WIĘŹ 10/2011

Page 83

Przymierze przeciwko bezsensowi

„Krytyki Politycznej” chce w kulturze widzieć narzędzie rewolucji społecznej, ale to też za mało. Musi być coś więcej. Ale, do licha, co? Działające w moim rodzinnym mieście Muzeum Ziemi Mińskiej, z którym i mnie zdarza się współpracować w ramach Klubu Idei, zaskarbiło sobie sympatię miejscowych konsumentów kultury nietuzinkowymi wydarzeniami artystycznymi opakowanymi w profesjonalną oprawę. Salon secesyjnych rozkoszy, wystawa sztuki afrykańskiej, wykwintne japońskie drzeworyty i zasadnicza kwestia: po co w ogóle ruszać się z domu? Po to, żeby na wernisażu napić się dobrego wina, zjeść egzotyczną przekąskę, spotkać się ze znajomymi, czy – jak przekonuje Żakowski – zawrzeć kontakt pod przyszły biznes? Chyba niezupełnie. Żeby coś nowego poznać? No, już prędzej. Tylko – natychmiast zgłosi zastrzeżenie kulturowy abnegat – po jakiego czorta? Bez kultury da się żyć, ba, nawet karierę zrobić. Ano po takiego, drogi sceptyku, że konfrontacja twojej samotności z samotnością innych może przypuszczalnie tę twoją choć trochę umniejszyć. Markowski w swojej książce przypomina esej Ogień życia napisany przez Richarda Rorty’ego niedługo przed jego śmiercią i tuż po tym, jak dowiedział się o nieuleczalnej chorobie raka trzustki. Rorty mówi tam o poezji, o swoim żalu, że zbyt mało jej czytał. Nie spodziewał się odnaleźć w niej jakiejś wielkiej życiowej mądrości – tę, zwłaszcza w obliczu kresu, wszyscy mamy mniej więcej podobną – bardziej tęsknił za poczuciem, że nie umiera sam, że towarzyszy mu przyjacielska współobecność i oddech sztuki, w której przeglądałby się jego własny niepokój. Perspektywa końca nie uczyniła go religijnym, nie pchnęła w ramiona mistyki, a jedynie wzbudziła pragnienie przyłączenia się do wyrażanego poprzez sztukę uniwersum ludzkich doświadczeń, odnalezienia samego siebie w opasującym wieki patchworku ludzkich losów. I tutaj być może kryje się klucz do pojęcia najgłębszej tajemnicy sztuki. Przypominam sobie książki i filmy, które w jakimś punkcie mojego życia były dla mnie ważne, i to dlaczego takimi się stały. Niedoceniana przez krytykę powieść Ernesta Hemingwaya Wyspy na Golfsztromie zachwyciła mnie iście malarskimi opisami karaibskiej przyrody, ale nade wszystko czułym portretem relacji synów i ojca, którego ja nigdy nie miałem. Z tego powodu z reguły zatrzymuję się na pierwszej części, a dwie pozostałe traktuję jak przydługi i w sumie zbędny dopisek. Do późniejszych filmów Bertolucciego, tych już po wygaśnięciu gniewu, szczególnie zaś do Ukrytych pragnień wracam ze względu na ich świetlistość i afirmację istnienia, których tu, w kraju przez większą część roku pogrążonym w szarudze i o wciąż bardziej tanatycznym niż erotycznym duchu przenikającym również do rodzimej twórczości, wybitnie mi brak. Zawsze fragment

Dzieła sztuki są jak goście, którzy bez przerwy wchodzą i wychodzą. W tej rotacji przy nigdy niezamykających się drzwiach jedni zostaną na dłużej, inni wymkną się już po chwili, a trafią się i tacy, z którymi nie będzie mi po drodze, więc wyproszę

82

WIĘŹ  Październik 2011


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.