fzp - fryty z polonem

Page 8

Wanda L ✖ HALINA

WANDA L / HALINA Halina Korbas czuje się jak samolot, który może sobie najwyżej pojeździć w tę i we w tę po pasie startowym. O lataniu nie ma mowy. To jej mąż jest tym trefnym lotniskiem. Halina chciałaby wiele. W jej życiu nic jednak nie jest możliwe, odkąd Henryk przeszedł na rentę, a ona wyrabia teraz półtora etatu. Nie chodzi zresztą o pracę. Praca to jej jedyna odskocznia od tego co w domu, to właściwie klasa biznesowa w tym nielatającym samolocie. Halina mogłaby mieć nawet dwa etaty albo mieszkać w szpitalu, byle tylko nie musieć wracać co wieczór do ciasnego mieszkania na osiedlu, w którym nie da się nie spotkać Henryka, którego ekspansywność gwałtownie ostatnio wzrosła i dalej na tendencje zwyżkowe. Nie chodzi nawet o to, że już się z mężem nie kochają, chociaż się nie kochają. Nie chodzi nawet o to, że się nie lubią, choć się nie lubią. Chodzi o to, że Henryk zdziwaczał. Chodzi o to, że ona się go wstydzi. Wstydzi się. Żeby chociaż z domu nie wychodził, już by ona po pracy zrobiła te zakupy, wyniosła śmieci, choć i z tym problem, bo od czasu renty Henryka domowa produkcja śmieci ustała prawie całkowicie. A nie, że on łazi, pokazuje się, ta broda nieogolona, ubrania niezmieniane miesiącami. Wszyscy ich tu znają, w sklepie, sąsiedzi, znajomi z pracy, też z osiedla. A ten łazi rozchełstany, nieogolony, nieumyty i znosi do domu te sterty śmieci. Dawniej zbierał tylko znaczki i monety. Trzymał je w klaserach, na półce, nic nie mówiła. Kolekcjonował wszystkie serie filmów na dvd dodawane do gazet codziennych oraz przewodniki po najpiękniejszych miastach. Sama czasem coś obejrzała, dziecko niech książki czyta. Zbierał narzędzia, ale który mężczyzna ich nie zbiera? Lubił przechowywać butelki po dobrych alkoholach, ale te były dość nawet estetyczne z wyglądu i goście mogli na własne oczy zobaczyć co w domu się pija. Bo jakby otworzyć barek, to zaraz trzeba by częstować. Lubił tez pocztówki i płyty z muzyka poważną i rozrywkową. Miał ciekawą kolekcję ulotek ze szkół języków obcych, ale teraz to już zbiera wszystkie ulotki które dają na ulicy. Halina przecież nic nie mówiła na kolekcje długopisów i podstawek do piwa, ale znoszenie do domu woreczków foliowych i kolekcja biletów oraz paragonów, mogących się niby przydać w razie reklamacji, to już gruba przesada. Chleb chce Henryk reklamować? Masło? Papier toaletowy? Najpierw mu kradła. Podbierała. Trochę tego, trochę tamtego. Wtedy jeszcze kolekcje były niekontrolowane, składowane chaotycznie, w pudełkach i puszkach; ale potem Henryk zbierał też i pudełka i puszki. Poza tym szybko się zorientował i zaczął prowadzić rejestry. Notuje każdy nowy egzemplarz czegokolwiek. Każda kolekcja ma swój własny zeszyt, z czego utworzyła się kolekcja zeszytów. Halina nie wie co on tam w nich bazgrze, ale musi to robić skrupulatnie, bo zaraz wie, gdy czegoś braknie. Najgorsze są egzemplarze premierowe, dla których Henryk nie ma rubryki w swoich rejestrach. Wtedy kupuje nowy zeszyt, wpisuje je i w ten sposób rozpoczyna nową kolekcje. Halina boi się robaków. Boi się, że zalęgną się gdzieś między kubkami po jogurcie, a woreczkami po pieczywie czy ciastkach. Bo co jak nie domył dokładnie? Budzi się czasem w nocy, bo jej się wydaje, że coś dziwnie szura, może to myszy, tu nigdy nie było myszy, najwyżej mole. Budzi się w niej bunt, gdy musi doglądać porządku. Na bałagan nie umie sobie pozwolić. A właściwie na brud, bo jej definicja bałaganu została mocno

fzp2.indd 8

2012-02-26 21:11:49


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.