Philip K. Dick Ucieczka (Sales pitch)

Page 9

Kiedy pod koniec długiego, uciążliwego dnia zmęczony Ed Morris wracał na Ziemię, zewsząd dobiegał go ryk silników innych transporterów. Szlaki Ganimedes-Terra kipiały od wyczerpanych biznesmenów o zasępionych obliczach; z uwagi na konflikt między Jowiszem a Ziemią podróż trwała dwie godziny. Co kilka milionów mil potężny strumień zwalniał, by wpuścić na magistralę ciągi sunących od strony Marsa i Saturna pojazdów. – Chryste – mruknął Morris. – Czyż można być bardziej zmęczonym? – Uruchomił sterowanie automatyczne i na chwilę odwrócił się od pulpitu, by zapalić upragnionego papierosa. Drżały mu ręce. Czuł zawroty głowy. Minęła szósta, Sally będzie marudzić, z obiadu nici. Nic nowego. Szarpiąca nerwy podróż, ryk klaksonów, rozdrażnieni kierowcy, którzy przemykali obok jego niedużego pojazdu, wściekle gestykulując, wrzeszcząc i sypiąc przekleństwami... No i reklamy. Głównie o nie chodziło. Był w stanie ścierpieć wszystko prócz reklam towarzyszących mu przez całą drogę z Ganimedesa na Ziemię. Obecni na każdym kroku ziemscy mechaniczni komiwojażerowie byli kroplą przepełniającą czarę goryczy. Przyhamował, aby uniknąć karambolu, w którym uczestniczyło pięćdziesiąt statków. Wokół kłębiły się statki naprawcze usuwające z drogi złom. Usłyszał w głośniku wycie nadlatujących rakiet policyjnych. Morris zwinnie zwiększył wysokość,


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.