30 minute read

Inicjatywy

Z Pawłem Szlotawą rozmawiam o Galerii Przedpokój, którą prowadzi we własnym mieszkaniu.

Jak wpadł ci do głowy pomysł na galerię?

Advertisement

Zanim zacząłem studiować w Łodzi, przez pół roku mieszkałem w Poznaniu studiując historię sztuki, gdzie miałem znajomych na UAPie i oni wciągnęli mnie w wernisaże, życie studencko artystyczne. Właśnie dzięki nim trafiłem na ciekawy wernisaż. Mega się w ogóle zdziwiłem się, bo trafiłem do prywatnego mieszkania, do kogoś do kuchni, po prostu była jedna biała ściana, gdzie wisiały rzeczy, reszta była w takim okropnym żółtym kolorze. Co się potem okazało: to było tak zwane AK-30, poznańska inicjatywa. To było trzydzieści dni wystaw, we własnym mieszkaniu, przez 30 dni prowadzili galerię i codziennie coś się zmieniało. Jak się o tym dowiedziałem, stwierdziłem po prostu, że to jest fenomenalne, po prostu super. Potem wyprowadziłem się z Poznania, przyjechałem do Łodzi, mieszkałem sobie przez dwa lata, no i funkcjonując na uczelni tak sobie pomyślałem, kurcze, nie ma u nas niczego takiego. No i tak się narodził pomysł na Galerię Przedpokój. Jak sama nazwa wskazuje galeria jest po prostu naszym przedpokojem, nic więcej nie potrzeba oprócz własnego mieszkania.

Co z sąsiadami?

Jeżeli chodzi o nasze założenia, stwierdziliśmy, że będziemy się starać zamknąć

nie trzeba wiele wystarczy chcieć wystarczy działać

wystarczy chcieć wystarczy działać

to w granicach akademii sztuk pięknych, Często nawet nie mamy pojęcia o tym, co robi osoba, którą mijamy na korytarzu, a też jesteśmy na tyle małą społecznością, że każdy każdego kojarzy, ale nikt tak ze sobą nie rozmawia. Żeby to jakoś przeskoczyć, przełamać stworzyliśmy naszą galerię. To nie jest też tak, że osobom z zewnątrz mówimy nie. Raz na przykład przyszła bardzo miła starsza pani i powiedziała, że ona już przy pierwszej edycji chciała dotrzeć, student mówi, student radzi ale nie wiedziała jak, przy drugiej już jej się udało i tak dopytywała o to co my robimy, jak na tych studiach, bo ona chodzi do domu seniora na zajęcia na których maluje. Raz przyszła też sąsiadka w kapciach, bo mówiła, że tak widziała, że coś się dzieje, to chciała sprawdzić, także też pojawiają się takie osoby. A jak działa to finansowo? Przez dwie edycje funkcjonowało to tak, że ludzie, którzy się wystawiają, robili zrzutkę. Staramy się być niezależni finansowo, żeby nikt nam, że to tak ujmę, z buciorami nie wszedł, żeby to zostało po prostu studenckie.

Kto może się wystawić w galerii i na jakie prace jesteście nastawieni?

Przy pierwszej edycji, osoby, które się wystawiały znałem osobiście, po prostu pro-

ponowaliśmy im wystawy. Teraz stwierdziliśmy, że zrobimy open calla. Przyjmujemy więc wszystko, nie ma ograniczeń, my po prostu udostępniamy przestrzeń, to jest przestrzeń dla Ciebie. To czy ty pokażesz rzeźbę, która zajmie 90% galerii czy płaski wydruk na ścianie, to już jest zależne od twojego pomysłu. Jesteśmy otwarci.

Masz jakąś wizję tej galerii na przyszłość?

Jeżeli chodzi o przyszłość, chcemy to prowadzić jak najdłużej, póki jesteśmy w stanie, póki możemy. Śmialiśmy się, że zwieńczeniem istnienia galerii będzie nasza obrona dyplomów w tej przestrzeni i to będzie ostatni wernisaż. Staramy się pokazać ludziom, nie trzeba nie wiadomo jakiej przestrzeni, nie wiadomo czego, żeby cokolwiek zrobić, wychodzić z inicjatywą, gromadzić ludzi i pokazywać, jak nie siebie, to innych. Więc plany są takie, żeby to kontynuować.

Co jak się wyprowadzicie?

No...to jest pytanie...z chęcią przekazalibyśmy to dalej. Tak naprawdę galeria może być w każdym przedpokoju, każdym korytarzu czy w każdej łazience. Mam nadzieję, że nawet jeśli się wyprowadzimy i Galeria Przedpokój zniknie jako przedpokój z ul. Rewolucji 1905, 46 mieszkania 7, idea nadal gdzieś tam przetrwa.

O kulisach projektowego wyzwania jakim jest POSTER TOSTER opowiada Witek Gretzyngier.

Jak zaczął się POSTER TOSTER? Skąd pomysł?

Pomysł zrodził się dość swobodnie, pewnego wieczora zadałem pytanie Ksaweremu i Wiktorowi co myślą o tym by zrobić coś w stylu Poster Jama albo Blank Poster, tylko ograniczone do naszego szkolnego środowiska. Podłapali i wspólnie stwierdziliśmy, że działamy.

Kto tworzy POSTER TOSTER?

Grupa organizacyjna składa się ze mnie (Witek Gretzyngier), Ksawerego Karczewskiego, Wiktora Pilipczuka, Szymona Perzanowskiego, Patryka Skoczylasa oraz Patrycji Gorzeli. Działamy w zasadzie niezależnie, ale większość z nas jest u Hakobo (Jakuba Stępnia) w pracowni i odkąd zdradziliśmy mu nasz plan, jest dla nas niezastąpionym wsparciem i bardzo mocno zaangażował się w nasze działania.

Jakie plakaty was interesują (digitalowe, ręczne) i kto może wziąć udział w kolejnych wyzwaniach, studenci wszystkich wydziałów?

Poster Toster polega właśnie na tym by jak najmniej się ograniczać, każdego rodzaju projekty są mile widziane i zachęcamy do eksperymentowania. Jedyne ograniczenia to luźne nawiązanie do podanego hasła oraz prezentacyjne specyfikacje technicz-

ne. Udział może wziąć w zasadzie każdy kto w jakimś stopniu jest związany z naszą uczelnią. Nie jesteśmy bardzo restrykcyjni pod tym względem. Wszyscy studenci, absolwenci, profesorzy, a nawet po prostu ludzie w jakiś pośredni sposób powiązani z akademią mogą śmiało zgłaszać projekty.

Czy plakaty raczej pozostaną na Instagramie czy planujecie jakąś wystawę na żywo?

Instagram jest główną i najwygodniejszą formą prezentacji plakatów, ale jak tylko będą okazje na zrealizowanie fizycznych wystaw to na pewno będziemy starać się takie zorganizować. Czasami by móc się zintegrować i przyjemnie spędzić razem czas robimy mini-imprezki w pracowni i prezentujemy wtedy premierowo nadesłane przez wszystkich projekty. To też jest wygodna i mało wymagająca (zwłaszcza finansowo) alternatywa dla wystaw. Zależy nam nie tylko na projektach, ale też na tym by lepiej się poznać, wymieniać spostrzeżenia, inspirować oraz uczyć się od siebie nawzajem.

Jak to działa od strony finansowej?

Jak na razie przede wszystkim wkład własny. Współpracy z Samorządem nie wykluczamy, ale też raczej staramy się stronić od zabawy w administracyjną papierologię i wo-

limy po prostu działać. ;)

Co planujecie w przyszłości?

To się okaże. Często rodzą się fajne propozycje współpracy takie jak łączone akcje z Distort Visual czy Krzyżówką. Może pojawi się jeszcze jakaś? Jesteśmy otwarci bardzo na takie inicjatywy. Na pewno chcielibyśmy zorganizować jakąś porządną wystawę i imprezę na mieście.

Basia Olejarczyk, absolwentka Wydziału Sztuk Wizualnych opowiada o Krzyżówce, czyli jak pomysł na mural przekształcił się w społeczną inicjatywę na Starym Rynku.

Technowernisaż Bo przecież sztuka jest dla ludzi

Skąd pomysł na Krzyżówkę?

Mieszkam na Starym Rynku, wymyśliłam sobie, że na dyplom magisterski chcę połączyć pracownie Intermediów i Obrazu, głównie dlatego, żeby mój dyplom nie zajął mi całego czasu, bo chciałam w międzyczasie pracować i sama się utrzymywać. Pierwszym pomysłem było stworzenie muralu z mieszkańcami Starego Rynku - moimi sąsiadami, na Starym Rynku, w sercu Łodzi. Miałam taką potrzebę, żeby jakoś podziękować tej Łodzi, za to że mnie tak ciepło przyjęła (pochodzę z Podkarpacia i długo borykałam się z poczuciem, że nie mam swojego miejsca na ziemi, bo nie miałam domu w Łodzi ani w Radymnie).

Skąd taka nazwa?

Musiałam na zaliczenie wymyślić całą koncepcję dyplomu, pomysł muralu został, ale musiał być rozbudowany, szybko okazało się, że nie mogę połączyć dwóch pracowni,

prof. Aleksandra Gieraga bała się ingerencji w tkankę miasta, prof. Wiesław Karolak jednak pchał mnie do działania. Pod koniec semestru wiedziałam już, że na dyplom z malarstwa stworzę serię obrazów inspirowanymi tagami, które pojawiają się w Łodzi, dlatego w pracowni Intermediów też zdecydowaliśmy się na słowa. Tak pojawił się pierwszy zarys Krzyżówki, muralu o Łodzi, który będę/namalowałam z mieszkańcami. W nawiązaniu do poezji konkretnej stworzyłam pierwszy zarys/projekt muralu, przypominał kształt krzyżówki słownej. Nazwa na całą inicjatywę przyszła sama, słowo „krzyżówka” mówi o wszystkim, nawiązuje do kształtu ulic w Łodzi, które się ze sobą krzyżują i do ludzi, którzy poznają się na Krzyżówce a ich drogi krzyżują się.

Jak wygląda udział mieszkańców w wydarzeniach Krzyżówki? Czynnie uczestniczyli i pojawiali się na wydarzeniach czy raczej sporadycznie?

Na pierwsze spotkanie Krzyżówki zaprosiłam wszystkich mieszkańców wrzucając im do skrzynek listy z zaproszeniem, z rozdanych ok 200 zaproszeń skorzystało ok. 7 sąsiadów, to był pierwszy krok, z każdym tygodniem wiedziało o nas coraz więcej ludzi, którzy zaczęli się angażować w działania, byli to nie tylko mieszkańcy Starego Rynku, ale też mieszkańcy całej Łodzi, którzy korzystali z darmowych warsztatów.

Ciężko było rozkręcić cały pomysł, czy ludzie chętnie się włączali?

Na początku wiedziałam, że nie dam sama rady realizować wszystkich moich założeń, więc dzwoniłam do różnych osób, które mogłyby mi pomóc w starcie (i w promocji), na pierwsze spotkanie umówiłam się z Teresą Latuszewską-Syrdą, prezeską Fundacji Urban Forms, to była pierwsza osoba niezwiązana z ASP, która wsparła moje działania. Dariusz Leśnikowski - dyrektor Galerii Miejskiej w Łodzi po naszym pierwszym spotkaniu też wsparł moje działania, przy czym zależało mi na obronie na Starym Rynku, udało się to dzięki udostępnieniu mi Galerii Bałuckiej i zorganizowanie wystawy, podczas której odbyła się moja obrona magisterska. Później Krzyżówka zaczęła się sama rozkręcać, nowe pomysły łączyły się z różnymi ludźmi, niektórych poznawałam na warsztatach, innych zaczepiałam na Facebooku.

Czy tylko ty ciągniesz tą całą inicjatywę czy ktoś ci w tym pomagał?

Głównie działam w pojedynkę, na początku pomagali mi przyjaciele, później nawiązane znajomości podczas Krzyżówki pomogły mi w prowadzeniu działań.

Skąd fundusze na całe przedsięwzięcie?

Krzyżówka to działanie oddolne, więc funduszy nie mam wcale, w ubiegłym roku udało mi się zebrać kilka groszy za organizowanie Targów na Przystanku Architektura. Wszystko co zarobię takimi środkami przeznaczam na kolejne warsztaty albo na promocję na Facebooku. Na mural dostałam skromne środki z Festiwalu Techniki Nauki i Sztuki. Próbowałam też na Patronite, ale to walka z wiatrakami. Warsztaty malarstwa intuicyjnego zorganizowałam dzięki uprzejmości różnych ludzi, którzy dali nam farby, malowaliśmy na tym co znalazłam na ASP, na kawałkach drewna, na tekturkach. Instytucje też czerpią na Krzyżówce, udostępniają mi różne materiały w zamian za organizacje warsztatów, np. Warsztaty Haftu zorganizowałam dzięki zaangażowaniu Obszaru Wspólnego, który miał mulinę i Galerii Miejskiej, która udostępniła nam tamborki. Warsztaty kolażu zorganizowałam w Bałuckim Ośrodku Kultury za darmo, zebrałam różne rzeczy do wykorzystania, Ośrodek udostępnił nam miejsce i podstawowe materiały. Na Bałuckim Biglu Bałucki Ośrodek Kultury kupił nam materiały na warsztaty malowania doniczek. Trzeba kombinować! Jestem Zero Waste!

Składałaś jakieś wnioski o dofinansowania?

Składałam kilka wniosków i większość została odrzucona z błahych powodów. Żeby dostać mini grant (do 10 tys. zł) trzeba być stowarzyszeniem, fundacją (to kosztuje i trzeba mieć członków, dodatkowo trzeba się bawić w papierologię), lub mieć zaprzyjaźnioną jednostkę, która będzie mogła się rozliczyć finansowo z urzędami. Czasami pojawiają się mini granty dla grup nieformalnych (min. 3 członków), ale wtedy trzeba mieć za plecami zaprzyjaźnioną fundację albo stowarzyszenie, która w Twoim imieniu złoży wniosek.

Czy musiałaś ustalać z administracją placu Kościelnego działania ingerujące w przestrzeń publiczną?

Stary Rynek należy do miasta, ale to przestrzeń publiczna, więc nigdy nie starałam się o żadne pozwolenie, przy organizacji muralu korzystałam ze zmywalnych materiałów (kreda w spreju), takie działania są legalne bo nie są stałe, więc nie trzeba na nie pozwoleń. Wymiany roślin na Starym Rynku przyciągają najwięcej osób (nawet do 300), ale nie jest to w świetle prawa nielegalne, wymiany są barterowe, nikt nic nie sprzedaje, nie jest to spotkanie polityczne (takie trzeba zgłaszać). Czytelnia, która od tego roku będzie się nazywać Książkodzielnią przez pierwszy rok

przetrzymywałam na początku u siebie, w komórce. Na jednym ze spotkań z mieszkańcami poznałam Pawła, który należy do Spółdzielni Mieszkaniowej Stary Rynek 2. Chciałam stworzyć tablicę informującą, po krótkiej rozmowie Paweł sam zaproponował, że książki możemy przytrzymywać w tym pomieszczeniu, w końcu nie musiałam targać książek co niedzielę na Stary Rynek! Za prosty remont dostałam klucze, niektórzy sąsiedzi pomagali nam nawet w remoncie, farby dostałam od Fundacji Urban Forms, gips od sympatyczki Krzyżówki, przy remoncie pomagali przyjaciele. Pierwszy regał dostałam od Stowarzyszenia Przyjaciół Starego Miasta.

To jest tak, że przychodzi ci do głowy pomysł i starasz się go zrealizować czy od drugiej strony, trafia się okazja i starasz się ją wykorzystać?

Pomysł na Targi wpadł od sąsiadki i koleżanki Ady, która przekonała mnie, że to świetny pomysł. Pierwsze targi zorganizowałyśmy wspólnie w Casablance, ale okazało się, że jest tam za mało miejsca, dlatego na wiosnę szukałyśmy innej lokalizacji. Udało się na Przystanku Architektura, bo oni szukali wydarzeń, które ich wypromują, a my szukaliśmy miejsca - połączyliśmy siły. Z Przystanku nie znałam nikogo, ale po pierwszym telefonie umówiliśmy się na spotkanie i już wtedy byliśmy zgodni, że

Targi to fajny pomysł na wspólne działanie. Na Starym Rynku nie mogliśmy zorganizować z różnych powodów, po pierwsze musielibyśmy płacić pieniądze miastu za użycie Starego Rynku, ale Krzyżówka nie ma hajsu. Na Starym Rynku jest też mega gorąco i nie ma toalet publicznych.

Jaki dałabyś dobry praktyczny tip ludziom, którzy nadal studiują, albo myślą o studiach na aspie?

Studia na ASP niczego Wam nie gwarantują, dlatego bardzo ważne jest, żeby się angażować w projekty niezwiązane z uczelnią. Praca, wolontariat, warsztaty, wystawy - dzięki dodatkowym zajęciom nauczycie się pracy w grupie i rozmowy. Takie działania też przydadzą się w CV :)

Sztuka i techno. O tym, jak urodziny przerodziły się w techno imprezę z wernisażem opowiada Ewa Chodzicka, która stoi za całym pomysłem.

Po prostu

Skąd pomysł na takie wydarzenie?

Wiesz co, pomysł w ogóle nie był związany ze zrobieniem jakiegoś artystycznego wydarzenia, bo zaczęło się od tego, że w międzyczasie miałam urodziny i chciałam zrobić imprezę, a potem to się tak przeistoczyło, od rozmowy do rozmowy ze znajomymi i stwierdziliśmy, że zamiast urodzin moglibyśmy zrobić fajną imprezę dla ludzi z ASP i ostatecznie te urodziny gdzieś tam w ogóle zostały zapomniane, po prostu chcieliśmy zrobić dobrą imprezę.

Większość rzeczy robiłaś sama czy miałaś jakiś pomocników?

Pierwszą edycję robiłam sama, to znaczy miałam ludzi, którzy mi w tym pomagali, ale większość robiłam sama i to było dla mnie zdecydowanie za dużo, organizacja takiego wydarzenia jest czymś mega skomplikowanym i pożarło mi to jakieś dwa tygodnie z życia. Druga edycja wyglądała tak, że ludzie z WiMy, właściciele studia fotograficz-

nego, w którym impreza była organizowana, oni się tym zainteresowali, tylko, że chcieli na tym zarobić i nieco inaczej to sobie wyobrażali.

Jak trafiłaś więc do studia foto na WIMiE?

Wiesz co, ja po prostu stwierdziłam, że fajnie byłoby zrobić imprezę w Wi- Mie i po prostu zaczęłam szukać przestrzeni. Znalazłam to miejsce, napisałam maila, spotkaliśmy się potem na 15 min, żeby pogadać o tym jak ja to sobie wyobrażam i zgodzili się na to.

Brzmi to niesamowicie prosto, wow.

Bo tak było. Wszystko się zrodziło bardzo spontanicznie, nie było żadnego planu, po prostu od rozmowy do rozmowy wyszedł koncept na to, żeby to zrobić.

Wspominałaś o tym studiu, to podczas pierwszej edycji wynajęcie wiązało się z jakimiś kosztami?

Tak, my to wynajęliśmy, ale to było bardzo tanie, chyba około 100 zł.

Za całą noc tej imprezy?!

Tak, tak. Nie spodziewałam się, że tyle osób przyjdzie.

Jak rozwiązywałaś kwestię finansów?

Pamiętam, że częściowo zapłaciłam za tą przestrzeń, a ostatecznie wydaje mi się, że osoby wystawiające swoje prace składały się na niektóre koszta.

Jakie jest twoje ogólne wrażenie z organizowania takiego wydarzenia?

No przede wszystkim to, że ja mam tendencję do brania na siebie za dużo, a samemu nie da się wszystkiego unieść, że to trzeba dobrze podzielić między odpowiedzialnych ludzi, którzy nie tylko są pod tobą, ale robią to Z Tobą, że są na takim samym poziomie zaangażowania. To jest ważne.

Tomasz Armada

Zajęcia w której pracowni z ASP najbar-

Zajęcia praktyczne, na warsztatach ubioru, tkaniny, dzianiny, sitodruku. Na nich najwięcej można było się nauczyć ,były prowadzone przez wykwalifikowanych praktyków.

Czy twój dyplom miał jakąś dalszą historię? Do czegoś ci się przydał? Wędrował po wystawach, konkursach?

Mój dyplom- kolekcja ubioru, miał swoją premierę pół roku przed obroną dyplomu, pokazywałem go wielokrotnie na wielu pokazach mody- łącznie 9- m.in. na FashionStage fesitwalu Opener, na zamknięciu Lava Festiwal w Krakowie, wygrałem nim konkurs Eco Made. Był pokazywany na wielu wystawach zbiorowych. Fotografie kolekcji były prezentowane na łamach wielu magazynów modowych min. Elle, Harper’s Bazaar, I-D, Kmag itd.

Jak czujesz się po skończeniu ASP i czy za czymś tęsknisz?

Bardzo cieszę się, że skończyłem ASP.

Tęsknię za czasem kiedy mogłem spędzać całe dnie w pracowniach (1 i 2 rok), bo nie miałem wtedy nic innego do roboty.

Czy w momencie skończenia studiów płynnie, od razu zacząłeś pracę czy był jakiś okres poszukiwań, itp.?

Rozpocząłem pracę zawodową w trakcie studiów, udało mi się skończyć tylko licencjat, bo praca zawodowa bardzo mnie pochłonęła i dlatego musiałem zrezygnować ze studiów drugiego stopnia.

Co robisz obecnie?

Wciąż projektuję ubrania, ale w głównej mierze jestem artystą sztuk wizualnych. Prezentuję swoje projekty w formie wystaw, pokazów, performensów i wydarzeń artystycznych. Zdarza mi się samemu być performerem. Oprócz tego realizuję projekty video, filmowe i teledyski. Pracuję także jako projektant dla innych marek, oraz jako kostiumograf w wielu teatrach w Polsce, lub z poszczególnymi artystami, reżyserami, performerami, choreografami, tancerzami, artystami estradowymi itd.

Czego nie dowiedziałaś/eś się, nauczyłeś się na Akademii, a czujesz, że powinieneś?

Według mnie Akademia nie przygotowuje w żadnym stopniu do rzeczywistej pracy w zawodzie. Uczymy się jedynie rzemiosła i w niewielkim stopniu rzeczy teoretycznych, które mają niewielkie przełożenie na rzeczywistość i praktykę. Po studiach nie wiemy jak pisać o swojej pracy, jak wycenić swoje prace, jak prowadzić rozmowę na temat wynagrodzenia, jakie są stawki. Nie wiemy jak produkować wydarzenia, jak koordynować produkcję, jak założyć działalność, jak prowadzić księgowość.

Jaką radę Przekazałbyś studentom, którzy nadal studiują na ASP?

Im wcześniej oderwiesz się od bańki jaką jest niewątpliwie ASP, tym pęknięcie i upadek z tej bańki będzie mniej bolesny. Pracuję zawodowo od 2 roku studiów i nikt ani razu nie zapytał mnie o dyplom czy wykształcenie. Pracowałem w wielu instytucjach: muzeach, galeriach, fundacjach, firmach. Liczą się tylko zrealizowane przez ciebie projekty, mocne portfolio.

Paulina Adaszek

Zajęcia w której pracowni z ASP najbar-

Na pewno Anka Wrzesień u nas, od projektowania graficznego, typografii, generalnie, od projektów wizualnych. Dużo mi to dało, bo teraz siedzę i tak w większości w grafice. No, a tak to Boguś Kciuk, bo on bardzo fajnie zwrócił uwagę na wszelkie użytkowania a propos produktu.

Co robisz obecnie?

W większości pracuję jako grafik i motion designer,a poza tym jako dj. Więc studia dały mi dużo pod kątem samej realizacji obrazu, przygotowania wszelkich animacji, pod konkretne obrazy, ekrany.

Animacji uczyłaś się sama?

Powiedzmy, że tak. Na pierwszym roku byłam u prof. Dziomdziory na AfterEffects, a po drugim roku robiłam praktyki, zrobiłam je z vjingu. Wtedy właśnie wróciłam do animacji i musiałam to sobie wszystko przypomnieć, ale tak, to nauczyłam się sama.

Wiem, że jesteś także częścią kolektywu vj-ingowego Visual Family Collective? Tworzycie go na potrzebę wydarzeń?

De facto cały czas ze sobą współpracujemy, bo to wygląda tak, że jak pracujemy przy eventach, to często się tym dzielimy, na zasadzie, że jak jest jakaś impreza i ktoś chce ją zrobić, to robi, czasem oddaje komuś innemu, czasem świecimy wszyscy. Chłopaki mają też różnych klientów, więc jak oni czasami czegoś nie mogą zrobić, to podrzucają mnie, czasami pracujemy razem.

Jak to się stało, że założyliście kolektyw?

Ja u chłopaków robiłam praktyki po prostu, te, o których wspominałam wcześniej. Na tyle dobrze mi się pracowało z nimi, że już zostałam.

Załatwienie praktyk u nich było trudne?

Nie musiałam ich jakoś mocno przekonywać. Wszystko zaczęło się na marketingu, u pani Kasi. Mieliśmy zadanie, nawiązujące do tego, co nas interesuje i wtedy moi znajomi rzucili taki fajny pomysł, że jest ten vj-ing, a jako, że

interesowałam muzyką, fajnie by było wykorzystać swoje umiejętności dotychczasowe. Napisałam do chłopaków, że jestem świeża w animacji, no i jakoś to przeszło. Pierwsze swoje zlecenie miałam w marcu, a już w lipcu byłam na Audioriver.

Czego nie dowiedziałaś się, nauczyłaś się na Akademii, a czujesz, że powinnaś?

bardzo na uczelni brakowało mi tego, że tak naprawdę żaden projekt nie był skończony. Później widać to w pracy. Nie wiem czy miałam w zasadzie jakiś w 100% skończony projekt, bo czasami nie powstawały nawet prototypy. I przygotowanie plików do druku. Bo tego nikt nie uczył.

Jaką radę przekazałabyś obecnym i przyszłym studentom?

Żeby próbowali robić rzeczy poza zajęciami, czegoś innego niż mają na zajęciach, bo to fajnie rozwija i daje możliwości. Ale też, żeby się promować przez social media. Najlepiej na Instagramie. Tam zawsze jest największy odzew.

Aleksandra Milewska

Zajęcia w której pracowni z ASP najbardziej doceniasz i dlaczego?

Zdecydowanie Pracownię Tkaniny Dekoracyjnej. Jest tam trochę tak, że można się razem napić kawy, zjeść lunch i pogadać o różnych rzeczach, uważam, że to też jest potrzebne, żeby nie tylko wpadać i wypadać. Dominika Krogulska, która prowadzi tam zajęcia bardzo zachęca do eksplorowania i angażowania się w ponadprogramowe zadania, wychodzące poza ramy pracowni.

Tobie też zdarzyło się w coś takiego zaangażować?

Wiesz co, już na pierwszym semestrze zrobiłam taką dużą tkaninę, która była robiona na tkalni, na uczelni, a po końcu studiów pojechała na Design Week w Eindhoven. Do tego robiłam też koce, które były już robione poza uczelnią, właśnie tylko i wyłącznie dlatego, że pani Dominika nawiązała kontakt z producentem, który zgodził się te rzeczy dla nas robić, no i ta współpraca nadal trwa. Dużo studentów produkuje właśnie tam różne koce. Poza tym pani Dominika zaprosiła o pracowni panią Izę, która prowadzi działalność polegającą na produkcji tkanin i w trakcie tej wizyty, spodobały jej się moje tkaniny,

i zaproponowała mi współpracę i to wszystko właśnie dzięki temu, że została zaproszona do pracowni przez prowadzącą. Z tego co wiem szykuje się też jakaś współpraca z IKEĄ.

Jak czujesz się po skończeniu ASP i czy za czymś tęsknisz?

Na pewno brakuje mi dostępu do technologii, takiego po prostu łatwego i przede wszystkim darmowego, bo, nie ukrywajmy, po studiach nie jest już tak prosto i za wszystko trzeba po prostu płacić i szukać i nie jest to takie hop siup.

Jak wyglądał moment, w którym skończyłaś studiować, łatwo przyszło znalezienie pracy, czy był okres poszukiwań?

Ogólnie jestem bezrobotna. To znaczy, nie jestem nigdzie zatrudniona. Niestety stało się tak, że jak zaczęłam szukać pracy, a zaczęłam jej szukać głównie za granicą, bo chciałam wyjechać, to zaczął się koronawirus i firmy po prostu przestały odpisywać. (rozmawiamy na początku maja 2020 roku- przyp. autorki) . Nie jest też tak, że nie robiłam nic, bo faktycznie weszłam we współ-

pracę, która zaowocowała projektem, który wszedł do produkcji i dostał nagrodę Must Have na Łódź Design Festival. Oprócz tego, od razu radzę studentom, żeby używali instagrama, bo okazuje się, że jest to jednak super platforma biznesowa. Ostatnio w kwietniu zaczęłam też współpracę z moją znajomą i razem stworzyłyśmy projekt upcyclingowej odzieży.

Dlaczego w takim razie szukałaś pracy zagranicą, a nie w Polsce?

Chodzi trochę o tkaninę, bo ta dziedzina jest tak wąska i nie ma takiego dużego wyboru tak naprawdę jeśli chodzi o firmy, które zajmują się tkaniną, tym bardziej taką konkretną, bo ja byłam na tkaninie żakardowej i dywanach i tym chciałabym się zajmować, co innego jest z tkaniną drukowaną, która jest dziś ogólnie łatwiejsza i bardziej ogólnodostępna i mi po prostu zależało na tym, żeby znaleźć pracę w takiej firmie, która będzie mi jak najbardziej odpowiadać, zarówno estetyką, a też która mnie najbardziej rozwinie. Gdybym znalazła pracę w Polsce, to też nie mówię nie, też jest taki problem, że firmy zajmujące się tymi tkaninami są w bardzo

w bardzo małych miejscowościach, tak też jest co prawda za granicą, ale chyba gdyby miała wybrać między super małą wioską w Polsce, a w Niemczech, to może pojechałabym jednak tam.

Czego nie dowiedziałaś się, nauczyłaś się na Akademii, a czujesz, że powinnaś?

Przede wszystkim całej tej otoczki marketingowo sprzedażowej, która jest traktowana, wydaje mi się po łebkach. Myślę, że trochę mało jest jakiś takich zajęć które uczyłyby odpowiedniej prezentacji naszych produktów.

Jaką radę przekazałabyś obecnym i przyszłym studentom?

Najważniejsza rada, to żeby brać jak najwięcej udziału we wszelkich wymianach, praktykach, jakiś wspólnych projektach i konkursach międzynarodowych i nie tylko, warsztatach, bo uważam, że to naprawdę bardzo dużo uczy i otwiera umysł i też po prostu ułatwia później współpracę z innymi i nawiązywanie kontaktów, myślę, że też takich różnych i biznesowych i takich jakiś po prostu taki na co dzień.

Bardzo ważne są praktyki, których ja zrobiłam mało, polecałabym to wszystkim, bo uważam, że pomaga to bardzo nie bać się później, ja na przykład trochę się boję, o to, czy jestem wystarczająco dobra, czy naprawdę coś potrafię, czy tego jak miałabym trafić do jakiejś większej firmy. Na praktykach jednak wciąż się jest studentem, który może popełniać błędy no i nic się nie stanie, jest się tam przez trzy miesiące i nawet jak się coś spieprzy no to trudno i tak się wraca znowu na studia. Myślę, że warto je robić. Polecam też nie bać się tego, żeby studiować dłużej niż krócej, bo niektórym zajmuje to więcej czasu, bo po sobie wiem, że czasami może warto, bo gdybym miała zostać architektem to pewnie bym płakała codziennie.

Marek Kuźmiński

Zajęcia w której pracowni z ASP najbardziej doceniasz i dlaczego?

Kluczowa była Pracownia Ergonomii Projektowej, dr hab. Anny Miarki. To tu sprowadzano nas na ziemię, tu poznawaliśmy wszelkie zasady i wytyczne projektowania dla ludzi. Dobrze zahartowało nas do późniejszej pracy w zawodzie. Z łezką w oku wspominam zajęcia i projekty. Wiele nauczyłem się w Pracowni Podstaw Projektowania (mgr Grzegorz Sowiński) gdzie od podszewki poznałem i nauczyłem się analizowania każdego przedmiotu, setki rysunków i godziny przemyśleń…

Czy twój dyplom Tumicoffe miał jakąś dalszą historię? Do czegoś ci się przydał? Wędrował po konkursach?

Zaczęło się od wystawy „Polish Young Designers” na Dutch Design Week 2019, potem kilka artykułów w polskich i zagranicznych magazynach. Top 10 w zestawieniu Najlepszych dyplomów portalu „Font nie czcionka” , Graduation Projects 2019. Teraz czekamy na nowe terminy Wystaw w Zlinie i Festiwalu Eco Designu w Bratysławie.

Właśnie dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że projekt dyplomowy zrobił całkiem dużo szumu wokół siebie (hahah). Spotkał się z głosami krytyki, którą najspokojniej w świecie przyjąłem - przysłowiowo na klatę, również wiele pozytywnych głosów, które zawsze pomagają w dalszym projektowaniu i chęci zmieniania świata (o ile to możliwe, ale to temat na inną rozmowę).

Jak czujesz się po skończeniu ASP?

O dziwo dobrze.

To były bardzo intensywne 3 lata, wiele nie przespanych nocy, wiele projektów, ale także wiele wspaniałych osobowości i imprez. Teraz mam czas dla siebie. Początkowo przez dobry miesiąc nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Nagle wszystko zwolniło, tak przynajmniej mi się wydawało, czułem, że nie wiem co ze sobą robić. Z ciągłej gonitwy gwałtownie trzeba było zwolnić. To bardzo dziwne uczucie, znacząco odczuwasz ulgę, że wszystko się już skończyło, ale z drugiej strony czujesz się jak stary smartfon po premierze nowego modelu. Dopiero po jakimś czasie zaczynasz się tak naprawdę przyzwyczajać się do nowej sytuacji.

Co robisz obecnie?

Obecnie mam „gap year”, czyli przerwę od studiowania, pracuję przez co mam bardzo mało czasu na własne projekty i korzystanie z życia, niestety nie jest to praca w zawodzie. Ciągle jestem w trakcie poszukiwań. Zmieniłem również całkowicie środowisko, gdzie zaczynam wszystko na własną rękę.

Czego nie dowiedziałaś się, nauczyłeś się na Akademii, a czujesz, że powinnaś?

Nie dowiedziałem się jak wyceniać swoją pracę, jak dbać o swoje prawa i o nie walczyć.

Jaką radę Przekazałbyś studentom, którzy nadal studiują na ASP?

Róbcie swoje, korzystajcie ze sprzętów do których macie dostęp (po studiach za wszystko trzeba płacić), korzystajcie z doświadczenia wykładowców, szukajcie siebie i nie poddawajcie się. Z umiarem angażujcie się w sprawy polityczne uczelni, pamiętajcie uczelnia jest dla Was - studentów i bez Was by jej nie było.

Marta Krześlak

Zajęcia w której pracowni z ASP najbardziej doceniasz i dlaczego?

Łukasza na pewno. (Pracwnia Multimediów Łukasza Ogórka, przyp. red.) Miałam to szczęście, że na pierwszym roku już tam trafiłam. Była dla mnie czymś najbardziej nowym, to był taki największy czelendż i to mnie motywowało do pracy, a jednocześnie było czymś co dawało najciekawsze efekty. Prowadzący jest bardzo istotny.

Zajęcia polegały na indywidualnych korektach i prowadzący miał bardzo dużo czasu. Łukasz poświęcał po prostu bardzo dużo uwagi na korektę. ta rozmowa dużo dawała w ogólnym rozwoju, nie tylko rozwoju danej pracy.

Czy twój dyplom miał jakąś dalszą historię? Do czegoś ci się przydał? Wędrował po wystawach, konkursach?

Na dyplom nadmuchałam stary, dmuchany zamek do skakania i właściwie droga do powstania tego dyplomu była bardzo długa. Po wielu nieudanych próbach i płaczu doszłam do wniosku,

że chciałabym żeby to był pokój wypełniony jakimś dmuchanym wielkim śmieciem, no i zaczęłam szukać tego w internecie i trafiłam na taki śmieć, a nie inny, który okazał się strasznie wielki, strasznie stary i strasznie horrorzasty. Na konkursie w Gdańsku dla najlepszych dyplomów wygrałam dwie nagrody tą pracą. Dzięki temu mogłam zrobić wystawę w Gdańskiej Galerii Miejskiej, już nie zamku, ale inną, ale to była super nagroda, był też budżet i w ogóle extra. Jeszcze potem zgłosiła się do mnie galeria labirynt w Lublinie, chcąc pokazać go jako wystawę indywidualną, pokazywałam go jeszcze w Brnie na wystawie indywidualnej, do której się zgłosiłam przez open call na facebooku.

Jak czujesz się po skończeniu ASP i czy za czymś tęsknisz?

Nie, chyba nie mam tak, że za czymś tęsknię. Czas po studiach jest raczej fajniejszy niż ten w trakcie, jeśli się oczywiście odpowiednio przeżyło czas studiów.

Czy w momencie skończenia studiów płynnie, od razu zaczęłaś/zacząłeś pracę czy był jakiś okres poszukiwań, itp.?

U mnie akurat było płynnie głównie przez to, że ten dyplom był taki z przytupem. Dzięki temu miałam dużo propozycji zaraz po studiach, ale też od razu po studiach magisterskich zaaplikowałam na studia doktoranckie i jestem teraz na drugim roku, w Krakowie, na intermediach. Plan na studia doktoranckie był dla mnie taką poduszką bezpieczeństwa, nie, żeby to było moje marzenie i wciąż nie wiem czy jest, ale na pewno jest to nadal jakiś kontakt środowiskiem i jest możliwość otrzymania stypendium, więc wielu sznurków się łapałam żeby jakoś nie upaść po tych studiach i na razie się jakoś trzymam, chociaż w tym roku mam oczywiście dużo mniej propozycji wystaw, o połowę albo jedną

Myślisz, że jest jakiś konkretny powód tego dlaczego jest ich mniej?

Myślę, że w Polsce jest tak, że jest bardzo duży hajp na młodą sztukę, młodych artystów.

Myślę, że ta popularność młodej sztuki to jest specyfika naszego polskiego podwórka, że po prostu jak zostaniesz zauważony, to jest boom na ciebie, a potem jak sobie dasz radę to może być dobrze, ale równie dobrze może też to wszystko zniknąć. W Polsce jest tak, że już na trzecim roku ty już jesteś artystą. Artystki, artyści, wystawiają w muzeum sztuki nowoczesnej z okazji hestii, a mi się wydaje, że w innych krajach, na przykład we Francji, gdzie byłam na Erasmusie, jeszcze po prostu jesteś studentem i masz czas żeby się rozwijać, a nie żeby koniecznie podejmować jakieś dyskursy, które cię określą… To też jest interesujące dla mnie, bo czasami mi się wydaje, że jak nie przeskoczę samej siebie za chwilę, to wszystko się skończy.

Czym zajmujesz się obecnie?

Robię doktorat, ale nie wiem czy bym powiedziała, że to jest moje główne zajęcie, raczej traktuję to jako sposób skupienia, żeby właśnie nie zakręcić się w tym, że ja muszę teraz zacząć sprzedawać prace, albo wejść w jakąś współpracę z galerią prywatną, tylko wciąż chcę się rozwijać i wiedzieć kim ja w sumie jestem.

Przeprowadziłam się do Brukseli, bo tutaj pracuje mój mąż i moją misją było jak najszybciej znaleźć pracownię, w której będę mogła pracować, żeby nie dostawać depresji w mieszkaniu i to się udało. Taka samoorganizacja jest bardzo ważna, żeby wierzyć, w to, że tworzenie ma sens i żeby wciąż to robić. Ja po prostu staram się w to wierzyć, dlatego wydaję moje ostatnie pieniądze na pracownię i na jakieś śmieci żeby tworzyć śmieciowe prace i to jest to co robię. Staram się tworzyć nowe prace, a przy tym zobaczyć jak to jest być artystą poza Polską, to mnie dużo uczy, bo spotykam ludzi, którzy faktycznie są artystami i mają swoje pracownie i studia i jakoś sobie radzą.

Jaką radę przekazałabyś obecnym i przyszłym studentom?

Jak tylko jest wygodnie, to trzeba coś zmienić.

Małgorzata Pawlak

Jaki kierunek studiowałaś?

Projekty wizualne (edukacja artystyczna) na Wydziale Sztuk Wizualnych.

Co było powodem przerwania studiów?

Odpowiedź na to pytanie jest tak naprawdę bardzo złożona, ale to make a long story short – decyzja była wynikiem mojego ówczesnego położenia (rozumianego tak naprawdę chyba na każdym poziomie – na mapie, w głowie, zawodowo, itp.). W tamtym momencie silnie czułam, że potrzebuję skupić się na sobie i tym, z czym chciałabym związać swoją przyszłość. Studiowanie nie do końca się z tym wszystkim zgrywało. Samo ASP niewiele miało tutaj do rzeczy.

Zajęcia, w której pracowni z ASP najbardziej doceniasz i dlaczego?

Najcieplej wspominam Pracownię Obrazu, prof. Aleksandry Gieragi. Nigdy wcześniej tak naprawdę nie zabierałam się za malowanie, a tam odkryłam, że czerpię z tego ogromną frajdę i ta czynność bardzo wietrzy mi głowę. Co ważne – prof. Gieraga zostawiała bardzo duże pole do eksperymentu

i poszukiwań, własnego, czasem zupełnie sprzecznego z tematem, podejścia. Myślę, że taka wolność raz - pozwala na budowanie ciekawej relacji między studentem a wykładowcą, dwa – uczy otwartości, wychodzenia poza utarte schematy.

Co robisz obecnie?

Jestem graficzką, art directorką i producentką kampanii. Pracuję w kilku miejscach jednocześnie, bo chyba jestem trochę pracoholiczką. Ale lubię swoją pracę i cieszę się, że doprowadziłam siebie do punktu, w którym sama zarządzam swoim czasem, mogę praktykować własną higienę pracy i nie jestem przywiązana do biurka. Działam na polu reklamy, social mediów, promocji marek i lokali.

Jak wyglądał moment, w którym przestałaś studiować, czy był ciężki okres poszukiwań?

Moment końca studiów był tak naprawdę bardzo ożywczy.

Wcześniej studiowałam dwa kierunki jednocześnie posiadając dwie prace. Miałam wtedy bardzo silną motywację, żeby cisnąć swoje rzeczy – skupiałam się na prywatnych projektach i wysyłaniu portfolio. Szukanie ofert pracy było trochę czynnością poboczną – byłam wtedy już zatrudniona w jednym miejscu (niezwiązanym z moimi studiami), więc nie czułam noża na gardle. Pracę w agencji kreatywnej znalazłam trochę przypadkiem na Instagramie. Wytrzymałam tam tylko pół roku, ale dzięki niej się przeprowadziłam i otrzymałam potem fajniejsze propozycje, więc sądzę, że było warto.

Jaką radę przekazałabyś studentom, którzy nadal studiują na ASP?

Według mnie najważniejsze w studiowaniu, niezależnie od uczelni i kierunku, jest chcenie. Mam na myśli jakieś zaangażowanie, chęć do prywatnych eksploracji i pogłębiania swoich zajawek. Realizowanie programu i oceny trochę nie mają znaczenia, dlatego super angażować się we wszystkie jakieś akcje podoczne, w których uczestnictwo inaczej nie byłoby możliwe. No i czynić ze studiów totalne laboratorium do eksperymentów, bo nie będzie na nie lepszego czasu i miejsca.

Zofia Stybor

Czy twój dyplom miał jakąś dalszą historię? Do czegoś ci się przydał? Wędrował po wystawach, konkursach?

Ku mojemu zaskoczeniu, ostatnio przydały mi się umiejętności, które zdobyłam przy robieniu dyplomu, a które nie są znowu takimi aż oczywistymi umiejętnościami, bo chodzi o operowanie arabską typografią, i ostatnio przydało mi się to w pracy zawodowej. Jeśli chodzi o konkursy, to nie, nie miał dalszej historii.

Zajęcia, w której pracowni z ASP najbardziej doceniasz i dlaczego?

Najbardziej doceniam zajęcia w pracowni grafiki wydawniczej ponieważ one tak naprawdę pokazały mi świat projektowania, dzięki tej pracowni pojechałam też na typo Berlin, które było dla mnie bardzo inspirujące, ale też w ogóle zrozumiałam czym jest litera i jak nią operować, no po prostu pokochałam litery jako kształty. Ja tak naprawdę mam wrażenie że zaczęłam się rodzić projektowo w pracowni wydawki. Z bólem, ale …

Jak czujesz się po skończeniu ASP i czy za czymś tęsknisz?

Teraz już jest okay aczkolwiek przez pierwszy rok byłam zdecydowanie po prostu w grupie tęskniących maksymalnie. Brakowało mi całej energii związanej z uczelnią i czułam się samotna. Samotna w kontekście nieposiadania swojego miejsca, w którym człowiek się rozwija, gdzie wszystko jest takie żywe, ale to się zmieniło i teraz jestem już jednostką, która zaczęła to znajdować wszędzie indziej, nie tylko w pracy, ale też w dodatkowych zajęciach.

Wiem, że ten rok, o którym wspomniałaś w dużej mierze upłyną ci bez pracy, czy taki czas był ci potrzebny?

Nie wiem, ale z perspektywy myślę, że bardzo dużo mi dał i myślę że to był swoisty odpoczynek i wyzerowanie się od czegokolwiek, takie pożycie sobie zupełnie bez większych zadań, rzeczy, które MUSZĘ na co dzień, co było ostatecznie dla mnie fajne i nie doceniłabym pewnie tego stanu obecnego gdybym nie miała tego roku bez niczego.

Jak w takim razie stao, że ten stan uległ zmianie?

Zlecenia zaczęły się sypać gdy ruszyłam z tworzeniem rzeczy. Wtedy dostałam też pracę, bo regularnie przez miniony rok śledziłam rynek graficzny w Poznaniu i wysyłałam portfolio do miejsc, które mi się podobały. Założyłam od początku, że składam cv tylko do miejsc, które mnie interesują, nie do byle czego. Chciałam żeby to było coś bardziej wartościowego. Wszystko jakoś się udało i teraz jest ten stan, w którym właśnie jest zarówno zleceń bardzo dużo, do tego jest i praca, nie ma czasuna nic i wszystko idzie ładnie, a pracuję w zawodzie projektowym jako grafik designer, w studiu poznańskim.

Jaką radę przekazałabyś studentom, którzy nadal studiują na ASP?

Przed wszystkim żeby w swoje własne życie wrzucać wszystko, czym sie człowiek zajmuje, że studia nie polegają tylko na robieniu zadań, ale też na własnym odkrywaniu zainteresowań w projektowaniu i ogółem na całym asp.

This article is from: