znawcy, pisarza, tłumacza, prezesa Fundacji Wisławy Szymborskiej dr. hab. Michała Rusinka, profesora UJ, i dr hab. Katarzyny Kłosińskiej z Uniwersytetu Warszawskiego. Warto dodać, że Dyktando Krakowskie to nie tylko rywalizacja, ale także wielkie, uświęcone już tradycją święto języka polskiego, które odbywa się w ramach Miesiąca Języka Ojczystego.
Tytuł Krakowskiego Mistrza Ortografii w kategorii open zdobył Piotr Schabowski, który popełnił dziewięć błędów. Drugie miejsce przypadło Jarosławowi Jurkowskiemu (12 błędów), a trzecie – Markowi Kiełtyce (13 błędów). Wśród najmłodszych zwyciężyła Aleksandra Gach, popełniając jedynie cztery błędy. Za nią uplasowali się: Michał Cetnarowski (pięć błędów) oraz Antoni Kasprzyk (siedem błędów). Laureaci zostali uhonorowani statuetkami i cennymi nagrodami rzeczowymi – zestawami książek, rocznymi prenumeratami czasopism, bonami. Dodatkowo zdobywcy trzech pierwszych miejsc w obu kategoriach otrzymali nagrody finansowe, a także uzyskali możliwość udziału w specjalnych warsztatach językowych organizowanych przez Uniwersytet Jagielloński.
AB
Klątwa Grakchusa Tekst dyktanda open – dla osób powyżej 15. roku życia andolph, syn pół-Haitańczyka i pół-Polki, w okresie tużpomaturalnym opuścił Swornegacie. Przaśną checzę zamienił na
lem z warzuchy i ożanki. Ostatnio jednak mocniej zakłuło go w sercu. Rozniósł się bowiem hyr o rychłym fetowaniu Bolesława
Gniezna, narażając swój ród nie tyle na zhańbienie, co na samounicestwienie. Nie dziwota więc, że synalek, niby takie lelum
Fot. Anna Wojnar
R
Panel ekspercki z udziałem, od prawej: dr. hab. Michała Rusinka, profesora UJ, wiceprezydent Krakowa Marii Klaman, dr hab. Katarzyny Kłosińskiej, profesor UW, prof. Renaty Przybylskiej, redaktora Bogdana Zalewskiego (RMF FM) i dr. Marcina Kubata
Zainteresowanie krakowskim Dyktandem, jak co roku, było ogromne
obskurną, zrujnowaną, ale ze zdalaczynnym ogrzewaniem hacjendę w Chyrzynie na ziemi lubuskiej. Ożenił się z pół Chakaską, pół Kirgizką spod miasta Osz w dorzeczu Syr-darii – hodowczynią shar peiów i „pożeraczką” harlequinów. Jego życiem rządziła przemożna żądza zgłębiania historii Europy Środkowo-Wschodniej. O Chyżanach, Hawelanach i innych (nierzadko swarzących się ze sobą) plemionach połabskich czczących Swarożyca wiedział wszystko. Odkąd odkryto ślady Hunów w dorzeczu Narwi, wyprawiał się nad jej dopływy: Rządzę i Orz. Nie zważając na parzące żegawki, żądlące smukwy i chłoszczące go chabazie i burzany, raz po raz zanurzał hebanowy kół w głąb ziemi w poszukiwaniu archaicznego żelastwa. Ból obrażeń uśmierzał quasi-że-
polelum, okazał się zhardziałym chacharem, ciemięzcą i skrytobójcą. Żonka też nie lepsza – kruszwicka lady Makbet od siedmiu boleści. Z jej poduszczenia ważył się uraczyć stryjów uwarzoną przez siebie parzybrodą, do której skruszył zaprzały wilczypieprz, cuchnący jak trzewia Smoka Wawelskiego. Nie poskąpił też trójniaków z pierzgą i krzyną pokrzyku, hojnie rozlewanych do sinozielonych niby-roztruchanów. Skurkowany wychodził ze skóry, by stryjom dosłownie uchylić nieba. I uchylił, a truchła niezwłocznie rzucił na żer krąpi w jeziorze Gopło. Na znak rozsrożonej tym ekobarbarzyństwem Goplany całe hordy myszokształtnych Erynii, których przywódcą był niejaki Mściwój, dokonały wendety/ vendetty, łatwo forsując mury Mysiej Wieży
Chrobrego i tysiąclecia/1000-lecia pierwszej polskiej koronacji. Ale hola, hola! Coś tu jest nie halo! Gorzej – to chąśba w biały dzień! Próżny kronikarzy trud. Cóż, że zdołali dowieść, iż to Popiel nasamprzód był królem i rządził w Krakowie, skoro ów król sczezł w pamięci potomnych. Czyżby dziejopisarzom nie stało akrybii? Czyżby zarzucano im szerzenie arcyfejków? A może Popiel sam sobie winien? Gdybyż – jako ten niedźwiedź w gawrze – w grodzie Grakcha siedział, toby dziś w spiżowym wcieleniu wieńczył cokół pod kościołem Mariackim. Niestety, Popielowi zbrzydły krakowskie buchty i wpółsurowa chabanina, a także to, że niechcący karzą go, każąc wychodzić na pole. Czmychnął więc chwacki huncwot znienacka przez Hamrzysko do
alma mater nr 256
55