62
PUBLICYSTYKA
••• #WIDZIMYSIĘWBAJCE, CZYLI FILMOWA PANDEMIA / BARBARA SAWICKA Od pół roku żyjemy w innej rzeczywistości, w nowej przestrzeni, według nowych, nie zawsze dla nas zrozumiałych zasad. Sale projekcyjne w multipleksach, kinach studyjnych czy w instytucjach kultury mogą udostępnić tylko połowę miejsc dla publiczności. W kinie siedzimy w odstępach i zakładamy maseczkę. W multipleksach, jeśli chcesz spożywać przekąski, musisz mieć przyłbicę. Nie wszędzie wymagane jest podanie swoich danych osobowych, ale w większości, przynajmniej tych do których ja uczęszczam, wypełniam ankietę o swoim stanie zdrowia. Dezynfekuję ręce. Wchodzę na salę niewypełnioną po brzegi, raczej pustą, można rzec – oglądam film w bardzo luksusowych warunkach. Czuję się komfortowo, bo nie przepadam za przepełnionymi salami, choć tu wyjątkiem są festiwale, na które wybieram się z pełną świadomością przebywania w tłumie. Ale nie o mnie tu przecież chodzi. Ja mogę dokonać wyboru – idę, lub nie idę do kina. Wyboru jednak nie mają kina i dystrybutorzy, którzy ponoszą olbrzymie straty finansowe. Od wielu lat bacznie obserwuję lubelskie życie kin, z jednej strony zawodowo, bo w jednym z tych lokalnych pracuję, redaguję informacje o repertuarze do ZOOM-a, z drugiej zaś jako miłośnik sztuki filmowej. Ofertę Lublin ma coraz lepszą. Jest w czym wybrać. Jest gdzie pójść na wartościowy film i na komercyjną produkcję. Przed marcem kina miały dobrą frekwencję. Nie przywołuje liczb, bo nie taki jest mój cel. Moja ocena wynika z obserwacji rynku, którego jestem częścią. Przez pierwsze miesiące, gdy kina były zamknięte, branża filmowa poniosła ogromne straty, choć jest jedną z najlepiej zorganizowanych w Polsce. Jako pierwsza w tym trudnym czasie skrzyknęła się podejmując szereg działań przeciwdziałających negatywnym skutkom epidemii. Sztab antykryzysowy zaproponował rozwiązania, które miały pomóc przetrwać ten trudny czas. Szczególnie pomoc ta skierowana była do ekip filmowych, które pozostały bez pracy. Przerwane zdjęcia, rozpoczęte i niezakończone produkcje niosą za sobą szereg konsekwencji, czego jedną z nich jest aktualna sytuacja w kinach. Wielu dystrybutorów przesunęło swoje premiery. Inni je odwołali z obawy, że film się nie sprzeda, nie zarobi. Część dystrybutorów zdecydowała się, pomijając po drodze kilka kanałów dystrybucji, na sprzedaż praw platformom streamingowym. To rynek, który na zarazie wygrywa. Któż z nas nie oglądał filmów w domu? Kto nie wertował bogatych zasobów Netflixa, HBO GO czy vod.pl? Okazało się, że gdyby nie one, to trudniej byłoby nam przetrwać lockdown. Niestety przyzwyczailiśmy się do oglądania filmów na swoich urządzeniach i część z nas nie widzi potrzeby powrotu do kina. Mimo otwarcia kin w nowym reżimie sanitarnym wielu obawia się jednak wizyty w kinie, jako potencjalnym miejscu zakażenia. Ale na frekwencję wpływa też sezon. Lato to zawsze mniejsze zapotrzebowanie na kino pod dachem. Ludzie wolą spędzać czas na zewnątrz. To czas festiwali filmowych, które wtedy są alternatywą dla zwykłych kin. Tuż przed sezonem wakacyjnym zapytałam dyrektorki dwóch największych festiwali w regionie o to, jak będą wyglądały nadchodzące wydarzenia. W obu przypadkach decyzja padła na formułę hybrydową, łączącą w sobie pokazy online i projekcje plenerowe otwarte dla publiczności. Panie zapowiedziały szereg spotkań z twórcami w formie streamingu internetowego. Ja w tych festiwalach z konieczności uczestniczyłam online i podziwiam ogrom pracy jaką włożyli organizatorzy w opanowanie logistyki tak dużych przedsięwzięć. Teraz przyszedł czas na podsumowanie.