6 minute read

Dorota Badiere | Warszawa >> str

Pałac w Wilanowie

DOROTA BADIERE | Warszawa

Advertisement

eleno, tak bardzo się cieszę, że udało mi się nawiązać z tobą kontakt. Po tylu latach! Świetnie, że zabrałaś mnie do Wilanowa. Nie uwierzysz, jest mi trochę wstyd, ale nigdy nie byłem w muzeum pałacu. Aż trudno w to uwierzyć, uwielbiam postać króla Jana III Sobieskiego, nie tylko za jego talent militarny, ale przede wszystkim jego pasję do nauki. Czy wiesz, że on władał kilkoma językami, w tym tatarskim i tureckim? Nauczył się ich, aby móc się samemu porozumieć jeńcami wojennymi. Pałac jest wspaniały. Co za przepych. Świetnie odrestaurowane komnaty, dekoracje i dzieła sztuki, nie mogę się nadziwić temu bogactwu zgromadzonemu w jednym miejscu, - Jerzy mówił półgłosem, a jednocześnie na tyle wyraźnie, że Helena dokładnie zrozumiała każde słowo. – Widzę przez okna, że park na zewnątrz pałacu również jest utrzymany jak należy. Spokojnym, ale stanowczym krokiem Jerzy wyprowadzał Helenę pod rękę z pałacu. Była dopiero druga połowa marca, przez co w parku nie było wiele ludzi. Pogoda bardzo dopisała, cieszyli się zatem w miarę samotnym spacerem przy niewielkim wietrze, ale za to słonecznym niebie. Helenie imponował entuzjazm Jerzego, cieszył się tą wycieczką, jak dziecko, a jednocześnie miał szacunek do innych zwiedzających. Nie zachowywał się denerwująco jak wielu innych turystów zagranicznych. Wpadła jej myśl do głowy, że Genowefie bardzo by się to zachowanie spodobało. Jej twarz momentalnie spochmurniała, zbliżał się moment na jej wyznanie. Nie chciała ukrywać prawdy o sobie przed Jerzym. Jeżeli ich przyjaźń miała się odrodzić po tak długiej przerwie, lepiej wyłożyć kawę na ławę. - To miło Jurku, że w dalszym ciągu masz w sobie zamiłowanie do historii - Helena zaczęła od pochwały. Nie bardzo wiedziała, jak przejść do tematu jej choroby. - Heleno, ja tu się wymądrzam, ale ty przecież uczysz historii szkole. W liceum na Żoliborzu, tak? W dalszym ciągu pracujesz, prawda? Tyle mi się udało dowiedzieć, kiedy próbowałem cię odnaleźć. Czy lubisz swoją pracę? – Jerzy zarzucił Helenę pytaniami. - Jurku, odpowiem na twoje pytania, tylko daj mi dojść do słowa – śmiała się Helena. Już dawno nikt nie interesował się tym, co robi, a tym bardziej czy lubi to, co robi. Próbowała tę chwilową nieśmiałość ukryć za nieco nerwowym śmiechem. – Tak, nadal uczę. Czy lubię swoją pracę? Już nie. - Helena zdziwiła się na dźwięk słów, które wypowiedziała. Jerzy stanął w miejscu i przyglądał się z zainteresowaniem swojej rozmówczyni w oczekiwaniu na dalszy ciąg. - Powinnam już przestać zamęczać te biedne dzieciaki. Wiele z nich interesuje się historią bardzo pobieżnie. Żeby zaliczyć. Nawet piątkowi uczniowie najczęściej nie mają czasu zgłębić wiedzy poza materiał programowy. Większość z uczniów dzisiaj nie jest w stanie przeczytać dłuższego tekstu, wszystko musi być w obrazkach, na filmach, w Internecie. Denerwuję się na taką bylejakość. Uważałam się zawsze za nauczycielkę cierpliwą, ale rzeczywistość mnie przerasta. Mam pomysły na ciekawe lekcje poza szkołą. Można by zaangażować młodzież w inny sposób, ale na nic nie ma funduszy, w sprawie każdego wyjścia ze szkoły trzeba prosić o pozwolenie, tłumaczyć się. Poza tym, Jurku, jestem zmęczona i zniesmaczona traktowaniem samych nauczycieli przez nasz rząd. Przepraszam, że tak ci tu narzekam, mam wrażenie, że zawód nauczyciela jest obecnie najmniej szanowany, odkąd pamiętam. Pieniądze nigdy nie miały dla mnie znaczenia, nie potrzebowałam wiele, mam domek po rodzicach, więc mieszkanie nie jest problemem, ale w ostatnich latach było mi naprawdę ciężko. Nie będę ci opowiadać o zmianach w systemie nauczania, ciągłych roszadach w gronie nauczycielskim. Brak współpracy z rodzicami, brak czasu i brak godzin na prowadzenie kółek historycznych z prawdziwego zdarzenia. Czułam się przy tym wszystkim bardzo samotna, dopadła mnie depresja. Próbowałam się ratować dodatkową pracą. Pomyślałam, że mogę dorobić i wyjść do ludzi oprowadzając turystów po Warszawie. Ale to okazało się bardzo niedobrym pomysłem. W ten sposób to nie będzie łatwa rozmowa. Nie widział się z Heleną pół wieku. Od niedawna przygotowywał się na tą rozmowę. Zdawał sobie sprawę, że przez tyle lat ludzie się zmieniają, żyją swoim życiem. W głowie odegrał wiele możliwych scenariuszy życia Heleny. - Choruję na rozdwojenie jaźni. W pełni zrozumiem, jeżeli nie będziesz się chciał ze mną więcej spotykać - wypaliła Helena i ucichła, dając Jerzemu czas na odpowiedź. - Chorujesz na schizofrenię? – Jerzy próbował dopytać Helenę. Mówił spokojnie, był przygotowany na trudną rozmowę. – Nie przeraża mnie to, Heleno. - Schizofrenia to inne schorzenie. Rozdwojenie jaźni to co innego, zwane jest też zaburzeniem tożsamości. Często

myli się te dwie choroby. Wystarczyło kilka filmów amerykańskich, w których rozdwojenie jaźni nazwano schizofrenią i teraz trochę zajmie, zanim wyprostuje się takie błędne rozumienie, o ile ludzie będą zainteresowani taką wiedzą. Gdybym była schizofreniczką, najprawdopodobniej nie spotkalibyśmy się ponownie, bo nawet nie odebrałabym telefonu. Nie mam bliskiej rodziny, więc zamknęłabym się w domu i nie wychodziłabym z niego w ogóle, bo nie chciałabym mieć z innymi ludźmi nic wspólnego. - Rozumiem – rzucił naprędce Jerzy, aby przekazać Helenie, że słucha i jest zainteresowany dalszą opowieścią. - Rozdwojenie jaźni sprawia, że czasami zachowuję się inaczej, problem w tym, że nie pamiętam swojego zachowania, kiedy druga osobowość bierze górę – Helena przerwała na chwilę, aby wziąć głęboki oddech. Helenie nie było łatwo. - Tak, Genowefa to skrzywdzona, przeżywająca na nowo traumy z dzieciństwa, trochę niedojrzała młoda dziewczyna. Psychoterapeutka wytłumaczyła mi, że w pewnym sensie wypierałam problemy, samotność, depresję w osobowość Genowefy, żeby uchronić własną psychikę. Tak powstała druga osobowość. Złe emocje chowały się w Gieni, jednostka bardziej racjonalna pozostawała z Heleną. Nie do końca to wszystko rozumiem, ale spotykam się z terapeutką regularnie, więc zaczynam opanowywać ten temat lepiej. Problem w tym, że Gienka nieźle narozrabiała, a ja nie pamiętam wszystkich szczegółów jej epizodów. Obawiam się, że o niektórych jej przygodach mogę się nigdy nie dowiedzieć - w tym miejscu Helena przerwała. Była przekonana, że nie o wszystkim ona sama chciała się dowiedzieć. Wystarczyło tych zwierzeń na razie. Najważniejsze wydusiła z siebie. To są fakty, nad resztą sama jeszcze pracuje. Nie odbudowała wydarzeń z Powązek, nie do końca pamiętała co się wydarzyło, kiedy przyszedł do niej komisarz policji.

obudziłam w sobie stare wspomnienia, a z nimi Gienię, która z przewodniczki zamieniła się w potwora, nad którym nie miałam żadnej kontroli - twarz Heleny pobladła po ostatnich słowach. - Heleno najdroższa, co chcesz przez to powiedzieć? – Jerzy złapał Helenę za rękę. Przechodzili akurat obok ławki, Jerzy pociągnął Helenę delikatnie w jej kierunku. Usiedli.

- Jerzy, miej do mnie cierpliwość i pozwól mi wszystko wyjaśnić, bo to nie jest dla mnie łatwe. Jeszcze rok temu nie rozmawiałabym z nikim na ten temat. Ale miało miejsce kilka wypadków… wydarzeń, które dały mi do zrozumienia, że potrzebuję pomocy, że Gienia potrzebuje pomocy - Helena była poruszona. Mimo wyczuwalnej niepewności co do wypowiadanych słów, mówiła powoli i wyraźnie. Ważyła każde słowo przed wypowiedzią. - Heleno, jestem tu i nigdzie się nie wybieram, opowiedz mi wszystko spokojnie, zamieniam się w słuch - Jerzy wiedział, że - „Jakie licho go przyniosło w Wigilię?” – znajomy głos podpowiadał Helenie w głowie. Jak przez mgłę, ale chyba najlepiej odszyfrowała oprowadzanie wycieczki na Zamku Królewskim, które o mało nie zakończyło się śmiercią źle wychowanego turysty. Całe szczęście osobowość Heleny wzięła górę i zdążyła wówczas zapanować nad sytuacją w szpitalu. - „Sam się o to prosił!” – Gienki głos znowu dawał o sobie znać.

- Jerzy, czy masz ochotę jeszcze coś zwiedzić w Wilanowie? Chciałabym już wrócić do siebie - Helena czuła, że prawdziwe wyzwanie związane ze szczerą rozmową dopiero przed nią. Jedna sprawa przyznać się do choroby i tu Jerzy okazał się bardzo wyrozumiały i tolerancyjny. Co innego natomiast opowiedzieć odnalezionemu po latach przyjacielowi o zbrodniach, lub ich zamierzeniu, które się pamięta lepiej, lub gorzej. I w dodatku obwiniać o te zbrodnie drugą osobę, która mieszka w tej samej głowie.

This article is from: