Kazania o Najświętszym Sercu Jezusowym - kard. Henry Manning

Page 1


Henry kard. Manning

Kazania o Najświętszym

Sercu Jezusowym

Henry kard. Manning

Sercu Jezusowym

Wydawnictwo AA Kraków

Podstawa wydania: Henry kard. Manning, Nauki o Najświętszym Sercu Jezusowym,

przekład z trzeciego wydania angielskiego bp Henryk P. Kossowski, Warszawa 1883. Język przekładu uwspółcześniono.

Tytuł oryginału: The Glories of the Sacred Heart by Henry Edward [Manning] Cardinal Archbishop of Westminster, London 1876.

Przekład fragmentów z Pisma Świętego na podstawie Biblii Jakuba Wujka oraz Biblii Tysiąclecia.

Opracowanie: Jacek P. Laskowski

Korekta: Maria Szarek

Skład, łamanie i projekt okładki: Magdalena Spyrka

Copyright © for this translation and edition by Wydawnictwo AA, Kraków 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone.

ISBN 978-83-8340-192-8

Wydawnictwo AA s.c.

31-574 Kraków, ul. Ciepłownicza 29 tel.: 12 345 42 00, 695 994 193

e-mail: klub@religijna.pl www.religijna.pl

Przedmowa

To, co Symeon przepowiedział o Boskiej Osobie Jezusa, że jest znakiem, któremu sprzeciwiać się będą, sprawdza się też w sposób szczególny na Jego Najświętszym Sercu. Tak jak prawdą jest, że Najświętsza Matka Jezusa jest w całym tego słowa znaczeniu prawdziwie Matką Bożą, tak samo prawdą jest, że Jego Najświętsze Serce ściągnęło na Siebie wszelkie sprzeciwy i napaści. I nie ma w tym nic dziwnego, bo tak samo jak tytuł Matki Bożej, tak też – i w większym jeszcze stopniu – Serce Jezusa jest Bożym dowodem i poświadczeniem wiary w tajemnicę Słowa, które stało się Ciałem.

Cześć Najświętszego Serca Jezusa ma dwa aspekty i w dwóch przedstawia się postaciach. Z jednej strony jest ona centralnym punktem każdego dogmatu; z drugiej – jest źródłem najgłębszej pobożności. W tej drugiej postaci objawia nam ona osobistą, do każdego z osobna człowieka, miłość Zbawiciela –bo umarł On za każdego z osobna. Jest jawnym i niewątpliwym wyrazem Jego litości, czułości, zmiłowania i miłosierdzia względem grzeszników oraz względem tych, którzy przez pokutę powstają z grzechu. Głównym jednak w tej postaci znamieniem Serca Jezusa i Jego dominującą, że tak powiemy, nutą jest zawiedziona nadzieja na nasze odwzajemnienie Jego miłości, a przede wszystkim Jego Boży smutek z powodu niewierności i grzechów tych, którzy poświęcili się na Jego służbę w sposób szczególny:

ze smutkiem jak gdyby wyrzuca nam tu Jezus nasze przeniewierstwa i z niedowierzaniem po trzykroć, jak niegdyś Piotra, pyta nas: „Czy miłujesz Mnie?”. Pan spogląda na nas poniekąd tym samym spojrzeniem, jakim obróciwszy się wejrzał na Piotra, kiedy ten po trzykroć się Go zaparł. W ten obszar czci Najświętszego Serca nie odważyłem się wkroczyć. Tylu innych mówiło już o tym szeroko, a wśród nich tylu takich, od których ja tylko uczyć się powinienem. A przy tym ta strona czci Najświętszego

Serca jest sama w sobie tak głęboka i ma tak ścisły związek z osobistym życiem i usposobieniem wewnętrznym każdego z nas, że lepiej jest – tak przynajmniej mnie się zawsze zdawało – poprzestać w tym względzie na krótkich tylko napomnieniach niż podawać całkowite i w pewną formę ujęte akty pobożne, które – choć, nie wątpię, płyną z serca piszącego i są niewymuszonym wyrazem jego rzeczywistych uczuć – to jednak dla czytelnika łatwo mogą się okazać raczej obciążeniem niż ułatwieniem, jak zbroja Saula była obciążeniem dla Dawida. Umyślnie więc w tych naukach trzymam się wyłącznie dogmatycznej strony tematu, nie bez słusznych, jak mi się wydaje, powodów. Mam bowiem mocne przekonanie, że prawda Boża, gdy ją człowiek pozna dokładnie i jak należy, sama przez się rodzi pobożność; że jedną z głównych przyczyn ujawniającej się nieraz w życiu duchowym jałowości jest zbyt powierzchowna znajomość dogmatu Wcielenia; że wreszcie jednym z celów, dla których Bóg zrządził ustanowienie czci Najświętszego Serca i jej tak powszechne w ostatnich czasach rozszerzenie, jest to, że chce obudzić na nowo w duszach ludzkich świadomość tego osobistego stosunku, w którym do Boskiego Pana i Mistrza wszystkich ludzi pozostaje każdy z osobna człowiek. On Sam przepowiedział duchowe zaćmienie i oziębienie tych dni ostat-

nich: „Syn Człowieczy przyszedłszy” – mówił – „izali znajdzie wiarę na ziemi?” (Łk 18,8). „Iż się” – mówił jeszcze – „rozmnoży nieprawość, oziębnie miłość wielu” (Mt 24,12). Niechże więc w te przepowiedziane przez Pana dni przynajmniej uczniowie Najświętszego Serca „wiedzą komu uwierzyli” (2 Tm 1,12).

O Boskiej chwale

Najświętszego Serca Jezusa

A Słowo ciałem się stało i mieszkało między nami; i widzieliśmy chwałę Jego, chwałę jako Jednorodzonego od Ojca. (J 1,14)

Święty Jan w swoim pierwszym Liście umieszcza słowa: „Każdy duch, który rozwiązuje Jezusa, z Boga nie jest; a ten jest antychryst, o którymeście słyszeli, iż idzie, i teraz już jest na świecie” (1 J 4,3). „Kto rozwiązuje Jezusa” – znaczy innymi słowy, ten, kto zaprzecza przyjściu Syna Bożego w ciele, to jest prawdzie Jego Wcielenia, albo ten, kto w jakikolwiek sposób znosi równość Jego dwojakiej natury lub jedność Jego Boskiej Osoby, albo kto przeczy temu, że jest On Bogiem Wcielonym, albo odmawia Mu czci Boskiej i adoracji należnej samemu Bogu. Ktokolwiek w taki czy w jakikolwiek inny sposób znosi prawdę

Wcielenia albo jej zaprzecza, ten rozwiązuje Jezusa i świadomie czy nieświadomie staje się uczniem Antychrysta. Wszystkie bardziej znaczące herezje, ile ich tylko powstało od początku na udręczenie Kościoła, za cel swojego ataku wybierały sobie zawsze Boską Osobę Zbawiciela. Jak w bitwie najbardziej zacięta walka toczy się zazwyczaj tam, gdzie stoi osoba

króla, tak podobnie w całym ciągu historii Kościoła najbardziej zawzięte napaści kacerstwa i najbardziej zjadliwa nienawiść heretyków godziły zawsze we Wcielenie Syna Bożego.

Z samego początku byli tacy, którzy nastawali na Jego człowieczeństwo, twierdząc, że było ono tylko widmem i marą. Potem przyszedł Apolinary i dowodził, że Jezus miał ciało ludzkie, ale nie miał ludzkiej duszy. Po nim nastąpili arianie i nauczali, że miał On może Bóstwo, ale mniejsze od Ojca. Potem powstała cała chmara herezji semiariańskich, różniących się między sobą w pewnych odcieniach, ale bez różnicy podobnych do siebie w tym, że wszystkie zaprzeczały Jego Bóstwu. Po nich nastał Nestoriusz i twierdził, że Osoba Jezusa była osobą ludzką; potem monofizyci, którzy nauczali, że dwie Jego natury zmieszały się w jedną; potem monoteleci, którzy utrzymywali, że miał tylko jedną wolę. I tak całymi wiekami Kościół nękany był szeregiem następujących jedna po drugiej herezji, a wszystkie, każda na swój sposób, tłoczyły się na Boską Osobę Słowa Wcielonego i w Nią mierzyły swoimi pociskami, wszystkie razem zabiegając o to, by „rozwiązać Jezusa”.

A jak było z początku, tak też było i w wiekach następnych. Trzysta lat temu dokonał się wielki przewrót, który jego zwolennikom spodobało się nazwać reformacją Kościoła Bożego. Między sprawcami tej rzekomej reformacji trzech szczególnie się odznaczyło większą i zgubnie szkodliwą siłą swoich zamachów na naukę katolicką. Jednemu z nich niebaczny przyjaciel, sądząc, że rozsławi go przez to najwspanialszą pochwałą, położył na nagrobku taki napis:

Tota iacet Babylon: destruxit tecta Lutherus, Calvinus muros, sed fundumenta Socinus.

Tłumaczy się to, że „Babilon runął do szczętu: Luter zniszczył dachy” (zaprzeczając prawdziwej nauce o usprawiedliwieniu człowieka), „Kalwin ściany” (odrzucając naukę o Sakramentach), „ale Socyn fundamenty” – przez to, że zaprzeczył

Wcieleniu Syna Bożego, a tym samym i naszemu przez Jego

Najświętszą Krew Odkupieniu.

Otóż te trzy żywioły zniszczenia od chwili, w której powstały, aż do dziś dnia przez cały czas prowadzą swoją robotę w tak zwanym „kościele reformowanym”. Odczuła tę robotę w swoim czasie Polska, odczuła ją Francja, odczuły i dotąd ją czują Szwajcaria, Anglia i Niemcy, odczuły ją też lądy

Nowego Świata, do którego herezja przybyła razem z wiarą chrześcijańską. Tak zwany unitarianizm – to jest nauka odrzucająca dogmat Trójcy Świętej, a tym samym i prawdziwe

Wcielenie Słowa – jest prawym owocem i skutkiem reformacji, zdradliwa zaś ta herezja szeroko rozpanoszyła się w Anglii i po całym świecie, a jeszcze bardziej niż same jej błędy formalne panoszy się po całym świecie zabójczy chłód, który z niej wieje.

Przyjrzyjmy się więc temu bliżej i zobaczmy, na czym polega katolicka nauka o Wcieleniu Syna Bożego; bo jak nauka o Wcieleniu jest prawdziwym probierzem uczniów Jezusa Chrystusa, tak z kolei Boska cześć, jaką oddaje się Najświętszemu Sercu Jezusa, jest prawdziwym probierzem nauki o Wcieleniu.

„Słowo” – to jest Przedwieczny Syn Boży – „stało się ciałem”, nie przestając być tym, czym jest przedwiecznie, to jest Bogiem. Syn Boży po wszystkie wieki jest Bogiem. Ale w czasie przyjął na Siebie naszą naturę i stał się człowiekiem. A stawszy się człowiekiem, „mieszkał między” ludźmi i ludzie „widzieli chwałę Jego”, a chwała ta była „chwałą Jednorodzonego od Ojca”.

Była to więc chwała Boska. Są to własne słowa Ewangelii. A teraz, jak mamy tę naukę rozumieć? Co to jest Wcielenie? 1.

Wcielenie, mówi nam Skład wiary św. Atanazego, jest to assumptio humanitatis in Deum – wzięcie albo przyjęcie człowieczeństwa w Boga. Nie jest to zamienienie Bóstwa w ciało ani zamienienie ciała w Bóstwo. Nie jest to zmieszanie dwu natur w jedną. Jest to przyjęcie natury ludzkiej w jedność Boskiej Osoby Przedwiecznego Syna Bożego. Syn Boży wziął naturę człowieka; przyjął ją w Siebie. A przyjęcie to było dziełem wszystkich trzech Osób Trójcy Przenajświętszej, bo wszystkie dzieła Wszechmocy Bożej ad extra, to jest zdziałane na zewnątrz, czyli w stworzeniu, są dziełami zarazem Ojca i Syna, i Ducha Świętego. I Ojciec więc, i Duch Święty działali wraz z Synem w Boskim dziele Wcielenia, zaś sam tylko Syn Boży przywdział na Siebie nasze człowieczeństwo. Wcieliła się Osoba Syna – nie Osoba Ojca ani Osoba Ducha Świętego. Ale skoro Syn Boży jest Bogiem, zatem wcielił się Bóg. I w tym Wcieleniu przyjął On duszę ludzką. W porządku myśli, choć nie w porządku czasu, Słowo Boże przyjęło ludzką duszę, a przez to przyjęło też ludzkie ciało: duszę ludzką jak nasza i ciało ludzkie jak nasze, ze wszystkimi przywiązanymi do nich niedostatkami, oprócz grzechu. I przez to przyjęcie ciała i duszy ludzkiej Słowo Boże przyjęło całą naturę ludzką1.

1 Zob. Aneks I.

Słowo Boże stało się zatem ciałem, czyli człowiekiem w taki sposób, że Osoba Przedwiecznego Syna Bożego przywdziała na Siebie nasze człowieczeństwo. Ta twarz, która spoglądała na ludzi, kiedy Słowo mieszkało między nami, była Obliczem Boga. I te ręce, które oczyszczały trędowatych, były rękoma Boga; i ten palec, który otworzył ucho głuchego, był palcem Boga; i te nogi, które Magdalena całowała i polewała łzami Swej skruchy, były nogami Boga; i ręce związane powrozami, jak u złoczyńcy, były rękoma Boga; i te ręce i nogi, gwoździami przybite do krzyża, były rękoma i nogami Boga. I ta Krew, przelana dla odkupienia świata, była Krwią Boga; i to Serce przebite na krzyżu włócznią, było Sercem Boga. A wszystko to dlatego, że całe to człowieczeństwo, które Słowo Przedwieczne przyjęło na Siebie, było przez to samo człowieczeństwem Boga. W tym Świętym Człowieczeństwie mieszkała Osoba Przedwiecznego Syna Bożego w całej pełni Swojego Bóstwa. Syn Boży nie złączył się z naszym człowieczeństwem w taki sposób, w jaki Duch Święty łączył się z Prorokami. „Rozmaicie i na wiele sposobów” – mówi wyraźnie św. Paweł w Liście do Hebrajczyków – „przemawiał dawno Bóg do ojców przez proroków, a na ostatek tych dni mówił do nas przez Syna” (Hbr 1,1), to jest przez Swojego Syna Wcielonego. Nie jest też Bóstwo Syna złączone z Jego człowieczeństwem w taki sposób, w jaki Bóg jest złączony z nami. Bóg łączy się z duszą każdego człowieka i chce mieszkać w każdej duszy przez mieszkanie w niej Ducha Świętego; ale z tego nie wynika, żeby dusza złączona w ten sposób z Bogiem była wcielonym Bogiem. Święci Pańscy są doskonale złączeni z Bogiem i Bóg mieszka

w nich, ale nie znaczy to, żeby Święci byli wcieleniem Boga. Pierwszy Adam, zanim upadł, był człowiekiem doskonale złączonym z Bogiem, a jednak nie był Bogiem objawionym w ciele.

Najświętsza i Niepokalana Matka Boża, choć była z Nim złączona bliżej i ściślej niż jakiekolwiek inne stworzenie – bo Syn Boży z Jej własnej istoty wziął istotę naszego człowieczeństwa i złączył

ją z samą Swoją Boską Osobą – nie jest przecież Bogiem wcielonym. Złączenie hipostatyczne, jak je nazywa Kościół – to jest złączenie Bóstwa i człowieczeństwa w jednej Osobie, to złączenie w swoim rodzaju odmienne i wyższe od wszystkich tamtych złączeń. W Jezusie mieszkało całe Bóstwo; mieszkało, jak mówi

św. Paweł, w całej Swojej pełni „cieleśnie” (Kol 2,4), to znaczy w ciele. Pełnia Bóstwa mieszka w ciele Jego człowieczeństwa. 3.

Jednakże, jak już wyżej wspomnieliśmy, były w Jezusie dwie odrębne i całkowite natury – nie zamienione jedna w drugą, ani jedna z drugą nie zmieszane. Nie jest rzeczą możliwą, żeby natura Boska stała się naturą ludzką albo na odwrót natura ludzka naturą Boską: bo wieczność i nieskończoność nie może się stać udziałem stworzenia; ani też nie może wieczność albo nieskończoność ulec zniesieniu lub ograniczeniu do zakresu i rozmiaru stworzenia. Obie natury były doskonale odrębne jedna od drugiej, bez żadnego umniejszenia czy zmieszania. Były one ze sobą złączone tak, że najpierw był w Chrystusie dwojaki umysł. Był Boski umysł Syna Bożego, który w zupełności zna i widzi Samego Siebie i wszystkie rzeczy, które są albo stać się mogą Jego wszechmocną potęgą. Był także umysł ludzki, obejmujący w so-

bie całą wiedzę, do jakiej skończony umysł człowieka jest zdolny. A jak był w Nim dwojaki umysł, tak było też, można powiedzieć, dwojakie serce, bo Duch Święty do opisania doskonałości Boga użył mowy człowieka. W Księdze Rodzaju czytamy, że „widząc Bóg, że wiele było złości ludzkiej na ziemi, ruszony był serdeczną boleścią” (Rdz 6,5-6). O Dawidzie zaś Duch Święty, kiedy chce opisać jego doskonałości i miłość Boga do niego, powiada, że był „mężem wedle serca Bożego” (Dz 13,22). Miłość i świętość Boga zostają tu wyrażone przez symboliczne podobieństwo serca. I to jest, można powiedzieć, Przedwieczne Serce Boga. Ale Serce Jezusa jest sercem z ciała – sercem wziętym z istoty Jego Najświętszej Matki; Serce to bez wątpienia jest także symbolem, bo najlepiej wyobraża i objawia wiekuistą miłość Boga, ale jednocześnie jest Ono czymś więcej niż symbolem, jest rzeczywistością. A to ludzkie Serce Jezusa, w hipostatycznej jedności Jego Boskiej Osoby, było złączone z wiekuistą miłością i świętością Boga: był w Nim cały ogień Miłości Przedwiecznej, były w Nim też cały zapał i cała tkliwość naszych ludzkich uczuć.

Ponadto, jak Serce miał dwojakie; tak też dwojaką miał wolę2. Była w Nim przedwiecznie Wola Boska, która jest miłością i mądrością Boga, działającą w niewzruszonej harmonii Swoich doskonałości. I była w Nim też wola ludzka, podobna do tej woli naszej, która jest źródłem i początkiem naszych uczynków. I obie te wole były ze sobą zgodne tak doskonale, jak dwie nuty jednego akordu – tak jedna z drugą połączone, choć jedna od drugiej odrębne, że nie było nigdy i nigdy być między nimi nie mogło żadnego poróżnienia ani żadnego cienia

2 Zob. Aneks II.

jakiejkolwiek niezgody3. Syn Boży przedwiecznie chciał tej wielkiej tajemnicy Swojego Wcielenia, w czasie natomiast przez natchnionych Jego Duchem Proroków powiedział: „Na początku księgi napisane jest o Mnie – Ecce venio – Oto idę czynić wolę Twoją, Boże” (Ps 39,8). A przyszedłszy na świat, mówił:

„Mój pokarm jest, abym czynił wolę Tego, który Mnie posłał” (Mt 26,39). I w czasie Swojego konania w Ogrójcu mówił: „Ojcze, jeśli można rzecz, niechaj odejdzie ode Mnie ten kielich; wszakże nie jako Ja chcę, ale jako Ty” (Łk 28,46). Nie było więc w Jego ludzkiej woli żadnego sporu. I na krzyżu także ofiarował

Sam Siebie tak, jak napisał o Nim Izajasz Prorok: Oblatus est, quia Ipse voluit – „Ofiarowany jest, bo Sam chciał” (Iz 53,7). Z własnej Swojej woli oddał ducha: „Ojcze” – mówił – „w ręce Twoje polecam ducha Mego”. I te wolne, z własnej woli, czyny Boskiego Zbawiciela miały w sobie nieskończoną zasługę. To dobrowolne ofiarowanie Boskiego Życia i Boskiej Krwi dokonało odkupienia świata.

4.

Choć miał dwie natury, dwa umysły, dwa serca, dwie wole, każde w rodzaju swoim doskonałe i od siebie różne, to jednak jeden tylko był w Nim podmiot działający. Wszystkie Jego czyny były zarazem Boskie i ludzkie, bo Ten, który je zdziałał, był zarazem i Bogiem, i człowiekiem. Dlatego w języku Kościoła Jego czyny nazywa się teandrycznymi, tj. Bożo-człowieczymi, ponieważ są to czyny i Boga, i człowieka. W Jezusie jest tylko jeden podmiot

3 Zob. Aneks III.

działający, bo jest jedna tylko Osoba; a ta jedna Osoba to Osoba Słowa Przedwiecznego. We Wcielonym Synu Bożym osobowości ludzkiej nie ma i być nie może. Albowiem osoba to natura rozumna, zupełność w swoim rodzaju doskonała, istniejąca sama w sobie i od wszystkich innych niezależna. Przedwieczny Syn Boży jest Osobą zupełną i w Sobie doskonałą, a zatem osoba ludzka w Jezusie nie może mieć miejsca4. Gdyby była w Nim osoba ludzka, Jezus nie byłby Wcielonym Bogiem. Byłby synem niewiasty, byłby zatem i synem człowieczym, ale nie byłby Wcielonym Bogiem. Nie było też możliwe, żeby w Jego osobowości zachodziło jakby zmieszanie obu osób; bo, jak już mówiliśmy, osoba ludzka nie może zamienić się w osobę Boską, ponieważ nie może przestać być tym, czym jest ze swojej natury – nie może przestać być skończona. I z drugiej strony, Osoba Boska nie może się zamienić w osobę ludzką, ponieważ nie może przestać być tym, czym również jest ze Swojej natury – nie może przestać być nieskończona. Dwie osoby nie mogą razem istnieć bez istotnej między sobą odrębności. Gdyby w Zbawicielu była osobowość ludzka, wtedy Maryja Panna rzeczywiście byłaby, jak twierdził Nestoriusz, Matką Chrystusa, a nie Matką Boga. Tak więc Osoba Syna Przedwiecznego była samą i jedyną osobowością w Zbawicielu. Skoro przyjął On nasze człowieczeństwo, to nie było ani jednej chwili, w której by ta natura ludzka istniała oddzielnie lub niezależnie od osobowości Przedwiecznego Syna Bożego. Akt Wcielenia był aktem Wszechmogącej Potęgi

4 Uniri hypostatice Deum et hominem nihil esse aliud quam naturam humanam non habere propriam subsistentiam, sed assumptam esse a Verbo aeterno ad ipsam Verbi subsistentiam, Robertus Bellarminus, De Incarnatione, lib. III, c. VIII, 3. Hoc est, unionem hyspostaticam consistere in communicatione subsistentiae Verbi non in communicatione attributorum Deitatis – Ibidem, 15.

spełnionym w jednej chwili. Syn Przedwieczny przywdział na Swoją Osobę nasze człowieczeństwo i przez to Swą własną osobowością uprzedził i zajął miejsce wszelkiej osobowości ludzkiej. Gdyby ta ludzka natura choć na jedną chwilę istniała niezależnie, to tym samym miałaby swoją własną osobowość. Ale w rzeczy samej nigdy, nawet w pierwszej chwili swojego poczęcia, nie była ona niezależna, i nie jest rzeczą możliwą nawet w myśli odłączać ją od Osoby Syna Przedwiecznego, bo tym samym natura ta nie byłaby już człowieczeństwem Boga. Niedopuszczenie zatem ludzkiej osobowości we Wcieleniu Syna nie jest żadnym niedostatkiem Jego Świętego Człowieczeństwa. Przeciwnie, jest Jego najwyższą doskonałością. Przez to nasza ludzka natura została wywyższona; dostąpiła doskonałości wyższej nad doskonałość własną; została tym samym podniesiona ponad przyrodzony porządek stworzenia. Weszła w bezpośrednie zjednoczenie z Osobą Boską i przez to przyjęcie jej w jedność Osoby Boskiej w tejże Osobie dostąpiła zjednoczenia z naturą Boską, co znaczy innymi słowy, że została ubóstwiona. Stała się Ciałem Boga; od chwili Wcielenia stała się, i na wieki wieków pozostanie, ciałem Boga, bo te dwie natury istniejące w Osobie Słowa Przedwiecznego nigdy więcej nie mogą być rozdzielone. I tak na prawicy Ojca siedzi Syn Wcielony: Bóg przyodziany w człowieczeństwo nasze na wieki. I jak, odkąd spełniła się tajemnica Wcielenia, nie było ani chwili, w której Święte Człowieczeństwo Jezusa byłoby rozłączone z Osobą Syna Przedwiecznego, tak też na wieki wieków takiej chwili nie będzie.

I wreszcie, jak już mówiliśmy, człowieczeństwo Jezusa, skoro jest człowieczeństwem Boga, to tym samym, ipso facto, w tejże samej chwili Wcielenia, naturalną i nieodzowną konsekwencją rzeczy zostało ubóstwione, ponieważ stało się Ciałem, czyli Człowieczeństwem Bożym5. Ojcowie Kościoła zaś i teologowie katoliccy, kiedy mówią o Jezusie, używają terminu „ubóstwienie” w dwojakim znaczeniu. Najpierw w tym znaczeniu, w jakim i my go przed chwilą użyliśmy; i to jest właściwe, stanowcze i pierwotne znaczenie tego wyrazu: że człowieczeństwo, które przyjął na Siebie Jezus, jest własnym Człowieczeństwem samego Boga. Ale wyraz ten ma i drugie znaczenie: to, że człowieczeństwo Jezusa, przez samo to, że było człowieczeństwem Boga, było przeniknięte obecnością Bożą i wszystkimi, jakie tylko mogą się udzielić, Bożymi doskonałościami. Ojcowie posługują się tu podobieństwem żelaza, które rozpalone w ogniu, przeniknięte jest samą naturą ognia: w podobny sposób całe człowieczeństwo Jezusa przeniknięte było osobistą w nim obecnością i świętością Syna Bożego. Ma ono na sobie, jak mówią Ojcowie, dwa namaszczenia, przez które Syn Boży namaszczony został na Chrystusa. Po pierwsze, ma na sobie niestworzoną świętość Syna; po drugie – stworzone uświęcenie przez Ducha Świętego.

Ale to drugie znaczenie słowa „ubóstwienie” jest tylko znaczeniem dalszym i wynikającym ze znaczenia pierwszego, które, jak widzieliśmy, najpierw i głównie określa prawdę, że nasze człowieczeństwo stało się w Jezusie Człowieczeństwem Boga.

5 Zob. Aneks IV.

Otóż, ktokolwiek nie wyznaje tej prawdy, ten nie wyznaje też nauki o Wcieleniu. Może mu się wydawać, że ją wyznaje. Może mieć chęć i zamiar jej wyznawania. Może łudzić siebie, może łudzić i innych. Ale ostatecznie, nie trzyma się i nie wyznaje tej nauki o Wcieleniu, jaką objawił Duch Święty, jakiej po całym świecie nauczali Apostołowie, jaką orzekł Kościół Boży, jaka wreszcie jest dogmatem Boskiej Wiary Katolickiej, niezbędnie potrzebnej każdemu, kto chce mieć nadzieję zbawienia.

Ale jeżeli Święte Człowieczeństwo Jezusa jest człowieczeństwem Boga, to jest też Ono przyobleczone we wszelką chwałę Boską. Jak mówił ten sam Boski Zbawiciel: „A teraz wsław Mnie

Ty, Ojcze, sam u Siebie chwałą, którąm miał u Ciebie, pierwej niźli świat był” (J 17,5). „Pierwej niźli świat był” – jakaż to inna chwała jak nie Boska? Jakąż chwałę miał Jezus, „pierwej niźli świat był”, jak nie tę chwałę, którą ma wspólną z Ojcem jako Słowo Przedwieczne? Z tego więc wynika, że Człowieczeństwo

Jezusa wsławione jest chwałą Boską w całej tej właśnie pełni. Został wywyższony na prawicę Boga, by siedział w chwale Ojca, by odbierał cześć i uwielbienie w jednej chwale z Ojcem i z Duchem Świętym.

Jezus jest Boskim Arcykapłanem, przez którego świat został odkupiony. Gdyby Jego przybite do krzyża Ciało nie było Ciałem Boga, nie mogłoby być prawdą to, że Bóg oddał za nas Swoje życie. Ale św. Jan napisał w Duchu Świętym te słowa: „W tymeśmy poznali miłość Bożą, iż On duszę Swą – to jest życie Swoje – za nas położył” (1 J 3,16). Jakież to więc życie Bóg położył na krzyżu, jeżeli Jego Święte Człowieczeństwo i Życie nie było Życiem Boga? A jeżeli Krew przelana na krzyżu nie była Krwią Boga, to czym i jak został odkupiony świat? Twoja krew i moja krew, choćbyśmy nawet byli Święci, nie odkupiłaby nas

od naszych własnych grzechów, a tym bardziej nie zdołałaby odkupić świata. Jakaż więc jest ta Krew, która odkupiła świat? Jaka jest ta Krew, która bezustannie ofiarowana jest za nas przed Stolicą Miłosierdzia w chwale Ojca? Jest to Najdroższa Krew Boga Syna, Wcielonego Słowa Przedwiecznego; On sam, na prawicy Ojca Przedwiecznego, ofiaruje po wszystkie czasy Swoją własną

Boską i Boskiego uwielbienia godną Krew, własną Krew Boga, na przebłaganie za grzechy świata.

Dlatego jeszcze w tym Jego Człowieczeństwie należy Mu się cześć Boska jako Sędziemu, który będzie sądził żywych i umarłych. W tym samym Ciele, w którym powtórnie przyjdzie na świat, należy Mu się cześć i uwielbienie, jako Stwórcy, Odkupicielowi i Sędziemu całego rodzaju ludzkiego. A teraz zasiada w całej królewskiej wielmożności królestwa Swojego Ojca i odbiera tam cześć i uwielbienie, zarówno jako Bóg, jak i jako człowiek w chwale Trójcy na wieki Błogosławionej. I jak należy

Mu się cześć Boska tam na prawicy Ojca, tak samo równa cześć Boska należy Mu się tu na ołtarzu, gdzie jest obecny w Najświętszym Sakramencie. I gdziekolwiek, czy w niebie, czy na ziemi, odbiera On cześć Boską, tam też odbiera cześć Boską Jego Najświętsze Serce. Bo Jego Najświętsze Serce to Serce Syna Bożego, a zatem prawdziwy i właściwy przedmiot Boskiej czci i Boskiego uwielbienia. Gdyby tak miało nie być, to co znaczyłyby wówczas słowa, które Kościół Święty wypowiada każdego dnia przy ołtarzu przez usta swoich kapłanów w hymnie Gloria in excelsis: Tu solus Sanctus, Tu solus Dominus, Tu solus Altissimus, Iesu Christe, in gloria Dei Patris? „Dlaczego i Bóg wywyższył Go, i darował

Mu Imię, które jest nad wszelakie imię; aby na Imię Jezusowe zginało się wszelkie kolano istot niebieskich, ziemskich i podziemnych, i żeby wszelki język wyznawał, iż Pan Jezus Chrystus

jest w chwale Boga Ojca” (Flp 2,9-11). Jaka to jest cześć jak nie cześć Boska? Jaka to jest chwała jak nie chwała Boska? I cóż to jest jak nie powtórzenie tych samych słów Ewangelii: „A Słowo stało się ciałem, i mieszkało między nami: i widzieliśmy chwałę Jego, chwałę jako Jednorodzonego od Ojca” – w głębokościach i w jasnościach niestworzonej światłości Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

Nie bez powodu zatrzymałem się dłużej – na tyle, na ile czas na to pozwolił – przy objaśnieniu i rozwinięciu tej nauki. Powiedzieliśmy na początku, że nauka o Wcieleniu Słowa Przedwiecznego jest probierzem prawdziwych uczniów Jezusa Chrystusa. Apostołowie, żyjąc i obcując z Nim, potem zaś ogłaszając światu Jego Wcielenie byli świadkami tego, że Bóg przyszedł do nas w ciele. Oznajmiali Jego Boską chwałę. Probierzem ich prawdziwej, jako uczniów, wierności dla Jezusa, była ich wiara w tę prawdę, która zawiera w sobie wiarę w samą Jego Boską Osobę. Tak samo jest też z nami. A jak Wcielenie jest dla nas probierzem tego, że jesteśmy prawdziwymi uczniami Jezusa, tak Boska cześć i uwielbienie Najświętszego Serca są probierzem naszej prawdziwej wiary w tajemnicę Wcielenia. Każdy kto temu zaprzecza albo rzuca na tę prawdę najlżejszy nawet cień, każdy, kto kusi się o to, żeby za pomocą subtelnych rozróżnień odmówić Najświętszemu Sercu należnej Mu czci i chwały Boskiej, sam przeciw sobie daje tym samym świadectwo, że jest heretykiem6. Czy ta jego herezja jest tylko materialna, czy jest formalna, tego nie przesądzam, bo w sercach czytać nie umiem; ale taki człowiek heretykiem jest, bo zaprzecza prawdzie Bożej, i to prawdzie najwyższej w hierarchii wiary. Tak samo jak za

6 Zob. Aneks V.

czasów Soboru Efeskiego, kiedy tytuł „Matki Boskiej” był godłem i znamieniem prawdziwej nauki wiary i wyznaniem prawdy, że w Jezusie była jedna tylko Osoba i to Osoba Boska, tak że każdy, kto odmawiał Matce Jezusa tytułu Matki Boskiej, tym samym, przez swoje własne zeznanie dawał przeciwko sobie dowód herezji – tak samo i teraz za naszych dni ma się rzecz ze czcią Najświętszego Serca Zbawiciela. Ktokolwiek odmawia czci Boskiej i Boskiej chwały Najświętszemu Sercu Jezusa, ten przez to sam przeciwko sobie daje świadectwo, że jest heretykiem. I nie sądźmy, żeby to miała być herezja tylko w wyobraźni czy w słowach, niemająca rzeczywistego skutku ani znaczenia. Przeciwnie, jest to herezja namacalnie obecna i szeroko dokoła nas rozlana jak powietrze, którym oddychamy. Herezja ta swoją atmosferą przenika całe rzesze ludzi, którzy mimo to twierdzą, że wierzą w tajemnicę Wcielenia. Dwa wieki temu pierwszy jej przykład dali janseniści, zaraz w samych początkach nabożeństwa do Serca Jezusowego. Oskarżali oni czcicieli Najświętszego Serca, że rozłączają Święte Człowieczeństwo Zbawiciela. Za różne swoje błędy zostali oni potępieni bullą Unigenitus i dzisiaj już nie istnieją. Później z kolei sprawcy synodu w Pistoi, idąc w ich ślady, oskarżali podobnie czcicieli Najświętszego Serca, że rozłączają w Jezusie naturę ludzką od Boskiej. I oni także, bullą Auctorem fidei, zostali potępieni jako utrzymujący zdanie fałszywe, gorszące i zelżywe dla wiernych oddających Boską cześć Najświętszemu Sercu Jezusa. I oni także minęli bez śladu. Dzisiaj, za naszych dni, znowu można usłyszeć podobne rzeczy. Stare błędy wynurzają się na nowo z zapomnienia, w którym słusznie leżały i szerzą się z ust do ust, i czynnie a złośliwie pracują. Mówię złośliwie, bo naprawdę, jest rzeczą bardzo dziwną, jak mogą istnieć ludzie, którzy cieszą się ze zła, a z radością witają herezję,

gdziekolwiek wydaje im się, że na nią natrafili. Czerpią jakąś szczególną radość z tego, że mogą zarzucić Kościołowi Rzymskiemu jakiś pozór błędu czy zła. Katolik cieszy się z prawdy i każdą cząsteczkę prawdy, jaką uda mu się odkryć w tych, którzy są odłączeni od Kościoła, wita z radością. Dziękuje za nią Bogu.

O tyle więcej ma przez nią wspólnego z tymi, którzy są z nim rozdzieleni. O tyle przynajmniej jest z nimi złączony, bo oni o tyle właśnie złączeni są z prawdą. Inaczej natomiast postępują ci, którzy odpadli jednocześnie od prawdy i od miłości. Z radością, gdzie tylko mogą, wynajdują zło, gdzie zaś go znaleźć nie mogą, tam je wymyślają. Ale kto ma serce, żeby się cieszyć na to i żeby pragnąć tego, żeby jakikolwiek chrześcijanin, jego bliźni, a tym bardziej którykolwiek z chrześcijańskich nauczycieli, choćby na włos odstąpił od prawdy, ten naprawdę wykonuje robotę tego, którego za swojego ojca uznać by nie chciał. Jego natchnienie z całą pewnością nie pochodzi od Boga. Taka złość nie jest tylko zwykłą złością naturalną. Pozostaje więc tylko jedno jeszcze źródło, z którego to jego natchnienie może płynąć.

Jeżeli więc za to, że czcisz Najświętsze Serce Jezusa, nazwą cię „czcicielem człowieka” albo „czcicielem ciała”, jak za dawnych czasów arianie i nestorianie nazywali wiernych synów Kościoła, nie bój się. Trafiały się nam już i inne, gorsze tytuły. Przezywano nas „bałwochwalcami chleba” za to, że oddajemy Boskie uwielbienie Jezusowi w Najświętszym Sakramencie. Przezywano nas też „bałwochwalcami Maryi”, choć już samo to określenie świadczy o tym, że nasi nowocześni nestorianie fałszywie nas oskarżają. Sami dobrze wiedzą, że nikt nie oddaje czci Boskiej Matce Bożej; każdy natomiast prawdziwy uczeń Jezusa oddaje Boską cześć Najświętszemu Sercu Jej Syna. A więc nie bój się, jeżeli z powodu miłości do Niego przyjdzie ci kie-

dyś znosić napaści niedowiarstwa. Czy to nie łaska? Czy to nie zaszczyt? Czy to nie prawdziwe szczęście cierpieć urąganie za cześć Boską oddaną Najświętszemu Sercu? Urąganie to nic ci nie zaszkodzi. Nie odłączy cię od Niego. Przeciwnie, złączy tym mocniej ciebie z Nim i Jego z tobą. Czy może cię drażnić albo gniewać oszczerstwo, dzięki którego znoszeniu stajesz Mu się tak przyjemny? Nie, raczej dziękuj za nie Bogu! „Jeśli was sromocą dla Imienia Chrystusowego, błogosławieni będziecie: gdyż co jest czci, i chwały, i mocy Bożej, i który jest Duch Jego, na was odpoczywa (1 P 4,14). Najświętsze Serce Jezusa będzie ci schronieniem w czas burzy i osłoną od wiatru, i „jako strumienie wód w pragnieniu, i cień skały wysokiej w ziemi pustej” (Iz 32,2). Wejdź więc i schroń się do Najświętszego Serca Jezusa, a wszystko to przejdzie obok ciebie jak bezsilny szum wiatru.

Jeszcze jedno słowo, nim skończę7. Wielka to chwała dla Kościoła Katolickiego w Anglii, że sam jeden niemal stoi on jawnie w biały dzień i wobec całego narodu jako świadek całkowitej, jasno wypowiedzianej wiary we Wcielenie Syna Bożego; jako świadek Najświętszego Serca Jezusowego; jako świadek Jego miłości i najbardziej czułej litości; jako świadek tego jedynego, ponad wszelkie imię, Imienia Jego, w którym jedynie dostępujemy zbawienia. Dawać pełne, jawne, niezachwiane świadectwo o tych rzeczach Bożych – o Osobie Jezusa, o jednej tylko Boskiej osobowości we Wcielonym Synu Bożym, o godności Jego Niepokalanej Matki, o miłości i dobroci Jego

7 Chociaż w następujących tu słowach Dostojny Autor, mając na sercu religijną przyszłość swojego kraju, zwraca się wyłącznie do Anglii, nie chcieliśmy jednak, i nie śmieliśmy, pozbawić czytelnika pociechy duchowej, jaką mu sprawi przeczytanie tego naprawdę wspaniałego ustępu; tym bardziej, że wyrażone w nim tak jasno i z takim wdziękiem prosto z serca płynącej wymowy, głębokie prawdy nie dla samej tylko Anglii mają znaczenie i zastosowanie (przyp. tłum).

Najświętszego Serca – dawać, mówię, świadectwo o takich rzeczach, jest to bez wątpienia dla dającego je i radość, i chwała. Anglia ma grzech do naprawienia. Wiara we Wcielenie Syna Bożego zapewne żyje jeszcze w sercu narodu. Ale jej życie jest mocno zagrożone i boję się – obym się mylił – czy światłość tej tajemnicy nie słabnie coraz bardziej z każdym pokoleniem i czy wiara ludu w tę tajemnicę coraz bardziej nie zanika. Co jest tego przyczyną? To, że wały ochronne tej prawdy zostały w Anglii zburzone. Są dwie zewnętrzne linie obronne wiary w tajemnicę Wcielenia. Na wojnie nieprzyjaciel musi najpierw zdobyć szańce i wały, zanim będzie mógł przypuścić atak do samej twierdzy. Tak samo jest też i z wiarą. Dwa szańce i wały chroniące wiarę we Wcielenie Syna Bożego to, po pierwsze, cześć, czyli nabożeństwo, jakie oddajemy Najświętszej Pannie Matce Bożej, a po drugie, Boska cześć, jaką oddajemy Jezusowi w Przenajświętszym Sakramencie. Trzysta lat temu odrzucono precz samo miano Bożej Matki. Zburzono Jej kaplice, zniesiono Jej święta, wydarto Różaniec z rąk Jej dzieci. Zgładzono do szczętu wszelką o Niej pamięć i pamiątkę. Maluczcy, którzy przedtem wzrastali z Jej Koronką w ręku, odtąd nie mieli już nawet Jej znać ani wiedzieć o tym, że jest ich Matką. Ta robota powiodła się aż nadto. Ale postąpiono jeszcze gorzej: obalono ołtarze. Zniesiono samą nawet nazwę Ofiary. Zamilkły uroczyste śpiewy i święta na cześć Przenajświętszego Sakramentu. Samo słowo „kapłan”, wszystko cokolwiek mogło przypominać Mszę Świętą, wszystko co mogło wyrażać i oznajmiać rzeczywistą obecność Jezusa na ołtarzu –i cyborium na ołtarzu, i płonącą przed nim lampę – wszystko to sprzątnięto i wyrzucono precz. A kiedy w ten sposób upadły te dwa wały ochronne, wtedy już przypuszczono atak do samej twierdzy. Odtąd przez cały czas aż po dziś dzień tajemnica Wcie-

lenia wystawiona była w Anglii na wszelkiego rodzaju napaści i jej światłość stopniowo słabła i zanikała. Tego osłabienia i zacierania się wiary w prawdziwe Bóstwo i człowieczeństwo Jezusa

Chrystusa, które w Anglii i w innych oderwanych od Kościoła krajach spowodowała herezja, nie mniej skutecznie dokonuje dziś, także w krajach katolickich, szeroko panujący indyferentyzm religijny. Jak tam, tak i tu, potrzebne jest ożywienie wiary i nawrót do wiary. A drogę do tego nawrotu i pewną tego ożywienia nadzieję otwiera szerząca się za naszych dni po całym świecie cześć Najświętszego Serca Zbawiciela.

I dlatego jestem przekonany i wierzę w to, że dzieło łaski, które Bóg w tych czasach ożywił wśród nas, jest miłosierną przestrogą Jego Opatrzności. Jestem przekonany i wierzę, że ta wschodząca nad nami na nowo światłość Najświętszego Serca Jezusowego – skądkolwiek przyszło to odnowienie, a skąd przyszło, nie wiem – jest zrządzeniem Bożym, mającym na celu ożywienie i podniesienie na wyższy poziom wielekroć nawet gorętszego zapału naszej czci i nabożeństwa do Osoby, do Imienia, do Męki Boskiego Zbawiciela. Przyszło ono po to, by odnowić wiarę tego kraju – wiarę, po pierwsze, w tajemnicę Wcielenia; po drugie, w rzeczywistą obecność Jezusa na ołtarzu; po trzecie, w radosne wyznanie, że tytuł Matki Boskiej prawdziwie i sprawiedliwie należy do Tej, która wydała na świat Boskie Dzieciątko, Wcielonego Boga Syna.

Wielka więc łaska zstąpiła na nas i na ten nasz naród, i przyjdzie czas – a te rzeczy, które dziś oglądamy, przyspieszą jego przyjście – kiedy tysiące i dziesiątki tysięcy serc nawrócą się znowu do prawdziwej Matki swojej wiary. Tak jest, wierzę i mam to przekonanie, że w tym zamieszaniu i w tych niezgodnych głosach, które się wokół nas rozlegają, już daje się słyszeć

zapowiedź wschodzącej na nowo wiary w tajemnicę Wcielenia; wiary, która z nowym blaskiem zajaśnieje nad tym krajem i oświeci go od morza do morza.

Pośród tego nawiedzenia łaski nie bądźmy jednak bez świętej bojaźni. Jezus nawiedza nas i jest między nami, ale po to, by nas doświadczyć, czy jesteśmy Jego: „Łopata Jego w ręku

Jego, a wyczyści bojowisko Swoje: i zgromadzi pszenicę Swą do gumna, a plewy spali ogniem nieugaszonym” (Mt 3,12).

Spis treści

I O Boskiej chwale Najświętszego Serca Jezusa ........

II O drogach miłości Bożej w Najświętszym Sercu Jezusowym ..................................

III Dogmat źródłem pobożności

IV O znajomości Najświętszego Serca Jezusowego

V O ostatniej woli Najświętszego Serca Jezusowego . . . .

VI O chwale Najświętszego Serca Jezusowego na ziemi . .

VII O przemieniającej sile Najświętszego Serca Jezusowego ....................................

VIII O sposobach i drogach wiodących do podobieństwa z Najświętszym Sercem...................

IX O znamionach Najświętszego Serca Jezusowego .... 183

X O chwale Najświętszego Serca Jezusowego w wieczności

Kazania o Najświętszym Sercu Jezusowym autorstwa kardynała Henry’ego Manninga, żyjącego w XIX wieku arcybiskupa Westminsteru, pomimo upływu czasu nie straciły na aktualności. Poprzez lekturę Kazań możemy pogłębiać naszą pobożność należną Sercu Pana Jezusa nie tylko w czerwcu, miesiącu Mu poświęconym. Cześć

Najświętszego Serca Jezusa jest centralnym punktem każdego dogmatu i źródłem najgłębszej pobożności. W jaki sposób poznać Serce Jezusowe? Jak stawać się do Niego podobnym? Czy twoje serce jest złączone miłością z Boskim Zbawicielem? Ile zostało nam wiary w dogmaty religii chrześcijańskiej? Według Autora to właśnie niedostateczna znajomość dogmatu Wcielenia jest przyczyną jałowości życia duchowego. Dlatego tak ważne jest stawanie się uczniem Najświętszego Serca Jezusowego.

Najświętsze Serce Jezusa jest kluczem do tajemnicy Wcielenia; tajemnica Wcielenia jest skarbnicą, w której są zamknięte wszystkie prawdy Ojca i Syna, i Ducha Świętego. (…) Ktokolwiek pozna należycie Najświętsze Serce Jezusa, ten przez to samo nabędzie całej znajomości Boga, całej znajomości człowieka i całej znajomości relacji między Bogiem a człowiekiem i między człowiekiem a człowiekiem.

fragment książki

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.