Ha!art 41 1/2013: Gonzo

Page 27

t e m at n u m e r u

luzujemy się i upijamy.

długami albo rehabilitacji po niebezpiecznych wypadkach.

– Dobra – powiedział. – Róbmy to, co miejscowi.

W środku całej tej szalonej akcji wokół Derby Kentucky jeden

To był sobotni poranek, dzień wielkiego wyścigu, a my

z członków mojej własnej rodziny został zamknięty w zakła-

jedliśmy śniadanie w plastikowym pałacu hamburgerowym

dzie psychiatrycznym. To dodało całej sytuacji dodatkowego

o nazwie „Wioska Rybno-Mięsna”. Pokoje dostaliśmy w hotelu

napięcia, a jako że biedny Steadman nie miał wyboru i musiał

Brown Suburban, który znajdował się po drugiej stronie drogi.

przyjmować na klatę wszystko, co się działo, był narażony na

Mieli tam, co prawda, salę restauracyjną, ale jedzenie podawali

wstrząs za wstrząsem.

tak paskudne, że nie dało rady tego jeść. Kelnerki wyglądały,

Kolejnym kłopotem był jego nawyk rysowania ludzi, których

jakby miały golenie w szynach, poruszały się strasznie wolno,

poznawał w rozmaitych sytuacjach towarzyskich, w jakie go

jęcząc i przeklinając „czarnuchów” w kuchni.

wplątywałem – a później obdarowywania ich tymi rysunkami.

Steadmanowi spodobało się w rybno-mięsnym miejscu, bo

Efekty nie były zbyt szczęśliwe. Ostrzegałem go kilka razy

podawali tam rybę z frytkami. Ja wolałem „tosty francuskie”,

przed pokazywaniem malowanym obiektom jego paskudnych

które były tak naprawdę śniadaniowymi plackami, tyle że

produkcji, ale z jakiegoś porąbanego powodu nadal to robił.

usmażonymi na sztywno, a później przyciętymi na kształt tosta.

W efekcie prawie każdy, kto widział jego rysunki lub choć

Poza chlaniem i brakiem snu nasz jedyny prawdziwy problem

słyszał o nich, patrzył na Ralpha z lękiem i odrazą. Nie mógł

polegał na tym, że nie wiedzieliśmy, jak dostać się na hipodrom.

tego pojąć.

W końcu zdecydowaliśmy się pójść na całość i – jeśli będzie

– To taki dowcip – powtarzał. – Cóż, w Anglii to normalne.

trzeba – raczej ukraść dwie wejściówki niż stracić część wido-

Ludzie się nie obrażają. Rozumieją, że to tylko żarty.

wiska. To była ostatnia sensowna decyzja, którą udało nam się

– Chuj z Anglią – powiedziałem – To są środkowe Stany. Ci

podjąć w ciągu kolejnych czterdziestu ośmiu godzin. Od tej

ludzie uważają, że to, co im robisz, jest brutalną, obrzydliwą

chwili, czyli od momentu, w którym wybraliśmy się na wyścigi,

zniewagą. Przypomnij sobie, co się działo wczoraj wieczorem.

straciliśmy zupełnie kontrolę nad wszelkimi wydarzeniami

Myślałem, że mój brat ci głowę urwie.

i spędziliśmy resztę weekendu po szyję się w morzu pijackich

Steadman smutno pokręcił głową.

koszmarów. Moje notatki i wspomnienia z najważniejszego

– Ale ja go polubiłem. Wydał mi się poczciwym, bezpośred-

dnia Derby Kentucky są cokolwiek fragmentaryczne.

nim facetem.

Ale teraz, gdy spoglądam w swój wielki czerwony notatnik,

– Słuchaj, Ralph – powiedziałem. – nie oszukujmy się. To, co

który przeniosłem przez te wszystkie wydarzenia, widzę, co się

mu dałeś, to był potworny rysunek. To była twarz potwora. To

mniej więcej stało. Zeszyt jest trochę poszarpany i powyginany,

bardzo źle podziałało na jego nerwy – skrzywiłem się. – A jak

niektóre kartki są wyrwane, inne – pogięte i poplamione czymś,

myślisz, dlaczego tak szybko wyszliśmy z restauracji?

co wygląda na whisky, ale jeśli dodać do tego sporadyczne

– Myślałem, że z powodu gazu pieprzowego – powiedział.

przebłyski świadomości, notatki wydają się opowiadać całą

– Jakiego gazu pieprzowego?

historię. A więc:

Uśmiechnął się.

Deszcz padał całą noc aż do świtu. Zero snu. No proszę:

– Tego, którym psiknąłeś na kelnera, nie pamiętasz?

koszmar błota i szaleństwa… Ale jednak nie. Do południa słońce

– No co ty, nic się nie stało – powiedziałem. – I tak nie trafiłem…

zdołało się przebić. Piękny dzień, nawet nie wilgotny. Steadman

A poza tym i tak wychodziliśmy.

boi się ognia. Ktoś mu powiedział, że hipodrom się palił dwa

– Ale to wszystko opadło na nas – odparł. – Cała sala była pełna

lata temu. Czy to się może znowu stać? Straszne. Uwięzieni

tego pieprzonego gazu. Twój brat kichał, a jego żona płakała.

w sektorze prasowym. Holokaust. Sto tysięcy ludzi walczą-

Oczy mnie bolały przez dwie godziny. Nie mogłem rysować,

cych o to, by się wydostać. Pijacy wrzeszczący w płomieniach

gdy wróciliśmy do motelu.

i błocie, oszalałe konie w dzikim galopie. Oślepione dymem.

– To prawda – potwierdziłem. – To jej jakoś nogę podrażniło,

Główna trybuna waląca się w płomieniach razem z nami na

Wolfgang Neumann

w szaleństwo, knucia rozwodów, zapadania się pod potwornymi

nie?

dachu. Biedny Ralph zaraz się załamie. Walimy Haig & Haig.

– Była wściekła – powiedział.

Na wyścigi przyjechaliśmy taksówką, unikając tych strasznych

– Tak… No wiesz… Po prostu umówmy się, że obaj zjebaliśmy

parkingów u ludzi na podwórzach, dwadzieścia pięć centów

sprawę po równo – odparłem. – Ale od tej pory próbujmy być

od auta, bezzębny staruszek na ulicy z wielkimi napisami:

ostrożniejsi, obracając się wśród moich znajomych. Ty ich nie

PARKING TUTAJ. Ledwo zipiące samochody na podwórzu,

rysuj, a ja ich nie będę traktował gazem pieprzowym. Po prostu

„dobrze jest, chłopie, tulipanami się nie przejmuj”. Na głowie

gonzo 

41

27


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.