Pamięci prof. Witolda Kieżuna (5 lutego 1922 – 12 czerwca 2021)
zukając słów odpowiednich dla opisania prof. Witolda Kieżuna, natknęliśmy się na recenzję Jego powieści Niezapomniane twarze, pióra wybitnego polskiego poety Zbigniewa Herberta, zresztą przyjaciela i kolegi Profesora z czasów studenckich. Głównym bohaterem powieści jest Teofil – wydaje się, że to alter ego autora, o którym Herbert napisał tak: Teofil to ktoś z pokolenia „Kolumbów”. Przeżył wszystko, co było losem jego rocznika: wojnę, okupację, Powstanie Warszawskie, więzienie, gułag, wiele lat zniewolenia przez Związek Radziecki. Stale poszukujący prawdy, dążący do obiektywizmu, spotykał w swoim niezwykłym życiu ludzi różnego pokroju. Byli jego kolegami, towarzyszami broni, przełożonymi, podwładnymi lub po prostu znajomymi. Niektórzy spośród nich trwale zapisali się w jego pamięci. Opowieść o nich spisał przyjaciel Teofila, prof. Witold Kieżun, polski prakseolog, wykładowca na uniwersytetach amerykańskich, autor wielu dzieł naukowych publikowanych w kraju i za granicą. Te słowa Zbigniewa Herberta pokazują, że prof. Kieżun właściwie mógłby dziś – tak, jak onegdaj Horacy – powiedzieć: Exegi monumentum aere perennius. Ale On tego już nie uczyni. Nie uczynił tego także za życia, był na to zbyt skromny. Słowa Herberta potrzebne były nam też do tego, by sięgnąć do istoty dzieła naukowego Profesora, bo choć Herbert nie jest naukowcem, to w sposób lapidarny utrafił w samo sedno rzeczy, pisząc o swoim przyjacielu, że jest to polski prakseolog wykładowca na uniwersytetach amerykańskich, autor wielu dzieł naukowych publikowanych w kraju i za granicą. Zbigniew Herbert, opisując przyjaciela z lat studenckich, użył czasu teraźniejszego, nam pozostał jedynie czas przeszły. Kiedy odchodzą wielcy uczeni, wybitni Polacy, nasz świat staje się uboż-
98
ALMA MATER nr 227
Youtube.com
S
Prof. Witold Kieżun podczas przemówienia w Auditorium Maximum, 14 maja 2014
szy. Uboższy o to, co jeszcze mogliby napisać, czego jeszcze mogliby dokonać. Bez wątpienia dotyczy to także prof. Witolda Kieżuna. Gdyby żył Zbigniew Herbert, na wieść o Jego śmieci pewnie by westchnął: Dożył sędziwego wieku i los dał mu spokojną śmierć1. To prawda – do setnych urodzin Profesora zabrakło ledwie ośmiu miesięcy. Miały się one odbyć w warszawskim Bristolu. Profesor zawczasu zapraszał swoich przyjaciół i serdecznych znajomych. Myśl o takim spotkaniu prawdziwie Go cieszyła. Kiedy pandemia zerwała kontakty osobiste, to za każdym razem w rozmowach telefonicznych przypominał o zaproszeniu na setne urodziny. Stało się inaczej, więc my – przyjaciele, znajomi, następcy Profesora w Jego robocie naukowej, winniśmy Mu te urodziny wyprawić. Niżej podpisani zobowiązują się, że 6 lutego 2022 roku na Uniwersytecie Jagiellońskim odbędą się uroczystości będące hołdem dla tego wybitnego uczonego, dla jego dzieła naukowego i bohaterskich dokonań. Nasze dzisiejsze wspomnienia o Profesorze niechaj będą zapowiedzią tych zdarzeń przyszłych.
RODOWÓD PROFESORA Witold Kieżun urodził się 5 lutego 1922 w Wilnie. Oboje rodzice byli lekarzami: ojciec lekarzem – najpierw wojskowym, a potem gimnazjalnym, a matka stomatologiem. Zarówno matka, jak i ojciec pochodzili ze szlacheckich rodów litewskich, które się spolonizowały i wydały wielu patriotów, w tym postaci, które zapisały się złotymi zgłoskami w historii Polski. W autobiograficznej książce Magdulka i cały świat2 Witold Kieżun powiada: Mój kuzyn, prof. Aleksander Gieysztor, znalazł w archiwum w Mińsku Litewskim opis w języku starosłowiańskim bitwy pod Grunwaldem. Jest tam wymieniony jeden z dowódców oddziału litewskiego Vytautas Kieżunas, być może był to mój przodek 3. W dokumentach pochodzących z XVII wieku przodkowie Profesora noszą już nazwisko Kieżun polskiego herbu Jezierza. Mężczyźni z rodu Kieżunów byli postawni. Profesor z niejakim żalem opowiadał, że jego ojciec miał 195 centymetrów wzrostu, a on jedynie 190 centymetrów. Ale nie wzrost decydował o postawie kolejnych pokoleń rodu względem Polski, a szczery