Design Alive 2016 Collector's Edition/Lodz

Page 1

magazyn pięknych idei

nr 19 jesień 2016   WYDANIE SPECJALNE Łódź Design Festival

ruch  WYDANIE SPECJALNE 19


original danish design


LINDBERG RIM · DISSING + WEITLING / LINDBERG · PATENTED


4 spis treści

19

wydanie specjalne Łódź Design Festival

NEWSLETTER 10 Nowości, wiadomości, ciekawostki na dobry początek

ŁÓDŹ DESIGN FESTIVAL 28 Zaczęło się od pasji i potrzeby Michał Piernikowski 34 Design Alive Awards wystawa w salonie Milionova 38 Łódzkie doki Strefa OFF Piotrkowska 40 Pociąga mnie destrukcja Kuba Wandachowicz 52 SZTUKA WYBORU Kury i namiot wybierają: Justyna Burzyńska i Maciek Lebiedowicz z Pan tu nie stał

FELIETONY 80 ANNA PIĘTA, MAGDA KORCZ Podsłuchane Kreacja a stagnacja 129 ALICJA WOŹNIKOWSKA-WOŹNIAK Mocne plecy Alalea

SZTUKA ŻYCIA 60 Pierwotny sens ruch a kreacja 61 Sunday is Monday dbaj o siebie

ARCHITEKTURA I MIEJSCA 86 ARCHIKONA Tel Awiw Zamieszkać w modernie 94 Stare miejsca, nowe idee Ace Hotel w Los Angeles

WYDARZENIA 36 DA X TNM Co zrobić, żeby zagrał blaszany dach? 54 KOOPERACJE GDYNIA Dziewiąta edycja Gdynia Design Days pod hasłem „Odzyskane” 82 Kruchości – Křehký Mikulov Relacja Wojciecha Trzcionki 118 Biancoshock Buszujący w mieście 122 Goshka Macuga w Fondazione Prada „To the Son of Man Who Ate the Scroll”

LUDZIE 102 ...bo linia się nie kończy... Agata Bieleń 110 Przy stole Gosia Rygalik

RZECZY 71 WAŻNA RZECZ Ruch według studentów Wydziału Wzornictwa warszawskiej ASP 74 In motion Mniej, lżej, swobodniej

Palmy, cytrusy, wawrzyny, laury, figowce, pandany, filodendrony. Przepiękna Palmiarnia Ogrodu Botanicznego gromadzi rośliny, które trafiły do Łodzi już w 2. połowie XIX wieku. Były one ozdobą oranżerii carskich urzędników oraz łódzkich fabrykantów, którzy zgodnie z ówczesną modą prześcigali się w ich kolekcjonowaniu. Kolekcja ponad 130-letnich palm obejmuje 18 gatunków, a niektóre z nich osiągnęły wysokość 18 metrów. O innych przepięknych miejscach w Łodzi czytaj na stronie 42. Zdjęcia: Wojciech Trzcionka

designalive.pl


PARIS / JANUARY 20-24, 2017 PARIS NORD VILLEPINTE

THAT WEEK THE ENTIRE M&O COMMUNITY LIVES HERE

THE LEADING DECORATION SHOW CONNECTING THE INTERIOR DESIGN & LIFESTYLE COMMUNITY WORLDWIDE WWW.MAISON-OBJET.COM

#MO17

INFO@SAFISALONS.FR SAFI ORGANISATION, A SUBSIDIARY OF ATELIERS D’ART DE FRANCE AND REED EXPOSITIONS FRANCE / TRADE ONLY / DESIGN © BE-POLES - IMAGE © ISTOCK / SVETIKD


6 edytorial

RUCH Zaczynaliśmy niemal w tym samym czasie. Kiedy w 2007 roku w cieszyńskiej klubokawiarni Presso otwieraliśmy żywą galerię designu „Design Alive”, twórcy Łódź Design Festivalu podsumowywali właśnie swoją pierwszą edycję i szykowali się do kolejnej. Przyjechali wtedy do nas Krzysiek Candrowicz z Michałem Piernikowskim i wspólnie zobaczyliśmy, jak wiele nas łączy – cele, pasje, misja i ku naszemu obustronnemu zaskoczeniu – logotypy. Klubokawiarnia i Łódź Art Center miały niemal identyczne „ciasteczka z dziurką”. Dziwnie się wtedy na siebie popatrzyliśmy, ale zamiast myśleć o plagiacie, zadzierzgnęliśmy pierwsze nici porozumienia. ŁDF rozwijał się pięknie i szybko. I nam świtało w głowie, by pójść dalej. Szykowany z przejęciem, błędami, wątpliwościami, ale przede wszystkim z zapałem i intuicją – powstał portal. Czwarta edycja była już relacjonowana (pod opiekuńczym okiem Oli Kietli) na designalive.pl – świeżutkim, zaledwie kilkumiesięcznym medium. Tak doładowaliśmy się festiwalową energią, że na kolejny rok przyszykowaliśmy coś wyjątkowego dla zafascynowanych wzornictwem, architekturą i wszelakim projektowaniem pasjonatów. Dokładnie pięć lat temu przygotowaliśmy pierwszy numer papierowego magazynu „Design Alive”. Był robiony z duszą na ramieniu. Zastanawialiśmy się, czy sposób, w jaki chcemy pisać o projektowadesignalive.pl

niu, spodoba się? Dostaliśmy wiatr w żagle. Cały nakład rozszedł się w dłoniach ludzi wyjątkowych: kreatywnych, ciekawych świata i siebie, empatycznych, poszukujących, świadomych istoty zmian. Z czasem staliśmy się patronem medialnym ŁDF, a poprzez współpracę z przyjaciółmi i partnerami również współtwórcą festiwalowego programu. Od czterech edycji szykujemy coś, co przykuje uwagę i zachęci do refleksji. Były więc wywiady na żywo, była pachnąca drewnem instalacja (Łukasik, Barlinek), była interaktywna „Stolarnia zmysłów” (Tabanda, Barlinek), gdzie każdy mógł się stać brodatym drwalem. Podczas ŁDF od 2013 roku prezentujemy wystawę poświęconą laureatom nagród za kreatywne myślenie Design Alive Awards. Zresztą w 2014 decyzją Kapituły DAA statuetka w kategorii Animator trafiła w ręce ówczesnych dyrektorów ŁDF – Małgorzaty Żmijskiej i Michała Piernikowskiego. Bezsprzecznie zasłużonych. Bardzo podoba mi się to przenikanie. Razem dojrzewamy i obchodzimy jubileusze. My dajemy coś festiwalowi, a festiwal daje nam. I to za każdym razem. Najcenniejsze jest jednak obserwowanie naszych Czytelników na żywo. Choć spotykamy tu co roku jedynie garść z nich, widzimy, jak zmieniają się i dojrzewają. Chyba powinnam pisać: – widzimy, jak zmieniasz się i dojrzewasz. Bo to dla Ciebie Drogi Czytel-

niku / Droga Czytelniczko rozszerzamy horyzonty tematów, szukamy inspirujących miejsc, osób i zjawisk, dla Ciebie łączymy wątki projektowania z życiem codziennym i niecodziennym, kulturą, podróżami, zmianami społecznymi, przedsiębiorczością i osobistym rozwojem. Zastanawiamy się, co Cię zainspiruje? Jakie nowe tereny warto przed Tobą odkryć? Co Cię zaskoczy i zachwyci? Może po lekturze „DA” zmienisz wystrój domu, może sposób pracy, a może życie? Ewoluujemy wspólnie. Dlatego to ŁDF jest najlepszym momentem, by zaznaczyć kamieniem milowym kolejny odcinek na naszej wspólnej drodze i zapowiedzieć nową odsłonę magazynu, który w grudniu na półce prasowego salonu będzie kusił, by go porwać i zaszyć się w jego towarzystwie na długie wieczory. A potem dołożyć do kolekcji poprzednich. Taki właśnie szykujemy prezent: ŁDF na 10. urodziny, nam na piąte, a Tobie na które? Nie mów. Staramy się, by ten prezent podobał Ci się nawet po kilku latach. Więc w kwestii „ruchu” – taki będzie nasz kolejny ruch, nowe „DA”. A co na temat „ruchu” mają do powiedzenia nasi autorzy? Życzę miłej lektury! Ostatniej w takim formacie.

Redaktor naczelna


PARIS

SINGAPORE

MIAMI BEACH

JANUARY 20-24, 2017 SEPTEMBER 8-12, 2017

MARCH 7-10, 2017

MAY 10-13, 2017

LET’S CALL THE WORLD MAISON

The global network of events connecting and inspiring the interior design & lifestyle community

WWW.MAISON-OBJET.COM

INFO@SAFISALONS.FR SAFI ORGANISATION, A SUBSIDIARY OF ATELIERS D’ART DE FRANCE AND REED EXPOSITIONS FRANCE / TRADE ONLY / DESIGN © BE-POLES - IMAGE ©DR - DZIMA1


MAGAZYN PIĘKNYCH IDEI

NR 19 JESIEŃ 2016

WYDANIE SPECJALNE ŁÓDŹ DESIGN FESTIVAL

Szyby Lustra to nowe miejsce na kulinarnej mapie Łodzi. Wystrojem nawiązuje do lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Ciekawy bar, oryginalne krzesła, intensywna zieleń paproci, surowa ściana - dobre połączenie nowoczesności z przeszłością. Więcej miejsc, które warto odwiedzić nie tylko przy okazji Łódź Design Festivalu prezentujemy w artykule na stronie 42. Zdjęcia: Wojciech Trzcionka

Redaktor naczelna Ewa Trzcionka e.trzcionka@designalive.pl

Dyrektor marketingu i reklamy Iwona Gach i.gach@designalive.pl

Znajdziesz nas w sprzedaży w sieciach Empik, Inmedio i Relay oraz w m.in.:

Zastępczyni redaktor naczelnej Julia Cieszko j.cieszko@designalive.pl

Dyrektor wydawniczy Wojciech Trzcionka w.trzcionka@designalive.pl

Warszawa

Poznań

Vitkac ul. Bracka 9

Concordia Design ul. Zwierzyniecka 3

Dyrektor artystyczny Bartłomiej Witkowski b.witkowski@designalive.pl

International sale Mirosław Kraczkowski mirekdesignalive@gmail.com

Między Nami ul. Bracka 20 Sklep COS ul. Mysia 3

Bookarest Stary Browar ul. Półwiejska 42

Redaktor prowadzący online Wojciech Trzcionka w.trzcionka@designalive.pl

Reklama reklama@designalive.pl tel. kom.: +48 602 15 78 57 tel. kom.: +48 602 57 16 37

Zespół redakcyjny Sylwia Chrapek, Karolina Kosyna, Daria Linert, Małgorzata Tomaszkiewicz-Ostrowska, Łukasz Potocki, Eliza Ziemińska Felietoniści Katarzyna Andrzejczyk-Briks, Magda Korcz, Anna Pięta, Alicja Woźnikowska-Woźniak, Marek Warchoł, Emilia Kołowacik, Katarzyna Szota-Eksner, Dorota Kabała

Prenumerata prenumerata@designalive.pl Wydawca Presso sp. z o.o. ul. Głęboka 34/4, 43-400 Cieszyn NIP 548 260 62 28 KRS 0000344364 Nr konta 59116022020000000153175837 e-mail: presso@designalive.pl

MiTo art.café.books ul. Waryńskiego 28 Kraków Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Lipowa 4 Hotel Copernicus ul. Kanonicza 16 Hotel Stary ul. Szczepańska 5 Hotel Pod Różą ul. Floriańska 14 Marka Concept Store ul. Józefa 5 Puro Hotel Kraków ul. Ogrodowa 10

Katowice Geszeft ul. Morcinka 23-25 Hotel Monopol ul. Dworcowa 5 Gryfnie Muzeum Śląskie – Sklep Muzealny ul. T. Dobrowolskiego 1 Wrocław Hotel Monopol ul. H. Modrzejewskiej 2 Puro Hotel Wrocław ul. Włodkowica 6 Puro Hotel Gdańsk ul. Stągiewna 26 Pełna lista miejsc: www.designalive.pl

Korekta Centrum Korekty Logo i layout Bartłomiej Witkowski Ultrabrand Skład i łamanie Ultrabrand Druk Drukarnia Beltrani / Kraków Nakład: 14 tys. egz.

designalive.pl

Puro Hotel Poznań ul. Stawna 12

GDAŃSK

Współpracownicy Dorota Brauntsch, Maria Gajewska, Joanna Kabala, Karolina Kamoda, Szymon Najder, Alicja Pałys, Małgorzata Załuska, Jan Lutyk, Rafał Soliński, Marek Swoboda, Krzysztof Pacholak, Dariusz Stańczuk RMF Classic, Mariusz Gruszka Ultrabrand

Redakcja designalive® ul. Zdrojowa 238, 43-384 Jaworze redakcja@designalive.pl

Sklep COS Stary Browar ul. Półwiejska 42

Copyright © 2016, Presso sp. z o.o. Kopiowanie całości lub części bez pisemnej zgody zabronione. Redakcja „Design Alive” nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam. Wydawca ma prawo odmówić zamieszczenia ogłoszenia lub reklamy, jeżeli ich treść lub forma są sprzeczne z charakterem i regulaminem pisma oraz portalu.


NORRÅKER krzesło

199,-

© Inter IKEA Systems B.V. 2016

A JAK WYGLĄDA TWOJE BIAŁE TŁO? Możesz powiedzieć, że pokazanie krzesła NORRÅKER na białym tle, to banalna prezentacja produktu. Ale czy naprawdę myślisz, że pokazujemy je w ten sposób, bo tak jest najprościej? Dla nas to nie jest krzesło NORRÅKER na białym tle, to zawsze krzesło wpasowane w czyjeś wyobrażenie. W Twoje wyobrażenie. Bo kiedy patrzysz na nie, widzisz dokładnie miejsce, w którym stoi. Może widzisz je teraz w kącie sypialni, między pamiątkową komodą po babci, a stolikiem nocnym, na którym leży czytany właśnie kryminał. I już teraz traktujesz krzesło NORRÅKER jak podręczną szafę, na którą będziesz rzucać ubrania dzień po dniu. Dlatego właśnie pokazujemy meble IKEA na białym tle. Bo każdy ma na nie swój pomysł.

Zapraszamy do kawiarni IKEA na Łódź Design Festival.

Jest gdzie usiąść i odpocząć.

IKEA. Dla tych, którzy żyją po swojemu


10 newsletter

Nippo

Tkaniny inspirowane Japonią Agatę Nowak poznaliśmy za sprawą ciekawego projektu Fotel Offline. Jego specjalna kieszeń izolująca blokuje zasięg telefonu i internetu, dzięki czemu użytkownik może chwilę odpocząć i oderwać się od świata zewnętrznego. W ten sposób projektantce udało się znaleźć proste rozwiązanie naszego codziennego problemu – kiedy wolne momenty w trakcie dnia przeznaczamy na telefon, nadużywając swobodnego dostępu do sieci. Temat odpoczynku i skupienia okazuje się być domeną produktów tworzonych przez Agatę. W swoim ostatnim pomyśle zaprezentowanym w ramach mediolańskiego SaloneSatellite projektantka przeniosła nas na Daleki Wschód. Stworzona przez nią seria tkanin Nippo – finezyjna i delikatna – czerpie inspirację z japońskiego piękna i formy. Zastosowane printy charakteryzują się stonowanym kolorem i ciekawą, spokojną kompozycją. To delikatne, małe dzieło sztuki, które już niedługo pojawi się na tkaninach w naszych domach. Julia Cieszko

1

designalive.pl


NORRÅKER krzesło

199,-

© Inter IKEA Systems B.V. 2016

A JAK WYGLĄDA TWOJE BIAŁE TŁO? Możesz powiedzieć, że pokazanie krzesła NORRÅKER na białym tle, to banalna prezentacja produktu. Ale czy naprawdę myślisz, że pokazujemy je w ten sposób, bo tak jest najprościej? Dla nas to nie jest krzesło NORRÅKER na białym tle, to zawsze krzesło wpasowane w czyjeś wyobrażenie. W Twoje wyobrażenie. Bo kiedy patrzysz na nie, widzisz dokładnie miejsce, w którym stoi. Może widzisz je teraz w kącie sypialni, między pamiątkową komodą po babci, a stolikiem nocnym, na którym leży czytany właśnie kryminał. I już teraz traktujesz krzesło NORRÅKER jak podręczną szafę, na którą będziesz rzucać ubrania dzień po dniu. Dlatego właśnie pokazujemy meble IKEA na białym tle. Bo każdy ma na nie swój pomysł.

Zapraszamy do kawiarni IKEA na Łódź Design Festival.

Jest gdzie usiąść i odpocząć.

IKEA. Dla tych, którzy żyją po swojemu


12 newsletter

2

3

The Space in Between Największą retrospektywną wystawę Nendo można oglądać w Design Museum Holon w Izraelu. Twórca studia, Oki Sato, jest obecnie jednym z najbardziej wpływowych projektantów na świecie. Urodzony w 1977 roku w Toronto, ukończył architekturę na uniwersytecie Waseda nazywanym japońskim Harvardem. Jego niepozorne i delikatne projekty stanowią wspólny mianownik każdego przedsięwzięcia sygnowanego przez markę Nendo. Japoński minimalizm Okiego Sato dostrzega się w wielu podejmowanych tematach: od wnętrz aż po produkt. Izraelska wystawa to największa dotychczas próba przedstawienia projektów Nendo w przestrzeni muzealnej. Ekspozycja rozciąga się od wspaniałych wnętrz instytucji aż po dziedziniec Design Museum Holon, kreując spektakularne doświadczenie wizualne. Julia Cieszko Zdjęcie: Takumi Ota

designalive.pl


WWW.IMM-COLOGNE.COM

DZIAŁ 13

Musicon

Dzieciaki włączają muzykę Musicon to nagrodzony Red Dotem instrument muzyczny, który pozwala na jednoczesne komponowanie i wykonywanie utworów. Dzięki niemu, by doświadczyć muzyki, cieszyć się nią i bawić, nie jest potrzebna znajomość nut, muzyczne wykształcenie ani wyjątkowo dobry słuch. Musicon nie stwarza barier, a jedyną granicą są wyobraźnia i otwartość. Zaprojektowany i wymyślony przez Kamila Laszuka instrument powstał w wyniku badań z zakresu psychofizjologii rozwoju dzieci oraz wpływu muzyki na życie człowieka. Podstawowy zestaw zawiera bębenek, cymbałki i młynek, które można konfigurować według własnego pomysłu. Prototyp Musiconu trafił do Narodowego Instytutu Audiowizualnego, gdzie po raz pierwszy zabrzmiał publicznie i został przetestowany przez najmłodszych użytkowników. Premiera instrumentu zainicjowała serię spotkań, w trakcie których dzieci pod kierunkiem znakomitych muzyków (m.in. Patryka Zakrockiego – multiinstrumentalisty i animatora muzycznego oraz Karola Domańskiego – perkusisty jazzowego) mogą poznać wspaniałe możliwości Musiconu. Zajęcia organizowane są pod szyldem Muzykoteki Szkolnej, jednego z portali prowadzonych przez Narodowy Instytut Audiowizualny, który stawia sobie za cel zainteresowanie muzyką w niekonwencjonalny sposób: poprzez zabawę, doświadczenia i bezpośredni kontakt z dźwiękiem. www.muzykotekaszkolna.pl Julia Cieszko

MIĘDZYNARODOWE TARGI MEBLI I WYPOSAŻENIA WNĘTRZ

16–22.01.2017

Wyznaczamy kierunki: imm cologne nadają silne impulsy zapewniając rok pełen sukcesów. To wyjątkowa możliwość dla międzynarodowej branży meblowej do zapoznania się z jedyną w swoim rodzaju ofertą z zakresu mebli, akcesoriów i wyposażenia wnętrz – obejmującą zarówno najnowsze trendy i innowacje jak też tematykę poświęconą kuchniom jako centrom codziennego życia w ramach LivingKitchen. Odwiedź Kolonię i odkryj światowy rynek wyposażenia wnętrz zebrany w jednym miejscu!

imm cologne razem z:

Przedstawicielstwo Targów Koelnmesse w Polsce Sp.j., ul. Bagatela 11 lok. 7 00-585 Warszawa Tel.: +48 22 848 80 00 Fax: +48 22 848 90 11 info@koelnmesse.pl designalive.pl


14 newsletter

4

Moroso, Arad, Mariscal

Trzy wielkie nazwiska, które dały początek niezwykłej inscenizacji na styku sztuki, produktu i architektury Współpraca marki Moroso i projektanta Rona Arada to prawie 30 lat historii – dziesiątki produktów, projektów, prototypów, szkiców, zdjęć, filmów. To również ikony wzornictwa w dziedzinie wyposażenia wnętrz, silne osobowości idące na przekór trendom, poszukujące zaprzeczenia konwencjonalnej estetyki. To w końcu idea projektowania silnie inspirowanego architekturą i sztuką. Tę ciekawą historię zobaczyliśmy w trakcie wystawy „Spring to Mind” w kultowym showroomie Moroso przy Via Pontaccio w trakcie tegorocznego tygodnia designu w Mediolanie. Ekspozycja stworzona przez Marco Viola Studio, będąca hołdem dla współpracy Moroso i Rona Arada, połączyła edukację z odważną scenografią rodem z filmów Davida Lyncha. Instalacja wideo przenosząca nas w magiczny, surrealistyczny świat, zniekształcone, hipnotyzujące lustra, czarny tunel prowadzący do czerwonego światła – wszystko to stało się poniekąd symbolem kultowej estetyki projektów duetu Arad–Moroso. Każdy z obiektów został również „opowiedziany” przez ilustrację jednego z najbardziej znanych współczesnych twórców hiszpańskich, Javiera Mariscala. – Ten facet to geniusz – stwierdził Arad w trakcie swojej wystawy. I coś w tym jest, bo Mariscal tworzy nie tylko marki, produkty i wnętrza, ale i animacje, jak chociażby nominowaną do Oscara Chico & Rita. Dla „Spring to Mind” powstały ilustracje nawiązujące do produktów Moroso: plakaty, portrety oraz kolaże. Javier Mariscal to twórca wszechstronny, który w swojej pracy używa wielu różnorodnych technik wyrazu. Zajmuje się ilustracją, grafiką, komiksem, malarstwem, animacją, wzornictwem przemysłowym, a także projektowaniem wnętrz. W 2009 roku Design Museum w Londynie poświęciło mu obszerną wystawę retrospektywną. www.moroso.it, www.mariscal.com Julia Cieszko designalive.pl



16 newsletter

5

Lekkość w przestrzeni Nowa marka z Norwegii

Styl skandynawski w projektowaniu oznacza przede wszystkim prostotę formy przy zachowaniu funkcjonalności. Studio Vera & Kyte nawiązuje do tej tradycji, uzupełniając ją o własną ciekawą i przewrotną estetykę. W ramach tegorocznych mediolańskich targów Salone del Mobile – w części poświęconej wschodzącym markom – Vera & Kyte pokazały najnowszą serię prototypów mebli i akcesoriów wyposażenia wnętrz. Ich ekspozycja była jedną z najlepiej zaaranżowanych: widać w niej młodość, świeżość, zgodność z trendami, ale przede wszystkim lekkość w kształtowaniu form przestrzeni. Projektantki bawią się znaczeniami: lampa staje się trapezem, zegar zostaje wtopiony w granit, a geometryczne figurki otrzymują odważne kolory, tworząc tajemniczą dekorację. Tę markę z zachodniego wybrzeża Norwegii stworzył duet: Vera K. Kleppe i Åshild Kyte. Dziewczyny założyły własne studio w 2013 roku zaraz po skończeniu Bergen Academy of Art and Design. Od tego czasu ich prace były wystawiane na kilku międzynarodowych wystawach. Młode projektantki z entuzjazmem odkrywają nowe połączenia materiałów, tworząc nietypowe formy zarówno w elementach wyposażenia wnętrz, jak i w grafice. Julia Cieszko

Słodycze dla dorosłych Nowe akcesoria Normann Copenhagen to raj dla wielbicieli printów i pasteli. Małe dzieła sztuki dla poprawy humoru

Femmes Regionales to studio projektowe założone przez Mie Albæk Nielsen i Caroline Hansen. Pracują w wielu dziedzinach branży kreatywnej: od produktu, przez branding, projektowanie wnętrz, aż po uwielbianą przez nich modę. Równolegle do aktywności projektowej prowadzą intensywne badania trendów, dzięki czemu mogą pochwalić się kompleksową współpracą z topowymi duńskimi markami. Charakterystyczne podejście Femmes Regionales opiera się na łączeniu wielu metod twórczych. Artystki pokazują świat w niezwykle delikatnych, minimalistycznych formach – często niedopowiedzianych, symbolicznych. Interdyscyplinarne projekty studia mogliśmy poznać m.in. w kolekcji dla marki Kvadrat. Teraz ekipa połączyła siły z Normann Copenhagen, tworząc kolorowe akcesoria biurowe. Daily Fiction to kolekcja ponad 200 małych produktów codziennego użytku (papeteria, notesy, opakowania na prezenty, naklejki, temperówki, ołówki) wyglądających jak słodycze dla dorosłych. Odkąd nasza praca odbywa się głównie przed ekranem komputera, kontakt z papierem staje się chwilą ucieczki. Dlatego zestawy kuszą kolorem i formą – są jak zabawki na biurko, które chcieliśmy mieć, będąc dziećmi. Printy, odważne połączenia kolorystyczne, dobre materiały i przede wszystkim kontrasty: połysk z matem, tkanina z plastikiem, pasy i kropki, klasyczne z ostrym. Już niedługo pełna kolekcja dostępna będzie w sklepach. Julia Cieszko designalive.pl

6



18 newsletter

David Fathi

Pomiędzy nauką a mitem Wolfgang Ernst Pauli, laureat Nagrody Nobla, był jednym z twórców fizyki kwantowej. Podobno gdy wchodził do sali, psuły się urządzenia, a doświadczenia się nie udawały. Jego koledzy żartobliwie nazywali ten fenomen „efektem Pauliego”. Niedawno Europejska Organizacja Badań Jądrowych (CERN) opublikowała archiwum ze zdjęciami dokumentującymi jego badania naukowe prowadzone przez 30 lat. Choć Pauli zmarł, zanim zaczęto archiwizować fotografie (w 1958 roku, w wieku zaledwie 58 lat), to jednak jego obecność da się wyczuć, patrząc na popiersie, portret, tablicę i książkę. Francuski fotograf David Fathi, zainspirowany materiałem archiwalnym, stworzył projekt „Wolfgang” – cykl półfikcyjnych zdjęć, na których duch Pauliego nadal unosi się w murach CERN-u. Niektóre zdjęcia są autentyczne, a inne całkowicie sfabrykowane – dzięki temu my sami decydujemy, gdzie kończy się nauka, a zaczyna mit. Projekt „Wolfgang” mogliśmy zobaczyć na Fotofestiwalu w Łodzi, na którym jego twórca, David Fathi, otrzymał nagrodę Grand Prix. Tematem przewodnim 15. już edycji festiwalu była podróż. Program „Hit the Road: Fotografowie w drodze” to ukłon w stronę różnych form fotografii: od tej konceptualnej, przez dziennikarską, dokumentalną, aż po pocztówkową. Na wystawie zaprezentowano m.in. prace Roberta Rauschenberga, współtwórcy pop-artu, oraz fotografie Davida „Chima” Seymoura, jednego z założycieli legendarnej agencji fotograficznej Magnum Photos. Kuratorką wystaw była Alison Nordström, dyrektor artystyczna Fotofestiwalu. www.fotofestiwal.com Julia Cieszko designalive.pl

zdjęcie: David Fathi, „Wolfgang”, Grand Prix, Fotofestiwal 2016

7


promocja 19

Żegnajcie oczekiwania! Dla wszystkich, którzy chcą żyć po swojemu

zdjęcie: Materiały prasowe IKEA

N

ie ma jednego przepisu na idealny dom. Co więcej – dom wcale nie musi być perfekcyjny. Najważniejsze, by był w 100 procentach nasz. Żebyśmy mogli żyć w nim po swojemu. Właśnie o tym jest nowy Katalog IKEA 2017. To manifest zachęcający do tego, aby mniej przejmować się tym, co myślą o nas inni, a bardziej tym, czego sami pragniemy i co jest dla nas samych najistotniejsze. Dla IKEA najważniejsze jest codzienne życie zwykłych ludzi. To z myślą o nich powstają nowe produkty i rozwiązania, dzięki którym dom staje się modny, funkcjonalny oraz dopasowany do stylu życia. To odpowiedź na potrzeby i marzenia zwykłych ludzi w prawdziwym życiu. Dla ludzi z całe-

go świata, z różnych środowisk i o różnych życiorysach. Produkty IKEA powstają po to, by wpisać się w wyobrażenia ludzi o idealnym wnętrzu. Idealnym, co wcale nie znaczy, że perfekcyjnym. Bo każdy ma swój pomysł na meble IKEA; jedyne w swoim rodzaju wyobrażenie, gdy za białym tłem pojawia się wyjątkowa historia. Wielu z nas w codziennym życiu odczuwa presję i napięcie. Bardzo często odczucia te pojawiają się w kuchni lub w związku z jedzeniem. Oczekiwania płynące z zewnątrz próbują zmienić nas w kogoś, kim tak naprawdę nie jesteśmy. W tym roku IKEA zachęca do tego, aby nie spełniać tych cudzych wyobrażeń, ale podążać własną ścieżką. Namawia do tego, by żyć po swo-

jemu, ponieważ dom to najlepsze miejsce, by być sobą, realizować swoje pragnienia, cieszyć się bliskością i zwykłym życiem. Nowy Katalog IKEA 2017 to mnóstwo inspiracji i rozwiązań dotyczących wyposażenia domu, dzięki którym codzienne życie może być bardziej spontaniczne i pełne radości. W tym roku IKEA zwraca uwagę na kuchnię jako miejsce, w którym możemy pokazać swoje prawdziwe „ja”. Bo gotowanie może być przyjemnością, a nie tylko nudnym obowiązkiem. Jeśli tylko dostosujemy kuchnię do swoich potrzeb, znajdziemy inspirację, by gotować pełną parą. A jeśli rozgotujemy makaron? Trudno! Zwykłym ludziom to się zdarza. Nie musi być perfekcyjnie, żeby było idealnie.


20 newsletter

8

Twój pies byłby szczęśliwy

Na polskim rynku pojawiła się nowa marka Mnomo, oferująca legowiska dla psów, będące jednocześnie stylowym meblem do salonu. Za design odpowiada Grupa Projektowa Razy2 z Gdyni

Na własnej skórze

Legowiska Mnomo są eleganckie, proste w formie, funkcjonalne i łatwe w utrzymaniu. Składają się z dwóch elementów: dębowego stelaża oraz materaca z tkaniny cordura wypełnionego wysoko elastyczną pianką poliuretanową. Użycie tych materiałów nie jest przypadkowe – zarówno cordura, jak i polski dąb to symbole trwałości, a pianka, używana również w materacach dla ludzi, zapewnia zwierzęciu wygodę i komfort. Cordura nie wchłania wody, zapachów, nie przyciąga sierści, dlatego utrzymanie legowiska w czystości jest niezwykle proste. Legowiska Mnomo występują w trzech rozmiarach: S, M i L. W zależności od rozmiaru kosztują 1200–1500 złotych. www.mnomo.pl Wojciech Trzcionka Zdjęcie: Maciej Szajewski

Koi znaczy miłość Najpierw robiła kremy dla siebie. Potem dla bliskich i znajomych, aż w końcu zapotrzebowanie stało się tak duże, że założyła firmę. Renata Kozłowska, z wykształcenia chemiczka, wraz z córkami tworzy markę Koi. Z potrzeby uzyskania skutecznych kosmetyków pielęgnacyjnych powstała seria kilku sprawdzonych produktów: pięć kremów, olejek do mycia, eliksir, tonik i serum. Już sama nazwa mówi wszystko: – Zadaniem każdego produktu jest koić. Okazało się przypadkowo, że słowo to ma piękne znaczenie w językach dalekowschodnich: oznacza miłość. I jest to ten składnik, który dokładamy gratis do każdego kremu – przyznaje Kozłowska. To, co wyróżnia Koi, to liczba używanych składników odżywczych. – Dodajemy je w największym dopuszczalnym stężeniu. Dzięki temu kremy działają, a nie tylko sprawiają wrażenie. Czasami jest to 0,01%, a kiedy indziej 3% – zależy to od składnika. W tak zwanych kremach z półki stosuje się ilości znikome – deklaruje założycielka marki. Koi nie ukrywa także dokładnego składu kosmetyków, co jest ewenementem wśród firm kosmetycznych. Znajdziemy go (również po polsku) na stronie internetowej, pełnej porad pielęgnacyjnych. – Możemy pochwalić się tym, że w każdym kremie jest „bomba antyoksydacyjna” (kwas ferulowy + witaminy designalive.pl

C i E). Stosujemy usieciowany kwas hialuronowy, który działa wyraźnie i długo. Używamy witaminy C w formie olejowej, która jest bardzo stabilna i nie utlenia się. Do kremu na noc dołożyliśmy najnowszą formę Retinolu: uwodornioną – zdradza właścicielka Koi. Ceny od 40 złotych. www.koicosmetics.pl Eliza Ziemińska

9



10

Z plaży do biura Akustyczny boks biurowy VANK_MELLO powstał z sentymentu do koszy plażowych, które zapewniały nieco prywatności i osłaniały przed wiatrem Otwarte przestrzenie biurowe są faktem, jednak wynikające z tego mankamenty można do pewnego stopnia neutralizować. Stąd pomysł, by stworzyć strefy wyciszenia, pozwalające na spokojną rozmowę telefoniczną, spotkanie czy chwilę wytchnienia od gwaru. – VANK_MELLO powstał z sentymentu do koszy plażowych, które zapewniały odrobinę intymności i osłaniały przed wiatrem – mówi Wojciech Wołczyk, projektant z VANK. – Nawet jeśli lubimy atmosferę pracy panującą w open space’ie, czasem chcemy od niej odpocząć. Zrelaksować się, zebrać myśli lub skupić podczas ważnej rozmowy telefonicznej. Temu właśnie służy nasz kolorowy, akustyczny boks. Różnorodne konfiguracje VANK_MELLO pozwalają na dopasowanie budki do wolnej przestrzeni dostępnej w biurze. Mogą być pojedyncze lub podwójne, z siedziskami albo stoliczkiem. Kolekcję uzupełniają fotele i sofy. Boksy pokryto tkaninami Synergy, w 95 procentach składającymi się z wełny nowozelandzkiej. Charakteryzuje je wyjątkowa miękkość, a zarazem trwałość. Na uwagę zasługuje też bogata kolorystyka – boks jest dostępny w aż 75 odcieniach. www.vank.pl Joanna Szczygieł

designalive.pl


newsletter 23

Emocje w kadrze

Sesja mody nagrodzona

Kas Kryst – projektantka mająca na swoim koncie kilka nagród, w tym wyróżnienie Złotej Nitki – konsekwentnie prezentuje swój styl, którego jednym z wyznaczników jest czerń. Charakterystyczne dla jej mody są wysokiej jakości materiały, takie jak wełna, zamsz, aksamit, bawełna, wiskoza, jedwab czy kaszmir, ale można znaleźć też elementy z lateksu, tiulu i lycry. Ostatnie kolekcje Kas Kryst wydają się otwierać nowy etap w życiu marki. Sesje zdjęciowe do katalogu zapewniają najwyższy poziom doznań nie tylko wizualnych, ale i mentalnych. Kolekcję SS2016 pokazano w pięknej inscenizacji, gdzie opowiedziana obrazem historia nie potrzebuje żadnych słów. Właśnie obraz jest najlepszym przekaźnikiem emocji, jakie mają towarzyszyć odbiorcy. Daniel Jaroszek, którego zdjęcia zachwyciły polską scenę mody i zostały nagrodzone w tym roku przez jury Klubu Twórców Reklamy, uchwycił intymną atmosferę. Hotelowy pokój, dwie kobiety, dwuznaczność sytuacji… to wszystko buduje napięcie, które czerwień dodatkowo wzmaga. Oryginalne i mocno eteryczne kadry wzbudzają zachwyt, ale też są zagadkowe i zmuszają do myślenia. Marka Kas Kryst oferuje dwie równorzędne kolekcje przeznaczone dla dwóch grup odbiorców. Serią pokazową, aplikującą współczesne trendy, zainteresują się nawet najbardziej wymagający znawcy mody. Druga z nich, basic, to kolekcja skierowana do szerszego grona. Ceny najnowszej kolekcji wahają się od 130 złotych za T-shirt do 650 złotych za kurtkę. Ponadto marka realizuje spersonalizowane zamówienia indywidualne. www.kaskryst.com Karolina Kosyna Zdjęcie: Daniel Jaroszek, MAKATA

11 designalive.pl


24 newsletter

Balans i harmonia

Nowości z Mediolanu

Earnest Studio to marka amerykańskiej projektantki Rachel Griffin, obecnie pracującej w Holandii. W swojej twórczości autorka eksploruje zarówno tradycyjne, jak i przemysłowe metody produkcji. Interesuje się prostymi konstrukcjami, które dają dużą elastyczność i mobilność. Prototyp jej ostatniego projektu – Mill Lamp – przykuł naszą uwagę na SaloneSatellite mediolańskich targów wyposażenia wnętrz. Mill Lamp to dość prosta, przenośna lampka, której ramię można obrócić w niemal dowolnym kierunku. Dużą rolę w projekcie odgrywają balans i grawitacja. Poza tym projekt zachwyca swą ascetycznością i elegancją. Do jego stworzenia użyto wydajnych LED-ów, a sama lampka działa dzięki połączeniu z USB. www.earnestly.org Tekst: Sylwia Chrapek Zdjęcia: Pim Top

12 Geometria światła Mosiądzu i stali

Jean-Pascal Gauthier to artysta pochodzący z Montrealu. Projektowania nauczył się sam i trzeba przyznać, że całkiem nieźle mu to wychodzi. Został zauważony m.in. przez organizatorów Sight Unseen OFFSITE – nowojorskiej wystawy sztuki, gdzie zaprezentowano dziesięć jego najlepszych projektów. Gauthier w swojej twórczości skupia się na oświetleniu. Swe niesamowite lampy tworzy głównie z naturalnych materiałów: mosiądzu, stali, drewna czy marmuru, a do niektórych ze swych dzieł użył nawet roślin. Projektant umiejętnie gra kształtem oraz kolorem, przez co wytwarzane przez niego przedmioty są nie tylko funkcjonalne, ale pretendują też do miana małych dzieł sztuki. Każdy produkt powstaje na zamówienie i według indywidualnej wyceny. Wszystkie jego prace zobaczyć można na profilu: www.instagram.com/jeanpascalgauthier. Sylwia Chrapek

designalive.pl

13


Skończona forma to dopiero początek Zaprojektuj łazienkę w której wszystko zależy od Ciebie i wygraj stypendium 20 000 zł Twoim zadaniem jest zaprojektowanie łazienki z wykorzystaniem armatury Axor zmodyfikowanej w ramach Manufaktury Axor: dostępne 15 kolorów powierzchni (na życzenie wszystkie kolory z palety RAL), dowolne wymiary i dodatkowy grawerunek. Do wygrania stypendium Akademii Hansgrohe o wartości 20 000 zł oraz dwie nagrody specjalne po 5 000 zł. Szczegóły na www.akademiahansgrohe.pl

Patroni medialni:


26 newsletter

Piękno łodygi

Izraelski projektant Omer Polak stworzył kolekcję wazonów, które wyrażają szacunek do kwiatu i ukazują całe jego piękno Tworząc naczynie, artysta skupił się nie tylko na samym kwiecie, ale na wyeksponowaniu całej rośliny. Zaprojektował wazony, które pozwalają komponować przecudne, bardzo różnorodne wiązanki w tym samym naczyniu. – Podczas pracy nad tym projektem byłem zafascynowany ikebaną – japońską sztuką układania kwiatów, która zwraca uwagę na inne obszary rośliny, takie jak łodygi i liście, oraz kładzie nacisk na kształt, linię i formę – zdradza projektant, który od dawna bada sposoby wykorzystania kwiatów w ramach projektu dotyczącego węchu w codziennym życiu. www.omerpolak.com Łukasz Potocki

14



Zaczęło się od pasji i potrzeby – W jakim kierunku zmierzamy? Nie wiem – i bardzo mnie to cieszy. Wszystko dookoła nas przyspiesza i nieustannie się zmienia – mówi w rozmowie z „Design Alive” Michał Piernikowski, dyrektor Łódź Design Festivalu, który w tym roku odbywa się po raz dziesiąty

Łódź Design Festival ma już dziesięć lat. Powspominamy? Z przyjemnością, bo choć początki pracy przy festiwalu to oczywiście wyzwanie i naprawdę wielki wysiłek, to jednocześnie była to wspaniała przygoda i niesamowicie inspirujące doświadczenie. Pamiętasz pierwsze edycje? Tę pierwszą chyba najlepiej. Pozostałe odświeżyłem sobie ostatnio przy okazji wystawy jubileuszowej przygotowywanej na październik. Miło jest wrócić do projektów, które prezentowaliśmy podczas pierwszych edycji, zwłaszcza że większość projektantów, których miałem przyjemność wtedy poznać, jest wciąż aktywna zawodowo i na ich przykładzie mam szansę obserwować zmiany w podejściu do projektowania na przestrzeni tych kilku lat. Ale zmienia się też sam festiwal. Kilka pierwszych edycji wspominam jako zachłyśnięcie się nowymi ideami i możliwościami. Prezentowaliśmy projekty naprawdę odważne, zaangażowane społecznie, często z pogranicza eksperymentu artystycznego. Stopniowo na festiwalu pojawiało się coraz więcej polskich firm i produktów przeznaczonych do codziennego użytku, a mniej eksperymentalnych. designalive.pl

Jednak wielu projektantów prezentowanych na pierwszych edycjach jest wciąż obecna na tych ostatnich. Od czego to wszystko się zaczęło? Jak w dobrej „success story”, na początku były pasja i potrzeba. Zespół, z którym w 2007 roku przygotowywaliśmy pierwszą edycję ŁDF, pracował razem już od kilku lat. Organizowaliśmy w Łodzi wydarzenia artystyczne, m.in. majowy Fotofestiwal. Urząd Miasta Łodzi przekazał nam w użytkowanie piękne, choć zniszczone fabryki przy ulicy Tymienieckiego. Potrzeba w tej historii oznaczała konieczność zagospodarowania tych przestrzeni, bo poza Fotofestiwalem nie organizowaliśmy żadnego innego cyklicznego wydarzenia. Kiedy zastanawialiśmy się, jakie działania chcielibyśmy realizować, większość wskazała na wydarzenie poświęcone projektowaniu. Dzięki pasji tych osób i ich zaangażowaniu, udało się nam w ciągu kilku miesięcy zorganizować pierwszy w Polsce festiwal designu. Oczywiście było to możliwe również dzięki współpracy z wieloma wspaniałymi osobami, które wtedy poznaliśmy i z którymi często współpracujemy do dziś. Ważna była też otwartość miasta na takie działania i pewna wyjątkowa

twórcza atmosfera, która panowała w Łodzi w tamtym czasie. Pierwsza edycja festiwalu, bardzo skromna w porównaniu z kolejnymi, spotkała się z tak pozytywnym odzewem i zainteresowaniem, że do zorganizowania kolejnej czuliśmy się wręcz zobowiązani. Jak bardzo zmieniało się przez te lata podejście do designu w Polsce? Z naszej perspektywy jest to przepaść. Przez te dziesięć lat zmieniło się bardzo wiele i to na kilku poziomach. Zacznijmy od producentów. Pierwsze edycje festiwalu to tak naprawdę kilka marek, które w ogóle były takim tematem w Polsce zainteresowane. Jeśli już sam temat się pojawiał, to był najczęściej rozumiany jako pewnego rodzaju dodatek do produktu, jego „upiększenie”. Było oczywiście kilka chlubnych wyjątków, takich jak Iker, Noti czy Ceramika Paradyż, z którymi mamy przyjemność współpracować do dziś. To zmieniało się bardzo szybko i dziś nikogo już nie trzeba przekonywać, że design to temat, w który warto inwestować. Ale zmieniło się również podejście odbiorców. Wydaje mi się, że wszyscy uczyliśmy się tego, co to znaczy, że przedmiot został „dobrze zaprojektowany”. Początki to moim


Łódź design festival 29 Łódź Design Festival w 2007 roku wystartował z pięciotysięczną widownią. Odbyło się dziewięć paneli wykładów i warsztatów. Od tego czasu wiele się zmieniło - idea, ludzie, działanie jednak pozostają. Przez ostatnie lata festiwal doczekał się aż 270 tysięcy gości. Ekipa łódzka udowodniła, że ŁDF to obecnie jedno z najważniejszych wydarzeń związanych z projektowaniem w Europie Środkowo-Wschodniej

Michał Piernikowski, Sylwia Ciebiada, Kasia Dubik, Karolina Radwańska, Aleksandra Kietla, Ewa Pakos. W pierwszym rzędzie: Ania Gacka, Anita Treścińska, Agata Połeć. W drugim rzędzie: Olga Łosiak, Michał Chojnacki, Natalia Lewoc


30 Łódź design festival

Tożsamość Jak poprzez design manifestuje się tożsamość twórców i odbiorców? Co kształtuje tożsamość miejsc, w których żyjemy? Czym jest tożsamość marki i jakie cechy definiują dobrze zaprojektowane przedmioty? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań poznamy podczas 10. jubileuszowej edycji Łódź Design Festivalu (13–23 października) pod hasłem przewodnim „Tożsamość”. Jubileusz to również okazja do podsumowań i układania planów na przyszłość. Właśnie o przyszłości, technologii, robotyzacji, nowych wyzwaniach stojących przed ludzkością oraz innowacyjnym wizualizacjom danych czy zobrazowaniu dzisiejszego społeczeństwa za pomocą grafiki opowiadają dwie wystawy zaproszone specjalnie na festiwal: „Everyda(y)ta” oraz „Random Darknet Shopper”, prezentowane w bloku „The Future is Now”. Nad szeroko i różnie interpretowaną tożsamością zastanowimy się również wspólnie z wybranymi grafikami i ilustratorami poprzez przegląd plakatów na wystawie „Eye-dentity – Poster Stories”. Specjalna wystawa jubileuszowa pozwoli widzom zerknąć wstecz i prześledzić rozwój festiwalu od jego pierwszej edycji w 2007 roku. Jak co roku zobaczyć będzie można najlepsze polskie wdrożenia prezentowane na wystawie „must have” oraz innowacyjne projekty młodych twórców, prezentowane na wystawie „make me!”, spośród których jeden otrzyma nagrodę Paradyż Award w wysokości 20 tysięcy złotych. www.lodzdesign.com

zdaniem „designerskość” – słowo znienawidzone obecnie przez wiele osób. Designerskość, czyli albo luksus, zbytek, rzeczy bardzo drogie i ekskluzywne, albo gadżety, rzeczy dziwne, przekombinowane. To też na szczęście szybko się zmieniało; zyskiwaliśmy coraz większą świadomość takich tematów jak design demokratyczny, planned obsolescence (planowane postarzanie produktu), odpowiedzialność społeczna czy projektowanie zrównoważone. Ostatnie zmiany wiążą się z niezwykłą popularnością tematów związanych z design thinking, projektowaniem usług i procesów – co ważne, zostały one dostrzeżone również przez administrację publiczną. Wydaje mi się, że obecnie w designie panuje duża różnorodność i pluralizm. Bardzo mnie to cieszy, bo sprzyja to dyskusji i rozwojowi: dwóm rzeczom, które służą kreatywności i dobremu projektowaniu. Hasłem tegorocznej edycji ŁDF jest „Tożsamość”. Możesz je rozwinąć? Victor Papanek w książce Dizajn dla realnego świata pisał: „Projektowanie to najpotężniejsze znane dotąd narzędzie designalive.pl

kształtowania przez człowieka własnych wytworów i środowiska, a co za tym idzie samego siebie”. Ten krótki cytat był dla nas w tym roku punktem wyjścia przy tworzeniu programu festiwalu, a dla mnie osobiście zawiera się w nim wszystko, co najbardziej fascynuje mnie w projektowaniu. Stanowi refleksję nad tym, w jaki sposób kształtujemy otaczający nas świat i jak ten wykreowany, zaprojektowany świat, często bez naszej intencji, kształtuje nas wszystkich. Ten wątek interpretowany przez pryzmat nowych technologii, kultury, tradycji czy chociażby przestrzeni publicznej jest centralnym tematem wielu projektów, które zaprezentujemy w tym roku. Postaramy się go również rozwinąć podczas serii wykładów poświęconych m.in. trendom czy tożsamości marki. ŁDF stał się bardzo ważnym i rozpoznawalnym wydarzeniem w Europie. W jakim kierunku zmierza? To pytanie, które zadajemy sobie co roku. I nadal, z całą stanowczością, mogę odpowiedzieć, że nie wiem – i bardzo mnie to cieszy. Wszystko dookoła nas

przyspiesza i nieustannie się zmienia. Nowe idee, technologie, modele współpracy i produkcji powodują, że często planowanie w perspektywie dłuższej niż dwu- czy trzyletniej nie ma sensu. Naszą ambicją jest to, aby te zmiany opisywać i prezentować szerokiej publiczności. Staramy się być otwarci na nowe pomysły i inspiracje. Nie boimy się wyzwań i mamy wciąż wielki apetyt na eksperymentowanie. Oczywiście stawiamy przed sobą cele, ale dotyczą one przede wszystkim podnoszenia jakości festiwalu. Na pewno będziemy też wciąż tworzyć wydarzenie skierowane do szerokiego grona odbiorów, zapraszać najlepszych projektantów, starać się komentować, a nie tylko prezentować. Przede wszystkim jednak dążymy do tego, żeby festiwal współtworzyć razem z naszymi odbiorcami – projektantami, widzami i firmami – tak aby wzajemnie się inspirować. I oczywiście odpowiadać na realne potrzeby odbiorców, bo to oni ostatecznie wyznaczają kierunki, w jakich podążamy. Rozmawiał: Wojciech Trzcionka


9. edycjA kONkursu

TermiN ZgłOsZeŃ

6.12.2016

Międzynarodowe Targi Poznańskie

Międzynarodowe Targi Poznańskie

14-17.03.2017 | POZNAŃ | www.AreNAdesigN.Pl

Międzynarodowe Targi Poznańskie


Adam Tępiński, Beata Dela oraz Rafał Domaradzki odbierają nagrodę Red Dot w Essen

Czerwona kropka nad „i” polskiej ceramiki Ceramika Paradyż otrzymała najważniejszą międzynarodową nagrodę w dziedzinie wzornictwa przemysłowego – Red Dot Design Award 2016. Jury konkursu doceniło polskiego producenta za kolekcję wielkoformatowego gresu szkliwionego Trakt

Rozmawiamy z Beatą Delą, projektantką Ceramiki Paradyż, autorką nagrodzonej kolekcji. Co Panią zainspirowało do stworzenia kolekcji Trakt? Naturalny materiał, ziemia, piasek… to, po czym chodzimy każdego dnia. Podczas projektowania nie zależało mi na dosłownym odwzorowaniu jakiegoś konkretnego materiału, ale na stworzeniu płytki, która wyglądem i kolorem sprawi, że w dotyku poczujemy powierzchnię mentalnie nam bliską, autentyczną i bezpieczną. Jak długo pracowała Pani nad kolekcją? Pomysł narodził się pod koniec maja ubiegłego roku. A ponieważ rozpoczęliśmy prace nad powiększeniem naszej oferty o nowy format 75 × 75 cm, niezbędny był zakup odpowiedniego wyposażenia linii produkcyjnej. Realizacja kolekcji wymagała kolejnych inwestycji w urządzenia pozwalające designalive.pl

na wykonanie wszystkich założonych efektów na powierzchni płytki. Po raz pierwszy zaprezentowaliśmy Trakt we Włoszech na targach Cersaie 2015. Na rynku produkt pojawił się w marcu tego roku. W jakich wnętrzach najchętniej widziałaby Pani płytki z tej kolekcji? Trakt jest uniwersalny: pasuje do kuchni, tarasu, a także minimalistycznego, loftowego apartamentu. Ze względu na wysokie parametry, nowy, ciekawy format oraz zróżnicowaną grafikę, kolekcja jest także doskonałym materiałem do sklepów, salonów czy galerii handlowych. Co Pani zdaniem czyni kolekcję Trakt tak wyjątkową? Myślę, że największymi atutami są kolor i zróżnicowana grafika płytek. Ich oryginalne zestawienie pozytywnie wpływa na odbiór całej kolekcji. Płytki Trakt posiadają niepowtarzalny rysunek, dzięki czemu ułożone na powierzchni ściany lub podłogi

tworzą dynamiczny wzór, który dodaje smaku aranżacji. Wzornictwo i format kolekcji to nie tylko prawdziwe wyzwanie, ale i konkretna inspiracja dla projektantów wnętrz. Na co zwróciło uwagę jury Red Dot, oceniając tę kolekcję? Jurorzy Red Dot kierowali się wieloma aspektami, m.in. wzornictwem, innowacyjnością, jakością oraz szerokimi możliwościami zastosowania kolekcji. W werdykcie informującym o nagrodzie przeczytaliśmy, że nasz produkt zachwycił jury przede wszystkim wysoką jakością wzornictwa. Miło było także bezpośrednio obserwować niezwykle pozytywne reakcje na nasze „oscarowe” płytki, które zaprezentowaliśmy na wystawie „Design on Stage” w Essen. To wszystko utwierdza mnie w przekonaniu, że warto konsekwentnie realizować nawet bardzo odważne wizje, ufać swojemu instynktowi i bezkompromisowo dążyć do celu.


promocja 33 Płytki ceramiczne Trakt w formacie 75 × 75 cm

Pierwszy krok w budowaniu nowego wizerunku produktów Rozmawiamy z Rafałem Domaradzkim, dyrektorem Departamentu Marketingu Ceramiki Paradyż. Kolekcja Trakt to jedna z pięciu serii płytek ceramicznych w nowoczesnym formacie 75 × 75 cm. Proszę powiedzieć coś więcej na temat tych produktów w Państwa ofercie. To bardzo dobrze przemyślane i zaprojektowane wdrożenie. Płytki o wymiarze 75 × 75 cm, uzupełnione o formaty wynikające z pocięcia płytek bazowych na dwie i trzy części, wyprodukowane w technologii gresu szkliwionego, stanowią o uniwersalności tej oferty. Zgodnie z obowiązującym trendem w aranżowaniu wnętrz wszystkie kolekcje doskonale sprawdzają się zarówno jako okładzina ścienna, jak i podłogowa. Delikatna Adana, industrialna Menfi, minimalistyczna Scratch, nowoczesna Optimal oraz nagrodzona Red Dot Design Award 2016 kolekcja Trakt to kompletna grupa produktów, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Kolekcje zaprojektowano tak, aby umożliwić łączenie różnych kolorystyk w obrębie danego wzoru. Doskonałe uzupełniają także oferowane przez nas kolekcje odwzorowujące drewno, jak również szeroką gamę ściennych płytek łazienkowych. Dlaczego zdecydowaliście się właśnie na format 75 × 75 cm? To efekt przeprowadzonych przez nas badań. Nieustannie analizujemy rynek oraz trendy w sprzedaży naszych produktów. Format 60 × 60 stał się już absolutnym standardem. Postanowiliśmy pójść o krok dalej i odróżnić nasz produkt pod kątem wymiarów od często spotykanych kolekcji importowanych z Azji, najczęściej występujących w formacie 80 × 80 cm. Dodatkowo mamy już w ofercie kolekcje rektyfikowanych płytek ściennych o wymiarach 25 × 75 cm, które doskonale komponują się z naszą najnowszą grupą produktową. Wspominałem wcześniej o uzupełnianiu, wręcz przenikaniu się kolekcji w nowoczesnych aranżacjach wnętrz; projektanci i architekci bardzo często wykorzystują

Apetyt na więcej Red Dot to największy na świecie i najbardziej prestiżowy konkurs w dziedzinie designu. Nagrody przyznawane są od 1955 r. przez Design Zentrum Nordrhein Westfalen za rozwiązania na najwyższym poziomie, wyróżniające się jakością wykonania i doskonałym wzornictwem. Laureatów wybiera międzynarodowe jury złożone z 41 niezależnych ekspertów w dziedzinie projektowania. Do tegorocznej edycji konkursu zgłoszono ponad 5200 produktów z 57 krajów. Oficjalna gala wręczenia nagród odbyła się 4 lipca w Aalto Theater w Essen. W imieniu polskiego producenta, Ceramiki Paradyż, Red Dot Design Award odebrali prezes zarządu Adam Tępiński, autorka nagrodzonej kolekcji Beata Dela reprezentująca Dział Kreacji Produktu oraz dyrektor Departamentu Marketingu Rafał Domaradzki.

w jednym pomieszczeniu kilka pasujących do siebie kolekcji. Wychodząc naprzeciw potrzebom naszych klientów, postanowiliśmy ułatwić im zadanie – oddać w ich ręce gotowe rozwiązania w ramach oferty jednego producenta. Jak wygląda proces projektowania i wdrażania kolekcji w Państwa firmie? Wdrażanie kolekcji to skomplikowany proces, który może trwać nawet kilka miesięcy i wymaga zaangażowania wielu osób, głównie technologów. Pracujemy zawsze w grupie: w warunkach produkcyjnych nie sposób jednoosobowo stworzyć produkt. Zaczynamy od projektu graficznego, który często modyfikujemy podczas opracowywania prototypu. Na tym etapie dobierane są surowce, dzięki którym uzyskujemy zamierzony efekt końcowy. Rozpoczynając pracę nad prototypem, przygotowujemy warianty kolorystyczne według wcześniejszych założeń, a także kilka różnych wersji technologicznych. Kolekcja Trakt została

– Dopiero trzymając dyplom Red Dot Design Award w rękach, poczuliśmy „wagę” tego wyróżnienia. Wspaniale jest znaleźć się w gronie ludzi, którzy należą do najbardziej twórczych na świecie. Jestem dumny, że pracownicy Ceramiki Paradyż dzięki swojej kreatywności, zaangażowaniu i ogromnej sile przebicia, z powodzeniem odnajdują swoje miejsce wśród najlepszych. Myślę, że szczególnie u nich nagroda Red Dot rozbudziła apetyt na więcej – powiedział Adam Tępiński, prezes Ceramiki Paradyż. Zwycięska kolekcja płytek ceramicznych Trakt to jedna z flagowych propozycji Ceramiki Paradyż – wykonano ją w najnowszym formacie 75 × 75 cm. Zaprojektowana z dużym wyczuciem i dbałością o szczegóły w odwzorowaniu natury, kolekcja jest dostępna w pięciu uzupełniających się kolorystykach, tworzących wyjątkową paletę barw ziemi.

wyprodukowana w pięciu wersjach kolorystycznych: dwóch w gamie beżowobrązowej (Beige, Umbra) oraz w trzech odcieniach szarości (Grys, Antracite, Grafit). Jednym z finalnych etapów wdrożenia nowej kolekcji jest opracowanie – wraz z zespołem architektów – aranżacji, które pokazują walory płytek oraz możliwości ich zastosowania w różnych wnętrzach. Czy może Pan zdradzić plany ofertowe firmy? Co będzie modne? Jakie produkty Ceramiki Paradyż będziemy mogli niebawem ujrzeć w salonach łazienkowych? Wszystkiego dzisiaj nie mogę wyznać… Mogę za to powiedzieć, że format 75 ×  75 cm to pierwszy krok w budowaniu nowego wizerunku naszych produktów. W nadchodzącym sezonie mamy zamiar odświeżyć tę grupę produktów, nadając im nowy wymiar... Na ten moment może tyle – więcej w trakcie najbliższych targów Cersaie, gdzie, jestem przekonany, zaskoczymy rynek ciekawymi rozwiązaniami.


34 Łódź design festival

Design Alive Awards w salonie Milionova Design Alive Awards to jedyne w Polsce nagrody przyznawane za kreatywne myślenie. Od czterech lat towarzyszy im wystawa pokazywana podczas najciekawszych wydarzeń w kraju. Po raz kolejny dotarła także na Łódź Design Festival. Tym razem zagościła w Milionova Fabryka Designu.

Showroom Milionova to nowe miejsce na mapie Łodzi. Salon z meblami, oświetleniem, dywanami i akcesoriami dekoracyjnymi osadzony jest we wnętrzu XIX-wiecznej fabryki Steinertów. – Milionova zrodziła się z pasji grupy ludzi profesjonalnie związanych z designem, jak również amatorów ceniących dobry, nietuzinkowy styl. To miejsce skojarzeń pierwszej ligi designu z jego pasjonatami – przekonuje Marta Kołodziejczyk z salonu Milionova. – Reprezentujemy różne nurty, łącząc nawet odległe bieguny lekkiego stylu skandynawskiego z włoską klasyką, designalive.pl

które wspaniale wpisują się w surowy, industrialny wystrój starej fabryki. Nasz showroom ma ambicje łączyć design ze sztuką, dlatego znajdziecie tu nie tylko ekspozycje mebli i oświetlenia, ale również obrazy i grafiki cenionych artystów. Od pasjonatów dla pasjonatów – dodaje Marta Kołodziejczyk. Miejsce wystawy Design Alive Awards: Milionova Fabryka Designu, ulica Piotrkowska 276 (wjazd od ulicy Milionova 2 ). Mecenas: Mazda. Sponsorzy: Barlinek, Schattdecor, Zieta Prozessdesign. www.designalive.pl, www.milionova.pl


Sponsor

Partner Strategiczny

Patronaty medialne


„DA” x Co zrobić, żeby zagrał blaszany dach? Tekst: Ewa Trzcionka i Julia Cieszko Zdjęcia: ewa trzcionka, Radosław Kaźmierczak

designalive.pl


x TNM

wydarzenia 37

„Luksusowym jest to, co nieosiągalne, a nie to, co najbardziej wystawne” – pisała w 4. numerze „Design Alive” Olga Nieścier. „Talent nie jest twoją własnością, lecz został ci powierzony” – te słowa padły z ust Agima Dżeljilji w numerze 13. „Będziemy szczerzy jak zwierzęta i mądrzy jak dzieci” – mówił jeden z punktów manifestu The Animals Observatory, którym dzieliliśmy się w tegorocznym wiosennym wydaniu. Takimi właśnie refleksjami podzieliliśmy się z gośćmi festiwalu – wyjątkową publicznością

T

auron Nowa Muzyka to festiwal, dzięki któremu można odkryć to, co nowe, ukryte w klubach na całym świecie, starannie dobrane i podane wymagającej publiczności. To też jedyny w Polsce festiwal muzyczny tak silnie osadzony w tkance miejskiej. Natomiast dla Katowic muzyka to naturalny budulec, a TNM stał się już ich symbolem. Nowoczesna architektura Strefy Kultury stworzyła doskonałą scenerię dla elektronicznych dźwięków. Nie bez powodu „Taurona” nazywa się festiwalem nie tylko dobrym, ale i pięknym. Katowicka Strefa Kultury rozciąga się tuż za Spodkiem i łączy w jeden miejski organizm: minimalistyczne w formie Muzeum Śląskie, czerwień fasady Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia (NOSPR) i trawiaste dachy Międzynarodowego Centrum Kongresowego. W takim otoczeniu od trzech lat odbywa się spektakl: rytmy muzyki i płynące strumienie fanów nowych brzmień. W czasie tegorocznej, jedenastej już edycji TNM, prócz dźwięków spodziewanych przez stałych fanów elektroniki zaproponowano nowości z innych obszarów. Dzięki współpracy z NOSPR mogliśmy zagłębić się w muzykę poważną, wykonywaną na tradycyjnych instrumentach, które wymagają od muzyków lat ćwiczeń. Niejako na przeciwnym biegunie Wojciech Kucharczyk raczył nas nowościami z wielu kontynentów. Na scenie Carbon Continent, której był kuratorem, warsztat pracy niejednokrotnie ustępował miejsca zabawie, radości i pasji.

Ten festiwal uwielbiany jest właśnie za to, że można zobaczyć tu na żywo ulubione zespoły i didżei, ale też poznać coś, na co pewnie nie trafiłoby się samodzielnie. Poza tym nie ma chyba festiwalu, gdzie obok siebie można spotkać: berlińskich didżei, symfoniczną orkiestrę z utworem Steve’a Reicha i DMC, czyli rodzinny zespół grający covery Depeche Mode. Po raz trzeci w programie TNM znalazł się też magazyn „DA”. Od początku współpracy przyświecała nam idea stworzenia miejsca, które pozwoliłoby zatrzymać się w biegu, pobudzić do refleksji i przygotować do dalszych muzycznych doznań. Już od dwóch lat w Przestrzeni Refleksji zapraszamy do rozmów ciekawe osobowości z dziedziny kultury i sztuki. Tym razem, dzięki współpracy TNM z Muzeum Śląskim, do dyspozycji dostaliśmy potężny zabytkowy warsztat z 1899 roku, w którym Muzeum eksponuje maszyny z minionych dwóch wieków. Było pewne, że to nie tylko miejsce, ale i scenografia do tego, co tym razem możemy przekazać gościom festiwalu. Postawiliśmy na niemy przekaz mocnych sentencji, zmuszających do refleksji słów i obrazów. Do duetu TNM i „DA” dołączyła VJ Jago i tak powstała wideoinstalacja „Stop in Motion”. – Takie projekty to konsekwencja rozwoju festiwalu – podkreślił Daniel Wahl, inicjator naszej współpracy z TNM. – Tego typu działania wpisują się w ideę Tauron Nowa Muzyka. Wiemy, że publiczność tego chce. To są rewelacyjni ludzie, baczni obserwatorzy trendów, wszystkiego tego, co nowe

i ciekawe. To, co wydarzyło się w warsztacie mechanicznym, przerosło nasze oczekiwania. Wideoinstalacja Jagody Chalcińskiej współgrała z muzyką płynącą ze wszystkich scen. Ten budynek dosłownie ożył – dodał Wahl. „Design Alive” za kilka miesięcy świętuje 10. urodziny, a zimą ukaże się już 20. numer magazynu. Dlatego „Stop in Motion” stanowi preludium jubileuszu i esencję najcelniejszych komentarzy i refleksji nad współczesnym światem, jakie publikowaliśmy na łamach „DA”. Z papierowych archiwów kwartalnika utytułowana w swojej dziedzinie Jagoda Chalcińska stworzyła przepiękny pokaz VJ, do którego muzykę „skomponowała” cała „orkiestra” TNM. Festiwalowe dźwięki „przetworzone” przez blaszany dach warsztatu wywołały nieprawdopodobny efekt i stały się dopełnieniem dla muzealnych eksponatów – tłoków i maszyn zatrzymanych niegdyś w biegu. „Stop in Motion” było też okazją do spotkań z Czytelnikami. Były to dla nas bardzo miłe i osobiste przeżycia. Historie zawarte w „DA”, które zobaczyliśmy w filmie – m.in. o improwizacji, przesycie, komforcie czy też poszukiwaniu Atlantydy – to jedne z wielu komentarzy, które przez ostatnie lata współtworzymy z naszymi autorami właśnie dla Was. To zarówno obraz, jak i słowo – emocja, myśl, przesłanie. Dziesiątki opowieści, którymi się z Wami dzielimy. Dzięki Tauron Nowa Muzyka i Jago VJ dodaliśmy dźwięk i ruch. A blaszany dach zagrał. Dziękujemy, że było to możliwe! Do zobaczenia za rok!

designalive.pl



Łódź design festival 39

Łódzkie Doki Nowojorski styl przy ulicy Piotrkowskiej Nowe lokale wyrastają w Łodzi jak grzyby po deszczu. Również w kultowej już strefie OFF Piotrkowska, gdzie ostatnio otworzyły się Doki. Industrialne Doki powstały na froncie strefy OFF Piotrkowska. Dwukondygnacyjny lokal zbudowano z czterech morskich kontenerów. Na dwóch poziomach metalowej konstrukcji stworzono obszerne tarasy, na które można wejść po kręconych schodach zamontowanych w przeszklonej klatce lub prostymi schodami od strony podwórka. Lokal nawiązuje do szeroko pojętego stylu nowojorskiego. Z zewnątrz widzimy czarno-niebieskie kontenery z otwieranymi latem wielkimi przeszkleniami i masywnymi drzwiami, typowymi dla takich obiektów. Wewnątrz króluje czerń przełamana złotymi akcentami żarówek żarowych oraz różnokolorowymi, metalowymi siedziskami. Na parterze zlokalizowano koktajl bar, zaś na piętrze mieści się otwarta kuchnia wykończona ceramicznymi kafelkami. Wystrój urozmaicają świecące neony i postarzane lustra, jak również oryginalne podłogi wykonane z drzewa wiśniowego pomalowane w czarne wzory. Za koncepcją wnętrza stoją właściciele miejsca oraz łódzka projektantka Nastazja Kropidłowska. Za realizację odpowiadała łódzka firma Fox Box. www.nkropidlowska.com, www.foxbox.com.pl Łukasz Potocki Zdjęcie: Jacek Olszewski

designalive.pl


40 Łódź design festival

Kuba Wandachowicz (ur. 1975) – magister filozofii, basista, autor tekstów piosenek i kompozytor. Członek zespołów Cool Kids of Death, NOT, Mister D, aktualnie Tryp. Współwłaściciel klubu „DOM” w Off Piotrkowska. Twórca Festiwalu Domoffon. Przez wiele lat prowadził audycję „Puszcza Piosenki” w Radiu Łódź, ale ostatnio zmieniła go „dobra zmiana”. Na zdjęciu przed swoim klubem „DOM” w Off Piotrkowska na huśtawce z czasów swojego dzieciństwa przeniesionej spod rodzinnego domu

designalive.pl


Pociąga mnie destrukcja – Łódź zawsze była pełna sprzeczności. Mieliśmy pierwszy tramwaj elektryczny w Polsce, ale nie mieliśmy kanalizacji i ścieki wylewało się z okna wprost na ulicę. Można było w tydzień zostać milionerem albo żebrakiem

Z

Kubą Wandachowiczem, niegdyś liderem Cool Kids of Death, a dziś animatorem kulturalnym i twórcą festiwalu muzycznego Domoffon, spotykamy się w jego klubie „DOM” w Off Piotrkowskiej. Chcieliśmy pospacerować i zobaczyć jego miejsca, ale pogoda pokrzyżowała nam plany. Więc zagadaliśmy się. Oczywiście o Łodzi, którą on kocha bezdyskusyjnie, a ja wciąż oswajam. Żyjesz tu od dziecka. Jak to miasto zmieniało się w ciągu ostatniego ćwierćwiecza? Pamiętam i wzloty, i porażki. Po upadku komuny wszyscy byliśmy szczęśliwi, bo przez chwilę w swej naiwności poczuliśmy się wolni. Tworzyły się miejsca, których wcześniej nie było, puby typu Chenko czy Tuluca – miejsca, w których można było kupić marihuanę i posłuchać nowej muzyki (pamiętajmy, że wtedy nie było internetu!)… Pojawiło się techno, a w miejscu dzisiejszej Off Piotrkowskiej, czyli w starej fabryce Ramischa, powstał pierwszy w Polsce klub techno, czyli „New Alcatraz”. Zjeżdżały się tam tysiące ludzi. Jednocześnie kilka zespołów muzycznych, m.in. mój pierwszy, miało próby w tamtejszych podziemiach. Czasem chodziliśmy na górę na imprezę, a czasem wrzucaliśmy kwasa i robiliśmy wycieczki po podziemiach fabryki. Wyjątkowe czasy... (śmiech)


Łódź Oto miejsca, które warto odwiedzić nie tylko przy okazji Łódź Design Festivalu TEKST I ZDJĘCIA: WOJCIECH TRZCIONKA WSPÓŁPRACA: JOANNA STOLAREK

1. Biała Fabryka. Ten okazały kompleks klasycystycznych budynków położony przy ulicy Piotrkowskiej 282 stanowi jeden z najpiękniejszych zabytków architektury przemysłowej w naszym kraju. Zbudowana w latach 1835–1839 przez Ludwika Geyera Biała Fabryka była pierwszą w Łodzi „fabryką wielowydziałową”. Mieściła pierwszą w Polsce mechaniczną przędzalnię, tkalnię i drukarnię bawełny poruszane pierwszą w Łodzi maszyną parową. Dziś Biała Fabryka jest siedzibą przepięknego Centralnego Muzeum Włókiennictwa oraz Skansenu Łódzkiej Architektury Drewnianej. www.muzeumwlokiennictwa.pl

2. ms1. Jeden z oddziałów Muzeum Sztuki mieści się przy ulicy Więckowskiego 36, w pałacu z przełomu XIX i XX wieku, należącym niegdyś do Maurycego Poznańskiego – przemysłowca, działacza gospodarczego i politycznego. Szczególnie polecamy Salę Neoplastyczną zaprojektowaną przez Władysława Strzemińskiego. www.msl.org.pl

designalive.pl


Łódź design festival 43

Z czasem klubów w Łodzi powstawało coraz więcej, przyjeżdżali ludzie z całej Polski i miasto stało się klubową stolicą naszego kraju. Potem doszła Parada Wolności. Niestety, w tym samym czasie Łódź upadała od strony socjalnej, ludzie wyjeżdżali za pracą i powoli miasto zaczęło umierać. Parada Wolności została zlikwidowana przez Kropiwnickiego (w latach 2002–2010 był prezydentem Łodzi – przyp. red.) i nie było pomysłu, w jakim kierunku pójść. Zmieniło się to dopiero z nadejściem nowych władz, z prezydenturą Hanny Zdanowskiej, choć ja nie lubię takich politycznych paraleli.

Łódź jest miastem o bogatej i wspaniałej historii. Łapałem się za głowę, gdy dziadek opowiadał mi, co tu było przed II wojną światową: o tej wielokulturowości, o tym, że trzy czwarte tego miasta wybudowali Żydzi, Niemcy albo Rosjanie. I że tu tych mniejszości kulturowych i etnicznych było mnóstwo. Było to miasto, które przed wojną rozwijało się najszybciej w Europie i było porównywane do miast amerykańskich, jeżeli chodzi o stopień rozwoju. I tak jak niejedno miasto amerykańskie, np. Nowy Jork, jest zbudowane wokół głównej ulicy (Piotrkowskiej), od której odchodzą prostopadle pozostałe. Znając tę historię,


44 Łódź design festival 3. Palmiarnia. Położona na terenie najstarszego łódzkiego parku Źródliska, gromadzi rośliny, które trafiły do Łodzi już w 2. połowie XIX wieku. Były one ozdobą oranżerii carskich urzędników oraz łódzkich fabrykantów, którzy zgodnie z ówczesną modą prześcigali się w ich kolekcjonowaniu. www.botaniczny.lodz.pl

4. EC1 Łódź – Miasto Kultury. Nowoczesne centrum naukowo-kulturalne z planetarium. Położone przy ulicy Targowej, częściowo jeszcze w budowie (wraz z sąsiadującym dworcem Łódź-Fabryczna). W tym miejscu działała kiedyś pierwsza łódzka elektrownia z 1907 roku. www.ec1lodz.pl

designalive.pl


5. Księży Młyn. To rozległa dzielnica, która przetrwała niemal nienaruszona od czasów rozkwitu przemysłowej Łodzi. W XIX wieku Karol W. Scheibler – jeden z największych łódzkich fabrykantów – wybudował tu zespół fabryczno-mieszkalny, rodzaj miasta w mieście. Jego układ urbanistyczny i architektura wzorowane były na angielskich osadach przemysłowych. Na Księży Młyn składają się planowo rozmieszczone i jednolite architektonicznie budynki fabryczne, osiedle mieszkaniowe, rezydencje właścicieli i wille dyrektorskie z ogrodami, a także ulice i bocznice kolejowe, szkoła, dwa szpitale, remiza straży ogniowej, gazownia i klub fabryczny. Kwartał znajduje się między ulicami Tymienieckiego, Przędzalnianą, Fabryczną i Kilińskiego.

6 6. Owoce i Warzywa. Klubokawiarnia przy ulicy Traugutta 9 urządzona w stylu vintage. Można wypić tu kawę, coś przekąsić lub wpaść wieczorem na piwo. Jest to również miejsce ciekawych spotkań i koncertów. www.owoceiwarzywa.com

miejsca pofabryczne, aż się prosiło, żeby ktoś coś z tym zrobił… Weszliśmy do Unii Europejskiej, pojawiły się pieniądze, miasto się dodatkowo bardzo zadłużyło i efekty ostatecznie dzisiaj widać. Mamy EC1, ms¹, ms², Art Inkubator, odmienioną ulicę Piotrkowską, trasę W-Z… Ja też widzę te zmiany. Ale – moim zdaniem – potencjał Łodzi wciąż w dużym stopniu pozostaje niewykorzystany. Łódź zawsze była pełna sprzeczności. Mieliśmy pierwszy tramwaj elektryczny w Polsce, ale nie mieliśmy kanalizacji i ścieki wylewało się z okna wprost na ulicę. Można było w tydzień zostać milionerem albo

żebrakiem. Dziś po tych czasach mamy w spadku np. wspaniałe kamienice, ale ich prawo własności jest nieuregulowane: stoją i niszczeją. Łódź ma genialny potencjał uniwersytecki i artystyczny. Mamy Uniwersytet, Politechnikę, Akademię Muzyczną, Akademię Sztuk Pięknych, Filmówkę… To jest kierunek, w którym Łódź musi pójść. Przemysł tekstylny, z którego to miasto słynęło, już się w takiej formie nie odrodzi. Pomysł, aby Łódź była miastem dla ludzi kreatywnych, jest dobry, ale trzeba ten proces przyspieszyć. Miejsc, które ludziom kreatywnym, twórcom, artystom,


46 Łódź design festival 7. Łódzkie murale. Jest ich cała masa: te z czasów PRL są już zabytkowe, ale i te nowoczesne nie mniej intrygują. Są nawet szlaki, które pomagają je odnaleźć. Pierwsze murale pojawiły się w Łodzi na przełomie lat 50. i 60. XX wieku – były to reklamy punktów usługowych, a potem np. sklepów Pewex. W czasach Polski Ludowej na ścianach łódzkich kamienic namalowano ponad 200 malowideł, które do dziś zachwycają kolorami i kompozycją. www.murale.mnc.pl, www.urbanforms.org

10. Wi-Ma. Od XIX wieku mieścił się tu słynny widzewski zakład przemysłu bawełnianego. Po upadku PRL świeci pustkami, które jednak od kilku lat zaczynają opanowywać twórczy mieszkańcy Łodzi. Powstają tu pracownie, sklepy, działa teatr… Wi-Ma ma szansę stać się kreatywnym centrum Łodzi. www.wi-ma.pl


8. Szyby Lustra. Nowe miejsce na kulinarnej mapie Łodzi, nawiązujące wystrojem do lat 60. i 70. ubiegłego wieku. W godzinach 12.00–16.00 w lokalu przy ulicy Piłsudskiego 14 serwowane są lunche. Za zestaw zupa plus drugie danie zapłacimy 19 złotych. Dobra alternatywa dla Offa. www.facebook.com/szybylustra

9. Off Piotrkowska. Centrum przemysłów kreatywnych w dawnej przędzalni i tkalni Franciszka Ramischa. Miejsce, którego chyba nikomu przedstawiać nie trzeba… Kluby, restauracje, bary, kawiarnie, showroomy, a w weekendy targi zdrowej żywności. Must be! www.offpiotrkowska.com

można oddać na galerie i pracownie, jest naprawdę dużo. Bardzo zależałoby mi też na tym, aby Łódź stała się miastem otwartym. Dziś niestety ma opinię najbardziej ksenofobicznego, po Białymstoku, miasta w Polsce. Ja bym się cieszył, gdyby Łódź przyjęła uchodźców. No, ale to już chyba zbyt duże science fiction, żeby w Łodzi zalegalizowano marihuanę i stała się Amsterdamem Wschodu… (śmiech) Wydaje mi się, że to miasto wie już, w jakim kierunku ma pójść, tylko to się odbywa zbyt wolno, za mało odważnie, i ze zbyt wieloma „fuckupami”, jak w przypadku

organizacji festiwali. Taki Transatlantyk, festiwal filmowy przeniesiony z Poznania, dostał od miasta dofinansowanie w wysokości ponad 4 milionów złotych, obcinając kasę wszystkim lokalnym twórcom, a był zupełną porażką organizacyjną… Gdybyś miał pokazać kilka swoich ulubionych łódzkich miejsc turyście, to co by to było? Nic bym nie pokazał, bo ja mam spaczony gust… Urodziłem się blisko miejsca, w którym dziś mieszkam, przy ulicy Gandhiego. Tam była stara, opuszczona fabryka azbestu, która była dla mnie najpiękniejszym miejscem na świecie… Do dziś podoba mi


48 Łódź design festival 11. Stary Rynek. Rynek i jego najbliższa okolica stanowiły miejsce najstarszego osadnictwa, z którego rozwinęła się dzisiejsza Łódź. Nieco zapomniane miejsce, ale warte odwiedzenia. Blisko stąd do Manufaktury. Od południa do placu przylega park Staromiejski. Do końca października można tu zobaczyć instalację „Wstążki” Jerzego Janiszewskiego, autora m.in. logo Solidarności i Sejmu.

się ta destrukcja. Moje wybory niekoniecznie mogą się więc spodobać turystom… Ale jeżeli już, to poleciłbym dawną fabrykę Wi-Mę, budynki przy ulicy Tymienieckiego, wszystkie postindustrialne, dzikie miejsca, albo już te odnowione, jak Biała Fabryka. W Łodzi jest mnóstwo miejsc z potencjałem, często jeszcze niewykorzystanym. Widzę, że bardzo żyjesz Łodzią? Tu się urodziłem i nie wyobrażam sobie, żebym mógł mieszkać gdzieś indziej. Żyłem przez chwilę w wielu miejscach, ale zawsze musiałem wrócić. Mój zmysł estetyczny jest mocno skrzywiony, więc nie mam zbyt dużego problemu z tym, że to miasto designalive.pl

wygląda tak, jak wygląda, choć – trzeba przyznać – wygląda coraz lepiej. Ale rozumiem też, że musi się rozwijać. Jak już coś zmieniamy, to róbmy to odważnie i z głową, a przy tym rękami ludzi, którzy się na tym znają. Jesteśmy miastem, które aspiruje do tego, aby być polską stolicą designu, a w pewnym momencie mieliśmy najbrzydsze, różowe tabliczki z nazwami ulic w Polsce. To był jeden z wielu przykładów, jak w tym mieście chciano coś ulepszyć, a spieprzono to na całej linii. Ale to – mam nadzieję – tylko błędy, które nam wszystkim z czasem wyjdą na zdrowie. Rozmawiał: Wojciech Trzcionka


12. Budynki Krańcówki. Pomieszczenia położone przy dawnej pętli tramwajowej, na ulicy Północnej, stały się siedzibą Łódzkiej Izby Architektów.

13. Z Innej Beczki. Lokal z wyłącznie dobrym piwem. Piwiarnia znajduje się przy ulicy Moniuszki 6, w piwnicy willi Meyera z 1887 roku, zajmowanej obecnie przez Izbę Rzemieślniczą oraz Bank Spółdzielczy Rzemiosła. www.facebook. com/wielokran.z.innej.beczki

14. Napisy na ścianach. Nie musicie ich szukać – na pewno na nie wpadniecie. Łódź, zwana hipsterem miast polskich, słynie z nich niemniej niż z murali.


50 Łódź design festival 15. Muzeum Kanału „Dętka”. Mieści się pod placem Wolności, w zabytkowym owalnym zbiorniku na wodę deszczową, wybudowanym w 1926 roku z myślą o płukaniu sieci kanalizacyjnej w centrum miasta. www.muzeum-lodz.pl

16. Off II. Tak mówi się o adresie Piotrkowska 217 – nowym centrum kulturalno-rozrywkowym Łodzi. Powstaje ono na terenie dawnej fabryki Józefa Johna. Działa tu już kilka lokali z ogródkami, zjeżdżają się food trucki, organizowane są koncerty.

designalive.pl


Współorganizatorzy / Co-organisers:

Patroni Medialni / Media Partners:

Mecenas Główny / Main Patron:

Sponsorzy / Sponsors:

Partner Główny / Main Partner:

Partner Motoryzacyjny / Automotive Partner:

Partnerzy / Partners:


52 sztuka wyboru

KURY I NAMIOT

Justyna Burzyńska i Maciej Lebiedowicz. W zasadzie na samym początku chcieli stworzyć tylko bloga i pokazać własną kolekcję starych, dobrze zaprojektowanych produktów. Nie udało się... Ich fascynacja sztuką użytkową sprzed lat plus humor w lekko ironicznym wydaniu doprowadziły do stworzenia kultowej polskiej marki. Twórcy Pan tu nie stał wybrali dla nas wszystko to, co ważne w ich życiu – najlepiej na świeżym powietrzu, pod namiotem, z książką i dobrą muzyką! zdjęcia: z archiwum pan tu nie stał, materiały prasowe

Justyna Książki Czytanie jest wciągające, ale bycie na bieżąco z wszystkimi wartościowymi nowościami – niewykonalne. Nałogowe czytanie zaszczepiła we mnie nauczycielka polskiego ze SP nr 19 w Łodzi – trzeba było założyć dzienniczek lektur i notować przeczytane książki. Ostatnio wciągnęły mnie: Moja walka Karla Ove Knausgårda, Middlesex Jeffreya Eugenidesa, Jolanta Sylwii Chutnik i Próba Eleanor Catton. Ufam czytelniczemu gustowi Justyny Sobolewskiej i Michała Nogasia. Polecam. Zdjęcie: Middlesex Jeffreya Eugenidesa, Wydawnictwo Sonia Draga Wakacje z rodziną Kiedyś z rodzicami wyprawy nad Bałtyk lub do Bułgarii fiatem 126p z butlą gazową, namiotem 3-osobowym Polsport na dachu i walutą skitraną w szczotce do włosów. Obecnie z Maćkiem i 8-letnim Tymonem, z trochę mniej skomplikowanym do rozbicia namiotem, na ciut lepszych campingach w zachodniej i północnej Europie. Koncerty, festiwale Muzyka na żywo cieszy latem, w małych klubach, na wielkich arenach. Zawsze to przeżycie, nawet jeśli nie zawsze miłe uchu. Slajdy i albumy fotograficzne Slajdy z dzieciństwa, kolory ORWO, klimat lat 80. Działka, moje hobby Grzebanie w ziemi, skubanie chwastów, sadzenie, przycinanie. Na wiosnę nabieram ochoty, żeby trochę pomachać szpadlem w ogródku.

designalive.pl


MacieJ VW T3 Przez wiele lat był to nasz nadworny dostawczak. Z racji swojego wieku zdarza mu się niedomagać na długich trasach, dlatego używany jest jako reprezentacyjny wóz bliskiego zasięgu. Rower Mądrzy faceci znający się na rowerach zapytani: „Jaki rower kupić?", odpowiedzą: „Taki, który ci się podoba. Ty będziesz na nim jeździł, a nie facet ze sklepu”. Zgadzając się z tą maksymą, dla mnie jedne z najpiękniejszych rowerów robią sąsiedzi z Czech z firmy Festka. Namiot Dwa lata temu odkryliśmy magiczny przedmiot: namiot. Teraz każde wakacje spędzamy tak z Justyną i Tymkiem. Najbardziej cenię go za to, że o 7:00 trzeba już z niego wyjść, inaczej jest szansa na ugotowanie się. Nie ma leniuchowania. Kury rasy silka Przepiękne ptaki, które hodowaliśmy przez parę lat. Z wyglądu trochę kurczaki, trochę króliki. I na dodatek dają jajka, a z psa lub kota nie wylatuje nic jadalnego.

designalive.pl


54 KOOPERACJE GDYNIA   Wystawa „Odzyskane” Izabeli Bołoz – międzynarodowy przegląd projektów związanych z tematyką morza   Wystawą „In Motion” Dorota Kabała podjęła temat innowacyjnego podejścia do mobilności w uprawianiu sportu

Gdynia odzyskana Dziewiąta edycja Gdynia Design Days ( 1–10 lipca) odbywająca się pod hasłem „Odzyskane” była nie tyle lepsza od poprzednich, ile inna. Bardzo przemyślana i dojrzała. I ten kierunek zachowajmy Tekst: Wojciech Trzcionka Zdjęcia: Wojciech Trzcionka i Agata Melnyk/changepilots.pl

F

estiwal już kilka lat temu przestał być tylko lekką letnią imprezą o designie bez głębszego przekazu. Jego organizator, Pomorski Park Naukowo-Technologiczny, postawił na intensywną współpracę z projektantami, edukację, tworzenie mądrych produktów dla miasta i jego mieszkańców. W tym roku poszedł jednak jeszcze o krok dalej: nie tylko mocniej zwrócił się ku morzu, ale przede wszystkim postawił na dobry program, organizując bardzo przemyślane warsztaty, spotkania i wystawy. Tegoroczne hasło przewodnie GDD brzmiało „Odzyskane” i w dużej mierze odwoływało się do korzeni 90-letniej Gdyni i jej związków z morzem. Podczas festiwalu poruszono również tematy związane z pozyskiwaniem energii z morskich żywiołów, korzystaniem z zasobów lokalnego rzemiosła czy odzyskiwaniem naturalnych połączeń między projektantami, przeddesignalive.pl

siębiorcami oraz środowiskiem naukowym. W tym kontekście najlepsze recenzje zbierały wystawy „Odzyskane” Izabeli Bołoz – międzynarodowy przegląd projektów związanych z tematyką morza, „In Motion” Doroty Kabały – w którym podjęła temat innowacyjnego podejścia do mobilności w uprawianiu sportu oraz „Odzyskane rzemiosło – Manuba” (kuratorzy: Paulina i Jacek Ryń) – kolekcja wyjątkowych elementów wyposażenia wnętrz, a zarazem marka stworzona przez projektantów i rzemieślników specjalnie na zamówienie GDD. Udała się również konferencja Design Talks, skupiona na roli designu w biznesie. – Zdjęliśmy klapki i założyliśmy koszule – zauważa Tomek Kempa z grupy Tabanda. – Ten festiwal dotąd kojarzył się stricte z Terminalem Designu: sielankowym klimatem, żeby w drodze na plażę, w klapkach, zobaczyć design… W tym roku ciężar GDD został przeniesiony na wystawy i ich

merytorykę. I dobrze to festiwalowi zrobiło. To prawda. Terminalu praktycznie nie było – stanowił wyłącznie punkt informacyjny, w którym zapraszano do PPNT: to tam czekały znakomite wystawy, warsztaty i spotkania. – Tegoroczny festiwal był świetny. Nie chodzi tylko o liczbę wystaw, ale przede wszystkim o to, co się na nich znalazło. Był inny, niż wcześniejsze, i bardzo się rozwinął – przekonuje Megi Malinowska z grupy Tabanda. Zmianę zauważyła też Edyta Ołdak, prezes Stowarzyszenia „Z Siedzibą w Warszawie”, która na GDD przyjeżdża od lat. – Jest to impreza, która wpisuje się w trendy: trendy designu świadomego, odpowiedzialnego, współpracującego, zasysającego różne branże i kompetencje. Pod tym względem jest na fantastycznym poziomie – przekonuje. – Świetnie, że kładzie duży nacisk na edukację, ponieważ tylko wzrostem kompetencji społecznych można osiągnąć wzrost


Wystawa Design Alive Awards   Rozmowy „Design Alive” podczas GDD. Od lewej: Edyta Ołdak, prezes Stowarzyszenia „Z Siedzibą w Warszawie”, Katarzyna Gruszecka-Spychała, wiceprezydent Gdyni, Megi Malinowska, Filip Ludka i Tomek Kempa z grupy Tabanda oraz Wojciech Trzcionka, dyrektor wydawniczy „Design Alive”

Gdynia Design Days to impreza, która wpisuje się w trendy: trendy designu świadomego, odpowiedzialnego, współpracującego, zasysającego różne branże i kompetencje

gospodarczy. Ten festiwal pozwala doświadczać, zadawać pytania, eksperymentować; wykształca społeczeństwo kompetentne społecznie i obywatelsko oraz kreatywne. Krajowa publiczność po raz pierwszy mogła zobaczyć wystawiane już za granicą „Irrational Times” (polsko-szwedzka wystawa współczesnego designu, inspirowanego wzajemnymi wpływami kultury słowiańskiej i skandynawskiej na przestrzeni wieków) oraz „Miasto i Las” (ekspozycja propagująca ochronę środowiska i postawy proekologiczne). Po raz kolejny bardzo spodobała się natomiast interaktywna „Stolarnia zmysłów” (zrealizowana przez markę Barlinek, grupę Tabanda oraz „Design Alive”), która wcześniej była już pokazywana na Łódź Design Festivalu oraz tygodniu designu w Mediolanie. Festiwalową publiczność najbardziej zachwyciła możliwość obcowania z drewnem. – Kształcimy wielu stolarzy – śmie-

je się Megi Malinowska z Tabandy, która współtworzyła „Stolarnię”. Magazyn „Design Alive” pokazał również czwartą odsłonę wystawy prezentującej laureatów Design Alive Awards oraz zorganizował panel dyskusyjny poświęcony m.in. roli kultury i designu w gospodarce. Z dziewiątej edycji GDD bardzo zadowolona jest również Katarzyna Gruszecka-Spychała, wiceprezydent Gdyni: – Po raz kolejny bardzo podobał mi się bogaty program warsztatów, w tym dla dzieci. Dbanie o najmłodszych jest wyjątkowo ważne, bo oznacza budowanie społeczeństwa na przyszłość. A co za rok? – Chciałabym, żeby przyszłoroczna, dziesiąta już edycja GDD była swego rodzaju świętem; żeby podkreślić, że w mieście, w którym tak wiele się dzieje, jest to jedna z najważniejszych imprez obok Festiwalu Filmów Fabularnych i Open’era – przekonuje pani wiceprezydent. www.gdyniadesigndays.eu


56 KOOPERACJE GDYNIA

Manufaktura bałtycka Manuba to kolekcja wyjątkowych elementów wyposażenia wnętrz, a zarazem marka stworzona przez projektantów i rzemieślników specjalnie na zamówienie festiwalu Gdynia Design Days

1

M

anuba to akronim od słów „manufaktura bałtycka”. GDD jest pierwszym festiwalem projektowania, dla którego powstała tego typu kolekcja. Przedmioty można było oglądać i kupować na wystawie w Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym. Teraz są dostępne przez internet i na imprezach związanych z projektowaniem. – Materiały takie jak drewno, ceramika, wiklina, naturalne włókna, ręcznie kuta stal oraz niepowtarzalność wykonanych z tych materiałów przedmiotów pozwala przenieść się w świat analogowy, pełen historii i niezwykłych umiejętności ludzi je wykonujących – przekonują Paulina i Jacek Ryń, kuratorzy kolekcji. – Poprzez współcześnie zinterpretowane metody rzemieślnicze i rękodzielnicze możemy poznać m.in.: wielodesignalive.pl

3

2

wiekową historię wyrobu ceramiki Neclów; Dom Rękodzieła Ludowego w Swornegaciach, zachowujący dla przyszłych pokoleń dorobek rękodzielników z południowych Kaszub; kunszt i pasję, z jaką pracuje kuźnia Leszka Supińskiego w Gdańsku Oliwie; to, w jaki sposób Bohdan Szczudło łączy doświadczenie artystyczne z wiedzą o drewnie; czy wreszcie to, jak propagowana jest i przekazywana wiedza o ręcznym przędzeniu i tkaniu na Pomorzu. Kolekcję stworzyli: Malafor/Paweł Pomorski i Bohdan Szczudło; Metafor/Wojciech Mierzwa i Kowal Oliwski/Leszek Supiński; Agnieszka Bar i Dom Rękodzieła Ludowego Swornegacie/Bożena Szwal-Gemba; Witamina D Projekt/Małgorzata Knobloch, Igor Wiktorowicz i Karol Elas Necel; Wool– endorf/Paulina Ryń i Dominika Kafeman. www.manuba.eu

5


4

1. Zestaw Kajo Projekt: Małgorzata Knobloch, Igor Wiktorowicz (Witamina D). Wykonawca: Karol Elas Necel (Zakład Ceramiki Kaszubskiej Neclów w Chmielnie). W skład kompletu wchodzą stoliki w trzech rozmiarach i zestaw do lemoniady. Blat stolika stanowi wykonana na kole garncarskim ceramiczna misa. Jej forma, kolor, faktura i wzór są unikatowe. Trzy delikatne odkształcenia na jej krawędzi są ręcznie kształtowane jak wylewki w tradycyjnych dzbanach. Tworzą one miejsce styku z drewnianą konstrukcją. Te dwie różne wartości stanowią jeden obiekt, zachowując przy tym pewną odrębność. Ceramiczną misę można swobodnie zdjąć z konstrukcji, a drewniane nogi – złożyć na płasko. 2. Ława Deska do Deski Projekt: Paweł Pomorski (Malafor). Wykonawca: Bohdan Szczudło. Projekt, który w założeniu miał łączyć tradycyjne rzemiosło stolarskie ze współczesnością, bazuje na kontraście dwóch złącz: tradycyjnego złącza klinowego oraz nowoczesnego złącza na magnesy neodymowe. Tradycja w meblu pokazana jest poprzez elementy typowo stolarskie, takie jak złącza, drewno starych jabłoni i czereśni. Nowoczesność wyraża się w możliwości modyfikacji blatu przez użytkownika dzięki rozdzielnym deskom – połączonym magnesami neodymowymi. Deski wykonano w trzech szerokościach: 5, 10 i 15 cm. Dzięki złączom klinowym stolik jest składany i zajmuje mało miejsca podczas transportu. 3. Zielnik Kapa Projekt: Wojciech Mierzwa (Metafor). Wykonawca: Leszek Supiński (Kowal Oliwski). Zielnik przywodzi na myśl beton gdyńskich nabrzeży. Kãpa to kaszubskie słowo oznaczające kępę – płaskowzgórze podcięte od strony morza, tworzące bałtyckie klify. Barwioną w masie, kruchą porcelanę zestawiono tu z materią o wyjątkowej brutalności. Dwa światy połączono w całość w postaci zielnika z uchwytem. 4. Misa oraz kosz Vitka i Vitek Projekt: Agnieszka Bar. Wykonawca: Bożena Szwal-Gemba (Kaszubski Dom Rękodzieła Ludowego). Plecionkarstwo jest dla autorki symbolem mądrego korzystania z zasobów natury. Koncepcja kosza do zbierania liści, kwiatów, ziół oraz owoców runa leśnego pojawiła się na Kaszubach, gdzie szanuje się każdy fragment urodzajnej ziemi. Udając się na zbiory, dobrze mieć wolne ręce, dlatego koszyk wyposażono w taśmę opasującą biodra. Zebrane owoce podaje się w szklanej misie, która świetnie eksponuje je na stole. Misa powstała w nawiązaniu do kaszubskiej tradycji gacenia wikliną brzegów jezior oraz zabezpieczania domostw przed wodą i wilgocią. Wykorzystano przy tym naturalne cechy wierzbowych witek, które utrzymują w ryzach płynne szkło i odciskają w nim swą plecioną fakturę. 5. Zestaw Woolendorf Projekt: Paulina Ryń. Wykonawca: Dominika Kafeman. Podstawą do wykonania wzorów poduszek i bieżnika był tzw. wzór diamentu, z powodzeniem wykorzystywany od wielu wieków w tkactwie. Został on przetworzony i łączony w różnych konfiguracjach kolorystycznych. Wzory zostały tak dobrane, aby elementy nim pokryte stanowiły li tylko dopełnienie wnętrza, w którym się znajdą. Osnowę stanowi włókno lniane, które w przeciwieństwie do innych materiałów nie degraduje się wraz z kolejnymi praniami – wręcz przeciwnie, staje się coraz bardziej miękkie i przyjemne w dotyku. Tkaniny są wykonywane ręcznie na krośnie czteronicielnicowym. Wypełnienie poduszek stanowi mieszanka puchu i pierza gęsiego lub kaczego.


Dobrze zaprojektowany eksperyment 200 uczestników, 20 prelegentów i prowadzących, przekrój branż i doświadczeń – wszystko to złożyło się na intensywne i inspirujące dni. Spotkania z cyklu „Design językiem Biznesu” oraz „Design Safari” podczas Gdynia Design Days dostarczyły uczestnikom narzędzi z zakresu myślenia projektowego, dzięki którym możliwe jest zdobycie przewagi nad konkurencją

S

woimi doświadczenia podzielili się m.in. Przemysław Powalacz – prezes Geberit Sp. z o.o., Zuzanna Skalska – badaczka trendów i Bartosz Stodulski – twórca Laboratorium EE. Na specjalistyczny blok złożyła się również wycieczka poznawcza i warsztat „Design Safari”, podczas którego uczestnicy na rzeczywistych przykładach mogli zobaczyć i doświadczyć usługi, produkty i przestrzenie z punktu widzenia odbiorcy. Ogromne zainteresowanie i entuzjazm gości dowiodły tego, że na polskim rynku nadal brakuje ciekawych wydarzeń poruszających tę tematykę. Organizatorzy już teraz planują kolejne wydarzenia biznesowe na Gdynia Design Days 2017. Rozmawiamy z Henrykiem Stawickim, pomysłodawcą i koordynatorem „Design językiem Biznesu” i „Design Safari”, współzałożycielem agencji strategiczno-kreatywnej Change Pilots. Dlaczego warto rozmawiać o styku designu i biznesu? Jak zmienia się rola designu we współczesnym biznesie? Dziś spotkania na styku designu i biznesu są koniecznością dla obu stron. Pozwalają mówić o wspólnych celach jednym językiem. Inspirują do tworzenia scenariuszy wzrostu i projektowania rozwiązań w odpowiedzi na rzeczywiste potrzeby dynamicznie zmieniającego się rynku. Bycie na styku pozwala wyjść poza komfort swojej dziedziny i zderzyć się z innymi punktami widzenia. Aktualnie przedstawiciele każdego przemysłu korzystają z potencjału design thinking i strategicznego użycia designu. Uzyskują lepsze wyniki, wyróżniają się na tle konkurencji oraz przede wszystkim tworzą wartości, których ich stale ewoluujący klienci naprawdę potrzebują. Struktura „Design językiem Biznesu” była bardzo zróżnicowana: od wystąpień znanych osób, przez studia przypadku, po pracę warsztatową. Nie była to jednak klasyczna konferencja. Co było wyjątkowego w tym wydarzeniu?

designalive.pl

Henryki Stawicki, pomysłodawca i koordynator „Design językiem Biznesu” i „Design Safari”, współzałożyciel agencji strategiczno-kreatywnej Change Pilots

Na pierwszy rzut oka może to wyglądać na zlepek przypadkowych elementów, ale w rzeczywistości całość była płynna i konsekwentna. Wydarzenie rozpoczęliśmy od wystąpień znanych praktyków mówiących o strategicznej roli designu w biznesie i zmieniającym się świecie. To pozwoliło nam ustalić wspólny mianownik i poczuć, że „da się”. Później scenę przejęły duety biznes–projektant, gdzie w makroi mikroskali szczerze porozmawialiśmy o współpracy na tym styku. Zaprosiliśmy też pięć małych, niedawno powstałych firm, których przedstawiciele w pięciominutowych sprintach opowiedzieli o swoich początkach. To mali i szybcy, którzy tworząc biznes w oparciu o design, konkurują dziś z dużymi i powolnymi. Na sam koniec zakasaliśmy rękawy i ruszyliśmy na warsztaty. Tam, w równoległych roboczych sprintach,

na własnej skórze doświadczyliśmy projektowania w biznesie. Duży nacisk położono na spotkania i interakcje. Jak taka formuła sprawdziła się w Polsce, gdzie jeszcze nie mamy łatwości w networkingu? Otwarcie mówię o tym, że kiszenie się we własnym sosie ogranicza myślenie i kreatywność. Rozmowy w swoim środowisku są ważne, ale porzucenie na chwilę znajomych ram i przekonań pozwala znaleźć nowe inspiracje i podpowiedzi. W takich miejscach najłatwiej spotkać zainspirowanych i ciekawych ludzi, którym się chce. To siedlisko inspirujących punktów widzenia i doświadczeń, którym jedynie potrzeba dobrej sytuacji i atmosfery, żeby się otworzyć i wymieszać. Dlatego też w tym roku, na równi z samymi wystąpieniami, ważna była wieczorna impreza „Design


KOOPERACJE GDYNIA 59

Bycie na styku pozwala wyjść poza komfort swojej dziedziny i zderzyć się z innymi punktami widzenia

przyjacielem Biznesu” – pomogła w wytworzeniu atmosfery poznania, wymiany i zaufania. Myślę, że w następnym roku powinno znaleźć się jeszcze więcej zaprojektowanej przestrzeni do dyskusji i luźnej, naturalnej interakcji. Niektórzy uczestnicy mieli okazję wziąć udział w „Design Safari”. Na czym ono polegało? To warsztat i wycieczka poznawcza pozwalające doświadczyć zmian oraz nowych rozwiązań w świecie designu i biznesu. Tych w pobliżu, tuż za rogiem. Safari pokazuje, jaka jest rola i waga etapu obserwacji użytkowników, ekosystemu, analizy analogicznych przykładów czy poszukiwania inspiracji. To kluczowy krok przed rozpoczęciem etapu projektowania potencjalnych konceptów. Jest jednym z ciekawszych narzędzi analizy „poza biurem”. Pozwala

doświadczyć nie idealnie działające przy- i piętrzące się e-maile. Cieszę się również, kłady, ale te, od których można się wiele że prawie połowa uczestników to przednauczyć – na ich sukcesie, porażce lub stawiciele biznesu, często jeszcze bez depodjętym ryzyku. Pozwala zobaczyć i do- signu w fundamencie. Dużo pozytywnych świadczyć usługi, produkty i przestrzenie komentarzy słyszeliśmy również od proz punktu widzenia odbiorcy, często wcho- jektantów – o potrzebie spotkań i rozmów dząc w jego buty. Świetnie sprawdza się o roli designu w biznesie oraz o tym, jak go wśród projektantów, jak i przedsiębiorców mierzyć i wykorzystywać w realiach dzichcących zgłębić temat roli designu w roz- siejszego rynku. Oprócz słusznych uwag co do zbyt krótkiego czasu na warsztaty woju i wzmacnianiu biznesu. Takie spotkanie odbyło się w Polsce po raz nie pojawiły się żadne większe zastrzeżepierwszy. Jakie masz wnioski po tej edycji? nia. Taki pozytywny wynik to super moCo mówili uczestnicy? tywator. Dzięki niemu wiemy, że szkielet To był dobrze zaplanowany eksperyment. mamy mocny. Do tego zespół z pasją, złoPozwolił nam zbadać zapotrzebowanie żony z przedstawicieli Change Pilots, GDD na takie spotkanie oraz jego efekty. Miód i wolontariuszy. Teraz wystarczy już tylko na moje serce, że takie wydarzenie okazało zakasać rękawy, bacznie obserwować zmiesię bardzo potrzebne – przecież ostatecznie niający się rynek i reagując na niego, jak musieliśmy trzykrotnie zwiększyć liczbę najlepiej zaplanować przyszłoroczną edycję. miejsc ze względu na dużą liczbę chętnych Rozmawiała: Katarzyna Czapiewska


Dział życia 60 sztuka

Pierwotny sens Kiedy malarz pozostawia piętno farby na płótnie, gotowi jesteśmy nazwać to sztuką. Czemu zatem nie nazwać sztuką tego, co jesteśmy w stanie zrobić za pomocą ruchu? Czy może być coś bardziej osobistego niż wyrażanie emocji nie za pomocą farb, nut ani rzeźb, lecz za pomocą własnego ciała? Tekst: Karolina Kosyna

Ruch to podróż przez całe życie i do wnętrza nas samych. To opowiedziana historia i odciśnięte wspomnienia, które podobnie jak blizny na ciele mówią o ścieżkach naszego życia; tak zindywidualizowany ruch mówi nawet więcej o życiu niż tysiące ran. Żyjemy w czasach, gdy miarą wszystkiego i wszystkich jest liczba. Jesteśmy dorośli i zbyt poważni, by zrozumieć pierwotny sens. Zataczamy więc koło, by cofnąć się do czasów dzieciństwa, kiedy ruch był czymś naturalnym, bynajmniej nie przymusem. Nie jest ważna liczba powtórzeń i serii. Najważniejsze to oddać się pracy nad ruchem bezgranicznie i z pasją. Jest to coś, co nas identyfikuje od urodzenia, a przez doczesne dogmaty wciąż jest nam zabierane. Pojawiający się na horyzoncie nowy trend kultury ruchu to nie tempo związane z rozwojem cywilizacji, a wręcz jego zaprzeczenie. Stanowi powrót do pierwotnych instynktów człowieka, do jego plemiennych korzeni. Aktywność fizyczna staje się namiastką jego zwierzęcej natury. Trend na ruch rozpoczął się paradoksalnie wraz z jego końcem. W momencie, gdy wszystko można wykonać za pomocą maszyn i komputerów, człowiek staje się kinestetycznym analfabetą – ważny jest tylko cel i osiągnięcie pewnego stopnia zaawansowania, a nie uczestniczenie w drodze jako głównym sensie rozwoju. designalive.pl

Przecząc tej idei i temu przeświadczeniu, zaczynamy bardziej dbać o formę i estetykę, a sam ruch staje się podróżą, w której nie jest ważny początek i koniec. Patrząc na tłumy w klubach fitness, coraz to nowe mody na bycie fit, wysyp diet i celebrytów promujących „zdrowy” tryb życia, można mieć wrażenie, że ruch staje się chwilową modą. Tymczasem te fasady iluzji nie mogą zagłuszyć prawdziwego obrazu i sensu. Oto trend, w którym ruch będący odbiciem głębokich potrzeb nie tylko ciała, ale i duszy człowieka, staje się wyrazem wolności i niepohamowanej ekspresji. Internet daje poczucie anonimowości i pozwala ukryć prawdziwe oblicze człowieka. Podobnie jest z ruchem – wyrazem tożsamości, który stracił na znaczeniu zagłuszany przez inne aspekty fizyczności. Obecnie rośnie jednak w siłę i jest aplikowany do coraz to nowych dziedzin życia. I nawet kreśląc ostatnie słowa tego artykułu, nie można uniknąć nieodpartego wrażenia, że tym razem ruch to pomost, dzięki któremu jesteśmy w stanie tworzyć, cokolwiek tylko sobie zażyczymy.


sztuka życia 61

Sunday is Monday– Dbaj o siebie! Niezłomni, nieokiełznani, weseli, wyważeni. Różni. Przed Wami różni ludzie, których chyba coś łączy. Są mianowicie aktywni fizycznie. Mówią, że to silnie kształtuje ich życie, system wartości. Przekłada się na to, jak codziennie pracują, o której się budzą i kładą spać. Do rozmowy zainspirowała nas książka O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu Haruki Murakamiego – swoisty pamiętnik biegacza i pisarza, który „nigdy nie szedł”. Staramy się nieco odkryć ich przed Wami, ale wiemy, jak płonne to starania, bowiem „Nieważne, jak długo człowiek przegląda się nago w lustrze, nigdy nie dojrzy tego, co kryje w środku” (Haruki Murakami) Tekst: Emilia Kołowacik i Katarzyna Szota-Eksner Ilustracje: Iza Kaczmarek-Szurek

Emilia: Co to za pomysł, żeby niedziela była poniedziałkiem? Przecież ja nie znoszę poniedziałków! Nie lubię ich tak konkretnie, jak listopada i zimnej herbaty. Właściwie, mówię o przeszłości – nie lubiłam poniedziałków. Dziś myślę, że każdy dzień ma taki smak, jaki mieć musi. Nie każdy smakuje jak truskawki ukręcone z cukrem, ale w końcu w życiu nie o to chodzi, żeby było tylko słodko. Na temat cukru można sobie poczytać do woli. Sunday is Monday wyrósł z potrzeby dziewczyny rocznik 76’ – Generacji X w stuprocentowym stężeniu. Zresztą zostawię z boku te pokoleniowe szufladki. Moje życie jest zwyczajne. Nie dokonałam jakichś wielkich czynów, nie przeżyłam żadnej wojny, nie byłam wystawiona na wyjątkowo ekstremalne próby. Ot, praca, dom, ludzie wokół, codzienne śmiechy, problemy. W tym wszystkim odkryłam ze zdumieniem, że moje zwykłe życie potrzebuje mnie mocno, tak jak ja potrzebuję jego. Że nie możemy bez siebie żyć. I że muszę być dla życia troskliwa, choć stanowcza. Żebyśmy się razem sensownie zestarzeli. Trzy lata temu powiedziałam sobie, że zostanę nauczycielką jogi. Biorąc pod uwagę fakt, że byłam kompletnie początkująca, pomysł był wariacki. Ale co właściwie miałam do stracenia? W najgorszym razie, jeśli

nie udałoby mi się zostać nauczycielką, regularnie ćwiczyłabym, a to już bardzo dużo. Od kilku lat choruję na immunologiczne zapalenie tarczycy (chorobę Hashimoto) i chciałam po prostu dobrze się czuć. Zaczęła się praktyka, wyjazdowe warsztaty. Po prostu wybrałam ćwiczenie ponad niećwiczenie – bez względu na ilość pracy czy pogodę. Szukając dodatkowej motywacji, zdecydowałam, że wplotę jogę w pracę. Pierwszym pomysłem było stworzenie serii ilustracji, które pokażą jogę w kompletnie nowym, współczesnym wydaniu. Trafiłam do Izy Kaczmarek-Szurek – ilustratorki, młodej mamy i, jak o sobie mówi, szefowej i bufetowej w studio graficznym Formallina. W tym samym czasie poznałam też Kasię Szotę-Eksner – nauczycielkę jogi, która pisze o „Sunday is Monday” i kształtuje projekt wraz ze mną. W efekcie wielu rozmów z osobami uczącymi i ćwiczącymi jogę i naszych z Izą, powstała seria 12 rysunków, a na ich bazie kalendarz na 2017 rok: „Zadbaj o siebie!”. Jesteśmy pewne, że rysunki wywołają uśmiech. Może też skłonią kogoś do wejścia na matę. Tam zaczyna się inna przygoda.

na ławce i z politowaniem patrzyłyśmy na dziewczyny, którym chciało się pocić i biegać. Nigdy nie lubiłam gier zespołowych – czułam się od razu winna, kiedy nie udało mi się złapać w locie piłki albo gdy upuściłam ją w nieodpowiednim momencie. Skończyłam studia, poszłam do pierwszej pracy. Delegacje, wyjazdy, praca po kilkanaście godzin na dobę – byłam przecież bardzo młoda i wszystko toczyło się szybko i bez refleksji. Kiedy po raz pierwszy zostałam mamą, z przerażeniem odkryłam, że nie czuję swojego ciała. I to był pierwszy impuls do zmiany. Zaczęłam rozglądać się wokół siebie. Wciąż onieśmielał mnie świat zawodowych sportowców: te wszystkie zawody i porównywanie wyników. Nie, to nie dla mnie! Intuicyjnie więc szukałam ludzi, którzy potrafią wpleść w swoje życie zawodowe i rodzinne aktywność fizyczną, nadać temu rytm i konsekwentnie podążać za nim. Ludzi, którym praca nad ciałem prostuje sylwetkę, otwiera klatkę piersiową, dodaje wiary w siebie i w swoje możliwości. Pobudza do działania. I zmienia. Dziś sama jestem nauczycielką jogi, poza tym biegam, macham ketlami i wskakuję po kilkadziesiąt razy na jump Katarzyna: Kiedy byłam nastolatką, pro- box. To wszystko jest moim życiem i cusiłam mamę, żeby wypisywała mi zwol- downie się uzupełnia: joga, oddech, ronienia z WF-u. Siadałam z takimi jak ja... dzina i pies, sport i moje pisanie. Sunday hmm... niedysponowanymi koleżankami is Monday. Monday is Sunday. Po prostu.


62 sztuka Życia

Tomek Szabelka. Tu i teraz

fotel rodem z lat 60. wygląda w tej scenerii nieco abstrakcyjnie. Ten, kto zdecyduje się na nim usiąść, zamiast w lustro spojrzeć Od 20 lat w zawodzie. Ha! Kto by na Ślą- może co najwyżej w niebo albo na rozciąsku nie znał Fryzjera Szabelki? Społecznik, gający się wokoło świerkowy las. człowiek z dobrą energia i pasją, kreatywny Tomek – wysoki, dobrze zbudowany, broda, ponad wszystko. Zamiast „stylista”, woli przedramiona całe w tatuażach. Na nosie mówić o sobie „fryzjer – rzemieślnik”. okulary w niebieskich oprawkach o cieZawsze w ruchu. Biega, ćwiczy z ketlami kawym kształcie, na głowie beret niczym i ze sztangą. Nie narzeka. Motywuje innych. Che Guevara. Tak, Szabelka zdecydowanie Po treningu zawsze dziękuje swoim towa- przeczy stereotypowemu wizerunkowi wyrzyszom silnym uściskiem dłoni. muskanego i „wydizajnowanego” stylisty. Tomek powoli i ostrożnie podnosi fotel fryzjerski, trochę jak siłacz unoszący sztangę, „Powiem coś banalnego: zakłada go sobie na plecy, po czym rusza jeśli – jak powiadają – rzecz dalej… „Fryzjer w podróży” – kolejny etap jest warta zrobienia, trzeba to Gruzja i Oasis Club w wiosce Udabno: restauracja prowadzona przez Polaków w sapoświęcić jej wszystkie siły, mym sercu stepu. Na jednej ze ścian wisi duże lustro w oryginalnej ramie. Musiało a nawet więcej” mieć w sobie coś z magicznego zwierciadła, Haruki Murakami bo Tomek od razu zobaczył w nim siebie i swój fryzjerski fotel. Ha! Na gruzińskim Z tego ciągłego ruchu zrodził się w jego stepie w końcu jeszcze nie strzygł… głowie kolejny pomysł – pomiędzy jednym a drugim treningiem oczywiście. Sa„Granica oddzielająca lon fryzjerski już jest. Teraz Tomek myśli o nowym modelu fryzjerstwa nieograni- zdrową pewność siebie czonego ścianami, wychodzącego do ludzi, od niezdrowej dumy jest dziejącego się „tu i teraz”, w każdym możliwym miejscu. Mobilne studio fryzjerskie cieniutka” zadebiutowało na katowickim OFF Festi- Haruki Murakami valu i na stałe już wpisało się w repertuar śląskich imprez. Kilka lat temu z fotelem Czy lubię rywalizować? Tomek od najfryzjerskim na plecach Tomek wyruszył młodszych lat pływał zawodowo, więc już szukać klientów na górskich szlakach. od pierwszej klasy szkoły podstawowej, Po prostu „Fryzjer w podróży”. Szczyt Ba- stając na słupku i czekając na gwizdek, biej Góry tonie we mgle. Stylowy fryzjerski miał zaszczepioną w sobie rywalizację. designalive.pl

Ale przede wszystkim szanuje wygranych i nigdy nie miał żalu, że to nie on... Każdy konkurs jest pretekstem do tego, żeby spróbować czegoś nowego, żeby nauczyć się walczyć ze stresem, żeby czerpać inspiracje od najlepszych. Dominik Kruzel. Energia, siła, ruch... sportowiec od urodzenia Zawodnik juniorów w tenisie ziemnym, w boksie amatorskim i karate kyokushin. Dziś trener personalny i trener przygotowania motorycznego. Energia, siła, ruch. Jesteś ruchem. Jesteś w locie. Ruch w czasie, ruch w przestrzeni. Ruch naszych ciał. Patrzę na Dominika i myślę o tym, z jakim zapamiętaniem i pasją wzmacnia swoje ciało. Oczywiście można projektować ogrody i piękne budowle, a można z uwagą kształtować, tworzyć od nowa swoje ciało. Kreować je. Dbać o każdy detal. Otaczać ciało uwagą i pietyzmem. Świadomość swojego ciała – w dzisiejszym świecie to coraz rzadsza umiejętność. Żyjemy przecież szybko, jemy szybko i z trudem unosimy swoje zmęczone ciała z kanapy. Oczywiście, można ciału rozkazywać do woli, ale rzecz w tym, że ciało bywa nieposłuszne. Albo przynajmniej nie jest posłuszne od razu. Tak jak więc w pracy czy w życiu trzeba przesuwać granice. Żeby pójść dalej. Być lepszym. Jeśli pozwolimy ciału przez jakiś czas doświadczać bólu, zrozumie, w czym rzecz. I pójdzie dalej. Kontuzje? Upadki? Nic to! W sporcie jak w życiu!. Ból jest chwilowy, a chwała jest wieczna.



64 sztuka Życia

Dominik żyje jak sportowiec. Sport nauczył go pokory. Wychował. I chociaż sportowa sylwetka jest niezaprzeczalnym pięknem, to najważniejsza jest droga, dążenie do celu. Upadki zdarzają się wszystkim – to próba dla każdego. To, jacy jesteśmy silni, świadczy o tym, ile razy się podnieśliśmy. Trenując kilka dyscyplin, widzimy, że każda z nich nas rozwija. Jeżeli nie jesteśmy zawodowcami ukierunkowanymi na mistrzostwo w jednej dyscyplinie, to bawmy się sportem! Korzystajmy z umiejętności wykorzystywania swojego ciała w gimnastyce, lekkości i ekonomii ruchu w lekkiej atletyce, sprawności i zawziętości w sportach walki... To wszystko uczy i rozwija. Trzeba być otwartym i wyciągać to, co najlepsze z każdej dyscypliny, aby usprawniać ciało i rozwijać się mentalnie. W każdej dziedzinie swojego życia. Piękny duch sportowca w pięknym ciele! MEGI MALINOWSKA. Everyday something new Eksprymuska, baletnica, zawodniczka kung-fu, żeglarka, mistrzyni Polski w tai-chi. Dziś po pierwsze projektantka w Tabanda. Po drugie tenisistka ze słabością do jogi. A może odwrotnie? Podobno siedzenie to nowe palenie („Sitting is a new smoking”). Biura, np. siedziba Facebooka w Nowym Jorku, coraz częściej wyposażane są w biurka-bieżnie, które umożliwiają przejście do kilkunastu kilometrów każdego dnia. Megi z bieżni nie korzysta, ale w miejscu długo nie usiedzi. Rodzice, w szczególności tata, od małego zaszczepiali w niej kolejne odmiany sportu. Wyobraźcie sobie dwuletnią, roześmianą dziewuszkę w stroju baletnicy…

„(...) chodzi o to, żeby radość, jaką odczuwam na końcu każdego biegu, przetrwała do dnia następnego. Tę samą taktykę stosuję, gdy piszę powieść. Każdego dnia przerywam w miejscu, w którym wiem, że mógłbym pisać dalej. Spróbujcie tego, a praca pójdzie wam kolejnego dnia zaskakująco łatwo. (…) Żeby wytrwać w czymkolwiek, trzeba utrzymać rytm”

nym nauczycielem było żeglarstwo – nauczyło mnie skupienia, współpracy, porządku, odpowiedzialności za sprzęt i załogę. Od studiów Megi poświęciła się grze w tenisa. – Zawsze chce mi się grać. Mogę wstać o każdej porze, kiedy w perspektywie jest mecz. To też najdziwniejszy sport, jaki kiedykolwiek poznałam. Tenis jest też jak szachy albo gra wojenna, w której musisz mieć jasną strategię, chłodną głowę i zwinne ciało. Łatwo „złapać hebla”, czyli przegrać przez rozproszenie uwagi, spięcie mięśni, zbytnią pewność siebie. Żeby trenować umysł, tenisiści namiętnie grywają w szachy – robi tak np. Novak Djoković, pierwsza rakieta świata. Niektórzy, żeby rozluźnić ciało, trenują też jogę. Kiedy pierwszy raz wyszłam z zajęć jogi, czułam się jak milion dolców. Czułam się taka prosta! Wielką wartością jogi jest to, że można ją ćwiczyć i poznawać bez końca: jest nieskończona – przyznaje. Haruki Murakami Megi i reszta zespołu projektowego Tabanda ma swój sportowy świat, i to bez względu Rodzice trafili na żyzny grunt. W miarę na ilość pracy. – Bez tego nie istniejemy jak pojawiały się kolejne możliwości, Megi jako ludzie ani jako team. Praca sprawia zwinnie przeskakiwała z dyscypliny w dys- mi dużo radości, ale zdarza się, że jest trocyplinę. Bruce Lee był bożyszczem jej ojca, chę „creepy” – jak dziecko, które śmieje się więc jako dziesięciolatka trafiła na zajęcia słodko, a po chwili leży na ziemi i wierzga kung-fu. Tam, razem z dużo starszymi nogami, bo chce lizaka. Sport trzyma nas od siebie, trenowała w stylu shaolin, wy- w ryzach, uczy pokory. To też turbo dołakonywała sekwencje z mieczem, jeździła dowanie. na turnieje. – Trener poświęcał nam wiele uwagi, jak ojciec, ale potrafił być „potwo- HENRYK STAWICKI. rem” – dawał ostry, sportowy wycisk. Było Ekosystem poza systemem też normalne, że kto się spóźnił, robił karne pompki – wspomina. W międzyczasie Megi Prowadzi firmę Change Pilots. Wspiera trenowała tai-chi; w 1997 roku zdobyła ty- przedsiębiorstwa w tworzeniu strategii, tuł Mistrzyni Polski! – Zrezygnowałam, bo które pozwolą poszybować wyżej. Wykłanie mogłam pogodzić dojazdów do szko- da też zarządzanie designem na School ły i na treningi; czułam, że tracę formę, of Form w Poznaniu. Żyje w ekstremach: a to bardzo mnie frustrowało. Innym waż- od jednej „mikroemerytury” do drugiej,


U góry: Tomek Szabelka Zdjęcie: Artur Nyk Na dole: Dominik Kruzel Zdjęcie: Przemo Łukasik

designalive.pl


66 sztuka Życia Megi Malinowska Zdjęcie: archiwum własne Henryk Stawicki Zdjęcie: archiwum Justyny Turek i Henryka Stawickiego

designalive.pl


od wschodu do zachodu słońca. Na rowerze. Na fali imprez, skoków na bmx-ie i snowboardowej desce, Henryk, wówczas lat dwadzieścia kilka, stwierdził, że coś tu się nie zgadza. A przecież była adrenalina, szybowanie w powietrzu, prowadzenie jednego z najsilniejszych w Europie stowarzyszeń bmx-owych. To naprawdę nakręcało. – Latając na rowerze, uczyłem się prawidłowo upadać. Wiele razy kończyłem z gipsem, bo chciałem podnosić poprzeczkę, udowodnić sobie i światu, że mogę być jeszcze lepszy. Z drugiej strony organizm zaczął się buntować i odrzucać styl życia właściciela. Zaczął się czas zmiany. Eliminacja syntetycznego jedzenia, mięsa, nabiału i alkoholu zaczęła się jakoś naturalnie, po cichu. Przede wszystkim dokonywałem coraz lepszych, bardziej świadomych wyborów – wspomina. Rozpoczęło się poszukiwanie i testowanie diet, zamienników, które odżywiają, dają energię. Bo energii Henryk zawsze potrzebował wiele. – Rower jest przedłużeniem mojego organizmu. Jesteśmy hybrydą. Dzięki niemu czuję się sprawniejszy. To moja pasja od zawsze. Odskocznia. Jest kluczem w moim życiu: głównym środkiem transportu, formą relaksu, medytacją. Na rowerze zjechał Chiny: tybetańską część prowincji Gansu i Syczuan oraz Junnan i północną część Laosu. Jedzenie jest tam proste. Ma jasne zadanie – odżywić i nasycić. Jest czystym paliwem i sposobem na utrzymanie zdrowia. Podróż i życie w Chinach regulowały wschody i zachody słońca. Był właściwy czas na rozpalenie ogniska, rozstawienie namiotu, na dalszą podróż. Henryk stara się żyć i pracować w podobnym rytmie.

Wstaje wcześnie, żeby przygotować się do intensywnego dnia. Kładzie się około 22:00. Tak po prostu. Praca to podróże, życie bez jednego stałego miejsca od ponad roku. Po powrocie z Nowego Jorku, gdzie studiował na Parsons School for Design, kilka miesięcy mieszkał i pracował w XIX-wiecznym zamku w północnej Burgundii. Po każdym intensywnym etapie pracy Henryk planuje tzw. mikroemeryturę. To może być joga w ciągu dnia albo miesięczna wyprawa rowerowa po Skandynawii. Mocny bufor, który pozwala odpocząć, spojrzeć z dystansem i zweryfikować kierunek dalszych działań. – Nie przywiązuję się do miejsca pracy, stanowiska. Ciągle testuję i oceniam, czy to, co robię, ma sens. Chciałbym robić to, co jest potrzebne i zmieniające. Taki model biznesowy, który w dzisiejszej ekonomii przesytu zarabia i powoduje dobro – wyjaśnia. JUSTYNA TUREK. Być tu i teraz Współprowadzi Change Pilots – projektuje i wizualizuje strategie rozwoju marek, organizacji i wydarzeń. Jeśli chce poznać miasto, przebiega je. Kiedyś nie mogła dosięgnąć dłońmi do ziemi. Dziś jest inaczej. Justyna jest w ciągłej podróży. Zmiany w jej życiu zainicjował wyjazd do Paryża, potem rozpoczęła studia na ASP we Wrocławiu i Aalto University School of Arts, Design and Architecture w Helsinkach. Nowa praca przynosi satysfakcję, zmęczenie i stres. W takim momencie dobrze zapatrzyć się w brata: jogina, weganina i triatlonistę. Justyna zaczyna biegać po Paryżu. I ćwiczy jogę. I dużo sensowniej się odżywia. – Za-

częłam czuć swoje ciało: spójność umysłową i fizyczną – przyznaje. W każdym kolejnym miejscu stara się zaznaczyć swoją obecność niewidocznymi śladami biegowych butów albo maty do jogi. To jej sposób na oswojenie się z nowym miejscem, zaznaczenie terenu. Kiedy przychodzi kolejna praca, Justyna przesiada się na rower. Z laika rowerowego staje się zaawansowaną rowerzystką. I pokonuje dziesiątki kilometrów na trasie Manhattan–Brooklyn. Tam i z powrotem. Intensywna jazda na rowerze daje poczucie swobody, niezależności, pozwala się zrelaksować mimo intensywnego uścisku pracy. Popełnia błędy, na których chętnie się uczy. Stara się żyć w zgodzie z naturalnym rytmem przyrody. Ostatnio przez siedem miesięcy mieszkała we francuskiej wiosce, gdzie rytm dnia kontrolowało słońce i jego zachód. – Lubię wstawać z pierwszymi ptakami, wypić herbatę i poczuć powietrze, gdy wszyscy jeszcze śpią. Kiedyś, tak wcześnie rano, zobaczyłam kolibra – po raz pierwszy w życiu – opowiada. Intensywną pracę przeplatają mocne przerwy – „mikroemerytury”, które pozwalają ocenić, co jest ważne. To nie musi być długa podróż rowerowa. Czasem pomiędzy jednym a drugim spotkaniem wystarczy rozciągnąć się na trawie w Łazienkach. – To pozwala zastanowić się, na co poświęcam czas, czy to, co robię w danym momencie, jest zgodne z moimi wartościami. To najważniejsze. I jeszcze dobre – tylko moje miejsce, które tworzę ciągle na nowo: doniczka z bazylią, lustro, mata do jogi, gong – zestaw małego nomada. Gdziekolwiek jestem – stwierdza. designalive.pl


Justyna Turek Zdjęcie: archiwum Justyny Turek i Henryka Stawickiego


sztuka Życia 69 Obok: Emilia Kołowacik Zdjęcie: Albert Pabijanek Na dole: Kasia Szota-Eksner Zdjęcie: Monika Burszczan

Sunday is Monday to projekt promujący zdrowy styl życia, a w przyszłości marka z dobrą ilustracją, odzieżą i dodatkami. Chcą powiedzieć: zadbaj o siebie! To może być joga, spacer, crossfit, śmiech, dobre jedzenie. Ba! Leżenie to też ćwiczenie. Praca, projekty, dzieci, dom – to wszystko ważne, ale zdrowie to skarb. A robota nie zając, nie ucieknie. Markę tworzą Emilia Kołowacik, która uczy siebie i innych, jak

tworzyć wartościowe produkty i usługi. Przez kilka lat współtworzyła Łódź Design Festival. Kasia Szota-Eksner, która nie tylko uczy jogi, ale również kapitalnie pisze. Autorką rysunków jest Iza Kaczmarek-Szurek. Jogę porzuciła dawno temu na rzecz wyciskania kilogramów na sztandze w imię zasady: „Padnij, ale powstań. Dobra siłka nie jest zła!”. Co dla nich jest ważne? Liczą się dobre składniki: prosta forma – lekki,

zabawny i krótki przekaz; dobry projekt – do współpracy zaprosiły również studio graficzne Polkadot i Monikę Burszczan, która towarzyszy im ze swoim aparatem. Pierwsze grafiki Sunday is Monday dostępne są już w sklepach: Bardzo rozsądnie, Wall Being, Bookoff, Yoga & Ayurveda. W przygotowaniu są ubrania i dodatki oraz kalendarz na 2017 rok. www.facebook.com/SundayisMonday designalive.pl


70 sztuka Ĺźycia

designalive.pl


ważna rzecz 71

Ruch Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie, Wydział Wzornictwa, kierunek: Projektowanie produktu i komunikacji wizualnej, 1. rok studiów magisterskich. Zaczęło się od wykładów i warsztatów dla studentów z zakresu komunikacji. Pytania, rozmowy, śmiałe poglądy, coraz odważniejsze opinie, aż do pierwszych pomysłów na współpracę. W redakcji bardzo zaciekawił nas studencki punkt widzenia. Co tak naprawdę młodzi ludzie myślą, co czują, jak pracują, jak projektują? I właśnie dlatego to oni zadecydowali, co stanie się w tym miejscu. Subiektywnie na temat otaczającej ich rzeczywistości, różnymi środkami wyrazu. Tym razem w roli komentatorów występują: Maria Gajewska, Joanna Kabala, Karolina Kamoda, Szymon Najder, Alicja Pałys i Małgosia Załuska. Wprawiają w ruch!

02.06.2016 Julia, „Design Alive”: Rezerwuję dla was miejsce. Ogranicza was tylko wydruk. Nic nie chcę wiedzieć. Zaskoczcie nas. Hasło przewodnie: ruch. 06.06.2016 Karolina: Brzmi super, przekażę dalej! 24.06.2016 Karolina: Koncept jest taki, jak opowiadaliśmy po środowym spotkaniu, a tekst jest umieszczony do góry nogami, zachęcając czytelnika do głębszej interakcji :) 24.06.2016 Julia: Dziękuję. Jeszcze krótkie tłumaczenie niezbędne! 26.06.2016 Karolina: Zastanawiając się nad pojęciem ruchu, jako projektanci byliśmy zgodni: to efekt decyzji prowadzący do konkretnego celu. W chwili jej podjęcia zaczyna się coś szczególnego. Sprawca staje się obserwatorem. To czas napięcia, oczekiwania na spodziewane efekty, weryfikacji słuszności założeń. Nie mamy pełnej kontroli nad rezultatem. Zachowujemy czujność i wprowadzamy poprawki, dążąc do ideału. Zdarza się, że nieprzewidziane sytuacje działają na naszą korzyść, dlatego pozostajemy na nie otwarci. Projektowanie staje się procesem. To, co stworzyliśmy, powstało w wyniku analizy ruchu, jego podziału na momenty. Odwołując się do jego trajektorii, postanowiliśmy zobrazować go w sposób abstrakcyjny. Nie ma tu decyzji ani celu, widać sam proces, „dzianie się”. Aby go zrozumieć, trzeba spojrzeć na niego z innej perspektywy.

designalive.pl


72 Dział

designalive.pl


DZIAĹ 73

designalive.pl


74 rzeczy


IN MOTION – MNIEJ, LŻEJ, SWOBODNIEJ Rower pod ręką, deska w plecaku, buty w kosmetyczce... Projektowanie sprzętu sportowego coraz częściej ma na celu nie tylko tworzenie rozwiązań, które pozwolą na bicie nowych rekordów, ale także produktów, które można bez problemów zabrać z sobą w dowolne miejsce i łatwo przechować Tekst: Dorota Kabała Zdjęcia: materiały prasowe firm

designalive.pl


76 rzeczy Nobile NHP Split (s. 52–53) Deska do kitesurfingu Nobile NHP Split, którą po rozłożeniu można przewozić samolotem w standardowym bagażu lotniczym, bez dodatkowych opłat wymaganych dla klasycznych desek kitesurfingowych. Wyposażona w lekkie, bardzo dobrze dopasowywane akcesoria z kolekcji 2016 oraz system Click&Go pozwalający na montaż wszystkich części bez użycia śrubokrętu czy innych narzędzi. 2016, konstrukcja deski: Nobile, projekt akcesoriów: Nobile + We design for physical culture, producent: Nobile, Polska Stair-Rover Longboard wyposażony w ośmiokołowy mechanizm, idealny do jazdy po wszelkich nierównych miejskich nawierzchniach, w tym po kostce brukowej, nierównym chodniku, krawężnikach i schodach. 2014, projekt: Po-Chih Lai, producent: Allrover, Wielka Brytania Fanatic Arrows iRIG ONE 2016 + Viper Air Zestaw pompowanych produktów: żagiel i deska do nauki windsurfingu i pływania przy lekkim wietrze. Mieszczą się w bagażniku samochodu osobowego. Deska Viper Air może być wykorzystywana także jako SUP (Stand Up Paddle), czyli do pływania na desce z wiosłem. Na szczególną uwagę zasługuje żagiel iRIG, w którym zastosowano technologię wykonania latawców kitesurfingowych. Fanatic Arrows iRIG ONE 2016, projekt: North Kiteboarding + NorthSails, producent: Fanatic, Niemcy Viper Air Inflatable WindSUP 2016, projekt: Fanatic, producent: Fanatic, Niemcy Plixi Składany kask, który po złożeniu mieści się w małej torbie. Chroni w czasie jazdy na rowerze, deskorolce, rolkach, hulajnodze.

K

lasyczny kask rowerowy jest zbyt mało poręczny w przenoszeniu, gdy nie jest używany – to według twórców składanego kasku Plixi, marki Overade, jeden z głównych powodów, dla których rowerzyści rezygnują z ochrony głowy. Swoboda, łatwość przemieszczania się i redukcja bagażu nie są dziś wyłącznie kaprysem wyjątkowo mobilnych, żyjących w ciągłym ruchu osób, ale stanowią także codzienną potrzebę „miejskich nomadów” i weekendowych poszukiwaczy przygód. Rozwój technologii sprawił, że przyzwyczailiśmy się do stanu, w którym wszystko, czego potrzebujemy na co dzień, można zmieścić w niewielkim prostopadłościanie telefonu komórkowego, tabletu czy laptopa. Miniaturyzacja sprzętów elektronicznych i ich coraz bogatsze możliwości rozpieszczają użytkowników. Z kolei wytwarzanie zbyt wielu przedmiotów codziennego użytku i obniżanie kosztów produkcji sprawiają, że przyzwyczailiśmy się do jednorazowości, do nabywania przedmiotu, a następnie porzucania go, jeśli przez kolejne kilka godzin, dni, tygodni czy miesięcy nie będzie potrzebny, po to, by po upływie tego czasu nabyć kolejny, często identyczny. designalive.pl

2014, projekt: Overade – Philippe Arrouart, producent: Overade, Francja

Miniaturyzacja oraz jednorazowość stanowią niezwykle ciekawy kontekst dla projektowania m.in. sprzętu sportowego. W szczególności dlatego, że żywe ludzkie ciało obecnie nie podlega kontrolowanej miniaturyzacji i stąd też ograniczone są możliwości redukcji rozmiarów „dodatkowych organów” – usprawnień człowieka, jakimi są sprzęty sportowe. Z punktu widzenia projektowego, redukcja wielkości i wagi takich sprzętów jest prawdziwym wyzwaniem: balansuje się w niej między możliwościami materiałów i technologii a ściśle określonymi wymogami dotyczącymi ciała człowieka. Zadanie równie interesujące, co trudne – to potwierdza fakt, że nad każdym z nich pracuje zwykle cały zespół specjalistów. Można zadać pytanie: po co składać kajak jak origami, do teczki, zamiast pojechać tam, gdzie można jakiś wypożyczyć? Tymczasowe użytkowanie, czyli rozwiązanie dla jednorazowości – popularne w postaci różnego typu wynajmowania czy współdzielenia – ma w przypadku wielu sportów ograniczony sens. Istnieją dyscypliny, w których jest uzasadnione, jednak są też takie, w których, szczególnie dla zaangażowanych użytkowników, posiadanie własnego sprzętu jest kluczowe z powodów praktycznych lub emocjonalnych.

Halfbike Pojazd, który otwiera nowe możliwości poruszania się, jest bazą dla nowego sportu będącego połączeniem jazdy na rowerze i biegania, projektowany z myślą o łatwym przechowywaniu i transporcie. 2015, projekt: Martin Angelov, producent: Kolelinia LTD, Bułgaria FUTCHI®_rebounder™ Przenośne boisko do gry FUTCHI łączącej piłkę nożną i squash. Montuje się je w niespełna 10 minut. Produkt ten stanowi jednocześnie punkt startowy dla nowego sportu. Aplikacja FUTCHI®_App™ pozwala na zapisywanie i porównywanie wyników, budowanie społeczności i kontakt z innymi graczami. 2016, projekt: FUTCHI, producent: FUTCHI, Szwecja Oru Kayak Bay Series (s. 56–57)Kajak dla mieszkańców miast – mieści się w szafie, w bagażniku samochodu, a nawet w dużym plecaku. Można z nim dotrzeć do miejsc dostępnych wyłącznie na piechotę. 2013, projekt: Oru Kayak, producent: Oru Kayak, USA Fimbulvetr Hikr (s. 58) Ultralekkie rakiety śnieżne umożliwiające efektywne poruszanie się po głębokim śniegu, np. podczas wyprawy snowboardowej. Wyposażone w wielokierunkowy zawias All Direction Hinge™, który zwiększa tarcie przy schodzeniu w dół oraz pokonywaniu stromych zboczy. Rakiety są jednoczęściowe i w całości nadają się do recyklingu. 2015, projekt: Fimbulvetr we współpracy z profesjonalnym snowboarderem Mikkelem Bangiem, producent: Fimbulvetr, Norwegia


DZIAĹ 77

designalive.pl


78 rzeczy

Produkty opisane w artykule prezentowane były na wystawie in motion zrealizowanej w ramach Gdynia Design Days, dzięki współfinansowaniu PPNT Gdynia. www.gdyniadesigndays.eu, www.ppnt.pl Kuratorka i projektantka wystawy: Dorota Kabała – We design for physical culture. www.wedesignforphysicalculture.com Produkcja: Monika Brauntsch – The Spirit of Poland. www.spiritofpoland.pl

designalive.pl


designalive.pl


80 podsłuchane

A: Rozpędziłyśmy się! M: Boję się zatrzymać, bo możemy już nie wystartować. Nie odpoczywam, siedząc. Myślę, chodząc. Nie podejmę decyzji bez długiego spaceru. Bez ruchu nie czuję, że pracuję. A: Nie wspominając już o tym, że raz w roku zamieniamy swoje mieszkania. Z jednej strony Wisły na drugą. Z warszawskiej Saskiej na Muranów i z powrotem. Sztafety! Gdy informuję znajomych, że się przenoszę, to reakcja większości sprowadza się do jednego wyrazu: „Znowu?” A mnie się wydaje, że to już cały rok! Czas na zmianę. Oczyszczenie. Zamknięcie etapu. Pozbywanie się niepotrzebnych rzeczy. Mam ciotkę, która przenosiła się 45 razy w ciągu całego swojego życia. I wiesz co? Zaakceptowała to! Taka jej karma. M: My też już zaakceptowałyśmy nasz efekt spirali. Wspinasz się do góry, chodząc dookoła. Znowu organizujemy te same targi HUSH, znowu w tym samym miejscu, ale to już jest całkowicie inna jakość, inni projektanci, inna świadomość klienta, inne uwarunkowania na rynku, zmiana okoliczności i krajobrazu. Prawie jak u Agnieszki Drotkiewicz w książce Jeszcze dzisiaj nie usiadłam. Dziesięć opowieści o pomyłkach, zaułkach, rozczarowaniach, ale też odkryciach i przełomach życiowych. Praca na całe życie. A: Ja lubię się kręcić i wznosić. Widzisz, jak pewni ludzie wokół ciebie się zmieniają, inni zostają na zawsze niemal tacy sami. Mamy swój własny układ planetarny. Ale nie możemy się zatrzymać. Dosłownie i w przenośni. Musimy maszerować, biegać i... uprawiać jogę. No i jeszcze rower! Pełna wolność. Kapsuła, która mnie osobiście przenosi w inny wymiar. Jadę przez park, rozpędzam się i podnoszę stopy do góry... wiatr! Najchętniej wszystko robiłabym na boso! M: Ciekawe, że na co dzień uwielbiamy pracować z ludźmi, ale nie lubimy sportów drużynowych. Aerobik to była przecież dla mnie męka. Dziewczyny stały zawsze twarzą do mnie, bo nie wiedziałam, co mam robić. A: Maksymalnie czerpię z ruchu, z pozytywnego zamieszania. Potrzebuję bodźców, również w pracy. Muszę przebywać wśród ludzi, lubię od nich czerpać wiedzę, informacje. Zainspirowana innymi, wymyślam dobre rzeczy. To porusza moją wyobraźnię: patrzenie, obserwacja, zapamiętywanie. Oczywiście, że praca potrafi zmęczyć, a pogoń za efektem ostatecznie może cię wypalić. Dostrzegam jednak w aktywności, rotacji, krążeniu ogromną szansę na doping w życiu i pozytywną motywację. M: Znam jednak ludzi, którzy prowadzą bardzo statyczny tryb życia. Nie wyjeżdżają, lubią siedzieć w domu, mało pracują w grupie, a są bardzo kreatywni. Patrząc na marki z branży mody i ich twórców, to sprawa również nie jest oczywista. Niektóre bez ustanku coś robią, działają, inne prowadzą designalive.pl

Kreacja a stagnacja Anna Pięta, Magda Korcz

stacjonarną formę biznesową. A ja mam poczucie, że wartość poznawcza dynamicznej zmiany, wyjazdu za granicę, a nawet poznawania swojego własnego miasta jest ogromna. A: Orska. To marka, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie i wiem, że jej system pracy nie wynika ze strategii komunikacji, ale z samego charakteru projektantki. Inspiruje się podróżami, ruchem, nie potrafi bez tego żyć. Ania [Orska – przyp. red.] wróciła niedawno z Nepalu naładowana pozytywną energią, którą widać w jej projektach. M: Czerpie z tamtego świata zupełnie inne emocje i wrażenia. To jest szczere. Podobnie jest z Luizą Jacob z Dream Nation. Wydaje się, że pochodzi z innego świata, daleko poza polskim gruntem. Poznaje różnorodne kultury, subkultury, krajobrazy. To jest bardzo ważne.

warto sobie zaplanować, nanieść na oś czasu, by ten bieg jednak nie spowodował wypalenia. Dobra strategia przynajmniej na pięć lat jest niezbędna. A: Trzeba zadać sobie nasze trzy legendarne pytania: Co robię? Po co to robię? Dla kogo? M: Z tego też wynikają nasze kryteria doboru marek projektowych, z którymi pracujemy. Musisz wiedzieć, jakimi zasadami rządzi się świat mody, jak wygląda branża na Zachodzie, a jak w Polsce, mieć świadomość, z kim pracujesz, dla kogo, jakimi narzędziami. Przynajmniej dwa razy w roku zaprojektuj coś nowego, bo inaczej klient nie będzie na ciebie czekał. Nie wspominając już o dobrych zdjęciach, adekwatnej nazwie i dostosowania promocji do swojej prawdziwej natury. Dopiero później przechodzisz na wyższy poziom: budżet, cena, plan rozwoju, rynki. A: Dla mnie dobry ruch dla nowych marek to przede wszystkim poszukiwanie czegoś nowego. Choć mam świadomość, że to jest trudne, to jednak znam projektantów, którzy starają się czerpać z wielu branż. Trend dotyczący projektowania mody zmierza w kierunku innowacji: materiały mierzące temperaturę twojego ciała, ubrania tworzoM: Mimo ciężkiej pracy i dużego na- ne z biodegradowalnych komponentów, inkładu zasobów okazuje się zazwyczaj, teligentne podejście do konstrukcji i formy. że po dwóch latach projektantom brakuje Technologia idzie do przodu i jest coraz tańsił do dalszego działania. Dlatego każdy sza, dlatego poszukiwania, badania, analizy ruch, decyzje strategiczne i brandingowe są niezwykle istotne w pracy kreatywnej.

Zaplanować dobry ruch


Nie iść bezmyślnie, kopiując, ale poszukiwać nowych rozwiązań i zaryzykować. M: Dobry ruch można rozpatrywać również pod kątem rozwoju już istniejących biznesów. Joanna Hawrot zdecydowała się na przeniesienie firmy do Warszawy, co wynika z pewnej dynamiki samej marki. Inni zastanawiają się, czy wejść w sprzedaż online, czy otworzyć butik, poszukują inwestora zewnętrznego, zmieniają formułę działania. Często młode marki to po prostu start-upy, a w takim modelu zdecydowany, odważny, często ryzykowny ruch jest niezbędny. Bez niego nie ma rozwoju.

Trampki do płaszcza A: Ruch niewątpliwie owładnął branżę mody i można pokazać wiele pozytywnych przykładów. Stella McCartney zbudowała na nowo świadomość marki Adidas dla kobiet. Jej kolekcje autorskie stały się podstawą nowego wizerunku firmy. Patrząc na polski grunt, również znajdziemy przykład na nowe myślenie w projektowaniu. Bran połączył modę i komfort. Cardio Bunny wykorzystuje materiały na bazie alg. Ennbow projektuje biznesowe ubra-

nia do biura, ale wykonane z materiałów zazwyczaj kojarzonych tylko z ciuchami sportowymi – zupełnie inaczej oddychają, nie gniotą się. M: Mówiąc o ruchu i modzie, nie zapominajmy też o niezwykle ważnym aspekcie tego, jak układa się ubranie, jak porusza się za naszym ciałem, jak się gniecie, co się dzieje z jego formą, gdy go nosisz. Co się dzieje z ciałem, które jest opakowane? Jak wygląda relacja ruch – materiał? Faktura i kolor sztywnego kimona uszytego z pięciometrowego kawałka tkaniny zachowuje się całkowicie inaczej niż na lekkiej sukience z miękkiej dzianiny. Issey Miyake zagniata tkaninę i bawi się jej fakturą. Z kolei Comme des Garçons opakowuje ciało w sztywną formę. Zupełnie inne myślenie. Dior konstruował suknie w taki sposób, że ruch modelki podczas pokazu ani na moment nie zmieniał odległości krawędzi sukni od podłogi. To prawdziwa inżynieria kroju. A: Kolejna marka to ESTby ES. Jej twórczyni, Gosia Sobiczewska, dosłownie wczuwa się w rolę użytkownika, klienta. Świetnie rozumie potrzeby kobiet. Sama o swoich ubraniach mówi, że są tworzone w służbie codzienności, a ona jest tylko wrażliwym rzemieślnikiem, a nie projektantem. To widać i czuć. Gdy nosisz te ubrania, zaczynasz je doceniać i rozumieć, że nie o spektakularną formę w nich chodzi. Możesz przy-

piąć, dodać, przewiązać. Cały czas czujesz się wygodnie. Każda z nas z pewnością ma ubrania, które kupiła, bo wyglądały wspaniale, ale już użytkowanie ich sprawiało kłopot. A przecież kobiety się ruszają! My się cały czas ruszamy! M: To jest po prostu rola konstruktora, którego pozycja na naszym rynku jest często lekceważona. Nie ma dobrych szkół, wręcz zapomina się o tym rzemiośle. Projektanci, którzy nawiązali stałą współpracę z dobrym konstruktorem, wygrywają na rynku. A: A co z samą formą? Od wielu już lat obserwujemy proces włączania elementów sportowych do ubioru codziennego – ruch w dosłownym znaczeniu. Widać to w ubiegłorocznym norm core, czyli przeciętności jako modzie, trampkach do płaszcza, dresach na wybiegach projektantów. Na to nałożył się obsesyjny kult bycia fit: zdrowe życie, bieganie, mierzenie. Kolejny biznes, w którym firmy i koncerny wyczuły kasę, zainteresowanie klientów. Efekt? Masz wszystko sportowe: butelkę na wodę, marynarkę... To, co kupowałaś dotychczas w miarę minimalistycznie zaprojektowane, teraz masz w wersji sportowej. Ale powiem szczerze, że mnie to kompletnie nie przeszkadza. Wydaje mi się, że ten kult przejdzie jak każda inna fascynacja tłumu – teraz tylko od ciebie zależy, czy przyjmiesz go z rozwagą, czy całkowicie się zatopisz. Czy staniesz się ofiarą „sporty fashion”, czy może wręcz przeciwnie. Czy zadasz sobie pytanie, co faktycznie jest ci potrzebne. M: Mówiąc o ruchu, automatycznie rozmawiamy o sporcie. Operujemy pewnym wyobrażeniem sportowego ubrania: casual, prostota. A tutaj kłania się mityczny polski dres. Polacy kochają dresy. Od wielu już lat jest to ubranie eksploatowane przez nasz naród – i nie mam tutaj na myśli patologii z ulicy, tylko twardą polską rzeczywistość. Dres to rodzaj uniformu, który jest najprostszy do założenia, najwygodniejszy. Zaczęło się od mitycznych dresów z trzema paskami i przerodziło w funkcjonalny strój. Nie wchodząc już w temat marki, statusu, tego, czy ktoś jest wysportowany, zasada jest prosta: „markowy” to znaczy czysty. Gotowe. I tak oto smutny wątek dresowy polskiej rzeczywistości spotkał się z trendem sportowym. Z dresów przeskoczyliśmy na inne, lepiej zaprojektowane, pochodzące z limitowanej kolekcji. Niestety jesteśmy bezkrytyczni jako naród w przyjmowaniu trendów. Raczej nie bawimy się inspiracjami, nie miksujemy, chcemy gotowych zestawów z certyfikatem jakości, a potem zakładamy jeden do jeden. Zobaczyłam to na blogerce, więc chcę to nosić. Chociażby ostatni raport Allegro „Polska strojna” pokazał, że lubimy zakładać to, co inni każą nam nosić, tzw. must haves – fuj! Zakładamy gotowce albo wygodne „dresy”. Ze skrajności w skrajność. Ludzie, nie róbcie tego! Pokażcie swoją kreatywność.


Kruchości Krążymy od komnaty do komnaty. Za wielkimi oknami przepastnych pomieszczeń i małymi piwnicznymi świetlikami na pomarańczowo tli się zachodzące słońce. Każdy szmer pobudza wyobraźnię. To zjawa dawnej pani zamku? Nie, to poszukiwacze kruchego designu Tekst: Wojciech Trzcionka zdjęcia: Kristina Hrabetova

M

ikulov (Republika Czeska) to przepiękne, siedmiotysięczne miasteczko z przebogatą historią i ulicami pełnymi turystów. Położone jest pomiędzy morawskimi winnicami, tuż przy granicy z Austrią. Region słynie ze znakomitego białego wina Pálava i dostojnych zabytków. Miasto rozpoznajemy już z oddali dzięki dawnej warowni górującej nad starówką. To właśnie w tym barokowym zamku od sześciu lat odbywa się ciekawe wydarzenie związane z designem i sztuką – Křehký Mikulov prezentujące zbiory zaprzyjaźnionych projektantów i galerii. Křehký to po czesku „kruchy” lub „delikatny”, ale też nazwa praskiej marki zajmującej się promocją i sprzedażą współczesnego czeskiego designu, głównie szkła, porcelany (stąd nazwa) oraz mebli. designalive.pl

Pochodzący z Polski, ale działający w Wiedniu duet projektowy Ania Rosinke i Maciej Chmara (na zdjęciu ze swoimi dziećmi) promował w Mikulovie swoją Ganz Neue Galerie

Zarówno za marką, jak i mikulovskim wydarzeniem stoją Jana Zielinski i Jiří Macek – znani czescy kuratorzy i promotorzy designu, organizatorzy praskiego festiwalu Designblok (w tym roku odbędzie się po raz 18. w dniach 27–31 października). – Ta impreza to spotkanie osób, którzy mają jedną wspólną cechę: zamiłowanie do dzieł sztuki, które na co dzień mogą być używane, ale w przyszłości staną się antykami – mówi Jiří Macek. – Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Mikulov, powiedziałem do Jany, że koniecznie musimy tu coś zrobić. To naprawdę magiczne miejsce. Jana przytakuje, a Jiří rozmarza się: – Tutaj oddycham. Przed rokiem, gdy w Mikulovie byłem po raz pierwszy, Jana namawiała mnie, żebym następnym razem przyjechał z dziećmi. „Będą zachwycone, tak jak moje i wielu innych gości” – zachęcała.

I tak też zrobiłem. Miałem zresztą wrażenie, że z dziećmi przyjechali wszyscy, łącznie z wystawiającymi się właścicielami galerii. Swobodna atmosfera sprzyjała zabawie w wiekowych komnatach, pomiędzy kruchym designem. Sama impreza jest bardzo kameralna, bo nie tylko o oglądanie tutaj chodzi, a również o spotkanie z przyjaciółmi i miłe spędzenie weekendu. – Spełniło się nasze marzenie o zainscenizowaniu ważnego wydarzenia dla fanów europejskiej sztuki i designu – uśmiecha się Jana. Jeżeli tak jak ja lubicie odkrywać nie tylko design, ale też nowe miejsca, smaki i zapachy, to koniecznie musicie zobaczyć mikulovski zamek i synagogę, przespacerować się na Świętą Górę, zjeść gulasz z knedlikiem i popić go słynnym morawskim białym winem czy piwem Starobrno na pochyłym rynku. www.krehky.cz


wydarzenia 83 Michal Bačák, jeden z głównych projektantów praskiej Křehký Gallery, i jego nowa porcelana

designalive.pl


84 wydarzenia 1

1

2

1. Křeh y z Pragi zaprezentowała nowe produkty trzech projektantów. Znana holenderska artystka Daphna Laurens stworzyła dla czeskiej marki karafkę Objem. Roman Šedina zaprezentował w Mikulovie wazony KA, a Michal Bačák – pięknie zdobione porcelanowe misy i talerze Živa oraz C3PO. www.krehky.cz/en/gallery/ 2. Kabinet Gallery z Bratysławy wystawiła projekty trzech progresywnych słowackich pracowni. Mejd Studio zaprezentowało JAR – zbiór świateł i miski z wypalanej gliny, inspirowane klasycznymi dzbanami. Projekt Allt Studio, wykorzystujące w swoich pracach kamień akrylowy, pokazało stołki ARC, zaś D’Ordody studio – stoły wykonane z drewna i ceramiki. www.kabinet.sk 3. Salim Issa i Štěpánka Stein zaprezentowały na zamku w Mikulovie wystawę „Šampioni” („Zwycięzcy”) obrazującą konie jako autonomicznych bohaterów. www.s2photo.cz 4. Piršč Porcelain Studio na co dzień działające w Mikulovie, zaskoczyło instalacją złożoną z barwnych porcelanowych przedmiotów. Zaprezentowano ją w kaplicy rodu Dietrichsteinów, który do 1945 roku władał miasteczkiem. www.pirsc.cz 5. Ganz Neue Galerie z Wiednia, należąca do duetu projektowego Ania Rosinke i Maciej Chmara (chmara.rosinke), zaprezentowała projekt Cucina futurista 2.0. – koncept kuchni przyszłości – oraz ceramikę pełną niedoskonałości i skaz stworzonych z pełną premedytacją przez Matthiasa Kaisera. Do Mikulova duet przywiózł też krzesło CF02 inspirowane siedziskami takich modernistów jak Adolf Loos, Mart Stam czy Marcel Breuer. Projekt powstał w 2015 roku na zlecenie wiedeńskiego Museum für Angewandte Künste (MAK). Cena 340 euro. www.chmararosinke.com

designalive.pl

1


2

2

4

5

3


86 Archikona

designalive.pl


Tel Awiw. Zamieszkać w modernie

W Polsce chuchamy i dmuchamy na każdy modernistyczny budynek. W Tel Awiwie jest ich tyle, że mało kto o nie tak naprawdę dba. Ten śródziemnomorski kurort, zwany też Białym Miastem, ze swoją centralną zabudową, to bowiem największe skupisko stylu Bauhaus na świecie Tekst i zdjęcia: Wojciech Trzcionka


88 Dział

T

el Awiw najlepiej odwiedzić zimą. Temperatura osiąga wtedy maksymalnie 25°C, jest słonecznie, a przy tym niezbyt tłoczno. Plaża należy niemal wyłącznie do nas. W knajpkach panuje ruch, ale miejsce zawsze się znajdzie. Inaczej rzecz wygląda w głównym sezonie wypoczynkowym, gdy to najbardziej europejskie miasto Bliskiego Wschodu odwiedzają tysiące turystów. Bulwar nadmorski, ciągnący się od starego arabskiego portu w Jafie przez rybackie przystanie zamienione w modne restauracje, aż po wydmy za lotniskiem wojskowym, jest pełny biegaczy o każdej designalive.pl

porze dnia. Wydaje się, że maraton odbywa się tu codziennie. Tel Awiw – obok Gdyni czy stolicy Brazylii – to jedno z niewielu miast na świecie wzniesionych od podstaw zgodnie z założeniami modernizmu. Zgrupowano tu prawie pięć tysięcy budynków w stylu Bauhaus, które dziś stanowią centrum miasta i tworzą najmodniejszą dzielnicę Tel Awiwu. W latach 30. XX wieku wybudowali je żydowscy architekci, którzy uciekli do Palestyny z nazistowskich Niemiec. I właśnie dzięki nim w Tel Awiwie można podziwiać najwięcej na świecie budynków reprezentujących ten styl, a zespół miejski Białego Miasta


Archikona 89

Gdynia i Tel Awiw przykroiły niekiedy utopijne wizje modernizmu do miary ludzkich potrzeb, odnosząc się z szacunkiem do istniejącego krajobrazu przyrodniczego i kulturowego

designalive.pl


90 Archikona

umieszczono w 2003 roku na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Gdynia i Tel Awiw przykroiły niekiedy utopijne wizje modernizmu do miary ludzkich potrzeb, odnosząc się z szacunkiem do istniejącego krajobrazu przyrodniczego i kulturowego. Przykładem innego podejścia jest Brasília. W 1956 roku Oscar Niemeyer wraz z Lucio Costą zaprojektowali całkowicie nową stolicę Brazylii, która w 1960 roku przeniosła się w głąb kontynentu z Rio de Janeiro. Brasília wydawała się idealnie zaprojektowanym miastem, swego rodzaju totalną wizją. Jednak krytycy zauważali, że monumentalna skala budowli nie sprzyja społecznemu współżyciu mieszkańców. Oglądanie telawiwskiej moderny najlepiej rozpocząć od Centrum Bauhausu przy ulicy Dizengoffa – stamtąd właśnie wyruszają zorganizowane wycieczki. Warto wyposażyć się w przewodnik, gdyż Białe Miasto obfituje w tak wiele modernistycznych budynków w tak różnym stanie technicznym, że szkoda tracić czasu na własne poszukiwania. Chyba że, tak jak ja, lubicie szwendać się po mieście, przysiadać w kawiarniach, obserwować architekturę i mieszkańców. W telawiwskiej modernie można też zamieszkać: przy reprezentacyjnej ulicy Rothschilda znajdziemy pięknie odrestaurowane hotele w stylu Bauhaus. Proponuję jednak wynająć mieszkanie w jednym z wiekowych budynków poprzez portal Airbnb (uwaga, stan mieszkań często różni się o tego przedstawionego na zdjęciach; www. airbnb.pl). Za duże mieszkanie dla czteroosobowej paczki lub rodziny niedaleko plaży zapłacimy około 3 tysięcy złotych na 10 dni. Na przelot tanimi liniami wydamy około 800 złotych od osoby w dwie strony. designalive.pl



92 Dział

designalive.pl


DZIAĹ 93

designalive.pl


94 Stare miejsca, nowe idee

Ace Hotel w LA Są takie miejsca, które powstają dzięki marzeniom. Zwykle tworzą je niebanalne osobowości, które miały w sobie tyle sił, pasji i determinacji, by tym marzeniom nadać formę. Powstają dzięki temu budynki, w których czuje się działania czegoś, co dawniej nazywano genius loci. Jakby energia twórców pozostawała w nich, przyciągała innych i uruchamiała kolejne zdarzenia. Pijąc kawę w holu Ace Hotel w LA lub oglądając występ na deskach Teatru United Artists, czujemy, że mają one swoją historię i mogą nas zabrać w podróż w czasie Tekst: Katarzyna Andrzejczyk-Briks Zdjęcia: Spencer Lowell

designalive.pl


DZIAĹ 95

designalive.pl


96 Stare miejsca, nowe idee

Świątynia sztuki i duch katedry Jest rok 1927. Zainspirowani ideą artysty jako niezależnego producenta, przyjaciele i jednocześnie największe ówczesne gwiazdy kina niemego, Mary Pickford i Charlie Chaplin, razem z reżyserem i producentem D.W. Griffithem i Douglasem Fairbanksem, realizują swoje marzenie – budowę „świątyni sztuki”: teatru United Artists Pictures. Architekt Charles Howard Crane tworzy niepowtarzalną mieszankę nowoczesnej technologii z ozdobnym stylem inspirowanym hiszpańskim gotykiem, w którym Mary i jej mąż zakochali się, zwiedzając zamki i katedry podczas swojej podróży ślubnej do Hiszpanii. Duch katedry odegra jeszcze w tej opowieści swoją niezwykłą rolę. Teatr staje się miejscem, w którym występują największe gwiazdy Hollywood, bywa scenografią w wielu filmach i zgodnie z zamierzeniem fundatorów ma na zawsze przypominać, że „Los Angeles jest ośroddesignalive.pl

kiem produkcji przemysłu filmowego”. Czas jednak ma swoje prawa. Po latach świetności „pałac filmowy” przechodzi z rąk do rąk, a jego funkcja znacząco się zmienia. W jednym ze swoich wcieleń wieża mieści biura firmy Texaco. Teatr staje się katedrą kościoła tworzonego przez teleewangelistę dr. Gene’a Scotta i nosi dumną nazwę University Cathedral – spektakularna przestrzeń, której inspiracją była katedra w Segowii, nadaje się do tej roli znakomicie. Symbolem tego okresu jest wielki, dziś uznany już za zabytkowy, neon z napisem „Jesus Saves”, który widać na jednej z elewacji. Po śmierci pastora w 2005 roku zabrakło jednak pomysłu na dalsze wykorzystanie tego miejsca. Nowe idee Przełomowy okazał się moment, w którym na scenę wkracza następna ważna postać tej historii: nieżyjący już założyciel i spiritus

movens sieci Ace Hotel, Alex Calderwood. Ten niezwykły „inżynier kultury” (jak sam siebie nazywał), obdarzony talentem przewidywania nowych trendów, kreował ciekawe kierunki rozwoju biznesowego. Poszukiwał obiektów, które miały historię, i zgodnie z zasadą „stare budynki, nowe idee” nadawał im interesujące funkcje. Sam był człowiekiem nieśmiałym, zamkniętym w sobie, i nie przepadał za nowoczesną technologią. Wolał książki i styl vintage, który lansował na przykład w nietypowej sieci salonów fryzjerskich Rudy’s – w czasach, gdy tego typu estetyka nie należała do popularnych. W pomyśle na sieć Ace Hotel połączył wszystko to, co składa się na definicję nowego, miejskiego stylu życia: pełen swobody i komfortu eklektyczny wystrój wnętrz, design, sztukę graffiti, typografię retro, meble i detale w stylu vintage oraz muzykę i dobre jedzenie. Na takiego człowieka czekał United Artists Building. W jednym z wywiadów


DZIAĹ 97

designalive.pl



DZIAĹ 99

designalive.pl


100 Stare miejsca, nowe idee

Alex Calderwood powiedział, że to obiekt, o jakim marzy się całe życie. Dzięki niemu powstała wizja miejsca służącego jako centrum sztuki, biznesu i kreatywności, przestrzeń do spotkań, imprez: od koncertów, premier filmowych, spektakli tańca, po konferencje, seminaria i sympozja. W 2014 roku Ace Hotel Downtown Los Angeles połączony z teatrem na nowo stał się ważnym miejscem na mapie miasta i pomógł w ożywieniu zabytkowego centrum LA.

elementy, uzupełnili je o nowe motywy tantów. Szachownicowe podłogi, krzesła i rozwiązania. Była to okazja do pracy z do- Thoneta i geometryczne wzory przywodzą skonałymi artystami i rzemieślnikami – jak na myśl wystrój secesyjnych, wiedeńskich chociażby załoga z legendarnego Judson kawiarni, takich jak Kabarett Fledermaus Studios wykonująca niepowtarzalne witra- projektu Josefa Hoffmanna. Meble w pokoże. Pomysł na projekt oparto na kontraście. jach hotelowych są z kolei ukłonem w stroOryginalny teatr był bujną interpretacją nę stylistyki Bauhausu, neoplastycyzmu hiszpańskiego gotyku, ale elewacje wie- i malarstwa Pieta Mondriana. Znajdziemy ży skrywały minimalistyczną, betonową tu także nawiązania do stylu misyjnego strukturę. Podstawą koncepcji stało się i minimalistycznych, pełnych mocnego połączenie dekadencji i prostoty, stylu gla- koloru przestrzeni Luisa Barragána. Czermour z czasów złotej ery Hollywood i su- wone kotary, ozdobne meble i bogate rowego minimalizmu. Ta zasada widoczna detale Segovia Hall stanowią wspomnieDialog z przeszłością, czyli minijest we wszystkich wnętrzach. Oryginalne nie o splendorze dawnego Hollywood. wylewane betonowe stropy i słupy zostały Zadziwiające, jak wszystkie te elementy, malizm i duch Mary Pickford wyeksponowane w przestrzeniach wspól- pochodzące z tak różnych światów, twoZespół projektantów z biura Commune nych i pokojach gościnnych. W przestrzeni rzą razem pełne swobody wnętrze. W czaDesign i GREC Architects z Chicago prze- publicznej zachowano małą skalę, która sie wakacyjnych podróży warto wpaść kształcił budynek w hotel ze 182 pokoja- zapewnia przytulność. Miękkie meble, tutaj i poddać się magii miejsca albo mi i zmodernizował słynny teatr. Autorzy dużo surowego drewna, poduchy i dodatki odpocząć, najlepiej na szczycie budynprojektu byli w pełni świadomi, że dostają tworzą przyjazną atmosferę. ku – powstała tu enklawa natury i spokow swoje ręce prawdziwy skarb, i podjęli Znawca historii designu i architektury z ła- ju Miasta Aniołów: pełnego słońca, ludzi, dialog z przeszłością. Konserwując stare twością odszyfruje źródła inspiracji projek- marzeń i ambicji.

designalive.pl


DZIAĹ 101

designalive.pl


102 ludzie Dział

…bo linia się nie kończy… – Kobiety albo od razu się zakochują i najchętniej wzięłyby wszystko naraz, albo przechodzą nieporuszone lub z brakiem zrozumienia wypisanym na twarzy… – śmieje się w rozmowie z „Design Alive” Agata Bieleń, niezwykle utalentowana projektantka biżuterii młodego pokolenia, o której już jest głośno, a na pewno będzie jeszcze głośniej rozmawia: wojciech trzcionka ZDJĘCIA: Michał Matejko/Mchy Porosty

designalive.pl


DZIAĹ 103

designalive.pl


104 ludzie

S

prawia wrażenie delikatnej, ale mocno stąpającej po ziemi. Wie, czego chce, i od kilku lat konsekwentnie dąży do celu, budując markę oraz tworząc niezwykle kobiece kolekcje biżuterii, których motywem przewodnim jest linia – podstawowa jednostka geometryczna, prosta rozpięta między punktami, która formowana w przestrzeni, zamienia się w obiekt. Od 2011 roku powstają kolejne modele biżuterii przetwarzające ten główny motyw. Linia łamana, zginana i łączona w przestrzeni tworzy trójwymiarowe formy. Powstają małe rzeźby, które żyją w bliskości ciała. Ich użyteczność jest priorytetem. Formy są lekkie, delikatne i pomimo wyraźnie geometrycznych kształtów – wygodne i użytkowe. O prostym i surowym charakterze. Każda forma wykonywana jest ręcznie ze stali szlachetnej, srebra lub złota wysokiej próby. Z najwyższą dbałością o detal. Wedle myśli, że proste jest piękne, a mniej znaczy więcej. Kim jest kobieta, która nosi „Agatę Bieleń”? Jest jedna reguła, że nie ma reguły. Moje klientki są bardzo różne. Łączy designalive.pl

je to, że zwykle są wierne. Zakochują się i wracają po więcej. To mnie bardzo motywuje do rozwijania kolekcji. A dlaczego nie masz jeszcze męskiej kolekcji? Bo to niezwykle trudny temat. Poza tym wydawała mi się zupełnie niepotrzebna. Dla mnie – z założenia – męska biżuteria jest niemęska; klasyczny kanon to zegarek i spinki do mankietów. Ale panowie pytają, więc będę nad nią pracować. Mężczyzna w ogóle jest dużo trudniejszym klientem, jest bardziej wymagający, poza tym trudniej tu o inspirację. W kobiecej biżuterii można w łatwy sposób upraszczać formy, które istnieją, a męskie rzeczy są już na tyle proste, że zrobienie czegoś „nowego” i zgodnego z moją wizją biżuterii jako małej użytkowej rzeźby jest po prostu trudne. Wymaga jeszcze czasu. Na studiach mieliśmy powiedzenie: „Nie poganiaj pomysłu – sam przyjdzie”. I czuję, że tak będzie i z tym tematem. Prędzej czy później przyjdzie. Też nie przepadam za męską biżuterią, ale gdy jakieś dwa lata temu po raz pierwszy zobaczyłem biżuterię twojego autorstwa, bardzo subtelną i delikatną, prawie niewidoczną, pomyślałem,

że to jest coś, co akurat mógłbym nosić. Tak, jest subtelna i delikatna i wydaje się, że wystarczy jej dodać „mięsa”, więcej mocy i siły, i będzie męska. Ale nie jest to aż tak proste. Jej wprowadzenie wiąże się również ze zmianą warsztatu i sposobu produkcji, więc dopiero do tego dojrzewam. Męska kolekcja to cel na ten rok. Jak wygląda twój warsztat, twoja praca, twój dzień? Podstawowym materiałem jest cienki drucik, jednak praca już nie jest taka prosta… Moim życiem, choć staram się być możliwie poukładana, rządzi chaos, bo niestety, coraz częściej zabija mnie biurokracja – księgowość, realizowanie zamówień, pakowanie, wysyłanie. Z jednej strony to dobrze – oznacza to, że biznes się kręci, rozwija. Ale przez to, że wszystko robię ręcznie sama, nie jestem już w stanie tworzyć więcej niż w tej chwili. Cały czas zadaję sobie też pytanie, czy ja chcę robić więcej? Czy jednak mimo wszystko mniej, ale lepiej i drożej, bo nie tylko ze stali, ale też ze złota i srebra… Szybko doszłaś do tego etapu… Szybko? To jest pięć, sześć lat ciężkiej pracy, tworzenia produktu i budowania marki. Zaczęłam jeszcze na studiach,


DZIAŁ 105 Agata Bieleń urodziła się w 1989 roku w Wałczu. W 2013 roku ukończyła Akademię Sztuk Pięknych na Wydziale Architektury Wnętrz i Wzornictwa w Poznaniu. Pierwsze formy biżuteryjne stworzyła w 2011 roku jako projekt semestralny w pracowni wzorniczej, a krótko potem trafiły do regularnej sprzedaży. W 2015 roku nominowana do Design Alive Award. www.agatabielen.com

designalive.pl


106 ludzie

Nie miałam ciśnienia, że coś się musi udać. Nadal nie mam. Bo przecież jeśli nie to, znajdę inne zajęcie…

nie mając firmy; powstawały prace głównie do szuflady. Wtedy byłam właściwie pewna, że to nie jest cel mojego życia, że biżuteria to temat „obok”. Nie miałam ciśnienia, że coś się musi udać. Nadal nie mam. Bo przecież jeśli nie to, znajdę inne zajęcie… Dlatego się udało. Tak sobie rosło… Mam ogromną satysfakcję z tego, że samodzielnie tak spójnie udało mi się stworzyć najpierw charakterystyczny produkt, linię, a potem markę i biznes. A nie myślałaś nigdy, żeby pracować u kogoś, dla kogoś, na wygodnym, ciepłym etacie? Ciągle o tym myślę. Jest kilka francuskich, włoskich czy skandynawskich marek, dla których kiedyś chciałabym pracować. Fajnie byłoby skupić się tylko na projektowaniu, szukaniu nowych form, i przestać się zastanawiać nie tyle nad produkcją, co nad całą biurokracją. Chciałabym móc się dalej rozwijać. Chciałabym też, aby działo się to szybciej. Od samego początku założyłam, że ograniczę się w środkach wyrazu, żeby sobie ułatwić ścieżkę, żeby nie rozglądać się dookoła i zastanawiać jak, tylko wiedzieć designalive.pl

„jak”, ale pytać „co?”. Moje budowanie formy jest geometryczne, strukturalne, dlatego że materiał jest stały i znany. Mój ojciec zajmuje się architekturą, ale jest konstruktorem. U niego podstawą projektu zawsze jest to, jakim sposobem można zrealizować daną rzecz. Dopiero potem „dobudowuje” do tej funkcjonalnej tkanki budynek. U mnie jest podobnie. Stąd ta linia u ciebie, która jest podstawą wszystkich projektów. A mama jakie ma wykształcenie? Też jest dyplomowanym konstruktorem. To już wiem, skąd u ciebie te oszczędne formy, minimalizm, linia… Wchłonięte, wyssane i wyniesione z domu… Linia już na studiach była podstawą wielu moich projektów. Linia była sposobem rozwiązywania moich uczelnianych problemów. A gdy w temacie biżuterii zaczęło się robić poważnie, uznałam, że nie chcę robić wszystkiego, tylko jedną rzecz. Porządnie. To skupienie na jednym rodzaju materiału, określonym środku wyrazu to mój sposób na zachowanie spójności i konsekwencji. Choć z każdą nową kolekcją wydaje mi się, że z tego stalowego drutu nie da się więcej wycisnąć,

że to już koniec i płacz… A jednak wciąż się udaje. Linia się nie kończy. Jesteś absolwentką Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu (dziś Uniwersytet Artystyczny). Szkoła dużo ci dała? Kończyłam architekturę wnętrz i wzornictwo. Interdyscyplinarność zajęć bardzo pomogła mi w tym, żeby być dziś samowystarczalną. Wybór zajęć był bardzo duży. Uczyłam się m.in. fotografii produktowej, projektowania identyfikacji wizualnej, tworzenia opakowań – te wszystkie doświadczenia okazały się bezcenne. Studia były dla mnie kluczowe. No i gdyby biżuteria nie stała się projektem semestralnym, gdyby profesor mnie nie przycisnął, to z pewnością nie byłabym dziś w tym miejscu, w którym jestem. Trafiłaś w dobry moment, wchodząc ze swoją marką na rynek – panuje moda na posiadanie rzeczy wytwarzanych rzemieślniczo, wyjątkowych, jednostkowych… To prawda; wtedy temat młodych projektantów, targów i sprzedaży online dopiero raczkował. Dziś rynek jest już mocno nasycony. Pewnego dnia po prostu okazało się,


DZIAĹ 107

designalive.pl


108 ludzie

Ten osobisty kontakt, te pojedyncze indywidualne zamówienia są dla mnie w tej chwili cenniejsze niż tworzenie rzeczy na masową skalę

że z tego, co kiedyś robiłam do szuflady, po prostu można żyć. Komercji unikasz i będziesz unikać? Dla mnie większą wartość ma to, że kiedy dzwoni do mnie z płaczem klientka, że zepsuła się jej ulubiona bransoletka i czy nie mogłabym jej naprawić, zawsze mogę i chcę odpowiedzieć: tak, oczywiście, nie ma problemu. Ten osobisty kontakt, te pojedyncze indywidualne zamówienia są dla mnie w tej chwili cenniejsze niż tworzenie rzeczy na masową skalę. Oczywiście, że butik to takie ciągnące się za mną marzenie projektanta… Ale to kwestia wyłącznie trudnej decyzji, którą świadomie odwlekam. To przekroczenie własnej strefy komfortu i jednocześnie decyzja, że część kolekcji musiałaby być tworzona zewnętrznie lub przez pracownika. Poznań jest dobrym miejscem do życia i tworzenia? Do życia i tworzenia tak, ale już albo jeszcze nie do sprzedaży. To lokalnie ciasny rynek. Ale nie ma to dla mnie większego znaczenia, gdyż większość moich projektów i tak trafia za granicę, również w formie zamówień hurtowych – do Włoch, designalive.pl

Holandii, Niemiec czy na Litwę. Na takich zleceniach wolę się dziś skupiać, mieszkając w Poznaniu – działając lokalnie i globalnie jednocześnie. Żyjemy w globalnej wiosce, rynek zdaje się nieograniczony. Dzięki temu nie mam poczucia, że muszę wypuszczać kilkanaście kolekcji rocznie, by się na nim utrzymać. W twojej branży sporo się ostatnio dzieje… …a nie wydaje ci się, że wszystko jest podobne? Ty mi powiedz. Mnie trochę boli, że tak często trafiamy na kopię kopii. Czasem to, że w danym czasie pojawiają się rzeczy tak bardzo podobne do siebie, wydaje się… hmmm… co najmniej dziwne. Trochę jakbyśmy wszyscy oglądali te same inspiracje. Być może to siła globalnych trendów, ale… nie wnikam. Staram się być szczera w tym, co robię, i jest to dla mnie ważne. Mam swoją wizję – linię – i konsekwentnie się jej trzymam. Fajnie, żeby powstawało więcej rzeczy różnorodnych. To fantastyczne zobaczyć coś nowego, a przecież można. Superkonsekwentnie swoją markę ALE prowadzi Ola Przybysz. Z przyjemnością

śledzę kierunki rozwoju kolejnych kolekcji pod szyldem TAKK. Bezsprzecznie genialnym przykładem biżuteryjnego biznesu jest Ania Orska. Najbliższa estetycznie i ideowo ze względu na całą filozofię jest mi Ania Kuczyńska. Pełen podziw. Czasem w mojej głowie pojawia się myśl, że chciałabym być Anią Kuczyńską biżuterii. Z zagranicznych marek bardzo cenię estetykę Celine, Hermès czy Stelli McCartney. Chodząc do podstawówki w Wałczu, marzyłaś, że kiedyś będziesz tworzyć biżuterię i wysyłać ją na wszystkie kontynenty? Że zostaniesz nominowana do Design Alive Awards 2015? W podstawówce jeździłam konno i to było całe moje życie. Architektura, architektura wnętrz – owszem, chodziły mi po głowie, ale biżuteria? Nigdy w życiu. Nadal chowam się w sobie, jak ktoś znajomy mówi, że widział moje nazwisko w gazecie (śmiech). Ale moment, gdy dowiedziałam się o nominacji od Was, to było wielkie, miło zaskakujące „wow”. Pomyślałam: „ktoś widzi i docenia moją pracę!”. Takie momenty utwierdzają mnie w przekonaniu, że robię dobrze, wędrując moją ścieżką.


DZIAĹ 109

designalive.pl


110 ludzie

PRZY STOLE Gosia Rygalik. Absolwentka Wydziału Wzornictwa warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Z mężem, Tomkiem Rygalikiem, współtworzy jedno z najbardziej znanych studiów projektowych w Polsce. Jej największe pasje to projektowanie i jedzenie, które łączy, eksploruje i uwielbia we wszelkich odmianach. Niekwestionowana specjalistka food designu, dla której podróże i gotowanie to nie tylko relaks, ale i najważniejsze źródło inspiracji. Projektuje produkty na stół, meble do restauracji, mobilne kuchnie, eksperymentalne obiekty. Edukuje, kreuje spotkania wokół jedzenia i wzornictwa i – jak sama podkreśla – nadal poszukuje nowych, nieoczekiwanych punktów styku tych dwóch bliskich jej zagadnień. O życiu w mieście, przy wielkim stole i z kubkiem herbaty rozmawiamy z Gosią Rygalik Rozmawia: Julia Cieszko ZDJĘCIA: ANGELICA SANCHEZ/DOMAINE DE BOISBUCHET ORAZ ARCHIWUM PRYWTANE GOSI RYGALIK

designalive.pl


DZIAĹ 111

designalive.pl


112 ludzie

N

ie dość, że jest pora obiadowa, to jeszcze spotykam się z wielką pasjonatką food designu. Opowiesz mi zatem o swoich ulubionych smakach i zapachach? Z lat młodości? Kisiel i ciasteczka. Uwielbiałam ten przedszkolny, rozwodniony deser. Najgorzej wspominam chyba kanapkę ze sztucznym miodem. Zresztą do dzisiaj mam z tego powodu bardzo złe skojarzenia. Smakiem z domu, z dzieciństwa, jest jeszcze kisiel żurawinowy, który robiła moja mama na święta. Naleśniki mojego taty, jedzone zaraz po usmażeniu, jeszcze ciepłe, posypane tylko cukrem. Ciasteczka pieczone przez moją babcię. Zawsze na wakacjach nad morzem mieliśmy tradycję wspólnych podwieczorków. Ten smak, ta struktura krucho-ziarnista, często pomieszana z piaskiem z plaży… Ostatnio upiekła je moja kuzynka – od razu wróciłam myślami do popołudniowych spotkań z babcią. Takich skojarzeń jest z pewnością bardzo dużo. Zwłaszcza zapach zamyka w sobie tak wiele wspomnień, które bardzo łatwo przywołać. Gdy w domu zapalamy kadzidełka lub napijemy się tradycyjnego czaju, wraca do mnie wizyta w Indiach. Lubię poznawać miejsca przez smaki i zapachy. Niesamowite, jak działają na naszą wyobraźnię. Jak sama podkreślasz, jedzenie jest niewyczerpanym źródłem inspiracji i polem do działania dla projektanta. A do zaprojektowania jest wiele: od stołu po opakowanie. Co najbardziej cię interesuje? Rozwiązania? Rytuały? Produkt? Wszystko (śmiech). Kulinaria to moja pasja. Nawet do poduszki czytam przepisy. Często wieczorami, gdy jestem bardzo zmęczona, zaczynam gotować. To krojenie, mieszanie, zapach, zaskoczenie efektem, eksperyment – cały proces jest niezwykle relaksujący. Niektórzy porównują gotowanie do medytacji: pozwala nam się odciąć od świata, być tu i teraz; pojawia się dużo faktur, kolorów, jest dotyk, zapach. Do tego dochodzą lubiane przeze mnie spotkania w kuchni, cały aspekt społeczny. Jedzenie integruje ludzi, wzbudza chęć do rozmowy o tym, co nas otacza, o naszej tożsamości. Jeśli chodzi o obszary projektowania, to lubię eksplorować różne możliwości, jakie powstają na przecięciu dwóch pojemnych, szeroko rozumianych zbiorów: „projektowanie” oraz „jedzenie”. Nie chcę się ograniczać, interesują mnie projekty o różnej skali i specyfice. Teraz swoje zainteresowania w pełni wykorzystujesz w pracy, ale wszystko zaczęło się o wiele wcześniej.

designalive.pl

Moja pasja była punktem wyjścia do pracy magisterskiej – w dużym stopniu determinowała poszukiwania. Zdałam sobie sprawę, że projektant zainteresowany tematyką jedzenia ma ogromne pole do eksperymentowania – niesamowite spektrum możliwości twórczych. Zainteresowania wyniosłam jednak przede wszystkim z domu, poniekąd jest to w rodzinnej tradycji. Moi rodzice świetnie gotują. Gdy byłam młodsza, umawiałam się z koleżankami i robiłam eksperymentalne przepisy. Moja babcia pisała nawet swoją książkę kucharską. Te spotkania w niedzielę, wspólne obiady – to we mnie po prostu zawsze było. Czas studiów magisterskich jest okresem, w którym dużo się zastanawiasz nad kierunkiem, który wybrać. Ja zdałam sobie sprawę, że wszystko, co robiłam, nawet te mniejsze projekty, zahaczały o obszar związany z jedzeniem, że sprawia mi to ogromną przyjemność. Wchodząc do Studio Rygalik, wniosłam więc tę pasję z sobą. Gdy moja rola w Studiu zaczęła rosnąć, razem z nią zaczął się też poszerzać obszar poświęcony food design... ...i eksplorujecie go na wielu poziomach. W Studio Rygalik ciągle podchodzimy do tej tematyki w otwarty sposób. Projektujemy produkty na stół, meble do restauracji, mobilne kuchnie, eksperymentalne obiekty, kreujemy spotkania wokół jedzenia i designu, edukujemy w zakresie projektowania kulinariów, ciągle poszukujemy nowych punktów styku tych dwóch bliskich nam zagadnień. Z jednej strony na przykład FoodLab dla Concordii, który jest najlepszym przykładem skrzyżowania naszych zainteresowań: moich tematyką kulinarną, a Tomka – meblarską. Z drugiej strony chociażby Random Foods czy Tapas – akcesoria do podawania jedzenia. Z kolei stół Common Table w Bistro Charlotte umożliwia unikalny rytuał – jego blat jest podnoszony, by zmienić atmosferę z dziennej, śniadaniowo-lunchowej, na wieczorną, sprzyjającą delektowaniu się winem. Wspólnie lubimy również tworzyć miejsca spotkań. Pozwalamy sobie tutaj na zabawę, organizujemy imprezy, które w dużej mierze związane są właśnie z tematyką jedzenia, jak na przykład Design Aperitivo czy urodziny Studio Rygalik. Integracja, spotkanie, ludzie. Z jednej strony produkt, z drugiej eksperyment. Dotykamy tego obszaru na wiele różnych sposobów. Prowadzimy też z Tomkiem pracownię Food Design na podyplomowych studiach Projektowanie Kulinariów na ASP w Łodzi – to właśnie w ramach naszego kursu powstała m.in. kultowa już Podróbka – koncept kulinarny popularyzujący podroby w nowoczesnej odsłonie.



114 ludzie

Motyw stołu przewija się przez wiele twoich projektów. Najpierw była studencka praca „Stół”. Potem projekt dyplomowy – stół jako inspiracja ruchem, interakcją. Zaczęło się od pracy nad dyplomem. Punktem wyjścia było pytanie, czy stół musi być blatem na nogach, czy może być potraktowany jako przestrzeń. Co jest ważne w tym obiekcie? Myśląc o tym, zaczęłam tworzyć stół traktowany jako przestrzeń – eksperymentalny w założeniu, bardzo przyziemny w rozwiązaniach konstrukcyjnych. Rozwinięciem tej myśli był drugi stół, w którym znowu zainteresował mnie ruch odbywający się w trakcie jedzenia. Podajemy sobie półmiski, talerze, misy, wymieniamy się, jest dynamika. Dlatego moja praca dyplomowa przypomina karuzelę, a elementy na środku są obrotowe w kilku osiach – po prostu „tańczą.” W waszym studio narodził się również wspomniany Common Table - koncept, który widzimy teraz w wielu knajpach. Prawdopodobnie był to pierwszy wspólny stół w przestrzeni publicznej w Polsce integrujący ludzi. Ważnym aspektem projektu była propozycja nowego rytuału, pomysłu na spędzenie czasu. Właśnie to najbardziej podoba mi się w działaniach związanych z kulinariami – nowa jakość. Zwykła miska nigdy nie jest do końca miską, proponujemy szerszy kontekst. Tak też jest ze stołem – rzemieślniczo wykonany obiekt, a jednocześnie przestrzeń, wokół której coś się dzieje, toczy się życie… Nieznani sobie ludzie rozmawiają, żartują. Z kim najchętniej usiadłabyś przy takim Common Table? Trudne pytanie. Lubię poznawać nowych ludzi: tych ze swoją własną, ciekawą pasją, tych, którzy interesują się nowymi rzeczami, żyją poza schematem. Taka rozmowa byłaby niezwykle interesująca. Niekoniecznie traktowałaby o projektowaniu. Stół zaprojektowany przez was z bagietek na Vienna Design Week to również silny akcent w twojej pracy. Podkreśliliście aspekt marnowania jedzenia. To był w zasadzie nasz pierwszy autorski, wspólny projekt z Tomkiem. Pierwszy związany z food designem: dosłownie, bo wykonany z jedzenia właśnie. Mocno eksperymentalny, efemeryczny. W zasadzie różniący się całkowicie od tego, co robimy zazwyczaj. Choć był projektem warsztatowym, a same stoły przetrwały tylko na zdjęciach, to jednak do dzisiaj otrzymujemy pytania od dziennikarzy, potencjalnych klientów. Obiekt stanowił również element ważnej wystawy poświęconej food design w Muzeum Sztuki Współczesnej w Trento i Rovereto. Dla nas to było mocne wejście w temat. designalive.pl

Zrobiliście dużo pozytywnego zamieszania. Praca w ramach Vienna Design Week była poniekąd wbiciem kija w mrowisko. Chcieliśmy naświetlić temat marnowania jedzenia – podkreślić, że wyrzucanie to już absolutna ostateczność. Przygotowywaliśmy „Totalne chlebowe doświadczenie” – pod koniec warsztatów usmażyłam naleśniki z tartej bułki, zrobionej właśnie z tych wyschniętych bagietek, które zaserwowaliśmy na naszych stołach z nich wykonanych. Goście jedli więc pożywienie na bazie chleba w otoczeniu z chleba. Chcieliśmy pokazać, że dróg jest wiele – mniej lub bardziej konwencjonalnych. Zawsze można coś zrobić, by nie wyrzucać jedzenia w takich ilościach, jak dzieje się to na całym świecie. Często podkreślasz, że żyjecie bardzo lokalnie. Mieszkacie na Mokotowskiej w Warszawie. Pracownia też jest w okolicy. Tutaj też jadacie. Robiliście projekty dla pobliskich miejsc. Przedszkole waszej córki też znajduje się w okolicy. Bardzo dużo podróżujemy. Często jesteśmy poza domem, na walizkach. Uwielbiam ten aspekt pracy, również dlatego, że pracuję z mężem, a wyjazdy służbowe mogą stać się na poły prywatnymi, poznawczymi. Wiąże się to jednak z małą ilością czasu, która nam zostaje. Dlatego właśnie, na zasadzie kontrastu, po różnych wyjazdach wracamy w jedno miejsce, gdzie mamy wszystko w zasięgu krótkiego spaceru. Poza tym oboje jesteśmy niezwykle praktyczni – nie lubimy marnować cennego czasu. Zamiast stać w korkach wolimy spotkać się z naszym zespołem lub z rodziną albo po prostu, dla odmiany, pobyć w domu. Bardzo doceniam to, że idę spacerem do pracy, po córeczkę, do sklepu, do kawiarni. Świadomie i konsekwentnie budujemy tę naszą lokalność. Z drugiej jednak strony wasze studio wykonuje wiele międzynarodowych projektów. Może Londyn dałby więcej energii i możliwości. Warszawa jest naprawdę dobrą bazą. Do najważniejszych europejskich stolic i miast dostaniesz się w około dwie godziny. Lotnisko Okęcie jest blisko centrum. Poza tym zostaje telefon, mail, Skype i samochód. A w Polsce mamy naszą rodzinę, wielu znajomych. Tak samo możemy pracować z klientami z Włoch, Londynu. Jeździmy na targi, festiwale. Poza tym Warszawa jest fajna, ma wspaniałą energię, dopiero się budzi z letargu, rozwija się! Gdzie zatem lubisz spędzać czas w Warszawie? W połowie drogi dom–praca jest nasze ulubione Przegryź. Bardzo często się tam spotykamy – zarówno rodzinnie, jak i w sprawach zawodowych. Idąc dalej



116 ludzie

lokalnym kluczem, nie mogę nie wspomnieć o Ale Wino. Restaurację prowadzą nasi sąsiedzi. Zaprojektowaliśmy dla nich meble, organizujemy tam też Design Aperitivo. Kibicuję im, bo znajdują świetny balans pomiędzy czymś wyrafinowanym a tym bardzo prostym. Uwielbiamy również park Ujazdowski – mały, kameralny, ale pozwala się odciąć od bardzo ruchliwej części miasta. Bardzo sobie cenię swoją szkołę jogi, którą też mam w zasięgu krótkiego spaceru. Jestem absolutną fanką kooperatywy spożywczej „Dobrze” – społeczności prowadzącej wspólnie już dwa sklepy spożywcze w Warszawie, jeden w mojej okolicy. W ramach członkostwa w kooperatywie pracuję w sklepie kilka godzin w miesiącu. Dzięki temu kupuję taniej najlepsze sezonowe produkty od zaufanych, lokalnych dostawców, mam też okazję poznawać naprawdę świetnych ludzi i uczyć się, jak można z sukcesem prowadzić organizację zrzeszającą ponad 150 osób! Kiedy pojawia się najwięcej inspiracji? Co tak naprawdę stymuluje twoją twórczość? Pewnie najbardziej podróże. Te bliskie i te dalekie. Pozwalają znaleźć się w całkowicie innym kontekście, odciąć się, oderwać, przenieść. Umysł się otwiera, pracuje w innym trybie. Podróżując, masz szansę podziwiać wiele ciekawych zjawisk. Przedmioty też, ale częściej te skromne – niepozorne, znalezione przypadkiem, na przykład w lokalnym barze, bardziej niż te na targach designu czy wystawach, choć oczywiście te również doceniam. Co najchętniej przywozisz zatem z podróży? Oczywiście jedzenie (śmiech) i często lokalne napoje. Z Kenii przyjechaliśmy z hibiskusem, herbatą, kawą, a nawet wódką z trzciny cukrowej. Z Indii mamy muzykę z bollywoodzkich filmów z dawnych lat, no i oczywiście przyprawy oraz ajurwedyjskie kosmetyki i zioła na wzmocnienie – żartujemy, że to sekret, który pozwala nam tak intensywnie żyć. Z Hiszpanii przywieźliśmy Vermut Negre – jesteśmy jego fanami. Pijemy go tradycyjnie z odrobiną wody sodowej, pomarańczą, oliwką z anchois. Uwielbiamy! Zdarza się, że przywozimy jakieś produkty, ale pod tym kątem jesteśmy bardzo wybredni. Potrafimy docenić, ale nie lubimy mieć dużo rzeczy. Podkreślacie z Tomkiem, że dobrze wam się pracuje, że się uzupełniacie. Co jest zatem siłą Gosi Rygalik? Słyszałam o twojej cierpliwości. Jestem dość cierpliwa, wyważona. Z Tomkiem jesteśmy bardzo podobni w wielu designalive.pl

aspektach – zwłaszcza w odniesieniu do wartości, którymi się kierujemy. Charaktery się pewnie różnią. Ja od Tomka uczę się dynamiki, a on ode mnie – spokoju. To jest ważne, by się uzupełniać. Nie ma między nami starć zawodowych. Wywodząc się ze szkoły Tomka, naturalnie zbliżyłam się do jego sposobu myślenia, które wyrosło z relacji mistrz–uczeń. Oczywiście nasza optyka i wrażliwość są inne, dzięki czemu, tak jak przy gotowaniu, wnosimy do projektów inne „przyprawy”. Praca i wspólne życie to z pewnością duże wyzwanie. Można z niej nigdy nie wyjść. Pojawiają się tutaj dwa ważne wątki. Po pierwsze, prowadzimy własną firmę, co powoduje, że zawsze musisz być na posterunku. Po drugie, co jest najważniejsze, praca jest naszą pasją, a zatem zawsze jesteś w pracy, a jednocześnie nigdy. Robisz to po prostu z przyjemnością. Oczywiście dbamy o higienę umysłu, dlatego podróże są takim odpoczynkiem, zmianą perspektywy, pozwalają na to, by spojrzeć z dystansu. Również zabawa z córką jest ważnym momentem dnia. Sprawia, że odkładasz na bok wszystkie obowiązki, sprawy i musisz skupić się na dziecku, co daje naprawdę wspaniały relaks. Dziecko ma zdolność do pięknych obserwacji. Od pewnego czasu również joga stała się sposobem na życie – nie tylko traktowana jako wysiłek fizyczny, ale też działanie umysłu. Zaczęłam chodzić na poranne zajęcia o 6.30. Doceniłam ten moment dnia – idę, gdy jest jeszcze ciemno, i widzę ludzi, którzy ćwiczą i czują to samo. Wspaniała energia i aura – oczyszczenie fizyczno-mentalne. No i oczywiście gotowanie to mój szybki, codzienny sposób na reset. Widzę tutaj na półce sławny olej rzepakowy z góry św. Wawrzyńca, który stał się inspiracją do stworzenia projektu „Kuchnia”. No i te legendarne chipsy z jarmużu. Jedzenie dosłownie wchodzi w wasz proces projektowy. Na długo przed modą na jarmuż, będąc w Nowym Jorku, odkryliśmy, że można z niego robić chipsy. Bardzo nam zasmakowały, choć początkowo nie wiedzieliśmy, czym w ogóle jest ten jarmuż – nawet słownik Google tego nie wiedział i wskazywał na kapustę. Napisaliśmy felieton z przepisem do jednego z magazynów i okazał się sukcesem. Niewątpliwie żyjemy wśród ciekawych smaków. Olej rzepakowy z góry św. Wawrzyńca to również bardzo ciekawa historia – stał się punktem wyjścia do stworzenia projektu eksperymentalnej „Kuchni” podczas Łódź Design Festival w 2012 roku. Olej wytwarzają nasi znajomi w rejonie Chełmna. Ten tłoczony na zimno nie dość,

że jest pyszny i nadaje się również do smażenia, to jeszcze zawiera świetne proporcje kwasów tłuszczowych. Bogactwo rzepaku w Polsce jest powszechnie znane, ale nierafinowany tłoczony na zimno olej to ciągle nisza. Rzepak, food design, produkt, meble. Mam wrażenie, że to, że zostałaś mamą, nie zintensyfikowało działań na rzecz projektowania dla dzieci. Może się mylę, a Frania ma tylko zabawki zrobione przez was? Zdarza się, że coś tam Frani „projektujemy”, a raczej „sklecamy”. Nie chcemy jednak, by nasza córka miała zbyt wiele rzeczy. Widzimy, że bawi się fantastycznie obiektami, które ją otaczają, potrafi z nich zrobić wspaniałe zabawki – od jakiegoś czasu króluje taśma klejąca, najlepiej ta papierowa. Do tego wymyśla nawet własne gry. Uważam, że dziecku powinniśmy dać się ponudzić. By wzbudzić w nim siły kreatywne. Kreatywność dziecka pobudzają potrzeba zabawy i zrobienie czegoś z niczego. Patyk jest przecież jedną z najlepszych zabawek! Mam przeczucie, że gdybyś otworzyła knajpę w Warszawie, byłoby to naprawdę piękne miejsce. Prawdziwe, bez zadęcia, smaczne, pachnące – balansujące pomiędzy sztuką a wzornictwem. Z pewnością byłoby to zupełnie proste miejsce, bo właśnie prostotę sobie najbardziej cenię. Zapewne niepozbawione eksperymentu, poszukiwania, ale i nieprzekombinowane. W gastronomii doceniam doświadczenia, próby, ale jednak stawiam na skromne, rzetelne rozwiązania. Z pewnością byłoby to miejsce na co dzień, z lekkim „odpałem” od czasu do czasu. Nie myślałam o tym jednak. Wiem, że prowadzenie restauracji to bardzo trudne zajęcie. Stoi przede mną jednak inne, nowe wyzwanie. Wspólnie z Tomkiem powołaliśmy fundację „Sobole”, której nazwa wywodzi się od miejscowości pomiędzy Warszawą a Lublinem. W otoczeniu zabytkowego założenia dworsko-parkowego tworzymy tam interdyscyplinarne centrum kultury, którego działalność będzie skupiała się nie tylko na designie, ale też na wielu obszarach związanych z innymi dziedzinami kultury. Inspiracja wywodzi się z naszych podróży i z miejsc, które mamy okazję odwiedzać, jak chociażby Domaine de Boisbuchet we Francji – co roku wracamy tam z ogromną przyjemnością, by prowadzić warsztaty projektowe dla uczestników z całego świata. Mamy nadzieję stworzyć równie inspirujące, tętniące życiem miejsce, do którego będzie się chciało wracać.


ludzie 117


designalive.pl


DZIAĹ 119

designalive.pl


120 wydarzenia

Biancoshock. Buszujący w mieście Andy Warhol już w latach 60. ubiegłego wieku był przekonany, że w przyszłości „każdy będzie sławny przez 15 minut”. Jeśli tak faktycznie jest, to kwadrans sławy należy dziś do włoskiego artysty Fry Biancoshocka. Media kochają jego ostatnie spektakularne instalacje i mimo że działa na artystycznej scenie już od ponad 10 lat, właśnie teraz został okrzyknięty wielką gwiazdą street artu Tekst: Gosia Tomaszkiewicz-Ostrowska Zdjęcia: dzięki uprzejmości Biancoshocka

T

ajemnicą pozostaje to, kim jest Biancoshock – wiadomo, że mieszka w Mediolanie, słucha wyłącznie włoskiego rapu, uwielbia espresso i papierosy. Zaczynał od graffiti, ale z czasem doszedł do wniosku, że ta forma sztuki zbyt go ogranicza. Podjął się więc eksperymentów z trójwymiarowymi interwencjami w przestrzeni miejskiej. Na miasto wyrusza zawsze gotowy do stworzenia improwizowanej instalacji – to właśnie ulica i mieszkańcy miast są dla niego niewyczerpanym źródłem inspiracji. Jego twórczość zaliczana jest do szerokiego nurtu street art, jednak Bianco– shockowi nie podoba się takie zaszufladkowanie. Sam o sobie mówi, że jest twórcą ulotnych doświadczeń, które w rzeczywistości trwają tylko przez krótką chwilę, ale media dają im życie wieczne. Artysta znany jest z projektów wywołujących mimowolny uśmiech na twarzy: w jego instalacjach rura odpływowa staje się obiektywem aparatu fotograficznego, a kosz na śmieci – gigantycznym pudełkiem na obrączkę w kolorze szczerego złota. Mimo to jego twórczości nie należy sprowadzać do roli nieskomplikowanej rozrywki. Projekty, które Fra Biancoshock realizuje na całym świecie, łączy spora dawka ironii i humoru, ale również zaangażowanie we współczesne kwestie społeczne i polityczne. Każda instalacja zmusza odbiorcę do osobistej refleksji nad problemami Pierwszego, Drugiego, a czasem nawet Trzeciego Świata. Po wizycie w Budapeszcie, gdzie nadal designalive.pl

ponad 600 osób mieszka w rurach kanalizacyjnych, Biancoshock rozpoczął pracę nad trzema instalacjami pod tytułem „Borderlife” zlokalizowanymi w Mediolanie i Lodi. Artysta zaaranżował mikrownętrza w nieużywanych studzienkach kanalizacyjnych; po otworzeniu ciężkiej pokrywy odsłania się świat przypominający domek dla lalek: tu malutka kuchnia ze schludnymi półkami i wazonikiem, tam retro przedsionek z kapeluszem i obrazem na ścianie, gdzie indziej piękna szmaragdowa łazienka. Miło i przytulnie. Z perspektywy przeciętnego włoskiego przechodnia projekt może stanowić ciekawostkę, ale zjawisko bezdomności jest powszechne i występuje niestety pod każdą szerokością geograficzną. Instalacja Biancoshocka nie doprowadzi oczywiście do likwidacji tego problemu społecznego, ale z pewnością zwróci uwagę na temat, którego przyzwyczailiśmy się nie zauważać. O ile bezdomność łatwo zmarginalizować, bo generalnie przydarza się innym, to wszechobecność mediów społecznościowych jest zjawiskiem, które dotyka praktycznie każdego z nas. Chcąc nie chcąc prowadzimy drugie, a czasem nawet pierwsze życie w sieci, zwabieni wizją pięknego życia i iluzorycznej bliskości. Choć Biancoshock porusza kwestię mediów społecznościowych w wielu swych pracach, to najbardziej spektakularnym komentarzem artysty do tego fenomenu jest projekt Web 0.0. Cała historia mogłaby rozpocząć się jak bajka: za górami, za lasami było sobie

pewne miasteczko, gdzie zasięg sieci był tak ograniczony, że ludzie nadal korzystali z budki telefonicznej i rozmawiali z sobą na miejskich skwerach. Na analogowe życie tej niewielkiej społeczności Biancoshock nałożył symbolikę mediów społecznościowych, aby pokazać, że wymiana społeczna, która zyskała niedawno wirtualny wymiar, jest od zawsze podstawą funkcjonowania każdego typu społeczności. Paradoksalnie to wszystko, czego szukamy w wirtualnym świecie, zawsze było i jest nadal obecne w świecie rzeczywistym. I tu przewrotnie historia zatacza koło: Biancoshock, który z „uniezwyczajniania” przestrzeni uczynił swój znak rozpoznawczy, tym razem wydaje się mówić, że nie ma nic nowego pod słońcem. W każdym przypadku sztuka Biancoshocka opiera się na momencie surrealistycznego zaskoczenia, w którym zostajemy wytrąceni z rutyny postrzegania, zmuszeni do choćby chwilowej kontemplacji i skupienia na rzeczach zwykłych, codziennych, a przez to wręcz niezauważalnych. Powiedzmy to sobie otwarcie: świat rzadko nas zaskakuje. Może dlatego, że zazwyczaj jesteśmy zawieszeni pomiędzy światem rzeczywistym i wirtualnym. Może dlatego, że życie zmusza nas do ciągłej pogoni, bo jak powszechnie wiadomo, aby stać w miejscu, trzeba bardzo szybko biec. Może właśnie dlatego warto przystanąć i dać się zadziwić – nigdy nie wiadomo, kiedy do naszego miasta zawita Fra Biancoshock…


Biancoshock porusza kwestię mediów społecznościowych w wielu swych pracach. Jedną z nich jest projekt Web 0.0.

designalive.pl


Zdjęcia z wystawy: Delfino Sisto Legnani Studio dzięki uprzejmości Fondazione Prada

122 wydarzenia

designalive.pl


DZIAŁ 123

Goshka Macuga w Fondazione Prada Na wystawie „To the Son of Man Who Ate the Scroll” pochodząca z Polski artystka Goshka Macuga zebrała instalacje, obiekty, rzeźby, fotografie, a także występy ludzi i robotów. Stworzyła wspaniały pokaz sztuk wizualnych, będący troską o ludzkość w samym jej „końcu” Tekst: Julia Cieszko

designalive.pl


Z

ałożona w 1995 roku Fondazione Prada to mediolańska „świątynia” sztuki zarówno pod względem wystawienniczym, jak i architektonicznym. Miuccia Prada i jej mąż, Patrizio Bartelli, poszerzyli działalność kultowej marki, kreując jedną z najważniejszych na świecie platform dla sztuki współczesnej. Stworzyli miejsce wymiany koncepcji, stymulacji artystów, pokazujące ich przemyślenia w ciekawym i niczym nieskrępowanym procesie twórczym. Otwarta w zeszłym roku nowa siedziba fundacji to dzieło architektów z OMA, którzy we współpracy z rodziną

designalive.pl

Prada połączyli budynki destylarni z 1910 roku w trzy minimalistyczne struktury. Kontrast jest wszechobecny: zestawiono stare z nowym, wąskie z szerokim. Surowy beton z lśniącymi elementami wzbogaca zewnętrzna elewacja ręcznie pokryta 24-karatowym złotem. Na 120 tysiącach metrów kwadratowych powstały: kino, sala multimedialna, pomieszczenia biurowe, a także pierwsza stała powierzchnia ekspozycyjna. Znalazło się również miejsce dla Wesa Andersona – reżyser stworzył Bar Luce przypominający kawiarnię z XIX wieku w stylu włoskiego realizmu. Już teraz w Fondazione Prada oglądać

można zarówno dzieła z archiwów instytucji, jak również wystawy powstające specjalnie dla niej. Jednym z najgłośniejszych wydarzeń sezonu była „To the Son of Man Who Ate the Scroll” – ekspozycja kompleksowo przemyślana i zaprojektowana przez Goshkę Macugę. Artystka, urodzona w Polsce, ale tworząca już od lat w Londynie, odegrała rolę kuratorki, researcherki oraz projektantki wystawy. Goshka Macuga świetnie odnajduje się w różnych działaniach twórczych: zarówno w rzeźbie, instalacji, fotografii, jak i w architekturze oraz designie. „To the Son of Man Who Ate


wydarzenia 125

the Scroll” łączy rozważania na temat takich zagadnień jak czas, początek, zakończenie, upadek i odnowa. Macuga stawia fundamentalne pytanie: Jak ważne jest pojęcie „końca” w odniesieniu do współczesnej praktyki artystycznej? Wystawa jest zwieńczeniem jej długich badań nad kategoryzacją materiałów: procesu zbierania i porządkowania wiedzy. Artystka spojrzała na sztukę retoryki i sztucznej inteligencji jako misternie połączonych narzędzi do organizacji i rozwoju wiedzy.

produkowanych w japońskim A Lab. Przypominająca człowieka maszyna otoczona została wielkimi dziełami z kolekcji Prady oraz innych znaczących muzeów z całego świata. Obok prac takich artystów jak Phyllida Barlow, Robert Breer czy też Lucio Fontana, pojawiła się również nowa praca Macugi, zatytułowana „Negotiation sites”, zrealizowana we współpracy z duńską firmą Kvadrat. W dalszej części wystawienniczej Goshka Macuga umieściła 73 głowy z brązu przedstawiające postaci historyczne i współczesne (m.in. AlNa parterze Fondazione Prada pojawił się bert Einstein, Sigmund Freud, Martin Luther android zaprojektowany przez Macugę i wy- King i Karl Marx), połączone lekką konstrukcją

wykonaną z brązu. Praca ta może być postrzegana jako wyimaginowane spotkania myślicieli różnych epok, których pomysły i refleksje nad złożonością ludzkiej natury są dla artystki niezwykle cenne. W innym miejscu Macuga posadziła włoską aktorkę, która w esperanto recytowała fragmenty teorii ewolucji Charlesa Darwina. Towarzysząca wystawie publikacja Goshka Macuga: Before the Beginning and after the End pod redakcją Mario Mainetti i ze wstępem Miucci Prady jest pierwszą publikacją próbującą uchwycić całościowo karierę artystki, jej prace oraz sposób myślenia twórczego. designalive.pl


Goshka Macuga to twórczyni sztuk wizualnych, instalacji, obiektów, rzeźb, fotografii. Urodziła się w Warszawie, ale od wielu lat mieszka i tworzy w Wielkiej Brytanii. Tam ukończyła Saint Martins School of Art oraz Goldsmiths College. W 2008 roku była jedną z czterech osób nominowanych do brytyjskiej nagrody Turnera, przyznawanej najwybitniejszym młodym brytyjskim artystom. W swojej pracy przyjmuje wiele ról: od projektantki, kuratorki i kolekcjonerki, aż po badaczkę. Stosując różnorodne narzędzia wyrazu, analizuje, jak i dlaczego zapamiętujemy: jak budujemy własne systemy klasyfikacyjne dla tworzenia i zapamiętywania wiedzy w dobie szybkiego postępu technologii. Znana jest z instalacji, w których włącza swoje prace i materiał archiwalny, jak i dzieła innych artystów. Powstanie każdej wystawy poprzedzają intensywne badania zarówno nad tematem, jak i historią instytucji zlecającej projekt. Dzięki temu odnajdujemy nowe konteksty i zależności, o których jako widz często zapominamy. Prace Goshki Macugi były prezentowane na wielu wystawach indywidualnych w prestiżowych instytucjach, takich jak: Tate Britain, Whitechapel Gallery, warszawskiej Zachęcie czy też Kunsthalle w Bazylei.

designalive.pl

Zdjęcia z wystawy: Delfino Sisto Legnani Studio dzięki uprzejmości Fondazione Prada

126 wydarzenia



Co roku z Wami na Łódź Design Festivalu PRENUMERUJ www.designalive.pl/o-magazynie/#zamow

designalive.pl


Alicja Woźnikowska-Woźniak Mocne Plecy 129

alalea

Alalea to wspólny projekt ilustratorski Alicji Jakimów i jej rocznej córki Lei. Pomysł zrodził się z zamiłowania do wspólnych działań i natury. Chociaż to Alicja wykonuje ilustracje, to Lea jest główną inspiracją, motywatorką i recenzentką prac. Wiodącym motywem w grafikach autorek są zachwycające zwierzęta przeplatane motywami roślinnymi, działające na wyobraźnię zarówno dzieci, jak i dorosłych. Udało im się w zgrabny sposób

stworzyć ilustracje pełne uroku i pozbawione infantylności. Rysunki powstają z połączenia tradycyjnych technik graficznych, takich jak linoryt i sucha igła, z technikami cyfrowymi. W projekcie Alalea bardzo ważna jest odpowiedzialność społeczna i ekologia. Ilustracje są drukowane na ekologicznych papierach, a 5% zysku ze sprzedaży każdego egzemplarza przekazywany jest na pomoc zwierzętom. Można je nabyć na stronie www.alalea.com. designalive.pl


130 Dział

designalive.pl


Kreacje z natury

Konkurs Wa r s z taty performance

wy s tawa ko n k u r s owa Łó d ź D e s i g n F e s t i va l , 13–23/10/2016 W konkursie „Kreacje z natury”, organizowanym od 2014 roku przez Barlinek, producenta podłóg drewnianych, i magazyn „Design Alive”, uczestnicy, zanim stworzą finalny projekt deski podłogowej, biorą udział w wyjątkowych warsztatach rzemieślniczych. Podczas kilku dni spędzonych w fabryce, wśród barlineckich lasów, budzi się magia – magia drewna, wywołana dobrą energią wymiany myśli, wiedzy, i doświadczeń. „Kreacje z natury” stają się nie tylko opowieścią o produkcie, ale i o wyjątkowych ludziach, którzy go tworzą: projektantach, rzemieślnikach, ekspertach. Zapraszamy na wystawę prezentującą najciekawsze prace powstałe podczas ostatnich trzech edycji konkursu oraz film oddający niezwykłą atmosferę warsztatów.

Organizator:

Partner:

Projekt wystawy:


75x75 poczuj harmonię

OPTIMAL kolekcja płytek ceramicznych


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.