JANG01 - "THE 217 ISSUE"

Page 1

POLISH INDEPENDENT ONLINE MAGAZINE JANG MAGAZINE 01/2017

THTE 217 IS THEH2E 217SISUSE 17 ISS UE UE

STARRING JOANNA KOŁACZKOWSKA PHOTOGRAPHED BY PAWEŁ KOCAN


All rights reserved. No part of this publication may be reproducted in whole or part without permission from the pubisher. The views expressed in Dazed are those of the respetive contributors and are not necessarly shared by the magazine or its staff.


THTE 217 IS THEH2E 217SISUSEUE 17 ISS UE


CONTENT <3 edito #01 FIRST TWO LETTERS F R O M E D I TO R I N CHIEF /6/ GEN J /8/ POLA RISE /11/ CUKIERKI /19/ A N D R E W TA R N AWCZYK /25/ cover story JOANNA KOŁACZKOWS K A X PAW E Ł K O C A N /32/ e s -


say JAMES DEAN /56/ editorial KATE&JUSTINE by R A FA Ł J E D Y N A K /62/ talk DANIEL P O R A D A / 7 6 / editorial SIN /84/ e d i t o r i a l A L I E N /96/ portfolio ANDREW TARNAWCZYK /103/ talk AREK RATAJ/135/ one_last_page /158/


o t i éd


PIERWSZE REDAKTORA

DWA

LISTY OD NACZELNEGO

FIRST FROM

TWO LETTERS EDITOR-IN-CHIEF

11.11.2017

11.11.2017

Na początku coś było nie tak. Dwa falstarty, sporo niemiłych roszad, całe mnóstwo rozważań na temat finalnej koncepcji oraz tego „co” i „czy w ogóle coś” chcemy powiedzieć. Kiedy w kwietniu br. zacząłem zastanawiać się, czy najlepszym rozwiązaniem nie byłoby zawieszenie prac nad J, napisał do mnie Andrew Tarnawczyk. „ Ej młody, co cię tak zamuliło z tematem? Kuj żelazo póki gorące. Nadal bardzo cię supportuje”.

At the beginning something went wrong. We jumped the gun twice, there were many reshuffles and reflections about the final conception as well as ‘what’ and ‘if anything at all’ we want to say. When in April this year I started wondering if we should give up working on J, Andrew Tarnawczyk wrote me ‘Yo, bro, why are you dragging your feet on the subject? Make hay while the sun shines. I still support you completely.’

To zabawne, ale te dwa całkiem proste zdania wystarczyły, by zabrać się ostro do roboty.

It’s funny but those simple sentences were enough to make me get down to work hard.

Minęło lato i prawie cała jesień. Mnóstwo nowych kontaktów, setki telefonów, twórczych procesów, burz mózgów, nerwówek i wielogodzinnego zachodzenia się ze śmiechu. Tym sposobem, razem z ludźmi, których szanuję i szczerze im kibicuję, za trzecim podejściem powstał JANG.

The summer and almost the whole autumn passed. Loads of new people; thousands of phone calls, creative processes, brainstorming, stress and rolling on the floor laughing for many hours. In this way, together with people whom I respect and support, on the third attempt we created JANG.

I jest dokładnie taki, jaki chciałem, by był.

It’s exactly the way I wanted it to be.

Gdy zapytasz, o czym jest pierwszy numer naszego magazynu, na pewno odpowiem, że o tworzeniu. Zresztą to właśnie hasło, ta myśl, towarzyszyła nam przy pracy nad tym numerem. Chcieliśmy stworzyć, a nie odtworzyć. W tym samym czasie wyklarowały się też pierwsze zasady JANG, które mówią o tym, jakie wartości wyznajemy. Z czasem pewnie będzie ich przybywać.

When you ask what the first issue of our magazine is about, I’d certainly answer that it’s about creating. Besides, this watchword, this thought remained with us while working on this issue. We wanted to create but not to recreate. At the same time, the first JANG rules became visible which represent the values we attach importance to. The number of those values will probably increase, as time goes by.

1. JANG nie powstał z misją zarabiania, a z naiwnej pasji tworzenia i rozwoju. 2. JANG to nie miejsce, w którym cokolwiek musimy. W JANG przede wszystkim MOŻEMY. 3. JANG to przestrzeń dla młodości – nie tylko tej metrykalnej. To miejsce o świeżych umysłach, ludziach zdolnych, często nieznanych. Jeszcze nieznanych. 4. W JANG będziemy mówić o tym, o czym inne media zapominają. O autorytetach. 5. Tworzenie JANG to proces, który ciągle trwa. Czasami ciężki, ale to finalnie piękna sprawa. 13.11.2017 A propos piękna, piękna i to bardzo jest Aśka Kołaczkowska - gość pierwszego wydania JANG. Z Asią spotkałem się po raz pierwszy w lipcu, by przestawić jej moje pomysły. Zgodziła się na wszystkie. Asiu, dałaś mi i nam spory kredyt zaufania. I za to ci raz jeszcze dziękuję. To była świetna i bardzo kreatywna współpraca. A co jeszcze w J01? Między innymi GEN J i Cukierki, edytorial Rafała Jedynaka i wywiad z Danielem Poradą. Wprost z Dubaju - Arek Rataj, który w konkretnej rozmowie mówi o chemii między dziennikarstwem a fotografią. O zdjęciach opowiada także wcześniej wspomniany Andrew Tarnawczyk. Obecnie w Londynie, czasami w Sanoku i we włoskim Vogue. Z premierowym edytorialem i po raz pierwszy w polskiej prasie, tylko w JANG. Szach-mat. Tak, wiem, wstępniak nie jest po to, żeby opowiedzieć o wszystkim; ma jedynie wprowadzić w klimat tego, co wydarzy się dalej. Dlatego już więcej nie zwlekam i prezentuję „THE 217 ISSUE”. Z czego jestem szczególnie dumny, JANG 01 oddaję w Twoje ręce zupełnie bezpłatnie. Zatem oglądaj, przeglądaj, czytaj i obserwuj nas, gdzie się da. Za każde dobre słowo dziękuję, za wszystkie inne konstruktywne uwagi – dziękuję podwójnie i bardzo mocno przytulam. Wierzę, że to dopiero początek. ~ Kamil Kopeć

*** PS1/ Sobota 11-go listopada, okolice południa. EDITO 01 to ostatnia rzecz, którą robię w temacie tego numeru. Jestem wyjątkowo wyspany. To dobrze, za kilka godzin koncert Poli Rise, która zagra w warszawskim Grizzly Gin Bar, a na temat tego, jaka jest prywatnie, opowiedziała w JANG01. W międzyczasie napisała do mnie znajoma, która zobaczyła pierwszy film promujący JANG. Okazuje się, że ona także uwielbia Aśkę. W zasadzie nie jest to jakaś wyjątkowa reakcja. Wszyscy uwielbiamy Kołaczkowską. Charakterystyczna, dobrymi żartami sypie jak z rękawa, a wszystkie kończy soczystym śmiechem, który zna chyba cała Polska. I jeśli wydaje Ci się, że w mojej rozmowie z Aśką panuje równie sielankowy i kabaretowy klimat, to na pewno będziesz bardzo zdziwiony. PS2/ Sesja okładkowa - Paweł Kocan, stylizacje - Robert Łosyk, mua - Ola Łęcka. Dziękuję Wam serdecznie. Jesteście piękni i mega zdolni. Dodatkowe, wielkie dzięki dla Maćka Michrowskiego z CO TAM STUDIO. Wiesz za co. PS3/ Mój wspaniały GANG JANG: Gabrysia Kiszka, Brygida Nowak i Rafał Jedynak. I wszyscy, których nie wymieniłem, a powinienem był. Wielkie dzięki za pracę i cierpliwość. Dużo się od Was nauczyłem. PS4/ Wisienka na torcie, Kasia Kostrubiec. Dziękuję Ci za częste, wielogodzinne rozmowy do piątej rano. Dziękuję za pomoc. Jesteś po prostu wspaniała.

1. JANG wasn’t the result of the necessity to earn but it was the result of naïve passion for creating and developing. 2. JANG isn’t the place where we have to do things. We CAN do them. 3. JANG is a youth-friendly space – not necessarily due to the chronological age. It’s a place full of bright minds, talented people – very often they’re unknown to people. For the time being. 4. JANG will talk about what media tends to forget - about authority figures. 5. JANG’s creating process is constant. Sometimes it’s hard work but in the ends it’s a beautiful cause. 13.11.2017 Speaking of beautiful, Aśka Kołaczkowska is very beautiful. She appeared as JANG’s guest. We met in July at Saska Kępa (translator’s note: a neighbourhood in Warsaw) for the first time in order to present my ideas to her. She went with all of it. Asia, you gave me and the rest of us a credit of trust. And once again, thank you for that. It was a great and creative cooperation. What are you going to find in J01? GEN J, Cukierki, a shooting editorial of Rafał Jedynak and an interview with Daniel Porada, among others. Right from Dubai – Arek Rataj who concretely and factually talks about the chemistry between journalism and photography. Aforementioned Andrew Tarnawczyk also tells us about photos. He’s in London at present but sometimes he’s in Sanok or in Italian Vogue. The premiere of his shooting editorial for the first time in the Polish press. Only in JANG, checkmate. The aim of an editorial is not to tell about the content but to put you in a mood for it, yes, I know. Let’s get down to business then. Let me introduce you ‘THE 217 ISSUE.’ I’m proud of the fact that you can have JANG 01 for free. Therefore, look, browse through, read and follow us wherever you can. Thank you for every good word you had for me and for a constructive feedback – thank you all most sincerely and I give you a big bear hug. I believe that it’s just the begining. ~ Kamil Kopeć

*** PS1/ Saturday, 11th of November, noon. EDIT001 is the last thing I do in connection with this issue. I’m well-rested. That’s good because in a few hours Pola Rise is going to perform in Grizzly Gin Bar in Warsaw. She told us what she is like offstage in JANG01. In the meantime, my acquaintance who saw the first video promoting JANG, wrote me. Apparently, she also loves Asia. It’s not a surprising reaction, to be honest. We all adore Kołaczkowska. She’s a characteristic person who bandies jokes around and her booming laugh is known to the whole of Poland. And if you think our conversation is in a jolly mood you’ll be quite surprised. PS2/ Cover photo session by Paweł Kocan, stylings by Robert Łosyk, mua by Ola Łęcka. Thank you so much. You’re beautiful and very talented. In addition, thank you very much Maciek Michrowski CO TAM STUDIO. You know what I mean. PS3/ The incredible JANG GANG: Gabrysia Kiszka, Brygida Nowak and Rafał Jedynak. And all of you I should have enumerated. Thank you for your work and patience. I’ve learnt a lot from you. PS4/ The icing on the cake – Kasia Kostrubiec. Thank you for many hours’ conversations till 5 in the morning. Thank you for your help. You’re just wonderful.

w w w. b j a n g . p l


forever JANG!

Oto ludzie, którzy mają w sobie

gen J.

Są młodzi duchem, kreatywni, odważni, przebojowi i cholernie pracowici. I nie boją się marzyć.

Those are the people who’ve got J gene. They’re young at heart, creative, brave, go-getting and damn hard-working. And they’re not afraid to dream big.

Młodość Młodość jest nie tylko okresem w życiu, jest stanem ducha, wyrazem woli, jakością wyobraźni, siłą emocji, zwycięstwem odwagi nad nieśmiałością, smaku przygody nad umiłowaniem przyrody. Nie zostaje się starym po przeżyciu pewnej liczby lat: zostaje sie starym, gdyż porzuciło się swój ideał. Lata marszczą skórę, odrzucenie ideału marszczy duszę. Młodym jest ten, kto się dziwi i zachwyca. Pyta się, jak nienasycone dziecko: a potem? Stawia czoło zdarzeniom i znajduje radość w grze życia. Jesteś tak młody jak twoja wiara. Tak stary jak twoje zwątpienie. Tak młody jak twoja ufność w siebie. Tak młody jak twoja nadzieja. Tak stary jak znużenie.

EDITOR-IN-CHIEF KAMIL KOPEĆ GANG JANG KATARZYNA KOSTRUBIEC RAFAŁ JEDYNAK GABRYSIA KISZKA BRYGIDA NOWAK JOANNA OCZO SUBMISSIONS REDAKCJA@BJANG.PL JANG ONLINE BJANG.PL FACEBOOK.COM/JANGMAGAZINE INSTAGRAM.COM/JANGMAGAZINE All rights reserved. No part of this publication may be reproducted in whole or part without permission from the pubisher. The views expressed in Dazed are those of the respetive contributors and are not necessarly s hared by the magazine or its staff.

Jesteś młody tak długo, jak długo jesteś wrażliwy. Wrażliwy na to, co piękne, dobre i wielkie. Wrażliwy na przesłania przyrody, człowieka i nieskończoności. Jeśli pewnego dnia twoje serce ugryzie pesymizm i zacznie je trawić cynizm, niech dobry Bóg ma w opiece twoją duszę starca. - Generał Mac Arthur, 1945 r.

ge jg ge j ge gen j ge gen j ge gen j ge gen j ge gen j gen gen j gen gen j j gen gen j j gen gen j j gen gen j


j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j g en j gen j gen j gen j ge n j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j g en j gen j gen j gen j ge n j gen j gen j gen j gen j en j gen j gen j gen j g en j gen j gen j gen j g n j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j en j gen j gen j gen j g en j gen j gen j gen j g n j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j g en j gen j gen j gen j g en j gen j gen j gen j g e n j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j g en j gen j gen j gen j g en j gen j gen j gen j g e n j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j g en j gen j gen j gen j g en j gen j gen j gen j g e n j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j g n j gen j gen j gen j ge n j gen j gen j gen j ge gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j ge n j gen j gen j gen j ge n j gen j gen j gen j ge n j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j g e n j gen j gen j gen j ge n j gen j gen j gen j ge n j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j g e n j gen j gen j gen j ge n j gen j gen j gen j ge n gen j gen j gen j gen j g en j gen j gen j gen j ge j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen j gen gen j gen j gen j gen j g


POLA RISE


Pola Rise nie boi się bawić swoim wizerunkiem. Jej odwagę widać zarówno w kompozycjach, jak i teledyskach. Dużo podróżuje i na własnej skórze poznaje świat, czego wynikiem będzie nowa płyta, która ukaże się na początku 2018 roku. Tekst KATARZYNA KOSTRUBIEC KAMIL KOPEĆ

„Anywhere but Here” to zbiór doświadczeń i myśli, historia drogi, którą każdy z nas musi przejść. Jest o momentach zwątpienia, o ciągłej walce, o tym, że każdemu czasem brakuje sił. To uczucia, które wszyscy bardzo dobrze znamy. Ta płyta będzie inna od „The Power of Coincidence” i zupełnie odmienna od piosenki „Behind”, która jest odskocznią od obszarów, w jakich poruszam się na co dzień – mówi Pola. À propos drogi, nie tylko droga duchowa i metaforyczna jest tematem jej twórczości. Artystka dużo podróżuje. Wyprawy napędzają ją do działania. – Podróże były główną inspiracją przy tworzeniu nowej płyty. Nagrywałam ją w różnych częściach świata, co nadało utworom kolorytu i nieco innego charakteru – dodaje. Ma na swoim koncie współpracę z producentami z Danii, Niemiec, Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Zwiedza świat, koncertując m.in. w Korei Południowej, Islandii, Walii oraz we Włoszech. – Lubię dzielić się swoją muzyką z publicznością. Lubię obserwować, jak reagują ludzie i jak na nich oddziałują konkretne dźwięki. Co ciekawe, koncerty są dla Poli Rise dość stresujące i – jak przyznaje – na chwilę przed wejściem nad scenę zastanawia się nad ucieczką. „Jednak gdy już tam jestem, to czuję się bardzo dobrze”. Może jest tak dlatego, że podczas swoich koncertów występuje boso? Pola ma w sobie trochę z buntowniczki, wystarczy spojrzeć na zespoły, których kied yś słuchała. – Zaczynałam od Nirvany i Mad Season, później dość długo byłam wierna muzyce rockowej, zahaczając nawet o punk. Nadal mam w sobie coś z tamtej buntowniczki. I choć teraz jestem w zupełnie innych muzycznych rejonach, wciąż to emocje są najważniejsze. W obecnej chwili mam zapętloną ostatnią płytę Lorde – mówi. Na pytanie, skąd czerpie inspiracje przy kreowaniu swojego wizerunku, odpowiada. – Żyjemy w czasach, w których tworzy się audiowizualnie, a teledyski to integralna część muzyki.

Klipy Poli Rise są niejednoznaczne, niekiedy zagadkowe i zawiłe, jak np. ten do utworu „Behind”. – Teledysk opowiada o współczesnym świecie, pełnym zawiści, zazdrości i nieszczerości. Bardzo staraliśmy się, żeby opowiadał dokładnie tę samą historię co utwór – mówi. Wideo rozgrywa się równocześnie w dwóch przestrzeniach fabularnych. – Pierwsza to sterylny, konsumpcyjny świat, który tłamsi i poraża swoją „żarłocznością w białych rękawiczkach”. Drugi świat jest z kolei eksplikacją fantazji, symbolem niezależności – tłumaczy. – W teledysku została przedstawiona droga, którą należy przejść, od tego, co cudze, do tego, co własne. To może być droga bardzo wyboista, a to, co własne, może wydawać się znacznie mniej komfortowe i mniej bezpieczne niż sterylność systemu, jednak pozorna sterylność zostaje tu na swój sposób zdemaskowana, a niebezpieczeństwa, które wiążą się z niezależnością, powoli oswojone.

Jaki zatem jest jej styl? Trudny do zdefiniowania. „Teraz jest czas, stań się odważniejszy” – śpiewa w swoim ostatnim nagraniu o nazwie „Behind”. I rzeczywiście, coś więcej może być na rzeczy – artystka na początku swojej zawodowej kariery, jak i w gościnnych kolaboracjach, m.in. z MANOID’em, przez pewien okres ukrywała swoją twarz. – Na pewno teraz jestem odważniejsza i bardziej otwarta. Kiedyś bałam się podejmować ryzykowne decyzje, właściwie wciąż się boję. Różnica jest taka, że wcześniej nie umiałam się zdobyć na odwagę, a teraz mi się zdarza – mówi. – Prywatnie jestem różna, czasem pragmatyczna, a czasem bujam w obłokach – odpowiada na pytanie, jak zmieniała się na przestrzeni ostatnich lat. – Niestety jestem też perfekcjonistką – dodaje. Zapytana o to, czy czasem się nudzi, Pola Rise odpowiada: – Bardzo bym chciała. Niestety jest mi to zupełnie obce zjawisko, ale jeśli miałabym wyobrazić sobie sytuację, w której mam odrobinę wolnego czasu, to najbardziej chciałabym się wyspać, tak po prostu.



Na pewno teraz jestem odważniejsza i bardziej otwarta. Kiedyś bałam się podejmować ryzykowne decyzje, właściwie wciąż się boję. Różnica jest taka, że wcześniej nie umiałam zdobyć się na odwagę, a teraz mi się zdarza.

- Pola Rise

Photographer ŁUKASZ DZIEWIC Stylist MATEUSZ KOŁTUNOWICZ MUA KAMA JANKOWSKA


Photographer CHRISTIAN CARROLL MUA VERONICA GAONA



Pola Rise is not afraid of experimenting with her appearance. Her courage not only is reflected in compositions but also in music videos. She travels a lot and experiences the world at first hand. As a result, a new music album is going to be released at the beginning of 2018. Words KATARZYNA KOSTRUBIEC KAMIL KOPEĆ

– ‘Anywhere but Here’ is a collection of experiences and thoughts, as well as a story of a road that everyone needs to travel. It is about moments of doubt, continuous struggle and that sometimes we are just helpless. Each and every one of us perfectly knows those emotions. This album is going to be distant from my previous one ‘The Power of Coincidence’ and totally different from the song ‘Behind’ which somehow is an escape from the things I’m dealing with in everyday life’, she says. In regard to the road, not only spiritual and metaphorical road is present in her work. Pola travels a lot. Journeys fuel her actions. ‘Travelling was the main inspiration to create my new album. I had been recording it in various parts of the world thus my pieces have a slightly different character and timbre’. she adds. She has a collaboration with producers from Denmark, Germany, USA and Great Britain to her credit. She travels the world and gives concerts in South Korea, Italy, Iceland and Wales. ‘I like sharing my music with the audience. I enjoy watching people’s reaction and how particular sounds affect them’. Curiously enough, the concerts are quite stressful for Pola Rise and - as she admits – she considers an escaping the moment she comes on the stage. ‘But when I’m already there I feel wonderful’. Maybe it is due to the fact that she performs barefoot on her concerts? It seems that Pola is a bit of a rebel judging from the bands she had been listening to once. ‘I’ve started with Nirvana and Mad Season, later I was faithful, for quite a long time, to the rock music, even that close to the punk.

I still got it, that rebel in me. Although now I’m into entirely different music, those emotions are still the most important. At present I’m listening to Lorde’s latest album over and over again’, she says. When asked about where she draws her inspiration from, she answered ‘We’re living in the world where everything is made audiovisually’ and she adds that ‘music videos are an integral part of my music’. Pola Rise’s music videos are ambiguous, often mysterious and intricate like in e.g. the song ‘Behind’. ‘The music video tells of modern world that is full of envy, jealousy and artificiality. We did our best to tell exactly the same story that the song does’. The music video is simultaneously placed in two fiction spheres. ‘The first one is a sterile and consumerist world which keeps us down and shakes in its ‘gluttony in white gloves’. The second one is a clarification of fantasy and independency symbol’, she explains.

‘The music video presents the path you have to follow from what is someone else’s to what is your very own. It can be a very bumpy road and what is your own may seem to be a lot less comfortable and safe than a sterile system. However, superficial sterility is somehow uncloaked and a danger that is connected with independence is slowly gentled.’ – ‘I frequently find new music by way of incredible video clips. It happens that it is the music video that makes me like the song’, she says. Then, what is her style like? It is hard to define. ‘The time is now, start being braver’ – those are the lyrics of her latest song called ‘Behind’. Indeed, there is something going on – the artist at the beginning of her career as well as in collaboration with MANOID was hiding her face for some time. ‘Surely I’m more courageous and open. I was scared of taking risky decisions once, actually I still am. But the difference is that earlier I couldn’t take my courage in both hands and now it happens’, she admits. ‘I’m a different person offstage, sometimes I’m pragmatic and sometimes I have my head in the clouds’. Pola answers the question how she has changed over the years. ‘Unfortunately, I’m also a perfectionist’, she adds. – Are you at loose end sometimes? ‘I’d like that very much. Sadly, it is rather uncommon situation but if I was to imagine that I have time on my hands I’d like to get some sleep. Just like that’.



CUKIERKI Photographer PAWEŁ PAPROCKI


Lubicie słodycze? A lubicie muzykę? Tak, wiemy, to pytania retoryczne. A wiecie, że od 2015 roku na polskiej scenie muzycznej istnieje optymalne połączenie tych dwóch niewątpliwie przyjemnych rzeczy? Poznajcie zespół Cukierki. Tekst KATARZYNA KOSTRUBIEC KAMIL KOPEĆ

Samolot i whisky stworzyły jeden z najbardziej intrygujących duetów elektro w Polsce. Tworzą go Rusin i Dred. – Wracaliśmy z różnych zajęć, okazało się, że obydwoje siedzimy w jednym samolocie. Pogadaliśmy, umówiliśmy się na dobrą whisky i to spotkanie przerodziło się w decyzję o wspólnym projekcie – mówi Przemek Dred Pietrzak. Lekko poprawia go Mateusz Rusin. – Tak w ogóle to samolot, którym lecieliśmy okazał się naszym pierwszym spotkaniem. Dopiero drugie odbyło się już przy dobrej whisky. A później, intensywne próby. Przypadek? Nie sądzę. Skąd pomysł na taką nazwę? Cóż, jak sami przyznają, „cukierki” to pierwsze słowo, które wypowiedzieli po sześciu godzinach wspólnego wymyślania. – Poza tym Metallica i Budka Suflera są już zajęte, więc musieliśmy zdecydować się na coś innego. Tytuły ich płyt są naprawdę pozytywne i nawiązują do szeroko rozumianego uczucia szczęścia. Czy to celowy zabieg? – Dla mnie muzyka, jej tworzenie i wykonywanie, to totalna radość i szczęście. Chciałem, żeby ludzie słuchający Cukierków mogli tej radości doznawać. Mam już dość bandów, które albo nie mają przekazu, albo niosą za sobą jakiś smutek i dół. Ja chcę, żeby ludzie słuchający naszej muzyki mieli z tego powodu frajdę – tłumaczy Dred. Rusin dodaje, że ich muzyka mimo obecnej w warstwie tekstowej refleksji (za którą osobiście odpowiada Rusin), jest muzyką przede wszystkim taneczną, pełną pozytywnych wibracji. Słuchając ich debiutanckiej płyty „Euforia”, można pokusić się o stwierdzenie, że longplay ten jest brzmieniową kontynuacją EP-ki „Radość” (tak, tej, z której pochodzi m.in. genialny utwór „Noc”). – Tak, z tą kontynuacją to w pewnym sensie prawda.

Natomiast zauważcie, że numery z płyty mają o wiele więcej warstw. Dużo przestrzeni, barw. „Euforia” jest spójna. To jest brzmienie Cukierków, ale to rozwojowe brzmienie. I bardzo się z tego powodu cieszę – tłumaczy Mateusz. Poniekąd użyliśmy tych samych urządzeń analogowych, ale wydaje mi się, że „Euforia” jest krokiem naprzód. Pomiędzy EP-ką a albumem minął rok i dużo przez ten czas się nauczyłem – dodaje Dred. „Tu mnie nie znajdziesz za wysoko…” – to fragment utworu „Materiały”, naszym zdaniem, jednej z ciekawszych piosenek na płycie. To kawałek psychodeliczny, nieuchwytny, transowy. Na początku mogliśmy go usłyszeć jedynie na koncertach. Dopiero po jakimś czasie panowie zdecydowali się go zarejestrować. – Rusin przyszedł z koncepcją. Nagrał na swojego Shure’a SM58 odgłos tramwaju, który jeździ pod jego mieszkaniem. Ten to ma pomysły – opowiada Przemek. A jakie utwory z „Euforii” najbardziej podobają się chłopakom? Moim ulubionym numerem na płycie jest „Oddech”. „Przebieram nogami…” – kocham ten moment, to zdecydowanie mój faworyt – mówi Dred. Faworytem Rusina jest z kolei piosenka „Idziemy”. – Od początku czułem, że ten numer po prostu siedzi. Całość cudownie sprawdza się na koncertach, a refren mnie inspiruje stwierdza. Na pewno koncerty, próby, koncerty – tak o planach duetu Cukierki mówi Dred i dodaje, że w nieustannie trwają prace nad nowymi kompozycjami. Premiera ich drugiej płyty nastąpi w 2018 roku. – Generalnie każdą wolną chwilę poświęcamy na cuksy – dodaje Dred.




Do you like sweets? Do you like music? Yes, we know those are rhetorical questions. Did you know that an optimum combination of the two undoubtedly pleasant things has been present on the music scene in Poland since 2015? Meet ‘Cukierki’ (English: ‘Sweets’). Words KATARZYNA KOSTRUBIEC KAMIL KOPEĆ

An airplane and whisky created one of the most intriguing electro duos in Poland, that is Rusin and Dred. ‘We were coming back after dealing with some issues and suddenly it turned out that we’re taking the same plane. We were talking for a while and decided to go for a drink. This meeting boiled over into a joint project’, says Przemek Dred Pietrzak. ‘Generally, it was on that plane we met for the first time. On our second meeting we had a good whisky. And later we had intensive rehearsals. Coincidence? I think not’, adds Mateusz Rusin. Where does this name come from? Well, they admitted ‘sweets’ was the first word they said after six hours of coming up with a name. ‘Besides, Metallica and Budka Suflera are already taken so we had to decide for something else’. Their album titles are positive and refer to the broadly defined term of happiness. Do they do this on purpose? ‘A process of creating and performing music is a pure joy and happiness for me. I wanted people to experience that joy while listening to Cukierki. I’m fed up with bands that don’t send any message or bring nothing but sadness and depression. I want people who listen to our music to get a charge out of it’, explains Dred. Rusin adds that although the lyrics encourage reflection (Rusin is responsible for that), it is dance music full of good vibes. While listening to their debut album entitled ‘Euforia’ one is tempted to say that this long play is the continuation of an extended play called ‘Radość’ (it’s the one that includes a brilliant song ‘Noc’). ‘Yes, it’s true to some extent. Please note that the pieces on the album have much more ‘layers’, space and colours.

‘Euforia’ is consistent. It’s the sound of ‘Cukierki’ but it’s more developed. And I’m really happy about that’, says Mateusz. ‘We used kind of the same analog devices but I think ‘Euforia’ is a step forward. It’s been a year between the album and an EP. I’ve learnt lots of things during that time’, adds Dred. ‘You won’t find me here. It’s too high’, it’s a fragment of ‘Materiały’ – one of the most intriguing songs on the album as far as we’re concerned. This is psychedelic, intangible and trance-like piece. At the beginning, we could only hear it at the concerts. After a whale, they decided to record it. ‘Rusin had his conception. He taped on the Shure SM58 microphone a sound of a tram passing by his window. Only he has such crazy ideas in his head,’ says Przemek. Which songs from ‘Euforia’ do they like the most? ‘My favourite one is ‘Oddech’. – ‘I’m jiggling my legs...’ – I love this fragment. It’s definitely my favourite’, says Dred. On the other hand, Rusin likes ‘Idziemy’ the most. ‘I felt this piece is just dope. It all works on the concerts and the chorus inspires me,’,he claims. ‘Concerts, rehearsals, concerts again,’ that’s what Dred says about the duo’s plans. He also adds that they’re constantly working on new compositions. Their second album will have its premiere in 2018. ‘Generally, we spend our time on sweets’, adds Dred.



ANDREW TARNAWCZYK


Zdjęcie z dziewczyną na polu pełnym czerwonych róż o monstrualnych rozmiarach było pierwszym autorstwa Andrew Tarnawczyka, jakie miałam okazję zobaczyć. Skojarzenia? Inne, dziwne i bardzo wciągające. Pomyślałam, kim może być fotograf, który przedstawia tak pokręcone historie? Tekst KATARZYNA KOSTRUBIEC

„Otwieram drzwi do dziwacznego świata marzeń. Widz znajduje się w środku równoległego wszechświata, gdzie wszystko jest inne” – tak o swoich pracach mówi Andrew. Te zaś konsekwentnie zdobywają uznanie nie tylko w Polsce. Zdjęcia autorstwa Tarnawczyka kilkukrotnie publikowane były na łamach prestiżowego włoskiego Vogue, a także w Luxure Magazine. Ostatnio zaś pracował nad artystycznym edytorialem dla marki Martini, później zresztą opublikowanym we włoskim Vogue. – Zaczynałem chyba jak każdy – cykałem fotki kwiatkom, drzewom i mojemu kotowi. – Z rozmowy wynika, że potrzebował trochę czasu, aby dojrzeć do robienia zdjęć ludziom. Obecnie zajmuje się fotografią konceptualną, choć – jak sam przyznaje – nie lubi tego określenia. Swoje prace woli nazywać surrealistycznymi, abstrakcyjnymi lub po prostu modowymi. Fotografia to dla niego wolność słowa, unikatowy język. – Tu można wszystko, nie ma zasad i granic. Dlatego to lubię. Mimo że jego zdjęcia to prawdziwa wypadkowa codzienności i fantazji z groteską, on sam za codziennością nie przepada. – Nie lubię jej, jest szara. Stykam się z nią, gdy wsiadam do autobusu, ale kiedy z niego wychodzę – jest fotografia. Ona jest kolorowa. Pozwala mi uciec od monotonii – tłumaczy. Jednym ze źródeł inspiracji w twórczości Tarnawczyka jest styl Guy’a Bourdina. U Francuza podobają mu się ekstrawaganckie połączenia perwersji z glamourem oraz niewątpliwy dystans do rzeczywistości. Z polskich artystów ceni sobie prace Zdzisława Beksińskiego. Co zresztą widać na zdjęciach – zaczerpnął od niego i wtrącił do swojego stylu pierwiastek niepokoju i grozy. Obu panów łączy też miejsce, z którego pochodzą i w którym się wychowali. Choć Andrew na co dzień mieszka w Londynie, swoje dzieciństwo spędził w Sanoku. Być może jest w tym mieście coś, co pozwala jeszcze intensywniej uwalniać kreatywność? Żeby nie było, że Andrew Tarnawczyk żyje tylko fotografią i sztuką – po godzinach piecze także serniki. Wprawdzie nie jest to umiejętność, którą wpisze do swojego artystycznego życiorysu, ale bądźmy szczerzy – kto z nas ich nie lubi?


before / this / next one SELFPORTRAIT’S SERIES Photographer ANDREW TARNAWCZYK



A picture of a girl on the field of giant red roses by Andrew Tarnawczyk was the first one I had a chance to see. My connotations? Distinct, weird and really absorbing. I was wondering who the photographer is that portrays such twisted stories. Words KATARZYNA KOSTRUBIEC

„I open the door to the dream world. A viewer finds oneself in the middle of a parallel universe where everything is different” – says Andrew in connection with his works. Those consistently earn recognition not only in Poland. The works of Tarnawczyk have been published several times in the prestigious Italian Vogue and in Luxure Magazine. He had been working on the shooting editorial for Martini brand which was later published in the Italian Vogue. ‘I’ve started just like everybody else. I took pictures of flowers, trees and my cat’. From the conversation it emerged that he needed some time to grow into taking pictures of people. At present, he deals with conceptual photography, although he doesn’t like this term. He prefers to call his works surreal, abstract or just connected with fashion. Photography is the freedom of speech for him, an unique language. ‘You can do everything, there are no rules and no boundaries. That’s why I like it’. Although his pictures are the effect of everyday life and grotesque fantasy, he isn’t fond of daily life. ‘I don’t like it, it’s dull. I have a brush with it when I get on a bus but when I get off – there’s a picture. And it is colourful. It helps me escape the monotony’, he explains. One of Tarnawczyk’s inspirations is the style of Guy Bourdin. What Tarnawczyk likes about this French is that he makes an extravagant combination of perversion with glamour and he undoubtedly keeps distance from the reality. He prises Zdzisław Beksiński the most among Polish artists. And it is reflected in his photos – he borrowed Beksiński’s element of anxiety and terror which he adapted to his own style. Both men have a common birthplace where they grew up. Even though Andrew is normally living in London, he spent his childhood in Sanok. Maybe there is something about this place that lets people release their creativity? It’s not like he only lives and breathes photography and art – he also makes cheesecakes after hours. Indeed, he cannot put this skill on his artistic résumé but let’s be honest – who doesn’t like cheesecake?



W

E

A

R


E

H

E

R

INSTAGRAM.COM/JANGMAGAZINE FACEBOOK.COM/JANGMAGAZINE BJANG.PL

E


Photographer PAWEŁ KOCAN Stylist ROBERT ŁOSYK MUA OLA ŁĘCKA Set COTAM STUDIO





first photos dress - her own coat HEXELINE high heels ZARA here jacket HEXELINE


AŚKA

Rok 2008, „Spadkobiercy” i Ona. Zawsze w bardzo wysokich szpilkach, pewna siebie, decyzyjna, pyskata, cholernie błyskotliwa. Już wtedy zastanowiło mnie, ile ze scenicznej Dorin Owens jest w Joannie Kołaczkowskiej prywatnie.


38

Późne, czwartkowe popołudnie w jednej z kawiarni na warszawskim Mokotowie. Przychodzi kilka minut po 17:00. Po pierwszych minutach spotkania na pewno wiem jedno – czeka mnie rozmowa z normalnym człowiekiem, a nie koniecznie z aktorką, która słynie ze scenicznej umiejętności sypania anegdotami jak z rękawa. Cover story KAMIL KOPEĆ

JK: Nie będziemy rozmawiać o tym, jak to wszystko się zaczęło, prawda? KK: Nie, bez obaw. Jak dobrze. Jestem już trochę zmęczona tym pytaniem. To jak jest z tą Dorin? Jak często pojawia się w Twoim prywatnym życiu? Sama się wielokrotnie nad tym zastanawiałam. Doszłam do wniosku, że to Dorin Owens podkradła moje cechy, kompletnie je przejaskrawiła i wyolbrzymiła. Jestem wrażliwa, zatem Dorin jest wrażliwa w sposób absurdalnie kosmiczny. Skrywam się w niej, mogąc sobie poużywać tak, jak w życiu bym się na to nigdy nie zdecydowała. Zresztą kocham grać postacie, które z założenia są absurdalnym koktajlem sprzecznych emocji. Ludzie często pytają nas (nas, tj. Kabaret Hrabi, którego członkiem jest Joanna – przyp. red.), czy rzeczywiście wszystko jest improwizowane. Prawda jest taka, że dużo z tego, co miało miejsce w „Spadkobiercach”, wynikało z dynamiki samego spektaklu. Intencje, którymi się kierowaliśmy, często były prowokowane przez inne postaci. I oczywiście przez fabułę, która była wcześniej wymyślona (pomysłodawcą projektu „Spadkobiercy” jest Dariusz Kamys – prywatnie szwagier Joanny, członek Kabaretu Hrabi – przyp. red.). Dla przykładu: „Ken nie może pogodzić się z tym, że Dorin chce wydać sporą sumę pieniędzy na zakup 1500 koni na ich ślub”. To wszystko. Wchodziliśmy z Wojtkiem Kamińskim, moim serialowym narzeczonym, na scenę i graliśmy. Wcielając się w Dorin, nie miałam w ogóle czasu na wykreowanie czegokolwiek, byliśmy absolutnie nastawieni na improwizację. W ciągłej gotowości, że ktoś nas czymś zaskoczy. Jedynie to było pewne. I to swoją drogą jest najlepsze w improwizacji. Oddać się sytuacji, płynąć z nurtem i zaufać partnerom na scenie.

Oddać się sytuacji, mimo że czasem jesteśmy wręcz podjarani jakimś pomysłem i aż kusi by w niego wejść, spróbować. Tylko że przez taki pomysł jesteśmy cholernie zaślepieni. Kompletnie nie widzimy, że ktoś proponuje nam lepsze rozwiązania. Najlepsze, co można w takiej sytuacji zrobić, to pójść w to. Trzeba odpuścić. Błędem jest wprowadzanie na siłę wszystkiego, co sobie wymyśliliśmy. Oznacza to obdarowanie swoich partnerów wielkim zaufaniem. Ufasz? Ufam, wchodzę w to. Zresztą załóżmy, że po drugiej stronie nic się nie dzieje. Wtedy włączam się ja, coś proponuję, druga osoba idzie za ciosem i wątek zaczyna nas nieść. Działa to w dwie strony. To podstawowa zasada, bez której ten projekt w ogóle by nie powstał. Zabrzmi to bardzo wzniośle, ale gra w „Spadkobiercach” nauczyła mnie też, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Każde wyzwanie należy podjąć. Trzeba rzucać się jak sęp na każde sceniczne mięso. To natura podrzuca gotowy pomysł na scenę oraz na to, jak mam się w niej poczuć. Wymyślasz sceniczną rzeczywistość, bo jesteś kre atywna, czy może odzwierciedlasz co, to przeżywasz i doświadczasz prywatnie, bo jesteś dobrą obserwatorką? Chyba nie da się grać bez związku ze swoimi doświadczeniami. W ogóle bym tego nie oddzielała. Chcę, by to, co wymyślam, było częścią tego, co przeżywam, ale także częścią tego, co zaobserwowałam. Jesteśmy przecież worem przeżyć. Moje sceniczne bycie to głównie rozbawianie, ale zdarzały się też sceniczne wcielenia, które były wzruszające.


Prawdą jest, że płakałaś podczas jednego z występów, wykonując „Song”? Już opowiadam, jak to było. Zaczęło się od próby akustycznej Hrabi w jednym z domów kultury. Zaczęłam śpiewać, zawodząc. Wtedy wpadłam na pomysł „Songu” („Song Porzuconej” – jeden ze utworów Kabaretu Hrabi – przyp. red.). Po prostu wymyśliłam, że będę w czarnym welonie zawodzić i ryczeć na temat utraconej miłości. Napisałam pierwszą wersję, którą przekazałam mojemu ówczesnemu mężowi, a on objął ją swoim, nazwijmy to, poetyckim patronatem. W czasie premiery, kiedy śpiewałam ten numer po raz pierwszy, uwierz, naprawdę się wzruszyłam. Wtedy też prywatnie toczyła się cała ta historia, która pozwoliła mi zaśpiewać jeszcze lepiej. Wykorzystałam tę okoliczność, trochę jak hiena. Stwierdziłam, że skoro teraz mam takie emocje, to chcę mieć je już zawsze. Do teraz czuję podobnie, wykonując „Song Porzuconej”. I wcale nie chodzi o pamięć do tamtych wydarzeń. Wiesz, co zawsze ceniłam w Kabarecie Starszych Panów? Prozę? Tak, prozaickie ujęcie bardzo prostych spraw, często niemal brutalnych. Jednak przyodzianie ich w ubranko poezji od zawsze robiło na mnie niesamowite wrażenie. Uważam, że najgorsze, co można zrobić piosence, to napisać tekst i melodię. Jesteś performerką? Można tak powiedzieć. Sama interpretacja, jak i wrażenie, które wywoła utwór, muszą być określone już na etapie tworzenia. Gdy pracuję w domu, wymyślam postać i staram się wprowadzić w stan improwizacji. Wzniecam samą siebie, podniecam i podbijam emocje od środka. Dzięki temu później wszystko na scenie jest prawdziwsze. Wymyślasz, siedząc, chodząc? Siedząc i myśląc. Ewentualnie mówiąc do siebie. Najbardziej lubię tworzyć już na żywym organizmie, np. podczas skeczu. Wrzucam sobie paręnaście sekund na improwizację. Najlepiej zrobić to w sytuacji, kiedy mam odpowiedzieć chłopakom na jakieś pytanie. Wtedy nie robię tego i improwizuję. Robię to tak, żeby mi nie przerwali, i dopiero po tym odpowiadam na ich ewentualne pytania. Patrzymy na siebie, wiedząc, że nie są w stanie mi przerwać. To bardzo pozytywne chwile.

Wiesz, że wprowadzasz ich w ciągły stan niepewności? My nazywamy to wzajemnym rozśmieszaniem i ożywianiem siebie. Żeby się nie zastać w roli, nie zapomnieć i nie skostnieć. A o to bardzo łatwo. Zapomniałaś jeszcze dodać: „nie wpaść w rutynę odgrywania tego samego spektaklu”. Poza tym może się okazać, że jest w tym coś nowego i fajnego. Czasami taka mała improwizacja ożywia, zarówno postać, jak i cały program. Przyznam Ci się, że jestem wielkim fanem „Piosenki erotycznej”. Wymyśliłam kiedyś, że musimy mieć własną piosenkę erotyczną. Oczywiście pamiętając, że nie możemy przekroczyć pewnej granicy, a całość musi być po prostu smaczna. Ostatnio napisałam, nazwijmy to, piosenkę operową; oczywiście chodzi o formę. Stwierdziłam, że emocje w utworach operowych mogą być pomocne w pokazaniu erotyzmu, konkretniej pełnej akcji zbliżenia. Wiesz, że wszystko się trzęsie, ciało i biust także. To może być całkiem fajny i kreatywny numer. „Song Porzuconej”, „Piosenka erotyczna” i „Piosenka operowa” – popraw mnie, jeśli się mylę – są jednym wielkim pastiszem często spotykanego artystycznego nadęcia. Wszystko, co jest poważne, seriozne, jest piękne do odegrania w kabarecie. Najpierw wprowadzasz klimat powagi i patosu, to cudowny pokarm dla kabaretu, by potem wpleść jakiś element, który to wszystko łamie. Kochasz patos, prawda? Jako formę, bardzo.


Jakiś czas temu, podczas jednego z radiowych wywiadów stanowczo zaznaczyłaś, że „nie będziesz śmieszna”. Czy męczy Cię udawanie zawsze zabawnej, dlatego że inni oczekują tego od Ciebie? Kiedyś miałam z tym problem, dziś już tak nie jest. Najprawdopodobniej sama nie mogłam sobie z tym poradzić. Teraz się tym nie obciążam. Ale rzeczywiście tak jest – gdy nie masz w towarzystwie „gorączki pajacowania”, otoczenie może być w szoku, że osoba z kabaretu jest taka wyciszona. A taka jestem prywatnie. A łatwo jest Cię prawdziwie rozśmieszyć? Z założenia jest tak, że jeśli ktoś będzie chciał rozśmieszyć drugą osobę, to na 99% mu się nie uda. Jak ktoś w ogóle ma poczucie humoru, niekoniecznie moje, albo gdy się przynajmniej uśmiecha, to wiem, że z taką osobą dam radę się jakoś dogadać. Jeżeli ktoś patrzy na świat z poczuciem humoru, to ma też dystans, mądrość i chęć dojrzenia drugiego człowieka. Poczucie humoru pozwala nam przeżyć naprawdę trudne chwile. Kiedy jest ciężko i czegoś nie rozumiemy, to właśnie humor pozwala rozładować emocje. Rozśmieszają mnie bliscy, gdy istnieje między nami porozumienie i przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa. Możemy wtedy ryć ze śmiechu, ile tylko zechcemy. To miłość w czystym wydaniu. Śmiech właśnie. Humor to chyba najlepsza społeczna oliwa zmniejszająca tarcia między ludźmi. Tym, co robicie, poniekąd macie wpływ na innych ludzi. I to coś, co mnie pociesza. Bo nie jest tylko tak, że z Hrabi jesteśmy jakimiś pajacami, którzy rozśmieszają ludzi. Wiem, że dzięki temu, co robimy, ktoś może poczuć się lepiej. Doświadczyłam tego na własnym organizmie. Byłam kiedyś na występie kabaretowym i widziałam, jak to działa. I to działa. Śmianie się daje ulgę i otwiera człowieka. Gdy spotkaliśmy się w lipcu po raz pierwszy, zdziwiło mnie, że prywatnie nie jesteś ani komiczna, ani śmieszna. To dobrze, naprawdę, staram się nie rozśmieszać ludzi. To byłoby wręcz straszne - być w ciągłej presji rozśmieszania. Wiesz, ludziom wydaje się, że aktor na scenie zachowuje się zupełnie tak samo jak w życiu prywatnym. To podobna sytuacja jak u Artura Żmijewskiego, którego ludzie na ulicy nazywają Ojcem Mateuszem. Choć i ja nie jestem zwolniona z takiego myślenia – wiem na przykład, że gdybym zobaczyła Jona Snowa (postać z serialu „Gra o tron” grana przez Kita Haringtona – przyp. red.), to prawdopodobnie podbiegłabym do niego i powiedziała: „Jonie, kocham cię!”. To samo, gdybym zobaczyła z bliska Paula Mc’Cartney’a.

Co byś zrobiła? Padłabym mu do nóg. Wiem o tym. Razem z Beatlesami był ze mną przez całe dzieciństwo. I jest do teraz. Ja go kocham. Kocham i już. Boję się, że umrze. Zdołałabyś wydusić z siebie coś więcej? Położyłabym się przed nim krzyżem. Byłabym naprawdę szczęśliwa, gdyby do mnie podszedł. Ale nie chciałabym, by ten happening trwał za długo. Wiem, że takie zachowania są bezsensowne, bo niby kim dla takiego Mc’Cartney’a jestem? Kolejną osobą, która czegoś od niego chce. Osobą, która go uwielbia, ale on jej wcale. To tylko jednostronna miłość. Sęk w tym, że osoby kochające w taki sposób powinny wiedzieć, jak wygląda to z drugiej strony. Humor w ostatnim czasie podzielił się na konkretne partie polityczne. Jedni śmieją się z „Ucha Prezesa”, inni ze „Studia Yayo”. Wy nie angażujecie się w komentowanie polityki. Ale w co się tu angażować? Robimy to na co dzień, bo jesteśmy obywatelami i każdego przejmuje to, co się dzieje. Oczywiście, mamy swoje poglądy, także polityczne. To tak samo jak z opowiadaniem o swoich związkach czy o religii. To dla mnie intymne sprawy, tak osobiste, że nie wyobrażam sobie o nich w ogóle mówić. Dwa lata temu miałem przyjemność porozmawiać z śp. Marią Czubaszek, między innymi o Woodym Allenie. Powiedziała mi, że uwielbia go przede wszystkim za humor, przy którym „człowiek się nie zasmarcze”. Mam wrażenie, że humor Hrabi działa dość podobnie. Bardzo bym chciała i po cichu mam nadzieję, że tak jest. Staramy się konsekwentnie budować naszą wizję. My naprawdę dokładnie wiemy, jak rozbawić publiczność, a personalnie zawsze kierowała mną chęć rozbawienia i szukania porozumienia z ludźmi. Nie chodzi mi tylko o rozśmieszenie na zasadzie „słyszę śmiech, więc jest dobrze, jadę dalej”. Można to wszystko zrobić dużo łatwiej i bez wysiłku. Rzecz w tym, że chodzi mi o takie rozbawienie ludzi, którego oczekiwałabym od aktorów, którzy będą rozbawiać mnie samą.


dress ZARA



Teoretycznie wystarczy w odpowiednim momencie rzucić kurwą. Najtrudniej jest zrobić tak, by efekt był miły i nowatorski. Dlatego najbardziej w polskim kabarecie denerwuje mnie koniunkturalność. Robienie rzeczy pod publikę, tylko dlatego, że to się ludziom spodoba. To nie dotyczy wszystkich, ale co do paru zespołów mam takie podejrzenie. „Aha, to się podoba, o tym się mówi, to zróbmy to”. Zdaję sobie sprawę, że kabaret niby od tego jest, ale proszę wybaczyć, to mi się właśnie nie podoba. Szukam czegoś, co rozśmieszy mnie w inteligentny sposób, a do tego zostanie świetnie zagrane. Bo co po dobrze skonstruowanym dowcipie, jeśli zagrany jest beznadziejnie? A zdarzyło Ci się zaśmiać na kabarecie, który po prostu nie jest dobry? Był taki kabaret, którego swego czasu nie szanowałam i nie podziwiam. Paradoksalnie, kiedyś na Festiwalu Paka w Krakowie podczas ich występu byłam jedną z najgłośniej śmiejących się osób na widowni. Jak w jednym z Waszych skeczy, gdzie zachodzisz się i bijesz się po kolanach. Ja tam prawie umierałam ze śmiechu. Dosłownie jak wariatka. Czuję w tej historii jakieś „ale”. Po spektaklu podchodzi do mnie Jacek Fedorowicz i mówi: „Jak mogłaś śmiać się z czegoś takiego? Przecież nie możesz tego robić, bo pokazujesz innym, jakie to jest dobre. A to nie było dobre”. Okazuje się, że podczas występu, który oglądałam, byłam w swoim własnym świecie, niekoniecznie śmiejąc się z tego, co usłyszałam. Tak sobie myślę, że nas, w Hrabi, najbardziej śmieszą ludzkie cechy, im bardziej skryte i trudne do pokazania, tym lepiej. Nie lubimy grać stereotypami. Najlepiej wychodzą nam dziwne mieszanki emocji, choćby zazdrość pomieszana ze wstydem i poczuciem mniejszości. To bardzo ciekawe połączenie. I tego zresztą szukam u ludzi. Wszystko sobie zbieram i zapisuję. Masz jakiś zeszyt? Wolę nagrywać, łącznie z dialogiem, intonacją, całym momentem. Robię także notatki w samochodzie. Jeśli zginę w wypadku, proszę pamiętać, że na dysku w aucie są nagrane notatki ze świetnymi pomysłami na piosenki. Proszę zadbać o nie, napisać, zaśpiewać, dokończyć moje dzieło. Przeważnie są to pomysły na piosenki. Choć większość autorów normalnie siada i pisze, jak przykładowo mój przyjaciel Władek Sikora czy Darek Kamys. Ja

na szczęście tak ułożyłam swoją pracę, że tworzę tylko wtedy, gdy mam „pęd”. To wewnętrzna radość z tworzenia, dzika ciekawość, jak to wyjdzie na scenie. Czyli znów miłość… Muszę chcieć i zarazem mieć wrażenie, że moja praca to zabawa i przyjemność. Jak tylko poczuję, że tworzenie idzie mi ciężko, zamykam plik i kończę pracę. O czym myślisz, gdy kończysz robotę i schodzisz ze sceny? Bardzo wyraźnie, czego kiedyś nie robiłam, odcinam czas po pracy. Razem z chłopakami, zamiast po ciężkiej pracy poświęcić ten czas na odpoczynek, za dużo uwagi poświęcaliśmy fanom. Zachowywaliśmy się zupełnie jak nienormalni. Teraz myślę o tym, by coś zjeść, by znaleźć się w pokoju hotelowym lub w domu, wziąć kąpiel, coś poczytać, coś obejrzeć. Uwielbiam ten moment. A jeśli na spektaklu coś pójdzie nie tak? Gdyby ludzie wychodzili, odwrócili się od nas, prosili o zwrot biletów? Nie wyobrażam sobie tego, jestem w tym miejscu bezbronna. Myślę, że możemy sobie pozwolić na pewien luz, bo wiemy, że mamy ludzi, którzy nas lubią i szanują. Na szczęście nasze spektakle się podobają, jest energia, poczucie dobrze wykonanej pracy i porozumienia z widzami, którzy wciąż czekają na eksperymenty, ale nie na zaniżenie pewnego poziomu. To bardzo nas cieszy, tym bardziej, że istniejemy od 2002 roku. Kabaret Potem w tym momencie przestawał istnieć. A my nadal jesteśmy, nadal mamy pomysły, tyle różnych planów, wszyscy jesteśmy zdrowi. Dobrze się dzieje i może dlatego tak łatwo jest się odciąć po pracy. To dość komfortowy moment w Twoim życiu, kiedy możesz sobie powiedzieć, że to, co robisz, robisz na wysokim poziomie. Musiałabym być hipokrytką, żeby tego nie powiedzieć. W Hrabi wiemy to wszyscy, ale mamy pełną świadomość tego, czego wciąż nie potrafimy. Znamy nasze słabe strony, mamy je rozpisane, wiemy, co musimy poprawić, czego każdy z nas powinien się nauczyć. Nie odkładamy tego na bok. Oglądasz swoje występy? Nieustannie. Bardzo szkoda, że nie mogę ich obejrzeć z perspektywy widza. Chciałabym przekonać się, jak wygląda to od drugiej strony. Praca w kabarecie jest naprawdę szalenie trudna. Jedno słowo nie dotrze i nie ma żartu. Za mała pauza i nikt się nie śmieje. Nieszczerość postaci i wielka cisza. To matematyka i precyzja. Także tutaj trzeba umieć wyciągać trafne wnioski.


jacket HEXELINE


Jak ostatnio się widzieliśmy, powiedziałaś mi, że chciałabyś zagrać coś poważnego. Zastanawiam się, czy to nie bardziej mój kaprys, osoby, która gra tylko komediowo. Ciekawe, z czego ta potrzeba wynika? Sama siebie analizuję. Jakieś wnioski? Trochę to trwa. Czy to chęć sprawdzenia się, może nuda albo potrzeba wykazania się i pokazania światu? Chyba żadna z tych rzeczy. Po prostu chciałabym coś takiego zrobić, bo mam podejrzenie, że mogłoby się to okazać bardzo przyjemne. I mogłoby być przygodą. To trochę głupie, takie określenie grania sztuki „przygodą”, ale wciąż szukam trafnych słów, by opisać to uczucie. Chociaż lepiej „to” zrobić niż gadać. Jak nie dostanę dobrej propozycji, to sama sobie coś napiszę i zagram. I będę już wiedziała na 100%. Masz aktualnie jakieś nowe wyzwania przed sobą? Zdecydowanie mój program solowy, w którym nie zamknę się w jednej formule. Na pewno chcę tam dużo śpiewać, trochę na poważnie, ale nadal kabaretowo. Robienie tego programu jest o tyle trudne, że nie będę miała wsparcia moich kolegów. A myślałaś o tym, co gdyby nie to wszystko? Pewnie wyszłabym za mąż za któregoś z moich poprzednich chłopaków i zapewne zostałabym na Dolnym Śląsku. Masz dziwną minę, kiedy o tym mówisz… Bo wydaje mi się, że takie „życie” za szybko okazałoby się dla mnie „jakieś”. A teraz mam wrażenie, że ta praca rozszerzyła i wciąż rozszerza moje pole działania. Mam tyle ciekawych rzeczy do zrobienia, do czucia. Choć wcale nie mówię, że poprzednia opcja byłaby gorsza, to myślę, że dobrze się stało, że jestem w tym miejscu. Udało mi się, trochę przypadkiem, umiejscowić jakiś mój talent w dobrym nurcie i się w nim odnaleźć. Wciąż czuję na plecach ogromny wór z planami muzycznymi, filmowymi, scenicznymi. Jeśli pytasz, czego bym chciała, to na pewno być zdrowa i długo żyć. Jak się masz? Tak średnio. Życiowo, prywatnie – nijak trochę. Bez fajerwerków. Może będą? Może tak. Może tak ma być? Nie uważam, że to źle. Nie ma fajerwerków, bo jest normalnie i mogę się w tej normalności zanurzyć. W tej zwykłości mojego życia i w problemach – móc je rozwiązywać, bo przecież trzeba. A może jeszcze będą te fajerwerki? A może już były? A może już nigdy ich nie będzie, ale za to będzie fajnie?

45



sweater PATRIZIA ARYTON trousers SIMPLE coat ZARA boots ZARA


JOANNA 2008, ‘Spa dkobiercy’ and her. S heels, sel he’s alway f-confident s wearing , a decisi witty pers high on maker, on. I’ve a c heeky and ssociated and, as it a her with s damn turned out ome old re later, wit tem Cabare c o r d h sketches ings t’. It was performed then that nic Dorin b I y was wonder ‘PoOwens ther ing how ma e is in Jo n y sceanna Kołac when she’s zkowska offstage.

We meet at one of the cafes in Mokotów – a district of Warsaw. She appears a few minutes past 5 pm. Within seconds of this meeting I knew one thing – I’m going to have a conversation with a normal person. Not necessarily with an actress who is bandying anecdotes around and whose killer laugh is well-known to the whole of Poland. Cover story KAMIL KOPEĆ

JK: We’re not going to talk about how it all started, are we? KK: We’re not. Don’t worry. JK: That’s good. I’m a bit tired of answering that question. So how are things with Dorin? How often does she appear in your private life? I’ve been thinking about it a lot. I’ve come to the conclusion that it was Dorin Owens who possessed my traits, she exaggerated and magnified them. I’m sensitive, so Dorin is extremely sensitive. I impersonate her and I am free to behave in a way I wouldn’t dare in everyday life. Besides, I just love playing the role of preposterous characters that are a mixture of conflicting emotions. People often ask us (ed. note: by ‘us’ she means ‘Hrabi’ cabaret Joanna performs in) whether we improvise everything. The truth is, a lot of things that happened in ‘Spadkobiercy’ were the result of performance dynamics itself. We were guessing other characters’ intentions and responded to them. The plot which was constructed beforehand appeared to be pretty helpful (ed. note: Dariusz Kamys is the originator of ‘Spadkobiercy’ project who privately is Joanna’s brother-in-law and in professional life he’s one of ‘Hrabi’ members). Take the following sentence as an example: ‘Ken cannot accept the fact that Dorin wants to buy 1500 horses for their wedding.’ That’s all. Together with Wojtek Kamiński who plays my fiancé in the TV show, we went on a stage and

played. While impersonating Dorin I had no time to create anything at all. We were absolutely set on improvising. We were always ready for surprises. Only that was certain. By the way, it’s the best thing about improvisation. That you just have to face the situation, go with the flow and trust your stage partners. To face the situation although being excited about an idea that comes to your mind and you’re tempted to try it out. The point is that we are totally blind then. We don’t see that somebody suggests a better solution. The best thing you can do in such a situation is to go for it. You need to blow it off. It’s a mistake to do everything you came up with at a push. It means you need to have trust in your partners. Do you? I do and I’m all in. Let’s assume that there’s no feedback. Then I move in, suggest something and the other person just keeps on following the thread. It works both ways. It’s a basic principle and this project wouldn’t even exist without it. Maybe it’ll sound very grand, but appearing in ‘Spadkobiercy’ taught me that there is no lose-lose situation. You need to face every challenge and in some way to be like a dog with a bone. It is due to the present circumstances that not only hit upon ideas for the scene but also make me feel in a certain way. Do you come up with the fictional reality because you’re creative or maybe you just reflect what you personally experience due to the fact that you’re an acute observer? I don’t think you can separate your acting from your experiences. At least I wouldn’t be able to do that. I want things I think up to be a part of what I experience and observe. In some way we’re ‘a bag of experiences’. When I’m on a stage my job is to entertain but sometimes it happens th at my characters are simply touching.


Is it true that you were crying while singing the ‘Song’? Here it goes. It all started during our acoustic rehearsal in one of the community centres. I began to sing and moan. It was then that I came up with an idea of ‘Song’ (ed. note: ‘Song Porzuconej’ – one of Hrabi’s songs). I just thought about wearing the black veil and howling about lost love. I wrote a first draft which I handed to my then husband and it was under his , let’s call it ‘poetic patronage’. At the premiere, when I was singing it for the very first time, I was deeply moved, believe me. What’s more, at that time I experienced the story myself and that helped me to sing this song even better. I just took the chance. I thought that I want to have those emotions every time I sing. Even now, when I perform ‘Breakup Song’ I feel the same way. And it’s not about the memory of the past events. Do you know what I’ve always prised the most when it comes to ‘Elderly Gentlemen’s Cabaret’? Prose? Yes, a prosaic depiction of very simple and often thorny issues. The fact that they demonstrated it all in a poetic way have always impressed me. In my opinion, the worst thing you can do to a song is to write the lyrics and the melody. Are you a performer? I guess you could say that. An interpretation and the effect a piece will produce, have to be defined at the beginning. When I work at home I create a character and then I try to improvise. I arouse emotions from the inside - I’m full of it. Thanks to it, everything what happens on a stage is more convincing.

Are you aware of the fact that they’re in a position of a constant insecurity because of you? We used to think of it as making each other laugh and reviving oneself. We do it in order not to forget what it is about and not to be wooden. It’s easy to lose yourself in it. You forgot to add one thing, that is ‘not to settle into a routine of playing the same thing’. Apart from that, it may appear that there’s something new and cool about it. Sometimes improvising makes not only a character but also the show much more vivid. I’m a huge fan of ‘Piosenka Erotyczna’. It occurred to me that we should have our own erotic song. Of course, we had to bear in mind that we cannot cross the line and it has to be in good taste. Lately, I wrote the so-called opera song. I mean the form, naturally. I assumed that arias are full of emotions that may be helpful on presenting eroticism and intimacy in particular. You know that everything trembles, not only the body but the bosom as well. It may be quite funny and creative piece. ‘Song Porzuconej’, ‘Piosenka Erotyczna’ and ‘Piosenka Operowa’ – correct me if I’m wrong- those are the instances of a blatant pastiche of pompous artists. Everything what is serious is perfect to be in the cabaret. The first thing you do is to get into serious and turgid spirit which is a wonderful ‘food’ for the cabaret. Then you add an element that causes a change of mood. You love the pathos, don’t you? As a form. I really do.

Do you sit or walk when you think about something? I do both. Sometimes I just talk to myself. I prefer working on a living thing, e.g. during a sketch. I let myself improvise for a few seconds. The best option is to do it when the guys ask me a question and I have to answer it. I don’t do it straight away and I improvise instead. Moreover, I do it in such a way that they’re not able to cut in and then I answer them. We look each other in the eyes and we know they can’t stop me. We have a really good time.

49



In one of the interviews you said that you’re not going to be funny. Are you sick and tired of pretending to be funny just because it’s what other people expect? I used to have a problem with that but now things are different. Apparently, I couldn’t handle it. But I don’t bother with it anymore. It’s true actually, when you have nobody to fool around with, people may be quite shocked that you’re so quiet. But that’s the way I am. Is it easy to genuinely make you laugh? The rule is when somebody tries to make you laugh it won’t work in 99 %. If somebody has a sense of humour, not necessarily similar to mine, or at least the person smiles then I know I can get along with them. When you see the world in a jokey sort of way it means you keep distance, you’re clever and you want to understand the others. The sense of humour allows us to get through really hard times. When things get tough and we don’t understand something the humour helps us to release emotions. My relatives make me laugh when there’s a thread of understanding and, more importantly, a sense of security. Then, we laugh like a drain as much as we want. It’s love in its pure form. It’s the laughter – simple as that. I guess the humour is the best social tool that makes people get on well with each other. What you do somehow affects the others. And it cheers me up. It’s not like we play silly buggers and have people laughing. I’m aware that due to things we do, we make somebody’s day. I have experienced it myself. I went to a comedy show once and I saw how it all works. It does work. Laughing relieves people and make them more open. When we met in July for the first time I was surprised that offstage you’re neither comic nor funny. That’s a good thing, really. I try not to make people laugh. It would be horrible to be under constant pressure to amuse people. You know, everyone assumes that an actor behaves on a stage exactly the same way as in private life. It’s a similar situation when Artur Żmijewski is called ‘Ojciec Mateusz’ in the street. However, I have to admit that in this case I’m no different. I’m sure that if I saw Jon Snow (ed. note: one of the characters from a TV series ‘Game of Thrones’ starring Kit Harington) I’d probably rush up to him and say ‘Jon, I love you!’ The same thing would happen if I saw Paul McCartney. What would happen then? I’d be swept off my feet. I know it. The Beatles and Paul have accompanied me during my childhood. Even now, he’s still with me. I love him. I Just love him. I’m afraid of the thought that he will die.

Would you be able to do or say anything? I’d lie on my back just in front of him. I’d be on cloud nine if he approached me. Although, I wouldn’t like this happening to take too long. I know that kind of behaviour doesn’t make any sense because I ask myself ‘Who am I to McCartney?’ Just one more person that wants something from him. A person that adores him, but he doesn’t feel the same way. It’s just one-sided love. The point is that people who love in this way should know how it looks like from the other side. The humour seems to be divided into certain political parties. Some laugh at ‘Ucho Prezesa’ and others make fun of ‘YaYo Studio’. You don’t engage in commenting on politics. Why should we? We do it every day because we’re the citizens and we care about what’s going on. Of course, we have our own political views. It’s like talking about your relationships or about religion. It’s a personal matter and I can’t even imagine talking about it. Two years ago I had the pleasure of speaking with the late Maria Czubaszek about Woody Allen among others. She told me that she adores his sense of humour which doesn’t cause a situation ‘when milk comes out of your nose’. I have the impression that Hrabi’s humour works likewise. I’d really like that and I quietly hope it’s true. We try to consistently develop our vision. We know exactly how to make the audience laugh. Personally, I was always driven by a willingness to entertain and bond with people. I don’t want to crease people up and think ‘I hear them laughing so it’s fine, I can move on.’ You can do all of it effortlessly. The thing is that I want an entertainment which I’d expect from the actors who make me smile. Theoretically, it’s enough to say ‘fuck’ in a suitable moment. The hardest thing is to use it so the effect is nice and innovative. That’s why opportunistic comedy shows in Poland make me so angry. I mean, doing a lot of grandstanding just because the audience likes it. It doesn’t involve everybody but I have my doubts when it comes to a few groups. ‘Oh, so they liked it, they talk about it. Then, let’s just do it.’ I realise what being a comedian is about but, I’m sorry, I don’t like it at all. I’m looking for an intelligent sense of humour which is well played at the same time. What’s the use of a good joke which is poorly enacted? Did it ever happen to you that you laughed at a bad comedy show? Yes, it was the cabaret I neither respect nor admire. Paradoxically, when I attended PAKA Festival in Cracow (t/n: an annual amateur cabaret contest) I was the one who laughed the loudest of all people in the audience. Just like in one of your sketches where you were in convulsions, cracking your hands on your knees. I was laughing my head off. As if I were crazy.

top SIMPLE CP blouse SOLAR trousers SIMPLE CP coat PATRIZIA ARYTON


blouse SOLAR trousers HEXELINE coat PATRIZIA ARYTON shoes ZARA

dress HEXELINE


I don’t believe there are no ‘buts’ about it. When the spectacle was over Jacek Federowicz approached me and said ‘How could you laugh at that? You can’t do it because you show to the people it was good. And it wasn’t.’ It appears that during that show I was in my own world, not necessarily laughing at what I heard. What we, I mean Hrabi, find the most funny are people’s qualities. The more hidden and difficult to show, the better. We don’t like stereotypes. We’re good at mixing emotions, such as jealousy, embarrassment and inferiority complex, together. It’s a very intriguing combination. Besides, that’s what I’m looking for. I gather information and write it down. Do you have a notebook? I prefer recording it together with dialogues and whole moments. I also make notes when I’m in the car. If I die in a car crash, please remember that there are notes recorded on my disc which includes brilliant ideas for some songs. Just take care of it, write something, sing and finish my work. Those are songs in most cases. Although, the majority of the authors simply sit down and write, e.g. my friends Władek Sikora and Darek Kamys. Luckily, I managed to establish my priorities so I create only when things come to me in a flash of inspiration. I find inner delight in creating. It’s an insatiable curiosity about how it all will work on a stage. That is, love again... I need to get the impression that my work is pleasant and fun. As soon as I find it difficult to create, I close the file and I’m done with my work. What are you thinking about when you get off the stage? I definitely cut work from my profession. I didn’t do that before. Together with guys we devoted too much attention to the fans instead of relaxing after hard work. We behaved as if we were insane. Now I think about eating something, being in a hotel room or at home, taking a bath, reading and watching something. I just love that moment. What if during the show something goes wrong? If people walked out, turned their back on us and wanted their money back? I can’t imagine that. I feel defenceless in such situation. I think that we can keep it light because we know there are people who like and respect us. Fortunately, our spectacles meet with the audience’s approval. There’s energy, a sense of accomplished mission as well as a bond with people who still wait for some experiments and not for lowering a certain level. We’re happy about it all the more we exist since 2002. The cabaret ‘Potem’ disappeared then. We still are present and we have so many ideas and plans; we’re healthy. Things are going great and maybe that’s the reason why it’s easy to cut off from work. It’s that point in your life when you can say that what you do maintains at a high level. I would be a hypocrite if I didn’t say that. We all know it but we’re also aware of what we’re incapable of. We have our weaknesses written down and we know what we should learn and improve. We don’t put it aside. Do you watch your performances? I do it all the time. It’s a pity I can’t watch it from the viewer’s perspective. I’d like to see us from the outside and how it looks like from the other side. Working on a comedy show is incredibly difficult. It’s enough that one word doesn’t reach the audience and the joke is flat. The pause is too short and nobody laughs. A character’s artificiality and complete silence. It’s maths and precision. You need to draw correct conclusions.


When we met the last time you said that you’d like to play something serious. I’m wondering whether it’s just a whim due to the fact that I play only comic parts. I’m curious what it is about. I’m in the process of analysing myself. Any conclusions? It takes a whale. Is it a need for proving myself or maybe the boredom and the necessity to tell the world about it? None of these things, probably. I just want to do something like that because I suspect it could be quite nice. It could be an adventure. It’s a little bit silly to call it ‘adventure’ but I’m still looking for suitable words that can describe what I feel. I’d better put my money where my mouth is. If I don’t get any good part I will write the part and then play it. Then and only then I’ll be 100% sure. Do you have any new challenges right now? Definitely, my solo show which can take various forms. But one thing’s for sure, I want to sing a lot. Maybe it’ll be more serious but still matching a cabaret mood. It’s hard to organise this programme by virtue of the fact that my colleagues can’t support me. Did you think about how your life would look like if it all didn’t happen? I’d probably marry one of my former boyfriends and stay in Lower Silesia. Your face puckered when you say that... It’s because I guess that kind of life would come out to be ‘defined’. At present I have the impression that this job broadened and still broadens my field of action. I have so many things to do and to feel. I’m not saying that the previous option would be bad. I just feel I’m in the right place. I managed to use my talent by chance and turned it to the right direction. Yet, my musical, movie and acting plans are still a millstone around my neck. If you ask me what I want I’d say ‘to be healthy and to live a long life’. How are you? Fair to middling. My private and professional life is a bit wishy-washy so to speak. No fireworks. Maybe that will change? Yeah, maybe. Maybe it’s better this way? I don’t think it’s bad. There’s no fireworks because I live a normal life. I can immerse in an ordinary life and problems which have to be solved. Maybe the fireworks are yet to go off? And maybe they have already exploded? And maybe they’ll never explode, but still, it will be fun?

52 54


blouse SOLAR trousers HEXELINE coat PATRIZIA ARYTON shoes ZARA


56 BUNTOWNIK BEZ POWODU

Mijają 63 lata od zakończenia zdjęć do filmu Elii Kazana „Na Wschód od Edenu”. Główna rola przypadła młodemu i nieznanemu wówczas aktorowi z Indiany, James’owi Deanowi. Po krótkim czasie okazuje się, że dzięki udziałowi w zaledwie trzech filmach stał on się ikoną popkultury. I jest nią do dziś. Esej KAMIL KOPEĆ

James Byron Dean przychodzi na świat 8 lutego 1931 roku w miejscowości Marion w stanie Indiana. W wieku sześciu lat wraz z rodziną przenosi się do Santa Monica w Kalifornii. Do szkoły młody James chadza ze słownikiem – z powodu wielkich ambicji zawsze chce aktywnie brać udział w intelektualnych dyskusjach, jednak, jak twierdzi, brakuje mu odpowiedniego zasobu słownictwa. Dean, choć inteligentny, uczy się średnio, wdaje się w szemrane konflikty, często spowodowane jego zazdrością, np. o role w szkolnych teatrzykach, które otrzymują rówieśnicy. Jego nauczycielka określa go mianem manipulatora – zawsze stawiającego na swoim. Dean od dzieciństwa jest bardzo zżyty z matką. Mildred Wilson Dean od początku wydaje się dostrzegać w swoim synu artystyczne zdolności. Chętnie wysyła go na lekcje aktorstwa, tańca i gry na skrzypcach. W ich domu panuje zwyczaj polegający na tym, iż mały James pod koniec każdego dnia spisuje swoje marzenia, a kartkę z ich listą starannie składa i chowa pod poduszkę. Nocą jego matka skrada się do pokoju syna, by w tajemnicy przeczytać życzenia i starać się je spełniać następnego dnia. Sielankowa sytuacja rodziny Deanów ulega zmianie w lipcu 1940 roku, kiedy Mildred umiera na raka. Ojciec, Winton Dean, bezradny w okiełznaniu dojrzewającego syna, wysyła go na farmę do stryjostwa w Indianie. Mający zaledwie dziewięć lat James, stale poszukujący w swoim życiu autorytetów, szybko znajduje tam kogoś, kto daje mu

oparcie i wywiera na niego wielki wpływ. Potrzebuje tego. Zaprzyjaźnia się z pastorem metodystów, Jamesem DeeWerem. Bliskie relacje, jakie łączą obu mężczyzn, z czasem pociągają za sobą zainteresowanie chłopca wyścigami samochodowymi i teatrem. Po ukończeniu szkoły średniej Dean przeprowadza się do Kalifornii, gdzie studiuje prawo, mieszkając ze swoim ojcem i macochą. Nie trwa to jednak długo. Po kłótniach z ojcem o drogę zawodową, jaką chce podążać, Dean przenosi się do Los Angeles. Studiuje aktorstwo i uczęszcza na warsztaty teatralne prowadzone przez dwukrotnie nominowanego do Oscara aktora Jamesa Whitmore’a. Studia porzuca w 1951 roku, by już na poważnie zająć się aktorstwem. Jego „pierwszy raz” na wielkim ekranie przypada na rok 1950. Debiutuje w telewizyjnej reklamie Pepsi. Przez kolejne lata Dean otrzymuje epizodyczne, pozbawione kwestii mówionych, role w serialach telewizyjnych. Nigdy też nie znajduje się na listach płac. W tym samym czasie dziewiętnastolatek dorabia jako parkingowy przy studiu amerykańskiej grupy medialnej CBS. To właśnie tam, w październiku 1951 roku, zauważa go reżyse r radiowy Rogers Brackett, który pomaga mu w rozwinięciu kariery i oferuje mieszkanie. Wtedy to zaczyna się jego kilkuletnia przygoda ze stacją CBS, w której produkcjach telewizyjnych gościnnie bierze udział. Co ciekawe, w serialu „Omnibus” Dean wciela się w postać nastoletniego buntownika – jak się za chwilę okaże, nie po raz ostatni. Dean występuje wówczas także na Broadwayu, gdzie uznawany jest za

najlepiej zapowiadającego się aktora. Pod okiem prezesa Lee Strasberga szlifuje swoje umiejętności w kultowym Actors Studio. O nastawieniu do rozwoju zawodowego świadczy list do rodziny z 1952 roku. Dean jest zachwycony szkołą aktorską, ludźmi i zwyczajnie dumny z tempa rozwoju swojej kariery i umiejętności. „To najlepsza szkoła aktorska, jest tu kilkoro wspaniałych ludzi, takich jak Marlon Brando, Julie Harris, Arthur Kennedy, Mildred Dunnock. Niewielu może się tu dostać. To jedna z najlepszych rzeczy, jaka może przytrafić się aktorowi. Jestem jedną z najmłodszych przyjętych osób” - pisze. Prawdziwy przełom następuje w 1954 roku, kiedy Dean gra w sztuce „Bachir”. Rolę 22-latka uznaje się za początek jego kariery w Hollywood. Dzięki udziałowi w spektaklu Dean zostaje dostrzeżony przez Elii Kazana, który poszukuje odtwórcy głównej roli w swoim nowym filmie „Na Wschód od Edenu”. Choć początkowo angaż miał otrzymać Marlon Brando, rola zbuntowanego Caleba Traska - syna wiecznie niezadowolonego ojca - przypada praktycznie nieznanemu opinii publicznej Jamesowi. Bardzo udany debiut sprawia, że Dean w tym samym roku dostaje kolejną główną rolę, tym razem w „Buntowniku bez powodu” w reżyserii Nicholasa Rey’a. Po raz kolejny wciela się w postać tytułowego samotnego buntownika, desperacko pragnącego miłości i akceptacji swojego ojca. Zbliżony motyw został wykorzystany w filmie „Olbrzym” George’a Stevensona. Jak się później okazuje, „Olbrzym” jest ostatnim filmem z udziałem Jamesa.


Rok 1955. To jego „pięć minut”. James Dean dzięki trzem genialnym rolom staje się amerykańską gwiazdą numer jeden. Jak rękawiczki zmienia swoje wyśnione czterokołowe cacka i regularnie bierze udział w wyścigach samochodowych. Wtedy też w jego ręce trafiają kluczyki do limitowanego Spydera 550, który otrzymuje przydomek „Mały Skurczybyk”. Gdy Dean pokazuje samochód swojemu przyjacielowi, Alecowi Guinessowi, ma usłyszeć: „Jeśli wsiądziesz do tego auta, za tydzień znajdą cię w nim martwego”. Rozmowa ta ma miejsce dokładnie siedem dni przed wypadkiem Deana, 30 września 1955 roku. Co ciekawe, wszystkie największe osiągnięcia gwiazdora przypadają właśnie na rok 1955. To czas jego wielkiego sukcesu, sławy, a finalnie - śmierci w tragicznym wypadku. Dean za rolę w „Buntowniku bez powodu” otrzymuje pośmiertną nominację do Oscara w kategorii „najlepszy aktor pierwszoplanowy” - po raz pierwszy w historii wręczania wyróżnień przez Akademię. Film ten do dziś wymieniany jest jako przykład najtrafniejszego obrazu buntu amerykańskiej młodzieży w latach 50-tych. Wpływ na sukces i rozpoznawalność Deana ma też niezaprzeczalnie wytwórnia Warner Bros. Dzięki przeprowadzonej na wielką skalę kampanii promocyjnej James Dean wykreowany zostaje na wielkiego romantyka epoki i tytułowego „Buntownika bez powodu”. Efekt był taki, że tłumy oszalały. Otwarty i charyzmatyczny. Bardzo charyzmatyczny Dean jest wielkim indywidualistą, jednak jego zachowania często wzbudzają poirytowanie i zażenowanie. Przykładowo na planie filmu „Olbrzym” we wspólnej scenie z legendą kina Elizabeth Taylor nie dość, że zdejmuje spodnie, to uwaga – oddaje mocz na oczach całej ekipy i samej Elizabeth! Poproszony o wytłumaczenie swojego ekscentrycznego zachowania, aktor mówi, że nie mógłby zagrać razem z Elizabeth przed kamerą, gdyby tego nie zrobił. W życiu zawodowym Dean wydaje się kierować w szczególności jedną dewizą: „Aktor powinien w pełni zrozumieć graną przez siebie postać i nie ma na to lepszego sposobu niż próba bycia tą osobą w czasie godzin spędzonych z dala od kamery”. Nie można Deanowi zarzucić braku wrażliwości i niezdrowej pogoni za sławą. Wydaje się bardzo zżyty z granymi przez siebie postaciami. Krąży nawet pewna anegdota, jakoby podczas ostatniego dnia zdjęć do filmu „Buntownik bez powodu” znaleziono go załamanego, płaczącego samotnie w garderobie. Wtedy też Dean przez łzy ma powiedzieć: „to koniec”. Przebojowość i aura tajemniczości, którą wokół siebie roztacza, jest tylko jedną twarzą Jamesa Deana. Gigantyczna popularność oraz bycie legendą za życia nijak mają się do życia prywatnego artysty, co wyznaje zresztą jego najbliższy przyjaciel David Diamond. Twierdzi on, że Dean był najbardziej samotnym człowiekiem, jakiego znał. James Dean zaraz po śmierci stał się symbolem młodości i głosem pokolenia. Jego „ikonizacja” była wynikiem potrzeb amerykańskiej młodzieży domagającej się w przestrzeni publicznej kogoś, z kim mogłaby się identyfikować. Kogoś podobne-

go do niej samej. James jako 24-latek był uosobieniem typowego młodzieńca ówczesnych czasów – zbuntowanego wobec rodziny i systemu, samotnego nonkonformisty, którym targała potrzeba akceptacji przez otoczenie. Pewnie dlatego na swoim nocnym stoliku zawsze trzymał egzemplarz „Małego Księcia”, którego bardzo często cytował. Jego ulubiony cytat brzmiał: „To, co najważniejsze, jest niewidoczne dla oka”. Dean do teraz jest nie tylko ikoną młodości, ale także ikoną biseksualizmu i środowisk LGBT. Za scenę z Salvatorem Mineo w „Buntowniku bez powodu” rozkochani w Deanie czytelnicy „Gay Times” nadali mu tytuł „gejowskiego męskiego symbolu wszech czasów”. Zresztą wiele osób z jego najbliższego środowiska twierdziło, że James Dean był gejem. Pisał o tym w swojej książce najbliższy przyjaciel Deana, William Blast. Opowiadał on o głębokiej znajomości środowiska gejowskiego, częstych wizytach Deana w branżowych klubach, a nawet homoseksualnych epizodach. Co więcej, to właśnie mężczyźni najczęściej deklarowali, że sypiali z Deanem. O kontaktach seksualnych z aktorem w swojej biografii pisał sam Marlon Brando. Krążyły nawet plotki o romansie „Buntownika z wyboru” z reżyserem radiowym Rogersem Brackettem, który przecież pomógł stawiać Deanowi pierwsze kroki w CBS. Choć sam James nigdy nie powiedział o tym wprost, zapytany bezpośrednio przez dziennikarza o jego seksualność, odpowiedział: „Nie jestem homoseksualistą, ale też nie zamierzam iść przez życie z jedną ręką związaną za plecami”. Metr siedemdziesiąt trzy wzrostu, charakterystyczne blond włosy zaczesane do tyłu, szczupła, choć atletyczna sylwetka. Biała,

opinająca tors koszulka, skórzana kurtka. I ten błysk w oku. Autor bestsellerowych biografii gwiazd, Joe Hyams, napisał: „Dean był jedną z niewielu gwiazd, które seksualnie pociągają zarówno kobiety, jak i mężczyzn”. O jego atrakcyjności decydowała bowiem nie tylko fizyczność. Nie był typem amanta ani maczo-twardziela. Miał jednak w sobie coś, co sprawiało, że każdy mógł odnaleźć w nim i jego rolach cząstkę samego siebie. Nie sposób się w nim nie zakochać, a na pewno trudno pozostać wobec niego obojętnym. Zresztą do dzisiaj powstają kolejne piosenki, których bohaterem jest James Dean. Ale czy taka właśnie jest okrutna dola wielkich ikon popkultury?


58 REBEL WITHOUT A CAUSE

It’s been 63 years since the movie shooting ‘East of Eden’ by Elia Kazan. A young and unknow to the people actor from Indiana – James Dean – played a leading role. After a while, it appeared that due to starring in 3 movies he became a pop culture icon. And he still is. Essay KAMIL KOPEĆ

James Byron Dean was born February 8, 1931 in Marion, Indiana. When he was six, Dean moved with his family to Santa Monica, California. The young James carries a dictionary to his school – due to his enormous ambitions he wants to take part in intellectual discussions, however he claims that he doesn’t have the proper stock of words. Although Dean is intelligent, he is an average student who falls into dodgy arguments with others. It is because he is jealous of e.g. parts in the school play which his peers get. His teacher defined him as a manipulator that got his own way. Since childhood, Dean was very close to his mother. Apparently, she saw her son’s art skills right from the start. She was happy to commit him to acting, dancing and violin classes. James had custom of writing down his dreams on a piece of paper at the end of each day then he folded it and put it under the pillow. His mother crept quietly into his room at night so she could read James’s dreams and the next day she tried to make his dreams come true.

Deans’ idyllic situation changes in July, 1940 when the mother, Mildred Wilson Dean, died of cancer. James’s father Winton Dean, unable to care for his son, sent him to live with his aunt and uncle on a farm in Indiana. James was nine years old and he looked for an authority in his life. He quickly found a person who supported him and had significant influence on him. James needed it. He made friends with Methodist pastor, James DeWeerd. Their close relationship made an impact on Dean’s future interests in car racing and theatre. After graduating from high school, Dean moved to California to study law and to live

with his father and stepmother. It didn’t last long though. The arguments with his father about James’s career path led him to move to Los Angeles. He studied drama there and attended acting classes given by two-time Oscar nominee James Whitmore. Eventually, he dropped out of university in 1951 to go into acting more seriously. His first television appearance was in 1950 when he debuted in Pepsi commercial. For the next few years he gets episodic and non-speaking parts in TV series. Yet, he never was on a payroll. At the same time, a nineteen-year-old made money on the side as a parking lot attendant at CBS Studios. It was there that Rogers Brackett, a radio director, met him and offered a flat, as well as helped him to build his career. At that time, a few years old adventure with CBS has begun. He took part in its television productions as a guest. Curiously enough, for CBS series ‘Omnibus’ Dean impersonates a teenage rebel and, as time will tell, not the last time. He also performs on Broadway where he is considered to be one of the best up-and-coming actors. Dean burnished his abilities in renowned Actors Studio under the watchful eye of the chairman Lee Strasberg. A letter to his family from 1952 is an evidence for Dean’s attitude towards his career progress. He is delighted at drama school, people and he is simply proud of his career and skills’ pace of development: ‘ […] The greatest school of the theater. It houses great people like Marlon Brando, Julie Harris, Arthur Kennedy, Mildred Dunnock… Very few get into it, and it is absolutely free. It is the best thing that can happen

to an actor. I am one of the youngest to belong […].’Dean’s theatrical role in ‘Bachir’, 1954, was a major breakthrough. This part of a 22-year-old is thought to be the beginning of his Hollywood career. Due to this performance he was picked up by Elii Kazan who was looking for a leading actor to play in a movie ‘East of Eden’. Although initially Marlon Brando was supposed to get the part, it was relatively unknown to the public actor, James Dean, who got cast as a rebellious Caleb Trask- a son of constantly disapproving father. Dean’s fantastic debut caused him to get a starring role in ‘Rebel Without a Cause’ directed by Nicholas Rey. He once again played the role of title character – a lonely rebel that desperately needs love and his father’s acceptance. A similar motive was used in ‘Giant’ by George Stevenson. ‘Giant’ was the last movie featuring James as it turned out later. Year 1955. Those were his glory days. Thanks to the three genius roles James Dean became American superstar. He changed his gem rides like underwear and regularly took part in car racings. He had a Spyder 550 car keys in his hot little hand which was called ‘ Little Bastard’. When Dean showed it to his friend Alec Guiness, he said: ‘If you get in that car, you will be found dead in it by this time next week.’ They had this conversation exactly seven days earlier, before Dean’s car crash on the 30th of September, 1955. Interestingly, 1955 was the time of the star’s greatest


accomplishments. It was the time of his tremendous success, fame and finally his tragic death in the car accident. Dean was the first actor to receive an Oscar nomination posthumously. He earned an Academy Award nomination for Best Actor in ‘Rebel Without a Cause’. The movie is still considered to be the most accurate depiction of rebel American youth in the ‘50s. Undoubtedly, Warner Bros. Pictures had the influence on Dean’s recognition and success. Due to a huge promotion campaign James Dean had his image created as a very romantic person and eponymous “rebel”. It resulted in the public going nuts. A sociable and very charismatic man. Dean is a maverick whose behaviour

His feistiness and a certain mystique around him are only some of James Dean’s faces. The fact that he was a living legend and an incredibly popular man has nothing to do with his private life. His close friend, David Diamond, said that ‘Dean was the loneliest man he has ever met.’After his death, James Dean Joe Hyams, the author of bestselling star becomes a symbol biographies wrote ‘Dean was one of the rare of youth and the voice of a generastars whom both men and women find sexy.’ tion. His “iconiciHis appeal not only lay in his physical appearance. He was neither an adorer nor a tough ty” comes from the necessity of Ameriguy type. He had ‘that thing’ which made can youth to have everyone find a piece of themselves in him somebody they can identify with and his roles. Trying not to fall in love with in the public spahim was challenging. ce. A person who is just like them. James, as a 24-year-old, arouses irritation and awkwardness. was the embodiment of a typical juveFor instance, on the movie set of ‘Giant’ nile of those times, who rebels against where he played the scene together with the family, and the system of alone film star legend, Elisabeth Taylor, not nonconformist that craves for full aconly did he take off his pants, but also ceptance. Supposedly, that is why he he answered the call of nature before the always kept on a bedside table a copy film crew and Elizabeth Taylor’s very eyes ! When he was asked to explain of ‘The Little Prince’ which he quoted his eccentric behaviour, Dean said that very frequently. His favourite quote was he couldn’t act with Elizabeth in front ‘What is essential is invisible to the eye.’ of the camera if he didn’t do that. Besides, in his working life Dean followed one particular principle: ‘The only way to make a scene realistic is to do it the way you know it would really happen.’ One cannot accuse Dean of insensibility and unhealthy pursuit of fame. He seems to be bonded with the characters he plays. Some people tell an anecdote about Dean’s last shooting day of ‘Rebel Without a Cause’ that he was found devastated and crying alone in the wardrobe. Then, Dean said “this is it”.

Not only is Dean a youth, but also bisexual and LGBT icon to date. The scene with Salvatore Mineo from ‘Rebel Without a Cause’ made enamoured Gay Times readers award James with the title of ‘male gay symbol of all times’.Besides, many people in his environment claimed that James Dean was gay. His close friend, William Blast, writes about it in his book. He also describes Dean’s close acquaintance with gay environment, his visits to clubs and homosexual episodes. What is more, in most cases men declared that they slept with Dean. In his biography, Marlon Brando writes about his sexual contacts with James. Some people spread rumours about his affair with Rogers Brackett, a radio director, who helped him take his first steps with CBS Studios. Although James didn’t express it right out, but when he was asked by a journalist about his sexuality, he answered: ‘I’m not homosexual, but I’m also not going to go through life with one hand tied behind my back’. The 5’7” star had characteristic swept-back blond hair, slim and athletic figure. A white, skin-tight shirt and leather jacket. And that twinkle in his eye. Joe Hyams, the author of bestselling star biographies wrote ‘Dean was one of the rare stars whom both men and women find sexy.’ His appeal not only lay in his physical appearance. He was neither an adorer nor a tough guy type. He had ‘that thing’ which made everyone find a piece of themselves in him and his roles. Trying not to fall in love with him was challenging. And for sure it was difficult to remain indifferent to him. Dozens of songs about James Dean have appeared. Now, I suppose you agree with the statement that James Dean’s story seems pretty sad. But is this the cruel role that the biggest pop-culture icons play?



K

A

T

E


J

U

S

Photographer RAFAŁ JEDYNAK Models KATARZYNA FOSZCZ / JUSTYNA FOSZCZ Fashion DIESEL / second hand’s

T

I

N

E















76 Daniel Porada to grafik z iście malarskim zacięciem zanurzony we współczesności i klasyce jednocześnie. W rozmowie z Kasią Kostrubiec opowiada o początkach miłości do swojej pasji, twórczym buncie, a także o tym, dlaczego przeważająca większość postaci na jego obrazach to kobiety. Rozmowa KATARZYNA KOSTRUBIEC Art DANIEL PORADA



Twoje obrazy stylistycznie nawiązują do epoki renesansu. Czy taka regularna, harmonijna estetyka jest bliska Twojemu pojmowaniu malarstwa? Daniel Porada: To wszystko nie wykształciło się od razu. Podobnie jak malarze tamtego okresu, tak i ja stosuję precyzyjny, wyraźny rysunek. Światłocień nie jest tak mocny i dominujący, jak miało to miejsce choćby w baroku. Jeśli chodzi o moje zestawienia plam kolorystycznych, to – według mnie – jeśli już chcielibyśmy szukać jakichś analogii, więcej znajdziemy ich w malarstwie późnośredniowiecznym czy wczesnorenesansowym. Taka odległa estetyka wydaje mi się dziś na wskroś współczesna i nowoczesna.

Często mówi się, że wszystko zostało już wymyślone w starożytności. I być może coś w tym jest, bowiem współcześni artyści coraz częściej inspiracjami sięgają do klasycznych dzieł sztuki. To, że efektem ich pracy raz są prawdziwe dzieła, a innym razem memy, to co innego, jednak zastanawiający jest powrót tendencji renesansowych. Wiąże się to z potrzebą poczucia harmonii, ładu, w y c i s z e n i a . . . Czyżby tego właśnie potrzebowali artyści naszych czasów?

Jak zatem dojrzewał Twój styl? To ja dojrzewałem do niego. Już spory czas temu ukończyłem ASP w Krakowie. Potem przez wiele lat nie malowałem. Wrodzona cecha precyzji i dokładności nie pozwoliła mi połączyć kilku ważnych dla mnie rzeczy naraz. Właśnie wtedy, przez ten długi czas, kształtowałem swój styl. Zawsze interesowało mnie malarstwo figuratywne, przedstawiające treść na obrazie. Jednak w trakcie nauki panował trend, by uciekać od tego nurtu. Radzono kierować się w stronę tzw. Czystej Formy - plam, kolorów, faktur. Czyli nie buntowałeś się i malowałeś jak wszyscy… Jak jesteś początkującym twórcą, nie masz wewnętrznej siły, by robić inaczej niż wszyscy. Dlatego później można odnieść wrażenie, że wszyscy malują tak samo, nie ma żadnych indywidualności, a w większości środowisk plastycznych panuje monotonia. Po latach przerwy od malowania widzę to wyraźniej i z większym przekonaniem oraz pewnością mogę powiedzieć, że trendy w środowiskach i ośrodkach akademickich to nie moja bajka. Mam swoją bajkę, osobistą, która może komuś wydawać się dziwna, niedzisiejsza. Ale ja ją lubię, bo jest moja, wychodzi z mojego wnętrza. Malowanie ma dla mnie znaczenie ogromne. Przez wiele lat nawet nie zdawałem sobie w pełni sprawy, jak bardzo. Kiedy zrobiłem sobie tę dłuższą przerwę od malowania, cały czas mi czegoś brakowało. Czułem się źle. Nie potrafiłem tego nazwać. Teraz, gdy znowu maluję, czuję się doskonale. Dziś wiem, że aby żyć w zgodzie ze sobą, muszę malować. I malować właśnie takie obrazy, a nie inne. Opowiedz, jak wygląda u Ciebie proces tworzenia. Gdy oglądam Starych Mistrzów, to w ich pracach często czegoś mi brakuje. A brakuje mi, bo żyję tu i teraz. Myślę sobie wtedy, że ja zrobiłbym to inaczej. Wykonuję szereg różnych szkiców, różnych wersji i daję sobie kilka dni na podjęcie decyzji, którą z nich ostatecznie wdrożę do realizacji. Proces malowania jednego obrazu jest u mnie żmudny. Po pierwsze, jako że to malarstwo szczegółu, staram się dopracować staranie każdy element. Nie muszę chyba dodawać, że aby uzyskać taką dokładność, muszę cały obraz malować pędzelkiem wielkości od 0,5 do 0,3 mm. To zajmuje sporo czasu. Drugi powód jest taki, że malarstwem zajmuję się wieczorem, gdy wracam do domu po pracy.



first Autoportret 1998 second Libertatum 2017 left Naga kobieta na Panterze w Raju between Lady with an Ermine right Naked woman with Unicorn in Paradise next page Naked woman with Lion in Paradise


Czy źródeł Twoich inspiracji należy szukać wśród najwybitniejszych malarzy XVI wieku, takich jak Leonardo da Vinci, czy może ktoś zupełnie inny pobudza Cię do tworzenia? Nie będę szczególnie oryginalny, jak powiem, że w pewnym momencie moją wyobraźnią zawładnął Botticelli. Tworzył on blisko 600 lat temu, ale jakiż on jest dziś, przynajmniej w formie, współczesny. W przeciwieństwie do gotyku i baroku, renesans był eksplozją fascynacji ciałem człowieka, jego doskonałą formą, ale również jego potrzebami fizycznymi. Renesans się tego nie wstydził, próbował odkryć, jaka faktycznie jest natura ludzka. Taka filozofia jest mi bliska. Interesuje mnie człowiek z jego ciałem, potrzebami wewnętrznymi, ale i potrzebami jego ciała.

Kiedy zrobiłem sobie tę dłuższą przerwę od malowania, cały czas mi czegoś brakowało. Czułem się źle. Nie potrafiłem tego nazwać. Teraz, gdy znowu maluję, czuję się doskonale. Dziś wiem, że aby żyć w zgodzie ze sobą, muszę malować. Malujesz głównie kobiety. Dlaczego? Bo są piękne. To istoty prawie doskonałe. Nie tylko przez swoje piękno zewnętrzne. Emanuje z Was dobro, miłość, ciepło, oddanie. My, mężczyźni, jesteśmy marniejszymi wersjami ludzi. Mężczyzna przyznający się do tego, że jego gatunek jest słabszy od kobiet. Zaskakujące... Wiesz, mam naturę pacyfisty. Nie lubię wojen, dyktatur i ludzkiego bólu. Tyle cierpienia ludzkość doznała przez męskie ambicje. Świat męski to świat przepełniony agresją, przemocą i urażoną dumą. Myślę, że chciałbym żyć w świecie rządzonym przez kobiety. Sądzę, że byłoby w nim więcej pokoju, ciepła, tolerancji i zrozumienia. À propos kobiet - zaciekawiło mnie, dlaczego umieszczasz je w towarzystwie zwierząt? Świat zwierząt łączy się z kobiecą naturą? Sam do końca nie wiem, po prostu czuję, że muszą tam być. Jest w tym coś niewytłumaczalnego i pierwotnego. Nie uważam jednak, żeby świat zwierząt łączył się z kobiecą naturą. Moim zdaniem jest to bardziej kontrast natur. Świat zwierzęcy jest dla mnie dziki, nieokrzesany, szorstki. To sfera pierwotnych instynktów. Natomiast natura kobiety jest totalnie inna. Łagodna, ciepła, dobra i piękna. Co ciekawe, kobieta w moich obrazach potrafi ową zwierzęcość i dzikość ujarzmić, sprawić, że nawet świat trudny, przepełniony agresją, staje się światem dobrym i pięknym. Tylko kobieta potrafi to zrobić. Gdy myślę o terminach takich jak sztuka klasyczna i sztuka współczesna, to oba wydają mi się od siebie bardzo odległe. Jak udaje Ci się je łączyć? Forma malarstwa z wczesnego renesansu jest dla mnie szalenie nowoczesna. Z kolei dzisiejsza sztuka jest już po lekturze modernizmu, op-artu, a w szczególności pop-artu i komiksu. Zatem nawiązywanie do prostej formy malarstwa średniowiecznego dzisiaj nikogo nie powinno dziwić. Moje malarstwo na pozór może wydawać się nieco niedzisiejsze, choć w warstwie semantycznej jest bardzo współczesne. W renesansie nikt nie łączył odległych symboli tak, jak ja robię to teraz. Bo gdyby obrazy z kobietami w rolach głównych przedstawionymi w taki, a nie inny, sposób malowali malarze tamtych czasów, to pewnie spłonęliby na stosie.


It is said that everything has been invented in ancient times. And maybe there is something about it since modern artists increasingly refer to classic works of art. The fact that one time their work is a real masterpiece and the other it is a meme, is a different thing. Yet, one is considering the return to renaissance tendencies. It is associated with the necessity for harmony, order and quietening. Is it really what artists of our times are looking for these days? Interview KATARZYNA KOSTRUBIEC Art DANIEL PORADA

Your pictures stylistically make reference to the Renaissance. Is that regular, harmonic aesthetics close to your understanding of painting? Daniel Porada: At the beginning it didn’t look like that. Similarly to the painters from that period I also follow precise and clear drawing. The chiaroscuro isn’t that sharp and dominant as it was in Baroque. When it comes to my matching of the colour marks, in my opinion if we were to search for some analogy, then we’d find more of it in the Late Medieval Period or the Early Renaissance. Such a distant aesthetics seems modern and contemporary to the core. How did your style mature then? I’ve matured to it. I had graduated from the Academy of Fine Arts in Krakow quite long time ago. Later, I hadn’t been painting for many years. My innate quality of precision and thoroughness didn’t let me combine a few important things at the same time. Just then for that long period I formed my style. I was always interested in figurative painting that shows the content on the picture. However, during my studies an escape from that current was in vogue. It was advised that we head towards so called ‘clean form’, that is marks, colours and texture. You didn’t rebel against it and you kept on painting like everybody else… When you’re a beginner, you have no inner strength to do things differently. Thus, later one may get the impression that everyone paints in the same way, there’s no individuality and the majority of artistic environments are monotonous. After those years of painting break I can see it clearly now and I’m sure that academia tendencies are not my cup of tea.

I’ve got my own la la land which may seem odd and old-fashioned. But I like it because it’s mine and it comes out of what’s inside of me. Painting is of great value to me. For many years I didn’t actually realise how important it is to me. When I had that longer painting break I always felt something is missing. I felt bad and I couldn’t even name it. Now, when I came back to painting I feel wonderful. Today I know that I have to paint to be true to myself. My pictures have to be just the way they are and not any other. Describe your creation process. When, for example, I watch Old Masters I often miss something there. And that’s because I’m living right here and right now. Then, I think I’d do things like that. I prepare lots of drafts and different versions. I leave it for a few days and then I decide which one I’m going to accomplish. Painting process of one picture is tedious. First of all, due to the fact that it is a detail painting I do my best to carefully polish every element. Needless to say, in order to achieve that accuracy I need to paint the whole picture by the use of paint brush from 0.02” to 0.01” in size. That takes quite a long time. Secondly, I paint in the evenings when I come home after work. Can we say that your sources of inspiration have been drawn from prominent painters of the 16th century, such as Leonardo da Vinci or perhaps someone else stimulates you to create? I’ll be unoriginal if I say that Botticelli captured my imagination at

Today I self. M know that I h y and n pictures ha ave to pain ot any t v other. e to be jus to be true to t the w ay the myy are


st in but today he is, at lea ost 600 years ago, ance alm iss ed na int Re , pa ue He . roq int some po t with Gothic and Ba as ntr co as In m, ry. for ora and its perfect the form, contemp on with human body ati d cin an fas it of of n d sio me ha was an explo ance wasn’t as necessities. Renaiss se to my heart. well as its physical is philosophy is clo Th e. tur na n ma hu e tru dy needs as a r bo ve tried to disco er needs and his n with his body, inn ma hu in d ste ere I’m int well. t? women. Why is tha t only because You paint mainly t perfect beings. No os alm ’re ey Th l. tifu au be d dedication. e an y’r th the rm e Becaus with good, love, wa am be u Yo ty. au of their outside be rsion. the poorer human ve We, I mean men, are ales. That’s quite are weaker than fem les ma t tha ts mi The man ad man dictatorship and hu surprising… ow. I don’t like wars, kn u n’s yo e, Me tur ry. na se mi by t I’m a pacifist nkind nothing bu bition brought the ma that I’d like suffering. Male am injured pride. I think d an ce len vio , ion ss l, warm, gre efu ag world is full of it would be peac by women. I believe ran rld wo the in to live anding. tolerant and underst n – I am wondeSpeaking of wome them next to ring why you place animal world the animals? Is the n nature? ma wo th wi connected just feel they I . Actually, I don’t know ’s something ere Th re. need to be the ne sti about it. inexplicable and pri nk that animal thi n’t However, I do woman natuworld matches with erned, those nc co re. As far as I’m ntradictory. co r he rat are natures d and woolly. wil is The animal world inbred instincts. This is the world of woman nature is , On the other hand ntle, warm, good ge – t en totally differ usly enough, and beautiful. Curio intings is able pa my in the woman imal world. She to tame that wild an ssive world gre ag d turns harsh an autiful one. Only into a good and be it. ke woman can ma

ms like classiWhen I think of ter they seem so art rn de cal and mo mbine them? the er. How do you co oth ch ea m fro t tan mely up-to-date. On dis m of painting is extre for , art ce an op , iss sm na rni Re The Early ilated with Mode day art have assim medieval ntof se m for pre , ple nd ha sim er to oth referring in particular. Then, pearances, be pop art and comic inting may, by all ap pa My g. isin rpr su be ’t ry modern. ve ldn ou it’s sh el lev ing paint h on the semantic ug ho alt , ed y I do it now. ion wa sh seen as old-fa Renaissance the ote symbols in the men in this rem d wo ine ng ati mb str co illu dy Nobo painted pictures d ha es tim se tho If the painters of burnt at the stake. would have probably peculiar way, they


84 sin

Photographer ANDREW TARNAWCZYK Models DANIEL FARELL / PATRICIA MALINGER Stylist EWA MICHALIK MUA MAGDALENA DOBRA











94 alien

Photographer ANDREW TARNAWCZYK Model KATE KASYANOWA MUA NENA NEVERMORE










„When f

eelings

come o ver me I

i

...about his favourite photos an resort t d stories behind them o photo graphy . Self-p ortrait seems to be a good fo o ulubio rm of ‘ n y c creativ h zdjęcia historiac e abrea ch ction” h, kt

óre się z

a nimi kr

andrew tarnawczyk

yją


Mini seria „Blinded” zrobiona na moich pierwszych plenerach fotograficznych w 2015 roku. Od tego zaczęła się mała przygoda z plenerem „Trójkąt”, gdzie poznałem naprawdę niesamowitych ludzi. Pictures of ‘Blinded’ series taken during my first on-location photography in 2015. This was the beginning of my ‘Trojkąt’ location adventure where I met a dozens of incredible people.

Models PAULINA JEZIORSKA ALEKSANDRA PIECZEK



These photos are very important for me. They’re a part of the project that was never finished. Photos taken in my homeland – Bieszczady. Both works were on an exhibition at the first PhotoVogue Festival in Milan – November, 2016.

To bardzo ważne dla mnie zdjęcia. Część większego projektu, który niestety nigdy nie został skończony. Wykonane w rodzinnych stronach, w Bieszczadach. Obie prace były wystawione podczas pierwszego Festiwalu PhotoVogue w Mediolanie w listopadzie 2016 roku.


Model SABINA KOŁODZIEJ Fashion MAGDALENA WILK-DRYLO WIOLETTA PODSIADIK


On this picture a styling made out of rubbish bags. The model’s body is covered in wheat flour – very difficult to wash it down, it was like dough (laugh).

Model SABINA KOŁODZIEJ Fashion SELF MADE BY ANDREW TARNAWCZYK


Projekt „Dream” z początku 2016 roku i zarazem moja pierwsza próba wykonania własnej stylizacji, tutaj - z worków na śmieci. Na ciele modelki mąka pszenna. To zabawne, ale ciężko było ją potem zmyć i zrobiło się ciasto (śmiech).



both Model SABINA KOŁODZIEJ Fashion MAGDALENA WILK-DRYLO


Lato 2016 u mojego dziadka. Zdjęcia na strychu. To mały pokój z pięknym naturalnym światłem. Popołudniami mogłem się wyżywać kreatywnie.

first „Hydra” Models SABINA KOŁODZIEJ ZOSIA TARNAWCZYK ELA CHABKO second „Czesława” Model SABINA KOŁODZIEJ third „Magdalena” Model MARY SUE fourth „Aquarium” Model SABINA KOŁODZIEJ

Pics taken at my grandpa’s attic. A little room with a natural lighting. The summer 2016 at my grandpa’s. I’ve produced such interesting works in the afternoons. I found release in creating.






Dwie prace, które wzięły udział w wystawie „The Many Faces of Fashion in PhotoVogue” Mediolan, Lecia Gallery, 2016. The two works that were on an exhibition at ‘The Many Faces of Fashion in PhotoVogue’ in Milan at Leica Gallery, 2016.

Model SABINA KOŁODZIEJ Fashion MAGDALENA WILK-DRYLO


Model AGNIESZKA CIOSKA Model Agency MILK (MADEBYMILK.PL) Fashion HANKA PODRAZA




Chyba moja ulubiona sesja, jaką zrobiłem do tej pory. Zabawna, z udziałem genialnej Heleny Urban oraz gigantycznych róż. Zrobione na plenerze fotograficznym „Trójkąt” w 2016 roku. I think it’s one of my favourite sessions I’ve done so far. It’s amusing and features Helena Urban and giant roses. Taken in location ‘Trojkąt’, 2016.

Model HELENA URBAN Fashion HANKA PODRAZA






Moje ulubione zdjęcia z Angelą Olszewską zrobione na Plenerach Fotograficznych w Michałowicach. My favourite pictures of Angela Olszewska taken in photo location Michałowice.

Model ANGELA OLSZEWSKA MUA PATRYCJA MICHERA





„Swimmers” Models OLIWIA KUS / PAULINA JEZIORSKA Fashion HANKA PODRAZA


Dwa zdjecia z Pleneru „Trójkąt” i zarazem jedne z moich popularniejszych. Takie zresztą lubię robić najbardziej, z uśmiechem. Zdjęcie „Swimmers” znalazło się w gronie 100 najlepszych fotografii PhotoVogue w 2016 roku. The two photos from ‘Trójkąt’ location. I guess these are the most popular. I really like taking pictures with a smile. The picture ‘Swimmers’ was one of the top 100 photos according to Italian Vogue in 2016.

„Sandwich” Models PAULINA JEZIORSKA / ANNA KIERZEK


Jedno z moich zdjęć dla Martini we włoskim Vogue September Issue. One of the shoots from photo session for Martini, Italian Vogue, September Issue.

Model MARGHERITA TONDELLI / LETICIA LACERDA Model Agency WOMAN MANAGEMENT MILANO Stylist EDERICA MIGLIAZZA Hair DORA ROBERTI MUA ANDREA COSTA Props CIRCUS STUDIOS Coordination FRANCESCA MARANI



before Doha, Katar 2017 that one Plaridel, Filipiny 2016 both by Nicon d3200


135 A

RR A E K T A J


left Pekin, Chiny 2015 next one Doha, Katar 2017 both by Nikon d3200


Arek Rataj to fotograf regularnie nagradzany na najbardziej prestiżowych festiwalach i konkursach na świecie. „Fotograf”… czy aby tylko? Rozmowa KAMIL KOPEĆ

Podróżujesz. Dużo podróżujesz. Zastanawia mnie, czy bardziej czujesz się dziennikarzem, czy fotografem? Arek Rataj: Im więcej podróżuję, tym więcej spotykam ludzi, dla których nie jest ważne, kim się czuję, ale jaką buduję z nimi więź. A skoro o więziach i klasyfikacjach mowa – najbardziej czuję się synem, bratem, mężem oraz przyjacielem wielu osób. Wcześniej Honduras, Gwatemala, Belize, Chiny. Czym się tam zajmowałeś? Przed Hondurasem ponad rok mieszkałem w Anglii, do której mam wielki sentyment. A żeby zarobić na bilet do Hondurasu, przez wiele miesięcy myłem auta w renomowanym komisie w Peterborough, godzinami słuchając różnych audiobooków. Dziś się z tego śmieję, mówiąc, że to była strawa dla ducha – bo przesłuchałem dziesiątki książek, robiąc nawet notatki, gdy szef nie widział – oraz strawa dla ciała – bo musiałem wypucować około czterdzieści samochodów każdego dnia. To była wiedza, która przychodziła w pocie czoła. Dosłownie. A w krajach, które byłeś uprzejmy wymienić, uczyłem różnych przedmiotów w różnych językach. I tak, amatorsko bawiłem się w dziennikarstwo. Obecnie stolica Kataru. Co Cię tam zatrzymało? Mieszkam w Ad-Dausze (Doha z języka angielskiego), gdzie szukam interesujących ludzi, z którymi mogę owocnie pracować. Znalazłeś tam coś, czego nie ma nigdzie indziej, coś, czego Ci brakowało wcześniej? Nie.

A tęsknisz za czymś? Opisz swój styl w trzech słowach. Zawsze tęsknię za najbliższymi, czyli za kimś, Świat, ludzie, emocje. dzięki komu jestem i mogę odczuwać różne tęsknoty. Czujesz się dobry w tym, co robisz? Nie. Dopiero się uczę. Według Ciebie można zarazić się fotografią? W ostatnich miesiącach odbierasz mnóstwo Fotografią zaraziła mnie żona, która dała mi nagród, m.in. w konkursie Sony World Phow prezencie aparat. Jednak to nie pierwsza tography, Film Festival Photo Contest czy zaraza, jaka dopadła mnie w życiu. Wcześniej Konkursie Fotograficznym EMPIK. Twoje była muzyka, którą próbowałem komponoprace goszczą na wielu znaczących międzywać, oraz literatura faktu, którą próbowałem narodowych wystawach, np. LensCulture. pisać. Fotografia jest jedynie skutkiem ubocz- Jakie znaczenie mają dla Ciebie te wszystkie nym szukania swojego miejsca w świecie. wyróżnienia? Wyróżnienia i nagrody są ważne – bo trafiasz do szerszej publiczności. Ale najważniejsze Jakim aparatem robisz zdjęcia? Fotografuję aparatem Fujifilm X-Pro2. jest to, żeby nie zwalniać, otaczać się mądrzejszymi od siebie. I stawiać na ciągły rozwój. Od początku zajmujesz się tak fotografią uliczną. Innymi słowy chwytasz chwile, nie Kto Cię inspiruje najbardziej? Inspirują mnie zarówno mistrzowie, którzy będąc w stanie przewidzieć tego, co zaraz mówią o sobie, że są tylko uczniami, jak i może się wydarzyć. Do tego zaś potrzebne jest oko i przede wszystkim warsztat. Nauczniowie, którzy nie traktują swoich misuwa mi się na myśl powiedzenie o dobrym strzów jak idoli. I nie idealizują ich. kucharzu, który – jak to się mówi – choćby z niczego potrafi zrobić coś pysznego. Obecnie aparat ma każdy – często ten moMówią, że potrzebne jest do tego oko, warsz- bilny – choćby w telefonie komórkowym czy tablecie. To oznacza, że każdy może zostać tat oraz sporo cierpliwości. Bo większość zdjęć, które powstają sytuacyjnie, do niczego fotografem? się nie nadaje. Szczęście też jest ważne, ale Jeśli jest talent, każdy może zostać fotografem, fotografując byle czym. Jednak to nie jak to mówią: „Im więcej fotografujesz, tym urządzenie czyni z kogoś osobę, która jest w więcej zbiegów okoliczności”. stanie stworzyć coś, co może pretendować do Jest przecież tyle innych wspaniałych dziemiana sztuki. dzin fotografii. Dlaczego wybrałeś akurat tę? Termin fotografia uliczna jest niezwykle Na koniec - czym jest dla Ciebie młodość? mylący i najprawdopodobniej został ukuty Młodość - z biologicznego punktu widzenia jeszcze w dziewiętnastym wieku. Mylący dla- to stan, w którym jeszcze daleko do starości. tego, że nie każde zdjęcie powstaje na ulicy. I byłoby najlepiej, żeby z duchem było tak Dlatego wolę termin fotografia sytuacyjna, samo. Żeby się szybko nie starzał. Bo nie ma który jest prosty i uniwersalny. Dlaczego nic gorszego niż młode ciało ze starym i zrzęwybrałem tę dziedzinę? Bo jest naturalna, dliwym duchem. szczera, ryzykowna i spontaniczna.




Cat’s Eyes Honduras 2012 Juror’s Pick Award - LensCulture Street Photography Awards 2016



both Shijiazhuan, Chiny 2015 by Nikon d3200



left, right, next one Shijiazhuan, Chiny 2015 by Nikon d3200





both Shijiazhuan, Chiny 2015 by Nikon d3200




left Puzzlement Shijiazhuang, Chiny 2015 part of exhibition Debuts 2016 right Pekin, Chiny 2015 both by Nikon d3200


He is regularly awarded at the top photo festivals and contests worldwide. A traveller, journalist and photographer. Is that so? Interview KAMIL KOPEĆ

You travel a lot. I’m wondering whether you feel more like a journalist or a photographer. Arek Rataj: The more I travel the whole lot people I meet. And for them it’s not important who I am but rather the bond I create with them. Speaking of bonds and classifications – I play the role of a son, brother, husband and a friend of many people. You’ve been to Honduras, Guatemala, Belize and China. What did you do there? Before I’ve visited Honduras, I’d been living in England over a year and I have a fondness for it. In order to earn money for a ticket to Honduras, I’d been cleaning cars in a reputable used-car lot in Peterborough and I’d been listening to various e-books for hours. Today I’m laughing at it and I say that it was a food for thought because I’d listened to thousands of books and I even made notes when my boss wasn’t looking. It was also a food for the body, as I had to scour about forty cars out each day. I’ve gained this knowledge by the sweat of my brow. Literally. When it comes to the countries you enumerated, I’d been teaching different subjects in different languages. And yes, I’ve concerned myself with amateurish journalism. You’re now in the capital city of Qatar. What made you stay there? I’m living in Doha where I’m looking for interesting people I can fruitfully work with. Did you find something that you couldn’t find anywhere else, something you were missing before? No, I didn’t. Do you miss something? I always miss my loved ones. Thanks to them, I exist and feel various types of longing. Arek, do you think it’s possible to be bitten by the photography bug? My wife has infected me with the photography. It was she who gave me a camera as a present. Though, it wasn’t the first infection I was exposed to in my life. Previously, there was music which I tried to compose and non-fiction that I tried to write. Photography is only a side effect of the struggle to find my place. You’ve been taking up the so called street photography since the beginning. In other words, you’re seizing the moment being unable to predict what’s going to happen. To do that, you need to have a sharp eye and, most importantly, the experience. One saying about a good cook comes to my mind, that is ‘a good cook can create something out of nothing.’

It is said that you need to have a sharp eye, the experience and a lot of patience. Because most of the pictures that appear situationally are actually pretty crappy. Being lucky is also vital but as they say – ‘the more you photograph, the more coincidences happen.’ There’re so many great photography branches. Why did you pick this one? The term ‘street photography’ is quite misleading and it was probably coined in the 19th century. It’s misleading because not every picture is taken in the street. That’s why I prefer the term ‘situational photography’ which is simple and universal. Why did I pick this branch? Well, it’s natural, honest, risky and spontaneous. Do you feel that you’re good at what you do ? Do I feel I’m good at what I do? No, I’m still learning.

Describe your style in a few words. The world, people, emotions.

- Arek Rataj

During the last few months you’ve received lots of awards for , among others, Sony World Photography Awards, Film Festival Photo Contest and EMPIK Photography Contest. Your works are on many significant exhibits worldwide, e.g. LensCulture. How important are all those awards for you? The prizes are crucial in general, because you reach to the wider audience. But the most important thing is not to slow down and surround yourself with people that are wiser than you. And to focus on constant development. Who inspires you the most? The artists that think of themselves as only learners but also learners that don’t see their masters as idols. And they don’t idealise them. Nowadays, everybody has a camera, e.g. in a mobile phone or tablet Does it mean that everyone can be a photographer? If you are talented then you can be a photographer and the device doesn’t matter. Since a device doesn’t make you a person that is able to create something that is called art. And finally, what is youth for you? Biologically speaking, youth is a state of being far away from old age. It would be good if the spirit acted the same way. So that it wouldn’t grow older quickly. Because there’s nothing worse than an old, cranky soul trapped in a young body.


The Gaze Shijiazhuang, China 2015 1st place at Photography Award EMPIK 2016


left 116 Shijiazhuang, China 2016 National Award at Sony World Photography Awards 2017 right Ina Qatar 2017 finalist at Ariano International Film Festival Photo Contest 2017




left Shijiazhuang, China 2015 by Nikon d3200 right Chorzรณw, Polska 2016 by Fujifilm X-Pro2


217

THTE 217 IS THEH2E 217SISUSE 17 ISS UE UE


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.