
3 minute read
Seksuolog radzi... Chemia miłości, czyli co rządzi naszym związkiem
TO JEST MÓJ CZAS seksuolog radzi
Chemia miłości,
czyli co rządzi naszym
związkiem? Z chemicznego ”punktu widzenia„ wszyscy kochamy podobnie, bo nasze organizmy wydzielają te same hormony miłości. Jednak by mieć ich pod dostatkiem, trzeba się trochę postarać.
pytamy eksperta
AGNIESZKA CZECHOWSKA
edukatorka seksualna
Ślicznie wyglądasz! Chyba się zakochałaś – wbrew pozorom, zdanie to nie jest jedynie komplementem, ale potwierdzeniem stanu faktycznego!
Z badań wynika bowiem, że miłość rzeczywiście dodaje nam urody.
Dzięki związkom chemicznym wytwarzanym przez mózg osoby zakochanej, podnosi się ciśnienie krwi, policzki stają się różowe, cera gładsza, a oczy zyskują blask. To pierwszy najbardziej dostrzegalny dowód na to, że dochodzi do poważnych przemian, które wpływają m.in. na wygląd. Nie to jednak jest najważniejsze. Istotniejszy, z punktu widzenia budowania więzi między dwiema osobami, jest
wpływ chemii mózgu na nasze reakcje i zachowania.
Wszystko zaczyna się w głowie
W przeciwieństwie do tego, co podpowiadają romantyczne piosenki, miłość wcale „nie mieści się” w sercu, a w centralnym układzie nerwowym. Jak wynika z badań obrazowych, gdy jesteśmy zakochani, najbardziej pobudzone są części mózgu związane z układem nagrody oraz motywacją, czyli hipokamp i podwzgórze. Aktywują się one na samą myśl o naszym obiekcie westchnień! Pobudzenie sięga także dalej, do tzw. gadziego mózgu – najstarszego ewolucyjnie elementu centralnego układu nerwowego. Część ta odpowiedzialna jest za podstawowe funkcje życiowe. Reguluje oddech i tempo pracy serca. Tam znajdują się także ośrodki głodu i ucieczki oraz popędu seksualnego. Aktywność ograniczona jest natomiast w okolicy ciała migdałowatego i kory czołowej. Sprawia to, że widzimy partnera przez „różowe okulary”.
Mózg na haju
Narodziny miłości są dla organizmu szokiem. Wchodzenie w relacje partnerskie to proces, ale zmiany w mózgu zakochanych pojawiają się błyskawicznie. Wszystko za sprawą neuroprzekaźników (hormonów odpowiadających za przekazywanie sygnałów między komórkami nerwowymi), charakterystycznych dla stanów euforycznych. Części z nich mózg nie wytwarzał wcale, inne produkował, ale w ograniczonej ilości. Przestrojenie hormonalne sprawia, że początkowo jesteśmy w stanie „przenosić góry”. Rozpiera nas szczęście, co zawdzięczamy fenyloetyloaminie (w skrócie PEA). Działa ona jak narkotyk, ale nie jest szkodliwa. Niektórzy badacze
1/5 s.
– tyle wystarczy, by hormony wywołały euforyczny stan zakochania (tzw. „motyle w brzuchu”).
uważają, że to właśnie jej skład stanowi chemiczną formułę miłości – wystarczy spojrzenie osoby, którą kochamy, a szczególnie jej dotyk, by mózg dostał kolejną „działkę” tego zdrowego narkotyku. Dzięki fenyloetyloaminie odczuwamy też niekończący się przypływ sił witalnych. Na uczucia związane ze stanem zakochania wpływ ma także wzrost poziomu dopaminy, hormonu spokrewnionego z amfetaminą. Sprawia on, że na partnera patrzymy niemal bezkrytycznie. Początki miłości to także podnie-
siony poziom noradrenaliny.
Związek ten jest swoistym środkiem dopingującym. To właśnie dzięki noradrenalinie pamiętamy nawet najdrobniejsze szczegóły zachowania kochanej osoby i każdą wspólnie spędzoną chwilę.
Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy...
Niestety, po 2–4 latach poziom wymienionych hormonów opada. Może to oznaczać koniec namiętności i szaleństwa. Ci, którzy uzależnili się od stanów euforycznych wywołanych przez hormony, zaczynają szukać nowego obiektu uczuć. Dlatego wiele związków po tym czasie się rozpada. Dla wytrwa-
łych jest jednak nadzieja
– oksytocyna, zwana hormonem bliskości. Jej poziom podnosi się m.in. podczas karmienia piersią oraz orgazmu. To dzięki oksytocynie seks ma tzw. właściwości więziotwórcze. Z badań wynika, że u osób, które przynajmniej raz na 14 dni się kochają, oksytocyna utrzymuje się na poziomie, który potęguje czułość i zapewnia poczucie bliskości i bezpieczeństwa. Warto więc fundować sobie taką terapię i regularnie uprawiać seks. Skuteczność takiego działania potwierdzają badania mózgu – u osób pozostających wiele lat w szczęśliwych związkach obszar mózgu umiejscowiony na początku układu nagrody jest pobudzony tak samo, jak u osób, które dopiero co się zakochały!
CZY DZIAŁAJĄ NA NAS FEROMONY?
Nazwą tą określa się lotne związki chemiczne, za pomocą których osobniki różnych gatunków zwierząt komunikują się ze sobą. U ludzi feromony znajdują się w pocie, włosach, wydzielinie narządów płciowych. Nie wszyscy jesteśmy na nie podatni. Żeby bowiem stwier-
dzić obecność ludzkich feromonów w powietrzu, musimy mieć
tzw. narząd lemieszowo-nosowy. Znajduje się on w przegrodzie nosowej. Ma go jednak, niestety, tylko niecałe 40 proc. osób (w większości – mężczyźni). Warto wziąć to pod uwagę nim zdecydujemy się na zakup... syntetycznych feromonów. Szczególnie że ich koszt jest naprawdę wysoki (za 1 ml trzeba zapłacić ponad 50 zł).