W miasteczku nad Loarą Stara, okropna ciotka, czyli madame Isabelle Sorel (nazywana przez polską rodzinę po prostu ciocią Izabelą), z niecierpliwością czekała na przyjazd swojej młodej krewnej. Kiedy więc kilka dni później Marianna i jej przyjaciel Miłosz wysiedli z samochodu pana Stefana, prędko wyszła przed dom, aby powitać gości. Była to starsza, wysoka, dystyngowana kobieta o szczup łej talii, przyjaznej, miłej twarzy i kasztanowych włosach zaczesanych w kok. Miała na sobie nienagannie uprasowaną białą jedwabną bluzkę z wiązaną krawatką, rozkloszowaną spódnicę i czarne czółenka. – Jakże się cieszę, że was widzę! – Rozłożyła ramiona, by uściskać nowo przybyłych. – A ja wcale się nie cieszę – burknęła pod nosem Marianna, śmiertelnie obrażona na cały świat. Na tatę za to, że ją tu przywiózł, na ciotkę za to, że ją zaprosiła, i na Miłosza, który nie chciał z nią uciec do Urdżybukitystanu, bo gdy się dowiedział, że również został zaproszony, z wrażenia omal nie wyzionął ducha. Przez dwa dni podróży podskakiwał radośnie w samochodzie i komentował wszystko, co widział, podczas gdy Marianna nie odezwała się ani słowem do nikogo.
18
Imaginarium_Gildia_wynalazcow_srodek_142x205.indd 18
12.09.2017 10:40