

czyli JAK ZNISZCZYĆ KOBIECOŚĆ
Wstęp: ks. Robert Skrzypczak
Wydawnictwo AA Kraków
Tytuł oryginału: The Anti–Mary Exposed. Rescuing the Culture from Toxic Femininity
Tłumaczenie: Jacek P. Laskowski
Redakcja, skład i łamanie: Wydawnictwo AA
Projekt okładki: Caroline Green Na okładce wykorzystano obraz „Niepokalane Poczęcie” autorstwa Giovanniego Batisty Tiepolo
Copyright © 2019 Carrie Gress
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo AA, Kraków 2023
Published by arrangement with Saint Benedict Press, LLC, a division of Good Will Publishers.
All rights reserved.
ISBN 978-83-7864-623-5
Wydawnictwo AA s.c.
30-332 Kraków, ul. Swoboda 4 tel.: 12 292 04 42 e-mail: klub@religijna.pl www.religijna.pl
Moim siostrom – Mary Boldy, Jill Faherty, Michelle Gress, Danielle Andrews –które nauczyły mnie, co znaczy prawdziwe i piękne siostrzeństwo
ks. Robert Skrzypczak
Ze słynnego amerykańskiego filmu Noaha Baumbacha Historia małżeńska pozostaje na długo w pamięci tyrada wygłoszona przez wychudzoną, neurotyczną prawniczkę Norę Fanshaw przed Nicole, swą klientką, przeżywającą po dziesięciu latach poważny kryzys w małżeństwie z Charlim. Jest to manifest przeciwko instytucji małżeństwa, utrwalającej, w przekonaniu pani mecenas, w naszym społeczeństwie stan uciemiężenia kobiety: „Społecznie możemy zaakceptować niedojrzałość ojca. Kochamy ich za ich wady, ale tych samych wad nie zaakceptujemy u matek, ani strukturalnie, ani duchowo, bo podstawą naszej judeochrześcijańskiej cywilizacji jest Maryja, Matka Jezusa. A Ona jest doskonała. To Dziewica, która rodzi Dziecko, bezwarunkowo Je wspiera i trzyma w ramionach Jego martwe ciało. A ojca przy tym nie ma. Nawet jej nie przeleciał. Bóg jest w niebiosach. Jest Ojcem, który się nie zjawia. Musisz być doskonała. Charlie może być kanalią, ale to i tak bez znaczenia. Dla ciebie będą zawsze inne, wyższe kryteria. To głupie, ale tak właśnie jest”. Kto wtedy mógł przypuszczać, że scena ta jest zapowiedzią groźnej rebelii kobiecej, jaka przetoczy się rok później w samym sercu ogarniętego pandemią postnowoczesnego świata zachodniego? Miasta Belgii, Hiszpanii, Meksyku, Stanów Zjednoczonych, Ameryki Południowej, także Polski wypełniły się maszerującymi, strajkującymi kobietami, pełnymi urazów i obelg wobec mężczyzn, władz, dominującej kultury, a także groźnych haseł wykrzykiwanych przeciw Kościołowi i katolickiej wierze. W Polsce kobiety upodobały sobie czerń, natomiast w większości krajów sięgnęły po kolor fioletowy, jak
same twierdziły: najdelikatniejszy liliowy, ku czci Lilith, upadłego anioła, kobiety, która według starożytnej tradycji żydowskiej reprezentowała bunt przeciw Adamowi. Według niektórych miała ona być pierwszą żoną Adama, zabitą w ramach kary za nieposłuszeństwo, przeobrażoną po śmierci w demona. W Hiszpanii rozzłoszczone panie skandowały: Espana manana será lesbiana!
Ruch feministyczny odpalił antymaryjną bombę. Świetnie to uchwyciła Carrie Gress, doktor filozofii Uniwersytetu Katolickiego Ameryki, autorka książki poświęconej projektowi „antyMaryja”. Na czym on polega? Odzwierciedla on przekonanie, narastające w wielu feministycznych środowiskach, iż przez wieki w naszej cywilizacji Maryja służyła za narzędzie podporządkowania i gnębienia kobiet. Jej uległość względem Bożych planów, Jej posłuszeństwo okazane Słowu Boga i Jej świętość życia zostały wywyższone ponad wszystko. Cały szereg współczesnych teolożek, takich jak Carmina Nasio, Maria López Vigil, Sally Cunnen, Mary Gordon, Maria Pilar Aguino czy Diana Hayes, wzrastających w klimacie liberalno-lewicowego, rewolucyjnego katolicyzmu na Zachodzie, wyraża to samo przekonanie: „My, kobiety, łączymy się z Nią we frustracji i poczuciu winy, ponieważ nigdy nie mogłyśmy osiągnąć takiej świętości”. Czemu te kobiety są takie nieszczęśliwe? Czy dlatego, że nie potrafią znaleźć odpowiedzi na pytanie: czego chcą kobiety? Albo na jeszcze ważniejsze: czego potrzebują kobiety? A być może dlatego, że tej odpowiedzi wciąż udziela im Maryja, Dziewica i Matka? Przez wiele pokoleń ta odpowiedź była czymś oczywistym, dziś natomiast staje się wielce problematyczna, i to
nawet w kręgach katolickich; wręcz pogardzana przez wiele kręgów feminizmu zeświecczonego. Punktem spornym są owe dwa tytuły przyznane w chrześcijaństwie Maryi: dziewicy i matki.
Określenie „dziewica” przypada na ciężkie czasy. Od lat pięćdziesiątych na zlaicyzowanym Zachodzie powtarzane jest jak mantra przekonanie: „wszyscy to robią”. „To” oznacza seks pozamałżeński. Kilka lat temu Sarah Hinlicky napisała esej Wywrotowe dziewictwo, dowodząc w nim, że seksualność kobiecą należy dziś rozumieć przez bliźniacze pojęcia władzy i wyboru. Nie zakładają one biologicznego, banalnego płodzenia dzieci, ani tym mniej tworzenia intymności i zaufania. Celem kobiecej seksualności jest ustanowienie władzy nad nieszczęsnymi mężczyznami. Służy ona do kontroli, zemsty, egocentrycznej przyjemności lub wymuszania zaangażowania. Nic zatem dziwnego, że kobieta nie ceniąca sobie wewnętrznej wolności i radości, jakiej dostarcza dziewictwo, nie będzie też w stanie przyjąć hojności, jakiej wymaga płodne macierzyństwo. Odrzucając zaś dziewictwo i macierzyństwo, nigdy nie zgodzi się ona na perspektywę życia rozumianego i przeżywanego jako bezinteresowny dar dla innych, nazwaną przez św. Jana Pawła II „geniuszem kobiecym”. Czy można się dziwić, że odrzucając Maryję jako Dziewicę i Matkę świat nasz pełen jest nieszczęśliwych kobiet? Dzisiejsza wyzwolona kobieta chce być wszystkim innym, byle nie dziewicą i matką. Tak się dzieje, gdy porzucamy Krzyż i stojącą pod nim Niewiastę.
Carrie Gress genialnie kojarzy feministyczną rebelię z resentymentem odczuwanym wobec postaci Najświętszej Maryi Panny i Jej odziaływania przez pokolenia na miliony spełnionych i świętych kobiet. Wychodząc od biblijnej figury Antychrysta, Autorka rekonstruuje w swej książce teoretyczny i praktyczny
projekt anty-Maryja jako niszczący zachodni świat styl życia, rodzaj mentalności doprowadzającej do toksycznej kobiecości, która zdołała już zrujnować życie wielu kobietom, mężczyznom i dzieciom. Lekarstwem na ten projekt byłoby odwołanie się do najpotężniejszej Kobiety na świecie, by dzięki niej odzyskać zdrową, sensorodną kobiecość. Według Autorki wyjście z tej trudnej dla kobiet sytuacji polega na nauczeniu się artykułowania własnego FIAT względem danej przez Boga kobiecej tożsamości. Św. Ignacy Loyola mówił, że powołaniem człowieka jest kochać tak, jak kocha Bóg. Wszelkie nieszczęścia są pochodną ludzkiej niezdolności kochania. Jedyną drogą do przywrócenia kobietom należnego im zadowolenia z samych siebie jest powrót do Maryi. Abp Fulton Sheen nieraz mawiał, że poziom życia ludzkości jest taki, jaki zdołają narzucić jej kobiety. Z tego można by wywnioskować, że biorąc pod uwagę wciąż wzrastającą ilość pań wytatuowanych, uwikłanych w weganizm i genderyzm, maszerujących często z psinką wystającą z torebki, żyjemy na jego najniższym poziomie. Anty-Maryja to projekt stworzony przez ludzi, którzy „zło nazywają dobrem, a dobro złem, którzy zamieniają ciemności na światło, a światło na ciemności, którzy przemieniają gorycz na słodycz, a słodycz na gorycz” (Iz 5, 20).
Czemu projekt ten przyjął się tak łatwo i skutecznie w środowisku feminizmu? Na początku był to ruch oparty o słuszne żądania równości praw i przywilejów między kobietami i mężczyznami. Druga jego fala, rozwijająca się w latach 80-tych ubiegłego stulecia, skupiła uwagę na przykładach opresji mężczyzn względem kobiet i ich krzywdach. Potem było już coraz rady-
kalniej: dążenia pań szły w kierunku skrajnej, całkowitej emancypacji, praw dotyczących kobiecej cielesności i bitwy o aborcję. Idee praw kobiet dziś szukają sojuszu z filozofią gender, uznaną za kulturowy aksjomat; biologiczny fakt istnienia dwóch płci zostaje zakwestionowany. Feminizm łączy się z ruchami homoseksualnymi, transseksualnymi i teorią „queer”. Tego określenia używał w swoim czasie ojciec Oscara Wilde’a w stosunku do jego kochanka, by go zdeprecjonować. Dziś oznacza ono apoteozę wszelkiej nieokreśloności, płynnej identyfikacji w zakresie ludzkiej seksualności. Jak mawiała Judith Butler, „feminizm i queer to dwa konary wyrastające z jednego pnia”. Odrzucenie męskiej dominacji przerodziło się z czasem w nienawiść do męskiego świata i pseudonaukowe narzucanie przekonań o naturze męskiej niejako a priori podatnej na brutalność i nadużycia. Odrzucenie macierzyństwa i narcystyczne ubóstwianie swej kobiecej niezależności doprowadziło w wielu środowiskach feministycznych do propagowania modnej tezy, że wszystkie wyzwolone panie mogą i powinny być lesbijkami. Już od 1949 roku Simone de Beauvoir, autorka Drugiej płci, a także psycholog egzystencjalna Adrienne Rich zaczęły głosić, że heteroseksualność została kobietom narzucona przez świat patriarchalnej dominacji małżeństwa i rodziny. Jesteśmy w „antropologicznym punkcie zwrotnym”: czas przełamać dyktaturę walki z płcią słabszą jako nawykiem narzucanym przez „heteropatriarchalne” społeczeństwo oparte na prymacie heteroseksualnych mężów i ojców. Środkiem wymierzenia sprawiedliwości temu systemowi przez przebudzone kobiety była pigułka antykoncepcyjna. Farmakologicznemu oddzieleniu seksu od prokreacji wtórowała dzika walka o powszechny dostęp do aborcji i idące za tym przekonanie, że płód to bryła komórek będąca własno-
ścią kobiety, posiadającej wyłączne prawo do samodzielnego dysponowania nimi i pozbycia się ich bez ograniczeń, wahań i poczucia winy – jako najwyższy akt wyzwolenia. To okazało się dynamitem podłożonym pod ciało społeczne. Dziś mamy do czynienia z technologiczną separacją seksu od prokreacji w postaci procederu wynajmu macicy, technik rozrodu i niebawem sztucznej macicy. Trudno sobie dziś wyobrazić, ile wściekłości i niechęci kryje się pod feministycznym stwierdzeniem: „Kobiety mają bardzo mgliste pojęcie o tym, jak bardzo mężczyźni je nienawidzą”. Nienawiść, której doświadczają, jest przypisywana stronie przeciwnej, wrogowi, którego potrzebują. W ferworze wszczętej walki płci przewodzi bezwzględny moralizm: nie ma już przeciwnika, ale zło, wróg, którego należy wykorzenić. Neofeministki nienawidzą mężczyzn za to, że są mężczyznami, a więc nosicielami najgorszych cech: samolubstwa, gonitwy za sukcesem, cynizmu. Ale prawdziwą nienawiść połączoną z wściekłością i pogardą żywią przeciwko samej kobiecie jako matce, piastunce rodziny, ponieważ są przekonane, że chodzi tu o przekleństwo narzucone im przez mężczyzn, największą przeszkodę na drodze do upragnionej emancypacji. Stąd też bierze się ich żądanie, by plany edukacyjne przyszłych pokoleń przekazać w ręce instytucji i stowarzyszeń osób wyszkolonych w ideologii stawiającej za ideał egzaltację bezpłodnego związku jednopłciowego. Za tym podąża walka przeciwko prawu dzieci do posiadania mamy i taty, do normalnej, rodzinnej formacji i afirmacji. Feminizm przypisuje sobie prawo do wyłączności wyrażania potrzeb i interesów kobiecych, podobnie jak marksiści dawali sobie wyłączne prawo do reprezentowania robotników i rolników. Horyzont feminizmu i rewolucji genderowej jest krótki. Komu przekażą swoją sterylną wizję świata? Jaki
horyzont wyznacza aborcja, skrajny subiektywizm i społeczna awersja? Staną się kiedyś przedmiotem zdumienia w oczach tych, którzy przyjdą na ich miejsce: mieli wszystko, wszystko wiedzieli, dlaczego wyginęli?
Tym cenniejszy jest głos zawarty w tej książce, pisanej przez kobietę, która nie zamierza milczeć. Bowiem zbyt wiele milczenia strachu, obojętności i niedoceniania zagrożenia zalega nad antropologicznym przewrotem dokonującym się na naszych oczach. Tymczasem podstarzali postępowcy, sieroty po utraconym raju komunistycznych mrzonek, wciąż podsycają atmosferę wojenną w środkach społecznego przekazu, systemach edukacyjnych i strukturach akademickich. Pierwszą siłą poruszającą społeczną wyobraźnię jest kłamstwo, w którego generowaniu i szerzeniu są mistrzami. Nieświadomi, że na urazach i nienawiści nie założy się żadnego lepszego społeczeństwa, żadnej wspólnoty. Całe zachodnie społeczeństwo zdominowane zostało nową histerią, popychającą ludzi do wygłaszania wulgaryzmów, wytykania innych palcami, wygrażania pięścią oraz atakowania kościołów, niszczenia figur świętych, zwłaszcza Matki Bożej. Oto nowa farma Orwella, w której wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze: im się wszystko należy. Kto się z nimi nie zgadza, zostanie przekrzyczany, wyklęty, obrzucony obelgami, usankcjonowany przepisami. Ojciec się nie liczy, zostanie odrzucony i zdegradowany do upokarzającej powinności uzyskania nasienia i podarowania go na potrzeby sztucznego zapłodnienia. Jeśli przyjdą na świat dziewczynki, będą kształcone w haremie zjadliwości, ale chłopcy mogą być wychowywani jedynie w poczuciu winy, w ostrym tłumieniu swych naturalnych instynktów, zakwalifikowani z góry do kategorii brutalnych i opresyjnych prześladowców. Pół biedy, jeśli staną się homoseksualni, w przeciwnym wypadku co
zrobią biedne, fioletowe matki? Znienawidzą, wbrew instynktom natury, swe dzieci czy też zdołają wybudować szczelny kordon wokół ich dzikich i męskich skłonności?
Neofeministyczne panie nienawidzą kobiet, tych normalnych, które wciąż stanowią większość i nie wierzą w narzuconą ideologię. Nie odczuwają potrzeby odrzucenia męskich zachowań ani tym mniej jeszcze rezygnacji ze swych reprodukcyjnych możliwości. Chcą mieć dzieci, troszczyć się o rodzinę i w tym upatrują życiowy sens. Noszą różaniec i kreślą na czole swych pociech znak krzyża. Postmodernistyczny projekt antyMaryja jest groźny. Należy mu się przeciwstawić nawet za cenę narażenia się na obelgi i szyderstwa. Przeciwstawić się światu krótkotrwałych związków, opartych na własnej przyjemności. Kwintesencją neofeministycznego amoku jest przyzwolenie na tak zwaną sologamię, czyli zaślubiny z samą sobą. Jako pierwsza podjęła tę ścieżkę Laura Mesi, piękna 40-letnia instruktorka fitnessu. Na ceremonię zaprosiła 70 osób, zakupiła obrączkę i 5-piętrowy tort ślubny. Zdarzenie to zasłużyło na specjalną relację w telewizji BBC. Głównym przesłaniem zdarzenia było: przede wszystkim powinniśmy pokochać samych siebie. Ten radykalny unik przed kontaktem z twardą rzeczywistością prędzej czy później doprowadzi ludzi wyrażających milczące bądź jawne przyzwolenie na takie procedery do specyficznego więzienia, społecznego zamknięcia się ludzi w samych sobie, odrzucenia tego, co oczywiste i odmowy innym relacji i dostępu do siebie. W postmodernistycznej krainie na nowy wzorzec społecznego zachowania wyrasta ów mix egotyzmu z narcyzmem. Sologamia wydaje się najwyższym szczytem w łańcuchu wspi-
naczek podejmowanych w rozległym świecie zachodniej dowolności i dotyczy, niemal wyłącznie, kobiet. Łatwo zlekceważyć ten fenomen jako przejaw ekscentrycznej mody dopasowanej do wygasającego świata, rozpędzonego ku przepaści. Trzeba przyznać rację Zaratustrze: „Pustynie się poszerzają; biada temu, kto je w sobie ukrywa”. Pewna Amerykanka, Sasha Cagen, która zawarła ślub sama z sobą w Buenos Aires, słusznie stwierdziła w swej napisanej w 2004 roku książce Quirkyalone: A Manifesto for Uncompromising Romantics, iż ów dominujący w społeczeństwie lewicowo-liberalnym wykwit ekscentryzmu tak naprawdę stanowi akt szyderstwa z instytucji małżeństwa. Jest to niejako zemsta zza grobu Piotra Stiepanowicza Wierchowieńskiego i Mikołaja Wsiewołodowicza Stawrogina, demonów-biesów z powieści Dostojewskiego, głoszących apoteozę samotnej jednostki jako wartości absolutnej w jej niepowtarzalnej indywidualności. Ów „jedyny” potrzebuje wziąć w posiadanie swój największy skarb – samego siebie, z własną, nieskrępowaną wolą i każdym innym sposobem wywyższenia swego ja. Wyłącznym prawem moralnym jest tutaj egoizm, rozumiany jako stale podejmowany wysiłek w celu potwierdzenia samego siebie i narzucania innym swej woli. Poza „jedynym” wszystko inne jest rzeczą, także pozostali ludzie. Tak wygląda rewolucja samotników, w ramach której wspólnoty się rozpadają, rodziny umierają, a społeczeństwo zanika w jednym wielkim zlaniu się wszystkiego w świat rzeczy, rządzący się prawem „użyć i wyrzucić”. Biedne zwolenniczki projektu anty-Maryja nie zdają sobie sprawy, że uczestniczą w nieuchronnym procesie unicestwienia. Na świecie żyje dziś już około 300 milionów ludzi samotnych. W Unii Europejskiej statystycznie co czwarte mieszkanie jest zajmowane przez singli. Jest to dowód tryumfu egoizmu nad miłością, wyznacznik zaniku stref osobotwórczych,
pielęgnowanych dotąd z pełną pieczołowitością w naszym chrześcijańskim społeczeństwie – rodziny i wspólnoty. Zewnętrznym przejawem tego procesu jest gniew i frustracja, rozbite krucyfiksy i figury Matki Bożej, Madonny pozbawione głowy i kończyn. Jest to złość na nieobecność najbliższej Osoby, ukochanej Matki. Cieszę się, że Wydawnictwo AA zdecydowało się zaproponować polskiemu czytelnikowi tak odważną i mądrą książkę jak Projekt anty-Maryja Carrie Gress. Nadeszły czasy, które nie pozwalają na bezrefleksyjną drzemkę, zwłaszcza wyznawcom i wyznawczyniom Ukrzyżowanego i Jego Matki, wiernie stojącej pod Krzyżem. Po taką książkę jak ta, należy sięgać, choćby jej lektura zabolała albo zaniepokoiła. Miał rację Francis Bacon, który powtarzał: kto nie chce myśleć, jest fanatykiem; kto nie potrafi – ten idiota; a komu brakuje na to odwagi, ten tchórz.
Kobieta była i jest tajemnicą od dnia, w którym Adam spotkał Ewę. Ale w pewnym okresie, ponad pięćdziesiąt lat temu, w życiu kobiet oraz mężczyzn, którzy je kochali, dokonała się mroczna zmiana. Wiele zamętu panuje dzisiaj wokół tego, co znaczy być kobietą, a jeszcze więcej wokół tego, jak kobiety winny być traktowane. Definicji kobiecości zdaje się być tak wiele, ilu jest ludzi, przy czym też każda z kobiet próbuje wypracować dla samej siebie pojęcie tego, kim jest i jak powinna przeżyć swoje życie. Jednocześnie zaś mężczyźni, usiłując pozostawać w zgodzie z nowymi, progresywnymi żądaniami kobiecości, trwają w ciągłym stanie treningowej walki z wyimaginowanym sparingpartnerem.
Większość z nas nie zna jednak pełnej historii batalii, której kierunki i fronty wyznaczone zostały w latach 60. XX wieku, a która stanowi podłoże tego, co myślą o sobie dzisiejsze kobiety. Jest to historia opowiadana – jak większość historii –przez zwycięzców, a w opowieści tej wypadki ostatnich pięćdziesięciu lat jawią się jako ciąg rzeczy stylowych, budujących, czarownych, ważnych i postępowych. Tak przynajmniej przedstawia je narracja. Rzeczywistość jest jednak całkiem inna. Na całym szlaku tej historii dostrzec można porozrzucane niczym okruchy, mówiące o tym wskazówki – jakkolwiek są one pospiesznie maskowane, mało kto jest więc w stanie dostrzec w pełni słabą i ciemną stronę ruchu, o którym w opowieści tej mowa.
Jeden z takich okruchów pochodzi z wczesnych lat 70. minionego wieku. Dwanaście (a nie jest to liczba pozbawiona znaczenia) wysoko wykształconych kobiet z klasy wyższej zasiadło wokół stołu w Nowym Jorku i wspólnie „odśpiewało litanię”, mającą wyrazić pragnienie zmiany, jaką panie te chciały oglądać w świecie.
– Po cośmy się tu dzisiaj zebrały? – zapytała przewodnicząca.
– By dokonać rewolucji – odpowiedziały zebrane.
– Jakiego rodzaju rewolucji? – ciągnęła przewodnicząca.
– Rewolucji Kulturalnej – odparł chór głosów.
– Jak dokonujemy Rewolucji Kulturalnej? – pytała dalej przewodnicząca.
– Przez zniszczenie amerykańskiej rodziny – odpowiedziano.
– Jak niszczymy tę rodzinę? – padło kolejne pytanie.
– Przez niszczenie Amerykańskiego Patriarchy – żywiołowo wykrzyczały panie.
– Jak niszczymy Amerykańskiego Patriarchę?
– Odbierając mu władzę.
– Jak tego dokonujemy?
– Niszcząc monogamię – krzyknęły zgromadzone.
– Jak niszczymy monogamię?
– Promując rozwiązłość, erotyzm, prostytucję, aborcję i homoseksualizm! – zabrzmiało w odpowiedzi1 .
Kobiety te miały w swych umysłach bardzo wyraźnie nakreślony cel i to one stały się awangardą tego, co z czasem miało
1
Mallory Millett, Marxist Feminism’s Ruined Lives, „Front Page”, 1 września 2014, http://ww.frontpagemag.com/fpm/240037/marxistfeminisms-ruined-lives-mallory-millett.
się stać ruchem wyzwolenia kobiet. Były wśród nich być może i takie, które wątpiły w osiągnięcie sukcesu, ale my, patrząc wstecz widzimy, że sukces ten został osiągnięty. To, czego chciały – promocja „rozwiązłości, erotyzmu, prostytucji, aborcji i homoseksualizmu” – całkowicie się w naszej dzisiejszej kulturze zrealizowało.
Jak to więc jest, że ruch kobiecy stał się niekontrolowalną siłą, która tak rozstrzygająco zdewastowała moralne i społeczne struktury społeczeństwa amerykańskiego? Choć wielu sugeruje, że to „siostrzeństwo” skupiło radykalne feministki we współdziałaniu, to przecież ich oddolny wysiłek nie może stanowić całkowitego wyjaśnienia ich sukcesu. Relacje z tego okresu mówią o podziale i niezgodzie w szeregach drugiej fali feministek i o gorących sporach na temat takich kwestii, jak instrumentalne wykorzystywanie kobiet w publicystyce pisma Cosmopolitan, lesbijstwo czy polityka grup kierowniczych ruchu, przy czym każdy z tych sporów zagrażał realizacji projektu. I tak było, dopóki wszystkie feministki nie natrafiły na temat, z pomocą którego mogły scalić swój obóz. Tematem tym była aborcja.
Sue Ellen Browder, autorka książki Subverted: How I Helped the Sexual Revolution Hijack the Women’s Movement2 i była dziennikarka czasopisma Cosmopolitan, mówi, że kiedy pracowała w tym periodyku, regularnie fabrykowała historie o fikcyjnych kobietach określanych mianem Cosmodziewczyn. „Mogłam zrobić taką dziewczynę każdym, kim tylko zechciałam – lekarzem, prawnikiem, sędzią, a nawet wysokopłatną prostytutką –były jednak dwie role, w których taka dziewczyna wystąpić nie
2
mogła, jeśli miała być czarowna, wyrafinowana i fajna: nie mogła być dziewicą ani matką”3 .
Feminizm drugiej fali postawił sprawę jasno: dzieci są wrogiem uniemożliwiającym kobietom spełnianie ich marzeń. W tej sytuacji aborcja stała się koniecznością i w roku 1973, kiedy wojna w Wietnamie zbliżała się do końca, została ona zalegalizowana. Liczba śmiertelnych ofiar tej wojny – w sumie 58 220 amerykańskich żołnierzy – szybko stała się nikła w zestawieniu z tym nowym rodzajem zabijania: zabijania dzieci przez ich własne matki (tu liczba ofiar przekracza 60 milionów; w samych tylko USA dokonuje się trzy tysiące takich zabójstw dziennie). Dzisiaj aborcja jest zdecydowanie wiodącą przyczyną zgonów liczonych rocznie, wyprzedzając w sposób znaczący choroby serca i nowotwory. Co trzy tygodnie zabija ona więcej osób niż wyniosła całkowita liczba amerykańskich ofiar śmiertelnych w Wietnamie.
Cóż dzieje się zatem, kiedy mamy do czynienia z pokoleniami ludzi, którzy z własnej woli zgładzili swoje dzieci poprzez aborcję? Ludzie średniowiecza byli przeciwni przerywaniu ciąży, ponieważ odbierało ono życie niewinne, ale również dlatego, że wiedzieli oni, iż powoduje ono śmiertelne zniszczenia w duszy ludzi, którzy się w to angażują. W aborcji umiera nie tylko dziecko, umiera także coś w matce i w ojcu, umiera w niej także cała rodzina.
Jak mówi Św. Tomasz z Akwinu, bonum est diffusivum sui – dobro samo się rozprzestrzenia. Podobnie rozprzestrzenia się zło. Wielkie zło aborcji sięgnęło każdej sfery życia rodzinnego
3
Sue Ellen Browder, rozmowa telefoniczna z autorką, 14 sierpnia 2018 r.
i uczyniło społeczeństwo moralnie zużytym. Każdego dnia potwierdzają to pojawiające się na naszym kanale informacyjnym tytuły w rodzaju: Aktywista aborcyjny zabija Dzieciątko Jezus: wyzywająca aborcja Matki Bożej przy kościele katolickim 4 , Kobieta z Colorado zabiła nowo narodzone dziecko i podrzuciła je na taras sąsiada5 , czy taki jak w „Teen Vogue”: Seks analny: wszystko, co potrzebujesz o nim wiedzieć. Wraz z każdym mijającym dniem coraz głębiej osadzają się w społeczeństwie pokłady zamętu, wykoślawionego myślenia, dekadencji, świętokradztwa i złości. Wściekłość, obscena, wyuzdanie seksualne, nudyzm, wymazywanie różnic płciowych i potanienie życia razem wzięte stały się cechą wyróżniającą przestrzeni publicznej. Niemal z dnia na dzień nasza niegdysiejsza kultura życia stała się kulturą określonego stylu życia, powracając do epikurejskiego pogaństwa, które z entuzjazmem przyjmuje wszystko, co odczuwa jako dobre. Te dramatyczne zmiany, niczym nieogarniony pożar, który wybuchł za sprawą wysuszonej hubki, przepaliły biografie milionów kobiet, mężczyzn i dzieci, a nie zrobiono nic lub bardzo niewiele, by ogień ten powstrzymać.
4
Steven Ertelt, Abortion Activist Kill Baby Jesus in Graphic Abortion on Virgin Mary Outside Catholic Church „Life News”, 15 marca 2013, https://www.lifenews.com/2017/03/15/abortion-activ ists-killbaby-jesus-in-graphic-abortion-on-virgin-mary-outside-catholicchurch/.
5
Katherine Lam, Colorado Woman Killed Newborn Baby and Tossed It on Neighbor’s Deck, „Fox News”, 21 marca 2018, https://www.foxnews.com/us/colorado-woman-killed-newborn-baby-and-tossed-iton-neighbors-deck-police-say.
Skala i zasięg zła, jakie obserwujemy w naszej kulturze, domaga się od nas postawienia pytania: czy coś może za tym stać? Czy są jakieś naciski zewnętrzne, które jako lew ryczący krążą, patrząc kogo by pożreć (por. 1P 5, 8) – naciski, które przez ponad pięć dekad wywierały wpływ na ludzkość, a zwłaszcza na kobiety? Paul Kengor w swojej książce Takedown: From Communists to Progressives, How the Left has Sabotaged Family and Marriage przedstawia polityczne i intelektualne elementy, które doprowadziły do destrukcji rodziny. W pewnym jednak punkcie – omawiając wpływ, jaki na młodzież wywarli za pośrednictwem uniwersytetów komuniści i postępowcy – dochodzi do wniosku, że musi chodzić tu o coś więcej niż o samo tylko oddziaływanie poprzez retorykę. „Czemu ludzie na naszych uniwersytetach – pyta – tak łatwo wpadli w tę banalną pułapkę, tak przeciwną ich ludzkiej naturze? To, że byli podatną na wpływy młodzieżą, nie stanowi wyjaśnienia wystarczającego”6 . Kengor jasno pokazuje, że wzięte razem przedstawione elementy nie tworzą sumy, na jaką się składają; musi w tym być jeszcze coś więcej.
Do podobnego wniosku dochodzi bp Robert Barron w odniesieniu do przemocy i utraty życia w XX wieku – najbardziej krwawym pośród wszystkich stuleci. Ten pomocniczy biskup diecezji Los Angeles stwierdza:
6
Paul Kengor, Takedown: From Communists to Progressives, How the Left has Sabotaged Family and Marriage, Washington 2016, s. 138.
„Popatrzcie na XX wiek, absolutnie najkrwawszy, nie ma co do tego wątpliwości. Liczba ludzi zabitych w tym okresie w celach ideologicznych i z powodu wojen jest najwyższa w dziejach. Czy możecie to wyjaśnić tylko w kategoriach psychologicznych czy politycznych? Takie podejście wydaje się po prostu śmiesznie nieadekwatne do rzeczywistości. Powiedzieć, że Hitler, Stalin, Mao itd. … dadzą się zwyczajnie wytłumaczyć politycznie czy psychologicznie? Nie wiem. We wszechobecności przemocy i w niszczeniu życia, jakie miały miejsce w XX wieku, jest coś, co ma wszelkie cechy tego, który był mordercą od samego początku”7 .
Za dwudziestowiecznym rozlewem krwi musi się kryć coś więcej niż tylko ludzki grzech, konkluduje bp Barron. A występują tu wszystkie oznaki diabła: przelewanie krwi, wyniszczanie życia, rozbijanie jedności i zamęt.
Jeśli się nad tym zastanowić, dość łatwo dostrzec kryjące się za szerzącą się śmiercią i zniszczeniem minionego stulecia źródło demoniczne. Ale czy tkwi tam także jedyne w swoim rodzaju wrogie źródło promujące aborcję i nowe zachowania, w jakie, świadomie lub nieświadomie, popadły kobiety? Już samo postawienie tego pytania w takim kontekście niemal wymusza wniosek, że za faktem, iż miliony kobiet zdradziły najbardziej święte i podstawowe relacje – relacje matki i dziecka – musi się kryć coś więcej niż prosta ludzka nieprawość. Pierwsze dwie części tej książki dostarczają dowodów i argumentacji na rzecz takiego wniosku i odsłaniają ukrytą tożsamość oraz przejawy
7
Robert Barron, Reflections on the Devil , „Word on Fire”, video, 25 lipca 2012, https://www.wordonfire.org/resources/video/reflectionson-the-devil/248/.
nienasyconego antymaryjnego ducha, który bierze sobie za cel kobiety dnia dzisiejszego.
Zmiany, jakie obserwowaliśmy przez ostatnie ponad pół wieku wykraczają daleko poza tzw. efektywne nauczanie, psychologię, politykę i zmyślny marketing. Tak, wszystkie one odegrały swoją rolę w wywarciu wpływu na naszą kulturę, ale z całą pewnością w zniszczenie rodziny zaangażowany jest jeszcze inny aktor. Tak, zgodnie z tym, co widzi w XX stuleciu bp Barron, są w nim znaki wyniszczania życia, rozbijania jedności i zamętu, ale jest także coś nowego, co wydaje się być wymierzone bezpośrednio w serca i dusze kobiet. Atak został poprowadzony dokładnie na te sfery, w których kobiety są zdolne odzwierciedlać miłość, dobroć i podobieństwo do Dziewicy Maryi – w ich dziewiczość i w ich macierzyńskość.
Poza bezpośrednim atakiem na Matkę-Dziewicę i osoby, które realizują jej model kobiecości, wśród kobiet nastąpił także znaczący wzrost praktyk okultystycznych i oddawania czci pogańskim boginiom. Podstawowe utensylia służące do uprawiania czarów można dziś zakupić w sklepach takich jak Sephora czy Target, a w naszych miastach i mniejszych miejscowościach powszechnie dostępne jest wróżenie z kart tarota, usługi astrologów czy ludzi obdarzonych paranormalnymi zdolnościami psychicznymi. Nie są już niczym niezwykłym ogólnokrajowe usługi telefoniczne oferujące rzucanie zaklęć na polityków ani organizowanie dzieciom zabaw, które wprowadzają je w niuanse wiedźmostwa. W wydaniu przygotowanym na Święto Dziękczynienia roku 2018 „Washington Post Magazine” w wyrazisty sposób zaprezentował rytuały wiedźmowskie i satani-
styczne jako normalne ścieżki dla tych, którzy szukają sensu życia8 .
Efektem tych kulturowych trendów są potężne, rozdzierające serca realne dramaty osób związanych z kobietami dotkniętymi tym antymaryjnym zaklęciem: mężów nie pojmujących, co stało się z ich żonami, które opuściły ich dla innego życia (lub innej kobiety), ojców nie pojmujących, co stało się z ich córkami, dzieci nie pojmujących, co stało się z ich matkami.
Powiedzieć, że istnieje obfitość dowodów na rzecz tezy przedstawionej w tej książce, to powiedzieć zbyt mało. Dwa lata badań dostarczały historii za historią, mówiących o straszliwych rzeczach, jakie kobiety robią samym sobie, a także swoim mężom, dzieciom i wnukom: historie takie jak ta o kobiecie, która zadźgała swoją dwudziestomiesięczną wnuczkę, a potem upiekła ją w piekarniku, o protestujących w koszulkach z napisem „Mężczyźni to śmiecie”, o imprezie z okazji ujawnienia płci dziecka, na której, przy okazji serwowania pączków z czerwoną galaretką, rodzice zakomunikowali zebranym o zamiarze aborcji, o pastorach błogosławiących kliniki aborcyjne, o oświadczeniu Cate Blanchet, że jej kompasem moralnym jest jej wagina. Przykładów jest legion. W wielkiej mierze obojętniejemy na nie, zakładając, że to po prostu anormalne zachowania kobiet ze społecznego marginesu. A jednak te rzeczy nie zostały popełnione przez osoby szalone, psychopatyczne lub zapomniane męty. Tego rodzaju okrucieństwa zdarzają się często, a w naszych domach, szkołach, szpitalach czy nawet w kościołach w pewien sposób zachęcają do nich normalne i przeciętne kobiety.
8
Kate Warren, Spellbound, „Washington Post Magazine”, 18 listopada 2018, 32–39.
Książka ta, choć włącza się w ciężkie toczące się wokół nas boje, nie zamierza twierdzić, że ostatnie słowo należy do Antymaryi. Dzięki Bogu, mamy Maryję prawdziwą, obecną w świecie i w naszych biografiach, Maryję zdolną do czynienia cudów. Nasza duchowa Matka, ze swoim nie posiadającym sobie równych dorobkiem dokonań, daleka jest od trzymania się na dystans, od powierzchowności, od cukierkowatości. Jest prawdziwym modelem autentycznej kobiecości i we wszelkich życiowych potrzebach, walkach i frustracjach, we łzach, ofiaruje nam swoją pomoc. Wszędzie dokądkolwiek zostanie zaproszona, przynosi jasność, uzdrowienie, pokój i łaskę. Przynosi nam klucz, z pomocą którego możemy uwolnić się od zamętu w kwestii tego, co znaczy być kobietą i co trzeba nam zrobić, by odnaleźć prawdziwe szczęście, którego łakną nasze dusze.
Abp Fulton Sheen pisał: „Kiedy mężczyzna kocha kobietę, dzieje się tak, że im szlachetniejsza jest to kobieta, tym bardziej szlachetna jest jego miłość; im większe wymagania stawia mu kobieta, tym bardziej mężczyzna musi być jej godny. To dlatego kobieta jest miarą poziomu naszej cywilizacji”. Poziom, do którego aspirują kobiety, jest poziomem, ku któremu mężczyźni będą sięgać, ale jeśli kobiety nie aspirują do niczego, do niczego nie będą też aspirować mężczyźni. Zawsze kiedy kobiety pobłądzą, mężczyźni zaraz idą za nimi… Ruch feministyczny odpalił antymaryjną bombę. Świetnie to uchwyciła Carrie Gress, autorka książki poświęconej projektowi „anty-Maryja”. Genialnie kojarzy ona feministyczną rebelię z resentymentem odczuwanym wobec postaci Najświętszej Maryi Panny i Jej oddziaływania przez pokolenia na miliony spełnionych i świętych kobiet. Wychodząc od biblijnej figury Antychrysta, Autorka rekonstruuje w swej książce teoretyczny i praktyczny projekt anty-Maryja jako niszczący zachodni świat styl życia, rodzaj mentalności doprowadzającej do toksycznej kobiecości, która zdołała już zrujnować życie wielu kobietom, mężczyznom i dzieciom… Cieszę się, że Wydawnictwo AA zdecydowało się zaproponować polskiemu czytelnikowi tak odważną i mądrą książkę. Nadeszły czasy, które nie pozwalają na bezrefleksyjną drzemkę, zwłaszcza wyznawcom i wyznawczyniom Ukrzyżowanego i Jego Matki, wiernie stojącej pod Krzyżem. Po taką książkę jak ta, należy sięgać, choćby jej lektura zabolała albo zaniepokoiła. Miał rację Francis Bacon, który powtarzał: kto nie chce myśleć, jest fanatykiem; kto nie potrafi – ten idiota; a komu brakuje na to odwagi, ten tchórz. ks. Robert Skrzypczak, fragment Wstępu Autorka ukazuje między innymi jak radykalny feminizm łączy się z błędami Rosji, o których mówi Matka Boża Fatimska. Ujawnia wpływ kultu bogini i okultyzmu na współczesny feminizm, a także „żeńskich” demonów, takich jak Lilith i Jezebel, stanowiących inspirację dla twórczyń tego ruchu. Odsłania porażającą prawdę o życiu i problemach głównych architektek radykalnego feminizmu. Proponuje otwarte spojrzenie na matriarchat, klikę kobiecych elit zaangażowanych w promocję aborcji, kontrolujących myślenie większości kobiet poprzez media, politykę, Hollywood, modę i uniwersytety. Ta książka to wezwanie, aby wziąć sobie do serca słowa Matki Teresy z Kalkuty: „Jeżeli chcecie zmienić świat, idźcie do swoich domów i kochajcie swoje rodziny”. ISBN 978-83-7864-623-5 cena det. 39,90 w tym 5%