


Joanna Wieliczka-Szarkowa Fulla horak
Nadprzyrodzone spotkania
mistyczki ze Lwowa
Redakcja i korekta: Maria Szarek
Skład, łamanie i projekt okładki: Wydawnictwo AA
© Copyright by Joanna Wieliczka-Szarkowa
© Copyright by Wydawnictwo AA, Kraków 2024
ISBN 987-83-8340-038-9

Wydawnictwo AA s.c. 30-332 Kraków, ul. Swoboda 4 tel.: 12 345 42 00, 695 994 193 e-mail: klub@religijna.pl www.religijna.pl
Stefania – Stefula – Fulla
„Nigdy nikt nie miał smutniejszego dzieciństwa ode mnie. Gdy myślą przeżywam wszystkie lata, wydaje mi się, że jestem istotą, która drżąc z zimna cofa się w najdalszy kąt klatki, by nie widzieć szpetoty świata. Nikt przecież nie zrobił mi nic złego, tylko brutalna szarość codzienności rosła i rosła dookoła mnie i często żałowałam, że nie urodziłam się ślepa i głucha” – pisała Stefania Horak do zaprzyjaźnionej zakonnicy, matki Heleny z klasztoru Zgromadzenia Najświętszego Serca
Jezusowego (Sacré Coeur) we Lwowie, znajdującego się przy pl. św. Jura, nieopodal soboru tego świętego, z którą dzieliła się swoimi wewnętrznymi przeżyciami, wątpliwościami i rozterkami.
Stefania nie lubiła swojego pełnego imienia.
Dlatego została Fullą (Stefania – Stefula – Fula –Fulla). Była lwowianką, ale urodziła się w Tarnopolu 22 lutego 1909 roku. Jej dziadkowie Vacláv
Horák i Františka Rozehnál byli Czechami. Ojciec Antoni pracował na kolei. Razem z żoną Domicelą i dziećmi przenieśli się z Tarnopola do Lwowa.
Stefania miała pięciu braci: Tadeusza, Mariana,
Adama, Kazimierza, Romana i siostrę Zofię, nazywaną Papcią. Jak podaje bratanek Fulli, ks. Tomasz Horak, Tadeusz zmarł zamęczony przez Kozaków na froncie wołyńskim w roku 1919, a Marian jako porucznik zginął w 1920, prowadząc atak pod Milatynem. Został pochowany na cmentarzu Orląt Lwowskich (kwatera I, mogiła 31). Tam też spoczął ich ojciec Antoni i był to ostatni pogrzeb na cmentarzu Obrońców Lwowa, w lipcu 1939 roku.
Fulla studiowała filozofię, a w 1931 roku skończyła lwowskie konserwatorium i zaczęła pracować jako nauczycielka gry na fortepianie w gimnazjum w murach klasztoru Sióstr Benedyktynek
Łacińskich, przy placu Benedyktyńskim.
Daj mi światło
W tym czasie Stefania przeżywała głęboki kryzys wiary. Odrzuciła tradycyjne zachowania religijne przekazane jej przez rodziców – katolików. „Religie? Bóg? Jakie to dziwne sprawy. Jak się z tym lekko rozstajemy i jak długo szukamy tego z powrotem. Tyleż potrzeba zabiegów, by znów ustalić równowagę: I po co? Po to, by któregoś dnia stwierdzić znowu, że to wszystko bajki... Czy tak ma wyglądać wiara?”.
Surowo i z uprzedzeniem oceniała pobożność i praktykowanie wiary u innych: „Ludzie, nawet ci rzekomo religijni, prawie nigdy istotnie nie wierzą. Księża i zakonnice są niezupełnie tymi, za których się ich naiwnie bierze. Wiem teraz, że w klasztorach jest dziwna mieszanina fałszu i tęsknoty, ofiarności i pustki, dobra i zła, rzeczy niskich i wzniosłych. (…) Podpatrywałam kilkakrotnie różne sumy i nieszpory. Twarze ludzkie nic mi nie powiedziały o Bogu. Myślę, że Bóg znudzony pierwszy wychodził z kościoła. Dla dewotki kościół jest tym, czym dla pijaka karczma. Dewotka zostawia tu swoje westchnienia, a pijak trzeźwość”.
Nie potrafiła uwierzyć, że Bóg istnieje. Dręczył ją wielki smutek i nieustanny niepokój. „Czuję takie zimno w sercu, jakbym w piersi miała lodownię, a równocześnie miota mną palący głód nieskończoności. Wszyscy mają przewagę nade mną, wszyscy – co nie czują się tak bezpańscy jak ja. I większość ich ma spokój. Nie trawi ich pożerający Płomień-Pragnienie” – pisała do matki Heleny.
Jej poszukiwanie Boga było beznadziejne i rozpaczliwe. W innym liście stwierdzała: „Czy Matka wie, że gdyby Bóg do mnie przyszedł, byłabym rozwarta i dałabym Mu się nasycić? Gdybym Go odczuła, serce moje doznałoby ulgi, ciężar, który je ugniata, spłynąłby, a ja odnalazłabym rzeczy niewypowiedziane. To ziemskie, nędzne życie nigdy nie jest dostateczne. Zawsze jest bólem, męką niedostatku, goryczą tęsknoty, rozpaczliwym kłamstwem. A w tym – byłaby wieczysta pociecha, cud wszelkiego spełnienia. Aby wszystko wiedzieć, wszystko rozumieć i aby poczuć życie, nie wystarczy mi przeżywanie samej siebie. Zaś łzy nie uczynią serca – świadomym. Mieć serce czujące, to jest szczęście, czy tak?
Co Matka zresztą wie o moim sercu? Mam jedynego przyjaciela – smutek. Jestem zupełnie sama wewnętrznie, a słowami tymi ozdabiam tylko swą samotność. Rozumie Matka? Nic – prócz odgłosu własnego wołania w próżnię. Wołam Wszystko –
a ono mnie nie słyszy. Na całym świecie jest tylko – moje echo”.
Powtarzała, że chciałaby wierzyć w Boga. „Może Bóg – to nasze sumienie? I nasze serce?
I instynkt, żeby nikogo nie skrzywdzić, ani człowieka, ani zwierzęcia? Może Bóg – to nasze czyste życie? Jakie śmieszne i bezcelowe to wieczne szukanie, poprzez wszystko i wbrew wszystkiemu! Pytający, nieustępliwy, bezsilny, uparty głos człowieka... Jaką okrutną zabawkę wymyślił sobie Ten, kto nas stworzył! Dlaczego nic nie nadchodzi? Nic nie mija? Wszystko jest! A ponad wszystkim ta paląca tęsknota za niepojętą a przeczuwaną – Wiecznością”.
Dręczyły ją wciąż egzystencjalne pytania: „Dlaczego Bóg stworzył świat? Dlaczego każe cierpieć? Dlaczego; skoro jest wszechmocny i wiedzący; stwarza ludzi, z których jedni będą zbawieni, drudzy potępieni? Dlaczego stworzył grzech? Nie mogę pojąć wiecznej kary za doczesne zbrodnie. Pogodzić pojęcia woli Bożej z wolną wolą człowieka. O Chrystusie wiem, że przed Nim te same prawdy wygłaszali już inni twórcy religii. Dlaczego symbolem wiary ma być cierpienie? Dlaczego ideałem ma być ktoś, kto się dał zmiażdżyć?! Nie wierzę w nic z tego, w co ludzie wierzą. Nie rozumiem, jak wierzą. Myślę, że jeśli Bóg jest, to jest o wiele większy od wszystkiego, co można o Nim powiedzieć. Bóg żydów jest zachłanny
i egoistyczny, obraźliwy i mściwy. Mój Bóg –byłby wyższy ponad wszelką myśl ludzką, wszelkie pojęcie i wyobraźnię. Nic materialnego. Byłby ponad wszystkim i miałby w sobie wszystko.
Byłby to Duch, ale Duch dający się przeczuć człowiekowi. Nie stwarzałby też na pewno ludzi, nierozumiejących celu własnego istnienia”.
Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na nurtujące ją zagadnienia: „Można żyć w sztucznym upojeniu, ale z chwilą otrzeźwienia musi się wiedzieć, że to wielkie, głupie oszukaństwo. Jeśli nie mogę zrozumieć sensu życia, powinna bym nie myśleć – i żyć. Przecie nie ja jedna tylko szukam. Wszyscy tak... Wszelka wiedza nie daje żadnej odpowiedzi. Poważny ton nauki nic nie mówi. Wiedza jest wielką i dokładną, ale nie w stosunku do życia... Biedna ta wielka wiedza! Ostatecznym pięknem jest matematyka. To nie jest żadna odpowiedź, że człowiek jest cząstką całości, że świat jest bezmierny i niepojęty – tym bardziej! Rozwój i doskonalenie w nieskończoność – nie ma celu. Ogromnie dużo teraz czytam i szukam odpowiedzi, której nie znajduję. Matko! Życie to największe zło! Oswobodzić się od niego, zniszczyć do korzenia, by się nigdy nie powtórzyło! Sokrates, Budda i Schopenhauer, – te silne umysły – też tak myślały, więc wiem, że nie jestem w błędzie. To, co myślę, jest prawdą. Nie ma celu się oszukiwać”.
SPIS TREŚCI
Kolejna książka Joanny Wieliczki-Szarkowej z serii o zapomnianych polskich mistyczkach. Poznajemy historię Stefanii Horak, zwanej Fullą. W młodości rozpaczliwie poszukiwała Boga, a kiedy przeżyła nawrócenie, Bóg dał jej światło, o które prosiła. We lwowskim mieszkaniu Fulli zjawiali się święci: Magdalena Zofia Barat, kard. Mercier, Jan Bosko, Teresa od Dzieciątka Jezus, January, Sylwester, Andrzej Bobola, Jan Vianney, Joanna d’Arc, Stefan, Mikołaj, Anna Emmerich czy Pier Giorgio Frassati. Swoje nadprzyrodzone spotkania i wizje mistyczne opisała w książkach Święta Pani i Niewidzialni.
Do końca niemieckiej okupacji we Lwowie Fulla pozostała łączniczką AK między Lwowem a Warszawą. Pomagała uwięzionym i przynosiła im Hostie. W 1945 roku Fulla została skazana na 10 lat więzienia i 5 lat zsyłki. Odbyła cały wyrok, przebywając kolejno w 6 łagrach. Po powrocie do Polski zamieszkała w Zakopanem. Odwiedzającym ją gościom zawsze służyła radą i modlitwą.
ISBN 978-83-8340-038-9
ISBN 978-83-8340-038-9
9 788383 400389
Cena: 19,90 w tym 5% VAT