Dwumiesięcznik dla chorych Wstań 5/2009

Page 1

ISSN 0867-7603 Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

Z Katechizmu Kościoła Katolickiego

Bóg sam ofiarowuje ostateczną i przeobfitą odpowiedź na pytania, które człowiek stawia co do sensu życia.

DWUMIESIĘCZNIK DLA CHORYCH

5(125)2009 październik listopad Rok XXI


Modlitwa ks. Piotra Skargi Boże, Rządco i Panie narodów, z ręki i karności Twojej racz nas nie wypuszczać, a za przyczyną Najświętszej Panny, Królowej naszej, błogosław Ojczyźnie naszej, by Tobie zawsze wierna, chwałę przynosiła Imieniowu Twemu a syny swe wiodła ku szczęśliwości. Wszechmogący, wieczny Boże, spuść nam szeroką i głęboką miłość ku braciom i najmilszej Matce, Ojczyźnie naszej, byśmy jej i ludowi Twemu, swoich pożytków zapomniawszy, mogli służyć uczciwie.

Fot. kl. Ł. Grzejda SCJ

Ześlij Ducha Świętego na sługi Twoje, rządy kraju naszego sprawujące, by wedle woli Twojej ludem sobie powierzonym mądrze i sprawiedliwie zdołali kierować. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Osoby i instytucje, które w czerwcu, lipcu i sierpniu 2009 r. wsparły nasze czasopismo materialnie: Koło Rodziny „Radia Maryja” (Jaworzno); Par. Rzym.-Kat. pw. Podwyższenia Krzyża Św. (Pawłowice Śląskie); Par. Rzym.-Kat. pw. Wszystkich Świętych (Zakliczyn); Par. Rzym.-Kat. pw. NSPJ (Pliszczyn); Par. Rzym.-Kat. pw. św. Marii Magdaleny (Bełk); Par. Rzym.-Kat. pw. św. Wojciecha B.M. (Dankowice); A. Baraniak (Cielca); A. Janczar (Sosnowiec); A. Rudzińska (Kol. Wysokie); A. L. Pisarek (Dębieńsko); A. Kruk (Czarna); A. Pietranek (Sosnowiec); B. Bosińska (Węgorzewo); B. Kwiatkowski (Zaklinów); C. Bednarczyk (Podłęże); C. Godlewska (Nasutowo); A. Czarnecka (Targanice); D. Kowal (Wiśniowa); E. Jendrysko (Mysłowice); E. Kulik (Strzelce Opolskie); G. Popławska (Wejherowo); G. Mularska (Ziemięcin); G. Paska (Zamość); I. Kapołka (Katowice); I. Palimąka (Jędrzejów); I. Ryszka (Bielsko-Biała); J. Ozdoba (Trzcinica); J. Chruścicka (Puławy); J. Milewska (Sejny); J. Tokarz (Zagórze); J. Czech (Radzyń Podlaski); J. Kolbiarz (Myślenice); J. i M. Łapa (Dobrzyca); K. Cwalina (Łomża); K. Napora (Porąbka); K. Pichowska (Stargard Gdański); Ks. A. Włoch SCJ (Kraków); Ks. K. Tabath (Katowice); Ks. R. Wołowiec (Chróścina); L. Kerlin (Wicko); M. Muc (Katowice); M. Kmiecik (Wieliczka); M. Gluza (Bystra); M. Świeboda (Ostrów); M. Madej (Tarnawa Dolna); M. Stanek (Lublin); M. Paprocka (Szczepanów); N. Kampa (Orzesze); Par. Rzym.-Kat. pw. Ducha Św. (Ełk); R. Głowacka (Skała); R. Płochocka (Bydgoszcz); S. Marczak (Płock); S. Kowalczyk (Lublin); S. Pabian (Wrząsowice); S. Gajek (Łowicz); T. Szymańska (Zaklinów); U. i K. Katarzyńscy (Oborzyska Stare); W. Białas (Pierkowskie); W. Tworowska (Chrzanów); Z. Samowędziuk (Istebna); Z. Bałka (Sanok); Z. Zaglak (Ząb); Z. Pluta (Leszczyny); Z. Badzińska (Sułkowice); Z. E. Szczęsna (Wioska);

Wszystkim, dzięki którym nasz Dwumiesięcznik może docierać do coraz szerszego grona czytelników, składamy serdeczne „Bóg zapłać” i zapewniamy o naszej pamięci w modlitwie.

Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

za Ojczyznę


5(125)2009

Maryja matką chrystusa, kościoła i każdego człowieka Benedykt XVI ............................................... 4 Opatrzność boża – a nasza modlitwa ks. Robert Ptak SCJ ........................................ 6 na ból i chorobę (cz. I) o. Stanisław Olesiak SVD .......................... 9 modlitwa św. Gertrudy za zmarłych . ..................................... 10 „WAŻNY POWÓD…” Agnieszka Jędrzejowska . .............................. 11 S£OWA OCZEKIWANE ......................... 14 MATKA Jan Robak ................................................... 16 służba zdrowia jest dla chorego ks. Lucjan Szczepaniak SCJ......................... 16 różaniec modlitwą wiary ks. Jerzy Mondel SCJ . ................................ 19 NIEŚĆ DOBRĄ NOWINĘ Elżbieta Bartkowiak-Cwojdzińska ............. 21 „idźcie na cały świat...” kl. Jakub Kopystyński SCJ ......................... 22 „bądźcie więc świętymi, bo ja jestem święty” dk. Łukasz Grzejda SCJ .............................. 25

Z radością oddajemy do Waszych rąk kolejny, październikowo-listopadowy numer dwumiesięcznika „Wstań”. Zabiegani, zatroskani o tak wiele spraw; schorowani, wyczerpani codziennymi obowiązkami w miesiącu październiku mamy okazję zwolnić nieco tempo życia, oddając się w sposób szczególny modlitwie różańcowej. Maryja zaprasza nas byśmy przez kontemplację tajemnic różańcowych zbliżali się do Jej Syna Jezusa Chrystusa. W liście apostolskim Rosarium Virginis Mariae poświęconym różańcowi świętemu papież Jan Paweł II proponuje nam, byśmy uczyli się Chrystusa od Maryi: „Jakaż nauczycielka byłaby w tym bieglejsza niż Maryja? Jeśli ze strony Boga to Duch Święty jest wewnętrznym Nauczycielem, który prowadzi do pełnej prawdy o Chrystusie (por. J 14,26; 15,26; 16,13), wśród istot stworzonych nikt lepiej od Niej nie zna Chrystusa; nikt nie może, tak jak Matka, wprowadzić nas w głęboką znajomość Jego misterium”. A zatem, Drodzy Czytelnicy, Ona pomoże nam medytować i przenikać tajemnice różańcowe streszczające Ewangelię, abyśmy mogli upodobnić się do Chrystusa. Z ufnością i wytrwałością zanoście, więc do Boga przez macierzyńskie wstawiennictwo Maryi wasze prośby. Jan Paweł II, kończąc list Rosarium Virginis Mriae, zachęca nas byśmy odmawiali różaniec: „Patrzę na Was wszystkich, Bracia i Siostry wszelkiego stanu, na Was, rodziny chrześcijańskie, na Was, osoby chore i w podeszłym wieku, na was młodzi: weźcie znów ufnie do rąk koronkę różańca, odkrywając ją na nowo w świetle Pisma Świętego, w harmonii z liturgią, w kontekście codziennego życia”. W listopadzie nasze myśli kierują się ku tym, którzy już odeszli z tego świata. Wspominamy naszych bliskich zmarłych. Modlimy się za nich, odwiedzamy ich groby i chyba częściej, niż na co dzień, myślimy o przemijaniu. I dobrze, że znajdujemy czas na refleksję nad naszym życiem. Warto uświadomić sobie, że z chwilą śmierci nasze życie się zmienia, ale się nie kończy. Chrystus, umierając na krzyżu za nasze grzechy, pokonał śmierć, a zmartwychwstając, otworzył nam bramy nieba. Pragnie, abyśmy i my byli zbawieni. Z pewnością uroczystość Wszystkich Świętych wzbudzi w nas pragnienie znalezienia się w gronie tych, którzy już radują się w Niebieskim Jeruzalem i sprawi, że zechcemy prosić Chrystusa przez wstawiennictwo świętych, aby wspomagał nas potrzebnymi łaskami w dążeniu do celu, którym jest zbawienie. Módlmy się, aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał nam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego. Niech da nam światłe oczy serca tak, byśmy widzieli, czym jest nadzieja, do której On wzywa, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych (por. Ef 1,17-18). Różańcowej Pani nieba i ziemi oraz Wszystkim Świętym polecamy Was i Wasze troski Drodzy Czytelnicy „Wstań”. Wszystkim życzymy głębokich duchowych przeżyć towarzyszących rozważaniu tajemnic różańcowych oraz wytrwałości w dążeniu do świętości. Z serdecznymi pozdrowieniami i pamięcią w modlitwie

Redakcja

Wydawca: Wyższe Seminarium Misyjne Zgromadzenia Księży Najśw. Serca Jezusowego (Księża Sercanie), 32-422 Stad­ni­ki 81, tel.: (012) – 271 15 24, fax (012) – 271 15 45, e-mail: wstan@scj.pl www.wstan.scj.pl Re­dak­cja: ks. Artur Sanecki SCJ (red. nacz.), ks. Kazimierz Sławiński SCJ oraz klerycy: G. Siedlarz, M. Tabak; Współ­pracownicy: Z. Dy­wic­ki, W. Jamróz, A. Jędrzejowska, J. Lasota, J. Le­śniak, K. Suwiczak, Z. Szczę­sna, M. Wnęk, T. Wrona, Z. Zaremba; Kol­por­taż: kl. J. Kopystyński, kl. M. Wrzesiński; Skład i ła­ma­nie: Wy­daw­nic­two Księ­ży Ser­ca­nów DEHON; Druk: EURODRUK-Kraków Sp. z o.o. Nakład: 7 200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo zmiany tytułów i skracania nad­sy­ła­nych materiałów. Fotografie bez podpisów są tyl­ko przykładowymi ilustracjami i nie przedstawiają osób, o których mowa w artykule. Za zezwoleniem władzy kościelnej. Fot. kl. E. Sinkevich SCJ

3


5(125)2009

Maryja Matką Chrystusa, Kościoła i każdego człowieka

Matka Boża – Matka Kościoła Wysłuchaliśmy fragmentu Ewangelii wg św. Jana, zachęcającego nas do kontemplacji momentu odkupienia, w którym Maryja, zjednoczona z Synem w ofierze, staje się Matką wszystkich ludzi, a zwłaszcza uczniów Jezusa. Szczególnym świadkiem tego wydarzenia był sam autor czwartej Ewangelii, Jan, jedyny apostoł, który pozostał na Golgocie z Matką Jezusa i innymi kobietami. Macierzyństwo Maryi, zapoczątkowane przez Jej fiat wypowiedziane w Nazarecie, dopełnia się pod krzyżem. Choć prawdą jest – jak zauważa św. Anzelm – że „Maryja od chwili, gdy wypowiedziała fiat, zaczęła nosić nas wszystkich w swoim łonie”, to macierzyńskie powołanie i posłannictwo Dziewicy wobec wierzących w Chrystusa rozpoczyna się w rzeczywistości w chwili, kiedy Jezus mówi:

Fot. kl. E. Sinkevich SCJ

„Niewiasto, oto syn Twój!” (J 19,26). Patrząc z wysokości krzyża na Matkę i stojącego obok Niej umiłowanego ucznia, umierający 4

Chrystus uznał ich za pierwociny nowej rodziny, którą założył na świecie, zarodek Kościoła i nowej ludzkości. Dlatego zwracając się do Maryi, nazywa Ją „Niewiastą”, a nie „Matką” – tego słowa użył, gdy powierzał Ją uczniowi: „Oto Matka twoja” (J 19,27). Syn Boży wypełnił w ten sposób swoją misję: zrodzony z Dziewicy, aby dzielić we wszystkim z wyjątkiem grzechu nasz ludzki los, w momencie gdy wracał do Ojca, pozostawił na świecie sakrament jedności rodzaju ludzkiego (por. Konstytucja Lumen gentium, 1): rodzinę „zjednoczoną jednością Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (św. Cyprian, De Orat. Dom., 23: PL 4, 536), której pierwotną komórkę tworzy właśnie ta nowa więź między Matką i uczniem. W ten sposób Boże macierzyństwo i macierzyństwo Kościoła łączą się nierozerwalnie. Matka Boża – Matka jedności W pierwszym czytaniu zostało nam przedstawione to, co można by nazwać „ewangelią” Apostoła Narodów: wszyscy, również poganie, są powołani w Chrystusie do pełnego udziału w tajemnicy zbawienia. Tekst ten zawiera również wyrażenie, które wybrałem na motto mojej podróży apostolskiej: „On, Chrystus, jest naszym pokojem” (por. Ef 2,14). Paweł, pod natchnieniem Ducha Świętego, mówi nie tylko, że Jezus Chrystus przyniósł nam pokój, ale że On „jest” naszym pokojem. I uzasadnia to stwierdzenie, odwołując się do tajemnicy krzyża: przelewając „swoją krew” – mówi – składając w ofierze „swoje ciało”, Jezus „w sobie” zadał śmierć wrogości i „z dwóch rodzajów ludzi stworzył w sobie jednego nowego człowieka” (por. Ef 2,14-16). Apostoł wyjaśnia, w jaki sposób – doprawdy nieprzewidziany – pokój mesjański urzeczywistnił się w osobie Chrystusa i w Jego zbawczej tajemnicy. Tłumaczy to, pisząc jako więzień do wspólnoty chrześcijańskiej, mieszkającej tu, w Efezie: „do świętych, którzy są <w Efezie>,

i do wiernych w Chrystusie Jezusie” (Ef 1,1) – jak czytamy w nagłówku otwierającym List. Apostoł życzy im „łaski i pokoju od Boga, Ojca naszego, i Pana Jezusa Chrystusa” (por. Ef 1,2). „Łaska” jest mocą, która przemienia człowieka i świat; „pokój” to dojrzały owoc owej przemiany. Chrystus jest łaską, Chrystus jest pokojem. I Paweł wie, że został posłany, by głosić „tajemnicę”, czyli Boży zamysł, który dopiero w pełni czasów urzeczywistnił się i objawił w Chrystusie, a mianowicie, że „poganie już są współdziedzicami i współczłonkami Ciała, i współuczestnikami obietnicy w Chrystusie Jezusie przez Ewangelię” (Ef 3,6). Owa „tajemnica” urzeczywistnia się na płaszczyźnie dziejowo-zbawczej w Kościele, w tym nowym Ludzie, w którym po zburzeniu dzielącego ich dawniej muru są zjednoczeni Żydzi i poganie. Jak Chrystus, tak i Kościół nie jest jedynie narzędziem jedności, ale również jej skutecznym znakiem. A Maryja Dziewica, Matka Chrystusa i Kościoła, jest Matką tej tajemnicy jedności, którą Chrystus i Kościół nierozdzielnie ukazują i umacniają w świecie na przestrzeni dziejów. Magnificat W dzisiejszej liturgii powtarzaliśmy, jako refren psalmu responsoryjnego, hymn uwielbienia, który Dziewica z Nazaretu wypowiedziała podczas spotkania ze swoją sędziwą krewną Elżbietą (por. Łk 1,39). Również słowa psalmisty rozbrzmiewały w naszych sercach, napawając otuchą: „Łaskawość i wierność spotkają się z sobą, / ucałują się sprawiedliwość i pokój” (Ps 85[84],11). Drodzy bracia i siostry, poprzez tę wizytę pragnąłem dać odczuć miłość i duchową bliskość, nie tylko moją, ale Kościoła powszechnego, wspólnocie chrześcijańskiej, która tu, w Turcji, jest rzeczywiście nieliczną

Fot. br. H. Majka CSSp

Fragment homilii wygłoszonej 29 listopada 2006 w czasie Mszy Świętej w sanktuarium Meryem Ana Evì w Efezie podczas pielgrzymki do Turcji.

ności. Z niezachwianą ufnością śpiewamy wraz z Maryją Magnificat, uwielbiając Boga i dziękując Mu, bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej (por. Łk 1,47-48). Śpiewajmy go z radością również wtedy, gdy stajemy w obliczu trudności i niebezpieczeństw; piękne świadectwo złożył tu rzymski kapłan ks. Andrea Santoro, którego pragnę wspomnieć podczas naszej liturgii. Maryja uczy nas, że źródłem naszej radości i jedynym naszym pewnym oparciem jest Chrystus, i powtarza nam Jego słowa: „Nie bójcie się” (Mk 6,50), „Ja jestem z wami” (Mt 28,20). A Ty, Matko Kościoła, zawsze towarzysz nam w drodze! Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami! Azis Meryem Mesih’in Annesi bizim için Dua et. Amen.

mniejszością i codziennie napotyka niemało wyzwań i trud5


5(125)2009

Maryja Matką Chrystusa, Kościoła i każdego człowieka

Matka Boża – Matka Kościoła Wysłuchaliśmy fragmentu Ewangelii wg św. Jana, zachęcającego nas do kontemplacji momentu odkupienia, w którym Maryja, zjednoczona z Synem w ofierze, staje się Matką wszystkich ludzi, a zwłaszcza uczniów Jezusa. Szczególnym świadkiem tego wydarzenia był sam autor czwartej Ewangelii, Jan, jedyny apostoł, który pozostał na Golgocie z Matką Jezusa i innymi kobietami. Macierzyństwo Maryi, zapoczątkowane przez Jej fiat wypowiedziane w Nazarecie, dopełnia się pod krzyżem. Choć prawdą jest – jak zauważa św. Anzelm – że „Maryja od chwili, gdy wypowiedziała fiat, zaczęła nosić nas wszystkich w swoim łonie”, to macierzyńskie powołanie i posłannictwo Dziewicy wobec wierzących w Chrystusa rozpoczyna się w rzeczywistości w chwili, kiedy Jezus mówi:

Fot. kl. E. Sinkevich SCJ

„Niewiasto, oto syn Twój!” (J 19,26). Patrząc z wysokości krzyża na Matkę i stojącego obok Niej umiłowanego ucznia, umierający 4

Chrystus uznał ich za pierwociny nowej rodziny, którą założył na świecie, zarodek Kościoła i nowej ludzkości. Dlatego zwracając się do Maryi, nazywa Ją „Niewiastą”, a nie „Matką” – tego słowa użył, gdy powierzał Ją uczniowi: „Oto Matka twoja” (J 19,27). Syn Boży wypełnił w ten sposób swoją misję: zrodzony z Dziewicy, aby dzielić we wszystkim z wyjątkiem grzechu nasz ludzki los, w momencie gdy wracał do Ojca, pozostawił na świecie sakrament jedności rodzaju ludzkiego (por. Konstytucja Lumen gentium, 1): rodzinę „zjednoczoną jednością Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (św. Cyprian, De Orat. Dom., 23: PL 4, 536), której pierwotną komórkę tworzy właśnie ta nowa więź między Matką i uczniem. W ten sposób Boże macierzyństwo i macierzyństwo Kościoła łączą się nierozerwalnie. Matka Boża – Matka jedności W pierwszym czytaniu zostało nam przedstawione to, co można by nazwać „ewangelią” Apostoła Narodów: wszyscy, również poganie, są powołani w Chrystusie do pełnego udziału w tajemnicy zbawienia. Tekst ten zawiera również wyrażenie, które wybrałem na motto mojej podróży apostolskiej: „On, Chrystus, jest naszym pokojem” (por. Ef 2,14). Paweł, pod natchnieniem Ducha Świętego, mówi nie tylko, że Jezus Chrystus przyniósł nam pokój, ale że On „jest” naszym pokojem. I uzasadnia to stwierdzenie, odwołując się do tajemnicy krzyża: przelewając „swoją krew” – mówi – składając w ofierze „swoje ciało”, Jezus „w sobie” zadał śmierć wrogości i „z dwóch rodzajów ludzi stworzył w sobie jednego nowego człowieka” (por. Ef 2,14-16). Apostoł wyjaśnia, w jaki sposób – doprawdy nieprzewidziany – pokój mesjański urzeczywistnił się w osobie Chrystusa i w Jego zbawczej tajemnicy. Tłumaczy to, pisząc jako więzień do wspólnoty chrześcijańskiej, mieszkającej tu, w Efezie: „do świętych, którzy są <w Efezie>,

i do wiernych w Chrystusie Jezusie” (Ef 1,1) – jak czytamy w nagłówku otwierającym List. Apostoł życzy im „łaski i pokoju od Boga, Ojca naszego, i Pana Jezusa Chrystusa” (por. Ef 1,2). „Łaska” jest mocą, która przemienia człowieka i świat; „pokój” to dojrzały owoc owej przemiany. Chrystus jest łaską, Chrystus jest pokojem. I Paweł wie, że został posłany, by głosić „tajemnicę”, czyli Boży zamysł, który dopiero w pełni czasów urzeczywistnił się i objawił w Chrystusie, a mianowicie, że „poganie już są współdziedzicami i współczłonkami Ciała, i współuczestnikami obietnicy w Chrystusie Jezusie przez Ewangelię” (Ef 3,6). Owa „tajemnica” urzeczywistnia się na płaszczyźnie dziejowo-zbawczej w Kościele, w tym nowym Ludzie, w którym po zburzeniu dzielącego ich dawniej muru są zjednoczeni Żydzi i poganie. Jak Chrystus, tak i Kościół nie jest jedynie narzędziem jedności, ale również jej skutecznym znakiem. A Maryja Dziewica, Matka Chrystusa i Kościoła, jest Matką tej tajemnicy jedności, którą Chrystus i Kościół nierozdzielnie ukazują i umacniają w świecie na przestrzeni dziejów. Magnificat W dzisiejszej liturgii powtarzaliśmy, jako refren psalmu responsoryjnego, hymn uwielbienia, który Dziewica z Nazaretu wypowiedziała podczas spotkania ze swoją sędziwą krewną Elżbietą (por. Łk 1,39). Również słowa psalmisty rozbrzmiewały w naszych sercach, napawając otuchą: „Łaskawość i wierność spotkają się z sobą, / ucałują się sprawiedliwość i pokój” (Ps 85[84],11). Drodzy bracia i siostry, poprzez tę wizytę pragnąłem dać odczuć miłość i duchową bliskość, nie tylko moją, ale Kościoła powszechnego, wspólnocie chrześcijańskiej, która tu, w Turcji, jest rzeczywiście nieliczną

Fot. br. H. Majka CSSp

Fragment homilii wygłoszonej 29 listopada 2006 w czasie Mszy Świętej w sanktuarium Meryem Ana Evì w Efezie podczas pielgrzymki do Turcji.

ności. Z niezachwianą ufnością śpiewamy wraz z Maryją Magnificat, uwielbiając Boga i dziękując Mu, bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej (por. Łk 1,47-48). Śpiewajmy go z radością również wtedy, gdy stajemy w obliczu trudności i niebezpieczeństw; piękne świadectwo złożył tu rzymski kapłan ks. Andrea Santoro, którego pragnę wspomnieć podczas naszej liturgii. Maryja uczy nas, że źródłem naszej radości i jedynym naszym pewnym oparciem jest Chrystus, i powtarza nam Jego słowa: „Nie bójcie się” (Mk 6,50), „Ja jestem z wami” (Mt 28,20). A Ty, Matko Kościoła, zawsze towarzysz nam w drodze! Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami! Azis Meryem Mesih’in Annesi bizim için Dua et. Amen.

mniejszością i codziennie napotyka niemało wyzwań i trud5


Opatrzność Boża – a nasza modlitwa

N

Fot. br. A. Gan­car­czyk SCJ

ieraz słyszy się nieco dwuznaczne i trochę kpiące określenie wobec ludzi wierzących, którzy zaczynają się mocniej modlić w chwilach jakichś zagrożeń, chorób i nie-

szczęść, że „jak trwoga, to do Boga”. Ile w tym powiedzeniu zawiera się jedynie ludzkiej in6

teresowności, a ile rzeczywistej postawy zaufania i uległości wobec Pana Boga? Od początku tego roku zastanawiamy się wspólnie nad Opatrznością Bożą, czyli szczególnym przymiotem, cechą Pana Boga albo, nieco inaczej patrząc, sposobem Jego działania w stworzonym przez Niego świecie i Jego postawą wobec człowieka. Próbowaliśmy trochę powiedzieć na tematy powiązane z Opatrznością, a które często są dla nas trudne do pogodzenia i zrozumienia. Choćby sprawa tzw. zbiegu okoliczności, przypadku, przeznaczenia, dziejącego się zła, włączając w to doświadczane przez nas osobiście cierpienie, chorobę czy tragiczną i nagłą śmierć naszych najbliższych. Mówimy, że Boża Opatrzność czuwa nad nami, nad każdym człowiekiem i światem. Nieraz jednak człowiek poddany jest ciężkiej próbie wiary w to, że nawet bolesne doświadczenia, które go dotykają osobiście lub z którymi spotyka się np. z racji wykonywanego zawodu lekarza czy pielęgniarki, wpisane są w pewien plan

i historię. Co więcej, autorem tego, można powiedzieć, nieskończonego splotu wydarzeń, ludzkich losów, tajemniczych zdarzeń jest Ktoś, kto stoi ponad tym wszystkim, kto obejmuje swoim wzrokiem całość dziejów ludzkich, kto jest w stanie objąć zarówno absolutny początek, jak i koniec rzeczywistości, której my teraz, na tym etapie historii jesteśmy uczestnikami. Skoro więc dla Pana Boga nie ma rzeczy przypadkowych i nic nie może dziać się bez Jego wiedzy, czy zatem jest sens zabiegać o cokolwiek, choćby poprzez zanoszoną do Boga modlitwę prośby? Czy naszą błagalną modlitwą możemy zmienić coś w tym, co i tak już Pan Bóg zaplanował, o czym zadecydował i co z pewnością doprowadzi do zamierzonego przez siebie ostatecznego celu? W Dziejach Apostolskich znajdujemy ciekawy opis uwięzienia św. Piotra, który miał zostać następnie stracony, podobnie jak św. Jakub (por. Dz 12,5-17). Piotr był pilnie strzeżony w więzieniu: skuty podwójnym łańcuchem, dwóch żołnierzy w celi i straż przed bramą więzienia. W tym czasie, jak podaje Pismo Święte, Kościół modlił się za Piotra nieustannie do Boga. W noc poprzedzającą egzekucję anioł obudził Piotra i wyprowadził

go z więzienia, nie budząc śpiących przy nim żołnierzy, mijając wszystkie straże i bezpiecznie dochodząc do domu Marii, matki Jana zwanego Markiem, gdzie zebrało się wielu na modlitwę. Piotr podsumowuje to wszystko słowami: „Teraz wiem na pewno, że Pan posłał swego anioła i wyrwał mnie z rąk Heroda i z tego wszystkiego, czego oczekiwali Żydzi”. Z tego opisu możemy bez trudu wywnioskować, że oto chrześcijanie modlili się do Boga, by Piotr został uwolniony i uniknął śmierci, i zostali wysłuchani. A więc ich żarliwa, pełna wiary i wytrwałości prośba znalazła swój odzew. Wszystko to dokonało się w sposób cudowny, czego doświadczył przede wszystkim sam Piotr. Tragiczny scenariusz napisany przez króla Heroda wobec niego, a pośrednio i wobec nowych wyznawców Chrystusa, został nieoczekiwanie zburzony poprzez ich błagalną modlitwę do Boga. Ważna jest tutaj pełna wiary modlitwa ze strony Kościoła, ale też i postawa wiary ze strony Piotra. Ważne jest także znaczenie, jakie miało to cudowne wyjście z więzienia dla prześladowców chrześcijan i tych, do których na pewno to sensacyjne wydarzenie dotarło. Odwołując się do Ewangelii, znajdziemy w niej wiele przykładów, pokazujących, jak ludzie proszą i błagają Jezusa, by zmienił to, co wydawało się po ludzku już nie do odwrócenia. Choćby przykład Jaira, przełożonego synagogi, którego córeczka była umierająca, i w trakcie, gdy prosił Jezusa o pomoc, doszła wiadomość, że ona już nie żyje. Jezus wyraźnie mówi mu, by jednak wierzył

i nie tracił nadziei (por. Mk 5,22-24.35-43). Owocem tej postawy i działania Jezusa były słowa: „Dziewczynko, mówię ci, wstań!”. A ona wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat, a wszyscy osłupieli ze zdumienia. Gorąca prośba człowieka, jego wiara, ufność, i wytrwałość prowa­dzą do uzdra­wiającej odpowiedzi Jezusa. No dobrze, ktoś powie, ale dzisiaj nie spotykamy na naszych ulicach Jezusa, który leczy, uzdrawia, wskrzesza. Nie możemy dotknąć się Go, jak choćby ta kobieta z Ewangelii (por. Mk 5,25-34), cierpiąca na krwotok, i doznać cudownego wyzdrowienia z dolegliwości, której nie mogli zaradzić lekarze. Co gorsza, nawet nasza rozpaczliwa modlitwa i bezgraniczne powierzenie się Bogu, jako ostatniej desce ratunku, mogą pozostać bez żadnego odzewu. Nic, jak przysłowiowym grochem o ścianę! I co wtedy? Czy Bóg nie usłyszał modlitwy i błagania o odwrócenie grożącego niebezpieczeństwa? Wcale się tym nie przejął? Nie ulitował się nad niewinnym dzieckiem, by zatrzymał się śmiertelny nowotwór? Nie chciał zmienić swoich planów i postanowień, by jednak inaczej, niż jak to zadecydował jakiś nieszczęśliwy wypadek, potoczyły się losy danego człowieka? Przecież wydaje się to takie proste i oczywiste, skoro

Fot. dk. F. Wielgut SCJ

5(125)2009

Bóg wszystko może i czuwa z miłością nad człowiekiem. Czyż nie byłby dla wszystkich lepszy happy end, by można było dziękować za powrót do zdrowia, cieszyć się odzyskanym życiem, by nadzieja pokładana w Bogu nie została niemiłosiernie zgaszona? Szukając odpowiedzi na te trudne pytania, możemy jedynie próbować uchwycić logikę Bożego działania, opierając się właśnie na tym, co przekazał nam, objawiając się w Osobie Wcielonego Słowa Bożego, Jezusa Chrystusa. Z jednej strony widzimy więc u Jezusa postawę pełną dobroci, współczucia

7


Opatrzność Boża – a nasza modlitwa

N

Fot. br. A. Gan­car­czyk SCJ

ieraz słyszy się nieco dwuznaczne i trochę kpiące określenie wobec ludzi wierzących, którzy zaczynają się mocniej modlić w chwilach jakichś zagrożeń, chorób i nie-

szczęść, że „jak trwoga, to do Boga”. Ile w tym powiedzeniu zawiera się jedynie ludzkiej in6

teresowności, a ile rzeczywistej postawy zaufania i uległości wobec Pana Boga? Od początku tego roku zastanawiamy się wspólnie nad Opatrznością Bożą, czyli szczególnym przymiotem, cechą Pana Boga albo, nieco inaczej patrząc, sposobem Jego działania w stworzonym przez Niego świecie i Jego postawą wobec człowieka. Próbowaliśmy trochę powiedzieć na tematy powiązane z Opatrznością, a które często są dla nas trudne do pogodzenia i zrozumienia. Choćby sprawa tzw. zbiegu okoliczności, przypadku, przeznaczenia, dziejącego się zła, włączając w to doświadczane przez nas osobiście cierpienie, chorobę czy tragiczną i nagłą śmierć naszych najbliższych. Mówimy, że Boża Opatrzność czuwa nad nami, nad każdym człowiekiem i światem. Nieraz jednak człowiek poddany jest ciężkiej próbie wiary w to, że nawet bolesne doświadczenia, które go dotykają osobiście lub z którymi spotyka się np. z racji wykonywanego zawodu lekarza czy pielęgniarki, wpisane są w pewien plan

i historię. Co więcej, autorem tego, można powiedzieć, nieskończonego splotu wydarzeń, ludzkich losów, tajemniczych zdarzeń jest Ktoś, kto stoi ponad tym wszystkim, kto obejmuje swoim wzrokiem całość dziejów ludzkich, kto jest w stanie objąć zarówno absolutny początek, jak i koniec rzeczywistości, której my teraz, na tym etapie historii jesteśmy uczestnikami. Skoro więc dla Pana Boga nie ma rzeczy przypadkowych i nic nie może dziać się bez Jego wiedzy, czy zatem jest sens zabiegać o cokolwiek, choćby poprzez zanoszoną do Boga modlitwę prośby? Czy naszą błagalną modlitwą możemy zmienić coś w tym, co i tak już Pan Bóg zaplanował, o czym zadecydował i co z pewnością doprowadzi do zamierzonego przez siebie ostatecznego celu? W Dziejach Apostolskich znajdujemy ciekawy opis uwięzienia św. Piotra, który miał zostać następnie stracony, podobnie jak św. Jakub (por. Dz 12,5-17). Piotr był pilnie strzeżony w więzieniu: skuty podwójnym łańcuchem, dwóch żołnierzy w celi i straż przed bramą więzienia. W tym czasie, jak podaje Pismo Święte, Kościół modlił się za Piotra nieustannie do Boga. W noc poprzedzającą egzekucję anioł obudził Piotra i wyprowadził

go z więzienia, nie budząc śpiących przy nim żołnierzy, mijając wszystkie straże i bezpiecznie dochodząc do domu Marii, matki Jana zwanego Markiem, gdzie zebrało się wielu na modlitwę. Piotr podsumowuje to wszystko słowami: „Teraz wiem na pewno, że Pan posłał swego anioła i wyrwał mnie z rąk Heroda i z tego wszystkiego, czego oczekiwali Żydzi”. Z tego opisu możemy bez trudu wywnioskować, że oto chrześcijanie modlili się do Boga, by Piotr został uwolniony i uniknął śmierci, i zostali wysłuchani. A więc ich żarliwa, pełna wiary i wytrwałości prośba znalazła swój odzew. Wszystko to dokonało się w sposób cudowny, czego doświadczył przede wszystkim sam Piotr. Tragiczny scenariusz napisany przez króla Heroda wobec niego, a pośrednio i wobec nowych wyznawców Chrystusa, został nieoczekiwanie zburzony poprzez ich błagalną modlitwę do Boga. Ważna jest tutaj pełna wiary modlitwa ze strony Kościoła, ale też i postawa wiary ze strony Piotra. Ważne jest także znaczenie, jakie miało to cudowne wyjście z więzienia dla prześladowców chrześcijan i tych, do których na pewno to sensacyjne wydarzenie dotarło. Odwołując się do Ewangelii, znajdziemy w niej wiele przykładów, pokazujących, jak ludzie proszą i błagają Jezusa, by zmienił to, co wydawało się po ludzku już nie do odwrócenia. Choćby przykład Jaira, przełożonego synagogi, którego córeczka była umierająca, i w trakcie, gdy prosił Jezusa o pomoc, doszła wiadomość, że ona już nie żyje. Jezus wyraźnie mówi mu, by jednak wierzył

i nie tracił nadziei (por. Mk 5,22-24.35-43). Owocem tej postawy i działania Jezusa były słowa: „Dziewczynko, mówię ci, wstań!”. A ona wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat, a wszyscy osłupieli ze zdumienia. Gorąca prośba człowieka, jego wiara, ufność, i wytrwałość prowa­dzą do uzdra­wiającej odpowiedzi Jezusa. No dobrze, ktoś powie, ale dzisiaj nie spotykamy na naszych ulicach Jezusa, który leczy, uzdrawia, wskrzesza. Nie możemy dotknąć się Go, jak choćby ta kobieta z Ewangelii (por. Mk 5,25-34), cierpiąca na krwotok, i doznać cudownego wyzdrowienia z dolegliwości, której nie mogli zaradzić lekarze. Co gorsza, nawet nasza rozpaczliwa modlitwa i bezgraniczne powierzenie się Bogu, jako ostatniej desce ratunku, mogą pozostać bez żadnego odzewu. Nic, jak przysłowiowym grochem o ścianę! I co wtedy? Czy Bóg nie usłyszał modlitwy i błagania o odwrócenie grożącego niebezpieczeństwa? Wcale się tym nie przejął? Nie ulitował się nad niewinnym dzieckiem, by zatrzymał się śmiertelny nowotwór? Nie chciał zmienić swoich planów i postanowień, by jednak inaczej, niż jak to zadecydował jakiś nieszczęśliwy wypadek, potoczyły się losy danego człowieka? Przecież wydaje się to takie proste i oczywiste, skoro

Fot. dk. F. Wielgut SCJ

5(125)2009

Bóg wszystko może i czuwa z miłością nad człowiekiem. Czyż nie byłby dla wszystkich lepszy happy end, by można było dziękować za powrót do zdrowia, cieszyć się odzyskanym życiem, by nadzieja pokładana w Bogu nie została niemiłosiernie zgaszona? Szukając odpowiedzi na te trudne pytania, możemy jedynie próbować uchwycić logikę Bożego działania, opierając się właśnie na tym, co przekazał nam, objawiając się w Osobie Wcielonego Słowa Bożego, Jezusa Chrystusa. Z jednej strony widzimy więc u Jezusa postawę pełną dobroci, współczucia

7


8

ks. Robert Ptak SCJ (Stadniki)

Na ból

(cz. I)

i chorobę Zmagać się do czasu O mojej chorobie dowiedziałem się po wizycie w Instytucie Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni. Wykryta została ameba, miałem też malarię, a podejrzewano nawet stwardnienie rozsiane. Ale jeszcze normalnie chodziłem i pracowałem w Pieniężnie, przygotowując wysyłki skrzyń z zaopatrzeniem dla misji. Pierwszymi objawami choroby było podwójne widzenie, oczopląs, potem zaczęły drętwieć mi nogi i cała lewa strona ciała. Jednak dopiero po zrobieniu rezonansu magnetycznego stwierdzono stwardnienie rozsiane. Pogodzenie się z faktem, że jest się nieuleczalnie chorym, nie było łatwe. Do niedawna byłem zdrowy, skoro przyjęto mnie do seminarium, a potem wyjechałem na misję do Afryki. Na początku był potworny ból i bunt: Boże, dlaczego ja? Po co? Przecież jako zdrowy mogłem ludziom bardziej się przydać. Czy źle im służyłem? Takie pytania kłębiły się w mojej głowie podczas wielu bezsennych nocy. Problemy z poruszaniem wzmogły się, obawiałem się wyjść z pokoju. Myślę, że każdy buntuje się przeciwko cierpieniu. Nawet Jezus w Ogrodzie Oliwnym wołał: „Ojcze, oddal ode mnie ten kielich...”. Ale potem przyszła refleksja: na moją chorobę nie ma lekarstwa. Więc co z tego, że będę się buntował? Do czego to doprowadzi? Tylko do jeszcze większej rozpaczy. Patrzę przez okno, idzie pijak. Wywalił się. Ale butelek z rąk nie wypuścił. Choć prawie nieprzytomny, umiał ocalić „swój skarb”. A ja? Mogę dzisiaj powiedzieć, że była to chwila olśnienia. Od tamtej pory trzymam różaniec, którego prawie nie wypuszczam z ręki. Nie położę się spać, jeśli nie odmówię całego różańca. Bardzo pomógł mi i nadal pomaga. Uważam, że Pan Bóg kieruje człowiekiem i mu dopomaga. Chociaż są chwile, kiedy kłócę

Fot. kl. E. Sinkevich SCJ

Świadectwo służby mimo choroby misjonarza pracującego niegdyś w Angoli o. Stanisława Olesiaka SVD

się z Nim i mówię: „Boże, coś Ty dobrego zrobił? Moje miejsce powinno być nie tu, ale na misjach. A Ty, Panie, kazałeś mi usiąść i tak pokornie siedzieć”. I to właśnie jest dla mnie bolesne, Jednak wpatrzony w krzyż, trzymając różaniec w ręku, otrzymuję pomoc i siłę. Potem dodaję: „Panie, wybacz, że tak myślę”. Irytuję się, bo chciałbym wciąż więcej, ale niestety nie daję rady. Tym bardziej, że choroba postępuje. Dzisiaj już jest gorzej niż było wczoraj, doszła urostomia, która przynosi ze sobą wiele niepokoju, i nogi są coraz słabsze. Mszę Świętą odprawiam na wózku, ale cały czas spotykałem się i spotykam z osobami niepełnosprawnymi. Boga proszę o jedno — żeby nie odjęło mi mowy, żebym mógł nadal rozmawiać z ludźmi. Oswajanie cierpienia Cierpienie to wielka tajemnica, przed którą człowiek chyli czoło. Czasem, zamiast szukać wyjaśnienia w filozoficznych dociekaniach, trzeba po prostu popatrzeć na krzyż i z niego może dotrzeć do nas odpowiedź. Wiem, co to ból i niemoc w mojej długoletniej i postępującej chorobie. Rozumiem nie tylko ból fizyczny chorego, ale nierzadko ten większy, ból psychiczny. 9

Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

Ktoś użył pięknego porównania z dziedziny tkactwa do opisu naszego życia ziemskiego. Mianowicie, patrząc na powstający gobelin od tyłu, widzimy sporo nierówności, porwane i na nowo powiązane nici, i wcale nie widać jakiegoś artystycznego wzoru. Tymczasem odwrócenie go na właściwą stronę, ukazuje jego piękno i artyzm, widać piękny wzór i harmonię kolorów. Nasze życie jest takim powstawaniem niepowtarzalnego gobelinu, ale widzianym od strony tylko naszej, ludzkiej. Trudno nam jest zobaczyć i uwierzyć, że prawdziwym tkaczem jest Bóg. Trzeba nam więc zaufać Jego dobroci, miłości i opiece, która przejawia się w Opatrzności. Trzeba też nie ustawać w modlitwie pełnej prośby przenikniętej zaufaniem i uległością wobec Boga. Odmawiajmy więc z wiarą modlitwę „Ojcze nasz”, jak nas nauczył sam Pan Jezus, a zwłaszcza słowa: „Bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi!”.

Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

i wyrozumiałości wobec ludzkiej biedy, cierpienia i słabości. Z drugiej zaś i to wcale nie jako jakąś przeciwwagę, ale raczej jako dopełnienie, dostrzegamy u Niego konsekwentnie przekazywaną prawdę doty­c zącą prawdziwego sensu i celu, dla którego człowiek istnieje, cierpi i umiera. A jest nim nie jakiś doczesny humanizm, jakieś wzniosłe ideały czy ideologie, nawet nie postęp cywilizacyjny ludzkości i ofiary ponoszone dla dobra przyszłych pokoleń. Niekoniecznie musi to być nawet ideał kochającej się rodziny otoczonej gromadką dzieci, ani pobożnego księdza usatysfakcjonowanego zdobywaniem rzeszy dusz dla Boga. Jezus wyraźnie ukazuje, że nasze życie doczesne, jest ważne i wartościowe, inaczej np. nie uzdrawiałby nikogo, ale nie jest ono czymś ostatecznym i absolutnym. Dlatego wszystko, co jest z tym doczesnym życiem związane, a więc zdrowie, powodzenie, dobrobyt, wiedza, ale też i nasze upośledzenia, choroby, niepowodzenia, straty itd. są o tyle ważne, o ile prowadzą nas do tego, co najistotniejsze, najważniejsze, wieczne. Mają swoją wartość, o ile przybliżają nas już tutaj do Boga.

Co zatem z naszą modlitwą błagalną? Co z nasz ym i p rośbam i zanoszonymi do Boga? Jak to wpisać w istnienie Bożej Opatrzności? Idealną postawą z naszej strony byłaby żarliwa, pełna wiary i osobistego przekonania modlitwa, która, jak to się mówi, „góry przenosi” i „zniewala nawet samego Boga”. Ale drugą stroną tego idealnego medalu, byłoby całkowite i bezgraniczne, bez żadnego „ale” pozostawienie ostatniego słowa właśnie kochającemu nas Bogu. Ostatnie słowo, to znaczy niekoniecznie wypowiedziane w tej rzeczywistości, podczas naszego życia na ziemi. Pełny sens naszego życia, historii świata, powiązanych ze sobą losów ludzi i narodów, przenikania się świata widzialnego z niewidzialnym, materii z duchem, Bożych zamiarów i ludzkich oczekiwań, to wszystko zostanie nam objawione dopiero na końcu czasów. Wówczas, gdy definitywnie klepsydra ziemskiego czasu przesypie się aż do ostatniej sekundy, do ostatniego ziarenka ludzkiego istnienia.

5(125)2009


8

ks. Robert Ptak SCJ (Stadniki)

Na ból

(cz. I)

i chorobę Zmagać się do czasu O mojej chorobie dowiedziałem się po wizycie w Instytucie Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni. Wykryta została ameba, miałem też malarię, a podejrzewano nawet stwardnienie rozsiane. Ale jeszcze normalnie chodziłem i pracowałem w Pieniężnie, przygotowując wysyłki skrzyń z zaopatrzeniem dla misji. Pierwszymi objawami choroby było podwójne widzenie, oczopląs, potem zaczęły drętwieć mi nogi i cała lewa strona ciała. Jednak dopiero po zrobieniu rezonansu magnetycznego stwierdzono stwardnienie rozsiane. Pogodzenie się z faktem, że jest się nieuleczalnie chorym, nie było łatwe. Do niedawna byłem zdrowy, skoro przyjęto mnie do seminarium, a potem wyjechałem na misję do Afryki. Na początku był potworny ból i bunt: Boże, dlaczego ja? Po co? Przecież jako zdrowy mogłem ludziom bardziej się przydać. Czy źle im służyłem? Takie pytania kłębiły się w mojej głowie podczas wielu bezsennych nocy. Problemy z poruszaniem wzmogły się, obawiałem się wyjść z pokoju. Myślę, że każdy buntuje się przeciwko cierpieniu. Nawet Jezus w Ogrodzie Oliwnym wołał: „Ojcze, oddal ode mnie ten kielich...”. Ale potem przyszła refleksja: na moją chorobę nie ma lekarstwa. Więc co z tego, że będę się buntował? Do czego to doprowadzi? Tylko do jeszcze większej rozpaczy. Patrzę przez okno, idzie pijak. Wywalił się. Ale butelek z rąk nie wypuścił. Choć prawie nieprzytomny, umiał ocalić „swój skarb”. A ja? Mogę dzisiaj powiedzieć, że była to chwila olśnienia. Od tamtej pory trzymam różaniec, którego prawie nie wypuszczam z ręki. Nie położę się spać, jeśli nie odmówię całego różańca. Bardzo pomógł mi i nadal pomaga. Uważam, że Pan Bóg kieruje człowiekiem i mu dopomaga. Chociaż są chwile, kiedy kłócę

Fot. kl. E. Sinkevich SCJ

Świadectwo służby mimo choroby misjonarza pracującego niegdyś w Angoli o. Stanisława Olesiaka SVD

się z Nim i mówię: „Boże, coś Ty dobrego zrobił? Moje miejsce powinno być nie tu, ale na misjach. A Ty, Panie, kazałeś mi usiąść i tak pokornie siedzieć”. I to właśnie jest dla mnie bolesne, Jednak wpatrzony w krzyż, trzymając różaniec w ręku, otrzymuję pomoc i siłę. Potem dodaję: „Panie, wybacz, że tak myślę”. Irytuję się, bo chciałbym wciąż więcej, ale niestety nie daję rady. Tym bardziej, że choroba postępuje. Dzisiaj już jest gorzej niż było wczoraj, doszła urostomia, która przynosi ze sobą wiele niepokoju, i nogi są coraz słabsze. Mszę Świętą odprawiam na wózku, ale cały czas spotykałem się i spotykam z osobami niepełnosprawnymi. Boga proszę o jedno — żeby nie odjęło mi mowy, żebym mógł nadal rozmawiać z ludźmi. Oswajanie cierpienia Cierpienie to wielka tajemnica, przed którą człowiek chyli czoło. Czasem, zamiast szukać wyjaśnienia w filozoficznych dociekaniach, trzeba po prostu popatrzeć na krzyż i z niego może dotrzeć do nas odpowiedź. Wiem, co to ból i niemoc w mojej długoletniej i postępującej chorobie. Rozumiem nie tylko ból fizyczny chorego, ale nierzadko ten większy, ból psychiczny. 9

Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

Ktoś użył pięknego porównania z dziedziny tkactwa do opisu naszego życia ziemskiego. Mianowicie, patrząc na powstający gobelin od tyłu, widzimy sporo nierówności, porwane i na nowo powiązane nici, i wcale nie widać jakiegoś artystycznego wzoru. Tymczasem odwrócenie go na właściwą stronę, ukazuje jego piękno i artyzm, widać piękny wzór i harmonię kolorów. Nasze życie jest takim powstawaniem niepowtarzalnego gobelinu, ale widzianym od strony tylko naszej, ludzkiej. Trudno nam jest zobaczyć i uwierzyć, że prawdziwym tkaczem jest Bóg. Trzeba nam więc zaufać Jego dobroci, miłości i opiece, która przejawia się w Opatrzności. Trzeba też nie ustawać w modlitwie pełnej prośby przenikniętej zaufaniem i uległością wobec Boga. Odmawiajmy więc z wiarą modlitwę „Ojcze nasz”, jak nas nauczył sam Pan Jezus, a zwłaszcza słowa: „Bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi!”.

Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

i wyrozumiałości wobec ludzkiej biedy, cierpienia i słabości. Z drugiej zaś i to wcale nie jako jakąś przeciwwagę, ale raczej jako dopełnienie, dostrzegamy u Niego konsekwentnie przekazywaną prawdę doty­c zącą prawdziwego sensu i celu, dla którego człowiek istnieje, cierpi i umiera. A jest nim nie jakiś doczesny humanizm, jakieś wzniosłe ideały czy ideologie, nawet nie postęp cywilizacyjny ludzkości i ofiary ponoszone dla dobra przyszłych pokoleń. Niekoniecznie musi to być nawet ideał kochającej się rodziny otoczonej gromadką dzieci, ani pobożnego księdza usatysfakcjonowanego zdobywaniem rzeszy dusz dla Boga. Jezus wyraźnie ukazuje, że nasze życie doczesne, jest ważne i wartościowe, inaczej np. nie uzdrawiałby nikogo, ale nie jest ono czymś ostatecznym i absolutnym. Dlatego wszystko, co jest z tym doczesnym życiem związane, a więc zdrowie, powodzenie, dobrobyt, wiedza, ale też i nasze upośledzenia, choroby, niepowodzenia, straty itd. są o tyle ważne, o ile prowadzą nas do tego, co najistotniejsze, najważniejsze, wieczne. Mają swoją wartość, o ile przybliżają nas już tutaj do Boga.

Co zatem z naszą modlitwą błagalną? Co z nasz ym i p rośbam i zanoszonymi do Boga? Jak to wpisać w istnienie Bożej Opatrzności? Idealną postawą z naszej strony byłaby żarliwa, pełna wiary i osobistego przekonania modlitwa, która, jak to się mówi, „góry przenosi” i „zniewala nawet samego Boga”. Ale drugą stroną tego idealnego medalu, byłoby całkowite i bezgraniczne, bez żadnego „ale” pozostawienie ostatniego słowa właśnie kochającemu nas Bogu. Ostatnie słowo, to znaczy niekoniecznie wypowiedziane w tej rzeczywistości, podczas naszego życia na ziemi. Pełny sens naszego życia, historii świata, powiązanych ze sobą losów ludzi i narodów, przenikania się świata widzialnego z niewidzialnym, materii z duchem, Bożych zamiarów i ludzkich oczekiwań, to wszystko zostanie nam objawione dopiero na końcu czasów. Wówczas, gdy definitywnie klepsydra ziemskiego czasu przesypie się aż do ostatniej sekundy, do ostatniego ziarenka ludzkiego istnienia.

5(125)2009


5(125)2009

o. Stanisław Olesiak SVD (Trzetrzewina) Tekst pochodzi z: o. S. Olesiak SVD „Mocą Bożą. Z misją wśród niepełnosprawnych”

Modlitwa św. Gertrudy za zmarłych

Fot. kl. E. Sinkevich SCJ

Boże miłosierny,

z tronu Twojej chwały wejrzyj na biedne dusze w czyśćcu cierpiące. Wejrzyj na ich karanie i męki, jakie ponoszą, na łzy, które przed Tobą wylewają. Usłysz ich błagania i jęki, którymi wołają do Ciebie o miłosierdzie. Zmiłuj się nad nimi i odpuść im grzechy. Wspomnij, najłaskawszy Ojcze, na Mękę, którą Twój Syn podjął dla nich. Wspomnij na Krew Przenajświętszą, którą za nich wylał. Wspomnij na gorzką śmierć Jego, którą dla nich podjął i zmiłuj się nad nimi. Za wszystkie ich przewinienia, których się kiedykolwiek dopuściły, ofiaruję Ci przenajświętsze życie i wszystkie czyny Twego najmilszego Syna. Za zaniedbania popełnione w Twojej świętej służbie ofiaruję Ci Jego gorące pragnienia. Za opuszczenie dobrych i zbawiennych spraw ofiaruję Ci nieskończone zasługi Twego Syna. Za wszystkie krzywdy, jakich od nich doznałeś, ofiaruję Ci wszystko, co Ci kiedykolwiek miłego świadczyły. Na koniec za wszystkie męki, które słusznie muszą cierpieć, ofiaruję Ci wszystkie pokuty, posty, czuwania, modlitwy, prace, boleści, Krew i Rany, mękę i Śmierć niewinną, którą z najgorętszej miłości cierpiał za nas najmilszy Twój Syn. Błagam Cię, abyś raczył przyjąć te ukochane dusze do rajskiej szczęśliwości, 10aby Cię tam wielbiły na wieki. Amen.

„Ważny powód…” Refleksje po lekturze książki „Oskar i Pani Róża” E. E. Schmitta oraz po obejrzeniu filmu „Jack” w reżyserii F. F. Copolli

W

pierwszych słowach swojego listu do Pana Boga, Oskar – bohater książki E. E. Schmitta – bardzo wyraźnie podkreśla: „Muszę mieć naprawdę jakiś ważny powód, żeby do Ciebie pisać”. Chciałabym, aby moje przemyślenia dotyczyły TEGO WAŻNEGO POWODU, jakim jest życie… Udział w życiu Oskara, Jacka i innych chorych dzieci ZOBOWIĄZUJE, by pisać, by dzielić się tym, co czerpiemy od tych nosicieli nie chorób, ale nosicieli i zarazem dawców ciepła, zaufania, prawdy, wierności, miłości… Oskara poznajemy jako 10-letniego pacjenta, chorego na białaczkę, będącego po przeszczepie. Oskar jest świadomy powagi swojej sytuacji. Salę i otaczających go ludzi wypełnia cisza, rozczarowanie... A w chłopcu rodzi się poczucie winy. „Doktor nie ma już do mnie serca… Patrzy na

mnie bez słowa, jakbym popełnił jakiś błąd. A przecież tak się starałem w czasie operacji. Byłem grzeczny, dałem się uśpić, nie krzyczałem, kiedy mnie bolało, łykałem wszystkie lekarstwa”. Jack – bohater filmu, choruje na chorobę, która powoduje, że rośnie on cztery razy szybciej niż jego rówieśnicy. Rodzice stwarzają chłopcu wspaniałe warunki, ale są to warunki do życia tylko w domu i tylko w bliskości rodziców. Nawet nauka zostaje przeniesiona do domu – do Jacka przychodzi nauczyciel. Podobnie jak do Oskara przychodzi pani Róża, która pełni rolę wolontariuszki. Dla Oskara jest Ciocią Różą, dla Jacka nauczyciel staje się przyjacielem. Te osoby są dla dzieci drogą, pokazują, jak mogą być, pomimo wszystko, szczęśliwi, jakie dobro kryje się w ich cierpieniu. A co w tym spotkaniu bliskich dusz najważniejsze, to fakt, że tylko Ciocia Róża i nauczyciel Jacka (choć tylu ludzi wokół!) potrafią, a nade wszystko chcą odpowiadać

Fotografie: Ze zbiorów Autora

ki Boże, iść za głosem Bożym i pełnić Jego wolę, wiedząc, że w służbie innym kryje się największe szczęście. Czyż takim człowiekiem nie był Jan Paweł II? Uczył nas wspaniale, nie tylko słowem, jak cierpieć. Ostatnia „Encyklika o cierpieniu” nie została spisana, ale przeżyta przez niego w końcowych dniach życia. Pokazał nam, jak cierpieć i jak umierać, jak przechodzić z wiarą i nadzieją do domu Ojca Niebieskiego.

Fot. ks. W. Januś SCJ

Jak mówi Biblia, skoro przyjmujemy dobro z ręki Boga przyjmijmy i cierpienie. Początkowo trudno to zaakceptować, ale cierpienie może nas uszlachetnić. Myślę, że mnie osobiście uszlachetnia. Wiara ma ogromną moc i pomaga zmierzyć się z cierpieniem. Czasem uzdrawia dosłownie, a czasem uzdrowienie polega na przyjęciu cierpienia jako ofiary za innych, za siebie. Staje się inną formą miłości. Czyż to nie jest uszlachetnienie i uzdrowienie, skoro z bólu i cierpienia można wydobyć miłość i zaangażowanie dla drugiego i na rzecz drugiego? Dzięki chorobie odkryłem, że w człowieku jest ogromna moc. Jest on w stanie stawiać czoła przeciwnościom i może się dalej realizować, szerząc dobro mimo ograniczeń swego ciała. Nasza psychika i duch mogą zwyciężać ciało, tylko trzeba nimi odpowiednio pokierować. Czasem jeden człowiek może dać więcej niż cały świat. Szczególnie wtedy, gdy umie odczytywać zna-

na potrzebę rozmowy. Oskar wprost tak ją wyraża: „Proszę cię, Kusicielko z Langwedocji, wytrzymaj, nie zatykaj uszu!”. A w innym miejscu: „Boją się mnie. Boją się ze mną rozmawiać. A im bardziej się boją, tym bardziej mam wrażenie, że jestem potworem! Jestem aż tak brzydki? Śmierdzę? Kompletnie zidiociałem?”. Ile razy ktoś między zdaniami błagalnie woła nie zatykaj uszu, zareaguj, pomóż, choćby słowem… Jack ma możliwość pójścia do szkoły, ma szansę na spotkanie z ludźmi, na rozmawianie. Rodzice protestują początkowo przeciw temu pomysłowi, przeciw pragnieniu syna. Wzruszająca jest scena, gdy Jack błagalnym, łamanym 11


5(125)2009

o. Stanisław Olesiak SVD (Trzetrzewina) Tekst pochodzi z: o. S. Olesiak SVD „Mocą Bożą. Z misją wśród niepełnosprawnych”

Modlitwa św. Gertrudy za zmarłych

Fot. kl. E. Sinkevich SCJ

Boże miłosierny,

z tronu Twojej chwały wejrzyj na biedne dusze w czyśćcu cierpiące. Wejrzyj na ich karanie i męki, jakie ponoszą, na łzy, które przed Tobą wylewają. Usłysz ich błagania i jęki, którymi wołają do Ciebie o miłosierdzie. Zmiłuj się nad nimi i odpuść im grzechy. Wspomnij, najłaskawszy Ojcze, na Mękę, którą Twój Syn podjął dla nich. Wspomnij na Krew Przenajświętszą, którą za nich wylał. Wspomnij na gorzką śmierć Jego, którą dla nich podjął i zmiłuj się nad nimi. Za wszystkie ich przewinienia, których się kiedykolwiek dopuściły, ofiaruję Ci przenajświętsze życie i wszystkie czyny Twego najmilszego Syna. Za zaniedbania popełnione w Twojej świętej służbie ofiaruję Ci Jego gorące pragnienia. Za opuszczenie dobrych i zbawiennych spraw ofiaruję Ci nieskończone zasługi Twego Syna. Za wszystkie krzywdy, jakich od nich doznałeś, ofiaruję Ci wszystko, co Ci kiedykolwiek miłego świadczyły. Na koniec za wszystkie męki, które słusznie muszą cierpieć, ofiaruję Ci wszystkie pokuty, posty, czuwania, modlitwy, prace, boleści, Krew i Rany, mękę i Śmierć niewinną, którą z najgorętszej miłości cierpiał za nas najmilszy Twój Syn. Błagam Cię, abyś raczył przyjąć te ukochane dusze do rajskiej szczęśliwości, 10aby Cię tam wielbiły na wieki. Amen.

„Ważny powód…” Refleksje po lekturze książki „Oskar i Pani Róża” E. E. Schmitta oraz po obejrzeniu filmu „Jack” w reżyserii F. F. Copolli

W

pierwszych słowach swojego listu do Pana Boga, Oskar – bohater książki E. E. Schmitta – bardzo wyraźnie podkreśla: „Muszę mieć naprawdę jakiś ważny powód, żeby do Ciebie pisać”. Chciałabym, aby moje przemyślenia dotyczyły TEGO WAŻNEGO POWODU, jakim jest życie… Udział w życiu Oskara, Jacka i innych chorych dzieci ZOBOWIĄZUJE, by pisać, by dzielić się tym, co czerpiemy od tych nosicieli nie chorób, ale nosicieli i zarazem dawców ciepła, zaufania, prawdy, wierności, miłości… Oskara poznajemy jako 10-letniego pacjenta, chorego na białaczkę, będącego po przeszczepie. Oskar jest świadomy powagi swojej sytuacji. Salę i otaczających go ludzi wypełnia cisza, rozczarowanie... A w chłopcu rodzi się poczucie winy. „Doktor nie ma już do mnie serca… Patrzy na

mnie bez słowa, jakbym popełnił jakiś błąd. A przecież tak się starałem w czasie operacji. Byłem grzeczny, dałem się uśpić, nie krzyczałem, kiedy mnie bolało, łykałem wszystkie lekarstwa”. Jack – bohater filmu, choruje na chorobę, która powoduje, że rośnie on cztery razy szybciej niż jego rówieśnicy. Rodzice stwarzają chłopcu wspaniałe warunki, ale są to warunki do życia tylko w domu i tylko w bliskości rodziców. Nawet nauka zostaje przeniesiona do domu – do Jacka przychodzi nauczyciel. Podobnie jak do Oskara przychodzi pani Róża, która pełni rolę wolontariuszki. Dla Oskara jest Ciocią Różą, dla Jacka nauczyciel staje się przyjacielem. Te osoby są dla dzieci drogą, pokazują, jak mogą być, pomimo wszystko, szczęśliwi, jakie dobro kryje się w ich cierpieniu. A co w tym spotkaniu bliskich dusz najważniejsze, to fakt, że tylko Ciocia Róża i nauczyciel Jacka (choć tylu ludzi wokół!) potrafią, a nade wszystko chcą odpowiadać

Fotografie: Ze zbiorów Autora

ki Boże, iść za głosem Bożym i pełnić Jego wolę, wiedząc, że w służbie innym kryje się największe szczęście. Czyż takim człowiekiem nie był Jan Paweł II? Uczył nas wspaniale, nie tylko słowem, jak cierpieć. Ostatnia „Encyklika o cierpieniu” nie została spisana, ale przeżyta przez niego w końcowych dniach życia. Pokazał nam, jak cierpieć i jak umierać, jak przechodzić z wiarą i nadzieją do domu Ojca Niebieskiego.

Fot. ks. W. Januś SCJ

Jak mówi Biblia, skoro przyjmujemy dobro z ręki Boga przyjmijmy i cierpienie. Początkowo trudno to zaakceptować, ale cierpienie może nas uszlachetnić. Myślę, że mnie osobiście uszlachetnia. Wiara ma ogromną moc i pomaga zmierzyć się z cierpieniem. Czasem uzdrawia dosłownie, a czasem uzdrowienie polega na przyjęciu cierpienia jako ofiary za innych, za siebie. Staje się inną formą miłości. Czyż to nie jest uszlachetnienie i uzdrowienie, skoro z bólu i cierpienia można wydobyć miłość i zaangażowanie dla drugiego i na rzecz drugiego? Dzięki chorobie odkryłem, że w człowieku jest ogromna moc. Jest on w stanie stawiać czoła przeciwnościom i może się dalej realizować, szerząc dobro mimo ograniczeń swego ciała. Nasza psychika i duch mogą zwyciężać ciało, tylko trzeba nimi odpowiednio pokierować. Czasem jeden człowiek może dać więcej niż cały świat. Szczególnie wtedy, gdy umie odczytywać zna-

na potrzebę rozmowy. Oskar wprost tak ją wyraża: „Proszę cię, Kusicielko z Langwedocji, wytrzymaj, nie zatykaj uszu!”. A w innym miejscu: „Boją się mnie. Boją się ze mną rozmawiać. A im bardziej się boją, tym bardziej mam wrażenie, że jestem potworem! Jestem aż tak brzydki? Śmierdzę? Kompletnie zidiociałem?”. Ile razy ktoś między zdaniami błagalnie woła nie zatykaj uszu, zareaguj, pomóż, choćby słowem… Jack ma możliwość pójścia do szkoły, ma szansę na spotkanie z ludźmi, na rozmawianie. Rodzice protestują początkowo przeciw temu pomysłowi, przeciw pragnieniu syna. Wzruszająca jest scena, gdy Jack błagalnym, łamanym 11


5(125)2009

Zdrowie Oskara nie pozwala mu na pójście do szkoły, nawet na nauczanie indywidualne. Ciocia Róża zachęca go do otwarcia siebie, do wejścia do szkoły Pana Boga: „Podziel się z Nim swoimi myślami. Myśli, których się nie zdradza, ciążą nam, zagnieżdżają się, paraliżują nas, nie dopuszczają nowych i w końcu zaczynają gnić. Staniesz się składem starych, śmierdzących myśli, jeśli ich nie wypowiesz”. Myśl chłopca, że jest to szkoła wymyślona, natychmiast burzy Ciocia Róża, mówiąc o Szefie Tę Szkołę Prowadzącym: „Za każdym razem, kiedy w niego uwierzysz, będzie trochę bardziej istniał. Jeśli się uprzesz, zacznie istnieć na dobre. I wtedy ci pomoże”. 12

Jak ogromna wiara i radość chłopca muszą być, gdy na jeszcze niewysłany list do Boga otrzymuje od Niego odpowiedź, odczytuje głębię zdarzeń: „Brawo! Jesteś bardzo mocny! Jak Ty to robisz?”. W życiu dzieci chorych przychodzą też takie chwile, kiedy motyl, który przysiadł na dłoni nie chce, nie może już odlecieć… Jack doświadcza tej chwili po mocnym ataku serca, podłączony jest do specjalistycznego sprzętu ciałem 80-latka, duchem 10-latka, zaś za oknem słyszy radość z zabawy jego „rówieśników”. Jest uwięziony jak w kokonie – w swej chorobie. Motyl Oskara nie może wzbić się w górę, gdy chłopiec dowiaduje się, że pozostało mu bardzo mało czasu i już nic nie można zrobić (słowa te padają w podsłuchanej przez niego rozmowie lekarza z rodzicami). Nie słychać śmiechu motyli, nie słychać trzepotu ich skrzydeł – walki o życie, o pragnienia. Jest granit, skała, beton. Ale

„Staję się silniejszy. Mszczę się”. Mszczę się na chorobie, słabości, zawsze wtedy, gdy robię coś w imię dobra, miłości, wspólnoty; gdy poświęcam kawałek siebie. Oskar staje się silniejszy w chwili, gdy jest zdolny wyrazić uczucia do Peggy Blue, gdy jest w stanie

porozmawiać z doktorem Dusseldorfem o wyroku – od nikogo niezależnym, gdy adoptuje Ciocię Różę, gdy przyjmuje do świadomości, że choć umrze pierwszy, nie może zapominać o innych. Wtedy właśnie jest mocniejszy! Jack przyjmuje postawę gotowości do życia, gdy koledzy pozwalają, by był z nimi, gdy go dostrzegają i zapraszają do wspólnej gry w koszykówkę, gdy angażują w zabawy w domku na drzewie, gdy tęsknią za nim, gdy odwiedzają go w myślach, w duchu (jak Pan Bóg Oskara). Gotowość do życia to wypełnianie, a nawet POKOCHANIE planu przygotowanego dla każdego z nas, niezależnie od tego, ile zdarzeń i jakie na nas czekają. Oskar dostaje pod choinkę od Cioci Róży roślinkę z pustyni Sahary, „która przeżywa całe swoje życie w ciągu jednego dnia. Jak tylko ziarno wchłonie trochę wody, od razu puszcza pąki, staje się łodygą, dostaje liści, rozkwita, wytwarza nasiona, więdnie, kurczy się i hop, wieczorem jest już po wszystkim”. Pod koniec swego krótkiego długiego życia Oskar pokazuje

i woła, by wypełnić całą swoją misję bez narzekania, rozczarowania i do tego jeszcze owocować radością, miłością, by inni choć przez chwilę mogli się nimi posilić. Próbować być jak Bóg – stwarzać świt, odpychać noc, wskrzeszać świat bez wytchnienia! Być niezmordowanym, nie wiedzieć, co to zmęczenie, pracować na okrągło, co dzień patrzeć na świat, jakby po raz pierwszy, poczuć życie. Życie, które jest też cudem spotkań: „Niesamowite, ile mamy wspólnych punktów – te same myśli, te same pytania”. Lui, kolega Jacka, w swym wypracowaniu pt. „Kim chciałbym zostać?”, napisał, że jeszcze nie wie kim, ale wie, jakim człowiekiem chciałby być. Niezależnie od tego, kim będzie, wie, że chce być jak Jack, który nie boi się poznawać świata, ludzi, dla którego wszystko codziennie jest nowe, który potrafi być prawdziwym przyjacielem. Jack, kończąc college, jako najlepszy uczeń – człowiek, który pięknie wypełnił swoją misję – kieruje pożegnalne słowo do zebranych gości, dzieli się kawałkiem swego

serca: „Dziękuję wielu dobrym ludziom, którzy uświadomili mi, że choć moje życie biegnie szybko, szybciej niż moich rówieśników i że szybciej spadam, to mogę być spadającą gwiazdą. Dopóki ta gwiazda jest na niebie, jest najpięk-

Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

głosem mówi: „Nie skazujcie mnie na samotność!”. Trzeba rozumieć tę przymuszoną izolację nie jako zamknięcie w budynku, ale w murach siebie, niemożność dzielenia się sobą, pokładami tego, co w człowieku dobre, zaletami serca, to też zamknięcie na reakcje innych ludzi na moje potrzeby, radości, smutki.

są inne motyle, które nie mogą pozwolić na rozżalone słowa Jacka: „Po co? Przecież i tak mi się do niczego nie przyda! Nie zdąży mi się to przydać!”. Te motyle – napotkani ludzie – mają opowiadać o pięknie łąki, kwiatów, słońca! Nie można dopuścić do rezygnacji, zwątpienia u drugiego człowieka! Trzeba zafarbować na ZIELONO białą flagę, niech triumfuje nadzieja, bo jak mawia Ciocia Róża: „Zawsze jest jakieś rozwiązanie!”. Jak Oskar trzeba uwierzyć w sens doświadczeń, zaufać celowości zdarzeń i przyjąć je jako odpowiedź na obecne problemy, troski, niejasności. Trzeba prosić o takie potrząsanie, takie wydarzenia, słowa, gesty, ludzi, z których wyniesiemy dobro – Oskar: „(…) jeszcze raz Ci powtarzam: jeżeli kimam, potrząśnij mną”. Wydarzenia te czasem nie dotyczą bezpośrednio ducha, np. chłopiec pisze do Pana Boga w sprawie swej żony Peggy Blue: „Operacje to nie są sprawy duchowe, może nie masz tego na składzie. Więc spraw, żeby niezależnie od tego, jaki będzie wynik operacji, Peggy Blue DOBRZE GO PRZYJĘŁA. LICZĘ NA CIEBIE”.

niejszą z gwiazd. Piękno to odczuwanie szczęścia! Byłem szczęśliwy, gdy mogłem pójść do szkoły, gdy jeździliśmy rowerami, brodziliśmy po kałużach, bawiliśmy się w domku na drzewie… Te małe szczęścia budują blask spadającej gwiazdy! DZIĘKUJĘ!”. Spotkanie z Oskarem, Jackiem spowodowało, że zatrzymałam się nad strumieniem miłości, który cicho płynie przez świat, i napełniłam się tą miłością. Zachęcam do lektury i filmu osoby, którym zależy na drugim człowieku, na jego małych szczęściach, na własnym świecie wartości. Oskar i Jack pokazują, jak kochać, jak rozmawiać, jak być, by swoim życiem pomagać i uczynić z niego dar, strumień miłości. Agnieszka Jędrzejowska (Wrocław)

13


5(125)2009

Zdrowie Oskara nie pozwala mu na pójście do szkoły, nawet na nauczanie indywidualne. Ciocia Róża zachęca go do otwarcia siebie, do wejścia do szkoły Pana Boga: „Podziel się z Nim swoimi myślami. Myśli, których się nie zdradza, ciążą nam, zagnieżdżają się, paraliżują nas, nie dopuszczają nowych i w końcu zaczynają gnić. Staniesz się składem starych, śmierdzących myśli, jeśli ich nie wypowiesz”. Myśl chłopca, że jest to szkoła wymyślona, natychmiast burzy Ciocia Róża, mówiąc o Szefie Tę Szkołę Prowadzącym: „Za każdym razem, kiedy w niego uwierzysz, będzie trochę bardziej istniał. Jeśli się uprzesz, zacznie istnieć na dobre. I wtedy ci pomoże”. 12

Jak ogromna wiara i radość chłopca muszą być, gdy na jeszcze niewysłany list do Boga otrzymuje od Niego odpowiedź, odczytuje głębię zdarzeń: „Brawo! Jesteś bardzo mocny! Jak Ty to robisz?”. W życiu dzieci chorych przychodzą też takie chwile, kiedy motyl, który przysiadł na dłoni nie chce, nie może już odlecieć… Jack doświadcza tej chwili po mocnym ataku serca, podłączony jest do specjalistycznego sprzętu ciałem 80-latka, duchem 10-latka, zaś za oknem słyszy radość z zabawy jego „rówieśników”. Jest uwięziony jak w kokonie – w swej chorobie. Motyl Oskara nie może wzbić się w górę, gdy chłopiec dowiaduje się, że pozostało mu bardzo mało czasu i już nic nie można zrobić (słowa te padają w podsłuchanej przez niego rozmowie lekarza z rodzicami). Nie słychać śmiechu motyli, nie słychać trzepotu ich skrzydeł – walki o życie, o pragnienia. Jest granit, skała, beton. Ale

„Staję się silniejszy. Mszczę się”. Mszczę się na chorobie, słabości, zawsze wtedy, gdy robię coś w imię dobra, miłości, wspólnoty; gdy poświęcam kawałek siebie. Oskar staje się silniejszy w chwili, gdy jest zdolny wyrazić uczucia do Peggy Blue, gdy jest w stanie

porozmawiać z doktorem Dusseldorfem o wyroku – od nikogo niezależnym, gdy adoptuje Ciocię Różę, gdy przyjmuje do świadomości, że choć umrze pierwszy, nie może zapominać o innych. Wtedy właśnie jest mocniejszy! Jack przyjmuje postawę gotowości do życia, gdy koledzy pozwalają, by był z nimi, gdy go dostrzegają i zapraszają do wspólnej gry w koszykówkę, gdy angażują w zabawy w domku na drzewie, gdy tęsknią za nim, gdy odwiedzają go w myślach, w duchu (jak Pan Bóg Oskara). Gotowość do życia to wypełnianie, a nawet POKOCHANIE planu przygotowanego dla każdego z nas, niezależnie od tego, ile zdarzeń i jakie na nas czekają. Oskar dostaje pod choinkę od Cioci Róży roślinkę z pustyni Sahary, „która przeżywa całe swoje życie w ciągu jednego dnia. Jak tylko ziarno wchłonie trochę wody, od razu puszcza pąki, staje się łodygą, dostaje liści, rozkwita, wytwarza nasiona, więdnie, kurczy się i hop, wieczorem jest już po wszystkim”. Pod koniec swego krótkiego długiego życia Oskar pokazuje

i woła, by wypełnić całą swoją misję bez narzekania, rozczarowania i do tego jeszcze owocować radością, miłością, by inni choć przez chwilę mogli się nimi posilić. Próbować być jak Bóg – stwarzać świt, odpychać noc, wskrzeszać świat bez wytchnienia! Być niezmordowanym, nie wiedzieć, co to zmęczenie, pracować na okrągło, co dzień patrzeć na świat, jakby po raz pierwszy, poczuć życie. Życie, które jest też cudem spotkań: „Niesamowite, ile mamy wspólnych punktów – te same myśli, te same pytania”. Lui, kolega Jacka, w swym wypracowaniu pt. „Kim chciałbym zostać?”, napisał, że jeszcze nie wie kim, ale wie, jakim człowiekiem chciałby być. Niezależnie od tego, kim będzie, wie, że chce być jak Jack, który nie boi się poznawać świata, ludzi, dla którego wszystko codziennie jest nowe, który potrafi być prawdziwym przyjacielem. Jack, kończąc college, jako najlepszy uczeń – człowiek, który pięknie wypełnił swoją misję – kieruje pożegnalne słowo do zebranych gości, dzieli się kawałkiem swego

serca: „Dziękuję wielu dobrym ludziom, którzy uświadomili mi, że choć moje życie biegnie szybko, szybciej niż moich rówieśników i że szybciej spadam, to mogę być spadającą gwiazdą. Dopóki ta gwiazda jest na niebie, jest najpięk-

Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

głosem mówi: „Nie skazujcie mnie na samotność!”. Trzeba rozumieć tę przymuszoną izolację nie jako zamknięcie w budynku, ale w murach siebie, niemożność dzielenia się sobą, pokładami tego, co w człowieku dobre, zaletami serca, to też zamknięcie na reakcje innych ludzi na moje potrzeby, radości, smutki.

są inne motyle, które nie mogą pozwolić na rozżalone słowa Jacka: „Po co? Przecież i tak mi się do niczego nie przyda! Nie zdąży mi się to przydać!”. Te motyle – napotkani ludzie – mają opowiadać o pięknie łąki, kwiatów, słońca! Nie można dopuścić do rezygnacji, zwątpienia u drugiego człowieka! Trzeba zafarbować na ZIELONO białą flagę, niech triumfuje nadzieja, bo jak mawia Ciocia Róża: „Zawsze jest jakieś rozwiązanie!”. Jak Oskar trzeba uwierzyć w sens doświadczeń, zaufać celowości zdarzeń i przyjąć je jako odpowiedź na obecne problemy, troski, niejasności. Trzeba prosić o takie potrząsanie, takie wydarzenia, słowa, gesty, ludzi, z których wyniesiemy dobro – Oskar: „(…) jeszcze raz Ci powtarzam: jeżeli kimam, potrząśnij mną”. Wydarzenia te czasem nie dotyczą bezpośrednio ducha, np. chłopiec pisze do Pana Boga w sprawie swej żony Peggy Blue: „Operacje to nie są sprawy duchowe, może nie masz tego na składzie. Więc spraw, żeby niezależnie od tego, jaki będzie wynik operacji, Peggy Blue DOBRZE GO PRZYJĘŁA. LICZĘ NA CIEBIE”.

niejszą z gwiazd. Piękno to odczuwanie szczęścia! Byłem szczęśliwy, gdy mogłem pójść do szkoły, gdy jeździliśmy rowerami, brodziliśmy po kałużach, bawiliśmy się w domku na drzewie… Te małe szczęścia budują blask spadającej gwiazdy! DZIĘKUJĘ!”. Spotkanie z Oskarem, Jackiem spowodowało, że zatrzymałam się nad strumieniem miłości, który cicho płynie przez świat, i napełniłam się tą miłością. Zachęcam do lektury i filmu osoby, którym zależy na drugim człowieku, na jego małych szczęściach, na własnym świecie wartości. Oskar i Jack pokazują, jak kochać, jak rozmawiać, jak być, by swoim życiem pomagać i uczynić z niego dar, strumień miłości. Agnieszka Jędrzejowska (Wrocław)

13


5(125)2009

***

Odsiecz różańca

Chleb i wino Boża prawda o miłości i życiu o życiu człowieka i Boga

Matko, dajesz nam silną duchową broń, Co nie zabija, a płynie niebem życia, Bo z upustu Twych łask byt chroni – Zdobycze miłości – to Twa tajemnica.

Chleb i wino, praca rąk ludzkich i serc Boża prawda o miłości i życiu godziwym o życiu człowieka i Boga

Pokładam ufność i do boju z nią staję Przeciw złu – rządcom świata ciemności. Na skrzydłach Ducha – On odwagę daje, By bronić dusze, co upadły w wierności.

Msza Święta – ofiara Pana za nasze grzechy, chleb dla człowieka zwykłego, życie dla ludzi, PRAWDA – ludzka i Boska prawda,

Różaniec z Twej dobroci nam dany, Uczy pokory i do drzwi Pana puka, By przez Serce uprosić słodkie dary Dla tego, kto ulgi i ratunku szuka.

tak, tak – żyć prawdą tak, tak – żyć prawdą O, Boże Jedyny jakiś Ty dobry, Sprawiedliwy i prawdziwy…

Duchowi alpiniści

Krzysztof Wojdyga (Pilawa)

Z czekanem modlitw duchowi alpiniści Od stuleci wspinają się za Jezusem Chrystusem Na górę Synaj, na Górę Oliwną, na górę Tabor Na górę Golgotę, gdzie króluje na krzyżu Zbawiciel

Śpieszmy się kochać

Nic co robimy nie jest bez znaczenia nic nie jest małe, jeżeli KOCHAMY bo najzwyklejsze prace i czynności stają się WIELKIE – gdy serce w nie wkładamy Czas mija szybko i już nie powróci ile go jeszcze mamy – wie Bóg tylko nasze jest TERAZ – ten dzień, ta godzina nasza jest tylko jedna mała chwilka

Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

Marek Woźniak (Lubartów)

Stojąc na szczytach tych świętych wzniesień – uniesień

Śpieszmy się kochać, bo czasu tak mało a szatan krąży jako lew ryczący wciąż czyńmy DOBRO i bądźmy trzeźwi aby Pan zastał nas czuwających

Więc strzeżmy chwili obecnej jak skarbu by procentował w depozycie wiecznym bo naszą WIECZNOŚĆ tworzymy TERAZ bo TERAZ formujemy jej kształt ostateczny. s. M. Hieronima (Bielsko-Biała)

14

Ziemio obudź się! Przesuwaj ziarenka, Pobijesz nimi wroga, co śle srogi los. Złotym orężem darzy święta Panienka, By niebo oddaliło ci spadający cios.

***

Mogą powiedzieć: moja dusza i Bóg, i więcej nikt

***

Otwórz Panie otwórz gdy usłyszysz gdy śpiewa

Obok starego kościoła Był stary cmentarz Z rozsypującymi się grobami Usiadłem cicho Nie mącąc wody czasu Emil Biela W modlitwie splatając dłonie (Myślenice) Pomyślałem o nich – zmarłych Bo każdy grób To jedna historia Życie, które kiedyś się skończyło Dziś chcą wykrzyczeć swoją historię Pochylony krzyż wbity w skrawek ziemi Ale i zmurszały nagrobek ma coś do powiedzenia Dumny, że jeszcze więcej z niego można wyczytać A ja cicho wstałem Odchodząc od ciszy zmarłych Od migotania nikłego płomienia świecy Zostawiając za sobą stary kościół Ze swym starym cmentarzem…

Sabina Zalewska (Gdańsk)

kl. Mariusz Wrzesiński SCJ (Stadniki)

Panie stopy moje przyszły same pod Twoje drzwi otwarły się zamknięte uszy na słowa które głosisz lecz dusza moja nie nadąża Przykryta siedmioma warstwami przejść musi przez siedem bram W ostatniej bramie nazwanej Bramą Wybaczenia zostawi największy ciężar Dopiero wtedy – wyzwolona i lekka pobiegnie ku Twoim drzwiom

Schodzących w doliny strzegą aniołowie By nie porwały ich lawiny grzechów Ale nie wszystkich upilnują

15


5(125)2009

***

Odsiecz różańca

Chleb i wino Boża prawda o miłości i życiu o życiu człowieka i Boga

Matko, dajesz nam silną duchową broń, Co nie zabija, a płynie niebem życia, Bo z upustu Twych łask byt chroni – Zdobycze miłości – to Twa tajemnica.

Chleb i wino, praca rąk ludzkich i serc Boża prawda o miłości i życiu godziwym o życiu człowieka i Boga

Pokładam ufność i do boju z nią staję Przeciw złu – rządcom świata ciemności. Na skrzydłach Ducha – On odwagę daje, By bronić dusze, co upadły w wierności.

Msza Święta – ofiara Pana za nasze grzechy, chleb dla człowieka zwykłego, życie dla ludzi, PRAWDA – ludzka i Boska prawda,

Różaniec z Twej dobroci nam dany, Uczy pokory i do drzwi Pana puka, By przez Serce uprosić słodkie dary Dla tego, kto ulgi i ratunku szuka.

tak, tak – żyć prawdą tak, tak – żyć prawdą O, Boże Jedyny jakiś Ty dobry, Sprawiedliwy i prawdziwy…

Duchowi alpiniści

Krzysztof Wojdyga (Pilawa)

Z czekanem modlitw duchowi alpiniści Od stuleci wspinają się za Jezusem Chrystusem Na górę Synaj, na Górę Oliwną, na górę Tabor Na górę Golgotę, gdzie króluje na krzyżu Zbawiciel

Śpieszmy się kochać

Nic co robimy nie jest bez znaczenia nic nie jest małe, jeżeli KOCHAMY bo najzwyklejsze prace i czynności stają się WIELKIE – gdy serce w nie wkładamy Czas mija szybko i już nie powróci ile go jeszcze mamy – wie Bóg tylko nasze jest TERAZ – ten dzień, ta godzina nasza jest tylko jedna mała chwilka

Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

Marek Woźniak (Lubartów)

Stojąc na szczytach tych świętych wzniesień – uniesień

Śpieszmy się kochać, bo czasu tak mało a szatan krąży jako lew ryczący wciąż czyńmy DOBRO i bądźmy trzeźwi aby Pan zastał nas czuwających

Więc strzeżmy chwili obecnej jak skarbu by procentował w depozycie wiecznym bo naszą WIECZNOŚĆ tworzymy TERAZ bo TERAZ formujemy jej kształt ostateczny. s. M. Hieronima (Bielsko-Biała)

14

Ziemio obudź się! Przesuwaj ziarenka, Pobijesz nimi wroga, co śle srogi los. Złotym orężem darzy święta Panienka, By niebo oddaliło ci spadający cios.

***

Mogą powiedzieć: moja dusza i Bóg, i więcej nikt

***

Otwórz Panie otwórz gdy usłyszysz gdy śpiewa

Obok starego kościoła Był stary cmentarz Z rozsypującymi się grobami Usiadłem cicho Nie mącąc wody czasu Emil Biela W modlitwie splatając dłonie (Myślenice) Pomyślałem o nich – zmarłych Bo każdy grób To jedna historia Życie, które kiedyś się skończyło Dziś chcą wykrzyczeć swoją historię Pochylony krzyż wbity w skrawek ziemi Ale i zmurszały nagrobek ma coś do powiedzenia Dumny, że jeszcze więcej z niego można wyczytać A ja cicho wstałem Odchodząc od ciszy zmarłych Od migotania nikłego płomienia świecy Zostawiając za sobą stary kościół Ze swym starym cmentarzem…

Sabina Zalewska (Gdańsk)

kl. Mariusz Wrzesiński SCJ (Stadniki)

Panie stopy moje przyszły same pod Twoje drzwi otwarły się zamknięte uszy na słowa które głosisz lecz dusza moja nie nadąża Przykryta siedmioma warstwami przejść musi przez siedem bram W ostatniej bramie nazwanej Bramą Wybaczenia zostawi największy ciężar Dopiero wtedy – wyzwolona i lekka pobiegnie ku Twoim drzwiom

Schodzących w doliny strzegą aniołowie By nie porwały ich lawiny grzechów Ale nie wszystkich upilnują

15


5(125)2009

J

P

amiętam matkę z różańcem w ręku była dobra jak chleb który pachniał na stole miłości odeszła ale pozostał różaniec mój codzienny chleb

Fot. br. H. Majka CSSp

Jan Robak (Mielec)

16

esteśmy świadkami ożywionej dyskusji dotyczącej państwowej służby zdrowia. Właściwie nikt nie jest zadowolony z jej funkcjonowania, być może, poza sprawującymi władzę. Pielęgniarki i lekarze uskarżają się na niskie wynagrodzenie i obciążenie obowiązkami ponad ludzkie siły, dlatego co pewien czas wymuszają strajkami poprawę swojej sytuacji materialnej. Dyrektorzy szpitali i innych placówek opieki zdrowotnej sektora publicznego odczuwają nie tylko brak pieniędzy na wypłaty dla pracowników, ale przede wszystkim niedostateczną ilość środków przeznaczonych na leczenie, rehabilitację i bieżące remonty. Poważne inwestycje są w sferze marzeń realizowanych tylko przez nieliczne ośrodki. Natomiast chorzy oczekują na świadczenia zdrowotne w coraz dłużnych kolejkach, a wielu z nich wcześniej umrze, zanim ujrzy specjalistę. Jeżeli już szczęśliwie dotrą na miejsce ratunku, to zazwyczaj spotykają zdenerwowanych pracowników służby zdrowia, którzy usprawiedliwiają się, że mieliby dla nich czas i współczucie, gdyby więcej odpoczywali i zarabiali. Stąd też można wyciągnąć wniosek, że służba zdrowia działałaby idealnie, gdyby chorzy przestali przychodzić

do niej po pomoc. Oczywiście są również chwalebne wyjątki, ale ich przykład pracy nie jest w stanie zmienić innych. Należy do tego obrazu dodać rosnące koszty leczenia, w znacznej mierze przerzucane na chorego. Dlatego wielu nie wykupuje zapisanych im lekarstw lub rezygnuje z kosztownego sprzętu rehabilitacyjnego. W licznych szpitalach dla dorosłych wprowadzono zasadę, że leczona jest tylko konkretna jednostka chorobowa, na którą cierpi pacjent, gdyż NFZ nie chce refundować pozostałych zabiegów. Trzeba zatem udać się do szpitala z całym koszem własnych lekarstw, nie wspominając o innych potrzebach. W tym mechanistycznym ujęciu człowiek jest zredukowany do poziomu maszyny składającej się z wadliwie działających podzespołów. Chory często

traktowany jest jak rzecz, którą można lub nie można naprawić. W obu przypadkach powinien jak najszybciej opuścić szpital, by nie sprawiać kłopotu. Chyba, że jego pobyt jest w jakiś sposób opłacalny dla placówki służby zdrowia. Skoro zatem nie można otrzymać należnych świadczeń zdrowotnych, to pozostaje jeszcze wypróbowana droga korupcji. Jednak i na niej nie wszystko układa się po myśli pacjenta. Korzyść materialną przyjmuje zazwyczaj najrzadziej będący przy łóżku chorego. Trudno mu też powiedzieć podwładnym: „proszę się tym chorym zaopiekować lepiej”… Stąd też chory szybko zorientuje się, że właściwie został oszukany. Zatem stan rzeczywisty opieki zdrowotnej jest odmienny od ukazywanego na zjazdach lekarzy i w programach telewizyjnych realizowanych na konkretne wyborcze zamówienie. Owszem, co pewien czas wstrząsa opinię publiczną jakieś poważne nadużycie dotyczące opieki nad chorym. Pojawiają się głosy oburzenia ze strony polityków, którzy mają na wszystko złote recepty, i na tym właściwie koniec. Gdzie zatem jest źródło zła i jak mu zaradzić? Fot. ks. A. Pohl SCJ

Matka

Fot. dk. K. Szlachetka SCJ

Służba zdrowia jest dla chorego

W naprawie służby zdrowia nie pomogą kolejne ustawy, podwyżki i nowe procedury, jeśli nie zostanie uzdrowione sumienie tych, którzy dopuszczają się nadużyć lub lekceważą potrzeby chorego. Przecież do okazania życzliwości, sumiennego wykonywania obowiązków, zainteresowania się chorym nie potrzeba nadzwyczajnych środków. Tych postaw brakuje przede wszystkim – zaczynając od pracownika informacji, a kończąc na sekretariacie szefa oddziału. Najczęściej słyszane przez chorego odpowiedzi brzmią: nie wiem, to nie mój zakres obowiązków, jestem po dyżurze, proszę pytać lekarza prowadzącego, niestety mam już urlop, ilość usług refundowanych przez NFZ uległa wyczerpaniu, szef wyszedł i nie powiedział, kiedy wróci na oddział, itd. Natomiast pacjent zgłaszający się na ostry dyżur lub wzywający pogotowie jest przeważnie podejrzewany o to, że zgłosił się za wcześnie, kiedy tę chorobę można było leczyć w domu lub zbyt późno. Nagminnym jest przerzucanie odpowiedzialności za 17


5(125)2009

J

P

amiętam matkę z różańcem w ręku była dobra jak chleb który pachniał na stole miłości odeszła ale pozostał różaniec mój codzienny chleb

Fot. br. H. Majka CSSp

Jan Robak (Mielec)

16

esteśmy świadkami ożywionej dyskusji dotyczącej państwowej służby zdrowia. Właściwie nikt nie jest zadowolony z jej funkcjonowania, być może, poza sprawującymi władzę. Pielęgniarki i lekarze uskarżają się na niskie wynagrodzenie i obciążenie obowiązkami ponad ludzkie siły, dlatego co pewien czas wymuszają strajkami poprawę swojej sytuacji materialnej. Dyrektorzy szpitali i innych placówek opieki zdrowotnej sektora publicznego odczuwają nie tylko brak pieniędzy na wypłaty dla pracowników, ale przede wszystkim niedostateczną ilość środków przeznaczonych na leczenie, rehabilitację i bieżące remonty. Poważne inwestycje są w sferze marzeń realizowanych tylko przez nieliczne ośrodki. Natomiast chorzy oczekują na świadczenia zdrowotne w coraz dłużnych kolejkach, a wielu z nich wcześniej umrze, zanim ujrzy specjalistę. Jeżeli już szczęśliwie dotrą na miejsce ratunku, to zazwyczaj spotykają zdenerwowanych pracowników służby zdrowia, którzy usprawiedliwiają się, że mieliby dla nich czas i współczucie, gdyby więcej odpoczywali i zarabiali. Stąd też można wyciągnąć wniosek, że służba zdrowia działałaby idealnie, gdyby chorzy przestali przychodzić

do niej po pomoc. Oczywiście są również chwalebne wyjątki, ale ich przykład pracy nie jest w stanie zmienić innych. Należy do tego obrazu dodać rosnące koszty leczenia, w znacznej mierze przerzucane na chorego. Dlatego wielu nie wykupuje zapisanych im lekarstw lub rezygnuje z kosztownego sprzętu rehabilitacyjnego. W licznych szpitalach dla dorosłych wprowadzono zasadę, że leczona jest tylko konkretna jednostka chorobowa, na którą cierpi pacjent, gdyż NFZ nie chce refundować pozostałych zabiegów. Trzeba zatem udać się do szpitala z całym koszem własnych lekarstw, nie wspominając o innych potrzebach. W tym mechanistycznym ujęciu człowiek jest zredukowany do poziomu maszyny składającej się z wadliwie działających podzespołów. Chory często

traktowany jest jak rzecz, którą można lub nie można naprawić. W obu przypadkach powinien jak najszybciej opuścić szpital, by nie sprawiać kłopotu. Chyba, że jego pobyt jest w jakiś sposób opłacalny dla placówki służby zdrowia. Skoro zatem nie można otrzymać należnych świadczeń zdrowotnych, to pozostaje jeszcze wypróbowana droga korupcji. Jednak i na niej nie wszystko układa się po myśli pacjenta. Korzyść materialną przyjmuje zazwyczaj najrzadziej będący przy łóżku chorego. Trudno mu też powiedzieć podwładnym: „proszę się tym chorym zaopiekować lepiej”… Stąd też chory szybko zorientuje się, że właściwie został oszukany. Zatem stan rzeczywisty opieki zdrowotnej jest odmienny od ukazywanego na zjazdach lekarzy i w programach telewizyjnych realizowanych na konkretne wyborcze zamówienie. Owszem, co pewien czas wstrząsa opinię publiczną jakieś poważne nadużycie dotyczące opieki nad chorym. Pojawiają się głosy oburzenia ze strony polityków, którzy mają na wszystko złote recepty, i na tym właściwie koniec. Gdzie zatem jest źródło zła i jak mu zaradzić? Fot. ks. A. Pohl SCJ

Matka

Fot. dk. K. Szlachetka SCJ

Służba zdrowia jest dla chorego

W naprawie służby zdrowia nie pomogą kolejne ustawy, podwyżki i nowe procedury, jeśli nie zostanie uzdrowione sumienie tych, którzy dopuszczają się nadużyć lub lekceważą potrzeby chorego. Przecież do okazania życzliwości, sumiennego wykonywania obowiązków, zainteresowania się chorym nie potrzeba nadzwyczajnych środków. Tych postaw brakuje przede wszystkim – zaczynając od pracownika informacji, a kończąc na sekretariacie szefa oddziału. Najczęściej słyszane przez chorego odpowiedzi brzmią: nie wiem, to nie mój zakres obowiązków, jestem po dyżurze, proszę pytać lekarza prowadzącego, niestety mam już urlop, ilość usług refundowanych przez NFZ uległa wyczerpaniu, szef wyszedł i nie powiedział, kiedy wróci na oddział, itd. Natomiast pacjent zgłaszający się na ostry dyżur lub wzywający pogotowie jest przeważnie podejrzewany o to, że zgłosił się za wcześnie, kiedy tę chorobę można było leczyć w domu lub zbyt późno. Nagminnym jest przerzucanie odpowiedzialności za 17


szych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Nie wystarczy zatem wypełnienie tylko obowiązu18

jących procedur. Konieczne jest przekroczenie tej granicy, poza którą dopiero rozpoczyna się realizacja przykazania miłości bliźniego i prawdziwe poszanowanie godności cierpiącego. Należy zdać sobie sprawę z tego, że służba choremu nie jest zawodem jak każdy inny. „Wymaga ona poświęcenia, oddania choremu człowiekowi, a przez to ma tak głęboko ewangeliczny wymiar. W perspektywie wiary posługa ta jawi się jako służba samemu Chrystusowi, tajemniczo obecnemu w doświadczonym cierpieniem człowieku. Dlatego zawód ten jest godny najwyższego szacunku. Jest to misja, którą najlepiej określa słowo powołanie”, co przypomina Jan Paweł II w czasie przemówienia podczas poświęcenia Kliniki Kardio­ chirurgii w Krakowie (9 czerwca 1997). Z wypełnienia tego obowiązku nie mogą zwolnić trudne warunki pracy i niewystarczające wynagrodzenie. Nie można również usprawie­ dliwiać się zmęczeniem i niewykorzystanym urlopem. Pracownik służby zdrowia stający się chłodnym i wymagającym urzędnikiem, nieczułym na Fot. kl. M. Wrzesiński SCJ

chorobę na pacjenta, tak jakby on, na złość zmęczonej służbie zdrowia, rozchorował się w nocy lub w dzień wolny od pracy. – A przecież powinien to uczynić w dzień roboczy i w stosownych godzinach urzędowania. Bywają i tacy opiekunowie medyczni, którzy odkryli w sobie powołanie do szkolenia (czytaj: upokarzania) chorych i ich rodzin. Wynika to z ich wewnętrznego rozgoryczenia i utraty nadziei na dobrze zrealizowane życie. To naganne zachowanie nie powinno się w ogóle zdarzać w służbie zdrowia, a zwłaszcza osobom uważającym się za wierzące w Boga. Człowiek wiary upatruje bowiem przyczyn zła przede wszystkim w porzuceniu przesłania Ewangelii, objawiającego się w całej mocy słów Chrystusa: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniej-

cierpienie, lub obracającym każdą sytuację w żart, powinien odejść i poszukać innej pracy, najlepiej bez kontaktu z ludźmi. Życie i zdrowie chorego jest bowiem najwyższym dobrem, o czym przypomina starożytna maksyma lekarska: Salus aegroti suprema lex. Wiele szpitali nosi imię Jana Pawła II, ale nawet i w nich zapomina się o tym, że Papież uczył, iż lekarz powinien: „okazywać choremu pełną miłości troskliwość, wzorując się na ewangelicznym przykładzie Dobrego Samarytanina. Katolicki lekarz powinien być wobec każdego człowieka cierpiącego świadkiem wyższych wartości, których najtrwalszym fundamentem jest wiara („Medycyna a prawa człowieka. Przemówienie do uczestników Jubileuszu Lekarzy Katolickich”, 7 lipca 2000). To wiara w Osobę Boga sprawia, że w centrum uwagi lekarza i każdego opiekuna powinna być osoba pacjenta w swej konkretnej sytuacji. „[…] Wyjść naprzeciw choremu, znaczy zatem wyjść naprzeciw osobie cierpiącej, a nie po prostu leczyć chore ciało. Dlatego właśnie od pracowników służby zdrowia wymaga się zaangażowania, które ma cechy powołania. Doświadczenie uczy was, że chorzy potrzebują nie tylko wyleczenia z patologii organicznych. Oczekują od lekarza wsparcia w obliczu niepokojącej tajemnicy cierpie­nia i śmierci […]” („Ochrona zdrowia a społeczeństwo. Prze­m ó­w ienie do uczestników kongre­su Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia”, 17 listopada 2000). ks. Lucjan Szczepaniak SCJ (Kraków)

Różaniec modlitwą wiary Ż

ycie chrześcijańskie oparte jest na wierze w jednego Boga, który z miłości do rodzaju ludzkiego zesłał swojego Syna – Jezusa Chrystusa – aby nas zbawił. W tych planach Bożych ważną rolę odegrała Maryja. To wzajemne powiązanie Chrystusa z Maryją widać dość jasno w tajemnicach różańcowych. To w nich rozważamy tę ścisłą wspólnotę życia Chrystusa i Maryi. Dzięki temu różaniec na przestrzeni wieków był, jest i będzie (taką mam nadzieję) najpopularniejszą modlitwą do Matki Bożej. Tradycja za twórcę różańca uważa św. Dominika Guzmana (1170-1221), który stoi u początków Zakonu Braci Kaznodziejów (dominikanów). Papież Benedykt XIV tak się o nim wyraził: „Święty Dominik za natchnieniem Ducha Świętego był wynalazcą, twórcą, krzewicielem i najznakomitszym głosicielem różańca wśród ludów chrześcijańskiego świata”. Poczynione badania nad historią tej modlitwy wykazały, że niektóre jej elementy powstały przed św. Dominikiem, pozostałe doszły już po jego śmierci. Formę modlitwy różańcowej, jaką dzisiaj znamy i praktykujemy, zatwierdził Pius V w 1569 roku. Ów papież w 1571 roku na pamiątkę zwycięstwa floty chrześcijańskiej nad turecką pod Lepanto (obecnie Naupaktos w Grecji) wyproszonego modlitwą różańcową ustanowił dzień 7 października jako wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Różańcowej. Leon XIII w 1883 roku polecił, aby przez cały miesiąc październik odbywały się nabożeństwa różańcowe oraz dodał do Litanii Loretańskiej wezwanie Królowo Różańca Świętego. Jan Paweł II, wielki czciciel Maryi, dający każdemu różaniec na pamiątkę, przyczynił się do

nowego spojrzenia na modlitwę różańcową. W tym celu napisał specjalny List Apostolski Rosarium Virginis Mariae (2002). W nim zawarł sens i wartość tej tak popularnej modlitwy; dodał czwartą część różańca (tajemnice światła) oraz ogłosił Rok Różańca (październik 2002 – październik 2003). Umieścił też bardzo ważną prośbę: „Patrzę na Was wszystkich, Bracia i Siostry wszelkiego stanu, na Was, rodziny chrześcijańskie, na Was, osoby

Fot. br. H. Majka CSSp

Fot. br. H. Majka CSSp

5(125)2009

19


szych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Nie wystarczy zatem wypełnienie tylko obowiązu18

jących procedur. Konieczne jest przekroczenie tej granicy, poza którą dopiero rozpoczyna się realizacja przykazania miłości bliźniego i prawdziwe poszanowanie godności cierpiącego. Należy zdać sobie sprawę z tego, że służba choremu nie jest zawodem jak każdy inny. „Wymaga ona poświęcenia, oddania choremu człowiekowi, a przez to ma tak głęboko ewangeliczny wymiar. W perspektywie wiary posługa ta jawi się jako służba samemu Chrystusowi, tajemniczo obecnemu w doświadczonym cierpieniem człowieku. Dlatego zawód ten jest godny najwyższego szacunku. Jest to misja, którą najlepiej określa słowo powołanie”, co przypomina Jan Paweł II w czasie przemówienia podczas poświęcenia Kliniki Kardio­ chirurgii w Krakowie (9 czerwca 1997). Z wypełnienia tego obowiązku nie mogą zwolnić trudne warunki pracy i niewystarczające wynagrodzenie. Nie można również usprawie­ dliwiać się zmęczeniem i niewykorzystanym urlopem. Pracownik służby zdrowia stający się chłodnym i wymagającym urzędnikiem, nieczułym na Fot. kl. M. Wrzesiński SCJ

chorobę na pacjenta, tak jakby on, na złość zmęczonej służbie zdrowia, rozchorował się w nocy lub w dzień wolny od pracy. – A przecież powinien to uczynić w dzień roboczy i w stosownych godzinach urzędowania. Bywają i tacy opiekunowie medyczni, którzy odkryli w sobie powołanie do szkolenia (czytaj: upokarzania) chorych i ich rodzin. Wynika to z ich wewnętrznego rozgoryczenia i utraty nadziei na dobrze zrealizowane życie. To naganne zachowanie nie powinno się w ogóle zdarzać w służbie zdrowia, a zwłaszcza osobom uważającym się za wierzące w Boga. Człowiek wiary upatruje bowiem przyczyn zła przede wszystkim w porzuceniu przesłania Ewangelii, objawiającego się w całej mocy słów Chrystusa: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniej-

cierpienie, lub obracającym każdą sytuację w żart, powinien odejść i poszukać innej pracy, najlepiej bez kontaktu z ludźmi. Życie i zdrowie chorego jest bowiem najwyższym dobrem, o czym przypomina starożytna maksyma lekarska: Salus aegroti suprema lex. Wiele szpitali nosi imię Jana Pawła II, ale nawet i w nich zapomina się o tym, że Papież uczył, iż lekarz powinien: „okazywać choremu pełną miłości troskliwość, wzorując się na ewangelicznym przykładzie Dobrego Samarytanina. Katolicki lekarz powinien być wobec każdego człowieka cierpiącego świadkiem wyższych wartości, których najtrwalszym fundamentem jest wiara („Medycyna a prawa człowieka. Przemówienie do uczestników Jubileuszu Lekarzy Katolickich”, 7 lipca 2000). To wiara w Osobę Boga sprawia, że w centrum uwagi lekarza i każdego opiekuna powinna być osoba pacjenta w swej konkretnej sytuacji. „[…] Wyjść naprzeciw choremu, znaczy zatem wyjść naprzeciw osobie cierpiącej, a nie po prostu leczyć chore ciało. Dlatego właśnie od pracowników służby zdrowia wymaga się zaangażowania, które ma cechy powołania. Doświadczenie uczy was, że chorzy potrzebują nie tylko wyleczenia z patologii organicznych. Oczekują od lekarza wsparcia w obliczu niepokojącej tajemnicy cierpie­nia i śmierci […]” („Ochrona zdrowia a społeczeństwo. Prze­m ó­w ienie do uczestników kongre­su Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia”, 17 listopada 2000). ks. Lucjan Szczepaniak SCJ (Kraków)

Różaniec modlitwą wiary Ż

ycie chrześcijańskie oparte jest na wierze w jednego Boga, który z miłości do rodzaju ludzkiego zesłał swojego Syna – Jezusa Chrystusa – aby nas zbawił. W tych planach Bożych ważną rolę odegrała Maryja. To wzajemne powiązanie Chrystusa z Maryją widać dość jasno w tajemnicach różańcowych. To w nich rozważamy tę ścisłą wspólnotę życia Chrystusa i Maryi. Dzięki temu różaniec na przestrzeni wieków był, jest i będzie (taką mam nadzieję) najpopularniejszą modlitwą do Matki Bożej. Tradycja za twórcę różańca uważa św. Dominika Guzmana (1170-1221), który stoi u początków Zakonu Braci Kaznodziejów (dominikanów). Papież Benedykt XIV tak się o nim wyraził: „Święty Dominik za natchnieniem Ducha Świętego był wynalazcą, twórcą, krzewicielem i najznakomitszym głosicielem różańca wśród ludów chrześcijańskiego świata”. Poczynione badania nad historią tej modlitwy wykazały, że niektóre jej elementy powstały przed św. Dominikiem, pozostałe doszły już po jego śmierci. Formę modlitwy różańcowej, jaką dzisiaj znamy i praktykujemy, zatwierdził Pius V w 1569 roku. Ów papież w 1571 roku na pamiątkę zwycięstwa floty chrześcijańskiej nad turecką pod Lepanto (obecnie Naupaktos w Grecji) wyproszonego modlitwą różańcową ustanowił dzień 7 października jako wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Różańcowej. Leon XIII w 1883 roku polecił, aby przez cały miesiąc październik odbywały się nabożeństwa różańcowe oraz dodał do Litanii Loretańskiej wezwanie Królowo Różańca Świętego. Jan Paweł II, wielki czciciel Maryi, dający każdemu różaniec na pamiątkę, przyczynił się do

nowego spojrzenia na modlitwę różańcową. W tym celu napisał specjalny List Apostolski Rosarium Virginis Mariae (2002). W nim zawarł sens i wartość tej tak popularnej modlitwy; dodał czwartą część różańca (tajemnice światła) oraz ogłosił Rok Różańca (październik 2002 – październik 2003). Umieścił też bardzo ważną prośbę: „Patrzę na Was wszystkich, Bracia i Siostry wszelkiego stanu, na Was, rodziny chrześcijańskie, na Was, osoby

Fot. br. H. Majka CSSp

Fot. br. H. Majka CSSp

5(125)2009

19


chore i w podeszłym wieku, na Was młodzi: weźcie znów ufnie do rąk koronkę różańca, odkrywając ją na nowo w świetle P i s m a Świę­t ego, w harmonii z li­turgią, w kontekście codziennego życia. Oby ten mój apel nie popadł w zapomnienie niewysłuchany!” Dlaczego taki apel papieża? Dlaczego mamy nie wypuszczać z rąk koronki różańca? Bo różaniec jest szkołą życia. W tej szkole, przyglądając się Maryi, widzimy, że Ona promieniuje na człowieka świętością, czystością, miłością do Boga i bliźniego. Przebywanie w Jej obecności wywiera na człowieka zbawienny wpływ. Napełnia jego serce miłością, głęboką czcią i przywiązaniem do Boga. Każda modlitwa, a w szczególności różańcowa dodaje umocnienia w różnego rodzaju doświadczeniach życiowych, potęguje radość wypływającą z faktu, że Jezus jest Panem ludzkiej wędrówki po ziemi. Maryja uczy, że nie można Jej kochać prawdziwie i głęboko, nie miłując równocześnie Boga i bliźniego. Ona, tak mocno wrażliwa na potrzeby innych, dostrzegająca je i spiesząca z pomocną dłonią, uwrażliwia na potrzeby drugiego człowieka przebywającego w promieniu naszego oddziaływania. Człowieka spragnionego niekiedy czasu, modlitwy, dobrego słowa czy innego wsparcia. Gdy w rękach często będzie różaniec, ta pomoc innym będzie o wiele łatwiejsza i przyjemniejsza, bo miłość i przywiązanie do Maryi będzie żywsze, głębsze, naznaczone pragnieniem Jej poświęcenia i naśladowania. Wówczas miłość 20

do Niepokalanej wychowa nas na prawdziwych wyznawców Boga. Ten, kto szczerze oraz z głęboką wiarą i pobożnością będzie sięgał po różaniec, dostrzeże konieczność przemiany swojego życia, otwarcia się na Boga. Zrozumie, że doskonałość życia człowieka wierzącego i zbawienie może mu zapewnić tylko trud życia według zasad nauki Jezusa, której odzwierciedleniem jest całe życie Maryi. Różaniec jest modlitwą wiary. Jest to modlitwa bardzo prosta i skromna, która oświeca i wzmacnia człowieka, doprowadza do wewnętrznej przemiany, do wzmocnienia życia chrześcijańskiego. Poprzez nią działa moc Boża w sercu. Człowiek, który odmawia różaniec, zatapia się w rozważaniu wielkich wydarzeń z historii zbawienia. Czyni to tak, jakby czytał mądrą, pobożną księgę. Czyta w sercu Matki Boga dwadzieścia pięknych rozdziałów księgi Jej życia naznaczonych radością, uwielbieniem, miłością, zachwytem, ale i bólem, cierpieniem, osamotnieniem. Różaniec to nie tylko monotonne i uciążliwe „odklepywanie przysłowiowych zdrowasiek”, ale jest to przede wszystkim modlitwa przeniknięta rozważaniem wielkich tajemnic naszej, chrześcijańskiej wiary. Począwszy od Zwiastowania a skończywszy na chwalebnym Ukoronowaniu Maryi na Królową nieba i ziemi. Są one wyrazem przeogromnej, niezrozumiałej w swej wielkości miłości Boga do nas, Jego dobroci i cierpliwości oraz miłosierdzia. Rozważając je, stajemy się świadkami najważniejszych wydarzeń życia Matki Bożej, Jej uległości wobec działania Ducha Świętego oraz zaufania Bogu. Modlitwa różańcowa będzie skuteczna wtedy, gdy będziemy spoglądać na Maryję, rozumieć Ją i poznawać, gdy weźmiemy z Jej matczynego serca miłość, wierność i całkowite zjednocze-

nie ze swoim synem Jezusem. Gdy podczas jej odmawiania będziemy patrzeć na Maryję, to wszystkie tajemnice różańca (radosne, światła, bolesne, chwalebne) nabiorą właściwej barwy i ciepła życia. Łatwiej człowiekowi będzie zrozumieć i przyjąć te swoje „tajemnice codzienności” pełne radości, ale i może niekiedy bólu, choroby, osamotnienia. Bez tego wpatrywania się, różaniec będzie nudny, przestarzały i nieatrakcyjny. Chcąc podziwiać wzniosłe obrazy z życia Jezusa i Maryi, zamknięte w czterech częściach różańca, trzeba człowiekowi wiary, miłości i nadziei. Głęboka wiara stanowi o sile modlitwy różańcowej w życiu człowieka, ale i mocy oddziaływania na Boga. Święty Pius X powiedział: „Dajcie mi armię, która odmawia różaniec, a dokonam podboju świata”. Niech to świadectwo papieża pomoże nam zrozumieć, że modlitwa różańcowa posiada przeogromną moc. Pomocą do właściwego podejścia do różańca, odkrycia jego piękna staną się słowa bł. Bartłomieja Longo, apostoła różańca: „O, błogosławiony różańcu Maryi, słodki łań­cuchu, który łączysz nas z Bogiem; więzi miłości, która nas jednoczysz z aniołami; wieżo ocalenia od napa-

Nieść Dobrą Nowinę, znaczy, zapomnieć o sobie. Nie patrzeć na ból wieloraki na wszelką niemożność. Nieść Dobrą Nowinę, to utrwalić się w miłości, do Chrystusa, do drugiego człowieka. Otworzyć bramę serca, nawet wtedy, gdy cię czeka wzgarda z odrzuceniem. Nieść Dobrą Nowinę, to wolność ogłaszać światu, to głodnym chleb szczodrą ręką rozdawać i uśmiechy. A ślepemu z urodzenia i zaślepionemu w kłamstwie snop światła rzucić nawet za cenę niechęci. Nieść Dobrą Nowinę, może każdy z nas, bo do niej idzie bo za nią tęskni…

ści piekła; bezpieczny porcie w mor­skiej katastrofie! Nigdy cię już nie porzucimy. Będziesz nam pocie­chą w godzinie konania. Tobie ostatni pocałunek gasnącego życia. A ostatnim akcentem naszych warg będzie Twoje słodkie imię, o Kró­lowo Różańca z Pompei, o Matko nasza droga, o Ucieczko grzeszni­ ków, o Władczyni, Pocieszycielko strapionych. Bądź wszędzie błogosławiona, dziś i zawsze, na ziemi i w niebie”. ks. Jerzy Mondel SCJ (Stadniki)

Nieść dobrą Nowinę

Fot. ks. P. Chmielecki SCJ

Fotografie: kl. G. Siedlarz SCJ

5(125)2009

Elżbieta Bartkowiak-Cwojdzińska (Gniezno)

21


chore i w podeszłym wieku, na Was młodzi: weźcie znów ufnie do rąk koronkę różańca, odkrywając ją na nowo w świetle P i s m a Świę­t ego, w harmonii z li­turgią, w kontekście codziennego życia. Oby ten mój apel nie popadł w zapomnienie niewysłuchany!” Dlaczego taki apel papieża? Dlaczego mamy nie wypuszczać z rąk koronki różańca? Bo różaniec jest szkołą życia. W tej szkole, przyglądając się Maryi, widzimy, że Ona promieniuje na człowieka świętością, czystością, miłością do Boga i bliźniego. Przebywanie w Jej obecności wywiera na człowieka zbawienny wpływ. Napełnia jego serce miłością, głęboką czcią i przywiązaniem do Boga. Każda modlitwa, a w szczególności różańcowa dodaje umocnienia w różnego rodzaju doświadczeniach życiowych, potęguje radość wypływającą z faktu, że Jezus jest Panem ludzkiej wędrówki po ziemi. Maryja uczy, że nie można Jej kochać prawdziwie i głęboko, nie miłując równocześnie Boga i bliźniego. Ona, tak mocno wrażliwa na potrzeby innych, dostrzegająca je i spiesząca z pomocną dłonią, uwrażliwia na potrzeby drugiego człowieka przebywającego w promieniu naszego oddziaływania. Człowieka spragnionego niekiedy czasu, modlitwy, dobrego słowa czy innego wsparcia. Gdy w rękach często będzie różaniec, ta pomoc innym będzie o wiele łatwiejsza i przyjemniejsza, bo miłość i przywiązanie do Maryi będzie żywsze, głębsze, naznaczone pragnieniem Jej poświęcenia i naśladowania. Wówczas miłość 20

do Niepokalanej wychowa nas na prawdziwych wyznawców Boga. Ten, kto szczerze oraz z głęboką wiarą i pobożnością będzie sięgał po różaniec, dostrzeże konieczność przemiany swojego życia, otwarcia się na Boga. Zrozumie, że doskonałość życia człowieka wierzącego i zbawienie może mu zapewnić tylko trud życia według zasad nauki Jezusa, której odzwierciedleniem jest całe życie Maryi. Różaniec jest modlitwą wiary. Jest to modlitwa bardzo prosta i skromna, która oświeca i wzmacnia człowieka, doprowadza do wewnętrznej przemiany, do wzmocnienia życia chrześcijańskiego. Poprzez nią działa moc Boża w sercu. Człowiek, który odmawia różaniec, zatapia się w rozważaniu wielkich wydarzeń z historii zbawienia. Czyni to tak, jakby czytał mądrą, pobożną księgę. Czyta w sercu Matki Boga dwadzieścia pięknych rozdziałów księgi Jej życia naznaczonych radością, uwielbieniem, miłością, zachwytem, ale i bólem, cierpieniem, osamotnieniem. Różaniec to nie tylko monotonne i uciążliwe „odklepywanie przysłowiowych zdrowasiek”, ale jest to przede wszystkim modlitwa przeniknięta rozważaniem wielkich tajemnic naszej, chrześcijańskiej wiary. Począwszy od Zwiastowania a skończywszy na chwalebnym Ukoronowaniu Maryi na Królową nieba i ziemi. Są one wyrazem przeogromnej, niezrozumiałej w swej wielkości miłości Boga do nas, Jego dobroci i cierpliwości oraz miłosierdzia. Rozważając je, stajemy się świadkami najważniejszych wydarzeń życia Matki Bożej, Jej uległości wobec działania Ducha Świętego oraz zaufania Bogu. Modlitwa różańcowa będzie skuteczna wtedy, gdy będziemy spoglądać na Maryję, rozumieć Ją i poznawać, gdy weźmiemy z Jej matczynego serca miłość, wierność i całkowite zjednocze-

nie ze swoim synem Jezusem. Gdy podczas jej odmawiania będziemy patrzeć na Maryję, to wszystkie tajemnice różańca (radosne, światła, bolesne, chwalebne) nabiorą właściwej barwy i ciepła życia. Łatwiej człowiekowi będzie zrozumieć i przyjąć te swoje „tajemnice codzienności” pełne radości, ale i może niekiedy bólu, choroby, osamotnienia. Bez tego wpatrywania się, różaniec będzie nudny, przestarzały i nieatrakcyjny. Chcąc podziwiać wzniosłe obrazy z życia Jezusa i Maryi, zamknięte w czterech częściach różańca, trzeba człowiekowi wiary, miłości i nadziei. Głęboka wiara stanowi o sile modlitwy różańcowej w życiu człowieka, ale i mocy oddziaływania na Boga. Święty Pius X powiedział: „Dajcie mi armię, która odmawia różaniec, a dokonam podboju świata”. Niech to świadectwo papieża pomoże nam zrozumieć, że modlitwa różańcowa posiada przeogromną moc. Pomocą do właściwego podejścia do różańca, odkrycia jego piękna staną się słowa bł. Bartłomieja Longo, apostoła różańca: „O, błogosławiony różańcu Maryi, słodki łań­cuchu, który łączysz nas z Bogiem; więzi miłości, która nas jednoczysz z aniołami; wieżo ocalenia od napa-

Nieść Dobrą Nowinę, znaczy, zapomnieć o sobie. Nie patrzeć na ból wieloraki na wszelką niemożność. Nieść Dobrą Nowinę, to utrwalić się w miłości, do Chrystusa, do drugiego człowieka. Otworzyć bramę serca, nawet wtedy, gdy cię czeka wzgarda z odrzuceniem. Nieść Dobrą Nowinę, to wolność ogłaszać światu, to głodnym chleb szczodrą ręką rozdawać i uśmiechy. A ślepemu z urodzenia i zaślepionemu w kłamstwie snop światła rzucić nawet za cenę niechęci. Nieść Dobrą Nowinę, może każdy z nas, bo do niej idzie bo za nią tęskni…

ści piekła; bezpieczny porcie w mor­skiej katastrofie! Nigdy cię już nie porzucimy. Będziesz nam pocie­chą w godzinie konania. Tobie ostatni pocałunek gasnącego życia. A ostatnim akcentem naszych warg będzie Twoje słodkie imię, o Kró­lowo Różańca z Pompei, o Matko nasza droga, o Ucieczko grzeszni­ ków, o Władczyni, Pocieszycielko strapionych. Bądź wszędzie błogosławiona, dziś i zawsze, na ziemi i w niebie”. ks. Jerzy Mondel SCJ (Stadniki)

Nieść dobrą Nowinę

Fot. ks. P. Chmielecki SCJ

Fotografie: kl. G. Siedlarz SCJ

5(125)2009

Elżbieta Bartkowiak-Cwojdzińska (Gniezno)

21


5(125)2009

Fot. dk. Ł. Grzejda SCJ

i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony.”

Mk 16,15-16

T

życie wieczne” (por. J 3,16). To jest istota bycia misjonarzem opowiadanie tym, których się spotka, o nieskończonej miłości Boga do nas i o Jego „małej” propozycji – „jeśli chcesz żyć wiecznie, to przyjdź do Mnie”. Dla apostołów i ogólnie chrześcijan pierwszych wieków

stwierdzał, że nie chce być więcej chrześcijaninem to mówiono mu „poza Kościołem nie ma zbawienia”. Zdanie to ułożył św. Cyprian (ok. 210-258 po Chr.), a rozpowszechnił św. Augustyn (354-430 po Chr.). Początkowo miało ono charakter czysto duszpasterski

Fot. dk. Ł. Grzejda SCJ

e słowa są jednymi z ostatnich, jakie w relacji św. Marka Pan Jezus wypowiedział do apostołów przed swym wstąpieniem do nieba. Od tych słów, zwanych „wielkim nakazem misyjnym”, rozpoczęła się misyjna działalność Kościoła –

Zaczęto postrzegać zbawienie jako coś zarezerwowanego tylko dla członków Kościoła. „Poza Kościołem nie ma zbawienia” odnosiło się już nie tylko do tych, którzy wiedząc, że pewna droga do zbawienia znajduje się tylko u katolików, odchodzili z tej wspólnoty, lecz również i do wszystkich, którzy trwali poza jej łonem – prawosławnych, ewangelików, żydów, muzułmanów, wyznawców jakiejkolwiek innej niż katolicka religii, a także ateistów. Zatem wszystkim nieochrzczonym lub niemającym więzi jedności z papieżem odmawiano zbawienia. Taki pogląd utrzymywał się przez wieki. Dopiero II Sobór Watykański powrócił do pierwotnej interpretacji tego zdania. W zagadnieniu zbawienia niekatolików poszedł nawet

głoszenie ludziom na całej ziemi, że „Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał 22

było oczywiste i jednoznaczne, że tylko Chrystus daje zbawienie – „kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony”. Doszło do tego, że kiedy ktoś

– jeśli wiesz, że w Kościele jest zbawienie, a chcesz od Niego odejść, to nie będziesz zbawiony. Z czasem jednak jego wymowa zupełnie się zmieniła.

ludźmi, to zadają takie pytanie – po co organizować akcję misyjną, skoro Pan Bóg ma swoje

Fot. kl. G. Siedlarz SCJ

Idźcie na cały świat

krok dalej. W „Dekrecie o działalności misyjnej Kościoła” stwierdza bowiem, iż „wiadomymi sobie drogami może Bóg doprowadzić ludzi, nieznających Ewangelii bez własnej winy, do wiary, bez której niepodobna podobać się Bogu” (numer 7 tego dokumentu). Zdanie to daje wielką nadzieję odnośnie zbawienia wszystkich ludzi, jednakże źle zinterpretowane może doprowadzić do fałszywych wniosków. Bo skoro Bóg, jest w stanie doprowadzić do prawdziwej wiary wszystkich, którzy Go świadomie nie odrzucają, to po co w ogóle prowadzić misje. Jaki sens ma kształcenie, a następnie wysyłanie do dalekich krajów misjonarzy świeckich, sióstr zakonnych, księży, organizowanie zbiórek darów materialnych, zakładanie seminariów, szkół, szpitali, zachęcanie ludzi do modlitwy za misje i misjonarzy, skoro i tak Bóg może poradzić sobie z ich zbawieniem bez angażowania tych wszystkich środków? Muszę przyznać, że jak rozmawiam czasami z młodymi

Msze œwiête w intencji cz³onków Duchowego Patronatu Mi­syj­ne­go zostan¹ od­pra­wio­ne w kaplicy seminaryjnej 18 X oraz 15 XI 2009 r. Zapraszamy do ³¹cz­no­œci w mo­dli­twie.

In­ten­cja mo­dli­twy mi­syj­nej: By na Boże Narodzenie narody świata rozpoznały we Wcielonym Słowie światło oświecające każdego człowieka i by otworzyły swe drzwi Chrystusowi, Zbawicielowi świata. 23


5(125)2009

Fot. dk. Ł. Grzejda SCJ

i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony.”

Mk 16,15-16

T

życie wieczne” (por. J 3,16). To jest istota bycia misjonarzem opowiadanie tym, których się spotka, o nieskończonej miłości Boga do nas i o Jego „małej” propozycji – „jeśli chcesz żyć wiecznie, to przyjdź do Mnie”. Dla apostołów i ogólnie chrześcijan pierwszych wieków

stwierdzał, że nie chce być więcej chrześcijaninem to mówiono mu „poza Kościołem nie ma zbawienia”. Zdanie to ułożył św. Cyprian (ok. 210-258 po Chr.), a rozpowszechnił św. Augustyn (354-430 po Chr.). Początkowo miało ono charakter czysto duszpasterski

Fot. dk. Ł. Grzejda SCJ

e słowa są jednymi z ostatnich, jakie w relacji św. Marka Pan Jezus wypowiedział do apostołów przed swym wstąpieniem do nieba. Od tych słów, zwanych „wielkim nakazem misyjnym”, rozpoczęła się misyjna działalność Kościoła –

Zaczęto postrzegać zbawienie jako coś zarezerwowanego tylko dla członków Kościoła. „Poza Kościołem nie ma zbawienia” odnosiło się już nie tylko do tych, którzy wiedząc, że pewna droga do zbawienia znajduje się tylko u katolików, odchodzili z tej wspólnoty, lecz również i do wszystkich, którzy trwali poza jej łonem – prawosławnych, ewangelików, żydów, muzułmanów, wyznawców jakiejkolwiek innej niż katolicka religii, a także ateistów. Zatem wszystkim nieochrzczonym lub niemającym więzi jedności z papieżem odmawiano zbawienia. Taki pogląd utrzymywał się przez wieki. Dopiero II Sobór Watykański powrócił do pierwotnej interpretacji tego zdania. W zagadnieniu zbawienia niekatolików poszedł nawet

głoszenie ludziom na całej ziemi, że „Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał 22

było oczywiste i jednoznaczne, że tylko Chrystus daje zbawienie – „kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony”. Doszło do tego, że kiedy ktoś

– jeśli wiesz, że w Kościele jest zbawienie, a chcesz od Niego odejść, to nie będziesz zbawiony. Z czasem jednak jego wymowa zupełnie się zmieniła.

ludźmi, to zadają takie pytanie – po co organizować akcję misyjną, skoro Pan Bóg ma swoje

Fot. kl. G. Siedlarz SCJ

Idźcie na cały świat

krok dalej. W „Dekrecie o działalności misyjnej Kościoła” stwierdza bowiem, iż „wiadomymi sobie drogami może Bóg doprowadzić ludzi, nieznających Ewangelii bez własnej winy, do wiary, bez której niepodobna podobać się Bogu” (numer 7 tego dokumentu). Zdanie to daje wielką nadzieję odnośnie zbawienia wszystkich ludzi, jednakże źle zinterpretowane może doprowadzić do fałszywych wniosków. Bo skoro Bóg, jest w stanie doprowadzić do prawdziwej wiary wszystkich, którzy Go świadomie nie odrzucają, to po co w ogóle prowadzić misje. Jaki sens ma kształcenie, a następnie wysyłanie do dalekich krajów misjonarzy świeckich, sióstr zakonnych, księży, organizowanie zbiórek darów materialnych, zakładanie seminariów, szkół, szpitali, zachęcanie ludzi do modlitwy za misje i misjonarzy, skoro i tak Bóg może poradzić sobie z ich zbawieniem bez angażowania tych wszystkich środków? Muszę przyznać, że jak rozmawiam czasami z młodymi

Msze œwiête w intencji cz³onków Duchowego Patronatu Mi­syj­ne­go zostan¹ od­pra­wio­ne w kaplicy seminaryjnej 18 X oraz 15 XI 2009 r. Zapraszamy do ³¹cz­no­œci w mo­dli­twie.

In­ten­cja mo­dli­twy mi­syj­nej: By na Boże Narodzenie narody świata rozpoznały we Wcielonym Słowie światło oświecające każdego człowieka i by otworzyły swe drzwi Chrystusowi, Zbawicielowi świata. 23


5(125)2009

Fot. dk. Ł. Grzejda SCJ

24

Fot. dk. M. Šop SCJ

„Bądźcie więc święt y mi, bo Ja jestem święty!” (Kpł 11,45) Fot. Archiwum

drogi dotarcia nawet do niewierzących. Przecież pieniądze wydawane na ten cel można by wykorzystać inaczej, choćby na zorganizowanie wakacji dla dzieciaków z domów dziecka. Odpowiedź jest banalna. Z dzieleniem się swoją wiarą jest trochę jak z wygraną w Dużego Lotka. Jakoś sobie nie potrafię wyobrazić człowieka, który by nie krzyczał z radości, na wieść, że trafił „szóstkę”. Tak samo myśl o chrześcijaninie, który odkrył w swoim życiu dar Bożego przebaczenia, a nie mówi o tym innym ludziom jest dla mnie nie do przyjęcia. Tak się to po prostu układa, że kto spotkał się z miłością Boga w swoim życiu, ten mówi o niej innym, ten sam zostaje misjonarzem. No dobrze, ale przecież nie każdy wyjedzie do Afryki, Azji, Europy Wschodniej, żeby tam głosić Chrystusa tym, którzy Go nie znają. Najważniejsze, by w swoim środowisku, tam, gdzie się żyje, pokazywać ludziom wokoło, że się spotkało Boga. A odpowiedzieć na Chrystusowe wezwanie „idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” można na wiele sposobów, np. poprzez Duchowy Patronat Misyjny, który propagujemy u nas w seminarium w Stadnikach. Co to jest?

Jest to dzieło zrzeszające tych wszystkich, którzy chcą się modlić za naszych sercańskich misjonarzy. Do tego ruchu można przystąpić poprzez wysłanie na adres naszego seminarium kartki ze zgłoszeniem chęci przynależności i swoimi danymi (adres, numer kontaktowy) oraz z dopiskiem „DUCHOWY PATRONAT MISYJNY”. Po otrzymaniu takiego listu, my odsyłamy na wskazany adres legitymację członkowską, codzienny akt ofiarowania oraz regulamin. Przydzielimy też jeden z krajów misyjnych (Kongo, Republika Południowej Afryki, Kamerun, Indonezja, Filipiny, Indie, Urugwaj), lub jeden z tych, w których nasi księża sprawują opiekę duszpasterską (Finlandia, Białoruś, Mołdawia). Poprzez włączenie się w dzieło Duchowego Patronatu Misyjnego każdy chętny zobowiązuje się do szczególnej modlitwy w intencji misjonarzy z powierzonego mu kraju. Modlitwa ta polega na odmawianiu codziennie aktu ofiarowania, jednej dziesiątki

Różańca Świętego, a także ofia­rowania swoich innych modlitw oraz cierpień, zarówno duchowych jak i fizycznych. No i najważniejsze – przyjmowana przynajmniej raz w miesiącu Komunii Świętej w intencji misjonarzy. Wszystkie te ofiary, choć na pierwszy rzut oka tak niepozorne, są w praktyce niewyczerpanym źródłem sił dla każdego misjonarza. Tym, którzy zdecydowali się być członkami naszego dzieła, z naszej strony też zapewniamy modlitewne wsparcie. Wszyscy oni mają udział w owocach naszych modlitw zanoszonych podczas Mszy Świętej w każdą trzecią niedzielę miesiąca, a także w czasie Apelu Misyjnego w każdy piątek o godzinie 21.15. Ponadto każdemu z nich przesyłany jest bezpłatnie jeden numer czasopisma „Wstań”. Zachęcam zatem wszystkich, którzy czują potrzebę modlitwy za naszych misjonarzy, by włączyli się w dzieło Duchowego Patronatu Misyjnego i pomogli w ten sposób „głosić Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”. kl. Jakub Kopystyński SCJ (Stadniki)

T

en cytat z Księgi Kapłańskiej skłania nas do refleksji nad tym, co już niebawem w sposób wyjątkowy będziemy przeżywać w uroczystość Wszystkich Świętych. Bóg, dzięki swej dobroci i miłosierdziu, wybrał nas – śmiertelników do czegoś niezwykłego. Obdarzył ludzi powołaniem do świętości! Tak, Moi Drodzy, żyjemy, trudzimy się, smucimy, radujemy, aby osiągnąć w Bogu stan świętości. Człowiek święty, to człowiek zbawiony. Nie ma od tej reguły wyjątku. Jest natomiast jeden warunek: „Kto wytrwa, ten będzie zbawiony” (Mt 24,13). Ojciec nasz Niebieski sprawia, iż stajemy w różnych sytuacjach życiowych. Każda z nich jest okazją do tego, by tak naprawdę sprawdzić naszą wiarę i zaufanie Bogu. Tego, kogo Bóg kocha, tego wypróbowuje, aby okazała się większa Jego miłość i chwała. A my zyskujemy kolejny szczebel „drabiny świętości”, po której nieustannie wspinamy się ku wyżynom Nieba. Jestem osobiście przekonany (choć świętym jeszcze nie jestem), że z jednej strony dążenie do świętości jest zadaniem wymagającym, to jednak świadectwa świętych, przekonują mnie, że możliwym do realizacji. Skoro tak wielkiej rzeszy świętych udało się to powołanie wypełnić, to dlaczego nam ma się nie udać. Święci, to nie tylko ci z kolorowych kartek kalendarza liturgicznego. Są przecież tacy święci, który nie doczekali się i może nigdy nie doczekają procesów beatyfikacyjnych czy kanonizacyjnych. Święci, to ludzie, którzy żyją pośród nas. Czasem zamknięci w błękitnych granicach własnego cierpienia. Tacy niewidoczni święci, którzy przed nami skrywają prawdziwą zażyłość z Bogiem. Oni już zdobyli mądrość serca i idą przez życie, naśladując Chrystusa. Tylko czasem nam brakuje otwartych oczu, by zobaczyć ich świętość przechadzającą się pośród nas. Jezus spogląda cicho na Ciebie, Kochany Czytelniku, byś mógł od teraz realizować powołanie do świętości. Niezależnie od tego, w jakiej sytuacji życiowej jesteś. Kościół stawia przed nami tych, którym się już udało odpowiedzieć na wezwanie: „Bądź świętym”. Możemy czerpać z ich duchowego bogactwa, aby osiągnąć to, co oni z pomocą łaski Bożej zdobyli. Ich grono jednoczy się z nami we wspólnym pielgrzymowaniu. Uroczystość Wszystkich Świętych jest okazją, by uczcić Boga za wszystko, czego dokonał w życiu tych ludzi. Oni tak naprawdę niczego nie potrzebują. Nasze modlitwy niczego im nie dodają. Właściwie to święto jest dla nas. Możemy, jeśli tylko chcemy, odnieść korzyść duchową jako „pielgrzymi pozostający w ciele”. Rozpalmy w sobie gorące pragnienie postępowania w ślady świętych. Zechciejmy jak oni, aby „Chrystus był w nas, a nasze czyny były Jego czynami”. Bóg nie stworzył nas po to, byśmy byli w naszych czynach minimalistami. On posłał swojego Syna na świat, by nas wyrwał z ciemności grzechu, lęku, strachu, kryzysu. Nie bójmy się odpowiedzieć Jezusowi na wołanie: „Pójdź za Mną”, czyli mówiąc inaczej, naśladuj mnie. Stań się święty, jak świętym stał się Jezus Chrystus. dk. Łukasz Grzejda SCJ (Stadniki)

25


5(125)2009

Fot. dk. Ł. Grzejda SCJ

24

Fot. dk. M. Šop SCJ

„Bądźcie więc święt y mi, bo Ja jestem święty!” (Kpł 11,45) Fot. Archiwum

drogi dotarcia nawet do niewierzących. Przecież pieniądze wydawane na ten cel można by wykorzystać inaczej, choćby na zorganizowanie wakacji dla dzieciaków z domów dziecka. Odpowiedź jest banalna. Z dzieleniem się swoją wiarą jest trochę jak z wygraną w Dużego Lotka. Jakoś sobie nie potrafię wyobrazić człowieka, który by nie krzyczał z radości, na wieść, że trafił „szóstkę”. Tak samo myśl o chrześcijaninie, który odkrył w swoim życiu dar Bożego przebaczenia, a nie mówi o tym innym ludziom jest dla mnie nie do przyjęcia. Tak się to po prostu układa, że kto spotkał się z miłością Boga w swoim życiu, ten mówi o niej innym, ten sam zostaje misjonarzem. No dobrze, ale przecież nie każdy wyjedzie do Afryki, Azji, Europy Wschodniej, żeby tam głosić Chrystusa tym, którzy Go nie znają. Najważniejsze, by w swoim środowisku, tam, gdzie się żyje, pokazywać ludziom wokoło, że się spotkało Boga. A odpowiedzieć na Chrystusowe wezwanie „idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” można na wiele sposobów, np. poprzez Duchowy Patronat Misyjny, który propagujemy u nas w seminarium w Stadnikach. Co to jest?

Jest to dzieło zrzeszające tych wszystkich, którzy chcą się modlić za naszych sercańskich misjonarzy. Do tego ruchu można przystąpić poprzez wysłanie na adres naszego seminarium kartki ze zgłoszeniem chęci przynależności i swoimi danymi (adres, numer kontaktowy) oraz z dopiskiem „DUCHOWY PATRONAT MISYJNY”. Po otrzymaniu takiego listu, my odsyłamy na wskazany adres legitymację członkowską, codzienny akt ofiarowania oraz regulamin. Przydzielimy też jeden z krajów misyjnych (Kongo, Republika Południowej Afryki, Kamerun, Indonezja, Filipiny, Indie, Urugwaj), lub jeden z tych, w których nasi księża sprawują opiekę duszpasterską (Finlandia, Białoruś, Mołdawia). Poprzez włączenie się w dzieło Duchowego Patronatu Misyjnego każdy chętny zobowiązuje się do szczególnej modlitwy w intencji misjonarzy z powierzonego mu kraju. Modlitwa ta polega na odmawianiu codziennie aktu ofiarowania, jednej dziesiątki

Różańca Świętego, a także ofia­rowania swoich innych modlitw oraz cierpień, zarówno duchowych jak i fizycznych. No i najważniejsze – przyjmowana przynajmniej raz w miesiącu Komunii Świętej w intencji misjonarzy. Wszystkie te ofiary, choć na pierwszy rzut oka tak niepozorne, są w praktyce niewyczerpanym źródłem sił dla każdego misjonarza. Tym, którzy zdecydowali się być członkami naszego dzieła, z naszej strony też zapewniamy modlitewne wsparcie. Wszyscy oni mają udział w owocach naszych modlitw zanoszonych podczas Mszy Świętej w każdą trzecią niedzielę miesiąca, a także w czasie Apelu Misyjnego w każdy piątek o godzinie 21.15. Ponadto każdemu z nich przesyłany jest bezpłatnie jeden numer czasopisma „Wstań”. Zachęcam zatem wszystkich, którzy czują potrzebę modlitwy za naszych misjonarzy, by włączyli się w dzieło Duchowego Patronatu Misyjnego i pomogli w ten sposób „głosić Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”. kl. Jakub Kopystyński SCJ (Stadniki)

T

en cytat z Księgi Kapłańskiej skłania nas do refleksji nad tym, co już niebawem w sposób wyjątkowy będziemy przeżywać w uroczystość Wszystkich Świętych. Bóg, dzięki swej dobroci i miłosierdziu, wybrał nas – śmiertelników do czegoś niezwykłego. Obdarzył ludzi powołaniem do świętości! Tak, Moi Drodzy, żyjemy, trudzimy się, smucimy, radujemy, aby osiągnąć w Bogu stan świętości. Człowiek święty, to człowiek zbawiony. Nie ma od tej reguły wyjątku. Jest natomiast jeden warunek: „Kto wytrwa, ten będzie zbawiony” (Mt 24,13). Ojciec nasz Niebieski sprawia, iż stajemy w różnych sytuacjach życiowych. Każda z nich jest okazją do tego, by tak naprawdę sprawdzić naszą wiarę i zaufanie Bogu. Tego, kogo Bóg kocha, tego wypróbowuje, aby okazała się większa Jego miłość i chwała. A my zyskujemy kolejny szczebel „drabiny świętości”, po której nieustannie wspinamy się ku wyżynom Nieba. Jestem osobiście przekonany (choć świętym jeszcze nie jestem), że z jednej strony dążenie do świętości jest zadaniem wymagającym, to jednak świadectwa świętych, przekonują mnie, że możliwym do realizacji. Skoro tak wielkiej rzeszy świętych udało się to powołanie wypełnić, to dlaczego nam ma się nie udać. Święci, to nie tylko ci z kolorowych kartek kalendarza liturgicznego. Są przecież tacy święci, który nie doczekali się i może nigdy nie doczekają procesów beatyfikacyjnych czy kanonizacyjnych. Święci, to ludzie, którzy żyją pośród nas. Czasem zamknięci w błękitnych granicach własnego cierpienia. Tacy niewidoczni święci, którzy przed nami skrywają prawdziwą zażyłość z Bogiem. Oni już zdobyli mądrość serca i idą przez życie, naśladując Chrystusa. Tylko czasem nam brakuje otwartych oczu, by zobaczyć ich świętość przechadzającą się pośród nas. Jezus spogląda cicho na Ciebie, Kochany Czytelniku, byś mógł od teraz realizować powołanie do świętości. Niezależnie od tego, w jakiej sytuacji życiowej jesteś. Kościół stawia przed nami tych, którym się już udało odpowiedzieć na wezwanie: „Bądź świętym”. Możemy czerpać z ich duchowego bogactwa, aby osiągnąć to, co oni z pomocą łaski Bożej zdobyli. Ich grono jednoczy się z nami we wspólnym pielgrzymowaniu. Uroczystość Wszystkich Świętych jest okazją, by uczcić Boga za wszystko, czego dokonał w życiu tych ludzi. Oni tak naprawdę niczego nie potrzebują. Nasze modlitwy niczego im nie dodają. Właściwie to święto jest dla nas. Możemy, jeśli tylko chcemy, odnieść korzyść duchową jako „pielgrzymi pozostający w ciele”. Rozpalmy w sobie gorące pragnienie postępowania w ślady świętych. Zechciejmy jak oni, aby „Chrystus był w nas, a nasze czyny były Jego czynami”. Bóg nie stworzył nas po to, byśmy byli w naszych czynach minimalistami. On posłał swojego Syna na świat, by nas wyrwał z ciemności grzechu, lęku, strachu, kryzysu. Nie bójmy się odpowiedzieć Jezusowi na wołanie: „Pójdź za Mną”, czyli mówiąc inaczej, naśladuj mnie. Stań się święty, jak świętym stał się Jezus Chrystus. dk. Łukasz Grzejda SCJ (Stadniki)

25


Prenumerata Dwumiesięcznika dla chorych Wstań Warunki prenumeraty (cena 1 egz.: 2,50 zł + koszt wysyłki)

Przy zamówieniu 10 i więcej egzemplarzy koszty wysyłki ponosi redakcja. Prenumerata roczna wynosi wówczas: 15 zł x liczba zamawianych egzemplarzy. Np. przy zamówieniu 10 egz. naleşność wynosi 150 zł, 11 egz. – 165 zł.

ilość półroczna roczna egz. (3 kolejne numery) (6 kolejnych numerów) 1

12,00 zł

24,00 zł

2

20,10 zł

40,20 zł

3

27,60 zł

55,20 zł

4

35,10 zł

70,20 zł

5

43,50 zł

87,00 zł

6

51,00 zł

102,00 zł

7

62,40 zł

124,80 zł

8

69,90 zł

139,80 zł

9

77,40 zł

154,80 zł

nazwa odbiorcy

W Y ÄŞ S Z E

86 1020 2892 0000 5102 0016 3758

nazwa odbiorcy cd.

3 2 - 4 2 2

odbiorca

numer rachunku odbiorcy

8 6

Polecenie przelewu / wpĂĄata gotĂłwkowa

DOWĂ“D / POKWITOWANIE DLA NADAWCY

WYĹťSZE SEMINARIUM MISYJNE 32-422 STADNIKI 81 kwota zleceniodawca:

1 0 2 0

S E M I N A R I U M S T A D N I K I 2 8 9 2

M I S Y J N E

8 1

0 0 0 0

5 1 0 2

W P

numer rachunku zleceniodawcy (przelew) / kwota sĂĄownie (wpĂĄata)

0 0 1 6

3 7 5 8

kwota

waluta

PLN

Odcinek dla banku / poczty

nr rachunku odbiorcy

nazwa i adres zleceniodawcy

nazwa i adres zleceniodawcy cd.

tytuĂĄem/inne

Prenumerata „WstaÄ•â€?. Zamawiam póâroczna

PRENUMERATA „WSTAĹƒâ€?. ZAMAWIAM

egz.

OKRES PRENUMERATY:

roczna

„WSTAĹƒâ€? DLA UBOGICH

EGZEMPLARZY.

PĂ“Ĺ ROCZNA

ROCZNA

OFIARA NA MISJE

„WSTAĹƒâ€? DLA UBOGICH OFIARA NA MISJE

OpĂĄata:

stempel dzienny

data, pieczÄŠĂź, podpis(y) zleceniodawcy

OpĂĄata: ........................................

Wydawnictwo Księşy Sercanów DEHON poleca ksiąşki o tematyce biblijnej Jan Hojnowski SCJ

ijny.indd 1

WYDAWNICTWO KSIĂ´Ä’Y SERCANĂ“W

9 788375 190700

hojnowski_czytajac_okl.indd 1

2009-04-29 12:12:29

ks. Artur Sanecki SCJ KANON BIBLIJNY

okladka.indd 1

Ksiąşka ukazuje, jak tworzył się zbiór ksiąg biblijnych, który w potocznym języku określamy Pismem Świętym albo Biblią. Zachęca do wciąş lepszego poznawania Pisma Świętego, zarówno jego treści, jak i formy.

Za mawiaj:

format: 125x220 mm, s. 172 oprawa miękka cena: 17,00 zł

Kanon biblijny WYDAWNICTWO KSIĂ´Ä’Y SERCANĂ“W

CzytajÄ…c

STARY TESTAMENT

ISBN 978-83-7519-065-6

ISBN 978-83-7519-070-0

,6%1

WYDAWNICTWO KSIĂ´Ä’Y SERCANĂ“W

format: 110x180 mm, s. 124 oprawa miękka cena: 12,50 zł

format: 125x220 mm, s. 138 oprawa miękka cena: 14,00 zł

ks. Artur Sanecki SCJ

(ze WstĂśpu)

Jan Hojnowski SCJ CzytajÄ…c STARY TESTAMENT

Kanon Pisma ćwiĂśtego zwiĂązany jest (‌) nierozerwalnie z historiĂą ludu BoÄ”ego, z ktĂłrego Tradycji siĂś wyäania. Pan BĂłg dziaäa w historii i bez zrozumienia historycznych uwarunkowaĂž procesu kanonicznego trudno zrozumieè formĂś naszej Biblii. Biblia jest rĂłwnoczeĈnie Ĉwiadectwem wiary i podstawowym punktem odniesienia chrzeĈcijaĂžskiej refleksji teologicznej, stĂąd koniecznoĈè umieszczenia dyskusji na temat jej kanonu w perspektywie teologii i egzegezy.

Celem niniejszej publikacji – noszÄŽcej tytuĂŁ CzytajÄŽc Stary Testament – jest, choÄ„ w minimalnym stopniu, uwypuklenie roli, ktĂłrÄŽ Pismu ÄŚwiÄ“temu przypisuje II SobĂłr WatykaÄ?ski w ħlad za ħw. PawĂŁem. Ta rola Pisma ÄŚwiÄ“tego, a ħciħlej Starego Testamentu, zainspirowaĂŁa mnie do snucia reďƒ&#x;eksji religijno-moralnych wokóã róijnych postaci i zdarzeÄ? biblijnych. NadajÄŽc tym rozwaÄłaniom ksztaĂŁt ksiÄŽÄłki, uĂŁoÄłyĂŁem je alfabetycznie – z wyjÄŽtkiem pierwszego rozdziaĂŁu – sÄŽdzÄŽc, Äłe to uĂŁatwi ĂŁaskawemu Czytelnikowi korzystanie z nich. Autor

2009-03-17 10:33:50

Gianfranco Ravasi CZĹ OWIEK BIBLII

ks. Jan Hojnowski SCJ CZYTAJÄ„C STARY TESTAMENT

„Człowiek Biblii� to cykl konferencji wygłoszonych przez autora w Centrum Kultury S. Fedele w Mediolanie, ukazujących człowieka w świetle Starego i Nowego Testamentu – jego powołanie, godność i wielkość.

Autor snuje refleksje religijno-moralne wokół róşnych postaci i zdarzeĹ„ biblijnych Starego Testamentu. Ich encyklopedyczna forma uĹ‚atwia Czytelnikowi Ĺ‚atwe korzystanie z nich, w zaleĹźnoĹ›ci od interesujÄ…cych go zagadnieĹ„ biblijnych.

09-01-28 11:34:18

listownie: Wydawnictwo DEHON, ul. Saska 2, 30-715 KrakĂłw; telefonicznie: 012 290 52 98 przez Internet: sprzedaz@wydawnictwo.net.pl; www.wydawnictwo.net.pl


Modlitwa ks. Piotra Skargi Boże, Rządco i Panie narodów, z ręki i karności Twojej racz nas nie wypuszczać, a za przyczyną Najświętszej Panny, Królowej naszej, błogosław Ojczyźnie naszej, by Tobie zawsze wierna, chwałę przynosiła Imieniowu Twemu a syny swe wiodła ku szczęśliwości. Wszechmogący, wieczny Boże, spuść nam szeroką i głęboką miłość ku braciom i najmilszej Matce, Ojczyźnie naszej, byśmy jej i ludowi Twemu, swoich pożytków zapomniawszy, mogli służyć uczciwie.

Fot. kl. Ł. Grzejda SCJ

Ześlij Ducha Świętego na sługi Twoje, rządy kraju naszego sprawujące, by wedle woli Twojej ludem sobie powierzonym mądrze i sprawiedliwie zdołali kierować. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Osoby i instytucje, które w czerwcu, lipcu i sierpniu 2009 r. wsparły nasze czasopismo materialnie: Koło Rodziny „Radia Maryja” (Jaworzno); Par. Rzym.-Kat. pw. Podwyższenia Krzyża Św. (Pawłowice Śląskie); Par. Rzym.-Kat. pw. Wszystkich Świętych (Zakliczyn); Par. Rzym.-Kat. pw. NSPJ (Pliszczyn); Par. Rzym.-Kat. pw. św. Marii Magdaleny (Bełk); Par. Rzym.-Kat. pw. św. Wojciecha B.M. (Dankowice); A. Baraniak (Cielca); A. Janczar (Sosnowiec); A. Rudzińska (Kol. Wysokie); A. L. Pisarek (Dębieńsko); A. Kruk (Czarna); A. Pietranek (Sosnowiec); B. Bosińska (Węgorzewo); B. Kwiatkowski (Zaklinów); C. Bednarczyk (Podłęże); C. Godlewska (Nasutowo); A. Czarnecka (Targanice); D. Kowal (Wiśniowa); E. Jendrysko (Mysłowice); E. Kulik (Strzelce Opolskie); G. Popławska (Wejherowo); G. Mularska (Ziemięcin); G. Paska (Zamość); I. Kapołka (Katowice); I. Palimąka (Jędrzejów); I. Ryszka (Bielsko-Biała); J. Ozdoba (Trzcinica); J. Chruścicka (Puławy); J. Milewska (Sejny); J. Tokarz (Zagórze); J. Czech (Radzyń Podlaski); J. Kolbiarz (Myślenice); J. i M. Łapa (Dobrzyca); K. Cwalina (Łomża); K. Napora (Porąbka); K. Pichowska (Stargard Gdański); Ks. A. Włoch SCJ (Kraków); Ks. K. Tabath (Katowice); Ks. R. Wołowiec (Chróścina); L. Kerlin (Wicko); M. Muc (Katowice); M. Kmiecik (Wieliczka); M. Gluza (Bystra); M. Świeboda (Ostrów); M. Madej (Tarnawa Dolna); M. Stanek (Lublin); M. Paprocka (Szczepanów); N. Kampa (Orzesze); Par. Rzym.-Kat. pw. Ducha Św. (Ełk); R. Głowacka (Skała); R. Płochocka (Bydgoszcz); S. Marczak (Płock); S. Kowalczyk (Lublin); S. Pabian (Wrząsowice); S. Gajek (Łowicz); T. Szymańska (Zaklinów); U. i K. Katarzyńscy (Oborzyska Stare); W. Białas (Pierkowskie); W. Tworowska (Chrzanów); Z. Samowędziuk (Istebna); Z. Bałka (Sanok); Z. Zaglak (Ząb); Z. Pluta (Leszczyny); Z. Badzińska (Sułkowice); Z. E. Szczęsna (Wioska);

Wszystkim, dzięki którym nasz Dwumiesięcznik może docierać do coraz szerszego grona czytelników, składamy serdeczne „Bóg zapłać” i zapewniamy o naszej pamięci w modlitwie.

Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

za Ojczyznę


ISSN 0867-7603 Fot. ks. Ł. Ogórek SCJ

Z Katechizmu Kościoła Katolickiego

Bóg sam ofiarowuje ostateczną i przeobfitą odpowiedź na pytania, które człowiek stawia co do sensu życia.

DWUMIESIĘCZNIK DLA CHORYCH

5(125)2009 październik listopad Rok XXI


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.