PAPA Wspomnienie o prof. Henryku Niewodniczańskim ykłady i ćwiczenia pierwszego roku fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim rozpoczęliśmy w grupie około 120 osób, przyjętych łącznie na matematykę i fizykę. Zajęcia zdominowały przedmioty matematyczne: algebra wyższa, analiza matematyczna i geometria analityczna. Jedynym wykładem z fizyki dla obydwu kierunków był wykład z fizyki doświadczalnej prowadzony przez prof. Henryka Niewodniczańskiego w Instytucie Fizyki przy ul. Gołębiej 13. Atmosfera tego wykładu była szczególna. Odbywał się w dużej sali amfiteatralnej Instytutu Fizyki. Katedra, w postaci wielkiego stołu, zajmującego niemal całą szerokość sali wykładowej, była zwykle wypełniona wieloma demonstracjami fizycznymi dokumentującymi treści wykładu. Profesor Niewodniczański, postawny, prawie dwumetrowy mężczyzna, o ujmującej, budzącej respekt powierzchowności, swobodnie poruszał się pomiędzy katedrą i długą, trójdzielną, przesuwaną tablicą. Wypisywał na tablicy wyprowadzenia formuł fizycznych i prezentował z wprawą prestidigitatora demonstracje potwierdzające prawdziwość tych formuł. Treść i forma wykładu były dla mnie fascynujące. Na pierwszym wykładzie Profesor oświadczył, że studiów fizyki nie ukończymy bez znajomości języka angielskiego, niemieckiego i rosyjskiego, i zalecił nam intensywne uczenie się tych języków. Później jeszcze przy różnych okazjach wielokrotnie o tym przypominał. Starałem się nie opuścić żadnego wykładu, siedziałem w pierwszym lub drugim rzędzie ławek, by jak najlepiej śledzić pokazy. Nie byłem wyjątkiem. Kilku moich kolegów postępowało podobnie. Zupełnie nam nie przeszkadzały w uważnym słuchaniu wykładu i śledzeniu demonstracji z zapartym tchem budzące naszą wesołość zabiegi Profesora, który nie mogąc szybko znaleźć pomyłki w wyprowadzanej formule, ukradkiem zmieniał znak we wzorze lub zmazywał niepotrzebny symbol. Po wielu latach praktyki wykładania rozumiem w pełni stres
78
ALMA MATER nr 210
Tadeusz Waluga
W
Spotkanie towarzyskie pracowników i magistrantów Zespołu Katedr Fizyki UJ w pokoju 32 Collegium Witkowskiego przy ul. Gołębiej 13. Przy stole siedzą od lewej: Olgierd Daszkiewicz, prof. Jan Weyssenhof, Helena Lisowska, prof. Henryk Niewodniczański, Zofia Leś, Lucjan Jarczyk, Adam Strzałkowski. W drugim rzędzie stoją od lewej: Bolesław Makiej, Franciszek Leś, Aleksander Garnysz, Kazimierz Grotowski, Tadeusz Kowalski, Andrzej Kisiel, Adam Rozkrut, Stefan Wiktor, Danuta Kunisz
pojawiający się w takich okolicznościach. Profesor Jan Weyssenhof, wykładający nam bez notatek mechanikę kwantową, w takich okolicznościach zwracał się do nas z lekką pretensją: „Dlaczego państwo błędu nie widzą, przecież z ławki lepiej widać, niż stojąc blisko tablicy”. Bardzo szybko dowiedzieliśmy się, że prof. Niewodniczański jest bardzo ważną postacią. Był bowiem kierownikiem Katedry Fizyki Doświadczalnej i równocześnie kierownikiem Zespołu Katedr Fizyki Doświadczalnej i Teoretycznej, przez współpracowników i naszych starszych kolegów nazywanym familiarnie Papą. Powszechnie używane przezwisko miało głęboką motywację. Papa autorytarnie zarządzał Katedrą Fizyki Doświadczalnej. Prawie wszyscy asystenci Katedry byli jego naukowymi wychowankami. Wszyscy wiedzieli, że profesorowie Henryk Niewodniczański i Jan Weyssenhof mieli ogromne zasługi dla rozwoju powojennej krakowskiej fizyki. W latach 1946–1948 odbyli oni kilka podróży do Niemiec, by odzyskać zrabowane i wywiezione w czasie wojny wyposażenie laboratoriów
i biblioteki Instytutu. Od ich energii i zapobiegliwości zależała powojenna przyszłość i prosperity fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Nie bez znaczenia w pozyskiwaniu naszego szacunku była świadomość, że Papa był wybitnym specjalistą w zakresie spektroskopii optycznej widm liniowych, jak również uczniem i współpracownikiem prof. Ernesta Rutherforda, jednego z ojców fizyki jądrowej. Pierwsze moje bliższe zetknięcie z Papą miało miejsce na trzecim roku studiów z okazji składania kolokwium wstępnego do II pracowni fizycznej (dla zaawansowanych). Asystenci Papy i koledzy ze starszych lat uświadamiali nam, że jest bardzo wymagającym egzaminatorem. Krążyły opowieści, że studenci medycyny, którym również wtedy wykładał i potem ich egzaminował, przystępowali do egzaminu po kilkanaście razy. W takiej atmosferze przygotowywanie się do zdawanego u niego kolokwium urastało do przedsięwzięcia bardzo wysokiej rangi. Funkcjonująca powszechnie giełda tematów wymaganych przez Papę była istotnie