04/17

Page 1

Chcesz ZOBACZYĆ wszystkie wydarzenia na UE w jednym miejscu?

DAJ NAM ZNAĆ!

kalendarz wydarzeń

UE


WROCŁAW

Zapomniany stadion Gdy spacerując po Wrocławiu zagadniemy przypadkowego przechodnia i zapytamy o stadion, najprawdopodobniej wskaże nam niedawno wybudowany Stadion Miejski przy al. Śląskiej. Jednak oprócz tego obiektu Wrocław posiada też, niedocenianą przez kolejne władze miasta, perełkę architektoniczną.

Katarzyna Szczepańska

Mowa o Stadionie Olimpijskim wraz z rozległym kompleksem sportowym przy al. I. J. Paderewskiego. Teren ten, na początku XX wieku, był jednym z najnowocześniejszych w Europie miejsc, przeznaczonych do uprawiania sportu. Zaprojektowany przez Richarda Konwiarza obiekt, wybudowany i modernizowany w latach 1926-1938, zdobył brązowy medal w konkursie sztuki, zorganizowanym podczas Igrzysk Olimpijskich w Los Angeles w 1932 roku. Warto przy tym wspomnieć, iż nie przyznano wtedy złotego i srebrnego medalu. Nazwa „olimpijski” najprawdopodobniej weszła do użytku w roku 1930, gdy podczas III Igrzysk Niemieckich, zorganizowanych na terenie kompleksu, reprezentacja III Rzeszy przygotowywała się do nadchodzących Igrzysk Olimpijskich w Los Angeles.

2

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

Po otrzymaniu medalu za projekt, Richard Konwiarz dokonał modernizacji projektu stadionu. Zastąpiono nasypy ziemne konstrukcją betonową - pod tym względem obiekt byłpierwszym takim w Europie i rozpoczął stosowanie nowych standardów budowlanych. W latach świetności na terenie kompleksu znajdowały się między innymi: stadion główny, stadion lekkoatletyczny, korty tenisowe, budynek do ćwiczeń gimnastycznych, plac do gier futbolowych, hala tenisowa, odkryte baseny olimpijskie, plac hokejowy, miejsca do skoków wzwyż, w dal i o tyczce, plac do gry w piłkę i jazdy na rolkach, tor regatowy wraz z trybunami oraz wiele więcej. Obecnie większość z tych obiektów jeszcze istnieje, ale niestety część z nich zniknęła bezpowrotnie lub uległa ogromnemu zniszczeniu. Przykładem

jest kompleks basenów olimpijskich, o którym zupełnie zapomniano w latach 80. XX wieku i w tej chwili jest wielką ruiną, a po torze regatowym wraz z trybunami nad Odrą nie ma już śladu. Przykładów wymienić można byłoby znacznie więcej. Tak więc miejsce z ogromnym potencjałem do organizowania znaczących wydarzeń sportowych zostało przez wszystkich zapomniane i pozostawione samo sobie. A szkoda. Jest jednak jakaś nadzieja, bo właśnie kończona jest modernizacja Stadionu Głównego w ramach przygotowań do The World Games 2017. Może więc władze miasta mają w swym planie także odświeżenie innych obiektów tego kompleksu. Wybudowano go przecież w celu organizacji wielkich sportowych widowisk, a nie z myślą o zmarnowaniu.


WSTĘPNIAK

Fot. Justyna Kuryłer

Drodzy Czytelnicy! Nadeszła upragniona, wyczekiwana wiosna. Wszystko zaczyna na nowo budzić się do życia. Kwitną drzewa, krzewy. Trawniki i rabaty ozdabiają coraz liczniejsze kwiaty. Podobnie na nowo rodzi się nasza gazeta!

Milionerem każdy chciałby być. Jednym z nich został Richard Branson, którego historię możecie przeczytać w tym numerze gazety. Co poza tym? Sporo tekstów o tematyce finansowej. Znajdzie się tu również coś dla osób interesujących się sportem – historia Stadionu Olimpijskiego, wrestling a także rycerze XXI wieku. A także wiele więcej, o czym możecie przekonać się, czytając najświeższe wydanie BESTa. A z okazji wielkiej reaktywacji biuletynu, zbliżających się Świąt Wielkiej Nocy, a także goszczącej wokół wiosny, życzę Wam, drodzy czytelnicy, żebyście brali z życia garściami. Bądźcie aktywni, kreatywni, zdobywajcie doświadczenia i z całych sił walczcie o to, by osiągnąć cele, które przed sobą stawiacie. Miłej lektury! Patrycja Jadeszko Redaktor Naczelna

REDAKCJA

Adres redakcji: ul. Kamienna 59, Wrocław, bud. B/F pok. 8, tel./fax: (71) 36 80 648 Adres do korespondencji: NGS „B.e.s.t.” Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu, ul. Komandorska 118/120, 53-345 Wrocław Internet: best.ue.wroc@gmail.com, best.ue.wroc.pl Facebook: fb.com/ngsbest

@

Przewodnicząca Organizacji: Katarzyna Woszczyk Redaktor Naczelna: Patrycja Jadeszko Redaktorzy i korekta: Anna Streczeń, Agnieszka Ilnicka, Filip Karpiński, Grzegorz Mirczak, Marcin Obłoza, Aurelia Pomałecka, Maciej Popko, Łukasz Rosiński, Katarzyna Szczepańska, Dominika Szott, Katarzyna Woszczyk HR: Filip Karpiński Marketing: Łukasz Rosiński, Maja N., Beata Trawińska, Betina Walecka Grafika i Skład DTP: Martyna Kowalczyk, Aurelia Pomałecka, Filip Karpiński IT: Katarzyna Woszczyk Administracja & Finanse: Martyna Lamch, Martyna Kowalczyk Współpraca: AIESEC, MKN Bankier, Damian Świrk Redakcja zastrzega sobie prawo wyboru, dokonywania skrótów i poprawek stylistycznych w dostarczanych materiałach. Opinie zawarte w artykułach i korespondencjach nie muszą być zgodne z poglądami Redakcji.

SPIS TREŚCI WROCŁAW

FELIETUŃCZYK

2 Zapomniany stadion 4 Sportowcy z krwi i stali 20 Zapasy po amerykańsku

12 Trochę o technikach negocjacyjnych 13 Lepiej się śmiać niż płakać 14 Odnajdź w sobie balans

Studiowanie na UE

TROCHĘ KULTURY

5 Nieruchomości dla Studenta i Absolwenta 6 Globalna perspektywa i zagraniczne doświadczenie w zasięgu Twojej ręki

15 Vaiana: Skarb oceanu

SPORT

MUZYKA

16 Więcej niż muzyka 18 Muzyka to fantazje i zachcianki

TU! EKONOMIA

8 Od zera do milionera - Richard Branson 9 Fundusze nieruchomości w Polsce

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

3


SPORT

Sportowcy z krwi i stali

Łukasz Rosiński Narażają zdrowie, znoszą tantalowe męki, poddają się bezlitosnemu treningowi. A to wszystko dla jednej, szalonej pasji, jaką jest sport rycerski. Rycerze XXI w Już nie dobijają obalonego przeciwnika, a nawet przeciwnie, nierzadko pomagają mu wstać. W przerwach między turniejami nie zajadają jajecznicy i baranich udźców, a narzucają sobie ścisłe diety, często w parze z regularnymi ćwiczeniami na siłowni lub cross-fitem. Mają swoje wybranki serca, lecz zdecydowanie nie wyciągali ich z wieży. Skąd się wzięli? Średniowieczny ruch rekonstruktorski cieszy się niemałym powodzeniem i zainteresowaniem. Właśnie z niego wykwitł sport rycerski. Wszystko zaczęło się od grupy zapaleńców, którzy uznali, że nie wystarczy im ubieranie zbroi tylko podczas inscenizacji. Metodą prób, błędów i wielu różnych konceptów dotarli do Bitwy Pięciu Narodów w 2010 roku na Ukrainie - pierwszego oficjalnego turnieju międzynarodowego w formule sportowej. Był impulsem, po którym zaczęły się prężnie rozwijać instytucje sportu rycerskiego. Powstały dwie konfederacje międzynarodowe: International Medieval Combat Federation oraz Historical Medieval Battle, które organizują mistrzostwa światai krajowe orazeliminacje i mistrzostwa danego kraju. W Polsce zajmuje się tym Polska Liga Walk Rycerskich.

4

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

Grupowe MMA w zbrojach Sport rycerski posiada swoje regulacje, zwiększające bezpieczeństwo uczestników : zakaz bicia w tył głowy, tył kolana czy stopy,. Nie zmienia to faktu, że walczy się prawdziwymi, ważącymi po kilka kilogramów toporami i mieczami. Zapewne kończyłoby się to tragicznie, gdyby nie zbroje, wykuwane w pocie czoła przez kowali. Walka polega na tym, że w szranki, czyli wyznaczone miejsce do walk, wchodzą przeciwne drużyny. Drużyny liczą po 5, 10, 16 lub 21 osób. Mechanika starcia jest prosta – gdy sędzia da znak, zawodnicy próbują obalić przeciwnika rzutami zapaśniczymi lub ciosami toporów i halabard. Starcie wygrywa ta drużyna, której zawodnicy powalą wszystkich przeciwników lub uzyskają przewagę 3 do 1. Krew i łzy się zdarzają Jak w każdym sporcie walki, zdarzają się kontuzje, urazy, krwotoki. Czasami zbroja jest niedopasowana i uderzenie w hełm rozkwasi zawodnikowi nos. Może być, że zawodnik będzie trzymał się szranek, aby nie upaść, a zostanie założony chwyt zapaśniczy i pęknie obojczyk. Zwichnięcia, wstrzasy, złamania. Lista możliwości jest długa. Jednak, wbrew pozorom, turnieje rycerskie nie wyglądają jak koszmar ubezpieczyciela.

Poważne uszkodzenia są rzadkie, a siniaków można się dorobić nawet w domu. Nieodpowiedzialne walenie po łbach Marnowanie zdrowia – tak zapewne wiele „zdroworozsądkowych” osób pomyśli. Jednak, czy tu chodzi o rozsądek? – Najbardziej podoba mi się w tym sporcie, że to tak naprawdę pokonywanie własnych słabości, siebie – mówi Sławomir Zys, kapitan wrocławskiego Rycerskiego Klubu Sportowego „Silesia” – Każde wyjście do starcia to zwycięstwo nad strachem. Dodatkowo, odkąd byłem podrostkiem, uwielbiałem literaturę, gry i filmy osadzone w średniowieczu. Nie ma co ukrywać, podoba mi się również możliwość wyżycia się, nie robiąc krzywdy kolegom. Sport rycerski jest sportem młodym, przez co jeszcze niepopularnym. Przez to, stając w szranki, często walczy się ze swoimi kolegami, których się zna, z którymi się żartuje i wymienia uwagi w czasie wolnym. Zdarza się tak nawet podczas międzynarodowych mistrzostw świata. Jednak podczas starcia, zawodnicy zapominają o przyjaźniach i nie powstrzymują się przed uderzeniem, a po starciu nikt nie ma pretensji. Bo wszyscy walczą z tego samego powodu – z pasji.


Relacja KMN Bankier| Studiowanie na UE

Nieruchomości dla Studenta i Absolwenta

Katarzyna Chmura i Tomek Lewicki W dniach 14–15 marca 2017 roku na terenie Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, odbyła się konferencja poświęcona rynkowi nieruchomości, pod tytułem "Nieruchomości dla Studenta i Absolwenta". Jest to 10. edycja wydarzenia, którego organizatorem jest Międzywydziałowe Koło Naukowe Bankier, działające na terenie Uczelni. Pierwszy dzień: nieruchomości mieszkaniowe Pierwszym prelegentem był dr Jacek Furga, prezes Centrum Prawa Bankowego i Informacji, odpowiedzialnego za System Analiz i Monitorowania Rynku Obrotu Nieruchomościami. AMRON to jedyna w Polsce międzybankowa, wystandaryzowana baza danych o nieruchomościach, ich cenach i wartościach. Drugim prelegentem był Maciej Mochnik, członek Międzywydziałowego Koła Naukowego Bankier, który opowiedział o trendach na rynku mieszkaniowym. Następnym prelegentem był Mateusz Gawin, redaktor obszarów Twoje Finanse i Biznes w „Bankier. pl”, który zaprezentował analizę cen najmu oraz zakupu nieruchomości mieszkaniowych. Z kolei Radca Prawny Ewa Skrzyniarz zdradziła uczestnikom, w jaki sposób czytać umowy deweloperskie. Następnie dr Michał Kisiel omówił sposób finansowania zakupu mieszkania. Ostatnim wydarzeniem pierwszego dnia konferencji były warsztaty, przeprowadzone przez inż. Klaudię Skoneczną, na których przybliżono uczestnikom tworzenie ofert

handlowych sprzedaży/wynajmu nieruchomości. Drugi dzień: nieruchomości komercyjne Wydarzenie zaczęło się wizytą na budowie Wroclavii. Jest to nowoczesny kompleks handlowo-biurowy, zintegrowany z dworcem autobusowym Polbus. Otwarcie centrum planowane jest na październik 2017 r. Dzięki uprzejmości firmy Unibail-Rodamco, która jest właścicielem Wroclavii, grupa studentów miała możliwość wejścia na teren budowy i prześledzenia postępu prac. Uczestnicy dowiedzieli się o 4-gwiazdkowej jakości i unikalnej ofercie handlowej, które będą wyróżniać centrum, a także o nowoczesnej architekturze i rozwiązaniach przyjaznych dla środowiska (Wroclavia uzyskała najwyższy rezultat w Europie podczas certyfikacji BREEAM, potwierdzającej wyjątkową przyjazność budynku dla jego przyszłych użytkowników i środowiska). Klienci Wroclavii będą mieli możliwość skorzystania m. in.: z zakupów ze stylistą, bezpłatnego i nieograniczonego dostępu do Wi-Fi, aplikacji na smartfony, bezpłatnej przestrzeni do doładowań telefonów i kompute-

rów, profesjonalnej recepcji, szatni, programu lojalnościowego oraz kart podarunkowych ważnych we wszystkich butikach – i wielu innych. Pierwszą prelekcję przeprowadził Mateusz Cieślik z Colliers International Poland. Opowiedział uczestnikom jak wygląda najem nieruchomości biurowych, handlowych i magazynowych w praktyce, w dużej mierze skupił się na nieruchomościach dla startupów. Na kolejnym wykładzie dowiedzieliśmy się o aktualnych inwestycjach na rynku biurowym i handlowym. Przeprowadził go Bartłomiej Godziszewski, członek Koła Naukowego Bankier. Skupił się na inwestycjach prowadzonych na rynku wrocławskim oraz problematyce intensywnego rozwoju tego segmentu nieruchomości. Ostatnim wydarzeniem drugiego dnia konferencji były warsztaty z wyceny nieruchomości, które przeprowadził dr Dariusz Porębski. Dziękujemy bardzo sponsorom głównym: INKOM oraz Blockpol, sponsorowi Colliers International Poland, wszystkim uczestnikom i prelegentom oraz serdecznie zapraszamy na kolejną edycję projektu.

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

5


foto. Archiwum AIESEC

Studiowanie na UE | AIESEC

Globalna perspektywa i zagraniczne doświadczenie w zasięgu Twojej ręki

Przemysław Pala

Młodzi ludzie w dzisiejszych czasach żyją w ciągłym pośpiechu, gonią za marzeniami, szukają własnej ścieżki w wyścigu na szczyt, rozumianym jako sukces i wielka kariera. Pomimo poszukiwań, niejednokrotnie okazuje się, że nieświadomie omija ich życiowa okazja, ze względu na wiele czynników, począwszy od ilości obowiązków, a skończywszy na braku odpowiedniej organizacji czasu i pracy. Stąd wniosek, iż warto przyjrzeć się programom, które otwierają przed tymi osobami wiele ścieżek i możliwości. Takich, które za główny cel biorą sobie rozwój osobisty, zdobywanie unikatowych doświadczeń w zagranicznym otoczeniu, czy też możliwość zaszczepienia w świadomości - globalnej perspektywy, która definitywnie poszerza nasze horyzonty. Z pomocą przychodzi międzynarodowa organizacja AIESEC, która poprzez umożliwianie młodym ludziom zdobycia profesjonalnego doświadczenia na wymianie międzynarodowej dąży do ucieleśnienia swojej wizji - pokoju na świecie i pełnego wykorzystania potencjału ludzkiego. Organizacja pomaga wdrożyć w życie wszelkie postanowienia, z jakimi przychodzą do niej zainteresowani, potencjalni praktykanci. Jest miejscem, gdzie można zrealizować swoje plany w szybki i skuteczny sposób. Realizujemy dwa produkty, w ramach których praktykant może zdobyć profesjonalne doświadczenie za granicą - Global Talent i Global Entrepreneur. Co kryje się za ich nazwami?

6

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

„Jak dotąd poznałem niesamowitych ludzi z całego świata! Podróżowałem i dalej podróżuje po całej Rumunii. Mam czas i na pracę i na przyjemności. Niesamowicie się rozwinąłem, osobiście doświadczyłem jak ludzie z różnych krajów mogą nas zainspirować swoim jakże odmiennym podejściem do życia. Taki wyjazd nie jest rzeczą łatwą, ponieważ jesteśmy zdani głównie na siebie i codziennie musimy wychodzić ze swojej strefy komfortu, a co za tym idzie... rozwijać się! Warto wyjeżdżać!” Aleksander, Rumunia.


AIESEC | Studiowanie na UE

Global Talent Są to międzynarodowe i jednocześnie profesjonalne praktyki dla młodych osób, które są absolwentami studiów I stopnia, trwające zazwyczaj od 6 miesięcy do 1 roku. Miejscem pracy praktykantów są duże korporacje, które świadczą odpłatne praktyki w obszarach: Marketing, Education, Business Administration oraz IT. Obowiązkowym wymogiem jest znajomość języka obcego na poziomie minimum B2 (*w obszarze Education często wymagany jest język na poziomie C1 + certyfikaty) oraz posiadanie, co najmniej półrocznego, doświadczenia w danej dziedzinie. Działania AIESEC mają na celu rozwój osobisty praktykantów, aby obudzić w nich nowe talenty i umiejętności, które pozwolą im dogłębniej zrozumieć otaczający świat i wykorzystywać lepiej swój potencjał w codziennym życiu. Istotne jest by osoby te stawały się przyszłymi liderami projektów i nabywały cechy pozwalające wpływać na pozostałych oraz wzajemnie motywować się do działania.

Global Entrepreneur To krótsze praktyki, które różnią się zarówno wymogami potrzebnymi do spełnienia, jak i czasem trwania projektu. W tym przypadku praktyki trwają zazwyczaj od 6 do 8 tygodni i są nieodpłatne, lecz tu można liczyć na zapewnienie zakwaterowania ze strony firmy dla praktykantów. Z tego też powodu, nie jest wymagane konkretne doświadczenie w zawodzie, gdyż ideą jest, aby podczas Global Entrepreneur takie doświadczenie zdobyć. Miejscem odbywania praktyk są nowe firmy (start-upy), a więc wchodzące dopiero na rynek i będące w początkowym stadium swojego rozwoju gospodarczego, co daje duże możliwości dla inwencji twórczej praktykantów i wykorzystania ich kreatywności. Obszarami dostępnymi dla uczestników programu Global Entrepreneur są: Marketing Business oraz IT. Tutaj również wymaga się znajomości języka obcego na poziomie minimum B2.

Osoby, które odbyły praktyki, korzystając z powyższych programów, wypowiadają się w wielu superlatywach na temat zdobytego doświadczenia i przygód, jakie przeżyli, bo tak właśnie – ich zdaniem – można definiować wyjazd z AIESEC na zagraniczne praktyki. Jedni podkreślają podstawową wartość organizacji, jaką są „ludzie”. Inni skupiają się na fakcie tworzenia międzynarodowego dialogu i szerzenia idei tolerancji międzykulturowej. Jeszcze inni kojarzą owe praktyki z realnym wpływem na środowisko i efektami, które są widoczne gołym okiem. Oto słowa jednego z uczestników programu w Rumunii: Jak dotąd poznałem niesamowitych ludzi z całego świata! Podróżowałem i dalej podróżuje po całej Rumunii. Mam czas i na pracę i na przyjemności. Niesamowicie się rozwinąłem, osobiście doświadczyłem jak ludzie z z różnych krajów mogą nas zainspirować swoim jakże odmiennym podejściem do życia. Taki wyjazd nie jest rzeczą łatwą, ponieważ jesteśmy zdani głównie na siebie i codziennie musimy wychodzić ze swojej strefy komfortu, a co za tym idzie...rozwijać się! Warto wyjeżdżać! Aleksander, Rumunia. Nie sposób przejść obojętnie koło możliwości jakie daje ta organizacja. Kierowana przez młodych – dla młodych. Dobrowolnie wspierająca młodych ludzi w dążeniu do gruntownej zmiany ich codziennego życia. Potrafiąca wpływać na rozwój kariery. AIESEC działa, aby dostarczać wyjątkowych doświadczeń, zmieniać otoczenie i rozwijać nieodkryte talenty. To godna polecenia platforma, która wspólnymi siłami dryfuje ku lepszym czasom, gdzie każdy ma niepowtarzalną szansę na przygodę życia! W celu uzyskania dodatkowych informacji dotyczących Global Talent i Global Entrepreneur– pisz: globaltalents.ue.wroc@gmail.com joannamierzejewska1@gmail.com Lub wejdź na stronę: https://opportunities.aiesec.org/

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

7


TU! EKONOMIA | MKN Bankier

Od zera do milionera - Richard Branson Marcin Fedorowicz Kim właściwie jest Richard Branson? Historia biznesmena znanego z czołówek światowych rankingów zamożności, który w niekonwencjonalny sposób doszedł do fortuny. Etapy budowania jego finansowego imperium i kilka ciekawostek z życia prywatnego. O Richardzie Bransonie wiele razy można było usłyszeć w telewizji lub przeczytać w Internecie. Ostatnio, na antenie stacji ITV w programie „Good Morning Britain” zadeklarował on posłanie najwybitniejszego żyjącego fizyka, badającego wszechświat oraz rządzące nim prawa, Stevena Hawkinga, na orbitę ziemską. Będzie to spełnienie jednego z największych marzeń niemal całkowicie sparaliżowanego przez stwardnienie zanikowe boczne naukowca. Branson jest założycielem firmy Virgin Galactic, zajmującej się lotami kosmicznymi, lecz jest to tylko niewielka część brytyjskiego konglomeratu spółek Virgin Group, któremu również przewodzi, a który do dnia dzisiejszego wszedł w posiadanie ponad 400 firm. Grupa została zarejestrowana w 1989 roku, jako holding, jednak jej działalność biznesowa trwa już od lat siedemdziesiątych. Wartość Virgin Group we wrześniu 2008 została oszacowana na ponad 5 miliardów funtów. Początki drogi Jak udało się Richardowi Bransonowi dojść do takiej fortuny (4,9 miliarda dolarów w 2016 roku według Fores) i jakie cechy charakteru mu to umożliwiły?

8

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

Urodził się on w 1950 roku w Londynie, jako syn adwokata i wnuk sędziego Sądu Najwyższego. Nie podążył jednak za rodzinną tradycją. Nie był dobrym uczniem, miał dysleksję i kilkukrotnie był nawet wyrzucany ze szkół. Sam rzucił szkołę w wieku 15 lat. Jeden z nauczycieli powiedział mu, że zostanie kryminalistą lub milionerem. Z czasem jednak młody chłopak odkrył talent do zjednywania sobie ludzi. Pierwsze pomysły na biznes, czyli sprzedaż papużek falistych oraz drzewek świątecznych okazały się nie najlepszymi decyzjami. Strzałem w dziesiątkę była za to branża muzyczna. Magazyn muzyczny „Student” swoją pierwszą siedzibę miał w kościelnej krypcie. Charyzma Bransona pomogła mu namówić takie gwiazdy jak Mick Jagger czy John Lennon do udzielenia wywiadów. W wieku 20 lat młody przedsiębiorca otworzył sklep muzyczny wraz z kolegami. Zaczęli od sprzedaży wysyłkowej płyt o kilka funtów tańszych niż w stacjonarnych sklepach. Nazwali go Virgin, ponieważ byli dziewicami w tej branży. Sklep odniósł niesamowity sukces a za zarobione pieniądze wspólnicy otworzyli nową siedzibę przy prestiżowej Oxford Street.

Kłopoty i rozkwit W 1971 roku Branson był przesłuchiwany w związku ze sprzedażą w sklepach Virgin płyt, które zostały zadeklarowane jako towar eksportowy. Sprawa nigdy nie trafiła do sądu, a Branson zgodził się opłacić należny podatek i grzywnę. Matka Bransona musiała zastawić rodzinny dom, by pomóc spłacić jego zobowiązania. W 1972 roku Branson zainwestował zarobione pieniądze w wytwórnię płytową Virgin Records, którą założył z Nikiem Powellem. Zakupili także wiejską posiadłość, która została przerobiona na studio nagraniowe. Udostępniali je rozpoczynającym kariery muzykom, w tym Mikeowi Oldfieldowi, którego debiutancki album Tubular Bells (1973) był pierwszym wydawnictwem wytwórni i jej ogromnym sukcesem. Rozszedł się w nakładzie 5 mln egzemplarzy, dzięki czemu wytwórnia zarobiła ponad milion funtów. Z czasem wytwórnia podpisała kontrakty z takimi gwiazdami jak: Sex Pistols, Rolling Stones, Genesis, Peter Gabriel czy Phil Collins. Wielkim sukcesem Bransona było założenie w 1984 roku wraz z Randolphem Fieldsem linii lotniczych Virgin Atlantic Airways. Biznes szybko


MKN Bankier | TU! EKONOMIA zaczął generować duże zyski jednak w roku 1992 ze względu na kryzys, Branson był zmuszony sprzedać EMI swoją wytwórnię za 500 milionów funtów. Założone 1985 roku Virgin Holidays, biuro turystyczne, zostało w 2011 roku uznane za jedną z najsilniejszych marek Wielkiej Brytanii. W 1999 roku powstało Virgin Mobile, czyli pierwszy wirtualny operator telefonów komórkowych na świecie, w 2004 sprzedany za miliard funtów. W 2004 wcześniej wspomniane linie lotnicze zostały przekształcone w Virgin Galactic. Przedsiębiorstwo to ma w niedalekiej przyszłości oferować suborbitalne loty kosmiczne, suborbitalne kosmiczne misje naukowe oraz umieszczanie na orbitach małych satelitów. W dalszych planach Virgin Galactic ma oferować również turystyczne loty kosmiczne. W 2009 roku Branson postanowił rozpocząć działalność pod powierzchnią wody. Wtedy też powstało Virgin Oceanic. Ma ono zajmować się podwodną turystyką, ale także penetrowaniem najgłębszych otchłani oceanów. Wciąż trwają prace nad budową łodzi, która mogłaby umożliwić realizację tak ambitnych planów. Ekscentryczny bogacz Richard Branson wielokrotnie próbował bić światowe rekordy. W 1985 śladami Blue Riband podjął próbę najszybszego przemierzenia Oceanu Atlantyckiego. Pierwsze podejście zakończyło się porażką i przewróceniem łodzi „Virgin Atlantic Challenger” na brytyjskich wodach. Akcja ratunkowa prowadzona przez RAF cieszyła się sporym zainteresowaniem mediów. Niektóre gazety wzywały Bransona do zwrotu kosztów przeprowadzenia akcji. Pierwsza porażka nie zniechęciła Bransona, w roku 1986 żeglując z ekspertem żeglarskim Danielem McCarthym na „Virgin Atlantic Challenger II“, pobili dotychczasowy rekord o dwie godziny. W 1987 Branson zainteresował się lotami balonami na gorące powietrze (zbiegło się to w czasie z założeniem Virgin Baloon Flights

– przedsiębiorstwa oferującego turystyczne loty balonami). Rok po sukcesie Virgin Atlantic Challenger II Branson przeleciał nad Atlantykiem balonem „Virgin Atlantic Flyer”. W styczniu 1991 roku powrócił do lotów – przeleciał balonem nad Pacyfikiem, od Japonii do Kanady, pokonując najdłuższy w historii lotów balonem dystans 10 800 km. Podczas tego lotu pobił także światowy rekord prędkości osiągając maksymalną prędkość 394 km/h. Kolejny rekord Branson ustanowił podróżując przez kanał La Manche z Dover do Calais w pojeździe Gibbs Aquada. Zrobił to w czasie 1 godziny, 40 minut, 6 sekund – było to najszybsze przemierzenie kanału w pojeździe typu amfibia. Niedługo potem gospodarze programu Top Gear, Jeremy Clarkson, James May i Richard Hammond, podjęli nieudaną próbę pobicia rekordu Bransona. Zrobili to w pojeździe, który sami skonstruowali. Biznesmen jest także zaangażowany w liczne akcje charytatywne oraz sam założył fundację Virgin Unite w 2004 roku. Skupia ona wolontariuszy z całej grupy Virgin. Branson zajmuje się problemem globalnego ocieplenia biorąc udział w licznych seminariach. Otworzył szkołę w Kenii w 2008 roku a rok później podjął strajk głodowy w proteście przeciwko usunięciu przez sudańskie władze sił pomocy humanitarnej z regionu Darfuru. Jest laureatem wielu prestiżowych nagród jak na przykład Obywatel Świata, posiada tytuł rycerski przyznany mu przez księcia Walii za zasługi dla przedsiębiorczości a także napisał cztery książki. Był trzykrotnie żonaty, z czego dwukrotnie z tą samą kobietą. Ma córkę Holly oraz syna Sama. Richard Branson to nieszablonowa postać, która swoją potęgę zbudowała zdecydowanymi, aczkolwiek niełatwymi decyzjami o inwestycjach w innowacyjne biznesy. Każdy młody przedsiębiorca powinien zapoznać się z jego historią i być może zainspirować jej fragmentami.

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

9


TU! EKONOMIA | MKN Bankier

Jakub Sitkiewicz

Fundusze nieruchomości w Polsce – sposób na zyskowną lokatę kapitału czy nieudana kalka z Zachodu? Inwestowanie nie jest ryzykowne – brak wiedzy jest. Opinię tę podziela m.in. uznawany obecnie za najlepszego inwestora na świecie Warren Buffet. Ten artykuł ma na celu przynajmniej częściowe wzbogacenie Waszej wiedzy o funduszach, aby przez to zmniejszyć ryzyko przy dokonywaniu inwestycji. Mój jest ten kawałek biurowca – idea funduszy nieruchomości Fundusze inwestujące w nieruchomości w Polsce pojawiły się w 2004 roku. Od tego momentu przeszły wiele przeobrażeń, a dziś możemy już spojrzeć na nie z pewnej perspektywy. Jednak zanim przejdziemy do rozważania opłacalności funduszy, zajmiemy się tym, czym w ogóle są fundusze nieruchomości oraz jak je sklasyfikować – zrozumienie instrumentu, w który inwestujemy, wydaje się być podstawą, bez której udana inwestycja może być wręcz niemożliwa. Najpierw zaczniemy od idei – na czym polega inwestowanie w fundusze? Otóż pomysł jest prosty – inwestujemy, dokonując swoistej „zrzutki”, czyli zbieramy kapitał od wielu inwestorów. W zamian inwestorzy otrzymują „udziały” w funduszu, albo w postaci certyfikatów inwestycyjnych (FIZ), albo jednostek uczestnictwa (FIO). Zebrane pieniądze są przez dany fundusz inwestowany, a po określonym czasie – inwestorzy realizują zyski poprzez odsprzedanie funduszowi udziałów. Z punktu widzenia inwestorów, musimy jednak po pierwsze wiedzieć, czy w ogóle możemy być udzia-

10

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

łowcem danego funduszu. W teorii jedynie fundusze specjalistyczne otwarte (SFIO) mogą w statucie zastrzec sobie prawo do sprzedaży jednostek uczestnictwa wybranym podmiotom (np. tylko osobom prawnym). Jednak fundusze otwarte i zamknięte też nie zawsze będą dla nas dostępne – nie zawsze „załapiemy się” na emisję, a tylko część certyfikatów inwestycyjnych funduszy zamkniętych jest notowana na giełdzie. Dochodzi do tego stosunkowo niewielka płynność takich certyfikatów. FIZ, FIO – czym to się różni? Kolejnym etapem w procesie decyzyjnym, powinno być wybranie formy funduszu. Omówmy więc podstawowe różnice między nimi. O tym, że w FIZ mamy do czynienia z certyfikatami inwestycyjnymi, a w FIO – jednostkami uczestnictwa, już mówiliśmy. Z kolei certyfikaty mogą, ale nie muszę być notowane na giełdzie. W związku z tym, jeżeli chcemy inwestować w FIZ, najczęściej musimy zrobić to podczas emisji certyfikatów, trwającej zazwyczaj kilka tygodni. Kolejną ważną różnicą jest przedmiot inwestycji danych funduszy. O ile FIZy mogą inwestować zarówno w papiery wartościowe jak

i prawa majątkowe, o tyle FIO inwestować w prawa majątkowe nie mogą. Prościej – FIZ mogą kupić nieruchomość, a FIO – najwyżej akcje spółki posiadającej tę nieruchomość. Oczywiście różnic pod tym względem jest więcej, lecz ta jest najistotniejsza. Równie istotnym elementem, który należy wziąć pod uwagę, jest rola KNF w działalności funduszy. FIO musza starać się o pozwolenie na rozpoczęcie działalności w KNFie. Natomiast, gdy otwieramy FIZ – musimy o tym fakcie KNF tylko poinformować. To rodzi możliwości pewnych nadużyć, o których, aby napisać, potrzeba by było kolejnego artykułu. Istnieje bowiem możliwość powołania takiego funduszu do życia przez praktycznie każdego. Inwestorzy powinni zdawać sobie z tego sprawę. Rodzaje polityki oraz strategii inwestycyjnej Następnym ważnym aspektem, który powinniśmy wziąć pod uwagę, jest polityka inwestycyjna danego funduszu. Wyróżniamy 3 podstawowe typy inwestowania: 1. W nieruchomości komercyjne 2. W budownictwo mieszkaniowa 3. W instrumenty pochodne, posiada-


MKN Bankier | TU! EKONOMIA jące ekspozycję na dany indeks związany z rynkiem nieruchomości (w Polsce byłby to np. WIG-nieruchomości) Oczywiście istnieje możliwość polityki mieszanej, składającej się z więcej niż tylko jednej z wyżej wymienionych. Jeżeli natomiast chodzi o trategię inwestycyjną, musimy zdecydować się, czy inwestujemy wzrostowo, czy dochodowo. Inwestowanie wzrostowe przynosi większy zysk, obarczone jest jednak większym ryzykiem. Polega na inwestowaniu w celu zwiększenia wartości nieruchomości w czasie, a następnie jej odsprzedaż z zyskiem. Natomiast metoda dochodowa polega na braniu pod uwagę nie zysk kapitałowy, ale przepływy pieniężne (cash flow) generowane przez tę nieruchomość (np. dochody a wynajmu). Te dwie metody inwestowania przynoszą na Zachodzie różne stopy zwrotu, generalnie metoda wzrostowa – ok.10% w skali roku, natomiast dochodowa – 5-7%.

Oczekiwania a rzeczywistość Kiedy w 2004 roku na rynek wchodził pierwszy fundusz inwestujący w nieruchomości, wiązano z nim duże oczekiwania. Zakładano, ze stopa zwrotu z funduszy nie powinna znacząco odbiegać od standardów na zachodzie. Jednak rynek stosunkowo szybko to zweryfikował. W 2012 roku ponad połowa funduszy notowała stratę z okresu 24 miesięcy, a tylko 2 fundusze odnotowywały wzrost większy niż na standardowej lokacie. Od tego czasu było coraz gorzej, a w 2016 okazało się, że są już fundusze, które straciły niemal 100% pieniędzy uczestników – certyfikaty kosztujące przy emisji około 100zł, miały wówczas wartość… 67 groszy!

Wycena certyfikatów inwestycyjnych Kiedy już wybraliśmy fundusz, powinniśmy się dowiedzieć jak są wyceniane jego certyfikaty (opracowane na przykładzie funduszu zamkniętego, notowanego na giełdzie). Wycena ta jest dokonywana zarówno przez rynek (giełdę), jak i wg wartości aktywów netto (WAN), potocznie nazywana wyceną wartości księgowej. Wycena WAN może być wykonana jedynie przez rzeczoznawcę, pod nadzorem depozytariusza. W przypadku strategii dochodowej najczęściej służy do tego metoda DCF (zdyskontowanych przepływów pieniężnych), natomiast we wzrostowej wycenia się poniesione na wybudowanie nieruchomości koszty lub szacunkową wartość jej sprzedaży. Te dwie wyceny jednak rzadko się pokrywają. Przykładem tego może być sytuacja Arka Fundusz Rynku Nieruchomości w 2011 roku. Wartość certyfikatu wynosiła wg WAN 142,5 zł, natomiast rynek wycenił je zaledwie na 106,5 zł. Podobnie było

Po co w takim razie ten artykuł? Po pierwsze – aby uświadomić Wam, że istnieją znaczne różnice zarówno między teorią i praktyką, jak i między Polską a Zachodem. Nie zawsze to, co na Zachodzie działa sprawnie, zadziała również i u nas. Po drugie – możliwe, że idą zmiany w tym temacie. Niedawno pojawił się pomysł, aby umożliwić w Polsce powstawanie tzw. REITów, co znacząco może zmienić funkcjonowanie tego rynku. Po trzecie – nie wszystkie fundusze notowały straty, na niektórych można było całkiem znacząco zarobić. Zarówno jednak do wyboru dobrego funduszu, jak i do niedania się „złapać” na chwyty marketingowe pt. „na nieruchomościach nie można stracić”, potrzeba wiedzy. Ten artykuł miał na celu przynajmniej częściowe zwiększenie zasobów Waszej wiedzy dot. funduszy nieruchomości, ponieważ, jak już wcześniej pisałem: Inwestowanie nie jest ryzykowne – brak wiedzy jest.

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

graf. Damian Świrk

z innymi funduszami w tym okresie. Różnice te wzięły się głównie z tego, że rynek nie ufał funduszom nieruchomości (po kryzysie 2008). Podczas przedkryzysowej hossy sytuacja była często odwrotna – rynek przeszacowywał wartość certyfikatów.

11


FELIETUŃCZYK

Trochę o technikach negocjacyjnych Słysząc magiczny zwrot „techniki negocjacyjne” od razu ma się ochotę zamienić go na „techniki manipulacyjne”. Bo przecież tym lepszy negocjator, im więcej zna psychologicznych chwytów.

Katarzyna Woszczyk

Prawda jest taka, że chociaż wszyscy jesteśmy ludźmi, to prawdopodobnie posiadamy zupełnie różne kompetencje. Dlatego każdy z czasem może stać się dobrym, a nawet bardzo dobrym negocjatorem, ale niekoniecznie tym z najwyższej półki. Są rzeczy, których człowiek jest w stanie się nauczyć, wypracować, ale są też takie, do których trzeba mieć naturalne predyspozycje. I to wcale nie oznacza, że i najlepsi specjaliści nigdy się nie mylą ani nie dają się złapać na swoje koronne triki. Wojna pozycyjna Zaczniemy od wojny pozycyjnej. Tutaj możemy wyróżnić takie warianty jak: odmowa negocjacji, polaryzacja żądań czy też przykładowo bezlitosny partner. Skupimy się na tej ostatniej opcji, która jest bardzo ciekawa z psychologicznego punktu widzenia. Polega ona ni mniej ni więcej na tym, żeby zrzucić odpowiedzialność za niemożliwość zaakceptowania warunków przedstawionych przez stronę przeciwną na nieobecnego partnera, który stawiany jest w świetle osoby bezkompromisowej i bezwzględnej. Nie tylko twierdzimy, że nie jesteśmy upoważnieni do podjęcia decyzji, ale i idziemy krok dalej, mówiąc, że wyższa instancja na pewno nie wyrazi zgody na dany ruch. Rozmyślne oszustwo W dalszej kolejności wyróżnimy coś takiego, jak rozmyślne oszustwo, które może występować jako klasyczny blef czyli kłamstwo, niejasny mandat czy też wątpliwe intencje. Najciekawsza wydaje się być druga forma, która może polegać na tym,

12

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

że wysyłamy na negocjacje osobę dobrze przygotowaną, ale dopiero po czasie, a w praktyce po zakończonych negocjacjach, ta osoba odkrywa karty i wyznaje, że teraz i tak musi wszystko uzgodnić jeszcze dodatkowo ze swoim szefem. (Czyli jednak nie była osobą decyzyjną). Czasami może się również zdarzyć, że zaczynamy negocjacje wiedząc, że i tak nie będziemy chcieli osiągać konsensusu z drugą stroną, ponieważ chodzi nam głównie o rozpracowanie jej strategii. Wojna psychologiczna Następnie sztuka, która wyróżnia w swoim zakresie najwięcej wariantów i możliwości, a którą nazywamy wojną psychologiczną. Zazwyczaj jest to: tworzenie sytuacji stresującej, zachowania prowokujące napięcie, zły/dobry policjant, stosowanie gróźb, granie na czas, rosyjski front czy też próba postawienia drugiej strony przed faktem dokonanym. Najczęściej wykorzystywaną metodą, która może nam się kojarzyć nawet z filmów czy seriali, jest oczywiście technika złego i dobrego policjanta. Znamienne jest to, że stronę muszą reprezentować dwie osoby, które odgrywają swoje role tak, aby druga strona miała wrażenie, że pomiędzy ich przeciwnikami występuje dysonans. Jeden z negocjatorów twardo obstawia przy swoim, drugi zaś wydaje się gotowy na ustępstwa. W praktyce ta metoda ma na celu zmylenie kontrpartnera tak, aby uważał, że u nas są nieporozumienia i spory, nie jesteśmy odpowiednio przygotowani do rozmów, co oczywiście jest jedynie grą pozorów.

Działania ingracjacyjne oraz chwyty erystyczne Są jeszcze działania, których nie podepniemy pod aspekty czysto psychologiczne, a mogą to być: działania ingracjacyjne czy też chwyty erystyczne. Pierwsze, z bezpośredniego tłumaczenia wkradanie się w cudze łaski, oznaczają wzbudzenie sympatii u partnera, chociażby poprzez komplementowanie jego umiejętności negocjacyjnych. Będziemy tutaj robić wszystko, aby podnieść samoocenę partnera, niejednokrotnie jednocześnie stawiając siebie w gorszym świetle. Jest pozorne oddanie przewagi kontrpartnerowi biznesowemu, często poprzez zawiązanie fałszywej przyjaźni. Natomiast jeśli mowa o chwytach erystycznych, to jest to sztuka stosowana już w starożytności przez filozofów, która ma na celu korzystne rozwiązanie sporu bez względu na prawdę materialną. Może to być bezpośredni atak osobisty, atak ze względu na płeć czy też przykładowo atak na zdolności umysłowe, który ma za zadanie odpowiednio zmanipulować drugą stronę. Jak widać możliwości jest wiele, warto jednak przy doborze odpowiedniej techniki dokonywać świadomego wyboru i nie psuć przy okazji budowanego przez siebie wizerunku tylko na potrzeby jednego procesu negocjacyjnego. Dodatkowo musimy być dobrze przygotowani i pewni, że dokonaliśmy właściwego wyboru. Niejednokrotnie kluczowym czynnikiem może być dobre rozeznanie, a nawet zwyczajnie talent do negocjacji i świetna znajomość mechanizmów ludzkiego postępowania.


FELIETUŃCZYK

Marcin Obłoza

Lepiej się śmiać niż płakać Stało się - nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych został Donald John Trump. Pomimo siedmiu dych na karku, rozpoczął się nowy, najważniejszy etap w jego życiu. Trzeba przyznać, że jego inauguracyjne wystąpienie na Kapitolu wyraźnie różniło się od tego powyborczego, kiedy na chwilę po ogłoszeniu wyników głosowania Amerykanów, był wyraźnie przestraszony i przypominał zagubionego chłopca. Po dwóch miesiącach wrócił stary, (dobry?) Trump, mocno wymachujący rękoma i głoszący podniosłe hasła. Uwagę komentatorów zwróciła na uroczystości obecność demokratów. Pojawił się lekko zasępiony Barack Obama, myślący już zapewne o wakacjach (zdaniem Trumpa: „niemający kwalifikacji na stanowisko prezydenta”), a także kontrkandydatka w wyborach, Hilary Clinton („Skoro nie potrafi zaspokoić męża, to jakim cudem zaspokoiłaby Amerykę”? – ponownie Donald John). W trakcie balu została jednak określona przez Trumpa zupełnie inaczej, jakoby była „silna i inteligentna”, a mówca przyznał, że „nie ma zamiaru krzywdzić Clintonów”. To wyjątkowo fałszywa postawa. Żona byłego prezydenta USA miała jednak wyjątkowo dobry humor. Czyżby dlatego, że jej zwolennicy wyszli w dzień inauguracji na ulicę największych miast? W Waszyngtonie marsz przeciwko Trumpowi liczył pięćset tysięcy uczestników. Czyli jednak nie wszyscy demokraci pouciekali do Kanady. A zaczęło się od niewinnego palenia trampek tuż po ogłoszeniu wyników wyborów. Dwa miesiące później demokraci spalili ekskluzywną limuzynę z hasłem wyborczym Donalda na ka-

roserii. Ta cała sytuacja nieodzownie kojarzy mi się z naszym podwórkiem, gdzie opozycja działa równie prężnie. Ostatnio jej działaniom publiczna telewizja nadała nawet łatkę „puczu”. Tylko jak to jest, że z drugiej strony media zagraniczne (ostatnio „Der Spiegel”) używają tego samego słowa w kontekście rządów PiS-u? Dumny posiadacz dwóch kotów, a także prezes wyżej wymienionej partii, podobnie jak Clinton nie narzeka ostatnio na niedobór serotoniny, odpowiedzialnej za dobry humor. Uśmiech towarzyszył Kaczyńskiemu, wyjeżdżając w grudniu z otoczonego „puczystami” Sejmu, a ostatnio na antenie Radia Szczecin przyznawał, że bawi go miniserial „Ucho Prezesa”, stworzony przez Kabaret Moralnego Niepokoju. Fabuła serii przebiega w gabinecie Kaczyńskiego, a w jego postać wciela się Robert Górski. Satyrycy wyśmiewają w serialu wewnątrzpartyjne układy pisowców. Nie jest to humor najwyższych lotów, ale co widać po wywiadach radiowych oraz statystykach na You Tube, jest ostatnio bardzo popularny. Warto się uśmiechać, mimo wszystko. Nawet jeśli sytuacje przypominają czarną komedię. Wiedzą o tym politycy, wiedzą także dziennikarze. Ostatnio chwilę radości Piotrowi Kraśce i Kindze Rusin, prowadzącym jedną ze śniadaniówek, zapewnił młody aktor z aspiracjami, Mateusz Rzeźniczak. Gościł, by opowiedzieć o „Powidokach”, ostatnim filmie reży-

serowanym przez Andrzeja Wajdę, w którym zresztą występował. Stwierdził, że człowiek, z którym współpracował, twórca filmowy, którego dorobek znają nawet laicy, reżyserował... „W pustyni i w puszczy”. Początkowe zakłopotanie dziennikarzy przerodziło się w śmiech. Z jednej strony postawa studenta łódzkiej filmówki była ignorancka. Ale, tak sobie myślę, czy on naprawdę musiał to wiedzieć? A czy Chris Columbus, reżyserując pierwszą część przygód Harry’ego Pottera, wiedział kim jest Daniel Radcliffe, odtwórca głównej roli? Czy znowu ten sam reżyser wiedział cokolwiek o Macaulayu Culkinie, odtwórcy tytułowej roli, nagrywając „Kevina samego w domu”? Dołożę jeszcze trzecie, tym razem luźne, skojarzenie. Czy pracownicy Ministerstwa Obrony Narodowej, oprócz Antoniego Macierewicza, muszą drążyć temat i koniecznie zdawać sobie sprawę, kim jest ich rzecznik prasowy i co robił na imprezie w klubie studenckim w Białymstoku? Myślę, że ta mnogość rzetelnych przykładów usprawiedliwia młodego chłopaka, który zagrał u boku laureata Oscara. Mówiąc już zupełnie poważnie – czasami rzeczywiście lepiej się śmiać, niż płakać. Wbrew wszystkiemu, co dzieje się dookoła. Nawet jeśli nowy prezydent USA, prawdopodobnie najważniejszy człowiek na świecie ex aequo z Putinem, jest całkowicie nieobliczalny.

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

13


FELIETUŃCZYK

Odnajdź w sobie balans pannaWsieci

Przyjaciele są jak ciche anioły, co do tego nie mam najmniejszej wątpliwości. Żeby jednak wszystko odpowiednio działało – trzeba mieć w sobie równowagę. Pewnie gdzieś na krawędzi błędu statystycznego, znajdzie się osoba, która nie traktuje przyjaźni jako czegoś ważnego. To relacja szczególna, ponieważ właśnie przyjaciele są tymi osobami, którym można powiedzieć wszystko, bez ryzyka, że za chwilę o sekrecie będzie wiedziała połowa miasta. Mają podobną estetykę, poczucie humoru, priorytety i wizję świata. Potrafią wspierać i wysłuchać, a kiedy wszystko idzie źle zjawiają się bez zapowiedzi z antydepresantem. Znają na wylot, potrafią trafić w punkt i zazwyczaj są w stanie w kilka minut postawić do pionu. Przyjaźń zawarta w dzieciństwie, to jedyne, co nie umiera wcześniej niż my. – Henryk Mann Wyznaję zasadę, że zdecydowanie lepiej mieć kilku, ale zaufanych, przyjaciół niż cały tłum. Jestem długodystansowcem, a najbliższe mi osoby są ze mną przynajmniej od czasów liceum. Co nie zmienia faktu, że o każdą relację trzeba dbać, żeby była na odpowiednim poziomie. Bo nawet jeśli jest tak, że po pół roku niewidzenia się ma się wrażenie jakby nie było żadnej przerwy, to wcale nie oznacza, że przez ten czas należy się do siebie nie odzywać, o sobie nawzajem nie pamiętać, i to będzie działać. Otóż zdecydowanie nie będzie, chyba że ma się zamiar zejść poziom niżej.

graf. Damian Świrk

My nie tyle potrzebujemy pomocy przyjaciół, co wiary, że taką pomoc możemy uzyskać. – Epikur

14

Powyższe słowa Epikura, choć bardzo stare, są ponadczasowe. Bo generacje wcale tak diametralnie nie różnią się między sobą. Są czynniki wspólne - cechy charakterystyczne i wypracowany przez wieki model postępowania. Przecież chociaż każdy z nas jest inny, wyjątkowy, to wszyscy musieliśmy przebrnąć przez poszcze-

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

gólne szczeble edukacji, pójść do pracy, a następnie będziemy musieli zaliczyć kolejne etapy – typu założenie rodziny, a w dłuższej perspektywie przejście na emeryturę, no i oczywiście jeszcze kilka pomiędzy. Ponadto wszyscy jesteśmy zwierzętami stadnymi, każdy z nas potrzebuje innych ludzi do życia, a wśród nich przyjaciół, na których można polegać. I niekoniecznie właśnie chodzi o to, aby przyjaciel lub przyjaciółka zawsze mieli gotowe wytłumaczenie czy receptę na palące nas problemy, ale o to, że w każdej chwili możemy się do nich zwrócić – nawet jeśli ostateczne rozwiązanie znajdziemy sami. Prawdziwi przyjaciele, to ci, którzy są przy tobie, gdy dobrze ci się wiedzie. Dopingujący cię, cieszący się z twoich zwycięstw. Fałszywi przyjaciele, to ci, którzy pojawiają się tylko w trudnych chwilach, ze smutną miną, niby solidarni, podczas gdy tak naprawdę twoje cierpienie jest pociechą w ich nędznym życiu. – Paulo Coelho Dlatego tak ważne jest, aby uczestniczyć w życiu swojego przyjaciela czy przyjaciółki, cieszyć się razem z nim z jego małych i większych sukcesów, utrzymywać kontakt nie tylko od święta, spotykać się w miarę możliwości jak najczęściej, zarażać pozytywną energią i uśmiechem, a także zaskakiwać od czasu do czasu drobnymi niespodziankami. Zachować odpowiedni balans pomiędzy swoimi priorytetami i nie odkładać spotkań w nieskończoność. Bo może się okazać, że zbyt pochłonięci sprawami o mniejszym znaczeniu, nagle zostaniemy całkiem sami. Traktujmy przyjaciół tak, jak sami chcemy być traktowani, dbajmy o nich tak, jak sami tego potrzebujemy. W przyrodzie nic nie ginie, wszystko do nas wraca, dlatego może warto sięgnąć po słuchawkę i po prostu zadzwonić.


Recenzja filmu | TROCHĘ KULTURY

Vaiana: skarb oceanu Dominika Szott

Magiczna godzina. Disney zaprezentował najnowszą bajkę- „Vaianę”. Stare animacje to hity, uznane za jedne z najlepszych na świecie, nagrodzone Oscarami. A jakie są nowe produkcje? Powiem Wam- „Vaiana” czaruje i przyciąga tak samo, jak dzielna Mulan 19 lat temu. Schematycznie nienudnie Disney sięgnął po dobrze znane motywy: księżniczka, niepokorny kompan, przygoda. Można by zastanawiać się, czy nie stało się to już nudne. Mija 80 lat od pierwszego pełnometrażowego filmu Disneya, „Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków”. Schemat się nie zmienił- na szczęście. Po co zmieniać to, czym przyciąga się widownię od tylu lat? Moim zdaniem to nie nuda, a znak rozpoznawczy klasyki bajek, które zna każdy, chociażby z nazwy. Tytułowa bohaterka mieszka z rodzicami na jednej z polinezyjska chyba wysp. Jej zainteresowania krążą wokół oceanu, najchętniej spędziłam nad nim każda chwilę. I tego samego chce ocean, który wybiera Vaianę, aby ocaliła swój lud. Najpierw musi przekonać do współpracy półboga Maui, który jest chodząco-latającą definicja narcyzmu. A następnie odnaleźć tajemniczą wyspę Te Fiti. Niezależna księżniczka rozmawia z babcią To, co dla mnie ważne w tym filmie, to połączenie nowoczesności z tradycją. Pięknie pokazana jest relacja Vaiany z babcią, która utwierdza ja w przekonaniu, że jest wyjątkowa. W opozycji mamy stosunek rodziców, surowych i stanowczy, niewierzących w wypełniające się przeznaczenie córki. Z kolei główna bohaterka to przykład nowoczesnej kobiety. Samodzielnej, odważnej, niepotrzebującej mężczyzny przy boku, aby osiągać swoje cele.

Tak, zdecydowanie- Vaiana została stworzona w duchu feminizmu. Witajcie w raju na ziemi Oglądanie tej bajki to przyjemność dla oka i ucha. Ekspresja kolorów i muzyka dają możliwość przeniesienia się do krainy przyjemności na nieco ponad godzinę. Błękitna tafla oceanu, zieleń wysp, czyste, niebieskie niebo - jesteśmy w raju. Za oprawę muzyczną odpowiada Lin Manuel Miranda, który odpowiada za nowy broadwayowski musical „Hamilton”. Każda piosenka niesie ze sobą inny ładunek emocjonalny i współgra z całością obrazu - w tym raju już zostaniemy. Wyrusz w podróż po Polinezji z Vaianą Choć bajki adresowane są do dzieci, to ta będzie jedną z tych, które przypadną do gustu również dorosłym. Nie jest infantylna, pokazuje jak ważne są tradycyjne wartości, dobroć, wiara w drugiego człowieka i samego siebie. Polinezyjska kultura, choć niezgłębiona (i tutaj zdecydowanie odczuwam niedosyt) urzeka i czaruje. Śmiechu dostarczy rodząca się przyjaźń między całkowitymi przeciwieństwami, Maui oraz Vaianą, wzruszeń spotkania z babcią. Jeśli chcecie urozmaicić popołudnie zapierającymi dech w piersi widokami, nastrojowa muzyką i piękna historią, a pozostał Wam tylko telewizor, a nie lotnisko... to Vaiana na Was czeka! Poświęć jej więc tę magiczną godzinę!

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

15


MUZYKA | Więcej niż muzyka Grzegorz Mirczak „Życie bez muzyki jest błędem” – mawiał swego czasu wybitny filozof Fryderyk Nietzsche. Czy jest wśród nas ktoś, kto się z nim nie zgadza? Zgaduję, że nie! Wszak chyba każdy ma chociaż jeden wybrany utwór, który może określić mianem swego ulubionego. Ba, większość z nas darzy sympatią (bądź też antypatią) całe muzyczne gatunki, a niektórzy, co trzeba przyznać, wręcz żyją muzyką, jakiej na co dzień słuchają. Tym, co w muzyce może przytłaczać, jest jej mnogość – każdego dnia powstaje i zostaje upublicznionych od kilku do nawet kilkuset piosenek. Taka ilość jest praktycznie nie do ogarnięcia nawet dla największych muzycznych „geeków”. Z tego powodu wszyscy jesteśmy zmuszeni szukać nowych brzmień i zespołów na własną rękę, kierując się intuicją. A przecież i tak jest pewnie wiele utworów, które wpadłyby nam w ucho, a których niestety nigdy w życiu nie usłyszymy. Na pewno zgodzimy się z tym, że muzyczne poszukiwania potrafią być tyleż długie, co bezowocne. W końcu właściwie każdy muzyk/zespół/producent przejawia pewną oryginalność, która odbija się mniej lub bardziej w jego twórczości, kreując styl, trafiający zazwyczaj w gusta konkretnych osób lub grup. Chociaż przeważnie nie zdajemy sobie z tego sprawy, to właśnie wspomniany styl i wynikający z niego image częstokroć sprawiają, że dana muzyka do nas trafia bądź nas odrzuca. Po prostu lubimy słuchać tego, z czym się identyfikujemy. Ale czy zespół to tylko muzyka? Ktoś powie, że nie – w końcu mamy teledyski. Oczywiście! Tylko czy można pójść jeszcze dalej? Czy można użyć muzyki jako środka, a nie celu? Odpowiedź brzmi tak! Zapraszam Cię zatem, Czytelniku, na krótką podróż po muzycznym światku, podczas której zapoznam Cię z kilkoma artystami, których twórczość to więcej niż muzyka. Kollaps! Mamy rok 1983 i jedziemy właśnie, jakimś cudem, do Berlina Zachodniego. Nie wiadomo, jak uzyskaliśmy pozwolenie ani czy w ogóle dojedziemy tam cali. Wiemy tylko, że na miejscu ma się odbyć koncert niezwykle intrygującego tria… Jest! Udało się! Przepuścili nas przez granicę. Teraz już bardzo blisko…

16

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

Ale zaraz, co to ma być? Facet z gitarą krzyczący coś do mikrofonu i dwóch innych obok niego, którzy biegają z młotami pneumatycznymi, rozbijając głazy? To ma być muzyka? A jednak – panowie Blixa Bargeld, Alexander Hacke i N.U. Unruh tak właśnie zaczynali, a z czasem dorobili się nawet 11 albumów studyjnych, z czego ostatni – „Lament” – został wydany w 2014 roku. Należy jednak zaznaczyć, że wraz z rozrastaniem się składu zespołu, styl grania Einstürzende Neubauten się zmieniał. O ile całe dziwne instrumentarium (piły, łopaty, silniki samolotowe, spawarki, papierosy, stare blachy i Bóg wie, co jeszcze) występowało w jakiejś formie na każdym ich krążku, o tyle gdzieś na poziomie szóstej płyty panowie postanowili przestać tworzyć hałas, a zacząć tworzyć muzykę cichszą, bardziej stonowaną, łatwiej przyswajalną, ale co najważniejsze – wciąż niezwykle oryginalną! Zapyta ktoś może zgodnie z duchem artykułu – „właściwie do czego środkiem miała być taka muzyka?”. Być może do tego, by pokazać, że piękno dźwięku da się wydobyć praktycznie z wszystkiego. „To chwalebna idea, ale właściwie to jak oni na to wpadli?”. Cóż – brak pieniędzy na perkusję z prawdziwego zdarzenia… Najlepszy album: Silence Is Sexy Najlepszy kawałek: Sabrina Magia ludowa… Brrr – jak zimno! Jesteśmy w Bergen w Norwegii. Jest rok 2009, a my czekamy wraz z innymi przybyłymi na gwiazdę wieczoru. To lokalny, choć znany jednocześnie na całym świecie, folkowy zespół – Wardruna. O, jest i Kvitrafn – założyciel. Artysta pojawił się na scenie odziany w strój wikinga. Zaraz zacznie grać na kotłach… Jeśli ktokolwiek z was interesował się kiedykolwiek szeroko pojętą

muzyką ludową (bądź też metalową), na pewno zna ten projekt. Wardruna to według wielu krytyków najbardziej klimatyczny i jednocześnie najambitniejszy przykład skandynawskiej muzyki ludowej. Hipnotyczne, wręcz transowe bębny łączą się tu z ujmującymi dźwiękami instrumentów takich jak: drumle, flety, rogi, liry i skrzypce. Całość doprawiona jest oryginalnymi tekstami śpiewanymi w języku norweskim, opowiadającymi o dawnych wierzeniach i tradycjach. Można się w tej muzyce dosłownie zakochać i utonąć w jej głębiach. A jaki jest jej cel? Każdy utwór nagrany przez Wardrunę odwołuje się pośrednio lub bezpośrednio do symbolicznego znaczenia jakiejś skandynawskiej runy. Trzy wydane albumy stanowią trylogię „Runalijod”. Ma być to hołd złożony przodkom i ich tradycjom. Najlepszy album: Yggdrasil Najlepszy kawałek: Fehu Prawie jak rock… San Francisco pod koniec lat sześćdziesiątych – światowa stolica psychodelicznego rocka. Prawdopodobnie każdy chciałby się tam wtedy znaleźć. Chciała tego również czwórka znajomych z małego prowincjonalnego miasta Shreveport. Marzyła im się kariera rockmanów na miarę The Doors czy Pink Floydów. Postanowili więc wyruszyć do jednego z najsławniejszych miast Kalifornii i prawie by im się udało tam dotrzeć, gdyby nie… zwykła awaria samochodu, którym jechali. Panowie zostali już na stałe w pobliskim mieście San Mateo, w którym zaczęli eksperymentować… Z racji odrzucenia dema The Residentes przez wytwórnię Warner Brothers muzycy powzięli pomysł założenia własnego labelu – Ralph Records. Ich debiutancki album – „Meet The Residents” – został wydany pod jego szyl-


Więcej niż muzyka | MUZYKA dem w 1974 roku. Cóż to była za płyta! Niespójna, nieprofesjonalna, surrealistyczna i po prostu groteskowa. Jej nazwa i okładka miały nawiązywać do debiutu The Beatles, natomiast muzycznie było to już coś całkowicie odmiennego. Zresztą wspomniany wcześniej surrealizm na stałe wpisał się w twórczość zespołu. Jego przejawem była np. płyta „Eskimo”, która składała się z losowych dźwięków i niezrozumiałego bełkotu, mających oddać sposób życia Eskimosów. The Residents od początku mieli skłonności do satyrycznego traktowania różnych kwestii. Przykładem takiego podejścia jest wydana w 1976 roku płyta „The Third Reich’n’Roll”, stanowiąca dekonstrukcję ówczesnej amerykańskiej muzyki popularnej. Na uwagę na pewno zasługuje również krążek o wymownym tytule „Not Available”, którego premiera była przekładana co jakiś czas, tak iż album ukazał się ostatecznie cztery lata po jego nagraniu. Największym jednak, a co za tym idzie, najsławniejszym dokonaniem grupy było wyprodukowanie „The Commercial Album” – płyty wypełnionej czterdziestoma jednominutowymi trackami składającymi się ze zwrotki i refrenu, które puszczone trzy razy pod rząd miały tworzyć klasyczne popowe piosenki. Fenomen albumu polegał na tym, że do wszystkich utworów zostały zmontowane animowane filmiki, które potem były puszczane w telewizji w formie reklam. I po co to wszystko? Najprawdopodobniej po to, by wyśmiewać rzeczywistość. Muzyka The Residents w oderwaniu od przekazu intelektualnego potrafi być trudna w odbiorze. Ale z drugiej strony – kto powiedział, że sztuka musi być łatwa? Najlepszy album: Commercial Album Najlepszy Utwór: Moisture Chaos Ponad 200 albumów w 30 lat? Czy to w ogóle jest możliwe? Owszem – poznajcie Merzbowa aka Masami Akitę, najsławniejszego obecnie kompozytora muzyki noise. Ale uprzedzam – twórczość Japończyka jest wybitnie trudna do przyswojenia. Zdecydowanie nie po-

lecam słuchać od razu całych albumów – lepiej skupić się na pojedynczych utworach. Cóż, noise od zawsze był wybitnie bezkompromisowym gatunkiem, a w interpretacji pana Akity staje się wręcz muzycznym ekstremum – o ile można to jeszcze nazywać muzyką. Centralnym punktem ideologicznym, wokół którego obraca się Merzbow, jest dadaistyczna koncepcja tworzenia dzieł sztuki ze śmieci i odpadów. Brzmi strasznie? Owszem, a takie dokładnie jest! Album „Pulse Demon” jest zgodnie uważany przez krytyków za jedno z najtrudniejszych w ocenie muzycznych dzieł w historii. Czy taka muzyka ma jakiś głębszy sens? Być może ma – jest nią próba ustalenia granic tego co jeszcze jest, a co już nie jest muzyką. A wy jak uważacie? Najlepszy album: 1930 Najlepszy kawałek: Munchen P.S. Warto wspomnieć, że Merzbow wystąpił niedawno we Wrocławiu – miało to miejsce podczas XIV edycji Wrocław Industrial Festival w listopadzie 2015 roku. Retro-awangarda Jugosławia, rok 1980 – to tutaj w małej górniczej wiosce Trbovlje powstał jeden z najbardziej kontrowersyjnych i jednocześnie jeden z najbardziej oryginalnych projektów muzycznych – Laibach. Problem tego zespołu polega na tym, że jego jakakolwiek ścisła charakterystyka mogłaby stanowić materiał na odrębną książkę. Dość powiedzieć, że o Laibachu pisane są rozprawy filozoficzne (Slavoj Žižek), a jego członkowie są założycielami całego państwa-kolektywu artystycznego o nazwie Neue Slowenische Kunst (NSK). Na dodatek rzeczone państwo posiada własne ambasady, paszporty i walutę! Aż nie chce się wierzyć, że to rzeczywistość… Znacie Rammsteina? No pewnie – w końcu kto nie zna! W takim razie wiedzcie, że główną inspiracją Niemców był właśnie Laibach. Uważacie, że Rammstein jest kontrowersyjny? Cóż, Milan Fras i spółka wybiją wam tę opinię z gło-

wy. Nie ma na świecie chyba zespołu, który tak odważnie piętnowałby praktycznie wszystko, co ich otacza. Czego krytykę chcecie usłyszeć? Komunizmu? Polecam „Novą Akropolę”. Cywilizacji zachodniej? „Spectre” będzie dobrym wyborem. A może np. ekonomii? „Kapital” się nada. Faszyzmu? Mamy przecież „Wat” i „Opus Dei”. Macie jakieś inne życzenia? Może chcecie muzyki klasycznej w wersji techno? Da się zrobić – wystarczy sięgnąć po „Laibachkunstderfuge”. A przecież to tylko mały wycinek z twórczości Słoweńców.... Abstrahując od kwestii ideologicznych, trzeba powiedzieć wprost – dzieła Laibachu nie trzymają się dosłownie żadnych norm ani nie uznają żadnych granic. Na niezliczonej ilości albumów, jakie wydali, mamy szansę usłyszeć bardzo szeroką paletę gatunków muzycznych m.in. rocka, metal, techno, EBM, klasykę, dubstep, industrial, piosenkę żołnierską, a nawet trip -hop. Z drugiej strony paleta użytych języków również robi wrażenie: angielski, niemiecki, francuski, japoński, słoweński, rosyjski, hebrajski i miejscami nawet polski! Ten ostatni został wykorzystany przez zespół podczas nagrywania własnej interpretacji „Warszawskich Dzieci”, które wraz z dwoma innymi utworami zostały wydane przez Narodowe Centrum Kultury z okazji obchodów 70 rocznicy Powstania Warszawskiego. A jaki Laibach ma w tym wszystkim cel? Czyżby było to zwykłe wyśmiewanie rzeczywistości? Raczej nie. Moim zdaniem jest to chęć wykazania, że świat, w jakim żyjemy, jest niesamowicie płytki i powierzchowny. Laibach dokonuje tego za pomocą techniki nad-identyfikacji; tworząc dzieło, muzycy tworzą je z perspektywy człowieka ukierunkowanego ideologicznie, popełniając przy tym celowo wszystkie błędy, które taki człowiek mógłby popełnić. Jest to środek służący do tego, by ostrzec ludzi przez bezkrytycznym przyjmowanie wszelkich idei – szczególnie tych niebezpiecznych. Najlepszy album: Wat Najlepszy kawałek: Tanz mit Laibach

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

17


MUZYKA

Muzyka to fantazje i zachcianki

Marcin Obłoza

Metry poplątanych kabli, dziesiątki mikrofonów i duże, elektroniczne urządzenia. Całość zamknięta w dwóch pomieszczaniach, oddzielonych szybą. Tak wygląda środowisko pracy realizatora dźwięku we wrocławskim Studiu Nagrań EOS. Jacek Berentowicz mówi o swojej pracy, o tym, jak powstaje muzyka i dlaczego dobre brzmienie to klucz do sukcesu. Rozmawia Marcin Obłoza. Kto odwiedza Twoje studio? Czy są to wyłącznie profesjonaliści? Nie, ale większość goszczących u nas muzyków ma doświadczenie. Rzadko zdarzają się przypadki, żeby na sesję nagraniową przyszedł ktoś, kto nie ma pojęcia, do czego dąży. Młodzi twórcy mają większe aspiracje niż dorośli, ale to ci drudzy nagrywają więcej. Starsi wiedzą, czego chcą, i łatwiej im o sfinansowanie sesji. Czy w studiu pojawiają się także ludzie, którzy nie mają pojęcia o muzyce, alechcą coś tworzyć? Zdarzają się takie przypadki. Tacy klienci nie chcą jednak nagrać płyty, a zazwyczaj coś humorystycznego, na przykład piosenkę dla znajomego świętującego urodziny. Do studia przychodzą więc ludzie, którzy są pewni swoich umiejętności. To prawda, chociaż żeby tworzyć nagrania, nie jest potrzebny wielki talent. Braki w grze można nadrobić pomysłowością i wizją, jak ma wyglądać ostateczna wersja utworu. Łatwiej pracuje się z artystami, którzy wie-

18

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

dzą, co dokładnie chcą osiągnąć, jaki ma być finalny rezultat sesji nagraniowej. Nawet jeśli ktoś ma bardzo duże umiejętności i doświadczenie, a nie ma pomysłu na swoją twórczość, to nie ma szans na rzeczowe i udane wizyty w studiu. Czyli tworzenie muzyki na bieżąco, w trakcie takiej sesji, jest złym pomysłem? Nie do końca. Oczywiście, warto tworzyć w domu, ale studio ma swoją magię, prowokuje do sięgnięcia po instrument i zastanowienia się. Dla niektórych wyciszone pomieszczenie, pełne wzmacniaczy i statywów, jest prawdziwą inspiracją. Często oceniasz materiał zaproponowany przez muzyków? Zawsze oceniam ich grę pod względem jakości wykonania i czystości dźwięku. Pomysł na utwór czy dobór odpowiednich instrumentów to już zadanie kompozytora. Moim zadaniem jest zapewnienie dobrego brzmienia w trakcie nagrywania. Musisz więc przenieśćswój gust na

drugi plan. Tak, chociaż bardzo chętnie udzielam muzykom rad, kiedy pytają mnie o zdanie albo nie mają pomysłów. Nie chcę jednak za wszelką cenę narzucać swojego punktu widzenia, twórcy muszą czuć się swobodnie. Kiedy zarejestruję słabą partię, sugeruję, że musimy nagrać dubel i nie oceniam tego, co usłyszałem. Twoim zadaniem jest też wyzwolenie kreatywności u instrumentalistów. Jeśli ktoś jest otwarty, to zawsze może liczyć na dobrą atmosferę w trakcie nagrań. Nie ograniczam się tylko do wykonywania swoich obowiązków i chętnie rozmawiam z gośćmi studia. Ja też muszę mieć dużo pomysłów, ale używam ich już po zarejestrowaniu muzyki. Wtedy w odpowiedni sposób zarządzam zapisanymi partiami i je przetwarzam. W trakcie nagrywania, mając problemy techniczne, korzystam z wcześniej zastosowanych, działających rozwiązań. Niektóre są dosyć niecodzienne, na przykład na źle wybrzmiewający bęben nakładam zwinięty papier i przyklejam go czarną taśmą. Są to jednak wcześniej spraw-


MUZYKA dzone rozwiązania i w takich momentach nie ma mowy o improwizowaniu. Moim zadaniem jest uporanie się z każdym problemem, tak, żeby muzyk mógł skupić się wyłącznie na dobrym wykonaniu swoich partii i grając oddać swoje emocje. Realizator musi być dobrym psychologiem? Zdecydowanie. Pomagam twórcom, kiedy mają chwilowy kryzys, coś im nie wychodzi. Często po dobrej konwersacji pozbywają się presji i gra się im lepiej. Technika się rozwija i muzycy, nawet ci zawodowi, inwestują w studia domowe. Czy te tradycyjne mają więc przyszłość? Oczywiście. Domowe studia umożliwiają rejestrację muzyki, ale bez wiedzy, jak nagrywać, nie może wyjść nic profesjonalnego. Instrumentaliści nie muszą się na tym znać i dlatego korzystają ze studiów, gdzie mają pewność, że ich twórczość będzie w najwyższej jakości. Na pewno domowe nagrywanie jest tańsze i to często decyduje o rejestracji muzyki na własną rękę. Myślę jednak, że przewagę tworzy realizator dźwięku. Dba on o profesjonalizm produkcji, który jestbardzo względny w przypadku domowych nagrań. W naszym kraju bardzo popularne jest podejście „zrobię wszystko sam”, ale w muzyce rzadko się sprawdza i lepiej skorzystać z pomocy zawodowca. Po nagraniu wszystkich utworów, przed ich publikacją, robi się tzw. miks i mastering. Co to oznacza? Te dwa pojęcia to tak naprawdę szereg zabiegów, które nadają muzyce odpowiednie brzmienie. Dzięki nim można powiedzieć, że danego utworu dobrze się słucha. Jest to ustalanie, które instrumenty mają być bardziej słyszalne, a które mają tworzyć tło. Nakładane są też odpowiednie efekty. Te zadania są wykonywane przez speców, nie każdy realizator dźwięku ma takie umiejętności. Każdy miksujący i masterujący ma swój styl i tworzy od-

mienny charakter nagrania. Czy istnieje idealne brzmienie? To całkowicie utopijne pojęcie. Dlatego zespoły jeżdżą często po całej Polsce w poszukiwaniu odpowiedniego studia i człowieka, który ich płytom nada ostatni szlif. To nie fanaberia? Myślę, że uzyskanie odpowiedniego brzmienia jest warte takich trudności. Bardzo dobry miksujący potrafi ukryć niedociągnięcia. To działa też w drugą stronę, niekompetentny człowiek może zniszczyć nasze nagrania. Muzyka bardzo często powstaje zresztą z udziałem fantazji i zachcianek. Jeden ze znanych wrocławskich twórców przed każdym nagraniem musiał mieć idealnie, co do centa (setna część najmniejszej odległości między dwoma dźwiękami – dop. red.), nastrojone struny w gitarze. Przeciętni słuchacze nie czują odchylenia od idealnego dźwięku nawet o piętnaście centów. Stosowanie tej zasady zabierało sporo dodatkowego czasu w trakcie sesji nagraniowych, ale wiedział, że to ma sens. Naprawdę słychać jakąś różnicę? Wbrew pozorom słuchacze to czują, ale nie potrafią powiedzieć, dlaczego brzmienie instrumentu w jego utworach jest takie dobre. Takie idealne strojenie nie jest więc fanaberią. Jakie inne sztuczki powodują, że dany utwór podoba się odbiorcy? Najpopularniejsze utwory, te odtwarzane na listach przebojów, są odpowiednio miksowane, inaczej niż w wersji płytowej. Słuchacz ma wyłapywać tam tylko najważniejsze elementy kompozycji, jej główne motywy. Dzięki temu piosenka łatwiej wpada w ucho. Przeciętny odbiorca przyzwyczaił się do odpowiedniego podania mu muzyki. Czytelne, dobre brzmienie, jest odbierane jako coś normalnego, oczywistego. Często radiowe single są też skracane, wycina się z nich części z dłuższymi solówkami czy dodatkowymi zwrotkami, tak,

by zwracać uwagę odbiorców przede wszystkim na chwytliwe refreny. Mówisz, jakby jednak była jedna recepta na idealne brzmienie. Ale tak nie jest. Każdy z radiowych hitów został stworzony zupełnie inaczej i jego charakteru nie da się dokładnie odtworzyć. Gdyby ktoś przyszedł do studia i powiedział, że chce brzmieć jak Kurt Cobain, to powiedziałbym mu, że nie mam wehikułu czasu. Oczywiście, można próbować, kupując na przykład taki sam sprzęt, jaki miał ulubiony artysta, ale byłoby to bardzo kosztowne. Znany sesyjny gitarzysta, Dominic Miller, postawił kiedyś tezę, że sprzęt jest całkowicie nieważny i zagra tak samo na zabawkowej gitarze, jak i na markowym Stratocasterze za kilka tysięcy dolarów. Absolutnie nie, sprzęt jest bardzo ważny, palce gitarzysty nie zabrzmią na każdej gitarze tak samo. Nawet jakość wykonania kabla podpiętego do instrumentu ma duże znaczenie. Każdy instrument cechuje się inną grubością i miękkością gryfu, wygodą czy jakością wykonania i nie ma dwóch brzmiących dokładnie tak samo. Warto wspomnieć także o tym, że realizatorzy dźwięku pracują również poza studiem. Jak wygląda ich praca na koncertach? Przede wszystkim istnieje różnica między profesjonalistami, którzy pracują w filharmoniach czy teatrach, a amatorami, którzy pracują często za pół darmo w klubach. Ci drudzy traktują swoją pracę od niechcenia, a zespoły, których dźwięk realizują, brzmią bardzo słabo. Dobra jakość dźwięku na scenie, podobnie jak w przypadku nagrań, jest kluczowa dla pozytywnego odbioru muzyki przez widzów. Zespół może grać swój koncert życia, ale bez odpowiedzialnego speca nie ma szans na pozytywne recenzje fanów. Ostatnie słowo zawsze należy do realizatora.

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

19


SPORT

Grzegorz Mirczak

Zapasy po amerykańsku Z czym kojarzy wam się sport? Czyżby z wirtuozerią i umiejętnościami fizycznymi? Zapewne! A teatr? Domyślam się, że wielu z was zauważy, iż sztuka teatralna to historia, opowieść odgrywana przez aktorów na scenie. Oba rodzaje widowisk różnią się w największej mierze tym, że jedne są zaplanowane, a drugie nie. Czy da się je zatem połączyć w jedno? Jak najbardziej! Witajcie w świecie wrestlingu. Bogactwo form Wrestling to jedna z uznanych na świecie form zapasów profesjonalnych. Jego najbardziej podstawowe zasady są niezwykle proste: mamy do czynienia z pojedynkiem dwóch atletów w ringu (przeważnie kwadratowym), którzy walczą ze sobą aż któryś z nich zostanie „przypięty” tj. do momentu, w którym jeden przyciśnie drugiego do ziemi w taki sposób, aby ten drugi nie mógł oderwać od niej swoich pleców przez minimum trzy sekundy. Przegrać można również przez wyrzucenie z ringu i przebywanie poza nim powyżej 10 sekund albo poprzez dobrowolne odklepanie w przypadku, gdy odklepujący ma założoną blokadę na jakąś część ciała przez drugiego zawodnika. Warto również zaznaczyć, że dotknięcie lin ringowych niweluje zarówno przypięcie, jak i blokadę, a interwencja kogokolwiek z zewnątrz lub użycie niedozwolonych przedmiotów kończy się dyskwalifikacją. Nad przebiegiem meczu czuwa specjalnie wyznaczony sędzia. Oczywiście poza klasycznymi pojedynkami, bardzo często dochodzi do meczów odbywających się na innych zasadach. Począwszy od pojedynków drużyn zawodniczych (tzw. tag teamów), poprzez mecze wielu

20

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

zawodników, walczących przeciwko sobie jednocześnie, na pojedynkach typu hardcore tj. z użyciem wszelakich przedmiotów, nawet takich jak drabiny, stoły, czy śmietniki – kończąc. Jednak to nie wszystko – pomysłowość promotorów wrestlingu nie zna granic. Tak więc w historii zdarzały się mecze: w klatkach, błocie, basenach, pojedynki typu "kto pierwszy powie I quit". Są nawet wariacje typu „buried alive match”, w których wygrywa ten zawodnik, który jako pierwszy zakopie drugiego pod ziemią, albo „first blood match” – kończący się tylko w przypadku krwawienia któregoś z zawodników. Jak widać bogactwo form i pomysłów na pojedynki nie zna granic. Niektóre z nich mogą wydawać się nawet straszne i nieludzkie. Jednak nie to stanowi główny argument przeciwników wrestlingu. Tym argumentem jest stwierdzenie, iż: To jest udawane! Odkąd wrestling wyszedł ze swojej niszy w świat - zyskał grono zarówno żarliwych wielbicieli, jak i zadeklarowanych przeciwników. Głównym i w zasadzie jedynym argumentem, jaki podnosi ta druga grupa jest stwierdzenie, że wrestling jest z góry ustawiony, a co to za sport, w którym

rywalizacja jest sztuczna? Chyba nikt by nie chciał oglądać ustawianych walk bokserów czy ustawianych meczów piłkarskich – zabiłoby to emocje, które z nich płyną. W takim razie, jak można ekscytować się jakimiś udawanymi walkami? Otóż można i jest to nawet bardzo łatwe. Wystarczy spojrzeć na wrestling jak na specyficzny i długi spektakl teatralny. Dlaczego długi? Gdyż o ile walki są czymś istotnym – ważniejsze od nich jest całe show i otoczka, jaka panuje wokoło zawodników, nie tylko w trakcie przedstawienia. Jest to klucz do zrozumienia idei leżących u podstaw amerykańskich zapasów. Struktura Jak już wspomniałem, wrestling to nie tylko walki zawodników – to również wszystko, co dzieje się poza ringiem na tzw. backstage’u. Federacje (komercyjne zrzeszenia zawodników) zorganizowane są według pewnych struktur. W skład każdej federacji wchodzą: zakontraktowani zawodnicy, menadżer główny (zarówno ten oficjalny, jak i realny), sędziowie, komentatorzy, storylinerzy (osoby piszące schematy walk i motywacje leżące u ich podstaw), a w większych organizacjach również lekarze, ochro-


SPORT niarze, menadżerowie zawodników i inne osoby czuwające nad przebiegiem spektaklu. Często zdarza się, że zawodnik walczy w więcej niż jednej federacji. W takim przypadku mówi się o tzw. scenie niezależnej. Największe federacje z reguły nie są chętne na dzielenie się swoimi gwiazdami. Każda, aby się utrzymać, organizuje tzw. gale wrestlingu, będące nie czym innym – jak tylko spektaklem sportowym. Część z nich wydaje się na płytach dvd, część pokazywana jest w telewizji, a zdarza się również, że gala udostępniona zostaje wyłącznie w systemie pay-per-view. Czas na psychologię Najważniejszym pojęciem wrestlingu z punktu widzenia odbiorcy jest „gimmick” - zbiór cech określonego zawodnika. Składają się nań: muzyka i film, towarzyszące zawodnikowi podczas wejścia na ring, charakterystyczne gesty i odzywki, komplet używanych ciosów wraz ze specyficznym ciosem przeważnie kończącym walkę (finisherem). Można powiedzieć, że gimmick stanowi rolę zawodnika, którą ten musi odgrywać podczas show. Zawodnicy dzielą się na heelów (tych złych), face’ów (tych dobrych) i tweenerów (o mieszanych charakterach). Na ogół publiczność kibicuje face’om lub tweenerom, choć zdarzają się wyjątki. Należy zwrócić uwagę również na fakt, iż wszystkie elementy gimmicku muszą odpowiednio ze sobą współgrać, tak by wyłaniająca się z niego osobowość była przekonująca. Mamy tu do czynienia z różnymi kreacjami: Undertaker (grabarz) Kane (demon), The Hurricane (super-bohater), Bray Wyatt (przywódca sekty), Dude Love (hippis), Tyler Reks (tyranozaur). Jak widać – każdy jest w stanie znaleźć sobie jakiegoś ulubieńca. Bardzo często z gimmicków wynikają feudy. Jest to cykl umotywowanych walk między dwoma zawodnikami, między którymi zaistniały pewne niesnaski. Przeważnie chodzi o jeden z pasów mistrzowskich federacji. Jednak nie jest to jedyna

możliwa opcja. Zdarzają się również pojedynki między braćmi, pojedynki o kobiety, o honor, o ścięcie włosów, o zwolnienie… Możliwości są tysiące. Oczywiście w takich sytuacjach ring nie służy tylko walkom. Jest on polem utarczek słownych, konferencji, wystąpień, przedstawień i kabaretów. W historii zdarzały się nawet śluby! Oczywiście wszystko jest grą aktorską i formą show. Z rzadka tylko rzeczywiste sytuacje mają przełożenie na wydarzenia w ringu. Na ogół wszystko leży w rękach storylinerów. Sport sportem, przedstawienie przedstawieniem… Czy warto oglądać wrestling? Na to pytanie każdy czytelnik musi już sobie odpowiedzieć sam. Jeśli nie zależy nam szczególnie na poczuciu realności, a cenimy sobie widowiskowe i nieprzewidywalne walki (storylinerzy potrafią zaskoczyć!) podrasowane dodatkowo pewną zawartością przygodową – możemy się tematem śmiało zainteresować. Jeśli jednak w pierwszym rzędzie zależy nam na poczuciu realnej rywalizacji między zawodnikami – wrestling na pewno nie przypadnie nam do gustu. Ta forma zapasów ma to do siebie, że dobrze jest traktować ją z pewnym dystansem. Warto czasem zapomnieć o tym, że walki są ustawiane i skupić się na piruetach i akrobacjach wykonywanych przez zawodników – na tym aspekcie wrestlingu nie można się zawieść! Zresztą tak samo jak nie można się zawieść na dobrym spektaklu teatralnym, odegranym przez wysoce uzdolnionych aktorów!

NGS B.e.s.t. | Kwiecień 2017

21


Odliczanie zakończone! nie zapomnij o kalendarzu możesz dać nam znać tutaj


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.