Heavy Metal Pages_No. 52

Page 66

pewien… to Kruk.

Stępione pazury Kruka Najnowszą płytę Kruka, "Be3" można odbierać dwojako. Dla wielu słuchaczy oraz samego zespołu jest ona dowodem na pójście do przodu, rozwój i zerwanie ze schematami klasycznego hard rocka. Druga grupa, szczególnie fanów starszych wiekiem, kwestionuje złagodzenie brzmienia i pewne próby pójścia na komercyjny kompromis. Jak by jednak nie oceniać tej płyty - "Be3" to wciąż kawał dobrego grania, z rewelacyjnymi partiami wokalnymi Tomasza Wiśniewskiego oraz gitarowymi solówkami mego rozmówcy, Piotra Brzychcy:

HMP: Wasza najnowsza płyta "Be3" przynosi sporo niespodzianek. Co sprawiło, że ten materiał przybrał taki właśnie kształt? Piotr Brzychcy: Wiele czynników sprawiło, że ten materiał jest taki jaki jest. My sami nabierając doświadczenia, zarówno w studiu, na scenie, jak i na rynku muzycznym, inaczej postrzegamy już pewne aspekty dotyczące tworzenia, wydawania, a może i nawet produkowania naszej muzyki. Do tego dochodzą oczywiście także zmiany personalne, które mają wpływ na ten finalny kształt. Kasa, ta wbrew pozorom ma chyba jeden z największych wpływów, więc porównując poprzedni budżet płytowy do tego aktualnego mogę śmiało stwierdzić, że mieliśmy zdecydowanie więcej możliwości. Do tego dochodzi pewność siebie, którą budowaliśmy na przestrzeni wielu lat. Najważniejsze jest jednak zaufanie, którym obdarowali nas ludzie. Być może to oni mieli finalny wpływ na taki, a nie inny kształt albumu "Be3". Już sam tytuł albumu jest swoistym manifestem, który można odczytać nie tylko informacyjnie, w

jakakolwiek forma przesady sprawi, że można zatracić świadomość o jej wyjątkowości. Z niczym nie można przesadzić. Z drugiej zaś strony, nic nie robiliśmy wedle wcześniej uknutego i dobrze przemyślanego planu. Rzuciliśmy się w objęcia spontanicznej energii, która była tu i teraz, bez zbędnej filozofii i niepotrzebnego analizowania. Takie podejście daje niesamowitą frajdę, bo muzyka która powstaje zachowuje pewną dozę tajemniczości, która pełne oblicze pokazuje tak naprawdę w momencie, w którym płyta trafia do rąk słuchacza i to on ją ocenia, i ewentualnie klasyfikuje. Stąd więcej brzmień syntezatora, nie Hammonda, krótsze solówki gitarowe, więcej nawiązań do chociażby Rainbow lat 80., jak na przykład w "Steal Your Heart"? Przy poprzedniej naszej płycie "It Will Not Come Back" byłem tak napalony na brzmienia hammondowe, że w głębi duszy marzyłem o tym aby wywalić wszystkie syntetyki na ich konto. Ba, chciałem nawet przykryć gitary tym zacnym, przesterowanym

Foto: MetalMind

sensie, że to wasza trzecia - nie licząc "Memories" - płyta, ale jako pewną deklarację wolności? Człowiek chyba nigdy do końca nie może być wolny, ale ma prawo do pewnych pragnień i chęci. Tak było w przypadku naszego podejścia do trzeciej płyty autorskiej. Staraliśmy się wyrwać z łańcuchów, które skazywały nas na pewne standardy. Udało nam się ponieważ przede wszystkim przełamaliśmy własne schematy myślenia. Reszta przyszła sama. Oczywiście gramy dalej rocka i to kręci nas najbardziej. Przy tym pytaniu trzeba głośno powiedzieć o tym, że muzyka rockowa sama w sobie jest manifestem wolności. Podpisaliśmy się więc pod nim po raz kolejny. "Be3" określacie jako "manifest kruczej wolności" oraz "furtkę pozwalającą wejść do innego świata muzyki". Znudził się wam klasyczny hard rock lat 70., postanowiliście pójść dalej? Hard rock lat 70. jest w nas, jest na tej płycie, jest na naszych koncertach… Generalnie to z hard rockiem lat 70. jest jak z najlepszą przyprawą w kuchni, która uczyni z każdej potrawy wykwintne danie, ale

66

KRUK

brzmieniem organowym. Podchodząc do płyty "Be3" urosłem już w świadomość, że jest wiele osób, którym brzmienia hammondowe, te mocno wysunięte do przodu, ograniczają przyjemność przy odbiorze muzyki. Moje napalenie jednak w ogóle się nie zmniejszyło. To co stało się w procesie produkcji, to była już zupełnie inna bajka. To było moje dojrzewanie i świadome dostrzeganie tego, że nie na Hammondach rocka zbudowano (śmiech). Jest więc ukochany Hammond, ale jest z nim dokładnie tak jak z hard rockiem lat 70. Jest dozowany, i nie sztucznie, a bardzo naturalnie, przez co teraz dopiero dostrzegam jego prawdziwą siłę. Jest go mniej, jest schowany, ale bez niego ta muzyka byłaby zupełnie inna, pozbawiona pewnego magicznego wymiaru. Przy okazji wszyscy ci, którzy nie przepadają za tym brzmieniem dostają coś co ich nie odrzuca. A Rainbow? Nie wiem, może tak. Może Whitesnake? Ta muzyka jest w nas tak głęboko zakorzeniona, że ja już nie czuję granic. Natomiast takie nazwy i takie porównania w kontekście naszej twórczości sprawiają, że odczuwam dumę. Jednego jestem też finalnie

Muzyka Kruka stała się generalnie bardziej przystępna, brzmi lżej, bez tej charakterystycznej dla waszych pierwszych albumów zadziorności - to kontynuacja niektórych muzycznych wątków z "It Will Not Come Back" czy bardziej wpływ produ centów, Michała Kuczery i Marcina Kindli? To kontynuacja naszej chęci do grania muzyk bardziej w stronę rocka niż metalu. Kocham metal, grałem go i będę grał, ale Kruk to przede wszystkim rock. Nie dało się tego zrealizować wcześniej, więc jest teraz. To oczywiście tak szeroko pojęty grunt, że jeśli przetrwamy, to jeszcze nie raz się zdziwicie. Reszta to już tylko kwestia gustu. Ja jestem dumny z tej płyty ponieważ pokazuje, że w Polsce można grać taką właśnie odmianę rocka i mieć mnóstwo zwolenników takiego grania. To tak naprawdę jest w tym wszystkim i najważniejsze, i najpiękniejsze. Jak zakładałem Kruka to ludzie, z przeróżnych sfer mówili, że nie mam szans, że takie płyty się nie sprzedają, że na koncerty nikt nie będzie chodził, że media nie będą zainteresowane. Tymczasem Kruk został doceniony, dostrzeżony nie tylko w kraju, ale i na świecie, i to jest najważniejsze. Każda para rąk, każdy świadomy umysł, który bierze udział w danej pracy ma swój wpływ. Michał Kuczera walczył ze mną o to aby na tej płycie było więcej przesterowanych, mocnych gitar, zresztą dałby się pokroić za Stevea Vai'a, więc doskonale wie o co chodzi w muzyce gitarowej. Marcin Kindla uświadamiał mi jak wiele jest przeróżnych rozwiązań, które z rockiem nie mają nic wspólnego, a dodają mu nowego wymiaru i świeżości. Bez Michała i Marcina ta płyta byłaby zupełnie inna. Szkoda, że to upraszczanie formy i czynienie jej bardziej przystępną dla masowej publiczności skutkuje wyciszaniem solówek gitarowych - szczególnie stracił na tym według mnie "On The Station"… To są dwie sytuacje, w których wyciszenie kończy solową partię gitary. Dodam, że jest to ruch świadomy, gdyż to co miało zostać powiedziane, zostało powiedziane, a wyciszenie ma swój przekaz. W przypadku "On The Station" mówimy wszystkim: teraz kończymy, ale ciąg dalszy nastąpi. Każdy tego chce, i my, i słuchacz. Na koncertach ten utwór rozwija się w niesamowite formy, tylko dlatego, że nie zamknęliśmy go w oczywiste ramy na płycie. W przypadku "At The Desert" solo gaśnie, bo gaśnie puls kawałka, to bardzo naturalne i często stosowane posunięcie w trakcie produkcji płyty, idealnie nam w tym wypadku pasowało. Dowody złagodzenia brzmienia Kruka były już zresztą słyszalne na poprzedniej płycie, zwłaszcza w bonusowym "The Best" z udziałem Piotra Kupichy (Feel). Im częściej słucham "Be3" tym bardziej zauważam pójście właśnie w tym kierunku… W tej materii też zabrzmi to paradoksalnie, ale Piotrek wręcz domagał się mocnych gitar. Oczywiście kompozycja "The Best" sama w sobie narzuca już jasno określony charakter i te gitary tam odgrywają tylko pewną, dodatkową rolę, ale jak się w nie dokładnie wsłuchasz to brzmią ciężej niż inne na tej płycie. Czy jest to pójście w tym właśnie kierunku? Być może tak. Podobało nam się to, że mogliśmy przy tym utworze poświęcić więcej czasu niż przy nagrywaniu całej płyty. Jest większa przestrzeń, jednocześnie większa dynamika, a tego fan od dzisiejszych produkcji spod znaku hard'n'heavy zwyczajnie wymaga. Dlaczego płytę promuje jeden z bonusowych utworów, "Gdyby upadł świat"? Czy umieszczenie tych trzech numerów z polskimi tekstami nie jest czasem próbą upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu: starsi fani mają materiał podstawowy, zwolennicy lżejszych klimatów przebojowe bonusy? Jest próbą upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu, ale nie w kontekście pozyskiwania fanów lżejszych klimatów. Przecież obok "Gdyby upadł świat" w polskiej wersji językowej znajdują się tam utwory "Jak głaz", klasyczny rocker i jeden z najbardziej zadziornych momentów w twórczości Kruka - "Jestem Bogiem", z growlem, który nigdy nie pojawił się w Kruku. Nie zgodziłbym się więc z twoją tezą, chyba, że sam język polski traktujesz


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.