Prof. Zbigniew Chłap w Kamerunie
NIEPEWNY ZAWÓD Zbigniew Chłap nie od początku marzył o tym, aby zostać lekarzem, naukowcem. W szkole średniej pociągała go kariera aktorska. Zwłaszcza że polonista, Józef Wójcicki, który zauroczył go porywającymi wykładami z polskiej i światowej literatury, zawiódł go również na szkolną scenę teatralną. Uczeń częstochowskiego Gimnazjum im. Sienkiewicza występował więc z zapałem jako major w Damach i huzarach Fredry, zagrał też tytułowego bohatera w sztuce Sienkiewicza Zagłoba swatem. A że wcielał się w każdą z tych postaci z pasją i talentem, to nawet Wiktor Sadecki, znany artysta ze Starego Teatru w Krakowie, w latach 1946–1947 przebywający w Częstochowie, zachęcał chłopca do złożenia egzaminu w szkole teatralnej. Jednak ojciec marzyciela przestrzegał: Synu, nie te czasy, żeby wybierać zawód tak niepewny, tak zależny od sytuacji w kraju, zwłaszcza w obecnej Polsce, gdzie rządzi komuna.
Chciał zrozumieć funkcjonowanie organizmu człowieka. Od początku edukacji medycznej zaciekawiła go więc cytologia i histopatologia. Dlatego godzinami potrafił siedzieć przy mikroskopie. I najpierw – jak sam to obrazowo opowiada – uczyć się układać kolorowe mozaiki z komórek, a później dać się wciągnąć w prawdziwe polowania na te komórki za pomocą metod, które stanowiły wyznaczniki różnych chorób, głównie nowotworowych. Marzenia mają to do siebie, że czasem uda się je realizować. I oto młodego studenta III roku medycyny – na etat pomocnika asystenta w Katedrze Anatomii Patologicznej – przyjęła prof. Janina Kowalczykowa. – Pamiętam dokładnie, jak wielką miałem tremę, przystępując do egzaminu z anatomii patologicznej, będąc już, bądź co bądź, asystentem tej Katedry. Tylko dzięki wyrozumiałości pani profesor, więźniarki obozu koncentracyjnego w Auschwitz, z wytatuowanym numerem 32212, która chyba zauważyła, jak bardzo drżą mi ręce z powodu mojej niepewności, czy to, co trzymam pęsetą, jest wyrostkiem czy jajowodem – został mi zaliczony ten praktyczny egzamin. Przysięgam, że egzamin teoretyczny poszedł mi celująco, a komórki Mikulicza i ciałka Russela w twardzieli śnią mi się do dziś w kolorach hematoksyliny i eozyny – tak autor ponad dwustu prac naukowych i wydanego (już na emeryturze) CD-ROM-u Atlas cytopatologii chorób śródmiąższo-
wych płuc przedstawia obraz z odległej przeszłości. PRÓBA SZKICOWANIA Profesor żałuje, że nie potrafi zamienić pióra na pędzel. Łatwiej byłoby wtedy o minionych latach opowiadać naszkicowanymi obrazami. Taki „portret z pamięci” – jego zdaniem – byłby prawdziwszy. Bo zamiast interpretować zdarzenia z odległej perspektywy czasu, urozmaicać je ubarwionym (subiektywnym) tłem, po prostu tworzyłby tylko wyrazisty kontur. Czy wobec tego mogę liczyć na szkic kadry profesorskiej, z którą zetknął się w czasie studiów na Akademii Medycznej zakończonych uzyskaniem dyplomu lekarza w 1952 roku? Mogę. Więc słucham. – Zaczynałem medycynę (a razem ze mną na roku liczącym około trzystu osób znaleźli się, między innymi, powstańcy warszawscy, żołnierze AK, ZWM, Batalionów Chłopskich, WiN, Armii Polskiej w Anglii i Wojska Polskiego, studenci w różnym wieku) jeszcze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Czasy stalinowskie jednak sprawiły, że wydzielono z UJ Akademię Medyczną i nasz dziekanat został przeniesiony na ulicę św. Anny, a wykłady do budynków przy ul. Grzegórzeckiej i Kopernika – profesor z mocą podkreśla czasy, w których władze PRL-owskie wydatnie rozbijały struktury Almae Matris. Później „zamówiony” przeze mnie obraz szkicuje tak: – Wiele dałbym dziś za to, aby móc zasiąść w skrzypiących
SNY W KOLORACH EOZYNY Tuż przed maturą Zbyszek porzucił myśl o złożeniu dokumentów w łódzkiej szkole aktorskiej. Zawiózł je do Krakowa. Zdał egzamin wstępny na Wydział Lekarski. I zaczął od tej chwili coraz intensywniej marzyć o tym, aby „zobaczyć chorobę”, poznać jej przyczyny i skutki.
40
ALMA MATER nr 144
Zdjęcie Pigmejów wykonane przez prof. Zbigniewa Chłapa w Kamerunie