo niewiele mówi o samym

portaże Wolfe’a, choć napisane przed pięćdziesięciu laty,

jej przebiegu, a zamiast tego pełen jest

wydają się zadziwiająco aktualne. Autor ten znajduje szcze-

luźniejszych refleksji na temat roli mar-

gólne upodobanie w podkreślaniu kontrastu pomiędzy boga-

ketingu politycznego i fenomenu Johna

ctwem materialnym, jakie rodząca się klasa średnia szybko

F. Kennedy’ego jako uwielbianego przez

zgromadziła po wojnie, a jej wyjątkowo niskim poziomem

masy celebryty. Opublikowany w 1968

kapitału kulturowego. Jego opisy – czy to tandety i przepychu

roku The Armies of the Night to z kolei ob-

architektury i rozrywki w Las Vegas, mieście zbudowanym

szerny reportaż o pokojowym marszu na Pentagon, którego

od podstaw według pomysłów nowobogackich, bezguścia

uczestnicy domagali się zakończenia wojny w Wietnamie.

miłośników tuningowania samochodów (które w tamtym

Mailer występuje w tekście momentami jako obserwator,

czasie stały się symbolem dobrobytu i awansu społeczne-

momentami jako uczestnik, co pociąga za sobą oczywiste

go), czy nagłej popularności żenujących i prymitywnych

zmiany perspektywy narracyjnej i stylu. Tekst podzielony

rozrywek w stylu demolition derby

13

(przy jednoczesnym

jest na fragmenty wypowiadane przez wielu narratorów:

zmarginalizowaniu sportów takich jak baseball, historycznie

Powieściopisarza, Historyka, Uczestnika, Obserwatora itd.

zakorzenionych w kulturze arystokratycznej) – można od-

Opis wydarzeń przeplata się ponadto z elementami eseistyki,

czytywać jako złowieszczą zapowiedź wyglądu kapitalizmu

polemiką, osobistymi refleksjami. Reportaż został bardzo

w III RP. Szybki wzrost kapitału finansowego (oczywiście

dobrze przyjęty zarówno przez środowisko dziennikarskie,

na znacznie mniejszą skalę niż w USA) nigdy nie szedł tu

jak i literackie – Mailer otrzymał za niego Nagrodę Pulitzera

w parze ze wzrostem kapitału kulturowego (widać to choćby

oraz National Book Award.

na przykładzie stale słabnącego czytelnictwa w Polsce), co

Tematyka okołowojenna była poruszana również w kilku

można dostrzec, analogicznie do Wolfe’a, w preferowanych

innych ważnych reportażach tamtych czasów. M 16 (z podtytu-

przez szybko bogacących się Polaków galach bokserskich,

łem Oh My God – We Hit a Little Girl) Johna Sacka – jedynego

gargamelach i krasnalach ogrodowych.

korespondenta wojennego, który relacjonował wszystkie

Oprócz wspomnianych Wolfe’a, Talese’a i Thompsona, do

konflikty zbrojne USA od wojny w Korei do Iraku/Afganista-

grona Nowych Dziennikarzy zalicza się, rzecz jasna, wielu

nu – to historia kompanii „M” opisywana od przygotowań

innych wybitnych reportażystów i literatów. Za zbliżony

w bazie w New Jersey aż do wyjazdu i walk z Vietkongiem.

do stylu Nowego Dziennikarstwa uważa się czasem Z zim-

Obszerniejszy reportaż o wojnie w Wietnamie, utrzymany

ną krwią 14 Trumana Capote’ego: reportaż o zamordowaniu

w podobnie fabularyzowanym stylu, to wydany dopiero

szanowanego farmera z Kansas i całej jego rodziny przez

w 1977 roku Dispatches Michaela Herra, uznawany za pierw-

dwójkę recydywistów, chcących zrabować majątek ofiary.

szy tekst, który pozwolił opisać osobiste doświadczenia żoł-

Reportaż Capote’ego nie jest jednak tak eksperymentalny

nierzy, ale też samych korespondentów (w tekście występuje

jak teksty Wolfe’a czy Thompsona.

kilku znanych amerykańskich dziennikarzy, którzy zginęli,

Co prawda, fikcja miesza się u niego z realnymi wydarzeniami, sporą część tekstu zajmują dialogi, a styl pracy nawiązuje nieco do wyżej wymienionych autorów (Capote pracował nad nim sześć lat, przeprowadzając wiele wywia-

bądź zniknęli w tajemniczych okolicznościach podczas kon-

T

fliktu w Wietnamie). eksty bezpośrednio związane z kontrkulturą to, oprócz wymienionej wyżej Próby kwasu w elektrycznej oranża-

dów z mordercami i towarzysząc im aż do wykonania wyroku

dzie Toma Wolfe’a oraz Lęku i odrazy w Las Vegas Thompsona,

śmierci), ale brakuje w nim poważniejszych eksperymentów

bardzo krytyczny wobec hipisowskich ideałów oraz prób

gonzo 

41

17


t e m at n u m e r u

wprowadzania ich w życie zbiór reportaży z lat 1961–1967

dent and Depraved (Upadek i demoralizacja na Derby Kentucky

P

poświęcony kontrkulturowej bohemie z San Francisco: Slo-

na s. 18 niniejszego numeru), Lęk i odraza w Las Vegas oraz

uching Towards Bethlehem Joan Didion. Nowi Dziennikarze nie

Fear and Loathing on the Campaign Trail ‘72.

stronili również od tematów typowo popkulturowych, przyglądając się popularności gwiazd muzyki 17 Opublikowany w zbiorze The Kandy-Kolored Tangeri- czy kina, celebrytów lat sześćdziesiątych. ne-Flake Streamline Baby. 18 Tamże.

O

prócz wspomnianych mate-

ierwszy z nich to wspomniana wcześniej relacja z wyścigów konnych w Kentucky, która skupia się prawie wyłącznie na fabularyzowanym opisie towarzyszących

imprezie ekscesów, ordynarnych zachowań i nadużywania alkoholu, prezentując niski poziom rozrywek masowych. Thompson i towarzyszący mu grafik Ralph Steadman kończą

Beatle17 , opisujący postać Murraya the K, nowojorskiego

reportaż smutnym wnioskiem o hipnotycznej sile opisywane-

DJ-a odpowiedzialnego za wybuch beatlemanii w USA, czy

go miejsca, które sprawiło, że sami zamienili się w odrażającą

Wolfgang Neumann

riałów o Sinatrze czy nawet

o Kennedym, można tu wymienić teksty Wolfe’a: The Fifth

18

Loverboy of the Bourgeoisie , kpiący ze schematów typowych kreacji filmowych Carry’ego Granta, w których umiejętnie

ukazuje on absurdalne oczekiwania zawodowo-miłosne ów-

C

czesnych widzów z klasy średniej.

P

publiczność wyścigu. odobny schemat Thompson zastosował w drugim z wymienionych tekstów, który pierwotnie miał być reportażem

z wyścigów motocyklowych i z konferencji poświęconej

o to wszystko ma jednak wspólnego ze stylem gon-

walce z narkotykami w Las Vegas, napisanym wspólnie

zo? Choć rzeczywiście po raz pierwszy terminu „gonzo

z latynoskim działaczem społecznym i prawnikiem Osca-

journalism” użyto w odniesieniu do twórczości Huntera

rem Zetą Acostą, a okazał się być makabreską piętnującą

Thompsona, to wbrew zapewnieniom jego miłośników, styl

ostentacyjną konsumpcję i prymitywną rozrywkę oferowaną

gonzo to po prostu wszystko, co można znaleźć w opisa-

przez świat hazardu. Oprócz strzępów informacji o wyścigu

nym powyżej szerokim nurcie Nowego Dziennikarstwa, ze

i konferencji Thompson ukazuje upiorny świat nocnych

szczególnym uwypukleniem kilku jego cech, a mianowicie

rozrywek i własnych tragikomicznych wizji narkotycznych

nacisku na rolę reportera jako bezpośredniego uczestnika

potęgowanych przez przytłaczającą atmosferę miasta.

czy wręcz twórcy opisywanych wydarzeń, a także wplatania

Nie jest to jednak historia o hipisach, którzy postanowili

w reportaż własnych spostrzeżeń, uczuć i osobistych refleksji

sprawdzić, jak będzie wyglądać impreza w Vegas z bagażni-

G

oraz eksponowanie literacko-fabularnego aspektu tekstu. onzo, tak jak i całe Nowe Dziennikarstwo, to jednak

kiem pełnym narkotyków, ale wyraz desperacji po przegranej rewolcie kontrkulturowej.

kategoria, do której poszczególni autorzy pasowali tylko

Las Vegas symbolizuje upadek idei Amerykańskiego Snu,

w pewnych okresach swojej twórczości i tylko w niektórych

czyli wizji kraju wolności, dostatku i sprawiedliwości. Jed-

tekstach (sam Thompson opublikował mnóstwo materiału

nocześnie, jak w przypadku wyścigów w Kentucky, jest to

nijak nie pasującego do tego nurtu). Biorąc pod uwagę dużą

miejsce o patologicznej sile przyciągania, którego wynatu-

płynność całej kategorii i jej odniesienie do konkretnych

rzenie przemienia bohaterów, wysysając ich człowieczeństwo.

tytułów, zasadne jest postawienie pytania, czy gonzo w ogó-

Ostatnią z ważnych publikacji Thompsona jest zbiór re-

le stanowi coś więcej niż etykietkę powstałą dzięki sporej

portaży z prezydenckiej kampanii wyborczej 1972 pisanych

umiejętności autokreacji i egotyzmowi Thompsona. Być

dla magazynu „Rolling Stone”. Rywalizację liberała Georga

może gdyby nie jego legenda, styl ten byłby tylko kolejną

McGoverna z konserwatystą Richardem Nixonem Thompson

idiosynkrazją stylistyczną wewnątrz Nowego Dziennikarstwa,

widział jako mityczną walkę dobra ze złem, jako ostatnią

jedną z arbitralnie ustalonych kategorii, w ramach których

szansę uratowania zdobyczy ruchu kontrkulturowego lat

klasyfikowano by wybrane reportaże, a nie czymś uznawa-

sześćdziesiątych. Jak można przewidzieć, informacje stricte

nym za typ odrębny. Nie przeczę jednak, że wymienione

wyborcze, dotyczące sondaży, głosowań, spotkań z elekto-

powyżej cechy występują częściej w twórczości Thompsona.

ratem, wywiadów, przeplatają się z niekończącymi się aneg-

Choć sporo elementów gonzo zawierają jego wczesne teksty,

dotami, dygresjami i fabularyzowanymi scenami z udziałem

takie jak wspomniany Hell’s Angels: The Strange and Terrible

Thompsona, pozornie nieistotnymi, ale będącymi zawsze

Saga of the Outlaw Motorcycle Gangs, czy późniejszy Battle

częścią autorskiego, a przy tym tendencyjnego, komentarza

of Aspen, relacjonujący kampanię wyborczą Thompsona

do społeczno-politycznej sytuacji ówczesnej Ameryki. Wy-

w wyścigu o odznakę szeryfa, to za najbardziej wyraziste

borcza klęska McGoverna to dla Thompsona kolejny sygnał

stylistycznie zwykle uznaje się The Kentucky Derby Is Deca-

ostatecznego upadku ideałów wolności.

18

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

P

róbując dokonać oceny stylu gonzo czy Nowego Dzienni-

zostać pogodzone z przenikliwością reportera gonzo, który

karstwa, należy zwrócić uwagę na kilka szczególnie istot-

potrafi zidentyfikować i opisać niedostępne dla przeciętnego

nych walorów. Przede wszystkim, jego dygresyjny charakter

obserwatora relacje pomiędzy obserwowanymi zjawiskami,

pozwala ująć opisywane wydarzenia lub postaci w szerszym

co pozwala na wskazanie możliwych kierunków społecznych

kontekście, dając możliwość głębszego i wyrazistego komen-

zmian.

tarza. Co więcej, odrzuca podział na tematy warte i niewarte dziennikarskiego zainteresowania, ponieważ celem reportera

A

utorem, który wywarł ogromny wpływ na rozwój literackiego dziennikarstwa, a którego kariera później

rozwinęła się w zupełnie innym kierunku, był Terry Southern.

zanymi faktami i ukazanie głębszych implikacji zdarzeń

W 1962 roku opublikował on w magazynie „Esquire” reportaż

na pierwszy rzut oka banalnych. W konsekwencji reporter

Twirling at Ole Miss19 , który Tom Wolfe okrzyknął, nieco na

posługujący się gonzo ma teoretyczną możliwość stworzenia

wyrost, tekstem założycielskim Nowego

interesującego materiału z niczego, nawet przy braku kon-

Dziennikarstwa. Reportaż Southerna za- w zbiorze Red-Dirt Mar-

taktu z zamierzonym bohaterem lub fiasku organizacyjnym,

wierał wszystkie najważniejsze elementy

Wolfgang Neumann

jest właśnie wskazanie relacji pomiędzy pozornie niepowią-

N

braku możliwości dotarcia na miejsce itd.

stylu gonzo. Choć rzekomo dotyczył cze-

19

Umieszczony potem

ijuana and Other Tastes z 1967 roku.

iewątpliwą zaletą stosowania zabiegów literackich jest

goś banalnego – popularności „kształcenia” tamburmajorek

wzmocnienie samego autorskiego przekazu i jego uatrak-

w Mississippi, to w istocie opisywał rasizm, alkoholizm

cyjnienie dla części odbiorców. Warto pamiętać, że literackie

i niechęć do obcych wśród mieszkańców Południa. Narracja

stylizacje nigdy nie były dla Nowych Dziennikarzy celem

jest konsekwentnie pierwszoosobowa, opiera się na reali-

samym w sobie, ale zawsze służyły osiągnięciu konkretnego

stycznych dialogach, a Southern nieustannie wplata w tekst

efektu związanego z tematem reportażu. Zaznaczenie obec-

swoje własne komentarze i zachowuje się prowokacyjnie

ności autora i jego perspektywy w tekście zrywa ponadto

wobec rozmówców, niejako wymuszając na nich oczekiwane

z powierzchownie rozumianym obiektywizmem dziennikar-

reakcje. Klimat opisywanego miejsca nasuwa skojarzenia

stwa, wraz z charakterystycznym dla niego mitem przedsta-

z obecną później w twórczości Thompsona mieszanką grozy

wiania nagich faktów czy szkodliwej tendencji do spłycania

i farsy. Southern wywarł również kolosalny wpływ na roz-

omawianych problemów przez przyjmowanie postawy typu

wój kina – to on w następnych latach napisał scenariusze

„prawda leży pośrodku”, notorycznie spotykanej chociażby

do legendarnych filmów epoki, takich jak Swobodny jeździec,

w głównych polskich serwisach informacyjnych ostatnich lat.

Dr. Strangelove czy Barbarella. Inni popularni autorzy tekstów

Nie można jednak zapominać o pułapce czyhającej na re-

gonzo, którzy mieścili się w głównym nurcie amerykańskich

porterów, a wynikającej ze zbytniej koncentracji na autorze.

mediów lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, to zajmu-

Nadmierne eksponowanie własnych impresji i przemyśleń

jący się sportem George Plimpton czy dziennikarz muzyczny

może prowadzić do grafomanii lub daleko idącej idiosyn-

Lester Bangs, znany z prowokacyjnie przeprowadzanych

krazji, nieczytelności osobistych treści i, w rezultacie, do

wywiadów z muzykami i z dosadnego języka w artykułach

zmarginalizowania nadrzędnego celu reportażu, czyli opisa-

czy recenzjach płyt (tekst na s. 46 niniejszego numeru).

nia wybranych zjawisk i problemów w pewnej perspektywie.

Skłonność do wyolbrzymienia i fabularyzacji opisywanych

O

d drugiej połowy lat siedemdziesiątych eksperymentalne dziennikarstwo z różnych przyczyn stopniowo

wydarzeń łatwo mogą również przerodzić się w styl przypo-

znika z mediów głównego nurtu. Tom Wolfe coraz bardziej

minający tabloidową pogoń za tanią sensacją i daleko idące

zaangażował się w pisanie realistycznej prozy, odnosząc

konfabulacje rodem z magazynów plotkarskich lub prasy

zresztą kolejne sukcesy, a w czasach współczesnych rady-

brukowej. Niepokojący jest również fakt, iż jedyną postawą

kalnie zmienił opcję polityczną, ogłaszając się konserwaty-

proponowaną przez Thompsona jako odpowiedź na życie

stą i zwolennikiem George’a Busha. Dziennikarska kariera

w rzeczywistości politycznej, na którą się nie zgadzał, było

Huntera Thompsona zakończyła się po spektakularnej klę-

wycofanie się, bierność i dążenie do samozniszczenia, które

sce w Zairze w 1974 roku, kiedy to (po dwóch miesiącach

zapewne jest efektem wyciągania zupełnie nierealistycz-

w Afryce, które miał poświęcić pracy nad reportażem o walce

nych – opartych na typowej dla stylu gonzo egocentrycznej

Muhammeda Alego) nie przygotował żadnego tekstu. Na

perspektywie – wniosków z obserwowanej rzeczywistości.

następne ćwierćwiecze przylgnęła do niego łatka autora

Paranoja i nihilizm (obecne w twórczości Thompsona niemal

skompromitowanego i nierzetelnego. Jeśli pisał, to głównie

od początku, choć z czasem przybierające na sile) nie mogą

krótkie teksty o sporcie, przewidywalne komentarze politycz-

gonzo 

41

19


t e m at n u m e r u

ne i słabe felietony. Pewien renesans nastąpił po ekranizacji

Nowych Dziennikarzy: M Johna Sacka, The Last American

Bojaźni i odrazy w Las Vegas w 1998 roku, ale Thompson nie

Hero is Junior Johnson Toma Wolfe’a oraz Superman Comes

odzyskał już dawnej pozycji. Ostatecznie wieloletnia para-

to the Supermarket Normana Mailera.

noja wzięła górę i w 2005 popełnił samobójstwo. Inni auto20

Wolfgang Neumann

Marc Weingarten, The Gang That Wouldn`t Write Straight: Wolfe, Thompson, Didion, and the New Journalism Revolution, Crown, New York 2005.

rzy, których wiązano z awangardowym

C

zy pomimo kryzysu prasy i przemian dziennikarstwa można mówić o perspektywach na przyszłość dla tej

dziennikarstwem poszukiwali nowych

poetyki? Poniekąd tak, ponieważ nigdy nie była ona ograni-

form, zajęli się eseistyką, prozą, lub nieco

czona do kręgów amerykańskiej prasy lat sześćdziesiątych.

stonowali swoją publicystykę.

Jak słusznie zwraca uwagę Marc Weingarten w poświęco-

P

rzyczyny upadku Nowego Dziennikar-

stwa wychodzą oczywiście poza kwestie

osobowe. Nietrudno dostrzec zmęczenie

wyeksploatowaną konwencją. Zmieniało się również dziennikarstwo głównego nurtu. Nigdy, co prawda, nie przejęło w więk-

szej skali form eksperymentalnych, ale porzucono naiwnie pojmowany obiekty-

wizm i wiarę w bezosobowość mediów. Dla dzisiejszych czytelników jasne jest, że sztuka reportażu polega między innymi

nej Nowemu Dziennikarstwu książce The

Oprócz strzępów informacji o wyścigu i konferencji Thompson ukazuje upiorny świat nocnych rozrywek i własnych tragikomicznych wizji narkotycznych potęgowanych przez przytłaczającą atmosferę miasta.

właśnie na selekcji materiałów, autorskiej

Gang That Wouldn’t Write Straight20 , podobny styl reportażu łączącego fakty z fikcją i zakładającego bezpośrednie uczestnictwo autora w wydarzeniach można znaleźć już u Dickensa, który dla kilku gazet pisał pod pseudonimem serię reportaży Sketches, opartą częściowo na swoich obserwacjach życia ulicznego, a częściowo na spekulacjach na temat zachowań i motywacji jego uczestników. W 1902 roku Jack London spędził kilka miesięcy na londyńskim East Endzie, wówczas jednym z najgorszych slumsów

kreacji, zarysowaniu perspektywy, ukazaniu wydarzeń tak,

świata zachodniego, sypiając na ulicach i przytułkach, aby

aby prowadziły do zamierzonych przez autora wniosków.

w The People of the Abyss opisać swe doświadczenia życia

Nie można również pomijać kwestii ekonomicznych. Dziś,

w nędzy brytyjskiej biedoty. Dwie dekady później podobny

w czasach kryzysu mediów i upadku prasy, wizja magazynów

eksperyment przeprowadził George Orwell, porzucając wy-

opłacających reporterów, którzy przez wiele miesięcy czy na-

godne życie klas wyższych, by na blisko trzy lata dołączyć

wet lat przygotowują wyrafinowane reportaże, jest nierealna.

do londyńskiego i paryskiego proletariatu. Swoje przeżycia,

W

świecie literackim awangardowa twórczość Nowych

oczywiście mocno wymieszane z fikcją literacką, zamieścił

Dziennikarzy również nie wzbudza dziś szczególnego

w słynnym Down and Out in Paris and London. Jak pisze

zainteresowania. Dla historyków literatury najsłyn-

Weingarten, łączenie fikcji i faktów oraz bezpośrednie uczest-

niejsza powieść Thompsona nie jest wyjątkowo ciekawa ani

nictwo i emocjonalne zaangażowanie autora w opisywane

jeśli chodzi o formę, ani o treść – temat kryzysu Amerykań-

wydarzenia cechowało też wiele reportaży z frontów wojen-

skiego Snu podejmowało już przed Thompsonem, znacznie

nych w latach czterdziestych.

dogłębniej, wielu innych autorów – Theodore Dreiser, Francis Scott Fitzgerald czy John Steinbeck – a literatura postmo-

S

tyl gonzo zdecydowanie rozmył się we współczesnym amerykańskim dziennikarstwie i dziś przypisuje się

dernistyczna czy antypowieść przeprowadzała wcześniej

jego kontynuowanie bardzo różnym autorom, od satyryka

znacznie bardziej radykalne eksperymenty formalne.

P. J. O’Rourke’a do znanego z polemicznego zacięcia komenta-

Nowe Dziennikarstwo pozostaje jednak zjawiskiem bardzo

tora politycznego Matta Tabbiego. Z kolei w anglojęzycznym

ważnym dla amerykańskiej kultury, którego historyczną

świecie akademickim zarówno tę poetykę, jak i inne formy

rolę docenia się do dziś. „Esquire”, jeden z popularnych ma-

eksperymentów Nowego Dziennikarstwa umieszcza się

gazynów często publikujących awangardowe teksty (Nowi

w szerokiej kategorii creative non-fiction, obejmującej dowolne

Dziennikarze publikowali również w tak znanych tytułach

formy przekazu informacji przy użyciu technik literackich,

jak „The New Yorker” czy „Rolling Stone”), na siedemdzie-

począwszy od pamiętników, biografii, przez eseistykę, lite-

sięciopięciolecie pisma ogłosił listę siedmiu najlepszych

raturę podróżniczą, reportaż, aż do tekstów poświęconych

reportaży w swojej historii.

kulinariom. Nawiasem mówiąc, obejmująca literackie dzien-

Pierwsze miejsce zajął wspomniany wcześniej tekst o Si-

nikarstwo szersza kategoria creative non-fiction wydaje się

natrze, a w zestawieniu znalazły się trzy inne reportaże

bardziej adekwatną nazwą niż często nadużywane „gonzo”,

20

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

ponieważ wskazuje na powiązania literackich stylizacji repor-

Biorąc pod uwagę to, że kategoria gonzo historycznie nieco

tażu z innymi, pokrewnymi tekstami oraz zrywa z etykietą

się rozpłynęła oraz, jak naturalnie przenika się ona z innymi

ściśle spersonalizowaną, związaną z legendą Thompsona.

stylami w ramach creative non-fiction, warto zwrócić uwagę,

S

tyl gonzo zaistniał również, na mniejszą skalę, poza

jak niektórzy dokumentaliści czy pra-

USA. W Wielkiej Brytanii za jego przedstawiciela często

cownicy mediów o profilu tabloidowym korzystają z technik typowych dla „kla-

barwnie opisującego życie londyńskiej bohemy. Z młodszych

sycznego” gonzo. W 2011 roku duński

przedstawicieli tego stylu można wymienić urodzonego

dziennikarz Mads Brügger udał się do

w Wielkiej Brytanii Australijczyka, Johna Birminghama,

Republiki Środkowoafrykańskiej, by przy-

Wolfgang Neumann

uważa się nieżyjącego już Jeffreya Bernarda, felietonistę

autora fabularyzowanych wspomnień/reportaży He Died

gotować materiał zatytułowany Ambasa-

with a Felafel in His Hand (zob. s. 35). W Niemczech przez

dor o nielegalnym handlu diamentami

kilka lat istniało otwarcie nawiązujące do tej tradycji pismo

i fałszywymi tytułami dyplomatycznymi.

„Tempo”, z którym związany był Helge Timmerberg, najbar-

Na miejscu, pod pozorem budowy fabryki

dziej znany lokalny kontynuator tego stylu. W kilku innych

zapałek, sam kupił fałszywe dokumenty i,

europejskich krajach również pojawili się autorzy mniej lub

podając się za dyplomatę Liberii, korum-

bardziej nawiązujący do gonzo, tacy jak Alain Pacadis we

pował wysokich urzędników państwo-

Francji, Esa Kero w Finlandii, czy Arnon Grunberg w Holan-

wych, kupował diamenty i ostentacyjnie

dii21. Nie zawsze są to jednak autorzy mocno oddziałujący na

pozował na kolonialnego biznesmena-

media głównego nurtu czy też trwale związani z literackim

-kryminalistę. Z kolei tabloidowo-skanda-

O

dziennikarstwem. ile w profesjonalnym dziennikarstwie styl ten pozostaje zjawiskiem marginalnym, to, co moż-

na przewidzieć, wielu naśladowców znajduje w Internecie.

lizujący potencjał stylu gonzo z sukcesem wykorzystuje niemiecki dziennikarz Gün-

20

Marc Weingarten, The Gang That Wouldn`t Write Straight: Wolfe, Thompson, Didion, and the New Journalism Revolution, C rown 2005. 21   Literary Journalism Studies”, t. 2, nr 1, Spring 2010, International Association for Literary Journalism Studies: http:// www.davidabrahamson. com/WWW/IALJS/LJS_ v2n1_complete_issue.pdf. 22   http://www. lajerga.com/. 23   http:// www.e-novine.com. Zob. s. 102. 24   http://www.ignitesocialmedia.com/blogging/the-fear-and-loathing-guide-to-blogging/.

ter Wallraff, przeprowadzając prowokacje, w których, posiłkując się fikcyjną tożsamością, demaskuje

Pismo La Jerga22 , tworzone w języku angielskim i hiszpań-

niechętne i niesprawiedliwe traktowanie cudzoziemców

skim, zawierające komentarze, karykatury i satyry, obwołuje

i imigrantów w Niemczech.

się „jedyną dwujęzyczną alternatywną gazetą w Meksyku”.

Bałkańskie e-Novine23 to portal informacyjny, który jasno deklaruje przyjmowanie subiektywnej perspektywy, pisząc

W

polskich realiach styl eksperymentalny właściwie nie zaistniał, a postępujący w skali globalnej upadek prasy,

radykalnym językiem o lokalnej polityce czy historii i wy-

związany z odpływem tradycyjnych źródeł jej finansowania,

raźnie określając się jako medium prezentujące lewicowy

reklamodawców i ogłoszeniodawców, w stronę internetu,

punkt widzenia. Niektórzy orędownicy mediów społecz-

postrzeganego zresztą jako rezerwuar darmowej informacji,

nościowych sądzą wręcz, że dziennikarstwo internetowe

raczej nie napawa optymizmem co do szans jego poważniej-

czy prowadzenie bloga to właśnie prawdziwa esencja stylu

szego zaistnienia w przyszłości. Z drugiej strony, tajemnicą

gonzo, a Thompson i pozostali byli prorokami mediów ery

sukcesu gazet Josepha Pulitzera pod koniec dziewiętnastego

cyfrowej24 . Sądzę, że do takich deklaracji należy podejść

wieku było łączenie w ramach jednego tytułu rzetelnego,

z życzliwością, ale i sceptycyzmem.

zaangażowanego dziennikarstwa z plotkami, sensacyjnymi

T

rudno porównać zaangażowanie dziennikarzy lat sześć-

historiami, zmyślonymi wydarzeniami i umiejętnością od-

dziesiątych w pracę nad reportażem, czasochłonność

działywania na proste emocje odbiorcy. Potencjalnie obie te

zbierania materiałów, konieczność poniesienia sporych kosz-

formuły może udanie łączyć ze sobą styl gonzo, ale w dzi-

tów i znalezienia się w centrum opisywanych wydarzeń

siejszych realiach ekonomicznych jego dygresyjny charakter

do czysto amatorskiego pisania komentarzy na blogu, do

wydaje się i tak niepotrzebnym dodatkiem do nagich sensacji.

którego materiał gromadzony jest najczęściej techniką wy-

Pozostaje mieć nadzieje, że w miarę czekających nas prze-

ssania z palca i produkowania grafomanii, bez względu na to,

obrażeń prasy ktoś ten potencjał dostrzeże i wykorzysta. n

jak dygresyjny lub bezkompromisowy byłby jego charakter.

gonzo 

41

21


U

t e m at n u m e r u

H u n ter S . T ho m pso n

Wolfgang Neumann

padek i demoralizacja na Derby Kentucky T łum . Z i emow i t S zczerek Copyright © 1970, the Estate of Hunter S. Thompson

Wysiadłem z samolotu koło północy i, gdy szedłem przez ciemny pas startowy do terminala, panowała zupełna cisza. Powietrze było gęste i gorące jak w łaźni parowej. W hali przylotów ludzie rzucali się na sobie w objęcia i ściskali dłonie.

Uśmiechali się od ucha do ucha, tu i ówdzie słychać było

Podziękowałem mu i wcisnąłem marlboro w fifkę.

pokrzykiwania:

– Słuchaj – powiedział – wyglądasz, jakbyś siedział w koń-

– Mój ty Boże, skurczybyku stary! Jak to dobrze cię widzieć!

skim biznesie. Tak czy nie?

Zajebiście, serio!

– Nie – powiedziałem – jestem fotografem.

W klimatyzowanym hallu spotkałem faceta z Houston, który

– Tak? – zerknął na moją wytartą skórzaną torbę ze świeżym

powiedział, że nazywa się jakoś tam, w każdym razie kazał sobie

zainteresowaniem. – Aparaty tam masz? A dla kogo pracujesz?

mówić Jimbo. Przyjechał tu po tu, żeby się zabawić.

– Dla „Playboya” – powiedziałem.

– Mój Boże, jestem gotowy na wszystko. Absolutnie wszyst-

Roześmiał się.

ko. No to co pijesz?

– No, kurwa! I co, będziesz gołe fotki robił koniom? He-he!

Zamówiłem margaritę z lodem, ale o niczym takim nie chciał

To powiem ci, że będziesz miał kupę roboty, jak się zaczną

słyszeć.

Kentucky Oaks. To wyścig tylko dla klaczek – ryczał dziko ze

– Nie no… co to ma być za drink, kiedy jest Derby Kentucky?

śmiechu. – No a nie? I wszystkie będą gołe!

Co się z tobą dzieje, chłopie? – Wyszczerzył się i mrugnął do

Pokiwałem głową i nic nie powiedziałem. Pogapiłem się na

barmana.

niego przez chwilę, starając się wyglądać ponuro.

– Choroba, musimy tu chłopaka wyedukować. Dajże mu

– Będą kłopoty – powiedziałem. – Mam zlecenie, muszę

jakiej dobrej whisky…

zrobić zdjęcia zamieszek.

Wzruszyłem ramionami.

– Jakich zamieszek?

– Dobra, to podwójny Old Fitzgerald na lodzie.

Zawahałem się, pobujałem kostkami lodu w drinku. – Na

Jimbo pokiwał głową z aprobatą.

torze. W dzień derby. Czarne Pantery.

– Słuchajże – poklepał mnie po ramieniu, żebym zwrócił na

Znów na niego popatrzyłem.

niego uwagę – ja znam tych ludzi, co to przyjeżdżają na Derby,

– Gazet nie czytasz?

co roku tu jestem i powiem ci, czego żem się nauczył: to nie

Uśmiech mu zleciał z twarzy.

jest miasto, w którym możesz sprawiać wrażenie, że z ciebie

– O czym ty, kurwa, mówisz?

ciota. Nie przy wszystkich w każdym razie. Kurwa, skręcą cię

– No… może i nie powinienem ci mówić – wzruszyłem ra-

w minutę, dadzą po łbie i skroją co do centa.

mionami. – Ale kurwa, chyba wszyscy wiedzą. Pały i Gwardia

22

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

Narodowa szykują się już od sześciu tygodni. W Fort Knox stoi

ale goguś o twarzy jak księżyc, który tam pracował, powiedział,

w gotowości dwadzieścia tysięcy mundurowych. Ostrzegli nas

że nie ma.

wszystkich, całą prasę i fotografów, żebyśmy zakładali hełmy

– Nigdzie się nie da wypożyczyć – zapewnił. – Rezerwacje

i takie specjalne kamizelki, coś jak kuloodporne. Mówili, że

na Derby mamy już od sześciu tygodni.

może być strzelanina.

Tłumaczyłem, że mój agent zarezerwo-

– Nie! – krzyknął, ręce uniósł w górę i trzymał je tak przez chwilę między nami, jakby chciał odeprzeć to, co usłyszał.

wał dla mnie białego chryslera kabrioleta rzyła ogień do studentów na ten właśnie wieczór, ale tamten pokręcił uniwersytetu Kent w Ohio

Po czym walnął pięścią w stół.

głową.

1

Gwardia Narodowa otwo-

trząsał głową. – Nie! Jezu! Przecież to straszne, to nie do wiary!

protestujących przeciw wojnie w Wietnamie,   – Możliwe, że anulowano rezerwację. zginęły cztery osoby. – Gdzie pan się zatrzymuje? przyp. Z.S.

Zawisł nad barem, a gdy w końcu podniósł głowę, wzrok

Wzruszyłem ramionami.

miał zamglony.

– A gdzie się zatrzymują Teksańczycy? Bo chcę razem ze

– Dlaczego? Czemu tutaj? Czy oni niczego nie mogą usza-

swoimi.

nować?

Westchnął.

Znów wzruszyłem ramionami.

– No to, przyjacielu, masz kłopot. To miasto jest pełne po

– To nie tylko Pantery. W FBI mówili, że autobusy pełne

same brzegi. Zawsze tak jest na Derby.

świrów od białej siły zjeżdżają z całego kraju, żeby się zmieszać

Pochyliłem się do niego i półszeptem powiedziałem:

z tłumem i zaatakować w tym samym momencie, z każdego

– Słuchaj, jestem z „Playboya”. Nie chciałbyś dostać roboty?

kierunku. Będą ubrani tak samo jak wszyscy inni. Wiesz –

– Co? – Spuścił z tonu. – Czekaj, czekaj. Jakiej roboty?

marynarki, krawaty, te rzeczy. Ale kiedy zaczną się kłopoty…

– Nieważne – powiedziałem. – Właśnie to spieprzyłeś.

No cóż, właśnie dlatego gliny tak się martwią.

Zabrałem torbę z kontuaru i wyszedłem szukać taksówki.

Siedział tak, wyglądając na boleśnie zranionego, zagubio-

Taka torba to przydatny rekwizyt w pracy dziennikarza. Na

nego i nie do końca zdolnego ogarnąć te wszystkie potworne

mojej było mnóstwo naklejek z lotnisk – z San Francisco, Los

informacje. A potem krzyknął:

Angeles, Nowego Jorku, Limy, Rzymu, Bangkoku, takich miejsc

– O mój Jezu, co się wyprawia z tym krajem! Boże, gdzie się

– ale najważniejszą z nich wszystkich była bardzo oficjalna

przed tym wszystkim schować?

przywieszka z napisem „Photog. Mag. Playboy” w plastikowej

– Nie tutaj – odpowiedziałem, podnosząc torbę. – Dzięki za

oprawce. Kupiłem ją od jakiegoś alfonsa w Vail w Kolorado,

drinka i powodzenia.

który powiedział mi, jak z niej korzystać.

Wolfgang Neumann

– Skurwysyny! Boże wszechmogący! Derby Kentucky! – po-

Chwycił mnie za ramię, namawiając, bym został na

– Nigdy nic nie mów o „Playboyu”, zanim twój rozmówca nie

jeszcze jednego, ale powiedziałem, że jestem już

zobaczy tego – powiedział. – A potem, gdy już zauważą – czas

spóźniony do Klubu Prasowego i zacząłem się zbierać,

na uderzenie. Miękną totalnie za każdym razem. Ta przywieszka

by przygotować się do tego całego obrzydlistwa, które

to czary, mówię ci. Normalne czary.

miało się tu dziać. Z lotniskowego stojaka z prasą

No… może i tak. Wypróbowałem ją już na tamtym biednym

wziąłem „Courier-Journal” i przejrzałem nagłówki: „Nixon

pajacu w barze, a teraz, przebijając się przez miasto w taksówce,

wysyła wojsko do Kambodży na wojnę z czerwonymi”, „20

czułem się nieco winny, że nieszczęsnemu ciptokowi przeora-

tysięcy żołnierzy posunęło się 20 mil do przodu w wyniku

łem tymi swoimi ściemami mózg. Ale w sumie pieprzyć to:

nalotu B-52”, „Protesty Panter, napięcie rośnie, 4000

każdy, kto chodzi po świecie i głosi „o tak, jestem z Teksasu”,

amerykańskich żołnierzy zgrupowano pod Yale”.

zasługuje na wszystko, co mu się przydarza. A ten przyjechał

Na samym dole strony zamieszczono zdjęcie Diane Crump,

tu po to, żeby zrobić z siebie wała prosto z dziewiętnastego

która miała wkrótce zostać pierwszą kobietą-dżokejem na Der-

wieku, pośród zblazowanej, atawistycznie wariackiej „tradycji”,

by Kentucky. Fotograf zrobił jej zdjęcie, gdy „weszła do stajni,

która nie przedstawia sobą żadnej wartości poza tym, że się

by pogłaskać swojego wierzchowca, Fathoma”. Reszta gazety

dobrze sprzedaje. Na początku rozmowy Jimbo wspomniał, że

była usiana paskudnymi newsami wojennymi i historiami

nie opuścił żadnego Derby Kentucky od 1954 roku.

o „niepokojach wśród studentów”. Nie było ani słowa o tym,

– Moja damula już tu nie jeździ – powiedział. – Zaciska zęby

że szykują się jakiekolwiek kłopoty na uniwersytecie w Ohio

i wypuszcza mnie na wolność ten raz w roku. A kiedy mówię

1

o nazwie Kent State .

„na wolność”, to mówię „na wolność”. Rozdupcam naokoło

Poszedłem do wypożyczalni Hertza, żeby odebrać samochód,

dziesięciodolarówki jakby z mody wychodziły! Konie, łiskacz,

gonzo 

41

23


t e m at n u m e r u

panienki… Kurwa, są takie panny w tym mieście, które wszyst-

chałem z wybrzeża. W biurze w San Francisco powiedzieli

ko zrobią dla kasy.

mi, że wszystko jest dogadane.

Czemu nie? Warto mieć kasę w tych po-

2

Nazwa głównego budynku hipodromu, na rąbanych czasach. Nawet Richard Nixon jej którym odbywają się Derby pragnie. Parę dni przed Derby powiedział: Kentucky – przyp. Z.S.

„jakbym miał pieniądze, zainwestowałbym

je na giełdzie”. A giełda tymczasem ponuro obsuwała się w dół.

Trochę się nad sprawą pochylił i nawet trochę zaczął mi współczuć, ale nic nie mógł zrobić. Pokadziłem mu więc nieco i w końcu zaproponował kompromis: mógł nam załatwić dwie wejściówki na teren hipodromu, ale sam hipodrom, a już na pewno trybuna prasowa, nie wchodziły w grę.   – To brzmi trochę dziwnie – powiedziałem. – Ja tego nie mogę zaakceptować. Musimy mieć dostęp do wszystkiego.

godzin, a ja nie miałem akredytacji prasowej i – według re-

Wszystkiego. Do całego przedstawienia, ludzi, na galę – no

daktora sportowego z „Louisville Courier-Journal” – żadnych

i oczywiście na gonitwę. Chyba sobie nie myślisz, że przeje-

szans na jej uzyskanie. A co gorsza, potrzebowałem dwóch:

chaliśmy całą tę drogę, żeby sobie to cholerstwo w telewizji

jednej dla siebie, a drugiej dla Ralpha Steadmana, angielskiego

pooglądać, co? Tak czy inaczej, dostaniemy się do środka.

rysownika, który przyjeżdżał z Londynu zrobić parę ilustracji

Może trzeba będzie przekupić strażnika – albo nawet komuś

z derby. Wiedziałem o nim tyle, że to miał być jego pierwszy

pojechać gazem pieprzowym (kupiłem w sklepie w centrum

raz w Stanach.

puszkę gazu Mace za 5 dolarów 98 centów i nagle, podczas

Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej napawało mnie

tej rozmowy, uzmysłowiłem sobie podłą możliwość dostania

to lękiem. Nie miałem pojęcia, jak zniesie potworny szok

się za jej pomocą na wyścigi. Zagazować ochroniarzy w wą-

kulturowy, którego dozna po tym, jak prosto z Londynu za-

skich bramkach do świętego miejsca na hipodromie, szybko

nurzy się w tę nawaloną tłuszczę na Derby Kentucky. Nie

wślizgnąć się ośrodka, wpompować dużą ilość gazu do boksu

można było tego przewidzieć. Liczyłem, że pojawi się tu co

gubernatora na chwilę przed gonitwą. Albo zagazować bez-

najmniej jakiś dzień przed, żeby mieć czas na aklimatyzację.

radne pijaczyny w kiblu, dla ich własnego dobra…).

Wolfgang Neumann

Kolejny dzień był trudny. Do startu zostało tylko trzydzieści

Może parę godzin spokojnego zwiedzania regionu Bluegrass wokół Lexington… Miałem plan, żeby go odebrać z lotniska

W południe w piątek nadal nie miałem akredytacji i nadal

w wielkim pontiaku jajcokopie wypożyczonym od sprzedawcy

nie byłem w stanie znaleźć Steadmana. Brałem pod uwagę,

używanych samochodów, który nazywał się pułkownik Quick,

że mógł zmienić zdanie i wrócić do Londynu. W końcu, dając

a później śmignąć z nim do jakiegoś spokojnego miejsca, które

sobie spokój ze Steadmanem i bezskutecznie próbując dostać

mogłoby mu przypominać Anglię.

się do faceta w biurze prasowym, uznałem, że moją jedyną

Pułkownik Quick rozwiązał mój problem z samochodem,

szansą na akredytację jest wybrać się na miejsce i stanąć z tym

a forsa rozwiązała mój problem z zakwaterowaniem: za po-

człowiekiem twarzą w twarz, bez ostrzeżenia – domagając się

czwórną stawkę wynająłem dwa pokoje w podłej norze na

już tylko jednej wejściówki zamiast dwóch. I mówić bardzo

przedmieściach. Jedynym kłopotem, który pozostał było prze-

szybko, z dziwnym rytmem w głosie, jak człowiek, który

konanie bonzów z Churchill Downs2, że „Scanlan” jest na tyle

próbuje kontrolować jakiś wewnętrzny obłęd. Wychodząc,

prestiżowym magazynem sportowym, by zdrowy rozsądek

zatrzymałem się przy motelowej recepcji, by zrealizować

zmusił ich do sprezentowania nam dwóch zestawów najlep-

czek. W efekcie bezsensownego impulsu spytałem, czy jakimś

szych wejściówek dla prasy. I nie było to łatwe. Mój pierwszy

dziwnym przypadkiem nie zameldował się tu pan Steadman.

telefon do biura prasowego okazał się totalną porażką. Facet od kontaktu z mediami był w szoku, że ktoś może być na tyle

Pani za ladą miała jakieś pięćdziesiąt lat i wyglądała dość

głupi, by wnioskować o akredytację dwa dni przed derby.

dziwnie. Gdy wspomniałem nazwisko Steadmana, skinęła,

– Nie no, chyba sobie żarty robisz – powiedział. – Ostateczny

nie podnosząc głowy znad tego, co pisała i powiedziała ni-

termin był dwa miesiące temu. Sektor dla prasy jest pełny,

skim głosem:

nie ma już miejsca… I co to w ogóle kurde jest ten „Scanlan

– A zameldował się – i obdarowała mnie szerokim uśmiechem.

Monthly”?

– Tak, w rzeczy samej. Pan Steadman wyszedł właśnie na tor

Wydałem z siebie bolesny jęk.

wyścigowy. Czy to pański kolega?

– Nie dzwonili do was z londyńskiego biura? Wysyłają tu

Pokręciłem głową.

artystę, żeby zrobił obrazy. Steadman. To Irlandczyk. Tak mi

– Mam z nim pracować, ale nie wiem nawet, jak on wygląda.

się wydaje. Bardzo tam u nich sławny. Tak. Właśnie przyje-

I teraz, cholera, będę musiał go szukać w tym tłumie na

24

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

prasowych. Kobieta za kontuarem była dla niego bardzo miła,

– Nie będzie pan miał żadnego problemu, żeby go znaleźć.

mówił.

W każdym tłumie pan tego człowieka rozpozna.

– Powiedziałem jej tylko, jak się nazywam, a ona mi dała

– Czemu? – spytałem. – A co z nim nie tak? Jak wygląda?

wszystko, co trzeba.

– No… – powiedziała, nadal się szczerząc – Od dawna nie

Do wczesnego popołudnia wszystko

widziałam nikogo tak dziwacznego. Ma taki… Hmm… taki za-

było ogarnięte. Z naszych miejsc widać

rost na całej twarzy. W gruncie rzeczy ma go na całej głowie

było linię mety, mieliśmy kolorowy tele-

– skinęła. – Będzie pan wiedział, że to on, gdy go pan zobaczy,

wizor i darmowy bar w biurze prasowym.

niech się pan nie martwi.

Dysponowaliśmy zestawem wejściówek,

– O Jezusie bigocki! – pomyślałem. – To już zupełnie po

z którymi mogliśmy dostać się wszędzie:

akredytacji. Oczyma duszy zobaczyłem budzącego niepokój

od dachu hipodromu po pomieszczenie dla

dziwoląga, całego pokrytego skołtunioną sierścią i brodaw-

dżokejów. Jedyne, czego nam brakowało, to

kami, jak wchodzi do biura prasowego i domaga się pakietu

dostęp do najważniejszej części hipodromu,

prasowego dla „Scanlana”. A zresztą, w sumie… co z tego?

czyli do sekcji rozrywkowej, a czułem, że

Zawsze możemy wziąć kwasa, jakby co, i spędzić dzień na

będziemy tego potrzebowali, żeby zobaczyć

szwendaniu się po hipodromie ze szkicownikami, histerycznie

w akcji lokalną, chlejącą whisky burżuazję.

polewając z lokalsów, żłopać miętowe julepy3, żeby gliniarze

Gubernator, świński, neonazistowski muł

nie myśleli, że jesteśmy jacyś nienormalni. I być może nawet

o nazwisku Louis Nunn na pewno będzie

zarobić: ustawić sztalugi i wielki napis „Zagraniczny artysta

tu siedział razem z Barrym Goldwaterem

namaluje Twój portret, 10 dolarów, ZRÓB TO TERAZ”.

i pułkownikiem Sandersem4. Czułem, że

Pojechałem na wyścigi ekspresówką; jechałem bardzo szybko,

dobrze by nam było w tej sekcji: moglibyśmy tam odetchnąć,

skacząc pomiędzy pasami moim autem-potworem. Prowadzi-

sącząc julepy i przesiąkać atmosferą tego specyficznego kli-

łem z browarem w ręce i takim mętlikiem w głowie, że, skrę-

matu derby.

cając na prawy zjazd, o mało nie rozpieprzyłem volkswagena

Bary i restauracje również były w sekcji rozrywkowej, a bary

pełnego zakonnic. Była jakaś szansa, myślałem, żeby złapać

na hipodromie w dzień Derby to bardzo wyjątkowa sprawa.

paskudnego Brytola, zanim ten zamelduje się na bramce. Ale

Poza politykami, pięknościami z wyższych sfer i lokalnymi

gdy dostałem się do biura prasowego, okazało się, że Steadman

rekinami handlu pojawiał się tutaj każdy na wpół oszalały

już tu jest: brodaty młody Anglik w tweedowej marynarce

dziwak żyjący w okręgu pięciuset mil od Louisville, który

i ciemnych lenonkach. Nie było w nim niczego szczególnie

kiedykolwiek miał jakieś pretensje do czegokolwiek. Upijał się

dziwacznego. Żadnych żył na twarzy, czy masy jeżących się

tu do nieprzytomności, poklepywał wiele ramion i – ogólnie –

brodawek. Powiedziałem mu o tym, jak go opisała kobieta

obnażał się do szczętu. Bar Paddock był najpewniej najlepszym

z motelu. Wydawał się zakłopotany.

miejscem na całych wyścigach do siedzenia i gapienia się na

– Nie przejmuj się – powiedziałem. – Tylko pamiętaj przez kilka

twarze. I nikomu tu nie przeszkadzało, że się ktoś na niego

kolejnych dni, że jesteś w Louisville w Kentucky. Nie w Londy-

gapi, po to tu przecież wszyscy przychodzili.

nie. Nawet nie w Nowym Jorku. To dziwne miejsce. I tak masz

Niektórzy spędzali w Paddocku większość czasu, przyczajali

farta, że ta umysłowa kaleka w motelu nie wyciągnęła pistoletu

się za jednym z wielu drewnianych stołów, zatapiali w wygod-

z szuflady kasy i nie wystrzeliła ci w głowie wielkiej dziury.

nym krześle i oglądali zmieniające się wyniki totalizatora wy-

Uśmiechnąłem się, ale nadal wyglądał na zmartwionego.

świetlane na wielkiej tablicy za oknem. Czarnoskórzy kelnerzy

– Udawaj, że odwiedzasz wielkie wariatkowo na wolnym po-

w białych marynarkach przeciskali się przez tłum z tacami

wietrzu – dodałem. – Jeśli pacjenci wymkną się spod kontroli,

pełnymi drinków, eksperci głowili się nad swoimi formularzami

nasączymy ich gazem pieprzowym.

do zakładów, a ci, którzy grali na wyczucie, wpisywali w rubryki

Pokazałem mu puszkę „Chemicznego Billa”, opierając się chęci

swoje szczęśliwe cyferki albo przeglądali spisy koni w poszu-

odpalenia jej przez cały pokój w kierunku szczuropyskiego faceta

kiwaniu dobrze brzmiących imion. Na wykładanych drewnem

piszącego pracowicie na maszynie w sekcji Associated Press.

korytarzach tłum ciągle podpływał do okienek z wynikami

Staliśmy przy barze, popijając scotcha zafundowanego przez

totalizatora. Gdy zbliżała się pora startu, tłum się przerzedzał:

organizatorów i gratulując sobie wzajemnie niespodziewanego,

ludzie wracali na swoje miejsca na widowni.

niewyjaśnionego farta odebrania dwóch niezłych akredytacji

Jasne, że musieliśmy wymyślić jakiś sposób, aby jutro spę-

Wolfgang Neumann

wyścigach – zachichotała.

gonzo 

41

25

3 Tradycyjny drink na południu USA, podobny nieco do mojito, tyle że z burbonem zamiast rumu – przyp. Z.S. 4 Harland David Sanders, założyciel Kentucky Fried Chicken. Osoby zasłużone dla stanu Kentucky nagradzane są przez jego władzę tytułem „pułkownika” (colonel). W przypadku Sandersa zbitka „colonel Sanders” stała się tak popularna, że praktycznie zawsze, gdy wspomina się o nim, jednym tchem wypowiada się też jego honorowy tytuł – przyp. Z.S.


t e m at n u m e r u

znaleźliśmy jeszcze twarzy, którą, jak uznałem, byłoby warto

sowe przepustki prasowe do sekcji rozrywkowej ważne były

wykorzystać jako główny motyw. A była to twarz, którą wi-

za każdym razem tylko przez trzydzieści minut. Tylko tyle,

działem tysiąc razy na każdym Kentucky Derby. Widziałem

by kolesie z gazet zdążyli w biegu porobić zdjęcia i szybkie

ją w swojej głowie jako maskę burżuazji pijącej whisky: pre-

wywiady, a włóczędzy tacy jak Steadman czy ja nie mogli spę-

tensjonalny miks gorzały, zawiedzionych marzeń i ostrego

dzić tam całego dnia, molestując burżujów i kradnąc damskie

kryzysu tożsamości, nieunikniony rezultat bycia hodowanym

torebki pozostawione na widowni. Albo żeby nie zaatakowali

w zamkniętej i ignoranckiej kulturze. Jedną z kluczowych

gubernatora gazem pieprzowym. Limit czasowy nie był dla nas

rzeczy, które wiedzą hodowcy psów, koni czy jakichkolwiek

problemem w piątek, ale w dzień Derby popyt na te czasowe

innych rasowych stworzeń jest to, że chów wsobny powoduje

przepustki będzie ogromny. Tyle że biorąc pod uwagę, że od

uwypuklanie się u potomstwa tak słabych, jak i mocnych

biura prasowego do Paddocka idzie się około dziesięć minut

cech przodków.

i dziesięć minut idzie się z powrotem, nie pozostawało wiele

W hodowli koni na przykład krzyżowanie dwóch szybkich

czasu na poważne przypatrywanie się ludziom. A w odróżnie-

koni, które jednak są lekko stuknięte, niesie za sobą duże ryzy-

Wolfgang Neumann

dzić w klubowej części hipodromu więcej czasu: nasze cza-

niu od innych ludzi z sektora prasowego w dupie mieliśmy

ko. Ich potomstwo będzie najpewniej bowiem bardzo szybkie,

to, co się dzieje na torze. My chcieliśmy oglądać prawdziwe

ale też bardzo stuknięte. Całą więc sztuką w hodowli rasowych

bydlęta.

zwierząt jest zachowanie ich dobrych cech przy jednoczesnej

Poszliśmy później, w to piątkowe popołudnie, na balkon

eliminacji złych. Hodowanie ludzi nie jest jednak tak mądrze

w sektorze dla prasy, gdzie próbowałem wyobrazić sobie, jak

zorganizowane, szczególnie w ciasnym społeczeństwie Połu-

będzie różniło się to, co widzieliśmy tu dziś od tego, co tu się

dnia, gdzie krzyżowanie krewniacze jest akceptowane i uwa-

będzie działo jutro. Byłem na Derby Kentucky po raz pierwszy

żane za stylowe. I nie tylko: bardziej też odpowiada rodzicom,

od dekady, ale wcześniej, gdy mieszkałem w Louisville, cho-

którzy nie chcą pozwolić na to, by potomstwo szukało sobie

dziłem co roku. Teraz, stojąc w sektorze prasowym, pokazałem

pary same, według własnych potrzeb i na swój własny sposób.

Steadmanowi wielką trawiastą łąkę pośrodku toru.

(Choroba, słyszeliście o tej córce Smitty’ego? Odbiło jej tydzień

– To miejsce – powiedziałem – będzie zawalone ludźmi, bę-

temu w Bostonie i wyszła za czarnucha!).

dzie ich jakieś pięćdziesiąt tysięcy. I większość będzie totalnie

Tak więc twarz, którą próbowałem znaleźć na Derby, była

pijana. To fantastyczny widok– tysiące ludzi mdlejących, pła-

symbolem, w moim własnym mniemaniu, całej tej skazanej

czących, kopulujących, depczących się wzajemnie, bijących się

na zagładę, atawistycznej kultury, która sprawia, że Derby

tulipanami z butelek po whisky. Będziemy musieli tam spędzić

Kentucky jest tym, czym jest.

trochę czasu, ale trudno się będzie poruszać, zbyt wiele ciał.

Wracając do motelu po piątkowych wyścigach, ostrzegłem

– Czy tam jest bezpiecznie? Uda nam się stamtąd wrócić?

Steadmana przed innymi problemami, z którymi przyjdzie nam

– Jasne – powiedziałem. – Będziemy po prostu musieli

się zmierzyć. Żaden z nas nie zabrał ze sobą dziwnych, niele-

uważać, żeby nie nadepnąć nikomu na brzuch i nie wywołać

galnych substancji, mogliśmy więc polegać tylko na chlaniu.

bójki – wzruszyłem ramionami. – No, ale na trybunach, tu, pod

– Powinieneś pamiętać – powiedziałem – że prawie każdy,

nami, będzie prawie tak samo źle jak pośrodku toru.

z kim będziesz rozmawiał, będzie pijany. Ludzie, którzy na

Tysiące rozszalałych, wywracających się pijaków, tym bar-

pierwszy rzut oka będą wyglądali na miłych gości, mogą nagle

dziej wściekłych, im więcej kasy będą tracili na zakładach.

zachcieć cię przypieprzyć.

Do wieczora będą już żłopali julepy trzymane w obu rękach

Pokiwał głową, patrząc przed siebie. Wyglądał, jakby wpadał

i rzygali na siebie pomiędzy gonitwami. Całe to miejsce będzie

w lekkie odrętwienie, a ja starałem się go pocieszyć, zapraszając

wypchane cielskami, ramię przy ramieniu. Będzie się trudno

na wieczorną kolację, na której miał też być mój brat.

ruszyć. Przejścia będą śliskie od rzygów, upadający ludzie będą

W motelu rozmawialiśmy chwilę o Ameryce, o Południu,

się łapali twoich nóg, żeby ich nie zadeptano. Pijaki będą się

o Anglii – próbowaliśmy się trochę zrelaksować przed obiadem.

wzajemnie obszczywały w kolejce do zakładów. Pieniądze będą

Żaden z nas nie mógł wiedzieć, że była to ostatnia normalna

im leciały z rąk i będą się bili, żeby je pozbierać.

rozmowa, jaką prowadzimy. Odtąd weekend był wściekłym,

Wyglądał na tak zdenerwowanego, że się roześmiałem.

pijanym koszmarem. Obaj załatwiliśmy się w drobne drzazgi.

– Żartuję – powiedziałem. – Nie martw się. Przy pierwszych

Głównym powodem były moje związki z Louisville, co natu-

oznakach kłopotów pompujemy w tłum Chemicznego Billa.

ralnie doprowadziło do spotkań ze starymi przyjaciółmi, krew-

Steadman wykonał kilka niezłych rysunków, ale póki co nie

nymi itd., z których wielu było w trakcie rozkładu, wpadania

26

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

luzujemy się i upijamy.

długami albo rehabilitacji po niebezpiecznych wypadkach.

– Dobra – powiedział. – Róbmy to, co miejscowi.

W środku całej tej szalonej akcji wokół Derby Kentucky jeden

To był sobotni poranek, dzień wielkiego wyścigu, a my

z członków mojej własnej rodziny został zamknięty w zakła-

jedliśmy śniadanie w plastikowym pałacu hamburgerowym

dzie psychiatrycznym. To dodało całej sytuacji dodatkowego

o nazwie „Wioska Rybno-Mięsna”. Pokoje dostaliśmy w hotelu

napięcia, a jako że biedny Steadman nie miał wyboru i musiał

Brown Suburban, który znajdował się po drugiej stronie drogi.

przyjmować na klatę wszystko, co się działo, był narażony na

Mieli tam, co prawda, salę restauracyjną, ale jedzenie podawali

wstrząs za wstrząsem.

tak paskudne, że nie dało rady tego jeść. Kelnerki wyglądały,

Kolejnym kłopotem był jego nawyk rysowania ludzi, których

jakby miały golenie w szynach, poruszały się strasznie wolno,

poznawał w rozmaitych sytuacjach towarzyskich, w jakie go

jęcząc i przeklinając „czarnuchów” w kuchni.

wplątywałem – a później obdarowywania ich tymi rysunkami.

Steadmanowi spodobało się w rybno-mięsnym miejscu, bo

Efekty nie były zbyt szczęśliwe. Ostrzegałem go kilka razy

podawali tam rybę z frytkami. Ja wolałem „tosty francuskie”,

przed pokazywaniem malowanym obiektom jego paskudnych

które były tak naprawdę śniadaniowymi plackami, tyle że

produkcji, ale z jakiegoś porąbanego powodu nadal to robił.

usmażonymi na sztywno, a później przyciętymi na kształt tosta.

W efekcie prawie każdy, kto widział jego rysunki lub choć

Poza chlaniem i brakiem snu nasz jedyny prawdziwy problem

słyszał o nich, patrzył na Ralpha z lękiem i odrazą. Nie mógł

polegał na tym, że nie wiedzieliśmy, jak dostać się na hipodrom.

tego pojąć.

W końcu zdecydowaliśmy się pójść na całość i – jeśli będzie

– To taki dowcip – powtarzał. – Cóż, w Anglii to normalne.

trzeba – raczej ukraść dwie wejściówki niż stracić część wido-

Ludzie się nie obrażają. Rozumieją, że to tylko żarty.

wiska. To była ostatnia sensowna decyzja, którą udało nam się

– Chuj z Anglią – powiedziałem – To są środkowe Stany. Ci

podjąć w ciągu kolejnych czterdziestu ośmiu godzin. Od tej

ludzie uważają, że to, co im robisz, jest brutalną, obrzydliwą

chwili, czyli od momentu, w którym wybraliśmy się na wyścigi,

zniewagą. Przypomnij sobie, co się działo wczoraj wieczorem.

straciliśmy zupełnie kontrolę nad wszelkimi wydarzeniami

Myślałem, że mój brat ci głowę urwie.

i spędziliśmy resztę weekendu po szyję się w morzu pijackich

Steadman smutno pokręcił głową.

koszmarów. Moje notatki i wspomnienia z najważniejszego

– Ale ja go polubiłem. Wydał mi się poczciwym, bezpośred-

dnia Derby Kentucky są cokolwiek fragmentaryczne.

nim facetem.

Ale teraz, gdy spoglądam w swój wielki czerwony notatnik,

– Słuchaj, Ralph – powiedziałem. – nie oszukujmy się. To, co

który przeniosłem przez te wszystkie wydarzenia, widzę, co się

mu dałeś, to był potworny rysunek. To była twarz potwora. To

mniej więcej stało. Zeszyt jest trochę poszarpany i powyginany,

bardzo źle podziałało na jego nerwy – skrzywiłem się. – A jak

niektóre kartki są wyrwane, inne – pogięte i poplamione czymś,

myślisz, dlaczego tak szybko wyszliśmy z restauracji?

co wygląda na whisky, ale jeśli dodać do tego sporadyczne

– Myślałem, że z powodu gazu pieprzowego – powiedział.

przebłyski świadomości, notatki wydają się opowiadać całą

– Jakiego gazu pieprzowego?

historię. A więc:

Uśmiechnął się.

Deszcz padał całą noc aż do świtu. Zero snu. No proszę:

– Tego, którym psiknąłeś na kelnera, nie pamiętasz?

koszmar błota i szaleństwa… Ale jednak nie. Do południa słońce

– No co ty, nic się nie stało – powiedziałem. – I tak nie trafiłem…

zdołało się przebić. Piękny dzień, nawet nie wilgotny. Steadman

A poza tym i tak wychodziliśmy.

boi się ognia. Ktoś mu powiedział, że hipodrom się palił dwa

– Ale to wszystko opadło na nas – odparł. – Cała sala była pełna

lata temu. Czy to się może znowu stać? Straszne. Uwięzieni

tego pieprzonego gazu. Twój brat kichał, a jego żona płakała.

w sektorze prasowym. Holokaust. Sto tysięcy ludzi walczą-

Oczy mnie bolały przez dwie godziny. Nie mogłem rysować,

cych o to, by się wydostać. Pijacy wrzeszczący w płomieniach

gdy wróciliśmy do motelu.

i błocie, oszalałe konie w dzikim galopie. Oślepione dymem.

– To prawda – potwierdziłem. – To jej jakoś nogę podrażniło,

Główna trybuna waląca się w płomieniach razem z nami na

Wolfgang Neumann

w szaleństwo, knucia rozwodów, zapadania się pod potwornymi

nie?

dachu. Biedny Ralph zaraz się załamie. Walimy Haig & Haig.

– Była wściekła – powiedział.

Na wyścigi przyjechaliśmy taksówką, unikając tych strasznych

– Tak… No wiesz… Po prostu umówmy się, że obaj zjebaliśmy

parkingów u ludzi na podwórzach, dwadzieścia pięć centów

sprawę po równo – odparłem. – Ale od tej pory próbujmy być

od auta, bezzębny staruszek na ulicy z wielkimi napisami:

ostrożniejsi, obracając się wśród moich znajomych. Ty ich nie

PARKING TUTAJ. Ledwo zipiące samochody na podwórzu,

rysuj, a ja ich nie będę traktował gazem pieprzowym. Po prostu

„dobrze jest, chłopie, tulipanami się nie przejmuj”. Na głowie

gonzo 

41

27


t e m at n u m e r u

rozczochrane włosy, sterczące jak wiechcie w trzcinach.

w nocy po trawnikach obok małego metalowego czarnucha

Chodniki pełne ludzi idących w jednym kierunku: do Churchill

w ciuchach dżokeja5. A może to on sam wrzeszczy.

Downs. Dzieciaki niosą napoje i koce, nastoletnie dziumdzie

Delirium i ciągłe awantury w klubie brydżowym. Lecą w dół

5

Wolfgang Neumann

Popularny typ amerykańskiej rzeźby ogrodowej, odpowiednik naszych krasnali. Rzeźba ta obecnie uznawana jest przez wielu za rasistowską – przyp. Z.S.

w obcisłych, różowych spodenkach, wielu

razem z giełdą. „O Jezu, gówniarz rozwalił nowy samochód,

czarnych… Czarni kolesie w białych filco-

owinął go wokół betonowego słupa na końcu podjazdu. Zła-

wych kapeluszach z opaskami w lamparcie

mana noga? Uszkodzone oko? Wyślijcie go do Yale, tam mu

cętki, gliniarze kierują ruchem.

wszystko wyleczą. Yale? Gazet nie czytacie? New Haven jest

Tłum był gęsty już parę przecznic od hi-

oblężone. Tam się roi od Czarnych Panter… Mówię ci, pułkow-

podromu, bardzo powoli się szło w tym

niku, świat doszczętnie oszalał. Powiedzcie mi, jakim cudem

ścisku, gorąco było. Po drodze do windy prowadzącej do sektora

baba może być dzisiaj w Derby dżokejem”.

prasowego, już w hipodromie, natknęliśmy się na rząd żołnie-

Zostawiłem rysującego Steadmana w barze Paddock i poszed-

rzy trzymających długie, białe pałki. Około dwóch plutonów,

łem zanieść nasze formularze z zakładami na czwarty wyścig.

wszyscy w hełmach. Facet, który za nami szedł, powiedział,

Gdy wróciłem, Steadman wgapiał się intensywnie w grupę

że czekają na gubernatora i jego towarzystwo. Steadman po-

młodych kolesiów przy stoliku niedaleko naszego.

patrywał na nich nerwowo.

– Jezu, popatrz na zepsucie na ich twarzach – wyszeptał. –

– Po co im te pały?

Popatrz na szaleństwo, strach, chciwość.

– Na Czarne Pantery – powiedziałem. A potem przypomnia-

Popatrzyłem, później szybko odwróciłem się do nich ty-

łem sobie starego, dobrego „Jimbo” na lotnisku i zacząłem się

łem. Twarz, którą wybrał do narysowania była twarzą mojego

zastanawiać, o czym mógł teraz myśleć. Pewnie się denerwował

dawnego znajomego. W starych dobrych czasach był gwiazdą

– roiło się tu od glin i wojska. Przecisnęliśmy się przez tłum,

futbolu, jeździł wypasionym czerwonym chevroletem kabrio.

przez wiele bramek, przez wybieg, na który dżokeje zabierają

Był z niego niezły kogut, wystarczyło, że pstryknął, a spa-

konie i paradują przez chwilę przed każdym wyścigiem, żeby

dały staniki numer 32 B. Nazywali go Kocurem. Ale teraz,

zakładający się mogli się dobrze przyjrzeć. Dziś na zakłady

kilkanaście lat później, nie poznałbym go nigdzie poza tym

pójdzie pięć milionów dolarów. Wielu zwycięzców, mnóstwo

miejscem, w którym zresztą powinienem się go spodziewać:

przegranych. A co tam. Bramkę prasową zakorkowali ludzie

w barze Paddock, w dzień Kentucky Derby. Wykrzywione

próbujący dostać się do środka, krzyczący na bramkarzy i wy-

oczka w złogach tłuszczu, uśmiech alfonsa, niebieski garnitur

machujący dziwnymi legitymacjami prasowymi: „Chicago

z jedwabiu – i ci jego kumple wyglądający jak pokrzywieni

Sporting Times”, „Pittsburgh Police Athletic League” … Wszyst-

kasjerzy bankowi na bani… Steadman chciał zobaczyć jakichś

kich zawracali.

pułkowników stanu Kentucky, ale nie był pewien, jak mogą

– Przesuń się, kolego, zrób drogę prasie pracującej.

wyglądać. Powiedziałem mu więc, żeby poszedł do ubikacji

Przedarliśmy się przez tłum do windy, później szybko do

i popatrzył sobie na facetów w białych, lnianych garniturach,

darmowego baru. Czemu nie? Dajemy. Bardzo dziś gorąco, nie

jak wymiotują do pisuarów.

najlepiej się czujemy, to przez ten syfiasty klimat. Sektor dla

– Zazwyczaj mają z przodu wielkie, brązowe plamy po whisky

prasy był przewietrzony i chłodny, pełno tam było miejsca,

– powiedziałem. – Ale zwróć uwagę na buty, to jest najważniej-

żeby połazić dookoła, były siedzenia na balkonach, z których

sze. Większości z nich udaje się nie porzygać sobie ciuchów,

można było oglądać wyścigi albo tłum na dole. Wzięliśmy

ale zawsze zarzygają sobie buty.

formularz do zakładów i wyszliśmy na zewnątrz.

W sektorze niedaleko naszego siedziała pułkowniczka Anna

Różowe twarze, stylowo obwisłe, po południowemu, ciuchy

Friedman Goldman, przewodnicząca i strażniczka Wielkiej

jak z kampusu dobrej uczelni, marynarki z krepy i zapinane

Pieczęci Honorowego Zakonu Pułkowników Kentucky. Choć nie

kołnierzyki. „Zgrzybiałość majowego kwiecia” (określenie Ste-

wszystkim siedemdziesięciu sześciu milionom jego członków

admana) … Wszyscy wypaleni za wcześnie, a może tu w ogóle

(czy coś koło tego) udało się dotrzeć na tegoroczne derby, to

nie bardzo miało co płonąć. Niezbyt wiele energii na twarzach,

wielu jednak dojechało i kilka dni przed derby zjedli doroczną

niezbyt wiele ciekawości. Cierpią w milczeniu, nie ma gdzie

kolację w hotelu Seelbach. Derby, właściwa gonitwa, zapla-

się w tym życiu podziać po trzydziestce, można po prostu się

nowane było na późne popołudnie. W chwili, gdy wybiła ma-

bujać i bawić dzieci. Niech się młodzi wyszaleją, póki mogą.

giczna godzina, podszedłem do Steadmana i zasugerowałem,

Czemu nie?

że dobrze by było iść na płytę hipodromu, w to bulgoczące

Kostucha przychodzi po nich wcześnie… Banshee wyją

morze ludzi za torem wyścigowym. Wyglądał na nieco zde-

28

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

popychali się i tratowali, obrabiano im kieszenie, dzieci się

rzeczy, przed którymi go ostrzegałem, nie wydarzyła się – nie

gubiły, rzucano butelkami. Ale tego już nie widzieliśmy, wyco-

było zamieszek rasowych, morza ognia ani ataków pijanych

faliśmy się do sektora prasowego, żeby się napić po wyścigu. Do

barbarzyńców. Wzruszył więc ramionami i powiedział: „dobra,

tego czasu byliśmy już na wpół oszaleli od nadmiaru whisky,

chodźmy”.

słońca, szoku kulturowego, braku snu i ogólnego rozprężenia.

Aby się tam dostać, musieliśmy przejść wiele bramek, każda

Siedzieliśmy w biurze prasowym na tyle długo, żeby zobaczyć,

z nich oznaczała krok niżej w statusie, a następnie – przedostać

jak się dziennikarze rzucają na właściciela zwycięskiego konia,

się przez tunel pod torem. Po wychyleniu się z niego prze-

eleganckiego małego człowieka o nazwisku Lehmann, który

żyliśmy szok kulturowy, do którego musieliśmy się chwilę

powiedział, że dopiero dziś rano przyleciał do Louisville z Ne-

przyzwyczajać. – Boże wszechmogący – wymamrotał Stead-

palu, gdzie „upolował rekordowego tygrysa”. Dziennikarze

man. – To jest… Jezu!

sportowi wymamrotali swój podziw, a kelner napełnił Lehman-

Rzucił się do przodu ze swoim małym aparatem, stawiając

nowi szklankę Chivas Regal. Wygrał właśnie sto dwadzieścia

kroki ponad ciałami, a ja szedłem za nim, starając się notować.

siedem tysięcy dolarów za konia, który kosztował go sześć

Totalny chaos, nie ma szans zobaczyć wyścigu, nawet toru nie

tysięcy pięćset dwa lata temu. Na pytanie czym się zajmuje,

widać… Ale nikogo to nie interesuje. Wielkie kolejki do okienek,

odpowiedział, że jest „emerytowanym przedsiębiorcą”. I, jak

w których robi się zakłady, później trzeba stanąć trochę z tyłu,

dodał z wielkim uśmiechem, „właśnie przeszedł na emeryturę”.

żeby zobaczyć zwycięskie numery pojawiające się na wielkiej

Reszta dnia rozmyła się w szaleństwo. Reszta nocy też. I cały

tablicy, jak w wielkiej grze w bingo.

kolejny dzień i noc. Działy się tak straszne rzeczy, że nie mogę

Starzy czarni faceci kłócą się o zakłady, „czekaj, daj, ja to

nawet zmusić się do tego, żeby o nich myśleć, a co dopiero

zrobię” (wymachując półlitrówką whisky i plikiem dolarówek),

o nich pisać. Całe szczęście, że udało się jakoś z tego wybrnąć.

jakaś dziewczyna siedzi komuś na barana, napis na jej koszulce

Jednym z najwyraźniejszych wspomnień jest ten paskudny

głosi „Ukradzione z więzienia w Fort Lauderdale”. Tysiące

moment, w którym Ralph został zaatakowany przez jednego

nastolatków, jakaś grupka śpiewa Let the Sunshine In, dziesię-

z moich starych znajomych w sali bilardowej Pendennis Club

ciu żołnierzy strzegących amerykańskiej flagi i wielki, gruby

w centrum Louisville w sobotnią noc. Facet rozerwał własną

pijak w niebieskiej bluzie baseballowej (numer 80) zatacza się

koszulę do pasa, a potem uznał, że to właśnie Ralph podwala

z litrem browara w ręku.

się do jego żony. Nie doszło do bijatyki, ale emocjonalne efekty

Nikt tu nie sprzedaje alkoholu, to zbyt niebezpieczne. Toalet

tego wydarzenia były gigantyczne.

też nie ma. Jak w Venice na Muscle Beach, jak na Woodstock…

W końcowym stadium horroru Steadman zaprzągł do pracy

Pełno gliniarzy z pałami na wypadek zamieszek, ale śladu

swoje diabelskie piórko i spróbował wszystko naprawić, szki-

zamieszek nie ma. Daleko za torem wyścigowym hipodrom

cując dziewczynę, o której nagabywanie go oskarżono. Po tym

wygląda jak z pocztówki z Derby Kentucky.

byliśmy już w Pendennis skończeni.

Wróciliśmy na hipodrom, żeby obejrzeć najważniejszą goni-

Jakoś około wpół do jedenastej w poniedziałek rano obudził

twę. Kiedy widownia stanęła na baczność przed flagą i zaczęła

mnie chrobot u drzwi. Wychyliłem się z łóżka, odsunąłem

śpiewać My Old Kentucky Home, Steadman stanął twarzą do

zasłonkę na oknie i zobaczyłem za nim Steadmana.

tłumu i gorączkowo rysował. Gdzieś z sektorów dobiegł skrze-

– Czego, kurwa, chcesz? – wykrzyknąłem.

czący głos: „odwróć się, włochaty pajacu!”.

– Co byś powiedział na śniadanie? – spytał.

Sam wyścig trwał tylko dwie minuty i nawet z naszych

Zwlokłem się z łóżka i próbowałem otworzyć drzwi, ale były

superstatusowych miejsc, przy użyciu dwunastokrotnie po-

zaczepione na łańcuch i znów się zamknęły. Nie mogłem sobie

większających szkieł, nie dało się zobaczyć, co dzieje się z na-

poradzić z łańcuchem! Nie chciał wyleźć ze szpary – wyrwałem

szymi końmi. Holy Land, którego obstawiał Ralph, potknął się

go więc ze ściany, gwałtownie szarpiąc za drzwi. Ralph nawet

na ostatnim okrążeniu i zrzucił dżokeja. Mój, Silent Screen,

nie mrugnął.

wyszedł na prowadzenie, wbiegając na prostą, ale na metę

– Pech – wymamrotał. Ledwo go widziałem. Oczy miałem

dotarł piąty. Zwyciężył obstawiany 16 do 1 koń o imieniu

zupełnie zapuchnięte i nagłe wtargnięcie światła słonecznego

Dust Commander.

przez drzwi sprawiło, że byłem ogłuszony i bezbronny jak chory

Chwilę po tym, jak skończył się wyścig, tłum rzucił się

kret. Steadman bełkotał, że mu niedobrze i że jest strasznie

do wyjść, biegł do taksówek i autobusów. Następnego dnia

gorąco, a ja opadłem na łóżko. Próbowałem się na nim sku-

„Courier” poinformował o zamieszkach na parkingu: ludzie

pić, śledząc, jak pląta się chaotycznie po pokoju. W pewnym

Wolfgang Neumann

nerwowanego z tego powodu, ale póki co, żadna ze strasznych

gonzo 

41

29


t e m at n u m e r u

momencie sięgnął do pojemnika na piwo i wyciągnął stamtąd

Wzruszył ramionami i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

puszkę Colt 45.

Wróciłem do łóżka na kolejną godzinę, a później, po tym jak

– Jezu – powiedziałem. – Przestajesz się kontrolować.

już wróciłem z mej codziennej wyprawy po sok z grejpfruta

6

Wolfgang Neumann

Więzienie na Manhattanie – przyp. Z.S. 7 Miasto w Kentucky, jeśli kogoś to interesuje – trzecie pod względem wielkości w stanie – przyp. Z.S.

Skinął głową i zerwał zawleczkę. Po-

do Nite Owl Food Mart, poszliśmy na nasz ostatni posiłek

ciągnął długi łyk.

do Rybno-Mięsnej Wioski na ciasto z podrobami smażonymi

– Wiesz, to jest naprawdę paskudne – po-

w głębokim tłuszczu.

wiedział w końcu. – Muszę się stąd zwijać

Ralph nie zamawiał kawy, domagał się tylko coraz więcej

– potrząsnął nerwowo głową. – Samolot

wody.

odlatuje o wpół do czwartej, ale nie mam

– To jedyna rzecz w tym miejscu, która się nadaje do spo-

pojęcia czy dam radę zdążyć.

życia przez ludzi – wyjaśniał. Później, mając około godziny do

Ledwo go słyszałem. Udało mi się w końcu otworzyć oczy,

zabicia przed wyjazdem na lotnisko, rozłożyliśmy jego rysunki

skupiając wzrok na lustrze po drugiej stronie pokoju i doznałem

na stole, zastanawiając się, czy udało mu się uchwycić ducha

szoku, gdy rozpoznałem w nim siebie. Przez chwilę myślałem,

tego wszystkiego… Ale trudno było powiedzieć. Ręce mu się

że Ralph przyprowadził kogoś ze sobą – modela z tą właśnie

trzęsły tak strasznie, że nie był w stanie utrzymać kartki, a mój

twarzą, jakiej szukałem. Była tam, mój Boże – opuchnięta,

wzrok był tak zamglony, że ledwo widziałem, co narysował.

rozwalona przez alkohol, przeżarta chorobą karykatura. Jak

– Kurwa – powiedziałem. – My dwaj wyglądamy gorzej, niż

kreskówkowa, paskudna wersja starego zdjęcia, które dawno

to wszystko, co narysowałeś.

temu dumna matka wklejała do rodzinnego albumu. To była

Uśmiechnął się.

twarz, której szukaliśmy – i należała, oczywiście, do mnie. To

– Wiesz co – myślałem o tym – powiedział. – Przyjechaliśmy

było przerażające…

tu, żeby zobaczyć te straszne sceny – ludzi nawalonych jak

– Chyba powinienem jeszcze pospać – powiedziałem. –

szmaty i rzygających na siebie, te sprawy… I wiesz co? To my.

Przejdź się może do mięsno-rybnej knajpy i zjedz trochę tej

Wielki pontiac jajcokop rozgania samochody na zatłoczonej

capiącej ryby z frytkami. A potem wróć i obudź mnie koło

ekspresówce.

południa. Ledwo żyję i nigdzie z tobą nie idę.

W radiu mówią, że Gwardia Narodowa masakruje studentów

Potrząsnął głową.

na Kent State, a Nixon bombarduje Kambodżę. Dziennikarz

– Nie, nie… Chyba wrócę do siebie na górę i popracuję nad

prowadzi, ignorując fakt, że jego prawie nagi pasażer wystawia

tymi rysunkami.

swoje ciuchy przez okno, próbując wywietrzyć z nich gaz pie-

Pochylił się, by wziąć jeszcze dwie puszki z pojemnika.

przowy. Oczy ma bardzo zaczerwienione, a jego twarz i klatka

– Próbowałem już wcześniej pracować – powiedział – ale

piersiowa są zalane piwem, którym próbował zmyć gaz ze

ręce mi się trzęsły… Straszliwe rzeczy, straszliwe!

swojego ciała. Przód jego bawełnianych spodni jest zarzygany,

– Musisz przestać pić – powiedziałem.

ciałem wstrząsa kaszel i dziki szloch. Dziennikarz przebija się

Pokiwał głową.

swym wielkim samochodem przez tłok na drodze, wbija się na

– Wiem. To niedobrze, niedobrze. Ale z jakiegoś powodu

parking przed terminalem lotniska i sięga do tyłu, by otworzyć

sprawia, że się lepiej czuję.

drzwi pasażera i wypycha go na zewnątrz, wyklinając:

– Nie na długo – powiedziałem. – Pewnie dzisiaj popadniesz

– Spieprzaj, zasrany pedale! Pojebany świniojebie! (Szalony

w jakąś histeryczną delirkę, bardzo możliwe, że w chwili, w któ-

śmiech). Gdybym tylko się lepiej czuł, tobym ci skopał dupę

rej wysiądziesz z samolotu na JFK w Nowym Jorku. wsadzą

i cię stąd pogonił aż na Bowling Green7, ty zjebany pajacu

cię w kaftan i zamkną w Tombs , a potem pobiją po nerkach

z zagranicy. Gaz pieprzowy to na ciebie za mało! Damy sobie

wielkimi pałami, aż cię naprostują

w Kentucky radę bez takich jak ty! n

6

30

41

 gonzo


Pp

t e m at n u m e r u

H unter S . T hompson

Wolfgang Neumann

rzegrane okolenie T łum . aleksandra małecka Copyright © 1983, the Estate of Hunter S. Thompson

W strefie zero byliśmy koło czwartej rano, dwie godziny przed startem. Już wtedy był niezły cyrk. Połowa biegaczy najwyraźniej nie spała całą noc, nie mogli zasnąć – byli tak nakręceni, że nie mogli nawet mówić.

W powietrzu cuchnęło ludzkimi odchodami i wazeliną. Do

koło domu Wilbura, u stóp „Wzgórza złamanych nadziei”2.

piątej do przenośnych toalet ustawionych przez doktora

O 5.55 wskoczyliśmy na bagażnik prowadzonego przez

Scaffa1 i jego ekipę zdążyła uformować się ogromna kolej-

Dona Kardonga vana radia KKUA, czyli

ka. Przedwyścigowe rozwolnienie to standardowy koszmar każdego maratonu, a Honolulu nie było wyjątkiem. Istnieje

zajęliśmy najlepszą miejscówkę i wyje- mysłodawców maratonu, chaliśmy przed grupę z prędkością do- założyciel Honolulu Mar-

wiele dobrych powodów do tego, żeby zrezygnować z wy-

kładnie jedenaście i pół mili na godzinę3, athon C linic – przyp. A.M.

ścigu, ale problemy gastryczne do nich nie należą. Rzecz

na drugim biegu. W planie mieliśmy wy-

w tym, żeby wystartować z brzuchem pełnym piwa i innych szybkopalnych paliw...   Węglowodany. Zero mięsa. Dla tych ludzi białka spalają się zbyt wolno. Chcą skrobi. Żołądki burzą się im, jakby miały

1

Jack Staff – jeden z po-

2

Heartbreak Hill – na trasach maratonów to miejskoczyć koło Wilbura i zabrać się z po- sce, w którym jest najcięższe podejście – przyp. A.M. wrotem, gdy Kardong będzie wracał. 3   Jakiś świr z czterema cyframi na klacie 18 kilometrów na godzinę – przyp. A.M.

rzucił się przed siebie jak hiena na spidzie

wybuchnąć, a w oczach mają strach.

i prawie zrównał się z vanem i dwudziestką policyjnych

Czy dobiegną do końca? Oto pytanie. Chcą dostać koszulkę

motocykli poprzedzających bieg... Ale szybko odpadł.

z napisem „Ukończyłem maraton”. O zwycięstwie w ogóle

Zeskoczyliśmy pod domem Wilbura, od razu rozstawi-

nie ma mowy. Wyjątek stanowi garstka – Frank Shorter,

liśmy pełny barek oraz Centrum Dowodzenia przy drodze

Dean Matthews, Duncan MacDonald, Jon Sinclair... To ci

i zaczęliśmy wykrzykiwać wszelkie możliwe obelgi w stronę

z niskimi numerami na koszulkach: 4, 11, 16. Oni będą

nadciągających Biegaczy.

startować pierwsi.

– Przesrane, stary, nie dasz rady.

Inni, Biegacze, ludzie z czterocyfrowymi numerami, byli

– Ej, grubas! Może piwo!

ustawieni w rzędach za Zawodnikami. Minie chwila, zanim

– Biegnij, durniu.

ruszą. Carl Hatfield był w połowie drogi do Diamond Head,

– Wyżej giry.

zanim ludzie z dużymi numerami zdołali wyrzucić butelki

Skinnerowi najbardziej się podobało: „nie zesraj się!”.

z wazeliną i pobiec. I wiedzieli, już wtedy, że żaden z nich

Tęgi biegacz z pierwszych szeregów warknął do tyłu: „zo-

nie zobaczy zwycięzcy nawet z daleka do czasu, aż będzie

baczymy się, jak będę wracał”.

dawno po wyścigu. Może dostaną autograf na bankiecie...

– Nie wrócisz. Nawet nie skończysz. Padniesz.

Mamy tu do czynienia z dwiema odrębnymi grupami,

Był to rzadki rodzaj swobody. Mogliśmy wyrzucać z siebie

dwoma zupełnie różnymi maratonami.

wszystkie okrutne, chamskie teksty, jakie tylko przyszły

Zawodnicy skończą i będą podpici już o 9.30, czyli mniej

nam do głowy, wiadomo było, że i tak nikt się nie zatrzyma.

więcej wtedy, gdy Biegacze będą się tarabanić i gramolić

Siedziała tu grupa degeneratów, którzy rozsiedli się przy

gonzo 

41

31


Wolfgang Neumann

t e m at n u m e r u

trasie z telewizorami, parasolami plażowymi, skrzynkami

biegnie szybko. Im są wolniejsi, tym więcej hałasują. Kie-

piwa i whisky, głośną muzyką i szalonymi kobietami. Palili

dy dotarli czterocyfrowi, wyścig brzmiał przykro – głośno

papierosy.

i chaotycznie. Cichy, gładki świst Zawodników przerodził się

Padał deszcz – lekki, ciepły deszczyk, ale na tyle ciągły, że

w kakofonię plaskania i dudnienia.

ulice były stale mokre, więc stojąc przy trasie, słyszeliśmy

Potem przez jakąś godzinę słuchaliśmy w radiu transmisji

każdy krok biegnących.

z wyścigu. Padało za mocno, by stać na chodniku na zewnątrz,

Ci na przedzie mieli do nas jakieś trzydzieści sekund, kiedy

więc rozsiedliśmy się w salonie, żeby oglądać piłkę nożną

zeskoczyliśmy w biegu z vana, a odgłos ich butów na mokrym

i zjeść wielkie śniadanie, które Carol Wilbur przygotowała

asfalcie był niewiele głośniejszy niż deszcz. Nie słyszało się

„dla opojów”, zanim wyszła o czwartej, żeby pobiec w Ma-

dźwięku twardych gumowych podeszew dudniących i pla-

ratonie (skończyła z imponującym czasem, koło 3 godz. 50

skających o ulicę. Dźwięk ten pojawił się potem, gdy minęli

min.). Tuż przed ósmą zadzwonił Kardong z vana, że mamy

nas Zawodnicy i nadeszła pierwsza fala Biegaczy.

być na zewnątrz, żeby zabrać się z nim w drodze na metę.

Zawodnicy biegną płynnie, ich ruch jest dopracowany jak

Duncan MacDonald, tutejszy chłopak, dwukrotny zwycięz-

obroty silnika Wankla. Nie ma marnowania energii, walki

ca poprzednich edycji, wysunął się na prowadzenie w oko-

z nawierzchnią czy podskakiwania jak jogger. Oni suną.

licach piętnastej mili4 i odsadził tak daleko, że przegrać

I zasuwają bardzo szybko.

mógł jedynie, jeśliby się przewrócił. Nie zanosiło się na to,

Biegacze są inni. Bardzo niewielu z nich sunie i niewielu

mimo że miał reputację indywidualisty odnoszącego się

32

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

z dobrodusznym lekceważeniem do tradycyjnego treningu.

dził resztę do tego stopnia, że na trasie widziała go tylko

Nawet po wypiciu był zawodnikiem światowej klasy, którego

garstka. Reszta zobaczyła go ponownie dopiero długo po

niełatwo było dogonić, jak już raz uciekł.

zakończeniu wyścigu. I nikt nie był na tyle blisko na tych

Biegł sam, gdy minął słupek dwudziestej czwartej mili

ostatnich dwóch milach, by zobaczyć, jak biega prawdziwy

przed domem Wilbura. Przejechaliśmy ostatnie dwie mile

zwycięzca.

do mety na tyle radiowego vana, jakieś dziesięć jardów

Pozostałe pięć czy sześć, czy może nawet siedem lub osiem

przed nim. Kiedy zbiegał długim zboczem z Diamond Head,

tysięcy startujących biegło z sobie tylko

otoczony przez gliny na motorach, mknąc jak Secretariat

6

znanych przyczyn... I o to właśnie nam

na torze w Churchill Downs7, wydawało się, że ma dziesięć

chodzi, o raison d’etre... Po co te biedaki

Wolfgang Neumann

5

stóp wzrostu .

biegną? Za co się tak katują, bez żadnej

– Jezu – mruknął Skinner – ale zapieprza.

nagrody? Jaki chory impuls sprawiłby,

Nawet Ralph był pod wrażeniem.

że osiem tysięcy przypuszczalnie roz-

8

sądnych osób wstanie

– Jak pięknie – powiedział cicho – praw-

o czwartej rano i prze-

dziwy sportowiec.

I miał rację. To było jak oglądanie Magica Johnsona w szybkim ataku albo Waltera Paytona zmieniającego losy gry. Miło patrzy się na Zawodnika w biegu. I po raz pierwszy w tym tygodniu cała ta sprawa z bieganiem zaczęła mieć dla mnie sens. Trudno było sobie wyobrazić, że cokolwiek mogłoby dogonić Duncana MacDonalda na tym etapie. Nawet nie był zdyszany.   Poszwendaliśmy się chwilę przy mecie, żeby zobaczyć kończących Zawodników. Potem wróciliśmy do Wilbura popatrzeć na Biegaczy. Wlekli się, bardziej martwi niż żywi, przez cały ranek, który prze-

Cóż, są to w końcu Lata Osiemdziesiąte i nadszedł czas, by przekonać się, kto potrafi ugryźć, a kto stracił zęby... Być może wyjaśnia to dziwaczne widowisko, jakim są dwa pokolenia politycznych aktywistów i anarchistów stające się ostatecznie – dwadzieścia lat później – biegaczami.

kuśtyka w szybkim tempie przez ulice Wakiki w dwudziestosześciomilowym9 jaja rwącym wyścigu, który wygrać ma szansę może kilkunastu z nich?

4

Dwudziestego czwartego kilometra – przyp. A.M. 5 38,5 kilometra – przyp. A.M. 6 Najszybszy koń wyścigowy w historii – przyp. A.M. 7 Tor w Louisville w stanie Kentucky, gdzie rozgrywana jest gonitwa Derby – przyp. A.M. 8 Około trzech metrów – przyp. A.M. 9 26 mil = 42 kilometry – przyp. A.M. 10 240 kilometrów – przyp. A.M. 11 W amerykańskim, lewicowym sensie terminu – przyp. A.M.

Oto pytania, które mogą urozmaicić weekend w najlepszym hotelu w Honolulu w całości na koszt firmy. Ale weekend się skończył, a my przenieśliśmy się do naszej bazy w Kona, sto pięćdziesiąt mil10 z wiatrem stąd, na „złote wybrzeże” Hawajów, o którym

chodził w popołudnie. Ostatni kończący

każdy cokolwiek wiedzący o rynku nie-

bieg przybyli chwilę po szóstej, w samą

ruchomości powie wam, że życie tu jest

porę na zachód słońca i oklaski ze strony kilku rikszarzy

lepsze i piękniejsze, i wolniejsze, i, tak, nawet bogatsze pod

wałęsających się nieopodal mety.

każdym możliwym względem niż na każdej innej z wysp tej

Maratony są jak golf, sportem dla graczy, nie dla zwycięz-

małej, oddalonej pięć tysięcy mil od wszystkiego układanki

ców. Dlatego Wilson sprzedaje kije golfowe, a Nike buty do

z wulkanicznych pryszczy na tafli Oceanu Spokojnego.

biegania. Lata osiemdziesiąte będą kiepską dekadą dla gier

Nie ma racjonalnego wyjaśnienia dla tych wszystkich

pomyślanych wyłącznie dla zwycięzców, z wyjątkiem ścisłych

biegaczy. Tylko głupiec próbowałby szukać wyjaśnienia,

wyżyn zawodowego sportu, jak Super Bowl czy mistrzostwa

dlaczego cztery tysiące Japończyków przebiegło pędem

świata wagi ciężkiej w boksie. Pozostali muszą przyzwyczaić

przez Pearl Harbor, obok przemienionego w miejsce pamięci

się do tej myśli albo zwariować przegrywając. Niektórzy będą

zatopionego statku USS Arizona, w towarzystwie czterech

protestować, ale to mniejszość. Idea zwycięskiej przegranej

czy pięciu tysięcy zdeklarowanych amerykańskich libera-

już się zakorzeniła, wiele osób uważa ją za sensowną. Ma-

łów11 nawalonych piwem i spaghetti, a wszyscy biorąc całą

raton w Honolulu to wyśmienity przykład tej Nowej Etyki.

sprawę tak serio, że może jeden na dwa tysiące uśmiech-

Główną nagrodą tego wyścigu jest szara koszulka dla każdego

nąłby się na myśl, że o poranku 7 grudnia 1980 ma miejsce

z czterech tysięcy ludzi, którzy „Ukończyli maraton”. Na

dwudziestosześciomilowy wyścig, który zaczyna się i kończy

tym polegała próba i przegrani są tylko ci, którzy odpadli.

rzut kamieniem od Pearl Harbor i uczestniczy w nim cztery

Nie było specjalnej koszulki dla zwycięzcy, który wyprze-

tysiące Japończyków...

gonzo 

41

33


t e m at n u m e r u

Trzydzieści dziewięć lat później. Co chcą uczcić ci ludzie?

skiem, jakim jest osiem tysięcy ludzi wypruwających sobie

I czemu w tę krwawą rocznicę?

flaki się na ulicach Honolulu i nazywających to sportem?

Dziwna była ta robota w Honolulu, a teraz zrobiło się

Cóż... Istnieje powód, a przynajmniej istniał, kiedy zgodzi-

jeszcze dziwniej. Mówimy o czymś, co ma większą wagę niż

liśmy się na tę akcję.

12

Wolfgang Neumann

Miasteczko w Colorado, w którym Thompson mieszkał i startował w wyborach na szeryfa – przyp. A.M. 13 The New Dumb. Thompsonowi chodzi o pauperyzację intelektualną amerykańskiej sceny politycznej – przyp. A.M. 14 Najbardziej znany film Reagana – przyp. A.M. 15 Dawna nazwa Master Card – przyp. A.M.

sądzimy. Miał być płatny urlop na Hawa-

Fatamorgana.

jach, a jest koszmar. Przynajmniej jedna

Tak, to był powód. Szalone, piękne rojenie. Owszem, obaj

osoba zasugerowała, że oglądamy Ostatni

zrezygnowaliśmy z dziennikarstwa. Ale po latach harowania

Bastion Liberalnego Umysłu, a przynaj-

coraz ciężej i ciężej za mniej i mniej człowiekowi odbija.

mniej Ostatnią Rzecz, która Działa.

Kiedy raz się zrozumie, że można zarabiać więcej kasy po

Uciekaj, ile sił w nogach, druhu. Uciekaj

prostu odbierając telefon raz w tygodniu, niż zarobiłoby

przed zgubą, tylko to ci pozostało. Ci sami

się, produkując bełkot dla dużych gazet w tempie uwzględ-

ludzie, którzy palili wezwania do wojska

niającym może trzy godziny snu w nocy przez trzydzieści,

w Latach Sześćdziesiątych i zagubili się

sześćdziesiąt czy nawet osiemdziesiąt osiem godzin z rzędu,

w Latach Siedemdziesiątych, teraz inte-

trudno ekscytować na myśl o staniu się ponownie dłużnikiem

resują się bieganiem. Kiedy zawiodła poli-

American Express i Master Charge15 tylko po to, by napisać

tyka, a życie osobiste okazało się być nie

kolejną tanią relację.

do ogarnięcia, kiedy przegrał McGovern,

Dziennikarstwo to Przepustka, pozwala uczestniczyć oso-

a Nixon wybuchnął na naszych oczach... Gdy jasne stało się,

biście w wydarzeniach, które reszta ludzi ogląda w wiado-

że Ted Kennedy zawsze będzie skazany na porażkę i gdy

mościach telewizyjnych. To fajne, ale nie zapłaci rachunków,

Jimmy Carter połknął wszystkich, którzy uwierzyli w co-

a ludzie, których nie stać na opłacenie rachunków w Latach

kolwiek, co powiedział o czymkolwiek, i gdy naród zwrócił

Osiemdziesiątych będą się mieć kiepsko. Zaczęła się paskud-

się en masse ku atawistycznej mądrości Ronalda Reagana.

na dekada. Bezwzględna darwinowska zapaść, w której ciężko

Cóż, są to w końcu Lata Osiemdziesiąte i nadszedł czas,

będzie odnaleźć się freelancerom.

by przekonać się, kto potrafi ugryźć, a kto stracił zęby... Być

Tak jest. Nadszedł czas, by pisać książki, a nawet robić

może wyjaśnia to dziwaczne widowisko, jakim są dwa po-

filmy, dla tych, którzy umieją zachować powagę. Bo w tym

kolenia politycznych aktywistów i anarchistów stające się

są pieniądze. W dziennikarstwie nie ma pieniędzy.

ostatecznie – dwadzieścia lat później – biegaczami.

Ale za to jest akcja, a od akcji łatwo się uzależnić. Fajnie jest

Dlaczego?

wiedzieć, że można podnieść słuchawkę i odlecieć w każde

To właśnie przyjechaliśmy zbadać. Ralph przyjechał aż

miejsce na świecie, które wyda się nam ciekawe. Natych-

z Londynu, razem z żoną i ośmioletnią córką, by zmierzyć się

miastowo. I szczególnie gdy ktoś inny stawia. I to za tym

z tą dziwną kwestią, o której powiedziałem mu, że jest nie-

się tęskni: nie za pieniędzmi, ale za akcją. I dlatego w końcu

zwykle istotna. Choć tak naprawdę możliwe, że nic nie wnosi.

wyciągnąłem Ralpha z jego zamku w Kent na wycieczkę na

Czy nie lepiej pojechać do Aspen12 i zabawić się z Nowymi

Hawaje, by przyjrzeć się temu dziwnemu zjawisku zwanemu

Durnymi ? Albo poszydzić z Hollywood? Choćby tylko po

„bieganiem”. Nie było dobrego uzasadnienia, czułem po

to, żeby wyrównać rachunki z tym ścierwem. Albo nawet

prostu, że nadszedł czas wyrwać się w świat... Wściec się

wrócić do Washingtonu na ostatni akt Bedtime for Bonzo ?

i nastroić gitary... Pojechać na Hawaje na święta. 

13

14

Po co jechaliśmy tak daleko, do miejsca, które kiedyś zwano Wyspami Sandwich, żeby zmierzyć się z debilnym widowi-

34

41

 gonzo


U

t e m at n u m e r u

Wolfgang Neumann

J ohn B i rm i ngham

marł z falafelem w ręku T łum . adam ladz i ń sk i Reprinted by permission of the author and the author’s agents, Scovil Galen Ghosh Literary Agency, Inc.

Obwiniam o wszystko całe to backpackerstwo z Anglii, więc równie dobrze możemy zacząć od Lasek. Jest w tym pewna logika. Zobaczycie. Fragment 1. (strony 66–97)

– Luz. Tylko weź ze sobą He-Mana.

Były trzy. Trzy napalone angielskie Laski z Londynu.

– Jasna sprawa – odpowiedziałem i poszedłem sobie ze

Wysoka z burzą brązowych włosów i w kowbojskich butach;

wszystkimi kółkami zębatymi w głowie wirującymi z peł-

niska i urocza z nosem upstrzonym piegami; i ta trzecia,

ną prędkością. Rzecz w tym, że kiedy rozniesie się wieść

blondynka, która lubiła łazić boso i często żuła gumę. Nie

o zabawie u Angielek, o braku chętnych nie będzie mowy.

pamiętam, jak się nazywały. Wędrowały po całej planecie

Całemu mieszkaniu odpierniczy. Z pierwszym szelestem

i jakimś cudem wylądowały w mieszkaniu na naszej ulicy.

paczki czipsów albo trzaśnięciem korka od szampana zacznie

Były w Brisbane nowe, nie znały zbyt wielu osób i nie grze-

się najazd: grzmiąca falanga nagrzanej, nawalonej piwem

szyły inteligencją. Zgodzicie się chyba, że lepiej być nie może.

młodzi z antypodów wysypie się z drzwi frontowych naszego

[...]

domu i popędzi ulicą jak gniewna, pełna rąk, nóg i błyskawic

Wiedziałem, jak działa ta bosa. Sam ledwie dzień wcześ-

chmura w komiksie. Ale wyglądało na to, że nasze wejście

niej, zostałem obdarzony jej uśmiechem. Tyle że w przeci-

zależy od wątpliwej charyzmy Ptaszyny. Istniało tylko jedno

wieństwie do naszego pakera Ptaszyny przyskoczyłem jak

rozwiązanie. Narada.

napalony szczeniaczek, gotów figlować z punktu, w biały

[...]

dzień, na samym środku ulicy. Przecież się uśmiechnęła.

Impreza miała się zacząć dopiero o siódmej czy ósmej i plano-

Ale kiedy podszedłem, po standardowych powitaniach itepe

waliśmy wpaść rozgrzani. O trzeciej tego dnia zebraliśmy się

powiedziała, unosząc kącik ust jak arcykonspiratorka:

wokół kuchennego stołu, adorując wielgachny skład towaru

– Twój kolega, ten co lubi siłownię, przypakowany jest, nie?

rozłożony na wyblakłym zielonym laminacie.

Miała taki uniwersytecki akcent, z rodzaju tych, które czuje

Zgodziliśmy się wcześniej, że ci, którzy zamierzają pójść

się prosto w kroczu, będąc niemytym szumowiną.

na imprezę, mają obowiązek dopilnować, żeby była to najo-

– No tak – odpowiedziałem z uśmiechem, trochę zbity

brzydliwsza, najbardziej rozpustna i zwierzęca libacja, jaką

z tropu, ale nie chcąc dać tego po sobie poznać. – I wszystko

oczy tych Brytyjek kiedykolwiek ujrzą (zupełnie nie przyszło

naturalne. Nie tknie ani grama sterydów.

nam do głowy, że mogłyby nie mieć na to ochoty).

– Wiesz, powinniście wpaść. W niedzielę mamy parape-

W tym celu rozbiegliśmy się po Brisbane, odświeżając wszyś-

tówkę.

ciuteńkie kontakty z podziemiem, czerpiąc z farmakologicz-

– Tak? Wszyscy? – zapytałem.

nego rogu obfitości i – sądząc z liczby osób upchniętych

gonzo 

41

35


t e m at n u m e r u

Laski!

Zwłaszcza Mick przytargał chyba każde pasożytnicze, nie-

Wrzasnąłem tak głośno, że rozbolały mnie płuca i musia-

poradne, wędrujące z plecakiem ścierwo rodem z Europy.

łem oprzeć się na moment o ścianę. A potem wypieprzyłem,

Dotarło tu kilkudziesięciu zawodników poza stałymi miesz-

histerycznie, tłukąc się po korytarzu w kierunku swojego

kańcami, a każdy przybył z woreczkami gandzi. Paru hojnych

pokoju, z dżinsami wokół kostek, zdecydowany przebrać się na

dorzuciło kilka kwadratów kwasu, trochę eski i, z przykrością

ich przyjęcie. Tequila, dym i pożądanie połączyły się iskrząc

donoszę, całą kratę naprawdę taniej, podłej, niemarkowej

w wysokooktanowej, niebezpiecznie wybuchowej mieszance,

tequili. Old El Gringo czy jakoś tak. Taka z plastikowym skor-

która docierała jak płomienie do pnia mózgu i wywoływała

pionem obijającym się po dnie butelki. Ten robiący wraże-

odległy, przerażony ryk. Wpadłem przez drzwi, uderzając

nie łup kazał wszystkim zebranym trwać przez pewien czas

w ścianę i zostawiając spore wgłębienie w płycie pilśniowej.

w cichym, niemal nabożnym skupieniu. Ale najpotężniejsze

Paru turystów wiło się na moim łóżku, ale olałem ich, a oni

wrażenie robiła góra marychy. Kogo tam nie było, kto nie

mnie. Ruchy miałem tak nieskoordynowane, że nie mogłem

ogarnął wzrokiem tego giganta, nie uwierzy, że owo cudo

wciągnąć ani zdjąć dżinsów. Więc wiłem się na podłodze,

mogło istnieć. Wszyscy się dołożyli, ale naprawdę zaczęło się,

rozhisteryzowany i na wpół przytomny.

kiedy Macgyver i któryś z jego kolegów od grzybków wrzucił

Mick i Macgyver wetknęli głowy w drzwi, krzycząc, że biorą

na kupę kawał ziela wielkości piłki. Słyszeli o małej plantacji

van i jadą jako „jebane Red Hoty”. Nie miałem pojęcia, o czym

za farmą, którą obrobili jakiś czas temu wczesnym rankiem.

mówią, ale nie chciałem, żeby znaleźli się tam pierwsi, więc

Obdarowali nasz wspólny składzik połową zdobyczy, wierząc,

podciągnąłem spodnie, na ile mogłem i, chwiejąc się, wybie-

że inwestycja zwróci się przed świtem w postaci rozpasanego

głem za nimi, przedzierając się przez pół tuzina nieznajomych

wszeteczeństwa. Góra rosła i rosła, nie pozwalając nikomu

siedzących na schodkach naszego domu. Mick błysnął nagim

wydusić z siebie nic poza podekscytowanym chichotem, po-

pośladkiem, gramoląc się do grzybkowego vana Macgyvera,

tem szeptem, a w końcu prostą, pełną lęku ciszą. Miała ponad

zanim oślepiły mnie światła wozu. Pobiegłem. Odjechali.

pół metra u eliptycznej podstawy, sięgając z blatu stołu do

Mieszkanie Lasek było dwa czy trzy numery od nas, ale

wysokości ramion – plątanina intensywnej zieleni, trawiasty

wyprzedziłem ich, bo wjechali w naszą skrzynkę pocztową.

kopiec poowijany długimi, zgniecionymi lepkimi pąkami

Wpadłem na drzwi pełną parą i, jak mówiłem, padłem na

i węzłami fioletowych główek.

podłogę ze spodniami wokół kostek.

Wolfgang Neumann

w kuchni – przygarniając po drodze spore stadko ciekawskich.

[...]

Przerażeni uczestnicy przyjęcia – było ich kilkudziesięciu,

– No kurwa, palymy te lystki – powiedział Mick. I zaczę-

bardzo wyrazistych, o wyglądzie miłośników opery, z kie-

liśmy jarać.

liszkami martini i tymi małymi rzeczami do przegryzania

Obudziłem się parę godzin później na brązowej kanapie, oto-

trzymanymi między małym palcem a kciukiem – cóż, nie mieli

czony setkami ludzi. Dom huczał. W piersi drgało mi i łupało

czasu zareagować na wejście smoka, ponieważ współlokatorzy

do rytmu God save the Queen and her fascist regime walącego

szybko do mnie dołączyli.

z głośników o mocy tysięcy watów. Ciągle byłem ujarany, ale

Samochód Micka i Macgyvera zatoczył się przez trawnik

nie dającym fazę i nieważkość ujaraniem, które przyszło po

jak zamachowiec samobójca, oślepiając światłami i ogłuszając

trzecim skręcie po południu w kuchni. To było zjaranie cięż-

muzyką Red Hot Chili Peppers z rozkręconego na full boom-

kie, mułowate, zmieniające mózg w melasę. Przepchnąłem

boksa Macgyvera. Zespół był w mieście tydzień wcześniej

się przez tłum do kuchni, mając nadzieję na skręta i kolejny

i Mick widział ich trik ze skarpetami na fiutach. Mieli też

odlot. Ale kiedy tam dotarłem, na stole nie było niczego. Po-

plujące ogniem hełmy astronautów. Mick i Mac, dwa matoły,

trząsnąłem głową. Przypomniało mi się, że przy takiej ilości

od tamtej pory planowali ich skopiować. Tego popołudnia

towaru przestaliśmy się przejmować dzieleniem go. Ludzie

rąbnęli dwa pachołki z robót drogowych w okolicy. Namoczyli

rwali po prostu garście ziela i wpychali je do improwizowa-

zwinięte gazety w benzynie, wepchnęli je w otwory na górze

nych skrętów i fajek z kolby kukurydzy. Przypomniało mi się,

i zostawili ten bajzel na parę godzin w vanie. Kiedy wiłem się

jak byłem nawalony tak mocno, że wzrok przestawał działać,

na podłodze w pokoju, obaj rozebrali się, chwycili po skarpetce

a kolory i linie stapiały się w jedno.

i przymocowali je sobie do wacków gumkami recepturkami,

[...]

zanim wybiegli do wozu.

Wtedy Mick przypomniał sobie, że mieliśmy pójść na jesz-

Wjechali na krawężnik, podkręcili światła wozu na pełną

cze jedną imprezę.

moc i rozjechali płotek. Wyskoczyli i podpalili swoje czapy,

36

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

zapominając, że van wypełniały opary benzyny. Nastąpiła nielicha eksplozja – BUM! – i nagle Mick i Mac nie byli już

zadłużając się, spłacając dług i znowu zadłużając. [...] Skończyły mi się mieszkania w Brisbane,

skarpetami na fiutach i z płonącymi głowami. Stratowali mnie

w których mógłbym nocować na podłodze

goście wybiegający, żeby ich ugasić.

salonu, więc zdesperowany zadzwoniłem

Nie pozwolono ani im, ani mnie zostać na parapetówce,

do rodziców i zapytałem, czy mogę się do nich wprowadzić.

więc poszliśmy do domu. Impreza ciągnęła się do czwartej

Wtedy Jeremy powiedział mi, że z Hooperem ma dość pie-

czy piątej. Wypaliłem jeszcze kilka blantów i, jak sobie przy-

niędzy na motel, ale muszę zorganizować coś Jaszczurowi.

pominam, nabrałem przekonania, że mogę dokonać dyfuzji

Wcisnąć go gdzieś. Z dala od nich, bo jego majty naprawdę

atomów przez materię domu siłą woli. Nie przypominam

zaczynają cuchnąć. Bardzo zżył się z tym pomysłem i nie

sobie, żebym przez większość nocy na czworakach tłukł głową

miał zamiaru odpuścić. Czyli zmienić bielizny. Zaparkowałem

o ścianę salonu, aż zemdlałem. Ale ludzie mówią, że tak było.

Jaszczura w domu rodziców i problemy zaczęły puchnąć jak

Wolfgang Neumann

zajebistymi Red Hotami. Byli parą durniów biegających ze

1 Wynoszący dziesięć tygodni – przyp. A.L.

ponton wciśnięty do japońskiego samochodu.

Fragment 2. (strony 172–184)

Jaszczur miał prawie metr dziewięćdziesiąt i promieniował

Na początku miałem w tym mieszkaniu dwóch współlokato-

dzikim, pokręconym libido: miał świra na punkcie nagości,

rów, którzy niedługo po tym, jak się wprowadziłem, założyli

nie potrafił się doczekać momentu, kiedy mógł zdjąć ubranie

grupę. Nagle staliśmy się mieszkaniem zespołu – pomagierzy,

i przeciągać rękami po ciele. Jego plecy pokrywała poważnie

grupistki, przydupasy, menedżerowie, inżynierowie światła

chora skóra.

i dźwięku, inne szarpidruty i dziwadła wpadały w najrozma-

Owrzodzenia i bąble z wysiękiem, długie czarne zjeżone włosy

itszych porach.

sterczące z szyi i barków jak nogi pająków. No i oczywiście

[...]

sprawa majtów. Oszalał na ich punkcie. Naprawdę pragnął

Oczywiście zespół był zupełnie beznadziejny. Nazwali się

tych poplamionych calvinów na okładce magazynu. Przyczepił

Czarne Psy. Łaziłem za nimi podczas trzytygodniowego mar-

się do mnie jak rzep.

szu śmierci do ostatniej stacji w mieście Mount Isa, gdzie

[...]

załatwili sobie prawie regularne występy w hotelu Overland.

Ciśnienie narastało od pierwszego dnia. Jak migrena, która

Na pomysł wpadł „Rolling Stone”. Chcieli bezkompromiso-

nie chciała minąć. Moi rodzice, porządni ludzie, których nie

wego opisu pubrockowej grupy w trasie, a ja w delirce po

powinno to spotkać, zaczęli zamykać się w sypialni. Próbo-

fenterminie wykombinowałem wspaniały projekt: zatytułuję

wałem robić to, co słuszne. Trzymałem Jaszczura z dala od

artykuł Żółte majty rock’n’rolla, namówię Jaszczura, przeraża-

domu, ile mogłem. Krążyliśmy po masie pubów i imprez,

jącego wokalistę zespołu, żeby kupił białe bokserki Calvina

szukając jakieś przygłupiej biedaczki, której mógłbym go zo-

Kleina pierwszego dnia trasy i nosił je bez przerwy przez

stawić. Ale nie. Tej nocy, kiedy zainteresowały się nami dwie

sześć tygodni występów (niewielka prośba, zważywszy na

fryzjerki z Gold Coast, obie nawalone w trzy dupy ekstazką,

rekord Mila w noszeniu niepranych dżinsów na King Street1).

Jaszczur przysunął się ukradkiem i zapytał tonem rozsądnego

Zrobilibyśmy zdjęcie majtów Jaszczura na koniec trasy i prze-

człowieka, czy wydaje mi się, że moim rodzicom przeszkadza-

konałbym jakoś redaktora, że należy je dać na okładkę. Nie

łoby, gdyby wydymał je obie na podłodze salonu. „Jest druga

pamiętam uzasadnienia tego wszystkiego, ale kojarzę, że frazy

w nocy. Zachowywałbym się cichutko. Wyrzucę je za drzwi,

„żółte majty rock’n’rolla” zaczęliśmy używać jako skrótowego

kiedy tylko skończę”.

określenia nieapetycznych prawd o naturze przemysłu mu-

Coś we mnie pękło. Podjechałem taksówką do pokoju

zycznego. Na przykład warunków w Overlandzie. Hotel płacił

Jeremy’ego w Travelodge. Znalazłem go z Hooperem pod-

zespołowi kilka przemoczonych piwem dolarów za grę co noc

czas pijatyki z paroma dziewczynami, które podobno grały

i dorzucił darmowe zakwaterowanie w domu naprzeciwko. Na

w operze mydlanej Paradise Beach.

parterze stały dwa stoły bilardowe, co nie wyglądało źle, ale

Powiedziałem im, że z artykułu nici, że zespół to porażka i że

było to jedyne w Mount Isa miejsce bez klimatyzacji. Z sufitu

wracam do Sydney. Nie byli specjalnie zaskoczeni. Żółte majty

zwieszało się parę wentylatorów, tyle że zjebanych od masy

rock’n’rolla? Miałem je na sobie, a nawet nie lubię muzyki.

klamotów, które na nie narzucono.

Udałem się do domu rodziców, zawzięcie przekonany, że

Ukropu nie dawało się znieść. Nie wytrzymując temperatury,

spakuję się, wywalę Jaszczura i spędzę kolejnych parę lat,

siedzieliśmy w pubie, wydawaliśmy te kilka dolarów na piwo,

odzyskując ich szacunek. Tata, cichy człowiek, czekał na

gonzo 

41

37


t e m at n u m e r u

A la głowa kozła w salonie Lucyfera. Nie będę miał takich

do powiedzenia i tym razem było to: „wywal stąd tego de-

jazd nigdy więcej. To nienormalne. Obłąkane. Prawdziwi

bila”. Ze zmęczeniem pokiwałem głową i otworzyłem usta,

ludzie się tak nie zachowują. Prawdziwi ludzie mają pracę

żeby powiedzieć, że zajmę się wszystkim, kiedy kątem oka

i rodziny, i mieszkają w czystych domach, i jeżdżą sprawnymi

dojrzałem horror. Widoczny ponad ramieniem ojca, poza

samochodami, i robią zakupy, i napełniają lodówki świeżym

zasięgiem jego wzroku, Jaszczur ściągał ubranie i wchodził

jedzeniem, i noszą wyprane i czyste ubrania i są gotowi na

nago po schodach. Zostawiając kupę ciuchów na podłodze.

pierwszy dzień reszty swojego życia. Nagie seksmonstra nie

Chciał wziąć prysznic i zachowywał się w pełni swobodnie.

grasują im po domach, ćwicząc grę na saksofonie i pytając,

Poszedł do łazienki nago, jak u siebie. Widok jego ropiejących,

czy będzie w porządku dymanie dwóch fryzjerek na podłodze.

najeżonych pleców i zadu z trądzikiem znikających u szczytu

To się po prostu nie zdarza.

schodów przeważył szalę. Coś zacięło mi się w mózgu jak

Rodzice zaczęli się do mnie odzywać. W końcu. Po jakichś

hamulce w pędzącym samochodzie. Punkt zwrotny życia.

dwóch latach. Ale o Jaszczurze nigdy nie wspominamy. n

Wolfgang Neumann

mnie. Tak naprawdę odzywa się tylko, kiedy ma coś ważnego

A utobiografia

O scar Z eta A costa

śniadego bizona

T łum . A dam L adz i ń sk i

Wchodzi niska kobieta o ostrych rysach. Szminka i puder. Ma na sobie różową koszulkę nocną. Jędrne piersi i sprężysta dupcia pozwalają zignorować resztę. Niesie litrową miskę owiniętą celofanem. Wszyscy wstają i idziemy za nią na czarne podwórko. Jest pełnia. Chłodny powiew nadciąga od strony ogromnej czarnej masy gór będących na wyciągnięcie ręki. (fragment)

pierdoły, szefie. Awokado i koolaid, ja pierdolę! Jesteśmy w Sun

Mężczyzna z wąsami i fajką w ustach idzie tuż za nią z paroma

Valley w Idaho. John Fitzgerald Kennedy tu spał. Jackie zgwałcił

widelcami i paczką fritosów za 39 centów. Ludzie stają dookoła

niedźwiedź, tam w górach. Jasno się wyrażam? Pojmujecie?

i gapią się na miskę na stole piknikowym. Przez tłum przechodzi

Uszminkowana przepycha się do środka. Pan młody u jej boku

szmer. Napięcie. Mierzą miskę wzrokiem, jakby to była żmija!

pomoże ciąć tort. Kobieta mówi głosem tonącej żaby.

Karin podchodzi z jebutnymi czterema litrami napoju owoco-

– Karin, Michael nas przysłał. Musiał wyjechać do Alpine.

wego Koolaid. W chwili kiedy jej brat, ten z cienkimi ustami,

Grupa matulek z Chicago przyjechała, żeby go zobaczyć. Uczy-

przynosi stos papierowych kubków, nie brakuje już nikogo

nisz honory?

z obsady. To noc, w którą trzeba wyć jak zwierzę! Czwartego,

Księżniczka z Acapulco energicznie wstępuje na scenę.

kurwa, lipca, rozumiecie? To nie czas na rzępolenie czy inne

Mężczyzna z fajką pomaga jej. Otwiera paczkę fritosów. Karin

38

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

nabiera sosu i unosi magiczną miksturę do cudnych usteczek.

Złapała mnie za rękę i zaciągnęła do stołu piknikowego Nabrała czipsem porcję substancji z miski i wepchnęła mi

w ciszy. Zmieni się w sowę, jajo czy tancerkę flamenco? Słyszę

do ust. Szlam ohydny, zielone kupsko z arszenikiem – tak

iskry ze strzelającego płomieniami ogniska. Na jej twarzy

smakowało. Ale jestem mężczyzną, macho dostającym po

rozkwita szeroki uśmiech.

cencie za każdą zjedzoną łyżkę sosu z papryczek, prawda?

– Doskonałe. Po prostu doskonałe. – I bez dalszych ceregieli

– Rozumiem, że nie pojechałaś z Karin do Acapulco? –

tłum rzuca się na miskę.

dopytuję grzecznie.

– Nie chcesz spróbować? – pyta kobieta w koszulce.

– Ktoś musiał pracować. Co, nie podoba ci się?

– Nie jestem głodny – odpowiadam.

– Chyba żartujesz. Obrzydliwe w smaku. Jezu!

– Nie musisz się napychać.

– No ale nie ma być smaczne. Nie wiesz, co to pejotl?

– Napojów owocowych raczej nie piję – tłumaczę konkret-

– Kurczę, najpewniej jakiś pieprzony środek halucyno-

nej do bólu babie.

genny.

– Ale do tego dodano szczyptę magii. Naprawdę warto

– „Środek halucynogenny”, powiadacie. Ej, naprawdę jesteś

spróbować. A w ogóle jestem Gerri.

prawnikiem, Henry Hawk.

– Czołem. – Podaję jej rękę i czuję, że przejeżdża mi po

– Mam tylko jednego klienta. Johna Tibeau – odpowiadam.

wnętrzu dłoni dwoma najdłuższymi palcami. Jezus Maria,

Wpatrujemy się w księżyc wysoko nad górami przez pięć

w Riverbank to oznaczało ochotę na dymanie!

minut. – Tak, John Tibeau to mój jedyny klient.

Wolfgang Neumann

Przełyka, a jej oczy zamykają się. Przez siedem sekund czekamy

Muszę się opanować. W końcu jestem w stanie słynącym

– Tak trzymać. No dalej, spróbuj jeszcze raz. Matulka ci

z uprawy ziemniaka.

pomoże. – Jeszcze raz zielona zaraza wypełnia mi usta i iskry

– Założę się, że jesteś spod znaku Barana?

z płomienia fruną w niebo. – A teraz popij ponczykiem.

– Raczej nie. Spod znaku Samoa.

– Lepsze od budweisera – mówię matuli, kiedy przepłu-

Gerri to rozśmieszyło. Upijam się przez osmozę czy co?

kuje mi uszy napojem. Wszyscy przebrali się w stroje na

Nadal trzymała mnie za rękę. Twarz zaczęła mnie palić. To

czwartego lipca. Phare ma bandaż na czole i gra na werblach.

pewnie gorące powietrze wpadające przez okno. Nevada

Karin siedzi na stole obok pejotlu z nogami skrzyżowanymi

strasznie się ciągnęła.

w pozycji jogi. Przyszywa czipsy fritos do flagi amerykańskiej.

– Karin powiedziała, że jesteś kolegą Turka?

Po czipsie na każdy stan. Księżyc wpadł do ogniska, a dzia-

– Jego prawnikiem – odpowiedziałem.

ła eksplodują za drzewami. Wszyscy chłopcy i dziewczęta

– Naprawdę?

opuścili przyjęcie. Jesteśmy na polu bitwy, z fajerwerkami

– Mam pokazać licencję adwokata?

i petardami w nosach czekając na Brytyjczyków. Gerri roz-

– A powiedziała, że tylko podjechałeś na chwilę.

paczliwie usiłuje wetknąć mi do ucha racę.

– A mnie powiedziała, że porzuciłem zawód na dobre...

– Za mało miejsca, Samoańczyku. Nie mogę wcisnąć!

Słuchaj, hm... Skończyłaś czytać mi z ręki?

Podskakuję i odpycham ją.

– O, przepraszam. Można się rozkojarzyć przy tym pejotlu.

– Ani mi się waż dopierdalać do uszu, kobieto, czwarty

– To dodaliście do guacamole?

lipca czy nie czwarty lipca.

– Tak się to słowo wymawia? – zapytała głosem żaby.

Staje obok i ściska mnie mocno.

– Przynajmniej na Samoa.

– Przepraszam. Opowiadałeś, że matka nigdy nie karmiła

Znowu się zaśmiała. Ostry śmiech, który przypomniał mi

cię piersią. Sam poprosiłeś o włożenie bomby do ucha, draniu!

Marię w barze Trader JJ’s w San Francisco. Uderzyła mnie

Zanim możemy dokończyć dyskusję, wchodzi wyprostowana

w ramię.

kobieta. Góruje. Sterczy prosto, a zła wszelkiego się wystrze-

– Hej, podobasz mi się. Jak się nazywasz?

ga. Przyjęcie nagle zamiera. To mama. Karin odrzuca swoją

– Mówią na mnie Henry Hawk.

flagę i obciąga sukienkę do kolan.

– Miło poznać. – Sięgnęła po moją rękę.

– Słuchajcie wszyscy. Chcę wam przedstawić mamę. Żonę

– Już mi wróżyłaś.

mojego taty. Wysoka przemawia: – Jestem jego kochanką,

– A, faktycznie... Nie lubisz pejotlu?

niecna dziewucho.

– Czy to coś podobnego do majonezu?

To wszystkich nieźle rozbawiło. Dzieciak z werblem podbiega

– Henry Hawk, chodź ze mną! Matulka Gerri nauczy cię

do wysokiej i całuje ją prosto w usta.

czegoś nowego.

– To moja mama, ludzie... Mamusiu, chcielibyśmy, żebyś spró-

gonzo 

41

39


t e m at n u m e r u

bowała czegoś, co twoja córka przywiozła nam z Acapulco.

– No i? Każdy wie, że to narkotyk.

Karin wchodzi mu w słowo. – Nie przywiozłam. Dostałam

Znowu zaczęły się fajerwerki. Wielkie eksplozje czerwieni,

to od tego, który mnie podwiózł. Tutaj jest, mamo. – Wskazuje

bieli i błękitu rozświetlają niebo. Bomby wybuchają, rakiety pędzą w górę. Phare przynosi stereo i puszcza Cream. Opowiada mi, że jest muzykiem pełną gębą, a ja opowiadam mu,

– Jestem jego prawnikiem. Reprezentuję pana Tibeau. Miło

jak grałem w orkiestrze lotnictwa.

mi panią poznać.

Kiedy kończę wymiotować po raz dziesiąty, okazuje się, że

Wysoka nie widzi przez płomienie. Delikatnym ruchem

leżę za drzewem z głową na kolanach Gerri.

bierze czipsa i zanurza go w misce. Wszyscy natychmiast

– Wrzody. To tylko wrzody. Tworzę sztukę własnym żołąd-

zdejmują kostiumy, podczas gdy wyprostowana umieszcza

kiem. Moje rzygi to nowa forma sztuki – wyjaśniam.

guacamole w rubinowych ustach. Podśmiewają się, chichoczą

– Słuchaj, panie Samoańczyku... Wiem, że wędrujesz w po-

i rżą, bo złowili kolejną rybę.

szukiwaniu czegoś – mówi matulka.

– Pięknie, kochanie. Wspaniale. Z wysp, mówisz? – Znowu

– Dupa nie w poszukiwaniu. Szukam tylko

nabiera sos. Cmoka i oblizuje zęby. – Wyśmienite, po prostu

porządnego lekarza.

wyśmienite. – Syn podaje jej kubek z koolaid. Popija szparko.

– I o tym właśnie mówię... Kiedy stąd wyjedziesz, dostań się

– I cóż to ma być? Guacamole?

do Alpine. To po drodze. Mieszka tam kolega Tibeau. Idź do

– Tak, mamo. Z Samoa.

baru o nazwie Kaczka Daisy i zapytaj barmana o Bobby’ego

– A nie z Acapulco?

Millera. Powie ci, dokąd iść. Bobby zna wielu dobrych leka-

– W Acapulco już tego nie ma – mówię. – Takie awokado

rzy, których specjalnością są wrzody. Powiedz mu tylko, że

można dostać tylko na wyspach San Blas.

przysłała cię matulka Gerri.

– Wielka szkoda – kręci z dezaprobatą arystokratyczną gło-

Jakiś czas później, nie wiem kiedy, zasnąłem w swoim

wą. Wszyscy inni wypatrują jej reakcji. Czekają – modlą się

zielonym śpiworze nad strumieniem. Nie mam pojęcia, jak

– żeby ją stuknęło.

znalazłem drogę do pomnika Ernesta Hemingwaya przy

– Ale ją wytarmosi – Gerri chichocze mi do ucha.

wyciągu narciarskim w Sun Valley.

– To mamy coś poczuć? – pyta Samoańczyk.

Ale to nieistotne. Byłem sam w ciemności nad rwącą wodą

– Jak myślisz, czemu wylizuje miskę palcami?

i ból w żołądku przechodził dzięki sosowi z awokado. Wpa-

– Bo ma klasę. Nieelegancko jest wylizywać językiem.

trywałem się w gwiazdy i myślałem o starym Erneście i jego

Odwraca się i wchodzi w ogień. Pani Wilmington wparo-

ckliwych historyjkach o lewobrzeżnym Paryżu i wszystkich

wuje w powstałe miejsce. Jest co najmniej o stopę wyższa

świetnych winach i pysznych posiłkach, którymi zajadał się

ode mnie.

ze znajomymi lesbijkami. Nie mogłem pojąć, czemu musiał

– Czy to awokado nie jest po prostu cudowne?

jechać aż do Francji, żeby szukać towarzystwa, skoro Karin

– Nie poczuła pani już czegoś? – dopytuję.

i Gerri były o rzut beretem od jego domu w Ketchum w stanie

– Jeszcze nie. Piłam koniak – odpowiada. Patrzę na jej

Idaho. Może nie mógł tego znieść, pomyślałem i zasnąłem.

grecką twarz i mówię bogini: „Poczuje pani”.

O dziesiątej, kiedy słońce wznosiło się na niebie, obudzi-

Mruga do mnie.

ły mnie hałasy dzieci idących przez las. Turyści szukający

– Wiem. Przecież nie urodziłam się wczoraj.

pomnika, pod którym leżałem. Zerwałem się, chwyciłem

Kiedy Gerri wraca, mówię jej, że trik nie zadziałał.

śpiwór i po chwili siedziałem za fajerą zielonego plymoutha

– Nakręciło ją, nie?

w poszukiwaniu Bobby’ego Millera i Kaczki Daisy. n

Wolfgang Neumann

na mnie. Zabieram rękę z uszu Gerri. – Jest z wysp. Turk Tibeau go z tym wysłał – wykrzykuje.

– Tak, ale wiedziała, że to narkotyk.

40

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

C s

Adam Ladziński

Wolfgang Neumann

on afos

Słyszysz „Kalifornia” i co widzisz? Może palmy rosnące wzdłuż dróg, może błękit oceanu, może ziemię obiecaną każdego aktora i każdej aktorki, marzących choćby o statusie szeregowego robotnika w Fabryce Snów, może ludzi o niemożliwie białych zębach i niewiarygodnie złotej opaleniźnie, wtrącających z istniejącym tylko tam luzem co drugie zdanie „dude”.

Ale południowo-wschodnia część Stanów Zjednoczonych –

suknie z worków po mące. Ojciec, Manuel Mercado, pracował

Nevada, Utah, Nowy Meksyk, Arizona – to także ziemia mar-

jako mechanik, potem zbieracz brzoskwiń, a w 1943 trafił do

twych miasteczek, pełnych cichych, jakby nadpalonych ludzi,

marynarki wojennej. W 1940 rodzina przeprowadziła się do

rozdzielonych dziesiątkami kilometrów fantazyjnie powygi-

czterotysięcznego Riverbank, stanowiącego dziś część Mode-

nanych skał rozsypanych po pustyniach, na których z rzadka

sto, około 150 kilometrów na wschód od San Francisco. Acosta

pręży się chudy kaktus. Ziemia, nad którą słońce bezustannie

wspominał mieścinę jako pogrążone w zastoju, niemal martwe

i bezlitośnie operuje jak palnik: do tego stopnia, że od lat sie-

miejsce, ironicznie cytując witający przyjezdnych slogan („The

demdziesiątych przez dwie dekady budowano w Arizonie kanał

City of Action”).

ponaddwukrotnie dłuższy od Białomorskiego, aby doprowadzić

Nie oznaczało to oczywiście małomiasteczkowej sielanki.

wodę do Phoenix i Tucson. Jest to wreszcie teren, do którego

Właśnie w Riverbank Acosta po raz pierwszy zetknął się z różni-

nie ma dziś sensu wybierać się, nie znając hiszpańskiego, rejon

cami rasowymi i, co może ważniejsze, klasowymi, animującymi

rekonkwisty, który za pokolenie czy dwa może – i nie mówimy

jego działalność od połowy lat sześćdziesiątych. Meksykanie

o rojeniach przerażonej skrajnej prawicy – spróbować oderwać

byli obecni na tych terenach od stuleci (trudno nie dostrzec

się od USA i przyłączyć do Meksyku.

racji ich współczesnych działaczy, którzy traktują południowe stany USA jako zrabowane przez najeźdźcę, czy, jak pisał Acosta

„Czasem żałuję, że nie wiem więcej o swoim pochodzeniu, o przodkach”

w autobiograficznym eseju, jako sprzedane przez rząd meksykański: po przyłączeniu Teksasu do USA w 1845 i kończącym przegraną wojnę traktacie pokojowym z Villa de Guadalupe

Żadne czasy i żadne miejsca nie są utopią. Rok 1935 – kiedy

w 1848 Meksyk stracił 15% terytorium). Jako ubożsi i niewy-

Stany wciąż wykrwawiały się powoli w Wielkim Kryzysie –

kształceni mieli oczywiście status obywateli drugiej kategorii,

i miasto El Paso na granicy Teksasu i Nowego Meksyku na

bliższy czarnoskórym. To jednak banały. Dużo ciekawszy od

pewno utopią nie były. Tam właśnie przyszedł na świat żoł-

znanego każdemu dziecku dwudziestowiecznego rasizmu jest

nierz lotnictwa, misjonarz baptystów, prawnik, polityk, działacz

fakt, że wspomnienia Acosty z dzieciństwa wskazują raczej

społeczny oraz cierpiący na potworne wrzody zaprawiony

na rolę podziałów klasowych. Riverbank est omnis divisa in

konsument piwa, tequili, pejotlu i LSD: śniady bizon Oscar

partes tres: pochos (kalifornijskich Meksykanów mówiących,

Acosta. Jego matka, Juana Fierro, dokonywała cudów, aby uboga

w przeciwieństwie do rodziny Oscara, po angielsku), Okies

rodzina mogła związać koniec z końcem, między innymi szyjąc

(emigrujących za chlebem mieszkańców Oklahomy, potomków

gonzo 

41

41


t e m at n u m e r u

imigrantów z Ulsteru; ich najsławniejszym głosem był Woody

dzi syna. Rozwodzą się w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych,

Guthrie) i Amerykanów – drugą i trzecią grupę dzieli religia

a Oscara pochłania już kolejna pasja: rozsyła do wydawnictw

i status („Meksykanie, Okies i Amerykanie. Katolicy, zielono-

swoje poezje (niewysokich lotów), opowiadania (nieco lepsze)

świątkowcy i protestanci. Zbieracze brzoskwiń, robotnicy z fa-

i dwuaktówkę. Marzenia o karierze pisarskiej towarzyszyły

bryki konserw i pracownicy biurowi”1). Nie

mu przez wiele lat: „Przybywając do Los Angeles w 1968, nie

należąc do pochos, Acosta nie był uważany

miałem zamiaru pracować w zawodzie ani stawać z niczym do

za prawdziwego Meksykanina i czuł moc-

walki. Pragnąłem znaleźć OPOWIEŚĆ i napisać KSIĄŻKĘ, żeby

no odrębność: „Byłem wtedy autsajderem

móc udać się do krainy ciszy i spokoju”7. Podobnie jak Gary

równie mocno jak teraz”2.

Snyder czy John Updike w początkach kariery, utrzymywał się

1

Wolfgang Neumann

O. Acosta, The Autobiography of a Brown Buffalo, New York 1989, s. 78. 2 Tamże, s. 77. 3 Tamże, s. 6. 4 Kurwa twoja mać, chuju. 5 O. Acosta, The Autobiography of a Brown Buffalo, s. 134. 6 Tamże, s. 13. 7 O. Acosta, The Revolt of the Cockroach People, New York 1989, s. 22. 8 O. Acosta, The Autobiography of a Brown Buffalo, s. 20.

n

jako copy boy w „San Francisco Examiner”, tj. od siódmej rano roznosił redaktorom i korektorom artykuły wystukane przez

Jeśli wierzyć autobiografii, męczące go przez

reporterów na maszynie (magia analogowych czasów...), zara-

resztę życia wrzody – i to nie żadne wrzo-

zem studiując wieczorowo w San Francisco Law School, a dla

dziki wymagające połknięcia paracetamolu,

dodania sobie energii zapoznając się, z pomocą współlokatora,

tylko, jak pisze Thompson, schorzenie po-

z paletą środków stymulujących.

wodujące wymioty gejzerami czystej krwi

n

co pół godziny3 – pojawiły się nie z powodu upodobania do ostrych, gorących potraw

W 1966 zdał egzamin adwokacki przy drugim podejściu (nie-

pochłanianych z huraganową prędkością, tylko po słowach

zdanie za pierwszym opłacił wizytami u psychiatry), a następnie

policjanta, który przerwał czułe rozmowy Acosty z licealną

rozpoczął pracę w East Oakland Legal Aid Society, specjalizując

miłością pod domem jej rodziców. Trudno nie uznać momentu

się w sprawach rodzinnych i rozwodach. Z pozoru piękna karta

zetknięcia z władzą i rzuconego przez rozeźlonego nastolatka

w życiorysie: człowiek, którego wydźwignęła z ubóstwa własna

„chinga tu madre, cabron”4 za kluczowe doświadczenie dojrze-

ciężka praca, przeciwdziała pauperyzacji, marginalizacji, wy-

wania, którego echa brzmią w działalności dorosłego Acosty,

kluczeniu, hegemonii i wszystkim zbliżonym wielosylabowym

choćby w kandydowaniu na szeryfa (antyszeryfa?) Los Angeles.

rzeczownikom ze słowniczka nowoczesnego lewicowca. Tyle że

Kilka tygodni po ukończeniu liceum w Oakdale nasz bohater

rzeczywistość była zupełnie inna: Acosta czuł się nieprzygoto-

zaciągnął się do amerykańskiego lotnictwa, gdzie bynajmniej

wany („żeby była jasność, działamy z dobrych pobudek, mamy

nie posadzono go za sterami: jego rola ograniczała się do gry

dobre intencje, po prostu nie jesteśmy kompetentni”8), nie znosił

na klarnecie w orkiestrze. Przedzierzgnąwszy się w żarliwe-

potyczek sądowych z innymi prawnikami, nie cierpiał bankru-

go baptystę i zrezygnowawszy z jazzu, wysłany do Ameryki

tujących i bitych przez mężów klientek, patrzących na niego

Środkowej Acosta z typową dla siebie żarliwością wstawał do

załzawionymi oczami. „Nie mieliśmy celu, umiejętności ani

czytania Biblii o trzeciej w nocy, dwa lata nawracał panamskie

narzędzi”, pisał. Trapiony wieczną zgagą i torsjami, wytrzymał

wioski, zbudował misję w kolonii trędowatych, wreszcie – po

rok. Jest coś niepokojącego i boleśnie szczerego, jakaś brutalna

trzymiesięcznych studiach każdego wersu Ewangelii – zdecy-

prawda w szybkim wypaleniu się działaczowskiego ognia. Jest

dował się rozstać z chrześcijaństwem. W czerwcu 1956 armia

też charakterystyczne dla człowieka, któremu nigdy nie było

odesłała go z powrotem do USA. „Miałem dwadzieścia jeden lat

wygodnie, kolejne usiłowanie odnalezienia własnej Sprawy.

i nie miałem Boga. Ani nikogo, kto by mnie kochał, ani nikogo,

Następne będzie już skuteczne.

kogo kochałbym ja” .

W lipcu 1967 nasz zwalisty bohater wyrwał się bowiem

Rok później zniechęcony misjonarz zaczyna wieloletnią psy-

z San Francisco i, po napędzanej piwem, tequilą i pejotlem

choterapię. Oczywiście, zgodnie z wymogami czasu i miejsca,

kilkumiesięcznej wędrówce przez zachodnie Stany, od Idaho

w ramach klasycznego, męczącego freudyzmu – nie bez satys-

po Nowy Meksyk, w czasie której poznał Huntera Thompsona,

fakcji czyta się psychomachię z wyobrażeniem dr. Serbina, nie-

trafił wreszcie do rodzinnego El Paso i do Juarez – amerykań-

okazującego emocji terapeuty, który źródło każdego beknięcia

sko-meksykańskiego odpowiednika Görlitz i Zgorzelca. Tam

i każdego zatwardzenia widzi w nawarstwionych problemach

w styczniu 1968 zachwycił się urodą Meksykanek, przeputał

z dzieciństwa, prowokując w końcu Acostę do krzyknięcia

resztę pieniędzy pijąc, a w końcu zrozumiał swoje korzenie.

5

„wszystko to żydowskie bajeczki” . 6

W tym samym czasie żeni się z Betty Daves, która w 1959 ro-

42

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

– Słuchaj, skoro chcesz pisać o rewolucjach... Słyszałeś o Śniadej Sile? – Chodzi ci o Murzynów? (rozmowa Acosty z bratem)

na szeryfa Miasta Aniołów, zamierzając tak naprawdę zostać antyszeryfem, który rozbroi policję: pierwszym elementem jego siedmiopunktowego programu było dążenie do „rozwiązania Biura Szeryfa”. Swoją drogą, charakterystyczna dla USA możliwość demokratycznego wybierania szefa sił porządkowych została też wykorzystana przez Huntera Thompsona, który

dzący się w znacznej części z Teksasu i nazywani również

otarł się o stanowisko szeryfa Aspen. Zeta nie wygrał, ale bar-

Tejanos, byli bardzo młodym zjawiskiem. Dopiero w 1959 po-

wny sposób bycia, walizka z napisem Chicano Power i trafienie

wstała powieść Pocho, uznawana za początek prozy latynoskiej.

w czasie kampanii na kilka dni do aresztu dały mu ponad 100

Dopiero w 1963 Tejanos zorganizowali się, by przejąć władzę

tysięcy głosów.

Wolfgang Neumann

Chicanos, amerykańscy Latynosi, w tamtych czasach wywo-

(w nadgranicznym miasteczku Crystal City). Dopiero w 1968, kiedy w południowej Kalifornii żyło około dwóch milionów Latynosów, periodyk La Raza (Rasa) i Śniade Berety, organizacja

„Świadomie nie mam sobie nic do zarzucenia. Nie żałuję żadnych działań”

latynoska, poczuły się na tyle silne, by zorganizować w marcu

poważny protest we wschodnim Los Angeles.

Zastrzelenie przez policję trzech osób (w tym dziennikarza

Trzy i pół tysiąca nauczycieli i uczniów urządziło sobie zbioro-

Rubéna Salazara) po zakończeniu marszu trzydziestu tysięcy

we wagary, co wydało się władzom na tyle wywrotowe, że po

osób przeciw wojnie w Wietnamie w sierpniu 1970 roku spra-

dwóch miesiącach trzynastu organizatorów postawiono przed

wiło, że Hunter Thompson odświeżył kontak-

sądem, oskarżając o spisek i grożąc czterdziestoma pięcioma

ty z Acostą. Otoczenie prawnika niespecjalnie Uncollected Works,

latami więzienia. Acosta, który w tym momencie określał się

ufało dziennikarzowi swobodnie używającemu

9

O. Acosta, The

już jako Buffalo Zeta Brown (Bizon Zeta Śniady), bronił ich

Houston 1996, s. 8. Tamże, s. 10. rasistowskich określeń i, było nie było, wy- 11 Tamże, s. 9.

przed sądem. Skutecznie.

wodzącemu się z klasy średniej w Kentucky –

n

10

a i sam Bizon chyba chciał odpocząć od kalifornijskiego żaru, toteż w marcu 1971 przyjaciele wybrali się w dwutygodniową

Ideologia Chicano jest, mówiąc wprost, ekskluzywistyczna

podróż do Las Vegas, oficjalnie z powodu corocznego rajdu Mint

i nacjonalistyczna. Raza to pojęcie dobrze przylegające do

400, który Thompson miał zreferować w dwustu pięćdziesię-

niemieckiego Volk; Aztlán, mityczna ojczyzna Azteków, ma się

ciu słowach, a miesiąc później powtórzyli wyjazd (tym razem

mieścić właśnie w południowej Kalifornii i zostać odebrana

z okazji prawniczej konferencji poświęconej, jakżeby inaczej,

gringos („Tu, we wschodniej części Los Angeles, leży stolica

narkotykom). Dzięki tym wypadom Thompson unieśmiertelnił

Aztlánu” ); współpraca z innymi grupami wykluczonych – a są

siebie i Acostę (jako Dr. Gonzo, samoańskiego prawnika) w Sza-

to przecież czasy Czarnych Panter i Narodu Islamu – jest mrzon-

leńczej podróży do serca amerykańskiego snu, a sprawę Salazara

ką („Żaden szerszy ruch ni cholery dla nas nie zrobi. Powiedzą

opisał w wydrukowanym w kwietniu 1971 artykule Strange

parę gładkich słów, poklepią nas po główkach, a zasadniczo

Rumblings in Aztlan (Dziwne grzmienia w Aztlanie).

to paternalizm taki jak ze strony białych rasistowskich świń.

Kim byli obaj w tamtym momencie? Jesteśmy na początku

Przemawiałem na przykład na wielu wiecach na rzecz Panter

lat siedemdziesiątych. To już nie radosne taplanie się w błocie

czy Angeli Davis […] i nie dostajemy żadnych propozycji zjed-

Woodstock. Absmak po hipisowskiej niedowcielonej rewolucji,

noczenia czy współpracy”10).

czasy przygnębienia i zniechęcenia pod ojcowskim okiem Ni-

9

Żarliwość rewolucjonisty kazała Śniademu Bizonowi (który

xona, rok końca bardów (śmierć Joplin, śmierć Morrisona), rok

notabene od rozpoczęcia nauki w siódmym roku życia właściwie

otwarcia Disney World na Florydzie (więc technologii w służbie

nie używał hiszpańskiego) w pełni zidentyfikować się z ruchem:

puerylizacji, więc początków Postmanowskiego zabawiania się

„wiemy, że czeka nas czołowe zderzenie z resztą społeczeń-

na śmierć)... Na początku lat 70. Acosta z Thompsonem stali

stwa” . W sądzie reprezentował wyłącznie Latynosów i zmie-

się już – w tempie, jakie mogą zapewnić tylko czasy burzliwe

niał rozprawy w opisy problemów Chicano. A czasy wymagały

(ale które nimi nie są?) – żywymi skamielinami. Ostre słowa?

niejednego procesu. Bronił oskarżonych o podpalenie hotelu

Z dość dziecięco-radosnym stosunkiem do walk społecznych

Biltmore. W Wigilię 1969 trzystu chicanos, w tym Zeta, wdarło

(w dobie Frakcji Armii Czerwonej i Frontu Wyzwolenia Pale-

się do kościoła św. Bazylego w Los Angeles, rozrzucając hostie.

styny!), z naiwnie pozytywnym podejściem do prochów („więk-

W lutym 1970 Acosta zgłosił swoją kandydaturę w wyborach

szość ważnych pomysłów na działalność prawniczą przyszła

11

gonzo 

41

43


t e m at n u m e r u

mi do głowy na haju […] wiele mojej kreatywności wynika

z przemytem przez osobistą zemstę po pozbycie się niewy-

mierzoną raczej liczbą zapisanych stron niż wygra-

godnego prawnika przez amerykańskie władze. Prawdy nie

Tamże, s. 14.

nych rewolucji – byli gotowi wywrócić system na

poznamy. Ważniejsze jest może coś innego: wbrew temu, co

nice zamiast przytakiwać pokornie reżimowi, ale nie umieli

z lubością powtarzają wszystkie wersje językowe Wikipedii,

systemu choćby rozhuśtać.

jego ostatnie słowa w rozmowie telefonicznej z synem nie

1972 to rok publikacji autobiografii Acosty – jak twierdził

mówiły o wypływaniu łodzią pełną białego śniegu, ale chwa-

w liście do Thompsona, napisanej w ciągu pięciu tygo-

liły i kwestionowały zarazem – ponieważ brzmiały: „Mam

dni – opisującej jego losy do stycznia 1968 i przebudzenia,

nadzieję, że wiesz, co robisz ze swoim życiem”.

z kolei 1973 – rok wydania opisu działań ruchu Chicano pod

Nie wiem, czy sam Zeta przez większość czasu wiedział.

gorzkim tytułem Rewolta karaluchów. Większość rodziny

Zapewne nie zrealizował swojego potencjału. Ale jeśli coś

zobaczyła Bizona po raz ostatni podczas Święta Dziękczy-

pozostaje z człowieka po śmierci, to rozgrzanymi równinami

nienia. Są to już jednak ostatnie akordy jego piosenki. Ho-

na granicy Teksasu biegnie dziś, słaniając się od amfetaminy,

spitalizowany z powodu wrzodów, w 1974 udał się do kraju

trochę groteskowy, trochę z nadwagą, ale wciąż rycząc na

przodków. W czerwcu 1974 odpłynął niewielką łódką spod

całe gardło, cień wielkiego bizona. v

Wolfgang Neumann

12

Mazatlán i zaginął: teorie wiodą od problemów związanych

z używania środków psychodelicznych” ), ze skutecznością 12

L ester B angs

G

dzie byliście kiedy, umarł lvis?

E

Tłum. Ziemowit Szczerek

Gdzie byliście, kiedy umarł Elvis? Co robiliście i jak w związku z tym, co się stało, zapełniliście resztę dnia? Bo w przyszłości, przypominając sobie tę wielką chwilę, o tym właśnie będziemy rozmawiali. Będzie tak, jak z Pearl Harbor albo zamachem na Kennedy’ego. Takie dni zamieniają się w osobiste wspomnienia. I być może to jest w porządku, bo pomimo swojej wielkości itd. itp., Elvis pozostawił nas wszystkich tak samotnych, jak samotny był on sam. Bo rzecz w tym, że Elvis nie był już „człowiekiem ludu”, jeśli wiecie, o co mi chodzi. A jeśli nie wiecie, to pójdę nawet nieco dalej, dalej od Elvisa,

Największym grzechem artysty jest pogarda dla fanów.

i przejdę do rozważań nad tym, dlaczego wszyscy bohaterowie

Ci, którzy sobie na nią pozwolą koniec końców zbierają po-

naszej zbiorowej wyobraźni wzmacniają naszą samotność.

gardę zwrotną. Wszystko jedno, czy staną się nieśmiertelni,

44

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

jak Andy „Blada Twarz” Warhol, czy umrą modnie młodo,

niedojrzałości, nawet kiedy dopada je menopauza, a włosy

jak Lenny Bruce, Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrison,

odchodzą w niepamięć razem z Elvisem i wszystkim tym,

Charlie Parker czy Billie Holliday. Ich śmierci od śmierci

w co, jak im się kiedyś wydawało, wierzyli. Czy za pięć lat

Elvisa odróżniają dwie podstawowe rzeczy (choć, ogólnie

będzie ich jeszcze obchodziło, co robił

rzecz biorąc, wszystkich łączyły problemy z narkotykami):

Elvis przez ostatnie dwadzieścia?

każde z nich umarło w dystansie do samych siebie, i żadne z nich nie uważało, że fani mu się po prostu należą. I dlatego

g

właśnie trudno mi patrzeć na Elvisa jak na postać tragiczną.

1

Kilka dni przed śmiercią Elvisa ukazała się książka pt. Elvis: What Happened. Były to wywiady przeprowadzone przez Steve’a Dileavy’ego z dawnymi ochroniarzami Presleya, w których powywlekano brudy z jego życia: ochroniarze opowiadali o jego lekomanii, wahaniach nastrojów itd. – przyp. Z.S. 2 Będącym wówczas, jak to się mówi, en vogue lekiem rozluźniająco-hipnotycznym; podobno to właśnie metakwalon podał Polański trzynastoletniej Samancie Geimer – przyp. Z.S.

Pewnie, śmierć Elvisa jest stosunkowo

wielką, uzbrojoną instytucję, o której nikt nie wie nic poza

mało ważna w porównaniu do numerów,

tym, że jej potęga jest wręcz mityczna.

które jeszcze wytnie nam przyszłość, ale

Wiadomo, wszyscy lubiliśmy Elvisa bardziej niż Pentagon,

kto wie, czy najbardziej doniosłym wyda-

ale sami widzicie, jak to marnie brzmi. Elvis naprawdę gar-

rzeniem towarzyszącym jego śmierci nie

dził swoją publicznością i manifestował to, wydając „nowe”

był fakt, że cała historia lat siedemdzie-

płyty złożone ze starego materiału plus jeden nowy utwór,

siątych została przeczesana raz jeszcze

żebyśmy my wszyscy, frajerzy, kupili jednak płytę. Odbiło

i brutalnie zdemaskowana: trzech daw-

się to w pogardzie, którą wszyscy potajemnie (albo i nie tak

nych ochroniarzy Elvisa zeszło się ostat-

potajemnie) odczuwaliśmy do człowieka, któremu udało się

nio z pismakiem z „New York Post” i ra-

zbliżyć do boskości bardziej niż Carlosowi Castanedzie i to

zem wysmarowali książkę, która uraczyła

jeszcze zanim został powołany do wojska, co udowodniło,

nas tak długo oczekiwanym szlamem1.

jaki był z niego służalczy matoł. Ale mimo że to wszystko

Elvis był ostatnią świętą krową, którą publicznie postawi-

było dwadzieścia lat temu, my, durnie, od tamtej pory wciąż

liśmy pod pręgierz. Do tej pory wszyscy dobrze wiedzieli,

mieliśmy nadzieję i czekaliśmy na to, że kiedyś w końcu

że Keith Richards lubi ćpać, ale kiedy Elvis ładował się

znów wróci do niego ta dawna dzikość. A on najpewniej

w stuporze na scenę, nikt słowa nie pisnął o metakwalonie2.

w głębi duszy wiedział, i to lepiej od nas, że to się już nigdy

Było to poniekąd równie dobre, jak złe. Dobre, bo Elvis

nie zdarzy. Zresztą, jego dusza na pewno nie było naszą

nie pokazywał innym ludziom, że chodzenie po świecie jako

wspólną duszą. Elvis był po prostu głupawym, biednym

żywy spis leków nierefundowanych jest cool, a złe dlate-

chłopakiem z Południa; wielki bonzo-menadżer osłaniał go

go, że służył w ten sposób za ikonę Nixonowskiej metody

przed światem, filtrując wszystko, co mogłoby zaniepokoić

zamiatania brudów pod dywan i przedstawiania tego jako

kretyna, co kosi kasę. A później Elvis stał się obiektem per-

cnoty, co stanowiło przez te kilka lat esencję amerykańskości.

wersyjnej miłości, którą czuli doń choćby krytycy rockowi.

W pewnym sensie był zjawiskiem, którego eksplozja w latach

I to mimo bezbrzeżnej pogardy Elvisa dla każdego, komu

pięćdziesiątych pozwoliła w kolejnej dekadzie wyzwolić się

na nim zależało.

z oków mentalnej zachowawczości. Z drugiej strony był też

Elvis był popaprańcem, bo tylko prawdziwy popapraniec

idealnym kulturowym wyrazem lat Nixona. Nie chodzi tutaj

mógł wydać coś takiego jak Having Fun with Elvis on Stage,

o pomyślność, lecz o zamiłowanie do odcinania się od świata,

album, który pojawił się na rynku około trzech lat temu,

któremu oddawać się mogą wyłącznie wielcy prominentni,

i który składał się wyłącznie z gadek wygłaszanych pomię-

a które sprawiło, że na sucho uszła mu zbrodnia niemal

dzy piosenkami na koncercie. A te gadki były tak cienkie,

równa morderstwu: gwałt na fanach.

że Willy Burroughs i Gert Stein by się zawstydzili. Elvisa

Co oznacza, że wszyscy powinniśmy pomachać mu na

bawiło sprzedawanie nudy, kiedy Andy Warhol jeszcze robił

dobranoc środkowym palcem.

reklamy butów, ale nigdy nie mógł pojąć faktu, że jego fani

Ja sam dowiedziałem się o śmierci Elvisa pijąc piwo

nie są takimi popaprańcami jak on sam. I to był jego grzech.

z kumplem, również dziennikarzem muzycznym. Siedzieli-

Bo oni kochali go bezwarunkowo. Niezależnie od tego, jakie

śmy na jego schodach przeciwpożarowych, na dwudziestej

badziewie im podrzucał, oni chłeptali je z lubością. I dlatego

pierwszej ulicy w Chelsea. To miłe miejsce, poza tym, że

jest mi bardziej żal tych biednych baranów niż samego Elvisa.

jakaś szalona kobieta z góry co noc budzi mojego kole-

No i za kim oni tak ofiarnie teraz będą wystawali całe noce

gę swoim jazgotaniem do wyimaginowanego adwersarza.

w deszczu? Za nikim; a prawdziwą tragedią jest ta, która

Kolega mimo wszystko się nie wyprowadza, a to dlatego,

dotknęła całego pokolenia, które nie chce wyzbyć się swojej

że lubi to poczucie wspólnoty panujące ponad podziałami:

Wolfgang Neumann

Postrzegam go raczej tak, jak postrzegam Pentagon: jak

gonzo 

41

45


t e m at n u m e r u

starzy komuniści z legitymacjami mieszkają tam między

lesia śpiewającego piosenki, które znaliśmy i kochaliśmy,

ludźmi wszelkiego autoramentu, którym dość nadać ogólne

i to przecież nie tylko jego stare kawałki! A on je totalnie

miano „etnicznych”. Gdy dowiedzieliśmy

zarżnął. Jebać go, nie mówię, że się cieszę, że nie żyje, ale

3

Amerykański komik się o Elvisie, zrozumieliśmy, że czeka budzący kontrowersje i z lubością szokujący kon- nas czuwanie, poszedłem więc do sklepu serwatystów – przyp. Z.S. po browary. Gdy wyszedłem z budynku,

wiem jedno: jak poszedłem zobaczyć Elvisa Presleya, to zostałem zrobiony w wała.

minąłem jakichś Latynosów siedzących na schodkach – Słyszeliście?

g

Wolfgang Neumann

Elvis nie żyje – powiedziałem. Popatrzyli na mnie ze wzgardliwą obojętnością. No i Co

Ja też zostałem zrobiony w wała, gdy zobaczyłem Elvisa, ale

Z Tego. Może gdybym im powiedział, że Donna Summer

w zupełnie inny sposób. Była jesień 1971 roku, a w biurze

umarła, tobym się doczekał jakiejś reakcji. Pamiętam, jak

magazynu „Creem”, w którym wtedy pracowałem, pojawiły

chodziłem kiedyś po tej okolicy w koszulce z napisem „Disco

się dwa bilety na koncert Elvisa. Ustalone było, że bilety

Sucks”, słysząc niezadowolone pomruki pod swoim adresem.

dostaną ci z redakcji, którym nigdy nie było dane dostąpić

Udowadniały one jedną rzecz: już nie dla każdego Elvis był

zaszczytu obejrzenia go na żywo i w ten właśnie sposób ja

miłościwie panującym królem rock’n’rolla. W rzeczy samej –

i dyrektor artystyczny Charlie Auringer znaleźliśmy się pra-

nie dla każdego rock’n’roll był miłościwie panującą muzyką.

wie w pierwszym rzędzie przed największą sceną w Detroit.

Teraz każdy obywatel posiada swój osobny, obsesyjny kącik

Wcześniej Charlie mówił:

do wysadzania sobie mózgu w powietrze. Lata sześćdziesiąte

— Kurwa, czy ty sobie zdajesz sprawę, ile byśmy mogli

były narcystyczne, lata siedemdziesiąte są egocentryczne,

dostać, gdybyśmy sprzedali te nasze miejscówki?

i nic tego nie pokazuje lepiej niż świat muzyki pop. A kto

Nie zdawałem sobie. Ale stało się to jasne, kiedy Elvis

wie, czy Elvis nie był największym egocentrykiem z nas

powoli wszedł na scenę. To był jedyny artysta płci męskiej,

wszystkich. W sklepie poprosiłem o dwa sześciopaki i opo-

na którego reagowałem seksualnie. To znaczy – nie stawał

wiedziałem facetowi za ladą o tym, co się stało. Wyglądał

mi, ale miałem erekcję serca, kiedy tak na niego patrzyłem

na pięćdziesiątkę, siwiał, miał wielki brzuch, ale w oczach

i szalałem z pożądania, zazdrości, uwielbienia i własnych

nadal pełno życia. Powiedział:

fantazji. Mick Jagger, którego widziałem raz w 1964 i dwa

— Kurwa, niedobrze. To teraz już chyba nasza jedyna nadzieja

razy w sześćdziesiątym piątym ani razu się do tego nawet

w tym, że się Beatlesi zejdą z powrotem. Pięćdziesięciolatek!

nie zbliżył.

Powiedziałem mu, że to by chyba był największy obciach

No, a tu był Elvis, ubrany w ten swój kretyński biały ko-

w historii, i że Stonesi też powinni się rozwiązać, żeby nam

stium, który wyglądał jak pękata wersja zamku króla Artura.

wszystkim dalszego wstydu oszczędzić.

Był za gruby, a sprzączkę na pasku miał wielką jak ludzki

Roześmiał się i wskazał mi drogę do najbliższego mięsnego.

łeb. Tyle tylko, że ludzkie łby nie są wykonane z czystego

Również tam obwieściłem sprzedawcy nowinę. Ten też miał

złota i o ile przeciętny człowiek w takich ciuchach wyglą-

koło pięćdziesiątki i odpowiedział tak:

dałby jak jakiś dureń à la Neil Diamond, o tyle Elvisowi to

– Wiesz co, w dupie mam, że ten fiut nie żyje. Zabrałem

pasowało. A co mu zresztą nie pasowało… Niezależnie od

w siedemdziesiątym trzecim żonę na jego koncert do Vegas,

tego, jak beznadziejne bywały jego płyty, i od tego, jaką

zapłaciliśmy po czternaście dolarów za wstęp, a ten wyszedł

miernotę ludziom wciskał, nadal tkwiło w nim to coś, jakiś

i śpiewał przez dwadzieścia minut. A potem się przewrócił.

pobłysk z dawnych dni, kiedy to… no właśnie, nie było mnie

A potem znowu wstał i zaśpiewał jeszcze ze dwie piosenki,

tam, więc nie będę komentował.

i znów się przewrócił. W końcu powiedział: „kurwa, w zasadzie to mogę tak samo śpiewać, czy siedzę, czy stoję”.

g

No więc przykucnął na scenie i zapytał chłopaków z zespołu, którą piosenkę chcą zagrać następną, ale zanim ci zdążyli

Ale jedno powiem: Elvis Presley był facetem, który podaro-

mu odpowiedzieć, to zaczął jęczeć, że mu światło nie pasu-

wał amerykańskiej sztuce popularnej krzykliwy, wulgarny,

je. – Jest za jasno – narzekał. – Oczy mnie bolą. Zgaście to

seksualny amok (podarował go też tym samym narodowi,

albo nic nie zaśpiewam. No to zgasili. No i ja i moja żona

bo przecież ładowanie do jednego zdania słów „sztuka po-

siedzieliśmy w kompletnej ciemności, słuchając tego ko-

pularna” i „Ameryka” jest w zasadzie zbyteczne).

46

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

Mówiło się, że był pierwszym białym, który śpiewał jak czarny. To nieprawda, jeśli chodzi o twarde fakty, ale prawda w wymiarze kulturowym. Ale najbardziej istotne było to, że kiedy Elvis zaczął kręcić biodrami, a Ed Sullivan zdecydował, że on tego w telewizji nie pokaże – cały kraj wpadł w paroksyzmy seksualnej frustracji prowadzącej do trwałego niespełnienia, które zakończyło się eksplozją psychodeliczno-wojującego folkloru, którym były lata sześćdziesiąte.

Wolfgang Neumann

I nie mówcie mi tu nawet o Lennym Brusie3 – Lenny Bruce klął publicznie i uzyskał od społeczeństwa coś w rodzaju statusu męczennika, a do tego był kumaty, jak dla mnie nawet za bardzo, kurwa, kumaty (przy czym Elvis w ogóle nie był kumaty, Elvis był przecież zwykłym kierowcą ciężarówki, który kochał swoją matkę i nigdy nie mówił przy niej „kurwa” ani „ja pierdolę”), ale to Elvis uzmysłowił Ameryce, że jej podbrzusze pełne jest stłumionych żądz. Lenny Bruce pokazał, jak daleko można przesunąć granicę w społeczeństwie tak zachowawczym jak nasze i ile z tego może ujść na sucho, ale to właśnie Elvis wykopał wszystkie te pioseneczki typu „How Much is That Doggie in the Window” out the window i powiedział: „chodźmy się pieprzyć”. Wielu nadal nie może się z tego otrząsnąć. Obecnie rządzi seksualny chaos, ale z chaosu może płynąć prawdziwe zrozumienie i harmonia, i tak czy owak to właśnie Elvis – prawie samodzielnie – ot-

worzył im śluzę. Tej nocy w Detroit, nocy, której nigdy nie zapomnę, wystarczyło, by choć leciutko poruszył ścięgnem, nawet nie musiał wzruszać ramionami, a dziewczyny na sali wrzeszczały, mdlały, wyły jak w rui. Dosłownie za każdym razem, kiedy ten człowiek poruszył jakąkolwiek częścią swego ciała o choćby centymetr, dziesiątki, jeśli nie dziesiątki tysięcy ludzi dostawały amoku. Ani Sinatra, ani Jagger, ani Beatlesi – nikt nie potrafił wzbudzić takiej histerii wśród tłumu. I to po półtorej dekady wydawania gównianych płyt, po osiągnięciu wyżyn tumiwisizmu.   Jeśli miłość już naprawdę wyszła na zawsze z mody, w co nie wierzę, to naszej obojętności wobec drugiego człowieka już zawsze towarzyszyć będzie obojętność wręcz pogardliwa wobec tych, których inni uwielbiają. Dla mnie to będzie Iggy Stooge, dla was – Joni Mitchell lub ktokolwiek inny, kto wyraża wasze osobiste, skrywane, liczne bóle i mniej liczne ekstazy. Będziemy się nadal w ten sposób dzielić, bo to egocentryzm rozdaje dzisiaj karty: to jest król, którego władztwo obejmuje nawet Elvisa. Ale powiem wam jedno: już nigdy więcej nie będziemy się w żadnej kwestii tak zgadzać, jak zgadzaliśmy się w kwestii Elvisa. Więc nie będę tracił czasu na żegnanie jego trupa. Pożegnam się z wami. o

gonzo 

41

47


t e m at n u m e r u

Lester Bangs miał wąsy.

Wolfgang Neumann

Lester Bangs był dziennikarzem muzycznym.   Lester Bangs był dziennikarzem muzycznym wtedy, kiedy to miało sens: w czasach, gdy wszyscy jarali się muzyką i gdy muzyka była czymś, czym jaranie się miało sens. Bo była więcej niż tylko muzyką. Muzyka była buntem, życiem, sensem, drogą, filozofią, zmianą, symbolem, głębią. Mitem. Bla, bla, bla.    Lester Bangs urodził się w Kalifornii w 1948 roku. Był synem kierowcy ciężarówki.  Jego ojciec spalił się w pożarze, gdy Lester Bangs miał 9 lat. Jego matka, praktykujący świadek Jehowy, ciągała małego Lestera Bangsa od drzwi do drzwi ze „Strażnicą” w ręku.    Styl Lestera Bangsa był dla dziennikarstwa tym samym 48

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

Wolfgang Neumann

mniej więcej, czym muzyka rockowa była dla muzyki, jaką znano do czasu wynalezienia rock`n`rolla. A była mocno subiektywnym i mocno kozackim napieprzaniem w świętości i obalaniem mitów.   Czyli, można powiedzieć, Lester Bangs był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu, bo pisał o muzyce rockowej.   Jego styl był jednak również zarazem małym dramatem Lestera Bangsa, bo z powodu niewyparzonego jęzora i niewyparzonych recenzji jego muzyczni idole – a najbardziej kochał Iggy’ego Popa i Lou Reeda – nie cierpieli go jak ciężkiej cholery.   Cóż poradzić.   Lester Bangs był nazywany dziennikarzem gonzo, co go doprowadzało do białej kurwicy. Nie dlatego, że miał coś do gonzo jako stylu, tylko dlatego, że ten termin wymyślił Hunter Thompson, którego Lester Bangs nie cierpiał. Lester Bangs specjalnie długo nie gonzo 

41

49


t e m at n u m e r u

Wolfgang Neumann

pożył, w chwili śmierci miał trzydzieści trzy lata. Tyle samo miał Robert Philip Hoffman, gdy grał go w filmie Almost Famous. Nie ma to żadnego znaczenia, ale nie wszystko musi mieć znaczenie. Należy skończyć z tym pieprzonym, nieznośnym terrorem konsekwencji. Lester Bangs, w każdym razie, umarł młodo. Czy pozostawił po sobie przystojnego trupa – kwestia dyskusyjna. Bezdyskusyjną kwestią jest, że trup Lestera Bangsa był wąsaty.    Lester Bangs, w każdym razie, wyłamał się z tego kretyńskiego schematu umierania w wieku 27 lat. Ostatnie lata swojego życia spędził chlając i ćpając ale jednak jakoś mu się udało i olał ten cały przereklamowany Klub 27.    Śmierć Lestera Bangsa była głupawa, bo niechcący mu się przedawkowało substancje. Legalne substancje, dodajmy.   Była głupawa, ale Lester Bangs po śmierci stał się – jak to zwykle 50

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

Wolfgang Neumann

bywa – czymś w rodzaju rokendrolowego świętego i wyroczni. Podobno Kurt Cobain był bliski postawienia mu w domu ołtarzyka. Święty Lester Bangs nie uratował jednak Cobaina przed zabiciem się właśnie w wieku 27 lat. A mógł poczekać choć do trzydziestki trójki.   Lester Bangs, gdy jeszcze żył, wiedział i mówił głośno, że tylko idiota brałby sztukę na poważnie. To były takie czasy, że trzeba było to ludziom przypominać. Sam jednak nie chciał zajmować się niczym innym. I angażował się w nią tak, że za skarby świata nie można uwierzyć, by nie traktował jej poważnie.    I kto wie, czy największym dramatem Lestera Bangsa było nie to, że go Iggy Pop i Lou Reed nie lubili, tylko to, że po cichu oddawał boską cześć tym, których sam wypierdalał z cokołów na ziemię.    Ziemowit Szczerek gonzo 

41

51


t e m at n u m e r u

M ainstream dziennikarstwa po gonzo

Wolfgang Neumann

niel Ellsberg zbiera alityk wojskowy Da an ie am etn Wi w konfliktu przez admi rozczarowany wojną zujących zaognianie ka wy do ów rów ort to rap na se ch ekonać 7 tysięcy stron tajny nie udaje mu się prz go i Johnsona; kiedy eehanem z dziennika Sh em eil z N nistrację Kennedy’e się je ktu nta ko ie, rlamenc grożony łączną karą ujawnienia ich w pa innym gazetom; za 18 je uje az ek prz z „New York Times” ora w maju 1973 staje uniewinniony zo ia ien ęz wi lat 5 11

szy 24-godzinny utworzony przez Teda Turnera pierw erwcu w cz ję emis yna kanał telewizji kablowej zacz

Robert Woodward i Carl Bernstein z dziennika „Washington Post” prowadzą śledztwo na temat włamania do siedziby Partii Demokratycznej na szóstym piętrze budynku Watergate w Waszyngtonie; korzystając z anonimowych źródeł (m.in. Williama Marka Felta, wicedyrektora FBI, znanego jako Głębokie Gardło – określenie to wymyślił ich redaktor Howard Simons, nawiązując do znanego filmu porno1), doprowadzają do ustąpienia prezydenta Nixona z urzędu 1

John Tracy Kidder wydaje The Soul of a New Machine, nagrodzoną Pulitzerem powieść dziennikarską opisującą gorączkowe projektowanie minikomputera w firmie Data General

pochodzący z Brooklynu Robert C. Maynard, od 1979 redaktor naczelny dziennika „Oakland Tribune”, wykupuje go za 17 milionów dolarów, stając się pierwszym czarnoskórym posiadaczem gazety codziennej w USA

Zob. s. 101.

w grudniu tego roku Australijczyk Rupert Murdoch kupuje dziennik „San Antonio Express-News” – swoją pierwszą amerykańską gazetę

52

pierwsza nowa stacja telewizyjna w USA od lat pięćdziesiątych, utworzona przez Ruperta Murdocha Fox Broadcasting Company, rozpoczyna emisję programu w październiku

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

Wolfgang Neumann

i w 7-Eleven (amery u: pracujący latam udge, Dr tt Ma r te pokaz siły Internet ke ar telem niku Żabki) i jako Report” kańskim odpowied newsletter „Drudge ny yw at erw ns ko 95 19 iałów ter od y ma ąc cję dz prowa się na publika eek” nie zdecydował sw ew „N że ia, ky wn ns uja icą Lewi nta Clintona z Mon o romansie prezyde

Jayson Blair, od czterech lat dziennikarz „New York Timesa”, rezygnuje po udowodnieniu kilkunastu przypadków plagiatów i zmyślania wypowiedzi w artykułach; gazeta poświęca tej wpadce pierwszą stronę

.com: strona zbierająca w grudniu uruchomiony zostaje serwis digg entowanie; analogiczne kom oraz ę ocen ich a artykuły i umożliwiając ) zyskują ogromną popularność serwisy (Reddit, StumbleUpon, del.icio.us w kolejnych latach

gowa utworzona w marcu platforma mikroblo kowużyt nów milio 500 ywa zdob w ciągu sześciu lat Wiosny skiej Arab siłę na w wpły jej się isuje ników; przyp i protesty w Iranie z 2009 roku

Murdoch nabywa Dow Jones & Co., korporację publikującą „Wall Street Journal”, jeden z najbardziej prestiżowych amerykańskich dzienników

2008

nie lub przesłabnąca sprzedaż powoduje zawiesze skich o uznamiej ników dzien wielu netu niesienie do Inter son Citizen”, „Tuc nej renomie: „Seattle Post-Intelligencer”, y Post” tuck „Ken , iner” „Cincinnati Post”, „Baltimore Exam

a, publikowane w londziennikarskie śledztwo Briana Deer błędy i nieetyczne pozuje wyka dyńskim tygodniku „Sunday Times”, zonej w tygodniku ieszc zam ra auto da, stępowanie Andrew Wakefiel dotyczącej rzekomego związku „The Lancet” w lutym 1998 publikacji yczce z autyzmem szczepionki przeciw odrze, śwince i róż

2010

zakładają w maju Arianna Huffington i Kenneth Lerer przeciwwagę dla (jako i i blog i treśc cy gują agre lewicowy serwis Report”); portal dge „Dru prorepublikańskich mediów w rodzaju wa go za 315 naby AOL 12 zyskuje ogromną popularność: w 20 Pulitzera roda Nag nana przyz mu staje milionów dolarów, w zo gonzo 

41

zostaje areszstarszy szeregowy Bradley Manning i Assange'owi now Julia nia kaza prze towany pod zarzutem 490 tysięcy raportów 251 tysięcy depesz dyplomatycznych, ych wojen w Iraku i Afwojskowych i zapisów wideo dotycząc przez trzymanie nago np. , ganistanie; wielokrotnie poniżany stwa), stanął przed obój sam ięcia unikn w izolatce (rzekomo dla 10 z 22 zarzutów sądem w lutym 2013, przyznając się do

Opracowanie: Adam Ladziński 53


Wolfgang Neumann

S ebast i an R erak

P

t e m at n u m e r u

aliwo z ludzi przyszłością energetyki, czyli nowy dokument gonzoidalny

Blady jak ściana Skandynaw z rudą brodą podaje się za afrykańskiego dyplomatę i pokazuje, jak w sercu czarnego lądu kręci się wałki na handlu diamentami. „Nie będę z tobą dłużej rozmawiał. Wiem, kim jesteś – jesteś zły” – słyszy reżyser od szemranego guru najbardziej znienawidzonego Kościoła na świecie. Wysłannicy koncernów naftowych ner-

przychodzi im rozpoznawanie tych

Tamta historia to i tak nic w porów-

wowo rozglądają się wokół siebie, kiedy

modeli i dlatego przestają już nawet

naniu do ostatniej produkcji Duńczyka

jeden z prelegentów na ich konferen-

czytać prasę czy oglądać wiadomości”.

zatytułowanej Ambasador. Realizując

cji zachwala zalety produkcji paliwa

Brügger, czterdziestoletni filmowiec

ją Brügger wyciął znacznie grubszy

z ludzkiego mięsa. W filmie dokumen-

z Danii, doskonale wie, że oczy maso-

numer. Zakupiwszy za blisko sto pięć-

talnym nie wystarczą już gadające gło-

wej widowni otwierać trzeba fortelem.

dziesiąt tysięcy baksów paszport dy-

wy i eksperckie znawstwo. Dzisiejsi do-

W 2009 roku zrobiło się o nim głośno,

plomatyczny Liberii (owszem, taki

kumentaliści muszą dochodzić prawdy,

kiedy na międzynarodowych przeglą-

fant może nabyć każdy), udał się do

podtykając komuś nogę, a nie sadowiąc

dach zaprezentował dokument Det RǾde

Republiki Środkowej Afryki, aby tam

go na miękkiej kanapce.

kapel, w Polsce znany pod niefortun-

roztaczać wizję budowy fabryki zapałek.

nym tytułem Idioci w Korei.

W rzeczywistości ściemniony dyplo-

Film opowiadał o wizycie dwóch duń-

mata jeżdżąc po kraju w towarzystwie

skich komików koreańskiego pochodze-

dwóch pigmejskich asystentów obnażał

Slapstickowa Korea, skorumpowana Afryka

nia w kraju dynastii Kimów. Brügger,

skalę korupcji panujących w państwie,

„Marshall McLuhan przekonywał, że

podając się za ich menedżera, bacznie

w którym każdy urzędnik oczekuje

w świecie, w którym informacje konsu-

przyglądał się, jak przed uprawiającym

przekazania mu „koperty przyjaźni”.

muje się do oporu, ludzie stają się świa-

swoje slapstickowe żarciki duetem

O tym, że Ambasador, nominowany

domi modeli komunikowania” – prze-

prawdziwą (tragi)komedię odstawiają

do Grand Jury Prize na ubiegłorocznym

strzega Mads Brügger – „coraz łatwiej

mieszkańcy Korei Północnej.

festiwalu w Sundance, trafił mocno

54

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

i celnie, świadczyć może interwencja

in America (2007), poświęcony jest

prowadzili niejeden sabotaż pod nosem

rządu Liberii, który domagał się aresz-

niesławnemu Kościołowi Baptystycz-

korporacyjnych grubasów. Na konfe-

towania Brüggera. Póki co wniosek

nemu Westboro z Kansas. Theroux

rencji naftowej w Calgary, podając się

o ekstradycję nie wpłynął do Kopen-

jako pierwszy zbliżył się do wiernych

za przedstawicieli Exxonu, postulowali

hagi. Najwidoczniej ktoś wetknął go

wspólnoty, która od dwudziestu lat

pozyskiwanie paliwa z ludzkich zwłok.

do niewłaściwej koperty.

ochoczo szermuje hasłami w rodzaju

Udając wysłanników Halliburtona, pró-

„Bóg nienawidzi pedałów” lub „cioty

bowali sprzedać kombinezon chroniący

zgubią Amerykę”, najchętniej zakłóca-

przed kataklizmami powodowanymi

jąc w ten sposób ceremonie pogrzebo-

przez globalne ocieplenie – skafander

Wolfgang Neumann

Nie zrobisz z tego reality show

we amerykańskich żołnierzy.

upodabniający człowieka do pneuma-

Louis Theroux zawodowo wsadza kij

Ktoś inny zostałby już sto razy po-

tycznego, napęczniałego kleszcza. Za-

w mrowisko. „Tematy, jakimi się zajmu-

bity, dźgnięty nożem i przewieziony

nim trafiali w czułe objęcia ochrony,

ję są dość ekstremalne” – przekonuje –

w bagażniku, ale Theroux jest niesa-

o każdym ich wywrotowym wicu ra-

„są tak odległe od normalnych ludzkich

mowicie skuteczny w wyciąganiu od

portowały już media. Prowokacje tan-

interakcji, że nie da się zrobić z nich

swoich bohaterów informacji. Cały czas

demu Bichlbaum-Bonanno stały się

żadnego reality show”. Ten urodzony

wtyka kij w mrowisko – przestępczości,

także tematem dwóch filmów – The Yes

w Singapurze pół-Amerykanin, pół-

pedofilii, wszelkiej maści oszołomstwa.

Men z 2003 roku i młodszego o sześć

-Brytyjczyk, zawdzięczający nazwisko

Może tak jeszcze długo. Podobnych

lat The Yes Men Fix the World (w Polsce

przodkom z kanadyjskiego Quebeku,

kopczyków nigdy nie zabraknie.

emitowany przez Planete jako Yes-Meni

pierwsze szlify zdobywał u boku Michaela Moore’a, realizując absurdalne reportaże na potrzeby telewizyjnego

Prowokacja warta dwa miliardy dolarów

cyklu TV Nation. A to przedstawiał

naprawiają świat). O tym drugim, znacznie głośniejszym, jeden z krytyków napisał jako o skrzyżowaniu dokumentu w duchu Michaela Moore’a z Boratem.

szczegóły pracy komiwojażera Avonu

3 grudnia 2004 roku minęła dwudziesta

Proste jak przepis na ropę z ludzi.

wśród amazońskich Indian, to znów

rocznica wycieku gazu z fabryki pesty-

Wszystkie wspomniane wyżej fil-

meldował o ocieplaniu wizerunku Ku

cydów w Bhopal, największej katastrofy

my to przykład na to, jak uprawia się

Klux Klanu.

przemysłowej w historii. Właśnie tego

dokumentalistykę w epoce zachłyś-

Potem Theroux trafił do BBC, pod

dnia na antenie BBC World rzecznik

nięcia informacją. Brügger, Theroux

którego auspicjami realizował m.in.

prasowy koncernu Dow Chemical, do

i Yes-Meni, choć kierują się innymi

serię Louis Theroux’s Weird Weekends.

którego należały indyjskie zakłady, za-

celami i operują różną poetyką, korzy-

Zawsze gotów do konfrontacji z najróż-

powiedział, że jego pracodawca wresz-

stają ze zdobyczy dziennikarstwa gon-

niejszymi osobnikami odstającymi od

cie zajmie się wypłatą odszkodowań

zo, aby przykuć uwagę widza na dłużej

normy, eksplorował środowisko tele-

dla ofiar tragedii. W krótkim czasie

niż na przeciętny czas trwania reklamy

ewangelistów, bonzów porno-biznesu,

korporacja zaprzeczyła jednak tej de-

płynu do mycia naczyń. Angażują się

tropicieli UFO, maniaków operacji pla-

klaracji, co odbiło się na jej giełdowych

w namierzone przez siebie tematy, pro-

stycznych. Zaglądał za kulisy programu

notowaniach. Oświadczenie fałszywego

wokują zdarzenia, gotowi są kłamać

Pop Idol i do legalnych burdeli w Neva-

„rzecznika” kosztowało Dow ponad dwa

w słusznej sprawie i nie cofną się przed

dzie. Rozdzielając kuksańce ze spra-

miliardy dolarów.

pobrudzeniem sobie rąk. Swoją drogą

wiedliwą symetrią, obnażał umysłowy

Udana prowokacja była dziełem

wywołani już w tekście Michael Moore

deficyt zarówno białych, jak i czarnych

dwóch facetów – Andy’ego Bichlbauma

i kazachski gieroj Borat także zasłynęli

organizacji rasistowskich.

(prawdziwe nazwisko Jacques Servin)

podobnymi wyczynami.

Theroux nakręcił dla BBC także sze-

i Mike’a Bonanna (prawdziwe nazwisko

reg samodzielnych filmów, z których

Igor Servin). Nazywający siebie The Yes

Bo nie da się zrobić dobrego dokumen-

najgłośniejszy, The Most Hated Family

Men piewcy idei culture jammingu prze-

tu bez podłożenia komuś nogi. o

gonzo 

41

55


Z

t e m at n u m e r u

Z i emow i t S zczerek

Wolfgang Neumann

estaw składników mielonki z Huntera S. Thompsona, doktora nauk dziennikarskich

Uwaga, uwaga, oto nowina: możecie sobie kupić kostium Huntera S. Thompsona na Halloween, jeśli akurat obchodzicie Halloween. Są takie kostiumy. W necie można kupić. Albo na karnawał, jeśli Halloween nie obchodzicie. Albo na jedno i drugie. Wiadomo, o co

chodzi: przyciemniane okulary ze sporymi szkłami, hawajska koszula, papieros w lufce, krótkie portki, białe tenisówki i skarpetki do pół łydki.

J

eśli ktoś lubi się poświęcać dla tzw. efektu towarzy-

son napisał Oscarowi Acoście, swojemu przyjacielowi, temu

skiego, może jeszcze wygolić sobie Thompsońskie

samemu, którego w Parano zagrał Benicio del Toro.

megawysokie czoło jak Johnny Depp w Las Vegas Parano.

Do kostiumów są czasem dołączane bonusy, np. fałszywa

No i wiadomo: przyjść na imprezę z wielką flachą burbona

legitymacja prasowa Thompsona z „Rolling Stone’a”, którą

i – z bożą pomocą – kieszeniami pełnymi dragów. Albo jesz-

dobrze jest dawać legitymującym nas policjantom, gdy je-

cze lepiej z walizką, żeby było z fasonem. Z gazą nasączoną

dziemy sobie nawaleni przez miasto i wyobrażamy sobie, że

eterem. Bo o to głównie chodzi – o pewien fason. Można

nasze punciaki/lanosy/opelki/golfy to Krwawe Rekiny z Las

jeszcze próbować się poruszać i mówić jak Hunter – czyli,

Vegas albo co najmniej pontiaki ballbreakery z Kentucky,

jak to opisywał sam Thompson w Derby Kentucky – „bardzo

a naprany kolega rzygający przez okno to Benicio we własnej

szybko, z dziwnym rytmem […], jak człowiek, który próbuje

osobie. Są też inne bonusy – na przykład Hunterowska ryba-

kontrolować jakiś wewnętrzny obłęd”. Ten hunterowski

cka czapeczka z wyrwaną dziurą, obryzgana czerwoną farbą.

„dziwny rytm” przemielił i podarował światu Johnny Depp

Dziura ta przenosi do popkultury fakt, że Hunter Thompson

w Las Vegas Parano nakręconym na podstawie Lęku i odrazy

strzelił sobie w 2006 roku w łeb z jednego ze swoich wielkich

w Las Vegas. A wcześniej Bill Murray w Where the Buffalo

koltów, do których odnosił się z wielkim nabożeństwem.

Roam, luźno bazującym na – cóż – nekrologu, który Thomp-

No i wiadomo – przebrawszy się, należy grzać przez całą

56

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

odnieść wrażenie, znacznie więcej, niż

wszystkiego wszędzie i marskość ca-

i życie, na topory. Kostium zobowiązuje.

sam mit. Po Hunterze niby też, ale treść

łego Huntera – chodziło o mit. Wit-

I kto wie, czy nie to grzanie właśnie

tego, co pisał, została przywalona przez

kacy też skrzętnie notował, kiedy i co

pozostało główną spuścizną po Hun-

grubą warstwę komiksowego przegię-

zażywał, ale w jego wypadku raczej

terze S. Thompsonie, doktorze nauk

cia. Czyli medialnego imażu Huntera –

nie ma powodu, żeby mu nie wierzyć,

dziennikarskich.

którego zresztą sam był autorem – i na

bo nawet jeśli czasem koloryzował, to

Hunter robił za kogoś w rodzaju ame-

tym także polega jego podobieństwo do

jego koloryzowanie było niczym przy

rykańskiego Witkacego, tyle że zame-

Witkacego. Tyle że za Witkacego mało

amerykańsko gigantycznej ściemie

rykańszczonego do cna i – co za tym

kto się przebiera w karnawał. A jeśli już

Thompsona. Witkacy przy Hunterze

idzie – totalnie spopowionego. I być

ktoś, to raczej studenci kulturoznaw-

pod tym względem był jak Krużebniki

może właśnie za sprawą swojej popo-

stwa albo polonistyki, a nie nawaleni

przy Chicago. Witkacy, owszem, był

watości kojarzy się dziś głównie z nad-

gówniarze z – dajmy na to – liceum.

przegięty, ale przegięciem „ludzkim”,

używaniem dragów i alkoholu oraz

Niczego nie ujmując liceom. I nie oce-

„europejskim”. Nie po amerykańsku,

z fazowym pisaniem. Hunter, w każ-

niając nawet, czy to dobrze, czy to źle.

po bandzie. Thompson był Ameryka-

dym razie, siedział w swoim górskim

Jako porządny komiksowy bohater

ninem, a więc „zwykłe” przegięcie nie

Aspen w Kolorado jak Witkacy w Za-

Thompson miał swój stały, charak-

mogło wystarczyć. Trzeba było stać się

kopanem. Od czasu do czasu, jak i on,

terystyczny strój, dokładnie ten sam,

superbohaterem dragowania i łotania

Wolfgang Neumann

noc, bez litości, bez jeńców, na śmierć

robiąc tournée po kraju. Podobnie jak

w który dzisiaj można się przebrać na

(albo superłotrem, jak kto woli).

Witkacy, Thompson jest autorem, któ-

Halloween. Do tego atrybuty: dunhill

Trzeba było pozyskać supermoce.

rego fajnie się czyta, i o którym czyta

w fifce w kąciku ust, whisky z gigan-

Trzeba było żyć poza rzeczywistością,

się jeszcze fajniej. Eksperymentującym

tyczną ilością lodu. Wielki pistolet. Ma-

poza wiekiem, poza czasem, poza wy-

z narkotykami i do pewnego stopnia

szyna do pisania. No i te nerwowe ru-

trzymałością wątroby, nerek i przysadki

pozującym na zbawiciela, który daje

chy. Całe Stany wiedziały, gdzie Hunter

mózgowej. A jeśli coś takiego w rzeczy-

po kablach po to, żebyśmy my już nie

pija: w Woody Creek Tavern w Aspen.

wistości nie mogłoby się zdarzyć, to

musieli tego robić.

I jak wygląda jego pokój do pracy: cały

tym gorzej dla rzeczywistości.

T

w drewnie, w myśliwskich trofeach,

ak jak Witkacy, Hunter miał w so-

dziwacznych plakatach, stertach ksią-

N

a Hunterze wzorowano jednego

bie silny magnetyzm. Działał na

żek i papierzysk. Pokój ten pojawiał się

ludzi. E. Jean Carroll, autor książki

we wszystkich dokumentach kręconych

kańskiego komiksu – Pająka Jeruzalem

Hunter. The Strange and Savage Life

o Hunterze Thompsonie.

z serii Transmetropolitan (scenariusz

of Hunter S. Thompson, pisał na przy-

Życie Huntera też było komiksowe

– Warren Ellis). Pająk też jest dzienni-

kład, że gdy złapała go kiedyś policja,

i w komiksowy sposób przegięte. Tak

karzem gonzo, a żeby nie było wątpli-

której zachciało się sprawdzić, kto też

przynajmniej je przedstawiano. Jego

wości, z kogo się zrodził, poznajemy

z ciekawszych bohaterów amery-

tam w kanałach strzela z broni palnej

biograf, wspomniany już E. Jean Car-

go siedzącego w zapuszczonej górskiej

do szczurów, Thompsonowi (bo to był

roll, pisał w swojej książce o „prze-

chacie, we wnętrzu mocno przypomi-

on, co poradzić) udało się niepostrze-

ciętnym dniu” Thompsona. Zaczynać

nającym słynne wnętrze gabinetu

żenie wyrzucić gdzieś pistolet i tak

się on miał około piętnastej, kiedy

Thompsona, i mierzącego do telefonu,

zbajerować policjantów, że ci zaprosili

to Hunter zwlekał się z łóżka i nale-

za którego pośrednictwem wydawca

go na kawę. I wszyscy rozeszliby się

wał sobie whisky, a kończyło o wpół

domaga się od niego zamówionych

w pokoju, gdyby nie to, że Thompson

do dziewiątej rano, po wielu, wielu

tekstów. Czyli powtarzającego dokład-

za bardzo się wyluzował, zaczął bujać

szklankach gorzały w różnej formie,

nie ten sam motyw, który otwiera film

się na krześle i wypadły mu z kiesze-

kreskach kokainy, kwasach i dżointach.

Where the Buffalo Roam. Wyjeżdżając

ni naboje do magnum. Nie wiadomo,

I też nie było tu ważne, czy Thompson

z gór, Pająk rozwala z bazooki lokalny

czy to legenda, czy nie – ale przecież

żył tak naprawdę, czy nie – a, przyzna-

bar, w którym zwykł się zalewać i który

w tym wypadku właśnie o to chodzi,

cie, trudno sobie wyobrazić, by można

jest dla Pająka tym samym, czym dla

że to wszystko jedno.

było w ten sposób funkcjonować dłużej

Thompsona było Woody Creek Tavern.

Tyle że po Witkacym zostało, można

niż tydzień i nie wykitować na wylew

Pająk żyje w Ameryce przyszłości, miej-

gonzo 

41

57


t e m at n u m e r u

scu apokaliptycznym i nieco przypominającym najgorsze

ten świat mu się skończył, to Witkacy uznał, że nie ma co się

kwasowe jazdy Thompsona i – podobnie jak Hunter – klnie

szarpać, usiadł pod dębem i zrobił w końcu to, co od dawna

jak szewc, ćpa aż furczy, chleje, odpala

marudził, że zrobi. Sprawa z samobójstwem Huntera jest inna

W rzeczywistości Debo- papierosa od papierosa (jest uodporniony rah Fuller, jego asystentka, znalazła się przypadkowo na raka płuc) i na śmierć i życie walczy na linii strzału. z każdym, kto próbuje nadużywać władzy

niż sprawa Witkacego, ale kto wie, czy mimo wszystko nie

– kiedyś za pomocą jednego telefonu spra-

nej z żoną, notabene) Thompson po prostu olał zbliżającą

wił, że sześciu polityków popełniło samobójstwa. Naczelnym

się nieuchronnie walkę z ciężkimi chorobami, to tak samo

wrogiem Pająka jest Bestia, prezydent, w którym zobaczyć

Witkacy nie chciał żyć w świecie, w którym ta rzeczywistość,

można wcielenie arcywroga Huntera – Richarda Nixona.

którą znał i kochał, przestałaby być dla niego dostępna.

Wolfgang Neumann

1

(Thompson uważał, że Nixon jest ucieleśnieniem wszystkich najgorszych cech Amerykanów. W Where the Buffalo Roam grający Huntera Bill Murray szczuł na jego manekina psa,

wychodziło na to samo. Bo jeśli prawdą jest, że zabijając się (podczas niespecjalnie zobowiązującej rozmowy telefonicz-

N

ieco odrębnym od Thompsona bytem był Raoul Duke, jego literackie alter ego. Tak naprawdę to Raoul Duke był

który tarmosił wyobrażenie pana prezydenta za jaja).

tym ćpającym wszystko i chlejącym wszystko superantybo-

Dystopia, w której żyje Pająk również ma w sobie coś

haterem, to on był naprawdę przegięty.

witkacowskiego – to jest świat na dragach (ćpają tu nawet

Problem z nim polegał na tym, że jeśli założymy, że Duke

automaty), w którym w barze na rogu kupuje się oczy karibu

jest gonzowersją samego Thompsona, czyli jeśli uwypukla

na lekkiego głoda i w którym człowiek w klasycznej, cieles-

jego kluczowe cechy, to wtedy zobaczymy wyraźnie, że cały

nej postaci staje się przeżytkiem – bo po co wlec za sobą

idealizm Huntera idzie się paść i zamienia się na miejsca

dysfunkcyjne ciało, jeśli można zamienić się, na przykład,

ze skrajnie subiektywnym, a więc bardzo często boleśnie

w czystą energię. W tym sensie Pająk, podobnie jak Witkacy,

egoistycznym patrzeniem na świat.

jest czymś w rodzaju konserwatysty pogodzonego ze swoim antykonserwatywnym sumieniem: obaj zdają sobie sprawę z nieuchronności zmian na świecie, a nawet często rozumieją

D

obrze ilustruje to kolejna postać amerykańskiej kultury masowej wzorowana na Thompsonie – wujek Duke,

ich zasadność. Obaj jednak też wiedzą, że nie będą mogli żyć

jeden z wielu bohaterów popularnego stripu Doonesbury.

bez starego świata, który właśnie odchodzi w niepamięć.

Duke jest po prostu nadętym, głupio-mądrym i chrzaniącym

S

wszystko, za co się weźmie, antypatycznym kolesiem nad-

am Hunter też miał w sobie dużo miłości do amery-

używającym alkoholu, narkotyków i zaufania społeczeństwa.

kańskiego stylu życia, niezależnie od tego, co na jego

Kocha broń. Nie ma w nim niczego z błazna, jest po prostu

temat wypisywał. Thompson nie chciał wywracać świata do

cwaniakiem i cynikiem. Który, jeśli powie coś ciekawego

góry nogami, by stworzyć utopijne społeczeństwo, i niech

(kandydując na prezydenta USA, Duke wyznał Larry’emu

nikogo nie zwiedzie fakt, że w jego gabinecie wisiał portret

Kingowi, że dzieci w Stanach powinno się nauczać za pośred-

Che, a w wyborach głosował na lewicowych radykałów. Co to

nictwem telewizji – „jedynej instytucji, do której odczuwają

za lewicowy aktywista, który strzela z magnum do szczurów.

szacunek”), to raczej przypadkiem, próbując maskować swoją

I który kiedyś ostrzelał swoją asystentkę grubym myśliw-

niekompetencję czy kolejny przekręt. Kto wie, czy właśnie nie

skim śrutem, bo, jak twierdził, pomylił ją z niedźwiedziem

tak się kończy turbosubiektywne gonzo, stając się symbolem

wałęsającym mu się koło domu1. Hunter zbyt mocno kochał

zadragowanego hedonizmu, mającego ambicje rozstawiać

swoje spluwy, których miał w domu taką ilość, że mógłby

ludzi po kątach. A Thompson, dodajmy, firmował to wszystko

uzbroić połowę swojego hrabstwa Pitki. Zbyt mocno kochał

z radością, twierdząc, że Duke jest wiernym odbiciem jego

amerykańską formułę wolności, sport, wielkie samochody,

charakteru. Z jednej strony – w porządku, bo w ten sposób

drinki, żarcie, i w ogóle to wszystko, co by zniknęło, gdyby

Hunter przejawiał zdrowy dystans do siebie i swojego wize-

komukolwiek zachciało się tworzyć nowy wspaniały świat na

runku, zresztą wujek Duke daje się lubić, jeśli obserwować

gruzach starego. Choć – nie wykluczam – mógł nie zdawać

go z pewnej odległości. Ale z drugiej strony Duke w pewien

sobie z tego sprawy. Thompson był amerykański do szpiku

sposób obnaża gonzo.

kości i nie mógłby funkcjonować poza amerykańskim kontekstem. Tak samo, jak Witkacy nie mógł funkcjonować poza światem inteligencko-ziemiańsko-artystycznej Polski i gdy

58

N

o i cóż, dochodzimy w końcu do Las Vegas Parano, wyreżyserowanej przez Terry’ego Gilliama (eks-Monty Python)

41

 gonzo


t e m at n u m e r u

ekranizacji Lęku i odrazy w Las Vegas. Nieuchronnie. Bo

cześnie za serce i za krocze – i nic więcej nie było potrzeba.

kto wie, czy to właśnie ten film, świetny przecież, nie był

Po latach sześćdziesiątych ludzie mieli dosyć konkretnego,

gwoździem do trumny przesłania Lęku i odrazy i – ogólnie

zideologizowanego przesłania, było go do tej pory bowiem

– dziedzictwa Huntera, jeśli nawet założymy, że Hunter

oporowo, aż do wyrzygania – no i lata siedemdziesiąte były

w ogóle pozostawił po sobie jakieś wyraźne przesłanie. Bo

właśnie tym rzyganiem. A gonzo się w to wpisywało.

czym jest jego twórczość dla tych, którzy kupują kostiumy Duke’a/Huntera na Halloween? Czym był dla nich Lęk i odraza? Przypomnieniem, że trzeba patrzeć władzy na ręce, bo

Z

resztą, hipisi też nie byli już tymi samymi hipisami – sam Hunter wyśmiewał ich, że nie mają już zbyt wiele

wspólnego z własnymi ideałami, a coraz więcej ze zwykłym

odloty nie są odpowiedzią na zło tego świata, tylko uda-

ostrym ćpaniem. Ale nawet w czasach swojej świetności nie

waniem, że jeśli zamknie się oczy, to te problemy znikną?

dawali żadnego rozwiązania dla świata – pokazywali tylko,

Że demonizowanie narkotyków sprawia, że stają się coraz

którymi drzwiami można z niego najefektowniej spierdolić.

bardziej atrakcyjne i kultowe? Rzecz w tym, że nie. Z Para-

Gonzo też nie było, oczywiście, rozwiązaniem. W jakiś sposób

no przeciętny współczesny odbiorca dowiaduje się przede

było reakcyjne. Jeśli kończył się obiektywizm, to kończył się

wszystkim, że po kwasie można zobaczyć jaszczury. I że te

też idealizm pokolenia hipisów, kończyła się lewicowość

jaszczury, mimo że trochę straszne, są w sumie cool. I że

chcąca przytulić cały świat do piersi, ideologia wyrozumia-

generalnie dobra faza nie jest zła. I doskonale o tym wszy-

łości, zrozumienia dla słabości. Tymczasem Raoul Duke i Dr

scy wiecie. W tym wszystkim zawsze chodziło o bycie cool.

Gonzo z Lęku i odrazy w Las Vegas nie mają litości, a hipisi

Już kiedy kręcono Buffalo, to plotki z planu kręciły amerykań-

ich raczej bawią. Biorą, co prawda, jednego na stopa gdzieś

ską opinię publiczną bardziej niż cały film. Całe Stany jarały

pośrodku pustyni na granicy Nevady i Kalifornii, ale tylko

się tym, jak grający Huntera Bill Murray uczył się jego „ma-

po to, by tak hipisa zeschizować, że ten spieprzył im czym

nieryzmów”, jak razem imprezowali i zmieniali scenariusz

prędzej z kabrioletu po tylnym kufrze; dokładnie tak samo,

filmu do tego stopnia, że jego autor John Kaye stwierdził,

jak niecałą dekadę wcześniej Jackie Kennedy uciekała z ot-

że nic tu po nim, spakował się i dał sobie z filmem spokój.

wartej limuzyny JFK-a pokryta mózgiem i krwią jej przed

Ale i w tym nie ma niczego nowego.

chwilą zabitego męża-prezydenta. No i to właśnie było gonzo.

Wolfgang Neumann

inaczej gotowa zabronić ci, czego tylko można? Że tripowe

H

I o ile hipisi stawali na głowie, żeby wyjaśnić światu spounter Thompson nie stworzył gonzo, tylko je nazwał.

łeczną przydatność jazdy na kwasie, to Hunter mówił głośno,

A jeśli już „stworzył”, to na tej samej zasadzie, na ja-

że za nic w świecie nie radziłby nikomu brać narkotyków,

kiej Amerykanie „stworzyli” pizzę: pragonzo istniało już

chlać, używać przemocy czy zanurzać się w niepoczytalno-

wcześniej, byli przecież bitnicy, był Jarosław Haszek z jego

ści. Dodawał tylko, że w jego przypadku to wszystko działa

łże-dziennikarskimi opowieściami z pieszych wędrówek po

całkiem nieźle.

Cekanii, była choćby europejska powieść łotrzykowska – ale

W porządku, ale to też nie jest rozwiązanie. Nikt, oczywi-

tak samo, jak Amerykanie sprzedali światu na nowo włoski

ście, nie mówił, że Thompson miał zbawić świat. Nie miał.

placek z serem, grzybami i od święta mięsem, tak Hunter

Mógł uważać, że obiektywizm zafałszowuje obraz świata

przepakował i opchnął ostro subiektywny, zawadiacki opis

i ma w sobie coś nieludzkiego. Okej. Od totalnego obiekty-

rzeczywistości. No i chwyciło, bo opis taki jest efektowny

wizmu do totalnego subiektywizmu droga jest tak daleka,

i stawia kawę na ławę. Jest cool. W czasach Huntera było

jak od wszechświatowego grupowego seksu do masturbacji.

to dokładnie to, czego oczekiwało pokolenie. Kończyła się

Ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że taki wszechogarniający

epoka hipisów – wyzwolonych obyczajowo Jezusów Chry-

seks musiałby być dla wielu zwykłym gwałtem, to może

stusów na kwasie, nadchodził punk, punk, punk. W którym

i faktycznie rozwiązanie Huntera jest lepsze. Tyle tylko,

(przynajmniej z początku) nie bardzo było wiadomo, o co

że pozostawia nas wobec świata zupełnie samych. I tylko

chodzi, ale to było w porządku, bo punk komponował ze sobą

z własnymi genitaliami w garści. o

słowa „nie” i „wypierdalać” tak pięknie, że chwytało jedno-

gonzo 

41

59


polskie gonzo

Od lat powtarzamy, że Polska to kraj nieopisany, pozbawiony kanałów komunikacji i piewców najciekawszych aspektów rodzimej rzeczywistości. Co rusz okazuje się, że własny kraj jest dla nas egzotyczną krainą, której szerokie, choć niezdefiniowane przez kartografów granice rozciągają się od wód zapomnienia po szczyt snów o potędze, od szańców uprzedzeń po bagna kompleksów, od płaskowyżu uniesień po zaułki melancholii. W środku głównie równiny, żuławy, niż i depresja. Są też i weselsze

Wolfgang Neumann

aspekty, zwłaszcza gdy przychodzi śmiać się z rodaków. Niewielu śmiałków zapuszcza się w zakamarki naszej dziwnej ojczyzny. W dziale „Polska” piszemy o przyczynach tego przeoczenia i przywołujemy nieliczne ekspedycje do jądra polskiej ciemności. Jeden z bohaterów numeru, Ziemowit Szczerek, opowiada o swej debiutanckiej książce – prekursorskim polskim gonzo. O napisanie tekstu w tej poetyce poprosiliśmy też Łukasza Grzymalskiego – współpracownika wielu redakcji, pełnokrwistego reportera miejskiego, fotografa, miłośnika kolei i niebezpiecznych przygód. Podczas gdy Podróże z kuzynem reprezentują chropowate, undergroundowe początki polskiego protogonzo, o których pisze Jan Bińczycki, teksty Szczerka wydają się wypływać na szerokie wody dojrzałej formuły polskiej odsłony gatunku.

KISZONEZ MIODEM FRUKTA

GRZEGORZ KOPEĆ

Dlaczego tak bogata i niezwykle interesująca szkoła polskiego reportażu i dziennikarstwa nie wykreowała stylu gonzo w sensie ścisłym? Co spowodowało, że nie pojawił się u nas reporter lub dziennikarz tworzący w tym gatunku bądź nawiązujący do niego? Odpowiedź wydaje się prosta. W czasie, kiedy ów nurt się

socjalizmu. Większość polskich reportażystów starała się

klarował, Polska była krajem „zamkniętym”, a model wę-

zza podwójnej gardy przemycać „prawdę czasu”. Powsta-

drującego i piszącego na narkotycznym tripie twórcy był

wały dzięki temu książki ważne i wielkie (by wspomnieć

nie tyle egzotyczny, ile wręcz niemożliwy. Nigdy w historii

choćby twórczość Ryszarda Kapuścińskiego, Hanny Krall czy

polskiego reportażu opisywanie rzeczywistości (a co dopiero

Krzysztofa Kąkolewskiego), a jednym z nadrzędnych celów

jej ubarwianie) nie było tak trudne jak w latach realnego

przyświecających reportażystom było oszukanie cenzury,

60

41

 gonzo


polskie gonzo

w czym pomagała literackość tekstu, ujęcie opisywanych

cenzura, nastał czas ekonomii wolnorynkowej. Można było

zdarzeń, miejsc i bohaterów w nawiasy i przenośnie, co

drukować i wydawać w zasadzie wszystko, a jednak nadal nie

uniknąć pozwalało dosłowności. Wykreowane dzięki temu

pojawił się nikt, kto nawiązałby do stylu gonzo. Większość

techniki były uznane za znak rozpoznawczy polskiego re-

nowych reporterów starała się pisać

portażu, a każdy początkujący dziennikarz chciał się na

w stylu swoich starszych kolegów

1

bardziej wydawać cokolwiek, co mogłoby mieć związek ze

Rozmowa przeprowadzona z Piotrem Rypsonem i mistrzów albo też wypracowywała 30.07.2010 w Warszawie. Zob. własny styl w obrębie klasycznego http://alleninpoland.blogspot.com.

słowami „subiektywny”, „narkotyczny” czy też „antyrządo-

reportażu. Pojawiały się tytuły nawią-

wy”? Patent na ubarwianie rzeczywistości miała tylko władza.

zujące do stylu i mocno balansujące na jego granicy („Nie”,

Prawda kisiła się w szczelnie zamkniętych słojach cenzury

„Fakty i Mity”, „Zły”), pozbawione były jednak walorów

i jedynie talenty twórców potrafiły w jakimś sensie uchylić

literackich i mocno konserwowały politycznie polską pseu-

szczelne wieko. Kto chciał szczerze i bezpośrednio opisywać

dolewicę. Nie przełamanie konwencji, lecz zainteresowanie

zastaną rzeczywistość, był w najlepszym razie skazany na

odbiorców i zwiększenie poczytności było celem „sensacyj-

wydawnictwa podziemne; polskimi twórcami opisującymi

nych” treści produkowanych przez te czasopisma.

narkotyczne wędrówki mógł się zainteresować co najwy-

Niemniej pojawiły się zjawiska istotne z punktu widzenia

żej MONAR. Społeczeństwo niewiele wiedziało o świecie

gonzo: choćby książka Piotra Milewskiego zatytułowana

(poza oficjalnym obiegiem), a świat niewiele wiedział o nas.

Rok nie wyrok czy FAKTOID – Niecodzienny Tygodnik, nie-

U schyłku systemu komunistycznego, w 1986 roku, Pol-

świadomie spełniający prawie wszystkie założenia stylu.

skę odwiedził Allen Ginsberg (co samo w sobie wydaje się

W jednym z wywiadów William Faulkner powiedział, że

nieprawdopodobne). Oto relacja jednego z jego opiekunów

fikcja literacka jest o wiele prawdziwsza niż jakikolwiek ro-

podczas tej wizyty, Piotra Rypsona (koordynatora programu

dzaj dziennikarstwa. Nie przypuszczał jednak, że dojdzie do

wydawniczego Akademii Ruchu, obecnie zastępcy dyrektora

sytuacji, kiedy informacje będą traktowane jako prawdziwe

Muzeum Narodowego w Warszawie):

tylko dlatego, że ukazały się w mediach. Fabrykowanie bzdur

Wolfgang Neumann

nich wzorować. Komu przyszłoby do głowy tworzyć, a tym

Sporo żeśmy z Ginsbergiem spacerowali po mieście.

oraz ich upowszechnianie w celu manipulacji opinią publicz-

Miasto było dość potworne, szarzyzna, pustki, w sklepach

ną bądź utrzymania na przykład celebryty na fali stały się

pustki. Pamiętam, że poszliśmy do jakiegoś sklepu

standardem. Media nieświadomie zaczęły uprawiać gonzo à

spożywczego i Ginsberg się strasznie ucieszył, bo na

rebours, przesuwając dziennikarstwo w obszary faktopodobne,

półkach stały tylko kompoty, a Burroughs mówił mu, że

prześcigając się w „podkręconych” informacjach, nowościach,

w Polsce musi koniecznie kompotu spróbować. Chodziło

tajemnicach, jedynych tu i teraz, często prześcigając wyob-

oczywiście o kompot z maku .

raźnię rysownika Ralpha Steadmana.

1

Wszystko zmieniło się po 1989 roku. W Polsce pojawiło się

Skwaszone frukta wydostały się ze szczelnie zamkniętego

wiele nowych tytułów prasowych oraz wydawnictw, padła

słoja. Dobrze sprzedają się z dodatkiem sztucznego miodu. 

gonzo 

41

61


S porysz zamiast pejotlu polskie gonzo

Wolfgang Neumann

J an B i ń cz y ck i

W Polsce przyjęły się niemal wszystkie przejawy amerykańskiej kontrkultury: kino drogi, muzyka rockowa i folkowa, hippisowska moda, poezja beatników, a nawet wolna miłość i narkotyki. Czemu nie przyjęło się gonzo?

Gdybania można by snuć bez końca. Pewną część odpowie-

Na koniec warto też wspomnieć o dostępności psychode-

dzialności należy zrzucić na cenzorów – bo ekspresyjny,

lików – jednego z głównych katalizatorów pisarstwa gonzo.

prowokacyjny styl nie mieścił się w dopuszczalnych reje-

Jak wynika ze wspomnień weteranów rodzimego ruchu hip-

strach reakcji na rzeczywistość. Kłopoty i zakaz publikacji

pisowskiego, narkotyki używane przez kolegów zza oceanu

ściągnął na siebie Jerzy Urban, o którego reporterskich i fe-

stanowiły niedostępny obiekt marzeń. A krajowe substytuty

lietonistycznych talentach zwykło

wykradane z fabryk i sklepów chemicznych nie mogły kon-

się zapominać ze względu na jego

kurować z prawdziwym LSD.

działalność w czasach Jaruzelskie-

Podsumowując – cenzura i rozmaite ograniczenia poli-

go. Kłopotów (od zakazu druku po

tyczne w okresie PRL poprzez szereg ograniczeń paradok-

sprawy sądowe i ubeckie szykany)

salnie dawały bodźce do rozwoju gatunku i poszukiwań, nie

doświadczyło także wielu innych

pozwalały jednak uwolnić się od społecznych powinności

1

K. Wolny-Zmorzyński, Poetyka reportażu polskiego po 1989 r. Zarys problematyki [w:] Reportaż a przemiany społeczne po 1989 r., red. K. Wolny-Zmorzyński, Wojciech Furman, Kraków – Rzeszów 2005, s. 25–26.

dziennikarzy. Ale mniejsza o cen-

– rozumianych jako wychwalanie socjalistycznego ładu lub

zurę, istniał przecież niezależny, półlegalny obieg i prasa

poszerzanie perspektywy w ramach dostępnych możliwości.

emigracyjna. Prawdopodobnie zawiniło również sprzężenie

Reporterzy uprawiali grę z rzeczywistością i oficjalnym

zwrotne pomiędzy cenzorskim kneblem a inteligenckim po-

tonem, nie miała ona jednak cech gonzo. Ten stan rzeczy

czuciem przyzwoitości. Wypadało używać ezopowego języka

celnie punktuje Kazimierz Wolny-Zmorzyński1:

do przemycania prawdy, a egocentryczne brewerie byłyby

W okresie od 1945 do 1989 roku w Polsce Ludowej

zwyczajnie w złym tonie. Jeśli przydarzała się emigracja

władza komunistyczna narzuciła twórcom kultury, a więc

wewnętrzna, to zwykle była to próba beletrystycznej, a nie

i dziennikarzom, wzory mówienia o rzeczywistości. Nie

reporterskiej proweniencji.

wolno im było dzielić się spostrzeżeniami wprost, tak

Po trzecie – literatura cieszyła się w powojennej Polsce

jak je przeżywali, pokazywać zła systemu autorytarnego,

wysoką rangą – zarówno ze względów historycznych (jako

przedstawiać prawdy. Stosowali kamuflaż. W reportażu

nośnik tradycji narodowych), jak i w kontekście współczes-

polegało to na korzystaniu z chwytów znanych literaturze.

nym (jako komentarz wobec rzeczywistości lub ostentacyjna

Tak pisali m.in. Melchior Wańkowicz, Stefan Kozicki,

dezercja w prywatność).

Joanna Siedlecka, Barbara N. Łopieńska, Jerzy Lovell,

Trzeba pamiętać o działalności bezpieki, która skrupulatnie

Romuald Karaś, Ryszard Kapuściński. Stworzyli poetykę

uderzała w kłopotliwych pisarzy, wykorzystując wszelkie

reportażu, stosując najlepsze wzory z literatury polskiej

odstępstwa od zadziwiająco bigoteryjnych norm moralnych obowiązujących w socjalistycznym społeczeństwie.

62

i obcej (m.in. Sienkiewicz, Dostojewski, Hemingway).   Przeciwnikiem w grze o przedstawienie rzeczywistości nie

41

 gonzo


polskie gonzo

mu dostępowi do małej poligrafii – nastąpił wysyp zinów

reżim. Zbliżenie do literatury służyło ucieczce od oficjalności,

i pism kulturalnych, ich redaktorzy z zapałem wzięli się

a nie zużytych prawideł rzemiosła dziennikarskiego.

do nadrabiania dekad kontrkulturo-

Co ciekawe, gonzo nie pojawiło się w Polsce także po

wych zaległości. I choć alternatywny

zmianie ustroju. Żywiołowy rozwój drobnej przedsiębior-

obieg pozwala na dystans wobec rze-

czości, niepokoje polityczne, zderzenia z zachodnią kulturą

mieślniczych prawideł, twórcy zinów

masową i szereg innych nowych zjawisk znalazły swoje

i niszowej prasy niechętnie przekra-

odbicie w błyskotliwych reportażach. Ich autorzy zdawali

czają dziennikarskie konwencje, po-

się jednak trwać przy postulacie „rzetelności” lub ukazywać

przestając najczęściej na stosowaniu

wykuwanie nowego ładu z perspektywy heroicznego wysiłku

potocznego, mięsistego języka i większej niż w głównym

całego społeczeństwa. Przemiany objęły także rynek książki

nurcie dosadności.

Wolfgang Neumann

był więc kierujący się logiką zysku wydawca, a autorytarny

2

O nieistnieniu gonzo w krajowym obiegu medialnym szerzej pisze Grzegorz Kopeć w tekście Kiszone frukta z miodem na s. 62 tego numeru. 3   Wywiad z Ziemowitem Szczerkiem na s. 76, fragment jego książki na s. 74 tego numeru..

i masowe media, w których miejsce reportażu o swobodnej strukturze coraz częściej zajmował materiał typu feature pisany na konkretne zamówienie i zwykle pod z góry gotową tezę.   Pokusie gonzo nie ulegli najbardziej szanowani i popularni reporterzy, których kariery zaowocowały publikacją książek w wysokich nakładach. Jacek Hugo-Bader, Wojciech

Na jałowym polskim gruncie nie wyrasta pejotl. Cechy gonzo pojawiają się na marginesie polskiego życia literackiego jako nieoczekiwany komponent, swoiste zakłócenie rzeczywistości i dominujących prądów.

Tochman, Mariusz Szczygieł czy Mariusz Wilk komponują swoje teksty, silnie zaznaczając w nich autorskie ja. Kierują

Tak jak halucynogenny sporysz w mące. Pasożyt zbóż jest jed-

się jednak etyką obowiązku, oddzielając osobiste doświad-

nym z komponentów LSD, nad Wisłą znany jest jednak jako

czenie i refleksje od kluczowych wydarzeń przedstawianych

przyczyna choroby zwanej „ogniem świętego Antoniego”. Od

w tekstach, nierzadko przywołują ekspertów i postronnych

przypadkowego odjazdu do świadomego tripu wiedzie długa

komentatorów, by wzmocnić wiarygodność opisu. Trudno

droga. Postanowiłem przytoczyć kilka książek, w których

szukać pokrewieństwa z Hunterem S. Thompsonem lub

można dostrzec potencjał gonzoidalnego freak-outu. Wybór

Tomem Wolfe’em także u Andrzeja Stasiuka – autora, który

jest oczywiście niepełny i obarczony brakiem rzetelnej sy-

przeszedł drogę od beletrystyki po literaturę z pogranicza

stematyki oraz szeroko zakrojonych badań. Porwałem się

reportażu i eseju. Eksponując subiektywny punkt widzenia,

na ten niebezpieczny temat, bo wierzę, że trzecia dekada

koncentrując się na wybranych przez siebie szczegółach,

III RP stworzy warunki, w których osobliwy, „chuligański”

autor Jadąc do Babadag unika chwytów stanowiących podsta-

sposób dokumentowania rzeczywistości i jej krytycznej oceny

wowe wyznaczniki gonzo. Przykrawanie jego rozbudowanych,

wreszcie zadomowi się w rodzimym pejzażu kulturalnym.

obarczonych refleksją metafizyczną i historyczną zapisów

Prekursorskie książki już się ukazały nakładem Korporacji

z podróży do posthippisowskiego nurtu chuligańskiej walki

Ha!art. Nurt otwiera Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna

z miałkością korporacyjnej prasy jest z definicji nieade-

historia Słowian3 Ziemowita Szczerka i poniekąd Jaszczur

kwatne, bo oba zjawiska istnieją w odrębnych literackich

Sławomira Shuty.

rejestrach. Najbliższym gonzo polskim autorem zdaje się

Powieść autora Zwału kataloguję jako gonzo (protogonzo?)

Wojciech Cejrowski, jednak jego książki podróżnicze nie prze-

wbrew jego intencjom, ale zgodnie z kilkoma zawartymi

łamują konwencji i choć cieszą się znaczną popularnością,

w tekście przesłankami. Shuty sięga po klasyczny chwyt

oferując wiele czytelniczej satysfakcji, nie posiadają waloru

z arsenału gonzo journalism – pretekstową oś fabuły ople-

innowacji. To relacje z egzotycznych podróży pisane przez

cioną rozległymi dygresjami. Powtarza gest Thompsona

autora o wyraźnym profilu światopoglądowym. Cejrowski

z Lęku i Odrazy w Las Vegas. Tam relacja z wyścigów jest

nie gra z formułą reportażu, bo nie musi – stworzył formułę,

okazją do odmalowania krachu amerykańskiego snu, wiary

która zapewniła mu pozycję jednego z najbardziej poczytnych

w prosperity i hippisowskie ideały.

polskich pisarzy i z powodzeniem ją wykorzystuje. Zbliżanie

Shuty snuje opowieść o artystycznych i egzystencjalnych

się do poetyki gonzo to poboczny efekt wykorzystywania

niepowodzeniach neurastenicznego pisarza, by odnieść się

tego modelu2.

do jednego ze swych kluczowych tematów – zgrzebnego

Na ten rodzaj literackiej i dziennikarskiej ekspresji głu-

konsumpcjonizmu à la polonaise.

chy pozostał także underground. Kiedy – dzięki swobodne-

Oba teksty ufundowano na spojrzeniach z ukosa, podsumowa-

gonzo 

41

63


polskie gonzo

fikcjonalność, tworząc w ten sposób portret zbiorowego bo-

w bełkot, zatarciu granic pomiędzy tym, co prawdopodobne

hatera i pozwalając poznać sfery, którym udało się uwolnić

a psychodelicznym odjazdem. W Jaszczurze Shuty rozlicza się

od obu dominujących narracji. Ich przedstawienie nie byłoby

z rodzimymi mediami, instytucjami kulturalnymi, z mitem

możliwe bez gry z prawdopodobieństwem, bez zawieszenia

literackiej kariery. Kostropaty, niedbały styl – dominujący we

świata przedstawionego w psychodelicznej mgle.

wszystkich jego powieściach – osiąga tu apogeum. Jaszczur

Piotr Milewski, pisząc Rok nie wyrok – reportaż z przymuso-

został napisany za pomocą natręctw językowych, protez ko-

wego odwyku w Stanach Zjednoczonych – wykonał odwrotny

munikacyjnych, potocznej, knajackiej dosadności. To literacki

zabieg. Kreację osadził w wiarygodnie przedstawionych

ekwiwalent bad tripu, w którym język staje się bezsilny wobec

polskiemu czytelnikowi realiach czarnego getta. Stworzył

przeżyć i emocji, podróż do wyczerpania języka.

niezwykle barwną wariację na temat Ebonics (dialektu uży-

Wolfgang Neumann

niu współczesności za pomocą estetyki błędu, osuwaniu się

4

J. Sobczak, Dryf, Warszawa 1999, s. 5–12. 5   P. Milewski, Rok nie wyrok, Warszawa 2008, s. 91. 6   K. Maliszewski, Wintro, Nowa Ruda 2011.

Wartościową, niestety niedoce-

wanego przez ubogich Afroamerykanów):

nioną prozą spotykającą się z gonzo

Jak nielot byłem, to się faktycznie same portoryki

na polu fabularnym jest Dryf Jana

z ajriszami tylko kisiły, ale tera kupa meksyków

Sobczaka. To nietypowe spojrzenie na

przyturlała, Ekwadory, abdule… Chinole suną od U. /.../

świat warszawskich okołopunkowych

Od Borough Park znowuż żydy. Te z lokami5.

freaków w latach osiemdziesiątych

W ten sposób Anthony, jeden z uczestników zasądzonej

dwudziestego wieku, jeden z nielicznych dowodów, że w chy-

terapii, streszcza skład etniczny dzielnicy Sunset Park. Sko-

lącym się ku upadkowi PRL-u istniały formy aktywności

masowanie anegdot, opowieści o drobnych i grubszych prze-

społecznej inne niż udział w „Solidarności” lub PZPR. Na-

stępstwach, kłopotach z administracją i relacjach z kobietami,

pięcie pomiędzy fikcją a rzeczywistością Sobczak zaznacza

ułożenie z rozmów i życiowych historii współtowarzyszy

już we wstępie:

niewoli żywego obrazu życia kolorowej biedoty nie pozwala

W latach osiemdziesiątych żyłem w innej rzeczywistości.

wątpić w swoje prawdopodobieństwo. Warto zauważyć, jak

[…] Dość wcześnie, sporo przed falą reggae, odkryliśmy

osobliwą rolę spełniają w książce Milewskiego narkotyki

z przyjaciółmi marihuanę i porzuciliśmy dla niej

– są powodem kłopotów przypadkowo zatrzymanego nar-

piwo, czerwone wino, a potem dzienne szkoły. Lata

ratora, obiektem tęsknot członków grupy terapeutycznej,

osiemdziesiąte w większości upłynęły w jej oparze,

stałym tematem dyskusji. Pojawiają się w tle, determinują

jakby jakaś psychodelicznie żółta kanonierka stawiała

zachowania i wprowadzają bohaterów w stan nerwowego

dymną zasłonę. Spożywałem także gałkę muszkatołową

podniecenia. To myślenie o narkotykach, a nie ich działanie

sprowadzoną z NRD. […] Brałem też pastylki na

jest nośnikiem treści gonzo.

reumatyzm w dwudziestokrotnej dawce i przez dwa

Hołd „doktorowi Gonzo, Hunterowi S. Thompsonowi”

dni zajęty byłem oglądaniem przepoczwarzających się

złożył debiutant Kornel Maliszewski w zbiorze opowiadań

zwierzątek futerkowych, a później miałem flashbacki.

Wintro6. Znaleźć można polską wersję słynnej psychode-

Używałem też innych środków, ale żaden nie ukazał sensu

licznej podróży samochodem z Lęku i odrazy w Las Vegas:

życia. W latach osiemdziesiątych nie mogłem wiedzieć,

Gdy wyruszaliśmy, kupiliśmy w lumpeksie czapeczki, dużo

że nie wszystko to będzie prawdą4.

hawajskich koszul, nie było bawełnianych, pociliśmy się

Powieść Sobczaka pokazuje Polskę z psychodelicznej per-

w poliestrze, udało się nam kupić pakiet marihuany za

spektywy. Opisy rozmaitych tripów i intoksykacji mieszają

trzy dychy od chłopaka z gimnazjum, ale nie było tego za

się ze zderzeniami z twardą rzeczywistością, z wojskowo-mi-

wiele, góra na dwie lufki. Chcieliśmy więcej dragów. Tych

licyjnymi represjami. Wszystko zanurzone jest w zawiesinie

najlepszych. Zwalniaczy. Przyśpieszaczy. Rozkurwiaczy.

z używek, która nie tyle deformuje rzeczywistość, ile stwarza

Obkupiliśmy się w aptece. Pięć paczek Accodinu.

dystans wobec świata i najdziwniejszych nawet doświadczeń.

Tussipect. Aviomarin. Tantum Rosa. Jakby tego było

Akcja rozpościera się od anegdoty do anegdoty. Złote czasy

mało – rozrobiliśmy czterdzieści saszetek szałwi w litrze

punka i nowej fali, prywatki, erotyczne awantury, absurdy

wody i to właśnie jej obawialiśmy się najbardziej. Nie

życia wojskowego, dziwne sposoby na zarobkowanie i roz-

było walizki obszytej skórą z węży z El Paso, nie mieliśmy

maite doświadczenia generacji wchodzącej w dorosłe życie

gdzie schować naszych cennych dragów. Matka Gigi,

tuż przed nadejściem kapitalizmu zostają wzięte w nawias,

z którym jechałem, zaproponowała, że wyjmie swoją

odsunięte od zapisu dokumentalnego i przepuszczone przez

szlachetną maszynę do szycia i da nam futerał7.

64

41

 gonzo


polskie gonzo

Ta sroga ocena wydaje się jednak wydana nieco na wyrost,

swoje zadanie. Szaleńczy rajd Wartburgiem do Poznania koń-

bez uwzględnienia walorów, jakie przynosi ten rodzaj rozsa-

czy się na posterunku policji. Opowiadanie Las Vegas Polano

dzania prasowych konwencji. Malinowski przybiera pozycję

jest metapastiszem, bo był nim już amerykański pierwo-

dziennikarza i recenzenta, któremu

wzór. Głównym celem tego zabiegu (oprócz prawdopodobnie

na niczym nie zależy: recenzuje np.

oddania hołdu Thompsonowi) wydaje się autotematyczny

album grupy Dezerter, który zna-

komentarz – wątkiem przewodnim tomu są wchodzenie

lazł na chodniku w postaci rozbitej

w dorosłość i pierwsze próby literackie. Gonzo pojawia się

kasety, zaczynając opis od przepisu

więc jako punkt odniesienia, sposób na zapewnienie sobie

na reanimację uszkodzonego nośni-

materiału do artystycznej „obróbki”.

ka. Reportaż zagraniczny nosi tytuł

Jedną z cech silnie widocznych w klasycznych tekstach

Wyprawa Moskiewska. Kazimierz Malinowski rozpoznaje bojem

gonzo jest igranie z pozycją autora i zaufaniem, jakim ob-

mniej znane życie literackie stolicy Federacji Rosyjskiej9. Oprócz

darzają go czytelnicy. Zamiast wymieniać szereg autorów

dygresji, notatek z drobnych okruchów moskiewskiej rzeczy-

i doszukiwać się podobnych zabiegów w dziesiątkach ty-

wistości, wypowiedzi przepytywanych pisarzy, w raporcie

tułów prasowych, wspomnę tylko o Kazimierzu Malinow-

można znaleźć ironiczny opis Eduarda Limonowa. Słynny

skim – poecie, działaczu anarchistycznym, współpracowniku

obrazoburca, przywódca Partii Narodowo-Bolszewickiej zo-

miesięcznika „Lampa”, który z naruszania prawideł rzemio-

staje przedstawiony jako… uroczy starszy pan. Jeden z wetera-

sła uczynił dominujący element swojego stylu. Opisując

nów polskiego ruchu anarchistycznego słucha sądzonego za

w Witrynie Czasopism pięćdziesiąty numer warszawskiego

terroryzm rosyjskiego dysydenta o wizerunku bolszewickiego

magazynu (nr 5/2008), Grzegorz Wysocki daje wyraz zgor-

watażki niczym opowieści sympatycznego wujka. Podobnie

szeniu dezynwolturą Malinowskiego, przy okazji punktując

poczyna sobie w recenzjach i wywiadach. Krytykowana przez

najważniejsze cechy jego gonzoidalnej metody:

Wysockiego rozmowa z Michaelem Schmeltzem, muzykiem

Wolfgang Neumann

Krajowe substytuty legendarnych psychodelików spełniają

7

Tamże, s. 13.   Witryna Czasopism, nr 10 (212), 20 maja 2008, http:// witryna.czasopism.pl/pl/ gazeta/1119/1300/1648/. 9   „Lampa”, nr 7–8 (76–77)/2010, str. 32. 8

Gdybym sam był naczelnym pisma, twórcę takiego

związanym ze środowiskiem Frondy to tekst przygotowany za

jak Malinowski zatrudniłbym tam chyba tylko po to,

pomocą komunikatora internetowego, co autor podkreśla we

by chwalić się znajomym, że jestem tolerancyjny, bo

wstępie, łamiąc dziennikarskie tabu nakazujące ukrywanie

nawet takim indywiduom daję na chleb i puszczam

tego typu narzędzi. Malinowski burzy dystans pomiędzy

ich teksty do druku. Być może istnieją fani topornego,

dziennikarstwem a codzienną potoczną komunikacją, pora-

koślawego i zabawnego inaczej stylu, ale do mnie

żając nonszalancją i złośliwym humorem.

ta pokraczna słowna ekwilibrystyka nijak trafić nie

W latach siedemdziesiątych rozpadał się amerykański

może. Szpanowanie w wywiadzie rażącymi błędami

sen. Wszystko wskazuje, że po dwóch dekadach budowania

ortograficznymi (Kazik Malinowski nie „rozumie”, on mówi:

kapitalizmu ze swego marzenia o prosperity i nowoczesnym

„rozumię”; Kazik Malinowski nie „marzy”, on „maży”! itd.),

państwie zbudzą się także Polacy. Do rozprawy z nieosiągal-

że o stylistycznych, składniowych i interpunkcyjnych już nie

nymi marzeniami przyda im się gonzo. Z nadzieją podejmę

wspomnę, do najbardziej przeze mnie cenionych praktyk

ryzyko przewidywania przyszłości i w końcowej tezie zapo-

dziennikarskich nie należy. A już o fragmentach wywiadu,

wiem opóźnioną eksplozję literackiej bomby. Przytoczone

w których Malinowski postanowił sobie pogawędzić

przeze mnie przykłady to symptomy tendencji, które być może pojawią się w nurcie rodzimego gonzo. Oby! À

o Adolfie Hitlerze (czy, jak woli sam zainteresowany, „DJu AH”, „Firerze” lub też „Dolfim”) naprawdę gadać nie warto . 8

gonzo 

41

65


Podróże z kuzynem polskie gonzo

Wolfgang Neumann

Łukasz Grzymalski

Choć kiedyś topiłem się, nigdy nie przeleciało mi przed oczami całe moje życie. To może wynikać z tego, że przez część tej całości funkcjonowałem na zerwanym filmie. Coś jednak pamiętam. Nawet sporo się tego zapisało pod kopułą. Nawet bardzo dużo.

Myśli o rozstrzeliwaniu szefów pomagają mi na gniew, ale nie

Inna sprawa, że ciężko to wszystko opowiedzieć. Nie tylko

likwidują zniechęcenia.

z powodu objętości materiału. Słowa jakoś klinują się. Tryby

W moich fantazjach wyzyskiwacze klękają przy stojaku na

we łbie zacinają się, choć oliwię. Dobrze, że trafiłem ostatnio

rowery. Jest taki na dziedzińcu budynku spółki. Tam dostają

na cztery stówki w szufladzie. Schowałem kiedyś, potem za-

kulę w łeb. Jeden biały – jedna kula, bo kolorowych zwierzchni-

pomniałem o tej kasce. Fajnie znaleźć taką kwotę, gdy od roku

ków nie miałem. Biali zwalniali. A może gdzieś w strukturach

łapiesz tylko dorywcze prace. Zapomniane pieniądze możesz

korporacji jest barwna menedżerka? Chuj wie. Może niebiały

spokojnie przeznaczyć na materiały pędne i smary do mózgowia.

pozostaje zatrudniony w spółce córce, stryjence, kuzynce. A sko-

Te cztery stówki (dwa papierki po 200) nie były przecież ujęte

ro już jesteśmy przy kuzynostwie...

w praktycznych planach wydatków typu czynsz, prąd, jedzenie,

Mój kuzyn wychował się w totalnie ogarniętej, porządnej

telefon, benzyna silnikowa. Odnalazły się przypadkowo. To

do zrzygania rodzinie Polaków z Kanady. Takich już bardzo

jak wygrana na loterii – nagły, niespodziewany grosz. Powoli

kanadyjskich, przerażonych realiami ojczyzny podczas każdej

przepijam znalezisko w dzienno-nocnym punkcie z piwem

swojej wizyty w RP. Rodzice piszczą zwłaszcza na widok pijaków

i kebabami, ale nic szczególnego z tego nie wynika. Mózg

w miejscach publicznych i bałaganu tamże.

stanął, a może raczej zwisł.

Podejrzewam, że ci poczciwi mieszczanie nie mogą pogodzić

Wczoraj w kiblu tego baru zobaczyłem zadek szczura, który

się z tym, iż wprowadzenie kapitalizmu nad Wisłą nie zaowoco-

szybciutko schował się w dziurze za sedesem. Ogon machnął i to

wało tu poprawą manier przy stole czy mniejszą częstotliwością

był koniec widzenia. Wczoraj w nocy jakoś źle mi się stało na

używania słowa „kurwa” w codziennych rozmowach. Kuzyna

nogach, więc wolałem nie schylać się w kierunku szczurzej nory.

starzy chyba myślą, że Polacy wykorzystali najlepszy z syste-

Głupio byłoby przecież walnąć betami o płytki. Dziś wszedłem

mów w jakiś grzeszny sposób i że własną złą wolą mieszkańcy

do wucetu na trzeźwiejszych giczałach. Zwierzaka nie było.

powodują na obszarze kraju Poland odpadanie tynku z budyn-

Przykucnąłem przy muszli, obejrzałem wejście do szczurzego

ków oraz kiepski PKB per capita. Cóż, niech sobie państwo

świata. I nic. Nie wessało mnie do nory. Nie poleciałem butami

z ładnego przedmieścia tak wyobrażają. Bóg z mieszczańską

do góry, nie będzie krainy czarów. Sorki .

Kanadą i pies jej mordę lizał. Jednak kuzyna, jak sądziłem, można było jeszcze uratować dla świata brudu i grzechów przeciw

Poczciwcy i inni

porządeczkowi. Dla Polski! Dla prawdy o niej!   Postanowiłem zanurzyć chłopaka, szczupłego studencia-

Może jestem zwyczajnie leniwy i to hamuje nawet uderzanie

ka z Zachodu, w syfie i towarzystwie pijanych. Zabrałem go

w klawiaturę laptopa. Może z tego powodu opowieść nie chce

w miejsce, gdzie te wspaniałości dostępne są – według mojej

płynąć. Brak stałej roboty, którego doświadczam jako ofiara

wiedzy – w największych dawkach. Pojechaliśmy razem do

cięć w firmie, powoduje u mnie spadek wydajności i zdolności

Radomia, który kocham szczerą miłością. Miasto Łucznika

zorganizowanego działania. Wyobrażam sobie, jak zabijam

i Radoskóru wielbię za opuszczone budynki po tych fabrykach,

tych, którzy zafundowali mi te warunki przy pomocy wymó-

za twardość i spryt miejscowych załogantów – najlepszych

wienia: „Umowę wypowiada się z powodu restrukturyzacji”.

w zbadanej Eurazji towarzyszy do flaszki. Uwielbiam radomskie

66

41

 gonzo


polskie gonzo

ulice i blokowiska za brak ozdóbek, na które nikogo nie stać

Wóda, kawa, bomba

w tym upadłym mieście robotniczym. Flaszkę z mety, połówkę na bazie spirytusu z przemytu, zała-

Pocztówka z Radomia

twili nam znajomi. Tacy nowi, poznani szybko i nagle. Wódka była ciepła, a ściany klatki schodowej – odrapane. Otaczały nas mury z wyrzezanymi napisami, które pokolenia ryły w tynku

czekali na radomskim dworcu PKP. Znałem ich już trochę

od czasów niepamiętnych. Gdyby dobrze poszukać, znalazłby

bardzo i nawet za dobrze. Dobraliśmy się w sieci. Spodobał

człowiek nawet okupacyjne życzenia: „Hitler kaput!” Jednak

mi się jeden blog o punku, anarchii, piciu piwa i Legii War-

nie byliśmy pieprzonymi Indianami Jonesami, żeby szukać tak

szawa. Lubię trzy pierwsze rzeczy, więc polubiłem i blogera.

dobrze. Byliśmy kolegami z flaszką. I wtedy... kuzyn zawiódł.

Jego skrzywienie futbolowe mi nie przeszkadza. Nawet trzeba

I mnie, i tak w ogóle. Nie, nie przewrócił się przy pierwszym

utrzymywać kontakty z kibicami, bo można uczyć się od nich

łyku. Tak nie było, a to byłoby honorowe. Dałbym mu po-

sztuki rymowania wyzwisk. Miłośnik browarów i Legii po-

śmiertnie Virtuti, a potem wskrzeszonego zabrałbym może

mógł mi poznać innych radomskich piwoszy, a także bardzo

do burdelu na tutti frutti.

chłonnych amatorów wódki. I jedni z tej załogi czekali już na

Nie, kuzyn naprawdę zdradził. Powiedział, że nie będzie pił

stacji, a inni mieli dojść.

miksturki. Bał się metanolu, utraty wzroku i trafienia przez

Wolfgang Neumann

Nie jechaliśmy z kuzynem w społeczne nieznane. Towarzysze

Były to dobre czasy, w których funkcjonował jeszcze lokal

szlag. Trudno. Przynajmniej było mniej gąb do tej połówki,

Bar Pocztowy. Wychodził człowiek z dworcowego przejścia

a zatem pijącym przypadły większe udziały.

podziemnego i od razu kupował piwo. Kosztowało ok. trzy

Skonsumowaliśmy, potem ruszyliśmy tworzyć. Pędzlem

złote, a butelkę z napisem „Śląskie” to dawali za jakieś jeszcze

i syfiastą czarną farbą malowaliśmy dziką świnię na murze

śmieszniejsze pieniądze. W tym barze przyjęte było, że nie ma

opuszczonego kina. Odyniec ten, praca zbiorowa pijanych nas,

izolowania się. Jak było wolne miejsce przy stoliku, od razu rył

wyglądał niewyraźnie. Nie, nie z powodu uszkodzenia wzroku

się na nie jakiś obcy.

przez alkohol niebanderolowany. To było zwykłe złe wykonaw-

Ukrainka chciała, żeby ktoś pozwolił jej zadzwonić ze swojej

stwo – fuszerka na miarę majstra Łęciny z „Kapitana Bomby”.

komóry do jakichś wschodnich ziomali. Zgubiła się zagraniczna

Chujowo namalowaliśmy. Rozmazane wyszło.

nieszczęsna, straciła kontakt ze swoją grupą, pomocy szukała.

Z kuzynem pojechałem jeszcze do kilku miast. Gdy wraca-

Były więc w Pocztowym stosunki internacjonalne, ale nie

liśmy pociągiem z offowego festiwalu filmowego w Gnieźnie,

brakowało też narodowej kultury i rodzimej historii.

zatrzymaliśmy się na jakiejś stacji przesiadkowej. To nie było

Trupa, na pierwszy rzut oka, objazdowych komediantów dała

długie czekanie. Jednak kuzynowi dawało się we znaki. Uspokoił

kabaretowy popis. Nie pamiętam, czym nas goście ubawili. Ale

się, gdy kupił kawę. Nabył, choć nie był spragniony. Ukoił go

rżeli nawet ci, co nie byli upaleni. W trakcie śmiechawy okazało

nie napój, lecz sam akt kupowania. Popatrzyłem na gościa bez

się, że komikami byli polscy wędrowni budowlańcy. Dla kasy

zrozumienia. Odpowiedział uogólnieniem: „My, ludzie Zachodu,

robili w różnych miejscach przy regipsach czy innych żelbetach,

już tacy jesteśmy”. Wybaczam mu to konsumenckie natręctwo

skecze odgrywali zaś w barowym czynie społecznym. Przyplątał

i radomską zdradę też. Czynię to w imię poszanowania dla róż-

się także pijaczek, który reprezentował historyczno-biograficzny

nych kultur. Jeżeli afgański wieśniak może odczuwać przymus

nurt gawędy. Oświadczył, że boksował dla klubu z tradycjami.

podkładania bomb przy drodze, to kanadyjskiemu studentowi

Pracował też z młodymi. Być może była to młodzież trudna,

wolno musieć kupić kawę.

on był na bank trudnym dorosłym. Pił, a podopieczni brykali

*

po sali gimnastycznej. Jeden z wysokości spadł, złamał chudy gnat i karierę panu bokserowi-trenerowi. Tak przynajmniej mówił ten gość o przetrąconym życiorysie.

Przy norze szczura z krakowskiego baru z kebabami nieznany

Kuzyn chłonął egzotykę. Podsuwałem mu też browce z kate-

sprawca zrobił skośną półeczkę, dzięki której gryzoniowi wy-

gorii mocne i super mocne. Stopniowo słabł, ale nie był jeszcze

godniej jest wychodzić na podłogę toalety. Konstruktor chciał

supersłaby. I dobrze, bo przed nami była jeszcze operacja „Wóda

ułatwić życie szkodnikowi lub tylko tak mu wyszło. Kuzyn

z meliny”. Chłopaku, wstawaj! Poznaj kraj praojców-pierdolców!

ukończył studia medyczne. Praktykuje w szwajcarskim oddziale

Idziemy!

psychiatrycznym. z

gonzo 

41

67


R adom kontra Polska polskie gonzo

Wolfgang Neumann

Z i emow i t S zczerek

Dużo się ostatnio mówi o Radomiu. Tak się składa, że się w tym mieście urodziłem. Opowiem więc wam, jak tam jest naprawdę. Kiedyś było tak, że jak się wysiadało w Radomiu na dworcu

Radom nie jest w Polsce wyjątkiem. Ani w jedną, ani w dru-

i schodziło w cuchnące flaczydła przejścia podziemnego, to

gą stronę. Ani na dobre, ani na złe, znajdę wreszcie moje

mógł podejść na przykład dres i zapytać: „Przepraszam, czy

szczęście, czy jak tam to szło.

to nie ty wpierdoliłeś mi tu wczoraj wieczorem? Bo byłem najebany i nie pamiętam, a pragnę zemsty”. Serio. Mnie tak kiedyś dresisko pewne zaczepiło. Powiedziałem dresisku, że

Dworzec. Tak się zaczyna i kończy Radom.

bardzo mi przykro, ale to, co poradzić, nie ja – i patrzyłem, jak na jego twarzy maluje się wielki zawód.

No i cóż począć, z dworca wyciurkują ludzie z tymi swoimi

– Bo ja już godzinę szukam, kurwa – pożaliło się dresisko.

walizkami na kółkach, kółka im się urywają na tych wykro-

Mordę miało smutną, poszarpaną, łeb tasakiem chyba golony

ciskach, kółka w błocku grzęzną, bo coś tu się buduje, już

i capiło wczorajem.

chyba wszyscy zapomnieli co, odwieczny plac budowy, jak

Cały Radom capił wtedy wczorajem.

było na początku, teraz i zawsze. No więc grzęzną ci podróż-

Teraz jest trochę inaczej.

ni nieszczęśni w tradycyjnym polskim błocie, bo przecież

Teraz jak się wysiada na radomskim dworcu i schodzi się

tradycją Polska stoi; chlebem i solą Radom co prawda nie

do przejścia podziemnego, to to przejście jest – co prawda –

wita, ale za to błotem, alleluja.

tak samo ciemne, dołujące i pociągnięte kupą jak dawniej,

No ale i tak nie jest już tak jak kiedyś, bo kiedyś to podróżni

ale od paru lat znajdują się w nim plastikowe pawilony,

przechodzili pomiędzy szpalerem łysych dojebańców, którzy

które w widzie projektantów zapewne miały być eleganckie.

mordy pogardliwie wykrzywiali i oglądali tych ciurkających

Postęp, rozumiecie. Zmiany. Rewitalizacja. Europa.

podróżnych jak niewolników na targu i zastanawiali się

Te pawilony zapewne miały uestetyzować jakoś to przej-

w duszach swoich, któremu napierdolić, skroić bagaż, piter,

ście, ale tak naprawdę to robią tu za symbol niemocy i raczej

kurtkę i buty – i puścić boso w Radom, miasto precyzji – bo

niczego innego. Kiedyś widziałem, jak o jeden z tych pawi-

tak brzmi oficjalne motto miasta.. Serio.

loników czochrał się pupą pan żul. Po prostu – czochrał się.

Kiedyś tak było. Teraz już nie jest. Teraz jest mniej więcej

Na brodatej twarzy odmalowywały mu się błogość i zachwyt.

spokój. Radomscy taryfiarze – czyli rada miejskich mędrców

Roztaczał wokół siebie woń gorgonzoli leżącej długo na

– twierdzą, że łysi dojebańcy wyjechali do Irlandii i Wielkiej

słońcu, ale był od tego czochrania – widać – szczęśliwy. No

Brytanii i tam teraz tachają europalety albo myją naczynia.

więc w sumie, koniec końców, do czegoś tam się te pawiloniki

Albo próbują gangsterzyć. Podobno następny film Guya Rit-

przydały, ale wszczepianie estetyki na dworzec kolejowy

chiego ma być o polskiej mafii w Londynie. Łer jest kurwa

w Rzeczpospolitej Polskiej może się kojarzyć z sadzeniem

maj mani madafaka, łer is kurwa maj mani giw mi kurwa

palm w Murmańsku. Fajnie, ale nie ten klimat. Estetyka się

maj madafakin kurwa mani bek ej ty kurwa chuju zajebany

w Polsce nie przyjmie tak samo jak palma w Murmańsku.

pedale faken cwelu ci zara z trepa wyjade to kurwa od razu

68

41

 gonzo


polskie gonzo

ju mi giw mi maj mani kurwa cwelu ju anderstend ty kurwo?

jący. Jednocześnie zmęczony i pełen pałera, głupi jak but

Dont fok łiw mi kurwa czaisz?

i niesamowicie kumaty, zapadnięty w sobie i próbujący się jakoś urządzić. I, kurwa, lepiej sobie radzący, niż sam o sobie

g

myśli. Tak samo jak Polska.

Chciałbym opisać punkt, w którym kończy się Radom, jak

g

się jedzie na Warszawę, ale rzecz polega na tym, że się nie kończy. Radom płynnie przechodzi w Warszawę. Różni się od

Nie ma to tamto, w Radomiu też jest hipsterka. A jak. Jak w Warszawie. Wąskie spodenki, koszulki z dekoltem i roz-

wizualnie od Rosji. Czyli się nie różni. Za oficjalną tabliczką

pięte koszule. Włosy na Wehrmacht albo koki i bródki. Hip-

z oficjalnie przekreśloną nazwą miasta nic tak naprawdę się

sterskich knajpek też jest kilka, poutykane są gdzieś pomię-

nie kończy. Bezładna zbieranina magazynów, hurtowni, ce-

dzy rozkładającymi się kamienicami. Półdzika interwencja

glanych bud zwanych salonami trwa sobie w najlepsze, tyle

w przestrzeń, która umarła, bo jej nikt nie podlewał.

że samochody prują między nimi już nie osiemdziesiątką,

W tych kamienicach mieszkają panowie Januszowie, Zbi-

Wolfgang Neumann

Warszawy wizualnie mniej więcej tak, jak Ukraina różni się

tylko sto pięćdziesiąt, a kto może więcej – ten więcej. Przypo-

gniewowie i Bodzie. Hipsterka niczym się od nich nie różni.

mina to wszystko spauperyzowaną wersję Ameryki rzuconą

Poza naskórkiem. Kość z kości, krew z krwi.

gdzieś w eurazjatycki step. No, ale miała być Ameryka, to

Kiedyś widziałem, jak któryś z panów Januszów wylazł na balkon, pod którym siedziała rzeczona

jest Ameryka. Roadkill grill i włochaci

hipsterka, jarała szlugi i puszczała jakąś

truckersi, szyldoza i słoniowacizna.   Łatwiej powiedzieć, gdzie w Warszawie zaczyna się Radom, a zaczyna się już na południe od Ronda Dmowskiego. Dworzec, Puławska – to wszystko to już Radom. Tylko że zgigantowacony. Podkręcony. Siłacze na ulicach są x razy więksi, ulice x razy bardziej nieprzytulne, bo asfaltu jest x razy więcej, a centra handlowe mają x razy większą przepustowość – ku chwale ojczyzny, tak nam dopomóż Bóg i wszyscy święci. Amen.   Bo mało rzeczy mnie tak bawi, jak

Nie było w tym nic hipsterskiego. To było kibolsko-dresiarskie. Opadła z hipsterki ta cała wrażliwo-przemądrzalska estetyka. Radom przez nich przemówił. Polska przez nich przemówiła. Prawdziwopolskość. To byli Prawdziwi Polacy, z tymi wszystkimi kurwami na ustach.

Warszawa przypieprzająca się do Radomia i polewająca z niego. I nawet nie

nikomu nieznaną muzykę z ajpadów. Pan Janusz najpierw z wysokości pierwszego piętra zjebał hipsterkę w niewybrednych słowach, że za głośno puszczają (albo może, że za bardzo nieznana jest ta muzyka, kto wie), na co hipsterka mu odpowiedziała w tonie podobnym. Żeby spierdalał w podskokach, nie fikał i ogólnie nie nudził. Nie było w tym nic hipsterskiego. To było kibolsko-dresiarskie. Opadła z hipsterki ta cała wrażliwo-przemądrzalska estetyka. Radom przez nich przemówił. Polska przez nich przemówiła. Prawdziwopolskość.

chodzi o to, że Warszawa jest Radomiem Europy (choć jest),

To byli Prawdziwi Polacy, z tymi wszystkimi kurwami na

ale o to, że nawet niezależnie od ogólnoeuropejskiego kon-

ustach. Z tym całym „jak ci tam wleze na ten balkon to ci

tekstu Warszawa jest po prostu dokładnie tym samym, czym

kurwo jaja urwe” na pseudohipsterskich wargach byli jak,

Radom. Niczym się od niego nie różni poza skalą.

kurwa, husaria, jak nasi chłopcy w Iraku i w Afganistanie, jak

Ma na swoim cielsku wszystkie blizny, krosty, pypcie i wą-

czterej pancerni i pies, jak Kmicic i Skrzetuski na Kasztance

gry Radomia.

przy kaszance, jak szary strzelca strój, jak papież z Wadowic

Bo Warszawa jest esencją Polski, gigantyczną kostką ro-

trwalszy niźli spiże, jak Adam Małysz dosiadający wierzchem

sołową z napisem „Polska instant” na opakowaniu.

Roberta Kubicy, jak Mieszko I i II razem, jak Maria Skłodow-

Radom też, tylko mniejszą. „Tu jest Polska”, jak to wyje księ-

ska, która, żeby zrobić karierę naukową i dać się napromie-

dzo-polo po ambonach, jak skowytają po wiecach PiS-u i na

niować, musiała wyjść za Francuza, jak Maria Konopnicka,

marszach nacjonalistów.

która musiała napisać Rotę, żeby się wszyscy patrioci od niej

No tak, tak, tu, w Radomiu, jest Polska, i tak samo, jak

odpierdolili i pozwolili spokojnie bzykać z koleżanką, jak

cała reszta kraju, Radom jest zarazem obciachowy, buracki,

ksiądz Benedykt Chmielowski, który życie znał i zakładał, że

pretensjonalny, przerażający, nieogarnięty, wzruszający, przy

inni też, kurwa, znają, w związku z czym w swojej sarmackiej

nadziei, cwaniacki, wrażliwy na swoim punkcie i kombinu-

encyklopedii nie opisał konia, bo po chuj, jak i tak każdy wie,

gonzo 

41

69


polskie gonzo

jak wygląda koń. Za to opisał psiogłowca i wielbłądo-rysia,

dawaj – jeden z trzepaczką do dywanów, drugi z ubijaczką

bo jeśli chodzi o psiogłowca i wielbłądo-rysia, to jednak nikt

do piany wychylać się i lać hipsterów po ramionach, po

nie wie, jak wyglądały, więc bardziej warto.

koszulach, po koszulkach z dużym wcięciem, po chudych dupach w wąskich spodenkach.   Na ulicy ludzie przystawali, komórkami sobie filmowali,

Tu jest Polska w każdym razie.

robili zdjęcia. Dopiłem latte i wyszedłem na Focha, a potem na Żeromskiego.

Tu jest Polska, więc zwyzywany na własnym balkonie pan

g

Wolfgang Neumann

Janusz poleciał w kapciach do mieszkania. Hipsterzy wiedzieli, że na tym się nie skończy, tu jest Polska, więc nasłu-

Dookoła panuje kostka Bauma i płyty chodnikowe bez wieku.

chiwali uważnie, co też dalej będzie. Ale nic nie było słychać.

Na chodnikach kobiety handlują warzywami i sznurówka-

Ot, woda się w elektrycznym czajniku zaczęła gotować, bo

mi. Kamienice są ciężkie i brudne. Kościoły wybudowane

bulgotało. I sekundę po tym, jak zabulgotało, wyskoczył pan

w latach osiemdziesiątych mają kształty rodem z najciem-

Janusz z powrotem na balkon z tym plastykowym czajnikiem

niejszych głębin dupy i wyglądają w swoim przerośnięciu,

w ręku, kabel z kontaktu wyjęty za nim jak ogon koński

jakby ich projektanci cierpieli na kompleks małego fiuta.

powiewał (wszak equus polonus et cetera) – i wylał cały ten

Im bardziej się do nich zagląda, tym bardziej nie ma w nich

wrzątek na dół.

żadnego bóstwa. Życie jest formą istnienia białka i w zasadzie

Pod radomskie niebo wzniosło się wy-

tym się różni od nieżycia, że zależy nam

cie poparzonych hipsterów i triumfalny

na tym, by się różniło. Rządzi toporność.

rechot pana Janusza. Rechot długo nie trwał, bo wycie szybko przerodziło się w kurwowanie, a hipsterzy rzucili się – o mój polski boże – na rynny! Wspinać się na górę, bić pana Janusza, ściągnąć go z balkonu! Na lance nadziać, na sztachety, na bruk skurwysyna! W błoto! I hyc-hyc-hyc – po tych rynienkach! To dopiero fantazja ułańska od Wisły do Gdańska, od Wisły do Gdańska! Jak Czarniecki do Poznania po szwedzkim zaborze rzucił się przez morze, tak hipsteroidy, jak małe małpki, zaczęły się po rynnach w górę piąć! Nie pomyśleli, że można drzwiami, zresztą – może pomy-

Ale potem znów trzeba wyjść na zewnątrz i patrzeć na te wszystkie szyldy malowane gównem rozmaitem, na tę porażkę ogarnięcia przestrzeni przez Naród Polski, który przestrzeni ogarniać nie potrafi i trzeba to głośno powiedzieć. Dlatego Polska, a w niej Radom, estetyzują się w najlepsze, ale indywidualnie. Każdy z osobna.

śleli, ale co: drzwi oblegać? Jak Szwed Jasną Górę? Polak nie od oblegania, Polak w polu mocny, jak Somosierra to Somosierra! Atak

Krzyż i topór. Krzyżtopór. Jak wszędzie indziej w Polsce. Rządzi nieznośna ciężkość bytu, nieznośna ciężkość siat i toreb z warzywniaków i galerii handlowych, ciężkość spalin samochodowych, ciężkość dowcipu i pomyślunku księży na ambonach, policjantów w sukach, rajców w ratuszu, ciężkość winy i kary, którą noszą w sobie chyba wszyscy, którzy po tej kostce Bauma człapią. Ciężkość, toporność, przybrudzenie i gdzieniegdzie statek kosmiczny z innej planety: jakaś stacja benzynowa, w której wszystko pachnie dyskretnym fiołkiem i zamyka się/otwiera z dyskretnym szumem, jakiś multipleks, w którym czuć popcorn, a dywany są miękkie jak chmury, galeria

handlowa, w której jest HaEm i szejk mango z McDonalda.

i heja! Od Kircholmu do Lenino, od Chocimia do Nangar Khel, madafakaz! Czy widzisz ten balkon na szczycie? Tam

Ale potem znów trzeba wyjść na zewnątrz i patrzeć na te

wróg twój się kryje jak szczur! Musicie, musicie, musicie

wszystkie szyldy malowane gównem rozmaitem, na tę po-

za kark wziąć i ściągnąć go w dół!

rażkę ogarnięcia przestrzeni przez Naród Polski, który prze-

Już tam pan Janusz się kijem od szczotki broni, już tam

strzeni ogarniać nie potrafi i trzeba to głośno powiedzieć.

żona napierdala w dół słoikami pustymi, co to sobie na

Dlatego Polska, a w niej Radom, estetyzują się w najlepsze,

przetwory przygotowała, ale chuj tam przetwory, kiedy

ale indywidualnie. Każdy z osobna.

trzeba życie ratować! Już synkowie też na balkon wyleźli,

– Panie, wszystko popadało, panie, patrz pan, Łucznik padł,

a nie ułomki, kształty na siłce robione, przeżarte na wylot

Radoskór padł, RWT padła, panie, bezrobocia pincet procent

karnityną, nabuchodonozoryną, hatszepsutyną i sardana-

– mówił pan Wojciech, który grzał sobie browar na słoneczku

paliną. I dawaj – rynnami trząść, hipsterów z nich strącać,

w parku przy Kelles-Krauza.

70

41

 gonzo


Wolfgang Neumann

polskie gonzo

fot. Radomskie Impresje, Piotr Marecki

Browar miał przelany do termosu, żeby się pały nie przyje-

dzimy się i nagle nie poznamy tego kraju. Że będzie jak

bały, bo to stówa mandatu i pół godziny nauczania, pouczania,

w Niemczech. Jak w Austrii. Jak w Holandii. Jak w Anglii czy

pretensji i wywracania oczami.

we Francji, co to podobno Polskę zdradziły i – jak twierdzi

– I patrz pan, kurwa – pan Wojciech wskazał wielką galerię

taksówkarz pan Władek, co to stoi w Radomiu pod dworcem

handlową po drugiej stronie ulicy – skąd te bezrobotne,

– jeszcze się cieszyły. Tu jest Polska, tu jest Radom, tu jest

kurwa, tyle pieniędzy mają żeby cały dzień latać po tych

Warszawa, łotewer, i przyszłość tych miejsc już w nich jest. Są

supermarketach, powiedz pan. No powiedz pan sam.

już jej zalążki. Tu naprawdę Jezus nie posłucha, jak go błaga

– No co – powiedziałem. – Szara strefa. Polak potrafi. Zresztą

lud, nie machnie bródką i nie stanie się żaden cud. Jesteśmy

nie wiem.

skazani na samych siebie. Nie ma co się pod nikogo podpinać,

– Chuja tam pan nie wiesz – pokiwał głową pan Wojciech.

bo i tak nic to nie da. To wszystko będzie nadal wyglądało

– Wszystkich was do sądu podać trzeba, wszyscy tu kurwa

tak, jak wygląda, tyle że – być może – będzie trochę bardziej

kradną, panie, aż furczy, pan pewnie też ma niejedno na

wyrafinowaną kreską rysowane.

sumieniu. Co, źle mówię?

Tak samo będzie w Radomiu, jak i wszędzie indziej w Polsce.

– A pan ma? – Spytałem. – Eee – powiedział. – Co tam ja. Ja to tylko parówki za stanu

g

wojennego w majtkach wynosiłem z zakładu, bo ja w za-

W stosunku Polski do Radomia widać ten odwieczny polski

kładach mięsnych pracowałem. Dla sąsiadów też brałem

kompleks, polegający na podziwianiu Zachodu – czyli tego,

i sprzedawałem. Panie, co to za pieniądze z tego były wtedy.

czym by się chciało być, i pogardzania Wschodem – czyli

Kokosy, panie. Specjalnie żem se – oczy mu się zaświeciły –

tym, czym się – cóż poradzić – jest. Czyli samym sobą. Pol-

blisko chuja w te majtki pchał te parówki i jak którego sąsiada

ska leje z Radomia, bo Radom jest nią, jest Polską do szpiku

nie lubiłem więcej, to żem mu taką parówkę spod pyty, pan

kości – i polewając z Radomia, Polska polewa z samej siebie.

rozumiesz, sprzedawał. I jedli, panie, i jeszcze mlaskali i się

Lanie z samego siebie, owszem, uchodzi za piękny autody-

o tak – mlask! – oblizywali! Złote czasy były!

stans, ale tylko wtedy, gdy robi się to świadomie. A Polska

g

nie robi tego świadomie. Polska wbiła sobie do swojego głupawego łba, że jest od Radomia w jakikolwiek sposób lepsza.

Ech, w końcu, po tylu latach, po wręcz smoleńskim pierdolnięciu o grunt w latach dziewięćdziesiątych, to miasto zaczyna nabierać kształtu. Serio. Zaczyna pojawiać się forma, której to miasto (nie bardziej zresztą niż cały kraj) rozpaczli-

O kurwa, to dopiero jest beka. Ej, Polska. Nie jesteś. Jesteś dokładnie tak samo chujowa.

wie potrzebowało. Jakoś się zaczynał Radom powoli unosić nad samym sobą. Nabierać odrobiny tej lekkości, której tak mu, kurwa, potrzeba.

g   Ech, rany. Przecież wiadomo, co będzie i jak to będzie. Tu nic się nie zmieni w taki sposób, że pewnego dnia obugonzo 

41

71


Z i emow i t S zczerek

P

polskie gonzo

Wolfgang Neumann

rzyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian

(fragment) Poszedłem do apteki po balsam Wigor, a Hawran do spo-

rzeczy, tak? – Bożena machała nieco rękami, gdy mówiła. Na

żywczaka po kwas chlebowy. Jak zawsze, gdy kupowałem

przegubie miała wytatuowane jin i jang. Oznaczało to, że

Wigor, aptekarka uśmiechała się pod nosem. Peszyło mnie to.

po studiach raczej nie odnajdzie się prędko na rynku pracy.

– Co jest takiego zabawnego w balsamie Wigor? – spytałem.

I raczej nic więcej. – Mię to naprawdę zauracza. W tę kraju.

– Ależ nic, nic – odpowiedziała ona.

Wszystko tu jest – yyy – rozjębane, jak u Schulza. Wszystko

– Ale przecież widzę – powiedziałem. Pokręciła głową

jest niedorobione. Takie – manekinowate, tak? Utraciło formę.

i oznajmiła, żebym się nie przejmował i że wszystko jest

Mię to się bardzo podoba.

w porządku. Wzruszyłem ramionami. Wziąłem dwie flaszki

– „Mię”? – Hawran też był już nieźle zrobiony. – Czemu

i wróciłem na schodki. Hawran już siedział. Znicz zapalony

mówisz mię”?

przez fotografa płonął mu u stóp. Popijaliśmy i patrzyliśmy

– O, to stara, piękna forma – w imieniu koleżanki wytłu-

na drohobycki rynek.

maczyła równie naspidowana Wigorem Marzena – używał

– Zapaliliście znicz? Jak ładnie – usłyszeliśmy nagle po

ję Bolesław Leśmian i Brunon Schulz, bo to się odmienia

polsku. Obok nas stały dwie dziewczyny. Jedna miała na

Brunona, a nie Bruna, nie wię, czy wiecie, no i w ogóle tak

podkoszulce napis „Bruno Schulz”, a druga – „Franz Kafka”.

się kiedyś w ogóle mówiło. Gdy wszystko było lepsze i mą-

Włosy obu były farbowane na czarno, tyle że jedna nosiła je

drzejsze, a w gazetach pisano językiem szykownym, a nie,

krótkie, a druga – długie, po łopatki. Obie trzymały w dło-

że Doda i cyce, a w kawiarniach rozmawiało się o rzeczach

niach po czarnej świeczce.

mądrych i niebanalnych. Bo w kawiarniach siedział Witkacy.

Były z polonistyki. Z Warszawy. Ta z krótkimi włosami

– A dlaczego na końcu każdego zdania dodajesz „tak”? –

miała na imię Marzena. Ta z długimi – Bożena. Przyjechały,

spytałem Bożenę.

jak twierdziły, „oddać hołd wielkiemu polsko-żydowskiemu

Bożena popatrzyła na mnie złym wzrokiem.

pisarzowi, mistrzowi mowy polskiej”. Tak to ujmowały. Oddać

– Nie każdego przecież końcu zdania, tak? – spytała. – W su-

hołd i koniecznie znaleźć ulicę Krokodyli.

mie nie wię. A co, przeszkadza ci to?

Zapaliły swoje czarne świece (kupione zapewne w jakimś

Generalnie powinniśmy byli je tam zostawić na tych scho-

dizajnerskim sklepie jeszcze w Warszawie), postawiły pod

dach, ale hormony wzięły górę: Marzena była naprawdę

schodami i usiadły koło nas. Puściliśmy Wigor w ruch.

kręcąca. Bożena już mniej, ale Marzena, no, no… Miała coś

– Mój Boże, jaki to biedny, a zarazem fascynujący kraj, tak? –

filuternego w wargach, w sposobie, w jaki układała usta,

mówiła Bożena, a głos miała irytujący. Skrzeczała, co tu dużo

ptasio trochę, i wyglądało na to, że Hawran też ma na nią

mówić, i drażniąco dzieliła wypowiedzi na sylaby. – Z chęcią

ochotę. No to sobie powspółzawodniczymy, pomyślałem.

bym tu pomieszkała chwilę. Ja tu się czuję trochę jak w bajce.

Sport to zdrowie. Dokupiliśmy więc tylko kwasu chlebowego,

Kojąco mi jest, tak? Koi mię to. To zniszczenie, którę tu zaob-

zmieszaliśmy go z Wigorem i poszliśmy z nimi szukać tej

serwowywujemy, ma w sobie coś schulzowskiego w gruncie

ulicy Krokodyli.

72

41

 gonzo


polskie gonzo

Snuliśmy się po ulicach Drohobycza i odkrywałem, że

kałby na gestapowców, tylko sam by sobie strzelił te dwa razy w potylicę.

tutaj naprawdę istniała wyłącznie jako zabytek. Cała ta cywi-

A tymczasem robiliśmy sobie klasyczny tour de Schulz.

lizacyjna narzuta, którą przyniosło Drohobyczowi ostatnie

Najpierw znaleźliśmy miejsce po kamienicy, w której ojciec

kilkadziesiąt lat, to była taniość. Prowizorka. Postnomadyzm

Schulza miał ten swój osławiony skład bławatny. Później

jakiś. Tak samo jak w Polsce, tylko bardziej. „Pseudoamery-

podeszliśmy pod dom, w którym mieszkał. Bożena z Ma-

kanizm” – czytała skrzeczącym głosem Bożena, bo – jakżeby

rzeną uparły się, żeby wejść do środka, ale obecna lokatorka

inaczej – miała ze sobą Sklepy cynamonowe – „zaszczepiony na

domu – zażywna kobieta z lwią czupryną farbowanych na

starył, zmurszałył gruncie miasta, wystrzelił tu bujną, lecz pu-

pomarańczowo włosów – kazała nam spierdalać na drzewo,

stą i bezbarwną wegetacją tandetnej, lichej pretensjonalności”.

bo poszczuje psem. Bożena i Marzena uznały to za element

Ale tak naprawdę było o wiele gorzej, niż wyprorokował

lokalnego kolorytu i bardzo się radowały. Miały notesiki,

to Schulz.

w których zapisywały takie rzeczy. Usiadły na bielonym,

„Widziało się tam tanie, marnie budowane kamienice o ka-

wysokim krawężniku i zaczęły notować.

rykaturalnych fasadach, oblepione monstrualnymi sztukate-

Bożena była już pijana jak nieboskie stworzenie. Biegała

riami z popękanego gipsu. Stare, krzywe domki podmiejskie

po ulicach w jedną i drugą stronę i wrzeszczała, że kocha

otrzymały szybko sklecone portale, które dopiero bliższe

Ukrainę i że chce tu mieszkać na wieki wieków. Zapowie-

przyjrzenie demaskowało jako nędzne imitacje wielkomiej-

działa, że zaskłotuje jeden z tych rozpierdolonych domów

skich urządzeń”.

albo jakiś strych na przykład, będzie gapiła się z poddasza

Rzecz była w tym, że nie trzeba było przyglądać się z bliska.

na miasto Drohobycz, będzie czytała książki i pisała piękne

Wszystko to, cały ten szwindel i tandetę, dostrzegało się już

wiersze – i tak jej, mówiła, życie minie. Marzena była co

na pierwszy rzut oka. To nie było nawet udawane piękno,

prawda mniej pijana, ale podłapała klimat Bożeny. Siedziały

to było piękno czysto umowne. Sygnalizowane. Polegało na

obie na krawężniku, podawały sobie butelkę z balsamem

tym, że jeśli – na przykład – jakiś kupiec dzierżawiący sklepik

i umawiały się, że gdy tylko skończą studia, to od razu – do

w rynku postawił sobie przed tym sklepikiem starą doniczkę

Drohobycza. Wynajmą coś razem, wezmą dotację z Unii

i w tę doniczkę naładował ziemi, i do tej ziemi powsadzał

i otworzą jakiś drohobycki dom kultury, w którym będzie

z dupy podobierane kwiatki, to nie było to oczywiście żadne,

o Schulzu, a i z rozpędu o Nałkowskiej, co to go odkryła,

kurwa, piękno. Ale był to sygnał, że sklepikarz bardzo chciał,

i w ogóle o międzywojniu. O Witkacym przede wszystkim.

żebyśmy zrozumieli, że w tym miejscu chciał umieścić coś

Wpadły w ogóle w jakąś totalną witkacofazę, przez cały

pięknego i że robił, co mógł.

czas mówiły, że Stasio to, Stasio tamto, a pod koniec za-

„Tak ciągnęły się, jeden za drugim, magazyny krawców,

częły się zastanawiać, jakiego miał. Siedziałem obok nich,

konfekcje, składy porcelany, drogerie, zakłady fryzjerskie” –

paliłem jednego za drugim i patrzyłem, jak piesek wielkości

czytała na głos Bożena, a dykcję miała koszmarną.

większego szczura obszczekuje ciężarówkę. Kierowca robił

– „Szare ich, wielkie szyby wystawowe nosiły ukośnie lub

wszystko, żeby pieska rozjechać i w końcu mu się to udało.

w półkolu biegnące napisy ze złoconych plastycznych liter:

Piesek kwiknął przeraźliwie i wyrzygał pyskiem własne flaki.

KĄFISEHI, MANIKIH, KĄG OF ĄGLĄD”.

Bożena i Marzena przerwały w pół słowa. Oczy miały jak

Mój Boże, myślałem, zataczając się już z lekka. Nasz upa-

kurze jaja. Po chwili też zaczęły rzygać.

Wolfgang Neumann

Bożena może i mówi „mię” i „tak”, ale ma sporo racji. Forma

dek, myślałem, jest absolutny. Przecież to, czym on gardził, my teraz uważamy za szczyty sznytu i fasonu. Schulz nie przeżyłby w dzisiejszym Drohobyczu ani minuty. Nie cze-

I kto wie, jak to wszystko by się skończyło, gdyby nie trzeba było wracać do Lwowa. Ostatni pociąg odjeżdżał za pół godziny. Wzięliśmy taksówkę na dworzec, pieczołowicie wybierając najbardziej rozpieprzoną.

gonzo 

41

73


g

polskie gonzo

Z Z i emow i tem S zczerk i em rozmaw i a J an B i ń cz y ck i

Wolfgang Neumann

ranice to tylko layout

Ziemowit Szczerek – autor książki Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian, współautor tomu opowiadań Paczka Radomskich, dziennikarz, podróżnik i pasjonat kulturowego szoku – opowiada o nowej książce. Jan Bińczycki: Dziś nie pijemy balsamu Wigor?

dawnione urazy. Pojawia się agresja, wielkopaństwo, brak

Ziemowit Szczerek: Mineralną poproszę. Picie Wigoru

dystansu, skłonność do patetycznych gestów. Dlaczego tak

byłoby nielegalne, chociaż zastanawiałem się, czy nie spró-

się dzieje?

bować wprowadzić go na polski rynek [śmiech]. Tyle że ja na

ZS: Nie opisuję tylko negatywnych cech Polaków! Jest tam

dobrą sprawę nie wiem, co w nim jest. Smakuje jak Balsam

o nas sporo dobrych rzeczy. No ale wiadomo, że jeśli coś

Pomorski, działa jak „bałtycka herbatka u Pielewina”, jak

cię drażni, to chcesz to z siebie wypisać, ale wielokrotnie

wódka z kokainą albo amfą i viagrą. To środek na potencję,

opisywałem nasze narodowe cechy, które mi się podobają.

kupuje się go w aptekach. Ale ja tego nie wiedziałem, a pi-

Nie da się ukryć, że ten cały syf jednak u nas jest. Poza tym

liśmy go na Ukrainie wszędzie. Wyobraź sobie teraz taką

chyba nigdy się z tego nie wyzwolimy, z tych szabelek, cu-

scenę: dwóch Polaków na rynku we Lwowie wali z gwinta

dów nad Wisłą, rodów et cetera, to już się robi nudne. Ileż

płyn na potencję, podają go sobie z rąk do rąk. Miejscowi

można być tym Polakiem, ja pierdolę (śmiech)! Sądzę, że im

przyglądali nam się z uwagą.

więcej egzorcyzmów nad naszą duszą, tym większa szansa,

JB: Balsam Wigor ma też metaforyczne znaczenie. To elik-

że nabierzemy do siebie dystansu, którego wbrew pozorom

sir, który ma przemienić studentów z Polski w mołojców,

mamy więcej, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Myślę, że

przybliżyć do pierwotnej, słowiańskiej mocy?

katalizatorem naszych wad jest absolutny brak podstaw do

ZS: Może faktycznie turyści szukają tam czegoś korzennego,

wywyższania się. Podskórnie czujemy, że jesteśmy wielkim

utraconej swojskości. Kiedy po raz pierwszy pojechałem na

narodem. Nie tylko dlatego, że nam się to wmawia. Historia

Ukrainę, kojarzyła mi się z dzieciństwem, wakacjami na wsi.

Polski do pewnego momentu jest imperialna. Potem to się

Wszystko było tajemnicze jak na strychu u babci. Podkrę-

skończyło, bańka prysła, a ta urojona wielkość ciągle w nas

cone barwy, dźwięki, gesty i głosy – wszystko podniesione

tkwi. I nasze oczekiwania wobec losu wyglądają trochę jak

do maksymalnego rejestru. Balsam pomaga tam czuć się

te wobec piłkarskiej reprezentacji. Dostajemy w dupala, od

mocniej, pewniej. Coś jak kwasowy trip, ale umocowany

kiedy pamiętam, ale nie potrafimy się z tym pogodzić, jak

speedem, nie pozwala za daleko odlecieć. Jesteś umocowany

na przykład Irlandczycy. Bo kiedy byłem mały, wydawało

w rzeczywistości. A z drugiej strony jest to symbol mocy.

mi się, że Kolumb był Polakiem, podobnie jak wszyscy inni

Bohaterowie obserwują rzeczywistość z pozycji, do których

wielcy tego świata. Bo Polska była zawsze największa, naj-

nie bardzo mają prawo. Bo umówmy się, że Polska nie jest

ważniejsza i w zasadzie nic poza nią nie istniało na serio.

cudem świata. Tymczasem dominuje u nas patrzenie na

I to właśnie dlatego nie zauważamy tego naszego syfu do-

wschód z kolonialną wyższością. Po to zachlewają się płynem

okoła, bo wydaje nam się, że on nie ma prawa istnieć – choć

na potencję, wywołując erekcję mózgów.

przecież istnieje. Widzimy go za to wyraźnie, wyjeżdżając

JB: Książka jest przede wszystkim o Polakach. Kiedy trafiają

gdzieś dalej, bo to już nie jest nasz syf i możemy go oceniać

za granicę, na wierzch wychodzą wszystkie kompleksy i za-

z naszego wysokiego piedestału.

74

41

 gonzo


polskie gonzo

JB: Euro to był projekt polityczny. Miał nas zbliżyć, związać.

w pierś za wszystkie te nieładne zachowania. Sam mam

Symbolem braterstwa są figurki dwóch nieco androgynicz-

wyrzuty sumienia, bo na to, co widziałem w Kijowie, rea-

nych chłopców, Slavka i Slavko.

gowałem w sposób podobny do bohaterów Mordoru. A tam

ZS: Miał i nie miał. Były europejskie aspiracje, ale trudno

jest w sumie to samo, co u nas, tylko w większym natężeniu.

powiedzieć coś takiego w jasny sposób o ukraińskiej polityce.

ZS: Kijów akurat na mnie robi wrażenie, to przecież metro-

To lawirowanie pomiędzy Rosją a Unią Europejską. Interesy

polia. Ale ciekawe jest to, że ukraiński establishment kopiuje

oligarchicznych klanów są częścią państwowej polityki.

styl cygańskich pałaców. Te blaszane dachy powyginane

Paweł Kowal ostatnio napisał świetny artykuł do „Nowej

w kształcie smoków. To ma być mocne wejście do Europy.

Europy Wschodniej” o tym, że Europa powinna wreszcie

Wielu tych ukraińskich bogaczy przypomina Germanów,

przestać ignorować istnienie oligarchii, tylko uznać je za

którzy do Rzymu wjeżdżali obwieszeni złotem, ich kobiety

nieodłączny komponent ukraińskiego status quo, tak jak

uginały się pod ciężarem biżuterii. Rzymianie, potężni i cy-

magnaterię w I Rzeczpospolitej. Tak więc, nawet jeśli był

wilizowani, ale o wiele bardziej skromni, w togach, śmiali

w tym jakiś program, to rozmył się w drobnych, pojedynczych

się z ich barbarzyńskiego gustu. Widziałeś rezydencję Ja-

interesach tego czy owego. Wszyscy wiedzą, jak jumano

nukowycza w Meżyhirii? Gigantyczne bulaje w ścianach,

kasę. Każdy kilometr nowej drogi kosztował niebotyczne

jakieś złote sedesy. Jakby upchnął sobie wszystko, co ma

pieniądze. Wszystko było prane, wprowadzane, wyprowa-

w jednym miejscu, żeby było pod ręką.

dzane et cetera. Wydaje mi się, że pod tym względem Polska

JB: Ile razy wyjeżdżałeś na Ukrainę? Dokąd na Wschodzie

ma wiele „niesłowiańskich” standardów, które nam jednak

najdalej dotarłeś?

wbito do głowy podczas tysiącletniej ekspozycji na Zachód

ZS:: Najdalej do Zaporoża, Dniepropietrowska. Wyjazdów

i kiedy wchodziliśmy do Unii. A na Ukrainie to nie była eu-

było w cholerę. Mój paszport wygląda, jakby należał do

ropeizacja, tylko pokraszczenie. Niezbity dowód, że stamtąd

przygranicznej „mrówki”. Straciłem rachubę.

wciąż daleko na Zachód.

JB: W książce nie ma obrazków z Czarnobyla. Byłeś tam?

JB: W książce jest motto: „Ja was przepraszam, panowie, ja

ZS: Nie. Nie kręciły mnie te rzeczy. Pojechałbym tam, gdyby

was bardzo przepraszam. Tak nie miało być – Józef Piłsudski

nie to, że nie można tam wjechać ot tak, zawsze trzeba szu-

do Ukraińców wyrolowanych przez Rzeczpospolitą. Obóz in-

kać jakiegoś gościa, który za dwieście dolarów gdzieś mnie

ternowania w Szczypiornie, 15 maja 1921 roku”. Pojawia się

zawiezie, potem przekaże komuś innemu, z kim będę musiał

kilka wizji Ukrainy: ta zamierzchła, mocarstwowa, z drugiej

chodzić po zonie przez cały czas, nie będę mógł się urwać.

strony inteligenckie marzenia o współistnieniu, w jednym

Drażniłaby mnie taka ściśle wyznaczona formuła. Nie kręcą

z tekstów pojawia się Giedroyc. A po trzecie – marzenia o eg-

mnie takie rzeczy. Czarnobyl jest, owszem, interesujący jako

zotyce reprezentowane przez najmłodsze pokolenie turystów.

wehikuł czasu. Można zobaczyć Prypeć sprzed lat. Zresztą –

ZS: Jeśli pojedziesz do Lwowa i spotkasz się tam z ludźmi ze

tam jest jakieś życie, ludzie wracają na stare śmieci et cetera.

środowiska inteligenckiego, to przekonasz się, że oni mają do

Ale nie mam ciśnienia, wolę pooglądać zdjęcia.

nas stosunek trochę taki jak my do Czechów. W Polsce widzą

JB: A widziałeś kosmetykę Ukrainy przy okazji przygotowań

coś innego, ale zarazem bliskiego. Mam wrażenie, że tam

do Euro?

często patrzy się na Polskę trochę jak na brata, któremu się

ZS: Pokraszczenie to się tam nazywa. Wiesz, oni, tak jak

trochę bardziej udało. Nie wiem, czy można ich stosunek do

zresztą my, nieumiejętnie kraszczą. To jak szminkowanie

nas nazwać ufnością, to raczej pewien szacunek. Wyciągniętą

zwłok. Gruba warstwa farby, efekciarstwo. To nie wychodzi

dłoń podejmują polscy intelektualiści, ale z mankietu wylewa

z dołu, od ludu, to się ludowi robi, więc lud tego nie czuje

się protekcjonalizm. Nie zawsze jest wypowiadany wprost,

i ma to gdzieś. Można pomalować cały kraj, ale za chwilę to

a jednak wyczuwalny. Jedna z bohaterek książki mówi, że

wszystko i tak się rozsypie i rozpierdoli. Nie konserwujemy

Polacy dlatego tak tłumnie jeżdżą na Ukrainę, bo to jedyny

tego. My i oni. Żerujemy na tym, co dostaliśmy w spad-

kraj, który nas jakoś podziwia. Gdzie indziej jesteśmy kopa-

ku i nijak nie rozwijamy naszego dziedzictwa. Jakbyśmy

nymi, bitymi, lekceważonymi Polaczkami, a tam możemy się

nie byli tego częścią, jakbyśmy przyszli po konstruktorach

spełnić. Ale w stolicy już jest inaczej – politycy w Kijowie

i opanowali cały dobytek. Jak Wandalowie w Rzymie! Jak

raczej mają gdzieś Polskę – chcą się dogadywać z Zachodem

Berberowie i Arabowie we francuskiej części Tunisu. Albo

bez jej udziału. Więc nawet ta „wyższość” jest wirtualna.

Polacy w poniemieckich województwach.

Po raz kolejny okazuje się, że nie tak miało być. Tym

Wolfgang Neumann

JB: Mam nadzieję, że książka będzie okazją, by uderzyć się

gonzo 

41

75


polskie gonzo

ro nie będę nigdy taki jak wy, to będę

ZS: Szczerze mówiąc, zupełnie nie my-

Polaków do Ukrainy i w ogóle całej

to dodatkowo podkreślał, żebyście nie

ślałem w kategoriach płciowych. Jeśli-

wielkiej Ruskości przez duże R, która

mogli się do mnie przypierdolić. Taras

by miał być seks międzynarodowy, to

mieści w sobie wszelkie odmiany Rusi

też ucieka od słowiańskości, tej nie-

raczej napisałbym, że to Ukrainiec dup-

i kojarzy nam się z totalnym bardakiem,

szczęsnej Europy Wschodniej, próbując

nął Polkę, żeby zniszczyć ten stereotyp,

rozpierdolem, apokalipsą – manifestuje

z siebie zrobić Wschodnioeuropejczyka

że na Ukrainę jeździ się po tani seks,

się w pogardzie, która w gruncie rzeczy

z dystansem. Wszyscy uciekają. No,

a Ukrainki nie marzą o niczym innym

jest pogardą dla nas samych, bo my się

ale każdy ma jakiś mit. Włosi nie są

niż o wyjściu za mąż za kogoś z Zacho-

z tego wywodzimy, my tacy w gruncie

przecież Rzymianami. Francuzi nie są

du. I potrząsnąć naszym piedestałem.

rzeczy jesteśmy i chcemy to uparcie

Galami Asteriksami, tylko ludem o ro-

Jeżeli klucz seksualny będzie dla mnie

wyprzeć. Stąd też nasz stosunek do

mańskim języku i germańskiej nazwie.

istotny, to właśnie w ten sposób. Pi-

słowiańskości. Chciałem, poza tym,

Słowiańskość istnieje, ale nie jest naszą

szę z męskiej perspektywy, ale kobiety

pokazać absurd różnych konstrukcji

przyszłością. To przeszłość. Nie wyob-

w żadnym wypadku nie są dodatkiem.

tożsamościowych. Polityka narodowa

rażam sobie, żeby z niej wypleść coś

Wypowiadają najważniejsze kwestie

stoi przecież na cokole, który rozmywa

na przyszłość. Słowiańszczyzna sama

w książce. Rozumieją lepiej niż my.

się we mgle, bo w naszych korzeniach

w sobie niczego nie dała Europie. I już

JB: Rozliczasz się ze swojego stosunku

nie ma niczego mitycznego. A na bazie

raczej nie da. Nie jest jakością samą

do gonzo, dystansujesz od niego. A za-

tych narodowych mitów ludzie nadal

w sobie. Jest drzewem, które przestało

razem jesteś w Polsce jego prekurso-

budują swoje tożsamości, choć przecież

rodzić. W Europie nie ma nic słowiań-

rem. Twój reportaż spełnia wszystkie

są najczęściej tożsamości wirtualne,

skiego. I my brnąc do niej, oddalamy się

warunki gonzo. Różnica wobec tekstów

wyobrażone. Ileż to narodów odkrywa

od tych słowiańskich korzeni. Jeden Du-

Thompsona jest jedna – twojego boha-

swoje korzenie sprzed tysięcy lat!

gin w Rosji próbuje coś z tych korzeni

tera wysyłano tam właśnie po gonzo.

JB: Problem słowiańskości, z którą nie

sklecić, coś z tą słowiańszczyzną robić,

ZS: Właśnie o to chodziło. Bohater

bardzo wiadomo, co zrobić, pojawia się

ale wychodzi mu jakiś absurd, geopo-

zdradza Ukrainę, choć nie tak miało

w książce parę razy. To takie kłopotliwe

lityczny horror. No, bo, co to kurwa,

być. Myślał o sobie jako o przyjacielu

dziedzictwo.

ma niby być? Możecie coś konkretniej

Ukrainy, ale jednak gdy przychodzi co

ZS: Bo słowiańskość to jest skansen.

powiedzieć o słowiańszczyźnie? Co,

do czego, sprzedaje ukraiński hardkor

Uciekamy od naszej słowiańskości na

że gościnność? Już nie mogę słuchać

za niezłe pieniądze. O ile, pisząc gonzo

Zachód, aż się kurzy, i to od zawsze. Bo

pierdolenia na ten temat! Jak się nie da

w Stanach, trzeba było trochę na siłę

my jesteśmy z peryferiów zachodniej

nic dobrego o kraju powiedzieć, to się

czochrać tamtejszą uładzoną rzeczy-

cywilizacji. To nie słowiańskość wybu-

mówi, że ludzie są gościnni.

wistość, o tyle na Wschodzie ona jest

dowała katedry, tworzyła Oświecenie.

JB: Interesuje mnie jeszcze jedna spra-

wręcz do niego stworzona.

Słowiańskość Polaków jest tym samym,

wa – rola kobiet w tekście. Brak mi ko-

JB: Teraz trochę o stylu. Uwielbiasz

co ugrofińskość Węgrów, czym, kurwa,

mentarza na temat polskiego szowi-

bluzgi i tautologie. Język postinteli-

aborygeńskość Aborygenów, którzy się

nizmu i seksizmu wobec ukraińskich

gencki, są jakieś odniesienia do różnych

zasymilowali i mieszkają w miastach.

dziewcząt. A wiemy, że jest. Pojawiają

tekstów. Choćby w tytule.

To się sprowadza do tańców ludowych,

się różne typy kobiecości – studentki-

ZS: Chodzi mi o rytm, soczystość. Lubię

złotych kosów zaplecionych w wianek.

-swetrówy, „dwie Paris Hilton”. Dziew-

plebejską, mówioną polszczyznę. Prze-

Weźmy Tymoszenko. Co w niej sło-

czyna fotografa wygłasza najważniejsze

puszczam ją przez mój zestaw didżejski.

wiańskiego? Tylko outfit! Słowiańskość

zdania w książce. Nie ma natomiast

Mój język to kolaż. Dlatego tak bardzo

ulega dekonstrukcji. Jeden z bohaterów,

romansów. A chłopcy żłopią Wigor.

zachwyciłem się Shutym, a jego Cukier

Taras ze Lwowa, radzi sobie zresztą

ZS: Bo może ja jestem nieśmiały

w normie jest dla mnie jedną z najważ-

w ten sposób z tym, co go otacza. Ma

i się trochę boję Ukrainek [śmiech]?!

niejszych lektur. On potrafi napisać

aktywny pancerz. Stylizuje się jak Eu-

W książce parę coitusów by się znala-

„chujże w dupę” w taki sposób, że aż

gene Hutz z Gogol Bordello, który wy-

zło. Raczej wewnątrznarodowych. Nie

wszystko się wywraca z radości.

jechał do Stanów i nie mógł się wyzbyć

jestem pewien…

JB: A czemu Ukraina, a nie Rosja, Litwa

statusu imigranta, więc zrobił z niego

JB: Marzena z Hawranem, Łukasz od-

czy Białoruś? Czemu akurat tam jest

atrybut i zaczął na nim zarabiać. Sko-

rzuca Bożenę…

Mordor?

Wolfgang Neumann

się zresztą kończy książka. A stosunek

76

41

 gonzo


polskie gonzo

tyle że pisana prozą. Albo muzyka, bo

sesję środkowoeuropejskości, zwracam

Białoruś, która ma ten swój posowiecki

mogę je czytać wiele razy, tak jak się

uwagę na różnice między zaborami, któ-

ład i spokój. Jest ciekawsza. A po drugie

słucha ulubionych piosenek. Zresztą Sta-

re traktuję jako różnice między Europą

– pewnie jeździłem tam z tych samych

siuk mało pisze o Ukrainie. To dziwne.

Środkową, Wschodnią i trochę Zachodnią,

powodów, co większość Polaków – bli-

Może nie chce obrazić swoich przyjaciół

miejscami. I raczej w tej dawnej tkance,

sko, tanio, egzotycznie. Popełniłem te

stamtąd? W Taksim pojawia się Ukraina

a nie w tej obecnej. Piszę o tym na portalu

grzechy, które opisuję w Mordorze. Moja

przez moment, ale to chyba tyle. Badera

Ha!artu. Moja rodzina zresztą wywodzi

fascynacja też polegała na fascynacji eg-

z kolei dobrze się czyta. Wielu drażni,

się z Małopolski. Zawsze było dla mnie

zotyką, ale koniec końców nie ma w tym

mnie nie. Jest zresztą trochę gonzoidalny.

oczywiste, że będę mieszkał w Krako-

nic złego. Po to przecież ludzie podróżują

Podoba mi się to, że czuje więź ze swoimi

wie, a nie Warszawie. Nie najlepiej się

w ogóle, dlatego interesują się innymi

bohaterami. Nawet jeśli opis tamtejszej

czuję, szczerze mówiąc, w Polsce „kon-

miejscami niż swoje. No, ale dotarłem do

rzeczywistości jest ostry, to Bader się

gresowej”. Ale nie zaliczałbym jej auto-

punktu, w którym Ukraina stała się dla

nie wywyższa.

matycznie do Wschodu, bo musiałbym

mnie tak oczywista jak Polska. Zacząłem

JB: Mam przed sobą Twój debiut, tom

się wdawać w niuanse, które dla mnie

patrzeć na ten kraj w taki sam sposób

Paczka Radomskich napisany wspólnie

są bardzo istotne.

jak Ukraińcy. Zaznaczyłem to pod koniec

z Marcinem Kępą, z ilustracjami Ma-

JB: Jesteś dziennikarzem i naukowcem.

książki. Odessa mi się kiedyś podobała,

teusza Kamieńskiego. Nie widzę herbu

Zastanawiam się, czy takie emocjonalne

bo była jak Hawana, a później stała się

miasta. Jak traktujesz tę książkę? Jak

pisanie to dla Ciebie odpoczynek od co-

po prostu brzydka i niewygodna.

pionierski głos w sprawie rodzinnego

dziennej rutyny?

JB: Jakiej recepcji spodziewasz się za

miasta? Spełniasz nim swą powinność,

ZS: Bardzo lubię pisać w taki sposób.

wschodnią granicą? Co by się stało gdy-

ożywiając Radom?

Wiadomo, że pisząc dla Interii czy Nowej

by tam się ukazała?

ZS: Piłsudski wygłosił słynny bon mot:

Europy Wschodniej, nie mogę uprawiać

ZS: Andrej Bondar, ukraiński pisarz, napi-

„Polska jest jak obwarzanek. Wszystko, co

czystej literatury. A świata do opisywa-

sał w blurbie do książki, że dobrze oddaje

najlepsze – na Kresach, a w środku pust-

nia jest jeszcze tyle, że aż martwię się,

realia. Chyba mu jednak trochę było przy-

ka”. Radom jest w samym środku Polski.

jak to wszystko obejrzę. Teraz zacząłem

kro, ale... Wiem, że to, co piszę o Ukrainie,

Zawsze było „najpolstszą” częścią Polski.

pisać książkę, która pokazuje wszystkie

może być nieprzyjemne, że wielu uzna

Teraz leży na Mazowszu. Historycznie

wyobrażone, nieistniejące kraje od Bałka-

to za szkalowanie… Ale po pierwsze – nie

to Małopolska, ale nikt o tym nie wie.

nów po Europę Środkową. Od Rurytanii,

tylko o Ukrainie, głównie o Polakach, po

Trochę mnie śmieszą stereotypy, które

Molwanii, przez Wielkie Węgry, różne

drugie to rzeczywistość jest taka, jaką

wokół Radomia narosły, bo ma te same

dziwne byty. Fizyczne granice obecnych

odbiera ją obserwator wyczulony na

cechy, co każde inne miasto. A ostatnio

państw to jedynie zewnętrzny layout.

pewne kanony piękna, szukający ładu

jest coraz przyjemniejszy. W książce

Życie pulsuje pod spodem.

w świecie. To naprawdę tak wygląda, no

opisuję radomską rzeczywistość z lat

kurwa! Wiadomo, że uwypuklam, ale

dziewięćdziesiątych, kiedy nie cierpia-

ten cały syf nas też dotyczy. Jest taka

łem tego miasta. Teraz jest już inaczej.

scena, kiedy bohater spotyka Niemkę,

Kiedy Polacy śmieją się z niego, śmieją

która też podróżuje po Wschodzie i ona

się z samych siebie. Radom ma kompleks

mu uświadamia, że w Polsce jest prze-

Warszawy, a ona jest po prostu jeszcze

cież tak samo. Dla człowieka z Zachodu

bardziej Radomiem. Jest idealną stolicą

różnice pomiędzy oboma krajami, które

tego kraju, uwypukla wszystko, co w nim

my podnosimy do absurdu, są niuansami.

jest nie tak. Polska wzmożona, do potęgi.

Są nie do rozróżnienia. Odróżnij Szwecję

Wszystko niedograne jak wszędzie, nie-

od Norwegii!

zborne, tylko bardziej. A mimo wszystko

JB: Musisz się odnieść do innych książek

bardzo ją lubię.

o Wschodzie. Do Stasiuka, Hugo-Badera.

JB: Bardzo holistycznie traktujesz Polskę.

ZS: Bardzo lubię Stasiuka. Jego książki

ZS: To nieprawda. Uwielbiam jeździć po

to w gruncie rzeczy po prostu poezja,

granicach dawnych zaborów. Mam ob-

Wolfgang Neumann

ZS: Ukraina jest mniej uładzona niż

gonzo 

41

77


polskie gonzo

Czymże jest świat?   Świat to taki dział w prasie, który zwykle stanowi jej misyjną część i jednocześnie pada ofiarą innych, lepiej się sprzedających tematów. Depesze z dalekich krajów nie sprzedają reklam. Z lektury rodzimej prasy można wywnioskować, że świat jest śmiertelnie nudny. No, chyba że gdzieś biją Polaków.

Wolfgang Neumann

Brakuje nam świata w świecie polskiej prasy. Brakuje nam też świata w mówieniu o gonzo, które nie samym Thompsonem żyje. Zebraliśmy więc niniejsze korespondencje zagraniczne na własny i czytelników użytek. Ku zabawie, nauce, przestrodze i pożytkowi moralnemu!

78

41

 gonzo


G

polskie gonzo

Wolfgang Neumann

K aja P uto

onzo-Journalismus, czyli antypody niemieckiego dziennikarstwa

To musiał być cios dla niemieckiego dziennikarstwa. Wchłonięty i sprytnie wykorzystany, ale jednak cios. Postulaty dziennikarstwa gonzo przypominać musiały nawoływanie do zdrady stanu. Nawet Nowe Dziennikarstwo, o niebo subtelniejsza wylęgarnia dziennikarzy (w której narodziło się i z której uciekło gonzo) wydawało się co najmniej niebezpiecznym pomysłem. Niemieckie dziennikarstwo. Wyszukana publicystyka nio-

jest kolejny argument, bo może ojczyzny dobrej literatury po

sąca kaganek oświaty, uczone felietony; rzemiosło ściśle

prostu nie muszą zawracać sobie dupy dziennikarskimi wygłu-

badawcze, dopuszczające do siebie co najwyżej polityczną

pami. Narkotyki? To niezgodne z prawem. Sarkazm?

refleksję. Szczytem marzeń dziennikarza winny być recenzje i prolegomena. Na to mogą pozwolić sobie tylko najlepsi.

Mógłby kogoś urazić, co gorsza, mógłby urazić jakąś s. 116. grupę etniczną. No ale jak tu wymagać od Niemców,

I najgrzeczniejsi.

żeby zerwali okowy poprawności politycznej? I kto wtedy

1

Zobacz

byłby jej gwarantem?

p

Nawet w Austrii jest lepiej. Trudno się dziwić, oni nigdy nie mieli problemu z polityczną niepoprawnością. Ani z subiek-

Winne są jak zwykle pisma romantyczne. To one wyzna-

tywizmem. A sama Cekania była wręcz kolebką literackiego

czyły kurs niemieckiego dziennikarstwa. No a niemieckie

i satyrycznego dziennikarstwa. Karl Emil Franzos pisał pa-

dziennikarstwo wcale nie ma ochoty z niego zbaczać, choć

skudnie złośliwe reportaże ze wschodnich rubieży swojej

miało, trzeba przyznać, dość sporo ku temu okazji. Rzesza,

ojczyzny. Jeździł do Galicji i nazywał ją pół-Azją1. Karl Kraus

naród, państwowość, a później zmieniono im nazwy. Praca,

publikował z kolei czasopismo poświęcone nieudolności au-

rodzina, ojczyzna. I przyległości: rozwój gospodarczy, ochrona

striackiej prasy. W swoich felietonach nie oszczędzał nikogo

środowiska, banki, problemy Trzeciego Świata. W ostatnich

i nie silił się na faktograficzny opis. Tylko o Hitlerze pisał,

latach dołączyło jeszcze uprzejme zainteresowanie życiem

że nie ma o nim nic do powiedzenia. Był jeszcze, last but not

papieża, choć nie należy przesadzać z tym dołączaniem, bo

least, Egon Kisch, który najchętniej pisał o sobie i ciemnych

i to już przecież przerabiali.

zakątkach Pragi. A raczej o sobie na tle tych zakątków. Włó-

Oczywiście trudno wymagać od państwa, które ma na gło-

czył się nocami po ulicach ze złodziejami i prostytutkami,

wie cały świat i nieudolnych sąsiadów, żeby pisało o sobie.

a potem pisał o tym reportaże. Tyle że Austrii zawsze było

Hunter Thompson nie miał tylu zmartwień, więc musiał je

bliżej do Europy Środkowej, pansłowiańskiej ojczyzny bycia

sobie sam wymyślać. Poza tym „ja” brzmi nieobiektywnie

niepoważnym. A w żyłach wszystkich wymienionych płynęła

i nieprofesjonalnie. A styl? Styl jest domeną prozy. No i to

przecież słowiańska krew.

gonzo 

41

79


ś w i at

Jasne, po niemieckiej ziemi stąpały nieliczne wyjątki. I to

Adenauera to dla niemieckiej literatury i publicystyki czas

jeszcze w okresie Republiki Weimarskiej. Chociażby Kurt

„konserwatywnej restauracji”. W praktyce oznacza to, że

Tucholsky i Carl von Ossietzky, kosmopolityczni twórcy

nie działo się absolutnie nic. Naczelne hasło polityczne

ironicznego, subiektywnego nur-

tego okresu, „żadnych eksperymentów” (keine Experimente),

2

Wolfgang Neumann

Oświeceniowy termin oznaczający pruskie formowanie, wychowywanie obywatela. Niekiedy tłumaczone jako „formacyjność” – przyp. K.P.

tu w niemieckim

odbiło się również na kulturze. Trudno w to uwierzyć, ale niemiecka kultura nie

dziennikarstwie. Inni

publicyści

nazywali ich twórczość demoralizu-

jącą, ale Niemcy ich kochali. Nie trwało to długo. Jeden się zabił, drugi zginął w obozie, jeszcze przed wybuchem wojny. Mieli kilku naśladowców, ale wszyscy zapili się na śmierć. Później było wiadomo co, a jeszcze później nadszedł okres okupacji alianckiej. Oficerowie wyznaczeni do odbudowy niemieckich mediów wzięli się ostro do roboty. Nowa ramówka państwowego radia skonstruowana została na wzór BBC. Zanim poszła w eter, Niemcy zmuszeni byli słuchać AFN, radia amerykańskich żołnierzy. Zmuszeni byli słuchać swingu i hillbilly bopu. I Johnny'ego

Założyciele niemieckiego gonzo mieli blade pojęcie na temat idei przyświecających ich rodzicom. O wcześniejszych wydarzeniach też niewiele wiedzieli, nie musieli więc się martwić, że adaptują alternatywne modele dziennikarstwa wprost od okupanta. No i nie mieli o czym pisać, więc mogli pisać o sobie.

miała, a do tego nie mogła mieć wówczas nic do powiedzenia.   Nie dziwi zatem, że rozwój Nowego Dziennikarstwa w Stanach przeszedł w Niemczech bez echa. Niemcy dopiero co zdążyli przyzwyczaić się do „Der Spiegel”, opiniotwórczego tygodnika założonego przez brytyjskich oficerów. „Spiegel” jest bowiem (a przynajmniej tak się wtedy o nim mówiło) amalgamatem romantycznego zadęcia Niemców i luźnego, anglosaskiego pióra. Początkowo wzbudzał kontrowersje, ale prędko stał się najbardziej poczytnym magazynem. (Dzisiaj ukazuje się w nakładzie przekraczającym milion – to więcej niż „Fakt”, a „Fakt”, co warto przypomnieć, tygodni-

Casha, młodego żołnierza Air Force, który

kiem opinii nie jest). Skoro ciężko sobie

zaczynał wówczas swoją karierę muzyczną

było wyobrazić, że dziennikarz może mieć

z zespołem Landsberg Barbarians. Bezrobotnych eksczłonków

jakieś przekonania wykraczające poza preferencje partyjne,

Hitlerjugend zapędzono zaś na kursy pisania. Storyschreiben.

a „Spiegel”, nudny i do bólu poprawny odpowiednik dzi-

Alianci uznali bowiem, że lekka, ironiczna, subiektywna ma-

siejszej „Polityki”, wzbudzał jakieś kontrowersje, gdzie tu

niera angloamerykańskiego dziennikarstwa stanowi świetne

było miejsce na gonzo? Albo choćby na pytania w kwestii

lekarstwo na niepewne milczenie dziennikarzy. I na mega-

zadziorności stylu?

lomanię, która jeszcze niedawno sprawowała niepodzielną władzę w niemieckich mediach. „Pokazaliście już, czym jest

p

to wasze medialne Ausbildung2” – grzmieli Amerykanie – „Ausbildung, jak widać, źle się kończy”.

Wydawałoby się, że miejsce dla gonzo znajdzie się w okre-

Niemcy byli wściekli. A najbardziej wściekli byli przed-

sie rozruchów studenckich. W 1968 roku ludzie na ulicach

wojenni wydawcy i dziennikarze. W okresie III Rzeszy część

byli przecież przeciwko wszystkiemu, co tolerowane przez

z nich przebywała na emigracji, część na emigracji wewnętrz-

rząd. I przeciwko prasie też. A gonzo zrodziło się na fali

nej, część aktywnie uprawiała swój zawód. Ci ostatni byli

kontrkultury, nawet jeśli kontrkultury sprowadzonej do ćpa-

wściekli szczególnie, bo nałożono na nich kwarantannę.

nia, dymania i kręcenia się po świecie bez większego sensu.

Kwarantanna jednak szybko się skończyła i znów mogli ję-

Thompson nie przywiązywał chyba większej wagi do woj-

czeć o potrzebie pedagogicznego przesłania i doniosłej roli

ny wietnamskiej, a jego lewicowość była dość naiwna. Ale

mediów w formowaniu społeczeństwa niemieckiego. (Nie

mógłby przywiązywać, to znaczy, mieści się to w granicach

szkodzi, i tak dostali po dupie w latach siedemdziesiątych).

gatunku, a Thompson nie był po prostu zbyt lotny. No i był

Lecz póki co dziennikarze (wściekle) milczeli, milczeli też

Amerykaninem. Wydawałoby się też, że trollerskie intencje

literaci. Może było im głupio. Wraz z powstaniem nowego

gonzo mogą spodobać się RAF-owcom. Gonzo przystoi od-

państwa nadszedł kres dramatycznych przeobrażeń, na-

dolnym ruchom. Gonzo nienawidzi Axela Springera. (Choć

dejść winna stabilizacja. Mówi się eufemistycznie, że era

z samym „Bildem” ma skomplikowaną relację).

80

41

 gonzo


ś w i at

Otóż nie.

mera, który masowo sprzedawał niemieckim gazetom

Pokolenie ‘68 zignorowało Nowe Dziennikarstwo wraz

fikcyjne wywiady z gwiazdami Hollywoodu. Na przykład

z jego wyrodnym bękartem. Zainteresowały się nim za

wywiad z Mikiem Tysonem o Fryderyku Nietzschem.

to ich dzieci. „Pokolenie sprzeczności”. Pokolenie nad wy-

Media przez rok nie mogły otrząsnąć się

raz pochłonięte rozwojem gospodarczym, nieszczególnie

z szoku. Ten sam autor kilka lat wcześniej

3

osiemdziesiąte. Dziewięćdziesiąte zresztą też. Lemingi.

Wer?-Was?-Wo?-Wann?-Warum?-Fragen – pytania ktozamknął się na tydzień w piwnicy, żeby -co-gdzie-kiedy-dlaczego, czyli napisać reportaż o więziennych izolatkach. dziennikarskie rudymenty.

W pewnym sensie musiało tak być. Założyciele niemie-

Tego wcześniej w Niemczech nie było. Na

ckiego gonzo mieli blade pojęcie na temat idei przyświe-

łamach „Tempa” powstało dziennikarstwo interwencyjne.

cających ich rodzicom. O wcześniejszych wydarzeniach

Dwie dziennikarki udowodniły własnym ciałem skalę ko-

też niewiele wiedzieli, nie musieli więc się martwić, że

rupcji seksualnej na rynku mieszkaniowym. Innym razem

adaptują alternatywne modele dziennikarstwa wprost od

redaktorzy wybrali się poprzemycać broń do samolotu.

okupanta. No i nie mieli o czym pisać, więc mogli pisać

Udało się. Ale absolutnym bangerem była fałszywka „Neues

o sobie. W zachodnich Niemczech lat osiemdziesiątych

Deutschland”, NRD-owskiego odpowiednika „Trybuny

było upiornie nudno. Wszyscy tylko chodzili na dyskoteki

Ludu”. W 1988 roku tempowcy przeszmuglowali nakład

i zdążyli się zorientować, że wszystko już było. Wiedział

przez granicę i rozdali gazetę na ulicy. Numer obwieszczał

o tym nawet Helmut Kohl, który wygłosił w telewizji

rychłe wysadzenie muru berlińskiego, likwidację Stasi

na przełomie lat 1986 i 1987 noworoczne orędzie z po-

i reklamował połączenie lotnicze z Berlina Wschodniego

przedniego roku.

do Los Angeles.

W 1986 Markus Peichl założył magazyn „Tempo”.

Z drugiej strony był Uwe Kopfs i jego skrajnie populistycz-

Pierwsze i ostatnie (?) gonzopismo w Niemczech. Pisali

na, seksistowska rubryka. Nawet najwięksi wrogowie CDU/

do niego między innymi Helge Timmerberg, Christian

CSU zniesmaczeni byli uwagami kierowanymi w stronę

Kracht, Matthias Horx i Moritz von Uslar. Oraz Bettina

urzędujących polityczek. Brzmi znajomo? W „Tempie”

Röhl, antyfeministka, ziejąca nienawiścią do swojej mat-

ukazywała się również rubryka zatytułowana Sto linijek

ki, córka Ulrike Meinhof, publicystka wielu niemieckich

nienawiści. „Pokolenie sprzeczności” musiało to łykać. Był

gazet, w tym „Bilda”. Ale trudno się jej dziwić. Meinhof

kij w mrowisku, było kontrowersyjnie, był bezinteresowny

przed rozpoczęciem aktywności zbrojnej wysłała swoje

fun. Do czasu kiedy autor, Maxim Biller, nie poruszył

dzieci do palestyńskiego sierocińca. Polecili go szkolący

najbardziej grząskiego z tematów. „Tylko Hitler jest od-

RAF-owców partyzanci.

powiedzialny za Hitlera” – głosił Biller – „Hitler nie jest

Wolfgang Neumann

za to przejęte sprawami kultury. Coś jak nasze roczniki

już naszym trudnym dziadkiem”. Tego już było za wiele.

p

„Tempo”, postmodernistyczne świecidełko niemieckiego dziennikarstwa, naraziło się absolutnie wszystkim.

„Tempo” w istocie spełniało wszelkie wymogi nurtu

Naród niemiecki, tradycjonalistyczni i nietradycjonali-

gonzo. Dziennikarze pisali o sobie, schodzili z tematu,

styczni dziennikarze, lewacy i naziole, politycy i skłotersi

ściemniali na potęgę, ćpali, zrywali okowy W-Fragen3 i nie

– wszyscy zjednoczyli się w sprzeciwie wobec „popowego

mieli żadnego szacunku do tego, o czym piszą, czymkol-

i egocentrycznego występku”, jak określano wówczas

wiek by to nie było. A tematów znaleźli sporo – pisano

„Tempo”. Żeby chociaż „występek” ukazywał się w formie

o AIDS i garniturach od Armaniego, obrabiano dupę Kate

bezinteresownego żartu albo miał jakąś rację ideową –

Moss i Bryanowi Adamsowi, opowiadano o masturbacji

Niemcy wybaczyliby mu nawet akcję z Hitlerem. Niestety.

muzułmanów i zbawiennych skutkach zażywania narkoty-

Chodziło tylko o kasę. Kiedy redaktorzy fotografowali się

ków, analizowano trendy na rynku gaci do wuefu i reklamy

w szmatach z H&M-u, nie było w tym grama ironii.

Haribo. Dwa najważniejsze punkty odniesienia – Prince

„Tempo” zostało pokonane własną bronią. W 1996

i Madonna. Dziennikarstwo gonzo przyjęło na niemieckiej

roku wygryzły je inne lajfstajlowe czasopisma, „Max”,

ziemi formę lajfstajlowej gazetki. I to miało, jak zapew-

„Coupé” i niemieckie wydanie „Wienera”. Dziennikarze

niali redaktorzy, obudzić akwarium pełne martwych ryb,

rozeszli się po mniej lub bardziej jakościowych mediach,

zakrztuszonych café latte?

od „Süddeutsche Zeitung” i „Sterna” przez „Liebling” do

Jasne, mieli lepsze momenty. Weźmy akcję Toma Kum-

MTV (Markus Peichl prowadził tam niemiecką edycję The

gonzo 

41

81


ś w i at

Real World). Christian Kracht pracował dla „Spiegla” jako

o złodziejach złota, czarownikach, mafiach narkotykowych

korespondent z Indii, ale go wyrzucili, bo przemilczał

i malarii. Nikt mu nie wierzył. Dopiero kiedy stał się

śmierć Matki Teresy. Miał to w dupie.

poczytnym dziennikarzem, Niemcy skumali, że to nie

Wrócili po dziesięciu latach. Na chwilę. Z wysokonakła-

ma żadnego znaczenia. Że Realität może być subjektive

dowym wydaniem specjalnym i kolejną aferą. Otóż grupa

i że można ją abbilden. Musiał ich przekonać Tiger fres-

dziennikarzy związana z „Tempem” za-

sen keine Yogis [Tygrysy nie pożerają

łożyła fikcyjną „Niemiecką Akademię

joginów], który opowiada o spotkaniu

Narodową” i wysłała stu celebrytom

Wolfgang Neumann

zaproszenie do przyjęcia tytułu doktora honoris causa. Do zaproszeń dołączono opis celów uczelni, pełen obszernych passusów z Mein Kampf oraz programu neonazistowskiej partii NPD. Czternaście osób zaproszenia przyjęło. W tym

Dieter Bohlen (wokalista Modern Talking), Reinhold Messner (pierwszy zdobywca Korony Himalajów) oraz Udo

Gonzo nie miało w Niemczech tak łatwej drogi, jak w krajach romańskich. Pikarejska, satyryczna i rozemocjonowana tradycja dziennikarska przyjęła je tam z otwartymi ramionami.

z tygrysem. Timmerberg wstrzymywał oddech przez dziesięć minut, żeby nie zostać pożartym. No i co z tego? To jest jego najlepszy reportaż. Musieli się dać przekonać.   Gonzo nie miało w Niemczech tak łatwej drogi, jak w krajach romańskich. Pikarejska, satyryczna i rozemocjonowana tradycja dziennikarska przyjęła je tam z otwartymi ramionami. Jeśli

Jürgens (autor kultowego soundtra-

w ogóle można powiedzieć, że gonzo

cku do niemieckiego Toma i Jerry'ego).

musiało skądś do Europy przychodzić

I inni, w Polsce mniej rozpoznawalni. Architekci, dyry-

(nie można). Chłodna Północ potrzebowała trochę więcej

genci, pisarze, prawnicy i sportowcy.

czasu. Odnosiła się do gonzo z pobłażaniem, a później

Helge Timmerberg, niekwestionowana gwiazda „Tem-

wyssała z niego to, co najlepsze. Książki Timmerberga wy-

pa”, musiał się tam czuć trochę nieswojo. Jasne, to on

chodzą w wysokonakładowych wydawnictwach, Niemcy

nadawał czasopismu wizerunek. Uprawiał egocentryczne

kupują je jak deski do prasowania i krasnale ogrodowe. No

dziennikarstwo, przeklinał i dużo ćpał. Ale ciągnął się za

i jedno jest pewne. Helge Timmerberg jest o niebo lepszym

nim ślad ideałów zwalczanych przez „Tempo”. Timmerberg

pisarzem niż Hunter Thompson. A ostatnie tchnienie

to stary hipis. Ma kudłaty łeb i pleciony plecak. Nie wiem,

„Tempa” było przedsięwzięciem zdecydowanie bardziej

czy sympatyzuje z RAF-em, niekoniecznie. W 1968 roku

efektownym niż jakieś tam trollowanie Derby Kentucky.

miał tylko szesnaście lat. Ale już rok później rozpoczął

Jakoś mnie to nie dziwi.

swoją podróż po Indiach. Przez kolejne dwadzieścia lat był on the road. Co jakiś czas wracał do Niemiec i opowiadał

82

n

41

 gonzo


O bława na solenizantów

Wolfgang Neumann

Helge Timmerberg

© Solibro Verlag, 2001

ś w i at

Tłum. Kaja Puto

(Hamburg)

Zamknięto cię kiedykolwiek w pierdlu, w celi, czy zapuszkowano cię jak dzikie zwierzę, żeby

cię ukarać, zmusić do samokrytyki, żeby uchronić społeczeństwo przed elementem? Pamiętasz,

jak naga żarówka oświetlała ścianę, też nagą, pominąwszy pełne rozpaczy bohomazy?

Czy choć raz zdarzyło ci się leżeć na pryczy ze ściśniętymi

odbija się zauroczenie. Te porównania wydają mi się nad wyraz

pośladami, że wszystkie filmy były prawdą i że zaraz przyjebie

odpowiednie, może ze względu na tekst, który przyszło mi pisać

ci klawisz opłacony z twoich podatków? Na przykład w nerkę,

tamtego wieczoru: chodziło o jakiegoś Afrykańczyka, który

bo nie będzie śladów, a ból pozostanie? Czy pozbawiono cię

przybył do Europy wyposażony w przepis na płyn do kąpieli.

kiedykolwiek wolności? Dano posmakować bezsilności i poni-

Wyrwał go z gardła jakiemuś kapłanowi

żenia? I to bez papierosów? Czy można to nazwać prezentem

voodoo i był przekonany, że za pomocą

urodzinowym?

tej mikstury można zmyć z siebie każdy

Wcześniej potrafiłem sobie przypomnieć, jak spędziłem urodzi-

zawód miłosny. Pisałem o tym dla zaprzy-

ny przynajmniej dziesięć lat wstecz; gdzie, jak i z kim piłem,

jaźnionej redakcji w Hamburgu, a że by-

a że właściwie bez przerwy byłem on the road, były to zabawne

łem już na miejscu, dostałem wolne biuro,

wspomnienia z egzotycznych spelun. Teraz jestem mężczyzną

w którym był jakiś komputer, nie było za

1 Odwołanie do piosenki zespołu Rich Kids on LSD; publiczność na koncertach przekręcała jej tytuł, Think Positive – przyp. K.P. 2 Gówno prawda, to ze Zwodziciela w Sewilli i Kamiennego Gościa Tirso de Moliny – przyp. K.P.

w średnim wieku i to już nie działa. Ale mam lepszy pomysł.

to klucza, ale – jak powiedział Stefan – wcale go nie potrzebo-

Już niczego nie planuję. Leży w gestii przypadku, kto życzy mi

wałem. „Możesz w każdej chwili wyjść, ale już tu nie wrócisz”.

happy birthday, a co dostanę w prezencie, decyduje życie. Zdarza

I poszedł. Wszyscy poszli, nikt tu nie pracuje po dziesiątej.

się zresztą i tak, że nic nie dostaję. Nie szkodzi. Bo ludzie tacy

I wtedy nadeszła godzina, jak mawiał Goethe, w której dobro

jak ja są ekspertami w dziedzinie drink positive1. Pierwsza i druga

pełza, a zło macha skrzydłami2.

faza upojenia czyni świat całkiem korzystnym środowiskiem. Wszystkiemu można nadać sensowną postać. Ale w pierdlu nie ma nic do picia. Nie ma też niczego, czemu można by było nadać

p

postać. Nie mogłem więc uznać aresztowania mnie w dzień urodzin za prezent. To był mój pierwszy raz. Bynajmniej nie

Było tuż po północy. Wokół mnie – świat zbrodni. Kilometr

dorównywał urokowi pierwszej rzeżączki czy pierwszego zawodu

do St. Pauli, kilometr do St. Georg. Tylko najniebezpieczniejsze

miłosnego, chociaż i te zdarzenia do najprzyjemniejszych nie na-

dzielnice Hamburga nazwane są imionami świętych, nikt nie

leżą. Rzeżączkę poprzedza wszak całkiem przyjemna aktywność,

wie dlaczego. Po północy spuszczone ze smyczy dobermany

podobnie jak w przypadku zawodu miłosnego, kiedy czkawką

biegają tam po klatkach schodowych, po biurach i korytarzach,

gonzo 

41

83


ś w i at

szego papierka, który świadczyłby o wykonywanym przeze

który ciasno wypełnia te pomieszczenia, może przysporzyć im

mnie zawodzie, poza ostatnim numerem leżącego tu i ówdzie

zmartwienia sięgającego emerytury.

czasopisma, o którym wiedziałem, że wydrukowano w nim moje

W pierdlu nie sposób opędzić się od myśli o własnych błędach.

zdjęcie. Żeby nie przestraszyć czytelników, redakcja wybrała to

Nie powinienem był słuchać Stephena Kinga. Nie powinienem

sprzed półtorej dekady. To chyba wtedy oficer dowodzący po

był słuchać Chińczyków. Stephen King mówi, że pisze tylko przy

raz pierwszy poczuł się wychujany. Był to dorodny mężczyzna

zamkniętych drzwiach, co wydaje mi się tyle przekonujące, ile

o kostropatej gębie. Ktoś niedawno podbił mu oko. Wychodząc

zgodne z taoistyczną tradycją feng shui. Feng shui mówi, że

naprzeciw moim gorącym prośbom, skontaktował się telefo-

koncentracja jest energią, która wypływa z wnętrza na zewnątrz

nicznie ze Stefanem, lecz rozmowa ta pogorszyła tylko sprawę,

i kręci się wokół biurka dopóty, dopóki nie otworzą się drzwi.

ponieważ Stefan, redaktor naczelny, nie potrafił w przekonujący

„Dobze zamknąć” – dwa miliardy Chińczyków nie mogły się

sposób dowieść, kim jest, nie wspominając już o mnie. Potrafił

mylić. No i cóż, myliły się. Jeśli zostawiłbym otwarte drzwi

natomiast opowiedzieć o artykule, nad którym pracowałem

do mojego małego biura na końcu długiego, rozgałęziającego

w biurze. Wtedy oficer prowadzący poczuł się wychujany po

się, pełnego zakrętów korytarza, zauważyliby mnie właściciele

raz drugi.

dobermanów na swojej nocnej rundce za psami, a czujnik ruchu

– Płyn voodoo do kąpieli zmywającej zawody miłosne?! Bardzo

z pewnością by się nie uruchomił. No passa nada, nic by się

proszę pokazać nam komputer, na którym pan pisał artykuł.

nie wydarzyło. Ale ja siedziałem przy zamkniętych drzwiach

Słyszałem o wielkim amerykańskim pisarzu, Normanie Mai-

i pisałem tekst o kąpieli voodoo zmywającej zawody miłosne.

lerze, który pisał tylko wtedy, kiedy wydawnictwo stawiało mu

Mikstura ta miała się składać, jeśli dobrze pamiętam, głów-

przed drzwiami dwóch zobowiązanych restrykcyjną umową

nie ze startej skórki wszelkich odmian cytryny oraz znacznej

ochroniarzy. Nie mogli go wypuścić z biura przed ustaloną

ilości kolorowych kwiatów z egzotycznych krajów, a reszty nie

godziną, niezależnie od tego, jak bardzo się im przymilał, nieza-

pamiętam. „Zaczynają się moje urodziny” – pomyślałem, kiedy

leżnie od gróźb i histerii. Zastawiali mu po prostu drzwi, a pod

tekst był już gotowy, a ja kierowałem się ku wyjściu.

koniec dniówki musiał pokazać im przynajmniej dwie zapisane

Wolfgang Neumann

a za nimi ich właściciele, pomni faktu, że zderzenie ze sprzętem,

czymś strony. Ów paragraf w umowie o pracę powstał rzecz

Alarm.

jasna wbrew prawom człowieka, ale Mailer, nawiasem mówiąc, dostał zań dwa miliony dolarów zaliczki. Moja sytuacja była

Wieloaspektowość jest tym, co najbardziej perfidne w sy-

nieco inna. Mailer musiał włamywać się do maszyny do pisa-

renach alarmowych. Z jednej strony biją na odsiecz, z drugiej

nia, ja – do systemu przetwarzania danych. Systemu, którego,

– paraliżują włamywacza, torpedując każdą próbę osiągnięcia

dodajmy, nie znałem. Komputery służbowe są ze sobą w naj-

wewnętrznego spokoju, i czynią to z właściwą sobie prędkością

rozmaitszy sposób połączone. Napisałem artykuł na jednym

dźwięku. Drzwi wyjściowe redakcji były rzecz jasna zamknięte

z tych komputerów i zanotowałem ciąg poleceń, który muszę

na klucz, wbrew wszelkim obietnicom. Nurtowało mnie tylko

wstukać, aby przesłać tekst na dysk redaktora prowadzącego.

jedno pytanie: wypuszczą mnie dozorcy czy policja?

Poleceń wywołujących drogę odwrotną zanotować niestety nie zdołałem. Siedmiu policjantów i dozorca wydawnictwa stali więc

p

wokół biurka, przy którym siedziałem, a ten z podbitym okiem czuł się coraz bardziej, już po raz trzeci, wychujany, ponieważ

Istnieje różnica między uwolnieniem a aresztowaniem, chyba że

błądziłem myszką po ekranie jak ślepiec. Gadałem jak najęty

widzi się w aresztowaniu szansę na uwolnienie ego. Wówczas

i starałem się nie spocić. „A więc nie potrafi pan okazać efektów

można uznać ów incydent za prezent urodzinowy. Nie byłem

swojej pracy? ” – zapytał oficer prowadzący, zmrużywszy swe

jednak aż tak duchowo usposobiony, gdy ujrzałem przed sobą

podbite oko. „W takim razie zabieramy pana ze sobą”.

siedem wyciągniętych pistoletów. Policja przybyła pierwsza.

Siedziałem więc na wąskiej, gołej pryczy i zastanawiałem

Cały batalion. Spotkaliśmy się przy drzwiach wyjściowych re-

się, dlaczego tak rozpoczęły się moje urodziny? Bo nie znam

dakcji. Owszem, były zamknięte na klucz, były to jednak drzwi

się na komputerach, bo nie miałem się czym wylegitymować,

ze szkła. Szkła pancernego? Szkła kuloodpornego? Oto były

bo wierzę w feng shui? Czy to ma sens? Wepchnięto cię kiedyś

pytania. Na szczęście pojawił się dozorca. Miał ze sobą klucz.

do jednoosobowej celi? W jednoosobowej celi jest zaledwie tyle

Potem nastąpił łańcuch niedorzecznych wydarzeń. Nie mia-

miejsca, by zaliczyć wpierdol albo sfiksować. Zdarzyło ci się

łem ani paszportu, ani legitymacji dziennikarskiej, ani najmniej-

nasłuchiwać kroków pod drzwiami celi z gardłem wyschniętym

84

41

 gonzo


ś w i at

na wiór i ze zszarganymi nerwami? Kto idzie? Twój redaktor

Wszystko jasne? Jasne! To był prezent.

i wybawca z flaszką rumu? A może ten opryskliwy osiłek

– Obława na solenizantów! – powiedziałem. – Zajebista

z podbitym okiem? Kto dziś zanuci ci Happy Birthday? Oto

historia, dziękuję.

były pytania. Były zresztą i odpowiedzi: przyszli obaj, a gdy

Oficer poczuł się wychujany po raz ostatni. 

Bitwa na gardła

oficer dowiedział się, że zaaresztował mnie w dniu urodzin,

Wolfgang Neumann

ubawił się po pachy. Już złapał dziś takiego jednego.

H elge T i mmerberg

Tłum. Kaja Puto

(Szwajcaria) Hamburg, 26.06, poranek, lotnisko.

W okienku Lufthansy otrzymałem bilet, a wraz z nim telegram: „Witamy w Szwajcarii. Zarezerwowaliśmy dla Pana i Pańskiego fotografa dwa pokoje w hotelu Victoria w Brig, przy Bahnhofstraße. Fotograf nazywa się Sebastiaõ Salgado i przyjeżdża z Paryża. Na parkingu lotniska w Genewie stoi samochód do Pańskiej dyspozycji. W razie jakichkolwiek problemów proszę dzwonić. Let's jodel”.

Nie powinienem był tego robić, już w samolocie przyszło Nadałem lekką jak piórko maszynę do pisania na bagaż.

tu, a dokładniej proroka Zachariasza, który zapytał: „dlaczego nie radujecie się i nie jodłujecie1?”. Obydwie teorie uważam za hamburskie bajdurzenie. W jodłowaniu nie kryje się nic ponad gazdowską mądrość: służy do porannego wypędzania krów ze stajni, tak jak wieczorną drogę powrotną wyznacza pramuczenie alpejskich rogów.

p Genewa, 26.6, południe, hala przylotów. Mówi się tutaj dość osobliwym językiem. Poza tym zniknął mój bagaż. Zawieruszył się we Frankfurcie i zostanie dosłany. Kiedy? Demain! Jeśli to znaczy „jutro”, to jest to zdecydowanie za późno. Spieszy mi

1

Chodzi o podobieństwo

się. Gdzie jest to auto? Nie było auta, słów jubeln (cieszyć się) był za to opel. Dokąd mam jechać? i jodeln (jodłować) – przyp. K.P. 2

O tej odwiecznej tradycji sięgającej Tella. A dokładniej jego

W szwajcarskim dialekcie Schwyzer to szwajcarski, od Genewy” – powiedział redaktor. Rachen to gardło, Chrüter to Może samolotem. Oplem jechałem rodzaj ziołowej wódki, a Guetzli trzy godziny. Dwieście kilometrów to ciastka – przyp. K.P.

syna. Ojciec ugodził go strzałą w jaja. Ryk małego przestra-

w pięknych okolicznościach przyrody.

szył wrogów, zwiewali, aż się kurzyło.

Wiem, to bezczelne, ale nie znoszę Alp. Nie mam pojęcia,

mi do głowy kilka myśli na zadany temat.

Jodłowanie. Tam, skąd pochodzę, nie ma czegoś takiego.  W Hamburgu nikt nie jodłuje. Coś tam o tym słyszeliśmy.

Inni sądzą z kolei, że sztuka ta sięga Starego Testamengonzo 

41

Do Brig? Gdzie to jest? „Godzinę

dlaczego. Zasadniczo nie mam nic do gór. Lubię Hindukusz, 85


Wolfgang Neumann

ś w i at

86

41

 gonzo


ś w i at

Góry Kurdystańskie są czarujące. Ale Alpy są dla mnie zbyt

a na ich głowach tkwią spłaszczone kapelusze lub przyozdo-

nieskazitelne. A jeśli chodzi o szwajcarskie Alpy, powinno

bione herbami czapki z brązowej, pobrużdżonej skóry. Panuje

się tutaj na każdym rogu postawić szyld: „Uwaga, świeżo

nastrój iście sakralny. Czekamy na

pastowane”.

kolejnego wykonawcę.

na jodłowanie. A wcześniej musiałem znaleźć hotel, brazy-

tującego cztery franki programu

lijskiego fotografa i coś do jedzenia.

uroczystości. Do Brig przybyło około dziesięciu tysięcy

3

Niem. „naczelne dowództwo” – przyp. K.P. Już wszystko wiem. Wszystko 4 Niem. „komitet organizacyjstało się jasne dzięki lekturze kosz- ny” – przyp. K.P.

szczęście nie widziałem zbyt wiele. Lało. A ja mu siałemNacisnąć.   O dziewiętnastej miał rozpocząć się pojedynek

wymachujących flagami i dmących w alpejskie rogi góral-

bię, kiedy szukam czegoś na obczyźnie. Wjeżdżam komuś

skie jodłujących. Przyjechali tutaj ze wszystkich kantonów.

w dupę i pytam o drogę. Na szczęście w tej okolicy mówią

A niektórzy to nawet z Nowej Zelandii. Przyjechał też pre-

Wolfgang Neumann

Zdążyłem na styk. Miałem małą stłuczkę. Zawsze to ro-

zydent państwa, przewodniczący Rady

po niemiecku: „Do jodłowania? Jedź pan

Narodowej, przewodniczący Rady

prosto, a przy stacji kolejowej na lewo. Ale patrz pan, co jest z moim zderzakiem? ”.

Tak mniej więcej szła ich gadka.  Nie rozumiem jej zbytnio. Szwajcarski jest trudny. Każdy język jest ciałem, którego członki odpowiadają poszczególnym dialektom. Schwyzerdütsch pochodzi z gardła, z miejsca, w którym swoją siłę demonstrują słynne Schwyzer-Rachen-Chrüter-Guetzli2. I jodłowanie.

p

Gwiazda jest kobietą i ma jakieś dwadzieścia lat. Jej kędzierzawa główka owinięta jest złożoną na pół serwetą, w uszach migocą srebrne guziki, a z oczu wyziera wola mocy: „Zwycięstwo, zwycięstwo! Któż mnie pokona! Wyjodłuję stąd Alpy, jeśli będzie trzeba. To ja! Rymann-Annamarie z Giswil”.

Kantonów, przewodniczący Rady Państwa, prezes sądu okręgowego, prezes sądu kantonalnego, prezes sądu administracyjnego, prezydent miasta wraz z trzema wójtami, prezeska i dyrektor do spraw promocji Mercedesa.

Ta nieprzeciętna uroczystość,   ów wyjątkowy pojedynek, to odbywa się raz na kilka lat, jak spotkanie druidów z Celtami. Tutaj, w auli szkoły podstawowej w Brig, skupia się wszystko, czego chciałem się dowiedzieć o Szwajcarach, stąd wypływa źródło, tu otwie-

Hotel. Recepcjonistka była niska i uparta. Powiedziałem jej,

rają się drzwi do praczasu.

że mój bagaż zostanie wkrótce dosłany z lotniska, i że to

dla mnie bardzo ważne, bo jest w nim maszyna do pisania,

dla strumienia publiczności, przednie dla artystów wycho-

której potrzebuję w nocy.

dzących zza kulis. Długa, czerwona flaga z białym krzyżem

W istocie – otworzyły się drzwi. Dwoje drzwi. Tylne

Recepcjonistka zaskrzeczała: „Po nocach się nie hała-

dzieli scenę na dwie części. Za sceną roztacza się zieleń sali

suje. Goście nie życzą. Noc jest od spania, nie od stukania”.

gimnastycznej. Po prawej stronie – jodła. Po lewej stronie

Tak mówiła. Nie, nie, tego wcale nie chciałem. A zresztą

– jodła. Na środku krzesło.

nikogo bym nie obudził, bo moja maszyna jest elektroniczna,

Gwiazda zjawia się na scenie w towarzystwie. Towarzystwo

kupiłem ją w Hongkongu. Jest tak cicha, że nie obudziłaby

rozsiada się na krześle i wyciąga harmonię. Gwiazda jest

nawet karaluchów.

kobietą i ma jakieś dwadzieścia lat. Jej kędzierzawa główka owinięta jest złożoną na pół serwetą, w uszach migocą

p

srebrne guziki, a z oczu wyziera wola mocy: „Zwycięstwo, zwycięstwo! Któż mnie pokona! Wyjodłuję stąd Alpy, jeśli

Budynek szkoły podstawowej, 19.15, pojedynek na jodłowanie.

będzie trzeba. To ja! Rymann-Annamarie z Giswil”.

No i jestem. W samym centrum wydarzeń. Wśród regional-

Burzliwy aplauz.

nych strojów. Po prawej, po lewej, przede mną, za mną, na

Później wystąpiła Silvia, też z Giswil, a potem pojawiła

zewnątrz, wewnątrz, nade mną i pode mną, gdzie okiem nie

się dziewczyna, którą widziałem już na okładce programu

sięgnąć, Szwajcarzy jak z obrazka.

za cztery franki. Jest trochę niższa od Rymann-Annamarie

Mężczyźni noszą brody do kolan (nie ma w tym nic przesad-

i zdecydowanie mniej rozbrykana, choć równie nieurodziwa.

nie zaskakującego, zważywszy, że są niscy i przysadziści),

Jodłuje bardziej duchowo i dojrzale, ale za pobożnym uzna-

gonzo 

41

87


ś w i at

niem widzów nie przyjdzie zwycięstwo. A może się mylę?

erotyzmu. O innych częściach stroju nie chcę nawet myśleć.

Tak jak wspominałem, nic z tego nie rozumiem. Nie rozu-

A oto i zamek Stockalpera. Jesteśmy na dziedzińcu. Nic  na to nie poradzę, ale krużganki są w stylu mauretańskim,

miem tekstów wyśpiewywanych przez artystów. Wyśpie-

tyle że pod każdym mauretańskim łukiem stoi szwajcarska

wywanych? Czy jodłowanie jest muzyką? Być może. Trochę

skrzynka z kwiatami.

Kiedy znika za kulisami, publiczność daje rzęsiste brawa.

Czubki rękawiczek rozdają plastikowe kubki z winem. Bez kitu, wszyscy wyglądają na zadowolonych. Tylko jeden ma

nie wiem, czy jodłowanie jest muzyką. Wciskanie sprzęgła

wkurwioną minę. Chorąży z OK St. Gallen. Dzierżył szwajcar-

to nie to samo, co jazda samochodem.

ską flagę, a teraz musi ją przekazać. Tłum wzniósł okrzyk ra-

Wolfgang Neumann

tak brzmi, a poza tym wychodzi z ust. Z gardła. Z miejsca, gdzie znajduje się języczek. Tam rodzi się falset. Ale dalej

Na scenę wychodzą kolejni wykonawcy. Przeraża  jący obraz. Ramiona dwóch pań

dości, zamuczały alpejskie rogi, a potem wszyscy poszli jeść.

i siedemnastu panów błyszczą jak skały smagane wichurą. Wszyscy mężczyźni trzymają ręce w kieszeniach. Bez wyjątku. Głęboko w kieszeniach spodni. Oni sprawili, że porzuciłem wszelkie wątpliwości. Że wydały mi się głęboko nieuzasadnione. Oni i ich basy, które doprowadzają wszystkie

Robię pierwszy, jedyny

i ostatni wywiad. Z dyrekto-

Napinam struny głosowe. Udało się, zajodłowałem. Napinam jeszcze raz. Zajodłowałem podwójnie. Napinam trzeci raz: spirala jodłowania! Czwarty, piąty, szósty raz. Nie! Stop! Za późno. Znowu wjechałem komuś w dupę. Przepraszam, którędy na lotnisko?

rem zespołu jodłujących górali z Übersee. To Nowozelandczyk z Oakland. Z zawodu technik dentystyczny. Przebył czternaście tysięcy mil, by tradycji stało się zadość. Czy Nowozelandczykom podoba się jodłowanie? „They love it”. Czy zna mistrza jodłowania? Tego, który mieszka za

czaszki w auli do drżenia. Ta

jego rogiem? Japończyka? Jedy-

szwajcarska pramantra na siedemnaście głosów zdeklasowałaby nawet chorały gregoriań-

nego, który potrafi podołać dwukreślnemu e w Erzherzog

skie. Górale przeskakują przez lawiny basu jak pijane capy.

Ferdinand-Jodler? Nie. Nie miał pojęcia, że Japończycy potrafią jodłować. Przecież oni nie są w stanie dźwięcznie

Sobota, 27.6, świt, dworzec. Co się dzieje? Co to za pogoda?

wyartykułować „r”. Cóż oni mogą wiedzieć o skokach między

Letnie słońce. To pierwszy dzień w tym roku, kiedy nie

rejestrami? I wtedy pokazał mi jeszcze raz, jak to się robi, a ja

mam ochoty rzucić się z powrotem do łóżka. Tylko pachy

spróbowałem. W aucie. Tu przynajmniej nikt mnie nie słyszy.

ogarnia strach. To chyba dlatego, że flaga jest w drodze. Flaga

p

Szwajcarii. OK w St. Gallen musi ją przekazać ją OK w Brig. Cóż to jest OK? Oberkommando3? Organisationskomitee4? Tak

czy inaczej, wszyscy stoją na peronie i wyglądają pociągu

Autostrada, popołudnie, 27.6, okolice Genewy. Ależ jestem

specjalnego. Gdziekolwiek nie spojrzeć – trąbki, bębenki,

utalentowany! Potrafię już zajodłować prosty utwór. Tylko

bagnety, lody na patyku, kamery wideo. Szwajcarzy mają

obniżanie głosu mi jeszcze nie wychodzi. Dopiero teraz to

kasę. Co trzeci kręci wideo. I prawie każdy ma nad sobą jakiś

jest interesujące! W szyi uruchamia się karabin maszynowy.

transparent. I jak ja mam oglądać flagę?

Przed oczami pojawiają się mroczki. Oddycham przeponą

Wytężam wzrok, ale szybko daję sobie spokój. Tłum

i przygotowuję się do wydania dźwięku. Robi mi się niedo-

porzuca transparenty, a po chwili reflektuje się i chwyta je

brze, żołądek się skręca, oddech i dźwięk wystrzeliwują do

ponownie. I tak w kółko. Nie mam nawet szans przeczytać

gardła. Napinam struny głosowe. Udało się, zajodłowałem.

napisów. Wreszcie! Zaczyna się. Bagnet na broń! Czarne

Napinam jeszcze raz. Zajodłowałem podwójnie. Napinam

garnitury pozdrawiają rojne zastępy strojów regionalnych.

trzeci raz: spirala jodłowania! Czwarty, piąty, szósty raz.

Idę z nimi. Muzyka marszowa jest dobra na krążenie. I w ogó-

Nie! Stop!

le. Coś we mnie pęka. Nagle uwielbiam Szwajcarów. Ich

Za późno. Znowu wjechałem komuś w dupę.

poczciwość i krępe łydki. Nagle dostrzegam wszystkie szcze-

Przepraszam, którędy na lotnisko?

góły. Na przykład czubki rękawiczek noszonych przez tutejsze dziewczęta. To nie jest subtelny powiew, to zmasowany atak

88

41

 gonzo


Gonzamente: gWłoszech onzo we ś w i at

Wolfgang Neumann

A neta W i elgosz

– Chciałbym wiedzieć – Pierre Lyautey zwrócił się ku mnie z uprzejmą ironią – co z tego, o czym pan pisze w Kaputt jest prawdą. – Nie ma żadnego znaczenia – odparł Jack – czy to, o czym opowiada

Malaparte, jest prawdziwe czy nie. Sprawę trzeba postawić inaczej: czy to, co on robi, jest sztuką czy nie (…). – Nie chce pan, żebyśmy uwierzyli – powiedział Pierre Lautey – iż Malapartemu naprawdę przydarzyło się to wszystko, co opisał w Kaputt. Czy to możliwe, że właśnie jemu się wszystko przydarza? Mnie nigdy nic się nie przydarza.– Czy jest pan tego

sakrą, lecz także z dwudziestoleciem faszyzmu. W związku z tym jest to czas, kiedy pojawia się w tym kraju literatura non-fiction (być może pod wpływem Stanów Zjednoczonych – mimo zakazów cenzury w latach dwudziestych i trzydziestych literatura amerykańska była szeroko znana na Półwyspie). Powstają książki takie, jak Czy to jest człowiek Prima Leviego – chyba najbardziej wstrząsające w całej literaturze europejskiej wspomnienia obozowe – czy Neapol nie leży nad morzem (Il mare non bagna Napoli) Anny Marii Ortese – przygnębiająca wizja miasta po II wojnie światowej. Wśród tych dzieł pojawiły się dwie, może nieco zapomniane, ale niezwykłe książki, napisane przez nietuzinkowego autora.   W dwudziestym wieku kulturą włoską wstrząsali najczęściej „ludzie pogranicza” – tacy jak Italo Svevo, pisarz z Triestu,

zupełnie pewien? – spytał Jack, mrużąc oczy.

miasta o silnym pierwiastku słowiańskim czy później twórcy

Curzio Malaparte, Skóra

o korzeniach żydowskich. Jedna z takich „osób z pogranicza” to Curzio Malaparte – niekwestionowany ojciec włoskiego

Właściwie, aby opowiedzieć historię dziennikarstwa gonzo

gonzo. Curzio Malaparte urodził się jako Kurt Erich Suckert,

we Włoszech, należałoby pokazać całą historię kultury wło-

wychował się w sercu Włoch – Prato, kilkanaście kilometrów

skiej. Żartobliwie można by spytać, czym jest Boska kome-

od Florencji – ale od ojca Niemca odebrał nietypowe w tym

dia, jeżeli nie powieścią gonzo: mamy pierwszoosobowego

kraju, protestanckie wychowanie. Malapartemu nigdy nie

narratora-bohatera, wśród podawanych informacji fakty

wybaczono do końca współpracy z reżimem Mussoliniego,

mieszają się z fikcją i niepotwierdzonymi plotkami (na czele

który potem odrzucił. Z tych pierwszych, propagandowych

z homoseksualizmem Latiniego), a język łączy elementy

tekstów został mu jednak obraz umierającej Europy (jeden

sacrum i profanum.

z jego najsłynniejszych tekstów z czasów dwudziestolecia

Trochę mniej żartując, należałoby przejść do czasów tuż

nosi ironiczny tytuł Europa żyjąca; jak pisze, „tytuł powinien

po II wojnie światowej i przypomnieć, że są to czasy, kiedy

brzmieć Europa umierająca”), obraz będący podstawowym

Włochy – kraj właściwie dopiero co zjednoczony, kilkudzie-

motywem Skóry oraz romantyczna wizja południa Włoch

sięcioletni – muszą rozliczyć się nie tylko z wojenną ma-

jako krainy szczęśliwej ze względu na wierność własnym

gonzo 

41

89


ś w i at

tradycjom (ta wizja, dotycząca przede wszystkim Neapolu,

wyłowioną z miejskiego akwarium rybę, która okazuje się syreną, oglądanie za dolara ostatniej dziewicy w mieście. W przeciwieństwie do zbioru Anny Marii Ortese, o któ-

wywarł na niego także postulowany w latach dwudziestych

rym wspominałam, nie jest to książka o Neapolu, mimo że

przez Bontempelliego realizm magiczny, czyli włoska wersja

także jest przepełniona miłością i współczuciem do jego

surrealizmu, mająca na celu „opowiadanie o rzeczywistości

mieszkańców. Nie jest to nawet książka o drugiej wojnie,

tak, jakby była snem, a o śnie tak, jakby był rzeczywistością”.

jest dużo bardziej uniwersalna, opowiada o każdym okresie

Pierwsza powojenna książka Malapartego to zbiór repor-

upadku. Jak Malaparte osiąga ten efekt? Przede wszystkim

taży dotyczących II wojny światowej w Polsce i Rumunii

wprowadza silną linię podziału między bohaterami – naiwnie

– Kaputt. Z braku lepszego terminu nazwałam ją zbiorem

optymistycznymi i prostymi Amerykanami (wobec których

reportaży, ale jest to właściwie powieść o strukturze szka-

jest ironiczny, choć niepozbawiony sympatii) a pokonanymi,

tułkowej, w której narrator, czyli sam Malaparte, opowiada

zrezygnowanymi Europejczykami – reprezentowanymi przez

innym postaciom o przeżyciach czy raczej obserwacjach

niego samego i neapolitańczyków, którzy są scharakteryzo-

z czasów wojny. Występuje tutaj wiele cech, które dzisiaj

wani jako lud po raz kolejny zdobyty, cierpiący pod następną

mogą się kojarzyć z dziennikarstwem gonzo, przede wszyst-

obcą okupacją: żadnego folkloru, ludowych piosenek, prania

kim wszechobecność pierwszoosobowego narratora-autora,

wywieszonego na ulicach i ploteczek pod kościołem – równie

który jest zarazem głównym bohaterem i komentuje wszel-

dobrze bohaterami mogliby być sycylijczycy, Polacy czy

kie zdarzenia. Jeśli chodzi o prawdziwość przedstawionych

Japończycy. Poza tym wprowadza, zarówno w dialogach,

faktów… no cóż, to wszystko fałsz, ale jaki piękny! Osią

jak i w narracji, obszerne komentarze, w których nie ma

całej książki jest długa wizyta w Krakowie i Warszawie,

zgryźliwej ironii z Kaputt, jest za to przejmujący smutek

u gubernatora Franka, podczas której Malaparte-narrator-

i poczucie beznadziei. Silnie przemawia także powtarzająca

-bohater przyjmowany jest z największymi honorami. Jednak

się wielokrotnie metafora poczucia przegranej jako zarazy.

w archiwach jedynym śladem kontaktów Curzia z Frankiem

Wydaje mi się, że Skóra jest lepszą książką niż Kaputt – także

jest dwuzdaniowa notatka w dzienniku „niemieckiego króla

dlatego, że jest bardziej gonzo.

Polski” (jak w Kaputt określał gubernatora).

Mimo że we Włoszech powstało sporo dobrych tekstów

Czytelnika przyzwyczajonego do typowej literatury opi-

dziennikarskich, nie wspominając o świetnej literaturze

sującej lata wojenne w Polsce może przerazić chłód, ironia

non-fiction (Terzani, Sciascia, by wspomnieć tylko najważ-

i dystans, z jakimi Malaparte opowiada na przykład o get-

niejszych), Malaparte długo nie doczekał się kontynuato-

cie warszawskim, jego koncentracja na sobie i postaciach

rów. Italia zdawała się też długo ignorować pojawienie się

hitlerowców. Jednak może jest to zabieg celowy – dzięki

w Ameryce fenomenu nazwanego gonzo. Aż do 2006 roku…

niemu Malapartemu udaje się skutecznie wpłynąć na emocje

Miłośnicy kultury włoskiej w tym momencie odłożą ten

czytelnika.

artykuł z niejakim znużeniem. Autorem, czy raczej może

Jak wskazuje cytat zamieszczony przeze mnie jako motto,

fenomenem, o którym chcę opowiedzieć, jest oczywiście

starano się dociekać, czy wydarzenia opisane w Kaputt są

Roberto Saviano. Faktycznie, ciężko sobie przypomnieć wy-

prawdziwe. To właściwie nie dziwi – mimo całego subiekty-

padek, w którym debiutancką powieść tak młodego autora

wizmu i niezwykłości, te historie są dosyć prawdopodobne.

(Saviano miał niewiele ponad dwadzieścia lat, gdy wydał tę

Inaczej jest w przypadku drugiej książki Malapartego.

książkę), żyjącego w Neapolu (czyżby było to miasto idealne

Skóra najczęściej – i całkiem trafnie – jest określana jako

dla gonzo?), a więc z dala od centrum kultury Półwyspu, ja-

„surrealistyczna wizja Neapolu pod koniec wojny”. W Kaputt

kim już od dawna jest Mediolan, wydało jedno z największych

wciąż ważne było opisywanie wydarzeń (autor posłowia do

wydawnictw w kraju – Mondadori. Nie będzie chyba również

polskiego wydania książki, Jerzy W. Borejsza, mówi o „foto-

przesadą, jeśli powiem, że ostatnią tak dobrze sprzedającą się

graficznym niemal odtwórstwie niektórych zdarzeń”). Skóra

za granicą włoską książką było Imię róży – według danych

to tylko emocje. Bardziej niż szczątkowa fabuła do czytelnika

z 2011 roku kupiono dziesięć milionów egzemplarzy tłuma-

przemawia zestaw niezwykłych obrazów – kobiet ubiera-

czeń Gomorry. „Terrone”, chłopak z biednego Południa odniósł

jących blond peruki łonowe, aby zadowolić czarnoskórych

spektakularny sukces – zaczął współpracować z największymi

żołnierzy (Malaparte komentuje to zdaniem: „cała Europa jest

włoskimi dziennikami oraz z najsłynniejszym dziennikarzem

tylko kępką włosów blond”), Amerykanów jedzących ostatnią

RAI, Fabiem Faziem. Na czym polega to zjawisko? Czy we

Wolfgang Neumann

przetrwa w literaturze włoskiej właściwie aż do Gomorry Roberta Saviana, o której mowa niżej). Być może wpływ

90

41

 gonzo


ś w i at

Włoszech nie powiedziano już wystarczająco wiele o mafii?

W reszcie swojej twórczości Saviano kontynuuje elementy

Jak zauważył Vincenzo Gallo:

gonzo, o których wspomniałam. Nie może oczywiście już

„przecież jest wielu wspaniałych dziennikarzy piszących

jeździć na vespie po mrocznych zaułkach Neapolu, jednak

o mafii, wielu z nich jest zmuszonych do życia pod

znajduje inne preteksty do opowiedzenia o rzeczach dla niego

ochroną i jakoś nie wywołują tego całego szumu”.

ważnych: jednym z najładniejszych przykładów jest relacja z festiwalu w Cannes, którą można przeczytać w wydanym

cające w Gomorze jest to, co ma w sobie coś z gonzo. Myślę

także po polsku tomie Piękno i piekło. Jednak nawet nie będąc

też, że Saviano zainspirował się zarówno dziennikarzami

świadkiem opisywanych zdarzeń, śmiało ocenia je i komen-

amerykańskimi, jak i Malapartem. Sam autor zresztą ot-

tuje z maksymalną subiektywnością. Bawi się także trady-

warcie mówi o tym, jak bardzo pomogły mu elementy fikcji

cyjnymi dla Włoch gatunkami dziennikarskimi: znajdujący

i subiektywizacja, nazywa swoją książkę romanzo-saggio –

się w tym numerze artykuł Ci przypadkowi męczennicy wojen

powieścią-esejem – i tłumaczy:

Gomorry ukazał się w dzienniku „La Repubblica” w dzia-

Wolfgang Neumann

Według mnie odpowiedź jest prosta – najbardziej zachwy-

„Jeżeli napisałbym esej, dotarłbym tylko do specjalistów.

le cronaca. Cronaca to obowiązkowa część każdej włoskiej

Z kolei powieść byłaby dużo mniej wiarygodna”.

gazety, znajdują się w niej doniesienia o przestępstwach

Niewątpliwie, obiektywne fakty przedstawione podczas tej,

i wypadkach, najczęściej skoncentrowane na odtworzeniu

jak głosi podtytuł, „podróży”, są ważne. Jednak porażająca jest

dokładnego przebiegu zdarzeń. Saviano stwierdza, że w wy-

przede wszystkim jest ich ilość: grad liczb, nazwisk zabitych,

padku wydarzenia, o którym pisze, prawdopodobna wersja

popełnionych przestępstw przekonuje czytelnika o wszech-

jest nie do ustalenia, koncentruje się zatem na gorącej reakcji

obecności i wszechwładzy kamorry. Poza tym, co zostaje

otoczenia, przeciwstawionej obojętności rządu i mediów.

najdłużej po lekturze książki? Podobnie jak po lekturze Skóry

Wszystko to prowadzi do rozważań ogólniejszych, koncen-

Malapartego – obrazy. „Przypadkowa” śmierć nastoletniej

trujących się, jak można się przekonać po dokładniejszym

Annalisy Durante (która jest wydarzeniem rzeczywistym,

przeczytaniu, na wiecznym podziale między bogatą Północą

jednak według świadectwa Matildy Andolfo, wyglądała

i biednym Południem

zupełnie inaczej niż w powieści), wizyta Saviana na grobie

Pisząc o włoskim gonzo, należy z pewnością wspomnieć

Pasoliniego, biedny krawiec pracujący w nielegalnej fabryce

o jedynym (!) dziennikarzu z Półwyspu, który otwarcie przy-

patrzący na Angelinę Jolie, która w noc oscarową włożyła

znaje się do inspiracji tym stylem. Damiano Laterza współ-

uszytą przez niego za kilka euro sukienkę.

pracuje przede wszystkim z działem kulturalnym „Il Sole” i…

O ile dosyć łatwa jest obrona tezy o elementach gonzo

na pozór nie wydaje się mieć nic wspólnego z gonzo. Jednak

w Gomorze, o tyle trudniej jest wskazać na inspirację Mala-

po dokładniejszym przejrzeniu jego artykułów natykamy

partem. Sam autor, mimo że często mówi o swoich mistrzach

się na wspaniałe felietony, pisane z okazji śmierci czy uro-

(tu wspomina przeważnie Trumana Capote’ego i Gustawa

dzin ważnych dla kultury postaci. Zaskakujący jest jednak

Herlinga-Grudzińskiego), nigdy się do zainteresowania tym

wybór tych znaczących person – nie znajdziemy nekrologu

pisarzem nie przyznawał. Jednak sądzę, że nieprzypadkowo

Antonia Tabucchiego czy serdecznych życzeń dla Umberta

mamy do czynienia z układem bohaterów przywodzącym

Eco. Laterza wybiera postaci z popkultury, i to jej części

na myśl Kaputt. Podobnie jak tam, mamy postać reporte-

uważanej za niskojakościową i tworzy prawdziwe peany

ra: narratora i bohatera zarazem, zawsze obecnego w cen-

na ich cześć. Trudno określić, czy jest ironiczny, nazywając

trum wydarzeń i komentującego je. „Czarny charakter” to

reżysera Głębokiego gardła Eisensteinem i Fellinim zarazem.

zbiorowość – u Malapartego byli to Niemcy, u Saviano –

Jak się okazuje, dziennikarstwo nie musi mieć wielkich

bossowie kamorry. Z tej zbiorowości wynurzają się jednak

celów, aby być dobre. Być może tego właśnie trzeba, nieraz

szczególne jednostki, takie jak Frank w jednym przypadku,

zbyt poważnej, włoskiej prasie.

a Walter Schiavone w drugim. Obiektem współczucia stają

Włochy już dawno temu stały się peryferiami Europy.

się, oczywiście, uciskani. Fakt, że jest to lud neapolitański,

Ale nikt nie powiedział, że nowe i ciekawe nie może przyjść

pokazany bez swoich cech charakterystycznych, a przez to

z peryferii. Przedstawione tu przykłady dziennikarstwa w sty-

zuniwersalizowany (choć przecież Saviano w wielu innych

lu gonzo nie są oczywiście jedynymi. I myślę, że też nie

tekstach i wypowiedziach dał wyraz zainteresowania kulturą

ostatnimi. 

i językiem swojej ziemi), przywodzi na myśl Skórę.

gonzo 

41

91


R oberto S a v i ano

C

ś w i at

Wolfgang Neumann

i przypadkowi męczennicy wojen Gomorry Tłum. Aneta Wielgosz

Czterdziestodwuletni właściciel baru, niekarany ojciec rodziny, zamordowany przez przeklęty, zabłąkany pocisk. Zamordowany w sposób, który wydaje się przypadkowy. Wszyscy pozostali obojętni, poza mieszkańcami jego miasteczka, którzy wyszli na ulice, aby bronić jego pamięci. To właśnie na tej ziemi, w jej unieruchomionej energii, Włochy mogą znaleźć antidotum. Aby się odrodzić nie przez przypadek. NIECHCĄCY. To stało się niechcący, mówili. „Niechcący” jest

Zabójstwo Andrei Nollina, które podobno było przypad-

słowem używanym w neapolitańskim slangu do opisania

kiem lub barbarzyńskim wybrykiem, jest oburzające. Andrea

czegoś, co stało się „przez przypadek”, „niespecjalnie”.

wcześnie przychodzi do swojego baru, o 7 otwiera podno-

Niechcący, powiedzieli, zamordowano przed barem w Ca-

szoną kratę przy drzwiach i zaczyna myć podłogę. Dwóch

sorii Andreę Nollina (42 lata). Przed jego barem. To nie on

mężczyzn przyjeżdża i strzela z karabinu maszynowego.

miał być zabity, ale ktoś do niego podobny albo ktoś, kto stał

Wszystko zdarzyło się w San Mauro, gdzie znajduje się bar

tak blisko, że można było tym wytłumaczyć tor tego zabłą-

Andrei i jego brata, na pierwszym piętrze mieszka ich rodzi-

kanego pocisku. A może było inaczej. Niektórzy wysuwają

na, a kościół, w którym odbył się pogrzeb, jest naprzeciwko.

inne hipotezy: analiza batalistyczna pokazałaby, że wszyst-

Zakład pogrzebowy też jest niedaleko. Całe życie opisane

kie strzały zostały skierowane dokładnie w stronę Andrei

i uporządkowane na kilku metrach, gdzie miało miejsce

Nollina, a nie, tak jak myślano, w stronę żółtego Forda Ka.

wszystko: życie, praca, ślub, śmierć, pogrzeb.

Ale Andrea od zawsze wyróżniał się spośród innych miesz-

Jednak życie jest skomplikowane w tych ogromnych mia-

kańców San Mauro, starej dzielnicy Casorii, pełnej elementu

steczkach, którym nie udaje się być miastami, które mają

przestępczego, nieposzlakowaną uczciwością: czyżby został

dziesiątki tysięcy mieszkańców, ale wciąż pozostają mia-

ukarany za nieprzestrzeganie reguł rodzin mafijnych? To

steczkami ze zmową milczenia, z nielegalną gospodarką

nie byłaby pierwsza absurdalna vendetta w Casorii. W 2010

jako jedyną gospodarką, lecz także z poczuciem solidarności,

właściciel kiosku, Antonio Coppola, został zmasakrowany

którego lekcję Casoria dała całemu narodowi.

trzema strzałami z pistoletu za próbę powstrzymania męż-

Rodzina Nollinów na pogrzebie była pełna nieruchomej

czyzny, który kradł winogrona z winnicy znajomego. Antonio

i mądrej godności. W przeciwieństwie do rodzin mafijnych,

Coppola nie był mafiozem, ale służby porządkowe wiedziały,

które wiedzą, jakie sceny odgrywać po stracie, wiedzą jak

że ma jakieś wyroki na koncie, więc nikt nie dociekał prawdy

odgrywać ból, jaki jest scenariusz, jak należy krzyczeć i wyry-

o tej absurdalnej śmierci.

wać sobie włosy, jak przez łzy przyrzekać vendettę lub prosić

92

41

 gonzo


ś w i at

miasteczka, wśród nich ks. Tonino Palmese i ks. Mauro Zurro,

były obecne na pogrzebie, nie było najmłodszej, czteroletniej

zaangażowani kapłani, którzy potrafią zastąpić wszystko,

córki, ale na zamkniętych drzwiach baru wisi rysunek, być

czego nie ma w tym nieszczęśliwym regionie: państwo,

może właśnie rysunek dziewczynki dla ojca. W kondukcie

prawo, rodzinę, spokój. Jeśli jednak spytałbym mieszkańca

pogrzebowym szło wiele osób, ktoś krzyczał, wielu klaskało,

Mediolanu, Bergamo, Wenecji, Rzymu, Palermo: „Kim jest

były to gesty, które dawały upust złości, ale może bardziej

Andrea Nollino? ” – nie potrafiłby mi odpowiedzieć. Nie

wyrażały hołd dla pracownika, ojca rodziny, który zginął,

wiedziałby, że jest ostatnią niewinną ofiarą z długiej listy.

wykonując swój obowiązek: pracując.

Ostatnia ofiara zabita, jak to mówią, niechcący. Niechcący

Tak wiele dzieci w żałobie, a żadnego programu antyma-

zabito Silvię Ruotolo, niechcący zabito Annalisę Duran-

fijnego, żadnego planu politycznego, nic poza bólem. Bólem

te. Niechcący zabito Gigiego Sequina i Paola Castaldiego,

spowodowanym ohydnym czynem, absurdalną śmiercią.

dwudziestoletnich przyjaciół, których wzięto za mafiozów.

Wolfgang Neumann

o rozejm wśród krzyków. Dzieci Andrei, Raffaele i Carmen,

Całkowita empatia. To, co jak zwykle

Niechcący zabito Daria Scherilla,

mnie oburzyło (choć być może powi-

chłopaka, który nie miał nic wspól-

nienem przestać się dziwić), to fakt, że po raz kolejny Włochy prawie zupełnie zignorowały taką wiadomość. O śmierci Andrei mówiły mniej lub więcej lokalne media, w tych ogólnokrajowych pojawiła się tylko wzmianka. Ani jako pierwsza informacja w wiadomościach telewizyjnych, ani na pierwszych stronach gazet. Trzeba wspomnieć, że jeśli już ta informacja się pojawiła, to tylko ze względu na ilość zmarłych: w okolicach Neapolu zabito trzy osoby w ciągu 12 godzin, więc wybuchł alarm „wojna kamorry”.   Tak jest zawsze: zmarli na ziemi kamorry pojawiają się na pierwszych stronach tylko, jeśli jest ich wielu. Jeden zabity, dwóch, trzech, w końcu

Uderzył mnie fakt, że czarnym charakterem tej kampanii był około trzydziestoletni mężczyzna o ciemnej karnacji, z brodą, ubrany prosto i niedbale. Nie wiem jak wy, ale ja inaczej wyobrażałem sobie pasożyta, oszusta podatkowego: mógłby być ubrany w marynarkę i krawat, gładko ogolony i niekoniecznie wyglądać na południowca. Ta reklama mnie zdenerwowała. Może dlatego, że w tej twarzy zobaczyłem twarz moją i moich przyjaciół.

nego z wojną w Scampii. Ale jeżeli teren jest w stanie wojny, nigdy nie umiera się niechcący. To niewłaściwa interpretacja. Jeżeli pocisk skręca, jeżeli myli się cele, jeżeli umiera się za „zbytnią” uczciwość, to jest to po prostu wyraz logiki kamorry: „tu wszystko należy do nas”. Logiki, według której mogą decydować o wszystkim, o życiu i śmierci każdego, bo tu wszystko jest ich własnością.

p   Musimy pamiętać, że każda ofiara jest zabita nie tylko przez kamorrę, lecz także przez obojętność, przez bezczynność, przez brak rozwiązań

media nie mogą zignorować krwawej

i realnych propozycji politycznych,

jatki i mówią o tym. Wyobraźcie so-

które pozwoliłyby pokonać plagę (bo

bie, co by się działo, gdyby strzelono w twarz właścicielowi

w naszym Kraju to jest plaga). Casoria to trudna ziemia.

baru w Mediolanie? Okolica oburzyłaby się, bo przecież

Ziemia kamorry, ziemia fałszywych euro, z których najlepsze

zmarły na pewno był niewinny. Rząd wysłałby delegata,

w Europie zostały wydrukowane właśnie w tym rejonie. Tu

aby pokazać, że nie można tak po prostu umrzeć w trakcie

przeżywa się oczywiście kryzys, ale mniej niż gdzie indziej,

pracy w demokratycznym i cywilizowanym kraju, że wła-

bo masowe bezrobocie istnieje od lat i właściwie wszyscy

dza reaguje zdecydowanie na takie przypadki. Jednak jeśli

już do niego przywykli. Już od jakiegoś czasu banki nie

umierasz na ziemi kamorry, jest zawsze podejrzenie, że ty też

dają kredytów i, czy to się komuś podoba, czy nie, praca na

jesteś mafiozem. Czasami dochodzenie przedłuża się i kiedy

czarno jest jedynym faktycznym zabezpieczeniem socjalnym.

staje się jasne, że ofiara jest niewinna, jest już za późno, aby

Południe jest pełne młodych ludzi, którzy pracują na czarno

opowiedzieć jej historię tak, jak należałoby ją opowiedzieć,

w fabrykach opakowań, rękawiczek, butów, kurtek, ubrań:

czyli jako historię świeckiego męczennika. Nieaktualna

wszyscy są uczciwymi pracownikami.

informacja oznacza zapomnienie.

Jakiś czas temu Ministerstwo Finansów wyemitowało re-

Ale tym razem społeczność Casorii poruszyła się, zachowa-

klamę społeczną o pasożytach społecznych, czyli o oszustach

ła pamięć: Andrea nie był kamorrystą. Tak mówią mieszkańcy

podatkowych. Uderzył mnie fakt, że czarnym charakterem

gonzo 

41

93


ś w i at

tej kampanii był około trzydziestoletni mężczyzna o ciem-

czem głosów do kupienia po parę euro. Takie Południe dla

nej karnacji, z brodą, ubrany prosto i niedbale. Nie wiem

wielu jest gwarancją reelekcji. Kto wie, od lat mówimy sobie,

jak wy, ale ja inaczej wyobrażałem sobie pasożyta, oszusta

że coś zaczyna się zmieniać. Że wszystko musi się zmienić:

podatkowego: mógłby być ubrany w marynarkę i krawat,

lokalne władze nawet próbują, czasem zbyt wiele mówiąc,

gładko ogolony i niekoniecznie wyglądać na południowca. Ta

ale z Rzymu nie nadchodzi żaden sygnał. Ten rząd, zajęty

reklama mnie zdenerwowała. Może dlatego, że w tej twarzy

skomplikowanymi manewrami, nigdy nie powiedział ani

zobaczyłem twarz moją i moich przyjaciół.

słowa o Południu.

Wolfgang Neumann

A jednak Południe, tak przyzwyczajone do stanu perma-

p

nentnej desperacji, jest szkołą dla wszystkich. Ma więcej siły, by zacząć od początku, by być dźwignią Kraju spa-

Oszuści przeważnie prezentują się zupełnie inaczej. Tak,

raliżowanego przez kryzys. Doświadcza tego paraliżu od

w tym regionie pracujesz w budownictwie, robisz buty albo

lat i to jego energia może mieć największe znaczenie dla

szyjesz: oczywiście, masz mało praw, są nimi tylko pozwole-

znalezienia antidotum. Śmierć Andrei Nollina, pracującego

nie na pracę i dyskrecja zatrudniających. To ostatnie manu-

i reakcja jego miasteczka pokazują, że na Południu wciąż

faktury Europy, które wytrzymują konkurencję Bałkanów czy

jest wojna. W której walczy się na różne sposoby, która jest

Chin. Mało pieniędzy, żadnych praw. Powinno zastanawiać

bezrobociem, pracą na czarno, przynależnością do klanów,

to, że szara strefa południa Włoch jest jedynym w naszym

wyruszaniem jako ochotnicy na misje pokojowe. Ta wojna

Kraju dostawcą produktów, który nie przestrzega regulacji

stworzyła, z pokolenia na pokolenie, niesamowitą zdolność

dotyczących wieku pracowników czy godzin pracy.

przetrwania. Od tego powinny zacząć Włochy.

Pewna część świata politycznego wie, że Południe w tych

Nowe pokolenia południowców mogą być przyszłością

warunkach pozostaje gwarancją stagnacji i wielkim zaple-

Kraju. I tym razem wcale nie niechcący. 

Z

D am i ano L aterza

marł Gerard Damiano, reżyser Głębokiego gardła

Tłum. Aneta Wielgosz

„Myślę, że pornografia jako taka jest bardzo nudna na ekranie, to znaczy, że stosunku seksualnego nie da się przenieść na język kina. Nie interesuje mnie, co mówi Kamasutra, nie wierzę, że istnieje 101 różnych

94

podejść do tematu. Jest ich trzy, może cztery”.

w historii kina, dzieła, które wyważyło drzwi masowemu zainteresowaniu porno. Sądzę, że widzieli go wszyscy, od Jackie O do Richar-

Tak mówił Gerard Rocco Damiano, Eisenste-

da Nixona. Clinton nawet go sparodiował.

in porno, zmarły wczoraj w wieku osiemdzie-

Według rodzimej opinii publicznej zmie-

sięciu lat. Jest autorem pirotechnicznego Głę-

nił legendarny Gabinet Owalny w Białym

bokiego gardła z 1972 roku, czyli pierwszego

Domu w bardziej rozkoszny Gabinet Oralny

mainstreamowego filmu pornograficznego

rodem z dzieła Damiana. W końcu mistrz

41

 gonzo


ś w i at

miał poczucie humoru i pokazał to, co aż do tamtych czasów było

„Na początku mój wspólnik powiedział, że ten tytuł nie jest dobry” – mówił w wywiadzie z 1974. „Ale ja pozostałem nieprzejednany:

Ukazał mieszczaństwu – zarówno tym, którzy nic nie znaczyli, jak

byłem pewien, że to wyrażenie wejdzie do języka potocznego i tak

i wszelakim guru high life’u – seksualność kwestionującą dyktaty

też się stało. Nie mówię tylko o aferze Watergate. W zeszłym tygo-

Freuda i kończącą na wypaczaniu ich, zmieniającą zimne posłanie

dniu było to hasło ukryte pod poziomą szóstką w krzyżówce »New

Wolfgang Neumann

kwestią zasadniczą tylko dla ruchów kontestacyjnych ery LSD.

w rozpalony buduar.

York Times«”.

To psychoanaliza trysnęła spermą, która skończyła w gardle Lindy

A więc Damiano jak Fellini. Od jego czasu Głębokie gardło oznacza

Lovelace (alias Lindy Susan Boreman, aktorki-symbolu „Głębokiego

anonima, który informuje o wstydliwych faktach.

gardła”). Tej, która najbardziej przyczyniła się do powstania mitu

Tak jak twórca upadku Nixona, tego samego Nixona, który prze-

filmu i która później pokaja się (choć nie aż tak bardzo) prowadząc

szkadzał Damiano w pracy i którego w końcu Zemeckis włączył do

wykłady uniwersyteckie o pornofobicznym feminizmie i pisząc

psychotycznego świata Forresta Gumpa, pokazując go oglądającego

wypociny o bolesnych wspomnieniach wydawane w miękkich okład-

w telewizji Głębokie gardło i śmiejącego się do rozpuku.

kach. W 2002 roku zginęła w wypadku samochodowym. „Trzeba

Merghetti napisał o Damiano: „Z powodu wizjonerskiego talentu,

poderżnąć to gardło” stwierdziła prokuratura, która niedługo po

który widać w jego historiach oraz z powodu śladu melancholii,

wybuchu boomu na film uważała za podejrzanych Damiana i jego

z którym często pokazuje seks, można go uznać za jedynego praw-

wspólników.

dziwego artystę porno”.

Produkcja obrazu kosztowała 25.000 dolarów, a zarobił on – przynaj-

A jednak kolejne filmy nie były tak genialne, jak „głowa rodziny”

mniej według dokumentu z planu, który ukazał się kilka lat temu

czy raczej „gardło rodziny”.

– ponad 600 milionów. Z nich jednak większość przywłaszczyła

Ten film pozostaje unikatowy także dzięki warunkom, w których

mafia, która podobno „zajęła się” dystrybucją dzieła, tak przynajmniej

powstał: „napisałem film dla Lindy. Jeżeli nie byłoby jej i szczególnej

twierdzą różne źródła z epoki, między innymi tygodnik „Time”. Tak

umiejętności, którą rozwinęła, nie byłoby Deep Throat”.

więc Głębokie gardło zasługuje na miejsce na Olimpie dziesiątej

Z czasem Damiano został pokonany przez nadejście

Muzy – i sztuki w ogóle. Choćby za to, że z nieświadomą mądrością

domowego porno. On, który dosłownie otworzył drzwi kin

połączyło stosunek między kosztami i przychodami, prawdziwą

dla filmów pornograficznych, musiał poddać się w walce

obsesję przemysłu filmowego, ze stosunkiem po prostu.

z biznesem, do którego powstania się przyczynił.

Obsesją publiczności tamtych czasów.

W walce z powtarzalnością fabuły, z triumfem cielesności, z prostą

Przecież tak naprawdę Damiano potrafił zinterpretować

wulgarnością, z domowym „spożyciem”. To wszystko nie ma nic

prawdziwe potrzeby swojej epoki i zrobił to dzięki

wspólnego z wizją masowej erotyki Damiana. Z orgazmem opowie-

szczeremu duchowi błazna i pragmatycznemu zmysłowi

dzianym z eksplozjami i sztucznymi ogniami, tak jak rosyjski mistrz

krytycznemu. Kiedyś powiedział: „Bez cenzorskiej furii

opowiadał o Potiomkinie. Tyle że tu schody w Odessie znajdują się

administracji Nixona i FBI film nie odniósłby takiego

w przełyku Lindy, a kolejka zjeżdżająca w dół to… ok, może to zo-

sukcesu. Cenzura podsyciła ciekawość. Bez oficjalnej

stawmy. To, co się liczy, to sprawa. A sprawą Damiana był feminizm,

dezaprobaty wyświetlano by nasz film tylko przez

rozumiany jako wyzwolenie potencjalnego damskiego orgazmu

tydzień”.

(i męskiego libido) od Warholowskiego wielkiego jabłka do reszty

Dla wyjaśnienia powiem, że film wyświetlano przez osiem lat. Nie

świata. „Koniec. I miłego głębokiego gardła wszystkim”. Taki jest

był to przypadek. Kiedy Damiano nadał ten dziwny tytuł historii

ostatni kadr filmu. Mógłby być epitafium Damiana. 

kobiety, która odkrywa, że ma łechtaczkę w gardle i niczym postać z powieści pikarejskiej wyrusza w nieskończoną i owocną podróż w poszukiwaniu przyjemności, wiedział, że zrobił coś przełomowego.

gonzo 

41

95


ś w i at

M ateusz B i e ń kowsk i

„Przede wszystkim nie istnieje obiektywne dziennikarstwo”.

Wolfgang Neumann

Gonzo jako bałkańska konieczność dziejowa

Pozwólcie, że zacznę od banału, po który zbyt często sięgają natchnieni publicyści, wskrzeszający mit o dzikości „tamtych ziem” lub egzaltowani profesorowie, prowadzący wykłady dla pierwszoroczniaków. Otóż Bałkany, a szczególnie tereny byłej Jugosławii to ziemia nadzwyczaj specyficzna, jeśli chodzi o rozwój literatury i publicystyki. I kolejny: Nie sposób odczytywać twórczości literackiej narodów zamieszkujących te tereny z pominięciem kontekstu historycznego i politycznego.

1

Te „złote myśli” mogą posłużyć za punkt wyjścia do rozważań o gonzo na

Ze względu na znaczące przemiany społeczne i polityczne lata siedemdzie-

terenach postjugosłowiańskich, ponieważ zjawisko to wyrosło w Jugosławii

siąte były okresem szczególnym. Nowa konstytucja Jugosławii z roku 1974,

właśnie jako owoc historii i polityki. Miało szansę rozwinąć się przede wszyst-

zwiększająca samorządność poszczególnych republik i okręgów autonomicz-

kim w publicystyce, a co istotniejsze – w totalnie

nych oraz nowa polityka ekonomicznego „spokoju” (pokrywania deficytu

L. Benson, Jugosławia. Historia w zarysie, tłum. Barbara upolitycznionej rzeczywistości medialnej, na arenie walki o wpływy w prasie i telewizji (która Gutowska-Nowak, Kraków 2011, s. 174–175. to walka trwa zresztą do dziś, ale w bardziej

budżetowego pożyczkami od państw zachodnich) były odpowiedzią władz na społeczny niepokój. Obniżenie autorytetu państwa nastąpiło po protestach studentów, naukowców i intelektualistów w czasie „chorwackiej wiosny”

„ucywilizowanej” postaci). Z biegiem lat mi-

w latach 1970-71, kiedy to po raz pierwszy od II wojny światowej masowo

sja, którą zapoczątkowało wydawane w Dalmacji czasopismo Feral Tribune

podniesiono hasła o niepodległości Republiki Chorwackiej. Domagano się także

nabrała na wyrazistości. Głównym zadaniem było znalezienie przeciwwagi

silniejszej federalizacji państwa oraz spójnej polityki ekonomicznej. W efekcie

dla mainstreamowych tytułów i kanałów telewizyjnych, zatracających się

tysiące protestujących trafiło do aresztów lub zostało zwolnionych z pracy.

z tygodnia na tydzień w nacjonalistycznym zepsuciu. I to właśnie gonzo

Druga połowa lat siedemdziesiątych w Jugosławii to okres sztucznie utrzy-

okazało się świetnym narzędziem do jego realizacji.

mywanej stabilności ekonomicznej, dla wielu obywateli czas dobrobytu

W artykule postaram się odpowiedzieć na pytania, które wydają się najbar-

i awansu społecznego, który wraz z otwarciem granic i przejmowaniem

dziej kluczowe dla niebałkańskiego czytelnika tekstów z serbskiego portalu

zachodniego stylu życia dawał poczucie małej stabilizacji. Leslie Benson

informacyjnego e-novine. Teksty publikowane na tym portalu są mocno

streścił esencję tych czasów:

reprezentatywne dla nurtu gonzo, a jednocześnie trzymają się blisko aktual-

Państwowe linie lotnicze JAT oferowały tanie weekendowe loty do Londynu, gdzie

nych lokalnych problemów i są dobrze rozpoznawalne wśród czytelników ze

wycieczkowicze robili zakupy za zdobywaną drogą największych wyrzeczeń twardą

wszystkich potitowskich republik. A pytania są następujące: Na czym polega

walutę, a nowe bezpośrednie połączenie Belgrad-Sydney pozwoliło Jugosłowianom

fenomen gonzo w byłej Jugosławii? Jakie są jego początki i skąd bierze się ich

na utrzymywanie kontaktów z krewnymi w Australii. Do kraju zaczęła swobodnie

duża popularność? Kim są autorzy i odbiorcy e-novin? I wreszcie: jak portal

przenikać popkultura ze spaghetti, westernami, Rolling Stonesami i Love Story.

sytuuje się w środowisku medialnym i politycznym Serbii?

Wieczorami ulice miast pustoszały, gdy w telewizji pokazywano odcinek Peyton Place albo Sagi rodu Forsyte’ów itd.1.

Na początku był Tito. Marszałek Tito lub Towarzysz (drug) Tito, jak śpiewano

W ostatnich latach władzy Tita problemy ekonomiczne federacji zaczęły

o nim w patriotycznych pieśniach. System polityczny wdrożony przez Titę

się nasilać. Z początkiem lat osiemdziesiątych kryzys zaczął odbijać się na

i Związek Komunistów Jugosławii (na którego czele stał od 1936 roku do

codziennym życiu każdego przeciętnego Jugosłowianina.

śmierci w roku 1980) stanowił osobliwą mieszankę totalitaryzmu i elemen-

„W 1984 roku jedna czwarta wszystkich rodzin żyła poniżej poziomu ubóstwa,

tów wolnego rynku z daleko posuniętymi wolnościami obywatelskimi oraz

a wydatki na podstawowe artykuły spożywcze pochłaniały dwie trzecie budżetu

nastawieniem na ekonomiczną i kulturalną współpracę z krajami Zachodu.

większości gospodarstw domowych. […] Po dziesięciu latach rosnącego dobrobytu

96

41

 gonzo


ś w i at

wszyscy musieli ponownie przyzwyczaić się do niedostatku. Ze sklepowych półek

Patową sytuację w mediach wykorzystali również trzej młodzi chorwac-

zniknęło mnóstwo artykułów codziennego użytku: olej, proszki do prania, mydło,

cy dziennikarze: Boris Dežulović, Viktor Ivančić i Predrag Lucić. Założyli

artykuły papiernicze, a nawet kawa […]. Benzyna była najdroższa w Europie […]”2.

satyryczno-prześmiewczy dodatek do splickiego

Obywatelom dał się również we znaki brak liczących się mediów, które

tygodnika „Nedjelna Dalmacija”, zatytułowany

przekazywałyby informacje bez zakrzywiania obrazu rozsypującej się go-

„Feral Tribune”5. Z początku autorzy w swo-

2

Ibidem, s. 187–188.

3

strony aparatu partyjnego na poważne tytuły prasowe i kanały telewizyjne

polityki, jedynie obśmiewając niekompetencję

w poszczególnych republikach federacji.

niektórych działaczy partyjnych. W tej skromnej pozostawał Związek Socjali-

Po śmierci Tity nasiliły się konflikty frakcyjne na najwyższym szczeblu

formule Feral przetrwał aż do momentu nacjo- stycznej Młodzieży Słowenii,

partyjnym. Ujawniły się także centralistyczne zapędy nowych władz fede-

nalistycznego przesilenia w mediach.

Wolfgang Neumann

spodarki i manipulowania faktami. Powszechne stały się próby nacisku ze

J. B. Allcock, Explaining Yugoslavia, tłum. własne, New ich tekstach trzymali się z daleka od bieżącej York 2000, s. 292. 4

Wydawcą czasopisma

(po raz pierwszy od „chorwackiej wiosny”). Jako pierwsze centralizmowi

którego członkowie odcinali się od partyjnego betonu oraz   W 1986 roku na czele serbskiej organizacji śmiało prezentowali nową wizję partyjnej stanął Slobodan Milošević. Zyskał państwa.

otwarcie sprzeciwiły się najbogatsza i najbiedniejsza prowincja – Słowenia

wielką popularność w społeczeństwie serb-

oraz Kosowo. W Słowenii napięcie nie wyszło poza budynek władz republiki,

skim, posługując się retoryką nacjonalistyczną cie dalmatyńskim lampę (uży-

ale przerodziło się w trwały konflikt na szczytach władzy na linii Lublana-

i twardym stanowiskiem w sprawie Kosowa6.

-Belgrad. W stolicy Kosowa natomiast doszło do masowych protestów stu-

Mniej więcej w tych samych latach we władzach

dentów i robotników, którzy w obliczu beznadziejnej sytuacji gospodarczej

partyjnych republik do władzy doszli politycy, chodziło o likwidację statusu

wyszli na ulice, wykrzykując hasła o utworzeniu niezależnego państwa.

którzy jawnie mówili o secesji swoich części: okręgu autonomicznego (która

Władze federalne zareagowały radykalnie. Wprowadzono stan wyjątkowy

Milan Kučan w Słowenii czy Franjo Tudjman nastąpiła już w lutym 1989

i godzinę policyjną. W wyniku intensywnych działań Narodowej Służby

w Chorwacji. W obliczu wielkiego kryzysu i spo-

Bezpieczeństwa pod sąd trafiło w sumie ok. sześć tysięcy Kosowarów. Media

łecznego oczekiwania demokratyzacji oraz zmian

także nie zdały egzaminu. W związku z zarządzoną „blokadą informacyjną”

ustrojowych, chorobliwy nacjonalizm idealnie wpasował się w politykę. Ludzie

większość gazet przemilczała temat stłumionych protestów, niektóre ogra-

masowo wyszli na ulice stolic przyszłych państw, domagając się niepodle-

niczały się do wzmianek wygładzających rzeczywistość lub bagatelizujących

głości oraz sprzeciwiając się centralizmowi i serbskiej dominacji spod znaku

skalę zdarzenia. Na „skutki uboczne” nie trzeba było czekać długo. Miasta

Miloševicia. Trzy republiki opowiedziały się w referendach za opuszczeniem

serbskie huczały od plotek, pojawiły się teorie spiskowe, mówiące o albań-

struktur federacji. Sytuacja nabrała dynamiki i wielkie zmiany nadeszły już

skiej prowokacji. Wydarzenia z 1981 roku rozpoczęły proces, który nasilał

w 1991 roku, lecz w destrukcyjnej i niepożądanej postaci – krwawej wojny.

się aż do końca dekady – konsekwentnego niszczenia jakości mediów przez

Nacjonaliści dość szybko postarali się o upolitycznienie głównych mediów

władze federalne. Wiele tytułów postawiło na propagandę sukcesu i przekła-

i stworzenie przekaźników propagandy na rzecz nowo powstających republik.

mania w sprawach gospodarczych. Na porządku dziennym była manipulacja

Resztki obiektywizmu oraz wysokich standardów były skutecznie likwido-

wskaźnikami ekonomicznymi. Niektóre gazety – jak zagrzebski „Hrvatski

wane wraz ze zmianami personalnymi na szczeblu kierowniczym. W Serbii

tjednik” – uderzały w tony nacjonalistyczne. Pauperyzacja prasy uchodzącej

ten proces postępował najszybciej. Już w 1987 roku ludźmi sprzyjającymi

za obiektywną i wolną od nacisków stawała się faktem, a spadek zaufania do

nowej władzy zastąpiono redaktorów naczelnych czasopism: „Duga”, „NIN”,

mediów głównego nurtu był procesem nie do odwrócenia.

„Intervju” oraz „Svet”. Latem 1988 roku redaktor naczelny dziennika „Politika”

Struktura mediów stała się lustrzanym odbiciem rozwoju sytuacji politycz-

– jednej z najbardziej szanowanych serbskich gazet o wysokim nakładzie –

nej po Ticie. Jak pisze John B. Allcock, „cechą jugosłowiańskich mediów był brak

został zastąpiony przez człowieka z nominacji Miloševicia. Jugosławia stała

federalnej sieci komunikacji. […] Fragmentaryzacja zbiegła się z procesem politycznej

się krajem bez wolnych mediów (z kilkoma wyjątkami). W dodatku media

decentralizacji, wraz z różnorodnością tytułów sięgającą nie tylko do struktury

okazały się stronami podczas konfliktu zbrojnego.

republik i prowincji, ale także wdrażającą wzorce lokalnych mniejszości etnicznych ”.

Upolitycznienie dosięgnęło również tygodnika „Nedjelna Dalmacija”, spod

Zjawisko to było szczególnie widoczne w Słowenii, gdzie tygodnik „Mladina”

którego „Feral” „uciekł” do dziennika „Slobodna Dalmacija”. Z początkiem

(młodzież) przeszedł w latach osiemdziesiątych drogę od zinu młodzieżowego

1993 roku gazeta została sprywatyzowana, a właścicielem został Miroslav

o nakładzie 7000 egzemplarzy do liczącego się czasopisma, poruszającego

Kutle – potentat związany z rządzącą partią – Chorwacką Wspólnotą Demokra-

sprawy polityczne. „Mladina” zyskała niezwykłą popularność przede wszyst-

tyczną (HDZ). W takiej sytuacji dziennikarze zdecydowali się na rozpoczęcie

kim na fali krytyki systemu politycznego i ekonomicznego, rosnącej roli

wydawania „Ferala” jako osobnego, niezależnego tytułu. W latach wojennych

armii oraz promowaniu nowej, niepodległej i demokratycznej Słowenii .

(do 1995 roku) oraz później, gazeta była ostoją wolnej prasy w Chorwacji. Wy-

W ten sposób gazeta stała się pierwszym i najsilniejszym głosem opozycji,

pełniała dużą lukę, poruszając tematy, które w prasie państwowej traktowane

a jej nakład sięgnął 70 000 egzemplarzy w roku 1987.

były jako tabu – zbrodniach wojennych, korupcji, nieprawidłowościach przy

ralnych, a w ich następstwie w republikach do głosu doszły separatyzmy

3

4

gonzo 

41

97

5

Słowo feral oznacza w dialek-

waną przy nocnych połowach ryb) lub – szerzej – światło

6

W pierwszej kolejności

roku) i de facto przejęcie władzy przez Serbów w prowincji.


ś w i at

prywatyzacji, nacjonalizmie, powiązaniach władzy i Kościoła. „Feral” przetrwał

wojny i po jej zakończeniu – dziennikarz i aktywny działacz antyrządowy.

nagonkę, którą nieustannie prowadziły przeciwko gazecie kolejne rządy HDZ,

Jego teksty pojawiały się na łamach wszystkich gazet niemieszczących się

zmieniając przepisy prawa (np. wprowadzając

w upolitycznionym mainstreamie, np. „Mladina” w Słowenii, „Dani” w Bośni

specjalny podatek dla czasopism pornograficz-

i Hercegowinie, „Feral Tribune” w Chorwacji czy serbskie „Vreme”, gdzie był

nych, a za takie uznano „Feral”) tak, aby okazały

zastępcą głównego redaktora. Postanowił założyć portal informacyjny, który

8

Patrz: Tekst przeciwko Triestowi pisany na zlecenie Borisa Kotura na s. 99 tego numeru.

regułami działania miał odbiegać od tego, czym czytelnicy dusili się przez ostatnie dziesięciolecia. Przede wszystkim e-novine miały utrzymywać się

władzy przez socjaldemokratów w roku 2000, formuła „Ferala” zmieniła się.

samodzielnie, a tym samym nie podlegać żadnemu sponsorowi lub sile poli-

Z czasopisma, które stanowiło równowagę dla mediów propagandowych,

tycznej. Fenomenem okazały się zasięg terytorialny oraz rozpiętość tematyczna

stało się tygodnikiem ukierunkowanym lewicowo, utrzymującym się z do-

i stylowa publikowanych tekstów. Luković dał swoim współpracownikom pełną

tacji czytelników. Konkurencyjne media były sukcesywnie prywatyzowane

swobodę w doborze środków. Pojawiają się teksty prześmiewcze i satyryczne,

i przejmowane przez zachodnie koncerny. Gazeta nie poradziła sobie w nowej

pojawiają się gonzoreportaże, pojawiają się także przedruki z innych mediów

urynkowionej rzeczywistości i popadła w wielkie kłopoty finansowe. Na ra-

odpowiednio wystylizowane, aby wyśmiać lub wytknąć niekompetencję

tunek przyszedł inwestor, największy koncern medialny w Chorwacji, który

politykowi czy dziennikarzowi. Często teksty z pozoru informacyjne okazują

w 2007 roku przejął tygodnik. Z wydawania wycofał się po roku ze względu

się fikcyjnymi gonzowygłupami. Nie brakuje również przekleństw czy slangu

na zbyt duże nakłady na czasopismo oraz na konflikty z niektórymi autorami.

(młodzieży, gastarbeiterów). E-novine wyróżniają się także na tle mediów

Przykład „Feral Tribune” pokazał, że alternatywa dla mediów upolitycz-

narodowych sięganiem po spektrum informacji ze wszystkich potitowskich

nionych jest potrzebna i możliwa do realizowania. W innych republikach

republik. Czytają je obywatele wszystkich części dawnej Jugosławii, ale

również istniało zapotrzebowanie na medium, które stawiałoby na jakość,

nie tylko z tego powodu. Okazało się, że demokratyczny grunt polityczny

obiektywizm oraz reagowałoby na patologie w kręgach władzy, zachowując

w Serbii, Chorwacji czy Bośni kształtuje się z takimi samymi ułomnościami.

przy tym dystans i ostre poczucie humoru.

Korupcja na szczytach władzy, kontakty biznesu i polityki, dojrzewanie do

Milošević i nacjonaliści z Serbskiej Partii Socjalistycznej utrzymali władzę

praw człowieka i obywatela, nacjonalizm w środowiskach naukowych, rosnąca

w Federalnej Republice Jugosławii (później Serbii i Czarnogóry) jeszcze po

rola Kościołów – na tych głównych problemach e-novine skupiają się najbar-

wojnie, którą prowadzili w sąsiednich republikach. Potem przyszły sankcje

dziej i interweniują w konkretnych sytuacjach. W wielu tekstach obecne jest

ekonomiczne, nałożone przez ONZ oraz bombardowania NATO w roku 1999,

jugonostalgiczne tło7, co ma swój podwójny wymiar. Z jednej strony odsyła

które miały doprowadzić do zaprzestania prowadzenia przez Serbię działań

czytelników do wspólnego doświadczenia i bagażu symbolicznego – życia w ti-

zbrojnych w Kosowie, a docelowo – do odsunięcia nacjonalistów od władzy.

towskiej Jugosławii, z drugiej jest to kontra wobec retoryki nacjonalistycznej

W 2000 roku Milošević przegrał wybory prezydenckie z Vojislavem Koštunicą,

i antyjugosłowiańskiej, obecnej w prasie i telewizji. Luković powiedział, że

a masowe protesty, wywołane fatalną sytuacją gospodarczą kraju, pomogły

„przede wszystkim nie istnieje obiektywne dziennikarstwo”. Autorzy tekstów,

byłemu prezydentowi zejść ze sceny politycznej. Rok później został areszto-

mocno trzymając się tej zasady, oceniają fakty i postaci bardzo subiektywnie

wany przez serbską policję, a następnie przekazany do Międzynarodowego

i bardzo surowo. Prawdopodobnie właśnie z tego powodu portalowi regularnie

Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii w Hadze, gdzie rozpoczął się jego

wytaczane są sprawy sądowe, które pochłaniają dużą część budżetu e-novin.

proces o zbrodnie wojenne.

Wpływy są niewielkie i pochodzą w większości z wpłat czytelników. Przez to

Po upadku reżimu Serbia i Czarnogóra obrały ścieżkę przemian demokra-

e-novine już od paru lat balansują na krawędzi bankructwa.

Wolfgang Neumann

się dotkliwe dla redakcji. Po śmierci Tudjmana, który był najczęściej krytykowanym politykiem na łamach gazety i przejęciu

tycznych oraz neoliberalny model gospodarki. Widmo nacjonalizmu nadal było obecne w publicznej debacie, szczególnie w kwestii przyszłości Kosowa.

Czy gonzo miałoby szansę zaistnieć, gdyby nie wojna domowa i nacjonali-

Nowy prezydent, w którym widziano przyszłego reformatora, okazał się ultra-

zmy? Podejrzewam, że tak, ale na dużo mniejszą skalę. Czytelnicy e-novin czy

konserwatystą w sprawie kosowskiej oraz eurosceptykiem. Na światło dzienne

„Feral Tribune” poszukiwali innej jakości w dziennikarstwie, a autorzy posta-

stale wychodziły afery z pogranicza polityki i biznesu. Media papierowe były

wili na całkiem nowe standardy. Czysta informacja przestała być priorytetem,

stopniowo prywatyzowane i przejmowane przez biznesmenów lub wielkie

akcent został położony na interakcję: wspólne rozumienie sytuacji, wspólny

koncerny medialne. W efekcie często dokonywano zmian kadrowych i zmie-

sprzeciw wobec propagandy oraz angażowania mediów w konflikt zbrojny.

niało się nachylenie ideologiczne. W praktyce oznaczało to sprzyjanie jednej

E-novine wyrosły, dzięki gonzo, podwórkowemu dziennikarstwu, z brakiem

z partii politycznego establishmentu i kolejną falę nacisków świata polityki

cenzury z zewnątrz i od wewnątrz, na poważną konkurencję dla mediów

na media, gdyż potentaci medialni często byli bardzo blisko ludzi polityki.

korporacyjnych i wielkonakładowych. Dotarcie gonzo do bardzo dużej grupy

Polityczne sterowanie oraz stały spadek poziomu prasy, spowodowany korpo-

czytelników codziennie i „upowszednienie” niszowego nurtu z pewnością jest

racyjną „standaryzacją”, nie spowodowały powrotu ludzi do mediów po latach

zjawiskiem bez precedensu w mediach europejskich. ⚓

wojennych przekłamań oraz nacjonalistycznego szaleństwa. W roku 2008 do gry wszedł Petar Luković, w czasach Jugosławii krytyk muzyczny, w czasie

98

41

 gonzo


ś w i at

Drogi Petrze L.,

Otrzymałem przyzwoitą ofertę. Koleżanka z zagranicy zamówiła u mnie tekst. Płatność w dewizach. Tekst wycelowany w jej męża, a mojego przyjaciela z daw

czasów. Dorastaliśmy razem, blok w blok, Mirijevo i Karaburma1, a teraz muszę być przeciwko niemu. Nawet się nie zastanawiałem, przyjąłem od razu. Co robić taka praca. Jeszcze zanim wysłuchałem jej problemu i podjąłem się zlecenia, oczyma wyobraźni zobaczyłem się w roli medialnego potentata. Znajduję się pośrodku redakcji zaprzyjaźnionego tygodnika. Dostrzegam mojego ulubionego redaktora. Chciałem sprawdzić, jak długo mogę zgrywać krezusa, ale

przestało mnie to interesować, kiedy zobaczyłem, że tak długo, jak chcę. Wymyśliłem, co następuje: raz w tygodniu redaktor i ja siadamy, nie odzywamy się ani s

wem, tylko na siebie patrzymy. Jeśli jest dobrym redaktorem, musi wiedzieć, co myślę – przecież jestem krezusem – i może zapisać to w swojej kolumnie, w ko

może wszystko. Jeśli nie trafi w moje myśli – trudno, nadejdzie kolejny tydzień i milczące spotkanie. Zbliżam się już do studni życzeń. Kiedy zakończymy spotk

odwrócę się, wrzucę monetę, a ona pluśnie. Wpadnie prosto do wody. Pomyślę życzenie, które redaktor musi spełnić, ale go nie wypowiem. Jeśli trafi, jest dobrym

Wolfgang Neumann

redaktorem. Jeśli nie – trudno, rzucę monetą za tydzień. To już tylko nic nie znaczący miedziak wrzucony do studni. Ale zobaczmy, co mój kumpel zrobił źle. „Za każdym razem, kiedy dokądś jedziemy (a robimy to często ze względu na naszą pracę), przejeżdżamy przez Triest,

jest po drodze, czy nie. Wszystko jedno – wpaść trzeba. I to się nie zmienia” – wzdycha jego żona. „W tekście musisz mu obrzydzić miasto, tylko tak, żeby się n zorientował”. Muszę to sprawdzić – przytakuję i postanawiam pobawić się w detektywa.

Dzieciaki, szykujcie się. Jedziemy! „Gdzie?!” – wrzasnęły chórem. „Mówiłeś, że chcą nam ograniczyć jedyną pozostałą wolność – wolność przemieszczania się –

zabierzesz nas na narty przed wprowadzeniem wiz”. Skoro tak mówiłem, to wezmę was na narty, i to do Triestu. Narty możecie wziąć, ale tylko Elany ze szpic żaden carving ze mną nie jedzie. Dla nich to również jasne, że nie będzie tam żadnych nart, ale kalkulują, że lepiej milczeć, byle dokądkolwiek pojechać.

Wcześniej do Triestu jechało się łatwo. W Belgradzie wsiadało się w pociąg, potem przesiadka na vlak2, który wlókł się do samej granicy. Kupowało się bilet kra

jowy, a po przekroczeniu granicy wchodzili włoscy konduktorzy, żeby sprawdzić bilet, którego nikt nie miał. Wysiadało się na Villa Opicina, chwilę przed Trieste i konduktorami. A potem na tramwaj, który zjeżdżał prosto do miasta. My, Jugosłowianie, nie podróżowaliśmy tak od czasu, kiedy wybraliśmy się po garnitur na

maturę. Pół klasy w jednym wagonie, na jednodniowej wycieczce. Liczyliśmy wówczas na pewien mały targ. Dziś Plac Ponteroso wydawał się jeszcze mniejszy, tego od dawna nie widział żadnego stoiska. Kompletne rozczarowanie, ale przynajmniej znalazło się uzasadnienie dla mojej dziennikarsko-śledczej misji.

Postanowiłem zadzwonić do klientki po wskazówkę. „Wyobraź sobie, co ten mój mąż wymyślił. Pretekstem przeprowadzki do Triestu jest dla niego stary sklepik z garniturami. Rzekomo tylko one dobrze na nim leżą. No i co, wiesz przecież, że lubi się wystroić jak fiacik pięćset przed przeglądem. Próbuję go zrozumieć”.

Jugosłowian już nie ma, teraz Serbowie, Chorwaci, Słoweńcy i Bośniacy nie jeżdżą już do Triestu na zakupy (specjalność Jugosłowian), lecz obstawiają wszys

pola w Palmanovie, żeby zaparkować jak najbliżej outletowego raju. A w Trieście – sklep koło sklepu, wszystko ładniejsze i tańsze. Spacerujesz po mieście, oglą

dasz, korzystasz, zawsze coś się dzieje, czy to nowa partia polityczna przez megafon tłumaczy, dlaczego to właśnie oni, czy to jakieś pokojowe demonstracje, cz

usiądziesz w kawiarni Lyfe na Weissbier i chrupiesz orzeszki, czy chodzisz mrocznymi uliczkami szlakiem Jamesa Joyce’a, na których myślał nad Ulissesem, do

mieszkał w Trieście. Pieprzyć ten wasz outlet, tutaj są i Coin, i Upim3, i wciąż stoją jeden obok drugiego. Pierwszy duży dylemat – wejść czy nie. Już od dawn

Boris Kotur / Tekst przeciwko Triestowi pisany na zlecenie / Tłum. Mateusz Bieńkowski

się tu nie jeździ. Cieszysz się, kiedy słyszysz stary dobry rock, ale kiedy musisz obejrzeć film, którego dawno nie widziałeś, boisz się rozczarowania. Nie wszed Był tu gdzieś jeszcze Giovanni, ale już go nie ma. A Włosi? Dokąd jadą Włosi? Do Koperu. Słoweńcy zbudowali im wielkie centrum handlowe. Włosi myślą, że tu jest taniej, nasi myślą, że tam, no i wszyscy coś myślą. A Triest nocą – kto go nie widział, ten niczego nie widział. Dzwonię do klientki po raz ostatni, żeby dowiedzieć się, co jej tak naprawdę przeszkadza w Trieście. „No, nawet nie pachnie morzem” – powiedziała wyraźnie

wstrząśnięta. Oczywiście, że nie pachnie. W Trieście nabrzeże jest parkingiem. Do Triestu nie jeździ się nad morze. I tak pożegnałem się z marzeniami, z moim zamówionym tekstem, za który planowałem pojechać na narty.

Powrót przez Słowenię. Od lat tankuję paliwo na mojej ulubionej stacji. Kupuję opiekacz do chleba, i to trzydzieści procent taniej niż na tej samej stacji u nas. T

normalne, że Słoweńcy mają kryzys. Mała marża nigdy nikomu nie przyniosła nic dobrego. Zajeżdżamy na Istrię, żeby kupić oliwę u Brtonigli, bo nie było czasu, żeby jechać do Vodnjana4.

A dziś łapię się – i to nocą – na wertowaniu ofert sprzedaży starych kamiennych domów w głębi Istrii, chociaż jeszcze nie czas na emeryturę. Czy doprowadził

mnie do tego działające już dziesięć lat Stowarzyszenie Profesjonalnych Kleptomanów, czy uciekam od ludzi zepsutych jak ja, którzy z uporem wyjaśniają mi, że wszystko nie było do końca tak. Są uparci jak nastolatki, które gromadziły się dawniej koło kiosku i urządzały zawody w sikaniu do tyłu, ponad głową. Jakkol-

wiekbyś się nie obrócił i nawet jeśli wygrasz, to i tak do domu wrócisz obsikany. Nigdy nie było im dość. Jutro kolejny pojedynek i tak w kółko, dopóki nie dorosn

A może nie dorosną, tylko będą nadal sikać po sobie, tylko trochę starsi. I wtedy, patrząc na nich z drugiej strony ulicy, w końcu zauważysz, że nie jesteście po te samej stronie.

Do pokoju wpada żona. „Co robisz przy komputerze tak późno? ” Przeglądam kamienne domy na Istrii, dziesięć kilometrów od morza. Chodzą po trzydzieści tysi

„Czy ty jesteś normalny, każdy garaż u nas, we Vreocach, jest wart dwa razy więcej. Czemu nie szukałeś jakiejś działki koło kopalń, kiedy był na to czas, nieuda niku. Idź do łóżka”.

Boris K.

gonzo 

41

1

Dzielnice Belgradu – przyp. M. B.

2

Chorwackie słowo oznaczające

3

Nazwy włoskich domów towaro-

wych – przyp. M. B.

pociąg w odróżnieniu od serbskiego

4

voz – przyp. M. B.

– przyp. M.B.

99

Nazwy wsi na półwyspie Istria


D iaspora biegnie rundę ś w i at

Wolfgang Neumann

Z oran T eo f i lo v i ć

honorową

Tłum. Mateusz Bieńkowski

Jeden z głównych zapisów układu z Dayton (choć mogę się mylić) mówił o tym, że wszyscy bośniaccy uchodźcy muszą pozbierać postawione na czas wygnania slumsiki i sofort1 opuścić swoje schronienia na tym padole łez2, który kiedyś tam, w dziś już odległych latach dziewięćdziesiątych, został masowo i chaotycznie przez nich zasiedlony.

Ten głośny traktat, podpisany w stanie Ohio, Ameryka przedstawiła

się nie nadawaliśmy).

jako wielki sukces swojej dyplomacji, sukces, który pokazał Euro-

Czy w ten sposób wbito układowi palec w oko, czy Ameryka wierzyła

pie jej bezradność, ponieważ ta latami próbowała

w to porozumienie – nie potrafiłbym odpowiedzieć ot tak, nawet

zrobić to samo: zakończyć wojnę w środku – jak

hipotetycznie. Wiem natomiast, że jest nas tu więcej niż dwadzieścia

się wtedy często mawiało – Europy.

tysięcy, ponieważ my, (nie) szczęśliwi, wyciągnęliśmy w ciągu tych

Powrót „każdego na swoje” był, rzekłbym, podsta-

ostatnich dwudziestu lat „spod ziemi” jeszcze co najmniej cztery

wowym warunkiem istnienia i przyszłości jakiejś

razy tyle krewnych, przyjaciół i całej reszty, przez co mieszane

kompletnej Bośni, mając na uwadze cały ten zlepek

małżeństwa przestały być większością.

em. „natychmiast” zyp. M. B. oryginale „dunjaluk” – niczny termin oznaczający at doczesny – przyp. M. B. g. „skutki uboczne” – przyp.

zarówno w skali regionu, jak i w samych rodzinach. Rodziny składające się z tak zwanych małżeństw mieszanych sta-

Q

nowiły przykład, że naprawdę jeden może żyć z drugim, a nie obok drugiego (lub – w przypadku Bośni – trzeciego).

Ameryka, główny „strażnik demokracji” na świecie, gwarant wszel-

Dlatego mocno dziwi mnie posunięcie amerykańskich władz, które

kiego dobra (tak się to tutaj tłumaczy), ma coraz mniej sprzymie-

po Dayton wdrożyły specjalny program, którego celem było prze-

rzeńców, nawet wśród swoich tradycyjnych przyjaciół, nie wspomi-

niesienie z Niemiec rodzin (dwudziestu tysięcy osób), składających

nając o reszcie. Mało kto, kiedy go zapytasz, przynajmniej w stanie,

się wyłącznie z małżeństw mieszanych, a następnie osiedlenie ich

w którym mieszkam, zgodzi się z aktualną polityką zagraniczną oraz

w swoich rezerwatach i koloniach. (Program ten okazał się zba-

towarzyszącymi jej side effects3, poza tym mało kogo to interesuje,

wieniem, między innymi dla mojej rodziny, gdyż w tamtym czasie

gdyż polityką, w odróżnieniu od naszych stron, zajmują się tu tylko

gotowi byliśmy wyjechać do Zanzibaru lub Tunguzji, ale nawet tam

ci, którym się za to płaci.

100

41

 gonzo


ś w i at

Tym, którzy chcą się uczyć lub pracować, Ameryka wydała się nato-

I wtedy zaczyna się wyścig. Znikąd. Nie wiadomo, kto da znak do startu,

miast ziemią obiecaną. Idealna kombinacja dla bośniackiej diaspory.

a tym bardziej, gdzie jest meta tego wszystkiego. Czy to się zaczyna,

Starsi w większości chwytali się pracy, podczas gdy ich dzieci zajęły

kiedy żona (jak to żona!) przy niedzielnym obiedzie

się edukacją.   Nieznajomość języka i zaawansowany wiek były dla wielu barierą nie do przejścia. Zdarzało się, że wielu naszych z dyplomami wyższych

4 Ukraiński tyczkarz wspomni mężowi, jaką ta i ta kupiła sobie torebkę za – przyp. M. B. 5 dwa tysiące dolców, czy jak to mąż takiej jednej kupił Popara to rodzaj maczanki, cicvara – mamałygi – przyp. M najnowsze BMW?

uczelni sprzątało szpitale, dziękując codziennie wszystkim możliwym

Q

bogom za to, że dostali tak dobrą pracę i ubezpieczenie, które w ich

Wolfgang Neumann

podeszłym wieku było kwestią życia lub śmierci.

Byli zbyt starzy, żeby ze swoją pięćdziesiątką z hakiem gonić za języ-

Czy samiec odurzony domową śliwowicą, której skosztował przed obia-

kiem, szkołą i karierą, a zbyt młodzi, żeby iść na emeryturę. Smutne to

dem, żeby zaostrzyć apetyt, ale trochę się zatruł, uderzy pięścią w stół

wszystko, ponieważ nie był niczym nadzwyczajnym widok profesora

i krzyknie: „My też będziemy mieć! W czym oni są lepsi od nas…”?

sprzątającego w pierwszym lepszym szpitalu, gdzie co najmniej połowa

I tak ich życie, które dotychczas było przynajmniej spokojne i przy-

doktorów nie dorównywała mu intelektem.

zwoite, zaczyna przeradzać się w piekło. Najpierw znajdzie się jeszcze

Tak więc eksdyrektorzy i eksprofesorowie zostali kolegami po fachu,

jeden part-time sobie i żonie, a kiedy to nie wystarczy, przejdzie się na

tak jak ci intelektualiści u Kundery, którzy w czasach Praskiej Wiosny

full-time. To znaczy szesnaście godzin pracy dziennie. Tu i tam złapie

za dnia pracowali fizycznie, a wieczorem, w zaciszu czterech ścian,

się kilka godzin snu, czasem przekąsi się byle co – i gotowe. Wpada się

śledzili światową politykę i przeklinali matkę Rosję.

w błędne koło. (Jest znana anegdota, gdzie jeden taki „biegacz” żalił się

Z drugiej strony byli ludzie z ukończoną zawodówką lub szkołą podsta-

wszystkim dookoła, że jego żona nie sprawdza się w pracy – wczoraj

wową, którzy w czasie największego boomu budowlanego zbili fortunę

pracowała tylko trzynaście godzin),

na kafelkach i drewnianych podłogach, malowali na biało te potężne

Ale praca się opłaci, bo, wierzcie mi, minie sześć miesięcy, a wtedy

chaty, które mnożyły się do 2008 roku z dnia na dzień. Oni i tirowcy,

i ty zajedziesz lexusem tam gdzie trzeba. Żona przywdzieje markowe

drugi typ sprawnych drobnych biznesmenów, postawili w swoim com-

fatałaszki i w końcu zostajecie crème de la crème. Kręgosłup trochę

munity (czytaj: wśród swoich krajan) poprzeczkę sukcesu tak wysoko,

poboli, ale, mój Boże, trudno, lata robią swoje.

że sam Siergiej Bubka4 miałby z nią kłopot.

I większy dom się kupi. Ameryka da, nie ma problemu. Pięć albo sześć

Wyobraźcie sobie przeskok z furmanki do Lexusa albo Hummera.

pokoi i tyle samo łazienek, tylko podpisz i wprowadzaj się od ręki. A to,

Wyobraźcie sobie przeskok z chałupy z klepiskiem i sławojką do dworku

że jesteś w tym domu gościem, rzadko tu wracasz i spędzasz czas, ze

z czterema, pięcioma pokojami i tyloma łazienkami. Wyobraźcie sobie

względu na ciężką pracę i obowiązki, bo w końcu ktoś musi to utrzy-

zamianę popary i cicvary5 na raki i małże, sushi i kawior. Ktoś mógłby

mywać – to już inna bajka. Ważne, żebyś miał z czym wyjść do ludzi

powiedzieć: i co z tego? Uczciwie zarobili, niech mają. Dokładnie tak,

(a najważniejsze jest, co oni powiedzą), żeby to ciebie pytali i prosili

osobiście zgadzam się z tym w stu procentach, ale…

o radę, bo niby kogo by mieli – chyba nie jakiegoś tam podstarzałego

Nowobogaccy nie potrafią korzystać z tego, co zarobili i osiągnęli.

profesora (z klitką i rozklekotanym fordem) albo byłego dyrektora

Chcą, powołując się na swój majątek, posiąść również wiedzę, ale tej

(z poprzedniego ustroju), obecnie nierzadko z przypiętą łatką komu-

niestety nie było w sprzedaży, kiedy kupowało się wszystko jak leci.

cha i jugonostalgika, który nie umie nic poza jęczeniem za starymi

Pojawiają się w niedziele przed kościołem czy meczetem, na weselach

czasami i powoływaniem się na swoje stanowisko i wiedzę, którą

czy pogrzebach, i parkują swoje bolidy obok byle jakich toyot i hond,

aktualnie może sobie wsadzić gdzieś, bo nikt nie potrzebuje pustych

jett i golfów, których właściciele ustawiają się w kolejce, gotowi do

historyjek, Andricia, Krleży, Selimovicia, Konfucjusza, starożytnych

podziwiania i podlizywania się – tak jak my, jako dzieci, gapiliśmy się

Greków i innych bzdur.

na auto któregoś z wujków-gastarbeiterów i dotykaliśmy spojlerów,

Tak jest z crème de la crème i wyścigami. Jedyne, co jest trochę spie-

żeby sprawdzić, czy są gumowe, czy plastikowe. Te marne, używane

przone w tym sporcie, to to, że nigdy się nie kończy. Nigdy nie nadejdzie

ascony i mustangi były krążownikami przy zastawie czy maluchu.

to ostatnie okrążenie; nie uderzy dzwon, który ogłasza je na wielkich

Tak jest, kto ma większe auto, ma większe szanse na zostanie kimś.

zawodach sportowych. Ewentualnie w snach lub na własnym pogrzebie.

Jego się pyta i jego się słucha. Z reguły to, co wydobywa się z ich ust,

Ech, cholera, coś mnie wzięło, żeby to zapisać. Niech się nikt nie obraża,

to ledwo sklecone, jednokrotnie złożone, niepoprawne gramatycznie

ponieważ wszystkie postaci i wydarzenia są zmyślone. Ç

zdania, które obnażają słabość i brak wykształcenia, ale kogo to obchodzi, wiesz, ile on ma na koncie? (Z jakiegoś powodu to, co powinno być sprawą prywatną i tajemnicą, wiedzą wszyscy, co do dolara).

gonzo 

41

101


N

ś w i at

Wolfgang Neumann

G rzegorz K opeć

iezidentyfikowany obiekt latający,czyli torebka na śmieci

Kiedy w 1839 roku Astolphe Markiz De Custine wyjeżdżał z Rosji, został zapytany przez pewnego Rosjanina, co będzie opowiadał o jego kraju. „Byłem w nim zbyt dobrze przyjęty, aby o nim mówić” – odparł, dodając po tym grzecznym epigramacie, że „jeżeli wszystko, co się opowiada o ich kraju i jego mieszkańcach wygląda na osobiste przytyki, jest to nieuniknione nieszczęście, bowiem prawdę mówiąc – fakty w Rosji nie istnieją, skoro je stwarza i niszczy kaprys jednego człowieka”. Książka De Custine'a Listy z Rosji wzbudziła ogromne po-

rzeczywistości, by wymienić choćby satyrycznego Denisa

ruszenie w wielu kręgach, stwarzając pierwszy wyraźny

Fonwizina, dyplomatycznego Aleksandra Gribojedowa, dia-

i bardzo czytelny obraz Rosji nakreślony przez „człowieka

belsko reakcyjnego Nikołaja Gogola, Iwana Bunina, Izaaka

z zewnątrz” i czyniąc autora swego rodzaju sowietologiem

Babla, Michaiła Zoszczenkę, Władimira Wojnowicza czy

avant la lettre. Pochodzące z 1843 roku brukselskie wyda-

wizjonersko-alkoholowego Wieniedikta Jerofiejewa.

nie czterotomowego zbioru listów (pełnych tyleż trafnych

p

i prawdziwych, ile powierzchownych i bzdurnych spostrzeżeń) już na zawsze ustawiło optykę obserwatorów Rosji i jej obyczajowości. Być może autor przesadził twierdząc, że

We wspomnianym 1970 roku Leonid Breżniew i jego

w Rosji fakty nie istnieją, lecz co do tego, że stwarza je i nisz-

ekipa polityczna zajęci byli utrwalaniem „zastoju”, skuteczną

czy kaprys jednego człowieka, miał rację absolutną. W całej

walką z ruchem dysydenckim, prowadzoną przez KGB pod

historii rosyjskiej literatury dochodziło do właśnie takich

sprężystym kierownictwem Jurija Andropowa, wyścigiem

aktów stwarzania i niszczenia powstających artefaktów. Sta-

zbrojeń oraz eksportem ropy naftowej, który pozwolił opóź-

nowiło to asumpt dla twórców, by osobiście angażować się

nić kryzys gospodarczy. Pisanie w takich warunkach (a stan

(dobrowolnie lub pod przymusem) w materiał twórczy, nie

opresji wobec twórców w Rosji czy Związku Radzieckim jest

poprzestając na biernej obserwacji, wplatając liczne dygresje,

permanentny) nie sprzyjało gminnemu i kolektywnemu

stawiając temat w szerszej perspektywie interpretacyjnej i to

ubarwianiu rzeczywistości, chyba że na potrzeby władzy. Nie

na długi czas przed 1970 rokiem, kiedy z ust Billa Cardoso

tylko pisanie prawdy było surowo zabronione, ubarwianie

padły pamiętne słowa: „This is pure gonzo! ”.

również, rzeczywistość przynosiła jednak najstraszniejsze

Listy z Rosji markiza De Custine'a posiadają wiele cech

i śmieszniejsze zdarzenia. Realia radzieckie z prędkością

tego stylu; są jednostronne, bardzo subiektywne i częściowo

reakcji atomowej wyprzedzały kreację artystyczną. Poniżej

zupełnie nieprawdziwe, pełne zmyśleń w swych surowych

jeden tylko przykład.

sądach. W samej Rosji nie brakowało jednak surowszych,

W 1981 roku w prasie radzieckiej ukazały się artykuły

ale i bardziej dociekliwych oraz zorientowanych notariuszy

o dwóch kosmonautach, Władimirze Kowalonoku i Wik-

102

41

 gonzo


ś w i at

zbyt ogólne?), a mimo to nie są pisarzami czy reporterami

rzenia: wokół stacji Salyut-6 krążył rzekomo pozaziemski

gonzo ani też Nowymi Dziennikarzami. Przecież w 1969

obiekt w kształcie kuli, a na jego pokładzie znajdowało

roku (choć wydany dopiero w latach osiemdziesiątych)

się trzech pasażerów. Intrygująca, zawierająca sensacyjne

napisany zostaje pierwszy „poemat”, jak nazywał go sam

wątki relacja dała początek serii artykułów o kosmitach

twórca, Wieniedikt Jerofiejew, Moskwa-Pietuszki, który ma

przypominających Hindusów. Pytany przez dziennikarzy

w sobie wszystkie cechy tego stylu, a mimo to jest zupełnie

Władimir Kowalonok opowiadał: „Widziałem pewien obiekt,

czymś innym. I czy nie jest prawdą, że Wieniedikt Jerofiejew

który widziany z odległości miał bardzo mały rozmiar. Za-

(Noc Walpurgi, czyli kroki Komandora) czy Eduard Limonow

skoczyło mnie to, że obiekt orbitował; miałem kłopot, by

(To ja – Ediczka), spełniają te kryteria, a jednocześnie nie są

określić jego dokładny kształt i prędkość, z jaką się poruszał,

i nigdy nie byli artystami zaliczanymi do grona twórców

dlatego trudno mi orzec, jaki był jego rozmiar”.   Chciał

„pure gonzo”? Cóż ich zatem odróżnia?

Wolfgang Neumann

torze Sawinychu. Byli oni świadkami epokowego wyda-

nawet zrobić zdjęcie, ale to „coś” nagle eksplodowało.

p

„Obiekt podzielił się na dwie odrębne części. Od razu doniosłem o tym kontroli lotów” – zakończył Kowalonok. Leonid Breżniew nagrodził dzielnych kosmonautów, roz-

Po pierwsze, rosyjska historia i rzeczywistość przerasta

poczęły się spotkania i bankiety, tytuły prześcigały się

wszystkie konfabulacje autorów piszących w tym stylu. Po

w rewelacjach, kiedy pierwszy zielony człowiek wyląduje na

drugie, nawet gdyby pojawili się twórcy inspirujący się

przyjaznej radzieckiej ziemi. Astronauci nie mogli opędzić

narkotycznymi wędrówkami po bezbrzeżnej Rosji, wydaniu

się od nachalnych dziennikarzy. Wszystko wskazywało na to,

ich dzieł towarzyszyłaby mocna cenzura, a sami pisarze zo-

że Rosjanie nie tylko pierwsi będą w kosmosie, ale i pierwsi

staliby co najwyżej pensjonariuszami psychuszki. Po trzecie

nawiążą kontakt z humanoidalnymi istotami. Wszystko na

i chyba najważniejsze, czytelnik rosyjski spragniony był –

nic – po wnikliwych badaniach okazało się, że przyczyną

pod pokrywką fikcji – garnka prostej zupy z prawdziwych

sensacji była wyrzucona w przestrzeń kosmiczną torebka

składników ówczesnej Rosji, tak carskiej, jak i radzieckiej.

na śmieci.

Dosadny język – proszę bardzo, pozycja naocznego świadka – jak najbardziej, brak „zasad etycznych” – a jakże, dygre-

p

sje – oczywiście, dodajmy w tej rzeczywistości alkoholowy trip i swojsko wydeptaną tropę, a otrzymamy naprawdę

Jeśli istnieje przepis (twórcy i czytelnicy nie są zgodni),

mocny wywar.

czym jest gonzo i jak należy pisać w tym stylu, to, moim

Gonzo? W kraju, gdzie zasiadający w Dumie przywódca

zdaniem, polega on na połączeniu następujących składników:

nacjonalistów napisał projekt ustawy zawierającej

narratora, który jest jednocześnie bohaterem opowieści,

zapis, by żaden pracownik administracji państwowej

unikania narracji historycznej i zastąpienia jej opisaniem

nie mógł ważyć więcej niż dziewięćdziesiąt kilogramów,

konkretnych sytuacji, potoczności dialogów, dosadnego ję-

gdzie kosmonauci z powodzeniem lądują na drzewach

zyka oraz szczypty faktów, która to wszystko wiąże w jedną

syberyjskiej tajgi, a rocznie z przepicia umiera

strukturę.

osiemdziesiąt tysięcy ludzi? Czy w takim kraju istnieje

Zaryzykuję stwierdzenie, że większość autorów rosyjskich

szansa i potrzeba na zaistnienie tego gatunku?

i radzieckich spełnia powyższe wyznaczniki (ponieważ są one

gonzo 

41

103


Wolfgang Neumann

net (Рунет) – potoczne ślenie rosyjskiej części inetu. Rosyjski pisarz literney, Roman Lejbow twierdzi, apisu należy dokonywać ką literą, bo to także nazwa stwa. Zgadzam się.

ś w i at

C zarny kwadrat na

K i nga R aab

białym tle, czyli gonzo 1 w Runecie

Potrzeba jest. Trzeba przecież jakoś odpowiadać na te otaczające absurdy, o czym świadczy niesamowita ilość memów generowanych przez Rosjan. Gorzej z szansą na zaistnienie autorów gonzo w oficjalnych mediach. Ale czy oni tego właściwie chcą? Okazuje się, że już w latach dziewięćdziesiątych, kilka lat po pojawieniu się internetu w Rosji, powstaje odpowiednie miejsce do uprawiania niezależnego dziennikarstwa. Kuchnia przenosi się z komunałki do cyberprzestrzeni, a konkretnie – do blogosfery. Mowa przede wszystkim o serwisie Żywoj

dostępu do Sieci umożliwił tej platformie

Żurnal – odpowiedniku amerykańskiego Li-

sukces. To tu w znacznej mierze uprawia się

feJournal, który otworzył nową przestrzeń

gonzo (i to tutaj większość tekstów zachowuje

dyskusji – kolektywne blogi. Na całe szczęście

cechy gonzo), choć spora część blogerów bądź

przestrzeń tę skolonizowali głównie dzienni-

dziennikarzy obywatelskich, bo tak w Rosji

karze i pisarze, a nie nastolatki prowadzące

nazywa się dziennikarzy niezależnych, pisze

kalendarzyki cyklu menstruacyjnego. Para-

w duchu gonzo, zupełnie nie zdając sobie

doksalnie, to właśnie brak powszechnego

z tego sprawy! Nic dziwnego. Na dzisiejszy

104

41

 gonzo


Wolfgang Neumann

ś w i at

schemat gatunkowy wpłynął proces destrukcji i rozproszenia gatunków po upadku starego systemu medialnego. Rozprzestrzenienie środków masowej informacji i nowych technologii to tylko jedna z przyczyn unifikacji gatunków. Nic nie szkodzi. Ba! To nawet lepiej, bo zamiast rzeszy naśladowców stylu Huntera S. Thompsona i jemu podobnych mamy nietrzymających się żadnych ram gatunkowych i niesilących się na językową stylizację (naprawdę mat mają we krwi, a socjolektów bez liku) autentycznych uczestników absurdalnych sytuacji, którzy chcą przekazywać swoje opowieści, w dodatku – często na bani – jadąc po bandzie...   Na rosyjskim gonzo odbiła się kultura opowiadania anegdot „przy kuchennym stole” kultywowana jeszcze w czasach radzieckich. Gonzo w Runecie nie jest jakimś modnym, undergroundowym tworem, ale raczej częścią folkloru internetowego. Formuła bloga czy też dziennika jest doskonałym polem dla reportaży, które zdecydowanie dominują w „ŻŻ”. Co różni reportaż publikowany na blogu od tego publikowanego w oficjalnych mediach? Po pierwsze jest lekkostrawny, po drugie jest wiarygodniejszym źródłem informacji (Rosjanie już od lat w większym stopniu ufają śledzonym przez siebie blogerom niż dziennikarzom związanym z oficjalnymi mediami), po trzecie wyprzedza reportaż wyprodukowany na zamówienie redakcji. I tak mniej więcej blogosfera kontynuuje dzieło samizdatu.   W pełni świadomym gatunku swojej twórczości autorem gonzo jest Daniła Bliuz (Данила Блюз http://danila-k85.livejournal.com/), twórca związany z rosyjskimi społecznościami afirmującymi ten „jedyny słuszny gatunek w dziennikarstwie” (http://vk.com/gonzonational). Jest twórcą i znudzonym bohaterem swoich reportaży, a także rysunków, memów i gifów, którymi okrasza każdy tekst publikowany na blogu. Prawdopodobnie jest też alkoholikiem. Gwiżdże na normy językowe, leksykę czerpie z padonkaffskiego2. Na pozornym braku zasad pisowni i interpunkcji opiera swój styl także Ruben Zarbabyan (http://khait.livejournal.com) – autor porad dla nastolatek na rosyjskich portalach, wykorzystujący technikę strumienia świadomości subiektywny komentator otaczającej rzeczywistości.   Zastanawiałam się, czy kolumniści niezależnych internetowych magazynów, takich jak „Kommiersant”, „Snob”, „Afisza”, „W-O-S”, lub też opozycyjnych: „Balszoj Gorod”, „Słoń”, „Colta” uprawiają gonzo, czy po prostu dziennikarstwo obywatelskie. Założenia gatunkowe są dość swobodne, a subiektywny styl chociażby Olega Kaszyna, dziennikarza politycznego, maniakalnego aktywisty prowadzącego podwójne albo i potrójne życie we wszystkich możliwych mediach społecznościowych (http://kashin.livejournal.com), który prowokuje i kreuje wydarzenia w Rosji i siebie samego, spełnia je wszystkie. Na pierwszy rzut oka. Czego Kaszynowi brakuje, a czego brakuje definicji gonzo, żeby móc precyzyjniej selekcjonować twórców? Kaszynowi – przesunięcia faktów na drugi plan (schizofrenikowi możemy chyba wybaczyć stronienie od używek), a definicji gonzo – uściślenia. Na całe szczęście na ratunek przybywają znów, prosto z portalu Vkontakte, fanatycy stylu i oni już wiedzą, że gonzo w Rosji to „czarny kwadrat dziennikarstwa”, czyli – jak chciałby Malewicz – „odczucie” na tle „niczego”. Niech im będzie.

gonzo 

41

105

2

Padonki (падонки) – rosyj subkultura internetowa. Aut żargonu, który stopniowo pr jęli inni twórcy Runetu.


Rosyjski żywot: ś w i at

S prawd ź , jak dobrze or i entujesz s i ę w w i a d o m o ś c i a c h z R o s j i

Wolfgang Neumann

czyściec

Drastyczne wiadomości na temat morderstw dzieci w Rosji przytoczone przez agencję informacyjną Interfax zaszokowały Runet w przeddzień przyjęcia otwartej, kanibalistycznej odpowiedzi na ustawę Magnickiego1 (jeśli poprawki wejdą w życie, setki sierot i inwalidów nie będą mogły wyjechać do USA, a na miejscu czeka je szybka śmierć). Na podstawie publikacji, które pojawiły się w mediach w ciągu ostatniego tygodnia, przygotowaliśmy test, za pomocą którego będziecie mogli sprawdzić, jak

Ustawa, która pozwala amerykańskim władzom odmówić wydania wizy urzęd-

1

nikom rosyjskim odpowiedzialnym za łamanie praw człowieka – przyp. K.R.

dobrze orientujecie się w życiu Rosji. 1. Ocalony ostatnio w Jakucji rybak oznajmił podczas przesłuchania, że… swojego towarzysza.

a) zjadł b) wykastrował c) zgwałcił 2. Pasażer jednego z autobusów przywiózł do Soczi nasączonego narkotykami:

a) Nesquika b) Sprite’a c) Chupa-chupsa 3. W Samarze odkryto podziemny warsztat łożysk dla:

a) AwtoWAZ-a b) Chińczyków c) technologii militarnej 4. W Baszkirii pijana uczennica dźgnęła mężczyznę nożem w: a) serce b) plecy c) pośladki 5. Tambowska Straż Miejska zatrzymała… jadących bez prawa jazdy. a) deputowanych b) budowlańców c) stado koni

106

41

 gonzo


ś w i at

6. Mieszkaniec Dimitrowgradu prawie zabił sąsiadkę z powodu: a) Andrieja Małachowa b) stu rubli c) smażonej ryby 7. Na Krymie od stoczenia się w przepaść furmankę uratował(o): a) stado kóz

Wolfgang Neumann

b) duszpasterz c) statek motorowy 8. W Krasnodarze młody mężczyzna ukradł ze sklepu…, by przygotować się na koniec świata.

a) pięć litrów whisky b) chłodziarkę c) kasę fiskalną 9. Tobolskiego przedsiębiorcę ukarano za sprzedaż popielnicy z wizerunkiem:

a) penisa b) konopi c) Jezusa Chrystusa 10. Mieszkaniec Permu dźgnął nożem sąsiada, który czytał mu:

a) poezję b) Biblię c) zapis nutowy 11. W Nowokuźniecku pijany mężczyzna udawał… i zmarł na hipotermię

a) desantowca b) hamburger c) jenota d) nie ustalono 12. W Kazaniu… dziesięć ton nasion.

a) skradziono b) spłonęło c) zużyto 13. W obwodzie tulskim osądzono obywatelkę odganiającą się od absztyfikanta: a) wachlarzem b) dzidą c) nożem

1. a, 2. a, 3. c, 4. b, 5. c, 6. c, 7. b, 8. a, 9. b, 10. c, 11. d, 12. b, 13. c Klucz odpowiedzi: gonzo 

41

107


ś w i at

Wolfgang Neumann

D an i ła B l i uz

M

ityng dziesiątego grudnia w Magnitogorsku Tłum. Kinga Raab

Jechaliśmy marszrutką na miting z Liochą F. Piliśmy browary w oczekiwaniu na rozruchy i nieunikniony bunt. Ciekawe, ilekroć bym nie jeździł marszrutką z otwartym piwem, jaki by armeński szatan Schumacher nie siedział za kółkiem i jakich by zakrętów nie wyrabiał na swojej drodze – nigdy jeszcze nie uroniłem ani kropli piwa na pasażerów. Prawdopodobnie w poprzednim życiu byłem chińskim akrobatą.

1

Na vkontaktowej grupie1, która wyznaczyła mityng na dzie-

osiągnięcia celów niezgodnych z prawem”), to rozpocznie

siątego grudnia, komentarze ociekały gęstą sraką. Mityng

się szał pał i ultraprzemoc. Publika jednak była gotowa na

raz anulowano, raz znów było na niego pozwolenie, później

grę, niezależnie od tego, kto rozdaje karty. Organizatorzy

znów anulowano. Adminy oskarżali

to umywali ręce, to znów je sobie brudzili – weź ich, do

się o łamistrajkostwo i szpiegowa-

chuja, zrozum. Byłem już mocno wkręcony w czytanie tych

nie: „Nie wierzcie Pupkinowi! Nie ma

komentarzy, gdy zadzwonił Maks, że dostał w pracy litr

zgody władz na mityng! To zasadzka!

wódki, którą musimy prędko wypić – czym też zajęliśmy

Aresztują was, jak tylko przyjdzie-

się w mieszkaniu Liochy G.

cie!”. A Pupkin na to: „Nie wierzcie

Długo, oj, długo pieprzyliśmy o zbliżającym się mityngu.

Tiut’kinowi! To nieczysty JedRos2!

Siostra Liochy G., Katiucha, powiedziała, że na Murmańskim

Miasto wydało zgodę. On specjalnie

Uniwersytecie Technicznym grożą studentom skreśleniem

mąci wodę w naszym stawie, żeby nikt

z listy, jeśli kogoś zobaczą na fotach z imprezy (pewnie mają

nie przyszedł!”. Niektórzy komenta-

tam szpiega, który będzie robił foty), a na bardziej huma-

torzy byli tak oburzeni, że wzywali

nitarnym Uniwersytecie Państwowym w Magnitogorsku

ludzi do wzięcia udziału mimo wszystko. Niczego już nie

wymyślili jakieś dodatkowe zajęcia, na których nieobecność

rozumiałem: kto w ogóle organizuje tę ruchawkę? Jeśli

też grozi skreśleniem. Jeszcze bardziej się nakręciliśmy:

organizatorzy zrezygnują (co też jeden z nich zrobił, pisząc:

„Ach, że nie wolno? Ach, wy nieczyste, podstępne żuliki3!

„Wypadam z gry. Zdejmuję z siebie odpowiedzialność za

A my przyjdziemy! Pokażemy wam dupę! Ach, jak my wam

jutrzejsze, w związku z tym, że władze sugerują przesunąć

tego-tamtego narobimy!”. Potem wódka i likier iszymski

wydarzenie. Bądźcie ostrożni, z kim współpracujecie. Nie

skończyły się, i błagałem, żebyśmy teraz zabrali się za bro-

dajcie się sprowokować radykałom. Działajcie zgodnie z pra-

wary, ale powiedzieli: „ty i tak już jesteś cały blady, Daniła,

wem. Chcemy bronić prawa konstytucyjnego, oni dążą do

idźże do domu”.

Grupa społecznościowa utworzona na postalu vkontakte.ru, z którego korzysta niemal każdy użytkownik runetu – przyp. K.R. 2 Pejoratywne określenie zwolenników partii proputinowskiej Jedyna Rosja – przyp. K.R. 3 Partia Jedyna Rosja nazywana jest kolokwialnie partią żulików i worów (oszustów i złodziei) – przyp. K.R.

108

41

 gonzo


ś w i at

W domu i tak wypiłem kilka piw Ochota i dopiero wtedy

typem. Podchodzące do megafonu postacie wzbudzały żal

uspokoiła się moja dusza, i cudownie ułożyło moje ciało,

zarówno z powodu wyglądu, jak i głoszonej przez nich

i w tej pozycji obudziłem się rankiem, dziesiątego grudnia.

mowy. Jakieś rzewne cioteczki, jacyś Baszkirzy o falseto-

Po wyjściu na Zawieniagina , zawołał do mnie jakiś podpity

wych głosach, jacyś ludzie kombinatu. Na trybunę wyszedł

4

Baszkir: „łysy!”.

tłuściutki staruszek w pidorce stoją-

– Kto łysy, pojebało? – Idę dalej. Przecież mam na sobie czapkę, zresztą nie jestem łysy.

Wolfgang Neumann

– No żesz jak jego… Brodaty! – nie dawał za wygraną.   – Idź w chuj, kretynie! Odjeb się!    Pomyślałem, że to właśnie oni – prowokatorzy! – więc z Baszkirem niech już radzą sobie inni. Na Zawieniagina zawsze nadzieje się jakiś pojebus. Nic nam z Liochą do tego. Na mityng! Zamanifestować stanowisko obywatelskie! Tato zadzwonił, gdy

cej na sztorc, z siwą brodą i w oku-

Sprawiedliwa Rosja? Jacyś kołchoźnicy, którzy stworzyli sobie publiczność z emerytów i weteranów, tylko po to, żeby prześlizgnąć się do Dumy. Jabłoko? O chuj im chodzi. Prawoje Dieło z jakimś Prochorowem? Kto to w ogóle ma być? I skąd się wziął? Miliarder, który z nudów poszedł w politykę? Nie, dzięki.

jeszcze byliśmy na przystanku.

larach – taki klasyczny krasnoludek z Królewny Śnieżki. Też zaczął coś skrzeczeć do mikrofonu. Publiczność klaskała. Wokół tłumu kapturowcy z szalikami zasłaniającymi twarze tworzyli coś na kształt kordonu. Nie mam pojęcia, kim byli, ale stali jakoś tak w napięciu, praktycznie w bezruchu. Do megafonu dobrał się jakiś chłop i zaczął głosić, że ruch należy zablokować, i głośno oświadczył, że się z tym tutaj wszystkim nie zgadza. Na to ludzie gwizdnęli, krzyknęli

– Ty, Daniła, jakby cię zabrała poli-

i chłopa napiętnowali, wyzywając od

cja, weź, zadzwoń chociaż, żebyśmy się z mamą nie martwili.

prowokatorów. Liocha dalej truł: – Wyruchali nas, czemu

– Czemu mieliby mnie zabrać? – pytam.

kurwa tu tak nudno? Mówię mu: – A co myślałeś, że akro-

– No, mało to się dzieje…? Dzwoń, jak coś. W takim chło-

baci i żonglerzy będą przed tobą występować?. – Ale jakoś

dzie napięcie udzielało się wszystkim. Całe miasto zastygło

tak nudno...

w oczekiwaniu.

Zauważyłem Moriewa i Chochłowa na schodach. Pomy-

Na placu przed byłym centrum rozrywkowym, na miejscu

ślałem, że podejdę, ale nie chciało mi się obchodzić całego

którego jeszcze wcześniej stało kino, a teraz była to opusz-

tłumu. Maks i Liocha po godzinie marudzenia i wysłuchi-

czona, obsrana ruina, która po starej znajomości nazywa się

wania skarg typu „złodziej powinien siedzieć w więzieniu!”

Magnit, zebrało się sporo ludu jak na nasze miasto – z pięć-

i „won czarodziej Czurow5!” – zaczęli się zbierać: – Chodźmy

set osób. Spóźniliśmy się z Liochą jakieś pół godziny, gdy już

do Czaj Tałna, ogrzejemy się. Piwka popijemy i do domów.

na schodach służących za trybunę jacyś nudni ludzie z tłumu

Byłem absolutnie przeciwny – na grupie organizującej

sprzedawali przez megafon wierutne bzdury. Megafon był

mityng polecano ubrać się cieplej, dlatego że „przyjdzie

na tyle długi, że słychać było tylko mętne skomlenie. Przy

nam stać długo!”

megafonie trzymano flagę Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej. Wszystko działo się na tle transparentu „Zjazd

– Zaraz się zacznie! – Mówię, ale nitogorsku – przyp. K.R. moi znajomi byli już zupełnie gotowi 5 Przewodniczący Centralnej

założycieli ruchu społecznego Grażdanskaja oborona” –

stąd spadać. Szczerze mówiąc, to na Komisji Wyborczej, przyjaciel

organizacji powołanej w celu zalegalizowania mityngu.

mnie tez ten zlot politycznie aktyw-

4

Nazwa ulicy w Mag-

Władimira Putina- przyp. KR 6 Rosyjska (wcześniej radziecka) jednostka sił specjalnych, działająca w sytuacji niepokojów społecznych – przyp. KR 7 Pieróg ze zwykłego ciasta z nadzieniem mięsnym lub ziemniaczanym, powszechny w kuchni Europy Wschodniej – przyp. K.R.

– Gdzie armatki wodne? Gdzie gaz łzawiący? Gdzie Vive

nych męczydup nie wywarł żadnego

la Révolution? – pytałem każdego napotkanego znajomego.

wrażenia. Ale właśnie dlatego nie

Wszyscy rozczarowani wzruszali ramionami. – Znowu nas

chciałem jeszcze iść: myślałem, że

wyruchali – marudził posępnie Liocha.

teraz, już zaraz, wylezą zza węgła

Przyszedł Maks, potem brat Liochy, Anton. Z aparatem.

równe szeregi OMON-owców6 i za-

Megafon trzymał jakiś Tiopłych Dmitrij Anatoljewicz.

czną mnie napierdalać za prawdę –

Szczerze, nie znam gościa, ale Maks twierdzi, że to w porząd-

ale nikt taki się nie pojawiał …

ku typ, prowadzi wykłady na filozofii, pluje się do wszyst-

– Dobra – myślałem, nadganiając ekipę – ogrzeję się,

kich, a potem procesuje, bo myśli, że ma rację. Maksowi

piwka popiję, a potem wrócę przyjąć wpierdol za prawdę

jestem skłonny wierzyć. Mało kogo nazywa w porządku

od OMON-owców.

gonzo 

41

109


ś w i at

Czaj Tałn – słaba kawiarnia ze słabą klientelą. Tamten na-

tylko zaszkodziło. Zrobiłem tak raz, będąc w wojsku, w Ro-

walony Baszkir na pewno stąd wychodził. Mogłem z nim coś

stowie – ten jeden jedyny raz, gdy poszedłem na wybory.

przekąsić, to miałbym o czym pisać. Pili piwo butelkowane

Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji? Zdrowy na umyśle

z dimedrolem, ja zjadłem połówkę czebureka od Maksa,

nie zagłosuje. Psychol plujący jadem na wszystkich pod

a gdy wyszliśmy – nie było już nikogo. Rozeszli się! Co to

Putinem nie rajcuje mnie wybitnie. Sprawiedliwa Rosja?

kurwa ma być? Szary człowiek w uszance, okularach i ko-

Jacyś kołchoźnicy, którzy stworzyli sobie publiczność z eme-

żuchu, z transparentem, którego konstrukcja przypominała

rytów i weteranów, tylko po to, żeby prześlizgnąć się do

łopatę do odśnieżania, próbował zmieścić się do marszrutki.

Dumy. Jabłoko? O chuj im chodzi. Prawoje Dieło z jakimś

– Patrz Daniła! Poszli sobie! Zdupcamy do domu! – Cieszyli

Prochorowem? Kto to w ogóle ma być? I skąd się wziął?

się wszyscy, a ja… Sam nie wiem. Nie wiem, czego właściwie

Miliarder, który z nudów poszedł w politykę? Nie, dzięki.

się spodziewałem. Wysępiłem od Liochy czterdzieści rubli

Patrioci Rosji? Że co? To znaczy, że cała reszta to nie patrioci,

na piwo i pojechałem do domu.

czy o co chodzi? Nie rozumiem… Jeśli jestem patriotą –

Jechałem, pijąc browara i próbując zrozumieć: co to w ogó-

moim obowiązkiem jest na nich głosować. Szumna nazwa,

le ma być? Kto mi się w ogóle podoba w tym politycznym

kolejna kicha.

bałaganie? Jedyna Rosja? – stuprocentowi chujogłowi. Li-

Wybacz czytelniku, ale ni chuja nic z polityki nie rozu-

monow jak dziecko jęczał na blogu: „Co to ma być? Putin już

miem. Pogubiłem się. Jedni mówią to, drudzy tamto – i wszy-

dwa razy był prezydentem! Niech da teraz szansę innym”

scy mówią takie piękne rzeczy, że na kogo by nie zagłosować

– no jakieś przedszkole. No dobra, w gruncie rzeczy ma

– będę żyć jak u Pana Boga za piecem. Naprawdę wszedłem

rację. Tych, którzy oddali swój głos na Jedną Rosję i afiszują

głęboko w całe to bagno, zanim usiadłem do pisania i ni

się z tym, też rozumiem. Co za przebrzydła moda wśród

cholery nie zrozumiałem. To mój najbardziej gówniany post.

kretynów, żeby krzyczeć: „Och, jak ja nienawidzę Jednej

Jak cała ta niegodziwa ruchawka teraz na Rusi. W ogóle

Rosji! Jakie to są skurwysyny! Przywieszę sobie na awatarze

to nikomu nie wierzę. Ani Nawalnemu, którego niedługo

białą wstążkę albo niedźwiedzia, co dzierży w zębach wór

umoczą amerykańscy prowokatorzy, i który siedzi teraz

z nagrabionymi państwowymi pieniędzmi i będę takim re-

w areszcie i brzęczy metalowym kubkiem o pręty klatki,

wolucjonistą. Cały ja. Och, jaki jestem pojebany!”. Patrzysz

krzycząc razem z Jaszynem – wolność dla papug! – na znak

mimowolnie na tych ludzi i myślisz: „Nie, nie chcę z tymi

protestu, a ochrona tylko kiwa palcem przy skroni. Ani Pu-

antysystemowymi idiotami być po jednej stronie”. Zagorzali

tinowi, którego umoczą tuż po tym, jak umoczą Nawalnego.

zwolennicy często rozpieprzają zajebistą ideę.

Ani Miedwiediewowi, który nie mówi nic, tylko tweetuje

No i ci, co się drą: „Opozycja podstawiona przez Zachód!

inwektywy przypadkowym idiotom i czasem coś zaguga na

Umyślnie kołyszą łódką, żeby zrobić z Rosji kolejną Libię!”.

przemówieniu Putina, nie odrywając się od ajpada.

Oni też mnie nie przekonują. Za sajuzka każda wypowiedź

Każdy chce władzy. Dopchać się do niej, a potem siedzieć

przeciw ustrojowi robiła z mówcy wroga narodu i amerykań-

z nogami zaciśniętymi na twojej szyi, nim nie przyjdzie

skiego szpiega. Pomysł z mówieniem, pisaniem i wychodze-

kolejny krzykacz, żeby ściągnąć poprzedniego pasożyta

niem na ulice przeciw systemowi nie dlatego, że się ma na

z twojej szyi, by samemu na nią wleźć. A ty głosuj, wybieraj,

to ochotę, ale że jest się sponsorowanym przez „jastrzębie

agituj… Chujnia. Sam nie wiem, po co to piszę. Chyba chcia-

z Pentagonu” – też mnie nie jara. To, że na place wyłażą

łem dorzucić swoje trzy kopiejki do tej ruchawki. Polityka

tylko zmanipulowane zombiaki, oczywiście też jest bzdurą.

to niezłe gówno. Nieważne, z jakim odczuciem będziesz

Głosować na opozycję z tektury, której udało się wcisnąć

w nim brodzić – i tak będziesz śmierdzieć. Idę się umyć…

Wolfgang Neumann

7

na karty wyborcze – słabo. Partia Komunistyczna – stare pierniki z fanatykiem na czele, żądnym lepszej posady, dementującym zbrodnie komunistów sprzed lat – to by

110

41

 gonzo


Wolfgang Neumann

historia

W

dziale historycznym prezentujemy skromny wycinek z tego, co napotkaliśmy w trakcie naszych redaktorskich poszukiwań korzeni stylu gonzo.   Na tych stronach znajdziecie kolaż cytatów, w których skrystalizowane są wybrane cechy gatunku: subiektywizm, osobiste doświadczenie, zmyślenie czy flaneryzm.   Przedstawiamy też teksty trojga dziennikarzy, z różnych tradycji literackich i kulturowych, z których każde mogłoby nosić miano protoplasty stylu.

gonzo 

41

111


historia

CLXX Tu opowiada się o królestwie Lanbri

Wolfgang Neumann

„Lanbri jest królestwem mającym własopowiem wam rzecz bardzo zadziwiająnego króla, uznającym zwierzchnictwo cą. Wiedzcie zaiste, że w królestwie tym większa część ludzi ma ogony dłuższe od Wielkiego Chana. Mieszkańcy są bałwochwalcami. Rosną tam w obfitości drzewa piędzi. Nie są one pokryte sierścią. Ludzie farbiarskie. Oprócz tego drzewa kamforoci żyją tylko w górach, a nie w miastach. we oraz inne liczne drogocenne korzenie Ogony te są tak wielkie jak u psa. Żyje tam w wielkiej obfitości. Drzewa farbiarskie wiele jednorożców. Są tam liczne i różne polowania na zwierzynę i ptaki. Opowiewyrastają tam z ziarna; gdy drzewko wydzieliśmy o Lanbri. Teraz pójdziemy dalej puści pędy, wykopują je i przesadzają na i opowiemy o Fansurze”. inne miejsce. Tak zostawiają je przez trzy lata, a następnie wykopują je ze wszystki(1276–1291) mi korzeniami i przesadzają kilkakrotnie. I powiem wam zaprawdę, że przywieźliMarco Polo, Opisywanie świata, tłum. śmy takie nasienie do Wenecji i zasiali Anna Ludwika Czerny, Warszawa: W.A.B. 2010, s. 326. w ziemi, ale nic nie wzeszło. A stało się tak, bo klimat był za chłodny. I jeszcze

Rozdział 4. Jak Łazarz zgodził się na służbę do mercedariusza i co go tam spotkało. „Wypadało szukać czwartego chlebodawcy. Kobieciny, o których mówiłem, zaprowadzały mnie do pewnego brata zakonnego. Nazywały go swym krewnym. Był to wielki wróg klasztornego chóru i wspólnego refektarza, za to zapalony miłośnik świeckich rozrywek i odwiedzin, przepadał za życiem poza murami klasztoru.   Myślę, że biegając po kominkach, zdarł on więcej trzewików niż wszyscy jego bracia zakonni razem wzięci. On to podarował mi pierwsze w mym życiu trzewiki; zresztą nie wytrzymały one nawet tygodnia, bo i jak mogło być inaczej przy takim nieustannym bieganiu po mieście. Z tej przyczyny, jak i z powodu pewnych sprawek, o których tu już nie wspomnę, nie zagrzałem u niego miejsca [koniec rozdziału]”. (1554) Autor nieznany, Żywot Łazika z Tormesu, tłum. Maurycy Mann, Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy 1959, s. 83–84.

112

41

 gonzo


Wolfgang Neumann

historia

„Tameśmy się zatem udali, a po drodze zapytałem, cóż znaczyło, w chwili wejścia starego capa do tamtego kafehauzu, pytanie przez Madame Belzebub dziewce zadane czy rózg im nie brak. [...] Ten poważny z pozoru jegomość, odparł, do tej klasy w czarnej szkole sodomii należy, którą uczeni w bezeceństwach zwą biczownikami. Wbrew naturze istota ta płaci nierządnicom, któreś widział, one zasię, pludry mu zdjąwszy, sempiternę jego siekają srogo dla pożądliwości

ugaszenia. On lutości błaga bez ustanku niczem zbrodzień pod pręgierzem i o łagodność uprasza [...] aż extaza nieprzystojna łacno im ukazuje, kiedy oręż wstrzymać”.

(1698) Ned Ward, The London-spy: compleat, in eighteen-parts [Londyński szpieg w osiemnastu częściach], London: printed and sold by J. How, 1703, s. 277. Tłum. Adam Ladziński.

„Wystarczy oddalić się od centrum miasta, a już gubi się człowiek w pustaciach okolonych barakami, wyglądającymi na pomieszczenia dla robotników ściągniętych tu prowizorycznie na jakąś wielką robotę. Są to składy furażu, szopy pełne odzieży i wszelkiego zaopatrzenia dla żołnierzy: ma się wrażenie, że zaraz nastąpi parada lub że jesteśmy w przededniu jarmarku, który nigdy się nie odbywa. Trawa rośnie na tak zwanych ulicach, zawsze pustych, ponieważ są zbyt obszerne dla idących nimi ludzi. Tyle perystylów dodano do domów, tyle portyków zdobi koszary, które naśladują pałace, taki

nadmiar zapożyczonych ornamentów rzuca się w oczy w tej prowizorycznej stolicy, że jest chyba mniej ludzi niż kolumn na placach Petersburga, zawsze cichych i smutnych z powodu swej wielkości, a zwłaszcza niczym nie zakłóconej regularności”. (1839) Markiz de Custine, Listy z Rosji. Rosja w 1839 roku, tłum. Marian Górski, Kraków: Aramis 1989, s. 96.

„Byliśmy z Shawem znacznie lepiej przygotowani do podróży niż podczas pierwszej naszej wyprawy na prerię przed kilkoma miesiącami. Ten tryb

życia nie stanowił już dla nas nowości. Wiedzieliśmy wszystko o wędrówce i obozowaniu. Zobaczyliśmy życie od innej strony – zwierzę dwunożne zostało sprowadzone do stanu pierwotnego. Musieliśmy żyć bez ochrony prawa, bez dachu ani schronienia, bez miękkich ubrań do okrycia. Przynajmniej jeden z nas doświadczył kiedyś braku chleba i soli do przyprawiania strawy. Nasze wyobrażenia o tym, co dla ludzkiego istnienia konieczne, zostały cudownie zredukowane. Koń, strzelba i nóż wydawały się jedynymi niezbędnymi dobrami. Albowiem posiadanie ich, przy umiejętności posługiwania się nimi, pociąga za sobą wszystkie inne potrzebne rzeczy, a przy okazji i wszelkie zbytki. Nasza krótka przygoda na prerii nauczyła nas jeszcze jednego. Głębokiego zadowolenia z chwili obecnej i zupełnej pogardy dla tego, co może przynieść przyszłość”. (1846) Francis Parkman, The Oregon Trail: Sketches of Prairie and Rocky-Mountain Life [Szlak oregoński: szkice z życia na prerii i w Górach Skalistych].

gonzo 

41

New York: Crowell 1849, s. 307. Tłum. Aleksandra Małecka.

113


historia

K arl E m i l Franzos

Wolfgang Neumann

Z pół-Azji. Kulturowe obrazki z Galicji, Bukowiny, południowej Rosji i Rumunii Tłum. Kaja Puto

(fragment)

W Dziedzicach zaczyna się „pół-Azja”. Ten osobliwy termin geograficzny zdecydowałem się stworzyć po chwili wahania. Nie da się ukryć – jest potrzebny. Niektóre rzeczy przypominają wprawdzie w Galicji Europę, choćby doprawdy misternie skonstruowany proceder wystawiania weksli bez pokrycia, nie mniej kunsztowny system podatkowy czy inne zdobycze cywilizacji. Nie sposób jednak zaliczyć do naszej części świata krainy, w której na stołach rozkłada się brudne obrusy, pomijając już inne szczegóły.

K

raków!

cijanie natomiast wskazują na żydowskich proletariuszy

Włosi nadają każdemu miastu dźwięczny przydomek:

z ich kaftanami i mizernymi pejsikami. Ów spór nie ma

Genova la superba, Firenze la bella i tak dalej. Gdyby ów zwyczaj przyjął się w pół-Azji, święty Kraków nie mógłby nazywać się inaczej niż Cracovia la stincatoria. Wybaczcie, drogie czytelniczki, pasowałoby to doń jak ulał. Ilekroć zmierzam ku temu miastu, życzę sobie obfitego kataru,

większego sensu – obie strony mają słuszność.

W

ciepłe letnie dni dworzec zawdzięcza swą woń aromatom dobiegającym prosto z miasta, w pozostałe

– sam ją sobie wytwarza. Znamienne, iż czcigodna dama,

który pozwoliłby mi pozostać nieświadomym krakowskiego

towarzysząca na wiedeńskim Nordbahnhof Rotszyldowi,

aromatu. Niezbyt wygórowane to życzenie, które zostaje

nie miała w Krakowie żadnej koleżanki…

spełnione; woń była tak ciężka, że kataru w istocie dostałem.

Dworcowa restauracja wygląda zgoła inaczej niż w Euro-

To doprawdy niespotykany boski cud, iż żadna epidemia

pie. Naturalnie, kelnerzy noszą fraki, i to fraki nad wyraz do-

nie dziesiątkuje rokrocznie ludzi skazanych na mieszkanie

stojne – ich podeszły wiek budzi szacunek – byłoby niemniej

w tym mieście. Na temat przyczyn tego straszliwego smrodu

o wiele lepiej, gdyby ich w ogóle nie nosili. Frak bowiem

zdania mieszkańców są podzielone, zdaje się – podług wy-

pozwala zapoznać się z innymi częściami kelnerskiego

znania. Żydzi uważają, że winy szukać należy w klasztorach,

odzienia, zwłaszcza zaś z bielizną. To życzenie może okazać

szczególnie tych, co należą do zakonów żebraczych. Chrześ-

się mrzonką, lecz z mojej piersi nieuchronnie wyrywa się

114

41

 gonzo


historia

okrzyk: „O, gdyby krakowscy kelnerzy zechcieli przyodziać

o wspaniałym hotelu, drugi o eleganckim automobilu, trzeci

ciasno zapięte kapoty!”

o królewskich grobach, czwarty o Wieliczce, piąty będzie

Podróżujący geografowie wyrażać muszą szczególne

chciał ci wymienić twoją walutę, szósty – postawić w zastaw

zainteresowanie dworcowymi obrusami, na

twój zegarek. A jak już wszystkim odmówisz,

których zarysowane są – najróżniejszymi so-

dopadnie cię syreni szept młodej krakowskiej

sami – wszelkie możliwe granice. Kto nierad

damy, trawionej tęsknotą, by powitać cię na

jest z faktu, że rychły odjazd pociągu uniemoż-

swoich salonach.

liwia mu szczegółowe studia, ten pocieszyć

Wolfgang Neumann

się może: jeśli wybierze się tu trzy miesiące później, znajdzie ten sam obrus ozdobiony tymi samymi sosami.

P

ół-Azja! W Europie z pewnością policja wzięłaby w swoje ręce to bezwstydne strę-

czycielstwo.

Uniwersalnym językiem jest tutaj polsko-

Rozbrzmiewa trzeci dzwonek. Odjeżdża

-niemiecki. Na przykład: „Befehlen Sie polę-

pociąg do Lwowa. Jest dziewiąta wieczorem,

dwica?”, „Proszę Bier oder Wein?”, „Ryński

o świcie będziemy w galicyjskiej stolicy. Do-

und zwanzig Kreuzer!”. Także podróżni, którzy

prawdy, bardzo przyjazny to człowiekowi gest

dopiero co tutaj przybyli, by przesiąść się na

ze strony kolei Karola Ludwika, że pociąg po-

pociąg pospieszny do Lwowa, posługują się tą

spieszny jeździ nocą. Z okien żadnego bodaj

osobliwą mieszanką. Niemczyzna Polaków jest

pociągu na tym kontynencie nie rozpościera

potworna, od kiedy wyrwali placówki edukacyj-

się widok równie beznadziejny. Jałowe wrzo-

ne z niemieckich rąk. To jedyna różnica między

sowiska, mizerne łany, obdarci Żydzi, brudni

wczoraj a dziś. Wciąż mówią jednak po niemiecku; czują

chłopi. Albo jakaś zapuszczona dziura, dworzec, a na nim

chyba instynktownie, że czystym szaleństwem i duchowym

garstka ziewających miejscowych notabli, kilku Żydów

samobójstwem byłoby zamknąć się przed językiem kultury.

i parę innych stworzeń, których nie sposób określić mianem człowieka. Kto za dnia korzysta z kolei Karola Ludwika –

K

to usiądzie w krakowskiej restauracji dworcowej nieopo-

niezgorzej zresztą zarządzanej – ten umrze z nudów, jeśli

dal drzwi, będzie miał przyjemność słuchać rozmaitych

nie z głodu. Owszem, jest przy tej linii kilka restauracji […],

hałasów, krzątaniny i jęków, podobnych tym, które słyszał

nikt jednak o zdrowych zmysłach nie chciałby do nich za-

Dante u progu piekła. „Wyjście” – głosi napis nad drzwiami,

glądać1. […] Sam jadłem w Przemyślu najosobliwszy sznycel

choć lepszy byłby raczej: „lasciate ogni speranza…”. Biada

cielęcy mojego życia. Był to sznycel nadziewany: w istocie,

wam, niewinni podróżnicy, którzy przekraczacie próg tego

znalazłem w nim gwóźdź (mocno zardzewiały), stalówkę

dworca! Wnet otoczy was kłąb kłócących się, schlebiających

oraz kosmyk włosów. Podsunąłem corpora delicti pod nos

sobie, wrzeszczących, szepczących i bez ustanku gadających

restauratora, a ten odparł beznamiętnie: „Nie mam pojęcia,

osobników, Żydów w kaftanach z mizernymi pejsikami, tak

czym się tak pan przejmujesz. Czy ja panu kazałem jeść stare

potwornie brudnych, że zaczniecie się dziwić, jak to możliwe,

żelastwo? Jedz pan mięso!”.

że się nie sklejają, gdy tak obijają się o siebie. „Oni wszyscy

Aliści – jedziemy nocą. Przesypiamy całą grozę krajobrazu

pojawili się, by pięknie ci służyć” – głosi studencka pieśń.

i sznycla cielęcego.✉

Oto faktorzy, po niemiecku – pośrednicy. Jeden opowie ci

1

Odwołanie do Der Taucher Fryderyka Schillera: „Und begehre nimmer und nimmer zu schauen / Was sie gnädig bedeckten mit Nacht und Grauen”. W przekładzie Jana Nepomucena Kamińskiego: „I niech nie sięga w ową głąb

gonzo 

41

zuchwale / którą Bóg zasnuł w wieczny mrok i fale!”. Tutaj: „aber der Mensch begehre sie nimmer und nimmer zu schauen”, dosł. żaden człowiek nie chciałby ich nigdy zobaczyć – przyp. K.P.

115


historia

A lbert L ondres

Chiński obłęd

Wolfgang Neumann

Tłum. Aleksandra Małecka

(fragmenty)

[…] W Paryżu mają aleje Champs-Elysées. W Berlinie – Unter den Linden. W Nowym Jorku alej jest tyle, że trzeba było je ponumerować. Ale to wszystko nic w porównaniu z główną aleją Mukdenu. Zaczyna się przy dworcu i nie kończy. Jeśli w piekle zamiast smażenia torturowano by mrożeniem, główna aleja Mukdenu prowadziłaby prosto do Diabła.

D

zień wziął się w garść: wstawał świt. Ja natomiast

Gdzie jestem? W Kairze? W Tokio? W Nowym Jorku?

bardzo chciałem się położyć. Z mojej piersi wydarł się

Cudowne to czasy, gdy nie wiemy, jakie jest nasze miejsce

płaczliwy jęk. Kulis odwrócił się. Ponownie złożyłem głowę

zamieszkania! Czy mewa umiałaby powiedzieć, na jakiej

na poduszce z dłoni.

szerokości geograficznej znajduje się fala, która ją kołysze?

1

– Yes! Yes!

Rondo! Syberyjskie wiatry zlatywały się tu wszystkie na spotkanie i tańczyły szatańskie balety o świcie. Zdawało mi się, że niewidzialni woźni, biorąc moją twarz za posadzkę,

K

iedy myślę o takich chwilach, rozumiem ludzi, którzy piją, grają, używają narkotyków. Muszą im się przy-

darzać momenty podobne do tych. Ale wolę te moje. Nie

szorują ją metalowymi myjkami.

wiedzieć, gdzie oddychamy – czy to nie znaczy mieć ciało

Piramida! Czy zamiast piramidy obywatele tej krainy nie

chwalebne za życia?

mogli byli postawić tu hotelu? U dołu data: 1905.

Otworzyłem okno. Zobaczyłem, że wszystko na zewnątrz

Tysiąc dziewięćset piąty? Mukden 1905! Kiedy to oficero-

jest obrzydliwe. Przypomniałem sobie, że jestem w Chinach.

wie świętej pamięci cara, biedaczka, balowali miast bojować!

A właściwie czemu jestem w Chinach? Po to – rzekłem,

Wtedy przez głowę przeszła mi myśl. Zrozumiałem, dlaczego

wiążąc buty – by śledzić wojnę pomiędzy panem Zhangiem

Kuropatkin przegrał bitwę pod Mukdenem. Tamtego ranka

Zuolinem i panem Wu Peifu. Poczułem, że się uśmiecham.

musiało być tak zimno, jak dziś i rosyjscy oficerowie zostali

I kontynuowałem przemowę do siebie. I, rzecz jasna – po-

w pościeli u boku drobnych kobiet przysłanych przez Japoń-

wiedziałem sobie – czytelnicy twojego dziennika co ranka

czyków. I był to dobry powód!

z biciem serca czekają wieści o panach Wu Peifu i Zhang

Kulis kładzie dyszle na ziemi. Oto hotel. Chińczyk ho-

Zuolin? Soczysta zbrodnia w Ménilmontant zawsze wygra

telarz spał. Pukaj mocno, mości kulisie, rozwal dzwonek,

z wojną w prowincji Zhili, mój drogi. A i pięć tysięcy trupów

wyważ drzwi, zbij szyby. Dostaję gruźlicy w twoim wózku.

ma różną wartość, w zależności, czy znajdują się pięćset, czy

Bez odzewu.

dwadzieścia tysięcy kilometrów od Paryża.

Kulis podniósł dyszle,

Cóż! Reportaż to reportaż! Po tych słowach uczesałem

– Deux dollars! - krzyknąłem.

się i udałem się na poszukiwanie zbója pełną gębą, co się

Słowa mówiące o pieniądzach są zrozumiałe w każdym za-

zowie Zhang Zuolin.

kątku globu.

Jak dotrzeć do tak znamienitego człowieka? Włożyłem

Obudziłem się po południu w stanie błogości dobrze znanym

kapelusz, siedział mocno na głowie, niestety, w głowie brak

tym, którzy jeżdżą w długie podróże.

było pomysłu.

116

41

 gonzo


historia

Ale w Mukden powinien być konsulat.

Też westchnąłem. Kulis zaprzągł się ponownie i ruszyliśmy

– Coolie! French Consulat!

w stronę rozległego pustkowia. Francja, moja ojczyzna, nigdy

– Yes!

się nie zmieni – pomyślałem – zakłada konsulaty na nie-

Wskakuję do rikszy.

użytkach. Nic dziwnego, że handel zagraniczny nie kwitnie! Rozjechawszy nieużytek ze wszystkich stron, kulis zawiózł

N

mnie z powrotem pod piramidę. Choć europejska głowa

Kasuje was i rusza, nie wiedząc dokąd. Dla nie-

w Chinach nie pojmuje wiele, w mojej w końcu zaświtało.

go liczy się, że jesteście na jego wózku. Dowie-

Zatrzymałem Chińczyka i wyciągnąłem rękę kolejno w cztery

działem się tego wiele później, kiedy zmądrzałem.

strony świata:

Kulis zawiózł mnie z koncesji japońskiej do części chińskiej,

– French Consulat? La? là? là? ou là?

zabrał mnie na dworzec kolei transmandżurskiej i na Dwo-

Ruchem ramion kulis przyznał, że nie ma pojęcia.

rzec Pekiński. Trzykrotnie okrążyłem piramidę roku 1905.

Zszedłem, by go udusić.

– French Consulat, hm? Coolie.

Upiekło mu się dzięki brudactwu. Na jego szyi nie było

– Yes! Yes!

fragmentu skóry, którego można by dotknąć bez obaw o czy-

Zawiózł mnie na pocztę. Tam położył dyszle i westchnął.

stość rąk.

Wolfgang Neumann

a Dalekim Wschodzie rikszarz zawsze odpowiada: Yes!

1

W południowo-wschodniej Azji robotnik niewykwalifikowany, źle płatny; tragarz, rikszarz itp. – przyp. A.M.

gonzo 

41

117


historia

D juna B arnes

Wolfgang Neumann

Jakie to uczucie być karmioną siłą Tłum. Aleksandra Małecka

Karmiono mnie siłą! Jak to się ma do reszty mojego życia? Dla mnie był to eksperyment, tragedia tylko w wyobraźni. Pozwolił mi jednak doznać wrażeń na tyle dojmujących, bym mogła zrozumieć istotę ważnych współczesnych wydarzeń.

K

orytarz, którym mnie poprowadzono był długi i słabo

– Pomóżcie jej wejść na stół – powiedział lekarz.

oświetlony. Słyszałam lekarza kroczącego przede mną.

Zawiązał sobie cienkie, poskręcane tasiemki wokół ramie-

Szedł krokiem wszystkich lekarzy – ufnym kroczkiem, jakim

nia. Sprawdzał swoje narzędzia. Chwycił za prześcieradło

stąpają zapewne konie powracające z pogrzebów. Nie był to

i zaczął mnie wiązać. Owinął mnie nim, przytwierdzając moje

krok smutny czy ponury. Może pobrzmiewało w nim nawet

ręce ciasno do boków. Obwiązał mnie aż po szyję, tak, że nie

skrywane zadowolenie.

mogłam się poruszać. Leżałam w prostej, długiej linii, jak

Jeden z czterech mężczyzn idących za nim co jakiś czas

każde zwłoki – w linii rozciągającej się poza pole widzenia,

odwracał głowę, by popatrzeć na mnie. Jakaś kobieta przy

w którym było jedynie okno nade mną. Mój wzrok błądził,

schodach spojrzała pytająco – a może z niechęcią – gdy

był wyrzutkiem w znanym mu świecie.

przechodziłam.

Wprowadzono mnie do dużej sali. Przede mną zamajaczył stół. Poczułam, że drzemie w nim ciężar nadchodzących mąk – oto stół, na którym będę leżeć.

N

igdy w życiu nie byłam tak skoncentrowana. Trzech mężczyzn podeszło do mnie. Czwarty stał obok,

spoglądając na powoli pełznące wskazówki zegarka. Ci trzej

Lekarz otworzył torbę, wyciągnął ciężki, biały fartuch,

chwycili mnie, nie nieprzyjemnie, ale bez śladu współczu-

białą czapeczkę oraz prześcieradło i położył je na stole.

cia. Pierwszy za głowę, drugi za stopy, trzeci zaś nachylił

Miasto brzmiało jednostajnym, wątłym, harmonijnym

się nade mną, przytrzymując mi ręce na wysokości bioder.

nieharmonijnym śpiewem miliona maszyn, wnoszących

Wszystkie problemy życiowe sprowadziły się w tym mo-

swój wkład we wszechogarniającą całość. Był to pomruk

mencie do jednego – połykać albo zakrztusić się. Kiedy

zwodniczy i zgubny, gdyż o tym, co mnie czekało, nie powie

leżałam w biernym wzburzeniu, przez moją znękaną głowę

żadna pieśń.

przemknęła zabawna myśl. Przynajmniej to jedno zdjęcie

– Będę ściśle profesjonalna – zapewniłam się w duchu. Je-

nie trafi do rodzinnego albumu.

śli ma to być tortura, moja płeć doświadcza jej współcześnie,

Ach, co za głupi niepokój – dodawałam sobie odwagi.

inne kobiety przeszły to boleśnie naprawdę. Przecież jestem

Lecz jak obsesyjna może być wyobraźnia! Naprawdę, światło

równie śmiała jak moje angielskie siostry. Trzymałam się

z okien – panorama miasta – ściany, mężczyźni, to wszystko

nieźle. Tak mi się wydawało – dopóki nie zobaczyłam mojego

zupełnie znikło, gdy lekarz pochylił się nade mną. Nagle

odbicia. Było bardzo blade. I nieustannie przełykałam ślinę.

przez ciemność przedarła się plama światła – świecił mi

Wtedy zdałam sobie sprawę, że stoję przerażona przed

żarówką po twarzy, ze wszystkich stron, upewniając się, że

kawałkiem czerwonej gumowej rurki.

mogę przełykać.

118

41

 gonzo


historia

całe moje jestestwo ogarnia ogień wzburzenia przeciw tej

zynfekującego. Piekło i piekło, gdy dosięgło gardła.

brutalnej uzurpacji funkcji mojego ciała, jak musiały płonąć

Nie było postępu w tej pielgrzymce. Wyszłam z ciała. Byłam

przeciw pogwałceniu świątyń ducha te, które rzeczywiście

w dolinie i wydawało mi się, że leżę tam od lat, obserwując,

przeszły tę mękę w całym jej okrucieństwie.

jak dzbanek w ręce lekarza wznosi się nade mną i zawisa

W rozpaczy zobaczyłam setkę kobiet w ponurych wię-

w nieludzkiej, piekielnej groźbie. W nim znajdował się

ziennych szpitalach, związanych i owiniętych na stołach

płynny pokarm, który planowano mi podać. Było to mleko,

takich jak ten, przytrzymywanych twardo przez obojętnych

ale nie mogłam wiedzieć co w nim jest, bo wszystko co

strażników, podczas gdy lekarze w białych fartuchach wpy-

dociera do żołądka przez gumową rurkę jest takie samo.

chali gumowe rurki do delikatnych otworów ich nozdrzy

Wolfgang Neumann

Wstrzyknął mi do nosa mieszankę kokainy i środka de-

i wmuszali w bezbronne ciała surowce mające podtrzymać

W

prowadził czerwoną rurkę, z lejkiem na końcu, przez nos, do głębi gardła. Nie sposób opisać tej udręki.

Ręce na mojej głowie zacisnęły się jak imadło i niczym w odpowiedzi ucisk imadeł na moich biodrach i stopach stężał i zesztywniał.

życie, które one pragnęły poświęcić.

N

auka pozbawiła nas więc prawa do śmierci. Płyn wciąż ściekał rurką do gardła.

Czy moje ciało jest tak niedołężne, że nie podoła dalszej

W mojej głowie odbywał się obłąkany taniec nieproszo-

walce? – zadałam sobie pytanie. Czy wola jest za słaba, by

nych, pełnych okropieństw rojeń. Kiedy czułam płyn powoli

skurczyć wąskie przejście do zbiornika życia i zatamować

spływający wzdłuż – wydawałoby się – nieskończonej liczby

znienawidzony strumień? Myśl ta wysłała nagły rozkaz

szlaków ciągnących się przez nos, uszy, wnętrze mojej roze-

buntu do mięśni. Objęły gardło duszącym uściskiem. Moim

drganej głowy, pojawiła się paskudna wizja bycia schwytaną

ciałem zaczęły trząść złowróżbne dreszcze.

w macki piekielnej ryby potwora w głębinach tropikalnego

– Uwaga, zakrztusi się pani – krzyknął mi do ucha lekarz.

morza. W zapomnianych nerwach zawitał ból, rozdzierając

A więc, mimo wszystko, można było się zakrztusić. Przy-

moją twarz i piersi. Ból przeszywał kręgosłup. Wprawiał

najmniej jeśli nie zawiodły nerwy.

serce w rytm tak gwałtowny, jakby miało wyskoczyć.

A co, jeśli uparłoby się przy krztuszeniu? Czy obojętni

Po chwili, która trwała godzinę, płyn dotarł do gardła. Był

strażnicy i służalczy lekarze – trwaliby bezwzględnie, nawet

lodowaty. Równie lodowaty jak pot, który oblał moje czoło.

z ponurą śmierci u boku?

M

imo to serce dalej szamotało się nieregularnym,

Pomyślcie, cóż za paradoks: te białe tkaniny, które miały

pozbawionym sensu ruchem, jakim światło odbite

służyć przedłużeniu życia byłyby niczym innym niż ca-

w lustrze rzuca się na ścianie. Tępy ból narastał, promienio-

łunem; lniane okrycie spowijające oporną ofiarę płótnem

wał od ramion do pleców i w głąb klatki piersiowej.

pogrzebowym.

Żołądek zapadł się już dawno, pogrążył w zupełnej pustce.

Istnieją na pewno granice serwilizmu, nawet u tych, któ-

Otaczające mnie przedmioty zaczęły się ospale poruszać:

rzy muszą bezwzględnie wykonywać postanowienia prawa.

lampa po mojej lewej zrobiła krok lub dwa w stronę zegara,

Przynajmniej ja nigdy nie słyszałam, żeby jakaś aktywistka

który wychylił się jej naprzeciw. Okna nie mogły ustać w jed-

zakrztusiła się na śmierć.

nym miejscu. Ja również była ruchoma, wędrowałam wraz

Skończyło się. Wstałam, chwiejąc się w powracającym

z pokojem. Oczy lekarza były ciągle tuż nade mną. I wtedy

świetle. Podzieliłam największe doświadczenie najdzielniej-

poczułam, że mdleję. Walczyłam, żeby się nie poddać. Był

szych z mojej płci. Wrzało we mnie na myśl o tym, jaka to

to daremny opór, jak w koszmarze. Zupełna bezradność była

tortura i jak skandaliczne upokorzenie. Tępy, bezkształtny,

udręką. Czułam świadomie tylko głowę, stopy i miejsce,

bezsłowny gniew cisnął mi się na usta, ale uśmiechnęłam

w którym ktoś trzymał mnie za biodra.

się tylko. Lekarz zdjął maskę z twarzy. Rudy wąsik nad jego

A płyn wciąż ściekał niepowstrzymanie rurką do gardła,

górną wargą układał się w linię pełną przyjaznego zrozu-

każda kropla zdawała się kwartą, a każda kwarta prześlizgi-

mienia. Nie pamiętał niczego oprócz gry. Czterej mężczyźni,

wała się i spływała w dół. Zapadłam w fizyczny mechanizm,

odegrawszy swoje pomniejsze role w pomniejszej tragedii

bez możliwości oporu lub buntu przeciw pogwałceniu mojej

wychodzili już kolejno z sali.

woli.

– Czy nie da się inaczej związać człowieka? – spytałam.

Duch został zdradzony przez słabość ciała. Oto była po-

– To wygląda jak...

gwałcona wola. Jeśli ja – w ramach gry, teatru – czułam, jak

– Wiem – powiedział łagodnie.

gonzo 

41

119


historia

A leksandra M ałecka

Najpierw była Djuna

Wolfgang Neumann

Gdyby wciąż żyła (a zmarła wcale nie tak dawno, bo w latach osiemdziesiątych), mogłabym być w gronie fanów, którzy zachodzili pod okno jej kawalerki na Manhattanie, wiedząc, że mogą liczyć co najwyżej na rzuconą zza firanki obelgę. Bo Djuna Barnes była super.

Ale wróćmy do ekscentrycznej Djuny dwudzie-

Plotka głosi, że w 1913 roku dwudziestoletnia

stolecia międzywojennego, zapraszanej na imprezy,

Barnes weszła do redakcji „Brooklyn Daily Eagle”

bo jest taka fun.

i oświadczyła: „umiem pisać, umiem rysować, by-

Pisała dla pieniędzy, więc pisała tak, żeby się

libyście głupcami, gdybyście mnie nie zatrudnili”.

sprzedało. Z humorem i, zdaje się, nieraz wyolbrzy-

I pisała i rysowała przez następne 30 lat, nie tylko

miając czy podkręcając. Nie była jednak bezczelną

dla „Daily Eagle”, ale chyba dla każdej nowojorskiej

tabloidziarą. A że jej teksty uwypuklają dziwność

gazety tamtego czasu.

w życiu codziennym – cóż w tym złego.

Potrafiła napisać kilka artykułów dziennie – ro-

Djuna była wszędzie. W lunaparkach, w zoo, do-

biła to dla pieniędzy (za swoje powołanie uważała

mach starców, sierocińcach, przy ringu bokserskim,

literaturę piękną), z dziennikarstwa utrzymywała

w cyrku, wodewilu, na zlocie sufrażystek-awiatorek,

siebie, rodzinę, z czasem starczyło nawet na kupno

w garderobach tancerzy tango, u Rosznar tańczącej

mieszkania w Paryżu. W latach 1913–1919 napi-

z wężami, w „gabinecie” ulicznego dentysty. Wy-

sała grubo ponad setkę tekstów prasowych, zdając

syłano ją do relacjonowania dochodzeń w sprawie

sprawę ze wszystkiego, co było ciekawe w Nowym

samobójstw i procesów morderców. Robiła wywiady

Jorku u progu ryczących lat dwudziestych, ze szcze-

nie tylko z ówczesnymi gwiazdami (których nazwi-

gólnym uwzględnieniem życia bohemy artystycznej

ska ani mnie, ani wam nic nie powiedzą), ale także

Greenwich Village, której i ona z czasem stała się

z różnymi „typami”: strażakiem, kelnerem, kierowcą

bardzo rozpoznawalną członkinią.

tramwaju, listonoszem.

Opisawszy, co było do opisania w Nowym Jorku,

Barnes wynajdowała barwne tematy, a potem

w roku 1920 Djuna popłynęła do Paryża! Kroni-

opowiadała je jeszcze barwniej. Przeprowadzając

kować tamtejsze życie artystyczno-literackie! Pa-

wywiady, czy to ze sprzątaczką, czy z gwiazdami

ryża lat dwudziestych! Zrobiła tam m.in. wywiad

literatury, nie robiła notatek. Zdaje się, że rzeczy-

z Joyce'em! Do którego mówiła Jim! Ale nie napisała

wiście miała fenomenalną pamięć. Ale notatek

wszystkiego, co mówił, bo, cytuję, „rozproszyła się”!

nie robiła również dlatego, że preferowała zapisać

W Europie napisała powieść Nightwood, która jest

rozmowę tak, jak ją zapamiętała. Dzięki tej taktyce

tak odważna i awangardowa, że zupełnie nieznana.

w wywiadach obie strony są błyskotliwe i nieraz

Popadłszy w alkoholizm, po burzliwym zakoń-

obficie sypią grami słownymi. Na to, co robiła,

czeniu burzliwego związku z Thelmą Wood, w roku

ukuła określenie newspaper fiction (wydaje się, że

1939 wróciła do Stanów, gdzie wycofała się z życia

Barnes sama jest swoją najlepszą teoretyczką).

światka artystycznego. Przez następne czterdzieści

Była też pionierką dziennikarstwa uczestniczące-

lat żyła w biedzie i odosobnieniu, pisząc i przepi-

go. Do jej najsłynniejszych tekstów należy relacja

sując na okrągło swoje późne utwory, by umrzeć

z karmienia siłą. Ale to tylko jeden z takich popisów.

długo po swoim czasie, jako Ostatnia Modernistka.

Barnes przeprowadzała wywiad w klatce z gorylem

120

41

 gonzo


historia

zresztą do tekstu na przykład na

samica, no ale jednak), a także

fragment o koniach wracających

Wolfgang Neumann

(co prawda była to niewielka zgłosiła się na ochotniczkę dla

z pogrzebów (przysięgam, tak tam

strażaków ćwiczących ratowa-

jest). O co chodzi? Jako tłumaczka

nie z okna. Jej relacje są osobiste

powinnam wiedzieć. A jednak mogę

i subiektywne; uważała, że każdy, kto pisze dobrze, pisze w sposób czysto osobisty. Sztuka polega u niej na tym, że mimo

powiedzieć tylko, że rozumiem intuicyjnie. Bo to jeden z momentów, w których Djuna rozmontowuje więź między znaczącym

subiektywizmu teksty trzymają się tematu (looking

a znaczonym, nadwyręża ją tak, że balansujemy na

at you, Thompson).

granicach sensownego. Nie da się rozumieć inaczej niż intuicyjnie.

e

e

Niestety mało pisze się o warsztacie dziennikar-

Czy Barnes była Thompsonem swoich czasów?

skim Barnes. Biografowie wolą snuć wielostroni-

Miała swój imidżowy odpowiednik Hunterowskiej

cowe rozważania: jak bardzo dzieciństwo Djuny

hawajskiej koszuli i lufki z fajką – czarną pelerynę

było patologiczne, z którymi kobietami i mężczy-

i czarny kapelusz (były lata dwudzieste, nie?). Check.

znami spała i czy była to prawdziwa miłość, czy

Włóczenie się, zmyślanie. Check. Subiektywizm.

na starość zwariowała, czy tylko zdziwaczała oraz

Check. Nieobojętne były jej kwestie polityczno-spo-

dlaczego szeroka publika nie doceniła jej trudnych

łeczne, choć była, jak to określił Hendrix, „zbyt cool,

w odbiorze, modernistycznych powieści (no jak to

żeby być aktywistką”. Check. Piła, zażywała. Check.

dlaczego?). Z kolei na uczelniach przerabia się jej

Ale jest coś, co odróżnia ją od stereotypowego

dorobek od strony genderowej i modernistycznej

gonzo-rozrabiaki. Nie niszczyła mienia publicz-

(a więc skupia się na jej powieściach, poezji, dra-

nego, nie uprawiała bezlitosnej szydery w swoich

matach). Osobiście mogę wypowiedzieć się jako

opisach, znała granice etyczne wcieleniówki (powo-

tłumaczka jednego tekstu i czytelniczka kilku.

dem, dla którego zaczęła wycofywać się z pisania

Najczęściej chyba pojawiające się określenie

dla amerykańskich dzienników, był spór z redakto-

w kontekście Barnes to „dziwna”. I rzeczywiście,

rem, który zlecił jej podszycie się pod przyjaciółkę

artykuły Barnes noszą znamiona tego, co potem

zgwałconej dziewczyny – Barnes miała dostać się

rozszaleje się w jej prozie. Język Djuny oscyluje

do szpitala i dowiedzieć więcej). Przy zachowaniu

między archaizmem a eksperymentem (w głębo-

wyznaczników gatunku, pracę Djuny wyróżniają

kim poczuciu, że to jednak mocno współczesna

etyka i elegancja.

osoba, nie archaizowałam tłumaczenia). Zdarzają

Myślę, że gonzo właśnie takiej matki chrzestnej

się zdania niegramatyczne, nieprzezroczyste. Po

trzeba. ☆

prostu d z i w n e – w metaforze, składni. Popatrzcie

gonzo 

41

121


zdrowie

JAKUB BARAN

Wolfgang Neumann

gonzo znaczy brud Podróż do wnętrza odbytu

W 1989 roku, kiedy runął mur berliński, producent filmów pornograficznych John Stagliano wydał swoje opus magnum: The Adventures of Buttman. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że historia kamerzysty obsesyjnie filmującego kobiece pośladki – wraz z ich wnętrzem – rozpoczęła zwrot w przemyśle pornograficznym, którą znamy pod nazwą gonzo. The Adventures of Buttman jest dla pornografii tym, czym dla dziennikarstwa

Fear and Loathing in Las

Vegas – radykalną zmianą perspektywy.

122

41

 gonzo


zdrowie

Jednak nie tylko doniosłe konsekwencje łączą wyprawę Raula Duke'a z przygodami tytułowego Buttmana (w którego rolę wcielił się sam Stagiliano), równie ważne jest to, że obaj wybierają się w tę samą podróż – podróż na granicę snu i jawy, do serca fantazji, poza żelazną kurtynę.  Najlepszym określeniem dla gonzo jest

Wolfgang Neumann

właśnie „zła podróż”, bad trip. Nie tylko dlatego, że jest relacją z ćpuńskich wizji (chociaż hyperreal.info byłoby godnym następcą Thompsona). Również nie dlatego, że – jak pisze autor posłowia do polskiego wydania Fear and Loathing in Las Vegas, Jakub Żulczyk – podróż Duke'a stanowi zderzenie z Ameryką czasów Nixona. Warto jednak pociągnąć to porównanie dalej, nie chodzi po prostu o to, że życie pod rządami republikanów przypomina senny koszmar. Tak naprawdę amerykańska historia drugiej połowy dwudziestego wieku przypomina seans narkotyczny. Najpierw LSD i DMT, epoka dzieci kwiatów, cała Ameryka jest na haju – jak sam pisze Thompson „unosiliśmy 1 się na grzbiecie cudownej, wysokiej fali” . W pewnym momencie przychodzi zjazd, lata siedemdziesiąte, „fala się załamuje”. Thompson kwituje ten fakt ze znawstwem godnym wprawionego narkomana: „warto zauważyć, że – z historycznej perspektywy – dołersy pojawiły się mniej więcej w tym samym czasie co Nixon”.  Przede wszystkim jednak „złą podróżą” jest po prostu ostra jazda Krwawym Rekinem – wielkim czerwonym cadillakiem – do serca „amerykańskiego snu”, Las Vegas. Thompson nazywa to miasto „wielkim magnesem”, jego sile przyciągania nie sposób się oprzeć. Ten raj na ziemi jest jednocześnie anus mundi, wstydliwym miejscem na mapie całej Ameryki, w którym amerykański sen purytańskich kolonistów przeradza się w swoje koszmarne przeciwieństwo. Co ciekawe, Mayflower przybija do wschodnich brzegów dziewiczej krainy, po upływie ponad trzystu lat i dziesięć tysięcy kilometrów od Nowej Anglii American dream budzi się na zgniłym Zachodnim Wybrzeżu, gdzie panuje Babi-

lońska Nierządnica – Las Vegas. Stagliano rozpoczyna swoją podróż w tym samym mieście, co Thompson – w Los Angeles. Cała historia zaczyna się dość sztampowo, od stosunku prostytutki z klientem (pomijając nożową awanturę z jej ochroniarzem, wielkim Hell's Angel). Jednak już tutaj widać gatunkową zmianę, kamera jest zbyt ciekawska, nie ustanawia po prostu kadru, w którym dzieje się scena, ale wchodzi

kształt epifanii. Chwilę uniesienia przerywa mu dziwny hałas dobiegający zza drzew, przerażony Stagliano idzie tam z kamerą, jednak nic nie znajduje. Po powrocie do

między aktorów. Mamy wrażenie, że jeszcze chwila a obiektyw dotknie jakiegoś organu. Prawdziwe gonzo zaczyna się chwilę później, klient wciska studolarowy banknot w odbyt prostytutki, zabawa rozkręca się

dopatrzy się tam wszystkiego, tylko nie

w najlepsze. Nagle do pokoju wpada wspomniany już ochroniarz i kończy imprezę. Najwyraźniej Benjamin Franklin w dupie jego podopiecznej to zbyt wiele nawet jak dla Anioła Piekieł. Czar pryska, fikcja zostaje zniesiona. Stagliano wykorzystuje ten moment obcości i kieruje kamerę na swoje odbicie w lustrze. Po krótkiej rozmowie z aktorem – wszystko dzieje się już w ramach making of – czwarta ściana pada do reszty. Stagliano wykonuje gest, który będzie jedną z wizytówek pornografii gonzo. Zza kadru wyłania się jego zniekształcona przez zogniskowanie soczewki ręka i zaczyna obmacywać pośladki aktorki. Operator ustanawia precedens i włącza się do akcji.  Reszta filmu jest poświęcona przezwyciężeniu „kompleksu kamerzysty”, który dręczy Buttmana. Po scenie z prostytutką widzimy Buttmana, który, montując materiał, masturbuje się przy zapętlonej scenie penetracji pośladków. Kiedy mimo usilnych prób nie udaje mu się dojść, kwituje to jednym zdaniem: „cholera, jestem kamerzystą”. Sytuacja, w której trzeba skupić się na kadrowaniu i technicznych detalach w momencie, gdy ma się przed oczami kopulującą parę, faktycznie nie jest do pozazdroszczenia. Nie można się odezwać, uwidocznić podniecenia, czy, nie daj Boże, przejść do samogwałtu. Impotent zamknięty za czwartą ścianą, zredukowany do czystego oka – tę właśnie kondycję próbuje przekroczyć Stagiliano. Wszystkie cytaty z Thompsona pochodzą

z polskiego wydania Fear and Loathing in

41

w paranoję: Buttman, filmując księżyc w pełni, widzi w nim pełne, okrągłe – amazing curves! – pośladki, przeżywając coś na

studia paranoja nabiera rozpędu. W scenie jakby żywcem wyjętej z Powiększenia Antonioniego Buttman mozolnie przybliża

1

gonzo 

 Kluczową sceną dla całego filmu jest moment, w którym obsesja przeradza się

obraz, by w końcu wypatrzyć niewyraźny krągły kształt. Pośladki! (Oczywiście widz kobiecej pupy).  Gdy Buttman następnego dnia postanawia przeprowadzić dochodzenie (dziennikarskie śledztwo?!) pada ofiarą zastawionej na siebie pułapki. Wprawdzie faktycznie na miejscu czeka na niego wypięty tyłek młodej dziewczyny, ale chwilę później zostaje ogłuszony przez nieznanego sprawcę. Kiedy wraca mu przytomność, widzi oprócz właścicielki amazing curves dwóch mięśniaków, z których jeden mierzy do niego z rewolweru. Na początku chcą go zabić, ale kończy się tym, że Buttman musi nagrywać pieprzącą się trójkę. Stagiliano zostaje zgwałcony przez oczy, zmuszony jest biernie obserwować to, w czym pragnie wziąć udział. Jego fantazja zostaje skonfrontowana z życzeniem oprychów, żeby obraz z kamery wrzucić bezpośrednio na ekran telewizora. Najwyraźniej dopiero wtedy są w stanie doznać pełnej satysfakcji seksualnej, kiedy zobaczą je w telewizji.  Ta scena pokazuje skomplikowaną pozycję, jaką zajmuje spojrzenie w stosunku seksualnym. Kobiety ochoczo wypinają się przed Buttmanem właśnie dlatego, że trzyma w ręku kamerę. „Całkiem dużą kamerę”, jak znacząco stwierdza spotkana na plaży blondyna. Władza, jaką dzierży operator – i na jaką lecą wszystkie aktorki – polega na możliwości ustanowienia sceny, na której ciało staje się spektakularne. Nic dziwnego, że plażowiczka zgadza się na szybki numerek przed kamerą pod warunkiem, że Las Vegas (Lęk i odraza w Las Vegas, tłum. M. Wróbel, M. Potulny, Warszawa 2008).

123


zdrowie

Zamiast afirmacji aktu seksualnego – tak charakterystycznej dla epoki Dzieci Kwiatów genitalna

Wolfgang Neumann

– iniekcja le w centrum wydarzeń, żelazna kurtyna – ruch wirowy i ruch seksualny, nakręcony z nią klip trafi do rze. osfe w sterylnej atm czwarta ściana – zostaje zburzona, zmieniając których kombinacja znajduje MTV i rozpocznie jej świetlazie Stagliano , Seks bez pożądania wyraz w lokomotywie złożo- status oka kamery. Na przykład ną karierę. Niestety, cena, jaką prostu rejepo jest nie nie widać, że filmowa nej z kół zębatych i tłoków”. Buttmann płaci za tę władzę, udawane orgazmy strowaniem obrazu, ale ma wagę penetracji. Lokomotywą lat siedemdziejest wysoka – wymaga wyłąane ryw odg j (a racze W tym sensie oko staje się takim samym siątych jest oczywiście krączenia się z gry. Albo podgląimy organem jak genitalia, kamera – wibratorem mów – w końcu żownik szos – Krwawy Rekin, dasz, albo się pieprzysz. Ale (lub pompką do penisa). osiemdziesiątych – też albo podtrzymujesz fantu sztuce aktorskiej) końca lat  Taka zmiana podejścia była reakcją na ciężka kamera wideo. tazję, albo skazujesz się na i erekcja wywołana przemysł pornograficzny, który rozwinął się  Epifania Buttmana też nazderzenie z rzeczywistością. zne mic che ki w pełni w okolicach lat osiemdziesiątych. przez środ biera tutaj nowego znaczenia, Nawet happy end jest nazna  Coś, co wcześniej stanowiło tabu – a przez to księ(przy tym, co wstrzy- to, że widzi pośladki na czony tą ambiwalencją. Kiedy formę transgresji – przerodziło się w intratżycu, nie jest efektem obseStagiliano po raz trzeci przykuje się gwiazdorom ny biznes. Aktorzy na sterydach, dobierani sji, a przekroczenia dystansu chodzi w to samo miejsce i po no – i to bezpośred- dzielącego go od świata. według kryterium długości członka i wydepor raz kolejny słyszy głosy (jest e aktorki, naszpikowane botoksem, nio w penisa – Viagra Jak pisze na początku Bata- pilowan już przekonany, że zwariował), z silikonowym biustem i nieodłącznym tapi„świat jest, oczywiście, zza krzaków wyłania się Tracy to nieszkodliwy suple- ille ego – tak czysto parodystyczny, czyli rem. Zamiast afirmacji aktu seksualn Adams – największa gwiazda ment diety) każda rzecz, jaką widzimy, charakterystycznej dla epoki Dzieci Kwiatów całego filmu, seksbom ba – iniekcja genitalna w sterylnej atmosfeparodiuje inną albo też jest tą samą rzeczą tych przełomu lat osiemdziesiąrze. Seks bez pożądania, udawane orgazmy w łudząco podobnej formie”, czyli wszystko i dziewięćdziesiątych. Buttman spotkał ją (a raczej odgrywane – w końcu mówimy tu łączy się ze sobą na zasadzie alchemicznych wcześniej na imprezie, podczas której jedna sztuce aktorskiej) i erekcja wywołana przez najważniejszą jest z uczestniczek nabijała się z jej „tłustych” korespondencji, z których środki chemiczne (przy tym, co wstrzykuje ta pomiędzy ruchem planet i stosunkiem pośladków. Umowa jest następująca: dam ci się gwiazdorom porno – i to bezpośrednio jednostajnej kopulacji ziesię przelecieć, ale wcześniej sfilmujesz moje seksualnym: „z […] w penisa – Viagra to nieszkodliwy suplement mi z księżycem, wywodzi się wielokształtna ciało tak żeby stało się godne reprezentacji. diety). Wszystko to odgrywane z profesjoi organiczna kopulacja ziemi i słońca”. Butt Co ciekawe scena samego stosunku nie nalnym oświetleniem, przed wycofanym man jest napalony tak bardzo, że, stojąc na jest nagrana z pierwszej osoby, co byłoby operatorem, ukrytym za sterylną soczewką ziemi, chce przelecieć księżyc, jeżeli Neil pełnym zniesieniem „kompleksu kamerzyobiektywu. Oczywiście gonzo nie przywraca Armstrong ku chwale ojczyzny postawił na sty”. Buttman stawia kamerę na ziemi i sam pornografii utraconej niewinności. Wręcz księżycu stopę, to John Stagliano pragnie ustawia się w kadrze raz jeszcze, inscenizując przeciwnie, wyciąga wszystko to, co w akcie wsadzić niego prącie. swoją fantazję. Nie dajmy się jednak zwieść seksualnym jest obrzydliwe i brudne. Zburze Podobnie narkotyczny trip jednego dok– jego sprzęt nagrywający jest po prostu zbyt nie czwartej ściany miało spowodować wyarskich, w którego ciele ciężki, żeby utrzymać go jedną ręką. Następcy tora nauk dziennik zwolenie instynktów drzemiących w samych krążą substancje psychoaktywne, jest jedStagliano nie popełnią już tego błędu i za aktorach, wyciągnąć na światło dzienne ich nocześnie narkotycznym pochodem amerypomocą poręcznych kamer stworzą nową autentyczne – często zwierzęce – zachowania. kańskiego snu przez swoją własną historię. kategorię filmów.  Stagiliano pokazuje to, czego Hunter S. Bataille mówi o gonzo coś bardzo istotnego.  W tym punkcie łączy się trip Thompsona Thompson – dziennikarz – pokazać nie może. To nie subiektywizm zapewnia nam bezpoi Stagliano – doktora nauk dziennikarskich To, że gonzo nie jest po prostu trybem pisania średni dostęp do świata, wręcz przeciwnie. Raula Duke'a i zboczonego operatora o pseuw pierwszej osobie, pisaniem o sobie, nieTo raczej przekroczenie granicy własnej poddonimie Buttman. Celem tych obu podróży skrępowaną ekspresją zaprzęgniętą w służmiotowości – pod wpływem perwersji lub jest odbyt – metaforycznie w przypadku bie reportażu. Gonzo jest przede wszystkim narkotyku – pozwala się nawiązać ze światem Fear and Loathing in Las Vegas, namacalnie rodzajem perspektywy. Subiektywnej, rozbezpośrednią, wręcz seksualną relację. Będzie w przygodach Buttmana. Słoneczny odbyt – chwianej i brudnej perspektywy, która stoi ona budzić jednak tak zachwyt i podniecenie, mowa tu przecież o Wschodnim Wybrzeżu, w opozycji do czystego oka, obiektywnego jak lęk i odrazę. Los Angeles i Las Vegas. Słoneczny odbyt to i zogniskowanego oglądu z lotu ptaka. Jest * również esej Bataille'a z 1927, w którym pada perspektywą zataczającego się po całonocnej Jakie są konsekwencje podróży Buttmana zdanie, które najlepiej opisuje podróż w stylu libacji pijaka (z czego nazwę dla swojego dla pornografii? Operator znajduje się naggonzo: „dwie zasadnicze postacie ruchu to

124

41

 gonzo


Wolfgang Neumann

zdrowie

Przewrót rozpoczęty przez Stagilliano przyniósł niewątpliwy gatunku wywodzi sam Thompson). Gonzo to perspektywa, która próbuje się znaleźć w centrum wydarzeń – jednak to nie wszystko. Ostatecznie gonzo znaczy brud. Nie tylko w tym sensie, że jest brudnym pisaniem – pornografią, ale również dlatego, że oznacza – taguje – miejsca, które są brudne. Znalezienie się w środku sytuacji kończy się znalezieniem pomiędzy pośladkami, w środku odbytu.  To, że sam subiektywizm nie wystarczy, widać wyraźnie na przykładzie POV, kategorii filmów porno, w których kamerę trzyma jeden z biorących udział w akcie seksualnym partnerów, filmując całą scenę ze swojego punktu widzenia (Point Of View). Jeżeli bowiem kamerę trzyma Ken i filmuje przy tym fellatio robione przez Barbie, to subiektywny punkt widzenia zostaje zachowany, ale otrzymujemy nic innego jak plastikowy symulator seksu. Można powiedzieć, że strukturalna różnica pomiędzy pornografią gonzo a POV jest taka jak między dziennikarstwem gonzo a New Journalism. Niestety, jeżeli The Adventures of Buttman można uznać reportaż gonzo na temat „kompleksu kamerzysty” (nie jest to przecież ani fikcja, ani też prosta rejestracja aktu seksualnego, najlepszym określeniem byłoby chyba fabularyzowane non-fiction), to późniejsze pornosy z kategorii gonzo zapożyczają z dziennikarstwa już tylko poetykę. Styl reportażu okazał się być remedium na jeden z podstawowych problemów mainstreamowego porno – tandetne historyjki mające być pretekstem dla stosunku seksualnego. Hydraulik mający do przepchania jeszcze jedną rurę, dostawca pizzy z kiełbasą i jego klientka, matka zapraszająca przyjaciela swojego syna na ciastko z kremem et cetera Slavoj Żiżek twierdzi, że jest to

gonzo 

41

cena, którą płacimy za możliwość bezwstydne-

sukces. Już pięć lat po

ratora, które – jeżeli traktować

nakręceniu The Advenje jako chwyt filmowy – są żywtures of Buttman, AVN cem wyjęte z poetyki gonzo. Język go oglądania kopulacji. Awards, czyli odpo- potoczny, wulgaryzmy, rzucane Albo prawdziwe życie, albo prawdziwy seks. Tertium non datur. Cóż, Żiżek najwyraźniej nie oglądał gonzo. W filmach z tej kategorii operato r

zmienia

od niechcenia uwagi dotyczące właściwej penetracji, okrzyki za-

wiednik Oscara dla

branży pornograficz- chwytu na widok rozbierającej nej, stworzyło katego- się aktorki – jednym słowem dirty

tawione czystemu rię dla najlepszego fil- talks, przeciws oku kamery.

mu gonzo. Gatunek ten  Przewrót rozpoczęty przez Stasię w dziennikarza, zdo był rzes zę fanów, gilliano przyniósł niewątpliwy sukzamiast filmowa ć

lat po nakręceniu The scenkę rodzajow ą, będąc też inspiracją dla ces. Już pięć Adventures of Buttman, AVN Awards, przeprowadza wyfilmów amatorskich, czyli odpowiednik Oscara dla branwiad – zazwyczaj któr e obe cnie pornograficznej, stworzyło katestan ży owi ą z główną bohaterką. coraz większą konku- gorię dla najlepszego filmu gonzo. Oczywiście równie Gatunek ten zdobył rzeszę fanów, bętandetny co bajka rencję dla produkcji dąc też inspiracją dla filmów amatoro hydrauliku. „Ile z głównego nurtu (do skich, które obecnie stanowią coraz masz lat? Osiemncję dla produkcji naście. Skąd po- tego stopnia, że profe- większą konkure z głównego nurtu (do tego stopnia, że chodzisz? Z Texasu. sjonalne gwiazdy coraz profesjonalne gwiazdy coraz częściej Jaki jest Twój rozczęściej kreują się na kreują się na amatorki/-ów). Można by miar biustu? 75D. amatorki/-ów). powiedzieć, że to tryumf autentyczJest prawdziwy?! ności, ale równie możemy mieć do Czy to Twój pierwczynienia ze zwycięstwem bezwzględnej szy raz (przed kamerą)?”. Następnie ni stąd, logiki rynku. Prawda tkwiąca w amatorni zowąd (out of fucking nowhere) w polu skim seksie, zniesienie konwencji, zaangawidzenia pojawia się penis – równie nieżowanie kamerzysty i brudny autentyzm to spodziewanie co słynna „rączka gonzo” – przecież nic innego jak nowy silny bodziec, i przerywa wywiad. odmiana dla widza znudzonego oglądaniem  Ta otwierająca pornosy gonzo gadkadmuchanych lalek. Jednym słowem poja-szmatka ma jednak istotne znaczenie. Po wił się popyt na autentyczność – nic więc pierwsze od razu zaznacza obecność kamedziwnego, że zwiększyła się też podaż na rzysty, fakt, że znajduje się on w centrum filmy gonzo. Niebezpieczny trip do wnętrza Po wydarzeń na równi z kopulującą parą. odbytu zmienia się w atrakcję turystyczną drugie, jakie inne pytania można zadać dla poszukiwaczy mocnych wrażeń.À dziewczynie, która, bądź co bądź, gra w filmie pornograficznym, i to takim, który przypomina program National Geographic? Podobną rolę pełnią świńskie wtręty ope

125


zdrowie

Maciej i Lucjan z Make Life Harder

Wolfgang Neumann

Noc w operze Die Zauberflöte, czyli Wasser Scheiße in der Oper Wszyscy wiemy, co to jest opera. To ten wielki, straszny budynek

salę kilkakrotnie przysypialiśmy na kolanach przypadkowych ludzi,

na głównej ulicy miasta, w którym nigdy nie byliśmy. Ale mało

zanim wreszcie dotarliśmy na nasze miejsca. Miejsca znajdowały się

kto wie, że opera to nie tylko opera, ale również opera, czyli taki

w górnym rogu balkonu, może nie były najlepsze, ale z pewnością

teledysk, tyle że na żywo. A jako że my na operze (operze operze,

były najgorsze.

a nie operze budynku opery) kompletnie się nie znamy, to zgodnie w redakcji uznaliśmy, że jest to doskonały powód, aby się na ten

Chodź, graj na flecie

temat wypowiedzieć.   Wybór padł na Czarodziejski flet Mozarta (Requiem, 1791; Amadeusz,

W skrócie Czarodziejski flet opowiada historię dwóch kolesi o imio-

1984) w reżyserii Marka Weissa. O Mozarcie słyszeliśmy wcześniej

nach Tamino i Papageno. Pierwszy ma flet, a drugi dwa dzwoneczki.

same dobre rzeczy, dlatego w pewne duszne, piątkowe popołudnie

Tamino i Papageno w przypływie ułańskiej fantazji organizują misję

wskoczyliśmy w najlepsze dżinsy i najczystszą koszulę, zrobiliśmy

ratunkową i postanawiają ocalić taką jedną laskę, która skumała się

ćwiartkę żubrówki i ruszyliśmy do największej, a zarazem jedynej

z pewnym burakiem. Oczywiście po drodze mają różne przygody.

w Gdańsku opery – Opery Bałtyckiej, która na świecie znana jest

Najpierw trafiają na czarną mszę w domu jakiegoś nadzianego typa,

przede wszystkim z tego, że jest w Gdańsku.

który ciągle krzyczy, że wszystkich zabije. Potem Tamino zaczyna bawić się fletem i ma zjazd energetyczny, ale koledzy mu śpiewają,

Ten, który kroczy drogą pełną trudu, zostanie oczyszczony przez ogień

żeby się nie wygłupiał, bo jest laska do uratowania. I faktycznie, ku zaskoczeniu wszystkich, Tamino się nie poddaje i w końcu ratuje tę laskę, co mu się tak podobała na samym początku. Wtedy Papageno czuje się odrzucony i próbuje zwrócić na siebie uwagę samobójstwem,

Zaraz po wejściu do budynku trochę zdziwił nas brak krzeseł, bo co

którego ostatecznie nie popełnia, bo nagle mu się przypomina, że ma

jak co, ale nie spodziewaliśmy się, że operę ogląda się na stojąco.

dwa dzwoneczki. Niewiele myśląc, zaczyna się nimi bawić. Bawi się

Wiedzieliśmy jednak, że będzie to wieczór pełen niespodzianek

tak długo, aż robi dziecko zupełnie przypadkowej lasce. Klasyk. Na

i niuansów, dlatego nie tracąc rezonu zajęliśmy najlepsze miejsca na

końcu wszyscy się rozchodzą do domów z silnym postanowieniem, że

podłodze i za chwilę rozpoczął się spektakl. Na początku mieliśmy

już nigdy więcej nie piją. Czyli w dwóch słowach: piąteczek w Sopocie.

małe problemy z wykumaniem o co chodzi, ale już po kilkunastu

Całość utrzymana była w konwencji queer fantasy, a jako że my

minutach zaczęliśmy się wczuwać w akcję, rozgryzać intrygę, mie-

z Warcraftem raczej słabo, to miejscami trochę nie kleiliśmy. Ale

liśmy nawet swojego ulubionego bohatera.

jeśli ktoś lubi historie o fletach, dzwonkach i przypadkowych ciążach,

Cała magia prysła w momencie, kiedy poważna pani w czarnej

to na pewno się nie rozczaruje.

garsonce zapytała nas, dlaczego siedzimy na podłodze w korytarzu. Wtedy usłyszeliśmy, że to nie piknik i żebyśmy schowali te kanapki

Gosia, jeszcze tylko pięćdziesiąt minut

z powrotem do koszyka. Żartom i drobnym złośliwościom nie było końca, ale po krótkiej, pouczającej rozmowie z ochroną byliśmy już

Miłym zaskoczeniem był antrakt. Antrakt znaliśmy już z teatru

w drodze na nasze miejsca.

i wiedzieliśmy, że jest to zawsze mocny punkt całego wieczoru. Tym

Sala właściwa okazała się o wiele przytulniejsza niż podłoga w ko-

razem antrakt nie tylko służył na siusiu, ale również był okazją do

rytarzu. Było ciemno i ciepło jak na Słońcu. Oniryczna atmosfera

zaobserwowania potęgi ludzkiego ducha i strzelistych manifestów

miejsca udzieliła nam się do tego stopnia, że zaraz po wejściu na

odwagi. Widzieliśmy bowiem rozdzierające serce sceny, kiedy na

gonzo 

41

129


zdrowie

przykład dwie dziewczyny, odwodnione, zrezygnowane i apatyczne,

Chwała wam, wtajemniczonym, przedarliście się przez noc

trzymały się za ręce i jedna powtarzała drugiej: „Gosia, jeszcze tylko Podsumowując: uważamy, że nowoczesna inscenizacja Czarodziejskie-

śniadych, osiemnastoletnich mężczyzn, którzy najpierw na salę

go fletu jest odważnym i pełnym humoru dziełem. Całość toczy się

wchodzili pełni wigoru, zaś w trakcie antraktu snuli się po budynku

w rytmie spektaklu dramatycznego, w którym świetnie odnajdują się

jako piędziesięciodwuletnie rozwódki po przejściach, zniszczone

soliści, zwłaszcza Adam Zdunikowski jako Tamino i Dariusz Machej

szaleństwem, głodne, histeryczne, nagie. Ale najgorsze miało do-

jako Papageno. Żałujemy tylko, że ostatecznie nie wystąpił libretto,

piero nadejść – w lodówce baru majaczyła bowiem ostatnia butelka

a foyer był wyraźnie nie w formie. Całe szczęście aktorka grająca

burna. Wydarzenia tego antraktu na zawsze pozostaną w sercach

sopran miała taką uwerturę przez całą partyturę, że normalnie bon

i umysłach tych, którzy już nigdy nie wrócili na drugą część opery.

voyage i o ja pierdolę. ⚓

Wolfgang Neumann

pięćdziesiąt minut”. Ale były też momenty smutne: widzieliśmy

szewski, Wojciech Bru

Big dick. entalna Fikcja dokum daży! – już w sprze

Wojciech Bruszewski, prekursor i tytan polskiej sztuki wideo, pod

ku, spotyka się z możnymi tego świata (prezydentami, generałami,

koniec swojego życia poczuł się rozczarowany oddziaływaniem

biznesmenami). Pojawia się w bardzo ważnych, rozstrzygających, jak

sztuki współczesnej i zwrócił się ku formom literackim. Tuż przed

i kompromitujących momentach dziejów ludzkiego globu. Książka

śmiercią, dwa lata po niezwykle entuzjastycznie przyjętym Fotogra-

zakrojona jest na wielowymiarową, brawurową, niemożliwą opowieść

fie, eksperymentatorskim kolażu współczesnych autorowi wydarzeń,

o XX wieku. W realizacji tej niemożliwości pomaga artyście forma

napisał Bruszewski Big Dick, monumentalną, wielowątkową powieść

utworu. „Fikcja dokumentalna” zawiera 44 kody, które są odsyła-

aspirującą do pomieszczenia w sobie istoty XX wieku. Głównym

czami do „elektronicznej biblioteki” zawierającej zaszyfrowane pliki

bohaterem powieści jest Richard von Hakenkreuz, który na począt-

audiowizualne oraz fotografie. Specjalnie przygotowana przez artystę

ku XX wieku z niewielkiej miejscowości w Afryce przyjeżdża do

strona internetowa staje się integralną częścią powieści. Czytelnik

Europy i przywozi ze sobą swastykę. Akcja rozgrywa się przez cały

w konkretnych partiach przerywa lekturę tekstu i dzięki znajomości

XX wiek i w początkach XXI wieku do momentu usunięcia z progra-

kodu dostaje się do „elektronicznej biblioteki”, gdzie konfrontuje

mu Microsoft Word symbolu nazizmu. Autor powieści określił jej

świat przedstawiony w słowach z dowodami audiowizualnymi w In-

gatunek jako „fikcję dokumentalną”. Mistrz kamuflażu Richard von

ternecie, które stawiają jeszcze więcej znaków zapytania i potęgują

Hakenkreuz jest postacią drugiego planu w makropolityce XX wie-

poczucie halucynacyjnego porządku świata.

130

41

 gonzo


ludzie i style

Każdy przyzwoity tygodnik posiada działy Trendy, Style, Ludzie et

Ludzie i style projektują ich marzenia i aspiracje. Zbyt mało jednak

cetera W niektórych tytułach teksty pokazujące jak i po co żyć do-

w nich prawdziwych przeżyć i prawdziwych ludzi, którzy mogliby

minują nad resztą zawartości. Można się zachwycać, solidaryzować

pokazać wycinek rzeczywistości.

z bohaterami artykułów, dowiedzieć co nieco o ekscentrycznych   A przecież każdemu z nas zdarzają się sytuacje, gdy czujemy

sem trafią się ciekawostki z rozmaitych dziedzin – wypieku ciaste-

się jak dziennikarz gonzo na specjalnej misji w terenie. Historie

czek, woskowania uszu metodą Indian Hopi, psiego fryzjerstwa,

ciekawych ludzi w tym dziale inspirują do własnych poszukiwań.

różdżkarstwa lub wędkarstwa.

Mamy nadzieję, że zachęcą czytelników do poczucia się na wyjaz-

Wolfgang Neumann

gwiazdach estrady, małego, dużego i komputerowego ekranu. Cza-

dach w nieznane jak korespondenci, a w środowiskach, gdzie nie

Żarty żartami… Paradoksalnie to właśnie te łamy zawierają wiele

pasują – jak wcieleniowcy.

ciekawych treści. W nich zawiera się odpowiedź na oczekiwania czytelników żądnych wzruszeń „historiami z życia”. To działy w rodzaju

Niezbadane są drogi kariery. Pierwsze praca zwykle niewiele ma wspólnego z wyuczonym

zawodem. Agnieszka i Maciej mieli szczęście rozpoczynać zawodowe życie w fachu zgodnym z filologicznym wykształceniem.

Ale za to w Mongolii. Trafili tam jako nauczyciele języków ob-

K

cych – polskiego i angielskiego. Publikujemy fragmenty listów

przesyłanych do Polski przez Maciej Rączka

Wiosna

Macieja w latach 2007–2008. Urzekły nas anegdoty i bezpretensjonalny styl, ale przede wszystkim to, że frustracje

Tak, wiosna. Zielono.

automobilową nieopodal, do parku krajobrazowego – zieleni będzie państwu

młodego małżeństwa nauczycieli są zbieżne z tymi, których doświadczają wchodzący w życie

brakować najbardziej. No i miała w dużej mierze rację. Zieleń, jak już wróciła z wygnania, okazała się tym, czego nam brakowało, na równi z normalnością, najbardziej.

zawodowe w Polsce. Realia zawarte w tych fragmentach są już nieco nieaktualne, ale frustracje wynikające ze startu w dorosłe życie pozostają ponadczasowe.

– Zieleni – powiedziała nam Pani Konsulowa we wrześniu, gdyśmy dopiero

co przyjechali, a oni wraz z Małżonkiem zabrali nas i Marysię na wycieczkę

– O, patrzcie państwo – kontynuowała Pani Konsulowa, tutaj, na tę barierkę,

ten parkanik zardzewiały. Spojrzeliśmy i przyjrzeliśmy się na tyle dokładnie, na ile pozwalała szybka jazda land cruiserem po nierównej nawierzchni.

– Parę lat temu Japończycy, tak, zdaje się, że Japończycy, w ramach jakiejś

pomocy międzynarodowej podarowali im te kilkadziesiąt metrów ładnego żywopłotu i parkan dla ochrony i oczekiwali, że będą o to dbać, żeby miasto choć trochę bardziej zielone było. I nic. Zmarnowane, uschło, albo zniszczone.

– Wszystko uschło – potwierdził Pan Konsul, skupiony na prowadzeniu land

cruisera. – O tu, tu jest ta tablica pamiątkowa, że w darze, że dla nich, ale też

awałki m z Mongolii

zardzewiała, nic już nie widać.

Tu faktycznie minęliśmy tablicę, na której resztki farby ledwo trzymały się

skorodowanej płyty. Rozpoznaliśmy dwie flagi i parę liter.

– Jeszcze się państwo zdążycie przekonać, jak tu jest naprawdę. Zdążyliśmy na długo przed wiosną. W zasadzie zdążyliśmy przed zimą. Przed

tą prawdziwą, bo jakieś tam listopadowe minus dziesięć to jesień jeszcze była.

Twarde lądowanie To nie żadna metafora ani inne pierdoły, że szok, że rozczarowanie, że

zdziwko itp., mieliśmy po prostu twarde lądowanie, bo się na przykład pilot

nie przyłożył, zaspał i nie zdążył przyhamować, albo taki po prostu ma styl (słyszeliśmy takie opinie, że ruscy tak lubią z przytupem siadać na pasie, od razu na wszystkie koła, ale jeszcześmy zbyt mało doświadczeni w podróżowaniu, by to zweryfikować). W Tu-154 wszystko trzeszczy w standardzie, jest ciasno, fotele rozkładają się do przodu, żeby się dało przejść za nimi, półki nad głowami mieszczą tylko butelkę wódki, ale małą i zasadniczo mały samolocik, który

gonzo 

41

131


ludzie i style nas zabrał z Warszawy do Moskwy, a który na pozór nie był komfortowy,

osiedlu, w którym dalej mają druciane koszyki, z których przez zbyt

oferował więcej swobody ruchu [...]

duże oka wypadają od czasu do czasu kefiry, by z plaskiem rozprysnąć

m

kasą, bo lad się już dawno pozbyto na znak ustrojowej przemiany.

się po pokrytej płytkami pecefau podłodze ku wkurwieniu pani za Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem największą połać gór, jaką do

Baranina się przejadła, ryż zaczął wysypywać wszystkimi cielesnymi

tej pory miałem okazję widzieć. Ujrzałem gór bezkres. Nie, że wysokich,

otworami, mleko powodowało torsje, reklamy w mongolskiej telewizji

strzelistych, ośnieżonych, majestatycznych i groźnie łypiących spod chmur,

już nie śmieszyły, taksówkarze zrobili się bezczelniejsi, panie w „su-

„pagóry” byłoby lepszym określeniem. Ujrzałem pagórów bezkres. Nie, że dużo, nie, że bardzo dużo. Zobaczyłem je wszędzie. Po horyzont. I nic więcej. Jakby zgromadzono je w jednym miejscu, wszystkie, niepotrzebne chwilowo nigdzie indziej, może czekające na wypiętrzenie, może na angaż do modelowania przy landszafcie kogoś jeszcze wrażliwszego na piękno

natury niż ja, oczekujące w skupieniu na wezwanie do wielkiej, międzyga-

Wolfgang Neumann

laktycznej wojny pagórów, do walnego zgromadzenia Departamentu Wzgórz

Wszechświatowego Związku Wyniosłości Terenu, zupełnie podobne do

1

wznoszących się i miękko opadających jednakowych wzniesień. W zasadzie

Mong. „nie ma” – przyp. red .

nie. Bezkres zielonoszarych w świetle świtu, niezbyt wysokich, miękko

permarketach” jeszcze wolniejsze i mniej kumate, dzieci na ulicach zrobiły się jeszcze bardziej bezdomne, brudne, godne litości i coraz więcej się trzeba było nakrzyczeć bahkue1, żeby się odczepiły i coraz bardziej się człowiek wściekał na myśl, że powinien im pomóc, wiedząc jednocześnie, że to żadna pomoc, bo zaraz starsze dzieci im zabiorą, co one dostały, a tym starszym najpewniej dorośli bezdomni i najlepiej, gdyby od razu zamarzły na śmierć; droga do domu była coraz bardziej ponura, długa i męcząca, mróz już nie szczypał, tylko powodował ból, a za kolejne wspomnienie imienia Wielkiego Khana gotowym się było zamordować gołymi rękami.

ściśniętych razem pingwinich samców wysiadujących jaja w oczekiwaniu

Margasz

na żerujące przez wiele tygodni samice lub po prostu trwające tak sobie

cierpliwie w milczeniu (bo co niby miałyby powiedzieć?), porzucone nie-

Mongolskie słowo, bez którego ten wspaniały naród nie przeżyłby,

gdyś przez Stwórcę w jednym, nieodwiedzanym przez nikogo miejscu,

podejrzewam, ani chwili, więc zgodnie z tym, co podejrzewam, musi

bo mu jednak nie pasowały do krajobrazu. Na wysokości wystarczającej,

ono być naprawdę prastare. Może nawet przedczyngisowe. Gdy jakiś

by zobaczyć pola i drogi, rozpoznać na nich drobinki samochodów, jakieś

podwładny pytał w trzynastym wieku Wielkiego Wodza o termin,

budynki, cokolwiek ludzkiego, wciąż nie zobaczyłem nic. Na jakieś trzy

w którym ten chciałby najechać Europę, Wielki Wódz powiedział:

minuty przed lądowaniem pagóry rozstąpiły się niechętnie i wszystko się

„margasz”. No i nie dożył tej zajebistej bitwy pod Legnicą. Jeśli nawet

wyrównało, spłaszczyło, i wtedy ujrzałem step. W ciągu tych ostatnich minut

margasz nie jest najważniejszym słowem mongolskiego narodu, to

lotu zobaczyłem Ją po raz pierwszy. Złapałem Moją Małżonkę Najdroższą

na pewno zajmuje pierwsze miejsce w słowniku menadżerki naszego

za rękę i powiedziałem, jak tylko mogłem najdramatyczniej: „rany boskie,

akademika. Wszystko jest margasz.

jesteśmy w Mongolii!”.

Syndrom dwóch miesięcy

Na początku wszyscy są zachwyceni, zauroczeni, pod wrażeniem. Wszystko

git, wszystko ciekawe, nowe, świeże (w sensie życiowych doświadczeń),

„etniczne”. Nawet jeśli się ma świadomość, że nie jest to kraj aż tak rozwi-

nięty, jak być powinien albo by się chciało, to złych rzeczy się nie mówi.

Krążą anegdotki, opowieści o śmiesznych przypadkach, trudnościach,

niezbyt upierdliwych przeszkodach w życiu codziennym, wymienia się

nieszkodliwe stereotypy na temat tego wspaniałego ludu, przykrywa

wszystko śmiechem i wraca do radosnego poznawania.

m

– Margasz.

m

Sam w pewnym momencie zacząłem go używać, bo jest takie

– Kiedy przyjdzie ktoś do naprawy rury w naszym pokoju? – Margasz. – Kiedy założą w końcu internet? – Margasz. – Kiedy będzie coś wiadomo w sprawie nowego pokoju dla nas?

proste i jednocześnie wyraża troskę o załatwienie czegoś, obietnicę oraz totalne olewanie tego, co trzeba załatwić, pewność, że gówno, że palcem się nie zamierza kiwnąć, że prędzej wieloryb przez ucho igielne.

Z tego, co udało mi się zaobserwować, kryzys przychodzi po jakichś

Idę do kafejki internetowej, czyli gralni, żeby może skombinować sobie

dwóch miesiącach, może wcześniej, w zależności od oczekiwań i intensyw-

jakieś gry na komputer, bo jest przełom lutego i marca i okrutnie się

ności doświadczeń. Po dwóch miesiącach zna się miasto, większość atrakcji

nudzę po pracy, której wcale nie ma zbyt wiele. Chłopaczek zanotował,

się widziało, było się tu i tam, poznało nieco ludzi, czas normalnie pożyć.

co mu zleciłem ściągnąć, do czego niepotrzebna była mongolszczyzna,

Ha! Ci, którzy przyjechali tu we wrześniu, czyli większość studentów na

no i przychodzi ten trudny moment, w którym trzeba zapytać o bardziej

wymianie oraz nauczycieli-debiutantów do czasu przerwy semestralnej

skomplikowane rzeczy. Pytam czy po angielsku, to chłopiec, że nie

(a więc personalnej rotacji i przybycia nowych twarzy w okolicy stycz-

bardzo. Pytam czy po rosyjsku, choć małe szanse, ale również nie. No

nia–lutego) byli już tak zniszczeni, że ci nowo przybyli usłyszeli naraz

to pytam w końcu: „Finisz margasz? ”

wszystkie złe rzeczy, jakie się da powiedzieć o Mongolii i Mongołach.

–…   – Dałnloud gejm finisz margasz, jełopie?

Bez litości, bez w bawełnę owijania, po przy winie języków rozwiązaniu wylewaliśmy na nowych znajomych tyle jadu, goryczy, frustracji, znudzenia

– Hojr... Eee...

i znienawidzenia swojego położenia, ile dało się zmieścić w wychudzonych

– Hojr margasz?

organizmach przepełnionych alkoholem. Czyli że sporo, bo alkoholu tak

– Margasz-margasz?

dużo nie potrzeba, żeby się nim przepełnić. Ostatnio trochę nam przeszło.

– Dzaa!

m

W każdym razie na karku większości z ludzi, których tu poznaliśmy,

a których ojczyzną Mongolia nie jest, w pewnym momencie usiadł ogromny,

m

Przyjść pojutrze. Gry mi nie ściągnął, bo gra za stara, ze trzyletnia,

to na mongolskich superserwerach nie leżała i nie umiał znaleźć.

ciężki, bolesny i niedający się wyleczyć doraźnymi metodami kac. To wtedy

A dużymi literami mu na kartce napisałem. Kiwał głową, machał

rzeczy przestawały być śmieszne, przeszkody okazywały się przeszkodami,

ręką, że nou problem. Yhy.

wady wadami, dziury w ulicach w ulicach dziurami, odkryte studzienki

Pryncypałka pyta mnie w pracy, kiedy przyniosę wypełniony dziennik.

śmiertelnymi pułapkami, wybiórczość artykułów spożywczych w „super-

No to jej mówię, że margasz i już się pryncypałka uśmiecha ze zrozu-

marketach” poskutkowała tęsknotą za własnymi potrawami, smakołykami,

mieniem i wie, że nigdy. Co jak co, ale jak Mongoł mówi „margasz”,

duperelami, tak łatwo dostępnymi w każdym tesku, realu, żabce, biedronce,

to należy oczekiwać, że albo jutro, albo do usranej śmierci można

lidlu i nawet w starym społemowskim samoobsługowym spożywczaku na

czekać i się nie doczeka.

132

41

 gonzo


ludzie i style

Praca

można dostać, niezależnie od zasobności portfela, na każdym kroku,

No, a poza tym, to po pierwszym tygodniu pracy jest git. Jakoś to będzie. Jestem szczęśliwy jeśli chodzi o życie. Szkoła znajduje się w ogromnym gmachu, który niegdyś był siedzibą mongolskiego klubu sportowego, ale teraz mieści również wiele innych instytucji, między innymi naszą szkołę, dwa prywatne kluby sportowe plus narodową kadrę zapaśników, jakieś biura usługowe, notariat itd.

m

W każdym razie stwierdzono, że musimy oddać jedną z sal jakiejś firmie,

drugą przerobić, a pokój nauczycielski, gabinet dyrekcji oraz salę komputerową należy odnowić. Nie należy za to zatrudniać nikogo z zewnątrz, nauczyciele zajmą się wszystkim osobiście. Toteż w piątek ostatni przyszedłem do pracy

Wolfgang Neumann

nie uczyć, a ochotniczo i ochoczo pomagać przy wypruwaniu jednej z sal

w każdej, najmniejszej, najprostszej knajpeczce, a są ich w Ułan Bator setki, nie licząc dużych, normalnych restauracji z kuchnią mongolską lub mieszaną, azjatycką. Tutaj ceny wzrastają znacząco, co też jakoś specjalnie nie dziwi, bo skoro jest to lokal nastawiony na klientów z Zachodu, to czemu nie miałby na tych klientach z Zachodu robić dodatkowych pieniędzy, serwując im pierwszorzędne wyroby lokalnej kuchni po pierwszorzędnych zachodnich cenach. Chcesz smakołyk? Masz smakołyk. Spróbuj przysmaków Wielkiego Dziada Czyngisa! Już możesz powiedzieć, że poznałeś Mongolię. Mnie to nie dziwi, bardzo uczciwa transakcja.

z wszystkiego, co w niej było i innych czynnościach. Najpierw nieco dewa-

m

stacji starych szaf pokrywających salę, potem wynoszenie sali komputerowej,

łowie przyjeżdżają tu swoimi hummerami, cadillakami escalade,

W zasadzie nie dziwi mnie też sam fakt, że ci zamożni Mongo-

biblioteczki i gabinetu pryncypałki na korytarz, następnie zdzieranie starych

porsche cayenne, a co najmniej land cruiserami o monstrualnie

farb ze ścian, gipsowanie i cementowanie dziur. Super. Wszyscy przyszli

wielkich, złotych alufelgach i jedzą zwykłe, mongolskie dania z ba-

poprzebierani w robocze ciuchy, wszyscy dostali maski, rękawiczki, jedna

raniny, które każdy Mongoł z jurty potrafi przyrządzić i kosztuje to

z nauczycielek narobiła gazetowych czapek, dostaliśmy narzędzia i hajda! Była

tyle co nic, i płacą za to dziesiątki dolarów, i mlaskają przy tym na

kupa zabawy i śmiechu, naprawdę miła atmosfera. Zasadniczo nieco się to

lewo i prawo, i rozpierają się w krzesłach i klubowych fotelach ile

wszystko różni od polskich szkół. Nie ma skakania sobie do gardeł, frustracji

mogą, i gwiżdżą na kelnerki, które nie są przyzwyczajone do gwiz-

z powodu niskich płac, nienawidzenia dyrekcji itd.

dania na nie, i krzyczą do nich przez pół sali po mongolsku, żeby

m

Wszystkim się udaje zgodnie siedzieć w szkole całymi dniami. Niektórzy

przychodzą rano i wychodzą wieczorem, jedzą w szkole, drzemią, jest miło. Szkoła pracuje na dwie zmiany, więc czasami trzeba. Miałem co prawda niemałe kwasy w pracy, bo wystawiłem nieco pał na półsemestr i ludzie byli zdziwieni, że przecież pała to się nie zdarza, że to obniża prestiż szkoły, że przecież oni płacą za naukę, że rodzice wymagają dobrych ocen, że może podnieść, żeby nie było tak źle. Problem jest taki sam jak u Agnieszki na uniwersytecie. Mongołowie nie rozumieją w ogóle idei oceniania. Ocena ma być dobra, bo to świadczy, że szkoła jest dobra. Ocena wynikająca z oceniania, testowania,

każdy miał okazję zwrócić na nich uwagę i docenić, że się umieli tak ładnie dorobić, i kupują najdroższą butelkę wódki, i wypijają tę butelkę wódki, po czym wychodzą, płacą jakieś grosze bezdomnym dzieciom, które w tym czasie polerowały i „pilnowały” jednocześnie ich drogich, lśniących nawet bez polerowania, czarnych, zajebiście dużych samochodów z automatyczną skrzynią biegów, silnikiem V8 lub V12 i z rykiem, turbiny świstem i klaksonu trąbieniem wytaczają się na najbliższą ulicę, by utknąć natychmiast w najbliższym na niej korku.

sprawdzania w ogóle nie jest tu rozumiana. Jeśli jest za niska (słusznie, uczciwie), to należy ją podnieść, bo jeszcze ludzie pomyślą, że szkoła jest kiepska. Nie kumają, zupełnie. No i miałem rozmowy z rodzicami, pretensje

od dzieci, że w zeszłym roku mieli lepsze oceny i przecież można im podnieść.

m

No ale się w końcu dogadaliśmy i mamy nadzieję na nieco lepsze wyniki

na semestr.

Prohibicja i jej fatalne w skutkach fatalne skutki Od razu uprzedzę, że o finale Wielkiej Noworocznej Prohibicji nie napiszę poniżej, tylko gdzieś przy pewnej innej, bardzo szczególnej okazji. Ale o początku to proszę bardzo: pierwszy stycznia 2008

Stalinstraße: Irishpub

roku. Wchodzę do pobliskiego „supermarketu” po papierosy i coś jeszcze i od razu coś mi nie pasuje. Kątem oka spozieram dokoła

W Ułan Bator są dwa Irish Puby godne uwagi. Oba znajdują się przy Seulijn

i nie kumam w dalszym ciągu. Patrzę na panią za ladą i nic. Pani

ghudamcz, co tłumaczy się na ulicę Seulską (dawniej Stalina), w dość ścisłym

jak zwykle znudzona i niespieszna. Ale patrzę nad panią za ladą

centrum miasta. Jeden nazywa się dumnie The First Mongolian Irish Pub

i widzę kartkę. Nie kumam po mongolsku, ale widzę datę dzisiejszą,

i choć nie było mi dane wybrać się do Irlandii i zobaczyć jak to tam jest, to

pieczęcie jakichś ważnych najwidoczniej instytucji, druk niezbyt

przypuszczam, że blisko mu do oryginału. Jest mały, ciasny, duszny, w drewnie

gęsty, więc szukam jakichś słów kluczy, może jednak skumam. No

i serwują tam, między innymi, irlandzkie piwo. Byliśmy z raz, bo zazwyczaj

i widzę, że arhi, czyli że o wódę chodzi, widzę poniżej jakieś nazwy

nie ma miejsca.

wyliczone. Hm. Patrzę na wódczany regał i widzę prześcieradło

m

zasłaniające go prawie całkowicie. Aha, myślę, „dzień trzeźwości”,

Drugi jest ogromny, ma więcej wspólnego z restauracją, jest wolnostoją-

cym, specjalnie na ten cel wybudowanym, przeszklonym budynkiem z kilkudziesięcioma stołami, kilkunastometrowym barem, kilkudziesięcioosobową obsługą w jednolitych mundurkach, dwojgiem menedżerów naraz, kącikiem kawowo-deserowym, piętrem z VIP roomami po trzydzieści dolarów za godzinę, mnóstwem telewizorów wyświetlających non stop kanał ESPN Asia, zwie się po prostu Grand Khaan Irish Pub i tam właśnie chadzamy na piwo. [...].

m

Prestiż lokalu ściąga tam również tubylców, ale w zasadzie tylko tych,

którzy nie mogą już wytrzymać niepokazywania publicznie swojej zamożności. Siada na przykład trzech dobrze zbudowanych (a może z wiekiem już

dobry pomysł na początek roku, taki symboliczny, że w nowy rok to wejdźmy o, co prawda spierzchniętych przez noc, ale suchych i trzeźwych pyskach. Ok. Mnie pasi, ciężko jakoś na głowie, to i tak pić nie będziemy przed jutrem. Czternaście trupów w wigilię Nowego Roku. Kilkadziesiąt osób w ciężkim stanie. Otwieram angielskojęzyczny ułanbatorski półtygodnik i czytam. Te a te marki chińskiej (a jakże!) wódki sieją śmierć, nie pić! Nie pić niczego na wszelki wypadek, lecz to i tak nieważne, bo sprzedaż alkoholu zakazana w całym okręgu centralnym. Do odwołania.

nadbudowanych) panów w drogich garniturach, złotych łańcuchach, solidnie

m

Odwołanie następowało stopniowo przez trzy tygodnie. Po

błyszczących fryzurach i zamawia. W Grand Khaan Irish Pub można zamawiać

dwóch w niektórych knajpach, zwłaszcza tych dla cudzoziemców,

z obszernego, wielkoformatowego, kolorowego menu o unikalnym dizajnie,

zaczęto sprzedawać piwo, ale tylko to importowane i butelkowe. Po

menu podzielonego na kilka części, jak to powinno być w prawdziwym menu.

jakimś czasie, również tylko w tych drogich, zagramaniczniackich

Na większości stron dania europejskie lub amerykańskie, drogie i nie jakieś

lokalach zaczęto nieśmiało oferować wino, i jak już prohibicja

największe, ale przyzwoite. Na kolejnych zaś dania na zamówienie (czas

dupnęła kompletnie, również wódę. W tym czasie wyjście na piwo

przyrządzenia około trzydziestu minut) z kuchni mongolskiej. Rzeczy, które

do Grand Khaan Irish Pub było równie atrakcyjne, co dwugodzin-

gonzo 

41

133


ludzie i style

ne kazanie kameruńskiego proboszcza w ułanba-

się będzie, czy śmierć zabierze, i co w związku

Na przykład słyszy się werdykt: „Zostawcie wujka

torskiej katedrze. Ludzie siedzieli grzecznie przy

z tym powinno się robić. Po wprowadzeniu zakazu

Бaяpмaгнaй na skale pół dnia drogi na wschód od

stolikach i wreszcie korzystali z menu jak należy,

sprzedaży wszelkiego alkoholu średnia spadła na

waszej jurty na dwa miesiące”. Umieszcza się tam

smakując wszystkiego, co nie zawierało alkoholu:

cały ten okres do dwóch osób.

szczątki zmarłego i odchodzi.

szerokiej palety kaw, herbat, koktajli bezalkoholowych, soków o egzotycznych smakach itp. i po raz pierwszy chyba w historii tego zacnego przybytku dźwięk dużego dzwonu nad barem zawieszonego, który oznajmiał wszystkim czas ostatniego przed zamknięciem zamówienia, okazywał się ulgą i znakiem, że można wreszcie zostawić niedopity sok z selera i spieprzać do domów, bo wysiadywanie w takich warunkach nie było ani zabawne, ani przyjemne, ani prestiżowe. Co ciekawe, a co może

Wolfgang Neumann

wskazywać na niejaką nierówność względem prze-

pisów prawa, alkohol oferowały tylko te najdroższe,

najbardziej dochodowe knajpy w mieście. Ale nicze-

go nie sugeruję. „Przemyślcie to sobie!”.

m

m

Dane rządowe z tego samego ułanbatorskiego

m

Przez ustalony okres nie wolno wujka odwie-

dzać, bo to zaburza proces odchodzenia wujkowej

półtygodnika, co powyżej. „Przemyślcie to sobie!”

duszy. Następnie, po zakończeniu „kwarantanny”,

Po trzecie, zmalała na zawsze liczba sklepów i lo-

sprawdza się, czy ze szczątków wujka coś zostało.

kali oferujących alkohol, cofnięto koncesje, wobec

Jeśli nic się nie znajdzie i wujka coś zjadło, to

czego spadła w ogóle liczba sklepów i lokali, bo

bardzo dobrze, bo znaczy to, że był dobrym czło-

niektóre bez wódy najzwyczajniej w świecie nie

wiekiem i jego dusza mogła spokojnie opuścić

dały rady.

ciało i udać się do nieba (buddyści mają niebo,

m

wujek dalej leży, gdzie go zostawiono, to znaczy,

nawet kilka jego odmian na różne okazje). Jeśli Po czwarte, zmalała w Mongolii i tak już mizer-

na liczba osób wątpiących w typowo mongolskie stwierdzenie, że nic gorszego się światu nie może przydarzyć niż Chiny.

że był złym człowiekiem i nic go nie chciało zjeść i dusza jego jest uwięziona. Następnie grzebie się to, co zostało z nieboszczyka i odchodzi. Grobów się nie odwiedza, nic nie przynosi, nie dba. Praktyczne dość to rozwiązanie wynika z faktu, że, jako

W ciągu całej prohibicji wiele rzeczy zmalało.

Po pierwsze zmalało spożycie, bo nie było jak kupić.

Był wujek – nie ma wujka

nomadzi, Mongołowie niespecjalnie mogą odwiedzać bliskich w ich ostatecznych lokacjach, bo po

Po drugie zmalała liczba wypadków, przestępstw

m

i zgonów przez zamarznięcie. Nieco faktów: dy-

cji chowania zmarłych. Teraz już oczywiście jest

i stadem. Dyplomata opowiadał mi to wszystko,

żurny oddział pogotowia zazwyczaj przyjmował

nieco inaczej, ale tradycyjnie tak się robi. Kiedy

oddaliwszy się nieco od swojej mamy, która zajęta

Dowiedzieliśmy się nieco o mongolskiej trady-

prostu sobie odchodzą gdzieś indziej wraz z jurtami

dziennie około dwustu osób: głównie ofiar bójek,

ktoś odejdzie już do lepszego świata, Mongołowie

była rozmową z Agnieszką oraz robieniem zdjęć; nie

wypadków, poalkoholowej przemocy w rodzinie

muszą udać się do lamy, który, odprawiwszy wszel-

chciał przy niej mówić o śmierci, bo stwierdził, że ona już nie jest najmłodsza i jakoś mu tak głupio...

itp. Z innymi przypadkami Mongołowie idą raczej

kie niezbędne modły, wskazuje miejsce, w którym

do lamy, żeby ten wyczytał z położenia gwiazd,

należy nieboszczyka umieścić na czas określony

czy z czego oni tam czytają po swojemu, czy żyć

również przez tego lamę.

Imperium Mongolskie

Podobno pewien mongolski milioner postanowił przypomnieć wszystkim podróżującym po jego kraju, że Mongolia

stamtąd przejść kilka metrów w okolicę krocza Wodza, wyjść na zewnątrz na grzbiet

była niegdyś największym państwem w świata i postawić

rumaka i schodami, jakby po karku, wejść na tegoż głowę. Stamtąd zaś będzie można

kolejnego Czyngisa.

obejrzeć ten sam step i te same, nie tak odległe góry zasłaniające zapierający dech

m

W Mongolii można postawić albo kolejnego Czyngisa,

albo kolejnego Suchbatora, który to Suchbator był przywódcą

w piersiach widok na więcej gór i stepu. Odwróciwszy się zaś, będzie można obejrzeć twarz Wodza, ale jakby z bliska. [...].

rewolucji z lat dwudziestych ubiegłego wieku, bo Mongołowie najwyraźniej chcą pamiętać wyłącznie o nich dwóch. Jak coś nie nosi imienia Czyngisa, to na pewno nosi imię tego drugiego, choć nie dotyczy to pubów, restauracji, wódek, piwa, wina i innych elementów współczesnej konsumpcji. Piwa, wina, wódki, restauracje, kluby, puby – wszystko to ma imię Czyngisa.

m

m

Z Mongolii pozamiejskiej widzieliśmy tylko trochę, póki co. Pan Konsul wraz z Panią

Konsulową zabrali nas dwa tygodnie temu na wywczas ze czterdzieści kilometrów pod miasto do miejsca, które kiedyś było ogromnym zespołem klasztorno-świątynnym, ale przez słuszną władzę zostało obrócone w zespół kamieni. Miłe miejsce. Po drodze było też miło, widoki jak z „National Geographic” (Mongol Edition). Góry, pagóry, paragóry, step, stepiszcza, dziurawa droga, szumnie nazywana autostradą. Były tam krowy ciut

Wracając jednak do tematu, ów milioner postanowił

bardziej włochate niż polskie, były owce i barany, kozy, owcokozy, były też konie i jaki.

w stepie postawić rotundę, w której mogłyby się mieścić

Jaki jak z jakiego żurnala. Krowopodobne i włochate. Wszystko to się po drodze pasło,

restauracja i sklep z pamiątkami a na niej postawić kilku-

a czasami przez drogę przechodziło. Niespiesznie, choć przeważnie znają dźwięk klak-

nastometrową statuę Czyngisa na wzór tej nowojorskiej,

sonu i można je akcelerować zdalnie. No i jurtyśmy widzieli, choć w mieście też są.

celem ściągnięcia do rotundy klientów. Rozmach nie do końca podobny, ale trzeba się liczyć z tym, że liczba ludzi widzących codziennie Statuę Wolności w drodze do pracy wielokrotnie przekracza liczbę mieszkańców całej Mongolii, nie mówiąc o tym, że wielu z nich nigdy w pobliżu swojej stolicy nie było i nie będzie, a to dlatego, że przynajmniej część z nich nie wie o istnieniu stolicy. No, a poza tym to

m

Na przykład sto metrów od naszego akademika stoi jedna. Między betonowym

blokiem a sklepem spożywczym. Tak po prostu, przy drodze. Podobno jak ktoś umrze w domu, to w nim przez jakiś czas nie można gotować posiłków, więc przenosi się kuchnię do jurty pod domem. Więc jurty nie robiły na nas piorunującego wrażenia, bo w końcu to tylko namioty, ale już w stepie, w skupisku, między stadami koni i owco-kóz wyglądają lepiej. W naturze.

Statuę Wolności Amerykańcy jednak dostali w prezencie, więc nie do końca jest to uczciwe porównanie. Czyngis na rotundzie stoi z sześćdziesiąt–osiemdziesiąt kilometrów od Miasta, w szczerym stepie. W niedalekiej przyszłości, gdy już obiekt ów zostanie otwarty dla zwiedzających, będzie można windą dostać się z poziomu restauracji do zadu konia,

134

41

 gonzo


ludzie i style

alne ał w kursie STCW dającym form zas ubiegłych wakacji wzięła udzi Podc o. arstw żegl jest Puto Kai Pasją redaktorki również skipperom. Zintegroe handlowej), wkrótce niezbędne floci we (np. za ynar mar y prac do uprawnienia niezbędne e, Podstawy Ochrony Indywidualne Techniki Ratunkow muje cztery kursy podstawowe: wany kurs bezpieczeństwa obej ólna. Kurs trzeba o Własne i Odpowiedzialność Wsp oc Medyczna oraz Bezpieczeństw Pom rna enta Elem j, owe ożar Przeciwp szansa na ciąg dalszy reportażu. odnawiać co pięć lat, jest zatem

1

Z

anim zaczniesz przewracać tratwę, pomyśl chwilę

W stosowanym w łączności radiowej alfabecie fonetycznym ICAO: „I”, „D”, „E”.

Wolfgang Neumann

Kaja Puto

– India, Delta, Echo!1 – zabełkotał tłuścioch w poliamidowym wdzianku i rzucił się biegiem w kierunku zardzewiałych drzwi do piwnicy. Wśród oczekujących w kolejce kursantów rozległ się przeciągły pomruk. Niby wszyscy kozaczą, ale na widok osmolonych postaci, które wyszły już z podziemi rzedną im miny.

wiczym – zaniepokoił się chłopiec o dzie   – O tym nie było gadane

ął było – na potwierdzenie tezy ścisn wąsiku – tego w procedurach nie mocniej swój zeszycik. e myślał, cioch się po prostu przejął. Moż   Bynajmniej, nie było. Tłuś szybciej, i z rol adł Wyp ak nie trwało. że jest w piosence. Długo to jedn kąd nie doni ś tajemny kod, ale kole niż myślałam. „IDE” – głosił jego czu tłusz zał, gotowy do walki z oponą doszedł. Stanął w rozkroku i ryc bo a zaklinowała mu się na głowie, na potylicy. Maska przeciwgazow ć jnoś kole była nie a już hełm. To chyb usiłował ją wcisnąć na założony ia. zdan ego sam r ochrony ppoż. był tego zgodna z procedurami. Instrukto   – Następny!

ę. Zabieekły. Rzuca butlą tlenową o podłog tura. awan ie uchn wyb m i drzwiami, zani ram ją i znikam za zardzewiałym ce scien filmu scenografię radzieckiego ⌦  Pomieszczenie przypomina ny czar iele widzę, wszędzie unosi się fiction. Tak przypuszczam, bo niew . na, która doprowadza mnie do szału dym i nie ma światła. Jest za to syre A na w jego kierunku. To świetlówka. Dostrzegam jakiś odblask i idę ”. „IDŹ nej: ylep wycięty z folii samoprz świetlówce napis pieczołowicie asce w m ika. Do tego odkrywam, że Chyba brakuje tu jakiegoś okoliczn nio knąć śmiechem. No trudno. Śred przeciwgazowej nie sposób pars aram Post y. ścian uż wzdł tlówkę i idę grywalny ten erpeg. Olewam świe ruo się! Wystarczyło zakręcić obst Udał nę. syre się chociaż poskromić mną de wiem, o co w tym chodzi. Prze piałym nastawnikiem. Już chyba

No to idę. A tłuścioch jest wści

tor przeszkód.

gonzo 

41

o frajdę.   W sumie to nawet mam z teg w kanale, Czołgam się przez opony, nurkuję lokowaną wspinam po drabince, walczę z zab ęte ze adni (zap ty poin furtką, wciskam czek czego o, ystk starości guziki w ścianie). Wsz smaru, pyłu dotykam, jest metalowe, tłuste od turkocze i porzuconego naskórka. Do tego półnych i żad iki tron i śmierdzi. Żadnej elek jak o tym e środków. No i dopóki myślę sobi ło ciep lę o pociągu, czuję się bezpiecznie. Myś ogrzewania o zero-jedynkowych pokrętłach otworzyć, się dają óle i oknach, które, o ile w og naczonej wyz nieuchronnie lądują w pozycji h pociąprzez wyrobioną sprężynę. O nocnyc przestają gach-rzeźniach, które po zmroku metalu ów opiłk ch zapa budzić politowanie, bo kot a ter em, wypiera odór kiełbasy z czosnki e ielni pasprężarki i wycie przetwornicy podz i grzędowanują nad studentkorskimi rykami y namiętny wted nie tym gdakaniem. To właś zjazmowi: entu hejting ustępuje uprzejmemu , że absolut„To działa”. I jeśli dodać do tego śpi), a świat nie nic nie widać (bo w nocy się zawieje), (bo e okni tym kończy się na zamknię ostanu, błog o mamy już obraz puszkowateg

135


ludzie i style

Wolfgang Neumann

oleniu się z labiryntu metaktóry usiłuję osiągnąć po wygram osiągam. Bo nagle dobiega lowych opon prosto na ryj. Ale nie czy butli tlenowej i choć wiem, mnie przeraźliwy pisk ostrzegaw minut i że przez pięćdziesiąt że do jej końca zostało jeszcze kilka piwnicy ćwiczebnej, usłyszały lat istnienia tej, pożal się Boże, ch zawodów podwyższonego go tysiące adeptów najrozmaitszy czyha na mnie żadna kostucha, ryzyka, i że, last but not least, nie się w kabel reduktora i nie tracę puszkową orientację, zaplątuję chodzę i dokąd idę. Unoszę mam już bladego pojęcia, skąd przy icę ćwiczebną i jestem już się w przestrzeń, wysoko nad piwn jest to mapa Polski, wpadam tylko punktem na mapie, a że łać” – syczy sflaczały balon w popłoch. „To wcale nie musi dzia – grzmią kontury na mapie. entuzjazmu. „Nie musi być trwałe” resztka adrenaliny. I nagle „Nie musi być bezpieczne” – jęczy Otóż – na państwowym szkoprzypominam sobie, gdzie jestem. ą konwencją o wymaganiach leniu zgodnym z międzynarodow zy, wydawania świadectw oraz w zakresie wyszkolenia marynar dzę, tak to się właśnie napełnienia wacht (nic na to nie pora za, zardzewiała i chwiejąca zywa). Ale każda, choćby najmniejs że z niczym zgodna być nie się w posadach rurka sygnalizuje, z pewnością nie z konwencją musi. Z żadną konwencją. A już międzynarodową.

ograniczoną „Pamiętaj, że gaśnica ma objętość”

ja się od zasikanego akwenu Siódma rano. Bałtyckie słońce odbi go zostaje, kiedy dociera do z ropą i sinicami i już niewiele z nie drodze czyhają na nie firanki sali lekcyjnej, tym bardziej że po   ochate wiechcie uschniętych w kolorze jajecznicy z proszku i ros ogromna emaliowana plansza roślin pokojowych. Na ścianie wisi wzywania pomocy. Przez przedstawiająca szesnaście sposobów aty uległa znaczącym przedługie lata taszczenia kaganka oświ łoniaki, flagi MKS pokryły się kształceniom. Armacie wyrosły a z płonącej beczki wychynęła fluorescencyjnymi swastykami, czać – niedarzonego estymą wąsata postać – jak można przypusz my się sennie na kulce gumy kapitana. Ja i moje krzesło kiwa zy poczerniałymi klepkami do żucia wciśniętej w szparę międ brze już znanym rytmie wyparkietowymi. Kiwamy się w do rek dłubiącego w uchu kolegi brzękiwanym przez srebrny zega m, że tylko mimikra może z ławki. Jestem tu już kilka dni i wie ursu mlaskania skórkami mnie uratować. Staję więc do konk m się wytworzyć w nosie jachleba z harcerskiej stołówki, stara ka i udaję, że krzesło pomyliło kiegoś zdatnego do wciągania smar towarzystwie to dość trudne mi się z siodłem. Mimikra w tym m tutaj jedyną dziewczyną. zadanie, zważywszy na to, że jeste   I jedynym żeglarzem. ł tu, żeby się czegoś nauczyć,   Nikt poza mną nie przyszed

136

odrzutka jeszcze bardziej niż i to chyba skazuje mnie na los onować, wypychając siatkową brak jąder, które mogłabym eksp wajskie kwiaty (w te akurat podszewkę aloha bahama gaci w ha zasu), kiedy udaję, że krzesło przytomnie zaopatrzyłam się zawc stracili zainteresowanie moją pomyliło mi się z siodłem. Koledzy y od oczekiwanego, choć dalej, osobą, bo przyniosło efekt odwrotn kę po zajęciach – ja z nimi, chyba z nudów, pijemy razem wód orskich turystów, oni ze mną żeby nie plątać się w tłumie nadm tą czymkolwiek zainteresować. dla urozmaicenia. Ciężko ich zresz szkolenie, żeby pełnić swoją Przyszli tu, bo muszą odwalić to zną posługę za korony albo elektryczną, tragarską, hydraulic za przeproszeniem – złotówki. przynajmniej dolary, a nie za – mi, PKS-ami, sejczentami Przyjechali podmiejskimi żółciaka aw, żeby pobekać na zajęciach i golfami z Kaszub, Kociewia i Żuł iach praktycznych i porzygać teoretycznych, pokozaczyć na zajęc pocie. Ponoć znają się na rynku bądź poruchać na dyskotece w So co rusz dają wyraz, niestety, pracy – któremu to przekonaniu jedyna szansa, żeby opuścić werbalny – i wiedzą, że to dla nich yrowia, a potem wrócić tam swoje Pogorszewa, Rozłazina i Prz -em, sejczentem bądź golfem. czymś innym niż żółciakiem, PKS kontrakty, muszą wysiedzieć Zanim jednak podpiszą upragnione ławkach, postrzelać rakietami swoje w porysowanych finkami lub przynajmniej – co bardziej i poskakać do wody z burty statku stara się ją imitować. prawdopodobne – z wysokości, która ięć i rechotań przerywa bekn w, Symfonię przeciągłych pomrukó niski, otłuszczony jegomość skrzypienie drzwi. Do sali wchodzi chtanej marynarce z pagow sztruksowych spodniach i wyświe puje w chyboczące się klepki nami. Rozgląda się po sali, potu nas nie zwraca uwagi. Splata parkietowe i składa meldunek. Na pięcie o dziewięćdziesiąt stopni. dłonie na lędźwiach i obraca się na nnej ZSRR – przedstawił się uprzej  – Lejtnant Marynarki Woje

41

 gonzo


ludzie i style

mie emaliowanej planszy, zapominając o nazwisku. Chłopiec o dziewiczym wąsiku zastrzygł uszami i nerwowo pogładził zeszycik. Ogólne poruszenie.   – Kurwa, rusek – syknął mi do ucha kolega z ławki i zastygł

z palcem w uchu.   Prelegent nabrał powietrza do płuc.   – To najsampierw parę słów o behape. Mam tu, co prawda to

prawda, listę zagadnień – wyciągnął z nesesera pożółkły plik dokumentów – ale trzeba wam wyjść z tego szkolenia z wiedzą defakto praktyczną – wprawnym ruchem zgniótł kartki w kulkę i cisnął ją w kąt. – Niegodne to i niesprawiedliwe, prawda, ale

Wolfgang Neumann

nikt was na kontrakcie o uprawnienia pytał nie będzie. Pójdziecie do ładowarek. Dźwigów. Taśmociągów. Prawo działa tam, gdzie istnieją instytucje gwarantujące jego przestrzeganie – dumny z siebie rozejrzał się wokół – co pozostaje warunkiem koniecznym upodmiotowienia marynarza w procesie pracy.   Kolejny obrót, tym razem w kierunku okna.   – Zresztą komu chciałoby się przestrzegać prawa pod banderą

Jamajki, he-he.   – He-he – zainteresował się kolega z ławki. Porucznik zgromił

go wzrokiem.   – Czasy się zmieniły. Nie odmówisz, kolego, kapitanowi, kiedy

wyda rozkaz – zesztywniał i obciągnął poły marynarki – bo wysiądziesz w pierwszym porcie i po kontrakcie. A co na to żona?

Dzieci? – wlepił opuchnięte oczy w kolegę z ławki. – O tym zresztą będzie, prawda, na psychologii.   No i, niestety, było. Jak również instrukcja pisania listów do

dziewcząt.   – Statystyka braku realizacji zasady upodmiotowienia może

obejmować zagrożenie zdrowia i życia marynarza. To teraz pokażę wam, jak zlikwidować prawdopodobieństwo wystąpienia zagrożenia – wyjął z kieszeni kluczyk i otworzył szafę. W szafie

znajdował się – a jakże – magnetowid.   Lejtnant wsunął do kieszeni kasetę i włączył telewizor.   – Wypadek to. Nieprzewidziane. Zdarzenie. Wywołujące. Śmierć,

chorobę. Lub inne straty2 – lektor starał się mówić dosadnie, zupełnie jakby przewidział, że jego głos skończy na szumiącym

zamaszyste ruchy – oraz samoloty dowodzenia. Ale was to nie dotyczy. Nikt was nie uratuje, prawda, więc, dobrze wam radzę, starajcie się niczego nie spierdolić – uderzył pięścią w leżący na stole neseser.   Staram się. A tak w ogóle to chyba nie chciałam tego wszystkie-

go usłyszeć. Nie lepiej było spać spokojnie w koi w przekonaniu, że dzielni, wykwalifikowani oficerowie na mostku w żadnym razie nie wjadą mi kontenerowcem w dupę? I że żaglówka ma pierwszeństwo przed dużymi?   – W niemieckich katalogach wysyłkowych oglądacie pneu-

matyczne pasy ratunkowe. Skaczesz, kolego, z esembli stejszyn master do wody – lejtnant wstał i zaprezentował prawidłową postawę do skoku – a pas się pompuje. Bzdura. Sensu strikte. Nikt ich nie kupi, bo nie są tanie i trzeba atestować. To zabawki dla wodniaków – spojrzał na mnie pogardliwie.   Przynajmniej już wiem, co chcę dostać na urodziny. Od razu

mniej się niepokoję. Kolega z ławki nie niepokoi się za to wcale. Chrapie na krześle z rozdziawioną gębą. Lejtnant wpada w szał i wygłasza kazanie. Wszyscy stoją na baczność.   – Skoro tak – grzmiał rozsierdzony porucznik – wyjmujemy

zeszyciki, a ja będę patrzał, czy piszecie. – No to piszcie: wypadnięcie człowieka za burtę to ewakuacja niechciana, przecinek, nieplanowana, przecinek, kropka.   Rozglądam się po sali. Nikt, ale to nikt się nie śmieje. Wszyscy

grzecznie notują. Nawet mój kolega z ławki. Wpatruję się w jego zeszyt z zachwytem. Nigdy nie wymyśliłabym tylu sposobów zapisu słowa „ewakuacja”.   – Jak się można łatwo domyślić, są też ewakuacje chciane

i planowane – lejtnant wydał z siebie coś pomiędzy rechotem a mlaśnięciem. – To wszystko opisane jest w procedurach, więc nie będziemy zapisywać. Ale zapiszemy to, co najważniejsze i co w pamięci mieć trzeba, a nawet w sercu. Cztery Zasady Przeżycia. No to zapisaliśmy:

VHS-ie. Oprócz szumów słychać było discoidalny prototyp muzyki

 Jeden. Przed opuszczeniem statku należy się

z windy. Na obrazie natomiast pojawiła się spycharka i jej odlany z plastiku operator. Wjechał w głąb silosu i – hm – zasypało

ubrać.  Dwa. Przed opuszczeniem statku nie

go zboże. Po tragedii film przewinął się do tyłu i zatrzymał na

należy pić alkoholu.  Trzy. Po opuszczeniu statku

stopklatce przedstawiającej głowę operatora. Następnie głowa

powstrzymaj strach.  Cztery. Po opuszczeniu

przeniknęła w czerwoną planszę: „POWIEDZ STOP”. Całej tej

statku nie płyń za tonącym statkiem.

szopce towarzyszyło wycie syreny.   A później było ratownictwo. Kiedy wróciłam z fajki, lejtnant już

„Co można wyrzucić do morza? Ano, na przykład,

jazgotał. Skończył z łażeniem od okna do planszy, siedział przy

ropę. Ropą żywią się ropojady. Tylko nie mówcie mi

biurku i dramatycznie gestykulował.   – Motorówka SAR-u nie wypuści się w morze na więcej niż

sześćdziesiąt mil od brzegu – straszył. – Helikopter przeleci co

o tych ekologach”.

najwyżej dwieście. W ekstremalnych przypadkach wypuszcza się cysterny, śmigłowce drugiej i trzeciej linii – wykonał łapą trzy

gonzo 

41

137


ludzie i style

Angielski dla marynarzy Język marynarzy jest nieprzekładalny jakem poezja. Statek badawczy – surwink wezel, to nas raczej nie dotyczy.

Wolfgang Neumann

Reling to jest poręcza. I cannot see his limb – nie widzę jego członka.

„Słownik przetłumaczyła pani Barbara, to kobieta, ale dobrze sobie z tym poradziła”.

– Panna przedstawi procedurę użycia rakiety czerwonej spadochronowej – wymamrotał jakiś inny lejtnant. Ten z kolei w ogóle nie raczył się przedstawić. O umówionej godzinie pojawił się pod bosmanatem, pokazał palcem falochron i poszedł w jego stronę. Niech będzie więc lejtnant.

– Trzymam rakietę pionowo, w rękach wyciągniętych nad głową… – zaczynam.

niebezpieczeństwa jest zabronione – lejtnant uśmiechnął się kwaśno i podał mi plastikową tubkę. – Ma. Niech odpala.   Obracam tubkę w dłoni i mrużę oczy. Nie wiem, czy chce mnie sprawdzić (?!), czy mu się pojebało.

– Trzymam jak.

– To jest pochodnia, a nie rakieta – mówię z przekonaniem.

–?

– Trzymam mocno – wycedził z satysfakcją.   – Aha. Trzymam mocno rakietę pionowo, w rękach wyciągniętych nad głową, zrywam zawleczkę, dociskam język spustowy do kadłuba, czekam na wybuch. Jeśli ten nie nastąpi przez piętnaście sekund…   – Co robi – znowu mi kutas przerwał.   – Hę?

– Panna odpali.   Biorę zapalniczkę i podpalam lont. Flara bucha czerwonym ogniem, a jej rozżarzone cząstki spadają mi na buty. Trzymam ją (mocno) i nic się nie odzywam, pomna zwyczaju kozaczenia na zajęciach praktycznych. Po kilkudziesięciu sekundach pochodnia wypala się, ale coś nadal jest nie tak. Plastikowy uchwyt topi mi się w ręku. Lejtnant – całkiem zresztą przytomnie – uderza mnie z całej siły w nadgarstek. Flara wpada do akwenu z ropą i sinicami, płonie jeszcze przez moment i tonie.

– Co robi rakieta.   Dobrze, że tuż za mną stoi chłopiec z wąsikiem. Staje na palcach i szepcze mi do ucha prawidłową odpowiedź. Jakimś dziwnym trafem świetnie się rozumieją, on i ten drugi lejtnant. – Rakieta wzlatuje na wysokość trzystu metrów, charakteryzuje się światłością trzydziestu tysięcy kandeli, widoczna jest z odległości piętnastu mil w dzień, trzy-

– He-he-he, ho-ho – To, oczywiście, lejtnant.   Milczenie. – No, chyba była przeterminowana – patrzy w bok i udaje, że fascynują go statki sunące torem wodnym w kierunku Portu Północnego. – A tak w ogóle – odwraca się do zdezorientowanych kursantów – Andrzej jestem.

Wszyscy razem, usta uśmiech, usta dzióbek, usta uśmiech: es, oł, es

dziestu w nocy – spieszę z wyjaśnieniem. – Co jest zabronione. – Proszę? – Używanie rakiety w innym celu niż dla wskazania

138

41

 gonzo


ludzie i style

O

Krakowski taksówkarz sięga po

kiem krakowskiego taksówkarza

Co można powiedzieć jeszcze o mieście, o którym już tyle powiedziano i już tyle napisano? Dziesiątki przewodników i setki książek rozebrały na najdrobniejsze detale architektoniczne każdą ulicę, każdą kamienicę, a nawet poszczególne drzwi czy okno. Każda studnia została zmierzona i opisana. Każda wieża – o b f o t o g r a f o w a n a a ż p o k o n i e c i g l i c y. D z i ę k i t e m u t u r y ś c i o d m o m e n t u w y s i a d k i z autobusu, do chwili, kiedy wsiądą do niego nasyceni zwiedzaniem, są prowadzeni jak po linie poprzez wszystkie te cudowności historyczne. Wydawać by się mogło, że nie ma już zagadek, które można by odkryć i nic już nie może zaskoczyć.

2

Link do filmu: https://www.facebook.com/photo.php?v=102001 14637926146&set=vb.1156315788&type=3&theater KOD QR?

Wolfgang Neumann

Tomasz Janik

pióro. Nic dodać, nic ująć.

I ja niedawno tak sądziłem. A już na pewno

jak pewnie się tu czuł. Jego koledzy, również

nowi frankońskiego króla zapuszczającego

do momentu, kiedy przyszło mi spojrzeć na

pijani, rechotali śmiechem i klepali łapskami

się w te rejony w pogoni za Awarami, za co

to miasto z perspektywy kierowcy nocnej

po masce samochodu, domagając się zabra-

wdzięczny naród usypał jej kopiec. One jednak

taksówki.

nia.

chyba nawet nigdy na tym kopcu nie były,

Wszystko stało się naraz inne. Nieznane.

Udałem, że nie rozumiem jego łamanego

a gdyby były, to nie wiedziałyby, skąd się

Wawel, krzykliwy, oświetlany setkami fleszy

angielskiego.

wziął. Ale coś jednak te młode dziewczyny

lamp aparatów fotograficznych i zadeptywa-

– Disco. Disco z polskimi dziwkami – powtó-

wiedziały, choć wiedza ta niekoniecznie była

ny w ciągu dnia, nocą stał się tym, czym był

rzył, zdziwiony, że nie chcę skorzystać z okazji

umiejscowiona w głowie.

zawsze – majestatyczną warownią królującą

takiego kursu. Przecież oni tu nie przyjechali,

– Tylko szybko! – krzyknęły zaraz po poda-

nad miastem.

żeby, jak się ogólnie sądzi, zwiedzać jakiś

niu adresu hotelu.

Albo Rynek. Za dnia to piękna wizytówka

tam średniowieczny ołtarz czy jakieś tam

– Dobra. Za trzy minuty będziemy.

miasta. Wręcz pocztówka, na której koniecz-

muzeum. Oni przyjechali tu, bo w ich biurze

– Dzwoń do niej, żeby już wychodziła –

nie trzeba się znaleźć. Trzeba go zobaczyć,

turystycznym reklamowano to miasto, że tu

zwróciła się jedna do drugiej.

zrobić sobie fotkę, może napić się kawy

dziewczyny oddają się za drinka. I tego się

– Andzela! Wychodź już! Za trzy minuty tam

w kawiarni, która równie dobrze mogłaby

właśnie domagali.

będziemy – krzyczała do telefonu.

znajdować się we Florencji, Magdeburgu czy

Hejnalista na wieży Kościoła Mariackie-

– A jak ten twój?

Londynie.

go, co godzinę wygrywający na trąbce swoją

– Wpisał mi coś do telefonu.

Ale nocą. Ale nocą ten Rynek zaczyna żyć

przerywaną muzykę, jest już tylko atrakcją

– Pokaż. Co to jest? Co on ci napisał?

własnym życiem. Nie cukierkowym. Nie uda-

turystyczną. Już nie wzywa nikogo i nikt na

– Hakon jakiś tam. Za chuja tego nie prze-

wanym i nie na pokaz. Prawdziwym aż do

to wezwanie nie zareaguje. Mury miejskie

czytam.

trzewi. Naturalistycznym aż do bólu.

już nie odeprą najeźdźcy i czci niewieściej

– To chyba jakieś skandynawskie? Mówiłaś,

– Wieź nas na jakieś polskie dziwki! – zio-

już nie obronią.

że chcesz się ruchać dzisiaj ze Skandynawem.

nął przetrawionym alkoholem osobnik ze

Te dwie twarze nastoletnich dziewczyn,

– No. Ten mój jest z Norwegii.

skandynawskim akcentem, dzierżąc w ręku

które wsiadły do samochodu, były tak swoj-

– Pokaż. Wpisał ci swój numer telefonu?

butelkę piwa.

skie, że można by sądzić, że nie zmieniły się

– Nie wpisał, ale mówił, że zadzwoni.

Obleśnie wystawiony zza rozpiętej koszuli

od wieków. Może nawet taką twarz mogłaby

– A jak nie zadzwoni?

owłosiony, opasły brzuch potwierdzał tylko,

mieć Wanda, która kiedyś odmówiła ręki sy-

– To mu chyba przyjebię. Ma mnie zabrać

gonzo 

41

139


ludzie i style

na sylwestra. Chce pan gumę do żucia?

– Byłaś tam już?

– Dziękuję – odpowiedziałem.

– Jeszcze nie.   – Spodoba ci się. Wygodne kanapy, dobra muzyka. Choć jeszcze masz

– Dziękuję.

czas na takie kluby. Jeszcze młodziutka jesteś. Do klubów i dyskotek nie

– A ty chcesz? – zapytała koleżanki.

ma co się za bardzo się śpieszyć.

– Dawaj. Smakuje jak jakieś lekarstwo.     – To tu. To ten hotel – powiedziałem, kiedy dotarliśmy na miejsce.

– Zaprosił mnie taki chłopak. Jego kolega obchodzi tam urodziny.

– Dzwoń po nią! Niech już schodzi.

– Nie. Poznałam go przypadkiem, na mieście.

– Andzela, bo my już jesteśmy. Schodź!

Przed klubem stał już i czekał przystojny chłopak. Ułożona twarz i dobre

– Co powiedziała?

ubranie świadczyło, że jest to jakieś wymuskane dziecko rodziców, wycho-

– Że jest już w windzie. A ty co? Ruchałaś się z kimś dzisiaj?

wane w jednym z tych domów dobrej dzielnicy willowej. W ręku trzymał różę.

– Kurwa, nie pamiętam. Film mi się na dwie godziny urwał.

– O, już czeka. A z ciebie to bardzo ładna dziewczyna, wiesz? Ale sobie

Wolfgang Neumann

– Norweska.

– Kolega ze szkoły?

– Ale wychodziłaś z jakimiś trzema.

z ładną dziewczyną jechałem – zauważyłem.

– Mówię ci, że nic nie pamiętam.

– Tak? To proszę do nas klientów przywozić. Godzina kosztuje 240 złotych,

– Ale chyba coś z nimi robiłaś?

a dla panów kierowców 120 złotych – powiedziała mrożąco i podała mi

– Przecież. Dupa mnie boli, jakbym tydzień sraczkę miała.

wizytówkę agencji towarzyskiej.

– Co jest z tą pizdą Andzelą?

Spojrzałem zdziwiony w te oczy, które jeszcze przed chwilą wydawały

– Weź jeszcze raz po nią zadzwoń.

mi się oczami dziecka. To, co wtedy w nich zobaczyłem, zapamiętam na

– Andzela, bo my tu czekamy!

zawsze. Naraz stały się oczami doświadczonej kobiety, która mimo młodego

–…

wieku już wiele widziała i już wiele wiedziała.

– Mówiłaś, że jesteś już w windzie.

Za chwilę wysiada. Oczy znów zaiskrzyły się dziewczęcością, na usta

–…

przykleił się niewinny uśmiech. Podleciała do czekającego na nią chłop-

– To schodź!

ka, zarzuciła mu ręce na szyję i niczym nie różniła się od dziesiątek jej

– I co?

rówieśniczek. Zwykła nastolatka, umówiona na randkę z nieświadomym

– No chyba jeszcze się pierdoli z tym Francuzem.

niczego chłopakiem.

– Poszła z nim do hotelu?

Kazimierz jest miejscem wyjątkowym. Mówią, że klimatycznym. A ja

– No. Ale ekskluzywnie trafiła. Ja pierdolę! Zajebiście trafiła!

sądzę, że nawet więcej. Że to miasto stworzone z miłości i dla miłości. Jeśli

– Tylko co ja powiem matce?

wierzyć legendzie, a legendy są od tego, aby w nie wierzyć, zbudował je

– Pójdę z tobą i powiemy, że Andzela się zgubiła i szukałyśmy ją do rana.

potężny Kazimierz Wielki dla swojej żydowskiej kochanki Esterki. Czy tak

– No! Idzie kurwiszon jeden!

było naprawdę i czy Esterka jest postacią historyczną – czy tylko mitem

– Co jest dziwki? – powitała koleżanki dziewczyna, która wyszła z hotelu.

– nie warto roztrząsać. Na pewno mitem nie była miłość chłopaka z Ka-

– Opowiadaj!

zimierza, do mieszkającej tam dziewczyny, który wzdłuż ścieżek, którymi

– Kupił mi szampana!

ona chodziła do szkoły, a potem do pracy, malował na murach serca z jej

– Pierdolisz? Wow!

imieniem. Takich Elaneczek, bo taki napis krył się w środku tych serc, były

– Mówię wam. A tak mnie posuwał, że całe plecy mam czerwone i po-

kiedyś dziesiątki. Podobno nawet kamienicznicy wyznaczyli nagrodę za

obcierane. I biustonosza zapomniałam zabrać.

złapanie nieuchwytnego graficiarza. Przyczajała się na niego straż miejska.

– A mój Norweg mnie też. Na stole w kuchni. Całe nogi sobie podrapałam.

Wszystko bezskutecznie. Chłopak nie dał się złapać, kryty ze swoją tajemnicą

– A mój powiedział mi, że zabierze mnie na sylwestra do Paryża.

przez barmanów i kelnerki tutejszych pubów, a serc przybywało. Dziś już

– Jedziesz na sylwestra do Paryża? Ale masz!

pozostały nieliczne, rzadko spotykane.

– Ale miałyśmy ekstra noc, co dziewczyny?

– Przepraszam pana. Spóźniłam się? Nie widziałam pana – usłyszałem.

Jeżeli wspominany wcześniej Wawel był centrum władzy w mieście, nie-

Dziewczyna z papierosem w ręce.

jako jej głową, a kopuły jego wież zdobią go jak korona, to już ulica Grodzka

– Jest pani przed czasem, co się rzadko zdarza wśród klientów. Proszę

jawi się niczym zgrabna kibić, przechodząc w biodra Rynku udekorowanego

sobie spokojnie wypalić.

kolorowymi sukienkami parasoli w kawiarnianych ogródkach, by na końcu

– Tak mało czasu na tą odrobinę przyjemności, jaką jest zapalenie

wyciągnąć długie, zgrabne nogi odchodzących od niego uliczek.

papierosa.

Uliczki te ubrane są kusząco w liczne puby i dyskoteki, zapraszające do wnę-

– Z pracy?

trza bram neonami na podobieństwo wabika biegnącego wzdłuż tyłu rajstop.

– Uczę moich obcokrajowców polskiego.

Jechaliśmy właśnie do jednej z takich dyskotek. Nie była to jeszcze

– Super. To musi być ciekawe. I jak im idzie?

północ, ale i niewiele do niej brakowało. Ona, młodziutka dziewczyna,

– Trochę uczę ich tego polskiego, ale bardziej uczę ich Polski.

o dużych oczach i lekko zadartym nosku, który jeszcze bardziej powodował,

– To znaczy?

że wyglądała jak dziecko.

– Przywożą ze sobą dużo stereotypów. Bardzo się na początku boją, że

– To mówisz, że wybierasz się do Frantica?

zostaną na każdym kroku oszukani.

– Tak.

– Stereotypy.

140

41

 gonzo


ludzie i style

Ludzie miewają swoje kłopoty. Miewa i biznes,

czem.

– I o co jeszcze pytają ci obcokrajowcy?

na który ostatnimi laty niezbyt przychylnie tu

– Uspokój się. Co się stało?

– Co się u nas je, jak się podrywa dziewczyny...

się patrzy. Łatwiej w tym mieście o akceptację

– Zerwał ceremonię ślubną. Piętnaście minut

– Uczę ich jeść na przykład buraczki smażone,

i środki na budowę nawet najabsurdalniejszego

przed wszystkim. Telefonem. Przy pomocy ese-

bo tego nie znają.

muzeum niż pozwolenie na wybudowanie fabryki.

mesa.

– A z tymi dziewczynami?

Ale czasami coś małego się udaje zrobić. Na Bul-

– Tchórz.

– Uczę ich powiedzieć po polsku: „jesteś śliczną

warze Poleskim, nad Wisłą, usadowiła się mała

– Nie wybaczę mu tego. Nie chcę go znać.

dziewczyną” albo: „mogę cię zaprosić na drinka? ”.

enklawa rozrywki. Powstała tam sztuczna pla-

Martwię się jedynie o serce tatki. On tak bardzo

– Ciekawa praca. A dlaczego właśnie taka?

ża, bywa koło młyńskie z wagonikami, z których

to przeżył.

– Może dlatego, że jestem pół-Ukrainką

można podziwiać widoki Starego Miasta, a także

Miasto miało i swoją usianą transzejami, wy-

i pół-Francuzką? Właściwie to Polką, ale moja

balon startujący w górę przy dobrej pogodzie.

kopami i nasypami artyleryjskimi historię. W XIX

rodzina jest z Ukrainy. Moja babcia mieszkała we

Właśnie jednego z takich ciepłych dni zbliżałem

wieku Austriacy postanowili zamienić je w twier-

Lwowie i prababcia sprowadziła jej nauczyciela

się Ronda Grunwaldzkiego, przysłuchując się roz-

dzę. Niczym betonowo-ceglaną obręczą zamknęli

gry na fortepianie, Francuza…

mowie trzech licealistek.

je w podwójnej obręczy wzajemnie się klinujących

– I nauczył ją?

– Ja to mam arachofobię.

fortów, których jest tu kilkadziesiąt. Zagadkowe

– Został moim dziadkiem. Potem przyszedł rok

– Chyba arachnofobię?

wydarzenie wiąże się z jednym z nich, dziś zamie-

1940. Ukraińcy malowali na domach, w których

– Może. Może być i tak.

nionym na obserwatorium astronomiczne. Otóż

mieszkali Polacy czerwone krzyże na znak, że tu

– A ja mam ślimakofobię.

pod koniec pierwszej wojny, w niewyjaśnionych

poleje się krew. Babcia z dziadkiem uciekli do

– A ja jeszcze lepiej. Ja ćmofobię.

okolicznościach, jednej nocy znikła cała załoga.

Polski. Przyjechali z niczym, unosząc tylko własne

– Chyba ćmokfobię.

Ponad setka ludzi rozpłynęła się jakby we mgle.

życie i jedną książkę, Pana Tadeusza. Mam ją do

– Ale my tu słowotwórstwo uprawiamy.

Ani poszukiwania, które ruszyły tuż nad ranem,

dzisiaj. Odkąd pamiętam, to książka ta była dla

– A ja to mam balonofobię.

ani późniejsze wnikliwe śledztwo, nie przyniosło

nas jak biblia. Może właśnie dlatego wybrałam

– Jak to? Chcesz powiedzieć, że boisz się takich

rozwiązania tej intrygującej zagadki.

filologię polską? Może właśnie dlatego ta pra-

zwykłych, dmuchanych, kolorowych balonów?

– Niech pan jedzie – powiedziała.

ca? A może dlatego, że nie mogę znaleźć innej.

– Eeee nie. Takich nie. Tylko takich pękających

– Ale gdzie?

Wcześniej byłam modelką.

– Tu dziewczę wykonało rękami ruch imitujący

– Niech pan jedzie przed siebie. Obojętnie, w którą

– Dlaczego mnie to nie dziwi?

rozciąganie prezerwatywy, po czym udało, że się

stronę. Na razie prosto. Zaraz zadzwonię i podam

– Kiedyś ważyłam czterdzieści sześć kilo. Teraz

rozerwała, co wydatnie podkreśliła dźwiękiem.

panu adres.

– pięćdziesiąt dwa.

Podgórze kiedyś było oddzielnym miastem,

– Andrzejku, gdzie mam jechać? – powiedziała

– Ale przecież zawsze można wrócić do zawodu

przez lata oddzielonym od swojego starszego

do telefonu.

modelki.

partnera Wisłą, ale i granicami zaborców. Związa-

–…

– Nie tylko ten zawód jest już dla mnie za-

no je ściślej po pierwszej wojnie światowej, wrę-

– Gdzie to jest? To koło tego sklepu?

mknięty.

czając pierścień zaręczynowy w postaci łączącego

–…

– Dlaczego?

Mostu Piłsudskiego, a potwierdzając ten związek

– Będzie pan wiedział, gdzie jest ulica …?

– Związałam się kiedyś z pewnym bardzo

wybudowaną ostatnio kładką dla pieszych.

– Tak.

ważnym człowiekiem. Powiem wprost, byłam

U wylotu tej kładki mieści się kultowy pub,

– Wiemy gdzie. Będę za jakieś dwadzieścia

jego kochanką. Nie pasował mi ten układ, więc

miejsce często odwiedzane przez bohemę ar-

minut.

zerwałam z nim. Wtedy on powiedział, że już ni-

tystyczną.

Za chwilę telefon zadzwonił.

gdy nie znajdę sobie żadnej pracy w tym mieście.

Właśnie z niego wyszła po pierwszej w nocy grupa

– Tak. Jestem pewna.

– Niemożliwe.

przyjaciół. Serdecznie, wśród pocałunków i uści-

–…

– Możliwe. On jest wysoko we władzach. Od

sków żegnała zgrabną dziewczynę, która następ-

– Już do niego nie wrócę.

tego momentu, gdzie się staram o pracę, to naj-

nie odjechała ze mną w kierunku jednego z osiedli.

–…

pierw ją dostaję, a później, po miesiącu zawsze

– Ale masz fajnych przyjaciół? – zacząłem

– Słuchaj. Ja mam całą rękę siną. Jak przyjadę,

słyszę to samo, że chętnie by mnie zatrzyma-

rozmowę.

to ci pokażę. Kończę, Andrzejku, bo jeszcze do

no, ale ktoś ważny bardzo naciska, żeby mnie

– Tak. Są bardzo fajni.

Zoni chciałam zadzwonić.

zwolniono.

– A co to za okazja? Taki wieczorny wypad na

– Mam do pana prośbę – zwróciła się do mnie.

– Nie wierzę.

miasto większą grupą?

– Tak? Słucham.

– Niestety, tak jest. Na razie znalazłam schro-

– Ślub.

– Gdyby dzwonił jakiś mężczyzna do was i pytał

nienie w zagranicznej firmie, ale chyba przyjdzie

– Czyj?

o adres, pod który pan mnie zawiózł, to proszę

mi uciekać do innego miasta, jak mojej babci

– Mój.

mu nie podawać.

przed Ukraińcami ze Lwowa. Ktoś na mnie też

– I tak wcześnie opuszczasz weselnych gości?

– Nie udzielamy takich informacji.

już namalował taki krwawy krzyż.

– Nie było żadnego wesela – wybuchnęła pła-

Ponownie chwyciła za telefon.

Wolfgang Neumann

– Nie do końca.

gonzo 

41

141


ludzie i style

– Cześć. Jadę do Andrzeja. Pożyczy mi pieniądze i pomoże mi znaleźć

z miasta chłopaka. Kolejna osoba, która, wychodząc wieczorem, pełna

jakieś mieszkanie.

nadziei na znalezienie kogoś, kogo poznanie, komu oddając siebie, mogłaby

–…

dzielić się troskami i mnożyć radości, wracała sama.

– Nie. Nie mam ani złotówki. Wszystko mi zabrał. To gdzie mam iść?

Przed nami była już tylko prosta droga na Bielany, a potem jeszcze dalej,

Pod most?

kiedy śmignęła mi postać machającej ręką dziewczyny.

–…

– Zabierzemy ją – zaproponowałem.

– Nie. Jakbym go nie obchodziła. Siedział sobie przy laptopie i rozmawiał

Kiwnął zrezygnowany głową.

z tymi swoimi kochankami.

– Dzięki, że się zatrzymaliście. Nie miałam o tej godzinie jak się stąd

–…

wydostać do domu.

– Chłopak spojrzał na nią. Coś błysnęło mu w oczach, co spowodowało,

Cynicznie mnie wykorzystał do pomocy, a potem wyrzucił.

że na raz bardzo się ożywił i zapytał:

–…

– A gdzie jedziesz?

– No mówię ci, jaki cham.

– Do Liszek.

–…

– Naprawdę?! To tak jak ja. Co tam robisz?

– Nie. Nie mam. Mojego laptopa sprzedał, a tego nie pozwala dotykać,

– Mieszkam tam.

bo mówi, że on jest jego.

– Ja też. Jak to się stało, że nigdy wcześniej cię nie poznałem?

–…

– Może dlatego, że rzadko bywam w domu. Jestem stewardesą i częściej

– Coś ty? Przecież kiedy zajrzałam, z kim rozmawia, to złapał mnie całą

jestem w powietrzu niż na ziemi. A ty? A ty czym się zajmujesz?

dłonią za twarz i odepchnął tak, że uderzyłam z całą siłą głową o podłogę.

– Wyjechałem parę lat temu za granicę. Mam tam małą firmę.

–…

– A co robisz teraz, tutaj?

Wolfgang Neumann

– Poważnie. Jeszcze dzisiaj pomagałam mu przy sprzątaniu po malowaniu.

– A co robi? Zapisał się na Badoo, wysyła jakimś laskom zdjęcia i umawia

– Przyjechałem odwiedzić rodzinę i wyszedłem na miasto, bo myślałem,

się z nimi. A mnie powiedział, że jak będzie chciał, to będzie sobie sprowa-

że kogoś poznam.

dzał kochanki do domu, kiedy mu się będzie podobać.

– I wracasz sam?

–…

– Tak.

– Najbardziej wiesz czego się obawiam? Jakoś się dziwnie czuję od

– To tak jak ja.

dwóch tygodni i mnie mdli.

– Słuchaj, a co robisz jutro? Może byśmy wyskoczyli gdzieś na kawę

–…

albo potańczyć?

– Mam twoją bluzkę. Zabrałam, co mogłam. Część moich rzeczy przepadła,

– Bardzo chętnie.

ale trudno. Słuchaj. Zadzwonię jeszcze później do ciebie.

– Wiesz, to niesamowite.

– Widzę, że nieciekawa sytuacja? – zapytałem, kiedy skończyła rozmawiać.

– Co?

– Jak pan słyszał. Tak się kończy moja znajomość z tym człowiekiem.

– Od dziecka mieszkamy obok siebie, w jednej miejscowości, a poznaliśmy

– To co się stało?

się tu, przypadkiem.

– Kiedy go poznałam, to był do rany przyłóż. Ale po pół roku wszystko

– A może przypadki nie istnieją? Może to los tak chciał i to on nas poznał?

zaczęło się zmieniać. Wynajmowaliśmy jeszcze wtedy mieszkanie. Zakazał

Miasto zostawało daleko w tyle, świecąc swoją łuną w lusterkach. Za

mi chodzić do pracy. Miałam siedzieć w domu. Zresztą, kiedy on wychodził

chwilę obudzi się dzień. Ludzie wstaną, umyją się, zjedzą śniadanie, wyjdą

do pracy, to mnie zamykał na klucz.

na przystanki, pojadą do pracy.

– Jak to? Dała pani tak sobie?

Ale jeszcze wcześniej, zanim wykonają te wszystkie czynności, założą

– Byłam zakochana. Myślałam, że jest taki zazdrosny o mnie. Kiedyś, kiedy

maskę poprawności, za którą schowają wszystkie swoje skryte tajemnice.

byliśmy na dyskotece, to poprosił mnie do tańca taki chłopak. Wyciągnął

Tajemnice, które tylko można poznać nocą, za kierownicą nocnego sa-

mnie wtedy na zewnątrz i pobił. Poskarżyłam się koleżance. Zabrał mi ko-

mochodu.

mórkę i rozbił. Nie mogłam mieć od tego czasu własnej komórki i laptopa.

Tajemnice nocnego miasta.

– I co dalej?   – Dalej przenieśliśmy się tutaj. Uprosiłam go, żeby pozwolił mi pójść gdzieś do pracy, bo zwariuję. Pozwolił, ale pod warunkiem, że wszystkie zarobione pieniądze będę jemu oddawać.

– Przecież on z pani zrobił niewolnicę.   – Wiem. Myślałam, że to tak z miłości. Jeszcze bym się na to zgodziła, gdyby nie zaczął wyszukiwać sobie tych lasek. Całe wieczory pił i rozmawiał z jakimiś kobietami przez komputer. A kiedy go o to pytałam, to mnie bił.

Prawie już świtało i noc kładła się spać. Minęliśmy Trakt Królewski, pomnik zasłużonego dla miasta prezydenta Dietla oraz okno papieskie. Przy skrzyżowaniu zamajaczył w oddali Wawel, a bliżej budynek filharmonii. Koła turkotały po ulicznym bruku, kontrastując z milczeniem wracającego

142

41

 gonzo


Wolfgang Neumann

Komiks komiks

to nieodłączny towarzysz popularnej

obiektywny. Czyżby komiks był najbar-

prasy. Od czasów Yellow Kida przeszedł

dziej moralną formą reportażu? Na ten

ogromne zmiany i dziś jest czymś więcej

temat rozmawiają Marek Miller i Michał

niż zabawnym paskiem na ostatniej stro-

Chudoliński.

nie gazety. To medium równie dobre do

W powojennej Polsce zwykło się

przedstawiania rzeczywistości jak taśma

uważać go za coś gorszego, prymityw-

filmowa, nagranie radiowe lub gazetowe

nego, służącego płytkiej rozrywce. I choć

szpalty. Do tego pozwala przedstawić

stokroć udowadniano, że to nieprawda,

wydarzenia w wielowątkowy, zniuanso-

powtórzymy to raz jeszcze na przykła-

wany sposób, dosadny lub impresyjny

dzie Ligatury – najciekawszego festiwa-

i zostawia wiele miejsca na wyobraźnię.

lu komiksowego w Europie Środkowej.

Tak jak pozostałe sposoby zapisu

Zetknęliśmy się na nim z twórczością

rzeczywistości zniekształca i przetwarza

Anny Krztoń. Jej zabawne i bezpretensjo-

odtwarzany świat. Komiks odnoszący

nalne notatki z rzeczywistości pokazują

się do faktów niejako z definicji staje się

studenckie życie pełniej i lepiej niż trą-

gonzo. Nad konwencjonalnymi środkami

cące fałszem reportaże z akademików.

przekazu ma znaczącą przewagę – nie

W numerze dyptyk o Dziadzie, więcej

udaje, że przedstawia fakty w sposób

w sieci http://www.anna.krzton.com.

W

ywiad z Markiem Millerem

Rozmawia Michał Chudoliński, redaktor naczelny Magazynu Miłośników Komiksu KZ (kzet.pl) oraz założyciel bloga Gotham w deszczu (www.gothamwdeszczu.com.pl).

się tym, co ma miejsce w krajach słowiańskich. Niby jesteśmy blisko

MCH: Przed jakimi wzywaniami stoi według Pana współ-

siebie, a tak naprawdę nie mamy poczucia wspólnoty. W rzeczywistości

czesny reportaż, szczególnie w Polsce?

globalizacja zachodzi jednocześnie z atomizacją społeczeństw. Trzeba

W Polsce z reportażem jest o tyle problem, o ile nadal nie potrafimy za pomocą tej formy dziennikarskiej odkryć prawdziwej, współczesnej twarzy polskości – jednolitego, konsekwentnego, pełnego obrazu polskiego społeczeństwa – bez zwracania uwagi na podziały i konflikty. Spojrzenia na Polskę nie jako udrękę, ale jako wielką przygodę, szczególnie wzbogacającą dla młodego pokolenia. Jeżeli chodzi o reportaż światowy, to pojawia się pytanie w kontekście Unii Europejskiej – czy może istnieć reportaż międzykulturowy, zbliżający narody? Jest to pytanie zasadne, albowiem żyjemy w erze dezinformacji. Przeciętny Niemiec nie wie, co się dzieje w Polsce, a Włoch nie interesuje

gonzo 

41

w takiej sytuacji tworzyć pomosty międzykulturowe w formie reporta-

ży mówiących o sprawach ważnych dla poszczególnych społeczności,

a równocześnie dla całości. Reportaż w końcu opowiada o tym, co rzeczy-

wiście się wydarzyło i miało znaczenie, czy to dla społeczności małego

miasteczka, czy dla mieszkańców Warszawy, Europy, a nawet i całego

świata. Reportaż jest narzędziem o nieograniczonym potencjale i teraz ważna jest odpowiedzialność ludzi, którzy zdają sobie z tego sprawę.

Taki reportaż międzykulturowy mógłby się sprawdzić wobec np. problemu

mniejszości romskiej w Europie. Można by było zrobić ciekawy reportaż

ukazujący relacje Romów z władzami poszczególnych państw europej-

skich, który wykorzystałby sztukę komiksową. Dlaczego bowiem, będąc

143


komiks we wspólnej Europie, mielibyśmy się ograniczać do Cyganów przebywających

Wynika to niejako z przemian w mediach spowodowanych kryzysem. Wywołany

na Bazarze Różyckiego? Dlaczego nie pozwolić zobrazować tego problemu

w USA krach przyczynił się do tego, że redakcje nie są już tak chętne wysyłać

artystom z różnych stron Europy, a reporterów wykorzystać jako komikso-

wybitnych dziennikarzy w podróże do odległych krajów. Jest właściwie jeszcze

wych scenarzystów, którzy nie tyle opiszą i zinterpretują wydarzenia, ile

gorzej – coraz mniej jest tak korespondentów, jak fotoreporterów. Co więcej,

pokażą warstwę emocjonalną całej sytuacji? Myślę, że reportaż polifoniczny,

łatwość korzystania z takich programów jak Photoshop często prowadzi do mani-

będący raportem o stanie świadomości grup społecznych, rysowany przez

pulacji obrazem w fotoreportażach, a w materiałach telewizyjnych wykorzystuje

różnych artystów odpowiadających nie tylko za odwzorowanie sytuacji,

się obrazy z gier komputerowych, by opisać prawdziwe miejsca, jak w przypad-

lecz też postaci, jest możliwy do zrealizowania. Taka wizja jest dla mnie

ku, gdy do ukazania Syrii duńska telewizja użyła grafiki z gry Assassin’s Creed.

absorbująca, zważywszy na to, że współcześnie pojedynczy dziennikarz nie

Są to jedne z wielu przyczyn, dla których odbiorcy mają mniejsze zaufanie do

mógłby poradzić sobie z tak obszernym, wielowątkowym tematem.

dziennikarzy niż kiedyś. Na domiar złego sytuację pogarszają politycy, którzy po wojnie USA z Wietnamem robią wszystko, by utrudnić życie dziennikarzom

MCH: Czy współczesną twarz polskości dałoby się odnaleźć

śledczym i wojennym. Osoby sprawujące władzę nauczyły się, że dziennikarzy

poprzez reportaż komiksowy? Co Pan sądzi o tej ekspery-

nie puszcza się na pole bitwy. Zamiast tego dopuszcza się ich jedynie do centrów

mentalnej formie reportażu? Jak najbardziej. Za sprawą Joego Sacco, Guya Delisle’a oraz komiksów bio-

Wolfgang Neumann

graficznych okazało się, że komiks potrafi ukazać rzeczywistość w jedyny w swoim rodzaju sposób. To medium, które za sprawą syntezy słowa i obrazu wykorzystuje chwyty, które są nie do wyobrażenia w filmie albo animacji.

wojskowych, gdzie podaje się im wybrane, wygodne dla państwa informacje. Stąd nie dziwi mnie wykorzystywanie rysunku i słowa we współczesnej żurnalistyce. Rysunek nie boi się swojej subiektywności, odwzorowania emocji. Może budować nastrój i atmosferę, których próżno się doszukiwać w obecnych, powierzchownych relacjach z wojen.

Przypominają mi się tutaj słowa wielkiego filmowca Federica Felliniego, który

MCH: Co może dać czytelnikowi reportaż komiksowy? Czy

swego czasu współpracował z wybitnym artystą Milem Manarą, znanym

istnieją jakieś znaczące różnice pomiędzy nim a konwencjo-

skądinąd z komiksów. Fellini zwykł mówić, że nic nie przywoła tej niewysłowionej i sekretnej mocy sugestii, która wynika z niezmienności, bezruchu motyla przebitego szpilką. Komiks może doskonale oddać punkty zwrotne reportażu dotyczącego zarówno ataku na wieże World Trade Center, co udowodnił Art Spiegelman w historii In the Shadow of No Towers, jak i działań wojennych. Komiks zatrzymuje bowiem chwilę, by pogłębić jej znaczenie.

Jednocześnie pragnę podkreślić, że komiks niekoniecznie musi występować w czystej postaci. Może stanowić element większej całości danego projektu, w którym zastosowano by film, jak i animację czy reportaż pisany. Nie widzę przeszkód, by tworzyć takie medialne hybrydy, które wprowadziłyby wiele świeżości do sztuki opowiadania. Niektórzy twórcy z wyczuciem łączą już różne media, jak chociażby Tarantino w Kill Billu czy Ari Folman w Walcu z Baszirem. Te eksperymenty są niezwykle twórcze i ambitne. Mogą poszerzyć horyzonty warsztatowe w pracy nad reportażem.

Reportaż komiksowy polegałby dla mnie na tym, żeby wysłać rysownika wraz z reporterem na miejsce akcji. Gdy reporter zdobywałby informacje

nalnym reportażem? Przede wszystkim reportaż komiksowy pozwala przekazać uczucie bliskości, ten specyficzny przepływ emocji i wzruszeń, jaki może mieć miejsce między dwiema osobami. Przykład? Chociażby reportaż o spotkaniu Jaruzelskiego z papieżem Janem Pawłem II, nad którym obecnie pracuję. Nikt oprócz nich nie wiedział, jak przebiegło to spotkanie na Wawelu w 1983 roku oraz o czym ze sobą rozmawiali. Obecnie znamy relację tylko jednej strony, Jaruzelskiego. I choć pracuję nad pisemną formą reportażu, to zastanawiam się poważnie na zawarciem fragmentów, w których mógłby się wykazać jakiś rysownik operujący realistyczną kreską. Znane jest miejsce spotkania, czas i kontekst historyczny. Zachowane są zdjęcia. Z racji tego, że nie wiadomo, jak to spotkanie przebiegło, artysta mógłby je w ciekawy sposób zobrazować i zinterpretować. Oczywiście należałoby zaznaczyć, że jest to fikcja, ale byłaby to ciekawa, spekulatywna retrospektywa.

MCH: W tym kontekście, co uważa Pan o twórczości Joego Sacca,

poprzez rozmowy z tamtejszą władzą lokalną tudzież z mieszkańcami,

promowanej od niedawna przez Timof Comics?

rysownik obserwowałby teren i wedle własnej interpretacji odwzorowywał

Strefa bezpieczeństwa Goražde to dobry komiks, chociaż nie wychwalałbym go aż tak

rzeczywistość na kartce. Jeżeli reportaż ma ukazać zniszczenia wywołane

mocno jak większość krytyków i recenzentów w naszym kraju. Przede wszystkim,

powodzią i to rysownik interpretuje zastane tereny na swój sposób. Dodat-

na pierwszy rzut oka, widać słabo zaprojektowaną okładkę, która nie mówi nic

kowo wykorzystuje przeżycia świadków, którzy opisują, jak woda przelewała

o tym, co dzieje się w środku. Pod względem treści komiks całkiem sprawnie

się przez wały. Przypomina to trochę pracę rysowników z XIX wieku, który na

i intrygująco opisuje sytuację w Bośni i Hercegowinie oraz cały konflikt jugosło-

polach bitewnych rysowali swoje relacje z konfliktów zbrojnych.

wiański po śmierci Broz-Tity. Szkoda tylko, że po pewnym czasie narracja staje się

MCH: Komiks dokumentalny, podobnie jak dziennikarstwo gon-

zo, wykorzystuje napięcie pomiędzy rzeczywistością a medium.

chaotyczna – nie wiadomo, co się dzieje w przeszłości, co w teraźniejszości, a co jest retrospekcją wcześniejszych podróży autora do Serbii. O ile podobają mi się szkice terenowe, panoramy militarne, kadry ukazujące społeczeństwo Goražde,

Czy komiks dokumentalny jest gonzo niejako z samej definicji?

ich panoramiczność, próba szerszego spojrzenia na zjawisko, o tyle momenty

W pewnym sensie tak. To napięcie potrafi być świetnie odwzorowane w warstwie

intymne, ukazywanie warsztatu od kuchni i bardziej nieformalne imprezy są

graficznej, gdzie za pomocą odpowiedniej tonacji barw i kadrowania twórca uka-

zbyt przerysowane i niewiele wnoszą do tematu przewodniego. Nie zmienia to

zuje emocje, które towarzyszyły mu w trakcie konkretnej sytuacji lub rozmowy.

faktu, że momenty pokazujące wspomnienia rozmówców albo próby graficznego

Jest tak chociażby w Dziennikach ukraińskich Igorta, w których autor przemierza

przedstawienia zbrodni Serbów są tymi fragmentami, które chciałbym przenieść

Ukrainę, rozmawiając ze zwyczajnymi ludźmi i opisuje ich życie w czasach ra-

do polskiego reportażu komiksowego. Chciałbym jednakże zaznaczyć, że Strefa

dzieckiego komunizmu. Zależy to jednak w dużej mierze od zastosowanej techniki

bezpieczeństwa Goražde nie jest dla mnie reportażem komiksowym sensu stricto.

narracyjnej – czy ma być to komiks rozumiany klasycznie, czy może niemy – oraz

To bardziej dokument komiksowy, próbujący odnieść się poprzez przeżycia autora

możliwości rysownika. Jako nauczyciel i teoretyk zastanawiam się, czy nie dałoby

do zdarzeń sprzed lat, oddać tamtejszy klimat. Jest w nim wielu indywidualizmu

się robić takich komiksów w grupach, gdzie reportażysta, przejmując funkcję

i własnych, autorskich wniosków, tak charakterystycznych dla dokumentu.

reżysera komiksu, mógłby kierować zespołem rysowników i urbanistów, którzy

MCH: Od niedawna w naszym kraju publikuje się komiksowe

zajmowaliby się poszczególnymi częściami warstwy wizualnej – na przykład

biografie oraz felietony podróżnicze. Mowa tutaj o komiksach

pojazdami, architekturą, postaciami.   Komiks i reportaż stykają się także w kontekście popularności, jaką cieszą

Guya Delisle’a. Co Pan sądzi o publikacjach z wydawnictwa

się wśród czytelników. Książki reportażowe trafiają na listy bestsellerów, a rola

Kultura Gniewu?

komiksów stopniowo rośnie.

To bardzo interesujące komiksy. Pokazują reżimy i inne państwa z niespotyka-

MCH: Czy ten wzrost popularności mówi coś o zmianach naszych literackich upodobań?

nej perspektywy – człowieka patrzącego na zdarzenia z boku. To, co opowiada, opowiada z przypadku, przy okazji. Delisle nie jest znawcą tematu ani nie ma wykształcenia politologicznego czy też historycznego. Jest za to człowiekiem,

144

41

 gonzo


Wolfgang Neumann

komiks

który pracował przy filmach animowanych, który potrafi rysować i który

się w trakcie pracy nad komiksem nad biograficznymi aspektami. Raz, że

pomaga swojej żonie zajmować się dzieckiem w trakcie podróży zawodowych.

doprowadza to do zachwiania proporcji w historii – opowiadanie o sobie

Przy okazji jest bystrym obserwatorem. W komiksach przedstawia swoje

i własnych odczuciach jest czynione zawsze kosztem innych, moim zdaniem

perypetie w sposób zdecydowany, bezpośredni i z humorem, co całkiem

bardziej wartościowych elementów opowieści. Redakcje zresztą nie lubią, gdy

nieźle oddaje specyfikę miejsc, które odwiedza.

reporterzy mówią o sobie. Wolą wysłuchiwać, co reporter dla nich zdobył, co

MCH: Jest Pan zadowolony z kronik Delisle’a? Niektórzy

zobaczył. W moim przypadku również nie o to chodzi w polifonicznej formie

krytycy zarzucają mu, że ucieka od moralnej oceny reżimów, chociażby Korei Północnej.

komiksowej, która wydaje mi się przyszłością tego medium. Z drugiej strony komiks dokumentalny będzie istniał i to w nim ważny będzie indywidualizm autora – jego odczuć, wyciągania wniosków i prób analizy danego zjawiska.

Takie słowa krytyki są przesadzone. Nikt nie ma obowiązku pisać moralizatorsko i o wszystkim, inaczej nie byłoby wyjątkowych spojrzeń na zjawiska społeczne czy reżimy. Komiks nie jest od tego, by mówić o rzeczach oczy-

MCH: Jak Pan postrzega przyszłość polskich mediów? Czy

wistych. Delisle w swoich komiksach jest naturalny, inteligentny, wrażliwy

jest w nich miejsce na eksperymenty formalne i poszuki-

i bacznie obserwuje z boku osoby, które napotyka na swojej drodze. Opowiada

wania nowych form?

to, na co może sobie pozwolić w oderwaniu od zajęć rodzinnych czy zawodo-

Rynek jest obecnie tak różnorodny, że trudno na to pytanie jednoznacznie

wych. Mówi to, co myśli, bez ogródek i to stanowi wartość jego twórczości.

odpowiedzieć. Pojawia się wiele nisz, które są zagospodarowywane przez

MCH: Zazwyczaj reportaże komiksowe charakteryzują się

wydawców komiksowych. Trudno powiedzieć, na czym będzie się skupiać ich działalność albo jakie sobie postawią cele. Z kolei w polskich tygodnikach

biograficznym aspektem – dziennikarz odgrywa w tych

opinii pojawiają się elementy komiksowe, są jednak ostrożne i stereotypowe.

historię jedną z głównych ról, gdy ukazuje swój warsztat

Nie ma tygodnika opinii, które chciałoby poeksperymentować z komiksem

od kuchni albo dzieli się z nami swoją wrażliwością. Czy w takiej sytuacji jest możliwa polifoniczna forma wywiadu?

jako dziennikarskim narzędziem. Do pewnego czasu można było przeczytać

rozmowy komiksowe w Dużym Formacie „Gazety Wyborczej”, ale zaprzestano je wydawać. Szkoda, że nie ma periodyku ogólnopolskiego, który odważyłby

Oczywiście, że tak. Uważam, że polifoniczny komiks reportażowy jest bardziej

się powrócić do tego pomysłu albo przynajmniej zaproponowałby nową

obiektywny i zbliża bardziej do prawdy, gdyż pracuje przy nim wiele osób,

formułę komiksu dziennikarskiego. Jeżeli już pojawiają się tam historie

dzięki czemu możemy ująć jak najwięcej odcieni poszczególnych sytuacji,

obrazkowe, to jedynie w celach humorystycznych czy też satyrycznych. 

historii. Gdyby doszło do takiej współpracy zespołowej, to nie skupiałbym

gonzo 

41

145


Wolfgang Neumann

komiks

146

41

ď Ž gonzo


Wolfgang Neumann

komiks

gonzo ď Ž

41

147


Jan Bińczycki

K

komiks

Wolfgang Neumann

omiks bez kompleksów

Jeśli ktoś nie znosi komiksów, powinien koniecznie wybrać się na poznański festiwal Ligatura. To terapia dla wszystkich, którzy jeszcze nie przetrawili tego, że rysowanie historii jest autonomiczną sztuką i że na poziomie fabularnym i estetycznym może dorównywać swoim uznanym starszym krewnym.

Przez cztery dni w centrum Poznania można było posłuchać frapu-

ze studenckiego życia publikujemy stronę wcześniej.

jących dyskusji, obejrzeć masę inspirowanych komiksem filmów,

Festiwalowi towarzyszył również konkurs „Silence” – na komiksy

krążyć po klubach, galeriach i prywatnych mieszkaniach, w których

bez dymków. Wygrał Evgeny Yakovlev z Kazachstanu za pracę For-

zaaranżowano przestrzeń pod wystawy.

gotten. Nagrody otrzymali także Sara Divjak z Chorwacji za Fossil

Co oprócz braku poszumu swetrów i widoku włosów spiętych

oraz Joanna Karpowicz i Mateusz Wiśniewski za Desperate case of

w kitkę decyduje o wartości festiwalu? Przede wszystkim pitching!

Bateson George. Wyróżnienia przyznano Aleksandarowi Zografo-

To konkurs ofert przygotowanych przez rysowników i scenarzystów.

wi z Serbii za The Lonely Path i Jasperowi Ritemanowi za TRI/P.

Jak twierdzą organizatorzy – jedyny na świecie. Kilkunastu autorów

Obszerny katalog ukaże się przy okazji kolejnej edycji festiwalu.

z całej Europy przedstawiło swoje propozycje. Wśród autorów warto

Odbyły się też warsztaty scenariuszowe i rysunkowe i kilka wystaw,

wymienić Sabine Indriksone-Moore z Łotwy (cebula jako alegoria

które śmiało mogłyby przyćmić snobistyczne wernisaże w modnych

smutku, komiks ma być wykonany techniką linorytu!) i Britanny

galeriach. „Portret podwójny. Polski komiks kobiecy” pokazał twór-

Molineux z Wielkiej Brytanii za poetycką opowieść o latarni mor-

czość dwudziestu autorek w duchu zgodnym z ideą festiwalu – bez

skiej. Z kolei Mari Ahokoivu z Finlandii przedstawiła wzruszającą

zadęcia, protekcjonalizmu i nadętych teorii.

historię o słoniątku i jego opiekunie, który w świecie malucha

Monograficzna wystawa prac Badyla – twórcy związanego z pra-

występuje jako ogromna trąba, która porusza huśtawką, głaszcze

są niezależną, m.in. ,,Mać Pariadką" czy ,,Pasażerem" – odbyła się

po łebku i robi wszystko to, czym zajmują się zwykle dwunożni

w anarchistycznej księgarnio-kawiarni Zemsta. Jego proste rysunki,

rodzice. György Somogyi zgłosił do konkursu węgierską wersję

pozornie niewiele różniące się od satyrycznych obrazków znanych

Indiany Jonesa. A niemiecko-szwajcarski duet Gregor Hinz i Anja

z głównonurtowej prasy, są już częścią historii rodzimego niezalu.

Wicki przygotował jedynie szkic westernowej fabuły: scenariusz

Warto wspomnieć, że pierwsza generacja powojennych polskich

rysowali na żywo, posługując się rzutnikiem.

anarchistów od samego początku uważała komiks za medium

Wygrała Joana Estrela Vasconclesos – Hiszpanka pracująca na

adekwatne i użyteczne w prowadzeniu działalności propagando-

Litwie jako wolontariuszka. Już niebawem będzie można przeczytać

wej. Badyl sprawnością czy celnością komentarzy nie ustępuje

jej frapujący, polityczny komiks o zinstytucjonalizowanej homofobii

najsłynniejszym polskim rysownikom prasowym, wali za to mocniej

u naszych wschodnich sąsiadów. Niezależnie od werdyktu jury warto

od nich, za temat drwin obierając nie przywary poszczególnych

popularyzować ideę pitchingu. Wszystkie prace, które zakwalifiko-

polityków lub aktualne wydarzenia, a całokształt naszej młodej

wano do drugiego etapu zostaną rozesłane do wydawców w Europie

i przaśnej demokracji.

i Stanach Zjednoczonych. My wyłowiliśmy z grona uczestników

Wystawa holenderskiego kolektywu Lamelos pokazała, jak obalić

Annę Krztoń, której zabawne, a zarazem nieco neurasteniczne kadry

snobizm i hipokryzję wpisane w działalność galerii sztuki współ-

148

41

 gonzo


balonami a komiksowymi dymkami, jednak nie sposób uniknąć

ogromną ilość prac – od lapidarnych ołówkowych szkiców,

skojarzenia, że lateksowe vibrato miało ukazać ostateczną

przez urokliwe (choć często obrazoburcze) akwarelki i wydruki

formę rozkoszy.

cyfrowe, aż po wielowarstwowe sitodrukowe odbitki. Ilość

Nie trzeba być długowłosym nerdem w polarze, by zbliżyć

i nagromadzenie grafik stanowiły radosny atak na galeryjną

się do takiego stanu na poznańskim festiwalu. Mówi Michał

sztampę i udawanie, że można godzinami kontemplować ubogie

Słomka, organizator festiwalu Ligatura:

w treści wystawy. Na wernisażu rozstawiono też distro – stoisko z komiksami, artbookami oraz innymi produktami. Cieszyły się

„Nie chcemy udowadniać, że komiks jest mądry, dobry; po prostu pokazujemy, że to odpowiednie

Można by wymieniać kolejne wernisaże i spotkania (tu jedyny

medium do pokazywania prawdy w sposób

bodaj feler: wielu prelegentów nie dotarło na swoje wykła-

chłodny, analityczny lub emocjonalny także za

dy), ale wypada w końcu przerwać pean na cześć najbardziej

pomocą estetycznego eksperymentu. Nie ma

bezobciachowego festiwalu komiksowego w Europie Środkowo-

sensu organizować festiwalu komiksowego tylko

-Wschodniej. Żeby zgrabnie zamknąć ten cykl zachwytów,

dla zagorzałych fanów. To sprawdza się na innych

należy wspomnieć o uroczystym zakończeniu. Uświetnił je

imprezach, gdzie spotykają się pasjonaci w wąskim

muzyczny performance Judy Dunaway, amerykańskiej artystki

gronie i na przykład grają w RPG. My chcieliśmy

konceptualnej, która zagrała niepokojący koncert, używając

stworzyć festiwal, jakiego potrzebuje Polska i nasza

między innymi… wibratorów! Zbliżane do balonów oklejonych

część Europy. Myślenie wąskimi kategoriami nie

superczułymi mikrofonami wydawały dźwięki przypominające

pokrywa się z rzeczywistością, z różnorodnością

pikowanie meserszmitów. Entuzjaści akustycznych eksperymen-

komiksowego świata.”

1

sporym powodzeniem.

tów tłumaczyli w kuluarach, że chodziło o analogię pomiędzy gonzo 

41

W. Szymborska, Poczta literacka, czyli jak zostać (lub nie zostać) pisarzem, Kraków 2000, s. 135. Tamże, s. 141.

czesnej. W holu nowej części Zamku Cesarskiego nawieszano

149

2

Wolfgang Neumann

komiks


G

poczta literacka

M.

onzo na okrągło, czyli poczta literacka

Wolfgang Neumann

bez tajemnic

Będąc młodym człowiekiem, natknąłem się przypadkiem na książkę Poczta literacka, czyli jak zostać (lub nie zostać) pisarzem Szymborskiej. Nazwisko noblistki podziałało jak magnes na początkującego miłośnika literatury. Jakże wdzięczna była to lektura! Ileż intelektualnych smaczków się tam odnalazło! Ileż zgryźliwej ironii, zaskakujących point, misternie uplecionych żartów i drwin wymierzonych w początkujących literatów! A wszystko to podlane inteligenckim sosem prosto z Krakowa (jak wiadomo,

Wtedy zaczyna się najtrudniejsze – podejmowanie decyzji. Trudność polega na

dla początkującego miłośnika literatury wszystko, co z Krakowa, gdy Kraków

tym, że poruszamy się po terytorium całkowicie dziewiczym. Często ma się

ten odległy jest o setki kilometrów, smakuje podwójnie dobrze). „Opowiadanie

do czynienia z tekstem nie czytanym przez nikogo wcześniej (czasem, biorąc

może od biedy nie mieć początku ani zakończenia, środek jednak wydaje się

pod uwagę błędy, włączając w to autora). Recenzując książkę, która została już

konieczny”1 albo „Wszystko na tym świecie niszczy się od stałego użycia, oprócz

wydana, ma się przynajmniej komfortową świadomość, że przeszła ona przez

prawideł gramatyki. Niechże Pani śmielej z nich korzysta – starczy dla każdego”2.

sztab ludzi – redaktorów, recenzentów i korektorów, którzy podjęli taką, a nie

Prawda, że wdzięczne? Po lekturze początkujący miłośnik literatury zapragnął

inną decyzję. W takiej sytuacji możemy się z nią zgodzić lub nie. A nadesłany

z równą swadą i bezwzględnością dzielić i rządzić losem młodych literatów.

maszynopis? Ewentualne kompetencje literaturoznawcze i doświadczenie wydaw-

Minęło jednak sporo czasu, zanim pojawiła się ku temu okazja. Po drodze

nicze pozwalają odrzucać teksty poniżej pewnego poziomu. Ale później te same

doszły studia filologiczne, trochę doświadczenia zawodowego, ale entuzjazm

kompetencje na niewiele się zdają. Okazuje się, że rzecz cała sprowadza się do

nie opadł. Wprost przeciwnie, apetyt na bycie redaktorem poczty literackiej

kwestii wiary. Albo uwierzy się autorowi, że jego tekst ma sens, albo nie. Inaczej

w uznanym wydawnictwie rósł. „Będę miał realny wpływ na kształtowanie życia

mówiąc, granica jest tu bardzo rozmyta, trzeba zaufać pisarzowi, że wie co robi.

literackiego” – snuło się sny o potędze. Wynajdę nową Masłowską, następcę

Po trzecie, temat. Zaskakująca jest obsesja na punkcie pewnych wątków wśród

Dukaja, Mojego Pisarza, surowy diament, który będę szlifował. Ręka w rękę

początkujących pisarzy. Przynajmniej połowa nadsyłanych tekstów obraca się

pójdziemy razem, On albo Ona i ja, wspólnie będziemy pracować nad pierwszą

wokół problemu pisania, najczęściej w kontekście autobiograficznym. Poten-

książką, a jak się już ukaże, dzielić się będziemy sławą lub też ramię w ramię

cjalna ilość tematów zdaje się nieograniczona, jednak większość wybiera ten

stawimy czoła zawistnej krytyce. W najbardziej wstydliwych snach słyszało

najbardziej wyświechtany (a przez to najtrudniejszy) – pisarz, który tworzy

się fragmenty przemowy, towarzyszącej wręczeniu Nike (sny te miały jednak

swoją pierwszą powieść. Sytuację tę można zapewne diagnozować na wiele

zawężenie lokalne i mainstreamowe), w których Mój Pisarz, nie kryjąc wzrusze-

sposobów: najprostsze wytłumaczenie to brak pomysłów – autotematyzm może

nia, dziękuje Swojemu Redaktorowi, który wydobył go czy też ją z literackiego

to zamaskować. Można to także potraktować jako próbę zajęcia odpowiedniej

niebytu. Łzom, oklaskom i uściskom nie ma końca.

pozycji, ustawienia swojego głosu – oto jestem Pisarzem, który pisze. Nadmierne

Rozczarowanie, będące naturalną konsekwencją egzaltacji, jest oczywiście

skupienie się na przyjmowaniu odpowiedniej roli skutkuje zepchnięciem na

pierwszą rzeczą, która przydarza się przy pracy redaktora poczty literackiej. Ale to

drugi plan samej literatury.

banalne, gdyż spotykane w każdej profesji. O ile rozczarowanie jest od początku

Do czego zmierzają powyższe rozważania i jaki to ma związek z gonzo?

wpisane w tego typu działalność, o tyle zaskakujące było uczucie, które lokuje

W pierwszym odruchu temat poczty literackiej zdawał się idealnie pasować do

się gdzieś pomiędzy zdumieniem i bezradnością. Po pierwsze, ilość. Książki

tematyki numeru. Jednak po dłuższym namyśle wnioski zdają się wskazywać

przychodzą w tempie od dwóch do trzech dziennie. Czasem więcej. Folder na

na sytuację odwrotną. Owszem, z łatwością można by z nadsyłanych tekstów

dysku pęcznieje, rodzi się coraz głębsza frustracja. I nie pomagają tu kiepskie

wyciągnąć szereg przykładów, składających się na literacką galerię dziwactw

żarty: „Jestem jak Pessoa, mam folder pełen ludzi” ani czytanie znajomym

i osobliwości, ale byłoby to zestawienie sztuczne i powierzchowne. Gonzo to

(oczywiście anonimowo) co bardziej spektakularnie nieudanych fragmentów

literatura świadomie nie na serio. Nadsyłane do wydawnictwa teksty pisane

(zaskakująco szybko przestaje to być śmieszne).

są zazwyczaj bardzo na poważnie, ale rzadko świadome są swojej powagi.

Po drugie, teksty-nie-wiadomo-jakie, czyli te, które sprawiają najwięcej prob-

I w tym zestawieniu daje się uchwycić jedna z ważniejszych cech stylu gonzo.

lemów. Proza ewidentnie kiepska, grafomańska, otwarcie nieudolna jest nawet

Literatura, która potrafiłaby się zdobyć na ten rodzaj anarchizującej subwersji,

miłą odmianą – można ją chwilę poczytać dla czystej przyjemności, po czym

jest niezwykle rzadka i zazwyczaj tonie w zalewie banału i wtórności. Ale nie

odrzucić bez żalu i wątpliwości. Jednak najwięcej jest utworów, które mają w sobie

należy tracić wiary. v

„coś intrygującego”, czyli tych, które przeszły test dwudziestu pierwszych stron.

150

41

 gonzo


jjjjjj

poczta literacka

Oscar Zeta Acosta (1935-1974) – prawnik, pisarz, polityk amator, przyjaciel

jjjjjj

na kadry komiksu. W przyszłości ma zamiar wyjechać do Peru, hodować lamy

Huntera Thompsona. The Autobiography of a Brown Buffalo (Autobiografia śniadego bizona)

i nosić śmieszną czapkę.

z 1972 opowiada o dzieciństwie w latynoskiej rodzinie, działalności misjonarskiej,

Adam Ladziński – dziecię lat osiemdziesiątych, miłośnik angielskiego, blogów

a w końcu porzuceniu palestry i poszukiwaniu tożsamości podczas przetykanej

i sitcomów. Za Krakowem, w którym mieszka na jednym z wielkich osiedli, nie

serią przygód z alkoholem i psychodelikami wędrówki przez Amerykę.

przepada.

Jakub Baran – student filozofii na UJ. Zajmuje się transhumanizmem, „amerykań-

Damiano Laterza (ur. 1974) – pisarz, dziennikarz, pochodzi z Apulii, a obecnie mieszka w Rzymie. Łączy pracę w dziale kulturalnym jednego z największych

Miłośników Komiksu.

włoskich dzienników „Il Sole” z pisaniem dla odpowiednika naszego Pudelka

Djuna Barnes (1892–1982) – amerykańska pisarka, poetka, dramatopisarka,

– strony Dagospia. Wydał powieść ezoteryczną 35. Napisał także scenariusz

dziennikarka i rysowniczka. Autorka Nightwood, modernistycznej powieści wy-

do kasowej komedii Jak ci się podobam oraz do autorskiej krótkometrażówki

różniającej się oryginalnym stylem i odwagą wątków lesbijskich.

Stand By Me. Jego miłośnicy nazywają go, przyrównując do słynnego scenarzysty

Daniła Bliuz (ur. 1897) – nietrzeźwiejący poeta, literat, artysta i harmonista.

Felliniego, „nowym Flaianem”; on odpowiada „to Flaiano był nowym Flaianem”.

Jan Bińczycki – absolwent Wiedzy o Kulturze na Wydziale Polonistyki Uni-

Albert Londres (1884–1932) – francuski pisarz i dziennikarz. Jeden z pionie-

wersytetu Jagiellońskiego oraz podyplomowych studiów nt. kultury najnowszej

rów dziennikarstwa śledczego, pisał reportaże krytyczne wobec kolonializmu.

w Instytucie Kultury UJ, doktorant Wydziału Polonistyki UJ. Interesuje się

Jego imieniem nazwano jedną z najbardziej prestiżowych francuskich nagród

zagadnieniami gender w dwudziestowiecznej literaturze polskiej (planowany

dziennikarskich.

tytuł pracy doktorskiej Kategoria męskości w prozie Emila Zegadłowicza), zjawiskami

Aleksandra Małecka – tłumaczy z angielskiego i francuskiego. Interesuje się

z pogranicza literatury i socjologii miasta oraz kontrkulturą. Wokalista efeme-

lingwistyką, a szczególnie teorią przekładu.

rycznych grup punkrockowych, ostatnio Galizien Glamour.

Kaja Puto – absolwentka filmoznawstwa, studentka filozofii UJ. W Ha!arcie

John Birmingham (ur. 1964) – dziennikarz pracujący dla magazynów „Rolling

jest człowiekiem tysiąca zawodów. W przyszłości chciałaby zostać marynarzem

Stone” i „Penthouse” oraz autor thrillerów science fiction. W 1994 wydał zbiór

albo Niemcem.

wspomnień i anegdot He Died with a Felafel in His Hand (Umarł z falafelem w ręku; tytuł

Kinga Raab – rosjoznawczyni, tłumaczka, zamieszkała w Runecie, w wolnych

nie jest żadną metaforą), opisujący przygody Birminghama i osiemdziesięciu

chwilach grzebie w śmieciach.

dziewięciu współlokatorów podczas mieszkania w kilkunastu blokach, domach,

Maciej Rączka – absolwent polonistyki UJ, z zawodu nauczyciel, okazjonalnie

norach i melinach od Brisbane po Melbourne, w tym seks, skręty, naloty komor-

gitarzysta, a z konieczności outsourcingowy żuczek. W służbie edukacji w latach

ników, trzytygodniowe wódczane cugi, wyrzucanie mebli przez okno, głowę kozła

2007–2008 mieszkał w Mongolii, a 2009–2012 w Azerbejdżanie. Frustracjami,

przybitą do ściany oraz rzecz najstraszliwszą ze wszystkich, doprowadzającą do

stresem i tęsknotą za domem dzielił się ze znajomymi za pomocą staroświeckich,

płaczu pokrytych bliznami twardzieli: nieumytą patelnię.

zbyt długich listów z daleka.

Michał Chudoliński – od 2003 do 2006 roku prowadził dział komiksowy w ser-

Roberto Saviano (ur. 1979) – najważniejsza postać włoskiego dziennikarstwa

wisie BatCave (http://www.batcave.com.pl). Od tamtej pory pracuje przy numerach

XXI wieku. W 2006 roku, po wydaniu powieści-eseju (czy, jak także często się

Magazynu Miłośników Komiksu KZ (kzet.pl). Publikuje także na łamach „Nowej

ją nazywa, powieści-śledztwa) Gomorra. Podróż po imperium kamorry z jednej strony

Fantastyki”, „Czasu Fantastyki”, „2+3D” oraz na stronie Polityka.pl. Niedawno

został międzynarodową gwiazdą, z drugiej – został skazany na śmierć przez nea-

opublikowano współredagowane przez niego piętnaste wydanie „Zeszytów Ko-

politańską mafię i żyje pod ciągłą ochroną. Obecnie współpracuje z największymi

miksowych” poświęcone postaci Mrocznego Rycerza z Gotham.

włoskimi i światowymi czasopismami, pisząc wciąż o mafii, ale także o kryzysie,

Karl Emil Franzos (1848–1904) – niemiecki pisarz i dziennikarz. Urodził się

włoskiej polityce i kulturze Neapolu, „swojej ziemi”. Niedługo ukaże się jego

w Czortkowie na wschodzie regionu podolskiego. W reportażach Aus Halb-Asien,

najnowsza książka pt. 0.0.0.

Aus der großen Ebene, Vom Don zur Donau opisał krajobrazy i ludzi wschodnich krain

Bartosz Stopel – doktorant na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskie-

korony habsburskiej.

go, anglista, prawie literaturoznawca. Interesuje się teorią literatury, estetyką

Wolfgang Neumann

skim snem”, filozofią buddyjską i kontrkulturą. Członek redakcji KZ – Magazynu

Łukasz Grzymalski – krakowianin z Grzegórzek. Dziennikarz prasowy, foto-

i kognitywistyką. W latach młodości zainteresowany ideami i twórczością ame-

graf i ogrodnik. Pisze o kontrkulturze, sprawach społecznych i kryminalnych.

rykańskiej kontrkultury, obecnie odnosi się do nich z życzliwym dystansem.

Współpracował z „Dziennikiem Polskim”, „Echem Miasta, „Gazetą Krakowską”.

Ziemowit Szczerek – dziennikarz portalu Interia.pl, współpracuje z „Nową

Publikował także w magazynach „Przekrój”, „Focus Śledczy”, „Cosmopolitan”.

Europą Wschodnią”, autor książki pt. Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia

Współtwórca zespołu Kultura Wieku Atomowego. Miłośnik kolei. Absolwent

Słowian, współautor wydanej w 2010 roku książki pt. Paczka radomskich. Autor

studiów filozoficznych.

opowiadań publikowanych m.in. w „Ha!arcie”, „Lampie”, „Studium”, „Opowia-

Tomasz Janik – czterdziestoparoletni mężczyzna, mieszkaniec Krakowa. Z wy-

daniach” i E-splocie. Pisze doktorat z politologii, zajmuje się wschodem Europy

kształcenia i z pasji historyk. Przypadkiem, trochę pod wpływem impulsu,

i dziwactwami geopolitycznymi, historycznymi i kulturowymi. Jeździ po dziwnych

zdecydował się podjąć jeżdżenia na taksówce, co miało być jedynie chwilowym

miejscach i o tym pisze. Ostatnio najbardziej inspiruje go gonzo i literatura/

zajęciem i podratowaniem domowego budżetu. Szybko okazało się, że ta praca

dziennikarstwo podróżnicze.

go zafascynowała. Stała się niesłychanym doświadczeniem socjologicznym i po-

Helge Timmerberg (ur. 1954) – niemiecki pisarz, dziennikarz i podróżnik. Swoją

dróżą w krainę bardziej egzotyczną niż najdziksze zakątki Afryki, czy ośnieżone

karierę dziennikarską rozpoczął w wieku 17 lat podczas podróży w Himalaje.

szczyty Himalajów.

Podróżuje po całym świecie, przez kilka lat mieszkał w Marakeszu i Hawanie.

Marek Miller – polski reporter. Prowadził wykłady w Instytucie Dziennikarstwa

Enfant terrible niemieckiego dziennikarstwa, dziennikarz gonzo, który pisze do

Uniwersytetu Warszawskiego, sprawował ponadto funkcję dyrektora Instytutu

najpoczytniejszych tytułów: „Bunte”, „Süddeutsche Zeitung”, „Magazin”, „Stern”,

Dziennikarstwa Collegium Civitas. Obecnie wykłada w Instytucie Dziennikarstwa

„Der Spiegel”, „Die Zeit”, „Die Woche”, „Bild”, „BZ”, „Elle”, „Playboy”. Przez lata

Uniwersytetu Warszawskiego. Jest twórcą i animatorem Laboratorium Reportażu

związany z magazynem „Tempo”.

– miejsca dziennikarskich poszukiwań i eksperymentów penetrującego przestrzeń

Aneta Wielgosz – studentka italianistyki – którą powoli kończy – i poloni-

między dziennikarstwem a pisarstwem oraz badającego możliwości zbiorowej

styki – której chyba nigdy nie skończy – na Uniwersytecie Warszawskim. Jako

pracy nad tekstem i multimedialnego opowiadania tematu.

miłośniczka południowych Włoch i literatury non-fiction, bardzo chętnie napisała

Grzegorz Kopeć – dokumentalista, scenarzysta, historyk filozofii.

artykuł i jeszcze chętniej przetłumaczyła teksty swoich mistrzów.

Anna Krztoń – urodzona w Tarnowskich Górach, studentka ASP Katowice.

Arkadiusz Wierzba – absolwent polonistyki UJ, studiował również filozofię (PAT)

Zajmuje się grafiką wklęsłodrukową, ilustracją książkową i komiksem (na razie

i informatykę (UEK), krytyk, tłumacz języka czeskiego i słowackiego, ghostwriter,

głównie autobiograficznym). Brała udział w kilku wystawach indywidualnych,

webmaster. Interesuje się czeską kulturą, polską poezją, mezaliansem literatury

a także kilkunastu grupowych. Jest laureatką kilku ogólnopolskich konkursów

i nowych mediów, rynkiem książki elektronicznej i filozofią nauki. Przełożył

poetyckich i licznych turniejów jednego wiersza. W wolnych chwilach pije alkohol

powieść Szaman Egona Bondy’ego (Ha!art, Kraków 2012). Urodzony w Prudniku,

i pracuje w turystyce (nigdy równocześnie), a potem przenosi swoje obserwacje

większość świadomego życia spędził w Krakowie. Obecnie mieszka w Pradze.

gonzo 

41

151


poczta literacka

 Ha!art: postdyscyplinarny magazyn o nowej kulturze

„Ha!art” to istniejące od czternastu lat pismo o kulturze

Kraków 2013 – nr 41

alternatywnej. Dotąd ukazało się czterdzieści numerów

e-mail: redakcja@ha.art.pl

zawierających prekursorskie na polskim rynku teksty na

ISSN 1641–7453

temat ważnych zjawisk w kulturze, takich jak sztuka no-

Nakład: 1200

wych mediów, street art, literatura zaangażowana, camp, literatura gejowska i lesbijska, avant-pop, liberatura, cyber-

 Wydawca:

punk, liternet, minimalizm, neolingwizm. Wśród autorów i bohaterów tekstów znaleźli się przedstawiciele różnych

31–011 Kraków | http://www.ha.art.pl/

dziedzin sztuki, nurtów i pokoleń, m.in. Wilhelm Sasnal,

Wolfgang Neumann

Korporacja Ha!art | pl. Szczepański 3a

Marian Pankowski, Franciszka i Stefan Themersonowie,

 Redakcja:

Michał Witkowski.

Piotr Marecki – redaktor naczelny

(piotr.marecki@ha.art.pl)

Najnowszy numer poświęcony jest gonzo – subiektywnej,

Łukasz Podgórni – sekretarz

bezkompromisowej odmianie dziennikarstwa. Zawiera blok

(lukasz.podgorni@ha.art.pl)

po raz pierwszy tłumaczonych na polski tekstów amery-

 Koncepcja numeru: Jan Bińczycki, Kaja Puto, Aleksandra Małecka

 Projekt graficzny, skład i łamanie: KtrznJnt

kańskich klasyków: Huntera S. Thompsona, Oscara Zeta Acosty, Johna Birminghama, Lestera Bangsa i europejskich przedstawicieli tego nurtu, m.in. Helge Timmerberga, Damiano Laterzy, Daniła Bliuza, Borisa Kotura. Obok „nowości ze świata” numer prezentuje polskie wydanie nurtu: jego undergroundowe korzenie i teksty współczesnego przedstawiciela, Ziemowita Szczerka. Przekonani, że gonzo nie

 Korekta:

wzięło się znikąd, eksplorujemy meandry europejskiej lite-

Aleksandra Małecka, Kaja Puto, Adam Ladziński, Ziemowit Szczerek

ratury w poszukiwaniu jego korzeni – stąd dział „historia”.

 Redakcja Wydawnictwa: Katarzyna Bazarnik i Zenon Fajfer

Można się już powoli domyślać, że forma numeru parodiuje

(liberatura), Daniel Cichy (linia muzyczna), Iga Gańczarczyk (linia teatralna), Grzegorz Jankowicz (linia krytyczna, proza obca), Piotr Marecki (seria prozatorska, poetycka, literatura non-fiction), Kuba Mikurda (linia filmowa), Przemysław Pluciński (teoria i praktyka), Jan Sowa (linia radykalna, teoria i praktyka), Ewa Małgorzata Tatar (linia wizualna)

tygodnik opinii. Czym mógłby być taki periodyk, gdyby nie był nudnawym zbiorem reklam i „eksperckich”, poprawnych analiz? Autorzy przeprowadzają prasowy eksperyment, przywołując medialne klisze i kpiąc ze wszystkiego, co w dziennikarstwie oklepane, nudne, zużyte. Pokazujemy

 Współpraca:

gonzoodsłonę działów w rodzaju „zdrowie i uroda”, „ludzie

Fundacja Korporacja Ha!art

i style”, umieszczając w nich najróżniejsze teksty literackie

Fundatorzy: Piotr Marecki, Jan Sowa

i krytyczne. W numerze znajduje się także dział poświęcony

Rada: Małgorzata Mleczko, Patrycja Musiał, Jan Sowa (przewodniczący); Zarząd: Grzegorz Jankowicz (wiceprezes), Piotr Marecki (prezes)

komiksom dokumentalnym, formie już z definicji bliskiej gonzo. Nie zapomnieliśmy także, dokąd trafiło gonzo, kiedy wymknęło się ze swojego dziennikarsko-literackiego matecznika: opisujemy gonzomentary (zjawisko w filmie

 Druk:

dokumentalnym) oraz nurt pornografii gonzo.

PW Stabil

ul. Nabielaka 16

Redakcja „Ha!artu” z przyjemnością nawiąże kontakt

31–410 Kraków

i współpracę z autorami lubiącymi eksperymentować z lite-

Numer ukazał się dzięki dotacji Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

rackimi i dziennikarskimi konwencjami. Abstrakty i gotowe teksty można przysyłać na adres redakcja@ha.art.pl z dopiskiem „gonzo” w tytule. Skontaktujemy się z twórcami najciekawszych propozycji.

152

41

 gonzo


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.