Magazyn polonia nr2

Page 1

MAGAZYN

POLONIA KWARTALNIK DLA POLAKÓW W NIEMCZECH

Berlin – 2013 – nr2


POLONIA

MAGAZYN Kwartalnik, rok założenia – 2013 www.magazyn-polonia.de Wydawca: Konwent Organizacji Polskich w Niemczech www.konwent.de Redaguje zespół: Arkadiusz B. Kulaszewski, Agata Lewandowski, Wiesław Lewicki, Bogdan Żurek Redaktor odpowiedzialny: Alexander Zając Współpraca: Krystyna Koziewicz (Berlin), Barbara Małoszewska (Monachium), Romuald Mieczkowski (Wilno), Sława Ratajczak (Hamburg), Elżbieta Siemiątkowska (Hamburg), Sławomir Sobczak (Chicago), Robert Szecówka – Robs (rysunki, Hamburg), Andrzej Szulczyński (Berlin), Roman Śmigielski (Kopenhaga), Tadeusz Urbański (Sztokholm) i inni Kwartalnik powstaje we współpracy z Związkiem Dziennikarzy Polskich w Niemczech T.z.; http://zdpn.wordpress.com/ Opracowanie i koncepcja graficzna: Agata Lewandowski Fotografia na okładce: ©Lewa ISSN 2197-9324 ©Konwent Organizacji Polskich w Niemczech, 2013 2


SPIS TREŚCI

Od redakcji: ……………………………………………………………..

7

Z REGIONÓW Nadrenia Północna-Westfalia: Aleksandra Kolasińska, Ile Polregio jest w Euregio? O polskości na styku trzech granic: niemieckiej, belgijskiej i holenderskiej……….…. 10 Wiesław Lewicki, Jak Polonica łączy muzyką kraje Trókąta Weimarskiego. Coroczny Rock & Chanson Festiwal, Wrocław-Kolonia-Paryż….............. 14 Monachium: Bogdan Żurek, 13 grudnia – rocznica „Solidarności”……..……..……... 16 Justyna Gaj, Polacy – szczęśliwi i przedsiębiorczy……………….….…. 20 Hamburg: Sława Ratajczak, Nadbałtycka, partnerska, polonijna: Kilonia w trzech odsłonach………............................................................. 27 Arkadiusz B. Kulaszewski, Polacy w Hamburgu – zarys historii………. 31 Berlin: Krystyna Koziewicz, Memento na 13 grudnia…………......…………..... 37 POLSKA-NIEMCY Katarzyna Kozicka, Kultura dialogu przynosi państwu korzyści – rozmowa z Basilem Kerskim……………………………........................... 41 HISTORIA Aleksander Szulczyński, Niemcy i ich państwa (cz.1)……….................. 52 Andrzej Prus Niewiadomski, Potęga słów i perypetie z pamięcią……… 64 Bogdan Żurek, Trzej muszkieterowie z Radia Wolna Europa…..………. 72 PRAWO Katarzyna Burzynska, Co zrobić, gdy usługobiorca nie zapłaci za wykonaną usługę………………………………………......................... 77 KAWIARNIA ARTYSTYCZNA Jubileusze: Ewa Maria Slaska, 50-lecie pracy twórczej Andrzeja Jana Piwarskiego..... 80 O twórczości Piwarskiego………………………………….…………...... 83 Poezja: Renata Partyka, Pewien aspekt miłości; impresja; cisza; deszcz; z cyklu obłok chwili; drzewo; na ósmy dzień tygodnia: ***(Odkąd nauczono mnie wypowiadać słowa…); ***(Te słowa istniały zawsze…); ***(Spójrz…); Liryka; ***(Wczoraj…); ***(...a było tak, że śniłam…) ….. 88

In memoriam: Elżbieta Siemiątkowska, Renata Partyka – poetka, dziennikarka (1962-2010)…….................................................................... 96 3


Wiersze z drogi: Romuald Mieczkowski, Pani mnie pyta; W kościele Serca Jezusowego w Berlinie; Postój podczas podroży z Niemiec; Dwie łaski; Szukanie ojczyzny; Zbudować łódź…………............................................. 98

NASZ KĄT EUROPY Tadeusz C. Urbański, Kim są dla mnie Niemcy dzisiaj?........................... 102 OŚWIATA B.N., 20-lecie Szkoły Języka Polskiego w Mannheim................................ 105 POLONIA I STOWARZYSZENIA Krystyna Koziewicz, Festiwal Kultury Polskiej w Berlinie…………….. 108 Arkadiusz B. Kulaszewski, Aldona Głowacka, Festiwal Kultury Polonijnej „Dźwięki, k tóre łączą” w Hanowerze........................................ 113 POLSKA MISJA KATOLICKA Barbara Małoszewska, Polskie szopki...................................................... 116 MŁODA POLONIA Zuzanna Lewandowski, Slubfurt jest Cool!................................................ 119 NAGRODY, KONKURSY Tadeusz Mazowiecki patronem polsko-niemieckiej nagrody dziennikarskiej................................................................................. 123 V edycja konkursu „Być Polakiem”………….............................................. 125 LISTEM, MAILEM Maria Kalczyńska, Omówienie numeru pierwszego nowego kwartalnika…. 127

4


INHALTSVERZEICHNIS

5


6


OD REDAKCJI: POLONIA W NIEMCZECH JEST WŁAŚCIWIE WSZĘDZIE…. Możemy śmiało powiedzieć, ze Polonia w Niemczech jest wszędzie – od Kilonii po Freiburg, a znając charakter naszych rodaków – jeżeli jeszcze w jakimś większym mieście Polaków nie ma, to jako ludzie przedsiębiorczy na pewno tam się niebawem osiedlą. Związek Polaków w Niemczech z Zagłębia Ruhry stara się uzyskać status mniejszości narodowej, co zdaniem redaktora Bazyla Kerskiego, jest jedną z metod zdobycia wsparcia finansowego rządu federalnego dla Polonii w Niemczech. Ale jak dalej twierdzi: Rząd Federalny nigdy się na taki status nie zgodzi. Heterogeniczną grupę polskojęzyczną w Niemczech nie opisałbym jako klasycznej mniejszości. Większość Polaków przybyła w ciągu ostatnich 25 lat do Niemiec, to przykład migracji, która jest wynikiem wolnych wyborów obywateli w wolnej, integrującej się Europie. Zdaniem naczelnego „Dialogu”, Polacy w Niemczech powinni skupić siły na kluczowych projektach, z którymi identyfikują się wszyscy żyjący w Republice Federalnej Polacy: wprowadzeniu języka polskiego do szkół niemieckich oraz przekazywaniem wiedzy o dziedzictwie kulturowym żyjących w Niemczech Polaków, historii migracji z Polski do Niemiec. O historii Polaków w Kilonii, która do tej pory co roku przyciąga wielu polskich żeglarzy na słynne „Kieler Woche”, pisze Sława Ratajczak z Hamburga i jednocześnie przypomina, że o (polsko-niemieckie) porozumienie należy nieustannie zabiegać i idąc za przykładem aktywnych, pomysłowych i rozważnych – tworzyć sprzyjające układy i sytuacje, uczestniczyć w spotkaniach, wnosić nowe koncepcje działań, odpowiednie na miarę potrzeb i czasów. Niestety, Polonia w ostatnich latach ostudziła swą aktywność, a młodzi jeszcze nie przejęli tej idei i potrzeby działania, która nie tylko uszlachetnia, ale i satysfakcjonuje. Niemieckie społeczeństwo otwiera się coraz bardziej na Polskę i z podziwem śledzi nasze osiągnięcia w wielu dziedzinach gospodarki… Justyna Gaj z Monachium potwierdza opinie redaktor Ratajczak: Polacy w Bawarii stanowią piątą co do liczebności grupę obcokrajow­ ców. Oficjalnie w Monachium jest 19 tys. Polaków. Nieoficjalnie mówi się, że co najmniej dwa razy więcej. Dostrzeżono to, organizując w monachijskim ratuszu na początku listopada 2013 konferencję na temat rynku pracy, zatytułowaną „Polen in München” (Polacy w Monachium). A co na to młodzi Polacy urodzeni w Niemczech? Oni czują się dobrze 7


OD REDAKCJI:

wszędzie, a szczególnie w Slubfurcie, gdzie znajduje się symboliczne „serce handlu polsko-niemieckiego”. Granica Slubfurt, czyli Frankfurtu nad Odrą i Słubic, to centrum zakupów słynnej z dobrej jakości niemieckiej chemii i niezwykle taniego polskiego tytoniu. Niewiele ludzi wie, że są to również dwa studenckie miasta. Z całego świata przybywa tu masa studentów, żeby móc „pobierać nauki” – prawie jednocześnie po obu stronach Odry. Mamy tu nie tylko jeden uniwerek, ale nawet dwa! Po niemieckiej stronie – Uniwersytet Europejski Viadrina, we Frankfurcie nad Odrą, a po słubickiej stronie – Collegium Polonicum, placówkę dydaktyczno-naukową Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza z Poznania. Dzieli je jedynie most, który dziś już jest tylko mostem, a nie granicą z długimi kolejkami i męczącymi kontrolami. Zresztą codziennie chodzimy tym mostem i chyba go lubimy – pisze Zuzanna Lewandowski – studentka kierunku Interkulturelle Germanistik. I na koniec przyznaje, że granice pomiędzy młodymi ludźmi coraz bardziej się zacierają – często żyjemy tutaj razem z obcokrajowcami (cudzoziemcami z innych krajów niż Polska i Niemcy – red.). A my sami również do nich należymy, bo przecież na samej granicy mieszka­ my, zależy tylko po której stronie Odry akurat jesteśmy! W dzisiejszych czasach my, frankfurcko-słubiccy studenci, już nie różnimy się od siebie.

©Romuald Mieczkowski

Obraz (mural) niemieckiego artysty Dome’a w ramach festiwalu Street Art Doping znalazł się na kamienicy przy Racławickiej 17, na warszawskim Mokotowie. Jego przesłanie nawiązuje do więzów rodzinnych, zawiera alegorie i mimo współczesności, sięga do tradycji baroku i klasycyzmu 8


9


NADRENIA PÓŁNOCNA-WESTFALIA ILE POLREGIO JEST W EUREGIO? O POLSKOŚCI NA STYKU TRZECH GRANIC: NIEMIECKIEJ, BELGIJSKIEJ I HOLENDERSKIEJ Aleksandra Kolasińska Polonia w mieście Karola Wielkiego Aachen – Akwizgran to miasto w zachodnich Niemczech. To stąd odjeżdżają miejskie autobusy do Belgii i do Holandii. I... jadą mniej niż 10 minut! Tak, bo Aachen to miasto przygraniczne. To tutaj „zaczyna się” Euregio (Euroregion Moza-Ren; region współpracy pomiędzy niemieckim Aachen, belgijskim Liege i holenderskim Maastricht). To miasto jest nierozłącznie związane z dziełem Karola Wielkiego – prekursora integracji europejskiej. Aachen jest zatem miastem typowo europejskim, również ze względu na swoje wyjątkowe położenie. Godzina do Brukseli, dwie godziny do Paryża czy Londynu. To tak, jak podróż polską koleją z Krakowa do Warszawy. I właśnie tu – w centrum Europy – swoje miejsce ma także Polska, od której Aachen jest jednak sporo oddalone. To przygraniczne miasto jest wyjątkowo przyjazne mieszkającej tutaj Polonii – i to coś więcej niż zwykła tolerancja i uprzejmość.To właśnie tutaj w roku 2010 polski premier Donald Tusk odebrał Międzynarodową Nagrodę Karola Wielkiego – najbardziej znaną polityczną nagrodę w Niemczech, przyznawaną corocznie od 1950 roku. W 1998 roku otrzymał ją również ówczesny polski minister spraw zagranicznych Bronisław Geremek, a w 2004 roku nadzwyczajną edycję Nagrody Karola otrzymał Jan Paweł II. Ponadto to tutaj odbywa się coroczna Gala Polonii, podczas której przyznawana jest nagroda Polonicus– najwyższe wyróżnienie europejskiej Polonii. Odbywa się to w Sali Koronacyjnej Karola Wielkiego. Projekt prowadzony przez Instytut Polonicus, znacznie też wspierany jest organizacyjnie przez Urząd Miasta Aachen. Co więcej, Aachen, miasto 10


Aleksandra Kolasińska

uzdrowiskowe, wyposażone w wybudowane przez Karola Wielkiego termy, był odwiedzany przez Księcia Czartoryskiego oraz podobno przez Fryderyka Chopina. Niemieccy historycy wspominają także o Aachen w kontekście pierwszego króla Polski, Bolesława Chrobrego, który miał towarzyszyć Ottonowi III w drodze powrotnej z Gniezna. Nic więc dziwnego, że znajdziemy tu i prężnie działającą organizację polonijną... Jak to wszystko się zaczęło? Polregio e.V. powstało w 2007 roku. Nazwa, jak łatwo się domyślić, nawiązuje do regionu, w którym znajduje się siedziba organizacji, czyli do Euregio. „Polregio” właśnie dlatego, żeby podkreślić, że i Polska ma swoje miejsce w Euregio! Miasto Aachen, zaangażowane w Podczas zabawy sylwestrowej wszyscy doskożycie niemieckiej Polonii, nale się bawili nie jest osamotnione w swoich działaniach. Jednym z największych projektów, realizowanych przez Polregioe.V., jest Festiwal Muzyki Polskiej „Polregionale”, który od lat co roku realizowany jest w różnych miejscach Euroregionu Moza-Ren. Jego gośćmi byli już m.in. Stanisław Soyka, Tadeusz Drozda, Krystyna Prońko, „Kilersi” czy Justyna Steczkowska. Festiwal „Polregionale” co roku ściąga rzesze fanów polskiej muzyki i kultury – bo tu bawi się nie tylko euregionalna Polonia, ale też przedstawiciele wielu innych narodowości! Innym ważnym projektem, który organizacyjnie zawsze wspomaga Polregio, jest wspomniana już wcześniej Gala Polonii, podczas której przyznawane są nagrody Polonicus. Jej laureatami byli już m.in. Norman Davies, Krystyna Janda, profesorowie – Władysław Bartoszewski, Alfons Nossol czy Jerzy Buzek. Corocznie odbywająca się Gala Sylwestrowa w Akwizgranie, pikniki w Plombieres, koncerty polskich zespołów, zbiórki pieniędzy na powodzian, sympozja, gazeta „Polregio”, strona internetowa – to również „dzieci” Polregio e.V. Zatem Polregio to nie tylko organizacja, zrzeszająca Polonię w Euroregionie Moza-Ren, ale również kulturalnie aktywna jednostka, która organizuje eventy, będące elementem wiążącym nadgraniczną Polonię, a także utrwalającym więzi rodaków z Polską. 11


Z REGIONÓW

Polregio w 2013 roku Działalność Polregio w roku 2013 to szereg wydarzeń organizowanych samodzielnie lub przy współpracy innych organizacji i jednostek – bo razem można więcej! Polregio wraz z Instytutem Polonicus zorganizowało na początku maja sympozjum, pod- Co roku w Aachen wręcza się nagrodę „Polonicus” czas którego w burzliwych i konstruktywnych dyskusjach omawiane były najważniejsze problemy i bolączki niemieckiej i światowej Polonii. Sympozjum poprzedzało Galę Polonii, podczas której rozdane zostały nagrody Polonicus dla zasłużonych dla Polonii. W roku 2013 byli to prof. Władysław Miodunka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, Maria i Czesław Gołębiewscy – twórcy kultowej polonijnej restauracji kulturalnej w Oberhausen, Basil Kerski – redaktor naczelny magazynu „Dialog” oraz przewodniczący Centrum „Solidarność” w Gdańsku i Andrzej Wajda – wybitnej klasy reżyser filmowy. Polregioe.V. uczestniczył także w przygotowaniu projektu, organizowanego przez VHS (Wyższą Szkołę Zawodową) w Aachen i Uniwersytet Jagielloński z Krakowa, jakim był konkurs wiedzy o Polsce i języku polskim dla niemieckiej Polonii i Niemców. Rozstrzygnięcie konkursu miało miejsce w maju 2013 w Aachen w Muzeum Prasy. Jesień dla Polregio była również czasem wytężonej pracy. We wrześniu Polonia i jej sympatycy spotkali się ponownie w przygranicznym Plombieres (Belgia) na muzycznym pikniku, a w październiku organizacja podjęła się przygotowania koncertu popularnego w Polsce zespołu wokalnego „Me Myself And I”, wypromowanego w telewizyjnym show Mam Talent. Koncert odbył się w samymsercu Aachen – w Elisenbrunnen. Polregioe.V. współpracuje intensywnie z kapitułą konkursu literackiego Być Polakiem. Warto też wspomnieć o prowadzonej stronie internetowej: Polregio.eu, która jest źródłem wiedzy na temat przygotowywanch przez organizację projektów i eventów kulturalnych.I to jeszcze nie wszystko, co Polregio ma do powiedzenia w roku 2013! Najważniejsze jednak, że Polonia na styku trzech europejskich granic co roku udowadnia, że ma tu swoje miejsce i tak naprawdę ... granice wcale nie istnieją! Aleksandra Kolasińska 12


13


JAK POLONICA ŁĄCZY MUZYKĄ KRAJE TRÓJKĄTA WEIMARSKIEGO. COROCZNY ROCK & CHANSON FESTIVAL WROCŁAW-KOLONIA-PARYŻ Wiesław Lewicki Polonica to polonijna organizacja o oficjalnej nazwie Niemiecko-Polskie Towarzystwo Kulturalne Polonica T.z. (Deutsch Polnische Gesellschaft Polonica e.V.). Polonica została powołana i zarejestrowana w roku 1987 w Bonn i do dzisiaj działa głównie w rejonie Kolonii. Jednoczenie intelektualnych środowisk obu krajów, popularyzacja kultury, konstruktywna dyskusja, międzynarodowe porozumienie – to są właśnie zadania, które realizuje polonijne stowarzysze- Autor publikacji nie Polonica. Organizacja ta, należąc do Polskiej Rady w NRW, od lat działa na rzecz polsko-niemieckiego zbliżenia oraz pielęgnacji życia polonijnego w Niemczech. Jednym z głównych projektów stowarzyszenia Polonica jest organizacja i realizacja corocznego wydarzenia muzycznego Rock & Chanson Festival, którego kolejne edycje przygotowywane są przy udziale organizacji kulturalnych z Polski oraz z Francji. Co roku w Kolonii na scenie spotykają się wybitni artyści i zepoły muzyczne z tych trzech krajów, bo muzyka ma łączyć i właśnie to od lat z dużym powodzeniem robi. Poprzednio Chanson Festival gościł w salach medialnych Deutsche Rundfunk w Kolonii, a od dwóch lat z powodzeniem realizowany jest w Sali Koncertowej Ratusza w Kolonii-Porz. Tegoroczny Chanson Festiwal, którego edycję celebrowaliśmy już poraz 21., cieszy się ogromną popularnością i przyciąga obok zawodowców również amatorów sztuki muzycznej. Celem festiwalu jest zarówno wypromowanie młodych talentów z Niemiec, Polski oraz Francji, ale i także prezentacja wybitnych muzyków oraz ich najnowszej twórczości. Co roku na festiwalowej scenie pojawia się wyjątkowy gość specjalny. Kolońska publiczność miała już okazję w ramach festiwalu posłuchać na żywo wielu wybitnych artystów. Podczas dwudziestoletniej edycji Chanson Festival na scenie wystąpili m.n. Marek Grechuta, Czesław 14


Wiesław Lewicki

Niemen, Maryla Rodowicz, Edyta Górniak, Grzegorz Turnau, Justyna Steczkowska, zespół „Rosenstolz”, Ryszard Rynkowski, Anna Maria Jopek czy też Kasia Kowalska. Gwiazdą zeszłorocznego koncertu Rock & Chanson Festival Köln-Breslau-Paris była grupa „Zakopower”, a w tym roku – znany zespół „Raz Dwa Trzy”. Tuż przed końcem roku 2013, 6 i 7 grudnia, z wielkim zainteresowaniem przybyliśmy do Kolonii-Porz na 21. edycję Rock & Chanson Festival Köln-Breslau-Paris.W piątek uczestniczyliśmy w zapierającym dech konkursie Młodych Talentów, w którym udział wzięli: Paweł Ruszkowski, Dominika Barabas, Gordon November oraz „Melin and Delfin Meylar”. Wygrał Paweł Ruszkowski z Polski. Jak już wspomnieliśmy, gościem specjalnym ChanconFestiwalu był niezwykle popularny w Polsce zespół „Raz Dwa Trzy”. Widzowie mieli okazję usłyszeć zwycięzcę konkursu Młodych Talentów, czyli Pawła Ruszkowskiego. Ponadto wystąpił rewelacyjny człowiek-orkiestra JereM z Francji oraz sympatycznych sześciu młodzieńców pod nazwą „MuSix” z Niemiec. Publiczność również tego wieczoru ponownie zauroczył swoją poezją śpiewaną zespół „Raz Dwa Trzy” z Polski. Chanson, jako zróżnicowany gatunek skupia się nad refleksyjną stroną ludzkiego życia. Często towarzyszy mu poruszająca siła, która jest w stanie zmienić rzeczywistość. Koncentruje się na zmysłach i głębi przeżyć. Każda z festiwalowych gwiazd prezentuje zawsze swoje ujęcie Chanson i w widzów wlewa swoje interpretacje rzeczywistości. Dlatego 21. Rock & Chanson Festival Köln-Breslau-Paris był bez wątpienia kulturalną ucztą dla wszystkich miłośników dobrego brzmienia. Wysoki poziom artystyczny i wspaniałe przygotowanie przyciągnęły, jak co roku, tłumy widzów. Bo nieważne, że dzielą nas języki czy różnice kulturalne. Jak twierdzi prezes stowarzyszenia Polonica von Głowaczewski, naj­ ważniejsza jest tolerancja i wypracowanie wzajemnego porozumienia, co Rock & Chanson Festival Köln-Breslau-Paris umożliwia. Prezesowi i całemu zespołowi, dziękując za ogromny wysiłek organizacyjny, niezapomniane i budujące przeżycie, życzymy następnego sukcesu na ten kolejny już 22. Chanson Festival w 2014. Wiesław Lewicki 15


MONACHIUM Bohdan Żurek 13 GRUDNIA – ROCZNICA „SOLIDARNOŚCI“ 32. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce uczczono w Monachium dwiema okolicznościowymi imprezami – wystawą połączoną z recitalem i wykładem historycznym. Solidarność z Polską Dokładnie 32 lata po wprowadzeniu stanu wojennego, 13 grudnia 2013 roku, w pomieszczeniach Wydziału Kultury Konsulatu Generalnego w Monachium otwarto wystawę pt. Solidarność z Polską – Ruch wsparcia Solidarności w Niemczech. Na ponad dwudziestu planszach pokazano historię i metody działania prosolidarnościowego ruchu w Niemczech, ze szczególnym uwzględnieniem wspierania Podziemia Solidarności. Wśród najbardziej zaangażowanych ośrodków pomocy z Aachen, Berlina Zachodniego, Kolonii, Moguncji znalazło się też Monachium, z niezwykle prężną wówczas organizacją „Solidarność Wolnych Polaków w Bawarii“. Ogromnym atutem prezentacji są opisy w trzech językach (po polsku, niemiecku i angielsku) i doskonale wydany katalog. Dlatego też, już podczas uroczystości, padły konkretne propozycje udostępnienia wystawy szerszemu gremium, a więc niemieckiemu odbiorcy, np. w Gasteigu lub monachijskim Ratuszu. Okazją do tego mogłyby się stać

Organizatorzy wystawy i jej goście 16


Bogdan Żurek

Alexander Zając w rozmowie z konsul generalną Justyną Lewańską

obchody X rocznicy wejścia Polski do Unii Europejskiej. Organizatorzy już zastanawiają się nad wcieleniem tego pomysłu w życie. Powitania gości, a także rysu historycznego, opartego na własnych przeżyciach, dokonał świadek tamtych wydarzeń, a zarazem główny organizator, Bogdan Żurek. Bardzo dobrze przyjęto wystąpienie konsula ds. Polonii Aleksandra Korybuta-Woronieckiego, który z wielkiem uznaniem mówił o inicjatywach, prezentowanych na wystawie i ludziach je realizujących. O samym zaś Ruchu opowiedział jeden z najbardziej zasłużonych działaczy emigracji niepodległościowej – obecnie szef Biura Polonii w Berlinie – Alexander Zając. On też oprowadzał gości po wystawie i udzielał fachowych wyjaśnień. Uroczystość zaszczyciła swoją obecnością konsul generalna RP w Monachium Justyna Lewańska, która po wysłuchaniu koncertu Elizy Banasik zwiedziła wystawę w towarzystwie objaśniającego poszczególne jej fragmenty Alexandra Zająca. Wśród znaczących postaci życia polonijnego znaleźli się prof. Piotr Małoszewski – prezydent Konwentu Organizacji Polskich w Niemczech i Jolanta Sularz – Polka w monachijskiej Radzie Cudzoziemców. Koncert Elizy Banasik Gwiazdą wieczoru była Eliza Banasik, która swoim anielskim głosem śpiewała piosenki …barda Solidarności, Jacka Kaczmarskiego. Wydawać by się mogło, że z jego utworami mogą sobie poradzić tylko mężczyźni, tymczasem – właśnie w tym repertuarze – zna dzisiaj Elizę cała Polska. Jej talent odkrył sam Jacek Kaczmarski. W 2003 roku, na kilka miesięcy przed śmiercią, był on gościem programu Od przedszkola do Opola, w którym debiutowała 10-letnia wówczas Eliza. Po progra17


Z REGIONÓW

mie bard pochwalił występ dziewczynki i poprosił, żeby nie rozstawała się z jego piosenkami. Tak też się stało. Z twórczością Jacka Kaczmarskiego wystąpiła w kilkunastu programach telewizyjnych, została laureatką wielu konkursów i festiwali, w tym Nagrody Polonii na Festiwalu „Nadzieja” im. Jacka Kaczmarskiego w Kołobrzegu. Do perfekcji opanowała sztukę interpretacji. Eliza Banasik ma 20 Śpiewa Eliza Banasik lat, pochodzi z Gdańska, studiuje prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Po części oficjalnej zwiedzano wystawę i przy lampce wina wspominano ten niełatwy dla Polski i Polaków czas. Stan wojenny – wczoraj i dziś W niedzielę, 15 grudnia, w parafialnej sali przy kościele św. Józefa w Monachium wysłuchano wykładu przybyłego z Warszawy prof. dra hab. Jana Żaryna pt. Stan wojenny – wczoraj i dziś. Profesor Żaryn od dziesięciu lat wykłada na Uniwersytecie im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego, obecnie pełni funkcję kierownika katedry Historii Kościoła Katolickiego w Polsce w XX wieku. Był dyrektorem Biura Edukacji Publicznej IPN, a w latach 2009–2010 doradcą prezesa IPN, ś.p. Janusza Kurtyki. Posiada ogromną wiedzę o stanie wojennym, mechanizmach i skutkach jego wprowadzenia. Tym wszystkim podzielił się on z monachijska Polonią, która licznie przybyła na wykład.

Wykład prof. Jana Żaryna 18


Bogdan Żurek

Dzień wcześniej Profesor zwiedził w Monachium, m.in. kościół św. Barbary, siedzibę byłego Radia Wolna Europa, Polską Szopkę Bożonarodzeniową na Dworcu Głównym, Starą Pinakothekę, a wieczorem spotkał się z działaczami polonijnymi. Szkolenie Korzystając z obecności szefa Biura Polonii Alexandra Zająca i sekretarza Zrzeszenia Fedaralnego Polska Rada w Niemczech – Arkadiusza Kulaszewskiego, przeprowadzono szkolenie, organizowane

przez Konwent Organizacji Polskich w Niemczech we współpracy z Biurem Polonii w Berlinie, dla przedstawicieli polonijnych organizacji, dotyczące składania i rozliczania dotacji na projekty kulturalne z budżetu Urzędu Pełnomocnika Rządu Federalnego ds. Kultury i Mediów (BKM). Szkolenie odbyło się przed otwarciem wystawy w pomieszczeniach Wydziału Kultury Konsulatu Generalnego w Monachium. Wzięło w nim udział kilkanaście osób. Organizacja: Projekt „13 Grudzień” zorganizowało monachijskie Stowarzysze­ nie na Rzecz Porozumienia Niemiecko-Polskiego, przy współpracy z Konsulatem Generalnym RP w Monachium, Polską Parafią Katolicką w Monachium, Zrzeszeniem Federalnym – Polska Rada w Niemczech i Polskie Forum oraz Arbeitsgruppe „Solidarność” Eschweiler-Aachen. Projekt sfinansowano ze środków MSZ. Patronat medialny: Moje Miasto, Magazyn Polonia, Polonia Viva. Bogdan Żurek, Inf. wł. Moje Miasto 19


MONACHIUM POLACY – SZCZĘŚLIWI I PRZEDSIĘBIORCZY Justyna Gaj

©Marta i Michał Wróbel

Polacy w Bawarii stanowią piątą co do liczebności grupę obcokrajowców. Oficjalnie w Monachium jest 19 tys. Polaków. Nieoficjalnie mówi się, że co najmniej dwa razy więcej. Dostrzeżono to organizując w monachijskim ratuszu na początku listopada 2013 konferencję na temat rynku pracy zatytułowaną Polen in München (Polacy w Monachium). Nie sposób przeoczyć licznych polskich inicjatyw – takich, jak koncerty, wystawy i wydarzenia, jak również dynamiczny rozwój przedsiębiorstw, zakładanych przez Polaków w Bawarii. Bawaria to największy kraj związkowy Republiki Federalnej Niemiec. Jej powierzchnia to 70.549 km2, a liczba ludności – 12,44 mln. Stolicą i największym miastem Bawarii jest Monachium (1,4 mln. mieszkańców). Dalsze duże miasta, posiadające ponad 100 tys. mieszkańców, to Norymberga, Augsburg, Würzburg, Regensburg, Ingolstadt, Fürth i Erlangen. Stosunki gospodarcze między Bawarią a Polską rozwijały się w ostatnich latach bardzo dynamicznie. Obroty handlowe między dwoma krajami wyniosły w 2012 roku 8,6 mld euro, z czego polski import z Bawarii wyniósł 4,24 mld, a polski eksport do Bawarii – 4,37 mld. Wśród krajów Unii Europejskiej Polska zajmuje 9 miejsce, jeśli chodzi o obroty handlowe

Ratusz w Monachium. Konferencja „Polen in München” 20


Justyna Gaj

Bawarii z zagranicą. Handel między Polską a Bawarią opiera się przede wszystkim na sektorze samochodowym, budowie maszyn i elektrotechnice. Rynek pracy w Niemczech W 2011 roku otwarto dla Polaków niemiecki rynek pracy. Jego analitycy przewidywali wtedy, że do 2015 roku do tego kraju wyjedzie nawet 400 tysięcy naszych rodaków. Z analizy Instytutu Badań nad Rynkiem Pracy i Zawodami wynikało, że od maja do sierpnia 2011 do pracy w Niemczech wyjechało 15 tys. Polaków. Tylko w maju 2011 roku było ich niemal 7 tysięcy. Badanie to potwierdziło wstępne prognozy resortu pracy, mówiące o wyjeździe nawet 400 tysięcy ludzi do 2015 roku. Eksperci podkreślali jednak, że potencjał, związany z zapełnianiem miejsc pracy, był wykorzystany w niewielkim stopniu. Wnioski te wyciągali na podstawie danych, płynących z Niemieckiego Instytutu Badań Nad Rynkiem Pracy (IAB), który w II kwartale 2010 donosił o prawie milionie wolnych etatach w Niemczech. Tymczasem osoby, które spróbowały pracy na terenie Niemiec, zdążyły już przekonać członków rodziny i znajomych, że nie ma się czego bać. Z kolei ci, którzy chcą się tam „zaczepić” na stałe, zdążyli co nieco podszkolić niemiecki, ukończyć szkoły lub zadbać o uznanie uprawnień zawodowych. Do jednych i drugich dotarło, że bez znajomości języka nie ma mowy o dobrze płatnej pracy, więc napór na „lepsze” oferty będzie się sukcesywnie zwiększał. Jest dużo ofert dla wysoko wykwalifikowanych pracowników oraz specjalistów. Znajdą się również etaty dla pracowników fizycznych. Zwykle dotyczą one tych profesji, których nie chcą się już podejmować rodowici Niemcy. Polaków kuszą wyższe wynagrodzenia, np. lakiernik zarobi 2600 euro miesięcznie, mechanik – 2100 euro, a opiekunka do dzieci – ok. 1000 euro. Polscy optymiści Młodzi Polacy są bardzo optymistyczni – 81 proc. wykazuje pozytywny stosunek do samozatrudnienia. Jednak dla ponad 3/4 respondentów (76 proc.) obawa przed niepowodzeniem stanowi przeszkodę w podjęciu własnej działalności. Światowy raport o przedsiębiorczości AWMAY 2013, opracowany we współpracy z Uniwersytetem Technicznym w Monachium, pokazuje, że ponad dwie trzecie (70 proc.) Polaków ma pozytywne nastawienie do samozatrudnienia. Polacy do 21


Z REGIONÓW

30 roku życia (81 proc.) są bardziej pozytywnie nastawieni do przedsiębiorczości niż wynosi średnia dla młodych w 24 badanych krajach (77 proc.). Niemal co czwarty ankietowany na świecie widzi także możliwość założenia własnej firmy. Przedsiębiorczość Polaków w Bawarii Polski „Solaris” jest trzecim co do wielkości dostawcą autobusów w Niemczech, co otwiera szanse na tym rynku dla innych polskich przedsiębiorców. Bank PKO BP dopiero co otworzył oddział leasingowy w Goteborgu, by pomagać „Solarisowi”, jednemu ze swoich kluczowych klientów. Comarch dostarcza rozwiązania informatyczne i oprogramowanie do wielu niemieckich firm. By zwiększyć zaufanie niemieckich biznesmenów, Comarch buduje swoje centra danych właśnie na terenie Niemiec. Jednak niewiele można podać przykładów polskich firm, które osiągnęły sukces na rynku niemieckim. W większości są to małe, jednoosobowe podmioty gospodarcze. W Bawarii w 2004 roku Polacy założyli 35 623 firm na 44 877 firm, założonych przez wszystkich obcokrajowców w Bawarii. Bez wątpienia Polacy są najbardziej przedsiębiorczą grupą etniczną w Bawarii. Niemcy w tym samym czasie założyli na terenie Bawarii 113 967. Co więcej, Polacy w Bawarii są cztery razy bardziej przedsiębiorczy niż Niemcy, ponieważ na 10 tys. osób czynnych zawodowo, 217 firm zakładanych jest przez Niemców, a 789 – przez Polaków. Warto zwrócić uwagę, że Polacy zamykają zaledwie co trzecią firmę, podczas gdy Niemcy co drugą. W 2004 roku najwięcej Polaków na terenie Bawarii prowadziło firmy budowlane (48 proc.), dbające o utrzymanie czystości (48 proc.) oraz firmy gastronomiczne (4 proc.). Polacy w Bawarii stanowią najsilniejszą grupę przedsiębiorczą. Nie ma chyba budowy, na której nie pracowaliby Polacy. Polscy fachowcy mają silną pozycję w pracach rzemieślniczych. 40 proc. wszystkich firm rzemieślniczych, założonych przez obcokrajowców w Monachium, jest w polskich rękach. 66 proc. polskich przedsiębiorców to samozatrudnieni. 18,5 proc. zatrudnia od 1 do 3 pracowników, 7 proc. zatrudnia od 4 do 6 osób oraz kolejnych 7 proc. – powyżej 7 pracowników. Klastry gospodarcze Na rozwój gospodarki Bawarii istotny wpływ mają klastry gospodarcze, czyli grupy współdziałających ze sobą przedsiębiorstw, uniwer22


Justyna Gaj

©Marta i Michał Wróbel

sytetów i jednostek badawczo-rozwojowych. Ofensywa klastrów jest elementem strategii modernizacji gospodarki Bawarii i ma na celu lepsze wykorzystanie potencjału innowacyjno-produkcyjnego. Klastry obejmują W imieniu burmistrza Monachium Christiana Udeważne branże gospo- go przybyła radna miejska Beatrix Zurek, natomiast darcze Bawarii. Moż- konsula generalnego Justynę Lewańską reprezentował na je podzielić na trzy konsul Jacek Barylak grupy. Pierwsze toklastry High-Tech, obejmujące takie dziedziny, jak lotnictwo i astronautyka, biotechnologia, nawigacja satelitarna, technika informacyjna i komunikacyjna, technologia ochrony środowiska, technika medyczna. Druga grupa to klastry produkcyjne, do której zalicza się przemysł samochodowy, chemiczny, sensoryka, energoelektronika, przemysł spożywczy, drzewny, usługi finansowe, media, technika energetyczna, technika kolejowa, logistyka. Trzeci klaster stanowią technologie wielobranżowe. W ich składa zalicza się nanotechnologię, mechatronikę, robotykę, efektywne systemy produkcyjne. Klimat wokół przedsiębiorczości i nowych technologii sprzyja innowacyjności i zachęca do brania spraw w swoje ręce. W Bawarii istnieje wiele mechanizmów, wspierających przedsiębiorczość, dostęp do technologii i gruntów na badania. W Polsce również rozwija się inicjatywa klastrowa. Najwięcej klastrów powstało w latach 2006-2009, w takich branżach, jak informatyka i ICT, lotnictwo, ekoenergetyka, budownictwo. Badaniem kondycji polskich klastrów zajmuje się Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości. W katalagach, wydawanych przez PARP w pięciu językach, w tym także po niemiecku, opisywane są klastry, otwarte na współpracę międzynarodową. Większość z prezentowanych w katalogach powiązań kooperacyjnych widzi w partnerstwie z zagranicznymi podmiotami szansę na wejście na nowe rynki i poszerzenie możliwości dystrybucji produktów. Klastry liczą także na realizację międzynarodowych projektów, w tym badawczo-rozwojowych, które mogą się przyczynić do podniesienia innowacyjności i konkurencyjności przedsiębiorstw w nich zrzeszonych. Wiele 23


Z REGIONÓW

klastrów oczekuje współpracy w zakresie tworzenia i wprowadzania na rynek nowych produktów i usług. Ważnym elementem partnerstwa ma być również wymiana doświadczeń i wiedzy oraz transfer technologii. Część klastrów ma znacznie sprecyzowane oczekiwania w stosunku do zakresu współpracy z zagranicznymi podmiotami, np. MedCluster – poszukuje partnerów w zakresie tworzenia programów i usług dla osób 50+ czy usług telemedycznych. Lubelski Klaster Ekoenergetyczny liczy na współpracę przy realizacji wspólnych projektów. dotyczących budowy lokalnych modeli produkcji i dystrybucji biomasy. Katolickie korzenie Bawaria jest chyba najbardziej zbliżonym kulturowo i religijnie regionem do Polski. W Bawarii katolicy stanowią 57 proc. ludności, protestanci – 21, chociaż jeszcze w latach siedemdziesiątych katolicy stanowili ponad 70 procent. W stolicy Bawarii – Monachium, tradycyjnie katolickim, katolicy stanowią obecnie 37 proc. ludności. W tradycyjnie katolickiej Kolonii katolicy stanowią 41 proc. ludności, w Stuttgarcie stolicy Badenii-Wirtembergii, katolicy – 20 proc. ludności. Warto nadmienić, że Joseph Ratzinger – papież Benedykt XVI, urodził się w Wielką Sobotę w Marktl na Bawarii. W latach 1977-1982 był kardynałem i arcybiskupem Monachium. 25 listopada 1981 otrzymał nominację z rąk Jana Pawła II na prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Po śmierci Jana Pawła II, w dniu 19 kwietnia 2005 roku, podczas konklawe Joseph Ratzinger został wybrany na nowego papieża. Obecnie na papieskiej „emeryturze”. W Monachium intensywnie działa Polska Parafia Katolicka. W sześciu niemieckich kościołach odbywają się msze w języku polskim. Oprócz działalności duszpasterskiej monachijska parafia przejawia liczne aktywności prospołeczne. Prowadzone są m.in. kursy języka niemieckiego, spotkania z położną, spotkania dla maluchów czy spotkania dla seniorów. Prowadzi także w dwóch placówkach Szkołę Przedmiotów Ojczystych, w których uczy się ponad 150 dzieci. Z Tatr do Alp Najbardziej popularnym celem podróży w Niemczech jest Bawaria – w ubiegłym roku odnotowano 31 milionów noclegów. To prawie tyle, ile Polska ma dorosłych mieszkańców. Polacy coraz chętniej wybierają aktywny wypoczynek w Alpach. Z Polski niedaleko, ceny prawie jak 24


Justyna Gaj

w Tatrach, a gwarancja pogody i doskonale przygotowane obiekty kuszą swoją atrakcyjnością. Po niemieckich autostradach wszyscy mogą jedździć bezpłatnie, nie są potrzebne żadne winiety, jak w Austrii czy Czechach. Lufthansa w cenie normalnego biletu lotniczego, bez żadnych dopłat, zabiera sprzęt narciarski podróżującego. Bawaria to raj dla szukających odpoczynku i amatorów sportu. Tę wyjątkową atmosferę tworzą liczne, krystalicznie czyste rzeki i jeziora, parki narodowe, rezerwaty przyrody i parki krajobrazowe, mistyczne lasy i słoneczne winnice, dzikie i romantyczne średniogórze, majestatyczne szczyty Alp – wraz z najwyższym szczytem Niemiec, Zugspitze. Na licznych, popularnych szlakach turystycznych – takich, jak na przykład, Szlak Romantyczny, Szlak Zamków czy Niemiecki Szlak Alpejski, można odkrywać tutejsze urozmaicone krajobrazy. Na terenie Bawarii jest łącznie ponad 100 tysięcy zabytków architektury, więcej niż 1200 muzeów i zbiorów sztuki oraz 40 najwyższej rangi scen teatralnych i operowych. Poza tym przyciągają tradycyjne imprezy, jak na przykład, monachijski Oktoberfest, Wesele w Landshut, Misteria Pasyjne w Oberammergau czy słynny norymberski jarmark bożonarodzeniowy z Dzieciątkiem Jezus . Nowy rok jeszcze lepszy Infratest opublikował badania, przeprowadzone na zlecenie ARD, na temat poziomu szczęścia mieszkańców poszczególnych landów. Najszczęśliwsi ludzie mieszkają w Bawarii, Badenii-Wirtembergii, Hesji i Nadrenii Północnej-Westfalii. Najmniej szczęśliwi są mieszkańcy Brandenburgii i Turyngii. W sondażu uczestniczyło 50 tysięcy respondentów, którzy w skali od 0 do 10 oceniali swoje zadowolenie. Przeciętny poziom szczęścia Niemców wynosi 7,5, przy czym kobiety są nieco bardziej zadowolone od mężczyzn. Im ludzie starsi, tym mniej szczęśliwi: w grupie wiekowej od 14 do 29 roku życia poziom zadowolenia oceniany jest na 7,9 punktów, w wieku od 30 do 59 roku życia – na 7,4 punktu, powyżej 60-tki ocena spada do 7,3. Nie jest wielkim odkryciem, że posiadanie pieniędzy uszczęśliwia. W gospodarstwach domowych z dochodami netto przeszło 3000 euro miesięcznie ocena zadowolenia wynosi 7,9 punktu. W domach, gdzie dochód wynosi do 3000 euro, zadowolenie oceniane jest na 7,4, zaś tam, gdzie dochody osiągają do 1500 euro, zadowolenie spada do 6,6 punktów. 25


©Marta i Michał Wróbel

Z REGIONÓW

Dyskusja na temat doświadczeń polskich przesiębiorców, działających w Monachium

Na dodatek ekonomiści prognozują na nadchodzący rok wyraźny wzrost niemieckiego PKB. Prognozy mówią o wzroście w granicach 1,7-1,9 procent. Dla porównania, na rok 2013 prognozowany był wzrost wynoszący 0,4-0,6 proc. Prognozę przyśpieszenia gospodarki instytuty badawcze uzasadniają rosnącą konsumpcją krajową, do której przyczynia się korzystna sytuacja na rynku pracy, rosnące płace, umiarkowana inflacja i niskie oprocentowanie kredytów. Justyna Gaj Zdjęcia: Marta i Michał Wróbel (www.iframedit.com)

26


HAMBURG: NADBAŁTYCKA, PARTNERSKA, POLONIJNA: KILONIA W TRZECH ODSŁONACH Sława Ratajczak Miasto, które choć nie może poszczycić się wieloma zabytkami, budzi jednak zainteresowanie turystów i sympatię Polaków. Położone nad Fiordem Kilońskim, otoczone pełnymi uroku plażami, ma jedną z najpiękniejszych i największych przystani jachtowych. Tu właśnie odbyły się w 1936 roku Żeglarskie Igrzyska Olimpijskie, na których gościł honorowo SY „Dar Pomorza”, dowodzony przez kapitana Konstantego Maciejewicza i tu niejednokrotnie polscy żeglarze i ich jednostki triumfowali swe małe i wielkie zwycięstwa. Do historii przeszedł wyczyn młodego kapitana Tadeusza Prochitki (pilota Chorągwi Harcerskiej w Wolnym Mieście Gdańsku), który wystartował w 1936 roku w docelowych regatach jachtów turystycznych z Sopotu do Kilonii na „Korsarzu”, należącym do Polskiego Klubu Morskiego. Polakowi przypadło główne trofeum regat – drogocenny „Kronenkompass”, z wykonaną w złocie i platynie, do tego ozdobioną brylantami różą wiatrów. Choć losy tejże nagrody pozostają niewyjaśnione i zagadkowe, jak dzieje Bursztynowej Komnaty, to przyznać trzeba, że zwycięstwo Prochitki było głośne i niekwestionowane. Nic dziwnego, że w 1972 roku nadeszło z Kilonii do Gdańska zaproszenie na wielkie regaty dla triumfatora sprzed 36 lat. Do Kilonii zawitał wówczas ponownie także „Dar Pomorza”, dowodzony tym razem przez kapitana Kazimierza Jurkiewicza. Nasz zwycięzca regat Operacji „Żagiel 72” poprowadził wielką paradę żeglarską – armadę najlepszych po Zatoce Kilońskiej, a kierował nią z pokładu szkolnej fregaty komandor Grewille Howard i kpt ż.w. Hans Engel, reprezentant STA w Republice Federalnej Niemiec. Nadburmistrz Kilonii Guenther Bantzer, nie ukrywał swej sympatii dla zwycięskiej polskiej załogi i jej kapitana (pokonaliśmy Gorch Focka!). W regatach samotnych startowali wówczas Krzysztof Baranowski na „Polonezie”, Zbigniew Puchalski – na „ Mirandzie” i Teresa Remiszewska – na „Komodorze”. Polskie jachty wraz z ich załogami były w Kilonii od lat dobrze znane, podziwiane i serdecznie witane. Są tacy, co do dziś wspominają zwycięstwo Zygfryda Perlickiego, który na jachcie „Kapitan” zdobył jako pierwszy cudzoziemiec „Puchar Bałtyku” w 1957 roku, pozostawiając za sobą 66 jachtów (na trasie z Kilonii do wyspy Fehmarn). Sukces ten powtórzył także w 1958 roku i to stanowiło niemałą sensację. W Kilonii cumowały na przestrzeni lat SY „Dar Młodzieży”, SY 27


Z REGIONÓW

„Pogoria”, SY „Generał Zaruski”, SY „Iskra”, „ Zawisza Czarny” i wiele naszych żaglowców, jachtów i żaglówek, a także okręty Polskiej Marynarki Wojennej. W pamięci kilończyków zapisała się wizyta STS „Fryderyk Chopin” w lipcu 2010. Wizyta, promująca w ciekawy sposób nasz kraj. To wtedy ówczesny minister-prezydent Szlezwiku Holsztyna Harry Carstensen powiedział: „ Bałtyk jest centralnym akwenem morskim w UE. Współpracując w tym regionie, możemy stworzyć przeciwwagę dla krajów południa Europy i powinniśmy to czynić, bo łączą nas wspólne interesy”. Taki sam pogląd wyraziła w swym przemówieniu w Hamburgu na tegorocznej uroczystości naszego Święta Niepodległości, 11 listopada, senator Jutta Blankaut. Nie ulega wątpliwości, że współpraca państw nadbałtyckich jest konieczna i zapewnić może niewymierne korzyści polityczne, gospodarcze, kulturalne. Jeśli chodzi o Kilonię, to przyznać trzeba, że szczególnie bliska jest siostrzanej – Gdyni. Podstawą partnerstwa obu miast jest Porozumienie ramowe, podpisane 25 czerwca 1985, przewidujące współpracę w zakresie – między innymi służby zdrowia i opieki społecznej, gospodarki komunalnej, budownictwa, kultury, sportu i turystyki. Współdziałanie z Kilonią nawiązały: gdyński Szpital im. PCK w Redłowie, Instytut Medycyny Tropikalnej, Zespół Szkół Chłodniczych i Elektronicznych, Izba Handlowa i Towarzystwo Polsko-Niemieckie. Współpraca przebiega pomyślnie i w 1995 Gdynia otrzymała wraz z Kilonią, Plymouth i Aalborgiem nagrodę Komisji Europejskiej „Złote Gwiazdy Partnerstwa”. Gdynia i Kilonia dostały też nagrodę Ambasadora Rzeczypospolitej Polskiej w Republice Federalnej Niemiec za wzorowe partnerstwo. Uroczyste jej wręczenie odbyło się 29 listopada 2010 roku w Ambasadzie RP w Berlinie. Partnerskie działania opierają się na wzajemnych spotkaniach, a te – jak wiadomo – przełamują stereotypy i zawiązują przyjaźnie. To ludzie tworzą klimaty, sprzyjające porozumieniu, poznaniu i budowaniu postaw współpracy. Zwłaszcza ludzie młodzi, którzy podobne mają zainteresowania, cele i marzenia – i wierzą, że od nich zależy przyszłość Europy. Gdynianie i kilończycy spotykają się na wspólnych festynach w gdyńskim Parku Kilońskim i na corocznych, czerwcowych „Kieler Woche”. Wiele polsko-niemieckich przyjaźni zawiązało się również na kilońskim Christian Albrecht Uniwersytecie, którego początki sięgają roku 1665. Bardzo dobra ta uczelnia wydała doskonałych naukowców, zwłaszcza w dziedzinie medycyny. Liczni jej absolwenci cieszą się uznaniem w niemieckich, polskich i zagranicznych klinikach. W ostatnim zwłaszcza czasie studiuje w niej wielu Polaków. 28


Sława Ratajczak

To już piąte pokolenie polskich emigrantów mieszka w Kilonii. A jakże wielu naszych rodaków przybyło tu w latach osiemdziesiątych z falą emigracji „posolidarnościowej”! Nic dziwnego, że jest nas tam około 20 tysięcy! Kilonia zawsze przyciągała. Ludzie morza – ze Szczecina, Trójmiasta i jego portów, z firm żeglugowych, stoczni i przedsiębiorstw morskich wierzyli, że odnajdą tu pracę, poprawią byt, osiągną stabilizację materialną. Doprawdy, przybywali tu ci, którzy nie bali się wyzwań, którzy przy całym ryzyku podejmowanych w trudnych czasach decyzji, nie utracili honoru i poczucia przynależności do Polski. Do takich należy Waldemar Malinowski – uczestnik gdyńskich wydarzeń grudniowych 1970 roku, odważny, niestrudzony od lat w działaniu na rzecz Polonii, założyciel Towarzystwa Krzewienia Kultury Polskiej T.z. POLONUS, prezes Stowarzyszenia Szkolnego SAWA T.z. Słynie z zaangażowania w sprawy środowiska i dobroczynnych, wspaniałych gestów dla rodzimej Gdyni. Przy tym niebywały to znawca naszej polskiej, morskiej historii, a i losów kilońskiej emigracji także. Ta – jak wiadomo – ma swe początki w latach osiemdziesiątych XIX wieku. To w czasach Bismarcka, gdy rodziła się niemiecka potęga morska, mająca wspierać imperialne interesy cesarstwa, hamburski kupiec i armator Hermann Dahlstroem i marszałek Helmut Karl von Moltke sugerowali budowę kanału, łączącego Bałtyk z Morzem Północnym; kanału, który skracałby znacznie żeglugę dalekomorską. Do budowy Kaiser – Wilhelm Kanal, a trwała ona osiem lat (1887-1895), przybyło około dwóch tysięcy Polaków z Zaboru Pruskiego – z Pomorza, Kujaw, Poznańskiego i Śląska. Ich sytuacja przypominała tę, jakiej doświadczyli emigranci na hamburskim Wilhelmsburgu. Słabo opłacani, nadmiernie eksploatowani, przeżywali dramaty i nieustanne konflikty z pracodawcami. Organizowali się, by umocnić w sobie poczucie godności i narodowej tożsamości. by nie dać się całkowicie zasymilować. Wielu należało do Związku Polaków w Niemczech. Zabiegali o powstanie swojej, katolickiej świątyni, o polskiego duchownego, o możliwość spotkań i zrzeszeń, a także o naukę języka polskiego. Polscy emigranci ze Związku Polaków, któremu przewodził Maksymilian Zaworski, przyczynili się do wybudowania w 1893 w centrum miasta, przy Ratuszu, kościoła pod wezwaniem św. Mikołaja. Umieścili w nim obraz matki Boskiej Częstochowskiej z polskim napisem: Za staraniem Polaków z Kilonii 1905r. – Matko Boska módl się za nami. Los Polaków nie był łatwy, ale radzili sobie jak mogli, podejmowali pracę w fabrykach, w stoczni i porcie, w gospodarstwach rolnych Szlezwiku Holsztyna. Nieliczni powrócili do Polski po odzyskaniu przez nią niepodległości. Postanowienia Traktatu Wersalskiego dawały prawo wyboru przyszłej przynależności państwowej i możliwości przesiedlenia 29


Z REGIONÓW

się. Znaczna część emigrantów wolała pozostać na miejscu, bo miała pracę, mieszkania, zobowiązania wobec najbliższych. Młodzi, samotni i odważni, powrócili do kraju, do budującej się Gdyni i nowo powstających ośrodków rodzącego się przemysłu. W Niemczech nastał wkrótce okres terroru, bezprawia i zaplanowanej walki z przejawami zorganizowanego życia polonijnego. Wielu naszych utraciło w tych okrutnych latach życie. W Kilonii i Szlezwiku Holsztynie powstały po 1939 roku obozy pracy przymusowej, do których zwożono licznie Polaków. Pozostałością po tych mrocznych czasach są mogiły na cmentarzach Eichhof i Nordfriedhof, nad którymi opiekę sprawują Volksbund Deutsche Kriegsgraeberfuersorge eV Landesverband Kiel, Polonia, Polska Misja Katolicka i Konsulat Generalny w Hamburgu. O tym także się pamięta, nie rozpamiętuje, bo celem Polaków i Niemców pojednanie i współpraca. Waldemar Malinowski, który w Kilonii ma liczną rzeszę niemieckich przyjaciół, wspomina wciąż pastora Gerharda Richtera z Dankeskirche w Holtenau przy Kanale Kilońskim. Tenże duchowny (wykształcony w Warszawie), od wczesnych lat powojennych czynił wiele dla wzajemnego, chrześcijańskiego porozumienia obu naszych narodów. O to porozumienie należy nieustannie zabiegać i idąc za przykładem aktywnych, pomysłowych i rozważnych, tworzyć sprzyjające układy i sytuacje, uczestniczyć w spotkaniach, wnosić nowe koncepcje działań, odpowiednie na miarę potrzeb i czasów. Niestety, Polonia w ostatnich latach ostudziła swą aktywność, a młodzi jeszcze nie przejęli tej idei i potrzeby działania, która nie tylko uszlachetnia, ale i satysfakcjonuje. Niemieckie społeczeństwo otwiera się coraz bardziej na Polskę i z podziwem śledzi nasze osiągnięcia w wielu dziedzinach gospodarki. Tym bardziej potrzeba organizować wspólne akcje, projekty, interesujące młodzieżowe inicjatywy – takie, jak choćby kilońskie zawody młodych żeglarzy „Optymist”, czy regaty „Goldener Opti”. Pomysłów jest zapewne wiele, tylko czy chęci wystarczy? A może posłuchać należy w zgodzie i skupieniu tego, co mają do powiedzenia sprawdzeni i poważani działacze życia polonijnego? Waldemar Malinowski twierdzi, że przy lepszym wsparciu polskich władz, urzędów i instytucji (niemieckich także) możliwa jest poprawa kondycji naszych organizacji polonijnych w tym kraju, bowiem chęci do działania nie brakuje. Za przykład stawia Kilonię i Gdynię – dwa nadbałtyckie miasta, które związały się przymierzem, trwalszym niż tylko pisemne deklaracje i programy. Odwiedzając zatem Gdynię, pamiętajmy o Kilonii, a w Kilonii propagujmy naszą zdumiewająco nowoczesną, wciąż zmieniającą swe oblicze, zamożną Gdynię. Sława Ratajczak 30


POLACY W HAMBURGU – ZARYS HISTORII Arkadiusz B. Kulaszewski Aland Hamburg Na wstępie kilka ogólnych informacji, dotyczących ogólnie miasta-landu, w którym mieszkam od trzydziestu sześciu lat, z małymi przerwami na pobyt w Londynie i Toronto. Hamburg leży u ujścia Łaby (nazywanej tu przez naszych rodaków z niemiecka Elbą) i słynie przede wszystkim z portu i wielu stoczni pełnomorskich, choć jak Szczecin oddalony jest jeszcze parędziesiąt kilometrów od morza. Liczba mieszkańców wynosi około 1,7 miliona, nie licząc przyległych gmin, i ciągle się zmienia. Z jednej strony mamy dopływ emigrantów i tzw. przesiedleńców (ostatnio przede wszystkim z terenów byłego ZSRR) oraz ludności niemieckiej z „nowych“ landów, a z drugiej – odpływ bogatszych mieszkańców na tereny przyległe do Hamburga. Wolne i hanzeatyckie miasto Hamburg jest centrum handlu i mediów w Niemczech i w związku z tym najbogatszym miastem w Europie – niestety, większość dochodów miasta odprowadzanych jest do Bonn. Zabytków mamy niewiele, za to miasto nasze słynie m.in. z dzielnicy rozrywki St. Pauli, największej liczby mostów w Europie, wystaw, koncertów oraz wielu parków – w tym największego w Europie cmentarza-parku Ohlsdorf. Do granicy z Polską mamy ok. 400 km i zazdrościmy kolegom z Berlina... choć wielu innych ma jeszcze dalej od nas. Historia emigracji w Hamburgu Początki emigracji polskiej w Hamburgu sięgają wg dostępnych źródeł XVII wieku. Od początku Hamburg nie był miejscem docelowym emigrantów, lecz ze względu na port – punktem przejściowym dla dalszej emigracji do USA, Kanady, Australii itp., ponieważ większość emigrantów nie miała doświadczenia w zawodach, związanych z portem i stocznią. Zawody kupieckie wymagały zaś zawsze pewnego wkładu finansowego, a przybysze przyjeżdżali oczywiście dopiero się dorabiać. Do chwili wybuchu Drugiej Wojny Światowej utworzyły się jednak pewne zwarte skupiska emigrantów z Polski, przede wszystkim w położonych na obrzeżach miasta dzielnicach robotniczych, jako że nie wszystkim udało się spełnić warunki dla emigracji zamorskiej lub zebrać wystarczającą ilość gotówki na opłacenie rejsu. Część osób po31


Z REGIONÓW

została też znajdując tu warunki do bytowania lub... współmałżonków. Tragiczne czasy wojenne nie ominęły też Polaków w Hamburgu i zaraz po wojnie powstała tu praktycznie zupełnie nowa emigracja. Była to przede wszystkim grupa byłych jeńców wojennych, więźniów obozów koncentracyjnych oraz żołnierzy w służbie aliantów. Powody pozostania w Hamburgu były podobne do tych, które dotyczyły wcześniejszych emigrantów, choć były one w głównej mierze polityczne ze względu na dostanie się Polski pod okupację sowiecką. Powstał wtedy ogólnoniemiecki Związek Polskich Uchodźców (ZPU) i ogólnoniemiecki oddział światowego Stowarzyszenia Polskich Kombatantów (SPK). Po pewnym czasie reaktywowano też najstarszą polską organizację – Związek Polaków w Niemczech, którego oddział powstał też w Hamburgu. Po napływie następnych fal uchodźców z Polski powstawały kolejne organizacje, m.in. powstały po rozłamie w ZPwN Związek Polaków „Zgoda“, który jako pierwszy nawiązał bezpośrednie kontakty z „Polską Ludową“, nie będąc w związku z tym organizacją „niepodległościową“. Nie jest tutaj miejsce na głębszą analizę tej sytuacji. Dopiero jednak ogromny napływ tzw. „emigracji Solidarnościowej“ oraz dużych rzesz tzw. „przesiedleńców“ z Polski na początku lat osiemdziesiątych spowodował wzrost liczebności osób, pochodzących z Polski w naszym mieście, a co się z tym wiąże – również wzrost liczby organizacji polskich. Część z nich miała jednak krótki żywot, ponieważ związana była ściśle z sytuacją polityczną w Polsce. Mimo tego, liczbę osób pochodzących z Polski ocenia się dzisiaj w Hamburgu na przynajmniej 100 tysięcy – jest to ogromny potencjał, w większości jednak, jak wszędzie, niezorganizowany. Ci, którzy się zorganizowali, należeli do ośmiu organizacji, zrzeszonych w Komitecie Koordynacyjnym Stowarzyszeń Polskich w Hamburgu (KKSPH), o którym mowa będzie też poniżej. Niezorganizowani żyją własnym życiem i sprawami dnia codziennego, mając przy okazji różnych imprez sporadyczny kontakt z organizacjami polskimi, z Polską Misją Katolicką oraz z krajem przy okazji wyjazdów do rodziny lub służbowo. Materialnie na ogół powodzi im się nieźle i osiągnęli zadawalający stan integracji, nie wyróżniając się zbytnio wśród reszty społeczeństwa niemieckiego. Mamy też wiele wybitnych jednostek w dziedzinie nauki i kultury i osoby te utrzymują na ogół pewien luźny kontakt z organizacjami polskimi i z powstałym na nowo w 1992 roku Konsulatem Generalnym RP w Hamburgu. 32


Arkadiusz B. Kulaszewski

Mój pierwszy kontakt z emigracją Po krótkim pobycie w Berlinie Zachodnim, przybyłem w sierpniu 1977 roku do Hamburga, z myślą o dalszej emigracji do USA, jak większość naszych rodaków w tamtym okresie, choć ogólnie biorąc, nie było ich jeszcze w tamtych latach wielu. Poprzez kontakt z Polską Misją Katolicką, zjawiłem się pewnego dnia w „Klubie Polskim“, gdzie swoją siedzibę miały również SPK i ZPU, a duszą wszystkiego był niestrudzony „Prezes“ – Maksymilian Pelc. Linia polityczna i atmosfera tam panująca bardzo mi, jako emigrantowi politycznemu, odpowiadały, tym bardziej, że moje kontakty z Polską były od chwili ucieczki praktycznie żadne, a w Klubie była możliwość miłej rozmowy ze „starymi Niepodległościowcami“ i lektury pism, które w Polsce były zakazane. Był to okres niewielkiego jeszcze napływu uchodźców z Polski i niewielka była też liczba bywalców Klubu – większe imprezy ograniczały się do wieczorów okolicznościowych z okazji kolejnej rocznicy Powstania Warszawskiego, odzyskania niepodległości, Trzeciego Maja lub też po prostu do „Opłatka“ i „Jajeczka“. Jako młody emigrant i student chętnie pomagałem starszym w prowadzeniu Klubu i urządzaniu tych imprez – rozpoczynając mój staż od robienia porządków m.in. w bardzo ciekawej bibliotece. Strajki roku 1980 zaobfitowały falą nowych uchodźców z Polski – zarówno politycznych, jak i gospodarczych, i wówczas zaczął się też wielki ruch w Klubie. Każdy potrzebował jakiejś pomocy – przy wypełnianiu wniosków azylowych i emigracyjnych, ściągnięciu rodziny, załatwieniu mieszkania lub pracy itp. Klub był też jedynym miejscem, które wysyłało listy protestacyjne i organizowało demonstracje, a także przerzut „bibuły“, co wszystko z kolei liczyło się przy wnioskach o azyl polityczny, jako tzw. powody „po ucieczce“. Ruch w Klubie był ogromny, tym bardziej, że była to zawsze jedyna organizacja, dysponująca własnym lokalem (dzisiaj to niestety już przeszłość, lecz misja Klubu w tej formie już się skończyła). Starsi panowie nagle odmłodnieli i z werwą, przypominając czasy Powstania Warszawskiego, pomagali we wszystkim, co było możliwe. Punkt kulminacyjny nastąpił po otwarciu w Klubie filii Polsko-Amerykańskiego Komitetu Emigracyjnego (PAIRC), którego stałem się od początku skromnym współpracownikiem i w czym pomogła moja znajomość angielskiego a także pozytywne referencje kół, związanych z Rządem Emigracyjnym w Londynie, gdzie z kolei przez rok odbywałem mój staż „niepodległościowy“, pracując społecznie w 33


Z REGIONÓW

POSKU, SPK i Stowarzyszeniu Byłych Więźniów Sowieckich Obozów Koncentracyjnych (SBWSOK). Duży wpływ na moje poglądy wywarli tam m.in. Prezes SBWSOK, śp. prof. Zdzisław Stahl, syn wiceprezydenta miasta Lwowa i współautor głośnej książki Zbrod­ nia Katyńska w świetle dokumentów oraz śp. Andrzej Jaraczewski, mój dalszy powinowaty, mąż córki Marszałka Piłsudskiego, Jagody. Po wielu latach zostałem prezesem Klubu, przejmując „pałeczkę“ po starszych kolegach, z której to funkcji po prawie czterech latach zrezygnowałem, uznając funkcję Klubu za zakończoną. Kontynuując pracę organizacyjną, zająłem się wtedy dalszą konsolidacją stowarzyszeń w ramach KKSPH oraz pomocą organizacyjną w imprezach kulturalnych, które są dzisiaj właściwie jedyną sensowną działalnością „polonijną“ w Niemczech, oczywiście pod warunkiem, że są organizowane i wykonywane przez profesjonalistów. Od początku brałem też udział w działaniach przygotowawczych do utworzenia federalnej reprezentacji organizacji polskich w Niemczech, które zaowocowały utworzeniem Polskiej Rady w Niemczech, współtworząc m.in. pierwszą wersję statutu, a także samą nazwę. Myślę też (może trochę nieskromnie, lecz szczerze), że moja wówczas dość bezkompromisowa postawa podczas pierwszych rozmów z Senatem Hamburga oraz z niemieckim MSW, a także fakt mojego jednoznacznego wystąpienia podczas konferencji KBWE w Warszawie, dotyczącej mniejszości narodowych (gdzie byłem jedynym przedstawicielem organizacji pozarządowych z Niemiec), w jakimś tam stopniu przyczyniły się do zauważenia naszej grupy przez niemieckie czynniki rządowe. Komitet Koordynacyjny Stowarzyszeń Polskich w Hamburgu (KKSPH) Będąc już prezesem Klubu Polskiego, w czasie, gdy w Polsce dokonał się przewrót polityczny, zacząłem mimo mojego „niepodległościowego rodowodu“ zauważać, że działalność organizacyjna wszędzie słabnie. Dzięki kontaktom w Konsulacie Generalnym RP w Hamburgu spotkałem też pierwszy raz przedstawicieli organizacji polskich, z którymi wcześniej, łagodnie mówiąc, Klub kontaktów nie utrzymywał. Wszyscy oni mieli w swoich organizacjach podobne problemy – brak nowych pomysłów na działalność i odpływ członków. Uznałem więc, że należy przymknąć oko na politykę i spróbować działać wspólnie. Myśl ta padła wówczas na podatny grunt i jako w jedynym landzie w Niemczech udało się zorganizować wspólne działania na zewnątrz 34


Arkadiusz B. Kulaszewski

wszystkich zarejestrowanych stowarzyszeń polskich w Hamburgu, przy zachowaniu pełnej suwerenności poszczególnych organizacji. Utworzoną w kwietniu 1992 roku reprezentację nazwaliśmy Komitetem Koordynacyjnym Stowarzyszeń Polskich w Hamburgu. Należy tu podkreślić wolę współpracy i kompromisu władz wszystkich tych stowarzyszeń, a także zdolności mediacyjne ówczesnego konsula ds. polonijnych, dra Stanisława Sulowskiego, którego rolę kontynuował Konsul Marek Kostrzewa. KKSPH podjął na początku swojego istnienia od razu rozmowy z Senatem Hamburga, reprezentując wszystkie stowarzyszenia w naszym mieście, co zostało uznane przez Senat, jako warunek wstępny dla tych rozmów. Od tej chwili poważniej zainteresowano się naszą działalnością i potraktowano nas, jako jedynego partnera do rozmów w tej materii. Tak samo zaczęliśmy występować w stosunku do Konsulatu RP w Hamburgu oraz władz i organizacji polskich. Wiele tzw. imprez okolicznościowych i rocznicowych organizowano wspólnie, co zwiększało prestiż tych imprez, a poszczególnym stowarzyszeniom pozwalało często na redukcję kosztów własnych. Zorganizowaliśmy też imprezy, na które uzyskaliśmy dofinansowanie Senatu Hamburga, Stowarzyszenia „Wspólnota Polska“ oraz Konsulatu RP. Były to 50. rocznica Powstania Warszawskiego, Dzień Polski podczas „Tygodnia Pokoju“, Polonia 94 (z udziałem znanej śpiewaczki operowej z Polski, Doroty Radomskiej), montaż słowno-muzyczny w rocznicę zrzucenia bomby atomowej na Hiroszimę (z udziałem Czesława Niemena i trio muzycznego Jurka Lamorskiego – obaj artyści już nam niestety nigdy nie zagrają). Istnienie Komitetu było też pewnym elementem nacisku przy prowadzonych przeze mnie w imieniu TVP rozmowach z Hamburgische Anstalt für Neue Medien oraz z Telekomem, dotyczących wprowadzenia TV Polonia do sieci kablowej Hamburga, co w końcu doprowadziło do sukcesu i program ten można było oglądać prawie 24 godziny na dobę. To osiągnięcie zostało niestety w ostatnim czasie zaprzepaszczone wobec braku wsparcia ze strony polskiej. Z inicjatywy Komitetu i Konsulatu RP uporządkowano w końcu teren ponad 1000 grobów polskich na cmentarzu Ohlsdorf, ustawiono oznakowanie po polsku i umieszczono płytę z napisami w dwóch językach. Pod koniec 1992 roku KKSPH wspólnie z Konsulatem RP oraz Polską Misją Katolicką ufundował jeden z dzwonów dla ruiny kościoła-pomnika St. Nikolai. W 1993 roku zorganizowaliśmy polski koncert w ramach festiwalu „Weltbeat“ w Parku Miejskim, spotykaliśmy się z Pełnomocnikiem ds. Cudzoziemców, załatwiliśmy mszę św. po pol35


Z REGIONÓW

sku na nowopowstałym osiedlu mieszkaniowym i zorganizowaliśmy dyskusję panelową nt. mniejszości polskiej w Niemczech, z udziałem władz niemieckich i polskich oraz przedstawicieli mniejszości niemieckiej w Polsce i mniejszości duńskiej w Niemczech. Zorganizowaliśmy też występy zespołu „Wileńszczyzna” z Litwy, a także spotkania z poezją wileńską. Na bieżąco utrzymywany był kontakt z Towarzystwem Niemiecko-Polskim oraz Niemiecko-Żydowskim. Ta komfortowa sytuacja istniała w Hamburgu do chwili, kiedy to duża część stowarzyszeń zakończyła swoje działanie z różnych powodów, między innymi, wiekowych oraz wygaśnięcia celów statutowych. Sam Komitet nie został nigdy rozwiązany i obecnie członkami jego są jeszcze 2 stowarzyszenia. KKSPH jest otwarty dla wszystkich zarejestrowanych stowarzyszeń i zaprasza takie, gdyby powstały, do współpracy. Arkadiusz B. Kulaszewski Komitet Koordynacyjny Stowarzyszeń Polskich w Hamburgu

36


BERLIN MEMENTO NA 13 GRUDNIA Krystyna Koziewicz To data, którą z jednej strony chciałoby się zapomnieć raz na zawsze, a drugiej nie wolno – nie wolno zapomnieć zbrodniczego aktu na własnym narodzie! Należy pamiętać jako memento! Nie da się zapomnieć gwałtu na rodakach, dokonanego przez pseudopatriotów, któ­ rzy zamiast języka dialogu zastosowali działa gotowe do strzelania. Najboleśniej skutki stanu wojennego odczuli ci, którzy byli wówczas w Polsce Józef Skrzek – Fredom – internowani, uwięzieni, ukrywający się, ich rodziny, przyjaciele, osoby wspomagające, ci, którzy przejęli zadania tych, co zniknęli. W gruncie rzeczy niemal cały kraj. Ale nie zapominajmy, że równie boleśnie odczuli to również ci, którzy w tym czasie znajdowali się poza granicami kraju, oni bowiem zostali całkowicie odcięci od rodziny i swojego środowiska, przymusowa emigracja częściej była poniewierką po nieznanym obcym kraju niż radosnym dorabianiem się na Zachodzie. Wygnanie, wzorzec stosowany w każdym reżimie, od starożytności. Upokorzeń i krzywd, jakich doznali Polacy, nie zapomina się, zbyt głęboki był szok, a jego skutki pozostały po dzień dzisiejszy. Toteż słuszne wydaje się uczczenie tego dnia – po to, by to przypomnienie było jak memento dla polityków, zwłaszcza w kontekście aktualnych wydarzeń na Ukrainie i śmierci Nelsona Mandeli, symbolu pokojowej rewolucji w RPA. My, Polacy w Berlinie, w piękny sposób obchodziliśmy 32. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, a to dzięki projektowi zorganizowanemu przez Alexandra Zająca i Zrzeszenie Federalne – Polska Rada w Niemczech Wspomina Barbara Nowakow- T.z., a sfinansowanemu ze środków MSZ i „Wspólnoty Polskiej”. Koncert rocznicoska-Drozdek 37


Z REGIONÓW

Występują Eliza Banasik i Piotr Kajetan Matczuk

wy odbył się 11 grudnia, a wzięli w nim udział kompozytor i wokalista Józef Skrzek, młody pianista i piosenkarz Piotr Kajetan Matczuk i Eliza Banasik, zaledwie dwudziestoletnia, nadzwyczaj utalentowana piosenkarka, zafascynowana osobowością Jacka Kaczmarskiego. Co Polonię zaskoczyło i zdumiało, to fakt, że młodzi artyści nie znający stanu wojennego, sięgają po utwory z tego okresu. Dobrze to świadczy o tradycji, wyniesionej z domu rodzinnego i edukacji szkolnej, które sprawiły, że młode pokolenie zainteresowane jest własną historią. Wszyscy zaproszeni artyści – Józef Skrzek, Piotr Kajetan Matczuk i Eliza Banasik – specjalnie na tę okazję wykonywali utwory bardów solidarnościowych oraz nurtu wolnościowego – Kaczmarskiego, Wysockiego oraz Gintrowskiego. W zaprezentowanych tekstach dominował język niewysłuchanego głosu zbuntowanego społeczeństwa, protestującego przeciw niesprawiedliwości i niewoli. Wolność nie powstaje tam, gdzie obowiązuje dyktat, lecz rodzi się w nieugiętym proteście przeciwko – pisał Antoni Czechow. Dla licznie zgromadzonej Polonii było to z całą pewnością wyjątkowe spotkanie z przeszłością, wieczór pełen wspomnień i melancholii na wspomnienie zerwanych więzi, utraconego kontaktu z rodziną, nie dającej się zapomnieć dojmującej tęsknoty za Ojczyzną, do której – jak sądziliśmy latami – nigdy nie będzie nam dane powrócić. Do wspomnień tamtych chwil odwoływali się i ci, którzy stan wojenny przeżyli w Polsce; i ci, których zastał on w Berlinie. Koncert poprowadziła Ewa Maria Slaska, która zadbała o powagę wydarzenia, tworząc wspólnie z artystami nastrój zadumy i refleksji. Krystyna Koziewicz 38


39


40


POLSKA-NIEMCY KULTURA DIALOGU PRZYNOSI PAŃSTWU KORZYŚCI Rozmowa z Basilem Kerskim, dyrektorem Europejskiego Centrum Solidarności i redaktorem naczelnym Magazynu Polsko-Niemieckiego „Dialog” Basil Kerski, Berlińczyk, Polak, od trzech lat dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku, a od ponad 15 lat redaktor naczelny, wydawanego w Berlinie, Polsko-Niemieckiego Magazynu „Dialog”, którego treści traktują o szeroko pojętej współpracy między kulturami. To właśnie za osiągnięcia w dziedzinie dialogu polsko-niemieckiego Basil Kerski otrzymał wiosną 2013 roku w Aachen nagrodę Polonii Europejskiej „Polonicus”. Jest to już kolejne wyróżnienie dla Basila Kerskiego (obok Złotego Krzyża Zasługi RP, Nagrody Societas Jablonoviana Uniwersytetu Lipskiego, Nagrody Honorowej im. Georga Dehio, Nagrody Zjednoczenia, „Einheitspreis”, nominacji do Nagrody im. Jerzego Giedroycia). Jeszcze przed rozdaniem „Polonicusów” postanowiłam sprawdzić, kim jest Basil Kerski. Umówiłam się z nim na krótką rozmowę, której rezultatem jest ten oto trzygodzinny wywiad. Podczas tej rozmowy udało nam się poruszyć wiele interesujących tematów. Przedstawiam Państwu Basila Kerskiego, człowieka o bogatej biografii, skromnego, ale który niejedno ma do powiedzenia na temat Berlina, historii, stosunków polsko- niemieckich, ale i życia w ogóle (Katarzyna Kozicka). Panie Basilu, czas Pana dzieciństwa jest bardzo barwnym fragmentem Pana biografii. Urodził się Pan w Gdańsku, ale w związku z tym, że ma Pan iracko-polskie korzenie dzieciństwo spędził Pan również w Iraku, a następnie – w Berlinie Zachodnim. Czy pamięta Pan jeszcze, o jakim zawodzie marzył Pan będąc dzieckiem? Zawsze interesował mnie otaczający nas świat. Do dziesiątego roku życia często się przeprowadzaliśmy z rodzicami. Po dwóch latach, spędzonych w Gdańsku, wyjechaliśmy do Iraku. Nie mogliśmy stamtąd przez cztery wyjechać – był to czas dyktatury partii nacjonalistycznej Baath. Byłem świadkiem kurdyjsko-irackiej wojny domowej oraz 41


POLSKA-NIEMCY

przemian 1980 roku w Polsce i 1989 w Europie Środkowej. Byłem świadkiem przemian historycznych, których jako dziecko i potem młody człowiek nie mogłem zrozumieć, ale chciałem je pojąć – tak samo, jak chciałem zrozumieć otaczający mnie świat. Ta chęć poznawiania świata i głębokich przemian historycznych bardzo wpłynęła na moje późniejsze wybory życiowe. W dobie popkultury instytucja autorytetu zdaje się zamierać. Kto dla Pana pełni rolę autorytetu? Oprócz znanych ludzi z życia publicznego, myślę, że każdy ma w swoim otoczeniu swoje prywatne autorytety. W moim życiu szczególnie moi rodzice spełnili taką właśnie funkcję. U mojego ojca imponował mi jego kosmopolityzm oraz duża pokora w stosunku do zdobywanej wiedzy. Chociaż sam był lekarzem, był bardzo krytyczny w stosunku do ich wszechwładzy. Poza tym jest idealistą. W Iraku zdarzało się, że pomagał biednym ludziom. Pokazał mi przez to etos pracy, jako nadrzędnej wartości, ważniejszej zarówno od kariery, jak i pieniędzy. Moja matka również miała na mnie wielki wpływ. Do dziś interesuje się literaturą, sztuką i kulturą. Jest osobą bardzo oczytaną. Innym autorytetem był mój iracki dziadek. Choć ze względu na swoje antyreżimowe poglądy nigdy nie mógł ukończyć studiów, pracował jako wolny tłumacz z języka angielskiego na arabski. Imponował mi jego nieustanny, mimo trudnego życia optymizm. Autorytetem z życia publicznego, który miał decydujący wpływ na poją drogę, postawę i tożsamość był Jerzy Giedroyc, redaktor paryskiej „Kultury”, z którym miałem okazję współpracować w latach 90. Która funkcja jest dla Pana ważniejsza: dyrektora ECS czy naczelnego w „Dialogu”? Obie funkcje są dla mnie bardzo ważne. „Dialog”, który istnieje od 1987 roku, w porównaniu do ECS jest bardzo młodą instytucją. Prowadzę go już od 15 lat, co stanowi spory kawałek mojej biografii. W ECS pracuję dopiero trzeci rok. Pana początki w ECS nie były łatwe. Pana wybór został oprotestowany w mediach przez związki i Lecha Wałęsę, czy coś zmieniło się od tamtego czasu? Dużo zależy od obrazu, jaki jest kreowany w massmediach. Oczywiście, łatwiej pisze się o głośnych, szczególnie radykalnych, wypowiedziach negatywnych, niż o głosach poparcia. Moja nominacja była 42


Katarzyna Kozicka

procesem długim, a powołany zostałem w wyniku konkursu. Uzyskałem bardzo silny mandat: sześć na dziesięć głosów w tajnym głosowaniu komisji. Byłem zaskoczony tym pozytywnym wynikiem. Po wyborze wiele osób mi znanych i nieznanych zgłaszało się u mnie i wyraziło poparcie dla mojej osoby. Cieszyli się, że wybrano kogoś młodszego, z doświadczeniem międzynarodowym. Atmosfera wokół ECS jest i będzie zawsze trudna, bo – jak wiemy – środowisko świadków i uczestników rewolucji Solidarności lat 1980. jest podzielone. Niemniej jednak moja współpraca ze środowiskami świadków, m.in. z Lechem Wałęsą układa się dziś dobrze. Mam również poczucie, że ludzie, którzy mieli wobec mnie początkowo pewne uprzedzenia, przekonali się, że jestem na właściwym miejscu. W kwietniu 2013 roku otrzymał Pan „Polonicusa”. Nie jest to Pana pierwsza nagroda, jakie znaczenie mają dla Pana otrzymywane odznaczenia? Kiedyś, jak byłem młody, to zastanawiałem się, jakim to trzeba być strasznie próżnym, żeby się cieszyć z takich nagród czy odznaczeń. Dziś moje zdanie uległo zmianie, ponieważ jak się jest młodym, to doznaje się, co prawda krytyki, ale również dużo pochwał. W wieku, w którym teraz jestem, tej krytyki jest znacznie więcej, tak więc nagrody są rzadką formą pochwały. A każdego cieszy pozytywna reakcja na to, co się robi. Cieszę się, że kapituła nagrody „Polonicus” dostrzegła moją działalność, moją pracę. Jest przecież tylu ciekawych ludzi, których pracy nie dostrzeżono. Za co lubi Pan Berlin? Za wielokulturowość i za symbiozę: prowincjonalnego spokoju z wielkomiejską energią. Berlin jest też miastem bardzo zielonym, pięknie położonym, z wieloma jeziorami. Berlin jest po prostu miejscem przyjaznym dla ludzi. Rzadko jeździ Pan na wschód Berlina? Jadąc do Gdańska, często przejeżdżam przez wschodnie dzielnice miasta, ale nigdy tam nie żyłem, jestem bardzo związany z zachodnią częścią Berlina. Szczególnie lubię Charlottenburg z jego barokowym pałacem i piekną architekturą kamienic końca XIX wieku. Dobrze się czuję w Berlinie, mieście na pograniczu polsko-niemieckim, w sercu Europy, w którym kultura orientalna odgrywa wielką rolę. Dobrze się czuję w tej mieszance kulturowej. Berlin jest miastem przyjaznym, 43


POLSKA-NIEMCY

spokojniejszym od Paryża czy Londynu, ale ciągle konsekwentnie się zmieniającym. To bardzo inspirujące miejsce. Jak to się stało, że studiował Pan w Berlinie? Mając 10 lat przyjechałem do mojego ojca do Berlina Zachodniego. Zostałem w tym mieście, zrobiłem maturę, rozpocząłem w 1989 roku studia. Upadł mur, chciałem zostać nad Szprewą, stać się obserwatorem i uczestnikiem wielkich przemian w Berlinie oraz w Europie. Studiował Pan w języku niemieckim, jak wyglądała u Pana kwestia języka polskiego? W domu mówiłem zawsze po polsku, ale kiedy ukończyłem szkołę średnią w Berlinie, miałem wrażenie, że lepiej władam językiem niemieckim niż polskim. Długo pracowałem nad moimi kompetencjami językowymi. Zdolność do posługiwania się dwoma językami na wysokim, fachowym poziomie jest bardzo trudna. Rozumieją to ludzie, których narzędziem pracy jest język. Wielojęzyczność jest możliwa, jeżeli jest wpisana w systematyczną edukację – tak, jak to ma miejsce w Szwajcarii. Jestem zwolennikiem edukacji dwujęzycznej. Chciałbym bardzo, aby polskie czy, na przykład, tureckie dzieci mogły uczyć się w niemieckich szkołach swoich języków rodzinnych. Szacunek dla obydwu kultur wzbogaca i ułatwia integrację. Czy uważa Pan, że rządy – zarówno polski i niemiecki, dostatecznie się starają o to, aby w szkołach niemieckich nauczano języka polskiego? Jak na tym tle postrzega Pan przestrzeganie postanowień traktatu niemiecko-polskiego przez stronę niemiecką? Mam wrażenie, że niemieccy politycy zbyt słabo angażują się w proces wprowadzania języka polskiego do szkół niemieckich. Dziwi mnie to szczególnie na pograniczu niemiecko-polskim. Bez kompetencji językowych ta część Europy będzie się słabo rozwijała. Problemem polsko-niemieckiego dialogu edukacyjnego jest oczywiście federalizm państwa niemieckiego. Kultura i edukacja to kompetencja landów, rząd federalny nie ma na to bezpośredniego wpływu. A to rząd federalny podpisuje traktaty z Polską, a potem ma trudności z realizacją ustaleń międzynarodowych. Mam także wrażenie, że strona polska jest w tym wymiarze relacji polsko-niemieckich zbyt pasywna. Silne wspracie finansowe projektów, związanych z pielęgnowaniem dwujęzyczności, mógłoby być ważnym sygnałem politycznym, pokazać jak bardzo polskiej polityce zależy na agendzie politycznej Polonii w Niemczech. 44


Katarzyna Kozicka

Jak na tym tle rysują się, Pana zdaniem, dążenia pewnej grupy Polaków w Niemczech do uzyskania praw mniejszości narodowej? Uzyskanie statusu mniejszości narodowej to jedna z metod zdobycia wspracia finansowego rządu federalnego dla Polonii w Niemczech. Ale wydaje mi się, że to mało realna metoda. Rząd federalny nigdy się na taki status nie zgodzi. Heterogeniczną grupę polskojęzyczną w Niemczech nie opisałbym jako klasycznej mniejszości. Większość Polaków przybyła w ciągu ostatnich 25 lat do Niemiec, to przykład migracji, która jest wynikiem wolnych wyborów obywateli w wolnej, integrującej się Europie. Niezależnie od tej kwestii Polacy w Niemczech powinni skupić siły na kluczowych projektach, z którymi identyfikują się wszyscy żyjący w Republice Federalnej Polacy: wprowadzeniu języka polskiego do szkół niemieckich oraz przekazywaniem wiedzy o dziedzictwie kulturowym żyjących w Niemczech Polaków, historii migracji z Polski do Niemiec. To moim zdaniem najważniejsze zadania dla Polonii. Zachęcałbym organizacje polonijne także do intensywniejszej współpracy z innymi grupami migrantów, jak chociażby z bardzo dobrze zorganizowanym i wpływowym w polityce niemieckiej lobby tureckim. Czy uważa Pan, że wśród Polaków wciąż pokutuje kompleks niższości względem narodu Niemieckiego? Helmut Schmidt krytykował ostatnio swoich rodaków, że niestety nadal panuje w Niemczech poczucie kulturowej wyższości wobec Polaków. Żyjemy w czasach, kiedy percepcja Polski bardzo szybko i pozytywnie się w Niemczech zmienia. Niemniej jednak Schmidt ma rację, jeszcze dużo czasu minie, aż relacje między naszymi narodami będą pełne wzajemnego szacunku, nie tylko na szczeblu elit. Innym problemem są kompleksy emigrantów. Wydaje mi się, że emigracja zawsze jest dużym wyzwaniem dla charakteru. Wielu emigrantów tęskni za krajem, z którego pochodzi, ale z upływem czasu kontakty z ojczyzną mogą stać się coraz trudniejsze, ponieważ ojczyzna się zmienia. Wielu emigrantów może odczuć podwójną obcość, wobec ojczyzny i kraju, w którym żyją. Z kolei okres wpisywania się w odmienną kulturę, adaptacji i nauki nowego języka jest bardzo długi, trudny i może wywołać różne frustracje, pogłębić kompleksy. A Panu osobiście przytrafiło się kiedyś, że chciano Panu udowodnić, że jest Pan gorszy tylko dlatego, że jest Pan Polakiem? Nie czuję się gorszym, dzięki czemu nie mam przykrych doświadczeń. Nauczyłem się reagować na uprzedzenia. Podczas jednej konwer45


POLSKA-NIEMCY

sacji pewien Niemiec zapytał się mnie, skąd pochodzę. Powiedziałem, że z Polski. A jemu się Polska od razu skojarzyła z jego sprzątaczką. Zareagowałem na to opowiadając, iż moja sprzątaczka jest Niemką. Niemcowi zrobiło się głupio, zrozumiał stereotypowy charakter swojego skojarzenia. Ale to było już wiele lat temu. Dziś już przestała mnie interesować sprawa „kompleksów” narodowych. Dlaczego? Ponieważ hodując własne kompleksy, własne cierpienia można stworzyć własną tożsamość, np. negatywnie nastawioną do Niemców czy innych narodów. A poza tym coraz mniej interesuje mnie „zbiorowy charakter narodu”, bo uważam, że żyjemy w czasach wielkich przemian i ciężko jest się jednoznacznie wypowiadać na temat Niemców czy Polaków. Mamy to, co chcieliśmy mieć: demokrację, pluralizm i tylko od nas zależy, w jakim środowisku chcemy żyć, jakimi Niemcami czy Polakami się otaczamy. Rozmawiając o kompleksach czy stereotypach należy być bardzo ostrożnym, aby nie utrwalić czy wzmocnić pewnych negatywnych wzorów kulturowych. Jakie zagrożenia to ze sobą niesie? Uważam, że dużo złego narodziło się w Europie w przeciągu ostatnich 200 lat na pojęciu etnicznym narodu. Konstrukcja narodu jako wspólnoty jest wymysłem ludzi i obejmuje różne kategorii tożsamości. Dziś Niemcy są narodem wielokulturowym. Niemcy nie są już narodem w pojęciu etnicznym tylko polityczną wspólnotą. My, Polacy, również mamy problem w politycznym postrzeganiem narodu, kojarzymy dziś pojęcie narodu polskiego z jedną grupą etniczną i jedną religią, dla wielu „prawdziwy Polak” to „Polak- katolik”. Tymczasem nasze najstarsze tradycje polityczne są raczej wielokulturowe. Stara Rzeczpospolita była ojczyzną także niemieckich protestantów, ortodoksyjnych Ukraińców i Żydów. Warto o tym pamiętać, kształtując świadomość Polaków. A propos jest Pan katolikiem? Jestem ochrzczony i byłem u pierwszej komunii. Jestem człowiekiem wierzącym, ale mam wielki dystans do jakichkolwiek instytucji kościelnych. Zarówno w Polsce, jak i na emigracji, często spotykam się z takimi postawami młodych ludzi, że oni nie czują się patriotami, nie czują 46


Katarzyna Kozicka

się związani z ojczyzną. Jak Pan myśli, czy w tej sytuacji zmniejszenie ilości godzin historii w Polskich szkołach to dobry pomysł? Na pewno nie jest to dobre zjawisko. Niezależnie od pochodzenia czy stopnia edukacji, czy zawodu nie uciekniemy przed historią. Richard von Weizsäcker, były prezydent Niemiec, powiedział kiedyś, że tylko ten, kto zna historię, potrafi poruszać się po współczesnym świecie, kierując się w stronę przyszłości. To mądre słowa, które pokazują, jak ważna jest kompetencja historyczna. Poza tym dobra edukacja historyczna pozwala odróżnić historię od mitów. Bardzo często poruszamy się, szczególnie w Europie Środkowej, wśród wyobrażeń, które nie są odzwierciedleniem procesów historycznych, tylko narodowej mitologii. Historia uczy także wrażliwości wobec ciągle powracającej retoryki populistycznej, która jest niebezpieczna dla społeczeństwa obywatelskiego. Tu przykładem są wszelkie ataki na mniejszości – etniczne, religijne czy seksulane. Historia pokazuje, że ograniczenie wolności mniejszości zawsze obraca sią przeciwko większości w społeczeństwie, w konsekwencji otwiera drogę do zasadniczego ograniczenia wolności obywatelskich. To z tej przyczyny większość powinna dbać o ochronę mniejszości. Często myślę o tym, jak bardzo zapomina się dziś o tym mechanizmie, kiedy obserwuje w Polsce ataki na ludzi, którzy są inni, mają na przykład, inną orientację seksualną niż większość społeczeństwa. Martwią mnie też hasła, nawołujące do ograniczenia wsparcia państwa polskiego dla mniejszości narodowych. Mam wrażenie, że wypowiadający się w tym populistycznym duchu publicyści czy politycy nie odrobili lekcji z europejskiej historii. Program polskiej edukacji w zakresie historii jest niezmienny od wielu lat. Młodzież wciąż zaczyna ją od historii ludzkości, a kończy na wiedzy współczesnej, kiedy przygotowania do matury pochłaniają całą ich uwagę. Jak Pan uważa, jaki to ma wpływ na kształtowanie świadomości obywatelskiej u Polskiej młodzieży? Nie znam zbyt dobrze współczesnego sytemu edukacji w Polsce. Ale mam wrażenie, że coraz bardziej edukacja jest postrzegana nie jako proces wsparcia rozwoju osobowości młodego człowieka, a jako produkcja sił roboczych dla rynku pracy. Tworzy się wcześnie presje specjalizacji. Tymczasem duże korporacje już od dawna coraz większą wagę przywiązują do tego, żeby pracownik był człowiekiem myślącym, świadomym i odpowiedzialnym. Intelektualne i socjalne kompetencje stają się coraz ważniejsze. Wydaje mi się, że edukacja w Polsce i Niemczech idzie w innym kierunku... 47


POLSKA-NIEMCY

Jakby mógł się Pan pokusić o ocenę polskiej polityki zagranicznej po 1989 roku. Interesuje mnie głównie jak Pan widzi różnice w polityce zagranicznej prowadzonej przez braci Kaczyńskich a tej prowadzonej przez Donalda Tuska. W czasach PRL-u granice były zamknięte, przez co nasze relacje ze wszystkimi sąsiadami były ograniczone. A były to historycznie obciążone relacje, nie tylko z Niemcami, a także z Ukrainą, Rosją czy Czechosłowacją. Po 1989 roku każdy demokratyczny rząd stał przed trudnym wyzwaniem nie tylko wejścia w struktury Zachodu, lecz także budowania nowych relacji z sąsiadami, co związane było z dialogiem o trudnych sprawach – tych, o których się wcześniej nie rozmawiało. Wydaje mi się, że w dziedzinie polityki międzynarodowej w pierwszej dekadzie po 1989 roku między ważnymi ugrupowaniami politycznymi panował konsensus. Nie spierano się publicznie w kwestiach relacji z sąsiadami, starano się wspólnie prowadzić politykę zagraniczną. Dziś Polska jest w UE i NATO, jej suwerenność nie jest zagrożona, przez to polityka zagraniczna jest traktowana jak każdy obszar polityki: polemicznie, momentami populistycznie. Polscy politycy już dziś nie mówią jednym głosem, jeśli chodzi o relacje z sąsiadami. Bardzo ubolewam z tego powodu. Czyli uważa Pan, że nie mówimy już jednym głosem za granicą? Tak, obecnie w ogóle nie staramy się mówić zgodnym głosem. Co rodzi pewne niebezpieczne zjawiska. Mało poważne jest, że opozycja, jakakolwiek opozycja, uważa, że najlepszą formą krytykowania rządu jest twierdzenie, że ponieważ mamy stabilny rząd, to Polsce grozi dyktatura. Polemika na tym poziomie bardzo szkodzi obrazowi Polski. Ale jest jeszcze inny problem, związany z polityką zagraniczną: mam wrażenie, że przestaliśmy rozmawiać językiem dialogu z naszymi sąsiadami, przestaliśmy ich słuchać, nie staramy się ich zrozumieć. Ta ciekawość lat 1990. znika. Oczywiście są trudni sąsiedzi, jak Rosja Putina, która ze względu na to, że wciąż chce być uważana za mocarstwo, nie jest zainteresowana dobrymi relacjami ze średnimi państwami Unii Europejskiej. Jednak martwi mnie to, że język polemiki, retoryka kampanii wyborczych, to znaczy język szukania i określania wroga, przenosi się w obszar polityki zagranicznej. Obecnie szczególnie martwi mnie atmosfera stosunków polsko-ukraińskich, czytam w prasie narodowej, że Lwów był nasz i pozostanie nasz. Ogarnia mnie niepokój, jak czytam takie hasła. Pojawiła się także teza, że Polska jest kondominium Niemców i Rosji. Jest to analiza polityki zagra48


Katarzyna Kozicka

nicznej Niemiec na najniższym poziomie, ona nie służy polskiej racji stanu. Brakuje wśród niektórych polskich polityków zrozumienia, że w kwestiach polityki europejskiej Polacy powinni grać w jednej drużynie, a kultura dialogu między rządem a opozycją przynosi korzyści państwu polskiemu. Jak Pan ocenia role mediów w tym procesie? Czy to jest dobry kierunek, w którym teraz zmierzamy? Krytycznie. Polskie media szukają w polityce show, sporu, walki między leaderami. Polemiki, a nie rzeczowe debaty na temat najlepszych rozwiązań dominują w relacjach mediów. Widzi Pan, od pewnego czasu nie mieszkam już w Polsce, dzięki czemu mogłam się przyglądać Polskim mediom z dystansu. Z mojej perspektywy ulegam wrażeniu, ze w polskich mediach często szuka się tematów zastępczych dla prawdziwych bieżących problemów, a informacja nie jest w moim odczuciu rzetelna. Jak Pan ocenia polskie media? Niepokojący jest w Polsce kryzys mediów publicznych, są bardzo słabe. A to media publiczne w zachodniej Europie zapewniają wysoki poziom dziennikarstwa. Nie tylko w Polsce, na całym świecie padają klasyczne print-media, zwalnia się znakomitych dziennikarzy. To bardzo niebezpieczna dynamika dla sfery publicznej. Bez rzetelnego, niezależnego dziennikarstwa nie ma demokracji. Abstrahując od ilości ludzi pracujących w mediach, jak Pan się odnosi do jakości ich usług? Coraz mniej inwestuje się pieniędzy w solidną pracę dziennikarską, co wpływa na jakość informacji. W Polsce ten kryzys jest głęboki, jest masa sfrustrowanych dziennikarzy i ja tą frustracje doskonale rozumiem. Od tych ludzi oczekuje się wysokiej jakości, jednocześnie coraz bardziej spadają w Polsce zarobki dziennikarzy. Nie inwestuje się w warsztat dziennikarski. Kiedyś duże redakcje kształciły młodych ludzi, dziś tempo konsumowania przez media młodych dziennikarzy jest ogromne. Poświęca się im stanowczo za mało czasu. Co jest głównym źródłem kryzysu mediów? Problemem jest przeniesienie reklamy do Internetu. Reklamy są głównym źródłem dochodów mediów. Gazety i czasopisma straciły olbrzymią ilość reklamodawców i mają poważne problemy finansowe. 49


POLSKA-NIEMCY

Mało jest mediów, które są stabilne, którym dobrze się wiedzie na rynku. Mam wrażenie, że wszędzie panuje gigantyczny stres. Stres pozyskania czytelników, widzów, stres wyprodukowania dużej ilości informacji w krótkim czasie. Informacja musi dziś być lekkostrawna i szybko podana, show zamiast solidności, czysty infotainment. Kolejnym problemem jest obecność w mediach materiałów sponsorowanych, gdzie nie widzimy reklamy. Pod presją kryzysu media otwierają przestrzeń redakcyjną dla sponsorów, granica między reklamą a treścię informacyjną zanika. Czy ten kryzys nie niepokoi Pana? Niepokoi mnie. W Polsce media w coraz mniejszym stopniu pełnią funkcję władzy kontrolującej, która przekazuje obywatelom rzetelne informacje, daje odbiorcom szeroki obraz rzeczywistości. Irytuje mnie nobilitacja internetowych mediów społecznościowych przez poważne gazety. Nie może być tak, że np. „Gazeta Wyborcza” czy „Rzeczpospolita”, powołuje się na wypowiedzi rzecznika rządu czy ministra spraw zagranicznych, które znalazły się na Twitterze. To nie jest rzetelna praca dziennikarska. Duża konkurencja między mediami spowodowała także, że gazety lub dzienniki zaczęły również ustawiać się polemicznie, jak politycy. Kupowałem kiedyś „Przekrój” ze względu na to, że był tygodnikiem, który zajmował się kulturą. Kilka lat temu tygodnik ten został kupiony przez właściciela „Rzeczpospolitej”. Pewnego dnia czytam tekst nowego właściciela „Przekroju”, który tłumaczy, że teraz tygodnik ten będzie gazetą lewicową, ponieważ „Rzeczpospolita” ma profil konserwatywny. Taki podział ról jest dobry dla wydawcy. I ja się jako czytelnik pytam: Co to jest? Gdzie jest miejsce dla szerokiego centrum, czy zawsze musi dominować polaryzacja? Czyli jednym zdaniem, uważa Pan że w Polsce są niezależne media czy nie? To pytanie do każdego dziennikarza z osobna. Znam wielu dziennikarzy, którzy są niezależni i chcą zachować swoją niezależność, mają duży dystans do politycznych i biznesowych elit. Ale jest też wielu, którzy albo nie starają się być obiektywni albo są jednostronni, ale są także i tacy, którzy bawią się w politykę i przez to tracą swoją wiarygodność. Każdy z nas ma swoje preferencje polityczne, ale jako dziennikarz muszę postawić sobie dużo trudniejsze pytania niż zwykły wyborca, muszę mieć dystans do moich emocji, do moich uprzedzeń. 50


Katarzyna Kozicka

Oczywiście, że tak, bo przecież ideał dziennikarza dąży do odkrycia szeroko pojętej prawdy. Powinno się podawać odbiorcy fakt, a jego interpretację... Oczywiście jest wielu ambitnych, znakomitych dziennikarzy. Ale ogólnie poziom dziennikarstwa spada. Co jest równie niepokojące, to jest niski poziom czytelnictwa w Polsce, nawet wśród elit. W Niemczech obserwujemy te same złe tendencje, co w Polsce, ale nadal znaczący jest wpływ słowa drukowanego. Elity w tym kraju regularnie sięgają po różne gazety czy tygodniki, gdzie czytając komentarze sprawdzają, jaki jest obraz opinii publicznej. Mam wrażenie, że w Polsce dzienniki i tygodniki nie są mediami liczącymi się, nie mają wpływu na opinię publiczną, a dyskutuje się tylko o tym, co można zobaczyć w telewizji. To totalna dominacja powierzchowności. Co mnie bardziej niepokoi to to, w jaki sposób konsumowane są informacje podawane w telewizji. Widz nie jest krytyczny wobec informacji. Rzadko zdarza się, żeby odbiorca od czasu do czasu, oglądający wieczorne wiadomości, po prostu przełączył na inny kanał, aby sprawdzić prawdziwość informacji. Tak to jest dokładnie kluczowy problem telewizji. Poza tym należałoby zwrócić uwagę jak dużo jest „informacji w informacjach”... No tak, jak już wspominałem: infotainment, choroba naszych czasów. Ta tendencja w mediach zawsze istniała, ale dzisiaj to zjawisko nabrało na mocy. Dziękuję Panu za rozmowę. Z Basilem Kerskim rozmawiała: Katarzyna Kozicka

51


HISTORIA NIEMCY I ICH PAŃSTWA (cz. I)1 Andrzej Szulczyński Jest to zapis dziejów politycznych, ale nie taki, jakie powsta­ją zazwyczaj. O spektakularnych akcjach teatru politycznego niewiele będzie tu mowy, o bitwach – wca­ le. Zdarzenia odgrywają wprawdzie ogromną rolę, jednak nie ze względu na nie same, ale na znaczenie, jakie ówcześni oraz potomni im przypisywali. Szczegól­ ną uwagę skupiam zatem na interpretacjach dziejów, które motywowały postępo­wania ludzkie, stając się elementem rozstrzygnięć politycznych. Tego rodzaju Andrzej interpretacje były i są kontrowersyjne, stanowiąc tym Szulczyński samym przedmiot dyskursów. Książkę tę napisałem w zamierzeniu jako dzieje dyskursu. Tak oto Heinrich August Winkler lakonicznie scharakteryzował swoje obszerne dzieło Długa droga na Zachód2. Ta najnowsza histo­ria polityczna Niemiec istotnie opisuje raczej dzieje trwającego ponad dwa wieki wewnątrzniemieckiego dyskursu o nowoczesnym narodzie i narodowym państwie niemieckim. Ramy chronologiczne pracy sta­nowią lata 1806-1990. Autor jednak oczywiście nie mógł całkowicie pominąć okresu wcześniejszego, bo jak napisał: Na początku było Cesarstwo – to, co dzieje Niemiec odróżnia od dziejów wielkich naro­dów zachodnioeuropejskich, tutaj ma swe początki. W średniowieczu doszło do rozdzielenia się dróg. W Anglii i Francji zaczęły się wówczas formować państwa narodowe, podczas gdy w Niemczech państwo rozwijało się na niższej płaszczyźnie – terytorialnej. (...) Najpierw więc będzie mowa o Cesarstwie i micie, który oplótł się wokół niego. Cesarstwo i jego mitologia Cofnijmy się jednak do czasów jeszcze wcześniejszych. Zaiste – najpierw byto cesarstwo, bo losy Germanów od początku splatały się z Jest to pierwszy z większego cyklu szkiców, opisujących dzieje narodu niemiec­kiego i państw Niemieckich. Inspiracją do ich napisania była lektura dwutomowego, liczącego ponad tysiąc stron dzieła Heinricha Augusta Winklera (aut.). 2 Heinrich August Winkler, Długa droga na Zachód. Dzieje Niemiec, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 20 1

52


Andrzej Szulczyński

imperium rzymskim. W ostatnich latach starej ery Rzymianie w wyniku systematycznego podboju ujarzmili prawie wszystkie ple­miona germańskie między Renem a Labą. Zdawać się wtedy mogło, że tereny te szybko staną się nową rzymską prowincją. Politycy, wo­dzowie rzymscy, żołnierze i urzędnicy wprowadzali tam ucisk, dopusz­czali się gwałtów i nadużyć. Niechęć plemion germańskich wzmagały obce prawo i niezrozumiały język. Nasiliło się to, gdy w 7 roku n.e. do­wództwo nad stacjonującymi tu legionami objął Publiusz Kwinktyliusz Warus, zwolennik rządów twardej ręki wobec podbitej ludności, którą zaczął w bezwzględny sposób eksploatować. Na przywódcę narasta­jącego ruchu oporu wyrósł szybko Arminiusz, naczelnik Cherusków – plemienia, zasiedlającego ziemie nad środkową Wezerą. Był on do­wódcą germańskich oddziałów posiłkowych, wchodzących w skład nadreńskich garnizonów rzymskich. Poznał język, kulturę, a także sztukę wojenną Rzymian, co ułatwiło mu przygotowanie powstania, zakrojonego na wielką skalę. Ponadto Arminiusz okazał się niezwy­kle zdolnym wodzem i zręcznym politykiem. Musiał działać między licznymi plemionami germańskimi, często poróżnionymi i osłabio­nymi wewnętrznymi walkami, a mimo to zjednoczył wokół siebie i swojego planu znaczną ich liczbę. W 9 roku n.e. w Lesie Teutoburskim (w górnym biegu rzeki Ems, na jej wschodnim brzegu) doszło do krwawej bitwy między powstańcami Arminiusza a armią Warusa. Trzy legiony rzymskie, liczące w sumie kilkanaście tysięcy ludzi, zosta­ły wycięte niemal w pień, reszta poszła do niewoli, a ich wódz odebrał sobie życie. To wydarzenie nie bez powodu stanowi swoisty mit założy­cielski w niemieckich pradziejach, a Arminiusz uznany został za na­rodowego herosa. W latach trzydziestych XIX wieku wzniesiono mu pomnik, który od 1871 roku, czyli powstania II Rzeszy, uznawano za symbol niemieckiej potęgi. Autorzy polskiej Historii Niemiec tak ocenili te wydarzenia z germańskich pradziejów: Bitwa w Lesie Teutoburskim stanowi prze­łomową datę w stosunkach cesarstwa rzymskiego z Germanami za­chodnimi. Zwy­ cięzcy odsunęli raz na zawsze niebezpieczeństwo, gro­żące im ze strony zaborczego państwa. Ocalili swoją odrębną kulturę, której w wypadku podboju przez Rzymian groziła, jak wielu innym ludom ujarzmionym przez nich, romanizacja3. W 395 roku nastąpił podział na Cesarstwo Wschodnie i Za­chodnie. W 476 zbuntowane wojska imperium, rekrutujące się w ogromnej Władysław Czapliński, Adam Galos, Wacław Korta, Historia Niemiec, Ossoli­neum, Wrocław 1990.

3

53


HISTORIA

większości z Germanów, zdetronizowały ówczesnego młodocianego cesarza Romulusa i obwołały królem w Italii swego wodza Odoakra. Nadal istniało jednak Cesarstwo Wchodniorzymskie ze stolicą w Konstantynopolu, a jego władcy rościli sobie pretensje do pełnej sukcesji jako rzymscy cesarze. Zachód Europy w coraz mniej­szym stopniu to respektował. W Boże Narodzenie 800 roku papież Leon III przy aplauzie tłumów koronował w Rzymie Karola Wielkiego, króla Franków i Longobardów, na cesarza. Mit i idea Cesarstwa Rzymskiego trwały, stale podtrzymy­wane przez średniowiecznych autorów, którzy starali się udowodnić, że nigdy nie przestało ono istnieć. Opierając się na dość dowolnych interpretacjach teologicznych, ukuto religijną teorię historiozoficzną translatio imperii. Oto ludzkość przeżyła trzy imperia: babilońskie, medyjsko-perskie i macedońskie. Ostatnim, czwartym miało być Cesarstwo Rzymskie, które już w IV wieku przekształciło się w Im­ perium Christianum. Dopóki ono będzie istnieć, dopóty nie pojawi się Antychryst, podający się za Boga, jak wywodzono na podstawie Objawienia Św. Jana. Gdyby tak się stało i Cesarstwo przystałoby ist­ nieć, wówczas powróciłby Chrystus, pokonał Antychrysta i ustanowił Królestwo Boże, lecz nastąpiłby zarazem koniec ludzkiego świata. Co jednakże dość dziwne, takiemu obrotowi wydarzeń średniowieczni egzegeci – żarliwi, jak należy sądzić, chrześcijanie, którzy z radością powinni byli oczekiwać wypełnienia dziejów według Bożego planu – pragnęli za wszelką cenę zapobiec. Gdy w roku 962 papież Jan XII ko­ronował na cesarza króla Sasów Ottona I Wielkiego, uczeni w piśmie komentowali to wydarzenie jako ponowne „przeniesienie” Cesarstwa Rzymian po Frankach i Longobardach na Niemców. O powszechnej w Europie atrakcyjności mitu cesarstwa świadczą wydarzenia, wprawdzie późniejsze, bo z końca średniowie­cza, które jednak doprowadziły do stworzenia bardzo zbliżonej mito­logii. Narodziła się ona na przeciwnym, wschodnim krańcu Europy, w księstwie moskiewskim. Pskowski mnich Filoteusz za panowania wielkiego księcia Iwana III (1462-1505) przelał na papier sławne pro­roctwo: Dwa Rzymy padły, trzeci stoi, a czwartego już nie będzie. Te „dwa Rzymy” to Cesarstwo Rzymskie i Cesarstwo Bizantyjskie, a „trzeci” i ostatni Rzym to oczywiście Moskwa. Iwan Groźny wywo­dził swój rodowód wprost od rzymskiego cesarza Augusta. Relacje między cesarstwem a królem niemieckim od począt­ku nie były jednoznaczne. Zdaniem niektórych historyków można je określić mianem swoistej unii personalnej. Korona cesarska nie przysparzała 54


Andrzej Szulczyński

królowi niemieckiemu żadnych dodatkowych praw na terenie samych Niemiec. (...) Godność cesarska, zapewniając jednak królom niemieckim szczególne miejsce w całym świecie chrześcijań­skim, wciągała ich w krąg spraw, które wprawdzie wykraczały poza sprawy niemieckie, lecz miały wpływ na rozwój wewnętrznych sto­sunków niemieckich4. Początkowo, szczególnie w wiekach XI i XII, status cesarza wobec innych suwerennych władców można określić jako primus inter pares (pierwszy wśród równych). Potwierdza to także Heinrich August Win­ kler, pisząc: Średniowieczni cesarze rościli sobie prawo do szczególnej dignitas, protokolarnego pierwszeństwa wśród królów Zachodu. Jak długo do niej tylko się ograniczali, tak długo nikt nie ne­gował tego roszczenia, także we Francji czy w Anglii, gdyż uważano, że jako pro­ tektor Kościoła chrześcijańskiego, i tylko ze względu na to, cesarz miał większą godność niż inni władcy. Uniwersalizm czy naród Otton I w 962 roku przyjął z rąk papieskich rzymską koronę ce­sarską. Od tej pory przez ponad osiem wieków król niemiecki byt za­razem cesarzem rzymskim. Królowie niemieccy przyjmowali osobno niemiecką koronę królewską w Akwizgranie, co miało także ważne symboliczne znaczenie – była to dawna rezydencja Karola Wielkie­go. Koronacja rzymską koroną cesarską zaś odbywała się w najpierw w Rzymie, a potem – od XVI wieku we Frankfurcie nad Menem. Tak oto nawiązano do koncepcji państwa uniwersalnego i to zarówno w rozumieniu Cesarstwa Rzymskiego, jak i w wersji podjętej przez Karola Wielkiego. Uczeni prawnicy rychło sformułowali i ogłosi­li teorię, że cesarstwo średniowieczne królów niemieckich jest kon­tynuacją cesarstwa starożytnego (Imperium Romanum) i zarazem nowym chrześcijańskim (Imperium Christianum). Od końca XII wieku cesarstwo nazywane było Świętym Cesarstwem Rzymskim (Sacrum Imperium Romanum). Cesarze zaczęli uważać się za panów świata (dominus mundi) i stąd ich aspiracje do podporządkowania sobie państw i ludów, leżących poza granicami ówczesnych krajów niemiec­kich. Od XI wieku panowali w ówczesnym Królestwie Burgundii oraz w Królestwie Italii i z tego tytułu koronowali się koroną burgundzką w Arles, a jako królowie Italii – w Mediolanie lub Pawii. Wyrazem ekspansji politycznej cesarzy była także teoria o ich zwierzchnictwie nad wszystkimi nawróconymi ludami pogańskimi. 4

Czapliński, Galos, Korta, op. cit. 55


HISTORIA

Fryderyk II (1194-1250, cesarz od 1220) nadał specjalne przywileje i prawa Zakonowi Krzyżackiemu w Prusach i to jeszcze przed pod­biciem tych ziem. W uroczystym piśmie przyznawał Krzyżakom (na przyszłość, z góry) na własność ziemie, które zdobędą w Prusach, prawo sądownictwa wobec podbitej ludności, wydawania rozporzą­dzeń, pobierania ceł, myt, podatków i wreszcie ustanowienia własne­go państwa. Pierwszą najpoważniejszą bodaj próbę stworzenia uniwersal­nej monarchii chrześcijańskiej podjął cesarz Otto III (980-1002), król niemiecki od 983 i cesarz od 996 roku. Pragnął doprowadzić do swo­istej restauracji imperium rzymskiego właśnie poprzez uniwersalne państwo chrześcijańskie w Europie. Tej – skądinąd utopijnej – idei podporządkował także interesy niemieckie. Władca wzrastał w at­mosferze uwielbienia dla kultury i tradycji antycznej, a z Italią czuł się znacznie silniej związany niż z rodzinną Saksonią. Toteż od 997 roku rezydował stale w Rzymie. Jego jednorazowy pobyt w Niemczech na przełomie 999 i 1000 roku miał charakter przypadkowy, bo zasad­niczym celem była pielgrzymka do grobu św. Wojciecha w Gnieźnie i pozyskanie dla planów monarchii uniwersalnej polskiego władcy Bo­lesława Chrobrego. Zawiązanie ścisłego sojuszu między Ottonem III a Bolesławem Chrobrym stanowiło wielki wyłom w polityce władców niemieckich wobec Polski. Przedwczesna śmierć cesarza przyczyniła się do upadku jego uniwersalistycznej koncepcji, a także oznaczała powrót do polityki, zmierzającej do pełnego podporządkowania Polski interesom cesarstwa – co się zresztą nie udało. Aspiracje uniwersalistyczne cesarzy były zasadniczą przyczy­ną długotrwałych sporów cesarsko-papieskich o duchowe przywódz­two w Europie. Ostatecznie wygasły one w XV wieku. Poprzedziły to istotne przemiany polityczne i prawnoustrojowe. Zalążek narodu Za swego rodzaju średniowieczną ustawę zasadniczą Rzeszy można uznać dokument cesarza Karola IV, tzw. Złotą Bullę z 1356 roku. Regulowała ona zasady wyboru niemieckiego króla, mającego zostać cesarzem (rexin imperatorem promovendus). Bo tron królew­ski był elekcyjny. Króla wybierało siedmiu elektorów. Byli nimi czterej książęta świeccy (król czeski, palatyn reński, margrabia brandenbur­ski i książę saski) oraz trzej książęta duchowni (arcybiskupi Moguncji, Kolonii i Trewiru). W poprzednim okresie (do 1356) elekcja ograniczo­na była desygnacją i dokonywała się w obrębie rodu zmarłego króla. Zgodnie 56


Andrzej Szulczyński

ze Złotą Bullą, elektorzy mieli w wyborze króla (formalnie) zu­pełną swobodę. Elekcyjność utrzymała się do końca istnienia Rzeszy w 1806 roku. Złota Bulla nadała także szczególne prawa książętom elektorom. Na obszarze ich księstw król zrzekł się na ich rzecz wszel­kich regaliów (rodzaju monopoli), w tym menniczego, celnego i gór­niczego. Uznał także całkowitą suwerenność sądowniczą elektorów wobec ich poddanych; apelacja od wyroku sądów elektorskich do sądów królewskich nie przysługiwała. Ponadto Złota Bulla wprowa­dziła dziedziczność godności elektorskiej (oczywiście dla elektorów świeckich) w linii męskiej dla najstarszego potomka (primogenitura) i niepodzielność terytoriów elektorskich5. Elektorzy jako pierwsi spo­śród książąt Rzeszy uzyskali faktyczną suwerenność na terytoriach swych księstw. Ten przykład utorował innym książętom drogę do sku­tecznego ubiegania się o podobne przywileje. Rezygnacja cesarzy z dążeń uniwersalistycznych odbiła się w tytulaturze. Nazwa „Rzymskie Cesarstwo Narodu Niemieckiego” po raz pierwszy użyta została w prawie Rzeszy z 1486 roku, a określe­nie „Święta Rzymska Rzesza Narodu Niemieckiego” znalazło się w re­ zolucji Reichstagu z 1512 roku. Nie oznaczało to bynajmniej pretensji królów niemieckich do panowania nad światem. Przeciwnie, wiązało się raczej z ograniczeniem władzy, odnoszącej się już tylko do narodu niemieckiego6. Autor Długiej drogi na Zachód zwrócił uwagę na inny aspekt: Nie oznaczało to pierwotnie postawienia na jednej płaszczyźnie rzym­skiego imperium i niemieckiego narodu, ale ograniczenie się do „niemieckich krajów” jako części – pojmowanej jednak jako rdzeń – w odróżnieniu od części „romańskiego”, czyli włoskiego narodu. Tym samym pojęcie „naród” zyskało nową treść. Dla niemieckiego pojęcia „narodu” okre­ ślającym elementem była wspólnota języka (Gezunge). Dzisiaj historycy zgodni są co do tego, że Europa zaczęła two­rzyć się jako ojczyzna narodów już we wczesnym średniowieczu. Wtedy wykształcały się osobne języki, powstawała świadomość odmienności i przynależności w obrębie wielkich grup plemiennych. Średniowiecze stworzyło Niemców, Francuzów, Polaków. Nie były to naturalnie narody nowoczesne według pojęć dziewiętnastowiecz­nych, a tym bardziej – dwudziestowiecznych. Jednakże we wszystkich warstwach społecznych istniało oczywiste poczucie wspólnoty ję­zykowej i obcości wobec Michał Szczaniecki, Powszechna historia państwa i prawa. Państwowe Wydaw­nictwo Naukowe, Warszawa 1973. 6 Ibidem. 5

57


HISTORIA

innych, obcych, posługujących się innym, niezrozumiałym językiem. Przykładem jest określenie przez Polan (Po­laków) swych zachodnich sąsiadów mianem „Niemców”. Znamienity polski językoznawca Aleksander Brückner (1856-1939), notabene wieloletni profesor Uniwersytetu Berlińskiego, w swym Słowniku etymologicznym języka polskiego wyjaśniał: „Niemiec; tem uszczypliwem przezwiskiem o ‚niezrozumiałym’, a więc niemym człowieku, uraczył Słowianin pierwszych Niemców, których napotkał”. Zdaniem Winklera, procesy, tworzące naród niemiecki, dokona­ły się na przełomie X i XI wieku, gdy pojawiły się zlatynizowane okre­ślenia teutonici i teutones na określenie ludzi, pochodzących z rozma­itych wprawdzie plemion, ale porozumiewający się podobną mową. W drugiej połowie XI wieku treść pojęcia „niemiecki” uległa polityzacji. Nie bez znaczenia byt tu ostry spór o inwestyturę przy obsadzaniu stanowisk biskupich między papieżem Grzegorzem VII i królem nie­mieckim Henrykiem IV. Reformacja Kolejnym ważnym etapem rozwoju niemieckiej świadomości naro­ dowej stała się reformacja, a w ściślej rzecz biorąc – Biblia, przeło­żona przez Lutra. Winkler tak to podsumowuje: Stworzył on ogólno-niemiecki język, który stał się ważnym „narodowym” środkiem komu­nikacji i warunkiem tego, że wykształceni Niemcy po upływie dwustu lat, gdy wciąż jeszcze nie istniało państwo niemieckie, mogli uznawać siebie za członków jednej niemieckiej nacji o wspólnych korzeniach kulturalnych. I to był bez wątpienia najbardziej pozytywny – dla narodowotwórczych procesów w Niemczech – skutek reformacji. Zarazem doprowadziła ona do rozbicia religijnego (a więc także politycznego) cesarstwa oraz wojen religijnych. W 1555 roku Reichstag w Augsburgu ustalił zasady, mające za­pewnić pokój wyznaniowy. Reformacyjne wyznanie Lutra (od tej pory zwane augsburskim) zostało prawnie uznane na równi z katolickim. Władcy cesarstwa uzyskali prawo opowiedzenia się za wyznaniem katolickim lub luterańskim (cuius regio, eius religio), ale już nie tzw. reformowanym, czyli kalwińskim, które nie zyskało prawnego równo­uprawnienia. Należy jednak wyraźnie podkreślić, że niewiele miało to wspólnego z tolerancją, nie tylko z powodu wykluczenia wyznania re­formowanego, lecz dlatego, że swobodę wyboru między wyznaniem luterańskim a kalwińskim przyznano tylko władcom, a nie poszcze­gólnym osobom, 58


Andrzej Szulczyński

co prowadziło do narzucania wyznania poddanym. Tym, którzy nie chcieli przyjąć religii panującego, przysługiwało tylko prawo opuszczenia danego terytorium, swego domu i stron rodzin­nych, czyli – jak kto woli – wypędzenie lub wygnanie. W tym samym czasie na wschód od Rzeszy, w ogromnej te­rytorialnie Rzeczypospolitej, od dawna panowała faktyczna tolerancja religijna, bo ze swobód wyznaniowych korzystali katolicy, prawosław­ni, luteranie i kalwiniści. A w 1573 roku Sejm Rzeczypospolitej swą uchwałą usankcjonował prawnie tę tolerancję na całym terytorium państwa wobec wszystkich wyznań. W Rzeszy tymczasem po uchwale z 1555 roku pokój nie zapa­nował. Przeciwnie, nastąpił ostry podział religijny i polityczny na dwa obozy: w jednym znalazły się kraje katolickie (m.in. Bawaria i kraje austriackie), w drugim zaś – kraje luterańskie (m.in. Palatynat, Badenia, Ansbach, Brandenburgia). Mimo braku formalnoprawnej tolerancji dla władców, wyznających kalwinizm, również i to wyznanie pano­wało w drugiej połowie XVI wieku w niektórych księstwach. Gwoli prawdy historycznej trzeba stwierdzić, że znaczna tolerancja religijna w Rzeszy nastała za panowania cesarza Maksymiliana II (1554-1576). Lata jego rządów trochę przypominały w tej dziedzinie stosunki w Rzeczy­pospolitej. Ale byt to wyjątek. Konflikty religijne byty także przyczyną Wojny Trzydziestolet­niej (1618-1648), którą jednak traktować trzeba jako bodaj pierwszą wielką wojnę o przewodnictwo polityczne w Europie. Kończący tę wojnę tzw. pokój westfalski z 1648 roku miał decydujący wpływ na dalsze dzieje Niemiec. Postanowienia traktatów pokojowych ograni­czyły władzę cesarza na rzecz krajów Rzeszy, które stały się samo­dzielnymi państwami, uzyskały pełną suwerenność we wszystkich sprawach świeckich i religijnych oraz w stosunkach z innymi pań­stwami, z jedynym ograniczeniem – nie mogły zawierać sojuszy, skie­rowanych przeciwko cesarzowi, co jednak było notorycznie i bez skru­pułów łamane. Tolerancją religijną objęto także kalwinizm. Cesarstwo po 1648 roku trudno uznać za państwo, a już z całą pewnością nie za czynnik realnej siły politycznej. Samuel Pufendorf, znany prawnik i historyk niemiecki tamtych czasów, w swojej roz­ prawie o ustroju Rzeszy Niemieckiej z 1667 roku określił ją jako nie­ kształtne i podobne do monstrum ciało. Zachowanie tego dziwnego tworu, zapewniającego pewne status quo, leżało jednak w interesie mocarstw europejskich, a także mniejszych krajów Rzeszy. Po Wojnie Trzydziestoletniej gloria i mit starego cesarstwa zdawały się już bez­ powrotną przeszłością. 59


HISTORIA

Austria i Prusy W tej sytuacji w polityce europejskiej rosło znaczenie dwóch państw niemieckich: Austrii i Prus, które w XVIII wieku zaczęły rywa­lizować, a potem prowadzić wojny o pierwszeństwo w Niemczech. Oba te państwa, których genezy trzeba upatrywać w średniowiecznej kolonizacji niemieckiej na wschodzie Europy, późniejszą rangę mo­carstw europejskich zawdzięczały w znacznym stopniu ziemiom poza terytoriami Rzeszy. Kariera polityczna austriackich Habsburgów nie ma preceden­su w dziejach Europy, a bodaj i świata. Na dziedziczne posiadłości Habsburgów składały się niemieckie księstwa alpejskie, czyli Austria Dolna i Górna, ze Styrią, Karyntią, Krainą i Tyrolem. Od 1438 roku dynastia ta nieprzerwanie zasiadała na tronie cesarskim. W drugiej poło­wie XV wieku Habsburgowie dzięki zręcznej polityce matrymonialnej pozyskali Niderlandy i hrabstwo Burgundii. W początkach XVI stule­cia objęli panowanie w Hiszpanii i jej posiadłościach, wraz z koloniami w Ameryce. Wtedy też wygrali rywalizację z dynastią Jagiellonów na obszarze Europy Środkowo-Wschodniej i objęli swym panowaniem Czechy i Węgry. Od pokoju westfalskiego austriacki dom habsbur­ski stale powiększał swoje terytoria. W końcu XVII wieku odebrano Turkom całe Węgry wraz z Siedmiogrodem i znaczną część Chorwacji. Dopomogła w tym Rzeczpospolita, bo wojska polskie pod do­wództwem króla Jana III Sobieskiego wraz z oddziałami austriackimi rozbity 12 września 1683 roku oblegających Wiedeń Turków. W ten sposób potęga Turków, grożąca Europie, a w szczególności Austrii, złamała się. W wyniku pierwszego (1772) i trzeciego (1795) rozbioru Rze­ czypospolitej Austria powiększyła się o 130 tys. kilometrów kwadratowych i o ponad trzy miliony ludności – wszak nie niemieckiej. W końcu XVIII wieku dla znakomitej większości poddanych państwa Habsbur­gów język niemiecki nie byt elementem łączącym. Trudno zatem przy­pisać ówczesną Austrię do państw niemieckich, jeśli według definicji Winklera brać pod uwagę kryterium języka (Gezunge). Tego zresztą Niemcy austriaccy zdawali się długo nie dostrzegać. Bodaj jeszcze bardziej zadziwiającą drogę do zdobycia mo­carstwowej pozycji w końcu XVIII wieku przebyły Prusy. Dzieje tego państwa były szczególne i powikłane – od zakonnego państewka nie­mieckich rycerzy, poprzez lenne księstwo Rzeczypospolitej – do euro­pejskiego mocarstwa. Nazwa Prusy pochodzi od pogańskiego plemienia, podbitego przez Zakon Krzyżacki, którego ziemie potem skolonizowali niemieccy osadnicy. Na mocy traktatu, zawartego w Toruniu w 1466 roku, teryto­rium 60


Andrzej Szulczyński

państwa zakonnego podzielono. Pomorze Gdańskie weszło do Korony Polskiej jako tzw. Prusy Królewskie, a pozostała część stano­wiła nadal państwo Zakonu Krzyżackiego, będące lennem Korony Pol­skiej. W 1511 roku wielkim mistrzem Zakonu został Albrecht Hohenzollern, którego życie zakonnika bynajmniej nie pociągało. Był synem margrabiego Fryderyka z Ansbach oraz Zofii, córki Kazimierza Jagiel­lończyka, a więc siostrzeńcem ówczesnego króla Polski Zygmunta Starego (15061548). Wówczas nastąpił kompletny już rozkład orga­nizacji zakonnej. W 1525 roku za zgodą króla polskiego, swego wuja, Albrecht Hohenzollern przeszedł na luteranizm, dokonał sekularyzacji Prus i uznał się za lennika Korony Polskiej jako świecki książę Prus. W 1618 roku Księstwo Pruskie wskutek dziedziczenia prze­szło na Hohenzollernów, władających Brandenburgią. Od tego czasu Hohenzollernowie panowali jako elektorzy i margrabiowie Marchii Brandenburskiej, czyli formalni poddani cesarza, a w Prusach (poza Rzeszą) – jako książęta lenni Rzeczypospolitej. Ponadto posiadali drob­niejsze terytoria w Rzeszy, niektóre włączyli do Brandenburgii, inne zaś stanowiły odrębne ziemie, czyli – jak stanowiło prawo – stany. Były to leżące na zachodzie księstwo Kleve oraz hrabstwa Ravens­burg, Mark i Limburg. W sumie nie były to terytoria imponujące. Około 1619 roku liczyły łącznie nieco ponad 81 tys. kilometrów kwadratowych, zaś same Prusy Książęce, o obszarze ponad 36 tys. kilometrów kw., były niewiele mniejsze od Brandenburgii. Na początku XVIII wieku, gdy Hohenzollernowie uzyskali pruską koronę królewską, ich państwo (Prusy) liczyło około półtora miliona mieszkańców. Władztwo Hohenzollernów obejmowało zatem kraje raczej niewielkie, rzadko za­ludnione, o dość niewydolnej gospodarce, słabym mieszczaństwie (nie licząc enklaw zachodnich), bez naturalnych granic, a nawet bez połączonych terytoriów. Dwie największe jego części: Brandenburgia i Prusy, były rozdzielone prowincją Rzeczypospolitej, Prusami Królew­skimi. Zdawało się, że daleko temu państwo do rangi mocarstwa. A jednak wkrótce, bo za panowania Fryderyka II, zwanego Wielkim (1712-1786, król pruski od 1740), Prusy nie tylko stały się mocarstwem, ale pokonały w wojnach Austrię i ogromnie rozszerzyły swoje terytorium. Także kosztem Rzeczypospolitej. Prusy wzięły udział we wszystkich trzech rozbiorach Polski, zagarniając łącznie ponad 140 tys. kilometrów kw. oraz ponad dwa i pół miliona ludności. U progu XIX wieku niemal co trzeci Prusak był Polakiem, a ziemie pol­skie (wraz ze Śląskiem) stanowiły prawie połowę całego terytorium Prus, wliczając w to Brandenburgię i inne ziemie w Niemczech. Mimo to Prusy w znaczeniu narodowościo61


HISTORIA

wym uchodziły wciąż za państwo niemieckie, w przeciwieństwie do Austrii, której poddani mówili wie­loma językami: polskim, czeskim, węgierskim, słowackim, słoweń­skim, serbo-chorwackim, rumuńskim, włoskim, ukraińskim, jidysz. Obawiając się emancypacji Polaków, Fryderyk II nie bez powodu reali­zował wobec nich konsekwentną politykę germanizacyjną, zwłaszcza na Śląsku i w tzw. Prusach Zachodnich. Stan geopolityczny i narodowościowy Niemiec w końcu XVIII wieku można opisać najogólniej tak oto: na peryferiach starej Rzeszy i w znacznej części poza jej granicami istniały dwa mocarstwa, Au­stria i Prusy, a ich licznej ludności nie łączyła wspólnota języka i kul­tury niemieckiej, przy czym w Austrii liczba „obcych” – nie-Niemców, przewyższała znacznie liczbę Niemców. Ponadto w granicach starej Rzeszy istniało blisko 300 różnorodnych tworów państwowych, roz­maitej wielkości i o rozmaitych ustrojach, ale zamieszkałych przez niemal jednorodną pod względem językowym ludność niemiecką. W tej sytuacji pojęcia „ojczyzna” (Vaterland) i „nacja” (Nation) utożsamiano z państwami terytorialnymi. W połowie XVIII wieku Pru­sacy uchodzili za odrębny naród. Ale na przykład, Goethe uważał za swoją ojczyznę Frankfurt. Posługiwano się także pojęciami nacji ba­warskiej czy saskiej. Pojawiały się wówczas wcale nierzadko poglądy, że Niemcy nie są właściwie jednym narodem. Oświecenie europejskie, a potem rewolucja francuska i wojny napoleońskie stały się najważniejszym katalizatorem dość gwałtow­nego rozbudzenia ogólnoniemieckiego poczucia narodowego, czyli XIX-wiecznego nacjonalizmu niemieckiego. Andrzej Szulczyński

62


63


HISTORIA POTĘGA SŁÓW I PERYPETIE Z PAMIĘCIĄ Andrzej Prus Niewiadomski Myśli i słowa ileż mogą. Zarówno opowiadać, wyrażać uczucia, ranić, oszukiwać. Być bronią w politycznym kłamstwie lub przeciwnie – orężem przeciw zniewoleniu. Być wyrazem pogardy i nienawiści, albo krzykiem rozpaczy. Być miłym komplementem, gdy mężczyzna szepnie kobiecie: „Ale dziś świetnie wyglądasz” lub złośliwością, gdy powie to samo koleżanka, bo znaczy to wówczas, że normalnie wyglądasz raczej fatalnie. Dziś jakże często z idealistycznych pobudek podlegają słowa reglamentacji pod hasłem poprawności politycznej, a w niektórych krajach całe zastępy cenzorów pracują nad przeredagowaniem książek z minionych epok, np. skażonych słowem „Murzyn” lub toczą boje o zastąpienie zwrotu pani minister przez ministra. Wystarczy wybór jednego słowa, aby określić dziś w Polsce preferencje polityczne – zamach względnie katastrofa czy polegli względnie zginęli – w Smoleńsku oczywiście. A i neologizmy mają swój posmak – siejące nad wschodnią granicą Niemiec wściekłość i antypolskie nastroje kradzieże wszystkiego od młotka po cielaka, doczekały się w polszczyźnie nobilitacji słownej: jumać – zamiast kraść; jumak – zamiast złodziej. To ostatnie brzmi prawie romantycznie, jak junak, choć na forach internetowych jumacy nazywani są pogardliwie przez rodaków zabugolami, a więc potomkami Zabużan, czyli wypędzonych z polskich Kresów. A końcówka -gole w potocznej, niemal slangowej polszczyźnie z marginesu, ma konotacje negatywną, vide „Jugole”, czyli pogardliwie – Jugosłowianie. Ale nawet w uroczystej i wzruszającej sesji, poświęconej więźniarkom hitlerowskiego obozu koncentracyjnego dla kobiet w Ravensbrück (ok. 70 km od Berlina), zorganizowanej w siedzibie Centrum Badan Historycznych PAN-u w Berlinie, padło słowo, które w moich uszach zabrzmiało jak dysonans. Było tam kilka referatów, miedzy innymi o polskiej więźniarce Wandzie Pociłowskiej, później świetnej powojennej rzeźbiarce oraz prezentacja nowo wydanej książki o rosyjskiej więźniar64


Andrzej Prus Niewiadomski

ce Antoninie Aleksandrownej Nikiforowej, która po wojnie w ZSRR stworzyła prywatne archiwum sowieckich więźniarek Ravensbrück. Urodzona w St. Petersburgu Nikiforowa (1907-2001) była lekarką w stopniu kapitana Armii Czerwonej. W lecie 1941 roku służyła w szpitalu na terenie bazy sowieckiej marynarki wojennej na estońskiej wyspie Saaremaa (Ösel), zaanektowanej w 1939 przez ZSRR i dostała się do niemieckiej niewoli. Po pobycie w kilku obozach jenieckich wylądowała w Majdanku, a na koniec wiosną 1944 w KZ-Ravensbrück właśnie. Tam przydzielono ją, jako pomocniczego lekarza do obozowego Krankenre­ vier. Po wyzwoleniu zesłano ją na Syberię, choć nie do łagru, zgodnie z dyrektywą Stalina, który już w 1941 roku w radiowym przemówieniu ogłosił: nie ma sowieckich jeńców wojennych, są tylko zdrajcy. O niej to miała referat pracownica naukowa z Osteuropa Institut z zachodnio-berlińskiego Wolnego Uniwersytetu. Mówiąc o jej życiorysie, użyła sformułowanie, że Nikiforowa, jako lekarz Armii Czerwonej w 1939 roku wzięła udział w konflikcie (dosłownie: Auseinandersetzung) z Polską i Finlandią. Nie wierzyłem własnym uszom, iż historyk niemieckiego uniwersytetu o radzieckiej napaści na Polskę i Finlandię, w ramach paktu Hitler-Stalin, może użyć takiego eufemizmu. A przecież postać rosyjskiej lekarki nie potrzebuje zagłaskiwania historii. Lekarz wojskowy jest przede wszystkim lekarzem, niesie pomoc rannym i cierpiącym żołnierzom, bo wojna to jakże straszne jatki. Nikiforowa miała szczęście, że nie zagłodzono jej na śmierć w niemieckich obozach, tak jak miliony sowieckich jeńców i uniknęła losu, który spotkał w 1942 jej matkę, jedną z miliona zagłodzonych w oblężonym Leningradzie. Zachowało się w pamięci ludzkiej jej pełne nadziei marzenie, wypowiedziane do francuskiej współwięźniarki: Będziemy wolne, rozumiesz, będziemy wolne! Będziemy jeść chleb z masłem i czytać książki… Przez Ravensbrück przewinęło się ponad sto tysięcy więźniarek. Około jedna trzecia z nich to Polki. W tamtejszym Miejscu Pamięci byłem kilkakrotnie, bo wiążą się z nim też losy bliskich mi ludzi. Więźniarkami tam były m.in. późniejsza wybitna aktorka Zofia Rysiówna (później żona Adama Hanuszkiewicza), kurierka AK, która mieszkała w Warszawie w tym samym domu, co mój dziadek, inż. Roman Niewiadomski, zamordowany w Powstaniu w 1944, a także moja ulubiona nauczycielka gimnazjalna Alina Wojciechowska. Więźniarką Ravensbrück była również moja krewna, Anna z Niewiadomskich Demidecka (1901-1957), nr obozowy 7566, córka Eligiusza N., przedtem przez 9 miesięcy więźniarka Pawiaka, po aresztowaniu siatki konspiracyjnej Stanisława Piaseckiego i jego żony Ireny, śpiewaczki operowej. Pia65


HISTORIA

secki był przed wojną wydawcą zbliżonego do endecji, prawicowego tygodnika literacko-artystycznego: „Prosto z mostu”, alternatywy dla lewicowo-liberalnych „Wiadomości Literackich”. Po aresztowaniu i torturach, jako wróg III Rzeszy, skazany na śmierć, został rozstrzelany w masowej egzekucji w podwarszawskich Palmirach w czerwcu 1941. Jego przyjaciel i poeta Konstanty Ildefons Gałczyński uwiecznił go wspaniałym trenem Okulary Staszka: Kochał Szymanowskiego. Lubił ptaki. Wydawał „Prosto z Mostu”. Pił czasami. I okulary nosił tajemnicze. I w takich pochylał się nad partyturami. Błądził jak ludzie, co mają dużo siły. Łachudry nie błądzą. On był jak lira. Strzał w struny. I dobrze za błąd zapłaciły okulary zakrwione w Palmirach…. Wybacz mi Żono, że Polskę ukochałem bardziej niż Ciebie i dziecko. Przyjaciółki: Anna Demidecka i Irena Piasecka przeżyły obóz. Przeżyła go cudem także jeszcze inna polska więźniarka, bo trafiła tam z wyrokiem śmierci. Była nią 28-letnia Maria hr. Platerówna (1913-2005), jedna z trzech kobiet z tej rodziny w obozie. Pochodziła z tej samej zubożałej litewskiej gałęzi hrabiowskiej rodziny Platerów, co nasza bohaterka narodowa Emilia (1806 – 1831), jako że pradziad Emilii i przodek Marii byli rodzonymi braćmi. We wrześniu 1939 roku, jako młoda farmaceutka, została wraz z personelem szpitala wojskowego ewakuowana na Węgry, w sierpniu 1940 wróciła przez zieloną granicę do Polski i działała w podziemiu, jako kurierka ZWZ (AK). Gestapo aresztowało ją w czerwcu 1941 roku, wraz ze starszym bratem Marianem, który zginął w 1942 w Auschwitz. Po torturach przewieziona została do więzienia na Zamku Lubelskim i dalej do Ravensbrück (nr obozowy 7911). Tam była jednym z „króliczków doświadczalnych”, na których lekarze SS prowadzili zbrodnicze eksperymenty medyczne nad zgorzelą gazową (Gasbrand, Wundbrand). Jej wstrząsająca relacja zawiera fragmenty dziś niepoprawne politycznie (np. Polak na usługach gestapo, Cyganki lizusy i skarżypyty, konflikt z ewakuowanymi po Powstaniu 1944 r. Warszawiankami), ale jakże jest autentyczna i ludzka. Oto fragmenty wspomnień obozowych Marii Platerówny (wg Ponad ludzką miarę - wspomnienia operowanych w Ravensbrück, Książka i Wiedza, Warszawa 1969): 66


Andrzej Prus Niewiadomski

[W Terespolu] Od roku należałam do organizacji podziemnej, ZWZ (...). [Matka]: “Marysiu, uciekaj! Gestapo” (...). Tuż za mamusią stał Poznański, Polak na usługach Niemców, a za nim młody gestapowiec (…). Uderzył mnie w twarz. W tej chwili Poznański uderzył mnie z drugiej strony. Zemdlałam. Ocknęłam się z bólu, gdy kopali mnie na przemian (...). Cela była niewielka, straszliwie brudna i cuchnąca... Dokuczał mi brud i wszy, a rany po kijach gestapo, niezabliźnione jeszcze, na skutek brudu i wilgoci ropiały i cuchnęły potwornie (...). Dnia 21 września 1941 r. wraz z ogromną grupą kobiet załadowano mnie do pociągu i poprzez Warszawę Poznań – Berlin przewieziono do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück… Z wrzaskiem i ze szczekaniem całej zgrai psów otoczyły nas niemiec­ kie dozorczynie, w siwych mundurach i czarnych pelerynach. Bijąc i popychając, załadowały nas na ciężarówki (...) znalazłam się w jakiejś izbie, w której kobiety, ubrane w pasiaki, napadły na mnie jak szakale (...) rozebrały mnie do naga, zabrały mi wszystko, wszyściuteńko, nawet medalik od Mietka i zaręczynowy pierścionek od Lodka… Wykąpano mnie, ścięto włosy na zero i ubrano z powrotem w ubranie obozowe (...). Przestałam być Marysią, kobietą o własnej woli, zostałam numerem 7911. Na blokach w tym czasie czystość była wzorowa. W jadalni podłoga była równie biała, jak stoły i taborety, a szyby w oknach lśniły jak krysz­ tał. Łóżka w sypialni (...) zasłane były równiutko w kostkę. Miałyśmy w tym czasie prześcieradła, a koce i poduszki z wiórów powleczone były w poszwy w ciemnoniebieską kratę (...). Mnie, jako zdrową i młodą, wzięto do plecenia warkoczy (ze słomy). Plotłam całymi godzinami, czy noc, czy dzień, stojąc pełne 12 godzin. Palce mdlały mi i puchły, ług, którym moczono słomę, wżerał się w skórę, tworząc rany (...). Oprócz Polek pracowały Niemki i Cyganki, potwornie brudne i niechlujne, wstrętne lizusy i skarżypyty (...). Nadeszła Wigilia B.N. 1941 r. (...)Oczyma duszy widziałam inne, piękniejsze obrazy: dwór, tonący w puchach śnieżnych (...). W jadalni pachnący świerk, a na stole zabawki, łańcuchy pozłociste, orzechy, jabłka czerwone i cukierki (…). Wieczorem, gdy zapłonęły ample elektryczne, dozorczyni pozwoliła śpiewać kolędy. Śpiewały Niemki i Cyganki „Cichą noc”. Polki śpiewać nie chciały... W dniu 1 sierpnia 1942 wzięto do rewiru sześć kobiet z transportu (lubelskiego) i wówczas poznałyśmy całą jakże straszną dla nas prawdę. Prawdą tą były operacje doświadczalne, dokonywane na nogach [wywołanie zakażenia zgorzelą gazową, typowym zakażeniem od ran w okopach 67


HISTORIA

i wypróbowanie leczenia go w warunkach, zbliżonych do frontowych sulfonamidami, m.in. na 74 Polkach, więźniarkach politycznych z niejawnym wyrokiem śmierci – A.N.]. Czekałam więc i ja swojej kolejki (...). Obudzono mnie nagle: „Marysieńko, wzywają cię do rewiru” (....) przyszła więc i na mnie kolej – operacja. (….) stanęłyśmy przed obliczem lekarki niemieckiej, Oberheuser, prawej ręki doktora Gebhardta [skazany w 1947 na karę śmierci i powieszony – A.N.] (...) idziemy wprost do łazienki szpitalnej. Wanna, ciepła woda, mydło, rozkosz (...). Siostra szpitalna goli nam nogi aż poza kolana (...). Około pierwszej po południu dostajemy zastrzyk z morfiny (...). Nim wyjęto igłę spałam. Obudziłam się pod wpływem odrętwienia i silnego bólu prawej nogi (...) usiadłam i powoli, dokładnie obejrzałam nieszczęsną kończynę. Pamiętam swoje bezgraniczne zdumienie – oto noga cała, zdrowa, a przecież ból szarpiący wściekle, od kolana aż po kostkę, doprowadza mnie chwilami do utraty przytomności (...). Och, jak duszno. „ Pić, pić”. (...) Nade mną pochyla się twarz mamusi (.....). „To przecież boli! Strasznie boli. Moja noga, co oni zrobili z moją nogą?” (...) Gorączka musi być wysoka, bo mi się wciąż coś majaczy: twarze najbliższych – mamusi, Mietka, wujostwa, to znów czarne, groźnie ściągnięte brwi i błękitne, jak niebo oczy mego chłopca – przesuwają się jak w kalejdoskopie (...). Po dwóch dniach noga wygląda jak czarno-sina kłoda w żółtozielone cętki. „…Och, jak boli, jak strasznie nieludzko mnie boli”. Zamykam oczy i w tej chwili czuję słodką, zbawczą woń chloroformu (...). Za oknem wstawał świt (...) A ja czułam się coraz gorzej (...). „Marylko, odezwij się, co ci jest? O Boże, ona przecież umiera!.. Lećcie po Oberheuser!” [Dr Herta Oberheuser (1911-1978), 31-letnia lekarka, ze specjalnością dermatologia, z katolickiej rodziny w Kolonii, członek NSDAP, jedyna kobieta oskarżona i skazana (na 20 lat) w procesie lekarzy-zbrodniarzy w Norymberdze, ułaskawiona w 1954 – A.N.] Do sali wpadła zaalar­ mowana Oberheuser, chwyciła mnie za puls, potem poczułam ukłucie igły. Serce zaczyna bić coraz mocniej, coraz równiej i życie wraca (...). W sam dzień wigilijny odzyskałam przytomność (...). Z pierwszego dnia świąt pozostał mi w pamięci koncert w wykonaniu Zofii Rysiówny. Pamiętam, że przyszła złożyć nam życzenia. Stanęła w oknie, śliczna, ciemnowłosa, uśmiechnięta (...). Na prawej nodze mam dwa nacięcia na łydce, jedno z przodu, a drugie z tyłu, rany są bolesne, szerokie, zaropiałe – noga wygląda ohydnie (...). Wszystkie operowane skiero­ wane są na blok nr 15 (...). Od tej pory przez kilka miesięcy jesteśmy na specjalnych prawach. Nie obowiązują nas apele (...). Ku zazdrości 68


Andrzej Prus Niewiadomski

całego obozu każda z nas ma swoje łóżko i prześcieradło na siennik (...). Operacje trwają nadal, co pewien czas nowa grupa idzie pod nóż obozowego kata (...). Wiadomo nam było od chwili przybycia do obozu, że cały nasz transport wyrokiem zaocznym został skazany na rok pracy w obozie, a potem śmierć. (...) wyobrażałyśmy sobie, że operacje chronią nas przed egzekucją [Reichsführer SS, H. Himmler, miał oświadczyć dr Gebhardtowi, że operacje „stanowiły niezwykłą szansę ułaskawienia i z tego powodu powinny zostać do nich dopuszczone kobiety polskie skazane na śmierć” – A.N] …Nadeszło lato 1944 r. (…) W końcu sierpnia do obozu zaczęto przywozić ogromne transporty kobiet z Warszawy. Kobiety te, o twarzach śmiertelnie zmęczonych i oczach zaszczutych zwierząt, robiły na mnie niesamowite wrażenie (...). Były nieufne i podejrzliwe (...) uważały, że to, co myśmy przeżywały, to było zrozumiałe, bo przecież „wy siedzicie za konspirację, a my jesteśmy ewakuowane...” W dniu 26 maja 1945 przybyłyśmy pociągiem towarowym do War­ szawy. Patrzę z przerażeniem na ruiny domów, na zburzone ulice i po twarzy gorącym strumieniem płyną łzy (…). Wysiadam na małej stacyjce w Terespolu i szybkim krokiem podążam w stronę domu, z którego wy­ rwano mnie tak brutalnie cztery lata temu! (...) A potem wszystko jak w bajce... Mamusia, czysta pościel, świeża bielizna (...). Dziś pozwólcie mi nie myśleć, że nie ma Mietka i już nigdy nie wróci (...). Ani o tym, że Lodek się ożenił (...). Że w domu z każdego kąta szczerzy do mnie zęby – nędza! (....) Nie myśleć, nie myśleć! Wszystko potem! Jest mamusia, jest wolność, nikt mnie nie bije, nie poniewiera, znów jestem człowiekiem! Nie numerem 7911!... Wolnym człowiekiem! Pisząc te słowa nie wiedziała Maria Platerówna zapewne jeszcze, że jej rozwiedziony z matką ojciec, żyjący przed wojną w Uładówce pod Kobryniem na Kresach, wywieziony w 1940 roku przez NKWD na Sybir, umrze tam wkrótce po wojnie. W Niemczech nie jest dobrze widziane zestawiania piekła hitlerowskiego ze stalinowskim. Nieraz można odnieść wrażenie, jakby to drugie było nieporównywalne z tym pierwszym. A jednak przez trzy jesienne miesiące w dwóch niewielkich salkach – w berlińskim Literatur-Haus, uroczej wilii z kultową kawiarenką przy ul. Bażantowej (Fasenstrasse), w samym centrum zachodniej części miasta, można było zapoznać się z 69


HISTORIA

piekłem sowieckich łagrów i twórczością ich drugiego obok Aleksandra Sołżenicyna kronikarza – rosyjskiego prozaika i wieloletniego (razem 17 lat) więźnia GUŁAGu – Warłama Szałamowa. Nikt tak przejmująco i literacko zarazem nie opisał stalinowskich lagrów w białym piekle Kołymy, jak on. Zimne, lodowate piekło Jakucji, ziemia wiecznie zamarznięta, twarda jak skała, w niej zakonserwowane mrozem trupy zagłodzonych, zakatowanych, rozstrzelanych, ponad milion istnień ludzkich. Nieludzka ziemia, dla Szałamowa klęska człowieczej cywilizacji. To spod jego pióra wyszły te jakże gorzkie i wstrząsające słowa, jak się w ciągu kilku tygodni człowiek łagiernik zamienia się z człowieka w zwierzę: W łagrze, aby stać się „dochodiagą” – cieniem człowieka, młody, zdrowy człowiek, rozpoczynający swą karierę w wyrobisku, na „czystym powietrzu”, potrzebuje nie mniej niż dwadzieścia do trzy­ dziestu dni przy szesnastogodzinnej pracy bez wolnych dni, przy stałym głodzie, porwanej odzieży i noclegach, w dziurawych brezentowych namiotach na sześćdziesięciostopniowym mrozie; bijący dziesiętnicy, bijący starostowie-kryminaliści, bijący konwojenci – przyśpieszają ten proces (…). Wszystkie uczucia ludzkie – miłość, przyjaźń, zazdrość, życzliwość, miłosierdzie, żądza sławy, uczciwość – odeszły od nas wraz z tym mięsem, którego pozbawieni byliśmy przez okres długotrwałego głodowania (…). Jedyną grupą, zachowującą ludzkie oblicze w łagrze, byli oddani religii – sektanci i ludzie Cerkwi. Oglądając wystawę z świetnie aktorsko czytanymi objaśnieniami i fragmentami kołymskiej prozy Szałamowa w audioguide, nie sposób nie mieć wilgotnych oczu. Utkwił mi szczególne w pamięci: maleńki wstrząsający eksponat – kartka pożółkłego papieru z listą rozstrzelanych i odhaczonymi ptaszkami przy każdym nazwisku. Jest wszakże też jeden akcent optymistyczny: krótki dokumentalny film o jego życiu. Mając 22 lata, zadenuncjowany przez szwagra enkawudzistę, po raz pierwszy zaaresztowany i skazany, dwa nieudane małżeństwa za sobą i oto w filmie ciepło i mądrze opowiada o nim jego wówczas młodziutka ostatnia towarzyszka życia, która przed śmiercią pisarza „DAŁA MU 10 LAT MIŁOŚCI”. Kuratorzy tej świetnie zrobionej wystawy – Wilfried F. Schoeller i Christina Links – w katalogowym słowie wstępnym, chcąc się widocznie zabezpieczyć przed zarzutem, że wymowa ich wystawy i potęga słów Szałamowa mogłaby w oczach niektórych intelektualistów niejako pomniejszyć zbrodnie III Rzeszy, zapytali retorycznie: Ist es schon so weit, dass wir uns dem als Deutsche überhaupt zuwenden sollen, dürfen, können? (czy już jesteśmy na takim etapie, że my, jako Niem70


Andrzej Prus Niewiadomski

cy powinniśmy, mogliśmy, że wolno nam podjąć tę tematykę? I jako odpowiedź cytują Jorge Semprúna (1923-2011), hiszpańskiego pisarza i komunistę, więźnia KZ-Buchenwald, który powiedział potrzebna jest podwójna pamięć o zbrodniach obu systemów. Polacy wiedzą o tym od 1945 roku bez pomocy Semprúna. Dobrze się dzieje, gdy słowo i myśl oddaje prawdę, gdy zbrodnia jest nazwana zbrodnią, podłość – podłością, a w obliczu śmierci nie ma podziału na bardziej lub mniej warte upamiętnienia ofiary. Ktoś zapyta może – po co nam ta straszna tematyka, czy nie lepiej zapomnieć? Czy musimy wiecznie dyskutować o polskich powstaniach narodowych, o tym czy to było bohaterstwo, czy obłęd? Czy warto sobie łamać głowę, dlaczego oficjalna Polska praktycznie zamiotła w tym roku pod dywan 150-rocznicę Powstania Styczniowego? Aby nie drażnić Imperium? A może dlatego, iż niepoprawne politycznie i wstydliwe są dziś słowa słynnej pieśni powstańczej z 1863 roku Hej strzelcy wraz, nad nami orzeł biały, a przeciw nam śmiertelny stoi wróg, bo jest w niej wezwanie O ojców grób bagnetem poostrz stal oraz Do Azji precz tyranie, tam siej mordy. Czyż nie mamy dość innych zmartwień – swary polityków, ekonomia, emerytury, euro, służba zdrowia z wieloletnimi kolejkami na zapis do lekarza specjalisty, czy nawet niemieckie Jugentamty, zabierające lekką ręką dzieci ojcom i rodzicom, nakazując jednocześnie rozmawiać z dziećmi podczas widzeń po niemiecku? Mamy wiele zmartwień, to prawda. Lecz bez pamięci traci się człowieczeństwo. A niezafałszowana pamięć raczej pomaga, niż utrudnia wyciagnięcie ręki do pojednania. Andrzej Prus Niewiadomski Berlin, 11 grudnia 2013

71


HISTORIA TRZEJ MUSZKIETEROWIE Z RADIA WOLNA EUROPA Bogdan Żurek Nie ma to jak znaleźć się w odpowiednim miejscu, o odpowiednim czasie. Miałem to szczęście. Pracowałem ze starą, przedwojenną gwardią dziennikarzy, dla której Bóg, Honor i Ojczyzna nie były pustymi słowami, lecz stanowiły życiowe credo. W Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa „zasłynąłem“ audycjami, skierowanymi do –że użyję słów z epoki – „klasy robotniczej“. Tej, na którą to komuna tak bardzo liczyła (patrz: Polska Zjednoczona Budynek Radia Wolna Europa i Radia Wolność w Partia Robotnicza), aż Monachium. Rozgłośnia Polska mieściła się w dolsię przeliczyła, dostając nym skrzydle budynku od roboli, w podzięce za lata „dobrobytu i sprawiedliwości“, Solidarność. Nie mnie oceniać, jak wielki w tamtejszym zwycięstwie jest mój udział. Starałem się jednak opierać na najlepszych wzorcach, a te miałem na przysłowiowe wyciągnięcie ręki. Pracowałem bowiem ze starą, przedwojenną gwardią dziennikarzy, dla której Bóg, Honor, Ojczyzna, ale i Prawda, nie były pustymi słowami od święta, lecz stanowiły życiowe credo. Trudno mi wymienić wszystkich, którzy „ładowali akumulatory” moich przekonań, nie mogę jednak pominąć Trzech Tadeuszów, którzy jak ci muszkieterowie, co prawda, nie szpadą, a na falach eteru, walczyli ze zniewoleniem, niesprawiedliwością i zakłamaniem. Wszyscy trzej należeli do pierwszego zespołu, nadającej z Monachium od roku 1952 Rozgłośni, składającego się w przeważającej części z ludzi ideowych, pragnących pomóc wytrwać rodakom w kraju. Wspominam dzisiaj Tadeusza Żenczykowskiego, Tadeusza Chciuka-Celta i Tadeusza Nowakowskiego. Tadeusz Zawadzki-Żenczykowski (ps. Kania) – człowiek legenda, z którym spotykałem się w Londynie, gdyż „za moich czasów“ (lata osiemdziesiąte ub. wieku) nie pracował już on w Rozglośni polskiej RWE. Ja zaś, z 72


Bogdan Żurek

racji działalności w emigracyjnym parlamencie (Radzie Narodowej), a także w emigracyjnej PPS – największej politycznej sile, wspierającej polski rząd na uchodźstwie – często bywałem w stolicy Anglii. Tam, w londyńskim mieszkaniu Tadeusza Żenczykowskiego, chłonąłem podstawy rzetelnego dziennikarstwa, zawodowej uczciwości i bezstronności. Jego życiorys był gwarantem, że rady te pochodzą z najwyższej dziennikarskiej półki. Urodził się w roku 1907 w Warszawie. Świetnie wykształcony, po Szkole Nauk Politycznych i prawie na Uniwersytecie Warszawskim. Przed wojną pracował w Ministerstwie Tadeusz Żenczykowski Sprawiedliwości i w Ministerstwie Skarbu. W 1937 roku został szefem propagandy Obozu Zjednoczenia Narodowego (OZN). Od listopada 1938 – poseł (najmłodszy!) na Sejm V kadencji. Obrońca Warszawy w 1939 roku. W konspiracji używał pseudonimów Kania, Kowalik, Zawadzki. Jeden z filarów Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej i jego szef podczas Powstania Warszawskiego. Po uwolnieniu z niewoli niemieckiej, w lutym 1945 roku powrócił do kraju. Był redaktorem konspiracyjnego pisma antykomunistycznego „Głos Wolności”. Zagrożony aresztowaniem, jeszcze w tym samym roku opuścił kraj i zamieszkał w Londynie. Aktywnie działał w organizacjach kombatanckich w Wielkiej Brytanii, pracował w redakcji „Dziennika Polskiego” i „Dziennika Żołnierza”. Należał do Rady Powierników Polskiej Fundacji Kulturalnej w Londynie, współorganizował Studium Polski Podziemnej. W latach 1954-1972 był redaktorem, a następnie zastępcą dyrektora Radia Wolna Europa w Monachium. Autor wielu prac, opisujących wojenne dzieje Polski. Odznaczony m.in. Srebrnym Krzyżem Orderu Virtuti Militari, Krzyżem Walecznych, Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami, Kawaler Orderu Orła Białego. Zmarł w Londynie 30 marca 1997 roku, w wieku 90 lat. Tadeusz Chciuk-Celt – harcmistrz, skoczek spadochronowy, cichociemny, kurier wojenny, pisarz, dziennikarz. Bardziej prawego i odważnego człowieka nie spotkałem. Gdy – w podeszłym już wieku – musiał się poddać amputacji nogi, potraktował to jak kolejny skok ze spadochronem. Ze spadochronem – panie Bogdanie, a nie „na spado­ chronie” – pouczał mnie ten bohaterski cichociemny w trakcie naszych spotkań w jego domu w Planegg. 73


HISTORIA

À propos „cichociemnego”: Wielokrotnie, przy różnych okazjach, czy to rocznicach, czy kolejnych odznaczeniach, pisałem o Tadeuszu Chciuku-Celcie. Jeden z artykułów postanowiono – praktycznie bez mojej wiedzy – wydać po niemiecku. Dokonano tego dosyć poprawnie, z wyjątkiem „cichociemnego”, którego przetłumaczono na „głuchoniemego” (taubstumm). O ile głuchoniemego skoczka spadochronowego niemieccy czytelnicy mogli sobie jakoś wyobrazić, to z niedowierzaniem kiwali głowami Tadeusz Chciuk-Celt nad głuchoniemym dyrygentem chóru „Lutnia”, którym to po wojne kierował wszechstronny Tadeusz Chciuk-Celt (studiował też muzykę). Działo się to w kościele św. Barbary, gdzie mieściła się nowopowstała wtedy Polska Misja Katolicka w Monachium. W ubiegłym roku Polska Szkoła w Monachium (tzw. Szkolny Punkt Konsultacyjny) wybrała na swego patrona właśnie Tadeusza Chciuka-Celta. Mocno wspierałem tę kandydaturę w przekonaniu, że właśnie on – były harcmistrz i żołnierz – będzie najlepszym wzorcem dla młodzieży. Po wyborach, stosowne dokumenty wysłano do akceptacji (takie procedury!) przez mieszczący się w Warszawie Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą. Do dziś decyzji o nadanie polskiej szkole w Monachium imienia Tadeusza Chciuka-Celta nie ma. Zapadła cisza. Prawdopodobnie nadeszły jakieś protesty. Tadeusz Chciuk-Celt, pseudonimy: Marek Celt, Michał Lasota – cichociemny, kurier Związku Walki Zbrojnej, redaktor i zastępca dyrektora Rozglośni Polskiej Radia Wolna Europa, ostatni prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego na Uchodźstwie, autor wspomnień wojennych. Urodził się w 1916 w Drohobyczu. Od 1927 roku był harcmistrzem w Związku Harcerstwa Polskiego. Ukończył studia prawnicze we Lwowie, tam też uczęszczał do Konserwatorium Muzycznego. Podczas II wojny światowej, w początkowym jej okresie, działał jako tzw. „Biały kurier” pomiędzy okupowaną przez Sowietów Małopolską Wschodnią a Budapesztem. Żołnierz Armii Polskiej we Francji, później w Wielkiej Brytanii. Kurier, cichociemny, emisariusz rządu gen. Władysława Sikorskiego i Stanisława Mikołajczyka. Szef kurierów w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Od 1952 roku Tadeusz Chciuk-Celt przebywał w Monachium. Współtworzył Rozgłośnię Polską Radia Wolna Europa. Był redaktorem działu wiejskiego. Należał do czołowych komentatorów politycznych rozgłośni. 74


Bogdan Żurek

W latach 1976-1983 pełnił funkcję zastępcy dyrektora Rozgłośni Polskiej RWE. Był znanym społecznikiem i działaczem emigracyjnym. Przeżycia swe spisał w wielu książkach i publikacjach. Odznaczony m.in. Orderem Virtuti Militari i dwukrotnie Krzyżem Walecznych. Zmarł w 2001 roku w Monachium. Jego prochy złożono z honorami wojskowymi w Panteonie Żołnierzy Polski Walczącej na warszawskich Powązkach Wojskowych. Pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Polonia Restituta. Tadeusz Nowakowski – pisarz, dziennikarz, gawędziarz nad gawędziarze, mistrz mowy, którego można było słuchać godzinami. Bohater audycji „Przy Tadeusz Nowakowski; Z Ojcem Świętym Janem kawiarnianym stoliku”. Pawłem II W rogu kantyny Radia Wolna Europa stał okragły stół. Powiadano, że zbierają się przy nim przeciwnicy dyrektora Najdera, by knuć. Tymczasem siadano tam przede wszystkim po to, by słuchać Tadeusza Nowakowskiego, który anegdotami sypał jak z rękawa. Tadeusz był reporteterem naszego papieża Jana Pawła II, towarzysząc mu w licznych pielgrzymkach. W papieskim samolocie nie było miejsca dla dziennikarzy komunistycznych mediów, ale nigdy nie zabrakło dla Tadeusza Nowakowskiego. On też należal do pierwszych rozmówców Ojca Świętego, który po starcie przysiadał się do niego, zawsze z tym samym pytaniem – „Co tam słychać w Monachium?“ Znałem Tadeusza bardzo dobrze. Poza radiem działaliśmy razem w organizacjach emigracyjnych, wspieraliśmy poprzez Radę Narodową polski rząd w Londynie, stworzyliśmy w Monachium Klub Mieroszewskiego i istniejące do dzisiaj Stowarzyszenie na Rzecz Porozumienia Niemiecko-Polskiego. Należeliśmy do członków założycieli działającego obecnie w Warszawie Stowarzyszenia Pracowników Rozgłośni Polskiej RWE. Spotykaliśmy się też często na niwie prywatnej. To było coś więcej, niż zwykła znajomość. Gdy odszedł, zabrakło mi go bardzo. Tadeusz Nowakowski urodził się w 1917 roku w Olsztynie. Trzy lata później jego rodzina przeniosła się do Bydgoszczy i pozostała tam do roku 1939. Przedwojenny harcerz, studiował na Uniwersytecie Warszawskim, jednak naukę przerwała mu wojna. Uczestnik kampanii wrześniowej. W 1941 roku zo75


HISTORIA

stał aresztowany przez gestapo i skazany na karę śmierci za przynależność do tajnej organizacji i wydawanie polskiej gazety. Karę zamieniono mu na trzydzieści lat więzienia, które odsiadywał w kilku zakładach karnych i obozach. Uwolniony przez aliantów zamieszkał w Londynie, gdzie współpracował z pismami polskimi i sekcją polską Radia BBC. Od 1952 roku był redaktorem Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Zajmował się literaturą i problematyką kulturalną. Pod pseudonimem Tadeusz Olsztyński prowadził m.in. „Panoramę dnia” i cotygodniowe gawędy „Przy kawiarnianym stoliku”. Jako pisarz debiutował tomem opowiadań wojennych Szopa za jaśmi­ nami (1948). Sławę i uznanie przyniosła mu powieść Obóz Wszystkich Świętych (1957), tłumaczona na osiem języków. Był reporterem papieża Jana Pawła II, a po powrocie do kraju inicjatorem oraz współorganizatorem Światowego Związku Bydgoszczan. Zmarł w 1996 w Bydgoszczy i tam został pochowany. Nowakowski to laureat kilku prestiżowych nagród literackich. Kawaler Krzyża Komandorskiego z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski oraz Honorowy Obywatel Olsztyna i Bydgoszczy. Pozostał mi jeszcze jeden Tadeusz, Tadeusz Podgórski, też dziennikarz Rozgłośni Polskiej RWE, dla mnie może najważniejszy. To on wciągnął mnie w polityczną działalność emigracyjną, to dzięki niemu znalazłem się w Wolnej Europie. Gdy przeszedł na Fakty, Wydarzenia, Opinie – najważniejsza audycja poliemeryturę, po Pod- tyczna Rozgłośni Polskiej RWE. Autor wydania Bogdan górskim dostałem w Żurek (okładka layoutu wydania); Tadeusz Podgórski spadku redakcję robotniczą, dwie audycje tygodniowo i możliwość dosiadywania się do wspomnianego wyżej okragłego stołu w kantynie, przy którym rzekomo knuto przeciwko dyrektorowi. Widać przysiadałem się zbyt często, bo po niespełna dwuletnim kontrakcie, na stanowisku redaktora, stałego etatu nie dostałem, pozostając wiecznym freelancerem.... Ale to opowieść na oddzieleny artykuł, a nawet książkę. Bogdan Żurek 76


PRAWO CO ZROBIĆ, GDY USŁUGOBIORCA NIE ZAPŁACI ZA WYKONANĄ USŁUGĘ? Katarzyna Burzynska Coraz częściej zdarza się, że klienci usługodawcom nie płacą rachunków za wykonane usługi (budowlane, motoryzacyjne, edukacyjne, w zakresie czystości itp.). W takim przypadku rodzi się pytanie o to, jakie ustawodawca wierzycielom (wykonawcom usług) daje możliwości ku temu, by oni mogli dochodzić swojej z tego tytułu powstałej należności. Odpowiedź na tak sformułowane pytanie wierzyciel znajdzie w Niemieckim kodeksie cywilnym (BGB) i kodeksie postępowania cywilnego (ZPO). Czytelnik tego artykułu, będący w pozycji wierzyciela, może się spodziewać jedynie podstawowej, a nie szczegółowej w sensie porady prawnej, informacji o jego prawach i obowiązkach. Wykonawca usługi, domagający się od dłużnika zapłaty ceny tego świadczenia – w przypadku jej niezapłacenia, musi spełnić dwa warunki: – wykazać istnienie roszczenia; – udokumentować to, że jest ono wymagalne (tzn. dowieść, że minął termin zapłacenia mu przez usługobiorcę ceny usługi). Termin zapłaty ceny wynika bądź to z umowy, zawartej pomiędzy wykonawcą i zamawiającym usługę, bądź też z powszechnie obowiązującego prawa. Co do zasady prawa, obowiązki stron umów cywilnoprawnych charakteryzuje swoboda kształtowania ich treści, w tym między innymi rodzaju, zakresu, jakości i terminu wykonania usługi czy też ceny i daty jej zapłacenia. Jeżeli umowa warunki te określa, to ustalenie tego, czy zaistniały obie wcześniej określone przesłanki domagania się przez wykonawcę usługi realizacji roszczenia (zapłaty ceny usługi), którego on od usługobiorcy się domaga, ustala się na jej podstawie. W razie braku umowy lub jej niezupełności ustalenia praw stron (osoby świadczącej usługę i jej klienta) dokonuje się na podstawie powszechnie obowiązującego prawa. Oto kilka tego przykładów. Art. 271 BGB mówi, że zapłata ceny na podstawie rachunku ma nastąpić niezwłocznie. Jest to regulacja ustawowa, jednakże w myśl wyżej przywołanej zasady swobody kształtowania treści umów, wykonawca usługi 77


PRAWO

ze swoim klientem w umowie mogą ustalić to, że zapłata ceny za usługę będzie dokonana kilka dni albo tygodni po dacie wystawienia rachunku. Jeżeli wykonawca usługi w terminie ustawowym lub ustalonym w umowie ceny za nią nie otrzymał należności, wówczas ma możliwość wysłania swojemu dłużnikowi upomnienia w postępowaniu pozasądowym. Celem tej czynności jest to, by przy małym nakładzie finansowym możliwie szybko uzyskać należną płatność. Upomnienie (tzw. Mahnung) jest jedostronnym wezwaniem dłużnika do zapłaty ceny usługi. Jest to czynność istotna, bowiem dłużnik od momentu jego otrzymania będzie się znajdował w zwłoce, a wierzyciel - poza żądaniem zapłaty pretensji głównej (tj. ceny usługi), będzie się mógł od niego za nią (tzn. zwłokę) dodatkowo domagać zapłaty odsetek. Upomnienie pozasądowe nie ma ściśle wyznaczonej formy. Zaleca się jednak wykonanie go pisemnie. Chcąc upewnić się co do tego, że dłużnik od nas rachunek otrzymał, najlepiej jest go załączyć do upomnienia. Jeżeli, pomimo wezwania go do zapłaty, on tego obowiązku nie wykona, to wówczas roszczenie o tę należność możemy wnieść do sądu i rozpocząć tzw. sądowe postępowanie upominawcze (gerichtliches Mahnverfahren). Zdarza się, że brak zapłaty nie jest następstwem złej woli dłużnika. Zważywszy na obecnie trudną sytuację gospodarczą i jej wpływ na ewentualnie czasową niewypłacalność dłużnika, możemy mu dać sposobność wywiązania się z jego względem nas zobowiązania finansowego, oferując mu jego spłatę w ratach, albo jego uiszczenie w terminie późniejszym. Niekiedy jest też tak, że możliwość taką stosujemy w przypadku, gdy na nasze roszczenie uzyskamy sądowy tytuł do przeprowadzenia egzekucji, która z powodu chwilowej niewypłacalności dłużnika nie daje nam pewności co do tego, iż należność tę tą drogą uzyskamy. Kwestia ta zostanie dokładnie wyjaśniona podczas omawiania egzekucji wierzytelności, czego dokonam w kolejnym artykule. Bezspornym jest to, że wierzyciel klienta, będącego w zwłoce, w każdym czasie do sądu może pozwać o zapłatę długu. Jednakże jeżeli na samym początku powstania zwłoki i sporu na tym tle zrodzonego nie chcemy ponosić dużych kosztów, to lepiej jest wszcząć sądowe postępowanie upominawcze tzw. Mahnverfahren. Korzystnym jest, że postępowanie to jako uproszczone trwa krócej niż prowadzone w celu rozpatrzenia klasycznego pozwu i nie jest tak kosztowne. W tym miejscu zaakcentować należy to, że sąd w postępowaniu upominawczym nie sprawdza tego, czy roszczenie względem dłużnika jest słuszne, czy też nie. W czasie jego trwania nie prowadzi on również postępowania dowodowego. Dopiero gdy dłużnik złoży tzw. sprzeciw w postępowaniu 78


Katarzyna Burzynska

upominawczym, wówczas postępowanie upominawcze zamienia się w zwykłe postępowanie sądowe. Wszczęcie postępowania – o ile w umowie inaczej nie postanowiono, musi nastąpić w sądzie rejonowym, właściwym dla miejsca zamieszkania wierzyciela. Wysokość roszczenia nie odgrywa tu żadnej roli. Mahnantrag, tzn. „wniosek upominawczy” może zostać złożony na oficjalnym formularzu, dostępnym w postaci elektronicznej i papierowej. Formularz ten należy skrupulatnie wypełnić, pamiętając o tym, że należy dokładnie nazwać podmiot (osobę), od którego domagamy się zapłaty wierzytelności, zważając na formę prawną, pod którą on jako usługobiorca występuje (np. osoba fizyczna, spółka cywilna, spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, spółka akcyjna, spółdzielnia itp.). Roszczenia nie należy uzasadniać. Wierzyciel po złożeniu sądowego upomnienia o zapłatę od sądu otrzyma rachunek. Kwota, na jaką on będzie opiewał, jest uzależniona od tzw. wartości przedmiotu sporu (wysokości kwoty wierzytelności, której zapłaty żądamy). Nakaz zapłaty (Mahnbescheid) zostanie wówczas doręczony dłużnikowi, a wierzyciel z sądu otrzyma informacje o wykonaniu tej czynności. Jeżeli dłużnik w terminie 14 dni od doręczenia mu sądowego nakazu zapłaty nie złoży sprzeciwu do niego, to wówczas wierzyciel ma prawo do sądu wystąpić z wnioskiem o wydanie postanowienia o egzekucji (tzw. Vollstreckungsbescheid). Z dokumentem tym może on do komornika wystąpić o przeprowadzanie egzekucji. Co się stanie, gdy dłużnik sprzeciw złoży? Dłużnik przeciwko postępowaniu upominawczemu może złożyć pisemny sprzeciw co do całości roszczenia albo jego części. Sprzeciw może złożyć w terminie 14 dni od doręczenia mu postanowienia o obowiązku dokonaniu zapłaty (Mahnbescheid). W jego następstwie spór ten będzie się dalej toczył przed sądem właściwym miejscowo i rzeczowo. W tej fazie postępowania sąd wierzyciela wezwie do uzasadnienia swojego roszczenia. Wierzyciel na wykonanie tej czynności ma dwa tygodnie. Jeżeli dłużnik nie złoży sprzeciwu, bądź też sprzeciw złoży za późno, to wierzyciel – po upływie terminu do złożenia sprzeciwu do sądu, może złożyć wniosek o wydanie postanowienia o egzekucji. Sąd wydaje postanowienie o egzekucji na podstawie nakazu zapłaty, który do niego złożono. Wierzyciel wniosek o wydanie postanowienia o egzekucji musi złożyć nie później niż 6 miesięcy po doręczeniu nakazu. Zagadnienia, powiązane z problematyką tego artykułu, będą kontynuowane w publikacjach następnych. Katarzyna Burzynska, Kancelaria GSM LAW 79


KAWIARNIA ARTYSTYCZNA JUBILEUSZE: 50-LECIE PRACY TWÓRCZEJ ANDRZEJA JANA PIWARSKIEGO Ewa Maria Slaska Okazało się, że to ja mam napisać o jubileuszu, a nie jak zwykle nasza polonijna reporterka – Krysia Koziewicz. I nagle zwaliło mi się na głowę zadanie, z którym nie sposób sobie poradzić. Bo ogrom tego, co przy tej okazji należy napisać, po prostu przytłacza. Trzeba wybrać. Jest to jubileusz Andrzeja, ale o Andrzeju nie można pisać, nie pisząc o Barbarze. Andrzej Piwarski i Barbara Ur wzięli ślub przed 51 laty. Ale to nie jubileusz ich małżeństwa obchodzimy, tylko jubileusz 50-lecia jego pracy twórczej. Skończył w tym roku 75 lat. Zaczął studia w 1960. Pierwszą wystawę miał w roku 1967. Ale jubileusz to pojęcie teoretyczne, bo co to jest jubileusz i jak się go liczy? Sam jubilat wie, że można zacząć od przedszkola, od szkoły, od początku studiów lub ich końca. On sam dla siebie wybrał moment bardzo specjalny, rzeczywiście wyznaczający początek jego indywidualnej pracy twórczej: 50 rocznicę przyznania mu pierwszej nagrody za obraz, namalowany poza murami sopockiej Alma Mater. Było to 19 grudnia o godzinie 17. Na tej warszawskiej wystawie, prezentującej prace studentów wszystkich uczelni artystycznych w Polsce, Andrzej Piwarski wystawił dwa obrazy, oba odwołujące się do tematyki wojny i powstania warszawskiego. Nagrodzony został obraz Czerniakowska, drugi wystawiony obraz z tego cyklu nazywał się Atak. Tematyka tych obrazów wyznacza bardzo ważne elementy indywidualnej drogi twórczej artysty. U samego jej początku znajdują się obrazy zaangażowane, skoncentrowane na człowieku, na jego dramacie, na historii, na niesprawiedliwości losu ludzkiego, przypominające wagę ofiary, poświęcenia, odwagi, patriotyzmu, polskości i pamięci. I przez 50 lat będą to wyznaczniki tej twórczości. I nawet jeśli na wystawie w galerii Wiesława Fiszbacha „NaKole” artysta pokazał tylko prace z ostatnich lat, ciche i spokojne krajobrazy lub miejskie weduty, to i tak z tyłu za nimi ukryta jest pamięć o wielkich 80


Ewa Maria Slaska zaangażowanych dziełach, które podczas benefisu obejrzeliśmy na slajdach i w filmie – obrazy z wojny, strajków, stanu wojennego. Ukryta, ale nie zakryta. Jeden z tych obrazów, nazwany Pałac w Krasinie, to niemal abstrakcyjna kompozycja, przypominająca trzy krzyże na Golgocie i trzy – z pomnika poległych stoczniowców w 1970 roku w Gdańsku. Podczas benefisu mieliśmy też rzadką okazję posłuchania tego, jak Piwarski opowiadał o swoim życiu twórczym. Pokazał na ekranie zwykłe obiekty – zaproszenia na wernisaże, wycinki z gazet, jakieś listy i przy każdym takim papierku opowiedział jakąś historię – zabawną, interesującą, niezwykłą, polityczną, religijną. Była to fascynująca opowieść. O tym, jak w momencie, gdy dzieje się coś niezwykłego, obraz powstaje na gorąco, towarzysząc minuta po minucie temu, co dzieje się w historii. Tak na przykład, powstawał obraz o wyborze Papieża Polaka. Ale też o tym, jak temat latami dojrzewa, aby nagle wybuchnąć i zrealizować się w ciągu kilkunastu godzin. A taka była historia obrazu, którego podstawowym elementem jest używane i przechowywane przez sześć lat ubranie robotnika, pracującego w Stoczni Remontowej w Gdańsku. W tym ubraniu ten człowiek latami pracował, ale w roku 1980 w tym kombinezonie strajkował. A na ekranie widzimy obraz większy od człowieka, na którym zamalowany kombinezon staje się skrzydlatym aniołem, wiodącym lud na barykady. Słusznie artysta nazwał swoje kolejne wystawy Ślady czasu. Są to Ślady czasu, Ślady życia, Ślady nadziei. A przede wszystkim – niezwykłe ślady wypełnionego po brzegi, spełnionego życia artysty, życia człowieka, męża, ojca, partnera równie wielkiej jak on artystki – Barbary Ur. Problem partnerstwa artystów przez wiele lat był tematem pomijanym. Do XIX wieku często prace artystek przypisywano ich ojcom, mężom i nauczycielom. Ale nawet gdy kobiety wywalczyły już sobie prawo do samodzielnej pracy twórczej, często skazane były na nędzę i równie często na zapomnienie. Działo się tak również w małżeństwach artystycznych. Niemal zawsze artystka była przede wszystkim żoną swojego męża-artysty, nawet w XIX wieku, który przecież był stuleciem pierwszej wielkiej kobiecej fali emancypacyjnej. Zjawisko par Galeria NaKole – wernisaż. Od prawej: minister pełartystycznych stało się nomocny Andrzej Szynka, Andrzej Piwarski i konsul niemal obowiązującym generalny Tadeusz Oliwiński 81


KAWIARNIA ARTYSTYCZNA

kanonem życia artystów awangardy po zakończeniu I wojny światowej. Artysta nie żenił się z drobnomieszczanką, artysta żenił się z artystką. W pięknej tradycji polskich par artystycznych, a było ich od lat 20. ubieFilmbühne – podczas jubileuszowego benefis głego wieku kilkanaście, Barbara Ur i Andrzej Piwarski plasują się na niezwykłej pozycji – pozycji całkowitego partnerstwa, lojalności, wzajemnego wspierania. Okrągły jubileusz ich pożycia – Złote Gody – minął w zeszłym roku, ale to przecież nie ma znaczenia. Bo jak w zeszłym roku mogli świętować 50 lat tego wspólnego twórczego życia, to w tym roku świętują 51 rocznicę. A za rok 52! To wspaniały jubileusz! Gratulujemy Ci, Jubilacie! Gratulujemy Wam, Jubilaci! Powyższy tekst został napisany po dwóch imprezach: wernisaż Andrzej Jan Piwarski – Ślady czasu (Galeria Na Kole, Hobrechtstr. 47, 12047 Berlin, 7 grudnia 2013, wprowadzenie: Ewa Maria Slaska, wystawa czynna: 8.12.2013 – 15.01.2014) i po benefisie pod tym samym tytułem (muzyka – Józef Skrzek, licytacja obrazu artysty Poranek – 70×90 cm, olej, 2008, 10 grudnia 2013, Filmbühne am Steinplatz, Hardenbergerstr. 12, 10623 Berlin). Podczas wernisażu było niewielu gości, przybyli za to przedstawiciele Ambasady Rzeczpospolitej Polskiej w Berlinie – pan Minister Andrzej Szynka i pan Konsul Generalny – Tadeusz Oliwiński – z małżonką. Podczas benefisu było bardzo wielu gości, którzy kupili też większość prac artysty, wystawionych na licytacji. Bo wbrew zapowiedziom, licytowano kilka obrazów Andrzeja Jana Piwarskiego, a nie tylko jeden. Nabywcami byli między innymi znani polonijni biznesmeni – państwo Winiarscy. Obie imprezy zorganizował oraz znakomicie i z dużym wyczuciem prowadził Andrzej Pakuła, szef agencji artystycznej Andi-Pol-Art. Sponsorem było Ministerstwo Spraw Zagranicznych PR, które, zgodnie z obowiązującymi zasadami, przekazało te pieniądze za pośrednictwem Ambasady. Obu uroczystościom towarzyszyła berlińska telewizja internetowa „Metropolska TV”, a benefis zapisała też kamerą TVP. Ewa Maria Slaska 82


O TWÓRCZOŚCI PIWARSKIEGO

©Barbara Ur-Piwarska

Credo Artysty: Utrwalić przemijającą historię istnienia, działalności człowieka i często niszczących sił natury. Zasadniczą rolę malarską speł­ niała faktura oraz fascynacja przestrzenią, światłem i cieniem. Moje malarstwo pole­ ga na indywidualnym traktowaniu struk­ turalnej płaszczyzny obrazu i to pozostało w mojej twórczości do dzisiaj. Poszukuję różnych technologicznych rozwiązań płasz­ czyzny płótna i osiągnięcia niepowtarzalnych efektów struktural­ nych, niezależnie od tego, czy to jest pejzaż, czy jego fragment, czy też malarstwo figuratywne. „Malarz to osobowość, a nie kierunek, a malarstwo to manifestacja swojego istnienia” – mówił Jonasz Stern. Bliskość wypowiedzi człowieka, jego historia, przyszłość powinna być oparta na czynniku emocjonalnym. Są to notatki – obrazy przeszłości i działania człowieka, historii w postaci różnych symboli, śladów istnienia kogoś piszącego na ścianie, która czasami pęka. Mikropejzaż z jednej strony, z drugiej – przemijanie. Szukam indywidualnej wypowiedzi ma­ larskiej, połączonej z historią człowieka którego istnienie nie kończy się za jakimś horyzontem czy zamkniętym murem. Nabiera to pewnej refleksji nad czasem, który dla każdego z nas jest pewną radością i bólem. Andrzej Jan Piwarski

Berliński krytyk sztuki Martin Schönfeld o twórczości artysty: Motyw ściany nabrał dla Andrzeja Jana Piwarskiego bardzo dużego znaczenia w ukazywaniu przenikania doczesności oraz współistnienia przeszłości i przyszłości w obrazie. Sam Leonardo da Vinci doradzał młodym malarzom obserwować plamy na ścianach, ponieważ pełno na nich obrazów. Obserwując malarstwo Andrzeja Jana Piwarskiego chciałoby się powiedzieć, że wziął sobie tę radę do serca. Wiele jego dzieł zagęszcza obrazy na ścianach, które miał na myśli Leonardo. W ten sposób tworzą się nowe dzieła sztuki. Nakładając wiele warstw farby, mieszając ją z piaskiem, pyłem węglowym a przede wszystkim z mączką marmurową Andrzej Jan Piwarski osiąga szczególnie subtelną i specyficzną plastykę charakteryzującą jego obrazy. Odcienie dolnych warstw farby wydrapywane są jak sgraffito na powierzchnię. Linie, litery 83


KAWIARNIA ARTYSTYCZNA

©Barbara Ur-Piwarska

i słowa tworzą graficzne struktury, których jednak nie da się odczytać. Z powodu wielu nakładanych warstw tracą swoją czytelność. Delikatnym pokryciem przeźroczystymi farbami Piwarski osiąga bladość spłowienia. Powstaje wrażenie, jak gdyby napisy zostały rozmyte przez wiatr i wodę. Andrzej Jan Piwarski tłumaczy w swoim malarstwie odległość w czasie; pod wieloma warstwami farby można rozpoznać jeszcze starsze warstwy obrazu. Napisy stają się przy tym jeszcze bardziej archetypowe. Również znaki tracą stopniowo swoją trwałą wymowę znaczeniową i nie mogą zostać przyporządkowane jednoznacznie konkretnemu językowi lub kulturze. Dzieła te nadają odbiorcy rolę archeologa, ponieważ oglądanie ich staje się procesem wizualnego badania. Malarstwo Piwarskiego stawia pytania, na które odpowiedzi może odgadnąć tylko sam odbiorca. Podczas gdy starsze dzieła charakteryzują się świadomą artystyczną gestykulacją, w nowszych obrazach Andrzej Jan Piwarski rezygnuje z indywidualnego wyrazu na korzyść wzmagającego się oddziaływania refleksyjnego, w prasowanego w powierzchnię obrazu. Powstały głównie dzięki domieszce materiału... Fakt, że w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych stał u boku Solidarności w Gdańsku jest naturalną konsekwencją. Pokonywanie sztywnych granic między blokami politycznymi Andrzej Jan Piwarski uznał za prawo człowieka. Możliwość zmiany systemu i perspektywy była konieczna do życia. Już od 1973 żył, pracował i wystawiał w in­ nych krajach europejskich. Dlatego też jego twórczość była zawsze umiejscowiona w kontekście europejskim. Nie chciał zignorować tra­ dycji klasycznego moderni­ zmu i związanego z nim eto­ su uprawianego malarstwa. Andrzej Jan Piwarski już od pewnego czasu pracuje konkretnie nad przyszłością. W 1992 roku założył on w Tuchomiu wraz ze swoją żoną, artystą plastykiem Andrzej Jan Piwarski w pracowni 84


Barbarą Ur Europejskie Laboratorium Sztuki, które stało się miejscem spotkań artystów plastyków z wielu krajów. Daje się więc poznać nie tylko jako polski artysta, ale również artysta europejski, który własnym działaniem wywiera wpływ na pokonywanie ograniczeń i sprzeczności. Różne projekty Andrzeja Jana Piwarskiego świadczą o jego energii i nie ustawicznej kreatywności, dzięki której, ciągle stawia czoła nowym wyzwaniom. Od czterdziestu lat pomaga mu w tym, inspiruje i zachęca go do tego żona, artysta plastyk Barbara Ur. W 2005 roku obydwoje artyści postawili przed sobą nowy cel. Przenieśli swoje miejsce zamieszkania i pracy do Berlina Martin Schönfeld Berlin 2008 Andrzej Jan Piwarski (www.piwarski.one.pl) urodził się 27 marca 1938 roku w Warszawie. Artysta malarz, działacz społeczny i polonijny, animator życia artystycznego. Jest praprawnukiem Jana Feliksa Piwarskiego (1794-1859). - W latach 1960-1966 odbył studia na Wydziale Malarstwa w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku (od 1996 – Akademia Sztuk Pięknych w Gdańsku), w pracowniach prof. Stanisława Teisseyre´a i prof. Jacka Żuławskiego. - W latach 1976-1980 – wykładowca w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Münster (RFN) – pracownia malarstwa. - W roku 1979 otrzymuje roczne stypendium Zarządu Komunalnego Zagłębia Ruhry w Essen (RFN). - W latach 1987-1991 prowadzi pracownię malarstwa w Europejskiej Letniej Akademii Sztuk Pięknych w Luksemburgu. - W roku 1993 zakłada Europejskie Laboratorium Sztuki w Tuchomiu, woj. pomorskie, gdzie corocznie organizuje Międzynarodowe Sympozja Artystów (TUCHOMIE). Członek Związku Polskich Artystów Plastyków od 1966 do dzisiaj, Związku Artystów Plastyków IG Medien (Niemcy) od 1982 do 2006, Związku Berlińskich Artystów Plastyków (VBK) od 2009 do dzisiaj. Organizator i uczestnik wielu manifestacji, imprez i sympozjów, potępiających stan wojenny w Polsce, jak również poświęconych walce o suwerenność i niepodległość Polski i innych narodów, ujarzmionych przez reżimy komunistyczne, m.in. w RFN, Norwegii, Francji, Wielkiej Brytanii. 85


KAWIARNIA ARTYSTYCZNA

- W latach 1985-1990 organizuje imprezy kulturalno-polityczne pod nazwą „Spotkania w Naszym Domu” w Essen (RFN). - Od 1985 roku do dzisiaj organizuje wystawy sztuki pod nazwą „Spotkania ze sztuką” w Essen, od 2005 – w Berlinie. Odznaczenia: Medal Senatu RP (1999), Krzyż Kawalerski Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej (2004), Medal Za Długoletnie Pożycie Małżeńskie (nadanie przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, 2012), Nagroda Prezydenta Miasta Gdańska w Dziedzinie Kultury – Gdańsk 2013. Cykle obrazów: Kosmogonia 1975-1978, Bieszczady 1976-1979,Ludzie na drodze 1976-1982, Ślady – Nadzieje 1980-1985, Hommage a Grzegorz Przemyk 1983-1986, Hommage a ks. Jerzy Pomiełuszko 1984-1987, Emigranci 1983-1987,Wykopaliska 1985-1990,Wyjścia z ziemi 1985-1990,Portrety 1985-1992, Cykl hiszpański 1977-1992, Cykl paryski 1979-1981,Ludzie­ -Znaki 1988-1992,Dom 1990-1992, Ślady czasu 1992 do dnia dzisiejszego. Od 1967 roku miał ponad 150 wystaw indywidualnych w Polsce, Szwecji, Finlandii, Niemczech, Norwegii, Luksemburgu, Hiszpanii i Holandii. Od 1963 roku uczestniczy w ponad 250 wystawach zbiorowych w Polsce, Niemczech, Belgii, Francji, Hiszpanii, Luksemburgu, Norwegii, Holandii, Ukrainie, na Węgrzech, we Włoszech, w Watykanie i Szwecji. Prace w państwowych i prywatnych zbiorach sztuki m.in. w Polsce: Muzeum Narodowe – w Warszawie, Gdańsku i Szczecinie, Muzeum Śląskie w Katowicach, w Muzeum Okręgowe w Toruniu, Koszalinie, Muzeum Okręgowe im. L. Wyczółkowskiego w Bydgoszczy oraz Muzeum Okręgowe – Centrum Sztuki Współczesnej w Suwałkach, Centralne Muzeum Morskie w Gdańsku, Muzeum Historyczne Miasta Gdańska, Muzeum M. Kopernika we Fromborku, Muzeum Stutthof w Sztutowie, Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, Muzeum Zachodnio-Kaszubskie w Bytowie, Muzeum Miejskie w Lęborku, Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, Biblioteka Uniwersytecka – Gabinet Rycin w Warszawie, Uniwersytet Mikołaja Kopernika – Archiwum Emigracji w Toruniu, Muzeum Ziemi Mogileńskiej w Mogilnie, Muzeum w 86


Rybniku, Muzeum im. Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku, Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie, Śląska Galeria Malarstwa w Jankowicach Rybnickich, Państwowy Instytut Naukowy – Instytut Śląski w Opolu. M.in. Niemczech: Muzeum Muru Berlińskiego w Berlinie, Diecezjalne Zbiory Sztuki w Essen, Katolicka Akademia Wolfsburg w Mülheim/Ruhr, Miejskie Zbiory Sztuki – Berlin/Schöneberg-Tempelhof, Miejskie Zbioskusry Sztuki w Essen, Miejskie Zbiory Sztuki – Altena, Miejskie Zbiory Sztuki – Kürten. W innych krajach: W zbiorach w Belgii, Danii, Finlandii, Francji, Hiszpanii, Holandii, Japonii, w Luksemburgu – Muzeum Narodowe Literatury – Mersch i Miejska Galeria Sztuki – Esch-Sur-Alzette; w Norwegii – Królewskie Zbiory Sztuki i w Landsorganisasjonen w Oslo; Fundacja Jana Pawła II – Ośrodek Dokumentacji Studium Pontyfikatu w Rzymie, w także w Szwecji, USA, Watykanie, Wielkiej Brytanii i Rosji. Andrzej Jan Piwarski obecnie mieszka na zmianę w Berlinie, wsi Tuchomiu na Kaszubach i w Gdańsku.

87


POEZJA

RENATA PARTYKA pewien aspekt miłości kiedy próbujesz kochać zamieniasz się w płochliwość jaszczurki zastygłą nad brzegiem świtu kiedy kochasz stajesz się ognistym dzbanem wtopionym w południowy skwar nadmorskich wydm kiedy przestajesz kochać sklejasz pośpiesznie skrzydła Ikarom zanim zmierzch ostudzi zapał twego miłosierdzia potem oczekujesz płochliwie na kolejny świt. Gdańsk, maj 1997

88


Renata Partyka

impresja tu nawet wiatr wplatany w skrzydła ptaków nie drwi z dostojeństwa mijających niebem chwil idę skalistym brzegiem gdzieś w górze kręte ścieżki zapach egzotyki taki gorący dobry zapach ziemi Kanaan wysokie palmy układają cichą melodię nade mną i wokół szumiąca muzyka lekka, zmysłowa, kojąca skrzydłami ptaków unosi się coraz wyżej by zaraz sfrunąć do mych stóp kroczę drogą dogasającej melodii cisza tańczące promienie rozgrzewają mury starej Jaffy na placu Kedumin wrosłe w skałę kościelne wrota muskam strzępy obcej modlitwy o jedną kroplę deszczu deszcz szum deszczu taki kojący zapach deszczu taki wilgotny Jerozolima z cyklu obłok chwili *** Powiew lasu przynosi ukojenie upalnemu dniu wydobywa woń 89


KAWIARNIA ARTYSTYCZNA

zanim rozpalone słońce zasiądzie na wierzchołkach sosen i spłynie gorejącym potokiem po ledwie dostrzegalnych cieniach naszych stóp powiew lasu przynosi szelest ożywionych wiatrem liści wyrzeźbione zielenią serca delikatnie drżą oddechem lasu... w samym środku lata czekam na ciebie trzymając w dłoni drżący zielony liść Słupsk, lipiec 2002 drzewo ....ślady twojego istnienia odnajduję wciąż w swoim życiu... a najpełniejsze są one w moim sercu tęskniącym... w moich oczach wypatrujących... w moich słowach śpiewających na wargach... unoszę je każdego dnia... i z nimi wędruję przez czas... przez życie... wspólnymi ulicami... z zapachem i pamięcią wspólnych chwil... i pielęgnuję je w najgłębszej głębi siebie... bym mogła zrosnąć się z tobą w jedno wielkie drzewo... rozszumieć się zielenią i wiosenną radością... gałązkami musnąć chmur... kwiecień 2002

90


Renata Partyka

na ósmy dzień tygodnia tutaj gdzie odnalazłam swój dom choćby na parę chwil tylko tutaj ptaki budzą moje świty a oddech drzew unosi zapach jesiennego powietrza misternie odgarniam południe od zmierzchu zapełniając przestrzeń melodią codzienności łączę tkliwość z grudką matczynego uśmiechu tutaj gdzie odnalazłam swój dom widzę coraz częściej Ciebie lecz wyciągniętymi dłońmi dotykam tylko mojej myśli o Tobie... HH,2002 *** Odkąd nauczono mnie wypowiadać słowa wyszeptuję nimi poranki popołudnia wieczory Odkąd nauczono mnie zapisywać słowa potrafię zamknąć w strofach tęsknotę 91


KAWIARNIA ARTYSTYCZNA

radość miłość Odkąd pokochałam ciebie rozsypuję wokół zapach kwitnących pól w bławatkach szepcze moja tęsknota groszki radością szeleszczą miłością czerwienią się róże... HH, 18 czerwca 2004 *** Te słowa istniały zawsze choć ukrywają się najczęściej w majowym poranku kosów Zimą przykryte bielą śniegu cichutko brzęczą odmierzając minuty spragnione pieszczot słońc, zielonego szelestu brzozy Te słowa istniały zawsze w każdym uśmiechu w locie motyla w moim sercu zanurzone w Tobie migocą jak gwiazdy rozgoszczone na nieboskłonie albo jak świece urodzinowego tortu który sfrunął razem ze mną do Twych stóp. 9 stycznia 2006

92


Renata Partyka

*** spójrz tańczą liście choć drzewa jeszcze nie zapadły w sen liście wzbijają w chmury wirując jakby ważny był tylko ich taniec pośród chmur a nie wiatr co do tańca gra i powiewa spójrz nitkami słońca przeplatam twoje palce swoją dłonią dotykam twojej a wiatr pieści nasze twarze i prowadzi nas i gra w pamięci drzemią daty jak drzewa które czasem zapadają w sen... Hamburg, 24 października 2002 Liryka gdy wypowiadam to słowo czy słyszysz jak szeptem odpływają i przypływają dni nasycając powierzchnię życia pejzażem pór roku 93


KAWIARNIA ARTYSTYCZNA

pomiędzy jesień a zimę wiosnę i lato liryka wplata anegdotę o istnieniu powiada: spójrz z ziemi wyrasta kwiat ponad obłokiem unosi się wieczność wrzesień 2000 *** Wczoraj utrwalone zapachem jesiennych jabłek pulsuje fałda pamięci nie-pamięci Strzępy godzin obrastają w słowa wypowiedziane mimochodem gdzieś w obcym mieście na nieznanej ulicy pod deszczowym niebem Dzisiaj o zapachu czerwonej jarzębiny kołysze się obietnicą nieznanego aromatu jutra Hamburg, październik 2008 *** ...a było tak, że śniłam ... i przebudzona we własnym śnie, śniłam dalej w sennej jawie widząc, słysząc, czując, idąc ... i widziałam wiele ludzkich spojrzeń, zagubionych, zmęczonych ... i słyszałam wołanie zza gór rozkołysane echem ... 94


Renata Partyka

i czułam dotyk obcych rąk ... i tak szłam ... a przede mną drobna postać wskazująca dłonią dalszą drogę ... znikająca nagle i pojawiająca niespodziewanie na rozdrożu dróg ... szłam pośród spojrzeń... odległych głosów... niespodziewanych dotyków.. a dzień nie spotykał nocy ... nie było wschodów ni zachodów ... tylko żar ... tylko pogłos ... i owa postać ... moja nić ... a kiedy nadfrunął ptak i przysiadł na mym ramieniu, nastała cisza ... żaden liść nie zadrżał oddechem wiatru ... obce głosy zawisły głucho nade mną ... najdrobniejszy ruch zamienił się w bezruch ... i nawet strumień zagubił swój szemrzący szept ... z bijącym sercem dogoniłam własną jaźń. *** chciałabym jeszcze Twój uśmiech Zatrzymać Nie na jedną chwilę Ale na wieczność By móc obdarzyć nim Swoją jaźń Nasycić Ukołysać Ukoić A gdyby jeszcze Twoja dłoń w mojej... I nasza droga do słońca Pod wiatr To wytrwam Na mych ustach uśmiech Dla ciebie Na wieczność 95


IN MEMORIAM RENATA PARTYKA – POETKA, DZIENNIKARKA (1962- 2010)

Pomiędzy jesień a zimę Wiosnę i lato Liryka wplata anegdotę o istnieniu Powiada spójrz Z ziemi wyrasta kwiat Ponad obłokiem unosi się wieczność…

Elżbieta Siemiątkowska Renata istniała, tworzyła, kochała… Wplatała pomiędzy nas swoją anegdotę, obdarowywała liryką, harmonią. Odeszła, pozostawiając nas zdumionych, wsłuchanych… Urodziła się w Gdańsku, tu spędziła swoją młodość, studiowała filozofię, pedagogikę, tu w 1983 roku zadebiutowała i była wielokrotnie nagradzana w konkursach literackich. W 1989 otrzymała nagrodę specjalną za scenariusz filmowy Intermedium. W 2000 roku zamieszkała wraz z synem w Hamburgu, gdzie uczyła się i poznawała nowe środowisko. Marzyła o silnej wewnętrznie, dumnej ze swojej historii i tradycji Polonii. Pragnienie to zaowocowało w 2007 założeniem i wydawaniem „Gazety Polskiej Kalejdoskop” oraz strony internetowej www.ekalejdoskop.eu. Prowadziłyśmy tę gazetę razem przez dwa lata. Zamierzeniem Renatki było dotarcie do Polaków, którzy tu w Niemczech byli „osobowością”, tych którzy zaistnieli zawodowo, tworzyli, rozwinęli się i mogliby być dla innych inspiracją. Była to tytaniczna praca, którą normalnie w redakcjach wykonuje zespół ludzi. Planowała tematy kolejnych wydań, pisała, tworzyła reklamy. 96


Elżbieta Siemiątkowska

Strona internetowa „Kalejdoskopu”, pozbawiona doniesień o kataklizmach, rozbojach, gwałtach, codziennie aktualizowana najciekawszymi wiadomościami z dziedziny kultury, nauki i gospodarki, była odskocznią od krzykliwych i epatujących sensacją portali internetowych. Zawierała wiele istotnych praktycznych informacji dla przybywających do Niemiec Polaków. Renata była „człowiekiem-orkiestrą”; pamiętam jak jedno z wydań powierzyłyśmy młodej graficzce komputerowej. Niestety, nie udźwignęła ona ogromu pracy i Renata musiała sama w ostatniej chwili ratować wydanie, składając gazetę przy pomocy prostego programu graficznego. Nie mówiła zbyt wiele na swój temat. Nie opowiadała o chorobie. To wynikało z jej natury – człowieka, który nie obarcza innych swoimi problemami. Miała ujmującą barwę głosu i takie iskierki życia w oczach. Swoją obecnością wnosiła harmonię i radość. Do końca była zaangażowana w tworzenie nowych mediow polonijnych. Do końca wsłuchiwała się w każdego z nas, nikogo nie traktowała powierzchownie, nikogo nie zbywała stwierdzeniem, że „jakoś to będzie”. – A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. – Co wtedy? – Nic wielkiego. – zapewnił go Pucha­ tek. – Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika (Alan Alexander Milne z książki Kubuś Puchatek). Elżbieta Siemiątkowska

97


Rys. Lech Abłażej

ROMUALD MIECZKOWSKI

WIERSZE Z DROGI Pani mnie pyta Pyta pani – w jakim języku ja myślę myśli się w języku miłości lub jej braku bez słów i alfabetu myśli się w języku wiosny bądź jesieni bez określonej pory roku w języku radości albo tęsknoty I modlę się proszę pani jak umiem w języku modlitwy A w jakim języku ja liczę – liczę droga pani w języku strat i zysków jak w noc lipcową gwiazdy się liczy A gdyby była wojna – po jakiej bym ja stanął stronie ja proszę pani zszedłbym z drogi wojnie

98


Romuald Mieczkowski

W kościele Serca Jezusowego Berlinie Nun danket alle Gott mit Herzen, Mund und Händen usiłowałem się zbliżyć do chóru w pieśni złożonej przez Martina Rickarta około 1630 roku jaką otrzymałem na kartce na Trzech Króli w katolickim kościele Serca Jezusowego w Berlinie Kapłan w sprawowaniu obrządku i obyciu miał coś tak nie do końca niemieckiego – w postawie mężczyzny i w konkrecie uśmiechu Po nabożeństwie okazał się profesorem-Ślązakiem pełnym humoru i soczystej autoironii co by mógł chyba razem śpiewać i nasze pieśni Postój podczas podróży z Niemiec W Torzymiu autobus ma postój i jak inni idę do „Złotej Groty” W restauracyjnej sali przeciąg przepowiadacz pogody robi oko w telewizorze i oznajmia że zimy jeszcze nie będzie Na krześle drzemie rudy kot flamastrem zamalowano ceny – życie drożeje a w Polsce i tak taniej niż w Niemczech W tej grocie jesteśmy sami – pachnie kiszoną kapustą i flakami

99


KAWIARNIA ARTYSTYCZNA

Dwie łaski Kiedy mi powodzenie hojnie sprzyja i fart rozdaje tylko szczęśliwe karty dwie ojczyzny mnie noszą na rękach przenikają wzajemnie granice peany – Kiedy nijako i mozolnie życie płynie dni powikłane ledwie się wloką nie chce mnie żadna znać z ojczyzn i żadna z ojczyzn o mnie nie pamięta Dwa kolory Dwa tylko kolory zostają kiedy się ściemni – biały przygasa wtedy – inne stają się czernią czerwony i zielony są jednym kolorem W porze zaćmienia – jak w greckiej tragedii mimo poszukiwań i mnogości posunięć tak naprawdę dokonujemy wyboru jednego Czarny to jakże mądry kolor przetrwania biały – wytrwały oczekiwania drogowskaz poprzez rozjaśnianie jednolitej ciemności prowadzi w końcu do przebudzenia Wtedy zielony i czerwony już nie jest czernią i wszystkie kolory stają się znowu sobą z niezliczonym bogactwem odcieni Nikogo nie martwi kolorów przewrotność bo nie jest to kwestia zawiłej interpretacji to tylko kwestia oświetlenia

100


Romuald Mieczkowski

Szukanie ojczyzny Jak odnajdziesz właściwą kobietę zatrzymasz się w swojej podróży zbudujesz z nią dom – Bądź spokojny i wiedz – odnalazłeś ojczyznę człowieku Zbudować łódź Uściśnijmy sobie dłonie przed realizacją pomysłu obierzmy kawał drzewa które zdrowo wzrosło w otwartej przestrzeni – Obierzmy miejsce nad spokojną zatoką z dalekim horyzontem i ogniskiem bliskim – Budujmy sobie łódź trwałą i zwinną na miarę snów wikingów – Budujmy łódź – tylko na Boga – nie płyńmy donikąd

Romuald Mieczkowski

Autor wierszy od 1989 roku jest redaktorem naczelnym czasopisma wileńskiego „Znad Wilii” (dwutygodnika, zaś od 2000 – kwartalnika o objętości 160 stron). Animator kultury, organizator konferencji i wystaw artystycznych, od ponad 20 lat cyklicznych interdyscyplinarnych festiwali poetyckich „Maj nad Wilią”, a ostatnio „Maj nad Wilią i Wisłą”. W Wilnie pracował w różnych mediach – w dzienniku, w radiu, zakładał i prowadził polski magazyn TV w Telewizji Litewskiej. Autor publikacji, scenariuszy i filmów dokumentalnych. Poeta i pisarz, tłumacz, członek Związku Pisarzy Litwy. Napisał kilkanaście książek (ostatnia, poetycka pt. Na litewskim paszporcie, dotyczy m.in. spraw tożsamości narodowych, spuścizny polskiej na Wschodzie). Zwykle sam ostatnio ilustruje swoje książki własnymi fotografiami. Jego wiersze były tłumaczone na wiele języków, również na niemiecki, a twórczość i działalność Romualda Mieczkowskiego w zakresie transformacji społecznych, kultury oraz współpracy litewsko-polskiej wielokrotnie wyróżniano prestiżowymi nagrodami, w tym państwowymi. 101


NASZ KĄT EUROPY KIM SĄ DLA MNIE NIEMCY DZISIAJ? Tadeusz C. Urbański Mówiło się przed I wojną światową: Kto ma Berlin, ten ma Niemcy. Kto ma Niemcy, ten ma Europę. Wtedy rozkład sił był jasny. W czasach międzywojennych, aż do 1 września 1939 roku, można było mówić o wielkości Niemiec, jako o narodzie silnym, mającym według swoich teorii apetyt na przewodzenie Europie i światu, oraz decydowaniu, które społeczności są rasowo czyste, a które nie. Sowieci mieli podobne aspiracje i to musiało znaleźć rozwiązanie. Zaczęło Autor felietonu się od wojny między narodami – niemieckim i polskim. Ale gdy najeźdźcy postanowili szukać przestrzeni życiowej na wschód od okupowanej Polski, rozpoczęła się wojna między cywilizacjami. II wojna światowa podzieliła Europę na dwa bloki polityczne i wnet się okazało, że Sowieci wyzwolili Polskę, ale wolności nie przynieśli, przenosząc brutalność wojny na czasy powojenne. Wojna odbiła się na każdej polskiej rodzinie. Państwo Polskie i społeczeństwo poniosło straty na skutek wojny, zaczęła się mozolna odbudowa kraju i wprowadzanie moskiewskich czy nawet azjatyckich porządków. Nie wszyscy Polacy godzili się na wprowadzanie stalinowskich norm i sowieckiego modelu życia. Propaganda już od przedszkola wciskała nam obraz Niemców z NRF, a później RFN, jako pogrobowców Hitlera. Jedynie słusznym było to, co dyktowała Moskwa, a kto protestował, był surowo karany – aż do utraty życia. Ale NRD było poza podejrzeniami, zwłaszcza po wybudowaniu w 1961 roku Muru Berlińskiego. Do młodzieży docierała powoli, po rozmowach ze starszymi, pamiętającymi okupację, prawda o wojnie i o obydwu totalitaryzmach, które przetoczyły się przez Polskę. Ta wojna była straszną wojną, która przeorała kontynent, a szczególnie dotknęła Polskę. Przez cały okres PRL ukazywały się wojenne książki, kręcono filmy o tej tematyce, wyświetlano sowieckie jednostajnie na temat „Saszka z pepeszą i 400 Niemców”, a podręczniki do historii więcej tekstu poświęcały właśnie wojnie niż dwudziestoleciu międzywojennemu, zwanemu wbrew państwowej cenzurze Polską Niepodległą. 102


Tadeusz C. Urbański

Czy Polacy rozgrzeszyli Niemców za wojnę? Z pewnością młodsze pokolenia nie patrzą na sąsiadów zza Odry przez peerelowsko-stalinowskie szkiełko. Przeszłość to historia, której należy się uczyć, szanować, ale nie można nią żyć. Okazało się, że Niemcy przegrali, ale i wygrali. Podobnie jak Japończycy. Po wojnie, dzięki dyscyplinie, ciężkiej pracy i różnym formom zagranicznej pomocy, odbudowali swoje państwa. My z daleka podziwialiśmy Japończyków, ale i Niemcom zazdrościliśmy przez cały PRL. Wielu z nas, osiedliwszy się na Zachodzie czy nawet w samych Niemczech, szybciej zbliżyło się do tzw. prawdy obiektywnej, niż rodacy nad Wisłą. Dla mnie, mieszkającego od ponad trzydziestu lat w Szwecji, historia ostatniej wojny jest fragmentem dziejów Europy z naciskiem na Polskę. Spotykam w Sztokholmie Polaków, którzy tu osiedlili się zaraz po wojnie, ale i Niemców, którzy również noszą w sobie wojenną pamięć. Po latach okazało się, że wszyscy cierpieli, bez względu na stronę w tym konflikcie. Przykładów mam kilka. Moja rodzina przyjaźniła się wiele lat z berlinianką – rocznik 1914. Siadywaliśmy wieczorami i snuliśmy gawędy o życiu. Frau Gertrud opowiadała o sobie, o mężu z zawodu dentyście, który jako żołnierz Wehrmachtu w 1939 roku wszedł, jako jeden z pierwszych do Polski. Później walczył pod Stalingradem i jemu akurat się udało, bo jednym z ostatnich samolotów wydostał się z kotła pod Stalingradem na urlop tylko dlatego, że żona i dzieci były chore na dyfteryt i przebywały w berlińskim szpitalu. Opowiadała o swojej tułaczce z trojgiem małoletnich dzieci, o ucieczce z folwarku pod Poznaniem, gdy było wyraźnie słychać frontową sowiecką artylerię. Z grupą jeńców francuskich dotarła aż za Berlin, by zatrzymać się u swojej babki. Ta niestety, nie pozwoliła Francuzom przekroczyć progu swego domu. Bardziej nienawidziła Francuzów za I wojnę, niż była wdzięczna za pomoc w uratowaniu wnuczki i prawnuków. Mąż frau Gertrud po wojennych przejściach, dla ratowania zdrowia przeniósł się z rodziną do Szwecji, gdzie długie lata pracował jako dentysta. Pracowałem kiedyś z inżynierem Jurgenem von. D., urodzonym w Hamburgu w 1935 roku, który wiedząc, że jestem Polakiem, był niezbyt skory do rozmów o przeszłości. Ale się zgadało, że moja matka była z dwojgiem dzieci w obozie pracy w Berlinie i była bez mała świadkiem zdobywania miasta przez Armię Czerwoną. Jurgen opowiedział, w jaki sposób z rodziną przeżył naloty alianckie na swoje miasto i dlaczego wyjechał poźniej z żoną do Szwecji. Zresztą jego żona, urodzona w 1938 roku w niemieckiej rodzinie pod Toruniem, również miała wiele do opowiadania. Inżynier Jurgen tłumaczył się przede mną jak sztubak z krzywd, jakie 103


NASZ KĄT EUROPY

poniósł naród polski z ręki narodowych socjalistów, ale i współczuł mnie, że z powodu komunizmu musiałem emigrować do Szwecji. Te rozmowy z ludźmi, doświadczonymi przez wojnę, były dla mojej rodziny, a przede wszystkim dla dorastających dzieci przykładami, że wojna jednakowo kaleczyła ludzi po obydwu stronach frontu. Rzeczywistość w Polsce po 1989 roku pokazała ideologiczną nędzę komunizmu, opartą na kłamstwie i utopijnej teorii. Niedawno jeden z polskich historyków powiedział, że Niemcy przestali być dostrzegani jako główny wróg w czasie wojny. Po tylu latach komunizmu tym wrogiem zostało ZSRR. Przytomny 60-letni Rosjanin dzisiaj może powiedzieć, że od urodzenia, przez całe dekady, był oszukiwany, dopóki nie przekonał się o tym, że czasy się zmieniły. Ciężko przełknąć jest Rosjaninowi, że przez całe życie był karmiony propagandą stalinowską o różnym stopniu natężenia. Rosjanin wie, że jego ojczyzna wniosła ogromny wkład w zwycięstwo wojenne i wyzwoliła Polskę, a Polacy – niewdzięcznicy ciągle się upominają o jakimś Katyniu, czy innych wstydliwych dla dzisiejszej Rosji faktach historycznych. Ten Rosjanin nie dopuszcza do siebie prawdy, że Stalin z Hitlerem byli przyjaciółmi – dopóki Niemiec nie zdradził sowieckiego sojusznika. Dzisiejsza Europa ma za sobą proces norymberski, dyplomatyczne przepychanki o zachodnią granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej, rozrachunki za niemieckie zadośćuczynienie i przyznanie się do krzywd, wyrządzonych Polsce i Polakom, jak i skruchę wobec ludobójstwa. Ale paradoksem jest, że neofaszyści odradzają się na terenach byłej NRD. Polska młodzież, będąc w Berlinie, widzi berlińczyków jako logiczną część społeczeństwa, bardziej zwracając uwagę na odróżniających się ubiorem muzułmanów. Można dostrzec, że Niemcy są jak dawniej, najlepiej zorganizowani, mający głębokie europejskie korzenie kulturowe, może nie do końca zintegrowani ze Wschodem, ale starający się służyć przykładem. Równie dobrze zorganizowani Szwedzi, byli zawsze w cieniu Niemców, lecz w latach 80. leczyli swoje kompleksy, zbierając wśród emigrantów ze Wschodu relacje z hitlerowskich obozów koncentracyjnych, ale mało mówiąc i pisząc o sowieckich gułagach. Dzisiaj Republika Federalna Niemiec jest bliższa Polsce niż Rosja ze stolicą w słowiańskiej Moskwie. Tadeusz C. Urbański, Sztokholm

104


OŚWIATA 20-LECIE SZKOŁY JĘZYKA POLSKIEGO W MANNHEIM W dniu 16 listopada 2013 roku Szkoła Języka Polskiego przy Polskiej Misji Katolickiej w Mannheim obchodziła 20-lecie swojego istnienia. Podczas jubileuszowych uroczystości nadano placówce imię Jana Pawła II oraz poświęcono sztandar szkoły. Szkoła Języka Polskiego działa w ramach Polskiego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego (Polnische Schul- und Kulturgesellschaft e.V.) przy Polskiej Misji Katolickiej w Mannheim i jako stowarzyszenie parafialne jest członkiem Chrześcijańskiego Centrum Krzewienia Kultury, Tradycji i Języka Polskiego w Niemczech e.V. Na jubileuszową uroczystość przybyli m.in. Justyna Lewańska, konsul generalny RP w Monachium oraz członkowie Zarządu Chrześcijańskiego Centrum Krzewienia Kultury, Tradycji i Języka Polskiego w Niemczech: przewodniczący, ks. prałat dr Ryszard Mroziuk z Dortmundu, ks. prałat Kazimierz Latawiec z Mannheim, założyciel szkoły, Tadeusz Rogala z Ludwigsburga oraz wiceprzewodniczący, prof. dr hab. inż. Piotr Małoszewski z Monachium, przewodniczący Rady Naczelnej Polskich Katolików Świeckich w Niemczech. Uroczystość rocznicową rozpoczął mec. Andrzej Holm, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Kulturalno-Szkolnego w Mannheim, który przedstawił historię nauczania języka polskiego w Mannheim. Ks. Bogusław Banach, proboszcz PMK Mannheim, wiceprzewodniczący Towarzystwa Kulturalno-Szkolnego, dyrektor Szkoły Języka Polskiego w Mannheim, w swoim wystąpieniu omówił uzasadnienie wyboru Jana Pawła II na patrona szkoły. Konsul Justyna Lewańska wyraziła swoją radość z wyboru największego z Polaków, bł. Jana Pawła II, wkrótce świętego, na patrona oraz gratulowała szkole dotychczasowych osiągnięć. Równocześnie wyraziła przekonanie, że 105


OŚWIATA

dziedzictwo Jana Pawła II będzie przejęte i kontynuowane przez tutejszych uczniów. Prof. Piotr Małoszewski życzył nauczycielom, uczniom i rodzicom, by szczególne słowa Jana Pawła II, wypowiedziane na krakowskich Błoniach w czerwcu 1979 roku – Zanim stąd odejdę, pro­ szę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię Polska, jeszcze raz przyjęli z wiarą, nadzieją i milością..., abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy – zawsze im towarzyszyły i były myślą przewodnią do dalszej działalności. Po wystąpieniach odczytano listy od zaproszonych gości, którzy nie mogli przyjechać na uroczystość. Dorota Arciszewska-Mielewczyk, poseł na Sejm RP, gratulowała wszystkim, którzy w okresie ostatnich 20 lat tworzyli i czuwali nad trwałością bastionu polskości, jakim jest tutejsza szkoła. Zbigniew Gumiński, pomysłodawca i współzałożyciel Rodziny Szkół im. Jana Pawła II, w swoim liście wyraził szacunek dla kadry pedagogicznej, uczniów i ich rodziców oraz przekazał szkole album o Rodzinie Szkół im. Jana Pawła II, poświęcony przy grobie Jana Pawła II, gwóźdź do sztandaru szkolnego, a także skrawek Jego szat, ofiarowywany przez ks. kardynała Stanisława Dziwisza szkołom, należącym do Rodziny Szkół im. Jana Pawła II. Społeczna Rada Rodziny Szkół im Jana Pawła II liczy ponad 1250 szkół w Polsce i poza jej granicami. Następnie konsul Lewańska odczytała akt nadania szkole imienia Jana Pawła II i przekazała go na ręce dyrektora szkoły, ks. Bogusława Banacha. Na zakończenie pierwszej części uroczystości złożono podziękowania byłym nauczycielkom i założycielom Szkoły Języka Polskiego przy PMK w Mannheim, a Helena Ryll, była nauczycielka z najdłuższym stażem pracy w Szkole Języka Polskiego przy Polskiej Misji Katolickiej w Man106


B.M.

nheim, podziękowała wszystkim rodzicom i uczniom za wytrwałość i poświęcenie w nauce języka polskiego na obczyźnie. Po części oficjalnej rozpoczęły się występy artystyczne. Uczniowie pod kierunkiem nauczycielek Aleksandry Gąsior i Haliny Olszanski wykonali program pt. Jan Paweł II w oczach dzieci, natomiast pod kierunkiem pani Magdaleny Perszon – program słowno-muzyczny Polska w piosenkach i wierszach. Następnie zaproszono wszystkich na małą agapę. W holu można było oglądnąć wystawę prac plastycznych uczniów, poświęconą patronowi szkoły oraz dokonać wpisu do pamiątkowej księgi. Wieczorem w kościele Spitalkirche w Mannheim odbyła się okolicznościowa Msza św., której przewodniczył ks. prałat dr Ryszard Mroziuk w koncelebrze z ks. proboszczem Bogusławem Banachem i ks. prałatem Kazimierzem Latawcem, podczas której dokonano podniosłego aktu poświęcenia sztandaru szkoły. Uroczystości jubileuszowe zakończył wieczór poetycki pt. Wszystko ma swój czas. Szkoła Języka Polskiego przy Polskiej Misji Katolickiej w Mannheim prowadzi naukę języka polskiego jako ojczystego z elementami języka polskiego jako obcego, w tym gramatyki, ortografii, historii literatury, teorii literatury i elementów geografii i historii Polski. Uczniowie poznają również polską kulturę i tradycję. Oprócz nauki języka polskiego uczniowie aktywnie uczestniczą w życiu kulturalnym Polonii, między innymi poprzez organizowanie imprez kulturalnych i występów artystycznych. Szkoła przygotowuje uczniów do uzyskania certyfikatu, potwierdzającego stopień znajomości języka polskiego jako obcego na poziomie średnim ogólnym (B2), w ramach Europejskiego Systemu Opisu Kształcenia Językowego Rady Europy. Zajęcia z języka polskiego odbywają się w każdą sobotę (za wyjątkiem ferii szkolnych) w dziewięciu grupach wiekowych (klasy od 1 do 9) oraz w grupie uczniów bez znajomości języka polskiego. B.M. 107


POLONIA I STOWARZYSZENIA FESTIWAL KULTURY POLSKIEJ W BERLINIE Krystyna Koziewicz Naszą rodzimą kulturę pielęgnują w Niemczech przede wszystkim ludzie kreatywni, działający w pojedynkę lub skupieni wokół Stowarzyszeń, które ostatnimi czasy bardzo się uaktywniły na kulturalnej mapie Berlina. Polonijny Festiwal Kultury został zorganizowany przez Zrzeszenie Federalne Polskie Forum w Niemczech, we współpracy ze Stowarzyszeniem Wolnego Słowa, Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska” i Polską Radą w Berlinie. Festiwal wzbudził ogromne zainteresowanie, co świadczy o tym, że wciąż istnieje wielki popyt na kulturę masową, temu bowiem służyło to wielkie polonijne spotkanie. Festiwal odbył się 21 listopada 2013 roku w Fontane Haus na Reinickendorfie. Sala koncertowa zapełniona była po brzegi i nie mogła pomieścić wszystkich chętnych. Trzeba tu z zadowoleniem odnotować, że występy w polskim Berlinie stały się ważnym elementem w życiorysie twórców z Polski. To niejednokrotnie polonijne występy otwierają polskim artystom bramy do wielkiego świata. Polonia, i ta starsza, i ta ostatnimi czasy znacznie odmłodzona, chętnie spotyka się na licznych imprezach polonijnych. Różne mogą być motywy uczestnictwa w takich spotkaniach – chęć podtrzymywania tradycji, potrzeba korzystania z dóbr kultury, możliwość spotkania się z rodakami. Ale oczywiście takie imprezy organizujemy, my – Polacy, nie tylko dla siebie. Równie ważna jest możliwość pokazania innym nacjom zamieszkałym w Berlinie polskiej kultury. Nie od dziś wiadomo, że Polonia spragniona jest wszystkiego, co pochodzi z Polski i gdyby tylko posiadała własne lokum, to działo by się, oj działo! A tak, zważywszy na koszty najmu lokali, musimy zadowolić się paroma imprezami w roku. Można by dynamiczniej działać, gdyby było 108


Krystyna Koziewicz

własne lokum – z salą koncertową, galerią i małą gastronomią. Sponsorzy imprez polonijnych ściśle trzymają się wytycznych, które najwidoczniej nie pozwalają na stałe finansowanie Domu Polskiego z prawdziwego zdarzenia. Niestety, naszych reprezentantów i „opiekunów” z Sejmu i Senatu RP nie przekonuje fakt, że część finansów, przeznaczonych na projekty kulturalne, oddajemy niemieckim firmom, którym płacimy za wynajęcie pomieszczeń na organizację imprez. Dlatego wszystko, co robimy, musi być siłą rzeczy skromne, żeby nie powiedzieć – bardzo skromne. Nie stać nas na wielki rozmach, jaki ma np. mniejszość niemiecka w Polsce, która potrafi organizować imprezy, trwające wiele tygodni. My, Polacy za granicą, musimy się pocieszyć, że minimalizm to szlachetna postawa życiowa. No to się pocieszamy i cieszymy każdą jednorazową akcją, kilkoma godzinami rozrywki. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że projekty trzeba najpierw zrealizować, a dopiero po imprezie otrzymuje się fundusze, przyznane z Polski. Czy takie rozwiązania są normalne? Naprawdę trudno jest zrozumieć tę oryginalną specyfikę finansowania projektów przez stronę polską. Organizatorzy wydarzenia muszą na głowie stawać, by nie mając centa na konieczne zaliczki, rezerwować pomieszczenia na koncert, wydrukować ulotki, wysłać zaproszenia, plakaty, podać do prasy, opłacić grafika. Paranoja! Niemieckie instytucje mają jakoś bardziej życzliwy stosunek do naszej aktywności, współfinansują nawet wielkie projekty i co ciekawe – nie stosują dziwacznych rozwiązań prawnych. No dobrze, ponarzekałam tu nieco, bo jeśli chce się coś osiągnąć, na przykład, sfinansowanie Domu Polskiego czy rozsądne sposoby przyznawania funduszy, to nie należy ustawać w wysiłkach i nigdy nie dość przypominania decydentom, że tego właśnie od nich oczekujemy. A oczekujemy od władz polskich decyzji odnośnie posiadanej w Berlinie działki przy Kurfürstenstrasse, która obecnie jest oazą dziko rosnącej przyrody. Zamiast dać życie chwastom niechby to miejsce żyło sobie polską kulturą, parafrazując do tekstu piosenki Jerzego Połomskiego Daj mi to miejsce na ziemi, ja z tego zrobię życie. Marudzenie moje jednak w żaden sposób nie dotyczy wspaniałej imprezy, jaką był Polonijny Festiwal w Berlinie. Festiwal prowadziła znana berlińska dziennikarka radiowa, Joanna Ratajczak i Arkadiusz Kulaszewski, tłumacz z Hamburga. Program rozpoczął zespół taneczny „Krakowiacy”, działający przy Państwowej Szkole Polsko-Niemieckiej pod kierunkiem Ewy Kampes. Młodzi tancerze swoimi występami wzbogacają imprezy polonijne, przypominając nieprzemijającą urodę polskiego 109


Polonia i stowarzyszenia

folkloru. W programie mają wszystkie polskie tańce ludowe od mazurka, krakowiaka po poloneza. Brawo! Jedną z ciekawszych i emocjonalnych akcentów wieczoru było ogłoszenie wyników konkursu recytatorskiego, który adresowany był do polonijnej młodzieży ze szkół z językiem polskim w Berlinie. Jest ich w stolicy Niemiec kilka, w tym Katharina-Heinroth-Grundschule, Państwowa Niemiecko-Polska Szkoła Europejska oraz Towarzystwo Szkolne „Oświata”. Konkurs poprzedziły warsztaty, na których młodzież mogła poćwiczyć przygotowane do recytacji utwory oraz zapoznać się z podstawowymi technikami teatralnymi, elementami gry scenicznej i pantomimą. Jury w składzie: prof. Teresa Nawrot, Lidia Sollik, Dorota Koszutska oceniało interpretację przygotowanych przez młodzież miniatur literackich. To, co młodzi zaprezentowali na scenie, było prawdziwym arcydziełem. Wspaniała intonacja głosu, mimika, pełne skupienie i jednocześnie luz oraz radość, płynąca z treści utworów Brzechwy, Tuwima, Konopnickiej. Młodzież otrzymała symboliczne nagrody i gromkie brawa, których pewnie długo nie zapomni. 110


Krystyna Koziewicz

W programie udział wzięła też Alexandra Orłowska – laureatka nagrody na festiwalu młodzieżowym „Razem we wspólnej Europie” w Monachium, która zaskoczyła nas wszystkich aranżacją piosenki Karuzela z repertuaru Sylwii Grzeszczak, zaśpiewaną po niemiecku. Z kolei Przemek Mazurek – artysta, kabareciarz, muzyk związany z poznańskim środowiskiem kabaretowym, m.in. zdobywca I miejsca na X festiwalu „Nadzieja” Jacka Kaczmarskiego w Kołobrzegu, zaśpiewał własne kompozycje, owacyjnie przyjęte przez publiczność. Wystąpiła też Iwona Cudak – nasza berlińska wokalistka o cudownym głosie, którą kilka miesięcy temu mogli podziwiać goście prezydenta Niemiec Joachima Gaucka, podczas tzw. Buergerfest 2013 w ogrodach pałacu Bellevue. W Fontane Haus wystąpiła ze swoim zespołem, muzykami o wielkim formacie. Prawdziwa gratka dla miłośników ambitnej piosenki.

111


Polonia i stowarzyszenia

Gwiazdą festiwalu był znakomity zespół muzyczny rodem z Zakopanego założony przez Sebastiana Karpiela „Bułeckę” – Zakopower, który z powodzeniem łączy motywy muzyczne regionu Podhala z nowoczesnymi brzmieniami oraz rockową dynamiką. W zaprezentowanym repertuarze usłyszeliśmy wspaniałe hity Boso, Galop, W dzikie wino zaplątani, Bóg wie gdzie oraz Płonąca stodoła Niemena. Publiczność od momentu pojawienia się na scenie frontmana od razu podjęła z Bułecką dialog, śpiewając fragmenty piosenek, przytupując, klaszcząc. To był wspaniały klimatyczny koncert, a dla wielu fanów prawdziwa uczta dla ucha na najwyższym poziomie artystycznym. Festiwal trwał kilka godzin pozostawiając w naszej w pamięci niezapomniane wrażenia. Krystyna Koziewicz

112


Festiwal Kultury Polonijnej „Dźwięki, które łączą” w Hanowerze Arkadiusz B. Kulaszewski, Aldona Głowacka

Artur Silberner

Festiwal cieszący się już w pierwszej edycji wielką sympatią i podziwem publiczności Hanoweru i okolic został zorganizowany po raz drugi dnia 30 listopada 2013 przez Biuro Łączności Organizacji Polonijnych w Hanowerze i Dolnej Saksonii T.Z. kierowane od 2006 roku przez Aldonę Głowacką, świętujące swoje 20-lecie założenia (1993-2013). Już od godziny 11.00 przed południem trwało spotkanie z literaturą po polsku i po niemiecku w ramach projektu „Kolorowa kanapa” dla dzieci w wieku 6-10 lat. W programie znalazły się m.in. „Historyjki o Alicji, która zawsze wpadała w kłopoty”, autorstwa Gianni Rodari. Na zakończenie odbyła się zabawa i praca plastyczna. Celem projektu było rozwijanie kultury czytelniczej u dzieci w wieku wczesnoszkolnym, pochodzących z różnych grup językowych i kulturowych. Pomysłodawczynią, organizatorką i prowadzącą była Agnieszka Foit. Główna część festiwalu poświęcona przede wszystkim utalentowanej młodzieży, zaczęła się o godz.17.30 powitaniem gości polską muzyką ludową przez kapelę „Góralska Hora” z Polski. Zespół Góralska Hora sięga także po oryginalne i unikatowe instrumenty góralskie takie jak: trombita, róg pasterski, dudy, okaryna oraz różnego rodzaju piszczałki.

Młode festiwalowe talenty z gwiazdą polskiej estrady Andrzejem Krzywym i organizatorami 113


Polonia i stowarzyszenia

Folk Kapela Góralska Hora hołduje rodzimej muzyce góralskiej Beskidów i Tatr w tradycyjnym, rozrywkowym oraz miłym dla ucha brzmieniu. Oficjalne otwarcie festiwalu nastąpiło o godzinie 18.00 w imieniu organizatora przez prezes Aldonę Głowacką i sekretarza Polskiej Rady w Niemczech, Arkadiusza Kulaszewskiego. Imprezę zaszczycił też i powitał miłym przemówieniem Nadburmistrz Miasta Hanoweru Stefan Schostok, który przybył w towarzystwie Pani Pełnomocnik ds. Imigrantów Doris Schröder-Köpf. Przemówienie wygłosił także zaproszony Konsul Marek Sorgowicki z Konsulatu Generalnego RP w Hamburgu. Całość imprezy poprowadził red. Marcin Antosiewicz z TVP. Część pierwszą wieczoru rozpoczął występ chóru „Cantate Domino” z Hanoweru, który otworzył festiwal pieśnią „Gaude Mater Polonia”. Chór „Cantate Domino” jest chórem parafialnym przy Polskiej Misji Katolickiej Hanower i obchodzi w tym roku jubileusz swojego 35-letniego istnienia (1978-2013). Od 25 lat chór prowadzi pani mgr Magdalena Stasch. Następnie wystąpiły zespoły i młodzi artyści: Polsko-niemiecka grupa folklorystyczna z Zwickau ,Kinga Skiba z Lubszy - laureatka programu telewizyjnego „Mam talent” oraz Kuźni Talentów w Monachium, Sylwia Bryska z Gniezna. Laureatka Konkursu Piosenki Dziecięcej w Dobiegniewie 2013. Grupa wokalna „Beciaki” z Suwałk, laureaci XVIII Festiwalu Kultury Dziecięcej i Młodzieżowej Monachium 2013, organizowanego przez Stowarzyszenie Kultury „Polonia” T.Z. w Monachium, pod kierownictwem dr Elżbiety Zawadzkiej, Zespół folklorystyczny „Polonia” z Monachium prowadzony także przez Panią dr E. Zawadzka oraz młodzieżowy Zespół Folklorystyczny „Polonia” z Hanoweru pod kier. Pani Aldony Głowackiej – dyplomowanego nauczyciela tańców polskich oraz wieloletniej mecenas polskiej kultury w Niemczech. Cały festiwal był doskonałą okazją do zaprezentowania się polonijnych organizacji i zespołów nie tylko z terenu Hanoweru i Dolnej Saksonii, które zjednoczone zgodnie od lat pod dachem Biura Łączności miały okazję świętować swoje 20-lecie oraz przystąpienie w jej progi następnej organizacji polonijnej z terenu Brunszwika. Specjalnym gościem zaproszonym na tegoroczny festiwal był pan magister Waldemar Wachowski, były wieloletni prezes a także współzałożyciel Biura Łączności w Hanowerze, któremu obecna prezes Aldona Głowacka podziękowała za wieloletnie społeczne poświęcenie oraz współpracę. Dalsze podziękowania skierowane zostały do głównych sponsorów i partnerów festiwalu: Pełnomocnika Rządu Federalnego ds. Kultury i Mediów, Konsulatu Generalnego Rzeczpospolitej w Hamburgu, Kon114


Artur Silberner

Arkadiusz B. Kulaszewski i Aldona Głowacka

Polonijny Zespół Folklorystyczny „Polonia” z Hanoweru

wentu Organizacji Polskich w Niemczech, Wspólnoty Polskiej w Warszawie, Zrzeszenia Federalnego Polskiej Rady w Niemczech, Związku Dziennikarzy Polskich w Niemczech oraz gazety SAMO ŻYCIE. Festiwalowa publiczność jak i zaproszeni artyści z terenu Niemiec i Polski oraz miejscowi politycy niemieccy mogli podziwiać sprawną organizację, wielkie zainteresowanie mieszkańców hanowerskim festiwalem oraz ogromny wkład pracy społecznej uwieńczony sukcesem zgodnie działającej Polonii Dolnej Saksonii. Po przerwie nastąpił występ gwiazdy wieczoru, zespołu „De Mono” z Polski, którzy natychmiast porwali wszystkich do śpiewu i tańca. Zespół przedstawił publiczności w półtoragodzinnym koncercie swoje największe i najnowsze przeboje. Na zakończenie była możliwość wspólnego zdjęcia młodych talentów z solistą zespołu De Mono Andrzejem Krzywym oraz redaktorem i korespondentem Telewizji Polskiej w Berlinie Marcinem Antosiewiczem, który z pełną satysfakcją moderował po raz drugi hanowerski festiwal. Około godziny 23.00 zebraną publiczność pożegnała wiązanką melodii ludowych kapela „Góralska Hora”. Tegoroczna publiczność tylko z oporem żegnała sie z 70-cio osobową obsadą artystyczną hanowerskiego festiwalu pod pięknym tytułem „Dźwięki, które łączą”. Z Hanoweru: Arkadiusz B. Kulaszewski i Aldona Głowacka 115


polska misja katolicka POLSKIE SZOPKI W NIEMCZECH dr Barbara Małoszewska Od 1996 roku, na początku Adwentu, wystawiane są w Niemczech, głównie na dworcach kolejowych, polskie szopki. Wykonują je uczniowie kilku szkół plastycznych w Polsce, w tym Państwowego Liceum Sztuk Plastycznym im. Kenara w Zakopanem, którzy rzeźbią od kilkunastu lat co roku przynajmniej jedną szopkę. Inicjatorem tej akcji był ks. prof. Witold Broniewski, polski kapłan, mieszkający od lat w Stutt- Autorka publikacji garcie. Jego ideą było „wyprowadzenie” żłóbka z kościołów w miejsca publiczne, aby w ten sposób przeciwstawić się nasilającej się komercjalizacji Świąt Bożego Narodzenia. I tak szopki stanęły na dworcach kolejowych, lotniskach, w bankach, centrach handlowych, przekazując bożonarodzeniowe przesłanie podróżnym, przechodniom, klientom. Każda szopka zawiera przesłanie dla świata i tak powstały żłóbki z wiodącymi hasłami, takimi jak np. Betlejem a rodzina, Betlejem a Nowa Europa, Betlejem a młodzież, Betlejem a biedni naszego świata. Obok Świętej Rodziny w niektórych szopkach można zobaczyć figury Matki Teresy z Kalkuty, św. Stanisława Kostki, św. Teresy z Lisieux, czy Pier Giorgio Frassatiego. Miniatury szopek, wykonanych przez uczniów polskich szkół plastycznych z cyklu W drodze do Betlejem otrzymali papieże Jan Paweł II i Benedykt XVI. Pierwszą szopkę w Niemczech wystawiono na dworcu w Stuttgarcie w 1996 roku. Kolejne miasta, które przyłączały się do tej akcji, to Kolonia, Dortmund, Osnabrück. 116


dr Barbara Małoszewska

Później – Schwäbisch-Gmünd, Ludwigsburg, Monachium. W grudniu 2013 szopki stanęły w co najmniej 25 miastach Niemiec i Polski. W dniu 1 grudnia 2013 roku, w pierwszą niedzielę Adwentu, już po raz dziesiąty, z inicjatywy Polskiego Stowarzyszenia Kulturalnego przy Polskiej Katolickiej Parafii w Ludwigsburgu odsłonięta została szopka w kaplicy pałacu w Ludwigsburgu. Odsłonięcie poprzedził koncert adwentowy, który zgromadził bardzo liczną publiczność. Natomiast 8 grudnia 2013, w drugą niedzielę Adwentu wystawiona została po raz piąty bożonarodzeniowa szopka na Dworcu Głównym w Monachium. W tym roku organizatorami szopki była Polska Parafia Katolicka w Monachium z Wikariatem Biskupa Grecko-Prawosławnego Metropolii Niemiec na Bawarię, przy współpracy m.in. z dyrekcją dworca i Radą Cudzoziemców m. Monachium. Na tę uroczystość przybył m.in. ks. prof. Witold Broniewski, a wśród zaproszonych gości był Bernd Posselt, członek Parlamentu Europejskiego. Uroczystość rozpoczęła kolęda Gdy się Chrystus rodzi, zaśpiewana przez zespół Polskiej Parafii – Redemptor. Natępnie wszystkich przybyłych powitał ks. proboszcz dr Stanisław Pławecki CSsR. Prowadzący uroczystość otwarcia szopki, a zarazem jej kierownik organizacyjny, Hubert Karolak, zaprosił do krótkiego wystąpienia zaproszonych gości. Głos zabrali m.in. Heiko von Hamann, kierownik Zarządu Dworca Głównego HbF München, ks. prof. Witold Broniewski, ks. prałat Thomas Schlichting, przedstawiciel ordynariusza Archidiecezji Monachium-Freising ks. kardynała Reinharda Marxa, ks. Apostolos Malamoussis,

117


polska misja katolicka

wikariusz biskupa Metropolii Grecko-Prawosławnej w Niemczech, Nükhet Kivran, przewodnicząca Rady Cudzoziemców m. Monachium, Constantinos Gianacacos, radny miejski przedstawiciel burmistrza m. Monachium oraz Bernd Posselt, członek Parlamentu Europejskiego. Między poszczególnymi przemówieniami można było usłyszeć polskie kolędy w wykonaniu Redemptora oraz chorały bizantyjskiego chóru kantorów z Kościoła Grecko-Prawosławnego. Część oficjalną zakończyła wspólnie zaśpiewana po niemiecku kolęda Stille Nacht oraz małym poczęstunkiem: polskim makowcem, greckimi ciasteczkami i Glühweinem. dr Barbara Małoszewska

118


MŁODA POLONIA SLUBFURT JEST COOL! Zuzanna Lewandowski

©Julia

Znajdujemy się właśnie w sercu handlu polsko-niemieckiego. Granica Slubfurt, czyli Frankfurtu nad Odrą i Słubic, to centrum zakupów słynnej z dobrej jakości niemieckiej chemii i niezwykle taniego polskiego tytoniu. Niewiele ludzi wie, że są to również dwa studenckie miasta. Z całego świata przybywa tu masa studentów, żeby móc „pobierać nauki”, prawie jednocześnie po obu stronach Odry. Mamy tu nie tylko jeden Uniwerek, ale nawet dwa! Po niemieckiej stronie – Uniwersytet Europejski Viadrina, we Frankfurcie nad Odrą, a po słubickiej stronie – Collegium Polonicum, placówkę dydaktyczno-naukową Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza z Poznania. Dzieli je jedynie most, który dziś już jest tylko mostem, a nie granicą z długimi kolejkami i męczącymi kontrolami. Zresztą codziennie chodzimy tym mostem i chyba go lubimy, a na pewno jesteśmy do niego miło przyzwyczajeni. Zimą 2012 wprowadzono nawet jedną wspólną polsko-niemiecką linię autobusową, numer 983. To zasługa długoletniej współpracy Frankfurtu i Słubic. Paru tutejszych taksówkarzy narzeka na nią wprawdzie, ale studenci, gastarbeiterzy i przyjezdni klienci pobliskich rynków są z niej bardzo zadowoleni. Główne stacje linii 983 po polskiej stronie to Akademiki i Collegium Polonicum, a po niemieckiej stro- Rzeka Odra dzieli miasto na dwie części 119


MŁODA POLONIA

©Julia

nie to Viadrina i dworzec główny we Frankfurcie. „Busem” przemieszczamy się nie tylko dla przyjemności, ale również w celach „pobierania nauki”. Na Viadrinie aktualnie istnieje wydział prawa, kulturoznawstwa i ekonomii. Po polskiej stronie funkcjonują wydziały takie, jak Ochrona Europejskich Dóbr Kultury i Filologia ze specjalnością fiNiemiecka strona miasta lologii germańskiej. Są także wspólne kierunki obu uniwersytetów – German and Polish Law, Kulturoznawstwo i European Studies. A co najważniejsze, studiując na jednym ze wspólnych kierunków, mamy możliwość uzyskania polskiego i niemieckiego dyplomu! Dlatego też wielu „młodych, ambitnych dwujęzycznych” przybywa tu, aby pilnie uczyć się. Między nimi znalazłam się również ja. Studiuję Interkulturelle Germanistik – co można przetłumaczyć jako międzykulturową germanistykę. Jesteśmy niedużą, 20-osobową grupką, ponieważ jest to bardzo innowacyjny kierunek i jeszcze w trakcie rozbudowy. W tym roku doszedł trzeci rocznik, który już sobie liczy dwa razy tyle osób. Jest to kierunek, w którym Germanistyka i Polonistyka są podstawowym elementem. Żeby zaliczyć je, musimy między innymi pod koniec studiów prawie perfekcyjnie znać język niemiecki i polski. Dużo się zajmujemy kulturą po obydwu stronach Odry i często też ją porównujemy. Lektury, media, pisanie esejów i tłumaczenie – stanowią nasze główne zadania przez cały okres studiów. Ale przyznam, że jest nam przede wszystkim bardzo miło, no i wykładowcy znają nas dobrze, a my ich również. Te studia polecam każdemu, kto interesuje się niemiecką i polską kulturą i komu łatwo idzie nauka języków. Każda strona Odry ma swoje plusy i minusy – zacznijmy od rzeczy dla studenta podstawowej, czyli kuchni. W małej, sympatycznej stołówce pod nazwą „Bar Europa”, po polskiej stronie, można zjeść dania w stylu „jak u polskiej babci”. Każdy obiad składa się z zupy, dania głównego i kompotu. Najlepsze dni to takie, gdzie podawane są pierogi własnej roboty, wtedy do „Baru Europa” przychodzi tyle międzynarodowych studentów, że nie ma gdzie usiąść. W stołówce niemieckiej, zwanej „Mensą”, jest nieco inaczej, ponie120


Zuzanna Lewandowski

©Julia

waż wielka firma gotuje tam dla tysięcy studentów. Wszystkie dania są tam bardzo proste i szybkie, a ich smak nie jest przy tym zbyt olśniewający, ale jak musimy, to tam też czasami jadamy. Natomiast gdy przychodzi czas na naukę i sesję, to bardzo polecam niemiecką bibliotekę. Znajduje się ona w najstarszym budynku Viadriny, jest w niej dużo miejsc do nauki i duży wybór literatury z całego świata. Jeśli nie ma jakiejś potrzebnej książki, jest możliwość zamówienia jej z innego niemieckiego miasta. W Collegium Polonicum jest nieco mniejsza biblioteka, ale za to duży wybór polskich książek. Po sesji dużo studentów jeździ do domu, do rodziny. Mając „legitkę” polską i niemiecką, cieszymy się zniżkami na komunikację po polskiej stronie, a po niemieckiej – biletem „Berlin-Brandenburg Ticket”, czyli w praktyce jeździmy nawet do stolicy Niemiec Berlina za darmo z Frankfurtu. Poza tym mamy bardzo dobre połączenia do Warszawy i Gdańska pociągami Intercity, które są najlepszymi liniami na terenie Polski. W jedyne dwie godziny jesteśmy w Poznaniu, a tylko pięć potrzebujemy do „W-wy” lub Gdańska. Gdzie chcemy mieszkać, możemy też wybierać między polskimi a niemieckimi akademikami. Polski akademik podlega – tak, jak „uniwerek”, poznańskiemu Uniwersytetowi Adama Mickiewicza. Podobno jest on jednym z najlepszych w całej Polsce. Sama w nim mieszkam i jestem bardzo zadowolona. Żyjemy tutaj po 4-8 osoby w segmentach, gdzie każdy ma swój własny pokój, a kuchnia jest wspólna. Dobrze jest mieć wspólną kuchnię, bo czasem się zje jakiś posiłek z koleżankami i „pogada” przy okazji. W polskich akademikach znajdują się też parkingi, bo prawie każdy polski student tu ma samochód, więc bardzo się one przydają. Poza tym na naszym campusie jest wielkie podwórko, na którym latem wieczorami grillujemy, a za dnia gramy w tenisa. Frankfurckie akademiki nieco się różnią, ponieważ są w całym mieście porozrzucane i są dwa razy droższe od polskich. Dla studentów, którzy przyjeżdżają z Polski, czasem się to jednak przydaje, bo mogą tam spotkać więcej mówiących po niemiecku i w ten sposób szybciej nauczyć się, albo podszlifować ten język. Zawsze mieszka tu też dużo

121


©Julia

MŁODA POLONIA

Studenci z Uniwersytetu Viadrina

studentów z Erasmusa, czyli studentów, którzy przyjeżdżają na semestr czy dwa z innego kraju na zagraniczne stypendium. Dlatego oprócz niemieckiego i polskiego, angielski to u nas podstawa, bo często żyjemy tutaj razem z obcokrajowcami. A my sami również do nich należymy, bo przecież na samej granicy mieszkamy, zależy tylko po której stronie Odry akurat jesteśmy! W dzisiejszych czasach my, frankfurcko-słubiccy studenci, już nie różnimy się od siebie. Wszystkim, którzy by chcieli do nas dołączyć, bardzo polecam nasze uniwerki i nasz SlubfurtJ Zuzanna Lewandowski

legitka – w slangu studenckim legitymacja W-wa – skrót od Warszawa 122


NAGRODY, KONKURSY TADEUSZ MAZOWIECKI PATRONEM POLSKO-NIEMIECKIEJ NAGRODY DZIENNIKARSKIEJ Po raz pierwszy przyznana zostanie Nagroda Specjalna „Dziennikarstwo na Pograniczu”, którą ufunduje gospodarz tegorocznej edycji Polsko-Niemieckich Dni Mediów – kraj związkowy Brandenburgia. Laureatów XVII edycji PNND poznamy podczas VII Polsko-Niemieckich Dni Mediów, które odbędą się 8 i 9 maja 2014 roku w Poczdamie. Od grudnia 2013 roku Polsko-Niemiecka Nagroda Dziennikarska nosić będzie nazwę Polsko-Niemiecka Nagroda Dziennikarska im. Tadeusza Mazowieckiego. Postanowili tak fundatorzy nagrody, wyrażając w ten sposób swoje uznanie dla działalności dziennikarskiej tego pierwszego demokratycznego premiera Polski po roku 1989 i działacza na rzecz praw obywatelskich. Fundatorami Nagrody są: Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej, Fundacja Roberta Boscha i sześć regionów partnerskich – kraje związkowe Brandenburgia, Meklemburgia-Pomorze Przednie i Wolne Państwo Saksonia, oraz trzy województwa – zachodniopomorskie, lubuskie i dolnośląskie. Wręczenie Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej jest uroczystym momentem Dni Mediów, których wrocławska edycja w nowej formule w roku 2013 została bardzo pozytywnie oceniona przez uczestników. Dni Mediów bardzo dobre i dobre oceny otrzymały za umożliwienie wymiany poglądów, omówienie wspólnych tematów w formacie warsztatowym. Także w Poczdamie odbędą się więc warsztaty, dotyczące aktualnych tematów środowiska dziennikarskiego. W ramach wydarzenia możliwość zaprezentowania swojej działalności oraz przedstawienia europejskich wyzwań będą także mieli przedstawiciele polskich i niemieckich mediów, zajmujących się tematyką kraju sąsiada. 123


NAGRODY, KONKURSY

Polsko-Niemiecka Nagroda Dziennikarska im. Tadeusza Mazowieckiego jest przyznawana w trzech kategoriach: Prasa, Radio i Telewizja, a jej wysokość w każdej z nich wynosi 5000 euro. Ponadto zostanie wyłoniony laureat Nagrody Specjalnej „Dziennikarstwo na Pograniczu”. To wyróżnienie, które zostało ufundowane przez Brandenburgię, zostanie przyznane przez jury za materiał, który w sposób przykładny dokumentuje integrację, przemiany i nowe problemy codzienności na pograniczu i który został przygotowany przez dziennikarzy z sześciu regionów partnerskich. Wysokość tej nagrody to również 5000 euro. Nagroda będzie wręczona przez brandenburskiego ministra ds. europejskich Ralfa Christoffersa. Polsko-Niemiecka Nagroda Dziennikarska przyznawana jest od 1997 roku, od 2008 roku rozstrzygnięcie konkursu odbywa się w ramach corocznych Polsko-Niemieckich Dni Mediów. Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej ul. Zielna 37, 00-108 Warszawa www.fwpn.org.pl

124


125


V EDYCJA KONKURSU „BYĆ POLAKIEM” 12 października 2013 roku w gmachu Ambasady RP w Londynie zainaugurowano uroczyście V edycję Konkursu „Być Polakiem”. Witold Sobków – ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, wręczył dyplomy młodym laureatom IV edycji Konkursu, a Joanna Fabisiak – prezes Fundacji „Świat na Tak”, podsumowała IV edycję, na którą wpłynęło 367 prac z 27 krajów świata. Tematem przewodnim nadchodzącej V edycji konkursu będą obchody 70. Rocznicy Powstania Warszawskiego, którego martyrologia zapisała się olbrzymimi ranami w historii Polski. Swój szczególny udział mieli w nim najmłodsi, kilkunastoletni mieszkańcy Warszawy, którzy byli wtedy w wieku uczestników Konkursu „Być Polakiem”. Dlatego warto, aby wła­ śnie młodzi Polacy za granicą pamiętali o swoich rówieśnikach z 1944 roku, a w przyszłości przekazywali tę wiedzę następnym pokoleniom (Joanna Fabisiak). Patronat nad V edycją Konkursu „Być Polakiem” w ramach Patronatu Narodowego objął Prezydent RP Bronisław Komorowski. Zostały podane oficjalnie tematy kolejnej V edycji, która odbędzie się w 2014 roku. I. Ballada o okaleczonym mieście – Powstanie Warszawskie 1944 (np. wspomnienia rodzinne, rozmowa z Małym Powstańcem, czas trudnych wyborów). II. Polskie drogi do wolności (wojenne losy Polaków - Narvik, Tobruk, Monte Casino; ku wolnej Polsce – działania niepodległościowe Polaków poza granicami kraju; relacje świadków). III. Polska moich marzeń. Współorganizatorami Konkursu „Być Polakiem” są Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP, Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”, Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą, Zjednoczenie Polek na Emigracji oraz Fundacja „ Świat na Tak” .

126


LISTEM, MAILEM OMÓWIENIE NUMERU PIERWSZEGO NOWEGO KWARTALNIKA Prof. Maria Kalczyńska Media, związane z obecnością polską w Niemczech, w ciągu swego trwania były zawsze esencją działań kulturotwórczych środowisk wychodźczych, emigracyjnych i polonijnych. Przeszły drogę ewolucyjną od publikatorów tradycyjnych po elektroniczne. W gronie organizatorów mediów znajdowali się emigranci wojenni, polityczni, zarobkowi oraz osoby, które osiedlały się poza Polską z własnego wyboru. Patrząc z perspektywy badacza kultury polskiej diaspory w Europie, dzisiejsze oblicze polskich mediów, wpisanych w obszar niemiecki, jest niezwykle płodne w formę i treści. U podstaw powoływania instytucji medialnych w ogóle legło bez wątpienia zapotrzebowanie czytelnicze/ odbiorcze. Każdy emigrant potrzebuje bowiem kontaktu z językiem i kulturą kraju, który opuścił. Wkraczając dzisiaj w erę błyskawicznego przesyłu danych na odległość, znacznie spowszechniał dostęp do informacji, której codzienny zalew przysparza zapewne wielu z nas sporo problemów w jej rozpoznaniu i prawidłowym odbiorze. Przyznać też trzeba, że zakładanie nowych tradycyjnych form komunikacji musi rodzić pytanie: Czy w dobie Internetu tego typu media potrafią sprostać wymaganiom czytelniczym? Jak długo uda im się pozostać na rynku? Dopóty jednak będą osoby, które chcą pisać, a inne czytać; dopóty ich trwałość będzie istotna. Co prawda, współczesne nowe media starają się zawłaszczyć cały obszar przekazu dla siebie, jednakże, jak widać, nie zawsze im się to udaje. Kiedy istotą staje się funkcja integracyjna środowisk ludzi kultury (w szerokim znaczeniu), jak również potrzeba konsolidacji Polonii i emigracji wokół poczucia wspólnoty społecznej, zadaniu temu nic tak łatwo nie stanie na przeszkodzie. Łącząc wysiłki twórców, społeczników, działaczy polonijnych i osoby, którym bliska jest „ojczyzna polszczyzna”, zbudować można na pewno wiele. Co szczególnie cenne jest dla podkreślenia ważności identyfikacji tożsamościowej i kulturowej ogromnej rzeszy Polaków w Niemczech. W Niemczech żyje obecnie ponad 2 mln osób, związanych z polską kulturą, językiem, tradycją. Dla nich potrzebne są określone formy masowej komunikacji, w tym także tej tradycyjnej, papierowej. Jak wiemy, w Niemczech ukazuje się obecnie kilka tytułów prasowych 127


LISTEM, MAILEM

o zasięgu ogólnopolonijnym, wydawane są liczne media cyfrowe, ale jak do tej pory brakowało jednego zcentralizowanego magazynu, dokumentującego na bieżąco działalność środowisk polonijnych w tym kraju. Założony, w końcu 2013 roku „Magazyn POLONIA” dobrze wpisuje się w te potrzeby, jako periodyk społeczno-kulturalny, poza spójnością języka, podtrzymuje także identyfikacje wspólnoty polskiej w Niemczech. Konsolidacja ta zachodziła na drodze edukacji, informacji o polonikach niemieckich, popularyzacji wiedzy o akcjach społecznych oraz ważnych obchodach i uroczystościach; wpisując się pozytywnie w kształtowanie oblicza wielokulturowej diaspory polskiej w Europie. Wiemy, że tradycyjne media przeżywają regres wydawniczy. Utrzymują się tylko te, które mają największy zasięg i dobrze prowadzony kolportaż, z dostępem do sieci reklamodawców. W dobie powstania w 1998 roku organizacji dachowej – Konwentu Organizacji Polonijnych w Niemczech pojawiły się tendencje do budowy jedności także w mediach. W 2011 stało się faktem powołanie naczelnego portalu internetowego www.polonia.viva.eu – reprezentatywnego dla interesów środowisk intelektualnych Polonii niemieckiej. Dzięki wsparciu administracji niemieckiej rozpoczęto także realizować projekt Centrum Dokumentacji Polonii Niemieckiej w Bochum, jak również powołano Biuro Polonii z siedzibą w Berlinie. Sadzę także, że konsekwencją tych działań jest także nowy periodyk, „Magazyn POLONIA” – ogólnopolonijny kwartalnik dla Polaków w Niemczech. Dlatego też z niekłamanym zainteresowaniem przeglądałam pierwszy jego numer, na który chyba wszyscy od dawna czekali. Podziwiać trzeba upór, z jakim napisano wniosek, który wygrał konkurs na projekt, dofinansujący edycje przez MSZ RP na zadanie „Współpraca z Polonią i Polakami za Granicą”. Okazuje się, że pomimo powtarzanych opinii o skłóceniu się środowisk polskich w Niemczech, jest to jednak możliwe. Przed nami zatem pismo, w bardzo gustownej szacie graficznej, z wieloma fotografiami, urozmaicającymi bogaty materiał tekstowy, z kolorową wkładką prac graficznych autorstwa Eli Woźniewskiej – wybitnej artystki z Berlina oraz karykatur Roberta Szecówki – mistrza groteski, wpisanego do księgi Rekordów Guinessa za żart literacki „Pałer”. Na zawartość „Magazynu” składa się 11 tematycznych działów, w sumie 34 teksty 25 autorów. Pochwalić wypada koncepcję układu treści, z podziałem na tematy, ułożone wg regionów: Nadrenia Północna Westfalia (Wiesław Lewicki), Monachium ( Bogdan Żurek), Hamburg (Arkadiusz Kulaszewski), Berlin (Krystyna Koziewicz). Otrzymaliśmy dzięki temu dość przejrzystą mozaikę wiedzy z życia Polonii niemieckiej 128


Prof. Maria Kalczyńska

z ostatniego półrocza 2013 roku. Pojawiły się także reportaże, sprawozdania, wywiady, przeglądy wydarzeń oraz zbiory faktów i opinii reporterskich z wielu już dzisiaj historycznych spotkań polonijnych. Wśród interesujących dla recenzenta tematów warto zwrócić uwagę m.in. na teksty K. Koziewicz, która bardzo aktywnie działa na rzecz środowiska berlińskiego Polonii. Relacje jej autorstwa dostarczają czytelnikom wiedzy o ważnych wydarzeniach z historii Polski, pisze o okresie polskiej „Solidarności”, wpisanej także w ruchy jej poparcia w Niemczech Zachodnich. Autorka omawia jeszcze mało znaną w kraju publikację Alexandra Zająca Solidarność z Polską. Ruch wsparcia „Solidarności” w Niemczech. Warto byłoby poinformować czytelników, gdzie można ją nabyć. Sława Ratajczak z Hamburga w eseju Jaka jesteś Polonio? zwraca uwagę na rolę młodego pokolenia Polonii niemieckiej w integracji społecznej. Pisze: młodzi, potomkowie rodzin polskich, urodzeni w Niemczech, są przekonani, że pochodzą z wyjątkowego kraju i dla swej ojczyzny są w stanie wiele pożytecznego zrobić. To musi cieszyć i nas w kraju. Ci właśnie, często mało jeszcze nam znani pośrednicy, będą przecież już niebawem budować wizerunek naszego kraju w Europie. Interesujący w swej kompozycji jest dział Kawiarnia Literacka, tutaj znajdujemy strofy poezji autorstwa Józefa Plessa, który potrafi jak nikt inny tłumaczyć świat. Jest także informacja o Eli Woźniewskiej, wybitnej utalentowanej graficzce, autorce słynnych piktogramów i eksponatów sztuki książki. Jest też dobry wywiad z polskim patriotą Michałem Sielewiczem i Niemką Waltraut Kerber-Ganse, którzy w czasie stanu wojennego pomagali, organizując przesyłki paczek dla rodzin polskich w kraju. Za co otrzymali Medal Solidarności. Ich aktywność charytatywna trwa do dziś. W „Magazynie” zamieszczono także wartościowe materiały, dotyczące polskiej oświaty w Niemczech (Grażyna Marszałek-Mańkowska), przepisów prawa (Katarzyna Burzynska), działalności stowarzyszeń (Katarzyna Sowa), omawia się także formy pracy Polskiej Misji Katolickiej (Piotr Małoszewski, ks. Stanisław Budyń, Barbara Małoszewska). Trzeba na koniec pochwalić Redakcję za otwartość i szczerość w zaangażowaniu w tematy polonijne, co wynika z cytowania wypowiedzi m.in. posła RP Arkadiusza Mularczyka oraz wywiadu z Bartoszem Dudkiem – kierownikiem Polskiej Redakcji Deutsche Welle oraz z Alexandrem Zającem – przewodniczącym Polskiej Rady w Niemczech. To na pewno dobrze rokuje na przyszłość dla koncepcji zawartości. Warto się otwierać na tematy trudne i starać się za wszelką cenę jednoczyć środowiska polskie w Niemczech, zapraszać na łamy „Magazynu” różne ugrupowania polonijne i krajowe. 129


LISTEM, MAILEM

Można ponadto zarekomendować ciekawe dla czytelnika wywiady Agaty Lewandowskiej z jednym z najstarszych uczniów przedwojennego Towarzystwa Szkolnego „Oświata” z Berlina – Bolko Klimkiem i znanym polonofilem Normanem Daviesem, Laureatem Polonicusa – nagrody Polonii niemieckiej. Pismo na pewno powinno trafić do bibliotek, ośrodków naukowych w kraju i za granicą, choć adresowane jest do Polaków w Niemczech, na pewno znajdzie odbiorców także w kraju, także wśród badaczy Polonii i emigracji. Uwagi szczegółowe: można byłoby w przyszłym numerze uwzględnić także recenzje wydawnictw książkowych oraz – datowaną kronikę ważniejszych wydarzeń z życia Polonii (tak, jak było to praktykowane w paryskiej „Kulturze”). Trzeba byłoby także zwrócić większą uwagę na korektę merytoryczną tekstów, co wynika z roli redaktora naczelnego numeru (dobór artykułów, są powtórki, korelacja ilustracji z tekstem). Myślę, że dział Kawiarnia Literacka powinien znaleźć się po – Polskiej Misji Katolickiej, aby zachować bardziej zrównoważony układ treści. Warto chyba także pomyśleć o uruchomieniu strony internetowej, co ułatwi kontakt z potencjalnymi czytelnikami. Sądzę także, że przy redakcji powinna także zawiązać się dość szybko instytucja kulturalna, która z biegiem czasu rozwinie działalność społeczno-kulturową w środowisku. Już teraz można pomyśleć o założeniu archiwum wydawnictwa, biblioteczki, aktualnych formach współpracy z innymi podobnymi inicjatywami, jak również wyznaczeniu odpowiednich osób do redagowania założonych działów periodyku, aby zachować dobry poziom merytoryczny i techniczny (dobór materiału ikonograficznego, tematyka sprawozdań). Należy z całą mocą przyklasnąć idei powołania „Magazynu”. Pogratulować pomysłodawcom i autorom. Życzyć sprzyjających okoliczności do kolejnych edycji, dobrych piór i wiernych czytelników. Wiele osób z Redakcji jest mi bardzo bliska, dlatego też niech mi będzie wolno przekazać jak najlepsze życzenia na Nowy 2014 Rok: spełnienia marzeń, powodzenia w życiu osobistym oraz dalszych sukcesów zawodowych na niwie polonijnej. Prof. Maria Kalczyńska Kierownik Katedry Badań nad Komunikacją i Społeczeństwem Wielokulturowym Wydział Ekonomii i Zarządzania – Politechnika Opolska, Prezes Stowarzyszenia Ochrony Poloników Niemieckich 130


131


Adres redakcji i wydawcy: Konwent Organizacji Polskich w Niemczech Sigmundstr. 8, 52070 Aachen Tel. +49 241 4011537 Fax: +49 241 4011538 E-mail: redakcja@konwent.de

Druk: Drukarnia „Efekt” – Jan Piotrowski, Tadeusz Markiewicz. Spółka jawna, ul. Lubelska 30/32, 03-802 Warszawa 8 arkuszy drukarskich. Format A5, papier 80 g. Nakład: 800 egzemplarzy

Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do ich redagowania, zmiany tytułów i skracania. W sprawie prenumeraty prosimy o kontakt z Redakcją.

Projekt jest współfinansowany ze środków finansowych, otrzymanych od Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP, w ramach konkursu na realizację zadania „Współpraca z Polonią i Polakami za Granicą”. 132


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.