polskie gonzo
fikcjonalność, tworząc w ten sposób portret zbiorowego bo-
w bełkot, zatarciu granic pomiędzy tym, co prawdopodobne
hatera i pozwalając poznać sfery, którym udało się uwolnić
a psychodelicznym odjazdem. W Jaszczurze Shuty rozlicza się
od obu dominujących narracji. Ich przedstawienie nie byłoby
z rodzimymi mediami, instytucjami kulturalnymi, z mitem
możliwe bez gry z prawdopodobieństwem, bez zawieszenia
literackiej kariery. Kostropaty, niedbały styl – dominujący we
świata przedstawionego w psychodelicznej mgle.
wszystkich jego powieściach – osiąga tu apogeum. Jaszczur
Piotr Milewski, pisząc Rok nie wyrok – reportaż z przymuso-
został napisany za pomocą natręctw językowych, protez ko-
wego odwyku w Stanach Zjednoczonych – wykonał odwrotny
munikacyjnych, potocznej, knajackiej dosadności. To literacki
zabieg. Kreację osadził w wiarygodnie przedstawionych
ekwiwalent bad tripu, w którym język staje się bezsilny wobec
polskiemu czytelnikowi realiach czarnego getta. Stworzył
przeżyć i emocji, podróż do wyczerpania języka.
niezwykle barwną wariację na temat Ebonics (dialektu uży-
Wolfgang Neumann
niu współczesności za pomocą estetyki błędu, osuwaniu się
4
J. Sobczak, Dryf, Warszawa 1999, s. 5–12. 5 P. Milewski, Rok nie wyrok, Warszawa 2008, s. 91. 6 K. Maliszewski, Wintro, Nowa Ruda 2011.
Wartościową, niestety niedoce-
wanego przez ubogich Afroamerykanów):
nioną prozą spotykającą się z gonzo
Jak nielot byłem, to się faktycznie same portoryki
na polu fabularnym jest Dryf Jana
z ajriszami tylko kisiły, ale tera kupa meksyków
Sobczaka. To nietypowe spojrzenie na
przyturlała, Ekwadory, abdule… Chinole suną od U. /.../
świat warszawskich okołopunkowych
Od Borough Park znowuż żydy. Te z lokami5.
freaków w latach osiemdziesiątych
W ten sposób Anthony, jeden z uczestników zasądzonej
dwudziestego wieku, jeden z nielicznych dowodów, że w chy-
terapii, streszcza skład etniczny dzielnicy Sunset Park. Sko-
lącym się ku upadkowi PRL-u istniały formy aktywności
masowanie anegdot, opowieści o drobnych i grubszych prze-
społecznej inne niż udział w „Solidarności” lub PZPR. Na-
stępstwach, kłopotach z administracją i relacjach z kobietami,
pięcie pomiędzy fikcją a rzeczywistością Sobczak zaznacza
ułożenie z rozmów i życiowych historii współtowarzyszy
już we wstępie:
niewoli żywego obrazu życia kolorowej biedoty nie pozwala
W latach osiemdziesiątych żyłem w innej rzeczywistości.
wątpić w swoje prawdopodobieństwo. Warto zauważyć, jak
[…] Dość wcześnie, sporo przed falą reggae, odkryliśmy
osobliwą rolę spełniają w książce Milewskiego narkotyki
z przyjaciółmi marihuanę i porzuciliśmy dla niej
– są powodem kłopotów przypadkowo zatrzymanego nar-
piwo, czerwone wino, a potem dzienne szkoły. Lata
ratora, obiektem tęsknot członków grupy terapeutycznej,
osiemdziesiąte w większości upłynęły w jej oparze,
stałym tematem dyskusji. Pojawiają się w tle, determinują
jakby jakaś psychodelicznie żółta kanonierka stawiała
zachowania i wprowadzają bohaterów w stan nerwowego
dymną zasłonę. Spożywałem także gałkę muszkatołową
podniecenia. To myślenie o narkotykach, a nie ich działanie
sprowadzoną z NRD. […] Brałem też pastylki na
jest nośnikiem treści gonzo.
reumatyzm w dwudziestokrotnej dawce i przez dwa
Hołd „doktorowi Gonzo, Hunterowi S. Thompsonowi”
dni zajęty byłem oglądaniem przepoczwarzających się
złożył debiutant Kornel Maliszewski w zbiorze opowiadań
zwierzątek futerkowych, a później miałem flashbacki.
Wintro6. Znaleźć można polską wersję słynnej psychode-
Używałem też innych środków, ale żaden nie ukazał sensu
licznej podróży samochodem z Lęku i odrazy w Las Vegas:
życia. W latach osiemdziesiątych nie mogłem wiedzieć,
Gdy wyruszaliśmy, kupiliśmy w lumpeksie czapeczki, dużo
że nie wszystko to będzie prawdą4.
hawajskich koszul, nie było bawełnianych, pociliśmy się
Powieść Sobczaka pokazuje Polskę z psychodelicznej per-
w poliestrze, udało się nam kupić pakiet marihuany za
spektywy. Opisy rozmaitych tripów i intoksykacji mieszają
trzy dychy od chłopaka z gimnazjum, ale nie było tego za
się ze zderzeniami z twardą rzeczywistością, z wojskowo-mi-
wiele, góra na dwie lufki. Chcieliśmy więcej dragów. Tych
licyjnymi represjami. Wszystko zanurzone jest w zawiesinie
najlepszych. Zwalniaczy. Przyśpieszaczy. Rozkurwiaczy.
z używek, która nie tyle deformuje rzeczywistość, ile stwarza
Obkupiliśmy się w aptece. Pięć paczek Accodinu.
dystans wobec świata i najdziwniejszych nawet doświadczeń.
Tussipect. Aviomarin. Tantum Rosa. Jakby tego było
Akcja rozpościera się od anegdoty do anegdoty. Złote czasy
mało – rozrobiliśmy czterdzieści saszetek szałwi w litrze
punka i nowej fali, prywatki, erotyczne awantury, absurdy
wody i to właśnie jej obawialiśmy się najbardziej. Nie
życia wojskowego, dziwne sposoby na zarobkowanie i roz-
było walizki obszytej skórą z węży z El Paso, nie mieliśmy
maite doświadczenia generacji wchodzącej w dorosłe życie
gdzie schować naszych cennych dragów. Matka Gigi,
tuż przed nadejściem kapitalizmu zostają wzięte w nawias,
z którym jechałem, zaproponowała, że wyjmie swoją
odsunięte od zapisu dokumentalnego i przepuszczone przez
szlachetną maszynę do szycia i da nam futerał7.
64
41
gonzo