Tak Rodzinie

Page 1

LISTOPAD 2015

katolicki magazyn for macyjny

n r

1 1

( 1 0 1 ) CENA 4,80 zł

w tym 5% VAT

ISSN 2299-7679 NAKŁAD 10 tys.

ZGRANY ZESPÓŁ

Aldona, Artur, ich dzieci i wnuczek śpiewali na Światowym Spotkaniu Rodzin w Filadelfii.

str.16

W CO I PO CO WIERZĘ? s t a ł e

str.15

KSZTAŁTOWANIE SUMIENIA DZIECKA str. 18

r u b r y k i

PSYCHOLOGIA

EK T A D O D A R T S K E Internetu Posłuchaj, jak w świecie i Facebooka nie stracić kontaktu ze swoimi dziećmi. str. 19

str. 20

WYCHOWANIE str. 24

ROZWÓJ DUCHOWY MAŁŻONKÓW str. 34

komiks:

Łukasiak&Graniak

Ojczyznę wybiera się jeden raz!

str. 30

Temat num er u: C Z Y C I ER P I ĄC , DA SI Ę Ż YĆ ?

str.

7-15


PA P I E Ż F R A NC I S Z E K Jesteśmy na święcie rodzin. Rodzina ma boski dokument tożsamości. Czy to jasne? Bóg nadał rodzinie dokument tożsamości, aby w jej łonie coraz bardziej wzrastały prawda, miłość i piękno. Pewnie ktoś z was może mi powiedzieć: „Ojcze, ty tak mówisz, bo nie jesteś żonaty. W rodzinie są trudności. W rodzinach dyskutujemy. W rodzinach czasem latają talerze. W rodzinach dzieci powodują ból głowy. Nie mówmy już o teściowych ...”. W rodzinach zawsze jest krzyż. Zawsze. Ponieważ miłość Boga, Syna Bożego, także otworzyła nam tę drogę. Ale w rodzinach, po krzyżu, jest także zmartwychwstanie, ponieważ tę drogę otworzył nam Syn Boży. Dlatego rodzina jest – przepraszam za to określenie – fabryką nadziei, nadziei życia i zmartwychwstania, bo Bóg nam otworzył tę drogę. Czuwanie na VIII Światowym Spotkaniu Rodzin, Filadelfia, 26 września 2015

l i s t o p a d

Żyć z chorobą

FOT. J. GRABOWSKA/FEBE

Choroba zmienia niemal wszystko. Najpierw pojawiają się dołujące myśli. Nasz końcowy przystanek nie wydaje się już tak odległy jak wcześniej. Weryfikują się życiowe plany. Jedni przyspieszają, aby zdążyć ze wszystkim, inni zwalniają, bo i tak nie warto się spieszyć. Na środku ulicy dopada nas ból, słabość, przygnębienie. W domu bywa jeszcze gorzej. Domownicy nie zawsze zrozumieją, że teraz oni muszą ponieść większy ciężar. Po co Bóg stworzył choroby? No, właśnie… Czy zawdzięczamy je Bogu? To diabeł wynalazł chorobę, Bóg natomiast wyciąga rękę z lekarstwem. Nie zawsze słodkim, ale jedynym, które wydobywa nas ponownie na powierzchnię życia. Lekarstwem stają się słowa świętej księgi, lekarstwo przychodzi w sakramentach. Lekarstwem jest także postawa człowieka – zarówno samego chorego, jak i najbliższego otoczenia. To trudna terapia i trzeba się jej cierpliwie uczyć. Wczytajmy się w słowa naszych autorów i jak przypomina Papież Franciszek – w chorobie zaufajmy Maryi.

Uroczystość Wszystk ich Świętych 2 listopada Dzień Zaduszny

11 listopada Narod

owe Święto Niepodle głości, obchodzone w rocznicę zakończe nia I wojny światowej 18 listopada 50 lat temu biskupi polsc y opublikowali list do biskupów niemieck ich o wybaczeniu i pojednaniu 22 listopada Ur oczystość Jezusa Chrys tusa, Króla Wszechświata 26 listopada 16 0 rocznica śmierci Ad ama Mickiewicza 29 listopada po czątek Adwentu – w 1830 roku rozpo częło się Powstanie Listopadow e

ks. Janusz Stańczuk redaktor naczelny, katecheta, rekolekcjonista, teolog pastoralista, autor homilii, baśni i opowiadań dla dzieci

FOT. FOTOLIA.COM/SANTI RODRÍGUEZ

Mozaika Chrystusa Pantokratora, XIV wiek, Kościół Najświętszego Zbawiciela na Chorze (w Stambule), obecnie muzeum

WSTĘP

1 listopada


w y d a w c a

Wydawnictwo Sióstr Loretanek

ku! oku! boo Face na nas Polubna ebo fac na s lub Pofaceb ook.com/pages/ TA K-RO D Z I N I E

str. 10

dyrektor wydawnictwa  s. Andrzeja Cecylia Biała CSL adres wydawnictwa i redakcji ul. L. Żeligowskiego 16/20 04-476 Warszawa redakcja tel. (22) 673-50-96 www.loretanki.pl/ wydawnictwo

sekretarz redakcji

s. Maria Małgorzata Miannik CSL takrodzinie@loretanki.pl projekt makiety

r e d a k c j a

redaktor naczelny

ks. dr Janusz Stańczuk

str. 4.

str. 20

str. 16

Justyna Grabowska opracowanie graficzne, skład

W

Joanna Jarco

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych. Zastrzegamy sobie prawo do skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów nadsyłanych tekstów.

Magdalena

N U M E R Z E różności

4-6

temat numeru

Cierpienie  7 Nie ma przypadków  8 Nie żyję dla siebie!  8 - 9 Po co nam sakrament namaszczenia chorych?  9 Nie wstydź się łez  1 0 - 1 1 Tutaj karmią nadzieją  1 2 - 1 3 Jest w tobie siła  1 4 - 1 5 w co i po co w ierzę?

Jaki jest Bóg?  FOT. NA OKŁADCE ANNA TURSKI

konto PKO BP IV/O W-wa 74 1020 1042 0000 8102 0009 6396

T Y M

wywiad

nr 11 (101)  LISTOPAD 2015

prenumerata tel. (22) 427-34-27, 673-58-39 fax 612-93-62

str. 14

15

Kuchnia siostry Faustyny, W co się bawić? Rekolekcje loretańskie Polecamy film Trudne pytania  2 2 - 2 3 wychowanie

Zostań fanką swojego męża

24-25

tu działa Bóg

Pierwsza w Polsce

26-27

problemy społeczne

Fejsbunio nie jest słodki

28-29

ziemia nasiąka krwią chrześcijan

spotkanie rodzin w Filadelfii

Prześladowania

Moja Rodzina to zgrany zespół

komiks 16 -17

kształtowanie sumienia dziecka

29

Ojczyznę wybiera się jeden raz

30-31

historia nieznana

Generał od wszy

32-33

Dzieci nam ufają  1 8 Ekstra dodatek  1 9

rozwój duchow y małżonków

nie zmarnuj życia

komentarze do Ewangelii

Nie bój się burzy

Na niedziele i uroczystości

20-22

Bez improwizacji

34

35

Posłuchaj na naszej stronie internetowej www.takrodzinie.pl/dzwieki Cierpienie w moim życiu – Rozmowa z ks. prof. UKSW dr hab. Markiem Tatarem, Krajowym Duszpasterzem Powołań, oraz Ewą Błoch – niewidomą pieśniarką, instruktorką muzyki, samotnie wychowującą trójkę dzieci, która komponuje muzykę do tekstów poetyckich Marka Skwarnickiego, Anny Kamieńskiej, ks. Twardowskiego, Karola Wojtyły. Rozmowy Sylwii Sułkowskiej z Naczelnej Redakcji programów Katolickich Polskiego Radia


WYWIAD

„Gdybyś miała prosty kręgosłup, to miałbym brata” – usłyszała z ust 6-letniego synka. To ją zabolało aż do łez. Dzisiaj inaczej zaplanowałaby swoje życie i nie czekała 9 lat, żeby wziąć ślub. Ale jest już za późno…

J

Jak się poznaliście? K R Z Y S Z T O F: To jest bardzo prosta historia. Poznaliśmy się na imieninach wspólnego znajomego. Zatańczyliśmy, wypiliśmy piwo, a kiedy impreza się skończyła, okazało się, że Magdalena nie ma pieniędzy na taksówkę. Pożyczyłem jej i wziąłem numer telefonu, żeby się umówić na oddanie. Poszliśmy razem na wernisaż i… dobrze nam się rozmawiało.

Z Magdaleną i Krzysztofem Kameckimi rozmawia Marta Dzbeńska-Karpińska

4

Chcieliście być razem. A co na to rodzice? M A G D A : Dla moich rodziców ciągle jestem ich chorym dzieckiem. Bardzo ważne było dla nich moje wykształcenie i praca. Stawiali mi takie same wymagania jak mojej

zdrowej siostrze. Natomiast w ogóle nie brali pod uwagę tego, że mogę założyć rodzinę. Ale moja postawa buntownika pomogła mi przetrwać. Krzysztof poznał mnie jako dynamiczną, niezależną, wykształconą, pracującą kobietę, która kompletnie nie brała pod uwagę, że jej niepełnosprawność może być problemem, ale przecież moją chorobę widać na pierwszy rzut oka! Wpadłam przez to w pułapkę, bo stawiałam sobie poprzeczkę na tym samym poziomie co wszyscy i robiłam rzeczy na granicy ryzyka. Im wyższe stawiałam sobie wymagania, tym wyżej rosło moje poczucie wartości zaniżone przez niepełnosprawność. Wiem o tym teraz, bo przecież jeżeli o naszej war-

listopad 2015

FOT. A L EK S A N D ER C Z Y B A

M AG DA L E


Magdalena (36 l.), socjolog, urzędnik państwowy, jej pasją są podróże i ludzie. Jest jedną z bohaterek książki Marty Dzbeńskiej-Karpińskiej: „Matki: mężne czy szalone?”. Krzysztof (36 l.), informatyk-programista, pasjonuje się grą na gitarze i śpiewem, marzy o pisaniu ikon i o motocyklu.

zdrowia się pogorszy, a przed tym nie da się uciec. W ciągu ostatnich 3 lat pojawiły się ograniczenia fizyczne i ból. W tej chwili szykuję się do operacji kręgosłupa i chłopcy będą musieli przez jakiś czas radzić sobie sami. Co Ci grozi, Magdo?

powinni żyć, a jacy nie. Chciałam udowodnić światu, że chociaż jestem różna od innych, nie żyję na koszt społeczeństwa. Jestem wartościowa i mam prawo być traktowana jak wszyscy inni. To się zmieniło. Mój ojciec chrzestny powiedział mi kiedyś, że przecież życie jest wartościowe nawet wtedy, kiedy ktoś się urodził, aby żyć 5 minut.

M : Zaczynam mieć problemy z wy-

E NA

tości stanowi tylko to, co możemy zrobić, to łatwo dojść do wniosku, że ludzie nieproduktywni są bezwartościowi. K : Słuchałem swojego rozumu i serca, byłem zakochany! Gdyby rodzice mieli coś przeciwko, tobym tego nie usłyszał, ale na całe szczęście nie mieli. Na czym polega Twoja choroba? M : Mam skoliozę wczesnodziecięcą

IV stopnia. Mocno skrzywiony i zrotowany kręgosłup, przemieszczone i mniejsze narządy wewnętrzne niż przeciętna dorosła kobieta. Kiedy 9 lat temu zdecydowaliśmy się być razem, to nie zastanawialiśmy się nad tym, co będzie, gdy mój stan

listopad 2015

dolnością oddechową. Duże skrzywienie kręgosłupa usztywnionego operacją w dzieciństwie powoduje ograniczenia mechaniczne pracy klatki piersiowej, a co za tym idzie – oddychania. Postępuje proces zmniejszania się pojemności płuc. Teraz to 37%. Jeżeli tak to zostawimy, to za parę lat mogę mieć w domu koncentrator tlenowy i moje życie ograniczy się do funkcjonowania w czterech ścianach z koniecznością dotleniania. To mój największy lęk, bo całe życie byłam bardzo aktywna. Jak sobie radzisz? M : Przez 36 lat żyłam w przekona-

niu, że o mojej wartości świadczą studia, aktywność zawodowa i to, że trzy razy do roku wyjeżdżam w daleką podróż. A kompletnie nie umiałam być ze sobą. K : Tu jest różnica między nami. Magda kocha siebie za to, co robi, a ja kocham Magdę za to, kim jest. Niezależnie od tego, co osiągnie lub co się jej nie uda, i tak będę ją kochał. M : Cały czas uczę się, że można kochać bezinteresownie. Choroba zmusza mnie do przewartościowania świata. Dziś nie chciałabym, żeby pewne rzeczy, które wydarzyły się w moim życiu, miały miejsce: zapracowywanie się na śmierć połączone ze studiami i wożeniem dziecka między jednymi dziadkami a drugimi tylko po to, by udowodnić sobie i światu, że coś potrafię. Ma to związek z eugenicznym myśleniem i ocenianiem, jacy ludzie

Nie bałaś się porodu? M : Kiedy zaszłam w ciążę, cała moja

rodzina stanęła okoniem, gdyż wydarzyła się rzecz, której kompletnie nie brali pod uwagę. Część była przekonana, że ja umrę, inni, że Ignacy nie ma szans urodzić się zdrowy. To była jedna wielka niewiadoma w rodzinie wierzących ludzi. Zwątpili. Byli przerażeni. Ale ja też. Pamiętam, jak siedziałam w kościele u dominikanów na Służewie i powiedziałam Bogu: „Panie Boże, jak ja wyjdę z tego cało, to Ci obiecuję, że wracam do Ciebie”. Skąd wziął się Twój bunt przeciw Panu Bogu? M : Moja ciocia powiedziała mi, że choroba w rodzinie to kara za grzechy rodziców. Pomyślałam: „Skoro jestem karą, to ja wam teraz pokażę, co potrafię”. Na jakieś 10 lat wyleciałam z towarzystwa rodzinnego, katolickiego. Na pewno Ignacy jest punktem wyjścia do mojego nawrócenia. Jak się czułaś w ciąży? M : To był jedyny w moim życiu czas, kiedy to, co się działo, było poza wszelką moją kontrolą. Nie mogłam nic przewidzieć, nic ulepszyć. Czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Czułam się bardzo bezpieczna i nic złego się nie stało. Ignacy przyszedł na świat 6 lat temu… M : Przez 6 lat wracaliśmy do Pana Boga. Mam dziś inną perspektywę. Teraz zamieniłabym swoje aktywności w pracy i na studiach na to,

5


Szukałam osób, które mają osobistą relację z Bogiem, i znalazłam je. Bycie wśród innych dobrych małżeństw dało mi nadzieję, że to jest do osiągnięcia, że można być z kimś do końca.

mojego stanu zdrowia spowodowało, że znaleźliśmy się w takiej sytuacji, że albo będziemy razem współpracować i rodzina będzie funkcjonować, albo nie będziemy współpracować i rodziny nie będzie. Wybór należy do nas. Teraz Krzysiek więcej pomaga. Wychodzi z pracy punktualnie o 16.30, bo wie, że ja na niego czekam, gdyż sama wróciłam z pracy i jestem już zmęczona. Przejmuje dom, pomaga mi przy ćwiczeniach rehabilitacyjnych.

6

Niedawno zdecydowaliście się na ślub kościelny. Dlaczego? K: Ja od początku naciskałem na ślub kościelny, tylko że Magda powiedziała: „nie”. M: Nie mogłam wziąć ślubu kościelnego, skoro przez tyle lat była m komplet nie antykościelna. Powrót do Boga trwał długo. Mieliśmy zamknięte drzwi do sakramentów. Przez ostatnie 3 lata było to bardzo dotkliwe. Ale warto było poczekać.

Warto było czekać 9 lat??? M : Warto! K : Nie warto, bo zablokowaliśmy

się na działanie i podpowiedzi Ducha Świętego, a otworzyliśmy na pokusy. Magda zawsze miała świadomość, że może mnie spakować i się rozwieść, choć zawarliśmy związek cywilny. M : Rzeczywiście miałam takie tendencje. Kiedy 3 lata temu zaprzyjaźniliśmy się ze wspólnotą Chemin Neuf (Nowa Droga), zrozumiałam, że małżeństwo jest naszym przymierzem z Bogiem i drogą do świętości. K: O tym, że małżeństwo jest drogą do świętości, mówiłem Magdzie od początku, ale jeżeli ona czegoś nie doświadczy, to nie zmieni zdania. M : Szukałam osób, które mają oso-

bistą relację z Bogiem, i znalazłam je. Bycie wśród innych dobrych małżeństw dało mi nadzieję, że to jest do osiągnięcia, że można być z kimś do końca. Z kimś kompletnie różnym. We wspólnocie nauczyłam się stawiać na małżeństwo. K: Wspólnota przyjęła nas, mimo że mieliśmy tylko ślub cywilny. Pracowali nad nami przez rok i w końcu udało im się przełamać moje lenistwo i Magdy lęk. Ślub wzięliśmy w tym roku – 11 lipca – podczas rekolekcji małżeńskich. A jak Ignacy radzi sobie z niepełnosprawnością mamy? M : Mamą byłam zawsze, choroba nigdy nie była u nas na pierwszym miejscu i robiłam to, co wszystkie mamy. Teraz choroba odebrała mi siły. Ignacy, idąc ze mną na zakupy, niesie jedną siatkę. Ciężko mu to idzie, bo jest jeszcze mały, ale obecna sytuacja tego wymaga. W polskim systemie wszystko jest na barkach rodziny. Nie dostanę z urzędu pomocy, nikt nie pomoże mi zrobić zakupów, nie zaprowadzi dziecka do przedszkola lub szkoły. Kiedy ostatnio Ignacy powiedział: „Gdybyś miała prosty kręgosłup, to miałbym brata”, zabolało mnie mocno. Obok duchowego cierpienia przemknęła mi przez głowę myśl, że może to jest po to, żeby nauczył się, że nie można mieć wszystkiego. Świat uczy, że możemy mieć wszystko – musimy być tylko odpowiednio sprytni i operatywni. Ale nie ma w świecie tylko ludzi zdrowych, tylko ludzi młodych i tylko ludzi pracujących i realizujących siebie. To nieprawda. MARTA DZBEŃSKA-KARPIŃSKA z wykształcenia politolog i menadżer, absolwentka Studium Fotografii ZPAF, od 2005 r. zawodowo zajmuje się fotografią, mieszka w Warszawie z mężem i trójką dzieci

listopad 2015

FOT. M A RTA DZB EŃSK A - K A RPIŃSK A

WYWIAD

co najcenniejsze – na rodzeństwo dla niego. Przez te 6 lat przestałam być osobą nastawioną na udowadnianie wszystkim, że jestem silna, niezależna, sama potrafię się utrzymać. Moje problemy zdrowotne nas przeorały. Miesiąc temu usłyszałam od jednej z koleżanek z pracy coś, co jest dla mnie hitem, niesamowitym przebłyskiem: „Choroba, którą masz, może być łaską dla waszego małżeństwa, bo zmusza Krzyśka i ciebie do współpracy”. I tak jest. Pogorszenie


Ufałem, nawet gdy mówiłem: „Jestem w wielkim ucisku”. Ps 116, 10 Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. J 12, 24

Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Mt 10, 37-39

MAGISTERIUM KOŚCIOŁA K AT O L I C K I E G O (…) natura ludzka (...) jest zraniona w swoich siłach naturalnych, poddana niewiedzy, cierpieniu i władzy śmierci oraz skłonna do grzechu (ta skłonność do zła jest nazywana „pożądliwością”). Chrzest, dając życie łaski Chrystusa, gładzi grzech pierworodny i na nowo kieruje człowieka do Boga, ale konsekwencje tego grzechu dla osłabionej i skłonnej do zła natury pozostają w człowieku i wzywają go do walki duchowej. KKK 405

CZYTAMY PISMO ŚWIĘTE I KATECHIZM

zytamy pismo święte i katechizm czytamy pis

BIBLIA

CIERPIENIE Kościół naucza, że źródłem cierpienia jest grzech pierwszego małżeństwa: Adama i Ewy, którzy postawili miłość Boga w stan oskarżenia, nie zaufali jej i z nią zerwali. Ten zatruty podarunek przekazali następnym pokoleniom (Rdz 3, 16-19). Łańcuch beznadziei i zniewolenia, które dotykały każdej ludzkiej istoty i całych rodzin, rozerwał Jezus przez swoją szaloną odkupieńczą miłość. W życiu dzisiejszych rodzin wszystko się zmienia, gdy zostanie do nich zaproszony Chrystus. Są one świadectwem tego, że Bóg nie opuścił ludzi, a nawet nazwał nas swoimi dziećmi – jesteśmy więc Jego rodziną (1 J 3, 1)! Sakrament chrztu świętego gładzi grzech pierworodny, jednak jego skutki w postaci zranionej natury nadal trwają. Natomiast zmienia się radykalnie sens przeżywanych cierpień (Flp 3, 8-11; KKK 618). W sposób szczególny trudności dotykają relacji między mężczyzną i kobietą oraz relacji rodzinnych, a te mają wpływ na życie społeczne i w efekcie na los całych narodów. Jan Paweł II mówił, że rodzina jest kolebką Kościoła („Familiaris consortio” 15), przyszłość świata przychodzi przez nią (FC 86). Cierpienia można podzielić na te zawinione (przez różnego rodzaju grzechy osobiste, egoizm i brak nawrócenia) i te niezawinione. Cierpienia niezawinione wywołują bunt i mogą wykrzywiać nawet bliskie relacje. Możemy też zaakceptować je w jedności

wrzesień 2015

z krzyżem Chrystusa (Mt 10, 37-39). Wtedy stają się życiodajną siłą dla naszych bliskich (J 12, 24-25). Na ziemi miłowanie zawsze jest połączone z krzyżem. Niekiedy trudniejsze są cierpienia psychiczne i duchowe, które dotykają członków rodzin: trudności w relacjach z najbliższymi, osamotnienie, zranienia w sferze płciowości i to najgorsze – brak miłości. Istnieje też rozdzierający ból oczyszczanej z egoizmu miłości, którego doświadczają nawet najlepsze małżeństwa. Gdyby spojrzeć w serca wielu małżonków, dzieci i dziadków, zobaczylibyśmy mnóstwo ukrytych ran. Jezus współczuł cierpiącym i na prośby ojców czy matek uzdrawiał dzieci dręczone chorobami (Mt 4, 23-24). Dzisiaj czyni to samo. Wciąż. Jeśli tylko ludzie nie są „umysłem pogrążeni w mroku, obcy dla życia Bożego, na skutek tkwiącej w nich niewiedzy, na skutek zatwardziałości serca” (Ef 4, 18). Odkryjmy przed Nim rany naszych rodzin. On pragnie jedynie pokory – prawdy o naszej sytuacji i powierzenia wszystkiego, co boli. Chce przyjść do naszego życia przez sakramenty (KKK 1421) i modlitwę, uzdrawiając i podnosząc tych, którzy się źle mają (Mt 9, 12). Wtedy okazuje się, że w naszym „dzisiaj” „Chrystus Pan, wraz z rodzinami i przez nie, nadal ma współczucie dla rzesz” (FC 41).   Elżbieta Marek, teolog małżeństwa i rodziny, żona, mama czwórki dzieci

7


przypadków W życiu nie ma przypadków (tylko te w gramatyce). Dzisiejszej nocy miałem wezwanie: schorowana pacjentka domagała się księdza, bardzo chciała przystąpić do sakramentu pojednania i przyjąć Komunię świętą. Gdy do niej przyszedłem, niemal w tej samej minucie przyjęto pacjenta w ciężkim stanie, rozpoczęła się reanimacja, a ja będąc obok, mogłem udzielić sakramentu namaszczenia chorych. Na porannym obchodzie nagłe poruszenie personelu, reanimacja i odchodzi pacjent, ale ten świat opuszcza namaszczony Bożym Miłosierdziem, bo… byłem obok. Po południu na innym oddziale spotkałem znajomego, walczy z chorobą nowotworową. Podczas rozmowy opowiedziałem mu o mojej nocy i poranku. – Może ksiądz pomyśli, że to niedorzeczne, ale czasem to im zazdroszczę – powiedział. – Ja też nie raz mam dość i z chęcią „zebrałbym swoje tobołki i poszedł na tamtą stronę”. Wydaje mi się, że jestem gotowy, nie boję się. Mam dość bólu i niepewności, ale to byłoby za łatwe. Skoro jeszcze żyję wbrew lekarzom, bo ci już pogrzebali mnie ponad rok temu, to widocznie Bóg ma jakieś plany względem mnie. Jakie? Tego jeszcze nie wiem, ale wiem, że nadal muszę żyć. To trudniejsza droga – walka o życie niż odejście! Przerwałem obchód oddziałów. Zebraliśmy się wspólnie z rodziną zmarłej pacjentki, by się za nią pomodlić. Były nawet wnuczki zmarłej. Jedna trzecioklasistka, druga z zerówki. Powiedziałem, że zmarła już nie cierpi, że jest w Domu Ojca, gdzie nie ma choroby i bólu, i wtedy usłyszałem, jak młodsza dziewczynka pyta ojca: – Tato, to babcia żyje? – Tak, córeczko, ona jest u Boga. – Jak to dobrze, że ona żyje! A kiedy ją odwiedzimy? – Teraz nie możemy, ale kiedyś, kiedyś… z nią się spotkamy. Podziwiałem mądrość tego ojca, bo trudno jest rozmawiać z dziećmi o wszystkim, nawet o śmierci najbliższych. Wracam na oddział i Bogu oddaję to, co jeszcze mnie dzisiaj spotka. Ks. Piotr Krasuski cierpi na postępującą chorobę stawów, której nie da się zatrzymać. Od 11 lat jest kapelanem szpitala w Wołominie.

8

Grzegorzu, Twoje życie to zmaganie się z niepełnosprawnością? G R Z E G O R Z K O Z Ł O W S K I : Niepełnosprawność przyjmuję jako fakt, którego nie warto rozpamiętywać, ale ciągle się z nią mierzę. Można powiedzieć, że zżyłem się z nią. Gdy byłem dzieckiem, modliłem się, żebym odzyskał wzrok i słuch, teraz modlę się raczej o akceptację sytuacji, w jakiej jestem.

Nie żyję d Jak sobie radzisz?

GR Z E GOR Z: Są sytuacje, w których niepełnosprawność mnie

wkurza – np. gdy wsiadam do złego autobusu, bo nie widzę numeru, i jadę nie wiadomo gdzie. Albo gdy psuje się aparat słuchowy i naglę przestaję słyszeć, co ktoś do mnie mówi. Ale KAŻDY ma w życiu różne trudności i albo sobie z nimi radzi, albo nie. Krótko mówiąc: trudności są po to, by je pokonywać, a nie po to, żeby nas niszczyły. Masz czwórkę dzieci: Małgosię, Antka, Dominikę i Agnieszkę. G R Z E G O R Z: Kiedyś nie wierzyłem, że mogę mieć normalną rodzinę. Że znajdzie się taka szalona, co zechce iść przez życie z kimś, kto ma takie ograniczenia jak ja. Bałem się, czy będę miał kontakt z dziećmi. Była obawa i wątpliwość, czy mam do nich prawo w kontekście ryzyka dziedziczenia mojego uszkodzenia wzroku i słuchu – więc pojawiało się też

listopad 2015

FOT. M AG DA L EN A K A ROW SK A - KO PERWA S

TEMAT NUMERU

Nie ma


pytanie, czy mam prawo „unieszczęśliwiać” taką „szaloną”, gdy już się znajdzie. Po ludzku to było bardzo trudne, ale w kluczowych momentach pojawiał się Ktoś, kto podawał rękę, kto dodawał otuchy i zachęcał – Pan Bóg. Kiedy odkryłeś, że pomimo swoich ograniczeń możesz pomagać innym? GR ZE GOR Z: Ja się o tym przekonałem jeszcze w dzieciństwie, gdy pomagałem młodszemu rodzeństwu w nauce. Bardzo dużo otrzymałem od ludzi – poczynając od rodziny poprzez siostry i personel w Laskach, nauczycieli i kolegów w liceum, na studiach i później, w życiu dorosłym. Miałem przekonanie, że tego dobra nie mogę zachować dla siebie, że to wszystko muszę spróbować przekazać dalej. Gdy zacząłem jeździć na pierwsze turnusy rehabilitacyjne dla głuchoniewidomych (równo 30 lat temu), zdałem sobie sprawę, jak wspaniały los w życiu wygrałem, bo miałem taką a nie inną rodzinę, bo byłem w takiej a nie innej szkole, bo spotkałem na swojej drodze takich a nie innych ludzi, bo byli ofiarodawcy, dzięki którym miałem niezbędny sprzęt… A tu widzę ludzi, którzy mają w sobie potencjał, ale nie spotkali nikogo, kto by ich wsparł. Zaangażowałem się w pomoc innym i to sprawiło, że

dla siebie! nauczyłem się funkcjonowania społecznego, a w jakimś momencie poznałem tę „szaloną”, z którą teraz idę przez życie (w grudniu będzie 25 lat). Czujesz obecność Boga w tym, co robisz? G R Z E G O R Z : Wciąż zdarza się tyle „przypadków”, które

kształtują moje życie, tyle razy doświadczyłem, że nawet jeśli zdarzyło się coś trudnego, to po jakimś czasie były z tego owoce, nie zawsze takie, jakich ja bym oczekiwał, nieraz były to owoce lepsze… No i jak tu nie wierzyć, że Bóg istnieje? Rodzina, działalność społeczna, wspólnota… Jesteś spełniony? G R Z E G O R Z : Mam poczucie spełnienia i radość, bo z tego, co otrzymałem, przynajmniej trochę udaje się przekazywać innym. Rozmawiał Michał Rydzewski

listopad 2015

PO CO NA M

SAKRAMENT NAMASZCZENIA CHORYCH?

ANKIETA

Grzegorz Kozłowski jest prezesem Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym, informatykiem-programistą i społecznikiem. Od 27 lat uczestniczy w formacji wspólnot neokatechumenalnych. Jest mężem, ojcem czworga dorastających dzieci. Urodził się z zaćmą – zachował resztki widzenia w jednym oku. Od 5 roku życia (wskutek niewłaściwego użycia streptomycyny) ma znaczny ubytek słuchu.

UMOCNIENIE W CHOROBIE Po raz pierwszy przyjęłam ten sakrament, gdy miałam 33 lata – nie jako przygotowanie do śmierci (chociaż po usłyszeniu diagnozy lekarskiej tej też nie mogłam wykluczyć), ale jako umocnienie w chorobie. Od tamtej pory przyjmowałam ten sakrament kilka razy i pewnie jeszcze nie raz przyjmę. Daje mi on poczucie pokoju i nadzieję na to, że choćby nie wiem co się działo, jestem w rękach Ojca – najlepszych z możliwych. Namaszczenie umacnia moją wiarę w Boga nawet w największym cierpieniu. Bogna

W RĘKACH NAJLEPSZEGO LEKARZA Przyjęłam namaszczenie chorych pod natchnieniem chwili. Trudno mi było przyznać się przed sobą, że moje zdrowie jest w kiepskim stanie, i oddać je w ręce Boga, najlepszego lekarza. Gdy poszłam do lekarza i dowiedziałam się, w jak poważnym jestem stanie, rozpłakałam się ze strachu i bezsilności. Dzisiaj, gdy walczę z dolegliwościami, wiem, że nie jestem sama. Donata, 67 lat, emerytka

O WŁASNYCH SIŁACH NIE DAM RADY Kilka lat temu musiałam się zmierzyć z czymś, co mnie przerosło. Bardzo się tego bałam i wiedziałam, że o własnych siłach nie dam rady. Postanowiłam pojechać na rekolekcje, na których we wspomnienie NMP z Lourdes, w czasie Mszy świętej przyjęłam sakrament namaszczenia chorych. Bóg dał mi wtedy uzdrowienie wraz ze świadomością i pewnością Jego bezgranicznej miłości. Dziś z perspektywy widzę, że Bóg pochylił się nade mną i wysłuchał mego wołania. Jemu cześć i chwała na wieki wieków. Adrianna, 33 lata, nauczycielka

ODCZUŁAM ULGĘ Doświadczyłam go dwa razy w czasie Mszy świętej, dzięki niemu odczułam ogromną ulgę i uświadomiłam sobie, że niezależnie od tego, co mnie spotka, jestem pod opieką Pana Boga. Ten sakrament umacnia. Anna, 69 lat

Zebrała Berenika Seryczyńska

9


z

BIBLIA

Święty Franciszek mówił o niej: „siostra”. Bo warto się z nią zaprzyjaźnić, skoro każdy z nas będzie musiał się z nią spotkać, ale nie jest to łatwa przyjaźń! Mieczysław Guzewicz

Z dzieciństwa mocno tkwi w mojej pamięci obraz konduktów żałobnych i ludzi na chodnikach, którzy zatrzymywali się, pochylali głowy, czynili znak krzyża. Pamiętam sytuacje śmierci kogoś z sąsiedztwa lub z rodziny. Gromadzono się w domu zmarłego. Odmawiano modlitwy przy odkrytej trumnie, rozmawiano, pocieszano rodzinę. W sposób bardzo naturalny uczestniczyło się w smutku innych osób. Wzrastało się w przekonaniu, że narodziny, pieluszki i wózeczki dziecięce, ale też trumna, karawan i żałobnicy, stanowią nieodłączny element codzienności. Podobne obrazy napotykamy na kartach Słowa Bożego. Są chwile oczekiwania na narodziny, ale także niemało obrazów śmierci, czasami bardzo dramatycznych. Oprócz zachowań naturalnych, czysto ludzkich natchnione teksty zawierają jedno

ważne przesłanie: życie człowieka nie kończy się w chwili śmierci.

S TA R O Ś Ć W R A J U

W opisie raju znajdujemy informację o drzewie życia, o drzewie poznania dobra i zła, o upadku pierwszych ludzi. Niezbyt często wspominany ten pierwszy, istotny symbol. Ludzkie ciało od początku podlegało procesowi starzenia, sprawność malała, ale mieliśmy zagwarantowaną nieśmiertelność, której źródłem jest Stwórca. Nie wiadomo, jak wyglądałaby nasza doczesna egzystencja, gdyby nie poddanie się pokusie. Karmiąc się owocami z drzewa życia, może w sposób łagodny, wręcz niezauważalny przechodzilibyśmy do innego, duchowego sposobu egzystencji? Jednak nieśmiertelność nie odeszła na zawsze. Drzewo życia z Golgoty i umierający Syn Boży przywrócili nam ten dar.

FOT. W IKIPEDI A

Nie wstydź 10

listopad 2015


ŚMIERĆ ŻONY W Księdze Rodzaju odnajdujemy piękną i dramatyczną miłosną historię Jakuba i Racheli. Młody mężczyzna musiał ponieść wiele wyrzeczeń i upokorzeń, by zdobyć ukochaną niewiastę. W trakcie niełatwej wędrówki spotkało go doświadczenie najboleśniejsze. Podczas porodu syna Beniamina żona umarła, będąc pewnie jeszcze młodą kobietą. Jakub w miejscu pochówku postawił stelę – kamienny słup, który miał upamiętniać bliską osobę (por. Rdz 35, 20). Pozostała mu jeszcze inna „pamiątka” po żonie. Był nią umiłowany syn Beniamin. O tym, jak wielka była miłość ojca do chłopca, świadczy poziom lęku związanego z wysłaniem najmłodszego syna do Egiptu na prośbę Józefa, także zrodzonego przez Rachelę (por. Rdz 43, 1-14).

dziecko żyło, pościłem i płakałem, gdyż mówiłem sobie: «Kto wie, może Pan nade mną się ulituje i dziecko będzie żyło?» Tymczasem umarło. Po cóż mam pościć? Czyż zdołam je wskrzesić? Ja pójdę do niego, ale ono do mnie nie wróci” (2 Sm 12, 22-23). Jakże istotne słowa! Jako rodzice mamy mocno prosić Stwórcę o wsparcie w chwilach dramatu, ale kiedy nastąpi śmierć bliskiej osoby, niezależnie od poziomu smutku nie możemy przestać myśleć o sobie i zaniedbywać siebie. Nade wszystko mamy trwać w świadomości, że w wieczności spotkamy się z ukochaną osobą. Później król Dawid stracił innego syna, Absaloma, który buntował się, wystąpił zbrojnie przeciwko ojcu. Jednak po jego śmierci serce Dawida krwawiło: „Synu mój, Absalomie! Absalomie, synu mój, synu mój! Kto by dał, bym ja umarł za-

ź się łez ŚMIERĆ SYNÓW

Intrygujące treści odnajdujemy w historii śmierci syna króla Dawida, który począł się z grzesznego związku z Batszebą. Śmierć ta została przepowiedziana przez proroka Natana. W czasie choroby dziecka król pościł i modlił się przez wiele dni. Można tu dostrzec czytelny wzór postawy rodzica w chwili zagrożenia życia dziecka. Kiedy syn umarł, Dawid ubrał się elegancko i kazał wyprawić ucztę. Zdziwionym sługom odpowiedział: „Dopóki Giotto di Bondone, Wskrzeszenie Łazarza, ok. 1304-1306, kaplica rodu Scrovegni, Padwa Na fresku Giotta kilka różnych grup uczestniczy we wskrzeszeniu Łazarza: rodzina, Apostołowie, Żydzi. Najciekawsze jednak są twarze. Każda z nich oprócz smutku czy zaskoczenia wyraża coś więcej: brak wiary w to, co obserwują oczy – śmierć nie może zostać pokonana. A jednak pojawił się ktoś, kto tego dokonał!

miast ciebie?” (2 Sm 19, 1). Osoby z najbliższego otoczenia króla nie rozumiały tego zachowania, dziwiły się, ale ten wielki smutek, prawie rozpacz, potwierdza wielką i dojrzałą miłość ojca, który jest gotowy wybaczyć nawet najgłębsze zranienia.

Ś M I E R Ć B R ATA Pragnę przy wołać jeszcze jedną historię: śmierci Łazarza (por. J 11, 1-44). Rodzeństwo z Betanii było bardzo bliskie Jezusowi, Mistrz często przebywał w ich domu. Dlatego zrozpaczone siostry nie mogły zrozumieć, czemu Jezus nie przyszedł i nie uzdrowił cierpiącego brata. Jakże piękne są ich słowa: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by

nie umarł” (J 11, 21. 32). Cztery dni po pogrzebie mówi tak Marta, a następnie Maria. Oczyma wyobraźni widzę te pokorne niewiasty, widzę ich smutne twarze, wilgotne policzki, podkrążone oczy. Jakże musiały zmizernieć, wychudnąć! Cóż innego mogły powiedzieć, spotkawszy się najbliższym przyjacielem, na którego pomoc bardzo liczyły? W czasie poprzedzającym wskrzeszenie dostrzegamy jeszcze inny rzewny obraz: Zbawiciel wzruszył się i zapłakał (por. J 11, 35. 38). Te piękne sceny pokazują, jak mocno i konkretnie Chrystus uczestniczy w cierpieniu innych. W przywoływanej scenie Ewangelista przytoczył jedne z najważniejszych słów, jakie odnajdujemy na kartach Dobrej Nowiny: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie” (J 11, 25). Śmierć jest nieodłącznym elementem naszej ziemskiej wędrówki. Odchodzą najbliżsi, kiedyś i nas zabraknie. Smucimy się, serce płacze. To naturalne. Siła relacji między bliskimi osobami jest ogromna. Nie dziwmy się łzom, nie uciekajmy od nich. Poddajmy się tym uczuciom bez buntu, a kiedy spotka to innych, bądźmy przy nich. Nie trzeba nic mówić, sama obecność wystarczy. Ale nad tym wszystkim niech w naszej świadomości mocno wybrzmiewają słowa Mistrza wypowiedziane do sióstr Łazarza. I radujmy się, że w zasięgu ręki mamy pokarm na nieśmiertelność: „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne” (J 6, 54). M I E C Z Y S Ł AW G U Z E W I C Z doktor habilitowany teologii biblijnej i pastoralnej, rekolekcjonista, autor licznych publikacji na temat małżeństwa, rodziny, wychowania, cierpienia, mąż, ojciec trojga dzieci

11


TEMAT NUMERU

G

Diagnoza lekarska: nowotwór… Długie leczenie nieprzynoszące rezultatu lub nawrót choroby… I słowa brzmiące jak wyrok: „Już nic nie da się zrobić… Pozostało kilka tygodni życia”… Czy jest jeszcze jakaś nadzieja?

Magdalena Buczek Dorota Domańska wraz z mężem Dariuszem – współzałożyciele żorskiego Hospicjum im. Jana Pawła II

Gdy przestają płynąć łzy bezsilności, pojawiają się pierwsze myśli, a ich kolor zazwyczaj jest czarny, bo jak można zareagować na diagnozę, z którą człowiek pozostaje sam, bezsilny i bezradny.

PODARUJ SWOJĄ OBECNOŚĆ

Są takie miejsca, w których ludzie o otwartych sercach towarzyszą chorym do końca – to hospicja. Odwiedziłam jedno z nich, w Żorach na Śląsku. Przekraczając próg, miałam wrażenie, że wchodzę w przestrzeń wypełnioną ciszą i pokojem. Świat pędzący w hałasie i nieustannej gonitwie został za drzwiami. Przy wejściu powitał mnie obraz patrona – św. Jana Pawła II. Po chwili przyszła pani Halina (wolontariuszka) i zaprowadziła mnie do kaplicy z obrazem Jezusa Miłosiernego, figurą Matki Bożej Fatimskiej i relikwiami patrona. Zaczęła opowiadać o wolontariacie. To wyjątkowe powołanie, nie każdy potrafi być przy osobie chorej w najtrudniejszym momencie życia i pomóc jej w przygotowaniu się na spotkanie z Bogiem. Nie wystarczą specjalne kursy ani wiedza.

„Wolontariat to służba bliźniemu, która jest łaską płynącą z wiary, z bliskiej relacji z Bogiem i osobistego doświadczenia Jego miłości. Dopiero wtedy można dawać siebie drugiemu. Trzeba umieć słuchać, prowadzić szczere rozmowy, być otwartym, wrażliwym, a przy tym mocnym. Czasem wystarczy sama obecność, bo tego każdy potrzebuje najbardziej” – mówi pani Halina.

POKONAJ SMUTEK

Zdarzają się sytuacje, gdy nawet wolontariusz nie potrafi pogodzić się z chorobą i odejściem, szczególnie osoby młodej, przed którą – po ludzku patrząc – całe życie, tyle planów i marzeń. Jak pomóc najbliższym w obliczu śmierci matki lub ojca kilkorga małych dzieci? Pani Halina opiekuje się dziećmi osieroconymi i rodzinami w żałobie, organizując dla nich wyjazdy, towarzyszy im w przeżywaniu żałoby po stracie najbliższych i pomaga pokonać rozpacz i smutek. W trakcie rozmowy zjawia się pan Szczepan – pacjent. Ze łzami w oczach opowiada swoją historię, przeplatając ją grą na harmonijce ustnej. Gra w kaplicy podczas Mszy

Tutaj karmią Moi przyjaciele tak szybko odchodzą

Jestem pielęgniarką, ale nie pracowałam w zawodzie. Gdy powstawało hospicjum, ksiądz z pobliskiej parafii podczas niedzielnej Mszy świętej ogłaszał, że jest nabór do wolontariatu. Pomyślałam: „Zapytam, ale czy dam radę?”. Najpierw zaangażowałam się w kwesty i inne akcje, potem pojechałam na kurs wolontariatu i powoli przygotowywałam się do tego, że będę się zajmowała pacjentami. A oni potrzebują przede wszystkim bliskości, żeby ktoś przy nich był i żeby nie zostali sami z myślą o śmierci. Opiekuję się rodzinami, w których rodzice umierają. Widzę rozpacz dzieci i współmałżonka. Czy można się pogodzić z taką sytuacją? Ale staram się być dla nich wsparciem. Wierzę, że to Bóg jest Dawcą życia i odbiera to życie w momencie, który sam zaplanuje, a my musimy się z tym pogodzić. Dla mnie było to ogromną trudnością, musiałam dużo czasu spędzić na kolanach, żeby to pojąć i przyjąć. Nie możemy wymuszać na Panu Bogu, żeby zostawił jeszcze czyjeś życie tu, na ziemi, choć bardzo tego chcemy. Nie mam wspanialszych przyjaciół niż moi podopieczni, choć tak szybko odchodzą.   Halina Świerczek, wolontariuszka

12

„Nie mam wspanialszych przyjaciół niż moi podopieczni” – mówi Halina Świerczek, wolontariuszka.

listopad 2015


FOT. H OSPIC JU M IM. JA N A PAW Ł A II

Pod opieką Hospicjum Jana Pawła II jest 45 pacjentów (15 na oddziale, a 30 w hospicjum domowym), którymi opiekują się: lekarz, pielęgniarka, psycholog, fizjoterapeuta, wolontariusz i kapelan.

świętej i dla pacjentów, którzy chętnie wówczas śpiewają. Jest szczęśliwy, że trafił do hospicjum, ale cierpi, bo dzieci go nie odwiedzają. Personel nazywa pana Szczepana gospodarzem, bo pomaga w drobnych naprawach i czuje się potrzebny. Ostatnio odmalował krzyż, który stoi w ogrodzie. W hospicjum toczy się normalne życie, ale bez pośpiechu. Człowiek cieszy się każdą chwilą daną przez Boga i każda najmniejsza rzecz staje się powodem do radości.

NIE MARNUJ ŻYCIA Prezes Dorota Domańska opowiada o początkach hospicjum, które powstało w odpowiedzi na wezwanie św. Jana Pawła II o wyobraźnię miłosierdzia „Od początku czu-

liśmy, że jest to osobiste wezwanie Jana Pawła II skierowane do nas. Pozyskaliśmy lekarzy i pielęgniarki, którzy już chodzili do pacjentów pozostających w domach, a także wolontariuszy. Pierwsza grupa zawiązała się 13 marca 2003 r. Początki były trudne, ale zawierzyliśmy Opatrzności Bożej” – wspomina. Każdego dnia wszyscy są w tym miejscu świadkami wielu cudów. W nawiązywaniu i pogłębianiu kontaktu z Bogiem pomaga obecność kapelana. Kaplica jest sercem domu. Stąd siły czerpią nie tylko chorzy, ale i personel. „My, zdrowi, dopiero tutaj doceniamy, ile otrzymujemy czasu i ile go marnujemy na niepotrzebne rzeczy. Dla mnie jest to lekcja życia. Widzę, że choćby nie wiadomo jak człowiek był przygoto-

wany, to po śmierci bliskiej osoby zawsze przeżywa pustkę. My też zżywamy się z pacjentami i nam też brakuje ich obecności, gdy odchodzą. Tutaj wciąż uczę się szacunku do życia. Widzę, jak wiele dobra Pan Bóg zrobił dla mnie, dla mojej rodziny przez to miejsce, przez spotkanie z chorymi” – przyznaje Dorota Domańska. Przemierzam oddział i patrzę na chorych. Dobroć lekarzy, pielęgniarek i wolontariuszy odbija się na spokojnych twarzach pacjentów, czują się bezpiecznie. Ten widok zapisuję w sercu. Wychodzę. Świat pędzący w hałasie i nieustannej gonitwie otwiera przede mną ramiona, a ja mam ochotę zawołać do każdego człowieka: „Dokąd tak pędzisz? Zatrzymaj się! Podziękuj Bogu za życie i za to, co masz tu i teraz!”. MAGDALENA

ą nadzieją

BUCZEK

założycielka Podwórkowych Kół Różańcowych Dzieci, absolwentka dziennikarstwa i politologii w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu

Dzieci ze szkół i przedszkoli sadzą żonkile, tworząc „Pola nadziei”. To nazwa programu, który uczy najmłodszych, jaka jest rola hospicjów.

Niedużo czasu nam zostało Wyprosiłem u Matki Bożej, że tutaj się znalazłem, bo nie miałem żadnej opieki. A wychowałem czwórkę dzieci. Kiedy wyszedłem ze szpitala, sąsiedzi nosili mi obiady. Ordynator w ciągu miesiąca załatwił mi miejsce w hospicjum. Powiedział: „Kto panu przygotuje opał na zimę? Jak pan sobie poradzi?”. Odpowiedziałem, że muszę sam to zrobić. Ale nie miałem siły, przewracałem się. Dziękuję Bogu, że mogę tu być. Kiedyś namówiłem jednego pacjenta, żeby poszedł ze mną na Mszę świętą. Powiedziałem mu, że niedużo czasu nam tutaj zostało, więc trzeba się przygotować i przyjąć sakrament namaszczenia chorych. Teraz widzę, że on nie opuszcza ani jednej Mszy świętej.   Szczepan, pacjent hospicjum

13


TEMAT NUMERU

Jest w tobie Ktoś z rodziny trafia do szpitala lub dostaje wyniki badań. Werdykt – choroba: przewlekła, nieuleczalna, śmiertelna, kalectwo. Pierwsza reakcja to zaprzeczanie faktom i nadzieja na pomyłkę lekarzy.   Bogna Białecka

KTO LEPIEJ SOBIE RADZI? PO PIERWSZE

osoby wierzące Ludzie, którzy się modlą, ufają Bogu i ofiarowują swoje cierpienie w intencjach innych osób czy spraw. To niezwykły przywilej – możemy nadać sens cierpieniu właśnie dzięki traktowaniu go jako ofiary, przywileju współudziału w cierpieniu Chrystusa na krzyżu. Poza pożytkiem duchowym daje to pociechę na poziomie psychologicznym.

14

nad życiem. Niektórzy próbują szukać winnych, a oskarżenia i koncentracja na przeszłości nie pomagają w radzeniu sobie z teraźniejszością. Inna niezdrowa próba odzyskania kontroli to poszukiwanie „cudownych” metod leczenia. A potrzebne jest pogodzenie się z sytuacją i prze-

życie żałoby po utracie zdrowia, po zaburzeniu życia rodzinnego. Może to zająć sporo czasu, nawet kilka miesięcy. Równolegle należy rozwijać umiejętności radzenia sobie w nowej sytuacji. Dotyczy to zarówno chorego, jak i rodziny.

PO DRUGIE

PO TRZECIE

osoby mające wsparcie w rodzinie, przyjaciołach, sąsiadach, wolontariuszach

osoby aktywnie poszukujące informacji o tym, jak przeżywać sytuację, w której się znalazły

Można to określić mianem poszerzonego kręgu rodzinnego. Ciekawe dane są związane m.in. z badaniami Martina Seligmana dotyczącymi uwarunkowań poczucia szczęścia. Wykazały one, że szczęście nie jest związane z obiektywnym stanem zdrowia. Osoba mająca duże problemy zdrowotne może mieć większe subiektywne poczucie szczęścia niż w pełni zdrowa. Właśnie wtedy, gdy odkrywa sens życia (np. dzięki odnajdywania sensu w cierpieniu) i ma wsparcie bliskich osób.

Poleca ne są szczegól n ie techniki terapii behawioralno-poznawczej, dzięki nim uczymy się rozpoznawania i unikania negatywnych myśli, które niepotrzebnie potęgują cierpienie. Przydatna jest też nauka ćwiczeń łagodzących napięcia fizyczne oraz skutki stresu. Co ciekawe, wiele ćwiczeń polecanych w pracy zarówno z osobami chorymi, jak i ich bliskimi, to medytacje „uważności” będące de facto świeckimi odpowiednikami medytacji chrześcijańskich, np. ćwiczeń duchowych św. Ignacego Loyoli. listopad 2015

FOT. FOTOLIA.COM/ ROBERT KNESCHKE

Pogodzenie się z realiami choroby jest trudne. Niektóre osoby uciekają w rozwiązania patologiczne – alkohol, lekomanię, uzależnienia, ale to nie jedyna pułapka. W sytuacji nieuleczalnej lub przewlekłej choroby jednym z podstawowych problemów jest poczucie utraty kontroli


Jaki jest BÓG?

W CO I PO CO WIERZĘ

co i po co wierzę? w co i po co wierzę? w co i po

siła

Jak mówić o Osobie, która wymyka się naszym zmysłom, przemyśleniom, a nawet pojęciom? Odpowiedź jest prosta: z zachwytem!

Właściwie każdy mówi o Bogu – wielu Go uwielbia, wielu szuka, niektórzy próbują z Nim walczyć. Ale przecież każde słowo o Bogu jest co najwyżej przybliżeniem, obrazem, ludzkim wyobrażeniem. Teologia podpowiada, że o Stwórcy i Zbawicielu mówimy w sposób analogiczny, czyli „po ludzku” formułujemy stwierdzenia o przymiotach Boga, o cechach, które nie mają żadnych odpowiedników w naszym świecie. Gdy mówimy, że Bóg jest sprawiedliwy, to wyobrażamy sobie tę sprawiedliwość po ludzku. Gdy przekonujemy, że Bóg jest miłosierny, to widzimy miłosierdzie, przypominając sobie konkretne działania wspaniałych ludzi, i dodajemy słowa typu: „tylko że bardziej”. Bóg jest bardziej sprawiedliwy, bardziej miłosierny itd. A gdy mamy komuś wyjaśnić, jak pogodzić sprawiedliwość z miłosierdziem, to pojawia się kłopot – brak słów, brak pojęć, brak pomysłów. Aby mówić o Panu Bogu, nie wystarczą słowa i pojęcia wzięte z języka potocznego, z pomocą przychodzi nam filozofia. Słowo, bez którego właściwie nie da się mówić o Panu Bogu, Stwórcy wszechświata, to transcendencja. Łacińskie transcendens to po polsku „przekraczający”. Bóg jest transcendentny, to znaczy, że wykracza poza nasz świat widzialny, nie jest żadną z części tego świata, „nie jest złożony” ze znanych nam elementów. Mówiąc o transcendencji Stwórcy, podkreślamy, że Bóg wykracza poza przyrządy pomiarowe, że nie da się Go wyobrazić, zobrazować, namalować, usłyszeć, że jest poza zmysłami ludzi czy – o wiele czulszymi – zwierząt.

B O G N A

B I A Ł E C K A

psycholog, autorka wielu książek o psychologii dziecka i rodziny, matka czworga dzieci

Dlatego wartościowe wydaje się polecenie takim osobom udziału w rekolekcjach ignacjańskich. Rekolekcje te uczą modlitwy medytacyjnej i kontemplacyjnej, która pomaga nie tylko na poziomie psychologicznym, lecz pozwala ustawić właściwą perspektywę w spojrzeniu na trudne doświadczenia życiowe. A tą perspektywą jest sam Bóg.

listopad 2015

Bóg transcendentny może być nie tylko źródłem istnienia, źródłem życia i źródłem miłości, ale również gwarantem niezmienności tego, co najważniejsze, czyli gwarantem bezpieczeństwa, pokoju serca.

Tylko Bóg spoza tego świata mógł ten świat stworzyć, wszystko od Niego pochodzi, ale w niczym, co stworzone, nie ma żadnej „części” Pana Boga. W tym rozumieniu nie da się materialnie, obserwacją ani przyrządami pomiarow ymi ukazać istnienia Boga. Św. Tomasz z Akwinu zaprezentował takie dowody istnienia Boga, w których logicznie wnioskując, stwierdzał, że wszystko, co istnieje, musi pochodzić od Jednego. Z innej strony patrząc, „nie potrzebujemy” takiego Boga, który byłby częścią naszego świata – w niczym nie przekraczając wymiarów świata materialnego, nie byłby „ponad” czy lepiej „spoza”. Bóg transcendentny może być nie tylko źródłem istnienia, źródłem życia i źródłem miłości, ale również gwarantem niezmienności tego, co najważniejsze, czyli gwarantem bezpieczeństwa, pokoju serca. Warto zauważyć, że zasady postępowania, czyli moralność, tylko wtedy są niezmienne, gdy pochodzą od Osoby, która przekracza ten świat. Niebezpieczne są poglądy dopuszczające względność zasad postępowania. Fiodor Dostojewski napisał kiedyś: „Jeśli Boga nie ma, to wszystko wolno”. Bóg transcendentny jest oparciem dla każdego człowieka, który żyje w świecie pełnym niepewności, w świecie zmiennym i nieprzewidywalnym. Obietnice Boga są źródłem poczucia bezpieczeństwa każdego z nas.   ks. Zbigniew Kapłański – katecheta, rekolekcjonista, spowiednik, przed wstapieniem do seminarium uczył matematyki i informatyki w liceach warszawskich

15


SPOTKANIE RODZIN W FILADELFII

Z Aldoną Wiśniewską rozmawia Piotr Kamyk

Koncert Mojej Rodziny w kościele św. Wojciecha w Filadelfii

www.mojarodzina.ayz.pl

16

Moja Rodz to zgrany „Rodzina to siła, a żyjący w niej Chrystus to potęga” – napisaliście na swojej stronie internetowej. Jeśli Mu się zaufa, pozwala płynąć aż za ocean. AL D O N A W I Ś N I E W S K A : Życie rodzinne to wspaniały dar. Każdy z nas szuka własnej drogi, my odkryliśmy swoją 27 lat temu. Podczas ślubu usłyszeliśmy Ewangelię o budowaniu domu na skale i od początku pragnęliśmy właśnie tak go budować. Dostaliśmy siebie w darze, miłość przepełniała nasze serca i tak jest do dzisiaj. Ze swoich domów zabraliśmy piękne przykłady. Tata Artura, Stanisław, traktował swoją żonę jak księżniczkę, a moja mama Lubomiła pokazała mi, jak bezgranicznie kochać męża. Bo to właśnie dom rodzinny staje się pierwszą szkołą, w której uczymy się modlitwy, rozmowy i słuchania, odpowiedzialności za innych, pracowitości, a nade wszystko miłości, czyli całkowitego oddania się drugiej osobie. Doświad-

czaliśmy tego oddania wielokrotnie, szczególnie kiedy rodziły się kolejne dzieci – Antosia, Gabryś, Szymon, Mikołaj i Jeremiasz.

Marzyliście o pojechaniu na VIII Światowe Spotkanie Rodzin i… AW: … napisaliśmy do Papieża Franciszka, wysłaliśmy swoje zdjęcia i nagrania i przyszło zaproszenie. Tam dawaliśmy świadectwa, graliśmy w parafiach, prowadziliśmy wieczory uwielbienia. Słuchaliście wielu świadectw. Które z nich Was poruszyło? AW: Narzeczonych z Australii. Mówili o lęku młodych ludzi przed rozwodem czy trudnościami i o zawierzeniu swojego życia Panu Bogu, które daje nadzieję. Ma to odniesienie do słów Papieża Franciszka, który mówił o tym, że rodzina jest fabryką nadziei, że warto zachęcać młodych do zakładania rodziny, że w tym konkretnym świecie z jego problemami i możliwościami trzeba żyć, wierzyć i głosić Dobrą Nowinę. Co robiliście podczas spotkania? AW: Hasło VIII Światowego Spotkania Rodzin „Miłość jest naszą misją. Rodzina w pełni żywa” było iskrą, listopad 2015

FOT. TO M A S Z W EN DA

Mama Aldona: gitara i wokal. Tata Artur: fortepian, klarnet, saksofon i trąbka. Siedem osób – jedna rodzina i jeden zespół (Moja Rodzina). Zagrali na VIII Światowym Spotkaniu Rodzin z Papieżem Franciszkiem w Filadelfii.


zina y zespół która zapaliła nas do przygotowań. W niedzielę 20 września w drodze do Filadelfii zatrzymaliśmy się w parafii św. Stanisława Kostki na Brooklynie w Nowym Jorku, gdzie graliśmy i dawaliśmy świadectwo. Od 21 września nasz pobyt w Filadelfii był związany z parafią św. Wojciecha. Poznaliśmy polskie rodziny i wspaniałych Polaków, którzy mieszkają za granicą. Mają polską duszę, gościnność i otwarte serca, dbają o tradycję i język. To z nimi wędrowaliśmy 8 km do centrum, by brać udział w spotkaniu z Ojcem Świętym. Wzruszenie i entuzjazm setek tysięcy zgromadzonych były porywające. Jaki głos popłynął z Filadelfii w świat? AW: Same rodziny, które przyjechały do Filadelfii, były znakiem dla świata. Dawały świadectwo, że mama-kobieta i tata-mężczyzna razem tworzą rodzinę, w której żyją dzieci. Każdego dnia przez wiele godzin w różnych miejscach (w Pennsylvania Convention Center, w bazylice Świętych Piotra i Pawła) trwała adoracja Najświętszego Sakramentu. Na spotkanie i niedzielną Mszę świętą z Papieżem Francisz-

kiem przyjechały tysiące rodzin wielodzietnych z całego świata. Co w życiu rodzinnym jest najpiękniejsze? AW: Że zawsze możemy na siebie liczyć, troszczymy się wzajemnie o siebie, pomagamy sobie w rozwoju duchowym. Rodzina to szkoła miłości, w której wszyscy jesteśmy uczniami do końca życia. Wpatrujemy się w Świętą Rodzinę, która jest dla nas ideałem. Tworzymy mały Domowy Kościół. Jesteśmy w tej wspólnocie od 20 lat. Życie to również trudności, ale to właśnie one zbliżały nas do siebie i do Boga. Jesteście zespołem rodzinnym. Często się kłócicie? AW: Rodzina to miejsce ćwiczeń, swoisty poligon, nieustanne ścieranie się. Czy się kłócimy? Oczywiście, że tak, inaczej być nie może, bo te sytuacje uczą pokory, rozmowy, wyciszenia i wyciągania wniosków. Młodzi zdobywają poczucie wartości, umiejętność obrony swojego stanowiska i nabierają pewności siebie. Ale najważniejsze jest to, żeby umieć przebaczać, przeprosić, by nie budować muru, który zasłoni nam siebie nawzajem.

Polub Moją Rodzinę na Facebooku

Mama Aldona: gitara elektroakustyczna i wokal; tata Artur: fortepian, klarnet, saksofon sopranowy i trąbka; Antosia (26 lat): skrzypce i wokal, od 4 miesięcy mama Jasia; Gabriel (22 lata): fortepian, gitara elektroakustyczna, gitara elektryczna, skrzypce, wokal; Szymon (20 lat): gitara basowa, gitara elektroakustyczna, kontrabas, skrzypce, wokal; Mikołaj (18 lat): fortepian; Jeremiasz (16 lat): perkusja. Do Filadelfii pojechali również mąż Antosi Tomek z ich maleńkim synkiem Jasiem i narzeczona Gabriela, Kasia (pierwsza z prawej). Na zdjęciu podczas VIII Światowego Spotkania Rodzin w Filadelfii z polskim biskupem Grzegorzem Kaszakiem.

Czy był w Waszym życiu taki moment, kiedy szczególnie czuliście JEGO obecność i opiekę? AW: Doświadczyliśmy tego wielokrotnie, kiedy wszystkie dzieci rodziły się przez cesarskie cięcie czy gdy mąż stracił pracę, kiedy dzieci były małe. Kilka lat temu trudno było nam przyjąć chorobę Antosi, cały świat się zawalił. Okazało się, że to wszystko umocniło nas w wierze i zaufaniu. Doświadczaliśmy miłości rodziny, troski i opieki samego Boga. Ostatnia sytuacja była wyjątkowym przeżyciem, gdzie Pan Bóg dał nam siłę, a po długim czasie zdrowie Antosi. Dzisiaj patrzymy z zachwytem na jej małżeństwo, męża Tomka i synka Jasia. To prawdziwy cud.

17


KSZTAŁTOWANIE SUMIENIA DZIECKA

Kształtowanie sumienia dziecka Kszt

A R Dzieci nam ufają „Co teraz porabiacie na przerwach?” – zapytaliśmy naszego 10-letniego Jasia. „Ja gram z kolegą w mini ping-ponga na podłodze na korytarzu, a inni coś tam robią na telefonach” – odpowiedział. Joanna i Robert Kościuszko

Rozmawiałem z kolegą, który działa w radzie rodziców naszej wielkiej szkoły (ponad półtora tysiąca uczniów). Powiedział, że na przerwach dzieci wchodzą na strony pornograficzne i chwalą się tym przed rówieśnikami. Rada rodziców wniosła o zakaz używania telefonów przez uczniów w szkole. Wśród rodziców zawrzało. Pojawiły się argumenty, że są łamane prawa obywatelskie, straszono nawet sądami. Mój kolega przedstawił wyniki badań Instytutu Profilaktyki Zintegrowanej, z których wynika, że 66% uczniów gimnazjów w Polsce miało już kontakt z pornografią przed 12 rokiem życia, a 25% uczniów korzystało z pornografii więcej niż 10 razy w miesiącu. Bitwa o komórki w naszej szkole zakończyła się naszym zwycięstwem. Za zgodą dyrekcji uczniom nie wolno używać telefonów w szkole. Teraz dzieci mają więcej czasu na wspólną zabawę. Próbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie: „Gdzie są kształtowane sumienia naszych dzieci – w jakich środowiskach?”. Chyba większość rodziców chórem zawołałaby, że najostrzejsze batalie o serca dzieci rozgrywają się w szkole oraz w Internecie. Tam nasze pociechy spędzają najwięcej czasu. Jest jednak jeszcze jedno absolutnie najważniejsze miejsce, gdzie rzeczywiście kształtujemy sumienia naszych dzieci. To nasz

Joanna i Robert Kościuszko są dla swoich dzieci autorytetem

18

dom rodzinny. Im więcej czasu spędzimy wspólnie, im więcej szczerych rozmów przeprowadzimy, tym większą mamy szansę na sukces. My zdołaliśmy tak zorganizować swoją pracę, aby każde z czworga naszych dzieci mogło być w wieku przedszkolnym z rodzicami w domu. Chcieliśmy zbudować jak najsilniejszą więź z dziećmi. A kiedy już poszły do szkoły (najstarszy syn zdaje w maju maturę), ich ukształtowane młode sumienia zaczęły ścierać się ze światem. Teraz czujemy się wzruszeni, gdy dzieci przychodzą do nas zakłopotane lub zniesmaczone, kiedy koledzy próbują pić na szkolnych wycieczkach. Chcą z nami o tym rozmawiać i pytają: „Powiedzcie, co o tym myślicie, bo przy was nadal czujemy się bezpiecznie”. Na zewnątrz mają poligon doświadczalny, a w domu opatrujemy ich rany, wycieramy łzy i umacniamy do życia pośród świata, gdzie trzeba dokonywać trudnych wyborów. Pewnego dnia nasz syn wrócił z gimnazjum i zawołał: „Chodźcie, muszę wam pokazać, jaki świetny filmik zapodała nam siostra katechetka na religii!”. Po chwili weszliśmy razem na GodTube.com i wszyscy bawiliśmy się przy wesołym wideo zachęcającym do czytania Biblii. Cieszyliśmy się, że nasz syn, gimnazjalista, zaprasza nas do swego świata. Próbujemy być realistami i mamy żelazną zasadę, że w domu każdy może korzystać z Internetu tylko przy otwartych drzwiach. Chcemy być blisko naszych pociech, gdy one hasają po Sieci. Dziś coraz więcej rodziców wpada w panikę. Wydaje im się, że ich dzieci żyją w całkiem innym świecie. Ale czy nasz dom jest miejscem, do którego chętnie wracają ze swoich codziennych wędrówek? Czy mamy dla nich czas i uwagę? Czy mama i tata czują się swobodnie, wchodząc do zamkniętego pokoju nastolatka, by pogadać, zajrzeć w jego świat i zaproponować mu coś, co go zaciekawi, przyciągnie? Tak, to jest możliwe! Rodzinny dom może być przestrzenią wspaniałej przygody. O tym jest dołączona do miesięcznika „Tak Rodzinie” płyta CD! Przedstawiamy tam wiele praktycznych pomysłów. Zastosujcie je już dzisiaj! listopad 2015


A E K ST R A D OD AT E K Audiobook jest drogowskazem dla rodziców, jak w świecie Internetu i Facebooka nie stracić kontaktu ze swoimi dziećmi. NA PŁYCIE:

Przygoda Co, jak i dlaczego 3. Kiedy 4. Z życia wzięte 5. Moje powieści dla Was 1. 2.

20:14 17:20 11:39 17:26 4:08

Konferencja została wygłoszona w listopadzie 2014 r. na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu podczas sympozjum, które zorganizował poznański Domowy Kościół.

Wydawnictwo Kościuszko

Polecamy powieści Roberta Kościuszki

Niewidzialna Gra

5 tomów

W Sieci pojawia się nowa młodzieżowa gra o nazwie Babilon. Jest o wiele bardziej wciągająca niż wszystkie dotychczasowe. Osiąga oszałamiający sukces. Na całym świecie wybucha internetowe szaleństwo. Każdy musi przyjąć na swoje ciało znamię niezbędne do logowania. Od tego momentu wszyscy chcą żyć już wyłącznie dla Babilonu. Jednak z graczami zaczyna się dziać coś bardzo dziwnego. W kolejnych krajach rodzice zgłaszają zaginięcie swych dzieci. Coraz częściej się mówi, że gry nie wymyśliła ludzka inteligencja. Dlatego na Ziemię zostają posłane dwa tajemnicze cheruby. Czy zdołają one rozwikłać tę zagadkę? Czy uratują ludzkość przed katastrofą?

Klejnot Aswerusa

Wojownik Trzech Światów

5 tomów

Zwykły chłopak, spokojny uczeń. Chodzi do szkoły terroryzowanej przez gang dresiarzy. Haracze, wymuszenia i handel narkotykami to codzienność. Pomoc nadchodzi z innego świata. Tajemniczy wojownik, oficer Armii Zwierzchności w służbie u samego Elohima, wyciąga Tomka z tarapatów i zabiera w podróż w czasie. Cofając się o trzy tysiące lat, zaciągają się do armii walecznego króla. Tomasz mężnieje. Z czasem zaczyna rozumieć, że został wyznaczony do wypełnienia ważnej misji. Powierzono im Tajemny Plan Ostatecznego Uderzenia, który może pokonać samego Lucyfera. A ten zrobi wszystko, by przejrzeć największą tajemnicę wszechczasów i wygrać decydującą bitwę o nasz świat.

2 tomy

Zofia i Jan mieszkają wraz z rodzicami w ambasadzie polskiej w Teheranie. Siostra i brat ruszają samodzielnie w podróż do Suzy, dawnej stolicy starożytnej Persji. Poznają tam irańskiego kupca handlującego antykami. Ten pokazuje im w sekrecie prastary zwój spisany przez potężnego króla Kserksesa I. Okazuje się, że papirus ma nadprzyrodzoną moc i porywa rodzeństwo w romantyczną, ale i niebezpieczną przygodę do pradawnego świata. Zofia zostaje wciągnięta do konkursu na żonę Kserksesa I. Czy ma szansę stać się królową Persji?

Zamów książki z dedykacją autora na stronie: kosciuszko.eu/sklep

19


J

NIE ZMARNUJ ŻYCIA

Konflikt jest dobry, bez konfliktu nie ma rozwoju, postępu. Burza między ludźmi daję szansę jasnego wyrażenia stanowisk obu stron. Ale dlaczego nie zawsze po burzy pojawia się tęcza? z o. Tomaszem Gajem OP rozmawia Magdalena Pajkowska

Jest piękny letni dzień. Raptem na horyzoncie pojawiają się małe białe chmurki. Cały czas jest pięknie, ale robi się trochę duszno. Białe chmurki szarzeją, nie są już małe, robi się ciemniej i parniej, zaczyna wiać wiatr. Słychać grzmoty, walą pioruny i już nie jest tak przyjemnie. Trwa to jakiś czas, a potem burza się kończy. Albo dalej jest duszno i wiadomo, że będzie jeszcze grzmiało, albo pojawia się tęcza i jest czym oddychać. Czy tak można opisać konflikt? O . T O M A S Z G A J O P : To trafny opis. Konflikt jest zawsze zderzeniem, zresztą po łacinie conflictus to właśnie oznacza. Burza jest zderzeniem dwóch frontów, żywiołów. Tak też jest między ludźmi, gdy spotykają się dwie sprzeczne siły, idee,

Gdzie jest źródło konfliktu? Co sprawia, że robi się duszno? O . T O M A S Z : Sprzeczność interesów. Jest sprawa, są dwie osoby i dwa różne stanowiska. Burza w przyrodzie jest potrzebna, a czy konflikty między ludźmi są dobre? O. T O M A S Z : Są potrzebne tak jak w przyrodzie. Trudno wyobrazić sobie świat bez konfliktów. To raj… O. T O M A S Z : Ciekawe, czy w raju

będą konflikty… Chyba nie, bo wszyscy będą dążyli do tego samego i pragnęli tego. A nawet gdyby zda-

się j ó b e Ni

burzy

o. Tomasz Gaj OP dominikanin, teolog, psycholog, psychoterapeuta. Przez wiele lat wychowawca nowicjuszy. Obecnie Promotor Formacji Stałej Polskiej Prowincji Zakonu Kaznodziejskiego

20

opinie, zachowania. Najpierw czujemy narastające napięcie, potem grzmot. Z tego może być rzeczywiście burza. Potem, jeśli konflikt nie został rozwiązany, dalej jest duszno. Albo niebo się przeciera, a powietrze robi się przejrzyste. Czasem pojawia się tęcza, wyłania się jakiś rodzaj porozumienia, pomostu, którego wcześniej nie było. I jest też więcej wolności, przestrzeni, świeżości.

listopad 2015


FOT. FOTOLIA.COM/SVETA

rzył się jakiś konflikt, to będziemy umieli go rozwiązywać, bo moje będzie twoje, a twoje będzie moje. Konflikt jest dobry, bez konfliktu nie ma rozwoju, postępu. Burza między ludźmi daję szansę jasnego wyrażenia stanowisk obu stron. Służy otwartemu przedstawieniu siebie i poznaniu drugiej osoby. Konflikt może pomóc sięgnąć tam, gdzie nigdy byśmy w relacjach nie sięgnęli. To nie konflikt sam w sobie jest zły, ale nasze sposoby radzenia sobie z nim bywają niszczące. Jeśli myślimy o konflikcie jak o walce, to jak nazwiemy drugą stronę? Przeciwnikiem, wrogiem… O . T O M A S Z : … a to oznacza, że trzeba go pobić, zwyciężyć. Dochodzimy tym samym do momentu, w którym ktoś musi zwyciężyć. Lecz sytuacja, gdy jest wygrany i przegrany, tylko pozornie jest rozwiązana. Na dłuższą metę okazuje się bowiem, że obie strony przegrały. Przegrany przy pierwszej okazji sięgnie po broń. Konflikt będzie podskórnie trwał, bo tylko pozornie został zamknięty.

ę

y

To obraz burzy, po której nadal jest parno. O. T O M A S Z: Wiadomo więc, że to nie koniec starcia. Jeśli chcemy naprawdę spór zakończyć, musimy dążyć do tego, by obie strony czuły się wygrane. Destrukcyjne rozwiązanie to jest walka: wygrany-przegrany. Natomiast konstruktywne rozwiązanie to współpraca: wygrany-wygrany. Obie strony wygrywają. Czy są osoby bezkonfliktowe? O. TOM A S Z: Każdy wchodzi w konflikt, tylko robimy to na różne, nawykowe sposoby. Jest ich pięć. Niektóre strategie wydają się bezkonfliktowe, ale takie nie są. Pierwszy sposób, który można by błędnie wziąć za bezkonf liktowość, to unik. Mówimy: „Nie ma problemu, moje racje i twoje racje są nieważne. Nie zauważajmy ich, zamiećmy pod dywan”. Zazwyczaj to nie jest dobra strategia, gdy chodzi o ważne sprawy, ale jeśli chodzi o drobiazgi, czasem nie warto kruszyć kopii. Drugi sposób to uległość. Mówię: „Moje zdanie jest mniej ważne, tylko twoje się liczy”. Unieważniam swoje stanowisko i nadaję większą wartość sprawom innych. Osoba uległa wydaje się bezkonfliktowa. Trzeci to walka. Sytuacja, w której mówię: „Moje jest ważne, a twoje nie”. Wtedy chcę pokonać drugą stronę, która też może uważać, że jej jest najważniejsze. Jest jeszcze kompromis, zwykle „zgniły”, choć często wydaje się nam, że kompromis jest dobrym polubownym rozwiązaniem. Ostatnim sposobem jest współpraca. Czy kompromis jest „zgniły”, bo prowadzi do niezadowolenia obu stron? O. T O M A S Z : Tak, bo to wcale nie jest dobre rozwiązanie. Jedna strona musi ustąpić i druga strona musi ustąpić. Nikt nie jest zadowolony. Jest

listopad 2015

taka historyjka, która pokazuje różnicę między kompromisem a współpracą. Były sobie dwie siostry, które miały jedną pomarańczę. Walczyły, wyrywając sobie owoc. Żadna nie chciała ustąpić. Po pewnym czasie, zmęczone walką, zdecydowały, że pójdą na kompromis. Przekroiły owoc i podzieliły się pomarańczą po połowie. Potem pierwsza zjadła miąższ i wyrzuciła skórkę, druga zaś wyrzuciła środek, a skórkę wzięła do ciasta. To jest kompromis – podzieliły się równo, ale nie o to chodziło. Współpracą byłoby w tej sytuacji, gdyby zadały pytanie: „Po co ci ta pomarańcza?”. Wtedy okazałoby się, że jedna chce zjeść owoc, a druga potrzebuje skórki. Każda byłaby wygrana, choć nie podzieliłyby się równo.

Konflikt może pomóc sięgnąć tam, gdzie nigdy byśmy w relacjach nie sięgnęli. To nie konflikt sam w sobie jest zły, ale nasze sposoby radzenia sobie z nim bywają niszczące.

Tak, ale czasem pytanie: „Po co ci ta pomarańcza?” można odczytać jako atak. O. T O M A S Z : Odczytanie pytania zależy od nastawienia. Nie da się rozwiązać konfliktu, jeśli nie zmienimy sposobu myślenia – nie walka, ale współpraca, nie wróg, ale ktoś, z kim mogę współpracować. Poza tym musimy umieć o tym powiedzieć. Jak się kłócić, żeby dojść do porozumienia? O . T O M A S Z : Trzeba pamiętać o kilku zasadach. Najpierw zobacz, ciąg dalszy na stronie 22

21


ciąg dalszy ze strony 21

„Kochaj bliźniego jak siebie samego” dotyczy także sytuacji konfliktu. O . T O M A S Z : Dokładnie. Chcesz, żeby ktoś był otwarty na ciebie – otwórz się na niego. Chcesz, żeby druga strona współpracowała – zacznij współpracować. Czasem po rozwiązanym konflikcie zostaje osad… O. T O M A S Z: To ślad nie do końca rozwiązanego konf li ktu – to wszystko, co pozostaje po walce, kompromisie, uniku, uległości. Osoba pokonana pozostaje niezadowolona. „Osad” wraca także w aluzjach, złośliwościach? O. T O M A S Z: Tak. Złośliwości mogą dotyczyć teraźniejszych sytuacji, ale mogą się też odnosić do przeszłości. Ważną zasadą przy rozwiązywaniu konfliktów jest wyczyszczenie osadu z ubiegłych lat i rozmawianie w czasie teraźniejszym oraz patrzenie do przodu. Nie ma miejsca na „wypominki”, czyli używanie argumentów z przeszłości w czasie konfliktu, który tamtych spraw nie dotyczy. Im lepiej znamy siebie i chcemy poznać drugą stronę, im bardziej dbamy o szczerą komunikację, tym większa szansa, że po burzy pojawi się tęcza. M A G D A L E N A PA J K O W S K A absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego, polonistka, dziennikarka, lektorka i tłumaczka języka włoskiego. Mieszka w Warszawie z mężem i synami: Jakubem, Janem i Franciszkiem

22

z KUCHNIA SIOSTRY FAUSTYNY

co dzieje się w tobie. Potem zaryzykuj i powiedz o swoich intencjach, uczuciach i potrzebach. Posłuchaj drugiej strony i spróbuj ją zrozumieć. Nie walcz z człowiekiem, tylko z problemem. Szanuj granice zarówno swoje, jak i innych. To, czego chciałbyś doświadczyć od innych, rób sam.

Dynia na ostro

Z dyni można wyczarować wiele smakowitych zup (w tym mleczną z zacierkami), ciast i pieczonych dodatków do mięs. A mnie naszło dzisiaj na placki, i to na ostro. Ciekawe, czy będą wam smakowały…

SKŁADNIKI:

1 kg startej dyni 3 jajka 2 cebule 2 ząbki czosnku 1,5 szkl. mąki pszennej lub orkiszowej przyprawy: sól, pieprz, gałka muszkatołowa, imbir

WYKONANIE:

Dynię umyć, obrać, wyjąć miąższ i zetrzeć razem z cebulą na tarce o dużych oczkach. Czosnek przecisnąć przez praskę. Dodać całe jajka, mąkę i przyprawy. Wszystkie składniki razem wymieszać. Smażyć placki na patelni z obydwu stron na złoty kolor. Podawać z gulaszem, surówkami z jogurtem naturalnym lub śmietaną.   s. M. Faustyna Wódka CSL

T

W CO SIĘ BAWIĆ?

w

Tor samochodowy

To dobra zabawa głównie dla chłopców. Dzięki zwykłej taśmie maskującej (takiej, jakiej używa się podczas malowania ścian) cały dom może na chwilę stać się torem wyścigowym dla samochodzików. Kto wypada, ten przegrywa. Z dzieciństwa pamiętam, jak na podwórkach chłopcy kredą wytyczali trasy… i grali w kapsle. Ale gdy za oknem pada, domowy tor jest nawet lepszy.   Wiktoria Juszczel

listopad 2015


CIERPIENIE: przyjąć czy odrzucić?

W głębi każdego cierpienia pojawia się pytanie: „Dlaczego?”. Jest to pytanie o powód, cel i sens. Tak trudno je przyjąć i pogodzić się z nim? Zapraszamy wszystkich zbuntowanych od 20 do 22 listopada 2015 r. Zgłoszenia i informacje: www.loretanki.pl e-mail: rekolekcjewloretto@gmail.com, tel.: 511 219 439, 29/741 17 87

FOT. FOTOLIA.COM/MALYSHCHYTS VIKTAR, W IK TO RI A JUS ZC ZEL, M AT ERI A ŁY PR A S OW E

Twardy orzech

POLECAMY FILM

Wieść o śmiertelnej chorobie to twardy orzech do zgryzienia dla każdego, bez wyjątku. Także dla chrześcijanina. Bo jak poradzić sobie wtedy z wiarą w dobroć Boga oraz z cierpieniem i śmiercią, które mamy przyjąć z Jego ręki?

Film Davida Nixona odważnie mierzy się z tym najtrudniejszym pytaniem człowieka. Czyni to w sposób prosty, lecz niebanalny – może dlatego, że historię chorego na raka ośmioletniego chłopca piszącego listy do Boga napisało w rzeczywistości samo życie. W listach mały Taylor nie błaga o uzdrowienie, lecz martwi się o innych, o swoich bliskich i przyjaciół. Chce, aby oni odnaleźli radość życia, i właśnie to daje mu siłę do zmagania się z chorobą. Malec nie traci ducha, doświadczając prawdziwości słów Pisma Świętego: „Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu” (Dz 20, 35). Cierpi, bywa smutny, lecz szczerze wierzy, że Bóg ma w tym jakiś plan zbawienia. Okazuje się, że choć jego pełne ufności modlitwy adresowane do Boga nie zmieniają stanu jego zdrowia, jednak pomagają innym odkryć nadzieję i radość życia. Ten piękny film uczy, że w obliczu choroby i śmierci trzeba się stać jak dziecko, tylko wtedy potrafimy z ufnością przyjąć od Jezusa trudny dar dojrzewania do miłości. To On pierwszy oddał za nas życie… Listy do Boga (Letters to God ), reż.: David Nixon; scen.: Patrick Doughtie, Art D’Alessandro, Sandra Thrift, Cullen Douglas; dramat familijny, USA 2010; 110 min

Cały człowiek!

Moja córka zapytała mnie, czy nasza dusza kiedyś wróci do naszego ciała. Co mam jej odpowiedzieć? Kamil, 25 lat Gdy dzieci mają około pięciu lat, zaczynają zadawać pytania związane z życiem po śmierci, niebem, piekłem i zbawieniem. Pytanie, które Pan usłyszał, jest rewelacyjne w swojej prostocie. Dzieci bowiem, choć nie umieją tego wysłowić, świetnie czują, że człowiek jest całością i że niesie w sobie pragnienie życia wiecznego. Pamiętam, że kiedyś w szkole jedna z dziewczynek powiedziała mi: „Nie podoba mi się to, co Bóg zrobił z nami, że mamy tylko duszę nieśmiertelną! Ja chcę żyć w całości!”. Gdy Jezus przyjdzie drugi raz na ziemię i dokona sądu ostatecznego, nasze ciała zmartwychwstaną, połączą się z duszą i tak cały człowiek otrzyma dar życia wiecznego.

Po co słuchać?

Mam dziesięć lat i mam dość słuchania, że powinnam być posłuszna rodzicom. Nadia, 10 lat Słuchanie starszych wydaje nam się w pewnym wieku bardzo trudne i absolutnie zbędne, ale tak dzieje się tylko przez jakiś czas. Im bardziej będziesz dorastać i dojrzewać, tym lepiej zrozumiesz wartość i potrzebę posłuszeństwa. Dziecko jest winne posłuszeństwo swoim rodzicom, tak samo jak Twoi rodzice byli posłuszni swoim. Nawet Pan Jezus, gdy był dzieckiem, był posłuszny swojej Mamie Maryi i św. Józefowi. A przecież, choć schował się w ciele człowieka, choć był dzieckiem, był Bogiem i był stokroć mądrzejszy niż Maryja i Józef. Jednak był im posłuszny i słuchał ich we wszystkim. Gdy dorósł, był cały czas posłuszny Bogu Ojcu – nawet wtedy, gdy Bóg prosił Go, żeby za nasze grzechy cierpiał i umarł na krzyżu. A gdy będzie Ci trudno słuchać rodziców, pomódl się za nich i poproś Pana Jezusa, aby pomógł Ci być posłuszną.

Lekarstwo na zło

Kiedyś babcia nauczyła mnie modlitwy, której nie rozumiem: „Krwi Chrystusa, zwyciężająca złe duchy – wybaw nas”. Krzyś, 10 lat Ta modlitwa to fragment Litanii do Najdroższej Krwi Chrystusa Pana. Wiesz, że człowiek nie może żyć bez krwi i nikt do tej pory nie wymyślił sztucznej krwi, dlatego jeśli ktoś traci swoją krew, musi dostać krew od innego człowieka. Pan Jezus chce, żebyśmy żyli całą wieczność, i z miłości umarł za nas na krzyżu, przelewając swoją Krew. Jego Krew ma wielką moc! Módl się tą modlitwą codziennie i proś, żeby zły duch nie mógł kusić Cię do zła i do grzechu.   s. M. Urszula Kłusek SAC

DO KUPIENIA: W W W. E-L I T E .C OM . P L

TRUDNE PYTANIA

cm w REK OLE KCJ E LOR ETA ŃSK IE

23


WYCHOWANIE

d Dlaczego tak wielu mężów niechętnie wraca do domu? Czy winny jest pracoholizm, nałogi, złe towarzystwo lub wredny szef? A może jest inna siła odpychająca? Jak

może zamknąć się w sobie i wycofać wewnętrznie ze wspólnego życia, stając się nieobecny niczym Dulski. „Mój chłop do niczego się nie nadaje – narzeka kobieta. – Wszystko mu-

choćby wciąż narzekająca żona? „Jaką żoną jestem?” – pyta tytuł jednego z cennych poradników. Czy taką, do której mąż chętnie wraca, czy też taką, przed którą ucieka… Tą drugą? Ale przecież nie zawsze tak było. Kiedyś mąż i do ciebie pędził jak na skrzydłach. Co się stało? Dlaczego w waszym małżeństwie, jak na weselu w Kanie Galilejskiej, zabrakło nagle wina radości, miłości i akceptacji, a pojawiły się pretensje, zgorzknienie i uraza?

szę sama załatwiać. Wiecznie tylko siedzi w garażu, przed telewizorem albo na rybach. Kompletna porażka”.

Zostań FANKĄ   Agnieszka Zawisza

NAUCZ SIĘ RADOŚCI

„Jeśli mężczyznę widzi się tylko takim, jaki jest, takim już pozostanie. Lecz jeśli będzie się wyrażało wiarę w niego, stanie się lepszy i wspanialszy”. J.W. Goethe

24

Może dlatego, że radość nie jest naszą cechą wrodzoną, a zadowolenia z życia, ze współmałżonka, dzieci, pracy trzeba się po prostu uczyć. Noworodki rodzą się zdolne do płaczu, ale potrzeba kilku dobrych miesięcy, by nauczyły się śmiać. A i tak częściej płaczą. Podobnie i nam, kobietom, łatwiej narzekać na męża, niż go chwalić. Zupełnie jakbyśmy się bały, że podziw mógłby go zepsuć. Jeśli jednak chcesz zrobić z niego ideał poprzez konstruktywną krytykę, to nie tędy droga. Według wielu psychologów bowiem podstawową potrzebą mężczyzny jest akceptacja i podziw ze strony najbliższej mu kobiety. Mężczyzna wchodzący w małżeństwo z niepokojem i pragnieniem sprawdzenia się właśnie u ciebie, żony, szuka potwierdzenia swej męskiej tożsamości. Jeśli go nie otrzyma,

ODDAJ KOSZULKĘ LIDERA Mężczyźni lubią decydować, przejmować inicjatywę. Nieustanna krytyka ze strony żony niszczy tę naturalną skłonność. Jeśli jednak świeżo poślubiony mąż zostaje przez żonę w swej męskości potwierdzony, rozkwita, staje się silniejszy i gotowy do podjęcia odpowiedzialności za rodzinę. Ktoś powiedział, że za plecami każdego wielkiego mężczyzny stoi kobieta, która w niego wierzy, wspiera go i podziwia. A tymczasem my, kobiety, wyrosłe w domach, gdzie ojcowie grali rolę drugorzędną, nasiąkłe powtarzanymi niczym mantra słowami matki, że na ojca nigdy nie można liczyć, że mężczyźni do niczego się nie nadają, już na starcie odbieramy mężowi koszulkę lidera, przenosząc na niego wyssany z mlekiem matki brak wiary w rodzaj męski. Wykonujemy za naszego Herkulesa każdą z jego dwunastu prac, bo przecież umiemy to zrobić lepiej i szybciej, a potem dziwimy się, że heros już nas nie zachwyca. Przejmujemy

listopad 2015

FOT. FOTOLIA.COM/VALUA VITALY, LUIS LOURO

„Pędzę do domu, bo żona czeka” – mówi jeden kolega do drugiego pod koniec dnia pracy. „A ja jeszcze zostanę, bo żona czeka” – odpowiada drugi…


całą odpowiedzialność, odbieramy mu status głowy rodziny, po czym płaczemy, że wszystkie decyzje musimy podejmować same. Zmęczone przytłaczającą ilością obowiązków

niepotrzebne frustracje. Wchodząc w rolę personalnego trenera własnego męża – nie tylko w zakresie kondycji fizycznej, higieny czy zdrowej diety, ale także w dziedzinie

pragnień w sypialni. „Na szóstym piętrze to dopiero będzie gratka” – pomyślała kobieta. Jakież było jej zdziwienie, gdy znalazła tam tablicę z napisem: „Na tym piętrze nie ma

Ą swojego męża skarżymy się, że nas nie wspiera, jednocześnie krytykując lub ignorując wszelkie jego pomysły i propozycje. A przecież zadaniem żony nie jest zastępowanie męża. To obciążenie zbyt wielkie, rodzące głównie poczucie zmęczenia i przytłoczenia. Twoją rolą jest go uzupełniać, być dla niego pomocą, towarzyszką, partnerką. Jeśli tylko mu pozwolisz, mąż nauczy się odpowiedzialności za dom, nawet jeśli na początku będzie mu szło nieco opornie.

PR ZET R Z YJ OC Z Y Twoje wygórowane oczekiwania oraz przekonanie, że własnym wysiłkiem możesz znacznie udoskonalić „ten model”, jemu przeszkadzają w dojrzewaniu, a w tobie rodzą AGNIESZK A ZAWISZA doradca rodzinny i nauczyciel NPR, absolwentka filologii włoskiej, stosowanych nauk społecznych i studiów nad rodziną, od 11 lat żona Bartka i mama trójki dzieci

listopad 2015

prowadzenia samochodu, wykonywania obowiązków domowych, wychowywania dzieci, czasem i jego pracy zawodowej – wirujesz w błędnym kole ciągłego krytykanctwa. Chcesz, żeby stał się idealny, spełniał wszystkie twoje wymagania. Twoje nienasycenie w tym zakresie sięga absurdu, co doskonale obrazuje pewna historia. W pewnym mieście otworzono sześciopiętrowy sklep, w którym można było kupić sobie… męża. Każda klientka mogła wybrać konkretny model z danego piętra albo udać się wyżej, bez możliwości powrotu na niższy poziom. Pewna kobieta wybrała się na zakupy. Na pierwszym piętrze znalazła duży wybór mężczyzn, których zaletą było posiadanie dobrej pracy. Na drugim mężczyźni mieli dobrą pracę, a do tego kochali dzieci. Zachęcona ruszyła wyżej. Trzecie piętro oferowało mężczyzn pracowitych, kochających dzieci i pomagających w obowiązkach domowych, mężowie z czwartego byli na dodatek zabójczo przystojni, na piątym zaś wyposażeni także w opcję odgadywania wszelkich kobiecych

nic do kupienia, powstało tylko po to, by udowodnić, że kobiet nikt nie jest w stanie zadowolić”. Jeśli zaakceptujesz swego męża takiego, jaki jest, jeśli zdejmiesz z niego ciężar swych nierealnych i naiwnych oczekiwań, że spełni wszystkie twoje pragnienia, to on podniesie głowę i zacznie się stawać odpowiedzialnym mężczyzną. Co nie oznacza, że uniknie błędów. Niepowodzenia to szkoła charakteru. Nie chroń go przed każdą porażką, nie matkuj mu, ale i nie wypominaj. Wielu zadaje sobie pytanie, skąd wziął się kryzys męskości w dzisiejszym społeczeństwie. Jednym z powodów może być nadpodaż walczącej, wszechwiedzącej, samowystarczalnej kobiecości, która nie wspiera, nie potwierdza, lecz tłamsi kruchą i niepewną męskość. Przede wszystkim w małżeństwie. Mężczyzna może bowiem osiągnąć wszystko poza domem, ale brak szacunku ze strony żony niszczy jego poczucie wartości i zabija miłość. Może więc za radą Prousta: „Zamiast szukać nowych widoków, spraw sobie nowe oczy”. Bo zbyt skupiona na wadach męża, nie widzisz jego zalet. A on coraz wolniej wraca do domu…

25


TU DZIAŁA BÓG

Dlaczego Matka Boża ukazała się Polakom po raz pierwszy w takim miejscu, które nawet dzisiaj trudno odnaleźć bez dobrej mapy? Być może, na zawsze pozostanie to osobistą tajemnicą Matki Bożej Góreckiej z Górki Klasztornej. ks. Jan Tetzlaff MSF

1. „Włożyłem weń całe moje serce i całą moją duszę” – powiedział prof. Jerzy Hoppen z Akademii Sztuk Pięknych w Toruniu, który w 1954 r. odtworzył obraz Matki Bożej Góreckiej. Pierwotny wizerunek malowany na lipowej desce przez nieznanego artystę sfinansowała i ofiarowała około 1654 roku niejaka Barbara Wydzierska. Po pożarze z 1907 roku obraz nie nadawał się już do rekonstrukcji, zdecydowano więc o powstaniu całkiem nowego, choć identycznego malowidła. Obraz przedstawia Niepokalaną z Dzieciątkiem na ręce i księżycem u stóp. Liczne wota świadczą wymownie o otrzymywanych łaskach.

Pierws

W 26

W połowie drogi z Bydgoszczy do Piły można skręcić na północ i zanurzyć się w bezkresne niegdyś ostępy Puszczy Krajeńskiej. W tej właśnie okolicy w 1079 roku pasterz pilnujący bydła ujrzał na ogromnym dębie Najświętszą Maryję Pannę. Przykląkł zafascynowany cudownym widokiem, „to samo uczyniły nieme i nierozumne zwierzęta, klęcząc na ziemi i schylając swe karki dla uczczenia wielkiej Pani nieba i ziemi” (z Kroniki Konwentu Ojców Bernardynów). Było to pierw-

sze objawienie się Matki Bożej na ziemiach polskich. Woda tryskająca z pobliskiego źródełka nabrała cudownych właściwości, więc okoliczna ludność bez wahania zaczęła tam pielgrzymować. Król Bolesław Krzywousty, wędrując w stronę Kołobrzegu, osobiście polecił zbudować pierwszy kościół. Od roku 1225 opiekowali się nim cystersi, potem augustianie i bernardyni. Ci ostatni postawili obecną, barokową świątynię z lat 1648-1728, obok niej klasz-

listopad 2015


FOT. A RCHI W U M S A N K T UA RIU M

tor. W nocy z 24 na 25 kwietnia 1907 roku tajna policja pruska ograbiła sanktuarium i podłożyła ogień. Wypaliło się wnętrze z obrazem, którego ocalałe fragmenty przesłonięto srebrnymi szatami. Malowidło odrestaurowano dopiero w 1954 roku, a 11 lat później kard. Wyszyński nałożył na nie papieskie korony. W latach 1829-1923 kościołem opiekowali się księża diecezjalni, a następnie Misjonarze Świętej Rodziny. Oni też na polecenie prymasa Polski, kard. Edmunda Dalbora, zmienili nazwę z Górki Łobżenickiej na Górkę Klasztorną.

2.

ludzi, którzy właśnie tutaj odnaleźli wiarę, poukładali sobie życie, uratowali miłość i małżeństwo. Działa tu Ośrodek Rekolekcyjno-Pielgrzymkowy, są prowadzone rekolekcje dla rodzin, małżonków, narzeczonych. Działa Stowarzyszenie Matki Bożej Patronki Dobrej Śmierci (więcej na stronie: www.apostolstwo.pl). Jako gospodarze tego miejsca – Misjonarze Świętej Rodziny – zapraszamy do odwiedzenia pierwszego w Polsce miejsca objawień maryjnych i życzymy Bożego błogosławieństwa i opieki Matki Bożej Góreckiej.

Barokowy kościół Niepokalanego Poczęcia NMP, konsekrowany w 1728 roku, mocno ucierpiał po podpaleniu przez Prusaków w 1907 r. Zniszczeniu uległy nie tylko drewniane elementy wystroju, ale też organy i sklepienie. Szybko jednak postawiono nowy ołtarz główny oraz cztery ołtarze boczne i ambonę. Do świątyni pielgrzymowało wielu znanych pątników. W 1672 roku przybyła tutaj księżna Gryzelda z Zamoyskich Wiśniowiecka, małżonka sławnego Jeremiego. Prosiła Maryję o opiekę nad narodem zagrożonym najazdami tureckimi. Rok później król Jan III Sobieski odniósł sławne zwycięstwo pod Chocimiem.

sza w Polsce Dlaczego pielgrzymi cenią sobie to miejsce? Oprócz niezwykłej historii ma dar wyjednywania ludziom łask. Maryja przywiązała się do tego skrawka polskiej ziemi i cierpliwie zbiera modlitewne łzy pątników. Nierzadko ludzie przybywają tutaj, by prosić, i wracają, by dziękować, tak jak niedawno małżeństwo starające się przez długie lata o potomstwo. Po wizycie u Góreckiej Pani przybyli pokazać swoje upragnione pierwsze dziecko. Jak choćby skromna kobieta, która przyjechała się pochwalić, że nie ma nowotworu, mimo iż lekarze nie dawali jej skrawka nadziei. Jak ojciec dziękujący za uratowanie syna w wypadku motocyklowym: „Ja już swoje wiem, gdyby nie nasza Pani, nie uszedłby z życiem”. Można długo wyliczać świadectwa

listopad 2015

3.

W 1939 roku tylko trzy kilometry dzieliły Górkę Klasztorną od granicy z Rzeszą Niemiecką. Wojska hitlerowskie zajęły sanktuarium na samym początku wojny. Od 23 października zabroniono odprawiania nabożeństw i zamieniono klasztor w więzienie dla duchowieństwa. W nocy z 11 na 12 listopada zamordowano 30 misjonarzy i ponad 20 innych duchownych. Parę dni później przekształcono Górkę na obóz zagłady dla Polaków i Żydów. Klasztorne mury do dziś pamiętają gehennę udręczonej ludności.

Więcej informacji o sanktuarium i prowadzonych tutaj rekolekcjach na stronie internetowej: www.gorkaklasztorna.com

27


PROBLEMY SPOŁECZNE

Nawet pisarze science fiction nie przewidzieli, że siecioholizm stanie się plagą XXI wieku. Dziś media są pełne doniesień o rodzicach zaniedbujących dzieci, ludziach tracących pracę i nastolatkach zamykających się w swoich pokojach.

kontakt z innymi użytkownikami, łatwość i szybkość realizacji celów. To wszystko przyczynia się do regulacji emocji, co tworzy iluzoryczne poczucie przyjemności. I właśnie owa iluzja nas czaruje i wciąga.

LEKARSTWO NA NIEŚMIAŁOŚĆ Fejsbunio. Tak mój dobry znajomy określa popularny portal społecznościowy. Jest na nim codziennie, czasem kilka godzin. W rozmowie ze mną (realnej) dziwi się, że o czymś nie wiem. „Przecież na fejsbuniu

N

Na początku lat pięćdziesiątych amerykańscy naukowcy prowadzili badania nad możliwością komunikacji między komputerami. Dzisiaj ponad 30% internautów traktuje Sieć jako sposób na ucieczkę od rzeczywistości, a 6% jest całkowicie od niej uzależnionych, wskazują badania przeprowadzone przez Amerykańskie Centrum Uzależnień Internetowych. W Polsce problem nie jest tak dobrze zbadany, ale porównuje się go z alkoholizmem. Często traktujemy te informacje jak bajki o żelaznym wilku. Nam przecież nic takiego nie grozi, a nasze dzieci są dobrze wychowane. Nic bardziej błędnego.

NET CZARUJE I WCIĄGA

Najczęściej ofiarami siecioholizmu padają ludzie z problemami emocjonalnymi, którzy w wirtualnym świecie szukają ucieczki od rzeczywistości, bezrobotni i osoby niepracujące zawodowo, chociaż nierzadko na fotelu u terapeuty lądują pozornie spełnieni i wykształceni trzydziestolatkowie. Bo Sieć daje wszystko to, czego nie możemy lub nie potrafimy osiągnąć w realnym życiu: zaspokojenie potrzeb, nieograniczony

aż o tym huczy” – mówi. I dlatego miliony osób na całym świecie nie wyobrażają sobie życia bez Facebooka. Wiele firm w swoich wewnętrznych sieciach internetowych blokuje dostęp do portali społecznościowych. Aż 24% ankietowanych Amerykanów sprawdza portal także w nocy. Dlaczego? Bo życie w ciągłym biegu nie daje nam czasu na normalne relacje ze znajomymi. Duża liczba znajomych, pozytywnych komentarzy i tzw. lajków bywa sposobem na podniesienie samooceny. To także wspaniałe miejsce dla nieśmiałych, którzy w realu peszą się i czerwienią, nie mogąc nawiązać interesującej rozmowy. Na portalu kryją się za malutką ikonką i mają czas na przemyślenie odpowiedzi. Czarną stroną uzależnienia od portali społecznościowych jest socjomania internetowa. Ludzie z tym zaburzeniem nawiązują nowe kontakty międzyludzkie wyłącznie za pomocą Internetu.

G R A Z A M I A S T S Z K O ŁY Piotrek i Andrzej często budzą się przed szóstą rano, aby zagrać ze dwie rundki w sieciówkę. Czasem dołącza się kolega Tomek, ale w szkole już się nie spo-

„Co trzeci internauta traktuje Sieć jako sposób na ucieczkę od rzeczywistości, a co dwudziesty jest od niej uzależniony”. Amerykańskie Centrum Uzależnień Internetowych

28

listopad 2015

FOT. FOTOLIA.COM/ASIFE

Fejsbunio nie jes   Rafał Karpiński


K A R P I Ń S K I

mąż, ojciec jednej córki i dwóch synów, konserwatysta, człowiek wielu zawodów i zainteresowań, współtworzy programy historyczne dla Telewizji Misericordia, pisze artykuły

4 miliony dolarów zebrali amerykańscy Rycerze Kolumba, w ten sposób chcieli pomóc uchodźcom w Irbilu, którzy zostali wypędzeni przez bojówki ISIS ze swoich domów. Za te pieniądze kupiono żywność dla 13,5 tys. rodzin pochodzących z Mosulu i Równiny Niniwy w Iraku. „Chrześcijanie na Bliskim Wschodzie doświadczają prześladowań i zagłady, ponieważ wierzą w Tego, który uczy nas miłować się nawzajem” – powiedział Carl Anderson, Najwyższy Rycerz Kolumba. W zbiórce pieniędzy wykorzystano telewizyjny spot, w którym wystąpił ks. Douglas Bazi, porwany i torturowany przez islamistów. „Ludobójstwo to zbyt proste słowo, aby opisać to, co się dzieje z moim ludem. Módlcie się za mój naród, pomagajcie mojemu narodowi i ratujcie go” – powiedział ks. Bazi, kierujący obecnie obozem dla uchodźców Mar Elia w kurdyjskim Irbilu.

ZIEMIA NASIĄKA KRWIĄ CHRZEŚCIJAN

Rycerze pomagają uchodźcom

Komandos Chrystusa

Douglas Bazi wcześniej był amerykańskim komandosem, po przyjęciu święceń kapłańskich został proboszczem w Bagdadzie. Tu został porwany przez terrorystów, którzy spalili kościół, w którym pracował. Porywacze zawiązali mu przepaskę na oczach, aby nie mógł nic widzieć, i przez cztery dni nie dawali ani kropli wody. Młotkiem złamano mu nos, wszystkie żebra i kręgosłup. Terroryści gasili na jego ciele papierosy i wyrywali mu zęby. Przystawiali mu pistolet do głowy i grozili, że zostanie zastrzelony. Po dziewięciu dniach tortur i niewoli został nagle wypuszczony. Kiedy odzyskał wolność, przez siedem miesięcy składano go w szpitalu w Turynie. Później powrócił do Iraku, by pomagać innym. „Dlaczego w Iraku są jeszcze chrześcijanie? Bo należymy do Jezusa. Jesteśmy przyzwyczajeni do wybaczania innym ludziom – choć nie o wszystkim możemy zapomnieć…” – mówił ksiądz. I dodał, że wierzący w Chrystusa Irakijczycy nigdy, ale to nigdy się nie poddadzą. Po prostu ufają Bogu.

FOT. ROBERT SOBKOWICZ

Uzależnienie od Internetu to bardzo często, niestety, wina zaniedbań rodziców. Kupują komputer i są szczęśliwi, że dziecko jest w domu. Nagle zaczyna mieć gorsze stopnie. Nie dosypia, chodzi zmęczone, nie odrabia lekcji. Można zacząć przypuszczać, że ma problem z uzależnieniem. W dzisiejszych czasach życie bez komputera jest praktycznie niemożliwe, ale trzeba nauczyć dziecko, że jest czas na komputer, na zabawę przy komputerze i na inne aktywności. Bardzo ważny jest też system kontroli dziecka. Nie można zostawiać go przez wiele godzin za zamkniętymi drzwiami. Jeśli nauczy się rozsądnego korzystania z Internetu przez godzinę czy dwie dziennie, to jest szansa, że ekran nie zastąpi mu rzeczywistości. R A F A Ł

ziemia nasiąka

iemia nasiąka krwią chrześcija n

st słodki

prześladowania

tykają. Tomek nie chodzi tam od pół roku. Praktycznie nie opuszcza swojego pokoju i Sieci. Tomek należy do tych nastolatków, których całkowicie pochłonęła Sieć, a ich rodzice nie potrafią sobie z tym poradzić. Piotrek opowiada, że rodzice nigdy nie mieli dla Tomka czasu, tylko prezenty. Przypadek Tomka to pełne uzależnienie od Sieci. Chłopiec przeniósł się w inną rzeczywistość. Jest cały czas „on-line”, gra, rozmawia, pisze, ogląda. Szuka tam tego, czego nie otrzymał od najbliższych.

W Y B R A N E W I A D O M O Ś C I Z O S TAT N I C H M I E S I Ę C Y. ŹRÓ D ŁO: O PEN D O O R S, KIRCH E IN N OT, R A DIO WAT Y K A ŃSKIE, opr. PK

listopad 2015

29




D

HISTORIA NIEZNANA

To on rozbroił bombę, która mogła zgładzić więcej istnień ludzkich niż Hitler i Stalin. Profesor Rudolf Weigl pokonał tyfus plamisty i był czterokrotnie nominowany do Nagrody Nobla.   Andrzej Łukasiak

Druga wojna światowa miała różne oblicza, różnej też próby było bohaterstwo, którego dokazywali jej uczestnicy, a czyny heroiczne były często zupełnie niezauważone. Tak właśnie stało się w przypadku wielkiego Polaka, badacza, odkrywcy skutecznej szczepionki przeciw tyfusowi plamistemu – prof. Rudolfa Weigla. Tyfus plamisty to najstarszy wróg w naszej strefie klimatycznej. Zabił więcej ludzi w Europie niż wszystkie wojny i zarazy razem wzięte. Gdyby nie on, inaczej potoczyłaby się kampania napoleońska roku 1812. Bo to nie żaden mróz i kozacy Płatowa, a zarażone durem wszy zdziesiątkowały wielką armię cesarza. Wiedział o tym młody student, który ukończywszy w 1907 r. studia przyrodnicze na Uniwersytecie Lwowskim, obronił doktorat, a następnie habilitację, z zoologii, anatomii porównawczej i histologii. Powołany jako parazytolog do C.K armii po wybuchu pierwszej wojny światowej, rozpoczął badania nad tyfusem i roznoszącymi go wszami. Gdy w listopadzie 1918 roku wybuchła nam niepodległość, wielu ludzi deklarowało swoją przynależność do odrodzonej Polski. Nie było

w tym nic dziwnego, wszak do tej pory byli poddanymi któregoś z zaborców. W przypadku owego byłego studenta było jednak trochę inaczej. Jego rodzicami byli austriaccy Niemcy, nazwiskiem Weigl, a on sam urodził się 2 września 1883 roku w Przerowie na Morawach. Po przedwczesnej śmierci ojca wychowywał go jednak ojczym Józef Trojnar, profesor gimnazjum w Jaśle i Stryju. To dzięki niemu Rudolf Weigl pokochał Polskę i w 1918 roku zdecydował, że jest… Polakiem.

SU KCE S Y „GE N E R AŁ A” Coraz głośniejsze sukcesy badawcze Weigla spowodowały, że w 1920 r. otrzymał stanowisko profesora biologii ogólnej Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Tam właśnie, w laboratorium badawczym przy ul. św. Mikołaja, zaczęto wytwarzać niewielkie ilości szczepionki przeciwtyfusowej. Sam Weigl dwa razy cudem uniknął śmierci, zaraziwszy się zainfekowaną krwią. Jego nowatorska metoda polegała na odkryciu sposobu hodowli „zdrowych” wszy, opracowaniu techniki ich zakażania i pozyskiwaniu w ten sposób materiału do produkcji szczepionek.

Rudolf Weigl podczas pracy w laboratorium we Lwowie

32

Wielkim sukcesem naukowca była akcja szczepień w belgijskich misjach w Chinach (1931-1938). „Od chwili rozpoczęcia szczepień, czyli od siedmiu lat – wspominał zakonnik ojciec Rutten, który otrzymał od Weigla szczepionki – nie zdarzyło się, aby szczepiony misjonarz lub krajowiec zmarł wskutek tyfusu plamistego. Wasza polska szczepionka uratowała życie nie tylko misjonarzom, ale tysiącom Chińczyków”. listopad 2015

FOT. N A RO D OW E A RCHI W U M C Y FROW E

Generał od w


Naukowa szkoła walki z durem plamistym zaczęła się cieszyć zasłużonym uznaniem na świecie. Rudolf Weigl zorganizował 23 instytuty naukowo-badawcze w Polsce i za granicą, zajmujące się walką z tyfusem. Był generałem, który wygrywał największą wojnę w historii. Papież Pius XI udekorował go w 1938 roku Orderem Rycerskim św. Grzegorza i nadał mu tytuł Szambelana Papieskiego za zwalczenie epidemii w katolickich misjach w Chinach. Belgowie odznaczyli profesora Orderem Leopolda III klasy, nadano mu też godność honorowego członka belgijskiej Królewskiej Akademii Nauk. Nie było mu dane tylko jedno – Nagroda Nobla. Po raz pierwszy został do niej zaproponowany w 1922, a drugi w 1936 roku.

JE S T E M P OL AK I E M! Po wkroczeniu do Lwowa 22 IX 1939 r. władze sowieckie wysoko ceniące prace prof. Weigla utworzyły z części Uniwersytetu Lwowskiego Instytut Medyczny, powiększając go o budynek gimnazjum żeńskiego im. Królowej Jadwigi. Od tej pory przy zwiększonych nakładach rozpoczęła się masowa produkcja szczepionki an-

wszy

tytyfusowej, która prawie w całości wędrowała na Wschód. Praca w Instytucie w charakterze laboranta czy „karmiciela wszy”, który pięć razy dziennie nosił na udzie 7 do 11 klateczek ze zdrowymi insektami, karmiąc je własną krwią, nie chroniła jednak przed wywózką do obozu czy więzienia. O tym wszystkim pamiętał Weigl, gdy po agresji Rzeszy na Sowiety w połowie 1941 roku we Lwowie zmienił się okupant.

listopad 2015

Niemcy odnieśli się do prac profesora z jeszcze większym szacunkiem niż Sowieci, zaproponowali uczonemu posiadłość w Rzeszy oraz instytut jego imienia, jeśli zdecyduje się podpisać Reichslistę. Weigl jednak nie zgodził się na owe „zaszczyty”, odpowiadając, że jest Polakiem (patrz: komiks). Nawet jego odważne słowa piętnujące rozstrzelanie 22 lwowskich profesorów i ich rodzin na Wzgórzach Wuleckich uszły mu płazem. Pomny doświadczeń z Sowietami, zgodził się produkować szczepionkę na potrzeby niemieckiej armii pod warunkiem całkowitej decyzji w doborze personelu i jego nietykalności. Prędko okazało się, że ów personel rozrastał się w postępie geometrycznym, a „karmicielami wszy” zostali prawie wszyscy ocalali pracownicy Uniwersytetu Lwowskiego, również Żydzi, intelektualiści, studenci, młodzież oraz żołnierze AK. Legalne papiery od Weigla były najlepszymi przepustkami, ponieważ strach przed tyfusem był tak wielki, że niemieccy strażnicy i żandarmi nie chcieli nawet dotykać „karmicieli wszy”, nie mówiąc o ich przeszukaniu. Szczepionki trafiały do gett we Lwowie i Warszawie oraz do obozów koncentracyjnych, gdzie pod pozorem prób poddawano szczepieniom Żydów. „Pomagaliśmy tysiącom Polaków – wspominał współpracownik prof. Weigla, Ryszard Wójcik – wykonując rzekome próbne szczepienia bezpłatne (na co Niemcy pozwalali), dostarczaliśmy szczepionkę do getta, dla polskiej służby zdrowia w innych miastach i dla… lasu”. Odrzucenie „wspaniałomyślnej” propozycji Niemców zaowocowało trzecim niepowodzeniem niedoszłego noblisty. W 1942 roku jego kandydatura zgłoszona przez Królewską Szwedzką Akademię Nauk została oprotestowana przez hitlerowskie Niemcy.

PE R S ONA NON GR ATA „Pakt z diabłem”, jak Weigl nazywał produkcję szczepionki dla Niemców, oraz mówiąc eufemistycznie, niespecjalna miłość Weigla do nowej władzy stały się również przyczyną powojennego ostracyzmu środowiska naukowców i niechęci władz komunistycznej Polski. Człowiek, który uratował tysiące ludzi, i naukowiec, którego przyjąłby pod swoje skrzydła każdy instytut świata, w ojczyźnie, której nie chciał się wyprzeć, przez kolegów profesorów został fałszywie oskarżony o kolaborację. A choć zarzuty zostały odrzucone, to bezinteresowna zawiść rodaków spowodowała, że aż do swojej śmierci w 1957 roku był traktowany jak persona non grata. Gdy w 1948 roku Królewska Szwedzka Akademia Nauk po raz czwarty nominowała go do Nagrody Nobla, władza ludowa wycofała jego kandydaturę. Izraelski instytut Yad Vashem przypomniał sobie o uratowanych przez Weigla Żydach dopiero w 2003 r., odznaczając go pośmiertnie medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. W Polsce nazwiskiem profesora nazwano szpital w Blachowni i ulice w Jeleniej Górze, Wrocławiu, Nowym Sączu, Bełchatowie i Jaśle. To mało jak na kogoś, kto pokonał tyfus i był czterokrotnie nominowany do Nagrody Nobla. Jeżeli istnieje pamięć gatunkowa insektów, to z pewnością potomkowie wszy hodowanych przez prof. Rudolfa Weigla i dziś pamiętają go lepiej niż Polacy. A N D R Z E J

Ł U K A S I A K

publicysta, grafik, historyk, miłośnik Polski szlacheckiej, fantasy i muzyki lat 50. i 60., współautor systemu fabularnego „Dzikie Pola”, lat 51, szczęśliwy mąż, ojciec sześciorga dzieci

33


Bez improwizacji

k Kiedy poznali się i zakochali w sobie, ona miała dziewiętnaście lat, on – osiemnaście. Poznali się podczas pieszej pielgrzymki na Jasną Górę. Przyciągała ich do siebie nie tyle atrakcyjność fizyczna (choć i to, rzecz jasna, miało duuuże znaczenie), ile to „coś”, co do dzisiaj, już dwudziesty piąty rok, próbują rozgryźć, zrozumieć i nazwać, a co zawsze w jakimś stopniu pozostanie Bożą tajemnicą. Na owo „coś” składały się podobne zainteresowania, te same wartości, którymi chcieli się kierować, to samo spojrzenie na to, co jest w życiu ważne, a co nie. I tkwiące w obojgu dążenie do „czegoś więcej”, pragnienie Boga, którego działanie coraz bardziej odkrywali w swoim życiu. Spotykali się prawie codziennie, tak jednak, aby nie „zawalić” obowiązków. Nie zamknęli swego dwuosobowego szczęścia w czterech ścianach jej schludnego pokoiku. Razem chodzili na koncerty, wystawy, wykłady w duszpaster-

Beata i Tomasz Strużanowscy szczęśliwe małżeństwo, rodzice Zuzanny i Jasia

34

stwie akademickim jezuitów, a podczas długich spacerów uzgadniali wspólne poglądy na życie, z czego najbardziej cieszył się… jej pies, godzinami buszujący przy nich po lesie lub łące. Nie zerwali z przyjaciółmi i znajomymi; przeciwnie, ich życie towarzyskie wprost kipiało. Kiedy tylko to było możliwe, ruszali w Polskę. Oboje uwielbiali podróże, wędrówki z plecakiem, atmosferę górskich schronisk, zmieszane ze sobą zmęczenie i zadowolenie z pokonanych na własnych nogach kilometrów, kurz i błoto na butach. To zostało im do dziś… Zaprosili do swojej relacji tego trzeciego – Chrystusa. Próbowali razem się modlić, chodzili na Mszę świętą, regularnie się spowiadali, starając się żyć cały czas w stanie łaski uświęcającej. Pytali Boga o to, jakie jest ich powołanie. Byli młodzi, kipiała w nich krew (zrozumie to każdy, kto sam to przeżył...), a jednocześnie oboje w ten sam sposób patrzyli na kwestię czystości przedmałżeńskiej: uważali, że właśnie w imię prawdziwości wzajemnych uczuć powinni poczekać z rozpoczęciem pożycia seksualnego aż do ślubu. Wymagało to nieraz wielkiego panowania nad sobą i było trudem, już wówczas jednak uznali (a im dłużej są małżeństwem, tym wyraźniej widzą, że mieli rację), że to będzie najprawdziwszy „dowód” miłości, jaki mogą sobie złożyć.

po co to piszemy?

Aby między wierszami dać jasno do zrozumienia, że małżeństwo to nie improwizacja. Do małżeństwa trzeba się przygotować. Po pierwsze: zdobyć jak najlepsze wykształcenie, nauczyć się zawodu, aby zapewnić utrzymanie przyszłej rodzinie. Po drugie: trzeba pracować nad sobą, swoim charakterem, wymagać od siebie, pamiętając, że drugiej osobie można ofiarować tylko to, co rzeczywiście się ma. Po trzecie: trzeba jak najlepiej wzajemnie się poznać – nie tylko podczas romantycznych spacerów, ale także w działaniu, w codziennych obowiązkach, w sytuacjach stresujących, wymagających szybkich decyzji, a przede wszystkim w takich, w których trzeba odsłonić prawdę o swojej hierarchii wartości. Po czwarte, najważniejsze: trzeba zaprosić do tej relacji Chrystusa, aby umacniał, oczyszczał, uświęcał rodzącą się miłość. *** Oni tak właśnie przygotowali się do swojego małżeństwa. Dwadzieścia pięć lat później mówią z całym przekonaniem: „Warto było czekać, wymagać od siebie, stawiać sobie wysoko poprzeczkę, powstawać po upadkach, nie ulegać temu, co podpowiadał świat”. Są szczęśliwi, a ich małżeństwo kwitnie.   Beata i Tomasz Strużanowscy

W następnym odcinku: czyli… „Poczekaj, aż jabłka dojrzeją”, kiej. eńs ałż edm prz ści sto o czy

FOT. A RCHI W U M D O M OW E

ROZWÓJ DUCHOWY MAŁŻONKÓW

Dwadzieścia pięć lat później mówią z całym przekonaniem: „Warto było czekać i stawiać sobie wysoko poprzeczkę”. Po latach są szczęśliwi, a ich małżeństwo rozkwita.


Mt 5, 1-12a

J 18, 33b-37

Osiem błogosławieństw Kiedyś słyszałem żartobliwe stwierdzenie: „Żyj tak, żebyś był ubrany w same dobre uczynki, wtedy po śmierci Bóg Ojciec pomyli cię ze swoim Synem”. Czy to możliwe? Jezus mówi, że abyśmy byli nazwani synami Bożymi, musimy wprowadzać pokój. A zatem jest to możliwe! Ale tak trudno o ten pokój nie tylko pomiędzy państwami, lecz w rodzinie, między rodzeństwem i w małżeństwie. Krótko po ślubie planowaliśmy z żoną, że nie będziemy zasypiali po kłótni, zanim się nie pogodzimy. Teraz, po 6 latach małżeństwa, widzimy, jak trudno w chwilach nerwowych odezwać się do siebie i wprowadzić pokój we własnym domu.

Królestwo Chrystusa nie jest z tego świata Słowa: „Czy Ty jesteś królem żydowskim?” Piłat wypowiada tuż przed męką i śmiercią, której Jezus się spodziewa. Kiedyś zastanawiałem się, dlaczego Jezus nie wyjaśni człowiekowi, od którego zależy Jego życie, skąd pochodzi i kim jest, przecież mógłby wtedy uniknąć cierpienia. Niby mówi do Piłata o królestwie nie z tego świata, ale kto by się spodziewał, że chodzi o niebo i o Boga, gdy kilka metrów dalej stoi rozwrzeszczany tłum. Krzyczący ludzie myśleli, że walczą w słusznej sprawie… Piłat się bał, a Jezus pokazał, że najtrudniejsze posłuszeństwo, czyli posłuszeństwo osobie, która nie ma racji, przynosi nieprawdopodobne owoce: zbawienie świata.

8 XI 32. niedziela zwykła

29 XI 1. niedziela Adwentu

Mk 12, 38-44

Łk 21, 25-28. 34-36

Wdowi grosz Wielu bogatych wrzucało wiele… Myślę, że w tych czasach niewielu ludzi uważa się za bogatych, którym niczego nie brakuje – częściej uważamy się za biedaków, którym brakuje czasu, pieniędzy albo urody. Takich właśnie „biedaków” pochwala Jezus – tych, którzy potrafią mimo braku czasu zatrzymać się na chwilę modlitwy, mimo braku pieniędzy kupić komuś prezent, i to lepszy, niż kupiłoby się sobie, mimo niezbyt pięknej cery być miłym i dać się lubić. Takie poczucie biedy przed Bogiem jest dobre, bo dając – po ludzku – niewiele, można gromadzić skarby, które nie przemijają.

Oczekiwanie powtórnego przyjścia Chrystusa Jako rodzina z dziećmi w wieku przedszkolnym rzadko myślimy o śmierci – o tym, że Jezus przyjdzie do nas z wielką mocą i chwałą – ale wierzymy, że tak będzie. W świadectwach osób, które przeżyły śmierć kliniczną, powtarza się doświadczenie oglądania swojego życia z perspektywy widza. Ten obraz przychodzi mi na myśl, gdy słyszę słowa: „Temu to nie daruję, temu nie wybaczę”, aż chciałoby się powiedzieć: „Wybacz i spójrz na swoje życie z perspektywy widza, żeby bez wstydu stanąć przed Synem Człowieczym”.   Krzysztof Karpiński z rodziną

Wszystkich Świętych

Chrystusa, Króla Wszechświata

KOMENTARZE DO EWANGELII

22 XI Uroczystość Jezusa

FOT. A RCHI W U M D O M OW E

1 XI Uroczystość

15 XI 33. niedziela zwykła Mk 13, 24-32

Sąd Ostateczny Uczcie się przez podobieństwo… Po tygodniu ciężkiej pracy mamy w domu i dzieci w przedszkolu zbliża się upragniona świąteczna niedziela. O umówionej godzinie spodziewamy się gości i chcemy mieć wszystko dopięte na ostatni guzik – od serwetek przez dania, ubiór i porządek w domu. Chcemy wypaść jak najlepiej… Nie wiemy, kiedy nas zaproszą na spotkanie z domownikami nieba… Dlatego kiedy kończą się nam owoce Ducha Świętego, czyli miłość, radość, pokój, cierpliwość, to konfesjonał jest naszą zmywalnią, w której oczyszczamy naczynia naszej duszy.

Ania i Krzysiek Karpińscy z Weroniką (5 lat), Karoliną (3 lata) i Agnieszką (prawie roczek)

35


NA 2016 ROK!

! Nagrody ciązpreenkumaerją atę

Wszyscy, którzy zamów do końca grudnia, „Tak Rodzinie” na 2016 rok gród wezmą udział w losowaniu na ia 2016 roku).

(losowanie odbędzie się 8 styczn

Czekają: ści 200 złotych • 2 nagrody rzeczowe o warto zie Boga” (6 filmów) • 2 zestawy filmów z serii „Lud ”. ęcznika dla dzieci „Anioł Stróż • 5 prenumerat rocznych miesi

Zamów prenumeratę: OŚĆ

NOW • u listonosza lub na poczcie w.sklep.loretanki.pl • przez Internet na stronie ww nki.pl lub przez e-mail: sklep@loreta (22) 673 46 93 • telefonicznie: (22) 673 58 39; n r WRZESIEŃ 2015

Z A M IE SI ĄC: MI ŁOSIE RDZ IE , MI ŁOSIE RDZ IA , MI ŁOSIE RDZ IU… C ZYLI ZW YK ŁE PR ZYPADK I!

ZAMÓW ZAMÓW Ę T A R E M U N E R P T A R E M U N PRE

52 zł prenumerata roczna

k

a

o

t

l

i

c

k

i

( 9 9 )

CENA 4,80 zł

w tym 5% VAT

ISSN 2299-7679 NAKŁAD 10 tys.

m

a

a

g

Od września stałe BEATA I TOMASZ

9

STRUŻANOWSCY

z

y

n

f

o

r

m

a

c

y

j

n

y

rubryki! Y

ROZWÓJ DUCHOW MAŁŻONKÓW str. 34

ROBERT KOŚCIUSZKO

KSZTAŁTO WANIE DZIECKA SUMIENIA . 29 str

KS. ZBIGNIEW KAPŁAŃSKI

I PO CO WIERZĘ? W. 2CO 1 str

ŁUKASIAK&GRANI

AK

HISTORIA NIEZNAN M Z KOMIKSE -33

A

str. 30

SZKOŁA CZY RODZICE…

wi Kto im mó o seksie INTERNET, KOLEDZY,

str.6-15

Jak oswoić szkołę?

4

spada jak jastrząb D epresja nie

26

z synową Walka teściowej

24

Szczegóły na:

www.takrodzinie.eu www.takrodzinie.pl

100% wygody 100% pewności

Wydawnictwo Sióstr Loretanek ul. L. Żeligowskiego 16/20 04-476 Warszawa


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.