16 minute read

Iga Wojtasik AZS AWF Katowice 500 m 41

Niedużo, ale zabrakło

Trzy miejsca w finałach i cztery rekordy Polski – to dorobek zawodników AZS na pływalni w Tokio.

Advertisement

Pierwszy przed medalową szansą stanął Radosław Kawęcki. W rywalizacji na dystansie 200 m stylem grzbietowym zawodnik AZS AWF Warszawa, który w igrzyskach startował już po raz trzeci, zajął szóste miejsce w eliminacjach, uzyskując czas 1:56.83 s, a w półfinale poprawił się na 1:56.68 s, co dało mu siódmy wynik. W wyścigu medalowym Kawęcki na półmetku zajmował ósmą lokatę, ale tradycyjnie w drugiej części dystansu przyspieszył i ukończył rywalizację na miejscu szóstym z najlepszym od dwóch lat czasem 1:56.39 s. Dzięki temu mógł w końcu zapomnieć o niepowodzeniu z Rio. „Wrócić po dziewięciu latach do finału igrzysk to niesamowite uczucie. Wiem, że dobrze przepracowałem ostatnie tygodnie. Zająłem szóste miejsce z najlepszym wynikiem w tym sezonie. Nie kończę kariery, nie wstrzymuję treningów, bo do kolejnych igrzysk tylko trzy lata, a ja chcę być w Paryżu. Dzisiaj szczególnie myślę o Tacie, który zawsze mnie wspierał i przeżywał moje starty. To Tacie, mojemu synkowi Tadziowi i rodzinie dedykuję ten finał” – napisał Kawęcki na swoim profilu. Świetnie zaprezentował się też Jakub Majerski. Zawodnik AZS AWF Katowice dwukrotnie poprawiał rekord Polski na 100 m stylem motylkowym. Najpierw w eliminacjach został pierwszym Polakiem, który złamał w tej konkurencji barierę 51 sekund, uzyskując 50.97 s. Był to łącznie trzeci wynik, który zapewnił naszemu reprezentantowi pewny awans do półfinału. W nim wystarczyło 51.24 s, by z siódmym czasem dostać się do finału. W walce o medale olimpijski debiutant zajął sensacyjne piąte miejsce, śrubując krajowy rekord na 50.92 s! Do medalu zabrakło mu 0.18 s. – Niby niedużo, ale jednak zabrakło. Nie boli mnie to jednak specjalnie. Bardziej cieszę się, że znów poprawiłem rekord życiowy. Starałem się z luźną głową przystąpić do tego wyścigu. W wodzie też czułem luz, to mnie poniosło. Tylko przez chwilę zerkałem w lewo na najgroźniejszych rywali. Przez większość dystansu skupiałem się na sobie – mówił po finale najbardziej zapracowany pływak polskiej ekipy. W finale 50 m stylem dowolnym walczyła Katarzyna Wasick. Zawodniczka AZS AWF Katowice była piąta w eliminacjach (z rezultatem 24.31 s) i półfinale (24.26 s). Na piątym miejscu skończyła też walkę o medale, finiszując z czasem 24.32 s. Do podium zabrakło jej zaledwie 0.11 s. – Nawet nie pamiętam tego wyścigu, wszystko działo się automatycznie. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Panowałam nad sobą i uważam, że piąty czas to tyle, na ile dzisiaj było mnie stać. To najlepsze osiągnięcie w karierze, więc jestem zadowolona – komentowała sprinterka. Na 200 m stylem grzbietowym awans do półfinałów wywalczyła najmłodsza polska olimpijka w Tokio – Laura Bernat. Podopieczna trenera Sławomira Pliszki wystąpiła w czwartej serii eliminacyjnej, finiszując na piątym miejscu z wynikiem 2:10.37. W całej stawce uplasowała się na 13. pozycji. By myśleć o finale, zawodniczka AZS UMCS Lublin musiała poprawić swój rekord o ponad sekundę, ale na to zabrakło sił. W półfinale 15-latka uzyskała 14. wynik (2:12.86). – Jestem szczęśliwa, że dostałam się do tego półfinału, ale zdecydowanie nie był to mój dzień. Coś poszło nie tak, nie do końca wiem co. Pracuję nad psychiką, nad zwalczaniem stresu i mam nadzieję, że będzie lepiej – mówiła Polka na antenie Radia Lublin.

Sztafety też do finałów się nie dostały, ale mogły się pochwalić dwoma rekordami Polski, w ustanowieniu których czynny udział miał Jakub Kraska (AZS Łódź). W zakończonych na 11. miejscu eliminacjach 4×100 m stylem dowolnym Polacy finiszowali z czasem 3:13.88 (do awansu do finału zabrakło 0.75 s). Obok Kraski do walki stanął też m.in. Konrad Czerniak (AZS UMCS Lublin), który indywidualnie odpadł w eliminacjach na 50 m stylem dowolnym. W wyścigu na 4×100 m stylem zmiennym udział wziął Majerski, co pozwoliło zająć miejsce dziewiąte i ustanowić rekord kraju 3:32.62 (tu do finału brakowało 0.25 s). Nie udało się sztafecie 4×200 m stylem dowolnym, w której z konieczności obok Kraski musiał wystąpić Kawęcki. Polacy uzyskali najgorszy czas eliminacji, ale po dyskwalifikacji Węgrów sklasyfikowano ich na 15. pozycji. Po falstarcie Majerskiego zdyskwalifikowano zaś sztafetę mieszaną 4×100 m stylem zmiennym, w której obok zawodnika AZS AWF Katowice płynęła jego klubowa koleżanka – Paulina Peda (tu także mógł być rekord Polski). Prócz przedstawicieli AZS do olimpijskiego finału udało się dostać jedynie Krzysztofowi Chmielowskiemu, który był ósmy na 200 m stylem motylkowym (w eliminacjach tej konkurencji odpadł Majerski). To były już czwarte z rzędu igrzyska bez polskiego medalu w pływaniu. Trzeba jednak pamiętać, że na naszej ekipie mocno odcisnęły piętno kłopoty Polskiego Związku Pływackiego, przez które do kraju musiała wrócić część reprezentacji. Taki los spotkał m.in. Dominikę Kossakowską (AZS AWF Katowice) i Jana Hołuba (AZS UMCS Lublin). Foto: Rafał Oleksiewicz (PressFocus)

XXXII LETNIE IGRZYSKA OLIMPIJSKIE TOKIO 2020

Trudno zebrać myśli

Osiem azetesiaczek reprezentowało Polskę w sportach walki. W taekwondo, szermierce i judo mieliśmy spore medalowe apetyty, ale skończyło się tylko jedną walką o brąz.

Szpadzistki miały przełamać fatalną olimpijską passę polskiej szermierki, która nie zdobyła medalu na igrzyskach od 2008 roku. Aleksandra Zamachowska-Jarecka i Renata Knapik-Miazga (obie AZS AWF Kraków), Ewa Trzebińska (AZS AWF Katowice) oraz Magdalena Piekarska-Twardochel (AZS AWF Warszawa) przed igrzyskami wygrały trzy z pięciu drużynowych Pucharów Świata i w rankingu olimpijskim ustępowały tylko Chinkom. Były murowanymi kandydatkami do podium. Na początku turnieju zespołowego, który od razu był ćwierćfinałem i dawał awans do strefy medalowej, Polki trafiły jednak na zawsze niewygodny zespół Estonii, który kwalifikację do Tokio uzyskał w ostatniej chwili (przez brak drużyny z Afryki). Przez siedem rund wszystko było pod kontrolą. Azetesiaczki prowadziły dwoma–trzema punktami i wydawało się, że nic złego nie może się stać. W ósmym pojedynku Jarecka przegrała jednak indywidualnie z brązową medalistką – Katriną Lehis 2:4 i Estonki po raz pierwszy objęły prowadzenie. W ostatnim pojedynku Trzebińska została trzy razy z rzędu trafiona przez Julię Beljajevą, rzuciła się do odrabiania strat, ale skończyło się przegraną 26:29. To był koniec marzeń o olimpijskim medalu. Polkom pozostała walka o miejsca 5–8. Nasze najpierw wygrały z Rosją (31:25), a potem przegrały z Amerykankami (26:33) i zakończyły turniej olimpijski na szóstym miejscu. Estonki zaś zostały… mistrzyniami po zwycięstwie w finale nad drużyną Korei. Indywidualnie szpadzistkom też nie poszło najlepiej, choć z dobrej strony pokazały się w konfrontacji z wyżej notowanymi rywalkami. Pierwszą rundę przebrnęły Zamachowska-Jarecka (po wygranej nad Rosjanką Wiolettą Kołubową 15:11) i Knapik-Miazga (po zwycięstwie nad Ukrainką Ołeną Krawacką 15:8). Pierwsza z nich miała duże szanse, by dostać się do ćwierćfinału, ale mimo prowadzenia 10:7 na 75 sekund przed końcem przegrała z wicemistrzynią z Rio – Włoszką Rossellą Fiamingo 13:15. Knapik-Miazga uległa zaś zawodniczce z Hongkongu Man Wai Vivian Kong 8:15. Trzebińska przegrała po dogrywce pierwszą walkę z Estonką Lehis. „Jestem wdzięczna za doświadczenie i dumna z bycia olimpijczykiem. Ostatnie lata były wymagające, ale niczego nie żałuję. Co będzie dalej? Czy drużyna szpadzistek ma szanse na odniesienie olimpijskiego sukcesu w Paryżu? W mojej ocenie będzie to zależne od wyciągniętych wniosków z naszej drogi do Tokio. Ja głęboko w to wierzę” – komentowała na swoim profilu Knapik-Miazga. „Marzyłam o medalu, nie udało się nam, ale taki jest sport. Estonki były (naj)lepsze, a my jesteśmy w czołówce światowej i to jest w dalszym ciągu historyczny wynik. Jestem dumna i wdzięczna, że mogłam reprezentować nasz kraj na kolejnych igrzyskach” – napisała Piekarska-Twardochel. Jedno zwycięstwo w olimpijskim debiucie zaliczyła Martyna Jelińska. Florecistka AZS AWF Poznań, która dostała się na igrzyska, wygrywając turniej ostatniej szansy, w pierwszej rundzie pokonała Chilijkę Katinę Proestakis 15:12, ale w drugiej trafiła na liderkę światowego rankingu – Rosjankę Innę Derigłazową. Po sensacyjnym 5:5 na początku skończyło się jednak przegraną 8:15. Szybko odpadła też Patrycja Adamkiewicz. Taekwondzistka AZS AWF Warszawa w pierwszej walce w kat. –57 kg trafiła na Chinkę Lijun Zhou i przez większość czasu wszystko przebiegało po jej myśli. Polka pierwszą rundę nieznacznie przegrała 2:3, ale w kolejnej wygrała 7:0 i prowadziła 9:3. Niestety w ostatniej części przeciwniczka całkowicie ją zdominowała, wygrywając 28:8 i całą walkę 31:17.

Foto: fb Agata Ozdoba-Błach

Adamkiewicz miała jeszcze szansę na start w repasażach i w efekcie walkę o brązowy medal, ale by tak się stało – Chinka musiała awansować do finału. Emocje skończyły się już w ćwierćfinale, bo Lijun Zhou uległa Kimii Alizadeh Zonouzi, kiedyś reprezentującej Iran, a w Tokio startującej pod flagą olimpijską 8:9. „Nie tak to wszystko miało wyglądać. Co tu dużo mówić. Taekwondo dało mi w życiu wiele powodów do radości, ale również czasami łamie mi serce. Taki jest sport. Czasami to kwestia szczęścia, niespodziewanego stresu czy po prostu braku sił. Niestety ludzie widzą tylko efekt końcowy. To, ile wysiłku włożyłam, żeby znaleźć się tu, gdzie jestem, mało kto wie. To, ile poświęciłam, ile straciłam, ile bólu i wyrzeczeń mnie to kosztowało wiedzą nieliczne osoby. Nie każdy może się pochwalić tytułem. Nie poddaję się jednak i walczę dalej” – napisała Adamkiewicz na swoim profilu. Dużo lepiej poszło startującej w kat. +67 kg Aleksandrze Kowalczuk, której przełożenie igrzysk pozwoliło wyleczyć kontuzję. W pierwszej rundzie zawodniczka OŚ AZS Poznań wygrała z Australijką Rebą Stewart 7:2. W ćwierćfinale uległa – co prawda – 4:11 Milicy Mandic, ale dostała szansę w repasażach. Serbka wygrała bowiem swój półfinał, dzięki czemu Polka mogła stanąć do konfrontacji z Kenijką Faith Ogallo. Zwycięstwo 15:7 dało jej prawo walki o pierwsze polskie podium na igrzyskach w Tokio. W rywalizacji o brązowy medal azetesiaczka spotkała się jednak z bardzo mocną Biancą Walkden. Brytyjka to trzykrotna mistrzyni świata i brązowa medalistka igrzysk z Rio de Janeiro. Nasza zawodniczka przed starciem konsultowała się ze swoją psycholog i wyglądała na rozluźnioną, ale przegrała 3:7. – Brytyjka pozbawiła mnie już niejednego medalu. Pierwszy był na mistrzostwach świata w 2015 roku, gdzie przegrałam przez małe faule. Piąte miejsce to świetny wynik i gdyby ktoś zapytał mnie przed igrzyskami, czy biorę go w ciemno, to wzięłabym. Teraz jest jednak straszny niedosyt. Jest mi bardzo przykro. Trudno zebrać myśli – mówiła zapłakana po swoim występie. Rozczarowana mogła być też jedyna reprezentantka Polski w turnieju judo. Startująca w kat. –63 kg Agata Ozdoba-Błach też była blisko sukcesu. W pierwszej rundzie zawodniczka AZS AWF Wrocław mierzyła się z Ekwadorką Estefanią Garcią, wygrywając z nią pewnie w niespełna półtorej minuty. W 1/8 finału czekała dwukrotna wicemistrzyni świata Miku Tashiro z Japonii. Polka sprawiła olbrzymią sensację, gdy po niespełna dwóch minutach wykonała akcję, za którą sędziowie najpierw przyznali jej punkt, a po wideoweryfikacji zdecydowali, że była to akcja na ippon. Oznaczało to porażkę jednej z faworytek, która długo nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Ćwierćfinał z Włoszką Marią Centracchio był bardzo wyrównany i zakończył się dogrywką. Żadna z zawodniczek nie mogła w tym czasie przeprowadzić punktowej akcji i obie zbierały kary za pasywną walkę. Polka ostatecznie uzbierała ich trzy, choć jej postawa niczym nie różniła się od postawy rywalki. Oznaczało to jednak porażkę i repasaże, w których Ozdoba-Błach walczyła z Wenezuelką Anriquelis Barrios. To ona wykonała akcję za punkt, który dał prawo walki o brąz. Debiutująca w igrzyskach azetesiaczka zakończyła tym samym olimpijskie zmagania na siódmym miejscu. „To dużo i mało. Do ostatniej chwili każdej z przegranych walk wierzyłam w jej pozytywne zakończenie i zdobycie medalu. Byłam na ten medal gotowa. Niestety nie było mi to pisane” – skomentowała judoczka na swoim profilu.

XXXII LETNIE IGRZYSKA OLIMPIJSKIE TOKIO 2020

Krótka piłka

To nie był udany występ naszych tenisistów. Na korcie i przy stole troje azetesiaków szybko zakończyło swoje olimpijskie zmagania.

Kamil Majchrzak w pierwszej rundzie trafił na Serba Miomira Kecmanovicia – tego samego, z którym przegrał kilka miesięcy wcześniej na początku Australian Open. Historia niestety się powtórzyła. W pierwszym secie zawodnik AZS Łódź, który olimpijski debiut zaliczył dzięki wycofaniu się rywali, długo stawiał opór i przegrał po jednym przełamaniu. Dużą szansę na wyrównanie stracił w ósmym gemie, nie wykorzystując breakpointów. Za to w drugiej partii Kecmanović wygrał cztery pierwsze gemy i kontrolował przebieg gry. Odniesiona w potwornym upale porażka 4:6 i 2:6 nie była niespodzianką, bo Serb zajmował 50. miejsce w światowym rankingu ATP, a Polak 115. – Nie bałem się rywala, ale chyba nie poradziłem sobie z emocjami związanymi z debiutem na igrzyskach, chęcią zaprezentowania się z jak najlepszej strony. Być może sam narzuciłem sobie zbyt dużą presję – komentował Majchrzak. Nie za długo pograła także Magda Linette. Najpierw tenisistka AZS Poznań mierzyła się w singlu z trzecią rakietą światowego rankingu, Białorusinką Aryną Sabalenką i przegrała 2:6 i 1:6. Co ciekawe, po trzech gemach pierwszej partii poznanianka miała na koncie przełamanie i prowadzenie 2:1, ale był to ostatni miły moment w tym spotkaniu. – Miałam wtedy szansę, ale niestety jej nie wykorzystałam. Szkoda, bo to był moment, w którym mecz mógł ułożyć się inaczej, bo rywalka na początku grała nerwowo – mówiła Linette w rozmowie z polskimi dziennikarzami. Niestety z podobnym efektem Polka zakończyła swój udział w turnieju deblowym. Grając w parze z Alicją Rosolską, uległa Amerykankom Bethanie Mattek-Sands i Jessice Peguli 1:6, 3:6. Najbardziej zadowolona może być Natalia Bajor, która olimpijski debiut zaliczyła w drużynowym turnieju pingpongistek. Polki w 1/8 finału trafiły na Koreę i choć wydawało się to niemożliwe, postawiły się rywalkom. W pierwszym deblowym meczu Bajor w parze z Natalią Partyką odrobiły dwa sety straty i mogły wygrać w piątej partii, ale skończyło się 11:13. Podobna sytuacja przytrafiła się w pojedynku singlowym. Zawodniczka AZS UE Wrocław na swoją korzyść rozstrzygnęła trzecią i czwartą partię, ale decydującego seta 11:5 wygrała Shin Yubin. Oznaczało to zwycięstwo Korei 3:0, bo nasza Li Qian swoje spotkanie gładko przegrała. – Szkoda pierwszego pojedynku, w którym z Natalią miałyśmy trzy piłki meczowe. Zagrałyśmy bardzo dobry mecz i niewiele zabrakło do sukcesu. Ze starcia z Shin Yubin również mogę być zadowolona. Dałyśmy z siebie wszystko, co mogłyśmy. Zobaczyłam od środka, jak wyglądają igrzyska i teraz myślę już o Paryżu 2024, bo znowu chcę poczuć tę wyjątkową adrenalinę – komentowała tenisistka stołowa AZS.

Mogło być lepiej

Drugą, piątą i szóstą pozycję wywalczyli nasi zawodnicy podczas igrzysk paraolimpijskich. Miejsce na podium udało się obronić Michałowi Derusowi.

Lekkoatleta AZS PWSZ Tarnów startował w kategorii T47 wśród zawodników z upośledzeniem ręki. W biegu eliminacyjnym na 100 m zajął drugie miejsce z czasem 10.73 s, przegrywając jedynie z Brazylijczykiem Washingtonem Juniorem i wyraźnie oszczędzając się na finiszu. W biegu finałowym tarnowianin osiągnął rezultat 10.61 s, obok rekordu życiowego ustanawiając nowy rekord Europy. Złoty medal zdobył najszybszy na świecie Brazylijczyk Petrucio Ferreira dos Santos, który rezultatem 10.53 s poprawił własny rekord olimpijski. Polak obronił tym samym tytuł wicemistrza wywalczony w Rio de Janeiro. – Pięć lat na to czekałem. Powiem szczerze, że po przyjeździe tutaj nie wiedziałem, czego oczekiwać. Mogło być lepiej. Popełniłem błąd na drugim, trzecim kroku. Wybiło mnie to z rytmu, ale na szczęście udało się odrobić. Cieszę się jednak z tej „srebrnej klątwy”, bo nie miałem zbyt dużych oczekiwań związanych z Tokio. Myślałem, że zadowoli mnie każdy medal, nawet brązowy – skomentował na gorąco. Więcej o jego sukcesie na str. 299. Anna Trener-Wierciak dołączyła do paraolimpijskiej ekipy w ostatniej chwili. Brązowej medalistki z 2016 roku miało nie być w Tokio, bo po poważnej kontuzji w 2019 roku i przerwie trwającej przez kolejny rok nie zdołała wywalczyć miejsca w kadrze. Niespodziankę sprawił jej Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski, który dla chorującej na stwardnienie rozsiane zawodniczki AZS AWF Kraków wystosował imienne zaproszenie. – Te igrzyska po prostu nie mogły odbyć się beze mnie – komentowała lekkoatletka specjalizująca się w skoku w dal, dla której najważniejszy był sam udział w zawodach. Wywalczyła w nich piąte miejsce po skoku na odległość 4,33 m (w kategorii T38). „Tej radości nie da się opisać. Byłam w Tokio, a miało mnie tu nie być” – napisała na swoim profilu na Facebooku. Na paraigrzyskach wstąpił też Wojciech Makowski. Niewidomy pływak AZS AWF Wrocław zajął siódme miejsce w finale na 50 m stylem dowolnym (czas 27.83 s), a później był szósty na koronnym dystansie 100 m, na którym bronił srebrnego medalu z Rio de Janeiro (czas 1:10.55). – Na tyle pozwoliły moje możliwości. Czuję niedosyt i rozczarowanie, ale to naturalne. To część sportu i muszę to zaakceptować. Trzeba uczciwie powiedzieć, że naszły na siebie okoliczności zupełnie niezwiązane z treningiem. Nie udało mi się tutaj dobrze zaaklimatyzować. Straciłem czucie wody, ułożenie ciała. W głowie wydłużył mi się basen. W większej części forma, którą miałem przygotowaną, uleciała – komentował pływak startujący w klasie S11.

Azetesowski nokaut

Dwanaścioro spośród piętnaściorga medalistów igrzysk olimpijskich w Tokio reprezentujących barwy AZS wzięło udział w uroczystym spotkaniu, które odbyło się w progach Uniwersytetu Warszawskiego. Zawodnicy odebrali pamiątkowe listy gratulacyjne oraz nagrody finansowe przygotowane przez AZS.

Aż dziewięć z czternastu polskich medali w Tokio zdobyli sportowcy AZS. – Zawsze mieliśmy świadomość, że liczbowo stanowimy dużą ekipę, bo jest nas przecież w AZS około 40 tysięcy, ale ta uroczystość pokazała też, jak mocną jesteśmy rodziną. Dziewięć z czternastu medali to znakomity dorobek. Bardzo mnie cieszy, że niemal wszyscy nasi medaliści zdołali przyjechać. Ale cieszę się też, że było wielu trenerów, masażystów, prezesów klubów, przedstawicieli sponsorów. Wszyscy zobaczyliśmy, że jesteśmy silni i wszyscy wiele możemy. Panował duch wspólnoty, bardzo mnie to cieszy – mówił prezes AZS Alojzy Nowak. W spotkaniu udział wzięli zawodnicy AZS AWF Katowice: Anita Włodarczyk, Justyna Święty-Ersetic, Justyna Iskrzycka, Paweł Fajdek i Karol Zalewski, AZS AWF Warszawa: Agnieszka Kobus-Zawojska i Dariusz Kowaluk, AZS UMCS Lublin – Malwina Kopron, AZS UMK Toruń – Katarzyna Zillmann, AZS Politechniki Opolskiej – Dawid Tomala, AZS AWF Kraków – Maria Sajdak i AZS Łódź – Kajetan Duszyński. – Można powiedzieć, że jako AZS zrobiliśmy nokaut. Cieszę się, że aż pięcioro medalistów jest z mojego klubu AZS AWF Katowice. Jest on nazywany szkołą mistrzów i igrzyska to pokazały. Ja dołączyłam do AZS AWF Katowice w 2019 roku. Najpierw dwa lata nie startowałam, ale jak wróciłam, to z przytupem – mówiła Anita Włodarczyk. Trzykrotna złota medalistka igrzysk olimpijskich w rzucie młotem nie ukrywała, że przeszła wiele, by zdobyć to trzecie złoto. – Zapisałam się nim w historii światowego sportu. Dwa lata temu jeszcze nie było wiadomo, czy wrócę do sportu, ale ja wierzyłam. W tym roku byłam spokojna, bo wiedziałam, że forma przyjdzie na igrzyska. A kiedy tak naprawdę uwierzyłam w złoto? Po eliminacjach w Tokio – dodała. Inna zawodniczka AZS AWF Katowice i jednocześnie studentka katowickiej AWF Justyna Święty-Ersetic podkreśla rolę AZS w życiu wielu sportowców. – To, że jestem w AZS, ma dla mnie ogromne znaczenie. Od 11 lat reprezentuję AZS AWF Katowice i równolegle studiuję. Cieszę się, że mogę prowadzić tę swoją ścieżkę dwutorowo. Sport kiedyś się kończy, więc to jest bardzo ważne, by mieć łatwiejsze wejście w nową przyszłość – mówiła. Dwa wywalczone w Tokio medale – złoty i srebrny – nie znalazły jeszcze w domu Święty-Ersetic szczególnego miejsca. – Chwilowo przechowuję je w pudełku, ponieważ ciągle gdzieś ze mną jeżdżą. Jeszcze do końca nie dotarło do mnie to, co udało nam się osiągnąć, bo to szaleństwo ciągle trwa – śmiała się lekkoatletka.

W spotkaniu wziął udział także Dawid Tomala, sensacyjny złoty medalista igrzysk w chodzie na 50 kilometrów. – Uwielbiam AZS Politechniki Opolskiej, jestem wdzięczny, że kiedyś wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Siła AZS jest bardzo duża i mnie też niesie. Szczerze myślałem, że powalczę w Tokio o miejsce w pierwszej dziesiątce. O tym marzyłem, bo patrzyłem na to realnie. Tam byli wielcy zawodnicy. Na trasie wszystko się zweryfikowało, dobrze, że zaczęło mi się nudzić – opowiadał Tomala. – Sport pomaga nauce, a nauka sportowi. W obu przypadkach trzeba mieć pasję, być wytrwałym, trzeba umieć powstać po porażce. To jest bardzo ważne – dodał prof. Nowak. Foto: Paweł Skraba

This article is from: