
12 minute read
Ojciec a szacunek do pracy i pieniędzy
Janusz Wardak
Uczenie dzieci szacunku do pracy nie wydaje się prawdopodobnie najważniejszym zadaniem rodziców. Jeśli jednak pomyślimy o tym, że nasze dzieci podobnie jak my będą musiały pracować, aby utrzymywać siebie i swoje rodziny, a także by wnosić wartość do społeczeństwa, okazuje się, że jest to zadanie bardzo istotne, a jednocześnie w ogromnym stopniu zaniedbywane. Szczególną rolę w tym zadaniu ma do odegrania ojciec. W pokoleniu naszych dziadków dzieci mogły niemal codziennie obserwować swojego ojca przy pracy. Ojciec dawał im przykład, dbając o sprawy domu, rozwój firmy czy sklepu, rozmawiając z klientami, interesantami i pomocnikami. Jednym z większych wyzwań współczesnego życia rodzinnego jest to, że większość dzieci nigdy nie widzi swoich ojców przy pracy. Te dzieci nie mają możliwości zobaczenia, jak ich ojciec mierzy się z różnego rodzaju problemami i jak potrafi wypracowywać rozwiązania, które mają konkretny cel biznesowy. Nie widzą, jak dzięki pracy codziennie kształtuje cnoty swojego charakteru takie, jak: rozsądek, odpowiedzialność, wytrwałość, samokontrola,
Advertisement
Zadaniem ojca jest stopniowe wprowadzenie młodego mężczyzny w świat
takt i duch współpracy. A to, czego dzieci nie zobaczą, tego nie zrozumieją. Co zamiast tego widzą dzieci? Zazwyczaj widzą, że tata idzie gdzieś rano i znika aż do wieczora. Widzą, że wieczory spędza głównie na rozrywce, włącznie z długim przesiadywaniem przed komputerem, telewizorem czy ze smartfonem. Rezultat jest prosty: dzieci nie doceniają swoich ojców. Dla wielu z nich ojciec jest bierną, mało atrakcyjną postacią – kimś, kto oddaje się wyłącznie rozrywce i odpoczynkowi. Tak wąskie i powierzchowne spojrzenie na życie ojca ma swoje daleko idące konsekwencje. Szanujemy ludzi głównie za ich siłę: fizyczną, umysłową, duchową, moralną, zaś brak możliwości podziwiania tej siły prowadzi do braku podstaw do szacunku. Ojcowie każdego dnia wykorzystują swoją mądrość i silną wolę w praktycznych działaniach, ale w jaki sposób ich dzieci mogą się o tym przekonać? Świat pracy taty jest dla dzieci równie odległy, jak dalekie planety.
obowiązki domowe
Nasze dzieci powinny mieć swoje obowiązki domowe. Dobrze jest powierzyć im konkretne obszary odpowiedzialności, w których mogą podejmować wysiłki służące rodzinie. Istnieją dwa powody, dla których będzie to miało fantastyczny wpływ na ich charakter.
Po pierwsze: poczują się naprawdę potrzebne. Podobnie jak w przypadku każdego innego człowieka poczucie własnej wartości dziecka wzrasta, kiedy widzi ono, że jest komuś potrzebne. Wszyscy lubimy czuć się potrzebni. Jednym ze smutnych efektów ubocznych dostatku, w jakim żyje nasze społeczeństwo, jest to, że dziecięce wysiłki – z ich perspektywy będące ciężką pracą – nie są już w domu potrzebne. Dzieci, które
wykonują w domu odpowiedzialne zadania, uczą się tworzyć, a nie tylko konsumować. Dzieci, które starają się służyć swojej rodzinie, uczą się zarówno dawać, jak i brać. Po drugie: umiejętność rozwiązywania problemów wzmacnia dziecięcą pewność siebie. Zazwyczaj jest tak, że dzieci, które poważnie przykładają się do obowiązków domowych, bardziej realistycznie oceniają siebie oraz swoje mocne i słabe strony. Wiedzą, kim są i jakie są ich możliwości. W konsekwencji dużo chętniej podejmują rozsądne ryzyko. Z czasem uczą się postrzegać przeszkody w kategoriach wyzwań – szans na sprawdzenie samych siebie i budowanie nowych umiejętności. Te dzieci, od których rodzice nie wymagają pomocy w domu, odznaczają się brakiem pewności siebie, niechętnie podejmują ryzyko i obawiają się nowych sytuacji. Jako nastolatkowie i młodzi dorośli, po raz pierwszy w życiu mierząc się z prawdziwymi problemami związanymi z pracą, zazwyczaj reagują na nie w sposób dysfunkcyjny. Niektórzy z nich wpadają w pracoholizm, a potem z kolei doświadczają tego, jak cier-
pią na tym i rozpadają się ich małżeństwa. Inni nie reagują wcale: pracują bez zapału, postrzegając swoją pracę w kategoriach zła koniecznego, na które trzeba się godzić, żeby zarobić pieniądze. Pracują jak niektórzy nastolatkowie lub single, których jedynym celem jest zarobienie pieniędzy na weekendowe rozrywki i drogie zabawki: nowe samochody, sterty markowych ubrań i kolejne elektroniczne gadżety. Co więc powinny robić w domu nasze dzieci? Mogą myć i odkładać naczynia, zamiatać i myć podłogę w kuchni, ścielić łóżka i sprzątać swój pokój, odkurzać, zajmować się zwierzętami, myć okna, grabić liście, rozkładać pranie… w skrócie: wszystko, cokolwiek trzeba zrobić w domu i wokół niego. Wyznaczając dzieciom konkretne zadanie, starajmy się o to, żeby było ono minimalnie powyżej ich poziomu. Zwróćmy też uwagę na to, żeby wymagało od nich wytrwałego
wysiłku. Na początku będzie trzeba oczywiście pokazać im, jak je wykonać oraz określić, jakiego rezultatu oczekujemy. Na przykład, możemy wspólnie z nimi sprzątnąć parę razy ich pokój i powtarzać tę czynność, dopóki dzieci nie zrozumieją, co należy rozumieć pod pojęciem „sprzątniętego pokoju”. W każdym razie dzieci powinny wiedzieć, że tym, na czym zależy nam przede wszystkim, są ich szczere starania – pochwalmy je za nie.
kieszonkowe
Jak można nauczyć dzieci rozsądnego gospodarowania pieniędzmi? Wydaje się, że dobrym pomysłem jest dawanie dzieciom kieszonkowego, tak aby mogły same nauczyć się zarządzania swoim małym budżetem. Od jakiego wieku ma to sens? – rozsądne jest chyba dawanie pieniędzy dziecku, które nie tylko potrafi bez problemu rozróżniać i liczyć, ale też naprawdę ocenić ich wartość i znaczenie. Najczęściej ma to sens od pierwszych lat szkoły podstawowej. Zawsze należy pamiętać o tym, aby nie dawać dzieciom zbyt wiele gotówki. Starajmy się, by były relatywnie „ubogie”. Nadmiar pieniędzy – podobnie jak nadmiar czegokolwiek innego – nie służy dzieciom. Jedna z odpowiedzi na pytanie: ile? – brzmi: dajmy im tyle, żeby wystarczyło na podstawowe wydatki (np. zakup w razie konieczności jakiegoś posiłku w szkole) plus jakiś dodatek na przyjemności w rodzaju słodyczy po lekcjach. Nie ma nic złego w byciu od czasu do czasu spłukanym – większość ludzi doświadcza tego regularnie. Poza tym posiadanie niewielkiej tylko ilości gotówki pomaga myśleć ekonomicznie i kreatywnie. Jest jeszcze jedna rzecz, o której powinniśmy pamiętać: nie dawajmy dzieciom pieniędzy w nagrodę za wypełnianie ich powinności, takich jak nauka czy obowiązki domowe. Pieniądze powinny być
Zadania w domu, małe lecz stałe obowiązki będą kształtować silny charakter

oddzielone od tego, czego oczekujemy od dziecka jako jego wkładu w życie rodzinne. Życie rodzinne – tak dla nich, jak i dla was – opiera się na ludziach, którzy służą sobie wzajemnie, nie oczekując niczego w zamian. Kiedy dzieci są już wystarczająco duże, mogą podjąć pracę zarobkową podczas wakacji. Ponieważ są to ich samodzielnie zarobione pieniądze, mają prawo je wydać tak, jak im się to podoba. Często na początku nastolatek, wydając pieniądze rozrzutnie i niemądrze, będzie musiał zmierzyć się z konsekwencjami swoich wyborów. Na własnych błędach nauczy się, co kryje się pod pojęciem „zdzierstwa” w marketingu kierowanym do nastolatków: kiepskiej jakości gadżety, zbyt drogie usługi cyfrowe, podkręcone ceny masowych imprez, ubrania, które bardzo szybko wychodzą z mody. Prędzej czy później zorientują się, że kieszonkowe bardzo szybko się rozchodzi i nawet trudno sobie przypomnieć, na co się je wydało. Za to pieniądze odłożone na konto pozostają i przynoszą odsetki. To cenna lekcja! Tutaj możemy pomóc im wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów, ale lepiej nie odwoływać się do: a nie mówiłem! – Pomóżmy im zrozumieć tę lekcję samodzielnie.
Janusz Wardak – od 25 lat szczęśliwy mąż i ojciec dziesięciorga dzieci w wieku od 3 do 23 lat. Jeden z założycieli Akademii Familijnej. Stały gość audycji „Wychowywać, ale jak?” w Radiu Warszawa. Kilkuletni wicedyrektor szkoły dla chłopców „Żagle” Stowarzyszenia „Sternik”. Aktualnie mówca, trener i niezależny doradca edukacyjny, członek Rady Rodziny przy ministerstwie rodziny.
„TO TYLKO DZIECKO...” – CZY WSZYSTKO MU WOLNO?
Agnieszka Caban

Dziecko potrzebuje jasnych i stałych granic wyznaczonych przez rodziców
Czy znaleźliście się kiedyś Państwo w sytuacji, gdy cudze dziecko zachowywało się skandalicznie wobec was lub waszego dziecka? Jeśli tak, z pewnością zastanawialiście się, jak powinniście się zachować. Właściwa reakcja nie jest ani taka prosta, ani taka oczywista. Zwykle to bardzo indywidualna sprawa. Czy są więc jakieś granice, po przekroczeniu których powinniśmy ewidentnie wkroczyć? Jakie? Jak to zrobić? Padnie teraz bardzo nieprecyzyjna i nielubiana odpowiedź: „To zależy...”. Nie czuję się kompetentna udzielić innej. Wpływ na zachowanie dzieci ma tak wiele czynników, że każdą sytuację trzeba byłoby rozpatrywać indywidualnie. W przypadku obcych dzieci, nie wiemy o nich zbyt wiele, więc możemy zaingerować w bardzo niezdarny sposób, pod wpływem emocji i wielu mylnych założeń. W naszym otoczeniu mogą pojawić się nie tylko rozpieszczone, wychowywane bezstresowo dzieci, czy zaniedbane przez brak uwagi rodziców, ale również te z niepełnosprawnościami i zaburzeniami różnego typu. Pochopna reakcja
z naszej strony może wyrządzić więcej szkody niż pożytku, a nasza wyobraźnia może nie przewidzieć tysięcy możliwych scenariuszy i przyczyn oburzających nas zdarzeń. Dorośli wtrącający się w konflikty często szybko oceniają innych i podejmują działania bez głębszego rozpoznania sytuacji. Trzeba stawać w obronie, ale nie jest łatwo zrobić to mądrze. Oto sytuacja na placu zabaw. Dziewczynka wdrapuje się na drzewo. Rodzice innych dzieci wprost kierują do niej pretensje, bo ich pociechy naśladują ją i też chcą wspiąć się na drzewo, co budzi ich opór i lęk. Mama dziewczynki w tym momencie wkracza w obronie córki: „Proszę Państwa, moje dziecko może wchodzić na drzewo, a skoro Państwo potrzebujecie opieki nad swoimi dziećmi, to proszę zatroszczyć się i czuwać nad ich bezpieczeństwem”. Czy dostrzegamy subtelność tej sytuacji? Nie można obwiniać dziewczynki i obarczać jej odpowiedzialnością za inne dzieci. Ona zachowuje się zgodnie z wytyczonymi granicami i nie krzywdzi nikogo. Nie pomylmy przy tym bezstresowego wychowania z traktowaniem dziecka z równą godnością, szacunkiem, brania pod uwagę jego zdania, potrzeb, ale nie w sensie równego decydowania. To rodzic jest przywódcą i w pewnych obszarach ostatni głos należy do niego. Dziecko nie jest jeszcze gotowe. Dlatego mamy władzę rodzicielską, inaczej nasze dziecko nie mogłoby należycie zabezpieczyć swoich praw i potrzeb ani rozwijać się w sposób harmonijny. Nie możemy mu oddać ostatecznych decyzji w każdej sprawie, bo ono nie jest zdolne do przewidzenia różnych konsekwencji, natomiast my dorośli już tak. I to my powinniśmy wprowadzać dziecko w świat w sposób nie tylko bezpieczny, ale przemyślany i służący jego dobru. Istnieje też druga strona medalu. Pamiętam opowiadaną przed laty anegdotę o mamie, która nie reagowała w autobusie, kiedy jej dziecko machało nogami, siedząc naprzeciw pewnej starszej pani ubranej w jasne spodnie. Kopanie owej pani, co skutkowało też pobrudzeniem jej ubrania, trwało jakiś czas, aż postanowiła ona zareagować, nie mogąc doczekać się uwagi ze strony matki dziecka. Zwróciła się do niej z prośbą, by zareagowała. Wówczas matka dziecka, bardzo wzburzonym tonem odpowiedziała: „Jak pani śmie wtrącać się w wychowanie mojego dziecka? Wychowuję je bezstresowo i nie pozwolę, by ktoś obcy zwracał mi
uwagę”. Niespodziewanie, trzymający się poręczy nieopodal, młody jegomość z farbowanym irokezem na głowie, splunął żutą właśnie gumę na czoło owej mamy. Znów powtórzyło się pytanie: „Jak pan śmie?”. Odpowiedź wywołała salwy śmiechu w całym autobusie: „Mnie też mama wychowywała bezstresowo”. Dwie sytuacje, w obu matka staje niejako w obronie dziecka, a jakże zupełnie inna jest wymowa i racja. Starsza pani, dbając o swoją integralność,
miała oczywiście prawo wystąpić w swojej obronie, a matka powinna postawić swojemu dziecku granice. Dlatego trudno udzielać wskazówek, gotowych rozwiązań, w tak delikatnej sferze jak zwracanie obcym dzieciom uwagi. Trzeba oczywiście wkraczać, gdy ktoś narusza nasze granice lub granice naszych dzieci, jednak z pewnością jest to sztuka. Najczęściej nie znamy kontekstu, przyczyn i trudno wówczas oceniać czyjeś zachowanie.
Zdarza się, że pod pozornie agresywnym zachowaniem dziecka, kryje się coś, czego nie bierzemy pod uwagę, np. zaburzenia rozwojowe. Poza tym agresywne zachowania pokazują, że dziecko sobie z czymś nie radzi. Jest to zaproszenie do tego, by przyjrzeć się jego światu wewnętrznemu, tymczasem zaraz włącza się w nas ocena. Możemy nie mieć pojęcia, co właśnie dzieje się w jego wewnętrznym świecie i wejść z bardzo krzywdzącym nastawieniem. Najlepiej, gdy uwagę zwracają rodzice, a gdy ich nie ma w pobliżu, a ewidentnie zagrożone jest czyjeś bezpieczeństwo, oczywiście powinniśmy wkroczyć, ale nie jako oceniający, poniżający arbitrzy. Nikt z nas chyba nie lubi, gdy ktoś obcesowo zwraca się do naszego dziecka, a z drugiej strony, gdyby naszemu dziecku działa się krzywda, chcielibyśmy, by ktoś je ochronił w razie potrzeby. Tymczasem nazbyt często ingerujemy w konflikty dzieci, co wcale nie musi być zawsze dobrym rozwiązaniem. Dziecko oczywiście potrzebuje wsparcia ze strony rodziców z przeciwnikiem mającym znaczną przewagę, z którą nie bardzo ma jak sobie poradzić. Jednak wtrącanie się dorosłych w konflikty z piaskownicy może być dużym błędem. Najczęściej walczą oni wtedy ze sobą albo się obrażają, a wówczas dzieci zamiast załatwiać swoje sprawy po dziecięcemu (tak naprawdę ucząc się rozwiązywać konflikty), zaczynają ekscytować się rozgrywkami rodziców. Jest jeszcze druga wada takiego obrotu sprawy: zbyt pochopne wkroczenie rodziców oducza dzieci samodzielności i inicjatywy. Psycholodzy radzą, by, gdy chcemy coś zrobić dla swojego dziecka – dosłownie za nim stanąć. Nie pouczać tego drugiego, nie gromić, nie rozstawiać po kątach, nie ratować swojego, biorąc je na ręce, ale fizycznie dać odczuć swoją obecność, wesprzeć je, a nie załatwiać wszystkiego za nie. Stać, ale pozwolić działać dziecku.
Rozmowy z rodzicami dzieci przekraczających normy społeczne wymagają ogromnej dojrzałości z obu stron. Zdarza się wypieranie problemu, obrona własnego dziecka za wszelką cenę, a czasem niezrozumienie mechanizmów rządzących rozwiązywaniem sytuacji konfliktowych. Dobrze jest konfrontować się z rodzicami drugiej strony, unikając napastliwości, postawy roszczeniowej i zakładania z góry niewinności własnego dziecka. Może się bowiem okazać, że to właśnie ono rozpoczęło wianuszek nieprzyjemnych zdarzeń, a podaje się za ofiarę. Jest to dość częsta sytuacja. Jeśli konflikt miał miejsce na terenie przedszkola lub szkoły, pozwólmy zająć się nim pedagogom. Nie wolno nam wymierzać tzw. sprawiedliwości. Jeśli to nasze dziecko przekracza granice, nie bójmy się ich stawiać na nowo, bo to właśnie one dają mu realne poczucie bezpieczeństwa. Poznanie własnych granic wymaga czasu oraz autentycznej relacji z drugim człowiekiem. Wejdźmy w dia-
Od najmłodszych lat warto uczyć dzieci szczerze rozmawiać o trudnych sprawach

log, poszukując niezaspokojonych potrzeb dziecka, wsłuchując się w świat jego uczuć. Zawsze reagujmy, ale też wysłuchajmy cierpliwie. Uczmy nasze dzieci pracy nad swoim charakterem, samoświadomości i samodyscypliny wewnętrznej. Może problemy z zachowaniem naszego dziecka to wołanie o głębszą więź z nami lub brak naszej uwagi na jego pragnienia, potrzeby psychiczne i czasu poświęconego tylko jemu, albo używanie przez nas nieodpowiednich, raniących komunikatów. Ten temat wymagałby z pewnością całego cyklu artykułów, dlatego zachęcam Państwa do zapoznania się z działalnością międzynarodowej organizacji Familylab, założonej przez duńskiego pedagoga i terapeutę rodziny – Jespera Juula. Warto przeczytać jego publikacje wydane w języku polskim. Polecam również warsztaty „Porozumienie bez przemocy” (NVC) i literaturę autorstwa Marshalla Rosenberga. To z pewnością nie tylko pomoże zgłębić poruszany temat z różnych perspektyw, ale zabierze Państwa w niezwykłą przygodę bycia rodzicem rozwijającym swoje kompetencje, pogłębiającym więzi i miłość do dziecka, nie tylko skutecznie, ale będąc odpowiedzialnym za wyznaczanie swojej przestrzeni w relacjach z dziećmi w taki sposób, który nie wpływa destrukcyjnie na wzajemny kontakt i bliskość.
Agnieszka Caban – szczęśliwa żona Marka, mama piątki dzieci, współzałożycielka Fundacji na Rzecz Wspierania Rodziny „Źródła” oraz NSP „Źródła” w Skierniewicach, nauczycielka, tutor, pedagog specjalny, trener kreatywności.