Lwowskie czasy minione w mowie i fotografii – Stanisław Domagalski

Page 1

uczeń krysowickiej abiturient mościckiej student lwowskiej absolwent warszawskiej

powszechnej szkoły szkoły średniej szkoły wyższej wyższej uczelni

PAT R O N AT M E D I A L N Y: ISBN 978-83-960670-0-5

ISBN 978-83-960670-0-5

9 788396 067005 Cena: 59,90 w tym 5% VAT

LWOWSKIE CZASY MINIONE

Ta książka jest jak wehikuł czasu. Wprowadza czytelnika wprost w niesamowity świat polskiego przedwojennego Lwowa. Wielka gratka nie tylko dla lwowiaków i ich potomków, ale też dla wszystkich, którym droga jest polska historia i kultura.

W MOWIE I FOTOGRAFII

Książka prezentuje unikalne zdjęcia starego Lwowa, którym towarzyszy żywy lwowski język – słownik mowy lwowskiej, czyli słynnego bałaku. Możemy tu niemalże dotknąć i usłyszeć nieprzemijające piękno i urok tego miasta. Zdjęcia, wykonane z wysokości góry zamkowej i z wieży ratuszowej pokazują szeroką panoramę Lwowa z jego budowlami, pomnikami, placami, parkami, ulicami i zaułkami, świątyniami wielu wyznań – kościołami, cerkwiami i synagogami, a także bazarami i targowiskami ze zwyczajnymi ludźmi i lwowskimi batiarami. Wsłuchani w śpiewną lwowską mowę, przemierzamy tu nie tylko główne ulice, ale zaglądamy też w okolice nieodwiedzane przez turystów, a nawet przez samych lwowian – Lwów za rogatkami, przedmieścia położone na peryferiach, czyli na zahumeniu, jak mawiali lwowiacy. Nie jest to zbiór wyselekcjonowanych najpiękniejszych zdjęć Lwowa, ale dzieło oddające prawdziwy historyczny koloryt oraz surowy i pozbawiony ozdób klimat tego pięknego miasta z jego żywą mową, językiem lwowskiej ulicy, który kiedyś był „językiem gminu”, „żargonem plebsu” lekceważonym i zwalczanym przez „wyższe sfery towarzyskie”, przez „lepsze państwo”, jak się „wy Lwowi” mawiało. Tępiono „bałak” w urzędach i w szkołach, gdzie za takie mówienie „cwajery” stawiano, rugowano go z „dobrych domów”, a on sobie trwał. Nawet profesor uniwersytetu, gdy tylko było trzeba, potrafił posłużyć się takim „bałakim”, że słuchaczowi uszy więdły i robiło mu się słabo z wrażenia, bo nie pojmował tego ni w ząb, a często i profesor sam siebie nie bardzo rozumiał…

Stanisław Domagalski

Stanisław Domagalski

Stanisław Domagalski

LWOWSKIE CZASY MINIONE W MOWIE I FOTOGRAFII





Pomnik Jana III Sobieskiego w Gdańsku



Stanisław Domagalski

LWOWSKIE CZASY MINIONE W MOWIE I FOTOGRAFII

Warszawa

Kraków

Lwów


Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

Redakcja i korekta: Maria Szarek Skład i łamanie, projekt okładki: Anna Smak-Drewniak Źródła zdjęć: Narodowe Archiwum Cyfrowe, Wikimedia Commons, archiwum autora

Copyright © by Stanisław Domagalski Copyright © Dystrybucja AA, Kraków 2022

ISBN 978-83-960670-0-5

Dystrybucja AA Sp. z o. o. ul. Swoboda 4 30-332 Kraków


Lwowski pomnik króla Jana III Sobieskiego

Król Jan III Sobieski urodził się w ziemi lwowskiej w Olesku, w zamku rodowym swojej matki w 1629 roku; zmarł w Wilanowie na Mazowszu w 1696 roku. Jest to jedyny król Polski pochodzący z najbliższych okolic Lwowa; posiadał w tym mieście rezydencję: Kamienica Królewska, Rynek 6, po sąsiedzku z Czarną Kamienicą. To te dwie znane i słynne lwowskie kamienice: Czarna i Królewska. Bywał też w Żółkwi, gdzie rezydowali jego przodkowie. Często odwiedzał Lwów, a miasto ufundowało mu pomnik w 1898 roku ustawiony na placu św. Ducha. Stał zwrócony w stronę, skąd najczęściej wróg nadchodził. Król przedstawiony jest w stroju narodowym. Za drugich sowietów, w 1944 roku, nowi ukraińscy władcy próbowali przerobić pomnik na Bohdana Chmielnickiego. Chcieli z naszego Sobieskiego zrobić swojego Chmielnickiego, aby tanim kosztem wznieść pomnik hetmanowi kozackiemu, który kiedyś zbuntował się i poprowadził „czerń ziemi ukraińskiej na polskich panów”. Dziś stoi tam pomnik Tarasa Szewczenki, który też polskim przyjacielem nie był. A lwowski pomnik króla Jana III Sobieskiego nie przetrwał sowietyzacji. Nowe władze doszły do wniosku, że powinien podzielić los wysiedlonej ze Lwowa ludności polskiej i w 1950 roku przekazano go Polsce, czyli eksmitowano w ramach repatriacyjnej ekspatriacji do nowej Polski, czyli do PRL-u. Został wypędzony ze Lwowa jak inni lwowiacy i spotkał go tułaczy los repatrianta. Przez 16 lat stał na trawniku w parku w Wilanowie. Mało kto wiedział, kogo przedstawia, bo żadnego napisu nie było. Niewygodny wówczas dla Warszawy pomnik został przeniesiony do Gdańska. 5


Ufundował go Lwów, a przyjął Gdańsk. Został ustawiony na dużym placu, zwanym Targiem Drzewnym. W 1965 roku oficjalnie odsłonięto pomnik. Król Jan bywał kiedyś w Gdańsku z królową Marysieńką. Łączyły go związki z tym miastem, a teraz przyszło mu być tutaj na pomniku. Nie wszyscy gdańszczanie wiedzieli, skąd się wziął u nich ten pomnik, bo tablica z napisem „Królowi Janowi III – miasto Lwów” jakoś gdzieś się „zapodziała”, ale na szczęście nowi współmieszkańcy króla już to wiedzą, bo przed kilku laty „odnalazła” się u kogoś, kto przezornie zdjął ją jeszcze we Lwowie i dobrze ukrył. Dopiero po 1989 roku było możliwe umieszczenie jej na swoim prawowitym miejscu, bo wcześniej wypisane złotymi literami słowo LWÓW władzę mocno gryzło w oczy. Tak więc tablica wraz z oryginalnym historycznym napisem znajduje się na cokole gdańskiego już pomnika. A lwowski poeta napisał wiersz pod wzruszającym tytułem: „Jan bez ziemi”. Można by też tu dodać: bez swojej ziemi. A dalszy fragment brzmi tak: „posadźcie / wkoło niego topole / taką samą strzelistą / i wysmukłą aleją, / niech się w maju zielenią, / niech się na wietrze chwieją, / niech im szum znad Bałtyku / w listkach z rusińska hraje, / niech po lwowsku zaciąga, / niech się Królowi zdaje, / że on jeszcze u siebie”... I niech mu się wydaje, że jest jeszcze przy Wałach Hetmańskich we Lwowie, niech na tym placyku gdańskim na razie stoi i buławą z drugiego końca Polski wskazuje w stronę Lwowa. Niech czeka... Choć król niby nie na swojej ziemi stoi, to jednak w dniu św. Jana, 24-go czerwca, gdańskie kwiaciarki składają co roku u jego stóp wiązanki pięknych kwiatów, jak te krakowskie, w dniu imienin Adama, przy pomniku wieszcza w Krakowie. A na niedawno wydanym przez mennicę banknocie 500-złotowym widnieje podobizna Jana Sobieskiego.

6


Pomnik Jana III Sobieskiego przy ulicy Wały Hetmańskie we Lwowie, udekorowany w ���. rocznicę Odsieczy Wiedeńskiej


Spis treści

Lwowski pomnik króla Jana III Sobieskiego ...................................................... � Królewskie miasto Lwów ................................................................................. �� Lwowska mowa bałakowa ............................................................................... �� Słowniczek lwowskiego bałaku (z tamtejszego na tutejsze) ............................ �� Słowniczek bałaku lwowskiego (z tutejszego na tamtejsze) .......................... ��� Lwowski lwowiak przedwojenny .................................................................... ���

8


Lwów jest jeden na świecie

we Lwowie wszystko było inaczej



KRÓLEWSKIE MIASTO

LWÓW

Lwów został założony około 1240 roku przez księcia halickiego Daniłę dla syna Lwa; stąd lew stał się symbolem tego miasta. A historyczna wzmianka o tej osadzie datuje się na rok 1256 za sprawą ruskiego kronikarza opisującego w Letopisie Wołyńskim widoczny aż we Lwowie w postaci łuny pożar Chełma. Brzmiało to tak: „Sicju że płamieni bywszy, jako że so wsiej ziemli zarie widyszy, jako że so Lwowa zriaszczi widyszy, po poliem Bełzkim, ot gorijenija siłnogo płamieni”. Ów Daniel – kniaź ruski – szukając miejsca dla swojego syna, zainteresował się spokojną doliną Pełtwi. Zwrócił uwagę na wzgórza, wznoszące się do 400 metrów i otaczające jar tworzony przez tę rzekę, które dawały dobrą widoczność dokładnie w te strony, skąd przychodziło zagrożenie tatarskie. Tędy nie prowadziły żadne szlaki handlowe, nie było też dostatecznie szerokiej rzeki zapewniającej szybki i łatwy przewóz towarów. Nie było tutaj żadnej wsi, na bazie której mogłoby powstać miasto, czy choćby osada warowna. Był to właściwie taki ówczesny koniec świata, puszcza bukowo-dębowa; drzewa rosnące na rozległych zboczach wzgórz, malownicze wąwozy i jary, czyli piękne nasze tereny, a w sumie to polsko-ruskie bezludne ówczesne pogranicze. Ów Daniel-Daniło, lokując tutaj miasto dla syna, widział gaje i gaiki poprzecinane wzdłuż i wszerz wąwozami i jarami, a na dnie każdego z nich sączący się jakiś strumyczek, nie mógł również nie zauważyć wysokich lasów rosnących wzdłuż kotliny rzeki Pełtwi, przepływającej przez bagniste tereny i wpadającej do Bugu, który płynął sobie dalej też przez rosnący wzdłuż jego brzegów bukowy las i wlewał swoje wody do Wisły, królowej rzek polskich. 11


Była tu też najwyższa na tej przestrzeni góra zapewniająca doskonałą widoczność na północ, wschód oraz południe, skąd przychodziło tatarskie zagrożenie i skąd można było zawczasu dostrzec zbliżającego się wroga, a przy górze (zwanej później Wysokim Zamkiem) roztaczało się miejsce odludne, jarami i moczarami poprzerywane, niewidoczne też z daleka; gęsto porośnięte lasami zbocza, jary i kotliny, stanowiące znakomite ukrycie dla osady, warownego grodu, a nawet dla sporego miasta. To jest właśnie ten fenomen obronnego położenia miasta Lwa. W tym miejscu powstał drewniany gród warowny, „lwi gród”. To był właśnie ten pierwszy Lwów, ten ruski Lwów, Lwów cerkiewny. Obecnie ze szczytu Góry Zamkowej po zachodniej stronie widać skupisko cerkiewnych wież na dość małej przestrzeni. W tym właśnie miejscu znajdował się stary ruski przedkazimierzowski Lwów. Był to drewniany gród w dolinie Pełtwi, a wokół rozciągały się malownicze pagórki i większe górki. Ta osada spłonęła doszczętnie i dopiero zbudowany w późniejszych latach obok tego miejsca nowy Lwów rozprzestrzenił się na siedmiu okolicznych wzgórzach, ale nie był to już ten ruski cerkiewny Lwów budowany dla książęcego syna Lwa, lecz założone przez króla Kazimierza Wielkiego późniejsze polskie wielojęzyczne i wielokulturowe miasto pod tą samą, co poprzednio, nazwą. Powstawało królewskie miasto, które wciąż nazywało się Lwów, a symbolem jego do dziś jest lew – ten małą literą pisany i groźnie wyglądający. Pierwotny ruski Lwów w późniejszych latach zanikł też prawie całkowicie wskutek licznych pożarów i wojen, jak również i dlatego, że król Kazimierz Wielki po zajęciu w 1340 roku całej ziemi czerwieńskiej, zwanej też Rusią Czerwoną, od nowa lokował miasto już na innym miejscu w odległości kilkuset metrów od wcześniejszego grodu ruskiego, ale o tej samej nazwie. Po wojnach z Litwą i Tatarami, kiedy to miasto było wielokrotnie burzone i palone, Lwów stał się jednym wielkim pogorzeliskiem, a spis ludności przeprowadzony przez Kazimierza przed nową lokacją wykazał, że w mieście ostało się 14 Rusinów. Rozpoczęła się niezwłoczna budowa nowego odrębnego grodu; powstawało Królewskie Miasto Lwów. A w następnych latach królowie Kazimierz Wielki i Władysław Jagiełło zapewnili wspaniały rozwój temu polskiemu już, ale wielonarodowościowemu miastu. 12


Położenie tego grodu jest niezwykłe; wielką rolę odegrali tu ludzie i historia. Te trzy czynniki, oddziałując na siebie wzajemnie, sprawiły tę wyjątkowość. Usytuowanie na siedmiu wzgórzach i na tzw. wielkim europejskim dziale wód daje miastu nie tylko urodę, ale i zdolność do jego obrony. A osiedlanie się tutaj ludzi różnych ras oraz nacji stworzyło różnobarwną społeczność pod względem języka, kultury, wiary i obyczajów. W 1358 roku Lwów uzyskał prawo magdeburskie. I wówczas nastąpiła nowa fundacja miasta w miejsce starego rusko-cerkiewnego grodu, który właściwie przestał istnieć. Miasto uzyskało autonomię. To król Kazimierz Wielki wzniósł mury wokół grodu oraz baszty obronne, wystawił tutaj dwa zamki warowne z kamienia, nazwane z czasem Dolnym/Niskim i Wysokim. Założył też katedrę lwowską. Od tego momentu Lwów wszedł w orbitę wpływów Zachodu. Tu krzyżowały się szlaki handlowe wiodące z Europy Zachodniej. Lata panowania tego króla to okres rozkwitu miasta, które również dzięki przywilejom królewskim stało się centrum polskiego handlu ze Wschodem. Przez 600 lat Lwów stanowił integralną część Rzeczypospolitej i mocno wpisany był w historię Polski, będąc polskim miastem Zawsze Wiernym (Semper Fidelis). Już w roku 1388 król Władysław Jagiełło, nazywany dobroczyńcą Lwowa, w specjalnym dokumencie rozporządził, że „Lwów i ziemia lwowska na wieki zostanie przy koronie polskiej cała i niepodzielona”, a 1 września 1652 roku król Jan Kazimierz w katedrze lwowskiej złożył swe słynne śluby lwowskie, oddając Polskę pod opiekę Maryi i ustanowił ją Królową Korony Polskiej, właśnie tu, we Lwowie. Lwów był stolicą archidiecezji lwowskiej obrządku łacińskiego oraz siedzibą archidiecezji ormiańskiej i greckokatolickiej. To jedyne miasto w Europie, jeśli nawet nie na świecie, które ma w bezpośrednim ze sobą sąsiedztwie obiekty sakralne różnych wyznań, a mianowicie trzy katedry: rzymskokatolicką, ormiańskokatolicką i greckokatolicką. Było tu sprzyjające miejsce dla trzech religii. Była to też wielowymiarowa rzeczywistość dawnej Rzeczypospolitej. Stały obok siebie katolickie kościoły oraz ewangelickie, bądź kalwińskie zbory, unickie i prawosławne cerkwie, bożnice i synagogi wyznania mojżeszowego, jak również meczety muzułmańskie. W ciągu wieków Lwów był przytułkiem dla wielu narodowości, 13


a przynależność do poszczególnych grup etnicznych zależała w głównej mierze od wyznawanej religii. Nację polską utożsamiano zwykle z katolicyzmem, a ruską – z prawosławiem. Pierwszą siedzibą metropolity łacińskiego był Halicz i dopiero w 1414 roku król Władysław Jagiełło przeniósł ją do Lwowa. W ciągu sześciu stuleci, łącznie z okresem rozbiorów, Lwów był ważnym ośrodkiem nauki, sztuki, oświaty, kultury, a w okresie zaboru austriackiego uzyskiwał stopniowo coraz większe swobody polityczne i obywatelskie aż do autonomii włącznie. Lwów został stolicą Galicji, a prowincja lwowska posiadała własny sejm i samorząd. Siedzibą Sejmu Galicyjskiego, zwanego parlamentem lwowskim, był późniejszy gmach Uniwersytetu Jana Kazimierza. Sejm krajowy znajdował się w Wiedniu. Nazwa Galicja powstała od określenia wcześniejszej stolicy tych terenów: Księstwa Halickiego, a ściślej miasta Halicza, założonego przed 1140 rokiem nad górnym Dniestrem, który to dawny gród wziął swoją nazwę od kawki, od tego ptaka, widniejącego w herbie miasta. Są tam trzy kawki. A kawka po rusińsku-ukraińsku to „hałka”, a kawki w liczbie mnogiej (jak też zbiorowo kruki i wrony), to „hałycz”. Stąd nazwa miasta: Halicz („Hałycz”). A nazwa terenu: Galicja („Hałyczyna”). Jednak dopiero w monarchii austriackiej, w odniesieniu do całej ziemi lwowskiej, pojawia się wymyślona przez Austriaków nazwa „Galicja i Lodomeria”. „Galicja”, od Halicza oczywiście, a „Lodomeria” od ziemi lwowskiej nieudolnie przypisanej do „Włodzimierii”, czyli do księstwa włodzimiersko-wołyńskiego. Lwów przed wybuchem I wojny światowej zyskał opinię „małego Wiednia”, a po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku – m.in. za sprawą słynnych Orląt Lwowskich, tych małych żołnierzy, którzy w pierwszym szeregu walczyli o swoje miasto, o jego polskość, tych lwowskich dzieci, które tam za Polskę, za polski Lwów zginęły – ten wyzwolony Lwów stał się stolicą polskiego wielkiego województwa lwowskiego i w 1939 roku liczył 318 tysięcy mieszkańców, gdzie około 64% ludności stanowiła ludność polska. 22 listopada 1920 roku, Lwów jako pierwsze i jedyne w II RP miasto polskie zostało odznaczone Krzyżem Kawalerskim Orderu Virtuti Militari za bohaterskie zasługi położone dla polskości tego grodu i jego 14


przynależności do Polski. Uroczystej dekoracji dokonał naczelnik państwa marszałek Józef Piłsudski, który również odbierał defiladę wojskową na rynku starej galicyjskiej stolicy w rocznicę oswobodzenia Lwowa z ukraińskich rąk. Pierwszego września 1939 roku na miasto spadły bomby, a trzy tygodnie później Lwów znalazł się pod okupacją sowiecką. Do miasta broniącego się przed atakami armii hitlerowskiej „na podstawie” paktu Ribbentrop-Mołotow wkroczyła armia sowiecka wraz ze zbrodniczymi strukturami NKWD. Propaganda trąbiła, że wyzwalają „swoje” zachodnie tereny spod okupacji polskich panów. Po dwuletniej prawie okupacji czerwonej przyszła trzyletnia czarna. Następowało drugie „wyzwolenie”. Tym razem było to wyzwolenie spod „opieki” sowieckiej. Lwów znowu na jakiś czas stał się Lembergiem przy czynnym ukraińskim poparciu. Trafiliśmy spod sowiecko-rosyjskiego deszczu pod niemiecko-ukraińską rynnę. Uruchomiła się przy niemieckim wsparciu przyczajona do tej pory ukraińska piąta kolumna. Lwów przeżył okupację sowiecką, niemiecką i znów tę sowiecką, a po zdradzie jałtańskiej, tej zmowie teherańsko-jałtańskiej, gdzie Churchill z Rooseveltem oddali Stalinowi do całkowitej jego dyspozycji połowę Polski, kiedy wręczyli mu naszą ziemię w prezencie, Lwów znalazł się po niewłaściwej stronie tej jałtańskiej granicy i wcielono go do tak zwanej Sowieckiej Republiki Ukraińskiej, która później stała się państwem ukraińskim, a Lwów tam pozostał...

15


Niniejszy zbiór fotograficzny poświęcony jest pamięci Królewskiego Miasta Lwowa. Zebrane są tutaj, odpowiednio tematycznie ułożone i opisane, unikalne zdjęcia starego Lwowa, wykonane przez dawnych lwowskich mistrzów fotografii, jak i mniej znanych oraz przeważnie anonimowych fotografów; przedstawiają nieprzemijające piękno i urok tego miasta. Szczególnie te dokonywane z wysokości góry zamkowej i z wieży ratuszowej pokazują szeroką panoramę Lwowa z jego budowlami, pomnikami, placami, parkami, ulicami i zaułkami. Widoczne są świątynie wielu wyznań; kościoły, cerkwie i synagogi oraz bazary i targowiska ze zwyczajnymi ludźmi i lwowskimi batiarami. Pokazane są zarówno główne ulice, jak i te nieodwiedzane przez turystów, a nawet przez samych lwowian; położone na peryferiach, czyli na zahumeniu, jak mawiali lwowiacy, a tam też ulice były i swoje nazwy miały. To przedmieścia, czyli Lwów za rogatkami. Szczególnie obfotografowane były centralne miejsca: ulice Akademicka i Łyczakowska, Wały Hetmańskie, plac Mariacki, Halicki, Bernardyński, plac św. Ducha oraz inne śródmiejskie ulice i place z historycznymi pomnikami i ze znanymi budynkami, jak Teatr Wielki, czy Ratusz Lwowski z chroniącymi go wiernymi lwami. Zdjęcia te zostały przedstawione w różnych perspektywach i w wielu ujęciach, gdzie każdy może znaleźć swoje znane miejsce, swój zapamiętany kawałek Lwowa. Wśród zaprezentowanych w niniejszym opracowaniu zdarzają się też zdjęcia nie najlepszej jakości i nie zawsze spełniające wymagania współczesnej fotografii, ale tylko takie w tamtych czasach istniały. To obrazki często zapomniane i niechętnie publikowane, bo z batiarskich okolic pochodziły. Nie jest to więc zbiór dobranych najpiękniejszych zdjęć Lwowa, ale oddają prawdziwy historyczny koloryt oraz surowy i pozbawiony ozdób klimat tego pięknego naszego miasta; jednak bez zbędnych upiększeń. Załączam również plan miasta Lwowa z polskimi przedwojennymi nazwami. Stanisław Domagalski

16


LWOWSKA MOWA BAŁAKOWA

U nas, w Galicji Wschodniej, powszechnie używanym językiem „międzynarodowym” była „mowa polsko-rusko-rachunkowa”, śpiewna nasza galicyjska i trochę nawet bałakowa. Mało było w ziemi lwowskiej, a szczególnie w samym Lwowie, cech równie intrygujących jak poprawność językowa. Przekręcano i przeinaczano słowa oraz wyrazy i wszystko, co się da i nie da, co można i nie można zmienić i przestawić niezgodnie z tym, jak było oraz jak być miało. Nawet narzuconą przez miłościwie panującego tam „cysarza” nazwę Królestwo Galicji i Lodomerii, czyli Galicyi i Lodomeryi, przerobiono na Golicja i Głodomoria, na Lemberg mówili sobie Lembryk, a Łykaczów to miał być Łyczaków. Natomiast lwowskie zawołanie „Semper Fidelis” (Zawsze Wierny) zmieniono sobie na „Sempyr Widelic”. A na przykład, znaną wówczas w całym kraju pieśń trzydziestego regimentu, czyli 30-go Pułku Lwowskich Dzieci, wyruszającego na front „w dzień deszczowy i ponury”, we Lwowie zaczynano od słów „w dzień ponury i pochmury”, albo też bardziej wesoło „w dzień czyrwcowy i słuneczny”. Śpiewano też, że pójdziemy jak zabrzmi „złoty wróg” i że „po wielkiej niewoli” powstaniemy „jak Filip z popiołów”, „jak Feliks z konopi”. Lwowska gwara to oryginalne, odrębne słownictwo, to śpiewne przeciąganie samogłosek. W mowie i piśmie używano tam tak nazywanego „języka galicyjskiego”, pełnego oczywistych polonizmów, ale i gęsto „fastrygowanego” na domiar jeszcze austriackimi germanizmami, jak też rusińskimi zapożyczeniami, czyli całkowite pomieszanie z poplątaniem we lwowskim wydaniu. To lwowszczyzna z olbrzymią ilością zlwowszczonych wyrazów i słów „pu lwosku” stylizowanych. „Taż to ni mowa, to 17


bałak lwoski, dźwienczny jak harmonia!”. To mieszanina różnych mów i języków, a czysto po lwowsku mówiąc, to „taka-o miszkulancja rozmaitych bałaków”, bo „Lwów był każdemu zdrów”, gdzie też „kużdy jednu słowo wy wierszyk si zamienia”. Potoczny język ówczesnych Galicjan wschodnich tak właśnie wyglądał. Jakby pożeniły się tu naraz wszystkie narzecza, jakimi rozmawiała wówczas galicyjska prowincja i nikomu to nawet w mieście Lwowie nie przeszkadzało. Nie ważne było, jak się mówiło i „po jakiemu się bałakało”. Każdy miał prawo po swojemu to robić – bez jakichkolwiek ogólnie obowiązujących zasad. Starano się przy tym nie wymawiać „ę” oraz „ą”. W jakiś taki specyficzny sposób omijano te litery lub zamieniano je na coś podobnego lub zupełnie innego tak, żeby tylko było inaczej. Jakoś obywaliśmy się bez tych haczyków przy niektórych literach. Zamiast „o” mówili „u”, a nawet „ó”, ta moży i udwrotni. Wiedziano jednak kiedy używać „h”, a kiedy „ch”, a tę naszą szacowną literę „ł” zawsze wymawiano twardo i wyraźnie. Funkcjonował tam jeszcze tak zwany „język domowy”, używany przeważnie na wsi w licznych mieszanych rodzinach, gdzie określenie narodowości członków tej rodziny oraz ustalenie języka, w którym będzie się rozmawiało, czyli zdecydowanie się na ten jakiś „język domowy”, było dość trudne. W małżeństwach mieszanych następowała polonizacja lub rusinizacja pod wpływem absolutnej przewagi jednego środowiska narodowościowego. Często zdarzały się również rodziny lwowsko-nielwowskie, takie przemieszane „na boki wszystkie” i mówili sobie „rozmaicie”, czyli różnie: po swojemu i po „wsiowo-lwowsku”. Byli przekonani, że „po takiemu, właśni pu takiemu trza bałakać”, nie tak jak „ci z miasta”. Lwowską mowę, a bardziej dokładnie biorąc, plebejską mowę ulicy lwowskiej, „bałakiem” nazywano. Mówiąc jeszcze dokładniej, tak mowę lwowskich batiarów określano, bo batiar nie mówi, tylko „bałaka”, bo gadać, pleść, ględzić oraz paplać bez większego sensu, że „mureli kwitneli na Cytadeli”; to właśnie po lwowsku „bałakać” znaczy, co od rosyjskiego słowa „балакать” i od rusińsko-ukraińskiego „балакати” pochodzi. Po wojnie zaś słowo to nabrało znaczenia emocjonalnego; dla wypędzonych z Kresów i Galicji Wschodniej stało się synonimem Lwowa, tęsknoty za swoim światem utraconym, bo „lepij byłu wy Lwowi... No ni?”. 18


Kiedyś ten język lwowskiej ulicy był „językiem gminu”, „żargonem plebsu” lekceważonym i zwalczanym przez „wyższe sfery towarzyskie”, przez „lepsze państwo”, jak się tu „wy Lwowi” mawiało. Tępiono „bałak” w urzędach i w szkołach, gdzie za takie mówienie „cwajery” stawiano, rugowano go z „dobrych domów”, a on sobie trwał. A batiarom lwowskim się wydawało, że to nie oni, lecz właśnie wszyscy „doobkoła” mówili dziwnie, źle i nie po polsku. Osobliwością gwary miejskiej Lwowa była jej powszechność. Nawet profesor uniwersytetu, gdy tylko było trzeba, potrafił posłużyć się takim „bałakim”, że słuchaczowi uszy więdły i robiło mu się słabo z wrażenia, bo nie pojmował tego ni w ząb, a często i profesor sam siebie nie bardzo rozumiał, „ali w tuwarzystwi” tej mowy nie używał... Niniejsze opracowanie bogato ilustrowane jest starymi zdjęciami przedwojennego Lwowa, zawiera oprócz przetłumaczenia bałakowych wyrazów, zebrane z różnych źródeł przykłady ich użycia w potocznej mowie galicyjsko-lwowskiej, zarówno tej żywej codziennej, jak również utrwalonej na piśmie przez sławnych i mniej znanych oraz często anonimowych lwowskich autorów. Jest to bałak lwowski, czyli bałakologia stosowana, którą lwowski lwowiak gada... I chyba po raz pierwszy podjęto tutaj próbę odwrócenia współczesnej polszczyzny na ówczesny język lwowski, dodając część „w drugą stronę”, czyli słowniczek „z tutejszego na tamtejsze”, a dla odróżnienia tego „tutejszego” od tamtego „tamtejszego” i odwrotnie zastosowano kolory i kursywę.

19



SŁOWNICZEK LWOWSKIEGO BAŁAKU

(Z TAMTEJSZEGO NA TUTEJSZE)


Dawny Lwów, Wzgórze Lwowskie

Góra Piaskowa w dawnym Lwowie


A a o, a wo, a uo – (to taka nieodmienna część mowy, co si partykuła nazywa) (A o, ta dzie to prawda! A o, kogu ja widzy! A o, durny puspytani. A o, zdybałym si z nim. A o, ja nic ni widział! A wo, tam trza iść. A uo, wyrwał si i ucik. A wo, ta tobi nic du tegu.) abcug, abcugim – w krótkim czasie, szybko (Knajał w abcugach du swoji chawiry. Cała hebra w abcugach przyknajała tam.) absztyfikant, chabal – adorator, konkurent, wielbiciel, starający się, narzeczony, zalotnik (Taki szac chłupaka chudzoncy z dziuniu w nidzieli. Daji panni śliczny gwóździki, przynosi prezenta, abu pirścionyk z kuralikim. A taki pryzenta, to si pamienta. Kupuji pryzenty i do nij gada. Miała dużu absztyfikantów. A un za absztyfikanta już ni robi. Nie jest absztyfikantym jakijś pindy. Absztyfikant był i znik.) aha – (wykrzyknik wyrażający potwierdzenie, przypomnienie) (Aha! nareszci ja ciebi przyłapał. Aha! żebym to ja ni zapomniał!) akademus – akademik, dom studencki, dom akademicki (Studynt w akadymusi żyji i śmieji si ha, ha.) akurat (z akcentem na ostatniej zgłosce), akuratni – akurat, właśnie (Oddasz mni ty grajcary? – Akurat! Ta dzie by ja przypuszczał, ży akuratni coś takiegu zubaczy.) ali wo! – ależ nie, skądże (A kubity fajny byli? – Ali wo! Ali wo, ta dzie tam!); mowy nie ma, wykluczone (Ali wo, ja tegu ni zrobi. Ni powim ali wo, tak zawszy, abu co?) aligancku – elegancko, z szykiem (Aligancku i zy szykim.) ancug – ubranie (zwłaszcza męskie), ubiór, garnitur (Kupił sy ja ancug nowy. Jam krawatki wróg, ali klawy mam ancug. Co nidzieli w ancug si ubiram.) 23


Lwów, rycina z ���� roku

Dawny Lwów


ancymonek – gagatek, spryciarz, niezłe ziółko (Dobry ancymonyk z niegu! To taki szprytny szpecyfindyr.) anioł – policjant (stróż, opiekun) (Na rogu aniół stoji i pilnuji czy chto ni kapuji.) arynsztukracja – arystokracja (Tu arynsztukracja si zbira i nosa zadzira.) aus – koniec, zakończenie; (już) po wszystkim, przepadło (Z nami już aus. Mni si zdaji, ży my bydziemy aus kulegi. Aus z wami, przyszyd na was konic.)

25


Stary Lwów przed ���� rokiem





uczeń krysowickiej abiturient mościckiej student lwowskiej absolwent warszawskiej

powszechnej szkoły szkoły średniej szkoły wyższej wyższej uczelni

PAT R O N AT M E D I A L N Y: ISBN 978-83-960670-0-5

ISBN 978-83-960670-0-5

9 788396 067005 Cena: 59,90 w tym 5% VAT

LWOWSKIE CZASY MINIONE

Ta książka jest jak wehikuł czasu. Wprowadza czytelnika wprost w niesamowity świat polskiego przedwojennego Lwowa. Wielka gratka nie tylko dla lwowiaków i ich potomków, ale też dla wszystkich, którym droga jest polska historia i kultura.

W MOWIE I FOTOGRAFII

Książka prezentuje unikalne zdjęcia starego Lwowa, którym towarzyszy żywy lwowski język – słownik mowy lwowskiej, czyli słynnego bałaku. Możemy tu niemalże dotknąć i usłyszeć nieprzemijające piękno i urok tego miasta. Zdjęcia, wykonane z wysokości góry zamkowej i z wieży ratuszowej pokazują szeroką panoramę Lwowa z jego budowlami, pomnikami, placami, parkami, ulicami i zaułkami, świątyniami wielu wyznań – kościołami, cerkwiami i synagogami, a także bazarami i targowiskami ze zwyczajnymi ludźmi i lwowskimi batiarami. Wsłuchani w śpiewną lwowską mowę, przemierzamy tu nie tylko główne ulice, ale zaglądamy też w okolice nieodwiedzane przez turystów, a nawet przez samych lwowian – Lwów za rogatkami, przedmieścia położone na peryferiach, czyli na zahumeniu, jak mawiali lwowiacy. Nie jest to zbiór wyselekcjonowanych najpiękniejszych zdjęć Lwowa, ale dzieło oddające prawdziwy historyczny koloryt oraz surowy i pozbawiony ozdób klimat tego pięknego miasta z jego żywą mową, językiem lwowskiej ulicy, który kiedyś był „językiem gminu”, „żargonem plebsu” lekceważonym i zwalczanym przez „wyższe sfery towarzyskie”, przez „lepsze państwo”, jak się „wy Lwowi” mawiało. Tępiono „bałak” w urzędach i w szkołach, gdzie za takie mówienie „cwajery” stawiano, rugowano go z „dobrych domów”, a on sobie trwał. Nawet profesor uniwersytetu, gdy tylko było trzeba, potrafił posłużyć się takim „bałakim”, że słuchaczowi uszy więdły i robiło mu się słabo z wrażenia, bo nie pojmował tego ni w ząb, a często i profesor sam siebie nie bardzo rozumiał…

Stanisław Domagalski

Stanisław Domagalski

Stanisław Domagalski

LWOWSKIE CZASY MINIONE W MOWIE I FOTOGRAFII


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.