kcja Izabela Gajny
Tom_3
Tom_3
Foresight Społeczny Wrocław 2036/56. Projekt Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016
foresight społeczny Wrocław 2036/2056
Wstęp
Wrocław – Małe Centrum Europy
Izabela Gajny
Wrocław w poszukiwaniu axis mundi
Łukasz Medeksza
O stylach Wrocławia eco- i melo- dramatycznie
Alina Drapella-Hermansdorfer
Rekonstrukcja, odbudowa i wzmocnienie charakteru.
Case 1_Młyny św. Klary
Izabela Gajny
O sztuce handlu w mieście.
Wrocławskie obiekty komercyjne: tradycje i prognozy
Krystyna Kirschke, Paweł Kirschke
Świdnicka A.D. 2056: handlowy kręgosłup metropolii
Case 2
Izabela Gajny, Michał Dębek
007–027
029–057 059–077
079–095
097–133
135–171
Strateg jako krawiec miasta
z Janem Waszkiewiczem rozmawia Łukasz Medeksza
Wrocław w średniowieczu
z Małgorzatą Chorowską rozmawia Izabela Gajny
Zbudujmy metro? Odtwórzmy targ wokół Neptuna?
z Krystyną i Pawłem Kirschke rozmawia Izabela Gajny
Paskudztwa ze Sky Tower
z Januszem Dobeszem rozmawia Izabela Gajny
Chrońmy charakter dolnośląskiej prowincji
Tezy dla Dolnego Śląska
Izabela Gajny, Łukasz Medeksza, Zbigniew Tyczyński, Eryk Nowak
Biogramy
173–183
185–201
203–215
217–229
231–233
234–237
Izabela Gajny
Jak będzie kształtował się charakter Wrocławia? Czy pojawią się tu nowe idee estetyczne? Czy ekonomia pozwoli miastu zdobyć wysoką pozycję wśród graczy globalnych? A jeśli nie? Jakie działania strategiczne i planistyczne należy prowadzić, aby zapewnić miastu atrakcyjny wizerunek, a jego mieszkańcom i przyjezdnym wysoki poziom zadowolenia z bycia i życia w mieście?
⇢ Według André Malraux „wiek XXI będzie wiekiem religii, albo nie będzie go wcale”. Henryk Skolimowski parafrazuje: „wiek XXI będzie stuleciem ekologii, albo nie będzie go wcale”. Zasugerujmy kolejną wersję tego powiedzenia: wiek XXI będzie wiekiem powrotów, odnowienia tradycji i lokalności, albo nie będzie go wcale.
Nie snuję wizji końca świata, ale w pewnym sensie chodzi mi o koniec świata, jaki znamy. Jan Zielonka sądzi, że w niedługim czasie państwa w Europie zastąpi dużo luźniejsza wspólnota miast, regionów czy nawet organizacji religijnych - podobna do tej, która istniała w średniowieczu. Granice w Europie staną się płynne, a ludzie będą żyli w świecie nakładających się lojalności - wobec regionu czy Europy, a niekoniecznie wobec Warszawy, Londynu, Berlina, Brukseli, czy Paryża. Taki świat „nowego średniowiecza” będzie równocześnie bardziej nowoczesny od tego, w którym żyjemy dzisiaj, i będzie także nawiązywał do dziedzictwa europejskiej historii.1
„Gdy centrum urasta w Wielką Liczbę, naprzeciw niego może stanąć tylko to co najmniejsze i miłosne”.2
Od kapitalizmu kasynowego do małych centrów świata.
Niedawny okres globalnej prosperity był dla Wrocławia i innych większych polskich miast czasem inwestycji i gwałtownych przemian, zwłaszcza w porównaniu z wcześniejszą epoką realnego socjalizmu. W ciągu ostatnich 25 lat bardzo silnie związaliśmy się z kulturą, wartościami i stylem życia świata Zachodu. Kosmopolityczni, otwarci, połączeni dzięki możliwościom technologicznym z rzeczywistą i wirtualną dżunglą świata. Cechą pokolenia wychowywanego od początku lat 90. jest przekonanie o wzroście i zmianie jako o zjawisku stałym, a także o nieograniczonym dostępie do dóbr i napływie środków i kapitałów z zewnątrz. Ale co ten okres inwestowania przyniósł
1 O tego typu neomediewalnym spojrzeniu na współczesną Europę piszemy obszernie w tomie 1 niniejszej serii - ‚Miasta w nowym średniowieczu’. Opinię Jana Zielonki cytuję za: A. Leszczyński, 2015
2 K. Czyżewski, 2016
4 Trend w architekturze modernistycznej, który postuluje jej umiędzynarodowienie, przy jednoczesnym oderwaniu od stylów rodzimych, lokalnych.
Wrocławiowi? Czy zaowocował takimi przemianami, które pozwolą miastu korzystać z wypracowanych zasobów przez najbliższe lata? Czy też, jak sugeruje Ryszard Kapuściński, obecne społeczeństwo to „spadkobiercy wielkiej przeszłości, której nie potrafią kontynuować”3?
Okres przełomu zazwyczaj rodzi refleksję nad osiągnięciami poprzedniej epoki. W Europie Zachodniej – a może i na całym świecie – załamuje się dotychczasowe status quo – polityczne i ekonomiczne, ale może też estetyczne, urbanistyczne i architektoniczne. Czas więc sięgnąć po inne idee oraz - jak próbujemy pokazać w tym tomie - budować strategie rozwoju wokół wzmacniania własnej kultury, wartości i tradycji. Przede wszystkim powinniśmy zastanowić się jak w przyszłości będziemy mierzyć sukces. Czy miernikiem nadal będzie wzrost PKB, czy może inne kryteria - takie jak wartość wspólnoty i tradycji, wrażliwość na piękno, pokora, szczerość, wierność wartościom, godność ludzka. A może pojawią się jakieś inne kryteria?
Ostatnie inwestycje we Wrocławiu choćby budynek „luksusowego” hotelu Hilton niedaleko Placu Dominikańskiego, Sky Tower, nadbudowa zabytkowej kamienicy przy zbiegu ulic Ruskiej i Kazimierza Wielkiego, deweloperska zabudowa Kępy Mieszczańskiej, Bema Plaza Wrocław przy placu Bema to efekty wypaczonego pojęcia otwierania miasta na świat, to kolejne nowotwory zapożyczeń światowych, kopiowane bez pomysłu, często z użyciem ekonomicznych materiałów masowej produkcji, efekty deweloperskiej gry o przestrzeń. Dlaczego tak się stało? Charakterystyczną cechą współczesnego świata jest nasilająca się konkurencja. Miasta, ale także inne jednostki terytorialne (kraje, regiony, gminy), rywalizują między sobą przede wszystkim o dostęp do międzynarodowych, europejskich i krajowych środków finansowych. Organizowane co roku największe europejskie targi nieruchomości w Cannes są okazją do nawiązywania nowych kontaktów z dużymi inwestorami i do śledzenia trendów. Aby uczestniczyć w globalnej rywalizacji, sprostać wyzwaniom konkurencji oraz oczekiwaniom wiodących międzynarodowych firm, miasta nieustannie próbują dostosować się do ich wymagań, czego efektem często jest ujednolicenie stylu zabudowy, charakteru i wizerunku. Próbując sprostać tej konkurencji uciekamy od siebie i własnych potencjałów. Globalne trendy są narzucane lokalnym społecznościom powodując zmianę ich stylu życia, myślenia oraz wzajemnych relacji. W dalszej perspektywie struktura społeczna destabilizuje się, poczucie tożsamości chwieje się, miasta stają się swoją wzajemną kopią, a decyzja o opuszczeniu miasta na stałe okazuje się coraz łatwiejsza. „Klonowaniu” podlegają nie tylko podmioty gospodarcze - filie firm i sieci sklepów - ale także wizerunek ulic, placów, przestrzeni miejskich, detali i sposobów życia, pracy i zamieszkiwania.
Modernizm, funkcjonalizm, styl międzynarodowy w architekturze podbił świat 4: górę wzięły takie wartości jak racjonalność, postęp, innowacja, rozwój, koniec tradycji. Kon-
sekwencją tego sposobu myślenia jest globalizacja. Ekspansja modernizmu towarzyszy dominacji północnoatlantyckiej ekonomii. Globalizacja obejmuje typy i style budynków - takich jak biura, lotniska, hotele, centra handlowe, konferencyjny, ośrodki komercyjnej rekreacji.5 Aby przełamać monotonię modernistycznej zabudowy miast, nowoczesna architektura zaczyna być coraz bardziej spektakularna i egocentryczna: do jej tworzenia i do dyskusji o miastach zapraszane są globalne gwiazdy (tzw. starchitects). Efektem jest globalna migracja przedziwnych form i stylów obcych lokalnym kontekstom i ludzkiej wrażliwości na piękno. I pomyślmy jeszcze o nowoczesnej architekturze: jakim wyzwoleniem (czy pokusą?) stała się dzięki nowym materiałom możliwość przeciwstawienia tradycyjnym prawom statyki czegoś, co do budowania, do układania warstwami kamienia na kamieniu, w niczym już nie jest podobne, gdyż jest raczej całkowicie nowym stwarzaniem – te budowle, które, by tak rzec, stoją na wierzchołku albo na cienkich słabych kolumnach i których mury, ściany, chroniące obudowy zostają zastąpione zadaszeniami i pokrywami przypominającymi namioty.6
Jeszcze gorzej sytuacja wygląda na przedmieściach. „To „coś” nie ma ani ulic, ani placów, są tam natomiast przypadkowo rozrzucone ogromne parterowe magazyny, są parki przemysłowe pozbawione przemysłu, supermarkety i hipermarkety, salony samochodowe i meblowe, stacje benzynowe, zakłady gastronomiczne, ogromne parkingi, samotne wysokie domy z biurami do wynajęcia, różnego rodzaju składy, a między nimi grupki jakichś domków, które stoją co prawda blisko siebie, ale mimo to wyglądają na straszliwie samotne. Najbardziej zaś mi przeszkadza, że wszystko to otaczają wielkie połacie ziemi, które nie są niczym: ani łąką, ani polem, ani lasem czy puszczą, ani jakimś sensownym miejscem ludzkiego osiedlenia. Od czasu do czasu w tej trudnej do opisania przestrzeni można dostrzec jakiś piękny czy oryginalny pod względem architektonicznym dom, ale wygląda on tu jak kołek w płocie: nie jest umieszczony w żadnym kontekście, w żadnej harmonii czy dialogu i po prostu tylko sterczy.”7 Tego typu obiekty, towarzyszące zjawisku tzw. „kapitalizmu kasynowego”, karmiącego się spekulacyjnymi, krótkoterminowymi zwrotami z inwestycji, psują jakość życia społeczeństwa oraz jakość historycznych miast Europy. Vaclav Havel nazywa to zjawisko cywilizacją pychy. 8 Jak podkreśla Edmund Wnuk-Lipiński w tekście „Europa wobec globalizacji”9: w tym typie gry rynkowej nie chodzi o czerpanie zysków ze stabilnego wzrostu gospodarczego, lecz po prostu o czysty zysk, nawet jeśli po jego osiągnięciu pozostawia się ‘spaloną ziemię’. Jakże łatwiej takie decyzje inwestycyjne podejmują międzynarodowe podmioty, które nigdy nie postawiły swojej nogi w miastach, gdzie lokują kapitały.
„Małe centrum świata nie jest przystanią dla partaczy, którzy budują na krótko i byle jak, nie bacząc na przyszłość.”10
Izabela Gajny
5 O powiązaniach ekonomii z dominacją modernizmu w architekturze pisze: R. Adam, 2012
6 H.-G. Gadamer, 1993
7 V. Havel, 2012
8 Ibid.
9 E. Wnuk-Lipiński, 2014, s. 504
10 K. Czyżewski, op.cit.
12 R. Kapuściński, 2005
13 Cz. Miłosz, 2002
14 Cz. Miłosz, 2007
15 John Muir, szkocki naturalista, autor, filozof, ekolog żyjący w Stanach Zjednoczonych, propagator ochrony dziedzictwa naturalnego, uważany za „ojca parków narodowych”. Cytat zaczerpnięty z motta do: F. Reynolds, 2016
Słowa Roberta Schumana „Wartość Europy to Europa Wartości” zawsze skłaniają, by przywołać początki tworzenia Unii Europejskiej, unii wspólnych wartości. Czy jednak ten aksjologiczny fundament jest wystarczająco mocny w czasach wielkich przemian kulturowych i trudności ekonomicznych? Czy jesteśmy wciąż zjednoczoną Europą wspólnych wartości, ale różnych kultur, czy staliśmy się już europejskim państwem uniwersalnym, gdzie zaczyna dominować ryzyko powszechności, ujednolicenia, odarcia z indywidualizmu w imię wartości utylitarnych, podyktowanych wyższymi względami politycznymi i ekonomicznymi?
„Świat jest obecnie śmiertelnie spragniony małych centrów świata. Wielkiego centrum nie ma, jeśli powstaje, to jest zaledwie pokusą Historii, szkiełkiem iluzji w oku żądnych panowania. Wtedy rości sobie prawa, potrzebuje ideologii i władzy. Niszczy i pożera małe, aż samo popadnie w ruinę.”11
Czy możliwy jest powrót do małych światów, do ‘złotego wieku’ kultury europejskiej szanującej współistnienie i prawa kultur obcych? Czy możliwa jest dalsza współpraca gospodarcza miast i regionów oparta o swobodny przepływ dóbr i usług oraz wymianę tego, co każdy region uznaje za swoją fundamentalną wartość przy jednoczesnym zachowaniu szacunku do tej właśnie wartości w różnorodności? Czy wreszcie możliwe jest zachowanie istniejącego piękna miast europejskich w obliczu postępującej globalizacji?
Mnemosyne, mater Musarum / Pamięć, matka Muz
„Historia ludzkości to również w poszczególnych regionach i epokach dzieje regresu”.12 Regres i retrospekcja jednak nie zawsze muszą mieć negatywne konotacje. Próbuję w tym tomie udowodnić, że poszukiwania w bogactwie przeszłości mogą inspirować renesans i odbudowę wartości, które w dłuższym okresie zapewnią miastu prosperity i wyjątkowość. W swoim przemówieniu do Polskiej Rady Biznesu w 2002 r. Czesław Miłosz zauważył, że kultura masowa towarzysząca procesom globalizacji tworzy „typ człowieka, który żyje teraźniejszością i którego z trudem tylko można przekonać do zajmowania się tym, co niegdyś było”13 . W tradycji kryje się jednak wiele wzorców i podpowiedzi dla współczesnego życia, które warto na nowo odczytać w kontekście współczesnym. Potrzebna jest do tego jednak świadomość historyczna oraz świadomość własnych zasobów i tradycji. Czesław Miłosz wyjaśnia to w ten sposób: „... świadomość historyczna istnieje wtedy kiedy przeszłość jakiejś kultury ukazuje się jako mnóstwo obrazów i cytat.”14 Szkocki naturalista i konserwator przyrody żyjący w Ameryce John Muir15 powiedział: „nie ślepy sprzeciw dla postępu, ale sprzeciw wo-
bec ślepego postępu”. Tę zasadę, zastosowaną w polityce kształtowania parków narodowych Ameryki w XIX w. i parków narodowych w ogóle, można z powodzeniem wykorzystać na potrzeby współczesnej ochrony dziedzictwa kulturowego miast i regionów. Ważną cechą tradycji jest adaptywność i możliwość zmiany. Tradycja różni się od historii tym, że trwa oraz podlega rozwojowi 16 . Być w ruchu, podlegać przemianom, a jednocześnie żyć w zgodzie z tradycją: „Słuchać przekazu tradycji i tkwić w tradycji – oto narzucająca się w sposób oczywisty droga prawdy, którą odnaleźć powinny nauki humanistyczne”.17
„Małe centrum wszechświata kocha ‘przeszłość dla przyszłości’. Jego fundament położony jest głęboko w warstwach pamiętania, a praca nad archeologią pamięci nie ma tutaj końca.”18
Tradycja jest zatem jak rzeka u Heraklita - w ciągłym ruchu. Jest to wieczny proces powstawania rzeczy, przetwarzania odziedziczonych wartości, czasem - jak w Heraklitowej kosmologii - przechodzenie z jednego przeciwieństwa w drugie. Należy odczytywać to, co już istnieje i nadawać nowe sensy. Zgodnie z Heraklitową filozofią wszechświat nie został stworzony, lecz zawsze był żywym ogniem (procesem), który się zapala i gaśnie.
„Małe centrum świata to ustanawiane jest w ciągłości tradycji. Nie można zapominać, że to rzeka żywa, a nie strzeżone zbiorniki stojącej wody. Wierność tradycji, to nie upamiętnianie, a kontynuacja.”19
To również równowaga przeciwieństw: z jednej strony dążenie do nowości i modernizacji, z drugiej wczytywanie się w historię i pielęgnacja dziedzictwa, swojej kultury i otaczającej nas natury. Można to ująć jeszcze inaczej. Tradycja jest jak skała, z której artysta lub wizjoner może wydobyć różne sensy i znaczenia - „widzę rzeźbę, muszę tylko odrzucić to co zbędne.”20
Jeden z koncertujących we Wrocławiu muzyków, Jordi Savall powiedział: „Dawniej sądzono, że muzyka rozwija się ewolucyjnie, że twórczość każdego kolejnego kompozytora jest lepsza tylko dlatego, że jest nowa. A to przecież nieprawda.”21 Rozwój muzyki w XX w. to nie tylko nowoczesność, ale także powroty, popularność odtwarzania muzyki dawnej. Jak mówi dalej artysta: „Gram dalej muzykę, którą uważam za doniosłą, która niesie ze sobą ważne przesłania. Nie przywiązuję wagi do tego czy jest ona dawna czy nowa. Staram się przywracać zapomniane tradycje, ponieważ to co w nich odnajdujemy może być dla nas, dziś niezwykle istotne: ich piękno, głębia duchowa, idee porozumienia i tolerancji. Muzyka dawna ma nam wiele do przekazania.”22 W rozmowie artysta sugeruje również, że ludzie Zachodu skupieni są za bardzo na intelektualizowaniu, a za mało na odczuwaniu. Racjonalne „Myślę, więc jestem” ponad „Kocham, więc jestem”.23
16 R. Adam, 2008
17 H.-G. Gadamer, op.cit.
18 K. Czyżewski, op.cit.
19 Ibid.
20 Słowa Michała Anioła dotyczące rzeźby przedstawiającej biblijnego Dawida bezpośrednio przed walką z Goliatem.
21 Matwiejczuk, P. (2016), wywiad z Jordi Savallem dla NFM.
22 K. Czyżewski , op.cit.
23 Słowa Oskara Miłosza, polskiego metafizyka i poety. Za: Cz. Miłosz, 2007. Pierwotny tekst ukazał się jako wstęp do The Noble Traveller. The Life and writings of O.V. de L. Milosz, 1985.
Laboratorium metamorfozy
Zainspirowani manifestem Wrocławia, gospodarza ESK 2016: ‘Rok 2016 jest czasem i przestrzenią do rozmowy o metamorfozie kultury – minionej, obecnej i przyszłej’24 poruszamy w tym tomie zagadnienia piękna, ochrony charakteru i przyszłości miasta w kontekście jego istniejącej tradycji kulturowej.
W foresightowym Laboratorium bierzemy pod mikroskop drobne części składowe Wrocławia tworzące jego styl i charakter, doszukujemy się ukrytych kodów, przekazów i metafor zapisanych w detalach miasta, planach, archetypach i alegoriach. Jest to niejednokrotnie podróż zmysłowa, metafizyczna, a nawet mistyczna. Zdecydowaliśmy się na holistyczne ujęcie tematu z punktu widzenia kulturoznawców, muzykologów, konserwatorów, psychologów i architektów. Wszystkie osoby opowiadające w tym tomie o mieście i jego możliwych scenariuszach rozwoju związane są mocno z Wrocławiem. Do współpracy nieprzypadkowo zaprosiłam przede wszystkim grono profesorów z Instytutu Historii Architektury, Sztuki i Techniki Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej, zakładając że poprzez swoją specjalistyczną wiedzę dotyczącą architektury i różnych okresów stylistycznych Wrocławia, przekrojowo rozumieją kontekst miejsca. Wspólnie próbujemy zastanawiać się czym jest Wrocław i jego dziedzictwo oraz jak w oparciu o tę wiedzę i doświadczenia nie tylko racjonalne, ale także emocjonalne i zmysłowe, kształtować jego przyszły charakter.
Dziedzictwo nie jest balastem i ograniczeniem, ale przede wszystkim zasobem prorozwojowym.
Alina Drapella-Hermansdorfer zaprasza nas w metaforyczną podróż wgłąb miasta, próbując opisać jego rytmy, tajemnice, obecną kondycję oraz sugeruje najbardziej odpowiednią wizję jego przyszłości. Łukasz Medeksza próbuje zrozumieć Wrocław poprzez analizę jego możliwych axis mundi, osi świata. Janusz Dobesz, znawca wrocławskiego modernizmu i sztuki, dzieli się refleksją na temat degradacji miasta powojenną zabudową, niesłusznie nazwaną modernizmem - wspólnie przyglądamy się wrocławskim ‘paskudztwom’.
Kultura to nie tylko twórczość, ale również wytwórczość. Grecy zauważali udział trzech czynników w kreacji sztuki: jeden dany przez przyrodę (materiał) drugi przekazany przez tradycję (wiedza) i trzeci pochodzący od artysty (praca). Bez tych trzech komponentów, sztuka staje się niepełna. Widząc potrzebę odtworzenia piękna tradycji i rzemiosł artystycznych, w tym rzemiosł budowlanych, zasugerowałam wpisanie funkcji produkcyjnej lub wspierającej produkcję lokalną w historyczny obiekt Młynów św. Klary, zlokalizowany w obrębie malowniczego odrzańskiego archipelagu. Koncepcyjny projekt odbudowy jednego z bardziej charakterystycznych przemysłowych zabytków Wrocławia sprowokował również analizę formalnych ograniczeń, na-
Izabela Gajny
24 Za: http://wroclaw2016.pl/o-esk
Alegorie wyrażające mieszczańskie wartości Budownictwo, Sztuka, Przemysł i Handel. Dobre odczytanie charakteru i potencjału miasta ma wielki wpływ na kształtowanie wizji i skutecznej strategii. W detalach miasta można odnaleźć podpowiedzi. To wartości, które zostawili nam nasi poprzednicy. Płaskorzeźby umieszczone pomiędzy oknami piątej kondygnacji Kamienicy pod Błękitnym Słońcem, Rynek 7. Fot. Izabela Gajny
rzucanych głównie przez obowiązujące, mało elastyczne doktryny konserwatorskie. O pięknie średniowiecza, architekturze Wrocławia i innych śląskich miastach, przenikaniu kultur Zachodu i Wschodu opowiada Małgorzata Chorowska. Wrocław to przede wszystkim średniowieczne miasto handlowe, być może pierwsze miasto lokacyjne w Polsce. Zagadnieniom handlu w mieście poświęcamy sporo miejsca. O wizji handlu w mieście przyszłości opowiadają Krystyna i Paweł Kirschke, przy okazji zapoznając nas z fantastycznymi obiektami handlowymi Wrocławia z końca
XIX i początku XX w.
Skąd bierze się miasto: bierze się z handlu; miasto bierze się ze sklepów pełnych towaru, z chodzenia od wystawy do wystawy, z patrzenia, oglądania, z dotykania, z pytania o cenę; bierze się ze wspólnego siedzenia przy barze, przy stoliku w restauracji, na tarasie kawiarni; z rozmowy, z wymiany, dyskusji, ze sporu, szukania czegoś nowego, z szukania czegoś ważnego; ze światła, z blasku, z pulsowania neonów, migotania kolorów, z ruchu, z tłoku, z pędu, z wiru, z wrzawy, z łoskotu, z oszołomienia; z ulic, które cię kuszą, nawołują, osaczają wystawami, reklamami, nowościami, pomysłami, cudami, blichtrem; które kipią, iskrzą się, pachną, huczą, trąbią, fruwają, wybuchają; miasto bierze się z rynku.”25 Razem z Michałem Dębkiem, psychologiem i planistą, podjęliśmy próbę szczegółowej analizy ulicy Świdnickiej - handlowego kręgosłupa Wrocławia. Za pomocą drobnych zmian stylistycznych i funkcjonalnych próbujemy obudzić ten piękny, ale śpiący fragment miasta.
Wrocław potrzebuje strategii opartych na wartościach. Czy będą to wartości utylitarne czy też - według rozróżnienia Henryka Elzenberga - wartości perfekcyjne?26 O wartościach i intuicji w tworzeniu strategii oraz o wspólnotowości opowiada nam Jan Waszkiewicz, pierwszy Marszałek Województwa Dolnośląskiego.
Tom wypełniają niedoścignione akwarele Michała Suffczyńskiego, artysty o niebywałej wrażliwości na piękno tradycyjnej, regionalnej architektury i krajobrazu.
Nie snułabym takich rozważań nad kulturą miasta i regionu (były podstawą mojej kulturowej i architektonicznej edukacji), gdyby nie podróże po Europie, a przede wszystkim już ponad dziesięcioletni pobyt za granicą, w epicentrum kultury Zachodu. „...te inne światy, inne kultury to są zwierciadła, w których przeglądamy się my i nasza kultura. Dzięki którym lepiej rozumiemy samych siebie, jako że nie możemy określić swojej tożsamości, dopóki nie skonfrontujemy jej z innymi”. To słowa Ryszarda Kapuścińskiego z „Podróży z Herodotem”, w których wciela się w rolę tego żyjącego 2500 lat temu greckiego historyka. Dzieli się tam uwagami na temat ludzkiej mentalności i świata, który bardzo mało zmienił się na przestrzeni tysiącleci. Z dalszej perspektywy łatwiej ocenić własne dziedzictwo, naturę i charakter, oraz przyjąć do wiadomości fakt, że nie da się oderwać od własnych tradycji i korzeni. Im silniejsze dziedzictwo i jego zrozumienie, tym trudniejsza możliwość przeszczepiania kultur
Izabela Gajny
25 R. Kapuściński, op. cit.
26 Wg Elzenberga wartości perfekcyjne są niematerialne, a zarazem wyższe, ważniejsze od utylitarnych, które związane są z pragnieniami
obcych. Ale też – i nie jest to sprzeczność - silna tożsamość własna może powodować obustronną fascynację „Innością”.
Miasto piękne i różnorodne
Jeśli chcielibyśmy stworzyć tu, w XXI wieku, we Wrocławiu, małe centrum Europy, małe centrum wszechświata lub zbiór małych lokalnych wszechświatów, należałoby wrócić do jego środkowoeuropejskiej natury, pozbyć się przeszczepów obcych i marzeń o potędze i szklanych domach oraz powiązać to miasto z otaczającą go prowincją, i przywrócić transgraniczną współpracę, mając na uwadze model świata jako luźnej wspólnoty miast i regionów. Kulturowy potencjał Dolnego Śląska, uśpiony przez ostatnie 80 lat, czeka na ponowne odkrycie i estetyczne zabliźnienie. Być może obecny kryzys tożsamościowy regionu wynika z tych wszystkich bolesnych doświadczeń, próby stworzenia siebie na nowo, w które doskonale wpisał się powojenny funkcjonalizm i mała stabilizacja, a później globalizacja. Ta pierwsza bezpieczna, ale jednak z piętnem tymczasowości, druga kusząca szybkim zyskiem, jednak krótkowzroczna. Rany powojenne już się zagoiły, pozwoliły przetrwać, traumy minęły, nadszedł czas kształtowania charakteru miejsca w oparciu o jego silne, specyficzne i piękne rysy osobowe oraz powrót do źródeł. Specyficzna historia oraz lokalizacja sprawiła, że Wrocław utrwalił się w wyobraźni jako jedno z kluczowych miast Mitteleuropa, taka była jego architektura i charakter w momencie jego największej świetności. Przemiany urbanistyczne w centrum miasta po wojnach napoleońskich, przypieczętowały pozycję stylistyczną Wrocławia w Europie, zbliżając w XIX w. jego wielkomiejską kulturę do takich ośrodków jak Drezno, Berlin, Praga, Salzburg, Hamburg, Wiedeń. Wiele obiektów powstałych tu przed ostatnią wojną to perełki architektury europejskiej. Architektura, urbanistyka, skala i detal wzorowany na miastach niemieckich tworzy rytm i klimat tego miasta. Gmachy teatrów, opera, dworce, mosty, eleganckie domy handlowe i inne obiekty użyteczności publicznej, śródmiejska i podmiejska architektura mieszkaniowa, mała architektura, zieleń, kawiarnie, restauracje, pijalnie piwa, ogródki kawiarniane, hotele, witryny, urok fin-de-siecle, secesja, dekoracja, kolor, krajobraz, najwyższe osiągnięcia przedwojennego modernizmu z Halą Stulecia na czele utwierdzają wielkomiejski i europejski, różnorodny charakter miasta. Uzupełnieniem tego obrazu jest cała średniowieczna stylowa historia z wyjątkowymi kościołami gotyckimi i ustawionymi szczytowo kamienicami Rynku i okolicznych placów, które doczekały się przez lata wielu modyfikacji stylistycznych, przechodząc w ręce coraz to zamożniejszych właścicieli, którzy poprzez zmiany stylistyczne średniowiecznego, ceglanego szkieletu, próbowali nadać swoim rezydencjom europejski szyk, zgodny z ówczesnym duchem czasu. Wrocław to miasto wielu warstw, istniejących oraz ukrytych pod późniejszy-
27 K. Czyżewski, op.cit.
28 Ibid.
mi dekoracjami. Całość wizerunku dopełniają wyjątkowe barokowe założenia gmachu głównego Uniwersytetu Wrocławskiego, wraz z dominującą w panoramie Wieżą Matematyczną i Kościołem Uniwersyteckim, rzeźby, pałace oraz alumnaty Ostrowa Tumskiego. Wszystkie obiekty i założenia urbanistyczne stanowią niezwykle cenną wartość kulturową w skali Europy.
Wrocław i Dolny Śląsk to przede wszystkim tradycja przemian i przechodzenia w różne obszary kulturowe od piastowskich, czeskich, pruskich, totalitarnych, tradycji przesiedlonego Wschodu, awangardowych, buntowniczych aż po czasy obecnie dominującej globalizacji związanej ze światem Zachodu. To kolaż różnych stylów Europy.
”(...) o ciągłości tradycji stanowi nieustanne zmienianie świata, przekraczanie granic oraz bunt przeciw zastygłym formom życia. Tajemnicą małego centrum świata jest to, że zamiast związywać ręce pionierom i innowatorom troską o zachowanie dziedzictwa albo nakazem pielęgnowania pamiątek, daje im szansę poszukiwania i tworzenia, które obejmują również przeszłość, odkrywają jej przyszłościowy potencjał, znajdują dla niej nowe formy wyrazu, a jednocześnie wyzwalają ją ze skostniałych form „uprawiania tradycji”.27
Jak rozumieć małe centrum? Małe centrum to jądro nowych, mądrych idei, to miejsce, które działa na wyobraźnię, wzmacnia witalność twórczą i zdrowotną. Małym centrum może być zarówno metropolia, jak i daleka prowincja. To centrum, z którego promieniują nowe myśli, ale które przy tym przechowuje i przekazuje niezachwiane wartości dobra i piękna.
„Małe centrum świata tworzy się na linii Powrotu. Ocalone w tym, co najmniejsze.”28
Czy zatem czeka nas czas powrotów?
Labirynt z Chartres symbolizuje ewolucję i inwolucję wszechświata. Narodziny życia i narodziny cech osobowych.
Utożsamiany jest powszechnie z rytuałem przejścia pomiędzy śmiercią i odrodzeniem.
To podróż do duchowego centrum, do źródła własnej istoty i przeznaczenia.
Adam, R. (2008) ze wstępu do Tradition Today. Continuity in Architecture and Society, red. R. Adam, Matthew Hardy, WIT Press, Southampton.
Adam, R. (2013), The Globalisation of Modern Architecture. The Impact of Politics, Economics and Social Change on Architecture and Urban Design since 1990, Cambridge Scholars Publishing, Newcastle upon Tyne.
Czyżewski, K. (2016), Małe centrum świata, Tekst wygłoszony podczas uroczystości wręczenia nagrody im. Zygmunta Glogera, Łomża 14 października 2016 [w:] „Gazeta Wyborcza”, 22.10.2016., http://bialystok.wyborcza.pl/bialystok/1,35241,20866644,male-centrum-swiata-esej-krzysztofa-czyzewskiego.html (dostęp: 7.11.2016.).
Gadamer, H. (1993), Aktualność Piękna, Oficyna Wydawnicza, Warszawa.
Havel, V. (2012), Trzeba się dziwić, Przemówienie wygłoszone 10 października 2012 w Pradze podczas otwarcia konferencji Forum 2000. [w:] „Gazeta Wyborcza”, 01.10.2010., (dostęp: 7.11.2016.). http://wyborcza.pl/1,76842,8590685,Trzeba_sie_dziwic.html
Kapuściński, R. (2005), Lapidaria, Czytelnik, Warszawa.
Kapuściński, R. (2004) , Podróże z Herodotem, Znak, Kraków
Leszczyński, A. (2015), Nadchodzi nowe średniowiecze [w:] „Gazeta Wyborcza”, 30.04.2015., http://wyborcza.pl/1,75400,17838369,Nadchodzi_nowe_sredniowiecze.html (dostęp: 7.11.2016.).
Matwiejczuk P. (2016), Bez ciszy nie ma dźwięków – wywiad z Jordim Savallem, [w:] NFM, http://www.nfm.wroclaw.pl/article?id=763, (dostęp: 7.11.2016.).
Miłosz, Cz. (1985) Oskar Miłosz, [w:] Czesław Miłosz, Historie Ludzkie, Pierwodruki 1983-2006, Zeszyty Literackie 2007 nr 5, Warszawa – Paryż, s. 94
Miłosz, Cz. (2002) O tożsamości. Wykłady Polskiej Rady Biznesu 2002, [w:] Czesław Miłosz, Historie Ludzkie, Pierwodruki 1983-2006, Zeszyty Literackie 2007 nr 5, Warszawa – Paryż, s. 53-56
Reynolds, F. (2016), The Fight for Beauty: Our Path to a Better Future, Oneworld, Londyn
Uczkiewicz, K. (2015), Miasto jako pogranicze. Rozmowa z Krzysztofem Czyżewskim [w:] Medeksza, Ł.; Uczkiewicz, K. (red.) Ziemie Zachodnie. Zrób to sam. Wywiady opublikowane w kwartalniku „Pamięć i Przyszłość”, Ośrodek Pamięć i Przyszłość, Wrocław
Wnuk-Lipiński, E. (2014) Europa wobec globalizacji, [w:] Koźmiński, M. (red.) Cywilizacja europejska. Podziały i różnorodność, Collegium Civitas, Kraków
1. Ratusz we Wrocławiu, jeden z najlepiej zachowanych historycznych ratuszy w Polsce. Rys. Michał Suffczyński
2. Rynek we Wrocławiu, w tle wieża kościoła św. Elżbiety, Kamienica pod Gryfami oraz Geschäftshaus Ludwig Wittenberg. Rys. Michał Suffczyński
3. Narożny wykusz oraz rzeźba przedstawiająca Victorię. Bogaty, secesyjny detal dawnego domu handlowego Hartera, Geschäftshaus G. Harter (1898) przy ul. Rzeźniczej 26/27. Rys. Michał Suffczyński
4. Jeden z wielu detali zdobiących wrocławskie kamienice. Tutaj detal z budynku Rzemieślniczego Związku Zaliczkowego ( Vorschuß- Verein zu Breslau) oraz Handels- und Gawerbebank Breslau G.m.b.H., arch. Karl Grosser (1901), ul. Rzeźnicza 28/31. Rys. Michał Suffczyński
5. Detal portalu dawnego domu handlowego Monopol, obecnie Hotel Monopol. Rys. Michał Suffczyński
6. Alegorie wyrażające mieszczańskie wartości: Budownictwo, Sztuka, Przemysł i Handel. Dobre odczytanie charakteru i potencjału miasta ma wielki wpływ na kształtowanie wizji i skutecznej strategii. W detalach miasta można odnaleźć podpowiedzi. To wartości, które zostawili nam nasi poprzednicy. Płaskorzeźby umieszczone pomiędzy oknami piątej kondygnacji Kamienicy pod Błękitnym Słońcem, Rynek 7. Fot. Izabela Gajny
7.Zachodnia pierzeja Rynku. Rys. Michał Suffczyński
8. Barokowe wnętrze jezuickiego kościoła Najświętszego Imienia Jezus, jedno z najbogatszych we Wrocławiu barokowych wnętrz. Świątynia wg projektu włoskiego architekta Teodora Moretti (1689-1698). Rys. Michał Suffczyński
Łukasz Medeksza
Ja nie wiem sam, czym jestem, bo nie tym, co wiem: I rzeczą, i nierzeczą: punktem, kręgiem też.2
Anioł Ślązak (1624 – 1677)
Zaczyna się we Wrocławiu. Mogłoby zacząć się gdziekolwiek. Zaczyna się na danym obszarze, nie musi się jednak na nim skończyć. Jest potencjalnie nieskończonością. W formie jest niezmienne, w sytuacjach zaś nieustannie zmienne.3
Zbigniew Gostomski (ur. 1932)
1 Tekst wiele zawdzięcza długim rozmowom o symbolice, tradycji, sacrum, jakie prowadziliśmy przy okazji przygotowywania niniejszego tomu z Izabelą Gajny – bardzo za nie dziękuję. Za liczne, nie raz krytyczne uwagi merytoryczne dziękuję również Patrycji Spychalskiej i Kamili Kamińskiej, a zwłaszcza prof. Ernestowi Niemczykowi z Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej. Nie wszystkie propozycje zmian uwzględniłem, za ostateczny kształt tekstu odpowiadam wyłącznie ja.
2 Anioł Ślązak, 2003
3 Z. Gostomski, b.d. Zob. też B. Ilkosz, 2016, s. 210-211
Kategoria axis mundi, osi świata, służy mi za wielkie wiertło, którym próbuję dokopać się do jakichś lokalnych źródeł – nie wiedząc nawet czy one w ogóle istnieją i jaki mogą mieć charakter.
To propozycja innego, pogłębionego spojrzenia na przestrzeń i obiekty miasta. Przy czym kategoria osi świata stopniowo odrywa się od bezpośredniego związku z przestrzenią. Staje się także narzędziem opisu dzieł sztuki czy idei.
Tekst należy potraktować jako autorskie ćwiczenie z wyobraźni. Łączy elementy analizy przestrzennej miasta z perspektywą zorientowaną na wartości, na symbole, na sacrum. Nie jest to więc badanie czy katalog rozmaitych centrów Wrocławia. 4 W pierwszej części podaję możliwe przykłady rozmaitych miejscowych axis mundi, założenia teoretyczne umieściłem w części drugiej.
1. Przykłady
1.1. Axis mundi jako obiekt z ideą a) Katedra a miasto lokacyjne
Najbardziej oczywistą kandydatką do roli wrocławskiej axis mundi jest Katedra. To najważniejsza wrocławska świątynia. Jej patronem jest św. Jan Chrzciciel – zarazem patron miasta (jego wizerunek widnieje w samym środku herbu Wrocławia). Pierwotnie stała na wyspie (stąd nazwa Ostrowa Tumskiego), co może nieść dodatkową treść symboliczną: oto uświęcony mikrokosmos wynurza się z odmętów chaosu.
4 Przeprowadzenie tego typu analizy – uwzględniającej nie tylko uwarunkowania przestrzenne i funkcjonalne, ale też społeczne i aksjologiczne, a nawet modelowanie matematyczne – podpowiedział mi pod sam koniec prac nad tekstem prof. Ernest Niemczyk. Z tej propozycji nie mogłem tym razem skorzystać, ale jest bardzo inspirująca. Być może w takim właśnie kierunku mogłaby podążyć dalsza wędrówka tropem wrocławskich axis mundi
Jako że mamy do czynienia z katedrą gotycką, wzniesioną (w obecnej wersji) w szczytowej fazie średniowiecza, można w nią wpisać zaproponowany i zrealizowany w St. Denis przez opata Sugera program świątyni, której konstrukcja odzwierciedla idealne proporcje kosmosu, przenikniętego Boską światłością. Realizuje więc piękno rozumiane jako zestawienie harmonii i blasku (consonantia et claritas). Katedra jest miejscem spotkania z Bogiem – nie tylko w przenośni, ale głębiej, w sensie anagogicznym5 , bo jest zarazem obrazem Królestwa Niebieskiego. Suger – jak opisuje Otto von Simson w Katedrze gotyckiej – ucieleśnił w swej świątyni wizję, której sam doznał6 . Od podstaw opracował model obiektu, który miał wyrażać tzw. metafizykę światła Pseudo-Dionizego Areopagity. Ten neoplatoński myśliciel miał spory wpływ na średniowiecze, zwłaszcza we Francji. Tytułem dygresji można dodać, że w jego teologii Bóg jest niepoznawalny. Zbliżając się ku niemu w mistycznej wędrówce przechodzimy przez coraz większą światłość, za którą kryje się ciemność i niewiedza – i to właśnie one są warunkiem zjednoczenia z Bogiem7. Istnieje interpretacja, że półmrok panujący w gotyckich katedrach też jest celowym zabiegiem przywołującym ten właśnie wątek idei Pseudo-Dionizego8 . Półmrok otacza nas w katedrze wrocławskiej. Otto von Simson zwraca jeszcze uwagę na trzy ważne aspekty idei Sugera. Po pierwsze – na poziomie stylu nie była ona kontynuacją architektury romańskiej, ale zrywała z nią, kontestowała ją. Po drugie – istotnym czynnikiem w budowie świątyni staje się przeżycie mistyczne, jakiego doświadcza jej twórca („wielkie przedsięwzięcie, które ma właśnie zostać rozpoczęte, wymaga od budowniczego szczególnej dyspozycji wewnętrznej, wymaga stanu łaski. Mistyczna wizja harmonii, o której mowa w traktacie [Sugera], może stać się wzorem dla artysty dopiero wtedy, gdy zawładnie ona jego duszą i stanie się potęgą kształtującą jego siły i wolę” - pisze von Simson9). Po trzecie – teologiczny program Sugerowskiej katedry był jednocześnie programem politycznym – w ówczesnych realiach służącym wzmocnieniu rządów dynastii kapetyńskiej.
Te trzy uwagi von Simsona mają kapitalne znaczenie dla rozważań o axis mundi i o stylach i charakterze Wrocławia.
Ostrów Tumski ma swoją antytezę: lewobrzeżne Stare Miasto, czyli dawne, XIII-wieczne miasto lokacyjne. Opozycja między Ostrowem Tumskim a Starym Miastem kształtuje Wrocław od szczytowej fazy średniowiecza, czyli od XIII w. Przyjrzyjmy się jej.
Z jednej strony – mamy skoncentrowany wokół sacrum Ostrów Tumski. Zbudowany na planie, który można uznać za przejaw modelu miasta wzrastającego organicznie („kręte ścieżki”). Z Katedrą w roli axis mundi.
Z drugiej strony – mamy dawne miasto lokacyjne, czyli mniej więcej dzisiejsze Stare Miasto. Z dominacją funkcji świeckich, administracyjnych, handlowych, naukowych (choć oczywiście również pełne obiektów sakralnych). Zbudowane w modelu miasta zaplanowanego („proste drogi”). Z Ratuszem jako obiektem centralnym – co można by uznać za zeświecczoną wersję axis mundi (analogię
5 Anagogicznym, czyli symbolicznym. Por. dalej, podrozdział 2.1.
6 O. von Simson, 1989, s. 129-192
7 T. Stępień, 2010, s. 101-108
8 8. L.J. James, 1985
9 Ibidem, s. 173-174.
10 Por. dalej, podrozdział 2.1.
z Ostrowem Tumskim można pociągnąć nawet dalej: otoczone fosą i murami miasto lokacyjne da się opisać jako quasi-wyspę).
Charakterystyczne są dzieje lokowania we Wrocławiu ośrodków i pomników (czy alegorii) władzy świeckiej, zwłaszcza tej, którą dziś nazwalibyśmy państwową. Początkowo zamek książęcy był na Ostrowie Tumskim – sąsiedztwo Katedry symbolicznie podkreślało związek monarchii z Kościołem. Jednak od XIV w. kolejne siedziby monarchów sytuowane były na lewym brzegu (zamek książęcy w miejscu dzisiejszego gmachu głównego uniwersytetu, domniemana kamienica królów czeskich w Rynku, wreszcie pałac królów pruskich przy dzisiejszym pl. Wolności). Tak jest zresztą do dzisiaj: główne siedziby zarówno administracji rządowej, jak i samorządowej są właśnie na lewym brzegu. W tej samej części miasta realizowane są kolejne programy świeckiej polityki historycznej (apoteoza Habsburgów w Auli Leopoldyńskiej; pomniki niemieckich cesarzy i generałów; a współcześnie np. pomniki Bolesława Chrobrego i rotmistrza Pileckiego).
Puszczając wodze fantazji można by rzec, że tak jak Ostrów Tumski zachęca nas do odkrywania sensów anagogicznych, tak Stare Miasto przemawia do nas sensami alegorycznymi 10 – związanymi ze świeckimi cnotami i celami. Te dwa światy nie muszą stać do siebie tyłem. Mogą się dopełniać. Zorientowane na osiąganie celów materialnych strategie lewego brzegu mogą harmonijnie przeplatać się z sakralnymi strategiami osiągania doskonałości duchowej, symbolizowanymi przez axis mundi na Ostrowie Tumskim.
Na początku XX w. pojawił się we Wrocławiu nowy model axis mundi – to Hala Stulecia, zwłaszcza widziana w kontekście całej Wielkiej Wyspy. Hala nie jest obiektem sakralnym, ale ma symboliczny program kojarzący się raczej ze świątynią niż z budynkiem świeckim. Jak pisał sam Max Berg, obiekt ma obrazować połączenie Ojca-Ducha (światło płynące z wierzchołka Hali) z Matką-Ziemią (cztery arkady apsyd). Jerzy Ilkosz wprost zauważa, że „kopuła Hali Stulecia odzwierciedlała harmonię porządku kosmicznego i szczęśliwości niebiańskiego Jeruzalem. W ten sposób budowla konstruowana na podobieństwo świata, jak kościół, stała się nośnikiem idei sakralnych”. Hala – opisuje dalej Ilkosz – jest zorientowana jak kościół, a więc położona na osi zachód-wschód. Wejście jest po stronie zachodniej, natomiast główna, dosłownie lub w przenośni „święta” część obiektu – porównana przez tego wrocławskiego historyka architektury do „osi świata” - znajduje się w jego wschodniej części, na wprost wejścia. W kościele ową osią jest ołtarz. W Hali były nią do 1945 r. organy. Berg – znawca i miłośnik gotyku – świadomie też próbował nadać Hali „kształt prze -
11 J. Ilkosz, 2005, s. 157-158
12 Ibidem, s. 229.
13 Zob. dalej, podrozdział 2.1.
siąknięty duchem gotyckim”. Wyznał zresztą później, że podczas budowy obiektu przeszedł duchową przemianę.11
Symbolika Hali stanie się jeszcze bardziej uderzająca, gdy zobaczymy w niej główny, najbardziej charakterystyczny obiekt wrocławskiej Wielkiej Wyspy. Wykrojonej (poprzez przekopanie dwóch kanałów) dokładnie w tym samym czasie, gdy powstawał obiekt Berga. Biorąc pod uwagę symboliczny program Hali, nasuwa się analogia między Wielką Wyspą a Ostrowem Tumskim. Oczywiście: podobnie jak Hala, ta nowa wyspa nie pełni roli sakralnej. Jest wypełniona głównie zabudową mieszkaniową oraz terenami i obiektami służącymi rekreacji i sportowi. Ciekawe jednak, że układ przestrzenny i architektura tej części Wrocławia najwięcej zawdzięczają takim nurtom jak miasto-ogród, Heimatschutz, czy uchodzącym za neomediewalne, popularnym na początku XX w. koncepcjom Camillo Sittego (z ich charakterystycznymi „krętymi ścieżkami”). A więc ideom, które wpisują się w szerszy nurt urbanistyki tradycjonalistycznej (na te wpływy też zwraca uwagę Ilkosz12). Wielka Wyspa próbuje być w swojej strukturze przestrzennej organiczna. Jednocześnie kulturalno-konferencyjna funkcja Hali i jej najbliższego otoczenia bardzo upodabnia to miejsce do idei Stadtkrone Bruno Tauta.13 Wyspa to także parki i ogrody. Notabene jednym z głównych elementów Wystawy Stulecia w 1913 r. (właśnie wtedy Hala została otwarta) była wystawa sztuki ogrodowej. Wyrastająca z wyspy, otoczona ogrodami i wyrażająca strukturę kosmosu Stadtkrone – oto axis mundi w wersji sprzed przeszło stu lat.
Tak zinterpretowana Hala Stulecia wpisuje się w ten nurt nowoczesności, który można by nazwać nowoczesnością zorientowaną na sacrum, mistyczną, szukającą jakiejś formy „przedwiecznej tradycji”. To postawa nowoczesna w tym sensie, że zrywa z odtwarzaniem zastanych tradycji, z wiernością ich formom i stylom. Nie jest jednak wychylona jedynie ku przyszłości, bo szuka jakiejś zakrytej esencji, trwałości, pradawnych treści, o których miał zapomnieć Zachód.
14 Por. dalej, podrozdział 2.1.
15 Ibidem, s. 114, 158.
W tym właśnie nurcie zmieściłby się Mircea Eliade analizujący bardziej doświadczenie religijne, doświadczenie sacrum, niż konkretne systemy teologiczne.14 Tu zmieszczą się tzw. tradycjonaliści integralni (jak René Guénon), próbujący dotrzeć do wspólnego, sakralnego dziedzictwa różnych kultur. Mieści się tu antropozofia Rudolfa Steinera, postulująca badanie duchowego wymiaru rzeczywistości i tworzenie na jego kanwie alternatywnej cywilizacji – z własnym szkolnictwem, rolnictwem, medycyną, sztuką. Notabene, zaprojektowany przez Steinera w latach 20. XX w. gmach antropozoficznej centrali – Goetheanum w Dornach w Szwajcarii – jest nie tylko przykładem quasi-religijnego axis mundi, ale i dziełem charakterystycznym dla architektury ekspresjonistycznej, ideowo pokrewnym, jak wskazuje Jerzy Ilkosz, m.in. Hali Stulecia 15 . W tej samej, zorientowanej na sacrum nowoczesności, jest miejsce dla wykorzystującego motyw axis mundi modernistycznego rzeźbiarza Constantina Brâncușiego, który –jak o nim pisał Eliade - „zrozumiał, że źródło wszystkich form archaicznych (…) tkwi
bardzo głęboko w przeszłości. Zrozumiał również, że to pierwotne źródło nie ma nic wspólnego z ‚klasyczną’ historią rzeźby. (…) Brâncuși był przykładem tego nurtu ‚interioryzacji’, badania ‚głębi’, oraz pasji badawczej nastawionej na poznawanie pierwotnych, prehistorycznych i prelogicznych stadiów ludzkiej twórczości”16 . Do tego samego nurtu pasuje Martin Heidegger, który przekonywał, by odrzucić myślenie w kategoriach bytów i wrócić do zapomnianej przez Zachód kategorii bycia. Ta Heideggerowska koncepcja sprawdza się w roli metafory dla całej tej wychylonej ku sacrum nowoczesności, zwłaszcza w jej wymiarze przestrzennym, architektonicznym: oto odrzuca on przywiązanie do dotychczasowych bytów (np. odziedziczonych stylów), a sięga do samego bycia, do zakrytej, zapomnianej esencji – i na jej podstawie konstruuje własne, nowe formy wypowiedzi (co już jest typowe dla modernizmu). Wraca do źródła, by stworzyć nowy początek, który jednak nie jest kontynuacją. Tak o tym pisał sam Heidegger: „... odzyskujące powtarzanie początku nie ma charakteru redukcji do czegoś dawniejszego i obecnie znanego, aby to coś naśladować, lecz polega na bardziej źródłowym ponownym zapoczątkowaniu, i to ze wszystkimi osobliwościami, mrokami, wątpliwościami, jakie prawdziwy początek pociąga za sobą. Powtórzenie, tak jak je rozumiemy, jest wszystkim, tylko nie ulepszoną kontynuacją tego, co było dotychczas, za pomocą tego, co było dotychczas”.17 Hala Berga jest właśnie takim nowym początkiem. W tej roli – wpisana w kontekst Wielkiej Wyspy – świetnie nadaje się na pomnik zorientowanej na sacrum nowoczesności.
Jest ironią losu, że choć w ostatnich latach we Wrocławiu bardzo popularna jest architektura modernizmu, to zachwyty budzi raczej jej strywializowana i stylistycznie mniej porywająca wersja spod znaku Bauhausu, CIAM, Le Corbusiera. Ten modernizm chwalony jest za funkcje i za design. Jego ikoną stał się stojący niemal tuż przy Hali Stulecia zespół WUWA z końca lat 20. XX w. Jest coś znamiennego w tym, że aksjologia, którą współczesny Wrocław przejmuje z tamtej stylistyki koncentruje się wokół użyteczności i wygody. To aksjologia materialnej jakości życia. Nie rości sobie pretensji do auto-analizy w kategoriach piękna, mądrości, czy relacji z tak lub inaczej pojmowaną tradycją. Wrocław zbyt łatwo zapomniał o wcześniejszej wersji nowoczesności, która dominowała w architekturze i urbanistyce przez pierwsze trzy dekady XX w. Nowoczesności, której wybitnym osiągnięciem – powtórzę – jest nie jeden zespół niewielkich budynków, a cała Wielka Wyspa zwieńczona Halą Stulecia. Nowoczesność w wersji Berga i Eliadego jest tym ciekawsza, że przerzuca most między przeważnie skonfliktowanymi obozami tradycji i moderny. Charakterystyczne, że znaną, intelektualną próbę powiązania tych dwóch światów podjął w latach 60., w swojej Aktualności piękna, Hans-Georg Gadamer, wywodzący się z Wrocławia filozof, który jako nastolatek zaprezentował na Wystawie Stulecia w 1913 r. znalezioną w ogrodzie urnę, zresztą sam mieszkał w tamtym czasie niedaleko Hali – w rejonie dzisiejszego pl. Grunwaldzkiego. Otóż Gadamer, sprzeciwiając się jednocześnie „mira-
Łukasz Medeksza
16 M. Eliade, 1992, s. 209-211
17 M. Heidegger, 2000, s. 40
18 H.-G. Gadamer, 1993, s. 61-64
żowi historyzmu” i „mirażowi progresywizmu”, zaproponował podejście, które można by nazwać żywą tradycją. Rozumie tradycję jako przekład, dopuszcza więc ciągłe odnawianie jej form. Podkreśla zarazem, że obcowanie ze sztuką wymaga zrozumienia jej języka – i na tym właśnie polu dostrzega powinowactwo sztuki dawnej i nowoczesnej: obie wymagają wejścia we właściwe im języki, obie mają potencjał wspólnototwórczy, dla obu horyzontem może być symbol, który pozwala rozpoznać „to, co trwałe, spośród tego, co niestałe”. Gadamer odrzuca przy tym pogląd, że modernizm wyjałowił sztukę z głębszych treści symbolicznych. Przeciwnie. Pyta: „Czyż nie jest to właśnie znamieniem moderny, że trawi ją tak głęboka potrzeba symboli, iż w całym tym zapierającym dech progresywizmie technicznej, ekonomicznej i społecznej wiary w postęp odebrane zostały nam właśnie możliwości ponownego rozpoznania?”. I radzi: „Należy stworzyć możliwości ponownego rozpoznawania symboli, i to bez wątpienia w bardzo szerokim zakresie zadań, uwzględniając bardzo różne sposoby ich napotykania”.18
Tak jak antytezą Katedry i Ostrowa Tumskiego jest Ratusz i Rynek, tak antytezą Hali Stulecia i Wielkiej Wyspy staje się funkcjonalny modernizm, którego pomnikiem jest WUWA. Obie te pary przeciwieństw mają podobną strukturę. Jednym biegunem jest idea akcentująca rolę sacrum. Drugim biegunem jest idea racjonalna, funkcjonalna, praktyczna. Także w przypadku dwóch typów modernizmu mamy w efekcie do czynienia z dwoma, komplementarnymi rodzajami strategii: pierwszy nastawiony jest na duchowe (samo)doskonalenie się (trochę jak w modelu Die Stadtkrone Tauta), drugi jest stricte użytkowy, chce wzmacniać materialnie pojmowaną jakość życia.
19 O. von Simson, op. cit., s. 180.
Zachodzą przy tym interesujące paralele między Katedrą a Halą Stulecia. To nie tylko nawiązania do gotyku w obiekcie Maxa Berga. Przypomnijmy sobie, co o katedrze Sugera pisał Otto von Simson – miała ona być wyrazem m.in.: zerwania z dotychczasowym stylem; przeżycia mistycznego, jakiego doświadczył sam twórca; wreszcie programu nie tylko teologicznego, ale i politycznego. Wszystkie te trzy aspekty czy zdarzenia odnajdujemy również w Hali Stulecia. Jest ona stylistycznie nowatorska; w trakcie jej budowy Berg – jak sam twierdził – doznał duchowego olśnienia; została postawiona w związku z obchodami stulecia odezwy An Mein Volk króla Fryderyka Wilhelma III wzywającej lud niemiecki do oporu przeciwko Napoleonowi. Była więc Hala pomnikiem, a zarazem przestrzenią łączności między narodem niemieckim a pruską monarchią i dynastią Hohenzollernów. Stosując współczesną wrocławską retorykę można rzec, że – w sensie alegorycznym – miała być miejscem spotkań ludu z królem. Ale jest jeszcze jedna wspólna, bardzo ciekawa cecha gotyckiej katedry i Hali Stulecia: zarówno opat Suger, jak i Max Berg starali się oddać w proporcjach swoich budowli muzyczną harmonię kosmosu. I choć von Simson zaznacza, że „pokrewieństwo pomiędzy architekturą i muzyką było dla ludzi średniowiecza bardziej oczywiste niż jest dla nas”19 , to wątek ten silnie powraca właśnie u Maxa Berga na początku XX w. „Tak jak wyraźny jest wpływ delikatnego rytmu proporcji części i wdzięku form krzywizn
w pudle rezonansowym skrzypiec na piękno brzmienia, tak muzyczność – tkwiąca immanentnie w rytmie, proporcjach przestrzennych i kształtach krzywizn rzutu i przekroju – ma zasadnicze znaczenie dla piękna i rezonansu wnętrza” - pisał Berg (cytuję za Ilkoszem)20 . Jest coś niezwykle znamiennego w fakcie, że wielkie organy, w które Berg wyposażył Halę trafiły po wojnie właśnie do Katedry. Last, but not least zauważmy, że za oboma tymi proponowanymi modelami osi świata stoją konkretni, wielcy twórcy: Suger i Berg. Da się stąd zapewne wysnuć wniosek, że realizacji axis mundi sprzyja duża osobowość, ktoś, kogo można by nazwać meta-architektem. Innymi słowy, oś świata może być indywidualnym (albo grupowym?) aktem twórczym.
1.2. Axis mundi jako idea nie zawsze wyrażająca się obiektem a) Osie świata konceptualistów
Blisko poszukiwań axis mundi znalazło się słynne plastyczne Sympozjum Wrocław ‚70. Zgodnie z intencją władz, miało wpisać się w obchody 25-lecia powrotu tzw. Ziem Odzyskanych do Polski i wzbogacić przestrzeń miasta o nowe obiekty artystyczne. Wbrew tym zamiarom, zaowocowało serią projektów, z których większość nie została zrealizowana, albo w ogóle nie była przeznaczona do realizacji.
Bodaj najbardziej charakterystyczną propozycją była praca „Zaczyna się we Wrocławiu” Zbigniewa Gostomskiego. Zakłada obsianie przestrzeni – i to całego świata –dwoma typami obiektów, opisanych bardzo ogólnikowo, a rozmieszczonych w równych odstępach od siebie. Punktem startu tej struktury miałby być oczywiście Wrocław. Gostomski opatrzył pracę deklaracją: „Zaczyna się we Wrocławiu. / Mogłoby zacząć się gdziekolwiek. / Zaczyna się na danym obszarze, / nie musi się jednak na nim skończyć. / Jest potencjalnie nieskończonością. / W formie jest niezmienne, / w sytuacjach zaś nieustannie zmienne”. Wrocław w tym ujęciu jawi się jako początek nowej rzeczywistości, a więc oś nowego świata. Oczywiście praca ta – uznawana za klasyczne dzieło polskiego konceptualizmu – nie została nigdy w żaden sposób zrealizowana.
Przyjrzyjmy się trzem innym sztandarowym pomysłom z Sympozjum Wrocław ‚70. Pierwsza z nich to Kompozycja pionowa – nieograniczona, znana też jako Dziewięć promieni światła na niebie Henryka Stażewskiego. Dziewięć ruchomych słupów światła emitowanego przez silne reflektory. Druga – to Arena Jerzego Beresia. Drzewo posadzone korzeniami do góry. Trzecia – to Krzesło Tadeusza Kantora. Olbrzymich rozmiarów mebel stojący na uboczu centrum miasta. Sam w sobie raczej surrealistyczny, wyrastający z Kantorowskiej koncepcji wzmacniania znaczenia „przedmiotów najniższej rangi” poprzez wprowadzanie ich do malarstwa i teatru. Ale zarazem krzesło to może kojarzyć się z obecnością Kantora jako reżysera, doglądającego wprost ze sceny swój spektakl, co z kolei odsyła nas do postaci meta-architekta, o której wspomniałem
20 J. Ilkosz, op. cit., s. 146.
21 Strategia - Wrocław 2000 Plus, 1998
wcześniej w kontekście opata Sugera i Maxa Berga. Te pionowe promienie światła, odwrócone drzewo (wkopane po latach w ziemię na jednej z wysp tuż przy Ostrowie Tumskim) czy czekające na reżysera wielkie krzesło (postawione na Starym Mieście, niedaleko Rynku) wyglądają jak szkice z notatnika o możliwych formach axis mundi w przestrzeni Wrocławia. Nie są to pełne, Eliadowskie osie świata, nie ma w nich odniesień do sacrum. Jednak można je potraktować jako świadectwa poszukiwania jakiegoś całkiem nowego otwarcia w mieście wykorzenionym, a może nawet zdesakralizowanym, jakiegoś „Zaczyna się we Wrocławiu”, które być może z czasem mogłoby odnaleźć swoją głębię. Warto zwrócić przy tym uwagę na gry z orientacją owych konceptualistycznych osi. Słupy światła Stażewskiego biją w górę – zachowują więc Eliadowskie zorientowanie ku Niebu. Ale już drzewo Beresia posadzone jest odwrotnie, koroną w dół, korzeniami ku górze. Ma więc orientację przeciwną – z jakiegoś powodu wskazuje na świat podziemny. Może być metaforą wykorzenienia.
b) Misje Wrocławia
22 Strategia „Wrocław w perspektywie 2020 plus”, 2006
23 Strategia – Wrocław 2000 Plus, op. cit.
Za oś świata dla miasta można uznać formułę, poprzez którą ono samo wyraża swoją tożsamość, swoją aksjologię. To coś na kształt dewizy rodowej czy herbowej. Współcześnie tę rolę pełnić może misja zapisana w lokalnej strategii. Misja Wrocławia brzmi tak: „Wrocław miastem spotkania – miastem, które jednoczy”. Pojawia się w dwóch kolejnych lokalnych strategiach – tej z 1998 r. 21 i tej z 2006 r. 22 (nie wiadomo czy utrzyma się w nowej strategii, która była pisana w chwili powstawania tego tekstu, w 2016 r.). Co ciekawe, misja ta streszcza słowa Jana Pawła II, wygłoszone we Wrocławiu w czerwcu 1997 r.: „Wrocław jest miastem położonym na styku trzech krajów, które historia bardzo ściśle ze sobą połączyła. Jest poniekąd miastem spotkania, jest miastem, które jednoczy. Tutaj w jakiś sposób spotyka się tradycja duchowa Wschodu i Zachodu”. Jak tłumaczą autorzy pierwszej strategii z 1998 r., słowa te „krótko i dobitnie sumują misję - dziejową misję naszego miasta, a zarazem wizję jego funkcjonowania w Europie i świecie”.23
Tak rozumiana misja nadaje się więc do roli axis mundi nie tylko z uwagi na swój wymiar aksjologiczny, ale także ze względu na bezpośredni związek ze sferą sacrum. Co więcej, Jan Paweł II wygłosił te słowa podczas Kongresu Eucharystycznego w Hali Stulecia, a więc w jednym z głównych obiektów aspirujących do miana wrocławskiej axis mundi.
Jest oczywiście rzeczą dyskusyjną na ile misja naprawdę wpływa później na życie miasta. Niemniej, wpisanie jej w kontekst konkretnego miejsca, wydarzenia sakralnego, dziejów Wrocławia i jego funkcjonowania w skali globalnej świadczy o tym, że
autorzy lokalnych strategii podeszli do nich poważnie i ambitnie. To misja, którą nie tylko da się powiązać z Halą Stulecia – a więc zmapować na planie miasta – ale próbuje ona zarazem sprawić, by cały Wrocław stał się axis mundi na planie świata. Być może odpowiednikiem współczesnej misji miasta była jedna z jego XVII-wiecznych panoram, w której centralnej części góruje bogini Fortuna (jej sylwetka wpisana jest między kościoły św. Elżbiety i św. Marii Magdaleny, pod jej prawym ramieniem stoi Ratusz – grafika eksponuje więc przede wszystkim lewobrzeżny Wrocław) – a całe przedstawienie wieńczy maksyma „Virtute duce, comite fortuna”, czyli: „Pod wodzą cnoty, w towarzystwie losu”.24 Zwróćmy też uwagę na bogatą obecność symboliki związanej z pokonywaniem zła, wyobrażanego przez smoka lub węża, w centralnych miejscach opisanych wcześniej przeze mnie obiektów. Nad głównym wejściem do Katedry stoi figura Matki Boskiej, pod której stopami wije się wąż (notabene wykonana przez rzeźbiarza Franza Thamma z Lądka-Zdroju – miasta, którego patronem jest św. Jerzy, przedstawiany jako rycerz zabijający smoka). Zresztą tuż obok, przed Katedrą, mijamy barokowy posąg Matki Boskiej – też rozdeptującej węża. Z kolei nad głównym wejściem do Hali Stulecia do 1945 r. znajdowała się płaskorzeźba pokazująca św. Michała Archanioła walczącego ze smokiem.
c) Akt całkowity Grotowskiego i Cieślaka
A gdyby osią świata był przebóstwiony człowiek? Syn człowieczy, który odkrywa w sobie cząstki Boskiego światła? W takim kierunku szły poszukiwania Jerzego Grotowskiego. Pracując ze swoimi czołowymi aktorami dążył do przezwyciężenia podziału na ducha i ciało, do odzyskania pierwotnej jedności, przebudzenia człowieka wewnętrznego, esencji, prapoczątku. Celem tej quasi-gnostyckiej (jak wykazał Zbigniew Osiński 25), pokrewnej Jungowi i Eliademu wędrówki był tzw. akt całkowity, gdy aktor jednocześnie – jak pisał Grotowski - „wywodzi się z ziemi, ze zmysłów, z instynktu, ze źródeł, nawet z reakcji minionych pokoleń”, a przy tym jest „prześwietlony, świadomy, kontrolowany i indywidualny”. 26 Najbardziej znanym takim aktem całkowitym jest rola Ryszarda Cieślaka w Księciu Niezłomnym (premiera: 1965), wypracowana przez niego podczas indywidualnych sesji z Grotowskim.
W odniesieniu do swoich poszukiwań twórca Teatru Laboratorium odwoływał się do koncepcji sztuki jako wehikułu („to przede wszystkim wysiłek samorozwoju i praca nad sobą, dzięki którym (…) można podjąć wyzwanie zrealizowania własnej osobowości” - tłumaczy Osiński 27). Ideę tę Grotowski opisywał jako wertykalną, porównywał ją do windy i drabiny Jakubowej – a więc obrazów kojarzących się już wprost z axis mundi. „Sztuka jako wehikuł jest jak winda bardzo pierwotna,
24 Zob. http://dolny-slask.org. pl/899692,foto.html?idEntity=510852.
25 Z. Osiński, 2009
26 Ibidem, s. 203.
27 Ibidem, s. 218.
28 Ibidem, s. 221.
29 Ibidem, s. 220.
30 Platońskie pojęcie oznaczające przypominanie sobie wiedzy, którą dusza posiadła przed narodzinami ciała. Por. np. Platon, 1988
31 M. Eliade, 1992, op. cit., s. 210
która jest czymś na kształt kosza podciąganego liną, z pomocą której działający podnoszą się ku energii bardziej subtelnej, by wraz z nią zejść ku naszemu ciału instynktownemu” - pisał. 28
Ta oś świata jest siłą rzeczy tymczasowa, nie daje się powiązać z żadnym trwałym obiektem w przestrzeni (choć jest coś znamiennego w fakcie, że swoje najsłynniejsze poszukiwania – w tym Księcia Niezłomnego z Cieślakiem – Grotowski prowadził w samym środku wrocławskiego Rynku, niemal tuż pod wieżą Ratusza), ale jednocześnie zakłada aktywność, jest żywa. W innym kontekście twórca Teatru Laboratorium wymienił takie oto efekty swoich poszukiwań: „otwarta percepcja i zapomniane energie. To jest coś, co wyzwala się w działaniu. Intensywność życia...”. 29 Grotowski wpisuje się więc w nurt owego zorientowanego na sacrum modernizmu, o którym pisałem w kontekście Hali Stulecia. Jakże do jego metody, do pracy z Cieślakiem, pasują takie oto fragmenty z cytowanego już eseju Eliadego o Brâncușim: „... dzięki wspomnianemu procesowi ‚interioryzacji’ i wywołanej przez niego anamnezis 30 Brâncușiemu udało się ‚spojrzeć na świat’ tak jak patrzyli nań twórcy prehistorycznych arcydzieł. W pewnym sensie odnalazł on ten sposób ‚obecności w świecie’, który pozwalał tym nieznanym artystom stworzyć ich własny świat plastyczny, istniejący w przestrzeni nie mającej nic wspólnego, na przykład, z przestrzenią klasycznej sztuki greckiej”. 31
Z aktem całkowitym Grotowskiego i Cieślaka można skojarzyć także obraz Tam gdzie stoję świeci słońce Jana Jaromira Aleksiuna z 1976 r. (wystawiony w Pawilonie Czterech Kopuł), przedstawiający poranionego, ale stojącego pewnie, twardo mężczyznę. Zresztą sam tytuł dzieła – zapisany wprost na płótnie – można zinterpretować jako autodeklarację indywidualnego axis mundi.
d) Akceleratory przestrzeni i drapacze chmur
32 T.M. Zipser, 2014, s. 89-92
33 Ibidem, s. 96-97.
Tęsknotę za osią świata da się wyczuć w koncepcjach akcentujących konieczność wyposażenia krajobrazu miasta w wyraziste pionowe dominanty i/lub obiekty nadające mu unikatowość i charakter. Przykładem jest zaproponowana przez Tadeusza Zipsera idea obudowania (czy też – jak pisze sam autor - „oskorupienia”) estakad na pl. Społecznym okrągłą budowlą mieszczącą funkcje usługowe, a może i administracyjne i mieszkalno-hotelowe. Zipser nazwał ten obiekt Wrocławskim Akceleratorem lub „neobarbakanem”. Jak sam pisze, gdyby udało się „go odpowiednio tarasowo ukształtować, mogłoby to utworzyć wrocławskie wiszące ogrody, którym pełnię życia gwarantowałaby funkcja ‚dzielnicy łacińskiej’”, wykorzystującej sąsiedztwo wyższych uczelni.32 Ten sam autor proponował wybudowanie na terenie wrocławskiego zoo sztucznego pasma górskiego - „alpinarium” - o gabarytach Hali Stulecia.33
Można też już chyba mówić o wrocławskiej obsesji na punkcie wieżowców. Temat ten poruszany jest od stu lat. Wypełnienie ścisłego centrum wysokościowcami proponowali niedługo po I wojnie światowej Max Berg, Ludwig Moshamer i Richard Konwiarz. Współczesnym przejawem tego trendu jest m.in. chęć wypełnienia takimi obiektami obszaru tzw. Centrum Południowego. Pierwszy wieżowiec już tam stoi – górujący nad miastem Sky Tower. Trudno jednak tego typu pomysły i realizacje interpretować w kategoriach axis mundi. Są raczej wyrazem myślenia, które dało się spłaszczyć zdesakralizowaną wersją modernizmu i abstrakcją. Wieżowiec jest tu pionowym akcentem na dwuwymiarowym rysunku, służy (lub służyć może) celom użytkowym – komercyjnym, ewentualnie administracyjnym.
e) Król świata na Karłowicach
W trybie anegdoty zapisanej na marginesie można tu wspomnieć o mało znanym wrocławskim echu tradycjonalistycznej koncepcji tzw. króla świata, która jest, by tak rzec, zantropomorfizowaną mutacją axis mundi. Ów król świata to mityczna postać, która przechowuje przedwieczną, sakralną mądrość, a być może nawet w jakiś sposób steruje z ukrycia losami ludzkości, ujawniając się co jakiś czas nielicznym wybrańcom. Ta koncepcja daje nadzieję wszystkim osobom poszukującym jakiejś przedwiecznej mądrości, Tradycji, że można do niej dotrzeć nie tylko poprzez analizę źródeł (jak Eliade), zgłębianie psychiki (Jung), działania artystyczne (Brâncuși, Grotowski) czy intelektualną spekulację (Guénon), ale da się ją poznać wprost u jej depozytariuszy, ukrytych mistrzów, być może funkcjonujących w konwencji zakonu. O tym ukrytym królestwie – zwanym Agartha – pisze (używając nazwy Aharta) polski podróżnik Ferdynand Antoni Ossendowski w ostatnich rozdziałach swojej słynnej książki Zwierzęta, ludzie, bogowie. Miał słyszeć o owym królestwie od mieszkańców Mongolii i miejscowych hierarchów buddyjskich, gdy na samym początku lat 20. przemierzał tę część Azji wraz z wojskiem walczącego z bolszewikami barona von Ungern-Sternberga. To właśnie Ossendowski pisze o przebywającym w podziemiach władcy świata, który „panuje nad wszystkimi siłami wszechświata, czyta w duszach ludzi i zna ich losy. Kieruje on niewidzialnie życiem i polityką 800 milionów ludzi, którzy na pierwsze jego wezwanie uczynią wszystko, czego on zażąda”.34
Opowieść Ossendowskiego jest punktem wyjścia rozważań francuskiego tradycjonalisty i badacza symboliki sakralnej René Guénona zawartych w jego Królu świata. Autor ten zdaje się wierzyć w realne istnienie Agarthy, jednak przede wszystkim analizuje głęboki symboliczny sens tego mitu, przytaczając przykłady jego funkcjonowania w różnych religiach. Krytykuje przy tym Ossendowskiego za płytkie i zbyt dosłowne podejście do tematu.35
34 F.A. Ossendowski, 1991, s. 230
35 R. Guénon, 1983. Zob. też R. Waterfield, 2002, s. 40, 42
36 W. Michałowski, 1972
37 M. Eliade, 2008, s. 11
38 Ibidem, s. 14-15.
39 Ibidem, s. 35-36.
40 Arystoteles, 2003, s. 66
W polskiej literaturze wojenna podróż Ossendowskiego przez Azję zapisała się całkiem innym sekretem. Oto Witold Stanisław Michałowski od wielu lat propaguje hipotezę, że autor Zwierząt, ludzi, bogów mógł być depozytariuszem informacji o miejscu ukrycia – gdzieś w Mongolii – rzekomego skarbu barona von Ungern-Sternberga. Miał zabrać tę tajemnicę do grobu (zmarł w 1945 r.). Zdaniem Michałowskiego mógł ją jednak znać jeszcze jeden Polak – były podkomendny Ungerna, przyjaciel Ossendowskiego, pisarz i podróżnik Kamil Giżycki.36 Po wojnie mieszkał na wrocławskich Karłowicach. Umarł w 1968 r., jest pochowany na cmentarzu przy ul. Bujwida. Oczywiście pytanie czy Giżycki wiedział coś więcej nie tylko o skarbie barona, ale i o micie Agarthy pozostanie na zawsze w sferze domysłów. Dlatego historię tę należy traktować wyłącznie jako luźną dygresję.
2. Teoria: podstawowe terminy i przyjęte założenia 2.1. Axis mundi, Stadtkrone, kwadryga
Poszukiwanie axis mundi wiąże się z określonym podejściem do rzeczywistości. Nie przypadkiem Mircea Eliade osadza rozważania o osi świata w kontekście sacrum, doświadczenia świętości: „... świętość i świeckość stanowią dwa rodzaje bycia-w-świecie, dwie sytuacje egzystencjalne, jakie człowiek ukształtował sobie z biegiem dziejów” – pisze w Sacrum a profanum.37 Przeciwstawia przy tym umiejętność doświadczania sacrum współczesnej desakralizacji kosmosu.38 Axis mundi to taki właśnie święty symbol. To „wizja kolumny świata (...), która dźwiga oraz wiąże ze sobą niebo i ziemię, a podstawę ma osadzoną w dolnym świecie (podziemiu). Ta kosmiczna kolumna może stać tylko w środku świata, gdyż cały zamieszkiwalny świat rozciąga się wokół niej”. Osią może być góra, świątynia, kolumna, drzewo.39 Oś może być przenośna.
W moim tekście poszedłem jeszcze dalej: pokazałem osie wyobrażone, tymczasowe. Także takie, którymi mogą być idee, sposoby działania.
Nie są to jednak rozważania religijne. Nie przesądzam o istnieniu bądź nieistnieniu rzeczywistości boskiej. Nie próbuję odpowiedzieć na pytanie, skąd płynie do nas świętość, której doświadczamy w modelu opisanym przez Eliadego. Zakładam, że symbolika axis mundi może odnosić się do bardzo różnych systemów wierzeń czy idei. Zawsze jednak można w niej wyczytać jakieś wyobrażenia o ułożeniu świata, jakieś wartości. Poszukiwanie axis mundi jest więc także przygodą aksjologiczną. Jest przy tym bliskie myśleniu symbolicznemu, które opisywali i stosowali tacy autorzy jak Gilbert Durand, Ernst Cassirer czy René Guénon. Miasto widziane z tej perspektywy przestaje być jedynie polem gry sił ekonomicznych czy terenem zabiegów o polepszanie jakości życia mieszkańców. Jest przede wszystkim mikrokosmosem doświadczającym (a może i produkującym) świętość, miłość, mądrość, piękno. Jak u Arystotelesa, który wskazywał, że celem polis jest „życie szczęśliwe” i „piękne uczynki”. 40 Albo jak u Ferdinanda Tön-
41 F. Tönnies, 2008, s. 65
42 B. Taut, 2015
43 Katechizm..., 1994, par. 115-119
niesa, który „za sprawę największej wagi dla całego miasta” uznał „sztukę i religię”. 41 To podejście nie jest sprzeczne z ekonomią czy dążeniem do materialnego dobrobytu. Przeciwnie: jest z nimi komplementarne.
Z koncepcją Eliadego współbrzmi Die Stadtkrone niemieckiego ekspresjonisty Bruno Tauta. Korona miasta jest tu wyrazistą dominantą w miejskiej przestrzeni. W piękny sposób oddaje najgłębsze lokalne aspiracje i idee. Historycznego wzorca dla niej Taut dopatrywał się w centralnie położonej katedrze gotyckiej, podkreślając jej nadrzędny, bo sakralny wymiar. Sam chciał, by taką współczesną ideą organizującą Die Stadtkrone był socjalizm, a górujące nad miastami gmachy mieściły instytucje kultury, biblioteki, sale spotkań. 42
44 G. Scholem, 2014, s. 76-98
Eliadowska propozycja axis mundi da się połączyć z wypracowaną w średniowieczu zasadą kwadrygi. Opisuje ona cztery sensy, a więc i cztery sposoby interpretacji Pisma Świętego (mówi o nich Katechizm Kościoła Katolickiego 43). Są to sensy: dosłowny, alegoryczny, moralny i anagogiczny. Przytaczany w literaturze przykład wyjaśnia je poprzez różne sposoby rozumienia Jerozolimy. W sensie dosłownym jest ona konkretnie istniejącym miastem. W sensie alegorycznym – wyobraża Kościół. W sensie moralnym – jest duszą ludzką. W sensie anagogicznym – jest niebiańską Jeruzalem, Niebem, Kosmosem, rzeczywistością Boską. W żydowskiej tradycji kabalistycznej funkcjonuje niemal identyczna zasada interpretacyjna, zwana PaRDeS. 44 Kwadrygę da się stosować nie tylko w odniesieniu do świętych pism, ale także do innych zjawisk, zwłaszcza w ich relacji do sacrum. Tu właśnie jest miejsce dla Eliadowskiej axis mundi, która interpretuje różne obiekty poprzez ich sensy niedosłowne, akcentując zwłaszcza sens anagogiczny. W podobny sposób można używać kwadrygi na potrzeby analizy przestrzeni miasta (lub całego miasta w jego szerszym kontekście przestrzennym).
2.2. Wielość, konflikt, tradycja jako przekład
Koncepcjom polityczności Carla Schmitta czy poróżnienia Jean-François Lyotarda przyświeca pogląd o immanentnej konfliktowości wpisanej w rzeczywistość. Jak to wpływa na axis mundi? Mamy oto wielość współistniejących, często rywalizujących ze sobą modeli przestrzeni. Nie muszą one układać się w ciąg następujących po sobie „stylów” czy „epok”. Nie tworzą więc schematu linearnego. Wydarzają się równocześnie. A jeśli bywają zapominane, to zawsze mogą być przywrócone, choćby tylko w roli kluczy interpretacyjnych. Również osi świata może być wiele.
To współistnienie stylów wprowadza nas wprost do wizji muzeum wyobraźni André Malraux – zbioru dzieł i wątków z rozmaitych epok, nad którymi tylko my sami możemy zapanować. Gdyż „świat sztuki nie jest światem nieśmiertelności, ale przemiany.
Przemiana stanowi o życiu dzieła sztuki” - podkreślał Malraux. 45 Poszukiwanie rozmaitych axis mundi to nie wykopaliska archeologiczne, ale jeden z aktów kształtowania przyszłości. „Tradycja oznacza oczywiście nie tylko konserwowanie, ale i przekazy” - przekonywał Hans-Georg Gadamer w Aktualności piękna, komentując koncepcję Malraux. - „Przekazywanie implikuje wszakże to, że nic nie pozostaje w stanie nie zmienionym, tylko się konserwując, a my uczymy się nowego wyrażania i pojmowania dawnych treści”. 46 Tradycja wyraża się poprzez przekład. Jest żywa.
Owej wielości w kontekście osadzonych w sacrum osi świata nie należy jednak sprowadzać do współistnienia kilku wyznań na jednym obszarze – czyli czegoś w rodzaju rozszerzonej wersji wrocławskiej Dzielnicy Czterech Świątyń. Tak pojęte kościoły/ wyznania/świątynie są tylko jednym z elementów wielości, jedną z jej warstw. Innymi jej komponentami mogą być np. niezinstytucjonalizowane koncepcje sacrum, albo postawy zorientowane na korzyści materialne, na sferę interesów. Dobrym modelem dla tak pojętej wielości może być przywołana wcześniej zasada kwadrygi – nie wszystko musi być interpretowalne na poziomie anagogicznym.
W tym kontekście ciekawie układają się związki kategorii axis mundi z foresightem. 47
W 2016 r. Wrocław pracował jednocześnie nad swoim foresightem 48 i swoją nową strategią 49 . Czym różnią się te metody? Foresight wskazuje różne możliwe scenariusze przyszłości, próbuje opisać trendy. Strategia jest zaś aktem wyboru: określa kto, co, kiedy i w jaki sposób ma osiągnąć. Zatem foresight jest o wielości (bo podkreśla, że przed nami jest wiele możliwości, wiele dróg). A strategia jest o jedności (bo próbuje wskazać jedną drogę). Żeby jednak przeskoczyć z foresightowej wielości do strategicznej jedności, trzeba zdefiniować własną tożsamość, określić kto ma podążać drogą wyznaczoną przez strategię – i w imię czego to robi. Taka autodefinicja jest często treścią misji strategicznej, czyli jednego z najważniejszych elementów strategii. W przypadku Wrocławia mówimy więc o poszukiwaniu formuły, która powie nam o czym jest to miasto i jakie wartości chce wdrażać.
Nie ma gotowej metodologii wypracowywania misji strategicznej. Nie jest nią moja wędrówka tropem axis mundi. Może ona jednak okazać się przydatna dla tego celu. Z dwóch powodów. Po pierwsze – bo próbuje zidentyfikować wartości, które – w różnych epokach i kontekstach – były proponowane jako centralne dla miasta. Po drugie –bo szuka tych wartości w przestrzeni. Osadza je na mapie. Jest więc zarazem namysłem nad terytorialną strukturą miasta.
3. Ku przyszłości: marzenie o metropolii a ucieczka w góry
Wpiszmy na koniec poszukiwania axis mundi w dwa główne modele powiązań przestrzennych i funkcjonalnych Wrocławia. Pierwszy z nich postuluje budowę metro -
45 A. Malraux, 1993, s. 64
46 H.-G. Gadamer, op. cit., s. 65
47 Używam słowa „foresight”, ponieważ tekst powstał w ramach projektu Foresight Społeczny Wrocław 2036/2056. Ale również dlatego, że nie ma dobrego, polskiego odpowiednika tego wyrazu. Nie jest nim słowo „prognozowanie”, ponieważ foresight nie zajmuje się przewidywaniem przyszłości, a raczej kreśleniem jej możliwych scenariuszy i próbami wyboru dróg, jakimi chcemy podążać (jako np. miasto). Tak rozumiany foresight bywa opisywany jako metoda zarządzania przyszłością.
48 Foresight Społeczny Wrocław 2036/2056. Działanie realizowane jako część większego projektu – Miasto Przyszłości / Laboratorium Wrocław, w ramach Europejskiej Stolicy Kultury 2016.
49 Roboczo zatytułowaną Strategia Wrocław 2030.
50 R. Dutkiewicz, 2008
51 Strategia – Wrocław 2000 Plus, op. cit.
politalnej pozycji miasta, a więc jego awans do globalnej sieci wielkich ośrodków miejskich. Bodaj najmocniej wyraził tę ideę Rafał Dutkiewicz w swoich Nowych horyzontach.50 Drugi model podkreśla związki łączące Wrocław z otaczającym go regionem – Dolnym Śląskiem. Ten kierunek akcentowała np. pierwsza strategia miasta z 1998 r.51 Niezależnie od tego czy uznamy te modele za konkurencyjne, czy komplementarne, widać, że Wrocław może – z jednej strony – orientować się na inne, większe ośrodki administracyjne, ekonomiczne, naukowe czy kulturalne (choćby Warszawę, Pragę czy Berlin), a jednocześnie – z drugiej strony – sam być takim ośrodkiem dla mniejszych miast i obszarów otaczającego go regionu. Gdy jednak wprowadzimy kategorię axis mundi, zobaczymy, że może ona dość ciekawie wędrować w obrębie obu modeli, albo je porządkować. Taki wstępny eksperyment podjęliśmy w gronie organizatorów i prelegentów 6. Forum Metropolitalnego w Lądku-Zdroju, w 2014 r.: rozważaliśmy wówczas metropolitalność nomadyczną, czyli tymczasowe lokowanie ośrodków oddziaływania na głębokiej prowincji, często w związku z funkcjonującymi tam istotnymi osobami, środowiskami czy podmiotami. Przykładami mogą być istotne dla ładu międzynarodowego ustalenia polityczne podejmowane przez głowy państw w takich miejscach jak choćby właśnie Lądek-Zdrój; działalność takich grup jak Krąg z Krzyżowej; czy intelektualne i artystyczne życie miejscowości uzdrowiskowych. Dodajmy do tego teraz poszukiwania axis mundi. Kategoria ta pozwala nam dostrzec w wielu, często peryferyjnych miejscach Dolnego Śląska duchowy i twórczy potencjał, jaki może być inspiracją dla Wrocławia.
Dostrzegli to ci niemieccy twórcy, którzy na przełomie XIX i XX w. porzucali miasta i osiedlali się w południowej części regionu, natchnieni Nietzscheańskim odrzuceniem życia miejskiego i pochwałą gór, wyrażonymi w Tako rzecze Zaratustra. Z tej perspektywy miasto to sfera profanum, a góry to sacrum (zaś osią świata łatwo staje się jakaś święta, symboliczna góra, co z kolei wpisuje się w trend przywracania dawnych mitów – w przypadku ówczesnego Dolnego Śląska oczywiście germańskich, z centralną postacią Odyna i jego górskim pałacem, Walhallą). Ta tendencja nałożyła się na ówczesny boom uzdrowiskowo-sanatoryjny. Postrzegał on miasta jako siedliska złego powietrza i chorób (głównie gruźlicy) i zalecał odnowę zdrowotną w górach. Stąd już tylko krok do uznania uzdrowiska za miejsce, które uzdrawia nie tylko ciało, ale i ducha. Te wszystkie wątki kumulują w jednym z największych dzieł tamtej epoki – Czarodziejskiej Górze Tomasza Manna – gdzie sanatorium w Davos (pierwotnie wzorowane –a jakże – na dolnośląskim Sokołowsku) staje się symbolem kosmosu, Walhallą, która okazuje się areną starcia, ale i prób pogodzenia, aż wreszcie wypalenia się głównych współczesnych nurtów ideowych, na czele z tradycjonalizmem i nowoczesnością. Nie jesteśmy jednak skazani na to, by – jak Nietzscheański Zaratustra – przeciwstawiać dobre góry złemu miastu. Możemy szukać harmonii między tymi dwoma rodzajami miejsc. Co prawda Rudolf Steiner postawił swoje antropozoficzne Goethe -
anum na prowincji, ale już Max Berg wpisał podobny program ideowy w Halę Stulecia zbudowaną dla Wrocławia (obaj – jak przypomina Jerzy Ilkosz – zafascynowani byli Nietzschem 52). Axis mundi może oddziaływać z Wrocławia na region, albo z peryferii regionu na Wrocław. Regeneracja sił witalnych i duchowych w uzdrowisku nie musi wiązać się z porzuceniem życia w mieście – może je uzupełniać. To szczególnie inspirujące obecnie, gdy coraz więcej osób ma nie tylko mieszkanie w mieście, ale i tzw. drugi dom w górach, albo „u wód”. Poszukiwanie axis mundi z dala od Wrocławia może świadczyć o zapomnieniu o wrocławskich osiach świata, o sprowadzeniu tego miasta do roli obszaru interesów ekonomicznych i politycznych oraz zaspokajania potrzeb materialnych. Z drugiej strony – sacrum, twórczość, kontemplacja faktycznie potrzebują ciszy, wędrówki, oderwania, zatem wyjście ku peryferiom, w góry, nie traci swojego głębszego sensu. A skoro tak, to można wyobrazić sobie Wrocław i Dolny Śląsk jako pulsującą wewnętrznie całość, z ruchomymi, lokalnymi osiami świata, gdzie uzdrowisko i stolica regionu uzupełniają się wzajemnie, wspólnie służąc zarówno sferze interesów, jak i sferze wartości.
Tak oto cały Wrocław zaczyna się jawić jako Stadtkrone górująca nad regionem jak zamek nad podgrodziem, wyrastająca z niego i stale czerpiąca z niego siły permanentnej odnowy witalnej i duchowej. W tej roli miasto staje się także potencjalną axis mundi dla dalszych ziem – zwłaszcza tych, które szukają odnowy.
Anioł Ślązak (Angelus Silesius) (2003), Epigramy z „Cherubinowego wędrowca”, [w:] „Pobocza”, nr 2(12), kwiecień 2003, http://kwartalnik-pobocza.pl/pob12/alas3.html (11.10.2016.)
Arystoteles (2003), Polityka, tłum. L. Piotrowicz, [w:] Arystoteles, Dzieła wszystkie, t. I, Warszawa 2003, za: http://katedra.uksw.edu.pl/biblioteka/arystoteles_polityka.pdf (11.10.2016.)
Dutkiewicz, R. (2008), Nowe horyzonty, Rosner & wspólnicy, Warszawa
Eliade, M. (1992), Brancusi i mitologie [w:] Eliade, M., Próba labiryntu. Rozmowy z Claude-Henri Rocquetem, Sen, Warszawa
Eliade,M. (2008), Sacrum a profanum, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa
Gadamer, H.-G. (1993), Aktualność piękna. Sztuka jako gra, symbol i święto, Oficyna Naukowa, Warszawa
Gostomski, Z. (b.d.), Zaczyna się we Wrocławiu, cyt. za: Zbigniew Gostomski [w:] Culture.pl, http://culture.pl/pl/tworca/zbigniewgostomski (11.10.2016.)
Guénon, R. (1983), The Lord of the World, Coombe Springs Press Ltd, UK
Heidegger, M. (2000), Wprowadzenie do metafizyki, Wydawnictwo KR, Warszawa
Ilkosz, B. (2016), Kolekcja sztuki polskiej II połowy XX i XXI wieku, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, Wrocław
Ilkosz, J. (2005) , Hala Stulecia i Tereny Wystawowe we Wrocławiu – dzieło Maxa Berga, Muzeum Architektury we Wrocławiu, Wrocław
James, L.J. (1985), Pseudo-Dionysius’ Metaphysics of Darkness and Chartres Cathedral [w:] „Essays in Medieval studies”, „Proceedings of the Illinois Medieval Association”, vol. 2, 1985, ed. Johnston, M.D. and Riley, S.M., http://www.illinoismedieval.org/ems/VOL2/james.html (11.10.2016.)
Katechizm Kościoła Katolickiego, Pallotinum 1994, http://www.katechizm.opoka.org.pl/ (11.10.2016.)
Malraux, A. (1993), Antypamiętniki, Czytelnik, Warszawa
Michałowski, W. (1972), Testament barona, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
Osiński, Z. (2009), Grotowski wobec gnozy [w:] Osiński, Z., Jerzy Grotowski. Źródła, inspiracje, konteksty, słowo/obraz terytoria, Gdańsk
Ossendowski F. A. (1991), Zwierzęta, ludzie, bogowie, Wydawnictwo Łuk, Białystok
Platon (1988), Fedon [w:] Platon, Uczta, Eutyfron, Obrona Sokratesa, Kriton, Fedon, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa
Scholem, G. (2014), Kabała i jej symbolika, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa
von Simson, O. (1989), Katedra gotycka, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa
Stępień, T. (2010), Pseudo-Dionizy Areopagita. Chrześcijanin i platonik, FRONDA PL, Warszawa
Strategia – Wrocław 2000 Plus (1998), http://uchwaly.um.wroc.pl/uchwala.aspx?numer=LII/765/98, Wrocław (11.10.2016.)
Strategia „Wrocław w perspektywie 2020 plus” (2006), http://bip.um.wroc.pl/uploads/files/ProgramMiejski/strategia_pl.pdf, Wrocław (11.10.2016.)
Taut, B. (2015), The City Crown, with contributions from Paul Scheerbart, Erich Baron, Adolf Behne, [w:] „The City Crown” by Bruno Taut, translated and edited by Matthew Mindrup and Ulrike Altenmüller-Lewis, Ashgate Publishing Ltd., England
Tönnies, F. (2008), Wspólnota i stowarzyszenie. Rozprawa o komunizmie i socjalizmie jako empirycznych formach kultury, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa
Waterfield, R. (2002), René Guénon and the future of the West. The life and writings of a 20th-century metaphysician, Sophia Perennis, Hillsdale NY
Zipser, T.M. (2014), Zygzakiem przez symbole, czyli samouczek drwala znaleziony na Saharze, Muzeum Architektury we Wrocławiu, Wrocław
1. Epitafium przedstawiające wiernych, płaskorzeźba na południowej fasadzie kościoła św. Elżbiety. Fot. Izabela Gajny
2. Katedra pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela, Ostrów Tumski. Fot. M. Jędrzejczak
3. Głowa św. Jana pojawia się na budynkach świeckich, związanych z władzą. Na zdjęciu: detal okna z bogatą dekoracją tympanonu z południowej fasady Ratusza. Fot. Izabela Gajny
4. Hala Stulecia, czyli obraz niebiańskiego Jeruzalem ery modernizmu. Max Berg wyznał, że podczas budowy tego obiektu przeszedł duchową przemianę. Fot. Maciej Kulczyński
5. Niezrealizowany projekt rozbudowy Terenów Wystawowych wokół Hali Stulecia (1922). Szkic ze zbiorów ze zbiorów Wratislaviae Amici, http://dolny-slask.org.pl
6. Św. Jan Nepomucen, jeden z najpopularniejszych świętych czasów kontrreformacji i baroku. Jego kult promieniował silnie z Czech, także na Dolny Śląsk – i generalnie na Europę Środkową (istnieje nawet powiedzenie, że Europa Środkowa jest tam, gdzie stoją posągi Nepomucena). Patron m.in. tajemnicy spowiedzi i orędownik podczas powodzi. Na zdjęciu: największy na świecie barokowy pomnik Nepomucena (1730–1732) na placu Kościelnym przed kolegiackim kościołem św. Krzyża na Ostrowie Tumskim. Fot. Izabela Gajny
7. Gdzież są ci, którzy byli przed nami? (Ubi sunt, qui ante nos, in mundo fuere?) - to słowa z Gaudeamus igitur, hymnu studenckiego. Oś świata może odnosić się również symbolicznie do ludzi. Przeszłość i pamięć, akademia, ludzie nauki, sztuki i twórczej myśli mogą być strategiczną osią Wrocławia. Na zdjęciu: Aula Leopoldina, główna sala Uniwersytetu Wrocławskiego, jedno z najpiękniejszych barokowych wnętrz Wrocławia. Fot. Stanisław Klimek
8. Lądek-Zdrój, najstarsze uzdrowisko Dolnego Śląska. Takie „źródła mocy, zdroje ducha” są dobrymi miejscami odnawiania i wzmacniania pozaracjonalnych sfer życia. W tej roli uzupełniają bardziej praktyczną i rozumową stolicę regionu. Wrocław nie powinien odwracać się od dolnośląskiej prowincji – i vice versa. Fot. Radosław Pietraga
Wybór zdjęć i podpisy pod ilustracjami Izabela Gajny, Łukasz Medeksza
dr hab. inż. arch. Alina Drapella-Hermansdorfer prof. PWr. PWr. Wydział Architektury eko- i melo- dramatycznie
hab. inż. arch. Alina Drapella-Hermansdorfer,
⇢ Część 1: Andante con „eco”
MIASTA ROZWIJAJĄ SIĘ JAK GRZYBY.
Potrafią się żywić niemal wszystkim, nawet tym, co wcześniej uważały za niejadalne. To kwestia adaptacji i kwestia przetrwania. Większa część grzybni pozostaje ukryta pod ziemią − wrośnięta w korzenie roślin, na zewnątrz czasem pojawiają się owocniki. Tylko przy sprzyjającej pogodzie. To zwiększa szanse, że się rozwiną i któryś zarodnik trafi w inne dogodne miejsce. Strategia grzybni polega na symbiozie z innymi organizmami. Na wymianie i pośredniczeniu.
GRZYBNIĄ MIASTA SĄ LUDZIE . Jego wizerunek tworzą owocniki oraz siedlisko. Właściwa grzybnia pozostaje w ukryciu, niczym kod genetyczny.
Wrocławska grzybnia trafiła na grunt nizinny, bagnisty, co skazało ją na rozwój gnuśny choć trwały. Bez orłów, sokołów, tylko z kaczką i skowronkiem, bo ziemia była tu i jest niezwykle urodzajna. Tożsamość grzybni została określona przez to właśnie siedlisko – rzekę i rolę. Pierwszy owocnik rodził się powoli, na wyspie, aż został zaszczepiony mikoryzą nowej idei i przeobraził się w
ZAKAZANE MIASTO.
Miasto święte, biskupie, zamknięte na Ostrowie Tumskim, od czasu, kiedy sfera profanum przeniosła się na drugi brzeg Odry. Tam, gdzie otwarta przestrzeń bardziej sprzyjała rozwojowi, gdzie wkrótce powstało
MIASTO RDZENNE: książęce i kupieckie, dynamiczne i przedsiębiorcze. Miasto Piastów Śląskich – miejsce paktów oraz koalicji ze Świdnicą, Legnicą, Głogowem, Trzebnicą, Oleśnicą, Brzegiem, Opolem. Ich miejsce spotkań.
Oba owocniki czerpały siły z bogactwa tych ziem. Oba też kontrolowały się wzajemnie: jeden zrodzony z drugiego; odmienne ale z tym samym kodem genetycznym. ZAKAZANE MIASTO próbowało egzekwować prawa starszeństwa wytaczając argument Boskiej Woli, MIASTO RDZENNE niebawem zaczęło odczytywać tę wolę inaczej, nie po katolicku, aby wyciąga z niej odmienne wnioski. Toczyły własną wewnętrzną grę, z trudem utrzymując równowagę w Europie targanej ambicjami władców i wichrami wojen religijnych. Nie opierały się, kiedy kolejni suwerenowie wznosili wokół nich nowe umocnienia w obronie swych politycznych wpływów. Luksemburczycy, Habsburgowie, Hohenzollernowie byli gdzieś hen, daleko. Tu, na peryferiach nad Odrą zmieniały się godła i orientacje, ale na pozór wszystko toczyło się utartym torem. Poza murami obronnymi, które wciąż „rosły, rosły, rosły,” aż forteca zamknęła oba mia -
dr hab. inż. arch. Alina Drapella-Hermansdorfer, prof. PWr
sta w pancernym uścisku. Tym razem oba przekształciły się w wyspową twierdzę i straciły kontakt ze swoim zapleczem.
Armatnie kule wojsk napoleońskich stały się koniecznym impulsem, który wyrwał uśpioną grzybnię z marazmu. Pierścień obwarowań pękł i nowe owocniki wysiały się na pola w miejscu dawno osuszonych bagien. Powoli rodziło się
MIASTO PIĘKNE: kosmopolityczne, bogate, bo strzępki biedy pozostały w rdzeniu i toczyły go dalej od środka.
MIASTO PIĘKNE miało swoją Promenadę, dworzec, swoje établissements. Przywróciło swój kontakt z regionem, z którym połączyła je kolej, nowe idee i perspektywy. Ale sięgało już dalej. Nie chciało odstawać od Paryża. Przyswajało francuski szyk, kod gwiaździstych bulwarów, racjonalny system planowania. Aklimatyzowało obce rośliny i style architektoniczne. Budowało swój przemysł i swoją naukę. Nabierało rozmachu. Amerykanie przeszczepili do siebie ten kod urbanistyczny pod mianem City Beautiful. MIASTO PIĘKNE .
Kiedy wydawało się już, że nie ma innej, doskonalszej formuły, z Anglii napłynął nowy impuls: Art & Crafts. Sztuka i Rzemiosło. Powrót do rodzimych wartości oraz krajobrazów. Przestrzennemu dyktatowi City Beautiful przeciwstawiono demokratyczny ład oraz ludzką skalę English Village. Sens własnego siedliska i malowniczość countryside. Uznając my home za my castle, domagano się prawa do domu z ogrodem dla każdej rodziny. Prawie każdej. W Zakopanem Stanisław Witkiewicz szukał inspiracji w chacie góralskiej, wokół Warszawy powstawały oficerskie i profesorskie osiedla w narodowym stylu „dworkowym”. Na Śląsku pytanie o my home nie prowadziło do oczywistych wniosków, więc wrocławskie landhausy były wariacją na temat chaty sudeckiej, jak czy liczne domy przy ulicy Parkowej, albo czerpały wzory z małych miasteczek, jak rynek na Karłowicach. Dzielnica willowa zmieniała jednak dotychczasową formułę miasta i trzeba było znaleźć harmonijne połączenie między MIASTEM PIĘKNYM a MIASTEM OGRODEM.
Tak się zrodziła się koncepcja WIELKIEGO ( WROCŁAWIA) MIASTA w
PIERŚCIENIU MIAST OGRODÓW. Wizja przyniesiona z zewnątrz. Z Londynu, via Berlin. Przyniesiona przez paru przybyszów. Max Berg, Ernst May… Odkrywali to miejsce dla siebie, jak nieznany okaz motyla. Jak lokalizację przyszłego domu. Byli obcy, mieli inne tempo, więc grzybnia ich odrzuciła, choć nie od razu.
Rys. 1 Rozwój „grzybni” Wrocławia. U góry: a) Kierunki rozwoju strefy podmiejskiej Wrocławia w układzie: Oborniki Śląskie –Trzebnica – Sobótka – Leśnica (wg. koncepcji Maxa Berga), b) zachodnie pasmo rozwoju Wrocławia (wg. koncepcji z lat 70.). U dołu: Strefy przestrzennego rozwoju miasta z widocznym pierścieniem „miast ogrodów”. Rys. A. Drapella-Hermansdorfer, opracowanie typograficzne Agnieszka Wierzbicka.
WIELKI WROCŁAW miał być miastem otwartym na zewnątrz, na Odrę i własny region. Miastem monumentalnym. Berg zamierzał rozwinąć PIERŚCIEŃ MIAST OGRODÓW na linii Sobótki, Leśnicy, Oborników i Trzebnicy. Bliżej centrum miał się znaleźć tylko pas obejmujący Osobowice, Karłowice i Biskupin, równoważny dla południowych osiedli takich, jak Borek. May wolał stworzyć osiedla ogrodowe bliżej Wrocławia, jako zielone suburbia, dostępne przede wszystkim dla ubogiej ludności napływowej. I ta koncepcja wygrała, chociaż Sobótka i Oborniki stały się klimatycznymi koloniami bohemy.
Berg zdołał zaistnieć kopułami swojej Hali Stulecia oraz terenami wystawowymi, które miały się stać wrocławskim oknem na świat zewnętrzny. W roku otwarcia Wielki Wrocław zadziwił berlińską kamarylę niezwykłym spektaklem kultury oraz wołaniem o pokój, które ściągnęły na miasto niełaskę dworu. Określił swoją tożsamość w sposób oryginalny, śmiały i niezależny. Ale pierwsza wojna światowa skutecznie wyhamowała ten impet…
Niemniej PIERŚCIEŃ MIAST OGRODÓW został jeszcze zaszczepiony mikoryzą elitarnych koncepcji Zalesia i Karłowic, które podejmowały wątek regionalny w śląskim wydaniu Art & Crafts. Późniejsze – międzywojenne – ogniwa zachowały tę klasę nawet w skromnej modernistycznej szacie Sępolna, Zacisza, Grabiszynu czy Pawłowic. Wierne idei powrotu do rodzimego krajobrazu lgnęły ku rzekom, otaczały się ogrodami, tworzyły kameralne alejki, tereny sportowe i parki leśne. Sadziły rodzime drzewa. Miasto zwróciło się ku Odrze, jak planował Berg. Powstały stocznie i porty, planowano budowę kanału Odra-Dunaj.
Aż przyszedł czas obrony Festung Breslau. To już nie były rany z innych stanów oblężenia, tylko eksterminacja. Czas Apokalipsy. W 1945 roku zniszczeniu uległy miasta ZAKAZANE , RDZENNE oraz znaczne części MIASTA PIĘKNEGO. Cała grzybnia została usunięta a na jej miejsce zaszczepiono przypadkowe mikoryzy z odległych siedlisk. Strzępki równie ciężko doświadczone przez wojnę. Nie zmierzały tutaj, jak ku Ziemi Obiecanej, bo wciąż oglądały się wstecz, w tęsknocie za utraconym domem. Nie zamierzały budować „nowego wspaniałego świata”, tylko doprowadzić do ładu to, co się da i zasiedlić. Ale żeby móc zaakceptować obce siedlisko przeniosły je w sferę MITU.
MIASTO MITYCZNE , wzniesione na gruzach ZAKAZANEGO i RDZENNEGO, stało się wybiórczą wariacją na temat przeszłości. Powrotem do Piastów Śląskich. Wyidealizowanym obrazem z pożółkłych pocztówek,
pozbawionym zapachu rozkładu, otwartych rynsztoków i biedy. Utkanym na wzór i podobieństwo czegoś, co istniało w różnych przedziałach czasu, ale nigdy w jednym. Miastem o nowych murach i czystych wnętrznościach.
Dla okruchów MIASTA PIĘKNEGO konfrontacja z rzeczywistością okazała się zabójcza. Odstraszały brakiem infrastruktury, brudem podwórek, kiepskim stanem technicznym. Przekształcały się w strefy „bermudzkich trójkątów”, na których tle nowoczesne, dobrze wyposażone owocniki
MIASTA SPÓŁDZIELCZEGO stawały się spełnieniem marzeń o małej stabilizacji. Wkrótce więc zasiedliły gruzy City Beautiful. Chociaż wyrastały z późniejszych, modernistycznych założeń, nowe osiedla dorównywały mu wielkością i kosmopolitycznym sposobem kształtowania przestrzeni. Produkując kolonie typowych osobników, grzybnia wkroczyła niebawem na puste tereny, zbliżając się nieuchronnie do odpowiedzi na pytanie: co dalej?
Tym razem szansa na zbudowanie własnej wizji miasta wydawała się realna. Włodzimierz Szostek, Andrzej Gretschel, Mieczysław Sowa… Zasiadając na różnych magistrackich i wojewódzkich stołkach wspólnie wspierali koncepcję ponad podziałami. MIASTO LINEARNE …
Kto dziś o nim pamięta? Miało być pasmem rozbudowy opartym na dobrej obsłudze komunikacyjnej – nowoczesnym i z rozmachem, jaki zafundowała sobie później Kopenhaga w dzielnicy Orestad. Granice administracyjne miasta zostały poszerzone w kierunku zachodnim. Przygotowano plan. Konkurs wygrał warszawski team Marka Budzyńskiego i Krzysztofa Chwaliboga, ale pomysł był stąd. Nastał jednak stan wojenny, Pomarańczowa Alternatywa a potem Nowy Porządek, na który grzybnia nie była przygotowana.
Nowy ład miał być powrotem do jeszcze starszego ładu. Koncepcję MIASTA LINEARNEGO wylano więc jak dziecko z po-komunistyczną kąpielą. Następny plan rozwoju zgodził się na jak najszybsze skonsumowanie nabytego prawa własności gruntów, bo tego chciała grzybnia wygłodzona przez lata oczekiwań. Przede wszystkim jednak skupił się na centrum. Zrewitalizował i uświetnił MIASTO MITYCZNE na obu brzegach Odry, doprowadzając je do świetności, jakiej nigdy wcześniej nie miało, podjął wiele działań interwencyjnych, ale też zrodził CZARCI KRĄG.
Grzybnia tworzy regularny krąg owocników wtedy, gdy wykryje w otoczeniu jakiś przejaw zachwiania równowagi. Atakuje wszystko dokoła i zajmuje miejsce wyłącznie dla dr hab. inż. arch. Alina Drapella-Hermansdorfer,
siebie. Im bardziej je wyjaławia, tym bardziej się rozprzestrzenia na zewnątrz szukając dalszych możliwości rozwoju. Owocniki rodzi na obrzeżu, z dala od zatrutego środka, znacząc kręgi zniszczenia tak długo, aż napotka skuteczny odpór.
We Wrocławiu
CZARCI KRĄG przypadkowych owocników oraz
fragmentarycznych kolonii podyktowanych źle pojętymi prawami rynku
zaciska swą pętlę wokół wewnętrznych miast. Dławi je żerując na starym układzie komunikacyjnym i nieprzystosowanej infrastrukturze. Wypełnia każde puste miejsce, wyniszcza i przerzuca strzępki dalej.
Rośnie, niczym wielki pas murów, które już raz pozbawiły grzybnię możliwości rozwoju.
W centrum tego jeszcze nie widać.
MIASTO MITYCZNE wciąż pięknieje w oczach, wzdłuż Odry rozwija się WIELKIE MIASTO monumentalne, uniwersyteckie ─ z wizji Maxa Berga;
PIĘKNE MIASTO przechodzi lifting, podobnie jak MIASTO SPÓŁDZIELCZE;
PIERŚCIEŃ MIAST OGRODÓW
bezskutecznie próbuje zatrzymać bieg czasu.
Ale strzępki CZARCIEGO KRĘGU wnikają powoli do środka, Pochłaniają przestrzenie publiczne, tworzą przerzuty w starej grzybni, Zaczynają blokować dostęp do rzek i zatruwać siedlisko.
Taki jest stan Wrocławia 2015+. Stan oniryczny.
Część 2: Allegro a piacere
MIASTA MAJĄ SWOJE MUZYKI. Mają swoje motywy, rytmy i tła. Synkopy pojedynczych bloków i kantyleny średniowiecznych uliczek. Są dziełami talentu, wrażliwości i tęsknoty za czymś tak nieracjonalnym i zgoła niepotrzebnym, jak muzyka.
MUZYKĘ MIASTA SŁYSZY SIĘ TYLKO W CZASIE I W PRZESTRZENI, w „dobrym” czasie,
Alina Drapella-Hermansdorfer,
spacerów nad brzegami rzek, rowerowych przejażdżek, szukania tła dla selfie. W chwilach spokoju, kiedy trudno przejść obojętnie obok muzycznych aranżacji czterech pór roku, albo nie dostrzec różnic w rozwoju danego tematu o świcie i w blasku księżyca.
Miasto przyjazne, to takie, którego muzyki można i chce się słuchać.
MIASTO SPOTKAŃ, żywe, prowokujące do wyjścia z domu, ot tak – dla przyjemności powałęsania się, posiedzenia z kimś znajomym przy kawie. W „miejscu z klasą”, jakim miał się stać
WROCŁAW 2000+. I jakim się poniekąd stał.
W rdzeniu MIASTA MITYCZNEGO dniem i nocą rozbrzmiewa orkiestra symfoniczna. Są tu partie na wszystkie instrumenty: na wodę, zieleń, na krasnale, kamieniczki i kościoły, na ogródki kawiarniane i magiczne zakątki w dziedzińcach Ossolineum.
A jeszcze do niedawna życie skupiało się przede wszystkim wzdłuż głównej osi Starego Miasta: od ulicy Świerczewskiego/Piłsudskiego do Odry.
Tutaj wątek muzyczny rozpoczyna się znienacka, bez przygotowania. Motyw arkad niczym motyw losu w V symfonii Beethovena powtarza się w kilku sekwencjach zanim urośnie do wielkiego wolumenu pierzei prowadzących do placu Kościuszki. To pierwsza brama Starego Miasta. Dalej smyczki opływają plac, gubią się między drzewami, gdzieś błyśnie przygotowawczy dźwięk rogu, napięcie rośnie aż nagle wyłania się repryza. Forma arkad powraca w innej, zabudowanej postaci, ale motyw ten sam. Rośnie przez całą pierzeję aż do narożnika kawiarni Tutti Frutti, wchłania rozbudowane struktury Renomy i Podwala. To druga brama i jednocześnie Coda, zamykająca część allegro con brio.
Dalej spacerowo – andante con moto aż do Rynku.
Najpierw Promenada - wyciszona otwarta przestrzeń budowana przez altówki i wiolonczele. Spojrzenie ucieka na boki, wędruje wzdłuż drzew i wody, zatrzymuje się na detalach. Powoli włączają się jasne dźwięki klarnetu i fagotu, atmosfera się zagęszcza przy pomniku Chrobrego, aż nie wiadomo kiedy wyrasta ku niebu kolumnowy portyk
Opery i bryła kościoła Bożego Ciała. Wznoszą się w górę fanfarą trąbek, jakby chciały przywołać z niebytu obraz Bramy Świdnickiej, która niegdyś strzegła miasta w tym miejscu.
Dalej smyczki wracają do otwartej przestrzeni pierwszego tematu. Odsłaniają dalekie widoki na wzgórze Partyzantów z jednej strony, z drugiej – na plac Wolności z Narodowym Forum Muzyki. Chwila postoju i powtórna fanfara mocnych brył: Monopolu, nie -
Rys. 2 Symfonia Staromiejska
Rys. A. Drapella-Hermansdorfer, opracowanie typograficzne Agnieszka Wierzbicka.
co wycofanej sylwety kościoła pod potrójnym wezwaniem świętych Doroty, Stanisława i Wacława, i dziobatej fasady Solpolu. Powracają fagoty, klarnety, trąbki, a po nich wyciszenie tak zdecydowane, jak wejście pod ziemię. Spacer trwa, wzrok napotyka kolejne akcenty aż do ostatniej „bramy” prowadzącej do Rynku. Kamienicy „Pod koroną”.
Tutaj scherzo zaczyna się od wstrzymania oddechu . Od przygotowania na spotkanie z widokiem Ratusza i Sukiennic. Znowu brzmią smyczki i instrumenty dęte. Powraca główny motyw monumentalnej architektury na przemian z motywami spaceru, a właściwie tańca wirującego wokół rynkowych kamienic. Raz po raz przerywają go fanfary przy widokach placu Solnego a potem kościoła św. Elżbiety. Ale taniec toczy się dalej w jakimś wewnętrznym zapamiętaniu, wpada w ulicę Kuźniczą: jeszcze chwila, jeszcze moment, jeszcze jakieś inne powtórzenia...
I wreszcie: allegro presto – ostatnia brama osi tryumfalnej – barokowa pierzeja głównego gmachu Uniwersytetu, kościoła Jezuitów, Ossolineum. Niemal bez przestanku brzmią fanfary całej orkiestry: z puzonami, fletem, rogami. To nie jest zwykłe pięcie się w górę. Presto atacca to szturm. Fale dźwięków uderzają w ściany budynków. Rozpryskują się, omywają pilastry i wieże, zaglądają w okna, w zdobienia, a kiedy wyczerpią pierwszy impet − przecisną się wąską wyciszoną sienią na drugą stronę. Barokowe pierzeje zyskają odbicie w lśniącym nurcie Odry, widok wzbogaci się o mosty, jazy, śluzy, wyspy… Aż w końcu zamknie się wielką finałową Codą.
Mało miejsc może sprostać tej klasie przestrzeni.
Ostrów Tumski jest inny: wzniosły, nie z tego świata. Można tu usłyszeć toccatę d-moll Bacha, majestatyczne, powolne uderzenia dzwonów, albo hymn templariuszy przechodzący w uroczyste Te Deum z adaptacji Henryka V przez Kennetha Branagha.
NON NOBIS DOMINE … nie nam Panie.
Ostrów Tumski pozostał MIASTEM ZAKAZANYM, nie ludzkim, a pewnie i nie boskim. Bez wątpienia jednak – kościelnym. NON NOBIS… Miejscem pielgrzymek ale nie dla pielgrzymów. Nawet ogrody, które w końcu otwarły się dla ludzi (za pieniądze magistratu), nie zachęcają do zatrzymania się na dłużej. Są drętwe, oficjalne, pozbawione cienia, jak ukamienowana strefa recepcyjna przy mostach Tumskich.
Ostrów to miejsce magii, celebracji i wzniosłości. Non nobis... Znacznie lepiej pod tym względem zaczęły się rozwijać MIEJSCA SPOTKAŃ na drugim brzegu rzeki. Bulwar Dunikowskiego to wielki amfiteatr otwarty na najwspanial-
Rys. 3 Wrocław 2015+ jako ośrodek rozwoju regionalnego
U góry: Wrocław jako centrum
śląskiego Nadodrza
U dołu: Parki rzeczne Wrocławia jako korytarze ekologiczne i kulturowe łączące miasto z Parkami Agrarnymi strefy metropolitalnej. Rys. A. Drapella-Hermansdorfer, opracowanie graf. Agnieszka Wierzbicka.
sze panoramy Wrocławia.
Brama WIELKIEGO MIASTA , które rozwija się skąd w górę rzeki – w kierunku uniwersyteckiej DZIELNICY ŁACIŃSKIEJ
i WIELKIEJ WYSPY; miasta, które w końcu zwróciło się ku Odrze.
Wędrówka Bulwarem Dunikowskiego rozpoczyna się czymś na kształt rozlewnej, srebrnoszarej I symfonii Brahmsa. Nabiera jej napięć w odbiciach monumentalnej architektury, płynie pod prąd pomiędzy statkami na wodzie, mija pierwsze przejście pod mostem Pokoju. Ma swoją głębię, moc i klasę. Przy Urzędzie Wojewódzkim wstrzymuje oddech w nadziei, że w końcu ktoś dosłyszy, otworzy drzwi oraz umysły na rzekę za oknami. Za mostem Grunwaldzkim główny temat pojawia się w aranżacji elektronicznej, wersji dla młodych, jak Polinka i nowa przystań Politechniki Wrocławskiej. Staje się remixem poszukującym własnego wyrazu, eksperymentującym.
To samo można powiedzieć o MIEŚCIE PIĘKNYM w obszarze Nadodrza,
Gdzie rozbrzmiewa IX symfonia Dvořáka „Z Nowego Świata”. Pełna ruchliwych ulic, dalekich prospektów, zróżnicowanej zabudowy pełnej kontrastów i niespodzianek. W podwórkach ukrywa prawdziwe perełki: EkoCentrum, Mizer Art, Zielone-nieskończone przy Barlickiego. Miejsc przyjaznych nie ma za wiele, a jeszcze trudniej o pasaże spacerowe, ale niewątpliwie coś zaczyna pulsować, jakiś powiew życia - w przeciwieństwie do pozostałych części Śródmieścia, Krzyków, czy ulicy Legnickiej – „zielonej tętnicy” Wrocławia. Nie pomógł Sky Tower, zastygły w synkopie erekcji bez spełnienia. Poza Aquaparkiem i starymi parkami, MIEJSCA SPOTKAŃ jeszcze tu nie dotarły.
Nie ma ich też w od dawna nieprzewietrzanym, PIERŚCIENIU MIAST OGRODÓW.
Wśród zapachów grilla snują się czasem piosenki biesiadne, lecz rzadko wykraczają poza znajomość pierwszej zwrotki oraz granice własnego ogrodu. Ulice pogrążają się w bałaganie przypadkowo parkowanych samochodów. Jest sennie, sentymentalnie, geriatrycznie.
W tej konkurencji MIASTO SPÓŁDZIELCZE wypada bardziej dynamicznie, chociaż trudno mu się wydostać z monotonii
„Różnych pociągów” Steva Reicha. Monotonia chłonie wszystko, jak gąbka. U Reicha przypadkowo nagrane głosy – słowa wnoszą własne życie w skrzypcowy stukot kół. Problem z tym, że nowe motywy spół -
dzielcze nie wychodzą poza równie monotonny standard społecznej infrastruktury. Brakuje powiewu czegoś świeżego, nowej tożsamości, sztuki przez duże S. Ale Magistrat tego nie słyszy, zaprzątnięty gentryfikacją centrum. MIASTO SPÓŁDZIELCZE pozostaje więc wdzięcznym polem dla pop-u, dla niewymuszonych MIEJSC SPOTKAŃ, dla sensownych powiązań z zielenią.
W końcu stukot przechodzi w KAKOFONIĘ.
CZARCI KRĄG
nie rozwija żadnych tematów melodycznych. Ochroniarze i kamery strzegą pilnie odrębności pojedynczych fraz, architekci dokładają starań, aby każda była unikatowa, niepodobna do innych, podobnie jak one pogłębiająca chaos fraz pozbawionych kontekstu, oderwanych od siebie, a jednak ściśniętych bez najmniejszej szczeliny na MIEJSCE SPOTKAŃ, na widok z okna, na marzenia.
CZARCI KRĄG
skazany na wyjałowioną ziemię.
Taki jest klimat Wrocławia 2015+. Klimat melo-dramatyczny.
Część 3: Allegro ardente
Miasta mają swoje WIZJE . Wypuszczają je w niebo, Niczym ptaki, które unoszą się na skrzydłach przeszłości i aktualnego potencjału miasta.
Według Henryka Skolimowskiego to WIZJA ożywia WOLĘ działania, rodzi ODWAGĘ oraz NADZIEJĘ. Jest jeszcze ODPOWIEDZIALNOŚĆ, która spina te wszystkie moce, żeby zanadto nie wybujały prowadząc ludzi na skraj szaleństwa.
Nie każde miasto ma bowiem duszę orła.
We Wrocławiu „zrodzonym z rzeki i niziny”, jak to ujął Norman Davies, potrzebne są nie tylko skrzydła, ale też płetwy oraz umiejętność chodzenia po ziemi. „Tej ziemi”.
Może właśnie „ta ziemia” jest kluczem do WROCŁAWIA 2015+?
Wizji miasta rosnącego mocą nie tylko swej małej dolnośląskiej ojczyzny, ale całego śląskiego Nadodrza − od Raciborza po Głogów;
ziemi zasobnej nie tylko w surowce mineralne, ale w najbardziej żyzne gleby Złotego Zagłębia Polski.
Kiedy widmo głodu zaczyna pukać do drzwi Europy, wiele krajów wraca do rolniczych korzeni. Królestwo Niderlandów odkrywa rolnictwo miejskie. EXPO 2015 –pod hasłem „Wyżywić świat” - stało się apoteozą bio-Mediolanu, który Zielonymi Promieniami otwiera się na zewnątrz, ku Parco Agricolo - strefie żywicielskiej chronionej niczym skarb. Niegdyś i Wrocław miał swój Park Agrarny, złoty od pszenicy, zielony od sadów i winnic, błękitny od rzek i stawów. Teraz się od niego odwraca, zaśmieca przypadkowymi inwestycjami, zalewa budownictwem, które nie szanuje tradycji miejsca ani nie zna wartości Ziemi, tylko jej cenę.
Wrocław 2015+ to wizja miasta, które potrafi odczytać Znaki Czasu i spogląda w przyszłość w sposób odpowiedzialny, świadome, że dostęp do wody oraz dostęp do Ziemi pozostaje niezmiennym warunkiem przetrwania; miasta, które wspiera rozwój śląskiego Złotego Zagłębia a w tym ochronę jego zasobów wodnych, stając się intelektualnym, organizacyjnym i konsumenckim zapleczem współczesnej „uprawy krajobrazu”.
Wrocław 2015+ to wizja miasta, budującego gospodarkę na wiedzy, na humanizmie, na integralnej ekologii Franciszka naszych czasów, środowiska ludzi, którym nie jest obojętny „krzyk Ziemi i krzyk ubogich”.
Wrocław 2015+ to wizja miejsca spotkań i obecności sąsiednich ośrodków: Trzebnicy, Oleśnicy, Oławy, Świdnicy, Środy Śląskiej – całego śląskiego Parco Agricolo; forum, skąd widać góry: masyw Ślężański, Książański, Sudety, dolnośląskie uzdrowiska; archipelagu miejsc przyjaznych, gdzie nie wznosi się płotów lecz buduje mosty; Stolicy Regionu Kultury 2016+.
Wrocław 2015+ to wizja Zielonej Stolicy Europy, czerpiącej dumę z zasobów rodzimej przyrody: mocy dębów, zapachu lip, srebrzystej poświaty buków; ceniącej piękno najprostsze, najgłębsze, zapisane gdzieś w nizinnych pejzażach Tej Ziemi; wizja miejsca, gdzie spotykają się rzeki i parki rzeczne, niczym błękitno-zielone korytarze, łączące Wrocław z regionem i jego historycznymi partnerami znad Odry, gdzie ludzie potrafią znaleźć miejsca dla jaskółek, pszczół i nietoperzy.
dr hab. inż. arch. Alina Drapella-Hermansdorfer, prof.
Wrocław 2015+ to wizja miasta, które przebiło się przez CZARCI KRĄG podziałów kompetencyjnych oraz lokalnych ambicji w stylu Sky Tower; gospodarza spotkań, architekta przymierzy oraz koalicji, miasta które przestało oglądać się wstecz, budując tożsamość na wojnie, odbudowie i powodzi, lecz znalazło swe powołanie w byciu sercem regionu.
Być sercem, to służyć. Rozumieć i kochać.
Mieć WOLĘ, ODWAGĘ oraz żywić NADZIEJĘ uskrzydloną pięknem WIZJI. To ODPOWIEDZIALNOŚĆ w odczytywaniu znaków czasu, w stawianiu pytań niełatwych, w empatii i odpowiedziach na „krzyk Ziemi i krzyk ubogich”.
Takie jest wyzwanie dla Wrocławia 2015+.
Wyzwanie na „tu i teraz”.
Część
Miasta mają swoje pomniki. Pomnikiem tysiącletnich dziejów Wrocławia jest PARK . Bez rododendronów, fontann i florystycznych udziwnień, za to z meandrem starorzecza Ślęzy, który tworzy oś kompozycyjną i symboliczną oś czasu. PARK sadzony rękami mieszkańców. Nie jako pojedyncze drzewa ale jako rodzime zbiorowiska leśne. Rodziny o odwiecznych zasadach współpracy. Dziesięć lasów. Każde pasmo to jeden wiek w historii miasta. Każde pasmo to jeden typ dolnośląskich lasów.
Buczyna, dąbrowa, grądy, łęgi; pomiędzy nimi łąki kwietne, deszczowe parowy starorzecza, poletka „malowane zbożem rozmaitem”, polne drogi obsadzone czereśniami i mnóstwo zakątków do siedzenia na kłodach starych drzew. Pachnie poziomkami, wiatrem i rzeką.
Park przemawia mową dolnośląskich kamieni: granitów, sjenitów, serpentynitów, gnejsów, dolomitów, piaskowców… Używa słów mocnych, nieobrobionych, wydobytych z głębin ziemi. Wzdłuż Meandra snują swoją opowieść o dziejach miasta: od pra-początków u stóp Ślęży aż po czasy współczesne.
Wiek XXI otwiera POLANA SPOTKAŃ. Zbudowana na Światowe Dni Młodzieży
Rys. 4: Meander czasu w Parku Tysiąclecia we Wrocławiu (proj. A. Drapella-Hermansdorfer. P. Ogielski, 2016).
Rys. A. Drapella-Hermansdorfer, opracowanie graf. Agnieszka Wierzbicka.
jest odwzorowaniem MIEJSC SPOTKAŃ na planie miasta. Proste kamienne stoły otoczone głazami są dostępne dla każdego. Tworzą kręgi przyjazne, szyte na miarę, niemożliwe do powtórzenia nigdzie indziej: Ostrów Tumski i Rynek, trzy Szczyty w parku Szczytnickim, park Wschodni, Południowy, park Tysiąclecia oraz zespoły zieleni: grabiszyńsko-oporowski, zachodni i karłowicki. Każdy inny a wszystkie zestrojone w chórze.
Polana graniczy z brzeziną, jedynym miejscem, gdzie poza gatunkami rodzimymi pojawiły się też obce ─ azjatyckie i północnoamerykańskie. Światowa rodzina drzew. Jedność w zróżnicowaniu.
To IMAGINE ─
Przedostatnie miejsce w symbolicznej podróży przez meandry czasu. Miejsce dobrych życzeń pozostawionych przez młodzież miastu i światu. Urbi et orbi.
IMAGINE…
Być może to właśnie styl Wrocławia 2015+.
Styl „tej ziemi”.
Izabela Gajny
Czy w XXI wieku warto wrócić do tematu odbudowy i jak przekonać środowisko architektów i decydentów o słuszności takich propozycji? Dlaczego warto wzmacniać tradycje architektoniczne i charakter miast?
„Potrzeby współczesności nie powinny być rozwiązywane kosztem istniejących tu bezcennych wartości humanistycznych o nieprzemijającym znaczeniu”
Edmund Małachowicz
⇢ Po 1956 r. nastąpiło ze względów politycznych i doktrynalnych całkowite odejście od tradycyjnej zabudowy miast oraz, z nielicznymi wyjątkami, odejście od projektów rekonstrukcyjnych.1 W imię zasad funkcjonalizmu i powszechnej manifestacji inności i nowoczesności, wprowadzano często architekturę o niskich walorach estetycznych, zupełnie oderwaną od kontekstów miejsca. Doprowadziło to do degradacji charakteru wielu obszarów staromiejskich, utraty stylu, rytmu, ciągłości, piękna i szykowności przedwojennego Wrocławia oraz wielu miast Dolnego Śląska. Zamiast uporządkowania zniszczeń, potęgowano chaos przestrzenny.2
Nie pomogły postmodernistyczne próby wpisania nowych budynków w istniejącą zabudowę. Plomby urbanistyczne, poza nielicznymi wyjątkami, nie okazały się ponadczasowym rozwiązaniem estetycznym. Były próbą powrotu do form prostych i podziałów w rytmie starych kamienic, przejawem tęsknoty za archetypem, za formą tradycyjną. Intuicyjnie kompilowały i zestawiały dawne detale i proporcje, ale robiły to naiwnie. Po latach 90. powstało we Wrocławiu wiele nowych budynków komercyjnych i mieszkalnych, jednak ich „nowoczesna” architektura raczej nie przetrwa estetycznej próby czasu. Banalność detalu, masowość materiałów, przypadkowe podziały i proporcje oraz przede wszystkim często złe osadzenie w tkance urbanistycznej, to kolejne czynniki powodujące zanikanie charakteru miasta i zacieranie się jego urbanistyki, panoram i widoków. Wrocławskie „ikony” XXI w. - ze Sky Tower i Ovo na czele - dopełniają ten smutny obrazek i nie przynoszą chluby Wrocławiowi. Nie wykształcił się tu żaden silny styl, a nowe obiekty wydają się rozrzucone w sposób przypadkowy. To nie piękno architektury, a czysta komercja. Na tym tle zdecydowanie lepiej wyglądają modernizacje i uzupełnienia architektury istniejącej, jak choćby adaptacja Pasażu pod Błękitnym Słońcem i Pasażu Pokoyhof, czy rewitalizacja otoczenia Synagogi pod Białym Bocia-
1 Oprócz politycznych uwarunkowań stylowych wpływ miały na to również międzynarodowe dokumenty konserwatorskie. Zob. tekst w ramce.
2 Zagadnienia problemów odbudowy miast polskich w powojennej perspektywie omówione są szczegółowo m.in. w: W. Zin, K. Kalinowski, P. Biegański, 1986.
Rekonstrukcja, odbudowa i wzmocnienie charakteru. Case 1_Młyny św. Klary
3 Zob. I. Gajny, T. Jeleński, 2013.
nem, nie wspominając o fascynująco odnowionym Dworcu Głównym i jego otoczeniu. Takie działania okazały się dla estetyki Wrocławia najbardziej korzystne.
Ochronić wartości kulturowe
4 Przykładem takiego opracowania w mniejszej skali jest: I. Gajny, A. Kutiak, M. Prosińska, 2014.
Biorąc pod uwagę obecny stan rzeczy, wskazane wydaje się wprowadzenie nowych narzędzi ochrony charakteru miejsc3, którym towarzyszyć powinien plan odbudowy charakteru miasta lub jego fragmentów, wraz z rekonstrukcją jego najcenniejszych historycznych obiektów. Tego typu strategiczne działania powinny być poprzedzone przestrzenną analizą, czy też „zmapowaniem” charakteru Wrocławia. Powinno ono wskazać dominujące typy zabudowy i detalu w poszczególnych, jasno zdelimitowanych częściach miasta –choć niekoniecznie w granicach stref konserwatorskich4 . Dla obszarów zdegradowanych przez powojenne wyburzenia i tandetną zabudowę, należałoby rozważyć powroty do charakteru istniejących tam niegdyś form urbanistycznych i architektonicznych. Dopiero na tej podstawie można będzie szczegółowo zastanowić się nad wzmacnianiem charakteru miasta i uzupełnieniem estetycznych ubytków jego struktury.
Pamiętać należy, że miasto, obok ikon i dominant, to również architektura estetycznego tła i uspokojeń. Bez umiejętnego połączenia tych równoważących się elementów trudno będzie osiągnąć harmonię. Wydaje się to jednym z największych estetycznych wyzwań dla miast w perspektywie najbliższych 30 lat. Wzmocnienia charakteru można dokonywać poprzez wprowadzenie form kontekstualnych – twórczych, indywidualnych, ale nawiązujących do określonego charakteru obszaru (materiał, typologia, rytm, skala), poprzez rekonstrukcje ubytków na podstawie istniejącej ikonografii lub też projektowanie w obrębie dostępnych tradycyjnych technik i typologii. Można zaryzykować twierdzenie, że takie zintegrowane działania są rzeczywiście w stanie przywrócić ład przestrzenny i charakter miasta. Wartością kulturową Wrocławia jest bowiem jego środkowoeuropejski charakter.
Wyspy z Charakterem
Przykładem możliwych działań rekonstrukcyjnych jest propozycja odbudowy jednego z najbardziej charakterystycznych obiektów wyspiarskiej części miasta – Młynów św. Klary na Wyspie Bielarskiej i Słodowej. W dalszej części tekstu opisuję warunki, możliwości oraz korzyści wynikające z realizacji tego projektu.
Wyspa Bielarska wraz z Młynami św. Klary zostały poważnie zniszczone w czasie oblężenia Festung Breslau, popadając po wojnie w ruinę. W 1962 r. młyny wpisano
do rejestru zabytków oraz zinwentaryzowano w celu realizacji projektu dla nowego Muzeum Etnograficznego. Autorami projektu odbudowy ruin (1966) byli profesorowie Mirosław Przyłęcki (ówcześnie dyrektor naukowy wrocławskiej Pracowni Konserwacji Zabytków), Edmund Małachowicz oraz Tadeusz Broniewski.
Ze względu na brak funduszy do odbudowy nigdy nie doszło, a w 1975 r. władze Wrocławia podjęły bulwersującą decyzję o wyburzeniu młynów. Świadome zniszczenie jednego z najstarszych zabytków polskiej średniowiecznej architektury przemysłowej wywołało szeroką falę krytyki.
Do 2016 r. jedynym śladem po budynkach pozostał upust św. Klary, którego ściany wyłożono gładką cegłą oraz ceglana opaska upamiętniająca obrys historycznych budynków. Przed zniszczeniem udało się jedynie uchronić figurę św. Klary oraz tablicę fundacyjną.
Wyspy Bielarska i Słodowa wraz z okolicznymi wyspami Tamka i Piasek tworzą niepowtarzalny, malowniczy miejski archipelag wypełniający centralną część miasta. W skali Europy jest to lokalizacja wyjątkowa, obecnie być może jedna z najbardziej atrakcyjnych we Wrocławiu. Jej atrakcyjność wiąże się przede wszystkim z uwarunkowaniami naturalnymi i lokalnymi – bliskością rzeki i zieleni oraz ścisłego historycznego centrum, a także z samą historią architektury wysp i ich otoczenia. Z wysp rozpościerają się najpiękniejsze panoramy: z jednej strony widać Ostrów Tumski, a z drugiej - zabudowę Starego Miasta wraz z dominującą na pierwszym planie barokową fasadą Uniwersytetu Wrocławskiego. W niedalekim sąsiedztwie znajduje się również dzielnica nowego śródmiejskiego potencjału – Nadodrze.
Dodatkowym, niewykorzystanym atutem jest historyczny charakter zabudowy, który tworzyły istniejące tu obiekty przemysłowe, przede wszystkim młyny. Początkowo były to proste budynki szachulcowe ze spadzistymi dachami, z bardzo ciekawym systemem młyńskich kół napędowych, systemem śluz i innych fantastycznych elementów ówczesnej techniki. Wiele z tych obiektów otrzymało w wyniku przekształceń barokowe fasady i dekoracje. Tak przebudowane zostały także Młyny św. Klary. Ich odtworzenie wydaje się zabiegiem uzasadnionym dla podkreślenia charakteru wysp.
Oprócz samego faktu odbudowy, należałoby również przeanalizować która z wersji historycznych mogłaby być wzorem dla działań rekonstrukcyjnych - oryginalna forma drewniana, wersja z murem pruskim czy forma murowana z fasadą barokową i jej charakterystycznym detalem dekoracyjnym. Przedmiotem analiz może być również forma dachu (budynki podlegały modyfikacjom po kolejnych pożarach), a także funkcja całego założenia.
Forma proponowana w prezentowanym tutaj koncepcyjnym projekcie rekonstrukcji Młynów zakłada powrót do ich charakteru z końca XVIII w. Niewykluczone są dalsze analizy przebudowy dachu oraz przywrócenie dachu mansardowego. Zaznaczam
Izabela Gajny
Rekonstrukcja, odbudowa i wzmocnienie charakteru. Case 1_Młyny św. Klary
5 Za udostępnienie prywatnych materiałów z prywatnego archiwum Mirosława Przyłęckiego bardzo dziękuję p. Danieli Przyłęckiej. Za pomoc organizacyjną dziękuję również Alicji Zgrai i Łukaszowi Medekszy.
przy tym, że projekt rekonstrukcji wzorowany jest na opracowaniu sporządzonym na potrzeby projektu Muzeum Etnografii oraz wykorzystuje materiał inwentaryzacyjny i projekt techniczny opracowany w 1957 r. przez zespół w składzie: M. Czyżewska i J. Rachwalski 5 . W odróżnieniu od koncepcji wspomnianego wcześniej zespołu projektowego (M. Przyłęcki, E. Małachowicz, T. Broniewski), zakładam otwarcie widoku na elementy techniczne - ekspozycję w obrębie śluzy zrekonstruowanych lub ponownie wykorzystanych podobnych zachowanych kół napędowych. Uzupełnieniem dla barokowych fasad mogłyby być również niewielkie szachulcowe budynki towarzyszące, zrekonstruowane na podstawie miedziorytu F.G. Endlera (1763-1830) (zob. ryc. 1) oraz inne elementy uzupełniające odtworzone w wolnej interpretacji w charakterze szachulcowym. Nowym kontekstem zrekonstruowanej architektury Młynów św. Klary mógłby być ogród ziołowo-warzywny, inspirowany tradycjami klasztornymi. Taki zabieg podkreśliłby zakonny charakter wysp.
Utilitas, firmitas, venustas - kryteria i wartości
6 Zob. tekst w ramce.
W obliczu silnie dominujących trendów modernistycznych oraz upowszechnionych doktryn i obowiązujących kart 6 , w dalszych rozważaniach o rekonstrukcji Młynów św. Klary należy dodatkowo uzasadnić wybór kryteriów decyzyjnych, rzetelnie przeanalizować argumenty za i przeciw odbudowie.
Poniższa argumentacja uwzględnia szereg kryteriów i wartości: a) symboliczne, b) estetyczne, c) funkcjonalne, d) ekonomiczne, e) wizerunkowe (potencjał), f) strategiczne (prestiż). Przeanalizujmy zatem poszczególne wartości.
a) symboliczne
To chyba najsilniejszy argument przemawiający za odbudową Młynów w ich najbardziej charakterystycznej formie, czyli z etapu zaraz przed wyburzeniem. Decyzja miałaby charakter symboliczny, bo stanowiłaby zwrot w dyskusji nad wartością lokalnych kontekstów i potrzebą zachowania przerwanej kontynuacji tradycji. Utrwaliłaby w pamięci cenny zabytek architektury przemysłowej bezmyślnie zniszczony przez władze. W związku z tym sprawdzi się być może jedna z tez doktryny Jana Zachwatowicza „...dzieła, które powstają z popiołów będą służyły nowym pokoleniom ku budowie lepszego jutra”.
b) estetyczne
Ta grupa kryteriów dotyczy przede wszystkim przywrócenia piękna i charakteru Wyspom, lepszego ich osadzenia w strukturze miasta. Pisał już o tym Edmund Małachowicz w opracowaniu monograficznym „Wrocław na Wyspach”: „Wartości kulturo -
we pomników dawnej architektury, wobec radykalnych zmian form i technologii budownictwa współczesnego, wzrastają w przyspieszonym tempie. W atmosferze coraz szybszego tempa życia i postępującej uniformizacji środowiska miejskiego oaza minionego czasu i indywidualne ukształtowanie otoczenia o wielkich walorach estetycznych może być dodatkowym, cennym dobrem, niezbędnym dla rekreacji psychicznej”. Prawie czterdzieści lat później te słowa nabierają jeszcze większego znaczenia w obliczu niekorzystnych przekształceń urbanistycznych Wrocławia, zupełnego braku kontekstów współczesnej architektury, jej skali i materiałów oraz braku wpasowania w klimat i historyczny charakter wysp.
c) funkcjonalne (potencjał dla mieszkańców i turystów)
Na Wyspie Bielarskiej mieściły się wytwórnia spirytusu, likierów i win H. Henniga z ogrodem i wyszynkiem. Sensownym wydaje się odtworzenie tej lokalnej tradycji, produkcji w mikroskali (gorzelnia, mały browar), połączenie nieuciążliwej funkcji produkcyjnej, konsumpcyjnej, wystawienniczej, powiązanych z odrodzonymi markami Wrocławia i Dolnego Śląska. Proponowane funkcje omawiam szczegółowo poniżej.
d) ekonomiczne (potencjał dla inwestorów, potencjał dla regionu)
Dzięki lokalizacji i walorom estetycznym obiekt i działka staną się atrakcyjne dla inwestorów. Dobrze wpisana funkcja z pewnością przyniesie długofalowe zyski, Młyny zyskają na wartości w czasie, ponieważ są dobrze zakorzenione w istniejącym krajobrazie i mają długą historię. Dodatkowo inwestycja w rekonstrukcję z pewnością jest ekonomicznie opłacalna w porównaniu z inwestycją w zabytek.
e) wizerunkowe (potencjał dla miasta)
Panorama Młynów, kontekst wody, powrót do tradycyjnej funkcji, ekspozycja elementów techniki zabytkowej zdecydowanie nadadzą charakter temu miejscu i wzmocnią wizerunek miasta związanego historycznie z rzeką. Forma bliźniaczych młynów w kontekście panoramy Wrocławia może okazać się silniejszą współczesną ikoną niż proponowane przeboje architektury globalnej.
f) strategiczne (jakość, prestiż, relacje społeczne, produkcja)
Niebagatelną potrzebą jest również powrót w miastach i regionach do produkcji lokalnych elementów budowlanych i wiedza o nich. Takie działania mogą w przyszłości zapewnić ciągłość charakteru miast, uzdrowić dominację piękna i człowieka nad maszyną oraz wyrównać zachwiane witruwiańskie relacje użyteczności, piękna i trwałości.
7 Proponowana na potrzeby tego opracowania nazwa robocza wpisuje się w jej szerszy program funkcjonalny, nie tylko powiązany z produktami lokalnymi i produkcją. Nawiązuje do współczesnych potrzeb, powrotu do ginących podstawowych umiejętności i zawodów, wytwarzania rzemiosła i wspólnego tworzenia wartości i jakości oraz odtwarzania społecznych relacji. Zobacz np. http://www.polityka.pl/ tygodnikpolityka/ludzieistyle/16719 48,1,rzemieslnikiem-byc-wystarczyzapisac-sie-na-warsztaty.read.
8 Dla przykładu. DOCG Denominazione di Origine Controllata e Garantita czyli najwyższa jakość we włoskiej klasyfikacji win i innych produktów spożywczych, gwarantująca jakość oraz oznaczająca obszar ograniczony dla marki, odpowiednik francuski: AOC Appellation d’origine contrôlée, niemiecki: Q.b.A.
Młyny św. Klary: Centrum Odbudowy Tradycji Rzemieślniczych i Budowlanych
Cytując Jana Zachwatowicza: „nie jest do pomyślenia... żeby odbudowywać, oczyszczać, konserwować zabytki tylko po to aby trwały”, wypadałoby nadać rekonstruowanej formie nowy program funkcjonalny, odpowiedni do jej przeznaczenia w XXI w., bowiem „zabytek jako obiekt użytkowy musi znaleźć właściwe dla siebie przeznaczenie w organizmie większej całości – w osiedlu, w mieście [...]”. Przykładowy program funkcjonalny przygotowany został w oparciu o analizę aktualnych trendów związanych ze zdrowym stylem życia w mieście i regionie, lokalnymi produktami, markami i lokalnym rzemiosłem oraz predykcję rozwoju tej specyficznej gałęzi turystyki i gospodarki w XXI w. Zaproponowana funkcja wpisuje się w aktualne mody i zapotrzebowania, jest również w moim przekonaniu bardzo adekwatna do miejsca.
Przyjęcie takiej formy promocji lokalnych, różnorakich rzemiosł od spożywczych, po różne formy wytwórstwa artystycznego, mogłoby nawiązywać do proponowanego tu w latach 60. Muzeum Etnografii. W Młynach mogłoby więc funkcjonować coś na kształt Centrum Odbudowy Tradycji Rzemieślniczych i Budowlanych 7 z bogatą funkcją wystawienniczą dotyczącą Wrocławia i Dolnego Śląska. W kontekście tradycji żywej, nie tylko muzealnej, takie miejsce mogłoby być również doskonałą wizytówką regionu, a wielu dolnośląskim miastom, miasteczkom i terenom wiejskim dać pole do promocji i rozwijania własnych potencjałów. Charakter wspierający mogą mieć funkcje gastronomiczna (przestrzeń konsumpcyjna i degustacyjna: bar, restauracja), hotelowa (boutique hotel), konferencyjna i edukacyjna (kameralne, małe centrum konferencyjno-wystawiennicze dla cyklu szkoleń i warsztatów), warsztatowa (elastyczna i adaptatywna przestrzeń spotkań), produkcyjna (mini browar, artystyczna produkcja lokalna, galerie), muzealna (np. Muzeum Żywej Tradycji), biurowa (biura powiązane z treścią obiektu, związane z wysokiej jakości nieuciążliwym rzemiosłem artystycznym) oraz wszelka dodatkowa funkcja komercyjna polegająca na sprzedaży lokalnych dóbr i usług (sprzedaż typu boutique w połączeniu z omnichannel retail ).
Miejsce będzie dobrą okazją do prezentacji oferty regionalnej – począwszy od lokalnych producentów piwa, wina, cydru po inne produkowane w sposób kontrolowany lokalne produkty spożywcze – pieczywo, miody, powidła, zioła, zboża. Może stać się również siedzibą jednostki certyfikującej lokalny, dolnośląski produkt. Promocja, kontrola jakości, nadanie prestiżu mogą nawiązywać do istniejących znaków jakości funkcjonujących w innych krajach europejskich promujących produkcję lokalną: DOCG, AOC, Q.b.A. 8
Wszystkie tego typu działania, które przywracają istniejące kiedyś marki Dolnego Śląska oraz podnoszą jakość produktu lokalnego, doskonale wpisują się w ideę rekonstrukcji obiektu.
Oprócz promocji marki spożywczej założyć należy działalność edukacyjną związaną z innymi technikami i produktami rzemieślniczymi w regionie, tj. rzemiosło budowlane, konserwatorskie, artystyczne i spożywcze. Jako markę lokalną uwzględniono również turystykę uzdrowiskową i związaną ze zdrowym stylem życia. Zalecana jest współpraca merytoryczna z takimi gminami jak Lądek-Zdrój, Polanica-Zdrój, Duszniki-Zdrój i innymi ośrodkami uzdrowiskowymi oraz z Uniwersytetem Przyrodniczym, Akademią Medyczną i Politechniką Wrocławską. Zaplecze usług uzupełnione mogłoby być w przestrzeni wyspy w postaci realizacji ogrodów warzywnych, sadów, uli. Będzie to z jednej strony forma nowej pro-tradycyjnej i pro-ekologicznej estetyki wyspy i miasta, z drugiej jej powrót do natury i klimatu ‘renesansu’ średniowiecza w XXI w. Takie zagospodarowanie Wyspy Bielarskiej – połączenie ogrodów warzywnych, ogrodów ziół, a być może nawet małej zagrody zwierząt (kozy) pełnić będzie również formę rekreacyjną i edukacyjną, zwłaszcza dla dzieci. Odpowiednio dobrana zieleń stymulować będzie lokalną bioróżnorodność (ptaki, motyle). Obecne wykorzystanie wyspy w tym zakresie wydaje się niewystarczające i estetycznie wątpliwe.
Piękno Odzyskane
W okresie prób odbudowy ruin młynów (1962), André Malraux wygłaszał w parlamencie francuskim następujące słowa: „Nawet z najlepszymi intencjami nie pozwólmy na zburzenie starych ulic Awinionu, wówczas gdy Polska odbudowuje kamień po kamieniu najstarszy plac Warszawy”9 Pamiętajmy, że były to czasy wszechobecnego ideologicznie modernizmu, wypierającego wszelkie formy historyczne w imię realizacji nowoczesnego świata wartości w powojennej Europie. Nieszczęśliwie dla Wysp nie udało się przeprowadzić wielu planowanych tutaj projektów konserwatorskich. Na szczęście jednak nie zrealizowano tutaj także wielkich modernistycznych wizji przebudowy. Wyspy czekają na swoją nową szansę.
Bez historycznych uzupełnień trudno mówić o ciągłości charakteru tej części miasta. Być może w pomysłach i dyskusjach, które pojawiały się w środowisku konserwatorów w powojennym Wrocławiu znajdziemy dobre podpowiedzi jak właściwie kształtować zniszczone obszary i jak przywrócić dobre tradycje estetyczne miasta i cenne zabytki kultury, łącząc takie działania z potrzebami i możliwościami XXI w.
W przypadku odbudowy wrocławskich zabytków nie da się bezpośrednio przywołać wszystkich ideowych postulatów odbudowy kraju wypracowanych przez Jana Za-
Izabela Gajny
9 Za: M. Barański, 2013.
10 Opowiada o tym Olgierd Czerner w: Ł. Medeksza, 2015. Rekonstrukcja, odbudowa i wzmocnienie charakteru. Case 1_Młyny św. Klary
chwatowicza. Wątpliwa jest przede wszystkim użyteczność głównej tezy jego doktryny o żywotności miejsca w pamięci zbiorowej. Trudno mówić w przypadku ludności napływowej Wrocławia o zbiorowej pamięci o tym miejscu. Pamięć nowych wrocławian dotyczyła przecież zupełnie innego obszaru kulturowego, z którego zostali przesiedleni po II wojnie światowej. Ludzie ci zrozumieli jednak, że poza narodową tożsamością istnieją wartości uniwersalne – jak piękno czy historyczna ciągłość - ważniejsze od narodowych klisz i uprzedzeń. Częściowo zaadaptowali obce dziedzictwo, piękno zabudowy i detalu odkrywanego stopniowo w ruinach. Świadczy to o wysokiej świadomości i braku uprzedzeń ówczesnych środowisk akademickich i konserwatorskich. Pierwsi Polacy, którzy przybyli do Wrocławia w 1945 r. zastali ziemię wypaloną i sterty gruzów zalegające centrum miasta.10 W czasie oblężenia Festung Breslau zniszczone zostało prawie 70 proc. zabudowy, w tym 50 proc. w obrębie zespołu staromiejskiego. Ale to tylko liczby. Wartość niematerialna, ilość zniszczonego detalu i piękna jest trudna do oszacowania. W okresie odbudowy zapadły funkcjonalne i polityczne decyzje o odtworzeniu najcenniejszych zabytków, zwłaszcza tych, które podkreślały piastowską historię. Wpisywały się one doskonale w ideologię Ziem Odzyskanych. W krótkim czasie udało się odbudować większość zabytkowych średniowiecznych kościołów, zabudowę na Ostrowie Tumskim oraz Rynek Starego Miasta. Na uboczu działań planistycznych, budowlanych i konserwatorskich na długie lata pozostały jednak archipelag wysp w centrum Wrocławia, Kępa Mieszczańska oraz wielkomiejskie obszary, które miały swoje niemieckie korzenie.
Szczęśliwie dla miast historycznych, pierwsze odbudowy zbiegły się w czasie z historyzującymi tendencjami w obrębie architektury socrealistycznej, dlatego ówczesne władze akceptowały działania rekonstrukcyjne na obszarach staromiejskich. Lata 50. promowały w urbanistyce trendy tradycyjne, z zabudową kwartałową o skali nie przekraczającej pięciu kondygnacji oraz z tradycyjną lub klasyczną kompozycją elewacji i dachów i z wykorzystaniem dostępnych tradycyjnych materiałów.
Być może powrót do tych idei, wzbogacony o możliwości XXI w., świadomość ekologiczną i nowy potencjał mieszkańców zaangażowanych w życie swoich miast będzie w najbliższych latach odpowiedzią na istniejący chaos przestrzenny oraz problemy ekologiczne i tożsamościowe Europy.
Pojęcie ochrony dziedzictwa kulturowego jest znacznie szersze niż ochrona zabytków. Dobre wykorzystanie zasobów dziedzictwa, zaangażowanie żywych lub wskrzeszonych tradycji i ich kulturotwórczego potencjału może mieć bardzo pozytywny wpływ na rozwój, lokalną ekonomię i stosunki społeczne. Jeśli zależy nam na zmianie relacji człowieka z otoczeniem, szczęśliwszych miastach i otaczających je regionach, należałoby zacząć budować nowe strategie miejskie wokół takich wartości jak rozwój odziedziczonej różnorodności, dbałość o piękno i tradycję.
Młyny osadzono na dwóch ważnych wyspach w XIII w. Młyn I na Wyspie Słodowej, Młyn II na Wyspie Bielarskiej. Od XIII w. bielarski młyn przeszedł w ręce zakonu Klarysek, stąd ich historyczna nazwa Młyny św. Klary, Claren Mühle. Młyny wielokrotnie przebudowywano. Ze względu na bliskie sąsiedztwo oraz wykorzystywanie wspólnego kanału – upustu św. Klary, młyny zostały połączone kładką i w takiej bliźniaczej formie funkcjonują w wyobraźni do dzisiaj. Do XVI w. oba budynki miały konstrukcję drewnianą, później dodano mur pruski. Po wielokrotnych pożarach młyny odbudowano w formie murowanej z charakterystycznymi barokowo-klasycznymi frontami, które przetrwały do XX w. Fasady dekorowały proste opaski okienne oraz delikatne pseudoryzality. Oba budynki połączono niską zadaszoną formą łącznika z fasadą z muru pruskiego. W centralnej części Młynu I, w niszy, zlokalizowano figurę św. Klary, natomiast Młyn II otrzymał tablicę fundacyjną. Dodatkową dekorację stanowiły owalne okna w szczycie oraz delikatna, organiczna forma girland. Całość nakryto wysokim dachem (3 kondygnacje) z pięknymi rzędami okien typu ‘wole oko’. Po kolejnym pożarze Młyn II otrzymał dach mansardowy i w takiej postaci młyny przetrwały do II wojny światowej, pełniąc swą pierwotną funkcję do lat 30. XX w. Liczne budynki towarzyszące z muru pruskiego uzupełniały charakter młynów i tworzyły klimat wyspy. W 1741 r. na wyspie zlokalizowano wytwórnię spirytusu, likierów i win owocowych H. Henniga, a jeszcze w czasie wojny funkcjonowała tu parowa gorzelnia z ogrodem i wyszynkiem.
Karta Ateńska
Wpływ na modernistyczne zasady projektowania urbanistycznego i funkcjonalistyczne ukształtowanie nowoczesnego wizerunku miast oraz podejście planistyczne do obszarów historycznych i zabytków miała przede wszystkim Karta Ateńska ustanowiona podczas IV Kongresu CIAM w r. 1933. Wzięli w nim udział specjaliści z 33 krajów, a obradom przewodniczył Le Corbusier. Członkowie CIAMu dążyli do uniknięcia deprymującej dla ducha atmosfery wąskich ulic XIX-wiecznych kwartałów zabudowy. Do istniejącej przez tysiące lat miary, którą można było uważać za niewzruszoną – miary kroku ludzkiego – przyłączyła się nowa miara, ciągle jeszcze będąca w rozwoju – prędkość pojazdów mechanicznych.
By przystosować miasto do maszyny, Karta postulowała zwiększenie odległości między skrzyżowaniami i poszerzenie ulic. Jednym z najważniejszych postulatów Karty było unikanie rekonstrukcji (bądź restytucji), aby przede wszystkim zachować autentyczność zabytków.
Restauracja była dopuszczalna, kiedy możliwe było przeprowadzenie rzetelnych badań naukowych oraz zostały zachowane nawarstwienia stylowe budynku, a uzupełnienia musiały odróżniać się od autentycznych. Karta opierała się na założeniach antykapitalistycznych oraz egalitarnych oraz założeniu, że poprzez realizację określonych typów budynków i sposobów zamieszkiwania możliwe będzie realizowanie zmian społecznych; przedkładała maszynę i racjonalność nad potrzeby estetyczne i tradycję. Członkowie CIAMu traktowali jednostkę ludzką jako element masy, której potrzeby są zawsze takie same. Nowoczesne miasto postrzegali natomiast jako nową przestrzeń życia kolektywnego. Te paradygmany zostały wykorzystane przez powojenną politykę wielu krajów.
Karta Wenecka
Czyli międzynarodowa konwencja określająca zasady konserwacji i restauracji zabytków architektury, przyjęta w r. 1964 przez II Międzynarodowy Kongres Architektów i Techników Zabytków w Wenecji. Karta Wenecka kontynuuje i precyzuje zasady ochrony zabytków zawarte w Karcie Ateńskiej, przede wszystkim dotyczące rekonstrukcji i restauracji, które powinny się odbywać tylko w razie konieczności. Wszystkie nowo dodane elementy zabytkowego budynku powinny być rozróżnialne od oryginalnych. Niedopuszczalne jest umieszczanie wiernych kopii elementów budynku w miejsce oryginalnych. Karta Wenecka pozostaje do dziś zbiorem podstawowych wytycznych przy pracach nad budynkami o wartości historycznej.
Ustalenia Karty Weneckiej od lat krytykowane są za mało elastyczny charakter i stosowanie jednej odpowiedzi (doktryny) dla każdego problemu. Profesjonalne środowiska od lat próbują wypracować nowe strategie ochrony substancji zabytkowej wprowadzając kolejne karty i konwencje, które w konsekwencji nie wprowadzają praktycznych rozwiązań lokalnych, a jedynie precyzują pewne pojęcia i procedury. Przytaczam tutaj za Jackiem Purchlą1, szereg dokumentów opracowanych od lat 70.: 1972 – Konwencja UNESCO o ochronie światowego dziedzictwa kulturowego i naturalnego; 1975 – Deklaracja Amsterdamska w sprawie europejskiego dziedzictwa architektonicznego; 1976 – Rekomendacja UNESCO w sprawie ochrony zespołów zabytkowych lub tradycyjnych i ich roli we współczesnym życiu; 1981 – Międzynarodowa Karta Ogrodów Historycznych, tzw. Karta Florencka (ICOMOS); 1987 –Międzynarodowa Karta Ochrony Miast Historycznych, tzw. Karta Waszyngtońska (ICOMOS); 1994 – dokument na temat definicji autentyzmu znany jako Dokument z Nary; 1999 – Karta Ochrony Dziedzictwa Architektury Wernakularnej (ICOMOS); 2005 – deklaracja w sprawie ochrony otoczenia budowli, miejsc i obszarów stanowiących dziedzictwo, tzw. Deklaracja z Xian (ICOMOS); 2005 – Konwencja UNESCO o ochronie i promowaniu różnorodności form wyrazu kulturowego; 2011 – Rekomendacja UNESCO w sprawie historycznego krajobrazu miejskiego. Do tego zestawienia dodać należy również następujące dokumenty: 1985 - Nowa Karta Ateńska, Wizja miast XXI wieku opracowana przez Europejską Radę Urbanistów, 2000 - Karta Krakowska oraz szereg kart dotyczących kształtowania urbanistyki: 2001 - Karta Nowej Urbanistyki przyjęta przez Kongres Nowego Urbanizmu (USA), oraz na gruncie europejskim 2007 - Karta Lipska.
Żadna z doktryn oraz deklaracji nie jest w stanie dać jednoznacznej odpowiedzi na skomplikowane problemy zabytków i dziedzictwa kulturowego w XXI w. Każdy obszar kulturowy podejmuje inne wyzwania.
Celem powinna być za każdym razem:
a) holistyczna analiza uwarunkowań;
b) negocjacja propozycji, która da jednostkowe rozwiązanie na jednostkowy problem w konkretnym miejscu i czasie;
c) odparcie skostniałych doktryn i uniwersalnych rozwiązań;
d) uwzględnienie przede wszystkim lokalnej wiedzy, odczuć i emocji.
Temu między innymi służy karta INTBAU2 „Tradycja pozwala nam na wyciąganie wniosków z historii, wzbogacanie naszego życia, jak i przekazanie dziedzictwa potomnym. Lokalne, regionalne i narodowe zwyczaje pozwalają zachować unikalność i wyjątkowość społeczeństw w obliczu globalizacji. Poprzez tradycję możemy zachować poczucie własnej tożsamości i zapobiegać społecznej alienacji. Ludzie powinni mieć prawo do podtrzymywania swoich tradycji. (...)”
1 J. Purchla, Podstawowe pojęcia i kategorie [w:] Hausner, J.; Karwińska, A.; Purchla, J. (red.) Kultura a Rozwój, Narodowe Centrum Kultury, Warszawa, 2013
2 INTBAU – Międzynarodowe Zrzeszenie na Rzecz Tradycyjnego Budownictwa, Architektury i Urbanistyki.
Barański, M. (2003), Koncepcje odbudowy Starego Miasta [w:] „Almanach Muzealny 4”, Warszawa, http://mazowsze.hist.pl/37/Almanach_Muzealny/799/2003/27350/, dostęp: 9.11.2016.
Gajny, I.; Jeleński, T. (2013), Globalizacja i tożsamość: Narzędzia zachowania tożsamości miejsc na wybranych przykładach brytyjskich [w:] „Zeszyty Naukowe Politechniki Poznańskiej”, Z. 29, Poznań
Gajny, I.; Kutiak, A.; Prosińska, M. (2014), Poradnik architektoniczny dla miasta-ogrodu Podkowy Leśnej, Podkowa Leśna
Małachowicz, E. (1981), Wrocław na Wyspach. Rozwój urbanistyczny i architektoniczny, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław
Medeksza, Ł. (2015), Mury do góry. Rozmowa z Olgierdem Czernerem [w:] Medeksza, Ł.; Uczkiewicz, K. (red.)
Ziemie Zachodnie. Zrób to sam. Wywiady opublikowane w kwartalniku „Pamięć i Przyszłość” w latach 2008-2013, Ośrodek Pamięć i Przyszłość, Wrocław
Purchla, J. (2013), Podstawowe pojęcia i kategorie [w:] Hausner, J.; Karwińska, A.; Purchla, J. (red.)
Kultura a Rozwój, Narodowe Centrum Kultury, Warszawa
Zin, W.; Kalinowski, K.; Biegański, P. (red.) (1986), Zabytki urbanistyki i architektury w Polsce. Odbudowa i konserwacja, t.1, Miasta historyczne, Arkady, Warszawa
1. Młyny św. Klary wg miedziorytu F.G. Endlera (1763-1830). Rycina ze zbiorów Wratislaviae Amici http://dolny-slask.org.pl
2. Proponowana forma odbudowy Młynów św. Klary w panoramie miasta. Arch. Izabela Gajny, koncepcja z 2016 r. Rys. Michał Suffczyński.
3. Fragment archipelagu wysp odrzańskich przed połową XVIII w. wg sztychu I.D. Schleuena z 1741 r. Za: Małachowicz, E. (1981) Wrocław na Wyspach. Rozwój urbanistyczny i architektoniczny, Wrocław
Wrocławskie obiekty komercyjne: tradycje i prognozy
dr hab. inż. arch. Krystyna Kirschke prof. PWr, dr hab. inż. arch. Paweł Kirschke
dr hab. inż. arch. Krystyna Kirschke prof. PWr , dr hab. inż. arch. Paweł Kirschke
Jak będzie wyglądała architektura centrum Wrocławia za kilkadziesiąt lat? Czy zachowają się wspaniale zabytkowe domy handlowe i czy powstaną nowe, awangardowe obiekty komercyjne? Czy sklepy będą jedynie witrynami dla e-handlu?
Wstęp. Wrocławski handel: tradycje i prognozy.
Jeśli nasze miasto będzie rozwijało się tak jak ostatnio, to za 30 lat ma szansę stania się metropolią. Jeśli jednak koniunktura osłabnie a jednocześnie liczba mieszkańców będzie spadać (na co się zanosi) to Wroclaw zachowa swój prowincjalny charakter. Może za to uzyska pozycję miasta zrównoważonego lub inteligentnego (smart city)? Jak przełoży się taki lub inny scenariusz na funkcjonowanie handlu i na architekturę komercyjną?
Trzydzieści lat temu Wrocław był miastem zaniedbanym, którego zabudowane poczerniałymi z brudu domami centrum wypełniał tłum szarych ludzi i tysiące zdezelowanych aut. Trwała dekada pustych sklepów i kartek żywnościowych. Zabytkowe domy handlowe, banki i biurowce, będące w czasach swej świetności istnymi pałacami komercji, znajdowały się w opłakanym stanie. Nie lepiej wyglądały też mocno już zdekapitalizowane obiekty usługowo-mieszkalne pochodzące z epoki gomułkowskiego socjalizmu. Taki stan architektury, a także wyeksploatowane nawierzchnie ulic i archaiczna infrastruktura techniczna, w połączeniu z istniejącymi od czasów II wojny światowej gigantycznymi lukami w zabudowie, stanowiły wymowne świadectwo utraty wielkomiejskości Wrocławia. Galerie handlowe i pełne życia piesze pasaże, powszechne w tym czasie w każdym mieście zachodnioeuropejskim, we Wrocławiu nie istniały. Podobnie jak w całym PRL-u, nie było super- i hipermarketów, ani podmiejskich centrów handlowych, co akurat było korzystne dla obiektów skoncentrowanych w historycznym centrum. Pomimo obskurności ulic i domów, mimo braków w zaopatrzeniu i opryskliwości personelu, Stare Miasto tętniło życiem. Wszędzie, nawet na Rynek czy Nowy Targ, można było dojechać tramwajem lub samochodem, a wszystkie place miejskie i główne ulice były wielkimi parkingami (na środku Rynku wciąż funkcjonowała przedwojenna stacja benzynowa). Z dzisiejszego punktu widzenia tworzyło to szokujący i przygnębiający obraz, jednak dla działających tu usług było nadzwyczaj korzystne. Dzięki dostępności i braku alternatywy domy handlowe pełne były klientów „polujących na okazję”, a serwujące kotlety z jajek i ciepławe piwo lokale gastronomiczne były oblężone.
Poprzednia strona: Dom handlowy Schlesinger und Grünbaum przy ul Rzeźniczej 31/33.
Projekt arch. Leo Schlesinger, 1900 r. Secesyjne detale zwieńczenia budynku, stan z 2016 r. Fot. Izabela Gajny.
Wschodnia pierzeja wrocławskiego Rynku zabudowana w latach 1903— 1905 „porażająco pięknymi” obiektami komercyjnymi. Od lewej widoczne: Werenhaus Gebruder Barasch (z podświetlanym globusem na wieży – projektant arch. Georg Schneider), Breslauer Disconto-Bank (arch. Alvin Wedemann), Geschäftshaus zur Goldenen Krone (arch. Heinrich Joseph Kayser i arch. Karl von Großheim). Kolorowana pocztówka z 1905 r. Zbiory PSS Feniks.
dr hab. inż. arch. Krystyna Kirschke prof. PWr , dr hab. inż. arch. Paweł Kirschke
Stan ten, jako żywo, przypominał sytuację miasta po pierwszej wojnie światowej, gdy we wspaniałej scenografii stworzonej przez pyszne obiekty komercyjne epoki cesarskiej, publiczność oczekiwała karnie w kolejkach na chleb z dodatkiem kartofli i brukwi, kawę z żołędzi i inne ersatze. Mało kto spodziewał się wtedy, że zaledwie dziesięć lat później Wrocław będzie ponownie tętniącą życiem metropolią, z ulicami rozświetlonymi tysiącami neonów reklamujących luksusowe sklepy i modernistyczne domy towarowe, hotele, teatry i kina. Tym bardziej nikt nie oczekiwał, że za trzydzieści lat miasto będzie w kompletnej ruinie, a jego mieszkańcami będą niemal wyłącznie Polacy.
Znając te fakty, łatwiej zrozumieć dlaczego dziś tak trudno jest jednoznacznie przewidzieć, jak wyglądać będzie Wrocław i jego usługowe centrum za następne 30 lat. Czy, dzięki sprawnemu zarządzaniu, wzrostowi dobrobytu i wynalazkom technicznym główne przestrzenie miejskie Wrocławia będą tętnić życiem i światłami, tak jak Times Square w Nowym Jorku czy Shibuya Crossing w Tokio? Czy może rozwój ten będzie nieco mniej spontaniczny, a główne ulice handlowe - Świdnicka, Oławska i Ruska - które już dziś są przecież eleganckimi pieszymi pasażami, przypominać będą charakterem londyńskie Piccadilly Circus, Oxford Street lub chociażby Carnaby Street? Czy zachowają się wspaniale zabytkowe domy handlowe i czy nadal powstawać będą obiekty komercyjne znajdujące się w awangardzie „modnej i podziwianej” stylistyki architektonicznej? Czy też handel przeniesie się w całości na przedmieścia i do przestrzeni wirtualnej, co spowoduje regres usług w centrum i wysyp straszących publiczność pustostanów? A może nastąpi powszechna automatyzacja i duże obiekty handlowe w ogóle przestaną być potrzebne?
Aby odpowiedzieć na te wszystkie pytania trzeba prześledzić historię wrocławskiego handlu i spróbować ją powiązać z tendencjami urbanistycznymi i architektonicznymi wpływającym w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości na architekturę komercyjną.
Wrocławskie obiekty komercyjne: tradycja. Historia handlu do 1945 r.
Po lokacji na prawie magdeburskim w 1241 r. Wrocław przez wieki zbliżony był pod względem funkcjonowania do innych miast o podobnych korzeniach – otoczony murami, z zabudową mieszkalną w pierzejach placów i wzdłuż ortogonalnie wytyczonych ulic. Główne z nich: Ruska i Oławska – przebiegające z zachodu na wschód oraz Świdnicka i Kuźnicza – z południa na północ, krzyżowały się w Rynku. Tymi szlakami przejeżdżali przez miasto kupcy wystawiając swoje towary na sprzedaż, w myśl prawa składu. W dostatnich kamienicach próżno było szukać sklepów, witryn i innych atrybutów działalności kupieckiej. Funkcje komercyjne ograniczały się tu do produkcji przywarsztatowej i magazynowania towarów. Jedynymi lokalami handlowymi w par-
Wschodnia strona Rynku ok. 1870 r.
Na placu liczne budy i stragany –relikty dawnego systemu handlu. Pocztówka ze zbiorów PSS Feniks.
Kurzy Targ 4, renesansowa witryna apteki i godło domu Pod Złotym Orłem. Fot. Paweł Kirschke i Izabela Gajny 2016 r.
i prognozy
terach były apteki. Zgodnie z prawem, sprzedaż detaliczna była skupiona w obrębie specjalnych urządzeń przy trzech placach: Rynku, Placu Solnym i Nowym Targu. Stały tu kramy, ławy i budy, a także dodatkowe urządzenia: wagi miejskie czy studnie. W wyznaczanych terminach funkcjonowały targi i jarmarki, największe z nich odbywały się raz w roku. Nad Rynkiem górował Ratusz obok którego stały Sukiennice (niem. Kaufhaus). Miały one formę krytego pasażu, mieszczącego kilkanaście sklepów należących do najbogatszych kupców. W północnej części bloku śródrynkowego znajdował się Szmatruz (niem. Schmetterhaus) oraz dwa zaułki, wzdłuż których rozlokowane były Kramy Bogate i Kramy Płócienników (dzisiaj w tym miejscu znajdują się Przejścia Żelaźnicze i Garncarskie).
Place od rana do wieczora tętniły życiem, generowanym nie tylko handlem, ale też atrakcjami związanymi z istniejącymi w pobliżu zajazdami, karczmami i piwnicami, z najsłynniejszą Piwnicą Świdnicką umieszczoną w podziemiach Ratusza. Rynek był nie tylko miejscem spotkań wrocławian z kupcami i przybyszami ze świata. Przed Ratuszem obwieszczano wolę Księcia lub uchwały Rady Miejskiej, a pod pręgierzem piętnowano złoczyńców. Tu też, przez siedemset lat dochodziło do różnych tumultów i tu rozgrywały się najważniejsze dla miasta zdarzenia, począwszy od organizowania obrony przed księciem Bolesławem Rogatką, a skończywszy na proklamacji Fryderyka Wilhelma III „Do mojego ludu”.
Miasto wyglądało okazale. Przy głównych placach i najważniejszych ulicach od XIII w. stały dwukondygnacyjne, murowane domy romańskie i wczesnogotyckie. Szybko zaczęto je przebudowywać lub zastępować nowymi – bogatszymi i obszerniejszymi (łącząc w tym celu parcele). Kolejne domy dekorowano według modnych trendów, nadając im formy gotyku, a później renesansu, baroku i klasycyzmu. Przyczynami tych przemian było naturalne starzenie i zużywanie się budowli, pożary oraz chęć udoskonalenia struktury funkcjonalno-przestrzennej i architektonicznej. Ze względu na system prawny, najmniejsze przemiany zachodziły w parterach. Istniały tam obszerne sienie, obok których mieściły się składy, kantory kupieckie lub bankowe oraz warsztaty rzemieślnicze. Do wnętrza domu wchodziło się przez masywne kamienne portale dekorowane godłami, które w tym czasie zastępowały numerację. Obok znajdowały się niewielkie okna, usytuowane wysoko i zamykane ciężkimi okiennicami lub wyposażane w kraty, pod którymi umieszczano zejścia do piwnic. Informację i reklamę dotyczącą usług ulokowanych w budynku tworzyły barwne wywieszki i szyldy zawierające piktogramy zrozumiałe dla osób niepiśmiennych. Prócz zwykłych domów mieszkalnych istniały budowle monumentalne: kościoły i klasztory oraz Zamek Książęcy, Arsenał a także okazałe pałace arystokracji, patrycjatu i bankierów. Przy Placu Solnym od 1658 r. stał gmach Gildii Kupieckiej (niem. Kaufmans Börse). Tkankę miasta uzupełniały szpitale i obiekty przeznaczone do rozrywki: teatry, szkoły szermiercze, zajazdy i gospody, oraz służące im kuźnie czy staj-
Po prawej: Północna pierzeja Rynku ok. 1850 r. W zabytkowych budynkach widoczne niewielkie sklepy wyposażone w witryny, a plac jest nadal miejscem handlu. Litografia barwna W. Loeilotta.
Zbiory Biblioteki Uniwersytetu Wrocławskiego. Po lewej projekt fasady kamienicy czynszowej Rynek 47 z 1880 r. Widok Rynku w 1898 r. Wszystkie domy mieszczańskie zastąpione przez kamienice usługowo-mieszkalne.
Zbiory: Muzeum Architektury oddział ABmW.
nie. Od świtu do zmierzchu place i główne ulice wypełniał wielobarwny tłum. Wśród przechodniów byli przedstawiciele wszystkich warstw społecznych: ubodzy i bogaci mieszczanie, przyjezdni kupcy oraz wykształceni księża i dworzanie. Place zapełnione były furmankami i stertami towarów wystawianych na sprzedaż, a byle jak wybrukowane ulice prowadzące do bram miejskich rozjeżdżały wozy rzemieślników i kupców oraz powozy i karety najzamożniejszych.
Ze względu na ograniczenia prawa magdeburskiego i obwarowanie fortyfikacjami struktura miasta średniowiecznego przetrwała we Wrocławiu aż do początku XIX wieku. Zachowane były wtedy jeszcze setki bardzo starych domów. Kamienice patrycjatu i budowle użyteczności publicznej wyglądały imponująco, ale większość tkanki miasta tworzyły zniszczone zębem czasu domostwa. Szczególnie dramatyczny był wygląd bocznych ulic i wnętrz kwartałów zabudowy, gdzie dominowały stłoczone obiekty drewniane lub szachulcowe o najniższym standardzie i wyposażeniu, zawilgocone i niedogrzane zimą. Po cuchnących rynsztokach wałęsały się luzem zwierzęta hodowlane . Woda czerpana była z drewnianego czy ołowianego wodociągu lub ze studni, co uwzględniając sposób pozbywania się nieczystości (doły kloaczne) oraz istnienie na terenie miasta kilkunastu cmentarzy parafialnych stanowiło horrendalne zagrożenie zdrowotne. Problemem były też wysokie obwarowania, które uniemożliwiały przewietrzanie miasta, powodując smród i zacienianie. Z naszego punktu widzenia wszystko to stwarzało nieludzkie warunki bytowe. Większość mieszkańców żyła w biedzie, ciężko pracując i wychowując anemiczne, krzywiczne dzieci.
Przełom nastąpił dopiero po wojnach napoleońskich, gdy rozebrano fortyfikacje. Spowodowało to powiększenie miasta i zasadniczą przemianę funkcjonowania jego centrum. Stało się tak za sprawą reform Steina – Hardenberga modernizujących ustrój i gospodarkę Prus. Zezwolono na prowadzenie handlu przez ludzi spoza cechów i poza centralnymi urządzeniami - w domach przy wszystkich ulicach i placach. Miało to największy wpływ na wygląd głównych ulic, gdzie pojawiły się dziesiątki sklepów. Wszędzie zaczęto modernizować partery, wykonując w miejscu jednego z okien drzwi, a pozostałe powiększając dla lepszej ekspozycji towarów. Ponad otworami wykonywano drewniane daszki zabezpieczające kupujących i jednocześnie informujące o działającej w budynku usłudze.
Gwałtowne rozprzestrzenianie się handlu sprawiło, że wkrótce liczba sklepów szła w setki, a dla każdego z nich, nawet najmniejszego, potrzebne było wejście i witryna. Dlatego przebudowywano wszystkie okna parteru i likwidowano zejścia do piwnic. W latach 40. XIX w. zaczęto wykonywać ozdobne witryny szafkowe nakładane na fasady. Oprócz stosowanych od wieków znaków informacyjnych wprowadzono szyldy zawierające napisy, co stało się sensowne dzięki powszechnej edukacji. Z czasem skala zmian stała się jeszcze większa. Na parterze starano się uzyskać jak największe lokale komercyjne przekuwając ściany, likwidując sklepienia (zastępowane płaskimi stropami
dr hab. inż. arch. Krystyna Kirschke prof. PWr , dr hab. inż. arch. Paweł Kirschke
odcinkowymi) i wyrównując poziomy posadzki z sienią, tak aby sklep był dostępny bezpośrednio z terenu. Od lat 60. XIX w., w domach posiadających najbardziej wartościowe komercyjnie lokalizacje zakres prac adaptacyjnych rozszerzył się na pierwsze i drugie piętro.
Niewielkie rozmiary najstarszych domów mieszczańskich i ich archaiczna struktura konstrukcyjna sprawiały, że nawet drastyczne przebudowy nie mogły zadowolić ówczesnych handlowców. W okresie grynderskim (po 1870 roku) uznano, że jedyną skuteczną metodą jest wyburzanie tych zabytków i zastępowanie ich mieszkalno-usługowymi kamienicami czynszowymi, określanymi mianem Wohn- und Geschäftshaus. Kamienice te były znacznie wyższe od budynków historycznych, a ich struktura przestrzenna pozwalała na prowadzenie handlu na kilku kondygnacjach. Sklepy wyposażano w obszerne wejścia i wielkie, często dwukondygnacyjne witryny magnetyzujące klientów. Eklektyczne fasady ozdabiano sztampowym, prefabrykowanym detalem (co w oczach publiczności zwiększało wartość budynku). Całość wieńczyły płaskie dachy pulpitowe oparte na rozbudowanych gzymsach. W ciągu zaledwie kilkunastu lat zbudowano we Wrocławiu setki takich domów – w samym Rynku trzydzieści. Ich wzniesienie utrwaliło dominującą pozycją Starego Miasta, jako centrum komercyjnego, powodując jednocześnie w jego historycznej strukturze apokalipsę porównywalną do zniszczeń spowodowanych podczas II wojny światowej.
W ostatniej dekadzie XIX w. rozpoczęły się we Wrocławiu bardziej skoordynowane przemiany, które w ciągu następnych czterdziestu lat sprawiły, że społeczeństwo i miasto wyewoluowały w stronę nowoczesności. Podstawą tego sukcesu było bogactwo państwa oraz sprawne zarządzanie miastem przez nadburmistrza Georga Bendera i architekta miejskiego Richarda Plüddemanna. Wrocław powiększył kilkukrotnie swój obszar, co spowodowane było stałym wzrostem demograficznym, postępem cywilizacyjnym oraz udoskonaleniem technik: transportu, pracy i handlu. W całym mieście wykonano sieci wodociągowo-kanalizacyjne, gazowe i energetyczne. Główne ulice centrum poszerzono, a w nowych dzielnicach wytyczono szerokie aleje. Wszystkie tory kolejowe w obrębie śródmieścia wyniesiono na nasypy i estakady. Powstały nowe dworce kolejowe oraz kilkadziesiąt linii tramwaju elektrycznego. Wzniesiono kilka tysięcy nowoczesnych domów mieszkalnych lub mieszkalno-usługowych, a także kilkaset dużych obiektów użyteczności publicznej. Realizacje te, podobnie jak już funkcjonujące obiekty, kontrolowała niezwykle rygorystyczna policja budowlana (Baupolizei ), działająca w oparciu o nowoczesne przepisy urbanistyczne i przeciwpożarowe. Wszystko to uczyniło z Wrocławia metropolię i przyczyniło się do podniesienia jakość życia obywateli. Na początku XX w. Stare Miasto wraz z Przedmieściem Świdnickim utworzyło jednolitą strukturę wypełnioną zwartą, wielkomiejską zabudową. Kluczowe było tu powstanie ponad dwustu wyspecjalizowanych budynków komercyjnych, których rozmiary, forma i konstrukcja ściśle odpowiadały ich funkcji. Towarami handlowano
Wrocławskie Stare Miasto w latach 30. XX w. Na pierwszym planie Rynek, którego pierzeje wypełniało 20 domów handlowych i 6 banków. W głębi widoczna zwarta zabudowa ulic Kuźniczej i Wita Stwosza oraz Nowego Targu. Zbiory: Muzeum Architektury oddział ABmW.
dr hab. inż. arch. Krystyna Kirschke prof. PWr , dr hab. inż. arch. Paweł Kirschke
w domach towarowych i handlowych, w halach targowych oraz pasażach, a pieniędzmi obracano na giełdach i w bankach różnych typów. Zgodnie z klasyfikacją obowiązującą w literaturze niemieckiej z tej epoki, do grupy obiektów handlowych zaliczano wtedy: Geschäftshäuser; Kauhäuser; Warenhäuser; Passagen; Galerien; Markthallen; Bazare und Messepaläste; a do obiektów bankowych: Bankgebäude; Sparkassengebäude oraz Börsengebäude. We Wrocławiu największą popularność zdobyły obiekty wielofunkcyjne typu Geschäftshaus skonfigurowane tak, aby można było prowadzić dowolną działalność komercyjną, ale też produkcyjną, biurową lub magazynową. W sumie, niemal wszystkie spośród zachowanych do dziś stu kilkudziesięciu zabytkowych obiektów komercyjnych powstały w dwóch stosunkowo krótkich okresach:
W latach 1892—1914, w imperialnych czasach Deutsches Kaiserreich kiedy to ambicje, chcącego konkurować z Berlinem Breslau, doprowadziły do przekształcenia Starego Miasta w city. W okresie tym powstało 2000 domów mieszkalnych z wbudowanymi usługami oraz 200 obiektów komercyjnych o modnych formach secesyjnych (niem. Jugendstil ) oraz neostylowych (niem. Neobarock lub Neorenaissance).
Podczas modernistycznego epizodu lat 20. XX w., w epoce Weimarer Republik, gdy rodziły się futurystyczne wizje przebudowy miasta zakładające sanację historycznego centrum i wzniesienie wielkich budowli komercyjnych. Podczas tego krótkiego okresu, trwającego zaledwie 10 lat zbudowano 30 dużych obiektów komercyjnych oraz około 400 budynków usługowo-mieszkalnych o formach modernistycznych (niem. Moderne) lub Art Déco.
Ambicje Wrocławia, by stać się drugim po Berlinie niemieckim ośrodkiem handlu, zaowocowały zrealizowaniem dziesiątków domów towarowych o formach podobnych do gmachów rodzących się w tym samym czasie w metropolii. Pod względem architektonicznym inwestycje te zmieniły oblicze centrum Wrocławia, nadając mu europejski charakter. Sprzyjał temu fakt, że projektantami byli w większości twórcy wykształceni na uczelniach berlińskich ( Akademie der Kunste oraz Technische Universität Berlin), w Monachium czy w Hanowerze. Niektóre obiekty prezentowały najwyższy poziom architektoniczny, a prowadzony w nich handel był luksusowy. W wielu sklepach propagowano też modną i efektywną ideę sprzedaży masowej, czego najbardziej wymownym przykładem były działy spożywcze oferujące zdrowe i nowoczesne konserwy.
Wzniesienie dużych obiektów komercyjnych, w połączeniu ze współistniejącymi przy głównych ulicach hotelami, teatrami i kinami, a także setkami sklepów i drobnych lokali usługowych przyczyniło się do niebywałej atrakcyjności i żywotności
Eklektyczny detal na fasadzie budynku przy ul. Świdnickiej 37 oraz detale na fasadzie Hotelu Monopol przy ul. Świdnickiej 33 (pierwotnie Kaufhaus Monopol, budowa 1892 r., arch. Karl Grosser).
Stan obiektu po rewaloryzacji w 2016 r., wg projektu arch. Marcina Janowskiego. Fot. Izabela Gajny.
centrum. Neony, witryny i zapełnione towarami ekskluzywne wnętrza przyciągały klientów i hipnotyzowały spacerowiczów. Kluczowe dla nastroju ulic handlowych było też to, że bogate fasady stojących tu budowli nie tworzyły tylko efektu scenograficznego. W niemal każdym z domu poprzez sklep czy pasaż, a nawet poprzez zwykłą bramę można było przejść do nastrojowego wnętrza blokowego, gdzie kwitły różnorakie usługi rzemieślnicze, gastronomiczne i rozrywkowe. Wielką rolę w handlu i w wizerunku ulic pełniła reklama. Sklepy wyposażano w panoramiczne witryny, gdzie prezentowano wszystkie dostępne w obiekcie towary. Elewacje, ściany szczytowe i dachy oblepione były szyldami, napisami i neonami. Wraz z rozpowszechnieniem gazet ważną rolę w handlu zaczęły też odgrywać też reklamy prasowe, w których często posługiwano się wizerunkiem obiektu czy widokiem wnętrza sklepu. W ścisłym centrum funkcjonowały drukarnie, z których nawet kilka razy dziennie wypadali gazeciarze roznoszący coraz to nowe porcje informacji i reklamy. Należy zwrócić uwagę, że opisana ewolucja polegała przede wszystkim na unowocześnianiu działalności lokalnych firm, które sukcesywnie udoskonalały swoje działania, wymieniały wejścia i witryny, powiększały lokale lub wznosiły (zazwyczaj w tym samym miejscu) większe budynki. Malownicza struktura urbanistyczna Starego Miasta oparta o historyczną siatkę ulic i kwartałową zabudowę została zachowana. Przetrwały też niemal wszystkie średniowieczne obiekty użyteczności publicznej akcentujące osie kompozycyjne i stanowiące dominanty najważniejszych przestrzeni. W ten sposób, pomimo uzyskania spektakularnego postępu, podtrzymano przekazywane z pokolenia na pokolenie tradycje i przyzwyczajenia mieszkańców. Nową wartość wniosły tu przede wszystkim domy handlowe i towarowe takie jak: Monopol , Barasch , Goldene Krone , Schottländer, Louis Lewy, Centawer, Messow und Waldschmidt, M. Gerstel, Elephant, Bielschowsky, M. Schneider i Petersdorff, a także pasaże: Niepoldshof oraz Pokoyhof. Funkcjonowały też banki o wielkich tradycjach oraz nowa giełda ( Neue Börse). Inny charakter miały włączone w strukturę centrum przedmieścia Świdnickie, Oławskie i Mikołajskie. Wytyczone z rozmachem ulice i place wypełniała monumentalna zabudowa mieszkalno-usługowa, w której królowały wielkie obiekty kultury (muzea, teatry, sale koncertowe i kinowe), nowoczesne hotele oraz gigantyczny dom towarowy A. Wertheim . Wszystko to w zasadniczy sposób zmieniło rozmiar i nastrój centrum, gdzie niepomiernie wzrosła koncentracja, ranga i jakość usług, zaspokajających rozbudzone potrzeby bogacącej się stale klasy średniej. W latach 30. XX w., po światowym kryzysie i po dojściu do władzy faszystów, wrocławski handel znalazł się w regresie. Na obszarze historycznym zakazano budowania wielkich obiektów komercyjnych. Pod kierunkiem konserwatora Rudolfa Steina podjęto próbę uporządkowania wybujałych witryn i reklam, szczególnie tych znajdujących się w Rynku. Oczyszczono dziesiątki fasad, likwidując szyldy, neony i wielopiętrowe re-
Na poprzednich stronach: Po lewej: Secesyjne detale domu handlowego PSS Społem-Południe „Podwale” (dawny Kaufhaus Martin Schneider, budowa 1906—1908, arch. arch. Höniger & Sedelmeier, Berlin). Stan obiektu w 2016 r. Fot. Izabela Gajny Po prawej: Fragment zwieńczenia domu handlowego przy ul Rzeźniczej 31/33 (pierwotnie Geschäftshaus Schlesinger & Grünbaum, zbudowany 1900 r., arch. Leo Schlesinger). Stan obiektu w 2016 r. Fot. Izabela Gajny.
Na sąsiedniej stronie: Kaufhaus Rudolf Petersdorff, - dzisiejszy dom handlowy Kameleon róg ulic Oławskiej i Szewskiej, zbudowany w latach 1927—1928 wg. projektu arch. Ericha Mendelsohna, zrujnowany w 1945 r., Odremontowany w 1960 r. i działający do lat 90. XX w. jako dom handlowy firmy Otis. Obecnie wielofunkcyjny budynek handlowo-bankowo-biurowy.
Na zdjęciach stan obiektu z lat: 1930, 1946, 1990 i 2015 r.
Źródła: Biblioteka Uniwersytetu Wrocławskiego i zbiory prywatne.
U góry: Warenhaus Wertheim przy ul. Świdnickiej (niem. Neue Schweidnitzerstr. ). Widok obiektu od strony Promenady zaraz po otwarciu w 1930 r. Na pierwszym planie Kaiser-Wilhelm-Denkmal. Projekt arch. Hermann Dernburg. Źródło: „Deutsche Bauzeitung” 53/54, 1930. Poniżej: Przebudowa parteru i fasady zabytkowego domu Rynek-Ratusz 24 wykonana w 1936 r., według koncepcji R. Steina której celem było wyeliminowanie nadmiaru reklam na Starym Mieście. Zbiory prywatne.
klamy. Krzykliwe witryny zastąpiono stylizowanymi oknami. Ujednolicono liternictwo na szyldach, tworząc wykaz dopuszczonych do stosowania krojów liter. Dla wielu zabytkowych budynków przyniosło to pozytywne efekty, spowodowało jednak wrażenie sztuczności i nadmiernej uniformizacji. Podłożem tych działań były nie tylko względy estetyczne, ale też polityczne, wynikające z obsesji nazistów w tępieniu żydowskich interesów ulokowanych przede wszystkim w handlu i bankowości. Sprawiło to, że już w 1937 r., z krajobrazu Wrocławia zniknęły nie tylko setki drobnych „geszeftów” ale też wielce zasłużone dla rozwoju miasta firmy prowadzące domy handlowe, takie jak: Barasch, A. Wertheim, Caspari, Centawer, Hecht & David, ., Michels & Co, Markus — der groβe Bazar oraz Petersdorff, które zostały przejęte przez aryjczyków.
Wrocławski handel w drugiej połowie XX w.
Rządy faszystów zakończyły się w 1945 r. klęską wojenną i zdobyciem Festung Breslau przez Armię Czerwoną. Nękane ostrzałem artyleryjskim i nalotami historyczne centrum zniszczone było w 50%. Większość obiektów komercyjnych została poważnie uszkodzona, ale przetrwała dzięki swoim niepalnym konstrukcjom. Przykładowo, spośród stu domów handlowych przepadło około 20 trafionych dużymi bombami burzącymi. Bezpośrednio po wojnie zlikwidowane zostały niemieckie urzędy, banki, szkoły oraz przedsiębiorstwa i firmy, w tym te prowadzące działalność handlową. W ciągu dwóch następnych lat przeprowadzono kompleksową nacjonalizację i wywłaszczenia. Równocześnie dokonała się całkowita wymiana ludności Wrocławia: deportowanych Niemców zastąpili polscy przesiedleńcy. Wszystko to spowodowało zerwanie dotychczasowych więzi i zanik trwających nieraz przez wieki tradycji.
Polacy zastali miasto spalone i zrujnowane. Na tej „ziemi nieznanej” przystąpiono do odbudowy, tworząc też od zera wszystkie urzędy, szkoły, zakłady przemysłowe i firmy handlowe. Budynki ocalały ale ich wyposażenie było zazwyczaj zniszczone lub rozkradzione. Na fali powojennej euforii tworzyły się zręby nowego społeczeństwa. W handlu dominującą role uzyskały spółdzielnie - takie, jak PSS Społem, Robotnik i Solidarność. Początkowo kwitły również prywatne interesy. Sklepy i punkty gastronomiczne otwierano we wszystkich dostępnych lokalach, nawet w kompletnych ruinach, gdzie zazwyczaj zachowane były fragmenty parterów. Wraz z repatriantami przywędrowały niektóre tradycje handlowe i usługowe ze Lwowa i Wilna. Wielką rolę odgrywały targowiska i słynne szaberplace, stanowiące jak w średniowieczu nie tylko źródło aprowizacji, ale też miejsce spotkań, wymiany informacji i towaru.
Trzyletni okres tej spontanicznej odbudowy zakończył się we Wrocławiu z pompą: Wystawą Ziem Odzyskanych oraz Światowym Kongresem Intelektualistów. Jeszcze
Wschodnia pierzeja Rynku. Od lewej widoczne: Dom Handlowy Społem PSS Feniks (dawny Warenhaus Gebrüder Barasch), wielofunkcyjny biurowiec Rynek 30 (dawny Breslauer Disconto-Bank) oraz dom Pod Złotą Koroną przy Rynku 29 odtworzony w 1960 r. na ruinach Geschäftshaus zur Goldenen Krone. Górne zdjęcie stan z 1985 r., w schyłkowym okresie realnego socjalizmu, dolne wykonano w 2010 r.
Fot. Paweł Kirschke i Andrzej Krupa
w tym samym 1948 r. nastąpiło dramatyczne zaostrzenie kursu politycznego. Gospodarka i handel zostały scentralizowane. Kapitalistów i tzw. „prywaciarzy” wytępiono. Podstawowe artykuły stały się deficytowe. Wprowadzono kartki i talony towarowe. Istniejąca, odziedziczona po Niemcach, sieć sklepów i domów handlowych dla tego rozdzielnictwa była zbyt rozbudowana. Dlatego tylko nieliczne z nich, takie jak Spółdzielczy Dom Handlowy (SDH) – dawny Barasch oraz Powszechny Dom Towarowy (PDT) – dawny Wertheim, utrzymały swoje oryginalne funkcje. Podczas trwającej kilkanaście lat odbudowy najważniejszych placów i ulic Starego Miasta postanowiono w zasadniczy sposób ograniczyć udział obiektów komercyjnych. Znaczną część zachowanych domów handlowych przebudowano na budynki mieszkalne o pseudostylowych fasadach. Nowe socrealistyczne obiekty, nawet te w znakomitych lokalizacjach, zawierały usługi jedynie w parterach. Taka polityka cofnęła architekturę i strukturę funkcjonalną centrum Wrocławia do epoki przedindustrialnej, tworząc z niego robotniczą dzielnicę mieszkalno-usługową. Z upływem czasu, na skutek naturalnego zużycia lub zaniedbania, większość zachowanych obiektów komercyjnych ulegała degradacji. To, że całkiem nie sczezły zawdzięczamy ich niezwykle trwałej strukturze budowlanej, a także notorycznemu brakowi funduszy na przebudowy (które w tych czasach prowadziły zazwyczaj do dramatycznej utraty walorów architektonicznych).
Koniec epoki stalinowskiej i ożywienie gospodarcze lat 60. XX w. sprawiły, że na Starym Mieście nastąpiło odtworzenie sieci lokali usługowych wszelkich typów. Nie wznoszono co prawda żadnych dużych obiektów komercyjnych, jednak udało się przywrócić funkcjonowanie kilkunastu domów handlowych, a w dwóch największych obiektach: SDH i PDT, co kilka lat oddawano do użytku kolejne wyremontowane piętra. Zaczęto też doceniać architekturę secesyjną i modernistyczną wpisując obiekty z tych epok do rejestru zabytków. Właśnie w nich przy Rynku oraz przy ulicach Świdnickiej i Oławskiej powstało markowe domy mody, z których najbardziej znane były: Ludwik, Kameleon, Moda Polska, Intermoda oraz Łada. Standard tych sklepów był stosunkowo wysoki, co z jednej strony wynikało z rangi ich oryginalnej substancji budowlanej, ale też z interesujących projektów wystroju wnętrz robionych przez utalentowanych plastyków. Również w nowo wznoszonych budynkach usługowo-mieszkalnych rodziło się sporo sklepów o ekspresyjnym - popartowskim wystroju. Pojawiały się niezwykle oryginalne witryny i neony. Najbardziej znane były salony: Elegancja oraz Telimena. Wielką popularnością cieszyły się również księgarnie. Ten renesans usług powiązany był z dynamicznym wzrostem populacji Wrocławia, podniesieniem poziomu wykształcenia i wzbogaceniem się jego mieszkańców oraz z poprawą zaopatrzenia. Intensyfikacji handlu w centrum sprzyjał fakt, że niemal do każdego punktu docierały linie tramwajowe. Motoryzacja była w powijakach ale za to wszędzie można było dojechać i zaparkować, nawet w samym Rynku. Taka sytuacja trwała przez dwadzieścia lat, wspomagana rozwojem fabryk i szkół wyższych przyciągających aktywną młodzież z prowincji. Dla pozytywnego
U góry: Dom handlowy na rogu ulic Ruskiej i Białoskórniczej (pierwotnie Geschäftshaus Max Goldstein, budowa 1906—1907, arch. Georg Mohr).
Stan obiektu w końcu lat 80. XX w. i po przebudowie i rozbudowie w 2000 r. (wg projektu arch. Małgorzaty Chrabąszcz). Fot. Paweł Kirschke.
U dołu: Dom handlowy przy ul. Świdnickiej 19 (dawny Geschäftshaus M. Gerstel, zbudowany 1905 r., arch. Alvin Wedemann).
Po lewej: stan budynku po modernizacji parteru przeprowadzonej w latach 90. XX w.
Po prawej: (pusto) Stan we wrześniu 2015 r. Fot. Paweł Kirschke.
wizerunku miasta istotne było też powstanie szeregu znakomitych placówek kultury oraz istnienie najlepszych w kraju klubów sportowych. Uzupełnienie najbardziej rażących luk w zabudowie oraz wszystkie opisane zmiany społeczne tchnęły we wrocławską starówkę nowe życie, owocując rozkwitem handlu, gastronomii i różnorodnych usług. Wkrótce okazało się jednak, że ta socjalistyczna sielanka nie może trwać wiecznie. Już w połowie lat 70. XX w. Polska rozwijała się w oparciu o kredyty bez pokrycia. We Wrocławiu dokonano szeregu zmian urbanistycznych, czego najbardziej wymownym przejawem była budowa trasy WZ oraz wzniesienie „Manhattanu” przy placu Grunwaldzkim. Snuto plany zakładające powstanie wielkich centrów handlowych w rejonie placu Dominikańskiego i ul. Pułaskiego oraz totalną przebudowę ulic Piłsudskiego i Powstańców Śląskich. Załamanie finansów państwa sprawiło, że wszystkie te plany zakończyły się fiaskiem. Najdotkliwiej widać było ten upadek w handlu, gdzie z braku towarów konieczne stało się ponowne wprowadzenie kartek żywnościowych i bonów towarowych. Dopełnieniem nieszczęścia było wprowadzenie w 1981 r. stanu wojennego. Przez następne 10 lat nastrój wrocławskich ulic handlowych był smętny. Wszystkie sklepy zlokalizowane w centrum miasta wegetowały pozbawione dynamicznego zarządzania, pieniędzy na inwestycje oraz towaru, z obskurnym wyposażeniem wnętrz i ze zrujnowanymi fasadami. Wyjątek stanowiły Peweksy, które jako jedyne mogły sprzedawać „zachodnie” towary za „twardą walutę” lub bony. Jaśniejszym punktem w tym oceanie szarzyzny była też zabytkowa Hala Targowa przy ul. Piaskowej, wypełniona po brzegi warzywami i owocami, także tymi egzotycznymi. Obok siebie leżały tu pomarańcze świecące jak słoneczka i pokryte rudym nalotem te, które przypłynęły z bratniej Kuby.
Odrodzenie Wrocławia i jego handlu na przełomie XX i XXI wieku
W 1990 r., natychmiast po zmianach ustrojowych przywracających gospodarkę wolnorynkową, wszystkie chodniki centrum Wrocławia zapełniły łóżka polowe, z których oferowano „towar prosto z importu”. Wkrótce olbrzymi renesans przeżyły targowiska wypełnione setkami bud i straganów. Mnożyły się kantory, knajpy i prywatne sklepy. Wszystkie te lokale starano się wyposażyć w „nowoczesne” witryny, wejścia, markizy i szyldy. Najprostszym sposobem reklamy było zaklejanie okien kolorową folią. Był to niekontrolowany początek wielkich przemian, które bardzo szybko przybrały bardziej cywilizowane formy.
Już na przełomie XX i XXI wieku w centrum Wrocławia rozlokowało się kilkaset dobrze prosperujących obiektów merkantylnych o całkiem przyzwoitych fasadach i wnętrzach. Wzniesiono też kilkanaście dużych gmachów komercyjnych. Były to przede wszystkim banki oraz pierwsze, po długiej przerwie, domy handlowe: Solpol (przy ul. Świdnickiej), Howell (obecnie Centrum Handlowe Magdalena, przy
ul. Szewskiej 8), Galeria Italiana (przy ul. Więziennej) oraz Renaissance Business Center (przy ul. św. Mikołaja). Wkrótce powstały większe, wielofunkcyjne kompleksy, takie jak: Wratislavia Center (z hotelem Sofitel, przy ul. św. Mikołaja), Galeria Dominikańska (z hotelem Mercure – pierwszy we Wrocławiu śródmiejski obiekt komercyjny dysponujący krytym pasażem), Helios (przy ul. Kazimierza Wielkiego). Przeprowadzono też przebudowy kilkudziesięciu historycznych biurowców, hoteli i domów handlowych, między innymi w Rynku 1, 31/32 i 50 (kolejno obiekty Financial Invest Group, PSS Feniks i Empik), przy placu Solnym 2/3 i 16 (siedziba Gazety Wyborczej i Stara Giełda), oraz przy ulicach: Ruskiej 11/12 i 37/38 (Reussenhof i Domar), Świdnickiej 7, 19 i 34 (domy handlowe H&M i AE Women), Podwalu 37/38 (DH Społem), Szewskiej 7 (DH Kameleon) i Oławskiej 27/29 (DH Łada - AE). Kilka lat później, po szeroko zakrojonych przebudowach i rozbudowach, niektóre zabytkowe domy uzyskały strukturę nowoczesnych galerii albo pasaży. Takiej transformacji uległ Dom Handlowy Renoma (Świdnicka 40) oraz pasaże: Niepoldshof (ul. Ruska 51 - św. Antoniego), Pokoyhof (ul. św. Antoniego 2/4) i Pod Błękitnym Słońcem (Rynek 7 – Kiełbaśnicza 3/4) .
W latach 2009—2015 we Wrocławiu oddano do użytku prawie 200 nowych obiektów użyteczności publicznej. Taki impet budowlany był efektem trwającej przez dwadzieścia lat w Polsce prosperity, stymulowanej we Wrocławiu przez działania promujące miasto jako dobre miejsce dla prowadzenia interesów, prężny ośrodek nauki i kultury oraz wielką atrakcję turystyczną. Katalizatorami tego zjawiska były: sukces serii wielkich inwestycji komercyjnych przełomu XX i XXI w., organizacja Euro 2012, powiązana ze skokową modernizacją infrastruktury miasta w tym nowoczesnym lotniskiem i dworcem kolejowym, oraz perspektywa zaistnienia Wrocławia jako Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 r. Wznoszenie nowych budynków powiązane było z udoskonalaniem struktury centrum, gdzie zmodernizowano kilkanaście głównych ulic, w tym: Świdnicką, Kazimierza Wielkiego, Piłsudskiego i Kołłątaja. Z Rynku, Placu Solnego i Teatralnego, Placu Wolności, Nowego Targu oraz z ulic Świdnickiej, Szewskiej, Kiełbaśniczej i Oławskiej stworzono piesze pasaże. Usprawniono komunikację masową. Powstały też dwie obwodnice oraz kilka wielokondygnacyjnych parkingów. Zorganizowano system ścieżek rowerowych i wypożyczalni rowerów miejskich.
Wszystko to sprawiło, że pomimo wzniesienia na obrzeżach miasta szeregu gigantycznych centrów handlowych znaleźli się odważni, gotowi inwestować w śródmieściu. Powstawały coraz bardziej urozmaicone programowo i strukturalnie obiekty, w których handel powiązany był z gastronomią, usługami kultury i rozrywki. Tam, gdzie było to jeszcze możliwe starano się nawiązywać do tradycji i korzeni determinujących autentyzm „ducha” miasta. To, że podjęto taki wysiłek, i że udało się tego dokonać, zawdzięczać należy dr hab. inż. arch. Krystyna Kirschke prof. PWr , dr hab. inż. arch. Paweł Kirschke
U góry: Centrum Biznesu Magdalena przy ul. Szewskiej 8 (budowa 1998—2001, arch. arch. Edward Lach, Artur Wójciak). Dom Handlowy Solpol przy ul. Świdnickiej 21/23 (zbudowany 1993 r., arch. Wojciech Jarząbek). Fot. Paweł Kirschke. U dołu: Barokowy pałacyk Oppersdorfów, wkomponowany w gigantyczny Biurowiec Dominikański (zbudowany 2015 r., projekt Medusa Group, arch. arch. Przemo Łukasik, Łukasz Zagała). Wnętrze Galerii Dominikańskiej (zbudowany w 2001 r., projekt Studio EL, arch. Edward Lach. Fot. Paweł Kirschke.
Dom handlowy Renoma przy ul. Świdnickiej (dawny Warenhaus Wertheim), przebudowa i rozbudowa 2006—2009, projekt Pracownia Projektowa Maćków, arch. arch. Zbigniew Maćków, Paweł Kirschke, Piotr Wilk, nadzór konserwatorski arch. Krystyna Kirschke. Fot. Juliusz Sokołowski.
inspiracji naukowców, którzy od połowy lat 80. XX w. prowadzili badania na ten temat, profesjonalności architektów oraz decyzjom urzędników miejskich, którzy przygotowywali plany miejscowe, udzielali pozwoleń budowlanych i nadzorowali inwestycje. Kluczowym elementem przywrócenia wielkomiejskiego charakteru centrum Wrocławia było wzniesienie obiektów mieszkalno-usługowych i komercyjnych gmachów użyteczności publicznej w miejscach nieodbudowanych po II wojnie światowej ubytków oraz rewaloryzacja kilkudziesięciu obiektów historycznych. Dzięki wysiłkowi wrocławskich konserwatorów i budowlańców odzyskały one swój blask, co walnie przyczyniło się do utrzymania tradycji i podniesienia wielkomiejskiej roli Starego Miasta. Poprawa standardu i wizerunku historycznego centrum była impulsem do lokowania w tym rejonie biurowców wysokiej klasy. Powstało ich kilkadziesiąt (nie tylko na obszarze historycznego centrum), o sumarycznej powierzchni ponad 750 000 m2, co ulokowało Wroclaw na drugim miejscu w Polsce. W sumie, w latach 1990—2015, w demokratycznej i wolnorynkowej Polsce, w europeizującym się ponownie Wrocławiu dokonał się niezwykły skok cywilizacyjny. Obecnie wciąż kontynuowane są zakrojone na szeroką skalę procesy inwestycyjne. Zazwyczaj próbują one pogodzić oczekiwania wielkich korporacji ze świadomymi działaniami planistycznymi i konserwatorskimi. Do pełnej rewaloryzacji śródmieścia jest jeszcze daleko, a już pojawiają się nowe problemy: degrengolada dużych banków, masowe bankructwa eleganckich sklepów otwieranych z wielką pompą kilkanaście lat temu. Zastępują je Żabki, Małpki i Biedronki oraz dziwne lokale usługowe niewiadomego przeznaczenia. Niepokojąca jest też liczba nowych pustostanów. Powstające luki wypełniają coraz to nowe „szmatlandie”, knajpy, kluby „Go Go” i stosujące plastikowe naczynia jednorazowego użytku sieciowe lokale gastronomiczne.
Wrocławskie obiekty komercyjne: prognozy
Pora wrócić do pytań zadanych na wstępie. Czy wspaniale wrocławskie domy handlowe zachowają swój blask i czy powstawać będą nowe awangardowe obiekty komercyjne? Jak ich kondycja wpłynie na funkcjonowanie głównych przestrzenie historycznego centrum? Czy może handel przeniesie się na przedmieścia i do przestrzeni wirtualnej, co zmarginalizuje rolę Starego Miasta do funkcji skansenu turystycznego? A może nastąpi powszechna automatyzacja i duże obiekty handlowe w ogóle przestaną być potrzebne?
Dla żywotności historycznego centrum kluczowe wydaje się prowadzenie polityki miejskiej zachęcającej inwestorów do działania na tym obszarze oraz tworzenie jak największej liczby przyjaznych przestrzeni zdominowanych przez ruch pieszy, co jednak powinno być ścisłe powiązane z udoskonaleniem komunikacji masowej i sieci parkingów. Koloryt takich pasaży, ulic i placów budować będą zlokalizowane przy nich knajpy, sklepiki, usługi wolno stojące oraz drobni handlarze i artyści, których należałoby
Dziedziniec pasażu Pokoyhof (ul. św. Antoniego 2/4, zbudowany 1910 r., arch. arch. Max Mathis, Karl Heine. Stan obiektu po rewaloryzacji w 2014 r., przeprowadzonej przez Verity Development, wg projektu Panda Studio.
zwolnić z tzw. opłat targowych. Niezwykle ważne byłoby też przywrócenie tradycji regularnych (cotygodniowych) targów i dorocznych jarmarków w Rynku, Placu Solnym i na Nowym Targu. Przyciągały by one publiczność i wprowadzają pozytywny ferment. Największy potencjał dla przekształceń historycznego centrum Wrocławia ma ul. Kazimierza Wielkiego, będąca obecnie arterią komunikacyjną, ale po ograniczeniu ruchu i uzupełnieniu zabudowy mogąca stać się piękną aleją. Specyficzny charakter tej biegnącej po łuku ulicy oraz znajdujące się tu zabytki, w połączeniu z nowymi obiektami komercyjnymi, mogłyby uczynić z niej atrakcję na kształt wiedeńskich Graben czy Kärntner Straße. Rewaloryzacja tej obwodnicy miałaby kluczowe znaczenie dla scalenia historycznego centrum, tworząc pomost pomiędzy usługami skoncentrowanymi w Rynku i przy ulicach wybiegających z niego na południe oraz wschód i zachód, a atrakcjami ulokowanymi przy placach: Wolności i Kościuszki, Dominikańskim i Słowiańskim oraz Jana Pawła II i Czerwonym. Te znajdujące się na obrzeżach Starego Miasta obszary mają olbrzymi potencjał, dziś tylko częściowo wykorzystany. Kluczowe jest też rozszerzenie obszaru centrum o kolejne strefy. Trzeba maksymalnie wykorzystać potencjał rejonu ulic: Piłsudskiego, Suchej i Swobodnej. Istnieją tu liczne teatry, kina, hotele i biurowce, a dominującą role odgrywa węzeł przesiadkowy Dworca Głównego PKP i Dworca PKS, który wkomponowany zostanie w budowaną obecnie olbrzymią galerię handlową. Rejon ten, będący dawniej wrocławskim Broadwayem, dziś ma ponownie szansę stać się centrum kultury i rozrywki, wzbogaconym przez liczne sklepy i lokale gastronomiczne.
Pysznymi alejami mogą być ul. Powstańców Śląskich, gdzie od trzydziestu lat „rodzi się w bólach” Centrum Południowe, oraz ul. Legnicka, którą na odcinku od placu Czerwonego do obwodnicy kolejowej wypełniają dziś pawilony i wielkopłytowe budynki mieszkalne ustawione w ponurych szeregach. Za trzydzieści lat wszystkie te budowle znajdą się w stanie śmierci technicznej, co stworzy okazję do zastąpienia ich domami o wysokich walorach architektonicznych. Gdyby powiązać to z wyprowadzeniem tramwaju pod ziemię i wykonaniem szerokich chodników ze szpalerami drzew, uzyskalibyśmy wielkomiejski nastrój, na wzór Pól Elizejskich czy praskich Václavskich náměstí. Realizacja tego typu progresywnych scenariuszy wymaga długofalowego planowania, którego elementem powinna być strategia stymulująca powstawanie wszelkiego typu obiektów użyteczności publicznej. Dokonać się to powinno poprzez odpowiednio skonstruowane miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego i przyjazną politykę podatkową wobec inwestorów, właścicieli domów i najemców lokali usługowych. Celowe byłoby też kompleksowe zarządzanie strukturą tych usług na wybranych ulicach, wzorowane na rozwiązaniach londyńskich czy berlińskich. Funkcjonowałoby to podobnie jak dzieje się to w dużych galeriach i pasażach, dla których wyspecjalizowane firmy tworzą tzw. programy handlowe, a później nadzorują inwestycję i funkcjonowanie obiektu. Efektem takiej profesjonalnej organizacji
O sztuce handlu w mieście. Wrocławskie obiekty komercyjne: tradycje i prognozy
jest synergia usług i eliminowanie niekorzystnych zjawisk, takich jak pustostany. Najbardziej nawet atrakcyjne rozwiązania architektoniczne nie zapewnią sukcesu, o ile nie będą elementem szerszej wizji rozwoju miasta. Kluczowe jest tu usprawnienie infrastruktury technicznej, w tym stworzenie przyjaznej komunikacji masowej. We Wrocławiu oznaczałoby to przede wszystkim wybudowanie metra. Niestety, pomysł został ostatnio zarzucony z powodu braku akceptacji obywateli dla tego typu kosztownych przedsięwzięć. W tej sytuacji programem minimum wydaje się być dokończenie obwodnicy miejskiej, stworzenie SKM-u i wprowadzenie kilku podziemnych linii tramwajowych, tak jak jest to zrobione pod centrami Wiednia, Kolonii, Hanoweru czy Stuttgartu. Linie takie, biegnące na kierunkach wschód-zachód i północ-południe, zwiększyłyby przepustowość i dostępność komunikacji, a likwidacja infrastruktury naziemnej otworzyłaby możliwości przekształcania szeregu ulic w aleje i piesze pasaże.
Dla sukcesu funkcjonujących na Starym Mieście przedsięwzięć handlowych i gastronomicznych niezbędne jest też wzbogacenie tego obszaru o sieć parkingów. W tej materii najważniejsza jest budowa kilkukondygnacyjnego podziemnego parkingu pod Placem Solnym i pod zachodnią częścią Rynku, a także wzniesienie wielopoziomowych parkingów strategicznych w rejonie placów Społecznego i Czerwonego. Charakter i koszt wszystkich wymienionych powyżej przedsięwzięć infrastrukturalnych sprawia, że ich planowanie i ewentualna finalizacja będzie trwała latami, a pozytywne skutki zobaczymy (w najlepszym wypadku) za lat dwadzieścia. Realizacja opisanych planów uzależniona jest od wielu czynników. Niektóre z nich są nieprzewidywalne, ale inne można próbować przewidzieć i szacować ich skutki. Dlatego Wrocław cały czas wypracowuje i aktualizuje strategie swojego rozwoju. Obecnie obowiązuje strategia 2020, a opracowywana jest nowa, dla 2030 r. W jej ramach rozpatrywanych jest kilka scenariuszy, które w lipcu 2016 r. zostały poddane internetowym konsultacjom społecznym. Najbardziej popularne okazało się dążenie do przekształcenia Wrocławia w idylliczne miasto ogród (zgodnie z ideami tzw. rozwoju zrównoważonego). Podobny entuzjazm wzbudziło ukierunkowanie rozwoju Wrocławia w oparciu o naukę lub nowoczesne usługi (wraz z innowacyjnym przemysłem). W sumie opcje te miały 80% głosów. Co ciekawe, najmniej popularna okazała się forsowana obecnie linia rozwojowa „Wrocławia jako miasta spotkań”, stawiająca na ściąganie turystów i dużych inwestorów. Jest to zapewne efekt postrzegania takiego rozwoju jako atrakcji dla przyjezdnych, ale uciążliwości dla stałych mieszkańców - szczególnie tych, którzy mieszkają w centrum.
Chęci i życzenia to jednak za mało dla realizacji określonych scenariuszy. Dla ich realności uwzględnić trzeba czynniki prognozowane w oparciu o przewidywany rozwój techniczny oraz o analizy rynku, badania naukowe i statystyki. Podstawowe są analizy oczekiwanych trendów gospodarczych w skali regionu, Polski i Europy, a także pro -
dr hab. inż. arch. Krystyna Kirschke prof. PWr , dr hab. inż. arch. Paweł Kirschke
gnozy demograficzne. Ten ostatni czynnik - ustalenie przyszłej liczby mieszkańców, ich struktury wiekowej i aktywności - ma zasadnicze znaczenie dla prognozowania zachowań społecznych, w tym tych realizujących zapotrzebowanie na różne formy handlu. Trzeba pamiętać, że dla normalnego funkcjonowania i przyjaznego nastroju centrum miasta kluczowe są dwa czynniki: przyjazne przestrzenie urbanistyczne z odpowiednimi usługami oraz znacząca liczba stałych mieszkańców, których obecność sprawia, że miasto jest autentyczne i tętni życiem na wszystkich płaszczyznach. Warto więc zastanowić się, jakie są prognozy w tej materii. Kto będzie we Wrocławiu w przyszłości klientem śródmiejskich sklepów i usług komercyjnych? Czy będą to liczni i zamożni mieszkańcy? Czy może raczej pracownicy biur, studenci i robotnicy najemni? Czy może zagraniczni turyści i wizytanci z prowincji?
Fundamentem strategii rozwoju struktury usług w centrum Wrocławia są prognozy demograficzne. Zgodnie z formułowanymi dziś oczekiwaniami liczba stałych mieszkańców będzie sukcesywnie maleć. Niska płodność kobiet (późne macierzyństwo) i wchodzenie w wiek produkcyjny niżów demograficznych sprawia, że liczba urodzeń spadnie: z 6000 w 2015 r. do 3700 w 2030 r. Nie zrekompensują tego migracje, których saldo we Wrocławiu jest bliskie zeru. Popatrzmy na dane: w 1991 r. liczba mieszkańców miasta wynosiła 640 tys., w 2014 r. było to 630 tys., a prognozy na 2030 r. szacują ją na 610 tys. Przewiduje się, że dwadzieścia lat później (w 2050 r.) Wroclaw będzie miał zaledwie 580 tys. obywateli. Co gorsza, zmniejszać będzie się też liczba mieszkańców wrocławskiego obszaru metropolitalnego: z ok. 1,2 mln dziś, do 1,1 mln w roku 2035. Pocieszające jest tylko to, że na tle całego Województwa Dolnośląskiego rola Aglomeracji Wrocławskiej będzie rosnąć (w 2013 r. stanowiła 36% populacji województwa, a w 2035 r. ma stanowić 40%).
Ważny jest też rozkład liczby mieszkańców w poszczególnych strefach miasta. Od dwustu lat obserwowany jest trend do wyludniania Starego Miasta, które historycznie było najważniejszym obszarem zamieszkania. Dramatyczne przegęszczenie i fatalne warunki życia sprzyjały ucieczce obywateli do nowych dzielnic, a zwalniające się miejsca wypełniały gmachy użyteczności publicznej i obiekty komercyjne. To za sprawą tych migracji dokonał się na przełomie XIX i XX w. proces przekształcenia malowniczej starówki w city. Podobnie dzieje się też dziś. Od 1998 r. obserwowane jest sukcesywne zmniejszanie liczby mieszkańców historycznego centrum Wrocławia. Standard znajdującej się tu architektury mieszkaniowej, przedwojennej i tej zbudowanej w czasach gomułkowskich, jest bardzo niski. Pierwsze i drugie pokolenie powojenne zamieszkujące te domy wymiera i starzeje się, a młodzi wybierają lepsze miejsca do życia w dzielnicach peryferyjnych lub w Londynie. Powstałą próżnię wypełniają najemcy lub implantowane w obiektach mieszkalnych funkcje usługowe. Wznoszone są też liczne biurowce, zapełniane przez tysiące pracowników wielkich korporacji, czyli dobrą klientelę śródmiejskich usług. Obecnie w trakcie realizacji jest kilkanaście takich obiektów,
ale nie wiadomo, czy ta tendencja utrzyma się w następnych dziesięcioleciach. Istotne znaczenie dla szacowania możliwości rozwoju wrocławskiego handlu ma też ocena gustów i potrzeb jego obywateli. Niestety społeczeństwo to będzie się starzeć, co wykazują statystyki dotyczące nie tylko Wrocławia, ale też całej Polski. Generacja X, stanowiąca dziś główną klientelę tradycyjnych sklepów, banków i usług, za trzydzieści lat zaopatrywać się będzie już tylko w lekarstwa. Pokolenie wyżu lat 90. XX w. (Generacja Y) stanowi najlepszą przyszłościową klientelę centrotwórczych usług komercyjnych. Generacja Z (dzisiejsi nastolatkowie) to pokolenie wychowane na Internecie i zdalnych usługach. Jeśli mają oni uczestniczyć w życiu miasta, to trzeba będzie dla nich stworzyć odpowiednie przestrzenie urbanistyczne i atrakcje handlowe zupełnie nowego typu. Niewiadomą jest rodzące się dopiero pokolenie Z+ (500+), które za dwadzieścia parę lat tworzyć będzie najbardziej dynamiczną grupę mieszkańców. W tej chwili nie sposób odnieść się do ich oczekiwań, można tylko przypuszczać, że aspiracje tych „pupilków” będą wielkie, i że będą domagać się wszystkiego „tanio, dużo i natychmiast”. Populację miasta uzupełniać będą studenci i pracownicy tymczasowi: managerowie i specjaliści oraz robotnicy budowlani i pracownicy fabryk przyszłości. Jak się wydaje, przybysze ci, młodsi od stałych mieszkańców, aktywni i dobrze zarabiający są największą szansą na podtrzymanie rozwoju różnego typu usług. Będą tu pracować, ale czy będą tu wydawać? Wielką niewiadomą stanowią też emigranci i pracownicy nielegalni zatrudniani zazwyczaj do najgorszych prac. Czy będzie to duża grupa? Czy wzorem miast zachodnioeuropejskich ludzie ci mieszkać będą w dzielnicach – gettach, tworząc subkultury, których elementem będzie też specyficzne podejście do korzystania z handlu?
Osobną grupę aktywną na rynku usług stanowić będą turyści. Obecnie we Wrocławiu ich liczba szybko wzrasta. Stoją za tym wielkie atrakcje: Stare Miasto, Hala Stulecia oraz ZOO z Afrykarium (które w 2015 r. przyjęło więcej zwiedzających niż Wawel i Wieliczka) i atrakcje kulturalne, takie jak Narodowe Forum Muzyki. Dalszemu wzrostowi liczby turystów sprzyja pozytywny obraz Wrocławia wypromowany przy okazji organizacji EURO 2012, ESK 2016 oraz Igrzysk Sportów Nieolimpijskich (planowanych na 2017 r.). Wszystko to, w połączeniu ze spadkiem liczby bezpiecznych rejonów turystycznych na świecie, może sprawić, że niezależnie od chęci i fobii mieszkańców najbardziej naturalny i realny stanie się wariant rozwoju Wrocławia oparty o koncepcję „miasta spotkań”.
W takim razie, który ze scenariuszy rozwoju centrum Wrocławia i funkcjonowania w nim handlu zostanie zrealizowany?
W najbardziej prawdopodobnym wariancie zakładającym trwanie lub nieznaczne tylko osłabienie (światowej) koniunktury i powolne, ewolucyjne zmiany społeczne w Polsce (jednak przy zachowaniu prawnego status quo) można przyjąć, że rozwój Wrocławia przebiegać będzie harmonijnie, a obecne zachowania społeczne w centrum
hab. inż. arch. Krystyna Kirschke prof. PWr , dr hab. inż. arch. Paweł Kirschke
miasta będą kontynuowane i udoskonalane. W tej sytuacji stosunkowo łatwo można by utrzymać autentyzm architektoniczny i tradycyjne funkcje obiektów komercyjnych. Kluczowe znaczenie miałoby utrzymanie i udoskonalenie zapisów uchwały Rady Miejskiej dotyczących funkcjonowania historycznego centrum Wrocławia jako „Parku kulturowego Stare Miasto”. W takim miejscu znakomicie mogłyby funkcjonować luksusowe galerie, sklepy i hotele oraz biurowce klasy A. Obiekty takie wykorzystywałyby nobilitację, jaką nadaje historyczne otoczenie oraz łatwy dostęp do wszelkiego typu urzędów, usług i atrakcji turystycznych. Sytuacja stałaby się niemal idealna, o ile udałoby się rozwiązać problemy z dojazdem i parkowanie. Przedstawiony scenariusz oznaczałby stosunkowo małą presję na przekształcanie Starego Miasta i szansę na zachowanie autentyzmu większości historycznych obiektów komercyjnych, co z konserwatorskiego punktu widzenia byłby wielce pozytywne.
Jednakowoż, nawet w tak optymistycznym scenariuszu zmiany cywilizacyjne i wymiana pokoleniowa na pewno wymuszą znaczące korekty strategii urbanistycznych i metamorfozę metod handlu. Istniejące na obrzeżach historycznego centrum galerie będą musiały się zmodernizować i rozbudować tak, aby dotrzymać kroku powstającym na przedmieściach centrom handlowym i galeriom 6. Generacji. Przy głównych ulicach rozwiną się przede wszystkim sieciowe lokale gastronomiczne i sklepy powszechne (alkohol, papierosy, marihuana oraz fast food). Koszty utrzymania personelu i nawyki większości klientów, kupujących pod wpływem impulsu, doprowadzą do standaryzacji, miniaturyzacji i automatyzacji handlu. Większe sklepy (markowe) staną się miejscem testowania towaru i witrynami sprzedaży wysyłkowej. Na wydzielonych, centralnie zarządzanych i chronionych obszarach skupią się sklepy typu showroom i luksusowe atelier. Faktem stanie się też całkowity zanik niektórych rodzajów usług np. księgarni czy poczt oraz klasycznych banków, gdzie w salach operacyjnych i przy kasach obsługuje się klientów. Trzeba nadmienić, że jeszcze dwadzieścia lat temu we Wrocławiu powstawały liczne gmachy banków o powierzchni ok. 5000 m², dziesięć lat temu były to lokale o powierzchni zaledwie 500 m², a obecnie, zgodnie ze strategią tzw. smart bankingu, wystarczy już 200 m².
Jeśli wierzyć w proroctwa specjalistów, w dobie pokolenia Z+ znikną nie tylko banki, ale też karty płatnicze i bankomaty. Wszystko kupić i załatwić będzie można przez telefon. Wzorem dzisiejszych bankomatów powszechne staną się za to działające całą dobę automaty wydające „ze ściany” wszelkiego typu dobra. Zanikowi tradycyjnych usług (fotograf, magiel, krawiec, szewc, naprawa sprzętu RTV) towarzyszyć będzie masowe powstawanie salonów elegancji i próżności, masażu i tatuażu, oraz gabinetów psychoanalizy i furii (czyli „wyszalni” opisanych przez Stanisława Lema w Kongresie Futurologicznym).
Podsumowanie
Od początku swego istnienia Wrocław rozwijał się dzięki położeniu na skrzyżowaniu głównych szlaków kupieckich Europy. W kolejnych stuleciach pozycja ta ugruntowywała się w ramach przynależności do Ligi Hanzeatyckiej. Prawdziwą metropolią miasto stało się jednak w czasach pruskich. To, że ma ono dziś tyle komercyjnych obiektów użyteczności publicznej zawdzięczamy jego historycznej pozycji w XIX w. Jako stolica bogatej prowincji Wrocław stymulował wznoszenie tego typu gmachów, będąc pod koniec wieku trzecią po Berlinie i Hamburgu aglomeracją miejską Niemiec. Rozwój miasta generowały światowe koniunktury oraz dokonujące się zmiany polityczne i gospodarcze. Na polu urbanistyki i architektury przemiany te skutkowały odrzucaniem przeszłości i potrzebą tworzenia nowej rzeczywistości opartej o świeże idee społeczne i organizacyjne, np. rozwój korporacji bankowych i sieci handlowych oraz wykorzystywanie najnowszych osiągnięć technicznych. Program, skala i struktura przestrzenna wznoszonych we Wrocławiu obiektów komercyjnych realizowały zapotrzebowanie społeczne na najnowocześniejsze, komfortowe lub popularne usługi, a kompozycja i artystyczny detal tych gmachów kreowały wielkomiejski nastrój centrum, budując jego bogactwo i piękno wabiące publiczność: obywateli miasta i całej prowincji śląskiej, a nawet przybyszów ze stolicy. W Breslau na początku XX w. były to wspaniałe gmachy secesyjne i neostylowe, a później modernistyczne. W dzisiejszym Wrocławiu są to nieco mniej imponujące budowle postmodernistyczne lub funkcjonalistyczne.
Dla rozwoju form handlu kluczowe były zawsze warunki społeczne, w jakich był prowadzony. Przełomowe zdarzenia były efektem zmian prawa pozwalającego na takie lub inne działania. Wynikające z tego realizacje architektoniczne były pochodną rozwoju technik marketingu, zdolności organizacyjnych i finansowych inwestorów, a także mody i najnowszych osiągnięć technicznych. Historycznie największe znaczenie miało tu wynalezienie stalowych i żelbetowych konstrukcji szkieletowych, udoskonalenie produkcji szkła hartowanego (wykorzystywanego przy wykonywaniu witryn czy szklanych dachów), upowszechnienie elektryczności (oświetlenie i iluminacja budynku, windy i schody ruchome, wentylacja mechaniczna i klimatyzacja) oraz rozwinięcie systemów telekomunikacyjnych umożliwiających prowadzenie różnych form sprzedaży przez Internet oraz rozwój sieci elektronicznych (systemy informacji, bezpieczeństwa i księgowość). Wszystkie te procesy trwają nadal. Ostatnio najważniejszymi czynnikami w rozwoju handlu jest globalizacja produkcji i postęp techniczny w logistyce i informatyce.
Jak wszystkie wymienione powyżej czynniki będą oddziaływać w przyszłości na Wrocław i działający w nim handel? Wydaje się, że ze względów demograficznych Wrocław nigdy nie stanie się metropolią, a jedyną jego szansą na utrzymanie atrakcyjności
dr hab. inż. arch. Krystyna Kirschke prof. PWr , dr hab. inż. arch. Paweł Kirschke
jest tworzenie i kultywowanie tradycji oraz ewolucja w kierunku miasta przyjaznego i „inteligentnego”. W wypadku konsekwentnej realizacji takiego scenariusza, pomimo nieuniknionych zmian, pozycja wrocławskiego Starego Miasta, jako centrum usługowego całej prowincji śląskiej, wydaje się być niezagrożona. Ostaną się też wtedy na pewno najważniejsze historyczne przestrzenie urbanistyczne i monumentalne zabytki. Co innego, jeśli chodzi o mniej znamienite budynki czy poszczególne lokale, zarówno te zabytkowe jak i te wznoszone współcześnie. Będą one nieustannie modernizowane tak aby dostosować je do funkcji gwarantujących efektywność i dochodowość. A pamiętać trzeba, że każda taka przebudowa, choćby była najbardziej profesjonalnie prowadzona, prowadzi do utraty jakiejś części substancji zabytkowej budynku i do utraty jego autentyzmu. Spadać będzie zapotrzebowanie na klasyczne lokale handlowe, a wzrastać będzie na takie, których usług nie da się zrealizować wirtualnie. Zmiany strategii marketingowych (ucieczka poza miasto, usługi zautomatyzowane, albo internetowe) wygenerują też prawdopodobnie olbrzymią nadwyżkę lokali usługowych i, fatalny dla wizerunku ulic, efekt pustostanów. W tej sytuacji wiodącą pozycję zdobędą obiekty o architekturze fleksybilnej (a nowe o architekturze kinetycznej) pozwalającej na tworzenie niemal ad hoc dowolnych przestrzeni usługowych, które można będzie sprawnie zaadaptować w wypadku zmian oczekiwań użytkowników. Dla realizacji tych celów powstaną (zapewne) zoptymalizowane i zrównoważone domy oferujące najwyższy komfort użytkowy, których autentyczne piękno będzie wynikać z ich: formy, funkcji i konstrukcji. Co (niestety) bardziej prawdopodobne, miasto zalane zostanie elektronicznymi reklamami i zabudowane „domami maszynami”, których rozmiar i struktura najlepiej i najtaniej obsłużą masową konsumpcję i zapewnią zysk, stanowiący odwieczny imperatyw wszelkich komercyjnych działań handlowych i inwestycyjnych (vide film Idiocracy, USA 2006).
Izabela Gajny dr Michał Dębek
Jak ożywić tę najbardziej znaną ulicę Wrocławia? Przedstawiamy pakiet naszych autorskich propozycji – dotyczą zarówno całej Świdnickiej, jak i poszczególnych jej odcinków.
Wszystkie ulice handlowe na świecie – bez względu na ich geograficzne położenie, uwarunkowania kulturowe, fizyczne, społeczne – można opisywać i porównywać za pomocą dwóch kryteriów: witalności i elastyczności.
Witalność jest widoczna i łatwo ją mierzyć. Ulice witalne to przestrzenie, w których przebywają różni ludzie; intensywnie użytkowane rano, w południe, po popołudniu i wieczorem; to trakty uznawane przez mieszkańców miasta za ważne, a przez przedsiębiorców za najbardziej pożądane lokalizacje dla sklepów i usług. Ulice witalne odbierane są często jako prestiżowe. Mają unikatową markę (kształtowaną celowo lub spontanicznie). Witalność nie jest jednak cechą stałą. Wraz ze zmianami cywilizacyjnymi może zanikać albo wzrastać; może się wahać w zależności od bardzo wielu okoliczności. Niektóre ulice były witalne w przeszłości, dziś takie nie są, ale mogą znów być żywe w przyszłości. Niektóre nie będą żywe również w przyszłości. Jeszcze inne nie były w przeszłości żywe, ale jest duże prawdopodobieństwo, że będą. Wiele zależy od drugiego, obok witalności, kluczowego kryterium – elastyczności.
Elastyczność to kryterium nieoczywiste. Jej poziomu nie da się łatwo obserwować i mierzyć. Dla potrzeb naszego tekstu przyjmiemy, że elastyczność ulicy to jej własna, specyficzna zdolność adaptacji do zmiennych uwarunkowań: kulturowych, społecznych i ekonomicznych, której efektem jest witalność.
Elastyczność może być faktyczna i potencjalna. Co to znaczy?
Elastyczność faktyczną można opisać tylko przy pomocy analizy danych historycznych. Ulica jest elastyczna, jeśli przez lata pozostaje witalna, nie zmieniając swojej fizjonomii i topografii. Nie jest to jednak równoznaczne z ciągłą kontynuacją przeszłości. Dlatego wprowadzamy pojęcie elastyczności potencjalnej.
Czym jest elastyczność potencjalna? Da się ją zauważyć głównie w prawie miejscowym (w Polsce są to MPZP - miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego). Zasada jest prosta: im mniej restrykcyjne są zapisy planów miejscowych, im mniej regulacji, tym większe prawdopodobieństwo, że przestrzeń będzie adaptowała się do zmiennych uwarunkowań cywilizacyjnych. Czyli: im swobodniejsze prawo miejscowe, tym wyższa elastyczność potencjalna i większe prawdopodobieństwo długowiecznej witalności ulicy. Oczywiście zasada ta nie wyklucza istnienia (i potrzeby) różnych form kontroli nad kształtowaniem przestrzeni
Gajny, Michał Dębek
Na poprzedniej stronie: Ulica Świdnicka. Widok w stronę Rynku (1900). Fotografia ze zbiorów Wratislaviae Amici http://dolny-slask.org.pl
– na przykład w postaci monitoringu planów i inwestycji przez miejskich plastyków, konserwatorów zabytków, architektów i urbanistów oraz organizacji społecznych i pozarządowych.
O elastyczności potencjalnej mówią nam także pewne cechy fizjonomiczne i topograficzne miejsca. Fizjonomiczne są np. takie:
– Proporcja fasad aktywnych do pasywnych (otwarte witryny parterów i ich potencjalna transparentność kontra ślepe ściany parterów, zamknięte lub nieprzejrzyste witryny),
– Proporcja budynków relatywnie starych do nowych (budynki powinny być pod tym względem zróżnicowane, tylko wtedy jest prawdopodobieństwo łagodnej, naturalnej wymiany lub adaptacyjnej regeneracji substancji architektonicznej),
– Zróżnicowanie funkcjonalne obiektów znajdujących się w biegu ulicy (co do zasady: im większe, tym wyższa elastyczność potencjalna).
– Wśród cech topograficznych jedyną, która może być uniwersalnie związana z elastycznością, jest obecność w biegu ulicy skrzyżowań, a najlepiej istotnych węzłów komunikacyjnych (im więcej, tym lepiej).
Jak zostać czerwoną królową? Cztery stany ulic (HSDM)
Powiązanie witalności i elastyczności można przedstawić jako macierz czterech teoretycznie możliwych stanów głównej ulicy miejskiej (w tym handlowej). Ten schemat diagnozy to High Streets Diagnostic Matrix (HSDM) Michała Dębka, używany w firmie konsultingowej Merit Lead.
W ITALNOŚ ć
niska spętana księżniczka czerwona królowa
wysoka
zimna hrabina śpiąca królewna niska (martwe) wysoka (żywe)
Izabela Gajny, Michał Dębek
im więcej gwiazdek, tym większy sens i priorytet dla skoordynowanej opieki nad przestrzenią; wypełnione gwiazdki oznaczają dzisiejszy status w rozumieniu ważności w skali miasta.
Opera Wrocławska, Hotel Monopol oraz kościół Bożego Ciała i kościół św. Stanisława, św. Doroty i św. Wacława. Fot. Izabela Gajny
1 Zapożyczenie pojęcia Czerwonej Królowej z nowatorskiej w latach 70. XX w. koncepcji ewolucyjnej Leigha Van Valena, przetwarzanej później wielokrotnie przez przedstawicieli różnych nauk, także o zarządzaniu, jest tutaj świadome. Hipoteza Czerwonej Królowej opisuje sytuację dynamicznego środowiska, w którym trwa wyścig organizmów. Muszą one ciągle dopasowywać się do zmieniających się warunków. Gatunek, który zwolni – a więc przestaje się wystarczająco szybko zmieniać i adaptować do zmian – wymiera. To wyścig między wszystkimi, zdolnymi ewoluować, elementami otaczającego nas świata. Na przykład drapieżnik wykształca określone adaptacje zwiększające jego szanse zdobycia ofiary, ale jednocześnie jego ofiary wykształcają pewne adaptacje zwiększające szanse uniknięcia drapieżnika. Ten wyścig nigdy się nie kończy, świat nigdy nie osiąga stałej ewolucyjnej równowagi. W macierzy HSDM dotyczącej ulic handlowych nazwa Czerwone Królowe jest zainspirowana powyższą hipotezą, ponieważ ulice są tu metaforycznie potraktowane jako żywe organizmy, bez przerwy ewoluujące w zmieniającym się środowisku (tu: w mieście). Oczywiste jest, że w mieście wszystko ciągle ewoluuje. Na przykład ewoluuje handel i jego ośrodki (bo pojawiają się centra handlowe, galerie, współczesne pasaże). W tej sytuacji długotrwałą żywotność utrzymują tylko te ulice, które ciągle się zmieniają, adaptując do nowych warunków. A to z kolei wymaga przede wszystkim zdefiniowanej, m.in. w niniejszym opracowaniu, elastyczności.
Różnorodność detalu i funkcji tworzy klimat ulicy. Na zdjęciach historyczne szafki reklamowe oraz współczesne szyldy. Fot. Izabela Gajny
Przestrzenie sukcesu – czyli najbardziej atrakcyjne ulice we współczesnych miastach – nazywamy czerwonymi królowymi 1 . Są najsilniejszymi punktami miast, wzorcami do naśladowania, celami działań rewaloryzacyjnych. Czerwonymi królowymi są np. mediolańska via Monte Napoleone, tokijska Ginza, londyńska New Bond Street, paryskie Champs-Élysées, nowojorska Piąta Aleja i hongkońska Causeway Bay; czyli najdroższe i prawdopodobnie też globalnie najbardziej znane ulice handlowe. To jedne z najbardziej żywych miejsc świata, i to bez przerwy ewoluujące. Czerwone królowe są magnetyczne, dochodowe, charakteryzuje je niskie ryzyko upadku i nie wymagają strategicznych, zewnętrznych interwencji. Przynajmniej dopóki decyzje planistyczne w sąsiednich obszarach lub w skali miasta nie pozbawią ich życia (np. zmieniając układ szklaków komunikacyjnych, rozłożenie miejskich atraktorów itd.), zamieniając czerwone królowe w śpiące królewny.
Przestrzenie o zagadkowej przyszłości, aczkolwiek o dużym potencjale, to właśnie śpiące królewny. Śpią od lat, lub zostały uśpione niedawno. Mogą się obudzić i wyewoluować w kierunku czerwonych królowych (którymi zresztą bywały przed laty). Jednak najczęściej albo brak im bodźców, np. w postaci ruchu pieszego, życia społecznego itp., albo interesariusze nie są świadomi ich uśpionego potencjału. Takie przypadki mamy w centrach polskich miast, gdzie dawne czerwone królowe zostały śpiącymi królewnami - na przykład za sprawą politycznych i planistycznych decyzji o wpuszczeniu nowoczesnych galerii handlowych przy jednoczesnym (politycznym) przekształcaniu ulic w coraz mniej wygodne dla mieszkańców. Śpiące królewny to też niektóre przedwojenne śródmieścia (te, w których jest otwarte pole manewru urbanistycznego, np. za sprawą luk w zabudowie istniejących jeszcze od czasu zniszczeń wojennych).
Śpiące królewny wymagają szczególnej troski, bo obudzone ożywią całe dzielnice, a nawet miasta; mogą zmienić miejsce nijakie w obszar klasycznej miejskości, pełnej charakteru, tożsamości i publiczności. Brak im jedynie (lub aż) życia, więc czasami do wzbudzenia wystarczy planistycznie przekierować w ich przebieg ruch pieszy i kołowy. Czasami trzeba je wesprzeć marketingowo. Najczęściej jednak do ich obudzenia potrzeba zintegrowanego planu działań planistycznych, urbanistycznych, konserwatorskich i marketingowo-menadżerskich oraz woli politycznej i niemałego finansowania. Jeśli pomoc przyjdzie za późno, prawdopodobnie zastanie je zimnymi już hrabinami.
Przestrzenie silnie zagrożone upadkiem lub znajdujące się już w początkach procesu upadku to spętane księżniczki. Dziś bywają jeszcze efektywne, piękne i magnetyczne, ale jutro – na skutek rozmaitych zmian np. społeczno-ekonomicznych – ich atrakcyjność może dramatycznie spaść, przesuwając je na pozycje zimnych hrabin. Szczególnie zagrożone tego rodzaju przyszłością są ciągi historyczne, którym
A.D. 2056: handlowy kręgosłup metropolii. Case_2
sztywne uwarunkowania – między innymi konserwatorskie – blokują naturalną i nieuniknioną ewolucję. Wysokie ryzyko upadku, przy jednocześnie niezłej wydolności, plasuje je na drugiej pozycji w naszej macierzy (tuż za śpiącymi królewnami) pod względem sensowności i pilności podjęcia skoordynowanych działań strategicznych. Spętane księżniczki najczęściej wymagają zmian radykalnych, związanych z bardzo silną wolą i konsekwencją polityczną. Ich przesuwanie w kierunku czerwonych królowych wymaga bowiem nierzadko istotnych ingerencji w substancję przestrzenną, architektoniczną, a nawet tkankę urbanistyczną. By posłużyć się przykładem taktycznym, na pozór mało dramatycznym, ale jednak realnym – trzeba pozbyć się w jakimś obszarze pewnych elementów, w tym również zieleni, aby wyeksponować sklepowe witryny, by lokale mogły zmienić najemców na takich, którzy przystają do zmieniających się potrzeb i stylu życia mieszkańców. Spętanymi księżniczkami mogą być też śródmiejskie trakty w obrębie przedwojennej zabudowy kamienicowej, gdzie nie ma luk w zabudowie, a pętami są nie tylko zbyt uogólnione wymagania konserwatorskie, ale także specyficzne uwarunkowania społeczno-ekonomiczne obszaru. Jeśli nie podejmie się działań strategicznych w odpowiednim czasie, przestrzenie spętanych księżniczek stają się zimnymi hrabinami (w konsekwencji niskiej elastyczności lub uwarunkowań społecznych spada ruch i następuje śmierć ulicy).
Przestrzenie dla miasta stracone, przestrzenie porażki, to zimne hrabiny. Ich śmierć, albo długotrwały letarg, skutkujące koniecznością zastąpienia tkanki architektonicznej, a nawet redefinicją urbanistyczną całych obszarów miast, to tylko kwestia czasu. Przesuwanie zimnych hrabin w kierunku czerwonych królowych wymaga ogromnych nakładów organizacyjnych i finansowych oraz wyjątkowej determinacji politycznej. Jeśli się nimi zajmować, to w ostatniej kolejności, ze względu na niski potencjał zysków przy niewątpliwej konieczności ponoszenia najwyższych kosztów. Poza tym jasne jest, że ożywienie i uelastycznienie zimnej hrabiny zwykle kończy się całkowitą zmianą charakteru, funkcji i estetyki przestrzeni; zatem w miejscu dawnej martwicy powstaje właściwie zupełnie nowa przestrzeń. Przykładami zimnych hrabin, choć miewającymi specyficzny, wynikający z zadbania urok na tle zdegradowanych innych części miast, są choćby ulice otoczone soc-modernistyczną architekturą stawianą między latami 60. a 90.
Ul. Świdnicka: spętana księżniczka czy śpiąca królewna?
Świdnicka zyskała na znaczeniu w drugiej połowie XIX w., kiedy zmodernizowana została oś północ-południe (ul. Świdnicka-Kuźnicza), która przejęła rolę głównego
ciągu komunikacyjno-handlowego. Trakt ten zdominował średniowieczny układ osi wschód-zachód (ul. Oławska-Ruska). W tym samym czasie zlikwidowano fosy miejskie i upiększono tereny śródmiejskie, łącząc je z Promenadą Staromiejską. Ulica Świdnicka, w wizji XIX-wiecznego niemieckiego architekta Carla Ferdinanda Langhansa projektowana jako Via Triumphalis, stała się nową bramą do miasta, na której przedpolu zlokalizowano obszerny plac (dzisiejszy Pl. Kościuszki) wypełniony eleganckimi domami. Dodatkowym czynnikiem wzmacniającym wielkomiejskość tej części miasta było otwarcie Teatru Miejskiego, a także domów handlowych, które stały się bramą do wielkiego świata i lokalną wizytówką dobrej jakości oferowanych towarów i usług.2
Dziś Świdnicka wymyka się jednoznacznej klasyfikacji. Wydaje się, że w 2016 r. można by ją umieścić gdzieś pomiędzy spętaną księżniczką a śpiącą królewną. Biorąc pod uwagę wskaźniki żywotności ulicy należy powiedzieć, że Świdnicka:
– Jest ulicą o niemałym natężeniu ruchu pieszego – w letnie weekendy nawet do 7 tys. przechodniów na godzinę, w letnie dni powszednie ok. 4 tys.
– Ma stosunkowo wysokie zagęszczenie społeczne w letnie weekendy – w czerwcu 2016 r. na jednego przechodnia w dowolnym momencie dnia między godziną 11.00 a 17.00 przypadało przeciętnie ok. 13 m kw. powierzchni publicznej ciągów pieszych i skwerów, co zalicza ulicę do przestrzeni żywych.
– Ma stosunkowo niskie zagęszczenie społeczne w letnie dni powszednie – w czerwcu 2016 r. na jednego przechodnia w dowolnym momencie dnia powszedniego między godziną 11.00 a 17.00 przypadało przeciętnie ok. 26 m kw. powierzchni publicznej ciągów pieszych i skwerów, co zalicza ulicę do przestrzeni raczej mało żywych.
– Jest traktem uważanym przez mieszkańców miasta za ważny,
– Jest przestrzenią ocenianą przez jej użytkowników raczej wysoko pod względem prestiżu i ogólnego wizerunku.
– Jest lokalizacją umiarkowanie pożądaną przez przedsiębiorców, sądząc po cenach najmu metra kwadratowego powierzchni handlowej z witryną na tle innych lokalizacji w mieście; faktyczne preferencje przedsiębiorców nie są jednak znane (nie były badane).
– Nie ma świadomie kształtowanej marki.
– Nie jest świadomie zarządzana w ramach odpowiednika business improvement districts (BID), lub business improvement area (BIA), business revitalization zone Izabela Gajny, Michał
2 Zob. A. Zabłocka-Kos, 2010.
(BRZ), community improvement district (CID), special services area (SSA), special improvement district (SID) itp.
W zakresie elastyczności faktycznej, można o Świdnickiej powiedzieć, że jest ulicą zachowującą względną witalność przynajmniej od dwudziestolecia międzywojennego, z widocznym załamaniem w latach 2000-2010.
Mimo znacznych zniszczeń Wrocławia w czasie II wojny światowej topografia ulicy nie zmieniła się znacząco. Za to bardzo zmieniła się jej fizjonomia. Zupełnie inny charakter, w stosunku do Świdnickiej przedwojennej, ma ten fragment ulicy, w którym zlokalizowano Kościuszkowską Dzielnicę Mieszkaniową (KDM; założenie nieistniejące przed wojną). Zdecydowanie inaczej niż przed wojną wygląda ciąg od Monopolu do Rynku, przy czym kompozycja tzw. Placu Młodzieżowego to nie tylko inny niż przed wojną styl architektoniczny, ale także inne proporcje przestrzeni urbanistycznej. Najbardziej drastyczną zmianą jest oczywiście rozcięcie ciągu Świdnickiej modernistyczną ulicą Kazimierza Wielkiego w miejscu dawnych zwykłych skrzyżowań z niewielkimi ulicami: Słodową i Zaułka Zamkowego. Największą zmianą funkcjonalną, w stosunku do ulicy Świdnickiej jako ulicy handlowej, jest zamknięcie znacznej jej części dla ruchu samochodowego począwszy od połowy lat 90. XX w.
Podsumowując: od czasu jej powstania Świdnicka jest ciągiem o wciąż niemal identycznej topografii, ma jednak inną fizjonomię oraz – od lat 2000-2010 – inną funkcję. Trudno przy tym jednoznacznie ocenić jej faktyczną elastyczność, ze względu na II wojnę światową i jej konsekwencje: zniszczenia wojenne, zmianę administracji, kultury i filozofii budowania miast.
Elastyczność potencjalna Świdnickiej wydaje się niemała. Fasady w całym biegu ulicy są aktywne. Jest potencjał transparentności, chociaż aktualnie wykorzystywany w niewielkim stopniu. Architektura ulicy jest bardzo zróżnicowana (od gotyckich kościołów, przez klasycystyczną Operę, neobarokowy-secesyjny Hotel Monopol, modernistyczną Renomę i socrealistyczny kompleks KDM, po soc-modernistyczne uzupełnienia zabudowy z lat 60. XX wieku i postmodernistyczny Solpol; znajdują się tam także inne obiekty o bardzo wysokiej wartości architektonicznej 3). Świdnicka jest wielofunkcyjna – ma zarówno obiekty handlowo-usługowe, jak i związane z kulturą i sztuką 4 , sakralne i mieszkalne. W południowej części ulicy znajduje się część Urzędu Miasta. Jest to zestaw funkcji gwarantujący w przeciętnych, europejskich warunkach społeczno-ekonomicznych, dużą elastyczność. Brakuje jedynie rozmieszczonej w sposób zrównoważony funkcji biurowej, co skutkuje między innymi obniżoną żywotnością ulicy w godzinach przed- i około-
Izabela Gajny, Michał Dębek
3 Patrząc od strony Rynku: DH H&M (d. DH Paula Schottländera) z końca XIX w., d. Dom Rzemiosła Wilhelma Knittela (modernizm międzywojenny), bardzo zaniedbany dziś d. DH M. Gerstel (secesja wiedeńska), d. DH Juliusa Schottländera (awangarda pocz. XX w.), d. Mały Odwach (XVIII wiek), DH Podwale (d. DH Martina Schneidera, eklektyzm, pocz. XX w.).
4 Na Świdnickiej mamy obiekty kultury o zasięgu lokalnym (kina), regionalnym (teatry), a nawet ponadregionalnym (Opera, Narodowe Forum Muzyki).
Świdnicka 38a. Współczesny szyld Galerii M mieszczącej się w budynku Odwachu. Fot. Izabela Gajny
Podwale i Promenada – piękne żeliwne detale malowane na czarno uzupełniają klimat miasta. Barometr i zegar, tzw. Pogodynka, historyczny mały detal ulicy z XIX w. Ciąg zieleni łączy tereny o olbrzymim potencjale – NFM oraz Wzgórze Partyzantów. Fot. Izabela Gajny
południowych w dni powszednie. W biegu Świdnickiej są co najmniej dwa węzły komunikacyjne o dużym znaczeniu – skrzyżowanie z Piłsudskiego na południu, skrzyżowanie z Kazimierza Wielkiego na północy. Jednocześnie potencjalna elastyczność Świdnickiej jest zarówno mocno wsparta stosunkowo elastycznymi zapisami obowiązujących w jej biegu MPZP, jak i ograniczona ochroną konserwatorską, obowiązującą w wielu miejscach ulicy.
Wszystkie opisane powyżej uwarunkowania wskazują, że Świdnicka powinna być traktowana jako ulica co najmniej umiarkowanie elastyczna, z niemałą zdolnością potencjalnej adaptacji do zmieniającego się otoczenia społeczno-ekonomicznego.
Warianty rozwoju ulicy Świdnickiej w latach 2016 – 2056
Spróbujmy wyobrazić sobie losy ulicy Świdnickiej w najbliższych dziesięcioleciach, mając na uwadze wymienione wyżej atrybuty atrakcyjności głównej ulicy handlowej w mieście i uwzględniając dodatkowo postępującą digitalizację handlu i usług. Zastanówmy się, w jaki sposób określone decyzje, wydarzenia i przewidywalne trendy mogą kształtować tę ulicę.
Świdnicka jako czerwona królowa: trajektoria sukcesu – restauracja, renesans, aktualizacja
Przesunięcie Świdnickiej z pozycji pomiędzy śpiącymi królewnami i spętanymi księżniczkami w kierunku czerwonej królowej może dokonać się na różne sposoby. Prawdopodobny scenariusz pierwszy bazuje na założeniu, że zmiany będą postępować w kierunku odbudowy jej charakteru przedwojennego w południowej części ulicy oraz ożywieniu przestrzeni publicznych w miejscach, które utraciły swoją dynamikę (część północna).
Co robić, by ten scenariusz był prawdopodobny? Proponowane działania:
– Odbudowa charakteru przedwojennego (architektoniczna, funkcjonalna, atmosferyczna).
– Przebudowa z poszanowaniem dziedzictwa, ale bez nachalnej restytucji.
– Wzmocnienie aktywności związanych z kulturą i sztuką.
– Dodanie funkcji usługowych – handel, biura, restauracje; wykorzystanie przestrzeni komercyjnych i publicznych na intensyfikację działań związanych z lokalną społecz-
5 Omnichannel Retail wykorzystuje różne kanały sprzedaży, które wzajemnie się uzupełniają. Dzięki technologiom mobilnym zakupy mogą być możliwe do zrealizowania w dowolnym czasie i miejscu. Zaletą łączenia różnych typów sprzedaży jest zwiększenie asortymentu przy zachowaniu możliwości żywego kontaktu z produktem lub marką.
6 Click & collect spełnia podobne funkcje co Omnichannel Retail. Dzięki możliwości odbioru towaru zakupionego online w sklepie, utrzymuje się kontakt z marką i żywą obsługą.
nością – wernisaże, pokazy nowych kolekcji, stałe i czasowe wydarzenia kulturalne w przestrzeni ulicy lub w przestrzeni obiektów komercyjnych.
– Wydłużenie czasu funkcjonowania fragmentów ulicy na godziny wieczorne – zróżnicowane funkcje w ciągu dnia.
– Wzmocnienie form witryn i roli ekspozycji, również cyfrowej.
– Poprawa dostępności zarówno komunikacyjnej, jak i dostępności do zakresu usług i handlu poza standardowymi godzinami funkcjonowania.
– Objęcie ulicy dedykowanym zarządem i systematycznymi działaniami marketingowymi.
– Zwiększenie dostępności ulicy i informacji na jej temat dzięki usługom online: wielokanałowość dostępu, (m.in. omnichannel retail5), aplikacje dotyczące parkowania, zakupów, informacji o wydarzeniach, usługi typu click & collect6 .
– Zapewnienie różnorodności usług i form korzystania z przestrzeni o różnych porach dnia i roku, np. poprzez pojawienie się specyficznej małej architektury.
– Wprowadzenie przestrzeni niepowtarzalnych doznań.
– Świadoma polityka miasta kreująca ulicę Świdnicką na jedną z głównych ulic miejskich, przy jednoczesnym mądrym unikaniu kolizji funkcjonalnej i tożsamościowej z innymi głównymi ulicami we Wrocławiu (które przecież również będą się rozwijały).
– Rewitalizacja całego systemu wrocławskich bulwarów i promenad, a w szczególności Promenady Staromiejskiej, która może zasilać Świdnicką ogromnym ruchem pieszym.
– Rewitalizacja ulic Piłsudskiego i Kołłątaja, węzła pl. Legionów, wykreowanie centrum Świebodzkiego, oraz Centralnej Dzielnicy Biznesowej, czyli realizacja działań zapisanych w Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego Wrocławia z 2010 r.
Współczesny detal rzeźbiarski. Fot. Izabela Gajny
Nie każde z powyższych zjawisk musi dotyczyć w równym stopniu całej ulicy. Dlatego podzieliliśmy przestrzeń Świdnickiej na kilka fragmentów (stref) ze względu na dominującą tam funkcję, estetykę i klimat.
Kościuszkowska Dzielnica Mieszkaniowa (KDM). Socrealistyczne założenie urbanistyczne (1954-1958).
Fot. Izabela Gajny
Salon Klasyki, Stylu i Elegancji: Kościuszkowska Dzielnica Mieszkaniowa
Plac Kościuszki, dawniej Tauentzien Platz , był przed wojną jednym z najbardziej wytwornych salonów Wrocławia – tętnił życiem i przyciągał mieszkańców i gości eleganckim wystrojem. Pierwotny plac powstał po wojnach napoleońskich, a jego forma inspirowana była założeniami paryskimi – Place Vendôme oraz Place des Vosges (Royale). Bardzo symetryczny, kwadratowy plac przecinały dwie główne arterie – Tauentzienstrasse (obecnie ul. Kościuszki) oraz Schweidnitzer Strasse (obecna ul. Świdnicka) wydzielając w ten sposób cztery zielone skwery, przecięte skośnymi ścieżkami. Plac został obudowany pod koniec lat 40. XIX w. wysokimi i bardzo reprezentacyjnymi kamienicami. W pierzeje założenia wbudowano także bank, dom handlowy oraz neorenesansowy hotel Residenz Galisch wraz z restauracją, kawiarnią i ogródkiem kawiarnianym. W latach 30. XX w. scalono działki jednego kwartału, przeznaczając teren pod budowę nowoczesnego, wielkogabarytowego domu handlowego. W tym celu wyburzono również cały XIX-wieczny kwartał zabudowy, wprowadzając w przestrzeń modernistyczną formę domu handlowego firmy Wertheim (obecnie Renoma), największej ówcześnie sieci handlowej w Europie.
Zniszczenia wojenne nie pozostawiły wiele z pierwotnej tkanki zabudowy. Zachował się jedynie dawny Bank Drezdeński, Hotel Savoy oraz Dom Handlowy Wertheim (Renoma).
W latach 1954-58 na miejscu zniszczonych kamienic wybudowano zespół usługowo-mieszkaniowy KDM (Kościuszkowska Dzielnica Mieszkaniowa). Ze względów politycznych założenie zaprojektowano w duchu socrealizmu przy zachowaniu istniejącego układu placu i linii zabudowy. Wpisane w kompleks KDM arkady po obu stronach południowego odcinka ulicy Świdnickiej do dziś są jedną z najbardziej rozpoznawalnych przestrzeni Wrocławia. Mimo narzuconego politycznie stylu, powstała tu elegancka, klasyczna architektura o bardzo harmonijnych proporcjach oraz elementach zaczerpniętych po raz kolejny w historii placu z paryskich przedmieść. Uniknięto jednak socrealistycznego detalu rzeźbiarskiego oraz ideowych treści, co sprawia, że architektura placu jest ponadczasowa i łatwo nadaje się do nowych aranżacji, a zachowane przedwojenne budynki wzajemnie się dopełniają. Symetryczny układ placu oraz harmonijna, rytmiczna zabudowa o klasycznych proporcjach i detalu umożliwia wiele ciekawych, aczkolwiek prostych i ekonomicznych ingerencji stylistycznych, które wzmocnią charakter tego miejsca.
Zabudowa placu Kościuszki (KDM). Rys. Michał Suffczyński
W IZJA P LACU KOŚCIUSZKI
Atmosfera: spokój, elegancja, powolność, klasyka, elitarność, wykwintność. Aktorzy przestrzeni: tradycjonaliści szukający kameralności, biznes i wysoka kultura, koneserzy, restauratorzy, handlarze dziełami sztuki, rodziny (niedzielne spotkania), turyści.
Stylistyka: Plac zdecydowanie zyskałby na kolorystycznych akcentach, odcinając się w ten sposób od przaśności i szarości kojarzonej z socrealizmem. Istniejące arkadowe witryny placu idealnie scaliłaby forma prostych markiz inspirowanych być może po raz kolejny współczesnym obrazem Placu Vendôme. Najbardziej pożądane kolory dla nowego detalu i liternictwa to biel i czerń w połączeniu ze złotem i mosiądzem. Tym sposobem zabudowa scaliłaby się również z dekoracyjnym wykończeniem fasad modernistycznego budynku Renomy. Plac zyskałby dzięki klasycznemu krojowi liternictwa w otaczających działalnościach gospodarczych, na prostej powierzchni tekstyliów lub szyb w oknach witrynowych. Funkcja: Usługi w parterach powinny przenikać przestrzeń placu. Ogródki kawiarniane zapewniłyby żywotność, zwiększyłyby ofertę komercyjną oraz byłyby estetycznym uzupełnieniem przywołującym we współczesnej odsłonie elegancję z końca XIX w. Umożliwiłyby również rozszerzenie oferty i zapewniłyby żywotność miejsca w godzinach wieczornych i porannych. Istotną zmianą mogłoby być rozszerzenie funkcji usługowej również na poziom pierwszego piętra, które stylistycznie powiązane jest z parterem poprzez wyraźne boniowanie. Istniejące skwery mogłaby dopełnić wysokiej jakości sztuka współczesna o silnych akcentach kolorystycznych.
Atmosfera: ruch, barwność, świetlistość w porze nocnej – światła neonów oraz iluminacja arkad.
Aktorzy przestrzeni: przechodnie, turyści, przedsiębiorcy, bukiniści, kwiaciarki. Stylistyka: Arkady są bramą do serca Wrocławia. Ta przestrzeń mogłaby zostać wzmocniona rozpoznawalnym, wyraźnym estetycznym akcentem, dostrzeganym również z perspektywy ruchu kołowego i tramwajowego. Wzmocnienie efektu ‘zapraszania’ uzyskać można poprzez zastosowanie chorągwi na poziomie pierwszego piętra, wykorzystujących graficzny motyw dla całego założenia KDM. Chorągwie dodatkowo nawiązywałyby do zastosowanych już dziś na budynku Renomy. Ważnym elementem przestrzeni arkad mogą stać się neony, nadające silny koloryt i świetlistość ulicy w godzinach wieczornych.
Funkcja: 23 olbrzymie witryny umieszczone w przestrzeni arkad po obu stronach ulicy dają niesłychane możliwości ekspozycji. Arkady są jednym z najbardziej charakterystycznych elementów Wrocławia dla przyjezdnych korzystających z usług Dwor-
ca Głównego. Wewnętrzna ‘zadaszona’ piesza uliczka zdecydowania zyska na wcieleniu w jej przestrzeń nowych funkcji, takich jak: stragany bukinistów, kwiaciarek, kąciki prasowe czy małe stoliki kawiarniane zapraszające na pierwszą lub ostatnią kawę w drodze z lub do dworca. Bliskość przyszłego centrum biznesowego sprzyja funkcjom usługowym kojarzonym z szybką, aczkolwiek elegancką konsumpcją.
Przestrzeń Zakupów i Mody – Renoma
Z przestrzenią placu Kościuszki nierozerwalnie łączy się Dom Handlowy Renoma oraz kilka obiektów z końca XIX w., w tym znajdujący się w bliskim sąsiedztwie dawny Dom Handlowy M. Shneiderera mieszczący obecnie Społem Podwale. Po niedawnym remoncie Renomy, przestrzeń potrzebuje jedynie integracji z innymi fragmentami południowej części ulicy. Wyrazistość tego miejsca można wzmocnić poprzez wprowadzenie neonów na fasadzie KDM, a także sezonowo innych wyróżników stylistycznych zainstalowanych nad przestrzenią ulicy. Zapoczątkowane festiwale ulicy Świdnickiej są dobrym generatorem tego typu ingerencji w przestrzeń ulicy. Jako dobry przykład podać można dekoracje pojawiające się okazjonalnie na Regent Street w Londynie. Tego typu zabiegi to już nie tylko świąteczne dekoracje, ale także forma sztuki tymczasowej w mieście, bardzo mocno wzmacniająca jej wizerunek.
Przestrzeń Natury, Zieleni i Eleganckich Spacerów – Podwale / Promenada
Podwale i promenada pojawiły się jako efekt przemian przestrzennych Wrocławia w XIX w. Eleganckie bulwary spacerowe powstały w wyniku zasypania fosy zewnętrznej, likwidacji fortyfikacji oraz szpitala miejskiego i stajni miejskich, które nie przystawały już do wielkomiejskiego charakteru miasta ze względów estetycznych i sanitarnych. Pierścień Podwala wypełniły bardzo eleganckie domy ówczesnego mieszczaństwa, uzupełnione obfitymi ogrodami frontowymi. Zwieńczeniem tego nowego, eleganckiego pierścienia miejskiego była klasyczna forma belwederu wzniesiona na dawanym Bastionie Sakwowym, dla której planowano ‘akropolis nauk, sztuk i rzemiosła’.
Atmosfera: spokój, elegancja, powolność. Aktorzy przestrzeni: spacerowicze, rowerzyści, przechodnie, rodziny. Stylistyka i Funkcja: Obecnie zielona promenada przecinająca ulicę Świdnicką wprowadza w przestrzeń głównej ulicy wyciszenie i relaks. Doskonale łączy ob -
Z lewej: Obiekt mieszkalno-handlowy na skrzyżowaniu ul. Podwale i ul. Świdnickiej 37. Bogata eklektyczna dekoracja części mieszkalnej z wykuszami, szczytami i wieżami. Parter i pierwsze piętro wypełniały panoramiczne witryny i pięknie wkomponiowane szyldy. Arch. Heinrich Simon. Fot. Izabela Gajny Z prawej: Wielofunkcyjny budynek przy ul. Świdnickiej 39 (1900), bogaty detal eklektyczno-secesyjny na elewacji z czerwonego piaskowca. Przed wojną parter i pierwsze piętro wypełniały fantastyczne, panoramiczne, olbrzymie witry z bogatymi szyldami. Powrót ich pierwotnej formy przywróciłby szykowny charakter temu fragmentowi ulicy. Arch. Karl Grosser. Fot. Izabela Gajny
Bogata rzeźbiarska dekoracja jednego z domów handlowych Kaufhaus Monopol (1892). Obecnie funkcja hotelowa z usługami handlowymi w parterze, oryginalnie wzniesiony dla potrzeb handlu w stylu baroku drezdeńskiego.
Arch. Karl Grosser. Fot. Izabela Gajny
szar NFM z niezagospodarowanym obecnie Wzgórzem Partyzantów. Konserwacja zieleni i małej architektury podkreśliła walory tego miejsca i oprócz zabiegów podtrzymujących nie wymaga dalszych ingerencji. Promenada i fosa doskonale spinają różne funkcje kulturalne w okolicach ulicy Świdnickiej – NFM, Operę Wrocławską, Teatr Lalek, Kościół Bożego Ciała. Do odtworzenia wielkomiejskiego charakteru tej części miasta brakuje tylko nowej funkcji dla Wzgórza Partyzantów. Być może właśnie teraz warto odtworzyć dawne pomysły na zagospodarowanie tego terenu funkcją muzeów i galerii. Dobrym uzupełnieniem promenady byłyby rzeźby o wysokiej artystycznej wartości, dobrze zintegrowane z miejską zielenią i małą architekturą.
Przestrzeń Kultury – Opera, NFM, kościoły, galerie, Teatr Lalek, Monopol
To jedna z najbardziej eleganckich i różnorodnych przestrzeni ulicy Świdnickiej. Na tym fragmencie najbardziej wyczuwalny jest duch wykwintności i wielkomiejskości z końca XIX w. Na bardzo małym obszarze znajdują się obiekty o wybitnych walorach estetycznych i funkcjonalnych, dorównujące swoim poziomem innym wielkomiejskim ośrodkom Europy. Oprócz różnorodności funkcjonalnej – opera, teatr, sacrum, luksusowy hotel, galeria, domy handlowe, mamy tutaj do czynienia z niebywałą wręcz mieszanką stylów od gotyku, poprzez klasycyzm i neobarok po nowoczesne osiągnięcia z początku XX w. - dom towarowy firmy Julius Schottlönder (1911) zaprojektowany przez firmę R. & P. Ehrlich.
Atmosfera: spokój, elegancja, klasyka, kameralność. Aktorzy przestrzeni: melomani, spacerowicze, koneserzy, przechodnie, ludzie sztuki. Funkcja: Budowa NFM, remont Hotelu Monopol i innych budynków usługowych, a także konserwacja okolicznych kościołów Bożego Ciała i Św. Doroty wskrzesiły wcześniejszego ducha miejsca. To bardzo elitarna przestrzeń. Być może właśnie ta elitarność nie idzie jeszcze do końca w parze z obecnym duchem Wrocławia, co sprawia, że w ciągu dnia przestrzeń wydaje się wyludniona i senna. Brakuje jej aktorów. Dobrym rozwiązaniem tego problemu byłoby zaproszenie muzyki w przestrzeń tego fragmentu ulicy – informacji o koncertach czy ulicznego performance’u najwyższych lotów, być może certyfikowanego przez okoliczne ośrodki kultury. Takie kulturotwórcze działania nie tylko promują okoliczne placówki, ale także zapraszają do udziału w kulturze wyższej. Cenną funkcję wspomagającą dla ośrodków kultury mogłyby pełnić również kościoły. Regularne koncerty kameralne organizowane w kościołach są obecnie powszechne w innych stolicach, których wizerunek kształtowany jest na bazie kultury wyższej – jak Praga czy Wiedeń.
Narożny dom handlowy, ul. Świdnicka / Plac Teatralny oryginalnie wzniesiony dla firmy Julius Schottländer (1911). Charakterystyczny materiał elewacji z czerwonego piaskowca z bogatą dekoracją rzeźbiarską przedstawiającą m.in. alegorię handlu (postać Hermesa z kadeceuszem) oraz przemysłu (mężczyzna trzymający młot i koło zębate. Arch. R. & P. Ehrlich. Fot. Izabela Gajny
Przestrzeń Komercji – Solpole i inne obiekty usługowo-handlowe
Silny wizerunek postmodernistycznego Solpolu I nadaje tej przestrzeni specyficzne piętno. Solpol jako pierwszy dom handlowy lat 90. jest symbolem rodzącego się kapitalizmu, naiwną realizacją marzenia o życiu w świecie Zachodu, wrocławskim disneylandem.
Forma budynku wyraźnie przypisuje temu miejscu funkcję pop-komercji, konsumpcji masowych dóbr i usług. Tacy też będą aktorzy tej przestrzeni. Czy kolejne pokolenia zaakceptują jednak ten budynek bez znajomości kontekstów jego powstania? Niewykluczone, że obiekt stanie się swoistym wyrazem nowej awangardy, muzeum ‘oddity ’. Brytyjczycy w momentach konsternacji na trudne pytania prowokujące do wyrażenia opinii odpowiadają ‘ interesting ’. Być może.
WIZJA
Atmosfera: ruch, tłok, wir, wymiana, światło, pośpiech. Aktorzy przestrzeni: konsumenci, przedstawiciele handlu, sieci handlowe.
Funkcja: Handlowo-usługowa.
Przestrzeń Spotkań – Skrzyżowanie z Kazimierza Wielkiego
WIZJA
Atmosfera: ruch, wir, wymiana, światło, pośpiech, gwar. Aktorzy przestrzeni: młodzież, spacerowicze, konsumenci, przedstawiciele handlu. Funkcja: przestrzeń spotkań, usługowa, gastronomiczna
Przyszłość tej przestrzeni zależy od kluczowych zmian w obrębie ulicy Kazimierza Wielkiego oraz od zagospodarowania narożnego kwartału przy Solpolach. Rozważyć można trzy scenariusze dla przemian ulicy Kazimierza Wielkiego: a) brak znaczących zmian, ulica jako miejska arteria komunikacyjna; b) zmiana pośrednia – uspokojenie ruchu, stworzenie bulwaru spacerowego; c) odtworzenie gęstej zabudowy śródmiejskiej z czasu sprzed II wojny światowej.
Rewitalizacja przestrzeni wokół ulicy Św. Antoniego, Synagogi Pod Białym Bocianem, Pasażu Pokoyhof i Kina Helios oraz nadanie funkcji kulturalnych wzmocniło popularność tego fragmentu Wrocławia. Przewidywać należy, że ruch pieszy skieruje się właśnie w tą stronę, głównie w godzinach wieczornych. Ten fragment ul. Świdnickiej może zatem stać się nowym miejscem spotkań mło -
dzieży z różnych grup kulturowych wyruszających na wieczorny ‘podbój miasta’, w kierunku downtown. Dla takiego nowego scenariusza aktywności, najbardziej pożądanym kierunkiem zmian byłoby zagęszczenie ulicy Kazimierza Wielkiego. Miasto zyskałoby bardzo cenną przestrzeń dla lokalizacji biur, punktów usługowych i mieszkań miejskich w samym sercu Wrocławia. Mieszkańcy zyskaliby nową przestrzeń do bycia i życia w centrum miasta, a inwestorzy niesłychanie atrakcyjną, generującą zyski przestrzeń inwestycyjną. Zagęszczenie miasta jest jednym z najbardziej ekonomicznych i przyjaznych środowisku rozwiązań. Scenariusz „b” wprowadziłby w przestrzeń elegancję i szykowność oraz nieco innych aktorów przestrzeni w różnych porach dnia.
Zabudowa pustego placu w narożniku Świdnickiej wyznaczy temu miejscu nowy kierunek. Jeśli skrzyżowanie stanie się nowym miejscem spotkań, niewykluczone, że dobrym kierunkiem estetycznego kształtowania miejsca byłaby współczesna forma domu handlowego ze ścianą medialną pokazującą wydarzenia i reklamy dotyczące miasta, mody i stylu. Wrocławskie Picadilly Circus czy też miniaturowa wersja Times Square . Żywa, kolorowa i świetlista forma narożnika mogłaby być również nową bramą miasta, czytelną z perspektywy ruchu kołowego i transportu publicznego. Alternatywą dla tej propozycji mogłaby być tradycyjna forma kamienicy handlowo-usługowej, która zdecydowanie wprowadzi szykowność i przełamie dominujący modernistyczny charakter tej przestrzeni, będzie też zaproszeniem do eleganckiego spaceru w przypadku realizacji wersji bulwarowej dla ul. Kazimierza Wielkiego.
Przestrzeń Interakcji i Spotkań – od Baru Barbara do Rynku
Niemal wszystkie obiekty powstałe na dawnym pl. Młodzieżowym - czyli w części Świdnickiej między Rynkiem a skrzyżowaniem z Kazimierza Wielkiego - powstały po wojnie. Ze względu na znaczne zniszczenia w czasie oblężenia Festung Breslau , zabudowa przedwojenna tego fragmentu Świdnickiej została w początkach PRL wyburzona, przez co po wojnie powstał tu ok. dwuhektarowy plac (200 na 100 m). Powojenna koncepcja architektoniczno-urbanistyczna spowodowała odsunięcie wschodniej od zachodniej pierzei, co uczyniło Świdnicką na tym odcinku ulicą wyjątkowo szeroką, jasną ulicą. Nowa zabudowa nie uszanowała przedwojennej siatki ulic i zaburzyła ciągi komunikacyjne na tym obszarze (rozerwana na dwie niezależne części ul. Ofiar Oświęcimskich, d. Junkerstrasse , zaślepiona ul. Leszczyńskiego). Do lat 90. w Świdnicka była tu dostępna dla ruchu kołowego, co czyniło ten jej fragment atrakcyjnym dla wszystkich form handlu i usług, a charakter
Izabela Gajny, Michał Dębek
Współczesny detal wystroju ulicy. Bar Barbara, Infopunkt ESK 2016. Fot. Izabela Gajny
Współczesna witryna galerii Dizajn, BWA Wrocław Galerie Sztuki Współczesnej. Fot. Izabela Gajny
przypominał w jakiś sposób wschodnioeuropejskie ulice handlowe. Od początku XXI w. fragment ten przeżywał kryzys tożsamości i ciągłe problemy ekonomiczne (m.in. związane z uruchomieniem we Wrocławiu wielu centrów handlowych, wygodnych dla wrocławian poruszających się własnymi samochodami). Od początku drugiej dekady XXI w. ulica zdaje się stabilizować funkcjonalnie, głównie jako przestrzeń gastronomii. Temu typowi działalności niewątpliwie sprzyja wyłączenie ulicy z ruchu samochodowego, co z kolei przeszkadzało innym typom działalności handlowo-usługowych, które nie mogły się tutaj odnaleźć przez ostatnie kilkanaście lat.
W obowiązujących w 2016 r. planach miejscowych związanych z tym obszarem obowiązuje nakaz odtworzenia historycznego przebiegu wspomnianej ul. Ofiar Oświęcimskich na odcinku od ul. Świdnickiej do Szewskiej w formie pieszego przykrytego pasażu usługowego. Dodatkowo planowane jest odtworzenie zabudowy obrzeżnej przy ul. Szewskiej równolegle do Świdnickiej. W zabudowie tej dopuszczone są handel i usługi. W związku z tym bardzo żywy już dziś dawny Plac Młodzieżowy zostanie dodatkowo zdecydowanie wzbogacony i ożywiony – z jednej strony bezpośrednim dopływem ruchu pieszego z popularnego pl. Solnego od zachodu, z drugiej strony dopływem ruchu pieszego ze strony Galerii Dominikańskiej już nie tylko przez ul. Oławską, ale też przez odtworzony pasaż handlowy łączący Szewską ze Świdnicką od wschodu.
Poza tym obowiązuje już dziś plan odtworzenia historycznego pasażu pieszego przecinającego bloki urbanistyczne między Świdnicką a ulicą Gepperta (tzw. „Przejścia Pokutniczego”). Przejście to, wedle planu, musi być szczególnie wyeksponowane i zagospodarowane obiektami handlowo-usługowymi. Jest to o tyle istotny zapis, że – podobnie jak obowiązujące odtworzenie wspomnianej wyżej Junkerstrasse i redefinicja funkcjonalna Szewskiej - może zmienić przepływy ruchu pieszego i jego środki ciężkości na Plac Młodzieżowym, w stosunku do którego
Przejście Pokutnicze byłoby równoległe.
Atmosfera: spokój, statyczność, światło, spowolnienie.
Aktorzy przestrzeni: turyści, spacerowicze, rodziny z dziećmi
Funkcja: po pierwsze: gastronomiczna, z elementami handlu i usług niegastronomicznych
Zakładając, że nie będzie już zmieniana organizacja ruchu w tym fragmencie Świdnickiej, należy się spodziewać, że zachowa ona dzisiejszą atmosferę i charakter
spokojnego deptaku z dominującą funkcją gastronomiczną, ze stonowanymi witrynami i szyldami oraz ogródkami gastronomicznymi jako elementami charakterystycznymi dla tego fragmentu ulicy.
Przestrzeń metamorfozy –między skrzyżowaniem z Piłsudskiego a nasypem Bogusławskiego
Dziś jest to przestrzeń komercyjnie niemal martwa, a funkcjonalnie ograniczająca się do bycia generatorem ruchu pieszego, silnie związanego zarówno ze skrzyżowaniem szlaków komunikacji publicznej (w tym z Dworca Głównego PKP), jak obecnością przynajmniej dwóch atraktorów – Teatru Muzycznego Capitol i Dolnośląskiego Centrum Filmowego (DCF, d. Kina Warszawa). To przestrzeń o dużym potencjale centrotwórczym, dziś niewykorzystana. Zamknięciem tej przestrzeni są arkady wiaduktu kolejowego o sporym potencjale adaptacyjnym dla funkcji gastronomicznych i uslugowych.
Jednocześnie ten fragment Świdnickiej jest urbanistyczną bramą do centralnej dzielnicy biznesowej: Centrum Południe (CDB), ważnego ośrodka handlowo-usługowego, który będzie się rozbudowywał na południe od wiaduktu, w okolicy ciągu ul. Powstańców Śląskich przynajmniej do Sky Tower (wedle obowiązującego Studium). To bezpośrednie, płynne włączenie do CDB stanowi niezwykle ważny aspekt strategicznego usytuowania Świdnickiej w mieście i ogromny jej zasób. Napływający z CDB ruch może być bardzo wartościowy ze względu na tworzących go przedstawicieli klasy średniej, pracowników biur i przedsiębiorców.
Atmosfera: pośpiech, praca, wielkomiejskość, hałas, biznes. Aktorzy przestrzeni: konsumenci o ponadprzeciętnych dochodach, pracownicy okolicznego centrum biznesu, właściciele firm, menadżerowie, osoby odwiedzające Capitol lub DCF. Funkcja: gastronomia „lunchowa” (dla biznesu), handel i usługi marek ponadprzeciętnych w relacji do wrocławskich uwarunkowań.
Obowiązujące już dziś plany dla tego obszaru przewidują uzupełnienie urbanistyczne na obszarze południowej ćwiartki niedokończonego placu. Dziś znajduje się tam urządzony i zadbany skwer, lecz obowiązujący plan dla tego terenu przewiduje tu – bardzo słusznie – niewielki plac (kompozycyjnie spójny z ćwiartkami północnymi i zachodnią). Zaplanowano tu także duży, podcieniony od strony Piłsudskiego obiekt o przeznaczeniu np. handlowo-usługowym, włącznie z handlem wielkopowierzchniowym; być może kolejny interesujący atraktor ruchu oraz źródło tak potrzebnych do życia Świdnickiej pracowników biur.
Świdnicka jako zimna hrabina: trajektoria porażki
Przesunięcie Świdnickiej z pozycji pomiędzy śpiącymi królewnami i spętanymi księżniczkami w kierunku zimnych hrabin jest – naszym zdaniem – mało prawdopodobne, ale należy sobie zdawać sprawę również z takiej możliwości. Warto zwłaszcza uświadomić sobie możliwe następstwa wiążące się z tą trajektorią, ale jeszcze bardziej warto zwrócić pilnie uwagę na możliwe przyczyny wejścia Świdnickiej na tę złą drogę.
Skansen
To scenariusz, którego pierwszą inspiracją są bardzo dobre chęci kreatorów przestrzeni miejskiej. Politycy i miejscy aktywiści, plastycy, konserwatorzy, architekci lub urbaniści – wszyscy chcą uczynić Świdnicką przestrzenią estetyczną i humanistyczną. Zapominają jednak o tym, że przestrzeń miejska, aby prawidłowo funkcjonować, rozwijać się i tętnić życiem, potrzebuje możliwie dużej swobody; między innymi wspomnianej wyżej elastyczności. Wszyscy zainteresowani w dobrej wierze planują i realizują połowiczną odbudowę przedwojennego charakteru ulicy: restytucję architektoniczną, ale już nie funkcjonalną. W scenariuszu tym wróciłaby na Świdnicką architektura o znacznych walorach estetycznych i symbolicznych, ale nie wróciłoby w ramy ulicy żywe miasto, komunikacja masowa, ciągłe zmiany i przekształcenia, czyli jej przedwojenny charakter funkcjonalno-społeczny. To trajektoria, w której Świdnicka staje się „deptakiem zdrojowym”, albo skansenem: niejako zastygłą wystawą dawnej świetności architektury przedwojennego Wrocławia; objętym coraz ściślejszą ochroną konserwatorską i ograniczeniami w rodzaju parków kulturowych, posągiem do podziwiania przez turystów.
W tym scenariuszu ulica zachowuje pozory funkcjonowania (w rozumieniu witalności, głównie dzięki turystom), ale tylko do czasu, gdy rośnie lub przynajmniej utrzymuje się na stałym, wysokim poziomie, atrakcyjność turystyczna Wrocławia. Punktem dojścia tego scenariusza może być „przypadek wenecki” –wyludniający się, umierający ze względu na wielokrotnie zawyżone ceny obszar, oblegany przez turystów. W ostatnich pięćdziesięciu latach populacja Wenecji spadła o ponad połowę, zniknęła większość funkcji miejskich, a socjolodzy przewidują, że w 2030 r. miasto stanie się niezamieszkanym, zamykanym na noc wesołym miasteczkiem 7. Powiedziałby ktoś: może warto pójść na pewne ustępstwa za 25 milionów 8 turystów rocznie? Może. Ale wówczas przestajemy już mówić o miejskości.
Izabela Gajny, Michał Dębek
7 Zob. np. National Geographic, 2009; C. Leisink, 2014; M. Gołota, 2015.
8 Za: PAP, 2015.
Marginalizacja w stagnacji
To scenariusz, w którym Świdnicka zostałaby przez polityków, urzędników, aktywistów i kreatorów miejskich przestrzeni porzucona. Nie tworzyłoby się dla niej ani realnej strategii, ani planów działań taktycznych. Jednocześnie – z nieznanych dziś powodów – miasto interesowałoby się bardzo aktywnie innymi obszarami i w każdym sensie wspomagało inne szlaki śródmiejskie. Na przykład wspomagałoby instytucjonalnie i finansowo ulice zdefiniowane w obowiązującym dziś Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego Wrocławia, jako szlaki o szczególnym znaczeniu w mieście: Piłsudskiego, Powstańców Śląskich, Bolesława Chrobrego, Kołłątaja-Piotra Skargi, Jedności Narodowej, Traugutta, Szczytnickiej, Piastowskiej i inne.
W ten sposób Świdnicka zostałaby zmarginalizowana, bez bodźców rozwojowych, perspektyw i funduszy, z jedynym naturalnym atutem wynikającym z centralności położenia w mieście. Byłaby to w pewnym sensie powtórka z lat 1995-2005, kiedy to Świdnicka została przez wielu mentalnie opuszczona i faktycznie zepchnięta na margines życia gospodarczego, m.in. przez rozwijające się punktowe centra i galerie handlowe. Taki scenariusz jest prawdopodobny w sytuacji braku wizji i koordynacji działań rozwojowych na szczeblu ogólnomiejskim, lub ze względu na „samowolną” działalność poszczególnych komórek Urzędu Miasta, podejmujących różne aktywności i decyzje w pewnych częściach miasta z rozmaitych powodów, nie zawsze mających związek z ogólną polityką władz Wrocławia.
Świdnicka w permanentnym kryzysie
Trzecia zasadnicza trajektoria to brak decyzji władz miasta odnośnie kierunku ewolucji i charakteru, Świdnickiej. To stan „miotania się” urzędników, głównie osób odpowiedzialnych za politykę miasta, ład przestrzenny i miejską gospodarkę. Urzeczywistnienie tej wizji jest prawdopodobne o tyle, że w przestrzeni tak centralnej, jaką jest główna ulica miejska, rzeczywiście krzyżuje się wiele – często sprzecznych – interesów. Mieszkańcy chcieliby w takiej przestrzeni widzieć na przykład jak najbardziej funkcjonalne miejsce, być może pełne „zwykłych sklepów”, usług, placów zabaw, skwerów i wygodne pod względem dostępu różnymi środkami transportu. Urzędnicy mogliby w takiej przestrzeni dążyć na przykład do wdrażania takich rozwiązań funkcjonalno-przestrzennych, które są akurat modne, ale niekoniecznie najbardziej pożądane przez znaczące grupy społeczne, np. przedsiębiorców. Ci ostatni chcieliby natomiast rozwiązań kolidujących z dążeniami aktywistów miejskich – na przykład przywrócenia ruchu kołowego, podczas gdy aktywiści pragnęliby uczynić ze Świdnickiej deptak. I tak dalej. Każda grupa, każda reprezentacja określonych interesów ma przecież w sprawie centralnej miejskiej ulicy jakąś własną wizję, często wykluczającą inne.
Ze względu na ten właśnie konflikt wielu różnych interesów władze miasta mogą nie chcieć kreować wyraźnych wizji i budować wyrazistych strategii dla Świdnickiej. Z tego względu Świdnicka byłaby targana ciągłymi zmianami i podlegała tyranii rozmaitych chwilowych pomysłów, co z kolei rodziłoby niepewność i niezadowolenie wśród zainteresowanych nią grup społecznych. Ciągła ucieczka przed decyzjami i wypracowywaniem realnych, powszechnie uzgadnianych, długofalowych planów działania, byłaby podstawą ścieżki negatywnego scenariusza – permanentnego kryzysu. Kryzys taki byłby przy tym zamaskowany rożnymi pozorowanymi lub prowadzonymi „na siłę” działaniami, co utrudniałoby zapobieganie rozwojowi i negatywnym skutkom tego scenariusza.
Izabela Gajny, Michał Dębek
Jednym z bardzo istotnych wątków w debacie o przyszłości ulic handlowych na całym świecie jest w ostatnich latach konkurencja wobec tradycyjnych zakupów ze strony e-commerce. Prawdą jest, że sprzedaż w sieci wzrasta w ostatnich latach o co najmniej kilkanaście procent rocznie1. Zagrożone konkurencją kanału online są głównie handel i usługi związane z przemysłem wydawniczym, mediami, podróżami oraz finansami. Stosunkowo mniej zagrożone są drogerie i perfumerie, oraz wszelkie działalności, w którym ważne jest testowanie, smakowanie, próbowanie, relaks, doświadczanie, unikatowość, specjalizacja, a także interakcja pomiędzy sprzedawcą i nabywcą dóbr2 .
Mimo faktycznego, nieuniknionego i przewidywanego w przyszłości wzrostu sprzedaży online, tradycyjne formy handlu przeżywają w niektórych miejscach rozkwit. Dotyczy to przede wszystkim głównych miejskich ulic i placów handlowych, takich jak omawiana przez nas ul. Świdnicka. Przyczyn tego faktu należy prawdopodobnie szukać w tradycjach i przyzwyczajeniach wielu ludzi, oraz w stopniowym powrocie do przedkładania tradycyjnego kontaktu ze sprzedawcą nad bezosobowe zakupy w sieci. Na razie nie sprawdzają się czarne scenariusze upadku głównych ulic handlowych w Europie Zachodniej. W czasie kryzysu finansowego, którego pierwsza fala uderzyła światowy biznes w 2007 r., faktycznie odnotowano plajty dużych sieci na głównych ulicach miast, jednak dotyczyły one przede wszystkim tych marek, które od lat nie znalazły nowego pomysłu na swoje istnienie w prestiżowych lokalizacjach. Upadły też te marki, których strategie przetrwania opierały się na cenie, a nie jakości. Odporne na kryzys okazały się z kolei te przestrzenie miast, które mają unikatowe
1 Za: DlaHandlu.pl, 2016; Evigo.pl, 2014
2 Za: Cushman & Wakefield, 2015. Najbardziej narażona na przejście do sieci jest sprzedaż książek, płyt, podróży oraz usług bankowych.
tradycje sprzedaży oraz bogatą historię. Takie miejsca mogą się szybko regenerować w przypadku zmiany koniunktury, a nawet w momentach spowolnienia gospodarczego czy globalnych kryzysów finansowych.
Gdybyśmy chcieli we Wrocławiu skorzystać z doświadczeń brytyjskich, warto wspomnieć, że utworzono tam specjalny panel ekspercki – The Great British High Street. Zespół działający w ramach panelu miał pomóc ograniczyć ryzyko wymierania głównych ulic handlowych w związku z rosnącym znaczeniem internetowych kanałów sprzedaży. Wspomniani eksperci wypowiedzieli się na ten temat w raporcie „The Digital High Street Report 2020” 3 . Zwrócili w nim uwagę na możliwość wykorzystania w handlu i usługach efektu synergii przez połączenie zalet High Street z serwisami internetowymi oraz z wielokanałowością sprzedaży ( omni-chanel commerce). W powyższym raporcie nakreślono też siedem czynników sukcesu głównej ulicy handlowej. Aby takie miejsce było żywotne i dynamiczne oraz stało się konkurencją (lub uzupełnieniem) wirtualnej rzeczywistości musi być przede wszystkim: (1) autentyczne i zróżnicowane; (2) umożliwiające doświadczanie; (3) łatwo dostępne; (4) angażujące; (5) dostosowane do potrzeb; (6) elastyczne. Przy czym trzeba z uwagą przyglądać się głównemu, siódmemu czynnikowi sprawczego sukcesu – lokalnej ekonomii. Jest to szczególnie istotne w przypadku ulic wschodnioeuropejskich, czyli np. Świdnickiej. Przekładanie na nie zachodnioeuropejskich mechanizmów, próby wzorowania się na nich, nie zawsze mają sens właśnie ze względu na zupełnie odmienne uwarunkowania ekonomiczne (np. siłę nabywczą) społeczeństw wschodnio- i zachodnioeuropejskich.
Zakładamy optymistycznie, że wzrost częstotliwości bezosobowej sprzedaży online i przejście wielu usług do internetu, spowoduje w pewnym momencie przesyt. Wzrośnie wówczas i zapotrzebowanie na tradycję, jakość, piękno oraz tradycyjne formy doświadczania sprzedaży, usług i emocji kojarzonych z ”byciem w mieście”. Mieszkańcy i turyści przypomną sobie, że zakupy na głównych ulicach handlowych umożliwiają personalizację i interesujące doświadczanie sprzedaży, a przedsiębiorcy, że tradycyjne formy sprzedaży umożliwiają naturalne kształtowanie lojalności konsumentów oraz wykorzystywanie technik sprzedaży niemożliwych w internecie. Sprzedawca, jego podejście do klienta i jego nierzadko specjalistyczna wiedza, a także unikatowa sensorycznie atmosfera, znów będą pożądane. Zakupy mogą się stać interesującą formą spędzania czasu i doświadczania specyficznych przyjemności, których nie zaoferuje internet; mogą zacząć towarzyszyć innym miejskim ofertom kulturalnym, edukacyjnym oraz po prostu potrzebie spotkań. Mimo rozwoju handlu internetowego istnieje zatem szansa dalszego istnienia lub odzyskania blasku zarówno dla czerwonych królowych, jak śpiących królewien i spętanych księżniczek.
3 Zob. Digital High Street…, 2015.
Cushman & Wakefield (2015), Main Streets Across the World. Research Publication 2015-2016
Digital High Street Advisory Board (2015), The Digital High Street Report 2020 [w:] The Great British High Street, http://thegreatbritishhighstreet.co.uk/pdf/Digital_High_Street_Report/ The-Digital-High-Street-Report-2020.pdf?2, dostęp: 9.11.2016.
DlaHandlu.pl (2016), 23 proc. prognozowanego wzrostu sprzedaży internetowej [w:] DlaHandlu.pl, 12.01.2016., http://www.dlahandlu.pl/handel-wielkopowierzchniowy/wiadomosci/23-proc-prognozowanego -wzrostu-sprzedazy-internetowej,48598.html, dostęp: 9.11.2016.
Evigo.pl (2014), Raport: dwucyfrowy wzrost europejskiego e-commerce [w:] Evigo.pl, 25.06.2014., http://evigo.pl/7809-niemcy-otto-aktualizuje-swoja-platforme/, dostęp: 9.11.2016.
Gołota, M. (2015), Wenecja znika. Miasto oblegane przez turystów wkrótce umrze przez absurdalnie wysokie ceny, [w:] natemat.pl, http://natemat.pl/143845,wenecja-znika-miasto-oblegane-przez-turystow -wkrotce-moze-zniknac-z-powierzchni-ziemii, dostęp: 9.11.2016.
Kirschke, K. (2005) F asady wrocławskich obiektów handlowych z lat 1890-1930. Struktura – Kolorystyka – Dekoracja, Oficyna Wydawnicza Politechniki Wrocławskiej, Wrocław
Leisink, C. (reż.) (2014), Na ratunek Wenecji, film dokumentalny, por. http://www.planeteplus.pl/dokument-na-ratunek-wenecji_44273, dostęp: 9.11.2016.
National Geographic (2009), Znikająca Wenecja [w:] national-geographic.pl, 31.12.2009., http://www.national-geographic.pl/ludzie/znikajaca-wenecja, dostęp: 9.11.2016.
PAP (2015), Wenecja ma dosyć „inwazji na miasto”. Chce zmniejszyć liczbę turystów [w:] tvn24.pl, 21.03.2015., http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/wenecja-ma-dosyc-inwazji-na-miasto-chce-zmniejszyc-liczbe-turystow,526308.html, dostęp: 9.11.2016.
Zabłocka-Kos, A. (2010), Staliśmy się obywatelami wielkiego miasta. Przemiany przestrzenne Wrocławia po drugiej połowie XIX w. [w:] „Śląski Kwartalnik Historyczny Sobótka”, Tom 65, Numer 3 (2010) s. 297-320, Sobótka
Opisy zdjęć na podstawie opracowania Kirschke, K. (2005) Fasady wrocławskich obiektów handlowych z lat 1890-1930. Struktura – Kolorystyka – Dekoracja, Oficyna Wydawnicza Politechniki Wrocławskiej, Wrocław
z profesorem Janem Waszkiewiczem rozmawia Łukasz Medeksza
Na poprzedniej stronie: Wrocław na pierwszym wydaniu litografii G. Hayera, 1591 r. Rycina ze zbiorów Wratislaviae Amici http://dolny-slask.org.pl
xzcksjckdsljfds
Czy wspólnotowość to lek na skutki kryzysu? Co zrobić, gdy nie potrafimy przewidzieć przyszłości? Co było dobrego w mieście średniowiecznym? - odpowiada prof. Jan Waszkiewicz, współtwórca koncepcji strategii zorientowanych na wartości, pierwszy Marszałek Województwa Dolnośląskiego.
Rozmawia Łukasz Medeksza
⇢ Miasto jest wartościowe, bo…
… z jakiegoś powodu podobno warto wracać do Sorrento, umierać w Neapolu, kochać w Portofino, rodzić się we Lwowie. Miasto ma niewątpliwie kolosalną wartość materialną, ale znajdziemy w nim przecież także cały szereg innych wartości. Wiążą
się one z pejzażem, historią, pozycją miasta w historii i kulturze. Kształtują patriotyzm lokalny, przywiązanie do miejsca.
Jak działają?
Są w jakiejś mierze zakodowane w kształcie przestrzennym miasta. Tą drogą oddziałują na jego mieszkańców, a oni z kolei poprzez swoje decyzje – oparte na jakichś systemach wartości – wpływają na jego kształt. Jeśli te systemy są szerzej podzielane, to można mówić o wartościach miasta.
W jaki sposób można je odczytać na potrzeby strategii miasta?
Choćby za pomocą intuicji. Strategia nie jest wytworem jakiejś technologii, a produktem rzemieślniczym. Porządny, dawny krawiec brał miarę z klienta,
słuchał opinii, ale też miał własne zdanie. I potrafił uszyć garnitur, w którym człowiek czuł się dobrze i był dobrze odbierany przez innych. Żadne dodatkowe badania nie były potrzebne.
Jeżeli tworząc strategię miasta trafnie odczytam jego wartości, to zostanie ona zaakceptowana.
Czyli jest to metoda, która… Nie, to nie jest metoda.
Intuicja stratega wypływa z jego własnych wartości. Z aksjologii, którą sam wnosi.
Ależ oczywiście! Idziemy do tego, a nie innego krawca, bo wiemy co on szyje, prawda?
Mamy więc do czynienia z sytuacją hermeneutyczną. Z dialogiem dwóch zestawów wartości.
Można tak powiedzieć. A strateg – podobnie jak krawiec – może okazać się mistrzem, albo partaczem.
I nie ma obiektywnego kryterium oceny jakości tak skrojonej strategii? Nie wierzę w taki obiektywizm.
xzcksjckdsljfds
Skoro tak, to krawiec jest artystą. Sprzedaje miastu piękny garnitur.
Jako współautor kilku strategii bałbym się tak powiedzieć, bo okaże się, że pozuję na Bóg wie jakiego mistrza krawieckiego czy artystę.
No ale czy strategia jest, czy nie jest sztuką?
Raczej rzemiosłem. Wykonywanym zgodnie z wiedzą i wyczuciem. Tak naprawdę strategia, zgodnie zresztą z rodowodem tego pojęcia, jest narzędziem pracy naczelnego wodza. Musi być robiona w dużej mierze pod niego.
Strategia dobra dla Napoleona będzie kiepska dla kogoś, kto nie ma napoleońskich zdolności, parametrów i wizji.
W mieście to zazwyczaj prezydent lub układ rządzący zamawia strategię. Dlatego jest ona zmieniana przy każdej zmianie władzy.
Podstawowe wartości miasta okazują się w ten sposób wartościami wodza naczelnego.
Może inaczej: muszą być przez niego akceptowane. Siłą sprawczą strategii musi być ktoś, kto może nadać jej życie. Czyli głowa miasta. A wartości zawsze zaszyte są w strategiach, nawet jeśli nie są wprost wskazane. Jeżeli strategia skupia się na wzroście produkcji, to przecież wpierw zakłada, że ów wzrost jest wartością.
Miasto to wiele systemów wartości. Aksjologiczna polifonia. Żeby w tym zgiełku napisać strategię, trzeba te
różne systemy wartości wpierw rozpoznać, a potem wybrać któryś z nich... … i powiedzieć dlaczego opowiadamy się właśnie za nim.
Ale sam wybór jest tak naprawdę arbitralny. To decyzja polityczna. Zawsze tak jest. Możemy jednak wówczas zadać pytanie naszym współobywatelom lub wyłonionym przez nich siłom politycznym, czy zgadzają się na nasz wybór.
Aksjologia ma więc silny związek ze sferą polityczności, rozumianą za Carlem Schmittem jako sfera konfliktu, walki o władzę. Nie uciekniemy od tego. Modelowo i oficjalnie będziemy mówili, że przyświecający strategii system wartości podzielają mieszkańcy miasta. Jednak w praktyce jest on efektem wyboru dokonanego przez układ polityczny...
… ten zaś kieruje się nie tylko aksjologią, ale i Nietzscheańską wolą mocy. Oczywiście. Ale gdzieś obok tego układu występuję ja jako strateg, który ma swój system wartości i nie pod każdy cudzy system wartości będę kroił garnitur. Pisanie strategii to jednak nie to samo, co przyodzianie człowieka w jakieś szmaty, prawda?
Bo strateg nie jest kondotierem i nie daje się nająć każdemu?
Cóż, znam i takich strategicznych kondotierów. Ale w moim modelu jest tak, że muszę wpierw dogadać się z tym, kto
xzcksjckdsljfds
rządzi miastem i przynajmniej uzgodnić wspólne wartości. Do nich zaś później przekonuję miejscowych „aktywnych aktorów”. Wśród nich najważniejsi są ci ulokowani gdzieś w okolicy tego władczego, lokalnego układu. Jeżeli strategia ma być realizowana, to oni muszą być do niej przekonani, bo mają zbyt dużo możliwości jej bojkotowania, paraliżowania.
Jaka jest rola stratega już po napisaniu strategii?
Twórca strategii odchodzi. Jeżeli jest ona udana, to powinno się o niej mówić jako o strategii wodza, czyli np. prezydenta miasta. Jeśli jednak jest nazywana „strategią Waszkiewicza i Galara” - bo przeważnie tworzę takie dokumenty wraz z moim przyjacielem prof. Romanem Galarem – to znaczy, że coś nie wyszło.
Takie dokumenty często lądują na półce. Są zapominane.
Na ogół tak jest. Czasem ktoś znajdzie ten zakurzony dokument, wyciągnie go i albo się pośmieje, albo się zdziwi. Kiedyś sprawdziłem, że udało się zrealizować zaskakująco dużo działań zapisanych w pierwszej strategii Wrocławia, tej z 1998 r. Działa to chyba tak, że jeśli komuś zależy na jakimś projekcie i znajdzie w strategii sprzyjające mu zapisy, to się na nią powołuje i się z nią identyfikuje.
W rezultacie strategia – nawet ta odłożona na półkę – wiedzie sobie jakieś takie pokątne życie. Oczywiście lepiej byłoby, gdyby odgrywała większą rolę.
Jak to zagwarantować?
Postulowałem wprowadzenie instytucji rzecznika strategii. Ktoś taki stwierdzałby czy decyzja podejmowana przez władze jest zgodna ze strategią, czy nie. Jeśli nie jest, to trzeba ją dodatkowo uzasadnić. Dodatkowo raz w roku rzecznik składałby sprawozdanie z wykonania strategii. I być może od czasu do czasu mógłby postulować aktualizację dokumentu lub zmiany w polityce miasta. Rolą rzecznika byłoby więc przywoływanie układu rządzącego do porządku.
Jakie odzwierciedlenie w strategii miasta powinny mieć duże zmiany geopolityczne czy geoekonomiczne zachodzące w świecie? Choćby możliwy kryzys dotychczasowego paradygmatu rozwoju.
W myśleniu strategicznym szalenie ważna jest dla mnie kategoria wyzwań. Pojawia się już w pierwszej strategii Wrocławia z 1998 r., a potem w drugiej z 2006 r. Bo poza tym, że dokument przyjmuje pewien system wartości i wskazuje, w jakim kierunku chcemy się rozwijać, to dodatkowo definiuje wyzwania, przed którymi stoimy i z którymi musimy się zmierzyć.
Od tego przeważnie jest analiza SWOT. Ale ona ma w sobie coś mechanicznego, nie bardzo ją lubię. Wyzwania to coś innego. To coś, co stoi przed nami i na co musimy znaleźć odpowiedź. Słabości i zagrożenia wpisywane w SWOT nie narzucają takiego obowiązku. Więcej:
prof. dr hab. Jan Waszkiewicz
Fragment historycznego małego detalu z XIX w., tzw. Pogodynka, ul. Świdnicka. Fot. Izabela Gajny
xzcksjckdsljfds metoda ta obarczona jest ryzykiem, że przegapimy jakiś istotny czynnik, bo uznamy go za mało prawdopodobny – tak jak pojawienie się góry lodowej na trasie Titanica. Czasem wyzwaniem dla miasta jest coś, co dzieje się gdzieś daleko.
Na przykład?
Gdybym dzisiaj pisał jakąś strategię, to zastanowiłbym się co dla miasta oznacza zmiana układu sił na świecie. Jeśli Stany Zjednoczone spadną na drugie miejsce, a Chiny awansują na pierwsze, to spowoduje to ruchy tektoniczne w skali globalnej. Ich odpryski mogą w nas trafić. Podobnie jest z naciskiem migracyjnym – na razie nie ma go w Polsce, ale jest już rzut beretem od nas, w Niemczech. Trzeba się do tego jakoś przygotować. Grozi nam kryzys systemu finansowego. Jeśli do niego dojdzie, to nie będzie nikogo i niczego, kogo on w jakiś sposób nie dotknie. Chyba że mamy jakieś warstwy amortyzujące, które zabezpieczą nas przed jego konsekwencjami.
Co to za warstwy? Czy czający się w tle strategii zorientowanych na wartości postulat powrotu do tradycji, a może nawet idea miasta neomediewalnego, to jest właśnie taki nowy strategiczny cel dla Wrocławia w trudnych czasach? Do jakiegoś stopnia pewnie tak. W strategii Wrocławia z 2006 r. wyraźnie postawiliśmy na dowartościowanie wspólnotowości. Pod koniec XIX w. niemiecki socjolog Ferdinand Tönnies po -
dzielił organizacje społeczne na Gemeinschaft i Gesellschaft, czyli wspólnoty i stowarzyszenia. Te ostatnie są sformalizowane...
… jak choćby miasto instytucjonalne, gmina rozumiana ustawowo.
Oczywiście. Natomiast wspólnoty powstają na zasadach bardziej organicznych, takich, które sprawiają, że myślimy o jakimś układzie „my”. Więzi wspólnotowe są emocjonalne, niesformalizowane. W dużej mierze wynikają z tradycji, a nie z jakichś formalnych ustaleń. I Tönnies uważał, że w świecie nowoczesnym wspólnoty odchodzą do przeszłości, a ich miejsce zajmują stowarzyszenia. Ja patrzę na to inaczej: każda zorganizowana zbiorowość ma dwie składowe, wspólnotę i stowarzyszenie. I one przenikają się wzajemnie. Ludzie często są w sformalizowanym stowarzyszeniu, bo się w nim dobrze czują, czyli traktują je jak wspólnotę. Z kolei wspólnoty miewają swoje nieco sformalizowane rygory, które kojarzą się ze stowarzyszeniami. Faktycznie w XX w. nastąpił jakiś przerost tych form stowarzyszeniowo-prawnych. Formalne rygory zdominowały zwykłą ludzką przyzwoitość i inne cechy wspólnotowe. Stąd współczesny dyktat prawników. Czym zaś było miasto średniowieczne? Przede wszystkim wspólnotą. Tak je sobie przynajmniej wyobrażamy. Choć oczywiście obowiązywały w nim też różne kodeksy, czyli miało ono swój stowarzyszeniowy składnik dodany do wspólnotowości.
xzcksjckdsljfds
Czyli celem Wrocławia – lub dowolnego innego dolnośląskiego miasta – powinno być odzyskanie wymiaru wspólnotowego?
Miasto powinno być wspólnotą mieszkańców, prawda? Albo wspólnotą wspólnot. Być może to moje marzenie wynika z jakiegoś konserwatywnego nachylenia, ale uważam, że wspólnota rodzinna mogłaby odgrywać większą rolę w życiu ludzi, niż tylko przez te dwie godziny co wieczór przed spaniem, kiedy wszyscy się zbiegną. Podobnie więzi sąsiedzkie, dziś poprzerywane. Człowiek wraca do chałupy, zamyka się na klucz. Nie będzie biegał po sąsiadach, bo i po co? Do czego oni mi są potrzebni? Chyba że się wali i pali. Gdy była u nas powódź w 1997 r., to moje osiedle było pod wodą i nagle wyłoniła się wspólnota, sąsiedzi zaczęli wymieniać się tym, co mają. Później jednak wszystko w zasadzie wróciło do poprzedniej normy. Ale uśmiechamy się i kłaniamy się w nieco szerszym gronie niż wcześniej.
Czy wspólnotowość jest potrzebna tylko w czasach kryzysu?
To jest pytanie o to, czym jest człowiek i czego potrzebuje. Czy – jak chcą liberałowie – jest elementem samotnym, egoistycznym, nastawionym egocentrycznie? Czy też – jak głosi nauka społeczna Kościoła i antropologia wywodząca się z Ewangelii – to wspólnota kształtuje człowieka? „Z kim przestajesz takim się stajesz” - mówiło daw -
ne powiedzenie. Wspólnota jest więc wartością – zarówno z punktu widzenia rozwoju jednostkowego, jak i dla całego miasta. Jeżeli ludzie będą bardziej zakorzenieni, będą czuli się u siebie, to sprawy miejskie przestaną być dla nich obojętne. To może być kłopotliwe dla władz lokalnych, ale może przyczyniać się do wzrostu aktywności obywatelskiej.
Czy takie miasto zakorzenionych obywateli jest otwarte dla przybyszów z zewnątrz?
Tak, ale nie bezwarunkowo. Jeżeli miasto jest wspólnotą wspólnot, to aby stać się jego obywatelem, trzeba być zaakceptowanym przez jedną z nich.
Ktoś opowiadał mi, że znalazł w aktach swojej gminy uchwałę jej władz z 1918 r. o nadaniu komuś polskiego obywatelstwa. To jest piękne! Wolę, żeby obywatelstwo było nadawane przez gminę, niż przez władze państwa. To wspólnota gminna powiedziała o tym człowieku: „on jest nasz, chcemy go między sobą, ma mieć pełnię naszych praw”.
Czyli nowego obywatela zaakceptowała przede wszystkim wspólnota, Gemeinschaft.
Ojciec Romka Galara był pracownikiem administracji w Łodzi, potem został rzucony gdzieś do Żywca. Mieszkał tam wiele lat i już poczuł się żywczaninem. Ale któregoś dnia przyszli do niego jacyś miejscowi starsi panowie i powiedzieli: „My ciebie obserwujemy, ty się nam podobasz, chcemy cię tutaj mieć, prof. dr hab. Jan Waszkiewicz
xzcksjckdsljfds więc musisz się pobudować”. Mógł stać się „swój”, ale musiał postawić sobie dom. Oni mu w tym pomogli. Takie nabycie obywatelstwa w mieście to ja rozumiem. Nie wynika z decyzji urzędnika, który tylko sprawdza papiery.
Wyobraża Pan sobie tak mocną wspólnotowość we współczesnym Wrocławiu? Na to muszą pracować pokolenia. Początek procesu tworzenia obywateli Żywca ginie w pomroce dziejów. Jeśli poszlibyśmy w tym kierunku, to może za 200 lat podobna scena mogłaby rozegrać się we Wrocławiu. Oczywiście moi znajomi liberałowie będą wrzeszczeć, że to nie tak, bo gdy człowiek ma pieniądze to sobie kupuje ziemię, buduje dom i wara komukolwiek od niego. Stawia wokół płot, puszcza luzem rottweilera i mówi wszystkim dookoła: „Odpieprzcie się ode mnie”. To też jakaś wizja miasta, tyle że zupełnie inna.
Dziś chyba dominująca.
To zupełnie inny system wartości, niż osiedle otwarte, jakoś może nawet zapraszające swoją architekturą, jakimś placykiem do tego, żeby tam wpaść.
Czy prezydent miasta jako wódz naczelny zamawiający i realizujący strategię to funkcja wyłącznie w ramach instytucji, Gesellschaft, czy jest on także wodzem wspólnoty wspólnot, Gemeinschaft?
Skoro jest wybierany bezpośrednio, to współtworzy wspólnotę. Przyjrzyjmy się jednak proponowanej przeze mnie
funkcji rzecznika strategii. W wojsku tę rolę pełni szef sztabu. To on odpowiada za strategię i ma silną pozycję przy wodzu. Czy taka funkcja nie mogłaby pojawić się po stronie Gemeinschaft? Oczywiście: tak! Mogłaby mieć formę silnego ruchu obywatelskiego.
Działającego na rzecz strategii?
Albo na rzecz realizacji wartości, którym służy strateg, bo sama strategia jest jedynie narzędziem. Czy coś takiego byłoby możliwe? Nie mam zielonego pojęcia.
Jak kształtują się wartości w mieście?
Skąd się biorą?
Miasta są produktem działania ludzi w bardzo długim okresie czasu. Nawet te nowo założone – jak Brasilia czy
Nowa Huta – wpierw nie mają duszy, charakteru, wyrazu, ale potem zaczynają kształtować swoją historię, nasiąkać wydarzeniami, emocjami, ocenami. I stają się nośnikami pewnych wartości. Choć i one, na samym początku, są owocami jakichś planistycznych wydumek, które również próbują jedne wartości wpisać w przestrzeń miejską, a inne z niej usunąć. W mieście, które wzrasta przez stulecia każda epoka, każda generacja, a nawet każda osoba czy podmiot, wnoszą swoje punkty widzenia, swoje systemy wartości. Czasem wprost po to, by je wpisać w przestrzeń miejską, czego przykładem są kościoły, świątynie, czy jakieś istotne obiekty świeckie. Te kolejne systemy wartości modyfikują systemy zastane, ale nie eliminują ich
xzcksjckdsljfds
całkowicie. W rezultacie miasto jest układem pluralistycznym. Wielowarstwowym. Daje wiele możliwości odczytywania systemów wartości.
Bardzo czytelne pod względem aksjologicznym było miasto średniowieczne. Miało ściśle wytyczone granice. Budowało czytelny podział na „my”-”oni”. Symbolem wspólnoty był rynek z ratuszem, który świadczył zarazem o zasobności, godności i wartości tego miejsca. Świetnym przykładem jest oczywiście nasz ratusz wrocławski. Dokoła stały kamienice, które przecież nie należały do byle kogo. To centrum społeczne, centrum miasta. Patrycjat sprawujący władzę dla dobra całej wspólnoty. A wokół jakieś gorsze dzielnice, ulice boczne, tylne, które były siedzibą plebsu. Przestrzeń odzwierciedlała układ hierarchii społecznej. O zasobności obywatela świadczyła szerokość i wysokość kamienicy, ozdobienie frontonu, różne inne tego typu elementy. Dlaczego to istotne? Bo zasobność miasta jest wartością. Podobnie jak jest nią jego wielkość, siła, znaczenie. To wartości, które zostawili nam nasi poprzednicy. Powinniśmy je rozwinąć i przekazać dalej.
Piękno, bogactwo i żywotność. Nie tylko! W samym środku naszego rynku stoi – owszem – ratusz. Ale trochę z boku, acz z wysoka, miastu przygląda się główna świątynia, wówczas miejska, kościół św. Elżbiety. Czyli miasto żyje pod okiem i ku chwale Najwyższego.
Sacrum podchodzi bardzo blisko rynku, wręcz wkracza na rynek – jak Kościół Mariacki w Krakowie. Oznacza to, że strona ekonomiczno-polityczno-społeczna jest szalenie ważna, ale ona służy celom wyższym. Dopiero wraz z nimi wszystko tworzy harmonijną całość.
Czy istnieje jakiś optymalny styl architektoniczny, urbanistyczny dla wartości, które mogłyby być realizowane we Wrocławiu?
Tego nie wiem. Ale pisząc kolejne strategie Wrocławia widzieliśmy pewną szansę właśnie we wspólnotowości i w przestrzeniach, które zostały przez miasto wchłonięte.
W dawnych wsiach i miasteczkach?
Takich jak Leśnica, Brochów, Widawa... One zachowały swoją tożsamość, mają swoje ryneczki, swoje centra. Jeśli mają być częścią miasta, to konieczna jest niemal beznadziejna walka o zabliźnienie przestrzeni między nimi i zrobienie z Wrocławia jakiejś bardziej jednorodnej całości.
Wrocław mógłby być federacją miasteczek?
Zakładałem ewolucję tego systemu. Może trzeba by zacząć od przywrócenia instytucji sołtysa we wsiach wcielonych do Wrocławia? A może nawet wójta, jeśli mamy do czynienia z większym osiedlem? Można dać tym wewnętrznym wsiom i miasteczkom większe kompetencje i możliwości decydowania o różnych sprawach, choćby
xzcksjckdsljfds
przestrzennych. Dzielenie całej tkanki miasta na miasteczka nie ma sensu. Wielkomiejski Wrocław pozostanie wielkomiejskim Wrocławiem, dzielenie go na jakieś dzielnice czy osiedla jest sztuczne i nie bardzo funkcjonuje. Chyba że mówimy o takich wyraźnie wyodrębnionych terenach jak Nadodrze. Ale te ustroje osiedlowe nie muszą być zawsze takie same. Jeśli damy jakąś dozę niepodległości Widawie, to może ona funkcjonować inaczej, niż np. w Leśnicy. Oporów to coś innego niż Brochów. Stąd nasz pomysł, by zacząć od Leśnicy – i tam wypróbować nowe rozwiązania ustrojowe. To osiedle wydaje się czytelne, ładnie wydzielone, zadbane.
Dlaczego najlepszym rozwiązaniem w całym tym aksjologicznym i przestrzennym rozproszeniu miałaby być strategia zorientowana na wartości?
Co ona nam daje?
Nie mamy żadnych szans, żeby przewidzieć szczegółowo sytuacje, jakie będą wymagały podejmowania decyzji za – powiedzmy – pięć lat. Ba, nawet za trzy lata. Jakie środki będziemy mieli wtedy do dyspozycji? Jakim naciskom będziemy poddawani? Jakie będziemy mieli alternatywy? Tego nie wiemy. Natomiast możemy wynegocjować system wartości, który chcemy realizować i któremu chcemy jakoś podporządkować życie społeczne w mieście. Nadal wówczas nie wiemy przed jakimi wyborami stanie ten, kto będzie podejmował decyzje. Będziemy jednak mogli
założyć, że będą one zgodne z deklarowanymi przez nas w strategii wartościami. W każdym razie wybór sprzeczny z nimi będzie dla takiego decydenta bardzo kłopotliwy i trudny. Zatem wybierając system wartości wpływamy na przyszłe decyzje, nie wiedząc nawet czego one będą dotyczyły.
Współczesna płaskorzeźba, duża litera ‘W’ od łacińskiej nazwy miasta Wratislavia. Rys. Michał Suffczyński. prof. dr hab. Jan Waszkiewicz
miasto lokacyjne w Polsce?
z profesor Małgorzatą Chorowską rozmawia Izabela Gajny
Wrocław w średniowieczu
Na poprzedniej stronie: Wrocław na planie widokowym Weinerów z 1562 r. Rycina ze zbiorów Wratislaviae Amici http://dolny-slask.org.pl
Na sąsiedniej stronie: Zwiastowanie Maryi - zbliżenie reliefu z archiwolty portalu ołbińskiego (dziś w kościele św. Marii Magdaleny), 2. poł. XII w., fot. Izabela Gajny
Średniowieczny Wrocław miał swój styl i charakter. Zaproponował m.in. własny model mieszczańskiej kamienicy, wzorowanej na książęcych palatiach oraz sukiennice jako przestrzeń handlu w rynku. Opowiada o tym prof. dr hab. Małgorzata Chorowska z Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej.
Rozmawia Izabela Gajny
Co oznaczało piękno w średniowieczu?
W średniowieczu, inaczej niż dziś, wierzono, że piękno istnieje obiektywnie i tylko trzeba znaleźć sposób, żeby je wydobyć. Dzisiejsze czasy charakteryzuje brak paradygmatu piękna. Można powiedzieć, że piękne jest to, co ludzie uważają za piękne, włączając w to kicz i popkulturę.
Dla św. Tomasza z Akwinu rzeczy skończone i bez skazy były doskonalsze od niedokończonych i przypadkowych. Ciągle też odnoszono się do rzymskiego antyku, szukając w nim ponadczasowego wzoru piękna. Nie tylko styl romański, rozumiany przecież jako nieco gorszy rzymski, ale także gotyk, za wzór doskonałości przywoływały antyk. Zazwyczaj rozumiano ten antyk w sposób bardzo odległy od pierwowzoru.
Jak średniowieczne pojmowanie piękna wpłynęło na formy zabudowy?
Emanacją piękna były gotyckie kościoły. Wznoszono je dla Pana Boga i dla ludzi, żeby się mogli do Niego zbliżyć. To co najbardziej charakterystyczne, to ascetyzm wnętrz realizowany poprzez
gładko bielone ściany z linearnym rysunkiem podziałów międzyprzęsłowych. Wrocławskie kościoły przedstawiają piękno kształtowane w duchu zakonów żebraczych – franciszkanów i dominikanów, a także cystersów, którzy pierwsi stanęli na tej drodze. Było to piękno w rozumieniu św. Bernarda z Clairvaux, dla którego kościół miał być skromny jak wieczernik, by nadmiar dekoracji nie odrywał myśli od Absolutu. W kształtowaniu bryły i wnętrza dążono do osiągania maksymalnej wysokości (aż do granicy wytrzymałości cegły na ściskanie) i długości. W przypadku ceglanych murów granicą wysokości było ok. 30 m.
Czy obowiązujący w średniowieczu kanon piękna miał również wpływ na kompozycję miast?
Średniowieczna praktyka urbanistyczna, częściowo zapominając o swych antycznych korzeniach, wykształciła dwa typy miast – nieregularne i regularne. Te pierwsze, bardziej szacowne, bo starsze i położone w szybciej cywilizującej się części Europy, rozwijały się spontanicznie pod wpływem imperatywu obron -
xzcksjckdsljfds
ności. Na południu Włoch i Francji miasta zakładano na wzgórzach. Narastały one spontanicznie wokół takich ośrodków krystalizacji jak zamki, klasztory, czy kościoły i obrastały szczyt wzgórza. Miasta te były z konieczności nieregularne, bo podporządkowane topografii terenu. Jedynie w Langwedocji, gdzie teren jest bardziej płaski tuż po roku 1000 wykształciły się tzw. cyrkulady. Były to osady i miasta na regularnym planie koła, zakreślanego sznurem jak cyrklem przyłożonym pośrodku tych założeń.
Jeżeli zastosujemy dosłownie maksymę św. Tomasza z Akwinu mówiącą o tym, że to, co skończone i planowe jest piękniejsze od tego, co niedokończone i przypadkowe, zrozumiemy, że regularne kompozycje planów miast z terenu Dolnego Śląska musiały ludziom średniowiecza wydać się piękniejsze od przypadkowych i nieregularnych.
W średniowieczu na Śląsku założono około setki miast regularnych. Ich centrum stanowił prostokątny rynek. Dookoła rynku wytyczano prostokątne bloki zabudowy, podzielone na jednakowej wielkości działki budowlane. Sens tych działań był czysto praktyczny. Jednakowe działki były zasiedlane przez sprowadzanych na Śląsk osadników – Walonów, Żydów i przybyszów z Saksonii i Łużyc – płacących taki sam czynsz. Jednakowa powierzchnia dzielona była następnie na połówki , tercje lub ćwiartki, co bardzo usprawniało po -
prof. dr hab. Małgorzata Chorowska
bór opłat. Wymiary bloków wynikały z długości sznura mierniczego. Długość sznura była wielokrotnością pręta, pręt wielokrotnością łokcia, a łokieć równał się dwóm stopom. I tak dochodzimy do istoty miar antropogenicznych. Osnowę planów szachownicowych stanowiły prostopadle i równolegle kreślone drogi. Zgodnie z geometryczną konsekwencją średniowieczni planiści powinni byli tyczyć miasta o narysie prostokąta, jak rzymskie obozy warowne, czego przykładem jest Środa Śląska, a jednak w większości przypadków było inaczej. Nadawano miastom obrysy owalne lub wieloboczne, co wynikało ze względów praktycznych i z wymogów bezpieczeństwa. Owal skracał długość linii obronnej w stosunku do prostokąta o takiej samej powierzchni. Najlepsze pod tym względem było koło i tym być może należy wytłumaczyć przypadki założeń kolistych, jak chociażby średniowieczny Dzierżoniów. Być może przyczyną było również dążenie do planu idealnego?
Czyli nie tylko piękno, ale również względy praktyczne i ekonomia. Choć sens tych działań był głównie praktyczny, spoza utylitaryzmów przebijała potrzeba piękna w ujęciu średniowiecznym – potrzeba tego, co skończone, bez skazy i doskonałe. Widzimy to w wyidealizowanym, aksonometrycznym obrazie Wrocławia z 1562 r., autorstwa Weinerów, na którym nieco mniej umiarowe bloki zabudowy znajdujące się po północnej stronie Rynku przed-
Wykusz południowo-zachodni ratusza wrocławskiego, z lat 70. XV w.; w tle – fasada kamienicy Pod Siedmioma Elektorami, fot. Izabela Gajny
Wrocław w średniowieczu
xzcksjckdsljfds stawiono jako kwadratowe, a więc doskonałe, a plan całego miasta został ujęty w pierścienie dwóch fos, jako silnie scentralizowany i zbliżony do koła.
Które z form wykształconych w średniowiecznym Wrocławiu można uznać za archetypowe?
Wolałabym nie mówić o archetypach, bo archetypy są zbyt uniwersalne, ale raczej o wzorcach lokalnych. Przy czym tę lokalność możemy rozumieć dość szeroko. Czasem ograniczałaby się ona do Śląska, traktowanego jako jedna z dużych, historycznych dzielnic Polski, a czasem należałoby ją rozciągnąć na obszar całego kraju. Nie ma w tym żadnej przesady. W XIII w., kiedy w naszej części Europy zakładano pierwsze miasta i wykształcały się pierwsze instytucje i budowle z miastami związane. Wrocław był dla Polski ośrodkiem wiodącym. Predestynowało go do tego położenie na styku Zachodu i Wschodu. Cała śląska dzielnica była wówczas swego rodzaju pasem transmisyjnym, którym przekazywano zachodnie zdobycze cywilizacyjne na wschód. Tu także eksperymentowano, wypracowując na bazie zachodnich rozwiązań nowe, lepiej dostosowane do lokalnych potrzeb. Wiek XIII był w Polsce także czasem braku władzy centralnej i rozbicia dzielnicowego. Formalnie rzec biorąc stolicą Polski pozostawał Kraków, ale za czasów śląskich Henryków realny ośrodek sprawowania władzy przeniósł się na wiele lat do Wrocławia.
A wracając do naszych „lokalnych archetypów” wymieniłabym trzy: prostokątny rynek, sukiennice i wielkie prezbiterium gotyckiego kościoła, zakończone wielobocznie. Na tej liście pewnie powinny też znaleźć się pierwsze w Polsce kamienice mieszczańskie, w ich kształcie z XIII w., ale już ich dzisiaj nie widać, bo niemal w całości znalazły się pod ziemią.
Czym charakteryzowały się lokalne założenia urbanistyczne?
Duże, prostokątne rynki w geometrycznie rozplanowanych miastach były, oczywiście znane w starożytności jako greckie agory i rzymskie fora, ale w okresie głębokiej dezurbanizacji Europy wieków VI-X zostały zapomniane, podobnie jak wiele innych miejskich struktur przestrzennych. Nowo tworzące się miasta, osady i burgady - spontanicznie narastające wokół takich ośrodków miejskiej krystalizacji, jak kościoły, klasztory czy miejsca wymiany towarów – nie wytworzyły placów charakteryzujących się regularnością geometryczną. Inna sytuacja panowała w miastach zakładanych planowo, przy użyciu takich narzędzi mierniczych, jak wspomniany sznur. Rozmierzane w nich centralne place były także miejscami handlu, lecz ze względów praktycznych uzyskiwały regularne kształty. Miasta takie powstawały w XIII w. na terenie obecnej Francji, jako obronne bastidy strzegące posiadłości francuskich w Langwedocji i angielskich w Akwitanii. Mniej więcej w tym samym czasie zakładane były
Piękna Madonna z kamienicy
Pod Złotą Marią, w narożniku
ul. Kurzy Targ i Szewskiej, z 2. poł. XIV w., fot. Izabela Gajny
xzcksjckdsljfds villafranca - nowe miasta hiszpańskie i borghi novi - nowe miasta włoskie, tworzone na drodze wewnętrznej kolonizacji przez bogate komuny miejskie, jak Florencja, Genua, czy Mediolan. Dokładnie w tym samym czasie, tj. od początku XIII w., Śląsk przeżywał swój wielki rozwój osadniczy, jako pierwsza dzielnica na terenie Polski. Akcja zagospodarowywania ziemi - meliorato terra - była inicjowana przez piastowskich książąt, jako jej panów gruntowych. Osadnikami byli ludzie z Zachodu, zanęcani perspektywą wolności, rozwoju i kariery, większej niż w przegęszczonych rodzimych ośrodkach. A Wrocław był jednym z pierwszych z miast lokowanych na nowych warunkach.
Jak daleko sięga historia osadnicza Wrocławia?
Zagadnienie czasu i miejsca lokacji pierwszego Wrocławia jest trudne i doczekało się wielu różnych hipotez. Pewne jest to, że lewobrzeżne miasto zostało założone przez księcia Henryka I Brodatego, panującego w latach 1201-1238. Jedną z nich, i moim zdaniem najbardziej prawdopodobną, jest hipoteza tzw. wielkiej lokacji Wrocławia dokonanej wokół obecnego Rynku w pierwszej lub drugiej dekadzie XIII w.
Jeśli ją przyjmiemy, Wrocław będzie się nam jawił jako najstarsze i zarazem największe miasto lokacyjne w Polsce, mające wielki rynek i dojrzały plan szachownicowo-blokowy. Byłoby to zarazem jedno z pierwszych w Europie miast tego typu, po austriackim Wie -
ner Neustadt. Badania archeologiczne ostatnich lat przynoszą wiele odkryć wspierających tę hipotezę, choć wciąż brak jest rozstrzygających dowodów. Jeśli przyjmiemy mniej optymistyczną wersję wytyczenia wrocławskiego Rynku w ramach drugiej lokacji, dokonanej tuż po najeździe Tatarów w 1241 r., nasz Rynek i tak pozostanie najstarszym tej wielkości placem miejskim w Polsce, wyprzedzającym rynek poznański o 12 lat, a krakowski o 16 lat, lecz europejska palma pierwszeństwa będzie mu odebrana.
Jak organizowano handel i usługi w mieście śląskim?
Sukiennice kojarzą się turystom przede wszystkim z Krakowem i miejscem, gdzie drobni kupcy sprzedają pamiątki w dwóch rzędach kramów uszeregowanych po obu stronach krytej uliczki przechodzącej przez środek wielkiego rynku. Tymczasem jest to specyficznie wrocławskie (i śląskie) urządzenie handlowe, wyrosłe na bazie zakazu handlu detalicznego w domach mieszczan, które wydał książę Henryk Brodaty, by zachować pełną kontrolę finansową nad dochodami kupców.
W średniowiecznej Europie, czy to zachodniej, czy środkowo-wschodniej, handlowano w domach kupców, czyli w przyziemiach kamienic mieszczańskich. We francuskich miasteczkach, jak Cluny czy Vézeley, zachowały się jeszcze kamienne, romańskie domy z wielkimi otworami okiennymi na par-
terze, które po opuszczeniu okiennic i zamianie ich na lady sklepowe stawały się ulicznymi kramami. Wolność handlu dla obywateli miasta była jedną z podstawowych swobód. Tylko wędrowni kupcy obcy, którzy docierali ze swoimi towarami do odległych miast, zwłaszcza sukiennicy, byli zobowiązani ze względów bezpieczeństwa do przebywania w zamkniętych domach kupieckich i wystawiania tam swoich towarów. Owe domy kupców obcych znamy, np. z czeskiej Pragi (Dom na Tynie) jako obiekty chronione, z uszeregowanymi kramami.
We Wrocławiu książę Henryk Brodaty zmusił miejscowych kupców do handlowania na Rynku w kramach, pod okiem urzędników książęcych. Nie obyło się to bez protestów. Znany jest list mieszczan z Magdeburga (tzw. pouczenie magdeburskie) zaadresowany do śląskiego księcia Henryka, w którym nadawcy wzywają księcia do zaprzestania praktyki zmuszania wrocławskich kupców do handlowania w małych komorach na Rynku, na co by sobie biskup Magdeburga Wichmann nigdy nie pozwolił. Książę Henryk nie przejął się tym pouczeniem i na Rynku wrocławskim powstały dwa szeregi murowanych kramów sukienniczych. W sumie było ich 40, a ich pozostałości wciąż są zachowane w podziemiach XIX-wiecznej zabudowy uliczki Sukiennice. Na ich tyłach powstały nieco później dwa rzędy wpierw drewnianych, a od XIV w. murowanych tzw. Kramów Bogatych,
w których sprzedawano mydła, pachnidła i przyprawy korzenne. Dalej były dwa rzędy Kramów Płócienników, też czternastowiecznych, a za nimi Szmatruz – wielka hala targowa z drewnianymi ławami. Wkrótce wielki plac targowy zamienił się w pierścień, czyli Ring (Rynek), obiegający zabudowę handlową zorganizowaną w blok śródrynkowy. System ten przyjął się powszechnie w miastach lokacyjnych na Śląsku, a także w Wielkopolsce, Małopolsce, na Pomorzu, słowem wszędzie, gdzie docierali śląscy zasadźcy (czyli ludzie przeprowadzający akcję zakładania miast od strony technicznej), a więc nawet do Lwowa.
Czym charakteryzwował się lokalny styl zabudowy mieszkalnej? Kiedy wykształciła się tak bardzo kojarzona z Europą kamienica mieszczańska? Czy były to specyficzne formy lokalne?
Kiedy po wojnie, podczas odbudowy domów na Starym Mieście, zaczęto w ich piwnicach odkrywać pozostałości trzynastowiecznych kamienic, badaczom wydawało się, że będą one podobne do najstarszych domów w Pradze – kamiennych, sklepionych z kolumnami, stojących z dala od pierzei ulic. W rzeczywistości odnaleziono jeden taki dom – pod nr Rynek 17. Był wprawdzie ceglany, ale typu praskiego. Miał w przyziemiu dwie kamienne, romańskie kolumny i sklepienia krzyżowe. Pozostałe wczesne wrocławskie kamienice, a do chwili obecnej znamy
ich już ponad 40, wyglądały zupełnie inaczej. To oznacza, że wrocławscy mieszczanie wypracowali własny, lokalny styl. Moim zdaniem, wzorzec dla nich stanowiły palatia książęce, jak pałace Henryka Brodatego na zamkach w Legnicy i Wrocławiu, dwór Władysława Salzburskiego w Jelczu lub murowane siedziby biskupie; oczywiście zredukowane, czyli doprowadzone do właściwej dla mieszczan skali.
Najstarsze wrocławskie kamienice były ceglane, z drewnianymi stropami belkowymi. Miały po dwie do trzech kondygnacji, przy czym parter związany był z wykonywaniem zwodu – niski, ciemny i częściowo zagłębiony w ziemi, a piętra mieszkalne, lepiej oświetlone, ogrzane i wyższe. Dotyczy to zwłaszcza najwyżej położonej kondygnacji, które wzorem książęcych auli mogły osiągać wysokość 4,5 m. Wejścia na piętra prowadzono poprzez zewnętrzne schody i ganki. A najważniejsze było to, że kamienice te stały w pierzejach ulicznych i były dostosowane do lokacyjnych działek. Początkowo mogły składać się z jednej lub dwóch izb na każdej z kondygnacji. Potem były rozbudowywane sekcja po sekcji, co można określić mianem efektu domino. Mogły też być od początku bardziej skomplikowane – dwutraktowe, trzyizbowe. Ich lokalne zagęszczenia, np. w zachodniej pierzei rynku, do których dochodziło na terenach najbardziej atrakcyjnych pod względem inwestycyjnym, prowadziły do wytworzenia się zabudowy szeregowej.
Czy style Wrocławia migrowały również do innych miast regionu? Jaki był zasięg tej migracji? Jak wcześniej wspomniałam, wypracowane we Wrocławiu typy budowli średniowiecznych migrowały do miast innych dzielnic Polski. Identyczne z wrocławskimi ceglane domy odkryto przy rynku poznańskim, z tą różnicą, że w XIII w. powstało ich tam zaledwie kilka. Z Krakowa znamy kilkanaście trzynastowiecznych kamienic, bardzo podobnych do wrocławskich, choć podstawowym budulcem w tym mieście były wapienie. Z łamanego kamienia wapiennego budowano tam ogół ścian, natomiast w cegle kształtowano wnęki i różnego rodzaju otwory – okienne i drzwiowe. Jedynie dzięki wrocławsko-krakowskim podobieństwom tych drobnych, choć charakterystycznych elementów architektonicznych, jak np. wnęki oświetleniowe nakryte cegłami w trójkątny daszek, badacze krakowscy dostali możliwość rozpoznania najstarszych kamienic na Starym Mieście. Wątki kamienne nie zmieniały się w czasie tak często, jak ceglane i dlatego znacznie trudniej pozwalają się datować.
W Głogowie, od jakiegoś czasu, w trakcie badań archeologicznych na starym mieście też odnajdywane są ceglane kamienice typu wrocławskiego. A ostatnio również w Brzegu odnaleźliśmy sześć domów podobnych do wrocławskich, choć mniejszych, które musiały powstać jeszcze pod koniec XIII w. (mają ceglane ściany licowane w tzw.
xzcksjckdsljfds
wątku wendyjskim, co stanowi dobry datownik).
Odkrycia te pokazują, że na odpowiedź o zasięg migracji wrocławskich rozwiązań jest jeszcze za wcześnie. Żeby na nie właściwie odpowiedzieć trzeba mieć lepsze rozpoznanie badawcze. Chociaż już dziś można zaryzykować twierdzenie, że zasięg migracji typów zabudowy pokrywał się z zasięgiem cegły jako podstawowego materiału budowlanego.
Czy i w jaki sposób style migrowały między miastami Hanzy? Jaki był w tym udział Wrocławia?
Cały należący do Hanzy region pobrzeży morza Bałtyckiego, rozciągający się od Niderlandów na zachodzie aż po Rygę i Tallin na północnym-wschodzie wytworzył w średniowieczu jedną strefę kulturową. Pojęcie to mieści w sobie kulturę budowlaną i kulturę zamieszkiwania. Był to region ubogi w kamień budowlany, dlatego szybko pojawiła się tu cegła i wkrótce budownictwo ceglane, znane jako Backsteingotic, stało się wspólnym mianownikiem tej strefy. Umiejętność wypału cegły dotarła tam z południa Europy, z Lombardii, przez Saksonię i Brandenburgię już w 2. poł XII w. i wkrótce ceglany gotyk tak mocno zrósł się z krajobrazem architektonicznym strefy hanzeatyckiej, że stał się jej wyróżnikiem. Łatwo rozpoznawalne cechy północnoeuropejskiej architektury sakralnej to halowa, wieloprzestrzenna struktura kościołów, bardzo wysokich i rozległych w planie,
prof. dr hab. Małgorzata Chorowska
sklepienia gwiaździste o bardzo drobnej, skomplikowanej sieci podziałów, redukcja zewnętrznych przypór do dekoracyjnych pasów na elewacjach i masywne wieże. Jeśli chodzi o budownictwo mieszczańskie, to ikoną strefy hanzeatyckiej stała się kamienica lubecka, zwana także domem halowym, albo sieniowym. W XIV w. składała się ona z jednego, bardzo wysokiego wnętrza będącego wielofunkcyjną sienią i z równie wysokiego poddasza – składu, podzielonego na wiele niskich kondygnacji magazynowych. Owa sień stanowiła ramy dla wszystkich głównych aktywności mieszczanina - zawodowych i życiowych, w sensie materialnym skupiała związane z nimi sprzęty. Był tam dźwig wciągający towary do składu na poddaszu, wydzielony kantor kupiecki, palenisko kuchenne, klatki z królikami i grzędy dla kur. Część mieszkalna początkowo znajdowała się w oficynach za głównym domem, a następnie lokowano ją na antresolach zawieszanych w przestrzeni głównej sieni. Ta ostatnia była wysoka na 5-6 metrów, co uwidaczniało się na elewacjach w postaci wysokich okien i wielkich, jakby przewymiarowanych portali. Powyżej były wysokie i strome szczyty z małymi okienkami spichlerzy, które dla lepszej kompozycji ujmowano w piony blend.
Nie ma nic niezwykłego w tym, że tego typu kamienice rozprzestrzeniły się w całej strefie hanzeatyckiej. Obszar ten był bardzo spójny kulturowo, czemu sprzyjała częstość wymiany nie tylko
Późnogotycki szczyt kościoła p.w. Bożego Ciała – zbliżenie dekoracji z kształtek ceramicznych, fot. Izabela Gajny
Nieistniejąca kamienica przy ul. św. Mikołaja 71; wizualizacja opracowana na podstawie badań architektonicznych przez M. Krzywkę.
xzcksjckdsljfds towarów, ale także doświadczeń i myśli. Wśród materialnych przyczyn popularności jednego wzorca na pierwszym miejscu należałoby wymienić budulec –cegłę, który determinował także koloryt miast i specyficzny typ ażurowych, glazurowanych dekoracji. Ów ceglasty koloryt i połyskliwe, filigranowe dekoracje nazywane z dumą „paradnymi fasadami” były bardzo atrakcyjne, a więc chętnie je powtarzano w kolejnych ośrodkach należących do Hanzy, lub przynajmniej je naśladowano w postaci iluzorycznych, malowanych fryzów i dekoracji otworów. Przyczyna praktyczna tkwiła w funkcji domów, podporządkowanej konieczności magazynowania towarów o dużej objętości, co implikowało typ domu-składu.
Obie te przyczyny musiały sprawić, że w czternastowiecznym Wrocławiu, bardzo przecież odległym od wybrzeży Bałtyku i raczej dość luźno związanym z Hanzą (Wrocław, podobnie jak Kraków był stowarzyszony z Hanzą, ale nie wysyłał delegatów na zjazdy kupieckie), pojawiły się kamienice zbliżone do hanzeatyckich. To co je upodabniało, to ceglana kolorystyka i kompozycja fasad. A kompozycja wynikała ze zbliżonej struktury wewnętrznej frontowych traktów domów, w których występowały bardzo wysokie sienie i bardzo wysokie poddasza-magazyny, osłonięte stromymi szczytami. Należy jednak pamiętać, że zabudowa Wrocławia była dość mocno zróżnicowana i obok domów szczytowych występowały
także szerokie kamienice kalenicowe, popularne zwłaszcza w dzielnicach patrycjuszowskich.
Miasta średniowieczne można uznać za najbardziej homogeniczne, wpływ na to miały materiały i możliwości budowlane. Jakich używano materiałów, narzędzi i technik, skąd pochodziły i jaki wpływ miał ich dobór na kształtowanie miasta?
Przykład Dolnego Śląska jest doskonały dla zobrazowania wpływu materiałów budowlanych na charakter zabudowy miast. Obszar Śląska zawiera dwie krainy geograficzne, odmienne pod względem ukształtowania terenu i dostępności materiałów budowlanych – Niż i Pogórze Sudeckie. Pierwsza, ukształtowana jako płaska dolina Odry, nie była bogata w materiał skalny, lecz posiadała dobre złoża gliny. W odróżnieniu od niej, druga była wyżynna i obfitowała w różnorodne skały budowlane. Paradoksalnie, rozwój murowanego budownictwa mieszczańskiego rozpoczął się o 100 lat wcześniej tam, gdzie nie było kamienia zdatnego do budowy, lecz glina.
Pierwsza cegła pojawiła się na Śląsku w ostatniej ćwierci XII w., wraz z norbertanami z brandenburskiego Jerichowa lub cystersami z Saksonii. Do końca XIII w. na terenie miasta było już kilka ceglanych kościołów, trzy zamki i około 40 kamienic. Wydawało się, że tak intensywny ruch budowlany Wrocław zawdzięczał
xzcksjckdsljfds swojej wielkości. Miasto to w średniowieczu liczyło sobie bowiem około 20 tys. mieszkańców, podczas gdy stołeczny Kraków ok. 15 tys., a piętnastowieczny Poznań nie więcej niż 10 tys. mieszkańców. Jednak prowadzone obecnie badania pokazują, że postęp w budownictwie miejskim nastąpił w całej ceglanej strefie Śląska – w Głogowie, w Legnicy, ale także w niewielkim Brzegu. To wprowadzenie cegły zwiększyło możliwości inwestycyjne w stosunku do budownictwa romańskiego z kamiennych ciosów dziesięciokrotnie.
Odmienna sytuacja panowała w strefie budownictwa kamiennego. Tam jeszcze przez około 100 lat preferowano domy z drewna i gliny, gdyż zapewniały one większy komfort, niż zimne i wilgotne budynki kamienne. Dopiero liczne pożary nawiedzające tamtejsze miasta i specjalne zachęty ze strony ich włodarzy zmusiły ludzi do porzucenia domów ryglowych na rzecz kamiennych. Np. w Świdnicy mieszczanin mający uprawnienia piwowarskie mógł za każde murowane piętro domu zwiększyć sobie ściśle reglamentowaną liczbę przysługujących mu warów piwa o jeden.
Jak bardzo różnorodne formy zabudowy i detalu występowały w średniowieczu? Jak długo dominowały formy najbardziej charakterystyczne? Z czego to wynikało? Jaki był klimat estetyczny średniowiecznego
Wrocławia, jakie kolory wypełniały miasto, jakimi technikami je uzyskiwano?
Mimo, że średniowieczny Śląsk był dość homogeniczną dzielnicą pod względem kulturowym i gospodarczym, to dwoistość stosowanych tu materiałów spowodowała wykształcenie się w XIV w. dwóch różnych typów zabudowy miejskiej.
Jeden z nich, wykształcony na Niżu, ciążył ku strefie hanzeatyckiej, czyli północnoeuropejskiej, a drugi, obejmujący krąg zabudowy kamiennej, wpisywał się w schemat kamienicy południowoeuropejskiej.
Na Niżu elewacje kamienic pozostawiano w surowej cegle, którą następnie dla ożywienia kolorów malowano na … czerwono. Siatkę spoin podmalowywano mleczkiem wapiennym na biało. Czasem w licu ścian pojawiały się też czarne zendrówki, czyli główki cegieł przepalonych, pochodzących z nieudanego wypału, które zaczęto wykorzystywać w celach estetycznych układając z nich wzory. Na ceglanych fasadach pojawiały się również malowane czarno-białe fryzy naśladujące kamienne dekoracje maswerkowe i malowane blendy imitujące okna wraz z kolorowym oszkleniem gomółkowym. Całość była żywa i kolorowa.
Zupełnie inne zasady kolorystyczne panowały w strefie kamiennej.
xzcksjckdsljfds
Ściany zbudowane z kamienia łamanego były nierówne, więc pokrywano je cienkim, chropawym tynkiem. Tynk ten mógł pozostawać w naturalnym kolorze zaprawy wapiennej, czyli szarobeżowym. Mógł też być bielony mleczkiem wapiennym. Tak czy owak elewacje pozostawały monochromatyczne, jeśli nie liczyć piaskowcowych obramień otworów okiennych i drzwiowych.
Badania kamienic świdnickich dowiodły, że kolor pokazał się na elewacjach dopiero około połowy XVI w., kiedy to bielone tynki pokryto siecią cienkich quasi-spoin tworzących iluzję kamiennej fasady zbudowanej z ciosów piaskowca. Był to sposób na „antykizację” rynków miast dolnośląskich. A ponieważ, jak wspomina Stenus w swoim „Opisaniu Wrocławia” z 1512 r, także i fasady z surowej cegły zaczęto wówczas pokrywać tynkiem i malować, dopiero wówczas miasta ze strefy Niżu i Podgórza Sudeckiego zaczęły się do siebie upodabniać.
Odtwórzmy targ wokół Neptuna?
z prof. dr hab. Krystyną Kirschke i dr hab. Pawłem Kirschke rozmawia Izabela Gajny
Na poprzedniej stronie gmach Odtworzona wielobarwna, szkliwiona ceramika na fasadzie domu handlowego Renoma ( Wertheim,1930) przedstawiająca jedną ze 156 rzeźb ceramicznych ludzkich głów z 25 krajów świata autorstwa Ulrich Nitschke. Stan po konserwacji w roku 2006. Fot. Paweł Kirschke.
Na sąsiedniej stronie: Dwa warianty projektu fasady zachodniej domu towarowego Gebruder Barasch Rynek 31/32, arch. Georg Schneider 1904 r. Zbiory Muzeum Architektury we Wrocławiu oddział ABmW.
xzcksjckdsljfds
Jak ożywić handel w centrum Wrocławia – radzą
prof. dr hab. Krystyna Kirschke i dr hab. Paweł Kirschke z Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej.
Rozmawia Izabela Gajny
⇢ Na tle Europy Wrocław może pochwalić się unikatowymi obiektami handlowymi zrealizowanymi głównie pod koniec XIX i na początku XX wieku. Czy przełom wieku XX i XXI pozostawi po sobie równie wyjątkowe realizacje?
PK: W latach 90. XX w. we Wrocławiu działały liczne zabytkowe domy handlowe - perły secesji i modernizmu. Jednak pod względem organizacyjnym tkwiły w epoce zapyziałego socjalizmu. Zaniedbane i zupełnie niedostosowane do współczesnych wymagań technicznych i oczekiwań klientów. Wrocławianie potrzebowali przede wszystkim poczucia komfortu zakupów, jakiego mogli doświadczać w innych miastach Europy Zachodniej. Takie warunki stworzone zostały w nowych galeriach i pasażach, gdzie zaoferowano bogatą ofertę usługową, rozlokowaną w klimatyzowanej przestrzeni oraz odpowiednie udogodnienia techniczne, w tym możliwość parkowania. Dzięki temu obiekty te, podobnie jaki podmiejskie centra handlowe, stały się ulubionym miejscem zakupów i spotkań, spychając do defensywy firmy zlokalizowane na Starym Mieście. Nie straciło ono jednak swojego wielkomiejskiego charakteru. Zawdzięczamy to przyzwyczajeniom oraz faktowi, że w ciągu ostatnich 20 lat w centrum
Wrocławia stworzono około 100 nowoczesnych obiektów komercyjnych, z których połowa powstała w przebudowanych i rozbudowywanych budynkach zabytkowych. Poziom tych realizacji był różny, ale wiele z nich (również tych wielkogabarytowych) pozytywnie wpisało się w strukturę funkcjonalną i urbanistyczną miasta. Niektóre zostały nawet nagrodzone w lokalnych i międzynarodowych konkursach architektonicznych i konserwatorskich.
Czyli zdarzają się we Wrocławiu ambitni inwestorzy, którzy dbają również o przestrzeń, dziedzictwo, detal i trwałość?
KK: Zdarzało nam się pracować dla różnych inwestorów. Zawsze, na początku współpracy, staraliśmy się pokazać im zabytkowe walory obiektu i przekonać do maksymalnego zachowywania i wyeksponowania oryginalnych elementów wnętrz i fasad. Sprawiało to, że właściciele utożsamiali się z budynkiem i zdawali sobie sprawę, że oprócz optymalizacji funkcji równie ważna jest unikatowość miejsca i forma budynku. Wówczas, w świadomy sposób, decydowali się na bogaty program konserwatorski, co wiązało się zazwyczaj z poważnymi kosztami. Dla przykładu odbudowa i renowa-
cja fasad Domu Handlowego Renoma (dawny Warenhaus Wertheim, z 1930 r.) kosztowała 10 mln euro. Za te pieniądze udało się zrewaloryzować konstrukcję i strukturę fasad, w tym lico wykonane z wielobarwnej, szkliwionej ceramiki, 156 artystycznych rzeźb oraz 30 mosiężnych witryn i 200 wielkich, drewnianych okien. Pieczołowitość, z jaką projektanci i właściciel obiektu zadbali o odtworzenie historycznych elementów Renomy została doceniona główną nagrodą w konkursie SARP na najlepszy obiekt zrealizowany w Polsce w 2009 r. oraz Grand Prix w konkursie CEE Retail Real Estate Awards organizowanym przez Europaproperty.com w kategorii „Modernizacja Roku”.
Handel w mieście to nie tylko domy towarowe. W Wielkiej Brytanii handel uliczny przeżywa obecnie renesans. Spotkałam się z wieloma współczesnymi przykładami wtopienia funkcji handlowej w strukturę ulicy lub placu. Zintegrowane zarządzanie ulicą jest odpowiedzią na kryzys wielkopowierzchniowych założeń w centrach miast. Zaletą takiego podejścia jest poczucie przebywania w mieście, a nie w zamkniętej przestrzeni. W ramach tej konwencji zrealizowano m.in. Duke of York Square w Londynie i zrewitalizowano Carnaby Street w dzielnicy Westminster. Te otwarte przestrzenie w swojej formie oraz w zakresie koordynacji najemców przypominają zarządzanie centrum handlowym. Czy podobne działania podejmowane są we Wrocławiu?
xzcksjckdsljfds
KK i PK: Kompleksowe zarządzanie usługami zlokalizowanymi przy głównych ulicach śródmieścia Wrocławia, tak jak dzieje się to w centrach handlowych, byłoby bardzo dobrym posunięciem. Mieliśmy do czynienia z tego typu działaniami organizacyjnymi obejmującymi planowanie, projektowanie i koordynację inwestycji podczas przebudów kilku dużych obiektów historycznych przy wrocławskim Rynku i w trakcie rewaloryzacji Renomy. Współpracowaliśmy z biurami Benoy i ARUP z Londynu oraz ze specjalistami z GRE 1 sp. z o.o. z Warszawy, którzy tworzyli tzw. program handlowy, a później zarządzali inwestycją. Jeśli chodzi o działania w skali ulicy czy placu to, o ile wiemy, w tej chwili nic takiego jak plan dla Carnaby Street nie istnieje we Wrocławiu.
Czy organizacyjnie miasto jest przygotowane na takie wyzwania, które wiążą się z zaangażowaniem nowych podmiotów? Tego typu obowiązki mogłyby przejąć działające już we Wrocławiu międzynarodowe firmy. A może miejską przestrzenią handlową powinny zarządzać podmioty lokalne lub władze miasta?
KK: Wówczas jednak konieczna byłaby wola zarówno władz miasta, jak i wszystkich właścicieli (użytkowników) lokali przy danej ulicy. W czasach socjalizmu możliwe było „ręczne sterowanie” usługami pozwalające na zadekretowanie, gdzie mieścić będą się sklepy określonego typu. Dzięki temu przy Rynku istniał szereg domów konfekcyj-
xzcksjckdsljfds
nych oraz znakomite księgarnie, a przy ul. Oławskiej grupowały się sklepy AGD. Znając oportunizm i przywiązanie naszych obywateli do wolności odnosimy wrażenie, że dopóki interesy idą stosunkowo dobrze, to droga do takiego rozwiązania jest daleka. Może się to jednak zmienić, gdyby koniunktura osłabła, tworząc impuls do przyspieszonej edukacji decydentów. Na razie jedyną formą sterowania programem usług w obrębie poszczególnych obszarów miasta są miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego, definiujące dopuszczalne formy użytkowania. Istotna rolę odgrywają też organizowane przez Urząd Miasta przetargi na najem lokali i obiektów, w których decyduje nie tylko cena, ale też cenotwórczy charakter proponowanej funkcji.
Centra wielkomiejskie często mają też bogatą ofertę skierowaną do wysublimowanego odbiorcy. Tradycyjna kuchnia, architektura i lokalne rzemiosło pobudzają specyficzne gałęzie turystyki. Ulica Savile Row z bogatą tradycją krawiecką od lat przyciąga nabywców z całego świata. Tradycje te są wspierane przez władze, ponieważ są jednym z czynników miasto- i kulturotwórczych, zapewniają niepowtarzalny koloryt.
PK: Pielęgnowanie i odtwarzanie tradycji jest oczywiście wskazane. We Wrocławiu jest to utrudnione, ze względu na fakt całkowitej wymiany ludności po II wojnie światowej. Przedwojenne wrocławskie firmy i specjalizacje ule-
prof. dr hab. Krystyna Kirschke i dr hab. Paweł Kirschke
gły zatarciu. Z kolei obyczaje handlowe i gastronomiczne bezpośrednio po wojnie przeniesione wraz z przesiedleńcami ze Lwowa i z Wilna, zostały w czasach stalinowskich i później w epoce gomułkowskiego socjalizmu zmarginalizowane. Pewną ciągłość zachowały jedynie spółdzielnie, takie jak PSS Społem, kontynuujące swoje przedwojenne, polskie tradycje. Dziś w dobie szalonej konsumpcji wrocławianie są skłonni do kultywowania wszystkich tradycji, zarówno tych autentycznych, jak i mitycznych. Przyczynia się do tego powszechny dostęp do informacji o złożonej historii Dolnego Śląska i fakt, że nie tylko piastowskie korzenie tej historii można traktować jako część swojego dziedzictwa, któremu należą się zainteresowanie i troska. W odniesieniu do handlu mogłoby to dotyczyć rewitalizacji zabytkowych obiektów komercyjnych czy poszczególnych lokali, jak i umieszczaniu w nich specyficznych funkcji, marek czy produktów.
Na marginesie dodajmy, że na początku XX wieku Wrocławia miał ambicję stać się drugim po Berlinie ośrodkiem handlu w Niemczech. Dlatego powstały wówczas setki nowych sklepów i dziesiątki domów towarowych, o formach podobnych do domów tworzonych w tym samym czasie w Berlinie (gdzie z kolei inspirowano się realizacjami z Paryża i Chicago). Pod względem architektonicznym inwestycje te zmieniły całkowicie oblicze Wrocławia, a jego centrum otrzymało wielkomiejski charakter. Sprzyjał temu fakt, że projek-
xzcksjckdsljfds
tantami byli w większości twórcy wykształceni na uczelniach berlińskich ( Akademie der Kunste oraz Technische Universität Berlin), w Monachium czy w Hanowerze. Niektóre obiekty komercyjne były prekursorskie i prezentowały najwyższy poziom architektoniczny, a prowadzony w nich handel był luksusowy. W innych domach propagowano modną ideę sprzedaży masowej, czego najbardziej wymownym przykładem były działy spożywcze domów towarowych oferujące zdrowe i nowoczesne konserwy. Wszystko to w połączeniu z bankami, hotelami, teatrami i kabaretami oraz setkami mniejszych sklepików i lokali usługowych przyczyniało się do niebywałej atrakcyjności i żywotności centrum. Kluczowe jest to, że ta ewolucja polegała przede wszystkim na unowocześnianiu działalności lokalnych firm, które sukcesywnie wymieniały witryny, powiększały lokale lub wznosiły (zazwyczaj w tym samym miejscu) większe budynki. W ten sposób udało się połączyć spektakularny postęp z tradycją, a struktura urbanistyczna i nastrój Starego Miasta zostały zachowane. Bogate witryny, neony i zapełnione towarami ekskluzywne wnętrza przyciągały klientów i magnetyzowały spacerowiczów. Dziś z tego wszystkiego pozostały przede wszystkim duże domy handlowe, w sumie całkiem sporo, bo ponad 50. Jednak zaledwie kilka z nich ocaliło pierwotną strukturę przestrzenną i funkcję. Z tysiąca istniejących w centrum sklepów historyczne witryny i układ wnętrz zachowało zaledwie
prof. dr hab. Krystyna Kirschke i dr hab. Paweł Kirschke
kilkanaście – są to przede wszystkim apteki. Dlatego tak trudno jest mówić o kontynuacji czy podtrzymywaniu historycznych tradycji handlowych we Wrocławiu.
Jak wzmocnić tradycyjny obraz ulicy handlowej?
PK: W trakcie badań prowadzonych w Archiwum Budowlanym odkryliśmy autentyczny wygląd wielu nieistniejących już dziś lub mocno przebudowanych budynków i sklepów. Dane te są dobrą podstawą do odtwarzania oryginalnej struktury budowli w wypadku prowadzenia znaczących przebudów. O ile trudno jest namówić inwestora do odtwarzania kompleksowego wystroju wnętrz czy całych fasad, rekonstrukcja wybranych, kluczowych elementów jest możliwa. Podczas badań konserwatorskich poprzedzających inwestycje trafialiśmy często na oryginalne detale: drzwi, piękne witryny, resztki plakiet, płaskorzeźb oraz napisów i szyldów. We wnętrzach odnajdywane i rewaloryzowane były gotyckie mury, sklepienia i wspaniałe stalowe konstrukcje pochodzące z początku XX w. Odkrywano relikty dawnego wystroju: schody, balustrady, kraty, lady, a nawet pojedyncze meble świadczące o dawnych funkcjach. Odnajdywały się też fantastyczne elementy wyposażenia, które kojarzone były niegdyś z nowoczesnością i luksusową obsługą: windy i systemy pater noster firmy Otis, sejfy i skarbce, chłodzone magazyny dostosowane do przechowywania futer oraz syste-
U góry: Barokowy pałacyk Oppersdorfów jako część handlowa kompleksu Breslauer General Anzeiger oraz jarmark bożonarodzeniowy na Rynku wrocławskim na początku XX w. U dołu: Witryna sklepu P. Langosch przy ul. Oławskiej 45. Projekt spółka architektoniczna Simon & Halfpaap. „Pałacowe” wnętrze domu towarowego Gebruder Barasch przy Rynku 31/32, arch. Georg Schneider 1904 r. Fot. Zbiory Biblioteki Uniwersytetu Wrocławskiego.
xzcksjckdsljfds
my wentylacyjne i przeciwpożarowe. Na bazie takich unikalnych artefaktów można budować nastrój obiektu, czego przykładem odrestaurowanie olbrzymich masztów flagowych na Feniksie i Renomie. Tego typu elementy reklamowe są bardzo istotne w tworzeniu akcentów architektonicznych i budowaniu wielkomiejskiego nastroju ulicy. Jeszcze większą rolę odgrywają neony. Tu można próbować nawiązywać do tradycji międzywojennych, gdy główne ulice Wrocławia zalane były światłami neonów, albo do znakomitych plastycznie neonów z lat 60. XX w.
Spontaniczność i różnorodność reklam jest solą ulic handlowych, ale może budzić poczucie chaosu i przesytu. Kontrolowanie tego zjawiska przez
Konserwatora i Plastyka Miejskiego jest w pełni słuszne. Jednak nadmierne ingerencje i próby ujednolicania wydają się niecelowe. Takie działania podjęto w latach 30. XX w., gdy pod kierunkiem konserwatora Rudolfa Steina w rejonie Rynku przebudowano dziesiątki sklepów i witryn, zlikwidowano setki reklam i stworzono wykaz dopuszczonych do stosowania krojów liter. Dało to co prawda całkiem eleganckie efekty, ale doprowadziło jednocześnie do nadmiernej uniformizacji i zabicia kolorytu.
W ostatnich latach renesans przeżywają produkty lokalne. Odradzają się lokalne tradycje browarnicze. Naturalnym krokiem może być przywrócenie kolejnych marek związanych nie tylko z przemysłem spożywczym czy ga-
prof. dr hab. Krystyna Kirschke i dr hab. Paweł Kirschke
stronomicznym. Być może również na tym Wrocław powinien oprzeć swoją strategię rozwoju, powiększając ofertę atrakcji dla międzynarodowych gości, którzy szukają niepowtarzalnych wrażeń estetycznych.
KK: Odtworzenie i utrzymanie sklepów oferujących wysokiej jakości usługi i towary jest sporym wyzwaniem. Inwestorzy i właściciele lokali muszą mieć pewność, że wpiszą się w oczekiwania klientów – inaczej zbankrutują. Działa tutaj bardzo prosty czynnik ekonomiczny. Szansa na powodzenie takich działań oczywiście istnieje, choćby ze względu na fakt organizowania przez Wrocław spektakularnych zdarzeń artystycznych i muzycznych przyciągających zamożną publiczność. Sprzyja temu też istnienie kilkunastu hoteli wysokiej kategorii. Szanse mają unikatowe usługi, które mogą korzystać z odświeżonych receptur babć lub z lokalnych tradycji i marek wykreowanych w ciągu ostatnich 20 lat. Dobrym pomysłem wydaje się organizacja ulicznych targów antyków i sztuki, które przyciągną specyficzne grupy klientów.
Tego typu targi uliczne są bardzo popularne w wielu miastach Europy. I nie chodzi tylko o „starocie”.
PK: Pomimo wielkich tradycji w tym zakresie, dziś w śródmieściu Wrocławia nie ma żadnych stałych targów ulicznych. Ostatnim z nich był funkcjonujący przez 50 powojennych lat targ przy Placu Grunwaldzkim. Próba przeniesienia go w inne miejsce zakończyła się total-
Odpowiednia ekspozycja detalu podkreśla charakter miejsca.
Na zdjęciach detale Dzielnicy Czterech Wyznań: dziedziniec przed Synagogą Pod Białym Bocianem oraz żydowska restauracja Sarah (ul. Włodkowica). Fot. Izabela Gajny
Na poprzednich stronach:
Z lewej: Zaprojektowana ze smakiem witryna lub szyld działa jak magnes. Chaos kompozycyjny zraża potencjalnych nabywców i jest zabójczy dla estetycznego wizerunku miasta. Na zdjęciach wyjątkowo niekorzystne usytuowanie nośników reklamowych. U dołu: ulica Świdnicka, u góry: Rynek. Fot. Paweł Kirschke.
Z prawej: Witryny i szyldy tworzyły przed wojną wyjątkowo malarski pejzaż ulic, mimo różnorodności stylistycznej harmonizowały ze sobą. Na zdjęciach estetyczne formy współczesnych szyldów z Dzielnicy Czterech Wyznań –ul. Włodkowica oraz Pasaż Pokoyhof. Różnorodność stylowa Wrocławia sprzyja indywidualizacji liternictwa i form, podnosi wizualną atrakcyjność lokalu i ulicy. Należy jednak konsultować pomysły z plastykiem miejskim lub potencjalnym zarządcą przestrzeni oraz wprowadzić ograniczenia gabarytów. Fot. Izabela Gajny
xzcksjckdsljfds ną klapą. Potencjalnie dobrą szansę na przywrócenie tradycji handlu ulicznego ma Nowy Targ (dawny Neues Markt). Przeprowadzona przed kilku laty rewitalizacja zupełnie nie wykorzystuje potencjału miejsca, które przez osiem wieków tętniło życiem, a dziś jest miejscem martwym. W określone dni tygodnia można by tu stworzyć możliwość handlu beż opłat targowych, a także, dla podkreślenia rangi i tradycji miejsca, odtworzyć przepiękną fontannę Neptuna. Takie otwarte targowisko razem ze znajdującą się obok Halą Targową, w połączeniu z organizowanymi tu często przedsięwzięciami artystycznymi, stworzyłoby znakomite miejsce spotkań i okazję dla przeróżnych interakcji społecznych.
Londyńskie Borough Market było jednym z ważnych elementów stymulujących rewitalizację obszaru. Miejsce tętni życiem od rana do późnych godzin zmieniając funkcje wielokrotnie w ciągu dnia.
Poranna kawa w drodze do pracy, targ uliczny w ciągu dnia oferujący zdrową żywność, tłumy wypełniające lokalne bary i restauracje w godzinach popołudniowych i wieczornych. Gwarny plac targowy odpowiedni do współczesnych oczekiwań miasta ma również swoje komercyjne uzyski.
KK i PK: Tak mogłaby funkcjonować zachodnia i południowa część Rynku, Plac Solny oraz Nowy Targ. Ten ostatni ma jednak kolejny problem w postaci zdekapitalizowanych powojennych bloków. Dramatyczny stan techniczny tych do-
mów i brak atrakcyjnych usług degradują cały plac. Silne lobby starające się wpisać te domy do rejestru zabytków uniemożliwia ich wyburzenie lub radykalną przebudowę. W tej sytuacji rozwiązanie leży w modernizacji parterów oraz w przekształceniu substandardowych mieszkań w mini-apartamenty przeznaczone dla studentów. Stworzyłoby to strefę aktywności i skłoniło do zaspokajania w obrębie placu potrzeb młodych mieszkańców. Jakie będą w przyszłości te potrzeby, trudno jest przewidzieć. Faktem jest jednak, że życie w samym jądrze wydarzeń, w otoczeniu ludzi z podobnej grupy wiekowej i o podobnym wykształceniu sprzyja kontaktom face to face i zaspokajaniu potrzeb nie tylko przez social media.
Faktycznie zmiany cywilizacyjne, które nastąpiły wraz z rozwojem i popularyzacją internetu powodują niestety zanik prawdziwych więzi międzyludzkich.
PK: Młode pokolenie rzadziej komunikuje się w realnym świecie, kurczy się również liczba ich najbliższych przyjaciół. Rośnie pokolenie samotników nie potrafiących nawiązać głębszych więzi i emocji ze światem. Dla pokolenia dziadków społeczną normą było 50 bliskich osób (krewnych i przyjaciół). Nasze pokolenie zadawala się grupą 20 bliskich. Dla młodego pokolenia będzie to najbliższa rodzina oraz nieliczni przyjaciele –przeważnie dostępni w rzeczywistości wirtualnej.
Jak zatem będzie wyglądało życie ulicy lub placu w mieście XXI wieku?
PK: W przyszłości w projektowaniu struktury centrum miasta i funkcji poszczególnych ulic musimy brać pod uwagę potrzeby nadchodzących pokoleń. Wymuszą one zapewne znaczne korekty w organizacji i formie handlu. Część zmian spowodowana będzie wygodą zakupów online oraz rozdźwiękiem, jaki powstaje pomiędzy niezwykle wysokimi cenami najmu w atrakcyjnych przestrzeniach miasta, a możliwymi do osiągnięcia w tych strefach zyskami. Wymusi to ewolucję sklepów i butików ukierunkowaną na luksusowe lokale o charakterze showroom. Handel będzie tu współistniał ze sztuką i specjalistycznymi usługami. Znaczna część sklepów będzie tylko witrynami, gdzie można będzie testować towary. Istotną nową funkcją mogą być punkty odbioru paczek, które również można łączyć z innymi funkcjami miejskimi, np. mediateką czy kawiarnią. Dla szerszej publiczności funkcjonować będzie oferta bardziej popularna. Jej potrzeby zaspokajać będą nadal galerie i pasaże handlowe o uniwersalnej strukturze, w których możliwe będzie łączenie przeróżnych funkcji usługowych i gastronomicznych (głównie takich, których w żaden sposób nie da się zaspokoić przez internet). Łatwo też przewidzieć, że (niestety) najbardziej rozmnożą się na wpół zautomatyzowane sieciowe sklepy i jadłodajnie oraz całkowicie zautomatyzowane punkty usługowe, w których bezgotówkowo dokonać będzie można „poboru wszelkich dóbr ze ściany”.
Adaptacja bogatych i jeszcze nie do końca odkrytych tradycji lokalnych, skoordynowana wizja, odwaga decyzyjna i projektowa oraz działania kompleksowe, być może odbudowa pewnych strategicznych budynków ?
KK i PK: Patrząc najszerzej, dla harmonijnego rozwoju miasta potrzebne są kompleksowe działania: od udoskonalenia infrastruktury technicznej i wygenerowania usług, które najlepiej zaspokoją potrzeby dzisiejszych i przyszłych użytkowników, do rewaloryzacji kluczowych przestrzeni miejskich poprzez wznoszenie obiektów użyteczności publicznej związanych z szeroko rozumianą kulturą i sztuką oraz różnorodnych obiektów komercyjnych. Droga do realizacji tego celu jest daleka. Pomimo trwającej ponad sześćdziesiąt lat odbudowy znaczne obszary centrum Wrocławia wymagają nadal uzupełniania lub wymiany zabudowy. Dotyczy to tak ważnych ulic, jak: Świdnicka, Kazimierza Wielkiego, Piłsudskiego czy Legnicka (wraz z placem Jana Pawła II), a także Nowego Targu, placu Wolności i wysp Odrzańskich. Rolą urbanistów i architektów powinno być takie sterowanie procesami inwestycyjnymi, aby spodziewany rozwój nie niszczył tradycji, ale je odtwarzał i wzbogacał. W procesie tym ważne będzie nie tylko wznoszenie monumentalnych obiektów ale prostsze działania jak odtwarzanie funkcji targowych na placach albo przywracanie unikalnych symboli dawnego handlowego Wrocławia, jak fontanna Neptuna na Nowym Targu czy globus reklamowy na Feniksie.
z prof. dr hab. Janusz L. Dobesz rozmawia Izabela Gajny
Hala Stulecia wzniesiona w ramach Wystawy Stulecia, planowanej w stulecie zwycięskiej dla Prus bitwy pod Lipskiem (1813).
Realizacja była częścią obchodów upamiętniających wzrost znaczenia państwa pruskiego w Europie. Wzniesiona w latach 1911-1913.
Od roku 2006 na liście UNESCO. Arch. Max Berg. Fot. Stanisław Klimek.
xzcksjckdsljfds
Współczesna architektura we Wrocławiu jest często słaba. Mamy też zbyt mało ciekawej sztuki w przestrzeni publicznej. A fascynacja ideą smart city jest niebezpieczna – przekonuje prof. dr hab. Janusz L. Dobesz z Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej.
Rozmawia Izabela Gajny
⇢ Rozmowy o pięknie nie są ostatnio w modzie w świecie architektury. Nie wspominając już o stosowaniu takich określeń wartościujących jak „uroczy”, „malowniczy”, „wyrafinowany”, „dekoracyjny”. Zastąpiły je terminy „funkcjonalny”, „prosty”, „inny”, „interesujący”, „zrównoważony”, „smart”. Co się stało? Modernizm narodził się w wyniku negacji przeszłości, zwłaszcza spontanicznego rozwoju miast w XIX w. Na Wrocław znacząco oddziałał Max Berg, w latach 1908-1925 architekt miejski. To on wytyczył strefę mieszkalną, złożoną z wyspowo ukształtowanych osiedli, dzielnicę City dla pracy i biznesu oraz strefę trzecią (Monumentalstadt), z instytucjami kultury, muzeami, świątyniami i uczelniami. Temat wrocławskiego modernizmu był wielokrotnie poruszany, nie ma więc sensu jego szczegółowe omawianie. Wolałbym skupić się na rzadziej poruszanych, negatywnych skutkach modernizmu, tak podziwianego i wciąż fascynującego zarówno badaczy, jak i nieprofesjonalistów. Dla przeciętnego człowieka wszystkie te założenia modernizmu są z pewnością egzotyczne i interesują-
ce. Natomiast po latach studiów i prac badawczych zmienił się mój stosunek do tego zagadnienia. Nie jest już całkowicie entuzjastyczny. Pojawiły się jakieś nowe spostrzeżenia, czy refleksje, choćby na temat wpływu modernizmu na budownictwo (bo rzadko można tutaj mówić o architekturze, zwłaszcza w Polsce, gdzie nie mamy ustawy poświęconej tej dziedzinie). Jeśli budynek spełnia jakieś warunki, normy urzędowe, trzyma linie zabudowy i nawiązuje do planów miejscowych, to architekt może budować to, co mu się żywnie podoba. W latach siermiężnych, za komuny, ta moda jakoś niechcący przeniknęła do tych właśnie nowoczesnych budowli. Pojawiły się, jak to Polacy nazywają, kostki do mieszkania, czy jak mawiają Niemcy - Schuhkarton - pudła na buty, które opanowały większość budownictwa. W dalszym ciągu nie przejdzie mi przez gardło nazywanie tego architekturą. Czy to na wsiach, czy pod miastami daje to koszmarny efekt.
Modernizm to największy materiał eksportowy Wrocławia, co było również widoczne w programie Europej-
xzcksjckdsljfds
skiej Stolicy Kultury 2016. Czy słusznie?
Odnoszę wrażenie, że w XX w. pojęcia modernizmu i nowoczesności zupełnie się wymieszały, straciły swe pierwotne znaczenie.
Zabudowa modernistyczna przykładowego osiedla z lat 20. albo 30., w miarę uporządkowana, w miarę jednolita, z jednakowymi czy podobnymi dachami, materiałami, w dobrej skali, to założenia funkcjonalne i przyzwoite. To dobry modernizm. Późniejsze tzw. modernistyczne pudła z jakimś dziwnym wejściem, pod różnym kątem i tak dalej, to już jest okropne. Nie projektowali tego prawdziwi architekci, a nieutalentowani, mający jedynie uprawnienia, różni budowniczowie, majstrowie, technicy budowlani. Robili to, co sobie ludzie życzą, a ludzie nie zawsze mają pojęcie o tym, co dobre. Dodatkowo chęć zysku powodowała sprzedaż i rozdrabnianie tych działeczek i utratę urbanistycznego kontekstu. No i brak dachów spadowych, bo płaskie dachy uchodziły za coś modnego. Ale i we wczesnym modernizmie nieraz czaiły się rzeczy paskudne i straszne. Widziałem niedawno interesującą wystawę Ernsta Maya we wrocławskim Muzeum Architektury. Niektóre rzeczy były tam nie do przyjęcia, m.in. jakieś osiedla dla robotników przypominające obozy koncentracyjne, Auschwitz. To były szeregi, no nie baraków, tylko budynków, - i do tego komin. Chodziło rzecz jasna o kotłownię. A wyglądało jak krematorium. Stałem tam z moim kolegą Tadeuszem Sawą-Borysławskim,
strasznie się śmialiśmy. Ja mówię: „no Tadziu, z czym ci się to kojarzy?”, a on: „przecież to oczywiste, że z Auschwitz, prawda?”. Istnieje niebezpieczeństwo, że cokolwiek zaprojektuje architekt, który ma już wyrobione nazwisko, będzie to uchodziło za wspaniałe. A wcale tak nie jest. Dla mnie to było okropne zmuszać ludzi do mieszkania w czymś takim. Nie było tam śladu zieleni projektowanej, ani czegoś, co by jakoś łagodziło efekt obozu koncentracyjnego. Te pierwsze budowle modernistyczne projektowane były przez architektów, którzy chcieli się wyzwolić z gorsetu historyzmu w jakiś sposób, i na ogół to były właśnie takie niespokojne umysły, utalentowani ludzie, np. Erich Mendelsohn. Było to nawet dobre na początku. Ale nie wszystko przecież.
Natomiast kilkadziesiąt lat później ich naśladowcy niestety nie zawsze dysponowali takim talentem, który dorastałby do tych starych mistrzów, no i projektowali coś paskudnego, co dzisiaj powstaje w miastach, we Wrocławiu również. Ja tutaj rzadko widzę coś, co by mi się podobało, z tej nowej, najnowszej architektury. I wiem, że to ma korzenie gdzieś tam zanurzone w glebie modernizmu, czy w sposobie myślenia modernistycznego.
A może problem tkwi w edukacji na uczelniach architektonicznych po wojnie? Historia jest tylko historią architektury. W praktyce nie uczy się projektowania, rozumienia projektowania, harmonii, proporcji. Oprócz tych wła-
xzcksjckdsljfds
śnie modernistycznych inspiracji rzadko sięga się do źródeł. Przecież trzeba znać podstawy kompozycji, żeby tworzyć nową awangardę i ewentualnie przełamywać istniejące kanony. Studenci architektury powinni mieć szeroką wiedzę, żeby mądrze, estetycznie projektować. Ale też ta edukacja powinna być prowadzona już w szkołach powszechnych, podstawowych czy średnich, żeby ludzie mieli świadomość, gdzie żyją, w jakim mieście, czego chcą w przyszłości, żeby się nie dawali porywać właśnie jakiemuś takiemu szumowi informacyjnemu, ewentualnie różnym natchnionym projektantom, którzy albo czegoś chcą, albo z czymś walczą, zamiast powściągnąć emocje.
Na przykład te importy są dla mnie okropne. Ten przepiękny zdaniem władz i części mieszkańców biały budynek Ovo przy ul. Traugutta to dla mnie paskudztwo. Sam materiał to nieporozumienie. Corian sprawdza się być może we wnętrzach, ale łączenia materiału są nieestetycznie widoczne na dużych powierzchniach. Projektanci modernistyczni rozumieli materiał, np. na obiekcie przy dawnej Junkerstrasse, obecnie Ofiar Oświęcimskich, ciągną się na elewacji bez żadnej przerwy pięknie pasy z jednolotego materiału. A na Ovo to wygląda tak jakby były z materiału jakiegoś nieudanego i ulegały wklęśnięciu. To dla mnie dziwne, nieciekawe. Udana jest chyba tylko sama dylatacja między Ovo a budynkiem Poczty Głównej Neuman -
na, na kilka, czy kilkanaście metrów, zrobiona z cegły, stanowi taką jakby strefę przejściową między tą w miarę dobrą architekturą z lat 20., a tą nową, dla niektórych przepiękną, a dla mnie mniej interesującą. Na każdej kondygnacji są inne rytmy podziałów okiennych, co mnie osobiście irytuje. To samo robi Zbigniew Maćkow w tym nowym obiekcie w miejscu po dawnym dworcu PKS przy ul. Piłsudskiego, złożonym z trzech, czy czterech klocków... Poprzesuwał je i to jest jakieś dziwne i niepotrzebne. Nie mówiąc już o tym, że zakradła się tam Biedronka, czy inny sklep dla ubogich, ze swoim tandetnym logo. Mnie to przeszkadza. Jeżeli jest porządna architektura, to Biedronka nie ma tam czego szukać. To nie jest miejsce na Biedronkę, a na eleganckie sklepy.
Czy Wrocław potrzebuje takich ikon współczesności?
To zależy. W przypadku Ovo czy Sky Tower do Wrocławia przyszedł ambitny inwestor, który próbował zaimponować innym, a miasto to kupiło jako swoją ikonę. Nie jest to kierunek, w którym architektura powinna zmierzać we Wrocławiu. Choć z drugiej strony chyba nie będzie w takim kierunku zmierzać, bo nie ma zbyt wielu tak bogatych inwestorów. Ze Sky Tower roztacza się widok na dosyć paskudną zabudowę z lat 60. i 70., która ma urzec wszystkich wjeżdżących tam windą na sam szczyt, by oglądać panoramę miasta. Osobna sprawa to kiczoprof. dr hab. Janusz L. Dobesz
Pawilon Czterech Kopuł, obecnie Oddział Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Budynek wzniesiony w 1912 r. na terenie Targów Wystawowych obok Hali Stulecia.
Arch. Hans Poelzig. Restauracja obiektu z lat 2013-2015. Fot. A. Podstawka.
xzcksjckdsljfds watość detalu w tym budynku. Te łazienki z wanną w kształcie damskiego buta na obcasie, no to jest klasyczny kicz, to jest koszmar.
Tak kończą się prowincjonalne marzenia o potędze. Według mnie piękne powinny być budynki szkolne, przedszkolne.
Czyli obiekty użyteczności publicznej?
Tak. W ten sposób dzieci widziałyby coś fajnego, dobrze by się z tym czuły i w ich głowach tworzyłby się jakiś wzorzec estetyczny.
Dlaczego współcześnie pojawiają się takie monumentalne pomysły architektoniczne? Czy to jest obraz jakichś nowych typów władzy, pomniki jakichś sił sprawczych? Z jednej strony mamy Sky Tower, czyli siłę biznesu, albo stadion, czyli siłę władzy czerpiącej legitymizację z ludu obdarowywanego igrzyskami, a z drugiej strony od piętnastu lat nie da się wybudować nowej siedziby Urzędu Marszałkowskiego , czyli najważniejszej samorządowej władzy na Dolnym Śląsku.
W naturze ludzkiej leży manifestowanie siły. Zupełnie niepotrzebne. Pięknym symbolem tego braku skromności było budowanie Wieży Babel. Większość reżimów chciała zaistnieć przez wielkie budowle czy wielkie założenia. Niewiele z tych dużych idei doczekało się realizacji, lub po prostu nie przetrwało próby czasu. Te nasze Sky Towery pewnie przetrwają dłużej, bo one nie mają na sobie
politycznego piętna, ale nie zmienia to faktu, że grają na najniższych uczuciach.
Wielkie założenia i gmachy, obiekty kultury uzupełniane placami i skwerami tworzyły rytm miasta jeszcze na początku XX w. Obecnie obiekty kulturalno-publiczne powstają trochę w oderwaniu od miasta.
W sumie lepiej dla miasta, jeśli te urzędy są gdzieś w centrum, a nie na peryferiach.
Jeśli jednak skupimy wszystkie usługi w centrum, to może to być uciążliwe.
Nie wytrzyma tego układ transportowy.Być może alternatywą byłoby wzmocnienie osiedli, z własnymi małymi urzędami i usługami lokalnymi, które wyznaczałyby nowe rytmy w odpowiedniej dla siebie skali?
To na pewno dobry pomysł - np. rozbicie urzędów skarbowych na takie właśnie części. Trzeba pamiętać, że Wrocław planistycznie wygląda w dalszym ciągu jak miasto sprzed 100 lat. Na początku XX w. samochodów było niewiele, więc wystarczały ulice o tej szerokości, jaką znamy. Brakuje mostów. O wiele szlachetniej zapisałby się ten czy ów władca miasta, gdyby zamiast swoich pomników typu fontanny, zrealizował na przykład nowy most, nową przeprawę, ponieważ Wrocław dusi się.
Wrocław wymaga kompleksowego uzdrowienia – sprawnej komunikacji, dróg. Drobne uzupełnienia estetyczne polegające na zmianie nawierzchni nic nie pomogą.
Powrót do dużych założeń urbanistycznych, kompleksowego myślenia, tworzenia masterplanów, powiązanie tego, co już istnieje?
Wzorcowa była regulacja Haussmanna w Paryżu w XIX w. Ale u nas oczywiście jest to nie do powtórzenia, budżet miasta jest po prostu za mały. Te wszystkie instytucje sportowe czy kulturalne nastawione na masowy udział nie mogą funkcjonować bez tych podstawowych rzeczy, jakimi są komunikacja zbiorowa, ulice dojazdowe i parkingi wielopoziomowe.
Porozmawiajmy o dużych wizjach. Co nie sprawdziło się we Wrocławiu i dlaczego?
Warto może zatrzymać się przy temacie wieżowców, których idea dotarła do Wrocławia głównie dzięki fascynacjom Maxa Berga. Wykonał on kilka szkiców i teoretycznych „przymiarek” do takich właśnie obiektów dla różnych części Wrocławia, łącznie z Rynkiem. Berg uczestniczył też w berlińskim konkursie (1921/22) na wieżowiec przy dworcu Friedrichstrasse. Wieżowce budowano początkowo głównie w miastach USA, w Chicago i Nowym Jorku, tam bowiem ich realizacja była koniecznością, spowodowaną deficytem działek budowlanych. Ich rozwój był możliwy dzięki zastosowaniu nowych materiałów (stal, żelbet, szkło), nowych konstrukcji, wind, systemów zaopatrzenia w wodę itp. W Europie, w tym również w Niemczech, była to bardziej moda i ambicje, trochę w duchu legendarnej Wieży Ba-
xzcksjckdsljfds
bel, niż konieczność. Działek i gruntów nie brakowało, Wrocław to nie było Chicago. Nie można również zapominać o wielokrotnie większych kosztach realizacji wieżowców w porównaniu z obiektami niższymi, nie wymagającymi tak drogich materiałów, stabilizacji gruntu itd. Z pomysłów Berga żaden nie doczekał się realizacji, ale sama idea zaowocowała po kilku latach dwoma obiektami – budynkami Sparkasse Heinricha Rumpa na styku Rynku i Pl. Solnego, oraz Poczty przy dzisiejszej ul. Krasińskiego. Jeśli ten drugi, oddalony od strefy Rynku, nie ingeruje swą bryłą w sylwetę historycznego Wrocławia, to pierwszy jest dość brutalną dominantą w istniejącej zabudowie. Jest to tym bardziej zdumiewające, że dekadę później, gdy Niemcy zajęli w 1939 r. Kraków, to niezwykle ostro skrytykowali o wiele niższy budynek Feniksa autorstwa Adolfa Szyszko-Bohusza, wystawiony w pierzei A-B Rynku Głównego i obniżyli jego attykę.
Ale ta skala i forma jednak nie przyjęła się we Wrocławiu? Jakie inne utopijne idee sugerowane były w mieście?
Można do tego kręgu zaliczyć wspomniane wizje Maxa Berga, z których najciekawsze to rysunki ogromnego budynku biurowego przy Lessingplatz (obecnie pl. Powstańców Warszawy), szkic zabudowy ul. Tęczowej w pobliżu dworca Świebodzkiego oraz szkic potężnego wieżowca w Rynku. Nie były to sensu stricto projekty, choć tak są najczęściej określane w literaturze; wyglą-
xzcksjckdsljfds
dają bardziej na teoretyczne próby wpisania wielkich gabarytowo budynków w zabudowę miejską. Wszystkie mają dość nowoczesne elewacje, duże oka, a bryły są albo bardzo zgeometryzowane i zbudowane na bazie sześciennego modułu, albo zaokrąglone i zwężające się ku górze – jak te ze szkicu budowli przy ul. Tęczowej. Nieco inny jest szkic wykonany do projektu konkursowego na budynek zarządu miasta i straży pożarnej (1927) przy wspomnianym już
Lessingplatz. Zespół brył – środkowa, niska, o wyraźnie horyzontalnym charakterze, wygięta dzięki nawiązaniu do łuku Odry i flankujące ją potężne masywy o pionowych, silnych podziałach – ma charakter bezstylowy, choć można wyczuć w nim dalekie echa gotyku. Drugim, wielkim wizjonerem tamtego okresu był we Wrocławiu
Hans Poelzig. Jego najbardziej niezwykłe dzieło to niewątpliwie nieistniejące już wnętrze Teatru Wielkiego (Grosses Schauspielhaus) w Berlinie, a spośród wrocławskich wizji wskazać można niezrealizowany projekt domu towarowego Leonharda Tietza oraz restauracji przy ul. Świdnickiej z 1929 r. Piramidowy układ okrągłych części budynku restauracji mógł być dalekim echem jego Wieży Górnośląskiej z 1911 r., wzniesionej na terenach targowych w Poznaniu.
Co wniosły do architektury i urbanistyki Wrocławia osiągnięcia III Rzeszy i z czego wynikały te zmiany trendów estetycznych?
Wrocław był dużym miastem niemieckim, stolicą prowincji, więc czekała go nieuchronna, radykalna przebudowa. Realizacja urbanistycznych projektów z okresu III Rzeszy została szczęśliwie dla miasta zaledwie rozpoczęta. Ich autor, Werner March, przewidywał bowiem dość obszerne wyburzenia zabytkowej tkanki architektury Wrocławia, które miały pozwolić na realizację kilku głównych projektów: osi północ-południe (od Odry, wzdłuż obecnej ul. Piotra Skargi, aż do Dworca Głównego), budowy nowego kompleksu uniwersyteckiego, przebudowy obecnego pl. Wolności oraz urządzenia ogromnego forum – placu defilad (na wysokości Bastionu Ceglarskiego), obowiązkowego dla każdego miasta-siedziby Gauleitera. Ofiarą tych planów miało paść wiele obiektów zabytkowych, jak np. budynek Akademii Sztuki, gmach Rejencji (obecne Muzeum Narodowe), kościół i klasztor Bernardynów i wiele innych. Zrealizowano te plany w niewielkim stopniu – jedną z „pamiątek” tego planu jest obszerny budynek ówczesnych władz – dzisiaj siedziba Urzędu Wojewódzkiego. Z innych, większych obiektów warto wskazać funkcjonujący do dziś szpital wojskowy przy ul. Czerskiej, dawny Urząd Pracy przy ul. Pomorskiej i Cybulskiego (obecnie siedziba Archiwum Państwowego i Uniwersytetu), rozbudowę obecnego Stadionu Olimpijskiego, nowe skrzydło dawnej rozgłośni Schlesische Funkstunde A.G. (obecnie siedziba wrocławskiej rozgłośni radiowej.
prof. dr hab. Janusz L. Dobesz
Były to zatem zmiany odzwierciedlające ówczesny system polityczny. Każdy taki system, zwłaszcza o charakterze reżimu, wręcz lubuje się w urządzaniu różnych placów defiladowych, wielkich budowli rządowych oraz pomników. Te ostatnie są zazwyczaj burzone z chwilą końca jednego systemu i początku drugiego, chyba że można je zaadoptować dla nowych celów lub idei. Akurat takich pomników we Wrocławiu nie było, a urbanistyczne i architektoniczne realizacje i projekty III Rzeszy wspomniałem powyżej. Ich ogólną cechą był monumentalny klasycyzm w duchu „germańskiej tektoniki”. Nowy, socjalistyczny reżim odcisnął na architekturze swoje, charakterystyczne piętno, w przypadku Wrocławia nie tak nachalne, jak np. w Warszawie. Bardziej ambitne realizacje – na przykład osi grunwaldzkiej (1953) nie doszły do skutku. Planowano tam (gdzie dziś stoją budynki wrocławskiego „Manhattanu”) plac defilad z wzorowanym na sowieckich (i warszawskim) pałacach kultury i nauki. Trzeba tu dodać, że nastroje społeczne nie zawsze odzwierciedlały oficjalne nastroje polityczne. Jeśli w III Rzeszy większość narodu popierała politykę państwową, przynajmniej w czasie sukcesów, to w epoce socjalizmu trudno byłoby mówić o jakimś ogólnym, społecznym poparciu.
Czy jakiś obiekt współczesny, zrealizowany po latach 90. może być dobrym estetycznym punktem odniesienia? Zbigniew Maćków zaprojektował
w miarę ciekawą rozbudowę domu handlowego Renoma, ale wnętrze to koszmar, bo minimalistyczny i niefunkcjonalny. Nie ma tam ani śladu po dawnym ukształtowaniu przestrzeni i wystroju. Budynek został zupełnie wypatroszony. W 100% zniknęło to, co było piękne. Podejrzewam, że tego chciał inwestor. Nowy garaż na zewnątrz bardzo dobrze wygląda. Powtarza tu formy Mendelsohna z Berlina. Ta fasada, pasowy sposób konstruowania, kształtowania elewacji był bardzo ładny, do tego przezroczysta klatka schodowa, niestety później zostało to pokryte kolorową folią. To prostackie rozumienie Mondriana, nie ma z nim nic wspólnego. Ładna architektura zakłócona przez nuworyszowskie pomysły.
Czy można przewidzieć nowy trend w architekturze? Czy przez to globalny rozmach, komercyjne wypaczenie rozumienia modernizmu, wyczerpanie tego tematu, nie doszło do jakiegoś punktu przegięcia? Może jesteśmy w przededniu jakiejś zmiany estetycznej?
Już dawno nastąpiło odejście od modernizmu. Błędem jest zbytnie rozszerzenie pojęcia modernizmu na budownictwo powojenne, zwłaszcza w Polsce, z lat 60. i 70. To nie jest żaden modernizm, to po prostu siermiężna pseudo-architektura.
prof. dr hab. Janusz L. Dobesz
Niektórzy nazywają to socmodernizmem. Czy można ułożyć jakiś język, definicje dotyczące modernizmu lub różnych jego złych interpretacji?
Pergola - monumentalne założenie w kształcie półelipsy na osi głównej Hali Stulecia na terenie Targów Wystawowych. Słupy z nietynkowanego żelbetu zwieńczone kratą dla winorośli. Arch. Hans Poelzig. Fot. Izabela Gajny.
Pewne ośrodki chcą zajmować się w dalszym ciągu modernizmem, w związku z tym wszystko już zaczyna nim być. Wszystkie te blokowiska i tak dalej, wszystkie są uważane za modernizm.
Taka jest moda teraz, moda na to słowo.
Tak, a to, moim zdaniem, to już po prostu nie jest modernizm. To jest jakieś tam budownictwo lat 60.
Przypadkowe.
Tak. Nie wszystko musi być nazwane. Kiedyś nie było mowy o stylu. W średniowieczu nikt o tym nie mówił. Istniała pewna konkurencja między architekturą świecką a sakralną i na ogół ta druga wygrywała wysokością. Teraz już tego nie ma.
Bo i sacrum jest inne.
Nie ma już po prostu tej potrzeby. Jest tylko zwykła bezsensowna dewiacja jak Licheń czy inne świątynie. W zasadzie skończyła się moda na taką architekturę i trzeba dobrego architekta, żeby wymyślić dobrą regułę. Nie ma dobrych monumentalnych świątyń, może gdzieś malutkie kościółki. Ale dobry architekt zawsze się wybroni. Jak Witold Cęckiewicz, który zaprojektował Muzeum Bitwy Grunwaldzkiej: większa część muzeum jest nakryta ziemią z jedną ścianą szklaną. To było w latach 60., kiedy niby wszędzie dominowały socrealia, ale ten projektant był ponad, był bardzo zdolnym twórcą, żadne ograniczenia nie były go w stanie wyhamować.
xzcksjckdsljfds
Jak uzupełnić istniejący urbanistyczny bałagan i kto lub co może mieć na to wpływ?
Pierwsza rzecz, od której powinno się zacząć zmiany, to wprowadzenie ustawy o architekturze.
I być może rozgraniczenie projektu na dwie fazy: projektową, koncepcyjną i dopiero później budowlaną?
Ustawa powinna generalnie regulować wszystkie rzeczy związane z urbanistyką i architekturą. Wyznaczyć, na przykład, wielkości, gabaryty, jakie może mieć architektura w danej części krajobrazu miejskiego, czy wiejskiego.
Sztywne plany miejscowe nie sprzyjają dobrym projektom. Powinien istnieć dobrze wypracowany system negocjacyjny i opiniujący, a dla większych projektów rozsądna burza mózgów wśród władz, mieszkańców i autorytetów.
Kiedyś Stefan Müller jako architekt miejski we Wrocławiu utworzył radę, która dyskutowała o tych największych projektach. To musi być system elastyczny, ale tworzony przez mądrych, kompetentnych ludzi.
Tak działał CABE w UK - czyli skuteczny system selekcji projektów, oceniania, wydobywania z nich najlepszych, wartościowych cech. Projekty po prostu przechodzą cenzurę, razem pracuje się nad najlepszym efektem.
Szkoda, że we Wrocławiu już nie ma takiej rady. Ale musi ona podchodzić do swych zadań życzliwie, twórczo, a nie złośliwie.
xzcksjckdsljfds
Musi być dużo zdrowego rozsądku, dobrego gustu i mądrości, przewidywania, ale tego się nie da nauczyć. Dobry gust jakoś można kształtować w szkołach, i to na wszystkich polach, bo ludzie muszą być oczytani i muszą wiedzieć, kto to był, na przykład Federico Fellini. Po prostu musi być wyższy poziom kultury powszechnej.
Jaki będzie udział nowych technologii w kształtowaniu życia miasta? Kolejne modne hasło to smart city – czujniki, kamery, symulacje, pełna automatyzacja. Po co nam to?
To się może też odwrócić przeciwko mieszkańcom. W idei smart city chodzi też przecież o sprzedaż nowych technologii przez firmy, często globalne, a przede wszystkim o późniejsze serwisowanie tych produktów. Nadmierna automatyzacja powoduje większe ryzyko awarii. To są pozorne zyski, które mają czarować laicką publiczność.
Czego w takim razie potrzebuje miasto? Oprócz wspomnianych wcześniej usprawnień komunikacyjnych brakuje dobrej sztuki ulicznej, pomników. Na tę rzecz powinny działać komisje złożone z naprawdę dobrych artystów.
A może bardziej rzeźby niż pomniki?
W Londynie deweloperzy mają narzucony obowiązek umieszczania sztuki w przestrzeni publicznej.
Tak. Spośród powojennych rzeźb we Wrocławiu, czy akcentów plastycznych, mogę wskazać może trzy-cztery, które są rzeczywiście dobre. W Paryżu, Londynie, czy w Berlinie sztuka jest obecna
w przestrzeni miasta, zmienna, oderwana od symboli narodowych, a my tutaj mamy hurrapatriotyczne szkarady tworzone przez podrzędnych artystów. Należałoby odrzucić modne powiedzenie, że o gustach nie powinno się dyskutować. Stanowi ono często usprawiedliwienie dla kiczu i kompletnego bezguścia. Osobiście jestem zdania, że należy nad tym dyskutować, i to bardzo energicznie, a przy tym kompetentnie. Bez takich dyskusji Polsce i Wrocławiowi grozi erupcja złej architektury, kiczowatych pomników, którym nic nie pomogą najpiękniejsze idee, najbardziej patriotyczne treści i wzruszające przesłania. To nie zastąpi dobrego gustu, który na razie należy do dóbr wyjątkowo deficytowych.
prof. dr hab. Janusz L. Dobesz
Post Scriptum
Tezy dla Dolnego Śląska
⇢ Wrocław będzie coraz bardziej otwierał się na region. Będziemy mieszkać gdzieś wśród lasów i wód Przedgórza Sudeckiego, a pracować z domu on-line lub dojeżdżać do pracy do największych dolnośląskich miast. Albo na odwrót: mieszkając we Wrocławiu będziemy coraz więcej czasu spędzać na dolnośląskiej prowincji – jako kuracjusze, turyści, właściciele „drugich domów”. To dobry trend, bo Wrocław i Dolny Śląsk stanowią jedną całość. Stolica regionu nie powinna odwracać się od niego, a on od niej (niestety czasem bywa inaczej).
Wierzymy, że Dolny Śląsk ma swój charakter. I że należy go zgłębiać i wzmacniać. Zacząć można od architektury, urbanistyki i estetyki. Potrzebne są jednak odpowiednie narzędzia. Spisaliśmy ich wstępną listę, koncentrując się na temacie architektury sudeckiej. To jedna z najciekawszych tradycji Dolnego Śląska. Lista jest propozycją roboczą, do ewentualnej dyskusji z zainteresowanymi osobami, środowiskami, instytucjami. Zapewne każdej wartościowej tradycji przydałby się taki zestaw narzędzi.
Dlaczego właśnie architektura sudecka wydaje nam się tak istotna? Bo wraz ze swoim otoczeniem – Sudetami, Przedgórzem Sudeckim – jest świetnym przykładem równowagi między naturą a kulturą. Warto nie tylko pielęgnować istniejącą zabudowę tradycyjną, ale też (w uzasadnionych przypadkach) odtwarzać tę nieistniejącą. W ten sposób przywracalibyśmy oryginalny kształt krajobrazu kulturowego ziem historycznie zamieszkałych przez kilka narodów. Regionalizm architektoniczny to forma zapisu lokalnej kultury i tradycji regionu w krajobrazie – jej wizytówka. Prawidłowe odczytanie i interpretacja, jak również utrwalanie tego zapisu oraz jej przetwarzanie w warunkach współczesnych są oznaką akceptacji tożsamości miejsca. Kontynuacja lokalnej tradycji w architekturze jest jednym z warunków istnienia ładu przestrzennego. By wzmacniać potencjał kulturowy Dolnego Śląska, warto podjąć szereg działań strategicznych. Ich celem jest ochrona charakteru regionu, w tym lokalnych wartości krajobrazowych. W niektórych przypadkach pomocne mogą być istniejące instrumenty prawne (choćby tzw. ustawa krajobrazowa), w innych należałoby zapewne pomyśleć o nowych przepisach i praktykach w działaniu różnych instytucji.
Co zatem robić?
• Opracować architektoniczne i urbanistyczne charakterystyki poszczególnych części Dolnego Śląska.
Na poprzedniej stronie szkic autorstwa Zbigniewa Tyczyńskiego, architekta krajobrazu i regionalisty, doktoranta PWr.
• Stworzyć bazy wiedzy o tradycyjnych materiałach budowlanych i detalach stosowanych na Dolnym Śląsku, w tym o dominujących typach zabudowy, jej skali, formie i geometrii, o architekturze krajobrazu (ogrodzeniach, nawierzchni, roślinności), stosowanych materiałach, rodzajach dachów oraz stolarce okiennej i drzwiowej.
• Otoczyć opieką rzemiosło budowlane i inne ginące zawody, w tym (w uzasadnionych przypadkach) odnawiać zawody i rzemiosło historycznie związane z regionem.
• Opracować wyczerpującą monografię dolnośląskiego regionalizmu.
• Wypracować kanon i zasady budownictwa regionalnego na Dolnym Śląsku.
• Zdefiniować język lokalnej architektury w taki sposób, aby mógł on być zastosowany w nowych realizacjach.
• Zwiększyć rolę regionalizmu w nauczaniu architektury.
• Wzmocnić działania na rzecz regionalizmu odpowiednimi procedurami kontrolnymi i systemem szkoleń dla urzędników zajmujących się tą tematyką.
• Konsultować projekty pod względem estetycznym, nie tylko pod względem warunków technicznych.
• Stworzyć miejsce promocji lokalnej twórczości, odrodzenia rzemiosła i sztuki –we Wrocławiu, ale może też w wybranych innych miejscach regionu.
• Podnosić świadomość i poziom wiedzy mieszkańców Dolnego Śląska o wartości i kondycji miejscowego dziedzictwa kulturowego, ukształtowania krajobrazu oraz form architektury i urbanistyki regionalnej.
• Utworzyć Centrum Tradycyjnego Budownictwa i Sztuk Rzemieślniczych oraz Szkołę Rzemiosł Budowlanych, współpracującą z lokalnymi ośrodkami akademickimi.
• Podjąć działania na rzecz bardziej aktywnej współpracy transgranicznej w dziedzinie regionalnej architektury i urbanistyki.
Przy kształtowaniu nowej zabudowy wraz z elementami krajobrazu oraz wdrażaniu planów miejscowych, należy zwracać szczególną uwagę na:
• konieczność powrotu (tam, gdzie to możliwe) do historycznej linii zabudowy, z odtworzeniem krzywizn i nieregularności wynikających z historycznych i krajobrazowych uwarunkowań;
• potrzebę odtworzenia istniejących detali, w tym przede wszystkim detali historycznych ogrodzeń i zieleni towarzyszącej skupiskom mieszkalnym;
• konieczność likwidacji (w miarę możliwości) elementów dysharmonijnych;
• likwidację nasadzeń i konstrukcji niezgodnych z charakterem regionu;
• potrzebę rekonstrukcji (na podstawie istniejącej bogatej ikonografii) obiektów, których powojenne wyburzenia zniszczyły istniejący ład urbanistyczny.
Takie działania przyczynią się nie tylko do poprawy estetycznego wizerunku Dolnego Śląska, ale także do poprawy jakości życia, zwiększenia atrakcyjności dla odwiedzających, a w dalszej perspektywie umożliwią utworzenie sieci satelickich miasteczek i wsi odciążających Wrocław. Tylko skoordynowane działania na rzecz regionu zapewnią dolnośląskim miastom i miasteczkom możliwość odrodzenia i rozwoju.
Izabela Gajny, Łukasz Medeksza, Zbigniew Tyczyński, Eryk Nowak
Izabela Gajny
architekt i urbanista, od 2002 r. projektuje budynki w Wielkiej Brytanii, Polsce i krajach Europy Środkowej. Specjalizuje się w wysokiej jakości
architekturze w strefach konserwatorskich oraz strefach chronionego krajobrazu naturalnego i kulturowego, w tym w rewitalizacjach i przebudowach istniejących budynków historycznych i zabytków m.in. w Westminster, Kensington & Chelsea oraz Richmond oraz Chilterns Area of Outstanding Natural Beuty (AONB), Surrey Hills (AONB) oraz South Downs National Park. Współautorka (wraz z Magdaleną Prosińską i Andrzejem Brunonem Kutiakiem) „Przewodnika Projektowego dla Miasta Ogrodu Podkowa Leśna” (2014). Publikacja zdobyła nagrodę w konkursie MKiDN oraz NID. Absolwentka Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej. Stowarzyszona w Dolnośląskiej Okręgowej Izbie Architektów (DOIA), w Royal Institution of British Architects (RIBA) oraz w brytyjskim oddziale INTBAU (International Network for Traditional Building, Architecture & Urbanism). W latach 2010–2014 współtworzyła polski oddział INTBAU. Współorganizowała międzynarodową konferencję INTBAU: „Tradycja i Dziedzictwo we Współczesnym Obrazie Miasta” (Kraków, maj 2014) oraz wycieczkę studialną Warsaw Study Tour: „Tradycja i Dziedzictwo we Współczesnym Obrazie Warszawy” (Warszawa, maj 2014) poświęconą odbudowie Warszawy. Uczestniczka międzynarodowych i ogólnopolskich konferencji dotyczących projektowania miast, dziedzictwa i ochrony zabytków. Interesuje się zagadnieniami tradycji w budownictwie, architekturze, rzemiośle i kulturze. Bada detale regionalne i lokalne oraz charakter i tożsamość miejsc.
Łukasz Medeksza
kulturoznawca. Koordynator projektu Foresight Społeczny Wrocław 2036/2056 realizowanego w ramach Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Sekretarz powołanego przez Prezydenta Wrocławia zespołu opracowującego nową strategię tego miasta (od 2016). Koordynator zespołu przygotowującego nową strategię Kłodzka (2016). Członek Zarządu Głównego Towarzystwa Urbanistów Polskich (od 2015), wcześniej sekretarz (2009-2012), a następnie wiceprezes (2012-2015) wrocławskiego oddziału tej organizacji. Członek-założyciel Stowarzyszenia INTBAU-Polska (2016; INTBAU = International Network for Traditional Building, Architecture & Urbanism). Członek Rady ZIT WrOF (od 2015). W latach 2010-2016 pracował w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Dolnośląskiego, gdzie m.in. brał udział w pracach nad Strategią Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego na Dolnym Śląsku do roku 2020 i nad Regionalnym Programem Operacyjnym 2014-2020. Współautor (wraz z Katarzyną Uczkiewicz) książki Ziemie
Zachodnie: zrób to sam. Wywiady opublikowane w kwartalniku „Pamięć i Przyszłość” w latach 2008-2013 (2015). W latach 2000-2010 dziennikarz, publicysta, redaktor różnych dolnośląskich mediów, m.in. „Gazety Wyborczej Wrocław”, „Słowa Polskiego”, „Gazety Wrocławskiej”, „Panoramy Dolnośląskiej”, Radia Wrocław. W Instytucie Kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego pisze doktorat o samorządowych strategiach rozwoju zorientowanych na wartości.
Alina Drapella - Hermansdorfer architekt, profesor nadzwyczajny, kierownik Zakładu Kształtowania Środowiska na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej, wice przewodnicząca Komisji Architektury i Urbanistyki we wrocławskim oddziale PAN. Związana z problematyką zrównoważonego rozwoju oraz nurtem tzw. urbanistyki krajobrazowej. Brała udział w interdyscyplinarnych opracowaniach planistycznych poświęconych parkom narodowym i krajobrazowym, oraz pracach studialnych, jak studium granic Szczytnickiego Zespołu Przyrodniczo-Krajobrazowego, Strategia rewaloryzacji parku Szczytnickiego czy Błękitna Strategia Wrocławia. Jest współautorką projektu parku Tysiąclecia, koncepcji ogrodu Chińskiego oraz parku Mamuta, wytypowanego do realizacji w ramach WBO 2014. Należy do grona członków założycieli kierunku architektura krajobrazu na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu (2000 r.). Na macierzystym Wydziale reprezentuje nurt architektury zrównoważonej, który pogłębia wraz z zespołem w ramach specjalnej ścieżki dydaktycznej (od 2013 r.). Autorka licznych publikacji naukowych i popularno-naukowych, promotorka 12 prac doktorskich o zbliżonej problematyce. Od roku 2000 organizuje zagraniczne seminaria wyjazdowe pn. Krajobrazy XXI wieku. Własne doświadczenia i obserwacje ze świata stara się wykorzystać w pracach na rzecz miasta, jako członek Rady ds. Ekologii i Zieleni przy Prezydencie Wrocławia.
Małgorzata Chorowska architekt, profesor nadzwyczajny Politechniki Wrocławskiej, absolwentka Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej, tam doktoryzowana i habilitowana w specjalności historia i teoria architektury). Swoje pierwsze pasje badawcze skierowała ku zabytkowej zabudowie i urbanistyce tego miasta. Specjalizuje się w prowadzeniu tzw. badań architektoniczno-archeologicznych. Jej aktualne zainteresowania naukowe koncentruje się na czterech obszarach badawczych: historii kamienicy mieszczańskiej, historii budowy miast, historii architektury obronnej i rezydencjalnej oraz konserwacji zabytków. Studia i badania kamienicy mieszczańskiej prowadzi niemal od początku swej działalności naukowo-badawczej. Zagadnieniu średniowiecznej kamienicy mieszczańskiej we Wrocławiu poświęciła swoją prace doktorską, a kamienicom i karczmom piwnym w Świdnicy – monografię profesorską. Przeprowadziła poszukiwała reliktów najstarszych ceglanych domów mieszczańskich Wrocławia znajdujących się w piwnicach obecnych kamienic stojących przy Rynku. Przebadała kilkadziesiąt remontowanych kamienic i prowadziła badania wykopaliskowe reliktów kamienic rozebranych do piwnic i fundamentów w miastach Dolnego Śląska i niemieckim Görlitz. Drugi obszar zainteresowań naukowych, to badania skoncentrowane na początkach miast lokacyjnych na Śląsku – rekonstrukcji ich pierwotnej parcelacji, rozmierzenia działek budowlanych oraz dalszych przemian polokacyjnych. Fundamentalne ustalenia wniosły badania nad początkami zamków na Śląsku, w tym dotyczące reliktów zamku piastowskiego na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu. Większość powadzonych przez nią studiów obiektów zabytkowych miała wymiar praktyczny i służyła celom konserwatorskim.
Jan Waszkiewicz
profesor Politechniki Wrocławskiej, specjalista od zarządzania strategicznego, matematyk, samorządowiec. W latach 1998-2001 pierwszy Marszałek Województwa Dolnośląskiego. Współautor m.in. pierwszej strategii Dolnego Śląska, pierwszej i drugiej strategii Wrocławia, strategii Świdnicy oraz strategii Politechniki Wrocławskiej. Współautor (wraz z Romanem Galarem) koncepcji strategii zorientowanych na wartości. Autor książek „Jak Polak z Polakiem? Szkice o kulturze negocjowania” (1997) i „Od komunikacji do wspólnoty” (2002). W latach 70. i 80. pracował w Ośrodku Badań Prognostycznych Politechniki Wrocławskiej. W latach 90. kierował Instytutem Nauk Społecznych na tej samej uczelni, a po 2001 r. pracował przez kilkanaście lat na tamtejszym Wydziale Informatyki i Zarządzania. Przed 1989 r. działał w opozycji antykomunistycznej. Jeden z pomysłodawców i współorganizator Dolnośląskiego Forum Politycznego i Gospodarczego w Krzyżowej, a także jeden z inicjatorów Dolnośląskiego Certyfikatu Gospodarczego. Wpółtwórca wraz z prof. Romanem Galarem pierwszej strategii Województwa Dolnośląskiego.
Odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2011) oraz Odznaką Honorową za Zasługi dla Samorządu Terytorialnego (2015).
Michał Dębek
urbanista i psycholog. Absolwent Wydziału Architektury Politechniki Wrocławskiej oraz Instytutu Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego, w którym jest dziś adiunktem. Na uczelniach tych prowadzi m.in. autorskie zajęcia dotyczące psychologii w przestrzeniach miejskich, metodologii badań społecznych w projektowaniu architektoniczno-urbanistycznym oraz laboratorium ludzkich doświadczeń w różnych przestrzeniach. W działalności naukowej, od czasu doktoratu dotyczącego indywidualnych uwarunkowań odbioru obiektów architektonicznych, zajmuje się relacjami ludzi z ich środowiskami fizycznymi. Szczególnie interesuje się problematyką doświadczania przez ludzi przestrzeni handlu i usług, a także ogólną jakością życia mieszkańców współczesnych miast.
Janusz L. Dobesz profesor zwyczajny Politechniki Wrocławskiej, ur. 5 sierpnia 1944 r. w Krakowie. Matura 1966 r. we Wrocławiu, w 1970 r. rozpoczął studia historii sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim, następnie studia doktoranckie, a następnie pracę na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej. Po przejściu wszystkich etapów – od 2011 r. profesor zwyczajny. Główne zainteresowania – architektura XIX i XX w., architektura przemysłowa, architektura i sztuka III Rzeszy. Do chwili obecnej wypromował 10 doktorów.
Krystyna Kirschke
dr hab. inż. arch. prof. nadzwyczajny Politechniki Wrocławskiej. Współtworzyła z prof. Edmundem Małachowiczem na Wydziale Architektury Zakład Konserwacji i Rewaloryzacji Architektury i Urbanistyki. Oprócz zajęć dydaktycznych prowadzi działalność naukową i badawczą, dotyczącą architektury XIX i XX w. we Wrocławiu i na Śląsku, czego rezultatem jest kilkadziesiąt publikacji, w tym dwie książki. W autorskiej pracowni, wraz z mężem Pawłem, opracowała liczne studia konserwatorskie i projekty rewaloryzacji obiektów zabytkowych, m.in.: Ratusza Miejskiego, Biblioteki Uniwersyteckiej, domów handlowych „Feniks” i „Renoma”, kamienicy „Pod Złotą Koroną” i Browaru Piastowskiego. Za rewaloryzację „Renomy otrzymała Nagrodę SARP w konkursie na najlepszy obiekt zrealizowany w Polsce w 2009 r., a za odtworzenie Dworca Głównego PKP (projekt wykonany przez biuro Grupa 5 Architekci) Dolnośląski Laur Konserwatorski.
Paweł Kirschke
dr hab. inż. arch. pracuje na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej w Katedrze Architektury Użyteczności Publicznej. Jest autorem trzech książek oraz ponad stu artykułów, ekspertyz i studiów konserwatorskich, w tym dotyczących kluczowych dla rozwoju Wrocławia opracowań dla rejonów: ul. Świdnickiej, Placu Wolności i Dworca
Głównego PKP. Jest też aktywnie działającym architektem, specjalizującym się w projektach obiektów komercyjnych, m.in.: domów handlowych Rynek 48, 49 i 50, „Feniksa”, „Renomy” i „Kameleona”. Za projekt przebudowy Domu Handlowego „Renoma” (wykonany w Pracowni Projektowej Maćków) otrzymał w 2009 r. Nagrodę SARP. W 2013 r. wykonany pod jego kierunkiem projekt dyplomowy Transformation TXL zdobył główną nagrodę w dziedzinie architektury, w 158. edycji konkursu im. Karla Schinkla w Berlinie.
Michał Suffczyński
absolwent Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej i University of Detroit Mercy. Stypendysta Fundacji Residenza Universitaria Internazionale (Rzym 1990) i Rządu Republiki Włoch (Perugia 1991, Siena 1997). Uczestnik wymiany naukowej między Wydziałem Architektury Politechniki Warszawskiej i Faculty of Architecture uniwersytetu w Detroit, gdzie studiował, a następnie wykładał komunikację wizualną. W latach 2000–2008 asystent, obecnie adiunkt w Pracowni Rysunku, Malarstwa i Rzeźby Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Doktorat „Rysunek strukturalny w prezentacji przestrzeni architektonicznej” został wyróżniony nagrodą Ministra Infrastruktury (promotor: prof. dr hab. inż. arch. Lech Kłosiewicz). Twórca ilustracji w technikach rysunkowych i akwareli dla mediów, agencji reklamowych, firm architektonicznych i kolekcji prywatnych. Autor panoramy centrum Warszawy dla Cushman&Wakefield. Jeden z założycieli Stowarzyszenia Akwarelistów Polskich. Prezentuje prace w galeriach sztuki w Warszawie, Łodzi, Poznaniu, Toruniu, Gdańsku, Krakowie oraz w Zakopanem. Uczestnik międzynarodowych warsztatów urbanistycznych w Brukseli, Kairze, Berlinie, Bukareszcie i Sankt Petersburgu (współpraca z Duany Plater-Zyberk & Company), plenerów malarskich w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą, Toruniu, Arezzo (Toskania), na Sycylii i w Perth (Australia) oraz wystaw zbiorowych i indywidualnych. Autor książek o rysunku i akwareli.
Miasto Przyszłości / Laboratorium Wrocław
Foresight Społeczny Wrocław 2036/2056 Wrocław 2016
© Biuro Festiwalowe IMPART 2016
ISBN: 978-83-946602-4-6
Redaktor prowadzący serii „Strategie dla Miasta Przyszłości”: Łukasz Medeksza
ISBN serii: 978-83-946602-6-0
Książka ukazała się także w języku angielskim pod tytułem: „The City of Beauty and Character”
Redaktor tomu: Izabela Gajny
Tłumaczenie: Best Text Daniel Korcz
Ilustracje: Michał Suffczyński
Fotografie: Izabela Gajny
Redaktorzy tomów serii: Kamila Kamińska, Aleksandra Snitsaruk, Małgorzata Pięta-Kanurska (tom 0), Grzegorz Lewicki (tom 1), Marta Żakowska (tom 2), Izabela Gajny (tom 3), Tomasz Bojęć (tom 4)
Oprawa graficzna: Marcin Rosiński / behance.net/marcin_rosinski
Zespół programowy Miasto Przyszłości / Laboratorium Wrocław: Edwin Bendyk (kurator)
Anna Wyganowska-Błażejewska (główny koordynator)
Magdalena Klich (koordynacja)
Kuba Żary (komunikacja)
Patrycja Kochanek (produkcja)
Jolanta Kludacz (administracja)
Alicja Kania (social media)
Zespół Foresightu Społecznego Wrocław 2036/2056:
Łukasz Medeksza (koordynator)
Kamila Kamińska (koordynatorka procesu uspołecznienia Foresightu)
Michał Frycz (zastępca koordynatora)
Artur Łysoń (asystent)
Tomasz Kasprzak (facylitator warsztatów foresightowych)
Karolina Wanat, Marcelina Wróblewska (warsztaty)
Biuro Festiwalowe IMPART 2016 ul. Komuny Paryskiej 39-41 50-451 Wrocław www.wroclaw2016.pl
Publikację dofinansowano ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego
www.miastoprzyszlosci.wroclaw.pl