3 minute read

MOST

MOST MOS T

, daty w zależności od Akademii są dosyć rozciągnięte w czasie, od końca poprzedniego semestru akademickiego, czyli okolic końca czerwca po połowę września, w przypadku przenosin na semestr zimowy i okolice grudnia/stycznia, w przypadku kiedy interesuje cię semestr letni. Zazwyczaj taka aplikacja polega na złożeniu portfolio.

Advertisement

Agnieszka, studentka Grafiki i Malarstwa, opowiada o MOŚCIE w Katowicach i o tym, jak za Łodzią można zatęsknić.

Dlaczego postanowiłaś pojechać na most?

Potrzeba czegoś nowego zwłaszcza, ale brakowało mi też pracowni, która stricte zajmowałaby się projektowaniem interfejsów użytkowych, całej dziedziny grafiki UX/UI, która budzi moją ciekawość i zainteresowanie, ale jest i głównym zapotrzebowaniem na rynku pracy w zawodzie grafika. Owszem, zajęcia z podstaw grafiki ekranowej czy multimedialnej odbywają się na pierwszym i drugim roku studiów, ale nie miałam możliwości kontynuacji na trzecim roku.

Studia na Łódzkiej Akademii są skupione na pracy artystycznej, a nie do końca użytkowej (jeśli chodzi o projektowanie graficzne). O ile samo studiowanie sprawiało mi mega frajdę, to problem pojawił się, kiedy zaczęłam sklejać portfolio. To co prezentowałam w swoim dorobku, często gęsto mijało się z wymaganiami firmy czy charakterem projektów, tym

samym spotykało się z niepowodzeniem na stanowisku grafika webdesignera.

Jak wyglądała procedura dostania się na most? Jakie papiery trzeba było złożyć? W jakim terminie?

Papiery zaczęłam pisać już w grudniu, dwa miesiące przed rozpoczęciem kolejnego semestru. Podstawowym dokumentem było zaświadczenie o zdanej sesji i zgoda dziekana obu uczelni na taką wymianę. Musiałam napisać petycję z argumentacją, dlaczego decyduję się na taki krok. Po otrzymaniu zgody, musiałam wybrać przedmioty i przedstawić różnicę programową. Punkty i różnica ECTS mocno mnie ograniczały, więc przeniesienie oparte były niekończącymi się petycjami o indywidualne toki studiowania. Pamiętam jak zadzwoniła do mnie pani sekretarka dziekanatu w Katowicach, że moja prośba o dodatkowe pracownie wybiega poza program. Nie bardzo miałam wybór, bo jeśli realizowałabym tylko plan zajęć z Katowicach, to po przyjeździe cze-

kałyby w Łodzi do zaliczenia, które nie są realizowane na Moście.

Pracownie w Łodzi i Katowicach były podobne? Jak to przebiegało?

Część się pokrywała, a część była bardziej rozbudowana.

Największe wrażenie zrobiła na mnie forma zadań jaka była nam przedstawiana do realizacji. Były realnym zleceniem osoby z zewnątrz czy placówki i projekt odbywał się w formie konkursu, za który potem zwycięzcy otrzymywali realne wynagrodzenie, a jak w danej pracowni nie było takiego zlecenia, to profesorowie rzucali temat np mamy zrobić kampanię reklamową danej sieciówki, przejść się do najbliższego oddziału, zapytać, porobić zdjęcia, i zaproponować rebranding czy kampanię i samemu zatroszczyć się o to, aby była ona odpłatna. Abyśmy sami wychodzili ze swoimi umiejętnościami na zewnątrz. Aby łączyć przyjemne z pożytecznym, budując rynek pracy.

Podsumowując, podobało Ci się?

Bardzo. Był to cholernie ciężki okres. ale bardzo owocny. Był płacz, dużo stresu, zwątpienia, nie wyrabiałam fizycznie, kilka razy już chciałam rzucić te studia, ale końcem końców, wyszłam ze wszystkich egzaminów zadowolona. Dużo się nauczyłam, wyciągnęłam wnioski, jestem bogatsza o naukę, nowe doświadczenia, opinie. Polecam.

I mimo tych superlatyw zauważyłam różnice, które sprawiały, że zaczęłam tęsknić za łódzką Akademią. Aura pracy na wysokim poziomie, powodowała że ludzie przychodzili na uczelnie tylko po korektę i wychodzili by popracować, w domu. O godzinie 18:00 uczelnia się wyludniała. A 20:00 nie było żywej duszy. To mnie najbardziej zaszokowało. Ludzie rzadko się integrowali. Czułam się jak robot do wykonywania dobrej grafiki. Na Akademii Łódzkiej znam prawie wszystkich z wydziału grafiki, a także z innych sąsiednich wydziałów, bo zajęcia i ludzie są wymieszani, mamy wspólne pracownie, możemy porozmawiać, podzielić się wiedzą, doświadczeniami, opinią, tworzą się przyjaźnie.

Myślę, że przebywanie w środowisku artystycznym, doświadczanie, manualność, wymienianie się korektami, wspólne malowanko wieczorami w pracowni, przy muzyczce, sprawia że Akademia nie jest jedynie placówką obowiązkową, do której musimy uczęszczać, aby wypocić papierek magistra, ale staje się naszym azylem, miejscem z którego nie chce się wychodzić. Kocha się to miejsce jak swój drugi dom. Sama możliwość wykreowania czegoś artystycznego, zatopienia się w ,,swoim świecie” jest swego rodzaju narkotykiem, co świetnie wyjaśniają usłyszane słowa: ,,bo my zwykli ludzie mamy dragi, a wy macie malarstwo…”.

Taka nasza przepustka z tego szarego świata.

This article is from: