Życie w zachwycie

Page 1

Mnó Jestem stw o czło – w rzecz wieki ogó y m em s le ż nie ycie zad zczęśl jest ziwia iwym fasc i za . ynu chw jące yca !

e i c Ży ZACHWYCIE W

B

u h c u ł s i u ez wzrok z Krzysztofem Wostalem rozmawia Agnieszka Majnusz



872A_Zycie_w_zachwycie.indd 3

2017-09-25 21:44:30


Copyright © by Krzysztof Wostal & Agnieszka Majnusz 2017 All rights reserved Redaktor prowadzący: Ewa Stuła Redakcja: Agnieszka Lipińska Skład i łamanie: Monika Balwierz Projekt okładki: Amadeusz Targoński Zdjęcie na okładce: Archiwum Agnieszki Majnusz Zdjęcia zamieszczone w książce: Agnieszka Majnusz Druk i oprawa: WDN PAN Sp. z o.o. – Wrocław ISBN 978-83-7797-872-6 © Edycja Świętego Pawła, 2017 ul. Św. Pawła 13/15 • 42-221 Częstochowa tel. 34.362.06.89 • fax 34.362.09.89 www.edycja.com.pl • e-mail: edycja@edycja.com.pl Dystrybucja: Centrum Logistyczne Edycji Świętego Pawła ul. Hutnicza 46 • 42-263 Wrzosowa k. Częstochowy tel. 34.366.15.50 • fax 34.370.83.74 e-mail: dystrybucja@edycja.com.pl Księgarnia internetowa: www.edycja.pl

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 4

2017-09-25 21:44:30


Czy zdarzyło ci się myśleć o wzroku, słuchu i innych zmysłach? Czy zastanawiałeś się, jakby to było ich nie mieć? Czy kiedykolwiek choć przez chwilę uświadomiłeś sobie, że oglądasz świat dzięki swoim oczom? Myślałeś o tym, czy twoje życie miałoby ten sam wymiar, gdyby pozbawiono cię choć jednego zmysłu? A jeśli nagle lub stopniowo utraciłbyś je wszystkie? Czy nadal potrafiłbyś cieszyć się życiem? Czy umiałbyś odnaleźć sens i siłę, aby budzić się codziennie do życia? Czy w ogóle chciałbyś wstawać z łóżka w takiej sytuacji? Czy takie życie może mieć jakikolwiek sens, znaczenie? Po co wstawać, jeśli się nie widzi? Po co się budzić, jeśli się nie słyszy? A jeśli pewnego dnia rano stwierdziłbyś, że nie tylko nie widzisz i nie słyszysz, ale również nie czujesz zapachów ani smaków? Czy spotkałeś kiedykolwiek osobę, która była w takiej sytuacji? Czy zastanawiałeś się, czy takie osoby istnieją? Być może słyszałeś kiedyś o Helen Keller, słynnej głuchoniewidomej, która nie tylko nauczyła się żyć ze swoją głuchoślepotą, ale również czerpać z życia jak najwięcej. Była głuchoniewidoma od najwcześniejszego dzieciństwa. Jak podają źródła, straciła słuch, gdy miała zaledwie 5

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 5

2017-09-25 21:44:30


kilkanaście miesięcy, a komunikacji ze światem zewnętrznym uczyła się dopiero w wieku kilku lat. Mimo to nie tylko nauczyła się porozumiewać z otoczeniem, ale również skończyła studia, podróżowała, brała udział w konferencjach, wygłaszała przemówienia, była bardzo aktywna. Jak to możliwe? – zapytasz. Czy to dzięki osobowości, charakterowi, rodzicom, wychowaniu? A może dzięki nauczycielce, Anne Sullivan, którą Helen spotkała na swej drodze i która przez większą część życia ją wspierała? Może sprawiło to właściwe każdemu człowiekowi dążenie do rozwoju, przekraczania granic, pokonywania własnych ograniczeń, stawania się lepszym? Być może suma tych wszystkich czynników. Sama nie wiem i mimo że próbowałam dowiedzieć się jak najwięcej od Krzysztofa, by zrozumieć, w czym tkwi jego wyjątkowość i siła, to jednak wciąż pozostaję zadziwiona moim głuchoniewidomym przyjacielem. Krzysztof Wostal – magister pedagogiki, przedsiębiorca, właściciel firmy, szkoleniowiec, wykładowca uniwersytecki, mówca motywacyjny, społecznik, do czerwca 2017 roku wiceprzewodniczący zarządu Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym (TPG), członek Rady Fundatorów Polskiej Fundacji Osób Słabosłyszących (PFOS), kandydat na posła w wyborach parlamentarnych w roku 2015, pasjonat życia, podróżnik, wielbiciel kolei, kolekcjoner płyt z dobrą muzyką, wreszcie ojciec. A przy okazji… głuchoniewidomy. Które z tych określeń sprawia, że ten człowiek inspiruje swoim życiem i postawą tak wielu? Dlaczego tyle osób jest nim zafascynowanych? Czy tylko jego głuchoślepota wzbudza wśród ludzi takie zainteresowanie? Gdyby tak było i tylko fakt bycia głuchoniewidomym czyniłby go tak 6

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 6

2017-09-25 21:44:30


niezwykłym, Krzysztof nie wyróżniałby się niczym spośród około siedmiu tysięcy głuchoniewidomych w Polsce. Poznaliśmy się jak gdyby przypadkiem. Choć czy przypadki rzeczywiście istnieją? A może wszystko, co przypadkowe w naszym życiu, jest tak naprawdę celowe? Dopiero niedawno pojawiłam się w Towarzystwie Pomocy Głuchoniewidomym jako wolontariusz, a już miałam przyjemność i zaszczyt jechać na konferencję do Warszawy z jednym z naszych głuchoniewidomych. Jechaliśmy pociągiem, gdy mój towarzysz przypomniał sobie, że do Warszawy miał jechać również inny głuchoniewidomy ze Śląska. Postanowił zadzwonić do niego i gdy okazało się, że rzeczywiście jedziemy tym samym pociągiem, ten drugi głuchoniewidomy, którym był właśnie Krzysztof, powiedział, że przyjdzie do nas do przedziału. Nie minęło wiele czasu, gdy rzeczywiście zjawił się, i to sam – bez asysty! Byłam zaskoczona nie tylko tym, że jedzie sam pociągiem, ale również tym, że nikt go na pociąg nie odprowadził ani nikt na niego nie czekał, aby go w Warszawie odebrać. Jego osobowość, pozytywne usposobienie, uśmiech i energia od razu mi się spodobały i wiedziałam od samego początku, że chciałabym poznać go bliżej. Okazja nadarzyła się szybko. W tym czasie studiowałam podyplomowo psychologię i miałam wkrótce rozpocząć pisanie pracy dyplomowej. Ułatwiło mi to spełnienie pragnienia, które pojawiło się w trakcie naszej wspólnej podróży pociągiem: uczyniłam Krzysztofa jednym z bohaterów mojej pracy. Jej głównym tematem była transgresja osobista osób głuchoniewidomych. Opisywałam cztery takie osoby, bardzo wyjątkowe, które przez swoje codzienne działania i aktywność dokonują transgresji – co w skrócie oznacza przekraczanie granic. 7

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 7

2017-09-25 21:44:30


Nasze spotkania i rozmowy były dla mnie nie tylko okazją, by lepiej poznać tego niezwykłego człowieka, jakim jest Krzysztof, ale również zmotywowały mnie do większej aktywności życiowej. Podejście do życia Krzysztofa, jego styl, radość z naszych spotkań, to, jak przeżywał każdą chwilę, jak potrafił czerpać z życia pełnymi garściami, przemieniało mnie, tak że sama zaczynałam dostrzegać większą wartość każdego dnia i możliwości, które miałam. Być może czasem musimy zobaczyć siebie na tle innych, aby docenić to, co mamy. Nie chodzi mi o porównywanie się z innymi, zwłaszcza w wymiarze materialnym, lecz o to, co każdy z nas ma w swym wnętrzu: niepowtarzalny potencjał i nieograniczone możliwości, które czasem są – czy to przez nas, czy przez czynniki zewnętrzne, czy też przez inne osoby – skutecznie tłumione. Kiedyś sama nie wiedziałam, czym jest głuchoślepota i że można z nią normalnie funkcjonować, co więcej, nawet cieszyć się życiem! Im częściej spotykam się z tak zwanymi osobami zdrowymi, nie mogę wyjść z zadziwienia, jak trywialne często są nasze problemy. Wielokrotnie słyszałam również od zdrowych osób, że bycie głuchoniewidomym to musi być najstraszniejsza rzecz – coś, co trudno sobie w ogóle wyobrazić. Mam to szczęście i zaszczyt, że poznałam jego – Krzysztofa: nie tylko głuchoniewidomego, ale też, a może przede wszystkim szczęśliwego człowieka, czerpiącego z każdego dnia jak najwięcej i kochającego życie do granic możliwości. Od momentu spotkania go zaczęłam lepiej rozumieć świat osób głuchoniewidomych. Po kilku miesiącach zostałam zatrudniona w Towarzystwie Pomocy Głuchoniewidomym jako trener pracy w projekcie aktywizującym zawodowo osoby głuchonie8

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 8

2017-09-25 21:44:31


widome1. Dzięki tej pracy uświadomiłam sobie, że dążenie do samorozwoju, życie pełnią życia, dawanie z siebie zamiast czekania, aż świat coś nam da, nasze podejście do życia oraz nastawienie do siebie i innych ludzi nie ma nic wspólnego z naszą pełnosprawnością lub niepełnosprawnością. Ponieważ wiem i widzę, że przykład Krzysztofa odmienił w jakiś sposób życie kilku innych osób – nie tylko niepełnosprawnych, ale również zupełnie zdrowych – pomyślałam, że warto podzielić się jego wiedzą, doświadczeniem i mądrością oraz spisać je dla innych. Chciałam opowiedzieć, dlaczego Krzysztof i jego podejście do życia tak mnie zachwycają. Napisano o nim wiele prac magisterskich i artykułów, przeprowadzono z nim mnóstwo wywiadów, ale nie powstała jeszcze o nim książka. On sam o sobie mówi skromnie, że nie ma w nim nic interesującego i książka o nim będzie chyba bardzo nudna. A jednak Krzysztof wciąż fascynuje tak wielu. Czy więc książka o nim i jego życiu rzeczywiście może być nudna? Sami się przekonajcie. Wierzę, że warto – nie tylko o nim opowiedzieć, ale również brać z niego przykład. Być może dzięki tej książce ktoś spojrzy na swoje życie z nowej perspektywy, zobaczy siebie w innym świetle: jako człowieka bardziej świadomego, z nieograniczonymi pokładami energii i możliwości,

1

Głuchoniewidomi to osoby z jednoczesnym poważnym uszkodzeniem wzroku i słuchu. Wyróżnia się wśród nich cztery grupy. Do pierwszej należą osoby całkowicie głuche i całkowicie niewidome, do kolejnych – niewidome i słabosłyszące, głuche i słabowidzące oraz słabowidzące i słabosłyszące. Tych ostatnich jest najwięcej – stanowią około połowy wszystkich głuchoniewidomych.

9

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 9

2017-09-25 21:44:31


których uaktywnienie sprawi, że swoje życie również będzie przeżywać w zachwycie! Gdy wpadłam na pomysł napisania tej książki, nie wiedziałam jeszcze, jaki kształt ona przyjmie. Wspólnie z Krzysztofem uznaliśmy jednak, że forma rozmowy będzie najodpowiedniejsza. Nieraz słyszałam wiele pytań pod adresem Krzysztofa, choć nie zawsze kierowanych bezpośrednio do niego. Działo się tak zapewne z różnych przyczyn, czy to z przekonania, że dorosłym nie wypada zadawać takich pytań, czy to z obawy, że zostanie się posądzonym o wścibstwo. Gdy jesteśmy dziećmi, zadajemy bardzo wiele pytań i nie boimy się ich stawiać – mało jeszcze wiemy o świecie i chcemy go poznać. Kiedy jednak dorośniemy, często wydaje nam się, że wiemy już wszystko lub wystarczająco dużo, by przestać pytać. W przypadku kontaktu z osobami niepełnosprawnymi musimy się też zmierzyć z lękiem przed innością. Każdy z nas zwykle jest ciekawy inności, lecz nie każdy ma odwagę, by się na nią otworzyć. Wydaje mi się, że często sami stawiamy sobie bariery lub przyjmujemy stereotypowe wyobrażenia na temat, który wzbudza nasz lęk czy niepewność, po to aby móc się za nimi schować i uciec od tematu. Możemy wtedy dalej spokojnie i bezpiecznie egzystować, odgrodzeni od tego, czego się boimy. A boimy się, bo nie znamy. Sama doświadczyłam, że dzięki pracy z osobami głuchoniewidomymi moje spojrzenie na wiele kwestii życiowych i samą siebie zmieniło się, a wiele moich wewnętrznych barier zostało przełamanych. Dzięki pracy nad tą książką znów miałam okazję częściej spotykać się z Krzysztofem i na nowo go odkrywać – zupełnie jak odkrywa się miasto, przez które przedtem tylko się przejeżdżało, a teraz zwiedza się jego ukryte zakątki. 10

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 10

2017-09-25 21:44:31


Nasze spotkania i rozmowy odbywały się wieloetapowo: na początku były to spotkania przy kawie, najczęściej w jakiejś przyjemnej kawiarni w Bytomiu. W czasie tych spotkań prowadziliśmy zwykłą rozmowę, którą spisywałam bądź nagrywałam. Kolejny etap musiał odbywać się zdalnie, gdyż nadarzyła mi się niebywała okazja, aby przenieść się do Irlandii i zamieszkać na kilka miesięcy w pięknym, zacisznym domu na wzgórzu, z widokiem na morze, w spokojnej, małej miejscowości Enniskerry. Trudno wymarzyć sobie lepsze miejsce dla osoby, która chce napisać książkę! Od tego czasu nasze rozmowy z Krzysztofem prowadziliśmy przez telefon lub wysyłałam mu pytania mejlowo, a on nagrywał odpowiedzi i je odsyłał. Wstęp Krzysztof napisał w Katowicach. Nad pozostałymi częściami pracowałam w owym przepięknym domu w Irlandii, który wyjątkową atmosferę zawdzięcza gospodyni – Brigid, przesympatycznej starszej pani o niezwykłej pogodzie ducha. Tam napisałam przedmowę i spisałam z nagrań i notatek wywiad oraz znajdującą się na końcu książki wypowiedź Grzegorza Kozłowskiego. Książka ta zapewne nie byłaby taka sama, gdyby nie wytrwałość i wnikliwość naszej wspaniałej redaktor Agnieszki Lipińskiej, która włożyła wiele pracy i wysiłku w to, aby nadać książce taki kształt, jaki ma obecnie. A zatem to, co trzymacie w ręku, jest efektem splotu wielu czynników. Na naszej ścieżce życia spotykamy niezwykłych ludzi i trafiamy w niezwykłe miejsca. Nieraz może się to stać początkiem podróży, której zupełnie wcześniej nie planowaliśmy… Zapraszam więc w podróż po świecie głuchoniewidomego Krzysztofa, który zamiast smutku, ciszy i ciemności 11

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 11

2017-09-25 21:44:31


pokazał mi, i wciąż to robi, pasję życia, radość ze spotkań z drugim człowiekiem, uśmiech na twarzy i w sercu, dobroć, niewyczerpany optymizm. Pokazał, jak mieć czas dla drugiego człowieka i jak czerpać pełnymi garściami z każdej przemijającej sekundy. Zapraszam do spotkania z niezwykłym człowiekiem, który odmienił nie tylko moje życie. Agnieszka Majnusz

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 12

2017-09-25 21:44:31


Pisać o sobie nie jest łatwo, lepiej chyba opowiadać. A pisać i wiedzieć, że ma to pójść w świat, jest jeszcze trudniej. Można, gdy ma się coś ciekawego do powiedzenia. Lecz czy ja mam coś ciekawego do powiedzenia? Osobiście uważam, że nie, ale ludzie dość często proszą mnie o artykuły, wywiady, komentarze. Nie wiem dokładnie, skąd się to bierze. Pomysł na książkę również nie wyszedł ode mnie. Zostałem poproszony, by napisać kilka słów o sobie. Prawdopodobnie nie byłbym w stanie tego dokonać, gdyby nie wsparcie bliskiej mi osoby, która ten projekt rozpoczęła i kontynuowała oraz zachęcała mnie do jego realizacji. A zatem zaczynajmy!

Początki Za mną jest chyba nieco inne życie, niż powszechnie ludzie przeżywają, ale były w nim podobne radości i smutki, jakich większość ludzi doświadcza. Jak każdy – bywałem doceniany i raniony. Z pewnością w tej opowieści będą luki i za jakiś czas na pewno napisałbym coś innego, lecz będę pisał szczerze – tak jak czuję w tym momencie. Chcę też zaznaczyć, że nie 13

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 13

2017-09-25 21:44:31


jestem człowiekiem niezwykłym. Może nieco innym, odbiegającym od swego rodzaju normy, lecz w sumie raczej takim jak wszyscy. Wizerunek każdego z nas ma co najmniej trzy składowe. Jesteśmy tacy, jacy widzimy się sami, tacy, jakimi widzą nas inni, oraz tacy, jacy naprawdę jesteśmy. Moja ocena jest więc niepełna i obarczona subiektywizmem.

Głuchoślepota W chwili gdy to piszę, jest rok 2017. Mam czterdzieści cztery lata. Jestem osobą głuchoniewidomą, u której utrata słuchu nastąpiła później niż wzroku. Obecnie w oczach nie mam już poczucia światła, a obustronne uszkodzenie ucha środkowego powoduje, że bez aparatu w uchu prawym rozumienie mowy możliwe jest przy około czterdziestu decybelach, a w lewym – przy około dziewięćdziesięciu pięciu decybelach. Zasadniczo, gdy ktoś coś do mnie mówi, jestem w stanie zrozumieć mowę jedynie przy użyciu prawego ucha, w lewym uchu nie mam rozumienia mowy – nawet w aparacie słuchowym. Aparaty oczywiście pomagają, jednak nigdy nie jest tak, że w jakiś cudowny sposób przywracają nam słuch. Urodziłem się z chorobą oczu – jaskrą. Do szóstego roku życia słabo, ale widziałem na oboje oczu – dzięki sześciu operacjom, które przeszedłem. Rodzice chcą zawsze dobrze dla swoich dzieci, więc i moi pragnęli dla mnie jak najlepszego widzenia. W wieku siedmiu lat przeszedłem ostatnią, siódmą operację, która to, co zostało wcześniej poprawione, zniszczyła. W lewym oku straciłem wzrok prawie całkowicie – widziałem tylko silne światło, bezpośrednio świecące do gałki ocznej. W prawym – widziałem 14

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 14

2017-09-25 21:44:31


kolory, kształty, twarze itp. Nigdy jednak na tyle, by posługiwać się zwykłym drukiem, choć okiem uzbrojonym w monokular2 byłem w stanie przeczytać litery maszynopisu, lecz bardzo szybko, po kilku linijkach, się męczyłem. Podobnie przy użyciu powiększalników. Dlatego zawsze czytałem i pisałem brajlem, a z czarnodruku3 korzystałem tylko sporadycznie – na przykład, gdy kupiłem sobie książkę rozkładu jazdy kolei i coś w niej sprawdzałem. Dopóki cokolwiek widziałem, w ogóle nie brałem pod uwagę chodzenia z białą laską. Byłem młodszy, miałem potrzebę akceptacji, wyobrażałem sobie, że biała laska będzie swego rodzaju stygmatem eliminującym mnie z normalnego życia. W roku 1997 zostałem zaproszony do Ustronia Górskiego na kurs prowadzony przez amerykańskich niewidomych z National Federation of the Blind. W trakcie jednego z wieczornych, kawiarnianych spotkań zaczęliśmy dyskutować o chodzeniu z białą laską. Opowiedziałem o moich oporach, wstydzie i poczuciu stygmatyzacji, o tym, że właściwie nikt mnie z laską nie nauczył chodzić tak, bym był z tego zadowolony. Wtedy Eryk – jeden z Amerykanów – zaproponował mi pomoc w tym zakresie, z czego skorzystałem, a po powrocie z kursu zacząłem chodzić z białą laską. Miesiąc później,

2

Monokular – przyrząd przypominający kieszonkową lunetę, pozwala na obserwację znacznie oddalonych przedmiotów, dzięki czemu ułatwia osobom słabowidzącym orientację w terenie; monokularu można używać także, by powiększyć bliskie obiekty, również pismo (przyp. red.). 3  Czarnodruk – słowo używane przez osoby niewidome i słabowidzące na określenie druku uzyskiwanego za pomocą farby drukarskiej, najczęściej czarnego – w przeciwieństwie do druku wypukłego, który nie ma barwy, tylko fakturę (przyp. red.).

15

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 15

2017-09-25 21:44:31


gdy stałem na przystanku autobusowym, spod kół przejeżdżającej ciężarówki wyleciał kamień, który uderzył mnie – i to tak nieszczęśliwie – prosto w gałkę oczną. Od tej pory zacząłem tracić resztki wzroku. Obecnie ani w jednym, ani w drugim oku nie mam poczucia światła. Słuch straciłem nagle w 1999 roku. Do dziś nie wiadomo, co było tego przyczyną. Pewnego dnia obudziłem się i źle słyszałem, czułem tylko zapach zgniłej ziemi i nie czułem smaku niczego, co wziąłem do ust. Węch i smak po mniej więcej tygodniu powróciły, lecz słuch – nie. Owszem, były jeszcze przebłyski dobrego słyszenia, lecz nie trwały długo. Do tego doszły niespodziewane zawroty głowy i wymioty, które po kilku latach na szczęście minęły. Początkowo ze względu na głuchotę trudno mi się było poruszać i porozumiewać z otoczeniem. Przez długi czas nie umiano też dobrać mi właściwego aparatu słuchowego, nie widziałem więc sensu jego noszenia. Gdy wreszcie trafiłem na odpowiedni i zacząłem go używać, jakość mojego życia znacznie się poprawiła. Aparatów początkowo trochę się wstydziłem. Zajęło mi trzy lata, zanim się do nich przekonałem, aczkolwiek nie było to dla mnie takim przeżyciem jak wzięcie do ręki białej laski. Obecnie, jeśli mam z kimś dłużej przebywać, to od razu na wstępie wolę powiedzieć, że jestem głuchoniewidomy i jeśli nie odpowiem na jakieś pytanie, to znaczy, że go nie dosłyszałem, a nie, że jestem nieuprzejmy. To naprawdę upraszcza sprawę i nie ma żadnych minusów w tym, że się przyznam, lecz do tego musiałem dojrzeć, jak i do wielu innych rzeczy. Na co dzień korzystam z białej laski długości stu pięćdziesięciu lub stu sześćdziesięciu centymetrów. Laska ma obrotową końcówkę, gdyż poruszam się metodą stałego 16

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 16

2017-09-25 21:44:31


kontaktu4. Noszę zauszne aparaty słuchowe. Używam także udźwiękowionego komputera i smartfona oraz dyktafonu, testera kolorów i czujnika poziomu cieczy. Korzystam również z innych urządzeń, jednakże z tych wymienionych najczęściej. O pozostałych opowiem pewnie w trakcie wywiadu.

Dzieciństwo Moje dzieciństwo nie różniło się w jakiś szczególny sposób od dzieciństwa moich rówieśników. Łaziłem po drzewach, jeździłem na rowerze, bawiłem się z kolegami i koleżankami, byłem kochany przez rodziców i dziadków. Nigdy tego nie nazwałem, ale już wtedy czułem, że jednak trochę się różnię od innych dzieci. Różnice te były bardziej w mojej głowie, wynikały z nieco innych zainteresowań. Nieznacznie wyprzedzałem swoich rówieśników. Interesowały mnie na przykład szachy, słuchowiska radiowe, lubiłem zdobywać informacje na temat aktorów występujących w tych słuchowiskach oraz czytać książki. Ponadto lubiłem muzykę rockową, podczas gdy większość moich kolegów słuchała wtedy disco. W szkole podstawowej często mocno odczuwałem te różnice i doświadczałem ich skutków – nie tylko wewnętrznie, czasami na własnej skórze.

4

Dzięki obrotowej końcówce laska cały czas ma kontakt z podłożem, nie odrywa się od niego (przyp. red.).

17

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 17

2017-09-25 21:44:31


Edukacja Obecnie, gdy mam już ukończone studia, wciąż staram się doszkalać w różnych dziedzinach. Myślę nad studiami podyplomowymi, choć teraz brak mi na to czasu, bo mam wiele różnego rodzaju zajęć, a i sam niekiedy w weekendy prowadzę zajęcia dla studentów na uczelniach. Skończyłem pedagogikę o specjalności animacja środowisk lokalnych w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Katowicach. Byłem też studentem na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego, na którym uzyskałem tytuł licencjata administratywisty. Studia rozpocząłem i ukończyłem już jako osoba głuchoniewidoma, po utracie słuchu w 1999 roku. Wcześniej jako osoba niewidoma, tak zwany szczątkowiec5, skończyłem szkołę podstawową, liceum ogólnokształcące i pomaturalne studium informatyczne. W Piekarach Śląskich, gdzie mieszkałem, chodziłem do zwykłego przedszkola. Nowy etap w moim życiu zaczął się 1 września 1980 roku, gdy rozpocząłem naukę w szkole podstawowej z internatem dla dzieci niewidomych w Krakowie, przy ulicy Tynieckiej. Wtedy zaczęła się samodzielność. Od razu 1 września zawędrowałem do nie swojej klasy – przez pomyłkę wszedłem do sali, w której lekcje miała klasa druga. Gdy nauczycielka zapytała, czy już chodziłem do szkoły, powiedziałem, że tak, bo przedszkole to przecież też szkoła. Podobno chciano mnie zostawić w tej kla-

5

Szczątkowiec – określeniem tym niewidomi i słabowidzący nazywają osoby, którym pozostała szczątkowa zdolność widzenia (przyp. red.).

18

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 18

2017-09-25 21:44:31


sie, ponieważ byłem rozgarnięty i mógłbym zacząć naukę od drugiej klasy, ale mama zdecydowała, że jednak nie. Dzisiaj wiem, że ta szkoła dała mi bardzo wiele, jeśli chodzi o edukację. Dała mi to, czego w szkole masowej bym nie otrzymał. Mogłem tam dotykiem poznawać rzeczywistość: zwierzęta, modele budowli i maszyn, mapy, układy chemiczne itp. W szkole masowej nie byłoby to możliwe, gdyż wówczas, tak jak i obecnie, nie była ona przystosowana do nauczania dziecka niewidomego. Gdy byłem w czwartej klasie, zachorowałem na żółtaczkę i musiałem leżeć w szpitalu. Ten rok upłynął pod znakiem chorób: po żółtaczce przyszły ospa, świnka i różyczka. Po wyjściu ze szpitala z powodu zaleconej diety nie mogłem mieszkać w internacie i by ukończyć czwartą klasę, przez trzy miesiące chodziłem do szkoły masowej z dziećmi widzącymi w Piekarach Śląskich. Było to bardzo cenne przeżycie. Pani dyrektor zaproponowała nawet, bym kontynuował naukę w tej szkole. Wróciłem jednak do Krakowa. Tu uczyłem się pisać i czytać brajlem, liczyć, przyswajałem biologię na wypchanych ptakach i zwierzętach, poznawałem wypukłe i kolorowe mapy. Uczyłem się też sprzątania, ścielenia łóżka i innych czynności. Byłem raczej ambitny, choć nigdy chorobliwie. Chciałem się dobrze uczyć. W szóstej klasie byłem przewodniczącym samorządu szkolnego, a także członkiem sądu koleżeńskiego. W szkole podstawowej należałem do harcerstwa i szkolnego kółka sportowego, Ligi Ochrony Przyrody, a także Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej – tak, było coś takiego. Przez pewien czas prowadziłem też szkolny sklepik w ramach spółdzielni uczniowskiej i na19

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 19

2017-09-25 21:44:31


leżałem do kółka technicznego, organizującego zajęcia, w czasie których montowaliśmy między innymi układy elektroniczne. Byłem lubiany przez nauczycieli i wychowawców w internacie. Mogło się więc wydawać, że wszystko układało mi się świetnie. To jednak była fasada, za którą kryło się poczucie odrzucenia przez chłopaków z klasy. Dobrze mi się rozmawiało z dziewczynami, choć nigdy z żadną w szkole nie chodziłem. Ale przed chłopakami często udawałem kogoś, kim nie byłem. Doświadczenia z tamtego okresu sprawiły, że miałem kompleksy i byłem niedojrzały emocjonalnie, co wpłynęło na moje późniejsze życie. Po ukończeniu krakowskiej szkoły chodziłem do ogólnodostępnego liceum ogólnokształcącego u siebie, w Piekarach. Tutaj musiałem nadrobić niektóre umiejętności społeczne, ale nie było to specjalnie trudne. Pomimo moich ówczesnych kompleksów byłem – i wciąż jestem – osobą otwartą, a poza tym w liceum poznałem dobrych kolegów i nauczycieli. Od dziecka mi mówiono, że będę masażystą, ale ja zawsze chciałem osiągnąć zawodowo coś więcej. Nie znaczy to, że gardzę fizyczną pracą innych ludzi, ale nie pociągało mnie na przykład przykręcanie śrubek w prawą stronę przez osiem godzin. Do masażu też się nie garnąłem, ale nie widziałem innej drogi. W roku 1992, gdy zdawałem maturę, niewidomi mieli mniejsze możliwości niż teraz, a w dodatku nie znałem nikogo, kto by mi pokazał jakąś inną sensowną ścieżkę. W studium masażu w Krakowie, przy ulicy Królewskiej, wytrzymałem rok, a potem dość niespodziewanie zacząłem naukę w pomaturalnym studium informatycz20

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 20

2017-09-25 21:44:31


nym w Katowicach. Była to wprawdzie szkoła dla inwalidów ruchu, jednak ponieważ był to pierwszy rocznik i niezbyt wielu chętnych, a także ze względu na wielką otwartość dyrekcji przyjęto mnie tam. Zresztą, jak się potem okazało, nie byłem jedynym uczniem z dysfunkcją narządu wzroku. Do tej szkoły trafiłem w ciekawy sposób. Otóż pewnego dnia umówiłem się z kolegą. Gdy się z kimś umówię, to dotrzymuję słowa. Zła pogoda, zmęczenie, trudności itp. nie są dla mnie wystarczającym powodem do rezygnacji ze spotkania. Tego dnia lało jak z cebra i prawdę mówiąc, nie bardzo mi się chciało jechać do kolegi. To był rok 1993 i zupełnie inne czasy niż obecnie. Nie było telefonów komórkowych; telefon stacjonarny wciąż nie każdy miał; nie było poczty elektronicznej, komunikatorów itp. Kontakt międzyludzki na odległość był utrudniony. Nie miałem jak go zawiadomić. Pojechałem więc, bo obiecałem. Wspominam tu o tych trudnościach, gdyż ich pokonanie przyniosło pozytywne skutki, które odczuwam do dnia dzisiejszego. Opowiedziałem koledze, który był osobą słabowidzącą, o swojej sytuacji – że właściwie wylali mnie z masażu i nie wiem, co zrobić ze swoim życiem, że masaż to jest jedyna droga. On wtedy mi powiedział: „Jutro w Katowicach otwierają studium komputerowe. Wprawdzie to jest dla niepełnosprawnych ruchowo, ale może się wybierzesz. Ja tam idę”. Odpowiedziałem: „No coś ty! Ja nie mam zebranych żadnych dokumentów. Jak to sobie wyobrażasz – ślepy na komputerze?”. Przypominam, że to był rok 1993 i wtedy jeszcze dość abstrakcyjnie to brzmiało. On mi na to: „Spróbuj, co ci zależy? Jedź ze mną!”. I pojechaliśmy na drugi dzień pociągiem. Lało, było błotniście, ale do szkoły dotarliśmy i okazało się, że mogą 21

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 21

2017-09-25 21:44:31


mnie przyjąć. Jeżeli tylko będę chciał i zaprę się, to mogę spróbować. No i spróbowałem, i udało się: w 1995 roku właśnie w tej szkole obroniłem pracę dyplomową i uzyskałem tytuł technika informatyka. W tym samym roku zacząłem pracować zawodowo, co trwa do tej pory, choć oczywiście w różnych miejscach i na rozmaitych stanowiskach.

Kariera zawodowa Już w trzeciej klasie podstawówki miałem wyraźną wizję swojej przyszłości. Do tej pory moim marzeniem było zostać woźnicą, ale w trzeciej klasie zapragnąłem być pisarzem, a po kilku latach zacząłem też myśleć o dziennikarstwie. W swoim dorosłym życiu zawodowym pracowałem w różnych zakładach. Był dom pomocy społecznej, firma sprzedająca elementy zasilające, firma ubezpieczeniowa i tyfloinformatyczna, różne stowarzyszenia, rozgłośnia radiowa. Trzy razy sam rozpoczynałem własną działalność gospodarczą i raz ze znajomym. Pracowałem jako informatyk, specjalista do spraw personalnych, telemarketer, prowadziłem autorski program radiowy, a następnie, gdy program się rozwinął, byłem jego współprowadzącym i współprzygotowującym. Od 2000 roku pracuję jako instruktor prowadzący szkolenia i wygląda na to, że to zajęcie jest wiodące. Prowadzę specjalistyczne szkolenia dla osób z niepełnosprawnościami i o niepełnosprawnych na zlecenie różnych firm, stowarzyszeń, fundacji i instytucji. Napisałem też w swoim życiu trochę artykułów. Na początku mojej kariery zawodowej był nawet epizod bycia księgowym. Kierowałem również oddziałem firmy i zespołami ludzkimi. 22

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 22

2017-09-25 21:44:31


Jestem często zapraszany przez przedstawicieli różnych mediów w charakterze eksperta do spraw niepełnosprawności. Potrafię biegle czytać i pisać nie tylko przy użyciu alfabetu Braille’a, znam także inne alternatywne metody komunikacji, takie jak: alfabet Lorma6, brajl do dłoni czy daktylografia7. Każda kolejna moja praca była nieco inna od poprzedniej i w każdej zdobyłem ciekawe doświadczenia. Obecnie jestem właścicielem firmy szkoleniowej ALFA PRIM, która zatrudnia ponad dziesięć osób.

Praca społeczna W pracę społeczną zaangażowałem się na poważnie w 1999 roku, gdy zostałem członkiem powiatowej komisji opracowującej jeden z programów konkursowych dla samorządów lokalnych, co zbiegło się też z wybraniem mnie na zastępcę przewodniczącego Koła Polskiego Związku Niewidomych w Piekarach Śląskich. Potem pełniłem różne funkcje, na przykład przewodniczącego Powiatowej Społecznej Rady do spraw Osób Niepełnosprawnych w Piekarach Śląskich, brałem udział w pracach różnorakich gremiów. Podejmowałem działania na rzecz rozmaitych stowarzyszeń i inicjatyw, aż w roku 2007 zostałem członkiem zarządu Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym.

6

Alfabet Lorma – alfabet osób głuchoniewidomych. Polega na kreśleniu linii lub punktów na dłoni drugiej osoby, które odpowiadają literom alfabetu (przyp. red.). 7  Daktylografia – polski alfabet palcowy (przyp. red.).

23

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 23

2017-09-25 21:44:31


Obecnie jestem członkiem Rady Fundatorów Polskiej Fundacji Osób Słabosłyszących – byłem jednym z czterech inicjatorów jej powstania. Moja praca społeczna daje mi wiele satysfakcji, choć bywają chwile, kiedy jestem zmęczony tym wszystkim, co wokół trzeciego sektora dzieje się w naszym kraju. Cieszy mnie jednak, że mogę komuś coś dać. A dzięki temu, co robię, innym może będzie łatwiej, a i ja mogę przy okazji wiele się nauczyć, poznać ciekawych ludzi. Mam też dzięki pracy społecznej poczucie, że jestem potrzebny i użyteczny.

Wyróżnienia Tego, co robię, nie wykonuję dla poklasku i trudno mi stać na piedestale. Jednakże miło jest być docenionym. Zdaję sobie sprawę, że mam dobrą markę. W ciągu mojej pracy zawodowej i społecznej zdarzyło się kilka nagród i wyróżnień, między innymi w 2009 roku otrzymałem statuetkę Idola Środowiska w konkursie organizowanym przez Fundację Szansa dla Niewidomych, a w roku 2010 zostałem wyróżniony w konkursie Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji – „Człowiek bez barier”. W roku 2015 otrzymałem wyróżnienie w kategorii Lodołamacz Specjalny w śląskim etapie konkursu „Lodołamacze”. Byłem także nagradzany za działalność biznesową, między innymi statuetkami Przedsiębiorczy oraz Lodołamacz. Wolny czas Lubię spotkać się ze znajomymi, iść na piwo, jakiś koncert czy mecz. Jeździć na rowerze typu tandem, pływać, czytać 24

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 24

2017-09-25 21:44:31


książki i prasę. Palić sziszę, słuchać muzyki, obejrzeć jakiś dokument na kanałach telewizyjnych History lub National Geographic. Tworzyć i rozwijać strony internetowe, których jestem administratorem. Podróżować i poznawać kulturę, smaki oraz zapachy świata, rozwijać siebie, swoje zainteresowania itp. Dodam też, że lubię swoją pracę zawodową i społeczną. Poza tą różnicą, że z zawodowej mam pieniądze, nie widzę rozgraniczenia pomiędzy nimi. Chcę tu również powiedzieć, że nie wszystko, co lubię, mogę robić wtedy, kiedy mam na to ochotę – z powodu głuchoślepoty. Jednakże rzeczy, które lubię, jest tak wiele, że nigdy się nie nudzę. Nie wiem, czym jest nuda, i nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy narzekają na to, że nie mają co robić.

O sobie Jeśli chodzi o mnie, to nic takiego wielkiego nie osiągnąłem. Może w powszechnym mniemaniu tak, gdyż cechą, którą ludzie widzą najpierw, jest moja głuchoślepota, która powinna mnie przytłoczyć. A tu nie dość, że mnie nie przytłoczyła, to jeszcze potrafię cieszyć się życiem i czerpać z niego jak najwięcej. Dla wielu ludzi – takie przynajmniej odnoszę wrażenie – jest to nie do pomyślenia. Zdobyłem jakieś tam doświadczenie z życia zawodowego i osobistego. Pracowałem w wielu miejscach. Za mną związek z rozsądku, a także niedojrzałości. Mam wspaniałe dzieci. Kochałem naprawdę. Podążałem za stadem, bo wydawało mi się, że tak jest dobrze, choć nie zawsze było to dobre. Myślę, że nie jestem złym człowiekiem. Mogę wiele dać. Pomimo swojej wrażliwości jestem 25

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 25

2017-09-25 21:44:31


silny. Mam przy sobie kilkoro naprawdę wypróbowanych ludzi – przyjaciół, na których mogę liczyć. Udało mi się zwalczyć moje kompleksy i dojrzeć emocjonalnie. Zawdzięczam to wielu czynnikom, z których najistotniejsze jest moje cierpienie oraz ludzie, których miałem wokół siebie, a także własna praca. Przede mną życie i wiem, że będzie dobre. Jestem dumny z tego, że nie siedzę z założonymi rękami, że mogę być dawcą, a nie tylko biorcą. Utrata wzroku i słuchu nie załamały mnie. Żyję aktywnie. Na każdym kroku staram się przekonywać ludzi, że pomimo poważnych dysfunkcji można wiele zdziałać. Trzeba dostrzegać i cenić swój stan posiadania. Nie użalać się nad sobą. Więcej wymagać od siebie, a nie oczekiwać wszystkiego od innych.

Podsumowanie Nie wiem, czy w życiu spotyka mnie mniej czy więcej radości i trudności niż osoby pełnosprawne. Obiektywnie patrząc, to bez przerwy trafiam na jakieś trudności, które wiążą się z moją niepełnosprawnością. Takich problemów na pewno nie mają ludzie pełnosprawni. Sądzę jednak, że istotne jest to, jak ja te trudności odbieram. Bardziej chyba przechodzę nad nimi do porządku dziennego, niż się zatrzymuję, by je przemyśliwać. Nie zastanawiam się cały czas, nie roztrząsam. Nie myślę, że teraz napotkałem jakiś problem – po prostu jest, a ja go rozwiązuję na bieżąco. Ewentualnie rozwiązuje się sam, choć bywa to rzadko. Najczęściej jednak trzeba z nim uporać się samemu. Ze względu na swoją niepełnosprawność napotykam takie przeszkody, które rzeczywiście mocno dają mi się we znaki. Czasem są to problemy w dotarciu do jakie26

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 26

2017-09-25 21:44:31


goś konkretnego miejsca, innym razem nie mogę czegoś szybko przeczytać albo niedosłyszę tego, co ktoś do mnie mówi. Doświadczam też oczywiście trudności, które są udziałem pełnosprawnych osób. Tak jak każdy miewam chwile, w których po prostu kipi we mnie złość i wyć mi się chce z wściekłości, ale podkreślam, są to tylko chwile. Obecnie całe moje życie jest dla mnie radością, jednak nie zawsze tak było. Ale teraz tak. Cieszę się, że mogę podróżować, że mam z kim dzielić radości, że mogę doświadczać różnych rzeczy. To, czego wcześniej w życiu doświadczyłem – wszystkie moje błędy i sukcesy – nauczyły mnie między innymi cierpliwości. Jestem człowiekiem radosnym, patrzącym z optymizmem w przyszłość, wierzę, że w moim życiu będzie wiele dobra i pozytywnych wydarzeń. Wierzę, że to, do czego dążę, stanie się. Muszę tylko być cierpliwy. Krzysztof Wostal

27

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 27

2017-09-25 21:44:31


872A_Zycie_w_zachwycie.indd 28

2017-09-25 21:44:31


Krzysztofie, chciałabym zacząć dość przewrotnie: Jak żyć?

No coś ty… chyba sobie żartujesz? To jest pytanie, na które trudno jednoznacznie odpowiedzieć, i tak nagle, bez przygotowania… Tak, to trochę żart, choć nie do końca. Sądzę, że obecnie wielu ludzi chciałoby iść na skróty i zdobywać wszystko łatwo, szybko i bez wysiłku. Najlepiej, gdyby była krótka recepta na szczęście bądź tabletka, która po zażyciu sprawia, że czujemy się szczęśliwi. Wielu ludzi podchodzi do życia jak do zupki chińskiej, którą zalewa się wodą i już za chwilę jest gotowa. Takie życie instant i spodziewany natychmiastowy efekt jak ta zupka, która w kilka minut rozwiązuje problem głodu. Niestety, w życiu, jak wiemy, to tak nie działa. Jak zatem jest? Wielu ludzi jest tobą zainteresowanych, bo masz w sobie coś, co ich przyciąga. Sprawiasz wrażenie, że pomimo tego, że jesteś głuchoniewidomy, radzisz sobie w życiu bardzo dobrze. Ale zanim przejdę do tego pytania, to może zaczniemy od prostszego – o twoje dzieciństwo. Czy byłeś chroniony przez swoich rodziców, czy raczej wymagali od ciebie? 29

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 29

2017-09-25 21:44:32


Pamiętam, że moje dzieciństwo było zwyczajne, takie jak mają wszystkie dzieci. Chodziłem bawić się na podwórko. Najczęściej z dziewczynkami z sąsiedztwa, bo chłopaków jakoś mało tam było. Chodziliśmy do lasu, który był w pobliżu. Wspinaliśmy się na drzewa, słupy, płoty. Bawiliśmy się w różne zabawy, tak jak chyba większość dzieci w tamtych czasach. Nie czułem zatem swojej inności. Nie miałem negatywnych przeżyć ani odczuć związanych z tym, że jestem słabowidzący. Byłem tego świadomy, ale mi to nie przeszkadzało. Nie doskwierało mi to wcale. Nigdy nie byłem specjalnie chroniony przez najbliższych. Pamiętam, że pasałem gęsi, wybierałem jajka kurom, chodziłem na pokrzywy, bo hodowaliśmy świnie – mieszkaliśmy prawie jak na wsi. Bawiłem się z dzieciakami z sąsiedztwa. Zdarzyło mi się spaść ze schodów. Mama goniła mnie do pracy. Chodziłem do sąsiadki kupować kiszony przez nią śląski żur. Pomagałem też dziadkowi budować przybudówkę domu – nosiłem cegły. Wchodziłem na dach, by obserwować okolicę, jeździłem taczką. W taczce też jeździć się zdarzało, bo bardzo to lubiłem. Myślę, że moje dzieciństwo wyglądało normalnie – tak zresztą, jak powinno wyglądać. Nie byłem jakoś specjalnie trzymany pod kloszem czy ograniczany. Już od dziecka uczono mnie też odpowiedzialnego podejścia do zabawy i do życia w ogóle. Rodzice nie wyręczali mnie we wszystkim. Pamiętam, jak próbowałem wanienkę znieść ze schodów, gdy brat był młodszy. Nawiasem mówiąc, spadłem z nią, ale to nieistotne. Usiłowałem też prasować i poparzyłem sobie wargę. Nigdy jednak nie zabraniano mi takich normalnych, codziennych czynności. Myślę więc, że moje dzieciństwo było 30

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 30

2017-09-25 21:44:32


takie samo albo bardzo podobne do dzieciństwa innych, zdrowych dzieci. Jedyna różnica polegała na tym, że moi rodzice starali się mnie rehabilitować. Już w wieku trzech lat jeździłem do poradni logopedycznej czy okulistycznej, bo wtedy jeszcze coś widziałem. Tam musiałem na przykład rozpoznawać słuchem lub wzrokiem pojazd – czy jest blisko, czy daleko; czy jest to tramwaj, czy samochód. Nie czułem jednak, że to mnie ogranicza – wręcz przeciwnie: to było dawanie mi swobody, takiej mądrej. Ponieważ nie widziałem dobrze, to jako osoba słabowidząca musiałem nauczyć się funkcjonować z tymi resztkami wzroku, które mi zostały. I moi rodzice starali się, abym jak najwięcej się nauczył. Przebywałem też w szpitalach, bo rodzice chcieli dla mnie jak najlepiej, więc poszukiwali różnej pomocy. Poza tym wszystko było jak najbardziej normalne, zwyczajne. Być może stąd właśnie pochodzi twoja siła i podejście do życia, że nie trzymano cię pod kloszem, jak to często bywa w przypadku dzieci niepełnosprawnych… Wiele osób się nad tym zastanawia, skąd bierzesz siłę, aby pomimo głuchoślepoty codziennie rano z optymizmem wstawać z łóżka, wychodzić samodzielnie z domu, jechać do pracy, prowadzić firmę, mierzyć się z rzeczywistością.

Z tym optymizmem to może nie zawsze tak jest, ale właściwie to nigdy nie zastanawiam się nad tym, czy mam siły, czy ich nie mam; czy mi się chce, czy mi się nie chce. Może właśnie w tym tkwi moja siła i sekret powodzenia (śmiech). Nie myślę o tym, że muszę zbierać siły w sobie, to wszystko dzieje się tak jakoś automatycznie, samoczynnie. Gdybym zaczął o tym myśleć, to być może wtedy 31

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 31

2017-09-25 21:44:32


faktycznie czułbym, że muszę się z czymś mierzyć. Ja natomiast w ogóle o tym nie myślę! Po prostu wstaję i robię, co do mnie należy. Podejrzewam, że większość z nas tak robi. A może tak mi się tylko wydaje? W moim życiu, w każdym dniu jest tak zwyczajnie, czyli wstaję, kąpię się, jem, idę do pracy, wracam, poświęcam czas na czytanie, słuchanie muzyki czy inne swoje pasje, idę na zakupy. Po prostu żyję – tak normalnie i nie ma w tym nic wysublimowanego. Moje życie, osoby głuchoniewidomej, w sumie niewiele różni się od życia przeciętnej osoby. No, może z tą drobną różnicą, że ja nic nie zobaczę i nie wszystko usłyszę (śmiech). W jaki sposób postrzegasz siebie?

Do niedawna dzieliłem siebie na tego w życiu zawodowym, do którego zaliczam również działalność społeczną, oraz na tego – w prywatnym. Uważam, że w życiu zawodowym powiodło mi się bardzo dobrze. Życie osobiste natomiast kiedyś uznawałem za ruinę. Wydawało mi się, że nie ma we mnie żadnej wartości, że jestem takie barachło. Mam jakąś taką niesamowitą potrzebę dawania i otrzymywania miłości. Niestety, ponieważ potrzeby te nie były zaspokajane, było to dla mnie bardzo trudne. Wydaje mi się jednak, że w ostatnich kilku latach dojrzałem emocjonalnie. No i chyba teraz mogę powiedzieć, że lubię siebie i widzę siebie w pozytywnym świetle. Może mam w sobie jeszcze kilka niedoróbek, nad którymi trzeba popracować, ale generalnie uważam, że jestem wartościowym i szczęśliwym człowiekiem.

32

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 32

2017-09-25 21:44:32


Przedmowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

4

Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13 Rozmowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 29 Kilka słów o Krzysztofie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 125

872A_Zycie_w_zachwycie.indd 128

2017-09-25 21:44:37


Jak żyć, by być szczęśliwym?

Zaczynając lekturę, obawiałem się, że książka na siłę będzie mi pokazywać wyidealizowany świat człowieka z ograniczeniami. Na szczęście się myliłem. Jest prawdziwa do bólu… Piotr

KRZYSZTOF WOSTAL przedsiębiorca, pedagog, nauczyciel, szkoleniowiec, społecznik, ojciec, pasjonat nowoczesnych technologii, kolei i podróżowania; głuchoniewidomy; aktywny działacz na rzecz osób z niepełnosprawnościami sensorycznymi; człowiek wszechstronny, którego nie sposób opisać w kilku zdaniach.

AGNIESZKA MAJNUSZ pedagog, doradca zawodowy, szkoleniowiec, instruktor alternatywnych metod komunikacji, tłumacz-przewodnik osób głuchoniewidomych oraz tłumacz języka migowego; miłośniczka Polskiego Języka Migowego i Kultury Głuchych, a także fotografii, taniego podróżowania oraz górskich wędrówek.

Patronat: www.edycja.pl

Bez wzroku i słuchu

Czytając, odnosi się wrażenie, że mimo braku zmysłów wzroku i słuchu bohater widzi i słyszy więcej niż człowiek zdrowy. Damian

Życie W ZACHWYCIE

Żyć tu i teraz, kochać ludzi, robić coś dla innych, bo dobro, które zasiewamy, powraca do nas…


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.