Bezkres NR 7 - 2/2020

Page 1

BEZ{

}

KRES

NR 2 (7)

LUTY

2020 A.D.

ROK II

(druk) ISSN 2658-0381 e-ISSN 2658-039X

cena wydania papierowego

20 PLN (8% VAT)


Drodzy Przyjaciele BEZKRESU

Zwracam sie do Was z gorącą prośbą. Dzięki Waszym zachętom, Waszemu wsparciu, Waszym tekstom i Waszym uwagom udało nam się wydać już wiele numerów naszego pisma. Chcielibyśmy to dzieło kontynuować. Nie da sie jednak drukować go bez Waszego wsparcia finansowego. Pokornie proszę o pomoc w zebraniu funduszy na druk kolejnego numeruo. Liczy sie każda złotówka. Każda wpłata.

zrzutka.pl/c3c6vg strona: 2

lub Kod BIC (Swift): BPKOPLPW IBAN PKO BP: PL 66 1020 4027 0000 1102 1442 2317 ADAM GRZELĄZKA – BEZKRES DAROWIZNA ŻELAZNA 18B/13 61­064 POZNAŃ P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

Redaktor naczelny Adam Grzelązka


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

W numerze: POEZJA

Tristan Korecki Rozmowa (fragment): 26 Szymon Mamala Miłość: 26 Piotr Michałów Tajemnicza Nieznajoma: 27 Tomasz Klarecki zielone pomidory: 27 o czym myślę leżąc...: 27 Anna Maria Mickiewicz Kolejna wiosna...: 28 Regent’s Park: 28 Werka Sikorska Jesteś dla mnie rosą: 28 Tadeusz Zawadowski Czas wyjścia: 29 Granice miłości: 29 Zostanie miłość: 29 Monika Zalewska Dwa słowa: 29 Chciałabym: 29 Słowa: 29 Małgorzata Fabrycy Sonet do cienia Izabella Teresa Kostka Rozłąka: 33 Białe noce: 33 Biustonosz: 33 Kiedy: 33 Just Leokadia I can't have you: 33 Renata Jakubowska High life: 35 Kasia Dominik Zauroczenie: 36 Ten jedyny: 36 Zamilknij: 36 Odpowiednie słowa: 36 Tęsknota: 37 Krzysztof Dąbrowski Kamień: 38 Gdybym: 38 Joanna Korecka Zawiesimy nasz obraz: 44 Paweł Bagiński Razem ponad...: 51 Arek Chaber Rower. Dla żony.: 51 Samuel Padło Przemijanie: 52 Wspomnienia: 52 W pamięci: 52 Rafał Chodak Mrugnęła: 53 Chciałbym: 53 Adam Gabriel Grzelązka Park: 60 Zbudź się Muzo: 60 Pisać: 60 Gdy miłość nadchodzi: 60 Marcin Lenartowicz Miasto.Wyspa.Statek.: 52

LITEWSKA Guoda Taraškevičiūtė Metafizyka piękna: 30 Reminiscencja lat dziecięcych: 30

REALIZM TERMINALNY Massimo Silvotti Dłonie z porcelany: 32 Słowa Phlebasa: 32 Wspomnienie barchanu: 32

AFORYZMY Klaudia Piotrowska Aforyzmy: 27 Zbigniew Kurzyński Aforyzmy: 35

FRASZKI Zbigniew Kurzyński Fraszki: 17, 61

WIAD Adam Gabriel Grzelązka Wywiad z Radosławem Zielińskim: 4 Anna Majewska Wywiad z Bogdanem Dmowskim

ESEJE Adam Gabriel Grzelązka Zasmakować w Bibliotece I

RECENZJA Izabela Zubko Nie zawsze jest jutro: 52 Abecadło uczucia: 53 Katarzyna Szymańska Dobro vs Zło: 54 Krzysztof Graboń Pragnienie stawiania pytań...: 55 Naprawiając mechanizmy duszy: 56 Manifestacja osobowości poety: 57

D R A M AT Aleksandra Zielińska Podboje: 40

PROZA

Kasia Dominik Zapach miłości: 36 Pamiętna pierwsza miłość: 37 Karolina Gromelska W ogrodach myśli...: 38 Aleksandra Zielińska Pocia: 39 Julia Kleszczonek Gdzieś pomiędzy: 41 Monika Maksimczyk Zęby szczęścia: 43 Roland Hensoldt Najprawdziwsza miłość: 45 Renata Jakubowska Świąteczne pragnienie: 47 T Ł U M AC Z E N I A Agata Żurek Fiołek: 48 NIEMIECKA Zofia Maćkowska Christa Beau Czas wzrostu: 49 W świetle: 10 Marusz Żmuda Trzy siosrty: 50 FRANCUSKA Inga Rzynska Jean-Michel Maulpoix Zabij swoich ukochanych: 58 Substancja nieba...: 13 Tristan Korecki Tutejszy błękit... : 13 Dzień walki z czerwcem: 59 Wszystko co kochałem: 13 Francis Jammes P OW I E Ś Ć Nadejdziesz…: 31 Przemysław Zarychta Gdybyś mógł…: 31 Michalski IV

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 3

Radosław Zieliński Moje wiersze: 4 Wywiad: 5 Myśl: 5 Przemysław Zarychta Już dawno nie widziałem Ciebie: 7 Miłosna pomyłka?: 7 Czerwona róża: 7 Adam Żemojtel Spopielone myśli: 8 Gabriela Krawczyk Należy się jej ostatni wiersz: 8 Iza Smolarek Art.: 8 Miło (ść): 8 Rzeka: 8 Alex Slawinski Bez-Gra-Niczna: 9 Zanim przyjdzie mleczarz: 9 Anna Wrocławska Wspomnienie: 9 Grecka filozofia: 9 Przepraszam: 9 Poranek: 9 Izabela Kasprowicz-Żmuda Matko Pięknej Miłości...: 10 Ewelina Sikorska tęsknota: 10 Aleksandra Zielińska Na boskim parkiecie: 11 Z tego nic nie będzie: 11 Tęsknota: 11 Seweryn K. Topczewski Koncert zmysłów: 11 Zostałem...: 11 Z tej strony: 11 Anna Buchalska *** (tęsknota za miłością...): 12 Grażyna Werner Nasze podróże: 14 Dla ciebie: 14 Ból: 14 Radosław Marcin Bartz Miłość – jak to łatwo napisać: 14 Na skraju zieleni: 14 Pewnego razu w parku: 14 Beata Borkowska Zasnęłam: 14 Agnieszka Mohylowska Wspomnienie: 15 Emilia Pilarska-Ciesielska Rok w sobie: 15 Kocham: 14 Arkadiusz Morawski Letnia tęsknota: 15 Bogumiła Salmonowicz na rozstajach: 15 nauczyć skórę: 15 Beata Śliwka Baw się: 16 Drżenie: 16 Pieszczota: 16 Adam Nowaczuk Przyjaciel: 16 Koncert: 16 Ostatnie pożegnanie: 16 Czy płakać… czy szukać nadziei?!: 16 Krzysztof Nowaczuk Gdy…: 17 Hanna Krugiełka *** (Obudzę się kiedyś...): 17 *** (Zasypiam wtulona...): 17 *** (Zamknęła marzenia...): 17 *** (Podlewam łzami...): 17 Barbara Hajna Powiedz...: 18

Ewelina Czajkowska *** (Piję łyk za łykiem...): 18 *** (Gdzie ty jesteś...): 18 *** (Z jakiegoś powodu...): 18 Barbara Medajska Wszystkie twoje miłości: 19 Iwona Anna Dylewicz *** (noc rozpuściła...): 19 *** (ukryłam cię...): 19 Dla Ciebie: 19 Ireneusz Wieczorek Drugi brzeg: 19 Rozmijanie: 19 Henryka Ziaja Tylko ty: 20 Nie bój się życia: 20 Dla ciebie: 20 Halina Ewa Olszewska Pierwsza miłość: 20 Przebudzenie: 20 Kasia Stankiewicz Tęsknię: 20 Anna Marszewska Letarg: 21 Snem na jawie: 21 Oczekiwanie: 21 Celina Mioduszewska Tęsknić i marzyć: 21 Zwątpienie: 21 Krzysztof Graboń Wyprawa po nicość: 22 Pokazując flesze: 22 Olaf Polek Zaśnij: 22 Mariusz S. Kusion Przemilczeć zrozumienie: 22 Wcielenie: 22 Beata Dobrzeniecka Poezja: 22 Natalia Kamińska Melancholia: 23 Nostalgiczna tęsknota: 23 Słonecznik: 23 Patrycja Kalkowska Sentyment: 23 Pamiętam: 23 Koniec: 23 Paulina Dudzik Do Pana: 23 Tomasz Rudnicki kochając z oddali: 24 walc utraconej miłości: 24 Żaneta Rakowska W twoich dłoniach: 24 Łaknienie: 24 Małgorzata Micherda miłośnicy miłości: 24 nie w porę: 24 Dorota Maluchnik *** (dłutem ręki uwieczniasz...): 24 Regina Sobik Miłość jak róża: 25 Dopóki: 25 Anna Skrzypek Poziomki: 25 Magdalena Idryjan Sprzeciw: 25 Kamila Ciołko-Borkowska *** (Czy czujesz magię...): 26 *** (Daj mi spić z twoich ust...): 26 Sylwia Konopka-Kuszmar *** (kolekcjonuję...): 26 moskitiera: 26 Zofia Maćkowska droga do (s)pokoju: 26 Monika Maksimczyk Dylemat: 26


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Czym jest dla ciebie poezja? Nie wiem. Nie rozumiem jej do końca i nigdy chyba nie starałem się tego zrobić. Nie mam ulubionych autorów. Ulubionych książek. Nie wzoruję się na nikim. Po prostu piszę wiersze, poprzez które wyrażam siebie zewnętrznie i wewnętrznie i odnajduję swoje miejsce w rzeczywistości.

Kim jest poeta?

Są radością wypowiedzi, krzykiem zagubionego Konfrontacją istnienia i codzienności Są lustrem, które odbija wszelkie moje uczucia Są azylem dla moich wątpliwości Moje wiersze są drogą do wszystkiego Są jednocześnie wolnością i obnażeniem słabości Są wyprzedażą, zwrotka po zwrotce, mojego życia I są moją drogą do nieśmiertelności

No cóż. Moja wypowiedź chyba się nie spodoba ale… poeta, według mnie oczywiście, to ktoś, kto tworzy wiersze zawodowo, działa i udziela się na polu literatury, jest uznaną osobą w świecie kultury, od tej kultury lokalnej aż po narodową czy światową. To ktoś, kogo się wydaje, kogo się Nie wiem, dlaczego piszę wierszem. Myśli same układają czyta. Ktoś do utworów którego się wraca. Dlatego też ja się w strofy, zwrotki, rymy. Być może dlatego, że wiersz jest siebie nie uznaję za poetę. Dla mnie, co się tyczy mojej osoby , krótką wypowiedzią, treściwą, skompresowaną w swoim to zbyt wygórowane słowo.

Dlaczego poezja? Czemu piszesz wiersze? Jak to się zaczęło?

WYWIAD

Jak stać się poetą? Patrz powyżej.

Jak powstają twoje wiersze? Spontanicznie. Pomysły na wiersze rodzą się w chwili. Wystarczy słowo, gest, zdanie wypowiedziane gdzieś na ulicy i w mojej głowie zaczyna się lawina rymów, tworzy się sens i obraz wyrastający ponad to zdarzenia. Zawsze jest to zapis tu i teraz. Na daną chwilę, na dane samopoczucie. Nigdy nie zapamiętuję swoich wierszy. Nie umiem przytoczyć z pamięci ani jednego wiersza. Nigdy też nie poprawiam wierszy, gdyż uważam, że taka ingerencja wypacza wypowiedź. Zniekształca chwilę czy czas jego powstania. Zniekształca mnie. Jeżeli odnajdę inne spojrzenie na tematykę powstałego wcześniej wiersza zawsze wtedy piszę nowy. Na nowy czas, na nowe miejsce, na nowy nastrój, na nowy pogląd

Gdzie szukasz inspiracji? Co napełnia cię natchnieniem? Co cię motywuje?

Moje wiersze Moje wiersze są prawdziwie szczere Są realnością świata, który we mnie żyje Spowiedzią czasu i zapisem chwili Są mną i tym, co się wewnątrz mnie kryje

strona: 4

sensie, bez zbędnego opisywania, bez tworzenia schematu. W latach szkolnych nigdy nie lubiłem języka polskiego, nie byłem orłem w tej dziedzinie, a już analiza czy interpretacja wierszy była dla mnie zmorą. Być może to, że teraz piszę wiersze, jest karą od losu za lata młodości. Jak się zaczęło? Od wojska. Tam napisałem swoje pierwsze utwory (lata 1982-84). W zasadzie z nudy, gdy podczas pełnienia warty trzeba było kilka godzin w nocy przesiedzieć na funkcji czuwania. Niestety w zasadzie wszystko, co wtedy napisałem, a było tego ponad sto utworów, poszło do kosza. Nie przetrwały krytyki mojego otoczenia. Pozostało mi może niewiele ponad dziesięć wierszy z tamtego okresu i przez najbliższe dwadzieścia lat wstręt do własnej twórczości. Ponownie sięgnąłem do pióra gdzieś około 2005 roku. Napisałem krótką rymowankę podczas jakiejś imprezy firmowej i… poszło lub jak kto woli – załapałem bakcyla. Piszę do dzisiaj, a na swoim koncie mam ponad 2700 utworów – liczę wszystko, co wyjdzie mi spod pióra.

Słowa, które topię w atramencie Są odbiciem rozterek duszy Kompozycją uderzeń serca Są myślą, która o papier pokoleń, swój sens kruszy

Nie szukam inspiracji. To ona mnie znajduje. Ona jest wszędzie i w zasadzie to od niej zależy, czy i gdzie się spotkamy i najczęściej nie uprzedza o takim spotkaniu. Pojawia się znikąd, w dowolnym momencie dnia czy nocy, w nieprzewidywalnych miejscach rzeczywistości, a ja z niewiadomych mi przyczyn zawsze tam jestem. Jedynymi wyjątkami jest pisanie wierszy na zamówienie. W tych przypadkach szukam motywacji do natchnienia.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Myśl

Wywiad

Dostrzegam niedostrzegalne, dotykam niedotykalne Słyszę niesłyszalne, widzę niewidzialne Niepojęte analizuję, uczucia smakuję A potem to wszystko mieszam I w słowach zapisuję

Wywiad Dyktafon, mikrofon Czysta biel kartki Pytania jeszcze nie zadane Słowa się ważą Sens, myśl, logika Czy wyjdę na głupka Na mędrca, czy na magika

Jak rozwijasz swój warsztat poetycki?

Kto prawdę zrozumie? Kto kłamstwo zechce pojąć? Być kimś czy sobą? Stracić czy wygrać? Sprzedać swoje tajemniczości Czy pozostać w zamku indywidualności? Wywiad Słowa rzucone Smaczne, niesmaczne Nazbyt życiem przesolone Z serca wyrwane Kawa na ławie Uśmiechem interpretacji szczypiące uszy Ot – wywiad – targowisko duszy

Talent to nadprzyrodzona zdolność do robienia czegoś. Łatwość i pewna wszechstronność wykonywania czynności. To zjawisko, które nie wymaga adaptacji, nauki czy otoczenia środowiskowego. Po prostu jest. Gorzej jest z natchnieniem. W tym przypadku, żeby mówić o natchnieniu, musimy wiedzieć, że coś takiego występuje, że jest nam potrzebne i że wiemy, do czego go zastosować. Myślę, że natchnienie jest pięknem duszy i kolorytem myśli. Jest tym cudownym wewnętrznym zjawiskiem, które przekłada się na wyjątkową indywidualność sztuki.

Kiedy sięgasz po pióro? W jakich sytuacjach?

Twoje książki poetyckie – jak powstały? O czym są? Dlaczego takie, a nie inne wiersze? Jak do tej pory wydałem (internetowo) cztery książki. Kolejna jest w przygotowaniu i ukaże się na początku 2019 roku również w wydaniu internetowym. Dlaczego tak? Bo „profesjonalne” wydanie książki jest dla mnie zbyt drogie. Najzwyczajniej mnie nie stać na to. Wszystkie moje tomiki nie są książkami tematycznymi. Są zapisem mojej codziennej twórczości z kolejnych lat i dotyczą całego spektrum uczuć, doznań, przeżyć, wzlotów, upadków, zwątpień i nadziei zwykłego człowieka. Jak do tego doszło? No cóż… Droga była długa. Pierwsza z nich ukazała się dopiero w roku 2015 po namowie rodziny i przyjaciół. Do tego czasu pisałem „do szu lady” i wierszami dzieliłem się tylko z najbliższymi. W zasadzie moje dzieciaki zaczęły wiercić mi dziurę w brzuchu na zasadzie – zrób coś z tym, zrób coś z tym, wydaj to, zrób coś z tym… i stało się. Wydałem „bom pełen sprzeczności” gdzie zawarłem wybór swoich wierszy napisanych do 2014 roku. I tak już poszło. Kolejne książki to wiersze z lat 2015, 2016, 2017. Muszę jeszcze nadmienić, że wszystkie wydałem w ilości 50 egzemplarzy każdą. Tylko dla znajomych i rodziny. Na rozdanie. Oczywiście wszystkie są dostępne w kilku księgarniach internetowych lub na stronie wydawnictwa pod adresem wyczerpane.pl.

WYWIAD

Czym jest talent? Czym jest natchnienie? Skąd się biorą?

Nie rozwijam go. Jak już wspominałem, nie znam się na poezji. Nie zależy mi na tym by, pisać poprawnie językowo, gramatycznie itp. Nie przykładam do tego wagi. Ja chcę tylko wyrazić to, co czuję. Chcę przekazać swój pogląd i ogląd sytuacji, codzienności, rzeczywistości otoczenia i uczuć, które są we mnie, które mnie cieszą i które mnie bolą. A w jakiej formie to uczynię, jest mi całkowicie obojętne. Dla mnie najważniejsze jest zrozumienie tego, co piszę, zrozumienie mojego przekazu, a nie, czy w czwartym wierszu brakuje jednej sylaby, a rymy są w niepoprawnej kolejności.

Biogram: kilka słów o mnie

Po pióro sięgam zawsze wtedy, kiedy najdzie mnie na to potrzeba. Nie mam ram czasowych. To jest poza mną. Radosław Zieliński (ur. 1963) absolwent Uniwersytetu Nieobliczalne terminowo ani lokalizacyjnie. Zawsze staram Warszawskiego (polityka społeczna) i Politechniki się zapisać najmniejszą nawet myśl, aby nie uciekła. Warszawskiej (BHP). Dotychczasowe publikacje: • „Bom pełen sprzeczności” – 2015, wydawnictwo Sowa • „A choćbym i….” – 2016, wydawnictwo Sowa Nic. Jak mam pomysł na wiersz, to go po prostu realizuję. • „W deszczu słów” – 2016, antologia Klubu Poetów Bez względu na to, czy jest cicho, czy głośno, czy sucho, czy Niepokornych, wydawnictwo Krywaj mokro, czy jest spokój, czy akurat jadę metrem. • „Na źdźbłach myśli” – 2017, wydawnictwo Sowa • „Moje siódme niebo” – 2018, wydawnictwo Sowa

Co ci przeszkadza w pisaniu?

No cóż… Biorę je na przeczekanie. Na ogół szybko przechodzi. P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 5

Jak sobie radzisz ze zniechęceniem?


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

strona: 6

WYWIAD

AM: W momencie, kiedy zrodził się pomysł spisania rozmowy o twojej pasji - powiedziałeś zdanie, które zwróciło moją szczególną uwagę – otóż stwierdziłeś, iż wrażliwości nie można się nauczyć, ją po prostu się ma, i można ją tylko doskonalić. Czy mógłbyś rozwinąć tę myśl? Nie rodzimy się przecież z takim samym bagażem cech, mamy inną uważność. Jeśli ja wzruszam się, śmieję lub czuję gniew czytając wiersz, oglądając film czy przedstawienie niekoniecznie Ty będziesz czuł podobnie, możesz też pozostać obojętny. BD: Skalę wrażliwości kształtujemy podczas całego swojego życia. Wpływ na nią ma wychowanie, środowisko i zbierany bagaż doświadczeń. Niekiedy jednak ta wrodzona iskra jest tak mocna, iż niektórzy z nas czują głębiej, ekstremalnie reagują na otoczenie. Tak są zaprogramowani przez naturę. Nadwrażliwi - w pozytywnym sensie. I ja taki jestem, taki „inny” się urodziłem. Młody człowiek często nie

najmłodszych lat. Obsługiwałem wszystkie szkolne akademie. Marzyłem o tym by zostać aktorem. Okazało się jednak, że konkurencja była lepsza i nie zostałem przyjęty do szkoły aktorskiej. Miałem natomiast to szczęście i możliwość by zawodowo realizować moje zamiłowania artystyczne. Pracowałem w OPERETCE WROCŁAWSKIEJ jako artysta chóru, byłem też członkiem MAZOWSZA. Z perspektywy czasu stwierdzam, że to było moje długoletnie przygotowanie do MOJEJ PRZYGODY Z POEZJĄ. Każdy człowiek powinien mieć jakieś hobby, pasje. Najlepiej jak to łączy to z pracą zawodową. Pasja jest czymś, co pozwala się nam otworzyć, spełnić, być szczęśliwym. Pasja jest źródłem radości, odprężenia. AM: Skąd pomysł z YT? BD: Mieszkając już w Niemczech, spotkałem polonijnych artystów. Tam zaprzyjaźniłem się z poetką, która zainspirowała mnie do recytacji wierszy. YOUTUBE jest

rozumie, dlaczego jest czulszy ale intuicyjnie kieruje się ku Największą Sceną Świata. Zapragnąłem TAM zaistnieć. artystycznym zainteresowaniom, zaczyna próbować swych sił AM: Kochanowski, Poświatowska, Gałczyński, w malarstwie, rzeźbie, muzyce, tańcu, fotografii. Tam jest w Okudżawa, Twardowski… to literacka liga mistrzów, czytasz swoim świecie. W tej materii się DOSKONALI - wyostrza też utwory twórców współczesnych, również tych swoją wrażliwość. Jeżeli ma możliwość, dzieli się nią ze nieznanych, piszących do szu lady. Gdybym podarowała Ci światem, jeżeli nie, sercem i myślami zawsze pozostaje przy swój wiersz, to jaki musiałby być, żeby trafił do Twojego tym co kocha, wielu też wrażliwość skrywa - wstydzi się… Wydaje mi się, że ścisłe, analityczne umysły czują inaczej – serca? BD: Aniu, ja potrafię WSZYSTKO przeczytać. Daj mi nie znaczy gorzej, ale inaczej. I tak jest dobrze, różnorodniej, proszę swój wiersz, ja go zarecytuję, nagram i wyślę a Ty wzajemnie uzupełniająco. ocenisz, czy Ci się podoba. Zawsze zależy mi na tym aby moja AM: Kto dzisiaj czyta poezję? W bibliotekach i interpretacja podobała się autorowi. księgarniach półki z tomikami są raczej omijane. Czy sam Mam ogromny szacunek i respekt dla słowa, i autorów. też piszesz? AM: Jesteś kimś w rodzaju nowoczesnego mecenasa BD: Istotnie, poezja zniknęła z półek księgarń. Jest jej też sztuki. Wypracowałeś sobie swoją markę w internecie, jesteś mało w bibliotekach. Coraz mniej ludzi sięga po książkę... o tomiku wierszy nie wspominając… Uogólniając oczywiście, znany i ceniony. Dlaczego zależy Ci na promowaniu poetów jako społeczeństwo zatracamy równowagę pomiędzy być i piszących do szu lady? BD: Dzielę się z innymi ludźmi swoimi umiejętnościami, mieć. Dominuje konsumpcja, która często kłóci się z jakością. Popkultura raczej nie skłania do re leksji. Osoba, która w wiedzą i talentem - nie powinno się takich darów pozostawiać ogóle nie miała do czynienia z poezją, nie sięgnie po nią. JA tylko dla siebie. Ubogacam i staję się ubogacany. Odnajduję JEJ NIE ROZUMIEM - powie. Nawet, jeśli przypadkowo perełki. Nie tylko powinniśmy swoje umiejętności dostanie tomik wierszy do ręki, otworzy pierwszą stronę, dopracowywać, zgłębiać ale i odkrywać nowe, rozwijać się, by przeczyta pierwsze wersy wiersza i... zamknie książkę. TO czuć się kimś wartościowym. Jestem pasjonatem poezji i NIE DLA MNIE - stwierdzi. A poezję trzeba poczuć, nie piękna w każdym wymiarze. Moją misją jest uszczęśliwianie rozumieć. Uważam, że gdy się jej słucha, odtwarza kilka razy ludzi. Poeci piszący do szu lady piszą od serca, dzięki mnie z nagrania to istnieje szansa, iż poruszy ona słuchacza, że ją mogą też się pochwalić swoją twórczością. Piszą do mnie polubi, zainteresuje się nią, otworzy zablokowane bramy otwarcie, iż spełniam ich marzenia, czują się docenieni, emocji. JEST SZANSA. To jest mój sposób na przybliżenie, szczęśliwi, dumni i zaszczyceni tym, że ich nagrałem. To przemiłe i daje mi dużo satysfakcji. Kocham to co robię. propagowanie sztuki, jej piękna i dotykanie poezji. AM: Słuchania Twoich interpretacji wierszy Ja nie piszę. Dzisiaj WSZYSCY piszą. Ja jestem jednym z rozpoczęłam od Wisławy Szymborskiej… bo jak wiesz jest niewielu, którzy recytują, interpretują. AM: Jesteś artystą. Czy byłeś tym szczęściarzem, który dla mnie niedoścignioną mistrzynią słowa. Zauważyłam, iż już od najmłodszych lat wiedział czym się chce zajmować? wiersze były nagrywane na przestrzeni siedmiu lat. W jaki Czy rozwijałeś stopniowo swój talent a pomysł na pasję sposób dobierasz repertuar, czym się kierujesz? Nastrojem, odkryłeś jako dojrzały człowiek? Czym jest dla Ciebie pasja? treścią, pięknem języka, wagą słowa, doświadczeniem? BD: Muzyka, słowo, scena - to był mój dom od P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Przemysław Zarychta

Już dawno nie widziałem Ciebie Już dawno nie widziałem Ciebie, Tych pól malowanych i lasów; Sznura bocianów na niebie, Już chyba od zamierzchłych czasów. Tej Ziemi we krwi skąpanej, Po której biegłem za młodu; Wciąż sięgam pamięciom jak dawniej Gdy płynęły rzeką kawałki lodu. Już dawno nie widziałem Ciebie, Tak tęskno mi w sercu czasami; Kiedy znów powrócę na mą Ziemię Pochylę się przed moimi górami.

Wykonałem pierwszy krok, Może krótki, może w bok. Lecz kierunek był właściwy, Z serca, z siebie, tak prawdziwy. No to czemu nic nie działa? Czy ta kartka była mała? Może Amor był dziś ślepy, Nie odróżnia już kobiety. Przecież miłość nie jest ślepa, W końcu przyjdzie mi Zdecydować się i na faceta.

Czerwona róża O miłości napisano już wiele, O miłości mówiono tak dużo Ale kiedy ująć w swym dziele, Tą czerwoną róże tak niedużą. Jak kwiat co płonie czerwienią, Delikatną i kruchą nadzieją. Pocałunkiem co umie zapłonąć Poezją w której możesz utonąć. Bo ten kwiat, czasem bukiet cały; Niesie zapach i czar wspaniały. Coś co przenigdy nie zapomnisz; Ba, czyż byś w miłość kiedyś wątpił.

POEZJA

W fale Bałtyku się wsłucham, Śpiew mew obudzi mnie z rana; Bo w duszy mej ciągle wybucha Wulkan łez co krzyczy: - Ojczyzna kochana.

Miłosna pomyłka?

Bo przecież, o miłości pisano już wiele, O miłości mówiono tak dużo; A ty nadal chodzisz zakochany, A ty nadal chodzisz z tą różą.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 7

BD: Klasyków wybieram świadomie. Przy odkrywaniu nagrywaniu wiersza nie ma planu. Oczywiście, że zdarza się, nowych, korzystam z mediów społecznościowych. To kopalnia że trzeba coś poprawić. Wiersze dla piszących są jak ich zasobów. Wówczas wybór jest przypadkowy - ale zawsze dzieci. Poeci oddają mi swoje dzieci, abym je ubrał po kieruję się sercem. Zwracam uwagę na tytuł, tematykę, swojemu. W 99% są zachwyceni. W wierszach zachowane są ilustracje. Często je też otrzymuję. emocje piszącego. Ja je wyławiam i dodaję swoje. I tak AM: Niektóre wiersze ilustrujesz muzyką, niektóre naładowany wiersz emocjami ostatecznie trafia do słuchacza. śpiewasz. Jak wygląda Twoja praca nad wierszem? Czy Moim celem jest TYMI EMOCJAMI wywołać także u słuchacza interpretujesz go na rożne sposoby zanim wybierzesz jego emocje. Zaprosić do wspólnej relacji. ostateczną wersję? Czy bazujesz na pierwszym wrażeniu? AM: Czy masz swoje ulubione wiersze, autorów, do Dykcja, tempo są niesłychanie ważne… których często wracasz? BD: Każdy wiersz ma swoją muzykę. Mam zdolność BD: Nie mam swoich ulubionych poetów. słyszenia jego melodii. Wiem, kiedy dany wiersz nie AM: Czego Ci życzyć na zbliżające się święta i Nowy potrzebuje ilustracji muzycznej. Najważniejsze są w nim Rok? SŁOWA. Inny wiersz wręcz przeciwnie - potrzebuje muzyki, BD: Żeby był POKÓJ NA ŚWIECIE!!! Żeby moi najbliżsi żeby podeprzeć swoją atmosferę. To jest jak muśnięcie byli zdrowi i szczęśliwi. Żebym ja był zdrowy i szczęśliwy. I pędzlem. Muzyka jednak nie może być za głośna i znana, bo żebym mógł swoimi recytacjami uszczęśliwiać jak największą wtedy słuchacz skupi się na niej i nie skoncentruje uwagi na rzeszę słuchających. wierszu. Wiersze na papierze są martwe. Ja je WYBUDZAM. Daje Niech się spełnia! Dziękuję Ci za ten wspólny spacer po im MOJE życie. Rozmawiam z nimi. Są wiersze, które od razu przestrzeniach Twojej pasji. są we mnie i zostają nagrane ad hoc. Z innymi muszę się zmierzyć. Poczekać. Przespać. JA I WIERSZ – razem – Z Bogdanem Dmowskim rozmawiała Anna Majewska. wędrujemy, twórczo się przeplatamy, SPEŁNIAMY. Przy


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Adam Żemojtel Spopielone myśli 30 grudnia 2019

spopielone myśli śnić się znów przestały wróciłeś tu jawą w cieniach pragnień moich zapomniane dłonie znów się dotykały palce szeleściły dziś we włosach twoich i ten zapach wrócił który kiedyś zniknął ciepły oddech dziecka z poczuciem ufności obraz znów istnienia przed oczami mignął serce wciąż łomocze melodię miłości tylko znów bez słowa w ciszy co tak huczy w gęstym mroku jaźni co znów ma omamy w czasie mej tęsknoty która smutku uczy w bólu co na nowo krwawi rozdrapany

POEZJA

ale to nie ważne gdy jesteś tu przy mnie choć to chwila tylko i zaraz się skończy znowu dojść do siebie będzie trudno dziwnie jak poskromić konia co wolny i rączy patrzysz w moje oczy tak pełne boleści jednak bez pretensji odczuwania kary do bólu zaciskam w beznadziei pięści niech trwają bez końca te wyśnione mary nie mam wpływu jednak na to że odchodzisz znowu chwila ciebie tak pięknie kołysze przepraszam cię synku choć o to nie prosisz bez słowa jak zawsze a i tak cię słyszę no i wstaje słońce błękit rozświetlając pusto się zrobiło wróciłeś w zaświaty a ja dalej żyję swe życie udając podlewając łzami zwiędnięte już kwiaty

strona: 8

Gabriela Krawczyk Należy się jej ostatni wiersz Gdybyś przyjechała wiedziałabyś Rozbudowują galerię Wyburzyli już stare kamienice i Przeprowadzili wszystkie potrzebne eksmisje Na szczęście nie mieszkał tam nikt Z naszych bliskich A to dzieje się tylko Jedną ulicę od dworca dalej Naprawdę nie silę się na metafory Nawet to miast Dojrzewa

Art.

Iza Smolarek

co mam z tego popołudnia: dwie fotografie przepuszczone przez filtry, niepotrzebnie wstawione idę wzdłuż nich z kotami, z parą kolorowych nożyczek, którymi ukrócę świat o trzy piąte: nie pożądam żony budują kościoły, korale, kokardy i jeszcze więcej kościołów na nasze wzgórza nie trafi tam żaden zbędny mężczyzna - przesiewam wolno czas przez manię słów i możliwości przez trzy kolory farb żaden też - i tu jestem pewna - nie zbudzi się mokry od płaczu jak dzisiaj ja w zgięciu łokcia

Miło (ść)

dzisiaj w uczuciach luz i trochę chleba dla wron, a trochę fajnych laków, które rozpuszczasz wśród czarnych motyli; blade ciała, blade myśli: ich fotografie ukazują się do rana na moim komunikatorze od wczoraj gorączka: kto kryje się, a kto jest bez zmian. poranek, właściwie sypiam przez całą dobę, jakbym mówiła: nie, nie spokojnie, nic nie wyrasta pod moją twarzą nic mnie nie drażni, nie mam uczulenia jestem, unikam źródła ciepła: na drobne zmiany reaguję dobrze Miło, miło, przełykam ości

Rzeka

zostań tu proszę ale ty się ruszasz znowu nam zdjęcie nie wyszło poranek taki mokry i żaden z twojej głowy zbieram pierścionki, hasztagi, suche róże chodniczki (gdyby nam się udało zamieszkać razem a gdyby można było hodować słonie i lamy i sto zajęcy) nie wiem nie pójdę w ciemno mam wciąż na imię, kąpię się w burej rzece

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Alex Slawinski Bez-Gra-Niczna

Anna Wrocławska Wspomnienie 30.12.2019

Ile gram duszy w zepsutej gitarze? Dźwięki brzmią obco, struny poszarpane. Ile kobiecości w krągłych kształtach drewna? Porwane druty odsłaniają dziurę. Ktoś nie potrafił grać na tobie. Szarpał, darł, trząsł, dobywał jęki, Nim zamknął wieko futerału, Żeby odgrodzić cię od świata. Znalazłem cię przez przypadek, na zapleczu Baru, w którym kończyłem gościnny występ. Właściciel budy rzekł: "bierz to, ja jej nie chcę". I już jesteś moja. I już cię nie oddam. Wiesz, że nie jestem wirtuozem. Wiesz, że nie jesteś mą jedyną. Ale uleczę cię. Naprawię. Zagramy razem, unisono.

Wspomnienie Wspomnienie Ust drżenie Smak soli Piasek pod stopami I wiatr, Który bawił się nami I noc Westchnienie Teraz zostało Ciche Wspomnienie.

Grecka filozofia

Przed nami jeszcze wiele pracy. Pod paznokciami czuję drzazgi. Lutnicy precz! Sam twoje piękno Odtworzę, przywracając światu.

Zanim przyjdzie mleczarz Przepraszam

POEZJA

Zakochana niepoważnie. Zakochana nielogicznie, Bez myślenia, planowania. To już rok wzdychania, Nie jem, nie śpię, Gwiazdy liczę. Jestem zmęczona czekaniem, Jak Syzyf kamienia wtaczaniem.

29.10.2019

Jeszcze nie wszystko rozerwałem ci Na strzępy. Próbujemy gramolić się przez wszechświaty, Realne i wypatroszone. I wciąż obijamy się o lampy. Skrzynki pocztowe. Przystanki. Śmietniki... Które bogowie postawili na chodniku. Brudnym, zaśmieconym, zaszczanym jak nasza przyszłość. Jeszcze nie wszystko zdążyłem pozamykać. Nie wszystko otworzyć. Nie wszystko kompletnie spieprzyć. Bo ja nie wszystko umiem zrobić na czas. Jak trzeba. Więc nie dziw się, że wiszę... pomiędzy światami.

Trzymam cię za rękę. Patrzę w oczy. I w dekolt. Czekam na świt, w którym przyjdzie mleczarz z kosą.

Poranek Piasek jeszcze ciepły od naszych ciał Nadęty jak balon księżyc zbladł Tchnienie wiatru, ciche fal westchnienie Rumiane słońce darmo kryje zawstydzenie. Krzyk mew zagłuszył pożegnanie. Pod powiekami wciąż śpi wspomnienie.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 9

Setki domów zamknąłem. Klucze powyrzucane. Ale nadal podlewam warzywka w ogrodach. Stawiam pergole, wytyczam ścieżki. I wciąż jeszcze marzę, że kiedyś coś zbiorę.

Przepraszam za miłość, Za nieprzypadkowe na ulicy spotkania, Za zadumanie się niczym od niechcenia. Tak się stało, Jak rozlewa się mleko, Jak upuszcza się bombkę, Jak gubi parasolkę, Niechcący. Nie planowałam tego. Posłuchałam serca swego. I głosu co imię twe szepcze.


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Christa Beau W świetle Uwolniona z więzów długiej nocy wkraczam w barwność życia,

Izabela Kasprowicz-Żmuda Matko Pięknej Miłości, naucz mnie kochać

nie z sercem zranionej, lecz z wiedzą doświadczonej wyciągam do ciebie, będącej jeszcze w ciemności, swoją dłoń, rozpoznaję w twojej twarzy moją siostrę

strona: 10

POEZJA NIEMIECKA

Tłum: (z niemieckiego) Grażyna Werner

Christa Beau urodziła się 01.12.1948 w Halle nad Soławą, zamężna, dwoje dzieci, ukończyła 10-letnią szkołę ogólnokształcącą oraz zdobyła zawód wykwalifikowanej pielęgniarki dziecięcej, przez trzynaście lat pracowała jako pielęgniarka dziecięca w klinice uniwersyteckiej w Halle nad Soławą na oddziale neonatologii z terapią intensywną, dziewięć lat jako wychowawczyni w żłobku, od 1987 rencistka. Hobby: nauka angielskiego, lektura, podróże, fotografia, pisanie wierszy, liryki, haiku. Jako pisarka aktywna od roku 1995, od 1995 członkini grupy autorskiej pod przewodnictwem Christiny Seidel (moja uwaga: Od kilku lat Ch. Seidel nie przewodniczy tej grupie; obecnie grupa nosi nazwę „Prosaik“, a przewodniczy jej Christa Beau), jest członkinią Niemieckiego Stowarzyszenia Haiku od roku 1999. Od 2000 r. prowadzi w Halle regionalną grupę haiku. Jest członkinią Niemieckiego Stowarzyszenia Haiku e.V.

Matko Pięknej Miłości, naucz mnie kochać Miłością dobrą jak chleb, którym można się podzielić... Miłością ciepłą jak pocałunek matki, zapewniającą poczucie bezpieczeństwa... Miłością czystą jak anielskie skrzydła, które wznoszą ku Niebu... Miłością ogrzewającą, jak płomień ogniska, które jednoczy... Miłością świeżą jak majowy poranek, który pobudza do działania... Miłością orzeźwiającą jak płynąca woda, która przywraca siły... Miłością opromieniającą jak jutrzenka, która daje kolejną szansę... Miłością przebaczającą krzywdy, która nie pamięta złego... Miłością cierpliwą w każdym czasie, która wie, że na wszystko jest właściwa pora... Miłością gotową na poświęcenia, która nie szuka swego... Miłością nie unoszącą się gniewem, która zdobywa serca łagodnością... Miłością szukającą zgody, która niestrudzenie buduje mosty... Miłością pewną jak uścisk dłoni, który zapewnia “nigdy cię nie opuszczę”... Miłością jasną jak blask świecy, który rozprasza mrok... Miłością dzielną odwagą płynącą z głębi, która nie cofnie się przed niczym... Miłością wierną do końca, która nigdy nie zrezygnuje...

Ewelina Sikorska tęsknota tęsknoto co skrywasz się w sercu mym tęsknoto co pływasz po falach myśli mych tęsknoto co ronisz łzę za łzą kap, kap, kap. tęsknoto co w zieleni skrywasz nadzieję na otwarcie raju bram marzenia o raju to jedyne co po za tobą w sercu teraz mam

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Aleksandra Zielińska Na boskim parkiecie Zostańmy tu. Na drewnianym morzu. Bez kompasu. W butach z doświadczenia, w stroju z upływu czasu. Odstawmy na bok wszystkie drobiazgi, skupmy się na tańcu, zlekceważmy drzazgi. Proszę… zostańmy tu. Dyrygent już zarządził jak ma grać orkiestra. Zaproś mnie do tańca, zanim będzie sjesta. Zanim na pięciolinii zostaną tylko kreski. Na drewnianym morzu tańczmy razem… do ostatniej deski.

Z tego nic nie będzie Z tego nic nie będzie, tylko oczy rozradowane pocałunki złapane gdzieś, przypadkiem, w pędzie...

3/11/2008 Kasieńce

Obejmę Twe biodra niczym wiolonczelę Dłońmi stylizując linię Twoich pleców Tak byś od łopatek aż po same biodra Słodkie f litery czuła w zmysłów dreszczu Z czułością wyczuję jeden krąg za drugim Strojąc po kolei kwinty interwałów Tak by dobierając palców kroków nuty Zmysłów namiętności gamę zbudzić całą I zagram jak wirtuoz pieśń naszej miłości Od lędźwi aż po szyję ciało Twe rozpalę Dotykiem swym najczulej jak to tylko umiem Zmysłom napisanie koncertu zlecając

Zostałem... 08.05.2000 Eindhoven Kasieńce Zostałem... W brudnych naczyniach na stole Zostałem... W mokrym ręczniku w łazience Zostałem... Na poduszce zgniecionej, Może gdzieś więcej...

POEZJA

Z tego nic nie będzie, tylko uścisk dłoni, i wspomnienie po nim, że był tutaj, tam...wszędzie.

Seweryn K. Topczewski Koncert zmysłów

Zostałem... Choć mnie tam nie ma Zostałem... I jestem tuż obok Zostałem... W oczu spojrzeniach I tęsknię za Tobą

Z tego nic nie będzie, tylko czemu łomot serca, „nic” i „nie” wypędza?

Z tej strony

Tęsknota Niebo nade mną jest czarne jakby kruki rozpostarły skrzydła. Złapię je w linie papilarne zduszę diabelne ptaszydła.

21.07.2004 Kasieńce

Widzę Cię środkiem dłoni, Jak pukasz do tego świata, Nóżkami kręcisz wesoło Lub rączki nad głową splatasz. Na jednym lubisz spać boku Jak Ci podłożyć poduszkę, Wystarczy czule pogłaskać I w oka mrugnięciu uśniesz.

Noc jak smoła z palców spłynie, na jasną skórę promień skoczy. Widzisz. Zła pogoda minie..., gdy spojrzymy sobie w oczy.

Masz tam Swój Wielki Błękit Dla Ciebie tylko stworzony W Kasi najsłodszym brzuszku - Czekamy na Ciebie z tej strony.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 11

A teraz ja Kobieta pochmurnooka mogę Ciebie tylko deszczem musnąć, spaść z nieba, runąć z wysoka, ...byle przy Twej twarzy usnąć.

Jesteś tak strasznie daleko, W swoim Makrokosmosie; I nie wiesz co Cię tu czeka W tym nowym dla Ciebie losie.


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Jean-Michel Maulpoix La substance du ciel est d'une tendresse étrange L’azur, certains soirs, a des soins de vieil or. Le paysage est une icône. Il semble qu’au soleil couchant le ciel qui se craquelle se reprenne un instant à croire à son bleu. Un jour inespéré se lève tandis que sur la mer nuit prend ses appuis. Le mystère se déplace d’un coin de l’horizon à l’autre. On ne saurait décrire la matière de ce moment ni sa couleur ; ce serait comme une conversation murmurée de la lumière avec l’obscurité, un geste, une bonne intention : l’inconnu prendrait soin de tout, et chacun saurait que sur cette terre il est à sa place, qu’elle est faite pour lui, que le malheur même n’y est qu’une erreur, un oubli bientôt réparé, ou l’état mal dégrossi du bonheur qui se dessine et dont le ciel du soir ne délira pas la promesse.

POEZJA FRANCUSKA

Le bleu d'ici s'estompe quand la nuit tombe Il recule et se dévêt lentement. Il a fait son temps, et s’en retourne d’où il vient : dans l’obscur, dans l’opaque, dans l’étrange. Il ne faudrait pas s’y tromper, ce bleu si clair ne fut d’abord que ténèbres : un amas de poussière et de nuées. Il quitta sa condition première quand des hommes eurent commencé de sou frir sur la terre. Il se clarifia peu à peu quand ils essayèrent de comprendre l’énigme de leur chagrin. Pour eux, il convertit l’obscurité en transparence afin que s’allège leur fardeau, qu’ils évadent, qu’ils sachent de quel côté regarder, où s’endormir, à qui se plaindre. Il leur fit don de ce monde-ci et de son jour, leur bâtit de rêveuses demeures, leur apprit l’éloignement et la présence. Chaque soir, tâche faite, il regagne sa nuit comme on rentre chez soi.

Tout ce que j'ai aimé, tout ce que j'ai perdu, avait le goût de mon enfance Tout ce que j’ai aimé, tout ce que j’ai perdu, avait le goût de mon enfance. Quelque chose aurait eu lieu, naguère, dont je me souviendrais mal, et dont ma vie entière ne serait que la mauvaise mémoire. Dans l’amour et dans la langue, je m’e forcerais pas à pas de le déchi frer, essayant des mots ou des gestes n’ayant en vérité d’autres raison d’être que de joindre cette espèce de couleur ou de clarté dont le monde même m’aurait privé, par erreur ou par mégarde… Le temps innocent que convoite chacune de ces phrases est celui où je n’avais encore presque pas de figure. Faute de jamais le retrouver, je ne puis plus que pressentir, sous l’inutile amoncellement des pages, l’heure proche où de mon visage mangé par les vers s’écoulera une épaisse bouille noire, bientôt mêlée avec la terre. ◇ Jean-Michel Maulpoix, La substance du ciel est d'une tendresse étrange in Le regard bleu in Une histoire de bleu © Mercure de France, 1992 ◇ Jean-Michel Maulpoix, Le bleu d'ici s'estompe quand la nuit tombe in Le marchand de couleurs in Une histoire de bleu © Mercure de France, 1992 ◇ Jean-Michel Maulpoix, Tout ce que j'ai aimé, tout ce que j'ai perdu, avait le goût de mon enfance in Carnet d'un éphémère in Une histoire de bleu © Mercure de France, 1992

strona: 12

Anna Buchalska *** tęsknota za miłością jest naiwnością wiary. ale jest. niby to obraz. choć pragnieniami potrafimy dosięgnąć kilometrów czasem na centymetr nie mamy nic. krok po kroku mija oczywiste. obraz nie potrafi odejść. nostalgia za jego żywym zdjęciem kuli w kłębek. P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

tłum. małgorzata Fabrycy Substancja nieba jest niezwykłej czułości Lazur w niektóre wieczory przebywa pod opieką starego złota. Krajobraz jest ikoną. Wydaję się, że w zachodzącym słońcu pękające niebo przytomnieje na chwilę, by uwierzyć w swój błękit. Nieoczekiwany dzień wstaje, podczas gdy na morzu noc na sobie się wspiera. Tajemnica przemieszcza się z jednego zakątka horyzontu w drugi. Nie da się opisać ani materii tej chwili ani jej koloru ; to by było jak rozmowa szeptem światła z ciemnością, gest, dobra intencja : nieznajomy zaopiekowałby się wszystkim i każdy wiedziały, że na tej ziemi jest na swoim miejscu, że jest ona stworzona dla niego, że samo nieszczęście jest jedynie pomyłką, prędko naprawionym przeoczeniem lub nieociosanym stanem szczęścia, który się zarysowuje i którego wieczorne niebo nie uroiło sobie obietnicy.

Tutejszy błękit zaciera się gdy zapada noc

Wszystko co kochałem, wszystko co straciłem, miało smak mojego dzieciństwa. Wszystko, co kochałem, wszystko, co straciłem, miało smak mojego dzieciństwa. Coś podobno miało miejsce, niedawno, co bym słabo pamiętał, i czego całe moje życie byłoby jedynie złym wspomnieniem. W miłości i w języku, starałbym się to krok po kroku odszyfrować, próbując słów czy gestów nie mających w rzeczywistości innej racji bytu, niż połączyć się z tą odmianą koloru czy jasności, której ten sam świat byłby mnie przez pomyłkę, czy też przez nieuwagę pozbawił… Niewinny czas, którego pożąda każde z tych zdań jest tym, w którym jeszcze prawie nie miałem postaci. Jako, że nigdy go nie odnalazłem, mogę już jedynie przeczuwać, pod bezużytecznym nagromadzeniem stron, że bliski jest czas, gdy z mojej zjedzonej przez wersy twarzy wydobędzie się gęsta czarna gęba, niebawem zmieszana z ziemią.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 13

Jean-Michel Maulpoix urodził się 11 listopada 1952 roku w Montbéliard, Doubs. Autor ponad dwudziestu tomów poezji francuskiej, oraz kilku tomów esejów i krytyki, uczył współczesnej literatury francuskiej na uniwersytecie Paris X Nanterre (obecnie emerytowany profesor na uniwersytecie Paris 3 - Sorbonne Nouvelle ) i jest dyrektorem kwartalnika literackiego Le Nouveau Recueil . Jest absolwentem École normale supérieure de Saint-Cloud. Jego najbardziej cenione dzieło „Une histoire de bleu” składa się z wierszy prozatorskich i pustego wiersza, w którym, jak tłumaczy Dawn Cornelio, „używa koloru niebieskiego, by objąć melancholię i nostalgię, ale także radość i nadzieja związana z życiem ”.

POEZJA FRANCUSKA

Wycofuje się i powoli zdejmuje ubranie. Odsłużył swoje i powraca skąd przyszedł : w ciemność, w nieprzejrzystość, w obcość. Nie należy popełnić błędu, ten błękit tak jasny, był pierwotnie jedynie ciemnością : masą pyłu i chmur. Porzucił swój pierwotny stan, gdy ludzie na ziemi zaczęli cierpieć. Rozjaśniał się stopniowo, gdy próbowali zrozumieć tajemnicę swojej niedoli. Dla nich przekształcił ciemność w przejrzystość, aby zmniejszyć ich brzemię, by mogli się wyzwolić, by wiedzieli w którą stronę patrzeć, gdzie zasypiać, komu się skarżyć. Ofiarował im ten świat i swój dzień, wzniósł wymarzone domostwa, nauczył oddalenia i obecności. Co wieczór, gdy wykona już zadanie, powraca w noc, jak my wracamy do siebie.


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Grażyna Werner Nasze podróże Może jeszcze się kiedyś spotkamy, zostawimy ślady stóp na piasku, gdzieś po drugiej stronie złotej bramy, na tej plaży, przy księżyca blasku. Może czekasz już na mnie stęskniona, patrzysz z góry na zielone drzewa, tam, gdzie życiem tętni Barcelona, gdzie się szczęście na słońcu wygrzewa. Pozostały paryskie wspomnienia, nim za tobą zamknęła się brama. Nie poszukasz ze mną wiatru cienia. Rzym i Wiedeń muszę zwiedzić sama.

POEZJA

Dla ciebie Będę dla ciebie pisać wiersze, chociaż odeszłaś z tego świata, a słowa zamknę w nich najszczersze – dziękuję ci za wspólne lata. Będę dla ciebie pisać haiku, chociaż odeszłaś w inną przestrzeń. Co było niespełnioną bajką, może się kiedyś zdarzy jeszcze. Magię obłoków ci opiszę, rzeki, jeziora i potoki, śpiew ptaków oraz nocną ciszę i mej fantazji świat szeroki. Będę dla ciebie wiersze tworzyć, choć nie przeczytasz ich być może, ale ty w wierszach możesz ożyć, więc w strofy te swe serce włożę.

Radosław Marcin Bartz Miłość – jak to łatwo napisać Miłość – jak to łatwo napisać sześć liter, które wyjaśniają dlaczego nie jestem głodny, dlaczego nie muszę spać, dlaczego się nie złoszczę, po co przy życiu trwać. Teraz, dzięki miłości wiem, co to bezsenność i niedożywienie, co to jest prokrastynacja, oraz jak smakuje silne uzależnienie. Miłość – jak to łatwo napisać, a jak trudno kochać.

Na skraju zieleni Nie w spokojnym potoku, lecz w szmaragdowym jeziorze twojego wzroku zatopić się

Pewnego razu w parku Rosła brzoza przyszedł człowiek wyciął sobie serce na niej dla niej z sympatii nie do parku lecz wybranki

Ból

strona: 14

(ten wiersz czytałam na jej pogrzebie)

Już przekwitają letnie kwiaty i blade słońce mnie nie bawi, a zanim jesień swe szkarłaty rozepnie, serce się wykrwawi. Na targu astry, słoneczniki zwiastują nadchodzącą jesień. Nie chcę rozmawiać dzisiaj z nikim, nic mi radości nie przyniesie. Miną miesiące, może lata, nim się pogodzę z wielką stratą, nim znów zobaczę piękno w kwiatach, a w sercu mym zagości lato.

Beata Borkowska Zasnęłam Pod opuszkami twoich palców czułam, że jestem jeszcze do tego nie przywykłam a już tęsknie.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Agnieszka Mohylowska Wspomnienie

Arkadiusz Morawski Letnia tęsknota 05.08.2016 Włocławek

jesteś już tylko moim wspomnieniem a kiedy twój obraz rozmywa się w pamięci to próbuję stworzyć cię na nowo i ubrać w możliwie najlepsze słowa

Tęsknię za letnim deszczem oraz jego zapachem, który zostawia gdy odchodzi

tylko gdzie szukać tych pasujących skrojonych na miarę uszytych z porządnej tkaniny

Tęsknię za nocami bez chmur oraz tą ciszą, która mi towarzyszy kiedy odpoczywam

wiem z czym ci do twarzy co najbardziej do ciebie pasuje nie te strojne modne które szybką przeminą to proste słowa dodadzą ci blasku

Tęsknię za owocami lasu oraz ich smakiem, które dodają słodyczy na cierpkie dni

jednak za te najlepszej jakości starannie dobrane płaci się wysoką cenę życia wspomnieniami

30.12.2019 r.

Szczęście to ty skryty we mnie W ciepłym wnętrzu z obietnicą Twój głos rozchodzi się echem Skradając mi usta i duszę

Bogumiła Salmonowicz na rozstajach w hali odlotów ciasnej od rozstań rozbrzmiewa jedyny w swoim rodzaju koncert

Gdy stanę pod drzwiami Skąpana sennymi łzami Odczarujesz mój dzień Uśmiechem i nadzieją

na skrzyżowaniach światów chciałoby się zaprojektować wielki baner

Gdy upadnę na kolana Ty podniesiesz moje ja A ja zapamiętam każdą myśl Jaką mnie otuliłeś

rozpaczliwie żegnając innych płaczemy nad sobą nieważne dokąd oni

Kocham

to my zostajemy bez Kocham Tak płyną łzy Kocham Tak drży ciało Kocham Tak faluje serce Kocham Tak szepczą usta

nauczyć skórę na dachu wrześniowego lata rozgrzane myśli tańczą tango a spóźniony nauczyciel wiatr wciąż jeszcze może nauczyć skórę rozkoszy

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 15

Kocham To wrze we mnie Kocham To pali moje rany Kocham To miękki dotyk Kocham Tak pulsuje krew

Piszę latem, póki jeszcze wszystko jest najświeższe póki jestem póki tęsknię POEZJA

Emilia Pilarska-Ciesielska Rok w sobie

Tęsknię za tymi krajobrazami, za letnią burzą, za jeziorami za leśną głuszą, za latem


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Baw się

Beata Śliwka

Pieściłeś mnie słowem i szeptałeś baw się sama ze sobą, powoli, nie nachalnie czekoladową polewą pocałunków palcem wędrowałeś, kręgi na mych sutkach spragnionym dotykiem zataczałeś, płomiennymi pocałunkami z kielicha rozkoszy smak mój spijałeś.

Drżenie

POEZJA

Drżący dotyk rozedrganych ciał, zaplątany miłosny kokon, usta złączone w namiętnym pocałunku wybuchem ekstazy rozpalone, nakarmieni smakiem swym jednością stają się.

Pieszczota Ogniem moim byłeś językiem pieściłeś mych zakamarków blask, muskałeś piersi nabrzmiałe drżące ciało oplatałeś, wzdłuż drogi mego ciała pieszczotą zaplątany,

strona: 16

po szyi mej błądziłeś w poszukiwaniu tajemnej rozkoszy, w uniesieniu bramy namiętności przekroczyłeś.

Adam Nowaczuk Przyjaciel Z różańcem w dłoni Ku anielskim drogom Zbaw go ode złego Zabierz go w progi swojej ziemi Przyjaciel to skarb Nieodparty rozum Noc wolnością dnia Ku konającemu życiu gna Uciekaj znów sam Przyjacielu Zostanę tu Ze swoimi wspomnieniami

Koncert Jakże pierzaste Tak rozpylone Koncert w Twych słowach trwa Jak łuna nad miastem Kołysząc się tonie Koncert w Twych słowach trwa

Ostatnie pożegnanie Tyle lat Zabójczych lat Dziś już wiem Nie ma nic Tchu jej nikt nie odda Tyle lat Jak narodziny zła Wystarczy mi jedno Zobaczyć Cię

Czy płakać… czy szukać nadziei?! Czy płakać i wspominać, Bo tak nam jest powiedziane?! Łzy życia są by opłakać zło…? …A jeśli wszystko to nicość…? Czy szukać nadziei aż po śmierć, Bo ta jest nam dana?! Dusza wiecznością bowiem, By nakarmić dobro…

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Krzysztof Nowaczuk Gdy… [Krótki poemat o miłości]

Gdy uśmiechy swoje czułe Słać mi będziesz Miła, Ja z radością je utulę, Wstążką przyozdobię. Włosy Twe rozwiane w wietrze Miłością uczeszę. Promyk w oku Twoim ślicznym Mą radością będzie.

Hanna Krugiełka *** Obudzę się kiedyś przy Tobie ufnie wtulona w Twój oddech. Blask poranka zapuka do okna, a muzyka skowronka dotrze do Krainy Snów. Przeciągnę się leniwie od Twojej głowy po stopy. Dobudzona dłoń znajdzie Twoją. Świat wróci na swoje miejsce.

***

Lico w słońcu zatopione, Obszyte błękitem... Dłonie Twe tak dobre, czułe, Są mi jak marzenie. W dzień mym wsparciem, zawsze Muzą, Co w mej duszy tańczy... Spajasz dłonie z mymi dłońmi – Ty Miłości moja.

***

W lustrze rzeki twarz Twą widzę Niczym bukiet kwiatów. Wplatam w fale Twe oddechy I Ciebie w me życie. Słońcem jesteś, gdy dzień wstanie; Księżycem, gdy spać chcę. Wciąż utulasz mnie swym ciepłem, Wiele szczęścia dajesz. Gdy naszego życia karty Gęsto się zapełnią, Wiedz, że zawsze będziesz dla mnie Miłością bezkresną.

Zbigniew Kurzyński MĘSKIE OŚWIADCZYNY

Zamknęła marzenia w jego dłoniach i obwiązała stułą pragnień. Wepchnęła do złotej klatki, którą postawiła na cokole wspólnego życia.

*** Podlewam łzami szczęśliwe wspomnienia, uśmiechają się do mnie oczami bratków rosnących w pustym ogrodzie. Głucha tęsknota spaceruje wśród radosnej zieleni drzew. Przez smutne lata, codziennie z nadzieją otwieram drzwi

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 17

Zechciej wyznanie moje szczere w głębi pamięci swej skryć, z tęsknoty za tobą umierać, wolę, niźli z tobą żyć.

POEZJA

Wiatr, co swym grzebieniem czesze Suknię Twą rozwianą, Splata myśli nasze w całość, Mnie z mą Ukochaną.

Zasypiam wtulona w szepty twojego dotyku, ukołysana gwiazdami tęczowych pocałunków. Śnię na jawie kolorowe uczucia nieporównywalne z barwami kwiatów. Cichymi krokami budzą nas krople poranka.


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Barbara Hajna Powiedz... – Jak mnie kochasz? rzeknij miła. – Nie wiem, jak mam opowiedzieć...

POEZJA

– Czyżbyś zawstydzona była? – Jakże mi snuć opowieść o uczuciu swoim które skarbem najdroższym na wieki jest moim?

Piję łyk za łykiem udając że brzeg szklanki to twoje usta smakujesz winem

– W sercu głęboko skrywasz, od niego się dowiesz... – Serce mi bije mocno, miłości nie skrywa dźwiękiem mocnym jak serce dzwonu z piersi się wyrywa...

i za mocno uderzasz mi do głowy

– Słyszę, czystą w harmonii muzyką dwóch pokrewnych dusz to Polihymnii pieśnią, a to innych Muz... – Kocham w świetle ranka gdy budzisz się ze snu, gdy kawy filiżanka dotyka twoich ust...

Gdzie ty jesteś kiedy za tobą zaczynam tęsknić

– Czy czekasz wieczora by ze mną być? – Najpiękniejsza pora by w ciebie się wtulić!

za spotkaniem przed którym w brzuchu motyle

– A nocą? Jak kochasz mnie w noc? – Miłości ma – to cudów moc! Uwielbiam kiedy bierzesz mnie w swoje ramiona i niecierpliwie ciało wilgotne rozchylasz, gdy ogień pożądania już w nas się dokona a ty miłosny nektar z moich warg płonących spijasz... Uwielbiam twoje ręce w me włosy wplecione gdy w miłosnym akordzie biją serca namaszczone... – Mów jeszcze... I szeptem mów miła. Mgła już srebrny welon ściele i przed światem nas ukryła, o miłości mów ma miła... – Kocham cię w dzień upalny, mroźny, w deszczu strugach, w każdej porze roku, dnia, och! lista jest długa... Nade wszystko co w świecie, kocham całym sercem, pomocną ci być pragnę, tak, w każdej potrzebie, dopóki sił w mym życiu, a choćby iskierce moją miłość wszak znajdziesz w swym powszednim chlebie....

strona: 18

Ewelina Czajkowska ***

– Ach! Kocham cię miła na wieki i kochać cię będę nawet w niebie...

***

za latem ciepłym deszczem powietrzem

wtedy nie byłam pewna a może byłam może byłam

*** Inspiracją był utwór zespołu Myslovitz pt. „Chciałbym umrzeć z miłości”

Z jakiegoś powodu wszystko wypadło z rąk pamiętam kiedy z miłości chciało się umierać czegoś brak i nie wiem dokładnie jak chciałabym żyć a jak odejść przywołuję w myślach wiatr zapach wiosny za łatwo przyszło mi nie umrzeć jest mi żal

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Barbara Medajska Wszystkie twoje miłości Stałeś przede mną przed bliską śmiercią

stałam się gajem ściętych brzóz martwych wspomnień i żadna z róż nie pocieszy mnie w smutku jaki mi został

śmiercią która uderzyła we mnie tak bardzo pokochałam

ujrzałam przecież każdy kolor wszystkich tamtych oczu wszystkich tamtych włosów wszystkich tamtych podróży

i wróciły do mnie wszystkie spotkania moje błaganie którego nie słuchałeś weź mnie ze sobą pobądź ze mną

gdybyś wówczas nie istniał byłabym tylko krajobazem na który zerknąłeś przez okno pociągu a nie migającymi lampionami nieszczęśliwych miłości

już wtedy opowiadałam ci o miłościach jakich nie znasz pokazywałam ci filmy których nie widziałeś i prowadziłam cię w sny których nie śniłeś

po co mi dziś jasność albo ciemność słodycz albo gorycz

zostaną ze mną rozdroża ciemności pojawią się i znikną uliczki na których szukałeś śladów nieistniejących ludzi jeszcze twój obraz delikatnie trzymającego kamerę oko przez które tylko ty umiesz po ludzku patrzeć

weszłam do grobów swoich marzeń i tylko puste ulice straszą mnie swoją prawdziwością prawd jakich już nie szukam uderzyły we mnie gorące mgławice ziemia którą rozdarłeś na pół i nieba które ukryłam przed wzrokiem niewidzących już zapomniałam o miłości w zimnych miastach swoich odeszłam jak odchodzą wciąż ci których nie zobaczyłam w sobie w tobie...

Iwona Anna Dylewicz * * * Dla Ciebie noc rozpuściła włosy tęsknoty i w lustrze samotności ujrzała że jest kobietą

mój smutek srebrzy się łzą i zamyśleniem jesteś blisko a tak daleko

wsiądź ze mną do łodzi przewiozę Cię na drugi brzeg płyńmy słyszysz jak cicho tylko my dwoje i zapomnienie i szum wody i gwiazdy na niebie płyńmy tak w wyobraźni blisko siebie przytuleni trzymajmy się za ręce słyszysz jak cicho tylko serca niespokojnie bijące i wargi drżące i gorące pocałunki płyńmy wsiądź ze mną do łodzi przewiozę Cię na drugi brzeg mojego życia

Rozmijanie rozminęliśmy się miła w przestrzeni i w czasie ty jesteś dzień a w dzień słońce i błękit nieba i łąki zielone kwitnące i bez i radość ja jestem noc a w nocy księżyc w srebrnej poświacie odbicie dachów płaskich jak talerz i cicho tylko i sennie i smutno nieziemsko rozminęliśmy się miła tuż przy narodzinach

***

POEZJA

zadają mi aniołowie ból przeszłością która już jest we mgłach i chociaż widzę wszystkie twoje oczy stamtąd i wszystkie twoje włosy stamtąd i uciekam w te obrazy nie świecą już tamte gwiazdy

Ireneusz Wieczorek Drugi brzeg

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

ja w chmurach wyrosłem bujnej wyobraźni dzikim zieleńcem błędnym rycerzem fantazji lotnym pyłem synem nie-ziemi rozminęliśmy się miła tuż obok siebie ty życie ja zapomnienie strona: 19

ukryłam cię w dotyku palców patrząc na niebo ciemniejące nadzieją

ty wyrosłaś jabłonią kwitnącą i rodną kwiatem by pachnieć strumieniem wody gajem brzozowym czystym powietrzem wczesnym porankiem dźwiękiem melodii


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Henryka Ziaja Tylko ty Zawsze byłeś moim życiem. Mą nadzieją, mą miłością. Moim wszystkim co jest ważne. Moim jutrem i przeszłością.

siwiejemy od szronu warkocz wymyka się spod czapki w brzozowym zagajniku ucichł wiatr zima topnieje w uścisku splecionych rąk

Jesteś dla mnie nieodzowny jak powietrze oraz woda. Kiedy nie ma ciebie przy mnie każdej chwili jest mi szkoda. Ty mnie nigdy nie zawiodłeś. Zawsze twardo przy mnie stałeś. Kiedy byłam smutna, chora, zawsze serce dla mnie miałeś. Nic mi ciebie nie przysłoni. Tyś mych marzeń jest spełnieniem. Nic i nikt tak się nie liczy, boś jest moim dopełnieniem.

POEZJA

Nie bój się życia

czytam ci wiersz z dedykacją słowa tańczą jak Eurydyki unosi nas kosmos noc zapala gwiazdy mamy dopiero po naście lat i jeszcze nie wiemy że pierwsza miłość nie jest ostatnią

Przebudzenie

Ja wiem, że nie wszystko jest łatwe. Nie wszystko układa się jak należy. Lecz proszę, nie bój się życia. Mnie na tobie bardzo zależy.

wytrzepuję się z mar ślepe okna jeszcze rozespane

Jesteś dla mnie najważniejszy na świecie. Bez ciebie sama nic nie znaczę. Naprawdę, nie bój się życia. Będzie dobrze. Nie może być inaczej.

powoli znika cień Morfeusza rusztowanie ze snów rozpływa się w jawę

Będziemy razem iść w przyszłość. Obojętnie, z wiatrem czy pod wiatr. Gdy będziemy razem to uwierz… lepszy będzie ten nasz świat.

Dla ciebie

Kasia Stankiewicz Tęsknię

Będę ci tłumaczyła świat i życia przeciwności. Opowiem ci o moim sercu które jest pełne miłości. Powiem jak bardzo tęskniłam kiedy ciebie przy mnie nie było. Zobaczysz w mych oczach szczęście gdy się marzenie spełniło. Teraz już cię nie puszczę. Odejść ci nie pozwolę. Zostawię sobie ciebie. Wezmę w miłości niewolę.

zgarniasz mnie na swoją stronę słodki dreszcz przepuszcza słońce dzień rozpościera skrzydła

Opowiem ci jak pachnie las, jak drzewa na wietrze śpiewają. Opowiem ci jak rosną kwiaty oraz jak psy szczekają.

strona: 20

Halina Ewa Olszewska Pierwsza miłość

za falą, która nie ujrzawszy brzegu, rozbiła się o spienione grzbiety swoich sióstr, za wstrzymanym oddechem, który rozpływa się powoli w zgęstniałym powietrzu, Tęsknię za dźwiękiem, przeciętym przez metalowe struny ciszy za palcami, które przyczyną tylu rozkoszy, gdy w łóżku samotnie wzdychałam z tęsknoty.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Anna Marszewska Letarg Niewyśniony nastrój konającego popołudnia. Tęsknota, niczym za utraconym rajem. Tak długo pełzałam ociemniała i głucha. Tak długo serce zubożałe i nieme trwało w omszałych zakamarkach dogmatów. Uwięziona w ramach czasu nie wierzyłam, nie dostrzegałam tego, co ważne a ukryte na płatku róży. W jednym re leksie świata twoich oczu.

Snem na jawie

Rodzącą falą sny się rozbudziły drżącą symfonią, jak cykady granie. Chciwym dotykiem piersi skał wznosiły

Siebie zatracić w horyzont znikając, rozkoszą wiatru w bólu perłorodnym i lawą iskier gejzerem tryskając spełnieniem spocząć cieniem ciebie godnym, sen jawą tuląc, żeby głód nasycić i w raj znów wznieść się rydwanem stukonnym.

Oczekiwanie

Nie ma cię już tak długo. Weszłam w skorupę oczekiwania. Wróciłam do wnętrza prakobiety biegnącej z wilkami, do świata przeczuć i instynktów. Wokół pustka ciszy, dotykalna w czasie i przestrzeni, wchodząca w najczarniejsze zakamarki z uporem zagrzebująca w samotność. Czas przestaje oddychać.

Kolejny rok zamyka drzwi niedomówieniom i zgryzotom deszcz zmywa resztki nieścisłości umyka życie niby sen o ponadprzeciętności jeszcze ostatni wiatru powiew liść niczym list wyczekiwany kres zobowiązań niesie wtem niebo z nagła pojaśniało już blaskiem poi myśl zbłąkaną ta niczym rumak w biegu pędzi przez bory i moczary już nowe plany w perspektywie zła passa schodzi do lamusa żyć trzeba wartko skwapliwie miłość ważyć za przeszłością tęsknić o przyszłości marzyć

Zwątpienie Spróchniałe domostwo boli spróchniała podłoga serce rozdziera gdzie kiedyś wrzało istnienie teraz bezpowrotnie zamiera

POEZJA

mocą pragnienia, niczym w oceanie i subtelności siłą nabrzmiewając, by na spienionym rozkrzyczeć bałwanie.

Celina Mioduszewska Tęsknić i marzyć

za sprawą czasu i ludzi za sprawą pragnień i wyzwań czy syn tu kiedyś powróci ucałuje ojcowską zagrodę zwyczaje przodków przywróci czy wprowadzi nową modę ja niczym krzak dzikiej róży zlękniona zerkam od lat wielu przywołuję konającą limbę wątpię w sens życiowego celu

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 21

Jestem kapłanką zniewolonej myśli w niej czas rządzi się własnymi prawami.


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Krzysztof Graboń Wyprawa po nicość Koszyce to miasto zakochanych zainspirowane rozciągłością przebiciem wylanych strat zagrało o tym wiele melodii z odpowiedzią na pozyskany wzrok przechodzę obok herbu choleryków poskładanych na stosie ulicznego pisaku szukam kamieniczek zamiast bezradności

POEZJA

Pokazując flesze wkładam kable wspominając pożegnalny taniec wymyśloną choreografią muzyka na początek romantycznie później stare dobre przeboje z komentarzami ery papugi

Olaf Polek

strona: 22

Zaśnij

Mariusz S. Kusion Przemilczeć zrozumienie przytulam się do twoich spojrzeń tak znienacka wyrwanych jak kartka z zeszytu pod nowy rysunek odgadujemy na osobności swoje następne warstwy z tatuaży oraz grzechów niedopełnionych wspólnie i w porozumieniu wykradamy sobie wyobrażenia na poetyckich pocztówkach prawdziwa nagość przebija przez zagadki nawet jeśli okażesz się zwyczajna jak deszcz to nic nie szkodzi sama mówisz że powietrze po deszczu pachnie najlepiej

Wcielenie ubrana tylko w zegarek z czasem przyszłym sprawdzasz palcem po mojej twarzy czy na pewno jestem blisko myślą mową uczynkiem może zaniedbaniem

zanurz się we mnie po szyję szkarłatną wstążką zwiąż brzegi spadam kroplą ciszy gdy kreślisz pędzlem dłoni blizny tęcz krystalicznie martwy szmer potoków myśli zachmurzony świt odbija się w zwierciadłach kałuż dzwon spełnienia drży na trwogę skraplam się na dywanach skóry nie znikaj za szybą rozpłyń się w braku oddechu uczesz zawstydzone myśli grzebieniem zaspanej fali zapomnij imienia w błękicie opadamy spleceni na dno rzeczywistości nie odchodź zaśnij

Beata Dobrzeniecka Poezja Żyrardów 15 marzec 2019 r.

Zapinam ostatni guzik pieszcząc jeszcze wspomnienie o tobie, nim dzień cię wchłonie. Uśmiecham się Upinając włosy: marzenie spełnione. I tyle przed nami...

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Natalia Kamińska Melancholia Dziś w moich tętnicach krew jakby wolniej płynie. Ciężkość mnie zabija powoli, bo coś co było ginie. Już nawet nie tęsknię. Nie płyną łzy jak kałuże duże. Nie ma w nich twojego odbicia. To co było uschło, niczym pierwsze róże.

Nostalgiczna tęsknota Nie widzę tego, co widziałam dawniej. W mojej duszy pustka, ale jakby ładniej. Nie chodzę tam, gdzie kiedyś bywałam. I nie robię tego, co kiedyś porabiałam. Nie czuję czegoś, co kiedyś się we mnie aż tliło. Nie wiem czy to minęło, czy aż tak zemdliło. I nie wiem dlaczego, ale nadal za czymś tęsknię. Lecz topię to w nostalgicznych powiewach westchnień.

Słonecznik

Patrycja Kalkowska Sentyment Brakuje mi Ciebie. Twych oczu, głosu i mówionych słów. Leżenia na kanapie i łapania całusów. Brakuje mi Twojego widoku. Tak bardzo nie lubię, gdy tracę Cię z oczu.

Pamiętam Kiedy patrzę w Twoje oczy, brązowe, ale nie piwne, widzę w nich przeszłość. Przeszłość która boli. Myślałeś, że zapomniałam, że nie pamiętam, że wszystkie rany się zagoiły. Ale niestety dosyć często je rozdrapuje, pamiętam.

Koniec To wakacje były- pamiętam. Jedyne co z nich m zostało- wspomnienia. W parku na ławce na Twoich kolanach i u mnie w domu obok siebie na kanapie.

Może widzisz jasność, nawet kiedy za oknem półmroki. Jesteś z kimś choć sam niby. Idziesz, a za sobą słyszysz kroki.

Przytulona do Ciebie, czułam zapach bezpieczeństwa, a całując Twoje usta, czułam smak szczęścia.

Czujesz szczęście jak ocean wielkie. Krew Ci w skroniach szybciej płynie. I tak patrzysz. Ze zdumieniem. Nie wiesz jak to jest, czy minie. Jestem taka piękna jak blask słońca o poranku. Jestem, gdy mnie karmisz łzami słodszymi niż maliny rosnące na ganku. Żyję, kiedy żyjesz w radości, a z twych oczu się sączą łzy od jej dostatku. Ale czasem umieram. Nie świecę już wcale, chodź chcę. I to nie z przypadku.

POEZJA

Czasem te promienie grzeją Cię mocniej niż słońca światło. Czasem jest to ktoś ważny, o kim zapomnieć nie jest łatwo.

Gdy trzymałeś za rękę i patrzyłeś w oczy, tonęłam w nich i nigdy nie chciałam aby nastąpił koniec.

Paulina Dudzik Do Pana.

Jak Panu mija życie z inną? Słyszałam że wciąż nie dał Pan sobie szansy na szczęście. To takie dziwne, Nie mieć Pana. Mówić o Panu jak o kimś obcym, Bo przecież nie mogę powiedzieć że Pan był mój. I wciąż Pana kocham. Nie ma światła. Życia nie ma. Nie ma nic już. Wszystko I wciąż pamiętam (puste obietnice, od których serce tak nagle zgasło. klęka.) Twarz twoja mizerna, bo miłości źródło jak I nie potrafię uwierzyć w tamte chwile szczęścia. najzwyklejsza studnia, zaschło. Płatki Cię jak koc opatulały, a w środku każdą noc bezpiecznie przespałeś. A teraz gdzieś w ciemności się pławisz. Bo straciłeś coś co pogardą okalałeś.

strona: 23

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Tomasz Rudnicki kochając z oddali tamtego lata też padał deszcz

jeden mówił: miłość to słowa komplementy wiersze zapewnienia drugi mówił: to jest obowiązek długa lista rzeczy do zrobienia trzeci mówił: miłość to ta chwilka tu i teraz z tobą jutro z inną wiódł życie szczęśliwego motylka i rozstaniom nie czuł się winny

kropla deszczu, która osiadła na szybie obudziła dawno uśpione wspomnienia bo tamtego lata gdy odchodziłeś też padał deszcz

walc utraconej miłości

POEZJA

jesienią Chopin tak pięknie rozciąga tęsknotę na pięciolinii utraconej miłości

lecz ty wiesz że miłość jest wtedy kiedy można na kimś polegać gdy ktoś pragnie twojego szczęścia bardziej nawet niż szczęścia własnego kiedy dobro i ciepło są w gestach w czynach w rytuałach codziennych a światełko w czyichś oczach lśni dla ciebie choć płowieje kolejny kalendarz

nie w porę

Żaneta Rakowska W twoich dłoniach Przytul moje serce, mów do niego i ściśnij najmocniej jak możesz, niech pęknie (w Twoich dłoniach) może zatęsknisz za jego biciem.

Łaknienie Chciałabym krzyknąć – ratunku! Płynę w nostalgii, płynę miedzy wierszami… ale jakże miło zatapiać się w tęsknocie, jak dobrze za czymś wzdychać, wypełnić serce utęsknieniem, może niektórzy pozazdroszczą, może niektórzy za tym właśnie tęsknią, ot tak – dosłownie. strona: 24

Małgorzata Micherda miłośnicy miłości

miłość zawsze przychodzi nie w porę miłość zawsze przychodzi nie taka nigdy jej dźwięk dzwonów nie obwieszcza nigdy nie ma certyfikatu nie wierzymy kiedy nas mija że to właśnie ona ta prawdziwa ta jedyna ta niepowtarzalna gdy odejdzie nagle nas zadziwia ogrom pustki która pozostała ten chłód nagły który nas ogarnął ta samotność co się w serce wkradła wśród przyjaciół gromady gwarnej i dopiero wtedy rozumiemy że ta zwykła prosta oczywista bliskość której doświadczyliśmy przez chwilę była właśnie miłością najczystszą

Dorota Maluchnik *** dłutem ręki uwieczniasz rzeźbę mojego ciała kruchą co pod Twym dotykiem ożywa instrument łkający dźwięków gamę oddając powietrzu

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Regina Sobik Miłość jak róża Patrzysz ciągle w okno jak byś na coś czekał na coś co odmieni całe Twoje życie zamglone spojrzenie nie ukoi tęsknot gdy miłość jak róża dopiero w rozkwicie Jak rozwinie płatki nadziemską urodą łzy popłyną same z szczęścia i radości nie otrze ich ani rozwaga i spokój gdy wypełni serce szał wielkiej miłości Chociaż bardzo piękna rani kolcem bólu dłoń co sięga po nią by oko nacieszyć wypełniając zmysły pieszczotą istnienia i żeby ją zdobyć Anioł gotów zgrzeszyć

Dopóki W cieple Twoich ramion cały się zatracę kiedy patrząc w oczy szepczesz mi do ucha poruszone zmysły napawają lękiem że chcę jeszcze więcej a nie tylko słuchać

Dopóki Twój uśmiech ciepłem serce grzeje dopóki uczucie w nas radością płonie jesteś dla mnie wszystkim iskierką i słońcem w błękicie Twych oczu skąpany utonę

Anna Skrzypek Poziomki A dnia tamtego zbierałam poziomki Letnie południe ścieliło promienie Białych obłoków przepiękne koronki Snuły nade mną niebiańskie swe cienie Stałeś koło mnie z uśmiechem gorącym Oczy okryłeś skrzydłami motyla Szeptałeś słowa marzeniem szemrzące Trwała i trwała magiczna ta chwila

Jak przez mgłę pamiętam nasz pierwszy pocałunek twoje usta smakowały domową cytrynówką odprowadziłeś mnie pod sam blok jak nigdy upojoną szczęściem w dowód miłości kazałeś napisać kiedy wytrzeźwieję Potem potoczyło się jakbyśmy wiedzieli jak niewiele dni wystarczyć ma za całe wspólne życie - oglądamy mecz na kanapie przytuleni biegniesz do łóżka, niosąc mnie w ramionach te wiadomości wysyłane z pracy i z uczelni snucie planów, jak wydamy pieniądze które może kiedyś zobaczymy nieme i werbalne prośby o wzajemne zrozumienie Już na zawsze zapamiętam tamten ranek wtedy było wszystko jeszcze tak normalnie wtuleni mocno w siebie, aż zadzwonił budzik i śniadanko, i kawka, moje narzekanie że przez ciebie znowu golf muszę założyć (no bo co mieliśmy robić? przecież nie grać w szachy!) obietnice, że tak będzie częściej czułe pożegnanie przed wejściem do metra ta bliskość i ciepło, które ty mi dałeś to poczucie spełnienia i wyjątkowości potem nastał wieczór… … i się posypało naszprycować się musiałam czymś na uspokojenie zanim pojechałam wypić z tobą kawę rano ciężką noc mieliśmy za sobą (jakby jakieś fatum?) mówiłeś, że uważasz się za niezniszczalnego dzisiaj przyszło nam wspólnie płakać nad kruchością szczęścia Nie zgadzam się? A jak mam zaprotestować?

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 25

A te poziomki czerwone jak lica Dłonie barwiły słodkością soczystą I tak nam przyszło się nimi zachwycać A pocałunek upiększył to wszystko

Nie zgadzam się! Nie będę tolerować niesprawiedliwości!

POEZJA

I wciąż się obawiam o te krótkie chwile przecież takie szczęście zbyt ulotnym bywa choć wiem że tak wiele od nas dziś zależy a los na loterii nie zawsze wygrywa

Magdalena Idryjan Sprzeciw


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Kamila Ciołko-Borkowska Zofia Maćkowska droga do (s)pokoju *** jadę przez noc, szukam piękna Czy czujesz magię Wypełnia po brzegi każdy oddech Na ramionach spoczęła powaga Odganiasz ją zniecierpliwiony Spotkamy się w połowie drogi Oplotę cię wszystkimi zmysłami To dla ciebie zwiewne suknie Melodia krwi pulsującej w żyłach Moje imię niczym magiczne zaklęcie Powtarzasz je zapamiętale Daj znać jeśli coś się zmieni Teraz czujemy magię Wypełnia po brzegi każdy oddech

POEZJA

Daj mi spić z twoich ust wszystkie obietnice Wkoło przecież susza Echo ostatnich godzin zamieszkało w mojej głowie Nie pozwala spać Wydarłeś mnie ze szponów nocy bezwzględnych Nie było spadających marzeń Wręczyłeś parasol do ochrony przed szyderstwem losu Trzymam go kurczowo Daj mi spić z twoich ust wszystkie obietnice Pozwól choć na tyle

Sylwia Konopka-Kuszmar *** na obrzeżach łoża sklejam z nich etiudę będzie balsamem w suche poniedziałki

strona: 26

moskitiera świerszcze koncertują błysk grzmot stukanie powietrze napiera ulegam

Monika Maksimczyk

Dylemat

Gdy wymierzasz umysłowi kolejne chłosty rozwagi, Odbija się echem piekącego romantyzmu... serceTo ono obrywa rykoszetem.

Tristan Korecki

***

kolekcjonuję szepty

rozmyte myśli kręcą się po głowie (spragnione wrażeń i blasku) czarny kot, jak cień, siedzi w oknie znalazł (s)pokój w ciemności gdzie jest mój kąt (kot)?

Rozmowa (fragment)

On: Bywają fragmenty czasu, które można by opisać jedynie jakimiś nieartykułowanymi głoskami. Wtedy, na trawie, na wzniesieniu leżałem i coś szarpnęło się we mnie boleśnie, może „duszyczka”, animula, oddzieliła się ode mnie i poczęła szukać odległych trzęsawisk, gdzie by się zapaść, kołowała błędnie; drżała z zimna pod siecią gwiazd. Wydało mi się, że Absconditus na chwilę się objawił, w tych przestrzeniach straszliwie pustych pomiędzy gwiazdami. Nawoływałem, nawoływałem tę Osobę – wypatrywałem uporczywie, wypatrywałem, wątpiłem. A przecież pada na mnie deszcz; przecież poruszam się, wołam. Ona: W tamtych chwilach nie brakowałoby mi ciebie. On: Bywa czas nagości; wtedy wymykam się sobie z rąk – samotność, to jednak ona – ciebie wtedy nie ma. Ona: Kocham cię. On: Najdroższa moja.

Milość

Szymon Mamala

Dotknąć ciebie aż strach, bo tak dziwna i krucha jesteś, w moich oczach. Zapisana zaś w nim, co jeszcze dziwniejsze. I tak szukać cię będę złakniony, gdyż tylko ty jesteś sensem. Bo to do ciebie wciąż tęsknię. P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Piotr Michałów Moja Tajemnicza Nieznajoma, Tajemnicza Nieznajoma Gdzie błysk Twych brązowych oczu? Tego dnia Cię zobaczyłem, Jak na brzegu morza tańczysz. Własnym oczom nie wierzyłem, Że Ty naprawdę istniejesz. Ciemne loki wiatr rozwiewał, Ciała pląs w słońca blasku. I perlisty śmiech rozbrzmiewał, Gdy stawiałaś stopy w piasku.

Tu, nad brzegiem Ciebie nie ma – Dziś sztorm niebo mroczy. Moja Piękna Nieznajoma – Czy jeszcze Cię zobaczę? Takie jest marzenie me, Aby pocałunek nasze usta złączył.

Moja Tajemnicza Nieznajoma, Gdzie błysk Twych brązowych oczu? Tu, nad brzegiem Ciebie nie ma – Dziś sztorm niebo mroczy. Moja Piękna Nieznajoma – Czy jeszcze Cię zobaczę? Takie jest marzenie me, Aby pocałunek nasze usta złączył.

Wierzę, że przyjdzie ten dzień I znów na plażę wrócisz. Słońca zabłyśnie promień, A Ty ponownie zatańczysz. Wtedy w ramiona Cię wezmę, Twoje imię wreszcie poznam. W piękne brązowe oczy spojrzę I co czuję – Tobie wyznam.

Tajemnicza Nieznajoma…

Tajemnicza Nieznajoma… Ślady zmyły fale przyboju, Ciemne chmury okryły słońce. Uśmiechniętą twarz Twoją, Gdy zamknę oczy, nadal widzę. Na samotnym głazie czekam, Na spienione fale patrzę. Iskrę nadziei w sobie mam, Że jeszcze Cię zobaczę.

POEZJA

Moja Tajemnicza Nieznajoma, Gdzie błysk Twych brązowych oczu? Tu, nad brzegiem Ciebie nie ma – Dziś sztorm niebo mroczy. Moja Piękna Nieznajoma – Czy jeszcze Cię zobaczę? Takie jest marzenie me, Aby pocałunek nasze usta złączył. Tajemnicza Nieznajoma…

Tomasz Klarecki zielone pomidory

o czym myślę leżąc w cieniu orzechowca

Przywiozła zielone krzewy obłożyła je czule czarnoziemem użyźniła śliną sypnęła przejrzystą kaskadą minerałów kropla po kropli dawkowała miłość Zdrapała delikatnie mech z łodygi pod paznokciem poczuła wilgoć przesunęła wzdłuż rękę ścisnęła zielone kule chłodny miąższ wylał się na palce Nie zdążyła zebrać nadmiaru soku kapał z ust poczuła krople na piersiach i stopach usłyszała słowa jakich dotąd nie znała Zwinięty w rurkę język dotknął słonych obłoków zielonkawy smak podrażnił obietnicą a to przecież początek Ogród tętni latem

bluszcz wokół mnie łaskocze uszy i policzki pełznie po udach mokry chłodzi stopy liście gładkie jak skóra kobiety ustępują cicho pod naciskiem palców

Klaudia Piotrowska Co tu wybrać?

wiem! użyźnię glebę ciałem zniknę wśród korzeni z drzewa sokami wejdę w orzech spęcznieję radością którą mnie napełniasz przyjedziesz w październiku słodkim od zwiędłych liści orzechowca owocem będę dojrzałym weźmiesz mnie do ust opleciesz językiem jak jedwabny sznur wokół szyi kochanka w nozdrza wciągniesz jesienny dym poznasz urok spełnienia

Tęskni serce, rozum nie. Co tu wybrać? Kto to wie... P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 27

Nie drwij

Nie drwij z miłości kotku, bo pusty zostaniesz w środku.

napisałaś do mnie czekałem długo teraz leżę w cieniu orzechowca wzrokiem przeszukuję liście lecz to dopiero sierpień


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Anna Maria Mickiewicz Another spring in Kolejna wiosna w Alexandra Palace Alexandra Palace London 2011, March

Londyn 2011, Marzec

Z daleka miasto huczy Puste ulice zadudniły Odłamkami dnia

From a distance, the city rumbles. Empty streets drummed. Shards of the day.

To już tylko złudzenie świateł Wiosna słońcem nadchodzi Odgarnia kałuże

There, it is only an illusion of lights. Here, spring comes with the sun

Oczka wodne iskrzą Strumieniami zanurzonymi W kroplach

Brushes away the puddles. Streams sparkle, hiding in water drops.

Mgliście zauroczeni Wkraczamy w objęcia

Mistily bewitched We embrace.

Serce we Francji

Regent’s Park

POEZJA

Londyn 2013

Oświadczył się W Regent’s Park Niewidzialnym chmurom

Noc… Otwierają się strony miłosnych obłoków Spłacając długi beztroskim Zefirom

A ona Zaplątana różanym muślinem Słońcem zatoczonym

Obeliski i mury Aigues-Mortes To tam rosły srebrne eukaliptusy To tam pachniała bielą chłodna herbata To tam pięły się wysoko

Przeszła stopą złocistą Przez szklane drzwi

Słowa Ambicje Nadzieje Radości

Pod niebem zawieszonym Na blaszanym zegarze U wierzchołków wiktoriańskich wież

Zarośnięta plaża Wydeptana trawa nieznająca chrobotu kosiarek

Wieczorem zamglonym

Huczało morze Brzęczał obłok Raniony wyprawami krzyżowymi

strona: 28

Jesteś dla mnie rosą

Werka Sikorska

Jakaż to kuriozalność Gdy kochasz, a kochać nie można Pożądasz, a pragnąć nie wolno Porzucasz pragmatyzm Zatracając się nieprzytomnie w ulatującej trzeźwości A przecież widzisz Dostrzegasz

Świadomie brniesz dalej W zakradającą się sprzeczność Która smakuje wręcz wyborowo Upajasz się zakazanym owocem Na nowo I wciąż ujmująco Pożerając łapczywie Najpiękniejsze falujące słowa

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Tadeusz Zawadowski Czas wyjścia

Monika Zalewska Dwa słowa marzec 2014

Ewie

bardziej od śmierci boli świadomość rozłąki z Tobą. wprawdzie tylko na chwilę zwaną wiecznością ale przecież każda minuta bez Ciebie staje się zapowiedzią nieskończoności. pocieszam się nadzieją że po drugiej stronie skreślono czas z listy wymiarów. póki co zbieram każdą kreskę Twojego uśmiechu i buduję z nich labirynty aby oddalić moment wyjścia.

Granice miłości Ewie

co nie ma granic.

Zostanie miłość Ewie

A gdy nas nigdy już nie będzie cóż z nas pozostanie Czy chłodny dotyk stóp na piasku czy rozpalony ślad na skale w które i tak nikt nie uwierzy bo czymże skała bez pamięci bo czymże dotyk bez zapomnień… A gdy już nigdy nas nie będzie pójdziemy najpierw do ogrodu - Ty w bieli ja w twoim uśmiechu i nasłuchiwać tam będziemy bzów i sasanek i konwalii i czytać wiersze z igieł sosen z liści łopianu i podbiału … A gdy już nigdy nas nie będzie wieczna zostanie nasza miłość …

Chciałabym czerwiec 2013

Uciec w czyjeś bezpieczne ramiona zapomnieć w nich o wszystkich troskach gdyby tak choć jedna kolorowa strona... jak ta z gazety w przydrożnych kioskach Nie zgrywać silnej, odważnej, miłej mieć swą bezpieczną przystań na świecie o nic nie walczyć, o nic na siłę pozwolić na łzy nie czując się śmieciem Poczuć jak serce równo z moim bije a dłonie czule mą twarz obejmują ufnie popatrzeć w dobre oczy czyjeś które choć dziś nic nie oczekują Zostawić ciężar tych ciężkich bagaży przed progiem domu, w którym ktoś czeka i być spokojną, bo nic się nie zdarzy mówić o wszystkim, z niczym nie zwlekać

POEZJA

kocham cię najwięcej we wszystkich światach. bez względu na którym będę za chwilę. w każdym aż poza granice zrozumienia. nie sposób przecież miłości zamknąć w siatce południków i równoleżników nakładanej na teleskopowe oczy uczonych. ograniczyć atmosferą czy litosferą. jednego świata za mało aby pomieścić coś

cisną mi się na usta jak dwa pojmane ptaki gdy czas ich nie ustał a tylko z nich zakpił

Słów nie dobierać, kląć jak szalona a potem wiedzieć, że to wszystko błahe pomówić potem o zwykłych andronach i zasnąć pieszczona czułością i Bachem.

Słowa styczeń 2016

Podobno niewiele znaczą, są mało warte a tak bardzo ich pragnę, pożądam prawdziwie czekają moje oczy pragnieniem otwarte czekają moje dłonie by zamknąć je tkliwie więc mów do mnie, mów tyko do mnie dziś ślij słowa jak pocałunki, ślij jak życzenia chcę chłonąć każdą Twoją o mnie myśl myśl na dzień dobry, myśl na do widzenia

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 29

Przytul mnie słowem, uśmiechnij się zdaniem Śmiej się nawiasami, śmiej się tak częściej! Ja będę Cię kochać zapatrzeniem, zasłuchaniem a Ty ślij do mnie słowa, Twe słowa to szczęście.


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Guoda Taraškevičiūtė Metafizyka piękna Grožio metafizika

POEZJA LITEWSKA

Gdybym ja była piękna Leżałabym w krzakach czerwonych róż Udając, że śpię Oddałabym część swego ciała Mokrawej ciemnej ziemi Gdybym ja była Stałabym pośrodku rzeki Pozwalając wodzie umyć Zmęczone stopy Pozwoliłabym im zamienić się w małe kamyki, Które zbierałam jako czterolatka Gdybym ja Wspinałabym się po drzewie zdobywając szczyty Krzyczałabym do ptaków I czekałabym aż mnie uspokoją Oddając swoje skrzydła Gdybym Wydłubałabym oczy Aby nie widzieć

Jei aš būčiau graži Gulėčiau raudonų rožių krūmuose Apsimesdama, kad miegu Atiduočiau dalis kūno Drėgnai tamsiai žemei Jei aš būčiau Stovėčiau vidury upės Leisčiau vandeniui nuplauti Pavargusias pėdas Leisčiau joms virsti mažais akmenėliais Kuriuos rinkau, kai buvau ketverių Jei aš Lipčiau į medžius, siekčiau viršūnių Iš visų jėgų šaukčiau paukščius Laukčiau, kol jie mane nuramins Atidavę savo sparnus Jei Išsipjaučiau akis Kad niekada nežinočiau

Tłum.: Agnieszka Masalytė

Reminiscencja lat dziecięcych

Vaikystės vasarų reminiscencija

Twarożek z nadal gorącym dżemem Zimne stopy między ciepłymi stopami moich dziadków Krzywawy żwirowy zamek pośród ulicy Utonięcie motyla Oraz jezioro, w którym tonęłam ja Oczy nieznajomej dziewczynki Nadal budzące ze snu

Varškės sūris su dar karšta uogiene Mano šaltos pėdos tarp šiltų senelės pėdų Kreivos žvyro pilys vidury gatvės Drugelių skandinimas Ir ežeras kuriame skendau Nepažįstamos mergaitės akys Kurias susapnavus dar dabar prabundu

Tłum.: Agnieszka Masalytė

Zbigniew Kurzyński SPOSÓB

strona: 30

Wilk ognia się lęka więc owca maleńka, obdarzona pomysłowością płonie... do niego miłością.

O PEWNEJ ZAWIEDZIONEJ MĘŻATCE Źle trafiła idąc za serduszka głosem. Lepiej więc w miłości kierować się... nosem. P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Tu viendras…

Francis Jammes Nadejdziesz…

Tu viendras lorsque les bruyères au soleil près des routes qui se fendent ont des abeilles.

Nadejdziesz, gdy wrzosy pod słońca promieniami przy topniejących drogach zaroją się pszczołami.

Tu viendras en riant avec ta bouche rouge comme les leurs des grenadiers et des farouches.

Nadejdziesz roześmiana ustami czerwonymi jak kwiaty granatu czy krwistej koniczyny.

Tu lui diras que tu l’aimes depuis longtemps, mais en lui refusant ton baiser en riant.

Powiesz mu, że go kochasz od czasu długiego, lecz śmiejąc się pocałunku odmówisz swojego

Mais lorsque tu voudras le lui donner, alors tremblante et suante, tu verras qu’il est mort.

A gdy będziesz chciała mu dać całus łapczywy, drżąca i spocona ujrzysz, że jest nieżywy. tłum.: Małgorzata Fabrycy

Si tu pouvais…

Gdybyś mógł… Gdybyś mógł poznać cały smutek, który spoczywa na dnie mego serca, porównałbyś go do łez biednej mocno już schorowanej matki o twarzy wyniszczonej, zapadniętej, udręczonej i bladej, biednej matki, która czuje, że niedługo umrze, i która rozkłada dla swego najmłodszego dziecka, rozkłada, rozkłada, by mu ją ofiarować zabawkę za trzynaście sou, lśniącą zabawkę, zabawkę. tłum.: Małgorzata Fabrycy

Małgorzata Fabrycy Sonet do cienia Sonnet à l’ombre J’y entre sans aucune honte et elle me laisse plonger Là où son corps rugueux me poursuit sans relâche, Où ma peur se distille, l’opacité se cache, Et mes rêves veulent me prendre dans l’univers foncé.

Zanurzam się w niego, bez wstydu, bezwiednie, Lecz szorstkość mnie dręczy i wciąż prześladuje, Niepokój się skrapla, a ciemność fałszuje Mych marzeń szarość, która nagle blednie.

Tu ne me dis jamais qu’elle était si peureuse, Que tu pouvais décrire ses mouvements inédits Dans la continuité dont elle se revêtit Quand elle voulait devenir obscurité brumeuse.

Nigdy nie mówiłeś, jak jest nieprzebrany, Że mogłeś opisać jego poruszenia, Gdy w zamglonym mroku w wieczór się przemienia, w nieustanność czasu udekorowany.

Elle habite dans mes doutes pendant ces derniers temps, Elle veut me faire glisser dans les bras du néant Et je me dissimule au fond de l’entité.

Ostatnio zamieszkał w jądrze wątpliwości, Chce bym się wsunęła w ramiona nicości, Ja chowam się na dnie jestestwa chaosu.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

tłum.: Małgorzata Fabrycy

strona: 31

Elle va te polluer avec son âme instable, Puis elle va disparaître dans l’inimaginable. L’ombre est l’avènement de la fatalité.

Zatruje cię sensem nieredukowalnym, Po czym się rozproszy w niewyobrażalnym. Cień znaczy nadejście fatalności losu.

POEZJA FRANCUZKA

Si tu pouvais savoir toute la tristesse qui est au fond de mon cœur, tu la comparerais aux larmes d’une pauvre mère bien malade, à la figure usée, creuse, torturée et pâle, pauvre mère qui sent qu’elle va bientôt mourir et qui déplie pour son enfant le plus petit, déplie, déplie, pour le lui donner un jouet de treize sous, un jouet luisant, un jouet.


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Massimo Silvotti Mani di porcellana Dłonie z porcelany eravamo bambini colorati allora, la vita ci stuzzicava con occhi trasparenti come il vetro, l’aria frizzante dei cinematografi all’aperto e il contraltare dei treni impregnati di calzini e tabacco; oggi la vita ci da scacco matto rimango dentro casa, in attesa

Le parole di Phlebas

REALIZM TERMINALNY

e l’atroce tenerezza dell’acqua il fiume, l’annegamento, o dentro le parole di Phlebas parole dette coi denti; amico mio, vorrei espiare la terra quando assapora il sole e allora i baci come dinamite esploderanno, rendendoci buoni

Memoria di fustagno

byliśmy wtedy kolorowymi dziećmi, życie podniecało nas oczami przezroczystymi jak szkło, rześkim powietrzem kinematografów pod gołym niebem i mijaniem się pociągów pachnących skarpetkami i tytoniem; dzisiaj byt daje nam szacha i mata zostaję w domu, czekam tłum.: Izabella Teresa Kostka

Słowa Phlebasa

okrutna delikatność wody rzeka, utonięcie, lub wewnątrz słów Phlebasa wyrazy wypowiedziane przez zęby; przyjacielu mój, chciałbym zadośćuczynić ziemi kiedy delektuje się słońcem a wówczas pocałunki jak dynamit wybuchną, czyniąc nas dobrymi tłum.: Izabella Teresa Kostka

Wspomnienie barchanu porcja wody w górskim potoku i przypadkowość kamieni kto wie, grobla dla liści? i ja, wspomnienie barchanu przylgniętego do jej oczu, pot szkieł

una porzione d’acqua in quel torrente di montagna e la casualità dei sassi chissà, un argine alle foglie? ed io, memoria di fustagno aggrappato ai suoi occhi, il sudore dei vetri

tłum.: Izabella Teresa Kostka

strona: 32

Massimo Silvotti (Bruksela, 1963) artysta, poeta, eseista, dramaturg, organizator przedstawień i wystaw zbiorowych oraz indywidualnych, założyciel i dyrektor Małego Muzeum Poezji w Piacenzy (jedynego takiego muzeum w Europie) i stały członek zgrupowania Muzeów Piacenzy. Zdobył wiele nagród i wyróżnień krajowych i międzynarodowych. Współpracował z muzeami i instytucjami publicznymi, prywatnymi oraz z artystami, poetami i współczesnymi krytykami sztuki. O jego działalności artystycznej pisało wiele krajowych i międzynarodowych czasopism. Opublikował: • Półksiężyc - podróż w ludzkie kon likty (wydawnictwo Vicolo del Pavone, 2001), • Ungaretti i Wielka Wojna - Akrobata na wodzie z notą wprowadzającą Guido Oldani'ego (wydawnictwo Zona Franca, 2015), • Do Manifestu malarstwa Realizmu Terminalnego jesteśmy miejscem ucieczki (Italian Poetry Review - Columbia University, 2017), • Rwący nurt Oldani'ego (Pismo "Atelier/ Warsztat", 2018), • Drzewo oliwne i jego oddech (wydawnictwo Puntoacapo, 2020). P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Rozłąka

Izabella Teresa Kostka Biustonosz

A kiedy odchodzisz usycha moje serce jak gałęzie dębu, opłakują Cię liście czerwieniejąc z żalu i tężeje życiodajna limfa.

Twe ręce to biustonosz, a usta kołyska dla szlochających brodawek, rozpadam się na kawałki bez spoiwa z pocałunków.

Zimą mnie obdarzasz odbierając słońce a ja staję się rzeką skutą lodem zapomnienia.

Wyszedłeś po papierosy gdy zgasłam jak zapałka, ciało wypaliło siarkę i popiołem zasypało łóżko.

Białe noce Nocą rozwierają się smutki jak Twe usta, których brak,

Załamała się młodość pod ciężarem zapomnianych piersi.

Kiedy Kiedy mnie pokochasz okryję się westchnieniem, szalem rozkoszy skradzionej nocy, ogrzeję udami Twe przytulne usta napojone sokiem całego Wszechświata.

absencja - samotności esencja, gęsta przestrzeń pokoju osieroconego z rozkoszy.

Niczym dla mnie będą obce spojrzenia skazujące ciało na zesłanie do piekła, Twój zapach na skórze to Zmartwychwstanie po długiej męce osamotnienia.

Białe noce to czarne myśli, przepaliło się każde złudzenie jak stara żarówka.

POEZJA

Otula mnie cień Morfeusza, nawet on zapomniał, by spocząć w moim łożu.

Zatracę się na wieki w łożu przeklętej miłości.

Just Leokadia I can't have you Złap mnie za rękę, i podnieś na duchu. Myślami w niebie, a sercem na bruku.

Była też ona, lepsza ode mnie. Wolałeś ją widzieć, rozumiem, choć nie chcę.

Kocham Cię, pragnę, Lecz mieć Cię nie mogę, dlaczego mnie ranisz, i wchodzisz mi w drogę?

Ma głowa spuszczona, nie chcę Cię widzieć. Wiem, że mnie nie kochasz, Proszę podejdź bliżej. P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

Zapomnieć, uciekać, zapaść pod ziemię, chcę umrzeć, chcę zniknąć, chcę walczyć o ciebie. Wciąż jestem sama, ty nadal za blisko. Ona mnie widzi, ona ma wszystko.

strona: 33

Byłam sama, a ty byłeś blisko. Spojrzałeś na mnie, czułam że mam wszystko.


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

POWIEŚĆ

Gdy podinspektor próbował zdobyć coś ciekawego w – Gdzie Pan chce iść?! – krzyczała głośno Grażyna łapiąc Ratuszu, Buchała dojeżdżał do Kościan. Z daleka już widniały dłońmi aspiranta za mundur – Mówiłam ksiądz już strzałki – Zamek Kościany 1500 metrów. Niby duża rozmawiał z wami! miejscowość, ale wokół jakby zalatywało wsią. Bieda, nie – Puści mnie Pani! – zdenerwował się Buchała – Bo będę ogarnięte podwórka, a ulice niczym durszlak – dziura koło musiał wypisać pani mandat. dziury. Jednak nie za tym rozglądał się starszy aspirant, jego – Za co! – zdziwiła się Grażyna. oczy wodziły za wieżą zakończoną krzyżem. Tymczasem przy – Za utrudnianie śledztwa – odparł policjant. jednym z sklepów doszło do szarpaniny. Dwóch starszych Całemu zamieszaniu przez okno przyglądał się panów nawzajem obrzucało się obelgami i szarpiąc się za proboszcz. Widząc, że Grażyna może ponieść niemiłe ręce, nieomal by wpadli pod radiowóz jadącego Buchały. konsekwencje, otworzył okiennice i wykrzyknął: – Ty gno... jak śmiesz jeszcze tu przychodzić?!– – Spokojnie owieczki moje, już do was wychodzę! wykrzyknął jeden z nich I skierował się ku drzwiom, by po chwili wyjść na – Będę chodził gdzie mi się podoba! – odparł drugi. podwórze. Grażyna zmartwiona, że jej działania spełzły na – Zapomniałeś, że masz zakaz – krzyczał dalej pierwszy i niczym, podbiegła do księdza i zaczęła szeptać: palcem wskazującym prawej ręki, pokazując mu kierunek – Przecież oni księdza chcą zatrzymać – próbowała dodając – Wynocha do domu! zatrzymać proboszcza w miejscu – Kto będzie parafią rządził, – Hola, hola! – zawołał wysiadający z auta Buchała –

Dzień dobry, starszy aspirant Tomasz Buchała i proszę dowodziki. – W momencie obydwaj stanęli zdziwieni jakby mszę odprawiał? – Spokojnie Grażyno. Spokojnie. – uspokajał ją ksiądz zobaczyli lądujące UFO. Ręce zaczęły im opadać ku ziemi, jak i widząc podchodzącego policjanta. szczeki, a oczy rozszerzać. – Dzień dobry. Starszy Aspirant Tomasz Buchała, ja w – No co?! – podszedł do nich twarzą w twarz policjant – sprawie skradzionej płyty z kościoła – odparł pokazując Dowodziki proszę. – Ale za co Panie Władzo? – odezwał się jeden próbując proboszczowi swoją legitymacje. – Dzięki ci Panie Boże – westchnął ksiądz składając ręce i załagodzić sprawę. Drugi zaś w tym samym czasie rozglądał unosząc głowę w kierunku Nieba. – Nareszcie. się na boki i na drogę, czy aby coś nie nadjeżdża. Gdy Buchała – Co tu w ogóle się dzieje? – zapytał Buchała, chcąc próbował się dogadać z jednym, drugi rzucił się w ucieczkę. Starszy aspirant miał już dość szarpaniny słownej z jednym, znaleźć odpowiedź na swoje pytania. odparł mu: – No jak to co?! – zdziwiła się Grażyna – Ktoś ukradł z – My się jeszcze spotkamy – pokiwał palcem i patrząc kościoła płytę. gdzie biegnie drugi, szybko wskoczył do radiowozu. Przy – Nie o to pytam! – spojrzał wielkimi oczyma aspirant na załączonych sygnałach dźwiękowych pędził jak szalony ku gospodynię. centrum miejscowości, lecz poszukiwanego nie było. Stanął – Za powitanie, to my przepraszamy – odparł proboszcz na środku, drogi zaczął się rozglądać. Domy, przystanek, – Wie Pan, tyle kradzieży jest wokół, że nie wiemy już, komu kościół, gdzie on mógł wbiec… Zastanawiał się, lecz nie ufać. zdawał sobie sprawy, że to nie miasto, nie zna terenu, a – Policji nie można ufać? – zdziwił się Buchała. tamten już był dawno w domu. Wyłączył koguty i jeszcze raz – Nie, nie! – uśmiechnął się ksiądz – Nie, to miałem na pomyślał, którędy on biegł. Po chwili zaświeciła się lampka w myśli. głowie i wykrzyknął: – A co? – spojrzał księdzu prosto w oczy. – Kościół, wreszcie jestem u celu! – Nie, to nieporozumienie – zaczął zaprzeczać proboszcz i powoli cofać się do tyłu, spoglądając przy tym na Grażynę. Zaś ta, widząc przerażenie i chwilę załamania na twarzy Zajeżdżając na podwórze plebani zaniepokoił starą księdza, postanowiła działać. gosposię Grażynę, która wybiegła na podwórze i chociaż – Ja już mówiłam, proboszcz nie jest niczemu winien! – miała swoje lata, to co sił pognała do radiowozu z krzykiem. wsunęła się między Buchałę, a duchownego – My nie – A po co znowu przyjechaliście! – wymachiwała dłońmi pozwolimy zabrać księdza! Poddenerwowany lekko starszy – Ksiądz się tłumaczył, że jest niewinny! Zdziwiony Buchała aspirant, schował do kieszeni legitymacje i jeszcze raz spojrzał próbował otworzyć drzwi i wysiąść. Nie rozumiał, o co chodzi. obu prosto w oczy. Czyżby ktoś już przepytywał księdza w sprawie skradzionej – Tego jeszcze nie wiadomo – odparł i odwrócił się płyty? A może jakaś grubsza akcja miała tu miejsce, a on kierując się w stronę radiowozu. widocznie, jak w dobrym westernie, przybył, by zostać nowym szeryfem? Musiał to wszystko sprawdzić, ale nadal miał jedną przeszkodę, bardzo trudną przeszkodę.

strona: 34

***

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

– Ale czego nie wiadomo? – zdziwiła się Grażyna i Proboszcz złapał się za usta i zaczął zastanawiać się nad spojrzała zdziwiona na proboszcza, lecz ten stał jak wryty i tym co powiedział. – Cholewcia, może coś powiedziałem nie czekał, co zrobi policjant. Buchała zaś otworzył drzwi od potrzebnie – zaczął drapać się po głowie. Grażyna z dala samochody, wsiadł za kierownice i już sięgał ręką po widząc załamanie księdza, podeszła do policjanta chcąc mu słuchawkę radiostacji, gdy nagle odezwał się ksiądz: zakłócić rozmowę. – No dobrze, powiem wszystko, tylko przejdźmy na – To może ja pójdę – głośno odparła. plebanię! – Co? – nie zrozumiał Buchała. Zdziwiony tym zwrotem akcji aspirant, gdyż tylko chciał – Ja pójdę – powtórzyła, kiwając głową w stronę księdza, powiadomić tutejsze władze o swoim przybyciu, otrzymał by uciekał do sąsiedniego pokoju. On zaś zdziwiony stał i większy prezent, niż się spodziewał. Ale to nic nie zmieniało, i patrzył co Grażyna wyprawia. tak musiał powiadomić tutejszy komisariat o swoim – No to do widzenia – odparł aspirant. przyjeździe. Tylko może pierw się z tym trochę wstrzymam – – Halo, halo! Co tam się dzieje – wykrzykiwał Michalski, pomyślał i wysiadł ponownie. ale nie słysząc odpowiedzi rozłączył się i wzruszył ramionami. Trzeba przyspieszyć – oznajmił swej towarzyszce. – Halo! – chciał coś dodać Buchała, ale sygnał już się – No to do rzeczy – odparł Buchała siedząc na krześle w urwał. Zdenerwowany spojrzał na Grażynę, która dziwnymi kancelarii przy biurku. znakami i gestami starała się coś komuś przekazać. – Ale od czego mam zacząć?! – odparł zaskoczony – To nie idzie pani do domu? – wykrzyknął aspirant. proboszcz. – A tak, do domu – kiwnęła głową na do widzenia w – Najlepiej od samego początku – spojrzał mu prosto w stronę policjanta z uśmiechem i zaczęła się wycofywać w oczy i położył ręce na stół. Za drzwi dochodziły jakieś stronę drzwi. Buchała zmrużył oczy wyczuwając w tym niewielkie odgłosy, jakby szuranie obuwia lub ciuchów, lecz wszystkim jakiś podstęp. Szybko obrócił głowę w stronę policjant bardziej był przejęty tym, co może nadać bieg jego kancelarii i ujrzał zamykające się drzwi od sąsiedniego sprawie. pokoju. Pognał jak najszybciej w pogoni za księdzem. – No to może pierw o Hryniewiczu, Bogdanie Hryniewiczu – zaczął księżulek. W jednej sekundzie jakby Buchale coś zaczęło się kojarzyć. – No ten Hryniewicz, to on mieszka tuż za murem. No i niedawno. – Niedawno, to kiedy? – dociekał aspirant. – No nie wiem, z parę miesięcy – zastanawiał się Nikt nie mówi przez sen wieczny ! proboszcz – przecież co dopiero sprawa się zaczęła w sądzie – * dodał. Buchała zerwał się na nogi i złapał ręką za brodę. W Budzik ma poczucie obowiązku za śpiocha. jego myślach kotłowało się jak w gorącym garze – Gdzie jesteś * inspektorze? Może jednak wyjść i cię wezwać? Policjant, z tego Światłość wiekuista niech mi nie świeci. Pragnę wszystkiego, nie wiedząc, co robić, chodził od ściany do ściany, jakby zamienił się w piłeczkę pingpongową. spać spokojnie w mrokach mogiły. – Czy powiedziałem coś nie tak? – zdziwił się proboszcz wstając z krzesła. – Nie, nie! Niech ksiądz siedzi – pomachał Buchała ręką w jego stronę. – Muszę zadzwonić – udał się w kierunku drzwi i złapał za klamkę otwierając drzwi. W tej chwili do kancelarii wpadła oparta o nie Grażyna. – Ja przepraszam – złapała się za ramię policjanta, by nie Ekskluzywne zakupy i francuski bon ton, upaść. Chciałam zapytać, czy ktoś nie chce herbaty – spytała zwiedzam każdą paryską alejkę. podnosząc głowę i rozglądając się z uśmiechem po pokoju. A wolałabym iść wiejską drogą, – Nie Grażyno – odparł proboszcz – na dziś jesteś wolna. Zaskoczona i smutna kucharka, spuściła głowę powoli byle ciebie móc trzymać za rękę. wychodząc z kancelarii, zaraz za nią na korytarz udał się Buchała i wyciągnął z kieszeni telefon. Lazurowe Wybrzeże rozpieszcza widokiem: – Kiedy w końcu przyjedziesz! – wyszeptał do słuchawki złota plaża, gładkiej toni błękit… poddenerwowanym głosem. A ja chciałabym gdzieś nad Wisłokiem – A co tam się dzieje? – odparł zdziwiony Michalski. – móc zatonąć w twoich oczu głębi. Masz już złodzieja? – uśmiechał się pod nosem podinspektor spoglądając to na drogę, to na twarz pięknej pięknej pani Historyk. Malownicza Prowansja, pola lawendowe – Nie żartuj sobie, tylko w te pędy masz się zjawić! – roztaczają obłędny aromat. wyrzucił z siebie obrażony aspirant – To ja załatwiam A ja jedno wyłącznie mam w głowie – wszystkie sprawy za ciebie! A ty co? – już krzyczał na cały głos, czuć twój zapach, być w twoich ramionach. że aż Grażyna bała się podsłuchiwać z kuchni, a ksiądz wstał z krzesła. Wernisaże, galerie i Paris Biennale…! – Uspokój się! Zaraz tam będę – odparła Michalski – A Cała Francja przede mną otworem. tak w ogóle, po co mnie ponaglasz? I niemal wszystko mogę mieć, ale… – Ksiądz chce zeznawać – odparł Buchała – zaczął od Mogę tylko pomarzyć o tobie. jakiegoś Hryniewicza. Ty go chyba znasz?

***

Zbigniew Kurzyński Aforyzmy

POWIEŚĆ

Renata Jakubowska

High life

strona: 35

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

C P Z

zujesz, jak pachnie miłość? Dostrzeż ulotności chwili, zachód słońca nad mazurskim jeziorem, wieczorny koncert pasikonika.

dotykasz.

oczuj, jak wiatr muska rumiane policzki, które czerwienią się jeszcze bardziej, gdy ich

PROZA

asmakuj ust pragnących spijać rozkosz z rozgrzanego do czerwoności ciała, którego nawet chłodny wiatr znad wody nie zdoła ostudzić.

K

aczeńce, stokrotki, chabry pamiętają chwile uniesienia stęsknionych kochanków. Zobacz jak pięknie Książę Nocy świeci po zmroku, a jego Brat rozświetla ciemności dnia.

C

zy jeszcze pamiętasz? To oni podali nam ambrozję i nektar, gdy byliśmy spragnieni swojej bliskości. Gdy wtuleni w siebie doznawaliśmy frenezji tu, pośród sitowia, gdzie tylko Bóg i przyroda byli świadkami naszej miłości.

Ż

ycie bywa złudne, gorzkie drinki serwuje, kłody rzuca pod nogi, nóż w plecy wbija. Ale jeśli zapamiętasz, że ja i ty – to my, wszystko przestanie mieć znaczenie, prócz twojej obecności i tej chwili nad jeziorem, kiedy staliśmy się jednią.

P S

óki oddycham, póki w piersi bije mi serce, nie wyrzeknę się tej miłości.

strona: 36

pójrz jak piękny jest świat, gdy trzymasz mnie w ramionach, szepczesz czułe słówka… i choć teraz stoimy na rozdrożach, to każda z dróg doprowadzi mnie do ciebie.

Z

najdę cię wszędzie nawet jeśli już cię nie będzie. Przybiegnę do ciebie boso po ścieżce usłanej wspomnieniami.

Zamilknij Przestań mówić, złap wpół i przytul, niech nasze ciała połączy nocne uniesienie.

Zauroczenie Szelest nagich ciał, paraliżujący dotyk, przyspieszony oddech mrożący krew w żyłach,

Pragnę spijać z twoich ust rozkosz aksamitnego dotyku, karmić się lubieżnym spojrzeniem, wbić się w zniewalające uda, wydać jęk spełnienia.

pocałunki bez końca w namiętnych uściskach

Kiedy patrzę w szkliste oczy cała płonę, tryskam iskrami. Rękoma czeszę blond włosy, językiem wędruję po karku. Wciąż czuję niedosyt, nawet gdy szepczesz:

i ta iskra w oku mówiąca „pragnę cię”.

Ten jedyny Noc otuli namiętnością nagie ciała. Blask pełni księżyca pozbawi wstydu. Całuj do utraty tchu, bym wiedziała, że kochasz do nieprzytomności.

– Kocham cię!

Odpowiednie słowa

Zerwij ze mnie ostatni podmuch wstrzemięźliwości, rozbudź żądzę erupcji wulkanu, niech ognista lawa zaleje serca, a bramy orgazmu staną przed nami otworem. Jesteś moim pierwszym, a ja twoją ostatnią.

Szeptaj jak opętany, stłamś zgryzotę, zaknebluj miraże, uwolnij zmysły zniewalające ciało obrzmiałe z tęsknoty za odpowiednimi słowami, które kruszą mur Jerycha, grają na najczulszych strunach miłosnej harfy, gniew w dłoni zamykają. Spokój poskleja rozbity dzban, zaufanie ponownie przywita wschód słońca, na twarzy zajaśnieje nadzieja.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Tęsknota Jeśli pozbędę się oceanu słonych łez, wyrównam rachunki z tantalską przeszłością, ucieknę z labiryntu cierpienia… ocalę resztki wspomnień od niepamięci. Posklejam podarte fotografie, zwęglone przez płomienie zgorzkniałości. Serce jałową martwicą zakażone, pomimo śmierci klinicznej reanimuję pozbawioną tchu nadzieją. Najwyższa pora nie tęsknić, połowa nie może nienawidzić tego, co dopełnia jej całości… Szklanka zawsze jest do połowy pełna.

strona: 37

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

PROZA

Szukając w kufrze pamięci wspomnień dotyczących miłości, która na zawsze zapadła w moje serce, natrafiłam na unikat. Może to zabrzmi dziwnie, ale wcale nie była to pierwsza miłość. Przeciwnie, nim trafiłam na Bartka, wiele wody upłynęło w oceanie namiętności, jaki zalał moje serce, kiedy zrozumiałam, że kocham Bartka. Znaliśmy się od dzieciństwa. Nie mieliśmy tajemnic przed sobą, byliśmy nierozłączni, jak Flip i Flap. Wspólne zabawy, wypady nad jezioro, pogawędki do późnych godzin nocnych… mogłabym wymieniać bez końca. I mimo tyle czasu spędzonego w swoim towarzystwie nie zauważyłam, że On podkochiwał się we mnie od pierwszego spotkania, czyli od zawsze. Jednak nigdy się nie zdradził ze swoim uczuciem. Był szarmancki jak na małolata, a poza tym, jak później wspominał, nie chciał stracić naszej przyjaźni. Wolał milczeć i być blisko mnie, niż wyznać mi miłość i narazić się na utratę najważniejszej osoby w jego życiu. Pewnego dnia, byliśmy już wówczas nastolatkami, kiedy biegaliśmy wieczorem wzdłuż ta li jeziora, zatrzymał się i spojrzał mi w oczy. Dziwnie się poczułam, bowiem sceneria, jaka nas otaczała, księżyc w pełni, złociste perełki błyskające na niebie, delikatne muskanie wiatru i symfonia pasikoników, sprawiały, że moje serce zaczęło niepokojąco szybko bić. Stało się. Trzymając mnie w ramionach, dłonią odsunąwszy kosmyk włosów opadających na mój kark, wyznał co tak naprawdę czuł do mnie od tak dawna. Zamarłam, głos ugrzązł mi gdzieś w krtani, w brzuchu poczułam, jak chmara motyli urządza sobie loty, a z klatki piersiowej serce wyrywało się, jakby chciało ulecieć do gwiazd. Nie mogłam uwierzyć… ja, taka prosta dziewczyna z sąsiedztwa i ON, przystojniak jakich ze świecą szukać. Czy to możliwe? A jednak. Byliśmy jeszcze bardziej nierozłączni przez ponad 6 lat. Aż usłyszałam wyrok:

„Jest pani nieuleczalnie chora, terapię trzeba zacząć od zaraz (…)”. Nogi ugięły się pode mną, a świat zawalił się na głowę. Wiele nocy nie przespałam, przeanalizowałam całe dotychczasowe życie, i zastanawiałam się nad perspektywą „jutra”, czy w ogóle ono dla mnie istnieje. Z bólem serca podjęłam decyzję. Poprosiłam Bartka o spotkanie. Przyszedł jak zwykle punktualnie, i jak nigdy z duszą na ramieniu. Prawdopodobnie przeczuwał to, co miało nastąpić. To było nasze ostatnie spotkanie jako pary. Kolejne dni, miesiące, lata były drogą przez męki, tantalskim cierpieniem, bólem i rozżaleniem. Moim, bo nie mogłam być przy ukochanym (nie chciałam, aby wraz ze mną cierpiał patrząc jak umieram, by mi współczuł, albo co gorsza był ze mną z litości), i jego, ponieważ stracił kobietę swojego życia. Byłam nieugięta i uparcie trwałam w swoim postanowieniu. Pozwoliłam mu odejść, a nawet kazałam. Chciałam, aby był szczęśliwy, aby znalazł sobie zdrową dziewczyną, przyszłą żonę i matkę jego dzieci. Tak bardzo go kochałam, że nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby przeze mnie jego życie przypominało wegetację. Tarmosiliśmy się słownie przez kilka lat, w końcu zostaliśmy ponownie przyjaciółmi. W sumie nigdy nie przestaliśmy nimi być. Pewnego popołudnia ktoś zapukał do drzwi. Otwarłam i zaniemówiłam z wrażenia. Zobaczyłam uśmiechniętego Bartka trzymającego za rękę piękną i ponętną brunetkę. Serce podpowiedziało mi co się dalej wydarzy, i nie pomyliło się. Otrzymałam zaproszenie na ślub. Starałam się trzymać fason, uśmiechać się i nie dawać poznać po sobie, że właśnie wybuchła w moim sercu bomba atomowa, że jego część, i to spora umarła. Cóż sama sobie byłam winna. On zapewniał, że przetrwamy, że mnie nie opuści, że kocha i będzie ze mną na dobre i na złe, ale ja, jako wieczna altruistka, bardziej pragnęłam jego szczęścia, niż własnego. Prezent oczywiście kupiłam i ofiarowałam nowożeńcom, złożyłam najserdeczniejsze życzenia i pogratulowałam wstąpienia na nową drogę życia. Jednak zarówno ja, jak i Bartek, wiedzieliśmy, że tak naprawdę nasza miłość nigdy się nie skończyła, że wciąż się tli. Aczkolwiek było za późno, a moja przyszłość wciąż wisiała na włosku. Od tamtej pory minęło 15 lat, on jest dobrym mężem i szczęśliwym ojcem dwojga synów. A ja… dziewczyna z sąsiedztwa nadal walczę o kolejny, być może ostatni, dzień doczesnej wędrówki. Nie ma w moim życiorysie doby, ani jednej w nim sekundy, w której bym nie walczyła z życiem o życie. Jednak wierzę, że jeszcze kiedyś będę szczęśliwa, a moja miłość do Bartka, mimo, że sekretna, pozostanie wieczna.


PROZA

BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

– Czytałem dziś w pani myślach. Przepraszam. – Może nie musi pan przepraszać. O czym wtedy myślałam? – O kremówkach jedzonych z rodzicami w niedzielne popołudnia. I o tym listonoszu, co tak śmiesznie podrygiwał. I o pani pierwszym psie, który spał z panią, leżał przy pani, kiedy odrabiała pani lekcje i za którym do dziś pani tęskni. I jeszcze o… – Czyli wspomnienia z dzieciństwa. Tak czułam, że nie będzie pan musiał przepraszać. – Ale to nie wszystko. Potem myślała pani o swojej młodości i pierwszych motylach w brzuchu, które czuła pani na samą myśl o zakochaniu się. Koleżanki opowiadały jak to jest, obejrzana Casablanca podsycała te wyobrażenia, a Mikołaj z równoległej klasy tak czasem patrzył, że tęskniła pani jeszcze bardziej za tym, czego tak naprawdę jeszcze pani nie znała. Nie wiem, dlaczego on nigdy nie podszedł, ja bym podszedł… – Stare czasy, nigdy tego głośno nie rozpamiętywałam… Widocznie zabrakło mu odwagi. Nastoletnie głupotki, nadal myślę, że przeprosimy są zbędne. – Ale ja też siebie tam widziałem… Przy pani… Wyobraźnia zaniosła mnie do tego ogrodu różanego opodal szkoły, który tak bardzo pani lubiła. O, to zabawne, nawet ostatnio tamtędy przechodziłem, suche badyle… Ale wtedy, 20 lat temu i w moich, naszych myślach, był bujny i cały w

strona: 38

Kamień

czerwieni. I w kolcach. Mówiła pani, że się ich boi, a ja pani tłumaczyłem, że nie ma czego, że są niczym przy całym pięknie ogrodu i że czasem i one są potrzebne. Chciałem też pani uświadomić, że jeśli im na to nie pozwolimy, to same nic nam nie zrobią. Chłonęła pani całą sobą to, co mówiłem i była pani coraz bardziej spokojna, a potem wzięła mnie pani za rękę i ścisnęła mocno, tak, jakby już nigdy nie chciała jej puścić. I szliśmy tak nie mogąc przestać rozmawiać, a równocześnie milcząc i znaleźliśmy się pod pani domem i popatrzyła pani na mnie w taki sposób, że… I wtedy… – No tak, to chyba rzeczywiście mogę przyjąć przeprosiny (nie zauważył jej uśmiechu). – Ależ nie, ja w tamtej chwili nawet chciałem panią pocałować, ale pani po prostu uciekła! Nie wiem, co się stało i dlaczego moja wyobraźnia nagle pozwoliła, żeby pani myśli nią zawładnęły… – A teraz? Proszę przeniknąć moje myśli i powiedzieć, co pan teraz widzi. – Teraz mogę powiedzieć tylko, co bym chciał w nich ujrzeć, a to się na pewno pani nie spodoba. – Proszę zamknąć oczy, może wtedy uda się panu jednak coś zobaczyć. Poczuł jak bierze go za rękę, mocno ściska i poszli przed siebie, a ich rozmowa była wypełniona tak słowami, jak milczeniem. Kolców nie było potem już nigdy – ani w ich myślach, ani w słowach, ani w czynach.

Krzysztof Dąbrowski

To była miłość od pierwszego wejrzenia. Potężna chemia i odczucie, że byli sobie przeznaczeni od wieków. Pasja, namiętność i wrażenie, że ktoś kradnie czas - dni i noce stawały się zbyt krótkie - by podkładać go w złych momentach: gdy tęsknili rozdzieleni pracą i obowiązkami. Pomagał jej wtedy kamień w kształcie serca. 'To symbol mej miłości'. Gdy poszła do kuchni, kamień zniknął. Tknięta przeczuciem zadzwoniła. Nie odebrał. Napisała na Facebooku. Nie odpisał. Nie wrócił z pracy. Martwiła się coraz bardziej. Umierał w szpitalu po koszmarnym wypadku. Bezduszne prawo nie pozwalało lekarzom do niej zadzwonić. Była tylko partnerką, nie żoną. Serca z kamienia.

Gdybym

Zobaczył ją. Idealna! Ale nie dla niego. Takie lecą na kasiastych albo przypakowanych chamusiów. Korciło go, by podejść i powiedzieć 'cześć'. Było to wtedy, gdy spotkały się ich spojrzenia. Odwróciła wzrok. Niestety, czytelny sygnał, że nie jest zainteresowana. Wracając do domu smutniał coraz bardziej. Ach, gdybym był wyższy. Gdybym był przystojny. Gdybym był umięśniony. Gdybym miał markowe ciuchy... *** Smutna dziewczyna wracała do domu. Gdy spodoba jej się facet, to za każdym razem jest to samo. Kończy się na spojrzeniach. Zawsze uciekają. Tchórze! Gdzie są prawdziwi mężczyźni? Żaden nie podejdzie. Czy to jej wina, że jest nieśmiała? Ma prawo, jest kobietą.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

odjedzie, jeśli go znowu nie postawię. Dlatego wracam do tematu. Pewnie domyślałeś się, że kiedyś to zrobię. Muszę, bo nie chcę stać w miejscu. Chcę jechać dalej. Może wyjdziemy na chwilę zza tej chmury niedomówień? Może odkryjemy wspólne tajemnice? Może odrzucimy dopowiedzenia? A może i tak nic by z tego nie wyszło? Może i tak nigdy niczego tutaj nie było? Może tak. Może nie. Przez Ciebie dryfuję na „moŻu”. Tak bardzo chcę płynąć w kierunku. Nie bez celu. Pukałam do Twojego serca. Były to drzwi bez klucza. Bez klamki. Nie poddawałam się. Szarpałam. Podważałam. Chciałam wyrwać z futryną! Nawet nie drgnęły. Blokada od wewnątrz. A ja niczym bezdomna żebrałam przed wejściem, byś wpuścił mnie do środka. Chciałam mieć w Tobie dom. Czułam się uzależniona. Od Twoich słów. Spojrzeń. Ust. A wiesz, co się dzieje z narkomanem, gdy nie zdobędzie swojej dziennej dawki? Wariuje. Nie wie, co ze sobą zrobić. Nie może się odnaleźć. Drży. Drży przy każdej myśli. Przy każdej tęsknocie. Staje się nerwowy. Ospały. Zmęczony. Przygnębiony. Aż w końcu...Nieobecny. Musiałam przeżyć. Wyparłam wszystko. Wszystkie myśli, w których byłeś Ty. Wszystkie uczucia. Przestałam być człowiekiem…tym samym… Drogę do pracy pokonuję teraz jak robot. Tramwaj chwieje się na rozjazdach szyn. Nie czuję tego. Niczego już nie czuję. Jestem przecież robotem. Mechanicznie sunę nogami zgrzytając butami po śniegu. Nie słyszę tego. Tak samo, jak bulgotania w czajniku. Ani delikatnego stuknięcia kubkiem z kawą o biurko. Dopiero dźwięk schodzących maili budzi mnie. Jak pukanie w głowę. Hallo? Jest tam kto? Włącza się we mnie automat. Enter. Enter. I kolejny wysłany mail. Żaden do Ciebie. Żaden nienapisany drżącymi dłońmi. W antyemocjonalnej zbroi opuszczam budynek pracy. Znowu śnieg pod butami. Chwiejący się tramwaj. Przekręcam klucz w zamku do swojego świata. Zrzucam zbroję. I pękam. Jak bańka mydlana. Na dziś koniec gry. Wtulam się w zimny koc. Nie ma w sobie Twego ciepła. Na komodzie leży książka od Ciebie. Podchodzę, by tylko zetrzeć z niej kurz. Nie muszę czytać. Znam na pamięć każde słowo. Zawsze tak pięknie pisałeś. Byłeś w tym naprawdę dobry. Chociaż powiedziałeś mi kiedyś: „Nie, to Ty jesteś dobra. Jedyne co nie zawsze Ci wychodzi, to dostrzeganie tego.” Fakt. Mało widziałam. Bóg rozwinął u mnie inny zmysł. Czucie. Radość i przekleństwo w jednym. Dodatkowo dał mi doskonałą pamięć. Zmorę bezsennych nocy. Odtwarzałam nasze rozmowy. Twój śmiech.

ciało, gesty. Afonia woła najgłośniej... Darłam się! Darłam się niemym krzykiem!!! Pragnęłam Cię! Marzyłam byś był moim słuchaczem! Moim słownym workiem treningowym! Byś usiadł obok i po prostu był...chciałam obecności. Towarzystwa niezapakowanego w odświętne wyjścia. Ale Ty wolałeś tylko bywać. I bywałeś do grudnia. Jak gość. Szkoda, że jeszcze nie zaparzyłam Ci kawy w moim sercu. Gości zwykle częstuję kawą. Na deser zjadłbyś kawałek mojej duszy. I wyszedł nie sprzątając za sobą. Jak na gościa przystało. Nie powiedziałam Ci jednej rzeczy: Nienawidzę gości! Jestem normalną dziewczyną. Wybacz. Kobietą. Najzwyklejszą. Przynajmniej fizycznie. Nie zaserwuje Ci kawy w białej filiżance. Chcesz się napić kawy? Tam jest czajnik. I proszę zrób mi też. A potem ja Ci zrobię. Tak zwyczajnie. Normalnie. Upiekę Ci do tego ciasto. Ty skoczysz do sklepu po mąkę. To właśnie jest bycie. Nie bywanie. A później porozmawiamy. Tak naturalnie. Bez dobierania idealnych słów. Bez owijania w bawełnę. Pamiętasz jeszcze nasze rozmowy? Uwielbiałam je. Chociaż byłeś cwany. Żonglowałeś moimi słowami, ale clownem byłam ja. Wiem już dlaczego bywałeś! Byłam pojętnym uczniem i bałeś się, że przerosnę mistrza. Nie martw się. Do twarzy byłoby Ci z tym czerwonym nosem. Kiedy ktoś się otwiera, zdziera z siebie pancerz. Warstwa po warstwie. Jak łupiny cebuli. Spróbuj się nie wzruszyć, krojąc cebulę. Wnętrze oddziałuje. Pokazując duszę szukamy empatii. Zrozumienia. Reakcji z drugiej strony. Jakiejkolwiek. Nie obojętności. Ja się przed Tobą otworzyłam. Jeśli nawet nie drgnęła Ci powieka. Nie zadrżało Ci serce. Napisz mi to. Powiedz. To też reakcja. Nie indolencja. Nie zranisz mnie. Nie sprawisz bólu. Poznałam dystans. Dogłębnie. Brałam go na początku niepewnie. Małymi dawkami. W końcu pozwoliłam się nim otulić. Poczuć się bezpiecznie. Sama ze sobą. Cudowne uczucie. Ta lekkość duszy. Dystans nauczył mnie usuwać rdzę z pozostawionej kolejki. Naprawić porzucone wagony. Aż w końcu dał mi siłę, by podnieść ten grudniowy pociąg. Zajęło mi to sporo czasu, ale wagony stoją już na torach. Ja jestem w środku. Czekam. Niedługo. Nie tym razem. Chcę jechać dalej. Możesz wsiąść i być obok. Zrobisz mi kawę, ja upiekę Ci ciasto. Albo po prostu pozwól mi odjechać. Daleko. I bezpowrotnie.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 39

Szept. Zapach: męski, szorstki, a jednocześnie ciepły i przyjemny. Jakby kardamon tańczył z bergamotką w skórce pomarańczy. Przypominałam sobie kształt Twoich ust. I to zadziorne, hipnotyzujące spojrzenie. Boże! Za jakie grzechy! Wyrwałeś mi spokojny sen w grudniową noc! Gasłam. Jak świeczka. A tak oboje lubiliśmy świeczki. Tylko płomienie nas podglądały. Śmiałeś się: Niech patrzą! Nikomu nic nie powiedzą! Ale mówiły. Wskoczyły w nasze oczy. Wypełniły je żarem. Staliśmy się widoczni-Razem. A teraz żar zamienił się w żal. Coś się jeszcze tli. Może to nadzieja... Nie było obietnic. Nie było wyznań. Ani kwiatów. Wierszy. Niby niczego nie było. A jednak. Twoje imię kładło mnie spać. Twoje imię było moim budzikiem. Twoja dłoń szukała mojej dłoni. Usta szukały ust. Ale niczego między nami nie było. Niczego. Tylko wyobraźnia. Ja wyobrażałam sobie, że kocham. Ty, że jestem Twoja. Spotkały się dwie kaleki. Emocjonalnie niepełnosprawne. Co może się wydarzyć, gdy tchórz stanie twarzą w twarz z tchórzem? Kto krzyknie: no dalej! Zburzcie ten mur! Zanim zaprawa nie związała cegieł. Nikt. Bezdźwięk wypełniał moje usta. Ale nie milczałam. Moim językiem był ruch,

PROZA

Chcę Ci coś napisać. Tak po prostu. O wszystkim. I o niczym. Więc buduję zdania. Kasuję. Mogą być źle odebrane. Rozpoczyna się ważenie słów, dobieranie interpunkcji, szlifowanie zdania. Byleby tylko nie uderzyć. Byleby tylko nie oberwać. Klawiatura drgnęła. Wraz z nią i serce. Mówiłam Ci: Pisanie jest łatwiejsze, niż mówienie. Tutaj nie słychać drżenia głosu. Nikt nie zobaczy drżących rąk. Kłamałam. Drżenie czuć w każdej literze. W każdej kropce. Nawet przecinek chwieje się. Widzisz to? Milczysz. To dobrze. Spróbuję pisać spokojniej. Pozbierać myśli. Nie chcę niczego zgubić. Nie tak, jak wtedy podczas spotkania. Pamiętasz? To było w grudniu. Wiedziałam, co chciałam Ci powiedzieć. Przygotowałam się jak do egzaminu. To miał być idealny monolog. W głowie miałam wszystko. I kropkę. I przecinek. Ale podczas spotkania wypłynął z niej zaledwie jakiś drobny, niezrozumiały procent. Może promil. Nie pamiętam. Nasza rozmowa zeszła na całkiem inne tory...Nie, w sumie nie. Ona się wykoleiła i to na samym początku. A ten pociąg myśli dalej sobie tam leży i rdzewieje. Od grudnia! On nie zniknie, nie


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

ALVARO: (siedząc w domu i patrząc na swoją komórkę)

Napiszę, do niej, ach napiszę! Lecz skoro milczy, czy woli ciszę? Czy ją zakłócę, spokój wywrócę? Ach! Janelle Marie Cruz, Chcę Ciebie! Ja! Taki tchórz! Szlocham tu rzewnymi łzami, jak Ciebie objąć mam słowami? JOSE ANTONIO: (siedząc w domu i patrząc na swoją komórkę)

Napiszę, do niej, ach napiszę! Lecz skoro milczy, czy woli ciszę? A może wspomnę do niej krótko? Czy lepiej czekać mam cichutko? Tak! Poczekam! Cierpliwość to cnota!

DRAMAT

ALVARO: (siedząc w domu i patrząc na swoją komórkę)

A jeśli inny przede mną ją omota? Ach zgubny wtedy mój los, to byłby prosto w serce cios! Napiszę do niej! Tak! Napiszę! Myśli poskładam i dla niej spiszę. JANELLE MARIE CRUZ:(siedząc w domu i patrząc na swoją komórkę)

Czemu się nie odzywa? Inną kobietę teraz zdobywa?! Cóż za nikczemnik! Kawał łajdaka! To zdrady jest oznaka! Do mamusi dzwonię! Jej się wypłaczę! Tym mężczyznom nie wybaczę! Żadnemu nie ufam! Już nie wierzę!

(Janelle Marie Cruz dzwoni do Mamy)

JOSE ANTONIO: (siedząc w domu i patrząc na swoją komórkę)

Tęsknoty ból jej głosem uśmierzę. Zadzwonię Janelle! Już dzwonię!

(Jose Antonio dzwoni do Janelle...lecz numer zajęty)

strona: 40

ALVARO: (siedząc w domu i patrząc na swoją komórkę)

Lepiej czasu więcej nie trwonię! Janelle odbierz ode mnie proszę!

(Alvaro dzwoni do Janelle...lecz numer zajęty)

JANELLE MARIE CRUZ: (rozmawiając z Mamą)

Mamuś ja tych mężczyzn nie znoszę! Która z takim wytrzyma? No która? Toż to mężczyzny karykatura. Z męskością nie ma to nic wspólnego! MAMUSIA (mówiąc do Janelle Marie Cruz):

Porzuć lepiej chłopa takiego! Żadne tłumaczenie ich nie obroni! Nie pisze żaden! Ani nie dzwoni! Toż nie mężczyzna, ale fajtłapa! ALVARO: (siedząc w domu zrozpaczony, że nie mógł się dodzwonić do Janelle Marie Cruz, patrzy na swoją komórkę)

Och! Nie! Ależ ze mnie gapa! Ktoś mnie wyprzedził! Jej serce zdobywa! JOSE ANTONIO: (siedząc w domu zrozpaczony, że nie mógł się dodzwonić do Janelle Marie Cruz, patrzy na swoją komórkę)

Kto czeka za długo, ten przegrywa... Inny słucha jej głosu słodkiego. ALVARO: (siedząc w domu i patrząc w komórkę)

Cóż żem zrobił takiego, żem nie godzien Twej miłości?! Teraz pewnie inny u Ciebie gości i tuli twą twarz, talię, szyję! Ja tego bólu nie przeżyję! JOSE ANTONIO: (siedząc w domu i patrząc w komórkę)

Wybacz Janelle Marie Cruz! Nie jestem Ciebie godzien już! Nigdy Kochana nie byłem, skoro taką szansę przegapiłem! JANELLE MARIE CRUZ: (rozmawiając nadal z Mamą)

Żadna byłaby z nas para, Janelle będzie bez Alvara! Ani Jose Antonio mi nie pisany, niech inny zagoi moje rany! MAMUSIA (mówiąc do Janelle Marie Cruz):

Oni Twojej uwagi nie warci!

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

JANELLE MARIE CRUZ: (rozmawiając nadal z Mamą)

Niech Mamunia ich tak nie karci! MAMUSIA: (mówiąc do Janelle Marie Cruz):

Nie karcę, tylko prawdę mówię, lepiej innego Janelle uwiedź! Skoro im serce Twe obojętne usłysz córko taką puentę: „Milczy, kontaktu nie szuka, to do innej drzwi teraz puka” JANELLE MARIE CRUZ: (rozmawiając nadal z Mamą, szlocha)

Ach Mamuniu, za Twoją zgodą, nie wyjdę za Mąż za nikogo! Oni ciągle milczą i nie dzwonią! Ja nigdy nie zostanę czyjąś żoną!

(Jose Antonio umiera) ALVARO:(siedząc w domu i widząc, że numer Janelle Marie Cruze ciągle jest zajęty połyka tabletki)

Mogliśmy mieć życie szczęśliwe, zmarszczki na twarzy i włosy siwe, Ale jak mam bez Ciebie tyle istnieć? Oddam się w szpony śmierci zawistne! Gorycz i ból me serce już psuje, ...już mnie nie ma...już nic nie czuję...

(Alvaro umiera) MAMUSIA:

(mówiąc nadal do Janelle Marie Cruz):

Nikogo nie da się do miłości zmusić, ale skoro nie tego, to innego możesz kusić. Więc córuniu! Szukaj dalej! Coś rób!

JOSE ANTONIO: (siedząc w domu i widząc, że numer Janelle Marie JANELLE MARIE CRUZ: (rozmawiając nadal z Mamą, szlocha) Cruze ciągle jest zajęty połyka tabletki)

Moja Janelle, żegnaj zatem, jestem poza Twoim światem! Umieram Szczęście moje Jedyne! Bez Ciebie i tak zginę!

Ale po co? Każdy potem milczy jak grób!

DRAMAT posiwiałych włosach i ciche bicie starego, schorowanego, ale wciąż płonącego żarliwą miłością serca. Tak. Na taką śmierć zasługiwała. Na pewno nie na strop walący się jej na głowę i ogień trawiący jej słodkie ciało, na wieczność gasząc żywe iskierki w jej błękitnych jak wiosenne niebo oczach. Czuję się pusty. Gdzieś zniknąłem, a ta skorupa, która chodzi po ziemi, nie jest już mną. Jakby ten sam ogień, który zabił moją Jenny, spalił i mnie, wżarł się w moje wnętrze i spopielił mi serce, pozostawiając w jego miejscu jątrzącą się ranę, która nigdy nie przestanie boleć, nigdy się nie zabliźni ani nawet nie zaskrzepi. Jestem nicością, nie ma już niczego po odejściu mojej ukochanej Jenny. Nigdy sobie nie wybaczę, że to ja poszedłem wtedy do kuchni napić się wody, a nie ona, nigdy sobie nie wybaczę, że to na nią spadł ten sufit, a nie na mnie. Jestem winny. Jestem winny, bo nie mogłem jej uratować. To przeze mnie teraz jej nie ma. Jej matka nigdy mnie nie polubiła. Na jej pogrzebie, gdy opuszczano sosnową trumnę do grobu, patrzyła na mnie, jakbym zabił ją własnymi rękami. I nie obchodzi nikogo, że ogień wybuchł piętro wyżej, że to ten chamski, łobuzerski dzieciak spod ósemki został na noc sam w domu, zapomniał zakręcić gaz w kuchence i o czwartej dwadzieścia trzy nad ranem zachciało mu się zapalić. Moje życie, wszystko, co miałem, zniknęło z powodu rozpieszczonego, nieodpowiedzialnego małolata, który tak bardzo musiał zakurzyć, że nie mógł wstrzymać się przez te dwie godziny, aż Jenny wstanie, ubierze się, zje śniadanie i pójdzie do pracy.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 41

Wciskam pedał gazu najmocniej jak potrafię i obserwuję, jak czerwona wskazówka prędkościomierza mija kolejne, coraz to większe liczby. Świat przemyka wokół mnie i zmienia się w jedną wielką, różnobarwną smugę za oknem mknącą z zawrotną szybkością. Ja jednak jestem szybszy. Mijam ten cały rozpędzony świat i zostawiam daleko za sobą. Tam, gdzie już nie chcę spoglądać. Nie chcę więcej patrzeć na twarz mojej Jenny, mojej przepięknej, ukochanej Jenny, zwęgloną i sczerniałą, przyczepioną do spalonego ciała jak upiorna maska. Nie chcę patrzeć na jej zwłoki leżące pomiędzy zgliszczami domu. Domu, który stał się jej trumną. Otynkowane wieko sufitu opadło na nią, leżącą w starej, rozgrzebanej pościeli... Tak naprawdę nigdy nie myślałem o jej śmierci. Gdybym jednak miał ją sobie wcześniej wyobrazić, prawdopodobnie powiedziałbym, że byłaby równie piękna, jak ona sama. Piękna, cicha i spokojna. Na początku znajomości powiedziałbym, że mogłaby umrzeć, upadając miękko pomiędzy krzewami róż, bez oddechu i czucia, delikatna i pobladła niczym dzwoneczek konwalii. Wyglądałaby jak jedna z tych baśniowych królewien, które zbudzą się za jednym pocałunkiem i potem będą dalej tańczyć, szczebiotać i czarować wszystkich swym wdziękiem. Miesiąc temu powiedziałbym, że umrze w ciszy, jako staruszka, gdy wtuli się we mnie ten ostatni raz i, przysypiając, wyda swoje ostatnie tchnienie, a jej ostatnim wspomnieniem będzie ciepło moich ramion, moja dłoń gładząca ją spokojnie po


strona: 42

PROZA

BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Nie mógł wytrzymać do czasu, aż będzie bezpieczna. Biegli ustalili wersję. Wszystkiemu winny był ten głupi bachor, on i jego zapalniczka. Przeżył. Mocno poparzony, okaleczony, niepełnosprawny, ale przeżył. A moja żona nie. Dlaczego ona zginęła przez głupotę kogoś takiego? Dlaczego każdy jebany idiota zawsze ma tyle szczęścia, a za jego kretynizm płacą inni?! Dlaczego płacą tak słono?! Krzyczę w noc. Zatrzymuję pędzącą maszynę na poboczu i wybiegam na zewnątrz. Droga jest całkowicie pusta, jak przez większość czasu, ponieważ zazwyczaj służy jako objazd, gdy na drodze do Rapid City są jakieś roboty drogowe. Nie ma tu zbyt wielu miasteczek, jedynie pojedyncze miejscowości porozsiewane tu i ówdzie, w pewnej odległości od siebie, a główną część krajobrazu stanowią pola uprawne. Klękam na zimnym jak lód asfalcie i płaczę, co chwila nawołując Jenny. Moje słodkie, najdroższe światełko, moje całe szczęście, moją całą duszę, która nagle zniknęła, pochłonięta przez ogień. Moja Jenny. Moja cudowna żona. Jednak nie tylko ona zginęła. Były też inne ofiary, głównie z wyższych kondygnacji budynku, którym podłoga zawaliła się pod stopami, gdy piekło wybuchło i postanowiło wszystko mi odebrać. Nawet więcej niż wszystko. Była jeszcze jedna ofiara, nieuwzględniona w żadnym spisie czy nekrologu. Tamtego wieczoru Jenny powiedziała, że jest w ciąży. Nigdy wcześniej nie czułem się tak szczęśliwy. Marzyłem o rodzinie, takiej prawdziwej, pełnej, kochającej się i szczęśliwej. Takiej, jakiej nigdy mi nie dano. Marzyłem, by już w listopadzie zobaczyć to malutkie dzieciątko, które z krzykiem po raz pierwszy styka się ze światem. Chciałem widzieć, jak po raz pierwszy otwiera swoje cudne oczka, błękitne jak u mamy, jak posyła nam bezzębny uśmiech i wtula się do snu w ciepłe ciało Jenny, usypiane przez miarowe bicie jej serca. Chciałem widzieć, jak dorasta, jak mówi pierwsze słowa i stawia pierwsze kroki, by potem biegać tak szybko, że z trudem mógłbym je dogonić, złapać i wytulić. Chciałem widzieć, jak się uczy, rośnie i staje się dorosłym, zaczyna własne życie, jednak za każdym razem z radością powraca do domu, który wspólnie mu daliśmy, do miłości, którą je otoczyliśmy i którą dawalibyśmy mu do końca naszych dni. Chciałem widzieć, jak po raz pierwszy przyprowadza do nas swoje dzieci, chciałem widzieć, jak z każdą wizytą są coraz większe i doroślejsze... A potem umrzeć, trzymając w ramionach moją cudną Jenny, czując się spełniony i nie mając już w życiu niczego do dodania. Teraz też nie mam niczego do dodania, jedynie priorytety mi się zmieniły. Straciłem wszystko, bezpowrotnie. Mogę więc umierać. Załatwię tylko jedną sprawę i mogę umierać. Odjechałem jakieś szesnaście mil na północ. Niezbyt daleko, w dodatku pewnie już policja mnie szuka, ale mam wystarczająco dużo czasu. Nie mam zbyt skomplikowanego zadania. Podchodzę do bagażnika i podnoszę klapę. Wyciągam skrępowanego i zakneblowanego kalekę na ulicę, niezbyt delikatnie rzucając go na ziemię. Z tylnego siedzenia zabieram łom. Mężczyzna próbuje odpełznąć, wijąc się jak robak i starając się uciec jak najdalej pomimo amputowanych nóg. Patrzę na niego z obrzydzeniem i, gdy faktycznie udaje mu się posunąć odrobinę naprzód, przygważdżam go butem do ziemi. Odwiązuję knebel i szepczę mu nad uchem: – Jeszcze raz powtórz jej imię. – Jenny! Jenny! JENNY! – drze się w niebogłosy, żywiąc, jak na idiotę przystało, głupią i naiwną nadzieję, że jeśli będzie krzyczał wystarczająco głośno, ktoś go usłyszy i

przybędzie mu na ratunek. O nie, mój drogi. Nikt cię nie usłyszy. Nikt, poza mną. Nikt poza twoim przeznaczeniem, twoją śmiercią. Więc wyj, psie, wyj ile dusza zapragnie. I tak już nikt ci nie pomoże, a dla mnie słodyczą jest słyszeć skowyt przerażenia, gdy wykrzykujesz imię mojej Jenny, licząc na to, że dzięki temu cię oszczędzę. Zabiłeś ją, więc teraz ja zabiję ciebie. Więc wyj, psie. Uderzam łomem, raz, drugi, trzeci, a powtarzane w kółko jak piekielna mantra imię przeradza się w nieustający wrzask. – Masz mówić jej imię! – warczę cicho. – JENNY! – krzyczy na cały głos, przeciągając końcówkę, aż zaczyna brakować mu tchu. Zadaję kolejne uderzenia łomem, biję go po brzuchu i plecach, a ten nędzny robal, ta tępa glista wciąż próbuje uciec i wywrzaskuje raz po raz imię mojej ukochanej. Wie, kogo zabił. Jednak jest zbyt głupi, by pojąć, jak ja się teraz czuję. Pora skończyć tę zabawę. Przytrzymuję go nogą w ciężkim, podkutym bucie, biorę potężny zamach i kieruję cios na głowę. Hak łomu z chrzęstem gruchotanej kości wbija mu się w czoło, a asfalt, pomimo panującej wokół ciemności, powoli zaczernia się jeszcze bardziej od wąskiego strumyczka krwi spływającego z rany. Zamilkł. Wokół rozlewa się głucha cisza. Nie ma już rozpaczliwego wrzasku „Jenny!", nie ma pełznącego półgłówka. Jest tylko beznogi trup z zaszklonymi oczami patrzącymi w nicość i z łomem wystającym z czoła. I jestem ja. Nie ma natomiast jednej rzeczy, której się spodziewałem: ulgi. Wciąż czuję nienawiść do tego truchła leżącego na ulicy jak porzucony worek, ponieważ właśnie ono, człowiek, który nosił to przebrzydłe ciało, odebrał mi wszystko. Podchodzę do zwłok i kopię je bezlitośnie, wrzeszcząc niczym ten dzieciak tuż przed śmiercią. Wyciągam łom z jego czoła, nie zwracając nawet uwagi na wypływającą coraz większym strumieniem posokę i uderzam nim w nieruchome ciało jak popadnie. Nigdy nie przestanę go nienawidzić. Chrześcijanie mówią, że należy wybaczać i choć jestem wierzący, to z tym się nie do końca zgadzam. Można wybaczyć kradzież, bo skradzioną rzecz można odzyskać lub odkupić. Można wybaczyć ubliżanie, bo można się po tym pogodzić. Można wybaczyć bójkę, bo można po niej podać sobie ręce. Nie można jednak wybaczyć odebrania zupełnie wszystkiego, zamordowania dwóch najdroższych czyjemuś sercu istot na całej planecie. Nigdy. Nigdy nie wybaczę mu śmierci Jenny i naszego dziecka. Nigdy. Nie mam pojęcia, ile czasu już go kopię. W końcu, wyczerpany, przestaję. Rzucam mu jeszcze gniewne spojrzenie na odchodne, z obrzydzeniem zerkam na zmasakrowane zwłoki idioty. Wsiadam do samochodu i ruszam dalej, załatwić ostatnią sprawę. Jadę jeszcze jakieś pół mili na północ, może trochę dalej. Gdy na ekranie GPS pojawia się niebieska plama, uchylam wszystkie okna, wciskam pedał gazu i rozpędzam się. Z impetem zjeżdżam z drogi. Samochód przez chwilę leci w powietrzu, po czym uderza o coś podwoziem. Pewnie jakieś kamienie. Rzuca mną na wszystkie strony. Auto stacza się jeszcze chwilę i czuję kolejne uderzenie. Nie wiem już, co się dzieje. Chcę spać. Potem czuję już tylko zimny dotyk wody... Stoję na brzegu jakiegoś jeziora czy morza. Słońce maluje przepiękne barwy na wieczornym niebie, a woda skrzy się w ognistych promieniach, tańcząc i przelewając się, tworząc bajeczny krajobraz. Tęczowe pasy nieba odbijają się w falującej ta li, nadając jej różowy odcień i mieszając go z iskrami zachodzącego słońca. Kilkanaście metrów dalej widzę maleńką wysepkę. Rośnie na niej drzewko, nieduże, z

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

zielonymi liśćmi okraszonymi różowozłotą poświatą wieczoru. Obok drzewka stoi jakaś postać. Od razu rozpoznaję Jenny. Moja piękna Jenny, w swojej białej sukni z dnia naszego ślubu, trzymająca w rękach małe zawiniątko. Nasze dziecko. Patrzy na mnie i wyciąga dłoń. Ruszam ku niej, nie zważając na zimne fale spokojnej wody obmywające mnie ze wszystkich stron. Jest tak blisko... Jednak z każdym krokiem wysepka wydaje się oddalać. Idę coraz szybciej, aż w końcu grunt umyka mi spod stóp i wpadam na głębinę. Płynę. Płynę do mojej ukochanej. Wysepka ucieka. Próbuję już od dawien dawna, jednak nie mogę się nawet do niej zbliżyć. Tkwię więc tak zawieszony gdzieś pomiędzy jawą a snem, piekłem a niebem, rozkoszą i rozpaczą, przyglądając się mojej Jenny z malowniczego wybrzeża zatopionego w wiecznym, niekończącym się zachodzie słońca. Patrzę na drzewko, które przez cały czas wygląda równie baśniowo, osłaniając swoimi liśćmi moją miłość. Patrzę na swoje ręce, po których wciąż spływa krew tamtego chłopaka. Nie potrafiłem wybaczyć. Mi też nie wybaczono.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 43

generalnej. Na wieczornym drinku udało jej się zamienić z nim parę słów. Niebywale szybko złapali nić porozumienia. Rozmawiali o wszystkim- sztuce, muzyce, jedzeniu. Chwalił jej naturalność na scenie, lekkość śpiewu. Pożegnał się, szarmancko całując jej dłoń. Wieczór przedłużył się do późnej nocy. Cieszyła się, że jutrzejszą próbę ma dopiero wieczorem. Choć spała krótko, czuła się dziwnie wypoczęta. Zdecydowała się na poranną kawę z Polą. Po intensywnym dniu (i połowie nocy) miała ochotę na coś słodkiego. Przyjaciółka od razu podjęła temat Oliwiera: -Nawet nie zaprzeczaj, tą chemię czuć było na kilometr! Ale sobie wybrałaś amanta! Nina, były tłumy młodych, przystojnych facetów. Musiałaś olśnić starszego o 30lat?! Ninie natomiast nie przeszkadzała zupełnie różnica wieku, a wręcz była dla niej nieodczuwalna. Poza tym, przecież nawet o nim nie myślała pod tym kątem. Był po prostu człowiekiem, jakich brakuje wokół. Umie słuchać aktywnie, ma podobne poglądy, emocje wyraża natychmiastowo, choć z lekką powściągliwością. Nawet nie sądziła, że aż tak poruszy ją wiadomość, że Oliwier nie pojawi się na jutrzejszej premierze. Musiał wracać do Pragi. Ganiła się za to, że nie wymienili się kontaktem. Ale z drugiej strony? Co miałaby mu powiedzieć? Jak zaczepić? Przecież On- dobrze sytuowany, Praski reżyser ma tysiące, jak nie miliony takich kontaktów. Że też przeszło jej w ogóle przez myśl, że człowiek taki jak on, miałby ochotę na kolejną rozmowę z szarą myszką z małego, Olsztyńskiego teatru! Przez dwa kolejne dni oddała się w zupełności scenie. Po próbach, dopracowywała piosenki, omawiała szczegóły z akustykami. Oszukiwała samą siebie, że „nie myśli”, a w rzeczywistości wyobrażała sobie Oliwiera w ostatnim rzędzie widowni. Oczyma wyobraźni malowała emocje na jego twarzy, wyśpiewywała je z każdą piosenką. Premiera była udana. Owacjom nie było końca. Publiczność wstała zaraz po opadnięciu kurtyny i z entuzjazmem oklaskiwała artystów. Nina, wracając do garderoby, odmówiła udziału w „a ter party”. Usiadła przed lusterkiem by zmyć makijaż, a gdy tylko przekręciła kluczyk szu lady, ujrzała odręcznie napisaną kartkę. „Balkon. Rząd VIII, miejsce 11” Zupełnie nie widziała co ma o tym sądzić, ale skoro kartka znalazła się w jej prywatnej szu ladzie, była pewna, że to ukochana Pola wyczuła jej nastrój i chce poprawić jej humor. Z uśmiechem na twarzy, choć bez

PROZA

Zmęczenie poczuła dopiero gdy zamknęła za sobą drzwi Kameleona. Zrobiło się chłodno. Wszelkie ślady ciepłego dnia zmył przelotny deszcz. Wilgoć szybko chwytała za kostki, a chłodny wiatr rozwiewał niedbale zapięty płaszcz. Szła niespiesznym krokiem w stronę domu, a w głowie wciąż grały jej śpiewane przed chwilą piosenki. Ostatnie próby przed spotkaniem z mediami i premierą wycisnęły siódme poty. Jak zwykle prosto od progu mieszkania poszła do wanny. Zamknęła oczy i delektowała się szumem wody, podczas gdy jej nozdrza chłonęły zapach pieniącego się olejku. Ból głowy powoli ustępował. Nastawiając się na całkowity relaks przed jutrzejszym dniem, postanowiła nie odpalać Internetu, by nie nadziać się na tematy, jakie mogły by ją rozproszyć. To, że wyszła z roli nie znaczy, że może myśleć o czymkolwiek. Umysł musi pozostać wyciszony aż do premiery. Żadnych rozpraszających artykułów, żadnych wiadomości, żadnych dręczących przemyśleń. Tradycyjnie, po zjedzeniu dwóch jabłek na kolację, położyła się, oddając się lekturze lekkiej, lecz niezobowiązującej książki. Po krótkiej, zdalnej rozmowie z mamą przy śniadaniowej owsiance, rozpoczęła rytualną krzątaninę. 5 razy sprawdziła czy zabrała ze sobą wszystko, co będzie jej potrzebne na długi, medialny dzień i szczelnie zamykając drzwi udała się w stronę teatru. -Nina, biegiem na foyer! Czekają na Ciebie z wywiadem od pół godziny! Potem przebieraj się raz dwa, bo nagrywamy fragmenty prób. Ruchy dziewczyno, wiecznie ten twój niespieszny krok! Od wejścia zaatakowała ją reżyserka. Wiecznie to samo! Nerwówka na „Dzień dobry”, a dzień nie zdążył się nawet zacząć. Wywiady przestały ją peszyć, odkąd przeżyła falę różnorodnych rozmów kwalifikacyjnych. Potencjalni pracodawcy byli gorsi od najbardziej wścibskich reporterów. Na pytania odpowiadała spokojnie i rzeczowo. Z naturalną elegancją, zabarwioną nutką delikatnej, być może nie świadomej kokieterii. Mimo, że wzrok skupiała na reporterze, zauważyła ze jego plecami przechadzającego się mężczyznę w średnim wieku. Ubrany w dobrze skrojone spodnie i schludną, lecz nie przesadnie elegancką koszulę, rozglądał się po ścianach, oglądając zdjęcia. Wydawało się jej, że słucha wywiadu, a co więcej zerka ukradkiem w ich stronę. Nie myliła się, jak się niebawem okazało, był to reżyser- Polak, obecnie z powodzeniem tworzący własny teatr w Pradze. Jego wzrok czuła na sobie dokładniej na nagraniach próby


strona: 44

PROZA

BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

większego entuzjazmu, jeszcze nie przebrana, udała się na balkon. Na wyznaczonym w liściku miejscu siedział Oliwier, wpatrując się w ciemności sceny. Nagła fala radości zalała ją całą. Nie potrafiła przestać się uśmiechać. Gdy zajęła miejsce obok niego, a on pocałował ją w rękę na powitanie, składając najserdeczniejsze gratulacje, jej oczy napełniły się łzami. Usiłowała je powstrzymać, a wtedy on powiedział te parę pamiętnych zdań: -Nie mogłem nie obejrzeć premiery na żywo. Od tego zależała moja decyzja. Teraz już jestem całkowicie pewny. Nino, mam dla Ciebie angaż w moim teatrze w Pradze. Na początek obsadzę Cię w głównej roli musicalu. To będzie twoje przywitanie. Zanim coś powiesz …jest tylko jedno „ale”. Premiera za 3 miesiące. Jak sama rozumiesz… decyzję musiałabyś podjąć natychmiast. Kropliste łzy spływały po policzkach, zmywając makijaż. Jej dłonie pociły się i drżały. Przez parę minut nie potrafiła wydusić z siebie słowa, a w jej głowie były się sprzeczne emocje. Euforia i strach. Zaskoczenie i obawa. Nie wiedziała czy płacze ze szczęścia, czy z przerażenia, ale nie mogła powstrzymać szlochu. Oliwier przytulił ją, zaczął gładzić jej włosy. Nie rozmawiali za wiele, gdy Nina doszła do siebie. Przesiedzieli na balkonie godzinę, po czym odprowadził ją do domu. Z samego rana wracał do Pragi. Pod drzwiami do jej klatki, pocałował ją czule w policzek. -Mam nadzieję, że Cię nie wystraszyłem. Nie wyobrażam sobie innej osoby w tytułowej roli. Nina, zasługujesz na więcej niż olsztyński Kameleon. Wiem, że to mało czasu, ale proszę Cię przemyśl to dobrze. Nie odpowiedziała. Pożegnała go długim spojrzeniem niebieskich oczu. To spojrzenie zabrał ze sobą i przywoływał je codziennie, karmiąc się nadzieją, że niebawem będzie mógł przeglądać się w takich spojrzeniach, posyłanych mu z desek praskiej sceny. Na podjęcie decyzji miała czas do końca tygodnia. Choć była podekscytowana i wiedziała, że jest to wyczekiwana od początku studiów na Akademii Teatralnej szansa, z tyłu głowy słyszała słowa Poli. Wiedziała, że ten wyjazd może zaowocować spełnieniem ambicji zawodowych, a może również i towarzyskich. No właśnie… towarzyskich! Czy rzeczywiście nić porozumienia była tym samym z obu stron, czy jednak Pola miała rację, mówiąc o chemii i o jego spojrzeniach? -Nina, on jest przede wszystkim mężczyzną i patrzy na Ciebie jak na kobietę. Cholernie piękną kobietę, która go fascynuje intelektualnie, ale również fizycznie. To jest też facet. To nic, że starszy o 30lat! Decyzja należy do Ciebie. Nie mieściło jej się w głowie, że mogła zafascynować sobą takiego człowieka, a fakt, że mógł w niej widzieć atrakcyjność nie przechodziła jej nawet przez myśl. Nie martwiła się tym, że może mieć wobec niej niecne zamiary. Był na to zbyt inteligentny. Tego była pewna. Martwiła ją długość angażu. Aby Oliwier nie miał kłopotów prawnych, musiała go podpisać na 3lata. Co, jeśli okaże się, że męczą się w swoim towarzystwie? Obawiała się zaangażowania z jego strony, a z drugiej strony bała się swojej słabości do niego. Rozmawiała z mamą. Ta jednak była zachwycona możliwością, jaka stoi przed córką. Namawiała ją gorąco, by podjęła wyzwanie. Pola przedstawiała racjonalne argumenty, patrząc trzeźwym okiem. Nie zniechęcała przyjaciółki. Wręcz przeciwnie, wspierała ją bardzo w podjęciu decyzji. Mówiła, że będzie ją odwiedzać co najmniej raz w miesiącu, że będzie trzymać rękę na pulsie, że nawet jeżeli Oliwier okaże się zupełnie inny, jeżeli współpraca nie będzie się układać, poradzi sobie. To jest tylko facet, na którego można zastosować odpowiednie, kobiece sztuczki. We dwie, dadzą

radę. Nie będzie tam sama. Nina była dozgonnie wdzięczna za te słowa, choć wiedziała, że wyjeżdżając, nota bene zostanie sama. Najlepszy kontakt telefoniczny nie zastąpi osobistych spotkań, a konsekwencje decyzji będzie musiała nieść na własnych barkach kolejne 3 lata. Do Oliwiera nie odezwała się cały tydzień. Ostatniego dnia, w którym musiała dać odpowiedź, napisała krótką wiadomość. -Lotnisko w Pradze, niedziela 10min po północy. Hala przylotów. Odebrał ją z lotniska i odwiózł do hotelu pracowniczego. Umówili się na wspólne śniadanie. Tej nocy, jak zresztą każdej poprzedniej od chwili gdy ją spotkał zasypiał i budził się z myślą o niej. Rano, w kieszeni marynarki znalazł mały liścik: „Na zawsze stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś. Niech Cię nie zbiją z tropu te oficjalne 3 lata.”. Uśmiechnął się do siebie, i poczuł przyjemne ciepło na sercu. Chciał by ta chwila trwała jak najdłużej. Gdy po trzech tygodniach, Nina odbiera Polę z lotniska, widzi przyjaciółkę w najlepszej formie. Nina promienieje radością, jest pełna energii. Chodzą po Pradze, mają cały dzień dla siebie. Rozmowom nie ma końca. Wieczorem Pola przychodzi do teatru na umówioną godzinę. Wpatrując się w plakat, przedstawiający sztuczną szczękę, która w blasku re lektorów wyśpiewuje coś na scenie do mikrofonu, nie może powstrzymać śmiechu. Ogląda próbę musicalu, bacznie obserwując Oliwiera przy pracy. Jest skupiony, poważny i stanowczy, lecz ma świetny kontakt z ekipą. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że traktuje Ninę na równi z innymi. Porozumienie dusz widać dopiero na wieczornym piwie. Nazajutrz oboje machają do Poli w hali odlotów. Przyjaciółki żegnają się łzawo i emocjonalnie, choć spotkają się za tydzień na premierze. Nina przekazuje oficjalne zaproszenie na premierę dla mamy i kilka czeskich specjałów. Nie może się doczekać momentu, gdy za tydzień zobaczy je obie wychodzące zza szklanych drzwi hali przylotów. Po premierze i obowiązkowej gali, na której Nina została oficjalnie przyjęta do międzynarodowej ekipy praskiego teatru, zgrana trójka udała się do Oliwiera. Mama Niny odmówiła kolejnego kieliszka wina, lecz przyjaciółki wraz z Oliwierem wzniosły kolejny toast, po którym mężczyzna uścisnął raz jeszcze Ninę i wręczył jej malutki, lecz starannie opakowany prezent. Odsłaniając kolejne papierki, jej oczom ukazała się delikatna, porcelanowa figurka, błyszczących sztucznych zębów, na odwrocie której widniał napis: „Na pamiątkę pierwszego sukcesu, twój Oliwier.”

Joanna korecka Zawiesimy nasz obraz Zawiesimy nasz obraz na ścianie lasu. Malowany w plenerze, pośród śpiewu ptaków. Ugrami i zieleniami – kolorami lata. Dwie postaci, zanurzone w sobie giną w cieniu ogromnego buka. Nie widać ich łez ani nawet twarzy, ale Buk wie, że to miłość. Utoniemy w kolorach, utoniemy w sobie a poza nami rozpacz świata A poza światem pustka, absolutne milczenie.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

– Jest w tobie tyle miłości, a nikt nie chciał… – Słowa stłumił szloch. To było zbyt bolesne. Pokój oświetlały jedynie zimno-błękitne punkty okularów VR. Tam było coś, czego już nigdy nie zobaczy. Paradoksalnie właśnie światło wydawało jej się mroczne, pulsujące złem najgorszym, bo uczynionym z miłości. – Co ty mi zrobiłaś!?

***

strona: 45

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

PROZA

Ich pierwszy raz. Szepnęła coś do jego ucha. Pchnęła go ramieniem, kiedy się uniósł. Spokorniał. Posiadła go zimnym łańcuchem. I ciałem, które było takie, jak lubił. Dosiadła twarzy Johna, z wolna kołysząc biodrami. Włosy odgarnęła za siebie. Chwyciła go na wysokości bioder. Poczuł wilgoć sączącą się z łona dziewczyny i potulnie spijał jej grzechy. Z każdym mocniejszym ruchem odgadywała myśli Johny’ego i zaspokajała swoje pragnienia. Światło nocy, rozrzedzone brudem okien, podglądało ich zawstydzone przez żaluzje, rzucając na żarzące ciała roztańczone wzory. Zdarła z siebie białą koszulę grzecznej uczennicy. Na pośladki wypełzł tatuowany wąż. Je-go łuski pulsowały w takt rozkoszy, którą dawkowała. Oplatał jej ciało od łydek przez biodro i su-nął po kręgosłupie, trzymając dziewczynę w mocnym uścisku. Łeb, o czerwonych ślepiach, przy-legł do jej karku. Syczący język żmii pieścił ucho obietnicą poznania rozkoszy. Skuszona, zacisnę-ła mocniej uda i przyspieszyła falowanie bioder. Ocierała kobiecość o twarz mężczyzny. Złapała go mocno za głowę i przycisnęła do siebie. Odchyliła szyję, a długie włosy opadły na plecy. Chao-tyczny jęk zlał się z rytmem tego, co językiem szeptał do jej kobiecości Johny. Chwyciła go za ra-miona, rozcinając skórę i za paznokciami miała krew. Zadawany, nasilający się ból, mieszał się z jej ekstazą. Wygięła ciało napięte jak łuk, gotowe w każdej chwili eksplodować. Wrzask wypełnił ciszę nocy. Gdy szczytowała, zostawiła krwawy ślad szponów na brzuchu partnera. Chwyciła go za brodę. Zlizała z ust nektar, który tam zostawiła. Tynk na ścianach pękał i odpadał grubymi płatami. Cegły się kruszyły. Jakaś obca siła wdarła się do jej intymności. Nogi zaczęły wiotczeć. Pieszczotliwy dotyk Johny’ego niknął z jej piersi, ud, z kobiecości. Biodra nie były w stanie się poruszać. Stała się sucha. Martwa. Wizerunek rozklekotanego wózka inwalidzkiego rozjeżdżającego twarz Johny’ego unice-stwił scenę, którą rozpisali w umyśle po światłowodzie, który równie skutecznie ich łączył, jak dzielił. Rzeczywistość zaczęła oddalać się od jej oczu, zmniejszyła się do rozmiaru dwóch punk-tów i zlała się w kolorową świetlistą breję. Johny - jeszcze sekundę temu był w niej, teraz jednym ruchem ręki Julii oddalił się. Rzuciła opakowanego w gogle VR Johny’ego w kąt. Poznali się na Tinderze. To źle wróżyło. Ale minęło tyle czasu, a on ciągle tam był i ona też ciągle była dla niego. Dowiedziała się, że Johny był naukowcem z UK. Cierpiał na stwardnienie zanikowe boczne. Na tronie o dwóch kółkach ze

wbudowanym syntezatorze mowy siedział już inny astrofizyk, z którym Johny dzielił i chorobę i zamiłowanie do nauki, ale na pewno nie sławę. Był jedynie asystentem naukowym. ulia była w lepszym stanie. Mogła mówić. Paraliż kilka kręgów niżej i może nawet czułaby ten pieprzony orgazm. Była programistką. Ta profesja wymagała cierpliwości. Paradoksalnie czasu miała dużo. Tylko nikt przed Johny’m nie chciał czasu Julii. Teraz miała go z kim dzielić. – Po co psuć to, co jest doskonałe? – Napisał kiedyś do niej. Zrozumiała. Nigdy nie spotka-ją się w realu. To pewnie dlatego, że jej twarz jest zupełnie inna niż w ich fantazjach erotycznych. Julia była niska, co wózek inwalidzki tylko uwydatniał. Miała krótkie włosy, wiotkie ciało zwień-czone koronnym dowodem braku atrakcyjności – głową. Przyczepiona do niej twarz sprawiała, że ludzie odwracali spojrzenia. Buzia wykrzywiona wiecznym grymasem, który pojawił się już w ży-ciu płodowym i miał pozostać aż do śmierci. Zrozumiała. „Niespotkanie się” to najlepsza opcja. Ich namiętność, wspomagana bodźcami ASMR była mozolnie budowanym światem ich zmysłów. Już dawno temu zdecydowali, czy raczej zdecydowano za nich, że ich miłość będzie czysto cyfrowa. To niepełnosprawni byli testerami wszystkiego tego, co wymyśliła kiedyś fantastyka, a ktoś postanowił to skomercjalizować. Drony dostarczające paczki, protezy sterowane myślami, VR i bodźce dotyku emitowane bezpośrednio do mózgu dawały Juli protezę normalności. Cyfrowy świat był sterylnie piękny w przeciwieństwie do brudu codzienności. Na swój pierwszy raz Julia musiała poczekać, aż technologia osiągnie wystarczającą dojrza-łość. Wcześniej używała jedynie tekstu. Doznania VR sprawiały, że mogła w to uwierzyć. I wierzy-ła w sterylnie piękne szczęście, które miała przed oczami. Takie z kolorowych gazet. I seriali. To było w jej oczach. Coś niepokojącego. Nazajutrz mama unikała spojrzeń Julii. Snuła się przez kuchnię jak zjawa. Może dlatego, że miała przekrwione oczy, jakby również nie sypiała po nocach? Potem Julia zorientowała się, że mama znikała w swoim pokoju. Kiedyś, po nocnej sesji z Johnym, Julia pomyślała patrząc na delikatne światło spod drzwi sypialni jej mamy, że to ono jest mrokiem. Że to ono nie jest na swoim miejscu. W tym świetle była coś zimnego i złowrogiego. A jednocześnie coś znajomego. Mama zostawała częściej w domu, miała mniej znajomych. Czy tak wygląda starość? Miała dopiero pięćdziesiąt lat. Mama się oddaliła. Rozmawiały rzadziej, ale uczu-cia nie lubią próżni. Wreszcie był ktoś inny. Ktoś tam po drugiej stronie kabla. Ideał. Julia. Naprawdę? Ja też! Julia. Lubię! Tak wyglądały ich pierwsze rozmowy po tym, jak zdecydowali się być razem. Julię rajco-wał umysł Johny’ego. To umysłowi, który ją rozumiał, się oddawała. Jakby czytał w Julii jak w otwartej księdze. Na pewno nie pociągały ich ciała. Wręcz przeciwnie. Odpychały. Zdecydowali - nigdy się nie spotkają. Nigdy nie będą oglądać swoich zdjęć. Fizyczność ich


strona: 46

PROZA

BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

odpychała. Zwłaszcza Joh-ny’ego. Julia pamięta ten dzień. Dolne partie ciała nie słuchały jej umysłu. Nie miały nawet w zwy-czaju komunikować swoich potrzeb. Dolne partie ciała miały umysł Julii w głębokiej D, toteż ze stresu Julia popuściła. Pisali z Johny’m od roku, gdy zdecydowała, że mu powie o chorobie. Do tej pory broniła się przed emocjami. A gdyby...? Julia pozwoliła sobie na niewypowiedziane marzenia. Ale jak miałaby je właściwie nazwać? Bycie razem? Związek? Mił... Nie, tego słowa nie potrafiła wtedy wypowiedzieć. To jak firewall programisty, który blokuje niebezpieczną procedurę. A jed-nak Julia pozwoliła sobie na zignorowanie instynktów obronnych. Czekała na odpowiedź długo. Johny wyjaśnił, że stracił dostęp do swojego konta i musiał zarejestrować się na nowo. Jakież było jej szczęście, gdy dowiedziała się, że Johny ma tę chorobę. Jak egoistyczne myśli splątane chyba pierwszy raz z uczuciem miłości, targały umysłem. John był sparaliżowany! To najcudowniejsze na świecie! Johny nie może chodzić! On nie może mówić! Wtedy się zakochała. Czuła to tak intensywnie, że dreszcze rozeszły się po kręgosłupie nawet tam, gdzie nie mogły docierać emocje. Gdzie była tylko galaretowata pustka, jakby kawałki kogoś obce-go narosły na nią, na jej duszę i nie chciały stanowić jednej fizyczności z Julią. Płakała ze szczęścia. Stwardnienie zanikowe boczne było najcudowniejszym dowodem mi-łości Johny’ego. Jechali na tym samym wózku po właściwych torach. Po tym Johny naprawdę się otworzył. Pisał jeszcze bardziej intymnie. Julia czuła jakby zna-ła go od urodzenia. Nie mieli już przed sobą sekretów. Była szczęśliwa. A przecież jeszcze nie tak dawno temu próbowała odebrać sobie życie. Wtedy jeszcze nie rozumiała, że może wznieść się ono na inny poziom i do nowej rzeczywistości. – Przecież jesteśmy razem! – odpisała mu Julia. Julia mieszkała z mamą – profesor angielskiego. Kobieta zapewne myślała, że Julia była uzależniona od komputera, a to nie tak. Podczas lat znajomości wygenerowali z Johny’m gigabajty uczuć. Zdjęcia śniadań, nagrania wideo ze spacerów w parku, czaty. Fizycznie osobno, duchowo razem. W związkach na odległość ważny jest ciągły kontakt. Ich wirtualne związek rozrastał się na serwerach. Johny był idealny. Wspólnie umeblowali swój wirtualny świat. I to tak dosłownie uży-wając VR. – Dzień dobry, pani Kowalska. – Johny przedstawił się metalicznym syntezatorem przez Skype mamie Julii. Córka obserwowała twarz kobiety. Julia, spacerując po okolicznym parku, po-trafiła godzinami studiować twarze przechodniów. Widziała mikro-ekspresje na twarzach prze-chodniów, którzy potem malowali szeroki uśmiech skrywający obrzydzenie. Julia była dumna. Do momentu, kiedy mikro-ekspresja na twarzy mamy pokazała coś inne-go. Znikła, gdy zmarszczki wywinęły fałdy skórne podstarzałej kobiety do naturalnej formy ułożo-nej przez foremkę czasu. Mama zalogowała się do konferencji ze swojego pokoju. Cała trójka wy-mieniła uprzejmości. Była to już ta mama, co zawsze. Bez grymasów. Może to e-mail, który kiedyś dawno temu znikł ze skrzynki Julii? A może to oziębłość ma-my? A może coś dziwnego, co powiedział Johny? – Bo ty mnie nie słuchasz. – Bo krzyczysz. Ona powiedziała to. On na to tamto. I ona znowu wyskoczyła z tym. A on jeszcze nie skończył z tamtym. A on zasłonił się niepamięcią. Tak wyglądało wiele związków. Ale nie ich.

W przypadku Julii i Johna zapominanie nie wchodziło w grę. Ich miłość była inna. W pełni zarchiwizowana. Od samego początku mieli wszystko udokumentowane. Julia lubiła wracać do najpiękniejszych momentów. Lubiła też wytykać Johnowi, co kiedyś powiedział i czuł. Jak w każ-dym związku potrafili się o to kłócić. Tej chwili tam nie było. Julia nigdy mu o tym nie napisała. Sprawdziła w archiwach. Skąd mógł wiedzieć o tym doświadczeniu z jej dzieciństwa? Czyżby Joh-ny rzeczywiście był telepatą? W umyśle Julii pojawiło się dziwne przeczucie. Niedobra, nieproszona myśl rozpychała się łokciami, stopniowo kiełkując jak chwast. Julia zhakowała konto Johny’ego. Dreszcz przeszedł po jej ciele. Dziwne, jego IP loguje się teraz z Polski. Twarz Julii zbladła. Johny był tutaj. Był teraz w jej domu! – Johny, kupię bilet. Chcę cię odwiedzić. – Napisała. Brak odpowiedzi. I wtedy zrozumiała. Wózek Julii wjechał do pokoju mamy. Zimno-błękitny ekran oświetlał twarz. Oczy były czerwone. Chyba nie miały już w sobie łez, aby zapłakać. Miłość do Johny’ego przesłoniła skry-waną od lat tajemnicę. Julia teraz widziała tę okropną fizyczność bez klapek świata wirtualnego. W tym momencie zrozumiała. Wszystkie jej światy runęły. Gigabajty uczuć zostały wykasowane. – Jak mogłaś ukrywać… – Julia płakała. Jej głowa dygotała. Oczy dziewczyny krążyły po pokoju, chcąc uciec do świata, który ją rozumiał. Właśnie została zdradzona. Julia zdobyła się na krzyk: – Ty chora suko, coś ty mi kurwa zrobiła!? Twarz mamy była blada. Zastygła bez wyrazu, schowana za mrowiem zmarszczek. Julia wpadła w histerię. – Zrobiłam to z miłości, Julia. Jak mogłabym patrzeć na to, że on ciebie odtrącił za to, kim jesteś? – Co? Mama Julii zapłakała. Uklękła przed wózkiem, na którym siedziała córka. Ułożyła głowę na jej kolanach. Do oczu Julii napłynęły łzy. – Kiedy mu powiedziałaś o swojej chorobie, wysłał maila, któ-rego znalazłam na twoim komputerze. Napisał, że go oszukałaś. I inne rzeczy. Złe rzeczy. Julia zrozumiała. Mama musiała roztoczyć przed nią iluzję, w którą Julia uwierzy. Awatary, interfejsy pozwalające sterować komputer myślami, syntezatory mowy były jak złowrogie zaklęcia tworzące wirtualną iluzję, która chroniła Julię przed światem fizycznym. Mama napisała w imieniu Johnego, że stracił swoje stare konto. To ona stworzyła nowego wirtualnego Johnego Taylora. To ona żyła dla niej dwoma życiami. – Żyłam w kłamstwie? Przez tyle czasu? Myślałam, że znalazłam kogoś, kto mnie rozumie i akceptuje, a to byłaś ty? Nawet kiedy… – Julii stanął przed oczami obraz, którego już nigdy nie wymaże. Obraz, którego nie da się nazwać. Który napawa ją obrzydzeniem. Wirtualny seks z męż-czyzną, którego przecież nigdy tam nie było. Bo była tam ona. Wszędzie była tylko ona! – Nawet nie wiesz ile dla ciebie poświęciłam. Żyłam dwoma życiami dla ciebie, aż zapo-mniałam o swoim. Miałam znaleźć ci ojca… Znowu stworzyć rodzinę. Chciałam, abyś odzyskała pewność siebie. Abyś miała powód żyć. – Przestań! Głowa mamy leżała na kolanach córki. Ręką Juli zawisłą tuż nad nią. – Wszystko, co zrobiłam, uczyniłam z miłości.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

domu, w noc popłynęły tkliwe dźwięki kolędy, które niosący je wiatr przeplatał z żałosnym skamleniem. Mijały długie godziny. Na mrozie w śnieżnej zawiei. Wreszcie, gdy niebo jaśniało już na wschodzie, ciągłe szarpanie odniosło skutek – przetarta obroża rozerwała się i łańcuch z cichym brzękiem opadł na udeptany łapkami śnieg. Felek natychmiast ruszył śladem pana. Rzucił się na oślep, nie bacząc na nic. W siatce, ogradzającej teren gospodarstwa, wypatrzył miejsce z wygiętymi drutami. Skoczył, by się tamtędy przecisnąć. Z trudem przedarł się przez ogrodzenie, ale jeden z wystających drutów poważnie zranił go w szyję. Krwawił, lecz nie miało to dla niego znaczenia. Biegł do pana. ***

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 47

Nastał Wigilijny wieczór. Ulica Akacjowa wyglądała magicznie. Oświetlone fasady jednorodzinnych domków, ubrane choinki i świąteczne dekoracje tworzyły niemal bajkowy klimat. W domach panował gwar, ludzie się śmiali, wszędzie rozbrzmiewały kolędy. Cicha noc, święta noc… Ulica była pusta. Ani żywej duszy. Tylko pod jednym z domów siedział skulony z zimna potargany, zabiedzony psiak i popiskując żałośnie wpatrywał się swymi pięknymi, smutnymi oczami w jedno z okien. Widział w nim swojego pana. Odnalazł go wreszcie. Gdy tu dotarł, fala miłości i szczęścia na jego widok przepełniła oszalałe z radości psie serce. Chciał jak najszybciej z nim być, powariować z ekscytacji, a potem wtulić się w niego, poczuć kochaną dłoń na swym łebku i zostać tak już na zawsze. Nie pragnął niczego więcej. Był tak blisko… Tęsknota, wzbierająca w nim z każdą chwilą, była nie do zniesienia. To ona bolała najbardziej. Nie mróz, nie głód, nie doznane obrażenia. Chciał dać znać, że tu jest, ale przez głęboką ranę na szyi nie mógł szczekać. Wydreptał już całą ścieżkę wzdłuż ogrodzenia, lecz nie było nawet szpary, którą mógłby próbować się przecisnąć. Siedział więc przed domem wśród szalejącej śnieżycy i patrzył tęsknie w okno. Widział, jak pan śmieje się do żony, obejmuje ją i jest bardzo szczęśliwy. Kiedyś cieszył się też na jego widok, głaskał go i mówił, że jest dobrym psem. Duże, przepełnione bólem oczy rozdygotanej psiny wypełniły się łzami. Wygłodzony i wyczerpany upływem krwi nie miał już siły nawet skamleć. Ale nie spuszczał wzroku z ukochanego pana, któremu oddał serce. Teraz właśnie zasiadał do wieczerzy. Kiedyś i Felek miał tu swoją miskę… Mróz tężał. Wiatr uderzał coraz silniej, raptowniej, wyjąc ponuro. Każdy podmuch boleśnie smagał zimnem trzęsącego się skulonego psiaka, ledwo trzymającego się na łapkach. W ciepłych, przytulnych domach rozbrzmiewał śmiech – ludzie rozpakowywali prezenty, cieszyli się i śpiewali kolędy. Cicha noc…

PROZA

Tegoroczna zima dawała się wszystkim mocno we znaki. Siarczysty mróz z każdym dniem przybierał na sile a szalejąca już niemal tydzień zawierucha zdawała się nie mieć końca. Nikt, jeśli nie musiał, nie wystawiał nosa z domu. Przenikliwy wiatr chłostał niemiłosiernie, wdzierając się przez szpary prowizorycznej, rozlatującej się już budy. Potworne dreszcze nie przestawały wstrząsać wychudzonym ciałkiem potarganego, brudnego psiaka. Kiedy jego pan przywiózł go tutaj półtora roku temu, bardzo cieszył się tą wycieczką. Bo cieszyły go wszystkie wspólne wyprawy z panem. Nie wiedział, że więcej go już nie zobaczy. A przynajmniej do momentu, gdy wieczorem odjechał bez niego i niknące w oddali światła samochodu rozpłynęły się w szarej mgle. Tylko czy to mgła była, czy psie łzy – któż to wie. Dziadek Stach, który go przygarnął, był człowiekiem starej daty – jak pies, to i łańcuch. Do michy czasem coś rzucił, to fakt. Ale na tym opieka się kończyła. Że zwierzak prawie nic nie jadł – widać nie głodny. Sąsiadka, która co jakiś czas do nich zaglądała, zauważyła, że coś za dużo w budzie siedzi i taki jakiś markotny. Ale dziadek sobie tym głowy nie zawracał. Tak jak jej zachwytem, gdy ze zdziwieniem odkryła, jakie ta żałosna psina ma mądre i niespotykanie piękne oczy. Był wieczór. Przeddzień Wigilii. W oknach pobliskich domów migotały światełka choinkowe. Gdzieniegdzie dawało się słyszeć stłumione przez wycie wiatru pobrzękiwanie dzwoneczków. Wietrzysko uderzyło mocniej i buda zaskrzypiała dygocąc. Nie pogoda jednak najbardziej bolała skołtunionego Felka, ale tęsknota. Bezbrzeżna i nieutulona. Za panem, którego pokochał nad życie. I którego zawsze już będzie kochał. Tkwił jak zwykle w letargu, w głębi wilgotnej spróchniałej budy, gdy w pewnym momencie poczuł coś w powietrzu i z apatii wyrwało go dziwne uczucie. Coś dobrze znajomego. Pachnącego poczuciem bezpieczeństwa. Coś, czego nie czuł od dawna, od tamtego dnia, gdy… Pan! Poczuł zapach swojego pana! To on! Wreszcie przyjechał po niego! Serce w nim oszalało z przypływu szczęścia, wyskoczył z budy i co sił rzucił się w tamtym kierunku. Gwałtowne szarpnięcie łańcucha zamroczyło go na chwilę, natychmiast zatrzymując w miejscu. Napierał dalej, próbując szczekać, lecz obroża ściskała mu gardło. Mógł z siebie wydobyć jedynie stłumione rzężenie, pomieszane ze skowytem. Brakowało mu oddechu, ale nie przestawał się szarpać. Musi biec do pana. Ile sił w chudych łapkach. – Dzięki, Stachu, za jajka. Ela zaraz zabiera się za wypieki – usłyszał z oddali dobrze znany mu głos i podwoił wysiłki. Szamotał się na uwięzi, rozpierany radością, która jednak nie trwała zbyt długo. Jej miejsce wkrótce zajęła rozpacz, gdy po raz kolejny zobaczył odjeżdżającego bez niego pana. Sąsiadka wyszła wynieść śmieci. Przez uchylone drzwi jej


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Niemiłosiernie długa noc. Cudne, pełne łez psie oczy z wolna zasnuwała mgła. Obraz dawnego opiekuna rozmywał się, ciemniał, aż w końcu znikł zupełnie. Wierne, kochające psie serce zabiło po raz ostatni pod oknem swego pana i kupka potarganej sierści osunęła się bezwładnie w pobrudzony krwią śnieg. I nikt już nie zobaczy pod zamkniętymi udręczonymi powiekami tych mądrych, smutnych i niesamowicie pięknych oczu.

strona: 48

PROZA

Cicha noc, święta noc… I pokój ludziom dobrej woli. Bo nie było miejsca… dla ciebie.

Gdyby Elliot wiedział wcześniej, że skończy w ten sposób, nigdy by nie dał się wciągnąć w pułapkę – bo jak inaczej mógł nazwać miłość, znajdując się w obecnej sytuacji? Został sam. Sam w wielkim jeziorze pełnym głodnych piranii, które tylko czekały, aż zrobi jeden, nieodpowiedni ruch. Rzuciłyby się na niego w jednym momencie, rozdzierając każdy pojedynczy mięsień na tysiąc, nie, milion kawałeczków. Szybko odszedłby w zapomnienie, może to i dobrze, nie musiałby sterczeć bezczynnie z ciężącą od nadmiaru myśli głową, nieruchomo zawieszoną na chudej szyi. Siedział właśnie na moście, znajdującym się nad rzeką. Nawet nie wiedział jaką, bo gdy wsiadał do autobusu, nie patrzył, gdzie jedzie. Po prostu chciał odjechać, uciec jak najdalej od wspomnień głęboko wżynających się w serce. Nocne niebo rozświetlał ogromny, biały księżyc. Nie miał konkurencji w postaci gwiazd rozrzuconych po kosmosie, przynajmniej nie tej nocy – był sam, on jedyny dawał jakiekolwiek naturalne światło ziemi. Trochę się z nim utożsamiał, mu także aż za często doskwierała samotność. Gdy tak siedział, z nogami swobodnie zwisającymi z betonowego murku, sam nie był pewien, co czuje. W jego wnętrzu tworzyła się swego rodzaju mieszanka wszelakich uczuć, która w każdej chwili mogła wybuchnąć. Spoglądał w dół, obserwując przez dłuższy czas wodę, spokojnie płynącą pod wiaduktem, przez krótki moment miał wrażenie, jakby płynęła w nim, miarowo kołysząc się na boki. Patrząc na to miejsce w tamtej sekundzie, wydawało mu się, że to on go posiada. Że ta rzeka należy do niego, droga, na której co jakiś czas przejeżdżały samochody także. Jakaś część chłopaka chciała, aby ten nieduży obszar należał do niego. Podświadomie chciał zrobić na nim swój własny światek, miejsce, do którego by wracał z uśmiechem. Miejsce, które by stworzył od podstaw. Kiedyś pragnął tego najbardziej na świecie, zbudować coś własnymi rękami – ale wtedy miał przy sobie Stokrotkę, to znaczy, Ninę. Był niedojrzały i kompletnie nieświadomy okrucieństwa, jakim przesiąkł współczesny świat ludzi. Choć, nie to nie ono go tak zniszczyło. To była ona, a raczej fakt, że jej zabrakło. Obiecywali sobie, że zawsze będą razem. Bez względu na okoliczności ani to, w jak kiepskiej znajdą się sytuacji – nigdy nie zostaną rozłączeni, nigdy się nie rozłączą. A jednak wizja, którą miał przed oczami w najgorszych koszmarach w końcu się ziściła – tylko on jeden nie wiedział, co ma z nią zrobić. Od małego wiedział, że coś jest z nim nie tak. Odstawał,

był dziwakiem, z którym nikt nie miał zamiaru się zadawać. Chciał zmienić w sobie to, co innym tak bardzo przeszkadzało, pożegnać tę część siebie, którą tak wszyscy nienawidzili – chciał ją odkryć, zniszczyć i podeptać, aby już nigdy do niego nie wróciła. Mógłby wtedy żyć normalnie, to brzmiało niemalże jak wybawienie. Wtedy zjawiła się ona i wywróciła wszystko do góry nogami. Uratowała go, wyciągnęła z tego głębokiego dołu, w jaki wpadł wieki temu. Pokazała, że nie stanowi wyjątku, że nie tylko on jest dziwny. Ona także odbiegała od reszty, może to właśnie dlatego natrafili na siebie nawzajem: bo szukali kogoś, kto nie będzie taki jak inni, kto będzie odmieńcem, tak samo, jak oni. Nie potrafił nawiązywać nowych znajomości, nie umiał zrobić tego pierwszego, kluczowego kroku w stronę kogokolwiek, z kim jeszcze się nie znał: głos grzęznął mu w gardle, słowa zatrzymywały się na języku, a przełyk ciasno zaciskał swoje wnętrze, jakby będąc w zmowie z żołądkiem, który zawiązywał mocny supeł. Nina była jednak inna, od razu to wyczuł. Jego bariera przestała istnieć, pękła jak bańka mydlana, kiedy pierwszy raz na niego spojrzała. Nina posiadała wiele imion, między innymi Inez, Flores, Molly. Nie rozumiał, dlaczego przywiązuje do nich tak wielką wagę, po co zadaje sobie kłopot, aż w końcu, pewnego dnia mu to wytłumaczyła. Wtedy właśnie narodziła się Stokrotka. Pamiętał tę chwilę: poszli na łąkę, było wówczas lato. Wyszli wieczorem, tak, aby dojść w porę na polanę i obserwować z niej zachód słońca. Trwali w ciszy przez prawie całe widowisko. Chmury zabarwiły się na różowo, mieniąc się w promieniach pomarańczowego słońca leniwie opadającego za horyzont. Zapanował półmrok, ich twarze łapały ostatnie strużki światła słonecznego, w tęczówkach odbijała się wielka gwiazda, a oni po prostu siedzieli i podziwiali, jak powoli znika im sprzed oczu. Wtedy właśnie Nina przerwała ciszę: – Nazwij mnie. – Słucham? – Daj mi imię – poprosiła, przenosząc na niego swoje oczy. – Wymyśl nazwę, której tylko ty będziesz używał, mając mnie na myśli. Nie wiedział, o co jej chodzi, ale mimo to, zgodził się. – Ja zrobię to samo – dodała szybko. Zamyślił się na chwilę, zastanawiając się długo nad swoją odpowiedzią. Prośba Niny zdezorientowała go, była nagła i niespodziewana. Nie lubił, kiedy w życie wchodziły spontaniczne decyzje, wolał mieć ściśle określone zasady,

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

plany, których nie zaśmiecał spontanicznością i niespodziankami. Brązowowłosa natomiast je uwielbiała, sama stanowiła swego rodzaju chodzącą zagadkę. O dziwo przywykł do niej, a nawet coś więcej – przywiązał się. Specjalnie dla jej osoby zmienił swój tryb życia oraz swoje upodobania. Zmienił siebie po to, aby być blisko niej. Spojrzał w bok, na kwiaty, gdzie szukał jakiejkolwiek wskazówki. Dziewczyna uczyniła to wcześniej i po prostu czekała aż zabierze głos. Wpatrywała się w niego dużymi oczami, w głowie mając już dawno gotowe imię dla niego. – Stokrotka – odrzekł w końcu. – Jesteś taka sama jak ona: delikatna, niewinna i... Nie był w stanie dokończyć swojej wypowiedzi przez zaciskające się gardło. Zdał sobie sprawę z jeszcze jednej sprawy...stokrotki były również symbolem prawdziwej miłości. Czy ją kochał? Sam nie był pewien, nie był nigdy wcześniej zakochany, więc nie znał tego uczucia. Jeżeli miłość cechuje się częstym zdezorientowaniem, nagłą zmianą zachowania, tym dziwnym uczuciem w całym ciele na widok tej jednej jedynej osoby – to owszem, Elliot kochał Ninę. Kochał ją tak bardzo, że nie chciał niczego innego poza nią. Dla niej był w stanie zrzec się wszystkiego, naprawdę wszystkiego, byleby tylko była przy nim. Dla niektórych miłość to szczęście, dla Elliota był to jedyny możliwy ratunek, którego kurczowo się trzymał, bojąc się o to, co będzie, gdy zluzuje swój ucisk. Uzależnił się od dziewczyny do tego stopnia, że nie widział bez niej swojej przyszłości. Może sam nie chciał wiedzieć co będzie, jak jej przy nim nie będzie. Była jego skarbem, który trwał przy nim od długiego czasu, a mimo to, nie zdawał sobie sprawy, jak wiele dla niego znaczy. Tamto spotkanie było ich ostatnim, nie widział już później jej ani razu. Znalazł jedynie krótką wiadomość, z której dowiedział się o chorobie dziewczyny. Tęsknota rozrywała mu serce: chciał ją zobaczyć, porozmawiać, dotknąć, przekonać się, czy wszystko w porządku – ale nie mógł, bo Stokrotka odeszła. Gdzieś w głębi wierzył, że żyje, ale nie miał pewności. Strasznie za nią tęsknił, za ich rozmowami, za jej widokiem, uśmiechem. Ponoć rany potrzebują czasu, żeby się zagoić, lecz ta ciągle była świeża, nadal krwawiła i w dodatku pustka po niej z każdym kolejnym dniem jeszcze bardziej się poszerzała, a on nie miał pomysłu jak sobie z nią poradzić. – Ładnie – skomentowała. – Ty będziesz Fiołkiem. Wtedy nie rozumiał, dlaczego tak go nazwała, lecz teraz, siedząc na moście, z nogami swobodnie z niego zwisającymi domyślał się, co chciała przez to powiedzieć. Fiołki leczą złamane serca.

PROZA ten sposób spróbowałabym schwytać za rogi szczęśliwy traf i albo bym wygrała, albo nie. Jednak jest to dość przeceniona myśl, aby zwiększyć ilość kupowanych szans. Obiecujących wiele, lecz pełno w nich robaczywych deklaracji, które w zatruciu czekają na gotowych kusić los. Za moment otworzą się kwiaty w mojej donicy na balkonie. Widzę jak nieśmiało machają do świata na wietrze. Może chcą powitać mnie nową, natchnioną, powstałą z ziemi konstrukcję człowieka, która za moment się odsłoni w blasku promieni słońca. Fundament czeka już zniecierpliwiony. Stoi w matowym kolorze betonu, bez wcześniej ustalonego pomysłu, wyróżnia się na tle różnorodnych barw skrojonych idei. Wyłania się biały (nawet trzy), fioletowy, czerwony, dwa żółte i jeden żółto-czerwony. Zakopałam część siebie w ziemi, dałam czas na wzrost. Nie wiem, czy podoba mi się ta wizja przebudzeń i nowych początków. Samodzielne rozwiązywanie zagadek ma to do siebie, że myśli jednego człowieka, jak klatka, ograniczają ilość możliwych rozwiązań. Pozostają samoistnie zawężone przez jego stan wzrostu i wyznaczone miejsce na świecie. W moim życiu będą ludzie, przyjaciele i może nawet miłość, choćby nawet ta nieodwzajemniona. Dużo przebaczania innym lub sobie. Coś będzie skutkowało sukcesem, ale nie wiem, co może być nim nazwane. Wstanie rano z łóżka? Wygranie w końcu na loterii? Wieczorem mój ogród milknie w ciemnej, zimnej ziemi, skryty w bladym świetle księżyca. Pod nim nikt obcy nie dostrzeże, że w ciemnej toni drżą zlęknione naturalnym wyrazem świata. Oddałam się ogrodowi, a moje kwiaty zamykają się i opadają wraz z zakorzenionym marzeniem o nieskończonym pędzie, swobodnie ciągnącym linię długowieczności.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 49

Sadzę bulwy w donicy na balkonie. Na wiosnę wyrosną z nich kwiaty. W ciemną, zimną ziemię wstąpi życie, która barwnym wyrazem napełni niemrawy okres. Bieg zdarzeń otrzyma własny pęd, nowy początek, powstanie obumarła myśl oddania się starym i dalekim marzeniom. "Byle do wiosny." Swoją obecność zaznaczą wszystkie kolory tęczy, każdy zwrócony w kierunku przez siebie wyznaczonym. Biel przebaczy, czerwień rozkocha, żółć wskaże przyjaciela, pomarańcz da nadzieję, fiolet przewidzi sukces, a róż przyciągnie i obejmie. W sklepie czułam się jak w domu spokojnej starości. Cebulki ciche, spokojne, podobne, lecz w środku pełne werwy. Zakorzeniają się, by zniknąć w wyznaczonym miejscu. Ruchomy punkt na osi czasu, który ciągnie za sobą prostą linię trwania w ziemi i ponad nią. Dzięki niej można dostrzec różnicę, koniec pulsu i wprowadzone zmiany indywidualnych istot, które były tonem na palecie mijających dni. Od czasu mojej ostatniej wizyty tam potrafię grać w bingo. Wiem teraz, że wszystko jest kierowane przez los i szczęśliwy traf, więc nie ma sensu płakać po przegranej, bo nie ma się na nią wpływu. Tamtego dnia dowiedziałam się też, że pewne rzeczy należy powierzyć naturze. Dlatego teraz łapczywie chwyciłam garść ziaren życia, które w oddzielnej skrzynce czekały na własnego ogrodnika. Wróciłam autobusem z siatką przepowiedni skrytych we wnętrzu bulw. Czas pokaże czy moje cele się spełnią, a pytania otrzymają odpowiedzi. Czy jest o co walczyć? Czy mam wskrzeszać w sercu nadzieję na sukces? Czy mam kogoś do kochania oprócz kwiatów w donicy na balkonie? Może powinnam była kupić losy na loterię. Może w


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

strona: 50

PROZA

“Mamo, opowiedz mi bajkę!” - Zawołała mała Zosia, Nadia była pełną radości i pogody ducha dziewczynką. wypatrując w półmrocznym pokoju konturów swojej mamy. Można by rzec, że gdzie spojrzała, tam zakwitały kwiaty i Groźna choroba na wiele miesięcy przykuła ją do łóżka. Miała wychodziło zza chmur słońce. Jej dźwięczny głos potrafił tylko swoją mamę, i małego pluszowego misia, razem z rozgrzać serce w najciemniejszą noc…. Zawinąwszy w chustkę którym słuchała wieczornych opowieści. Miś był jej skromny posiłek, wyruszyła przed siebie w las. Wędrowała przyjacielem, z którym mogła dzielić swoje dziecięce fantazje wiele dni i nocy, pilnie wypatrując jakichkolwiek śladów matki i tajemnice. “O czym dziś chcesz posłuchać?” - Zapytała i siostry. U podnóża ogromnej góry, pod którą przybyła, mama, przyciskając swe usta do lekko spoconego czoła zobaczyła rozległe, na wpół uśpione miasto. Część dziewczynki. “O trzech siostrach”. - Rzekła mała, wtulając swą mieszkańców spała tam, gdzie ich sen zastał, czy to w polu, główkę w ramiona mamy. “No dobrze, kochanie…” - czy na straganach. Część natomiast smętnie chodziła po odpowiedziała mama, dobrze wiedząc, że to ulubiona bajka miejskich ulicach, bezsilnie walcząc z sennością. Gdy Nadia Zosi. Z uśmiechem zaczęła snuć swoją opowieść... przybyła do miasteczka nagle jakby coś się odmieniło. Coś, “Dawno, dawno temu, na skraju lasu, w ubogiej chatce jakby ciemna rysa na grubej ta li lodu, pojawiło w mieście. Ci mieszkała kobieta z trzema córkami. Mama miała na imię spośród mieszkańców, którzy nie poddali się senności, nie Zofia, tak jak ty, a jej córki, Wiera, Nadia i Luba. Najstarsza z mogli zrozumieć, czemu ta dziewczynka wprawia w drżenie dziewczynek, Luba, pomagała matce, jak mogła, w ich na wpół uśpione serca. Starszyzna miasta podeszła do codziennych obowiązkach, opiekując się siostrami. Tatuś niej, by zapytać kim jest i skąd pochodzi. Nadia odpowiedziała

dziewczynek wyruszył w daleki świat za chlebem i słuch o nim im o swojej chatce pod lasem, o matce i siostrze, których zaginął. Mama wychowywała swoje córki wpajając im do poszukuje, i o siostrze, która pozostała w domu. Wtedy głowy miłość, dobroć i szacunek do ludzi i całego otaczającego pewien starzec opowiedział o złym czarowniku Morbusie, je świata. Mijały lata, które upływała nie tylko na codziennych który od lat walczy z mieszkańcami miasta, a nie mogąc ich obowiązkach i nauce, ale równocześnie na radosnych pląsach i zwyciężyć, wymyślił, że powoli ich pousypia i będą, jak pewna zabawach. Ile to lat miały już dziewczynki, nie wiadomo, lecz Śpiąca Królewna, czekać wieki, aż ich ktoś wybawi. któregoś roku nastała ciężka i sroga zima. Biały puch swą Przypomniał również sobie, że całkiem niedawno, w krótkich grubą warstwą otulił pola i łąki nie oszczędzając również odstępach czasu, przybyły dwie kobiety, które postanowiły iść pobliskiego lasu. Wprawdzie oszronione konary drzew w na szczyt góry, aby rozmówić się z czarnoksiężnikiem, lecz nie świetle wstającego słońca przedstawiały widok nieziemski i wróciły one już do miasta. przepiękny, lecz wygłodniałym leśnym zwierzętom trudno “Może ty, dziewczynko” - zwrócił się tymi słowy do Nadii było znaleźć pod zaspami śniegu pokarm i nie jeden wieczór - “pomożesz nam zwyciężyć złego Morbusa. Nie wiem, kim musiały spędzać głodne. To samo groziło dziewczynkom, a i jesteś, ale gdy tylko przybyłaś, przyniosłaś jakby wiosnę w do garnka za bardzo nie było co włożyć. Któregoś ranka, gdy uśpione serca mieszkańców. Spójrz, wyglądają, jakby na nowo dziewczynki jeszcze spały, mama wymknęła się do lasu, by wstępowało w nich życie”. Nadia uśmiechnęła się tylko, nazbierać drwa na opał. Dziewczynki po przebudzeniu nie pokłoniła się starcowi i czym prędzej poszła na szczyt góry. zraziły się nieobecnością mamy, bo nieraz już tak bywało i Zmierzchało już, gdy wreszcie udało jej się zdobyć szczyt. wtedy Luba przejmowała jej domowe obowiązki. Tym razem Panorama ośnieżonych dolin okalających górę była było jednak inaczej. Minęło popołudnie, a mamy nie było. przepiękna. Gdy do tej bieli doszły jeszcze barwy Zbliżał się już wieczór i siostry z niepokojem zaczęły wyglądać zachodzącego słońca, było tak cudownie, że z jej piersi, w kierunku leśnej drogi, skąd zawsze wyłaniała się mama. niczym skowronek w górę, popłynęła pieśń, którą nieraz z Tego dnia jednak tylko wiatr rozganiał przydrożne płatki mamą i siostrami nuciły w chatce pod lasem. Nagle góra śniegu wprawiając je w wirujący taniec. Z nastaniem wieczoru zaczęła się trząść. To obudzony śpiewem dziewczynki Morbus siostry zaczął opanowywać strach i niepokój. Tej nocy nie wyrażał swe niezadowolenie. zmrużyły oka wsłuchując się w zimowy wiatr uderzający w “Kim jesteś i po co tu przyszłaś?! Kto ci pozwolił zakłócać okiennice domu. Z samego ranka Luba, pozostawiając dom mój i tak krótki sen?!” - krzyczał rozgniewany. “Nic od ciebie pod opieka Wiery, postanowiła pójść w głąb zimowego lasu na nie chcę - rzekła Nadia, - jedynie, abyś uwolnił moją mamę i poszukiwania mamy. Wiera wraz z Nadią cały niemal dzień siostrę, które przetrzymujesz”. Na te słowa Morbus zaśmiał spędziły wyglądając przez oszronione okno. Zmożone snem się szyderczo i rzekł: “Nie uwolnię ich! A gdy i ciebie uwiężę, posnęły w momencie, gdy Niebieski Latarnik zapalał gwiazdy będę mógł cały świat wziąć pod swe władanie. Wy z waszą na wieczornym niebie. Obudziwszy się o świtaniu poszły matką wiele zła mi wyrządziłyście. Teraz, gdy mam was trzy, wołać i szukać po mieszkaniu swoich bliskich. Niestety, ta, która została pod lasem, zgaśnie bez was, jak płomień odpowiadała im tylko głucha cisza. “Co począć?” - świecy na wietrze”. zastanawiały się siostry. “Dokąd iść, gdzie szukać?” Po tych słowach zły czarnoksiężnik wrzucił Nadię do Dziewczynki poczekały jeszcze jeden dzień i podjęły ciemnego lochu. Było tam zimno, wilgotno i strasznie ciemno. decyzję, że jedna pozostanie w domu i tu będzie oczekiwać, a Gdzieś z oddali dobiegały ją głosy, ale nie były one podobne do druga pójdzie w las na poszukiwanie. Los padł na Nadię, głosu matki i Luby. Pochodziły raczej od osoby obłąkanej i Wiera miała zostać i czekać na mamę oraz siostry. P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

nienawistnej, a to było takie obce ich rodzinnemu domowi. Nadię zaczął ogarniać sen. Przytuliła się do zimnej ściany i zaczęła śnić o domu, mamie i siostrach. Nagle ze snu zaczął ją wyrywać jakby głos Wiery. “Ale jak to?” - pomyślała na wpół śpiąc. - “Jej przecież tu nie ma”.. Gdy się rozbudziła, zobaczyła w blasku świecy małego Skrzata, który łapał ją za rękaw, szarpał i budził, naśladując głos ukochanej siostry. “Nadiu, obudź się! Nie poddawaj się I nie śpij. Tylko ty możesz powstrzymać potęgę Morbusa i pokonać go. Chodź ze mną, pokażę ci, gdzie są twoi bliscy”. Skrzat złapał ją za rękę, w blasku niesionej świecy szli, mijając podziemne groty i korytarze. Gdy weszli do jednej z pieczar, serce Nadii napełniło się radością, bo oto pod ścianą spała jej matka, od czasu do czasu coś niewyraźnie mówiąc przez sen. Nadia wyrwała się z uścisku Skrzata, dopadła matki i zaczęła ze łzami w oczach całować jej spracowane dłonie. Pieśń, która wyrwała się z jej serca, była tak rzewna, że aż góra zatrzęsła się w posadach, budząc nie tylko matkę, ale sprawiając również ból samemu Morbusowi. Pocałunkom matki i córki nie było końca. Teraz należało jednak tylko odnaleźć Lubeńkę, jak pieszczotliwie ją nazywały, i wracać do domu. Uprosiwszy karła o pomoc, poszli razem szukać Lubę. Po pewnym czasie trafiły do groty, z której dochodziły krzyki, które Nadia już wcześniej słyszała. Po wejściu do niej ujrzały Lubę. Ale jakże niepodobna była ona do tej Luby, którą znały! Potargane włosy, porwana suknia i słowa, które płynęły z jej ust, były jakby osoby chorej i obłąkanej. “To dzieło Morbusa” - rzekł Skrzat. “Powiedział, że jak zniszczy waszą siostrę, to i z wami sobie poradzi”. “Kim my jesteśmy, matko, że jakiś mag, chce nas zniszczyć? Przecież jesteśmy nic nie znaczącymi wieśniaczkami spod lasu”. Matka pokręciła

Tęsknym bólem spłowiałej duszy Odkrywam spienioną rządze stagnacji W twych oczach zbyt-płciowych, stalowym cieple Szukam nieprawdy, miłości, racji -... Kryjąc w tchawicy nóż posrebrzany Nic nie mam - i czuję fioletu pustkę W twych dłoniach jaśminu delikatne zorze I obce jest mi co Tobie jest ludzkie A w ta li miedzianej, śmiertelnej wody Dźwięk słyszę - dzwon dzwoni, wiatr szumi niezmienny Pąki tam kwitną - śpiew słychać już ptaków Czuć pustkę i dotyk morderczy - wiosenny...

Rower. Dla żony. Pozwól, że Ci pomogę, tak ciężkie dziś myśli masz, Zamknięta Sama na Sobie, zapinasz przede mną płaszcz. A możesz być piękna jak co dzień, A możesz mnie co dzień brać. Tylko dlaczego nie chcesz?! Nie umiem sam sobie stać. Pozwól, że Ci pomogę, tak ciężkie dziś serce masz Co dawać chcę zawsze Tobie, odpychasz mi prosto w twarz. Pozwól, że Cię zabiorę, tak smutne dziś oczy masz, Przewrócę Ci najpierw w głowie, a ty mi kosza dasz. Ja uśmiech Twój będę całował, Ty porwiesz na mnie me sny, Utulę Cię z moim bólem, Ja w Tobie Ty we mnie na trzy. Pozwól przy sobie zostawić, jak rower pod sklepem, nie raz, Weź kartkę i napisz „kradziony”, to nikt nie rozłączy już nas. I podłącz mnie jako załącznik, i zapisz na twardym swym Miałem napisać Ci liryk lecz rower rozwalił mi rym.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 51

Więc rzucam ku chwili minione lata Blask końca rozbrzmiewa - kolory słychać A z nieba żelazo kropi ciemiężenie by wodniste płuca znów mogły oddychać

Arek Chaber

PROZA

Paweł Bagiński Razem ponad...

głową: “To nie prawda. Wasz ojciec był królem. Morbus zajął jego królestwo, ojca waszego zaś wygonił. Do was tak naprawdę należy ta góra i te ziemie, które u podnóża jej leżą. Teraz, kochana, ratować musimy twą siostrę, aby nie zginęło bezpowrotnie dziedzictwo waszego ojca”. “Ale jak mamy to zrobić?” - zapytała Nadia. Luba swym obłąkanym nienawistnym wzrokiem nam nie pomoże”. Na to wszystko odezwał się skrzat: “Siła was trzech może zmienić to wszystko i zniszczyć zapędy Morbusa”. “Tak”. - rzekła Nadia. - “Ale przecież nie ma z nami Wiery!” “Jest na to sposób!” - rzekł skrzat. “Weź tę świecę i podejdź do Luby. Gdy płomień światła opromieni jej twarz, a twoje serce zbliży się do jej serca, wtedy to, co was łączy wypłynie stąd jak rzeka, niszcząc Morbusa i jego plan. W tym płomieniu bowiem jest ukryte to, co wypływa z serca Wiery i to sprawia, że jesteście tu jako trzy”. Nadia zrobiła tak, jak powiedział jej skrzat. Gdy Luba ujrzała blask świecy, jej serce jakby zaczęło się budzić, a z jej ust popłynęła dźwięczna melodia. Siła sióstr sprawiła, że góra, całe podgórze wraz z miastami i wioskami, wyzwalało się spod objęć tyrana, którym był zły czarnoksiężnik. Siostry wraz z matką wróciły do domu. Po jakimś czasie odzyskały to, co należało się im po ojcu i żyły długo i szczęśliwie, trzymając się zawsze razem i nie opuszczając jedna drugiej. Trwają trzy, wspierając się nawzajem”. Zosia, wtulona w swojego misia, usnęła niespokojnym, przerywanym przez kaszel snem. Minął kolejny dzień jej walki z okrutnym Morbusem, który próbuje zawładnąć ciałem i życiem dziecka. Matka ze łzami w oczach spogląda w ciemne okno i prosi o siłę trzech sióstr, bo tylko ta siła pomoże jej Zosi przezwyciężyć zły los...


RECENZJA

BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Kiedy nic nam nie dolega, nie myślimy o chorobie i żniwach, jakie może zebrać. Podświadomie odsuwamy od siebie złe myśli, ciesząc się dobrym samopoczuciem. Uważamy, że problem złego stanu zdrowia nas (jeszcze) nie dotyczy. Bywa, że jednak przeznaczenie ma swoje plany i z dnia na dzień wszystko może ulec zmianie. Jesteśmy nagle zmuszeni przewartościować całe swoje życie. Wówczas zwalniamy, inaczej patrzymy na codzienną rutynę, liczne obowiązki schodzą na drugi plan i zaczynamy dostrzegać, że są osoby, które mogą nas w nich zastąpić. Rozpoczyna się walka z chorobą, o każdy dzień spędzony w gronie rodzinnym, o lepsze jutro… Główna bohaterka „Karuzeli” Agnieszki Lis przekonała się, że objawy zwyczajnej infekcji mogą okazać się symptomem czegoś poważnego. Renata zajmuje się prowadzeniem domu i wychowaniem trójki dzieci. Jest zabiegana, nie ma czasu dla siebie, wciąż odkłada wizytę u lekarza, choć wyraźnie opada z sił. Nikogo to nie dziwi, bo panuje ogólne przyzwolenie społeczeństwa, że matka „Polka” musi być zmęczona. Jej wciąż nieobecny w domu mąż pracuje w korporacji, próbując utrzymać pięcioosobową rodzinę. Dąży ślepo za sukcesem i nierealnymi marzeniami, co zniekształca mu ocenę rzeczywistości. Od chwili zdiagnozowania choroby Renaty autorka ukazuje dramat całej rodziny, w różnym stopniu jednoczącej się w obliczu tragedii. Jest to historia o miłości, przyjaźni i wybaczaniu. Ma również wartość dydaktyczną. Uczy tolerancji wobec osób słabszych, potrzebujących opieki i poświęcenia im uwagi. Jest to trudne w czasach, w których nie mamy czasu dla samych siebie, a tym bardziej dla drugiej osoby. Dlatego z tak wielką łatwością tłumaczymy sobie bierność wobec nieszczęścia. Agnieszka Lis przypomina, jak ważna jest obecność najbliższych przy chorym oraz rozmowa z nim. Wsparcie to także rodzaj lekarstwa, którego nie kupimy w aptece, o czym niestety zbyt często zapominamy. Obraz życia toczącego się równolegle z rozwojem choroby ukazuje nam pogłębiające się zmiany w psychice chorego, jak również otaczających go osób. Obserwujemy ewolucję emocji, ogarniającą rodzinę: od niedowierzania, szoku, irytacji poprzez bunt po bezsilność i pogodzenie się z losem. Nie brakuje tu wymówek, krzywdzących słów i ranienia się nawzajem. Jakie to ludzkie, bo w sytuacji gdy puszczają nerwy przestajemy panować nad sobą. A chory? Chory staje się przy tym jeszcze bardziej zagubiony. Wewnętrzne rozterki nie pozwalają mu spokojnie spać, czuje się niepotrzebny i z czasem traci motywację do walki z chorobą. „Karuzela” to dramat obyczajowy, w którym został poruszony temat śmierci. Pomimo, że stanowi ona nieodłączny element naszego życia, zazwyczaj przemilczamy fakt jej istnienia. Boimy się niepewności, co jest naturalną obroną psychiki. Jednak Agnieszka Lis odważnie porusza problem przemijania i przypomina, że o zdrowie trzeba dbać nie tylko w chwili, gdy je tracimy. Agnieszka Lis, Karuzela, Czwarta Strona, Warszawa 2017, ss. 630.

strona: 52

Przemijanie milczy gdy pytam gdy proszę nie spełnia czekaj nie czeka bierze ucieka

Samuel Padło Wspomnienia W pamięci Białe na czarnym, czarne na białym, poprzecierane niczym pergamin. Traci swój blask, każdego dnia. Na nim odciski, dobra i zła. I tak z dnia na dzień, każdy ma dość, gdy cień czarnych wspomnień, pojawia się znów,

Schowam Ciebie w mojej głowie, choć do końca moich dni. Schowam Ciebie w mojej głowie, choćby miał się skończyć czas. Los mnie wysłał, gdzieś w nieznane, zapomniałem żeś w mej głowie, zostawiła mały ślad. Dziś chcę czerpać z Twych mądrości, lecz została tylko blizna.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

RECENZJA

We współczesnej literaturze pięknej coraz rzadziej spotykamy się z epistolograficzną formą wypowiedzi. Do bardziej znanych zbiorów poetyckich o takim charakterze można zaliczyć „Listy do poetów” Edwarda Stachury, „Listy do Edyty” Zbigniewa Jerzyny, „15 listów” Marka Wawrzkiewicza czy „Listy” Jerzego Jankowskiego. Każda z wymienionych publikacji jest wyjątkowa i niepowtarzalna, ma odmienny klimat i kolorystykę, a także przesłanie. Wydawać by się mogło, że nic już nas nie zaskoczy, a jednak... Poetycki Dwugłos Stacha Przybysza Malinowskiego i Elżbiety Samohy Holeksa-Malinowskiej to abecadło porozumienia się z drugą osobą i próba nawiązania z nią relacji. Podczas lektury lirycznych rozmów zapisanych w formie listów jesteśmy świadkami dojrzewania dwojga ludzi do wyznania sobie miłości. Wykorzystują oni do tego te same motywy, jednak na świat patrzą w odmienny sposób. Uzupełniają się, rozumieją między wersami, cieszą każdą napisaną lub przeczytaną sylabą. Wyjątkowość tego dialogu polega na tym, że przekracza on granice kartki papieru i przenika do serca. Dlaczego? Bo został napisany własnym życiem, a to najkrótszą i najprostsza drogą do spełnienia. Zamieszczone w zbiorze wiersze mają ciekawą budowę. Nie ma w nich sztywnych zasad wersyfikacyjnych, nie ma żadnego szablonu, za to jest swoboda wypowiedzi przypominająca formą list. Każdy z nich jest próbą porozumienia się na odległość, zawiera intymną treść i został podpisany. Brakuje tylko miejscowości i daty, które za pośrednictwem wspomnień możemy sami dopisać. Wówczas niedopowiedzenie to staje się drogowskazem do odnalezienia siebie na nowo poprzez pryzmat przeszłości. W męsko-damskim dwugłosie przenikamy w świat podstawowych wartości, o których coraz częściej zapominamy. Niepokój współczesnego człowieka, wynikający z ciągłego dążenia do bycia najlepszym, najatrakcyjniejszym czy najbogatszym, nie ma znaczenia. Tutaj miłość, uczciwość wobec siebie i drugiego człowieka oraz zachwyt wobec świata odgrywa najważniejszą rolę. Odczuwa się wyraźną harmonię między nadawcą a odbiorcą. Oni nie chcą być zauważeni przez świat, wystarczy, że widzą siebie nawzajem. Ich nie ogarnia pustka, są wypełnieni uczuciem szczęścia. Nie muszą nikomu niczego udowadniać, akceptują siebie takimi jakimi są. Miłość widziana oczami Stacha i Elżbiety Malinowskich nie jest synonimem zniewolenia. To raczej wolność, w której dwoje ludzi pragnie spędzić ze sobą życie. To odnalezień wewnętrznej harmonii w świecie pełnym sprzeczności. To podzielenie się z innymi radością życia i przypomnienie, że szczerość w związku jest fundamentalną zasadą w spełnieniu. Stachu Przybysz Malinowski, Elżbieta Samoha Holeksa-Malinowska, Dwugłos, Cieszyn 2019, ss. 63.

Rafał Chodak Chciałbym

Mrugnęła Mrugnęła pięknem rozświetlając szarość przedświtu, mieniąca się srebrem pierwsza w przedporannym deszczyku -

wspomnienie w kropelce zamknięte rozgwieżdżonej przed momentem nocy -

Wyszyć suknię, by błękitem nieba Cię otulić i ozdobić promykowym ha tem cudnie, by się każdy cień przed Tobą kulił. Z chmurnych nici, nieburzowych, białych, zwiewnych, delikatnych, uprząść lekkość, wpleść w osnowy, aby ciężar odjąć w kroku każdym. Radości ozdobą rozjaśnić wszystko mroczny kąt i zakamarek wszelki pod jej białopióre oddać skrzydło, duszę unieść od szarości zbędnych.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 53

błyskając ponętnie, by pozłotą duszyczkę przykuć, ze sobą porwać, chwytając za rękę i nie puszczać, kręcić się zręcznie w deszczowym tańcu, na powietrza kosmyku, by wnet, podczas tej chwili czarownej, zaklętej zmieniły jak w baśni - tancerzy w mgiełkę złote promyki świtu.

Chciałbym umieć, taki fach w dłoniach posiadać: firmamentu fakturę móc czasem z nici okradać.


strona: 54

RECENZJA

BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Piotr Kościelny w wyjątkowy sposób przedstawił psychikę tytułowego „Zwierza”. Powieść zawiera liczne portrety psychologiczne nie tylko sprawcy i jego ofiar, ale także śledczych oraz pozostałych bohaterów ważnych dla fabuły. To wielki atut książki, a jeszcze większym jest warstwa językowa kryminału. Specjalistyczna terminologia środowiskowa przydaje autentyczności, a wyważony humor wprowadza dystans potrzebny do zbilansowanej lektury tej momentami ciężkiej gatunkowo, zarazem wartościowej historii zmagań policji z seryjnym mordercą. Geopoetyka to jedna z metod odbioru, jaką można zastosować do dzieła autora. Topografia miasta dotyczy przede wszystkim Wrocławia, pojawiają się także mniejsze miejscowości oraz wsie w okolicy aglomeracji. Akcja dzieje się głównie na terenie województwa dolnośląskiego, chociaż wspomniane są tereny nadbałtyckie czy górzyste. Z łatwością można stworzyć mapę aktywności Zwierza, ale nie tylko jego. Wciąż pozostaje otwarty wątek dwóch innych przestępców i czytelnikom pozostaje mieć nadzieję, że dane będzie poznać dalsze losy takich postaci jak Marek, Zuzanna, Kacper i Agnieszka, wyjątkowo pechowa kobieta. Wyobraźnia odbiorcy dzięki wielowymiarowej konstrukcji utworu pozwala na własne dopowiedzenie ciągu dalszego, jednak wielką przyjemnością byłby powrót do zespołu „Mikuna”. Komisarz Mikulski to onomastyczny ukłon w stronę aktora wcielającego się w Hansa Klossa. Również data rozpoczęcia akcji odnosi się do wydarzeń z czasów II wojny światowej. Na tym jednak kończą się subtelne odwołania do klasyki sensacji. Pojawia się także pewien aspekt przywodzący na myśl skandynawski sznyt powieści kryminalnych. Bohaterem serii duetu Andersa Roslunda i Börge Hellström jest komisarz Sven Sundkvist, który opiekuje się żoną sparaliżowaną po wypadku samochodowym. Ten trop to skojarzenie z postacią Wojtusia. Chociaż czas akcji w „Zwierzu” to letnia pora roku, wydarzenia mrożą krew w żyłach niczym północny chłód krajów specjalizujących się w mrocznych thrillerach. Teraz na gruncie rodzimym mamy własnego autora dostarczającego podobnych wrażeń. Główny bohater, jak wiele klasycznych postaci detektywów, nie jest krystaliczny w swoim postępowaniu. Autor nadał „Mikunowi” cechy ludzkie, nie tylko obdarzając zasadami, ale i przywarami charakteru, powodując, że jedyne zarzuty do tej postaci ukierunkowane są jedynie odnośnie humorzastego zachowania (jak komentarz odnośnie tankowania forda mustanga czy zaśmiecanie toalety petami i stwierdzenie, że sprzątaczka nie angażuje się w swoje obowiązki). Nie znajduje także akceptacji scena z wyrzuconym zjedzeniem. Nie propagujmy jego marnowania. Komisarz z wydziału zabójstw posiada także ugruntowane poglądy w sprawie adopcji przez pary homoseksualne, chociaż przykład nastoletniego Kacpra budzi re leksję odnośnie systemu pomocy społecznej i ogólnie pojętej patologii. Trudno jednak nie przyznać racji, że przedstawione przemyślenia całego zespołu śledczych z wydziału wskazują na problemy społeczne trawiące każde środowisko. To bardzo

wartościowy aspekt publikacji. Kolejny walor to ukazanie życia prywatnego policjantów i wpływ pracy na ich relacje z bliskimi. Szczególną uwagę przykuwają często mylne założenia Mikulskiego odnośnie stanu emocjonalnego żony. Również zalecenia kierowane do parytetowo przeniesionej Iwony Szulc mogą budzić zastrzeżenia. Nie ulega wątpliwości, że specyfika pracy powoduje chęć szybkiego odreagowania stresu, jednak ciągłe towarzystwo alkoholu nie usprawnia działań śledczych i stanowi przyczynek do rozważań, jak mogłyby potoczyć się wydarzenia, gdyby Mikun skojarzył tak kluczową dla niego rozmowę. Bojarski, partner Mikuna, to równie ciekawa postać, która zasługuje na bardziej szczegółowy portret psychologiczny, jak autor uczynił w przypadku prokurator Ewy Jaskulskiej. Kwestia wątku romansowego, jaki został podjęty i brutalnie ukrócony, wyczuwalna jest także odnośnie Iwony. W tym relacyjnym chaosie jest potencjał na kolejne obyczajowe akapity, jednak sympatia zbudowana wobec Jaskulskiej powoduje, że Szulc kojarzy się tylko ze stereotypowym rozwiązaniem układu mentor-uczennica a i dialogi policjantki z Bojarem wydają się bardziej naturalne w subiektywnym odczuciu. „Subtelny” jako nemezis „Mikuna” to typowy obraz dwóch przeciwstawnych dróg życiowych, jednakże wartościowy materiał godny rozbudowania z przyjęciem punktu widzenia przyjaciela z dzieciństwa, który wybrał tak odmienną ścieżkę. Dość odważnym zabiegiem literackim było uczynienie mordercy, którego spowiedź rozpoczyna fabułę, rówieśnikiem (ten sam rocznik). Wiwisekcja umysłu psychopaty oparta na rzeczowych opisach i wyraźnym wskazaniu braku empatii u Zwierza to kluczowe składowe drapieżnika. Istotny jest również niepozorny wygląd drapieżnika. Zastanawiająca jest jednak charakterystyka agresora – czy musiał być fanem ciężkich brzmień, jakby to był stereotypowy wyznacznik wykolejeńca? To jedyne zastrzeżenie w konstrukcji tego bohatera. Dziennikarz Kamysz budzi odrazę jako przedstawiciel mediów, który zapomniał o swoich kompetencjach zawodowych oraz zasadach przyświecających karcie etycznej jego profesji. Los bohatera ponownie przywodzi na myśl odwołanie do klasycznego już i wielokrotnie analizowanego „Czerwonego smoka” omasa Harrisa. Pierwsze wydanie powieści nie jest wolne od literówek czy drobnych uchybień, jednak nie budzą one frustracji, ponieważ rekompensuje je idealnie skomponowana okładka oraz nazwisko autora i tytuł skromnie umieszczone na dole każdej strony. Tekst jest napisany wizualnie, to niemal gotowy scenariusz godny ekranizacji na najwyższym poziomie, aby adaptacja była tak samo jakościowa jak powieść. Po takiej lekturze można tylko czekać na ciąg dalszy, bo z „Mikunem” i jego światem nie sposób rozstać się tak szybko.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Poetyckie rozważania o człowieczeństwie zdominowały tom Katarzyny Terchy-Frankiewicz o symbolicznym, ale wymownym tytule: Pksem do Brzozowa. Istnienie ludzkie jest kruche, niejednokrotnie przesycone cierpieniem z którym trudno się pogodzić, ale poetka za pośrednictwem swojej twórczości nie tylko analizuje, ale udziela wsparcia. Miejsce środowiska lokalnego w jej poezji jest umowne i poniekąd jest nazwą miejscowości, którą znajdziemy na mapie. Skojarzenia w tej poezji będą różnorakie, a dla każdego czytelnika będą one pouczające niczym sentencja filozoficzna. Podmiot liryczny w swojej wypowiedzi jest stanowczym indywidualistą. Przechodzi od planu do konkretnego działania, często realizując nieswoje zaplanowane zadania i poświęcając się dla kogoś innego. Takie działanie wynika z miłości. Swoją wypowiedź podsumowuje w znaczący i poniekąd prowokujący sposób do pewnej re leksji:

[ Fr. wiersza rozpoczynającego się od słów: Chcę uwierzyć że twój dzień s.40]

Tym sposobem poznaje czynniki psychologiczne drugiego człowieka poprzez odzyskanie jego zatraconej wrażliwości. Bardzo wymowna jest cisza mogąca otworzyć zatwardziałe ludzkie serca, ponieważ tutaj znajduje się werbalny komunikat, a każda chwila niezależnie ile będzie trwała jest bardzo ważna i wyjątkowa. Podmiot liryczny gwałtownie potrząsa człowiekiem, aby ujrzał konsekwencje swoich działań, w wyniku których szuka pomocy. Najistotniejszą rzeczą w prawdziwej miłości jest przebaczenie. Rozważania ludzkie na podejmowane tematy są sztuczne. Podmiot liryczny wyjaśnia ten stan następująco:

pogoń utrudnia ci bycie zostaje tylko posiadanie [ Fr. wiersza pt. I do czego? s.53]

chcę ci uwierzyć a jednak ciągle słowa pokrywam milczeniem...

Katarzyna Tercha-Frankiewicz: Pksem do Brzozowa wyd. Armagraf Krosno 2017 P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 55

Kultura pośpiechu powoduje, że człowiek traci swoją wrażliwość na otaczającą go rzeczywistość. Podmiot liryczny [ Fr. wiersza rozpoczynającego się od słów: swoimi możliwościami przeciwstawia się temu zjawisku. Mam odwagę by realizować s. 25 ] Podmiot liryczny dokonując autore leksji własnego Ja, Rozważania będą odnosiły się do spraw dotyczących zapowiada, że zrobi wszystko aby nie zostać zapomniany. zagadnienia miłości drugiego człowieka o której mówił w Mówi: swojej poezji ks. Jan Twardowski. Podmiot liryczny w poezji odbijam się od ścian wytrzymałości Katarzyny Terchy- Frankiewicz uzupełnia te poetyckie rozważania; stawiając przy okazji jednoznaczne pytania – rosnąc i malejąc dlaczego, czy można dzielić uczucie miłości bez martwienia jednocześnie się o kogoś kto jest bliski podmiotowi lirycznemu. [ Fr. wiersza rozpoczynającego się od słów: Zniecierpliwiona Twoim milczeniem. s.69] Poszukiwanie mądrości to również umiejętność Poszukuje bratniej osoby, z którą będzie mógł spędzać stawiania pytań i szukanie na nie jednoznacznych i prawdziwych odpowiedzi. Podmiot liryczny pragnie się wiele czasu. Najgorsze co może spotkać podmiot liryczny odnaleźć w świecie, ponieważ media informują o cierpieniu jest porzucenie , które jest od niego niezależne; pozostawiając wyrządzanym przez drugiego człowieka. Wie, że jednostka tym sposobem traumę na cały przebieg istnienia. ludzka musi dokonać wewnętrznej przemiany, zanim będzie Człowiek jest pochłonięty swoimi działaniami służącymi za późno, ponieważ ona ma wielką moc: rozwojowi kariery. Zapomina co jest ważne . Zadaniem poety jest o tym mówić i wyjaśniać współczesne epizody ludzkiego potrafi przekształcić kamień istnienia zanikające z każdą chwilą. Podkreśla, że człowiek on mięknie w dłoniach jest bardzo wyjątkową istotą. jak plastelina... Wątek człowieczeństwa w tomiku Katarzyny Terchy [ Fr. wiersza rozpoczynającego się od słów: Frankiewicz jest bardzo istotny w re leksji dotyczącej kiedy sekunda staje się s.16] Ukazuje delikatność i kruchość W dalszej części podmiot liryczny podejmuje próbę ludzkiego istnienia. określenia własnej tożsamości w świecie zanikania ludzkiego życia, które jest zdominowane nieustanną walką o dobra materialne. Brzozowska poetka nie boi się pytać - czy najważniejszych etycznych wartości na rzecz materialnych. tylko one się liczą? Udowadnia, że nie, że jest coś więcej nie Zaufanie jest bardzo istotne w komunikacji poprzez filozoficzno – dydaktyczny aspekt, ale poprzez międzyludzkiej. Co zrobić kiedy zostaje ono zniszczone z twardą analizę. Poezja nie daje jednoznacznej odpowiedzi na powodu ludzkich słabości. Podmiot liryczny pragnie to pytanie jak żyć i nie należy tego oczekiwać jak np. w uczynić, lecz jego działanie w tym kierunku jest niepewne. instrukcji obsługi najnowszego urządzenia, tylko wskazuje jak Istotna jest jego reakcja: przewodnik drogę, którą należy podążać.

RECENZJA

nie mam nikogo kogo mogłabym kochać bez lęku - oto miłość rozerwanej pajęczyny

Czy rozpoznasz je?


strona: 56

RECENZJA

BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Pani Halina Kurek w tomiku pt. Przed zmierzchem dojrzewające zboża. W swojej wypowiedzi podmiot liryczny wykorzystuje poetycki sposób wypowiedzi do dokonania rozbudza wyobraźnie: bilansu. Jaki on będzie? Jakich należy dokonać zmian? Odziane w potargane bluzki, sukienki, fartuszki. Czynność ta jest bardzo istotna w życiu człowieka. Poetka Dodatkowo wstążki , spódnice – a wszystko fruwa doskonale zna rzeczywistość XXI wieku i w swojej twórczości na wietrze , wprawia je w taniec i chybotanie. nie przechodzi obok niej obojętnie, kładzie ją na swój stół Kolorowo, aż oczy rwie. warsztatowy niczym mechanik pragnący naprawić dane [ Fragment utworu poetyckiego pt. Strachy s. 22 ] urządzenie w odpowiednim czasie. Czy Halina Kurek – Rolnicy używali do ich tworzenia zużyte ubrania, które poetka mieszkająca w Zręcinie koło Krosna jest takim mechanikiem ludzkich serc, a tomik o którym mowa będzie nikomu nie były potrzebne i inne nieprzydatne nikomu narzędziem, którym się posłuży? Warto postawić pytanie czy elementy. Jego wykonanie jest bardzo proste. usunięcie usterki zakończy się sukcesem, skoro wszystko Nad tłumem jest bardzo trudno zapanować. Obszerną zależy od czytelnika. wiedzę z tego zakresu posiadają m. in. psycholodzy oraz Niektóre spotkania z ludźmi są bardzo wyjątkowe, socjolodzy. Podmiot liryczny jasno podkreśla: wpływa na to pogoda, miejsce, nasze wspomnienia oraz Tłum rządzi się swoimi prawami: wiele innych czynników, o których nikt nie ma pojęcia. Dla mogą cię zdeptać, zmiażdżyć, wyrzucić jak śmieć... podmiotu lirycznego są inspiracją. Ma świadomość, że czas odgrywa tu swoją rolę niczym aktor na deskach teatru lub w Ciebie pracowitego właściciela tych ziem. filmie. Chociaż tworzy wypowiedź ze spokojem, to da się [ Fragment utworu poetyckiego pt. Uważaj na niego s. 40] wyczuć nutkę skrytych emocji. Spotkanie klasowe, o którym Jedynym zaleceniem podmiotu lirycznego, jest mówi, potrafi jeszcze bardziej zintegrować uczestników, jak szczególnej ostrożności w postaci również zachęca do wypowiedzi na dość obszerny temat – co zachowanie przewidywania skutków zdarzeniowych. słychać. Swoją wypowiedź kończy: Podmiot liryczny konsekwentnie wyznaje swoje Kolumbowie swoich czasów przekonania religijne. Ma świadomość, że nie jest prosto słów nie rzucają na wiatr bronić swoich idei, nawet wtedy, gdy przyjaciele patrzą miła im ziemia i mowa ojczysta „krzywym okiem”. nie zepsuje nasz już świat. Nie jest ważne bogactwo materialne, gdzie podążanie za [ Fragment utworu poetyckiego pt. Nasza klasa s. 27] m. in. finansowymi aspektami życia potrafi zniewolić duszę Ostatni wers wypowiedziany jest dość pewnie i pozostaje człowieka i dlatego pojawia się problem zwany zadać pytanie - czy nie jest to obietnica zbyt szybko złożona? pracoholizmem. Podmiot liryczny w tym utworze zastanawia Czy postawienie powyższego pytania jest na miejscu, skoro się: każdy nieświadomie błędy popełnia i na nich się uczy? Karmię się zapachami kwiatów Pozostaje postawić jeszcze parę innych być może retorycznych czy moje modlitwy będą piękniejsze ? pytań. Z pewnością powstałyby one z pewnego dystansu na [ Fragment utworu poetyckiego pt. Moja modlitwa s. 47] otaczającą nas rzeczywistość. Być może swoją odpowiedź na to pytanie odnajdzie we Zdarzają się sytuacje , które w jakimś stopniu przykują własnym sumieniu, które prowadzi do prawdziwego uwagę osób przechodzących w rozmaity sposób. Jedni przejdą obok zdarzeń obojętnie, drudzy w jakimś stopniu będą starali człowieczeństwa. Ważne jest spojrzenie z dystansu na otaczające się zainterweniować na ile dysponują umiejętnościami. Po wyznacza drogę do zobojętnieniu na zdarzenie może pojawić się żal, że taka, a człowieka zdarzenia. Ich analiza nie inna była reakcja przechodnia oraz jej rozważenie. przeżycia każdego następnego dnia i optymistycznego spoglądania na każdy dzień. Czy jest to możliwe? Zanim Podmiot liryczny kończy swoją wypowiedź: rozpocznie się poranek człowiek musi wdrożyć strategie Ulice naszych czasów pełne brudnych ludzkich zmian wynikającą z podjętej analizy, będącą częścią historii. wewnętrznej dyscypliny, aby godnie przeżywać kolejne dni. Nie wiem czy oczyszczę sumienie dając datki Musi działać w tej materii odważnie, bez względu na napotkanym żebrakom. powstającą opinię publiczną. W tomie poetyckim Haliny Kurek pt. Przed zmierzchem zawarte jest rozważanie Jej portret ciągle mam przed oczyma. [ Fragment utworu poetyckiego pt. Wyznaję s. 18] zagadnienia brzmiącego następująco: na jakich zasadach Nie mniejsze wyznanie może być częścią psychologicznej oparte jest współczesne człowieczeństwo. terapii. Halina Kurek Przed zmierzchem wyd. Hedom Krosno 2017 Strachy na wróble stały się częścią kultury wsi. Według rolników miały one za zadanie chronić zasiane plony, które zaczęły rosnąć aż do ich zbiorów. Głównie ptactwo atakowało P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

oraz bolesna dla obu stron, ponieważ sam czuje się oszukany. Tą decyzją jest rozstanie, więc nie była to prawdziwa miłość. Trudno ukryć emocje towarzyszące rozstaniu. Stwierdza wiedząc, że jego wybranka nie ma nic na swoje usprawiedliwienie:

Nie okłamuj mnie pięknymi słówkami, następny w kolejce czeka...

[ Fr. utworu poetyckiego pt. Samotna i zła s. 34 ]

Uczucie zła pojawia się u kobiety z powodu niezrealizowanego planu wobec podmiotu lirycznego. Podmiot liryczny prowokuje do polemiki z wykorzystaniem zasad logiki określających odpowiedni stosunek poprzez postawienie pytania – kim jest poeta? Odpowiada:

Człowiekiem być to nawet więcej niż poetą

[ Fr. utworu poetyckiego pt. *** Człowiekiem być... s.59]

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 57

Poeci podejmowali rozważania na te zagadnienia. Podmiot liryczny już na początku opowiada się za Cyprianem Kamilem Norwidem – poetą się bywa. Zasady logiki określający odpowiedni stosunek udowodnią odpowiedź Przybosia – poetą się jest, ponieważ człowiek jest poetą tworzącym utwory poetyckie w formie wiersza – tak podaje definicja w słowniku języka poleskiego. Spotyka się ludźmi, jak każdy inny człowiek. Po jego śmierci powiedzą: Podmiot liryczny zawarł głęboki manifest odnoszący się do spraw człowieczeństwa. „Rzucił się pod auto !” Podmiot liryczny mówi o Norwidzie. Swoją wypowiedź i znienawidzą jeszcze bardziej. rozpoczyna od opisu górnej części sylwetki. Podkreśla to w swojej [ Fr. utworu poetyckiego pt.: Zamach s. 13] Pojawia się odrzucenie twórczości poety i pytanie – czy to wypowiedzi: musiało tak się skończyć? Podmiot liryczny poniekąd zna że był prawie samotny biogramy poetów wyklętych . Taką osobowość poety przedstawia aczkolwiek otoczony wiedząc, że życie poety; bez względu na zakończenie jest legendą przez przyjaciół opowiadaną po śmierci twórcy lub będzie zapomniana z różnych powodów. przez cała drogę życia [ Fr. utworu poetyckiego pt. Wersy o Norwidzie s. 87] Prezenty, które otrzymujemy są bardzo istotne, ponieważ stanowią symbolikę m.in. pamięci . Wręczane są w różnym czasie Nie przedstawia dokładnego życiorysu oraz nie prezentuje i zależnie od towarzyszących okoliczności. Niejednokrotnie mogą jego twórczości. Zachęca do zapoznania się z życiorysem oraz prowokować. Zawsze powinny być przemyślane. Ludzie w czasie jego twórczością. Poszukuje w dziełach i biografii rozważań na wolnym spotykają się ze sobą i rozmawiają na różne tematy. temat samotności. Podmiot liryczny swoją wypowiedź puentuje: Znajomość historii oraz doświadczenie życiowe jest podstawowym fundamentem, ponieważ możemy dostrzec Dziś patrzę na wschody i zachody zmiany w naszym istnieniu które się dokonały lub się dokonają. słońca – ja też przeminę, Poeci będą dostrzegać na swój sposób proces przemijania i będą jak niegdyś się urodziłem. w należyty sposób wykonywać swoje zadanie - będą w tych [ Fr. utworu poetyckiego pt. Kanikuła s. 26] dziełach mówić o przemijaniu. Czytelnicy posiadający bagaż Pogodził się z upływającym czasem. Nie rozważa co po nim życiowy dostrzegą wydarzenia będące ich własnymi znakami pozostanie, tylko poszukuje mądrości życiowej, którą można czasu i mogą na podstawie tych zdarzeń wyrobić sobie swój znaleźć w dziełach artystycznych, naukowych oraz w rozważaniu pogląd. Jan Organ w tomiku pt. Znaki czasu pokazuje jak można własnego doświadczenia. Wie, że postępować mądrze to to uczynić. Każdy powinien je odczytać przy pomocy własnych postępować etycznie, ponieważ życie człowieka bardzo szybko rozważań, ponieważ jedno wydarzenie może być ważne dla nas samych i najbliższych oraz dla całej ludzkości. W trakcie ich przemija! Podmiot liryczny poruszył motyw miłości do kobiety, odczytywania nie powinniśmy zapominać o naszym pochodzeniu ponieważ w tym uczuciu zapisane jest piękno wspólnie oraz o przekazywanych wartościach. spędzonego ze sobą czasu. Wiedzą, że między nimi mogą pojawić się przeciwieństwa wyznawanych zasad, które raz mogą Jan Orgnan Znaki czasu wyd. Armagraf, Krosno 2018 dzielić, a raz łączyć i integrować poprzez wzajemne zrozumienie. W tym wypadku decyzja podmiotu lirycznego jest jednoznaczna

RECENZJA

Dostrzeganie przemijania w formie zdarzeń, skutków oraz zapobiegliwość w postaci zwyczajnej re leksji staje się fundamentem tomiku poezji Jana Organa pt. Znaki czasu. Poeta nie stawia filozoficznych pytań dotyczących upływającego czasu, lecz analizuje zdarzenia mogące zapowiadać rewolucję naszego życia. Zdaje sobie sprawę, że taki przełom jest potrzebny i trzeba wdrożyć życiowe zmiany. Jan Organ będąc historykiem o takich zdarzeniach może wiele opowiedzieć. Na wydarzenia z życia najpierw patrzy się mniej lub bardziej pod wpływem emocji, później im więcej czasu upłynie, tym każdy z nas nabiera więcej dystansu i może zmienić swoje re leksje na temat wydarzenia i nawiązać do twórczości Wisławy Szymborskiej, a zwłaszcza do jej utworu pt. „Nic dwa razy”. Życie poety po względem ekonomicznym nie jest łatwe, ale pod innym względem jest ono barwne i piękne. Pomiot liryczny podejmuje rozważania na temat współczesnego statusu poety i z jakimi kłopotami może się borykać, ponieważ wkracza w swojej twórczości w świat wnętrza. Niejednokrotnie narażony jest na niesłuszną krytykę ze strony otoczenia. Posiada wrażliwość, jakiej nie posiada nikt inny. Nie powinien zostać narażony na niesłuszną krytykę. Czy w świecie materializowanym nie ma dla niego miejsca? Czy pozostaje męczennikiem swoich ideałów broniących swoją wrażliwość oraz drugiego człowieka? Pozostaje zadać pytanie – dlaczego? Podmiot liryczny mówi to wyraźnie i w szokujący sposób, przypomina to materiał na thriller psychologiczny:


strona: 58

PROZA

BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Tęsknota stoi po stronie aktualizacji. Każdy brak, pozbawione lub czekające miejsce jest potencjalną tęsknotą. Tym więcej, im większa świadomość ewentualności. W rozumieniu Arystotelesa warunkiem zaistnienia zmiany jest obecność braku (steresis) oraz potencji. Każda substancja pierwsza byłaby zatem tęskniącą. Umieć tęsknić znaczy: być zdolnym do zmiany. Ciągła obecność braku jest jednak tęsknotą aktualną. Rzecz paradoksalna: brak można czuć. Okazuje się, że możliwe jest odczuwanie niebytu. Człowiek – byt tęskniący ontologicznie. Po pocałunku, który trwał tyle, że nie może być raczej potraktowany jako przypadkowy, zaczęłam się dziwić. Dziwić temu, jak teraźniejszość dzięki poczuciu przemijalności może stawać się przeszłością. Jak wszystko, co przeżywane teraz, naznaczone jest już brakiem. Nie ma teraz bez braku. Może nawet teraz jest brakiem. Ale brakiem mimo wszystko odczuwanym. Jak każdy niebyt: może być odczuty. Może więc nie ma niebytu. Ale to nieważne.

nastroju przysiadalnym, do wszystkich. Pokazuję ci to. Zasłużyłam. Z tobą nie można rozpaczać, z tobą można się tylko śmiać. Wiem, że to koniec, jeśli tylko okażę cierpiętnictwo. Jedyne uznawane smutki to te powierzchowne lub dziwne, histeryczne, te związane z pierogami. No bo to przecież ciekawe. Takie inne. Wszyscy inni cierpią z miłości, z choroby, a ty cierpisz inaczej. To jest oryginalne. Mam wrażenie, że stół zaczyna się chwiać. Patrzę na ciebie, jak piszesz. Mówisz mi: piszę o twoich pierogach. Połykam ostatni kęs, godzę się. Nosisz swój brak jak emblemat. Kto nie umie się z tym godzić jest sentymentalny, dziecinny lub po prostu platonizujący. A tych ludzi nie przesuwasz w prawo. Niesamowite jak to wszystko mało cię obchodzi. Niesamowite jak możesz myśleć o morzu, kiedy idziemy obok siebie i patrzymy na nasze górskie cienie. O, jak czekam. O, jak o, czekuję. Tęsknić za czymś, czego

Całując, cierpiałam na brak, który był już obecny. Im bardziej go czułam, tym intensywniej starałam się wgryźć w chwilę. Brak nie może być jednoznacznie określony jako przyjemny lub nie. W tym jednak wypadku wiedziałam, że ów brak nie będzie miłym wspomnieniem, tylko właśnie tęsknotą. Wiedziałam przecież, że za chwilę będę musiała się oderwać, przeprosić, zacząć żałować i odwrócić się na drugi bok. Wyliczam: jeszcze do pięciu, jeszcze do piętnastu, dwudziestu… Koniec. Odrywam się. I oczywiście dalej według planu: przepraszam, żałuję, odwracam się. I czekam. Czekam na słowa, które wiem, że nie padną. Próbuję więc prowokować wyznania. Bezskutecznie. Słyszę tylko śmiech i ten ciągły taniec znaczących. Tego do końca nie przewidziałam. Ogarnia mnie rozpacz. Brak staje się większy niż na to pozwala ludzka ontologia. To już nie idzie w tej kolejności: forma, materia, steresis. Formy już nie ma. Jedyne, co słyszę, to ostrożną ciszę. I obietnicę braku. Mówisz: musisz się z tym pogodzić. Dlaczego?, zapytuję. Odpowiadasz mi: bo tak już jest. Kto nie umie się z tym pogodzić, budzi w tobie śmieszność. Aby się przed tym ustrzec, także milknę. Chcę być ciebie warta. Po przebudzeniu udaję, jestem pogodzona. W łazience, w stanie najwyższej rozpaczy, podśpiewuję ludowe piosenki. Mówię ci: podołałam. Opowiadasz mi swój sen. Oczywiście, nie jest o mnie. Znowu mówisz mi: tak to już jest. Przełykam, zgadzam się. Schodzisz na dół i zajmujesz myśli swoimi książkami. Siedzę na górze i myślę, jak można być tak pogodzonym. Przełykam kolejny kęs, nie chce spaść. Na stół wchodzą pierogi. Miękkie, mięsiste, ziemniaczane kluski. Odbiegam. Biegniesz za mną, myśląc zapewne, że jest to ucieczka przez zaistniałe zaburzenie zasady decorum przy stole. Idziemy na spacer. Dwa nasze długie cienie. Mówię ci: nasze cienie. Czekam. Mija moment. A ty: pojechałabym do Włoch. Z rozpaczy popadam w doskonały humor. Jestem w

się nigdy nie miało. Tęsknić za tym, co złe, bo może mało twórcze? Dla Greków wszystko, co nieokreślone (czyli tęskniące) było niebytem. Życie niebytem jest najintensywniejsze i najbardziej bolesne. Czekam na Wielkie Słowa. Wielkie Opowieści. Wielkie Prawdy. Wielki Czas. Wielkiego Boga, a nie tego od Holbeina, od którego można stracić wiarę. Wielkie Ja. Wielki Narrator. Kicz, mówisz. A to przecież tylko Odrodzenie, odrodzenie tego, co było przecież. Tęsknię za byciem taką co to nie odróżnia Wielkiego od małego, Odrodzeniowego od jest jak jest. W tych różnicach tkwi cierpiące zwierzę, tęskniące do odrodzenia. Cieszę się jednak, bo zostały chociaż Wielkie Fikcje. I ty w nie wierzysz. A skoro wierzysz, to znaczy, że to nie wstyd w nie wierzyć. A więc i ja w nie wierzę. Idziemy do ciebie. Spotykam tych samych Świadomych Fikcji. Lubią mnie, bo od razu widać, że jestem wyzwolona z dzieciństwa. Od razu widać, że wiem to, co oni. My wiemy. Chowam się do szafy, uwieszam się na lampach, wychodzę w nocy z domu, kradnę lizaki ze sklepu, rozmawiam z pijakami na ławce, krzyczę na ulicy, chodzę na rękach, sikam na chodnik, dzwonię do obcych, robię sceny w kościołach, i w parkach, ciągnę za włosy dzieci, jeżdżę bez biletu, biję się z kanarami, podszczypuję staruszki w kolejce, całuję w usta przechodniów, kładę się na asfalt, i zbiegam w ostatniej chwili, noszę na lewo spodnie, nie myję się tydzień, piszę fałszywe donosy, piszę precz z bolszewizmem na drzwiach łazienek, śmieję się z profesorów, biję butelki z barszczem w sklepie, wytykam język do monitoringu, liżę karki współpasażerów, nie daję biletu konduktorce, biję się z kibolem za przekonania, rzucam hulajnogami. Wielkie Fikcje. Jesteś dumna. Odrywam się znów. Przepraszam, żałuję, odwracam się. Przełykam. Wreszcie spada. Zabijam. Kłamię.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

dokładnie między 23 a 27 czerwca, stopniowo nabrzmiał już tak, że musiało to w końcu wybuchnąć wielkim upałem i kiedy ten zaplanowany przeze mnie, święty dzień erupcji (28-my) zdzielił mnie po łbie zaraz po moim przebudzeniu się – szare cumulusy zza okna wyszczerzyły do mnie w obmierzłym uśmiechu kudłate, brudnoszare zęby – pomyślałem: kurwa mać, dość. Postanowiłem wydać walkę temu dniu. Uwierzyłem, że jedyną szansą na zwycięstwo, na doprowadzenie do ostatecznego wybuchu upału będzie moja wyprawa do miasta, wyjście z tych upiornych, peryferyjnych okolic, jakie pustelniczo zajmuję (czeznę tu i całymi dniami zrzędzę; targają mną skoki ciśnienia, a ja sam w rewanżu nie robię nic). Więc ratunkiem miało być takie „wczesanie się” w miasto, wślizgnięcie się pomiędzy masę ruchomych i wydzielających swoiste zapachy obiektów (mówiąc „obiekty” mam na myśli również ludzi). Otóż celem tej ofiarniczej pielgrzymki miało być chwilowe zapomnienie, zagrzebanie się w miejskim ruchu, pulsie, jak w narkotyku, po czym w pewnej chwili miałem się sam przywrócić do zwykłego stanu świadomości, powiedzieć sobie: dość, po czym spojrzeć w niebo i – ujrzeć tam, nareszcie, Boże, nareszcie, kolor błękitny, zwiastuny letniej pogody, prawdziwej, naturalnej, zapowiedź albo już realizację stanu przyrodzonego rzeczywistemu latu. Tak więc sam moment narodzin (nie poronienia, tym razem) miałem – celowo – przegapić, a tylko wejść i obłędnie delektować się wspaniałością, wielką wspaniałością harmonii przyrody, która by wreszcie nastała. Przedziwny był jednak już sam początek mej peregrynacji; złapałem jakiś samochód, „okazję” albo to była taksówka, już nie pamiętam, bardzo stary, dziwny model, o opływowym kształcie karoserii. Wszystkie szyby miał w oknach poodsuwane – było wszak lato (nie wszyscy znać brali tak na serio te wybryki pogody, jak ja). Wraz ze mną zabrał się, zdążył wskoczyć już w biegu, jakiś bandyta, morderca lub złodziej, chyba był oboma naraz. Jechał „do pracy”, czyli zacząć swój przestępczy dzień (oni też pracują w określonych godzinach, tyle że sami sobie je ustalają). Wysiedliśmy w tym

pomarańczowych pończoch, co świadczyło najpewniej o nędzy, w jakiej się znajdował, może też o pewnym pomieszaniu zmysłów, albo abnegacji. Skulony u moich nóg, modlił się rzeczywiście zawzięcie i żarliwie, zainicjował Zdrowaś Maryjo, następnie Ojcze nasz, podczas gdy ja, zaskoczony, mamrotałem słowa modlitwy wespół z nim, zacinając się. Ale skończył zaraz, dokończył też przebierać się, i pożegnał mnie, ruszył w miasto, przepadł. Przez trzy chyba godziny łaziłem, nie – to nieadekwatne słowo: bardzo aktywnie uczestniczyłem w życiu tego miasta. Ale w szczególny sposób. Bo oto postanowiłem być ponad, postanowiłem zadrwić z ludzi, z ich gestów, z ich codziennych małych miejskich rytuałów. Zauważyłem, że nikt z nich nie zdradza najmniejszego zamiaru odstąpienia bodaj na chwilę od siebie samego, od swoich głupich, zautomatyzowanych przyzwyczajeń, że nie doczekam żadnej rysy, szczeliny, „pęknięcia” pomiędzy żadnym z tych ludzi a tym, co robią – jeżdżą, zamawiają żarcie w barach, przymierzają kiecki i kolczyki, poprawiają uwierające obuwie itd. – że nikt nie ma ochoty oddzielić się jakoś od swych śmiesznych czynności. Moja ironia, moja „metoda majeutyczna” polegała na tym, że właśnie przez te trzy godziny udawałem, że jestem realnym jednym z nich, ludzi w mieście, i że wszystko co robię, robię naprawdę i z przejęciem (a grałem to wszystko znakomicie; sam się ubawiłem po pachy): jeździłem rozmaitymi pojazdami mając zmarszczone brwi i minę skupioną, udając, że wypatruję przez okno czegoś (kogoś?), czego żadną miarą nie mogę przeoczyć; chodziłem po sklepach, prosiłem ekspedientki o podawanie mi do ręki jakichś damskich bluzek albo sukienek (dla żony, mówiłem), i macałem ich materiał, oglądałem je z udanym zainteresowaniem, pytałem o rozmiary, o kolory i wszystkie te duperele. Zamaszystym krokiem przechodziłem na zielonym świetle przez jezdnie, wyznaczając sobie kolejne „odcinki zainteresowań” między konkretnymi topograficznymi punktami wyjścia i dojścia. Jeden z pojazdów zawiózł mnie w pewnym momencie na skraj mej własnej dzielnicy, tych peryferii CDN str. 63

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 59

samym miejscu, on mnie na chwilę odciągnął gdzieś na bok, to znaczy weszliśmy na jakiś niewysoki murek przy bocznej ścianie domu towarowego, tu on miał się chyba przebrać w swoje ciuchy robocze, taki łachmaniasty garnitur, bo zdjął spodnie – i w chwilę potem przypadł do mnie, obejmując mnie jakoś tak niezdarnie, i powiedział: „Błagam pana, odmówmy razem modlitwę.” Modlitwę?? – zdziwiłem się w myślach – on, bandzior?... Ale cóż, poznałem inną prawdę o tej profesji: to są – a on, jak sądzę, uosabiał większość typowych, przeciętnych przestępców – ludzie, którzy się strasznie boją, którzy grają, są aktorami w tym co robią, a wszystko to jest podszyte paskudnym, oślizgłym i kosmatym ludzkim – nie, półzwierzęcym – strachem; on dygotał, był zalękniony, wyglądał strasznie biednie, jak nędzarzbezdomny z głównego dworca kolejowego, a zaraz szykował się przecież do tygrysich skoków, do udawania przez kilka lub kilkanaście godzin zimnokrwistego wampira. Miał na nogach pończochy, a to dziwiło mnie jeszcze bardziej – parę starych,

PROZA

Czerwce i lipce, wiesz, zawsze kojarzyły mi się z upałami, które zawsze dotąd były cyklicznym i niezbywalnym rytuałem lata. Jednak w ciągu ostatnich dwóch, trzech lat coś się strasznie popieprzyło, a już tegoroczne lato było sobą tylko z nazwy, właściwie nie istniało i nie wiedziałbym o nim, gdybym co jakiś czas nie sprawdzał dat w kalendarzu, by nie pogubić rachuby. Za oknem było wciąż coś na kształt marca albo kwietnia, zwały szarych cumulusów prześcigały się tylko, który następny przesłoni całą połać nieba, która ich płachta wcześniej przykryje słońce i nie da mu się wychylić. A trzeba ci wiedzieć – choć uznasz to z pewnością za moją prywatną dewiację – że kiedy obserwuję marcową pogodę w czerwcu, marznę, kiedy powinno mi być gorąco – wtedy cierpię fizycznie. Wszystko leci mi z rąk, na niczym nie mogę się skoncentrować; dni mijają jak wrzucone do kosza. Nawet nie mam siły pomyśleć, czy to straszne, czy nie. Kiedy raz jeden zdawało mi się, że pewien szereg dni,


ESEJ

BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Za darmo i dla każdego

A kupić to za drogo

Biblioteka to wspaniały wynalazek ludzkości. Wynalazek niedoceniany, często – jak obecnie – popadający w stan niełaski, borykający się notorycznie z niezaspokojoną potrzebą: brakiem finansów na powiększanie księgozbiorów. A przecież biblioteka oferuje za darmo to coś, co dla wielu z niej korzystających nigdy by nie było dostępne – darmową książkę do przeczytania. Uwielbiam czytać. Jestem nałogowym czytaczem i nie zamierzam się bynajmniej z tego nałogu leczyć. Zakochać się w książkach pomogła mi moja babcia, która – gdym był w szkole podstawowej – czytała mi wypożyczane przeze mnie książki. Gdy ja sam nauczyłem się w końcu czytać – począłem pochłaniać je w ogromnych ilościach. Gdyby nie moja babcia, nigdy bym w książkach nie zasmakował. A tak – przepadłem dla nich. Zachwycił mnie ich świat. Głód nieczytania co rusz

Książki są jednak drogie. Zbyt drogie jak dla mnie. Mam ich w domu całe mnóstwo. A gdyby nie kilka moich przeprowadzek – miałbym ich jeszcze więcej. Niestety bardzo wiele poginęło, z części musiałem po prostu zrezygnować nie mogąc wszystkich zabrać ze sobą. Wciąż łapię się na tym, ze miałem jakąś książkę, a już jej nie mam w swych zbiorach. Wtedy żal i tęsknota. To niemal jakby straciło się przyjaciela. Nie wszystko jednak, co chciałbym przeczytać – jestem w stanie kupić. Nawet nie wszystko, co chciałbym mieć. Najczęściej szukam zresztą tańszych punktów sprzedaży, egzemplarzy przecenionych. Czasem przez dłuższy czas odkładam, aby kupić jakąś drogą i cenną w mych oczach pozycję. Obecnie regularnie przeglądam Miejski Regał Książkowy od czasu do czasu coś ciekawego zeń wyławiając.

mnie dorywa i po prostu muszę po coś sięgnąć, coś przeczytać, aby go zaspokoić. Z książkami niemal się nie rozstaję. Zawsze mam jakąś w plecaku do poczytania. Nie będąc kierowcą – podróżuję po mieście komunikacją. Tramwaje i autobusy sprzyjają czytaniu książek. Im dłuższa trasa, tym wspanialej można zanurzyć się w świat czytanej pozycji. Tym gorliwiej oddać się można pasji czytania. Czas mija szybciej. Nie denerwuje się człowiek korkami. Czasami jest to niewygodne, gdy tłok, a czytana pozycja jest dużą ciężką kolumbryną. Ale skoro ciekawa, warto pocierpieć i mimo to brnąć dalej w jej lekturę.

Park 1994-03-12 Łódź Sylwii Polit

strona: 60

Byliśmy tu kiedyś na spacerze oboje szczęśliwi ty i ja zakochani chodziliśmy alejami tuliłaś się a ja szeptałem – Kocham Cię!

Zbudź się Muzo 1994-05-25 Łódź

Nie śpij już więcej Hej wstawaj natychmiast Czas nadszedł miłości więc do dzieł wielkich się mi zaraz zabieraj i do ucha śpiewaj bym Miłości mojej piękne kreślił liryki bym miłości naszej ulotne utrwalał chwile i słów zaklętych miłości czarem w wiersze przemieniał Nie śpij lecz czuwaj Nie milcz a śpiewaj śpiewaj wiele i czule zbieraj siły swoje bo oto wielkie nas tu czeka w miłości nowe zadanie

teraz sam i tylko serce z Rozpaczy za Tobą Skowycze P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Biblioteka skarbów pełna Najczęściej jednak książki czerpię z bibliotek. Nie z biblioteki, a z bibliotek. Z wielu różnych bibliotek. Znam ich całkiem sporo. Zarówno tu w Poznaniu, jak i w mojej rodzinnej Łodzi. Różnią się. Każda posiada swój oryginalny, niepowtarzalny, jedyny w swym rodzaju klimat. I nie chodzi mi tu ani o personel, ani o zawartość udostępnianego księgozbioru. Już sama przestrzeń, rozkład pomieszczenia sprawia, że się różnią między sobą. Wiele z nich zapamiętałem. Wryły mi się w pamięć. I o ile nie doszło do jakiegoś radykalnego przemeblowania – potrafię w nich wiele książek odnaleźć po prostu kierując się do miejsca, gdzie wiele lat temu ją z półki wyciągałem. Uwielbiam krążyć między półkami i wyszukiwać coś do czytania. W każdej jest inaczej. Inny rozkład półek. Inny sposób układania książek na nich i grupowania działów. Niby podobnie, ale zawsze są jakieś drobne różnice.

Pisać 1994-06-23 Łódź

Klik i pożyczyłeś

1994-05-11 Łódź

wszystko wynagradza wszystko przemienia wszystko uzdrawia wszystkiemu wartość przywraca wszystko odnawia gdy miłość nadchodzi świat innym się staje pojawia się zaufanie a samotność co tak bolała w niepamięć odchodzi cierpienie zapomnieniu ulega miłość gdy nadchodzi wszystko łagodzi wszystko wynagradza

Zbigniew Kurzyński NOSTALGIA Wraz ze skrzydełek opadaniem wzrasta tęsknota za lataniem.

ZAZDROŚĆ (ZIMOWA) Sercami mężczyzn zazdrość dziś włada, że mróz tak wiele pięknych ściska dam.

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

strona: 61

Obecnie coraz więcej bibliotek komputeryzuje się. Coraz więcej, coraz częściej wyszukuję książki korzystając z komputera i Internetu. Nie ruszając sią z domu mogę odnaleźć coś do czytania i to zamówić, bądź przynajmniej określić, w której się dana książka bibliotece znajduje. Katalog przydaje siew wyszukiwaniu konkretnego autora czy tytułu. Trochę już mniej w poznaniu zawartości danego działu – tu wychodzą słabości wyszukiwarek. Uniemożliwia jednak taki sposób szukania książek doświadczenia przygody osobistego spotkania z półką, z regałem pełnym książek. A przecież można jeszcze przejrzeć półkę z nowościami. Albo ze zwrotami. Albo chociażby przypadkowo posłyszeć ciekawą rozmowę o interesującym autorze czy tytule i się tym zainspirować do sięgnięcia po coś nieznanego. To jednak jest takie jakieś bezosobowe – owe katalogi komputerowe. Nic nigdy nie zastąpi osobistego kontaktu z książką. Jej widoku na półce wciśniętej między inne. I ta radość ze znalezienia czegoś, o czym się słyszało, czego się szukało – i na co nigdy się nigdzie jeszcze nie natrafiło. A tu nagle jest! Znalazłem. Tak było chociażby z poezjami prof. Kotarbińskiego. O tym, że pisywał on nie tylko prace z zakresu filozofii, ale również parał się piórem poetyckim – wiem chyba od czasów liceum. Nigdy jednak nie było mi dane natrafić na jeden chociażby wiersz. A słyszałem o tych

Gdy miłość nadchodzi

ESEJ

Chciałbym pisać tak zwyczajnie tak prosto jak słońce świecące jak rosy krople na płatkach róży jak wiatru powiew jak smutki i troski jak uśmiech radosny jak Miłość Boga byśmy znów ujrzeli że nic nie jest zwyczajne choć wszystko zwyczajnym tak

poezjach wiele ciepłych słów. A tu nagle znalazłem dwa z trzech wydanych przez niego tomików. Nie zawiodłem się i rad jestem, że dane mi było w końcu zasmakować jego wierszy. Po jakimś czasie trzeci tomik owych poezji zamówiłem z katalogu komputerowego w bibliotece wojewódzkiej. Niedawno zaś natrafiłem na prozę Iłłakowiczówny. Też nigdzie nie udało mi się na to natrafić. Jedynie słyszałem, że coś takiego wydała. Owszem, mam w domu jej czterotomowe wydanie zbiorowe jej poezji. Ale po prozie nigdzie ani śladu. Aż tu niedawno, od niechcenia chodzę sobie po bibliotece, grzebię to tu, to tam i… zamurowało mnie. Jasnoszara książeczka w dziale eseistyki. Zielonkawe napisy na grzbiecie. Iłłakowiczówna. Jest. Drżącą dłonią sięgnąłem do półki i wyciągnąłem tę niewielkich rozmiarów książeczkę. Niedowierzając szczęściu, otworzyłem, aby upewnić się, że nie jest to aby jakiś zbiorek-wybiorek jej wierszy. Ale nie. To jej teksty prozatorskie. Zabrałem oczywiście do domu z innymi wypożyczonymi pozycjami. Jeszcze nie czytałem. Ale właśnie trafiła na szczyt tego, co aktualnie zamierzam czytać. Zacznę dziś, najpóźniej jutro.


BEZ{KRES} — LUTY 2020 A.D.

Marcin Lenartowicz Miasto.Wyspa.Statek. To musiało być wtedy, kiedy spotkały się nasze palce. Twój najmniejszy i mój. Przeciwnie. Niby przypadkiem ocierające się o siebie, kiedy akurat oboje stoimy twardo na ziemi, a z okien spoglądają na nas rozsłonecznione liście. Roześmiane tym blaskiem, kiedy otwierasz usta a ja spijam z nich żart, jakbym mieszkał do tej pory na pustyni, a ten był kroplą w morzu. Więc też się uśmiecham.

Znowu go nie ma. Wlazł za szafę i pewnie przegryza pająki jak taśmę. Poskleja ci buty w watę, Pajęczyn wystarczy na was oboje. I miasto i wyspę.

POEZJA

I statek. Którym dosięgnie go prowiant, bo znowu go nie ma, a gdy tak znika, lubi gorącą herbatę. Przytykać usta do srebrnych łyżeczek, sprawdzać powierzchnię językiem. A nawet wydrapać alfabet morse'a, bo gubi go bliskość, a jeśliby został, to tylko latem. Po nodze biegają mi mrówki. Rozedrgają się potem na tułów i dłonie. Z nadgarstków wyrosną drewniane liny, a potem powiążą nas jak magnez. Przytwierdzą do siebie tak mocno, że nie zechcę już nigdy ich zerwać.

W podłodze mieszkają ptaki. Od czasu do czasu znajduję piórko i przyozdabiam nim okna, przez które zaglądają do środka szkielety budynków. Dziergam im sukienki, żeby nie przemarzły zbytnio, skoro za rogiem termometr wskazuje wyraźnie, że nie tędy droga. A spod podłóg dobiegają mnie trele.

strona: 62

Są tak ciepłe, że odruchowo kładę się tam, gdzie wypukłość w drewnie pozwala mieć chociażby pomysł, że za chwilkę zadzwonisz i staniesz się kiełkiem.

Rozświetlają mnie milimetrowe eksplozje, każda z nich jest lepka i mieści się w kropli. Osiadają na rękach, drażniąc podświadomie aż skrzepną, zetną się w sznurek. Pełno go na drzewach, trawa skrzy się szumem, jakby ktoś próbował mnie dośpiewać i uległ, więc mogę się tylko rozsypać. Zamieszkać w szczelinach, między kamieniami wrastając stopniowo w ich chłód. Aż rozprysną się, na kształt baniek mydlanych. A ty je pozbierasz spod stóp. Bo to musiało być wtedy, kiedy świat się w końcu zazielenił aż tak, że zorze polarne straciły kolor i stały się tylko martwe. W odcieniach i świetle księżyca, przyrzekaliśmy sobie lato, jako wieczność. Potrafiłem godzinami opowiadać tę samą larwę, z której potem wyrosną motyle. Porozbiegają się po całym świecie, bo odtąd tym będzie dla mnie każdy twój skrawek. Każda możliwość, że kiedyś jeszcze spotkamy się pod stołem, palcami.

Na pokład wtargnęły już wodorosty. Oplotły kadłub - po łokcie i nadal rosną. Mogę co najwyżej drapać stopami, ratować się skokiem - do wody lub w bezmiar szaleństwa co na jedno wychodzi. Choć podzielone, niczego nie zmniejsza. Rozkładam więc dłonie ku słońcu, na wzór kwiatków, o których pamiętam że były zielone jeszcze zanim zdążyłem się rozbić. Rozpętać, zmieniając temperaturę, w pokojach większych niż szafa i metraż, i most, po którym biegniesz. Jak wtedy, kiedy nawet się przecież nie znaliśmy, a wystarczył dotyk, jako impuls wzrostu. Miłość, jako żniwo.

Nietknięta.

Zapuszczę korzenie głębiej, niż sięgnąłby sam wszechświat, gdyby akurat zapragnął zagrzać miejsca na herbatę. Na dom, samochód i dwoje dzieci. P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE

Październik/Listopad 2019. Dedykowany.


zapełnionych bunkrami udającymi domy mieszkalne – od razu się ocknąłem, lecz dalej nie traciłem z oczu celu swej wyprawy, choć zaraz miały nastąpić rzeczy niespodziewane, o których już ci opowiadam. Otóż, uważasz, chociaż gdy w tej okrutnie monotonnej scenerii przebywa się zbyt długo, latami, zwykle zaczynają się pojawiać symptomy obłędu, ów dom – to była ta niezwykłość – dosłownie wybuchł pośród tego księżycowego, martwego krajobrazu. Trochę kojarzył się swym wyglądem z przedziwnymi obiektami, które objawiały się nam w swej statyce majestatycznej w podwórzu za naszą Bramą. Miałem w nim zamieszkać przez jakiś czas, nawet przez dłuższy czas; wyobraź sobie – ja sam. Własne mieszkanie w przedziwnej kamienicy. Aha, zbadałem oczywiście ją w środku – byłem na drugim piętrze, na trzecim – „strychowym” (de facto półpiętrze, mrocznym i już z większymi komplikacjami wewnętrznych gzymsów, które, zawieszone bardzo nisko, mimochcąc napierałyby na głowy tych, którzy by chcieli tu, na trzecim piętrze, przebywać); ozdobne tralki balustrad, drewniane, szerokie schody, więcej przestrzeni i większa „ażurowość” gzymsów na niższych – pierwszym i drugim – piętrach. Coś jednak przed samym wieczorem – kiedy spodziewałem się jeszcze, że przyjdziesz – zaczęło się dziać nie tak: nie pojąłem, dlaczego – oddzielony przepierzeniem od mego mieszkania – składającym się właściwie tylko z pustej futryny bez drzwi – siedzi tam jakiś student, na łóżku przykrytym kocem w kratkę (ciemnoczerwoną, zresztą mniejsza o to), adaptując w ten sposób część tego pomieszczenia na jakiś pseudo-akademik; no, ale nic. Lecz ty nie chciałaś, nie chciałaś, nie chciałaś. Za to poranek – o, ten miałem rozrywkowy: obudził mnie gwałtownie krzyk jednego z moich gości, którzy, jak skonstatowałem, sami się tu (widać – przez noc, lub w okolicach świtu) wprosili – robili sporo hałasu, mówię ci, cała afera była w tym mieszkaniu. Ten człowiek zbudził mnie mianowicie wiadomością: „Chodź, zobacz, tu jest już P.D.Q.!” Wiesz, ten mój stary przyjaciel. Biedaka załatwili terroryści, tutaj przyszło z nim kilku spośród nich – ach, bezwstydni, dyszący okrucieństwem, zamaskowani pończochami - przynieśli go tu przymocowanego do stalowego rusztowania (takich jakby noszy), mieli zamiar go wykończyć przypiekając na tym „ruszcie” albo wrzucić do jakiegoś pieca o bardzo wysokiej temperaturze, jeśli nie przyznałby się im do czegoś tam, jakiejś bzdury. Poprzedniego faceta w ten sposób zamordowali. Lecz P.D.Q. puścili w końcu, jeden z bandy podgrzał od spodu nosze i te się wygięły częściowo w dół, i wtedy można było go uwolnić – wyzwolić z bardzo silnie przytrzymujących go takich kajdanów-kleszczy metalowych, na dodatek jeszcze podgrzewanych przez tych skurwysynów, potem ze sznurów, bandaży. Reszta mych gości zaopiekowała się nim od razu. Żałowali go, miał na skroniach i na środku czoła blizny oparzeniowe – w tych miejscach metal przytrzymywał na tych noszach jego głowę. Też go żałowałem, no cóż. Ani się więc spostrzegłem, jak przeżyłem noc i zaranek dnia następnego (29-ty! O rety!), tak mnie te wszystkie zjawiska i wydarzenia wytrąciły z rytmu. Było jednak dalej ponuro i monotonnie; tak jak się spodziewałem, z tej oferty przeprowadzki guzik potem wyszło. Więc wróciłem na swoje śmiecie, no i – muszę to nareszcie powiedzieć: przegrałem moją batalię z tamtym dniem. Do chrabąszczy na balkonie powiedziałem: „Tak, cierpię razem z wami.” CDN ze str. 59

P ISMO LI TERACKO - AR TYSTYC ZNE


"Bezkres" WWW

"Bezkres" aktualny numer

"Bezkres" FB: strona pisma

"Bezkres" FB: red. naczelny

"Bezkres" Redakcja pisma

"Bezkres" Info dla Autorów

"Bezkres" wsparcie finansowe

"Bezkres" czytelnia pisma

Barbara Medajska

BEZ{KRES }

P IS MO LI T ERACKO -AR T YS T YCZNE Wydawca:

Drukarnia:

Adam Grzelązka Wydawnictwo DOBROTA 61-064 Poznań Żelazna 18B/13 Perfekt Gaul i Wspólnicy sp.j ul. Skórzewska 63 60-185 Skórzewo

Adres redakcji:

61-064 Poznań Żelazna 18B/13

Redaktor naczelny:

Adam Gabriel Grzelązka

Zespół redakcyjny:

Beata Śliwka Izabela Kasprowicz-Żmuda Jolanta Szkudlarek Katarzyna Dominik Urszula Joanna Wintrowicz Mariusz Żmuda Przemysław Zarychta Radosław Marcin Bartz Robert Ratajczak

e-ISSN 2685-038x ISSN 2685-0381 Nakład: 50 egz.

DTP:

AGG

Grafika:

www.vecteezy.com

E-Mail Redakcji:

redakcja@bezkres-pismo.pl

SKLEP: WWW: FB:

tiny.pl/t495d bezkres-pismo.pl tiny.pl/tj8wc

Redakcja przyjmuje materiały do publikacji w plikachtekstowych: PDF, RTF, DOC, DOCX oraz ODT i TXT. Przyjmujemy materiały wyłacznie w postaci elektronicznej. Prace graficzne w plikach JPEG i PNG (grafiki muszą być przekonwertowane do odcieni szarości). Przesłanie pracy na adres redakcyjny BEZKRES.PISMO@GMAIL.COM oznacza, że jesteś autorem nadesłanej pracy oraz wyrażasz zgodnę na jej nieodpłatną publikację w naszym piśmie oraz dziełach pochodnych w formie elektronicznej i drukowanej. Zastrzegamy sobie prawo redagowania i skracania oraz adjustacji literackiej nadsyłanych materiałów. Autorzy prac publikowanych zostaną o tym fakcie poinformowani drogą mailową.

Poglądy i opinie autorów drukowanych prac nie muszą odzwierciedlać punktu widzenia redakcji. Przyjmujemy do druku: * opowiadania, nowele * poezję (wiersze, poematy, fraszki) * aforyzmy * publicystykę (eseje, felietony itd.) * prace graficzne (rysunki, komiksy) - czarno-białe. * recenzje, polemiki * fragmetny powieści i dramatów Nadesłane prace literackie powinny być pisane poprawną polszczyzną oraz wolne od błędów ortograficznych i interpunkcyjnych. Istnieje możliwość wydania własnej książki, plakatu czy arkusza poetyckiego w ramach Biblioteki Bezkresu zainteresowanych prosimy o kontakt mailowy z redakcją.

Stali współpracownicy:

Izabella Teresa Kostka Iza Smolarek Bożena Helena Mazur-Nowak Grażyna Werner Agnieška Masalytė Alex Slawiński

Rysownik: Komiks: Okładka:

Maciej Mariusz Jedliński Andrzej Włudecki Zofia Meler

© Copyright by BEZKRES - 2020 A.D.— Wszelkie prawa zastrzeżone


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.