Zadowolenie rysowało się również na twarzy Augusty. Pomagała porządkować pomieszczenia, wycierała kurze, zawieszała firanki, czasem coś powiedziała, ale na ogół nuciła sobie pod nosem. Nie kryła swojej radości z bycia razem z Marią Luizą i Franciszką, chociaż jej serce trochę tęskniło. Urodziła się na wsi i tam dorastała. W Nysie brakowało jej bezmiaru zielonych pól, pięknych lasów, nie mogła rozkoszować się niebem, którego nic nie zasłaniało… W mieście było inaczej, ale chęć bycia razem z Marią Luizą okazała się większa od tęsknoty za rodzinnymi stronami. – Może wam coś potrzeba? – pytała od czasu do czasu pozostałych kobiet. – Niczego, Augusto, mamy to, co najbardziej potrzebne i jesteśmy już na swoim – odpowiadała głośno Maria Luiza. – Teraz musimy prosić Pana Boga, aby nam pomógł znaleźć pełne zrozumienie u władz kościelnych i państwowych, żeby nas zatwierdzili… – Na pewno! W urzędzie miasta patrzą na nas o wiele bardziej przychylnie niż dawniej – podjęła Franciszka – nawet dla własnej korzyści nas zaaprobują… rozwiązujemy im tyle problemów, pozwalamy im oszczędzić sporo pieniędzy. – Może i masz rację, ale teraz chodzi o zatwierdzenie przez ministerstwo, a to już większa sprawa! Nawet jeśli w urzędzie miasta nas akceptują, bez wnikania z jakich powodów, to pewnie niewiele ma to wspólnego z zatwierdzeniem naszego Stowarzyszenia przez władze wyższe… Niestety, z tego co mi wiadomo, zresztą jak i tobie, wiemy, że będą stawiać zastrzeżenia… Inne zgromadzenia prosiły o zatwierdzenie i na koniec wszystkiego zostały rozwiązane, niekoniecznie z własnej woli. – Jeśli to zatwierdzenie sprawia tyle kłopotów, to może lepiej o nie nie prosić – nagle wtrąciła Augusta,
10