Wszystko, tylko nie ksiądz Historia buntu i miłości

Page 1

Wszystko, tylko nie ksiądz

Wszystko, tylko nie ksiądz

Historia buntu i miłości

Banzato
Davide

Tytuł oryginału: Tutto ma prete mai

© 2018 Edizioni Orizzonti di Luce

Via Tommaso Landolfi n. 300 – 03100 Frosinone – Italy

edizioni@orizzontidiluce.com – www.nuoviorizzonti.org

Tłumaczenie: Hanna Cieśla

Redakcja: Krystyna Stobierska

Skład i łamanie: Monika Balwierz

Projekt okładki: Estera Makieła

Cytaty biblijne pochodzą z: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu.

Najnowszy przekład z języków oryginalnych z komentarzem © Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 2011

ISBN 978-83-8131-568-5

© Edycja Świętego Pawła, 2023 ul. Św. Pawła 13/15 • 42-221 Częstochowa tel. 34.362.06.89 • e-mail: edycja@edycja.com.pl www.edycja.com.pl

Dystrybucja:

Centrum Logistyczne Edycji Świętego Pawła ul. Hutnicza 46 • 42-263 Wrzosowa k. Częstochowy tel. 34.366.15.50 • e-mail: dystrybucja@edycja.com.pl

Księgarnia internetowa: www.edycja.pl

Wstęp

Wszystko jest zdeterminowane przez siły, nad którymi nie mamy żadnej kontroli. Odnosi się to zarówno do owadów, jak i do gwiazd. Istoty ludzkie, rośliny czy kosmiczny pył –wszyscy tańczymy w rytm tajemniczej muzyki, granej w oddali przez niewidzialnego dudziarza1 .

Albert Einstein

Ten, kto oglądał film Przypadkowa dziewczyna, z aktorką Gwyneth Paltrow, pewnie pamięta, jak obserwując pokazane dwutorowo życie głównej bohaterki, podświadomie zadawał sobie pytanie o istnienie bądź nie przeznaczenia. Życie bohaterki zależy od tego, czy zdąży, bądź nie, wsiąść do metra. Od początku tej sceny jej losy toczą się dwutorowo. W filmie pokazano dwa równoległe życia z możliwymi zwrotami akcji. Nie mogę zdradzić zakończenia filmu – ze względu na tych, którzy go nie widzieli – lecz biorę go za przykład,

5
1 Jeśli nie wskazano inaczej, wszystkie cytaty podano w tłumaczeniu własnym (przyp. tłum.).

do

lektury tych stron i refleksji. Czy nasze życie ma jakieś przeznaczenie? Czy jest ono gdzieś zapisane? Ile tak naprawdę mamy wolności? Na ile nasze codzienne konkretne decyzje wpływają na bieg wydarzeń? Czy możemy zawsze zawrócić, czy to, co wybierzemy, warunkuje często całe nasze życie?

Na te pytania, które człowiek od zawsze sobie stawiał, istnieje wiele odpowiedzi. Mocno wierzę, że i ty, który teraz czytasz tę książkę, mógłbyś się znaleźć na moim miejscu i pisać o sobie, ponieważ każda historia jest jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna, i zasługuje na należytą uwagę. W książce tej pragnę się jedynie podzielić własnym doświadczeniem, zastanawiając się nad sygnałami, które sprawiły, że wsiadłem do niektórych pociągów w odpowiedniej chwili. Moja historia, jak każdego, obfituje w wypadki, zbiegi okoliczności, sytuacje, którym stawiłem czoła bądź nie, radości i smutki, miłości i zdrady, klęski i zwycięstwa... Jako że mam w sobie ducha walki, działałem zgodnie z prawdą, że nigdy nie przegram, zwyciężę, albo się czegoś nauczę. Mam nadzieję, wielu osobom szukającym własnej drogi stronice te pomogą spojrzeć na siebie z dystansem i znaleźć odpowiedź na nurtujące ich pytania. Z trudem przezwyciężyłem pewną nieśmiałość, by opowiedzieć o sobie, kierowany jedynie pragnieniem służenia tym, którzy często zadawali mi takie pytania: „Jak zrozumiałeś, czego Bóg chce od ciebie? Skąd wiesz, że nie zbłądziłeś? Jak mogę zrozumieć swoje powołanie? Jaki sens ma życie?”. Oczywiście nie na wszystko potrafię odpowiedzieć, lecz mogę podzielić się własnym

6

niewielkim doświadczeniem, wiedząc, że wciąż się rozwijam, otwierając się na wszystko, co nowe i nieprzewidywalne w życiu.

Opowiadając swoją historię, postaram się ukazać, jakie etapy, wskazówki i kryteria były dla mnie decydujące w odnajdywaniu kontaktu z własną duszą, pomagając dorastać w poszukiwaniu zrozumienia, czego oczekuje ode mnie Bóg.

Pociągi, na które zdążyłem, przywiozły mnie tu, gdzie teraz jestem, a w drodze zrozumiałem, że złotej nici i sygnałów z nieba należy szukać w pozornych przypadkach. Długo się zastanawiałem, czy opowiedzieć wszystkie epizody, ale doszedłem do wniosku, że nieważne, czy mnie wezmą za szaleńca. Nie wiem, czy mi się uda osiągnąć zamierzony cel, mam jednak nadzieję, że pobudzę do refleksji. Chciałbym wzbudzić w kimś pragnienie, by przeanalizował wnętrze swego serca i swoją historię i żeby skutkiem tego było wyciszenie pozwalające usłyszeć głos Ducha. Niczym przez Wi-Fi każdy z nas ma moc „połączenia się” z Bogiem –w każdym miejscu. Hasło jest zapisane w iskrze Bożej, która nas charakteryzuje. Linia jest wolna, połączenie dobre, a jest nim modlit wa serca: jeżeli stanie się naszą codziennością, wówczas łaska Jego Miłości może sprawiać cuda w nas i poprzez nas. Wystarczy otworzyć serce. Wystarczy poćwiczyć uśpione moce duchowe. Jak to bywa z każdą poważną dyscypliną sportową, na początku napotykamy pewne trudności, lecz podjęcie wysiłku jest naprawdę nieodzowne. Jeśli ujawniam się do tego stopnia, opowiadając o sobie, to dlatego, że leży tu na szali nasze szczęście. Wierzę, że dla wielu ta

7

książka będzie naprawdę punktem zwrotnym, wyznaczającym początek drogi lub mobilizującym do postawienia pierwszych kroków. Tym, którzy chcieliby pójść dalej drogą od modlitwy do najwyższych szczytów ducha, polecam jako narzędzie książkę, którą uwielbiam, autorstwa Chiary Amirante Rozmowy z Bogiem2 .

Pewien etap mojej historii był nieustannym spadaniem. W tamtym okresie przestałem wierzyć w Boga, a wręcz zbuntowałem się przeciw Niemu, oddalając się i kwestionując. Miałem z Bogiem na pieńku, ponieważ czułem się zraniony. Naprawdę przeżyłem doświadczenie zabicia Boga w swym sercu.

Dziś wydaje mi się nieprawdopodobne, że byłem zdolny przemierzyć niektóre ścieżki. Nigdy nie mów nigdy. Wszystkie kluczowe zdarzenia, które doprowadziły do tego, że jestem dziś tym, kim jestem, są wynikiem dokonanych lub zaniechanych konkretnych wyborów, tylu „czynników x”, które niektórzy nazywają przypadkami, przeznaczeniem bądź fartem. We wspólnocie Nowe Horyzonty – środowisku, które uważam za swoje powołanie i gdzie mieszkam od osiemnastego roku życia – założycielka Chiara Amirante nauczyła mnie, żeby nazywać te zdarzenia sympatycznym określeniem „Boże oddziaływanie”. Nie wierzę w Boga, który kreśli naszą przyszłość. Wierzę, że istnieje plan miłości w stosunku do każdego z nas, zaprojektowany w wieczności, a do nas należy, by go zinterpretować i zrealizować. To od naszych umiejętności zależy, czy

8
2 C. Amirante, Rozmowy z Bogiem. Modlit wa serca. Droga do wewnętrznego pokoju, tłum. G. Rogowska, Kraków 2019.

ta cudowna i jedyna w swoim rodzaju mozaika będzie wyblakła, rozmazana, czy ukaże się świetlista, w pełni swego piękna. Z pewnością w mocy każdego jest stworzenie szczególnego arcydzieła, noszącego podpis Bożej Miłości.

Każdy z nas nosi w głębi serca pragnienia, które chce zrealizować, niektóre powierzchowne, inne o znaczeniu egzystencjalnym, ale miejmy na uwadze, że nawet Bóg stworzył sobie marzenia dotyczące każdego z nas. Spróbujmy choć raz w to uwierzyć, a przynajmniej uznać dobrodziejstwo wątpliwości, która, o ile nie zostanie ostatecznie podważona, jest możliwością.

Odłóżmy na bok umartwianie się, zdrady, rozczarowania i dzisiejsze pragmatyczne myślenie, zgodnie z którym nie przeżywamy życia, lecz wystawiamy je na pokaz, i zamiast smakować i chronić to, co ważne, konsumujemy wszystko z zachłanną żarłocznością, co sprawia, że żyjemy w wiecznym strachu przed dokonaniem ostatecznego wyboru. Spróbujmy przez chwilę przyjąć, że istniejemy, ponieważ mamy jakąś misję. Spróbujmy dostrzec znaczenie tego, jak żyjemy, nawet jeśli się nam wydaje, że wszystko się na nas uwzięło, niwecząc nasze największe marzenia... Nasz ogląd rzeczywistości może się powolutku zacząć zmieniać...

Na stronach tej książki podzielę się częścią mojego życia, opowiem zwłaszcza o powodach słów „Wszystko, tylko nie ksiądz!”, wykrzyczanych do Boga ze złością. I wyjaśnię, co spowodowało, że zmieniłem zdanie. Nie pretenduję do tego, żeby kogokolwiek czegokolwiek nauczyć, ponieważ jeden jest mistrz i Pan, wszyscy jesteśmy uczniami w drodze. Chciałbym podzielić się

9

doświadczeniem i ofi arować część burzliwej „miłosnej historii”, czasem podobnej do walki, lecz autentycznej, pełnej czułości i miłosierdzia. Historia mojego powołania może odbiega nieco od normy, ale wierzę, że może być dla kogoś przydatna. Tego bym pragnął i to mnie popchnęło do napisania tych stron. Pewne wewnętrzne przemiany były owocem lat spędzonych na Spiritherapy Chiary Amirante, która jest ścieżką samopoznania i uzdrowienia proponowaną przez Nowe Horyzonty. Wielu z tych, którzy czytali książki Chiary bądź uczęszczali na organizowane przez nią kursy, odnajdzie w mojej historii wiele punktów, których stałem się ucieleśnieniem. Zostawiam was ze słowami Chiary: „Nigdy nie zapominaj, że największym darem, jakim Bóg cię obdarzył, jest wolność i że w każdej chwili możesz powiedzieć «tak» lub «nie» Bogu, lecz pamiętaj, że każde «nie» powiedziane Bogu zamyka fragment nieba, a każde «tak» otwiera nowy fragment nieba nad ziemią”. Życzę wam, byście mogli każdego dnia otwierać tyle fragmentów nieba, ile tylko możliwe!

To nie droga jest trudna, lecz trudności są drogą.

Søren Kierkegaard

10

p RZED p OWOŁANIEM

Nie jest nam dane wybrać ramy naszego przeznaczenia, ale to, co w nim umieścimy, jest nasze.

Dag Hammarskjöld

Życie jest podró Ż ą,

a podró Ż jest samym Ż yciem

Życie jest z pewnością największym darem ofiarowanym każdemu z nas przez Boga. Jest czymś niezwykłym i niezmierzonym. Nikt z nas nie postanowił, że się urodzi. A mimo to jesteśmy depozytariuszami tego daru i tego ziarna wymagającego troski. Ile w nas wiary i ile odpowiedzialności. Możemy zdecydować, jaki kierunek nadać życiu, w co zainwestować czas i energię, by miało ono znaczenie. Możemy je zmarnować czy wręcz roztrwonić.

Życie jest pierwszym darem, którego bezinteresowności byłem świadom. To odczucie wiodło mnie ku myśli, że muszę się odwzajemnić czemuś lub Komuś. Sam fakt, że zostało nam dane, stanowił dla mnie zawsze wielki znak zapytania, a ten skłaniał do kolejnych pytań egzystencjalnych, które regularnie załamywały moich rodziców.

Zanim doświadczyłem Boga, który jest zawsze gotów przebaczyć i kochać nas takimi, jacy jesteśmy, zanim zrozumiałem, że bez Niego naprawdę sobie nie poradzę, zanim pojąłem, że życie w pełni możemy przeżyć tylko wtedy, kiedy ofiarujemy siebie, bo miłość jest kluczem do wszystkiego, musiałem się wiele natrudzić –idąc bezdrożami, zmieniając zdanie, wątpiąc, ulegając pokusom i upadając.

Jest taki fragment w Radosnej wiedzy Fryderyka Nietzschego, który zawsze robi na mnie wrażenie i pod

13

którym kiedyś całkowicie się podpisywałem. Mówię o aforyzmie 125:

Słyszeliście pewnie o tym szaleńcu, który w jasne przedpołudnia zapalał latarnię, biegał po rynku i nie przestawał krzyczeć: „Szukam Boga! Szukam Boga!” –

Jako że akurat zebrało się tam wielu takich, którzy w Boga nie wierzyli, śmiechom nie było końca. Czyżby Bóg gdzieś przepadł? – rzekł jeden. Zgubił się jak dziecko – rzekł drugi. A może trzyma się w ukryciu?

Boi się nas? Wsiadł na statek? Wywędrował – tak krzyczeli i śmieli się jeden przez drugiego. Szaleniec wskoczył między nich i przeszył ich wzrokiem. „Co się stało z Bogiem? – zawołał. – Powiem wam! Uśmierciliśmy go – wy i ja!...” 3 .

Oszalały człowiek krzyczy: „Przyszedłem za wcześnie, nie jestem jeszcze na czasie”. Ja doświadczyłem tego bardzo wcześnie, ze wszystkimi tego skrajnymi konsekwencjami. Dlatego czuję moralny obowiązek, by podzielić się doświadczeniem swojej walki wewnętrznej –po to, aby inni mogli zastanowić się i powstrzymać przed poświęceniem na ołtarzu rzekomej wolności tego, co w nas najcenniejsze: duszy zdolnej poznać i pokochać Boga. Zbyt często żyjemy etsi Deus non daretur – jakby Bóg nie istniał – lecz prędzej czy później wszyscy musimy się zastanowić, czy nadaliśmy bądź nie sens naszemu życiu, gromadząc konsekwencje

3 Cyt. za: F. Nietzsche, Radosna wiedza, tłum. M. Łukasiewicz, Gdańsk 2008, s. 137 (przyp. red. wydania polskiego).

14

naszych wyborów, przed jakimi stanęliśmy w pozornie przypadkowym następstwie zdarzeń.

Nazwałbym cały ten okres istną walką wewnętrzną, którą prowadziłem praktycznie z samym sobą, ale też z Bogiem. Jestem przekonany, że każdy nasz kryzys jest w rzeczywistości niczym innym jak odbiciem jedynego konfliktu, jaki wszyscy, świadomie bądź nie, przeżywamy, a który sprowadza się do walki „ja” z Bogiem. W tym ciągłym staczaniu się, tym, co mi pomogło, były znaki i sny z okresu sprzed powołania, lecz także wypadki i rany, które sprawiły, że jestem tym, kim jestem. Moje pierwotne i pradawne „ja”, po pierwszym płaczu, zaczęło pielęgnować cenne klejnoty w plecaku życia. Życie jest podróżą, a podróż jest samym życiem, ale czasem łudzimy się, że można się zatrzymać i stać, podczas gdy czas ucieka, zostawiając nas nieuchronnie z tyłu. W tej cudownej przygodzie, jaką jest życie, nie ma przystanków ani łagodnych dróg, są tam wciąż szczyty, na które trzeba się wspiąć i z których trzeba zejść, rozkoszując się każdym z nich jak niezwykłymi chwilami, które nigdy już nie wrócą. To prawda, że żyje się każdego dnia, a umiera się tylko raz, to jedyna prawdziwa meta, która wyznacza, z chwilą narodzin, nowy początek i koniec, skąd pochodzi cała siła konieczna, by nadać sens każdemu poszczególnemu dniu.

Bóg wzywa Cię do Twojego projektu, ale jesteś głuchy, a Bóg zsyła Ci wtedy niepokój, abyś zaczął szukać tego, co stanowi centrum Twojej duszy.

św. Augustyn

15

Moje korzenie

Nikt nie urodził się pod złą gwiazdą; jeśli już, to są ludzie, którzy źle patrzą w niebo.

Dalajlama

Urodziłem się w Padwie, jestem czwartym spośród pięciorga dzieci. Michele jest pierworodny. Barbara od razu poszła do nieba; był to trudny poród, który z pewnością odbił się na życiu moich rodziców mających świadomość, że przyjdzie na świat już martwe dziecko. Potem urodziła się Chiara, ja i Serena. Jeśli jest coś, co mnie charakteryzowało, to myślę, że to właśnie chęć zrozumienia sensu życia, jego niezgłębionego cudu. Pytałem mamę o przyczyny wszystkiego i nie zadowalałem się powierzchownymi odpowiedziami. Chciałem zrozumieć i zawsze wszystko badałem. Byłem bardzo ciekawski. Może za bardzo. Ponieważ dobrze rysowałem, odtwarzałem makiety ciała ludzkiego i jego organów, pragnąc je dobrze poznać. Zadawałem sobie pytania o cel istnienia i mnóstwo innych pytań na każdy temat. Od małego powtarzałem w myśli: „Chcę spędzić

16

życie na czymś, co naprawdę na to zasługuje, tak aby pewnego dnia, gdy się odwrócę, powiedzieć, że jestem zadowolony z tego, jak je przeżyłem!”. To przekonanie kierowało zawsze każdym moim wyborem. Można by pomyśleć, że podążałem zawsze wysoce uduchowionymi drogami. Nic podobnego. Grałem w kule, oszukując, byle tylko wygrać. Budowałem zamki z piasku cały w nerwach, że inni budują lepsze. Nosiłem w kieszeni grzebyk, by mieć zawsze uczesanie w stylu „Fonzie”4. Przede wszystkim spędzałem całe godziny na ulicy, jak wszystkie dzieci w tamtych latach. Wracałem do domu często późną porą i zabłocony, starając się przedtem psychologicznie przygotować mamę przy pomocy legendarnego żetonu, dzięki któremu mogłem zadzwonić z kabiny telefonicznej i uprzedzić, że wrócę później, i w jakim stanie. Byłem niezłym rozrabiaką i autorem licznych psikusów. Żeby to zobrazować, podam przykład: pewnego razu w napadzie złości rzuciłem wkładami do wiecznego pióra o ścianę domu sąsiadów, brudząc całą kamienicę. A potem potrafiłem zaprzeczyć wszystkiemu, mimo oczywistości faktu, tracąc tym samym zaufanie mamy, które z trudem odzyskiwałem przez lata. Podczas pewnych wakacji ukradłem modele samochodzików, które bardzo chciałem mieć. Uszkodziłem je, by wyglądały na używane, i zakopałem w piasku pod swoim parasolem. Następnego ranka udawałem, że cudownie je znalazłem niczym dar Bożej opatrzności. Tamtym

17
4 Chodzi o uczesanie bohatera serialu Happy days ; rolę grał A. Fonzarelli (przyp. tłum.).

razem nakryła mnie babcia, nakazując przyznać się do wszystkiego mamie. Kara była modelowa, kiedy tata przyjechał do nas nad morze, przez tydzień nie odezwał się do mnie ani słowem, spojrzał tylko surowo, i odwołał wszystkie wycieczki, jakie mieliśmy zrobić z wykrywaczem metalu, w poszukiwaniu historycznych pamiątek w regionie Friuli. Ten wykrywacz metalu miał być prezentem z okazji promocji do następnej klasy, i nigdy go nie dostałem. Dopiero kilka lat temu znalazłem go na strychu, jeszcze w zakurzonym opakowaniu. Moi rodzice byli bardzo dobrzy, ale też niezwykle stanowczy i autorytarni. Niepotrzebne były słowa, wystarczyło jedno spojrzenie, by wszystko zrozumieć. Tych samych błędów raczej nie dało się powtórzyć. Jeśli sam nie zasłałem łóżka, znajdywałem pościel wyrzuconą przez okno, wystawioną na publiczne pośmiewisko. Mimo to zawsze coś wykombinowałem. Spośród czworga dzieci byłem z pewnością najgorszy: zbyt niespokojny i nadaktywny, z dużą dozą wrodzonej próżności oraz irytującą zdolnością do mędrkowania. Na klasyczne pytanie: „Kim chciałbyś być, jak będziesz duży?”, odpowiadałem: „Egiptologiem!”. Ciekawiły mnie szczególnie nauki ścisłe i historia, zwłaszcza archeologia. Było to po części owocem zainteresowań przekazanych przez nauczycielkę ze szkoły podstawowej – kobiety pełnej pasji i o wielkiej duszy – lecz szczerze mówiąc, ostatecznie o tym planowanym wyborze zdecydowało uwielbienie do cudownej trylogii Indiana Jones. Filmu, którego wszystkie dialogi ze szczegółami znałem na pamięć – do tego stopnia, że w końcu porwały się taśmy wideokaset. Marzyłem o pełnych przygód

18

podróżach i doniosłych odkryciach. Zafascynował mnie

zwłaszcza starożytny Egipt z jego tak bogatą kulturą, a Indiana Jones i dar wyobraźni dokonały reszty. Byłem dzieckiem takim jak wszystkie. Może bardziej żywym i trudniejszym do opanowania niż inne. Dorastałem, zaśmiewając się przy filmach z Charliem Chaplinem, Jerrym Levisem, Flipem i Flapem, filmach

Il mio amico Arnold 5 , Happy Days. Lecz przede wszystkim miałem dużą słabość do legendarnych Budy Spencera i Terence’a Hilla. W postaci granej przez Carla Pedersolego dostrzegałem trochę własnego tatę. Głęboko wierzę, że miałem dużo szczęścia. Na drugim miejscu, po cudownym darze życia, postawiłbym rodzinę. Moi rodzice byli zawsze obecni – pełni troski, niezłomności i miłości. Moje wyobrażenie na temat pracy taty było dość niejasne. Codziennie o określonej godzinie jedliśmy wspólnie obiad i kolację. Kiedy tata był z nami, widziałem go zawsze troszczącego się o dom; jak maluje poręcz, dba o ogród, przycina żywopłot... Widoczne to było zwłaszcza w przypadku drzew; wznosiliśmy razem rusztowanie, by dostać się do ich wierzchołka; nazywaliśmy to „wejściem do zamku”. Rusztowanie wydawało się wielkie jak drapacz chmur. W moim odczuciu tata pracował w „domowym lesie”, gdzie spędzałem czas, pomagając mu wraz z bratem i siostrami. I na zadany w szkole temat „Praca taty” napisałem, że „jest leśnikiem”. Matka – wezwana przez nauczycielkę – pomogła mi zrozumieć, że tata jest urzędnikiem w banku.

5 Oryginalny tytuł filmu to Diff ’rent Strokes (przyp. red. wydania polskiego).

19

Po tym impasie już wiedziałem, kim jest mój ojciec. By to opowiedzieć, muszę zaznaczyć, że zawsze miałem słabość do wszystkich superbohaterów. Uwielbiałem komiksy i spędzałem całe godziny, oglądając je w księgarniach i rysując. Bawiłem się figurkami ze Spider-Mana i Pogromcy duchów. Potrafiłem przez jedną noc obejrzeć całą serię Supermana ze wspaniałym Christopherem Reeve’em (sześć filmów pod rząd!). Ale moim ulubionym był zawsze Batman, bo jest jedynym pozbawionym super mocy, zwykłym człowiekiem, zdolnym przemienić swój ogromny strach w siłę. Aż do pewnego konkretnego lata to on był moim ulubieńcem. Wtedy odkryłem, że tata, postawiwszy na pierwszym miejscu rodzinę, dokonał wyboru, który zrujnował jego karierę, wraz z innymi decyzjami podjętymi, aby „nie dokopać”, z uczciwości i lojalności w stosunku do kolegów, nie zyskując w zamian ani wdzięczności, ani zadośćuczynienia. Bardzo dokładnie pamiętam chwilę, w której dowiedziałem się o tym. A wybór taty wynikał z jego charakteru, czyli z poszukiwania dobra, uczciwości, lojalności, szczerości i prawdy razem wziętych. Był człowiekiem potrafiącym naprawdę zrobić krok do tyłu, poświęcając się temu, na czym mu zależało. Dokładnie w tym momencie powiedziałem mamie: „Tata jest moim superbohaterem”. To przekonanie pozostało we mnie aż do ostatniego dnia, kiedy mogłem uścisnąć jego dłoń, gdy wydawał ostatnie tchnienie w otoczeniu kochającej rodziny. Szóstego maja 2014 roku o godzinie 18.40 odszedł do nieba nadzwyczajny człowiek, który zwyczajne życie poświęcił dla innych, człowiek szczęśliwy, dlatego że mógł uszczęśliwiać innych,

20

ofiarując konkretną miłość, bez zbytnich słów. Nie

mógłbym mieć lepszych rodziców: takiego ojca i matki dbającej o każde z dzieci z miłością, uważnością i łagodnością. Dziś zdaję sobie sprawę z tego, jaki skarb otrzymałem. Podobnie dziadkowie: mądrzy, przesympatyczni i zawsze obecni w życiu swoich wnuków. Niestety, nie poznałem osobiście dziadków ze strony ojca, znałem ich jedynie z opowiadań krewnych, ale miałem możliwość docenić ich na podstawie głębokiego uczucia ze strony tych, którzy przekazywali o nich wspomnienia. Z drugim dziadkiem, Marino, byłym kolejarzem, miałem bardzo silny związek, podobnie jak z babcią Giną. Dziadkowie mieli ośmioro dzieci, każde z nich posiadało liczną rodzinę, wszyscy weseli i zżyci ze sobą. My bracia jesteśmy bardzo różni, lecz głęboko łączą nas przekazane wartości. Mimo powszednich kłótni i sprzeczek zwyciężało zawsze dobro; byliśmy jak partytura, gdzie każda nuta stanowi część melodii. Duża rodzina z licznymi ciotkami i kuzynami, tworząca zawsze świąteczną, sympatyczną atmosferę. O prostym i skromnym pochodzeniu, lecz autentyczna i szczera. A w chwili potrzeby nikt nigdy nie odmówił pomocy. Mama twierdzi, że jako dziecko byłem „żywy jak musujące wino”. W regionie Wenecji Euganejskiej jest na to dokładne określenie bronza cuerta, co oznacza ‘żar pod przykryciem’. Nawiązuje do żaru, który się tli w popiele, zdaje się wygasły, ale w rzeczywistości tak nie jest: niewiele potrzeba, by wzniecić ogień. Taki byłem. Z pozoru grzeczne dziecko, dobre i modelowe, lecz zawsze coś kombinowałem i słusznie ponosiłem tego konsekwencje. Byłem bardzo żywym dzieckiem. Drogie

21

katechetki, jak i animatorzy na obozach szkolnych czy letnich zgrupowaniach zarobili z pewnością dużo punktów w raju. Na szczęście dostarczano mi wielu pozytywnych bodźców i miałem możność uprawiać wszelkie możliwe dziedziny sportu. Co roku rodziła się nowa pasja, z racji klasycznej zmienności dzieci i ducha współzawodnictwa między kolegami. Uczestnictwo w życiu parafii i lata spędzone w harcerstwie miały na mnie duży wpływ. Ważne było także poczucie bezpieczeństwa, które dała mi rodzina.

Wiara zostawiła głęboki ślad, przede wszystkim za sprawą rodziców, ich powagi i spokoju. Ogólnie powiedziałbym, że też za sprawą otaczających mnie ludzi. Pamiętam, jak mój drogi wujek Luciano powtarzał mi, kiedy jeszcze byłem mały: „Davide, jak dorośniesz, będziesz lekarzem albo księdzem misjonarzem. Pamiętaj, żebyś wybrał jedną z tych dwóch rzeczy. W każdej z nich możesz poświęcić się innym i uratować niejedno życie!”. Abstrahując od słów, to spójność życia rodzinnego mnie ukształtowała. Sam wuj Luciano z ciocią Grazią wspomagali biednych, misje i parafię. Sarkastyczne debaty i starcia pomiędzy krewnymi, wierzącymi bądź nie, o różnych poglądach politycznych, stanowiły prawdziwy bodziec do powstania krytycznej i wolnej świadomości, pragnącej autentyzmu i lojalności, bez uchybiania komukolwiek szacunku. Przysłuchiwałem się rozmowom i debatom na przeróżne tematy, prowadzonych z typowym weneckim humorem, lecz w poszanowaniu najgłębszych wartości wszystkich interlokutorów. Wiara taty i mamy była zwyczajna i kryształowo czysta, była czymś tak naturalnym jak powietrze, któ-

22

rym codziennie oddychali; i taka też została mi przekazana. Pamiętam, jak się modliłem przed wyjściem do szkoły, przed drzwiami, czy to z mamą, czy z tatą, zanim wyszedł do pracy. Pamiętam, jak modliłem się wieczorem, przed pójściem spać, jak modliliśmy się wszyscy razem podczas niedzielnej mszy, jak przechodziliśmy koło biedaków, mając do wyboru, czy podzielić się z nimi naszym tygodniowym kieszonkowym, czy nie. Mogłem zadać pytanie na każdy temat. Czasem uzyskiwałem przekonujące odpowiedzi, a czasem nie. Ale nigdy takie, które mogłyby osłabić moją wewnętrzną więź z Jezusem, która powoli się zawiązywała. W parafii byłem zawsze ministrantem. Rywalizowaliśmy w dość licznej grupie o to, kto z nas jest bardziej wytrwały. Mój dawny proboszcz don Severino, różni asystenci proboszcza i kapelani wiele nam dali. Parafia San Bellino w Padwie była zawsze środowiskiem rodzinnym, o pozytywnej energii, pełna życia. Wspominam, z jakim zapałem i jaką miłością do Matki Bożej przeżywaliśmy maj, każdego wieczoru odmawiając Różaniec, mimo że dla nas, dzieci, niełatwym zadaniem było spędzić tyle czasu na klęczkach. Robiliśmy to z racji współzawodnictwa, a także trochę z poczucia szczęścia, że w ten sposób możemy się poświęcić dla Matki Bożej. Podobnie było ze ślubami. Zawsze trudno mi było zrezygnować ze słodyczy, bo byłem bardzo łakomy. I jestem do dziś! Kiedy ruszaliśmy w podróż – a tata lubił pokazywać nam nowe rzeczy i uczyć nas nowych rzeczy – jednym z etapów był zawsze jakiś kościół. Zwłaszcza w Udine chodziło się do sanktuarium Madonna delle Grazie, której tata był szczególnie oddany, jako że

23

pochodził z Friuli. Na Boże Narodzenie śpiewaliśmy, chodząc od domu do domu, La chiara stella i zbieraliśmy datki na parafię. Rodzinną pasją, podtrzymywaną przez lata dzięki mamie i tacie, uwielbiającym takie podróże, było odwiedzanie wszystkich szopek w prowincji. Łatwo przechodziliśmy od mistycyzmu do konsumpcji – w czym jesteśmy bardzo dobrzy, my, mieszkańcy Wenecji Euganejskiej – zatrzymując się w trakcie tych podróży na każdym możliwym lokalnym jarmarku. Nie była to ani bigoteria, ani mistycyzm. Zwykłe życie wiernego niepozbawione zdrowego zmysłu praktycznego.

Ogólny obraz, jaki zapamiętałem, to atmosfera wielkiego szczęścia, zabawy, beztroski, głębi, ale też normalności. Byłem jednym z wielu szczęśliwych dzieci, mających wspaniałą rodzinę, osadzoną w zwartej i pozytywnej strukturze społecznej. Przyglądałem się sobie, otaczającemu światu i niebu z niepokojem kogoś, kto zawsze wiedział, że jesteśmy stworzeni do czegoś wielkiego i pragniemy jak najszybciej odkryć, jaką drogą podążać. Nigdy jednak nie pozbyłem się typowej dla wieku beztroski, pochłaniając wszystko, co przeżywam, z pasją, zapominając w jednej chwili o wielkich egzystencjalnych problemach, które absorbowały mnie każdego dnia. Powiedziałbym, że jak wszyscy byłem mieszanką rzeczy ziemskich i niebiańskich.

24

Żeby fruwać, potrzeba radosnej myśli i odrobiny magicznego pyłu. Tego nauczyła mnie czarodziejska historia Piotrusia Pana, który w piosence Edoarda Bennato odradzał się często, ulatując na wyspę, której nie ma. Miałem tyle radosnych myśli, z których wciąż mogłem czerpać, i tyle „gwiezdnego pyłu”, który zdołałem rozpoznać i zagarnąć. Chodzi o szczególny dar, z którego przez długi czas rezygnowałem. Dziś zdaję sobie sprawę, że chodzi o dar łaski, którego nie należy lekceważyć. Pojąłem na przykład, jak ważnym darem jest już sama rodzina, kiedy poznałem osoby, które niczym nie zawiniły, a nie miały tyle co ja szczęścia. Podobnie zrozumiałem, jak niezwykła była moja więź z ojcem, dopiero gdy go straciłem.

Nie potrafię powiedzieć, czy było we mnie od małego ziarno powołania. Wiem, że zadawałem sobie zawsze pytania egzystencjalne. Patrzyłem w gwiazdy i ogrom wszechświata, zastanawiając się, czy jesteśmy tu jedyni. Studiowałem ciało ludzkie, starając się pojąć, skąd pochodzi ta doskonałość, i nie zadowalały

25

mnie opowieści o bocianach czy kapuście. Chciałem wiedzieć więcej o tajemnicy istnienia. O kapłaństwie nigdy nie myślałem, przeciwnie, interesowały mnie bardziej dziewczyny, ich świat mnie fascynował. Było jednak kilka takich epizodów, które mogłyby wskazywać na moje uduchowienie.

Bardzo popularna wśród tych, którzy obrali „karierę” ministranta, była zabawa w „odprawianie mszy”, choć dla mnie nie była to zabawa, lecz raczej czas modlitwy. W tej sekretnej i osobistej ceremonii uczestniczyła jedynie młodsza siostra Serena. „Zestaw małego księdza” znajdował się w białym pudle na buty, które z zewnątrz było zwyczajne, za to wewnątrz było wszystko, co potrzebne, by „odprawiać mszę”. Ustawione do góry nogami pełniło rolę białego ołtarza, na którym układałem różne przedmioty: świeczki, mszalik, naczynia liturgiczne. Modliliśmy się, a ja odprawiałem swą wyimaginowaną mszę. To była nasza tajemnica, moja i Sereny. Jak bywa ze wszystkimi dziecięcymi sekretami, tylko my wierzyliśmy, że to tajemnica, podczas gdy wszyscy o tym wiedzieli.

Choć nie jestem mistykiem, od małego Bóg był mi bliski, lubiłem modlitwę i chwile uduchowienia. Sposób, w jaki przekazano mi wiarę, sprawił, że moja relacja z Jezusem była stała i przyjacielska. Zwracałem się do Niego w każdej okoliczności z prostotą. Nigdy nie było w naszych relacjach wstydu. Dla mnie było to normalne, myślałem, że wszyscy przeżywają taką więź z Bogiem. W niedziele z radością uczestniczyłem we mszy, a każdego majowego wieczoru odmawiałem wspólny Różaniec w parafii. Muszę się tu do czegoś przyznać:

26

cierpiałem, klęcząc na chropowatej podłodze obok don Severina, aby tylko być lepszym od pozostałych obecnych ministrantów. Oprócz noszenia medalików oraz aspektu narcystycznego widocznego także w przejawach religijności, pamiętam, że bardzo mi się spieszyło do pierwszej komunii, a perspektywa przystąpienia do niej była silnym bodźcem. Wiele razy domagałem się przyjęcia Jezusa w Eucharystii, ale oczywiście musiałem poczekać, aż będę w odpowiednim wieku. Trudno wytłumaczyć, jak bardzo mnie to pociągało. Pewnego razu doszło do nieporozumienia, które wykorzystałem na swoją korzyść, by przyspieszyć o rok przyjęcie komunii. W Wenecji podczas mszy przed wyruszeniem harcerzy ksiądz wskazał wszystkim siedzącym ze mną w ławce, by przyjęli Eucharystię, i w ogólnym zamieszaniu wezwał także mnie. Korzystając z pomyłki, podszedłem i przyjąłem Eucharystię. Był to przepiękny moment: pierwsze głębokie i osobiste spotkanie, którego smak świętości mocno odczuwałem. Ta chwila ekstazy nie trwała długo, brutalnie przerwana przez mały sąd inkwizycyjny, przez którego tortury musiałem przejść. Otrzymałem słuszną naganę od drużynowych, księdza i rodziców. Muszę przyznać, że mimo ostrzeżeń o naganności mojego zachowania tak naprawdę nie czułem się winny, ponieważ było to doświadczenie, w którym naprawdę odczułem w duszy na trwale prawdziwą, rzeczywistą i materialną obecność Jezusa. Pod koniec skrupulatnych i zawstydzających mnie dochodzeń nakazano mi, bym poczekał do zakończenia roku katechezy, by przystąpić „oficjalnie do pierwszej komunii”. Skutkiem tego po roku świętowałem „drugą pierwszą komunię”.

27

Jak można nas wesprzeć

Wszystkich, którzy chcieliby wesprzeć finansowo naszą działalność, a zwłaszcza projekt

„PRO CITTADELLA CIELO”, prosimy o kontakt: cittadellacielo@nuoviorizzonti.org

Więcej informacji na temat Nuovi Orizzonti znajduje się na stronie: www.nuoviorizzonti.org

p
Wstęp .............................................................................................. 5 PRZED POWOŁANIEM Życie jest podróżą, a podróż jest samym życiem ....... 13 Moje korzenie .......................................................................... 16 Gwiezdny pył ........................................................................... 25 W krainie zabawek ................................................................ 35 Wyspa, której nie ma ............................................................ 43 Patrząc na gwiazdy ................................................................ 51 POZA POWOŁANIEM Ster życia jest w naszych rękach ..................................... 61 Boże oddziaływanie .............................................................. 66 Serce – element mozaiki ..................................................... 77 Droga ........................................................................................... 83 Nie poddawaj się .................................................................... 92 Śmierć duszy ........................................................................... 100 POWOŁANIE Nigdy nie jest za późno, by postanowić, kim chcesz być........................................................................ 107 Ziemia Obiecana .................................................................... 111 Lato niezłomności.................................................................117 Element zwany powołanie ................................................ 124
s
I s t REŚCI
Chodź tu! ................................................................................... 128 Kolejny wyjazd ....................................................................... 132 POWOŁANIE DO DZIAŁANIA Odczytać siebie to mieć siły, by wzlecieć .................... 141 „Dawidek” ................................................................................. 146 Życie nieustraszone ............................................................. 157 Płomienie ognia ..................................................................... 162 Nigdy nie mów nigdy ........................................................... 173 In manus Tuas ......................................................................... 178 PROWOKACJE Kryzysy pomagają zrozumieć, czego tak naprawdę pragniemy ...................................... 189 Jeszcze i to... No nie! ............................................................. 194 Prawdziwa pustynia ............................................................ 202 Back to the future .................................................................. 213 Nowa ewangelizacja ............................................................ 221 Pocałunek i trzy gwiazdy ................................................... 235 PO ŚWIĘCENIACH To, co kochamy, wymaga troskliwości i opieki ......... 247 Skok w pustkę ........................................................................ 254 Twoja Brazylia jest tutaj ..................................................... 263 Powracające próby ............................................................... 273 Per aspera ad astra ............................................................... 281 Pokora = upokorzenia ......................................................... 290 Podsumowanie ....................................................................... 305
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.