Design Alive #8/2013

Page 1

magazyn pięknych idei

nr 8 jesień 2013   cena 20 zł (w tym 5% vat)

otwórz drzwi percepcji 8


2 Dział

designalive.pl


DZIAĹ 3

designalive.pl


4 spis treści

8 15 NEWSLETTER na dobry początek nowości, wiadomości, ciekawostki

MODA 100 Wymiary czasu przyszłego Olga Nieścier – co dzieje się w modzie w momencie niejasnego jutra 134 13 fetyszy Li Edelkoort o wyrazach tęsknot i fantazji

FELIETONY 38 PIOTR VOELKEL Edukacja Projektowanie to nie sztuka 130 JANUSZ KANIEWSKI Drive Bezbłędne koło 132 KRYSTYNA ŁUCZAK– SURÓWKA Selekcja Kawiarenki

SZTUKA

53 Osadnik czego potrzeba, by zapuścić korzenie 60 Pod nagim niebem nowe technologie w łazience 77 Nomada rzeczy mobilne 94 Grill off poczuj inny smak jesieni 96 NY Czym kusi Nowy Jork? 98 Młoda Polska rzetelnie i z fantazją 126 MUST HAVE Moc słabości wybiera: Przemo Łukasik

MIEJSCA 63 Kino rzeźnia madryckie centrum kinematografii Cineteca 68 Między punktami norweska symbioza architektury i przyrody 82 Gaumardżos! Hotel Rooms, ostoja w górach Kaukazu

ARCHITEKTURA I WNĘTRZA 46 Zbudzić Śpiącą Królewnę jak przygotować nieruchomość do sprzedaży 57 ARCHIKONY Mały bohater Ludwig Mies van der Rohe i dom nad jeziorem

Krucyfiksy Hugo Meerta B.C. Hammer to jaskrawy przykład, jak odniesienia kulturowe przekładają się na praktykę projektową. Ograniczone zaledwie do 12 sztuk krucyfiksy zostały wykonane z porcelany z zastosowaniem bardzo różnych technik pracy z tym materiałem. Następnie twórca pokrył je złotem. Nazwa wskazuje, że przedmiot symbolicznie odnosi się do czasów sprzed naszej ery, gdy młotek w kształcie krucyfiksu nie budził pewnie tak jednoznacznych skojarzeń jak dziś. Na pewno zmusza jednak do zastanowienia nad własnym życiem i odjeścia od powierzchownego postrzegania wszechrzeczy. www.hugomeert.be

LUDZIE 112 Tabandex projektowe trio z Pomorza 118 Syn pastora życiowe ścieżki Maartena Baasa 122 Das Programm Peter Kapos i jego idol Dieter Rams

STYL ŻYCIA 41 Transparentni przejrzystość jako metafora życia

WYDARZENIA 34 GRAFIKA Polska zilustrowana Agata „Endo” Nowicka o genezie wystawy „Where I come from” 128 Mazda inspiruje i odkrywa młode talenty 138 KALENDARIUM Co przed nami? 140 Po ludzku Michał Piernikowski o Łódź Design Festival 2013 142 Koktajl Veni Vidi 134 TRENDBOOK 13 fetyszy ADHD nie istnieje Synestezja w komunikacji Menu z paproci

ZDJĘCIE: dominique demaseure

RZECZY

106 Puls Hugo londyńska wystawa „Red Never Follows” 108 Anish Kapoor poeta wosku i stali


DZIAĹ 5

designalive.pl


nie-obiekt DOOR z polerowanej stali nierdzewnej (po prawej), fragment wystawy „Symphony for a Beloved Sun” Anisha Kapoora. Iluzoryczna gra percepcji samego siebie. O wystawie czytaj więcej na s. 108

Otwórz drzwi percepcji – Skończyłaś koledż? – Nie. Dużo czytam. – Mądry wybór. Uczyłem w koledżu. Więcej nauczysz się sama. Tak, w niezwykle emocjonalnym filmie „Druga Ziemia” Mike'a Cahilla, do młodej Rody mówi profesor muzyki oszołomiony jej wiedzą o podboju Kosmosu. Ileż w tym prawdy. Sinusoida dziejów kreśli się coraz gęściej. Dzieli czasy na przemian między serce i rozum. Po raz kolejny odkładamy na bok „szkiełko i oko” i wchodzimy w nową erę romantyzmu. Pozwalamy sobie na chwile słabości, oderwania od ziemi, bardziej odczuwamy niż badamy, wolimy tęsknić niż dążyć. Poszukujemy wartości, których nie da się nauczyć. Za mentorów bierzemy własną empatię i percepcję. William Blake, poeta romantyczny jako pierwszy w XVIII w. namawiał, by uchylić „drzwi percepcji” i wszystko pojąć takim, jakie jest – nieskończone. Po raz kolejny, w 1954 roku na oścież otworzył je Aldous Huxley w eseju o postrzeganiu świata, który stał się biblią ruchów hippisowskich w erze miłości, humanizmu i podboju kosmosu. Na tej romantycznej fali oderwania od ziemi Philip Glass skomponował futurystyczną operę „Einstein on the beach”, która stała się inspiracją dla Maiko Takedy i serii nakryć głowy „Atmospheric Reentry” (wejście w atmosferę), które sfotografował na okładkę tego numeru Bryan Huynh. Ponowne wejście w atmosferę trwa. Można się sparzyć, spłonąć lub doświadczyć najcudowniejszych przeżyć. W tym numerze, wyczuleni, z rozpostartymi drzwiami percepcji, poszukiwacze własnej ścieżki odsłonią, jak na własnej skórze, na własnych błędach, uczą się siebie i świata.

Redaktor Naczelna Numer 9 w grudniu

designalive.pl

Zdjęcie: Jens Ziehe, dzięki uprzejmości Anish Kapoor / VG Bildkunst, Bonn, 2013

6 edytorial


DZIAĹ 7

designalive.pl


magazyn pięknych idei

nr 8 jesień 2013

cena 20 zł (w tym 5% vat)

otwórz drzwi percepcji 8

Na Okładce Z kolekcji Maiko Takedy „Atmospheric Reentry”, 2013. Dyrektor artystyczny: Samuel John Weeks, modelka: Victoria Savory (Storm), makijaż: Carol Morley, Fotograf: Bryan Huynh

Redaktor naczelna Ewa Trzcionka e.trzcionka@presso.com.pl

Dyrektor wydawniczy Wojciech Trzcionka w.trzcionka@presso.com.pl

Znajdziesz nas w sprzedaży w sieciach Empik, Inmedio i Relay oraz w m.in.:

Dyrektor artystyczny Bartłomiej Witkowski b.witkowski@presso.com.pl

Dyrektor marketingu i reklamy Iwona Gach i.gach@presso.com.pl

Warszawa Vitkac ul. Bracka 9

Redaktor prowadzący on-line Marcin Mońka m.monka@presso.com.pl

International sale Mirosław Kraczkowski mirekdesignalive@gmail.com

Zespół redakcyjny Marcin Mońka, Daria Linert, Angelika Ogrocka, Anna Borecka, Eliza Ziemińska, Olga Nieścier, Róża Kuncewicz, Jarda Ruszczyc, Łukasz Potocki

Reklama reklama@designalive.pl tel./fax: +48 33 858 12 64 tel. kom.: +48 602 15 78 57 Maja Chitro m.chitro@presso.com.pl Kamila Hećman k.hecman@presso.com.pl

Felietoniści Agnieszka Jacobson-Cielecka Krystyna Łuczak-Surówka Janusz Kaniewski Współpracownicy Anna Dudzińska Radio Katowice, Dariusz Stańczuk rmf Classic, Mariusz Gruszka Ultrabrand, Jan Lutyk Logo i layout Bartłomiej Witkowski Ultrabrand Skład i łamanie Ultrabrand

Prenumerata prenumerata@designalive.pl tel. kom.: +48 602 57 16 37 Wydawca Presso sp. z o.o. ul. Głęboka 34/4, 43-400 Cieszyn NIP 548 260 62 28 KRS 0000344364 Nr konta 59116022020000000153175837 tel./fax: +48 33 858 12 64 e-mail: presso@presso.com.pl

Druk Drukarnia Beltrani / Kraków Nakład: 14 tys. egz. Redakcja designalive® ul. Głęboka 34/4, 43-400 Cieszyn redakcja@designalive.pl tel./fax: +48 33 858 12 64 Copyright © 2012, Presso sp. z o.o. Kopiowanie całości lub części bez pisemnej zgody zabronione. Redakcja „Design Alive” nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam. Wydawca ma prawo odmówić zamieszczenia ogłoszenia lub reklamy, jeżeli ich treść lub forma są sprzeczne z charakterem i regulaminem pisma oraz portalu.

Traffic Club ul. Bracka 25 Między Nami Cafe ul. Bracka 20 Sklep COS ul. Mysia 3 Cafe d'Arte ul. Asnyka 6 Mito Art.Cafe.Books ul. Waryńskiego 28 Kraków Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Lipowa 4 Hotel Copernicus ul. Kanonicza 16 Hotel Stary ul. Szczepańska 5 Hotel Pod Różą ul. Floriańska 14 Poznań Concordia Design ul. Zwierzyniecka 3 Sklep COS Stary Browar ul. Półwiejska 42 Katowice Hotel Monopol ul. Dworcowa 5 Wrocław Hotel Monopol ul. H. Modrzejewskiej 2 Pełna lista miejsc: www.designalive.pl/ magazyn/tu-nasznajdziesz


w 80 sklepów dookoła domu oaza designu


10 Dział

PRENUMERUJ www.designalive.pl/magazyn/prenumerata roczna prenumerata 70 zł roczna prenumerata studencka 60 zł dwuletnia prenumerata 130 zł dwuletnia prenumerata studencka 110 zł

designalive.pl


DZIAĹ 11

designalive.pl


12 autorzy

Wojciech Trzcionka Na co dzień dyrektor wydawniczy „Design Alive”, współtwórca portalu i magazynu. Przez wiele lat zajmował się dziennikarstwem newsowym w gazetach regionalnych i ogólnopolskich oraz pisaniem reportaży podróżniczych, m.in. jako uczestnik wypraw na Spitsbergen czy Mount Everest. Dziś za pióro i aparat fotograficzny łapie znacznie rzadziej. Gdy otrzymaliśmy zaproszenie z Gruzji, aby pokazać tamtejszy hotel Rooms, od razu wiedzieliśmy, że to właśnie on powinien pojechać w Kaukaz. Z Kazbegi przywiózł dla nas bogaty reportaż. (s. 82)

designalive.pl

Piotr Voelkel Właściciel Grupy Kapitałowej VOX oraz Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa oraz School of Form, wyższej szkoły projektowania. Inicjator Concordia Design poznańskiego centrum biznesu i kreatywności. Orędownik humanistycznego spojrzenia na biznes, niezależnie od dziedziny. Dla nas pisze o tym, jak widzi przyszłość edukacji i co robi, by marzenia stały się rzeczywistością. (s. 38)

ZDJĘCIE: Bryan Huynh, Ewa Trzcionka, z archiwum Piotra Voelkela

Bryan Huynh Pochodzi z kanadyjskiego Toronto. Po skończeniu szkoły przeniósł się do Londynu, gdzie obecnie pracuje jako fotograf mody. Do swojej pracy podchodzi z atencją, niezależnie, czy fotografuje dla takich gigantów, jak Burberry czy młodych, odważnych projektantów. Ma niezwykłe wyczucie i szczęście pracować z tymi, którzy naturalnie wyznaczają trendy w modzie, wyczuwając społeczne zmiany i nowe potrzeby. Na naszych łamach prezentujemy efekty jego współpracy z Lukiem Brooksem, którego stroje zauważają najbardziej wyczuleni obserwatorzy zmian w wyrażaniu siebie poprzez ubiór (s. 136). Zilustrował także okładkę tego numeru. Poprzez uchwycenie w kadrze projektu Atmospheric Reentry Miko Takedy zobrazował nasze współczesne tendencje uwrażliwiania się na otoczenie i jednoczesne, pełne celebrowanie własnego introwertycznego świata. (s. 1, 24, 146)


DZIAĹ 13

designalive.pl


designalive.pl Newsy opinie galerie Wideo Codziennie

Śląski interes

Geszeft w Katowicach to sklep z produktem lokalnym, niezależny punkt promocji regionu i kawiarnia w jednym. Miejsce, które ma promować młodych śląskich projektantów modowych, dizajnerów, artystów i autorów publikacji.

Nie uznaję stylu narodowego

– Nie przepadam za doszukiwaniem się cech narodowych w projektach polskich projektantów, a już na pewno nie uznaję istnienia czegoś takiego jak styl narodowy w projektowaniu – opowiada Jan Lutyk, fotograf i wschodząca gwiazda polskiego designu.

Laboratorium Modesta Amaro

W nowym autorskim projekcie najlepszego polskiego kucharza można poczuć się jak w laboratorium, w którym mistrz na nowo definiuje i kreuje polskie smaki. Model kuchni powstał we współpracy Amaro, architekta Adama Pulwickiego oraz firmy ZAJC.

Willa wśród plaż

Z dziewiczej plaży do futurystycznego kina? To już możliwe. Takie atrakcje czekają na wszystkich tych, którzy zdecydują się odwiedzić Willę Sapi na malowniczej indonezyjskiej wyspie Lombok.

Śledź nas na Facebooku i Twitterze


newsletter 15

Asystent: Piotr Kroschel, stylizacja: Elwira Rutkowska, makijaż: Ewa Dobrogowska, fryzura: Marcin Kasper, Modelka: Magdalena Roman, Agencja: D’Vision

1

Melancholia

dzianiny Łucji Wojtali

W tej kolekcji używam wysokiej jakości przędz sprowadzanych z Włoch, które są następnie dziane i szyte w naszej rodzinnej firmie dziewiarskiej z blisko 30–letnim doświadczeniem. Jakość jest dla mnie bardzo ważna, staram się, żeby była na najwyższym poziomie. Pozdrawiam, Łucja Wojtala. Co do tego nie ma wątpliwości. Cały proces powstawania nowej kolekcji projektantka poznała od podszewki u największych. Ma za sobą staż w paryskim studio Johna Galliano. Wiele zawdzięcza też rodzinnej tradycji: jest trzecim pokoleniem związanym z dzianiną, a do dyspozycji ma profesjonalne zaplecze: dziewiarnię, szwalnię i potężne doświadczenie. Jej jesienno–zimowa kolekcja to nie tylko feeria ciepłych, przygaszonych barw i kalejdoskop deseni, z których jest znana. To nastrój kreacji, który z upalnego lata wprowadza w rześką jesienną melancholię. Jej stroje wyłamują się na polskich wybiegach wyjątkowością i odwagą. Nie ma ucieczki w prostotę i bezpieczny minimalizm. Jest dobry warsztat i nieograniczona fantazja. Dobór barw, autorskie wzory i ich pozornie przypadkowe mariaże tworzą obietnicę swobody w kreowaniu własnej sylwetki, dowolności w mieszaniu elementów kolekcji i nieulegania szablonom. Ubrania Wojtali, to gotowe do noszenia, niezwykle mięsiste swetry, kamizele, legginsy, czy sukienki. Praktyczne i romantyczne zarazem. Kobiece. Doskonałe na bieg po miejskiej dżungli i spacer po mglistej dolinie, www.lucja.com Tekst: Daria Linert Zdjęcie: Bartek Sejwa


3

16 newsletter

Długość krzesła

To nieprawdopodobne, że gdyby rozłożyć elementy tworzące fotel 2 450 w jednym ciągu, osiągnęłyby długość kilometra! Zestawione w niezwykłej, zwartej konstrukcji utworzą stabilne i wygodne siedzisko. Nazwa fotela autorstwa Junpei Tamaki pochodzi od ilości tworzących go elementów. Każdy z 2 450 fragmentów powstał z akrylu. I choć osobno to bardzo kruche i delikatne „patyczki”, zespolone tworzą silną strukturę. Nie trafił jeszcze do sprzedaży, www.junpei-tamaki.com Anna Borecka

w jodełkę

Domańska w wiedeńskiej galerii

2

Projektantka Patrycja Domańska musiała długo przyglądać się wiedeńskim podłogom. I na tyle intensywnie, że stały się dla niej inspiracją dla Cube, czyli mebla, który może zarówno pełnić rolę stolika, jak i podnóżka czy taboretu. W niemal każdym starym budynku austriackiej stolicy natrafimy na parkiet z litego drewna. Wykorzystanie takiego materiału do stworzenia mebla okazało się przejściem z dwuwymiarowej płaszczyzny do trójwymiarowego obiektu, a Cube umieszczony na wiedeńskiej podłodze „w jodełkę” sprawia wrażenie, jakby się z niej wyłaniał i dopiero co materializował. Wraz z Domańską pracował nad nim Felix Gieselmann. Obiekt powstał dla Fox House Off – Space Gallery. www.patrycjadomanska.com Anna Borecka

designalive.pl

zdjęcia: materiały prasowe, paris tsitsos

Konstrukcja Junpei Tamaki


4

Z jednego kawałka

bujanie by Brodie Neill

Cowrie Rocker – mebel jak hybryda, lokujący się gdzieś pomiędzy fotelem, szezlongiem i hamakiem. Jego autorem jest Brodie Neill, londyński projektant znany z obiektów przypominających dzieła sztuki. Nie inaczej dzieje się z Cowrie Rocker, wykonanym z jednego kawałka formowanej sklejki. – Nasze projekty opierają się na idei ruchu, modułowości, a każdy z nich może mieć wiele rożnych zastosowań – przyznaje Neill. Jego nowy obiekt nie tylko przypomina rzeźbę, którą można eksponować, lecz przede wszystkim jest ergonomicznym i wygodnym meblem, który można także rozbujać. Nie trafił jeszcze do cennika marki, www.madeinratio.com Marcin Mońka

Vivere alla Ponti W hołdzie geniuszowi

Gio Ponti to jeden z najsłynniejszych włoskich architektów i projektantów. Poza świetnymi realizacjami architektonicznymi (m.in. wieżowiec Pirelli w Mediolanie) wpisał się równie mocno w historię światowego designu. Teraz wiele z jego projektów, powstałych od połowy zeszłego stulecia, można oglądać na specjalnych ekspozycjach, krążących po miastach całego świata. Kolekcja obejmuje: siedziska, fotele, regały, stolik kawowy, ramki do zdjęć, a nawet dywan. Wszystkie jego projekty, często prototypowe, współcześnie zostały poddane analizom i badaniom, a także na nowo opracowane. Nad całością przedsięwzięcia pod nazwą „Vivere alla Ponti” czuwają spadkobiercy wybitnego twórcy oraz Studio Cerri & Associati. Wszystko po to, aby złożyć mu hołd oraz ujawnić niezwykłą aktualność jego pomysłów, www.gioponti.com Anna Borecka

5


18 newsletter

6

Pavilion Rygalika

Design na Open’erze

Wielką atrakcją tegorocznego Heineken Open’er Festival, największej letniej imprezy muzycznej w kraju, był Pavilion zaprojektowany specjalnie na tę okazję przez Tomka Rygalika. W obiekcie odbywały się spotkania oraz warsztaty. Relacja ze strefy designu na Open’erze i fotoreportaż z wydarzenia na www.designalive.pl Daria Linert

Berlin zauroczony

7

Jedenaste już berlińskie święto designu DMY upłynęło pod polską banderą: nasz kraj był gościem specjalnym czerwcowego wydarzenia, o rodzimych wystawach mówiono, że są najlepsze ze wszystkich, pokazaliśmy doskonałe nowości i zgarnęliśmy kilka nagród i wyróżnień. O Polakach wreszcie przestano mówić w Berlinie jako biedniejszym sąsiedzie ze Wschodu. A wszystko to dzięki wystawie Instytutu Polskiego w Berlinie „Polish Design Focus” pod kuratelą Ake Rudolfa. Ekspozycja, rozrzucona po dwóch festiwalowych hangarach dawnego lotniska Tempelhof, doskonale promowała polskie wzornictwo i Polskę jako kraj innowacyjny, z dynamicznie rozwijającą się branżą kreatywną. Jeden z niemieckich dzienników skomentował nawet, że definitywnie zakończyła się era drwienia z Polaków znanych stereotypowo z kradzieży niemieckich samochodów. Relacja z DMY na www.designalive.pl Łukasz Potocki

designalive.pl

ZDJĘCIa: wojciech trzcionka

Polska na DMY


DZIAŁ 19

LAMY 2000 ze stali szlachetnej Klasyka i nowoczesność Pióro wyłonione do konkursu Dobry Wzór 2013 organizowanego przez Instytut Wzornictwa, pod patronatem Ministra Gospodarki.

LAMY 2000 Nowa odsłona kultowego pióra z 1966 r. zaprojektowanego przez Gerda A. Mullera. Ręcznie szczotkowana stal szlachetna, 14k złota stalówka pokryta platyną.

Dołącz do nas na

www.lamy.com

Lamy Polska

Autoryzowane salony sprzedaży: KATOWICE: Kaligraf C.H. Silesia, tel. 32 605 03 66, KRAKÓW: Kaligraf Galeria Kazimierz, tel. 12 433 02 07, LĘDZINY: FerDex, ul. Lędzińska 175, tel. 691 884 446, PIŁA: Pentap, ul. Rogozińska 11c, tel. 67 210 49 20, POZNAŃ: IQ C.H. King Cross Marcelin, tel. 61 886 03 74, WARSZAWA: Autograf C.H. Klif, tel. 22 531 45 65 oraz Galeria LIM w hotelu Mariott, tel. 22 826 43 34, Kaligraf Galeria Mokotów, tel. 22 541 33 46, Tompi C.H. Panorama, Wariackie Papiery Galeria Mokotów, tel. 604 617 230, Pióroteka, ul. Złota 69, tel. 22 624 25 94, Fabryka Form, ul. Spokojna 7, tel. 22 112 16 18, WROCŁAW: Stalówka ul. Szewska 44-46 lok. 1A tel. 71 396 37 90 designalive.pl


20 newsletter

Na styku

Unikalna edycja gdd „My piece of sea” to jeden z projektów zaprezentowanych na wystawie „Na Styku” podczas szóstej edycji Gdynia Design Days pod patronatem „Design Alive”. Surowa, gięta stal, ukrywająca wewnątrz akwarium z minihodowlą roślin bałtyckich to projekt grupy Sokka – Katarzyny i Wojciecha Sokołowskich, rodzeństwa ze Śląska, którzy w ten sposób chcieli pokazać styk ginącej przyrody i społeczeństwa industrialnego. – Temat „Na Styku” dawał wiele możliwości, ale też wiele ograniczeń. Trzeba było podjąć tematykę problemów Pomorza. I choć robienie czegoś z wodą wydawało się banalne, to postanowiliśmy pokazać, co dzieje się w tym temacie na styku człowieka i natury. To nas zaprowadziło do Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego. Kiedyś dno bardzo czystego Bałtyku pokrywały łąki wodorostów. Obecnie kurczą się ze względu na działalność człowieka, która zanieczyszcza wodę, czyniąc ją nieprzezroczystą. Turystom może wydawać się, że wodorostów jest sporo, oglądają je tuż przy plaży, gdzie światło jeszcze dociera, jednak im dalej w głąb, tym przezroczystość wody maleje. Giną bardziej wartościowe gatunki, to dalej powoduje spadek zarybienia i deregulację ekosystemu. Nasz projekt nie jest użytkowy, jest manifestacją problemu – opowiadała Katarzyna Sokołowska. Paweł Pomorski z grupy Malafor, kurator wystawy i całego festiwalu, zaprosił do udziału w GDD głównie twórców z Pomorza, a pozostali, jak Sokołowscy, spoglądając z zewnątrz, musieli stworzyć projekty bezpośrednio nawiązujące do nadmorskości. – Ta edycja robiona jest przez ludzi stąd i dla mnie to najwyższa wartość. Hasło „Na styku” to motor tej edycji. Nasza nadmorskość jest ważna i nas identyfikuje. Warto być dumnym z tego, co się ma. Nie trzeba szukać dalej. Jesteśmy unikalni. I jako tacy, będziemy płynąć dalej w świat – powiedział Paweł Pomorski. – GDD jest twardą rzeczywistością, a nie ulotnym marzeniem. To, co tu prezentujemy, to efekt roku pracy Pomorskiego Parku Naukowo–Technologicznego i Centrum Designu Gdynia – mówił Wojciech Szczurek, prezydent miasta. Choć nowoczesne, szklane obiekty PPNT były mózgiem imprezy, serce festiwalu biło głównie w kontenerowym Terminalu Designu zaprojektowanym przez grupę Tabanda, gdzie projektanci pokazali m.in. wystawę „Współczesne improwizacje”. www.gdyniadesigndays.eu

Rozrywka kontrolowana

Sposób na kable

Wszystko to, co tworzy niepożądaną kompozycję z kabli i dekoderów wokół telewizora, można zastąpić jednym, niewielkim urządzeniem. Stworzona przez studio Fuseproject aplikacja Fan TV, współpracująca z iOS, pomoże nawigować po kanałach, wybierać listę programów w drodze do domu i zapisywać ulubione pozycje. A wszystko to we współpracy z niewielkim, przypominającym gładzony kamień, dotykowym pilotem, zaprojektowanym przez znanego projektanta Yves’a Behara. Prostota, a zarazem intuicyjność urządzenia całkowicie odmienia sposób korzystania z wielokanałowej telewizji, minimalizując ilość przycisków, bez utraty funkcjonalności. Cena jeszcze nieznana, www.fuseproject.com Eliza Ziemińska

9 8

ZDJĘCIa: materiały prasowe

Wojciech Trzcionka

designalive.pl


promocja 21

Piękno obrazu w pięknej oprawie Samsung UHD S9

10

Monumentalny wyświetlacz 85 cali, unikalna konstrukcja, zaawansowany system dźwięku przestrzennego. Taki jest najnowszy telewizor Samsung UHD S9. Został zawieszony w eleganckiej ramie, ale nie przylega do niej, dzięki czemu staje się elementem wystroju wnętrza. – Chcieliśmy stworzyć zupełnie inną tożsamość – wyjść poza kolejne udoskonalenia czy ewolucję w zakresie designu. Wiedzieliśmy również, że nowa tożsamość powinna być ponadczasowa, ponieważ telewizory klasy premium posiadają zwykle unikalny charakter, który nie poddaje się upływowi czasu. Musieliśmy więc zaprojektować nowy telewizor, najwyższej klasy, o wyjątkowym charakterze – mówi Yunje Kang, wiceprezes i dyrektor działu Visual Display Design w Samsung Electronics. Łukasz Potocki Telewizor Samsung UHD S9: przekątna ekranu 85 cali, w raz z ramą 95 cali, system audio w ramie (cztery głośniki) i w telewizorze (dwa głośniki) o łącznej mocy 120 Wat. Od 149.000 zł, www.samsung.pl


22 newsletter

Nośniki jedzenia

Art Food marka cecuły W projekcie uczestniczyli studenci School of Form w Poznaniu oraz Royal College of Art w Londynie. Ich zadaniem było stworzenie ceramicznych nośników jedzenia, czyli tego, co zwykliśmy nazywać naczyniami, jednocześnie łącząc sztukę z wiedzą humanistyczną. Wśród rozmaitych zajęć badali kulturowy wymiar spożywania posiłków oraz sposób, w jaki smak i receptura przyrządzania wpływają na formę ich podawania do stołu. – Art Food jest projektem międzynarodowym, w którym integrujemy wiele obszarów: świat projektowania z przemysłem ceramicznym, edukację z realiami zawodowymi, a także metody pracy i doświadczenia konkretnych kultur. „Wyjmujemy” rzeczywistość szkolną i wprowadzamy ją w prawdziwe życie – mówi światowej sławy ceramik Marek Cecuła, lider projektu. Na miejsce realizacji projektu wybrano Ćmielów Design Studio, nowoczesną pracownię wzorniczą Polskich Fabryk Porcelany Ćmielów i Chodzież, która powstała, aby łączyć kilkuwiekową tradycję produkcji najpiękniejszej polskiej porcelany ze współczesnym designem. W finale projektu udział wzięło 12 studentów, po sześciu z każdej ze szkół. Jarda Ruszczyc

11 reklama

7


Europa na śniadaniu

Projektowa uczta w Tbilisi

Na przełomie czerwca i lipca w gruzińskiej stolicy odbywało się prawdziwe Europejskie Śniadanie. W scenerii odrestaurowanego pałacyku, należącego do stowarzyszenia pisarzy, pokazano zaaranżowane stoły śniadaniowe, które wypełniły przedmioty wyprodukowane w Austrii, Czechach, Polsce, Gruzji oraz na Słowacji i Węgrzech. Każdy stół był przygotowany przez narodowego kuratora. W ten sposób opowiedziano pewną historię. Na stołach mieszały się więc inspiracje rzemiosłem i modernizmem, prostotą i zabawą, tym, co prywatne i społeczne. Stół z Polski reprezentowali m.in. Marek Cecuła i Daga Kopała z projektami dla Porcelany Ćmielów, Bartek Mejor dla Vista Alegre, Agnieszka Bar, marka Vzór, Bartosz Mucha czy Maria Jeglińska i Tomasz Walenta dla marki Kristoff. Kuratorkami były: Anna Pietrzyk– Simone oraz Kasia Jeżowska z Creative Project Foundation. Anna Borecka

12 reklama

SHOWROOM:

zdjęcia: marta szostek, materiały prasowe

02-676 WARSZAWA UL. POSTĘPU 21 C T: +48 22 430 03 50 M: +48 668 677 221 WWW.FORMADECO.PL

Ikony Bauhausu Unikatowe meble wywodzące się ze szkoły Bauhausu Najsłynniejsi architekci, projektanci, designerzy sygnują oferowane przez nas projekty designalive.pl


Ezoteryczne kapelusze

kosmiczna kolekcja takedy Ponoć każdy człowiek ma ją wokół siebie. Choć nie jest to udowodnione, niektórzy uważają, że aurę można zobaczyć. Japońska projektantka Maiko Takeda zmaterializowała ją w postaci niezwykłych kapeluszy czy masek złożonych z setek kolorowych kawałków akrylu. Impulsem do stworzenia kolekcji była futurystyczna opera „Einstein on the Beach" Philippa Glassa, natomiast bezpośrednią wizualną inspiracją było spektakularne zjawisko wejścia obiektu kosmicznego w atmosferę Ziemi. Kolekcja „Atmospheric Reentry” zaprezentowana po raz pierwszy w Royal College of Art przypomina czasem misterne fryzury, a czasem maski, dając noszącej je osobie niezwykłe schronienie. Każdy model ma inny kolor i kształt, nadając sylwetce wygląd rajskiego ptaka lub tajemniczego morskiego koralowca. Najszybciej zakochała się w nich islandzka wokalistka Björk, która w tym elemencie stroju pojawia się od niedawna na koncertach. Na zamówienie, www.maikotakeda.com Tekst: Eliza Ziemińska Zdjęcie: Bryan Huynh

12

designalive.pl

13


newsletter 25

Magia rodzi się po zmroku Ubrania dla dzieci oderwanych od ziemi

Kids on the Moon to marka niszowa, nonszalancka, bezpretensjonalna. W kolorach delikatnie zamglonych, nieoczywistych, jak światło księżyca. Ubrania w sam raz na nocne spacery po dachach czy zabawy w gwiezdnym pyle. Najnowszy projekt Kids on the Moon – Moon Moth, jest efektem współpracy z uznaną artystką, ilustratorką oraz projektantką Agatą „Endo” Nowicką. Dzięki jej niezwykłemu rysunkowi, ćma księżycowa nabrała delikatnie mrocznego, onirycznego charakteru i usiadła na najnowszej sukienkobluzie z limitowanej kolekcji. Skrzydlata forma sukienki również nawiązuje do nocnego motyla. Stworzona z myślą o dzieciach, które po zmroku rozwijają skrzydła. I, tak jak ćma, najlepiej czują się oderwane od ziemi. Premiera kolekcji przewidziana jest na jesień. Cena jeszcze nieustalona, www.kidsonthemoon.com Tekst: Łukasz Potocki Zdjęcie: Marta Pruska

14 Niezamierzone piękno

Alastair Philip Wiper prezentuje

15

Kiedy w XIX wieku okazało się, że wysiłek konstruktorów i techników stał się tak ceniony jak praca architektów, zaczęto dostrzegać piękno i kunszt wykonania nie tylko w pałacach i kościołach, ale także w mostach, maszynach i fabrykach. W ramach kopenhaskiego festiwalu fotografii zorganizowano wystawę prezentującą wdzięk ukryty w konstrukcjach służących projektom badawczym. Brytyjski fotograf Alastair Philip Wiper odwiedził cztery piece solarne, w tym największy na świecie w Pirenejach oraz komorę bezechową (bezodbiciową) w Kopenhadze. Zebrane fotografie prowokują analizę nieograniczonej inwencji człowieka oraz wpływ form architektonicznych i inżynierskich na rozwój ludzkości i poczucie piękna, www.etagegallery.bigcartel.com, www.alastairphilipwiper.com Eliza Ziemińska

designalive.pl


26 newsletter

Narodziny kolekcji Kartell i Laufen łączą siły

W efekcie powstała nowa kolekcja: Kartell by Laufen. Słynny producent mebli z plastiku wraz ze specjalistami od wyposażenia łazienkowego stworzyli kolekcję, która oddaje ich potencjał. Dyrektorami artystycznymi projektu są Ludovica i Roberto Palomba. Kartell by Laufen doskonale wpisuje się w popularną ostatnio tendencję łączenia łazienki z innymi domowymi przestrzeniami. Płynnego przejścia z jednej części do drugiej nie ograniczają więc elementy wyposażenia, a raczej podkreślają znaczenie domowej jedności. Ceny rozpoczynają się od kilkudziesięciu euro. www.kartell.it, www.laufen.com Jarda Ruszczyc

16 Sposób na brzozę Od wspólnego projektu firm Interprint, Pfleiderer i WFM Kuchnie „Living in contrasts, taste of inspirations” aż po warsztatowe próby studentów wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych. Rok po premierze kolekcja dekorów płyt meblowych „Brzoza Polska!” wraca do Łodzi! Festiwalowi goście będą mogli się przekonać, jakie możliwości daje w praktyce wykorzystanie tej inspirowanej ojcowską brzozą kolekcji. „Brzoza Polska!” tym razem zawita na ŁDF jako rozwiązanie wykorzystywane zarówno przez renomowanych producentów, jak i młodych projektantów. „Living in contrasts, taste of inspirations” to ekspozycja, której centralnym punktem będzie projekt kuchni – nowoczesnej, a jednocześnie przyjaznej. Jej prezentacji na terenie festiwalowego centrum przy ul. Targowej będą towarzyszyć kulinarne niespodzianki! Natomiast w łódzkiej galerii Praxer będzie można obejrzeć wystawę „Ćwiartka” – siedzisk stworzonych przez studentów wrocławskiej ASP przy wykorzystaniu płyt meblowych „Brzoza Polska!”. www.pfleiderer.pl Wanda Modzelewska

17

ZDJĘCIA: MATERIAŁY PRASOWE

Pfleiderer w Łodzi


DZIAĹ 27

designalive.pl


28 newsletter

18

Stateczne disco lampa rodem z Akwizgranu

Do projektu może napędzać także... dyskoteka. A ta, która stała się punktem wyjścia dla marki Mashallah i Xaviera Manosy jest szczególna. Scotch Club była bowiem pierwszą dyskoteką w Europie! Swoją działalność rozpoczęła w 1959 roku w Akwizgranie i działała do początku lat 90. zeszłego wieku. Nie dziwi więc, że projekt lampy nazywa się Scotch Club, a swoją formą nawiązuje do dyskotekowej kuli. Lampa jest wykonana z ceramiki. Odbija wewnętrzne światło od 72 powierzchni, rozrzucając je w wielu kierunkach. Jest dostępna w kilku kolorach i trzech rozmiarach. Cena ok. 2 000 euro, www.mashallah.nu Marcin Mońka

designalive.pl


19

Jasna strona mocy

Laser we wnętrzach

Czy można przenieść dziecięce marzenia o mieczu świetlnym w świat dorosłych? Nie jest to takie trudne. Wystarczy tylko znaleźć pokojowe rozwiązanie. I takie właśnie, wyjątkowo wnętrzarskie wyjście z sytuacji, odnalazł tandem projektantów: Paweł Buszko i Dawid Korzeniewski. W oparciu o akrylowe, podświetlane pręty i niewielkie elementy ze stali stworzyli modułową lampę, która daje wrażenie rozpięcia wiązek lasera w przestrzeni. Od 229 euro, www.designworks.pl Eliza Ziemińska

21 Buty w składzie porcelany

Mogą utrzymać do 260 kg

Dowodem na to, że inspiracja pochodzi czasem z najmniej oczekiwanych źródeł, są buty zaprojektowane przez Laurę Papp. Zafascynowana naciekami skalnymi i skomplikowaną konstrukcją wież barcelońskiej katedry Gaudiego, projektantka przekuła te struktury w nietypowe koturny. To nie koniec niespodzianek. Oprócz wykorzystania tradycyjnego materiału, jakim jest skóra, buty skonstruowane są z białej porcelany. Choć to kruchy materiał, mogą utrzymać wagę do 260 kg, choć same ważą tylko 1 kilogram. Prototyp, www.laurapappportfolio.blogspot.com Róża Kuncewicz

Składak 2.0 Na nowo odkryty

Miała go każda babcia, wujek, a nawet „sąsiad spod szóstki”. Klasyczny, ponadczasowy składak. Dzięki ekipie z Pan Tu Nie Stał, do łask powraca w pełnej krasie: odmłodzony, lśniący, wyposażony w chromowane błotniki i skórzane siodełko. Jeszcze niedawno wstydliwie wymieniany na górale z przerzutkami, potem na „amsterdamki” i „ostre koła”, teraz na nowo odkryty dla miasta. Idealny do małych mieszkań i schowków w piwnicy, zmieści się prawie wszędzie. A inne rowery mogą mu tylko zazdrościć. 1 199 zł, www.pantuniestal.com Eliza Ziemińska


30 newsletter

22 Brzmienie rogów

OMA dla audiofila

Większość dostępnych na rynku głośników potwierdza tezę, że design i doskonałość akustyczna rzadko występują w tym samym opakowaniu. Głośniki Oswalds Mill Audio to wyjątek. Są tak wizualnie pociągające, że niejeden wielbiciel dobrego wzornictwa, mógłby pokochać je za sam wygląd. Jednak za uroczą powierzchownością, skrywa się także wartościowe wnętrze. Każdy z głośników posiada indywidualną tożsamość wynikającą z wymagań akustycznych. Dzięki zastosowaniu rogów – tradycyjnej, najmniej zniekształcającej dźwięk konstrukcji, sprzęt OMA spełnia wymagania najsurowszego audiofila. Od 21 000 dolarów za parę głośników, www.oswaldsmillaudio.com Róża Kuncewicz designalive.pl



32 newsletter

23

Domek dla kolczyków

projekt Zoë Mowat

Stojak na biżuterię umożliwi nie tylko dobry dostęp do kolczyków, łańcuszków czy pierścionków, ale także pozwoli na eksponowanie cennych precjozów. Kanadyjska projektantka zainspirowana konstrukcją domków dla ptaków przeniosła pomysł do wnętrz kobiecych toaletek. I tak Arbor – stojak wykonany ze stali, drewna orzechowca, mosiądzu oraz filcu, to prawdziwy skarbczyk z lusterkiem i niewielkimi półkami. Dostępny na zapytanie. www.zoemowat.com

4

Marcin Mońka

Korona kwiatowa

Zamiast wazonu

Crown Vase to projekt Lamberta Rainville’a, pochodzącego z Montrealu, a mieszkającego w Londynie studenta Royal College of Art. Jego pomysł umili życie wszystkim tym, którzy kochają się otaczać kwiatami. Korona jest wykonana z tworzywa sztucznego, nie przypominając tradycyjnego naczynia. To bardziej szkielet, w którym umieszcza się kwiaty, a ich łodygi tworzą olśniewające układy. Wodę zaś czerpią choćby z klasycznego talerza. Bez wątpienia to projekt przeznaczony nie tylko dla pań, ale i panów, często niezorientowanych w sztuce układania kwiatów. Prototyp, lambertrainville.wordpress.com Jarda Ruszczyc

designalive.pl


DZIAŁ 33

od 15.09.2013 do 31.12.2013 tylko w salonach KALMAR

Grzejnik Piano z gwarancją najniższej ceny w różnych rozmiarach i w najatrakcyjniejszych kolorach dostępny TYLKO w sieci salonów KALMAR.

Grzejnik Piano

Katowice: C.H. TTW Home, Al. Roździeńskiego 191 Kraków: ul. Zakopiańska 58 (za stacją Orlen) Poznań: C.H. Arkada, ul. Obornicka 229, parter Sopot: Al. Niepodległości 958 Wrocław: C.H. Domar, ul. Braniborska 14, parter Warszawa: C.H. TTW Home, Al. Jerozolimskie 185, parter C.H. TTW Opex, ul. Domaniewska 37b, poziom +1 C.H. Dom, ul. Bartycka 24/26 sklep 55 Piaseczno: Outlet - Hurtownia ul.Żeromskiego 39a

designalive.pl


designalive.pl


Polska zilustrowana Czy istnieje jeszcze polska szkoła plakatu? Skąd czerpie inspiracje pokolenie współczesnych polskich ilustratorów? I czy mają wspólny mianownik? Odpowiedzieć postanowiły Agata „Endo” Nowicka oraz Maria Zaleska, kuratorki ekspozycji „Where I come from” prezentowanej podczas berlińskiego festiwalu Illustrative TEKST: Marcin Mońka

designalive.pl


K 36 grafika

onferencja Typo Berlin, festiwal DMY, teraz Illustrative – wszędzie byli Polacy w mocnym składzie i trudno nie oprzeć się wrażeniu, że w tym roku w Berlinie mocno zaakcentowaliśmy swoją obecność. Illustrative to międzynarodowy festiwal współczesnej sztuki ilustratorskiej odbywający się w stolicy Niemiec po raz 13., w cyklu dwuletnim. Tym razem na przełomie sierpnia i września, na specjalnych prawach gościli twórcy z Polski, prezentując międzynarodowej publiczności obszerną ekspozycję „Where I come from” w ramach inicjatywy Polish Illustration Focus. Wielu pamięta polską szkołę plakatu i wybitnych twórców, takich jak: Henryk Tomaszewski, Waldemar Świerzy czy Jan Młodożeniec. Jeśli do tego dodamy ilustracje Janusza Stannego, Józefa Wilkonia czy Jana Marcina Szancera, na których wychowały się całe pokolenia, nie tylko Polaków, rysuje się przekonujący obraz wieloletniej tradycji polskiej sztuki ilustratorskiej. Jak wygląda recepcja prac dawnych mistrzów oraz współczesny obraz polskiej grafiki, wyrastającej z tego źródła? – o tym opowiadało kilkadziesiąt prac zgromadzonych na jednej wystawie, nam kulisy powstania wyjawiła jedna z kuratorek, Agata „Endo” Nowicka. Prezentujecie prace 20 twórców. Czy coś ich łączy poza tym, że pochodzą z Polski? Ekspozycja jest reprezentatywna i ogniskuje najważniejsze zjawiska na przestrzeni ostatnich lat? Kiedy dostaliśmy zaproszenie, żeby pojawić się na festiwalu, razem z Marią Zaleską zastanawiałyśmy się, czy możemy w ogóle znaleźć jakiś wspólny mianownik, coś, co byłoby tematem przewodnim tej wystawy, a nie tylko „prezentacją polskich ilustratorów”. Pierwszym problemem, który zdefiniowałyśmy i z którym próbujemy zmierzyć się jako fundacja Illo, jest to, że współcześnie polska ilustracja praktycznie nie istnieje na świecie. Owszem, polscy twórcy komiksowi są doceniani na festiwalu w Angoulême, a ilustratorzy książek dla dzieci na targach książki dziecięcej w Bolonii, ale jeśli weźmiemy do ręki pierwszy lepszy album z ilustracją opublikowany designalive.pl

zagranicą, najprawdopodobniej nie będzie w nim Polaków. Oczywiście, nadanie naszej wystawie narodowego mianownika wydawało nam się zbyt banalnym i niemodnym rozwiązaniem. Hasło „dobre, bo polskie” raczej nie zrobi wrażenia na wytrawnej, międzynarodowej publiczności. Co więc jest w polskiej ilustracji takiego, co mogłoby ich zainteresować? Jeśli w ogóle pojęcie „polska ilustracja” ma sens? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, musiałam sięgnąć do swojego dzieciństwa. Przypomniałam sobie obrazy, które robiły na mnie największe wrażenie, plakaty „Cyrk”, ilustracje w trzytomowym wydaniu „Baśni” Andersena, nostalgiczne prace Jana Marcina Szancera i pełne uroku i zakazanego erotyzmu rysunki Mai Berezowskiej. Pomyślałyśmy, że to być może doświadczenie wspólne dla obecnego pokolenia polskich ilustratorów, zaczęłyśmy rozmawiać z artystami, u których zauważałyśmy ślady tych inspiracji. Ta wystawa jest w pewnym sensie powrotem do dzieciństwa, próbą znalezienia śladów wspólnych korzeni – stąd jej tytuł: „Where I come from”. Skoro świat od kilkudziesięciu lat ceni polską szkołę plakatu i ilustracji, przekornie pytamy – czy nie jesteście ciekawi, co było dalej? Możemy obecnie mówić jeszcze o pewnym poczuciu grupowości? Czy w ogóle byłyby możliwe grupy programowe? Myślę, że na pewno można mówić o środowisku, które jest dość zintegrowane i potrafi się wspierać. Artyści są ciekawi siebie nawzajem, przyglądają się i żywo interesują tym, co robią inni. W ciągu ostatnich kilku lat miały miejsce wystawy takie jak „Ilustracja PL”, organizowane w trakcie festiwalu KTR (Polski Festiwal Reklamy Klubu Twórców Reklamy – przyp. red.), dzięki którym wielu ilustratorów poznało bliżej nie tylko prace innych twórców, ale także osoby, które za nimi stoją. Powstaje dużo inicjatyw, które skupiają środowisko – wystawy, publikacje (np. „Zeszyt” czy „Zwykłe Życie”), wspólne pracownie, a także kolektywy i nowe agencje, co daje im odczuć, że, działając wspólnie, mogą nie tylko uczyć się dzięki doświadczeniu innych, ale także tworzyć rynek na nowo, walcząc o to, żeby bardziej przyjazny dla twórców. Kiedyś mówiło się np. o polskiej szkole plakatu. Czy dziś takie zjawisko byłoby możliwe? W pani

Na wystawie „Where I come from” zgromadzono grafiki z ostatnich lat, które stworzyli m.in. Ada Buchholc, Agata Dudek, Agata Bogacka, Anna Goszczyńska, Anna Niesterowicz, Bożka Rydlewska, Daniel Horowitz, Dawid Ryski, Jan Estrada Osmycki, Alek Morawski, Maciej Sieńczyk, Magda Wolna, Magdalena Karpińska, Magda Estera Łapińska, Marcelina Jarnuszkiewicz, Marianna Sztyma, Marta Ignerska, Marta Sławińska, Mirosław Gryń, Ola Cieślak, Ola Niepsuj, Paweł „Pejot” Jońca, Rafał Szczepaniak, Tomasz Walenta czy Zuza Miśko. Polish Illustration Focus to projekt Fundacji Współpracy Polsko–Niemieckiej, Stowarzyszenia Twórców Grafiki Użytkowej i Agencji Illo. Współpraca: Rene Wawrzkiewicz, projekt ekspozycji: Centrala, projekt graficzny: Jakub Jezierski

odczuciu twórcy z Polski, zajmujący się m.in. ilustracją, mogliby mówić tzw. wspólnym głosem? Polska szkoła plakatu charakteryzowała się tym, że nie była to szkoła w sensie podobieństwa stylu, ale raczej zjawisko skupiające indywidualności. Tak jest i teraz – każdy z twórców, których prezentujemy na wystawie ma swój niepowtarzalny, charakterystyczny styl, a jednak cechą wspólną ich ilustracji jest to, że powstają tu i teraz – w tych okolicznościach i w tym kraju. Czy twórcy młodszego pokolenia, w pani odczuciu, czerpią z doświadczeń swoich poprzedników? Czy raczej starają się odcinać od tradycji? Prawie każdy z nas wychowywał się wizualnie na dziełach mistrzów polskiej ilustracji i plakatu, i o tym m.in. jest ta wystawa. Ten wpływ jest zdecydowanie widoczny w pracach wielu współczesnych ilustratorów i plakacistów, chociaż często w zupełnie nowej interpretacji. Jednak pewne wartości pozostały niezmienne: kompozycja, przemyślana kolorystyka, lapidarność i trafność wypowiedzi, żart i intelektualna gra z widzem. W jaki sposób osoby zajmujące się grafiką trafiają w Polsce do zawodu? Czy warunkiem koniecznym jest ukończenie Akademii Sztuk Pięknych? Doświadczenia wielu osób i ich historie udowadniają, że energię i umiejętności niezbędne do pracy można czerpać z wielu źródeł. ASP daje warsztat oraz możliwość uczenia się bezpośrednio od doświadczonych i szanowanych twórców. Ale w dobie nowych mediów, narzędzi, które ułatwiają pracę oraz zaprezentowanie swojego talentu szerszej publiczności, osoby, które nie zdecydowały się pójść tradycyjną drogą, mają dużo łatwiejszy start. Są tacy twórcy, jak: Arobal (Bartłomiej Kociemba – przyp. red.) czy Tymek Jezierski, którzy nigdy nie studiowali na kierunku związanym ze sztuką, a jednak potrafili konsekwentnie rozwijać się jako artyści i zbudować ciekawe portfolio oraz mocną pozycję na rynku. Ja, po pięciu latach w liceum plastycznym czułam, że nie mam siły na kolejne pięć lat na uczelni, potrzebowałam znaleźć własną przestrzeń. Spędziłam kilka lat z dala od sztuki i wróciłam do rysowania dopiero wtedy, kiedy rzeczywiście poczułam, że mam na nie jakiś pomysł.


Agata „Endo” Nowicka (z lewej) i Maria Zaleska, kuratorki wystawy ”Where I come from"


38 edukacja piotr voelkel

Projektowanie to nie sztuka Czas przestać być tanim wykonawcą cudzych pomysłów, zadowalać się niską marżą. Chcąc zwiększyć konkurencyjność polskiego przemysłu, trzeba zainwestować w jakość projektowania jego wyrobów TEKST: Piotr Voelkel*

C

o roku państwowe szkoły wyższe wypuszczają około 150 magistrów-projektantów. Pomimo wielkich nakładów na ich edukację, mimo sukcesów w historii polskiego designu, w żadnej dziedzinie nie możemy powiedzieć z dumą „to polski design”. Projektantów w Polsce przede wszystkim edukujemy w szkołach artystycznych. Wśród nauczycieli i studentów dominują: malarze, rzeźbiarze, twórcy multimedialnych instalacji. W szkołach panuje duch wolności, niezależności. Artyści marzą o realizacji swoich idei, wizji. Przyszli projektanci tworzą projekty, które mają zadziwić świat, stać się obiektem godnym wystaw, galerii designu. Problem w tym, że takim artystycznym designem nie jest zainteresowany przeciętny zjadacz chleba, a tym bardziej producent. Szanse na współpracę absolwentów Akademii Sztuk

designalive.pl

Pięknych z przemysłem są zatem minimalne. Czasami projektują oni designerską wizytówkę firmy, która ma pokazać aspiracje fabryki, ale rzadko są to hity sprzedaży. Tylko niektóre firmy umieją z projektantami-artystami współpracować, nawiązać dialog i stworzyć udane rynkowe produkty. W efekcie tylko nieliczni absolwenci pracują w zawodzie. Najczęściej znajdują pracę w agencjach reklamowych, gdzie łatwiej o wzajemne zrozumienie i efektywną współpracę. Projektowania uczą też w szkołach technicznych i na politechnikach. Tu z kolei dominuje technologia, ergonomia, technika. Rzadko są to projekty bliskie oczekiwaniom człowieka, jego emocjonalnym potrzebom. Z konieczności zatem w firmach projektowaniem zajmują się technolodzy, przeszkoleni handlowcy, czasami właściciele firmy. Sam tak często działałem, szukając łatwych, szybkich sukcesów opartych o inspiracje z targów w Kolonii

* właściciel Grupy Kapitałowej VOX oraz School of Form. Orędownik humanistycznego spojrzenia na biznes, niezależnie od dziedziny

czy Mediolanie. Rzadko podejmowałem pracę z absolwentami ASP, choć lata pracy w teatrze nauczyły mnie porozumiewania się z artystami. Projekty te były jednak zbyt pracochłonne i często nie dawały spodziewanych rezultatów. Wiele się zmieniło, gdy poznałem profesora Roberto Vergantiego z mediolańskiej politechniki. Jego doświadczenie i wiedza o tym, jak wdrażać innowacje do firmy pozwoliły mi zapanować nad rezultatami pracy, stworzyć zespół, który umie osiągać zamierzony cel. Na bazie tych doświadczeń prowadzony przez moją córkę Ewę inkubator przedsiębiorczości Concordia Design stworzył zespół szkoleniowy wspierający firmy, które decydują się na zmianę modelu biznesowego i chcą postawić na innowacyjność. Jednocześnie szukałem modelu studiów, które pozwoliłyby kształcić projektantów takich, którzy pomogą nam stworzyć własny, rozpoznawalny, przyjazny


Kadr z nauki w poznańskiej School of Form

Chcę kształcić projektantów, z którymi biznes będzie się mógł dogadać, a konsumenci będą mieli z ich pracy pożytek dla człowieka produkt. Powstała School of Form, która edukację projektantów opiera o cztery filary: humanizm jako źródło wiedzy o człowieku, kompetencje projektowe, znajomość różnych technologii oraz wiedzę o biznesie. Chcę kształcić projektantów, z którymi biznes będzie się mógł dogadać, a konsumenci będą mieli z ich pracy pożytek. Uważam, że na wstępie projektanci powinni zgłębić wiedzę o człowieku, jego zmieniających się zwyczajach, nowych zachowaniach, czasami ukrytych potrzebach. Narzędzia z obszaru antropologii stosowanej, badania terenowe, obserwacje

potencjalnych użytkowników wszystko to pozwala zebrać niezwykle cenny materiał. Inspiruje on do projektowania wyrobów, o których często jeszcze nikt nie pomyślał. Współczesny projektant musi nauczyć się wielu tradycyjnych technologii, jak: stolarstwa, ślusarstwa, ceramiki, krawiectwa, ale też korzystania z najnowszych robotów. Takie kompetencje pozwalają uniknąć w projektowaniu rozwiązań technicznie niewykonalnych w fabryce. Dają szanse na partnerskie relacje z technologami. Przede wszystkim chciałbym jednak, żeby projektanci potrafili zrozumieć ludzkie potrzeby.

Pracując, myśleli, jak sprostać cudzym marzeniom i znali drogę do tego celu, a na późniejszych etapach projektowania i modelowania umieli konsultować efekty z potencjalnymi odbiorcami, wysłuchać ich krytycznych uwag. Projektowanie dla przemysłu staje się w coraz większym stopniu zadaniem zespołowym. Dobry produkt powinni opracowywać wspólnie technolodzy, handlowcy, ekonomiści, psycholodzy. W tym zespole projektant może zostać liderem, ale, żeby tak się stało, musi znać procesy związane z wdrożeniem innowacji, rozumieć biznesowe ograniczenia i podstawowe zasady marketingu. Umiejętność pracy w zespole, unikanie zbędnej w tym wypadku indywidualnej rywalizacji, satysfakcja z wspólnego sukcesu z myślą o zadowoleniu wyznaczonego odbiorcy to obecnie główne zadanie projektantów, których potrzebuje polski przemysł. Serdecznie dziękujemy Forbes.pl za udostępnienie materiału


Werdykt 21 listopada 2013 www.designalive.pl/awards

Mecenas:

Sponsorzy:

Partnerzy:

Patroni medialni:

Współpraca redakcyjna:

Partner PR:


zdjęcia: dzięki uprzejmości GIT EU

transparentni „Szkło jest przyszłością” – tak mogli powiedzieć do siebie kupcy feniccy, wytapiający je przypadkowo z kamieni przed tysiącami lat. Dziś przypuszczenie powraca. Ponownie docenimy jego prostotę, transparentność, trwałość i kruchość jednocześnie. Dla wielu z nas jest także metaforą życia TEKST: MARCIN MOŃKA


T

ermin „transparentność”, zapożyczony zarówno z języka francuskiego, jak i angielskiego to nic innego, jak nasza polska „przejrzystość”. Od kilkunastu lat spotykamy się z nim właściwie wszędzie: w polityce, ekonomii, handlu, relacjach międzyludzkich, produkcji. Dziś wystarczy rzucić okiem na pierwszą z brzegu gazetę, by natrafić na hasła: „przejrzystość polityki” czy „przejrzyste zasady handlu”.

Czystość serca

Gdyby sięgnąć głębiej, szybko okaże się, że termin ten był bliski myślicielom sprzed lat. W ich wyobrażeniach posiadał specjalny, metafizyczny wymiar. Znakomitym przykładem jest Jan Jakub Rousseau, który z przejrzystości uczynił cnotę, a jej

umiłowanie i przejrzystość serca uznał za jedną z podstawowych zasad funkcjonowania społeczeństwa. „Moje serce jest przezroczyste niby kryształ” – pisał przecież w swoich „Dialogach”. Przez kolejne kilkaset lat „przejrzystość” definiowała nie tylko myślenie o jednostkowym życiu („mam czyste, przejrzyste serce, więc nie mam nic do ukrycia”), ale także funkcjonowaniu wielkich grup („zaufajcie nam, mamy czyste, jasne zamiary”). Sporo namieszał dopiero Freud – skrywane głęboko motywy i pragnienia, oczywiście nieuświadomione, przestały być tak transparentne.

Ludzki diament

Oczywiście od lat transparentność ma też swój wymiar materialny. Doszło nawet do tego, że niemiecki fizyk Joachim Becher postawił śmiałą tezę, że człowiek powstał ze szkła i do szkła może powrócić. Zakładał,


styl życia 43

GLASS IS TOMORROW O transparentności szkła wiemy od dawna i możemy tą zasadę potraktować dogmatycznie – w ten sposób myślą o nim artyści i projektanci stykający się z tym materiałem. „Glass is tomorrow” („Szkło jest przyszłością”) to cykl warsztatów i wystaw, w których uczestniczą europejscy projektanci m.in.: Werner Aisslinger, Lena Bergström, Tina Bunyaprasit, Studio Bystro Design, Pierre Favresse, Verena Gompf, Alfredo Häberli, Mendel Heit, Sebastien Herkner, Arik Levy, Cecilie Manz, Studio Olgoj Chorchoj, Maxim Velčovský, Hubert Verstraeten, Heikki Viinikainen czy Dan Yeffet. Wszyscy współpracują z rzemieślnikami specjalizującymi się w dmuchaniu szkła. Na każdym ze spotkań warsztatowych powstaje kilkadziesiąt obiektów, świadczących o możliwościach tego materiału. Wystawy były prezentowane w m.in. Paryżu oraz Mediolanie www.glassistomorow.eu


że ludzkie ciało po śmierci wystarczy poddać specjalnym zabiegom i otrzymamy piękne szkło. Minęło kilkaset lat i... za sowitą opłatą z naszych prochów poddanych obróbce można uczynić przejrzysty skarb. Wprawdzie nie szkło, ale coś jeszcze bardziej kuszącego – najprawdziwszy diament. W dobie baroku łączono szkło z kruchością ludzkiego życia, a jeden z ówczesnych myślicieli, Robert Burton powołał do życia termin „melancholików lękliwych”, czyli tych, którzy są cali ze szkła, a w zbyt bliskich kontaktach z innymi mogą się pokruszyć, rozsypać. Jednak wciąż pozostają „przejrzyści”, mimo przyrodzonego poczucia vanitas. Dziś równie łatwo można człowieka zniszczyć, „stłuc” w sensie metaforycznym. Czyjaś „śmierć” publiczna może dokonać się w ułamku sekundy, a jej konsekwencje mogą być bardzo bolesne.

Ekshibicjonizm

Współcześnie obserwujemy powrót do znaczenia transparentności. Leży to przecież w interesie polityków, firm, celebrytów, niestety, przewrotnie, nie zawsze czystym. Chcemy pokazać jak najwięcej, bo czystość wnętrza stała się cnotą. Ktoś, kto ukrywa zbyt wiele, w najlepszym razie zostanie skazany na środowiskowy ostracyzm. Zaczął się więc mentalny ekshibicjonizm. I handel cnotą czystości. Odsłanianie, także w wymiarze duchowym, naprawdę jest w modzie – wystarczy kilka minut spędzonych na Facebooku, by prześwietlić nawet osoby, których w życiu nie widzieliśmy. I nie chodzi tylko o to, że uwielbiamy podglądać innych – gdyby było inaczej, wszelka kolorowa prasa celebrycka straciłaby rację bytu. Lubimy się też pokazywać. Architekci i projektanci wnętrz przez ostatnie dziesięciolecia usuwają firanki, poszerzają okna, tworzą na nasze życzenie konstrukcje ze szkła. Tymczasem firmy, projektanci i szefowie marketingu wszem i wobec głoszą o swojej przejrzystości: zrównoważonym rozwoju, ekologii, zrównoważonym handlu, zdrowych składnikach, bezpiecznych dla dzieci, kobiet w ciąży i zwierząt i wszelkich innych „jasnych” zasadach wytwarzania.

Szczerość

Transparentność, czy tego chcemy czy nie, to już nie tylko modne hasło, a styl życia. Oby szczery i uczciwy. I w tym sensie wszyscy jesteśmy mieszkańcami „szklanych domów”, o których rozpisywali się klasycy. Może wspomniana początkiem „przyszłość szkła” to nie tylko kolejne, atrakcyjnie prezentujące się przedmioty, ale manifestacja określonej filozofii. Tak czy inaczej – zastanawiając się nad własną „przejrzystością”, dobrze otoczyć się jej materialnym wcieleniem.


styl życia 45 Water Circles. Projekt stworzony przez Cecilie Manz we współpracy z Matteo Gonetem


46 Dział

Pozostawione w mieszkaniach bibeloty stwarzają wrażenie intymności, pobudzając wyobraźnię kupującego

designalive.pl


DZIAŁ 47

zbudzić śpiącą królewnę Portfolia agencji nieruchomości – jak niskobudżetowy film dokumentalny z życia tubylców. Choć mamy w sobie coś z podglądacza, to kiepski kadr ze stertą prania w tle odbiera wizję nowego, upragnionego domu. Nie starcza wyobraźni nawet, gdy mieszkanie ma niezwykły potencjał. Ukryty, uśpiony. Jak obudzić i… sprzedać? TEKST: ELIZA ZIEMIŃSKA, ZDJĘCIA: FANTASTIC FRANK

designalive.pl


48 wnętrza

D

uże okna, mięsiste zasłony, światło delikatnie rozlewające się po pokoju. Przy kominku fotel i lampa, a pod stopami ręcznie tkany dywan. Na niewielkim stoliku ktoś przed chwilą położył tacę z parującą filiżanką, konfiturą pomarańczową i rogalikiem. Spokój i dyskretny luksus. Zamykasz oczy i zanurzasz się w miękkim oparciu, niemal czujesz smak kawy. Czy to niedościgniony, wymarzony dom idealny? Tak. Tu chcę żyć. Kupuję. Dom to coś więcej niż suma powierzchni, rozkład pokoi i lokalizacja. Bardziej zwracamy uwagę na kolory, dźwięki i faktury. Czujemy się dobrze, gdy wnętrze nas inspiruje, kiedy harmonizuje z marzeniami. Patrząc na dom przed kupnem, wyobrażamy sobie samych siebie w środku. Wnętrze jest tak naprawdę emanacją naszych potrzeb, tłem i oprawą codzienności, dlatego dom z charakterem wzbudza emocje. Wydobycie tego uroku to niełatwe zadanie, ale za to bardzo pożyteczne. Szwedzko–niemiecka agencja nieruchomości Fantastic Frank, założona w 2010 roku w Sztokholmie znalazła ciekawe rozwiązanie. Zamiast obmyślania kolejnych strategii biznesowych, przygotowuje wnętrze do sprzedaży tak, by poszukujący nowego domu mogli poczuć atmosferę miejsca, w którym być może zamieszkają. Traktując każdy dom, jakby to była śpiąca królewna, którą trzeba zbudzić ze snu. Wprowadzane są drobne zmiany i przeróbki znacznie polepszające odbiór miejsca. Następnie, przy pomocy fotografów i stylistów, dla każdej nieruchomości tworzone jest osobne portfolio eksponujące uroki miejsca. Nie chodzi o to, by przestrzeń

Dom to coś więcej niż suma powierzchni, rozkład pokoi i lokalizacja designalive.pl


DZIAŁ 49 Zapach świeżego chleba przywołuje wspomnienia, angażując zaniedbanie podczas oglądania kolejnych ofert zmysły

designalive.pl



Już niebawem w każdym portfolio Fantastic Frank znajdą się także kinografiki, czyli ruchome zdjęcia, wzmacniające emocjonalny przekaz kadru

designalive.pl


52 wnętrza

W naszej pracy nie staramy się ukrywać wad, bo to jest nieuczciwość

podobała się wielu. Chodzi o to, by ta jedna osoba po prostu zakochała się w niej na zabój. – Przecież koniec końców właściciel może być tylko jeden – mówi Tomas Backman, szef działu kreatywnego FF. I nawet jeśli przeróbki są kosztowne, to nie ma wątpliwości, że korzystają na tym obydwie strony. Kupujący ma pewność, że znalazł wymarzone miejsce, a sprzedający podwyższa wartość nieruchomości. W efekcie Fantastic Frank może poszczycić się wyższą o 50 proc. oglądalnością ofert. Nazwa szwedzkiej agencji nie jest przypadkowa. Fantastic Frank oznacza z języka angielskiego „nadzwyczajną szczerość”. To pochwała uczciwości we wnętrzach, która wnosi ciepło i smak realności do przestrzeni. Jest to również manifestacja niezgody na surrealistyczne podejście magazynów wnętrzarskich, które ślady codziennego życia usuwają na rzecz nienagannie i nienaturalnie urządzonych domów. Można mieć jednak wątpliwości, czy takie upiększanie domu na pewno jest uczciwe. – Przygotowywanie domu, owszem, musi być opłacalne, dlatego robimy tylko takie zabiegi, które pozwolą lepiej i szybciej sprzedać mieszkanie lub dom. W naszej pracy jednak nie staramy się ukrywać wad, bo to jest nieuczciwość. Przygotowując mieszkanie do sprzedaży, wiem, że muszę wpłynąć na te same ośrodki w mózgu, które decydują o zakochaniu – potwierdza Maria Semczyszyn zajmująca się przygotowywaniem polskich mieszkań i domów na sprzedaż. Tworzy nastrój i scenografię, tzw. home staging, dla widza, jakim jest potencjalny kupiec. I to nie tylko z chęci większego zysku, ale też z szacunku dla nowego właściciela. www.fantasticfrank.se designalive.pl


OSADNIK Zmęczony gonitwą, refleksyjny, dojrzały. Szuka miejsca, by zapuścić korzenie. Syn, dom, drzewo. Może cały sad? Opracowanie: Daria Linert, Zdjęcia: Mariusz Gruszka Ultrabrand

Kirsten RIM oprawki, Lindberg, 1 450 zł, www.lindberg.com | Series 7 krzesło–klasyk proj. Arne Jacobsena, skórzana tapicerka, Republic of Fritz Hansen, 2 680 zł, www.fritzhansen.com, www.inspiratique.com | Na przykład. Nowy dom polski katalog do wystawy prezentującej współczesne polskie domy jednorodzinne (na sąsiedniej stronie otwarty na Domu Arce projektu Roberta Koniecznego); 11 lipca–25 sierpnia Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, 5 września–13 października Muzeum Architektury we Wrocławiu. Zdjęcia: Juliusz Sokołowski, projekt graficzny: Edgar Bąk, teksty: dr Paweł Kraus, Joanna Kusiak, kuratorki wystawy: Agnieszka Rasmus-Zgorzelska, Aleksandra Stępnikowska, Wydawca Centrum Architektury, 2013, 35 zł, www.centrumarchitektury.org

designalive.pl


54 rzeczy


Papa fotel, Skandiform (Grupa Kinnarps), od 2 114 zł, www.kinnarps.pl | Sweter na zamek, Łucja Wojtala 620 zł, www.lucja.com | Sweter pomarańczowo-niebieski, Łucja Wojtala, 420 zł, www.lucja.com | Ridges tweedowa marynarka, Boss, 1 790 zł, www.hugoboss.com | Mokasyny z zamszu i dakronu, Krzysia Staniszewska OD, prototyp, www.theOD.pl | Papa stolik, Skandiform (Grupa Kinnarps), od 1 660 zł, www.kinnarps.pl | Acetanium 1143 oprawki, Lindberg, 1 760 zł, www.lindberg.com | Tomaszów spodek / salaterka, Modelarnia Ceramiczna Bogdan Kosak, 20 zł, www.ceramikakosak.pl | Mops unikatowy porcelanowy kubek. Etap przejściowy do kubka 250 ml z kolekcji Single Set, Mops Design, www.mopsdesign.pl | Kawiarka na dziewięć espresso, Bialetti, 164 zł, www.bialetti.pl | 8555 okulary słoneczne, Lindberg, 1 740 zł, www.lindberg.com | Zaczyn o Zofii i Oskarze Hansenach Głęboki reportaż o niebanalnej parze architektów, którzy projektowali w latach PRLu. Niezwykła lekkość pióra i dziennikarska rzetelność Springera wprowadzają czytelnika w pełen odcieni szarości obraz złożonego świata polityki, ludzkich losów i społecznej mentalności. W tle kawał historii polskiej architektury. Autor: Filip Springer, projekt: Przemek Dębowski, wydawca: Karakter i Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, 49 zł, www.ksiegarnia.karakter.pl | TR Laszuk. Dizajn i rewolucja w teatrze Obrazkowa opowieść o fenomenie współpracy grafika Grzegorza Laszuka z Teatrem Rozrywki Warszawa, których plakaty stały się autonomicznym głosem, czasem politycznym, agresywnym, dalekim od narcyzmu tradycyjnego plakatu polskiego. Spora warstwa wizualna uzupełniona o klika treściwych artykułów to przy okazji próba przyjrzenia się polskiemu projektowaniu graficznemu na przełomie tysiącleci. Autorzy: Grzegorz Jarzyna, Maciej Landsberg, Roman Pawłowski, Agata Szydłowska, Agnieszka Tuszyńska; redaktor prowadząca: Agata Szydłowska; wydawcy: Fundacja Bęc Zmiana i TR Warszawa, 2013, 48 zł, www.sklep.beczmiana.pl | A Delicious Life: New Food Entrepreneurs Na 250 stronach autorzy ujawniają najciekawsze ich zdaniem zjawiska, obecne we współczesnym myśleniu o jedzeniu i kulturze stołu. Autorzy: Sven Ehmann, Robert Klanten, Marie Le Fort, wydawca: Gestalten, 2013, 38 euro, www.shop.gestalten.com | Symphony for Beloved Sun. Anish Kapoor Album wydany z okazji wystawy artysty w Martin-Gropius-Bau w Berlinie. Obszerna, szlachetnie wydana prezentacja prac artysty poparta analitycznymi rozprawami Normana Rosenthala, Horsta Bredekampa i Barbary Segelken. Redaktor wydania i kurator wystawy: Sir Norman Rosenthal, projekt graficzny: Brighten the Corners i Anish Kapoor Studio, wydawca: Verlag der Buchhandlung Walther König, wersja angielska, 48 euro, www.buchhandlung-walther-koenig.de

designalive.pl


56 rzeczy Al-star pióro wieczne, edycja limitowana, Lamy, 125 zł, www.lamy.com | Diamaster zegarek męski, Rado, 14 890 zł, www.rado.com | 3.9116 Nóż sadowniczy, Victorinox, 124 zł, www.victorinox.com  |  Kalendarz 18-miesięczny 13 × 21 cm, twarda oprawa, edycja limitowana, Moleskine, 75 zł, www.moleskine.com

designalive.pl


archikony 57

Mały bohater

Chcemy mały, skromny dom – takie słowa na początku lat 30. XX wieku usłyszał Ludwig Mies van der Rohe od państwa Lemke. Dziś berliński domek jest zaliczany do grona najważniejszych realizacji słynnego architekta TEKST: MARCIN MOŃKA, ZDJĘCIA: WOJCIECH TRZCIONKA

I

nwestorami, jak powiedzielibyśmy dziś, było małżeństwo Karla i Marthy Lemke. Karl był cenionym grafikiem i przedsiębiorcą związanym z firmą poligraficzną Mühlenstraße w berlińskiej dzielnicy Friedrichshain i często realizował zamówienia muzeów czy innych instytucji związanych ze sztuką. Miłośnik malarstwa i nowoczesnej architektury, właściciel niemałej kolekcji dzieł sztuki, a także zegarków, był też biznesmenem świadomym roli miejsca, do którego zaprasza kontrahentów. Prócz miejsca do mieszkania, potrzebował otoczenia, w którym nawet najtrudniejsze negocjacje wydadzą się przyjemne. Niemal malarską scenografią dla domu miała stać się działka nad berlińskim jeziorem Obersee. Gdy ceniony już wówczas architekt, Mies van der Rohe (w tym czasie szefował przecież Bauhausowi) spotkał się z małżeństwem Lemke usłyszał, że pragną małego i skromnego domu, którego przedłużeniem mógłby stać się ogród. Van der Rohe, współpracujący ze specjalistą od projektowania zieleni, Karlem Foersterem, potraktował więc funkcje ogrodowe jako strefę przejściową, łączącą dom z Obersee. Projekt ogrodu pozostaje w dialogu z formą budynku, łącząc płynnie podstawę domu z otaczającym krajobrazem. Przejście z parterowego domu do dwupoziomowego ogrodu prowadzi przez taras z drzewem orzechowca, które wyznacza centrum całej zabudowy.

Dom o powierzchni 160 mkw. przy Oberseestrasse 60 powstawał na przełomie 1932 i 1933 roku. Architekt miał przygotowane wstępne szkice, ostatecznie zdecydował się, m.in. ze względów ekonomicznych na projekt zabudowy w kształcie litery „L”. Ten pomysł okazał się mocną stroną realizacji, podobnie jak ogromne przeszklenia na fasadach budynku, które zapewniały dużo naturalnego światła. Powstała mała, a zarazem efektowna rezydencja. Także wyposażenie wnętrz leżało w gestii van der Rohe. Słynny architekt zaprojektował je wraz z Lilly Reich, nie tylko współpracowniczką, ale i towarzyszką życia. Duet stworzył m.in. wszystkie

elementy sypialni. Były jednak miejsca, w których inwencję pozostawiono właścicielom i tak meble do salonu państwo Lemke przywieźli ze sobą z wcześniejszego domu. Obecnie większość ówczesnego wyposażenia wnętrz można oglądać w berlińskim Kunstgewerbemuseum (Muzeum Sztuki Dekoracyjnej). Dom był gotowy w marcu 1933, małżeństwo Lemke mieszkało w nim do 1945 roku. Wtedy zajęła go Armia Czerwona, a następnie, przez kilkadziesiąt lat, pełnił rozmaite funkcje „w służbie systemu”, były tu: garaż, magazyny czy kuchnia na potrzeby tajnej policji. Po rozmrożeniu z NRDowskiej hibernacji i zjednoczeniu Niemiec został udostępniany wraz z ogrodem dla zwiedzających. Kompleksowy remont przeszedł w latach 2000‒2002, wtedy przywrócono mu historyczny, znany z planów, charakter. Dziś dom nazywa się po prostu Lemke Haus i służy m.in. prezentacji sztuki nowoczesnej, w tym twórców znajdujących się pod wpływem Bauhausu i niemieckiego modernizmu. Za dobrowolne datki można swobodnie zwiedzić dom i trwającą wystawę, przejść się z salonu nad jezioro, zwiedzając proporcjonalny ogród. Choć niewielki, a może właśnie dlatego, dla architekta był szczególnym wyzwaniem. Oprócz formy budynku, musiał też zaprojektować ogród oraz znaleźć pomysł na ciekawe i funkcjonalne połączenie obu stref. Berliński dom był ostatnim powstałym w ojczyźnie obiektem przed emigracją van der Rohe do Stanów Zjednoczonych. designalive.pl


58 archikony

designalive.pl


Ten niepozorny dom w Berlinie ma swoją historię. Zaprojektowany przez Miesa van der Rohe na początku służył jako prywatna posiadłość państwa Lemke. Po wojnie przez kilkadziesiąt lat wykorzystywały go enerdowskie służby bezpieczeństwa. Dziś jest udostępniany w zdecydowanie bardziej przyjaznych celach: mieści się w nim ceniona galeria, prezentująca sztukę najnowszą również tą inspirowaną osiągnięciami Bauhausu


60 promocja

Pod nagim niebem Strumienie wody, mgła, światło i zniewalające kompozycje zapachowe tworzą choreografie inspirowane zjawiskami i atmosferą natury. Dzięki Sensory Sky firmy Dornbracht prysznic staje się wyjątkowym doznaniem, które pobudza wszystkie zmysły

Przy projektowaniu Sensory Sky najważniejsza była idea: doznać zmysłowej kąpieli pod prysznicem i poczuć się jak pod gołym niebem. Niezwykłość Sensory Sky polega na stworzeniu wrażeń inspirowanych zjawiskami i atmosferą natury. Do choreografii świateł i różnych strumieni wody dopasowano zapachy wytwarzane z wysokiej jakości naturalnych, eterycznych olejków. Technologia i wzornictwo pozostały na drugim planie z rolą służebną, choć imponującą. Minimalistyczny wizualnie, płaski panel deszczowy o dużej powierzchni wyposażony jest w oddzielne dysze: do natrysku głowy i ciała, wytwarzającą kurtynę deszczu i mgłę oraz w oświetlenie i funkcję

dozowania esencji zapachowych. Intuicyjną i wygodną obsługę zapewniają nowe, cyfrowe sterowniki Smart Tools, które firma Dornbracht opracowała na bazie własnej technologii Smart Water (czytaj obok). Po delikatnym wciśnięciu przycisku rozpoczyna się wybrany scenariusz, feeria rytualnych doznań: READJUST uwrażliwia i wyostrza zmysły. Ciepła mgła i łagodny deszcz ( 28°C) pobudzają do działania. Następnie roztacza się łagodne światło poranka, niebo rozjaśnia się, a odbiór bodźców staje się znowu bardziej świadomy i intensywny. Kompozycja ze świeżych łąkowych ziół, woni drzew i słodkich owoców jagód przypomina przyjemny

i delikatny zapach suchego runa leśnego i potęguje uczucie orzeźwienia po kąpieli. RELEASE opiera się na zjawisku natury, jakim jest intensywny letni deszcz, który oczyszcza i uwalnia. Różnego rodzaju strumienie wody, odpowiednia temperatura i gra światła w wyrazistej choreografii sprawiają, że nagromadzona energia zostaje rozładowana. Towarzyszy temu orzeźwiający, tropikalny zapach cytrusów i ziemi. Możliwość wyboru pomiędzy zimną ( 18°C) i ciepłą wodą ( 35°C) deszczowej kurtyny oraz fascynująca harmonia pomiędzy letnim deszczykiem i tańcem świateł potęgują poczucie wolności – nowy początek dla ciała, umysłu i duszy o każdej porze dnia. REJOICE chroni, otula ciało i uspokaja. Zewnętrzna, ciepła deszczowa kurtyna ( 35– 38°C) staje się powierzchnią projekcyjną dla światła, na której krople wody mienią się kolorami tęczy. Oprócz tego poetycka kompozycja zapachowa łączy świeżość i przejrzystość z drzewnymi nutami i słodką, aromatyczną wonią. Złożona i harmoniczna gra kolorów, zapachów i rodzajów strumieni ogarnia stopniowo cały organizm i koi wszystkie zmysły.


Wraz z nowym hasłem "Culturing Life" firma Dornbracht prezentuje cyfrowe technologie w łazience i w kuchni. Inteligentne procesy zapewniają większy komfort oraz nową jakość życia. – Marka Dornbracht musi stanowić inspirację, ale także wyznaczać kierunek – podsumowuje Andreas Dornbracht, prezes firmy

designalive.pl


62 promocja

Smart Water

Smart Water (design i koncepcja: współpraca Dornbracht z Sieger Design, Square One i Meiré und Meiré) oznacza wizję wykorzystania licznych możliwości i szans, jakie daje cyfryzacja, do zastosowań w łazience i kuchni i do dalszego rozwoju. Podstawą są opracowane przez firmę Dornbracht sterowniki Smart Tools, które Cyfrowa przyszłość na nowo definiują komfort, bezpieczeństwo i wrażenia w łazience i kuchni. Dwa kultury wody pokrętła pozwolą jednym ruchem dłoni ustawić dokładną temperaturę i ilość wody, natomiast na czytelnym wyświetlaczu można odczytać przydatne ustawienia domyślne oraz pomocne funkcje do codziennych zastosowań. Przez Smart Tools można także regulować złożone choreografie wody w licznych dyszach. W przypadku rewolucyjnego prysznica Świat się zmienił. Dużą rolę odgrywa nie Sensory Sky oprócz trzech zaprogramotylko gwałtowna przemiana w kierunku wanych scenariuszy natryski, dysze, światło technologii cyfrowej, lecz również silnie i zapachy mogą działać niezależnie od siewpływający na nasze życie megatrend bie, by móc tworzyć indywidualny rytuał dbania o zdrowie. W jaki sposób wykona- kąpieli pod prysznicem. ne muszą być produkty i systemy, by opty- Szczególnie niepowtarzalna jest możliwość malnie wspierać nasze życie? Ciągłe poszu- oddzielenia sterowników od miejsca wylotu kiwanie odpowiedzi doprowadziło firmę wody. Te dotychczas spójne ze sobą elemenDornbracht do stworzenia systemu, który ty można rozmieszczać dowolnie. Ta chauwzględnia indywidualne potrzeby, a także rakterystyka wraz z uniwersalną formą, przenosi do łazienki i kuchni wizjonerskie daje wiele możliwości łączenia ich z różtechnologie. nymi seriami produktów oraz elastycznego designalive.pl

aranżowania wnętrza strefy relaksu i kąpieli. Obsługa Smart Tools jest bardzo prosta: żadnych skomplikowanych struktur menu, tylko intuicyjna, zrozumiała logika zastosowania – zgodnie z przesłaniem Smart Water „Hot, cold, click”. Urządzenia i oprogramowanie zostały opracowane przez firmę Dornbracht, dzięki temu producent może w przyszłości udostępniać także aktualizacje oprogramowania oraz nowsze wersje sprzętu. – Łazienka staje się cyfrowa. Smart Tools już dziś stanowią podstawę dla łazienki i kuchni przyszłości – wyjaśnia Andreas Dornbracht, prezes firmy. Tym samym Smart Water wyznacza początek nowej, cyfrowej przyszłości. Jako innowator i prekursor branży firma Dornbracht zamierza dalej napędzać ten rozwój i wyznaczać nowe kryteria dla rozwiązań produktowych i systemowych w kuchni i łazience. To początek nowej ery w architekturze tychże. www.dornbracht.com


Kino Rzeźnia „Rzeź”, „Rzeźnia nr 5”, „Rzeźnik” – takich tytułów filmów każdy może wymienić kilka. A co dzieje się, gdy rzeźnia istnieje naprawdę i chce zmienić charakter? Wpuścić w swe trzewia ducha kinematografii? TEKST: MARCIN MOŃKA, ZDJĘCIA: fernando guerra


N

iezwykłe Centrum Sztuki Filmowej Cineteca powstało w Matadero de Legazpi w Madrycie. Dziś, zaledwie po kilkunastu miesiącach od inauguracji, to modelowy przykład, jak zmieniać publiczną przestrzeń. Na początku XX wieku istniał tu duży targ zwierząt i sąsiadująca z nim rzeźnia. Tę funkcję obiekt pełnił przez 85 lat. Jednak, gdy zakład zakończył działalność, w hiszpańskiej stolicy wpadli na pomysł, by oddać go w nowe ręce i przeznaczyć na zupełnie inną działalność. Zwyciężył pomysł, aby w dawnej rzeźni zadomowiły się dziedziny sztuki, szczególnie filmowej. Bo, choć Hiszpanie dobrze wiedzą, co oznacza kryzys, to jednak sztuka filmowa, nawet w trudnych momentach, ma się tam całkiem dobrze. Zwłaszcza, gdy wyjście do kina pozwala zapomnieć o problemach codzienności.

designalive.pl

Projekt adaptacji przygotowało studio churtichaga+quadra salcedo (ch+qs). Architekci nie kryli, że posłuchali podpowiedzi własnej wyobraźni. To dzięki niej mogli połączyć przeszłość z teraźniejszością, surowe emocje z praktycznością. To ona pomogła im odszukać odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób uszanować tradycję, a jednocześnie działać na ludzkie zmysły, przy zachowaniu wewnętrznego piękna istniejącej wcześniej architektury? To wszystko nie byłoby możliwe bez długich dyskusji i poszukiwania inspiracji. Jedną z nich odnaleźli w istocie kina, jego magii i kontrastach pomiędzy światłem i zaciemnieniem. W sukurs przyszły również zainteresowania architektów z ch+qs rzemiosłem, zwłaszcza tkactwem i wikliniarstwem, wreszcie geometrią i ludzką potrzebą poszukiwania w niej nieskończoności. Po pierwsze, ciemnoszare listwy drzewa sosnowego użyte na ścianach,


miejsca 65 Cinetecę wyposażono w dwie sale kinowe, w których przede wszystkim wyświetlane są filmy dokumentalne. Non-fiction to jedna z głównych idei funkcjonowania centrum

W całym centrum możemy poddać się magii kina, i to niekoniecznie na seansie filmowym

designalive.pl


Dział 66 miejsca

Ostatecznie przecież to oko i granice percepcji są prawdziwymi bohaterami historii kina sufitach i podłodze skontrastowano z surowością i ostrymi kształtami cegieł, które przez lata były podstawą konstrukcyjną rzeźni – zachowano je, uzupełniając jedynie o elementy wzmacniające (np. płyty żelbetonowe). Mądre zestawienie surowców pozwala im współistnieć. Jednak ich relacja w żaden sposób nie przytłacza. Po drugie, listwy sosnowe działają jak tło dla wszechobecnych wyplatanych instalacji, przypominających wiklinowe obiekty – to właśnie hołd złożony tradycyjnym rzemiosłom. Rozwibrowane kosze niemal pływają w obszernych przestrzeniach. A w części, w której znajduje się archiwum, przeistaczają się w gigantyczną lampę, źródło światła niezbędne do pracy. designalive.pl

W całym centrum możemy poddać się magii kina, i to niekoniecznie na seansie filmowym. Źródła światła (a więc przede wszystkim świetlna wyplatanka) prowadzą z odbiorcą grę. Cały system oświetlenia powstał z rur stalowych oraz konwencjonalnych węży przemysłowych, służących do nawadniania. Widz, zasiadając w sali kinowej, odnosi wrażenie, że źródłem światła są… pomarańczowe tkaniny. W rzeczywistości to splecione rury i węże. W ten sposób architekci zdecydowali się przełamać jednorodność, którą współcześnie wymuszają rozmaite przepisy budowlane. Sunące po ścianach i roztańczone ciągi „tkanych” pasów diod niemal namawiają, by podążać w krainę filmowej nieskończoności.

Cały kompleks składa się z kilku połączonych obiektów. Tutaj znajduje się ogromne archiwum filmowe, studia filmowe i telewizyjne, biura, dwie sale kinowe, kantyna oraz patio, które miłośnikom kina służy przede wszystkim latem (odbywają się tam m.in. projekcje). W sumie powierzchnia zabudowy liczy niemal 2 700 mkw. W Cinetece unikają jednak filmów fabularnych, stawiając bardziej na kino dokumentalne. Architekci przyznają, że z premedytacją bawią się z widzami. – Ostatecznie przecież to oko i granice percepcji są prawdziwymi bohaterami historii kina – przyznają. Ukończona kilkanaście miesięcy temu inwestycja doczekała się już wielu nagród i wyróżnień w rozmaitych konkursach i rankingach architektonicznych. I nie tylko dla wielbicieli kina obiekt stał się modelowym przykładem rewitalizacji przestrzeni publicznej. www.mataderomadrid.org


DZIAŁ 67

Przestrzeń centrum to 2 700 mkw., oddanych do dyspozycji filmowców i kinomanów. Odwiedzając je, możemy pójść nie tylko na seans bądź do archiwum, ale także do kantyny czy też rozgościć się w wygodnym patio

designalive.pl


Między punktami 2 036 kilometrów, 18 szlaków, kilkanaście dni mocnego tempa, by pokonać pełny dystans. Stop. Zwolnij i doznaj tego, co pomiędzy punktami na mapie. Niech wiodą cię szlaki Norwegii przez piękno krajobrazów i mądrą architekturę

Dzień polarny widziany z punktu widokowego Tungeneset na trasie Senja. Ten szlak o długości 90 kilometrów znajduje się pomiędzy Gryllefjord i Botnhamn na wyspie Senja, w Norwegii Północnej

ZDJĘCIA: dzięki uprzejmości NST

TEKST: MARCIN MOŃKa


miejsca 69

Szlak Geiranger– –Trollstigen rozciąga się na długości 106 km między jeziorem Langvatnet w Strynefjell a mostem Sogge w Romsdal

designalive.pl


W otoczeniu brzóz rozpościera się punkt widokowy (m.in. na wodospad połyskujący na wzgórzu) w Lillefjord na szlaku prowadzącym do Havøysundw

designalive.pl


miejsca 71

H

istoria tego przedsięwzięcia sięga połowy lat 90. Norwegowie postanowili stworzyć alternatywę dla kierowców, którzy gnali z punktu A do punktu B drogą najkrótszą i najszybszą. Pomyślano o tym, by przemieszczanie się z miejsca do miejsca połączyć z przyjemnością odkrywania piękna krajobrazów i uroków architektury, a także z wypoczynkiem. Tak rozpoczęła się misja pod kryptonimem Nasjonale Turistveger, czyli Narodowe Szlaki Turystyczne (NST). Dzięki nim mamy szansę odkrywać najbardziej charakterystyczne dla Norwegii miejsca, zobaczyć fiordy i góry, podróżować wzdłuż wybrzeża leniwie i bardzo dokładnie. W sumie do 2020 roku, gdy zostaną zakończone wszystkie prace, tras będzie osiemnaście. Rząd norweski, jako główny inwestor, nie szczędzi grosza – w sumie przedsięwzięcie pochłonie trzy i pół biliona koron. Ale nie zostaną one utopione w asfalcie. Racjonalni Norwegowie zamiast budować nowe drogi, postanowili wykorzystać już istniejące, a także skorzystać z bogactwa, jakim hojnie obdarowała ich kraj natura.


Szlak Geiranger–Trollstigen rozciąga się na długości 106 km między jeziorem Langvatnet w Strynefjell a mostem Sogge w Romsdal

designalive.pl


miejsca 73

N

ależące do programu trasy są znakomicie oznakowane tablicami z kierunkami, mapami i informacjami o miejscu i najbliższych atrakcjach. Siłą projektu jest to, że obejmuje on cały kraj. W Norwegii Północnej, możemy doświadczać niezwykłej różnorodności: od księżycowego krajobrazu (np. Varagner) po nieregularne szczyty Lofotów. Swoich tras doczekała się także tzw. Norwegia Fiordów. Jednak jedną z najbardziej obleganych jest wspinająca się w zieleni, zakręt po zakręcie, droga Geiranger – Trollstigen wpisana wraz ze swoimi 11 serpentynami na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Trollstigen to po norwesku „drabina trolli”, dawka adrenaliny więc nie dziwi. Dla odpoczynku na trasie natrafimy na kilka ciekawych punktów architektonicznych m.in. platformy widokowe i wtopiony w krajobraz hotel Juvet Landscape, składający się z niewielkich kubicznych, drewnianych obiektów z potężnymi przeszkleniami. Miłośnicy mostów swoją enklawę odnajdą na Drodze Atlantyckiej. Szlak jest rozpięty pomiędzy Kristiansund i Molde. Aby pokonać ten odcinek, przemierzymy osiem znajdujących się na trasie mostów. Z kolei szlaki w Norwegii Południowej to przede wszystkim góry. Jedna z tras przebiega wzdłuż najstarszego w kraju Narodowego Parku Rondane.


74 miejsca

M

alownicze widoki to jedno, ale liczy się też pomysł, jak uczynić z nich miejsca, do których będą chcieli przyjeżdżać turyści. Nawet jeżeli oznacza to pokonywanie tysięcy kilometrów, czasami bardzo wąskimi i krętymi drogami. Dlatego w sukurs naturze przyszli architekci. Rząd norweski, będący głównym inwestorem NST, zaproponował współpracę znakomitym biurom architektonicznym: Snøhetta (laureaci prestiżowego konkursu im. Miesa van der Rohe), Reiulf Ramstad (stworzyli m.in. obiekty trasy Geiranger – Trollstigen), Jensen & Skodvin (Hotel Juvet Landscape) czy Todd Saunders (punkt widokowy Stegastein), o którego projekcie na wyspie Fogo pisaliśmy w jednym z poprzednich numerów. Każdy z architektów zdawał sobie sprawę z wagi wyzwania, którego naczelną zasadą stało się poszanowanie środowiska naturalnego i jak najmniejsza w nie ingerencja.

designalive.pl


NST Havøysund to trasa licząca 66 km, rozciągnięta pomiędzy Kokelv i Havøysund w hrabstwie Finnmark w Norwegii Północnej. W Selvika natrafimy na miejsce wypoczynkowe, wyposażone m.in. w toalety, szopę na rowery i ruszt. W Zatoce Selvika pomiędzy Snefjord i Havøysund znajdziemy piaszczystą plażę


76 miejsca Platforma widokowa Stegastein na trasie NST Aurlandsfjellet, położona 650 m n.p.m. Platformę, wyrastającą ponad 30 m nad fiordem zbudowano z klejonego drewna i stali

Z

aangażowanie norweskiego rządu, z naszej polskiej perspektywy, wydaje się niewyobrażalne. Architekci dostają wsparcie niemal na każdym kroku, a ich decyzje są szanowane na równi z wielkimi analizami specjalistów z dziedzin ekonomii czy gospodarki. To zapewne jedna z przyczyn tego, iż to właśnie Norwegowie wyznaczają kierunek architekturze, postrzeganej jako ogromny kapitał społeczny. Architektura powstająca w duchu zrównoważonego rozwoju i szacunku dla ekosystemu, którego elementem jest również człowiek. www.nasjonaleturistreger.no


no ma da

DZIAŁ 77 Maciek stół do szybkiego, samodzielnego montażu, cięty z jednego arkusza sklejki (na sąsiedniej stronie rozłożony) 175 × 85 × 75 cm, Tabanda, 2 119 zł, www.tabanda.pl | Fidro torba podróżna z syntetycznego materiału, BOSS Green, 1 050 zł, www.hugoboss.com

Materialny dobytek mieści w jednej torbie. Bogaty za to w doświadczenia, wspomnienia, relacje, emocje chłonie świat wszystkimi zmysłami. Przenosi się bez sentymentów. Zawsze może przecież wrócić. Bogatszy Opracowanie: Daria Linert, Zdjęcia: Mariusz Gruszka Ultrabrand

designalive.pl


78 rzeczy Kamizelka na rower, H&M, ok. 130 zł, www.hm.com | 1 J3 aparat fotograficzny, obiektyw 10–30 mm, Nikon, 2 000 zł, www.nikon.pl | Oczy skóry Architektura to nie tylko funkcja i wizja. To zapach, odgłos, cisza, dotyk, to bodziec dla naszej pamięci i wyobraźni. Wymagający autor zmusza do skupienia zarówno czytelnika na niełatwej, acz pasjonującej lekturze, jak i architekta na tworzeniu kolejnych projektów dla człowieka i wszystkich jego zmysłów. Autor: Juhani Pallasmaa, projekt graficzny: Anna Zabdyrska, wydawca: Instytut Architektury, 2012, 37 zł, www.sklep.beczmiana.pl | Free Flyknit buty do biegania, Nike, od 629 zł, www.nikestore.com | Leuchtturm1917 kalendarz 2014 z notesem, medium 14,5 × 21 cm, 144 str., 69 zł, www.sklep.beczmiana.pl  | Psycho Dress hiper lekka sukienka, UEG, 280 zł, www.ueg-store.com | Portfel podróżny Muji, 63 zł, www.muji.com.pl | Masai Checks szal, Louis Vuitton, 1 533 zł, www.louisvuitton.com | Classic Traveler bidon 0,6 l, Sigg, 62,90 zł, www.sklepsigg.pl | Seattle Space Needle model z klocków, limitowana edycja, Lego Architecture, 75 zł, www.architecture.lego.com | ATIV Book 9 Lite laptop z dotykowym wyświetlaczem, Samsung, 3 099 zł, www.samsung.com | Maciek stół, patrz s. 77

designalive.pl



80 rzeczy

designalive.pl


Maciek stół, patrz str. 77  |  Safari Neon pióro wieczne, edycja limitowana, Lamy, 85 zł, www.lamy.com | Alpanach Mechanical Chronograph zegarek, Victorinox, 9 200 zł, www.victorinox.com | John Hancock Center w Chicago model z klocków, limitowana edycja, Lego Architecture, 280 zł, www.architecture.lego.com | Dizajn dla realnego świata – Istnieją co prawda dziedziny działalności bardziej szkodliwe niż wzornictwo przemysłowe, ale jest ich bardzo niewiele. (…) Projektowanie może i powinno stać się dla młodych ludzi formą uczestnictwa w zmieniającym się społeczeństwie – tak, nie stroniąc od autoironii zapisał autor, który był projektantem, nauczycielem i teoretykiem designu. Autor: Victor Papanek, projekt okładki: Weronika Spodenkiewicz, wydawca: Recto Verso, 2012, 59 zł, www.rectoverso.pl | NWZ– W273 Walkman odtwarzacz MP3 z możliwością nurkowania do 2 m, Sony, 369 zł, www.sony.pl | Black Audace okulary przeciwsłoneczne, Louis Vuitton, 1 286 zł, www.louisvuitton.com | Possession okulary przeciwsłoneczne z włókien oktanowych, Louis Vuitton, 1 764 zł, www.louisvuitton.com | Free Flyknit buty, patrz str. 78  |  Black Tyvek Paper Pop Dress podróżna, papierowa mała czarna, UEG, 270 zł, www.ueg-store.com | Field Notes wodoodporne notesy do badań terenowych, limitowana edycja w kropki dla projektantów i architektów, 3 szt., 32 zł, www.sklep.beczmiana.pl | Pico składany długopis, Lamy, 170 zł, www.lamy.com | Cadet scyzoryki, seria limitowana „5 kolorów”, Victorinox, 184 zł, www.victorinox.com | Burj Khalifa w Dubaju model z klocków, limitowana edycja, Lego Architecture, 100 zł, www.architecture.lego.com | Wiener Alpen Viewer prosty kalejdoskop, przystawka do aparatu multiplikująca widok, 80 zł, shop.walking-things.com | Fidro torba, patrz s. 77


Gaumardżos!

Niby tak daleko, a jednak tak blisko. Już prawie Azja, ale jeszcze Europa. Kazbek, Kaukaz, Gruzja TEKST I ZDJĘCIA: WOJCIECH TRZCIONKA WSPÓŁPRACA: IWONA GACH, ELIZA ZIEMIŃSKA


U stóp Kazbeku, Hotel Rooms góruje nad wioską Kazbegi (inaczej Stepantsminda). Świetna baza wypadowa, by ruszyć w góry pieszo, rowerami, czy na quadach


84 miejsca

D

o Tbilisi, stolicy Gruzji, docieramy bladym świtem po niespełna czterech godzinach lotu z Warszawy. Miasto jeszcze śpi, gdy taksówką mkniemy pustymi drogami w kierunku gór. W dolinach soczysta zieleń. W górach wciąż jeszcze leży śnieg. Z kilometra na kilometr drogi są coraz gorsze. Docierając na przełęcz położoną na 2 500 m n.p.m., już wiemy, że nasza podróż przeciągnie się z dwóch do czterech godzin. Na jednym ze wzniesień taksówkę zatrzymuje policja i każe czekać, bo trasę pomiędzy lodowcami zakorkowały tiry. Kierowca wysiada, wzrusza ramionami i z uśmiechem na ustach częstuje nas papierosem: – Pakurim? Podróż ze stolicy Gruzji do Ka-

designalive.pl

zbegi, wioski położonej u stóp góry Kazbek ( 5 033  m n.p.m.) w centralnym Kaukazie, ok. 20 km od granicy z Rosją, to niezła przygoda. Droga na przełęczy nie jest utwardzona i w czasie roztopów przejeżdżające tędy dziesiątki tirów grzęzną w błocie po osie, blokując ją na wiele godzin. Wyciągają je stare radzieckie ciężarówki. Pomiędzy nimi przeciskają się jaguary i lexusy rosyjskich bogaczy. Tunele są nieoświetlone. A dziury czy koleiny czasami mają po pół metra głębokości. – Choć to bardzo ważna trasa tranzytowa, w zimie droga bywa zamykana nawet na kilka dni, ale tym się tutaj nikt nie przejmuje – opowiada, zaraz po serdecznym przywitaniu, Andrey Vlasov, dyrektor hotelu Rooms. Hotel powstał na granicy wsi, na wysokości 1 700 m n.p.m. W pierwszym dniu odczuwa się

Region został nazwany na cześć poety Aleksandra Kazbegi, który mieszkał tu przez siedem lat. Zajmując się pasterstwem, pisał wiersze o pięknie i bogactwie gór

tu pewne dolegliwości związane z wysokością, ale szybko o nich zapominamy. Z każdego okna rozpościera się panorama na szczyty i doliny Kaukazu oraz średniowieczną monastyr przy szlaku na górę Kazbek. W sezonie letnim przyjeżdżają tu setki turystów spragnionych czystego powietrza i górskich wędrówek. Wyludniona zimą wioska, w lecie ożywa. To jedyny czas w roku, gdy miejscowi mogą zarobić kilka groszy. Wkoło nie ma żadnego przemysłu, panuje wielka bieda. Hotel Rooms to jedyny taki obiekt po tej stronie gór. Oaza luksusu w krainie biedy, ale też jedyny ważny pracodawca w regionie. – Należy pamiętać, że jeszcze kilka lat temu mieliśmy tutaj wojnę, potem przewrót. To wszystko, w różny sposób, ale jednak dotknęło każdego z nas – opowiada Andrey, który studiował za Oceanem, potem pracował w korporacji


designalive.pl


86 miejsca Dział Hotel Rooms to autorski projekt i nie znajdziemy tu ikonicznych mebli. Projektantki czerpały inspiracje z natury oraz lokalnych tradycji

designalive.pl


DZIAĹ 87

designalive.pl


88 Dział

designalive.pl


miejsca 89

Nakrywają się kocami i z książką zasypiają pomiędzy regałami biblioteki, zapatrzeni na Kazbek w nocnej poświacie w Tbilisi, aby teraz zarządzać hotelem. Do domu w stolicy Gruzji wraca tylko na weekendy. – Jeżeli praca pozwala – zastrzega. Właścicielem hotelu jest jeden z najbogatszych Gruzinów. Prosił, aby nie podawać jego nazwiska. Ale nawet jak byśmy je podali, nie wygooglujecie go, nie dowiecie się niczego więcej na jego temat. W internecie biznesmen nie istnieje. I woli, żeby tak pozostało. Prowadzi liczne interesy z rządami, rosyjskimi oligarchami, ma sieć hoteli i kasyn, dwie fabryki mebli poza granicami kraju. Miejsce pod hotel dostał od władz Gruzji za przysłowiową złotówkę, byle tylko ożywić gospodarkę w regionie. A przy tym bywa… na targach designu w Mediolanie i świetnie zna się na projektowaniu. Ten hotel to po części dzieło jego i projektantek z grupy Rooms założonej w 2007 roku. Tworzą ją Nata Janberidze oraz Keti

Toloraia, które oprócz hotelu w Kazbeku, projektowały też Holiday Inn, restauracje 11/11 i Vong, sklepy: Prive, Dirk Bikkembergs, Grato i Zarapxana, bar Iveria, czy loft w Tbilisi. A od tego roku działają też poza granicami Gruzji, projektując mieszkania we Francji oraz promując swoje meble i biżuterię. Hotel Rooms od otwarcia w zeszłym roku cieszy się ogromnym powodzeniem wśród turystów z całego świata. Angielski miesza się tu z rosyjskim, flamandzkim, hebrajskim, francuskim, polskim i niemieckim. Ludzi przyciągają nie tylko wspaniałe widoki, wyborna kuchnia, znakomite wino, niesłychanie przyjaźni Gruzini i przystępne ceny, ale też rodzinna atmosfera tego miejsca. – To nie jest standardowa przestrzeń hotelowa. Naszym celem było zaprojektowanie miejsca, w którym każdy gość będzie czuł

Doba hotelowa w Rooms kosztuje od 290 do 480 zł w zależności od standardu i dnia tygodnia

się jak w domu. Zależało nam na tym, aby wnętrza były przytulne. Dlatego użyłyśmy lokalnych i naturalnych materiałów. Mamy tu wielkie lobby z wieloma kanapami, otwartą bibliotekę, bar, dwa kominki i dużą restaurację z wyjściem na piękny taras widokowy – opisuje Nata Janberidze. Wieczorami goście hotelowi biesiadują do późnej nocy, zajadając przysmaki gruzińskiej kuchni, pijąc wino i wznosząc toasty: „Gaumardżos!”. Potem na kanapach nakrywają się kocami i z książką zasypiają pomiędzy regałami biblioteki, zapatrzeni na Kazbek w nocnej poświacie. Cały hotel, z zewnątrz i od wewnątrz, utrzymany jest w drewnie. Nawet w łazienkach nie ma kafelek. Wszędzie króluje olcha, którą pozyskano z rozbiórki wiekowych domów. Z zewnątrz drewnianą konstrukcję czteropiętrowego

designalive.pl


90 miejsca

Biesiadowanie to tutaj część kulturowego dziedzictwa, wspaniała tradycja oparta na zasadzie: „zróbmy stół” budynku dopełniają stalowe balkony i schody. Zawsze w czerni. Drewniane podłogi, z wielkimi sękami, przykrywają wiekowe, tkane dywany pochodzące od mieszkańców okolicznych wiosek. Hotel je skupował i naprawiał w Tbilisi. Ściany zdobią sowieckie plakaty. Sentyment, mimo wszystko. Meble, tapicerowane skórą lub ręcznie tkanymi materiałami, powstały na specjalnie zamówienie właściciela w jego fabrykach. Do budowy regałów na książki wykorzystano stare okucia i stalowe koła. Żyrandole to stylizowane poroża albo wielkie okręgi z lampami przypominającymi duże świece. Część tego wystroju zaprojektowały dziewczyny z Rooms. – Chodzi o eksperymentowanie, tworzenie, zabawę. Łączenie różnych stylów i okresów. Zależy nam na improwizacji. W każdym wnętrzu zostawiamy odcisk własnej

designalive.pl

osobowości, to nie jest tylko kolejChinkali to pierożki z mięsnym farszem. ny projekt – tłumaczą Nata i Keti. Ich jedzenie to Również pokoje są bardzo przyprawdziwa sztuka! tulne. Każdy ma balkon i piękny Bierzemy w palce widok. Rankiem budzi nas pianie „ogonkiem” w dół i ostrożnie wysysakoguta, a za dnia słychać ryczenie my aromatyczny sos, krów. W piwnicach od lipca dzianie roniąc ani kropli łają spa i baseny. Kuchnia serwuje wyłącznie gruzińskie specjały. Wszystkie potrawy przyrządzane są z lokalnych produktów. Gruzini uwielbiają ucztować. W Rooms jemy właściwie od rana do wieczora. Biesiadowanie to tutaj część kulturowego dziedzictwa, wspaniała tradycja oparta na zasadzie: „zróbmy stół”, a więc zasiądźmy razem i stwórzmy niezwykłą wspólnotę rozmową, smakami i toastami. Ugoszczeni przez Andreya delektujemy się lokalnymi owczymi serami, aromatycznymi piklami i soczystymi jagnięcymi stekami. Miłośnicy zieleniny także będą tu wniebowzięci: różnorodność

grillowanych warzyw, sałatek oraz świeżych ziół przyprawia o zawrót głowy. Królową dodatków jest w gruzińskiej kuchni pasta z orzechów włoskich, którą dodaje się do wielu sałatek, mięs i sosów. Miss zieleniny to z kolei kolendra. Ale nie zapomnijmy o absolutnych gruzińskich szlagierach: smakowitych pierogowych sakiewkach zwanych chinkali, czy chaczapuri – chrupiącym chlebie wypiekanym w oryginalnych piecach, do których surowe ciasto rzuca się na rozgrzaną ścianę. W karcie znajdziemy też wszystkie najlepsze gruzińskie wina. A wszystko to serwują młodzi kelnerzy i kelnerki. Zawsze ubrani na czarno, zawsze w trampkach. I zawsze uśmiechnięci. Nawet, jak nie rozumieją ani słowa po angielsku. Sakartwelos gaumardżos! Za Gruzję! www.rooms.ge, www.roomshotel.ge


designalive.pl


92 Dział

designalive.pl


DZIAŁ 93 Ponad miasteczkiem Kazbegi, na wzgórzu na wysokości 2 200 m n.p.m. stoi przepiękny monastyr Tsminda Sameba (pw. Świętej Trójcy). To symbol Gruzji położony w imponującym miejscu, skąd rozpościera się piękny widok na Kazbek, inne szczyty wielkiego Kaukazu i na całą kotlinę

designalive.pl


Grill Off

Dbając o język i dosłownie, i w przenośni, czas pożegnać się z grillem. Po pierwsze: ta zdobycz z Zachodu ma swój polski odpowiednik – swojski ruszt. Po drugie: tej jesieni, czas powrócić do tradycyjnych kociołków i klimatycznych ognisk, bo teraz można urządzać je nawet w wypielęgnowanych ogrodach

B

iesiadowanie na wolnym powietrzu to nieodłączny element jesiennych spotkań i szykowania się na srogą zimę. Zmęczeni zapachem rozpałki do grilla, który, non grata, towarzyszył upałom nad jeziorem i rzeką, powitajmy z radością kilka alternatyw na przyrządzanie pyszności w plenerze. Zapomniane paleniska, ruszty i kociołki powracają na listę kulinarnych przyrządów w wielkim stylu. Nic tak dobrze nie smakuje, jak kiełbasa jałowcowa przypieczona nad strzelającym iskrami ogniem, pieczone w popiele ziemniaki i pajda zrumienionego chleba. Do tego świeże powietrze i doskonałe towarzystwo, i nagle apetyt rośnie. Klasyczne ognisko, dotąd, było nie do zaakceptowania w wypielęgnowanych ogrodach i na tarasach. Jest jednak alternatywa. designalive.pl

Włoskie studio projektowe Ak47 (którego nazwa jest jednocześnie znakiem identyfikacyjnym karabinu zaprojektowanego przez Michaiła Kałasznikowa) proponuje piękne patery, na których można bezpiecznie i zarazem wygodnie rozpalać ognisko. Jedne wiszą, inne zagłębia się w ziemi, jeszcze inne mogą służyć za podstawę rusztu, albo półkę na drewno. Wszystkie sprzęty łączy oszczędna forma, która pozwoli na rozpalenie ogniska w nawet najbardziej zadbanym ogrodzie czy eleganckim tarasie. Dla tych, którzy poszukują nie tylko nowych rozwiązań, ale także kulinarnych wrażeń, idealnym pomysłem będzie naczynie do przygotowywania na wolnym ogniu wszelakich duszonych potraw. Z dzieciństwa znamy żeliwne kociołki, pojawiają się też inne pomysły. Casper Tolhuisen, początkujący holenderski projektant, odkrywa na nowo zapomniane techniki przyrządzania jedzenia.

Inspiracją jego pracy dyplomowej była tradycyjna, turecka zapiekanka Guvec, którą piecze się i podaje w tym samym glinianym naczyniu. Wykorzystując w prototypie doniczki i taśmę klejącą, Tolhuisen zaprojektował garnek, który można używać w ognisku, na ruszcie, a nawet kuchence gazowej. Zatyka się go cytryną, dzięki czemu jej aromat jest wyczuwalny w jedzeniu. Jego kulinarny eksperyment objął też metody wędzenia zimnym i gorącym dymem, przypominając jednocześnie o dawnych sposobach konserwowania żywności. Czy można wyobrazić sobie lepszy sposób na celebrowanie jesieni niż przyrządzanie w chłodny wieczór aromatycznych kociołków, pełnych duszonych mięs i warzyw albo pieczonych w popiele gruszek, jabłek i ziemniaków? Podobno jajecznica z ogniska smakuje najlepiej. Skoro jest tyle możliwości, czas na jesienne biesiady!

zdjęcia: dzięki uprzejmości AK47 i masha bakker matijevic

Tekst: Eliza Ziemińska


rzeczy 95

Przepis Caspera na duszone warzywa: Składniki: dwie piersi z kurczaka jedna papryka jedna cytryna jeden ząbek czosnku odrobina świeżego imbiru jedna łyżka oliwy z oliwek 90 g wędzonych śliwek pieprz sól Przygotowanie: Pokrój kurczaka w drobną kostkę, dopraw solą i pieprzem. Pokrój paprykę i śliwki w małe kawałki. Dodaj posiekany kawałek imbiru. Wlej do kociołka oliwę i rozprowadź po dnie. Wymieszaj wszystkie składniki. Na koniec przekrój cytrynę na pół i zatknij nią naczynie. Trzymaj kociołek około 15 do 25 minut na ruszcie, najpierw na mocniejszym ogniu, potem na słabszym, żeby potrawa dusiła się powoli. To wszystko!


To prawda, że Tydzień Designu w Nowym Jorku jest bardzo międzynarodowy. Prawdą jest również, że ogniskują się tu produkty wyraziste, opatrzone sygnaturą „made in USA”, balansujące na pograniczu sztuki i designu WYBRAŁ: MARCIN MOŃKA

In Your Eyes

Bardzo „prywatna” inspiracja. Axel Yberg, widząc we fragmencie sekwoi naturalne otwory, metaforycznie dostrzegł w nich oczy swojej żony. I tak deski połączył z m.in. miedzianymi rurkami, które tworzą podstawę mebla. Teraz rurki symbolizują tańczącego, wraz z żoną, projektanta. Unikat. www.akkefunctionalart.com

Stella Triangle

Lampa zaprojektowana przez Rosie Li. Źródło tej formy pochodzi z wczesnych prac malarza Franka Stelli, pod którego wpływem znalazła się projektantka. Lampa sprawia wrażenie nieskończonej objętości w skończonej przestrzeni. Gdy świeci, ujawnia mnóstwo geometrycznych kształtów. 3 250 dolarów, www.rollandhill.com

Corliss Chair

W Stanach o tym krześle nie mówi się inaczej, niż „rewolucyjne”. Inteligentne połączenie tradycyjnej amerykańskiej produkcji meblowej, opartej o drewno klonowe, z komfortem użytkowania aluminium – oba harmonijnie łączą się ze sobą wzdłuż zakrzywionej powierzchni. Krzesło projektu studia Dunn jest hołdem złożonym George’owi Corlissowi, twórcy silników parowych. Dostępne w różnych kolorach elementu aluminiowego (m.in. niebieskim i czerwonym). 950 dolarów, www.studiodunn.com

Parabola Chair

Choć mebel ma zaledwie kilkanaście miesięcy, to już amerykańskie magazyny określiły go mianem współczesnego „klasyka”. Nagrodzone nagrodą International Contemporary Furniture Fair (ICFF) krzesło zdążyło trafić na ekspozycję do sklepu Bergdorfa Goodmana przy nowojorskiej Piątej Alei. Powstało ze stali nierdzewnej w studiu Carlo Aiello jako rzeźbiarska forma wpisana w minimalną strukturę. Prototyp, www.carloaiello.com

Crest Bottle Openers

Kolekcja otwieraczy do butelek tandemu Fort Standard (Gregory Buntain i Ian Collings). Obu panom towarzyszy przekonanie o nieśmiertelności mosiądzu jako surowca, który potrafi przetrzymać niejedną próbę czasu. Ich otwieracze w formie wzorów graficznych, budzą skojarzenia się z tajemną symboliką. Są jednak w pełni funkcjonalne i mogą pełnić również role dekoracyjne. Od 44 do 60 dolarów, www.fortstandard.com

Helix

zdjęcia: materiały prasowe

Stoliki z kolekcji tworzonej przez Chrisa Hardy’ego dla Design Within Reach. Helix to wariacja na temat klasycznych amerykańskich wzorów. Powstają z drewna orzechowego, mosiądzu oraz szkła. Mosiężny odlew jest podstawą, a zestawione ze sobą nieregularnie nogi mają w istocie nawiązywać do pierwotnych źródeł każdego tworzenia, czyli ruchu, gdzie symetria nie jest wcale taka oczywista. 1 400–2 200 dolarów, www.chrishardydesign.com

designalive.pl


Accretion

Kalin Asenov, wykorzystuje kulturowe archetypy, by w przedmiotach oddać mity stworzenia. Wśród nich jeden z najważniejszych: relacje pomiędzy światłem a ciemnością. Lampy mają formę pełnego okręgu, a mity symbolicznie są wpisane w jego strukturę. Samo światło koncentruje się w kręgu, dodatkowo podkreślając ideę zamknięcia w ramach całości. Jego źródłem są diody ledowe, a ich pozycje odpowiadają gwiazdom w konstelacjach zodiakalnych. Złote przewody kreślą ideę wzajemnych powiązań pomiędzy mitami. Cena jeszcze nie ustalona, www.kalinasenov.com

The Rivet table lamps

Rodzina lamp o bardzo podobnej strukturze. Ich osią jest podstawa wykonana z syntetycznego kamienia. Estetykę wyraża jednak klosz, który jest nim właściwie tylko z nazwy. Nie przepuszcza strumieni światła, ponieważ wykonano go z mosiądzu. Zamiast tego tłumi je, działając również jako dyfuzor, regulujący jego strumień. Tylko od użytkownika zależy, jakie będzie jego natężenie. Dla marki Juniper Design zaprojektował je David Irwin. Niedługo w sprzedaży, www.juniper-design.com

Branch

Kolekcja lamp tria Rich Brilliant Willing (Theo Richardson, Charles Brill i Alexander Williams). Perforowane, metalowe powłoki w połączeniu z rozpraszającymi światło soczewkami to podstawa całej rodziny Branch Sconce. Są dostępne w wielu ciepłych kolorach, i idealnie wpisują się nie tylko w korytarze. Kinkiety powstają z aluminium bądź mosiądzu i są produkowane ręcznie. Od 660 do 1 700 dolarów, www.richbrilliantwilling.com

North American Wildlife

Kolekcja przedmiotów pod wspólną i znamienną nazwą. Tworzy ją Christine Facella, kiedyś modelatorka i ilustratorka w Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku. Dziś projektuje obiekty, które nawiązują do tych doświadczeń. Czaszki przeróżnych gatunków zwierząt występujących w Ameryce Północnej wykonuje z porcelany. Często w obiektach pojawiają się elementy ze szlachetnych kruszców, jak np. złoto. Unikaty, dostępne na zapytanie, www.beetleandflor.com


98 rzeczy

Młoda Polska Świeże, rodzime towary wypatrzone na festiwalach w Berlinie i Gdyni Opracował: Marcin Mońka współpraca: Daria Linert

designalive.pl


Space Invaders

Dwuwarstwowe tkaniny Agnieszki Chowaniec są wykonane w technice żakardowej, w osnowie zbudowane z bawełny, w wątku z wełny. Powstają ręcznie na zabytkowym krośnie. Tworząc wzór, projektantka posłużyła się motywem z dobrze znanej gry z końca lat 70. – Space Invaders. Pomimo wieku ma ona nadal wiernych fanów, a logotypy z niej stały się klasyką, używaną często w nowych kontekstach. Tkanina została wykonana w Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, jako pokazanie potencjału w tradycyjnych metodach wytwarzania tekstyliów. Ok. 4 000 zł, www.agnieszkachowaniec.com

Lampy Shinoi

Kolekcję tworzy 12 lamp – po cztery warianty kolorystyczne dla każdego z trzech modeli. Gdy są zgaszone, abażury mają kolor biały, po zapaleniu stają się pastelowo kolorowe. Dzięki temu idealnie wpisują się we wnętrza zmieniające charakter w ciągu doby. Kolekcja składa się z modeli: Shinoi Diamond – klasyczna lampa wisząca, Shinoi Star – wiszący lampion nadający pomieszczeniom unikalny charakter, Shinoi Little Star – odważna, a zarazem delikatna stojąca lampka. Od 900 do 1 340 zł, www.shinoi.eu

Plastry

Sprytne łączniki w formie przypominające plastry to odpowiedź na potrzebę samodzielnego majsterkowania np. z łatwo dostępnych, drewnianych kantówek. Zwykle te detale traktowane są niezwykle technicznie, Beza Projekt proponuje, aby były najistotniejszym elementem konstrukcji i dodawały charakteru oraz uroku. Siedem rodzajów łączników pozwala na różne połączenie kantówek, co pozwala puścić wodze fantazji. Prototyp. www.bezaprojekt.pl

Recto-Verso

Projekt Pawła Grobelnego został zrealizowany wspólnie z francuskimi rzemieślnikami Claudem Aiello (ceramik pracujący m.in. z braćmi Bouroullec) i Jeanem-Claudeem Charpignonem. Kolekcja składa się z obiektów dwustronnych, po obróceniu zmienia się ich funkcja, np.: wazon / miska, popielniczka / wazon, wyciskarka do pomarańczy / kubek. Każdy obiekt został zrealizowany tylko w trzech egzemplarzach.

Sleeping Mice

Puff marki Monomoka jest obiektem unikatowym i częścią większej całości. Kolekcja składa się z 13 obiektów. Trio projektowe (Katarzyna i Monika Gwiazdowskie oraz Piotr Saladra) tworzy nieprawdopodobne konstrukcje, osiągając efekt organiczny poprzez multiplikację 1 500 drobnych, niemal identycznych elementów z lnianej dzianiny, które łączą się w określoną strukturę. Puff powstaje aż cztery miesiące. 10 000 euro, www.monomoka.com

Buty

Mateusz Przybysz był jednym z uczestników akcji „Zawodowcy”, polegającej na współpracy studentów i absolwentów Wydziału Wzornictwa ASP w Warszawie z lokalnymi rzemieślnikami. Rolą projektanta było dodatkowo przekonanie rzemieślnika, by zechciał podjąć z nim współpracę. Przybyszowi udało się i wraz z zakładem mistrza Jana Kamińskiego stworzył obuwie męskie. Wszystkie jego elementy zostały wykonane ręcznie. Prototyp.

Lightbuoy

Charakterystyczna ekspresja lamp Pawła Jasiewicza jest wynikiem połączenia dwóch skrajnie różnych materiałów i nadania im przeciwstawnej geometrii. Zestawienie ażurowej konstrukcji z masywną bryłą klosza powoduje, że lampa jest mocnym, lecz niedominującym znakiem we wnętrzu. Lampy o trzech wysokościach są produkowane w małych seriach. 780 zł www.paweljasiewicz.com

Majesty

Niszowa, w pełni polska i niezwykle pożądana na stokach marka nart freestylowych. Łączy najnowsze rozwiązania technologiczne z ręcznym wykończeniem i unikalnym projektowaniem graficznym, a wręcz sztuką ilustratorską. Nie stroni od radykalnych rozwiązań i wizjonerskich pomysłów. W kolekcji znajduje się wiele modeli, m.in: Knife, Dirty Bear czy Velvet, przeznaczonych do rozmaitych sposobów jazdy. Od ok. 1 800 zł, www.majestyskis.pl

Hoax

Stworzone przez jeźdźców dla jeźdźców – to istota marki Hoax Longboards. Deski powstają w oparciu o nowoczesne techniki produkcyjno–materiałowe oraz doświadczenia z wieloletniej jazdy na zwykłej desce, snowboardzie i tej do kitesurfingu. Dziś Hoax to już prawdziwa miejska legenda. Na ulicach nie tylko polskich miast jeźdźcy korzystają m.in. z modeli: Manelo, TwinDrop, Zouza czy B1. Od ok. 300 zł www.hoaxlongboards.com

Yacht Collection

Dmuchana kolekcja pomorskiej formacji Malafor stale się powiększa o kolejne obiekty, np. stołek i fotel Yacht. W obydwu stelaż z rurek można składać do płaskiej, łatwej do transportu i przechowywania formy. Zaś charakterystyczne dla marki, nadmuchiwane worki zostały schowane w pomarańczowym pokrowcu z nieprzemakalnego dakronu, materiału doskonale znanego amatorom sportów wodnych. Dostępne na zapytanie www.malafor.co


wymi ary czasu przysz łego

Relacja z upływającym czasem to esencja i jakość naszego życia. W modzie żyjemy w nieustającym czasie przyszłym wyprzedzającym rzeczywiste życie i wiecznie pędzącym do przodu, do lepszego jutra. Teoretycznie jutro zawsze jest lepsze od dziś. Co zatem dzieje się w momencie, kiedy ta pewność lepszej, ciekawszej przyszłości poddana jest wielu wątpliwościom? Zaczynamy szukać innych wymiarów czasu TEKST: OLGA NIEŚCIER*

zdjęcie: vassilis karidis dapper dan magazine numer 01, marzec 2010

czyli, co dzieje się z modą w momencie niejasnej przyszłości


continuous Czas bez ograniczeń, przenikanie przestrzeni i kultur Eksploracja jako „mindset”. Poszukiwanie, podróże rzeczywiste i wirtualne, w przestrzeni i w czasie. Stan podróży jako sposób na życie. Tożsamości złożone, patchworki kulturowe dawne i nowe, bez klucza geograficznego lub historycznego. Indywidualizm jednostek znajdujących własną drogę, mieszających tradycję z nowoczesnością, poddających w wątpliwość obyczaje, tworzących nowe, własne. Wygoda i osobowość, ubiór manifestujący doświadczenia, poglądy, przygody, pokonane fizycznie lub mentalnie odległości. Wygląd jednocześnie etniczny i miejski, złożony z funkcjonalności i symboli, „zużytych” materiałów i kolekcjonowanych ornamentów. Wolność i współczesny nomadyzm. Niedoskonałość i osobiste rytuały. Ten sam wygląd znakomity na podróż przez stepy Mongolii, technoparty w Berlinie czy operę w Paryżu. Esencję tego podejścia do mody reprezentuje jeden z najciekawszych i najgłośniejszych „new entry” ostatnich lat – Damir Doma (na zdjęciu). Jak nikt inny kreuje nowoczesnego podróżnika wszelkich kulturowych czasoprzestrzeni. Sylwetka współczesnego kolonialisty, mieszającego to, co odziedziczone, wyszukane i zdobyte. Niestrudzenie temat eklektycznej, lekkiej etniczności drąży Dries Van Noten. Najbardziej luksusową wersję proponują siostrzane Hermes i Shang Xia. Klasykę gatunku w jego bardziej salonowej odsłonie, co sezon, pogłębia Etro. Wśród nowości genialna dzika kolekcja Inaisce. A do tego zaskakuje Tom Ford, bawiąc się i prowokując niespodziewanym u niego lekkim i gęstym jednocześnie użyciem motywów etnicznych, jak i popkulturowych w nowej, pełnej dynamiki i ruchu sylwetce.

designalive.pl


102 moda

timeless Estetyka otwartych nieograniczonych przestrzeni i ciszy, zanurzenia we własnym umyśle. Głębia światła i cienia, atmosfera refleksji, mistycyzmu i duchowości. Pejzaże Północy: kolory zastygniętej lawy wulkanicznej i kilkudziesięciu odcieni śniegu. Kontrast wielowymiarowych bieli i czerni, ich łagodne spotkania poprzez rozmycie lub wypalenie. Harmonia ascetycznych form. Uroda czasu i zniszczenia. Świadomość wyborów modowych wychodzących z sezonowych przemian. Sylwetka okryta, owinięta, lekka i majestatyczna jednocześnie. Minimalizm korzystający z bezkompromisowych efektów plastycznych u Qiu Hao (na zdjęciu). W jesienno–zimowych kolekcjach klimat ponadczasowej tajemnicy mody odkrywają mistrzowie awangardy. Haider Ackermann swoim modelkom ubranym w szare, sztywne, surowe futra maluje włosy na piękny siwy kolor i układa je w fale, niczym potargane ostrym polarnym wiatrem. Gareth Pugh rozbudowuje swoją dynamiczną sylwetkę w długie szerokie suknie rodem z gotyckich legend w ultranowoczesnym wydaniu – zimna czerń i zimna biel, na której haftuje wspinające się nagie gałęzie drzew. Rick Owens, podobnie do Ackermanna, owija modelki w surowe kożuchowe skóry i filcowe wełny. Rygorystycznie w bieli i czerni buduje sylwetkę jednocześnie modlitewną, jak i dziką, zamykaną przeskalowanymi, ogromnymi szwami. Alexander Wang, debiutując dla Balenciagi, używa efektów popękanych skalistych powierzchni i żył marmuru. Ann Demeulemeester ponownie eksploruje symbolikę yin i yang w swojej kolekcji zbudowanej na kontrastach miękkości i konstrukcji, delikatności i siły, kobiecości i męskości, poszukując prawdy uniwersalnej.

designalive.pl

zdjęcie: matthieu belin, dzięki uprzejmości carson fox

Wymiar bez czasu lub ponad czasem


neverever Zawsze obecne, choć, być może, utajone odczucie niespełnienia Patrzenie w przeszłość, chęć zatrzymania i wiecznego utrwalenia chwili. Nieuzdrawialny mroczny romantyzm, poezja, dramat i głębokie przeżywanie. Niespełnione miłości, ból istnienia i jego celebracja. Pasja i wirtuozeria objawiająca się misternością tkanin, haftów i koronek z przeszłości. Delikatność i wrażliwość. Wyrafinowanie i inspiracje arystokratyczne. Heroizm i samotność. Kolory mroczne, królewskie, głębokie: śliwy, brązy, stare złoto i szarość pokrywającego kurzu. Tego lata nie można było przeoczyć wystawy „The Angel of the Odd. Dark Romanticism from Goya to Max Ernst” w Musée D’Orsay w Paryżu. O ciemnej poetyckiej estetyce romantyzmu w sztuce i modzie pisze Lidewij Edelkoort na stronie prognozowania trendów trendtablet.com. Maria Grazia Chiuri i Pierpaolo Piccioli w kolejnych genialnych kolekcjach dla Valentino pokazują mistrzostwo stylu. Inspiracje flamandzkimi mistrzami, ceramiką i koronką z Delft tworzą kobietę ulotną, niewspółczesną, zachwycająco delikatną. Sarah Burton dla Alexander McQueen czerpie garściami inspiracje zarówno z brytyjskiego dworu, jak i strojów elit religii katolickiej, tworząc ich współczesną, artystyczną, prowokującą interpretację. Przesyt ornamentów aż do atmosfery zepsucia i dekadencji. Jeden z najciekawszych magazynów modowych „Revs” w kolejnych edytorialach i filmach modowych pogłębia temat poszukiwania przeszłości, atmosfery pełnej napięcia i emocji, niespełnienia i pasji. Bolesne miłosne wyznania w pajęczynach z przędzy tworzy Carson Fox (na zdjęciu). Oniryczną, na granicy snu i śmierci wizję romantyzmu opowiada w swoich zdjęciach i baśniach Laura Makabresku na swoim magnetycznym blogu, pełnym martwych zwierząt, sennych wspomnień i introwertycznej miłości do ulotnego piękna.

designalive.pl


104 moda

back & forward patrzenie w przyszłość i przeszłość jednocześnie

designalive.pl

* Autorka mieszka i pracuje w Toskanii we Włoszech. Jako konsultantka i projektantka związana z takimi markami, jak: Giorgio Armani, Fratelli Rossetti, Burberry, Valentino. Absolwentka ASP w Łodzi oraz Instytutu Polimoda we Florencji, w którym obecnie pracuje. W Polsce pochłania ją współtworzenie Szkoły Wyższej Viamoda Industrial (Projektowanie, technologia i zarządzanie modą) oraz Polsko-Włoskiego Instytutu Designu i Zarządzania Viamoda, gdzie jako dyrektor programowy odpowiada za studia podyplomowe www.olganiescier.it

ilustracja: dee mon cheel dren, jordan clark

W przyszłość z perspektywy przeszłości. Kolaż punktów widzenia, metodologia wytnij–wklej. Kreowanie nowego z minionego oraz oczekiwanego. Wyjście ze schematów i reguł. Procesy agregacji. Nieustające komponowanie i dekomponowanie, składanie i rozkładanie. Kontrasty form i kolorów, niespodziewane kombinacje, koegzystencja niespójnych elementów. Błąd cyfrowy i analogowy, glitch art. Kreatywny chaos. Budowanie tożsamości poprzez sklejanie zaskakujących fragmentów. Niepokój i wielozadaniowość. Doskonale widać to w orzeźwiającej kolekcji Givenchy. Riccardo Tisci wirtuozersko i prowokacyjnie w swoją religijną, chłodną elegancję wkleja elementy cyganerii, animowanych filmów dla dzieci, kostiumów kąpielowych z lat 20. i przemysłowych akcesoriów. Nic nie pasuje, a wszystko gra. W męskiej kolekcji panują agresywne nadruki vintage technologii przeplecione z doskonale skrojonymi czarnymi koszulami z białymi kołnierzami. Acne swoje minimalistyczne sylwetki tnie na fragmenty zaskakującymi wstawkami kosmicznych płaszczyzn. Kris Van Asche także bezlitośnie tnie w poziome pasy dopasowane garnitury oraz sportowe dzianiny i brawurowo skleja je ze sobą w logiczną i świeżą całość. Podobnie bawi się z geometrią w męskiej kolekcji dla Diora. Totalny kolaż inspiracji retro i futurystycznych co sezon serwują siostry Rodarte. Genialnie bawi się tematem Prada w serii filmów „Real Fantasies”, łącząc wpływy lat 60. i fascynacji podbojem kosmosu z dawną Rosją, uzyskuje doskonale współczesną stylistykę modową zawieszoną między wstecz i do przodu.



Puls hugo

ZDJĘCIE: Materiały prasowe Hugo Boss

Tekst: Ewa Trzcionka

designalive.pl


sztuka 107

N

a drugim piętrze lonwyświetlanego na ścianie, reagującedyńskiej galerii Saatchi go w czasie rzeczywistym z cieniami krzątanina przed wer(proj. Proximity / Repulsion, patrz s. 144 ). nisażem. W jednym – Oddziaływanie jest podobne do tego z pomieszczeń wielka, z realnego świata, gdzie materia może być półprzezroczysta, dotykana, deformowana lub ze wstrętem czerwona sfera. W jej odpychana. Jako biotechnolog, wykownętrzu czerwony, bezpieczny półmrok. rzystałem swoją fascynację strukturami Dlaczego nie jest nam dane pamiętać dynamicznymi oraz teoriami łączenia czasu z łona matki? Na siedzisku klips i interakcji, jakie w nich zachodzą, gdy do pomiaru tętna. Zakładam i mój małe elementy razem tworzą duże puls – intymne źródło diagnozy – zostaje zróżnicowane organizmy – powiedział upubliczniony. Niedosłowny, przetwoo swojej pracy Bonowski, w którego rzony trafia w przestrzeń w formie drgań projekcji spadające chaotycznie kreski i głębokich brzmień. Puls – rytmiczne w momencie kolizji z „przeszkodą”, lustro wewnętrznych emocji i kondycji np. moim cieniem, zaczynały budować ciała, niepokorny i niezależny od umysłu, struktury. Bardziej realnym, haptycznym staje się muzyką. Po raz pierwszy to on doznaniem była możliwość formowania wpływa na otoczenie, a nie odwrotnie. skrawka materii Wooden Textile projektu Refleksyjna instalacja The Puls of Elisy Strozyk, która tradycyjny materiał London, dzieło Marca Barottiego i grupy „przetłumaczyła” na swój język. – ForPlastique Fantastique była jednym z dwu- nir, zwykle implementowany na twarde dziestu dzieł stworzonych na dwudzieste powierzchnie, tnę cyfrowo i ręcznie naurodziny marki Hugo domu mody Hugo klejam na bawełnianą materię. Drewno Boss. Według Barta De Beckera, głównego poddaje się, staje się elastyczne. Powstają projektanta męskiej linii Hugo, ubrania zupełnie inne wymiary i sposoby jego spod jej znaku pozwalają niepokornym implementacji: od elementów strojów, wyróżnić się z tłumu, jednocześnie nie po abażury, czy rodzaj przestrzennych będąc zbyt krzykliwym. Smukłe cięcia, rzeźb – wyliczyła berlińska projektantnowoczesne materiały i tylko czerń, biel ka o polskich korzeniach, która projekt i, nieodłączna marce, krwista czerwień. rozwija już od dłuższego czasu, jednak Czerwień i jej emocjonalny ładunek stały udział w tej wystawie zainspirował ją się tematem przewodnim wystawy „Red do eksperymentowania z barwieniem Never Fallows” jako afirmacji buntowforniru. W skrawku, sprezentowanym niczego charakteru marki. Do projektu dla Hugo, intensywna czerwień blednie zaproszono niezależnych artystów i dano aż do naturalnego koloru klonowego im zupełną swobodę tworzenia, zapewnił drewna, bliskiego ludzkiej skórze. mnie Christian Grau odpowiedzialny za Victor Ash z Portugalii stworzył monuprojekt i promocję w Hugo Boss. Twórmentalne graffiti (projekt Red Dog), Bart cy z Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Hess z Holandii (projekt Mutants) oraz Japonii, Portugalii, Holandii czy Polski dwójka Polaków z formacji Pussykrew pokazali zróżnicowane dzieła anga(B/W/R) pokazali własne interpretacje żujące widza i wszystkie jego zmysły. postrzegania ludzkiego ciała, podobnie Wystawa niezwykle zgrabnie łączyła jak Mark Jenkins ze Stanów Zjednoróżne środki wyrazu: od klasycznych czonych, który w róg pokoju wcisnął technik malarskich, po naukę, nowe bezsilnie napierającego humanoida media, rzemiosło, a nawet ludzkie ciało. (Cornered). Hugo, z pozoru niepokorny Felix Bonowski, artysta i biotechnochłopiec z dobrego domu, w swoje dwulog z Niemiec, skupił się na sposobach dzieste urodziny dał wczuć się w swój interakcji człowieka z komputerem emocjonalny, wrażliwy na otoczenie puls. i stworzył rodzaj cyfrowego środowiska www.redneverfollows.com


designalive.pl

zdjęcie: jens ziehe, dzieki uprzejmości anish kapoor / vg bildkunst, bonn, 2013

Symfonia do Ukochanego Słońca, 2013. Żywy, narastający w czasie hołd złożony w berlińskiej galerii Martin-Gropius-Bau


Anish Kapoor Poeta wosku i stali

Umiejętnie łącząc przeciwstawne estetyki, potrafi w jednym dziele zawrzeć idee doskonałości i chaosu, monumentalności i intymności, życia i śmierci. W Berlinie trwa wystawa jednego z najbardziej wpływowych artystów na świecie. Anish Kapoor: Symphony for a Beloved Sun TEKST: ELIZA ZIEMIŃSKA


U

rodzony w Bombaju w 1954 roku, a wychowany w Bagdadzie, Kapoor jest jednym z najbardziej reprezentatywnych rzeźbiarzy brytyjskich. Jego matka była Żydówką, a ojciec Hindusem. Zanim rozpoczął studia w Hornsey College of Art, spędził kilka miesięcy w kibucu i właśnie tam, przed ucieczką do Londynu, zdecydował, że zostanie artystą. Pierwsza duża wystawa Kapoora w Berlinie prezentuje blisko 70 obiektów powstałych od 1982 roku, kiedy otrzymał prestiżową nagrodę Turnera, aż do dzisiaj. Choć wystawa jest przeglądem prac z ostatnich 30 lat, artysta przyznaje, że jest za młody na retrospektywę. Ponad połowa rzeźb została stworzona specjalnie z myślą o przestrzeni muzeum Martin– Gropius–Bau, bo jak mówi, nie można przejść obojętnie koło budynku pamiętającego nazistowską przeszłość Belina. Już jedna z jego wczesnych prac, znana jako „1000 Names” składająca się ze stosów sypkiego pigmentu, wskazuje na rewolucyjne podejście do rzeźby.

designalive.pl

Te inspirowane indyjskimi tradycjami sypania barwników kopce, bardziej niż formą, przykuwają uwagę kolorem. I to początkowo właśnie kolor stał się bardzo ważnym nośnikiem znaczeń dla brytyjskiego artysty. Poszerzając swój artystyczny słownik, Kapoor zaczął używać także innych materiałów, takich jak: kamień, stal, wosk i sztuczne skóry. Ta różnorodność pozwoliła mu na nieskończoną inwencję i sięganie po abstrakcyjne, poetyckie metafory. Choć niektóre jego prace można zaklasyfikować jako land art, trudno jednoznacznie określić kierunek, w jaki wpisuje się Kapoor. To, co charakterystyczne dla jego prac, to nieustające próby ciągłego przekraczania języka sztuki i zacierania granic między malarstwem, rzeźbą i architekturą. – Jestem rzeźbiarzem, a w rzeźbie chodzi o odnalezienie statusu przedmiotu. My również jesteśmy przedmiotami. Na tej wystawie prezentuję z jednej strony obiekty, które są tak doskonale uformowane, że niemal się dematerializują, a z drugiej przedmioty, które ulegają stałym przekształceniom, aż do destrukcji – mówi. Ponieważ wystawa ingeruje w strukturę

Wystawa „Anish Kapoor: Symphony for a Beloved Sun” potrwa do 24 listopada 2013 roku w Martin– Gropius–Bau, Berlin. www.berlinerfestspiele.de

zdjęcia: nic tenwiggewnhorn i jens ziehe (z prawej), dzięki uprzejmości anish kapoor / vg bildkunst, bonn, 2013

110 sztuka


Strzelając w róg 2008–2009. Odwrócenie ról: woskowe pociski wykrwawiają się na niewzruszonej ścianie Kiedy jestem w ciąży 1992. Pusta forma niosąca ogromny ładunek. – Postanowiłem pozbawić przedmiot całej jego zawartości i zrobić po prostu coś, co jest puste. To wcale nie odbiera mu treści. Jest ona w nim obecna w bardziej zaskakujący sposób, niż gdyby był pełen – mówi artysta Apokalipsa i tysiąclecie 2013. Niepokojąco stabilna rzeźba zatrzymana w momencie destrukcji

galerii, także architektura, ze względu na swoją historię, zostaje wciągnięta w grę między materią a dematerializacją. Nie bez znaczenia jest to, że duchowym przewodnikiem Kapoora jest Joseph Beuys, który w 1982 roku w ramach słynnej wystawy Zeitgeist, odbywającej się w tym samym budynku, zdecydował się przenieść zawartość swojej pracowni w przestrzeń galerii. Końcowym efektem jego pracy była sześciometrowa wieża z gliny. Podobnie jak Beuys, Kapoor wykorzystuje zarówno teatralne, jak i rzeźbiarskie gesty, by odnieść się do pamięci historycznej budynku i samego Berlina. Miękkie bloki wosku spadają na podłogę, wydając przy tym stłumione odgłosy, a nad wszystkim czuwa wielkie, czerwone koło. Będąc widzem takiego przedstawienia, trudno nie pomyśleć o krwawej historii masowych mordów, która przez ostatnie stulecie była udziałem nie tylko Berlina, ale całej Europy. Czerwony to kolor krwi, kolor triumfu, miłości, wschodzącego i zachodzącego słońca. Z drugiej strony całą instalację można odczytać jako komentarz do stale upływającego czasu, który, choć nie ma materialnej struktury, to jednak istnieje.

Tak jak spadające, czerwone bloki, roztrzaskując się na oczach widzów, powolnie budując woskowe stosy, tak nienamacalny czas płynie, nieuchronnie przyczyniając się do unicestwienia materii. – W tej wystawie chodzi z jednej strony o granicę między tym, co materialne, a tym co niematerialne, a z drugiej o dwa różne stany materii: doskonałość i entropię – mówi Kapoor. Perfekcyjnie wypolerowane stalowe lustra są tak idealne, że niemal zatraca się w nich naturalny porządek czasu i przestrzeni. Odbicia w ich wklęsłych i wypukłych powierzchniach dosłownie stawiają świat na głowie. Widz obserwuje siebie w zbliżeniu, jakby przez soczewkę okularów, a jednocześnie z dużej odległości. Nagle wyłania się kilka perspektyw po to, by zaraz zniknąć za rozmazanym obrazem. Takich zagadkowych przedmiotów można obejrzeć w Berlinie więcej i choć z pozoru nic ich nie łączy, to jednak wszystkie te poetyckie obiekty zdają się zadawać to samo pytanie. Pytanie o status materii. O cienką granicę między tym, co żywe, jeszcze namacalne i martwe, niedostępne, o przenikanie doskonałości z zepsuciem.


Przedsiębiorstwo Projektowania Fajnych Rzeczy U nas podział zasadniczy jest na: Filipa, Tomka i Megi. I staramy się tych granic nie przekraczać TEKST: Ewa Trzcionka, Zdjęcia: Wojciech Trzcionka


ludzie 113 Tabanda od lewej: Tomek Kempa, Megi Malinowska, Filip Ludka


Berlin Hangary byłego lotniska Tempelhof. Geometryczna, kamienna manifestacja niegdysiejszej potęgi III Rzeszy. Wewnątrz gwar i nieład. Niebawem wyrosną stoiska, wystawy i instalacje. Małgosia Malinowska ( 31 lat), Tomek Kempa ( 33 ) i Filip Ludka ( 31 ) na berlińskim festiwalu designu DMY są po raz pierwszy. Wyjadą stąd z nagrodą Pappel za najlepszą wystawę „Współczesne improwizacje”. W głowach montaż stoiska, a w dłoniach wkrętarki i młotki. Tabanda, jak się nazwali cztery lata temu, to wielka improwizacja, entuzjazm, żywioł, energia i nieustająca zabawa. – Widziałeś konstrukcję dachu? Genialna! – zachwyca się, zadzierając głowę ku górze Filip. – A mury jakie… – No. Dobrze, że ich nie docieplili – kwituje Tomek. Salwa śmiechu. Jedna, druga i kolejna. W towarzystwie tej trójki nie da się nie śmiać. Utwierdzili nas w tym kilka tygodni później. – Będziecie w lipcu na Gdynia Design Days? Zepniemy się z remontem i może urządzimy parapetówkę w nowym studio. Odwiedźcie nas!

Gdańsk Parapetówki nie było, za to była inspekcja placu budowy i niemal mistyczny spacer po okolicy. Zapomniana dzielnica Gdańska, Dolne Miasto. Rzędy ceglanych kamienic, stare zakłady, opuszczony szpital. Na murach świeże plakaty festiwalu teatrów ulicznych „Feta”. Środkiem ul. Łąkowej, pod rzędami zwyrodniałych drzew grochowca ciągną się przysypane pyłem tramwajowe tory – dowód dawnej świetności. Według Małgosi, świetność designalive.pl

jednak ma tu wrócić: – Kiedy zlikwidowali tramwaje, ta dzielnica zupełnie podupadła. Zostały jednak zakłady Batyckiego i siedziba LPP. Rano mamy tu niesamowity widok. Niedorobieni pijaczkowie szukają azylu przed światłem dziennym, a masy młodych ludzi ciągną do pracy projektować nowe torebki u Batyckiego i ciuchy dla Mohito i Reserved. Ta dzielnica jest niesamowita, ma potencjał. I wszyscy to czujemy. I choć jesteśmy z Gdańska, to odkryliśmy ją dopiero dwa lata temu przy okazji festiwalu audiowizualnego „Narracje”. Każdy z nas wtedy poczuł, że fajnie byłoby tu być. I wynajęli pierwsze wspólne biuro. Na początku to było 40 mkw. przy Reducie Miś i to dzielonych z kolegą na pół. Teraz przenoszą się na powierzchnię 12-krotnie większą, do byłej fabryki amunicji. Białe i czarne ściany, na podłodze zaimpregnowany beton. Przez spore fabryczne okna wpadają ostatnie promienie słońca. Tu będą biura projektowe. W prototypowni stoi już „ona”, maszyna CNC do cięcia sklejki. Mechaniczne serce Tabandy. – Widzisz te spawy? – wskazuje czarne „blizny” na stalowych drzwiach Filip. – Myśleliśmy, że się zmieści. Ale okazało się, że część bramy się nie otwiera. No to ucięliśmy kawałek drzwi i pospawaliśmy z powrotem. Nikt z Tabandy nie boi się ubrudzić rąk, co później potwierdzą. Tymczasem na środek wielkiej hali Tomek wnosi stół, Filip z zakamarka, który ma być niedługo niewielką kuchnią, wyciąga czerwone wino: – Wody nie mamy, ale gość w dom, Bóg w dom… Dwa-trzy toasty. I czas ruszać w drogę. Robi się ciemno, a dzielnica, wbrew pozorom kusi kulturą. – Zaraz zaczyna się niezły spektakl – namawia Megi. – Idziemy teraz grzbietem wałów obronnych z XVI wieku. Ta fosa opływa bastiony fortyfikacji Dolnego Miasta. Patrz, tak to wygląda z góry – Filip wyciąga iPhone’a, na którym zdążył wyszukać starą rycinę z zygzakowatym rysem Opływu Motławy, części nowożytnych obwarowań Gdańska. – Podobno z braku pieniędzy Gdańsk nie dorobił się innych.

Potem okazało się, że to jedne z niewielu tego typu fortyfikacji, jakie zachowały na świecie. Mówię Ci, tu będzie pięknie. Bez zadęcia, rozmawiając o Gdańsku, muzyce, sporcie, życiu, o wszystkim i o niczym, z piwem w ręce zwiedziliśmy magiczne miejsce, z którego Megi, Tomek i Filip czerpią energię. Z kroku na krok przybywało spacerowiczów, zapaliły się latarnie, tłum gęstniał. Dotarliśmy. Przypadkiem trafiliśmy na jeden z najlepszych spektakli tegorocznej „Fety” – „Symfonię Hutniczą” (Furnace Symphony) niemieckiej grupy Titanick. Błyskało, grzmiało, lśniło między ceglanymi murami starego podwórka a stokiem wału fortyfikacji. – Głośno, co? – rzuca Tomek – Widzimy się jutro? Z przyjemnością.

Gdynia Jakie były początki Tabandy? Filip Ludka: To było zaraz po studiach (Politechnika Gdańska – przyp. red.). W międzyczasie Tomek wrócił z Londynu. Pierwsze wspólne rzeczy, zanim jeszcze byliśmy marką, były prezentami dla znajomych. Wpierw, obłożony sklejką, styropianowy Fotello, później leżaki, bujane fotele. Szło nieźle, ale zastanawialiśmy się, czego nam brakuje. Była to maszyna. Zdecydowaliśmy się na technologię CNC. Megi Malinowska: To był pełny spontan. Od czynu do czynu: trzeba zrobić tamto, trzeba wymyślić nazwę, trzeba wziąć dofinansowanie na maszynę. Samą sklejką zainteresowaliśmy się podczas naszych zagranicznych wycieczek, które odbyliśmy na studiach. Może nieco wcześniej, kiedy swoją pracownię pokazał nam Roland, nasz trójmiejski sklejkowy mentor, trochę dobry wujek, artysta–eksperymentator, który odpala wszystkie okoliczne maszyny CNC. I u niego pierwszy raz zobaczyłam, jak działa taki sprzęt. To był mój pierwszy styk i pamiętam, że byłam konkretnie podkręcona. Potem wyjazd do Londynu, gdzie pracowałam i przez pół roku studiowałam w West Minster University of Architecture. FL: Tę samą szkołę skończył


ludzie 115

Nie mamy klasycznych zapędów architekta, by postawić największy „klocek” w mieście, żeby wszyscy go widzieli Tomek. A ja miałem podobną przygodę ze szkołą w Grenoble we Francji. Oprócz przyjaźni jednak powiązał nas bardzo sport. Właśnie w Grenoble, gdzie jeździliśmy na stokach, postanowiliśmy, żeby działać razem. Kiedy pierwszy raz pokazaliście swoje prace publicznie? Pamiętam pierwsze spotkanie z wami na Remade Market podczas festiwalu designu w Łodzi w 2010 roku. Tomek Kempa: Wpierw była Gdynia Design Days. To było w czerwcu 2010 roku, a my ruszyliśmy w grudniu 2009. Zimą w te kilka miesięcy powstały pierwsze modele np.: Falon, Poduszak i lampa Stołowo. Potem była Łódź. Tak naprawdę połowa naszych bestsellerów to są te pierwsze projekty. Nie czujecie, że proza życia: faktury, rozliczenia, naprawy maszyn odbierają wam czas na kreatywność? MM: Bardzo. TK: Zdecydowanie. FL: Wszystko zabiera nam czas na kreatywność. Dlatego podstawą naszej oferty są pierwsze projekty. Dopiero teraz udało nam się wszystko porządnie ogarnąć. Dojść do tego, jak produkować, jak sprzedawać? TK: Oprócz tego, że stworzyliśmy markę, to sami intuicyjnie opracowaliśmy technologicznie nasze produkty. Zdecydowaliśmy, że tniemy ze sklejki, potem pojawiło się mnóstwo pytań: jak szlifować, czy fazować? Co po lakierowaniu, co przed? To była cała seria eksperymentów. FL: Elementy, gdy są wycięte, to jest wszystko ładnie i elegancko. Ale potem przychodzi czas ich łączenia. Wszystko musi idealnie pasować. Potem trzeba redukować ilość odpadów, a jednocześnie, starać się, by np. elementy miały w odpowiednią stronę ułożone usłojenie. Czy którykolwiek z was pracował wcześniej w stolarskim warsztacie, by się tego nauczyć? TK: Właśnie o to chodzi, że nie. Jasne, w domu każdy z nas coś tam majsterkował, z rodzicami dzióbał, dłubał. Potem zaczęliśmy robić ze sklejki longboardy. Takie nieustanne ZPT (Zajęcia Praktyczno–Techniczne, niegdyś przedmiot

w szkołach podstawowych – przyp. red.). FL: Dużo mi dały studia w Grenoble. Rok był podzielony na projekty wykonywane w czterech materiałach: w drewnie, w stali, w laminatach i w ziemi pod różnymi postaciami: od gliny aż po beton. Z każdego materiału robiło się oddzielny projekt w skali 1:1, ręcznie, w wielkiej pracowni. W jaki sposób dostaliście się na zagraniczne studia? Poprzez stypendia, programy typu Erasmus, czy sami opłacaliście naukę? TK: Za naszych czasów Erasmusów jeszcze nie było. FL: Co ty mówisz? Ja byłem z Erasmusa. TK: Acha… Ja płacić musiałem, ale miałem też dofinansowanie z rządu brytyjskiego. Zanim w Londynie zaczęliście studia, to czym się zajmowaliście? Klasyczną „pracą na zmywaku”? TK: Nie! No ja, to byłem najprawdziwszym barmanem! MM: A ja owszem, zasuwałam na zmywaku. TK: No dobra, gdzieś, kiedyś, zaliczyłem jakiś zmywak, ale głównie byłem barmanem, przez ładne cztery–pięć lat. I wtedy się wydarzyło bardzo wiele, bardzo ciekawych rzeczy… I to, że dzisiaj tu jesteśmy i robimy to, co robimy, to jest zasługa tych wyjazdów za granicę. Inaczej każdy z nas zasuwałby w jakimś nudnym biurze. MM: Wszystko, co tam się wtedy wydarzyło to wspomnienie dość harcore’owe z dobrymi konotacjami. Bardzo intensywne, mocne. Przeżyłam tam naprawdę wszystko: od euforii po totalną załamkę. Ale, z perspektywy czasu, to był najbardziej pouczający rok, jeśli chodzi o samodzielność, organizację pracy, rozwój osobowości, szukanie planu na siebie i odkrycie projektowania itd. Wszyscy jesteście po architekturze, a zajmujecie się małymi formami, nie żal wam trochę architektury? MM: No, przecież zbudowaliśmy Terminal! (kontenerowe miasteczko, tzw. Terminal Designu na Gdynia Design Days – przyp. red.) TK: Takie rzeczy chcielibyśmy

najbardziej robić. To jest stale architektura. Niewielka, ale jest. Nie mamy klasycznych zapędów architekta, by postawić największy „klocek” w mieście, żeby wszyscy go widzieli. To dziś już jest uważane za bezwstydne i trochę jak kupowanie samochodu terenowego, by jeździć nim po mieście. FL: Małe formy architektoniczne są tylko przerywnikami, między mebelkami, które jednak kręcą nas najbardziej. Każdy z nas za granicą miał swój pierwszy większy projekt. Po Grenoble wyjechaliśmy do Innsbrucku na rok, gdzie pracowaliśmy na stokach jako instruktorzy. A mi się przytrafił projekt wnętrza sklepu snowboardowego. Wszystkie meble robiliśmy sami. Potem Tomek zrobił dla klienta stoisko na ISPO (największe międzynarodowe targi sportowe w Monachium – przyp. red.), teraz znów robiliśmy tam stoisko dla marki Majesty. Wielu projektantów nie lubi albo nie chce brudzić sobie rąk w warsztacie. U was jest zupełnie inaczej. TK: Dla nas to podstawa od samego początku. W okresie insbruckowym wpadła mi nawet do głowy myśl, że nie chcę już być architektem, tylko stolarzem. Myślałem poważnie, żeby pójść do szkoły zawodowej i nauczyć się pracy z drewnem. FL: Mnie w pracę z drewnem wprowadził tata. Jest projektantem, uczy na ASP w Gdańsku (dr Krzysztof Ludka – przyp. red.). Z nim, od 16. roku życia wyjeżdżałem do Francji i tam np. budowaliśmy dom. Nosiłem pustaki, murowałem, robiłem więźby dachowe z drewna. Tam spodobał mi się ten brud i praca z materią. TK: To były „więźby rodzinne”! Wspólnie prowadzicie biznes, przedsiębiorstwo… TK: …Przedsiębiorstwo Projektowania… MM: …Przedsiębiorstwo Projektowania Rzeczy… TK: …Fajnych Rzeczy! O! Przedsiębiorstwo Projektowania Fajnych Rzeczy. Zapisuję! FL: …P.P.F.R. Tabandex! Chciałam zapytać, czy macie w firmie jakiś podział obowiązków? TK: Podział zasadniczy jest na: Filipa,


116 ludzie

Ciągle do mnie nie dochodzi, że ludzie podziwiają nasze rzeczy, chcą je mieć, kupują! Tomka i Megi. I staramy się tych granic nie przekraczać. A, poza tym, Filip świetnie dogaduje się z panią księgową. Megi ma najwięcej do czynienia z klientem. Jest po prostu najładniejsza. My z Filipem też próbowaliśmy i nie chcieli z nami gadać. MM: Moje obowiązki wynikają również z tego, że miałam najmniejsze doświadczenie warsztatowe. Jeszcze w Sopocie, w pierwszej siedzibie, wszyscy na równi pracowaliśmy przy naszej manufakturze. Ale mi wychodziło najgorzej. FL: Coś ty?! Projekt Poduszak tylko ty potrafiłaś zrobić. Nikt inny nie miał do niego cierpliwości. TK: Poza tym, te nasze pierwsze projekty były mocno aprodukcyjne. Nikt poniżej wykształcenia technicznego, wyższego nie był w stanie tego zmontować. MM: Faktycznie i miałam wrażenie, że już zawsze będziemy siedzieć w tym warsztacie, bo nikomu nie będziemy w stanie wytłumaczyć, jak zrobić nasze produkty. Początek taki był, w warsztacie – sercu tętniącym odgłosem maszyny. Cieszyło nas, że możemy coś wyciąć, złożyć, wyszlifować i, że to działa. To był totalny zapłon! Potem pokazaliśmy publicznie projekty i zaczęły się schody: zapytania, zamówienia, wystawy. I co dalej? Jak to sprzedawać, promować, wytwarzać w większych ilościach? Jestem pewna, że, gdybyśmy wtedy mieli świadomość, jak to profesjonalnie powinno wyglądać, to byśmy się tego szaleństwa nie podjęli. Ale krok po kroku zaczęliśmy ogarniać. Samo zaczęło się krystalizować: co, kto ma robić? I tak się po prostu stało, że to ja najwięcej siedzę przy komputerze. Z kolei Tomek z Filipem są już zmęczeni siedzeniem w warsztacie. Ale mam nadzieję, że niebawem nasz warsztat stanie się czymś na kształt prototypowni, a produkcja wyjedzie na zewnątrz. FL: Nauczeni na błędach z przeszłości, tak teraz projektujemy, by produkty były łatwe w wytworzeniu. Najnowszy stół Maciek i krzesło Diago właśnie takie są. Przy tych produktach jesteśmy w stanie wytwarzać większe ilości, bez nadzoru. MM: Gdy teraz nas słucham, to widzę, że jesteśmy przykładem ludzi, którzy designalive.pl

przechodzą wszystkie etapy. Od totalnej euforii, od pomysłów, które, umówmy się, nie były do końca dobrze przemyślane. Od zupełnej niewiedzy o tym, co to jest firma i jak to się prowadzi? Wskoczyliśmy w to bez opamiętania. Teraz przychodzą kolejne etapy. Uczymy się na błędach, cały czas się rozwijamy i wychodzi nam to coraz lepiej. A początek, to był zupełny klasyk z początkiem w garażu. Twarze Tabandy są trzy. Kto jeszcze z wami pracuje? FL: Jest z nami Łukasz Milanowski, którego poznałem w Grenoble. Zajmuje się promocją i sprzedażą w kraju i za granicą. W warsztacie wspomaga nam nasz przyjaciel Jarek. Jest z nami też stażystka, Maryśka, która działała mocno przy wystawie „Współczesne Improwizacje”. Teraz jeszcze szukamy odpowiedniego pracownika na stałe. Patrząc na wasze produkty, profesjonalnie przygotowane cenniki, katalog, sieć sprzedaży, aż trudno uwierzyć, że jest was taka garstka. TK: Dziś wiele firm tak działa i tak wygląda. Wiele marek już popartych na rynku to firmy, które składają się z trzech–czterech osób, a sprzedają na cały świat. To marki, które są niszowe i zawsze będą niszowe, bo taki jest ich cel. Jak widzicie siebie za kilka lat? MM: Teraz mamy nową lokalizację. Osobiście czuję, że tam wiele się wydarzy. Szkoda, że nie widzieliście naszego starego biura. Jeszcze rok temu to była nasza wielka duma i krok milowy, bo dorobiliśmy się miejsca, gdzie normalnie przychodzi się codziennie rano do pracy. Z perspektywy roku to jest już dla nas przeszłość. Nowa pracownia jest dużo większa, zakłada łączenie sił i dzielenie miejsca z innymi kreatywnymi ludźmi. Część z nich zajmuje się pokrewnymi rzeczami, część nie i czasem z tego braku pokrewności może wyjść coś naprawdę ekstra. TK: Teraz mijają cztery lata od naszych początków. Nie mogę uwierzyć, że jest tak, jak jest! A najbardziej zaskakujące jest to, że jako ludzie jesteśmy dokładnie tacy sami, jak wtedy: normalni znajomi,

którzy mają swoją pasję i robią, co lubią. Ciągle do mnie nie dochodzi, że ludzie podziwiają nasze rzeczy, chcą je mieć, kupują! A to po prostu samo się dzieje: wstaję rano, idę do pracy, zaczynam projektować, robić krzesła, sprzedawać, organizować i to jest kompletnie normalne. Tomek i Megi jesteście parą i przebywacie z sobą niemal 24 godziny na dobę. Wytrzymujecie? FL: Ja nie odczuwam w pracy tego, że oni są parą. MM: Tabanda to nasze zadanie do wykonania i to kolejna rzecz, która wyszła i wychodzi bardzo naturalnie. A każdy z nas ma swoje sportowe uzależnienie i azyl. Ja obecnie najintensywniej gram w tenisa, ale zdarzało mi się robić przeróżne rzeczy. TK: Przykładowo Małgosia w 1997 roku była Mistrzynią Polski w Kung Fu, dlatego ja jestem taki skryty i zamknięty w sobie. FL: Tak naprawdę wszyscy mamy swoje sportowe odskocznie i one zdecydowanie pomagają odpocząć od siebie. Ja z Tomkiem zimą mamy snowboard, a teraz mocno jeździmy na rowerach. Gdzie nad morzem jeździ się na desce? TK: Tam gdzie na rowerach, downhillowych oczywiście, nie w jakichś tam obcisłych lycrach. Całe Trójmiasto schowane jest wśród morenowych pagórków. W promieniu 60 km mamy sześć stacji narciarskich, tam jeździmy zimą na desce, a latem na rowerze. Odpoczywamy od pracy i od siebie. Ten rok jest wasz. Jedna za drugą przychodzą wyróżnienia, nagrody, zlecenia i dobre recenzje. Do tego macie na głowie remont, przeprowadzkę, produkcję. Projektowanie leży. Nie czujecie presji, by na fali sukcesu wpuszczać kolejne nowości? TK: Nie… Tak… Trochę. MM: Bez sensu jest tworzyć na ilość, na tym nam nie zależy i taka postawa na przekór konsumpcji jest argumentem. TK: Jednak, jeśli przestaniemy projektować nowe rzeczy, produkować je i sprawdzać, jak zachowują się na rynku, czy się podobają, to przekreślimy sens naszego istnienia. Ej… strasznie padać zaczęło, wracajmy na imprezę.


DZIAŁ 117

diago krzesło w produkcji

designalive.pl


zdjęcie: dzięki uprzejmości maarten baas studio


ludzie 119

Syn pastora

Grał na gitarze, nosił długie włosy i pisał wiersze. Długo, instynktownie szukał swojej ścieżki. Zachęcony przez ojca, by próbował sam odnaleźć swój sposób na życie, stał się jednym z najciekawszych europejskich projektantów młodego pokolenia. Maarten Baas w rozmowie z Ewą Trzcionką

N

iezwykle miło spotkać chłopaka, którego kreatywność wyrosła w miłości i rodzinnym zrozumieniu. Nie była efektem buntu, nie była sposobem na udowodnienie światu, że jednak potrafię. Nie była eksplozją skrywanego, bo nierozumianego, talentu. Wręcz przeciwnie. Wspierany, uczony od dziecka otwartości szukał własnej ścieżki i sposobu na życie. Spokojny, uśmiechnięty. Maarten Baas ma urodę chłopczyka i opinię awangardzisty, choć wcale się na nią nie sili. Zwyczajnie, robi to, co robił od zawsze, a świat właśnie do niego powoli dobiega. Pracuję już ponad 10 lat. Nigdy nie zmierzałem w stronę ilości, zawsze najważniejsza była jakość. Nie zastanawiam się teraz, w jaką stronę zmierza świat i rynek, tylko podążam swoją drogą. Małe ilości, ręczna robota, unikalność. Może to dziś globalny trend, ale ja w taki sposób pracowałem od zawsze. Może teraz będzie ci łatwiej być rozumianym i kupowanym?

O tak, z pewnością. Choć, jest coś, co niełatwo zmienić. Coś czego ludzie nie rozumieli i nadal nie rozumieją. Stale słyszę o porównywaniu. I choć wszyscy już akceptują, że obiad w restauracji z gwiazdką jakości Michelina jest droższy od bułki w McDonaldzie, to nadal nie są w stanie pojąć, że są krzesła znacznie droższe od tych z Ikei. Że kosztują 800 euro a nie 50. Tego przestawienia w mentalności jeszcze nie widzę. Szkoda, bo różnica jest logiczna. Moje krzesło wymaga wiele atencji, ręcznej pracy, jak w dobrej restauracji. Tworzenie obiektów z pogranicza sztuki i rzemiosła jest w jakiś sposób szczególne? Kiedy zacząłem pracować w glinie, główną myślą było tworzenie naiwistycznych form w bardzo dziecinny, prosty sposób. Nie było mowy o jakichś przygotowaniach, wstępnych szkicach, czy komputerowych renderach. Nie było form. Po prostu zaczęliśmy w warsztacie bawić się gliną. Wyszły pierwsze modele, które potem próbowaliśmy reprodukować. Projektując, pracujesz sam, czy masz pracowników?

To rzadko spotykane, ale u mnie granica pomiędzy projektowaniem a wytwarzaniem jest płynna. Pracuję z rzemieślnikami, wiele się od nich uczę. Taka kooperacja zwykle jest bardzo interaktywna. Dowiadujemy się wiele o ograniczeniach i możliwościach techniki i materiału. Słuchamy się i potem dalej improwizujemy. To zupełnie inny proces niż w klasycznym przemysłowym wdrożeniu nowej formy. Kiedy współpracowałem z producentem przemysłowym, historia zawsze była taka sama, mówili: „Daj nam rysunki, a my to dla ciebie zrobimy”. Zwykle wtedy byłem troszkę zmieszany. Mówiłem, że nie mam rysunków, że chciałbym poznać technologię, dowiedzieć się, jak wszystko tu działa. Zadawałem mnóstwo pytań, o materiał, o procesy, o możliwości. Chciałem wszędzie zaglądnąć i współdziałać na bieżąco. Byłem zwykle kłopotliwy, bo niewiele producentów lubi, czy umie w taki sposób pracować. A my tak właśnie działamy: tworzymy na bieżąco, próbujemy, łączymy moje umiejętności z umiejętnościami fachowych designalive.pl


Tym projektem Maarten Baas dołączył do projektu charytatywnego „Chair for Charity”. Krzesło zostało zlicytowane na aukcji designu w Hadze

designalive.pl


ludzie 121

rzemieślników. Ale nigdy nie rysujemy. Działamy zawsze na żywo w kontakcie z materiałem. Rzemiosło nowej ery. Bardzo lubię tak o sobie myśleć. Choć przyznam, że sam nie jestem zbyt zdolny manualnie. Pracuję z ludźmi, którzy są w tych technicznych sprawach zdecydowanie lepsi ode mnie. To dlatego tak często mówisz w liczbie mnogiej. „Maarten Baas” to nie tylko ty, ale to zespół? To praca podobnie, jak przy robieniu filmu. Jest reżyser, który decyduje o rolach bohaterów, nakreśla ogólny klimat, ale są też aktorzy, którzy mają wpływ na ich ostateczny wyraz i charakter. I tak pracuję w naszym zespole z rzemieślnikami. Ja daję pomysł, jak coś powinno wyglądać, ale wiele potem zależy od nich, więc to proces bardzo wspólny. Jak wyglądała twoja droga do bycia projektantem. Olśnienie? Marzenie z dzieciństwa? Przypadek? Trochę mi to zajęło, zanim dowiedziałem się o takiej profesji jak projektant. Widzisz, być strażakiem czy pilotem to są dla dzieciaka sprawy bardzo oczywiste. Te zawody są jasne i czytelne. Kiedy byłem mały, nie miałem pojęcia, że istnieje zawód projektanta. Wiedziałem natomiast, że chcę iść w stronę tworzenia. Trochę grałem na gitarze w kilku zespołach. Nie byłem chyba w tym najlepszy… w każdym razie moi koledzy byli lepsi! Potem zajmowałem się słowem, pisałem. Dopiero po czasie odkryłem, że istnieje zawód projektanta. Miałem wtedy około 15 lat i pomyślałem, że to by było coś dla mnie. Czy Maartena Baasa można gdzieś posłuchać? Istnieją może jakieś nagrania? (Śmiech) O rany, mam nadzieję,

że nie! Lepiej oglądać moje prace, niż słuchać grania, uwierz! Skąd u ciebie ta kreatywność? Co cię zainspirowało – otoczenie z dzieciństwa, a może kreatywni rodzice? Pewnie wszystko po trochę. W zasadzie nie ma jednego miejsca, które mogłoby mi się kojarzyć z dzieciństwem i dorastaniem, to zlepek wspomnień wielu miejsc. Moi rodzice są Holendrami, ale urodziłem się w Niemczech, gdzie akurat wtedy mieszkali. Potem przenieśliśmy się na południe Holandii, następnie bardziej w centrum kraju. Kiedy zacząłem studia w Akademii Projektowania, zamieszkałem w Eindhoven. Rodzice natomiast nie mają nic wspólnego z kreatywnymi zawodami. Mama jest nauczycielką w szkole podstawowej. Uczyła swego czasu również mnie. Specjalizuje się w nauczaniu indywidualnym, szczególnie lubi uczyć dzieci z problemami. Zawsze dawała z siebie więcej niż inni. A tata jest pastorem w kościele protestanckim. Więc co niedzielę musiałem chodzić do kościoła i słuchać tych wszystkich… historii. Mówisz, jak byś nie był wierzący. Nie jestem. Ojciec mocno wpłynął na mnie swoją życiową postawą, ale nie w sensie religijnym, lecz tym, jaki był jako człowiek. Miał niezwykle otwarty umysł. To, że był pastorem zawsze nakreślał nam, dzieciom jako zawód, który wykonuje. Oczywiście w praktyce miało to pewne przełożenie na nasze życie. Zwłaszcza w małych miasteczkach nasza rodzina była pod lupą. Ludzie dziwili się na przykład, że syn pastora nosi długie włosy. Ale nie wzrastaliśmy z Biblią. Nie byliśmy wychowywani przez ojca według

nakazów i zakazów płynących z Pisma Świętego. W tej kwestii był bardzo wyluzowany i powiem więcej, stymulował nas byśmy umieli szukać własnych teorii na temat Boga i religii. Dlatego uważam, że wychował nas bardzo dobrze, niestety już odszedł. Co myślał na temat tego, co robisz? Nie wolałby, byś miał tzw. porządną pracę? Nie, absolutnie. Wręcz przeciwnie, bardzo wierzył we mnie i wspierał w tym, co robię. Podobnie jak mama, która ma w swoim salonie kilka moich mebli, m.in. czarny stolik kawowy, który powstał właśnie dla niej. Bardzo lubi słuchać o tym, co akurat robię i co planuję. A nam zdradzisz swoje plany? Pracuję nad kilkoma projektami, również nad sporym projektem architektonicznym. Projektuję cały budynek z przeznaczeniem publicznym w Holandii. To, co rozwijam w projektowaniu mebli, chciałbym również wdrożyć w tym projekcie. By rygorystyczne zasady funkcji pozornie ustąpiły pierwszeństwa organicznemu nieładowi. To był wyjściowy pomysł do pracy nad budynkiem. Szukam jednak balansu. Sam zadałem sobie pytanie, jak bym się czuł, gdyby wszystkie ściany były takie płynne i szalone jak krawędzie moich krzeseł. Zrobiło mi się niedobrze od samego myślenia o tym (śmiech). Dlatego tak ważne będzie wyważenie proporcji. Moim ideałem jest coś, co jest bardzo funkcjonalne, a wygląda jak jeden wielki bałagan. Przyznam się, że jestem obsesyjnie uprzedzony do rzeczy, które wyglądają ascetycznie i porządnie, a są totalnie niefunkcjonalne. Ja zrobię odwrotnie!


122 ludzie Braun RT20 Dieter Rams 1961

DAS programm Nigdy go nie spotkał, choć o jego projektach wie wszystko. Na co dzień korzysta z produktów jego autorstwa: adapteru, zapalniczki, kalkulatora. Peter Kapos, obsesyjny kolekcjoner oraz jego idol, Dieter Rams TEKST: ANGELIKA OGROCKA, ZDJĘCIA: das programm


Peter Kapos czyli połowa Das Programm, a także badacz naukowy i kolekcjoner

P

rzechadzając się po jednym z europejskich festiwali designu, przesyceni już nieco krzesłami z gładzonego drewna i odwołującymi się do estetyki modernizmu lampami, natrafiamy na małe stoisko i ciekawą postać w szarym laboratoryjnym uniformie. Olśnienie. Okazuje się, że ten niepozorny punkt to kawałek historii jednego z największych przedsiębiorstw europejskich, która opowiedziana jest... produktami. Wszystko to za sprawą Petera Kaposa, londyńskiego badacza, naukowca

oraz zapalonego kolekcjonera. Zafascynowany projektami Dietera Ramsa tworzonymi dla marki Braun rozpoczął ich gromadzenie, potem wymianę i sprzedaż pod szyldem Das Programm. Skąd taki pomysł? Ojciec Kaposa, architekt, w czasach studenckich zakupił od znajomego adapter SK 5 Phonosuper. Jego wartość, późniejszy piewca Ramsa dostrzegł, gdy nastały czasy kultu walkmanów. Przy jaskrawożółtych odtwarzaczach Sony i jemu podobnych, projekt marki Braun zdecydowanie się wyróżniał. Następnym krokiem było zbieranie braunowskich zegarków. By w końcu, po obronie pracy

doktorskiej na temat idealizmu niemieckiego i Kanta, zagłębić się w filozoficznej historii Brauna oraz wpływu funkcjonalizmu szkoły designu w niemieckim Ulm. Ulubionym okresem z kolekcji zebranej przez Kaposa są lata 1955–1969, choć obejmuje ona okres od 1955 do 1995 roku, kiedy to projekty były odkrywcze, a przy tym uniwersalne. – To był złoty czas – jak sam podkreśla. Kolejne realizacje trochę zatraciły swój charakter, ponieważ przejęcie części firmy przez Gillette spowodowało, że zaczęto obniżać koszty produkcji. Stopniowo jakość produktów pogarszała się, a one same były tylko redefinicją poprzednich. designalive.pl


124 ludzie Braun Lectron System Jurgen Greubel 1967

Braun dlc 20 Dieter Rams i Dietrich Lubs 1976

Braun mach 2 Dieter Rams i Florian Seiffert 1971

Braun et 22 Dieter Rams i Dietrich Lubs 1976

Dekalog Ramsa oraz maksyma: „mniej, ale lepiej” to obowiązkowy pacierz każdego projektanta Dieter Rams początkowo studiował architekturę i dekorację wnętrz w Werkkunstschule w Wiesbaden, którą zawiesił, wyjeżdżając, by zdobyć praktykę stolarską. W 1953 roku ukończył studia z wyróżnieniem, a już dwa lata później pracował w firmie Maxa Brauna wytwarzającej wzmacniacze, radioodbiorniki i gramofony, która konsekwentnie powiększała swoją ofertę. Najpierw projektował wnętrza, później produkty, by w końcu stać się dyrektorem wykonawczym marki. Trafił tam w czasie, gdy potrzebowała stworzenia spójnego stylu. – Rams miał kompletną wizję, przed nim Braun produkował ciekawe rzeczy, jednak designalive.pl

o różnorodnym stylu – zaznacza Kapos. A wszystko to stosując zasadę: „mniej, ale lepiej”, co obrazują ascetyczne projekty o surowej estetyce, ale łatwej obsłudze, które zachwycają kolejne pokolenia. Drugim przedsiębiorstwem, z którym równolegle współpracował Rams, była firma meblowa Vitsœ prowadzona przez Nielsa Wiesa Vitsœ oraz krótko przez Otta Zapfa. Do najbardziej charakterystycznych realizacji znanego projektanta należy 606 Universal Shelving System, czyli modułowy system regałów. Charakteryzuje się tym, iż może być zmieniany i regulowany w zależności od potrzeb użytkownika – niezwykle

innowacyjny, jak na tamte czasy. Rok temu w czasie przyjęcia z okazji osiemdziesiątych urodzin Rams ogłosił, że od 2013 roku wyłączną licencję na wzory mebli jego projektu ma owa marka. Kapos traktowany jest jako znawca projektów Ramsa, a przy tym Brauna i Vitsœ. Jego wąska specjalizacja zaczęła być dostrzegana i rozumiana, gdy na fali popularności sprzętów marki Apple w ich estetyce zaczęto dopatrywać się mocnych inspiracji projektami Brauna. Kolekcjoner, odnosząc się do sprzętów spod znaku „Jabłka”, nazywa je swego rodzaju frankensteinowską rekonstrukcją, gdyż wykorzystała ona tylko


Braun g12 Hans Gugelot 1955

Braun sk 61 Hans Gugelot i Dieter Rams 1961

606 universal shelving system Dieter Rams 1960

Przełomowe było potraktowanie radia jako mebla, nieodłącznego elementu życia codziennego kilka elementów idei pierwowzoru, łącząc je w znany użytkownikom na całym świecie layout. Łączenie bieli z czernią i szarością, opływowe, proste kształty, łączenie estetycznej strony z tą funkcjonalną – to wszak wizytówki stworzone w Niemczech kilkadziesiąt lat wstecz. Kolekcja Das Programm powstaje poprzez przeszukiwanie aukcji internetowych, wymiany z innymi pasjonatami. Podobno domy, nie tylko niemieckie, pełne są eksponatów w doskonałym stanie. Na potwierdzenie Kapos otwiera jedno z licznych pudełek na stoisku i wyciąga solidną, stołową zapalniczkę z czarnego tworzywa

i szczotkowanej stali. – To oryginalne opakowanie zawiera sprzęt, który nigdy nie był używany, choć ma ponad 40 lat. W całych Niemczech można spotkać wiele takich produktów, często nienadgryzionych zębem czasu – zapewnia. Zapytany, z czym nie mógłby się rozstać, z czułością wskazuje gramofon G 12, jedno z pierwszych urządzeń Brauna oraz ścienny systemem audio TS 45 / L 450. Pomimo tego, prócz zgłębiania się w filozofię projektów, zajmuje się także sprzedażą oraz wypożyczaniem tychże produktów. Wystarczy tylko skontaktować się z nim lub Chrisem Iresonem, twórcami strony Das Programm,

by uzyskać dalsze informacje na ten temat. Rzadko można spotkać kogoś o takiej determinacji. Pasja Petera Kaposa nawiązuje do dawnego kolekcjonerstwa, lecz on nadaje jej nowy charakter. Nie chowa produktów, lecz pokazuje ich piękno przez, nota bene, wirtualna witrynę. Zbiory mnoży, wymienia się nimi i dzieli. Zaprzecza tym samym idei muzeów czy galerii, które pozwalają tylko patrzeć na eksponaty ze sporej odległości. Oddaje hołd samemu Diterowi Ramsowi, który przecież nie tworzył eksponatów dla elit, lecz demokratyczne sprzęty dla ludu. www.dasprogramm.org , www.braun.com designalive.pl


moc słabości

126 Dział

W kilku punktach, to, co mnie dookreśla i ma znaczenie. Szczerze opisany, mój świat przedmiotów i nie tylko Przemo Łukasik architekt Medusa Group

Okulary

Korekcyjne i słoneczne, zawsze patrzą na mnie z wystaw i, choć mam ich w nadmiarze, to zawsze oglądam się za nimi. Lubię, te bardzo wyraziste, o mocnych i zdecydowanych ramkach. Unikam popularnych i rozreklamowanych, szukam mniejszych manufaktur i tych, których włożenie wiąże się z pewnego rodzaju odwagą. Aktualnie noszę oldskulowe, z czarnymi, ogromnymi ramkami. Kupiłem je w jednym z nowojorskich małych butików z rzeczami używanymi. Przypominają pewien generalski, popularny w stanie wojennym, znienawidzony model. Zakładając je, czuję, jakbym nosił na nosie sporych rozmiarów rower, ściągam gdy zakładam kask. Kask POC Tempor Time Trial, 1 596 zł, www.pocsport.com

Zegarki

Ich funkcjonalność zepchnięta została przez wszędobylski smartfon. Są dziś bardziej męską biżuterią, dodatkiem. Kocham ich kształty, wielkość, materiał, z którego są wykonane. Nie mam na myśli, drogocennych, udekorowanych kopert i ręcznie robionych mechanizmów, ale nagi nadgarstek mi przeszkadza. Nie wierzę w to, że prezentują autentyczny stan posiadania właściciela, a jak pokazały ostatnie miesiące bywają zmartwieniem samego Premiera. Mam ich wiele, ale nie klasyfikuję ich okazjami, dla jakich należy je włożyć. Zmieniam nierytmicznie, często przewrotnie, kontrastując z ubiorem i okazją. Mój ukochany Bell & Ross najczęściej opina nadgarstek, ale często jego miejsce zajmuje kolorowy, plastikowy Casio czy Suunto, mój treningowy przyjaciel. Bell & Ross Aviation BR 01–92 46 mm, 10 200 zł, www.bellross.com

Walizki

To służbowy niezbędnik architekta–podróżnika, w który zapakować trzeba niezbędne minimum. Waga, sztywność i charakter aluminiowej kubatury, gdzieniegdzie już z widocznymi zarysowaniami i wgnieceniami, utożsamia się z użytkownikiem. Podobnie jak aluminiowa Rimowa, na której odciskane są wszystkie trudy podróży, tak też jej posiadacz, nie zawsze ogolony i wyspany, nie przejmuje się życiowymi zmarszczkami. Rimowa Topas Multiwheel, 1 850–3 100 zł, www.rimowa.de

Aparat fotograficzny

Przedmiot, o którym często myślę, który często mam przy sobie. Jest jak szczoteczka do zębów, zawsze zapakowany do walizki. To hobby, zabawa, czasem na poważnie. To kadr, w którym zamykam ukochane miejsca, ludzi (moje dzieciaki, ukochaną żonę), ale też kadr, przez który zdradzam swoją zawodową pasję do kubatury, koloru, kompozycji. Pozwala utrwalić wspaniałe chwile, nie zawsze przechowane przez pamięć. To oczywiście instrument o określonym kształcie, ciężarze i historii. Od kilku lat rozkochany jestem też w dalmierzu. Jest nieduży, mało rzuca się w oczy (większości), nie jest za lekki, czasem bywa mało praktyczny, ale jest… kultowy. Jak to Leica. Tak, jestem Leica–maniakiem. Leica M9 z obiektyw Summarit 50 mm, 22 000 + 5 000 zł, www.leicastore.pl

Rower

A może bardziej rowery! Tak, to oczywista choroba, na którą zapada się nagle i nie ma na nią antidotum. Kocham je za prostotę i złożoność zarazem. Te najbardziej skomplikowane – z zawieszeniem pneumatycznym, hamulcami tarczowymi i amortyzatorami tłumiącymi największe głazy podczas szaleńczego zjazdu. Te precyzyjne – najlżejsze, z technologicznymi rarytasami, same z siebie odessane, które podmuch wiatru wymiata spod kolarza; cienkie jak żyletka, na które nie wypada wsiadać bez ogolonych nóg. Oraz te najprostsze – purystyczne, które są najczystszą syntezą, gdzie napęd jest zarazem hamulcem, a źle naciągnięty łańcuch śmiertelnym zagrożeniem. Mam je wszystkie! Od zjazdówki, „koła do dirtu”, szybkiej szosówki i anorektycznej czasówki, aż po „ostre koło”. Lecz dzisiaj kocham się bez reszty w czasówce, na której próbuję walczyć z samym sobą w zawodach Iron Man. Cervélo P5 Three Sram Red, 25 000 zł, www.cervelo.com

zdjęcia: przemo Łukasik, portret: jacek poręba

Buty do biegania

Jeżdżą ze mną wszędzie. Są oczywiście sposobem na budowanie kondycji, niezawodnym trenażerem, pigułką na kaca, rozgrzeszeniem za kulinarne grzechy, ale przede wszystkim sposobem na pozbieranie myśli. Kiedy rano wychodzę pobiegać, moim jedynym celem jest dopilnować, aby rozpisany przez trenera wysiłek dokładnie zaliczyć, aby utrzymać odpowiednie tempo, puls. Ale podczas biegu, niezamierzenie rozwiązuję krzyżówki swojego życia, układam plany, wpadam na ciekawe pomysły, modlę się. To nie wszystko, choć i tak dużo, jak na poranek. Buty do biegania pozwalają mi zwiedzać, zaglądać w miejsca, w których nigdy nie byłem, które mijałem, a które były tuż obok. Kiedy pakuję je do walizki, zawsze wspominam mojego starszego kolegę – zmarłego tragicznie Stefana Kuryłowicza. To Funio, któregoś dnia, podczas wieczornej kolacji na krakowskim Kazimierzu, doradził mi tą zdrową filozofię. Dziękuję Stefan! Newton Distance, 520 zł, www.newtonrunning.com


must DZIAĹ have 127

designalive.pl designalive.pl


128 promocja

Mazda inspiruje

Mazda w Polsce to nie tylko samochody, ale też konkurs Mazda Design organizowany od kilku lat, w którym japoński koncern wspiera młode talenty i polskich projektantów, inspiruje do tworzenia nowych form przełamując utarte konwencje

2

1

W

tym roku odbyła się już jego czwarta edycja. Zadaniem uczestników było zaprojektowanie torby inspirowanej motywem stylizacji najnowszych modeli Mazdy – KODO: Dusza Ruchu. Na konkurs napłynęło 355 projektów. – Konkurs był doskonałą okazją m.in. do zgłębienia „tajemnicy wszystko mieszczącej damskiej torebki”. Wśród zgłoszonych prac pojawiło się wiele zabawnych rozwiązań, np. pozwalających uporządkować jej przestrzeń – uśmiecha się Janusz Kaniewski, przewodniczący jury. Grand Prix zdobył Hubert Dąbrowski, tegoroczny maturzysta Państwowego Liceum Plastycznego w Bydgoszczy. – Ta torebka jest jak kuchnia fusion: zaprojektowana dla kobiety, ale przez mężczyznę. Delikatny klasyk „małej czarnej” opakowany w technologiczną designalive.pl

Od lewej: Janusz Kaniewski, przewodniczący jury konkursu Mazda Design, Hubert Dąbrowski - laureat Grand Prix 2013 i Łukasz Paździor, dyrektor zarządzający Mazda Motor Poland.

konstrukcję z metalu – dodaje juror. W 2012 roku uczestnicy konkursu Mazda Design stanęli przed wyzwaniem zaprojektowania innowacyjnego miejsca parkingowego lub sprzętu sportowego. Zwyciężyli Agnieszka Wyrwas, która zaprojektowała Splash Parking, czyli miejsce parkingowe dla Mazdy CX-5 oraz Jan Godlewski – za projekt sanek inspirowanych stylizacją Mazdy CX-5. Rok wcześniej uczestnicy konkursu mieli za zadanie zaprojektować flakony dla perfum Zoom-Zoom skomponowanych przez Kayah. Grand Prix zdobył Jan Maciej Kochański. Pierwszy zaszczytny tytuł Grand Prix Mazda Design w 2010 roku uzyskał Fryderyk Zyska, który inspirując się ciałem kobiety zaprojektował samochód przyszłości zasilany energią elektryczną. www.mazdadesign.pl


1. TorbA KODO projekt Huberta Dąbrowskiego. 2. Miejsce parkingowe dla Mazdy CX-5 autor Agnieszka Wyrwas. Nagroda Grand Prix 2012 w kategorii miejsce parkingowe. 3. Perfumy Zoom-Zoom zapach męski. Projekt Jan Kochański. 4. Sanki dla Mazdy CX-5 autor Jan Godlewski. Nagroda Grand Prix 2012 w kategorii sprzęt sportowy. 5. Samochód elektryczny autor Fryderyk Zyska.

3

4

5

designalive.pl


bezbłędne Koło

Jedni błędów unikają, inni błądzą na potęgę, spodziewając się niespodziewanego. Kto wygra wyścig? Kto wzniesie w górę palmę pierwszeństwa? Kto się potknie i przeleci po nim motoryzacyjny peleton?

D

ojrzałość projektowa to uczenie się na błędach. Duże, strategiczne centra badawcze opłacane przez państwo w USA wykonują projekty w większości nieudane. Gdyby większość udawała się, byłby to sygnał alarmowy, że program jest za mało ambitny. Na marginesie głównego nurtu, niejako niechcący, raz na dekadę powstają wynalazki najciekawsze: internet, żółte karteczki post-it, nutella. Najpopularniejszy, używany do dziś brytyjski silnik V8 powstał właśnie w USA w latach sześćdziesiątych. Był zbyt nowoczesny, lekki i kompaktowy i wyglądał niepoważnie w przepastnych komorach silnikowych buicków i oldsmobile’ów. Został więc sprzedany do Wielkiej Brytanii. Plastik do iPodów został wygrzebany z kontenera na śmieci laboratorium opracowującego karoserię Smarta. Są i bardziej pocieszne przykłady: prototyp końcówki tłumika Mini Coopera to znaleziona w modelarni, pomalowana na srebrno puszka od piwa. Błędy kosztują bardzo dużo. Ale co jest błędem? Mercedes stworzył zbyt trwały model 124 i przez wiele lat klienci nie chcieli się z nim rozstać. W następnym modelu obniżono więc jakość, żeby zachęcić do częstszych zmian na nowszy. Pierwsze Renault Twingo ma tak ponadczasowy design, że marketingowcy francuskiego producenta stawali na głowie, żeby zainteresować publiczność nowocześniejszym następcą. Producenci nauczeni błędami, nam – projektantom i inżynierom wyznaczają precyzyjne designalive.pl

założenia projektowe: użyty do reflektora plastik ma zmatowieć po trzech latach, pralka ma się zepsuć dzień po upłynięciu gwarancji, nowe oprogramowanie ma nie działać ze starszym systemem operacyjnym… Nie tego nas uczyli na uczelni, na zajęciach z ergonomii, materiałoznawstwa i etyki. Tym dziwniej czułem się niedawno przy projekcie pewnego urządzenia, gdzie funkcjonalność miała sprowadzić się w zasadzie do wykorzystania dotacji z Unii Europejskiej. Prawdę mówiąc, urokiem zawodu projektanta jest kojarzenie jak najbardziej odległych faktów. Co przynosiło straty wodociągom warszawskim? Może awaryjne urządzenia? Niefunkcjonalna infrastruktura? Nie. Polsat i TVN miały o tej samej porze bloki reklamowe, pół miasta naraz szło siusiu, spuszczało wodę i wodociągi notowały szkodliwe, skokowe spadki ciśnienia. Jaki szczegół położył sprzedaż samochodu Tata Nano? Hasło „najtańsze auto świata”! Najtańszy to może być supermarket, abonament telefoniczny, bilet lotniczy. Ale nawet, a może zwłaszcza, w biednych Indiach samochód to nie przedmiot tylko narzędzie budowania ego, status, symbol. Nie może być „najtańszy”. Producenci starannie dozują emocje. W laboratoriach jest masa arcyciekawych wynalazków, kupionych i „zamrożonych” dopóki nie zamortyzuje się dotychczasowa technologia. Są już od dawna gotowe niezwykle skuteczne reflektory laserowe. Dopóki jako „cool” sprzedają się ledowe, póty tamte czekają w szufladzie. Czasem następuje kosztowne „przemrożenie”

projektu: Kodak jako jeden z pierwszych posiadał patent na fotografię cyfrową. Próbując wycisnąć, ile się da z błony fotograficznej, przegapił mobilizację konkurencji i zanim „przerzucił wajchę”, spadł. Skąd wiedzieć, jak nie popełnić błędu? Pytać klientów, ale tak, żeby o tym nie wiedzieli. Jakiś czas temu nasze studio wykonywało nietypowe zamówienie. Prestiżowy niemiecki producent samochodów chciał przećwiczyć detal: nowy kształt soczewek reflektorów. Z naszą pomocą znalazł studenta szkoły projektowej i sfinansował jego pracę magisterską. Zaprezentowany na pokazie prac dyplomowych model w skali, utrzymany w stylu zupełnie innej marki, zawierał ten jeden szczegół. Wmieszani w tłum dumnych rodziców, wujków i kolegów wysłannicy klienta podsłuchiwali reakcję. Musiała być pozytywna, bo najnowszy model owej firmy jest wyposażony w ten innowacyjny gadżet. Mniej romantyczną receptą na sukces jest kopiować sprawdzone rozwiązania. To dlatego wszystkie smartfony wyglądają jak iPhone. Po kilku infantylnych próbach stworzenia własnego samochodu Chińczycy włożyli ambicje do kieszeni i poszli po rozum do głowy. Szefem projektu samochodu Qoros jest inżynier podkradziony z BMW M, wszyscy styliści są ze Starego Kontynentu, a technologia jest izraelsko-europejska. I ten samochód ma szanse – już inżynier Mamoń z „Rejsu” wszak mówił, że lubimy te piosenki, które znamy. Pozostaje jeszcze kwestia satysfakcji. www.januszkaniewski.com

ZDJĘCIA: dzięki uprzejmości Mini oraz Janusz Kaniewski Design

tekst: Janusz Kaniewski*


drive janusz kaniewski 131

*Projektuje pojazdy specjalistyczne, wnętrza kolejowe, samochody, stacje benzynowe, architekturę. Pracuje dla Ferrari i Pininfariny, doradza samorządom miast. Wykładowca RCA w Londynie i IED w Turynie. Na czele rankingów innowacyjności (Forbes) i kreatywności (Brief) w Polsce. Współorganizator i kurator Gdynia Design Days 2012.

designalive.pl


132 Krystyna Łuczak–Surówka SELEKCJA

KAWIARENKI

Od czasów nowożytnych kawa, zwana „winem Arabii”, zyskuje uznanie w Europie, a wraz z nią również i miejsca spożywania jej poza domem. W lustrze historii widzimy zróżnicowany obraz kawiarni: miejsca picia kawy, scenerii miejskich rozrywek, schronienia zakochanych, oazy finalizacji interesów, ucieczki przed samotnością

K

awiarnie pojawiają się w Polsce, w stolicy w wieku XVIII. Pierwsza, w okolicach Parku Saskiego, zbankrutowała. Kolejnej, otwartej po kilku dekadach na Rynku Starego Miasta, udało się przekonać gości do publicznego picia kawy. Nowy zwyczaj rozwijał się począwszy od mniej pruderyjnych elit i dziś jest już w pełni demokratyczny, zwłaszcza latem, kiedy to najliczniej gościmy w kawiarniach. Po II wojnie światowej, wraz z opartą o nacjonalizację polityką władz, kawiarnie, jako miejsca prywatnego handlu, konsekwentnie likwidowano. Powróciły triumfalnie wraz z „odwilżą” połowy lat 50., by wytworzyć swoisty klimat wolności. Stały się synonimem, tak pożądanego, zachodniego stylu życia oraz poligonem doświadczalnym nowoczesnego wzornictwa. We wnętrzach i ogródkach „poodwilżowych” lokali najwcześniej pojawiły się organiczne formy mebli z wikliny, sklejki, metalu i tworzyw sztucznych. Tu królowały tkaniny w kolorowe abstrakcyjne wzory, stożkowe żyrandole i malowidła na ścianach. Fotel autorstwa Teresy Kruszewskiej jest jednym z mebli zaprojektowanych na zlecenie Centrali Przemysłu Ludowego i Artystycznego pod koniec lat 50. Moda i popyt na nowoczesne wzory były tak silne, że nawet instytucje, których asortyment bazował na tradycji (Cepelia, DESA), nie mogły się jej oprzeć. Fotel Kruszewskiej (konstrukcja

*Historyczka i krytyczka wzornictwa. Wykłada na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Specjalistka od polskiego designu

z zespawanych metalowych rurek i siedzisko uformowane z oplotu igelitową linką) był jedną z gwiazd oferty Cepelii. Grą geometrycznych figur i graficznych linii doskonale wpisuje się w stylistykę lat 50., zachowując jednocześnie ponadczasowy charakter. Nowoczesny i wygodny. Po prostu dobrze zaprojektowany. Upłynęło pół wieku, a on nie stracił ani świeżości, ani urody. Siedziska łupinowe trafiały do domów prywatnych, jednak przede wszystkim stanowiły wyposażenie polskich kawiarń w dużych miastach. Widzimy to na archiwalnych zdjęciach oraz wizerunkach zatrzymujących klimat tego czasu

w innym, niż fotograficzny, kadrze. Narysowana igłą w szkliwie (przed wypałem) scena na tle architektury miasta: para przy stoliku kawiarnianego ogródka, ktoś przechodzi obok, w oddali za płotem suszy się pranie… to jeden z częściej powielanych motywów na paterach dekoracyjnych Zakładów Porcelany Chodzież. Picie kawy było w Polsce lat 50. synonimem luksusu, choć trudno byłoby powiedzieć to samo o pitej wówczas kawie. Najlepsza na rynku była kawa Marago (od kolumbijskiej odmiany Maragogype), która dała nazwę wielu barom kawowym. W nich Polacy, siedząc w kubełkowych fotelikach przy niskich stolikach, pili kawę w filiżankach. W latach 50. i 60., zanim nadeszła era kawy w szklankach z koszyczkami, obowiązkowy był serwis do kawy. Projektanci stworzyli wiele udanych wzorów. Jedną z najpiękniejszych reprezentantek tej mody jest serwis Dorota projektu Lubomira Tomaszewskiego. Produkowana do dziś przez Zakłady Porcelany w Ćmielowie, zaklęta w formach wypukło–wklęsłych niczym sylwetka kobiety. Picie kawy z jej organicznych kształtów jest przyjazne dla wzroku, dotyku i smaku. Cenię chwile, kiedy piję kawę wraz z gośćmi i Dorotą. Jak każdy miłośnik kawy, wiem, że nie bez znaczenia jest, w czyim towarzystwie ją pijemy. Mam tu na myśli i ludzi, i przedmioty. Kilkusetletnia historia kawy to niezliczone ilości projektów filiżanek, dzbanków, ekspresów, kawiarń. „Czarne złoto” nieustannie płynie, tak jak i kawiarniane lata.

portret: rafał placek

tekst: dr Krystyna Łuczak–Surówka* zdjęciE: jan lutyk


133 Krzesło proj. Teresy Kruszewskiej dla Cepelii, serwis Dorota Lubomira Tomaszewskiego dla Zakładów Porcelany w Ćmielowie i patera z kawiarnianą scenką z Zakładów Porcelany Chodzież definiowały polskie kawiarnie lat 50. i 60.

designalive.pl


134 trendbook

Przejaw infantylizmu. Niels Peeraer, projekt Tweed Sleep Suit, który jest opowieścią o japońskim chłopcu i jego wymarzonym ukochanym

zdjęcie: Dirk Alexander

fetys


Każdy z nas jest fetyszystą. Stajemy się nim w momencie, gdy jako niemowlę zaczynamy ssać pierś matki tekst: wojciech trzcionka

szy

Z

czasem ten stan się pogłębia i kieruje w różne strony – zaczynamy szukać fetyszy w naszym dalszym i bezpośrednim otoczeniu, np. wśród partnerów, przyjaciół, w rodzinie. Wiele z naszych pragnień i obsesji pochodzi z naszego dzieciństwa, a później przekształca się w fascynacje bielizną, skórą, aksamitem lub butami. Tworzymy fetysze przez wybory, komponując połączenia między sobą i światem wokół nas. W świecie mody nigdy dotąd nie było tylu fetyszy. Pokazuje to nieokiełznaną kreatywność nowej generacji projektantów – mówi Lidewij Edelkoort, światowej sławy trendforecaster, która tego lata była kuratorką wystawy „Fetyszyzm w modzie” podczas 13. Biennale Mody w holenderskim Arnhem. Edelkoort, która jest dziś również mentorką School of Form w Poznaniu, zdefiniowała trzynaście fetyszy w modzie. To nudyzm, sadomasochizm, japonizm, spirytualizm, absurdyzm, romantyzm, legendyzm, konsumpcjonizm, regionalizm, patriotyzm, nomadyzm, szamanizm, czy infantylizm. To ostatnie zjawisko, to jedna z najnowszych tendencji w modzie. W projektach Holendra Nielsa Peeraera oglądamy kobiety i mężczyzn w śpioszkach, w pieluchach, ze smoczkami w ustach i w kojcach, jakby nigdy nie mieli zamiaru dorosnąć, oczekując stałej opieki. A przy tym prezentują się w bardzo dwuznacznych pozach. – Kuratorka zwraca uwagę na to, że moda bardzo silnie związana jest z dziejową sytuacją człowieka. Przy użyciu mody, pokazuje najważniejsze cywilizacyjne tendencje, które zestawiła z fetyszyzmem. Modowe fetysze to nie tylko wariacje na temat gorsetu, pejcza albo porno–maski, czyli gadżetów prowadzących do orgazmu. Fetyszem może być tendencja, która fascynuje, pobudza fantazję i podnieca, nie tylko erotycznie. Fetysz daje zapomnienie, odzwierciedla i kumuluje lęki, pomaga je też przepracowywać. Fetysz cywilizacyjny, podobnie jak ten seksualny, przenosi w inną rzeczywistość – komentuje na Qelement.pl Marcin Różyc, dziennikarz i krytyk mody. www.fetishisminfashion.com designalive.pl


nudyzm sadomasochizm japonizm spirytualizm absurdyzm romantyzm legendyzm konsumpcjonizm regionalizm patriotyzm nomadyzm szamanizm infantylizm Luke Brooks tworzy w trendach spirytualizmu, konsumpcjonizmu i patriotyzmu. Kolekcja 2013 Dazed Digital powstała po podróży do USA, podczas której projektant odwiedzał najstarsze amerykańskie groby i zdejmował z nich teksturę, którą następnie przenosił na papier i dzianiny. Jak potem tłumaczył Luke Brooks, kolekcja powstała po to, aby upamiętnić zmarłych podczas codziennnego użytkowania ubrań

designalive.pl

ZDJĘCIE: Bryan Huynh

136 trendbook


trendbook 137 edukacja

komunikacja

Synestezja Na początku były ogniska i znaki dymne. Potem gołębie pocztowe. Dopiero wynalezienie telegrafu wprowadziło nową jakość w sposób przesyłania wiadomości w bardzo odległe miejsca. Kolejnym krokiem w ewolucji komunikacyjnej był telefon, który jeszcze skrócił dystans między nadawcą i odbiorcą wiadomości. Dzisiaj, dzięki internetowi, możemy się nie tylko słyszeć, ale i widzieć w realnym czasie. I wydawać by się mogło, że to już szczyt komunikacyjnych możliwości. Naukowcy i konstruktorzy z grupy PanGenerator, zastanawiając się, jak zaangażować kolejne zmysły w kontakcie na odległość, zaprojektowali Tactilu – bransoletkę transmitująca dotyk. W razie rozłąki, podłączona do smartfona opaska, umożliwi przekazywanie i odbieranie przez internet fizycznych zaczepek czy zmysłowego gładzenia. Pomysłów na zastosowania i miejsca noszenia przekaźnika jest mnogość. Dzięki temu związki na odległość będą się miały jak jeszcze nigdy. Tylko, po co wracać, skoro właściwie już nie będzie za czym tęsknić? Prototyp Tactilu będzie prezentowany w czasie Łódź Design Festival już tej jesieni.

ADHD nie istnieje ADHD to fikcyjna choroba – taką deklarację, na niedługo przed śmiercią w 2009 roku, złożył naukowiec i lekarz Leon Eisenberg, często określany jako jeden z jej „odkrywców”. Eisenberg sformułował definicję i określił syndromy choroby, określanej fachowo jako zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi, gdzie decydujące są uwarunkowania genetyczne. W jego ślad poszli inni, zalecając dzieciom dotkniętym zespołem rozmaite formy leczenia. Przez lata setki tysięcy dzieci na całym świecie poddawano terapiom, także farmakologicznym, a w wielu krajach stosowano nawet specjalną szczepionkę. Dziś firmy wytwarzające leki już zaczynają liczyć straty, bo dla nich ADHD to był potężny biznes. Demistyfikacja przede wszystkim ma humanistyczny wymiar: nadpobudliwe dzieci przestały być uważane za chore. Jednak czy odnajdą się w przestarzałym systemie edukacyj-

nym, nie będąc stymulowane terapeutycznie? Czy to system powinien się zmieniać? Niezwykle powolna fala zmian nadchodzi. Czy jednak system edukacji jest w stanie odejść od swoich paradygmatów? Czy nadal, mechanicznie, jak w erze maszyny parowej, będzie dzielił dzieci według wieku, a lekcja będzie trwała, trudne do wysiedzenia 45 minut? Czy przez medycynę i społeczeństwo nadpobudliwość oraz deficyt uwagi zostaną potraktowane normatywnie? Na takie pytania będą próbować lekarze, rodzice, psychologowie i specjaliści z dziedziny edukacji świadomi, iż nadpobudliwość jest efektem działania czynników współczesnego życia takich, jak: żywność, nowe media, komunikacja, prędkość zmian, rozrywka. Czyżby wystarczyło w kolejnych pokoleniach po prostu trochę zmienić styl życia i przyzwyczajania? Może w ten sposób „fikcyjne” okażą się i inne współczesne choroby... Marcin Mońka

Eliza Ziemińska

jedzenie

Naleśniki z paprocią, raz proszę! Wodna paproć to jedna z najszybciej rosnących roślin na świecie. W warunkach idealnych rozwija się niemal „w oczach”, podwajając swą masę w ciągu 48 godzin. Azolla, czyli jeden z jej rodzajów, zawiera wiele składników odżywczych, dlatego używa się jej jako paszy dla zwierząt. Niestety do tej pory jeszcze nie próbowano przystosować jej jako produktu spożywczego dla ludzi. By zmienić ten stan rzeczy, szwedzki artysta i naukowiec Erik Sjodin, wraz z grupą farmerów, ogrodników i kucharzy rozpoczął badania nad możliwością przystosowania wodnej paproci do celów kulinarnych. Opis zmagań, nadziei i wniosków z obiecującego eksperymentu zgromadzono w książce dostępnej on–line „The Azolla Cooking and cultivation project”. Może już za parę lat bary mleczne poszerzą swoje menu o paprociowe przysmaki? www.eriksjodin.net ELIZA ZIEMIŃSKA

designalive.pl


138 wydarzenia W tym roku Dutch Design Week w holenderskim Eindhoven odbędzie się po raz 12. Z pewnością nie zabraknie ekspozycji Kiki van Eijk i Joosta van Bleiswijka

KALENDARIUM WRZESIEŃ-GRUDZIEŃ 2013 REDAGUJE: Marcin Mońka

WRZESIEŃ Wawa Design Festiwal 6–15.09 Warszawa www.wawadesign.eu

DA

Niemal 20 wystaw przygotowują organizatorzy Wawa Design Festiwalu, od ekspozycji prezentującej nowe białoruskie wzornictwo, poprzez projekty studenckie a na designie dla zwierząt kończąc. Różnorodność to bez wątpienia wielki atut wydarzenia, które dopiero debiutuje. Pierwsza edycja festiwalu odbędzie się w Soho Factory pod hasłem „Human”. W czasie festiwalu zostanie zaprezentowana również wystawa „The Way to Alta Roma”, opowiadająca o pokazie mody białoruskiej projektantki mieszkającej w Polsce – Natashy Pavluchenko na Alta Roma. Narrację tej niezwykłej opowieści tworzą fotografie Emila Bilińskiego. Paris Design Week 9–15.09 Paryż (Francja) www.parisdesignweek.fr Festiwal, na którym na równych prawach funkcjonują wzornictwo, moda, grafika oraz sztuka. Na imprezie pojawiają się europejskie marki i projektanci. Wiele premier przygotowują francuscy producenci. To trzecia edycja imprezy. Od 6-10.09 w Paryżu odbywają się też targi Maison & Objet. Helsinki Design Week 12–22.09 Helsinki www.helsinkidesignweek.com W stolicy Finlandii profesjonaliści opowiadają o designie i jego roli. Festiwal odbędzie się w rok po wydarzeniach Światowej Stolicy Designu. Tegorocznym hasłem przewodnim festiwalu jest „Action!”. Tradycyjnie też podczas imprezy poznamy laureatów konkurs „Best Of Helsinki”. Festiwal odbywa się po raz dziewiąty.

designalive.pl

LISTOPAD

London Design Festival 14–22.09 Londyn (Wielka Brytania) www.londondesignfestival.com Najważniejsza impreza poświęcona designowi na Wyspach Brytyjskich odbędzie się po raz 11. Co roku jest tam prezentowanych mnóstwo nowości we wszystkich festiwalowych miejscach, w tym także na targach 100% Design czy Tent London. Warto też zwrócić uwagę na Global Design Forum – od zeszłego roku na temat projektowania rozmawiają najwybitniejsze osobowości z całego świata. Vienna Design Week 27.09–06.10 Wiedeń (Austria) www.viennadesignweek.at

International Design Alliance to duże forum nie tylko dyskusyjne, ale również targowe i wystawiennicze. Tegorocznym tematem głównym jest „Design Dialects” z podtytułami: „confrontation” oraz „collaboration”. Do Turcji przyjadą zarówno prelegenci, jak i wystawcy z całego świata.

GRUDZIEŃ

Festiwal w austriackiej stolicy odbędzie się po raz siódmy. Wiedeń podczas imprezy reklamuje się jako „miasto pełne designu”, stąd też wydarzenia festiwalowe są rozrzucone po całym mieście, w kilkudziesięciu różnych lokalizacjach. Co roku wydarzenie gości kilkadziesiąt tysięcy osób z całego świata.

PAŹDZIERNIK Łódź Design Festival 17–27.10 Łódź www.lodzdesign.com

IDA Congress 15–17.11 Istambuł (Turcja) www.idacongress.com

DA

Więcej na stronie 140. Dutch Design Week 19–27.10 Eindhoven (Holandia) www.dutchdesignweek.nl W niewielkim holenderskim Eindhoven odbywa się jeden z najważniejszych festiwali. Z żadnej innej imprezy nie wyjeżdża się z tyloma pomysłami, a kibicują jej projektanci z całego świata. Co roku swoje prace prezentuje tu ponad 1,5 tys. twórców. W tym roku festiwal odbędzie się po raz 12. Po raz kolejny poznamy laureatów Dutch Design Awards. I coś dla fanów muzyki: jedną z imprez towarzyszących festiwalowi będą koncerty Kraftwerk, pionierów muzyki elektronicznej.

Business of Design Week 2–7.12 Hongkong (Chiny) www.bodw.com Konferencja z udziałem projektantów, marek i firm z całego świata. Poza prezentacją osiągnięć krajów azjatyckich organizatorzy silny nacisk kładą na ukazywanie możliwości krajów z innych stron świata. W tym roku gościem specjalnym będzie wzornictwo z Belgii. Miami/Basel 4–8.12 Miami (USA) www.designmiami.com Amerykańska odsłona festiwalu odbywającego się na dwóch kontynentach. Europejska część odbywa się w Bazylei wiosną, jesienią zaś miłośnicy unikatowego designu muszą podróżować na amerykańskie wybrzeże. To impreza, na której niepowtarzalne przedmioty kupują np. aktorzy i muzycy. W tym roku w Miami pojawią się tęgie umysły z całego świata, by wziąć udział w Global Forum for Design.



Po ludzku Łódź Design Festival 2013

G

dy w 2007 roku ruszał Łódź Design Festival, w jego programie znajdowało się kilka wystaw, spotkań i warsztatów. Po sześciu latach, to najważniejszy festiwal poświęcony designowi w Polsce i jeden z ważniejszych w naszej części Europy. W zeszłym roku 11-dniową imprezę odwiedziło 45 tys. osób, gdzie w ponad 20 lokacjach na terenie Łodzi mogło obejrzeć ponad 1 100 obiektów stworzonych przez 640 projektantów. O tegorocznej edycji festiwalu, a także jego przyszłości mówi Michał Piernikowski, dyrektor ŁDF. Każda kolejna edycja festiwalu ma swoje hasło przewodnie. Co będzie nim w tym roku? 
Będzie nim sentencja „It’s all about humanity”. Co roku hasło przewodnie próbuje wyrazić obowiązujące trendy w projektowaniu. Ale nie tylko – siłą festiwalu niezmiennie pozostaje otwartość na to wszystko, co dzieje się w designie, ale także poza jego, granicami, czyli w wielkiej wspólnocie doświadczeń. Skupiamy się na procesach istotnych w wymiarze społecznym, zarówno w kraju, jak i na świecie. Jedną z najmocniejszych stron festiwalu są wystawy główne. Jakie ekspozycje przygotowujecie z myślą o tegorocznej edycji?
 Skupiamy się wokół trzech głównych bloków, które są rozwinięciem hasła designalive.pl

przewodniego. I wokół nich budujemy pewną historię. Głównymi tematami programu przygotowanego przez dyrektor programową festiwalu, Małgorzatę Żmijską będą: Zamieszkanie, Empatia oraz Spożywanie. Ostatnia z nich to tematyka, której dotąd jeszcze szerzej nie poruszaliśmy, tutaj swoje miejsce odnajdą wszystkie kwestie związane z food design oraz szeroko pojętą tematyką „wokół stołu”, w której skupimy się nie tylko wokół obiektów, ale też poszukamy odpowiedzi na pytania: jak jemy, jaką rolę jedzenie pełni w społeczeństwie? Uwzględnimy też punkt widzenia współczesnej antropologii, postaramy się dotrzeć do źródeł, obserwując związki pomiędzy kształtem naszych kuchni a kulturowym wymiarem spożywania posiłków. Oczywiście opiszemy także rolę projektanta w kontekście odżywiania. W kategorii Empatia chcemy się koncentrować na roli, jaką w trakcie projektowania pełni „wczuwanie się” w odbiorcę, osobę, dla której tworzymy. Czyli wszystko to, co odróżnia projektanta od artysty. Ten pierwszy powinien mniej wyrażać siebie, a bardziej odpowiadać na potrzeby ludzkie. W Zamieszkiwaniu chcemy opowiedzieć, jak mieszkamy – będzie to najszersza spośród wszystkich tegorocznych kategorii. Wiele osób odwiedzających festiwal ceni sobie sekcję wykładów i paneli, która udowadnia, że nie tylko chcecie

Michał Piernikowski dyrektor Łódź Design Festival. Entuzjasta działań miejskich i projektowania. Inicjator i współorganizator wielu projektów związanych z przemysłami kreatywnymi, m.in.: Festiwalu Reklamy Ad Days, Konferencji Przemysły Kreatywne, Art Inkubatora czy Fotofestiwalu. Współzałożyciel Łódź Art Center, członek zespołu realizującego w Łodzi działania popularyzujące szeroko rozumiany design.

pokazywać sposób, w jaki design zmienia świat, ale także chętnie o zmianach rozmawiacie. Kto w tym roku już potwierdził przyjazd do Łodzi? W tym roku zdecydowaliśmy się, aby głównymi tematami tej części festiwalu stały się wszelkie zjawiska związane ze spożywaniem. Oddajemy tą część w ręce duetu Honey & Bunny, który jednocześnie przygotowuje jedną z głównych ekspozycji festiwalowych. W tym roku zapewne czeka nas zmiana: pragniemy, aby ta sekcja była mniej wykładowa, a bardziej obfitowała w dyskusje, także z udziałem uczestników. Swój udział potwierdzili między innymi Gabriele Sorgo z Austrii – wykładowczyni na uniwersytetach w Wiedniu, Innsbrucku i Grazu. Zajmuje się badaniami rytuałów konsumenckich, antropologią historyczną w społeczeństwie konsumpcyjnym, semiotyką żywności czy Beate Koller z Austrii – założycielka inicjatywy Arche Noah, działającej na rzecz bioróżnorodności i ochrony nasion. Ponad osiem tysięcy członków stowarzyszenia zajmuje się popularyzowaniem wiedzy dotyczącej świadomości konsumpcji i technologiczno-politycznego zaplecza produkcji żywności. Czy, startując przed siedmioma laty, przypuszczaliście, że festiwal aż tak bardzo się rozrośnie?
 To jest chyba najfajniejsze, że nie. Gdy organizowaliśmy pierwszą edycję,


wydarzenia 141

Po raz ostatni Centrum Festiwalowe będzie zlokalizowane przy ul. Targowej. W przyszłym roku Łódź Design Festival powróci do Strefy Tymienieckiego

niewielką, z kilkoma wydarzeniami nikt nie przypuszczał, że w przyszłości impreza nabierze takich kształtów. Dość szybko okazało się, że design jest zjawiskiem, którym ludzie bardzo się interesują. Ponadto ta tematyka jest także bliska miastu, które współtworzy festiwal i zarazem coraz mocniej stawia na rozwój branż kreatywnych. Festiwal więc z jednej strony się rozrasta, a drugiej staramy się nie nadawać mu jakichś sztywnych ram, nie chcemy organizować wydarzenia, które za każdym razem będzie powielało schemat: wystawa, warsztat, spotkanie. Staramy się, aby festiwal mógł się rozwijać i żyć. Jesteśmy wciąż otwarci na różne propozycje, dlatego zapraszamy kuratorów z różnych krajów, specjalizujących się w wielu, czasami odmiennych od siebie, dziedzinach. Chcemy, aby festiwal nie był wyłącznie wydarzeniem odbywającym się jesienią w Łodzi. Tak naprawdę ma żyć przez cały rok, stąd wszystkie inicjatywy, także poza granicami kraju, a więc np. wystawy, które powstają w ramach festiwalu jak projekt Must Have from Poland prezentowany w tym roku w Mediolanie i Berlinie. Mamy też mnóstwo planów związanych z naszą jeszcze większą aktywnością na terenie Łodzi i województwa łódzkiego. Festiwal wychodzi w miasto. Jak mocno wpisuje się w tkankę miejską? Stymuluje np. zmiany?

Łódź Design Festival jest imprezą, która inspiruje. Zauważamy, że wraz z rozwojem festiwalu wzrasta także świadomość mieszkańców. Oczywiście nie ma prostej relacji, że to festiwal jest jedyną siłą sprawczą tego procesu, ale na pewno stymuluje rozwój pewnych ruchów miejskich w Łodzi, związanych z przestrzenią publiczną i jej kształtowaniem. Najlepszym przykładem jest choćby Off Piotrkowska, miejsce, w którym swoją siedzibę mają projektanci. Tak naprawdę jednak sądzę, że dzięki rozwojowi wielu podobnych inicjatyw stworzył się specyficzny rodzaj synergii, korzystny dla wszystkich, w tym dla samego miasta. Na pewno pośrednio przyczyniliśmy się do rozwoju kilku innych miejskich akcji i festiwali, tworząc choćby dobry klimat wokół Łodzi jako miasta potrafiącego wytworzyć energię do pracy. Staramy się, aby festiwal skupiał się wokół wystaw głównych, które organizujemy i zarazem produkujemy. Czyli powstają specjalnie dla festiwalu. W zeszłym roku takich wystaw było aż osiem. Jednak istnieje także możliwość prezentacji w tzw. Open Programme, gdzie dokonujemy wyboru spośród propozycji, które otrzymujemy od projektantów czy kuratorów chcących w Łodzi zaprezentować swoje ekspozycje. I wciąż zapraszamy różne działające w mieście organizacje, stowarzyszenia, grupy czy instytucje, aby włączały się czynnie w festiwal.

Czy ambicją festiwalu jest, aby stać się jedną z najważniejszych europejskich imprez poświęconych designowi?
 To rzeczywiście się już dzieje, w każdym roku mamy coraz więcej sygnałów zarówno od osób ze środowiska, jak i festiwalowych gości, że dołączamy do grupy najistotniejszych wydarzeń. Oczywiście trudno oceniać, czy tak jest naprawdę. Na pewno pragniemy być wydarzeniem znaczącym, liczącym się na mapie wydarzeń światowych. Może nawet nie ze względu na skalę, lecz poruszaną tematykę. Po raz trzeci Centrum Festiwalowe będzie zlokalizowane przy ul. Targowej 35. Czy kiedykolwiek powrócicie do Strefy Tymienieckiego, przestrzeni, która tak mocno jest wiązana z imprezą, gdzie odbyło się kilka jej edycji? Powrócimy tam w przyszłym roku, ponieważ kończy się proces jej rewitalizacji. Powstaje też nowy obszar aktywności Fabryki Sztuki Art Inkubator, która w szerszej perspektywie będzie wspierać rozwój łódzkich festiwali. Ta instytucja będzie również udostępniała sale warsztatowe oraz przestrzeń do organizowania wydarzeń o zbliżonym profilu. I, choć powrócimy do odnowionych przestrzeni, pozostaniemy wierni zasadzie wychodzenia w miasto. Centrum Festiwalowe powróci jednak na ulicę Tymienieckiego. Rozmawiał: Marcin Mońka designalive.pl


142 koktajl

DMY Berlin

5–9.06

Międzynarodowy festiwal designu w Berlinie należał tym razem do Polaków. A wszystko to dzięki wystawie „Polish Design Focus” Instytutu Polskiego w Berlinie. Nasza redakcja, jako partner wydarzenia, przygotowała kolekcjonerską edycję magazynu, pokazała wystawę Design Alive Awards oraz otwierała strefę Open Talks, gdzie rozmawialiśmy z laureatką Design Alive Awards 2012 Agnieszką Jacobson–Cielecką oraz grupą Tabanda. Polska wystawa była też miejscem spotkań przyjaciół „Design Alive” (na zdjęciu u dołu od lewej: Marcin Zastrożny z Insytutu Polskiego w Berlinie, Piotr Voelkel, współwłaściciel Grupy Vox i School of Form w Poznaniu, Ake Rudolf, kurator „Polish Design Focus”, Anna Wróblewska z Meble Vox i Ewa Trzcionka, redaktor naczelna „Design Alive”.

designalive.pl


Gdynia Design Days 5–14.07

Gdynia była kolejnym miastem na trasie Design Alive Awards Exhibition and Talks on Tour. Tym razem wystawę mogli zobaczyć uczestnicy festiwali: Heineken Open’er i Gdynia Design Days, którzy odwiedzili Miejską Informację Turystyczną mieszczącą się w perełce gdyńskiego modernizmu, dawnym budynku Polskich Linii Oceanicznych. Tym razem Terminal Designu – serce festiwalu, powrócił na Plac Grunwaldzki, gdzie redakcję przywiozło BMW X1. GDD otwierał tercet pań: Izabela Kotkowska (Centrum Designu Gdynia), Małgorzata Malinowska (Tabanda) i Malwina Studzińska (CDG), a na wydarzeniu świetnie bawili się: projektant Oskar Zięta i dyrektor wydawniczy „Design Alive” Wojciech Trzcionka z synem Adamem (na zdjęciach poniżej).

designalive.pl


144 koktajl

Golf z Balmą

23.05 Wrocław

Balma z okazji otwarcia nowego salonu zaprosiła nas na golfa, a Ryszard Balcerkiewicz (na zdjęciu z lewej), prezes Noti, na spotkanie z Piotrem Sarzyńskim o polskiej architekturze

20. urodziny Hugo 30.07 Londyn

Jako jedyna redakcja z Polski świętowaliśmy urodziny marki Hugo by Hugo Boss w galerii Saatchi. Na zdjęciu, jako elementy artystycznej projekcji Proximity / Repulsion, cienie Ewy Trzcionki, redaktor naczelnej „Design Alive” oraz Silvii Urbon, szefowej marketingu Hugo Boss. Relacja z wystawy „Red Never Follows” na s. 106

20-lecie Schattdecor Polska 27.06 Tarnowo Podgórne

Piękna oprawa jubileuszu i 350 gości, a wśród nich (na zdjęciu od lewej): Reiner Schulz (prezes Schattdecor AG), Wanda Zyburska (Członek Rady Nadzorczej), Walter Schatt (właściciel grupy Schattdecor)

designalive.pl


koktajl 145

Premiera BMW 3 Gran Turismo

BMW Ladies Summer Tour

16.06 Warszawa

25–26.06 Wzgórza Dylewskie

Na rodzinny piknik przyjechali: Ewa Trzcionka, redaktor naczelna „Design Alive”, projektant Tomek Rygalik i jego brat Bartek Rygalik

Hotel SPA Irena Eris, roadster BMW Z4 cabrio oraz uczestniczki warsztatów dla kobiet z pasją, a wśród nich Iwona Gach z „Design Alive”

Gala konkursu Śląska Rzecz

Śniadanie prasowe w Concordii

14.06 Cieszyn

3.08 Poznań

Była to już ósma edycja nagród przyznawanych przez Zamek Cieszyn za dobre wzornictwo. Tu Andrzej Wiencek z Wydawnictwa Od.Nowa odbiera statuetkę z rąk Elżbiety Bieńkowskiej, minister rozwoju regionalnego

Spotkanie w Concordii Design było okazją do rozmów o „by Human Touch” – nowej humanistycznej idei rozwoju Grupy Vox i instytucji zarządzanych przez Piotra Voelkela, którego felieton publikujemy na s. 38

Festiwal Transatlantyk

2–9.08 Poznań

Poznańskie wydarzenie pod wodzą Jana A.P. Kaczmarka staje się jednym z ciekawszych filmowych wydarzeń w Europie. Intryguje i sensownie łączy film z innymi dziedzinami kultury. Nasza redakcja patronowała smakowitemu cyklowi kina kulinarnego podczas tegorocznej edycji festiwalu. Pod okiem samego Thomasa Strucka (na zdjęciu z prawej), który podobny cykl prowadzi również podczas Festiwalu Filmowego Berlinale, kucharze uwijali się jak w ukropie

designalive.pl


146 mocne plecy

ZDJĘCIE: Bryan Huynh

Atmospheric Reentry nakrycie głowy z kosmicznej kolekcji Maiko Takedy inspirowanej futurystyczną operą „Einstein on the Beach" Philippa Glassa


DZIAĹ 147

designalive.pl


148 Dział

designalive.pl


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.