Miesicznik Literacki NEON - luty 2012

Page 1

2012 I styczeń I NEON I


NR

8 2012

LUTY

OD REDAKCJI MARTA FORTOWSKA 29 stycznia NEON-owi stuknął rok. Ten oficjalny, liczony od pierwszego numeru, upłynie w kwietniu, ale 29 stycznia zeszłego roku odbyło się nasze pierwsze spotkanie, więc dla mnie właśnie ten dzień jest datą rozpoczęcia naszej działalności. Dlatego też wstępniak będzie trochę bardziej osobisty. Zanim NEON w ogóle powstał, minęły dwa lata, a kiedy wychodziliśmy z pierwszym numerem, nie sądziłam, że będziemy mieć wystarczająco dużo sił, by utrzymać się przez tak długi czas. Pamiętam taki wieczór, kiedy idąc z przyjacielem przez Wyspę Młyńską, suszyłam mu głowę, że ja bardzo chciałabym powołać coś takiego do życia (wówczas miało to trochę inną formę, bo wiadomo przecież, że ile głów, tyle pomysłów i gdy w końcu spotkaliśmy się wszyscy, ta wizja wyewoluowała). Powiedział mi wtedy, że to jest możliwe, ale że nie mogę nastawiać się, że mi się to uda, bo dziś ludziom się zwyczajnie nie chce. Nie chce im się czytać, a co dopiero pisać. Uogólniam tu oczywiście bo, jak widać, ludziom się chce. Najlepszym dowodem na to są maile, jakie otrzymujemy od naszych czytelników - te z gratulacjami, jak i te ze wskazówkami, co zmienić lub poprawić. Faktem jest, że gdyby nie ludzie, NEON-a wcale by nie było. Tu nie chodzi o jakieś górnolotne, sentymentalne rozważania, tylko o prawdę i o to, że umiałam sama sobie udowodnić, że potrafię. Chcemy, żeby NEON z każdym numerem był lepszy. Trochę eksperymentujemy z jego wyglądem, dowodem na to jest okładka styczniowa i ta, którą teraz trzymacie w rękach. Oprócz zmian estetycznych planujemy powoli wyjść do ludzi. Chcemy pokazać bydgoszczanom, że literatura nie boli. Oni pewnie o tym wiedzą, ale rzadko na ten temat rozmawiają, a nam wydaje się, że rozmawiać zawsze warto! Tomasz Dziamałek i Marta Fortowska przepraszają za to, iż w numerze styczniowym tekst Marty Łobody pt. "Gra" ukazał się bez korekty.

REDAKCJA

Redaktor naczelna: Marta Fortowska Skład: Katarzyna Dobucka Okładka: Natalia Durszewicz Grafiki: Andrzej Bandoch, Anna Robakowska Korekta: Tomasz Dziamałek Redaktorzy: Piotr Charchuta, Natalia Durszewicz, Tomasz Dziamałek, Katarzyna Dobucka, Paulina Dzwończak, Hanna Engel, Wojtek Nowak, Kasia Ostaszkiewicz, Karolina Rakowska, Ola Rulewska, Szymon Szeliski, Sebastian Walczak Kontakt e-mail: grupaneon@vp.pl Druk: "RAFGRAF" - usługi biurowe, Rafał Tonder, ul. Chodkiewicza 21, 85 - 093, Bydgoszcz, tel. 514 529 032

2 I NEON I styczeń I 2012

Nakład: 130 egz.

www.grupa-neon.blogspot.com www.facebook.com/grupaneon www.inkaustus.pl

www. najlepszeksiazki-neon.blogspot.com


PROZA I PAULINA DZWOŃCZAK PAULA NIWIŃSKA […] O futrynę jego drzwi opierała się ona. Tak obojętnie, jakby jej przyjście nie było niczym niezwykłym. Westchnęła i, nie obdarzając go nawet przelotnym spojrzeniem, prześlizgnęła się do środka. A przecież te drzwi, drzwi jego mieszkania, miały być murem. Miały dawać schronienie. Szczególnie przed nią. Jego azyl został zburzony. Otrząsnął się z otępienia i zamknął cicho drzwi. Bał się. Jak jeszcze nigdy. Przecież umiał zapanować nad uczuciami, umiał pokazać, że nie mają nad nim kontroli, że to on je kontroluje. A jednak. Przy niej wszystko zawsze obracało się wniwecz. Bez żadnego poczucia winy wdzierała się w jego życie, zadając bolesne rany. Za każdym razem. I tak bez końca. Żałosne. Stanął na środku pokoju, obserwując ją ze zmrużonymi oczami. Rozsiadła się na kanapie z tym błogim uśmiechem. Delikatnie jeździła palcami po udzie, jakby zastanawiając się, od czego ma zacząć. W gruncie rzeczy chciał usłyszeć melodię jej głosu. Chciał usłyszeć cokolwiek, byleby nie te słowa, które zamierzała wypowiedzieć. - Wróciłam - rzuciła. Nic nie mówił, tylko patrzył w jej oczy, które lekko zaszły łzami albo tylko mu się wydawało. Nie zapomniał, że to ona była główną przyczyną, jedynym powodem jego wszystkich złudzeń. Nauczył się nie wierzyć wszelkim pozorom, które były z nią związane. Patrzył, jak sięga ręką do torebki, jak diabelsko czerwone paznokcie wyciągają paczkę papierosów i zapalniczkę. Tę samą, którą on kiedyś jej podarował. Zapaliła i głęboko odetchnęła. - Nie zapytasz o nic? - znów to samo spojrzenie, którego miał zamiar już nigdy nie oglądać.

2012 I styczeń I NEON I 3


Spojrzenie, które stało się przyczyną największego szczęścia, najstraszniejszej zguby i najboleśniejszego cierpienia. Tęczówki czarne jak smoła, takie z piekła rodem. Diabeł, nie kobieta... Milczał. Nie był w stanie się odezwać, nie był w stanie nic powiedzieć, choć tyle słów wciąż czekało na wykrzyczenie. - Dobrze, więc sama opowiem ci, dlaczego wróciłam - wstała i odwróciła się w stronę okna. Niebo przecięła jasna błyskawica. Ręce mu drżały. Usłyszał. Znowu to samo. Znowu uczucie déjà vu. Ciągle powracające. Za każdym razem z większą mocą. Zawsze w tej chwili. Jakby co jakiś czas przeżywał ciągle ten sam dzień w swoim życiu. Ale czyż tego właśnie nie pragnął najbardziej? Jej bliskości? Jej zapachu? Głosu? Z jednej strony chciał skończyć, to co już dawno nie powinno istnieć, zaś z drugiej tak bardzo... nie mógł się jej oprzeć. Czemu to musi być właśnie ona? Ta, która nie daje mu spokoju? Ta, która nie pozwala mu normalnie żyć? Ta, która tak kusi? Ta, która opętała go do tego stopnia? Schował dłonie w kieszeni i wbił wzrok w jej plecy. Nie mogła się odwrócić. Nie teraz. Nie mogła powiedzieć tego samego. Nie teraz. Do cholery, jak ona na niego działała. To nie powinno się w ogóle wydarzyć. Jej opadające na ramiona płomienne włosy poruszały się. Jak gdyby żyły. Ale to jej oddech. Dowód na to, że żyje. Dowód na to, że ciągle będzie przy nim. Będzie odchodzić, wracać. Tak, znowu. W jego głowie wyrył się już ten sam obraz. Nawet w snach o sobie przypominał. Najgorszy koszmar i najwspanialszy sen, jaki kiedykolwiek mu się przyśnił. Zaciągała się, szykowała do swojej opowieści, tej samej opowieści... - Nie chcę tego słuchać - odezwał się nagle. Wiedział, że jeżeli nie powie tego teraz, to już nie będzie w stanie tego zrobić nigdy. Odwróciła się i spojrzała mu w oczy. Na tle rozświetlonego błyskami nieba, w szumie deszczu sytuacja wyglądała jak z filmu. Pasowała do takiej scenerii jak nikt inny; przez kilka sekund wpatrywał się w nią w skupieniu, żeby raz na zawsze zapamiętać ten kadr i schować w tysiącu innych destrukcyjnych wspomnień, jakie się z nią

4 I NEON I styczeń I 2012

wiązały. - Nie interesuje cię, gdzie byłam przez te dwa miesiące? - w jej głosie było słychać zdziwienie. Tego się nie spodziewała. Przecież zawsze, gdy przychodziła, sam nalegał, aby mu wytłumaczyła, dlaczego tak długo jej nie było. - Chcę wiedzieć tylko jedno: zostaniesz, czy znowu odejdziesz? Tylko szczerze - wyrecytował na jednym oddechu. - Bo jeżeli znowu masz odejść, to wyjdź teraz i nigdy już nie wracaj - dokończył w myślach. Nie miał tyle odwagi, żeby powiedzieć to głośno. W napięciu czekał na odpowiedź. Znowu odwróciła się do okna, więc nie mógł zobaczyć jej twarzy. Czy znowu go zrani? Tego obawiał się najbardziej. Nadzieja podobno umiera ostatnia. U niego było tak samo. W jego sercu nadal tlił się mały płomyk nadziei. Mimo całej tej sytuacji, mimo tylu sprzeczności, nadal go nie opuszczała. A ona? Milczała. Pewnie układała coś sensownego. Czekał. - A chcesz bym została? Czy wolisz mnie więcej nie widzieć? - Czyżby po raz kolejny bawiła się jego kosztem? - myślał. Dobrze wiedziała, co odpowie. To robiło się takie... monotonne. A on zwyczajnie był tchórzem, który nie potrafił się jej sprzeciwić. Jego Pani. Jego dusza i serce. Umysł. Ciało. Wszystko przejęte. Przez jedną kobietę. Ją. - Znowu się ze mną bawisz? Ta sama gra. - Nie miałabyś dość? - spytał. Kotek i myszka. W ich wykonaniu ona była kocurem, on myszą, która się poddawała. A tym razem jak będzie? - Pytam. Odpowiedz. Dużo od ciebie nie wymagam. - Czy dobrze usłyszał? - Dużo nie wymaga? - myślał. Wymaga aż zbyt wiele. To przekracza jego granice. Granice jego zdrowej psychiki. Granice wytrzymałości. Zlituj się, Panie. Szeptał nieme modlitwy. Czy mu pomogą? Oby. Te wszystkie obawy. Tak bardzo bola-


ły. Wręcz fizycznie. Odwrócił od niej wzrok. Układał myśli. - Chce jej? Znowu? Może da kolejną szansę, ale która to z kolei? A ona znów wykorzysta i wróci po kolejną. Przecież wie, że u niego jest ich nieskończona liczba. Zawsze i wszędzie.

tego, żeby spojrzał jej w oczy. - Przecież dobrze wiem, czego chcesz. Tak się składa, że dzisiaj chcę tego samego. - Dlatego tutaj jestem - wyszeptała.

Zbliżyła się do niego. Zmusiła go do

PUSTO OLA RULEWSKA

- Coś się stało? - Nie, skąd ta myśl? - No, bo tak jakoś... Wyglądasz inaczej. - Wydaje ci się. - W sumie racja. Co dziś jemy? Kebab? - Nie jestem głodna. Ale ty zjedz. - No weź, zjedz ze mną. Nie chce mi się samej. Zobacz, tanie tutaj są. Siedem zeta. - Nie chcę, nie jestem głodna, jedz. - Twoja strata. To chodź, usiądziemy i pogadamy wreszcie jak ludzie. Słuchaj, wczoraj widziałam takie buty! Takie buty, że... ... że nigdzie takich na świecie nie ma, wiem. Siedziałam i patrzyłam, jak zatapia zęby w nieświeżym mięsie przykrytym niezdrowo wyglądającym sosem. Trochę kapusty wypadło na brudny stolik w zaniedbanej, śmierdzącej fast foodami knajpce. Gada przy tym, jak nakręcona, a ja staram się nie marszczyć brwi. Swoją rolę już odegrałam. Dziś także powiedziałam, że nic się nie dzieje – dziś także uwierzyła. Kto? No, moja przyjaciółka. Gapię się przez okno na zachlapaną ulicę i pędzące samochody. Udaję, że słucham i staram się skupić myśli na tych przewspaniałych butach z kosmosu. A tak naprawdę myślę, że wszyscy są z kosmosu.

Porozumiewają się jakąś dziwną mową, w której najważniejsza jest nieświeżość, fałszywość i jakaś jeszcze inna toksyczna substancja. Czasami żałuję, że nie mogę przyczepić sobie gdzieś nad głową dymka z wielokropkiem w odpowiedzi na pytanie o samopoczucie lub nastrój. Byłoby wymowniej i nie tak tandetnie. Spojrzałam na nią. Umazała się cała sosem mieszanym. I gada, gada, gada. Wszyscy wkoło gadają bzdury z kosmosu. Zakładam nogę na nogę i staram uciec oczyma od tych obrazków codzienności. Znika jedząca nieapetyczny kebab przyjaciółka, ta knajpa z gburowatą obsługą, a na miejscu tego wszystkiego pojawia się... ... nic. W sumie to nic się nie pojawia. Mlaskanie przeżuwającej pokarm dziewczyny odziera moją wyobraźnię z resztek inwencji. Znowu spojrzałam przez okno. I znowu to samo. Ulica, chlapa, samochód, człowiek. Koegzystencja międzyplanetarna. Gburowata kelnerka przynosi przyjaciółce kubek z herbatą, a mnie obrzuca jadowitym spojrzeniem. Jest bardzo gruba, ma poplamiony fartuch, przekrzywiony czepek na pokrytych tanią farbą włosach i wygląda, jakby życie nie ułożyło się po jej myśli. Ciekawe, o czym ta kobieta może marzyć. Czy tacy ludzie w ogóle jeszcze marzą? Biorę do ręki herbatę przyjaciółki, kubek parzy zziębnięte dłonie. Ona mówi dalej, tyle że o jakimś przystojnym kimś tam, kogo widziała gdzieś, pewnie na jakiejś innej planecie, oddalonej lata świetlne stąd.

2012 I styczeń I NEON I 5


Nie piję herbaty, bo martwią mnie moje kubki smakowe i higiena jamy ustnej. To minibistro chyba nieczęsto jest odwiedzane przez sanepid. O ile w ogóle.

niezbyt pożądana postawa. Oczy chyba mi się zaszkliły, w każdym razie obraz się trochę rozmazał. Nie mogę patrzeć na ten kosmos.

Patrzę na sztucznie wyglądający płyn, śledzę wzrokiem parę wodną i myślę, dokąd to wszystko zmierza. Pytam, ale pytanie to jest pozbawione wszelkiej patetyczności, nie jest nacechowane filozoficzną niepewnością o byt jednostki. Jest właśnie inne. Jest obecnie moje, ale od kogoś zapożyczone. Pożyczyłam wtedy, kiedy ten cały świat i to minibistro stało się dla mnie jakąś inną planetą i wszyscy zaczęli mówić pordzewiałym językiem.

Zamykam oczy, a pytanie boleśnie drąży tunele w mojej głowie i zawisa w powietrzu. Przypominam sobie, że kiedyś nie musiałam o to pytać, kiedyś o nic nie trzeba było pytać, bo wszystko było tak cudownie jasne. Ale to na tej innej planecie i lata świetlne wstecz. Dokąd to zmierza?

- Bo dokąd to, do jasnej cholery, zmierza? - myślę, obserwując parujący nadal płyn, z którym zasadniczo nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Moje-nie moje pytanie jest sztywne i do bólu realne. Wybrakowane, bo zamiast odpowiedzi słyszę głupkowaty śmiech pijaka podrywającego grubą ekspedientkę. Coś się stało, bo gubiąc się między różnymi, nienazwanymi planetami, zniszczyłam swój słownik i swoją wyobraźnię. I w ogóle swoje wszystko. Nie wiem, dokąd co zmierza, jeśli w ogóle zmierza dokądś. Przyjaciółka mnie o coś spytała, ale jak zwykle nie zdążyłam odpowiedzieć, bo zaczęła mówić dalej. Kebab już prawie skończony, jedynie jego resztki widnieją na jej śnieżnobiałym uzębieniu. Dokąd to i co zmierza? Kebab do żołądka, zmęczona kelnerka do domu, a tramwaj na przystanek. Chyba nie ma tu miejsca na nic więcej. Myślę i znowu zaczynam być zrozpaczona – to ostatnio moja ulubiona, choć

6 I NEON I styczeń I 2012

Przyjaciółka zgniotła papierek po kebabie, siorbnęła herbatą i wstała. Kelnerka pojawiła się obok niej i stały tak wyczekująco. Widziałam je przez zamknięte powieki. Niestety, nie zmieściły się w obiektywie mojego makrokosmosu. - Jeśli to życie ma być takie, to ja go nie chcę pomyślałam z całych sił. Pomyślałam, że wolę być sama, odarta ze słów, ale z jakąś jedną małą cenną rzeczą. Z czymś, co ma wartość. Z czymś, co kiedyś zgubiłam. Na jedną nanosekundę znalazłam tyle siły, żeby uwierzyć, że może to jest sensowne, może realne. Otworzyłam jedno oko. Wciąż poruszająca ustami przyjaciółka ubierała się energicznie, zamiatając szalikiem po ubłoconej podłodze. Otworzyłam drugie. Kelnerka nie sprzątała, tylko gapiła się na pojemniki z sosem, może myślą budowała swój idealny świat, a może po prostu zastanawiała się, czy jej wystarczy pieniędzy do pierwszego. Za oknem chlapa i samochody, tylko ludzi brak. Wszędzie pełno słów, tylko nie ma w nich sensu. Wszędzie wszyscy razem, ale w sumie to nigdzie i osobno. Niby jest wszystko, ale jakoś tak pusto.


DUSZA WAMPIRA PIOTR CHARCHUTA

CZĘŚĆ TRZECIA: ZBAWIENIE - Czego tu szukasz?! – spytał Kael, przygniatając mnie do ściany. Po wyjściu z baru poszedł za mną i zaciągnął mnie w zaułek. Był wściekły. Odepchnąłem go i obnażyłem kły. Kael westchnął i zamachnął się pięścią, którą pochwyciłem. Wykręciłem wampirowi rękę, a następnie cisnąłem nim o ścianę. Przeciwnik szybko się pozbierał i odepchnął mnie jakimś dziwnym impulsem, nawet na mnie nie patrząc. Miałem wrażenie, że mam wybity bark. Kael okładał mnie pięściami po brzuchu i twarzy. Chwyciłem wampira za głowę i kopnąłem w nią z całych sił. Mój rywal padł na ziemię, tracąc przytomność. Uciekłem. Wdrapałem się na dach i przeskakiwałem z jednego budynku na drugi. Nagle poczułem dziwną falę ciepła. Intuicja nakazała mi podskoczyć. Pod nogami zobaczyłem przepływający pasek błękitnego ognia. Przeturlałem się kawałek i zobaczyłem Kaela trzymającego w ręku miecz, którego ostrze płonęło. - Gratuluję. Niewielu jest w stanie wykonać unik przed moimi płomieniami. - Mam się czuć dumny? - Mógłbyś. Tylko po co? I tak zaraz zginiesz. Wampir ruszył w moim kierunku. Z jakiegoś powodu nie mogłem się ruszyć. Po chwili dziwny paraliż ustąpił, a ja upadłem. Wampir wymierzył płonącym mie-

czem w mój podbródek. Gorejące ostrze przestało się mienić błękitnym płomieniem. Długowłosy schował miecz i wyciągnął rękę, pytając: - Skąd znasz Maximiliena? Podałem wampirowi swoją dłoń, aby pomógł mi wstać. Miałem przeczucie, że Kael nie jest moim wrogiem. Siedzieliśmy w barze, w którym spotkałem Kaela. Opowiedziałem wampirowi historię mojego ponurego życia. Krwiopijca patrzył na mnie ze współczuciem. Barman serwujący nam krwawe drinki spojrzał na mojego współrozmówcę i westchnął. - Stałeś się zabaweczką w rękach mego ojca – stwierdził Kael. - To znaczy? - Posłuchaj mnie, Russel. Maximilien musiał mieć to już dawno zaplanowane. To nie w jego stylu pomagać ludziom pokaranym przez los. - Pomagać?! To przekleństwo! - Tak… wiem - odparł Kael. – Nie zostałeś wampirem bez powodu. Ten sukinsyn chce cię wykorzystać. Musi mieć na ciebie haka. - Nie wiem jakiego. Nagle drzwi do baru otworzyły się, a do pomieszczenia wszedł on: wysoki, szpakowaty mężczyzna, który podarował mi nieśmiertelność. Kael zerwał się na

2012 I styczeń I NEON I 7


równe nogi. Wewnątrz lokalu znajdowali się ludzie, więc nie mogliśmy pokazać, kim jesteśmy naprawdę. Sytuacja nie wyglądała za dobrze. Maximilien wyjął z kieszeni płaszcza kopertę. Wręczył mi ją, uśmiechnął się do Kaela i wyszedł bez słowa. Otworzyłem list. Informacja mówiła o tym, że moja żona żyje, została zamieniona w wampirzycę. Podobnie mój syn. Żeby ich odzyskać, miałem przekonać młodego de Kvatcha, żeby przeszedł na stronę ojca albo zabić go, jeśli się nie zgodzi. - To kłamstwo!- krzyknął Kael. - Skąd ta pewność? - Uwierz, że znam go lepiej niż ty. Spieprzył moje życie, a teraz chce zniszczyć twoje. Pozwól mi to sprawdzić, nim wpakujesz się w tarapaty. Miałem dylemat. Mogłem znów zobaczyć żonę i synka. Jednak z tego, co Kael powiedział mi o swoim ojcu, mogły to być gruszki na wierzbie. Kael de Kvatch poprosił mnie o tydzień, żeby mógł sprawdzić sprawę. Pewnej nocy spotkaliśmy się w Central Parku. Wampir powiedział mi, że wie, gdzie ukrywa się jego ojciec. Ruszyliśmy do jednej z opuszczonych fabryk. Było ciemno. Mroczna aura strachu i niepewności otaczała to ponure miejsce. - Maximilien na pewno jest tutaj. Moi przyjaciele nadal szukają twojej rodziny. - Czyli nie wiesz jeszcze, gdzie są? – spytałem. - Jeszcze nie, ale liczę na to, że uda nam się to wyciągnąć z mojego ojca. - Nie bądź tego taki pewny, Kaelu de Kvatch – zabrzmiał głos Maximiliena. Wampir stał przed nami osłonięty mrokiem i przyglądał się nam swoimi czerwonymi ślepiami. Ruszyliśmy prosto na niego. Mój towarzysz jakby stał się inną osobą. Wyglądał jak opętany. Rzucił się na swego ojca i atakował go mieczem.

8 I NEON I styczeń I 2012

Nagle nad Kaelem pojawił się znak pentagramu, który zapłonął. Ogień ranił mego towarzysza. Zaszedłem starego od tyłu i pchnąłem go. Pentagram zniknął, a Kael zaczął dyszeć ze zmęczenia. - Gadaj… gdzie… jest… - zaczął Kael, ale otrzymał szybki cios, nie wiadomo skąd. Wyglądało to dziwnie. Maximilien tylko wyciągnął rękę, a jego syn wzbił się w powietrze i uderzył o sufit. - Russel! - przemówił do mnie starszy wampir. - Jego głos zabrzmiał dziwnie w moich uszach. Poczułem, jakbym rozmawiał z Bogiem. - Masz szansę na odkupienie swych win. Zabij Kaela de Kvatch, a będziesz mógł żyć ponownie ze swoją rodziną. Nie chciałem zabijać Kaela, ale głos jego ojca wdarł się do mojego umysłu, przejmując nade mną całkowitą władzę. Zbliżyłem się do mego towarzysza i usłyszałem jego głos: - On cię oszukał Fren! Nie słuchaj tego potwora! - Nie… mogę…- wydyszałem. - Wiem, gdzie jest twoja żona! Nagle wpływ Maximiliena zniknął. Spojrzałem za siebie, ale starego już nie było. - Wiedziałem, że tak będzie - powiedział Kael. – To tchórz. - Więc gdzie jest moja żona i syn? - Lepiej usiądź. To, co powiem nie będzie przyjemne. Kael wyjaśnił mi, co się tak naprawdę wydarzyło. Jego ojciec istotnie przemienił moją żonę i syna w wampiry, ale zaraz potem zabił ich, co spowodowało przeniesienie mojej rodziny do Mrocznej Otchłani. Miejsca, gdzie trafiają zgładzone wampiry. Kael powiedział również, że z pomocą pewnej wampirzycy możemy otworzyć wrota do tego piekła wampirów i sprowadzić Jenny i Scota z powrotem. Odmówiłem. Chciałem zaznać spokoju i żyć z rodziną.


- Więc mam cię zabić? – spytał Kael.

ce, niebieskich dżinsach, z dwoma sztyletami po boku. Miała brązowe oczy.

- Tak. Zrób to.

- Cześć. Jestem Raven. Raven von Dark.

Wampir wyciągnął kołek z kieszeni płaszcza i kazał mi się położyć na ziemi. Zamknąłem oczy i poczułem silny ból w sercu. Kiedy się ocknąłem, zobaczyłem nad sobą czerwone niebo i czarne chmury. Leżałem na piachu. Ktoś podał mi rękę. Zobaczyłem młodą dziewczynę o długich czarnych włosach, skórzanej kurt-

- Russel Fern. Szukam swojej rodziny. Razem z Raven ruszyłem poprzez nowy, nieznany mi świat, aby odnaleźć żonę i syna.

KONIEC

2012 I styczeń I NEON I 9


POEZJA

kanar SZYMION SZELISKI

tyle ludzi tyle uczuć tyle zapachów czasu mało więc zapraszam teraz do mojego serca jak autobus pojedziemy za horyzont i nie przejmuj się nie będę sprawdzać biletów

10 I NEON I styczeń I 2012


tamto miejsce NATALIA DURSZEWICZ

na gałęziach wiszą głowy przypadkowych poetów budynek rośnie na biało ku dnu zamilcz milknę połykam dzienną dawkę rozbudzonego snu jeszcze czas znowu myślę i chwytam brudne włosy za koniec

2012 I styczeń I NEON I 11


między ścienne NATALIA DURSZEWICZ

nocą budzą się nowe odmiany tęsknoty wypełza ze mnie kolejna postać czernieją białe włókna niecierpliwy naskórek wrzeszczy nie pytając myśli wypełzają przez czaszkę ścianę granice przeważają szalę jestem zbyt lekka zbyt niewypełniona

12 I NEON I styczeń I 2012


PROZA *** PIOTR CHARCHUTA

Mgła spowija codzienność Swoim grubym szarym płaszczem Barwy blakną są jednością lecz nie harmonią Słońce znikło za chmurami Bledną dzisiaj jej promienie Tej porannej jasnej gwiazdy Świat się zalał monotonią Ja rozglądam się wokoło Ten krajobraz jest ponury Jednak dobrze czuję się Gdy się wtapiam w blade barwy Kiedy wiatr kołysze mnie Wszystko staje się spokojne Ta melodia szumu wiatrów Doprawiona szumem drzew To symfonia wyciszenia Niech opadną me emocje Niech muzyka niesie mnie Po przestworzach Ziemiach wodach Tam gdzie jeszcze nie ma mnie Chociaż szarość mnie otacza To i tak nie zlęknę się Bo ja znam uroki świata I ja jeden dobrze wiem Że pod każdą swą postacią Ten świat zawsze piękny jest Każdy jeden to krajobraz Który tak zachwyca mnie Bo dostrzegam w nich to piękno Które gdzieś ukryte jest

2012 I styczeń I NEON I 13


O Hercie i Sławku, czyli jakie są skutki robienia wina we wiadrze TOMASZ DZIAMAŁEK

Herta na plaży Dupę se smaży zaraz wam powiem, co się wydarzy: Przybiega Sławek jej syn kochany I swą mamusię porywa w tany. Oj diridi ridi uha, uha, nie wsadzaj mi nogi do ucha, Bo ci tę mordę obiję I będziesz miał krzywą szyję. To rzekłszy, wstała z wózeczka I zobaczyła, że kółeczka leżą daleko na piasku, i narobiła wrzasku. „Ja wam wszystkim obiję te mordy, nawet jeśliście lordy. Bo my z rodziny von Kwiateksów nie uznajemy lumpeksów, tylko nosimy się z klasą, nawet jeśli nie śmierdzimy kasą. Więc przynieść mi tutaj szybko te kółeczka, Bym mogła napić się tego bez cukru wineczka, Które mój synuś kochany We wiadrze zrobił pijany”. To rzekłszy, spojrzała w morze I oczy już miała w czerwonym kolorze, Bo nie wiedziała o tem, Co okazało się potem, Że w wiadro to opiekunka, Gdy ją trapiła biegunka, Złożyła swą rzadką sraczkę, Bo zjadła nadpsutą kaczkę. Nim Sławuś dostrzegł torsje mamy, Wylizał językiem pół ściany, Którą mama zarzygała, Gdy się o tym dowiedziała. Jaki morał z tej bajeczki? Nie rób we wiadrze winka, A szczęśliwa będzie twa minka.

14 I NEON I styczeń I 2012


pozytywny KAROLINA RAKOWSKA

Było źle. Jest fatalnie. A będzie jeszcze gorzej.

2012 I styczeń I NEON I 15


oczuwistość MARTA FORTOWSKA

po tamtej stronie rzęs są już tylko oczodoły radośnie czarne a może brązowe (bo w gruncie rzeczy nie wiem jaki mają kolor) podobno lepiej być dziś ślepym i idiotą 13.11.11

16 I NEON I styczeń I 2012


ARTYKUŁY SZCZECIŃSKIE GĘGANIE TOMASZ DZIAMAŁEK

Kiedy się o tym dowiedziałem, przeżyłem coś w rodzaju szoku. Myślałem, że moda na snobowanie językiem angielskim (zamiast nazw polskich używa się jakichś potworków, które nijak nie opisują zastanej rzeczywistości) bezpowrotnie minęła i że wracamy do normalności. Niestety. Weźmy choćby nazwy firm: Jakieś Budeksy („Budex”), Szmateksy („Szmatex”) i inne eksy. Tymczasem owa cząstka -ex, to nic innego jak skrót od angielskiego export. Z tego, co wiadomo wszem i wobec, firma Budex (budowlana) nie eksportuje swoich wyrobów. Zatem? Z czego wynika wrzucanie owego -ex do nazw firm? Z braku świadomości moich kochanych rodaków. Tak, tak. Gęganie ma się świetnie. A Miodków u nas za mało, by to wyplenić. Druga sprawa: czasem wydaje mi się, że mieszkam w jakimś kraju anglojęzycznym. Nazwy firm, sklepów dają mi to jasno odczuć. Mam się czuć Anglikiem w Bydgoszczy? A czy ktoś może mi powiedzieć po co? CINEMA CITY. Przecież tworzenie nazw jest bardzo fajną zabawą i wcale, moi kochani rodacy, nie trzeba uciekać się do nazw angielskich. Pewnie u nas zamieszkały watahy Anglików lub słodko naiwnych Amerykanów, którym trzeba wszystko zangielszczać do bólu – te różne karłosze, szopy (nie pracze!), . Czym różni się szop (nie pracz!) od sklepu? Jest bardziej ą,ę? A czy język polski być obciachowy, moi drodzy? Być, czy nie być? Jeśli nie być, to skąd te wszystkie angielskie faramuszki? W krajach francusko- i hiszpańskojęzycznych nawet na komputer mówi się inaczej. Czyli co? Francuski lepszy od polskiego? Ładniejszy? Bardziej dystyngowany?

mistrzostwa Europy w pływaniu na krótkim basenie. Jak ów obiekt nazwano? „Floating Arena” (dla niewtajemniczonych: Flołting Arina). Mikołaju Reju, przybywaj z odsieczą, bij po głowach mieczem, a może ciętą ripostą. Nazwa wcale niezachęcająca, by spędzić tam trochę czasu nie tylko jako kibic (a było warto przecierpieć flołtigowo arinowo, bo nasi zdobyli osiem medali (pięć złotych i trzy brązowe)), ale też jako pływak. Zastanawia mnie, jak będziemy nazywali swoje sklepy, stacje benzynowe, myjnie samochodowe, gdy język chiński i chińska kultura zdobędzie przewagę nad anglosaską? Myjnia samochodowa zwać się pewnie będzie peng ling lang, a zwykły sklep szen dżen. Zapisać to fonetycznie to jeszcze pół biedy. Jednak by nie było obciachu, trzeba będzie używać chińskich ideogramów. I wtedy się zacznie. Kreska nie tam gdzie trzeba i zamiast do kawiarni (przepraszam café; co ja mam z tym językiem polskim...) trafimy do miejskiego szaletu. Oj, będzie się działo. A swoją drogą, Chińczycy to urodzeni poeci. Jak pięknie nazwali swoje zabytki: Plac Niebiańskiego Spokoju, Pawilon Najwyższej Harmonii. Aż chce się żyć i natychmiast tam pojechać. Marzą mi się czasy, gdy zamiast karłoszy, szopów (nie praczy!), obiekty pływackie nazywać się będzie tak choćby: „Pływacki Raj”, „Wodna Rozkosz”. Aż ma się ochotę na podróż do Szczecina. Skrytym nadawaczom angielskich nazw polskim obiektom w Polsce mówimy: „Nie!” Precz z „Floating Areną!” (flołting ariną) Niech żyje „Wodna Rozkosz”!

W Szczecinie niedawno odbyły się

2012 I styczeń I NEON I 17


ŚWIATŁA, KAMERA… POEZJA! KATARZYNA DOBUCKA

"Poezja na bruku" to nowa akcja bydgoskiej Grupy Literackiej Neon, która wraz z kamerą, egzemplarzem miesięcznika literackiego oraz cukierkami ruszyła na miasto, by częstować przypadkowo spotkanych przechodniów... poezją.

Logo: Anna Robakowska

18 I NEON I styczeń I 2012


Piątek, trzeciego lutego, godzina jedenasta. Jakieś dziesięć stopni mrozu. Dwójka Neonów: Kasia z Szymonem spotykają się na płycie Starego Rynku. Szymona trudno nie zauważyć. Wyróżnia go błękitna, stercząca czapka. Kasia ubrana cała na czarno, w kapturze na głowie. Pewnie nikt nie zwróciłby na nią uwagi, gdyby nie jakieś podejrzane rozochocenie. - Patrz, zrobiłam wizytówki. - Podbiega do Szymona z plikiem białych karteczek. - Na jednej stronie jest nasz adres a na drugiej wiersz kogoś od nas - mówi. Będziemy je rozdawać. Mam też cukierki! Wyjmuje woreczek ze słodką zawartością na potwierdzenie swoich słów. Trochę nieładnie, bo zapomina poczęstować Szymona. Błyskawicznie dogadują się , kto jaką funkcję pełni - Szymon kameruje, Kasia zagaduje. Ruszają na miasto. - Macie może chwilkę? Czytacie książki? - Kasia zaczepia studentki geografii. - Mamy taką prośbę, abyście przeczytały jeden z tych dwóch wierszy. - Pokazuje styczniowy numer „Neona” - I powiedziały jak go rozumiecie. Niestety kamera i zbliżające się kolokwium z "numerycznego planowania przestrzeni" skutecznie je zniechęca do dalszej rozmowy. - Za zimno - usprawiedliwiają się. - Czasu nie mam. Pracuję, jak Pani widzi. - chwilę później zbywa Kasię i Szymona pracownik antykwariatu, chowając czym prędzej nos w zakurzonej książce. Ktoś inny się śpieszy, kogoś innego boli gardło. Z nadzieją na odwrócenie tej złej passy, Neony ruszają do Cafe Pianola, jakby nie patrzeć kawiarni artystycznej. Niestety, pracownicy Radia Kultura okazują się zbyt zajęci "Oknem na kulturę" i kulturalnie odmawiają*. Neony już kulturalnie

chcą odejść lecz honoru kulturalnego przybytku nagle broni Adam Gajewski, miłośnik historii, z telewizją od dawna związany, więc i kamery się nie bojący. Wiersz chętnie czyta a później ogólnikowo, lecz ładnie interpretuje. Gdyby trzymać się chronologii, to pan Adam Gajewski nie byłby wcale pierwszą osobą, która zgodziła się poświęcić swój czas. Wcześniej udało się namówić jeszcze kilka osób, w tym pewnego studenta turystyki i rekreacji na UKW, który jako jedyny podjął się próby interpretacji wiersza Oli Rulewskiej. Reszta jednogłośnie opowiadała się z wierszem Marty. To też stało się przyczyną tego, że to wiersz Marty jest głównym bohaterem już zmontowanego materiału wideo pod nazwą "Poezja na bruku". Co ciekawe, odważniejsi okazali się mężczyźni. Jak to jednak w życiu bywa, wystarczyła jedna kobieta, by zdecydowanie ożywić cały materiał. Pani, dodajmy: dociekliwa, dojrzała, z umysłem bliższym ścisłemu, trafnie podsumowuje całe rozważania na temat interpretacji wiersza Marty. Materiał z akcji można już obejrzeć na naszym kanale youtube: www.youtube.com/user/GrupaLiterackaNeon

Akcja z założenia ma być cykliczna i odbywać się ma raz w miesiącu, niekoniecznie sprowadzając się do prośby o interpretację jednego z naszych wierszy. W tej materii ogranicza nas tylko wyobraźnia! * Za słowo trzymamy Marcina Szymczaka, witającego słuchaczy internetowego Radia Kultura każdego ranka z kawą przy mikrofonie. W następnej akcji się zgłosimy!

2012 I styczeń I NEON I 19


OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA HALINA POŚWIATOWSKA (1935-1967) oprac. TOMASZ DZIAMAŁEK „Halina Poświatowska to jest podobno człowiek...” te słowa wielkiej poetki do dziś brzmią mi w uszach, gdy czasem wątpię, poddaję się. A ona? Ona była niezłomna. Umiała żyć w cieniu śmierci; mimo tego że chora na serce, potrafiła cieszyć się każdą chwilą, każdym oddechem, zapachem kwiatów, swoim ciałem. Ten hymny do ciała, cielesności, radości z bycia z drugim człowiekiem przenikają jej twórczość. Poza tym ważne jest również – paradoksalnie! - uświadomienie sobie a później także i nam, że chociaż jest się „pyłkiem, ale na wyjściowej marynarce świata”, jak śpiewa Grzegorz Turnau, to jednak „świat umrze trochę, kiedy ja umrę”, jak pisała poetka w jednym ze swoich wierszy. Autorka „Ody do rąk” żyje pomiędzy miłością (do świata, pszczoły, swojego męża i siebie) i świadomością bliskiej śmierci, która przyćmiewa jej egzystencję. Urodziła się w Częstochowie w roku 1935, zmarła w Warszawie w roku 1967. Panieńskie nazwisko – Halina Myga; wyszła za mąż za Adolfa Poświatowskiego, studenta łódzkiej szkoły filmowej, podobnie jak ona chorego na serce (angina pectoris), w wieku lat osiemnastu. Wdową została trzy lata później, pisząc po śmierci swojego męża: „Coraz mniej wierzę w niebo (wcale nie wierzę)”. Z wykształcenia była historykiem filozofii i wykładowcą tejże na Uniwersytecie Warszawskim. Debiutowała w roku 1957 w częstochowskich „Lewarach”. Swoje filozoficzne

20 I NEON I styczeń I 2012

fascynacje i poglądy przedstawiła, między innymi w następującym utworze:

*** Heraklicie – przyjacielu, nauczyłeś mnie kochać ogień i umierać w każdej chwili. Odkąd ujrzałam twoje pisma – a trawił je ogień, ten sam, który otwiera wnętrza zalakowanych kopert i pochłania miasta, wiedziałam, że jesteś jedynym prorokiem. Zwiastowałeś mi ogień, jak w innej mitologii anioł zwiastuje Marii ból. Przepoiła moje ciało wiara światlista i oto służebnicą twoją jestem, moim ciałem i moją myślą karmiąc istnienie twoje. Spalam się, Heraklicie, dzień po dniu i myśl po myśli. Płonę.

Dziś, w czasach wszechogarniającej nas bylejakości, gdy większość moich rodaków nie czyta niczego, proponowanie, by sięgnąć po urzekające swym pięknem, dojrzałością i głębią utwory tej chorej na serce częstochowianki, może uchodzić za coś wręcz niepraktycznego. Ja lubię się chwalić swoją niepraktycznością i czynić rzeczy niepraktyczne, bo jest to jedynym ze sposobów na zabicie pustki i czczości czającej się w każdym z nas, dlatego czytam poezję i państwu też to z całego serca polecam. Zdjęcie: http://lubimyczytac.pl/autor/30127/halina-poswiatowska


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.