Olbrzymia przygoda Billy'ego / Jamie Oliver

Page 1

PRZYGODA


Dedykacja Dla wszystkich dzieciaków, które nie radzą sobie w szkole albo mają dysleksję, tak jak ja. Nie traćcie nadziei. Uwierzcie! Macie moc widzenia świata inaczej niż wszyscy inni! Znajdźcie własną drogę, tak samo jak Billy, i żyjcie tak, jak tylko wy potraficie!


PRZYGODA

Jamie Oliver ilustracje Mónica Armiño

przekład Michał Jóźwiak


Poznajcie Billy’ego i jego przyjaciół!

Billy

Jimmy

Ania

Andy


Spis treści Prolog . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7 1.

Dzień, w którym wszystko się zaczęło. . . . . 11

2.

Billy kontra buny . . . . . . . . . . . . . . . . . 49

3.

Bazyl na ratunek . . . . . . . . . . . . . . . . . 83

4.

Bitwa o domek na drzewie . . . . . . . . . . . 111

5.

Zaginione miasto . . . . . . . . . . . . . . . . 141

6.

Kto rujnuje Rytm? . . . . . . . . . . . . . . . 181

7.

Tajny plan Billy’ego . . . . . . . . . . . . . . 209

8.

OLBRZYMIA zagadka. . . . . . . . . . . . . 229

9.

Operacja Nocowanko . . . . . . . . . . . . . 267

10.

Opowieść Bilfreda. . . . . . . . . . . . . . . 287

11.

Nocna przygoda . . . . . . . . . . . . . . . . 303

12.

Znowu razem! . . . . . . . . . . . . . . . . . . 319

Zakończenie. . . . . . . . . . . . . . . . . . 332 Dziękuję! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 334 Przepisy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 337



Prolog

N

o, dobra! Kto chce posłuchać bajki? Czyja dziś kolej na wybór książki? – zapytałem.

W górę wystrzeliła jedna podekscytowana dłoń –

jak zwykle Jessego. Chwilę później, nieco mniej entuzjastycznie, dołączyła do niej kolejna, należąca do jego siostry bliźniaczki Autumn. Jesse uwielbiał bajki na dobranoc, zwłaszcza kiedy to on mógł wybrać książkę, którą będzie czytał wspólnie ze mną. Dla Autumn była to o wiele mniejsza atrakcja. Nie dlatego, że nie lubiła bajek – po prostu czytanie nie przychodziło jej tak łatwo jak bratu. Doskonale wiedziałem, jak się z tym czuje, ale nie chciałem, żeby dawała za wygraną.

7


– Autumn, kochanie, może ty dziś wybierzesz? – zaproponowałem łagodnie. – Tato, ty nic nie rozumiesz! Słowa mi się mieszają i skaczą po stronie. Nie mogę się skupić. To jest nie do wytrzymania. – Zezłościła się, a do oczu napłynęły jej łzy. – Pani Jackson mówi, że jestem niegrzeczna, bo stukam palcem w stół, kiedy próbuję czytać. Ale ja inaczej nie umiem się skoncentrować. – Nie płacz, kochanie. Mnie też czytanie sprawiało trudności, kiedy byłem w twoim wieku. Obiecuję, że jeśli będziemy ćwiczyć, będzie ci coraz łatwiej. Poza tym w bajkach chodzi o to, żeby dzielić się z innymi wyobraźnią i tym, co nas zachwyca, a nie żeby idealnie przeczytać wszystkie słowa. Autumn otarła łzę i spytała głosikiem pełnym nadziei: – Tatooo… A może opowiesz nam dziś historię ze swojej głowy? Proszę? – Tak! – poparł ją gorąco Jesse. – Jakąś ekscytującą! – I żeby było pełno przygód i magii! – dodała rozochocona Autumn.

8


– Hmm… – udałem, że się zastanawiam. – Ekscytująca i magiczna przygoda? Zapadła pełna oczekiwania cisza. – Dobrze, w takim razie może opowiem wam prawdziwą historię o czymś, co zdarzyło się w latach osiemdziesiątych. Byłem wtedy mniej więcej w waszym wieku. Twarzyczka Autumn zmarszczyła się. – Przecież to było MILION lat temu! Miałeś opowiedzieć coś ciekawego! – Oj! Ty pyskaty potworze! Słuchajcie, to jest historia, z którą czekałem na odpowiednią chwilę. Bo tak właściwie, to miała pozostać w tajemnicy… Więc musicie mi przysiąc, że nikomu jej nie opowiecie. Wszystko, co usłyszycie, zostanie między nami, zgoda? Autumn i Jesse pokiwali głowami, więc usiadłem i zacząłem moją opowieść. – Dobrze, a zatem to było tak…

9


10


Rozdział 1

Dzień, w którym wszystko się zaczęło

B

illy! Pora wstawać! Billy wsunął się głębiej pod kołdrę, żeby zagłuszyć

głos, który wyrywał go z cudownego snu o przepysznej bułeczce z bekonem… – No dalej, kochanie. Jest sobota! Wiesz, co to oznacza? – Że nie ma szkoły! – krzyknął Billy i wyskoczył z łóżka, natychmiast zapominając, że chciało mu się spać. – No właśnie – potwierdziła mama, po czym pocałowa-

ła go w policzek i odgarnęła blond włosy, które opadały mu na twarz. W jej dłoni znajdował się talerz z mięciutką, puchatą bułeczką przełożoną usmażonym na chrupiąco wędzonym

11


Olbrzymia przygoda Billy’ego

bekonem. To wyjaśniało, skąd się wziął ten pyszniutki sen. Jego mama robiła NAJLEPSZE kanapki z bekonem! Tajemnica kryła się w tym, że dodawała do nich aż dwa sosy – czerwony i brązowy – dzięki temu można było maczać bułkę w obu naraz i stworzyć magiczne doznanie smakowe! – Wiesz co, mamo? – powiedział Billy z uśmiechem, chwytając kanapkę. – Myślę, że to będzie udany dzień.

12


Dzień, w któr ym wszystko się zaczęło

Billy mieszkał z rodzicami na wsi, w miejscowości ­Little Alverton, w mieszkanku nad pubem o nazwie Zielony ­Olbrzym. Pub stał na szczycie wzgórza, z którego rozpościerał się widok na całą okolicę. W weekendy zawsze panował w nim duży ruch, co dla Billy’ego oznaczało wiele wolnego czasu, który zwykle spędzał z trójką najlepszych przyjaciół na całym świecie – Anią, Jimmym i Andym. Tworzyli nierozerwalną paczkę i robili wszystko razem: wymyślali wspólne gry, ścigali się na rowerach, wygłupiali i w ogóle świetnie się bawili. Billy najdłużej znał się z Anią. Od dnia, w którym spotkali się po raz pierwszy, byli nierozłączni. Nieustraszona Ania zawsze trzymała stronę Billy’ego i potrafiła go rozśmieszyć, nawet kiedy miał wyjątkowo podły humor. Miała w sobie coś, co sprawiało, że w jej obecności Billy czuł się odważniejszy i bardziej przebojowy. Do ich dwojga wkrótce dołączył Andy. Billy uwielbiał w nim to, że zawsze był sobą i żył w swoim własnym radosnym świecie. Andy był także jedyną znaną Billy’emu osobą, która uwielbiała jedzenie prawie tak samo jak on. Szkoda tylko, że potężny apetyt jego

13


Olbrzymia przygoda Billy’ego

przyjaciela miał często nieprzyjemne, a nawet wybuchowe skutki uboczne! Wreszcie, kilka lat temu, z Londynu do ich wioski przeprowadził się Jimmy. (Mówił, że jest cockneyem *, ale żadne z nich nie wiedziało, co to znaczy). Wtedy trójka przeistoczyła się w czwórkę. Jimmy miał żywiołowy charakter, tryskał energią i kompletnie świrował na punkcie przyrody – jego obsesja była tak wielka, że dorobił się ksywki Przyrodnik! Jimmy samodzielnie nauczył się chyba wszystkiego, co można było wiedzieć o zwierzętach, zwłaszcza owadach, i roślinach, i nie posiadał się z radości, że nareszcie wyprowadził się z betonowego miasta do miejsca otoczonego przez naturę. Pokazał nowym przyjaciołom mnóstwo rzeczy, z których istnienia w ogóle nie zdawali sobie sprawy, mimo że mieli je na wyciągnięcie ręki. Uważał, że wystarczy unieść dowolny opadły liść albo gałąź w ogrodzie, żeby urządzić sobie safari. Ulubionym wyrażeniem Jimmy’ego było: „Przyjrzyj się bliżej i słuchaj uważniej!”. Przy każdej okazji powtarzał, że można dzięki temu odkryć najróżniejsze arcyciekawe rzeczy. * Cockney – to taka odmiana języka angielskiego, którą posługiwano się w Londynie (niektórzy wciąż się nią posługują). Czasami tym słowem określa się też mieszkańców Londynu, którzy mówią cockneyem (przyp. red.).

14


Dzień, w któr ym wszystko się zaczęło

A Billy? Cóż, gdybyście spytali jego przyjaciół, co o nim sądzą, usłyszelibyście, że jest lojalny, serdeczny i ma wielkie serce. Że zawsze stara się postawić w czyjejś sytuacji i zrozumieć, w jaki sposób druga osoba postrzega świat. Poza tym Billy UWIELBIAŁ narzędzia i gadżety. Kiedy nie spędzał czasu z przyjaciółmi, najczęściej kombinował coś w swoim domku na drzewie – próbował naprawiać zepsute sprzęty albo montować z ich części różne nowe. Nie zawsze wychodziło mu dokładnie to, co planował, ale mimo to jego wynalazki zwykle okazywały się użyteczne. Fascynacja Jimmy’ego przyrodą sprawiła, że przyjaciele niedawno wyznaczyli sobie misję jak najlepszego zbadania okolicy. Było jednak pewne miejsce, zwane Wodospadowym Lasem, w które nie zapuścili się ani razu. Granica lasu przebiegała wzdłuż obrzeży wioski, a cały jego obszar rozciągał się na wiele, wiele kilometrów. Nikt do niego nie wchodził, bo otaczał go prawie niemożliwy do przekroczenia mur z krzemiennych bloków. Jednak nawet gdyby muru nigdy nie zbudowano, większość mieszkańców wioski trzymałaby się od lasu z daleka, od lat bowiem krążyły historie, że dzieją się tam dziwne rzeczy i grasują groźne stwory.

15


Olbrzymia przygoda Billy’ego

Posępność tych historii potęgowało zachowanie starego Wilfreda Revela, który mieszkał w zapyziałej chatce – dawnej stróżówce – sąsiadującej z lasem. Dzień w dzień Wilfred stał przy furtce i ostrzegał mijających go ludzi, żeby nie zbaczali zanadto z drogi ani nie zapuszczali się pomiędzy drzewa. Billy podsłuchał kiedyś, jak jego rodzice rozmawiali o ogromnej stracie, którą Wilfred przeżył wiele lat temu. Nie rozumiał jednak, co mieli na myśli, a nie mógł spytać, bo musiałby się przyznać, że podsłuchiwał! Wszystkie dzieci (i część dorosłych) z wioski bały się Wilfreda, ale Billy w gruncie rzeczy nie. Było mu przede wszystkim smutno, że staruszek jest taki samotny. W każdym razie mniej więcej miesiąc wcześniej przeszła STRASZNA burza, a następnego dnia Ania, wyprowadzając swojego psa Kasztana, znalazła sekretne wejście do lasu. Wicher obalił stary wiąz, a Ania, która była pierwsza w kolejce do każdej przygody i uwielbiała wspinać się na drzewa prawie tak bardzo, jak dawać chłopakom popalić w piłkę nożną, nie oparła się pokusie zbadania sprawy. Odkryła pewną niezwykle przydatną gałąź. Można ją było odciągnąć i zahaczyć

16


Dzień, w któr ym wszystko się zaczęło

w pozycji, która pozwalała wygodnie na nią wejść, a po uwolnieniu wystrzeliwała siedzącą na niej osobę na drugą stronę muru, prosto na kępkę miękkiego mchu. Ania z ogromnym podekscytowaniem opowiedziała o swoim znalezisku Billy’emu, Jimmy’emu i Andy’emu. Całą następną sobotę ich czwórka spędziła więc, ćwicząc przedostawanie się na drugą stronę muru i z powrotem. Zanim nabrali wprawy, co łatwe nie było, każdy zdarł sobie albo łokieć, albo kolano, albo trochę się poobijał. Ale w końcu nawet Andy, który cierpiał na lęk wysokości, dał sobie radę… Tylko kiedy znalazł się po drugiej stronie, trzeba było przekonywać go dłuższą chwilę, żeby puścił się gałęzi… Powrót także wymagał trochę gimnastyki. Na szczęście Jimmy wpadł w końcu na pomysł, żeby ułożyć stos gałęzi po drugiej stronie muru, dzięki czemu łatwiej było się na niego wspiąć. Tamtego dnia nie ruszyli dalej. Teraz jednak Billy uznał, że skoro znaleźli już sprytny sposób, by dostać się za mur, chyba nadszedł dobry moment, żeby nareszcie udać się na zwiady i odkryć, czy historie na temat lasu są prawdziwe. Mieli przed sobą całą sobotę wolności! Dziś był idealny dzień na przygodę!

17


Olbrzymia przygoda Billy’ego

Krótkofalówka Billy’ego zachrobotała i rozległ się głos Jimmy’ego: – Jest ktoś na linii? Pasikonik prosi o potwierdzenie. Odbiór. Na pomysł, żeby odłożyć pieniądze na krótkofalówki, wpadła Ania, kiedy rodzice po raz nie wiadomo który zezłościli się na nią za ogromny rachunek telefoniczny. Billy zaś wymyślił, że jeśli podepnie je do anteny telewizyjnej w swoim domku na drzewie, poprawi się ich zasięg i jakość dźwięku. – Pasikonik, tu Burger Alfa – powiedział Billy przez usta pełne bułki z bekonem. – Słuchajcie, według mnie powinniśmy dzisiaj wejść w głąb lasu. Starczy tego kręcenia się w kółko, idźmy na zwiady! Odbiór. – A te historie o groźnych stworach? Skoro ludzie tam nie chodzą, musi być jakiś powód. Odbiór – zauważył Jimmy. – Tu Kocica… Właśnie skończyłam rozwozić gazety – dołączył się wyraźnie zdyszany głos Ani. – Moim zdaniem to świetny pomysł! Odbiór. – Przyjąłem – odrzekł Billy. – Dalej, Pasikoniku, nic nam się nie stanie, jeśli będziemy trzymać się razem! Odbiór.

18


Dzień, w któr ym wszystko się zaczęło

– Ale… Andy jest na wakacjach, więc nie mamy jak trzymać się razem. Odbiór – odpowiedział szybko Jimmy, który nadal próbował wykręcić się od udziału w wyprawie. – Nie obrazi się. Chodźcie, zróbmy to. Kocica, do zobaczenia u ciebie za piętnaście minut, a potem zgarniemy Pasikonika! Weźcie coś do jedzenia! Bez odbioru – zarządził Billy i wyłączył krótkofalówkę, żeby Jimmy nie mógł więcej protestować. Mieli plan! Billy wszamał szybko resztę bułki i rzucił się w wir przygotowań. Wypchał plecak do pełna prowiantem (zahaczając, oczywiście, o pubową kuchnię, z której podwędził małe co nieco) i pobiegł po swojego BMX-a. Na zewnątrz świeciło słońce, a Billy pędził w dół wzgórza, kierując się w stronę parterowego domu, w którym mieszkała Ania wraz ze swoimi przybranymi rodzicami. Świetnie się bawił, od czasu do czasu wyskakując w powietrze, unosząc przednie koło i śpiewając na całe gardło (chociaż uczciwiej byłoby powiedzieć, że wyjąc). Nagle zupełnie niespodziewanie grzmotnął go w plecy foliowy worek wypełniony do połowy śmieciami. Na Billy’ego polała się cuchnąca śmietnikowa breja. Przewrócił się na trawę, zdarł sobie kolana i łupnął czołem w drzewo.

19


Olbrzymia przygoda Billy’ego

Całkiem skołowany dostrzegł zbliżające się długimi krokami wielkie buciory, a kiedy uniósł głowę, jego oczom ukazał się Bruno Aparat – chłopak ze szkoły, który go gnębił. Zabawnym zrządzeniem losu miał tak krzywe zęby, że musiał nosić ogromny metalowy aparat ortodontyczny, żeby zmusić je do posłuszeństwa. – Ej! – krzyknął Bruno. – Przestań jeździć obok mojego domu na tym durnym rowerze i się tak okropnie wydzierać! To jest nie do zniesienia! Skończ z tym albo się policzymy, kapujesz? – Daj spokój – westchnął Billy do górującego nad nim Bruna. – Wszyscy jeżdżą tą drogą, nie możesz czepiać się tylko mnie. – A właśnie że mogę! – warknął Bruno i szturchnął Billy’ego. – Jesteś o wiele za wesoły. Irytujesz mnie na maksa. A teraz spadaj.

20


Dzień, w któr ym wszystko się zaczęło

Bruno odwrócił się i stąpając ciężko, poczłapał do domu. Billy pomacał swoje obolałe, zakrwawione kolana, a potem wsiadł z powrotem na rower i popedałował do domu swojej przyjaciółki. – Hej, Billy! – przywitała się Ania, kiedy zahamował przed nią, szorując oponą. – Wszystko w porządku? Fuj! Trochę dziwnie pachniesz. I wyglądasz jakoś smutno. – Wszystko okej… Po prostu Bruno rzucił we mnie workiem śmieci. Tylko dlatego, że jechałem koło jego domu i trochę sobie podśpiewywałem – pożalił się Billy. – Dlaczego on ciągle się ciebie czepia?! Mam się do niego przejść i zrobić z nim porządek? Chcesz? – spytała Ania, w której już buzowały emocje. – Nie, zapomnijmy o tym i chodźmy się pobawić. – No to dalej, Billy – odparła Ania z uśmiechem, dając mu szybkiego przytulasa. Popędzili razem na rowerach i chwilę później dotarli do Jimmy’ego. Jego dom stał pośrodku wioski i wyglądał niemal jak z obrazka. Przepływał nawet obok niego uroczy strumyczek. Jimmy ciągle nad nim przesiadywał, łapiąc cierniki, traszki, żaby i przeróżne inne stworzonka, którym chciał się bliżej przyjrzeć.

21


Olbrzymia przygoda Billy’ego

Kilka tygodni wcześniej traktor rozjechał na placek zaparkowanego przed domem BMX-a Jimmy’ego. Chłopcy zreperowali go na miarę swoich możliwości, montując koła od kolarzówki taty Jimmy’ego. Wyglądało to jednak absurdalnie i wszystko rozleciało się po tygodniu, a Jimmy został zupełnie bez roweru. Dlatego kiedy zjawili się jego przyjaciele, wskoczył od razu na tylne pegi Billy’ego. Pojechali całą ekipą przez wioskę. Pędzili główną drogą tak szybko, że domy i sylwetki ludzi migały im przed oczami. W pewnej chwili minęli domek Wilfreda Revela. Billy dostrzegł, że staruszek jak zwykle stoi przy furtce. – Ostrożnie, dzieciaki – zawołał Wilfred. – Uważajcie na siebie… Przyjaciele wymienili nerwowe spojrzenia. Billy mimowolnie westchnął z ulgą, kiedy głos Wilfreda przestał być słyszalny zza ich pleców. Niedługo później wszelkie niepokojące myśli uleciały im z głów, bo dotarli pod stary wiąz i opanowało ich podekscytowanie związane z nadchodzącą przygodą. Ukryli rowery w rowie, wspięli się na sprężystą gałąź i katapultowali do lasu po drugiej stronie muru.

22


Dzień, w któr ym wszystko się zaczęło

– Musimy ruszyć tropem przyrody – oznajmił Jimmy, przejmując dowodzenie. – Powinien nas zaprowadzić w jakieś interesujące miejsce. – Tropem przyrody? Co masz na myśli? – spytał Billy. – No, ja tu nie widzę żadnych tropów, Jimmy – dodała Ania. – Pamiętacie, co zawsze powtarzam? Przyjrzyjcie się uważniej, wy oślizgłe łasikoty – droczył się Jimmy, sięgając po jeden ze swoich ulubionych docinków. – Zobaczcie, tu w podszyciu. Mnóstwo dróżek wydeptanych przez zwierzęta, które cały czas z nich korzystają. To ścieżki najmniejszego oporu. Ania i Billy zmrużyli oczy, wbili wzrok w ziemię i – faktycznie! – dostrzegli krzyżujące się ślady pozostawione przez jelenie, króliki i borsuki. – Wow! Masz rację, patrzcie, ile ich tu jest! Idźmy tą – zaproponował Billy. Ruszył dobrze wydeptaną ścieżką, która niemal wzywała do tego, aby nią podążyć. – Zawsze mnie ciekawiło, dlaczego to miejsce nazywa się Wodospadowym Lasem – powiedziała Ania, gdy ruszyli. – Nie zauważyłam ani jednego wodospadu, a cała okolica jest płaska jak naleśnik.

23


Olbrzymia przygoda Billy’ego

– Pewnie z tego samego powodu nasz pub nazywa się Zielony Olbrzym – stwierdził Billy. – To po prostu dobrze brzmi. Serio, nie widziałem u nas olbrzyma, ani zielonego, ani żadnego innego. Wkrótce na swojej drodze zobaczyli ogromny, sękaty, stary dąb. Przez środek jego pnia biegła gruba czarna szrama. – Ciekawe, dlaczego jest taki popalony? – zaciekawił się Billy. – Uderzył w niego piorun, ale wygląda na to, że bardzo dawno temu – snuł domysły Jimmy. – Sądzę, że nie przewrócił się, bo jest naprawdę stary. Zobaczcie, jaki ma szeroki pień. Odwrócił się w stronę drzewa i zrobił coś, czego Ania i Billy w ogóle się nie spodziewali… Rozpostarł szeroko ramiona i objął pień! Billy roześmiał się. – Jimmy, co ty wyprawiasz? – Jak drzewo jest takie stare, to trzeba je przytulić. Super­sprawa! – wyjaśnił Jimmy. – No dalej, spróbujcie! Ania i Billy popatrzyli po sobie i wzruszyli ramionami. Dlaczego nie? Ania podeszła pierwsza i objęła drzewo dosłownie na sekundę, bo czuła się trochę skrępowana. Billy za to

24


25


Olbrzymia przygoda Billy’ego

uznał, że potraktuje sprawę poważnie. Wziął rozbieg, wybił się w powietrze, rozpościerając w locie ręce oraz nogi, wskoczył wysoko na sękaty pień i ścisnął go z całych sił. I wtedy stało się coś niesamowicie dziwnego. Ciało Billy’ego przeszył dziwny dreszcz – przypominał mrowienie, które czujesz, kiedy potrzesz balon rękawem i potem włosy stają ci dęba, albo to napięcie, które wyczuwa się w powietrzu przed burzą. Uczucie trwało najwyżej sekundę. Billy zeskoczył na ziemię. – Czuliście to? – spytał przyjaciół. – Ale co? – odpowiedział Jimmy. Przyjaciele Billy’ego mieli zmieszane miny. Możliwe, że sobie to wyobraził. – Nieważne – powiedział. – Chodźcie, ruszamy dalej.

– Wiecie, co jeszcze mnie trochę dziwi? – zagaiła Ania. – Zawsze myślałam, że Wodospadowy Las jest dość płaski, ale teraz, kiedy w nim jesteśmy, wydaje się jakiś inny. Billy pokiwał głową. Rozmyślał o tym samym. Od starego dębu dzieliło ich już jakieś pół godziny marszu, ale

26


Dzień, w któr ym wszystko się zaczęło

nie wędrowali już płaską, równą ścieżką – ewidentnie wspinali się pod górę. – No – przytaknął Jimmy. – Może to jakaś… iluzja optyczna albo coś w tym rodzaju, co sprawia, że z zewnątrz nie widać, jaki ten las jest naprawdę pagórkowaty. – Hmm… może – skwitował Billy. Ale czy to w ogóle było możliwe? Żeby wzgórza były tak po prostu ukryte przed wzrokiem? Szli dalej przed siebie, a z każdym krokiem robiło się coraz bardziej stromo. Wreszcie dotarli do polany na szczycie – tak zielonej, że wydawała się aż nierzeczywista. Rozciągał się z niej fantastyczny widok na położony niżej las. – Jimmy, czy ta twoja hipoteza złudzenia optycznego wyjaśnia, dlaczego las zrobił się dużo większy, kiedy do niego weszliśmy? – spytała Ania. – Dajcie spokój z tym optycznym czymś tam – rzucił Billy, który przestał się już niepokoić, bo panowanie nad jego myślami przejął burczący brzuch. – To idealne miejsce na piknik. Na pewno jest już pora na drugie śniadanie, bo umieram z głodu! Rozsiedli się i wyciągnęli prowiant. Dzięki porannemu najazdowi na pubową kuchnię Billy miał kanapki ze świeżutkiego chleba posmarowanego grubo śmietankowym

27


Olbrzymia przygoda Billy’ego

masłem i przełożonego przepysznym wędzonym łososiem. Kiedy przymierzał się do pierwszego kęsa, zdał sobie sprawę, że Ania i Jimmy wpatrują się w niego. – Czym jest to różowe coś…? – spytała Ania. – To wędzony łosoś. W pubie ciągle go używamy. Chcecie trochę? – Nie wiem, czy by mi to smakowało – skrzywił się Jimmy. - Spróbuj, serio, jest świetny. – Billy już odrywał ze swojej kanapki dwa kawałki dla przyjaciół. Ania i Jimmy skierowali wzrok na swoje kanapki – jej była z szynką, a jego z dżemem – i stwierdzili, że w sumie nie mają nic do stracenia, więc wpakowali sobie podane im kąski do ust. Początkowa nieufność szybko zmieniła się w błogość, gdy tylko poczuli fantastyczny smak wędzonej ryby. Obydwie buzie rozjaśniły się w uśmiechu. – Wymiana? – powiedzieli jednocześnie. – Ej, dajcie spokój, macie swoje. – Prooooooooooooszę – powiedziała Ania, uśmiechając się przymilnie. – Wiesz, że tego chcesz, Billy! No daaaaaaaaaaaj! – O nie, Ania… nie! – zakazał Billy, który wiedział, w którą stronę to zmierza.

28


Dzień, w któr ym wszystko się zaczęło

– Daaaaaaaaaj – powtórzyła Ania, chichocząc. Ułożyła dłoń w kształt ptasiego dzioba i udawała, że atakuje Billy’ego, dziobiąc go w szyję. – Daaaaaj! – zaśpiewał Jimmy, dołączając ze śmiechem do zabawy. Podobało mu się, że ten jeden raz Ania dziobała Billy’ego, a nie jego! – No dobra, dobra. Możemy się podzielić – poddał się Billy i podał im część swojego drugiego śniadania. Ania i Jimmy wymienili się przebiegłymi uśmiechami i z wdzięcznością przyjęli ofertę. Ania już, już miała wziąć wielki kęs… – Nie! – zawołał Billy. – Co? – spytała lekko poirytowanym głosem. Billy sięgnął do torby po cząstkę cytryny, otworzył kanapkę, wycisnął sok na łososia i zgniótł całość z powrotem. – Teraz jedz. Ania odgryzła naprawdę solidny kawałek. Połączenie miękkiego jasnego chleba, świeżutkiego masła, wędzonego łososia i orzeźwiającej cytryny było niesamowite. – Mniam! Megadobre! – wykrzyknęła. Smakowało jej tak bardzo, że uśmiechnęła się od ucha do ucha.

29


Olbrzymia przygoda Billy’ego

I w tej samej chwili rozległo się głośne bzyczenie: – zzzzzziiiiiiuuuuuuffff! – Co to? – Billy rozejrzał się zdziwiony.

ZZZZ

Z

U U U U U i i i i i ZZiiii

UUUFFFFFF!

Dźwięk stawał się coraz głośniejszy… jakby się przybliżał. Ania krzyknęła i wskazała palcem na coś w powietrzu. Myśl o jedzeniu uleciała jej z głowy. – Patrzcie… to m-m-m-malutki człowieczek! – Nie bądź głupia… – żachnął się Jimmy. – To na pewno ważka albo jakiś inny owad. Billy poczuł, że coś wylądowało na jego ramieniu. Powoli odwrócił głowę i faktycznie – zobaczył miniaturową osóbkę… ze skrzydłami! Był zdumiony. Nie wierzył własnym oczom. Musiało mu się przywidzieć!


Dzień, w któr ym wszystko się zaczęło

– Zamknijcie te usta, smarkaczu. Bazyl jestem. A wyście są kto i skądeście się wzięli w moim lesie? – spytało stworzonko śpiewnie piskliwym głosikiem. – Wow! Wróżka! – wykrzyknęła zachwycona Ania. – Wypraszam sobie, nie żadna wróżka, ino duszek – skorygował ją Bazyl i pofrunął z ramienia Billy’ego w jej stronę. – Wszyscy wiedzą, że wróżki nie istnieją. Są mityczne. Ale my, leśne duszki, myśmy są magiczne. – Ale duszki i magia też nie istnieją… – odparł Jimmy, choć musiał przyznać, że istnieniu Bazyla trudno było zaprzeczyć. – A właśnie, że myśmy istnieją – oburzył się Bazyl. – A to jest nasz las, więc dość o mnie. Ktoście wy? – Jestem Billy. A to Ania i Jimmy. Jesteśmy dziećmi. Ludzkimi dziećmi. I nie chcieliśmy cię zdenerwować. Po prostu nigdy wcześniej nie spotkaliśmy leśnego duszka. – Jam nigdy wcześniej nie spotkał ludzia – przyznał Bazyl. – Więc rozumiem, czemuście są zdziwieni. Jego słowa sprawiły, że Billy się zamyślił. Najwyraźniej oni wydawali się Bazylowi równie dziwaczni co on im! Billy i Bazyl zmierzyli się wzrokiem od góry do dołu. – Masz ogon? – spytał Billy. – Nie. A wy? – odparł uprzejmie Bazyl.

31


Olbrzymia przygoda Billy’ego

– Nie. A palce u stóp? – odrzekł Billy. Bazyl pokiwał głową. – Palce, tak. Sześć. A wy? Skrzydła są? – Dziesięć palców. Skrzydeł brak – skwitował Billy. – Dziesięć palców u stóp?! Obrzydlistwo. Na co wam aż tyle? A jak mówicie na to? – spytał Bazyl, marszcząc brwi i pociągając za koszulkę Billy’ego. – To są ubrania – wyjaśnił Billy. – My, duszki, wolimy modę sezonową, wiecie, moda to wygoda. – Bazyl wyprostował się dumnie i oparł ręce na biodrach, żeby lepiej zaprezentować swój strój, który składał się z tego, co latem można zebrać w lesie. – Dlaczego wyście nie są ubrani w ten sposób? Billy roześmiał się. – Właściwie to nie wiem! Myślę, że po prostu różnimy się od leśnych duszków, tak samo jak ludzie różnią się od siebie. Ania ma pofalowane włosy, Jimmy ma loczki, a moje włosy ciągle opadają na czoło. A gdybyś zobaczył mojego tatę: w ogóle nie ma włosów! – Duszki też są każdy inny, ale żeby nie mieć włosów? Musi mu być zimno… Nagle otaczające ich powietrze zaczęło drżeć, zewsząd dało się słyszeć brzęczenie i w ciągu kilku

32


Dzień, w któr ym wszystko się zaczęło

sekund na polanie pojawiły się setki, jeśli nie tysiące duszków. Uczepiły się ubrań dzieci i zaczęły ciągnąć całą trójkę głębiej w las. Billy, Ania i Jimmy spojrzeli na siebie, bo nie byli pewni, jak to wszystko rozumieć. Wyglądało na to, że szykuje się ekscytująca przygoda, ale co jeśli leśne duszki miały niecne zamiary? Billy przypomniał sobie wioskowe historie o niebezpiecznych stworach zamieszkujących las. Chyba nie chodziło o te tutaj? Wydawały się naprawdę miłe! – Dokąd nas zabieracie? – spytał Billy z nerwowym śmiechem. – Do siebie – odrzekł Bazyl. – To, żeście tu są, trzeba omówić z dowódczynią Mirren. Ona będzie wiedziała, co zrobić. Billy, Jimmy i Ania, potykając się i schylając, przedzierali się przez gąszcz prowadzeni przez chmarę duszków. Las sprawiał wrażenie, jakby ciągnął się w nieskończoność we wszystkie strony. Jakby stanowił zupełnie odrębny świat. Billy przeskoczył przez mur, bo chciał odkrywać nowe miejsca – i nie było wątpliwości, że właśnie to robił! Nagle duszki przestały popychać ich i ciągnąć.

33


Olbrzymia przygoda Billy’ego

– Tośmy już dotarli – oznajmił Bazyl. – Dokąd? – spytała Ania. Billy również nie wiedział, o co chodzi. Tu, gdzie się znaleźli, nie było najmniejszego śladu żadnej duszkowej wioski czy miasteczka. – Pamiętajcie, żeby naprawdę obserwować – pouczył ich Jimmy, wpatrując się w coś pomiędzy drzewami. – Macie rację – powiedział Bazyl do Jimmy’ego. – Najlepsze rzeczy będą schowane, póki swych oczu nie otworzysz na nie. Billy zaczął z całych sił skupiać wzrok na otaczających ich drzewach. Po chwili jego oczom ukazały się prześliczne maleńkie chatki, zrobione z patyczków i ukryte wśród gałęzi. W miarę jak kolejne duszki wylatywały na zewnątrz, żeby przywitać gości, ich domki rozbłyskiwały światełkami. Widok był niesamowity! – Witamy! – ogłosił Bazyl, przekrzykując piski i nawoływania duszków, które wskazywały dzieci palcami, wyraźnie zdumione ich gigantycznym rozmiarem.

34


35


Olbrzymia przygoda Billy’ego

Trojga przyjaciół także nie opuszczało zdumienie – duszków było tak wiele! Starsze, młodsze, niektóre w kapeluszach, inne w wysokich butach. Spośród drzew wyłoniła się cała społeczność. Bazyl fruwał to tu, to tam, dumnie przedstawiając nowych znajomych jak największej liczbie swoich bliskich. – Musimy porozmawiać z dowódczynią Mirren – wyjaśnił, lądując na ramieniu Billy’ego. – Ale do tego czasu, skoroście są na miejscu, a do tego użytecznie przerośnięci, byłoby nieduszkowością z naszej strony nie znaleźć wam zajęcia. Albo i trzech. – Puścił do nich oko i uśmiechnął się. – Oczywiście, bardzo chętnie pomożemy! – odrzekł Billy. Ania i Jimmy pokiwali energicznie głowami, bo równie mocno pragnęli zobaczyć więcej tego niesłychanie magicznego świata. Chwilę później cała trójka zabrała się do pracy. Billy zbierał ciężkie gałęzie i pomagał uprzątnąć gęste podszycie, czym oszczędził duszkom tygodni dźwigania i bólu pleców. Jimmy pomógł wzmocnić tamy na rzece kamieniami, które dla duszków były wielkie niczym góry, podczas gdy nieustraszona Ania wspinała się na drzewa

36


Dzień, w któr ym wszystko się zaczęło

i pomagała zbierać najdojrzalsze owoce morwy z najwyższych gałęzi. Zamiast rwać je jeden po drugim, potrząsała z góry gałęziami, a duszki łapały deszcz cudownych owoców do koszyków. – Najlepsiejsze jagody rosły w dolinie rzeki, ale w tym roku w ogóle nie obrodziły – zdradził Bazyl Ani, kiedy zeszła z drzewa i dołączyła do przyjaciół. – A wiecie dlaczego? – spytała Ania. – Niezupełnie – odrzekł Bazyl, marszcząc brwi. – I nie tylko o jagody chodzi. Z innymi owocami i kwiatami też nie najlepiej. Korzystamy z zapasów z zeszłego roku, ale jeśli coś się szybko nie zmieni, to wietrzę kłopoty. Rytm trochę… stracił rytm. – Rytm? Co to takiego? – spytał Jimmy. – Rytm to rzecz najważniejsza – wyjaśnił Bazyl. – Dzięki niemu utrzymujemy się przy życiu i w harmonii z lasem. Wolno nam robić, co chcemy, i być, kim chcemy, ale tylko jeśli odgrywamy swoją rolę w Rytmie. A każde żywe stworzenie ma własne obowiązki. My, duszki, mielimy zastygłą lawę i wsypujemy minerałowy pył do rzeki. Ta niesie go na wskroś krainy, a każdego roku, kiedy rzeka wylewa, całe to dobro dociera wszędzie wraz z wodą. Karmimy ziemię, a ziemia wybucha radością i wdzięcznością,

37


Olbrzymia przygoda Billy’ego

w zamian karmiąc nas! – Bazyl potarł się po brzuszku i wydał okrzyk radości. – A co wasza trójka ludziów robi dla Rytmu? – spytał. Zapadła niezręczna cisza. Przyjaciele popatrzyli na siebie i zdali sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie myśleli o świecie w ten sposób. Nie potrafili określić, czy robią w ogóle cokolwiek przydatnego. – Jesteśmy tylko dziećmi – powiedział Billy. – Bawimy się i chodzimy do szkoły… Jeśli mam być szczery, to chyba zostawiamy ważne sprawy dorosłym. – Być smarkulem to żadna wymówka – odrzekł Bazyl. – Wiek nic nie znaczy. Każdy z nas, wszyscy i wszystko, musi okazywać szacunek ziemi. Wspólną pracą utrzymujemy harmonijny Rytm. Miejcie się na baczności albo skończycie jak te buny. – Jakie buny? – spytał Billy, szeroko otwierając oczy. Samo spotkanie tylu duszków było czymś niesamowitym, a teraz Bazyl twierdził, że istnieją jeszcze inne magiczne istoty? Jakieś buny? – Ano. Buny też mieszkają nad rzeką, kawałek dalej. Zawsze były nieco marudne, ale ostatnimi miesiącami to zupełnie postradały rozum! Tak między nami, to trochę straszne się zrobiły, nawet próbują zastawiać pułapki na

38


Dzień, w któr ym wszystko się zaczęło

duszki. Grożą, że nas zjedzą! Musimy być bardzo uważne. Dowódczyni Mirren uważa, że powinniśmy mieć duszkowy system alarmowy. – O nie! – wykrzyknął Jimmy. – To nie brzmi dobrze. – Wiem. Zadaniem bun jest zbieranie grzybów i rozsiewanie zarodników. Z zarodników wyrastają tysiące nowych grzybów, które rozkładają wszystkie martwe rzeczy zalegające w lesie. – Bazyl udał, że się dusi i wykręcił ciało. – W zamian zarodniki ułatwiają start nowemu życiu. – Obrócił się gwałtownie, unosząc wysoko nogę, i z szerokim uśmiechem rozłożył ręce niczym otwierający się kwiat. Potem zatrzymał się i zupełnie znieruchomiał. – To znaczy, że wszystko żyje wiecznie, bośmy wszyscy są częścią Rytmu. Nie ma początku ani końca – wyszeptał. Billy wymienił uśmiechy z przyjaciółmi. Co za cudowny sposób postrzegania świata. – Ale buny przestały robić, co do nich należy, a to bardzo źle! A na tym nie koniec. Inne części Rytmu też się jakby popsuły – rośliny nie kwitną, kiedy powinny, pszczół lata mniej niż kiedyś, zwierzęta zachowują się dziwacznie, a to, co powinno radzić sobie w najlepsze, obumiera.

39


Olbrzymia przygoda Billy’ego

Twarzyczka Bazyla posmutniała, ale po chwili spojrzał na dzieci porozumiewawczo. – I wygląda na to, że wam też potrzeba pomocy, żebyście odegrali swoją rolę. Może dlategoście zabłąkali się do naszego lasu. Może Rytm ma dla was, ludziów, jakiś plan.

Przez resztę popołudnia byli tak zabiegani, że mało co z niego zapamiętali. Ale w pewnej chwili wesoły chaos duszkowej osady nagle ustąpił miejsca ciszy, a Billy, Ania i Jimmy nabrali przeczucia, że za chwilę spotka ich coś wyjątkowego. Unieśli głowy i zobaczyli, że szybuje ku nim wyjątkowo elegancki duszek, nieco wyższy niż pozostałe. – Billy, Aniu, Jimmy, nazywam się Mirren i przewodzę tej społeczności. Bardzo mi miło powitać was w naszej osadzie. – Jej głos był miękki i śpiewny. – Wybaczcie ciekawość, ale jesteście pierwszymi ludźmi, z którymi mamy okazję rozmawiać. Bardzo chciałabym wiedzieć, w jaki sposób nas znaleźliście. – Nie wiem – odparł Billy. – Chyba po prostu podążyliśmy tropem przyrody. Prawda, Jimmy?

40


Dzień, w któr ym wszystko się zaczęło

Jimmy przytaknął. – Cóż, udało się wam coś naprawdę wyjątkowego – stwierdziła dowódczyni Mirren. – Najwyraźniej las miał powód, żeby pozwolić wam nas znaleźć, i jesteśmy bardzo wdzięczni za dzisiejszą pomoc. W podziękowaniu, w imieniu wszystkich duszków, spełnię wasze dowolne życzenie. Przyjaciele uśmiechnęli się promiennie do siebie. Magiczne życzenie! Ania powiedziała swoje tak szybko, że niemal zaplątał się jej język: – Ja poproszę zdalnie sterowaną terenówkę monster beetle, najbardziej chciałabym złotą. Całe życie o takiej marzyłam. Kiedy skończyła, Jimmy wykorzystał swoją okazję: – Ja poproszę nowy rower. Ale nie taki zwyczajny, tylko griftera… I czy mógłby mieć zamontowane działko wodne i głośną syrenę, taką jak w samochodzie policyjnym? – A ty, Billy? – spytała dowódczyni Mirren.

41


Olbrzymia przygoda Billy’ego

Billy nie odzywał się przez chwilę, bo mocno rozmyślał o najróżniejszych rzeczach, które bardzo chciałby mieć. A potem uśmiechnął się i powiedział: – Ja sobie życzę, żeby staremu panu Revelowi, który mieszka na skraju lasu i ciągle jest taki smutny i samotny, przytrafił się miły dzień. Szefowa duszków przyjrzała się serdecznie całej trójce. – Widzę, że każde z was czegoś pragnie. Niestety, magia jest drogocenna, więc spełnię tylko jedno życzenie. Które wybieracie? Ania i Jimmy popatrzyli na Billy’ego, potem na siebie i pokiwali głowami na zgodę. – Wybieram życzenie Billy’ego – powiedziała Ania. – Jest najlepsze. – Bez dwóch zdań – potwierdził Jimmy. Billy uśmiechnął się do przyjaciół. – Jedno życzenie mamy i jedno spełniamy – oznajmiła Mirren. – Życzenia są rzadkością, niczym podwójne tęcze, a życzenie, by podzielić się z kimś innym, to rzadkość największa. Billy, twoje życzenie zostało spełnione. Przyjaciele czekali na moment, w którym coś się wydarzy.

42


Dzień, w któr ym wszystko się zaczęło

– To wszystko? Żadnego dymu? Żadnych migoczących światełek? – spytał Jimmy. – Magii nie musi być widać, żeby zadziałała – wyjaśniła dowódczyni Mirren z przekornym uśmieszkiem. Skinęła głową w stronę zebranej nieopodal grupki duszków, które na ten sygnał odfrunęły. – Ale magia tego rodzaju, którym się posłużyłam, nas łączy, więc chciałabym przekazać wam coś, co będzie symbolem dzisiejszego dnia i naszej nowo zawartej przyjaźni. Dwa duszki wróciły, niosąc przedmiot, który wyglądał jak zwyczajny kawałek krzemienia przymocowany do długiego sznurka.

Ciąg dalszy w pełnej książce... 43


– Billy, ponieważ to twoje życzenie zostało wybrane, ty otrzymasz ten dar – oznajmiła Mirren. Duszki trzymające naszyjnik podfrunęły bliżej i zawiesiły go na szyi Billy’ego, zaplatając sznurek z ogromną wprawą w niesamowicie skomplikowany węzeł. – Każdy kamień ma jakieś przeznaczenie – wyjaśniła Mirren. – Niektóre przechowują wiadomości, tak jak woda przechowuje wspomnienia. Można powiedzieć, że ten kawałek krzemienia zawiera cząstkę każdego z nas. Jeśli znajdziesz się w opałach, ściśnij go mocno.

44


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.