Niezbędnik Lewicy: 1989

Page 1


NIEZBĘDNIK LEWICY: 1989



NIEZBĘDNIK LEWICY: 1989

Warszawa 2019


centrum@cid.org.pl facebook.com/centrum.daszynskiego twitter.com/DaszynskiCentre

Autor Przemysław Prekiel Konsultacja naukowa dr hab. Krzysztof Wasilewski Korekta Małgorzata Burakiewicz © Centrum im. Ignacego Daszyńskiego, Warszawa 2019

ISBN 978-83-939164-0-5 Wydawca: Sojusz Lewicy Demokratycznej Wydanie I


Wstęp

Wydarzenia roku 1989 wciąż budzą olbrzymie emocje związane zarówno ze stosunkiem do autorytarnej, socjalistycznej Polski Ludowej, jak i kapitalistycznej oraz nominalnie demokratycznej III Rzeczpospolitej Polskiej. Nominalnie, gdyż demokratyczność reform gospodarczych oraz równych możliwości wpływu na kierunek politycznych zmian suwerennej Polski, pozostawiały i wciąż pozostawiają wiele do życzenia. Dla pokolenia powojennego wyżu demograficznego transformacja systemowa była częstokroć „szokiem bez terapii”. Młodzi, dorastający w niedemokratycznym państwie opiekuńczym, wychowani w poczuciu bezpieczeństwa socjalnego nagle, z dnia na dzień, zostali wrzuceni na „głęboką kapitalistyczną wodę”. Niestety, wielu – i młodych, i starych – nie poradziło sobie w tych warunkach, idąc na dno społecznej struktury. Niektórzy zostali pozbawieni godności, oznaczeni jako „wstecznicy", „homo sovieticus”, „relikty poprzedniego systemu”. Mieszkańcy wsi utrzymujący się z pracy w Państwowych Gospodarstwach Rolnych, wielkoprzemysłowa klasa robotnicza, żołnierze, milicjanci, oficerowie Ludowego Wojska Polskiego i Milicji Obywatelskiej, nauczyciele oraz pracownicy


naukowi o niesłusznym rodowodzie, poglądach i przynależności partyjnej – wszyscy oni zapłacili olbrzymią, nieadekwatną cenę skoku do „królestwa wolności”. Dla ich dzieci lata dziewięćdziesiąte były prawdziwą nauką realnego kapitalizmu – przynależność klasowa rodziców, miejsce zamieszkania, zamożność oraz kapitał kulturowy bezwzględnie determinowała życiowe szanse. Po skończeniu studiów okazało się nagle, że dotychczasowe zdobycze świata pracy, takie jak umowa o pracę, godna praca i godziwa zapłata, są niebywałym luksusem. Umowy śmieciowe lub na czas określony, sprywatyzowany rynek mieszkaniowy oraz skomercjalizowana służba zdrowia w jeszcze większym stopniu pogłębiały poczucie krzywdy, historycznej niesprawiedliwości oraz przegranej. Wielu młodych jest dzisiaj skrajnie zdeterminowanych i wykrzykując swój sprzeciw, głosuje na prawicowych populistów, którzy opowiadają się za obaleniem establishmentu III RP. W trzydziestą rocznicę pokojowych zmian oraz konsensualnej zmiany systemu jako Centrum im. Ignacego Daszyńskiego zabieramy głos w debacie dotyczącej dziedzictwa 1989 roku. W niniejszym opracowaniu nasz współpracownik Przemysław Prekiel stara się pokazać złożoność procesów transformacyjnych. Z jednej strony wskazując jak bardzo /6/


obrady Okrągłego Stołu świadczą o historycznej odpowiedzialności umiarkowanych skrzydeł Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej oraz Solidarności, z drugiej zaś wskazując, jak bardzo kierunek reform Leszka Balcerowicza i Jeffreya Sachsa zaprzeczał temu historycznemu porozumieniu. Możemy wręcz postawić tezę, że mit założycielski III RP, jakim było porozumienie zwaśnionych stron politycznego sporu lat osiemdziesiątych XX wieku, posiada poważną neoliberalną i antyspołeczną skazę, której skutki widać do dzisiaj. Nasz ambiwalentny stosunek do roku 1989 (który z pewnością możemy uznać za moment przełomy i formacyjny dla III RP) wymyka się tradycyjnym podziałom „za czy przeciw”. Staramy się pokazać, podobnie jak zmarły niedawno Karol Modzelewski, że historia najnowsza nie składa się z prostych opisów i opinii wartościujących. Kto jeśli nie Karol Modzelewski może stanowić symbol konstruktywnej krytyki III RP, która miała na celu ulepszenie Polski, jej uspołecznienie i faktyczną demokratyzację. Oddając cześć temu nieugiętemu demokratycznemu socjaliście, który stał zawsze po właściwej stronie, broniąc ludzi pracy, przywołujemy jego słynne słowa: „Nie siedziałbym w więzieniu za kapitalizm nie tylko osiem i pół roku, ale ani miesiąca, ani tygodnia”. /7/


Niech będą one memento dla deklaratywnych demokratów, którzy w 2019 roku także są ślepi są na wyzysk i niesprawiedliwość wolnej, tylko dla wybranych, Polski.

Sebastian Gajewski Bartosz Rydliński Karolina Zioło-Pużuk

/8/


Pragmatyczny kompromis

6 lutego 1989 roku w Warszawie rozpoczęły się obrady Okrągłego Stołu, wydarzenie bez precedensu w najnowszej historii Polski. Po obydwu stronach zasiedli przedstawicieli ówczesnej władzy oraz opozycji. Obserwatorami byli przedstawiciele Kościoła katolickiego i Kościoła ewangelicko-reformowanego. Rozpoczynał się polski marsz ku demokracji. Było to jednocześnie ogromne przedsięwzięcie logistycznie. W obradach i pracach w grupach roboczych wzięło udział około 700 osób, ekspertów i obserwatorów każdej ze stron. Następstwem rozmów były częściowo wolne wybory, które miały się odbyć w dwóch turach: 4 czerwca i 18 czerwca 1989 roku. Cały świat wstrzymał oddech. Tak rozpoczął się upadek komunizmu i koniec zimnej wojny. Dziś porozumienie i kompromis są określane w niektórych środowiskach mianem zdrady. A przecież to Okrągły Stół stał się prawdziwym początkiem wolnej Polski! /9/


Przed Okrągłym Stołem

Nie byłoby Okrągłego Stołu gdyby nie cała dekada lat osiemdziesiątych: powstanie Solidarności, stan wojenny, zmiany w strukturach władzy. Wielkie znaczenie miało „spotkanie trzech”, które odbyło się 4 listopada 1981 roku. Wzięli w nim udział Józef Glemp, Lech Wałęsa i Wojciech Jaruzelski. W panującej ówcześnie atmosferze napięcia i chaosu było ono przejawem wielkiej odwagi każdej ze stron. Odbyło się w tajemnicy, bez obecności osób trzecich. Jak wspominał generał Wojciech Jaruzelski „Było to spotkanie ostatniej szansy”. Wcześniej, 21 października 1981 roku, Jaruzelski spotkał się z prymasem Józefem Glempem i zaproponował powołanie Rady Porozumienia Narodowego. Władze liczyły, że autorytet Kościoła zobliguje Solidarność do ograniczenia postaw radyklanych. W tym trudnym momencie, dialog był jedyną drogą wyjścia z kryzysu państwowego. Jak wspominał arcybiskup Bronisław Dąbrowski, ówczesny Sekretarz Episkopatu Polski, Solidarność ostatecznie odmówiła wejścia do Rady Porozumienia Narodowego, mimo że taką deklarację złożył wcześniej Lech Wałęsa. Wygrała idea konfrontacji, która była bliska zarówno części opozycji, jak i części władzy. /10/


Sygnałem, że w 1986 roku pękają właśnie podstawy systemu, była decyzja o uwolnieniu wszystkich więźniów politycznych, co było absolutnie bezprecedensowe w całym obozie krajów demokracji ludowej. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych w kręgach partyjnych coraz bardziej dawało się odczuć, że tego systemu nie uda się już uratować. Ostatnią deską ratunku miały być reformy rządu premiera Mieczysława Rakowskiego i słynna reforma ministra Mieczysława Wilczka rozpoczynająca wolność gospodarczą. Jeszcze wcześniej rząd premiera Zbigniewa Messnera starał się wdrożyć pewne elementy gospodarki rynkowej. 29 listopada 1987 roku przeprowadzono ogólnonarodowe referendum. Polskie społeczeństwo miało odpowiedzieć na dwa pytania: 1. Czy jesteś za realizacją przedstawionego Sejmowi programu radykalnego uzdrowienia gospodarki zmierzającego do wyraźnego poprawienia warunków życia, wiedząc, że wymaga to przejścia przez trudny dwu-, trzyletni okres szybkich zmian? 2. Czy opowiadasz się za polskim modelem głębokiej demokratyzacji życia politycznego, której celem jest umocnienie samorządności, rozszerzenie praw obywateli i zwiększenie ich uczestnictwa w rządzeniu krajem?

/11/


Na pierwsze pytanie twierdząco odpowiedziało ponad 44,3% respondentów, z kolei na drugie ponad 46%. Sama frekwencja nie była jednak imponująca. Do urn poszło zaledwie 67,3% uprawnionych i była to najniższa frekwencja w historii PRL. Taki wynik musiał wpłynąć na dalszą postawę władz. Zapewne frekwencja i tak była zawyżona, co świadczyło o niskim poziomie zaufania obywateli do rządzących. Władze otrzymały jasny sygnał od polskiego społeczeństwa: „nie” dla ratowania ustroju Polski Ludowej. Oczekiwano głębokich reform gospodarczych, ustrojowych i strukturalnych. Władze zgadzały się na coraz większe ustępstwa względem opozycyjnej Solidarności, wtedy jeszcze nielegalnej. W 1986 roku władze powołały do życia Radę Konsultacyjną, organ doradczy Przewodniczącego Rady Państwa, w którym oprócz członków PZPR, SD i ZSL zasiedli bezpartyjni oraz działacze katoliccy. Pod koniec 1987 roku powołano do życia urząd Rzecznika Praw Obywatelskich. Pierwszym Rzecznikiem Praw Obywatelskich w 1988 roku została profesor Ewa Łętowska. Jesienią 1987 roku przy Lechu Wałęsie powołana została tzw. sześćdziesiątka, grupa, która następnie przekształciła się w Komitet Obywatelski. /12/


Po śmierci Breżniewa skończyła się w zasadzie jego doktryna, która zakładała, że wszystkie państwa Układu Warszawskiego mają ograniczoną suwerenność. Po nim, na krótko, władzę przejął Jurij Andropow, a po nim Konstantin Czernienko. Ogromne zmiany w całym systemie komunistycznym przyniosło dojście do władzy w marcu 1985 roku nowego sekretarza generalnego KPZR Michaiła Gorbaczowa. Jego głasnost (jawność) oraz pieriestrojka (przebudowa) były zapowiedzią głębokich zmian: odejściem od cenzury, modernizacją gospodarki, zwiększeniem swobód obywatelskich, jak również zerwaniem z „doktryną Breżniewa”. Nowy sekretarz generalny KPZR oświadczył przywódcom wszystkich partii z Europy Środkowo-Wschodniej, że od tej pory każda partia odpowiada za swoją własną politykę. To był z pewnością szok dla pierwszych sekretarzy partii komunistycznych i zarazem przełom, który zdecydował o dalszych losach całej Europy Środkowo-Wschodniej. Kolejne posunięcia radzieckiego przywódcy zwiastowały rychłe zakończenie zimnej wojny. Kwitł radziecki dialog z Zachodem, ale przede wszystkim trwało wycofywanie wojsk radzieckich z Afganistanu. Ta nieudana i bardzo kosztowna interwencja zbrojna Związku Radzieckiego zmusiła /13/


radzieckiego przywódcę do wycofania wojsk nie tylko z Afganistanu. Michaił Gorbaczow 7 grudnia 1988 roku na sesji ONZ zapowiedział wycofanie 50 tysięcy żołnierzy radzieckich z NRD, Czechosłowacji i Węgier. Co więcej, radziecki przywódca zadeklarował, iż wyrzeka się stosowania siły i interwencji zbrojnych w państwach obozu socjalistycznego. To była diametralna zmiany w polityce zagranicznej i zarazem jasny sygnał, że radziecki potencjał jest na wyczerpaniu. Rok 1988 obfitował w wiele ważnych dla polskiego społeczeństwa wydarzeń. Zdominowała go jednak fala strajków, która rozpoczęła się 24 kwietnia strajkiem komunikacji miejskiej w Bydgoszczy. Kolejne strajki wybuchły w Hucie im. Lenina w Krakowie, w Stalowej Woli, w Stoczni Gdańskiej. Oprócz postulatów płacowych podnoszono kwestie przywrócenia do pracy zwolnionych działaczy Solidarności oraz ponowne zalegalizowanie związku. Trwał polityczny pat. Żadna ze stron nie chciała ustąpić, brakowało woli kompromisu. I choć władze uznały te strajki za porażkę opozycji, to z pewnością musiały one wzbudzić niepokój. Ewidentne było, że władza odniosła pyrrusowe zwycięstwo. Była już zbyt słaba, żeby rządzić, opozycja zaś nie miała dostatecznej siły, żeby ster władzy przejąć. /14/


Do kolejnej fali strajków doszło latem. Naczelnym hasłem opozycji było „Nie ma wolności bez Solidarności”. Postulat legalizacji związku był nadal aktualny. O ile strajki wiosenne władza spacyfikowała, o tyle te, które wybuchły latem, były lepiej zorganizowane. Poza kilkoma przypadkami obyło się bez użycia siły. Partia nie była już monolitem, choć z pewnością wśród jej członków nie brakowało przeciwników dialogu, którzy domagali się twardej rozprawy z opozycją. Zwyciężyła jednak wola kompromisu. Z inicjatywą rozmów wystąpił sekretarz KC PZPR Józef Czyrek, były szef MSZ. Zaproponował jednemu z doradców Lecha Wałęsy – przewodniczącemu warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej Andrzejowi Stelmachowskiemu – rozpoczęcie rozmów przy okrągłym stole, ale pod warunkiem zawieszenia strajku w stoczni. Hasło podjęcia rozmów przy okrągłym stole oficjalnie padło po raz drugi w czerwcu 1988 roku. Generał Wojciech Jaruzelski powiedział wtedy: „Wobec środowisk i grup zainteresowanych stowarzyszeniową formą pluralizmu w PRL, występujemy z ofertą podjęcia rzeczowej dyskusji nad kształtem konkretnych rozwiązań. Uważamy za celowe spotkanie przy okrągłym stole reprezentantów szerokiej gamy istniejących i inicjowanych /15/


stowarzyszeń”. Sugerował również, iż dyskutowana jest idea powołania II Izby Sejmu. Ekipa generała Wojciecha Jaruzelskiego doskonale zdawała sobie sprawę z marazmu, który ogarnął polskie społeczeństwo. W 1984 roku według badań CBOS sytuację gospodarczą jako złą oceniało 38% społeczeństwa, zaś w 1987 roku aż 69%, zaś za dobrą uznawało ją w 1984 roku 11%, zaś w 1987 roku tylko 6% społeczeństwa. Nie bez znaczenia było również to, co wydarzyło się na X Plenum KC PZPR. W grudniu 1988 roku podczas pierwszej części obrad z Biura Politycznego odeszło sześciu członków przeciwnych porozumieniu z opozycją. Opór partyjnego „betonu” był tak duży, że w styczniu 1989 roku czterej członkowie Biura Politycznego: Wojciech Jaruzelski, Florian Siwicki, Czesław Kiszczak i Mieczysław Rakowski zagrozili podaniem się do dymisji. Zwyciężyło reformatorskie skrzydło partii, które było gotowe do rozmów z opozycją. Z Biura Politycznego usunięto przeciwników porozumienia z Solidarnością: generała Józefa Baryłę, Zofię Stępień i Zbigniewa Messnera, a na ich miejsce powołano osoby, które cieszyły się zaufaniem Wojciecha Jaruzelskiego: Stanisława Cioska, Zbigniewa Michałka i Janusza Reykowskiego. /16/


Ogromną rolę w drugiej połowie lat osiemdziesiątych odegrało powstanie w 1984 roku Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. Powstanie tego związku miało zniwelować wpływy Solidarności w myśl zasady „jeden zakład pracy, jeden związek”. Na czele OPZZ stanął Alfred Miodowicz. Związek liczył kilka milionów członków, co musiało mieć wpływ na rządzącą PZPR. Zdarzało się również, że OPZZ krytykował politykę gospodarczą rządu i starając się bronić interesów ludzi pracy, zyskał tym samym pewną wiarygodność w środowisku pracowniczym. Lider OPZZ w wywiadzie prasowym publicznie zadeklarował, że jest gotów do debaty z Lechem Wałęsą. Dla lidera Solidarności była to okazja do przypomnienia się opinii publicznej oraz do publicznego wykazania racji, stojących za ponownym zarejestrowaniem związku Solidarność, którego był reprezentantem. Alfred Miodowicz miał absolutną pewność, że uda mu się publicznie skompromitować laureata Pokojowej Nagrody Nobla, i tym samym osłabić jego znaczenie. Do publicznej debaty w studiu telewizyjnym doszło 30 listopada 1988 roku. Lech Wałęsa wygrał ją bezapelacyjnie, co potwierdziły kolejne sondaże społeczne. O ile jeszcze w sierpniu 1988 roku, według OBOP, legalizację NSZZ Solidarność /17/


popierało zaledwie 42% osób, o tyle po debacie liczba ta wzrosła do 62%. Przed telewizorami zasiadło 20 milionów obywateli. Lech Wałęsa zaprezentował się jako lider, który jest wyrazicielem woli większości społeczeństwa. Debata i jej wynik wpłynęły znacząco na kolejne kroki władz PRL. Nie było już wątpliwości, że władzą należy się podzielić. Tym samym otwierała się droga do ponownego zalegalizowania NSZZ Solidarność. Pierwsze poufne rozmowy strony rządowej, którą reprezentował generał Czesław Kiszczak, z Lechem Wałęsą rozpoczęły się w połowie sierpnia 1988 roku w willi MSW w Warszawie przy ulicy Zawrat. Stronę rządową reprezentowali generał Czesław Kiszczak oraz Stanisław Ciosek, opozycję Lech Wałęsa, Andrzej Stelmachowski oraz ks. Alojzy Orszulik. Kontynuowano je 15 września w takim samym składzie. To wtedy podjęto decyzję o zorganizowaniu obrad Okrągłego Stołu. Następnego dnia w podwarszawskiej Magdalence odbyło się pierwsze robocze spotkanie, które miało zorganizować obrady Okrągłego Stołu w poszerzonym już składzie. Stronę rządową reprezentowali m.in. Czesław Kiszczak i Mieczysław Krajewski, stronę opozycyjną: Lech Wałęsa, Władysław Frasyniuk, Lech Kaczyński. Ostatecznie jednak rozmowy /18/


zakończyły się fiaskiem. Poufne rozmowy kontynuowano 18 listopada 1988 roku w Wilanowie, kiedy to na zaproszenie abp. Bronisława Dembowskiego, spotkali się: Czesław Kiszczak, Lech Wałęsa, Stanisław Ciosek, Tadeusz Mazowiecki, bp Tadeusz Gocłowski, ks. Alojzy Orszulik. Przełom nastąpił dopiero 27 stycznia 1989 roku. W trwających jedenaście godzin rozmowach w Magdalence uczestniczyli: Czesław Kiszczak, Stanisław Ciosek, Andrzej Gdula, Jan Janowski, Bogdan Królewski, Janusz Reykowski, Krzysztof Dubiński, Kazimierz Kłoda (jako reprezentanci strony rządowej) oraz: Lech Wałęsa, Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Bronisław Geremek, Mieczysław Gil, Lech Kaczyński, Tadeusz Mazowiecki oraz Andrzej Stelmachowski (jako reprezentanci strony opozycyjno-solidarnościowej). Obie strony nie były jednak jednolite. Po stronie rządowej również nie brakowało przeciwników rozmów. Do historii przeszło ówczesne przemówienie premiera Mieczysława Rakowskiego, który stwierdził, że: „W Polsce nie jest potrzebny okrągły stół, ale stół suto zastawiony”. Odczuwalna była presja ze strony partyjnego „betonu”. Podobne nastroje panowały po stronie opozycji. Jej radykalna część była przeciwna rozmowom z reżimową władzą, oskarżała Wałęsę i innych /19/


liderów opozycji o zdradę ideałów Sierpnia 80 i dogadywanie się z komunistami. Rozmowy w Magdalence obrosły po latach mitami i teoriami spiskowymi. Późniejszy Prezydent RP Lech Kaczyński kategorycznie zaprzeczył, aby podczas rozmów w Magdalence doszło do spisku. W wywiadzie prasowym stwierdził: „Nie było żadnej umowy o podziale władzy, tym bardziej o podziale majątku. Magdalenka posłużyła stronie rządowej do fraternizacji z częścią ekipy solidarnościowej”. Rozmowy w Magdalence dotyczyły głównie kwestii ustrojowych przyszłej wolnej Polski. Dyskutowano o przywróceniu Senatu i powołaniu urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Ustalono, że pierwsze wybory będą tylko częściowo wolne, aby zagwarantować władzom PRL kontrolę w przyszłym Sejmie, ale będzie to zabieg jednorazowy i następne wybory będą już wolne całkowicie. Wybory do Senatu miały się odbyć na zasadach pluralizmu i bez żadnych niesymetrycznych podziałów. Najważniejsze tematy porozumienia dotyczyły życia politycznego, społecznego i gospodarczego oraz kwestii pluralizmu związkowego. Ustalono, iż Prezydent RP zostanie wybrany na sześcioletnią kadencję, 65% mandatów w przyszłym Sejmie przypadnie rządowej koalicji – PZPR, /20/


ZSL, UD oraz ugrupowaniom katolickim – PAX, Polskiemu Związkowi Katolicko-Społecznemu i Unii Chrześcijańsko-Społecznej, zaś pozostałe 35% przypadnie opozycji. Stawało się zatem jasne, że przyszły prezydent będzie z nadania PZPR, bo PZPR będzie mieć większość w Zgromadzeniu Narodowym, które miało dokonać wyboru prezydenta. Opozycja osiągnęła sztandarowy sukces, czyli zrealizowała swój plan ponownego zarejestrowania NSZZ Solidarność. Nad przestrzeganiem ustaleń porozumienia miała czuwać wspólna Komisja Porozumiewawcza złożona z przedstawicieli rządu i opozycji. Najistotniejsze decyzje zapadły zatem już w Magdalence. Podczas wyznaczonych na 5 lutego 1989 roku obrad Okrągłego Stołu polskie społeczeństwo miało poznać szczegóły ustaleń dotyczących przyszłego kształtu i kierunku rozwoju państwa polskiego. Okrągły Stół

Obrady Okrągłego Stołu rozpoczęły się 6 lutego 1989 roku. o godzinie 14.00 w Pałacu Namiestnikowskim przy Krakowskim Przedmieściu, który był siedzibą Urzędu Rady Ministrów. Gospodarz spotkania, ówczesny szef MSW generał Czesław Kiszczak, witał osobiście wszystkich zebranych. Dla /21/


wielu działaczy opozycji, podanie ręki współautorowi stanu wojennego i zarazem najbliższemu współpracownikowi Wojciecha Jaruzelskiego nie było łatwe, szczególnie w świetle jupiterów. Generała Wojciecha Jaruzelskiego nie było przy Okrągłym Stole, nie było także braci Kaczyńskich., choć Lech Kaczyński brał udział w posiedzeniu Zespołu do Spraw Pluralizmu Związkowego. Liderami rozmów byli, jak poprzednio w Magdalence: Czesław Kiszczak, reprezentujący stronę rządowa, któremu towarzyszyli Stanisław Ciosek, Aleksander Kwaśniewski i Leszek Miller, oraz Lech Wałęsa, reprezentujący opozycję wraz ze swoimi najbliższymi współpracownikami: Jackiem Kuroniem, Adamem Michnikiem i Bronisławem Geremkiem. Przy Okrągłym Stole zasiedli również przedstawiciele Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego na czele z Mikołajem Kozakiewiczem i Stronnictwa Demokratycznego z Janem Janowskim oraz Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych pod kierownictwem Alfreda Miodowicza i Romualda Sosnowskiego. Obserwatorami byli przedstawiciele Kościołów, którzy mieli pełnić rolę stabilizatora. Kościół rzymskokatolicki reprezentowali: ks. Bronisław Dembowski i ks. Alojzy Orszulik, oraz bp Janusz Narzyński z Kościoła ewangelicko-augsburskiego. Rzecznikami prasowymi zostali: Janusz /22/


Onyszkiewicz (strona opozycyjno-solidarnościowa) i Jerzy Urban (strona rządowa). Czesław Kiszczak stwierdził, że najważniejsze kwestie, które powinny zostać rozstrzygnięte, to reformy: polityczne, społeczne, gospodarcze i kwestia pluralizmu związkowego. Wszystkie spory miały być rozstrzygane w zespołach roboczych, w których zasiadali rządzący i przedstawiciele opozycji. Ci ostatni przyznali po latach, że mieli ograniczone zaufanie i do szefa MSW, i do całej strony rządowej. Obawiano się, że przedstawiciele władzy nie dotrzymają słowa lub wykonają manewr, który sprawi, że nie dotrzymają porozumienia. Czesław Kiszczak nie ukrywał, że przyszły ustrój państwa nie zmieni się znacząco. Stronie rządowej chodziło bowiem wyłącznie o zreformowanie PRL. „Nowy system zakładałby dochodzenie poprzez różnice zdań do uzgodnienia lub kompromisów. Równocześnie zagwarantowana byłaby nienaruszalność socjalistycznych podstaw ustroju państwa” – mówił Czesław Kiszczak. Wydarzenia potoczyły się jednak inaczej, niż zakładała strona rządowa. Przewodnictwo w obradach przejęli profesorowie: Władysław Findeisen oraz Aleksander Gieysztor. Lech Wałęsa w swoim inauguracyjnym wystąpieniu już w pierwszym zdaniu zgodził się /23/


z propozycjami szefa MSW: „Wszystkie propozycje zgłoszone przez generała – tak programowe, jak i organizacyjne – strona, którą reprezentuję, przyjmuje”. Była to jasna deklaracja potwierdzająca ustalenia zawarte w Magdalence. Lider opozycji zakwestionował jednak cały system gospodarczy PRL: „Wiemy, zrujnowany jest kraj, ale to nie krasnoludki go zrujnowały, lecz system sprawowania władzy, który wywłaszczył obywateli z praw i marnuje owoce ich pracy”. Lech Wałęsa stwierdził, że ich zmiany są konieczne przede wszystkim w trzech dziedzinach. Po pierwsze – w prawie i sądownictwie „aby sądy stały się naprawdę niezawisłe i sprawiedliwe”, po drugie – w środkach masowego przekazu i po trzecie – w kwestii przywrócenie samorządu terytorialnego. To były zapowiedzi głębokich reform, jakich domagała się opozycja. Na inauguracyjnym posiedzeniu głos zabierali m.in. lider OPZZ Alfred Miodowicz, Mikołaj Kozakiewicz z ZSL, Jan Janowski ze SD oraz redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego” Jerzy Turowicz. Na koniec, zgodnie z propozycją Czesława Kiszczaka, powołano trzy zespoły robocze Okrągłego Stołu. Na czele każdego z nich stanęli przedstawiciele władz i przedstawiciele opozycji. Zespołem reform gospodarczych kierować mieli Władysław Baka i Witold Trzeciakowski, zespołem /24/


politycznym – Janusz Reykowski i Bronisław Geremek. Zespół pluralizmu związkowego miał trzech przewodniczących – Aleksandra Kwaśniewskiego, Tadeusza Mazowieckiego i Romualda Sosnowskiego z OPZZ. Utworzono również jedenaście podzespołów: do spraw ekologii, do spraw górnictwa, do spraw młodzieży, do spraw nauki, oświaty i postępu technicznego, do spraw polityki mieszkaniowej, do spraw reformy prawa i sądów, do spraw rolnictwa, do spraw stowarzyszeń i samorządu terytorialnego, do spraw środków masowego przekazu, do spraw zdrowia oraz do spraw indeksacji płac i długów. Największym zainteresowaniem cieszyły się prace Zespołu do Spraw Gospodarki i Polityki Społecznej. Ustalenia tego zespołu były bowiem newralgiczne ze względu na interesy państwa. Zespół ten, co znamienne, zbierał się aż trzynaście razy, co stanowiło swoisty rekord (na przykład zespół do spraw indeksacji płaci i długów zebrał się trzykrotnie). Choć po obu stronach była widoczna wola dialogu i porozumienia, nie udało się jednak dojśc do całkowitego porozumienia. Poruszano wówczas m.in. kwestię indeksacji, zwłaszcza ochrony poziomu życia, o której wspominał Andrzej Wielowieyski oraz Ryszard Bugaj. Bugaj uważał, że należy zmniejszyć w przyszłości wydatki na, jak się wyraził „sektor witalno-represyjny /25/


i administrację państwa”. Kwestia indeksacji była wówczas główną osią sporu. Ogromne zainteresowanie towarzyszyło obradom Zespołu ds. Reform Politycznych. Rozpoczęły się one 10 lutego 1989 roku. Przewodniczącymi zespołu byli profesorowie Bronisław Geremek oraz Janusz Reykowski, który już na wstępie określił kierunek koniecznych zmian. Chodziło o odejście od systemu monocentrycznego do społeczeństwa obywatelskiego. Profesor Janusz Reykowski podkreślił konieczność przeprowadzenia wolnych wyborów. „Proponujemy, aby funkcja gwaranta ładu społecznego ulokowana została w instytucji prezydenta” – stwierdził. To miałaby być zupełnie nowa instytucja, choć mówiono o tym już podczas rozmów w Magdalence. Wspomniał również o nowych zasadach dostępu do środków przekazu i o demokratyzacji prawa wyborczego do rad narodowych. Bronisław Geremek nawiązał w swoim wystąpieniu do robotniczych protestów z 1988 roku, które były jego zdaniem przełomowe i doprowadziły w ogóle do dyskusji o reformach natury politycznej. Podkreślił znaczenie przesłania „nie ma wolności bez Solidarności”. Stwierdził, że punktem wyjścia powinno być ponowne zalegalizowanie Solidarności, które pozwoli zdobyć zaufanie społeczeństwa. Dynamikę /26/


demokratyzacji powinny jego zdaniem wyznaczać cztery kwestie: niezawisłość sądów, będąca gwarantem życia obywatelskiego, złamanie monopolu w dostępie do komunikacji społecznej, ustawa o stowarzyszeniach oraz odbudowa samorządu terytorialnego. Bronisław Geremek przedstawił zatem wszystko to, co przy Okrągłym Stole zaprezentował wcześniej Lech Wałęsa. W odpowiedzi na propozycję utworzenia urzędu prezydenta Bronisław Geremek stwierdził: „Jeżeli urząd prezydenta stanowiłby gwarancję ciągłości ustrojowej, to trzeba zapytać, jaką gwarancję ma społeczeństwo polskie?”. Adam Michnik zabierając głos w dyskusji, nie krył swojego zadowolenia: „Widzę zbliżenie języków. Widzę, że zaczynamy o sprawach Polski, o sprawach społecznych, o konfliktach, które dzielą nasze społeczeństwo, mówić językiem, w którym się rozumiemy. Może jeszcze nie do końca, ale w każdym bądź razie jest już to ten sam alfabet”. Jacek Kuroń podniósł kwestię stosunku Polaków do mniejszości narodowych. Dla Kuronia, wyczulonego na nacjonalizm i ksenofobię, były to sprawy kluczowe. „Ale podkreślam z całą mocą, że jest to sprawa dla zdrowia duchowego Polaków a także dla uniknięcia, obniżenia bariery konfliktów grożących nam nieustannie, niesłychanie doniosła”. /27/


Z kolei Tadeusz Mazowiecki poruszył sprawę przyszłego ustroju, o którą pytali przedstawiciele PZPR. „Uważam ten podział za anachroniczny. Bo nie wiem, czy w Szwecji jest kapitalizm, a w Kambodży socjalizm? Dla mnie i wielu tu siedzących ważniejszy jest podział na totalizm i antytotalizm” – mówił redaktor Więzi. Głos zabrał również Jarosław Kaczyński, którego zdaniem wyjściu ze stalinizmu powinna towarzyszyć zmiana prawa i sądownictwa, zwłaszcza wszystkiego, co wiąże się z reglamentacją użycia przymusu przez państwo. Ostatniego dnia posiedzenia, 4 kwietnia 1989 roku, profesor Janusz Reykowski, przewodniczący tego zespołu, powiedział: „Ale sądzę, że mamy świadomość, iż przeciwników tego porozumienia, które właśnie zawieramy, jest w Polsce bardzo wielu świadomych i nieświadomych. I takich, którzy się z nim nie zgadzają, i chcieliby je zepsuć, i takich, którzy uważają, że to jest niezgodne z ich interesem, i takich, których żywiołowy konserwatyzm czy sytuacja życiowa skłania do tego, aby bronić tego, co było, i stać na straży przeszłości”. Dyskusje i rozmowy toczone w zespołach i podzespołach przebiegały na ogół rzeczowo i bez większych spięć. Wszyscy zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji i dziejowej odpowiedzialności. Podczas negocjacji przy Okrągłym Stole opozycja /28/


otrzymała również możliwość wydawania własnego dziennika, co miało przełamać monopol władzy na dostęp do informacji. Wydawania i redagowania „Gazety Wyborczej” podjął się znany opozycjonista Adam Michnik. Na zakończenie obrad Okrągłego Stołu, 5 kwietnia 1989 roku, przewodniczący generał Czesław Kiszczak, powiedział: „Drodzy rodacy! Zamykamy dziś wielotygodniowe obrady. Nie brakowało tu różnic zdań, gorących polemik a nawet ostrych spięć. To naturalne. Do Okrągłego Stołu szliśmy bowiem z daleka, przebyliśmy trudną drogę”. Wtórował mu Lech Wałęsa: „Nie ma wolności bez Solidarności – to jest prawda, z którą przyszliśmy do Okrągłego Stołu. Do stołu przyszliśmy z więzień, spod pałek ZOMO, z żywą pamięcią tych, którzy przelali krew za Solidarność”. Wybory 4 czerwca

Po zakończeniu rozmów przy Okrągłym Stole Sejm PRL uchwalił zmiany w konstytucji, a Rada Państwa wyznaczyła termin wyborów na 4 czerwca i drugą turę 18 czerwca 1989 roku. Najważniejsze z punktu widzenia Solidarności było to, że przystępowała do wyborów już jako legalny związek zawodowy, bowiem 17 kwietnia warszawski sąd /29/


zarejestrował oficjalnie Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Solidarność. Zbliżające się wybory miały być testem dla opozycji, choć sam związek był już cieniem własnej potęgi. Podczas „karnawału Solidarności” do związku należało niemal 10 milionów osób. Po dziesięciu latach zaledwie 2 miliony. Opozycja miała walczyć w Sejmie o 161 mandatów, które zostały jej zagwarantowany przy Okrągłym Stole, pozostałych 299 mandatów automatycznie zarezerwowano dla PZPR, SD, ZSL i trzech małych ugrupowań katolicko-społecznych. Władza zachowywała w ten sposób pakiet kontrolny. Opozycja przystąpiła do wyborów jako Komitet Obywatelski Solidarność. Zachód nie ukrywał swoich sympatii dla polskiej opozycji. To z inicjatywy Jacquesa Seguela, wieloletniego doradcy prezydenta Francji François Mitterranda i specjalisty od PR-u, wysunięto pomysł, aby każdy kandydat opozycji występował na tle emblematu Solidarności wraz z zdjęciem Lecha Wałęsy. Do historii przeszedł słynny plakat wyborczy z wizerunkiem szeryfa z filmu W samo południe, w którego wcielił się Gary Cooper. Na plakacie widniało logo Solidarności i napis: „W samo południe 4 czerwca 1989”. /30/


8 maja 1989 roku ukazał się pierwszy numer „Gazety Wyborczej”. Opozycja otrzymała również – co prawda skromny, bo zaledwie godzinny – program telewizyjny „Studio Wyborcze Solidarność”. Było to wydarzenie bez precedensu. Ordynacja wyborcza, w tym kształcie pewne novum, nie należała wówczas do najbardziej przejrzystych. Miało być tak, że posłem zostawała ta osoba, która otrzymała ponad połowę głosów, a jeśli nikomu się to nie udało, to dwóch kandydatów z najlepszym wynikiem spotykało się w drugiej turze. Już 7 kwietnia 1989 roku Sejm, w ramach realizacji ustaleń Okrągłego Stołu, przyjął nową ordynację wyborczą. Ustawa stwierdzała, iż z krajowej listy wyborczej obsadzonych zostanie nie więcej niż 10% mandatów. Rada Państwa ustaliła, że tak wybieranych posłów będzie 35. Tak powstała Krajowa Lista Wyborcza (tzw. lista krajowa). Wybory 4 czerwca okazały się jednak przede wszystkim plebiscytem „za” lub „przeciw” władzy. Kandydatów władz PRL czekało ogólnonarodowe referendum. Głosowanie na „listę krajową” rządziło się nieco innymi niż obecnie mechanizmami: należało wykreślić tych kandydatów, których się nie popierało, a a zostawić pustą kratkę przy popieranym kandytacie. /31/


Opozycja postanowiła wykorzystać tę sytuację. Pojawiły się publiczne apele o skreślenie całej listy. Dokładnych instrukcji, w jaki sposób oddać głos przeciwko liście krajowej, udzielał w studiu radiowym Bohdan Tomaszewski a w telewizyjnym Studiu Solidarność – Jacek Fedorowicz. Dobrze poprowadzona kampania medialna opozycji spowodowała, że tylko 2 z 35 kandydatów przekroczyło próg 50% i uzyskało mandat. Byli to Mikołaj Kozakiewicz z ZSL oraz Adam Zieliński z PZPR. Prestiżową porażką było z pewnością to, że nie przeszedł m.in. były premier Mieczysław Rakowski, który otrzymał ponad osiem milionów głosów. Dziś takie poparcie zapewnia sobie Prezydent RP, wówczas nie wystarczało ono nawet na wejście od Sejmu. Jeszcze przed ukazaniem się pierwszego numeru „Gazety Wyborczej”, dwa dni przed wyborami 4 czerwca, po ośmiu latach przerwy ukazał się „Tygodnik Solidarność”, w nakładzie 400 tysięcy egzemplarzy. Kampania wyborcza kandydatów Solidarności były doskonale przemyślana i prowadzona z ogromnym polotem. Z pomocą przyszły gwiazdy światowego kina i muzyki, między innymi Jane Fonda i Stevie Wonder. Pomimo ogromnego zainteresowania mediów, ludzi nauki, kultury i świata zachodniego, frekwencja 4 czerwca 1989 roku nie była wysoka. Do urn wyborczych udało się zaledwie 62% obywateli, /32/


co było zaskoczeniem zarówno dla władzy jak i opozycji. W częściowo wolnych wyborach do Sejmu opozycja odniosła niekwestionowane zwycięstwo zdobywając 160 ze 161 mandatów w Sejmie i 99 mandatów senatorskich (z czego 7 dopiero w drugiej turze). Jedynym senatorem, który nie miał poparcia Solidarności był przedsiębiorca Henryk Stokłosa, który zdobył mandat w województwie pilskim. Po wyborach w Polsce zaczęła się formować demokracja parlamentarna, jeszcze ograniczona. Chociaż wybory nie były całkowicie wolne, z wyjątkiem Senatu, stanowiły jednak przełom, do którego nie doszło w żadnym innym kraju demokracji ludowej. Marszałkiem Sejmu wybrany został działacz ZSL Mikołaj Kozakiewicz, zaś marszałkiem zdominowanego przez opozycję Senatu działacz katolicki Andrzej Stelmachowski. W dniu 23 czerwca 1989 roku ukonstytuował się liczący 260 osób Obywatelski Klub Parlamentarny, na czele którego stanął profesor Bronisław Geremek. Opozycja rozpoczęła walkę, nie uliczną jak dotąd, ale parlamentarną, według twardych, ale demokratycznych reguł. Władze PRL miały się wkrótce przekonać o sile opozycji i jej organizatorskim kunszcie. Trzeciego lipca w „Gazecie Wyborczej” ukazuje się artykuł Adama Michnika pod znamiennym tytułem /33/


„Wasz prezydent, nasz premier”, w którym redaktor naczelny kreśli wizję poparcia przez opozycję kandydata PZPR na urząd prezydenta w zamian za tekę szefa rządu, którym był wciąż Mieczysław Rakowski. Oczywiście naturalnym kandydatem PZPR na urząd prezydenta był Wojciech Jaruzelski. Wyboru miało dokonać Zgromadzenie Narodowe. O wszystkim jednak zadecydowały zakulisowe gry. Szybko okazało się, że dotychczasowi koalicjanci PZPR, czyli ZSL i SD, nie zamierzają głosować na Wojciecha Jaruzelskiego. Z Zachodu zaczęły jednak napływać konkretne sygnały świadczące o poparciu dla kandydatury generała Jaruzelskiego. W lipcu do Polski przybył amerykański prezydent George Bush (senior), który osobiście namawiał Jaruzelskiego na urząd prezydenta. Poparcie nadeszło również ze strony francuskiego prezydenta François Mitterranda. Geopolityczne kalkulacje zwyciężyły. Dla Zachodu najważniejsze były wówczas przemiany w ZSRR, a osoba generała Jaruzelskiego miała stabilizować sytuację w Polsce i działać uspokajająco na ludzi z aparatu władzy. Sam generał nie był do końca przekonany do kandydowania i na XIII Plenum KC PZPR zapowiedział, że wycofuje swoją kandydaturę. Zaproponował na ten urząd generała Czesława /34/


Kiszczaka. Po rozmowach z działaczami Solidarności zdecydował, że jednak będzie kandydować. W dniu 19 lipca 1989 roku Zgromadzenie Narodowe zebrało się, aby dokonać wyboru prezydenta. Zadecydował dosłownie jeden głos, bowiem kilku posłów Solidarności, w tym m.in. Bronisław Geremek, oddało głos nieważny. Generał Wojciech Jaruzelski został Prezydentem PRL (od 31 grudnia 1989 roku Prezydentem RP). Równie ciekawie wyglądały zawirowania dotyczące teki premiera. Drugiego sierpnia rząd Mieczysława Rakowskiego podał się do dymisji a w jego miejsce powołano rząd Czesława Kiszczaka. To nie przypadło do gustu opozycji, ponieważ liczyła ona, że dzięki poparciu Jaruzelskiego uda się zrealizować hasło Michnika „wasz prezydent, nasz premier”. Solidarność pokazała wówczas, że zakulisowe gry nie są dla niej niczym nowym. Dotychczasowi koalicjanci PZPR – ZSL i SD, po serii rozmów, wydali oświadczenie, iż są w stanie wraz z Solidarnością stworzyć własny rząd. Słynne zdjęcie na progu Belwederu przedstawiające Lecha Wałęsę z Romanem Malinowskim z ZSL i Jerzym Jóźwiakiem z SD symbolizowało diametralną zmianę. Władza PZPR dobiegała końca... W tej sytuacji pozbawiony poparcia rząd Czesława Kiszczaka podał się do dymisji, a 24 sierpnia Sejm /35/


PRL X Kadencji (tzw. Sejm kontraktowy) powołał na urząd premiera byłego redaktora naczelnego „Więzi” Tadeusza Mazowieckiego. Był to ewenement w bloku socjalistycznym, bowiem szefem rządu zostawał człowiek nienależący do partii komunistycznej. Tadeusz Mazowiecki został zatem pierwszym niekomunistycznym premierem w całym bloku wschodnim, choć w jego rządzie zasiadali jeszcze członkowie PZPR. Jedenastu ministrów było z nadania Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego, 4 z PZPR i 3 z SD. Szefami resortów siłowych – MON i MSW – zostali członkowie PZPR. Wicepremierem oraz szefem MSW został generał Czesław Kiszczak. W swoim exposé Tadeusz Mazowiecki powiedział między innymi: „Rząd, który utworzę, nie ponosi odpowiedzialności za hipotekę, którą dziedziczy. Ma ona jednak wpływ na okoliczności, w których przychodzi nam działać. Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania”. Była to zapowiedź zerwania z historią PRL a zarazem jasna deklaracja o nierozliczaniu przeszłości. Liczyło się tylko tu i teraz, każdy, bez względu na przeszłość, miał białą kartę. W kolejnych latach Tadeusz Mazowiecki twierdził, iż chodziło przede wszystkim o nieponoszeniu /36/


odpowiedzialności za wcześniejszą sytuację gospodarczą. Szok bez terapii

Powołaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego towarzyszyły wielkie nadzieje i ogromne społeczne oczekiwania. Stan polskiej gospodarki był fatalny. Konieczność jej głębokiej przebudowy rozumieli wszyscy. Różne jednak były koncepcje tych zmian. O tym, jak potoczyły się losy polskiej transformacji, w dużej mierze zdecydował minister finansów w rządzie premiera Mazowieckiego, Leszek Balcerowicz. Była to w ówczesnych warunkach nominacja zaskakująca. Postać Leszka Balcerowicza nie była szerzej znana, a sam Balcerowicz właśnie przenosił się do Anglii. Tę kandydaturę forsował przede wszystkim bliski doradca Tadeusza Mazowieckiego, Waldemar Kuczyński. Wcześniej objęcia stanowiska ministra finansów odmówili profesor Witold Trzeciakowski i profesor Cezary Józefiak. Wydawało się, że dla opozycji nadal obowiązujący był wówczas program „Samorządna Rzeczpospolita”, zaproponowany przez Bronisława Geremka. Program uchwalony podczas I Krajowego Zjazdu Delegatów NSZZ Solidarność cechowało dokładnie to wszystko, co cechuje zachodnie koncepcje /37/


socjaldemokratyczne, czyli zakładał budowę państwa opiekuńczego w oparciu o społeczną gospodarkę rynkową. Tej tezie bliski był z pewnością sam premier Tadeusz Mazowiecki, który powtarzał, że „szuka nowego Erharda”, czyli kogoś podobnego do twórcy społecznej gospodarki rynkowej w Niemczech. Zwyciężyła jednak ostatecznie wersja neoliberalnego kapitalizmu, która święciła triumfy w latach osiemdziesiątych, zwłaszcza w USA w czasie prezydentury Ronalda Reagana (słynna reaganomika), i w Wielkiej Brytanii pod rządami premier Margaret Thatcher (taczeryzm). Obie koncepcje cechował jak najmniejszy interwencjonizm państwowy w gospodarce, niskie podatki, powszechna prywatyzacja oraz ograniczanie roli związków zawodowych. Dochodziły do tego wpływy zwolenników neoliberalizmu w międzynarodowych instytucjach finansowych, takich jak Bank Światowy czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy. W oparciu o Konsensus Waszyngtoński realizowano szokową terapię w zadłużonych wobec USA krajach Ameryki Łacińskiej, Azji Południowo-Wschodniej i Europy Środkowo-Wschodniej. Waldemar Kuczyński, doradca premiera Mazowieckiego, przyznał po latach, że „wtedy był czas liberałów”. W czerwcu, tuż po wyborach, do Polski przyjechał wpływowy finansista George Soros, który /38/


przygotował plan naprawy polskiej gospodarki, zwany „planem Sorosa”. Towarzyszył mu wówczas młody, choć już znany, ekonomista Jeffrey Sachs. W lipcu 1989 roku, kiedy nie został jeszcze powołany rząd premiera Tadeusza Mazowieckiego, ekonomista Jeffrey Sachs wraz ze swoim współpracownikiem Davidem Liptonem, spotkał się w Sejmie z posłami Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego. Pod koniec miesiąca obaj przedstawili „zarys programu gospodarczego Solidarności”. Pod koniec sierpnia ekonomiści, którzy współpracowali z Jeffreyem Sachsem i lansowali jego ekonomiczne tezy, utworzyli Zespół Ratowania Gospodarki. Słynny „plan Balcerowicza” był w dużej mierze realizowany przy udziale Jeffreya Sachsa, który został doradcą ministra finansów. Korzystając z jego koncepcji, wprowadzono wówczas w Polsce tzw. popiwek, czyli podatek od ponadnormatywnego wzrostu wynagrodzeń, co w dużej mierze przyczyniło się do spadku realnej wartości płac, przede wszystkim w przedsiębiorstwach prywatnych. Innym elementem polityki gospodarczej rządu była dywidenda, podatek od majątku trwałego firm państwowych. Premier Tadeusz Mazowiecki przyznał po latach, że z wielkim niepokojem słuchał, jak jego doradca, Waldemar Kuczyński, mówił /39/


o przedsiębiorstwach: „Co jest? Powinny już padać, a nie padają!”. Obietnice twórców „terapii szokowej” były jednak optymistyczne. Nie mogły być inne, bowiem rząd wywodzący się z Solidarności, największego ruchu pracowniczego w XX wieku, nie mógł otwarcie powiedzieć o kosztach społecznych tej terapii. Zapowiedzi „planu Balcerowicza” mówiły o recesji tylko przez rok, o spadku dochodu narodowego do 3,1%, bezrobociu nie większym niż 400 tysięcy i o inflacji w skali miesięcznej 13% procent w skali roku. Jak się później okazało recesja trwała 3 lata, PKB spadł w sumie o 20%, a bezrobocie przekroczyła 3 miliony. Robotnicy, którzy w sierpniu 1980 roku masowo opowiedzieli się po stronie Solidarności, ponieśli największe koszty przemian. Po latach profesor Karol Modzelewski, ten sam, który wymyślił nazwę Solidarność, stwierdzi, że w Polsce narodziła się „wolność bez braterstwa”. Zupełnie inną drogą transformacji lansowali inni ekonomiści, profesorowie Tadeusz Kowalik, Witold Kieżun, Grzegorz Kołodko, Zdzisław Sadowski. Ich głos był jednak skutecznie marginalizowany w myśl neoliberalnej maksymy, że „nie ma żadnej alternatywy”. Alternatywa była, jednak nie chciano o niej rozmawiać. /40/


Dnia 28 grudnia 1989 roku ustawy firmowane hasłem „plan Balcerowicza” w ekspresowym tempie zostały uchwalone przez Sejm. Senat nie wniósł żadnych poprawek. Prezydent Wojciech Jaruzelski ustawy podpisał. Reformy weszły w życie. Za reformą głosował również klub PZPR. Jedyny sprzeciw wyszedł ze strony lewicowych działaczy Solidarności skupionych w Grupie Obrony Interesów Pracowniczych, na czele której stali między innymi Karol Modzelewski – legenda opozycji, Aleksander Małachowski oraz ekonomista Ryszard Bugaj. Małachowski, późniejszy wicemarszałek Sejmu i przewodniczący Solidarności Pracy, powiedział: „Byliśmy wtedy trochę jak barany prowadzone na rzeź i łatwo ulegliśmy obietnicom polityków mających decydujący głos w praktycznym wcielaniu w życie szkodliwych rozwiązań. Nie zdziwiłbym się, gdyby nadeszła chwila rozliczenia nas, posłów Sejmu kontraktowego, z lekkomyślnego przyzwolenia na terapię szokową Balcerowicza, będącą w rezultacie przeogromnym atakiem na prawo człowieka do minimum egzystencji, atakiem na godność życia milionów ludzi”. Z kolei Karol Modzelewski nie ukrywał, że głosowanie przeciwko antypracowniczym ustawom jest obowiązkiem posłów i senatorów, którzy wywodzili się ze świata pracy: „Gdy tylko pojawiły się pierwsze nieoficjalne przecieki, /41/


na czym ma polegać plan Balcerowicza, byłem zbulwersowany jego dramatycznie antypracowniczym i antysocjalnym charakterem. A jeszcze bardziej bulwersowała mnie gotowość posłów i senatorów OKP do jego przyjęcia. W końcu byliśmy wybrani pod sztandarami Solidarności i to świat pracy mieliśmy w parlamencie reprezentować”. „Terapia szokowa” nie mogła się powieść bez sprzyjającego klimatu społecznego, który istniał w tym czasie w Polsce. Reformy rządu w myśl neoliberalnych koncepcji musiały mieć oparcie przede wszystkim w mediach. Przeciwników zmian rzadko kiedy można było usłyszeć w debacie publicznej. Jedno z najbardziej popularnych stwierdzeń brytyjskiej premier Margaret Thatcher, że TINA (there is no alternative), czyli „żadna alternatywa nie istnieje” było niemal świętym hasłem, który wyznaczał niepodważalny kierunek zmian gospodarczych, społecznych i politycznych. To stwierdzenie powtarza się skutecznie także dzisiaj. W drugiej połowie sierpnia 1989 roku trwała medialna ofensywa neoliberalnej koncepcji, której rzecznikiem stała się „Gazeta Wyborcza”. Ukazały się wówczas dwa numery poświęcone tej tematyce: 23 sierpnia pojawił się artykuł Czy Sachs powtórzy sukces Grabskiego?, a dzień później Plan Sachsa. /42/


Wydaje się, że najbardziej znacząca, decydująca o kształcie polskiej transformacji, była rozmowa 11 grudnia w sali zegarowej KPRM. Spotkali się wówczas: premier Tadeusz Mazowiecki, dyrektor Międzynarodowego Funduszu Walutowego Michel Camdessus, minister finansów Leszek Balcerowicz i doradca premiera Waldemar Kuczyński. Premier polskiego rządu zaakceptował warunki pomocy MFW. Profesor Leokadia Oręziak, specjalistka w dziedzinie finansów międzynarodowych i rynków finansowych z SGH, mówiła: „Istota polityki realizowanej przez MFW, a także BŚ, sprowadzała się do przymuszania słabszych państw do otwarcia swoich rynków, a jednocześnie do chronienia rynków krajów wysoko rozwiniętych. Dzięki temu, że Fundusz stał się w praktyce ostatnią deską ratunku dla wielu krajów potrzebujących pomocy finansowej, był (i dalej jest) w stanie uzależniać przyznanie pożyczki od spełnienia określonych, surowych warunków”. Wielu ówczesnych zwolenników „terapii szokowej” po latach zmieniło zdanie. Jedną z ważnych osób był Jacek Kuroń, ówczesny minister pracy, który po latach wyznał swoje winy: „Byłem człowiekiem odpowiedzialnym za nowy ład w tym kraju i muszę powiedzieć: przepraszam Państwa, spieprzyłem to”. Podobnie uważał historyk idei związany z Solidarnością profesor Marcin Król, /43/


który udzielił kilka lat temu obszernego wywiadu pod jakże wymownym tytułem Byliśmy głupi. Były premier Marek Belka powiedział w 2015 roku, że „na Zachodzie liberalna narracja typu balcerowiczowskiego jest już dziś pewnym folklorem”. Okrągły Stół i cała transformacja okazały się fenomenem na skalę światową. To była bezkrwawa rewolucja, w której praktycznie z dnia na dzień zmienił się ustrój, choć w Europie istniał jeszcze ZSRR i Układ Warszawski. Kiedy w listopadzie 1989 roku runął mur berliński – symbol zimnej wojny – w Polsce odbyły się częściowo wolne wybory i powstał pierwszy niekomunistyczny rząd. To z Polski wyszedł impuls do wolnościowych i demokratycznych zmian, które doprowadziły do upadku systemu komunistycznego. W pierwszych latach wolności cena była jednak bardzo wysoka. Masowe bezrobocie, rozwarstwienie społeczne, upadek wielu zakładów pracy, prywatyzacja. Dla niemałej części polskiego społeczeństwa transformacja okazała się szokiem. Warto wyciągnąć z tego wnioski na przyszłość. Nie udało się bowiem po 1989 roku zbudować społecznej gospodarki rynkowej, której zapis znalazł się następnie w artykule drugim Konstytucji RP z 1997 roku. Mimo wyborczej klęski lewicy w 1989 roku nie był to jej kres. Zaledwie cztery lata po Okrągłym /44/


Stole i zmianie ustroju pod hasłem „Tak dalej być nie musi” koalicja lewicy skupiona wokół Sojuszu Lewicy Demokratycznej wygrała wybory parlamentarne otrzymując 20,4% głosów i 171 mandatów. Na sukces wyborczy lewicy złożyło się wówczas kilka czynników. Najważniejszym z pewnością były koszty społeczne reform Leszka Balcerowicza, reform, które realizowały postsolidarnościowe elity. Drugim ważnym czynnikiem była „wojna na górze” na prawicy, która rozpoczęła się od kampanii prezydenckiej w 1990 roku, kiedy to naprzeciwko siebie stanęli dwaj bliski przyjaciele: Lech Wałęsa i Tadeusz Mazowiecki. Rząd SLD–PSL, który wówczas powstał, doprowadził do szybkiego rozwoju gospodarczego. Rząd firmował autorski program wicepremiera i ministra finansów profesora Grzegorza Kołodki Strategia dla Polski, który odchodził od neoliberalnego planu Balcerowicza. Skuteczna realizacja Strategii zaowocowała wzrostem PKB na mieszkańca w latach 1994–1997 realnie o 28%, spadkiem bezrobocia o 1/3 i inflacji o 2/3. Polska została w 1996 roku przyjęta do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju OECD. Dwa lata po wygranych przez lewicę wyborach, w 1995 roku legendę Solidarności, Lecha Wałęsę, w wyborach prezydenckich pokonał Aleksander Kwaśniewski, uczestnik Okrągłego Stołu, minister /45/


do spraw młodzieży w rządzie Zbigniewa Messnera a następnie przewodniczący Komitetu Młodzieży i Kultury Fizycznej. Od 1993 przewodniczył on Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego. Kandydat lewicy prowadził swoją kampanię w oparciu o hasło „Wybierzmy przyszłość”, zyskując rzesze zwolenników zmęczonych prezydenturą Lecha Wałęsy. W drugiej turze wyborczej pokonał byłego przewodniczącego Solidarności, zdobywając 51,7% głosów. Swoją klasę i zaufanie społeczne Aleksander Kwaśniewski potwierdził pięć lat później, kiedy wygrał w cuglach wybory prezydenckie już w pierwszej turze. Rok po jego sukcesie wyborczym SLD wygrało wybory parlamentarne, zdobywając – bagatela! – 41,04% głosów. Liderem SLD a następnie premierem był wówczas Leszek Miller, również uczestnik obrad Okrągłego Stołu, sekretarz i członek KC PZPR, późniejszy minister pracy i polityki socjalnej i szef MSWiA w rządach Waldemara Pawlaka, Józefa Oleksego i Włodzimierza Cimoszewicza. W Atenach 16 kwietnia 2003 roku ówczesny premier Leszek Miller i szef MSZ Włodzimierz Cimoszewicz podpisali w imieniu Polski traktat akcesyjny. W referendum akcesyjnym 7 i 8 czerwca 2003 roku, Polacy zdecydowali o przystąpieniu do Unii /46/


Europejskie, zaś 1 maja 2004 roku Polska stała się pełnoprawnym członkiem UE. Droga od Okrągłego Stołu do Unii Europejskiej okazała się długa i kręta, ale warto było podjąć ten wysiłek. Dzięki temu spełniło się marzenie kilku pokoleń Polaków, zaś udział lewicy w jego realizacji jest ogromny. Okrągły Stół był w polskiej historii niewątpliwym fenomenem. Nigdy wcześniej bowiem politycznego sporu nie rozwiązywano za porozumieniem stron. W polskiej historii mamy zdecydowany deficyt pojęcia kompromis i to między innymi dlatego dziedzictwo Okrągłego Stołu jest dziś tak deprecjonowane. Problemy, jakie wynikły po Okrągłym Stole, nie wynikają z sensu porozumień tam zawartych, ale z błędów, które popełniały rządy wolnej już Polski.

/47/


Wydarzenia roku 1989 w Polsce, w tym przede wszystkim obrady Okrągłego Stołu i ich konsekwencje, stanowią wdzięczny, a przede wszystkim niezwykle interesujący temat dla historyków, politologów czy socjologów. Równolegle do opracowań naukowych powstaje coraz więcej książek publicystycznych i wspomnień uczestników tamtych wydarzeń. Przemysław Prekiel, autor niniejszej publikacji, umiejętnie połączył swój warsztat naukowy z wartkim, dziennikarskim stylem. Przedstawiony opis wydarzeń poprzedzających rozpoczęcie obrad Okrągłego Stołu oraz ich przebieg i konsekwencje w postaci końca władzy PZPR w Polsce, dobrze oddają atmosferę tamtego czasu. Autor stara się uczciwe przedstawić racje obu stron ówczesnego politycznego sporu. Podkreśla oczywiście zaangażowanie przedstawicieli tzw. opozycji demokratycznej, ale nie zapomina także o rządzie i poszczególnych członkach KC PZPR, starających się doprowadzić do rozpoczęcia rozmów i do pomyślnego ich zakończenia. Docenienie determinacji części strony partyjno-rządowej dążącej do przełamania impasu i docenienie zaangażowania się w dialog z opozycją stanowią niekwestionowaną wartość tego tekstu. W ukazujących się do tej pory publikacjach daje się zauważyć (poniekąd zrozumiałą) tendencję do podkreślania zasług tylko jednej strony. Tymczasem, jak to zwykle bywa, powodzenie tak skomplikowanego procesu politycznego byłoby niemożliwe bez jednakowego zaangażowania wszystkich. Dzięki dobrze wyważonym proporcjom i odpowiednio rozłożonym akcentom Autorowi udało się obiektywnie opisać i przedstawić wydarzenia roku 1989 i trudny temat obrad Okrągłego Stołu.

dr hab. Krzysztof Wasilewski

ISBN 978-83-939164-0-5


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.