More Maiorum nr 9(68)/2018

Page 1

współpraca genealogów

zawodowych i amatorów

|

zabawy i głód na ulicy. warszawa w

1917 roku

|

niezwykły krewny z japonii

More Maiorum nr 9 (68)/2018 | wrzesień 2018

moremaiorum.pl ISSN 2450-291X

Dokumenty PZPR

w poszukiwaniach rodzinnych

Akta policji państwowej w II RP

a badania GENEALOGICZNE


s a Po l u b n na FB <www.facebook.com/miesiecznikmoremaiorum>


More Maiorum

> Alan Jakman

miesięcznik genealogiczny

G

enealogia, tak jak każda dziedzina życia, w pewnym momencie ulega częściowej komercjalizacji. I nie musi to wcale oznaczać „zła wcielonego”. Grzegorz Biłos, jeden z zawodowych genealogów, właściciel firmy Genus Meum, dostrzega wiele wspólnych płaszczyzn komercyjnego i amatorskiego poszukiwania przodków. Uważa, że powstanie firm specjalizujących się w odkrywaniu przeszłości, przykładem Stanów Zjednoczonych, nastąpiłoby prędzej czy później. Jakie więc wspólne cele mają obie grupy? I jak dalece idące skutki niesie za sobą brak genealogicznej ścieżki edukacyjnej w Polsce? Dokładnie 70 lat temu z połączenia dwóch ugrupowań politycznych powstała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza.

&

Biznes w genealogii, czyli rynek nie znosi próżni

wydawca

W szczytowym momencie legitymację partyjną miało ponad 3 miliony osób. Choć nie wszyscy byli równie aktywni, o wszystkich znaleźć można dokumenty w dawnych archiwaliach. Różnego rodzaju wykazy, spisy czy ankiety personalne. O tym, gdzie szukać tego typu akt opowie Iwona Fisher z Archiwum Narodowego w Krakowie. Innym rodzajem pozametrykalnych dokumentów mogą być akta dyrekcji policji. Dla osób, których przodkowie pełnili służbę, dostępne są teczki osobowe, dla tych, których krewni mieli do czynienia ze służbami, wiele setek innych dokumentów. Co w nich znajdziemy? Zapraszam do lektury wrześniowego numeru More Maiorum!

17 września 1939 roku

Alan Jakman ul. Wita Stwosza 27/15 43-300 Bielsko-Biała

redaktor naczelny

Alan Jakman

korekta

Dorota Cieślar, Jolanta Dec (SFERA)

skład i łamanie tekstu Alan Jakman

okładka oraz oprawa graficzna Alan Jakman

issn

2450-291X e-mail: redakcja@moremaiorum.pl www.moremaiorum.pl Autorzy tekstów: Alan Jakman, Iwona Fischer, Przemysław Portuś, Kacper Wesołowski, Piotr Ryttel, Tomasz Raczyński, Grażyna Stelmaszewska. Wszystkie prawa zastrzeżone (włącznie z tłumaczeniem na języki obce).

Kolumny piechoty sowieckiej wkraczają do Polski fot. wikimedia commons

Zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim jakiekolwiek kopiowanie, rozpowszechnianie (we fragmentach, lub w całości) zamieszczonych artykułów, opisów, zdjęć bez zgody Redakcji będzie traktowane jako naruszenie praw autorskich. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.


t fot. wikimedia commons

emat NUMERU

22

Przydatność akt policyjnych w badaniach rodzinnych

fot. ank

fot. archiwum własne

Wywiad z Grzegorzem Biłosem

fot. archiwum rodzinne autora

Akta PZPR w służbie genealogii

Tragiczny los prababci Józefy

6 16 40


22 6 “Genealogicznej korporacji zawsze będę przeciwstawiał kooperację” – rozmowa z Grzegorzem Biłosem

14 Genealogiczna pracownia Mariusza Żebrowskiego

16 Akta Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i innych partii w badaniach genealogicznych

Akta policyjne z lat 1922–1938 jako źródło do genealogii rodzin

26 Historia genealogów na Zamojszczyźnie. Badacze przodków poszukiwani

28 Genealogiczne drzewo kwitnącej wiśni. Krewny z dalekiej Japonii

32 Warszawa w I wojnie światowej: trzeci rok okupacji

36 Cudzoziemcy w Polsce i konflikt z prawem. Historia z roku 1789

40 Tragiczny los prababci Józefy

44 Księżna Dobrawa i jej wpływ na polski dwór

50 Księgarnia genealoga

52 Historie z powstania 1863


> Alan Jakman

“Genealogicznej kor będę przeciwstawia - Grzegorz Biłos Poszukiwania genealogiczne przez wiele osób uznawane są za hobby. Nie każdy jednak ma czas, by prowadzić samodzielne badania. Naprzeciw tym osobom wyszli zawodowi genealodzy. Grzegorz Biłos – właściciel firmy Genus Meum – zauważa, że pomiędzy genealogami zawodowymi i amatorami jest więcej podobieństw niż różnic. Jak się domyślam, także „wyrósł” pan z amatorskich poszukiwań rodzinnych. Jakie różnice dostrzega pan pomiędzy genealogią zawodową/ komercyjną a hobbistyczną? Oczywiście na początku było poszukiwanie własnych korzeni. Przygoda, która cały czas trwa i nie sądzę, aby kiedykolwiek się skończyła. Jeśli chodzi o drugą część pytania, to trzeba raczej zacząć od podobieństw, bo tych jest więcej. W obu przypadkach zaangażowanie jest podobne. Poszukując przodków, musimy zdobywać wiedzę, poznawać historię, uczyć się i radzić specjalistów. Gdy mówimy natomiast o różnicach między tzw. zawodowstwem a genealogicznym hobby, to

6

trzeba jasno powiedzieć, że uprawiając genealogię komercyjnie, nie masz wyjścia i musisz ciągle rozszerzać horyzonty, dbać o własną edukację, poszukiwać takich rozwiązań metodologicznych, które pozwolą przyswoić i zrozumieć wyniki twoich badań również osobom posiadającym znikomą wiedzę. Ponadto bardzo ważne jest, aby przy okazji zarabiania pieniędzy na poszukiwaniach, umiejętnie zachęcać klientów do osobistego rozszerzania zakresu poszukiwań. Efekty naszej pracy to często zaledwie szkielet, mocna podstawa, na której można budować dalej. Mówi pan o edukacji. W Polsce jednak, poza kilkoma wyjątkami studiów podyplomowych, które też nie zawsze zostają otwarte z uwagi

na zbyt małą liczbę chętnych, dokształcanie się w genealogii jest co najmniej bardzo utrudnione. Jak należałoby rozwiązać tę sytuację? Cóż…, jedyne sensowne rozwiązanie, to utworzenie wspólnego frontu w środowisku genealogicznym i próba powołania rocznych studiów podyplomowych na jednym z uniwersytetów gdzieś w centralnej Polsce. To nie może być lokalna inicjatywa obliczona na chwilowy sukces jednej małej grupy ludzi, bo finał takich działań łatwo przewidzieć. Dlaczego taka koncepcja? To bardzo proste – ludzie chcą wygodnie dojechać, nabyć wiedzę i wrócić do domu. Dotychczasowe inicjatywy w tym zakresie, to była egzotyka, której nie można było zrealizować choćby ze względu na odległości, jakie musiałby pokonać ewentualny słuchacz. Znalezienie ośrodka akademickiego, który spełniałby kryteria, nie byłoby pewnie trudne. Jednak przełamanie niechęci środowiska genealogicznego może być większym wyzwaniem. Dotychczas podnoszenie tego tematu spotykało się w najlepszym wypadku z milczeniem…

More Maiorum


WYWIAD

rporacji zawsze ał kooperację”

Czy kursy, choćby prowadzone online, przez ośrodki uczelniane, miałyby rację bytu? Zapewne tak, ale w moim przekonaniu jako uzupełnienie skondensowanej wiedzy uzyskanej w ramach studiów lub jej rozszerzenie w danym zakresie. Abecadła powinny uczyć lokalne towarzystwa genealogiczne, a w idealnym świecie powinni robić to zawodowi genealodzy w ramach promowania dziedziny, którą się zajmują. Czy w Polsce zarabianie na badaniach genealogicznych kojarzy się jednoznacznie jako coś „złego” i „niegodnego”? Kiedy projektowałem plan biznesowy pod przyszłą działalność, bardziej myślałem o klientach mieszkających poza granicami, ponieważ tam genealogia komercyjna nie wzbudza

wrzesień | 9 (68)/2018

fot. archiwum własne

Zastanawiam się, czy wynika to z faktu, że jako środowisko wiemy już wszystko czy też mamy obawy, że są ludzie, którzy mogą wiedzieć więcej… Jest to zapewne temat do dyskusji, którego nie można odpuścić.

w ludziach żadnych negatywnych emocji. Jednak dużo zmieniło się również na naszym krajowym podwórku. Sporo osób poszukuje profesjonalistów, którzy poprowadzą badania. Są one gotowe przeznaczyć konkretne pieniądze, ponieważ je mają, a brakuje im po prostu czasu. Mit „zła mieszkającego w komercyjnych badaniach” obecny był raczej w tzw. środowisku genealogówhobbystów i miało to uzasadnienie ze względu na brak określonych zasad świadczenia tego typu usług oraz nieuczciwych i mało profesjonalnych podmiotów oferujących takie badania. W ostatnich latach tego typu postawy na szczęście słabną. Można zatem powiedzieć, że cywilizujemy się jako społeczność.

grzegorz biłos – z wykształcenia teolog, zafascynowany historią własnej rodziny. Swoje korzenie ma w Galicji, Wielkopolsce oraz na Pomorzu.

Niektórzy twierdzą, że jeśli ktoś zostaje zawodowym genealogiem nie może być już hobbystą. Zgadza się pan z tym? Biada każdemu, kto tak myśli, bo jego koniec widać już na horyzoncie. Nie wyobrażam sobie zawieszenia badań rodzinnych, bo to oznaczałoby porzucenie pragnień związanych z odkrywaniem i ugruntowywaniem własnej

Aktywny członek Warszawskiego Towarzystwa Genealogicznego i Polskiego Towarzystwa Genealogicznego. Właściciel firmy Genus Meum. Poszukiwanie przodków. Prywatnie szczęśliwy mąż i ojciec dorastających synów. ►

7


tożsamości. Zawodowy genealog tylko wtedy może być wiarygodny, gdy dba o pamięć o własnych przodkach i uczy bliskich pielęgnować właśnie te wartości. Nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby moi synowie nie znali historii swoich pradziadów. Moja codzienna praca nie przekreśla działań wolontariackich, takich jak digitalizowanie, indeksacja czy też zwykła pomoc ludziom w moim otoczeniu. Jaka jest reakcja znajomych, osób, które pan spotyka, kiedy okazuje się, że pana pracą jest poszukiwanie przodków? Reakcje są z reguły pozytywne i pełne entuzjazmu. Okazuje się, że bardzo dużo osób jest zainteresowanych

[

> Drugi z właścicieli firmy Genus Meum. Poszukiwanie przodków Mariusz Michalak w trakcie fotografowania ksiąg metrykalnych

z rzeczywistością. Czy można jednocześnie zarabiać na genealogii i przysłużyć jej się jako idei? Myślę, że przede wszystkim genealogia jest nauką, więc polemizowałbym, czy w ogóle mamy tutaj do czynienia z jakąkolwiek ideą. Problem w Polsce jest taki, że genealogię traktuje się po macoszemu, ponieważ jest ona nauką pomocniczą historii, a, według mnie, powinna być niezależna. Stąd prawdopodobnie wynika wiele nieporozumień oraz swego rodzaju ambiwalencja towarzysząca komercjalizacji tego obszaru.

[

Będąc zawodowym genealogiem, nadal pozostaję hobbystą

poszukiwaniami, wiele z nich ma już za sobą pierwsze próby samodzielnych badań. Zwykle wygląda to tak, że gdy temat wypływa w rozmowie, to dalsza część takich spotkań jest zdominowana przez tematy związane z genealogią. Na ogół traktuję to jako platformę edukacyjną, gdzie mogę pokazać tym ludziom gdzie i jak szukać. Często wygląda to tak, że znajomi przecierają oczy, że w zasięgu komputera mają tak duże pokłady wiedzy o swoich pradziadach. Oczywiście później są telefony, maile i wiadomości z pytaniami, co dalej. I tutaj dochodzimy do momentu, gdzie idea spotyka się

8

Osobiście nie wyobrażam sobie sytuacji, gdzie tzw. zawodowi genealodzy zarabiają tylko pieniądze. W tę pracę powinien być wpisany imperatyw narzucający promowanie genealogii jako takiej, rozwijania narzędzi, dopracowywania metodologii oraz pracę u podstaw na płaszczyźnie edukacji. Wraz ze swoimi współpracownikami digitalizujemy, indeksujemy i edukujemy, nie zarabiając na tym ani złotówki. Mało tego, dokładamy ze swoich. Brakuje więc konkretnych zasad, może kodeksu etycznego, według którego działałyby firmy genealogiczne?

More Maiorum


WYWIAD

fot. archiwum własne

wrzesień | 9 (68)/2018

9


Myślę, że nie może być ich zbyt dużo. Po pierwsze: muszą się w nim znaleźć kanony związane z warsztatem, a więc praca na podstawie źródeł i ich krytyka. Po drugie, działania zawodowych genealogów mają być zgodne z obowiązującymi przepisami prawa. Po trzecie, należałoby stworzyć również kodeks etyczny wyznaczający paradygmaty obsługi klienta oraz współpracy między firmami. Jakie dostrzega pan wspólne obszary dla działań genealogów-zawodowców i genealogów-amatorów?

fot. archiwum własne

Podstawowa sprawa to tworzenie narzędzi oraz płaszczyzn do dyskusji. Obie grupy nadal powinny być zaangażowane w programy digitalizacji czy indeksowania dokumentów. Ustalanie zasad współpracy między środowiskiem genealogicznym a instytucjami państwowymi od dawna jest udziałem zawodowców i amatorów. Trzon wielu towarzystw genealogicznych to właśnie zawodowcy.

> Grzegorz Biłos i Mariusz Michalak – właściciele firmy genealogicznej Genus Meum. Poszukiwanie przodków

Zdecydowanie tak. Dziś każdy może rozpocząć taką działalność i pracować „po swojemu” bez żadnej metodologii

10

czy zasad etycznych. Bardzo często wystarczy dobry grafik, agresywna promocja i piękne obietnice. Czasy są takie, że kupujemy oczami. Genealogia nie jest w tym odosobniona. Jakie zapisy powinny się więc znaleźć się w takim kodeksie?

Z pewnością bardzo mało robi się w przestrzeni edukacji genealogicznej, co widać na forach i grupach internetowych i o czym wspominałem wcześniej. Uważam, że jest to największe wyzwanie dla obu tych środowisk. Jak dotąd podjęto zaledwie kilka prób stworzenia studiów podyplomowych z zakresu genealogii. Wszystkie były nieudane ze względu na brak zainteresowania, bardzo słabą promocję oraz dosyć niedogodną lokalizację uczelni, które były chętne na organizację takich studiów. Pytanie, z czego to wynika, jeśli w przestrzeni wirtualnej zainteresowanie genealogią liczone jest w tysiącach osób dyskutujących, szukających wsparcia czy pomocy? Sytuacja jest dosyć niezrozumiała, bo z jednej strony w dyskusjach między użytkownikami widać brak podstawowej wiedzy, a z drugiej sporą niechęć do

More Maiorum


WYWIAD

jej nabywania w sposób uporządkowany metodologicznie. Jest to obszar, na którym osobiście najbardziej mi zależy i jeśli mówimy o niekomercyjnych działaniach tzw. zawodowców, to jest to płaszczyzna, w którą warto się zaangażować. Narzędzia i umiejętności są o wiele cenniejsze dla poszukujących od gotowych rozwiązań podawanych na tacy. Od kilku miesięcy prowadzimy, wraz z moim najbliższym współpracownikiem rozmowy z władzami wydziału historii jednego z warszawskich uniwersytetów w tym właśnie zakresie, ale nasze zaangażowanie może okazać się niewystarczające, dopóki samo środowisko nie będzie zainteresowane tematem. A gdzie widzi pan znaczące różnice? Różnice to cele, jakie sobie wyznaczamy. Genealogia amatorska z reguły nastawiona jest na poszukiwania własnej rodziny, a więc zwykle są to poszczególne regiony, bardzo często w obrębie jednej klasy społecznej, gdzie mocno angażujemy się emocjonalnie. Zawodowcy szukają szerzej, bo każdy projekt jest inny. Ponadto działamy zadaniowo, zamykając poszczególne bloki prac w konkretnych ramach czasowych. Osoby uprawiające genealogię hobbystycznie mają ogromny komfort związany właśnie z czasem. Firmy mogłyby także realizować programy odpowiedzialnego biznesu, choćby korzystając z bezpłatnych baz genealogicznych, wpłacać datki na utrzymanie serwerów albo inne koszty, jakie związane są z utrzymaniem portalu, choćby największą bazą Geneteką. Taką inicjatywę podjęliśmy wraz z kilkoma zaprzyjaźnionymi firmami całkiem niedawno. Serwisy PTG są tworem szczególnym, bo tworzonym na szeroką skalę na zasadach wolontaria-

wrzesień | 9 (68)/2018

tu. Mimo tego, że jesteśmy współtwórcami tych serwisów, bo sami digitalizujemy i indeksujemy, chcemy również dokładać się do budżetu. Utrzymanie serwerów, oprogramowanie czy sprzęt kosztują. Ponadto są ludzie gotowi, by działać, ale nie mają sprzętu czy pieniędzy na dojazd. Czy genealodzy zawodowi traktują siebie bardziej jako konkurencję czy partnerów do współpracy? Trudno odpowiadać za wszystkich. Rynek jest zbyt młody i brak na nim spolaryzowanych postaw. Ze swojej perspektywy mogę powiedzieć, że współpraca z innymi firmami daje dużo lepsze efekty niż bezsensowne zwalczanie i rywalizacja. Projekty realizowane przez zespoły specjalizujące się w różnych regionach, okresach historycznych czy też grupach społecznych są o wiele bardziej kompletne. Prawdopodobnie nie unikniemy w przyszłości sytuacji, gdy jeden czy dwa podmioty będą chciały zdominować całą resztę rynku, ale do tego pewnie jeszcze daleka droga. Czy na polskim rynku genealogicznym dostrzega pan zagrożenie jego monopolizacji? Nigdy nie da się tego wykluczyć. Co jakiś czas pojawiają się na horyzoncie ludzie, którzy mają na to ochotę, ale jak dotąd kończyło się tylko na ambicjach. Korporacji zawsze będę przeciwstawiał kooperację. Z czego wynika brak porozumienia pomiędzy genealogami amatorami a zawodowcami? Podstawowa sprawa: nie ma w Polsce czegoś takiego jak skonsolidowana grupa zawodowych genealogów, pracujących w zgodzie z określonymi zasadami wyznaczonymi przez konkretne standardy. To z kolei stwarza warunki

dla osób/firm pracujących nierzetelnie, mało profesjonalnie, bez krytycznego odwoływania się do źródeł i przejrzystych zasad biznesowych. Mimo tego, że mamy firmy prowadzone uczciwie, które oferują dobrej jakości produkt w postaci profesjonalnych badań, wspomniane „czarne owce” zawsze będą rzucały cień na tych porządnych. Z racji tego, że środowisko genealogów amatorów nie jest duże i od zawsze opierało się na wynikach pracy społecznej, mamy gotowy przepis na ostracyzm, z jakim dotychczas spotykali się tzw. zawodowcy. To podejście na szczęście się zmienia, bo żadna dziedzina życia nie znosi próżni, a w warunkach wolnego rynku każda, dająca możliwość zarabiania pieniędzy, skomercjalizuje się wcześniej czy później. W interesie nas wszystkich jest, by proces ten przebiegał w porozumieniu, ponieważ odwrotu nie ma i takich firm będzie przybywało. Skoro można zarabiać na coachingu, copywritingu czy też na dietetyce, to dlaczego nie na genealogii? Mądrość środowiska powinna polegać na tym, żeby stworzyć przestrzeń dla takich podmiotów, gdzie będą panowały przejrzyste zasady, bo tylko w ten sposób unikniemy przykrych sytuacji i oszukanych lub wykorzystanych osób. M

11


genealogiczna galeria

zapoznaj sie z oferta

jedynego w polsce sklepu dla genealogow:

<<genogaleria>>



14

More Maiorum


GENEALOGIA ZNANYCH

wrzesień | 9 (68)/2018

15


> Iwona Fischer (Archiwum Narodowe w Krakowie)

Akta Polskiej Zjednoczon

i innych partii w badani Trudno pisać o PRL-u pomijając akta przewodniej siły narodu, za jaką uważała się Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. A nasi przodkowie stawali się prominentnymi członkami partii albo przez takowych, po drugiej stronie barykady, byli piętnowani. Jednych i drugich możemy znaleźć w dokumentach partyjnych.

Na

początek kilka pytań: czy rzeczywiście akta PZPR mogą zainteresować genealogów? Czy grupa działaczy partyjnych była aż tak liczna, aby poszukiwania w partyjnych dokumentach mogły być pomocą przy uzupełnianiu drzewa genealogicznego własnej rodziny? Warto przypomnieć w tym miejscu badania i statystyki, aby zorientować się o skali problemu. Już na początku swojego bytu w 1949 roku, zaraz po zjednoczeniu, Polska Zjednoczona Partia Robotnicza liczyła ponad 1 milion 376 tysięcy członków i kandydatów. W czasach swojego największego rozkwitu w latach 70. XX wieku zrzeszała ponad 3 miliony ludzi, co na owe czasy stanowiło ok. 12 proc. społeczeństwa. Liczba działaczy partyjnych wahała się w czasie – ale nawet w 1990 roku, w momencie likwidacji mocno znienawidzonej wydawałoby się PZPR, w jej szeregach pozostawało ponad 2 miliony człon-

16

ków. Mówimy więc o niezwykle dużej części polskiego społeczeństwa – a tym samym o sporym procencie naszych krewnych.

Setki statystyk i wykazów Zacząć wypada od samych członków partii, a właściwie od 1945 roku i od działaczy jej dwóch poprzedniczek: Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Partii Socjalistycznej. W aktach obu organizacji znajdziemy informacje, kto stał na czele komitetów wojewódzkich, miejskich, gminnych i miejsko-gminnych. Nie tylko zresztą dotyczy to osób dzierżących władzę, także członkowie poszczególnych partyjnych instancji byli skrupulatnie spisywani i ewidencjonowani. Podobnie będzie po 1948 roku i zjednoczeniu PPS i PPR w jedną partię. Zmiana polegała tylko na tworzeniu dużo większej ilości dokumentacji.

More Maiorum


AKTA PRL A GENEALOGIA

nej Partii Robotniczej

iach genealogicznych fot. ank

wrzesień | 9 (68)/2018

17


stulaty, apele, petycje. Partia bardzo dokładnie liczyła swoich członków, weryfikowała ich działalność, głośno potępiała brak aktywności w pracy politycznej i piętnowała przy próbie zwrotu legitymacji partyjnej. Do naszych czasów zachowały się imienne listy, nierzadko zawierające także inne dane osobowe, wszystkich niemal instancji partyjnych od OOP po KC, czyli od najmniejszych oddziałowych organizacji partyjnych po stojący na czele partii Komitet Centralny PZPR, rezydujący w Warszawie. Obsesyjnie, niemalże co roku, liczono liczbę osób deklarujących pracę w partii, spisywano i liczono wątpiących, wypisujących się, rozliczano z pracy partyjnej.

fot. ank (2)

Zestawieniom i statystykom nie było końca – zachowały się więc do naszych czasów w satysfakcjonującej ilości. Dokumentom tym nie zagroziło nawet niszczenie akt z lat 90. w trakcie likwidacji struktur partyjnych. Palono wtedy masowo akta PZPR – akcję tę przetrwały jednak zarówno listy członków, jak i kartoteki zarobkowe oraz listy płac działaczy partyjnych. Pamiętając, że w 1990 roku Polska podzielona była na 49 województw – tyleż archiwów komitetów wojewódzkich PZPR trafiło wtedy do zasobu właściwych terytorialnie archiwów państwowych i tam dzisiaj możemy z nich korzystać. > Ankieta personalna z teczki Jana Biedronia ze zbiorów Archiwum Narodowego w Krakowie

PZPR dbała bowiem, aby jej kadry rosły, toteż oprócz wymienionych powyżej struktur terenowych, tworzono także komitety dzielnicowe, koła osiedlowe oraz organizacje partyjne we wszystkich niemal urzędach i zakładach pracy.

18

W zależności od wielkości podmiotu i ilości osób zgłaszających swój akces do PZPR, były to komitety zakładowe, uczelniane lub fabryczne, podstawowe organizacje partyjne (zwane w skrócie POP) i oddziałowe organizacje partyjne (OOP). Każda z nich była skrupulatnie spisywana, deklarowała imienne listy członków, przesyłała do właściwych lokalnie komitetów wojewódzkich protokoły ze swoich zebrań, meldunki o czynach społecznych, po-

Archiwa „aktywu partyjnego” Partia dbała o swoich członków, ale jednocześnie ich sprawdzała, weryfikowała, a nawet niejednokrotnie karała. Dbałość wyrażała się przede wszystkim w awansach i odznaczeniach. Wnioski odznaczeniowe w partii to kolejna pokaźna grupa dokumentacji. Partia przyznawała odznaczenia szerokim gestem – od najwyższych odznaczeń państwowych po pamiątkowe medale

More Maiorum


AKTA PRL A GENEALOGIA

z okazji np. X-lecia PRL czy budowy Nowej Huty. We wnioskach awansowych i odznaczeniowych znajdziemy oczywiście cały przebieg kariery naszego przodka. Także karanie było bardzo dobrze zorganizowane. Przy komitetach wojewódzkich i miejskich działały Wojewódzkie i Miejskie Komisje Kontroli Partyjnej. Te prowadziły akta spraw, podobnie jak w sądach czy kolegiach wykroczeniowych. Różnica polegała na tym, iż orzeczenie o karze wydawali sami aktywiści partyjni, nie zaś przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości. Komisja mogła upomnieć członka partii, mogła go też zawiesić w prawach, odebrać mu legitymację, a nawet wyrzucić z partyjnych szeregów. Powody były bardzo różne – od oczywistych typu pijaństwo, nadużywanie władzy, łapówkarstwo, po czysto polityczno-światopoglądowe, jak np. odejście od linii partii, nazbyt wielka szczerość w krytyce tejże (zwłaszcza po rozwiązującym język alkoholu), posłanie dziecka do komunii, jego ochrzczenie, zawarcie ślubu kościelnego lub udział w innych praktykach religijnych. I znowu w archiwach państwowych zachowały się tysiące teczek „ukaranych” członków partii, mogące być podstawą do badań genealogicznych. Aby unaocznić skalę, warto wskazać, że w Archiwum Narodowym w Krakowie zachowało się ok. 7 tys. akt orzeczniczych Wojewódzkiej Komisji Kontroli Partyjnej w Krakowie. Oprócz samych członków partii pamiętać trzeba o etatowych pracownikach PZPR – czyli o tzw. aktywie partyjnym. Nie zatrudniano tu byle kogo, zaufani pracownicy byli dobrze opłacani i stawiano wobec nich odpowiednie wymagania. W Archiwum Narodowym w Krakowie zachowano wszystkie listy płac pracowników aktywu partyjnego – możemy się z nich

wrzesień | 9 (68)/2018

dowiedzieć zarówno o tym, kto był zatrudniony w partii, jak i to, że informacje o wysokich zarobkach dygnitarzy partyjnych nie były wyssane z palca. Porównując obecnie te kwoty z wysokością wypłat w innych zakładach pracy, widać znaczącą różnicę, rosnącą lawinowo na korzyść PZPR w kolejnych latach. Jak już wspominałam, partia decydowała o wszystkim – a w pierwszej kolejności o obsadzie etatów najważniejszych urzędów i zakładów pracy na swoim terenie. Toteż w dokumentacji partyjnej zachowały się opinie o kandydatach na dyrektorów miejskich i wojewódzkich urzędów, instytucji, zakładów pracy, poszczególnych ich wydziałów, a także m.in. ławników sądowych czy sołtysów w gminach. Ilość informacji, jakie możemy znaleźć na temat członków naszych rodzin, zależała od ważności obsadzanego stanowiska. Czasem była to krótka notka dotycząca światopoglądu i stażu w PZPR, a przy wyższych stanowiskach rozbudowane życiorysy, opinie z zakładów pracy, a nawet tajne meldunki z MO czy SB. Partia typowała, a wręcz można napisać, namaszczała swoich działaczy, do wyborów do rad narodowych czy Sejmu. Listy kandydatów na radnych i posłów z odpowiednimi charakterystykami, w których czołową rolę

odgrywał światopogląd i przynależność partyjna, zachowały się do naszych czasów i są dzisiaj znakomitym źródłem do historii tamtej epoki. Szczególną atencją cieszyły się środowiska opiniotwórcze: artyści, naukowcy, dziennikarze, kler katolicki. O tych osobach i prowadzonej przez nie działalności – nierzadko, jak to określała partia, „wywrotowej” – także gromadzono szczegółowe informacje.

Masowe uroczystości Jednym z przejawów życia partyjnego było masowe uczestnictwo w uroczystościach państwowych i lokalnych obchodach rocznic związanych z ruchem robotniczym. 1 Maja, 22 lipca, 12 października i inne „komunistyczne” celebry gromadziły tysiące osób. Część maszerujących była z pewnością z potrzeby serca, część przychodziła zgodnie z wytycznymi i realizowała z góry założony scenariusz uroczystości. Dokumenty o tym świadczące – listy osób z miejscami ich usytuowania w pochodzie i zestawem haseł do „spontanicznego” wykrzykiwania także zachowały się w aktach poszczególnych instancji PZPR. Do tego jeszcze kolejne zjazdy Partii wytyczające zadania dla jej działaczy, jak np. V Zjazd PZPR z gościem specjalnym Leonidem Breżniewem z zaprzyjaźnionej KC KPZR. W tym

19


fot. ank (3)

wypadku również zachowały się długo uzgadniane listy delegatów na tak ważne propagandowo spotkania. PZPR prowadziła także szeroko zakrojoną politykę historyczną. Zajmował się nią Wydział /Zakład/Referat Historii Partii ściśle współpracujący z Wydziałem Propagandy. Ta komórka odpowiedzialna była m.in. za zbieranie źródeł historycznych do historii Polski ze szczególnym uwzględnieniem dziejów ruchu robotniczego. Jej działalność zaowocowała imponującymi zbiorami wspomnień i relacji działaczy partyjnych od czasu Wielkiej Rewolucji Październikowej 1917 roku aż po czasy wtedy najnowsze. Poprzez struktury terenowe docierano do wszystkich świadków epoki i obligowano ich do dyktowania lub spisywania własnych przeżyć. A że czasem te historie podkolorowano lub dopasowano do partyjnych wytycznych, to już inna opowieść. Dla nas dzisiaj pozostały kartoteki działaczy partyjnych liczące tysiące osób, relacje, dzienniki, życiorysy, wspomnienia, ankiety. I znowu, aby pokazać ilość zachowanych akt, wspomnieć wypada, że tylko w Archiwum Narodowym w Krakowie takich teczek z relacjami i ankietami posiadamy grubo ponad tysiąc. Pamiętać też trzeba, że wszystkie działające w PRL-u służby składały comiesięczne meldunki o sytuacji w swoim regionie. Informacje te spływały do I Sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Meldowali m.in. przewodniczący poszczególnych organizacji partyjnych, wojewodowie, naczelnicy dzielnic, jak też Milicja Obywatelska i Służba Bezpieczeństwa. Szczególnie ciekawe informacje znajdziemy z okresu pierwszej „Solidarności” i innych opozycyjnych wystąpień. Wtedy ze szczególną skrupulatnością odnotowywano „ekscesy” opozycji,

20

wypowiedzi czy działania poszczególnych wymienianych z imienia i nazwiska osób. To również ciekawe źródło do badań historii własnej rodziny, tym razem tej stojącej po drugiej stronie politycznej barykady. Wspomnienia z PRL-u to także dwie inne partie z tamtych czasów – zwane nieco złośliwie, choć nie bez racji, przybudówkami PZPR. Mowa tu o Zjednoczonym Stronnictwie Ludowym (poprzednik dzisiejszego PSL) i Stronnictwie Demokratycznym (SD).

> Życiorys z teczki Tadeusza Barciszewskiego ze zbiorów Archiwum Narodowego w Krakowie

Ich rola była zdecydowanie mniejsza – tu czasem w szeregach tychże partii „chronili się” ci, którzy chcieli uczestniczyć w życiu publicznym, a nie chcieli zapisać się do PZPR. Osoba bezpartyjna w tamtych czasach miała zdecydowanie utrudnioną, a nieraz nawet zamkniętą drogę awansu.

More Maiorum


AKTA PRL A GENEALOGIA

Archiwa innych partii Archiwa ZSL są niestety trudno dostępne, przechowywane w różnych miejscach Polski przez struktury dzisiejszego PSL-u. Na początku naszego wieku zrodził się pomysł utworzenia jednego ogólnopolskiego Archiwum Ruchu Ludowego. Niestety wraz ze zmianą władz partyjnych, a konkretnie jej lidera Waldemara Pawlaka (pomysłodawcy Archiwum Ruchu Ludowego), nie doczekał się realizacji. PSL posiada więc nadal dokumentację swojego poprzednika i ten adres należy brać pod uwagę przy ewentualnych poszukiwaniach. Odmienny los spotkał Stronnictwo Demokratyczne. Tu w zależności od struktur terenowych, akta pozostają najczęściej w siedzibach SD w terenie albo przekazane zostały w ostatnich latach do archiwów państwowych. Po ich uporządkowaniu będzie można rozszerzyć kwerendę genealogiczną o kolejne zespoły archiwalne. Na koniec kilka słów o organizacjach, towarzystwach, związkach afiliowanych przy PZPR lub tworzonych zgodnie z partyjnymi

wrzesień | 9 (68)/2018

i światopoglądowymi wytycznymi. Tu znowu w aktach partyjnych znajdziemy mnóstwo informacji m.in. o Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, Związku Młodzieży Wiejskiej, Lidze Kobiet, Towarzystwie Krzewienia Kultury Świeckiej, Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, Towarzystwie Przyjaźni Polsko-Radzieckiej czy Towarzystwie Przy-

jaźni Polsko-Chińskiej. I podobnie jak o członkach partii znajdziemy mnóstwo danych podobnych do tych gromadzonych przez PZPR o własnych kadrach. W każdej epoce życie polityczne przyciąga wiele osób – na wiecach, zjazdach czy konwencjach partyjnych dostrzegamy tysiące zaangażowanych działaczy i ich zwolenników. To ważna część naszej działalności społecznej. Po latach dokumenty opisujące aktywność polityczną staną się z pewnością fantastycznym źródłem do badań zarówno historycznych, jak i genealogicznych. Powinniśmy wykorzystywać je przy kwerendach, pamiętając jednak o mocno propagandowym charakterze tych zasobów, a w przypadku PZPR często fałszującym obraz komunistycznej rzeczywistości. M

21


> Alan Jakman

Akta policyjne z lat źródło do genealog Im bardziej zagłębiamy się w materiały, jakie przechowywane są w archiwach państwowych, tym częściej można dostrzec, że wiele z nich dla genealogów pozostaje nieznanych. Przykładem niech będą akta dyrekcji policji. Co w nich znajdziemy?

O

dtwarzając dzieje własnej rodziny, w pierwszej kolejności korzystamy z ksiąg metrykalnych. Jest to podstawowe źródło wiedzy o naszych przodkach, o czym w swoich poradnikach pisze choćby Rafał Prinke czy Małgorzata Nowaczyk. W późniejszych etapach korzystamy z innych pozametrykalnych dokumentów. Coraz częściej genealodzy czerpią wiedzę o przodkach z różnego rodzaju spisów ludności, wykazów podatkowych, akt notarialnych czy ksiąg grodzkich. Wiele tych źródeł jest już dobrze opisanych w literaturze podmiotu. Przyjrzymy się więc aktom policyjnym.

Ponad 700 jednostek archiwalnych Dyrekcja Policji w Bielsku, obok tej w Katowicach i Królewskiej Hucie (obecnie Chorzów), została powołana 17 czerwca 1922 roku zgodnie z rozporządzeniem wojewody śląskiego. W tym czasie Dyrekcja Policji w Bielsku składa-

22

ła się z Referatu I, Referatu II, Biura Meldunkowego, Biura Paszportowego i Biura Wywiadowczego. Zakres działań funkcjonariuszy obejmował różnorakie dziedziny życia naszych przodków, tym samym zakres dokumentów, znajdujących się w tego typu zespołach może przynieść wiele informacji o tych osobach. Dyrekcja policji zajmowała się ochroną i bezpieczeństwem porządku publicznego, sprawami kontroli stowarzyszeń i zgromadzeń, kontrolą prasy, sprawami meldunkowymi i paszportowymi, a nawet nadawaniem nazw ulicom i placom. 6 marca 1928 roku Prezydent II Rzeczpospolitej Ignacy Mościcki wydał rozporządzenie o Policji Państwowej, które rozszerzało obowiązki jednostek Dyrekcji Policji o czynności związane z wykonywaniem obowiązku wojskowego. Na przykład w bielsko-bialskim archiwum znajdują się spisy dezerterów z pobliskiej jednostki wojskowej, a także wykazy pełnoletnich mieszkańców miasta zobowiązanych do odbycia służby wojskowej.

Zespół nr 188 Dyrekcji Policji w Bielsku w Archiwum Państwowym w Katowicach Oddział w Bielsku-Białej liczy w sumie 708 jednostek archiwalnych, które dzielą się na: 1. Referat I Ogólny: oddział śledczy, sprawy organizacyjne, misje i placówki zagraniczne, komunikaty urzędowe, wykazy urzędników i funkcjonariuszy państwowych, sprawy osób i sprawy pracownicze, sprawy socjalno-bytowe, nadanie obywatelstwa i odmowy, 2. Referat II Bezpieczeństwa: zarządzenia i sprawy organizacyjne, sprawozdania dla Głównego Urzędu Statystycznego, wybory do Sejmu Śląskiego, związki, stowarzyszenia i organizacje polityczne, kulturalne, gospodarcze

fot. alan jakman

More Maiorum


PORADNIK GENEALOGA

t 1922-1938 jako gii rodzin i sportowe, zawodowe wiece i zebrania, opinie personalne, prasa bielska, sprawy karne, informacje dotyczące spraw politycznych i gospodarczych, 3. Referat III Legitymacyjny: przepisy i okólniki dotyczące spraw paszportowych, wysiedlenia, osiedlenia, zezwolenia na pobyt, ochrona rynku pracy, 4. Referat IV Gospodarczy: koncesje przemysłowe, widowiskowe, handlowe i transportowe, 5. Referat V Wojskowy: pisma okólne dotyczące spraw wojskowych, odroczenia służby wojskowej, dezercje 6. Referat VI Karno-Administracyjny: orzeczenia karne, wykazy opłat z tytułu

wrzesień | 9 (68)/2018

grzywny, przekroczenia drogowych,

przepisów

7. Referat VII Sanitarny: sprawy Komisji Dni Przeciwgruźliczych w Bielsku, 8. Referat VIII: przepisy i zarządzenia, 9. Akta personalne.

Uzyskanie obywatelstwa Akta z Referatu Ogólnego mogą być przydatne w szczególności dla tych poszukiwaczy, których krewni byli policjantami bądź też pełnili jakieś funkcje w strukturze Dyrekcji Policji. Sprawy pracownicze czy socjalno-bytowe zawierają wnioski i inne pisma dotyczące poszczególnych zatrudnionych. Oprócz podstawowych danych: imię, nazwisko, data/rok urodzenia i zajmowane stanowisko, poznamy, z jakimi kłopotami zmierzali się nasi krewni. To jednak na tyle szczegółowe dokumenty, że dotyczą one tylko niektórych spośród poszukiwaczy rodzinnej przeszłości. Znacznie ciekawsze mogą okazać się wnioski o nadanie obywatelstwa, szczególnie w strukturze informacyjnej i załącznikach, jakie trzeba było dołączyć. Pierwsza regulacja państwowa dotycząca tej kwestii została podjęta jeszcze przed powołaniem Dyrekcji Państwowej w Bielsku 20 stycznia 1920 roku.

Osoba zainteresowana uzyskaniem obywatelstwa, zgodnie z artykułem 8 ustawy o obywatelstwie Państwa Polskiego, musiała wykazać, że: 1) prowadziła nieposzlakowany tryb życia, 2) przebywa stale przynajmniej od 10 lat w granicach Państwa Polskiego, 3) posiada środki utrzymania lub zarobkowania dla siebie i swojej rodziny, 4) posiada znajomość języka polskiego. W rodzinnej genealogii tego typu dokumenty z pewnością wniosą nową jakość i kolejne, być może, nieznane wiadomości o naszych krewnych. W Referacie Bezpieczeństwa ciekawe informacje mogą znaleźć szczególnie krewni ówczesnych posłów i kandydatów na posłów do Sejmu Śląskiego. Funkcjonariusze składali także raporty odnośnie do wszelkich wydarzeń i organizacji politycznych. Na większych zebraniach, szczególnie tych, które nie były zgodne z oficjalną linią rządu centralnego – choćby partii o zapatrywaniach komunistycznych – obecne były osoby oddelegowane do złożenia odpowiedniego raportu. Przykładem może być sytuacja z października 1924 roku, kiedy do Sądu Powiatowego w Bielsku wpłynęło zawiadomienie w sprawie złamania par. 11 z ustawy z roku 1854. Przestępstwa miał się dopuścić 27-letni Józef Cz., któremu zarzucono obrazę przyzwoitości publicznej. Na początku

23


akta dotyczące spraw paszportowych. Szczególnie istotne mogą się one okazać dla osób, których krewni byli na przykład przedsiębiorcami albo też pełnili ważne funkcje w firmach, które kontaktowały się z zagranicznymi kontrahentami. W tym wypadku możemy znaleźć nie tylko oryginalny paszport krewnego, ale także wnioski z uzasadnieniem wyjazdu, jego długością i innymi aktami urzędowymi.

fot. alan jakman (2)

Bardzo ciekawe mogą okazać się także tzw. sprawy wysiedlenia, które w przypadku bielskiego zespołu podzielone są alfabetycznie według nazwisk osób w nich wymienionych. Podobnie skategoryzowane są „zezwolenia na pobyt”, a także tzw. paszporty ulgowe. Te ostatnie z paragrafem 2 ustawy z dnia 17 lipca 1924 roku w sprawie opłat za paszporty na wyjazd zagranicę mogą być wydawane przez władze administracyjne I instancji osobom udającym się zagranicę w celach handlowych i przemysłowych o ile przedłożą każdorazowo zaświadczenia wojewódzkiego wydziału przemysłu i handlu, względnie inżyniera przemysłowego na m. st. Warszawę wydane za zgodą delegata władzy skarbowej. Zaświadczenie to, ma stwierdzać, że wydanie ulgowego paszportu jednorazowego lub wielokrotnego, względnie ulgowego zezwolenia na ponowny wyjazd jest ze względów handlowych lub przemysłowych konieczne. > Spis aresztantów z Bielska. Obok imienia i nazwiska znajduje się powód zatrzymania

września 1924 roku w sali Körbla w Bystrej Śląskiej odbyło się publiczne zebranie partyjne. Wśród wielu prelegentów wystąpił Józef Cz., który wyrażał się niepochlebnie o rządzie byłego premiera Wincentego Witosa. Jest źle, będzie jeszcze gorzej, a Polskę i tak szlag trafi – zakończył swoje przemówienie, ale mimo gromkich braw,

24

jego słowa nie wszystkim się spodobały. Zaledwie kilka dni po zebraniu Józef Cz. został wezwany do bielskiej komendy policji. Wyjaśnieniem sprawy zająć się mieli nie zwykli funkcjonariusze, lecz policjanci wyspecjalizowani w zwalczaniu nastrojów antypaństwowych.

Sprawy paszportowe Wśród dokumentów Referatu Legitymacyjnego znajdziemy również

Referat Gospodarczy gromadził z reguły akta dotyczące przemysłu, handlu i transportu. Dla osób, których krewni nie prowadzili przedsiębiorstwa, akta te będą w większości nieprzydatne. Pośród aktów znajdziemy przykładowo Józef Macura – licencja na urządzenie odczytów z dziedziny nauk psychofiziognomicznych lub Adolf Scharek – koncesja autobusowa oraz inne urzędowe okólniki. Przydatność genealogiczna tych akt jest więc najczęściej znikoma.

More Maiorum


PORADNIK GENEALOGA

Postępowania karne W Referacie Wojskowym znajdziemy przede wszystkim informacje o mężczyznach, którzy byli zobowiązani do odbycia służby wojskowej. Możemy też spotkać się z aktami opisującymi uchylanie się od służby czy dezercje z wojska. Poza ogólnymi wykazami nazwisk, w wyspecjalizowanych dokumentach odnalezienie krewnych nie jest pewne. Dokumenty z Referatu KarnoAdministracyjnego to w gruncie rzeczy sprawy związane ze wszelkimi przekroczeniami prawami, jak choćby wypadkami samochodowymi. W tej sytuacji opisane jest dokładnie zdarzenie, załączone są zeznania świadków i raporty policyjne, a także dołączone rysunki poglądowe. Wśród nich można znaleźć np. spisy prostytutek albo akta stręczycieli nierządu. Kwerendę tę można później rozszerzyć o akta sądowe, do których kierowane były później poszczególne śledztwa.

bielskiej Dyrekcji Policji. Pośród tych osób znajdują się na przykład: ajenci, wywiadowcy, sekretarze, urzędnicy, a nawet posługaczka. Wśród dokumentów odnajdziemy wnioski o pracę, ankiety, zdjęcie legitymacyjne, a także inne dokumenty związane z przebiegiem służby. Akta policyjne to bardzo wyspecjalizowane dokumenty do badań genealogicznych. Nie każdy odnajdzie w nich swoich przodków, jednakże wykazy osób starających się o wydanie paszportu czy pozwolenie na pobyt w kraju

zwiększą szanse odnalezienie w nich szukanych nazwisk. Z pewnością warto zajrzeć do inwentarza zespołu gromadzącego akta policyjne – wówczas będziemy wiedzieć, czy mogą być przydatne w prowadzonych badaniach genealogicznych. Inne dokumenty związane z działaniami prowadzonymi przez policję możemy znaleźć także w aktach miast i gmin. M

> Pierwsza strona akt sądowych zamieszczona w teczce dotyczącej śledztwa prowadzonego przez bielskich funkcjonariuszy

W przypadku bielskiego archiwum Referat Sanitarny gromadzi tylko jedną sygnaturę dotyczącą przepisów i zarządzeń ogólnych. Dokumenty te mają niską wartość genealogiczną, choć pokazują tło wydarzeń, z jakimi spotykali się nasi przodkowie – np. pandemie czy obowiązkowe szczepienia. Poszukiwania w tym zakresie można kontynuować np. w aktach miasta/gminy, w których także znajdują się dokumenty dotyczące kwestii sanitarnych/zdrowotnych w mieście. Jeśli mamy podejrzenie, że nasz krewny chorował i korzystał z opieki medycznej, warto przejrzeć dostępną dokumentację medyczną. Zgodnie z artykułem 16b ustawy o narodowym zasobie archiwalnym indywidualna dokumentacja medyczna udostępniana jest po 100 latach od sporządzenia ostatniego wpisu. Z pewnością dużą wartość genealogiczną mają akta personale pracowników

wrzesień | 9 (68)/2018

25


> Przemysław Portuś

Historia genealogów n Badacze przodków pos Swoje poszukiwania prowadzę od wielu lat, skupiając się nie tylko na losach własnej rodziny, ale także historii miejscowości. Zamojszczyzna to bardzo ciekawy region do badań genealogicznych. W sierpniu 2018 roku do życia zostało powołane Stowarzyszenie Genealodzy Zamojszczyzny.

W

26

latach 2006–2012 wielokrotnie bywałem w Archiwum Państwowym w Zamościu. Podczas wizyt zauważyłem, że oprócz personelu mało kto zna historie znajdujące się w aktach oraz język, w którym je sporządzono. Zacząłem pomagać ludziom w poszukiwaniach oraz tłumaczeniach językowych. Z czasem wielokrotnie obsługiwałem osoby posługujące się innym językiem niż polski – nie, jako pracownik, a jako petent uczestniczący na sali udostępniania zbiorów, tj. w czytelni. W tym czasie poznałem wielu ciekawych ludzi poszukujących korzeni na Zamojszczyźnie.

Okazało się później, że w regionie jest spora grupa osób, która chciałby zając się udokumentowaniem historii własnej rodziny. Najbliższa organizacja skupiająca genealogów znajdowała się w Lublinie – znacznie odmiennym kulturowo od Zamojszczyzny.

Katalogując swoje zbiory, podjąłem pomysł przyłączenia się do stowarzyszenia lub grupy genealogicznej w Zamościu. Okazało się, że takiej grupy nie ma. Jest tylko koło historyczne przy Uniwersytecie III Wieku. Dwukrotnie skorzystałem z okazji i przeprowadziłem wykłady o historii i genealogii w ramach spotkań tego koła.

W tym czasie udałem się też do Brzegu na 3. i 4. Ogólnopolską Konferencję Genealogiczną, gdzie okazało się, że pasjonatów historii, mających korzenie właśnie w Zamościu i jego okolicach, wcale nie brakuje.

W styczniu 2016 roku założyłem stronę na Facebooku grupę „Genealodzy Zamojszczyzny”, gdzie zacząłem publikować swoje posty o poszukiwaniach, zdjęciach i historii regionu i zapraszać kolejnych znajomych do polubienia strony.

Pierwsze spotkanie

W listopadzie 2017 roku zaproponowałem na Facebooku spotkanie

założycielskie grupy w kawiarni, jako lokalu, gdzie można usiąść, czegoś się napić i porozmawiać z przybyłymi. Café prowadzi Tomasz Piasecki potomek ogrodników z pałacu w Klemensowie należącego ówcześnie do Zamoyskich. Na pierwsze spotkanie 4 listopada 2017 roku przybyło nas trzech. Był Roman Smarzewski, Kamil Kubica i ja. Umawialiśmy się jeszcze z Anną Sokołowską, lecz ja spóźniłem się na spotkanie, a ona wtedy nie zaczekała. Drugie spotkanie odbyło się miesiąc później – 2 grudnia 2017 roku. Przybyło nas czworo planowanych plus niezapowiedziane osoby z Lubgens – grupy woluntariuszy tworzących wyszukiwarkę internetową do publikacji już dostępnych i własnych zbiorów oraz indeksujących akta stanu cywilnego. Był Marcin Rybicki z kolegą. Przedstawiłem na tym spotkaniu po raz pierwszy projekt utworzenia stowarzyszenia, zyskałem poparcie, lecz nie mogliśmy zrobić czegoś więcej – było nas za mało. Kolejne spotkania odbywały się w stałym składzie, czyli ja oraz Kamil Kubica, a dołączają do nas coraz to nowe osoby, jak Dorota Kusztykiewicz, Anna Sokołowska, Edward Obuchowski, Michał Wajdyk, który przyjechał do nas z Warszawy na 4 godziny, Alicja Wojtowicz, Alina Topolska, Pan Mazurkiewicz, Piotr Białowski, Iwona Herc, Ewa

More Maiorum


na Zamojszczyźnie. szukiwani fot. archiwum własne

Kapłon z Lubgens, Marek Jawor, moja żona Wioletta Burda-Portuś i moja córka zainteresowana naszymi poczynaniami. W lipcu 2018 roku zmieniliśmy formułę – zaproponowałem pierwsze spotkanie w domu prywatnym u mnie, gdyż kawiarnię zamykali o 14.00, a zawsze brakowało nam czasu, by porozmawiać na wszystkie nurtujące nas kwestie.

Poparcie dyrektora archiwum W tym samym czasie rozmawiałem z panem Jakubem Żygawskim – Dyrektorem Archiwum Państwowego w Zamościu, który zdziwił się, że powstała na tym terenie grupa genealogiczna, bo on sam nie znalazł do tej pory śladu takiej działalności i jak się przyznał, podglądał na Facebooku nasze poczynania. Dodał też, iż Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych jest zainteresowania istnieniem takich stowarzyszeń i poparł mój projekt powołania stowarzyszenia w Zamościu. 25 sierpnia 2018 roku gospodarzem spotkania była autorka książki opracowanej na podstawie własnych ponad dwuletnich badań Anna Sokołowska Cmentarz Katedralny, która zaprezentowała nam dorobek swoich 12-letnich poszukiwań genealogicznych. Kamil Kubica pokazał nam swoje

wrzesień | 9 (68)/2018

wielometrowe drzewo, ja przyniosłem tort, Iwona Herc ciastko, Anna Sokołowska podała przepyszną zupę krem i przy kawie, w miłej atmosferze, spędziliśmy kolejne bardzo pracowite 6 godzin, podczas których podpisaliśmy protokół założycielski stowarzyszenia i wybraliśmy władze. W naszych planach są kolejne spotkania, a także projekty, które, mam nadzieję, wkrótce wejdą w życie, choć wymagają jeszcze dopracowania. Na tę chwilę zajmujemy się też sprawami stricte organizacyjnymi, jak poszukiwanie stałej siedziby w Zamościu. Prócz tego promujemy nasze stowarzyszenie, aby dołączało do nas więcej osób zainteresowanych genealogią na Zamojszczyźnie.

Jeden z przybyłych do nas gości – aż z Bydgoszczy – po spotkaniu, napisał: Dziękuję Przemkowi za poświęcona mi niedzielę i nocleg. Odnalazłem potomków rodzeństwa mojej prababci Nowakowskiej (obecne odmiany to Nowaczek i Nowaczyk). Znalazłem człowieka ze spisem tego, czego nie miałem w swoim drzewie. Uświadomiłem im skąd i kiedy przybyli na Zamojszczyznę. Wyjazd jest nadzwyczaj udany i wracać się nie chce, bo może coś jeszcze da się odnaleźć? Myślę, że to najlepsza zachęta, aby dołączyć do zamojskich genealogów. Można nas znaleźć na Facebooku. Serdecznie zapraszamy do kontaktu.

M

27


> Kacper Wesołowski

Genealogiczne drze wiśni. Krewny z da W pamięci krewnych często zostają tylko skrawki wspomnień. Nie do końca znają szczegóły, ale wiedzą, że „jakiś wujek gdzieś wyjechał”. W rodzinie Kacpra Wesołowskiego pozostały opowieści o kuzynie z Japonii. Udało się go odnaleźć, choć i to nie koniec skrywanych tajemnic.

T

Marian Strzępek w Anglii wyszedł na Japonkę Yuko. Mieli syna.

Najpierw jednak rozwikłajmy koligacje rodzinne. Otóż brat mojego pradziadka – Zygmunt, był męski przez wielkie „M”, miał więc trzy kobiety. Pierwszą – żonę, bez dzieci, rozwiedli się. Drugą – miłość prawdziwą, rozwodu przyczynę, miał z nią syna. Jednak zanim zdążył z pierwszą dojść do ładu, tamta wyjechała z kraju i słuch o niej zaginął… Później z trzecią żoną, został do końca życia, mając z nią córkę. Ta, która wyjechała, miała syna Mariana.

Odpowiedź z Japonii

u jest mój kuzyn, jego matka wyjechała za granicę. I właśnie za granicą poznał Japonkę Yuko i wziął z nią ślub. A słuchaj, a mógłbyś w tym Internecie jakoś znaleźć kontakt do niego? No, bo wiesz, moja mama utrzymywała kontakt listowny z jego mamą i stąd te zdjęcia. Myślę sobie tak: z biedniejszą rodziną to już babci kontaktów szukać się nie chce, ale jak ktoś wyjechał do Anglii i wyszedł za Japonkę, to dopiero na uniwersytecie trzeciego wieku powiedzą!

28

Postawiony więc przed takim właśnie zadaniem, zasiadłem do Internetu. Narzędzia „stalkera-genealoga”, czyli Facebook, Google i jeszcze raz Facebook. Zaczynam w porządku chronologicznym. Marian Strzępek – Google milczy, Facebook tak samo. Marek Strzępek – przez Google przelatuje snopek, na Facebooku świerszcze. Trudno. Wielkie plany odszukania dalekiej rodziny spaliły na panewce. Gałęzie drzewa się ułamały i muszę szukać ich pod drzewem. Babcia będzie niezadowolona, koleżanki nie usłyszą obcobrzmiących nazwisk, nie zobaczą skośnookich zdjęć rodzinnych.

Nie minęło jednak kilka dnia, a olśniło mnie! Przecież ten młodszy – Marek, Polak z ojca, z matki Japończyk, rodzony na Wyspach (mimo polskiego nazwiska) nie

More Maiorum


OPOWIEŚCI RODZINNE

ewo kwitnącej alekiej Japonii fot. foter.com

wrzesień | 9 (68)/2018

29


będzie miał tam przecież „e” z kreseczką… i nie będzie to Marek a Mark. Mark Strzepek. Facebook pokazuje mi profil: „Mark Yokoshiro Strzepek zamieszkały w Tokio”. Myślę, że ta kombinacja angielskiego „Mark”, Japońskiego „Jokosziro” i Polskiego „Strzepek” jest dość rzadko spotykana. Piszę więc: Dzień dobry, poszukuję Marka Strzępka, którego ojcem jest Marian Strzępek, a babką Anna Lewicka. Robię drzewo genealogiczne i chcę dotrzeć do każdego z rodziny. Żeby ostatecznie udowodnić, że faktycznie to moja rodzina, przesłałem mu zdjęcia i zapytałem się, czy to on jak miał roczek? Pozostało mi czekać. Wiadomość, którą dostałem, była elegancka i kurtuazyjna.

[

mi się również o innych ciotkach spod Poznania od rodzeństwa Hieronima (mojego pradziadka) i Zygmunta (jego brata). Po trzydziestu telefonach dziennie przez 3 dni uznałem, że chyba kontakt ten jest już stracony. Ostatnią deską ratunku była zbiorowa świadomość ludzkości – Internet. Internet mnie jednak nie zawiódł, bowiem wyskoczyła mi strona, która rozpaliła płomień nadziei. Wyglądała jak pisana w Wordzie lista osób, które kończyły Liceum w Dobrzeniu Wielkim w roku 1993. Było tam szukane nazwisko! Na portalu nie dało się jednak wejść nigdzie indziej. Żadnych obrazków, odnośników tylko lista absolwentów. |

[

Łatwiej znaleźć krewnego w Japonii niż w Polsce

Coś w stylu: Tak, to ja, świetny pomysł z drzewem. Nie znam w sumie nikogo z Polski, mam nadzieję, że się kiedyś spotkamy. Napisał mi też, że jego ojciec zmienił imię z Marian na Mike i że też jest na Facebooku. Podał mi nawet do niego maila. Z tymże właśnie starszym pisałem najwięcej do czasu, gdy nie zapytał się, czy mam kontakt do jego „half sister”. Nazywa się Małgorzata Strzępek i widział się z nią po raz ostatni w 1987 roku na pogrzebie ich ojca w Dobrzeniu Wielkim, kiedy ona miała 14 lat. Zaaferowany całą wynikłą sytuacją, postanowiłem zacząć czym prędzej poszukiwać cioci, która przepadła gdzieś w świadomości babci. Przypomniało

30

Ale przynajmniej jakiś trop był. Na Facebooku tej osoby nie odnalazłem. Z pomocą przyszła... Nasza Klasa. Natychmiast założyłem konto, wszedłem w szkoły, następnie Dobrzeń Wielki, Liceum, Absolwenci 1993. Ale tu mamy jeden kłopot – nazwiska kobiet. W genealogii nie pomagają, bo w gruncie rzeczy są zmieniane na losowe. Nagle zdałem sobie sprawę, że w tamtej właśnie klasie były trzy Małgorzaty, z czego dwie były na Naszej Klasie i tylko jedna miała wpisane nazwisko pańskie, a nie brzmiało ono Strzępek. Zatem ta druga jest albo tą, której szukam, albo tą drugą. Podekscytowany napisałem do tej jednej. Ale

jak zacząć? Dzień dobry, brat pani szuka? albo Dzień dobry, nie zna mnie Pani, ale jestem posłańcem pani brata.

Poszukiwania nieznanej cioci Teraz pisząc już bez wygłupów, muszę stwierdzić, że napisałem całkiem elegancką i kurtuazyjną wiadomość. Napisałem również na forum grupy, że poszukuje Małgorzaty, która ukończyła tę szkołę, że jestem z rodziny i kontakt się urwał, a ja robię drzewo. „Wytypowanej” Małgorzacie przesłałem kilka zdjęć na dowód, że nie kłamię. Swoją drogą, jak zobaczyła mój profil, musiała się przerazić – brak zdjęcia, brak znajomych, brak szkół. Mijały dni, a ona nie odpowiadała. Więc znów z pomocą przeszedł Internet – tym razem poszukiwałem cioci, ale już pod potencjalnym nowym nazwiskiem. I znalazłem, że takowa pracuje w Szkole Podstawowej w wiosce 7 km od Dobrzenia. Kolejne tygodnie nie przynosiły odpowiedzi. Być może porzuciła swoje konto

More Maiorum


OPOWIEŚCI RODZINNE

przeczytaj także: fot. apl

akta notarialne jako źródło do badań genealogicznych Akta notarialne to dokumenty, które poza księgami

Los czuwał na tyle szczęśliwie, że kolejnego dnia odpisała i nie musiałem angażować sekretariatu szkoły w moje genealogiczne działania. Zdziwiła się, że poszukuję jej przez portale społecznościowe – gdyż od dziecka mieszka w tym samym domu. Wymieniliśmy ze sobą kilka maili, opisałem jej, co robię, że drzewo i skanuję stare zdjęcia. Wysłałem kilka zdjęć jej ojca ze ślubu moich dziadków. Wysłałem nasze współczesne zdjęcia, zdjęcie pradziadka. I po kilku mailach udało skontaktować mi się ją z jej bratem na drodze mailowej. Nigdy chyba z niczego nie czułem większej satysfakcji.

metrykalnymi, stanowią podstawowe źródło badań nad historią rodziny. O tym, jak funkcjonował urząd notariusza, jakie wytwarzał dokumenty i co w nich można odnaleźć, opowiem na przykładzie Florentyna J. Górskiego oraz Marcina Kobylińskiego. fot. wikimedia commons

na Naszej Klasie, jak już poczyniło to wielu…? – zastanawiałem się. Pewnego dnia oczekiwania powiedziałem sobie, że jeżeli ona nie odpisze do jutra, to zadzwonię do tej szkoły i załatwię to po męsku, przez telefon. – Dzień dobry, Kacper Wesołowski z tej strony, dzwonię w pilnej sprawie rodzinnej, czy mogę prosić Małgorzatę Samson do telefonu? – powiedziałbym jednoznacznym smutnym głosem. – Halo? – powiedziałaby zdziwiona ciocia. – Dzień dobry ciociu, czy Twoje panieńskie nazwisko to Strzępek? – zapytałbym się poważnie, by nie speszyć. Niestety, jeżeli warunkiem podania nazwiska byłoby moje genealogiczne przedstawienie się, usłyszałaby wówczas: Jestem pani ojca (Zygmunta), brata (Hieronima), córki (Krystyny), córki (Edyty), synem (Kacprem). Wyobrażam sobie jej minę…

dzięki genealogii genetycznej odnaleziono morderców

8-letniej dziewczynki

Zainteresowanie genealogią genetyczną wśród polskich badaczy rodzinnej przeszłości jest coraz większe. Okazuje

Puenta tej opowieści jest taka, że łatwiej znaleźć kuzyna z Japonii, który ma skośne oczy i w ząb nie mówi po polsku, niż ciocię, która całe życie mieszka w tym samym domu na tej samej ulicy. Ale gdyby nie Internet, ani jednej, ani drugiej osoby nigdy bym nie odszukał. M

wrzesień | 9 (68)/2018

się, że próbki DNA przechowywane w laboratoriach mogą przyczynić się do rozwikłania spraw sprzed wielu lat. Jak po 30 latach, dzięki firmom genealogicznym, odnaleziono morderców małej April?

31


Warszawa w I wojnie św trzeci rok okupacji

> Piotr Ryttel Mieszkańcy Warszawy odczuwali zbliżanie się wolności. Politycy i ekonomiści snuli wizje samodzielnego i silnego państwa. Widoczną zmianą było przejęcie sądownictwa przez Tymczasową Radę Stanu. W tym czasie wyraźne były różnice w poziomie życia. Jedni walczyli z głodem, innych stać było na nocne szaleństwa. 32

Od

począt ku września 1917 roku, administracja sądowa przeszła pod władanie Tymczasowej Rady Stanu. Oznaczało to więc kres sądownictwa cesarsko-niemieckiego. Wydział sprawiedliwości otrzymał rangę ministerialną z uprawnieniami do mianowania sędziów i prokuratorów. Jego zadaniem było od tej pory sprawowanie nadzoru nad urzędami sprawiedliwości, a w najbliższej przyszłości opracowanie nowego prawodawstwa.

More Maiorum


fot. wikimedia commons

HISTORIA XIX/XX WIEKU

Sąd handlowy – z siedzibą w Warszawie. Miał uprawnienia sądu okręgowego. Na ławników byli wybierani przedstawiciele stanu kupieckiego. Sądy apelacyjne – z siedzibą w Warszawie i Lublinie. Były to sądy drugiej instancji. Do tej pory istniał tylko jeden sąd wyższy, który znajdował się w warszawskim pałacu Krasińskich. W sądzie apelacyjnym wyrokowało dwóch sędziów i trzech ławników.

wiatowej:

Izba kasacyjna – z siedzibą w Warszawie, sąd najwyższej instancji. Rozważała sprawy prowadzone w sądach okręgowych drugiej instancji oraz w sądach apelacyjnych. W izbie kasacyjnej było dwóch prezesów: jeden przewodniczył w senacie karnym, drugi w cywilnym. Wyroki zapadały na mocy decyzji prezesa i dwóch sędziów. Ostatniego dnia sierpnia 1917 roku naczelny prokurator niemiecki przekazał tysiąc sześć spraw karnych do dalszego rozpatrywania w sądach polskich.

Najważniejsze: chleb i ziemniaki

Struktura sądownictwa dotycząca Warszawy i całego Królestwa Polskiego była następująca: Sądy pokoju – najniższa instancja sądowa. Rozstrzygały drobne sprawy karne i cywilne. W sprawach karnych, gdy karygodny czyn miał mniejsze znaczenie, w cywilnych zaś, gdy przedmiot sporny miał mniejszą wartość. Sędziowie w małych miejscowościach nie mieli wykształcenia prawniczego, w dużych miastach już tak. Sędziemu pokoju towarzyszyło dwóch ławników.

wrzesień | 9 (68)/2018

Sądy okręgowe – wyższa instancja, do której kierowane były apelacje i skargi dotyczące wyroków sądów pokoju. Sądy te zajmowały się sprawami przekraczającymi kompetencje sądów niższej instancji. Dodatkowo część sądów okręgowych rozpatrywała upadłości firm. Sędziowie okręgowi mieli wykształcenie prawnicze. Na czele sądu stał prezes, zastępował go wiceprezes. Do sądu okręgowego przypisani byli sędziowie śledczy i prokuratorzy. W przewodzie sądowym brało udział dwóch ławników.

Życie codzienne nie było łatwe. Wielu ludzi było na granicy głodu. Kartki nie wystarczały. Tanie kuchnie wydawały zupy ziemniaczane tylko za zwrotem kartek na kartofle. Spożycie ziemniaków w restauracjach zostało ograniczone do ilości wykazanej na kuponach. Włościanie dostarczali coraz mniej produktów rolnych do miasta. Powodem nie był nieurodzaj. To agenci, nazywani częściej spekulantami, wykupili ziemniaki, mąkę i inne towary rolnicze, by je sprzedać drogo na rynku miejskim. W połowie 1917 roku zapadła decyzja o „umiastowieniu” piekarni. Zostało dokonane swoiste zakontraktowanie zakładów piekarniczych, a właściwie

33


osobę dziennie. Okazało się, że to ilość zbyt mała, aby zapewniła organizmowi potrzebne składniki. Konieczne było uzupełnienie pożywienia innymi produktami. Niestety, nabiał, warzywa i owoce nie podlegały reglamentacji i ceny na nie były spekulacyjne.

Lichwa żywnościowa Nie tylko pośrednicy podnosili ceny i tworzyli lichwę żywnościową. Często przyczyniali się do niej producenci:

fot. wikimedia commons (4)

– W okolicach Modlina właściciel sprzedał morgę wczesnych ziemniaków, bez wykopywania za 1000 rubli. Kupujący uzyskał ok. 50 korców, czyli 12 000 funtów ziemniaków. Za wykopanie zapłacił 100 rubli. Jeżeli same koszty wyniosły więcej niż 9 kopiejek za funt, a kosztował też transport do Warszawy, to ile musiał zapłacić konsument, jeżeli pośrednik doliczył jeszcze swój zysk ? Odpowiedź była prosta: cenę spekulacyjną.

wypiekanego przez nie bochenków. W sierpniu tego samego roku umowy z zakładami opiewały na 250 tys. funtów chleba dziennie i podpisywane były następne zamówienia. Trzeba było zorganizować dostawę mąki do piekarń i rozwózkę pieczywa do punktów sprzedaży. Konieczna była też walka z lichwią żywnościową. Na początek, komitet Centralnego Towarzystwa Rolniczego wydał komunikat: Komitet CTR potępiając wszelką lichwę żywnościową, wzywa członków CTR do przeciwdziałania potajemnej sprzedaży zboża w celach spekulacyjnych. Takich odezw i postulatów na zebraniach ziemian było wiele, ale słowami nie dało się pokonać spekulantów. Część ziemian zobowiązała się

34

do utrzymania i nieprzekraczania cen maksymalnych wyznaczonych przez władze. Wiele zależało właśnie od producentów. Ziemianie stworzyli coś, co nazwano „miernikiem etyki obywatelskiej”. Kierownicze władze zrzeszeń rolniczych dążyły do wprowadzenia cen nie większych niż ustalone najwyższe.

– Przed wojną można było wydzierżawić morgę ziemi pod uprawę warzyw za 100 rubli. W 1917 roku trzeba było zapłacić co najmniej 400 rubli. – Cena morgi ziemi przed wojną sięgała 300 rubli za morgę. Kilka lat później

Walkę z lichwą żywnościową można było prowadzić na dwa sposoby: represjami wobec spekulantów lub dokładną aprowizacją, zapewniającą byt wszystkim mieszkańcom miasta. Drugi sposób wymagający najwięcej środków i starań wydawał się najbardziej skuteczny. Fachowcy wyliczyli: jedyna obecnie możliwość to zapewnienie 200 gramów chleba i jednego funta ziemniaków na

More Maiorum


HISTORIA XIX/XX WIEKU

morga ziemi z uprawą i wyliczonym zyskiem miała wartość co najmniej 600 rubli. Te przykłady świadczyły o rozwijającej się lichwie żywnościowej, do istnienia której przyczynił się łańcuch ludzi wykorzystujących trudną sytuację związaną z wojną i okupacją. Ogniwami byli włościanie, handlarze ziemią, pośrednicy handlowi i kupcy.

Warszawskie nocne życie Przed wojną w Warszawie tętniły życiem nocne kabarety. Na mniej więcej

wrzesień | 9 (68)/2018

dwudziestu scenach widowiska i rewie zaczynały się o północy i trwały do piątej rano. W czasie okupacji niemieckiej obowiązywał nakaz zamykania restauracji i obiektów rozrywkowych o północy, a w niedługim czasie już o dziesiątej wieczorem. Czy to oznaczało, że warszawiacy chodzili spać z kurami? Niezupełnie: światła gasły, ulice pustoszały, ale wtedy właśnie rozpoczynało się podziemne, wesołe życie. Nie oznaczało to, że cała Warszawa szalała do białego rana. Dotyczyło to miejskiego półświatka. Hazardziści, hulaki i inni utracjusze odwiedzali potajemne spelunki, gdzie bawili się całą noc. Można było to nocne życie przyjąć jako koloryt dużego miasta, gdyby nie jaskrawe różnice w poziomie bytu mieszkańców. Jedni wydawali na jedną kolację całomiesięczną pensję, dla innych problemem było zdobycie podstawowego pożywienia. Różnice społeczne istniały zawsze, ale wojna i ludzka zachłanność spowodowały, że powstali nowi potentaci finansowi: jedni dorobili się majątku na lichwie żywnościowej, drudzy ulegając korupcji. Często te dwie grupy były ze sobą powiązane: niektórzy urzędnicy zajmujący się prowiantowaniem byli opłacani przez spekulantów.

Opłacalność potajemnych, nocnych klubów i kawiarni była na tyle duża, że warto było ponieść karę finansową w razie odkrycia ich przez władze. Istniała oczywiście konspiracja. O godzinie dziesiątej wieczorem drzwi frontowe były zamykane, światła w witrynie gaszone, za to można było dostać się do środka od zaplecza, przez zamaskowane wejście. Warunkiem było podanie hasła lub wprowadzenie przez stałego bywalca. A wewnątrz… jadła i napoju pod dostatkiem. Napoje to wina, likiery i wódka zwana „maderą” dla uspokojenia sumienia gości, gdyż czystej wódki sprzedawać nie było wolno. Szulernie, jaskinie gry, przyciągały amatorów mocnych wrażeń, ogarniętych nałogiem hazardu. Zdarzały się przegrane liczone w tysiącach rubli. Często dochodziło do oszustw w grze i zwykłego okradzenia podpitego gościa. Po otrzeźwieniu taki delikwent nie miał możliwości skarżenia się komukolwiek – wszak nie przyznałby się do pobytu w tajemnej spelunce i udziału w nielegalnej grze. Oprócz kart, wśród których popularna była szybka, hazardowa gra zwana bakaratem, nocne zakłady oferowały zbiorową grę w „siódemkę”, będącą uproszczoną wersją ruletki. Z alkoholizmem i hazardem, tymi połączonymi ze sobą szkodliwymi nałogami, bezskutecznie usiłowały walczyć władze miasta. Był to także jeden z kluczowych problemów, z jakimi miała sobie poradzić w późniejszym czasie II Rzeczpospolita. M

35


Cudzoziemcy w Pol z prawem. Historia Opublikowany w 1789 roku w języku niemieckim artykuł opisujący koleje losów kilku cudzoziemców w Polsce, 87 lat później we Lwowie został opublikowany po polsku. Okazuje się, że jeden z przodków – Baltazar Magsamen – to przodek naszego czytelnika, pana Marcina Milewskiego. A historia tego antenata jest niezwykle ciekawa.

We

36

wstępie do opowiadania Biestera, mówiąc o wydawanem przez niego czasopiśmie, wspomniałem także o rozprawce z rocznika 1789 Król Mykita. Na podstawie materyału w niej zawartego podam tutaj teraz to opowiadanie, ciekawe jako przyczynek do historyi kolonistów niemieckich, sprowadzanych do Polski.

większa część z nich „przeżarła” szybko zaliczki, prosiła potem o nowe, dostała je powtórnie i „przeżarła” je powtórnie i t. d. W ogóle zabierali ludzie ci korzyści, które im cesarz dawał, żyli butnie i hucznie, licząc na łaskę cesarską, i nie pojmowali zgoła, żeby tutaj mieli pracować tak jak w domu.

Po zajęciu Galicyi przez rząd austryacki, sprowadzał cesarz Józef mnóstwo kolonistów z Niemiec, zwłaszcza z nadreńskiego palatynatu, aby obdarzali niemiecką cywilizacyą „barbarzyński” kraj. Artystów, rzemieślników, fabrykantów przede wszystkiem popierano, dając im prócz mieszkania, gruntu i łąki znaczne pieniężne zaliczki na sprawienie narzędzi lub materyałów, które mieli obrabiać. Lecz

Takimi kolonistami sprowadzonymi z Palatynatu do Galicyi byli także Jakób Brinkmann, Sebastyan Bosch, Baltazar Magsamen i Marcin Resch. Przynieśli z sobą reumbarbarowe rośliny, udając, że na plantacyi ich dobrze się znają. Umieszczono ich w Mierzwicy pod Żółkwią, dano im domy, pola i ogród i wypłacono im powoli do 2.000 cesarskich złotych, w nadziei, że z owych reumbarbarowych plantacyj,

Rozpoczęcie śledztwa

które mieli zakładać, wrócą się skarbowi te koszta. Kiedy atoli gorliwi kulturtregery strwonili dość szybko odebrane pieniądze, sprzedali w cichości bydło i zboże, zamierzając drapnąć za granicę. Lecz schwytano ich, wsadzono do więzienia i zaczęto przesłuchiwać przed sądem roku pańskiego 1788. Prócz tych znakomitych plantatorów reumbarbarowych, dostali się jeszcze do kozy jako współwinni także podczas ucieczki schwytani koloniści: Paweł Bernhard, Herman Uhl, Filip Rubin, Wawrzyniec Gabel i dwunastoletni syn jego Piotruś, jak zobaczymy, jeden z głównych bohaterów tej prawdziwej powiastki. Piotruś jako małe dziecko przybył z rodzicami na Ruś i nauczył się, żyjąc z polskiemi i ruskiemi dziećmi, ich języka. Kiedy oskarżonych przy śledztwie zapytano: – Cóźeście zrobili z pieniędzmi, któreście w ostatnich miesijącach zebrali ze sprzedaży sprzętów, narzędzi, bydła i zboża? Odpowiedział Paweł Bernhard: – Daliśmy je czarownicy Jędrzejowej w Skwarzawie. Idąc za tym śladem, wydobył sąd na jaw następującą historyjkę.

More Maiorum


OPOWIEŚCI RODZINNE

lsce i konflikt a z roku 1789 Wszyscy powyżej wymienieni koloniści umówili się latem 1788 roku, aby cichaczem z żoną i dziećmi wynieść się na powrót do ukochanego Palatynatu. Ale jak szczęśliwy ten pomysł wykonać i nie dać się schwytać cesarskim strażom w kraju i na granicy? Wpadli na genialny środek. Ot, najlepiej zrobić się niewidzialnymi.W lesie należącym do Mostów mieszkał kulawy ruski chłop, który słynął jako znahor i czarnoksiężnik. Niemcy koloniści nie wiedzieli o tym cudotwórcy, ale znalazł się, jak to zwykle bywa, na podorędziu Żydek, który im nie tylko wielkiej tej tajemnicy udzielił, ale nawet ofiarował się, że ich do owego mostowskiego mędrca zaprowadzi. Niemcy usłuchali. Wybrali się z żydem jako przewodnikiem, i Piotrusiem jako tłumaczem do znahora.

Pieniądze od znachora Przyjąwszy od nich podarunki, obiecał im kuternoga, że ich bez trudności z żonami i dziećmi, wozami i końmi na trzy dni zrobi niewidzialnymi i w tym samym czasie przewiezie ich do świętego rzymskiego państwa niemieckiego narodu. Dał im beczułkę z jakimś różowym, cudownym płynem, dodając do tego wyjaśnienie, skoro się do naga rozbiorą, płynem tym wysmarują wśród pewnych przepisanych ceremonij,

wrzesień | 9 (68)/2018

wtedy niezawodnie staną się niewidzialnymi.

Maść na niewidzialność nie działa

Niemcy, kiedy im się tak szczęśliwie powiodło, poszli po rozum do głowy i zażądali od znahora, aby im jeszcze w dodatku dał pieniędzy. Przebiegły Rusin, gotów do wszystkiego, nie był od tego; wręczył im jakieś rośliny i nasiona, dodając, że skoro tylko staną za granicą, wszystko to zamieni się w same brzęczące dukaty. Uszczęśliwieni Niemcy, obładowani odebranymi od kuternogi skarbami wrócili do domu.

Lecz jakoś tych przepisów żadną miarą wykonać nie umieli, bo wróciwszy do domu znów się smarują i smarują, a ani jeden nie stał się nawet na chwilę niewidzialnym.

Wzięli się niebawem do rzeczy, porozbierali się do naga i nuż się, odprawiając przepisane ceremonie, smarować przyniesionym płynem. Lecz środek jakoś nie skutkuje, Niemców jak widać tak widać, ani jeden nie stał się niewidzialnym. Wybierają się więc na nowo z wyrzutami do kuternogi, ale ten nie dał się tak łatwo zbić z toru. – Nic w tem dziwnego – powiada, a Piotruś znów tłumaczy – widocznie nie zachowaliście wszystkich przepisów, które wam podałem, a skutkiem tego płyn nie skutkował. Niemcy uwierzyli; nuż prosić znahora o nową beczułkę z cudownym płynem. Znahor dał się zmiękczyć, odebrawszy zapłatę w brzęczącem srebrze, wręczył im nową beczułkę z różowym płynem i zaostrzył zachowanie przepisów.

Straciwszy nadzieję, żeby im się ta jakoś bardzo trudna sztuka powiodła, zaczęli rozmyślać nad jakim innym wybiegiem. Brinkmann, Resch i Gabel spotkali się na rynku w Żółkwi, rozmowa znów szła żywo o tej samej sprawie. – Wszystkoby to szło dobrze, żeby nie te przeklęte pieniądze – zawołał głośniej Brinkmann. I znów nawinął się Żydek, który podsłuchiwał ich pogadanki, – O pieniądze wam chodzi? ja się wam o nie wystaram. I zaprowadził ich do starej czarownicy Jędrzejowej, która się właściwie zwała Anną Kowalską i mieszkała w Skwarzawie. Jędrzejowa obiecała im, że im cudownymi środkami dostarczy pieniędzy, ile tylko zapragną, lecz na to potrzeba różnych rzeczy : cukru, niesolonego masła,

37


gorzałki, tytoniu, płótna, a wreszcie także pewnej sumy pieniężnej, bo bez tego niepodobna wywołać ducha.

– He?

Mądrzy Niemcy sprzedali bydło, zboże, sprzęty i narzędzia rolnicze, i przynieśli Jędrzejowej wszystko, czegoby jej było potrzeba. Żydek tymczasem się ulotnił, a Piotruś znów objął obowiązki tłumacza.

Skromne to żądanie nie zaimponowało potężnemu królowi, rozporządzającemu widocznie niewyczerpanemi skarbami, odpowiedział bowiem niezwłocznie:

Spotkanie z monarchą

– Dobrze, mieć je będziecie. Czego jeszcze żądacie ?

Czarownica odebrawszy zebrane podarunki, zaprowadziła kolonistów do lasu i wywołała tutaj dobroczynnego ducha Mykitę, który, kiedy jeszcze jako zwykły śmiertelnik przebywał na ziemi, był nie mniej i nie więcej jak królem, lecz podczas błogich jego rządów zdarzył mu się wypadek, że zamordował ojca, a skutkiem tego po śmierci skazanym został na to, aby pokutować w lesie skwarzawskim. Teraz biedny król Mykita stawić się musiał na rozkazy potężnej czarownicy Jędrzejowej. Wyglądał podług opisu podanego do protokołu przez Wawrzyńca Gabla, przerażająco.

Nic dziwnego, że takiego wspaniałego ducha-monarchy przelękli się chciwi mamony Niemcy. Ledwie ich zoczył, ryknął na nich przeraźliwym głosem Jego królewska Mość król Mykita I.

– Chcielibyśmy też stać się jeszcze niewidzialnymi i z pieniądzmi dostać się w 24 godzin do Palatynatu.

Milion dukatów Król Mykita, dla którego potęgi wszystkie takie rzeczy były tylko błahostkami, i teraz wspaniałomyślnie raczył odpowiedzieć: – Dobrze, i to się stanie. Ale cóż wy mi dacie za to? Na pytanie królewskie odpowiedziały po krótkiej naradzie Piotrusiowe usta także pytaniem:

– Nie wydawajcie mnie czartowi, nie wydawajcie mnie! Przezacne grono kolonistów, podrapawszy się w głowy, domyśliło się, że wspaniały monarcha żądał jako zapłaty nie mniej i nie więcej, jak samego małego tłumacza. Wzruszony i oburzony ojciec pogłaskał malca i zaręczał, że nie wydałby go nawet za pół świata. Tak więc rozbiły się tym razem układy z Jego –król. Mością, królem Mykita. Zaczęły się teraz nowe rozhowory z potężną władczynią duchów, mądrą Jędrzejowa. Pocieszała ona strapionych kolonistów, przedstawiając im, że król-duch może się namyśli, może się zadowolni innem jakiem dzieckiem, trzeba go tylko drugi raz wywołać, lecz oczywiście bez nowego transportu tytoniu, gorzałki itd. znów się nie obędzie, bez tego nie ma ona władzy nad duchem.

– A czegóż żądacie? Zaledwie jednak Jego Królewska Mość odpowiedział, runął dzielny tłumacz

> Chałupa z kolonizacji józefińskiej w Raniżowie fot. wikimedia commons/ bogusław linette

– Był – mówi Gabel –wysoki jak drzewo, a gruby jak kłoda, flaiał pysk ogromny i długie zęby z pyska wystające, oczy miał wielkie i okrągłe, nieprzymierzając jak pokrywki na garnki, chodził ubrany po niemiecku, z zarzuconym na odzieży fioletowym płaszczem i okrągłym kapeluszem na głowie.

– Dla każdego milion dukatów.

Piotruś jak długi na ziemię, zaczął krzyczeć w niebogłosy, poczołgał się do nóg rodzica swego, pracowitego Wawrzyńca Gabla, i błagał kornie i płaczliwie:

– Czego żądacie? – Pieniędzy – odpowiedzieli przez usta Piotrusia, przyszedłszy nieco do siebie przestraszeni Niemcy.

38

More Maiorum


OPOWIEŚCI RODZINNE

Niemcy, widząc już przed oczami swemi każdy po milionie dukatów, oczywiście dali się namówić, lecz Piotruś, który jeszcze nie umiał dostatecznie ocenić spodziewanych korzyści, stawił opór, niechcąc już służyć za tłumacza przy powtórnej do króla wyprawie. Szlachetny rodzic jego wziął się jednak na sposób, osadził chłopca w zamknięciu o chłodzie i głodzie, a Piotruś wreszcie uległ.

Mniej oleju w głowie niż chłop ruski Na drugiej więc naradzie po powtórnem wywołaniu ducha, ofiarowali mu koloniści za Piotrusia aż dwie sieroty, które szlachetny Magsamen miał u siebie na wikcie. Król Mykita atoli oświadczył, że obca krew żadną miarą zadowolnić go nie może, że potrzeba mu koniecznie krwi z krwi, kości z kości szlachetnych tu przed nim zebranych mężów niemieckiego narodu. Znów się więc zerwały układy. Wtedy zdecydował się zacny i do poświęceń skory Magsamen ofiarować potężnemu królowi dziecko, które żona jego wkrótce porodzić miała. Nielitościwy król i tym razem jednak nie chciał się zadowolnić, oświadczając, że nieurodzone dziecię na nic mu się nie zda. Tak więc wreszcie ofiarował się inny, niemniej do poświęceń skory kolonista, pracowity Marcin Resch, oddać duchowi dwunastoletniego syna swego Adama, pod warunkiem, że towarzysze jego nie będą mu o to nigdy robić wyrzutów. Z tą ofiarą udali się ponownie do króla Mykity. Lecz Jego król. Mość wielce zajęty innemi ważnemi sprawami, nie mógł się teraz już wdawać z nimi w długie rozhowory; po długich prośbach zjawił się wprawdzie, lecz oświadczył

wrzesień | 9 (68)/2018

zgromadzonym, że w radzie jego już obecnie zmieniły się potrzeby.

z tego Jędrzejowa, musiała się pofatygować do cesarskiego Sądu.

– Teraz już – zakończył swą przemowę – na nic mi się zdać nie może dziecko, teraz muszę mieć jednego z pomiędzy was samych.

Na tem urywają się nasze wiadomości, które my zaczerpnęli z materyałów podanych na podstawie aktów tego procesu, a umieszczonych, jak wyżej powiedziano w roczniku z roku 1789 czasopisma wydawanego wówczas w Berlinie pod tytułem: Berlinische Monatschrift

Na ta k ie dictum acerbum zer wał y się oczy wiście stanowczo uk łady

[

Finał śledztwa nie jest znany

[

z nieubłaganym monarchą, boć któryż ze szlachetnych kolonistów byłby chciał poświęcić własną osobę dla reszty, dziecko swe, to co innego, ale siebie samego, Boże uchowaj!

Bezimienny autor obiecuje wprawdzie, że w swoim czasie opowie o dalszym przebiegu tej sprawy, lecz niestety tego dalszego ciągu już nie znaleźliśmy w rocznikach tego pisma z następnych lat.

Nie mogąc zatem pozyskać potęg piekielnych, zdecydowali się koloniści użyć drogi naturalnej: drapnąć za granicę do ukochanej ojczyzny, będąc widzialnymi i bez pieniędzy. Na tej ucieczce schwytali ich także naturalnym sposobem strażnicy cesarscy i osadzili wszystkich w więzieniu.

Jaka nauka z tej krótkiej a prawdziwej historyjki: Oto, że w roku od narodzenia Pańskiego 1788 było można być kulturtregerem w Galicyi, a posiadać mniej oleju w głowie, niż prosty chłop ruski lub zwyczajna baba wiejska. M

Jak się sprawka ta ostatecznie skończyła? Czy przyprowadzono przed cesarski sąd mostowskiego mędrca, owych usłużnych i zawsze do poświęceń, zwłaszcza dla chłopów, skorych Żydków, a wreszcie samego potężnego monarchę, króla Mykitę? Tego niestety nie wiemy.

***

Tyle nam tylko jeszcze wiadomo, że można władczyni duchów, Anna Kowalska,

Pisownia oryginalna. Lead i śródtytuły

Jan Józef Kausch 1791.

Artykuł został opublikowany w Berlinsche Monatschrift 1 stycznia 1789 roku, a następnie przetłumaczony na język polski i opublikowany przez L. Nakera, U. Werduma, J. Bernoulli, J. E. Biestera i J. J. Kauscha we Lwowie w 1876 roku w książce Cudzoziemcy w Polsce.

własne.

39


> Tomasz Raczyński

Tragiczny los prab Los prababci Józefy Majewskiej poznaliśmy dopiero po wielu dziesiątkach lat. Gdyby nie moje zainteresowanie genealogią, być może rodzina nigdy nie dowiedziałaby się prawdy. Córka Józefy – Stefania – kończy swoje wspomnienia o mamie we wrześniu 1939 roku.

J

ózefa Majewska primo voto Bartoszewska z domu Lewandowska urodziła się we wsi Mszano w powiecie brodnickim 30 maja 1891 roku z Weroniki i Józefa.

towarowego matka z córką trafiły na gospodarstwo, gdzie pracowały za drobny posiłek. W tym miejscu relacja Stefanii się kończyła. Nikt nie wiedział, co się stało.

W 1912 roku we Wrockach wychodzi za Władysława Bartoszewskiego. Małżeństwo to nie trwa jednak długo. W 1915 roku Władysław ginie w walkach pod Bolimowem. Józefa ponownie wychodzi za mąż 29 lipca 1919 roku we Wrockach za młodszego o dwa lata Stanisława Majewskiego. Do końca lat 20. mieszkają we Wrockach, gdzie Józefa rodzi pięcioro dzieci. Niestety, czwórka z nich umiera. Rodzina Majewskich przeprowadza się do Stawek w powiecie toruńskim. Mogło to być spowodowane tym, że Stanisław był pracownikiem kolejowym. 1 września 1931 roku w Stawkach rodzi się Stefania.

Urwany ślad

We wspomnieniach córki Józefy i Stanisława rodzina rozdzieliła się z początkiem wojny. Józefa wraz z córką na początku września 1939 roku zaczęły uciekać na wschód, gdzie zostały zaskoczone przez wojska radzieckie. Po wyskoczeniu z wagonu pociągu

40

Prawdę udało się odkryć dopiero po ponad siedemdziesięciu latach: Józefa

> Viktor Brack, organizator akcji T4

wraz ze Stefanią powróciła do Stawek. Traumatyczne przeżycia negatywnie odbiły się na jej zdrowiu. Nie wiadomo kiedy dokładnie, ale prababcia trafiła do szpitala psychiatrycznego w Kocborowie. Od tej chwili ślad się urwał. Podczas poszukiwań genealogicznych wszelkie dokumenty wprowadzały mnie w błąd. Akt małżeństwa Stefanii z 1953 roku wskazywał, że Józefa żyje i mieszka wraz z mężem w Barbarce. Jednak nie było to możliwe, gdyż Stanisław ożenił się powtórnie w maju 1944 roku. Dokumenty z lat 50. wskazują, że Józefa była zameldowana w domu w Barbarce. W 2015 roku po prawie pięcioletnich poszukiwaniach udało mi się natrafić na informację, że Józefa Majewska wraz z innymi pacjentami została wywieziona do Saksonii, gdzie zginęła w komorze gazowej w ramach akcji T4.

Odkrycie prawdy

fot. wikimedia commons

W trakcie dalszych poszukiwań skontaktowałem się z organizacją, która bada te straszne wydarzenia. Otrzymałem informację, że moja prababcia Józefa widnieje na liście pacjentów wywiezionych z Kocborowa 22 lipca 1941 roku. Transport odbywał się przez Bydgoszcz, Inowrocław, Poznań, Zbąszyn, Frankfurt

More Maiorum


OPOWIEŚCI RODZINNE

babci Józefy fot. rodzinne arc hiw

um autora

nad Odrą, Cottbus, aż do Drezna do zakładu Arnsdorf w okolicach miasta. Grupa około trzystu pacjentów została rozmieszczona po okolicznych klinikach psychiatrycznych. Około dwustu osób zostało bezpośrednio skierowanych do miejsca kaźni Pirna Sonnenstein i z największym prawdopodobieństwem w dniach 23 i 24 lipca tam zagazowani. Wśród tych ludzi znajdowała się również moja prababcia Józefa Majewska, ponieważ nie została zarejestrowana w żadnej z klinik psychiatrycznych. Myślę, że jest to największy sukces w moich dotychczasowych poszukiwaniach genealogicznych, ponieważ odnalezienie informacji o Józefie spowodowało, że pamięć o niej będzie trwała. Po czternastu latach po śmierci córki Józefy – Stefanii udało się rozwiązać jedną z największych zagadek rodzinnych. Szkoda, że Stefania nie dożyła tego momentu. Każdy mój przodek pozostawił po sobie cząsteczkę, z której jestem dumny. Jednak historia Józefy pokazuje, że nie musimy być dumni tylko ze spektakularnych poczynań naszych przodków, ale też z decyzji, które podejmowali. Jestem dumny z tego odkrycia, ponieważ pamięć o mojej prababci może trwać. M

wrzesień | 9 (68)/2018

41




fot. wikimedia commons

> Grażyna Stelmaszewska

Księżna Dobrawa i jej wpływ na polski dwór


OKIEM STELMASZEWSKIEJ

Pierwsza najważniejsza kobieta na polskim dworze. To między innymi dzięki niej Mieszko I wraz z poddanymi przyjął chrzest. Nie wiadomo jak wyglądała, a informacji o samej Dobrawie zachowało się niewiele. Nawet jej imię budzi wątpliwości historyków.

D

obrawa urodziła się około roku 935. Była córką Bolesława I Srogiego, znanego ze swej surowości władcy Czech. Niektórzy historycy uważają, że wcześniej była już mężatką, a pogańskiego księcia Wielkopolski Mieszka poślubiła I jako wdowa lub rozwódka. Wiele źródeł podaje, że to właśnie ona przekonała męża do chrztu.

Jak wyglądała księżna? Dziś trudno określić, jak naprawdę wyglądała Dobrawa. Nie znamy jej portretów, a te, które znamy, są tylko wytworem wyobraźni autorów. O Dobrawie posiadamy niewiele informacji, a to, co możemy powiedzieć, opieramy na epoce, w której żyła. Nie wiemy, jakiego była wzrostu, ale średni wzrost ówczesnych kobiet wahał się od 151 do 156 centymetrów. Była zatem niezbyt wysokiego wzrostu, ale czy na pewno? Nie zachowały się jej pierścionki ani suknie. Wiemy jednak, że musiała być damą niezwykle elegancką. By wyobrazić sobie Dobrawę, warto poznać wielkopolską biżuterię X wieku. I naprawdę nie były to proste, toporne czy nawet prostackie wyroby. Za czasów

Dobrawy biżuterię wyrabiano misternie o eleganckim i wytwornym wykończeniu. Były to ażurowe wisiory, liczne paciorki łączone w różne, nie rzadko w skomplikowane wzory, ale też ozdoby o chrześcijańskim charakterze na przykład zausznice w kształcie krzyża. Biżuteria czasów piastowskich zawiera też elementy sztuki południowej Europy, czy nawet Cesarstwa Bizantyjskiego. Niektórzy archeolodzy wysuwają przypuszczenia, że niektóre z form ozdób przybyły do Wielkopolski wraz z Dobrawą. I właśnie dzięki niej zdobyły one dużą popularność, zaczęto je naśladować, powielać czy dodawać inne formy, czyniąc biżuterię bardziej doskonałą. Wspomnę w tym miejscu o osobliwym gmachu, który znajdował się bardzo blisko poznańskiego pałacu Mieszka. Otóż w drewnianym budynku znajdowała się książęca pracownia złotnicza. Archeolodzy znaleźli w tym miejscu wiele części tygli odlewniczych wraz z kroplami zastygłego złota, oczka granatu, kawałki złoconego drewna i szklane koraliki. W tamtym okresie niezwykle rzadko wykorzystywano złoto. Był to kruszec rzadki i bardzo kosztowny. Piastowie, dzięki handlowi niewolnikami, posiadali góry arabskiego srebra. Jeśli więc złotniczy warsztat ► fot. wikimedia commons

Dobrawa często zwana jest Dąbrówką, a sprawa jej imienia jest skrupulatnie wyjaśniana. Imię Dąbrówka niektórzy historycy odbierali jako przejaw braku szacunku, złośliwości czy nawet koloru włosów, a wynikało to po prostu z różnicy opinii. Ale po słowiańsku rzeczywiście imię to brzmiało Dobrawa.

wersja Dąbrówka powielana była przez wieki. Poza tym imię Dobrawa pasuje do przyjętej w europejskich krajach tradycji. W panujących rodzinach powtarza się słowo dobre, dobra, Gut, bona. Imiona oparte na przymiotniku dobry i dobra były dosyć częste np. Dobroniega, Dobrochna, Dobrosława. Prawdopodobnie trudno będzie ustalić jak faktycznie było z imieniem władczyni, ale czy zapis imienia Dobrawy ma jakiś wpływ na jej życie obok Mieszka?

Dlaczego zatem w różnych podręcznikach, powieściach i encyklopediach występuje ona nie, jako Dobrawa, ale Dąbrówka? Można to traktować, jako jeszcze jedno zniekształcenie. Imię księżnej podawano w różnych formach. Była Dubrawką, Dobrawką, Dobrowką i w końcu Dąbrówką. Dziś częściej używa się czeskiej odmiany imienia władczyni Dobrawa, mimo że ta druga

wrzesień | 9 (68)/2018

45


sąsiadował z pałacem Mieszka i Dobrawy, to wniosek nasuwa się sam. Tylko ktoś z rodziny książęcej patronował temu przedsięwzięciu. Należy przypuszczać, że to Dobrawa. Wskazuje to też na fakt, że księżna pasjonowała się wyrobami złotniczymi i luksusowymi ozdobami.

Biżuteria Dobrawy Ta luksusowa biżuteria (brosze, kolczyki, zausznice) mogła odpowiednio wyglądać na tle luksusowego stroju. Moda X wieku zmieniała się powoli, więc

> Emma Czeska i św. Wacław

zapewne Dobrawa miała stroje podobne do tych, które nosiła w Czechach. Te możemy określić na podstawie księżnej Emmy. Księżna Emma była szwagierką Dobrawy, żoną czeskiego księcia Bolesława II Przemyślady. Co ciekawe, dziś wiemy, jak dokładnie wyglądała księżna Emma. Otóż na tytułowej karcie Kodeksu z Wolfenbüttel, który sama ufundowała, a zawierający żywot św. Wacława, znajduje się miniatura przedstawiająca Emmę. Zatem, jeśli Dobrawa opierała się na tej samej modzie i stylu (a historycy twierdzą, że tak), to wynika z tego, że nosiła długie, powiewne szaty, sięgające do ziemi, zakrywające dokładnie ciało. Szaty zdobione były obszyciami. Ponieważ tylko pospólstwo nosiło ubrania z lnu, Dobrawa musiała kupować tkaniny jak jedwabie, safia-

ny z dalekich krajów, a przywożonych przez kupców. Len wykorzystywany był tylko do szycia bielizny, czyli giezło – długiej koszuli noszonej przy samym ciele i pod suknią spodnią. Suknie nosiły cechy cnotliwości przyodziewku. Ścisłe przylegały do ciała, dopasowane rękawy i mankiety uniemożliwiały ukazanie ciała, w tym nawet nadgarstków. Nogi szczelnie zakrywały pończochy, grube, zupełnie niepasujące do jedwabnych, delikatnych wierzchnich sukien. Nie było to jednak wielkim zmartwieniem, bo i tak nie było ich widać. Oglądając miniaturę Emmy, możemy opisać obuwie Dobrawy. Były to małe dzieła sztuki. Szyte były najczęściej ze skóry, zdobione haftem, ćwiekami, często z cholewkami sięgającymi kostki. Ale czy było to wygodne obuwie? Nie sądzę. Dopiero w XI wieku pojawiły się trzewiki dopasowane do kształtu stopy. W czasach Dobrawy nie było prawego i lewego buta. Miały one jednakowy kształt i jak się je wkładało na nogi, nie miało znaczenia. Strój księżnej, a zapewnie i innych dam, kobiet dopełniały chusty. Były one obowiązkowym elementem każdej mężatki. Były one koloru białego. Przypuszcza się jednak, że kolor biały nie obowiązywał Dobrawy. Jej chusty musiały współgrać z kolorystą całego stroju, na co wskazują szaty z miniatury szwagierki Emmy.

fot. wikimedia commons (2)

Noc poślubna Mieszka i Dobrawy

46

Ponad 1000 lat temu odbył się ślub Mieszka i Dobrawy. Przymierze polskoczeskie zostało przypieczętowane w roku 965 małżeństwem Mieszka I z księżniczką Dobrawą z czeskiej dynastii Przemyślidów. Niestety o owym ślubie nie wiemy nic. Od czasu do czasu pojawiają się informacje archeologów.

More Maiorum


OKIEM STELMASZEWSKIEJ

fot. wikimedia commons

Na przestrzeni lat udało się skatalogować przedmioty odnajdowane w miejscach grodów wczesnośredniowiecznych, w tym w głównych rezydencjach Mieszka. Na ich podstawie ustalano kulinarne preferencje Piastów. W Poznaniu, Ostrowie Lednickim z wielkim apetytem zjadano zające, sarny, ale znacznie mniej jest kostek dużego zwierzęcia, czyli niedźwiedzi, jeleni czy żubrów. Można się domyślić, że były one rarytasem i być może podawane były na książęcych godach. Na talerze Mieszka i Dobrawy trafiało dużo drobiu, w tym gęsi i dzikie kaczki. Na ważne uroczystości rżnięto niezliczoną ilość bydła. Na podstawie znalezisk archeologicznych można przypuszczać, że na weselnym stole poza potrawami ekskluzywnymi, pojawiały się nowinki, których Piastowie nie znali, a Dobrawa miała okazje już je poznać, np. kapustę. Ale jeśli ktoś powie, że nie, to na pewno z Czech przywiozła wino.

genealogiczny

newsroom „Nowe” teki Dworzaczka

Dr hab. Rafał Prinke zakończył prace nad nową wersją Tek Dworzaczka. Jest to niesamowite źródło wiedzy dla osób, których przodkowie pochodzili z Wielkopolski. Portal dostępny jest tutaj. *** Y-DNA szlachty „Jeśli Wasze poszukiwania przodków (z różnych powodów) utknęły w martwym punkcie, a dotychczasowe wyniki pokazują konotacje szlacheckie Waszych rodzin lub macie pośrednie przesłanki, by o tym wnioskować – nasz projekt może Wam pomóc. Badamy i analizujemy informacje, jakie niesie w sobie męski chromosom Y, a w związku z tym badamy wyłącznie mężczyzn”.

Ciekawym momentem, a szeroko omawianym w historii, była noc poślubna Dobrawy. Dlaczego księżna nie wpuściła męża do sypialni? Gall Anonim pisał: Przybyła do Polski, ale nie pierwej podzieliła z nim łoże małżeńskie, aż wyrzekł się błędów pogańskich. Według kronikarza czeskiego, Kosmasa, każde pogańskie wesele kończyło się oddaniem reszty nocy Wenerze i Hymenowi. Chodziło tu o dawny obyczaj pokładzin. Był to rytualny stosunek młodych małżonków odbywany prawie na oczach biesiadników w czasie uczty weselnej. Ten obrzęd miał potwierdzać ważność związku, a dowodem był obowiązek pokazania prześcieradła lub koszuli młodej małżonki ze śladami krwi. Po tym uczta była kontynuowana. Jeśli jednak test był niepomyślny, związek uznawano za niebyły, wesele przerywano, a wszystkie sprzęty z tym związane niszczono. W czasach pogańskich akt seksualny uważano za akt ofiary składanej bogom. W czasach Mieszka wierzono, że… krew stanowi potwierdzenie, iż bogowie przyjęli ofiarę i zaakceptowali małżeństwo. Była to swego rodzaju modlitwa. Co do Dobrawy nie pojawiała się obawa, że nie przejdzie ona owego testu. Problem polegał, na czym innym. Dobrawa odmówiła udziału w podkładzinach ze względu na religię. Jako pobożna osoba – chrześcijanka – nie wyobrażała sobie, by brała udział

wrzesień | 9 (68)/2018

Więcej informacji tutaj. *** Krakowskie archiwum na już 140 lat!

3

1 września minęło 140 lat od chwili rozpoczęcia działalności w 1878 roku Krajowego Archiwum Aktów Grodzkich i Ziemskich w Krakowie.

Wiek XIX jest szczególnym czasem, gdy społeczeństwa zaczynają się przeglądać we własnej historii jak w lustrze. Dokumenty, które dotychczas miały tylko dowodową wartość w obrocie prawnym, stają się źródłem i świadectwem historii państwa, miasta, wsi, rodziny, człowieka. Portal o dziejach archiwum dostępny jest tutaj.

47


w tym pogańskim obrzędzie i nie miała zamiaru składać swego ciała w ofierze pogańskim bogom. Wielu odebrało to zupełnie inaczej. Odbierano to jako publiczne poniżenie. Odmowa w publicznych podkładzinach naraziła Mieszka na zachwianie pozycji politycznej, a także na żarty i docinki krewniaków i innych możnych. Nie docierały do nich tłumaczenia, że księżna została wychowana w zupełnie innej kulturze. W posagu Dobrawa nie wniosła żadnego terytorium, które przyłączono by do Państwa Gnieźnieńskiego, ale dwór praski zdobył się na wielki wysiłek organizacyjny i materialny, by przeprowadzić chrystianizację kraju Mieszka. Posagiem Dobrawy była budowa kościołów w Polsce jeszcze przed oficjalnym przyjęciem chrztu. Wówczas to przyjechali budowniczowie, artyści i rzemieślnicy; przywieziono także nowe narzędzia. Gall określił to, jako wyposażenie świeckie. Ale Dobrawa przywiozła też wyposażenie kościelne: Pismo Święte, ewangeliarze, mszały, kielichy, kadzielnice czy naczynia do przechowywania olejów świętych. W wyposażeniu kościelnym były też szaty liturgiczne: ornaty, komże i inne. Przywiozła też, jako pierwsza na ziemie polskie relikwie świętych.

Dwie misje z Pragi W 965 roku z Pragi wyjechały dwie misje: jedna – na czele z Dobrawą na północ, by przygotować do chrztu Mieszka i jego podwładnych, a druga, w której była siostra Dobrawy, księżniczka Mlada na południe, do Rzymu, by uzyskać zgodę, pomoc i błogosławieństwo papieża Jana XIII dla misji ewangelizacyjnej w państwie Mieszka. W państwie Mieszka I chrześcijaństwo zostało przyjęte bardzo szybko, nie było większych sprzeciwów. Książę Mieszko miał duży autorytet, a Dobrawa zyskała sympatię poddanych.

48

> XIX-wieczny wizerunek Dobrawy i Mieszka

Misjonarze nawracali czynem i słowem, a nie mieczem i siłą. Dwa lata później Dobrawa urodziła syna – przyszłego dziedzica tronu – Bolesława, zwanego później Chrobrym. Zdaniem niektórych historyków urodziła też Świętosławę, zwaną przez jej późniejszych poddanych skandynawskich Sygrydą. Przez 12 lat małżeństwa z Mieszkiem Dobrawa dbała o bliskie związki Polski z Czechami. Kiedy w 967 roku rozgromił brata, Wichmana, przyszły mu z pomocą posiłki szwagra. Efektem zwycięstwa Mieszka było osiągnięcie przez Piastów hegemonii na Pomorzu Zachodnim. Dobrawie przypisuje się założenie kościołów Św. Wita i Św. Trójcy w Gnieźnie oraz kościoła Najświętszej Marii Panny na Ostrowie Tumskim w Poznaniu. Księżna zmarła dużo wcześniej niż Mieszko, w 977 roku. Nieznane są okoliczności jej zgonu. Podobno pochowaną ją w kościele gnieźnieńskim, chociaż niektórzy historycy widzą miejsce jej wiecznego spoczynku na Ostrowie Tumskim. Zmarłą księżną według Długosza długo opłakiwał mąż i 9-letni syn Bolesław. W książce Józef Ignacy Kraszewski w wydanej w 1888 roku napisał: odkryto grób jej w katedrze gnieźnieńskiej pod głazem oznaczonym tylko prostym krzyżykiem. Żadnych w nim nie znaleziono pamiątek, oprócz zbutwiałych szat koloru fioletowego i purpurowego, a na głowie ważkiej przepaski, złotem przerabianej. Śmierć Dobrawy osłabiła sojusz polsko-czeski, rozpadł się on ostatecznie w połowie lat 80. X wieku. M

More Maiorum


OKIEM STELMASZEWSKIEJ

fot. wikimedia commons (2)

wrzesień | 9 (68)/2018

49


fot. alan jakman (3)

>> Alan Jakman

50

More Maiorum


KSIĘGARNIA GENEALOGA

Autor: Brisard Ch. J., Parshina L. Rok wydania: 2018 Liczba stron: 347

Śmierć Hitlera w tajnych aktach KGB. Początkowo może wydawać się, że nie jest to książka „pierwszego wyboru”, po jaką może sięgnąć genealog. Jednak zagłębiając się w treść śledztwa, jakie w latach 2016–2017 roku przeprowadzili Jean Christophe Brisard i Lana Parshina, okazuje się, że jest zgoła inaczej. Już w pierwszym rozdziale, na pierwszej stronie czytamy zbliżaliśmy się do siedziby Archiwum Państwowego Federacji Rosyjskiej. Aktualne wydarzenia w większości dzieją się w rosyjskich archiwach: państwowym, wojskowym oraz tajnych służb. Przeplatają się one z opisem każdego dnia z ostatnich chwil Hitlera i jego najbliższych współpracowników w berlińskim bunkrze. Książka bardzo dobrze ukazuje, jak tak naprawdę wygląda praca historyka, a więc i genealoga, w archiwach rosyjskich. Jak bardzo instytucje te nadal są przesiąknięte radzieckimi zasadami i jak dalece nieufnie archiwiści podchodzą do badaczy zza granicy. Co więcej, dowiadujemy się, że pomiędzy archiwami państwowymi, wojskowymi i służb specjalnych nieustannie trwa walka i fakt, że otrzymaliśmy zgodę na kwerendę w archiwum wojskowym może nawet utrudnić poszukiwania w teczkach KGB. A to, jak ważne dla rosyjskiej władzy są archiwa państwowe, może świadczyć bezpośredni nadzór nad tymi instytucjami przez Władimira Putina. Dla każdego genealoga będzie to niesamowita podróż w całkiem inny niż „polski” świat postradzieckich archiwów rosyjskich. M

wrzesień | 9 (68)/2018

51


> Piotr Ryttel

Czerwiec 1863 rok. Zarządzenie oberpolicmajstra Warszawy. W ostatnich czasach niejednokrotnie miało miejsce, iż na przechodzące przez ulice oddziały wojska, jak również na szyldwachów, ludzie źle myślący rzucali kamieniami. Ponieważ takie zuchwalstwo cierpianym być nie może, przeto z rozkazu wyższej władzy podaję niniejszym do wiadomości mieszkańców miasta stołecznego Warszawy, iż wydanym został rozkaz do wojska, aby w przypadkach powyższych, przeciwko zuchwalcom, wojskowi używali broni. Jenerał – major Lewszyn

*** Wyrok sądu wojennego w Lublinie Leon Frankowski, szlachcic, zostaje skazany na śmierć przez powieszenie. Oskarżenie: Od ukończenia gimnazjum w 1861 roku bierze udział w ruchu rewolucyjnym. Jest główną działającą osobą w manifestacjach w Warszawie i zgromadzeniu pod Horodłem. Korzysta z podrobionych paszportów. Rozpowszechnia pisma i plakaty rewolucyjne. Jako komisarz w guberni lubelskiej, zajmuje się organizacją rewolucji i przysposabianiem funduszy do rokoszu. Zrabował pocztę w Kurowie, zabierając 50 tys. rubli srebrem. Tworzy bandę w okolicy Kazimierza, na dowódcę przeznacza Zdanowicza. Jako przestępcę stanu, sąd skazuje Leona Frankowskiego na karę śmierci.

*** W marcu 1863 roku, po wyparciu powstańców z Szydłowca, Moskale napadają na plebanię. Obecnego w mieszkaniu księdza Malanowicza, pośród najbezecniejszych prze-

52

More Maiorum


POWSTANIE STYCZNIOWE

kleństw, biją i rabują co cenniejsze rzeczy. Księdza osadzają w miejskim areszcie, nie szczędząc kapłanowi obelg i razów.

***

wrzesień | 9 (68)/2018

fot. wikimedia commons

Powraca w marcu 1863 roku z Bodzentyna do Kielc oddział wojska wysłany do stłumienia powstania. Oddział prowadzi pułkownik Czengery, katolik, mający do tej pory opinię układnego i przyjacielskiego. Tym razem, najbardziej obelżywymi słowami obrzuca Polaków, a szczególnie księdza Omińskiego, wikarego z Bodzentyna. Oskarża go o wzniecenie powstania w Bodzentynie i spowodowanie śmierci oficera Rappa. Przez kilka dni przetrzymuje ciało Rappa, złożone w cerkwi, aby we wtorek, dzień targowy w Kielcach, nakłaniać włościan do oglądania zwłok oficera, rzekomej ofiary katolickiego kapłana. Żołnierzom udaje się sprowadzić do cerkwi zaledwie kilka osób. Czengery każe w końcu wynieść ciało Rappa na rynek, zebranych tu ludzi usiłuje przekonać, że wszystkiemu winni są księża, którzy namawiają do powstania i sami biorą w nim udział.

53


More Maiorum

fot. anna brochocka (11)


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.