Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza R. III (XLV) 2010

Page 1







Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010

ARTYKU£Y I ROZPRAWY

Teresa Winek

JAKIEGO PANA TADEUSZA CZYTANO W XIX WIEKU?

Historyków literatury interesowa³o g³ównie zagadnienie, jak czytano Pana Tadeusza, a dwie najwa¿niejsze ksi¹¿ki zbieraj¹ce dorobek w tym zakresie to studium monograficzne Stanis³awa Pigonia Pan Tadeusz. Wzrost, wielko æ i s³awa1, referuj¹ce zwiê le dzieje pierwszych stu lat s³awy poematu, oraz praca zbiorowa: Pan Tadeusz i jego dziedzictwo. Recepcja2, bêd¹ca plonem konferencji, któr¹ jedena cie lat temu zorganizowali poloni ci Uniwersytetu Jagielloñskiego. Odpowied na tytu³owe pytanie pojawia³a siê tak¿e w innych publikacjach, choæ zawsze by³y to ujêcia cz¹stkowe, sygnalizuj¹ce jedynie zjawiska, jakie nale¿a³oby obj¹æ badawczym rozpoznaniem3. Dzieje recepcji epopei narodowej pokazuj¹ bo1 S. Pigoñ, Pan Tadeusz . Wzrost, wielko æ i s³awa. Studium literackie, Kraków 2002; wyd. 1: Warszawa 1934. 2 Pan Tadeusz i jego dziedzictwo. Recepcja, red. B. Dopart, Kraków 2006. 3 Przyk³adowo z literatury najnowszej mo¿na przywo³aæ: B. Dopart, Czem by³ Pan Tadeusz dla Polaków w dobie niewoli, w: tego¿, W wiecie Pana Tadeusza , Kraków 1999; T. Winek, Miêdzy jubileuszami. Pan Tadeusz 1884-1898, w: Adam Mickiewicz. Dwa wieki kultury polskiej, red. K. Maci¹g i M. Stanisz, Rzeszów 2007, s. 100-112. Z wcze niejszych opracowañ koniecznie trzeba przypomnieæ prace A. Semkowicza i T. Sygi, stanowi¹ce kontekst dla poni¿szych ustaleñ. W 1926 roku Semkowicz wyda³ legendê bibliofilsk¹ , zatytu³owan¹ Wydania dzie³ Adama Mickiewicza w ci¹gu stulecia. O wydaniach oryginalnych og³oszonych za ¿ycia poety. 1822-1855 (Lwów, Ksi¹¿nica Atlas TNSW), tytu³owego stulecia nigdy nie opracowa³ do koñca. Zagadnienie podj¹³ po trzydziestu latach Syga (Te ksiêgi proste. Dzieje pierwszych polskich wydañ ksi¹¿ek Mickiewicza, Warszawa 1956), dokumentuj¹c je materia³ami z odnalezionych róde³ i uzupe³niaj¹c nowymi tematami. Interesowa³y go jednak równie¿ tylko pierwodruki opublikowane przez poetê. Dalsze dzieje recepcji wydawniczej Mickiewicza nie znalaz³y swego badacza, nie zosta³y doprowadzone do koñca


6

wiem zakres zjawisk niemal nieogarniony; z jednej strony, zagadnienia zwi¹zane z wrastaniem tego dzie³a w wiadomo æ spo³eczn¹, literack¹ i szerzej: artystyczn¹ kolejnych pokoleñ, z drugiej strony egzemplifikuj¹ problemy typowe dla recepcji wydawniczej literatury polskiej od po³owy XIX wieku a¿ do czasów najnowszych. Niniejszy artyku³ tak¿e jest tylko wstêpnym zasygnalizowaniem, nie za wyczerpuj¹cym omówieniem tematu, przypomina o potrzebie jego dalszego opracowywania. Z tego te¿ powodu przywo³ane zostan¹ jedynie nieliczne spo ród prawie sze ædziesiêciu wydañ Pana Tadeusza, jakie ukaza³y siê w XIX wieku. Ca³o æ dziejów wydawniczych epopei narodowej stanowi bowiem materia³ na poka n¹ ksi¹¿kê. Ze wszystkich dzie³ Mickiewicza to w³a nie Pan Tadeusz ma historiê najbogatsz¹ zarówno jego dzieje wydawnicze, proces bogatej i z³o¿onej recepcji, a tak¿e stanowi¹cych jej czê æ interpretacji badawczych sk³adaj¹ siê na d³ugi ¿ywot, niemal nieprzerwan¹ obecno æ w wiadomo ci narodowej i kulturalnej spo³eczeñstwa oraz istotne ród³o inspiracji twórczej. Zagadnienie: z jakim Panem Tadeuszem obcowa³y kolejne pokolenia jego czytelników i w pewne mierze: u¿ytkowników i twórców kultury, okazuje siê wiêc podstawowe nie tylko dla badañ nad kultur¹ literack¹ XIX wieku, ale i dla wielu tematów historycznoliterackich.

Wydania autorskie Problemy genezy Pana Tadeusza i czynno ci twórczych Mickiewicza by³y ¿ywo dyskutowane od lat siedemdziesi¹tych XIX wieku; w sporze historyków literatury fakty z biografii poety ³¹czone by³y z legend¹, jaka towarzyszy³a rosn¹cemu przekonaniu o epopeicznym charakterze poematu; opisali je najpe³niej: Roman Pilat, Stanis³aw Pigoñ, Juliusz Kleiner i Konrad Górski4. Oto najwa¿niejsze fakty, istotne dla podjêtego przez nas zagadnienia. Pewna jest data ukoñczenia poematu, poniewa¿ 14 lutego 1834 roku Mickiewicz napisa³ nawet na poziomie rejestracji bibliograficznej, bowiem podejmowane wielokrotnie bibliografie Mickiewiczowskie nie zaowocowa³y odpowiednim tomem Nowego Korbuta , temat pozostaje wiêc nadal aktualny, a nawet istotny dla badañ historycznoliterackich. Jakiekolwiek bowiem prace o recepcji dzie³ Mickiewicza oraz ich interpretacje nie mog¹ byæ budowane bez solidnych fundamentów (to okre lenie Pigonia nie straci³o nic ze swej wa¿no ci) dokumentacyjnych. 4 R. Pilat [wstêp], w: A. Mickiewicz, Dzie³a, Wydanie Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza, t. 5: Pan Tadeusz, Lwów 1910; S. Pigoñ, Wstêp, w: A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, oprac. S. Pigoñ, Kraków 1925 i nast.; J. Kleiner, Mickiewicz, t. 2: Dzieje Konrada. Czê æ druga, wyd. 2 popraw., Lublin 1998; K. Górski, Wstêp, w: A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, oprac. K. Górski, Wroc³aw 1969.


7

w li cie do Antoniego Odyñca: wiêc skoñczy³em wczora w³a nie. Pie ni ogromnych dwana cie! 5. Ju¿ wcze niej podjêto przygotowania do druku pierwszego tomu poematu, bo Pan Tadeusz zosta³ zaplanowany w³a nie na dwa tomy. Do czerwca 1834 roku poeta z pomoc¹ przyjació³ my³ i czesa³ swe dzie³o, czyli nanosi³ poprawki, robi³ uzupe³nienia, czyta³ korekty. Wydawc¹ by³ jak wiemy Aleksander Je³owicki (zas³u¿ony dla literatury polskich emigrantów), wspomaga³ go Eustachy Januszkiewicz, pó niejszy wspó³w³a ciciel Ksiêgarni Polskiej w Pary¿u (przyjaciel Mickiewicza i jego dzieci, opiekun rodziny, a po mierci poety tak¿e jego spu cizny twórczej). Do grona wspieraj¹cego poetê w pracy nad poematem nale¿eli ponadto: wspomniany ju¿ Domeyko, Bogdan Jañski, Stefan Witwicki. Dzie³o by³o gotowe do wyj cia w wiat pod koniec czerwca 1834 roku, ale wydawca przetrzyma³ je w drukarni, wysy³aj¹c sobie tylko wiadomymi drogami paczki z woluminami do kraju. Wiemy o tym z listów, które pisa³ Januszkiewicz do swej narzeczonej, Eugenii Larisch, mieszkaj¹cej w Osieku6. Brakuje materia³ów, które pozwoli³yby oszacowaæ, ile egzemplarzy Pana Tadeusza przesz³o przez zielon¹ granicê, niew¹tpliwie jednak to czytelnicy w kraju pierwsi otrzymali do r¹k tomy pó niejszej epopei narodowej i przyjêli je z wiêkszym entuzjazmem ni¿ emigranci paryscy7. Ci mogli nabywaæ poemat od 10 sierpnia i, jak ju¿ wielokrotnie pisali historycy literatury, utwór nie wzbudzi³ ich wielkiego zainteresowania (wygnañcy z ojczyzny, ¿o³nierze, którzy przegrali wojnê, nie docenili opisów nadniemeñskiej puszczy i zachodów s³oñca nad Soplicowem. Oczekiwali znaków nadziei na dzi i jutro, a nie rozpamiêtywania przesz³o ci)8. Jako dzie³o sztuki wydawniczej, Pan Tadeusz nie odbiega³ od ówczesnych edycji utworów Mickiewicza. Jak wiemy, od 1828 roku ukazywa³y siê w Pary¿u Pisma Mickiewicza i poemat zape³ni³ pi¹ty i szósty tom tego wydania. Aleksander Semkowicz, najwybitniejszy znawca Mickiewiczowskich publikacji, napisa³ o tych tomach:

5

Wszystkie cytaty z Mickiewicza, o ile nie podano innego adresu, wed³ug wydania: A. Mickiewicz, Dzie³a, Wydanie Rocznicowe. Cyt.: t. 15: Listy. Czê æ druga. 1830-1841, oprac. M. Derna³owicz, E. Jaworska, M. Zieliñska, Warszawa 2003, s. 261. 6 E. Januszkiewicz, Listy, w: J. Kallenbach, Z epoki emigracyjnej (1833-1841), Lamus 1909, z. 3, s. 443-470. 7 W. Bruchnalski, Z tradycji galicyjskiej o dzie³ach Mickiewicza, Pamiêtnik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza 1898, s. 284-288. 8 S. Pigoñ, Wstêp ; K. Kopczyñski, Mickiewicz i jego czytelnicy. O recepcji wieszcza w zaborze rosyjskim w latach 1831-1855, Warszawa 1994.


8

[ ] druk by³ piêkny i ozdobny, tylko nieco inne [ni¿ w poprzednich tomach TW] winiety koñcowe, bardziej dobrane do tre ci ksi¹¿ki, nawet ma³y wizerunek cesarza Francuzów umieszczono w zakoñczeniu Ksiêgi dziesi¹tej. [ ] Ok³adki broszurowe, skromne, bez ozdób, opatrzone jedynie napisem: Pan Tadeusz, z wyra¿eniem tomu I, wzglêdnie II9.

Semkowicz stwierdzi³ ponadto, ¿e by³a tak¿e niewielka liczba egzemplarzy z ok³adk¹ odmienn¹, mianowicie, ozdobion¹ obramowaniem gotyckim, podobnym nieco jak na ok³adkach wydania drugiego Dziadów. U do³u listwa ozdobna, na której w ród stylizowanej ornamentacji dwa psy my liwskie, ku sobie zwrócone 10. Mimo tej dba³o ci o kszta³t zewnêtrzny ksi¹¿ki, znalaz³o siê w niej sporo b³êdów, na przyk³ad ju¿ na pierwszej stronicy z tekstem poematu widnieje: Czêtochowy zamiast Czêstochowy. Takich niedopatrzeñ korekty Stanis³aw Pigoñ naliczy³ prawie sto11, ale nie one by³y istotnym mankamentem wydania; gorzej, ¿e opuszczono w nim niektóre wersy istniej¹ce w rêkopisie poety, inne zosta³y zmienione, nie wiadomo w³a ciwie, z jakiego powodu, niektóre miejsca dopracowa³ Bogdan Jañski, który robi³ korektê i usun¹³ pewne prowincjonalizmy autora. Z tych powodów wydanie poematu wci¹¿ budzi³o zastrze¿enia badaczy-edytorów (i sk³ania³o do dzia³añ ulepszaj¹cych wydawniczy kszta³t dzie³a). Jak ju¿ wspomnieli my, Pan Tadeusz nie cieszy³ siê uznaniem paryskich czytelników i trzy tysi¹ce wydrukowanych egzemplarzy sprzedawa³y siê powoli. Dlatego te¿ Je³owicki z Januszkiewiczem postanowili wypróbowanym ju¿ w XVIII wieku sposobem pozbyæ siê ich, tworz¹c pozornie nowe wydanie, tzw. tytu³owe, czyli zaopatruj¹c ka¿dy tom w now¹ ok³adkê z aktualnym czasem druku. W ten sposób czytelnicy otrzymali rzekomo drugie wydanie, wype³niaj¹ce tomy pi¹ty i szósty Pism z 1838 roku. Je li mamy do czynienia z tym wydaniem, to tak naprawdê obcujemy z nieco zdefektowanym pierwodrukiem, bo w tomach z Panem Tadeuszem nowa okaza³a siê tylko strona tytu³owa. Ale edycja ta jest trudno dostêpna, liczy³a bowiem prawdopodobnie piêæset egzemplarzy, a dzie³a Mickiewicza w tym okresie by³y przedmiotem szczególnej uwagi cenzury i ich przemycanie do kraju napotyka³o na wiele przeszkód12.

9

A. Semkowicz, dz. cyt., s. 155.

10 Tam¿e. 11 A.

Mickiewicz, Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie. Historia szlachecka z roku 1811 i 1812, we dwunastu ksiêgach wierszem, oprac. S. Pigoñ, wyd. 3 zmienione, Warszawa 1958. 12 K. Kopczyñski, dz. cyt.; Z. Szel¹g, Literatura zabroniona. 1832-1862. Zjawisko rynek rozpowszechnianie, Kielce 1989.


9

Natomiast rzeczywi cie nowe wydanie poematu pojawi³o siê w 1844 roku. Aleksander Chod ko i Eustachy Januszkiewicz przygotowali wówczas edycjê Pism Mickiewicza w czterech woluminach, umieszczaj¹c Historiê szlacheck¹ w tomie pierwszym. Na ile wynika³o to z autorskiej hierarchii utworów, a w jakiej mierze by³o ocen¹ wydawców, trudno rozstrzygn¹æ, uk³ad jest jednak znacz¹cy. Charakteryzuj¹c to wydanie, przywo³ajmy znów Semkowicza: Ch³ód i smutek wieje z zimnych i ¿ó³ciej¹cych kartek, ma³ych, kwadratowych prawie tomików. Ju¿ nie ma w nich tych piêknych kart tytu³owych ani tych lubych obrazków w zakoñczeniach utworów, ni te¿ piêknie kaligrafowanych nag³ówków i inicja³ów. Nie ma w nich tej rado ci bibliofilskiej z piêknych, wykwintnych ksi¹¿eczek. Zamkn¹³ siê okres piêknych wydañ, bo i poezja, jak j¹ dotychczas pojmowano, powszechnie dzi ju¿ zamkniêta . Tak g³osi w przedmowie do wydania Aleksander Chod ko13.

Wydanie to mo¿e wywo³aæ bibliofilski smutek, tak¿e z innego powodu; okaza³o siê ostatnim za ¿ycia poety i w XIX wieku uznawane by³o za najwa¿niejsze, jako przejaw ostatniej woli poety. Nie by³o, niestety, ani poprawne, ani staranniejsze od pierwszego, co tak¿e dok³adnie opisa³ Pigoñ. Ukaza³o siê jednak w dosyæ szczê liwym momencie, gdy poprawi³a siê sytuacja polityczna w Galicji, uda³o siê wiêc przekazaæ je tam w znacznej liczbie egzemplarzy14. Po zniesieniu cenzury mo¿na by³o je rozprowadzaæ jawnie, dlatego te¿ przez d³ugie lata Pana Tadeusza znano w³a nie z tej edycji. Za ¿ycia poety pojawia³y siê jeszcze próby wznowienia poematu, ale ¿adna z nich nie zosta³a zrealizowana.

Pierwsze wydania na ziemiach polskich Nastêpne wydanie Historii szlacheckiej ukaza³o siê w 1858 roku. Inicjatywê przygotowania nowej edycji dzie³ poety podj¹³ nieco wcze niej Samuel Merzbach, warszawski wydawca, który ju¿ w 1832 roku dostarczy³ czytelnikom z Królestwa Polskiego zbiór poezji wileñskiego filomaty i wkrótce po mierci Mickiewicza zabiega³ u spadkobierców poety i u cenzury warszawskiej o now¹ edycjê i doprowadzi³ zamiar do fina³u, choæ trudno powiedzieæ, ¿e szczê liwego. Nale¿y pamiêtaæ, ¿e po 1834 roku obowi¹zywa³ w Królestwie Polskim zakaz jakiegokolwiek rozpowszechniania dzie³ Mickiewicza oraz informacji o nim (obejmowa³ on tak¿e wszystkie utwory wydane poza kordonem). Podobn¹ restrykcjê na³o¿ono wkrótce 13 A.

14 W.

Semkowicz, dz. cyt., s. 181. Bruchnalski, dz. cyt.


10

na twórczo æ autora Dziadów w pañstwie pruskim. Inicjatywa Merzbacha by³a wiêc pierwsz¹ i radykaln¹ prób¹ prze³amania tej sytuacji. Zaplanowano wydanie o charakterze popularnym (by zaspokajaæ rosn¹ce zainteresowanie wieszczem). Opracowano je w dwóch wariantach wydawniczych: odmianê luksusow¹ wydrukowano na papierze welinowym i zaopatrzono w portret poety; drugi wariant by³ skromny, pozbawiony jakichkolwiek zdobników graficznych, ale te¿ tañszy o jedn¹ trzeci¹. To znak, ¿e wydawca chcia³ dotrzeæ do ró¿nych czytelników i uwzglêdnia³ ich mo¿liwo ci inwestowania w ksi¹¿kê. Zwyczaj takiego ró¿nicowania wydañ sta³ siê w drugiej po³owie XIX wieku powszedni¹ praktyk¹. Niektóre edycje mia³y nawet trzy i cztery mutacje szaty zewnêtrznej, i by³y kierowane do ró¿nych grup odbiorców. Niestety, jak wszystkie publikacje z zaboru rosyjskiego, wydanie z 1858 roku zosta³o obci¹¿one znacznymi ingerencjami cenzury. I tu pojawia siê niezwykle z³o¿one i bogate zagadnienie: wp³ywu cenzury na kszta³t wydawniczy Pana Tadeusza. Temat ten ma ju¿ spor¹ literaturê przedmiotu, najobszerniej pisa³a o nim Ma³gorzata Rowicka w swojej ksi¹¿ce15, daleko jest jednak jeszcze do ca³o ciowego opracowania problemu. W najwiêkszym skrócie mo¿na zasygnalizowaæ, ¿e poemat Mickiewicza w pierwszym wydaniu warszawskim zosta³ pozbawiony prawie czterystu wersów16, które cenzorowi wydawa³y siê niebezpieczne. Ingerowa³ on w tekst utworu niemal sze ædziesi¹t razy, eliminuj¹c ka¿dorazowo od kilku do kilkudziesiêciu wersów oraz wykre laj¹c prawie dziesiêæ autorskich Obja nieñ, ponadto zmieniaj¹c trzy inne fragmenty. Oto kilka przyk³adów tego, co pad³o ofiar¹ cenzorskich no¿yc: w Ksiêdze I wersy 59-61, 67-68, zawieraj¹ce nawi¹zania do historii Polski i walki o niepodleg³o æ. Z Ksiêgi II zniknê³a opowie æ Telimeny o petersburskiej przygodzie jej pieska, humorystycznie przedstawiaj¹ca rosyjskich urzêdników. Wyeliminowano konsekwentnie wszystkie zwroty, w których pobrzmiewa³y tony lekcewa¿enia wobec zaborcy i pamiêæ klêski rosyjskiego orê¿a. Niedopuszczalne by³y aluzje do walki narodowej i odzyskania wolno ci, a tak¿e zachêta do solidarno ci i jedno ci Polaków. Problem zniekszta³ceñ cenzuralnych w Panu Tadeuszu wydawanym na terenie Królestwa Polskiego pozostawa³ aktualny do czasu pierwszej wojny 15 Zob. M. Rowicka, O neurotycznym cenzorze, przebieg³ym wydawcy i manipulowanym czytelniku, czyli Pan Tadeusz w Warszawie w okresie zaborów, Warszawa 2004. Tam te¿ wcze niejsza literatura przedmiotu, w ród której wyró¿niaj¹ siê przywo³ywane ju¿ ksi¹¿ki Semkowicza, Sygi, Szel¹ga, Kopczyñskiego i najwcze niejsza z prac po wiêconych temu zagadnieniu: G. Korbut, Falsyfikat Pana Tadeusza , Pamiêtnik Literacki 1906. 16 Tam¿e, s. 29.


11

wiatowej. Bywa³y krótkie okresy, gdy restrykcje cenzuralne mala³y, zasadniczo jednak przez ca³¹ drug¹ po³owê XIX wieku epopejê narodow¹ w zaborze rosyjskim cenzorzy znacz¹co uszczuplali. Wed³ug Rowickiej, pierwsze pe³ne wydanie Pana Tadeusza w Królestwie pojawi³o siê w £odzi w 1906 roku. Oczywi cie, wydawcy próbowali przeciwstawiaæ siê narzuconej sytuacji, o niektórych sposobach tej ukrytej walki wspominamy nieco dalej. W roku 1858 Pan Tadeusz zosta³ poddany jeszcze jednej obróbce, wp³ywaj¹cej zdecydowanie na jego kszta³t artystyczny. ¯eby j¹ zrozumieæ, trzeba siê cofn¹æ do tego, co zdarzy³o siê dwa lata wcze niej. Otó¿ w 1856 roku krakowski tygodnik Czas wydrukowa³ anonimowy artyku³ zatytu³owany Rêkopisy po Adamie Mickiewiczu i nie drukowane ustêpy Pana Tadeusza . Nie by³a to pe³na dokumentacja spu cizny Mickiewicza, niemniej jednak wa¿na dla czytelników zainteresowanych twórczo ci¹ poety, informowa³a bowiem o dzie³ach niepublikowanych przez poetê i o zachowanych autografach jego utworów. Eustachy Januszkiewicz dysponowa³ ponadto nieznanymi jeszcze materia³ami dotycz¹cymi poematu o Soplicowie i zdecydowa³ o ich udostêpnieniu warszawskiemu wydawcy (wiemy o tym z listu tego¿ Januszkiewicza, opublikowanego w trzecim tomie warszawskich Pism). By³y to przede wszystkim wypisy z autografów Pana Tadeusza, ale te¿ dopiski, jakie poeta poczyni³ na marginesach wydania poematu z 1844 roku. Redaktor edycji warszawskiej, Kazimierz W³adys³aw Wójcicki, chcia³ skrzêtnie zu¿ytkowaæ otrzymany materia³ i ¿eby nie uroniæ ¿adnego Mickiewiczowskiego s³owa, poszczególne wypisy w³¹czy³ do tekstu utworu. W ten sposób Pan Tadeusz zosta³ powiêkszony o kilkadziesi¹t nowych wersów, jak¿e wa¿nych dla jego artystycznej oraz ideowej wymowy. Dodatki te by³y, co prawda, oznaczone gwiazdkami, ale tak zgrabnie wkomponowane w ca³o æ dzie³a, ¿e raczej niezauwa¿alne dla czytelnika, nie wywo³ywa³y wiêc jego zaniepokojenia, zw³aszcza je li nie zna³ on wydania autorskiego Pana Tadeusza (a edycja Merzbacha by³a skierowana g³ównie do takich w³a nie odbiorców). Nabywcy wydania warszawskiego poznali wiêc dzie³o Mickiewicza znacz¹co ró¿ne od tego, jakie skierowa³ do czytelników autor. Ró¿nice miêdzy tekstem autorskim (emigracyjnym) a wydanym w kraju (cenzuralnym) zosta³y jeszcze powiêkszone poprzez redaktorsk¹ inicjatywê. Wydaniu warszawskiemu towarzyszy³a ponadto atmosfera skandalu i protestu przeciwko interesownemu dzia³aniu Merzbacha (ze szkod¹ finansow¹ dzieci poety)17, by³o wiêc obci¹¿one wyj¹tkowo niekorzystnymi skojarzeniami. Dlatego 17

Zob. H. Biegeleisen, Pierwsze po miertne wydanie pism Adama Mickiewicza, Warszawa 1931.


12

te¿ pierwsze krajowe wydanie Pana Tadeusza trudno uznaæ za wydawnicze osi¹gniêcie. Jego historia dobrze oddaje trudno ci, z jakimi borykali siê polscy wydawcy a tak¿e czytelnicy do koñca XIX wieku. Równie trudne okoliczno ci towarzyszy³y tak¿e pierwszemu samoistnemu wydaniu Pana Tadeusza. Ukaza³o siê ono rok pó niej w Toruniu. Nie by³o wydaniem starannym, nie prezentowa³o siê te¿ okazale. Jednak wydawca, Ernest Lambeck, przedrukowa³ je jeszcze w 1865 i 1878 roku, umo¿liwiaj¹c kontakt z dzie³em czytelnikom zaboru pruskiego. Mieszkañcy Wielkopolski i Pomorza mieli w tym okresie sytuacjê stosunkowo korzystn¹, bo ju¿ w 1862 roku pojawi³o siê kolejne wydanie Pism Mickiewicza, a wiêc tak¿e poematu, u lipskiego ksiêgarza Brockhausa (wznawiane nastêpnie kilkakrotnie). By³o ono wzorowane na paryskiej edycji z 1860 roku (nie wnosi³o ¿adnych nowych tre ci edytorskich). Kieruj¹c je do szerokiego krêgu nabywców, Brockhaus nada³ mu szatê zewnêtrzn¹, która odpowiada³a ówczesnym gustom czytelników. Jako wydanie popularne spe³ni³o swoje zadanie.

Edycje paryskie redagowane sercem Tu¿ po mierci poety jego emigracyjni przyjaciele zaczêli przygotowywaæ kolejne, w za³o¿eniu pe³ne i staranne (pojawia³o siê nawet okre lenie: krytyczne) wydanie dzie³ zebranych (Pan Tadeusz wype³nia w nim tomy czwarty i pi¹ty). Ukazywa³o siê ono w latach 1860-1861 roku, a opracowali je Eustachy Januszkiewicz i Julian Klaczko. By³a to edycja zdecydowanie staranniejsza od dotychczasowych, redaktorzy naprawili bowiem sporo miejsc zepsutych w wydaniach autorskich: poprawili b³êdy wykazane w artykule Rêkopisy po Adamie Mickiewiczu i nie drukowane ustêpy Pana Tadeusza i sporo innych (np. w Ksiêdze IV, w. 349 pojawi³a siê poprawna forma Birbasz ; w Ksiêdze IV, w. 723 forma nasi zamiast nosi ; w Ksiêdze X, w. 628 wydrukowano: m ci³ w miejsce b³êdnego m ciæ itd.). Restytuowali ponadto fragmenty tekstu opuszczone w 1844 roku: w Ksiêdze I, w. 607-608 ( Ale my l twarz nadobn¹ odgadywaæ zwyk³a; / My li³, ¿e pewnie mia³a czarniutkie oczêta. ); w Ksiêdze II, w. 35 ( Ju¿ wróble skacz¹c wierkaæ zaczê³y pod strzech¹ ); w Ksiêdze V, w. 867 ( I wy pi siê, bo jutro bêdzie wielka praca; ). Edycja Januszkiewicza i Klaczki tak¿e zawiera liczne wypisy z pierwotnej, niepublikowanej redakcji poematu, zaniechane przez poetê w dalszej pracy nad utworem oraz dopiski nanoszone przez poetê na marginesach egzemplarzy wydania z 1844 roku. Jest ich nawet wiêcej ni¿ w wydaniu warszawskim (prawie


13

sto wersów), ale opracowane zosta³y bardziej profesjonalnie, tzn. umieszczone w przypisach i z³o¿one mniejsz¹ czcionk¹, dziêki temu zdecydowanie odró¿niaj¹ siê od tekstu g³ównego poematu. Gwiazdk¹ oznaczono miejsca, do których siê odnosz¹. Brakuje, niestety, informacji o proweniencji tych dodatków, zamiarem wydawców by³o bowiem przekazanie czytelnikom nowych, nieznanych jeszcze wypowiedzi literackich Mickiewicza, ocalenie ka¿dego s³owa poety, a nie dokumentowanie filologicznej historii dzie³a. Z Panem Tadeuszem z 1860 roku wi¹¿e siê jeszcze jeden istotny problem edytorski. Wydawcy chcieli udostêpniæ czytelnikom wszystko, co pozosta³o w Mickiewiczowskich rêkopisach, dlatego np. w pierwszym tomie Pism umie cili kilkana cie ineditów, natomiast Pana Tadeusza poprzedzili brulionowym wierszem zaczynaj¹cym siê od s³ów: O tym¿e dumaæ na paryskim bruku , a ¿eby nadaæ mu charakter prologu, zmienili pocz¹tkowy wers na: O czym tu dumaæ na paryskim bruku . Kilku badaczy18 Mickiewiczowskiej spu cizny omawia³o ju¿ b³êdy, jakich dopu cili siê Januszkiewicz i Klaczko, przedrukowuj¹c ten wiersz, dlatego nie bêdziemy czyniæ tego ponownie. Warto natomiast wspomnieæ o reperkusjach tego faktu. Jak wynika bowiem z dzisiejszych wydañ epopei narodowej, wiersz odnaleziony przez Januszkiewicza zrós³ siê z poematem chyba nierozerwalnie, wpisa³ siê w jego interpretacje, a tak¿e wiadomo æ literack¹ wielu pokoleñ. Warto wiêc prze ledziæ drogê, która doprowadzi³a do takiego stanu. Analiza dziewiêtnastowiecznych wydañ Pana Tadeusza przekonuje, ¿e brulionowy wiersz by³ atrakcyjnym dodatkiem do poematu dla wielu wydawców Historii szlacheckiej z 1811 i 1812 roku. Odnajdujemy go mniej wiêcej w dwóch trzecich wydañ, pocz¹tkowo rzeczywi cie jako prolog (w wydaniach lipskich z 1862, 1875, 1883, 1897; we wczesnych wydaniach Gubrynowicza i Schmidta 1885, 1886, oraz Gebethnera i Wolffa 1886, 1897, 1900), przedrukowywany biernie z wydania paryskiego razem z wprowadzaj¹c¹ formu³¹: Wiersz ten, z rêkopisów Mickiewicza, po raz pierwszy tu og³oszony . Czasem utwór otrzymywa³ tytu³: Wstêp, co by³o kolejn¹ nieuprawnion¹ ingerencj¹ wydawcy w tekst Mickiewicza, ale spe³nia³o korzystn¹ rolê, wprowadza³o bowiem dystans miêdzy wiersz a poemat, wskazywa³o na ró¿nice genologicznie ju¿ na poziomie tytu³ów. Niekiedy stosowano dla obu dzie³ odmienn¹ paginacjê lub sk³adano wiersz kursyw¹, ale nast¹pi³o to dopiero pod koniec omawianego przez nas okresu. 18 Ostatnio:

I. Rodak, Zagadnienia edytorskie wiersza zwanego Epilogiem Pana Tadeusza , Roczniki Humanistyczne 2003, z. 1, s. 125-154.


14

Ju¿ jednak w 1868 roku W³adys³aw Mickiewicz w swojej edycji dzie³ zebranych ojca przeniós³ wiersz do wariantów, które umie ci³ po tek cie Pana Tadeusza, a w 1880 potraktowa³ go jako rzeczywisty epilog poematu. W takiej pozycji utwór drukowano równie czêsto, jak we wprowadzeniu do epopei i taka lokalizacja dominowa³a pod koniec lat osiemdziesi¹tych i w ostatnim dziesiêcioleciu XIX wieku w wydaniach galicyjskich, pozostaj¹cych pod wyra nym wp³ywem wzorca wydawniczego W³adys³awa Mickiewicza, co mo¿na rozpoznaæ po rodzaju b³êdów, segmentacji wiersza na ustêpy i towarzysz¹cej mu nocie. Oko³o jedna trzecia dziewiêtnastowiecznych wydañ Pana Tadeusza omawianego utworu nie zawiera³a. Statystykê tej grupy kszta³towa³o przede wszystkim wydanie Macierzy Polskiej (o którym bêdzie ni¿ej), wiersz nie pojawi³ siê te¿ nigdy w toruñskich przedrukach Lambecka (1865, 1878) i od drugiego wydania Altenberga. Brakowa³o go na ogó³ w wydaniach ma³o starannych, skróconych, np. pozbawionych Obja nieñ autorskich. Przeciwko ³¹czeniu obu utworów Mickiewicza wystêpowali lwowscy filolodzy: Wilhelm Bruchnalski, a nastêpnie Roman Pilat, jednak, co paradoksalne, prawdziwie filologiczn¹ pracê nad Mickiewiczowskim brulionem wykona³ Jan Ostoja Sêdzimir19, znany z niechlubnego, bo mocno zmienionego, wydania Pana Tadeusza dla m³odzie¿y. Przygotowa³ on reprodukcjê fototypiczn¹ autografu wiersza, odczyta³ go na nowo, poprawiaj¹c b³êdy wcze niejszych redaktorów, próbowa³ znale æ odpowied na nurtuj¹ce filologów pytania zwi¹zane z pierwodrukiem. Ale dzia³o siê to dopiero na pocz¹tku XX wieku. Wydawniczy fakt, który zasygnalizowali my w wielkim skrócie, mia³ swój wp³yw na interpretacjê obu utworów. Wiêkszo æ dziewiêtnastowiecznych omówieñ epopei wskazywa³a na wiersz O tym¿e dumaæ na paryskim bruku jako konieczny ³¹cznik miêdzy fikcjonalnym wiatem poematu a emigracyjn¹ rzeczywisto ci¹ i stosunkiem do niej poety. W ich opinii kraj lat dziecinnych , przywo³any w wierszu, odgrywa³ niezbywaln¹ rolê w powstaniu poematu i nadawa³ sens jego poetyckiej rzeczywisto ci. Jak ustali³a Ma³gorzata Rowicka, zarówno wydanie toruñskie, jak i paryskie zosta³y dopuszczone do obiegu w Królestwie po usuniêciu niecenzuralnych fragmentów. To czyszczenie odbywa³o siê w prosty sposób: wyrywano z ksi¹¿ki

19 J. Ostoja Sêdzimir, Przyczynki do badañ Pana Tadeusza , Z³oczów 1900; Wstêp Pana Tadeusza , w: Pami¹tkowa Ksiêga. 1866-1906. Prace by³ych uczniów Stanis³awa hr. Tarnowskiego ku uczczeniu XXXXV-lecia jego nauczycielskiej pracy, t. 1, Kraków 1904, s. 205-224.


15

odpowiedni¹ (wed³ug cenzora: nieodpowiedni¹) kartkê (mo¿na to sprawdziæ w egzemplarzu wydania paryskiego, przechowywanym w Bibliotece IBL) i tak zdefektowane dopuszczano do obiegu ksiêgarskiego. Niekiedy cenzor obchodzi³ siê z dzie³em ³agodniej i tylko dok³adnie zamalowywa³ czarn¹ farb¹ inkryminowany tekst (zdarza³o siê te¿ wyskrobywanie piórkiem, ale raczej rzadko). By³y to rodki stosunkowo najuczciwszej walki z dzie³em literackim, bo uwidaczniaj¹ce cenzorskie ingerencje. Czytelnik wiedzia³, ¿e obcuje z dzie³em zdefektowanym, czyta³ je wiêc z wiêksz¹ czujno ci¹. Bardziej niebezpieczne manipulacje na tek cie poematu pojawi³y siê wraz z jego przedrukami krajowymi, tzn. galicyjskimi, jakie nast¹pi³y w wyniku inicjatyw wydawniczych W³adys³awa Mickiewicza. Syn poety sw¹ wieloletni¹ pracê popularyzatora twórczo ci Mickiewicza rozpocz¹³ w 1868 roku, wypuszczaj¹c z Ksiêgarni Luksemburskiej cztery tomy Dzie³ zawieraj¹cych to, co wcze niej zgromadzili Januszkiewicz i Klaczko, ale w innym uk³adzie i opracowaniu edytorskim. Kolejne wydania, znaczone datami: 1869, 1870, 1875, 1876, 1880, 1885 to w rzeczywisto ci przedruki, mutacje (luksusowe albo bardziej oszczêdne), wydania tytu³owe lub z niewielkimi uzupe³nieniami. Pan Tadeusz zawsze wype³nia w nich tom trzeci. Pierwsza edycja sprawia wra¿enie wzorowanej na tej z roku 1860: ma ten sam, stosunkowo du¿y format, podobnej jako ci papier. Wyró¿nia j¹ dwubarwna karta tytu³owa i zró¿nicowana czcionka hierarchizuj¹ca informacje. Wydawca wprowadzi³ do poematu kolejne poprawki, ale i b³êdy, niektóre miejsca naprawia³ intuicyjnie, zauwa¿aj¹c np. wersy czternastozg³oskowe. I znów do tekstu g³ównego doda³ kilka wypisów z autografu. Pozosta³e umie ci³ w koñcowej czê ci ksi¹¿ki, jako grupê wariantów (w ród nich wiersz: O tym¿e dumaæ na paryskim bruku ). Ze skromnych not, jakimi opatrzy³ wypisy, mo¿na wnosiæ, ¿e by³ wiadom wariantowo ci tekstu Pana Tadeusza i chcia³ zwróciæ na ni¹ uwagê czytelników, nie dysponowa³ jednak jêzykiem zdolnym do opisania tego problemu edytorskiego. Dzia³alno æ wydawnicza W³adys³awa Mickiewicza mia³a przede wszystkim szerzyæ kult jego ojca i zadanie to wype³nia³a przez dwadzie cia lat. Pan Tadeusz dociera³ do odbiorców w coraz wiêkszych nak³adach, staj¹c siê epopej¹ narodow¹ nie tylko w opinii historyków literatury20, ale utrwala³ sw¹ pozycjê tak¿e w ród przeciêtnych czytelników, i co wa¿ne: krajowych.

20 Najwa¿niejsze etapy tej drogi opisa³ Stanis³aw Pigoñ w przywo³ywanej monografii. Spór o Pana Tadeusza jako epopejê narodow¹ toczy³ siê g³ównie w latach siedemdziesi¹tych i osiemdziesi¹tych XIX wieku.


16

O wspó³pracy W³adys³awa Mickiewicza z wydawcami lwowskimi wiadcz¹ karty tytu³owe Pana Tadeusza. Ju¿ w wydaniu z 1875 roku mamy podane jako miejsce edycji: Pary¿, Ksiêgarnia Luksemburska, a równolegle z nim: Lwów, Gubrynowicz i Schmidt. W analogiczny sposób firmowane jest wydanie Ksiêgarni Luksemburskiej i krakowskiej Ksiêgarni Gebethnera i Spó³ki z 1878 roku. Od 1885 roku jako pierwsze miejsce przedruków dokonywanych w kooperacji z synem poety by³ podawany Lwów, i co istotne: dzie³o drukowano w Krakowie u W³adys³awa Ludwika Anczyca.

Pan Tadeusz ilustrowany w Galicji O rosn¹cej randze Pana Tadeusza wiadczy³a strona graficzna wydañ. Stopniowo pojawia³y siê bowiem edycje bardziej ozdobne, staranne graficznie, np. w niewielkim formacie, typowym dla literatury piêknej (19 x 12 cm), na dobrym papierze, gdzie poszczególne segmenty tekstu oddzielane by³y ozdobnymi winietkami lub inicja³ami, czasem znaczone ¿yw¹ pagin¹. Dla edycji Pana Tadeusza niezwykle wa¿ne okaza³y siê lata 1881/1882, dziêki inicjatywie, jak¹ podj¹³ lwowski wydawca, Herman Altenberg. W 1881 roku og³osi³ on prospekt zapowiadaj¹cy nowe, jak siê wkrótce okaza³o: niezwykle bogate, pierwsze ilustrowane wydanie epopei narodowej (takie okre lenie pojawia³o siê wówczas ju¿ stosunkowo czêsto). Znamy te ilustracje Micha³a Elwiro Andriollego, odbite technik¹ drzeworytow¹ przez najlepszych rytowników, opracowane przez warszawskiego ksylografa p. Zajkowskiego . Dzie³o ma imponuj¹cy format: 36,5 x 26,5 cm, wychodzi³o w dwunastu zeszytach, w miesiêcznych odstêpach czasu. Ka¿dy zeszyt wype³nia tekst jednej ksiêgi, wpisany w podwójn¹ liniow¹ ramkê, pierwsz¹ stronicê ksiêgi zdobi bogaty inicja³. Tekst uzupe³niaj¹ dwie ca³ostronicowe ryciny oraz kilka mniejszych, w³amywanych w tekst. Druk wykonano na papierze wysokiej jako ci, nowymi, specjalnie sporz¹dzonymi dla tej edycji czcionkami. W najcelniejszej introligatorni w Lipsku wydawca zamówi³ ok³adkê w trzech kolorach: czerwonym, seledynowym i br¹zowym (czytelnicy mogli j¹ sobie wybraæ wed³ug w³asnego gustu). By³a ona, niestety, dwa razy dro¿sza od pojedynczego zeszytu. Altenberg rozpisa³ na to wydanie prenumeratê, któr¹ prowadzi³y wszystkie ksiêgarnie w kraju i liczne poza jego historycznymi granicami. To wydanie tak¿e by³o cenzuralne , czyli ponadzaborowe. Czy przynios³o wydawcy sukces? W pewnej mierze tak, gdy¿ zaprojektowany przez Andriollego obraz Soplicowa i jego mieszkañców wszed³ na sta³e do naszej narodowej wyobra ni. Altenberg przedrukowa³ swojego Pana


17

Tadeusza jeszcze dwa razy: w 1889 roku ju¿ nieco skromniej, w mniejszym formacie, i podobnie w roku 1898. Zas³ug¹ tego wydawcy jest tak¿e to, ¿e w³a nie z jego inicjatywy, w 1882 roku, po raz pierwszy w krajowym wydaniu pojawi³ siê wiersz o incipicie O tym¿e dumaæ na paryskim bruku jako rzeczywisty epilog poematu. Co ciekawe, w kolejnych wydaniach Altenberg zrezygnowa³ z jego przedrukowywania, jakie racje o tym zadecydowa³y, trudno dociec. Nastêpne wydanie z ilustracjami pojawi³o siê w roku 1898, na pami¹tkê setnej rocznicy urodzin Wieszcza, staraniem Redakcji »Przegl¹du Tygodniowego« 21 jak informuje karta tytu³owa. Kazimierz Alchimowicz namalowa³ specjalnie dla tej edycji dwana cie kartonów zreprodukowanych jako ilustracje ca³ostronicowe i dwana cie rysunków o charakterze winiet inicjalnych do poszczególnych ksi¹g. Mia³y one charakter zdecydowanie m³odopolski, o czym przekonuje chocia¿by winietka z nied wiedziem w Ksiêdze IV. Prawdziwym prze³omem w wydawniczych dziejach Pana Tadeusza by³ rok 1885, bowiem wtedy w³a nie wygas³y prawa w³asno ci do spu cizny poety i dzie³a Mickiewicza [ ] sta³y siê w³asno ci¹ narodu 22. By³a te¿ druga przyczyna tej sytuacji: zniszczenie Ksiêgarni Luksemburskiej podczas Komuny Paryskiej i postêpuj¹ce jej bankructwo oraz stopniowe nawi¹zywanie przez W³adys³awa Mickiewicza kontaktów z wydawcami krajowymi. Nic wiêc dziwnego, ¿e od roku 1886 edycje Pana Tadeusza narastaj¹ w sposób naprawdê imponuj¹cy. Dzieje siê tak g³ównie w Galicji, we Lwowie i Krakowie, ale warto te¿ pamiêtaæ o wydaniach w innych, obecnie zapomnianych miejscowo ciach, jak np.: Brody, Miko³ów, Z³oczów. Od 1888 roku a¿ do koñca wieku niemal ka¿dy rok (z nielicznymi wyj¹tkami) przynosi nowe wydanie epopei narodowej, niekiedy nawet trzy lub cztery. Dzi jeszcze mo¿e zaskakiwaæ taki plon np. 1886 roku; poemat ukaza³ siê wtedy w dwóch wydaniach lwowskich (u Gubrynowicza i Schmidta, w kooperacji z parysk¹ Ksiêgarni¹ Luksembursk¹, oraz w Ksiêgarni Polskiej Adama Dominika Bartoszewicza, w serii Biblioteka Mrówki ). Dwa wydania przygotowano w Krakowie: jedno nak³adem Ksiêgarni Antykwarskiej W. Chaberskiego, drugie wysz³o u Gebethnera i Spó³ki (w dwóch mutacjach: jako wydanie nowe i bardziej ozdobne wydanie nowe z portretem 21 Strona tytu³owa podaje: Warszawa, w d. 24 grudnia 1898, choæ zgoda cenzury pochodzi z 16 lutego 1899 roku. Wydawca nie zd¹¿y³ wydrukowaæ dzie³a w terminie, dlatego prenumeratorom przesy³a³ je w dwóch czê ciach. Zob.: A. Bajdor, H. Natuniewicz, Pan Tadeusz w ilustracjach, Gdañsk 1984, s. 19-20. 22 W. Bruchnalski [rec.: Mickiewicz A., Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie], Pamiêtnik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza 1887, s. 206.


18

autora ). Ten¿e wydawca przygotowa³ te¿ mutacjê cenzuraln¹ edycji, sygnowan¹: Warszawa-Kraków. I wreszcie w Warszawie jako tom trzeci Poezji ukaza³ siê Pan Tadeusz w opracowaniu Piotra Chmielowskiego. Tak¹ sam¹ liczbê wydañ odnotowano dwa lata pó niej, w roku 1888. Oczywi cie, by³y to zwyk³e przedruki, mniej lub bardziej staranne, ale spe³nia³y swe zadania, pomna¿aj¹c nak³ad poematu, a tym samym grono jego czytelników. Jednemu z tych wydañ po wiêcimy nieco wiêcej uwagi. Otó¿ w 1886 roku krakowski oddzia³ firmy Gebethnera i Wolffa, dzia³aj¹cy w Galicji pod nazw¹ Gebethner i Spó³ka, skierowa³ do ksiêgarñ niezwykle eleganckie, wrêcz luksusowe wydanie Pana Tadeusza: w maleñkim formacie (11 x 7 cm), ze z³oconymi brzegami, oprawne w skórê. Edycja mia³a dwa warianty: pe³ny oraz cenzuralny, pomniejszony o kilka fragmentów, przeznaczony wyra nie dla czytelników zaboru rosyjskiego. Najbardziej niebezpieczne by³o w tym zabiegu to, ¿e oba warianty zewnêtrznie niczym siê nie ró¿ni³y, oba maj¹ tê sam¹ liczbê stron, wiêkszo æ tekstu jest identyczna, ró¿ny jest tylko sk³ad niektórych arkuszy. Poemat poprzedzony zosta³ wierszem: O tym¿e dumaæ na paryskim bruku , z którego oczywi cie usuniêto dwa fragmenty: dwuwers: O Matko Polsko! Ty tak wie¿o w grobie / Z³o¿ona Nie masz si³ mówiæ o tobie! i znajduj¹cy siê tu¿ obok d³u¿szy fragment zaczynaj¹cy siê od s³ów: Kiedy gdy zemsty lwie przehucz¹ ryki . W wariancie pe³nym wiersz koñczy siê na stronicy ósmej, w wariancie cenzuralnym na siódmej, ósma pozostaje wakatem, Ksiêga I zaczyna siê na stronicy dziewi¹tej. W innych miejscach tekstu, tam, gdzie usuniêto jeden lub dwa wersy poematu, powiêkszano interliniê, tak by zape³niæ opuszczone miejsce, i znów czytelnik nic nie wiedzia³ o tych manipulacjach wydawniczych. Oczywi cie, nabywca zazwyczaj mia³ do czynienia z jednym tylko wariantem wydawniczym, nie by³ wiêc wiadomy zniekszta³caj¹cych tekst zabiegów, tym samym nie wiedzia³, ¿e obcowa³ z dzie³em innym, ni¿ napisa³ autor. Mo¿na pytaæ, czy wydawcy nie powiêkszali dodatkowo chaosu czynionego przez cenzurê. Jak wiêc oceniæ tym podobne praktyki? Naturalne, ¿e chcieli chroniæ wydawane przez siebie dzie³a przed brutalnymi, niszcz¹cymi dzia³aniami cenzorów, takimi jak wyrwane kartki czy zamazane wersy; dbali o estetykê swych produktów, st¹d takie zabiegi ocalaj¹ce ksi¹¿kê w jej wymiarze materialnym. Ponadto wydawca z 1886 roku liczy³ prawdopodobnie na to, ¿e uzyskawszy zgodê cenzury na rozpowszechnianie tytu³u w wariancie okrojonym, zdo³a przemyciæ przez kordon tak¿e czê æ nak³adu pe³nego i w ten sposób Pan Tadeusz uka¿e siê w ca³ym swym blasku przynajmniej niektórym czytelnikom Królestwa. Przypuszczenie takie wydaje siê uzasadnione dlatego,


19

¿e w tym¿e 1886 roku warszawski oddzia³ firmy Gebethnera i Wolffa tak¿e wyda³ poemat Mickiewicza. W tej sytuacji sprowadzanie samej tylko okrojonej mutacji z Krakowa nie by³oby zasadne. Nale¿a³oby przeprowadziæ szczegó³owe badania produkcji poszczególnych firm wydawniczych, by sprawdziæ, ile takich mutacji ró¿nych wydañ powsta³o w drugiej po³owie XIX wieku, a co istotniejsze, na ile te zabiegi wydawców by³y rzeczywi cie skuteczne, ile ksi¹¿ek pokonywa³o granice i kordony. Oczywi cie, gdy tylko sta³o siê to mo¿liwe, wydawcy wskazywali na ingerencje cenzury, ale nast¹pi³o to pó no, dopiero w ostatnich latach XIX wieku. W warszawskim wydaniu Przegl¹du Tygodniowego z 1898 roku mo¿emy np. zobaczyæ na stronie 193 wykropkowany wers. Poniewa¿ wers wcze niejszy nie ma przez to pary rymowej, ingerencja cenzury jest tym wyrazistsza. Ale taka praktyka informowania o upustkach cenzuralnych by³a jednak zjawiskiem marginesowym, dotyczy³a tylko nielicznych wydañ.

W krêgu inicjatyw lwowskiej szko³y filologicznej W roku 1888 ukaza³o siê najbardziej chyba znane w XIX wieku wydanie Pana Tadeusza, opracowane przez Wilhelma Bruchnalskiego dla serii Macierz Polska . By³o ono fenomenem wydawniczym: do 1900 roku mia³o bowiem dziewiêæ wydañ (niektóre z nich ukaza³y siê w kilku nak³adach) i osi¹gnê³o liczbê dziewiêædziesiêciu piêciu tysiêcy egzemplarzy (do 1914 roku wydrukowano kolejne dziewiêædziesi¹t tysiêcy). Wznawiano je niemal ka¿dego roku (oprócz 1893, 1895, 1896). By³a to publikacja tania, kierowana do najubo¿szej, wiejskiej warstwy ludno ci, ale staranna i w swej szacie zewnêtrznej, i w opracowaniu tekstu. Pana Tadeusza w³a nie w tym wydaniu, ( ma³¹ ksi¹¿eczkê w czerwonej ok³adce ) otrzyma³ Stanis³aw Pigoñ jako nagrodê szkoln¹, i do niego te¿ odwo³ywa³ siê potem w swych pracach nad now¹, krytyczn¹ edycj¹ poematu. To szczególne wydanie poprzedzone zosta³o rzetelnym wstêpem wprowadzaj¹cym do lektury poematu oraz obja nieniami rzeczowymi, pomagaj¹cymi zrozumieæ realia Soplicowskiego wiata. Bruchnalski zrezygnowa³ z wiersza-prologu oraz wariantów, jakie w ci¹gu trzydziestu lat od mierci Mickiewicza zadomowi³y siê w poemacie, ale i on (filolog!) nie by³ tu konsekwentny, wprowadzi³ bowiem do tekstu g³ównego dwa wypisy autografowe: jeden umie ci³ w Ksiêdze II (wersy 771-772, mówi¹ one o zachowaniu Wojskiego podczas wieczerzy): Z g³êbokiego dumania, w rodku siê postawi³, W¹sy siwe pokrêci³, kapoty poprawi³.


20

Drugi dodatek to zakoñczenie Ksiêgi III: dziesiêciowersowy opis nocnego skradania siê Tadeusza do mieszkania Telimeny. O ile pierwszy dopisek wynika³ prawdopodobnie z chêci wprowadzenia do tekstu wersu, który stanowi³ parê rymow¹ dla s¹siedniego, niemaj¹cego w pierwodruku takiej pary (brzmia³ bowiem: Z g³êbokiego dumania na rodek wyst¹pi³ ), o tyle drugi wypis z autografu mia³ pewnie stanowiæ uzasadnienie pó niejszych zachowañ Tadeusza i Telimeny (ich wzajemnych pretensji), mo¿e nie tak oczywistych bez tej sceny. Pod koniec lat osiemdziesi¹tych w Pamiêtniku Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza coraz czê ciej pojawia³y siê zastrze¿enia wobec istniej¹cych wydañ Pana Tadeusza oraz postulaty nowego poprawnego, czyli krytycznego wydania poematu. Jego badacze, a tak¿e wydawcy, zaczêli bowiem zauwa¿aæ, ¿e czytelnicy otrzymuj¹ utwór w kszta³cie dalekim od tego, jaki nada³ mu autor. Jak rozumiano wówczas takie wydanie naukowe? Przede wszystkim mia³o byæ zaopatrzone w komentarz wydawcy, wyja niaj¹cy wszelkie jego zabiegi czynione na tek cie i podaj¹cy podstawê przedruku. Je li chodzi o Pana Tadeusza, to w XIX wieku zasadniczo odwo³ywano siê do wydania z 1844 roku, tak by³o u Januszkiewicza-Klaczki, potem w wydaniach W³adys³awa Mickiewicza i kolejnych, nawi¹zuj¹cych do nich. Ale ju¿ w 1886 roku w krakowskiej Ksiêgarni Antykwarskiej W. Chaberskiego pojawi³o siê wydanie, które okre lono jako najwierniejszy przedruk pierwodruku. Takich powrotów do pierwszej edycji i g³osów wskazuj¹cych na rangê wydania z 1834 roku w XIX wieku by³o jeszcze kilka. Wi¹za³o siê to m.in. z rozpowszechnianiem w tym okresie wydañ homograficznych, wiernie odtwarzaj¹cych orygina³ technik¹ drzeworytowego (najczê ciej) przerysowywania. Wydania te z za³o¿enia mia³y mieæ charakter dokumentacyjny i by³y pewnego rodzaju przygotowaniem w³a nie do wydañ krytycznych. Jak siê potem okaza³o, postulat prymatu pierwodruku Pana Tadeusza okaza³ siê s³uszny, i od edycji Stanis³awa Pigonia z 1925 roku mamy do czynienia z tak¹ w³a nie podstaw¹ tekstow¹ epopei narodowej. W roku 1893 pojawi³o siê wydanie Pana Tadeusza, które zosta³o okre lone jako krytyczne i rzeczywi cie zawiera elementy takiej edycji. Lwowski filolog, Henryk Biegeleisen, w swoim rozbudowanym komentarzu do poematu (w tomie trzecim Dzie³ zebranych) przedstawi³ m.in. wyniki kolacjonowania wszystkich wcze niejszych przedruków Historii szlacheckiej. By³ to wykaz odmian, jakie pojawi³y siê w tek cie utworu na skutek zmian autorskich, ale te¿ mimowolnych b³êdów i samowolnych dzia³añ wydawców. Skala tych ingerencji okaza³a siê niepokoj¹ca. I to w³a nie zestawienie pokazuje wyrazi cie, jak ró¿ne teksty Pana Tadeusza otrzymywali jego dziewiêtnastowieczni nabywcy. Komentarz


21

Biegeleisena by³ bezwiednym wo³aniem o powrót do tekstu autorskiego i przygotowaniem do takiej w³a nie edycji. Podj¹³ siê tej pracy Roman Pilat, ale nie doprowadzi³ jej do koñca. Czê ciowe opracowanie krytyczne Pana Tadeusza jego autorstwa ukaza³o siê ju¿ po mierci badacza, w 1910 i 1911 roku.

Kilka s³ów o wydaniach najgorszych O randze Pana Tadeusza mo¿e wiadczyæ jeszcze jeden marginesowy fakt wydawniczy. W pewnym momencie poemat okaza³ siê tak wa¿ny spo³ecznie, ¿e jego wydania sta³y siê dobrym merkantylnym interesem. Pod koniec wieku pojawi³y siê, niestety, wydania typowo nastawione na zysk: niestaranne edytorsko, na papierze niskiej jako ci, wyra nie oszczêdno ciowe , pomijaj¹ce np. Obja nienia poety, przekazuj¹ce czytelnikowi tylko fragment wiersza O tym¿e dumaæ na paryskim bruku (przyk³adem s¹ przedruki: Warszawa, L. Szyller i Syn 1898; Warszawa, K. Prószyñski 1888, Warszawa, Gebethner i Wolff 1887). Wydawcy (co znacz¹ce, g³ównie warszawscy, kieruj¹cy sw¹ produkcjê do odbiorców z zaboru rosyjskiego) przekonani o chodliwo ci tytu³u, dla ma³o wyrobionego czytelnika przeznaczali wydania niskiej jako ci, ale i o niskiej cenie. Z tego miêdzy innymi powodu tak¹ popularno ci¹ i tak wysokimi nak³adami cieszy³o siê wydanie Macierzy Polskiej w opracowaniu Wilhelma Bruchnalskiego. Zapobiega³o ono, czy przeciwstawia³o siê, takim niechlubnym poczynaniom przedsiêbiorców nastawionych na zysk. By³y jeszcze takie wydania Pana Tadeusza, które szokuj¹ nie tylko dzisiejszego badacza literatury, ale i przeciêtnego czytelnika. Otó¿ w 1886 roku poemat Mickiewicza proz¹ opowiedzia³ i obja ni³ i wyda³ w Poznaniu H. K. Nieczuja. Podobnej preparacji ( w streszczeniu proz¹ ) dokona³y w 1898 roku Janina S. Aleksota (wyd. w Z³oczowie), a tak¿e Maria Wys³ouchowa (Lwów 1898), streszczaj¹c epopejê dla ludu. Równie kuriozalne okaza³o siê przerabianie poematu podyktowane trosk¹ o m³odzie¿, wysz³o ono spod pióra nauczyciela rzeszowskiego gimnazjum, Jana Ostoi Sêdzimira23.

23 Zob.: Cz. K³ak, Rzeszowskie wydanie Pana Tadeusza ad usum scholarum, w: Adam Mickiewicz. Dwa wieki kultury polskiej , s. 142-156. Niechlubna tradycja takich wydañ trwa! Przyk³ad: w 2006 roku pojawi³ siê reprint Pana Tadeusza z ilustracjami Andriollego z 1892 roku, ale jest to reprint edycji, jakiej nigdy nie by³o! Nie zosta³a za wiadczona choæby jednym egzemplarzem, nie mo¿na jej odnale æ w ¿adnej bibliotece, nie odnotowuje jej ¿adna z bibliografii Mickiewiczowskich (co prawda, tylko cz¹stkowych). Altenberg, jak ju¿ wspominali my,


22

Zamiast podsumowania W 1900 roku redakcja Kuriera Warszawskiego og³osi³a plebiscyt na najbardziej znacz¹ce dzie³a polskiego pi miennictwa powsta³e w XIX wieku24. O wypowied poproszono kilkuset przedstawicieli ówczesnego ¿ycia spo³ecznego i kulturalnego. Na ankietê odpowiedzia³o oko³o czterystu piêædziesiêciu uczonych, literatów i artystów polskich we wszystkich zaborach i za granic¹ , ale tylko dwadzie cia sze æ osób redakcja wymieni³a z imienia i nazwiska (m.in. Mariê Konopnick¹ i Elizê Orzeszkow¹). W kategorii obejmuj¹cej twórczo æ poetyck¹ pierwsze miejsce uzyska³, z ogromn¹ przewag¹, co dzi wydaje siê oczywiste, Adam Mickiewicz (312 g³osów, na drugim miejscu znalaz³ siê Juliusz S³owacki 96 g³osów). Grupê arcydzie³ zdominowa³ Pan Tadeusz (232 g³osy, na drugim miejscu Dziady 56 g³osów, na trzecim: W Szwajcarii S³owackiego, 28 wskazañ)25. Warto przytoczyæ choæ niektóre uzasadnienia tak ukszta³towanych wyborów. G³osuj¹cy na Pana Tadeusza napisali: [uzasadnienie] chyba niepotrzebne , boæ to jest ksi¹¿ka do nabo¿eñstwa , bo to jak zdrowie , o tym nikt w¹tpiæ nie powinien 26. Gdyby redakcja Kuriera Warszawskiego wyst¹pi³a ze sw¹ inicjatyw¹ dziesiêæ lat pó niej, wyniki plebiscytu by³yby pewnie nieco inne. Ankieta w roku 1900 przynios³a chyba miarodajne podsumowanie ¿ycia literackiego mijaj¹cego stulecia. Wysoka pozycja Pana Tadeusza nie by³a (i nie jest dzi ) zaskoczeniem, wyda³ poemat z ilustracjami na prze³omie 1881 i 1882 roku, nastêpnie w mniejszym formacie i nieco innym opracowaniu graficznym: w 1889 i 1898. Dzisiejszy wydawca zamanipulowa³ t¹ histori¹, tworz¹c wydawnicze horrendum! 24 Zob. podsumowanie plebiscytu: Konkurs stulecia. Nasza twórczo æ naukowa, literacka i artystyczna w XIX wieku, Kurier Warszawski 1901, nr 1, s. 9-14. Omówienie ankiety: J. Kostecki, Dziewiêtnastowieczne pi miennictwo polskie w ocenie rodowisk opiniotwórczych koñca ubieg³ego stulecia, w: Ksi¹¿ka pokolenia. W krêgu lektur polskich doby postyczniowej, red. E. Paczoska, J. Sztachelska, Bia³ystok 1994, s. 186-199. Dane, które siê zachowa³y, sugeruj¹, ¿e wiêkszo æ respondentów pochodzi³a z Królestwa Polskiego, przewa¿ali w ród nich mê¿czy ni w wieku 50-60 lat. Jak sugeruje Janusz Kostecki: wiêkszo æ respondentów by³a jak siê zdaje przekonana, ¿e wyniki ankiety nie pozostan¹ bez wp³ywu na wiadomo æ zbiorow¹ i poczuwa³a siê w zwi¹zku z tym do szczególnej odpowiedzialno ci za wyra¿one s¹dy. Skutek tego by³ taki, ¿e g³osuj¹c, kierowa³a siê nie tyle w³asnymi upodobaniami, ile raczej »obiektywn¹ warto ci¹ danego dzie³a« (s. 186-187). Z tego powodu, jak podkre li³ Kostecki, ankieta ujawni³a kanon dzie³ niekoniecznie osobi cie poznanych, prze¿ytych i uwa¿anych za aktualne, niemniej obecnych w wiadomo ci ówczesnych elit i traktowanych jako reprezentatywne dla kultury narodowej (s. 187). 25 Tam¿e, s. 192. 26 Tam¿e.


23

wynika³a z niezwyk³ej ¿ywotno ci tego dzie³a, szczególnie w ostatnich dwóch dekadach XIX wieku. Ranga Historii szlacheckiej z roku 1811 i 1812 narasta³a równolegle z bogat¹ recepcj¹ wydawnicz¹ tego dzie³a, oba zjawiska warunkowa³y siê wzajemnie. I choæ czytelnicy, niektóre grupy spo³eczne i rodowiska zna³y ró¿ni¹ce siê miêdzy sob¹ wersje wydawnicze poematu, to jednobrzmi¹cy okaza³ siê g³os o epopei poety, o którym jeden z pierwszych wielbicieli Pana Tadeusza, Zygmunt Krasiñski, powiedzia³: my z niego wszyscy . Mo¿na pytaæ, czemu s³u¿¹ (raczej: mog³yby s³u¿yæ, gdyby by³y prowadzone) prace nad histori¹ wydawnicz¹ dzie³ literackich. Bez w¹tpienia s¹ istotnym sk³adnikiem wszelkich badañ nad recepcj¹ utworu i pisarza, pokazuj¹ przemiany tekstu dzie³a, spowodowane zarówno przez autora, jak i osoby trzecie, dokumentuj¹ rozwój sztuki wydawniczej i edytorstwa naukowego. I pomagaj¹ poruszaæ siê w ród bie¿¹cej produkcji wydawniczej.

* Teresa Winek What sort of Pan Tadeusz was read in the nineteenth century? Of all the works by Mickiewicz, it is Pan Tadeusz to have the richest history. Its editions, abundant and complex reception, as well as research or scholarly interpretation forming part of this reception, all have contributed to a long life and an almost incessant presence of the work in the national and cultural awareness of the society, whilst also making it an important source of creative inspiration. The issue of what sort of Pan Tadeusz the consecutive generations of its readers and, to an extent, users of, and contributors to, culture have dealt with, appears to be of primary importance not only for the studies of nineteenth-century literary culture but also for a whole lot of historical-literary themes.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010

Bogus³aw Dopart

KSI¥DZ ROBAK

I. Jak wiemy, przez czas d³u¿szy, do drugiej po³owy pa dziernika roku 1833 trudno by³o Mickiewiczowi skupiæ siê na pisaniu Pana Tadeusza1. W drugim kwartale tego roku poeta intensywnie para³ siê dziennikarstwem, zape³niaj¹c sw¹ publicystyk¹ szpalty Pielgrzyma Polskiego , w po³owie roku przeszed³ próbê przyja ni, przyjmuj¹c na kilka miesiêcy samarytañskie obowi¹zki opieki nad dogorywaj¹cym Stefanem Garczyñskim. Od koñca maja tekst poematu nie przyrasta³ i byæ mo¿e pos³u¿y³o to dzie³u. Perypetie autorskie takie, jak te do wiadczane przez Mickiewicza, maj¹ sens nieuchwytny, nie znamy bowiem dynamiki si³ ja ni, zaanga¿owanych w proces twórczy. T³umaczenie Giaura, w ka¿dym razie, wydaje siê w ród wspomnianych przeszkód raczej zrz¹dzeniem opatrzno ciowym ni¿ nieszczê liwym wypadkiem. Mo¿na wykazywaæ ze znacznym prawdopodobieñstwem, i¿ zmiany koncepcji epickiej Pana Tadeusza (wiemy ju¿: nast¹pi³a w toku pracy nad ksiêgami III i IV, uwidoczni³a siê w tej pó niejszej) ¿e przemiany tej nie by³oby bez przej cia Mickiewicza przez kolejn¹ smugê bajronicznego cienia. Oczywi cie, ¿e godno æ emisariuszowska Ksiêdza Robaka i tematyka napoleoñsko-legionowa musia³y nasun¹æ siê jako pomys³ twórczy w zwi¹zku z ideami i pobudkami przenikaj¹cymi publicystykê poety w ogóle nie widaæ, aby Giaur mia³ dostarczyæ twórcy Pana Tadeusza jakiej konkretnej materii tematycznej nie, obcowanie z Byronem pozwoli³o Mickiewiczowi 1 Tekst

niniejszy jest fragmentem wiêkszej ca³o ci.


25

podej æ na nowo do postaci ksiêdza kwestarza i dostrzec w niej szansê na kreacjê znacznie bogatsz¹ i g³êbsz¹ ni¿ postaæ charakterystyczna z poematu sielskiego (wiejskiego) czy nawet walterscottowska postaæ kierownicza 2. Z postaci zagadkowej b¹d wpisanej w humorystykê idylli szlacheckiej, b¹d w sensacyjn¹ akcjê romansu obyczajowego o niegdysiejszym krwawym konflikcie rodów (czy raczej: konflikcie wewn¹trzstanowym), o sporze s¹dowym i szczê liwym zwieñczeniu matrymonialnym dawnych i tera niejszych wa ni przeobra¿a siê kwestarz-rubacha oraz mnich o tajemniczej wieckiej przesz³o ci i sobie tylko znanych celach postêpowania w niestandardow¹ (w aspekcie gatunkowym) postaæ epick¹, skomplikowan¹, wielowarstwow¹, zdoln¹ do wziêcia na siebie wielu razem sensów spo³ecznych, moralnych i egzystencjalnych. Jak informuje skrupulatnie Pigoñ: U schy³ku kwietnia 1833 r., koñcz¹c pie ñ III, s¹dzi³ poeta, ¿e gdyby nie przymusowa przerwa niemal dwumiesiêczna, ju¿ by mo¿e zdo³a³ uporaæ siê z ca³o ci¹; oblicza³ j¹ wiêc zapewne na jakie pie ni piêæ. W lipcu, maj¹c ukoñczon¹ pie ñ IV, liczy³, ¿e ma ju¿ »trzy czwarte poematu«, zakrojonego teraz, widaæ, na ksi¹g sze æ3.

Rzecz zastanawiaj¹ca: ju¿ po wprowadzeniu do poematu lirycznej apoteozy Napoleona oraz emisariuszowskiej dyplomatyki po zasileniu utworu wybuchowym ³adunkiem motywiki epopeicznej Mickiewicz projektuje tekst o ca³kowitej objêto ci oko³o piêciu tysiêcy wersów. Dla przewidywanych dwu ksi¹g wyznacza zatem format, w którym trudno by³oby rozwin¹æ fabu³ê eposu. Podówczas poeta nie wita jeszcze sw¹ wyobra ni¹ na trakcie soplicowskim jenera³ów D¹browskiego i Kniaziewicza, oraz ich podkomendnych w barwach narodowych, bowiem podczas tworzenia epizodu Robakowej agitacji autor zdaje siê sytuowaæ czas akcji Pana Tadeusza gdzie w 1808 roku4. Nie obmy li³ te¿ na 2 S³owem

posiada ksi¹dz Robak wszystkie najwa¿niejsze znamiona »postaci kierowniczej«: jest do czasu postaci¹ zagadkow¹, pojawia siê w rozmaitych momentach akcji, najczê ciej nieoczekiwanie, kieruje losami bohatera erotycznego w¹tku poematu, dzier¿y nici akcji politycznej w swym rêku zadzierzga wêz³y i rozplata. Jest te¿ przez wzgl¹d na ten swój charakter jednym z silniejszych ³¹czników, jakie wi¹¿¹ Pana Tadeusza z romansami Scotta K. Wojciechowski, Pan Tadeusz Mickiewicza a romans Waltera Scotta, Kraków 1918, s. 29. 3 S. Pigoñ, Wstêp, w: A. Mickiewicz, Pan Tadeusz [ ], BN Seria I Nr 83 wyd. VIII, Wroc³aw 1980, s. XX. 4 Ju¿ R. Pilat zauwa¿y³ w toku swych badañ tekstologicznych, i¿ t³o polityczne , zarysowane w odzie napoleoñskiej (pierwotnie, jak wy¿ej wspomniano, umieszczonej na koñcu Ksiêgi trzeciej) nie tyle precyzuje czas akcji, ile wskazuje, ¿e poeta zrazu chcia³ poprzestaæ


26

razie Mickiewicz akcji zajazdowej (tak pó niej rozbudowanej), choæ ju¿ w Ksiêdze drugiej objawi³ siê by³ jej spiritus movens m ciwy famulus, ciasny tradycjonalista. A wreszcie: w toku fabularnym dwóch zaledwie ksi¹g pozosta³ych trudno by³oby nawet najwytrawniejszemu epikowi ukazaæ z bliska trud ekspiacyjny niegdysiejszego zawadiaki i zabójcy oraz moralny profil tego cz³owieka s³u¿by, skrytego pod habitem franciszkañskim. Maj¹c wiadomo æ, jak ciasna to rama kompozycyjna, Pigoñ nieodmiennie patrz¹cy na Pana Tadeusza jako dzie³o buduj¹ce stara³ siê w zamys³ach twórczych Mickiewicza odgadn¹æ choæby jeden motyw wznios³ego zado æuczynienia. Przypuszcza³ wiêc, ¿e zawiera³a taki motyw Ksiêga czwarta w swej nieznanej dzi , brulionowej, postaci: [ ] zbrodniê sw¹ mia³ Jacek odkupiæ [ ], ratuj¹c Hrabiego spod ³ap nied wiedzia. Rzecz jasna, ¿e aby prawu tragicznej odp³aty sta³o siê zado æ, ¿eby ekspiacja by³a artystycznie pe³na ratunek ów dokonaæ siê musia³ niew¹tpliwie za cenê ¿ycia pokutnika, mia³ siê rozwi¹zaæ mierci¹ jego ju¿ wówczas, jak oto ostatecznie sta³o siê pó niej w bitwie, jak wiêc jest i w obecnym kszta³cie poematu. Wed³ug pierwotnego pomys³u Jacek mia³ zgin¹æ na polowaniu i dopiero przed miertnym ¿yczeniem móg³ z³¹czyæ rêce Tadeusza i Zosi, ofiar¹ ¿ycia zdo³a³ zarzuciæ znowu pomost pojednania dwu rodów5.

Czy domys³ ten ma podstawy? Nie, wyrasta z rozumowania ignotum per ignotum, wiêcej ma z piêknej i (ochoczej) konfabulacji, ni¿ z racjonalnej hipotezy6. Pigoñ w duchu moralistycznym rozbudowuje trze w¹ wiedzê o pierwotnym pomy le twórczym Mickiewicza, obejmuj¹cym jak to ujmowa³ ju¿ Pilat pogodzenie powa nionych rodów Sopliców i Horeszków przez sprawcê niezgody, ¯egotê, ukrytego w mnisim kapturze 7. Je li Ksi¹dz Robak jest istotnie cz³owiekiem o podwójnej to¿samo ci (sprawa to bowiem nie pewna, lecz do czasu tylko bardzo prawdopodobna), w Ksiêdze trzeciej pod bernardyñskim kapturem kryje ju¿ nie ¯egota, lecz po raz pierwszy w tek cie tak nazwany: pan Jacek, [ ] na ukazaniu perspektywy dziejowej i politycznej w niejakim oddaleniu (Autografy pó niejszych ksi¹g Pana Tadeusza , od IV do XII, Pamiêtnik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza T. VI, 1898, s. 115). Bior¹c za podstawê dociekañ tre æ opowie ci legionowych Ksiêdza Robaka, Pigoñ s³usznie konstatuje, ¿e scena w karczmie pomy lana jest co najpó niej na tle roku 1808. Dla przesuniêcia czasu akcji na rok 1811 nie nadesz³a widaæ jeszcze pora ( Pan Tadeusz . Wzrost, wielko æ i s³awa. Studium literackie, Warszawa 2001, s. 160). 5 Tam¿e, s. 174-175. 6 Zob. tam¿e, s. 170-172. 7 R. Pilat, Autografy pierwszych trzech ksi¹g Pana Tadeusza , Pamiêtnik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, T. 5, 1891, s. 131.


27

Tadeusza ociec (w. 362). Gdy Sêdzia skar¿y siê Telimenie na starszego brata, i¿ daje siê we znaki gospodarzowi Soplicowa kapry nym zawiadywaniem z oddali losami swego syna, id¹cy ladami Pilata, Pigonia czy Kleinera8 tropiciel zamys³ów twórczych autora Pana Tadeusza nie mo¿e jeszcze z absolutn¹ pewno ci¹ przes¹dzaæ, czy Ksi¹dz Robak to Jacek we w³asnej osobie, czy te¿ przys³any poczciwemu bratu na kark przyjaciel w habicie i powiernik. Kto wie a je li Mickiewicz szykuje dla swego nieobliczalnego bohatera efektowny powie ciowy come back? Dopiero agitacja w karczmie Jankiela k³adzie kropkê nad i : oto Jacek Soplica. Powróci³ do kraju i do Soplicowa, wbrew cierpkim wyrzutom Sêdziego, by o¿eniæ syna, aby czuwaæ nad procesem o zamek i grunty Horeszkowskie i nad pojednaniem s¹siedzkim, aby nie æ miêdzy wspó³powietników legionow¹ dobr¹ nowinê. Powraca te¿ z zamiarem zado æuczynienia za przesz³¹ zbrodniê i krzywdê oraz pozbycia siê odium, które ci¹¿y na jego imieniu. Spróbujmy pokrótce zebraæ warunki zamkniêcia akcji, tzn. pomy lnego zwieñczenia usi³owañ Soplicy-Robaka. Jedyn¹ istotn¹ przeszkod¹ w zamkniêciu sporu s¹dowego jest z³a wola Hrabiego, podszyta fanaberiami imaginacji. Ale Hrabia cz³owiek honoru tylko dziêki kwestarzowi ratuje ¿ycie na polowaniu; to wystarczaj¹ca przes³anka do zmiany postawy. M ciwo æ Gerwazego musia³aby tu ust¹piæ przed wol¹ pana Horeszki po k¹dzieli (zreszt¹, nietrudno by³oby Mickiewiczowi wynale æ epizod, w którym, by tak rzec, Robak ratowa³by za lepionego starca przed samym sob¹). Z sedukcyj Telimeny Tadeusz gotów by³ sam siê wyleczyæ; wystarczy³o postawiæ na jego drodze Zosiê i pozwoliæ mu siê z ni¹ nareszcie porz¹dnie rozmówiæ. Niew¹tpliwie, bernardyñski kwestarz móg³by osi¹gn¹æ swe cele jedynie jako cz³owiek godzien szacunku i zas³uguj¹cy na wysoki autorytet, a wiêc pod warunkiem ods³oniêcia swej pierwotnej to¿samo ci z jednoczesnym wylegitymowaniem siê swymi zas³ugami patriotycznymi. To z kolei wymusi³oby natychmiastow¹ ponown¹ jego emigracjê. Dlaczego mia³by gin¹æ w Soplicowie dla dope³nienia swej ekspiacji? Uczyni³ wszystko, co by³o w jego mocy, wyrówna³ swe ¿yciowe rachunki mo¿e w przeczuciu rych³ej ofiary na polu chwa³y, przecie¿ zbli¿a³ siê wojenny rok 1809 posia³ ziarno legionowe na Litwie, zostawi³ synowi mir s¹siedzki, autorytet w ród szlachty i komu¿ by innemu pe³ny wgl¹d w sprawy konspiracji. Tak móg³by wygl¹daæ zarys koncepcji Pana Tadeusza po ukoñczeniu Ksiêgi czwartej, poematu szczê liwego, w którym w obliczu wielkiej historii 8 Zob.

J. Kleiner, Mickiewicz, t. 2: Dzieje Konrada, czê æ druga, Lublin 1948, s. 208-212.


28

zg³adzone zostaj¹ grzechy przesz³o ci, nowi ludzie przejmuj¹ gospodarsk¹ schedê, rozszerza siê nowy duch obywatelski, a g³ównym ród³em czci i autorytetu jest ju¿ nie urodzenie, lecz patriotyczna zas³uga. Adresowany do emigrantów jako pogodne wspomnienie ojczyzny i jako apologia misji konspiracyjnej, poemat sielski, z idyllicznym tematem mi³osnym na planie pierwszym, podbudowany spu cizn¹ powie ci tradycyjnej i gawêd¹ t¹ literatur¹ bardów polskich znalaz³by zapewne swe domkniêcie dziêki akcesoriom powie ci walterscottowskiej9, a wszystko mia³oby zawrzeæ siê w epickich ksiêgach sze ciu

II. Sta³o siê inaczej. Ksiêga pi¹ta wybucha scysj¹ i dewastacj¹. Rodzi siê plan zajazdu, a Gerwazy, opêtany zemst¹ stary famulus i epigon, wyrasta na bezwzglêdnego intryganta i gro nego manipulatora. Jak ma³o trzeba, aby w pogodnym wiecie Soplicowa przejê³y rz¹dy jêdze niezgody. Pozbawiony znaczenia kruczek prawny staruszka Wo nego (upiera siê, aby biesiadowaæ w zamku horeszkowskim na dowód przejêcia go w posiadanie), nieopatrzna absencja Ksiêdza Robaka podczas wieczerzy (podyktowana najpewniej zrozumia³¹ niechêci¹ do goszczenia w tych murach, bo wszak nie wyprawia³ siê on w interesach kwestarskich w niedzielê wieczorem), my liwskie nieukontentowanie, mieszanina rozczarowania i zazdro ci (u Tadeusza) albo zawi ci i fantasmagorii (u Hrabiego), chudopacholska arogancja Gerwazego i dygnitarska pró¿no æ Podkomorzego i gotowa awantura nie zamkowa, lecz karczemna. Gdy akcja przenosi siê do za cianka, z ciemnej strony jawi siê ogó³ herbowego ludu. W kolejnych czterech ksiêgach ani przez chwilê nie s³ychaæ legionowych werbli, a wiat spo³eczny ulega widocznemu zszarzeniu, skarleniu. Rysuj¹cej siê katastrofie nie mog¹ zapobiec spó nione i bezradne usi³owania ksiêdza kwestarza. Czas Robaka nadejdzie dopiero po warcholskim sejmikowaniu pod wp³ywem Gerwazego, po zajazdowej wojnie kokoszej oraz pacyfikacyjnej interwencji rosyjskiego pó³batalionu. Jednak strefa chaosu, jaka przechodzi nad Soplicowem ma dla cz³owieka w habicie bernardyñskim znaczenie

9

O ukoñczeniu Ksiêgi pi¹tej autor informowa³ A. E. Odyñca 13 listopada 1833 roku. Oko³o tydzieñ pó niej pisa³ do Klaudyny Potockiej o Panu Tadeuszu jako utworze bliskim ukoñczenia, jednak w trakcie tworzenia Ksiêgi szóstej, w koñcu listopada, zwierzy³ siê H. Kajsiewiczowi, ¿e do koñca jeszcze daleko . To przy pisaniu Ksiêgi szóstej Mickiewicz wspomnia³ o Scottowskim aspekcie swego poematu.


29

próby moralnej: próby mêstwa i zawierzenia. I w³a nie od tej strony wziête wydarzenia ksi¹g V-VIII nabieraj¹ w³a ciwego formatu i sensu. ¯a³osna, epigoñska breweria na peryferiach wiata szlacheckiego jest faktem g³êboko wa¿nym z perspektywy heroicznego sumienia, które nosi w sobie wyrzut wielkiej zbrodni i gorliwe pragnienie najpe³niejszego zado æuczynienia Bogu, ludziom i ojczy nie. Obraca siê w ruinê dzie³o jego ¿ycia obywatelskiego i ¿o³nierskiego zwyciê¿a duch zemsty i Targowicy; nowa przepa æ rozwiera siê miêdzy Soplicami a Horeszkami. Czy Bóg przyj¹³ ofiary s³ugi starego i niezgodnego na nic, czy ich oczekuje? Czy Opatrzno æ pozwoli dope³niæ ekspiacyjnych planów i dotrzeæ do kresu drogi nawrócenia? Czy ten niegdysiejszy morderca mo¿e byæ zbawiony? Zszarza³y i skarla³y wiat ludzki w tych ksiêgach ma wielkie znaczenie dla moralitetowej kalwarii Jacka Soplicy i sam wystêpuje w wietle ekspiacyjnego heroizmu (okre lenie Pigonia) tego bohatera. Widaæ teraz jak na d³oni, co naprawdê steruje wci¹¿ zaskakuj¹cym dla twórcy wzrostem fabu³y poematu: nie batalistyka z epopei rodem ani te¿ walterscottowska rodzajowo æ, lecz konstrukcja antropologiczna, maj¹ca swe ród³o miêdzy innymi bo przecie¿ nie wy³¹cznie w powrocie Mickiewicza na tory namys³u nad Byronem i nad bajroniczn¹ indywidualno ci¹. Konstrukcja ci le zwi¹zana z palimpsestow¹ postaci¹ Jacka Soplicy Ksiêdza Robaka, ale dla sensu dzie³a ca³ego dzie³a absolutnie kluczowa. Projektuj¹c poema sielskie w czterech pie niach na mod³ê Hermana i Doroty czy pó niej niewiele obszerniejszy u³amek powie ciowy w manierze Waltera Scotta, Mickiewicz móg³ braæ w rachubê stosowne gatunkowe konwencje portretowania postaci, móg³ te¿ dobywaæ spo ród swych kompetencji literackich ró¿ne inne przyk³ady psychologii powie ciowej b¹d dramatycznej. Czyni³ to: ju¿ w pierwszych ksiêgach upoetyzowa³ kapitalnie sielankow¹ ogrodniczkê, Zosiê, w spo³eczno-obyczajowej typizacji postaci opar³ siê o powie æ tradycyjn¹ (Sêdzia, Telimena) czy scottowsk¹ (Klucznik Gerwazy), zainicjowa³ te¿ krystalizacjê cz³owieka z nostalgicznej jak i humorystycznej gawêdy szlacheckiej (ksi¹dz kwestarz, Wojski, Wo ny Protazy, Maciej Dobrzyñski). Psychologiê m³odzieñczych inicjacji, d¹¿eñ i niepokojów (Tadeusz), afektowane marzycielstwo (Hrabia) czy prze¿ycia kobiety w wieku, powiedzmy, balzakowskim (Telimena) uchwyci³ poeta w sposób otwieraj¹cy polskiej literaturze nowe i dalekie drogi, jednak fabu³a nigdzie nie dawa³a mu okazji do badania spl¹tanych i traumatycznych g³êbin intymno ci, do spotkania z psychologi¹ egzystencjalnych prze¿yæ granicznych. Te mo¿liwo ci przysz³y wraz z komplikacj¹ roli fabularnej, popl¹taniem losów i pog³êbieniem indywidualno ci Ksiêdza Robaka. Mnich w g³êboko


30

nasuniêtym kapturze, ustawicznie ponury s³uga bo¿y (a jeszcze syn duchowy w. Franciszka!), s³owem cz³owiek maskuj¹cy oblicze, aby nie wypa æ z gry jako walterscottowska postaæ kierownicza , to koncepcja forsownie literacka; a dodajmy, i¿ skuteczno æ maskowania siê, nierozpoznanie Jacka przez brata, przez lokatorów soplicowskiego dworu, przez s¹siedztwo, wydaje siê chwytem sensacyjnym, stosowanym z nadmiernym ju¿ naddatkiem literackiej umowno ci. Rzecz w tym jednak, i¿ tajemnica Soplicowskiego oblicza nie nale¿y bez reszty do arsena³u sensacji powie ciowej przeciwnie, jest w o wiele wiêkszym stopniu licencj¹ poetyck¹, wprowadzaj¹c¹ w egzystencjaln¹ symbolikê postaci. Ciemny zapis pamiêci, kainowe piêtno na sumieniu, czarna skaza hañby na imieniu szlacheckim i taki¿ kubrak banicji to brzemiê przesz³o ci Ksiêdza Robaka. A wobec wa ni zamkowej i zajazdu trudno, aby nie trapi³ go demon zw¹tpienia i by nad jego wiar¹ nie stanê³o widmo tragizmu. wiadczy o tym mnisi kaptur, jedna skarga przed miertna i nic poza tym. Kontekst Byronowskiej powie ci poetyckiej pozwala odczytaæ tajemnicê oblicza Ksiêdza Robaka zgodnie z regu³ami jej poetyckiej waloryzacji, i oto pierwszy wielki po¿ytek z bajronicznie uwra¿liwionej lektury Pana Tadeusza. Korzy æ nie ostatnia i nie najwa¿niejsza. Uwra¿liwienie na bajronizm uwypukla nam indywidualno æ bohatera nieprzes³oniêt¹ przez spo³eczn¹ typizacjê i przez powie ciow¹ reprezentatywno æ. Pozwala ujrzeæ wyra nie nowoczesn¹ jednostkê, wychylon¹ z zastyg³ych struktur, z zachwianej piramidy spo³eczeñstwa stanowego, i skonfrontowan¹ ze skomplikowan¹ materi¹ p³ynnego, przeobra¿aj¹cego siê ¿ycia. W rezultacie podobnie jak W¹sal Soplica z przedakcji nie mie ci siê w typie szlacheckiego warcho³a, tak te¿ obraz Ksiêdza Robaka pokutnika i s³ugi narodu nie zawiera siê schematycznie ani w stereotypie hagiograficznym czy w chrze cijañskim exemplum moralnym, ani w legendowej narracji patriotycznej. A wielorakie i zniuansowane profilowanie jego portretu nie pozostaje bez zwi¹zku z dyrektyw¹ konstrukcyjn¹ postaci bajronicznej.

III. K³ad¹c nacisk na heroizm ekspiacyjny w moralnym wizerunku bohatera Pana Tadeusza, Stanis³aw Pigoñ powa¿nie przyczyni³ siê do kompromitacji pewnego lekturowego stereotypu, zgodnie z którym ow³adniêty przez warcholstwo i prywatê Soplica przeobra¿a siê ot, tak, pewnego dnia, w bohaterskiego patriotê Ksiêdza Robaka. Ale i Pigoñ przecie¿ wytacza Jackowi W¹salowi w jak¿e twardych s³owach sprawê o anarchiê:


31

Otó¿ w³a nie przez tê pychê bez miary, przez samowolê bez hamulca, przez rozpasane sobiepañstwo, dla którego niczym autorytet królewski, niczym prawo, powinno æ ojczysta, przez sw¹ dzik¹, lep¹ samowolê jest W¹sal Jacek wprost typem, reprezentantem. Na jego przyk³adzie obserwowaæ mo¿na niebezpieczeñstwa rozuzdanej swawoli10.

Mowa to nazbyt oskar¿ycielska. Trzeba bowiem odró¿niæ dwie rzeczy bliskie sobie, lecz nie identyczne: anarchiê i szlachecki indywidualizm. Jacek Podczaszyc to barwny wykwit tego drugiego zjawiska, z samowol¹ i bezprawiem ³¹czy go znacznie mniej ni¿ Gerwazego. Pe³en kolosalnej witalno ci, fantazji kawalerskiej i uroku osobistego (w towarzystwie biesiadnym, jak i dla kobiet), nie posuwa³ siê do warcholskich zbrodni, jak Sienkiewiczowski Kmicic: nie pali³ za cianków, nie bato¿y³ Bogu ducha winnych mieszczan, nie kr¹¿y³ po okolicy z band¹ osobników spod ciemnej gwiazdy Jego miejsce w wiecie szlacheckim jest wyra nie po stronie ³adu. Któ¿ bowiem trzyma³ w ryzach szlachtê burzliw¹, samow³adn¹, zbrojn¹ , gdy nie by³o Policyjantów ró¿nych, ¿andarmów, konstabów (jak powiada Wojski w nostalgicznym wywodzie)11? Takie indywidualno ci jak Jacek Soplica. Jak to czyni³y? Miêdzy innymi tak, wiadectwo z pierwszej rêki: I ja, zawadyjaka s³awny w Litwie ca³ej, Co przede mn¹ najwiêksze pany nieraz dr¿a³y, Com nie ¿y³ dnia bez bitki, co nie Stolnikowi, Alebym siê pokrzywdziæ nie da³ i królowi, Co we w ciek³o æ najmniejsza wprawia³a mnie sprzeczka [ ] (Ks. X, w. 565-569).

Kim by³ Jacek nie tylko we w³asnym mniemaniu? Mnie, com niegdy , rzec mogê, trz¹s³ ca³ym powiatem! Mnie, którego Radziwi³³ nazywa³: kochanku! 10 I nieco dalej: Reprezentowane przez Jacka Soplicê zwyrodnienie typu obywatela jest tym bardziej z³owrogie w oczach Mickiewicza, ¿e jest to corruptio optimi. Nie mo¿emy przecie¿ straciæ z oczu, ¿e dla Mickiewicza najistotniejszym znamieniem polskiego ustroju pañstwowego by³o oparcie go na fundamencie dobrowolnej ofiary; by³ to wiêc ustrój natury moralnej, oparty nie na przymusie, nie na nakazie; nie trzeba w nim by³o »policyi ¿adnej, ¿andarmów, konstabów«, bo wiêzi¹ dostateczn¹ by³a wiadomo æ powinno ci, dobrowolne trwanie obywateli przy raz przyjêtym obowi¹zku (S. Pigoñ, Wstêp, s. XLIV-XLV. Por. w tej¿e edycji przypis do Ks. II w. 267, s. 104). 11 Zob. Ks. XII, w. 111-119. Wszystkie przytoczenia poematu wed³ug edycji: A. Mickiewicz, Pan Tadeusz czyli Ostatni zajazd na Litwie. Historia szlachecka z roku 1811 i 1812 we dwunastu ksiêgach wierszem, BN Seria I Nr 83, wydanie VIII, Wroc³aw 1980.


32

Mnie, com kiedy wyje¿d¿a³ z mojego za cianku, To liczniejszy dwór mia³em ni¿eli ksi¹¿êcy! Kiedym szablê dostawa³, to kilka tysiêcy Szabel b³yszcza³o wko³o, strasz¹c zamki pañskie! A potem ze mnie dzieci mia³y siê w³o ciañskie! (Ks. X, w. 689-695).

Gerwazy mówi o swym miertelnym wrogu: paliwoda, k³ótnik (tzn. awanturnik), ale mówi te¿ o jego znaczeniu spo³ecznym, wyp³ywaj¹cym z cech osobistych, nie maj¹tku, o roli przywódczej: w istocie wiele znaczy³ w województwie (Ks. II, w.269). Powie te¿ o dawnym Jacku, stoj¹c twarz¹ twarz z ksiêdzem kwestarzem na miertelnym ³o¿u: piêkny szlachcic (Ks. X, w. 703). Zbrodnia na Stolniku nie wyp³ywa ze wzgardy praw czy norm spo³ecznych, lecz z mi³osnej desperacji, z rozpaczy cz³owieka schodz¹cego na dno poni¿enia, ze zranionej dumy ( g³upiej pychy , Ks. X, w. 827-828), z zemsty nareszcie, ale zemsty obudzonej nagle triumfalnym zachowaniem wroga. Konflikt wewn¹trz stanu szlacheckiego, miêdzy Stolnikiem a Podczaszycem, mo¿na by uznaæ za typowy12, gdyby jednostk¹ typow¹ by³ adwersarz dumnego magnata. Jednak¿e Soplica to nie usz³o uwagi nawet Gerwazego cieszy siê presti¿em ponad stan posiadania i tytu³ szlachecki, a jego wrogo æ wobec mo¿nego antagonisty wyrasta nie z chudopacholskiego poni¿enia, lecz z obrazy uczuæ, ze zniewa¿onej przez magnack¹ pychê i ob³udê przyja ni i mi³o ci. Prawdziwa mêska czu³o æ i troskliwo æ o Ewê obawa, ¿e raptus by³by dla niej prze¿yciem miertelnym wzbraniaj¹ mu post¹piæ zgodnie ze zwyczajami szlacheckimi, choæ cz³owiek ten poza tym wa¿y siê na wszystko, a najazd na Horeszkê mia³by wszelkie szanse powodzenia. Sprawa miêdzy Horeszk¹ a Soplic¹ toczy siê ju¿ w fazie schy³ku spo³eczeñstwa stanowego: rozk³ad fortun magnackich jest w toku (i dobra Horeszkowskie oka¿¹ siê mocno obd³u¿one), konfederaci barscy, jak Maciej Rózeczka, s¹ ju¿ pomnikami przesz³o ci, nowym bohaterem szlachty wed³ug artystycznej projekcji Mickiewicza staje siê Ko ciuszko (jego te¿ imiê Jacek Soplica nada swemu synowi).

12 Zwróci³a na to uwagê Z. Szmydtowa (Czynniki gawêdowe u Mickiewicza, w: tej¿e, Ro-

usseau Mickiewicz i inne studia, Warszawa 1961, s. 277): Uchwyci³ te¿ poeta przewagê zbiorowo ci nad jednostk¹. Ci¹g³e gromadne obcowanie z okazji zebrañ, zjazdów, zawsze po³¹czonych z ucztami, wytwarza³o wspólno æ zainteresowañ, przygód, wspomnieñ. Cz³owiek mo¿ny i wp³ywowy wynosi³ siê nad innych, ale potrzebowa³ nawet najubo¿szych i najmniej rozwiniêtych umys³owo jako wyborców. Musia³ siê do nich stosowaæ zw³aszcza w czasie wyborów. Dochodzi³o do okresowej blisko ci czy poufa³o ci, z której móg³ siê wywi¹zaæ konflikt, jaki powsta³ miêdzy Jackiem Soplic¹ a hr. Horeszk¹. Typowo æ tego konfliktu siêga podstaw zbiorowo ci szlacheckiej i z niego w³a nie uczyni³ poeta g³ówny motor akcji .


33

Zauwa¿my jeszcze, ¿e uczucie Jacka dla Ewy znacznie wyra niej ni¿ zauroczenie Tadeusza Zosi¹ wpisuje siê w kontekst mi³o ci romantycznej, zw³aszcza za w obraz mi³o ci predestynowanej i rozerwanej przez nierówno æ spo³eczn¹, wypracowany przez Mickiewicza w IV czê ci Dziadów. Obraz ten odbi³ siê echem w inspirowanej przez Byrona i nie mniej przez autora Dziadów polskiej przedlistopadowej powie ci poetyckiej.

IV Kwestarz bernardyñski nale¿y do polskiego pocztu zakonników-rycerzy, jak paulin Augustyn Kordecki czy karmelita Marek Jando³owicz13; choæ mo¿e raczej do szeregu rycerzy w habicie zakonnym, bo ponoæ spraw politycznych jest on bardziej wiadomy ni¿ ¿ywotów wiêtych. Ksi¹dz Robak to jednak bez w¹tpienia postaæ nie hieratyczna, nie sposobiona do zastygniêcia w pozie ponadczasowej. Jego pobudki nigdy nie s¹ banalne czy tym bardziej dwuznaczne, ale przecie¿ w godziwych zabiegach mnich ten czyni rzeczy osobliwe czy zgo³a trywialne. Aby przeprowadziæ swój plan restytucji dóbr horeszkowskich, musi on miêdzy innymi kontrolowaæ konstelacje erotyczne w soplicowskim dworze, co wi¹¿e siê miêdzy innymi, jak wiemy choæby z Ksiêgi pi¹tej, z monitorowaniem przedsiêwziêæ intymnych Telimeny. Zamiast pomóc konkretnie Tadeuszowi w trafieniu do w³a ciwej partnerki, stroi dziwne miny i wykonuje niemo niezrozumia³e gesty napomnienia (Ks. II, w. 70-77); jakby tego by³o ma³o, wkrótce potem przeszkadza Hrabiemu w estetycznych czatach na ogrodniczkê, stawiaj¹c m³odemu arystokracie absurdalne zarzuty (jw., w. 451-458). Pope³nia grube b³êdy: kiedy ciemno siê t³umaczy podczas agitacji w karczmie, zw³aszcza za gdy sybilliñskim jêzykiem mówi o jakich dzia³aniach (tj. o wymieceniu mieci ); gdy nie przybywa na wieczerzê po ³owach na nied wiedzia, choæ konfliktorodno æ problematyki ³owieckiej w Soplicowie jest mu doskonale znana; gdy traci czas na szukanie pó³ rodków wobec zajazdowych ruchów Gerwazego Jest te¿,

13 Uj¹³ [ ] w postaci Robaka idea³ polskiego zakonnika-rycerza pisa³ S. Pigoñ ( Pan Tadeusz . Wzrost, wielko æ i s³awa, s. 289) taki, wed³ug jakiego tradycja nasza ukszta³towa³a sobie wyobra¿enia dwóch wi¹tobliwych zakonników, wielkich bohaterstwem narodowym, ksiêdza Kordeckiego i ksiêdza Marka. Tote¿ mo¿na by do niego zastosowaæ dobrze s³owa, którymi pó niej w Prelekcjach sam Mickiewicz charakteryzowa³ obroñcê Czêstochowy: postaæ moraln¹ tego mnicha, co ³¹cz¹c razem prostoduszno æ, zapa³ i skromno æ, da³ przyk³ad w najwy¿szym stopniu polskiej cnoty .


34

przynajmniej raz jeden, niepokoj¹cy: co , czego wprost nie sposób wyraziæ, k³êbi siê w nim podczas balladowej galopady z Soplicowa do pa³acu Hrabiego: Tylko kiedy niekiedy kaptur mnicha bury / Wznosi siê nad tumany jako sêp nad chmury (Ks. VI, w. 295-296). W przestrzeni miêdzyludzkiej Pana Tadeusza ten naczelny bohater indywidualny jawi siê na wiele sposobów. In absentia: jako ¿ywy we wspomnieniu upiór przesz³o ci (dla Gerwazego) oraz jako pan Jacek , nieobecny brat, narzucaj¹cy sw¹ wolê w Soplicowie, bo z jego ³aski ma Sêdzia fundusz prawie ca³y (Ks. III, w. 427). Na miejscu akcji: jako zagadkowy kwestarz, zwykle ponury, czasem nieoczekiwanie rubaszny; jako mnich przys³any przez Jacka do rodzinnego dworu z misj¹ wszechwiedz¹cego i w cibskiego plenipotenta; jako pos³aniec legionowy zza Wis³y i szerzyciel sekretnej wiedzy o sprawach narodowych; jako Soplica-Robak, banita przebywaj¹cy incognito w rodzinnym dworze i niedaj¹cy siê poznaæ ani bliskim, ani domowym. Wreszcie jawi siê on we w³asnej osobie (za ¿ycia tylko Sêdziemu i Gerwazemu); a na koniec jako zmar³y dziedzic Soplicowa, przywrócony przed ca³ym powiatem do godno ci i uczczony za swe bohaterstwo. To, co ró¿ni Ksiêdza Robaka od ksiêdza Kordeckiego czy ksiêdza Marka to dzia³anie konspiracyjne, niejawne, spiskowe, a wiêc nierycerskie, potencjalnie niepozbawione dylematów sprzysiê¿enia, moralnie ryzykowne; dlatego te¿ wa¿ny w planie ideowym poematu staje siê moment, gdy zajazdowa czereda i obroñcy Soplicowa podejmuj¹ zgodnie pod kierunkiem Robaka otwart¹ walkê z wojskiem carskim, tworz¹c jakby namiastkê powstania na Litwie. To, co ró¿ni z kolei bernardyñskiego kwestarza od któregokolwiek zakonnika to fakt, ¿e jego zakonne miano nie zastêpuje, lecz maskuje wieckie imiê cz³owieka, którego ciga w³asna laicka przesz³o æ i który wci¹¿ musi podejmowaæ dzia³ania pod presj¹ minionych zdarzeñ. Tê dalece nietypow¹ dla osoby duchownej sytuacjê wykorzystuje Mickiewicz z niezwyk³¹ moraln¹ inwencj¹ do wykreowania wyj¹tkowo wznios³ej postaci: cz³owieka cichej ofiary i bezimiennego dobra14. 14 Kreacje bohaterskie w poemacie postaci Macieja Dobrzyñskiego i Ksiêdza Robaka zestawia bardzo fortunnie Z. Szmydtowa (Czynniki rodzajowe i strukturalne Pana Tadeusza , w: tej¿e, Studia i portrety, Warszawa 1969, s. 193): [Maciek] Bohaterstwo swe i odwagê cywiln¹ uwa¿a za rzeczy naturalne, zwyk³e, zrozumia³e same przez siê, dlatego jest ponad rang¹ i odznaczeniem. Maciek instynktem trafiaj¹cy w sedno spraw trudnych i zawi³ych ma w sobie co z nieomylnego wêchu wolnego stworzenia, które wietrzy zatrute jad³o. Jego postaæ stanowi ciekaw¹ kreacjê charakterologiczn¹ w Panu Tadeuszu. Sposób za ujawniania siê heroizmu zestraja siê z ukrywanym d³ugo bohaterstwem Robaka, z lakonizmem wzmianek o czynach wodzów i ¿o³nierzy legionów D¹browskiego. Ton bohaterski ma w ca³ym utworze wyraz dyskretny, ale mocny i czysty .


35

Jakkolwiek pokutne ¿ycie ksiêdza kwestarza mo¿na zwaæ drog¹ u wiêcenia (zamyka j¹ poeta hagiograficznymi akcentami), sprawy, którymi on zawiaduje, nie prowadz¹ do jakiej prostej teodycei, na mocy której ka¿de z³o otworzy drogê do wiêkszego dobra, a ca³kowita restytucja utraconych warto ci i pojednanie win le¿y niechybnie u kresu godziwych ludzkich w tym kierunku usi³owañ. Robak ma do rozpl¹tania prawdziwie gordyjski wêze³ spraw wojskowych i cywilnych (jakby powiedzia³ Boy)15, spraw maj¹cych swe powik³ane korzenie i w z³u grzechu i namiêtno ci, i w zasz³o ciach losowych, i w przypadkach historycznych, i niechybnie w transcendentnych zrz¹dzeniach. Heroizm ekspiacyjny Robaka przechodzi poza wszelk¹ mo¿liwo æ etycznego samospe³nienia, w swym aktywizmie prowadzi raczej poprzez prze¿ycia katartyczne, ni¿ wiedzie do eudajmonii, która to podobnie jak mo¿liwo æ ca³kowitego odrodzenia cz³owieka posiada w poemacie soplicowskim nieuchronnie perspektywê eschatologiczn¹. Idea takiego odrodzenia zespala siê w Panu Tadeuszu z eschatologiczn¹ histori¹ ducha narodowego i z metafizyk¹ wszechjedno ci kosmicznej, metafizyk¹ pe³ni, bêd¹cej Bo¿ym darem i b³ogos³awieñstwem.

* Bogus³aw Dopart Father Robak Mickiewicz s contact with Lord Byron enabled him to re-approach the character of Father Robak. He eventually grasped an opportunity to build much richer and personality-wise deeper character, than just retaining it as an idiosyncratic bucolical/rustic-poem figure, or even a Walter-Scott-styled managing figure . Initially a secret figure, this churl and alms-collector and monk of a mysterious secular past, whose purposes are only known to him, has transformed into a (genre-wise) non-standard epic character complex, multilayer, capable of bearing several social, moral and existential meanings by himself at a time. 15 Zob. T. Boy-¯eleñski, Robak wojskowy i cywilny, w:

O Mickiewiczu, Warszawa 1949, s. 215-229. Autor wyrz¹dza krzywdê w³asnej dociekliwo ci (czê ciowej jedynie, czego dowiód³ S. Breyer w ksi¹¿ce Spór Horeszków z Soplicami. Studium z dziedziny problematyki prawnej Pana Tadeusza , Warszawa 1955), opieraj¹c ekonomiê soplicowsk¹ na ³upach przejêtych z r¹k moskiewskich i oskar¿aj¹c poetê, ¿e w nostalgicznym odurzeniu traci intuicjê moraln¹, przechodzi do porz¹dku dziennego nad grabie¿¹ i kolaboracj¹. Wbrew iluzjom Boya, osnuta na romantycznych przes³ankach metafizycznych filozofia ¿ycia w Panu Tadeuszu nie pozwala wyczerpaæ problematyki dzie³a sond¹ balzakowsk¹.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010

Debiut naukowy

Justyna Schollenberger WEJ Æ MIÊDZY SFORÊ PROJEKT DUCHOWO CI ZWIERZ¥T: MICKIEWICZ EMERSON

Adam Mickiewicz w wyk³adzie dziesi¹tym Kursu czwartego literatury s³owiañskiej, przedstawiaj¹c problem stosunków zwierzêco-ludzkich, stawia przed swymi s³uchaczami nie³atwe zadanie: Otó¿ i wy, co chcecie poznaæ tajniki ¿ycia zwierz¹t, [ ] rzuæcie siê miêdzy sforê rozdzieraj¹c¹ jelenia, uratujcie mu ¿ycie, obejmijcie z mi³o ci¹, a potem w imiê Boga ¿ywego zaklnijcie, ¿eby wam powiedzia³, dlaczego jest zwierzêciem, dlaczego cierpi, jakim prawem wolno wam go drêczyæ, ujarzmiaæ i jakie powinny istnieæ stosunki miêdzy nim a cz³owiekiem 1. Dodaje zaraz, ¿e je li brak im odwagi na taki eksperyment, to powinni przynajmniej z uwag¹ i szacunkiem traktowaæ twierdzenia o duchowej naturze zwierz¹t. W prelekcjach paryskich w historiê ludów s³owiañskich i przes³anie mesjanistyczne wpleciony zosta³ postulat konieczno ci uznania duchowo ci zwierz¹t. Pytanie o naturê zwierz¹t i ich pokrewieñstwo z cz³owiekiem uwa¿aæ bêdzie poeta za najbardziej zaniedbane zagadnienie nowo¿ytnej filozofii. Racjonalistyczna wizja wiata skutecznie oddzieli³a cz³owieka od reszty stworzenia uczyni³a go wszechmocnym, naturê za niem¹ i poddañcz¹. Pamiêæ o pierwotnej jedno ci cz³owieka z reszt¹ stworzenia zachowa³a tradycja ludowa, dopiero w romantyzmie odczytana na nowo.

1 A. Mickiewicz, Dzie³a, t. 11: Literatura s³owiañska, kurs trzeci i czwarty, prze³. L. P³o-

szewski, Warszawa 1955, s. 444.


37

Romantyczny obraz natury i cz³owieka, który silnie przenika my l Mickiewicza nie pozwala na wy³¹czne przyznanie cz³owiekowi prawa do wy¿szych uczuæ. Za podstawê budowanego na nowo porozumienia ze zwierzêtami obierze uczucie wspó³odczuwania intuicyjnej umiejêtno ci odnalezienia w zwierzêciu duszy, któr¹ z nim dzielimy. Ilustruje swoj¹ tezê przyk³adami tradycyjnej wiêzi ze zwierzêtami, któr¹ przechowa³y redniowieczne legendy i zachowania prostych S³owian . Kluczowym pojêciem bêdzie tu w³a nie utracone przez racjonalizm, wskrzeszone przez romantyzm, wspó³odczuwanie, zak³adaj¹ce ¿e ka¿da ziemska istota poruszana jest przez jednego, nie miertelnego ducha. Takie teorie na temat natury odnajduje Mickiewicz w my li Ralpha Waldo Emersona. W artykule tym spróbujê prze ledziæ argumentacjê Mickiewicza, zawart¹ w wyk³adzie dziesi¹tym (pisz¹c o s³owiañskiej blisko ci z natur¹, odwo³am siê te¿ do innych wyk³adów), odnosz¹c j¹ do romantycznej wizji natury, i pokazuj¹c jak funkcjonalna w toku wyk³adu staje siê idea wspó³odczuwania ze zwierzêciem.

Romantyczna wizja natury Pisanie o naturze i zwierzêciu zawsze bêdzie badaniem okre lonej idei. Natura a wiêc to, co istnieje obiektywnie w przegl¹dzie znaczeñ jej nadawanych jawi siê jako wyj¹tkowo uzale¿niona od ludzkich, historycznych sposobów i mo¿liwo ci jej widzenia, postrzegania i rozumienia 2 pisze Maria Janion, a dalej, za Jackiem Wo niakowskim, stosunek romantyków do natury nazywa naturocentrycznym , a wiêc [ ] skupiaj¹cym siê na naturze samej, uznaj¹cym jej autonomiê w³asn¹, oddaj¹cym naturze to, co do niej przynale¿ne 3. Romantyzm oddaje naturze to, czego pozbawi³ j¹ racjonalizm. Racjonalistyczna nowo¿ytna wizja natury, w najwiêkszym skrócie, uznawa³a naturê za martw¹ niem¹ przyrodê nad ni¹ panuje obdarzony rozumem cz³owiek. Zwierzêta, pozbawione rozumu, nie odczuwaj¹ bólu, emocji reaguj¹ na bod ce mechanicznie, dlatego mo¿na je bez szkody poddawaæ wszelkim eksperymentom, które maj¹ s³u¿yæ poznawaniu funkcji ich cia³a. Kartezjusz, ojciec nowo¿ytnego racjonalizmu, w swej Rozprawie o metodzie pisa³: To, zatem co robi¹ od nas lepiej, nie dowodzi, ¿e maj¹ rozum, wed³ug tego bowiem szacuj¹c mia³yby go wiêcej ni¿ którykolwiek z nas i poczyna³yby sobie lepiej w ka¿dej innej

2 M.

Janion, Prace wybrane, t. 1: Gor¹czka romantyczna, Kraków 2000, s. 276. s. 278.

3 Tam¿e,


38

rzeczy; ale raczej, ¿e go nie maj¹ i ¿e natura w nich dzia³a wedle uk³adu ich narz¹dów, podobnie, jak to widzimy, jak zegar, który sk³ada siê jeno z kó³ek i sprê¿ynek, mo¿e liczyæ jeno godziny i mierzyæ czas bardziej dok³adnie ni¿ my z ca³¹ nasz¹ roztropno ci¹4.

Romantyczny zwrot ku naturze oznacza³ rewolucjê w postrzeganiu wiata. Cz³owiek utrzymuje sw¹ uprzywilejowan¹ pozycjê w ród reszty stworzeñ, jednak nie jest ju¿ od nich odciêty. Wszystkie istoty ¿yj¹ce tworz¹ kosmiczn¹, mistyczn¹ ca³o æ, w której rz¹dzi harmonijna odpowiednio æ. Cz³owiek racjonalny jest osamotniony w obcym mu rodowisku, cz³owiek romantyczny dostrzega cudown¹ sieæ, która ³¹czy go z wszech wiatem pokrewieñstwo ze zwierzêciem nie bêdzie mu uw³acza³o, dostrze¿e w nim tego samego ducha, który porusza i nim. Nowo odkryty romantyczny wymiar duchowo ci to przede wszystkim umiejêtno æ przekraczania do wiadczenia tego, co ziemskie, to zdolno æ do dostrzegania tego, co boskie, niewidzialne, transcendentne. Cz³owiek jest zwierciad³em, w którym odbija siê natura poznaj¹c j¹, poznaje siebie i na odwrót. Takie poznanie wymaga jednak wysi³ku odciêcia siê od dotychczasowych, skostnia³ych, bezu¿ytecznych narzêdzi poznania. Wtedy staje siê ród³em natchnienia poetyckiego, m¹dro ci i nowej moralno ci kontakt z natur¹ jest twórczy5. Wszystkie istnienia przenika jeden duch, ³¹cz¹cy wiat ziemski, to, co widzialne, z niewidzialnym wiatem boskim. Samo istnienie jest atrybutem Najwy¿szej Przyczyny i ono stanowi miarê dobra zale¿nie od stopnia, w jakim wejdzie we wszystkie ni¿sze formy. [ ] Powstanie i dojrzewanie planety, [ ] ¿ywotne zasoby ka¿dego zwierzêcia i ro liny s¹ przejawami samowystarczalnej, a zatem ufnej w sobie duszy6.

Tak pisa³ Ralph Waldo Emerson, którego Mickiewicz niezwykle ceni³ i czêsto przytacza³7. Emerson tworzy filozofiê transcendentaln¹, stanowi¹c¹ rodzaj, jak pisze we wstêpie do Esejów Stefan Bratkowski, indywidualizmu mistycznego. Zgodna jest ona z przekonaniem, ¿e Bóg mie ci siê w ludzkiej wiadomo ci

4 Kartezjusz,

Rozprawa o metodzie, prze³. T. ¯eleñski-Boy, Warszawa 1980, s. 74-75. wszechczuj¹ce s³uchanie wszech wiata rozporz¹dza najdoskonalszym organem: jest nim Poezja . M. Janion, dz. cyt., s. 49. 6 R. W. Emerson, Poleganie na sobie, w: tego¿, Eseje, t. 1, prze³. A. Tretiak, Lublin 1997, s. 83. 7 W wyk³adzie dziesi¹tym nazywa Emerson filozofem tego, który najlepiej odzwierciedla potrzeby naszej epoki, który nie zdo³a³ wprawdzie ¿adnego zagadnienia rozwi¹zaæ, ale wszystkie postawi³ z przedziwn¹ celno ci¹ i wyrazisto ci¹ . Zob. A. Mickiewicz, dz. cyt., s. 442. 5 Romantyczne


39

i obdarza cz³owieka prawd¹ wewnêtrznego poznania. Cz³owiek ma przede wszystkim pozostaæ wierny sobie, choæby na przekór instytucjom i spo³eczeñstwu, tylko w ten sposób mo¿e dotrzeæ do poznania natury wiata/ kosmosu, ta jest bowiem ju¿ zawarta w jego duszy. Wierno æ wezwaniu w³asnej duszy wi¹zaæ siê bêdzie z ci¹g³ym wysi³kiem rozpoznawania tego, co moralne, tworzenia nowych zasad postêpowania ze wiatem zewnêtrznym. Wizja natury, któr¹ przedstawia Emerson, mo¿e zostaæ wpisana w nurt naturocentryzmu romantycznego w niej kryje siê tajemnica istnienia, duszy. Mickiewicz odnajduje w my li amerykañskiego filozofa sojusznika. Obaj bêd¹ zgodni, ¿e w naturze nie ma elementów niewa¿nych, a równie istotna, jak historia idei, jest historia zwi¹zków zwierzêcia i cz³owieka. Ta ostatnia staje siê nawet wa¿niejsza, poniewa¿ nie odnosi siê do abstrakcyjnych teorii, tworzonych przez garstkê my licieli, ale do konkretnych problemów, z którymi zmaga siê na co dzieñ zwyk³y cz³owiek. Mickiewicz przytacza obszerny fragment z eseju Emersona, w którym ten oskar¿a filozofów o zaniedbanie kwestii blisko ci cz³owieka z innymi stworzeniami. Badacze z g³ow¹ w chmurach, skupieni na w¹skim obszarze badañ, nie zauwa¿aj¹ potê¿nego wiata, rozci¹gaj¹cego siê pod ich stopami, nie widz¹ szczurów i jaszczurek, biegaj¹cych wokó³ ich stóp. Co wiem wspó³-czuj¹co, moralnie o ka¿dym z tych wiatów? 8, pyta Emerson, a za nim Mickiewicz. Nowo¿ytna filozofia nie podejmuje tematów, które stawia³yby pytanie o naturê zwi¹zków cz³owieka ze zwierzêciem. O ile jednak Emerson bêdzie w swych rozmy laniach przedstawia³ w³a nie problemy i drogê cz³owieka samodzielnego, ufnego w swoj¹ duszê, o tyle Mickiewicz bêdzie poszukiwa³ tej wiedzy wspó³czuj¹cej nie tylko we w³asnej duszy, ale te¿ w tradycji ludowej i chrze cijañskiej. Mickiewicz staje siê w pewnym sensie historiografem wspó³odczuwania, poszukuj¹cym rozwi¹zañ romantycznych w innych epokach. Trudno jednak bêdzie postawiæ Mickiewiczowi zarzut prezentyzmu. Poniewa¿ dociera on do rudymentarnego poczucia jedno ci cz³owieka ze zwierzêciem, opieraj¹cego siê na intuicji, mo¿e lady duchowo ci zwierzêcia zauwa¿yæ tam, gdzie nie widzi ich badanie filologiczne lub historyczne9. 8 R.

W. Emerson, Historia, tam¿e, s. 60. wra¿liwo ci Mickiewicza na tematykê zwierzêc¹ pisali autorzy tryptyku Tajemnice zwierz¹t, odnosz¹c ten konkretny trop do ca³okszta³tu twórczo ci. Na przyk³ad Dorota Siwicka traktuje wyk³ad Mistrz jako ukoronowanie Mickiewiczowskiej d¹¿no ci do ujmowania dziejów wiata jako wspólnej historii ludzi i zwierz¹t (s. 213), podkre laj¹c zawarte tam przedstawienie wspólnoty ludzi i zwierz¹t w cierpieniu. W przeciwieñstwie do analiz prezentowanych Tajemnic , w moim artykule skupiam siê wy³¹cznie na fragmentach 9O


40

Tradycja w rozumieniu romantycznym to zasób »wiedzy tajemnej«, któr¹ ludzko æ ¿ywi od wieków, a oderwana od niej umiera w okowach rozumu. G³ównym nosicielem [ ] tradycji by³ [ ] lud, podstaw¹ za [ ] sta³a siê odczuwana przezeñ ¿ywo ³¹czno æ cz³owieka z kosmosem [ ] 10. Pierwotne uczucie duchowej blisko ci ze zwierzêtami zapisa³o siê w zachowaniach ludzi prostych: wie niaków, niewykszta³conego ludu i w chrze cijañskich legendach redniowiecznych. W nich cz³owiek swobodnie kontaktuje siê ze zwierzêciem, szanuje je i traktuje jak towarzysza. W przywo³anych legendach hagiograficznych zwierzê bezb³êdnie rozpoznaje wiêtego i poddaje siê jego s³owu. To uczucie jest ród³em moralno ci i przybli¿a cz³owieka do sfery sacrum. Mickiewicz w prelekcjach przedstawi S³owian jako lud szczególnie z natur¹ zwi¹zany zachowuj¹cy dla zwierz¹t szacunek i sympatiê. S³owianie poprzez naturê kontaktuj¹ siê z porz¹dkiem boskim, s¹ sk³onni do religijnych uniesieñ. S¹ przez to bliscy cz³owiekowi redniowiecznemu. Mit redniowiecza w romantyzmie nakaza³ traktowaæ je jako epokê ¿ywego uczucia i wiary, które gwarantowa³y blisko æ rozwiniêtego duchowo cz³owieka ze zwierzêtami. Oczywi cie te redniowieczne czy ludowe wiêzi z natur¹ bêd¹ interpretowane jako wiêzi z natur¹ rozumian¹ na sposób romantyczny.

Koñ co pod Batem krwi¹ ocieka ¯¹da od Niebios krwi Cz³owieka11 W wyk³adzie dziesi¹tym Adam Mickiewicz z gorycz¹ wypomina cz³owiekowi jego dominuj¹c¹ nad reszt¹ stworzenia pozycjê. Niczym barbarzyñski w³adca cieszy siê on sw¹ potêg¹, nie zwracaj¹c uwagi na dobro poddanych. Zwierzêta s¹ niewolnikami na ziemi, pozbawione praw i g³osu. Próby unormowania stosunków ( wzajemnych obowi¹zków i praw ) miêdzy zwierzêciem a cz³owiekiem trudno oprzeæ na konkretnym ródle: Tradycja religijna pozwala je przypuszczaæ, etyka i prawoznawstwo nie zajmuj¹ siê nimi 12. ¯eby nawi¹zaæ poprawne prelekcji paryskich i ledzê my l Mickiewicza jako oryginalne potraktowanie rodz¹cej siê w romantyzmie problematyki cierpienia i praw zwierz¹t. Por. A. Nawarecki, M. Bieñczyk, D. Siwicka, Tajemnice zwierz¹t. Tryptyk, w: Tajemnice Mickiewicza, red. M. Zieliñska, Warszawa 1998. 10 M. Janion, dz. cyt., s. 27. 11 Jako ródtytu³y cytujê fragmenty poematu Williama Blake a Proroctwa niewinno ci, w: Od Chaucera do Larkina, wyb., prze³., oprac. S. Barañczak, Kraków 1993, s. 264-267. 12 A. Mickiewicz, dz. cyt., s. 440.


41

stosunki ze zwierzêtami nale¿y wzbudziæ w sobie stan wspó³odczuwania, potraktowaæ milcz¹ce zwierzê jak przyjaciela, którego powód milczenia, czyli cierpienia chcemy poznaæ13. Milcz¹ce zwierzê (ale te¿ ro lina) niesie straszn¹ tajemnicê ukryt¹ w samym o rodku ¿ycia [ ] 14. Niechêæ filozofów do podejmowania tematu duchowo ci zwierz¹t oznacza jednocze nie ignorowanie potê¿nego problemu, który nierozwi¹zany, wci¹¿ bêdzie ci¹¿y³ na rozwoju cz³owieka. We wcze niejszym wyk³adzie15 poeta zwraca uwagê na niebezpieczeñstwo chêci panowania cz³owieka nad ca³ym stworzeniem ta my l jest wytworem najnowszych czasów. Zaczê³o siê od odciêcia cz³owieka od natury i zaprowadzenia w niej jego niepodzielnej w³adzy; wierzono, ¿e w ten sposób zetrze siê jego cechê najbardziej nieodpart¹, [ ] i¿ jest on istot¹ ¿yw¹. Ignoruj¹c tê pospóln¹ w³a ciwo æ, otwarto pole dla wszelkich nadu¿yæ16.

Opisywa³ w ten sposób Claude Lévi-Strauss my l Jeana Jacquesa Rousseau ojca romantycznej wizji powrotu do natury. Odebranie praw zwierzêtom to pierwszy krok na równi pochy³ej, za tym pójdzie stopniowe ograniczanie praw humanizmu do coraz wê¿szych grup spo³ecznych. Mickiewicz te¿ zauwa¿a to niebezpieczeñstwo, postulat duchowo ci zwierz¹t jest jednocze nie krytyk¹ wymierzon¹ w nowo¿ytne spo³eczeñstwo, które lepo przyjmuj¹c idea³y epoki, traci najbardziej pierwotne uczucie jedno ci z ca³ym stworzeniem. Zaakceptowanie duchowo ci zwierz¹t, a co za tym idzie akceptacji wspólnoty i blisko ci cz³owieka z nimi, przeczy³o okre lonej wizji wiata, w której cz³owiek panuje niepodzielnie nad natur¹ i w ten sposób przyczynia siê do cywilizacyjnego postêpu17. Otrzy13 Mo¿na przypuszczaæ, ¿e Mickiewicz mówi¹c o cierpieniach zwierz¹t, mia³ na my li miêdzy innymi popularne zabiegi wiwisekcji i eksperymentów naukowych na zwierzêtach. [ ] nie dosyæ jest badaæ skalpelem mózg zwierzêcia ani p³ataæ je ¿ywcem, aby wiedzieæ, co siê dzieje w jego duchu. [ ] Uczeni sami przyznaj¹, ¿e wielokrotnie widzieli, jak zwierze wziête na mêki ostatnim wysi³kiem skupia³o w swym spojrzeniu wyraz nieludzkiej bole ci, jaki nieokre lony jêk wewnêtrzny, na który anatom siê wzdryga³ . Zob. tam¿e, s. 441. 14 Tam¿e, s. 441. 15 Tam¿e, s. 310. 16 C. Lévi-Strauss, Jan Jakub Rousseau twórca nauk humanistycznych, w: Antropologia kultury, oprac. G. Godlewski, L. Kolankiewicz, A. Mencwel, P. Rodak, wstêp i red. A. Mencwel, Warszawa 2005, s. 640. 17 Mickiewicz w toku wyk³adu wspomina o oburzeniu paryskich s³uchaczy na poruszenie tematu duchowo ci zwierz¹t, które zawar³ Towiañski w Biesiadzie. Jak czytamy w przypisie do wyk³adu, Biesiada jedynie w sposób mêtny odnosi siê do problemu duchowej jedno ci stworzeñ. Jednak samo oburzenie odnotowane w ród s³uchaczy mo¿e wskazywaæ na wie¿o æ problemu i bunt, jaki powodowa³ w ród mniej romantycznie nastawionej czê ci spo³eczeñstwa.


42

mujemy tu dwie wizje pocz¹tków kultury. W jednej cz³owiek, od samego pocz¹tku odgrodzony od reszty stworzeñ, jest w³a nie dziêki temu wyró¿niony. Rousseau, tworz¹c obraz pocz¹tkowej jedno ci wszystkich stworzeñ, od której cz³owiek odchodzi w³a nie w wiat kultury, zaszczepi w cz³owieku têsknotê za utraconym stanem rajskiej harmonii. Mickiewicz wierzy w pierwotny stan porozumienia ze zwierzêciem, bêdzie szuka³ jego dowodów w legendach redniowiecznych i podaniach S³owian. Za romantyczn¹ wizj¹ ustawia nieopodal ludzkiego królestwo zwierz¹t , zarówno zwierzê jak i cz³owiek maj¹ bowiem dostêp do wiata niewidzialnego, duchowego. Kluczowa rola obdarzonego wiadomo ci¹ cz³owieka w dziejach wiata tym wiêksz¹ na³o¿y na niego odpowiedzialno æ za resztê stworzenia. Zwierzê to nowicjusz odbywaj¹cy próbê, zanim zostanie przyjêty do bardziej zaawansowanego zakonu 18 Emerson stworzy³ wizjê natury, w której ka¿de stworzenie ma nadany odgórnie sens, powinno go odnale æ i za nim pod¹¿aæ. Jak siê okazuje wierno ci wewnêtrznemu g³osowi instynktu mo¿emy uczyæ siê nawet od kwiatów. Wspó³odczuwanie ze zwierzêciem oznacza docieranie do tajemnicy bytu. W³a nie to uzale¿nienie rozwoju duchowego, kojarz¹cego siê instynktownie z dumaniem w samotni, od dostrze¿enia wspólnoty ze zwierzêciem jest tu kluczowe. Mickiewicz nazywa zwierzê jestestwem odzianym w grubsze od naszego cia³o 19, z którym spokrewnieni jeste my tak samo, jak z duchami niewidzialnymi. Z pewno ci¹ trudno by³oby dostrzec owo pokrewieñstwo takiemu s³uchaczowi prelekcji, który zgodnie z tradycj¹ my low¹, pozbawia³ zwierzê wszystkich praw.

Ka¿dym rykniêciem Lwica w ciek³a Wyrywa Ludzk¹ Duszê z Piek³a Droga do powszechnego uznania duchowo ci zwierz¹t bêdzie w wizji Mickiewicza przypomina³a tê, która doprowadzi³a w staro¿ytno ci do zniesienia niewolnictwa i igrzysk, podczas których niewolnicy byli zabijani. Niewolnictwo, tolerowane przez najwspanialszych my licieli rzymskich, zosta³o zniesione wraz chrze cijañstwem odwa¿ny mnich pozwoli³ siê bez walki rozszarpaæ na arenie cyrkowej, czym mia³ skutecznie obudziæ sumienie ludu rzymskiego. Mickiewicz nie przedstawia paralelnej drogi do zniesienia niewolnictwa zwierz¹t. Nieco 18 R. W. Emerson, Natura, w: tego¿, Eseje, t. 2, prze³. A. Tretiak, O. Dylis, F. Lyra, S. Wyrzykowski, wyb. B. Nowak, Lublin 1997, s. 144. 19 A. Mickiewicz, dz. cyt., s. 443.


43

ironicznie proponuje natomiast s³uchaczom niechêtnym idei duchowo ci zwierzêcia wej cie do jaskini lwa lub wyratowanie jelenia z k³ów goni¹cej go sfory. W obliczu strachu przed dzikim zwierzêciem i w jego bezpo redniej blisko ci byæ mo¿e wszelkim niedowiarkom objawi³aby siê tajemnica jego ducha. Mickiewicz za przyk³ady prawdziwie chrze cijañskiego postêpowania z zwierzêciem uznaje redniowieczne legendy hagiograficzne. Tu objawia siê czysta wiê oparta na duchowym porozumieniu miêdzy wiêtym a zwierzêciem. Chrze cijañstwo pozwoli³o na rozwój moralno ci, po³o¿y³o kres krwawym igrzyskom, podczas których niewolników traktowano jak zwierzêta, a zwierzêta szczuto przeciw ludziom. redniowiecze, epoka triumfuj¹cego chrze cijañstwa, mia³o przybli¿aæ religijnego cz³owieka do pierwotnego stanu harmonii ze stworzeniem, o którym mówi³ romantyzm. Przywo³ane przez Mickiewicza legendy opowiadaj¹ o spotkaniu wiêtego z dzikim zwierzêciem: Antoniego Pustelnika po mierci mia³y pochowaæ lwy, Antoni Padewski wyg³asza³ kazania, których z ochot¹ s³ucha³y ryby, wreszcie Franciszek z Asy¿u nazywa zwierzêta swoimi braæmi i siostrami. Sens jest zrozumia³y duchowo æ zwierz¹t nie zmieni³a siê, one wci¹¿ pozostaj¹ wra¿liwe na wiêto æ. To ludzie tak daleko odeszli od wymiaru duchowo ci redniowiecznych mê¿ów, ¿e nie s¹ w stanie skontaktowaæ siê ze zwierzêciem. W redniowieczu cz³owiek i zwierzê znajdowali p³aszczyznê porozumienia w³a nie na poziomie duchowym. Jak pisze Marian liwiñski: Romantyczna historiozofia g³osi, ¿e pierwotny stan jedno ci i porozumienia cz³owieka ze zwierzêciem, reaktualizowa³ siê niejednokrotnie w redniowieczu, epoce chrze cijañskich [ ] wiêtych, którzy tak silnie emanowali wiat³em swej wiary, ¿e najdziksze drapie¿niki, znalaz³szy siê w ich pobli¿u, stawa³y siê ³agodne [ ]20.

redniowiecze nie musi mierzyæ siê z kartezjañsk¹ wizj¹ zwierzêcia-maszyny. Zwierzêta nie s¹ pozbawione duszy i choæ ni¿sze od ludzi, pojawiaj¹ siê czêsto jako wzory moralne w nauce Ko cio³a. Wybór Mickiewicza, który odnosi siê w³a nie do tej epoki, by³by zrozumia³y i uzasadniony i bez kontekstu romantycznego mitu redniowiecza. Problem pojawia siê, gdy wzory redniowiecznego zwierzêcia chcemy przenie æ w inn¹ epokê. Mickiewicz w swym wywodzie pragnie uchwyciæ niezbywaln¹ i rzeczywist¹ cechê zwierzêcia, któr¹ wra¿liwy cz³owiek odczuje natychmiast, przy pierwszym kontakcie zazwyczaj jednak przeczy swojemu odczuciu w imiê okre lonej ideologii. 20

M. liwiñski, Symbolika zwierz¹t w romantyzmie, w: Literacka symbolika zwierz¹t, red. A. Martuszewska, Gdañsk 1993, s. 90.


44

Postulowana duchowo æ zwierzêcia jest u Mickiewicza uniwersalna, niezale¿na od epoki, konwencji literackiej. Szukaj¹c dowodów na duchowo æ zwierzêcia w przekazie literackim, Mickiewicz uzale¿nia j¹ od konkretnej wizji wiata. Dzi , na przyk³ad, chroni siê prawnie zwierzêta przede wszystkim przed niepotrzebnym cierpieniem zdolno æ do odczuwania przez nie bólu jest udokumentowana naukowo i brana za pewnik. redniowiecze, jak czytamy u Michela Pastoureau, ¿ywo by³o zainteresowane zwierzêciem. Wytworzy³o dwa typy my lenia o zwi¹zkach cz³owieka ze zwierzêciem. Jeden ostro przeciwstawia³ cz³owieka, stworzonego na obraz Boga i niedoskona³e zwierzê. Koncepcja Mickiewicza, podobnie jak ca³e romantyczne my lenie o naturze, wpisuje siê w konkurencyjn¹ my l: [ ] u wielu autorów dostrzegamy mniej lub bardziej jasno wyra¿one przekonanie, ¿e miêdzy wszystkimi ¿ywymi istotami istnieje jaka wiê , co zak³ada pewne pokrewieñstwo nie tylko biologiczne, ale te¿ transcendentalne miêdzy cz³owiekiem a zwierzêciem. 21 Jednak, jak czytamy dalej, to pierwszy trop by³ najchêtniej podejmowany, a kolejni ojcowie Ko cio³a coraz bardziej ograniczali zwierzê w jego zdolno ci do duchowego odbioru wiata. My l o nie miertelnej duszy zwierzêcia zaczyna przeczyæ ustaleniom Ko cio³a. Zwierzê jednak s³u¿¹ce w nauczaniu Ko cio³a za przyk³ad postêpowania z³ego lub dobrego przez d³ugi okres obarczone by³o wiadomo ci¹ moraln¹ i odpowiedzialno ci¹ za swoje czyny. Mog³o wiêc za swoje zbrodnie byæ postawione jak cz³owiek przed s¹d i skazane na przyk³ad na mieræ22. Procesy zwierz¹t wiadcz¹ rzeczywi cie o redniowiecznej blisko ci cz³owieka i zwierzêcia jednak takiej, któr¹ szybko odrzucono, ze wzglêdu na niebezpieczne przek³adanie ludzkich kategorii moralno ci na wiat zwierzêcy. Niekoniecznie jest jednak bardzo obce idei wspó³odczuwania. Jak pisze Andrzej D¹brówka: [ ] procesy zwierz¹t nie ilustruj¹ idei odpowiedzialno ci zwierz¹t za ich uczynki, ale s¹ form¹ prze¿ywania i wyra¿ania odpowiedzialno ci cz³owieka za powierzony mu wiat 23. Ludzie musieli przed Bogiem odpowiadaæ za pozostawiony im wiat profanum procesy zwierz¹t oznacza³y walkê ze z³em. Trudno jednak tak¹ odpowiedzialno æ za wiat porównaæ z romantyczn¹ wizj¹ cz³owieka, który wspó³odczuwaj¹c ze zwierzêciem, dzia³a tak, jak chcia³a natura zatem i Bóg. Uznanie duchowo ci zwierzêcia pozwoli cz³owiekowi na rozwój, gdy¿ odkryje podstawowe prawo natury. W wizji Mickiewicza zwierzê jest milcz¹cym i cierpi¹cym niemo towarzyszem, do którego ducha 21 M. Pastoureau, redniowieczna gra symboli, prze³. H. Igalson-Tygielska, Warszawa 2006, s. 32. 22 Tam¿e, s. 30-54. 23 A. D¹brówka, Dawne procesy zwierz¹t jako dramaty rytualne, Teksty Drugie 2002, nr 5.


45

trzeba dotrzeæ. Racjonalizm, odrzucaj¹c ca³kowicie duchowo æ zwierzêcia, skutecznie pozbawi³ cz³owieka jego intuicyjnego wspó³czucia ze stworzeniem. Duchowo æ zwierzêcia w redniowieczu nie odpowiada jednak romantycznej. Mickiewicz mo¿e czerpaæ z wielo ci legend, dopiero gdy na³o¿y na nie w³asne rozumienie stosunków zwierzêco-ludzkich. Odczytane w nie romantyczny sposób objawiaj¹ zupe³nie inny obraz wiata. Mickiewicz mo¿e dziêki romantycznym teoriom dostrzegaæ w legendzie hagiograficznej dowód duchowo ci zwierzêcia tam, gdzie by³a ona najpewniej dowodem na wiêto æ cz³owieka i wyrzutem skierowanym ku nie do æ religijnym wiernym. Mo¿e wreszcie z moc¹ odrzuciæ naukê Ko cio³a, który oddala³ siê coraz bardziej od prawdy i dowodziæ pierwotnej blisko ci cz³owieka i zwierzêcia, która przys³ugiwa³a wiêtym mê¿om i prostaczkom. Idea wspó³odczuwania, zale¿nego jedynie od intuicji i wra¿liwo ci, pozwoli dostrzec dowód na ¿yw¹ wiê ze zwierzêciem w samej czêstotliwo ci wystêpowania powsta³ych w redniowieczu obrazów przedstawiaj¹cych kontakty zwierzêcia z cz³owiekiem i ze sfer¹ sacrum.

Cz³owiek co Wo³u zada rany Nie mo¿e odt¹d byæ Kochany I oto prawo nad prawami, [ ] jest g³oszone [ ] przez chmary przys³ów, których nauka jest tak samo prawdziwa i wszechobecna, jak nauka ptaków i much 24.

Emerson m¹dro æ ludow¹ traktuje jako jedyn¹, której rzeczywi cie przys³uguje godno æ wiedzy. Natura z ca³¹ sw¹ m¹dro ci¹ najsilniej bêdzie przemawia³a w³a nie w przes³aniach tradycji ludowej. Mickiewicz stawia S³owian za wzór wierno ci naturze, to u nich wspó³odczuwanie ze zwierzêtami jest szczere i nieska¿one b³êdami racjonalizmu. Wie niak s³owiañski, który z szacunkiem i mi³o ci¹ traktuje swego wo³u, p³acze, gdy ten umiera, przekonany o bliskim z nim pokrewieñstwie, bêdzie potwierdza³ ideê jedno ci duchowej wszystkich istot. Samym swym zachowaniem zadaje k³am wizji zwierzêciamaszyny, na co dzieñ przeprowadzaj¹c krytykê racjonalistycznej filozofii. S³owianin i wó³, towarzysz jego niedoli, z wyrzutem spogl¹daj¹ na cz³onków zachodniego spo³eczeñstwa, które utraci³o pierwotn¹ wiê ze zwierzêtami i próbuje j¹ teraz nieudolnie wskrzeszaæ odgórnymi prawami25. S³owianie 24 R.

W. Emerson, Wyrównanie, w: tego¿ Eseje, t. 1, s. 116. A. Mickiewicz, dz. cyt., s. 441.

25 Por.


46

pozostali najwierniejsi idei blisko ci z natur¹, co wiêcej, to z niej czerpi¹ natchnienie. Kultura s³owiañska oparta jest na poznawanym intuicyjnie g³osie natury, kosmosu. Zwierzê nie jest tu obce: W pie niach dawnych i w powie ciach gminnych s³owiañskich czêsto siê zdarza, ¿e ptaki i zwierzêta przemawiaj¹ do ludzi jako do swych krewnych 26. Widaæ, jak ró¿ni siê zwierzê z dawnych podañ od niemego i cierpi¹cego zwierzêcia dziewiêtnastowiecznego. Niemota zwierzêcia wynika z nastawienia cz³owieka, nie do æ rozwiniêtego duchowo. Spotkanie z natur¹, ze zwierzêtami przebiega³o na dwóch poziomach: fizycznym oraz duchowym i odciska³o piêtno na to¿samo ci cz³owieka. Jak pisze Marta Piwiñska » wiat ducha« przenosi [ ] S³owian [ ] do »utopii antropologicznej«. Przeciwstawia siê sformalizowanemu »Ko cio³owi oficjalnemu« i skupia warto ci, walcz¹ce z materializmem i racjonalizmem Zachodu 27. S³owianie nawi¹zuj¹ modelowe stosunki ze zwierzêtami, pe³ni wspó³czucia zachowuj¹ je w narodowej twórczo ci. Bêdziemy w samej przyrodzie, w charakterze ziemi, która wyda³a pewne zjawiska literackie, szukaæ t³umaczenia wielu zagadek historycznych i literackich 28 mówi Mickiewicz. Tu odbijaæ siê bêdzie, tak¿e w obrazach przyrody, duch danego narodu jego istota. Poniewa¿ duch, w romantycznym rozumieniu Mickiewicza, objawia siê przede wszystkim w twórczo ci, u S³owian mówi on przede wszystkim poprzez poezjê i powie ci gminne. Nawet ba nie, których zwierzêce motywy s¹ wspólne z tymi europejskimi i wschodnimi, bêd¹ wyj¹tkowe. Pojawiaj¹ce siê tam przedziwne stworzenia nie s¹ jedynie wymys³em, czego dowodz¹ prowadzone wykopaliska. Jednak¿e kraj, gdzie najwiêcej tych ko ci kopalnych znaleziono, to zarazem kraj, w którym i ba nie ludowe s¹ najobfitsze; to S³owiañszczyzna 29. Spotkania ze zwierzêtami s¹ tu kulturotwórcze im intensywniej przebiega³y, tym bogatsza i trwalsza bêdzie tradycja przechowuj¹ca pamiêæ o pradawnej blisko ci cz³owieka i natury. ród³o ba ni bêdzie u S³owian biæ najmocniej. Nieistotna jest tu rzekoma ogromna liczba wykopalisk (Mickiewicz pisa³ o ko ciach smoków ) wa¿ne jest samo powi¹zanie liczby zwierz¹t z liczb¹ podañ, utworów literackich. Ludy, które nie potrafi³y tak silnie wspó³od26 Tam¿e,

s. 118.

27 M. Piwiñska, Dzieje kultury polskiej w prelekcjach paryskich, w: A. Mickiewicz, Pre-

lekcje paryskie. Wybór, t. 1, prze³. L. P³oszewski, wyb., wstêp, oprac. M. Piwiñska, Kraków 1997, s. 17. 28 A. Mickiewicz, Dzie³a, t. 8: Literatura s³owiañska, kurs pierwszy, pó³rocze I, prze³. L. P³oszewski, Warszawa 1955, s. 56. 29 Tam¿e, s. 91


47

czuwaæ ze zwierzêtami, bêd¹ tworzyæ ubo¿sz¹, w naturocentrycznym rozumieniu romantycznym, kulturê30. Powtarzalno æ motywów zwierzêcych ma wiadczyæ o uczuciowym i czystym stosunku S³owian do przyrody cz³owiek bliski zwierzêciu bliski jest naturze. S³owianie ¿yj¹ na ziemiach zamieszkanych przez wymar³e ju¿ w Europie gatunki le nych zwierz¹t, które tu objête s¹ ochron¹. Ochron¹ bezinteresown¹ trudno doszukiwaæ siê po¿ytku z le nych drapie¿ników, na które nie mo¿na polowaæ. S³owianie dopuszczaj¹ wiêc istnienie niedostêpnego dla cz³owieka królestwa dzikich drapie¿ników. W Panu Tadeuszu widzimy obraz matecznika, nieska¿onego cywilizacj¹, obecno ci¹ cz³owieka i dziêki temu rz¹dz¹cego siê prawami mi³o ci i zgody31. S³owianie, jak wszyscy ludzie, oddzieleni s¹ od pierwotnego stanu harmonii z natur¹, jednak tego oddzielenia nie chc¹ pog³êbiaæ. Potrafi¹ uszanowaæ prawo innych stworzeñ do kraju, który z nimi dziel¹. Kultura s³owiañska by³aby kultur¹ nieekspansyjn¹, stawiaj¹c¹ wymóg szacunku dla natury przed wymogiem rozwoju cywilizacyjnego, który tu oznacza zniszczenie rodowiska naturalnego. Postulat wspó³odczuwania ze wiatem zwierz¹t, uznania ich odrêbno ci nie pozwala cz³owiekowi na nieograniczony rozwój, chocia¿by terytorialny. Spo³eczeñstwa zachodnie, pozbawione intuicyjnego, niewymuszonego poczucia wiêzi ze zwierzêciem, nie zrozumiej¹ konieczno ci takich ograniczeñ, dopóki nie naucz¹ siê wspó³czucia. Ono jednak musi braæ siê w³a nie z owej utraconej wiêzi. Mickiewicz, który nawo³uje do powszechnego uznania duchowo ci zwierz¹t, podejmuje trudn¹ walkê o zmianê sposobu my lenia na temat 30 Marek Bieñczyk w Tajemnicach zwierz¹t pisze o silnym zwi¹zku ko ci i s³owa w prelekcjach paryskich: Mo¿na go u³o¿yæ w takie równanie: tam s³owo, gdzie ko æ . Podkre la sformu³owanie Mickiewicza o strasznej tajemnicy , jak¹ kryj¹ w sobie zwierzêta i odnosi j¹ do pe³nego cierpienia milczenia zwierz¹t oraz ich samotnej mierci, której obraz pojawia siê w opisie matecznika w Panu Tadeuszu. Cz³owiek, który tworz¹c kulturê, zajmuje siê nieustannym wytwarzaniem sensów, coraz bardziej oddziela siê od niemego zwierzêcia. Zdolno æ do rozumienia mowy zwierz¹t, której tropy odnajdujemy w ludowych podaniach, zosta³a na zawsze utracona w prawiekach. Tajemnica, jak¹ nios¹ ze sob¹ zwierzêta mia³aby o niej przypominaæ. Sama istota zwierzêcia mo¿e byæ do owej nieeksplikowalnej tajemnicy sprowadzona nie poznamy owej istoty, odkopuj¹c ko ci, czy rekonstruuj¹c dzia³anie organizmów. Zob. M. Bieñczyk i in., dz. cyt., s. 203. 31 Nie ma [ ] w mateczniku cz³owieka, miêdzy natur¹ i kultur¹ rozci¹ga siê bowiem granica nie do przebycia, cz³owiek ¿yje w rzeczywisto ci, która stanowi degradacjê natury [ ] . Zob. M. liwiñski, dz. cyt., s. 80 Cz³owiek zawsze bêdzie stanowczo oddzielony od królestwa natury. Wydaje siê jednak, ¿e samo pozwolenie na istnienie takiego obszaru, bez prób podporz¹dkowania go cywilizacji, co wiêcej, prawna ochrona, która obroni matecznik przed przysz³ymi pokoleniami, wyró¿nia w koncepcji Mickiewicza w³a nie S³owian.


48

podstawowych dla kultury kategorii zwierzêcia i cz³owieka. Przywo³anie S³owian, których kultura przepe³niona jest obrazami natury, pokazuje jedynie utracony idea³, do którego trudno jest dotrzeæ. Wspó³odczuwanie ze zwierzêtami, choæ konieczne, jak argumentuje Mickiewicz, jest dostêpne jedynie natchnionym, m¹drym twórcom i ludziom prostym jedni potrafi¹ si³¹ w³asnego ducha zerwaæ b³êdne przekonania epoki racjonalizmu, drudzy nigdy nie zaprzeczyli wiêzi ze zwierzêtami.

*** Któ¿ to nas Obróci³ tak, ¿e przy czynno ci ka¿dej Mamy postawê tego, kto odchodzi?32

Rainer Maria Rilke, zadaj¹c to pytanie, rysuje wizjê cz³owieka odwracaj¹cego siê wiecznie od tajemnic wiata, które paradoksalnie chce poznaæ. To nieme zwierzê zwrócone jest ku wiatu, widzi wszystkie sekrety, za którymi goni skazany z góry na klêskê, gdy¿ zapatrzony jedynie w siebie, cz³owiek. Adam Mickiewicz, postuluj¹c konieczno æ uznania duchowo ci zwierzêcia, próbuje namówiæ cz³owieka, by przesta³ wreszcie odwracaæ siê od spraw wiata. W jego romantycznej koncepcji jeden nie miertelny duch porusza ca³ym stworzeniem. Odkryæ tajemnice duszy oznacza zwróciæ siê ku naturze; w tej, jak mówi za Emersonem, liczy siê ka¿de stworzenie. Pierwotne uczucie jedno ci z natur¹. zosta³o utracone w toku ludzkiej cywilizacji i ostatecznie zatarte przez tradycjê racjonalistyczn¹, ka¿¹c¹ ustanowiæ cz³owieka królem nad bezrozumn¹ natur¹. Cz³owiek racjonalny bêdzie uwa¿a³ zwierzê za niemy mechanizm, cz³owiek romantyczny poprzez wspó³odczuwanie ze zwierzêciem odkryje wspania³e wiêzi, które ³¹cz¹ go z natur¹. Oto w jego duszy odbija siê ca³e stworzenie, tajemnic duszy mo¿e za szukaæ w naturze. Podczas gdy Emerson skupi siê na rozwa¿aniu drogi, jak¹ cz³owiek musi pokonaæ, by odnale æ i ws³uchaæ siê w g³os intuicji, przez który przemawia doñ natura, Mickiewicz, aby udowodniæ duchowo æ zwierz¹t, bêdzie odwo³ywa³ siê nie tylko do w³asnej wra¿liwo ci, ale te¿ do s³owiañskich tradycji ludowych i redniowiecznych legend. Odnajduj¹c w nich dowody na blisk¹, pierwotn¹ i wspó³czuj¹c¹ wiê cz³owieka i zwierzêcia, potraktuje je jako modelowe przyk³ady traktowania zwierzêcia jako istoty duchowej. 32 R.

M. Rilke, Elegia ósma duñska, w: tego¿ Sonety do Orfeusza i inne wiersze, wyb., prze³. A. Pomorski, Kraków 2001, s. 384.


49

Odzyskaæ tak¹ pierwotn¹ wiê mo¿na wy³¹cznie przez intuicjê; dziêki niej dojrzymy duchow¹ naturê zwierz¹t zatwardzia³y racjonalista nie bêdzie mia³ ju¿ dostêpu do tajemnic istnienia. Mickiewicz, który z filologiczn¹ skrupulatno ci¹ wskazuje w ludowych podaniach i redniowiecznych legendach hagiograficznych u wiêcon¹ blisko æ cz³owieka i zwierzêcia, ujawnia ród³a swej my li. Jednocze nie trudno pozbyæ siê wra¿enia, ¿e objawia tym samym tajemn¹ wiedzê, której ludzko æ pozby³a siê na w³asne ¿yczenie.

* Justyna Schollenberger Enter the pack . An animal spirituality project: Mickiewicz vs. Emerson This article is an attempted analysis of the concept of animal spirituality as proposed by Adam Mickiewicz in his Paris lectures. The Mickiewicz presentation is juxtaposed with Ralph Waldo Emerson s thought and romanticist vision of nature. The category of empathy and the idea of man s mystical tie with the entire world come to the forefront. A theory of lost bond with the world of animals is presented, forming a premise for criticism of rationalistic concepts concerning animals and for commendation of a romantic vision of the world.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010

Lidia Banowska

PRZEMILCZANE STREFY : MICKIEWICZ MI£OSZA JAKO NIEZNANY GENIUSZ

Dla poezji Czes³awa Mi³osza postaæ oraz twórczo æ Mickiewicza stanowi¹ tradycjê kluczow¹. Podstawê literackich afiliacji wyznaczaj¹ podobieñstwa biograficzne: pochodzenie z mistycznej Litwy, krainy o bujnej i dzikiej przyrodzie, studia na tym samym Uniwersytecie w Wilnie, emigracja wiod¹ca podobnym szlakiem przez Pary¿ nad brzegi Lemanu, profesura jêzyków i literatur s³owiañskich na cudzoziemskim uniwersytecie1. Trudno nie zauwa¿yæ, ¿e przynajmniej czê æ z tych podobieñstw ma charakter powierzchowny, s¹ one jednak przez Mi³osza wydobywane i eksponowane po to, by podkre liæ duchow¹ wiê , jaka ³¹czy go z ostatnim dziedzicem I Rzeczpospolitej 2. Tradycja mickiewiczowska w poezji Mi³osza zostaje poddana kilku podstawowym operacjom. Jedn¹ z nich stanowi swoista klasycyzacja autora Dziadów, bêd¹ca wynikiem uprzedzeñ Mi³osza wzglêdem romantycznego dziedzictwa, uto¿samianego przezeñ w du¿ej mierze z mesjanizmem oraz ze spo³ecznymi zobowi¹zaniami sztuki. W efekcie eksponuje on w twórczo ci Mickiewicza wszelkie elementy klasycystyczne, dostrzegaj¹c je miêdzy innymi w mistrzostwie jego jêzyka poetyckiego3, cechuj¹cego siê realizmem szczegó³u oraz dyscyplin¹ przej1 Wielu badaczy zwraca³o na to uwagê. Zob. m.in. W. Pogonowski, Mi³osz i Mickiewicz, Poezja 1981, z. 7 oraz E. Ki lak, Walka Jakuba z anio³em. Czes³aw Mi³osz wobec romantyczno ci, Warszawa 2000. 2 To obszerny temat, który tutaj jedynie sygnalizujê. 3 W eseju Mickiewicz zamieszczonym w Ogrodzie nauk Mi³osz stwierdza, ¿e polszczyzna Mickiewicza [ ] najlepiej reprezentuje jêzyk w okresie jego równowagi oraz dodaje,


51

rzystej, logicznie uporz¹dkowanej sk³adni4. Najbardziej wyra nym przejawem tych zabiegów s¹ przesuniêcia w Mi³oszowskiej hierarchii dzie³ Mickiewicza, w których wysokie miejsce zajmuje Zima miejska, Ballady i romanse, Sonety, a tak¿e ze wzglêdu na plan metafizyczny Pan Tadeusz, Zdania i uwagi czy liryki lozañskie, z wyra nym obni¿eniem pozycji Dziadów5. W twórczo ci Mi³osza tradycja mickiewiczowska odgrywa istotn¹ rolê od samego pocz¹tku literackiej drogi autora Trzech zim, przy czym wraz z up³ywem lat ulega ona rozmaitym przekszta³ceniom. Mo¿na j¹ opisywaæ, dostrzegaj¹c nawi¹zania do czterech g³ównych mickiewiczowskich ról. Wystêpuj¹ one w ca³ej twórczo ci Mi³osza, jednak ich nasilenie zmienia siê z up³ywem czasu. Tak wiêc w latach trzydziestych rol¹ podstawow¹ jest rola poety-proroka oraz wynikaj¹cy z niej profetyzm, w okresie wojennym i tu¿powojennym dominuje rola poety historii. W latach sze ædziesi¹tych i siedemdziesi¹tych Mickiewicz jest czytany g³ównie jako poeta miejsca, natomiast od lat osiemdziesi¹tych w poezji (bo w prozie wcze niej) nasila siê obecno æ Mickiewicza widzianego w roli poety religijnego. Redefinicje twórczo ci Mickiewicza towarzysz¹ przemianom poezji Mi³osza; s¹ rodzajem ich pseudonimizacji. Podstaw¹ dla literackich nawi¹zañ w poezji Mi³osza jest obecny w niej obraz Mickiewicza. Autora Zdañ i uwag uwa¿a Mi³osz za poetê genialnego, tak ¿e o S³owackim, Krasiñskim i Norwidzie napisze, i¿ nie s¹ to poeci, którzy mog¹ byæ obok Mickiewicza postawieni 6. Mickiewicz przerasta innych, nawet swoich rówie nych, którzy w historii literatury stawiani s¹ obok niego i uznawani powszechnie za wielkich wieszczów polskiego romantyzmu: wed³ug Mi³osza nie dorównuj¹ mu skal¹ literackich osi¹gniêæ. Skutkiem tej opinii, a mo¿e i jej niejawnym celem, jest wyizolowanie Mickiewicza ze wspó³czesnego mu, romantycznego kontekstu. Próbuj¹c rozpoznaæ zjawisko Mickiewiczowskiego geniuszu,

i¿ Mickiewicz jest tak wa¿ny dlatego, ¿e w ca³ej literaturze polskiej nie ma pisarza, który móg³by siê z nim równaæ, a zarazem ten najwiêkszy dostarcza wzorca trzeciej polszczyzny . Por. Cz. Mi³osz, Ogród nauk, Lublin 1986, s. 135-136, 138. 4 Mi³osz w ogóle ceni (blisk¹ klasykom) dyscyplinê poetyck¹, której brak nieraz zarzuca³ literaturze polskiej. Dla autora Ocalenia dyscyplina stanowi formalny odpowiednik ontologicznego ³adu, który podobnie jak Mickiewicz dostrzega w stworzonym przez Boga wiecie. Zak³ada ona równie¿ postawê pobo¿no ci i podziwu . Por. Cz. Mi³osz, Rodzinna Europa, Warszawa 1990, s. 297: dyscyplina poetycka jest niemo¿liwa bez pobo¿no ci i podziwu, bez wiary w nieskoñczon¹ ilo æ warstw istnienia ukrytych w jab³ku, cz³owieku czy drzewie; wzywa, aby poprzez stawanie siê d¹¿yæ do bytu . 5 Por. Cz. Mi³osz, Szukanie ojczyzny, Kraków 1996, s. 85. 6 Cz. Mi³osz, Ziemia Ulro, Kraków 1994, s. 131.


52

Mi³osz musia³ jednak zaproponowaæ jaki inny, jego zdaniem bardziej adekwatny, kontekst. Zdaniem Mi³osza, Mickiewicz nie pochodzi zatem znik¹d: jest widziany przede wszystkim jako spadkobierca stulecia, w którym siê urodzi³, a konkretniej jego ukrytego, mistycznego nurtu. W takiej perspektywie zazwyczaj nie sytuowany, najwiêkszy polski poeta romantyczny ods³ania siê jako geniusz nieznany. Mo¿na naiwnie (to znaczy bez dostrzegania Mi³oszowskiej prowokacji), ale i zasadnie zapytywaæ: jak to mo¿liwe, skoro Mickiewicz jest autorem obecnym w ka¿dym podrêczniku literatury polskiej. Odpowied Mi³osza jest z³o¿ona i obejmuje kilka równoleg³ych typów argumentacji. Po pierwsze, jak ju¿ wspomnia³am, Mickiewicz, zdaniem autora Ziemi Ulro, jest wpisywany nie w ten kontekst, który w³a ciwie go obja nia (a zatem w kontekst literatury romantycznej). Po drugie, z uznania wielko ci Mickiewicza, odkrywanej na podstawie, b³êdnych, zdaniem Mi³osza, przes³anek wynika powszechna, lecz powierzchowna, a wiêc nieprawdziwa, znajomo æ jego postaci i dzie³, prowadz¹ca do zafa³szowanych i spetryfikowanych odczytañ jego twórczo ci. Dowodem tego typu my lenia jest miêdzy innymi s³ynny wyimek z Ziemi Ulro o Romantyczno ci Mickiewicza, w którym Mi³osz stara siê odtworzyæ obraz Mickiewicza zbanalizowanego na szkolny i pozaszkolny u¿ytek 7. We fragmencie tym Mi³osz dowodzi wspomnianej tezy o tym, i¿ Mickiewicz, bêd¹c powszechnie znany, pozostaje naprawdê nieznany wskutek zafa³szowañ lektury naiwnej i w³a ciwych jej uproszczeñ. Mi³osz, pragn¹c w swym eseju dotrzeæ do prawdy o dziewiêtnastowiecznym poprzedniku, odkrywa jedno æ jego twórczo ci w ukrytym nurcie religijnym. Mickiewicz ukazywany z takiej perspektywy okazuje siê poet¹ mijaj¹cej formacji kultury o proweniencji chrze cijañskiej i przednaukowej . Twórczo æ dziewiêtnastowiecznego poety sytuuje Mi³osz w kontek cie przygód nowoczesnej i ponowoczesnej cywilizacji europejskiej. Nie przypadkiem w³a nie cytaty z Romantyczno ci stanowi¹ leitmotiv rozwa¿añ o rozchodzeniu siê dróg wiatopogl¹du religijnego i naukowego, podsumowuj¹cy okre lone fazy procesu dezintegracji kultury. I choæ Mi³osz jest wiadom, ¿e w ca³ej swej strategii przeciwstawiania wiary rozumowi Mickiewicz przegra³8, i sam drogê wyj cia z kryzysu dostrzega gdzie indziej, to ostatecznie najg³êbsz¹ podstaw¹ pokrewieñstwa ³¹cz¹cego obu twórców okazuje siê w³a nie wed³ug ironicznego okre lenia 7 Por. 8 Por.

tam¿e, s. 109 i n. tam¿e, s. 141.


53

Mi³osza religijny zabobon 9 wraz z wynikaj¹c¹ z niego zasadnicz¹ akceptacj¹ bytu oraz wiar¹ w poetyckie powo³anie. Nastêpnej, trzeciej przyczyny zasadniczej nieznajomo ci najbardziej znanego polskiego poety upatruje Mi³osz w niebezinteresowno ci lektury Mickiewiczowskich dzie³, to znaczy w tendencji do wykorzystywania ich do bie¿¹cych celów politycznych. Zapisem niebezpieczeñstw i fa³szu takiej lektury jest miêdzy innymi wiersz Obci¹¿enie zamieszczony w Drugiej przestrzeni: Ten Mickiewicz, po co siê nim zajmowaæ, je¿eli i tak jest wygodny. Zmieniony w rekwizyt patriotyzmu dla pouczenia m³odzie¿y. I katolicyzm, czy¿ nie lepiej zostawiæ go w spokoju? [ ] Zawsze znajd¹ siê tacy, którzy bêd¹ go traktowaæ powa¿nie, to znaczy politycznie10.

Mi³osz wystêpuje przeciw lekturze zideologizowanej, choæ w innym wierszu (Ze szkod¹ z tomu To) zauwa¿a, i¿ jego wielki patron nie by³ w tym bez winy. Co przy tym znamienne, siebie i swoj¹ twórczo æ sytuuje przy tej okazji w mickiewiczowskim kontek cie, wyja niaj¹c, ¿e i sam sw¹ poezj¹ szkodzi³ , choæ przed recytacj¹ na dorocznym wiêcie broni³ siê wieloznaczno ci¹. Wymienione powody prowadz¹ Mi³osza, jak wspomnia³am, do uznania Mickiewicza za geniusza nieznanego, którego wielko æ pragnie rozpoznaæ. Wobec symplifikuj¹cych stylów i sposobów lektury Mi³osz proponuje inn¹, wnikliwsz¹ drogê obcowania z poezj¹ Mickiewicza, która w du¿ej mierze staje siê lustrem jego w³asnej, dwudziestowiecznej poetyckiej przygody oraz zachodz¹cych w niej przemian, projektuj¹c tym samym równie¿ odczytania w³asnej twórczo ci. Wielko ci Mickiewicza Mi³osz upatruje g³ównie w g³êbi i rozleg³o ci duchowego wymiaru twórczo ci dziewiêtnastowiecznego poety, w owym ukrytym nurcie jego poezji, który pozwala autorowi Ziemi Ulro dostrzec w Dziadach apokalipsê, w Panu Tadeuszu pie ñ o b³ogos³awieñstwie ziemi, a w ich autorze poetê religijnego i w³asnego przewodnika duchowego. Jest to wiêc przede wszystkim Mickiewicz mistyczny11. To Mickiewicz czytany inaczej ni¿ przez pryzmat mesjanizmu Dziadów, a nawet i same Dziady czytane 9 Por.

tam¿e, s. 263. Obci¹¿enie, w: Druga przestrzeñ, Kraków 2002, s. 67. Dalsze cytaty z tego tomiku podajê wed³ug wskazanego wydania, zaznaczaj¹c ów tom literami DP oraz podaj¹c w nawiasie stronê. 11 Dzi , po publikacji zbioru studiów Wiktora Weintrauba o Mickiewiczu mistycznym polityku, pokonferencyjnego tomu Mickiewicz mistyczny czy niektórych tekstów Marii Janion 10 Cz. Mi³osz,


54

s¹ przez Mi³osza inaczej ni¿ zazwyczaj; to Mickiewicz postrzegany przede wszystkim jako autor Zimy miejskiej z jednej strony (to dowód wspomnianego wcze niej zabiegu klasycyzacji), oraz takich tekstów jak Widzenie, parafrazy mistyków czy liryki lozañskie z drugiej. Jak wspomnia³am, zaprezentowana specyfika odczytywania i kszta³towania obrazu Mickiewicza jest wa¿na dla kreowania w³asnego, Mi³oszowskiego obrazu autora. W pó nych tomikach to w³a nie Mickiewicz (wraz z Oskarem Mi³oszem) stanowi¹ najwa¿niejsze lustra, w których przegl¹da siê poezja autora Drugiej przestrzeni. Odczytywany przez Mi³osza Mickiewicz to przede wszystkim poeta drugiej przestrzeni w³a nie. Jest to przy tym poeta wspó³czesny, genialnie rozpoznaj¹cy pocz¹tek nowoczesno ci oraz przewiduj¹cy jej mo¿liwe kryzysy. Tak czytany Mickiewicz pozostaje dla Mi³osza poet¹ dojmuj¹co aktualnym, bowiem Mi³osz zmaga siê z dwudziestowieczn¹ wersj¹ zaprz¹taj¹cych wiek wcze niej Mickiewicza problemów. Mickiewicz to dla Mi³osza nade wszystko przewodnik duchowy, a tak¿e mistrz jêzyka, prostego i ascetycznego w mówieniu o sprawach ostatecznych. Takie odczytywanie Mickiewicza jest szczególnie obecne w pó nej poezji Mi³osza, zw³aszcza w jego dwu ostatnich tomikach poezji: To z 2000 roku oraz w Drugiej przestrzeni z 2002 roku i im pragnê po wiêciæ najwiêcej uwagi. W tomikach tych nasila siê obecno æ religijnego wymiaru twórczo ci Mi³osza, jego otwarcia na transcendencjê (sk¹din¹d zawsze w wiêkszym lub mniejszym stopniu w jego poezji obecnego), któremu nie przypadkiem towarzyszy nasilenie obecno ci i jawno ci w¹tków mickiewiczowskich. Mickiewicz jako poeta religijny postrzegany jest tu, jak wspomnia³am, jako mistrz jêzyka, oscyluj¹cego miêdzy mow¹ a milczeniem. To poeta szyfru, mêdrzec zarysowuj¹cy krêgi wtajemniczeñ, opisane w s³ynnych Stopniach prawd12: S¹ prawdy, które mêdrzec wszystkim ludziom mówi, S¹ takie, które szepce swemu narodowi; S¹ takie, które zwierza przyjacio³om domu; S¹ takie, których odkryæ nie mo¿e nikomu.

taka lektura nie wydaje siê ju¿ tak odkrywcza, jak kilkadziesi¹t lat temu, niemniej trudno nie dostrzec ladu Mi³oszowskiej inspiracji w podjêciu tego tematu przez mickiewiczologów. 12 A. Mickiewicz, Stopnie prawd, w tego¿: Dzie³a, t. 1: Wiersze, oprac. Cz. Zgorzelski, Wydanie Rocznicowe, Warszawa 1993, s. 379.


55

Ta s³ynna maksyma ze zbioru Zdañ i uwag13 wydaje siê kluczem i do Mi³oszowskiego czytania Mickiewicza, i do samego sposobu pisania Mi³osza z tego okresu: odwo³ania do Mickiewiczowskiej gnomy pojawiaj¹ siê w kilku wierszach w formie bezpo rednich nawi¹zañ, w ca³o ci tomiku natomiast s¹ obecne jako zasada pisania, podstawa zwi¹zku miêdzy poezj¹, prawd¹ i m¹dro ci¹. Mówienie zak³ada milczenie; jest wiadomym wyborem, o podwójnym kierunku: wyborem tego, co powiedzieæ i tego, co przemilczeæ. To, co wypowiedziane, a wiêc i stematyzowane, jest ³atwiej uchwytne, mie ci siê w sferze pewno ci; to, co niewypowiedziane natomiast, pozostaje w sferze niepewno ci, zadane do my lenia, przy czym kierunki odczytañ zasugerowane zostaj¹ czy to przez rozsiane w tek cie sugestie, czy te¿ na przyk³ad przez miejsce tekstu w jakie wiêkszej ca³o ci (na przyk³ad cyklu b¹d czê ci tomiku, której wiersze wzajemnie siê o wietlaj¹). Jednym z utworów, w którym nawi¹zanie do Mickiewiczowskich Stopni prawd jest szczególnie wyra ne, s¹ Przemilczane strefy. Prawda jest w tym wierszu nakre lona przez konkretne, biograficzne do wiadczenie historii, namacalne i sprawdzalne pamiêci¹; jednak mimo i¿ jest ona fa³szowana przez ideologiê poprawno ci politycznej , poeta nie decyduje siê na jej ujawnienie. Powód podjêcia tej kontrowersyjnej decyzji jest umotywowany etycznie; jest nim chêæ ochrony odbiorców przed przekraczaj¹c¹ ludzk¹ miarê drastyczno ci¹ potencjalnej relacji: To nie by³o tak. Ale nikt nie o miela siê mówiæ, jak by³o, I ja, dostatecznie stary, ¿eby pamiêtaæ, powtarzam jak inni s³owa politycznie poprawne, bo nic nie upowa¿nia mnie do wyjawiania rzeczy zbyt okrutnych dla ludzkiego serca (Przemilczane strefy)14.

Mottem, które wprowadza tekst utworu oraz ma go dodatkowo uprawomocniaæ, jest wyimek z Niby-dziennika Zygmunta Mycielskiego:

13 Warto nadmieniæ, ¿e do Zdañ i uwag Mi³osz nawi¹zywa³ ju¿ znacznie wcze niej, miê-

dzy innymi pisz¹c w³asny cykl Zdania, zamieszczony w Hymnie o Perle z 1982 roku. 14 Cz. Milosz, Przemilczane strefy, w: To, Kraków 2000, s. 53.(Dalsze cytaty z tego tomiku podajê wed³ug wskazanego wydania, zaznaczaj¹c ów tom przez literê T oraz podaj¹c w nawiasie stronê.


56

Prawda jest rzecz¹ straszn¹. Ma byæ taka, jak¹ kto wytrzyma, jak¹ kto zniesie, jak¹ kto unie æ potrafi. A ju¿ zw³aszcza nikomu swojej prawdy nie ujawniaæ, nie sk³aniaæ do jej przyjêcia, do poznania rzeczy przekraczaj¹cych si³y bli niego15.

Fragment ten, definiuj¹c prawdê jako rzecz straszn¹ , trudn¹ do zniesienia, wytrzymania, pomieszczenia , dookre la tytu³owe, celowo przemilczane strefy , sytuuj¹c je w krêgu do wiadczeñ skrajnych, przekraczaj¹cych granice ludzkich mo¿liwo ci. Kontekst III czê ci tomiku, któr¹ ten wiersz otwiera, dodatkowo wskazuje, i¿ s¹ to prawdy zwi¹zane z wpisaniem egzystencji w historiê, w horror dwudziestowiecznych do wiadczeñ historycznych (jest to sugestia tym wyra niejsza, i¿ ramê zamykaj¹c¹ tê czê æ tworz¹ dwa wiersze, bêd¹ce polemik¹ z Ró¿ewiczem, a dotycz¹ce problemu dziejów, z³a i mierci). Wiersz ten, jak wspomnia³am, pochodzi ze rodka tomiku, a nawi¹zanie mickiewiczowskie jest w nim szczególnie jawnie eksponowane. Jednak taki sposób pisania, polegaj¹cy na zakre laniu krêgu wtajemniczeñ, zak³adaj¹cy koncepcjê poety jako wtajemniczonego oraz tego, który pisz¹c zarazem ods³ania i ukrywa, jest obecny w ca³ym tomie, od jego tytu³u oraz wiersza tytu³owego poczynaj¹c. Tytu³ jest wybitnie enigmatyczny: To , czyli w³a ciwie co ? Wybór zaimka wskazuj¹cego to wybór, który ma mówiæ o czym i zarazem milczeæ, nie nazywaj¹c wprost, a jedynie sugeruj¹c, ma ods³aniaæ i zas³aniaæ zarazem. Zacieranie ladów okazuje siê podstawow¹ zasad¹ pisania, bêd¹c¹ ochronn¹ strategi¹ dla tego, kto dotyka tabu: [ ] Bo nie mo¿e podobaæ siê ludziom Ten, kto siêga po zabronione (To, T, s. 7)

Wiersz tytu³owy, a wiêc i tomik ca³y, otwiera wyznanie niemo¿no ci wypowiedzenia: ¯ebym wreszcie powiedzieæ móg³, co siedzi we mnie.

Trudno æ ta zostaje jednak przekroczona, to zostaje opisane, choæ nie wprost. Jest nieod³¹cznie obecne w wiecie wewnêtrznym poety, a zarazem skrywane przed zbiorowo ci¹, umo¿liwia pisanie o cz³owieczym losie (zniszczeniu, przemijaniu, mi³o ci i mierci), a siêga g³êbiej ni¿ ekstatyczne pochwa³y istnienia . Poeta nie podejmuje siê nazwaæ tego inaczej ni¿ przez szereg przybli¿eñ, wprowadzanych kilkakrotnie przez analogie czy porównania. Przywo³ywane 15 Z.

Mycielski, Niby-dziennik. Cyt. za: Cz. Milosz, To, s. 53.


57

sytuacje bezdomnego w nieznanym, mro nym mie cie, ¯yda osaczonego przez niemieckich ¿andarmów, nieuleczalnie chorego czy ¿a³obnika ukazuj¹ widzenie bez iluzji, w prawdzie, która ods³ania nêdzê, chorobê, starzenie siê i mieræ jako determinanty ludzkiego losu. TO jest wiêc zrodzon¹ z do wiadczenia mierci wiadomo ci¹ rz¹dz¹cego wiatem prawa konieczno ci. Nieuchronno æ mierci ujawnia zarazem zasadnicz¹ obco æ kamiennego wiata: Poniewa¿ TO oznacza natkniêcie siê na kamienny mur I zrozumienie, ¿e ten mur nie ust¹pi ¿adnym naszym b³aganiom (To, T, s. 8).

wiat jak kamienny mur ta metafora powraca jak leitmotiv w wielu utworach tomiku i wydaje siê jednym z kluczy otwieraj¹cych zrozumienie relacji miêdzy wiatem ludzkim a porz¹dkiem Natury i Historii, do którego cz³owiek przynale¿y i który przekracza: Po jednej stronie wiat, po drugiej ludzie i bogowie. wiat jest nieugiêty, nieub³agany, obojêtny. To kamieñ, o który, biegn¹c boso, rani³e wielki palec stopy (Przeciwieñstwo, T, s. 61).

Pytanie o grozê z³a, cierpienia i mierci powraca tak¿e w wierszu o Zdziechowskim, w postaci próby intelektualnego uporania siê tytu³owego bohatera z okrucieñstwem, kamiennym : W kosmicznej bitwie b³yskaj¹ miecze anio³ów. Ksi¹¿ê Rebelii naciera, cofaj¹ siê s³udzy jasno ci. Okrucieñstwo, kamienne, Jak inaczej t³umaczyæ? [ ] Choæ on, profesor, Nie móg³ mówiæ wyra nie, ¿e wierzy w diabelsko æ wiata (Zdziechowski, T, s. 63).

To wiersz tym wa¿niejszy, i¿ zdaje siê liryk¹ maski. Jego bohater wraz ze swymi pogl¹dami zdaje siê w jakiej mierze mask¹ samego Mi³osza. Zdziechowski, spotkany przez Mi³osza osobi cie profesor Uniwersytetu Wileñskiego i jego rektor, obja nia³ wiat postrzegaj¹c go apokaliptycznie, w obliczu koñca . Do wiersza tego wypadnie jeszcze powróciæ. Profesor literat, który nie móg³ mówiæ wyra nie , wiêcej nawet nie mówi³, co naprawdê my li , jest bohaterem To jasne, innego z wierszy zamiesz-


58

czonych w omawianym tomiku. Tym razem podmiotem mówi¹cym wydaje siê sam autor: To jasne, ¿e nie mówi³em, co naprawdê my lê Poniewa¿ na szacunek zas³uguj¹ miertelni I nie wolno wyjawiaæ, w mowie ani na pi mie Sekretów naszej wspólnej cielesnej mizerii (To jasne, T, s. 47).

Sekrety naszej wspólnej cielesnej mizerii , bêd¹ce konsekwencj¹ wpisania w cia³o16, z jego s³abo ci¹ i starzeniem siê, okazuj¹ siê prawdami le¿¹cymi w ostatnim krêgu mickiewiczowskich prawd, tych nie ujawnianych nikomu, mimo powszechno ci prawa i do wiadczenia przemijania. Zadaniem okazuje siê wzniesienie ponad w³asn¹ rozpacz i przekroczenie jej w wychyleniu ku cierpieniu drugiego, a tak¿e nadanie jej w³a ciwej miary, miêdzy innymi poprzez dystans i humor, o czym przypomina wiersz Przeciwko poezji Filipa Larkina. Tak czy owak, wobec staro ci Najlepsz¹ strategi¹ bêdzie nie mówiæ nic (Texas, T, s. 42). Milczenie jako strategiê wybiera te¿ stary Mi³osz, od¿egnuj¹c siê od wyznañ. Prawdy, których zdradziæ nie mo¿e nikomu okazuj¹ siê prawdami moralnie podejrzanymi , zafa³szowanymi, niemo¿liwymi do w³a ciwego rozpoznania dla samego poety: [ ] Nie, to co innego Nie pozwala mi mówiæ. Kto cierpi, powinien Byæ prawdomówny. Gdzie¿ tam, ile przebrañ, Ile komedii, lito ci nad sob¹! Fa³sz uczuæ odgaduje siê po fa³szu frazy. Zanadto ceniê styl, ¿eby ryzykowaæ (Przepis, T, s. 36).

Mi³osz wybiera inne ryzyko: ryzyko nieodczytania czy niezrozumienia, zawsze w poezjê wpisane, ale w pó nej poezji Mi³osza spotêgowane. Prowadzi z czytelnikiem grê, polegaj¹c¹ na oscylowaniu miêdzy mow¹ a milczeniem. To pisanie ods³aniaj¹co-zas³aniaj¹ce oznacza w poezji Mi³osza pewne novum: to ju¿ nie niemo¿no æ wyra¿enia i objêcia s³owem nieobjêtej ziemi 17, a wiadome i celowe spotêgowanie poetyckiej zasady wyboru tego, co siê chce zamie ciæ i ujawniæ, a co jedynie zasugerowaæ i ukryæ. 16 Na ten temat zob. B. Przymusza³a, Szukanie dotyku. Problematyka cia³a w polskiej poezji wspó³czesnej, Kraków 2007. 17 Jak sugeruje tytu³ znacznie wcze niejszego tomu (Nieobjêta ziemia).


59

Prawo konieczno ci wpisane w indywidualny los cz³owieka, z jego nêdz¹, nieuchronnym starzeniem siê i mierci¹, wraz ze wiadomo ci¹ okrucieñstwa do wiadczeñ zbiorowych, straszno ci (s. 84), grozy kamiennego wiata nale¿y do sfer przemilczanych, o których Mi³osz po mickiewiczowsku pisze milcz¹c, nie chc¹c nara¿aæ czytelnika na konfrontacjê z prawd¹ zbyt okrutn¹ dla ludzkiego serca . To przemilczane s³owo nie jest jednak s³owem ostatnim. Naprzeciw prawa konieczno ci postawione zostaje prawo ³aski, przeciwstawiaj¹ce siê sile ci¹¿enia . Przej cie to: od grozy do ³aski odkupiaj¹cej przedstawia Mi³osz, cytuj¹c w wierszu o Zdziechowskim fragment pracy wileñskiego profesora: Nie ma Boga g³osem wielkim wo³aj¹ i natura, i historia ale g³os ten ginie w harmonii psalmów i hymnów, w tym wielkim, odwiecznym, z najg³êbszych g³êbin ducha id¹cym wyznaniu, i¿ jako ziemia bez wody jest dusza cz³owieka poza Bogiem. Bóg jest. Tylko fakt istnienia Boga to co przekraczaj¹cego zakres my li wiatem zewnêtrznym zajêtej, to cud. Le monde est irrationnel. Dieu est un miracle. ( wiat jest irracjonalny. Bóg jest cudem)18.

Pytaj¹c o obecno æ z³a w wiecie, Mi³osz powraca do odwiecznego problemu teodycei, ponawiaj¹c pytanie o to, jak uzgodniæ z³o wiata z dobroci¹ i wszechmoc¹ Boga. Zapisem tych rozwa¿añ jest miêdzy innymi wiersz Alkoholik wstêpuje w bramê niebios. I choæ nie wszystkie pytania zostaj¹ rozstrzygniête, wa¿ne jest w tym i innych wierszach tomiku otwarcie na transcendencjê, umo¿liwiaj¹ce ruch, przej cie, wiêc tak¿e wyj cie zarówno z krêgu zakre lonego wy³¹cznie przez doczesn¹ grozê, jak i z decyzji pozostawienia jej opisu w sferze milczenia. Powszechnemu prawu cierpienia i mierci, odbieraj¹cej indywidualno æ i wpisuj¹cej w anonimowo æ t³umu, przeciwstawione zostaje ocalenie principium individuationis przez wiarê w nie miertelno æ duszy, wykupionej z grzechu i mierci przez moc odkupiaj¹cego bólu Chrystusa. Naturalnie, grozy to nie usuwa, niemniej trudno nie dostrzec, i¿ zasadniczo j¹ przemienia. Odt¹d towarzyszyæ jej bêdzie chwa³a: Bo g³os cz³owieczy w próbach nie ustaje, Pie ñ uk³adaj¹c ku grozie i chwale (Jeden i wiele, T, s. 83).

Tote¿ nie dziwi, i¿ w Modlitwie, jednym z zamykaj¹cych tomik wierszy, adresatem poetyckiej, zbyt trudnej i gorzkiej dla ludzkiej braci, mowy staje siê Bóg:

18 M. Zdziechowski, Pesymizm, romantyzm a podstawy chrze cijañstwa. Cyt. za: Cz. Mi-

³osz, Zdziechowski, T, s. 63.


60

Pod dziewiêædziesi¹tkê i jeszcze z nadziej¹, ¯e powiem, wypowiem, wykrztuszê. Je¿eli nie przed lud mi, to przed Tob¹, Który mnie karmi³e miodem i pio³unem (Modlitwa, T, s. 93).

Rozwa¿ania skupione wokó³ odwiecznego pytania unde malum? kontynuowane s¹ w nastêpnym tomiku Mi³osza. W Drugiej przestrzeni pytanie to staje siê pytaniem centralnym. Nie przypadkiem obecno æ Mickiewicza w tym tomie nasila siê: autor Zdañ i uwag postrzegany jest jako jeden z najwa¿niejszych przewodników poety na drodze stawiania pytañ ostatecznych. W wierszu Mnie zawsze podoba³ siê Mi³osz odkrywa jedn¹ z przyczyn swojej fascynacji Mickiewiczem: Mnie zawsze podoba³ siê Mickiewicz, ale nie wiedzia³em dlaczego. A¿ zrozumia³em, ¿e pisa³ szyfrem i ¿e taka jest zasada poezji, dystans miêdzy tym, co siê wie i tym, co siê wyjawia (Mnie zawsze podoba³ siê, DP, s. 69).

Mickiewiczowskie Stopnie prawd, funkcjonuj¹ce wcze niej w twórczo ci Mi³osza jako ród³o regu³y ograniczonego ujawniania zbyt trudnych prawd oraz ich przemilczania, tym razem prowadz¹ do odkrycia funduj¹cej takie dzia³anie poety zasady: jest ni¹ pisanie szyfrem. Mi³osz komentuje tê zasadê, dopowiadaj¹c: Czyli tre æ jest wa¿na, niby ziarno w ³upinie, a jak bêd¹ bawiæ siê £upinami, nie ma wiêkszego znaczenia.

Jak uzgodniæ zasadê szyfru z zasad¹ prostoty pisania o sprawach ostatecznych, której wzorem pozostaje dla Mi³osza Mickiewiczowski cykl parafraz mistyków? Wydaje siê, ¿e prostota ma obejmowaæ podstawowy poziom przekazu, zapewniaj¹c jasno æ u¿ytych s³ów, przejrzysto æ sk³adni i logikê zdyscyplinowanego wywodu, natomiast zaszyfrowanie wypowiedzi obejmowaæ ma rozleg³o æ przywo³ywanych stylów rozwa¿ania i wyra¿ania oraz skrywaæ g³êbiê komplikacji, odsy³aj¹cych jednak nie tyle do jêzyka jako takiego, ile przede wszystkim do rzeczywisto ci pozajêzykowej. Ma to wiêc byæ jêzyk wielokrotnie kodowany, w którym ka¿de s³owo znaczy i odsy³a do rozmaitych tradycji pisania i my lenia o sprawach pierwszych i ostatnich, w ród których miejsce naczelne zajmuje problem wzajemnych relacji miêdzy cz³owiekiem, Bogiem i szatanem, a tak¿e zagadnienie z³a.


61

Pisz¹c Drug¹ przestrzeñ Mi³osz wychodzi od pytania, czy stracili my wiarê w inny wymiar wiata i pragnie wo³aæ o jej przywrócenie. Jest jak Mickiewicz poet¹ o wyobra ni chrze cijañskiej19, niegodz¹cym siê na zamkniêcie cz³owieczego losu wy³¹cznie w krêgu doczesno ci. Obecny w Stopniach prawd zwi¹zek prawdy i m¹dro ci, a tak¿e prawdy i milczenia powraca w nawi¹zuj¹cej do zasady mickiewiczowskiego pisania twórczo ci Mi³osza, w której poeta okazuje siê nade wszystko poszukiwaczem tajemnicy . Jest tym, który zmagaj¹c siê z niepojêtym dotyka transcendencji. Zatem nie wyja nianie czy obja nianie, lecz funduj¹ca poezjê zasada szyfrowania przekazu i w³a ciwa jej kondensacja znaczeñ okazuje siê najg³êbiej odpowiadaæ, stanowi¹cej sam rdzeñ religii, tajemnicy. Zak³ada ona koncepcjê pisania dla wtajemniczonych oraz obraz poety jako wtajemniczonego, który wie wiêcej, ni¿ ujawnia. Mi³osz, wspominaj¹c swoj¹ lekturê Listu do Storge autorstwa Oskara Mi³osza (swego drugiego obok Mickiewicza przewodnika duchowego) zaznacza: Jak¿e zmieni³o to moje wiersze, oddane kontemplacji czasu, Zza którego odt¹d przeziera³a wieczno æ, Choæ martwi³o mnie moje pisanie prowizoryczne, To znaczy takie, ¿e co najwa¿niejsze pozostaje ukryte (Czeladnik, V, DP, s. 102).

Mi³osz postrzega wiêc siebie od pocz¹tku jako poetê szyfru, choæ dopiero u schy³ku twórczo ci wiadomie rozpoznaje zasadê szyfrowania przekazu jako podstawow¹ dla poezji Mickiewicza. Jako poeta szyfru Mickiewicz jest przewodnikiem Mi³osza nie tylko jako mistrz jêzyka, lecz nade wszystko jako przewodnik w duchowych poszukiwaniach dwudziestowiecznego poety; to w nich bowiem sama ta zasada jest ugruntowana i z nich w³a nie wynika. Obraz Mickiewicza, jaki wybiera, i z którym w pewnym stopniu uto¿samia siê pó ny Mi³osz, to Mickiewicz mistyczny , uczeñ Jakuba Boehmego. W wierszu Ale¿ tak, pamiêtam, odwo³uj¹c siê do tego, i¿ w 1820 roku Mickiewicz czyta³ L aurore naissante zgorzeleckiego szewca, pisze: Je¿eli pisz¹c o mnie pomyl¹ stulecia, Sam potwierdzê, ¿e by³em tam w 1820 roku, Pochylony nad L aurore naissante Jakuba Boehme, francuskie wydanie, 1802 (Ale¿ tak, pamiêtam, DP, s. 70). 19 Zob. J. B³oñski, Duch religijny i mi³o æ rzeczy, Kontrapunkt. Magazyn Kulturalny »Ty-

godnika Powszechnego« 2001, nr 47.


62

Boehme jest tak wa¿ny dla Mickiewicza i Mi³osza jako ten, który zmaga³ siê z problemem z³a. Pytanie o z³o oraz próby rozwik³ania wpisanych w nie komplikacji stanowi¹ centrum jednej z najwa¿niejszych czê ci omawianego tomiku, tj. Traktatu teologicznego. Mi³osz podkre la w nim zwi¹zki Mickiewicza z Boehmem20. W jednym z wierszy przypomina dyktowan¹ Armandowi Lévy emu rozprawê Mickiewicza z 1853 roku, zatytu³owan¹ (pó niej) Jakub Boehme, cytuj¹c nawet jej fragment in extenso. W wielkim skrócie, Boehme proponuje rozja niæ problem obecno ci z³a odwo³uj¹c siê do idei Upadku: najpierw Lucyfera, a potem cz³owieka w ogrodzie Eden, w konsekwencji którego cz³owiek skazi³ grzechem przynosz¹cym cierpienie i mieræ siebie, a tak¿e naturê, przemienion¹ odt¹d w naturê drug¹, bolej¹c¹. Odkupiciel z³a, drugi Adam, [ ] przybra³ cia³o i umar³ ¿eby nas oswobodziæ z prometejskiej pychy. Z któr¹, co prawda, Mickiewiczowi uporaæ siê by³o najtrudniej (Nie mo¿na siê dziwiæ, DP, s. 76).

Mi³osz, przypominaj¹c te spekulacje Boehmego Mickiewicza, jak sam je okre la (s. 76), prowadzi je ku rozpoznawaniu problemów wspó³czesno ci. W cytowanym wierszu grzech pierworodny postrzega jako [ ] prometejskie marzenie o cz³owieku, istocie tak uzdolnionej, ¿e si³¹ swego umys³u stworzy cywilizacjê i wynajdzie lekarstwo przeciw mierci (Nie mo¿na siê dziwiæ, DP, s. 76).

Pychê Adama autor wiersza dostrzega w iluzjach nowoczesnej kultury, wyrastaj¹cej ze wiatopogl¹du naukowego, zadufanej we w³asn¹ wszechmoc. Bowiem pod¹¿aj¹c ladami Mickiewicza, Mi³osz pozostaje poet¹ wieku XX, pragn¹cym jak pisa³: Zachowuj¹c tonacjê i styl mojej epoki, Dzia³aæ wbrew niej w poezji mego jêzyka To znaczy nie pozwoliæ, ¿eby w tym jêzyku zagubi³ siê zmys³ Hierarchii (Czeladnik IX, DP, s. 111, podkr. LB). 20 Na ten temat zob. m.in. M. Burta, Mickiewicz

i Boehme, w tej¿e: Reszta prawd. Zdania i uwagi Adama Mickiewicza, Warszawa 2005 (tam te¿ szersza bibliografia).


63

Wybieraj¹c na przewodnika Mickiewicza, Mi³osz pragnie sprostaæ wyzwaniom swojego czasu. Wielko æ i geniusz autora poematu metafizycznego, parafraz mistyków czy nagich liryków lozañskich upatruje Mi³osz w tym, ¿e w zmaganiach ze sw¹ dwudziestowieczn¹ wspó³czesno ci¹ poeta wieku dziewiêtnastego jest mu nie tylko pomocny, lecz wrêcz niezast¹piony.

* Lidia Banowska Concealed zones . Mickiewicz by Mi³osz: an unknown genius This article deals with appearance of a Mickiewiczian tradition in Czes³aw Mi³osz s late poetic output. Mickiewicz is treated in these works as an unknown genius: a mystic, poet of secret code, and spiritual guide who foresees the possible crises of a modernity-being-conceived one with whom Mi³osz happens to struggle with a century later.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010

Agnieszka Markuszewska

METAFIZYKA INTEGRACJI. ELIZY Z BRANICKICH KRASIÑSKIEJ POSZUKIWANIE TO¯SAMO CI

My liciele romantyczni stwierdza Meyer H. Abrams uwa¿aj¹ refleksjê filozoficzn¹, sam akt namys³u za duchow¹ chorobê ludzko ci , upadek, mieræ nawet. Wstêpn¹ przyczyn¹ oraz nieustaj¹c¹ manifestacj¹ z³a i cierpienia cz³owieka jest bowiem rozdzia³, od jakiego zaczyna siê jego wiadomo æ, i refleksja, gdy stawia siê on w opozycji do wiata zewnêtrznego wskutek rozdarcia [ ] pomiêdzy ja a nie-ja, podmiotem a przedmiotem, duchem a kim drugim, natur¹ a umys³em 1. Pierwotne pêkniêcie, wynikaj¹ce z tego, ¿e cz³owiek zacz¹³ my leæ, czyli filozofowaæ, przedstawiane jest zazwyczaj na dwóch p³aszczyznach poznawczej oraz moralnej. Perspektywa poznawcza ukazuje rozdarcie pomiêdzy umys³em ludzkim a zewnêtrzn¹ natur¹, z racji pojawiaj¹cej siê wiadomo ci, ¿e podmiot, który wie, jest czym odrêbnym od tego przedmiotu czy »natury«, o której siê dowiedzia³ 2. Natomiast na p³aszczy nie moralnej pêkniêcie uto¿samione zostaje z konfliktem wewn¹trz samego cz³owieka. Opozycja miêdzy natur¹ ludzk¹ (wrodzonymi instynktami a subiektywnym rozumem cz³owieka (zdolno ci¹ odró¿niania dobra od z³a) oraz dziedzin¹ jego wolno ci powoduje utratê pierwotnej jedno ci umys³u. Staje siê ród³em wewnêtrznej dezintegracji, zachwiania poczucia bezpieczeñstwa i sensu ¿ycia, zaniku wiary w stabilny ³ad wiata, 1 M. H. Abrams, Formy wyobra ni romantycznej, prze³. P. Graff, Pamiêtnik Literacki 1978, z. 3, s. 214. 2 Tam¿e, s. 215.


65

zagubienia siê po ród chaosu warto ci. W takim ujêciu cel eschatologiczny historii ludzko ci przesuwa siê z pojednania cz³owieka z transcendentnym Bogiem na przezwyciê¿enie przeciwieñstwa pomiêdzy ja i nie-ja, pogodzenie podmiotu z przedmiotem. ¯ywot refleksyjny jednostki przestaje byæ wiêc traktowany jako czas terminowania do za wiatowych niebios i zaczyna byæ postrzegany jako proces samoformowania, autoedukacji umys³u oraz moralnej istoty cz³owieka od brzasku wiadomo ci do stadium pe³nej dojrza³o ci . Innymi s³owy, w romantycznym odczuciu wiata bieg ludzkiego ¿ycia nie jest ju¿ tylko histori¹ zbawienia. Istnieje jako historia postêpuj¹cego o wiecenia, w której umys³ ludzki do wiadczany cierpieniem, prze¿ywanym w miarê rozwijania siê poprzez kolejne stadia rozdzia³u, konfliktu i pogodzenia osi¹ga triumfuj¹c¹ wiadomo æ swojej to¿samo ci, znaczenia w³asnej przesz³o ci i spe³nionego przeznaczenia3. Zatem to metafizyka integracji 4 pragnienie odzyskania utraconej pe³ni, potrzeba ca³kowitej zgodno ci wiata takiego, jaki poznajemy, ze wiatem natury oraz têsknota za idea³em, osobowo ci¹ zharmonizowan¹ okazuje siê najwa¿niejszym d¹¿eniem romantyków. Poszukiwanie nowej jedno ci (np. w filozofii, mistyce, autokreacji, wyobra ni, w szaleñstwie czy w alkoholu) staje siê wobec tego fragmentem ka¿dej romantycznej biografii. Chêæ pokonania wewnêtrznej dezintegracji5 jako wyraz buntu i sprzeciwu wobec wiata stanowi jeden z istotniejszych elementów modelu »biografii typowej« romantyka 6. Brakiem poczucia to¿samo ci i integralno ci w³asnej osoby charakteryzuje siê ¿ycie Elizy z Branickich Krasiñskiej (1820-1876), ¿ony autora Irydiona. Niepewno æ czasów, w których ¿y³a (wojny, rewolucje, powstania), roz³¹ka z rodzin¹ (zw³aszcza z siostrami), problemy w ma³¿eñstwie (romans Zygmunta Krasiñskiego z Delfin¹ Potock¹), konflikty z te ciem, mieræ dzieci i ci¹g³e podró¿owanie powodowa³y zagubienie siê Krasiñskiej w labiryncie wiata, uczuæ i my li. Dezintegracja osobowo ci nie sta³a siê jednak przyczyn¹ negacji otaczaj¹cej j¹ rzeczywisto ci, jak dzia³o siê w przypadku wielu romantyków. Z pisanych

3 M.

H. Abrams, dz. cyt., s. 215-221. tym pos³uguje siê Meyer H. Abrams. 5 Dezintegracjê osobowo ci rozumiem jako utratê zintegrowanego i ustrukturowanego charakteru ró¿nych elementów sk³adaj¹cych siê na ludzk¹ to¿samo æ (behawioralnych, emocjonalnych, motywacyjnych). Zob. A. S. Reber, Osobowo ci dezintegracja, w: tego¿, S³ownik psychologii, red. I. Kurcz, K. Skar¿yñska, Warszawa 2000, s. 464. 6 Zob. M. Strzy¿ewski, Model biografii typowej romantyka, w: Biografie romantycznych poetów, red. Z. Trojanowiczowa, J. Borowczyk, Poznañ 2007, s. 111. 4 Pojêciem


66

w latach 1835-1876 listów Krasiñskiej7 daje siê bowiem wyczytaæ, jak silne czêsto nieu wiadamiane by³o pragnienie panny Elizy , wbrew przeciwno ciom losu, nadania ¿yciu sensu i okre lonego kszta³tu. Ju¿ samo tworzenie korespondencji (autonarracji), czyli komponowania z rozproszonych faktów egzystencji szczególnego rodzaju powie ci autobiograficznej, jako forma walki z Przeznaczeniem (w rozumieniu ballanchowskim) i postêpuj¹cym samozw¹tpieniem stanowi przyk³ad niezgody Elizy Krasiñskiej na wiat oraz duchowe rozdarcie cz³owieka. Autorska potrzeba integralnej to¿samo ci wyrasta z samych warunków egzystencji i stanowi³a ród³o najsilniejszych d¹¿eñ8. Pod skrzêtnym opisywaniem codzienno ci, nieustannym rozpamiêtywaniem przesz³o ci oraz ci¹g³ym projektowaniem przysz³ych dzia³añ i zachowañ kry³aby siê próba samozrozumienia i poznania rzeczywisto ci. Jednak nie tylko w tym ¿ona autora Nie-Boskiej komedii upatrywa³a ocalenie. Równie¿ w refleksji o Bogu, Jego roli w historii, Dobru i Z³u, kontemplacji sztuki i natury, autokreacji oraz rozwa¿aniach na temat mierci, czasów, przemijania szuka³a Eliza spokoju i potwierdzenia w³asnej egzystencji.

1. Walka Boga z Szatanem Anna Strzeszewska w artykule ¯ycie jako powie æ. Epistolografia Maurycego Mochnackiego w kontek cie wspó³czesnej refleksji narratywistycznej zauwa¿a, ¿e autor Powstania narodu polskiego w roku 1830 i 1831 szczególne okrucieñstwo do wiadczanej rzeczywisto ci próbowa³ sobie t³umaczyæ specjaln¹ misj¹, jak¹ zosta³ naznaczony przez los (fatum). Nie mog¹c uwierzyæ, ¿e wiat mo¿e byæ bez przyczyny tak chaotyczny i niezrozumia³y, usilnie stara³ siê przekonaæ samego siebie, ¿e nad spotykaj¹cymi go niepowodzeniami (np. nad upadkiem

7 Na epistolografiê Elizy Krasiñskiej sk³adaj¹ siê trzy bloki korespondencyjne: listy do Zofii z Branickich Arturowej Potockiej z lat 1835-1876 (ok. 900 listów), Aleksandry z Potockich Augustowej Potockiej z lat 1835-1868 (ok. 550 listów) i Katarzyny z Branickich Adamowej Potockiej z lat 1835-1876 (ok. 1250 listów). W ród nich znajduj¹ siê pojedyncze listy adresowane do matki Ró¿y z Potockich, ojca W³adys³awa Grzegorza Branickiego, ciotki El¿biety z Branickich Micha³owej Woroncowej, brata W³adys³awa oraz siostry Zofii ks. Odescalchi. Wszystkie cytowane fragmenty korespondencji pochodz¹ z: wiadek epoki. Listy Elizy z Branickich Krasiñskiej z lat 1835-1876, t. 1-4, z rêkopisu odczyta³, wybra³, skomentowa³ i wstêpem opatrzy³ Z. Sudolski, prze³. U. Sudolska, Warszawa 1995-1996. Jako ¿e listy zosta³y ponumerowane w tek cie g³ównym, zamiast stron podawaæ bêdê ich numery. 8 Zob. E. Fromm, Szkice z psychologii religii, prze³. J. Prokopiuk, Warszawa 1966, s. 66.


67

powstania listopadowego, problemami na emigracji czy mierci¹ brata) musi czuwaæ jaka si³a, niepojêta m¹dro æ ¿e tkwi w tym pewien ukryty cel i sens. Zrozumienie w³asnej egzystencji w przypadku Mochnackiego by³oby ci¹g³ym odwo³ywaniem siê do porz¹dku wy¿szego. Zatem, przywo³uj¹c kategoriê losu w pisanej do rodziców w latach 1832-1834 korespondencji, d¹¿y³ on do usensownienia niszcz¹cej si³y dziejów oraz odnalezienia tajemnicy swojego przeznaczenia9. Eliza z Branickich Krasiñska w swoich listach czyni³a podobnie. Jednak nie w poczuciu fatalnej konieczno ci , ale w dzia³aniach Boga i Szatana upatrywa³a róde³ zamêtu historii, ludzkiego bólu i cierpienia10. Wiara w Bosk¹ i szatañsk¹ ingerencjê w losy wiata i cz³owieka dawa³aby jej nadprzyrodzon¹ pewno æ, wewnêtrzn¹ si³ê, pozwalaj¹c¹ zrozumieæ swoje ¿ycie i dziej¹ce siê w nim wydarzenia. Uczucia religijne umo¿liwia³y umieszczenie siebie na tle zak³adanego projektu ca³o ci istnienia, pozwala³y na wytworzenie ogólnej orientacji, któr¹ zyskuje siê w trakcie poszukiwania uniwersalnego systemu wiary oraz co najwa¿niejsze przezwyciê¿enie dezintegracji osobowo ci. Przekonanie m.in. o tym, ¿e wraz z zawieruch¹ historii nadesz³a kara, która ci¹¿y nad wiatem i bêdzie siê szerzyæ , a sza³ demonów popycha ludzi do ob³êdu (list nr 499), chroni³o Krasiñsk¹ przed lêkiem, zw¹tpieniem i rozpacz¹. Stwarza³o równie¿ perspektywê, dziêki której potrafi³a w kolejnych etapach swojego ¿ycia uchwyciæ sensowny zwi¹zek miêdzy sob¹ a ca³o ci¹ Bytu. Nic nie dzia³o siê ju¿ bez przyczyny, wszystko mia³o cel, g³êbsze znaczenie i uzasadnienie. Ponadto, zawarte w niektórych listach prze wiadczenie, ¿e bramy piekielne nigdy nie zwyci꿹 Ko cio³a Bo¿ego (list nr 498), pomaga³o przetrwaæ najbardziej dramatyczne chwile. Co wiêcej, traktowanie ówczesnych wydarzeñ politycznych i spo³ecznych (zw³aszcza rewolucji)11 jako zapowiedzi religijnej oraz moralnej przemiany wiata dodawa³o otuchy i nadziei. Natomiast stylizowanie listów na kazanie przybli¿a³o j¹ do Boga i pozwala³o przenikn¹æ Jego tajemnice. O pokrewieñstwie niektórych listów z kazaniami wiadczy chocia¿by u¿ywanie przez Krasiñsk¹ czasu przysz³ego, sprawiaj¹cego, ¿e rytm zdania nabiera cech proroctwa, oraz pos³ugiwanie

9 A. Strzeszewska, ¯ycie jako powie æ. Epistolografia Maurycego Mochnackiego w kon-

tek cie wspó³czesnej refleksji narratywistycznej, w: Polska literatura wspó³czesna wobec romantyzmu, red. M. £ukaszuk, D. Seweryn, Lublin 2007, s. 279-281. 10 Pogl¹d Krasiñskiej na wiat i Boga, a wiadczy o tym wiele listów, móg³ kszta³towaæ siê pod bezpo rednim wp³ywem twórczo ci mê¿a zw³aszcza Irydiona. 11 Mo¿na podejrzewaæ, ¿e du¿¹ rolê w postrzeganiu przez Elizê rewolucji odegra³a lektura Nie-Boskiej komedii. Wiele fragmentów tej romantycznej epistolografii sprawia bowiem wra¿enie komentarza do utworu Krasiñskiego.


68

siê takimi zwrotami, jak: wierzmy , ufajmy , dziêkujmy , nie poddawajmy siê . Na tak¹ formê epistolografii wp³ynê³a prawdopodobnie znajomo æ z ksiê¿mi zmartwychwstañcami szczególnie z Hieronimem Kajsiewiczem. Trudno stwierdziæ, czy ¿ona Zygmunta Krasiñskiego mia³a kiedykolwiek okazjê uczestniczyæ w kazaniach wyg³aszanych przez autora Sonetów w Pary¿u, Krakowie, tudzie¿ w Rzymie (w swoich listach tego nie odnotowa³a). Na bliskie kontakty ze s³ynnym kaznodziej¹ wskazuj¹ jednak fragmenty listów do Katarzyny Potockiej z 27 grudnia 1848 roku (nr 518), 21 maja 1849 roku (nr 587) i z lutego 1861 roku (nr 1402). Postrzeganie wiata jako miejsca walki Dobra ze Z³em w korespondencji Krasiñskiej ujawnia³o siê równie¿ w opisywaniu dziej¹cych siê wówczas zdarzeñ w tonie apokaliptycznym (list nr 404, nr 409, nr 498, nr 516, nr 520). Ogl¹d dziewiêtnastowiecznych wydarzeñ politycznych oraz spo³eczno-kulturalnych, m.in. towianizmu, panslawizmu, rodz¹cego siê wówczas socjalizmu, jako zapowiedzi powszechnej Apokalipsy stanowi³ próbê ich usensownienia i zrozumienia. Podobnie jak Zygmunt Krasiñski, który pod wp³ywem Pisma bezw³ad rzeczywisto ci ogarnia³ my l¹ niekiedy do æ g³êbok¹ 12, autorka omawianej epistolografii stara³a siê odnale æ ród³o chaosu historii w Bo¿ych zamys³ach i decyzjach (w tym wypadku dotycz¹cych S¹du Ostatecznego). Siêganie do Biblii wyk³adni sensu dziejów, przybieraj¹cych teraz charakter eschatologiczny, pomaga³o zachowaæ wewnêtrzn¹ równowagê i w rezultacie prowadzi³o do ukonstytuowania siê w³asnej to¿samo ci. Ponadto, odwo³ywanie siê do biblijnych sposobów obrazowania koñca wiata oraz przywo³ywanie znamiennych dla Apokalipsy w. Jana symboli np. zwierzêcia o twarzy lwa i nogach nied wiedzia jeszcze bardziej utwierdza³o j¹ w przekonaniu, ¿e czasy, w których ¿y³a, to mo¿e jeszcze nie koniec , ale z pewno ci¹ pocz¹tek koñca (list nr 498). Nawi¹zywanie do zaczerpniêtej z Biblii symboliki zmierza³o tym samym do przeniesienia zastanej rzeczywisto ci w najwy¿szy wymiar aksjologiczny13. Przeczucie zbli¿aj¹cej siê 12 Z. Sudolski, U róde³ wyobra ni i my li Zygmunta Krasiñskiego, w: Apokalipsa. Symbolika tradycja egzegeza, red. K. Korotkich, J. £awski, t. 2, Bia³ystok 2007, s. 21. Por. inne artyku³y z powy¿szego tomu: A. Fabianowski, Zygmunt Krasiñski: tworzenie Apokalipsy, s. 25-39; M. liwiñski, Na wiatach poczêtych, na wiatach maj¹cych zgin¹æ . Apokaliptyka Nie-Boskiej komedii Zygmunta Krasiñskiego, s. 41-69; M. Szargot, Apokaliptyczne podrzuty historii w Irydionie Zygmunta Krasiñskiego, s. 71-79; J. Lyszczyna, Rok 1848 w apokaliptycznych prognozach historiozoficznych Zygmunta Krasiñskiego i Konstantego Gaszyñskiego, s. 81-90. 13 Zob. M. Maciejewski, Biblie romantyków, w: Religijny wymiar literatury polskiego romantyzmu, red. D. Zam¹ciñska, M. Maciejewski, Lublin 1995, s. 20.


69

katastrofy dodatkowo wzmacnia³o pos³ugiwanie siê takimi zwrotami, jak: diabe³ , Jego Wysoko æ Lucyfer , Belzebub , fa³szywi prorocy , smok , piek³o . Problematyka rewolucji, spe³niaj¹cej siê Apokalipsy oraz odwo³añ do idei historiozoficznych Zygmunta Krasiñskiego, to temat osobny, przekraczaj¹cy ramy tej pracy, który zosta³ tu jedynie zasygnalizowany. Wiara Krasiñskiej w Bosk¹ i szatañsk¹ ingerencjê w losy wiata wi¹za³a siê równie¿ z dzieleniem spotykanych ludzi na dobrych i z³ych, wiêtych i grzeszników. Staraj¹c siê rozpoznaæ w znacz¹cych osobisto ciach XIX wieku (zw³aszcza w papie¿u Piusie IX, Makrynie Mieczys³awskiej, Adamie Mickiewiczu i Andrzeju Towiañskim) wys³anników Boga lub Szatana, próbowa³a sobie wyt³umaczyæ okrucieñstwa czasów, w których ¿y³a. (Choæby rewolucja to wynik walki namiestników Chrystusa z lud mi piekielnymi ). Precyzyjne i niemal codzienne w czasie Wiosny Ludów opisywanie ich zachowañ, gestów, s³ów prowadzi³o Krasiñsk¹ do ca³kowitego uto¿samienia siê z charakteryzowan¹ postaci¹ b¹d do jej stanowczego odrzucenia i potêpienia. Umo¿liwia³o to odnalezienie w chaosie historii prawdziwych warto ci. Poszukiwanie w drugim cz³owieku bosko ci (o Piusie IX czêsto pisa³a jak o Chrystusie i wiêtym mêczenniku list nr 409, nr 411, nr 454, nr 503) lub demoniczno ci (Mickiewicza i Towiañskiego uwa¿a³a za fa³szywych proroków , mówi¹cych o Niebie, ¿eby Piek³o mog³o ³atwiej zatryumfowaæ list nr 404)14 jest zatem jednym z wa¿niejszych, nieu wiadamianych, sposobów pokonywania dezintegracji. Porównywanie siê do innych w mniemaniu Krasiñskiej wybranych przez Boga lub Szatana ludzi, okaza³o siê drog¹ do samorozumienia i wiadomego kszta³towania osobowo ci15. W przezwyciê¿aniu duchowego rozdarcia zw³aszcza w 1843 roku, kiedy panna Eliza przygotowywa³a siê do ma³¿eñstwa z Zygmuntem pomaga³o jej tak¿e prze wiadczenie, ¿e to rêka Bo¿a wszystkim pokierowa³a (list nr 170). S¹dz¹c, ¿e nie jest godna mi³o ci poety (list nr 107), nie maj¹c pewno ci, czy kiedykolwiek zas³u¿y sobie na jego uczucie (list nr 173), szuka³a wyt³umaczenia

14 Sposób postrzegania przez Elizê Mickiewicza-towiañczyka nie ró¿ni³ siê wcale od roz-

powszechnionych wówczas opinii na jego temat. Przedstawienie poety jako cz³owieka, w którym wszystko jest dziwne i którego uwydatnione rysy, szlachetne i twarde b³yszcz¹ czasem dziwn¹ m³odo ci¹, jakby pochodzi³y od nadprzyrodzonej si³y (list nr 404), wpisuje siê w dziewiêtnastowieczn¹ tradycjê my lenia o autorze Dziadów i wspó³tworzy jego legendê. 15 El¿bieta Rybicka nazwa³aby to wynajdywaniem siebie i/ poprzez Innego . Zob. E. Rybicka, Antropologiczne i komunikacyjne aspekty dyskursu epistolograficznego, w: Narracja i to¿samo æ (I). Narracje w kulturze, red. W. Bolecki, R. Nycz, Warszawa 2004, s. 211.


70

dla podjêtych decyzji w zamiarach Boga. Aby nadaæ sens temu niechcianemu przez wszystkich po kolei ma³¿eñstwu, pisa³a, ¿e jest ono w zamys³ach Opatrzno ci (list nr 171) i ¿e znajduje siê w zjednoczeniu z wol¹ Bo¿¹ (list nr 174). Wyczuwaj¹c ingerencjê Opatrzno ci, ³atwiej jej by³o znie æ obojêtno æ i brak mi³o ci i przywi¹zania ze strony syna genera³a oraz niepewno æ ich wspólnej przysz³o ci. Ca³kowite poddanie siê woli Boga prowadzi³o wiêc Elizê do akceptacji otaczaj¹cej rzeczywisto ci oraz do odzyskania utraconej to¿samo ci. Ponadto, niektóre fragmenty przywo³anych listów stanowi¹ zapowied tak wa¿nej dla tej epistolografii problematyki autokreacji i stylizacji autora Nie-Boskiej komedii na cz³owieka dobrego, troskliwego i pe³nego najlepszych uczuæ dla ¿ony. Wiemy, ¿e Zygmunt taki jednak nie by³. Postrzeganie wiata jako miejsca walki Dobra ze Z³em w korespondencji Elizy Krasiñskiej nabiera szczególnego znaczenia. Wiara w Bosk¹ i szatañsk¹ ingerencjê w bieg historii, losy spo³eczeñstw i pojedynczego cz³owieka stanowi próbê nadania ¿yciu sensu i okre lonego kszta³tu, oraz co najistotniejsze jest sposobem przezwyciê¿ania odczuwanego rozpadu psyche. I tak, zapewniaj¹c sam¹ siebie w listach, ¿e wszystko da siê wyt³umaczyæ wol¹ Boga lub Szatana oraz zbli¿aj¹c¹ siê Apokalips¹, po której nast¹pi czas powszechnej szczê liwo ci i moralnego odrodzenia ludzko ci, Krasiñska stara³a siê odnale æ sens istnienia, a w procesie samorozumienia stawiæ czo³a trudnej rzeczywisto ci. Porównuj¹c siê do przedstawicieli Chrystusa na ziemi (Piusa IX, Makryny Mieczys³awskiej, Zofii ks. Odescalchi), szuka³a takich warto ci, które umo¿liwi³yby odzyskanie utraconej pe³ni i harmonii. Stosunek Elizy do wiata i dziej¹cych siê wydarzeñ (zw³aszcza rewolucji) wiadczy jednocze nie o fascynacji twórczo ci¹ literack¹ mê¿a i jego pomys³ami historiozoficznymi. Ten wyj¹tkowy zbiór dziewiêtnastowiecznej epistolografii w niektórych fragmentach sprawia bowiem wra¿enie komentarza do najwiêkszych dzie³ Zygmunta Krasiñskiego Nie-Boskiej komedii i Irydiona. Mo¿na zatem zaryzykowaæ twierdzenie, ¿e korespondencja Elizy Krasiñskiej stanowi rozwiniêcie my li i pogl¹dów, zawartych w utworach autora Przed witu i jest ich swoistym dope³nieniem16. Jest to temat szeroki, do opracowania w innym miejscu, tu tylko sygnalizujê jego obecno æ w korespondencji.

16 Por. Z. Sudolski, wiadek epoki, w: Listy Elizy z Branickich Krasiñskiej z lat 1835-1876,

t. 1, s. 19-20.


71

2. Sztuka, wiat, rzeczy ostateczne Poszukiwanie warto ci, które pozwala³y Elizie Krasiñskiej zachowaæ wewnêtrzn¹ równowagê i na nowo stworzyæ jednolity obraz samej siebie, odbywa³o siê te¿ na drodze kontemplacji sztuki i natury oraz refleksji o wiecie i rzeczach ostatecznych. Opisywanie w listach wra¿eñ z ogl¹danych obrazów i rze b, przeczytanych ksi¹¿ek, podziwianych widoków i pejza¿y oraz dzielenie siê z adresatkami korespondencji przemy leniami na temat ¿ycia i mierci, roli kobiety w spo³eczeñstwie, nie wynika³o tylko z chêci poinformowania ich o bie¿¹cych wydarzeniach i aktualnym stanie ducha. Jest to raczej forma walki z przeznaczeniem (bezustannym cierpieniem) oraz zmaganie z utrat¹ pierwotnej jedno ci. Chêæ odnalezienia spokoju w dzie³ach sztuki i literaturze, potrzeba odkrycia w³asnego ja dziêki kontaktom z natur¹, pragnienie oswojenia mierci czy znikomo ci istnienia poprzez ci¹g³¹ refleksjê i zadumê wszystko to kierowa³o autorkê listów ku samopoznaniu oraz prowadzi³o do akceptowania otaczaj¹cej rzeczywisto ci. Tak wiêc kontemplowanie dzie³ sztuki (zw³aszcza p³ócien Rafaela Santi, Ary Scheffera i rze b Micha³a Anio³a) oraz poszukiwanie w nich bosko ci przybli¿a³o Krasiñsk¹ do wa¿nej dla niej transcendencji i sfery sacrum. Traktowanie sztuki jako przedstawienia tego, co nieskoñczone w skoñczono ci oraz odnajdywanie w jej tre ciach bezpo redniego ogl¹du absolutu 17, stanowi³o wa¿ny etap w zdobywaniu samo wiadomo ci, niezbêdnej w procesie kszta³towania to¿samo ci wiedzy ja . Poprzez odkrywanie w sztuce Boga, Eliza rozpoznawa³a sam¹ siebie i w rezultacie z wiêksz¹ ³atwo ci¹ przezwyciê¿a³a wewnêtrzne rozdwojenie. Ponadto, dziêki starannemu opisywaniu dostrze¿onych warto ci (w przypadku dzie³ Rafaela by³y to np. niebiañska harmonia, tchnienie ducha bo¿ego, majestat i moc Wiekuistego) oraz przeciwstawieniu ich okrucieñstwom wiata i historii, mog³a pokonaæ rodz¹ce siê poczucie bezsensu istnienia, ulotno ci w³asnej egzystencji. Mo¿na przypuszczaæ, ¿e ogarniaj¹ce Elizê w trakcie kontemplowania dzie³ sztuki pozytywne uczucia i emocje stanowi³y próbê oderwania siê od problemów codzienno ci. Staraj¹c siê zanurzyæ w przedstawianych na 17 Por. F. W. J. Schelling, Filozofia sztuki, w: tego¿, Filozofia sztuki. O stosunkach sztuk pla-

stycznych do przyrody. Bruno, czyli o boskiej i naturalnej zasadzie rzeczy rozmowa, prze³., wstêp i przypisy K. Krzemieniowa, przek³. przejrza³ Z. Kuderowicz, Warszawa 1983. Krasiñska uwa¿a³a tak jak Schelling ¿e bezpo redni¹ przyczyn¹ wszelkiej sztuki jest Bóg , i ¿e przejawia siê w niej nieskoñczono æ. Poza tym, podobnie jak i twórca filozofii objawienia, twierdzi³a, ¿e w prawdziwym dziele sztuki nie ma piêkna poszczególnego piêkna jest tylko ca³o æ . W takim ujêciu to nie tylko pos³uguj¹cy siê intuicj¹ i darem natury artysta zyskuje dziêki sztuce samo wiadomo æ wiedzê o ja zdobywa równie¿ jej uwa¿ny obserwator, znawca i wielbiciel.


72

obrazach wiatach idealnych, m.in. w pe³nych ciep³ych tonów i kolorów widokach z malowide³ Horna i Fryderyka Müllera (list nr 80), szuka³a wytchnienia, odpoczynku po trudach dnia. Szczegó³owe opisywanie w listach do kuzynki odnajdywanych w kolejnych dzie³ach warto ci wskazuje na potrzebê uto¿samienia siê z nimi, zast¹pienia chaosu ¿ycia p³yn¹cym z nich piêknem i spokojem. Dziêki porównywaniu ogl¹danych na obrazach wiatów z empirycznie do wiadczan¹ rzeczywisto ci¹ mo¿na sobie u wiadomiæ, co jest dobre, a co z³e, wa¿ne lub nieistotne, wznios³e czy te¿ ma³o znacz¹ce. Innymi s³owy, sztuki piêkne pozwala³y ¿onie Zygmunta zbudowaæ trwa³y system aksjologiczny, oparty na w³asnych przemy leniach oraz ocaliæ swój wewnêtrzny, jedynie prawdziwy, duchowy wiat. Oczywi cie nie tylko kontemplowanie dzie³ sztuki pomaga³o Elizie zrozumieæ siebie. To równie¿ dziêki lekturom (m.in. ksi¹¿kom Pani de Staël, George Sand, Pierre a Josepha Proudhona, Charlesa Fouriera, Josepha de Maistre a), mog³a odnale æ sens ¿ycia, okre liæ istotê i cel w³asnej egzystencji. Opisuj¹c w korespondencji wra¿enia dotycz¹ce przeczytanych ksi¹¿ek i artyku³ów (Krasiñska czyta³a regularnie m.in. Journal des Débates , Revue des Deux Mondes , krakowski Czas ), czyli w jêzyku narratywistyki tworz¹c narracjê o narracji , próbowa³a ustaliæ, jakimi warto ciami nale¿y siê w ¿yciu kierowaæ, co powinno byæ najwa¿niejsze i kogo warto postawiæ przed sob¹ jako wzór do na ladowania. Przekonana podobnie jak m¹¿ ¿e wiat d¹¿y ku rewolucji kobiecej tysi¹ckrotnie bardziej gro nej od wszystkich tych, które do tej pory pustoszy³y nasz glob , i ¿e kobiety w XIX wieku s¹ bardziej powa¿ne i solidne (nr 510), w czytanych lekturach szuka³a idea³u prawdziwej kobieco ci. W ten sposób na lekcjê dla wszystkich kobiet wybra³a chocia¿by spisane rêk¹ Jeana Marie Dargaud, francuskiego pisarza i historyka, dzieje Marii Stuart. Wszak to angielska królowa, odkupiwszy swoje winy przez bohatersk¹ mieræ, sta³a siê symbolem wierno ci w³asnym przekonaniom, odwagi oraz heroizmu, którego zdaniem Krasiñskiej w XIX wieku nie by³o (list nr 900). Innym sposobem przezwyciê¿ania dramatu rozpadu osobowo ci by³ jej kontakt z natur¹18. Chocia¿ dla romantyków Natura okaza³a siê tajemnicz¹ ksiêg¹ 18 Pos³uguj¹c siê pojêciem natura , nie zamierzam wik³aæ siê w jej filozoficzne odniesienia. Termin ten rozumiem za S³ownikiem jêzyka polskiego Samuela Lindego jako ogó³ rzeczy stworzonych . Linde wyró¿ni³ trzy znaczenia natury: 1) si³a twory wywodz¹ca (natura naturans); 2) ogó³ rzeczy stworzonych (natura naturata); 3) istno æ (istota rzeczy lub zjawiska). Zob. has³o Natura, w: S³ownik jêzyka polskiego przez Samuela Bogumi³a Linde, t. 3: M-O, Lwów 1857, s. 298. Ponadto, czasami stosujê go wymiennie z wyrazem przyroda (co jest charakterystyczne dla wiadomo ci pozytywistycznej).


73

zawieraj¹c¹ prawa stanowi¹ce podstawê harmonii wszech wiata19, to ¿ona twórcy Przed witu postrzega³a j¹ w odmienny sposób. Dla Krasiñskiej do wiadczenie wiata natury nie by³o pretekstem do snucia filozoficznych rozwa¿añ ani powodem do metafizycznych uniesieñ. W jej wiadomo ci pejza¿ romantyczny jedynie czasami przemienia³ siê w przesycony symbolik¹, uduchowiony, samodzielny byt, mog¹cy staæ siê dla zafascynowanego nim cz³owieka osobliwym partnerem, który nape³nia lêkiem i kusi nadziej¹ poznania20. Widok ska³, ciemnego lasu, jezior o surowym piêknie , tudzie¿ malowniczych ruin starych zamków przynosi³ raczej odprê¿enie i psychiczn¹ równowagê. Obcowanie z interpretowan¹ w kategoriach ³adu i porz¹dku natur¹ (morze bywa harmonijne , jezioro jest otoczone górami o greckim profilu , a wegetacja przyrody odbywa siê bez krzyku ) w sytuacji chaosu zwi¹zanego z wydarzeniami rewolucji europejskiej chroni³o autorkê listów przed zagubieniem siê w wielkiej zawierusze dziejów . Umo¿liwia³o zajrzenie w g³¹b siebie, wyciszenie i nabranie nowych si³ do walki z codzienno ci¹. W li cie do Katarzyny Potockiej z 19 grudnia 1850 roku mog³a wiêc zanotowaæ: To prawdziwa rozkosz tak wlec siê powoli w tej ³agodnej atmosferze i nieustannie kontemplowaæ tê wdziêczn¹ przyrodê, której piêkna pogoda dodaje jeszcze wdziêku. Ty znasz Heidelberg i wiesz jak malownicze jest to mi³e miasteczko zwieñczone zielonymi górami. ¯ycie jest tu bardzo spokojne, a spokój jest jedynym z g³ównych dobrodziejstw ¿ycia. Odzyskujê si³y duszy i cia³a w tym dobroczynnym spokoju, w którym obecnie ¿yjê. Jestem g³odna i spragniona tego pokoju i nie mogê siê nim nasyciæ (list nr 759).

Do wiadczenie ogó³u rzeczy stworzonych , obok wiary w bosk¹ ingerencjê w losy wiata oraz pragnienia identyfikacji rzeczywisto ci z odnajdywanymi w sztuce warto ciami, stanowi³o dla Elizy jedn¹ z wa¿niejszych metod pokonywania egzystencjalnego niepokoju, poczucia rozdwojenia ja i nie-ja . Ci¹g³e zapewnianie rodziny i siebie, ¿e kontakt z natur¹ wp³ywa koj¹co i terapeutycznie, prowadzi³o do przekszta³cenia dotychczasowej wizji wiata w idylliczne, rajskie, a czasami nawet ba niowe o nim wyobra¿enie. Baden-Baden czêsto przywo³ywa³o na my l pierwszy raj, jaki w ca³ej swojej wie¿o ci wymkn¹³ siê z r¹k Stwórcy (list nr 579), a lasy wokó³ tego uzdrowiska pe³ne by³y bajecznych chochlików i demonów (list nr 542). Eskapizm ucieczka w wiat natury i przyrody, i w zwi¹zan¹ z nim ba niowo æ by³ form¹ walki z cierpieniem i krucho ci¹ 19 M.

Janion, Ku nia natury, Gdañsk 1994, s. 19-20. A. Kowalczykowa, Pejza¿ romantyczny, Kraków 1982.

20 Zob.


74

psyche. Za porównywanie otaczaj¹cej przyrody m.in. do gotyckich katedr dodawa³o relacji powagi oraz wprowadza³o j¹, tj. naturê, w sferê sacrum w tak blisk¹ romantykom przestrzeñ mistyki i metafizyki21. Warto równie¿ zauwa¿yæ, ¿e pomimo literackich inklinacji Elizy jej s³ownictwo by³o ma³o zró¿nicowane. W korespondencji Krasiñskiej góry maj¹ zazwyczaj harmonijne i czyste kontury, lasy s¹ ciemne i wspania³e , przyroda bywa wdziêczna i zachwycaj¹ca . Natomiast jeziora emanuj¹ surowym piêknem, a powietrze jest aksamitne , ciep³e i pachn¹ce . Pokonanie wewnêtrznego rozdarcia w przypadku Elizy Krasiñskiej okaza³o siê równie¿ mo¿liwe dziêki refleksji o ¿yciu, cierpieniu, mierci i kondycji cz³owieka w XIX wieku. By lepiej zrozumieæ dziej¹ce siê wokó³ wydarzenia oraz nadaæ sens niepowodzeniom, stara³a siê ponownie zaw³aszczyæ przez wiadomo æ wiat, z którego zosta³a wyobcowana wskutek pierwotnego aktu my lenia22. Snuj¹c w listach filozoficzne rozwa¿ania, zamierza³a na nowo zsyntetyzowaæ to, co zosta³o w jej naturze podzielone. Proces my lowy stanowi³ ród³o egzystencjalnej si³y, kszta³tuj¹cej to¿samo æ i wiedzê o ja . Zatem pisanie drogim przyjació³kom o ¿yciu i rzeczach ostatecznych oswaja³o Krasiñsk¹ z przemijaniem, znikomo ci¹ ludzkiego istnienia, wojnami, chorobami, ci¹g³ym niepokojem. Prowadzi³o tym samym do akceptacji otaczaj¹cej rzeczywisto ci. Dzielenie siê z rodzin¹ przemy leniami na temat mierci, cz³owieka, u³omno ci jego charakteru, pozwala³o usensowniæ w³asn¹ egzystencjê oraz wyt³umaczyæ sobie i swoim bliskim konieczno æ umierania i cierpienia. Natomiast uporczywie stawiane pytania o duszê i cia³o cz³owieka, powody op³akiwania zmar³ych czy sens ludzkiej egzystencji prowokuj¹ adresata i nadawcê korespondencji do dalszych refleksji, zakorzeniaj¹c w rzeczywisto ci i w³asnym jestestwie (w my l kartezjañskiej zasady my lê, wiêc jestem ). Filozoficzna refleksja prowadzi³a wiêc do ca³o ciowego ogl¹du wiata, u³atwiaj¹c duchow¹ reintegracjê, a w procesie wszech-poznawania ukonstytuowanie siê to¿samo ci. Pamiêæ o tym, ¿e ¿ycie rzadko odp³aca siê jak¹ dobr¹ rzeczywisto ci¹, gdy ¿¹damy od niego czego w zamian za wszystko co my mu dali (list nr 116), czyni³a wiarê Krasiñskiej w Boga jeszcze silniejsz¹ i dojrzalsz¹. Natomiast wiadomo æ, ¿e g³êbi¹ rzeczy jest nico æ tego wiata (list nr 121), uczy³a pogardy dla ¿ycia oraz ca³kowitego zatracenia siê w my leniu o wieczno ci. 21 Mimo ¿e sposób patrzenia Elizy Krasiñskiej na przyrodê i naturê jest bardziej klasyczny ni¿ romantyczny , to niektóre listy (zw³aszcza te, które opisuj¹ podró¿ przez W³ochy, Szwajcariê i Alpy), wpisuj¹ siê w tradycjê polskiego podró¿opisarstwa romantycznego . 22 M. H. Abrams, dz. cyt., s. 215-216.


75

3. Ja to kto Inny, czyli autokreacja Jednak nie tylko rozwa¿ania o Bogu, sztuce, wiecie i rzeczach ostatecznych prowadzi³y Elizê Krasiñsk¹ do ocalenia ja . Ostatnim a w moim przekonaniu najwa¿niejszym (bo u wiadamianym) sposobem pokonywania wewnêtrznego rozdarcia by³a autokreacja, czyli sugerowanie po¿¹danego obrazu siebie za pomoc¹ ró¿nych technik od bezpo redniej autocharakterystyki i ¿¹dañ, by w okre lony sposób interpretowaæ postaæ nadawcy korespondencji, po dzia³ania bardzo subtelne, czasem przewrotne, implicite wpisane w tekst wypowiedzi 23. Micha³ Kuziak, charakteryzuj¹c zapisane w listach Juliusza S³owackiego opowie ci autokreacyjne , stwierdzi³, ¿e w odniesieniu do epistolografii autora Balladyny mo¿na mówiæ o dwóch pokrewnych sobie technikach interpretowania w³asnej biografii: prezentowaniu jej przez pryzmat tekstów literackich i poprzez istniej¹ce ówcze nie wzorce osobowe, np. modelowe biografie romantyków24. Korespondencja jako sztuka póz by³aby zatem wiadomym aktem nadawania sobie to¿samo ci25. Podobnie dzieje siê w listach Elizy Krasiñskiej. Jednak to nie stylizowanie w³asnej biografii na wzór upowszechnionych wówczas romantycznych sposobów prze¿ywania rzeczywisto ci, ale kreowanie siebie na idea³, wedle którego chcia³oby siê ¿yæ, pomaga³o jej w scalaniu osobowo ci. Konstruowana w procesie autokreacji to¿samo æ nazwijmy j¹ to¿samo ci¹ naddan¹ (wszak powstaje wskutek sugerowania po¿¹danego obrazu siebie) umo¿liwia³a bowiem rozpoznanie swojego prawdziwego ja oraz prowadzi³a do zrozumienia dziej¹cych siê w jej ¿yciu zdarzeñ. Wobec tego paradoksalnie przyjmowanie przez ¿onê Zygmunta Krasiñskiego w trakcie pisania listów okre lonych póz i ról powodowa³o ukszta³towanie siê to¿samo ci prawdziwej , faktycznej , realnie istniej¹cej . Tworzenie siebie na wzór idea³u, zgodnie z którym chcia³oby siê ¿yæ, u wiadamia³o autorkê, kim jest, kim byæ nie mo¿e lub nie potrafi, jakie warto ci s¹ najwa¿niejsze, czego wymaga od wiata, siebie i bliskich sobie ludzi oraz co jest potrzebne, by odzyskaæ duchow¹ równowagê. Jakie zatem role, pozy i maski przyjmowa³a Eliza Krasiñska w swojej epistolografii i czy reintegracja osobowo ci by³a jedynym skutkiem autokreacji? Uczucie, jakim panna Eliza obdarzy³a w 1840 roku autora Nie-Boskiej komedii, okaza³o siê brzemienne w skutki. Mi³o æ do Zygmunta zasadniczo 23 K.

Cysewski, Problem autokreacji w listach Zygmunta Krasiñskiego, w: Sztuka pisania. O li cie polskim w wieku XIX, red. J. Sztachelska, E. D¹browicz, Bia³ystok 2000, s. 73. 24 M. Kuziak, Kreacje epistolograficzne Juliusza S³owackiego (zarys problematyki), w: Sztuka pisania , s. 98-99. 25 Zob. tam¿e, s. 109.


76

wp³ynê³a zarówno na kszta³t ca³ego jej ¿ycia, jak i na tre æ korespondencji pisanej w latach 1843-1859 (a wiêc od czasu lubu z poet¹ do jego mierci). Wtedy to Eliza zupe³nie wiadomie, niemal w ka¿dym swoim li cie, kreowa³a siê na cierpliw¹, spe³nion¹ i bardzo szczê liw¹ bo kochan¹ przez mê¿a ¿onê. Warto jednak zauwa¿yæ, ¿e ma³¿eñska rzeczywisto æ Elizy i Zygmunta Krasiñskich przedstawia³a siê zgo³a inaczej. Twórca Przed witu o czym wiadcz¹ jego listy do Jerzego Lubomirskiego i Delfiny Potockiej przez d³ugie miesi¹ce nazywa³ ¿onê t¹ pann¹ i nie chcia³ z ni¹ spêdziæ nocy po lubnej. Demonstracyjnie jej unika³ i nie ukrywa³ przed ni¹ swojej niechêci czy braku przywi¹zania. Zatem wcielanie siê w rolê szczê liwej, zadowolonej ze wspólnego ¿ycia i potrzebnej mê¿owi ¿ony pomaga³o zapomnieæ o braku mi³o ci ze strony syna genera³a i stworzyæ wiat w³asny, bezpieczny, spokojny i cichy (niewa¿ne, ¿e fa³szywy). Ponadto, wypieranie ze wiadomo ci zdarzeñ utrudniaj¹cych integracjê osobowo ci (Krasiñska ukry³a przed korespondentkami m.in. to, ¿e Zygmunt nie by³ obecny podczas narodzin ich pierworodnego syna W³adys³awa), a tym samym jakby zniekszta³canie realnie istniej¹cego wiata, prowadzi³o do wyeliminowania z ¿ycia poczucia osobistej tragedii. Autokreacja podobnie jak kontemplacja sztuki przyczyni³a siê tak¿e do zbudowania trwa³ego systemu warto ci. Wzajemna dobroæ i serdeczno æ, rodzinne ciep³o i przywi¹zanie, obustronny szacunek, prostota ¿ycia s¹ najwiêkszym d¹¿eniem Krasiñskiej, trudnym do zrealizowania idea³em. Co wiêcej, ci¹g³e usprawiedliwianie przed sob¹ i przed rodzin¹ zachowañ mê¿a wiadczy o pragnieniu zast¹pienia przykrej rzeczywisto ci w³asnymi o niej (i o Krasiñskim) wyobra¿eniami. Ucieczka w sferê marzeñ i imaginacji okaza³a siê wobec tego kolejnym ale nie ostatnim sposobem pokonywania przeciwno ci losu. Kreowanie siebie na ¿onê idealn¹, a Zygmunta na mê¿a doskona³ego, pozwala³o przekonaæ nieprzychyln¹ poecie rodzinê Elizy do s³uszno ci podjêtej decyzji (po lubienia go) i zapewniæ, ¿e pomimo plotek i z³ych jêzyków ich romans trwa na ca³ego . Kolejn¹ kreacj¹ epistolograficzn¹ by³a rola opanowanej, stroni¹cej od ¿ycia towarzyskiego oraz nieulegaj¹cej ziemskim namiêtno ciom kobiety-intelektualistki. Jak gdyby wiadomie przeciwstawiaj¹c w³asn¹ osobê dziewiêtnastowiecznym rewolucjonistkom (tym sawantkom polityki , furiom socjalizmu i postêpu ) oraz salonowym lwicom Delfinie Potockiej i Marii Kalergis, Eliza Krasiñska poszukiwa³a w wiecie trwa³ych warto ci oraz takiego idea³u kobieco ci, wed³ug którego mo¿na ¿yæ przyzwoicie. Dziêki temu zaczyna³a dostrzegaæ, kim jest i jak¹ kobiet¹ pragnie byæ do koñca ¿ycia. Nadto, pisanie przyjació³kom w listach, ¿e jest filozofem na mod³ê Diogenesa (list nr 144) i chcia³aby byæ studentem, mog¹cym chodziæ na ró¿ne wyk³ady (list nr 120), zdradza³o jej upodobanie


77

do wiedzy. Jest równie¿ prawdopodobne, ¿e kreowanie siebie na kobietê ma³o towarzysk¹, kochaj¹c¹ m¹dro æ i opanowanie, wynika³o z chêci ukrycia w³asnych kompleksów, niedoci¹gniêæ urody i charakteru. Warto jednocze nie zauwa¿yæ, ¿e Krasiñska w niektórych swoich listach przyjmuje pe³n¹ egzaltacji (a egzaltacja ta bardzo czêsto przekszta³ca siê w chorobliw¹ manierê) pozê proroka duchowego przewodnika ludzko ci. Informowanie rodziny, ¿e po Wio nie Ludów Rzym bêdzie miastem przeklêtym, kara Bo¿a jaka na nie spadnie bêdzie straszna i bezlitosna (list nr 495), a Polska nie bêdzie ani Mick(iewiczowska), ani Mieros³awska, tylko wiêta i czysta przed Panem (list nr 641), przybiera miejscami formê przepowiedni i przypomina og³aszanie nieznanych ludziom prawd. Obwieszczanie przysz³ych zdarzeñ, wcielanie siê w rolê romantycznej profetki jako przejaw wtajemniczenia w Boski plan zbawienia nadaje ¿yciu sens i okre lony kszta³t, dowarto ciowuje czyni z Krasiñskiej kogo wa¿nego. Wyra nie te¿ widaæ, jak bardzo Eliza my la³a Zygmuntem i jego twórczo ci¹. Wszak ton wieszczy to cecha charakterystyczna wielu utworów autora Resurrecturis. W epistolografii Elizy Krasiñskiej odnajdziemy równie¿ takie jej fragmenty, które mog¹ wskazywaæ na potrzebê opisywania w³asnej osoby w kategoriach niezawinionej ofiary, przez Boga poddawanej próbom i naznaczanej cierpieniem. wiadcz¹ o tym listy napisane kilka dni po mierci najstarszego syna W³adys³awa, oraz pozosta³ych dzieci. Najwy¿sza ofiara, jakiej Bóg-Stworzyciel za¿¹da³ od matki mieræ dzieci sprawi³a, ¿e jej religijno æ siê pog³êbi³a i sta³a siê elementem wiadomej kreacji w³asnego wizerunku. Stylizowanie siê na wezwan¹ do stóp krzy¿a, cierpi¹c¹, ale niebuntuj¹c¹ siê, b³ogos³awion¹ ( wiêt¹?) miêdzy matkami pomaga³o przetrwaæ rodzinn¹ tragediê. Usensownianie ¿ycia poprzez nadawanie mu sakralnego wymiaru stanowi³o próbê zaakceptowania do wiadczeñ oraz zrozumienia losu. Traktowanie siebie jako osoby wybranej przez Boga stwarza³o tak¹ perspektywê istnienia, w której ból przeradza³ siê w zbawienie, a cierpienie przemienia³o w rado æ. Ponadto, przekonanie, ¿e jej drogie dzieci [ ] s¹ u Boga, u swego Stworzyciela, Ojca i Odkupiciela , pomniejsza³o ciê¿ar smutku i pozwala³o dostrzec w chaosie istnienia prawdziwy cel ludzkiej egzystencji, którym jest powrót na ³ono Opatrzno ci. Z kolei wiara, ¿e cierpienie przyjête i ofiarowane Bogu ma w sobie ukryte ród³o ¿ycia, pokrzepia duszê i wznosi ponad czysto ziemskie uczucia, umo¿liwia³o odnalezienie w osobistym nieszczê ciu warto ci, które wp³ywa³y koj¹co niemal terapeutycznie. Krasiñska jak sama przyzna³a w swoim cierpieniu czu³a siê szczê liwa . To tak¿e ci¹g³e opisywanie swojego ¿alu i przygnêbienia, otrzymywanie listów, a wraz z nimi s³ów pocieszenia od rodziny, oraz bezustanne wspominanie synów sprawia³o, ¿e rozpacz po stracie dzieci nie by³a a¿ tak uci¹¿liwa. Zabiegom kreacyjnym podlega³


78

te¿ obraz adresatów i osób wystêpuj¹cych w korespondencji. W³adzio Krasiñski ju¿ w wieku czterech lat zacz¹³ jak gdyby improwizowaæ (list nr 448) i umiera³ jak wiêty jego ofiara spe³ni³a siê bez szemrania, bez ¿alu, bez jednego westchnienia (list nr 2005). Natomiast Pu (tak Krasiñska nazywa³a drugiego syna), umieraj¹c, zdawa³ siê promienny, u miecha³ siê jak w ekstazie i by³o w nim co z tryumfatora (list nr 1749). Kreowanie bliskich sobie osób na ludzi wybitnych, niemal¿e wiêtych, posiadaj¹cych niezwyk³e zdolno ci jest kolejnym sposobem przezwyciê¿ania wewnêtrznego rozpadu. Opisywanie synów w kategoriach ponadprzeciêtno ci pomaga³o walczyæ z codzienno ci¹ i osobistymi niepowodzeniami. Potrzeba dopasowania istniej¹cej rzeczywisto ci do w³asnych wyobra¿eñ na temat swojego ja (autokreacja), drugiego cz³owieka (kreacja Innego), wiata, Boga czy cierpienia wyrasta³a z warunków egzystencji. Wcielanie siê w okre lone role i narzucanie ich innym ludziom by³o form¹ walki z w³asnym przeznaczeniem oraz wi¹¿¹cym siê z nim zw¹tpieniem w sens ¿ycia. Metafizyka integracji w przypadku Elizy z Branickich Krasiñskiej mia³a ró¿ne oblicza. Tworzenia korespondencji (sui generis pamiêtnika, powie ci autobiograficznej w listach) mo¿na traktowaæ jako przejaw niezgody ¿ony autora Irydiona na wiat, rozdarcie cz³owieka na ja i nie-ja . Konstruowana w procesie autonarracji to¿samo æ pozwala³a pokonaæ rodz¹ce siê poczucie bezsensu istnienia daremno ci, znikomo ci w³asnej egzystencji. Szczegó³owe opisywanie codzienno ci, rozpamiêtywanie przesz³o ci czy analizowanie dziej¹cych siê wówczas zdarzeñ prowadzi³o do ponownego scalenia osobowo ci i akceptacji otaczaj¹cej rzeczywisto ci. Równie¿ wiara w Bosk¹ ingerencjê w losy wiata, odrzucenie cnót fa³szywych (g³oszonych przez towiañczyków, rewolucjonistów i socjalistów), kontemplacja sztuki, zwi¹zek z natur¹, refleksja o Bogu, cierpieniu i mierci czy wiadoma autokreacja sprawi³y, ¿e odzyskanie pe³ni cz³owieczeñstwa sta³o siê mo¿liwe. Co wiêcej, zawarty w tej epistolografii zapis prze¿yæ egzystencjalnych (autorskiej potrzeby integralnej to¿samo ci, próby scalenia dekonstruowanego wiata, tworzenia po¿¹danego wariantu w³asnej biografii) uchyla tradycyjny, dokumentacyjno- ród³owy aspekt lektury listów oraz u³atwia dotarcie do ich g³êbszych struktur znaczeniowych. Jednocze nie pozwala lepiej zrozumieæ epokê i ludzi. Warto tak¿e zauwa¿yæ, ¿e Eliza Krasiñska nie tyle my li narracj¹ , ile historie, jakie uk³ada, opowiada jakby wtórnie. Jej zdolno æ samorozumienia kszta³tuje siê bowiem dziêki mo¿liwo ci odnoszenia do siebie plotów (termin Paula Ricoeura), które czerpie z kultury (przede wszystkim z twórczo ci mê¿a) i wypróbowywaniu ró¿nych ról przyjmowanych przez ulubionych bohaterów literackich.


79

* Agnieszka Markuszewska The metaphysics of integration. Eliza Krasiñska, née Branicka, in search of identity This article attempts at looking at letters of the wife of the great Polish romantic poet Zygmunt Krasiñski as a story of overcoming inner disintegration, a noticeable decomposition of the psyche. The spiritual dilemma was defeated by Eliza s describing on her letter sheets the everyday life and events, political and social, going on around her, as coupled with detailed analysing of her own emotional states. This peculiar self-psychoanalysis was supported by romanticist providentialism, belief in divine and satanic interventions in the vicissitudes of the world, Manichean struggle of Good and Evil, contemplation of art and nature, afterthought on man, death and the last things , as well as self-creation.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010

Aneta Mazur

WIEK XXI PATRZY NA WIEK XIX. NA MARGINESIE KSI¥¯KI STANIS£AWA WASYLEWSKIEGO1

Wiek XIX, coraz czê ciej nazywany z³otym wiekiem drugim po renesansie kultury polskiej, nieuchronnie osuwa siê w przesz³o æ, wraz z pokoleniami, które zwyk³y okre laæ go mianem ubieg³ego wieku . Jego osi¹gniêcia cywilizacyjne ju¿ dawno zosta³y prze cigniête astronomicznym skokiem cywilizacji dzisiejszej, jego kultura powoli wsi¹ka w muzealne archiwa, gdzie ka¿dy znajduje wedle woli: pokryty patyn¹ zabytek albo niemo¿liw¹ do powtórzenia utopiê. Tymczasem wielkie stulecie Polaków (Witkowska) nie bardzo doczeka³o siê swego piewcy. Jak zauwa¿a Janusz Tazbir, nie poradzili sobie z XIX stuleciem ani Aleksander Brückner (4 tom Dziejów kultury polskiej, 1903), ani Bogdan Suchodolski (Dzieje kultury polskiej, 1980), ani Maria Bogucka (Dzieje kultury polskiej do 1918 roku, 1987), ani autorzy zbiorowej pracy Obyczaje w Polsce. Od redniowiecza do czasów wspó³czesnych (red. A. Chwalba, 2004)2. Do roli tej zapewne nie mo¿e te¿ pretendowaæ monograficzne ujêcie El¿biety Koweckiej (W salonie i kuchni. Opowie æ o kulturze materialnej pa³aców i dworów polskich w XIX w., 1984) oraz inne, podobnie wybiórcze. Co do tego, ¿e sztuka ta nie do koñca uda³a siê i Wasylewskiemu, zgodna by³a wiêkszo æ recenzentów ¯ycia polskiego w XIX wieku, gdy ukaza³o siê po raz pierwszy przed 47 laty. Mo¿na zapytaæ dramatycznie czy z tym stuleciem w ogóle mo¿na sobie poradziæ, czy ci¹¿¹ce 1 S. Wasylewski, ¯ycie polskie w XIX wieku, oprac. i przedm. J. Tazbir, pos³. S. S. Nicieja, Warszawa 2008. 2 Zob. J. Tazbir, Opus vitae Stanis³awa Wasylewskiego, w: S. Wasylewski, dz. cyt., s. 10.


81

na nim brzemiê polskiego przekleñstwa i b³ogos³awieñstwa mo¿na zamkn¹æ w klatce jakiejkolwiek zadowalaj¹cej syntezy? Stanis³aw Wasylewski (1885-1953) nale¿a³ do pieszczochów losu w ród przedwojennych literatów polskich; wspomnienia swoje sam zatytu³owa³: czterdzie ci lat powodzenia . Wykszta³cony w okresie wspania³ego rozkwitu kultury lwowskiej, wyros³y na ¿yznej glebie i w przyjaznym cieniu Ossolineum, swoim debiutem (U ksiê¿nej pani, 1917) od razu zdoby³ szturmem czytelnika i ta szczê liwa passa trwa³a a¿ do wybuchu drugiej wojny. Erudyta, b³yskotliwy eseista i publicysta, wziêty redaktor i twórca audycji radiowych, historyk, polonista i mi³o nik sztuki, balansowa³ na krawêdzi kilku dyscyplin, nie daj¹c siê zamkn¹æ w ¿adnej z nich, ku ¿alowi czy zgorszeniu (a tak¿e zazdro ci ) specjalistów. Eseistyczny genre Wasylewskiego by³ w miêdzywojniu nowatorski: zainicjowa³ artystyczny sposób podawania wiedzy rzetelnie zakorzenionej w ród³ach3. Pasjonowa³y go przede wszystkim wieki XVIII i XIX, których dzieje opisywa³ przez pryzmat obyczaju oraz biografii ludzi niepospolitych. By³ jednym z nielicznych posiadaczy imponuj¹cego zbioru pamiêtników i wspomnieñ (4-5 tysiêcy), dokumentuj¹cych te stulecia. Materia³ pieczo³owicie gromadzony przez lata wykorzystywa³ w licznych publikacjach i audycjach radiowych, planuj¹c w przysz³o ci wydaæ w kilku tomach dzieje kultury obyczajowej u nas 4. Nie by³by pionierem na tym gruncie, mia³ znakomitych poprzedników: nie mówi¹c ju¿ o Jêdrzeju Kitowiczu i jego wspania³ym Opisie obyczajów za panowania Augusta III (druk. 1840), odnotowaæ trzeba dwie publikacje, które ukaza³y siê w okresie m³odo ci Wasylewskiego, Encyklopediê staropolsk¹ Zygmunta Glogera (1900-1903) oraz niezmiernie popularne ¯ycie polskie w dawnych wiekach W³adys³awa £oziñskiego (18 wydañ w latach 1907-1969). Z planów Wasylewskiego wprawdzie nic nie wysz³o, ale pozosta³o po nich w³a nie ¯ycie polskie w XIX wieku. Nie tylko sam tytu³ ³¹czy je z bestsellerem £oziñskiego. Ten ukaza³ siê (w 1912) w ozdobnym wydaniu lwowskiego ksiêgarza-erudyty, Alfreda Altenberga, wspó³pracownika i przyjaciela Wasylewskiego, który prawdopodobnie u niego równie¿ opublikowa³by swoje ¯ycie, gdyby je zd¹¿y³ ukoñczyæ za ¿ycia wydawcy5. 3 Zob.

D. Zielonkowa, Stanis³awa Wasylewskiego zwi¹zki ze l¹skiem, Opole 1969, s. 7: Eseistyka historyczna i historycznoliteracka, w której dokumentacja naukowa idzie w parze z artystycznym rodkiem jej przekazu, nie zdoby³a dobie dot¹d w Polsce tego miejsca, co w innych literaturach: angielskiej, hiszpañskiej, a przede wszystkim francuskiej . Mo¿na powiedzieæ, ¿e Wasylewski spopularyzowa³ te szko³y eseju na gruncie polskim. 4 S. Wasylewski, Czterdzie ci lat powodzenia. Przebieg mojego ¿ycia, Wroc³aw 1959, s. 189. 5 Tj. do roku 1924. Wasylewski wielokrotnie zachwyca³ siê ozdobnymi wydawnictwami Altenberga, planowa³ te¿ wydanie u niego ksi¹¿ek (zob. S. Wasylewski, Czterdzie ci lat powodzenia , s. 199 i passim).


82

Obaj autorzy ¯ycia polskiego i tego dawnego, i dziewiêtnastowiecznego narzekali w swoich przedmowach na zaniedbanie historii obyczaju przez rodzimych badaczy. Wasylewski pisa³ wrêcz o dyscyplinie nieistniej¹cej i lekcewa¿onej, mimo ¿e w okresie przedwojennym ukaza³y siê ju¿ Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII (1933-1934) Jana Stanis³awa Bystronia6. Byæ mo¿e one nawet wywar³y dodatkowy wp³yw na krystalizacjê jego marzeñ o udokumentowaniu niesamowitego wieku polskich losów, wieku, który kszta³towa³ i ugniata³ materiê polskiego ¿ycia (Lebenswelt, jakby powiedzia³ Husserl) w ró¿nych aspektach i w sposób jedyny w swoim rodzaju. Swoist¹ klamr¹, spinaj¹c¹ studia £oziñskiego i Wasylewskiego dzisiaj, staj¹ siê wznowienia ich prac w jednolitej serii wydawniczej Iskier , pod redakcj¹ Janusza Tazbira7. ¯ycie polskie Wasylewskiego by³o zatem nastêpn¹ prób¹ opisu obyczajów polskich w kolejnym stuleciu. Czy prób¹ udan¹? Realizacje marzeñ bywaj¹ bolesne, i nie inaczej sta³o siê w tym przypadku. Ostatniej8 ksi¹¿ce w bogatym dorobku pisarza nie by³o dane dzieliæ szczê liwego losu poprzednich, jakby wrêcz sprzysiêg³o siê przeciw niej z³o liwe fatum. Zapowied ¯ycia polskiego pojawi³a siê ju¿ w 1921 roku, a pierwsza redakcja pracy, zaplanowanej na 3-4 tomy, by³a gotowa oko³o roku 1936 i wiadomo by³o, ¿e uka¿e siê w poznañskiej serii Cuda Polski , ale zamiary pokrzy¿owa³a wojna. Latami gromadzona biblioteka zosta³a zniszczona przez hitlerowców, a jej w³a ciciel musia³ opu ciæ Wielkopolskê, jako poszukiwany przez Niemców autor g³o nego wiadectwa o germanizacji Opolszczyzny (Na l¹sku Opolskim, 1937). Pozbawiony materia³ów, Wasylewski dopracowywa³ swoje studium w latach okupacji, najpierw w czy æcu lwowskim , potem w piekle Krakowa , w koñcu zaszyty w prowincjonalnym Opolu (po nagonce rodowiska i procesie, wytoczonym mu z racji kontrowersyjnej wspó³pracy z niemieck¹ Gazet¹ Lwowsk¹ w latach 1941-1944)9. Jednak i tym 6 Nie

dotar³am do informacji, kiedy dok³adnie powsta³a przedmowa Wasylewskiego. £oziñski, ¯ycie polskie w dawnych wiekach, red. J. Tazbir, Warszawa 2006. 8 Z rêkopisów ukaza³y siê potem jeszcze tylko wybory szkiców (Szkice serdeczne i przewrotne. Ksi¹¿ka dla mi³o ników przesz³o ci l¹ska, wyb. W. Szewczyk, Katowice 1964; Wspomnienia i szkice znad Warty, oprac. W. Nawrocki, Poznañ 1973). 9 Wasylewski zosta³ uniewinniony z braku dowodów jednoznacznie szkodliwej dzia³alno ci; wielu wiadków podkre la³o pozytywn¹ rolê, jak¹ odgrywa³ prowadzony przezeñ dzia³ kulturalny Gazety Lwowskiej . Pisarz podj¹³ siê ryzykownej wspó³pracy z niemieck¹ gadzinówk¹ jako cz³onek wywiadu AK, za zgod¹ i na polecenie podziemia. Jak sam zeznawa³: wst¹pi³em w charakterze wywiadowcy do redakcji [ ]. Jako poszukiwany przez gestapo w Poznaniu [ ] mog³em tylko wtedy zdobyæ ich zaufanie i mieæ swobodê ruchów, gdy mnie prasa podziemna potêpi za »wys³ugiwanie siê Niemcom« (zob. G. Hryciuk, Gazeta 7 W.


83

razem praca nie zosta³a doprowadzona do koñca. W roku 1953 autor zmar³, a ostatecznej redakcji maszynopisu dokona³ historyk kultury, bibliotekarz i wydawca, lwowski krajan Wasylewskiego, Zbigniew Jab³oñski. ¯ycie musia³o jeszcze odczekaæ swoje a¿ do prze³omu pa dziernikowego. Publikacja w 1962 roku nie zakoñczy³a jednak z³ej passy. Ksi¹¿ka nie zosta³a przyjêta tak dobrze jak inne prace pisarza, ani przez historyków (Kieniewicz), ani przez re¿imow¹ krytykê (Toeplitz); ogó³ recenzentów podkre la³ formalny wdziêk, lecz kwestionowa³ merytoryczn¹ warto æ pozycji10. Byæ mo¿e zadzia³a³a tutaj nie tylko peerelowska dyscyplina ideologiczna ¯ycie by³o ostatecznie apoteoz¹ polskiego czynu niepodleg³o ciowego, je li nie wrêcz dyskretn¹ kontraband¹ szlachetczyzny, i niewiele mog³y pomóc tutaj liczne puenty autora w duchu marksistowskiej interpretacji dziejów11 ale i swoista dyscyplina naukowego uprawiania humanistyki, która zaczyna³a obowi¹zywaæ w latach sze ædziesi¹tych i dla której swobodna, nie zawsze wiarygodna w szczegó³ach opowie æ Wasylewskiego przedstawia³a gorsz¹cy dyskurs historyczny. Dzisiaj ju¿ nie sposób rozdzieliæ ówczesnych przes³anek ideologicznych od argumentacji merytorycznej. Faktem jest, ¿e ¯ycie trafi³o w swoist¹ recepcyjn¹ dziurê, nie funkcjonowa³o nawet w szerszym obiegu bibliograficznym (pamiêtam w³asne zaskoczenie, gdy przed laty przypadkowo odkry³am opas³¹ ceg³ê o wielce obiecuj¹cym tytule), a badacze dziejów XIX wieku patrzyli nañ niechêtnie i lekcewa¿¹co. Trzeba jednak podkre liæ, i¿ w latach zapomnienia istnia³, i istnieje po dzi dzieñ, ¿ywy nurt badañ twórczo ci Wasylewskiego, reprezentowany licznie przez rodowisko bliskiej autorowi Opolszczyzny (Jerzy Po piech12, Danuta Zielonkowa, Stanis³aw S³awomir Nicieja, Marceli Kosman, Kazimierz i Piotr Kowalscy, Adam Wierciñski, Andrzej Bro¿ek i inni). Lwowska 1941-1944, Wroc³aw 1996, s. 57; J. Po piech, Pos³owie, w: S. Wasylewski, Na l¹sku Opolskim, Opole 1987 [reprint z 1937], s. 294). Pisarz podejrzewa³, ¿e u podstaw oskar¿enia, które wysz³o ze rodowiska literackiego, mog³y le¿eæ pobudki osobiste Cel by³ ³atwy, obrona do czasu niemo¿liwa, atak powiód³ siê napastnikom w zupe³no ci (S. Wasylewski, Czterdzie ci lat powodzenia , s. 204). 10 Najwiêksz¹ falê krytyki wzbudzi³a ksi¹¿ka ¯ycie polskie w XIX wieku jedyna praca Wasylewskiego o ambicjach monograficznych (L. Kozo³ub, Stanis³aw Wasylewski jako historyk kultury polskiej, w: Z ¿ycia i twórczo ci Stanis³awa Wasylewskiego. Materia³y z sesji naukowej odbytej w Opolu w dniu 12 grudnia 1989 roku, red. J. Po piech, Opole 1991, s. 32). 11 Np. zwroty w rodzaju wstecznik naszej arystokracji (165), t³um reakcyjnych dziedziców , który zas³u¿y³ na s³uszny wyrok historii (354-355), czy przytoczona pochwa³a Marksa dla Rewolucji Krakowskiej 1846 roku (164). 12 Zas³u¿ony badacz sylwetki i twórczo ci pisarza, ostatnio autor cennego szkicu opartego o materia³y archiwalne (Z okazji edycji drugiej ¯ycia polskiego w XIX wieku Stanis³awa Wasylewskiego, Kwartalnik Opolski 2009, nr 1).


84

W roku 2008 wkracza zatem ¯ycie polskie na rynek czytelniczy ze swoistym obci¹¿eniem. Janusz Tazbir w przedmowie redakcyjnej niejako usprawiedliwia siê z reedycji, traktuj¹c j¹ jako obowi¹zek przywrócenia ogó³owi czytelniczemu sympatycznego reliktu epoki, gdy pisano jeszcze atrakcyjnie i w sposób zrozumia³y nie tylko dla w¹skiego krêgu fachowców 13. Jaki odbiór czeka ksi¹¿kê Wasylewskiego dzisiaj, czym bêdzie dla nas jutro? Nie mo¿na wykluczyæ, i¿ czas jej przemin¹³; niewydana przed 1939 rokiem, jest swoistym pogrobowcem, który prze¿y³ sam siebie. Odesz³y pokolenia czytelników, dla których prawdopodobnie by³a pisana ludzi, którzy z wieku XIX jeszcze wyrastali i którzy czuli jego niszcz¹ce, ale i ¿yciodajne p³omiê na plecach; nale¿a³ wszak do nich sam autor. Dwudziestolecie miêdzywojenne potrzebowa³o takiej rekapitulacji swojego onegdaj , i to wiêcej ni¿ jakakolwiek inna epoka; potrzebowa³o generalnego bilansu piêknego stulecia Polaków , które zapisywa³o najczarniejsze karty w historii narodu. Naród ten w latach 1918-1939 mia³ prawo z podziwem, mi³o ci¹, ale i z bólem czy z gorycz¹ przebiegaæ my l¹ ró¿ne dziewiêtnastowieczne terminy , z jakich (nie zawsze) wychodzi³ obronn¹ rêk¹; mia³ prawo pos³uchaæ gawêdy o dziejach, które go wy³oni³y, nawet je li nie by³a ona do koñca wiarygodna i rzeczowa. Opowie æ Wasylewskiego jest w³a nie tak¹ gawêd¹, zapatrzon¹ po Sienkiewiczowsku w blaski i nêdze przesz³o ci; gawêd¹, która potrafi oddaæ nastrój, smak minionego czasu , ale i osnuæ przesz³e zdarzenia mgie³k¹ melancholii 14. W jego narracji kr¹¿¹ ci¹gle jeszcze niewygas³e pasje niedawnej przesz³o ci, widoczne w upodobaniach, fascynacjach i obawach. Wiek XIX jest u Wasylewskiego romantyczny, niepokorny, zwyciêski narodowo, malowniczy obyczajowo, bolesny spo³ecznie, wlok¹cy za sob¹ ogrom resentymentów i zasz³o ci. Ten barwny film o ubieg³ym stuleciu , jak powiada³ Jab³oñski, to co wiêcej ni¿ zalew smutnie banalnych, podrêcznikowych informacji z politycznej i spo³eczno-gospodarczej historii Polski , a epitet uroczy plotkarz 15 jest dla autora obra liwy. ¯ycie polskie w XIX wieku nie stanowi wyra nie osobnej pozycji w ca³okszta³cie twórczo ci Wasylewskiego. To swoista synteza wszystkich gawêd, esejów i szkiców, a szczególnie portretów literackich 16, jakie pojawi³y siê w jego 13 J.

Tazbir, dz. cyt., s. 13.

14 A. Wierciñski, Dyskretny erudyta. O pisarstwie Stanis³awa Wasylewskiego, Opole 2003,

s. 6.

15 Tak twierdzili recenzenci kilkadziesi¹t lat temu. Zob. Z. Jab³oñski, Przedmowa wydawcy, w: S. Wasylewski, ¯ycie polskie w XIX wieku, opracowa³, przedm. i oprac. Z. Jab³oñski, Kraków 1962, s. 8; J. Tazbir, dz. cyt., s. 7, 8. 16 D. Zielonkowa, dz. cyt., s. 10.


85

pracach wcze niejszych (Mi³o æ romantyczna, Na l¹sku Opolskim), jak i tych przygotowywanych do druku lub aktualnie publikowanych w prasie (Karolina Sobañska, Wspomnienia i szkice znad Warty, Szkice serdeczne i przewrotne). Znalaz³y tu miejsce tematy o wieceniowe i romantyczne, wielkopolskie i l¹skie, polityczne, literackie i folklorystyczne. Mo¿na powiedzieæ, ¿e mg³awicowa eseistyka pisarza otrzyma³a w tym opas³ym tomie dziewiêtnastowieczn¹ krystalizacjê. Meandryczny dyskurs ¯ycia , rozpisany na dwadzie cia piêæ rozdzia³ów, osnuty jest na czterech w¹tkach. Podstawowy tworzy chronologia polityczna od zmierzchu formacji stanis³awowskiej (Jeszcze Polska nie umar³a), poprzez okres napoleoñski, erê metternichowsk¹ oraz Wiosnê Ludów (Osi¹gniêcia i klêski epoki Ksiêstwa; Czasy Królestwa Kongresowego; Naród w klatce wiêtego Przymierza; Tu³actwo obejmuje ster), po sk¹po omówione przesilenie powstania styczniowego (Przeciw idea³om i w zgodzie z nimi). Drug¹ warstwê stanowi ogl¹d ewoluuj¹cej kondycji spo³ecznej ziemian, mieszczan i ch³opów, z uwzglêdnieniem terytorialnej specyfiki zaborowej (Ró¿nice dzielnicowe i Niemcy na ziemiach naszych; Walka o zniesienie pañszczyzny; ¯ycie i fanaberie magnatów; Miasta i mieszczañstwo; Emigracja przymusowa i zarobkowa). Trakt trzeci to zarys dziejów kultury (Teatr; Muzyka; Od Or³owskiego do Matejki; Literatura; Czasopisma, ksi¹¿ki, wydawcy). W¹tek czwarty, najwa¿niejszy z perspektywy studium obyczajów, zwi¹zany jest z barwn¹, dynamiczn¹ sceneri¹ ówczesnego ¿ycia (Ubiory przybory amulety; Rozumni sza³em; Kobieta w walce; Romantyczna mi³o æ i kobieta; Obyczaje i sztuka ludu; Zamki, pa³ace, salony, dwory; Nowo ci XIX wieku w obyczajach; Komunikacja i o wietlenie; Ogrody i cmentarze). Oczywi cie rozdzia³ materii nie jest i nie mo¿e byæ konsekwentny, poszczególne tematy, epizody czy postaci powracaj¹ w ró¿nych ujêciach i kontekstach. Autorowi uda³o siê zrêcznie po³¹czyæ zdarzenia przebiegaj¹ce w czasie z ich zró¿nicowaniem przestrzennym problem nêkaj¹cy metodyków dziewiêtnastowiecznej historii Polski, o czym wspomina Tazbir. Z pewno ci¹, ¯ycie polskie jest czym w rodzaju potpourri najwa¿niejszych informacji z dziejów politycznych, spo³ecznych, gospodarczych i kulturalno-obyczajowych. Ale bardziej ni¿ historyczna faktografia interesuj¹ Wasylewskiego postaci bohaterów nieistniej¹cego pañstwa, bardziej ni¿ wyczerpuj¹cy portret spo³eczeñstwa epizody z trójdzielnicowego ¿ycia pod zaborami, bardziej ni¿ sztuka funkcjonowanie tej¿e w spo³eczeñstwie. A wszystko to w oprawie barwnych anegdot, biograficznych ciekawostek, trafnych bon motów, ciêtych powiedzonek i cytatów literackich z epoki. Przeplot ró¿nych aspektów rzeczywisto ci historycznej jest bezsprzeczn¹ zalet¹ interdyscyplinarnego, urozmaiconego wywodu autora.


86

Przyjêtej techniki wywodu impresyjnej, szkicowej, felietonowej, jak chc¹ niektórzy17, albo obrazkowej, jak chcia³ sam autor18 zapewne nie da siê obroniæ przed zarzutami powierzchowno ci czy fragmentaryczno ci, je li stosowaæ wobec niej quasi-naukowe kryterium syntezy. Specjali ci od historii politycznej i faktografii mog¹ mieæ uzasadnione pretensje o luki i omy³ki; historykom kultury nie w smak sk¹pe uwzglêdnienie ich dziedzin; studium obyczaju jest selektywne i nie zawsze solidne. Tylko ¿e autor przemy lnie uprzedzi³ wszelkie zarzuty tego typu, deklaruj¹c: Ambicj¹ moj¹ by³o zawsze gromadzenie takich kamyczków realiów sk³adaj¹cych obraz ca³o ci potocznego ¿ycia. Wa¿ne, uroczyste wydarzenia stara³em siê na wietliæ chocia¿by anegdot¹, która w moich opowiadaniach by³a wa¿niejsza ni¿ dokument z pieczêciami (Od autora, 15).

Wiêkszo æ recenzentów zwyk³a przytaczaæ ten automanifest Wasylewskiego jakby z ¿alem i przechodziæ nad nim do porz¹dku wy¿ej wspomnianych zarzutów. Tymczasem traktuj¹c serio deklaracjê autora, wypada wpisaæ ¯ycie polskie nie tylko w tradycjê pisanych barwnie i z rozmachem szkiców historyczno-obyczajowych (dziewiêtnastowiecznych Ludwika Kubali, Karola Szajnochy, Franciszka Jaworskiego, Antoniego Józefa Rollego, W³adys³awa £oziñskiego czy Kazimierza Ch³êdowskiego19; dwudziestowiecznych Feliksa Konecznego, Paw³a Jasienicy, Jerzego £ojka, czê ciowo Tazbira) ale równie¿ w tradycjê literackich esejów historycznych, np. Jaros³awa Marka Rymkiewicza, toutes proportions gardées. Wasylewski reprezentuje zapewnie inny kaliber wywodu, ale w sposób podobny, wiadomie uzupe³nia faktografiê domieszk¹ amatorstwa i dyletantyzmu (tak¿e w pierwotnych znaczeniach tych s³ów)20. Jego celem jest swoista gra materi¹ faktograficzn¹, która ma wywo³aæ odd wiêk w wyobra ni czytelnika 17 Otrzymali my po prostu zbiór felietonów tylko gdzieniegdzie dobijaj¹cych siê do wy-

¿szej rangi pisa³a Zielonkowa, rozczarowana silva rerum, które jej zdaniem ustêpuje artystycznie wcze niejszym esejom i jest w³a ciwie dzie³em dziennikarza (tam¿e, s. 10, 11). Oceny te powtarza szereg badaczy. 18 [ ] starali my siê uj¹æ w szeregu obrazków rozwój ¿ycia narodowego (421). O szkicowych obrazach i szkicach z dziejów ¿ycia polskiego do 1863 mówi te¿ J. Tazbir, dz. cyt., s. 8. 19 Zw³aszcza ten ostatni, Galicjanin i Lwowianin, wydaje siê bliski autorowi Portretów pañ wytwornych; ³¹czy³y ich zami³owanie do ciekawostek, smakowanie szczegó³ów oraz estetyczne koneserstwo. 20 O poszukiwaniach amatorskich, ale nie dyletanckich Wasylewskiego-badacza pisa³ Józef Kallenbach (zob. Z ¿ycia i twórczo ci , s. 16).


87

(à propos, s³owo wyobra nia zamiast imaginacja upowszechni³ Alojzy Feliñski. Któ¿ o tym pamiêta? Wasylewski oczywi cie). Pisarz doskonale zdawa³ sobie sprawê, ¿e w jego pracy [ ] o wyczerpaniu, pog³êbieniu i definitywnym ujêciu zagadnieñ nie mog³o byæ mowy. Piêciu ludzi trzeba by, nie jednego dyletanta, który, jak zawsze, dba³ i tu przede wszystkim o czytelnika, ³atwe ujêcie, o zainteresowanie go powabem opowiadania z oczywist¹ szkod¹ dla my lowego pog³êbienia, cierpliwej analizy i krytyki (Od autora, 15; wyró¿n. AM).

Wasylewski to zapewne jeden z ostatnich, co tak s³owem wodzi³. Dba³o æ o uwodzenie czytelnika sygnalizuje jednoznacznie, ¿e mamy do czynienia z polsk¹ szko³¹ eseju-gawêdy. Potwierdza tak¿e osiemnastowieczne zami³owania pisarza, którym da³ wyraz w tylu innych pracach; jest bowiem w prozie Wasylewskiego rys o wieceniowego, b³yskotliwego snucia narracji zarazem bawi¹cej i ucz¹cej, jest trafny, niedaj¹cy siê z³udziæ pozorom, s¹d historyka i wyrozumia³ego, ale jednak moralisty 21. Jest tak¿e splot dziedzictwa lwowskiego i poznañskiego. Lwów z jego pasj¹ semper fidelis i Poznañ ze swoim trze wym entuzjazmem. Te dwa miasta ¿ycia i pracy Wasylewskiego, ³¹cz¹ce niepodleg³o ciowy romantyzm z d³ug¹ tradycj¹ pracy organicznej, ukszta³towa³y etos i strategiê pisarza (echa lwowskie i wielkopolskie, a w³a ciwie zachodnie, bo te¿ pomorskie i l¹sko-opolskie, odzywaj¹ siê nader czêsto w rozdzia³ach ¯ycia ). Jak sam wreszcie t³umaczy³: Je li powiod³o siê autorowi naznaczyæ choæ w przybli¿eniu granice tematu, zestawiæ has³a najwa¿niejsze, wskazaæ ludzi czo³owych w dobrym czy z³ym sensie to mu wystarczy (Od autora, 15). Wasylewskiemu wystarczy³o, jego recenzentom nie zawsze. Czy wystarczy dzisiejszemu czytelnikowi? To zale¿y. Je li bli¿szy mu tradycyjny styl odbioru historiografii podobne podej cie wyda mu siê niezbyt odpowiedzialne, nawet irytuj¹ce. Je li posiada wra¿liwo æ eseistyczn¹, albo te¿ bêdzie odbiorc¹ ponowoczesnym, który godzi siê na zatarcie granic miêdzy narracj¹ historyczn¹ i estetyczn¹ chêtnie podda siê sugestywnej narracji autora ¯ycia , jego predylekcji do wyszukiwania paradoksów i kontrastów w pstrej tkance dziejów, jego z lekka ironicznej tonacji, rzadko przechodz¹cej w patos przy omawianiu tak patetycznej materii, jak¹ jest ¿ycie polskie w XIX wieku22. 21 J.

Kwiatkowski. Cyt. za: A. Wierciñski, dz. cyt., s. 6.

22 Zielonkowa widzi w Wasylewskim dziecko fin de siècle u, który nauczy³ go [ ] scep-

tycyzmu i relatywizmu w wiatopogl¹dzie naukowym i estetycznym , co znalaz³o te¿ wyraz w ¯yciu polskim, reprezentuj¹cym bardziej sceptyczny i relatywny stosunek autora do przedstawionych problemów i postaci (dz. cyt., s. 10, 12).


88

¯a³owaæ nale¿y, a bola³ nad tym ju¿ redaktor Jab³oñski, i¿ autor nie uwzglêdnia w stopniu adekwatnym rozkwitu dziewiêtnastowiecznej nauki, poprzestaj¹c na ciekawostkach i nowinkach technologicznych. Wasylewski dostrzega jednak ogrom pracy cywilizacyjnej, jaka trwa³a równolegle do naszych romantycznych perypetii, podkre laj¹c, ¿e zastêpy polskich in¿ynierów, techników, budowniczych, lekarzy, podró¿ników rozsiane po szerokim wiecie pracowa³y na rzecz ró¿nych krajów, tylko nie w³asnego ( kiedy podchor¹¿owie uderzali na Belweder, [ ] zaczê³a siê era stali i ognia ; 23). Nieobecno æ w¹tku dotycz¹cego wk³adu nauki w rozwój dziejów to typowa bol¹czka prac humanistycznych; tutaj wzmacnia j¹ dodatkowo fakt, i¿ autor koncentruje siê na pierwszej po³owie stulecia, nie docieraj¹c w³a ciwie do scjentystycznego rdzenia jego drugiej, pozytywistycznej po³owy. W przeciwieñstwie do ¯ycia polskiego £oziñskiego uwzglêdnia Wasylewski wiat mieszczañski i wiejski, choæ bardziej w wymiarze spo³ecznym z emocj¹ blisk¹ ¯eromskiemu omawia niezagojon¹, pal¹c¹ ranê kwestii w³o ciañskiej, któr¹ za³atwili za Polaków zaborcy ni¿ obyczajowym. Obyczaje wiejskie stanowczo nie mia³y szczê cia w historiografii polskiej. Kitowiczowi mieræ wytr¹ci³a pióro z rêki, gdy rozpoczyna³ ich spisywanie; £oziñski zrezygnowa³ z ich uwzglêdnienia wbrew pocz¹tkowym planom; autor ¯ycia polskiego w XIX wieku posi³kuje siê materia³em wybiórczym i przygodnym, czêsto wykorzystuj¹c zgromadzon¹ wiedzê z terenów l¹ska Opolskiego. Ca³kowitym milczeniem pomija Wasylewski modernistyczny prze³om XIX i XX wieku. To chyba najwiêkszy zawód nieuprzedzonego czytelnika, który zamiast panoramy ca³ego stulecia otrzymuje w³a ciwie studium formacji romantycznej. Efekt zaprzepaszczonych notatek, przerwanej pracy nad dzie³em czy te¿ zamierzenie wiadome? S³owa autora w Zamkniêciu sugeruj¹ to ostatnie: Przebiegli my szmat drogi od zacz¹tków doby romantyzmu a¿ po jego ostatni kwarta³ (421)23. Ujawniaj¹ praktykowan¹ a¿ do 1945 (i d³u¿ej) opcjê, zak³adaj¹c¹ romantyczny fundament zarówno charakteru narodowego, jak i ca³ej dziewiêtnastowieczno ci polskiej. Wasylewski prezentuje siê jako nieodrodny syn generacji neoromantycznej; nie przypadkiem pierwszym jego osi¹gniêciem redakcyjnym by³a w 1909 roku jubileuszowa ksiêga po wiêcona S³owackiemu (o rodzinnym kulcie poety wspomina w pamiêtnikach). Stanowisko to ujawnia siê te¿ w bezwarunkowej, jak siê wydaje, aprobacie autora ¯ycia dla polskich zrywów i konspiracji dziewiêtnastowiecznych; brak tutaj miejsca na rozterki zwi¹zane z sensem i ze skuteczno ci¹ naszej dziewiêtnastowiecznej martyrologii. Ciekawym papierkiem lakmusowym 23 Jeszcze

wyra niej mówi o tym zwrot: w ci¹gu stulecia epoki romantyzmu (295).


89

jest tak¿e kanon dziewiêciu kapitalnych dzie³ z czwartej dekady stulecia, o których autor powiada, i¿ nie znaæ ich Polakowi nie wolno, nie wypada (156-157). S¹ to: Pan Tadeusz, Zemsta, Nie-Boska komedia, Ojciec zad¿umionych ( przewy¿szaj¹cy Treny Kochanowskiego ), Wac³aw, W Szwajcarii i Balladyna S³owackiego, Pami¹tki Soplicy Rzewuskiego oraz powie æ Poeta i wiat Kraszewskiego ( prze wietlaj¹ca stosunek wybitnej indywidualno ci do têpego ogó³u ). Co znamienne, Wasylewski nie podaje w swoim studium ¿adnego innego kanonu tekstów choæ ma do dyspozycji produkcjê literack¹ ca³ego z³otego wieku kultury polskiej. Tote¿ w³a nie obraz rodowiska romantyków, nie tylko polskich zreszt¹, jest najcenniejszym chyba wk³adem Wasylewskiego w obraz stulecia (zauwa¿a³a to krytyka, podkre la to Tazbir). Lista rzeczy po¿ytecznych b¹d ciekawych, jakie autor ¯ycia uzmys³awia czytelnikowi temu przeciêtnemu i temu profesjonalnemu jest d³uga. Trochê na zasadzie znacie? to pos³uchajcie przywo³uje fakty mniej lub bardziej znajome, tu i ówdzie koryguj¹c proporcje czy oceny. Na wiele lat przed pracami Ryszarda Przybylskiego domaga siê Wasylewski uznania dla klasyków, ratuj¹cych entelechiê narodu i k³ad¹cych fundament pod romantyczne stulecie Polaków. Przypomina o austriackim terrorze ery metternichowskiej, zamazanym przez obraz dobrotliwej cekanii Franciszka Józefa II ( martyrologia ka ni pruskich i austriackich by³a wyj¹tkowo potworna, choæ nie wyda³a swoich Dziadów , 134). Wzdycha nad polsk¹ wad¹ pawia i papugi , któr¹ nazywa cudzobiesiem i w której widzi przyczynê zastraszaj¹cej potulno ci wobec zaborców (37-38). Wspomina utopijny zamiar genera³a D¹browskiego stworzenia Grecjo-Polski z dwóch uciemiê¿onych narodów; epidemie cholery w czwartej i pi¹tej dekadzie stulecia, przes¹dzaj¹ce o biegu polityki i spraw powszednich; czy przes³oniêty legend¹ Somosierry, a decyduj¹cy udzia³ napoleoñczyków polskich w walkach o Wroc³aw i inne miasta l¹skie ( w ataku podnieca³a ich jak wyznawali wiadomo æ, ¿e s³ysz¹c mowê polsk¹ naokó³, byli u siebie, oddychali powietrzem rodzimym ; 70). Interesuje go nietypowa religijno æ romantyków oraz zrewoltowana politycznie i obyczajowo kobieco æ w epoce w¹tek ciekawy z punktu widzenia dzisiejszego feminizmu, spuentowany dosadnymi s³owami Krasiñskiego o kobiecie przysz³o ci: Silna, muskularna, namiêtna potrafi równie ³atwo zabijaæ i rodziæ (125). Nie zaniedbuje te¿ Wasylewski swego ulubionego konika: dziejów ksi¹¿ek, bibliotek i muzeów, w których gromadzono materialne i niematerialne bogactwa nieistniej¹cego pañstwa. I nie stroni od informacji z pogranicza skandalu i sensacji (fakt sprzeda¿y bia³oruskich kobiet przez kresowych w³a cicieli czy nieodzowne romanse i flirty znanych osobisto ci). Warto æ ¯ycia polskiego nie polega na osza³amiaj¹cej


90

panoramie obyczajów tej zgo³a nie przynosi. Atrakcyjno æ ksi¹¿ki wi¹¿e siê raczej z galeri¹ sylwetek wybitnych postaci, zarysowanych pobie¿nie, skrótowo, anegdotycznie. Trudno zreszt¹, by by³o inaczej w przypadku pisarza mog¹cego siê poszczyciæ takim rodowodem po k¹dzieli, jak pradziad Tadeusz Wasilewski, wicemarsza³ek Sejmu Stanowego, mecenas Szajnochy i jeden z pionierów pracy organicznej w Galicji (gdzie pierwszy uw³aszczy³ ch³opów w 1842); jak dziadek Juliusz Starkel, organizator przemys³u, dzia³acz ludowy, pisarz i publicysta, kolega Asnyka z czasów heidelberskich, czy jak ciotka Felicja Boberska, zas³u¿ona spo³ecznica i za³o¿ycielka pensji dla dziewcz¹t. Przed oczami czytelnika ¯ycia polskiego przesuwa siê swoisty Polaków portret w³asny. Jak piêknie powiedzia³ o Wasylewskim Józef Kallenbach: przywdziewa³ szatê powa¿n¹, aby odprawiæ obrzêd historyczno-obyczajowy i wywo³aæ nik³e cienie to ciê¿szych, to l¿ejszych duchów 24. Przywo³ajmy niektóre z nich: autor pierwszego projektu socjalistycznego pañstwa z 1817 roku, napoleoñski oficer i ekonomista Wojciech Gutkowski radykalna bojownica, poznañska George Sand, Julia Moliñska-Woykowska Hoene-Wroñski, osobliwy typ filozofa-in¿yniera , który móg³ powstaæ tylko w Polsce (25) Edward Raczyñski, mecenas kultury i samobójca natchniony Edward Dembowski, kasztelanic komunista, jedna z najbardziej heroicznych postaci, jakie wyda³o stulecie (204) powstaniec styczniowy, niepodleg³o ciowiec i nie zawsze fortunny przedsiêbiorca-organicznik, czerwony ksi¹¿ê Adam Sapieha ( czerwona magnateria to specjalno æ Galicji i Poznañskiego, brak jej w Kongresówce) pierwowzór Mohorta Pola, ofiarny ¿o³nierz i spiskowiec Ksawery Krasicki, krewny poety lewicowy aposto³ hr. Stanis³aw Worcell, przyjaciel Hercena i bohater nienapisanej powie ci ¯eromskiego ekscentryczna ksiê¿niczka Czetwertyñska z Wo³ynia, cudowne dziecko o wielu talentach i fantastka, która uw³aszcza ch³opów i dzia³a w powstaniu styczniowym Dezydery Ch³apowski, wiekopomny reformator wielkopolskiego rolnictwa herold pracy organicznej doktor Karol Marcinkowski, syn szewca-furmana, spiskowiec, wolnomularz, emigrant i romantyk czynu spo³ecznego (366, 367) Stanis³aw Skarbek, dziwak wspania³y (235), budowniczy teatru lwowskiego o rozmiarach europejskich i twórca pierwszego funduszu emerytalnego dla aktorów Jan Potocki, dziwak genialny (340), który przed samobójcz¹ mierci¹ zajmowa³ siê twórczo archeologi¹, histori¹, slawistyk¹ i literatur¹ Wo³yniak Aleksander Chodkiewicz, chemik, fizyk, meteorolog, fantasta i utracjusz w jednym ¯ycie polskie budowali te¿ przybysze; nie tylko spolszczeni potomkowie 24 Cyt.

za: Z ¿ycia i twórczo ci , s. 16.


91

urzêdniczych elit zaborczych (czy jednak mog¹ zrównowa¿yæ krocie zruszczonych i zniemczonych z narodu? o tym zwykle dziejopisy milcz¹), ale i takie wyj¹tki, jak nadworny lekarz raciborskiego Hohenzollerna, Juliusz Roger, który zebra³ i wyda³ Pie ni ludu polskiego w Górnym l¹sku (1863). W g¹szcz faktów i sylwetek usi³uje Wasylewski wprowadziæ pewien porz¹dek, ³¹cz¹c je w kontrastowe, symetryczne b¹d komplementarne grupy, najczê ciej pary (aktorzy Modrzejewska i Dawison, arty ci Kraszewski i Moniuszko, spiskowcy Mieros³awski i Dembowski, radyka³owie Worcell i Hercen, poszukiwacze przygód Spitznagel i Strzelecki, malarze Kossak, Grottger i Matejko, brzydka Gabriela ¯michowska i piêkna Maria Kalergis, itp.). Zestawia tak¿e ze sob¹ dwa miasta, centra zaborczej w³adzy i kultury, gdzie niczym w paszczy lwa zagnie dzi³a siê polska kultura, paradoksalnie bezpieczniejsza i swobodniejsza ni¿ na terenach zaborów: Petersburg (siedziba carów i wzglêdnej swobody cenzuralnej dla polskich wydawnictw) oraz Wroc³aw pruskie miasto, gdzie powsta³ nienawistny (294) hymn Deutschland, Deutschland über alles, lecz gdzie tak¿e rozkwit³a slawistyka. Siêgaj¹c przewrotnie po s³owa samego autora, rzec mo¿na: z tego uroczego wielos³owia trudno wy³uskaæ jaki program (53)25. Idealnym scenariuszem lektury ¯ycia jest kapry ne, przypadkowe b³¹dzenie po kartach ksi¹¿ki, wydobywanie tego czy innego w¹tku z bogatego splotu faktów i historyjek; jej tkanina jest tak utkana, ¿e nie da siê spruæ ¿adnego ciegu tym gryma nym czytaniem, przeciwnie, jest jakby na ten styl lektury zaprogramowana. Byæ mo¿e efekt genialnej intuicji mistrza gawêdy i zwiewnego szkicu oraz miniatury 26. Wêdrówka krêtym szlakiem po dziewiêtnastowiecznych wydarzeniach, biografiach i ciekawostkach przypomina konstrukcje literackich podró¿y, jakie spotykamy u eseistów schy³ku XX wieku: Claudio Magrisa (Dunaj, 1986) czy Winfrieda G. Sebalda (Pier cienie Saturna. Angielska pielgrzymka, 1995). Zgoda, chwilami Wasylewski mo¿e nas irytowaæ podrêcznikowymi wstawkami (np. definicja romantyzmu wed³ug Kleinera) czy brakiem precyzji podawanych informacji. Ale wiele wybaczamy autorowi dla urokliwego jêzyka i stylu. To tak¿e powa¿ny powód, by siêgn¹æ po ¯ycie polskie w wieku XXI. Jest to obcowanie z mow¹ ju¿ niedzisiejsz¹, p³ynn¹, giêtk¹, ozdobn¹, przejrzy cie funkcjonaln¹. Jest to przyjemno æ smakowania pomys³owych sformu³owañ i zgrabnych sentencji. ¯eby ograniczyæ siê do paru przyk³adów: Odê do m³odo ci nazywa Wasylewski polsk¹ Deklaracj¹ Praw Cz³owieka (34), któr¹ ideowcy przez ca³e stulecie 25 W 26 Z.

kontek cie oryginalnym s³owa dotycz¹ panslawistycznych hase³ romantyków. Jab³oñski, dz. cyt., s. 7.


92

usi³uj¹ wprowadzaæ z ¿ycie; Pana Tadeusza okre la mianem eposu nie naszych dziejów , ale ziemi, nieba, pól, chmur, lasów, stawów i ¿ab (106); pisz¹c o muzyce Chopina, przytacza s³owa Lista polski ¿al (22); za Mickiewiczem, autorem Konfederatów barskich, powtarza: Gdy Polak skona, konspiruje jeszcze przynajmniej dwadzie cia cztery godzin! (91). Lektura ¯ycia polskiego , mimo lekko ci pióra i (czêsto) tonu autora, nie jest jednak bez reszty ³atwa i przyjemna. Uruchamia skojarzenia powa¿niejsze, z ponadczasow¹ matryc¹ ¿ycia polskiego w ogóle, a tak¿e z dniem dzisiejszym. Wspania³e teatrum Wasylewskiego które ukazuje na scenie narodowej akty wietne i herosów godnych podziwu, a w momentach kryzysu i zag³ady pracê godn¹, ofiarn¹ i zapobiegliw¹ ka¿e zapytaæ, jaki obraz pozostawi po sobie polskie ¿ycie w wieku XXI. A w ród zdezaktualizowanych ju¿ problemów, poruszanych przez autora, pojawiaj¹ siê my li, brzmi¹ce dziwnie aktualnie. Pos³annictwem Polski jest narzucaæ innym S³owianom wiadomo æ wolno ci i d¹¿enia do uzyskania swobodnego rozwoju pod ka¿dym wzglêdem. [ ] Ona jedna ma z w¹tku historycznego, z po³o¿enia swego warunki do wype³nienia tego obowi¹zku ta koncepcja Teofila Wi niowskiego, straconego we Lwowie w 1847, niejednokrotnie powraca dzisiaj w publicystyce politycznej. Inny rodzaj emocji budz¹ z kolei s³owa autora o dziewiêtnastowiecznych emigrantach: co dobrego zrobi³ ofiarny, podziw budz¹cy lekarz polski, in¿ynier, kolejarz, wychowawca czy nauczyciel, to psu³ jednym skandalem polski awanturnik, pijak i szuler (147). Czy nale¿y zalecaæ lekturê ¯ycia polskiego ? Odpowiedzieæ na to trzeba by pytaniem: a co w³a ciwie ma do dyspozycji czytelnik-niespecjalista, chc¹cy siê bli¿ej przyjrzeæ XIX stuleciu, poza podrêcznikami i fachowymi syntezami specjalistów poszczególnych dziedzin? Zbiorcze omówienia dziejów kultury polskiej w ogóle? Erudycyjny, polonistyczny S³ownik literatury polskiej XIX wieku? Fachowe tomy pokonferencyjne, selektywne i o du¿ym rozrzucie tematów? Napiszmy wpierw jak¹ w³asn¹, dwudziestopierwszowieczn¹ (skoro po ¯yciu polskim nie powsta³a ¿adna dwudziestowieczna) opowie æ o dziewiêtnastowieczno ci, nadróbmy zaleg³o ci (dlaczego istnieje Encyklopedia kultury polskiej XX wieku a brak wieku wcze niejszego?), a potem dopiero krytykujmy b¹d odrzucajmy pracê Wasylewskiego. W erze gwa³townego kurczenia siê pamiêci narodowej i historycznej, w czasach komercjalizacji kultury, kiedy rynek zalewaj¹ podrêczne i kolorowo opakowane syntezy europejskiego dziedzictwa, przemienione w niezno n¹ lekko æ handlowego towaru i w oceanie globalizmu ci niête do gar ci coraz bardziej lapidarnych, czêsto grzesz¹cych ideologiczn¹ poprawno ci¹ sloganów ¯ycie mo¿e spe³niæ rolê odtrutki na pospieszny rytm po³ykania kultury i ukazaæ niespieszny, barwny obraz wycinka dziejów pod powiêkszaj¹c¹


93

lup¹. Podczas gdy eklektyzm ponowoczesno ci nie ma ju¿ czasu na wczuwaj¹cy siê , hermetyczny odbiór, tutaj on jeszcze jest. O wieku XIX mówi g³os z epoki, to znaczy g³os uwzglêdniaj¹cy kulturowe mity i wyobra¿enia o przesz³o ci polskiej. Wbrew pozorom, bez nich przesz³o æ ta jest martwa i niema, ³atwiej j¹ poddaæ ideologicznej manipulacji. Jak powtarza Wasylewski za Mochnackim: Istot¹ narodu nie jest zbiór ludzi, zamieszka³ych na pewnej przestrzeni, ale raczej zbiór ich w³asnych wyobra¿eñ, uczuæ i my li (28). Na zakoñczenie parê krytycznych uwag redakcyjno-wydawniczych. Mimo i¿ ksi¹¿ka posiada starann¹ i urokliw¹ oprawê graficzn¹, w¹tpliwo ci budzi materia³ ilustracyjny, pocz¹wszy od sympatycznej, ale chybionej winietki na ok³adce (secesyjnej z roku 1903, podczas gdy pióro Wasylewskiego nie tknê³o w ogóle modernistycznego fina³u stulecia). Zrezygnowano z bogatego, czê ciowo autorskiego doboru ilustracji z wydania 1962 (ciekawe, rzadko spotykane sztychy, grafiki, rysunki), zastêpuj¹c go nieco przypadkowym zbiorem barwnych reprodukcji. Nadu¿ywani i modni Malczewski, Gierymski, Che³moñski czy WieruszKowalski nie koresponduj¹ najlepiej ze stylami ¿ycia i sztuki do roku 1863 (nie mówi¹c ju¿ o zabawnych zderzeniach s³owa i obrazu, np. portret Modrzejewskiej przy omawianiu sentymentalnej epidemii ³ez i md³o ci , s. 64). Zapewne jest to atrakcyjny i ³adny ozdobnik z epoki; tylko ¿e Wasylewskiemu chodzi³o te¿ o merytoryczn¹ no no æ ilustracji. Je li nie chciano powtarzaæ szaty graficznej z poprzedniego wydania, mo¿na j¹ by³o zast¹piæ równie atrakcyjn¹ propozycj¹ jak w przypadku ¯ycia polskiego w dawnych wiekach £oziñskiego, które wydano w oprawie o wiele ciekawszej i stylowo adekwatnej. S¹ to zapewne szczegó³y, ale w ksi¹¿ce po wiêconej obyczajowo ci nie bez znaczenia. Powa¿niejsz¹ usterk¹ wydaje siê usuniêcie z pracy Wasylewskiego kalendarium lat 1800-1880. By³a to nader ciekawa, dzisiaj mo¿e najbardziej atrakcyjna czê æ ksi¹¿ki wykszta³cony na (post)modernistycznej fragmentaryczno ci odbiorca z pewno ci¹ doceni³by to rozwi¹zanie, a i sam autor przywi¹zywa³ do niego wagê: Maszeruj¹ce w ordynku, rok za rokiem, miesi¹c za miesi¹cem, ba, dzieñ za dniem o ile to by³o konieczne lub mo¿liwe fakty [ ] ju¿ samym zaskakuj¹cym, nieoczekiwanym s¹siedztwem mnie samego uczy³y i zadziwia³y, wiêc tuszê: zaciekawi¹ te¿ ³askawego czytelnika (Od autora, 16-17).

Niestety, przeczytawszy tê zachêtê, czytelnik Anno Domini 2008 musi obej æ siê smakiem, albo poszperaæ w bibliotekach za egzemplarzem sprzed niemal pó³wieku (je li go jeszcze posiadaj¹). Redakcja wznowienia zdecydowa³a, ¿e ten element mozaikowej sk³adanki musi odpa æ, doprowadzony tylko do


94

1880 r. zawiera³ bowiem sporo b³êdów i opuszczeñ 27. Poniewa¿ jednak historyczna gawêda Wasylewskiego koñczy siê jeszcze wcze niej, ledwo ogarniaj¹c rok 1863, kalendarium by³o w jakim stopniu przed³u¿eniem i rekompensat¹ za niezagospodarowany obszar dziewiêtnastowieczno ci. Lepiej ju¿ by³o chyba, wzorem Zbigniewa Jab³oñskiego, podj¹æ niewdziêczny trud sprostowania ra¿¹cych usterek ni¿ wylewaæ przys³owiowe dziecko z k¹piel¹. Skasowany zosta³ w ten sposób wiadomy zamys³ autora: To ju¿ nie jest zwyczajny kalendarz. Bo te wszystkie daty [ ] ³¹cz¹ siê. I wszystko jedno, kto je wyra¿a, dokument urzêdowy czy anegdota b³aha [ ] sp³ywaj¹ one w opowie æ o nieznu¿onym wysi³ku wszystkich warstw i klas, o mocy i chêci trwania (Od autora, 17).

Zdziwienie budzi te¿ usuniêcie Przedmowy Zbigniewa Jab³oñskiego z roku 1962, rzekomo nieaktualnej , która jednak dostarcza podstawowych informacji o stopniu ingerencji w maszynopis Wasylewskiego (np. szereg koñcowych rozdzia³ów to wynik redakcyjnego posklejania pozosta³ych po autorze fragmentów) oraz jest ród³em nader trafnych, ci¹gle aktualnych komentarzy krytycznoliterackich. I uwaga ostatnia; warto mo¿e by³o zdecydowaæ siê na pierwodruk (np. w aneksie) usuniêtego w wydaniu 1962 rozdzia³u, dotycz¹cego dziewiêtnastowiecznego szkolnictwa polskiego28. Czy s¹ wymogi przesadnie krytyczno-naukowe, nieistotne dla czytelnika niespecjalisty? Wydaje siê, ¿e w przypadku ksi¹¿ki o do æ z³o¿onej genezie, która ju¿ sama w sobie jest histori¹, ka¿dy jej szczegó³ zas³uguje na uwagê. Powy¿sze drobne uwagi nikn¹ jednak wobec faktu, ¿e wznowienie po kilkudziesiêciu latach zapomnianego, lekcewa¿onego, nigdy w pe³ni niedocenionego opus vitae Stanis³awa Wasylewskiego zas³uguje na wdziêczno æ i wyrazy podziêkowania ca³emu gronu osób, które ten trud podjê³y. W pisanych pod koniec ¿ycia wspomnieniach Wasylewski zadawa³ retoryczne pytanie, czy jako wnuk i prawnuk ¿arliwych, galicyjskich organiczników dokona³ czego z tej samej co oni potrzeby 29 wodz¹c bez ma³a pó³ wieku piórem po papierze. Spogl¹daj¹c dzisiaj z perspektywy kilkudziesiêciu lat na jego ¯ycie polskie w XIX wieku, mo¿na raz jeszcze udzieliæ odpowiedzi twierdz¹cej. Do rangi symbolu urasta opolski

27 J.

Tazbir, dz. cyt., s. 14. Mo¿na te¿ ¿a³owaæ, ¿e z indeksu ksi¹¿ki odpad³ dzia³ rzeczowy (nazwy miejscowo ci), przydatny dla czytelnika. 28 Jab³oñski uwa¿a³, ¿e jest to zbyt sk¹pa i niewnosz¹ca nic nowego partia pracy; podobnie jednak oceniæ mo¿na ró¿ne inne fragmenty ¯ycia (zob. Z. Jab³oñski, dz. cyt., s. 6). 29 S. Wasylewski, Czterdzie ci lat powodzenia , s. 19.


95

warsztat pracy Wasylewskiego, usytuowany u stóp Wie¿y Piastowskiej, obok trwaj¹cych podówczas badañ archeologicznych nad wczesno redniowieczn¹ osad¹ na Ostrówku, gdzie dosiêgn¹³ go te¿ miertelny atak. Odszed³ tak, jak ¿y³ w wymownych, historycznych dekoracjach ¿ycia polskiego .

* Aneta Mazur 21st century looking at 19th century: Comments alluding to Stanis³aw Wasylewski s book ¯ycie polskie w XIX wieku [ The Polish life in 19th century ] This article discusses ¯ycie polskie the opus vitae of its author Stanis³aw Wasylewski. This forgotten and neglected work, never fully appreciated, has recently been republished few dozens of years after its previous issue. In spite of the author s undisputable writing skills and, quite much so, the tone he speaks with, reading this work is not a completely easy and pleasant experience. Quite serious associations are triggered based on it including the timeless matrix of Polish life in general, and today s perspective in specific.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010

Kamila Chodarcewicz

KSZTA£TOWANIE I DZIE£O. KONCEPCJA PROCESU TWÓRCZEGO W MY LI FRIEDRICHA SCHLEGLA

Wczesny romantyzm niemiecki jest wci¹¿ na nowo odkrywany i odczytywany. Wielow¹tkowa, ale i fragmentaryczna, niedomkniêta, wiecznie poszukuj¹ca twórczo æ jednego z jego teoretyków Friedricha Schlegla otwiera szerokie pola interpretacji i mo¿liwych nawi¹zañ. W pismach Schlegla, zw³aszcza tych publikowanych w ostatnim piêcioleciu wieku XVIII, nieustannie przeplataj¹ siê i wzajemnie na siebie wp³ywaj¹ tematy teoretycznoliterackie, estetyczne, etyczne i metafizyczne. Mo¿na wyczytaæ w tych pismach szczególn¹ koncepcjê cz³owieka, w której to, co estetyczne potrzeba tworzenia w du¿ej mierze wyznacza istnienie jednostki, a p³aszczyzna etyczna i kulturowa nadaje owemu tworzeniu kierunek. Wpisuje siê ta koncepcja w szerszy kontekst problematyki zasadniczej w wielu antropologiach romantycznych idzie mianowicie o napiêcie, jakie zachodzi miêdzy autokreacj¹ a kszta³towaniem osoby ludzkiej przez wiat 1. W Schleglowskim projekcie estetycznym celem twórczo ci artystycznej staje siê takie przedstawienie, by przeciwieñstwo: przedstawiaj¹cy to, co przedstawiane, przesta³o byæ nieprzezwyciê¿aln¹ przeszkod¹, by zetkniecie cz³onów tego przeciwieñstwa da³o dzie³o bêd¹ce organiczn¹, ¿yw¹ ca³o ci¹. Nie d¹¿y siê tutaj do zniwelowania przeciwieñstw, lecz w³a nie do pokazania ich wspó³dzia³ania. Takie my lenie o sztuce nieustannie przek³ada siê na pojmowanie tego, kim jest cz³owiek i jakie jest jego miejsce w wiecie. Terminy estetyczne zaczynaj¹ 1 M. Janion, M. ¯migrodzka, Odyseja wychowania. Goethañska wizja cz³owieka w La-

tach nauki i latach wêdrówki Wilhelma Meistra , Kraków 1998, s. 50.


97

nabieraæ sensu szerszego, opisuj¹ koncepcjê kszta³towania przez jednostkê w³asnego ¿ycia. My lenie o dziele i o ¿yciu staje siê analogiczne. Tworzenie dzie³a, jak i zaanga¿owanie w budowanie siebie i swojego uczestnictwa w wiecie, wyklucza z kolei wszelk¹ jednostronno æ, jednowymiarowo æ spojrzenia, a tak¿e je li ma byæ efektywne powinno odbywaæ siê w nieustannej relacji ze wiatem, z tym, co stawia podmiotowi opór w jego kreatywno ci. Niezbêdne jest wyró¿nienie podmiotu i przedmiotu, ale nie po to, by oddzielaæ, stawiaæ mury, lecz by wskazaæ na wzajemn¹ dynamikê, wzajemne powi¹zanie i okre lanie.

Przeciwieñstwa wzajemnie siê okre laj¹ Wilhelm Emrich, odnosz¹c siê do romantyzmu niemieckiego, zwraca uwagê, ¿e jego twórcy d¹¿yli do godzenia pozornych przeciwieñstw idealizmu i realizmu, ducha subiektywnego i obiektywnego, to znaczy rzeczywisto ci wewnêtrznej i zewnêtrznej rzeczywisto ci empirycznej, oraz do demonstrowania w teorii i praktyce ich jedno ci 2. Nie oznacza to oczywi cie d¹¿enia to niwelowania przeciwieñstw, lecz swoist¹ umiejêtno æ poruszania siê w ród nich w taki sposób, by nie utraciæ nic z barwno ci, wielowymiarowo ci wiata. Rzeczywisto æ rozgrywa siê, tworzy w napiêciu pomiêdzy skrajno ciami, które wzajemnie siê okre laj¹ i nawzajem warunkuj¹ w³asne istnienie3. Spoczynek jest doskona³¹ pe³ni¹. Owa pe³nia jest czym niedostêpnym cz³owiekowi oscyluj¹cemu miêdzy tym, co skoñczone, okre lone, a tym, co nieskoñczone, bywa jednak czym , co poci¹ga, czego siê pragnie i poszukuje. Ca³a logika wczesnoromantyczna , wczesnoromantyczna metoda my lenia i przedstawiania zw³aszcza w odniesieniu do koncepcji estetycznych wydaje siê dyktowana pierwotnym i nieustannie obecnym do wiadczeniem napiêcia miêdzy skoñczono ci¹ a nieskoñczono ci¹, wiadomo ci¹ wiecznej zmienno ci. Jest te¿ prób¹ mówienia za pomoc¹ przeciwieñstw4. Dla wszelkiego 2

W. Emrich, Romantyzm a wiadomo æ nowoczesna, prze³. M. £ukasiewicz, Pamiêtnik Literacki 1978, z. 3, s 288. 3 Por. M. Frank, Allegorie, Witz, Fragment, Ironie. Friedrich Schlegel und die Idee des zerrissenen Selbst, w: Allegorie und Melancholie, hg. von W. Reijen, Frankfurt am Main 1992, s. 128. 4 Schlegel napisa³: kto ma zmys³ do nieskoñczono ci [ ] widzi w niej wytwór wiecznie rozdzielaj¹cych i mieszaj¹cych siê si³ [ ], a gdy wyra¿a siê zdecydowanie, to mówi samymi sprzeczno ciami , A 412, s. 133, (odniesienia do Schleglowskich fragmentów podajê


98

poszukiwania tego, co prawdziwe, dla wszelkiego tworzenia tego, co piêkne, najbardziej zabójcza jest jednostronno æ, czy próba redukcji ka¿dego zjawiska do jednej zasady podstawowej. Manfred Frank w swojej interpretacji twórczo ci Schlegla podkre la, ¿e jego filozofowanie pojmuje siebie jako alegoriê 5. Symbol czy alegoria (u Schlegla te okre lenia funkcjonuj¹ w zasadzie zamiennie) pe³ni funkcjê swoistego centrum-po rednika, jest miejscem spotkania i pomostem miêdzy przejawiaj¹c¹ siê nieskoñczono ci¹, tym, co najwy¿sze, a empiryczn¹, zmys³ow¹ rzeczywisto ci¹, w której cz³owiek jest zanurzony, w której funkcjonuje. Twórczo æ Schlegla zarówno w swej formie w omawianym okresie s¹ to g³ównie zbiory fragmentów oraz pisma krytyczne jak i w tre ci jest w³a nie wyrazem tego, ¿e cz³owiek jest zawsze na granicy wiatów6. Potrzebuje i poszukuje zarówno spekulatywnego, jaki, i obrazowego ujêcia b¹d przedstawienia tego, co nieskoñczone. Zawsze bêdzie to jednak ujêcie skoñczone, niezupe³ne, zapo redniczone. Bêdzie to ujêcie, które wymaga nieskoñczonego udoskonalenia. Temu w³a nie s³u¿¹ zarówno sztuka, jak i filozofia i nauka, ten stan rzeczy okre la równie¿ rozumienie procesu kszta³towania w³asnego ¿ycia i aktywno ci w wiecie. Przeznaczeniem cz³owieka jest po³¹czyæ to, co nieskoñczone, z tym, co skoñczone; ca³kowita koincydencja jest jednak wiecznie nieosi¹galna [ ] ka¿dy duch ¿yje w dwu wiatach, jest tylko ich rezultatem7.

Dynamika ludzkiej rzeczywisto ci jest wiêc ugruntowana na grze nieskoñczono ci ze skoñczono ci¹. Cz³owiek jest czê ci¹ rzeczywisto ci, która wci¹¿ tworzy siê w zmienno ci przeciwieñstw, ponadto jest istot¹, która sobie ow¹ wieczn¹ zmienno æ u wiadamia i potrafi j¹ wiadomie wspó³tworzyæ, czerpi¹c z w³asnych si³, umiejêtno ci, do wiadczeñ oraz ze ladów nieskoñczono ci, jakie nosi w sobie8. Dlatego postawa twórcza staje siê postulowanym sposobem w nastêpuj¹cy sposób: L fragment opublikowany w Lyceum, A w Athenäum, I pochodz¹cy ze zbioru Idee, nastêpnie numer fragmentu oraz numer strony z przek³adu na jêzyk polski: F. Schlegel, Fragmenty, prze³. C. Bartl, oprac., wstêp M. P. Markowski, Kraków 2009. 5 M. Frank, Das Problem Zeit in der deutschen Romantik, Paderborn München Wien Zürich 1990, s. 30. 6 Por. tam¿e. 7 Kritische-Friedrich Schlegel Ausgabe, t. 28: Philosophische Lehrjahre 1796-1806, hg. von E. Behler, München Paderborn Zürich Wien 1963, nr 1182, s. 419. Cyt. za: S. E. Grunnet, Die Bewusstseinstheorie Friedrich Schlegels, Padeborn 1994, s. 55. 8 Por. B. Bräutigam, Leben wie im Roman: Untersuchungen zum ästhetischen Imperativ im Frühwerk Friedrich Schlegels, Padeborn 1986, s. 13.


99

uczestnictwa w rzeczywisto ci. Jest ona swego rodzaju prób¹ nieustannego opanowywania zamêtu ulotnego ¿ycia , mo¿liw¹ dziêki poszukiwaniu jedno ci podmiotowych si³ twórczych z filozofi¹ i do wiadczeniem moralnym 9, z tym, co dane jako kultura oraz zgromadzone w do wiadczeniu jednostki. Do czego w³a ciwie siê d¹¿y, d¹¿¹c do nieskoñczono ci? Trzeba jednak spróbowaæ jako okre liæ to, co jest w gruncie rzeczy nieokre lono ci¹: Schlegel w swej têsknocie za nieskoñczono ci¹ czuje siê powi¹zany przede wszystkim z takimi my licielami jak Platon, Spinoza lub Hemsterhuis, w filozofii Fichtego za znajduje nie tylko wolne i mia³e zastosowanie idei nieskoñczono ci , lecz dodatkowo ukierunkowanie na aktywno æ i autokszta³towanie10.

Elementy platoñskiego my lenia Schlegla o nieskoñczono ci dochodz¹ do g³osu na przyk³ad wtedy, gdy mowa o tym, ¿e ka¿dy idea³ jest nieskoñczonym indywiduum 11. Napiêcie miêdzy tym, co empiryczne, skoñczone, a tym, co idealne, przek³ada siê na inny aspekt w pojmowaniu nieskoñczono ci. Owo nieustanne odniesienie tego, co skoñczone, do nieskoñczono ci oznacza równie¿ niekoñcz¹cy siê ruch, jakiemu mo¿e daæ pocz¹tek nawet najbardziej ograniczony, najprostszy fakt. Twórczy ruch bazuje na tym, co ju¿ zaistnia³o, nawet je li by³o tylko chwil¹, dlatego wszytko ma swoje miejsce i swoje znaczenie, niezale¿nie od przemijalno ci, nietrwa³o ci. W ka¿dym razie koncepcja niekoñcz¹cego siê ruchu kszta³towania jest wyra nie inspirowana filozofi¹ Fichtego12. O ile jednak 9A

339, s. 114. Ca³o æ przywo³anego fragmentu brzmi: Zmys³, który sam siebie widzi, staje siê duchem; duch to wewnêtrzna towarzysko æ, dusza to ukryta uprzejmo æ, ale prawdziw¹ ¿yciow¹ si³¹ wewnêtrznego piêkna i wewnêtrznej doskona³o ci jest usposobienie. Mo¿na mieæ nieco ducha bez duszy, a sporo duszy bez wielkiego usposobienia. Natomiast instynkt etycznej wielko ci, który nazywamy »usposobieniem«, bêdzie mia³ ducha, je li tylko nauczyæ go mówiæ. Niech siê tylko wzrusza i kocha, a bêdzie ca³y dusz¹; a gdy dojrzeje, bêdzie mia³ zmys³ do wszystkiego. Duch jest niczym muzyka my li; gdzie jest dusza, tam te¿ uczucia maj¹ kontury i kszta³ty, szlachetne relacje i wdziêczne barwy. Usposobienie to poezja wznios³ego rozumu, a dziêki zjednoczeniu z filozofi¹ i do wiadczeniem moralnym wytryska zeñ bezimienna sztuka, która zm¹cone, ulotne ¿ycie chwyta i kszta³tuje w wieczyst¹ jedno æ . 10 Por. B. Frischmann, Von Transcendentalen zum Frühromantischen Idealismus. J. G. Fichte und F. Schlegel, Paderborn 2005, s. 204. 11 A 406, s. 132. Nie oznacza to, ¿e Schlegel przejmuje ontologiê Platona, w której wiat materialny jest jedynie dalekim i w gruncie rzeczy ma³o istotnym odwzorowaniem niezmiennego, odwiecznego wiata idei. 12 Por. H. Krämer, Fichte, Schlegel i infinityzm w interpretacji Platona, prze³. A. Gniazdowski, przek³. przejrza³, pos³. S. Blandzi, Warszawa 2006, s. 34 i n.


100

Fichte mówi o twórczym ruchu Ja (abstrahuj¹c od tego, jak owo Ja nale¿y rozumieæ), o tyle u Schlegla wspomniana w powy¿szym cytacie têsknota za nieskoñczono ci¹ czerpie ze Spinozjañskiej wizji wiecznie tworz¹cego siê uniwersum, którego przejawem jest nieskoñczony duch poezji pulsuj¹cy w tym, co donios³e, i w tym, co zwyczajne, pospolite13. Nieskoñczono æ jest wiêc pojmowana paradoksalnie, jako to, co ma szansê odwiecznie trwaæ, a tak¿e jako nieustannie rozwijaj¹cy siê twórczy ruch. Trzeba tu jeszcze dodaæ, ¿e idea³y, o których mowa, pozostaj¹ czym w rodzaju postulatu; pisma Schlegla raczej przedstawiaj¹ sw¹ tre æ z punktu widzenia skoñczonej jednostki, nie za obejmuj¹cego wszystko absolutu.

Sztuka kszta³towania Wobec nieustannego ruchu wiata twórcza aktywno æ jednostki, aktywny udzia³ w owej zmienno ci ma znaczenie kluczowe. Czy tworzymy siebie, czy dzie³o sposób postêpowania jest w zasadzie ten sam; bycie cz³owiekiem i bycie twórc¹ jest ze sob¹ nierozerwalnie zwi¹zane. Sztuka, twórczo æ artystyczna staje siê wynikiem umiejêtnego i wiadomego kszta³towania podstawowych w³a ciwo ci ¿ywego ducha 14. Zanim jednak zostanie podjêta próba bli¿szego opisania tych zale¿no ci, trzeba podkre liæ, ¿e zasadniczym (transcendentalnym) warunkiem mo¿liwo ci tworzenia jest oczywi cie mo¿liwo æ nieskrêpowanej, swobodnej aktywno ci. Jedno z podstawowych za³o¿eñ Schlegla dotyczy ontycznej wolno ci podmiotu. Schlegel czêsto dla podkre lenia swobody podmiotu pos³uguje siê okre leniem Willkür, nie wydaje siê jednak, by termin ten (jakkolwiek z pewno ci¹ nie jest stosowany konsekwentnie) oznacza³ lep¹ samowolê, raczej idzie tu o wskazanie na podstawow¹ mo¿liwo æ i si³ê wolnego samookre lenia, si³ê konieczn¹ dla wolno ci 15. Sama za wolno æ podmiotu jest warunkiem mo¿liwo ci tworzenia, gdy¿ jest podstaw¹ dla samoograniczenia, uczestnictwo w ruchu wiata nie jest bowiem jeszcze tworzeniem. Bez mo¿liwo ci zatrzymania, zmiany kierunku, czy choæby zdystansowania siê od tego, co dane, czy nawet od w³asnych celów i d¹¿eñ nie mo¿na mówiæ o dzia³alno ci twórczej16. Schlegel pisze: 13 Por. F. Schlegel, Rozmowa o poezji, prze³. J. Ekier, w: Pisma teoretyczne niemieckich romantyków, wyb., oprac. T. Namowicz, prze³. J. S. Buras i in., Wroc³aw 2000, s. 122. 14 Por. tam¿e, s. 126. 15 I. Strohschneider-Kohrs, Die romantische Ironie als Theorie und Gestaltung, Tübingen 1977, s. 27. 16 Por. Tam¿e.


101

Prawdziwie wolny i wykszta³cony cz³owiek musia³by umieæ dowolnie siebie nastrajaæ filozoficznie czy filologicznie, krytycznie czy poetycznie, historycznie czy retorycznie, staro¿ytnie czy nowocze nie, i to zupe³nie samowolnie, tak jak stroi siê instrument: kiedykolwiek i w ka¿dym stopniu17.

Czym jest Bildung? Jak wiadomo, temat kszta³towania (Bildung) staje siê w Niemczech w ostatnich dekadach wieku XVIII jednym z wa¿niejszych zagadnieñ i odgrywa istotn¹ rolê równie¿ w my li Schlegla18. Bildung to nie tylko przekazywanie zasobu wiedzy ogólnej czy zawodowej. Obejmuje ca³y proces kszta³towania charakteru, postawy moralnej m³odego cz³owieka, jego wrastania w kulturê i dojrzewania do pe³nienia ró¿norodnych ról spo³ecznych 19.

Przy czym u Schlegla akcent tylko w niewielkim stopniu po³o¿ony jest dok³adnie na wychowanie i wprowadzenie w ¿ycie spo³eczne m³odego cz³owieka. Kszta³towanie nabiera decyduj¹cego znaczenie dla ka¿dego cz³owieka, o ile d¹¿y on do pe³ni cz³owieczeñstwa. Termin z jednej strony nabiera wymiaru antropologicznego oraz etycznego, ale równocze nie zyskuje te¿ znaczenie estetyczne. Komentuj¹c Schleglowskie uwagi na temat Lat nauki Wilhelma Meistra Goethego, autorki Odysei wychowania zwracaj¹ uwagê, i¿ istotne by³o prze wiadczenie Schlegla, ¿e dzieje artysty nadaj¹ wystarczaj¹c¹ no no æ symboliczn¹ przedstawieniu owej bardziej uniwersalnej problematyki autokreacji cz³owieka 20. Artysta tworzy w sobie szczególn¹ wra¿liwo æ, poza tym, by podnosiæ do rangi znaku nieskoñczono ci nawet to, co bardzo pospolite, potrafi dostrzec ruch nieskoñczonego ducha poezji , prze wituj¹cego spod tego, co zwyczajne. Tworzenie dzie³a sztuki jest swego rodzaju esencjonalnym wyrazem tego, jak powinien przebiegaæ proces kszta³towania cz³owieka. Niezale¿nie od tego, czy dzia³anie artystyczne odnajduje czar w tym, co z owego czaru zosta³o odarte, czy buduje postawê dystansu, krytycyzmu, czy te¿ poszukuje wielostronno ci w tym, co pozornie jednoznaczne, pozostaje obrazem i podsumowaniem przebiegu procesu kszta³towania w ogóle. Z drugiej strony, jakkolwiek naiwnie, a mo¿e 17 L

55, s. 18. M. Frank, dz. cyt., s. 54. 19 M. Janion, M. ¯migrodzka, dz. cyt., s. 52. 20 Tam¿e, s. 41. 18 Por.


102

niebezpiecznie by to nie brzmia³o, artysta (to s³owo ma bardzo szerokie znaczenie), tworz¹c dzie³o, ¿yje pe³niej, gdy¿ jego dzia³alno æ twórcza jest maksymaln¹ koncentracj¹, istotowym wyrazem procesu kszta³towania cz³owieczeñstwa. Je li konsekwentnie stosowaæ Schleglowski postulat mówienia za pomoc¹ przeciwieñstw, to kszta³towanie musi zostaæ opisane jako proces rozgrywaj¹cy siê w napiêciu pomiêdzy jedn¹ i drug¹ skrajno ci¹. Kszta³towanie (Bildung) oznacza dla Schlegla progresywne, historyczne rozwijanie prawdy w ci¹g³ym odtwarzaniu (Abbilden) nieskoñczono ci przez indywidua. Ka¿de utworzenie obrazu (Bild) w wiadomo ci indywiduum za pomoc¹ wyobra ni (Einbildungskraft) jest obrazowym, alegorycznym przedstawieniem i formowaniem tego, co nieskoñczone, a równocze nie nadawaniem kszta³tu naturze, która jest rozumiana jako wcielenie indywiduów uchwyconych w kszta³towaniu nieskoñczono ci, tzn. jako bosko æ staj¹ca siê historycznie 21.

Owa definicja sformu³owana przez Zovko zawiera, jak siê wydaje, s³owa-klucze Schleglowskiej koncepcji kszta³towania. Jest ono bowiem procesem bêd¹cym dzie³em jednostki umieszczonej w konkretnej historycznej rzeczywisto ci, rozgrywa siê pomiêdzy do wiadczan¹ ludzk¹ skoñczono ci¹ a przeczuwan¹ i poszukiwan¹ nieskoñczono ci¹, wiatem idei, który w skoñczono ci przejawia siê zapo redniczony w konkretnych rzeczach i zdarzeniach, w okre lono ci chwili, ale który te¿ dziêki konkretyzuj¹cej dzia³alno ci podmiotu zyskuje realno æ i aktualizacjê. Kszta³towanie jest zmierzaniem skoñczonej jednostki do tego, by poprzez w³asny rozwój, wp³ywaæ na rozbudowê nieskoñczonego ruchu uniwersum. Jest te¿ odpowiedzi¹ na wci¹¿ odkrywan¹ nieskoñczono æ mo¿liwo ci. Dialektycznie przebiegaj¹ce kszta³towanie jest napêdzane przez nieskoñczono æ i poniek¹d nieskoñczono ci przeczy poprzez budowanie okre lono ci, ale z kolei ka¿de okre lenie generuje szereg nowych mo¿liwo ci. Kszta³towanie koñczy siê o tyle, o ile koñczy siê podmiot kszta³tuj¹cy. Zarówno dzie³o artysty, jak i to, kim jest i co czyni cz³owiek, pozostaje skoñczone, gdy¿ powstaje dziêki okre lonym, empirycznym warunkom i jest przez owe warunki zapo redniczone. Równocze nie jednak dziêki samemu swemu zaistnieniu mo¿e prowokowaæ nieskoñczono æ mo¿liwych odpowiedzi, interpretacji, dzia³añ, lub budziæ przeczucie podstawowej jedno ci czy niekoñcz¹cego siê ruchu ludzkiego ducha. Zawsze jest te¿ jako odniesione do tego, co idealne. Sam ruch kszta³towania jest wiêc wpisywaniem siê i rozwijaniem nieskoñczonego biegu uniwersum. 21

J. Zovko, Verstehen und Nichtverstehen bei F. Schlegel. Zur Entstehung und Bedeutung seiner hermeneutischen Kritik, Stuttgart-Bad Cannstatt 1990, s. 125.


103

Wyj¹tkowo æ sztuki w odniesieniu do wszelkiej innej ludzkiej dzia³alno ci w tym kontek cie polega na tym, ¿e uwyra nia ona wzajemnie warunkuj¹ce siê przeciwieñstwo tego, co skoñczone i nieskoñczone, w sposób wiadomy i zamierzony; sztuka z samej swej istoty jest splataniem tego, co najbardziej pospolite, z tym, co idealne, jest otwieraniem szerokich przestrzeni dla postrzegania i pojmowania, tam gdzie wszystko wydaje siê oczywiste i jednoznaczne, i równie¿ w tym sensie proces tworzenia dzie³a staje siê symbolem, zintensyfikowanym wyrazem ¿ycia w ogóle.

Kszta³towanie i wiat Nigdy nikt z nas, ludzi, nie znajdzie innego przedmiotu ani tworzywa dzia³añ i rado ci ni¿ ów jedyny poemat bóstwa, którego i my jeste my cz¹stk¹ i kwiatem innego ni¿ ziemia. Potrafimy pos³yszeæ muzykê owego nieskoñczonego mechanizmu, zrozumieæ piêkno poematu dlatego, ¿e i w nas ¿yje cz¹stka poety, iskra jego twórczego umys³u i z tajemn¹ si³¹ tli siê w popiele nierozumu pomna¿anego przez nas samych22.

Ta do æ patetyczna wypowied wpisuje siê w nurt mówienia o ludzkim uczestnictwie w wiecie jako dziele sztuki. ród³em sztuki jest sama organizacja uniwersum przejawiaj¹ca siê w tym, co empiryczne. W powy¿szym cytacie p³ynna, historyczna rzeczywisto æ stanowi¹ca przestrzeñ ¿ycia ludzi jest ukazana jako bezpo redni impuls do wszelkiego twórczego dzia³ania, tym samym za jako jedyny dostêpny cz³owiekowi sposób przejawiania siê nieskoñczono ci i zarazem uczestnictwa w niej. Obecny jest tu równie¿ obraz cz³owieka, który zanurzony we wci¹¿ tworz¹cej siê rzeczywisto ci jest w stanie aktywnie j¹ wspó³tworzyæ, podobnie jak artysta formuje swoje dzie³a23. Nie jest to jednak tworzenie z nico ci, zawieszone w pró¿ni snucie w³asnego ja . Czyst¹ fikcj¹ jest nieskoñczona samowola ja poetyckiego tworz¹cego z nico ci lub wszystko dowolnie przekszta³caj¹cego 24. Zawsze dany jest ju¿ chaos tego, co znane i nieznane, tworz¹cy nieskoñczono æ mo¿liwo ci i okre leñ. Zasadnicz¹ podstaw¹ kszta³towania siebie, z jednej strony tym, co je wyznacza, a z drugiej jego materia³em, jest wiêc wszystko to, co wiadomie b¹d nie wiadomie poznane i do wiadczane, to, co stanowi swego rodzaju wrodzone wyposa¿enie indywiduum, i to, co uwarunkowane kultur¹, histori¹. To tak¿e wci¹¿ podejmowane na nowo i rozwijane zasoby filozofii 22 F.

Schlegel, Rozmowa o poezji , s. 120. F. N. Mennemeier, Friedrich Schlegels Poesiebegriff, München 1971, s. 317. 24 Tam¿e, s. 316. 23 Por.


104

i nauki, twórczo æ artystyczna, a tak¿e to, co jest wyra¿one w moralno ci rozumianej jako powinno æ okre laj¹ca dzia³anie. Tak wiêc to wszystko, co mo¿na okre liæ jako prawdê i fa³sz, dobro i z³o oraz piêkno, wszystkie te elementy w swoich wzajemnych powi¹zaniach staj¹ siê towarzyszami kszta³towania, zarówno jego materia³em, jak i swego rodzaju wskazówkami, przestrzeni¹ rodz¹c¹ pytania, lub bunt, a wiêc stymuluj¹c¹ i wzbogacaj¹ ¿yciowy, twórczy niekoñcz¹cy siê ruch25.

Kszta³towanie to samoograniczenie Cz³owiek kszta³tuje siebie, podobnie jak artysta swoje dzie³a, w ruchu przebiegaj¹cym miêdzy autokreacj¹ i autodestrukcj¹. Taki jest w³a nie rytm ruchu prowokowanego wiecznym napiêciem miêdzy tym, co skoñczone i nieskoñczone. Ten ruch staje siê rzeczywi cie dzie³em podmiotu dziêki samoograniczeniu, które, jak ju¿ zosta³o wspomniane, jest przejawem wolno ci. Samoograniczenie jest czynem podmiotu, jest zatrzymaniem lub zmian¹ kierunku nieskoñczonego ruchu w³asnego ducha. Schlegel pisze, ¿e cz³owiek: [ ] zaniedbuje przeto warto æ i godno æ samoograniczenia, które dla artysty, jak i zwyk³ego cz³owieka jest czym pierwszym i ostatnim, najbardziej koniecznym i najwy¿szym. Najbardziej koniecznym, albowiem wszêdzie, gdzie sami siê nie ograniczamy, ogranicza nas wiat, przez co stajemy siê s³ugami. Najwy¿szym: albowiem mo¿emy siê ograniczaæ jedynie w tych punktach i w tych wzglêdach, gdzie mamy nieskoñczon¹ si³ê si³ê autokreacji i autodestrukcji26.

Zarówno dla cz³owieka, jak i dla artysty mo¿liwo ci autokreacji i autodestrukcji to dwie strony tej samej si³y. Si³a ta jest ladem nieskoñczono ci w cz³owieku, s¹ to niezg³êbione mo¿liwo ci dzia³ania i tworzenia. Zawieraj¹ siê one w ca³ym bytowym uposa¿eniu cz³owieka, w tym, co wiadome i nie wiadome, pomna¿aj¹ siê dziêki wzrastaniu do wiadczeñ i dziêki ¿yciu w ród ludzi. Jednak¿e nadanie kszta³tu i znaczenia w³asnemu czynowi czy dzie³u jest mo¿liwe dopiero w swoistym zdystansowaniu siê, chwilowym zapanowaniu nad swobodn¹ gr¹ mo¿liwo ci. Samoograniczenie jest wiadomo ci¹ w³asnych celów i d¹¿eñ, jest umiejêtno ci¹ wyboru. 25 M. Frank, dz. cyt., s. 55 (Frank pisze m.in.: Kszta³towanie jest równocze nie zastoso-

wan¹ histori¹. Realizuje ono ironiczn¹ metodê, która wprowadza tamten wiat w ten, pozostaje jednocze nie wiadoma, ¿e posiada tamten wiat nie jako tamten. Kszta³towanie jest wiadomo ci¹ praw wedle których skonstruowane jest uniwersum ). 26 A 37, s. 11.


105

Tak wiêc dla jednostki znajduj¹cej siê w dynamicznej rzeczywisto ci wiata kszta³towanie rozumiane jako w³asna aktywno æ, prowadz¹ca do okre lania siebie i w³asnego otoczenia, staje siê jedyn¹ mo¿liwo ci¹ wiadomego udzia³u w owym odwiecznym procesie. Nieskoñczona zmienno æ rzeczywisto ci sprawia, ¿e dla zanurzonego w czasie cz³owieka ka¿da chwila, która mia³a miejsce, jest okre leniem, nieodwracaln¹ determinacj¹ jego osoby, jego osobistej historii. Wybór staje siê oczywisty mo¿na albo poddaæ siê pojetycznej sile wiata, albo aktywnie podj¹æ grê, aktywnie siê w ni¹ w³¹czyæ, staæ siê wspó³twórc¹.

Punkty odniesienia Kszta³towanie siebie czy tworzenie dzie³a jest w³a nie efektem nieustannego ruchu, zmienno ci. Czyn, fakt lub dzie³o jest momentem zatrzymania w oscylacji miêdzy przeciwieñstwami. Jeszcze raz warto podkre liæ, ¿e kszta³towanie przebiega dziêki zmienno ci autokreacji i autodestrukcji, ale to moment chwilowego zatrzymania ruchu jest decyduj¹cy. Je li wiêc zatrzymanie ma byæ rzeczywi cie dzie³em podmiotu, niezbêdna jest wiedza o sobie i wiecie oraz ironiczny dystans, a wiêc umiejêtno æ takiego widzenia, by ka¿dy fakt, ka¿de okre lenie odsy³a³o do swego kontekstu, by³o sob¹ i równocze nie wskazywa³o na w³asn¹ negacjê. Ca³kowite zaanga¿owanie, które równie¿ ma zasadnicze znaczenie, powinno byæ po³¹czone z umiejêtno ci¹ krytycznej, przeprowadzonej na ch³odno oceny27. Zarówno s³owa poezja , jak i sztuka , wydaje siê Schlegel niekiedy stosowaæ w znaczeniach nawi¹zuj¹cych do greckich róde³ tych s³ów. O ile wiêc poezja zyskuje znaczenie bardzo szerokie, opisuje wszelki twórczy ruch, o tyle s³owo sztuka czasem akcentuje rzemie lniczy wymiar dzia³alno ci twórczej. Tworzenie wymaga zarówno dzia³ania fantazji, jak i konkretnej wiedzy, a tak¿e wiadomo ci tego, dok¹d siê zmierza, co pragnie siê osi¹gn¹æ, nawet je li ta wiedza polega jedynie na znajomo ci pytañ, jakie twórc¹ kieruj¹28. To wszystko s¹ materia³y dla si³ autokreacji i autodestrukcji oraz dla samoograniczenia. Dzie³o lub czyn powstaj¹ jako chwilowy porz¹dek wy³aniaj¹cy siê z chaosu do wiadczenia jednostkowego, zakorzenienia w kulturze i nieskoñczonego ruchu fantazji, 27 M.

Frank, dz. cyt., s. 54. ma fantazjê czy patos albo talent mimiczny, powinien móc uczyæ siê poezji jak ka¿dej innej sztuki mechanicznej. Fantazja to zarazem natchnienie i wyobra nia; patos to dusza i namiêtno æ; mimika to spojrzenie i wyraz (A 250, s. 92). 28 Kto


106

zamiar twórcy podporz¹dkowany jest twórczej fantazji, fantazja okre lona przez zamiar. Ponadto jedno æ i porz¹dek dzie³a nosz¹ w sobie odniesienia i lady w³asnych chaotycznych róde³, prowokuj¹c w tym samym stopniu porz¹dek, jak i chaos. Oczywi cie nigdy nie jest tak, ¿e cz³owiek panuje ca³kowicie nad swoim dzie³em, czy tym bardziej nad swoim ¿yciem podmiot jest twórczy, ale nie wszechmocny i nie wszechwiedz¹cy, choæ wiedza jest jego potrzeb¹ jako niezbêdny materia³ i pobudka dla samoograniczenia. Niemo¿no æ panowania sprawia, ¿e relacja tego, co twórca zamierza, do tego, co zostaje odtworzone w percepcji dzie³a, zawsze jest do pewnego stopnia nieokre lona, a skok od najbardziej konkretnego poznania i jasnego widzenia tego, co powinno zostaæ stworzone, a¿ do zupe³nego koñca (Vollenden) zawsze pozostaje nieskoñczony , jest czym niemo¿liwym do ca³kowitego pojêcia i nauczenia. St¹d zarówno w procesie tworzenia dzie³a, jak i w procesie kszta³towania w³asnego ¿ycia, w³asnego ja niezbêdne jest to, co Schlegel okre la jako genialno æ29: zdolno æ bezpo redniego ujmowania i dzia³ania wedle tego, co dobre i piêkne, zdolno æ budowania jedno ci30. Ostatecznie proces tworzenia musi zawieraæ w sobie element tajemnicy, której sposób zaistnienia i której funkcjonowanie siê przeczuwa, ale która zawsze pozostanie pozadyskursywna. Kszta³towanie jest procesem nieskoñczonym, jest pochodn¹ dzia³ania wolnego podmiotu funkcjonuj¹cego w polu zasadniczej zmienno ci uniwersum, ale to nie znaczy, ¿e jest te¿ ruchem ca³kowicie arbitralnym, czy te¿ ¿e nie znajduje nigdzie punktu oparcia. Schlegel jest daleki od wizji cz³owieka-demiurga, który dziêki swej sile kreacyjnej jest równy bogu. Wydaje siê, ¿e obca jest tak¿e Schleglowi heroiczna czy te¿ tragiczna wizji losu ludzkiego. Jak ³atwo przewidzieæ, w jego pismach rzeczywisto æ jest dla cz³owieka zarówno zagro¿eniem, tym, co niszczy, tamuje ruch twórczy, jak i niewyczerpan¹ inspiracj¹, materia³em i ród³em tworzenia. 29 Wiadomo,

¿e taka regularna naprzemienno æ nie mo¿e byæ dzie³em przypadku, a ¿e artysta musi tu dok³adnie wiedzieæ, czego chce, by móc to uczyniæ; ale wiadomo te¿, ¿e przedwcze nie nazywa siê poezjê czy prozê sztuk¹, zanim zdo³a³y w pe³ni skonstruowaæ swe dzie³o. Nie mamy co siê obawiaæ, ¿e dziêki temu geniusz sta³by siê zbêdny, albowiem skok od najwy¿szego rozpoznania i jasnego widzenia tego, co ma byæ zrobione, do doskona³ej realizacji zawsze pozostanie nieskoñczony (A 432, s. 143). 30 Por. A 283, s. 99, zakoñczenie tego fragmentu jest nastêpuj¹ce: Gdy mówimy o wiecie zewnêtrznym, gdy opisujemy rzeczywiste przedmioty, postêpujemy jak geniusz. Geniusz niezbêdny jest do wszystkiego. Co za zwykle nosi miano geniusza, to geniusz geniusza . Fragment ten jest autorstwa Novalisa. Schlegel, publikuj¹c w Athenäeum w³asne fragmenty, umieszcza³ miêdzy nimi fragmenty autorstwa Novalisa, F. Schleiermachera oraz A. W. Schlegla jako wyraz symfilozofii, ukazywania problemu z wielu perspektyw.


107

Gwoli rzeczy najwy¿szych nie zdajemy siê jedynie na nasz¹ duszê. Oczywi cie z pustego i Salomon nie naleje; znana to prawda i jestem ostatnim, który by siê przeciw niej buntowa³. Ale zawsze i wszêdzie powinni my do³¹czaæ siê do rzeczy ukszta³towanych, i stykaj¹c siê z tym, co jednakowe, podobne, albo w podobnej randze nieprzyjazne, rozwijaæ nawet najwy¿sze rzeczy, rozpalaæ je, podsycaæ, jednym s³owem kszta³towaæ. Je li za rzeczy najwy¿szych naprawdê niepodobna kszta³ciæ rozmy lnie, wtedy porzuæmy wszelkie roszczenia do jakiejkolwiek swobodnej sztuki idei, która wtedy by³aby czczym s³owem31.

Proces kszta³towania bazuje wiêc nie tylko na tym, co dane, ale te¿ na tym, do czego siê zmierza. Idzie o to, ¿e to, co dane, jest w gruncie rzeczy fragmentaryczne, niewystarczaj¹ce. Wydaje siê, ¿e punktem wyj cia dla wiadomego kszta³towania jest dostrze¿enie braku, niespójno ci, czy choæby zmienno ci tego, co mog³o wydawaæ siê niepodwa¿alne. Potrzeba sta³ego punktu oparcia walczy z pustk¹ prze wituj¹c¹ spod nieustannej zmienno ci i potencjalno ci. Paradoksalnie ratunkiem wydaje siê z jednej strony ów nieustanny, zawsze dany, choæ te¿ zawsze problematyczny materia³ kszta³towania, który mo¿na okre liæ jako kulturê z wyznaczaj¹cymi j¹ ideami, a z drugiej podmiotowa aktywno æ ja , które równie¿ zawsze jest ja empirycznym, co najwy¿ej poszukuj¹cym w celach poznawczych ja transcendentalnego. Wszystko to stanowi punkt odniesienia i daje mo¿liwo æ zakorzenienia, nawet je li w ten sposób, ¿e jedynie stwarza potrzebê dyskusji, gdy¿ jest niedoskona³e, niezadowalaj¹ce. Z jednej strony mo¿e pobudzaæ do poszukiwania tego, co lepsze, ale z drugiej jest te¿ miejscem, do którego zawsze mo¿na wróciæ. Zasadnicze znaczenie dla mo¿liwo ci tworzenia ma bowiem zarówno d¹¿enie do tego, co nowe, nieznane, jak i impuls prowokuj¹cy podjêcie dialogu z tym co dane, budowanie nieskoñczono ci rozmowy.

Sympoezja i symfilozofia Szczególnym przypadkiem procesu kszta³towania dziêki uczestnictwu we wspólnocie, dziêki temu, ¿e podejmuje siê dialog z innymi, s¹ sympoezja i symfilozofia. S¹ to niezwykle istotne punkty oparcia dla tworzenia dzie³a sztuki i kszta³towania siebie. Najwiêksze i jedyne ¿ycie: ¿ycie cz³owieka po ród ludzi 32 ze wszystkimi jego konkretami i uwarunkowaniami jest w³a nie tym, co dane bezpo rednio, i dlatego stanowi¹ce zasadniczy punkt odniesienia dla poznania i dzia³ania. 31 F.

Schlegel, Rozmowa o poezji , s. 155. s. 130.

32 Tam¿e,


108

Póki czyj pogl¹d na poezjê jest ni¹ sam¹, pozostaje s³uszny i dobry. ¯e za jego poezja, bêd¹c jego w³asno ci¹, musi byæ jako ograniczona, nie mo¿e nie byæ ograniczone tak¿e jego widzenie poezji. Duch ludzki nie mo¿e tego znie æ, zapewne bezwiednie wiedz¹c, ¿e ¿aden cz³owiek nie jest tylko jednym cz³owiekiem, ale zarazem mo¿e i zaiste powinien byæ ca³¹ ludzko ci¹. Dlatego cz³owiek, maj¹c pewno æ, ¿e zawsze z powrotem odnajdzie siebie, wci¹¿ na nowo wychodzi poza siebie, aby dope³nienie w³asnej najskrytszej istoty odnale æ w g³êbinach cudzej33.

Tworzenie jest mo¿liwe dziêki w³¹czaniu w³asnej indywidualno ci w obieg kultury, dziêki wymianie do wiadczeñ i idei, ale i dziêki najzwyklejszemu, codziennemu uczestnictwu w ¿yciu innych. Udzia³ we wspólnocie, w spo³eczeñstwie nie jest zagro¿eniem dla w³asnej odrêbno ci, jest mo¿liwo ci¹ jej nieustannego dope³niania i rozwoju. Byæ mo¿e rozpoczê³aby siê zupe³nie nowa epoka nauk i sztuk, gdyby symfilozofia i sympoezja sta³y siê tak powszechne i tak intensywne, ¿e tworzenie wspólnych dzie³ przez kilka wzajemnie dope³niaj¹cych siê natur nie by³oby ju¿ ¿adn¹ rzadko ci¹. Czêsto nie mo¿na siê oprzeæ my li, ¿e dwa duchy mog³yby w³a ciwie tak nale¿eæ do siebie nawzajem, jak oddzielone od siebie po³ówki, i tylko w po³¹czeniu byæ wszystkim, czym mog³yby byæ34.

Tworzenie jest znacznie bogatsze, je li twórca artysta, lub po prostu cz³owiek u wiadamia sobie w³asn¹ ograniczono æ, swego rodzaju niezupe³no æ, i równocze nie nie obawia siê konfrontacji z tym, co od niego ró¿ne, nieraz ca³kowicie przeciwstawne. Sympoezja i symfilozofia to nie tylko wspólne tworzenie sztuki czy wspólne poszukiwania w ró¿nych dziedzinach nauki. Ich rol¹ jest budowanie wspólnoty opartej na wspó³istnieniu przeciwieñstw wspólnoty, w której jednostki rozwijaj¹ siê dziêki czerpaniu z owej nieustannej oscylacji w polu wzajemnego warunkowania siê ró¿norodnych idei i do wiadczeñ. Przy czym zasadnicze znaczenie ma tu budowanie powi¹zañ duchowych, opartych na silnych wiêziach miêdzyludzkich. Oczywi cie symfilozofia w swoim szerszym i nieco mniej utopijnym wymiarze jest po prostu równie¿ nieustannym dialogiem, jaki odbywa siê w kulturze poprzez podejmowane wci¹¿ na nowo odczytywanie ró¿nych funkcjonuj¹cych w niej dzie³ i idei. W koncepcji sympoezji i symfilozofii proces tworzenia dzie³a sztuki, proces budowania nauki oraz proces kszta³towania siebie wi¹¿¹ siê ze sob¹ bardzo ci le. Koncepcja ta podkre la potrzebê 33 Tam¿e, 34 A

s. 121. 125, s. 65.


109

wzajemnego warunkowania siê ró¿nych poziomów ludzkiej aktywno ci, ³¹czenia ró¿norodnych do wiadczeñ. Dziêki temu uczestnictwo w wiecie nabiera bogactwa i wielowymiarowo ci, co z kolei staje siê jednym ze sposobów przekraczania tego, co skoñczone. Jest to po prostu jeden ze sposobów na to, ¿eby byæ wolnym twórc¹ i wolnym cz³owiekiem, bêd¹c równocze nie ograniczonym, skoñczonym, pozbawionym pewno ci; idzie o to, by w³asn¹ ograniczono æ uczyniæ ród³em ¿yciowego ruchu. Proces twórczy w sposób szczególny skupia w sobie te aktywno ci. Jest on poniek¹d zwielokrotnieniem, zintensyfikowaniem ruchu ¿ycia, ale pe³ni te¿ istotne funkcje w procesie budowania wspólnoty. Si³¹ sztuki jest to, ¿e potrafi budowaæ relacje oparte nie na powi¹zaniach instytucjonalnych, lecz siêga znacznie g³êbiej.

Poszukiwanie ca³o ci Kszta³towanie siebie odbywa siê wiêc w dialogu, w grze opartej na napiêciu miêdzy dan¹ skoñczono ci¹ i upragnion¹, poszukiwan¹ nieskoñczono ci¹. Jest jednak zawsze d¹¿eniem, które nigdy nie osi¹gnie swego ostatecznego wype³nienia. Nie ma mo¿liwo ci uzyskania jedno ci, poczucia ca³kowitego spe³nienia, ani te¿ pe³nego ogl¹du tego, co nieskoñczone, które nigdy przecie¿ nie mo¿e byæ dostêpne bezpo rednio35. Z drugiej jednak strony, na zasadzie dialektycznego powi¹zania, jednym z podstawowych hase³ obecnych w refleksji Schlegla jest ca³o æ rozumiana jako wiecznie ¿ywe, wytwarzaj¹ce siê w dynamice przeciwieñstw uniwersum, w którym wszystko znajduje swoje miejsce. Ka¿dy cz³owiek jest jego czê ci¹, ka¿da aktywno æ jest w nie wpisana, rozbudowuje je36. Ostatecznie to potrzeba do wiadczenia ca³o ci i jedno ci, porz¹dku i harmonii, a z drugiej strony nieustanne poczucie ich braku jest jednym z elementów motywuj¹cych twórczy ruch kszta³towania. Jest to jeden z mo¿liwych opisów opozycji skoñczono æ nieskoñczono æ. Istotn¹ konsekwencj¹ poszukiwania ca³o ci jest te¿ towarzysz¹ce Schleglowi prze wiadczenie, ¿e rozdzielanie poszczególnych dziedzin ludzkiej aktywno ci, wyró¿nianie poszczególnych przedmiotów i w³adz ludzkiego ducha, bez dbania o przebiegaj¹ce miêdzy nimi po³¹czenia i wzajemne korespondencje,

35 Por.

36 Por.

S. E. Grunnet, dz. cyt., s. 63. tam¿e, s. 73.


110

prowadzi w lepy zau³ek, jest odbieraniem sobie mo¿liwo ci ¿ycia37. U rozwijaj¹cych siê natur pojêcie i zmys³ wzajemnie poszerzaj¹ siê, wyostrzaj¹ i kszta³tuj¹ 38. Wiedza i sfera pozaracjonalna oczywi cie nawzajem prowokuj¹ w³asny rozwój. Schlegel wci¹¿ podkre la te¿ potrzebê tworzenia silnych powi¹zañ miêdzy nauk¹, filozofi¹, sztuk¹, do wiadczeniem moralnym, religi¹ (choæ religia jest tu do æ specyficznie rozumiana). Owo rozcz³onowanie jest czym wtórnym i sztucznym, przede wszystkim jednak nie pozwala dostrzec jedno ci wiata i jedno ci w³asnej wiadomo ci. Jedno ci, która oczywi cie wci¹¿ buduje siê na napiêciu miêdzy przeciwieñstwami. Postulat ³¹czenia wiedzy, filozofii i poezji jest wyrazem podkre lania naturalnego, pierwotnego powi¹zania miêdzy tym, co idealne i realne, obiektywne i subiektywne, miêdzy sfer¹ rozumu, wiadomo ci, a sferami zmys³ów, emocji, fantazji tego, co w cz³owieku najbardziej niepojête39. Dopiero je li pozwoli siê wspó³istnieæ i wzajemnie na siebie oddzia³ywaæ tym wszystkim wymiarom, nie wykluczaj¹c, nie umniejszaj¹c wagi ¿adnego, mo¿na rozumieæ, czym jest w³asne cz³owieczeñstwo. Aktywne kszta³towanie w pe³nym tego s³owa znaczeniu jest samo w sobie zmierzaniem do jedno ci, gdy¿ je li rzeczywi cie ma byæ skuteczne wymaga dzia³ania wszystkich w³a ciwych cz³owiekowi w³adz i zdolno ci; trzeba pamiêtaæ, ¿e jest to dzia³anie polegaj¹ce na wzajemnym uzupe³nianiu siê i ograniczaniu przeciwstawnych si³. Poza tym, jak to zosta³o ju¿ wspomniane, brak jedno ci staje siê czynnikiem wywo³uj¹cym ruch twórczy, d¹¿enie 40. Dlatego te¿ postaæ artysty, jako tego, kto poszukuje jak najg³êbszej syntezy, jedno ci, która równocze nie otwiera nieskoñczono æ i nie niszczy wielowymiarowego widzenia, staje siê alegori¹-symbolem ¿ycia ludzkiego w ogóle. Dlatego i dzie³o sztuki jest w³a nie najdoskonalsze, je li jest wyrazem poszukiwania takiej jak najszerszej syntezy, która równocze nie uwydatnia ró¿norodno æ w³asnych sk³adników41. Owo poszukiwanie jedno ci, w której wszystko ma swoje miejsce, przejawia siê miêdzy innymi w koncepcji poezji uniwersalnej. Wyrazem tego poszukiwania jest te¿, jak mo¿na przypuszczaæ, nieustanne splatanie siê w pismach Schlegla idei i pojêæ teoretycznoliterackich, estetycznych z rozwa¿aniami etycznymi 37 Por.

tam¿e, s. 70. F. Schlegel, Über Goethes Meister, w: Kritische-Friedrich-Schlegel-Ausgabe, t. 2 Charakteristiken und Kritiken 1 (1796-1801), hg. von H. Eichner, Paderborn 1967 (KA II), s. 135. 39 Por. B. Frischmann, dz. cyt., s. 317. 40 Por. tam¿e. 41 Por. F. Schlegel, Über Goethes Meister , s. 144. 38


111

czy te¿ antropologicznymi. Dlatego w³a nie to, co odnosi siê do sztuki, zyskuje wymiar etyczny i na odwrót.

Kszta³towanie i piêkno Wszelkie piêkno jest alegori¹. Rzeczy najwy¿sze, w³a nie dlatego, ¿e niewys³owione, wys³owiæ mo¿na tylko w alegorii42.

Rzeczywisto æ, w której przejawia siê nieskoñczono æ, która kieruje ku perspektywie nieskoñczono ci, ku wymiarowi idealnemu jest piêkna. Piêkno jest znakiem d¹¿enia do nieskoñczonej ca³o ci, podobnie jak to, co prawdziwe i dobre w swoich przejawach, jest po rednikiem miêdzy tym, co skoñczone i nieskoñczone. Piêkno wzbudza poczucie nieskoñczonej pe³ni ¿ycia 43. W tym sensie jest jednym z pierwotnych sposobów dzia³ania ludzkiego ducha; nie tylko konieczn¹ fikcj¹, ale tak¿e faktem wiecznym i transcendentalnym 44. Wydaje siê wiêc, ¿e aktywnemu kszta³towaniu siebie niejako z konieczno ci towarzyszy piêkno. Schlegel znajduje w piêknie chyba swego rodzaju impuls dla aktywno ci nastawionej na nieustanne przekraczanie tego, co dane. Najwy¿sze piêkno dostrzega bowiem w chaosie, który tylko czeka na dotkniêcie mi³o ci, aby siê rozwin¹æ w harmonijny wiat 45. Chaos za jest tym, co jeszcze niedotkniête ludzk¹ porz¹dkuj¹c¹ wiadomo ci¹, co jest niewyczerpanym materia³em kszta³towania. Najwy¿sze piêkno jest wiêc ród³em tego, co jest; jest pocz¹tkiem tworzenia, wezwaniem. Jest pe³ni¹, która zawiera w sobie nieskoñczone mo¿liwo ci, prowokuje dalszy ruch kszta³towania. Ów wyj ciowy piêkny chaos jest w³a nie tym, co daje mo¿liwo æ rozwoju, pobudza do nadawania kszta³tu, podjêcia twórczego dzia³ania. Piêkno jest tym, co p³odne. Je li za dany przedmiot jest piêkny, to oznacza to, ¿e bêd¹c czym jednostkowym i okre lonym, równocze nie kieruje ku nieskoñczono ci. Jest ladem nieskoñczono ci w tym, co dostêpne cz³owiekowi bezpo rednio, w historyczno-empirycznej rzeczywisto ci ¿ycia. Piêkno w konkretnym przedmiocie, czynie, jest alegori¹, wiêc kieruje ku owemu piêknu cechuj¹cemu to, co najwy¿sze; tym 42 Ten¿e,

Rozmowa o poezji , s. 160. jest to, co przypomina nam naturê i w ten sposób wzbudza poczucie nieskoñczonej pe³ni ¿ycia , I 86, s. 161. 44 A 256, s. 94. 45 F. Schlegel, Rozmowa o poezji , s. 151. 43 Piêkne


112

samym staje siê z jednej strony motorem kszta³towania, z drugiej najlepszym, najprawdziwszym d¹¿eniem, znakiem w³a ciwej drogi.

*** Kszta³towanie posiada wiêc niejako swoje bytowe ugruntowanie, jest poruszane z jednej strony nieskoñczon¹ dynamik¹ uniwersum, a z drugiej potrzeb¹ harmonii wiadomo ci, która postrzega siebie jako sfragmentaryzowan¹ i podzielon¹. Jego kluczowa rola w refleksji Schlegla jest warunkowana wizj¹ rzeczywisto ci ludzkiej, rozumianej jako proces wyprowadzania z chaosu jednostkowych zdarzeñ, przedmiotów, do wiadczeñ, krótko mówi¹c: tego, co okre lone. Jednostka zyskuje w ten sposób poczucie chwilowego rozumienia, które oczywi cie w nastêpnym momencie doprowadzi do kolejnego ruchu, kolejnego pytania, ale tylko w ten sposób mo¿na zbli¿aæ siê do tego, co absolutne. Jedynie moment okre lono ci jest tym, co dane. Staje siê on mo¿liwo ci¹ przeczucia jedno ci. W ka¿dym razie sama odwieczna dynamika uniwersum staje siê czym bardziej przyswojonym, mniej obcym, mniej ró¿nicuj¹cym. Bycie cz³owiekiem wi¹¿e siê z mo¿liwo ci¹ bycia aktywnym, wiadomym twórc¹. Tym, co jest tworzone, przede wszystkim staje siê w³asne, jednostkowe ¿ycie, szczególnym za tego przejawem jest twórczo æ artystyczna. Jest ona swego rodzaju esencjonalnym wyrazem wewnêtrznej, pierwotnej si³y twórczej, która nakierowana jest na to, co nieskoñczone, na niekoñcz¹ce siê poszukiwanie czego , co jeszcze nie zaistnia³o, lub niekoñcz¹ce siê, wci¹¿ ponawiane i odnawiane ukazywanie tego, co prawdziwe, odwieczne. Je li do æ zu¿yte has³o, ¿e bycie cz³owiekiem to bycie artyst¹, w jaki sposób mo¿e zostaæ przyporz¹dkowane przedstawionej koncepcji, to w tym sensie, ¿e ka¿dy na w³asn¹ miarê mo¿e byæ twórc¹, a wiêc ka¿dy jest powo³any do tego, by rzeczywisto æ poetyzowaæ, czyli dostrzegaæ i pomna¿aæ wzajemne powi¹zania miêdzy tym, co skoñczone, a tym, co nieskoñczenie, co rozwija siê i trwa. Bycie artyst¹ to równie¿ nadawanie wci¹¿ nowych znaczeñ temu, co dane, to dopisywanie w³asnych sensów do tego, co przejawia siê w ró¿nobarwnym ruchu wiata, poszukiwanie w³asnego sposobu na odczytanie odwiecznego biegu wiata, przeczytanie na nowo starych, zawartych w kulturze prawd i odnalezienie równie¿ w nich ladów nieskoñczono ci. Podmiot nie jest panem rzeczywisto ci, ale nie jest te¿ jej ca³kowicie poddany; idzie o to, by na w³asn¹ miarê pozostaæ jej wspó³twórc¹. Wiele jednak zale¿y od spojrzenia i czynu, jakim podmiot twórczy obdarzy wiat, od znaczeñ, jakie w wiecie odczyta.


113

* Kamila Chodarcewicz The shaping and the work. The concept of creative process in Friedrich Schlegel s thought According to Friedrich Schlegel s early-romanticist philosophy, any creative process emerges and fulfils its potential owing to contradictions being incessantly mutually conditioned. A description of creative process and a description of the shaping of one s own humanity (Bildung) every so often prove to be overlapping or affecting each other. The process of creating a work is approachable as a symbol or intensification of the course of any human shaping. Human life is perceived as one always getting formed in a tension between finiteness and infiniteness. The artist presents this tension, in an essential fashion, and builds upon it.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010

MISTRZ I UCZEÑ

DYSKUSJA REDAKCYJNA: MISTRZ I UCZEÑ

Lidia Wi niewska: Czêsto s³yszymy dzi (a mo¿e tak by³o zawsze?) o upadku autorytetów i zwi¹zanym z naciskiem m³odo ci, która nie chce ulegaæ do wiadczeniu starych upadku relacji mistrz uczeñ. Wydaje siê jednak, ¿e takie stwierdzenie zak³ada w istocie upadek jej okre lonej hierarchicznej realizacji. Postawi³abym zatem inn¹ tezê: istnieje wiele ró¿nych modeli tej relacji, zarówno je li chodzi o pozycjê mistrza, jak i postawê ucznia, a jakkolwiek w ró¿nych epokach dominanta mo¿e byæ odmienna, to w ka¿dej epoce w³a nie rozmaite jej wersje dochodz¹ do g³osu. Tutaj jedynie zaznaczê (nie roszcz¹c sobie prawa do wyczerpania kwestii) niektóre mo¿liwo ci, jednocze nie dokonuj¹c ich przegl¹du w czasie. Ju¿ w mitach znajdziemy wzorce dwu podstawowych koncepcji, które kreuj¹ okre lon¹ postaæ mistrza (a mo¿e mistrz kreuje te¿ te koncepcje). Bóg Stworzyciel z mitu nowoczesnego stoi po stronie celowej pracy, która ustala sta³y rezultat (formê), przes¹dzony przez jego prawo, które zyskuje wymiar uniwersalny. Tak¹ rolê pe³ni jednak nie tylko Bóg jako Wielki Nauczyciel M¹dro ci, ale tak¿e np. prorok jak, powiedzmy, irañski Zaratustra, który udaje siê do nieba, by uzyskaæ odpowied na pytanie o dobr¹ my l, dobre s³owo i dobry czyn, czym daje wyraz orientacji wybitnie etycznej. Z drugiej strony pojawia siê jednak inna mo¿liwo æ: wielo æ bogów mitu archaicznego konstytuuje zamiast sta³o ci dynamikê przemiany i w zwi¹zku z tym tak¿e wielo æ mistrzów, którzy reprezentuj¹ czasem sprzeczne warto ci. Przeobra¿a siê to w zawieszenie ucznia miêdzy biegunami skrajnych postaw.


115

Dodaæ by do tego mo¿na, ¿e z punktu widzenia pierwszej postawy druga zwi¹zana zostaje z negatywno ci¹ z³a (w taki sposób reprezentuj¹cy p³odno æ Natury bo¿ek Pan przekszta³ca siê w ikonografii chrze cijañskiej w diab³a), tymczasem z punktu widzenia drugiej postawy w skrajnej postaci boga-trickstera pierwsza zostaje o mieszona poprzez jej skrzywienie. I jeszcze jedno: ten sam mistrz z jednego punktu widzenia mo¿e zostaæ przedstawiony jako przedstawiciel postawy etycznej (teoretycznej), jak Sokrates w interpretacji Nietzschego, lub przeciwnie dialogicznej, jak Sokrates przedstawiany przez Bachtina. Co w istocie zwraca uwagê na synkretyczno æ konkretnej rzeczywisto ci. Nie zmienia to faktu, ¿e w modelowym ujêciu wyró¿niê dwie mo¿liwo ci, je li chodzi o mistrza: 1. Mistrzów ideologii czyli autorytety (Chrystus, Sokrates); 2. Mistrzów krytycyzmu czyli dyskusji o idei (Zaratustra Nietzschego, który wycofuje siê z kierowania uczniami, bo znale li go wcze niej ni¿ siebie, a podobny jest g³os Sartre a; spo ród bohaterów literackich wskazaæ tu mo¿na, zreszt¹ zakotwiczonego w filozofii Ockhama czy Bacona, Wilhelma z Baskerville w Imieniu ró¿y Eco). Szczególnym przypadkiem takiej sytuacji by³oby np. zawieszenie przez Tomasza Manna potencjalnego ucznia miêdzy biegunami takimi, jakie stanowi¹ Naphta i Settembrini. Podobnie zreszt¹ trzeba by mówiæ o uczniach pod¹¿aj¹cych ladami Mistrza, jak wiêty Franciszek, lub dokonuj¹cych przekszta³ceñ mistrzowskich ladów, jak w przypadkach opisanych przez Harolda Blooma (Lêk przed wp³ywem). Wreszcie trzeba by zwróciæ uwagê na jeszcze jeden moment jednocz¹cy obie strony: na to, ¿e czêsto uczeñ staje siê mistrzem: w Ojcu Goriot Rastignac zrazu z oporem pobiera lekcje ¿ycia paryskiego; w Jaszczurze sam udziela ich bez zahamowañ. I odwrotnie: wspomniany Wilhelm z Baskerville uczy siê tak¿e od swego ucznia. To spojrzenie poprzez epoki ka¿e jednak zapytaæ tak¿e o dynamikê wewn¹trz pewnych granic czasowych. Tak¿e o wiek XIX je li traktowaæ go jako pewn¹ ca³o æ. A w jego ramach o epokê romantyzmu czy realizmu. Jak zatem w tych ramach dochodz¹ do g³osu poszczególne modele relacji mistrz uczeñ? A nawet: jak dalece pozwalaj¹ one z wielu stron zinterpretowaæ jedn¹ osobowo æ, np. Mickiewicza? Czy stajemy tu wobec podobnych wyzwañ jak te, które stwarza interpretacja Sokratesa przez Bachtina i Nietzschego?

* Bogdan Mazan: Najbardziej przemawia do mojej wyobra ni ahistoryczna, niescholastyczna wersja problemu nie tyle jednocz¹ca obie strony (mistrz


116

uczeñ), choæ na jakim etapie wzajemnych kontaktów by³oby to niezbêdne, co wskazuj¹ca udzielanie siê warto ci na kanwie specyficznego zwi¹zku obu podmiotów, jednocz¹cego i zarazem wyodrêbniaj¹cego. Wedle niej, Mistrz nie tylko móg³by siê z czasem uczyæ od swego wychowanka, co jest zrozumia³e np. we wspólnocie uczonych, lecz tak¿e potrafi³by wykreowaæ (wy)twórcê doskonalszego od siebie, a przynajmniej nie szkodziæ w takim procesie. Byæ mo¿e dopiero wtedy sta³by siê, nieparadoksalnie, wzorem otwartym, rzetelnie niedo cig³ym: arcymistrzem. By³aby to niesprzeczna kategoria pragmatyczno-idealistycznych i etycznych mistrzów umiej¹cych pokusê egoizmu, samouwielbienia, interesu w³asnego przezwyciê¿yæ, by dzieliæ siê z uczniami w szerokim znaczeniu s³owa, obejmuj¹cym wspó³uczestników jakiego trudu sprawno ci¹ warsztatow¹ lub inn¹ doskona³o ci¹. Szczerze mówi¹c, jedynie tak¹ wersjê mistrzostwa i tak¹ relacjê mistrz-uczeñ uwa¿am za kompletn¹. Potwierdza³aby w mistrzostwie potrzebn¹ czasem pokorê, a zw³aszcza odwagê (w przekraczaniu siebie) i spe³nienie, które, wyp³ywaj¹c z prymarnego ja , mog³oby czy nawet powinno byæ w mistrzostwie interpersonalne i roztaczaæ siê. Na ile jest ona realna i sprawdzalna to inna kwestia. Takich mistrzów wypatrywa³bym w ród twórców oraz ludzi zajmuj¹cych siê nimi badawczo. Zrazu trudno jest o stosowne przyk³ady z XIX wieku i czasokresów okalaj¹cych, ale czyni¹c przygotowawcze kroki w odkrywaniu, mo¿na by szukaæ redaktorów, wydawców itp. dzia³aczy lub wykonawców, uchodz¹cych za mistrzów w swym przedmiocie, a nieograniczaj¹cych inwencji wspó³pracowników, uczniów. Tacy mistrzowie potrafili (je li ten projekt nie jest hipostaz¹) w rozmaitych dyskusjach nie tylko znakomicie zabieraæ, lecz tak¿e oddawaæ g³os, ws³uchuj¹c siê w racje przeciwne. A mo¿e, mierz¹c wy¿ej, znale liby siê po ród twórców arcydzie³, potrafi¹cych mówiæ o konkurentach do s³awy z niezwyk³¹ rewerencj¹, pomniejszaj¹c siebie. Nie wszystkim autorom, artystom i my licielom to siê od razu udawa³o. Czasem przychodzi³y takie opinie razem z dojrza³o ci¹ i dystansem, jak np. uwagi o Sienkiewiczu i Prusie wiêtochowskiego, bardziej od nich cenionego w pocz¹tkowej fazie pozytywizmu (widziano w nim nastêpcê S³owackiego) i nie bez satysfakcji przyjmuj¹cego chwa³ê pierwszeñstwa, chyl¹cego jednak przed nimi czo³a, gdy w³asne czo³o zni¿a³ z utrudzenia, ale widzenie rozszerzy³. Na tym tle by³aby widoczna ma³ostkowo æ i wynios³a hermetyczno æ zachowañ innych twórców. Jaki to mo¿e byæ interesuj¹cy obiekt badañ krytycznych, ale odleg³ych od antybr¹zownictwa. To mog¹ byæ równie¿ literaturoznawcy, badacze wieku XIX. S³ysza³em o jednym, który pracê kolegi po fachu spointowa³ s³owami: Choæbym siê sprê¿a³, tak bym nie zrobi³ . Nie chodzi tu o rzeczywist¹ warto æ komplementowanego


117

artefaktu, ale o zasadê, któr¹ nazwa³bym suwerenno ci¹ Mistrza w tym, co sam czyni oraz potrafi zainspirowaæ i rozpoznaæ. Taki nigdy nie bêdzie mniejszy, nawet/ zw³aszcza w momencie, kiedy chwali³.

* Jaros³aw £awski: G³os Lidii Wi niewskiej w dyskusji o relacji Mistrz Uczeñ traktujê jako wa¿ny, zasadniczy. W odniesieniu do niego i na jego marginesie chcia³bym sformu³owaæ w³asne my li i wyobra¿enia. Dodam: nikt nigdy nie stara³ siê byæ wobec mnie Mistrzem, bezwzglêdnie jednak znam oraz uznajê Osoby, które wolno mi za swoich uwa¿aæ Mistrzów. Zatem Nie ma wielu modeli, form relacji Mistrz Uczeñ: zawsze jest promieniuj¹cy postaw¹ i my l¹ Mistrz oraz pragn¹cy promieniowaæ Uczeñ, który kszta³ci siê w wietle wzoru i drogi Mistrza! Niemo¿liwa jest relacja/ postawa: jeden Uczeñ wielu Mistrzów naraz. To chaos. Ka¿dorazowe ustanowienie zwi¹zku Mistrz Uczeñ poprzedza wybór: najpierw Uczeñ pragnie i szuka Mistrza (tym samym go wybiera), potem Mistrz mo¿e, ale nie musi akceptowaæ Ucznia. Mistrz nie ma wielu Uczniów. Tym bardziej nie mo¿e mieæ wielu Uczniów, nastêpuj¹cych jeden po drugim, seryjnie i regularnie. S¹ to wtedy ulubieñcy, wychowankowie, absolwenci, a nawet lizusowscy imitatorzy postawy Ucznia, lecz nigdy ci, a nie inni Uczniowie tego, a nie innego Mistrza. Za Mistrzem nie stoj¹ wiêc jako moce, w³adze, do wiadczenia tworz¹ce Jego powagê i postaæ same tylko: wiedza, inteligencja, intuicja, m¹dro æ, w³adza, empatia, rodki materialne lub ich brak. To substraty bycia Mistrzem, ale ich suma nie tworzy jego Osoby. Co wiêc j¹ czyni? Co Innego. Rozró¿nienie Mistrzowie krytycyzmu Mistrzowie ideologii jest wzglêdne, sztuczne. Krytycy emanuj¹ tym samym wiat³em idei (jest ni¹ krytycyzm), a ideolodzy s¹ w istocie krytykami (ka¿da idea zda siê negacj¹ wszystkich innych, ujêciem ich w cudzys³ów nieaktualno ci). Uczniem siê jest albo nie. Mistrzem siê jest albo nie. ¯adnym z nich nie mo¿na byæ potencjalnie , na niby , w zawieszeniu , tak po trosze , na jaki czas , w zale¿no ci od tego, czy , bo muszê , ot, tak sobie , ¿e tak chcê i basta! i na próbê . W ka¿d¹ relacjê Ucznia z Mistrzem wpisana jest nie tylko mo¿liwo æ sukcesji, ale pragnienie zostania Mistrzem, a co za tym idzie znalezienia Uczniów (lecz to zdarza siê realnie du¿o rzadziej). Relacja Mistrz Uczeñ przybiera, oczywi cie, rozmaity kszta³t historyczny, zmienia siê jako relacja-dla-innych, jako forma ¿ycia spo³ecznego wraz z jego


118

ewolucj¹, chocia¿by metamorfoz¹ instytucji edukacyjnych, szkó³, uniwersytetów. Lecz jej rdzeñ okre li³bym jako archetypowy , przynale¿ny do wiata niezmienników i transcendentaliów. Dla ludzi o pewnej orientacji imaginatywno-my lowej znaczy to: jest on ugruntowany metafizycznie. Relacja Mistrz Uczeñ, Uczeñ Mistrz nie jest stanem, lecz drog¹, w której Mistrz reprezentuje: wiedzê, m¹dro æ nabyt¹ wraz z w³asn¹ drog¹ biografii i wewnêtrznego ¿ycia (egzystencji), stosowny do ciê¿aru obu poprzednich dystans wobec wiata (to jest tak¿e wobec samego siebie, natury, innych ludzi, Ucznia, historii przez wielkie H , emocji), a ponadto trudn¹ do wyra¿enia jako æ duchowego przyci¹gania (attractio, esprit, ataraksja, dynamis, doskona³o æ, niewzruszono æ, prostota, ubóstwo, modestia, wiedza etc.), decyduj¹c¹ o jego zdolno ci zdobywania umys³ów i serc uczniów. To co pozostaje ca³kowicie niedookre lalne pojêciowo. Mo¿na to nazwaæ promieniowaniem , emanacj¹ , a nawet m¹drym z- i u-wodzeniem, przyzywaniem lub zachêt¹, nêc¹c¹ obecno ci¹ oraz magnetyzmem, niepokojem wywo³ywanym przez osobowo æ o cechach numinosum, fascynuj¹c¹ i budz¹c¹ naraz lêkliwo æ Mistrz nie przemawia z góry: Uczniu ! , Uczeñ oszczêdza Mistrzowi Mistrzu! . Nieprawda, ¿e tam, gdzie jest Mistrz i Uczeñ, nie maj¹ znaczenia: narodowo æ i p³eæ, status spo³eczny i wiek. Przeciwnie, one tam s¹ najwa¿niejsze, bo tworz¹ to¿samo æ i osobowo æ ka¿dego z partnerów relacji. Ale równocze nie prawd¹ jest, i¿ nie ma tam sporu i zwady miêdzy kobiet¹ i mê¿czyzn¹, Greczynk¹ i ¯ydem, starcem i m³odziakiem, pariasem i arystokrat¹. Miêdzy Uczniem a Mistrzem istnieje relacja wzajemnej otwarto ci, dialogiczno ci, ale przede wszystkim pe³na szacunku i godna niezgodno æ , otwarta odmienno æ, umo¿liwiaj¹ca wzajemne, krytyczne podej cie, wzbogacanie siê i darzenie, wymianê nie tyle my li, ile bogactwa ca³ej osobowo ci. Towarzyszy im pewna ograniczona uleg³o æ: Ucznia wobec Mistrza i na odwrót. Bez ró¿nicy nie rodzi siê miêdzyosobowa chemia przemiany (metanoia), tworz¹cej i utwierdzaj¹cej niezniszczalno æ relacji Obu. Uczeñ nigdy nie jest klonem Mistrza, za Mistrz nigdy nie godzi siê na bezkrytycyzm Ucznia albo jego krytycyzm zupe³ny. Za powag¹ Mistrza nie stoi instytucja, ideologia ani w³adza, lecz uprzednie wobec Spotkania z Uczniem i dokonuj¹ce siê w jego czasie do wiadczenie drogi, w którym nie brak kryzysów, upadków i pod wigniêæ, tworz¹cych jego si³ê wewnêtrzn¹ i w konsekwencji autorytet moralny. Tê drogê Uczeñ na laduje, ale jej nie powiela, przemierzaj¹c w³asny dukt doskonalenia (lecz nie doskona³o ci). Nic, co zupe³nie doskona³e i niezmienne, nie ma si³y samoistnego przyci¹gania. Nie dotyczy to transcendentaliów: Prawdy, Piêkna, Dobra, Absolutu dotyczy ludzi przede wszystkim.


119

W relacjê, wiê Mistrz Uczeñ wpisane jest ryzyko drogi. Nie ka¿dy musi, mo¿e, powinien byæ Mistrzem lub Uczniem. Wyzwaniu drogi mo¿e nie sprostaæ tak Uczeñ, jak Mistrz. Bez ryzyka klêski, upadku, konfliktu nie ma splendoru zwyciêstwa, nie ma rado ci osi¹gniêcia celu. Choæ relacja Mistrz Uczeñ jest relacj¹ zbudowan¹ na hierarchicznej wizji wiata, który wznosi siê ku swemu najwy¿szemu centrum (tu: Mistrzowi), na w³adzy duchowego i intelektualnego autorytetu, to wyró¿nikiem jej zdrowia okazuj¹ siê dystans, autoironia, pob³a¿liwo æ i miech. We wspólnym do wiadczeniu miechu Uczeñ ju¿ staje siê na chwilê Mistrzem. W³a ciwe relacji Mistrz Uczeñ jest wielorakie do wiadczenie przekroczenia: w relacji miêdzy Mistrzem a Uczniem, miêdzy Oboma a wiatem, w koñcu wewnêtrznej transgresji miêdzy sob¹-wczoraj a sob¹-dzi , miêdzy sob¹-dzi a sob¹-jutro. Ta transgresja ostatnia mo¿e byæ doskonaleniem siê Ucznia. I Mistrza. Patologie w ustanawianiu relacji Mistrz Uczeñ: Pseudomistrzowie i pseudouczniowie. W warunkach nu¿¹co bezlitosnego wy cigu szczurów tak uczniowie , jak mistrzowie staj¹ siê ofiarami z³udzenia w³asnej to¿samo ci. Dokonuj¹ b³êdnego rozpoznania siebie jako ucznia/ mistrza , gdy tymczasem stanowi¹ igraszkê spo³ecznego zapotrzebowania, wykwit potrzeby szybkiego ustanawiania autorytetów , wytwarzaj¹cych kolejne niby- autorytety . Czê ciej u róde³ z³udzenia, którego ofiar¹ s¹ g³odni obcowania z Mistrzem kandydaci na Uczniów, stoi pycha i narcystyczne przekonanie o w³asnym najwy¿szym statusie intelektualnym, duchowym, spo³ecznym. Relacjê jeden Mistrz jeden Uczeñ zastêpuje w czasach nowo¿ytnych niebezpieczna relacja jeden Mistrz mnodzy Uczniowie, miêdzy którymi dochodzi do nieznaj¹cej pardonu i wstydu rywalizacji o wzglêdy Mistrza, prowadzonej w celu uzyskania niegodnych profitów, takich jak: etat, publikacje, status pierwszego akolity , a co za tym idzie uznanie (marne, bo motywowane strachem) i w najgorszym przypadku dobra natury materialnej. Prostolinijno æ i bezinteresowno æ zostaj¹ wyparte przez zawi æ oraz interesowne podporz¹dkowanie. Taki uczeñ -aktorzyna dzia³a wedle zasady homo homini lupus. A raczej: uczeñ uczniowi, uczeñ mistrzowi, mistrz uczniowi i mistrz mistrzowi wrogiem na wieki wieków, amen . Moc, autorytet, instytucje, w³adza a niby-mistrzostwo Si³ê duchow¹ Mistrza coraz czê ciej zacienia, a nawet niweczy moc, w³adza, opresyjna i restryktywna zdolno æ stoj¹cych za nim instytucji pañstwowych lub akademickich. Ulokowany (czêsto) na szczycie piramidy awansu akademickiego a bywa, i¿ kilku piramid naraz Mistrz przyci¹ga wtedy nie promieniowaniem bezinteresownego autorytetu, które nie obiecuje niczego z zakresu dóbr i stanowisk, ale


120

poci¹ga ku sobie banaln¹ obietnic¹ bezpieczeñstwa, w³adzy, decyzyjnych zdolno ci, u³atwiaj¹cych lub niszcz¹cych mo¿liwo ci awansu Uczniów. Tak korumpuje siê bezinteresowno æ tych, którzy pragn¹ zostaæ Uczniami. Tak koñczy siê charyzma Mistrzów, którzy siêgaj¹ po w³adzê instytucji, po moc strachu lub mira¿e obietnic. Mistrz, Uczeñ nie konkuruj¹; nie mo¿e byæ ich wielu w wiecie konkurencyjno ci wszystkich ze wszystkimi o Nic. Z³o liwie: nie ma Uczniów, bo konkuruj¹, nie ma Mistrzów, bo konsumuj¹. Moc quasi-autorytetu a publiczna kreacja Mistrzów mo¿na od dawna, od czasu, kiedy pojawi³ siê masowy obieg informacji, kreowaæ, lansowaæ, przemilczaæ, ob miewaæ. Iluzji posiadania Mistrza i z³udzeniu odnalezienia Ucznia ulegaj¹ tysi¹ce ludzi, którym mass media lub instytucje podaj¹ do wierzenia, do przyswojenia my l-k³amstwo, ¿e kto jest lub nie jest Uczniem/ Mistrzem. Uniwersytety, ko cio³y, mass media, organizacje czy potê¿ne jednostki nie tworz¹ Mistrzów, choæ s¹ w stanie zaszczepiæ spo³ecznie i duchowo rujnuj¹ce k³amstwa: ¿e kto naucza, choæ nie naucza; ¿e co jest uczelni¹, choæ nie jest ni¹, bo s³u¿y bogaceniu siê profesury i drenowaniu kieszeni naiwnych aspirantów do statusu cz³eka wykszta³conego; ¿e kto jest posiadaj¹cym autorytet i charyzmê Mistrzem , mimo i¿ jest wytworem kuglarstwa medialnego, public relations, reklamy, marketingu. Cech¹ Mistrza jest skryto æ. Jego rozg³os jest pe³en skromno ci. Zdzicza³a postaæ wspó³czesnego mistrzowania przejawia siê w tym, ¿e miliony ludzi uznaj¹ za autorytety (nazywaj¹c: Mistrzem przez wielkie M ) persony i kreatury, których nie widzia³y na oczy, znane tylko z ekranu, s³yszenia, z ich drukowanych wypowiedzeñ. Za z³udzeniem wykreowanego w mass mediach obrazu kryj¹ siê bywa demony, cynicy, chciwcy. O byciu autorytetem decyduj¹ wzglêdy merkantylne, to, czy tak¹ osobê da siê szybko i z zyskiem sprzedaæ. Niby-mistrz staje siê wtedy guru zyskowno ci. Zgubne musi byæ ideologiczne, wiatopogl¹dowe kumpelstwo. Tak¿e w nauce lansuje siê swoich: postêpowcy o wieconych, tradycjonali ci konserwatystów, feministki feministki, panowie katolicy panów katolików, król zwolenników monarchii, za monarchi ci królów i pretendentów do tronu. A generalnie lansuj¹ jedni drugich . Nie ma znaczenia, czy chodzi o socjologów, rusycystów, badaczy nietoperzy, os lub mchów, niderlandystów albo doktorów wiêtej teologii czy mistrzów m¹dro ci I tak Fil(o)sophia musi ulec innemu pêdowi, któremu na imiê: Fil(o)kratia, to jest mi³o ci w³adzy, zdobytej w grupie podobnie/ tak samo my l¹cych. Niewa¿ne: co my l¹cych Pieni¹dze/ corruptio. Zamiast rozwiniêcia: Wiecie, jak to jest ! Rugowanie Mistrza z przestrzeni Uniwersytetu dokonuje siê najczê ciej


121

w imiê idoli nowoczesno ci i postêpu, jako ci i wydajno ci. Nastêpuje wtedy, rozg³o ne i k³amliwe jako czcza wobec Uczniów obietnica, zastêpowanie Mistrza wydajnym i znanym publicznie tutorem, promotorem, opiekunem, menad¿erem! Ów mikro-, semi-, mini-, æwieræ-mistrz wnosi wówczas w relacje z nauczanym podopiecznym ca³¹ wypracowan¹ zewnêtrzno æ i pozycjê (autorytet tytu³ów, publikacji, stanowisk etc.), natomiast nie udziela nauczanym niczego z wewnêtrznego bogactwa osobowo ci. Tutor nie jest z³¹ instytucj¹, je li nie udaje Mistrza. Ten ma w sobie co nieokre lonego , spoza wymiaru ról i funkcji. Ani droga Mistrza, ani droga Ucznia nie s¹ ³atwe, proste. W byciu Mistrzem i Uczniem zawsze jest co tajemniczego. Mistrza nie sposób znale æ w okre lonym miejscu, urzêdzie, instytucie. Nawi¹zaniu relacji Mistrz Uczeñ towarzyszy w najg³êbszym tego s³owa znaczeniu Spotkanie. W tym sensie relacja Mistrz Uczeñ nie mo¿e byæ traktowana tak, jak po prostu relacja Nauczyciel, Tutor, Profesor Uczeñ, Student, Doktorant, Habilitant. Ona siê w tych wszystkich relacjach mo¿e, ale nie musi wydarzyæ. Gdy siê wydarza, Uczeñ znajduje Mistrza, a Mistrz odkrywa Ucznia. Nie zapewni¹ tego instytucje, przepisy ni usi³owania. Wynika z tego, ¿e ta najbardziej twórcza kulturowo Relacja, Wiê , Wspólnota zdarza siê i wykonuje sw¹ misjê poza instytucjonalnym umocowaniem, jakie daj¹ jej pañstwo, kultura, spo³eczno æ, akademia. Ale czyni to ona dla nich, choæ istotowo poza nimi. Czyni dla cz³owieka, którym staj¹ siê w byciu-dla-siebie i razem-ze-sob¹ Mistrz oraz Uczeñ. Mistrzowie, Uczniowie. Oni bêd¹ zawsze. Mówi³a z pamiêci, zawsze za szybko, wiêc , W³a ciwie to jakby ci¹gle opowiada³ dowcipy, ale , Nigdy nie zdarzy³o siê, by siê nie spó ni³, choæ , By³a to nadwra¿liwa nerwuska, ale . Dope³nienia: i tak wszystko rozumieli my bez s³ów, bi³a z nich m¹dro æ, wszyscy mieli my do niego przystêp, czuli my, ¿e kocha³a nas i to, co robi. Tysi¹ce podobnych o Mistrzach wspomnieñ ich Uczniów. Gdzie jest Mistrz, gdzie Uczeñ, gdzie s¹ Obaj, tam nie maj¹ przystêpu pustka i smutek. I nico æ nawet nie wiêci tam niczego. W Mistrzu, w Uczniu, w relacji miêdzy Nimi b³yszczy iskra Tajemnicy przez wielkie T . Jak widaæ, do mówienia o relacji Uczeñ Mistrz najbardziej przydatne i najw³a ciwsze okazuj¹ siê s³owa powleczone w naszej kulturze patyn¹ staro wiecczyzny, staromodne i archaicznie brzmi¹ce: prostolinijno æ, godno æ, doskonalenie siê, wiedza, m¹dro æ i wielko æ, urok i mi³o æ. Bo Uczeñ duchowo kocha Mistrza, a Mistrz mi³uje Ucznia umys³em i duchem, m¹dro ci¹ swej drogi. Wej æ w te s³owa, staæ siê nimi, uosabiaæ je to droga. Wszystko stare s³owa. A pierwsze z nich? Prawda. Tak to sobie my lê i wyobra¿am. Pogodnie i raczej z u miechem.


122

* Magdalena Saganiak: Niezmiernie interesuj¹ca wypowied prof. Lidii Wi niewskiej pobudzi³a mnie do my lenia, które nie jest w stosunku do Niej polemiczne, lecz sytuuje siê w innej p³aszczy nie. Obraz zapamiêtany z ksi¹¿ki, filmu czy ze snu. Stary mistrz udziela adeptowi kolejnej lekcji szermierki i jak zwykle wytr¹ca mu szpadê. Uczeñ k³ania siê z szacunkiem i wychodzi ze smutn¹ twarz¹. Zdajemy sobie sprawê, ¿e ta scena powtarza siê ju¿ setny czy tysiêczny raz. Twarz mistrza pozostaje nieodgadniona. Kolejna lekcja. Uczeñ w skupieniu naciera, mistrz zaczyna siê cofaæ. W oczach ucznia pojawia siê b³ysk, jego ruchy staj¹ siê szybsze i bardziej precyzyjne. Mistrz pojmuje, ¿e walczy z równym sobie. Naciera z fantazj¹, z gracj¹ tancerza, jakby uby³o mu lat, lecz zaczyna przegrywaæ. Na twarzy ucznia pojawia siê u miech rado ci. Lecz jeszcze rado niejsza jest twarz Mistrza. Kiedy my lê o relacji mistrz uczeñ, od razu przychodz¹ mi na my l dwa wielkie przyk³ady: Sokrates Platon i Platon Arystoteles. Platon, m³odzieniec o masywnej budowie cia³a, ale tak¿e o szerokim czole, który w³óczy³ siê ze swoim obdartym mistrzem po placach Aten, uprawiaj¹c dialektykê. Czy wiedzieliby my co o Sokratesie, który nie pozostawi³ po sobie ¿adnego pisma, czy wyró¿ni³by siê spo ród rzeszy wêdrownych nauczycieli, gdyby nie Platon, który poj¹³ jego naukê? Nie tylko poj¹³, lecz utrwali³ jego postaæ, metodê i my l w nie miertelnych dialogach. I czy sta³by siê kto taki, jak Platon, gdyby ten silny m³odzieniec nie spotka³ natchnionego poszukiwacza prawdy Sokratesa? Ale czy Platon rozpozna³by Sokratesa, gdyby wpierw nie by³ go szuka³? Gdy uczeñ jest gotowy, nauczyciel przychodzi. Platon i Arystoteles, dwie postaci utrwalone na genialnym fresku Rafaela. Stary Platon wskazuj¹cy rêk¹ w górê, jakby ku wiecznym ideom, i Arystoteles, którego zdecydowany gest zdaje siê wskazywaæ równowagê, ów s³ynny z³oty rodek. Twarze filozofów zwrócone s¹ ku sobie, pomiêdzy nimi istnieje ¿ywy kontakt, wiê i porozumienie. Rozmawiaj¹. Id¹. Ruchy ich obu znamionuje energia. Postawa ucznia nie uniewa¿nia postawy mistrza. Legenda przekazuje nam s³ynn¹ wypowied Arystotelesa, opuszczaj¹cego Akademiê Platoñsk¹, cytowan¹ w wersji ³aciñskiej: Amicus Plato, sed magis amica veritas. Legenda odpowiada, ¿e odszed³, by za³o¿yæ w³asn¹ szko³ê, ¿e siê zbuntowa³. Ale podaje siê te¿ zupe³nie inn¹ wersjê: ¿e po mierci Platona szko³ê obj¹³ ma³o twórczy, mo¿e najmniej zdolny, epigoñski uczeñ, i wtedy Arystoteles odszed³. To zrozumia³e. Zreszt¹, rol¹ wybitnego ucznia jest opu ciæ Mistrza. Niektórzy mówi¹: Arystoteles odrzuci³ teoriê idei, ale inni mówi¹ przytomniej:


123

g³êboko przekszta³ci³. I znów. Nie by³oby Arystotelesa bez Platona. Ale kontynuuj¹c i rozwijaj¹c naukê Mistrza, czê ciowo musia³ jej zaprzeczyæ. Nie ma twórczo ci bez indywidualno ci. Nie ma rozwoju bez sporu. Gdy uczeñ jest gotowy, nauczyciel odchodzi. Czy dzi nie ma mistrzów? Dla kilkudniowego rozg³osu dziennikarze niszcz¹ autorytety i wprowadzaj¹ w b³¹d opiniê publiczn¹. G³upawe afery tworz¹ zas³onê dymn¹ dla spraw najwa¿niejszych, które tocz¹ siê poza kontrol¹ spo³eczeñstwa i poza wiedz¹ elit naukowych. Kultura masowa tworzy fa³szywe autorytety. Reklama zastêpuje informacjê. Skandal zastêpuje etykê. Zdezorientowana m³odzie¿ na wszelki wypadek kontestuje wszystko. Ko ció³, jedna z niewielu instytucji, które jeszcze podtrzymuje my l o moralno ci, jest atakowana za niemoralno æ. Nie dziw, ¿e znowu pojawiaj¹ siê sygna³y o koñcu wiata. Wydaje siê, ¿e nie ma ju¿ mistrzów, bo w powszechnym zgie³ku g³osu ich nikt by nie us³ysza³, a zreszt¹ ma³o jest takich, którzy uszu nadstawiaj¹. Lecz czy to jest jakowe novum na tym wiecie? Ju¿ Sokrates musia³ wyst¹piæ przeciw doxa, przeciw fa³szywym mniemaniom, i przeciw sofistom, którzy g³osili czysty pragmatyzm, szerz¹c relatywizm moralny i estetyczny. Podobno Gorgiasz naprawdê chodzi³ w z³otych butach, za Sokrates w ³achmanach naucza³ m³odzie¿, czym jest prawda i dobro. I w³a nie Sokratesa skazano na mieræ prawomocnym wyrokiem s¹du, w o wieconym demokratycznym pañstwie za psucie m³odzie¿y . Czy dzi nie ma mistrzów? Maj¹ racjê Lidia Wi niewska i Jaros³aw £awski, gdy mówi¹ o zaniku tradycyjnej relacji mistrzowskiej we wspó³czesnym nauczaniu. Owszem, daleko id¹ca instytucjonalizacja kszta³cenia na wszystkich szczeblach nie sprzyja powstawaniu wiêzi. Nieudane (czy¿by celowo nieudane ?) reformy szkolnictwa doprowadzi³y po roku 1989 do znacznego spadku poziomu nauczania. Nie jest dzi rzadko ci¹, ¿e uczeñ, który opuszcza pañstwowe liceum, nie umie poprawnie pisaæ, mówiæ i liczyæ. Nie jest oczytany, nie umie samodzielnie my leæ, jest g³uchy na muzykê, lepy na piêkno przyrody i sztuki, za to ma skrzywiony krêgos³up, z³y wzrok i nerwicê. (Po co mia³by co umieæ? Elita w³adzy i tak wykszta³ci swoje dzieci w szko³ach prywatnych). Chcia³oby siê spytaæ, gdzie byli i co robili jego nauczyciele? Lecz czy pozwolono im uczyæ? Czy mieli uczniów, którzy chcieli byæ uczniami? Gdzie byli rodzice tych uczniów? Jak kszta³towali stosunek do wiedzy i prawdy? Gdzie by³o ca³e wielomilionowe demokratyczne spo³eczeñstwo, które odpowiada za poziom nauki, za nauczanie i postawy m³odzie¿y? A co na uczelniach wy¿szych? Oszczêdno ciowe standardy nauczania, jednakowe dla wszystkich wyk³adowców syllabusy wci niête w przyciasne tabelki


124

programu USOS, miernoty niszcz¹ce wielkie indywidualno ci. Rzesze studentów, którzy nie wiedz¹, po co przyszli na studia. Walec, który zdaje siê sp³aszczaæ wszystko do wymiarów papierowego dyplomu nie wiadcz¹cego o niczym. Poniewa¿ nikt tam na niego nie czeka, Mistrz na wy¿sz¹ uczelniê czy do szko³y nie przychodzi. A raczej, mo¿e ich wielu tam przychodzi, lecz pozostaj¹ nierozpoznani. Niekiedy maj¹ najni¿sze oceny w studenckich ankietach. Poniewa¿ uczeñ nie jest gotowy. Ale kto nie przygotowa³ ucznia? Zatem czy dzi nie ma uczniów? Oto egzamin z estetyki. Student porównuje koncepcjê piêkna u Platona i Arystotelesa. Na pocz¹tku jest trochê speszony i niepewny. W miarê, jak mówi, zawsze ¿ywa my l Platona zaczyna kszta³towaæ tok jego wymowy, student nabiera swady. Ju¿ siê nie krêpuje, s³owa same siê znajduj¹. Cudownie jest i æ za geniuszem, gdy siê ju¿ pojê³o jego my l, choæby w jakiej czê ci. W oczach studenta pojawia siê u miech szczê cia. A Arystoteles? Och, o¿ywia siê jeszcze bardziej student, Arystoteles rozwin¹³ my l Platona Czy wiele jest takich egzaminów, zapytacie. A wiele, wiele, wiêkszo æ. Nie trzeba traciæ wiary w mistrzostwo Platona. Bo oto mistrz znowu znalaz³ sobie ucznia. Poniewa¿ ten uczeñ by³ gotowy, Platon do niego przyszed³. Bo kto przygotowa³ ucznia na mo¿liwo æ nadej cia. Za Platonem pojawi³ siê Arystoteles Jest tylu mistrzów z przesz³o ci, którzy mog¹ do nas przyj æ. Mistrz czasów nowej ery, przyæmiewaj¹cy wszystkich mistrzów staro¿ytnych, twórca najwiêkszej szko³y moralnej i filozoficznej w dziejach Europy: Jezus, zwany Chrystusem. Relacja ucznia do tego Nauczyciela jest wyj¹tkowa. Wiê z Nim która kiedy by³a wiêzi¹ z cz³owiekiem, gdy chodzi³ w spiekocie od wsi do wsi razem z tymi, którzy mu zaufali, choæ go nie rozumieli, bo mówi³ dziwne rzeczy dzi czym jest? Choæ j¹ przygotowuje dwutysi¹cletnia nauka Ko cio³a, trzeba tê wiê odnale æ i ustanowiæ w sobie na nowo. Pójd za mn¹ , które kiedy us³ysza³ ten czy tamten prosty rybak, dzi mo¿e us³yszeæ w sobie tylko ten, kto chce s³yszeæ. I tylko wtedy Mistrz mo¿e przyj æ. Gdy uczeñ jest gotowy, nauczyciel przychodzi. Czy dzi nie ma mistrzów? Zdarza siê taki moment podczas koncertu w filharmonii, gdy cisza na widowni zyskuje odrêbn¹ jako æ. Ju¿ nie jest jak wata, która t³umi d wiêk, ale membrana, która go odbija, wzmacnia, która z nim wspó³pracuje. Muzycy zaczynaj¹ wtedy lepiej graæ, piewacy bez trudu wchodz¹ na najwy¿sze d wiêki i w fortissimo s¹ s³yszalni ponad graj¹c¹ tutti orkiestr¹. Zjednoczona energia s³uchaczy nadaje kszta³t ca³o ci, dodaje si³ i szybko ci reakcji wykonawcom. Je li uda siê ten stan wyd³u¿yæ, przychodzi taki moment, ¿e ju¿ wszyscy i wykonawcy i s³uchacze wiedz¹, ¿e nie zdarzy siê ¿aden b³¹d, fa³sz


125

ani kiks. To ju¿ niemo¿liwe. Orkiestra reaguje na ruch koñca ma³ego palca dyrygenta, partytura staje siê ¿ywym przekazem, którego nie sposób nie poj¹æ. Mistrzostwo zdaje siê w³adaæ wszystkim i wszystkimi. Impuls idzie od tego najwiêkszego, od kompozytora, lecz przenika ca³o æ i tworzy ca³o æ. Chwile takie zdarzaj¹ siê i podczas zajêæ na uniwersytecie, kiedy ka¿dy, nawet najbardziej ospa³y student, choæby przez chwilê, na u³amek sekundy, rozumie Platona, Mickiewicza, Przybosia, Bachtina, Kanta, Goedla, Cantora, Newtona, Einsteina Co to jest? Nie co innego jak spotkanie z Mistrzem. I umo¿liwia je bardzo czêsto kto , kto jest uczniem tych wielkich mistrzów. I kto jest lub bêdzie mo¿e kiedy Mistrzem, gdy sam uzna innych Mistrzów nad sob¹, i gdy zechce kszta³ciæ nie uczniów, lecz adeptów mistrzostwa. Zapytano kiedy przy mnie Mariê Janion, kogo uwa¿a³aby za swego nastêpcê, za kontynuatora. Ale¿ nie, zawo³a³a, ja nigdy tak nie uczy³am, ja uczê, jak byæ samodzielnym! Obraz zapamiêtany z ksi¹¿ki, takiej ulubionej, czytanej w dzieciñstwie emerytowany profesor Melchior Szpak (Papuga Pana Profesora) otwiera bezp³atn¹ prywatn¹ przychodniê dla potrzebuj¹cych, gdzie perswaduje wszystkim wszystko , a chodzi o wszystko, co nieprawid³owe. Osza³amiaj¹ce sukcesy Profesora Melchiora Szpaka opieraj¹ siê przede wszystkim na bezwarunkowej ¿yczliwo ci dla tego, kto jeszcze nie zm¹drza³. Czy Melchior Szpak nie jest prawdziwym uczniem Sokratesa? Mia³am kiedy takiego katechetê, który umia³ pokazaæ brzydotê grzechu jednym za¿enowanym u miechem, a najmniejsze dobro umia³ tak jako podkre liæ, ¿e ja nia³o jak s³oñce i o¿ywia³o pó³ wiata. Kap³an ów zosta³ misjonarzem. Jestem przekonana, ¿e zjedna³ dla Chrystusa ca³e rzesze. Prawdziwy uczeñ Chrystusa. Chêtnie bym wymieni³a z imienia moich nauczycieli ze szko³y podstawowej, z liceum, ze studiów jako swoich mistrzów. By³o ich wielu. Nauczyli mnie tego, co sami wietnie umieli, matematyki, fizyki, chemii, polskiego, rosyjskiego, ale i czego znacznie wiêcej: tego, czym jest wiedza, nauka, nauczanie. Nauczyli mnie mi³o ci do prawdy i do pracy, bo sami pracowali dla prawdy. Utorowali mi drogê do wielkich mistrzów. Podtrzymali we mnie wolê uczenia siê i wywo³ali chêæ uczenia innych. Prawi, sprawiedliwi, inteligentni, rado ni, wielcy skromni mali cisi ludzie. Ci, którzy wedle proroctwa Mickiewicza, obejm¹ dziedzictwo . My lê, ¿e wiele siê nauczyli od najwiêkszego mistrza naszych czasów. Ktokolwiek szed³ kiedy szlakiem na Krzy¿ne przez Dolinê Pañszczycy w Tatrach, zauwa¿y³ najpewniej starannie u³o¿on¹ cie¿kê z kamieni, wybranych ze z³omowiska skalnego, dopasowanych szczelnie, jak na jakim dziedziñcu zamkowym. Jak wygodnie siê idzie, jak wspaniale wkomponowuje siê ta cie¿ka


126

praca ludzkich r¹k w piêkno dzikiej przyrody. Dobrze widoczna, dobrze umocowana w z³omowisku, które bez niej by³oby nie do przebycia. S³owo piêkna ci nie siê na usta. Ten szlak uk³ada³ mistrz, mo¿e mistrz ze swymi uczniami. Czy to uczniowie Platona? Kto mo¿e jad³ chleb upieczony przez mistrza (mistrzyniê) i zawsze ten smak wspomina. Kto mo¿e mieszka w domu, zbudowanym przez mistrzów (architekta, in¿ynierów-projektantów, kierownika budowy, murarza, posadzkarza, stolarza, elektryka, gazownika, hydraulika) i za nic by siê z niego nie wyprowadzi³, kto mo¿e ma szczê cie posiadaæ ³ó¿ko, szafê, kuchniê, komputer, buty, torbê lub inn¹ rzecz, któr¹ mistrzowie zrobili zgodnie ze swoj¹ sztuk¹. Co zrobili? Nadali rzeczy to, co Arystoteles nazwa³ form¹: jedno æ i celowo æ. Czy to uczniowie Arystotelesa? Staro¿ytna my l grecka ukazuje cz³owieka jako istotê, która wiele nauczy³a siê od zwierz¹t. Od mrówek ¿ycia spo³ecznego, od jaskó³ek budowania domów, od pszczó³ gromadzenia zapasów, od paj¹ków tkactwa, od ptaków piewu. To naiwne my lenie przywodzi na usta b³ogi u miech. Naiwne, ale jak¿e urocze. I jak w swojej osnowie m¹dre. Ludzko æ stale siê uczy. Stale szuka mistrzów i stale pamiêæ o ich nauce przechowuje. Mistrzostwo jest w wielu miejscach. Trzeba tylko umieæ byæ uczniem. Gdy uczeñ jest gotowy nauczyciel przychodzi. Natomiast ¿eby mówiæ ci le o wieku XIX, a my lê tu zw³aszcza o romantyzmie, trzeba by wprowadziæ do naszych rozwa¿añ inne specjalne zagadnienia, ci le historyczne, takie jak: kwestia negacji klasycyzmu i racjonalizmu, ustanowienie nowych róde³ poznania, zerwanie z tradycj¹ staro¿ytn¹ (sk¹din¹d tylko w pewnych aspektach) i próba ustanowienia nowej tradycji (siêgniêcie do redniowiecza, ludowo ci, tradycji przedpi miennej), wprowadzenie narodu jako podmiotu w kulturze. Filozofia romantyczna (estetyka wznios³o ci Kanta, Novalis, Schiller, Schelling, Coleridge, Emerson, Hegel, Cieszkowski, Trentowski, Krasiñski, S³owacki) ma swoje wyraziste oblicze, rzeczywi cie zapocz¹tkowuje nowe sposoby filozofowania, w których poczesne miejsce ma do wiadczenie wewnêtrzne, projektowanie wszelkiego poznania jako bezpo rednie (intuicja, uto¿samienie), my lenie historyczne i ewolucyjne (w tym: ujêcie wiata materialnego jako etapu rozwoju ducha). W antropologii pojawia siê bardzo charakterystyczny kult wolno ci, geniuszu i twórczo ci, ale te¿ cis³y zwi¹zek prawdy i sztuki. Te wszystkie czynniki, a wielu jeszcze nie wymieni³am, tworz¹ kanwê dla rozwoju bardzo specyficznej relacji mistrz uczeñ, je liby siê ona rozwinê³a. Mamy bowiem do czynienia ze zmianami, nazywanymi czasem rewolucyjnymi, które mog³yby oznaczaæ zerwanie ci¹g³o ci w kulturze, odej cie od starych autorytetów, od wzorców my lenia, czyli od starych mistrzów. Czê ciowo siê tak


127

dzieje, lecz tylko czê ciowo. Nastêpuje raczej ponowna lektura tradycji, w której wielkie autorytety na nowo zyskuj¹ sobie miejsce. Nie mo¿na jednak nie doceniaæ wagi tej totalnej rewaloryzacji ca³ej tradycji kulturowej, która przez wiele wieków (od czasów renesansu) by³a przejmowana w sposób ci¹g³y, kumulacyjny, nierewolucyjny (je li ta ci¹g³o æ nie jest mitem kulturowym romantyków). Jednak tradycyjna pozycja mistrza, tego, kto przekazuje pewne techniki zdobywania wiedzy i zdobyt¹ przez siebie wiedzê, jest ju¿ prawie niemo¿liwa. Nie ma bowiem takiej ustalonej wiedzy, któr¹ mo¿na by³oby przekazaæ. Poznanie jest raczej owocem indywidualnego rozwoju ka¿dego cz³owieka i wiedza mo¿e siê narodziæ tylko jako wewnêtrzna. Je li wiêc Mistrz, to przede mistrz ¿ycia duchowego, kto kieruj¹cy samodoskonaleniem i rozwojem wiedzy wewnêtrznej adeptów. St¹d mo¿e rozwój sekt miejsc indywidualnego doskonalenia moralnego i duchowego. Do pewnego stopnia rolê Mistrza przejmuje natchniony geniusz-poeta, który jednak niekoniecznie uzurpuje sobie prawo do nauczania nie gromadzi wokó³ siebie uczniów. Jednak jego rola mo¿e siê ³¹czyæ z rol¹ profety, uzyskuje on wtedy sankcjê spo³eczn¹, je li zostanie uznany przez jak¹ czê æ narodu i niczym minister bez teki wp³ywa na postawy ludzi, nie nauczaj¹c. Rolê tê powierzano, jak wiadomo, Mickiewiczowi, ale w niektórych krêgach drugiego i trzeciego pokolenia romantyków w Polsce S³owackiemu. Inn¹ pozycjê, jednak w³a nie nauczycielsk¹, nie mistrzowsk¹, chcia³ prawdopodobnie zaj¹æ Norwid. Problematyka ta wydaje mi siê jednak bardzo z³o¿ona, trudna nawet do zasygnalizowania, a nadto byæ mo¿e nazbyt obci¹¿ona modelami kultury, wytworzonymi w ³onie samej kultury romantycznej które istnia³y mo¿e bardziej jako projekt ni¿ praktyka ¿ycia. Dlatego wszystko, co tu podajê, ma dla mnie warto æ hipotezy. Druga po³owa wieku XIX prawdopodobnie uzyska³aby w tym rozumowaniu inn¹ charakterystykê, poniewa¿ wielcy twórcy tego czasu maj¹ ju¿ swoich mistrzów w³a nie tych romantycznych i musz¹ siê wobec nich opowiedzieæ. Znowu nastêpuje przewarto ciowanie tradycji, ma ono jednak inny charakter, którego nie o mielê siê charakteryzowaæ w gronie znacznie lepszych znawców tego przedmiotu.

* Aneta Mazur: Podejmuj¹c pytanie o relacjê mistrz-uczeñ w wieku XIX, mo¿na postawiæ tezê, i¿ paradygmat hierarchiczny: nauczaj¹ca staro æ ucz¹ca siê m³odo æ zanika dok³adnie na prze³omie romantyzmu i realizmu. Nieco paradoksalnie romantyzm rewolucyjny i lansuj¹cy m³odo æ utrzymuje jeszcze


128

ci¹gle w mocy kult sêdziwego Nauczyciela/ Mistrza/ Maga, u którego nastêpuje zdobycie wiedzy, inicjacja czy wtajemniczenie (sêdziwi marynarze Coleridge a, antykwariusze Hoffmanna i staruszki Tiecka, Mickiewiczowscy pustelnicy). Nie szkodzi, ¿e s¹ to niekiedy pozorni starcy, w istocie m³odzi duchem i buntem. Od po³owy stulecia relacja siê zmienia: staro æ niewiele ma do zaoferowania m³odo ci, to ta ostatnia z ucznia staje siê nauczycielem, jak pokazuje casus Korczyñskich w Nad Niemnem oraz para Wokulski Rzecki w Lalce albo przynajmniej przemienia siê w ucznia krn¹brnego i niesfornego (ucznia czarnoksiê¿nika?), o czym znów za wiadczaj¹ Ojcowie i dzieci Turgieniewa czy Biesy Dostojewskiego. Zamiana pokoleniowa oznacza tutaj zarazem odej cie od mistrza autorytetu w kierunku mistrza krytyki . Chcia³am jednak zwróciæ uwagê na owo zamkniêcie wielkiej kody autorytetu staro ci, które przypada na po³owê stulecia. Za symboliczny, epigoñski przejaw tradycji mo¿na uznaæ Pó ne lato (Nachsommer) Adalberta Stiftera z roku 1857 utwór, który reprezentuje sztywn¹, archaiczn¹ konwencjê powie ci rozwojowej i zawiera po¿egnaln¹ apologiê tradycyjnego modelu mistrza. Jest to jeden z licznych niemieckojêzycznych wariantów (tutaj austriacki) Goethowskiej prowincji pedagogicznej . W Latach wêdrówki Wilhelma Meistra bohater by³ poddawany pomy lnemu procesowi wychowawczemu w quasi-laboratoryjnych warunkach, pod wp³ywem delikatnych, umiejêtnych impulsów p³yn¹cych ze strony nauczycieli-demiurgów, kszta³tuj¹cych jego osobowo æ (swoista zapowied przysz³ej sytuacji Czarodziejskiej góry, która przenicuje model weimarskiego klasyka). Podobnie dzieje siê u Stiftera, przy czym jego aran¿acja modelu uczeñmistrz nosi jawne znamiona wiadomego epigoñstwa i stylizacji (mówi siê o sztucznym, ksiê¿ycowym wietle Goethowskim, które pada na wiat przedstawiony powie ci). Nie chodzi tylko o anachroniczny i klasycyzuj¹cy charakter biedermeierowskiej twórczo ci Stiftera. Chodzi o to, ¿e sytuacja nauczania m³odego cz³owieka zostaje ubrana w atrybuty minionych wzorców i zachowañ w sposób tak wyrazisty, ¿e wniosek mo¿e byæ tylko jeden: taka relacja nauczycielwychowanek nale¿y do wiata minionego, wiata o wymiarach ba ni czy utopii. Takie w³a nie rysy wykazuje fabu³a Pó nego (notabene) lata. Niczym w romantycznych ba niach inicjacyjnych bohater opuszcza rejon wspó³czesnego miasta i wkracza w uniwersaln¹ czasoprzestrzeñ podgórskiego maj¹tku (jeszcze jedna korespondencja z Mannowskim Davos), gdzie przechodzi kolejne etapy nabywania teoretycznej i praktycznej wiedzy uniwersalnej (Wissenschaftler in Allgemeinen). To rozpaczliwa próba spe³nienia renesansowych marzeñ o wykszta³ceniu pe³nym, bez kad³ubowej specjalizacji. W osi¹gniêciu intelektualnej i emocjonalnej dojrza³o ci pomaga do wiadczony mentor-nauczyciel, który przyjmuje m³odego


129

cz³owieka pod swoje skrzyd³a i czuwa nad jego rozwojem, staj¹c siê przy tym kim w rodzaju jego drugiego ojca, ojca stworzyciela . Niemal do koñca opowie ci nauczyciel pozostaje bezimienny, a jego to¿samo æ skrywa tajemnica rys ba niowy, ale i symboliczny: postaæ uosabia kwintesencjê uniwersalnej tradycji kulturowej, która przemawia jej ustami. Sama sceneria posiad³o ci zosta³a wystylizowana na quasi-sakralny kosmos ³ad (odpowiednik ³adu, który ma przenikn¹æ osobowo æ wychowanka): idealnie zagospodarowane pola, wypielêgnowany ogród i ciana ró¿ (Powie æ o ró¿y!) na frontonie budynku budz¹ nieuniknione skojarzenia z matryc¹ raju. Utrzymane w nienagannym porz¹dku, ozdobne pokoje domostwa nadaj¹ mu wygl¹d i charakter muzeum. Dzia³alno ci¹ quasi-muzealn¹ kolekcjonowaniem, renowacj¹ i rekonstrukcj¹ dawnych przedmiotów zajmuje siê te¿ w³a ciciel maj¹tku, ubrany w oryginaln¹, d³ug¹ szatê o redniowiecznym kroju. Jeste my w wiecie, gdzie rekonstruuje siê i podtrzymuje sztucznie przy ¿yciu wszystko: dzie³a sztuki, przedmioty u¿ytku i budowle, rustykalny tryb ¿ycia, klasyczne paradygmaty estetyczne, obowi¹zuj¹ce tak¿e w zachowaniu i my leniu. Relacje, jakie ³¹cz¹ wychowanka z nauczycielem, s¹ przejawem tego modus vivendi; nauczany pod¹¿a niczym cieñ za nauczaj¹cym. Autorytet starszego cz³owieka jest bezsporny, jego do wiadczenie ¿yciowe obejmuje wiele umiejêtno ci, które dyskretnie ujawnia: od wiedzy meteorologicznej, agronomicznej, znajomo ci kultury, sztuki, po sprawy pañstwa i religiê (pe³ny wachlarz Herderowskiej oraz Humboldtowskiej humanitas). Onie mielony tym bogactwem uczeñ najczê ciej milczy z podziwem, uwa¿nie ws³uchany w jego s³owa, czujnie wpatrzony w jego (mówi¹c z balzakowska) fizyko-moralne rodowisko. Proces dojrzewania przebiega bez zak³óceñ, w powolnym, organicznym tempie wzrostu ro lin, który wymaga czasu. Odbywa siê w cyklicznym rytmie wizyt, po¿egnañ i powrotów, ruchem spiralnym, zataczaj¹c coraz wê¿sze krêgi wokó³ postulowanego idea³u dojrza³o ci (etycznej, estetycznej i spo³ecznej). W istocie oznacza ona Goethowski etos samokontroli, opanowania i wyrzeczenia (Entsagung), uto¿samiony z eliminacj¹ wszelkich gwa³towniejszych emocji i uczuæ ( nieludzka ³agodno æ sanfte Unmesch jak ironicznie wyrazi³ siê powojenny pisarz niemiecki Arno Schmidt). Oznacza tak¿e lêk przed brakiem wp³ywu . Wraz z nobliwym dziedzictwem klasycznym m³odo æ otrzymuje w procesie edukacyjnym piêtno dojrza³o ci od razu jakby przejrza³ej i postarza³ej. Równocze nie jednak relacja mistrz-uczeñ wykazuje parê cech nietypowych dla autorytarnego paradygmatu ex cathedra. Z jednej strony uczeñ pod¹¿a w lad za nauczycielem, z drugiej posiada pewien margines swobody. Edukacja odbywa siê metod¹, która ³¹czy w sobie wyk³ad z lu n¹, z regu³y perypatetyck¹ rozmow¹ i wymian¹ my li, w której wychowanek zostaje postawiony


130

na równi z nauczycielem, jako jego partner. Amatorskich uwag i spostrze¿eñ ucznia wys³uchuje siê z uwag¹ i taktem, spokojnie oczekuj¹c, a¿ sam dokona korekty b³êdów, a¿ sam zapyta (tak w³a nie wygl¹da pierwsza udzielona w powie ci lekcja, na temat trafno ci prognoz meteorologicznych; m³ody bohater nie zostaje wyprowadzony z b³êdu od razu, otrzymuje wskazówki dopiero wówczas, gdy sam o nie poprosi). A tak¿e a¿ samodzielnie odkryje pewne warto ci i uniwersalia. Spektakularnym przyk³adem tego ostatniego jest symboliczny wieczór inicjacyjny, gdy w wietle b³yskawic objawia siê bohaterowi istota piêkna, zaklêtego w antycznej harmonii form. W Pó nym lecie rolê mistrza-autorytetu w znacznym stopniu przejmuj¹ rozstawione w edukacyjnej przestrzeni znaki i drogowskazy, które wiod¹ przez kolejne szczeble dojrzewania. W pewnym stopniu mo¿na zatem mówiæ o metodzie sokratejskiej; dojrza³y mentor i jego mówi¹ca przestrzeñ ¿yciowa staj¹ siê akuszerem my li i zachowañ m³odego adepta. Tylko to, co siê rodzi, to nie proteuszowa, trudno uchwytna i dialektyczna prawda Sokratesa, a jedynie monistyczne powtórzenie i przypieczêtowanie znanego i danego z góry modelu poznawczego. Tak¿e ulubione zajêcie, jakiemu oddaje siê uczeñ, kartograficzny pomiar terenu choæ staje siê form¹ samodzielnego poszukiwania i krytycznego rozbioru pozostaje tylko znakiem, niewype³nionym przez ¿adn¹ oryginaln¹ tre æ. Drugim ciekawym rysem a w³a ciwie skaz¹, rzec mo¿na Stifterowskiej sytuacji pedagogicznej jest tajemnica, jak¹ skrywa biografia mentora, a jest ni¹ ¿yciowa pora¿ka. W ogóle mentor jest tutaj g³ówn¹ postaci¹, wbrew rozstawionym sztafa¿om powie ci rozwojowej. I jego staro æ okazuje siê bardziej dramatyczna ni¿ m³odo æ. W³a nie po to, ¿eby uczeñ nie zazna³ podobnego dramatu (i dlatego, ¿e go dziêki nauczycielowi nie zazna³), nauczyciel ujawnia swoje minione b³êdy i wypaczenia, czyli, w my l obowi¹zuj¹cej u Stiftera opcji, niekontrolowane i gwa³towne odruchy namiêtno ci mi³o æ, ambicjê, dumê, urazê. Czyni to w umieszczonej pod koniec wielostronicowej powie ci retrospekcji-spowiedzi, obna¿aj¹c siê niejako w oczach uformowanego ju¿ wychowanka. Mo¿na powiedzieæ, ¿e autorytet mistrza ulega destrukcji, spada z piedesta³u, zstêpuje z koturnów. Co wiêcej, ujawnia siê sens ca³ej konstrukcji fabularnej Pó nego lata. Okazuje siê, ¿e spektakularna akcja pedagogiczna zosta³a przeprowadzona w jakiej mierze pro domo sua; aby terapeutycznie os³odziæ gorycz przegranej w³asnego ¿ycia i zaprzepaszczone szczê cie powtórzyæ w lepszej, udoskonalonej i poprawnej wersji losów m³odszej generacji (konfiguracja Stifterowskich bohaterów przypomina nadniemieñsk¹ roszadê par Anzelm Marta i Jan Justyna). Tym samym w¹tpliwym siê staje, czy nauczyciel ma tutaj rzeczywi cie co do przekazania uczniowi poza lustrzanym odbiciem swego w³asnego ja , kompensacyjn¹ projekcj¹ swoich w³asnych niepowodzeñ, którym


131

ma zado æuczyniæ ma³¿eñski i rodzinny happy end wychowanka. Zapewne nie przypadkiem w z³o liwie ironicznym epilogu, dopisanym do powie ci Stiftera po latach przez Heinricha Bölla, pojawia siê karykatura owego rzekomego sukcesu wychowawczego; równowaga ¿yciowa, osi¹gniêta przez wychowanka pod³ug wskazówek nauczyciela, okazuje siê iluzoryczna, nieautentyczna i zak³amana. W ten oto dwuznaczny, aprobatywno-kontestuj¹cy sposób biedermeierowska powie æ z prze³omu romantyzmu i realizmu bierze rozbrat z figur¹ Mistrza. Potwierdza j¹ i zaprzecza jej równocze nie. Pozostaje jednak wierna tradycji, przyznaj¹c aktywa podmiotowego dzia³ania mentorowi, a wychowanka czyni¹c pasywnym przedmiotem zabiegów. W niczym nie zapowiada jeszcze modelu, gdzie inicjatywa krytyczna wyst¹pi po stronie dzieci troski , Sorgenkinder w rodzaju Piotra Wierchowieñskiego czy Hansa Castorpa.

* Barbara Bobrowska: Poniewa¿ w dyskusji o relacji mistrz uczeñ zabieram g³os po bardzo ciekawych i kompetentnych wypowiedziach, chcia³abym jedynie uzupe³niæ te rozpoznania o niewspomniane jeszcze realne, ale te¿ daj¹ce siê pomy leæ warianty interesuj¹cej nas wiêzi, relatywizuj¹c czê ciowo swe rozwa¿ania do moich osobistych do wiadczeñ. Jak ju¿ wspomniano, aktualnie diagnozuje siê upadek autorytetów. Patrz¹c na nasz¹ rzeczywisto æ kulturow¹ ze skróconej, z oczywistych przyczyn, perspektywy, dostrzega siê te¿ jej rozproszenie, choæ z odleg³o ci dalszej, jak s¹dzê i mam nadziejê, stan¹ siê widoczne ci¹g³o ci fascynacje nie tylko szko³ami, ale te¿ indywidualno ciami twórczymi i badawczymi, relacje zbli¿one do paradygmatu mistrz uczeñ, choæ nie zawsze potwierdzone wiadomo ci¹ o osobistej znajomo ci, bezpo redniej wymianie my li. W dobie globalizacji, gdy s³owo przekracza granice o rodka, miasta, kraju za spraw¹ rodków masowego przekazu druku, ale te¿ elektroniki, rodz¹ siê wiêzi odpersonalizowane, ale przecie¿ równie cenne jak tradycyjne; trwa intryguj¹ca wymiana my li, która ujawnia nie tylko aporie, ale te¿ kontynuacje wynikaj¹ce z aprobatywnego nawi¹zania do cudzego s³owa, fascynacji czyim sposobem rozumowania, cudz¹ wyobra ni¹. Nawi¹zuj¹c przede wszystkim do g³osu profesora Jaros³awa £awskiego, chcia³abym siê przyznaæ, ¿e raczej nie my la³am o relacji mistrz uczeñ jako obligatoryjnie osobistej; nie s¹dzê te¿, by uczeñ musia³ mieæ tylko jednego mistrza, mistrz jedynego ucznia. Mnie, jako badaczkê, stworzyli i stwarzaj¹ m. in. uczeni, z którymi nigdy siê nie zetknê³am, dlatego byæ mo¿e s¹dzê, ¿e sytuacj¹ nawi¹zania relacji mistrz uczeñ jest z pewno ci¹ spotkanie, ale niekoniecznie


132

bezpo rednie. Dla pisarzy i badaczy literatury musi to byæ przede wszystkim spotkanie w s³owie, ale nieobligatoryjnie w tym ¿ywym, mo¿e to byæ spotkanie zapo redniczone, np. drukiem. Nie s¹dzê te¿, by relacja, o której mówimy, musia³a siê stawaæ w bezpo rednim d³ugim kontakcie; dla powstania warto ciowej i p³odnej wiêzi, opartej na wspólnocie my lenia, wystarczy jeden b³ysk, ol nienie czytelnicze kojarz¹ce ze sob¹ dwie osobowo ci, które bêdzie mia³o dalsze twórcze konsekwencje. Taki b³ysk mo¿e byæ zwi¹zany z odkryciem w cudzym tek cie tego, co siê przeczuwa³o, ale nie potrafi³o siê zwerbalizowaæ, zaskoczeniem, ¿e kto inny, jakby wspó³pracuj¹cy z nami my lowo, wyprzedzi³ nas np. w wyprowadzeniu z rozumowania ostatecznych wniosków. Taka sytuacja rodzi siln¹ fascynacjê spotkan¹ w tek cie osob¹ i jej dzie³em, ale te¿ poczucie utraty, zaw³aszczenia naszej intelektualnej zdobyczy, bycia wyprzedzonym dyskomfort opó nienia. Oczywi cie, taki odbiór opisanej wy¿ej relacji charakterystyczny jest dla fazy nowoczesno ci (i ponowoczesno ci), a dyskomfort dotyczy zarówno twórców, jak te¿ np. badaczy dziedzin humanistycznych. Jak mo¿na zauwa¿yæ, choæby w naszej dyskusji, opisywanie relacji mistrz uczeñ mo¿e realizowaæ siê w terminologii przynale¿nej sielskiemu decorum, wtedy pojawi¹ siê s³owa: przyja ñ, zaufanie, wspólnota, partnerstwo, dobro, wdziêczno æ, mi³owanie. W³a nie, raczej mi³owanie ni¿ mi³o æ. Ale w kulturze nowoczesnej akt wyboru mistrza przez adepta rzadko wynika z potrzeby serca, wydaje siê nawet, ¿e czêsto nie jest w pe³ni wiadomy. Uczeñ nie musi wcze niej pragn¹æ i szukaæ mistrza, by go znale æ. Mo¿e go przypadkowo spotkaæ w trakcie do wiadczenia lekturowego, ulec fascynacji dzie³em poprzednika, który go uwiód³ celno ci¹ s³owa, ol niewaj¹co przekonuj¹cym wywodem, sugestywno ci¹ wizji, si³¹ jej ekspresji lub autoekspresji (co jest mo¿liwe nie tylko w literaturze, ale te¿ w krytyce); zainspirowaæ do analogicznych dzia³añ lub kontrdzia³añ. W naszej dotychczasowej dyskusji, dotycz¹cej relacji mistrz uczeñ, widoczne jest silne (zw³aszcza w wypowiedziach Jaros³awa £awskiego i Magdaleny Saganiak) zorientowanie etyczne. Profesor £awski, tworz¹c idealny model charakteryzowanej przez nas wiêzi, mówi te¿ o potrzebie towarzyszenia tej relacji pewnej ograniczonej uleg³o ci . Czy w kulturze nowoczesnej jest ona mo¿liwa? Badacze, przede wszystkim psycholodzy twórczo ci, maj¹ co do tego w¹tpliwo ci, diagnozuj¹c raczej powszechno æ postaw rewizyjnych, czy nawet nacechowanych agresj¹. Od jak dawna takie postawy dominuj¹? Poniewa¿ dyskusjê tê toczymy w krêgu redakcji pisma, które ju¿ tytu³owo deklaruje swoje zainteresowanie wiekiem XIX, w szczególno ci jego dorobkiem literackim, chcia³am siê odwo³aæ do interesuj¹cej propozycji rozpoznania wspomnianych wy¿ej zjawisk z zakresu komunikacji oraz psychologii twórczo ci


133

Harolda Blooma, badacza, którego nazwisko pojawi³o siê w wypowiedzi Lidii Wi niewskiej, sygnalizuj¹cej dwie mo¿liwo ci realizowania roli ucznia. W pierwszym wariancie uczeñ pod¹¿a ladami mistrza , w drugim - dokonuje przekszta³ceñ mistrzowskich ladów . Bloom, jak wiadomo, sugestywnie przedstawi³ przemiany relacji mistrz uczeñ (u¿ywaj¹c, co znamienne, innych terminów: prekursor adept) jako jednego z wyznaczników nowoczesno ci. Jego zdaniem, z³oty wiek literatury (miêdzy Homerem a Szekspirem), w którego centrum usytuowaæ nale¿y parê Dante Wergiliusz, zakoñczy³ siê wraz z O wieceniem. Dla Dantego Wergiliusz okre lany w Boskiej komedii jako dolce padre by³ obiektem mi³o ci i na ladowania, nigdy powodem dyskomfortu czy obaw. W literaturze nowoczesnej, od lat czterdziestych XVIII wieku nasila siê zjawisko, które badacz ten nazywa lêkiem przed wp³ywem . Zale¿no æ miêdzy prekursorem i adeptem staje siê relacj¹ opresyjn¹. Tylko pocz¹tkowo ma ona cechy agonu mi³osnego, u którego genezy le¿y (po stronie adepta) ol nienie i fascynacja; pó niej nabiera charakteru bezwzglêdnych zmagañ o pierwszeñstwo i dominacjê o nacechowaniu redukcyjnym, prowadzonych, na ró¿nych etapach, nawet przy u¿yciu rodków nieetycznych. Prowadzi on ku wybiciu siê m³odego poety na oryginalno æ. Bloom wiadomy jest przypadków, kiedy wybitny poeta wywiera na drugiego wp³yw ze szczodrobliwo ci ducha (wp³yw ma wtedy warto æ daru inspiracji czy natchnienia), ale twierdzi, i¿ tam, gdzie pojawia siê dobroduszno æ, rodz¹ siê s³abi poeci. Za Nietzschem twierdzi, ¿e ka¿dy talent musi rozwijaæ siê w walce. Powo³ujê siê na teoriê Blooma, relacjonuj¹c jej g³ówne za³o¿enia w wielkim (z konieczno ci) uproszczeniu, poniewa¿, po pierwsze jest on uznawany za wielkiego, odkrywczego w swych koncepcjach i interpretacjach, znawcê poezji ca³ego wieku XIX, którego pomys³y mog¹ staæ siê, jak s¹dzê, inspiruj¹ce dla badañ nad polskim wiekiem XIX jako ca³o ci¹. W finalnych dla swej wypowiedzi uwagach o romantyzmie Magdalena Saganiak stwierdzi³a, ¿e w interesuj¹cej j¹ epoce pozycja mistrza, jako tego, który przekazuje techniki zdobywania wiedzy i zdobyt¹ przez siebie wiedzê, jest ju¿ niemo¿liwa, a rolê mistrzów przejmuj¹ poeci-geniusze; na gruncie polskim najpierw Mickiewicz, dla drugiego i trzeciego pokolenia romantyków S³owacki. Operuj¹c ogromnymi skrótami, mo¿na stwierdziæ, ¿e w drugiej po³owie XIX wieku rolê mistrzów-nauczycieli i przewodników opinii publicznej uzurpuj¹ sobie dziennikarze (trzeba przyznaæ, ¿e w ród nich s¹ wybitni pisarze, spe³niaj¹cy siê m. in. w roli publicystów, np. Prus czy wiêtochowski). Spo ród prozaików do tradycyjnie rozumianej roli mistrza duchowego, kieruj¹cego swych czytelników


134

ku wewnêtrznemu samodoskonaleniu oraz przewodnika wiod¹cego adeptów ku rozpoznaniu Ca³o ci Bytu (wed³ug bliskiej mi diagnozy Zygmunta Szweykowskiego), móg³by pretendowaæ jedynie Prus, ale nie jako Mistrz k³ad¹cy d³onie na harmoniki krêgach, ale, zgodnie z metaforyk¹ swej parabolicznej noweli Cienie, latarnik-przewodnik o wietlaj¹cy drogê id¹cym za nim pielgrzymom ludzkiej egzystencji lamp¹ gorej¹c¹ idea³ami Prawdy, Dobra i Wyrzeczeñ dla Innych. Oczywi cie, spornym, bo niedostatecznie zbadanym, zagadnieniem jest sytuowanie siê poetów przedburzowców i generacji postyczniowej wobec mistrzów wielkich romantyków, których charyzmat i potwierdzenie go przez opiniê publiczn¹, znacznie utrudnia³o artystyczny start i wybicie siê na oryginalno æ. Czy, mówi¹c sformu³owaniami przywo³ywanego wcze niej Blooma, nie by³o w ród nich poetów silnych, którzy chcieliby stan¹æ do rewizyjnego agonu ze swoimi prekursorami? Czy od pocz¹tku zak³adali oni postawê alegacyjn¹? Na pewno w ich wierszach mo¿na prze ledziæ deklaracjê doznañ charakterystycznych dla wiadomo ci nowoczesnej opresyjnej, zdominowania przez mistrzów, przyj cia zbyt pó no, gdy wszystko, co istotne, zosta³o ju¿ odkryte i perfekcyjnie artystycznie wyra¿one. Wspó³czesna krytyka wmawia³a im (liczy³ siê tu zw³aszcza g³os opiniotwórczego Chmielowskiego), ¿e po wielkich romantykach nie jest ju¿ mo¿liwe uprawianie oryginalnej poezji. A przecie¿ w tej sytuacji nale¿a³o odczyniæ urok Mickiewicza, stan¹æ do walki o samodzielne, godne miejsce na poetyckim Parnasie. Nie s¹dzê, by poeci, zarówno po³udnia wieku, jak te¿ postyczniowi, nie byli wiadomi konieczno ci podjêcia takich prób, je li nie pokoleniowej manifestacji swoich si³, to indywidualnej walki o wybicie siê na oryginalno æ. Za przywo³ywanym wcze niej Bloomem chcê wierzyæ, ¿e wiersze powstaj¹ nie tylko w odpowiedzi na bie¿¹c¹ sytuacjê, ale te¿, a mo¿e przede wszystkim, jako repliki na inne wiersze, ¿e ladów sytuowania siê adeptów wobec mistrzów-prekursorów trzeba szukaæ w nich g³êboko, zak³adaj¹c pewn¹ chytro æ czy nawet perfidiê rodków u¿ytych w takich zmaganiach. Dokonania wybitniejszych liryków drugiej po³owy XIX wieku za wiadczaj¹, moim zdaniem, o wykonanym przez nich chytrym, ale chyba jedynym mo¿liwym w tamtych warunkach, uniku nawi¹zania do praktyki poetyckiej Zachodu, szukania i odkrywania w tym obszarze artystycznych mistrzów, którego nie doceni³a niekompetentna w tym wzglêdzie ówczesna krytyka, nastawiona jedynie na tropienie i negatywn¹ ocenê, z definicji ju¿ epigoñskich , nawi¹zañ do rodzimych wieszczów. Nowego, rzetelnego rozpoznania stosunku polskich poetów drugiej po³owy XIX wieku do ich poetyckich ojców trzeba by by³o dokonaæ, przyst¹piwszy do planowanych badañ bez uprzedzeñ, uchyliwszy niefachowe i niesprawiedliwe opinie pozytywistycznej krytyki, powtarzane dot¹d bezkrytycznie i d³ugo przez


135

historyków literatury, pos³uguj¹c siê nowszymi ni¿ dot¹d metodologiami, zawiesiwszy na czas przedsiêwziêtych badañ warto ciowanie; nie zak³adaj¹c z góry odkrycia jedynie niezgrabnego pod¹¿ania ladami mistrzów, ale nastawiaj¹c siê, przynajmniej wstêpnie, na wykrycie ciekawych i ró¿norodnych indywidualnych strategii przekszta³cania mistrzowskich ladów.

* Iwona Wi niewska: Przepa æ miêdzy m³odymi a starymi robi siê coraz bardziej dramatyczna z powodu technologizacji ¿ycia. I bêdzie siê pog³êbiaæ z ka¿dym pokoleniem. Czegó¿ dzisiaj stary mo¿e nauczyæ m³odego, skoro sam potrzebuje pomocy przy byle zetkniêciu z cywilizacj¹ i z ¿yciem spo³ecznym? Nie radzi sobie nawet z pobraniem numerka do kolejki na poczcie. Nigdy nie nad¹¿y za tym rw¹cym nurtem, w którym wiedza ludzka starzeje siê w ci¹gu dekady o sto lat. Mo¿e tylko snuæ opowie ci o dawnych czasach, ale ten typ do wiadczenia jest dzi towarem trzeciorzêdnym. To nieco apokaliptyczna wizja, ale owa dwubiegunowo æ pokoleñ nigdy nie by³a tak silnie odczuwana jak obecnie. Dlatego nie dziwi¹ konstatacje moich Szanownych Kolegów, ¿e klasyczna hierarchia Stary Mistrz M³ody Uczeñ odesz³a do przesz³o ci. Dzisiaj trudno zachowaæ j¹ tak¿e na uczelniach czy w o rodkach badawczych. Wszak to m³odzi s¹ mistrzami w wyszukiwaniu, gromadzeniu i szybkiej wymianie najcenniejszego z dóbr informacji. A reforma nauki polskiej, która w³a nie wchodzi w ¿ycie, tylko potwierdza to, czego ju¿ dokona³a cywilizacja: promuje m³odych badaczy. W tej konfiguracji na pewno jeste my dziedzicami romantyzmu i czujemy respekt (a czasem strach) wy³¹cznie przed m³odo ci¹. Wiek XIX (a szczególnie epoka przed wynalezieniem telegrafu) to czas, gdy ¿ycie p³ynê³o wolno, a w³a ciwie z perspektywy potrzeb ludzkiego organizmu normalnie. Informacje rozchodzi³y siê w takiej ilo ci i trybie, ¿e mo¿na by³o przyswoiæ wszystkie, ciekawych ksi¹¿ek publikowano tyle, ile mniej wiêcej zdo³a³ przeczytaæ inteligentny i ciekawy wiata cz³owiek. Dzisiaj m³odzi wiedz¹, ¿e wszystkiego wiedzieæ siê nie da, liczy siê tylko wiedza, gdzie szukaæ wiedzy, oni j¹ maj¹, a erudycja nikomu nie imponuje. Gdzie indziej ni¿ w staro ci, do wiadczeniu czy erudycji nale¿a³oby wiêc szukaæ obecnie atrybutów Mistrza. Nie mam, rzecz jasna, gotowej definicji wspó³czesnego Mistrza. Zgadzam siê z Jaros³awem £awskim i Magdalen¹ Saganiak, którzy buduj¹ pewien jego obraz.


136

Podobnie jak Barbara Bobrowska s¹dzê, ¿e ka¿dy badacz-humanista, wiadomie lub nie wiadomie by³ przez kogo formowany, kto czêsto przypadkowo stawa³ siê Mistrzem dla ucznia. Ka¿dy z nas takiego Mistrza ma, a rozwój naukowy odbywa siê czêsto w dwóch etapach: najpierw siê Mistrzem inspirujemy, a potem z nim polemizujemy, wyzwalamy siê spod jego wp³ywu. Zauwa¿y³am to u wielu moich znakomitych kolegów. Dobry Mistrz pozwala najpierw wspi¹æ siê na pewien poziom, a potem jest trampolin¹, od której mo¿na siê odbiæ, aby wskoczyæ jeszcze wy¿ej. Co za do prób poszukiwania dychotomii w rodzaju: Mistrzowie ideologii i Mistrzowie krytycyzmu, mam wra¿enie, ¿e kwestia nie zosta³a dobrze postawiona. Ka¿da mistrzowska propozycja ideowa jest bowiem w równym stopniu konstrukcj¹, co dekonstrukcj¹, i na odwrót.

* Magdalena Rudkowska: Zapoznaj¹c siê w toku naszej dyskusji z tyloma interesuj¹cymi g³osami, przy³apywa³am siê co jaki czas na wstydliwej my li, ¿e nie przera¿a mnie wspó³czesny upadek autorytetów, zanik relacji mistrz uczeñ w znaczeniu tradycyjnym (czy hierarchicznym, jak zauwa¿a prof. Lidia Wi niewska) Przyznam, ¿e bliska jest mi ksi¹¿ka Thomasa Bernharda Dawni mistrzowie. Komedia, pozwolê zacytowaæ sobie d³u¿szy, ale kluczowy dla mojego rozumienia tematu, fragment: Przez cale ¿ycie zdajemy siê na tych wielkich duchem tudzie¿ na tak zwanych dawnych mistrzów, o wiadczy³ Reger, a oni gotuj¹ nam miertelny zawód, poniewa¿ w rozstrzygaj¹cym momencie nie realizuj¹ naszego celu. Gromadzimy w skarbcu tych wielkich duchem, tych dawnych mistrzów, w mniemaniu, ¿e pó niej, w rozstrzygaj¹cym dla przetrwania momencie, bêdziemy mogli z nich skorzystaæ we w³asnym celu, co znaczy oczywi cie wykorzystaæ i nadu¿yæ do naszego celu, a to okazuje siê miertelnym b³êdem. [ ] Nagle rozumie pan, co to jest, ta pustka, nic nie ma, kiedy stoi pan po ród tysiêcy, ca³ych tysiêcy ksi¹¿ek i papierów, które zostawi³y pana ca³kowicie samego, które nagle okazuj¹ siê tylko t¹ straszliw¹ pustk¹, niczym innym, o wiadczy³ Reger. Kiedy straci pan najbli¿sz¹ istotê, wszystko stanie siê dla pana pustk¹, gdziekolwiek by pan spojrza³, wszystko jest puste, spogl¹da pan, spogl¹da i widzi pan, ¿e wszystko jest rzeczywi cie puste, i to na zawsze, o wiadczy³ Reger. I dowie siê pan, ¿e to nie ci wielcy duchem, nie ci dawni mistrzowie utrzymywali go przez dziesiêciolecia przy ¿yciu, tylko ta jedna i jedyna istota, któr¹ darzy³ pan mi³o ci¹ jak nikogo innego w wiecie [prze³. M. Kêdzierski, Warszawa 2005, s. 165].

A zatem w chwili skrajnej egzystencjalnej rozpaczy na nic zdaj¹ siê nauki mistrzów. Trafia mi do przekonania taka jednoczesna wa¿no æ i niewa¿no æ


137

przes³ania dawnych, wielkich mistrzów, dojmuj¹ca ambiwalencja blisko ci i obco ci spraw ludzkich wobec wiata sztuki i idei. Co do wspó³czesnego zaniku relacji mistrz uczeñ, czy raczej jej przekszta³ceñ, my lê, ¿e to w³a nie czasy wspó³czesne sprzyjaj¹ relacji opartej na wyborze, nieopresyjnej, nieinwazyjnej, pe³nej wzajemnego szacunku oraz inspiracji. Pytanie, czy najwa¿niejszych spraw w ¿yciu i nauce/ sztuce: bycia sob¹ i bycia wolnym, mo¿na nauczyæ siê od kogo innego? W¹tpiê. Dlatego bojê siê jednego mistrza, jak i cz³owieka jednej ksiêgi . Dlatego bojê siê bezrefleksyjnego zaufania i uleg³o ci. Czasy wspó³czesne nie s¹ takie z³e, pozwalaj¹ dryfowaæ po powierzchni ¿ycia, zataczaæ krêgi pora¿ek i zwyciêstw na w³asny rachunek. I cieszê siê, ¿e jest w Polsce szansa, ¿eby zajmowaæ siê nauk¹ w oderwaniu od dydaktyki i tej dos³owno ci w tradycyjnej relacji (quasi-)mistrza i (quasi-)ucznia. Wierzê, ¿e jest ona mo¿liwa równie¿ miêdzy tekstami, bez nara¿ania siê na mêki nieporozumieñ, sztucznych ról i niewygód wszelkiej poprawno ci .


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010

Miros³aw Strzy¿ewski

KONRAD GÓRSKI JAKO BADACZ MICKIEWICZA (PRÓBA REWIZJI KRYTYCZNEJ)

Podobno podczas jednej z wielu ostrych dysput konferencyjnych z udzia³em profesora Konrada Górskiego Zofia Szmydtowa pozwoli³a sobie na szczególny komplement: Pan ma tak przekonywaj¹cy sposób przemawiania, ¿e nawet jak Pan mówi g³upstwa, ludzie s¹ zachwyceni 1. Zazdrosn¹ uszczypliwo æ Szmydtowej Górski obróci³, jak to zazwyczaj bywa³o, na swoj¹ korzy æ, dowodz¹c, ¿e g³upstwa, które wyg³asza, wesz³y w obieg nauki o literaturze. Kontrowersyjny referat dotyczy³ istoty i typologii zjawiska aluzji literackiej, opublikowany zosta³ pierwotnie na ³amach Twórczo ci (1961), a nastêpnie po modyfikacji, co by³o czêstym zwyczajem Profesora, przedrukowany w zbiorze w³asnych studiów Z historii i teorii literatury (seria druga, Warszawa 1964) i raz jeszcze w innej ksi¹¿ce: Rozwa¿ania teoretyczne (Lublin 1984)2. Multiplikowanie w³asnych tekstów przez Górskiego, powracanie do tych samych w¹tków i tematów, przekszta³canie i opracowywanie ich na nowo by³o irytuj¹c¹ manier¹ naukow¹ badacza

1 K. Górski, Autobiografia naukowa, Kwartalnik Historii Nauki i Techniki , R. 27, 1982. Cyt. za: Przegl¹d Artystyczno-Literacki . Dodatek specjalny, R. IV, nr 5, 1995, s. XV. 2 Zob. K. Górski, Aluzja literacka. Istota zjawiska i jego typologia, w: tego¿, Rozwa¿ania teoretyczne. Literatura. Muzyka. Teatr, Lublin 1984, s. 175-200. Zastanawia mnie bardzo niestaranne wydanie tej ksi¹¿ki, podobnie zreszt¹ jak fatalne pod wzglêdem edytorskim i poprawno ciowym przygotowanie Konrada Górskiego Pamiêtników (Toruñ 1995), co dla tego badacza zajmuj¹cego siê przez ca³e ¿ycie zagadnieniami edytorskimi jest nie lada afrontem.


139

(szczególnie w odniesieniu do jego studiów nad romantyzmem). Górski pomna¿a³ w ten sposób dorobek ilo ciowy, niekoniecznie jednak jako ciowy. Za przyk³ad mo¿e tu pos³u¿yæ swoisty leitmotiv wyk³adów i rozmaitych prac drukowanych, po wiêconych w¹tkom prometejskim w twórczo ci Mickiewicza: wersja pierwsza w formie wyk³adu pochodzi z 1929 roku3, wersjê ostatni¹ Przezwyciê¿anie prometeizmu w Dziadach znajdujemy w ksi¹¿ce Mickiewicz. Artyzm i jêzyk (Warszawa 1977), a pomiêdzy nimi istnieje jeszcze kilka innych wypowiedzi na ten sam temat, nieznacznie tylko zmienianych. Mo¿e to dowodziæ w równej mierze perfekcjonizmu uczonego, d¹¿¹cego do wypracowania mo¿liwie najlepszej wersji tekstu dyskursywnego, co i sugerowaæ ograniczony horyzont badawczy i ci¹g³e obracanie siê w przestrzeni tych samych my li i zagadnieñ. Gdy jeszcze jako przedstawiciel studenckiego Ko³a Polonistów organizowa³em w Collegium Maius UMK, jesieni¹ 1984 roku, wyk³ad dla m³odzie¿y akademickiej legendarnego ju¿ wówczas Profesora, tematem jego wyst¹pienia sta³ siê oczywi cie prometeizm. Jak siê potem mia³o okazaæ, by³ to ostatni w tym gmachu wyk³ad Górskiego dla tak licznie zgromadzonej publiczno ci. I jak dawniej, drewniany podest katedry w sali V (dzi sala 206 im. Konrada Górskiego) obleg³y ku naszemu zdumieniu panie w s³usznym ju¿ wieku, dawne uczennice Profesora, które kategorycznie odmówi³y zajêcia miejsc na krzes³ach, siedz¹c podobnie jak tu¿ po wojnie na drewnianych niewygodnych schodkach katedry, spoza której ledwo by³o widaæ filigranow¹ postaæ uczonego. Wyk³ady i konferencyjne referaty Górskiego prezentowane by³y czêsto w konwencji swoistego spektaklu teatralnego. Wspaniale artyku³owana, pe³na emocji, niekiedy uniesieñ, czêsto patetyczna w wymowie, choæ gêsto inkrustowana materia³em anegdotycznym, zawsze emocjonalna i ekspresyjna wypowied tego polonistycznego w³adcy dusz , empatycznie uto¿samiaj¹cego siê z osobowo ci¹ romantycznego poety, wywo³ywa³a okre lone doznania. Pan Tadeusz lub Dziady cytowane z pamiêci z nienagann¹ dykcj¹ robi³y na s³uchaczach piorunuj¹ce wra¿enie. I nawet, gdy jak to zauwa¿y³a Szmydtowa, Górski niekiedy plót³ g³upstwa , to w tak ujmuj¹cy sposób, ¿e ca³kowicie przekonywa³ zw³aszcza ma³o do wiadczonych studentów i studentki, czy nieopierzonych asystentów i asystentki. A jednak nie by³ Mistrzem wówczas i nie jest nim dzi . Apodyktyczna osobowo æ, czêsto nadmierna k³ótliwo æ, chorobliwa ambicja, egotyzm czy kontrowersyjne zachowania polityczne powodowa³y, ¿e nie wychowa³ zbyt wielu uczniów o wyrazistym dorobku badawczym. Górski potrzebowa³ adoratorów, 3 Zob.

K. Górski, Z teorii i historii literatury, Wroc³aw 1959, przyp.1, s. 370.


140

pos³usznych wspó³pracowników, wykonawców jego woli, nie za twórczych kontynuatorów dzie³a. O jakie tu dzie³o i spu ciznê chodzi, co z ogromnego dorobku Konrada Górskiego jako badacza romantyzmu pozosta³o nietkniête zêbem czasu, co na trwa³e wesz³o do zasobu wiedzy o epoce Mickiewicza? I czy sposób uprawiania nauki przez legendarnego Profesora mo¿e jeszcze dzi kogokolwiek inspirowaæ? Wypracowana przez lata poetyka tworzenia portretów popularnych badaczy, którzy odeszli zostawiaj¹c po sobie najczê ciej poka n¹ biblioteczkê w³asnych ksi¹¿ek, rozpraw i artyku³ów, zazwyczaj nie zak³ada krytycznego dystansu. Równie¿ Górski pisywa³ tego typu prace (artyku³y kre l¹ce sylwetki Wac³awa Borowego, Juliusza Kleinera, Tadeusza Makowieckiego), przyczyniaj¹c siê powa¿nie do ugruntowania wspomnianej poetyki nazwê j¹ ku nieskazitelnej pamiêci zmar³ego i dobremu samopoczuciu pisz¹cego . Dopuszczalne s¹ wówczas co najwy¿ej obiektywizuj¹ce zestawienia dorobku, wpisanie go w konteksty historyczne i teoretyczne, ukazanie wk³adu uczonego w rozwój nauki o literaturze w okre lonym czasie i miejscu. Brak krytycznego dystansu podtrzymuje i podkre la zazwyczaj legendowe rysy rozmaitych luminarzy humanistyki. Tymczasem dialogowe pojmowanie istoty nauk humanistycznych, które nie znosz¹ pomnikowych adoracji wietlanych autorytetów lub obra¿aj¹cych siê uczonych z powodu nieu wiadamianego zazwyczaj przekonania o w³asnej nieomylno ci, by³o Górskiemu raczej obce. Jeden z wielu aspektów humanistyki rozumiej¹cej zak³ada wszak dialog i krytyczny dystans zarówno do swoich przemy leñ, jak i dokonañ innych badaczy. Wydaje siê, ¿e toruñski Profesor temu za³o¿eniu jednak nie ho³dowa³. Przewa¿nie zawsze mia³ racjê , prawdziwy dialog by³ mu obcy, a dokonania kolegów eksploruj¹cych te same obszary badawcze czêsto na wietla³ jednostronnie. Znakomicie natomiast wpisywa³ siê w du¿ej mierze autokreacyjny wzorzec wyroczni naukowej i moralnej , rozpowszechniony w polskiej nauce (na szczê cie dzi ju¿ wygasaj¹cy), narzucaj¹c otoczeniu taki w³a nie schemat obcowania z Jego prawdami i Jego osob¹. I jak to czêsto u nas bywa, po mierci Profesora nie nast¹pi³a bynajmniej rewizja wyników jego badañ i stosowanych przezeñ metod naukowych, ale bezkrytyczna adoracja. wietnym na to przyk³adem jest ksi¹¿ka zbieraj¹ca materia³y pokonferencyjne Konrada Górskiego wiat literatury, teatru i jêzyka (Toruñ 1996), w której odnajdziemy rozpisany na g³osy portret (a raczej pomnik) badacza, utkany z wielu jego zainteresowañ twórczych (jêzykoznawczych, teatrologicznych, teoretycznoliterackich, historycznoliterackich). Z ksi¹¿ki tej, zgodnie z zamierzeniem redaktorów, wy³ania siê ku pamiêci potomnych nieprzeciêtna


141

osobowo æ wybitnego cz³owieka o renesansowych horyzontach poznawczych, szczególnym zmy le organizacyjnym i znakomitych realizacjach naukowych. Po czê ci tak by³o w istocie. Nie sposób przecie¿ zaprzeczaæ poka nemu dorobkowi twórczemu toruñskiego uczonego. Jednak odpowiedzi na podstawowe pytania o istotny wk³ad Górskiego do nauki (w tym do literaturoznawstwa) rysuj¹ mi siê mgli cie i enigmatycznie. Je li pojawiaj¹ siê tu i ówdzie dystansuj¹ce lub wrêcz krytyczne wypowiedzi (np. Edwarda Kasperskiego), to s¹ one kamuflowane i zacierane w powodzi innych referatów pe³nych czo³obitnych uk³onów. Oczywi cie, zdajê sobie sprawê, ¿e poetyka tego typu publikacji nie zak³ada krytycznej wiwisekcji dokonañ naukowych. S¹dzê jednak, ¿e w humanistyce znacznie bardziej po¿¹dane s¹ wypowiedzi oparte na dialogu i twórczym dystansie, z których bez w¹tpienia p³ynie nauka po¿yteczniejsza dla przysz³ych pokoleñ ni¿ z pretensjonalnych legendotwórczych gestów wydawniczo-pomnikowych, utrwalaj¹cych stereotypy czy przemilczaj¹cych niewygodne fakty. Wychodz¹c z tych za³o¿eñ, z wielk¹ serdeczno ci¹ pochylam siê nad dorobkiem Konrada Górskiego, którego mia³em szczê cie jeszcze poznaæ osobi cie (choæ tylko okazjonalnie), g³êboko przekonany, ¿e rekapituluj¹ce spojrzenie na jego twórczo æ naukow¹ nie stoi w sprzeczno ci z ogromnym szacunkiem, jakim darzê Profesora. Oczywi cie, wszyscy wiemy, i jest to banalne stwierdzenie, ¿e nic tak szybko siê nie starzeje w nauce o literaturze, jak interpretacje dzie³. Niestety, interpretacje Konrada Górskiego odnosz¹ce siê do twórczo ci Mickiewicza s¹ tego przykrym dowodem. Mijaj¹ mody na rozmaite gry i zabawy tekstowe, pozostaj¹ stosy zadrukowanego papieru, a pytanie, co z tego wynika dla wiedzy o badanej epoce literackiej czy pisarzu, czêsto pozostaje bez odpowiedzi b¹d te¿ implikuje odpowied negatywn¹. Profesor Artur Hutnikiewicz, prawdziwy Mistrz wielu pokoleñ toruñskich polonistów, zwyk³ mawiaæ, ¿e w humanistyce nie ma ani wiêtych, ani autorytetów bezwzglêdnych, wszak interpretacje literatury i sztuki determinuj¹ w istocie subiektywne refleksje i intuicyjne przekonania, indywidualny sposób rozumienia dzie³a, dialog i dyskusja. A i tak po tym wszystkim pozostaj¹ tylko teksty pisarzy czy dzie³a artystów. I tylko one s¹ wa¿ne. Konrad Górski my la³ chyba w podobny sposób, ale jednocze nie jakby obawia³ siê, ¿e jego wysi³ek zostanie szybko zapomniany, podejmowa³ wiêc takie wyzwania, które jak s¹dzi³ zaspokoj¹ jego fascynacje i ambicje poznawcze, a zarazem pozostan¹ w historii nauki jako osi¹gniêcia ponadczasowe. Z perspektywy wielu ju¿ lat trzeba powiedzieæ, ¿e na pewno nie by³ wybitnym znawc¹ literatury czy teatru XX wieku. Jego s¹dy w tej dziedzinie zdradzaj¹ brak rozeznania we wspó³czesnej mu estetyce, nie nad¹¿aj¹ za przemianami


142

sztuki s³owa i sztuki teatru, s¹ z wielu powodów anachroniczne i ju¿ wówczas, gdy by³y wypowiadane, nie grzeszy³y aktualno ci¹. Tak¿e jego zaplecze filozoficzne, choæ powszechnie uchodzi³ za znawcê filozofii, i by³a to jego pierwsza intelektualna pasja, w relacji z prawdziwymi toruñskimi filozofami, choæby Henrykiem Elzenbergiem czy Tadeuszem Cze¿owskim, by³o bardzo w¹tpliwe. Zatrzyma³o siê na prze³omie antypozytywistycznym, racjonalizmie postkantowskim i neoidealizmie pocz¹tku XX wieku, co z kolei wp³ynê³o na jego do æ ograniczone pogl¹dy teoretycznoliterackie z podkre lanym co rusz za rozpraw¹ Poezja jako wyraz (1946) prze wiadczeniem, ¿e literatura stanowi zapisan¹ w s³owach ekspresjê tak osobowo ci twórcy, jak i wiata, w którym ¿yje, i jest zjawiskiem duchowym z tej racji, ¿e przekazuje duchowe warto ci zapisane we w³a ciwej formie wyp³ywaj¹cej z podstawowego paradygmatu tre ci4. £atwo buduje siê w ten sposób opozycjê wobec formalizmu, fenomenologii czy strukturalizmu i nadaje my leniu o literaturze prymat tre ci nad form¹, by pos³u¿yæ siê klasycznym rozró¿nieniem Juliusza Kleinera, którego Górski uwa¿a³ za swojego nauczyciela. Zbudowana na tym gruncie hermeneutyka nie wyda³a jednak w tym wypadku znacz¹cych rezultatów poznawczych na miarê autorskich ambicji. Zwróæmy uwagê na znamienny zespó³ cytacji. Interpretacje Górskiego dotycz¹ce literatury romantycznej przywo³ywane s¹ dzi w pracach po wiêconych tej epoce stosunkowo rzadko i zazwyczaj odnotowywane jako s¹dy dawne i czêsto przebrzmia³e, ujawniane z racji solidno ci warsztatowej danego autora i konieczno ci przywo³ania stanu badañ, nie za jako nadal ¿ywe hipotezy czy ugruntowane zdania. Gdy zestawimy relatywnie rzadkie cytacje z rozpraw interpretacyjnych Górskiego z nadal wrêcz powszechnie obecnymi w opracowaniach o romantyzmie inspiruj¹cymi s¹dami z prac Juliusza Kleinera czy Stanis³awa Pigonia, z którym za ¿ycia Górski w rozmaitych kwestiach siê nie zgadza³ i którego po prostu zwalcza³, widzimy bardzo ostro, ¿e sztuka interpretacji toruñskiego uczonego nie mo¿e równaæ siê z przywo³ywanymi badaczami. W nieformalnym pojedynku wybitnych polonistów Górskiego i Pigonia przynajmniej na obszarze sztuki interpretacji (je li mierzyæ wy cig liczb¹ cytacji) zwyciêzc¹ okazuje siê uczony krakowski. Dlaczego? S¹dzê, ¿e Konrad Górski sta³ siê zak³adnikiem w³asnej metody interpretacyjnej, któr¹ Edward Kasperski nazwa³ hermeneutyk¹ rekonstrukcji. Górski próbuje 4 Gruntown¹ analizê pogl¹dów teoretycznoliterackich Profesora przedstawi³ Edward Kasperski w artykule Konrad Górski i konteksty teoretyczne (neoidealizm, pozytywizm, hermeneutyka, aksjologia), w: Konrada Górskiego wiat literatury, teatru i jêzyka, red. W. Sawrycki i J. Speina, Toruñ 1996, s. 49-66.


143

dotrzeæ do wiata romantycznego twórcy li tylko przez jêzyk, rozumiany dos³ownie jako ekspresja stanów duchowych poety i prosty zapis jego my li. Badacz z jêzykoznawcz¹ precyzj¹ odtwarza w³a ciwe brzmienie s³ów, ich rozumienie w epoce oraz ró¿ne odcienie znaczeniowe w utworach poety romantycznego, nastêpnie rekonstruuje jego pojêcia i s¹dy o wiecie, zawsze poprzez jêzyk odtworzony z wielk¹ pieczo³owito ci¹, i na tym fundamencie buduje interpretacjê poszczególnych dzie³. Ogranicza sobie w ten sposób wizjê Mickiewiczowskiego dzie³a sprowadzanego do podstaw jêzykowych. Nie ogarnia przez to wielu obszarów romantycznego dyskursu poety, nie potrafi dostrzec piêkna w sprzeczno ciach, wewnêtrznych porz¹dków my li, w bogactwie problemów, pozostaj¹c czêsto na poziomie opisu i dos³ownej prezentacji tre ci. Dochodzi do tego ideologiczna skaza. Na w¹sko rozumian¹ hermeneutykê rekonstrukcji nak³ada siê konserwatywna aksjologia uczonego, nie zawsze u wiadamiana czy werbalizowana, która w powa¿nym stopniu ow¹ hermeneutykê uniewa¿nia. W ostatecznym rezultacie powstaj¹ funkcjonalne interpretacje zmierzaj¹ce do udowodnienia z góry przyjêtej tezy, która wspó³czesnych badaczy po prostu nie interesuje. W³a ciwie mo¿na powiedzieæ, ¿e Górskiego w istocie zajmowa³ jeden wielki temat przejawiaj¹cy siê w rozmaitych wariantach: jest nim bezdyskusyjna wielko æ Mickiewicza jako poety i jako cz³owieka, o czym Górski pisa³ i wielokrotnie mówi³, i co stara³ siê podkre laæ przy ka¿dej okazji, jakby Mickiewicz wymaga³ ci¹gle takich potwierdzaj¹cych enuncjacji. Tytanizm, prometeizm, patriotyzm, katolicyzm autora Dziadów oraz towianizm jako negatywny punkt odniesienia i powód z³amania pióra to spetryfikowane tezy, które s¹ ka¿dorazowo przywo³ywane w analizach. Górskiego rozprawy o bajkach, erotyzmie czy onomastyce u Mickiewicza, dope³niaj¹ce obraz poety, to w istocie rozprawy o jêzyku. Nawet ostatnia popularna ksi¹¿ka, echo nigdy niespe³nionego marzenia, by napisaæ pe³n¹ monografiê twórczo ci poety (Górski nosi³ w sobie wyra ny kompleks co do ksi¹¿ki Pigonia Pan Tadeusz. Wzrost, wielko æ i s³awa i monumentalnego dzie³a Kleinera)5, rozpoczyna siê znamiennym przes³aniem: Domow¹ ojczyzn¹ naszego poety by³y ziemie dawnego Wielkiego Ksiêstwa Litewskiego, co zadecydowa³o o jêzyku, jakim siê Mickiewicz pos³ugiwa³, i o tematyce jego dorobku poetyckiego6.

5 Zob. entuzjastyczne omówienie monografii Kleinera, w: K. Górski, Z historii i teorii literatury, Wroc³aw 1959, s. 195-208. 6 K. Górski, Adam Mickiewicz, Warszawa 1989, s. 5.


144

Widaæ znakomicie w tej deklaracji ograniczenie pola widzenia romantycznej twórczo ci do wymiaru narodowo-patriotycznego, co dla dzisiejszego badacza jest nut¹ tyle¿ oczywist¹, co i przebrzmia³¹. St¹d Gra¿yna, Konrad Wallenrod, Ksiêgi narodu i pielgrzymstwa, Pan Tadeusz oraz Dziady, ale w wymiarze narodowego wiêta jako obszary wiary i wolno ci , stan¹ siê uprzywilejowanymi dzie³ami w interpretacjach Profesora, a romantyzm polski sprowadzony zostaje przede wszystkim do nurtu tyrtejsko-prometejskiego. Oczywi cie, Górski zna wietnie ca³y dorobek Mickiewicza i ca³y romantyzm rodzimy i europejski; Profesor by³ niezrównanym erudyt¹, jednak nawi¹zywa³ tylko do wybranych w¹tków problemowych, za akcenty po³o¿y³ na sprawy i dzie³a, które z naszej perspektywy s¹ ju¿ w pe³ni zagospodarowane i wyeksploatowane, a wspó³czesnych studentów czêsto dra¿ni¹, nu¿¹ i zniechêcaj¹ do poznawania tej wielobarwnej epoki. Podobnie rzecz dzieje siê zreszt¹ z wszystkimi interpretacjami dzie³ romantycznych, dawnymi i nowymi, gdy zamkniête zostaj¹ w ciasnych ramach, w¹skich przestrzeniach my li, ograniczonych horyzontach poznawczych. Epoka wymagaj¹ca otwarcia na wielo æ i rozmaito æ dyskursów skazana jest na martwotê w analizach zawê¿aj¹cych i redukuj¹cych. S¹dzê, ¿e z wielu rozpraw interpretacyjnych Konrada Górskiego tylko nieliczne publikacje mog¹ dzi ewentualnie inspirowaæ badaczy do kontynuowania podjêtych tam w¹tków. Historia tekstu Ody do m³odo ci i próba jego ustalenia to wed³ug mnie wzorcowy przyk³ad postêpowania tekstologicznego i doskona³y model szczególnego typu rozprawy filologicznej po wiêconej dziejom konkretnego utworu. Uwagi o Gra¿ynie, a zw³aszcza interpretacja tego utworu jako poematu archeologicznego , cechuje znakomite wyzyskanie ród³owych materia³ów historycznych, u¿ytych tu do pe³nego rozpoznania wyobra ni literackiej, z której zrodzi³ siê ten konkretny utwór. Wymieniona praca s³u¿yæ mo¿e równie¿ jako drogowskaz metodyczny do analizy podobnego typu literatury, opartej na historyczno-kulturowych, mitycznych i ród³owych przekazach. Tadeusz z rêk¹ na temblaku to znakomite studium niekonsekwencji poetyckich, ze wskazówkami, jak nale¿y je wychwytywaæ i w jaki sposób wykorzystywaæ w interpretacjach. Mickiewicz jako bajkopisarz z kolei uczy szacunku wobec dzie³, zdawaæ by siê mog³o, drugorzêdnych, które w sposób istotny dope³niaj¹ obraz ca³o ci twórczo ci poety. Górski przekonuj¹co dowodzi, i¿ nie mo¿na z pola widzenia traciæ pozornie ma³o znacz¹cych utworów, które wiele mówi¹ o pogl¹dzie na wiat, etyce, aksjologii i estetycznej tradycji pisarza. Na pewno wiele s¹dów i tropów interpretacyjnych z wymienionych rozpraw (przedrukowanych w zbiorze Mickiewicz. Artyzm i jêzyk) na trwale wpisa-


145

³o siê do mickiewiczologii i mo¿e nadal pobudzaæ do refleksji. W sumie to jednak do æ ubogi kanon, do którego niewiele mo¿na dorzuciæ, bêd¹c w zgodzie z dzisiejszym stanem wiedzy o Mickiewiczu. Na pewno nie mieszcz¹ siê w nim ostatnie prace Konrada Górskiego. Ksi¹¿ka Mickiewicz Towiañski (Warszawa 1986) to wyraz bezkrytycznej apologii geniuszu poety, który wskutek rzekomych intryg i bez ma³a magnetycznych zdolno ci zuchwa³ego i prymitywnego sekciarza przesta³ pisaæ. Towiañski zostaje tam wprowadzony w schemat czarnej legendy i przeciwstawiony Mickiewiczowi, który znajduje siê w stanie depresji wywo³anej, m.in. rodzinnymi problemami. W wyniku splotu fatalnych okoliczno ci oraz destrukcyjnego oddzia³ywania Mistrza, poeta zatraci³ ponoæ trze wo æ spojrzenia i umiejêtno æ tworzenia, nast¹pi³o tedy wykolejenie wielkiego umys³u . Górski bardzo emocjonalnie i jednostronnie na wietla tê skomplikowan¹ relacjê, nie dostrzegaj¹c wielu istotnych kontekstów, w tym dojrzewania duchowego i religijnego Mickiewicza; w zakoñczeniu pracy konstatuje infantylnie: Kim by³ Mickiewicz ? Ofiar¹ b³êdu. A kim Towiañski? Ja nie wiem7.

Tak¿e popularna, bardzo skromna monografia ¿ycia i twórczo ci poety (Mickiewicz, Warszawa 1989) niestety razi stereotypowymi ujêciami, schematami interpretacyjnymi i dydaktyczno-narodowym moralitetem. Patrz¹c na twórczo æ Konrada Górskiego przez pryzmat jego ostatnich prac, trudno doszukaæ siê jaki istotnych dla nas wzorców postêpowania badawczego czy inspiruj¹cych my li. Interpretacje Konrada Górskiego, co ju¿ wcze niej sugerowa³em, bezpo rednio wi¹¿¹ siê z jego prac¹ jêzykoznawcz¹. Powstaj¹cy w trudach przez trzydzie ci lat, wyj¹tkowy na skalê europejsk¹ S³ownik jêzyka Adama Mickiewicza (t. 1-11 ukaza³y siê drukiem w latach 1962-1983), notuj¹cy wszystkie s³owa polskie i obce wystêpuj¹ce w tekstach narodowego poety, zdeterminowa³ sztukê interpretacji Profesora w stopniu uniemo¿liwiaj¹cym mu spojrzenie na dzie³a Mickiewicza inaczej, ni¿ przez pryzmat jêzyka (ewentualnie ideologii jak

7 Pisz¹cy te s³owa jako m³ody adept polonistyki tak¿e nie opar³ siê wówczas autorytetowi Profesora, co uniemo¿liwi³o mu rozs¹dniejsze i krytyczniejsze podej cie do zagadnieñ prezentowanych w ksi¹¿ce. Niestety, pozosta³ lad tych b³êdów m³odo ci w postaci jednoznacznie aprobatywnej recenzji z ksi¹¿ki Mickiewicz Towiañski ( Fakty 1986, nr 49 z 6 XII) oraz wywiadu z autorem tam¿e zamieszczonym, pod znamiennym tytu³em cytatem z Górskiego Gdyby nie Mickiewicz, nie by³oby towiañszczyzny .


146

w pracach ostatnich). To widaæ w niemal ka¿dej jego powojennej rozprawie historycznoliterackiej, pocz¹wszy od pierwszej serii studiów Z teorii i historii literatury (Warszawa 1959). Górski z determinacj¹ g³osi³ teoriê, ¿e do tre ci i aksjologii dzie³a mo¿na dotrzeæ tylko poprzez tworzywo, czyli jêzyk, bynajmniej nie przez formê, strukturê lub za³o¿on¹ filozofiê poznania. W ten sposób od razu sytuowa³ siê w opozycji do obowi¹zuj¹cych podówczas nurtów teoretycznoliterackich, okopuj¹c siê w twierdzy pozytywistycznej tradycji sztuki interpretacji z lekkim nachyleniem w stronê Diltheyowskiej hermeneutyki psychologicznej. Ograniczy³o to równie¿ w pewnym sensie jego prace tekstologiczne i przygotowywane edycje dzie³ Mickiewicza, albowiem s³ownik i jêzyk autografu stawa³ siê czêsto jego g³ównym argumentem dla wprowadzenia emendacji czy uzupe³nieñ tekstowych. O ile znakomity i do dzi aktualny podrêcznik Tekstologia i edytorstwo dzie³ literackich (wersja druga i ostateczna Warszawa 1975), prawdziwe opus magnum nowoczesnego edytorstwa naukowego, jest dokonaniem profesora wyj¹tkowo inspiruj¹cym i trwa³ym, to ju¿ swoista filozofia edycji dzie³ poety, praktyczny wymiar jego teoretycznych uwag dotycz¹cych jêzyka, woli autora, wyznaczania podstaw tekstowych, stanowi obszar co najmniej dyskusyjny. Zatrzymajmy siê teraz przy s³owniku, który w ka¿dej bibliotece polonistycznej powinien zajmowaæ wyeksponowane miejsce. Gdy Leon P³oszewski w roku 1948 og³osi³ program Wydania Narodowego Dzie³ Mickiewicza, zawar³ w nim zapowied , ¿e dalszym etapem tej edycji bêdzie w³a nie s³ownik. Do pracy nad dzie³em przyst¹pi³ Konrad Górski wraz z profesorem Stefanem Hrabcem wkrótce po przyznaniu pierwszej dotacji z Funduszu Kultury Narodowej, a samo zbieranie materia³ów zapocz¹tkowa³ w 1950 roku. W kilka miesiêcy pó niej Konrada Górskiego odsuniêto od pracy dydaktycznej w Uniwersytecie Miko³aja Kopernika (warto wspomnieæ, i¿ przed wojn¹ pracowa³ jako adiunkt i profesor nadzwyczajny na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie); w³adza ludowa pozbawiaj¹c go bezterminowo mo¿liwo ci prowadzenia wyk³adów i æwiczeñ jako cz³owieka obcego ideowo (do dydaktyki uniwersyteckiej powróci³ w 1957 roku), prawdê mówi¹c uszczê liwi³a Profesora. Sam wielokrotnie wspomina³, ¿e zamiast u¿eraæ siê ze studentami i wys³uchiwaæ komunistycznych mato³ów, urlopowany administracyjnie od zajêæ dydaktycznych, po wiêci³ siê bez reszty pracy jêzykoznawczej nad S³ownikiem oraz nad zagadnieniom tekstologicznym. Gdy S³ownik Jêzyka Adama Mickiewicza by³ jeszcze projektem wspomina Górski po latach w autobiografii i gdy rozpoczê³o siê zbieranie materia³ów do niego, wyobra¿a³em sobie, ¿e zadaniem takiej pracy bêdzie przede wszystkim ustalenie semantyki poszczególnych


147

wyrazów dla uzyskania mo¿liwie precyzyjnej interpretacji tekstu. Z wszelk¹ pewno ci¹, gdyby ów s³ownik ograniczy³ siê tylko do wyborów cytatów, a nie uwzglêdnia³ statystyki obocznych postaci danego has³a, jak równie¿ czêstotliwo ci u¿ycia form fleksyjnych, to zastosowania w tekstologii mieæ by nie móg³. Ale skoro ogarnia³ wszystkie wyrazy, wystêpuj¹ce w drukach i autografach, skoro je cytowa³ we wszystkich u¿yciach, skoro wreszcie dawa³ statystykê wszystkich paradygmatów, to tym samym umo¿liwia³ wy³onienie z druków autoryzowanych przez Mickiewicza wszelkich wtrêtów, które siê tam wkrad³y skutkiem nieuwagi czy samowoli kopistów i korektorów8.

I w ten sposób dodajmy sta³ siê znakomitym ród³em dla wiedzy o jêzyku Mickiewicza, jêzyku epoki oraz wiedzy o rozmaitych wariantach tekstowych znanych utworów poety, przyczyniaj¹c siê do od wie¿enia spojrzenia na jego twórczo æ w wymiarze edytorskim. Górski zanurzony jednocze nie w ¿ywiole jêzyka XVI wieku (jako badacz i wydawca twórczo ci m.in. Grzegorza Paw³a z Brzezin czy Jakuba Wujka), po zebraniu pe³nego materia³u dokumentacyjnego doszed³ do wniosku, ¿e jêzyk Adama Mickiewicza ocala wiele z mowy dawnej i na dobr¹ sprawê autor Konrada Wallenroda jest ostatnim pisarzem staropolskim. To znalaz³o swoje konsekwencje w sposobie edycji dzie³ poety i zbudowa³o mur niechêci w relacjach z innymi badaczami. Opieraj¹c siê na zestawieniu tekstów autoryzowanych z ich autografami oraz na statystycznym materiale kartoteki S³ownika, licz¹cym ponad 600 000 kartek materia³owych9, zaproponowa³ Górski wiele emendacji w postaci powrotu do autografów, jako wiernie oddaj¹cych intencje samego Mickiewicza. Leon P³oszewski, dokonuj¹c opracowania tekstu Pana Tadeusza do Wydania Jubileuszowego w roku 1955, uwzglêdni³ kilkana cie propozycji Górskiego, jednak¿e nie zdecydowa³ siê na dalekie odstêpstwa od pierwodruków w zakresie wielu form jêzykowych, których nieautentyczno æ da³o siê stwierdziæ w³a nie dziêki S³ownikowi. Dominowa³o ju¿ wówczas prze wiadczenie w edytorstwie, ¿e nie nale¿y zbyt ortodoksyjnie trzymaæ siê autografu, a pierwodruki czy wydania autoryzowane s¹ lepszymi podstawami tekstowymi. Górski by³ w tej mierze nieprzejednany, by nie rzec uparty. Nawet interpunkcjê dostosowywa³ do postaci intonacyjno-retorycznej, chroni¹c przekaz jêzykowy zgodny jak mniema³ z wol¹ poety, ale w konsekwencji trac¹c dobr¹ komunikacjê ze 8 K.

Górski, Autobiografia naukowa, s. XIV. Sposób pracy nad s³ownikiem oraz charakterystykê samego dzie³a bardzo rzeczowo przedstawi³ m.in. sta³y wspó³pracownik Górskiego, pó niejszy redaktor znakomitego S³ownika polszczyzny XVI wieku, niedawno zmar³y w Toruniu prof. Franciszek Pep³owski w artykule o znacz¹cym tytule: S³ownik Mickiewiczowski dzie³o ¿ycia profesora Konrada Górskiego, Przegl¹d Artystyczno-Literacki R. IV, nr 5, 1995, s. 9-12. 9


148

wspó³czesnym czytelnikiem. Jak wiadomo, te dwie sprzeczne ze sob¹ filozofie edytorskie stanê³y na przeszkodzie w opracowaniu pe³nego wydania krytycznego Dzie³ Mickiewicza. Idea takiego wydania zrodzi³a siê w Instytucie Badañ Literackich w po³owie lat sze ædziesi¹tych (pocz¹tkowo przewodnicz¹cym Komitetu Redakcyjnego by³ Kazimierz Wyka, a po jego ust¹pieniu redakcjê naczeln¹ powierzono Konradowi Górskiemu). Ju¿ wcze niej podj¹³ siê on opracowania IV tomu, który mia³ zawieraæ Pana Tadeusza. Praca ta by³a tyle¿ ¿mudna, co nierzadko kontrowersyjna. Jest spraw¹ powszechnie znan¹, ¿e poemat by³ niew¹tpliwie najgorzej wydanym za ¿ycia autora dzie³em. Mickiewicz pa³a³ niechêci¹ do poprawiania arkuszy korektowych. Zleca³ tê niewdziêczn¹ robotê sekretarzom, przyjacio³om czy wrêcz wydawcy, co spowodowa³o, ¿e pierwodruk z 1834 roku zawiera wiele b³êdów druku i b³êdów pióra, tzw. lapsus calami. Nale¿a³o wiêc odtworzyæ autentyczny jêzyk poety, by dotrzeæ do autorskich intencji i podaæ czytelnikom tekst zgodny z zamierzeniem Mickiewicza. Górskiemu niejako przy okazji wy³oni³y siê równie¿ nowe zagadnienia tekstologiczne, których istnienie i donios³o æ trudno by³o uprzednio przewidzieæ, choæby szczególne znaczenie tzw. woli autora , której wiarygodne odtworzenie w licznych dyskusjach naukowych by³o kwestionowane oraz ujmowane czêstokroæ jako zagadnienie w¹tpliwe czy subiektywne zgo³a wyobra¿enie z krêgu psychologii twórczo ci. Kluczowa dla badacza okaza³a siê jednak sprawa interpunkcji. Otó¿ we wszystkich dotychczasowych wydaniach wprowadzano interpunkcjê wspó³czesn¹. Gdy Górski zaproponowa³ zachowanie w wydaniu krytycznym interpunkcji poety, napotka³ na protesty ze strony zespo³u redakcyjnego, w tym Jerzego Zbigniewa Nowaka i Czes³awa Zgorzelskiego, a wcze niej tak¿e prawdziwego antagonisty naukowego, Stanis³awa Pigonia, przygotowuj¹cego w³a nie dla znanej serii Biblioteka Narodowa reedycjê poematu. Górski twierdzi³ wielokrotnie, i zdania swojego nigdy nie zmodyfikowa³, ¿e interpunkcja Mickiewicza zachowa³a w³a ciwo ci jêzyka staropolskiego zgodnie z renesansow¹ koncepcj¹ Manucjusza. By³a to interpunkcja, któr¹ nazywa emocjonaln¹, gdy¿ jej pierwotnym zadaniem by³o oddanie ekspresji, uczuæ, pauz, zawieszeñ g³osu czy aluzji w przekazie s³ownym, maj¹cym oddaæ wiernie jêzykowy komunikat bohaterów (wspó³gra to zreszt¹ z teoretyczn¹ wyk³adni¹ Profesora, traktuj¹c¹ poezjê jako wyraz). Odej cie w jêzyku polskim od pierwotnych zasad retoryczno-intonacyjnego przestankowania i stosowanie dzisiejszej, przejêtej z jêzyka niemieckiego interpunkcji sk³adniowo-logicznej, w której cz³on zdania oddzielany jest ze wzglêdu na semantykê wypowiedzi, a nie ze wzglêdu na funkcjê retoryczn¹, powa¿nie sk³óci³o Komitet i ostatecznie doprowadzi³o do jego rozwi¹zania, choæ nie by³a to oczywi cie tylko


149

ta jedyna przyczyna. P³yn¹ca dla nas lekcja jest oczywista: przed podejmowaniem tak trudnych wyzwañ jak zespo³owe edycje krytyczne, nale¿y bezwzglêdnie i jasno uzgodniæ zasady edytorskie, a nawet ca³¹ strategiê wydania. Pomimo kontrowersji, jakie wzbudza³ swoim radykalizmem tekstologicznym i szczególnym ideologicznym zami³owaniem do staropolskiej mowy, wiele edycji Konrada Górskiego, konkretnych lekcji, emendacji i koniektur na trwale wesz³o do praktyki wydawniczej. Za znakomite mo¿na uznaæ, niestety stosunkowo ma³o znane, wydanie Gra¿yny w podobiznach z autografów i pierwszych wydañ10, wietne s¹ obja nienia do powie ci poetyckich przygotowane przez uczonego dla Wydania Narodowego i Jubileuszowego Dzie³ Mickiewicza11, niezast¹pione liczne emendacje w Panu Tadeuszu12. Na obszarze badañ tekstologicznych (tak¿e w wymiarze teoretycznym) i w praktyce edytorskiej bez analizy prac Konrada Górskiego po prostu nie sposób siê obej æ. Bez w¹tpienia ogromn¹ zas³ug¹ toruñskiego badacza jest zwrócenie uwagi oraz podkre lanie przy ka¿dej okazji fundamentalnej kwestii jêzyka. Nie tylko nale¿y poznaæ kraj, z którego pochodzi poeta, ale i wnikn¹æ mo¿liwie g³êboko w jego przekaz s³owny. Dopiero wówczas otrzymujemy w³a ciw¹ podstawê do edycji tekstu, a poprawnie wydany utwór dawnego pisarza jest przecie¿ naszym warsztatem pracy jako badaczy literatury. Tej wydawaæ by siê mog³o banalnej refleksji u wielu wspó³czesnych historyków literatury, zw³aszcza ze szko³y narratologicznej, intertekstualnej czy dekonstrukcjonistycznej bardzo brakuje. Warto wiêc niekiedy powracaæ, choæby z krytycznym dystansem, do starej szko³y my lenia takich badaczy, jak Górski, Kleiner czy Pigoñ, by od wie¿yæ sobie pamiêæ, czym by³a i czym byæ powinna filologia. Wychodz¹c od jêzyka i w³a ciwie wydanego tekstu jako podstawy do interpretacji, Konrad Górski próbowa³ przywróciæ odpowiednie proporcje w nauce o literaturze. Porz¹dek organiczny naukowego badania literatury powinien byæ 10 A. Mickiewicz, Gra¿yna. Podobizna autografu oraz wydañ: wileñskiego z r. 1823, petersburskiego z r. 1829 i paryskiego z r. 1838. Teksty do æwiczeñ edytorskich nr 3, wstêp oprac. K. Górski, Warszawa 1956. 11 A. Mickiewicz, Powie ci poetyckie, w: tego¿, Dzie³a. Wydanie Narodowe, t. 2, Warszawa 1948 i to¿ samo w nieco zmienionym opracowaniu jako Dzie³a, t. 2, Warszawa 1955 (w obu wydaniach tekst do druku przygotowywa³ Leon P³oszewski). 12 A. Mickiewicz, Dzie³a wszystkie, red. K. Górski, t. 4: Pan Tadeusz, oprac. K. Górski, Wroc³aw 1969. Warto te¿ przywo³aæ popularn¹ wersjê tego¿ wydania ze znakomitym syntetycznym wstêpem (Wroc³aw 1981) i wspomnieæ na marginesie, ¿e pierwsz¹ szkoln¹ edycjê poematu Górski przygotowa³ tak¿e dla Ossolineum (Lwów 1931).


150

nastêpuj¹cy: rozpoznanie jêzyka pisarza, przygotowanie poprawnej tekstologicznie edycji opartej o wyrazist¹ koncepcjê edytorsk¹, przyjêcie lub wypracowanie w³a ciwej teorii dzie³a literackiego oraz stworzenie zespo³u analiz i interpretacji prowadz¹cych do napisania monografii poszczególnych dzie³, a dalej monografii twórczo ci pisarza. Na pewno w dziedzinie jêzykoznawczej i tekstologicznej, zw³aszcza w teorii edytorstwa naukowego, pozostawi³ po sobie ¿ywy i inspiruj¹cy dorobek wart ci¹g³ych studiów i odwo³añ. W praktyce edytorskiej by³ to dorobek obszerny (m.in. Gra¿yna, Dziady, i Pan Tadeusz), acz czêsto kontrowersyjny. Na pozosta³e dziedziny badawcze nie starcza³o mu ju¿ czasu, a mo¿e i predyspozycji.

* Miros³aw Strzy¿ewski Konrad Górski, the Mickiewicz scholar: an attempt at critical revision This Toruñ-based scholar has bestowed us with an enormous output, part of which is a number of interpretative dissertations and editorial works focused on Mickiewicz. However, not all of the Górski essays on the Polish Romantic Bard have stood the test of time. It seems that interpretative theses by Górski form, relatively, the least powerful part of his output, in terms of our contemporary Mickiewicz scholarship. In contrast, his editorial achievements and textological findings are doubtless settled for good in research and scholarly afterthought.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010

PRZEK£ADY

Raffaele Caldarelli

TAJEMNICA ROZBÓJNIKA: DROBIAZG MICKIEWICZOWSKI*

Nikomu, kto kocha Pana Tadeusza1 i powraca doñ czasem, ¿eby z szacunkiem i przywi¹zaniem, nale¿nym klasykom, rozsmakowywaæ siê w jego wierszach, nie mo¿e umkn¹æ znaczenie i warto æ artystyczna postaci tylko z pozoru drugoplanowej, jak¹ jest Hrabia2. Swój cel osi¹ga Mickiewicz, operuj¹c po mistrzowsku ¿artem, u¿ywaj¹c tonów najtrafniejszych, dotykaj¹cych zarówno ostrych krawêdzi, jak i te¿ uczuæ, które prawdziwy satyryk ¿ywi zawsze w g³êbi ducha dla przedmiotu swojej satyry, korzystaj¹c z ca³ego ró¿norodnego zestawu chwytów i kulturowych postaw, sk³adaj¹cych siê na wra¿liwo æ wczesnego romantyzmu. Aby odwo³aæ siê do terminów dzisiejszych, Hrabiemu zale¿y bardzo na w³asnym wizerunku i nie traci okazji, aby go promowaæ. Lubi nosiæ siê jak wielki pan, bardzo przy tym tajemniczy, kultywuje mit Grand Tour, odkrywaj¹c ruiny i pejza¿e Italii, jest zaprzysiêg³ym anglofilem, uwielbia gotyckie klimaty.

* Pierwodruk:

Slavica Viterbiensa 2003, nr 1, s. 51-57.

1 Korzystamy z wydania: A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie. Hi-

storia szlachecka z roku 1811 i 1812 we dwunastu ksiêgach wierszem, opr. S. Pigoñ, Wroc³aw Warszawa Kraków Gdañsk £ód 1982. Dalej cytujemy dzie³o, oznaczaj¹c cyfr¹ rzymsk¹ numer ksiêgi, a cyfr¹ arabsk¹ numer wersu. 2 Tutaj tylko pozwolimy sobie zaznaczyæ wielk¹ donios³o æ tej postaci (bardzo przy tym mickiewiczowskiej) w ostatniej ekranizacji filmowej Andrzeja Wajdy, wydobyt¹ tak¿e dziêki interpretacji Marka Kondrata, aktora o wielkiej osobowo ci i inteligencji.


152

Nie przypadkiem ¿a³uje (II, s. 372), ¿e historii zamku nie opowiedzia³ mu Gerwazy noc¹, kiedy to siedz¹c na ruinach, udrapowany p³aszczem , lepiej móg³by smakowaæ atmosferê tego miejsca, porównywaæ j¹ z aur¹ zamków angielskich, szkockich i niemieckich. Gotycko-sarmackim nazwie z zadowoleniem przedsiêwziêty przez Gerwazego (V, 828) plan zajazdu. Jest w przesz³o ci tego polskiego szlachcica epizod, który lubi wspominaæ, ³¹cz¹c z wielk¹ dba³o ci¹ i kultem wszystkie wymiary obrazu. Chodzi o epizod wrêcz heroiczny, który wi¹¿e siê w swojej genezie z Sycyli¹ nêkan¹ przez rozbójników, a który koñczy siê, jak sam mówi, powrotem, rycersko-feudalnym (V, 842-843). Streszczaj¹c naprêdce wydarzenia: Hrabia rozgromi³ zatem wraz ze swym orszakiem ca³¹ bandê z³oczyñców, która porwa³a dla okupu jego przyjaciela, szlachcica sycylijskiego. Nie zatrzymamy siê, aby rozkoszowaæ siê tym epizodem ujêtym przez Mickiewicza ze wspania³¹ równowag¹ artystyczn¹, z punktu widzenia samego Hrabiego, cz³owieka prawdziwej odwagi, pewno ci, jak bêdziemy mogli wiele razy zobaczyæ, ale czêsto zatroskanego tym, by swoje gesty otoczyæ aur¹ z domieszk¹ ostentacji i fanfaronady. Interesuje nas tutaj jeden szczegó³ tego obrazu, który umkn¹³ uwadze, je li nie jeste my w b³êdzie, równie¿ najlepszym interpretatorom tekstu Mickiewicza. Cztery razy w tek cie poematu przywo³uje Hrabia w aurze romantyczno ci i legendy opokê , w której kryli siê jego straszni przeciwnicy. Nosi ona egzotyczn¹ i tajemnicz¹ dla czytelnika nazwê, owian¹ aur¹ nieokre lono ci, tak¿e, jak zaraz zobaczymy, jêzykowej. Nasze krótkie ledztwo bêdzie s³u¿yæ uwydatnieniu istotnej no no ci problemowej, zwi¹zanej z fikcyjnym toponimem Birbante-rokka i tylko drugoplanowo na wietleniu hipotetycznych rozwi¹zañ. Zobaczmy najpierw, co mówi na ten temat fundamentalny S³ownik Jêzyka Adama Mickiewicza, opracowany przez Górskiego i Hrabca: BIRBANTE ROCCA (4) Birbante-rokka (2) Birbante-roka (1) Birbante-rokko (1+w) im. w³. rz. ¿.; lp. M. Birbante-rokka (2), N. Birbante-rokk¹ (1), nieodm. Birbante-rokko (1+w). Nazwa fikcyjnej miejscowo ci znacz¹ca po w³osku: Zamek rozbójników3.

Oto wiêc bardzo precyzyjne wskazówki SJAM: nazwa tajemniczej fortecy brzmi Birbante-rokka, morfologicznie klasyfikuje siê j¹ jako rzeczownik rodzaju ¿eñskiego. Dwa razy napotykamy j¹ w mianowniku, jeden raz w narzêdniku i raz (tutaj mamy pierwsz¹ ma³¹ wskazówkê nieokre lono ci jêzykowej) jako 3 S³ownik jêzyka Adama Mickiewicza, red. K. Górski, S. Hrabec, t. 1, Wroc³aw Warsza-

wa Kraków 1962, s. 174. Odt¹d S³ownik cytowany jest jako SJAM.


153

rzeczownik nieodmienny. Taki opis buduje SJAM, bazuj¹c na przytoczonych urywkach4: a) PT VIII, 683-685: Tak zrobi³em we W³oszech, kiedy pod opok¹, Któr¹ Sycylijanie zw¹ Birbante-rokk¹, Zdoby³em tabor zbójców b) PT IX, 637-638: Skarzê go, jakom zbójców skara³ pod opok¹, Któr¹ Sycylijanie zw¹ Birbante-rokko c) PT X, 391: Brzmia³a odg³osem broni méj Birbante-rokka d) PT V, 850-851 Romans ma tytu³: Hrabia, czyli tajemnice Zamku Birbante-rokka [A: Birbante-rokko]

Jak widzimy, w czwartym fragmencie wyjêtym tutaj z porz¹dku zdarzeñ tekstowych przypuszcza siê, ¿e miejsce to bêdzie wspomniane nawet w tytule romansu, który uwieczni³by czyny spadkobiercy Horeszków: Hrabia, czyli tajemnice Zamku Birbante-rokka: to jeszcze jeden element, który sk³ada siê w mozaikê famy tego tajemniczego bohatera. Wróæmy jednak do tego, co nas w tym artykule interesuje. Z interpretacj¹ morfologiczn¹ SJAM mo¿na siê tylko zgodziæ, wydaj¹ siê jednak potrzebne pewne doprecyzowania. Dwie formy mianownika s¹ jasne w przypadku c) i d) i nie jest wa¿na niespójno æ grafii w przypadku c) uproszczenie spó³g³oski podwojonej, jednak nie stosowane konsekwentnie, zob. przyp. 3). Zajmijmy siê lepiej wariantem rêkopi miennym oto sens tego skrócenia A: Birbante-rokko we fragmencie d). Je li chodzi o ustêpy a) i b), to w pierwszym mamy narzêdnik (od rzeczownika rodzaju ¿eñskiego), którego wymaga sk³adania; w drugim natomiast znajdujemy zamiast oczekiwanej formy zaskakuj¹ce Birbante-rokko, które SJAM s³usznie definiuje jako formê nieodmienn¹: jest to ta sama forma, któr¹ znale li my we fragmencie d) obok mianownika, na którym 4 ledzimy tekst podany przez SJAM, którego wspó³redaktorem by³ jeden z najwiêkszych ekspertów wszech czasów od edytorstwa, czyli Konrad Górski. Na temat kryteriów, wed³ug których zosta³a ustalona baza tekstowa s³ownika mickiewiczowskiego, zob. SJAM, t. 1, s. XXVII. W ka¿dym razie tekst bazowy SJAM, je li chodzi o cytowane ustêpy, jest identyczny z tekstem Pigonia poza trzema wyj¹tkami: a) pisownia Sycylijanie zamiast Sycylianie (VIII, 684; IX, 638); b) mej zamiast méj (X, 391); c) pisownia podwojona rokka (zamiast roka) w tym samym wersie.


154

opiera siê wariant tekstu w autografie. Jak siê zdaje, zaczyna tu krystalizowaæ siê wra¿enie wzmiankowanej wy¿ej nieokre lono ci morfologicznej. Zauwa¿my, ¿e we fragmencie b) z ksiêgi dziewi¹tej, autor przyjmuje poetycki sposób wyra¿ania siê: dok³adniej pozwala on mówiæ Hrabiemu w jego retorycznym i napuszonym stylu. Mickiewicz wprowadza we fragmencie b) formu³ê a), lecz pamiêæ i przede wszystkim, je li mogê siê tak wyraziæ, poczucie orientacji morfologicznej, p³ataj¹ mu figla: po pierwsze nie wydaje siê on g³êboko przekonany do s³owa w rodzaju ¿eñskim i próbuje innych form (rodzaj nijaki?). Jednak staraj¹c siê okre liæ trochê mniej ogólnie to, jaki móg³by byæ status tej zagadkowej opoki w jêzykowej kompetencji poety, trzeba zmierzyæ siê nie tyle z problemem morfologicznym, ile raczej z morfologiczno-sk³adniowym. Dla kogokolwiek, kto pos³uguje siê jêzykiem w³oskim jako ojczystym, Zamek rozbójników (lub rozbójnika ) nie mo¿e byæ nazwany *Birbante-rocca; dlatego te¿ stwierdzenie SJAM, ¿e chodzi o nazwê fikcyjnej miejscowo ci znacz¹cej po w³osku »Zamek rozbójników« , jest poprawne na poziomie semantycznym, lecz staje siê arbitralne z punktu widzenia morfo-syntaktycznego (lub, je li kto woli, s³owotwórstwa). Po w³osku mog³oby co najwy¿ej byæ Rocca-birbante w znaczeniu Zamek rozbójników , lecz oczywi cie jêzykowi w³oskiemu obca jest struktura typu analitycznego cz³on okre laj¹cy + cz³on okre lony5. Oczy æmy w tym miejscu pole z w¹tpliwo ci, które mog³yby przyj æ na my l czytelnikowi. Dopóki nie oka¿e siê, ¿e jest inaczej, nie jeste my w ¿aden sposób upowa¿nieni, ¿eby my leæ, i¿ w intencji autora czynnikiem interferencji jest Rocco [imiê w³asne!] rozbójnik . Litera i sens tekstu s¹ jasne: we wszystkich czterech przytoczonych fragmentach mowa jest o fikcyjnym miejscu, o opoce (VIII, 683; IX, 637), na której wznosi siê zamek (V, 851), który mo¿e brzmieæ odg³osem broni (X, 391). Prawd¹ jest, ¿e hipotetyczny rozbójnik o imieniu Rocco t³umaczy³by w sposób bardziej naturalny obecno æ wariantów V, 851: tekst drukowany zawiera zatem dope³niacz egzotycznego imienia (które brzmia³oby wiêc hipotetycznie Rokko jako forma w³oskiego Rocco: tajemnice zamku rozbójnika Rokka ); w rêkopisie natomiast antroponim traktowany jest jako nieodmienny. Trzeba wiêc powiedzieæ przede wszystkim, ¿e ta hipoteza, któr¹ z powodu kompletno ci rozumowania w³¹czam do moich rozwa¿añ, nie mo¿e byæ utrzymana. I to nie tylko z powodu wzmiankowanego ju¿ wyra ne odniesienia w Panu Tadeuszu do miejsca, nie za do osoby, ale tak¿e z innych dwu powodów: 5 Zob.

L. Serianni, Grammatica italiana. Italiano comune e lingua letteraria. Suoni forme costrutti, (wspó³pr. A. Castelvecchi), Turyn 1988, s. 280-281.


155

a) cz³on rokka/ rokko pisany jest zawsze ma³¹ liter¹, zarówno w druku, jak i w wersjach rêkopi miennych: nigdy za wielk¹ liter¹; b) jak zosta³o ju¿ dowiedzione przez SJAM, nie ma w pismach Mickiewicza jakiegokolwiek ladu po realnym czy te¿ legendarnym rozbójniku o imieniu Rocco6. Co najwy¿ej interesuj¹ce mog³oby okazaæ siê prze ledzenie, czy niektórzy t³umacze uniknêli opacznego zrozumienia tych s³ów. Rzecz nie dotyczy oczywi cie Clotilde Garosci, której t³umaczenie cytowanych fragmentów jest dok³adne i g³adkie7. Tu co najwy¿ej narzuca siê inna obserwacja: wymowne jest, ¿e w jednym z analizowanych fragmentów (X 391, 275) Garosci przywraca porz¹dek strukturalny kongenialnie wobec jêzyka w³oskiego, pisz¹c Rocca Birbante. Wracamy jednak do czysto hipotetycznej mo¿liwo ci, ¿e niektórzy t³umacze dostrzegli nieistniej¹cego rozbójnika Rocco. Nie wydaje siê, aby zasz³o to nawet w przypadku Ostrowskiego8, chocia¿ w swoim francuskim t³umaczeniu pope³nia niekiedy powa¿ne b³êdy innego rodzaju9. Nieco szczególna i wzbudzaj¹ca pewne podejrzenia wydaje siê pisownia u¿yta w niemieckim przek³adzie Buddensiega10, który pisze zawsze Birbante rocco: we wszystkich czterech ustêpach drugi cz³on jest pisany ma³¹ liter¹, w dwóch przypadkach na cztery pomiêdzy dwoma elementami jest wstawiony dywiz, czyli rodzaj znaku równo ci. Tak¿e i w tym wypadku nie o mielimy siê s¹dziæ, ¿e jest to nieporozumienie; czy to z powodu zasadniczo dobrej jako ci pracy Buddensiega11, czy dlatego, ¿e jego t³umaczenie tych czterech fragmentów wydaje siê istotnie wolne od dwuznaczno ci, jak widzimy ju¿ w jednym krótkim ustêpie, który tutaj zacytujemy:

6 SJAM (t. 7, s. 376) wymienia tylko paryski ko ció³ im. w. Rocha, wspomniany piêæ razy w listach Mickiewicza. Antroponim Roch pojawia siê cztery razy w dope³niaczu (Rocha), a raz nieodmieniony w mianowniku w syntagmie w ko ciele St. Roch . Jak widzimy, to równie¿ nie dotyczy naszego tematu. 7 Zob. A. Mickiewicz, Pan Tadeusz, prze³., wstêp C. Agosti Garosci, Turyn 1955. Dziwi tylko (V, 850) tytu³ fikcyjnego romansu o przygodach Hrabiego (Hrabia, czyli tajemnice ), przet³umaczony jako Polak, czyli tajemnice 8 Zob. A. Mickiewicz, Oeuvres poétiques complètes, prze³. Chr. Ostrowski, t. 2 Thadée Soplica, Pary¿ 1849. 9 Przyk³ad taki znajdziemy na s. 230: Birbante-Rocca a retenti des louanges de ma valeur , kompletne przeinaczenie Brzmia³a odg³osem broni méj Birbante-roka . 10 Zob. A. Mickiewicz, Pan Tadeusz oder Die letzte Fehde in Litauen, prze³. H. Buddensieg, Monachium 1963. 11 O wadach i zaletach pracy Buddensiega, która bardziej ni¿ t³umaczeniem jest poetyck¹ parafraz¹ (Nachdichtung, przyp. poprzedni) zob. J. Koprowski, Pan Tadeusz po niemiecku, Poezja 1984, nr 11-12, s. 160.


156

VIII, 683-84 (s. 216) Als ich unter dem Felsen, Den die Sizilianer Birbante rocco benennen

Nie interesuje nas rozci¹ganie naszego eksperymentu na inne t³umaczenia. Podsumujmy raczej w tym punkcie, co mo¿na odpowiedzialnie stwierdziæ o tym fikcyjnym toponimie. Birbante-rokka jest traktowane jako rzeczownik rodzaju ¿eñskiego, zakoñczony na -a, lecz istnieje parê niepewnych kwestii. Znaczy mniej wiêcej Zamek rozbójnika , lecz ma strukturê s³owotwórcz¹ ze wszech miar nietypow¹, obc¹ jêzykowi w³oskiemu. Na zakoñczenie naszych uwag chcieliby my zastanowiæ siê: co mog³o zainspirowaæ Mickiewicza do stworzenia toponimu o takiej strukturze? Odpowied nie jest prosta. Pierwsza mo¿liwa hipoteza jest natury metrycznej. Rym, by go tak nazwaæ, miêdzyjêzykowy opoka/ roka (rokka) wydawa³ siê bez w¹tpienia wygodny, pozwalaj¹cy zbli¿yæ polski wyraz opoka i semantycznie rozpoznawalne s³owo w³oskie. Z tego samego metryczno-tekstowego powodu podkre lono naturê strukturaln¹ jêzyka w³oskiego poprzez wyrzucenie wyrazu rocca na koniec wersu. Wszystko to nie podlega dyskusji. Jednak trzeba zauwa¿yæ po pierwsze, ¿e mistrz taki, jak nasz autor móg³by prawdopodobnie znale æ inne rozwi¹zanie, po drugie, nawet gdyby twierdziæ, ¿e choæby hipoteza metryczna, postawiona w takich zakresach, by³a naprawdê czynnikiem znacz¹cym, pozostaje zasadne, ¿eby zastanowiæ siê, czy Mickiewicz nie post¹pi³ w sposób, który znamy, tak¿e z praktyki innych twórców. Od chwili, w której mówi siê tutaj o toponimie, choæby fikcyjnym, ze swojej natury interlingwistycznym, wydaje siê w³a ciwe podjêcie próby w tym kierunku. Nie by³oby jednak celowe w tym specyficznym przypadku przypomnienie, ¿e Mickiewicz by³ jednym z wielu Polaków, którzy w ci¹gu d³ugiej historii relacji kulturowych przebyli cie¿ki frankofonii. Francuska typologia sk³adniowa zgadza siê zasadniczo z w³osk¹, a zatem hipoteza francuska raczej nie zbli¿a³a nas do rozwi¹zania. Tak¿e w jêzyku francuskim rzeczywi cie mo¿emy znale æ, zarówno w epokach dawnych, jak i we wspó³czesnej strukturê apozycyjn¹, w tym wypadku pozbawion¹ przyimka. Jednak porz¹dek jest zawsze nastêpuj¹cy: cz³on okre lony + cz³on okre laj¹cy, nie odwrotnie12. Pozostaje jeszcze jedna mo¿liwo æ. Mickiewicz, jak powszechnie wiadomo, by³ wielkim znawc¹ i wielbicielem literatury angielskiej, a jeszcze wiêkszym 12 Zob.

G. Le Bidois, R. Le Bidois, Syntaxe du français moderne. Ses fondaments historiques et psychologiques, t. 2, Pary¿ 1971, s. 32-33.


157

by³ jego przyjaciel Odyniec13. Dla jêzyka angielskiego struktura cz³on okre laj¹cy + cz³on okre lony, szczególnie w toponimach, jest ca³kowicie dopuszczalna i ma za sob¹ d³ug¹ historiê14. Walter Scott, prawie wieczna literacka mi³o æ naszego autora, pozostawi³ wiele tytu³ów maj¹cych w³a nie tê strukturê (Halidon Hill, Crochet Castle, Nightmare Abbey ). Domniemanej anglofilii Mickiewicza towarzyszy wyra na anglofilia bohatera: Hrabia jest prawdziwym anglomanem, który liczy odleg³o æ w milach angielskich15, otacza siê d¿okejami (VII, 518; VIII 693). Wp³yw angielski, wzmocniony z pewno ci¹ przez wy¿ej postawion¹ hipotezê metryczn¹, móg³by t³umaczyæ lepiej zadziwiaj¹cy uk³ad elementów tworz¹cych wyraz Birbante-rokka. Hipoteza ta, z czego zdajemy sobie sprawê, nie mo¿e byæ ci le dowiedziona, ale ma zaletê odpowiednio ci wobec horyzontu kulturowego, w którym poruszali siê zarówno autor, jak i jego bohater, i nie wydaje siê ³atwe wymy lenie bardziej logicznego wyt³umaczenia tego dziwnego toponimu. prze³o¿y³a Magdalena Rudkowska Raffaele Caldarelli The ruffian s secret: a trifle by Mickiewicz (translated by Magdalena Rudkowska) The Italianate name Birbante-rokka, coined by Adam Mickiewicz in his Pan Tadeusz, is dealt with. The name appears not to be conformant to the formative patterns of Italian. This paper attempts at explaining the anomaly, taking into account the metric reasons as well as a possible influence of English, the language Mickiewicz knew quite well.

13 Np. o wa¿no ci W. Scotta zob. cytowane wydanie Pana Tadeusza, s. XIV z odes³aniem do: A. E. Odyniec, Listy z podró¿y, t. 1, Warszawa 1961, s. 500. 14 Na temat struktury cz³on okre laj¹cy + cz³on okre lony zob. np. R. Quirk, S. Greenbaum, G. Leech, J. Svartvik, A Comprehensive Grammar of the English Language, Londyn Nowy Jork 1985, s. 296-297. O dziejach tej struktury w toponimii zob. K. Cameron, English Place-Names, Oxford 1965, zw³. s. 110-111. 15 Zob. przyp. Pigonia do VIII, 692, s. 410.


158


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010

EDYTORSTWO

Stanis³aw Fita

NIEZNANE LISTY W£ADYS£AWA BE£ZY DO JULIANA OCHOROWICZA, 1883-1897 (ZE ZBIORÓW IGORA STROJECKIEGO)

Poznali siê w czasie studiów w warszawskiej Szkole G³ównej. Be³za, który po ukoñczeniu gimnazjum w Warszawie uczy³ siê przez pewien czas w Szkole Junkierskiej w Kazaniu, w latach 1866-1868 s³ucha³ wyk³adów o literaturze polskiej w Szkole G³ównej. Ochorowicz po uzyskaniu matury w liceum w Lublinie rozpocz¹³ w tym samym roku studia na Wydziale Filologiczno-Historycznym, wkrótce jednak przeniós³ siê na Wydzia³ Matematyczno-Przyrodniczy. W czasie studiów obaj byli wspó³pracownikami Przegl¹du Tygodniowego : Be³za publikowa³ w pierwszych rocznikach pisma swoje wiersze, Ochorowicz artyku³y z dziedziny filozofii, psychologii i nauk przyrodniczych. Wtedy narodzi³a siê ich przyja ñ, która przetrwa³a wiele lat. W roku 1868 Be³za przerwa³ studia, wyjecha³ do Krakowa, gdzie mieszka³ przez pewien czas i by³ lektorem ociemnia³ego Wincentego Pola. Odby³ te¿ podró¿e do kilku krajów europejskich. W 1869 roku osiad³ w Poznaniu, gdzie prowadzi³ o¿ywion¹ dzia³alno æ kulturaln¹, redakcyjn¹ i literack¹. Wspó³pracowa³ z miejscowymi pismami: Sobótk¹ , Dziennikiem Poznañskim , za³o¿y³ czasopismo dla dzieci Promyk , by³ te¿ wspó³za³o¿ycielem Tygodnika Wielkopolskiego . Nale¿a³ do grona tych, którzy przyczynili siê do stworzenia teatru polskiego w Poznaniu. Dzia³alno æ Be³zy by³a bardzo krytycznie oceniana przez pruskie w³adze zaborcze. Ju¿ w lipcu roku 1870 zagro¿ono mu, ¿e bêdzie siê go cierpieæ w Poznaniu tylko wtedy, je¿eli siê powstrzyma od jakiejkolwiek dzia³alno ci agitacyjnej 1. Zarzucano 1

T. Tyszkiewicz, Sobótka (1869-1871), Tygodnik Wielkopolski (1870-1874). Zarys historyczny i bibliografia zawarto ci, Poznañ 1961, s. 30-31.


160

mu wykorzystywanie historii Polski do celów separatystycznych , pochwa³ê powstania 1863 roku oraz tendencje do zacie niania wiêzów narodowo-politycznych miêdzy zaborami. W grudniu 1871 roku wydano nakaz bezwarunkowego opuszczenia przez poetê Ksiêstwa Poznañskiego. Be³za wyjecha³ do Pragi, a pó niej do Lwowa, gdzie pozosta³ do koñca ¿ycia. Wiersz Wielkopolanom na po¿egnanie napisa³ 16 grudnia 1871 roku, a potem przez pewien czas próbowa³ podtrzymywaæ kontakty z Poznaniem, nadsy³aj¹c do redakcji tutejszych pism utwory literackie i korespondencje. W 1871 roku, byæ mo¿e dziêki zachêtom Be³zy, rozpocz¹³ wspó³pracê z Tygodnikiem Wielkopolskim Julian Ochorowicz, który koñczy³ studia na rosyjskim Uniwersytecie Warszawskim. Og³asza³ tu artyku³y z zakresu filozofii i psychologii, opublikowa³ równie¿ sylwetkê Johna Stuarta Milla. Nawi¹za³ te¿ kontakty naukowe z Karolem Libeltem i pod jego wp³ywem uda³ siê do Lipska na dalsze studia, uwieñczone doktoratem z filozofii w 1874 roku. Po powrocie do Warszawy nadal wspó³pracowa³ z miejscowymi czasopismami, by³ redaktorem odpowiedzialnym Niwy . Jesieni¹ 1875 roku wyjecha³ do Lwowa i w roku nastêpnym uzyska³ tu habilitacjê. Wówczas rozpocz¹³ wyk³ady z psychologii i filozofii przyrody jako docent prywatny Uniwersytetu Lwowskiego. Wyk³ady, których program by³ bardzo szeroki i nowoczesny, cieszy³y siê du¿ym zainteresowaniem s³uchaczy. Zajmowa³ siê tak¿e fizyk¹ eksperymentaln¹ w zakresie elektryczno ci i elektromagnetyzmu. Na tym polu wspó³pracowa³ blisko z docentem Politechniki Lwowskiej Brunonem Abakanowiczem. Bra³ czynny udzia³ w ¿yciu umys³owym i kulturalnym Lwowa: wyg³asza³ odczyty, by³ cz³onkiem zarz¹du Towarzystwa Przyrodników im. Miko³aja Kopernika, wspó³pracowa³ z jego organem Kosmos , uczestniczy³ w posiedzeniach Towarzystwa Lekarzy Galicyjskich, w roku 1881 by³ wiceprezesem Ko³a Literackiego. Na tym terenie zbli¿y³ siê ponownie z W³adys³awem Be³z¹, który by³ postaci¹ powszechnie znan¹ we Lwowie. Po przybyciu tu uzupe³nia³ swoje wykszta³cenie na Uniwersytecie, wspó³pracowa³ z pras¹ i z wydawnictwami. W 1876 roku za³o¿y³ czasopismo Towarzysz Pilnych Dzieci , w 1880 by³ wspó³za³o¿ycielem Ko³a Literackiego, którego przez kilka lat by³ sekretarzem. Podobn¹ funkcjê pe³ni³ w powsta³ej w roku 1882 z inicjatywy Józefa Ignacego Kraszewskiego Macierzy Polskiej oraz w Towarzystwie Literackim im. Adama Mickiewicza, które w roku 1886 za³o¿y³ wespó³ z Józefem Tretiakiem i z gronem lwowskich polonistów. Od roku 1882 pracowa³ do koñca ¿ycia w Bibliotece Zak³adu Narodowego im. Ossoliñskich. Ochorowicz nied³ugo, tylko przez sze æ lat, przebywa³ we Lwowie. Jego dzia³alno æ pozauniwersytecka nie by³a dobrze widziana przez w³adze uczelni, nie mia³ tam poparcia i mimo wcze niejszych obietnic, nie powo³ano go na


161

stanowisko profesora, pozosta³ docentem prywatnym, niepobieraj¹cym sta³ego wynagrodzenia. Nie maj¹c szans uzyskania profesury i zapewnienia sobie podstaw bytu, w roku 1882 przerwa³ wyk³ady, opu ci³ Lwów i wyjecha³ do Pary¿a, gdzie przez kilka lat pracowa³ naukowo i odnosi³ sukcesy. Opuszczaj¹c Lwów, ¿egnany by³ przez przyjació³ oraz m³odzie¿ akademick¹, która urz¹dzi³a mu spontaniczn¹ owacjê. Ko³o Literackie ofiarowa³o mu pier cieñ pami¹tkowy2. Mimo wezwañ ze strony w³adz uniwersyteckich, do Lwowa ju¿ nie powróci³. Warto przytoczyæ tekst jego pisma z 9 grudnia 1882 roku, skierowanego do w³adz Wydzia³u Filozoficznego: W gronie wietnego Wydzia³u powody mojej nieobecno ci we Lwowie zbyt dobrze s¹ znane, a¿ebym je tu potrzebowa³ wyszczególniaæ; pozwolê sobie tylko nadmieniæ, ¿e wyk³ady na pó³rocze bie¿¹ce zapowiedzia³em warunkowo, i ¿e przesy³aj¹c og³oszenie na rêce jednego z Szanownych Cz³onków wietnego Grona pisa³em wyra nie, ¿e tylko w takim razie wyk³adaæ bêdê, je¿eli do tej pory otrzymam przychyln¹ odpowied na z³o¿one przed rokiem podanie. Bez widoków poprawy bytu do Lwowa powróciæ nie mog³em dla tej prostej przyczyny, ¿e nie mia³em za co. Obecnie rzeczy siê zmieni³y; dziêki kilkomiesiêcznej usilnej pracy zdoby³em sobie w Pary¿u utrzymanie, o wiele przewy¿szaj¹ce to, czego siê we Lwowie spodziewaæ mog³em. Mam wszelkie rodki i najlepsze warunki, jakich dla pracy naukowej ¿¹daæ mo¿na. By³bym wiêc chyba wrogiem w³asnej przysz³o ci, gdybym na dalsze lata prywatnej docentury w tej chwili powraca³ do Lwowa. Poniewa¿ jednak ostatecznym celem moim pozostaje, jak by³o, wyk³adanie filozofii w kraju, byæ wiêc mo¿e, i¿ zebrawszy dostateczny maj¹tek, sam wietne Grono upraszaæ bêdê, a¿eby mi pozwoli³o pe³niæ w dalszym ci¹gu bezp³atne, choæ zaszczytne, obowi¹zki prywatnego docenta3.

Sprawa jego stosunków z Uniwersytetem Lwowskim powraca kilkakrotnie w korespondencji z W³adys³awem Be³z¹, który zachowa³ dla przyjaciela z lat m³odo ci niezmiennie serdeczn¹ ¿yczliwo æ. Poza tym informowa³ go o Lwowie, wspólnych znajomych, o w³asnych pracach i o ró¿nych zdarzeniach z ¿ycia miasta. W zbiorach pana Igora Strojeckiego, krewnego Ochorowicza i badacza genealogii rodzin warszawskich, znajduje siê dziesiêæ listów Be³zy z lat 1883-1886, jeden list z roku 1897 jest przechowywany w dziale rêkopisów Biblioteki Zak³adu Narodowego im. Ossoliñskich we Wroc³awiu (sygn. 13358/II).

2 M.S.,

3 Kopiê

Dr Julian Ochorowicz, K³osy 1885, nr 1039. tego pisma udostêpni³ mi pan Igor Strojecki.


162

Listy og³aszamy w porz¹dku chronologicznym, stosuj¹c powszechnie obowi¹zuj¹ce zasady. Pisowniê i interpunkcjê zmodernizowano, zachowuj¹c specyficzne cechy jêzyka autorów. Panu Igorowi Strojeckiemu sk³adam serdeczne podziêkowanie za ³askawe udostêpnienie mi tekstów listów oraz zgodê na ich opublikowanie, a tak¿e za umo¿liwienie wykorzystania innych, znajduj¹cych siê w jego posiadaniu materia³ów, istotnych dla opracowania wstêpu i komentarza.

*** 1. Lwów, d. 1/6 [18]83. ul. Jagielloñska 5

Drogi i Kochany Julku! Znowu uciekam siê do Twojej ³aski i proszê o odwrotne odes³anie za³¹czonego weksliku, który racz opatrzyæ z obojga stron swoim podpisem. Ja chory jestem na te przebrzyd³e nerwy, na które gdyby wynalaz³ lekarstwo wielk¹ po³o¿y³by zas³ugê przed Bogiem i lud mi. Bawi tu od wczoraj arcybiskup Feliñski, który wracaj¹c z wygnania, obra³ Lwów na miejsce kilkodniowego pobytu4. Wy³ysia³ i zestarza³ wielce, ale duchem 4

Zygmunt Szczêsny Feliñski (1822-1895), arcybiskup warszawski, teolog. Studiowa³ w Moskwie i Pary¿u, gdzie przyja ni³ siê z Juliuszem S³owackim. W 1851 roku wst¹pi³ do seminarium duchownego w ¯ytomierzu, nastêpnie studiowa³ w Akademii Duchownej w Petersburgu, gdzie pó niej zosta³ profesorem. wiêcenia kap³añskie przyj¹³ w roku 1855. W 1862 zosta³ mianowany arcybiskupem warszawskim; usi³owa³ uspokoiæ wzburzone nastroje, przez co narazi³ siê na krytykê radykalnych kó³ patriotycznych. Interweniowa³ u w³adz carskich w sprawie ci¹g³ych ich ingerencji w ¿ycie ko cielne Warszawy i Królestwa Polskiego, a tak¿e czyni³ usilne starania o zaprzestanie represji wobec ludno ci polskiej. W 1863 z polecenia cara Aleksandra II zosta³ uwiêziony, a nastêpnie zes³any do Jaros³awia nad Wo³g¹. Mimo d³ugich starañ nie zosta³ zwolniony. Sta³o siê to dopiero w roku 1883, gdy zrezygnowa³ z arcybiskupstwa warszawskiego. Do koñca ¿ycia mieszka³ w D winaczce na Bukowinie. By³ autorem rozpraw i ksi¹¿ek teologicznych oraz dwutomowych Pamiêtników (1897). Kanonizowany przez papie¿a Benedykta XVI w roku 2009. We Lwowie przebywa³ w dniach 31 V 1 VI 1883. By³ go ciem rektora seminarium duchownego ksiêdza Antoniego Manasterskiego. Tu odwiedzali go liczni go cie, m.in. miejscowi biskupi. Feliñski odwiedzi³ kilka ¿eñskich zgromadzeñ zakonnych, a 1 VI by³ go ciem ksiê¿nej Leonowej Sapie¿yny oraz hrabiny Tytusowej Dzieduszyckiej. Z³o¿y³ tak¿e wizytê prezydentowi miasta Wac³awowi D¹browskiemu. Mimo wcze niejszych zapowiedzi arcybiskup skróci³ pobyt i wieczorem 1 VI wyjecha³ do


163

urós³ ogromnie; jaka dziwna powaga i skupienie siê w sobie takie mu nadaj¹ niezatarte piêtno, ¿e magnetycznie oddzia³ywa to na innych i raz spojrzawszy na tego starca, trudno siê przed nim nie ukorzyæ. Mój z³oty, mój drogi i jedyny Julku, có¿ ja Tobie wiêcej doniosê o sobie i o innych? Ja chory. Chochlik5 zakochany w sobie po uszy i obawiamy siê, by z tej wielkiej mi³o ci nie popad³ w fiksacj¹. Szach6 bardziej oryginalny i bardziej umizgaj¹cy siê do kobiet ni¿ dawniej. Milowicz7 ³¿e na potêgê ju¿ nie siebie samego, ale nawet w³asne do s³ów swych zaufanie obe³ga³, a¿ biedak wychud³ i z¿ó³k³, tak prawda z niego opad³a. Roszkowski8 kroi na trybuna i czêsto te¿ na ró¿ne trybuny w³azi, ale w¹tpiê, by mu siê uda³o zasi¹ æ kiedy w sejmowym trybunale. K³opot starego komendanta9, starzeje powoli poczciwiec, ale zawsze dobre z niego cz³eczysko.

Krakowa (zob. E. [Podolski], Arcybiskup Feliñski we Lwowie, Przegl¹d Lwowski 1883, t. 15, s. 491-495). Tu tak¿e na s. 496 wiersz W. Be³zy Ksiêdzu Arcybiskupowi Zygmuntowi Feliñskiemu na powitanie. 5 W³odzimierz Zagórski (1834-1902), pseudonim Chochlik, poeta, satyryk, powie ciopisarz, publicysta. W latach 1863-1883 mieszka³ we Lwowie, gdzie wydawa³ i redagowa³ czasopisma humorystyczno-satyryczne, m.in. Chochlik , Ró¿owe Domino . W roku 1883 przeniós³ siê do Warszawy, tu przede wszystkim wspó³pracowa³ ze S³owem . 6 Szach to najprawdopodobniej Stanis³aw Szachowski (1838-1906), prawnik, studiowa³ za granic¹, doktorat uzyska³ w Pary¿u. Od 1872 roku przebywa³ w Galicji, najpierw w Krakowie, gdzie w 1874 by³ redaktorem Kraju : we Lwowie od 1875 roku by³ redaktorem Dwutygodnika Politycznego , wspó³redaktorem Dziennika Polskiego i innych czasopism. Od 1877 roku docent prywatny prawa rzymskiego Uniwersytetu Lwowskiego, potem prawa cywilnego francuskiego. Od roku 1880 by³ tak¿e sekretarzem i notariuszem Uniwersytetu. 7 W³odzimierz Milowicz (1838-1884), w roku 1863 komisarz Rz¹du Narodowego w Galicji. Od 1874 przebywa³ we Lwowie, gdzie by³ wspó³redaktorem dziennika Ojczyzna . Po upadku pisma pisywa³ korespondencje ze Lwowa i Galicji do prasy warszawskiej. W 1882 roku obj¹³ stanowisko sekretarza w nowo za³o¿onym Banku Krajowym we Lwowie. 8 Gustaw Roszkowski (1847-1915), prawnik, profesor Uniwersytetu Lwowskiego. Studiowa³ w Szkole G³ównej w Warszawie, nastêpnie w Berlinie, Lipsku, Heidelbergu oraz Fryburgu, gdzie otrzyma³ doktorat filozofii, habilitowa³ siê na Uniwersytecie Jagielloñskim, nastêpnie do koñca ¿ycia zwi¹zany ze Lwowem. 9 To pseudonim Alberta Wilczyñskiego (1829-1900), powie ciopisarza i komediopisarza. W latach 1854-1855 og³asza³ w Bibliotece Warszawskiej K³opoty starego komendanta. Obrazki naszych czasów (wyd. osobne w 2 tomach w latach 1859-1879). Od 1871 mieszka³ stale we Lwowie, gdzie by³ urzêdnikiem Wydzia³u Krajowego. Przez szereg lat by³ prezesem Kola Literacko-Artystycznego.


164

Kubala10 pracuje ogromnie, ale przeciera siê trochê i co dzieñ bywa w cukierni. Jest to wielki postêp. Otó¿ i wszyscy, mój drogi, znajomi Twoi, których los i powodzenie obchodziæ Ciê mo¿e. Wszyscy oni wspominaj¹ Ciê czêsto i kochaj¹ wielce i dopytuj¹ o Ciebie, a ciesz¹ siê Twoim powodzeniem. Ot, wiesz co, wpadnij na tydzieñ, mo ci pary¿aninie, do Lwowa, a zrobiê Ci owacjê, ¿e niech siê Pary¿ schowa! Wszak wiesz, mój jedyny, ¿e ja do tego jedyny! No, bywaj zdrów pozdrów Habakuka11 i kochaj Twojego W³adka

2. Iwonicz (w Galicji)12 piszê jeszcze ze Lwowa 28/6 [18]83.

Drogi Julku! Nies³usznie ¿ywisz ¿al do mnie, gdy¿ nad tre ci¹ listu Twego zastanawia³em siê i przyszed³em do przekonania, ¿e je¿eli dziennikarstwo nasze tej kwestii nie poruszy, to lu ne jednostki, choæby siê zawi¹za³y w dziesiêæ komitetów, nic nie zrobi¹ albo w tak ma³ym zakresie, ¿e to wp³ywu najmniejszego mieæ nie bêdzie i na ogóle wra¿enia nie uczyni13. 10 Ludwik

Kubala (1838-1918), uczestnik powstania styczniowego, przez wiele lat nauczyciel historii w gimnazjach lwowskich, autor dwóch serii Szkiców historycznych (6 tomów, Lwów 1880-1922). By³ prezesem Ko³a Literacko-Artystycznego i za³o¿ycielem Kasyna Miejskiego we Lwowie. 11 Habakuk ¿artobliwy pseudonim Brunona Abakanowicza (1852-1900), znanego konstruktora urz¹dzeñ elektrotechnicznych. Od 1884 mieszka³ stale w Pary¿u, gdzie stworzy³ zak³ad produkuj¹cy tego rodzaju urz¹dzenia, wspó³pracownik Niwy . Ateneum , Kosmosu i S³owa 12 Iwonicz znana miejscowo æ uzdrowiskowa w obecnym powiecie kro nieñskim. Be³za by³ tu czêstym wakacyjnym go ciem, organizowa³ ¿ycie towarzysko-kulturalne, pisa³ korespondencje, a tak¿e opublikowa³ szkic Iwonicz i jego okolice, Gazeta Lwowska 1885, nr 64-69 (wyd. osobne Iwonicz i Rymanów, Lwów 1885). 13 W tym czasie wzajemne stosunki miedzy ludno ci¹ polsk¹ a ukraiñsk¹ w Galicji nie uk³ada³y siê dobrze, dochodzi³o do ostrych sporów i konfliktów. By³y jednostki, które usi³owa³y podejmowaæ inicjatywy w kierunku poprawy sytuacji i doprowadzenia do ustalenia zasad zgodnego wspó³¿ycia. Do takich nale¿a³ np. J. I. Kraszewski, który nawi¹za³ kontakt z pisarzem ukraiñskim Pantalejmonem Kuliszem i u³atwi³ mu spotkanie z przedstawicielami polskiej inteligencji lwowskiej w celu przedyskutowania kwestii wzajemnych stosunków. Niektórzy, np. Adam Sapieha i Jerzy Czartoryski proponowali pomoc finansow¹ dla ukraiñskich


165

Nasze dzienniki, ¿al siê Bo¿e, na kwesti¹ rusk¹ patrz¹ jak cielêta na nowe wrota, bo choæ ona stara jak ta ziemia ruska, przecie¿ dla nich jest now¹, bo w ni¹ nigdy nie wnikali, albo systematycznie j¹ zabagniali. Wiêc tedy trzeba dziennika koniecznie, i znalaz³em organ chêtny, a mianowicie Kurier Lwowski (wychodzi tu od kwietnia) i jego redaktora Ludwika Mas³owskiego (ul. Akademicka Nr 3, redaktor L.M.)14. Mówi³em z nim o tym i chêtnie Was poprze, byle mia³ program przez Was jasno postawiony i wiedzia³, jak chcecie mieæ ten komitet zorganizowany. Co mnie tyczy, to mam to do siebie, ¿e do roboty jestem jedyny; ale do wytykania programów, d³ugiego radzenia itp. nic potem. Nadto wiêcej odczuwam ni¿ rozumujê i ³atwo móg³bym jaki b³¹d, niechc¹cy, pope³niæ, gdyby ode mnie wychodzi³ program. Znie siê wiêc z Mas³owskim, on to wybornie potrafi, bo bierze sprawy ch³odnym rozumem, gdy ja gor¹cym sercem. Nadto jest on jedyny u nas, który kwestiê rusk¹ na stó³ dziennikarski wprowadzi³, stawia j¹ dobrze i jasno wiêc jemu ten zaszczyt nale¿y. Ludzie nie, lepiej bêdzie mê¿owie, których wskaza³e dobrzy s¹, ale zaledwie jeden lub dwóch nale¿yæ bêdzie chcia³ do owego komitetu: Merunowicz15, Czartoryscy oba, Roman i Jerzy16, o innych w¹tpiê. Wszak¿e próbowaæ nie zaszkodzi. wydawnictw i organizacji o wiatowych. W li cie Be³zy jest chyba mowa o inicjatywie Ochorowicza i Polaków zamieszka³ych we Francji. Nie wiadomo, jakie by³y jej dalsze losy (zob. Cz. Partacz, Od Badeniego do Potockiego. Stosunki polsko-ukraiñskie w Galicji w latach 1888-1908, Toruñ 1996). 14 Ludwik Mas³owski (1847-1928), dzia³acz emigracji polskiej we Francji w latach 1863-1869, nastêpnie mieszka³ w Krakowie, gdzie by³ wspó³pracownikiem Kraju . T³umaczy³ dzie³a Darwina, Haeckla i innych przyrodników. W roku 1872 osiad³ we Lwowie, g³osi³ tu potrzebê ugody z narodem ukraiñskim. Wspó³pracowa³ z Gazet¹ Narodow¹ , z któr¹ wkrótce siê poró¿ni³ i z niej odszed³. W roku 1883 za³o¿y³ Kurier Lwowski , ale wkrótce znalaz³ siê w konflikcie z tym rodowiskiem, gdy¿ bezpardonowo atakowa³ elity galicyjskie, okre laj¹c je jako wielk¹ sadzawkê cuchn¹c¹ i brudn¹ . W roku 1884 nawi¹za³ wspó³pracê z Przegl¹dem Powszechnym , a w roku nastêpnym za³o¿y³ Przegl¹d Polityczny, Spo³eczny i Literacki , zbli¿ony do m³odych konserwatystów. W roku 1921 przeniós³ siê do Bydgoszczy, gdzie za³o¿y³ i wydawa³ Dziennik Bydgoski . 15 Teofil Merunowicz (1846-1919), publicysta, pose³ na Sejm Galicyjski i do Rady Pañstwa. Bra³ udzia³ w powstaniu styczniowym. W latach 1877-1914 by³ sekretarzem Wydzia³u Powiatowego we Lwowie, wspó³pracowa³ z wieloma lwowskimi pismami. Pisa³ du¿o na tematy ekonomiczne. Wypowiada³ siê za porozumieniem polsko-ukraiñskim. Zwi¹zany z Adamem Sapieh¹, w roku 1882 próbowa³ utworzyæ propolskie stronnictwo w ród galicyjskich Ukraiñców, co nie da³o rezultatu. Pisa³ o potrzebie polsko-ukraiñskiej ugody. Napisa³ Katechizm obywatelski dla Polaków i Rusinów w Galicji i w Krakowskiem (Lwów 1884) oraz Kwestiê rusk¹ w Galicji (Lwów 1889). 16 Roman Czartoryski (1839-1887), dzia³acz spo³eczny i polityczny. Pochodzi³ z Wielkopolski. Po lubie z Florentyn¹ Dzieduszyck¹ zamieszka³ w Galicji, w maj¹tku Jab³onowo


166

Pisz wiêc do Mas³owskiego, masz bowiem grunt przygotowany; licz tak¿e na chêtn¹ moj¹ pomoc i trochê wp³ywu, jaki posiadam, a mo¿e rzecz uda siê zrobiæ w szerokim kole i w wielkim stylu. Jutro jadê na miesi¹c do Iwonicza. U cisk serdeczny i gor¹cy od Twojego W³adka

3. Lwów, d. 28 wrze nia 1883.

Kochany Julku! Nie chc¹c, aby mnie powtórnie pomówi³, i¿ piszê do Ciebie wtedy tylko, gdy mam interes donoszê Ci, bez szczególnego z mojej strony interesu, i¿ wszystkie zabiegi moje (a wiesz, ¿e chodziæ oko³o spraw mi poleconych umiem) nie odnios³y ¿adnego skutku. Sprawa, któr¹ chcecie w Pary¿u poruszyæ tu odzewu nie znajdzie. Z kimkolwiek mówi³em, zawsze w tej dra¿liwej kwestii doszli my do sprzeczki, a nie do rezultatu. Jeden Mas³owski, co jest dobrze dla projektu usposobiony i kwesti¹ rusiñsk¹ zajmuje siê con amore. U ksi¹¿¹t Jerzego i Romana by³em dwa razy, ale ich w domu nie zasta³em. Bêdê jeszcze raz i drugi, ale niewiele w skuteczno æ zabiegów moich wierzê. To darmo! Ka¿da wa¿niejsza sprawa ma porê swego dojrzenia, jak owoc. Dzi ona cierpka i kwa na jak dziczka. Pisz ze swej strony do pos³a T. Merunowicza (tylko na obu Champollionów17 zaklinam Ciê, pisz wyra niejszymi literami, bo po pi mie p. Bartoszewicza Juliana18 Twoje najtrudniejsze jest do odcyfrowania) on ma wp³ywy u Rusinów i mir u Polaków. Mo¿e co poradzi. Ja ju¿ nic albo niewiele. Napiszcie o tej kwestii artyku³ wstêpny do Kuriera , bo tr¹biæ trzeba, je li chcecie, ¿eby siê na apel zebrano. w powiecie husiatyñskim, gdzie rozwija³ dzia³alno æ spo³eczn¹ i o wiatow¹. W sprawie stosunków polsko-ukraiñskich zajmowa³ stanowisko pojednawcze. Jerzy Czartoryski (18281912), polityk i dzia³acz spo³eczny. Na forum Sejmu Galicyjskiego i Rady Pañstwa opowiada³ siê za federalistycznym programem przebudowy pañstwa oraz za potrzeb¹ ugody z Ukraiñcami z pominiêciem Austrii. 17 Jean François Champollion (1790-1832), francuski egiptolog, pierwszy odczyta³ hieroglificzne pismo egipskie, profesor egiptologii w Collège de France w Pary¿u. 18 Julian Bartoszewicz (1821-1870), historyk i historyk literatury, nauczyciel w gimnazjach warszawskich, redaktor Dziennika Warszawskiego , przekszta³conego w Kronikê Wiadomo ci Krajowych i Zagranicznych . W okresie reform Wielopolskiego by³ kustoszem Biblioteki Szko³y G³ównej w Warszawie.


167

Tysi¹c u cisków. Ja chory jestem od kilku dni na gard³o. By³a ma³a angina. Vale et me ama19 W³adek By³em na zje dzie literackim w Krakowie20, ale nic m¹drego z niego nie wynios³em. List na papierze firmowym z nadrukiem z lewej strony u góry: W³adys³aw Be³za/ Sekretarz Macierzy Polskiej we Lwowie21. Do³¹czona koperta zaadresowana; Monsieur Jules Ochorowicz/ à Paris/ rue Montagne St. Geneviève 25.

4. Lwów, d. 19 grudnia 1883. Mój drogi Julku! Posy³am Ci op³atek z ¿yczeniem najszczerszym powodzenia i wszelkich pomy lno ci. Wiesz dobrze, ile mam dla Ciebie serdecznego przywi¹zania, wiêc w szczero æ mych ¿yczeñ wierzyæ mo¿esz. Nie wiem czy Wy, pozytywi ci, lubicie takie czu³ostkowe objawy, jak ¿yczenia op³atki etc. Ale co do mnie, podobne objawy s¹ potrzeb¹ mego serca i gdybym nie podzieli³ siê z Tob¹, biedny samotniku, op³atkiem zdawa³oby mi siê, ¿em pomin¹³ brata, ¿em odmówi³ mu miejsca przy moim stole. Dla mnie obchody podobne maj¹ wiele uroku i poezji Wracaj¹ miê w czasy mojego dzieciñstwa w czasy szczê liwe, odnawiaj¹ w duszy wspomnienia m³odo ci, przywodz¹ na oczy dawnych, dawnych kolegów

19 Vale

et me ama (³ac.) ¿egnaj i mnie kochaj.

20 Pierwszy zjazd literatów i artystów polskich odby³ siê w Krakowie z inicjatywy tutej-

szego Ko³a Literacko-Artystycznego w dniach 14-15 wrze nia 1883 roku. G³ówne tematy obrad dotyczy³y utworzenia organizacji dla niesienia pomocy literatom chorym i niezdolnym do pracy, a tak¿e ich rodzinom oraz projektu syndykatu literacko-dziennikarskiego . Dyskutowano te¿ o potrzebie nowego poprawnego wydania dzie³ Adama Mickiewicza (zob. Sprawozdanie z obrad I Zjazdu Literatów i Artystów Polskich w Krakowie w dn. 14-15 wrze nia 1883 roku, Kraków 1884). 21 Macierz Polska we Lwowie, instytucja dla szerzenia o wiaty ludowej, by³a wieczyst¹ fundacj¹ utworzon¹ przez J. I. Kraszewskiego w roku 1882. Pierwszym kuratorem Macierzy by³ Kraszewski, prezesem Rady Wykonawczej profesor Antoni Ma³ecki, sekretarzem W. Be³za. Nak³adem Macierzy wydawany by³ tygodnik Niedziela , kalendarze oraz wiele ksi¹¿ek popularnych, a tak¿e utworów literackich w du¿ych nak³adach (np. tanie wydanie Pana Tadeusza).


168

i towarzyszy. W imiê tych wspomnieñ, w imiê starego kole¿eñstwa roz³ammy ten chleb bia³y i niech Ci, mój drogi Julku, Bóg szczê ci we wszystkim Twój W³adek ¯ona moja22 kaza³a Ciê pozdrowiæ i z³o¿yæ ¿yczenia. List na papierze firmowym jw.

5. Lwów, d. 28/ 2 [18]84. ul. Jagielloñska 5

Drogi Julku! Robi³e mi wyrzuty, ¿e wtedy tylko zg³aszam siê do Ciebie, kiedy mam interes Czy zarzut ten s³uszny, os¹d sam: przed Bo¿ym Narodzeniem, bez interesu, pisa³em do Ciebie szl¹c Ci ¿yczenia i op³atek. A czy pan Julian choæ s³ówkiem odpowiedzia³ na wyrazy moich uczuæ, które ów list podyktowa³y? Widaæ wiêc, ¿e sam chcesz i ¿¹dasz tego, abym Ci czasu niepotrzebn¹ korespondencj¹ nie zajmowa³. Pos³uszny jestem niemej wskazówce i maj¹c w³a nie wekslowy interes, zg³aszam siê do Wgo Pana z uprzejm¹ pro b¹, by raczy³ za³¹czony blankiet opatrzyæ po obu stronach swoim podpisem i je li ³aska, pod adresem moim jak najrychlej do Lwowa odes³a³. Lwów szala³ w tym roku jak nigdy przedtem. Bale, pikniki sz³y jedne za drugimi z wzrastaj¹c¹ potêg¹ spadaj¹cej lawiny. Mimo upadku banku w³o ciañskiego23, mimo krachu na gie³dzie zbo¿owej tañczono zapamiêtale, szalano jakby na zag³uszenie s³usznych obaw na przysz³o æ i s³uszniejszych wyrzutów sumienia za przesz³o æ Nie jestem prorokiem, ale i laikowi nietrudno przewidywaæ jakiej nadzwyczajnej katastrofy. Na mnie ten sza³ robi³ wra¿enie przedednia ogólnego bankructwa. I Ko³o nasze dawa³o dwa pikniki. Uda³y siê wietnie i nie ¿al na nie wydatku, bo grosz uzyskany z nich idzie na wsparcie celów naukowych w Cieszynie i w Prusach zachodnich. Prezesem naszym jest obecnie R. Pilat24 i na 22 ¯on¹

Be³zy by³a Maria z Ostrowskich. Bank W³o ciañski we Lwowie istnia³ od 1870 roku i prowadzi³ dzia³alno æ finansow¹, niekorzystn¹ dla ludno ci wiejskiej Galicji, doprowadzi³ do licytacji wielu gospodarstw rolnych. Skutkiem tej nieprzemy lanej gospodarki by³ wspomniany krach (zob. B. Prus, Kroniki, t. 5, Warszawa 1955, s. 544-545). 24 Roman Pilat (1846-1906), historyk literatury, profesor Uniwersytetu Lwowskiego, cz³onek Akademii Umiejêtno ci w Krakowie, w latach 1886-1900 prezes Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza, redaktor jego Pamiêtnika oraz krytycznego wydania dzie³ Mickiewicza. 23


169

podziw wszystkim gor¹co i umiejêtnie bierze siê do rzeczy. Po Liskem25, który w strasznych cierpieniach spêdza resztki swego ¿ycia jest on jedynym prezesem rozumiej¹cym swoje zadanie. Jakkolwiek nie mam do niego osobi cie wielkiego nabo¿eñstwa i stosunek nasz jest wiêcej ch³odny ni¿ serdeczny, trudno mi go nie podziwiaæ i ochotnie i æ mu na rêkê. Moja Kronika Mickiewiczowska26 wreszcie w tych dniach wyjdzie od introligatora. Natychmiast po otrzymaniu egzemplarzy, przeszlê Ci jeden do Pary¿a z pro b¹, by listownie s¹d swój o tej rzeczy objawiæ mi raczy³. Dawny Twój kolega, brat mój, ¿eni siê z pann¹ ³adn¹ i posa¿n¹. Po lubie, który odbêdzie siê 22 kwietnia27 jedzie do Pary¿a i obieca³ odwiedziæ Ciê. Oto wszystko, co pragn¹³em Ci donie æ i zamykaj¹c list pieczêtujê go serdecznym u ciskiem. Twój W³adek

6. Lwów, d. 1 czerwca 1884. Drogi Julku! Co siê z Tob¹ dzieje? Co porabiasz i co nadal robiæ zamy lasz? Co z Twoj¹ spraw¹ na uniwersytecie28 s³ychaæ? Pyta³em o ni¹ Pilata i Janowicza29 obaj co b¹kaj¹, ale bardzo niejasno. Jeden Rehman30, jakkolwiek Ciê nie zna osobi cie, sprzyja Twej sprawie, a drugi Szach, chocia¿ ten ostatni ¿adnego prawie wp³ywu w sferach uniwersyteckich nie ma. Co za do innych profesorów, nie wy³¹czaj¹c Pilata, to zdaje mi siê, ¿e wszyscy s¹ przeciw Tobie. Psie tu, psie stosunki! 25 Ksawery Liske (1838-1891), historyk, profesor i rektor Uniwersytetu Lwowskiego, organizator Towarzystwa Historycznego, za³o¿yciel i redaktor Kwartalnika Historycznego , wspó³za³o¿yciel i przez pewien czas prezes Ko³a Literackiego we Lwowie. 26 W. Be³za, Kronika potoczna i anegdotyczna z ¿ycia Adama Mickiewicza na podstawie opisu wiarygodnych wiadków, Lwów 1884. 27 Stanis³aw Be³za (1849-1929), prawnik, publicysta, podró¿nik, autor wielu publikacji o tematyce podró¿niczej. Zawar³ zwi¹zek ma³¿eñski z Jadwig¹ Kobylañsk¹, córk¹ warszawskiego lekarza. 28 O stosunkach Ochorowicza z Uniwersytetem Lwowskim zob. informacje we wstêpie. 29 Aleksander Janowicz (ur. 1813), adwokat, po habilitacji od roku 1883 profesor Uniwersytetu Lwowskiego; wyk³ada³ prawo niemieckie i prawo procesowe cywilne. 30 Antoni Rehman (1840-1917), botanik, geograf, podró¿nik, profesor geografii na Uniwersytecie Lwowskim od roku 1882.


170

Napisz mi obszernie o sprawie Twojej, abym wiedzia³, co s¹dziæ o niej i jak, w danym razie, byæ Ci pomocnym. Na Twoim miejscu poszed³bym na udry i nic z praw mi przys³uguj¹cych nie popu ci³. Gdy bêdziesz we Lwowie, wobec sympatii, jak¹ tu powszechnie siê cieszysz, niechêtne g³osy same przez siê musia³yby zamilkn¹æ. Posy³am Ci weksel do odmiany; podpisz go na obu stronach i przyszlij niebawem. Wiesz ju¿ o projektowanym, a raczej uchwalonym Zje dzie (kongresie) literatów do Lwowa na pocz¹tku wrze nia31. Czy przyjedziesz? Bilet od Krakowa do Lwowa przys³a³bym jegomo ci. Twój ca³ym sercem W³adek List na papierze firmowym z nadrukiem: W³adys³aw Be³za/ Sekretarz Macierzy Polskiej we Lwowie, ulica Kraszewskiego Numer 15.

7. Lwów, d. 20 czerwca 1884. ul. Kraszewskiego 15

Drogi Julku! Krótko piszê, gdy¿ mam nawa³ listów w jednej i tej samej materii, w której i do Ciebie o pomoc siê udajê. Rzecz jest taka: na wczorajszej sesji Macierzy uchwalono wydaæ we wrze niu kalendarz dla ludu, a mnie powo³ano na redaktora32. Udajê siê wiêc w tym charakterze do Ciebie z pro b¹ o artyku³ z nauk przyrodniczych, popularny a nied³ugi, na 200 250 wierszy druku, np. co ze zjawisk przyrody lub z dziedziny nowych, a przystêpnych do zrozumienia dla czytelników podobnej publikacji, wynalazków. Zreszt¹ co chcesz byle napisa³ przystêpnie. Za taki art[yku³] Macierz ofiaruje 10 do 15 z³r. w[aluty] a[ustriackiej]. Oto wszystko! Gor¹ce i serdeczne u ciski od Twego W³adka List na papierze firmowym z nadrukiem: W³adys³aw Be³za/ Sekretarz Macierzy Polskiej we Lwowie. 31 Zapowiedziany

Zjazd Literatów we Lwowie, który mia³o organizowaæ Ko³o Literackie, nie odby³ siê z przyczyn wa¿nych, od Ko³a Literackiego niezale¿nych (zob. Czwarte sprawozdanie Wydzia³u Ko³a Literackiego we Lwowie, Lwów 1885). 32 Kalendarz Macierzy Polskiej na rok Pañski 1885, Lwów 1884. Ochorowicz nie podj¹³ wspó³pracy z tym wydawnictwem.


171

8. Lwów, d. 22/ 12 1884. Mój Drogi Julasie! Owo¿ i gwiazdka nowa dla niejednego z dzieci, które jej po raz pierwszy wygl¹da dla nas, starych dzieci zamglona ciê¿k¹ chmur¹, która na czo³ach naszych osiad³a, i gdy tamte widz¹ j¹ naocznie i radosnym wzrokiem cigaj¹ j¹ po niebieskim sklepieniu, my przymkn¹æ musimy powieki, aby j¹ w m³odych wspomnieniach odszukaæ. W imiê tych wspomnieñ, zapalam nad Tob¹, w Twej paryskiej samotni, gwiazdkê betle[j]emsk¹ i ¿yczê Ci tego, czego nam niegdy matki nasze ¿yczy³y, a o spe³nienie czego modl¹ siê dla nas teraz w niebie. Niepoprawne my dzieci, mój Julku, cigamy u³udne wiat³a na ziemi, niby fosforyczne p³omyki na bagienku ¿ycia, a zapominamy o tych gwiazdach, które nam tyle pociechy i rado ci nios³y Kiedy¿ nam one znowu za wiec¹ czy wróc¹ kiedy? Do ¿yczeñ tych do³¹cza swoje na osobnej kartce dr Finkel33, a przyjaciele Twoi z Ko³a Literackiego hurm¹ sk³adaj¹ Ci za po rednictwem moim ¿yczenia. Od nich to ³¹czê pro bê, czyby nie móg³ przez stosunki swoje wyrobiæ dla naszego Ko³a bezp³atnie, albo po zni¿onej cenie, otrzymywania od Nowego Roku Revue , którego jeste wspó³pracownikiem. Podobno do tego naukowego pisma jest tak¿e dodatek literacki i polityczny34 prosiliby my Ciê wiêc o wszystkie dzia³y Revue za po³owê ceny prenumeracyjnej. A teraz u cisk gor¹cy, mój drogi i kochany Julku Twój W³adek List na papierze firmowym z nadrukiem: W³adys³aw Be³za/ Sekretarz Macierzy Polskiej we Lwowie, ulica Kraszewskiego Nr 15.

33

Ludwik Finkel (1858-1930), wybitny historyk, profesor Uniwersytetu Lwowskiego, jeden z za³o¿ycieli Towarzystwa Historycznego i Kwartalnika Historycznego , wspó³pracownik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza i jego wydawnictw, Towarzystwa O wiaty Ludowej i Macierzy Polskiej. Jego g³ównym dzie³em jest Bibliografia historii polskiej (Lwów 1891-1914). 34 Ochorowicz wspó³pracowa³ z Revue philosophique de la France et de l étranger (wyd. w Pary¿u od 1876) oraz z Revue scientifique de la France et de l étranger (dwutygodnik wyd. w Pary¿u od 1870 roku). Mo¿e chodziæ tak¿e o Revue des Deux Mondes (Pary¿ od 1829).


172

9. Lwów, d. 2/ 6 [18]85. ul. Kraszewskiego 15

Mój drogi Julku! Ani siê dziw, ani gniewaj, ¿e tylko wtedy zg³aszam siê do Ciebie, gdy termin wekslu siê zbli¿a. Ale podobno nie moja wina, tylko Twoja, bo nie raczy³ dot¹d odpisaæ mi na parê listów, które bez interesu, a tylko winszuj¹c Ci sukcesów pisa³em. I teraz oto czytam w K³osach o Tobie i widzê Twój wizerunek a oraz i ten moment, zgrabnym pochwycony o³ówkiem, kiedy prezydent Grévy ciska d³oñ Twoj¹35. Jak¿e siê cieszy³em z tego uznania i jak¹ mnie to nape³ni³o dum¹, odczujesz ³atwo, bo wiesz, ile Ciê kocham i jak wysoko ceniê. Je¿eli umiesz odgadywaæ my li ludzkie, to ³awo odgad³ i rado æ moj¹ i dumê jako Polaka, ¿e mego ziomka taki zaszczyt spotka³. Tu irytuj¹ siê trochê Twoj¹ s³aw¹ w oczy ich kole Twoje powodzenie, a mo¿e wstyd im oczy wy¿era, ¿e siê na Tobie poznaæ nie umieli i ¿e Ci krzywdê wyrz¹dzili. Szach tylko i ja borykamy siê z tymi panami z wszechnicy, bo co do ogó³u, ten jest po Twojej stronie. Mój drogi, za³¹czam nowy weksel, który po obu stronach podpisz i jak najrychlej odeszlij. Sarneckiemu36 za powiedz, ¿e ksiêgarz £ukaszewicz nazajutrz po jego wyje dzie umar³37. Co siê dzieje z Aërem38 czy lepiej mu, nieborakowi? Twój W³adek 35 O Ochorowiczu i wynalezionym przez niego telefonie pisano w K³osach 1885, nr 1032 i 1033. Jego wizerunek, rysowany przez E. Loevy, zamie ci³y K³osy w numerze 1039. Tam te¿ artyku³ podpisany M.S., a w nim znajduje siê informacja o rysunku w Le Monde illustré , przedstawiaj¹cym scenê otwarcia wystawy elektrycznej , podczas której minister Cochery przedstawia Ochorowicza prezydentowi Francji Jules owi Grévy. Dok³adne sprawozdania zamie ci³y równie¿ pisma warszawskie, m.in. Biesiada Literacka 1885, nr 18 oraz S³owo 1885, nr 66. Wydarzenie to skomentowa³ tak¿e Boles³aw Prus w Kronice tygodniowej, Kurier Warszawski 1885, nr 88: Zdaje siê byæ rzecz¹ pewn¹, ¿e Ochorowicz ostatecznie udoskonali³ telefony i szepcz¹ce do ucha narzêdzie przerobi³ na potê¿ny instrument [ ] Ciekawa rzecz, co dzisiaj o Ochorowiczu powie uniwersytet lwowski, który dotychczas uwa¿a³ go za osobisto æ o tyle nieudoln¹, o ile niespokojn¹? (B. Prus, Kroniki, t. 8, s. 79). 36 Zygmunt Sarnecki (1837-1922), dramaturg, powie ciopisarz, dziennikarz, t³umacz, dyrektor teatrów, w latach 1884-1885 przebywa³ w Pary¿u, w latach 1888-1895 wydawa³ w Krakowie dwutygodnik wiat . 37 Klemens £ukaszewicz (ok. 1847-1885), w roku 1875 razem z W. Be³z¹ by³ inicjatorem za³o¿enia we Lwowie ksiêgarni nak³adowej, nie uzyskali jednak zezwolenia w³adz. W 1876 za³o¿y³ tu w³asn¹ ksiêgarniê nak³adowo-sortymentow¹. Wydawa³ utwory literackie, ksi¹¿ki popularne, a tak¿e czasopisma. 38 Aër to pseudonim Adama Rz¹¿ewskiego (1844-1885), powie ciopisarza, publicysty, krytyka i historyka literatury. Przez szereg lat przebywa³ w Pary¿u i wspó³pracowa³ z czasopismami polskimi i francuskimi.


173

10. Lwów, d. 20 sierpnia 1886. Drogi Julku! Czytam o Tobie we wszystkich gazetach i o cudach, które robisz w Pary¿u. Z dzienników te¿ tylko wiem o Tobie, bo nic nie piszesz do kolegi, który pewnie z dawnych Twoich towarzyszów i przyjació³ by³ Ci i zosta³ najwierniejszym. Mój drogi! Po karesach interes. Nie mam adresu pani Duchiñskiej39, do której pragnê siê zwróciæ z najuprzejmiejsz¹ pro b¹ o wypo¿yczenie fotografii Ewuni (owej s³awnej z pism Mickiewicza Henryki Ankwiczówny)40. Pani Duchiñska zna³a j¹ dobrze i zapewne jej fotografiê z pó niejszych lat posiada. Co bym da³ za to, ¿ebym mia³ jej podobiznê z czasów rzymskich (1830 r.), ale s¹ to tylko pobo¿ne ¿yczenia i bêdê musia³ kontentowaæ siê zapewne fotografi¹ z czasów, gdy panna Henryka zosta³a babk¹. Zrób mi ³askê i pro pani¹ Duchiñsk¹ o ³askawe wypo¿yczenie mi na jakie dwa tygodnie rzeczonej fotografii i z³ó¿ przy tej sposobno ci znakomitej naszej Pie niarce wyrazy mego g³êbokiego szacunku i powa¿ania. Sam za przyjmij u cisk d³ugi i serdeczny od kochaj¹cego Ciê szczerze W³adka ¯ona moja najmilej Ciê pozdrawia. Co Habakuk porabia? Pozdrów go, je li jest w Pary¿u i uca³uj serdecznie jego syna je li go ju¿ ma. List na papierze firmowym z nadrukiem: W³adys³aw Be³za/ Sekretarz i Cz³onek Rady Macierzy Polskiej we Lwowie/ ulica Kraszewskiego nr 15.

39 Seweryna Duchiñska (1816-1905), poetka, publicystka, t³umaczka, od roku 1864 miesz-

ka³a stale w Pary¿u, wspó³pracowa³a z Bibliotek¹ Warszawsk¹ , gdzie prowadzi³a dzia³ kroniki zagranicznej literackiej, naukowej i artystycznej . Tam te¿ og³osi³a szkic Ewunia. Kartka z ¿ycia poety, Biblioteka Warszawska 1871, t. 1. 40 Henryka Ankwiczówna, 1-v. So³tykowa, 2-v. Kuczkowska (1810-1879). W roku 1827 wyjecha³a z rodzicami za granicê, zwiedzi³a Szwajcariê i Francjê, przez kilka lat mieszka³a w Rzymie, gdzie rodzice prowadzili dom otwarty, staraj¹c siê skupiæ znaczniejszych go ci polskich. Mickiewicz i A. E. Odyniec poznali Ankwiczów pod koniec 1829 roku, bywali czêstymi go æmi w ich domu, odbywali wycieczki. Henryka by³a te¿ przewodniczk¹ Mickiewicza po Rzymie. Miedzy nimi nawi¹za³a siê sympatia, a nawet mi³o æ. Plany matrymonialne poety rozwia³y siê pod koniec 1830 roku. Bliski zwi¹zek Mickiewicza z Henryk¹ znalaz³ wyraz w kilku lirykach oraz w Widzeniu Ewy (Dziadów czê æ III, scena 4).


174

11. Lwów, 6/ 1 1897. Kochany Julku! Przegl¹daj¹c jubileuszowy numer Kur[iera] Codz[iennego] dla Prusa z wielkim zajêciem odczyta³em Twoje wspomnienie o nim sprzed trzydziestu laty 41. W artykule tym i o mnie znalaz³a siê wzmianka w tych s³owach: Pos³a³em Be³zie do Poznania ocenê ustêpu z jego dramatu Karliñski42. Napisa³em ostro, lecz spokojnie, kto wie jednak, czy mu siê i to wyda nies³usznym . Otó¿, mój drogi Julku, przypuszczaj¹c to omyli³e siê. Jak dalece ju¿ wówczas s³uszno æ Ci przyznawa³em, masz w tym dowód, ¿e ju¿ nigdy potem nie próbowa³em pisaæ dramatu. Widzisz wiêc z tego, ¿e zdanie Twoje ceni³em bardzo, gdy¿ by³em przekonany, ¿e je szczerze wypowiedzia³e . Nigdy nie mam urazy do ludzi, którzy mi mówi¹ prawdê w oczy, chyba gdyby j¹ mówili brutalnie, a Ty nale¿ysz do tych, których bardzo kocham i których zdanie powa¿am. Oto jest pierwszy powód do pisania niniejszego listu. Drugi, zapytanie, co siê z Tob¹ dzieje, co porabiasz, nad czym pracujesz? Wszystko to bardzo blisko miê obchodzi, boæ Ty, mój Julku, jeste jedynym z najdawniejszych towarzyszów mojej m³odo ci i zawsze drogim memu sercu i wspomnieniu. Tylu innych spoczywa ju¿ w grobie. Ja nawet, od piêciu miesiêcy ciê¿ko chory na serce, nie wiem, czy nie jestem najbli¿szy brzegu, z którego ju¿ tylko w otch³añ wieczno ci siê patrzy Czyta³em w dzie³ku Stara i nowa [!] prasa43 mnóstwo takich rzeczy, których tam byæ nie powinno. Autor twierdzi, ¿e ze mn¹ i z Ordonem44 ¿y³ w najbli¿szych 41 J.

Ochorowicz, Przed trzydziestu laty, Kurier Codzienny 1897, nr 1. Numer by³ po wiêcony Boles³awowi Prusowi z okazji dwudziestopiêciolecia jego pracy literackiej. 42 Ocena dotyczy³a prawdopodobnie fragmentu dramatu Be³zy Kasper Karliñski, zamieszczonego w Tygodniku Wielkopolskim 1870, nr wstêpny z 15 XII. Ca³o æ ukaza³a siê w zbiorze Poezje W³adys³awa Be³zy, Lipsk 1874. 43 Stara i m³oda prasa. Przyczynek do historii literatury ojczystej 1866-1872. Kartki ze wspomnieñ Eksdziennikarza, Petersburg 1897. Nowe wydanie w oprac. D. wierczyñskiej, Warszawa 1998. 44 W³adys³aw Ordon, w³a c. Szancer (1848-1914), poeta, nowelista, t³umacz. Studiowa³ w Szkole G³ównej, od roku 1867 wspó³pracowa³ z pras¹ warszawsk¹. W roku 1869 wyjecha³ do Krakowa, nastêpnie w latach 1870-1871 przebywa³ w Poznaniu. Z inicjatywy jego i W. Be³zy zacz¹³ wychodziæ w roku 1870 Tygodnik Wielkopolski , wspó³pracowa³ tak¿e z Sobótk¹ i Dziennikiem Poznañskim . W 1871 zostali obaj wydaleni z Wielkopolski pod zarzutem prowadzenia agitacji politycznej. Zamieszkali we Lwowie. Ordon w roku 1878 po ataku choroby umys³owej znalaz³ siê w zak³adzie dla ob³¹kanych, gdzie przebywa³ do koñca ¿ycia.


175

stosunkach. Przebieg³em my l¹ wszystkich, z którymi siê wówczas ¿y³o i marzy³o ale autora domy liæ siê nie mogê. Ordon, Sêczkowski, Gomulicki, Kaliszewski, W³ad[ys³aw] Soko³owski, £uniewski, Ty wreszcie by³o to kó³ko, w którym siê najwiêcej obraca³em45, a przecie¿ wiem i przekonany jestem, ¿e ¿aden z nas nie napisa³by tak (co najmniej) niesmacznej ksi¹¿ki. Mówi¹ tu powszechnie, ¿e pisa³ j¹ Wal[ery] Przyborowski46. W¹tpiê, bo to (jak mówi¹ we Lwowie) nie patrzy na niego . Je li odpiszesz mi, bêdê Ci wdziêczny, je li nie, urazy mieæ nie bêdê. Ty wiesz, ¿e Ciê kocham i ceniê a to mi zupe³nie wystarcza. B¹d zdrów! Twój W³ad. Be³za Nie maj¹c Twego adresu, list ten posy³am na rêce p. Gracjana Ungra47.

45 Teodor Sêczkowski (1843 po 1903), poeta i dziennikarz, nauczyciel prywatny progimnazjum w P³ocku, korepetytor w dworach szlacheckich. Studiowa³ w Szkole G³ównej. Pisa³ pod pseudonimem Teodor Sêk poematy pe³ne makabrycznych i skrajnie naturalistycznych scen. Wiktor Gomulicki (1848-1919), znany poeta, prozaik, felietonista, studiowa³ w Szkole G³ównej, wspó³pracowa³ z Przegl¹dem Tygodniowym , pó niej by³ wspó³redaktorem i redaktorem kilku dzienników i tygodników warszawskich. By³ znanym kolekcjonerem varsavianów, autorem wielu publikacji z historii Warszawy. Julian Kaliszewski (1845-1909), satyryk, publicysta, t³umacz, pisa³ pod pseudonimem Klin. W³adys³aw Soko³owski (ur. 1842) studiowa³ w latach 1865-1869 na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym Szko³y G³ównej, który ukoñczy³ z dyplomem magistra nauk przyrodniczych. Kazimierz £uniewski (1844-1891), dziennikarz, nowelista, studiowa³ prawo w Szkole G³ównej i na rosyjskim Uniwersytecie Warszawskim, wspó³pracowa³ z Kurierem Warszawskim i kilkoma tygodnikami. Po kilku latach zrezygnowa³ z pracy dziennikarskiej i by³ zatrudniony jako sekretarz gminy w Kaliskiem. 46 Walery Przyborowski (1845-1913), powie ciopisarz, historyk, publicysta, studiowa³ na Wydziale Filologiczno-Historycznym Szko³y G³ównej i w tym czasie wspó³pracowa³ z Przegl¹dem Tygodniowym . By³ autorem bardzo popularnych powie ci historycznych dla m³odzie¿y. Przez d³ugi czas by³ uwa¿any za autora ksi¹¿ki Stara i m³oda prasa. Pogl¹d ten podda³a uzasadnionej rewizji Dobros³awa wierczyñska w cytowanym wydaniu. 47 Gracjan Unger (1853-1911), drukarz, ksiêgarz, nak³adca, w³a ciciel Salonu Sztuk Piêknych w Warszawie.


176


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010

FORUM DYDAKTYCZNE*

Teresa Kostkiewiczowa

UWAGI O NAUCZANIU PRZEDMIOTU JÊZYK POLSKI W DZISIEJSZEJ SZKOLE

Do zabrania g³osu na temat dzisiejszej sytuacji nauczania przedmiotu jêzyk polski sk³aniaj¹ mnie dwie okoliczno ci: po pierwsze uczestniczy³am bezpo rednio lub te¿ mog³am z bliska ogl¹daæ przebieg reformy szko³y i prace nad podstawami programowymi jêzyka polskiego w ci¹gu ostatniego æwieræwiecza; po drugie od kilku dziesiêcioleci mam mo¿liwo æ obserwacji efektów nauczania przedmiotu, bior¹c udzia³ w pracach Olimpiady Literatury i Jêzyka Polskiego i oceniaj¹c poziom i osi¹gniêcia uczniów o zainteresowaniach humanistycznych. Je li spojrzeæ na ostatnie dekady rysuje siê w tej dziedzinie obraz zmienny i bardzo niestabilny. Nie wnikaj¹c w szczegó³y, trzeba odnotowaæ, ¿e zasadniczy dokument: podstawa programowa (opracowana w swych najistotniejszym kszta³cie w latach 1992-1995) tylko od 1999 roku poddawana by³a zmianom i modyfikacjom dziewiêciokrotnie, co nie sprzyja uporz¹dkowanemu i systematycznemu nauczaniu. Wiêkszo æ tych zmian dotyczy³a zawarto ci listy lektur obowi¹zkowych i miewa³a charakter ideologiczny. Podstawowy kierunek tych zmian (wskazywany czêsto bezpo rednio przez autorów) to d¹¿no æ do odchudzania zakresu tre ci nauczania, odchodzenie od tzw. encyklopedyzmu i po³o¿enie nacisku na pragmatyczne, niezbêdne w ¿yciu umiejêtno ci, a nie na erudycyjn¹ wiedzê. To istotne za³o¿enie motywowane jest m.in. narastaj¹c¹ liczb¹ m³odzie¿y podejmuj¹cej naukê w szko³ach ponadgimnazjalnych i konieczno ci¹ dostosowania poziomu nauczania i wymagañ do intelektualnych mo¿liwo ci wiêkszej liczby uczniów. Jak w tej sytuacji powinna siê zachowywaæ szko³a, jakie zadania winny wysuwaæ siê na plan pierwszy?


178

1. S¹dzê, ¿e zarówno w formu³owanych za³o¿eniach przy wiecaj¹cych twórcom i realizatorom reformy, jak i w dyskusjach nad jej kszta³tem i tre ciami nauczania nie stawiano w sposób jednoznaczny i dobitny pytania o to, jak uformowanych i wyposa¿onych intelektualnie absolwentów liceum chcemy wykszta³ciæ na poziomie podstawowym. Inaczej mówi¹c jest to pytanie o to, jak widzimy sylwetkê absolwenta liceum o profilu podstawowym, czyli co powinien umieæ i wiedzieæ ka¿dy Polak XXI wieku, niezale¿nie od kierunku podjêtych (lub nie) studiów, od wykonywanego zawodu (in¿yniera, lekarza, bankowca, menad¿era, przedsiêbiorcy, urzêdnika pañstwowego ). Pytanie o sylwetkê absolwenta liceum jest w istocie pytaniem o charakter, poziom i jako æ intelektualn¹ polskiej inteligencji (niezale¿nie od tego, jak widzimy u¿yteczno æ tej dziewiêtnastowiecznej kategorii dla opisu wspó³czesnego ¿ycia zbiorowego), o jej potrzeby, jej ambicje, a nawet styl ¿ycia. Odpowied na tak postawione pytanie powinna staæ siê podstawowym punktem odniesienia w programowaniu przedmiotu jêzyk polski w szkole. Wydaje mi siê ona tym bardziej zasadnicza i istotna, i¿ wychodzê z za³o¿enia o powszechnej wa¿no ci formacji humanistycznej w kszta³ceniu szkolnym (a równie¿ uniwersyteckim) w ogóle. Rozumiem przez formacjê humanistyczn¹ wyposa¿anie uczniów w umiejêtno ci i wiedzê s³u¿¹ce kszta³towaniu i rozwijaniu ich osobowo ci, otwieraniu ich horyzontów my lowych, rozwojowi potrzeb intelektualnych, sposobów i sprawno ci wiadomego komunikowania siê z innymi lud mi oraz uczestnictwa w ¿yciu zbiorowym. Wydaje siê, ¿e s¹ to dyspozycje niezbêdne i niezbywalne dla aktywnego udzia³u w ró¿nych sferach wspó³czesnej rzeczywisto ci, niezale¿nie od szybko nastêpuj¹cych zmian cywilizacyjnych i przekszta³ceñ ¿ycia zbiorowego. 2. W co szko³a winna wyposa¿yæ absolwenta liceum, aby zdo³a³ sprostaæ wymaganiom wspó³czesno ci, a zarazem pozosta³ wiadomym jej wspó³uczestnikiem i wspó³twórc¹? Fundamentalna wydaje siê tu umiejêtno æ sprawnego pos³ugiwania siê podstawowym narzêdziem porozumiewania a jest nim jêzyk ojczysty w ró¿nych sytuacjach komunikacyjnych: oralnych (rodzinnych, prywatnych, oficjalnych, urzêdowych, monologowych i dialogowych) i pisemnych (ró¿ne typy wypowiedzi u¿ytkowych, urzêdowych, prywatnych, ró¿ne gatunki, m.in. takie jak opowiadanie, streszczenie, rozprawka), budowania wypowiedzi ze wiadomo ci¹ celu komunikacyjnego, co za tym idzie stosown¹ kompozycj¹ (plan), u¿ytymi rodkami (elementy retoryki). Chodzi³oby wszak¿e nie tylko o sam¹ sprawno æ w tym zakresie, ale te¿ i o postêpowanie rozumiej¹ce, o wiadomo æ wykonywanych operacji, o wiedzê np. o gatunkach mowy, o zró¿nicowaniu wypowiedzi w tym zakresie, o stosowno ci stylistycznej oraz umiejêtno ci


179

wyró¿nienia i zastosowania ró¿nych stylów (tymczasem pojêcie stylu znik³o z podstawy programowej). Ogromnej wagi spraw¹ jest praca nad poszerzaniem zasobu leksykalnego uczniów i rozpoznawaniem ró¿norodno ci tego zasobu ze wzglêdu na nacechowanie stylowe, emocjonalne, aksjologiczne, równie¿ w zale¿no ci od kontekstów i sytuacji. Sprawne pos³ugiwanie siê jak najszerszym zasobem s³ownictwa, korzystanie z bogactwa jêzyka to przecie¿ warunek umo¿liwiaj¹cy cz³owiekowi zdanie sobie sprawy z w³asnych stanów umys³owych i emocjonalnych, niezbêdny dla ich zwerbalizowania i autorefleksji. Bogactwo jêzyka jest te¿ jak uczy tego wspó³czesna lingwistyka funkcj¹ szeroko ci wiedzy o wiecie, za poszerzanie zasobu leksykalnego to poszerzanie tej wiedzy i przejaw rozwoju umys³owego osoby mówi¹cej. W zwi¹zku z tym pozostaje kszta³towanie wra¿liwo ci na s³owo i jego potencja³ znaczeniowy, który mo¿na aktualizowaæ i modelowaæ w zale¿no ci od kontekstu. Ukazywanie uczniom, jak semantyczne odcienie, niuanse, zró¿nicowania s³owa pozwalaj¹ w sposób bardziej precyzyjny przekazaæ my l i stosunek do wiata to wa¿ne zadanie, którego realizacja mo¿e daæ wszystkim uczniom niezbêdne narzêdzia rozumienia siebie samych i dookolnej rzeczywisto ci. Równie istotne wydaje siê wykszta³cenie u uczniów umiejêtno ci przeprowadzania podstawowych operacji logicznych, zarówno my lenia analitycznego, jak i operacji uogólniania, nadawania konkretnym spostrze¿eniom formy abstrakcyjnej, æwiczenie zabiegów my lowych porównywania, ustalania zwi¹zków, relacji, wnioskowania. Mo¿na przyj¹æ, ¿e wszystkie te umiejêtno ci mog¹ byæ osi¹gane w drodze praktycznych æwiczeñ i analiz. Nie s¹dzê jednak, aby by³a to wystarczaj¹ca metoda przygotowania uczniów do wiadomego pos³ugiwania siê jêzykiem. Potrzebna jest tu jeszcze pewna porcja wiedzy o naturze, budowie, mo¿liwo ciach i ograniczeniach jêzyka jako narzêdzia komunikacji, niezbêdne do zrozumienia tego, co cz³owiek mo¿e zrobiæ, u¿ywaj¹c jêzyka. Chodzi nie tylko o tradycyjnie wyodrêbniane funkcje wypowiedzi, ale te¿ o (wypracowan¹ przez twórców teorii aktów mowy) wiedzê o jêzyku jako dzia³aniu. Wa¿ne jest ukszta³towanie u u¿ytkowników wiadomo ci illokucyjnej mocy wypowiedzi, a co za tym idzie rozumiej¹cego u¿ywania jêzyka i wiadomego reagowania na przekazy. Umiejêtno æ dostrze¿enia intencji dzia³ania poprzez s³owa pozwala odnie æ siê wiadomie do wszechobecnych w dzisiejszym wiecie zabiegów reklamy, perswazji, propagandy, manipulacji jêzykowej. Kolejn¹ spraw¹ du¿ej wagi jest refleksja na temat roli jêzyka w przekazie multimedialnym. W dzisiejszej kulturze, zdominowanej przez obraz, trzeba rozwijaæ wiedzê o miejscu i znaczeniu jêzyka naturalnego w filmie, internecie, telewizji, w innych przekazach medialnych. Trzeba zwróciæ uwagê na relacjê miêdzy


180

wizualizacj¹ a jêzykiem (mow¹), miêdzy zwerbalizowan¹ my l¹ a plastycznym obrazem, który powstaje jako przejaw my li daj¹cej siê sformu³owaæ w jêzyku i mo¿e byæ zrozumiany w my lowej werbalizacji. Zadaniem szko³y jest u wiadomienie uczniom, i¿ jêzyk naturalny jest medium, poprzez które kontaktujemy siê z innymi jêzykami (obrazu, d wiêku, ruchu) i dlatego wiedza o nim jest niezbywalnym warunkiem zrozumienia innych wspó³czesnych rodków przekazu. Absolwent liceum, wspó³czesny wykszta³cony cz³owiek powinien dowiedzieæ siê w szkole, ¿e jêzyk jak mówi¹ kognitywi ci jest kluczem do wiata, narzêdziem poznania i wyja niania wiata w ka¿dej specjalno ci, w ka¿dym zawodzie. Spojrzenie w tej perspektywie np. na kategorie gramatyczne (podmiotu, orzeczenia, rodzaju gramatycznego itp.) pozwoli³oby dostrzec, ¿e nie s¹ to tylko sformalizowane elementy systemu (których rozró¿niania trzeba siê bezrefleksyjnie nauczyæ), ale te¿ wypracowane przez ludzki umys³ struktury poznania, s³u¿¹ce kszta³towaniu obrazu wiata. Chodzi o to, aby absolwent liceum, wykszta³cony inteligent nie tylko umia³ poprawnie w³adaæ polszczyzn¹ (a i z tym, jak powszechnie wiadomo, nie jest u nas najlepiej) i porozumiewaæ siê sprawnie z innymi, ale te¿ by rozumia³ naturê tego narzêdzia komunikacyjnego i u¿ywa³ go wiadomie. Mówiê tu obszernie o sprawach mo¿e w jakim stopniu oczywistych i w jakim te¿ stopniu obecnych w podstawach programowych ostatnich lat, poniewa¿ wiem, ¿e praktyka nauczania jêzykowego w naszych szko³ach (szczególnie ponadpodstawowych) nie wygl¹da dobrze, a sposób pos³ugiwania siê jêzykiem w przestrzeni spo³ecznej budzi coraz wiêcej obaw i zastrze¿eñ (bardzo niepokoi np. nie tylko brak sprawno ci w budowaniu d³u¿szej, spójnej i dobrze skomponowanej wypowiedzi pisemnej, jak rozprawka, ale te¿ nieumiejêtno æ poprawnego pod wzglêdem jêzykowo-stylistycznym pisania i mówienia nawet u uczestników olimpiady polonistycznej, co jeszcze kilka lat temu nie mia³o miejsca). Dlatego uwa¿am, i¿ przywrócenie w szkolnej dydaktyce zasadniczego miejsca nauczaniu jêzyka jest ogromnie wa¿ne z punktu widzenia spo³ecznego. Postulowa³abym wrêcz, aby dla zwrócenia uwagi szko³om i nauczycielom na fundamentalno æ tej sprawy rozs¹dnie ustaliæ obowi¹zuj¹c¹ minimaln¹ liczbê godzin w ka¿dej klasie, obligatoryjnie po wiêconych na naukê o jêzyku. 3. W jakie umiejêtno ci i wiedzê szko³a powinna wyposa¿yæ przysz³ych inteligentów w zakresie literatury i innych dzie³ kulturowych (tzw. tekstów kultury )? Podstawowe jest tu kszta³cenie nawyku i potrzeby lektury, kontaktu ze s³owem pisanym, a w szczególno ci z literatur¹ wysokoartystyczn¹. W jaki sposób szko³a mo¿e rozwijaæ i utrwalaæ potrzebê lektury? Po pierwsze postêpowaniem najistotniejszym jest tu niespieszne, wnikliwe i gruntowne omawianie utworów, ich systematyczna i wielostronna, sproblematyzowana analiza


181

i interpretacja, obejmuj¹ca zarówno sferê spraw podejmowanych w dziele, jak i sferê ich literacko ci, jêzyka poetyckiego i rodków wyrazu artystycznego traktowanych jako no niki sensu. Zadaniem szko³y jest uczenie lektury uwa¿nej, systematycznej, zwracaj¹cej uwagê na szczególny typ przekazu literackiego. Lekcje jêzyka polskiego powinny staæ siê m¹drze prowadzonym laboratorium lektury mikroskopijnej , pozwalaj¹cej uczniom dostrzec bogactwo i atrakcyjno æ literackiego przekazu i rozsmakowaæ siê w jego rozpoznawaniu. Po drugie szkolne lekcje po wiêcone dzie³om literackim maj¹ szansê rozwijaæ potrzeby lektury poprzez odkrywanie uniwersalnych, ponadczasowych tre ci zawartych zarówno w pi miennictwie dawnym, jak i wspó³czesnym, poprzez ukazywanie dzie³ literackich jako wypowiedzi podejmuj¹cych podstawowe zagadnienia moralne i aksjologiczne. W ka¿dej bowiem epoce literatura podejmuje problemy egzystencjalne, etyczne, spo³eczne, które poruszaj¹ i dotycz¹ cz³owieka ka¿dego czasu. Zadaniem szkolnej lektury jest kszta³cenie umiejêtno ci poszukiwania i dostrzegania w dzie³ach ró¿nych epok spraw bliskich wra¿liwo ci i do wiadczeniom uczniów dzisiejszych. Trzeba je jednak czytaæ nie jako archaiczne dokumenty mówi¹ce tylko o przesz³o ci, ale jako wiadectwa ponadczasowej wspólnoty ludzi. Tylko ten typ lektury pozwoli zmieniæ pokutuj¹c¹ w ród m³odzie¿y opiniê, ¿e utwory dawne s¹ niejako z racji swego charakteru historycznego ubo¿sze my lowo i niekoresponduj¹ce z ich w³asn¹ wra¿liwo ci¹, z potrzebami emocjonalnymi i intelektualnymi. Po trzecie szkolny kontakt z literatur¹ winien s³u¿yæ równie¿ rozpoznawaniu estetycznych warto ci dzie³, rozwijaniu wra¿liwo ci na tê sferê literackiej aksjologii, a w szczególno ci na sposoby pos³ugiwania siê jêzykiem i na jego szczególne ukszta³towanie. W tym miejscu wiedza zdobyta w toku kszta³cenia jêzykowego spotyka siê z kszta³ceniem literackim (korzystanie z wiadomo ci lingwistycznych w analizie literackiej), a zarazem lektura dzie³ prowadzi do wzbogacania jêzyka uczniów, do wyczulenia na walory s³owa i do rozwijania ambicji nie tylko poprawno ci, ale i estetyki, kultury mowy w³asnej. Uczniowie umiej¹cy dostrzegaæ przejawy i zasady organizacji artystycznej dzie³a, rozsmakowani w przygodzie jego wnikliwego poznawania z pewno ci¹ chêtnie siêgn¹ po w³asne lektury i bêd¹ w nich szukaæ zarówno wiedzy o ludzkich problemach egzystencjalnych, jak i prze¿yæ estetycznych w odkrywaniu artystycznej organizacji literackiego przekazu. 4. Kolejna istotna sprawa, która nie mo¿e byæ pomijana w szkolnej edukacji polonistycznej to problem miejsca s³owa i literatury w multimedialnej kulturze wspó³czesnej. Przedmiotem uwagi i obserwacji powinno byæ zró¿nicowanie tej kultury, umiejêtno æ rozró¿nienia i opisania kultury popularnej,


182

masowej i wysokiej, a co za tym idzie sprawa uczestnictwa w jej ró¿nych poziomach. Przy rozpoznaniu w³a ciwo ci, sfer zainteresowañ i funkcji tych ró¿nych obszarów kulturowych, szko³a przede wszystkim na lekcjach jêzyka polskiego winna kszta³towaæ potrzeby i ambicje uczestnictwa w kulturze wysokiej oraz umiejêtnie uzasadniaæ takie kulturowe wybory. Tu jest w³a nie miejsce na zajêcia ukazuj¹ce swoisty charakter oraz swoisto ci odbioru tekstów kultury budowanych przy u¿yciu ró¿nych systemów znakowych, przy podstawowym rozró¿nieniu odbioru s³owa (pisanego i mówionego) i znaków wizualnych, a tak¿e na lekcje ods³aniaj¹ce wspó³istnienie s³owa i znaków ikonicznych we wspó³czesnej przestrzeni kulturowej. Zarazem jednak to w³a nie nauczyciel jêzyka polskiego powinien byæ przygotowany do ukazania uczniom (i odpowiedzialny za to) swoisto ci lektury, niepowtarzalno ci odbioru oraz szczególnych aspektów i warto ci komunikatów s³ownych, aktywizuj¹cych umys³, pobudzaj¹cych refleksjê, anga¿uj¹cych ca³o æ w³adz umys³owych, a tak¿e choæ nie tylko wzbudzaj¹cych zaciekawienie i dzia³aj¹cych na emocje. Absolwent liceum, pozostaj¹cy w kontakcie co oczywiste ze wszystkimi poziomami kultury, powinien w szkole, na lekcjach jêzyka polskiego zdobyæ umiejêtno æ wiadomego poruszania siê w tej zró¿nicowanej przestrzeni, wybierania w niej tego, co najbardziej warto ciowe i rozwijaj¹ce, a tak¿e umiejêtno æ uczestnictwa w jej sferze wysokiej w zakresie najbli¿szym jego zainteresowaniom i potrzebom intelektualnym. 5. Dyskusje i emocje wywo³uje czêsto sprawa tzw. kanonu lektur szkolnych. Ustalenie takiego kanonu wydaje siê zasadne, winien on s³u¿yæ przede wszystkim wprowadzeniu w obszar tradycji, ukazywaæ w sposób punktowy najwa¿niejsze w perspektywie wiadomo ci zbiorowej sk³adniki tej tradycji, które ukonstytuowa³y wyobra niê oraz sposoby ujmowania wspólnych do wiadczeñ historycznych, utrwali³y repertuar znaków symbolicznych s³u¿¹cych samookre leniu i komunikowaniu siê zbiorowo ci. Chodzi tu zarówno o zjawiska ukszta³towane w krêgu kultury ródziemnomorskiej i wiatowej, jak i o takie, które wspó³tworz¹ to¿samo ciowy dyskurs kultury narodowej. Nasuwa siê pytanie, czy poznanie utworów nale¿¹cych do tak pojêtego kanonu jest wystarczaj¹ce. Najnowsza podstawa programowa zak³ada w liceum obligatoryjn¹ lekturê i omówienie piêciu pozycji ksi¹¿kowych w ci¹gu roku, przewiduj¹c mo¿liwo æ poszerzenia tej liczby o inne pozycje (np. wskazane przez uczniów). Czy jest to wystarczaj¹ce dla wykszta³cenia nawyku lektury, dla rozsmakowania siê w niej i do wiadczania przyjemno ci tekstu ? W moim przekonaniu przeczytanie piêciu (a nawet sze ciu czy siedmiu) utworów w ci¹gu roku nie spe³ni tego zadania. Rozumiem, ¿e nauczyciel nie jest w stanie ze


183

wzglêdów czasowych dok³adnie i wnikliwie omówiæ wiêcej ni¿ utwory zaliczone do kanonu. My lê jednak, ¿e poza tym nale¿a³oby od ucznia obligatoryjnie wymagaæ lektur w³asnych, albo z listy tytu³ów fakultatywnych (wspó³czesnych i dawnych, polskich i wiatowych), albo wed³ug w³asnego wyboru z obszaru literatury wysokiej. Mo¿na wypracowaæ sposoby sprawdzania znajomo ci tych lektur tak, aby nie zabiera³y czasu lekcyjnego, a zarazem sta³y siê elementem oceny z przedmiotu, np. w formie sprawozdañ z lektury w³asnej, prac domowych, dyskusji itp. W zwi¹zku z tym bardzo wa¿ne jest wyposa¿enie uczniów w umiejêtno ci formu³owania w³asnych wypowiedzi (w mowie i pi mie) na temat przeczytanych utworów, budowania wiêkszych, zwartych tekstów ukazuj¹cych ich rozumienie i odbiór. Sprawa mo¿e wydawaæ siê banalna w swej oczywisto ci i taka byæ powinna, ale przecz¹ temu obserwacje prac pisemnych uczestników olimpiady polonistycznej, którym coraz trudniej skomponowaæ uporz¹dkowan¹, spójn¹ wypowied , rozwijaj¹c¹ jak¹ tezê i konsekwentnie przedstawiaj¹c¹ zamierzony wywód my lowy. Nie s¹ to umiejêtno ci jestem o tym g³êboko przekonana potrzebne wy³¹cznie przysz³ym humanistom, przeciwnie, zadania takie bêd¹ wielokrotnie stawaæ przed wykonawcami równie¿ innych zawodów. Szko³a przede wszystkim na lekcjach jêzyka polskiego powinna do tego przygotowywaæ swych wychowanków, a pisanie na temat przeczytanych lektur (w tym w³asnych) jest ze wszech miar dobr¹ okazj¹ do æwiczeñ w tej dziedzinie. 6. Kwesti¹ dyskusyjn¹ we wspó³czesnej edukacji polonistycznej jest te¿ sprawa historycznego lub niehistorycznego porz¹dku omawiania lektur literackich. W moim przekonaniu uk³ad materia³u ukazuj¹cy ró¿norakie ponadhistoryczne zwi¹zki, relacje, intertekstualne nawi¹zania w utworach pochodz¹cych z ró¿nych epok ma swoje zalety, pozwala dobitnie ukazaæ uniwersalno æ i ponadczasowo æ spraw zajmuj¹cych ludzi. Jednak porz¹dek historyczny wydaje mi siê bardziej zasadny (przede wszystkim w liceum), a zrazem pozwalaj¹cy ukazywaæ ci¹g³o æ refleksji literackiej i jej humanistyczne tre ci. Prace wybitnych wspó³czesnych my licieli hermeneutów: Ricoeura, Gadamera dowodnie wskazuj¹, ¿e czasowo æ, a zatem historyczno æ jest niezbywalnym wymiarem bytu ludzkiego, który rozpoznawany jest jako snuj¹ca siê w czasie opowie æ. wiat wspó³czesny zorientowany jest natomiast na teraz , dzi , cz³owiek niejako traci wiadomo æ w³asnej czasowo ci i historyczno ci. S¹dzê, ¿e wprowadzenie uczniów liceum w ow¹ historyczno æ, w g³êbiê czasu, z której mówi¹ do nas ró¿ne g³osy, a mówi¹ rzeczy istotne równie¿ dla nas jest wa¿nym zadaniem, którego realizacja mo¿e s³u¿yæ pe³niejszemu ukszta³towaniu osobowo ci wspó³czesnego cz³owieka.


184

Mo¿na powiedzieæ, ¿e zadanie takie mog¹ realizowaæ lekcje historii (sk¹din¹d znacznie okrojone w dzisiejszej szkole!), ale przedmiot ten obejmuje przede wszystkim rozumienie faktów i procesów historycznych, k³adzie nacisk na zmianê i ruch, podczas gdy owa czasowo æ bytu przejawia siê jeszcze w czym innym, co ³atwiej u wiadomiæ poprzez ledzenie ci¹g³o ci zjawisk literackich. Poza tym u dzisiejszych licealistów wystêpuje czêste zagubienie historyczne , mylenie wieków, kolejno ci epok historycznych, nieumiejêtno æ usytuowania w czasie fundamentalnych wydarzeñ dziejowych, co uznaæ trzeba za do æ kompromituj¹cy brak u ludzi z wykszta³ceniem rednim. Rozwi¹zaniem idealnym z punktu widzenia edukacyjnego by³oby uzgodnienie toku nauczania historii ogólnej i literatury, ale zdajê sobie sprawê z organizacyjnych trudno ci w jego realizacji. 7. Uwa¿nej refleksji wymaga te¿ podnoszona czêsto sprawa relacji miêdzy kszta³ceniem umiejêtno ci (lektury, odbioru dzie³a, uczestnictwa w ¿yciu kulturowym i w kulturze wysokiej) a wyposa¿eniem w wiedzê o literaturze i kulturze, zdobywaniem pewnej porcji erudycji. Dotychczasowa reforma nauczania szkolnego przebiega jak ju¿ powiedziano pod has³em odchodzenia od encyklopedyzmu i po³o¿enia nacisku na zdobywanie praktycznych sprawno ci, potrzebnych w codziennym ¿yciu. Samo za³o¿enie jest wa¿ne, ale nie wiem, czy jego realizacja nie prowadzi do przys³owiowego wylewania dziecka z k¹piel¹ . Zarówno analiza wykonania zadañ uczniów na egzaminie maturalnym, jak i obserwacja prac uczestników olimpiady polonistycznej potwierdzaj¹ fakt, ¿e absolwenci liceów maj¹ problem z rozumieniem pojêæ, z wnioskowaniem, ¿e potrafi¹ przetwarzaæ proste informacje, ale nie umiej¹ rozwi¹zywaæ bardziej z³o¿onych problemów, do których zrozumienia potrzebna jest pewna porcja wiedzy. Tymczasem takiej podstawowej wiedzy (np. fakty, daty, tytu³y) nie maj¹, nie potrafi¹ wiêc sytuowaæ zjawisk kultury w szerszych kontekstach i interpretowaæ wystêpuj¹cych tam zwi¹zków. Sprawni w umiejêtno ciach prostych, pozostaj¹ bezradni przy zadaniach bardziej z³o¿onych, do których wykonania niezbêdna jest zdolno æ my lenia abstrakcyjnego, a tak¿e pewna porcja wiedzy. Zgadzam siê z wypowiedzian¹ przed paru laty opini¹ Stanis³awa Bortnowskiego, ¿e je li uczeñ nie zdobêdzie pewnego zasobu wiadomo ci, które utrwal¹ siê w jego pamiêci, pozostanie po prostu g³upi . Podstawa programowa trafnie mówi o niezbêdno ci wprowadzania kontekstów (biograficznych, historycznych, filozoficznych, religijnych, literackich) w interpretacji utworów, ale w tre ciach nauczania nie wprowadza zapisu o wymogu zdobywania wiedzy odnosz¹cej siê do tych kwestii. Je¿eli w wymaganiach szczegó³owych w zakresie analizy i interpretacji tekstów kultury


185

znajduje siê zapis, ¿e uczeñ rozpoznaje konwencjê literack¹ (sta³e pojawianie siê danego literackiego rozwi¹zania w obrêbie pewnego historycznie okre lonego zbioru utworów) , a tak¿e i¿ uczeñ dostrzega w czytanych utworach cechy charakterystyczne okre lonej epoki ( redniowiecze, barok, o wiecenie, romantyzm, pozytywizm, M³oda Polska, dwudziestolecie, wspó³czesno æ) , to nasuwa siê pytanie, jak ma to byæ osi¹gniête, je li ten uczeñ poznaje jednego poetê renesansowego, jedn¹ powie æ pozytywistyczn¹, jak mo¿e wiêc dostrzec te powtarzalne cechy konwencji czy cechy charakterystyczne epoki? Czy w tej sytuacji jest to mo¿liwe do osi¹gniêcia jedynie w trybie lekturowo-analitycznym, czy te¿ wymaga wprowadzenia szerszej wiedzy z tego zakresu? Sprawê typu i zakresu owej niezbêdnej cz³owiekowi o rednim wykszta³ceniu wiedzy humanistycznej trzeba starannie przemy leæ oraz dokonaæ odpowiednich zapisów w tre ciach kszta³cenia i wymaganiach. Mo¿na by rozwa¿yæ np. sprawê miejsca i zakresu wiedzy o kolejach ¿ycia (biografii) najwybitniejszych pisarzy, traktuj¹c tê biografiê jako figurê losów pokoleniowych oraz wprowadzaj¹c osobow¹, humanistyczn¹ perspektywê widzenia twórczo ci literackiej. Istotna jest te¿ wiedza o historycznym miejscu i okoliczno ciach najwa¿niejszych, prze³omowych wydarzeñ literackich wymogu takiego nie zawieraj¹ zapisy podstawy. Trzeba rozwa¿yæ potrzebê wiedzy o najwa¿niejszych o rodkach ¿ycia kulturowo-literackiego (tak¿e tych szczególnie wa¿nych dla regionu czy miejsca zamieszkania ucznia), a tak¿e sprawê orientacji w mapie kulturowej kraju, Europy, wiata. Wreszcie niezbêdny jest te¿ pewien zasób wiedzy o relacjach miêdzy literatur¹ (sztuka s³owa) a innymi tekstami kultury. Dopiero na takiej podstawie mo¿na rzeczywi cie mówiæ o rozumiej¹cej lekturze tekstów kultury sytuowanych w stosownych kontekstach interpretacyjnych. Trzeba zarazem silnie podkre liæ, ¿e nie chodzi tu o niefunkcjonaln¹, encyklopedyczn¹ erudycjê, ale o wymóg podstawowego wyposa¿enia intelektualnego, niezbêdnego cz³owiekowi o rednim wykszta³ceniu do rozumienia tradycji kultury oraz wiata, w którym ¿yje. Bo¿ena Chrz¹stowska przedstawi³a kiedy typologiê modeli i celów szkolnego nauczania: tradycyjny wiem; pragmatyczny umiem; zadaniowy dzia³am, prze¿ywam; personalistyczny do wiadczam. Jestem przekonana, ¿e szkolne nauczanie przedmiotu jêzyk polski bêdzie fortunne i wype³ni swe spo³eczne zadanie, je li bêdzie harmonijnie, skutecznie i równocze nie realizowaæ wszystkie te cele.

*


186

S³awomir Jacek ¯urek O ZMIANACH W POLONISTYCZNYCH DOKUMENTACH O WIATOWYCH OD ROKU 2009 ORAZ W MODELU EGZAMINOWANIA OD ROKU 2012 Geneza Powsta³¹ w po³owie lat dziewiêædziesi¹tych XX wieku podstawê programow¹ kszta³cenia ogólnego mo¿na uznaæ za jedno z wa¿niejszych dokonañ polskiej demokracji. Po prawie piêædziesiêciu latach scentralizowanego systemu o wiaty w ustroju totalitarnym polska szko³a po raz pierwszy stanê³a przed historyczn¹ szans¹ pluralistycznego otwarcia na wielo æ programowych pomys³ów dydaktycznych. Jednocze nie pañstwo, dziêki uchwaleniu ustawy o systemie o wiaty (w 1991 roku), gwarantowa³o istnienie wspólnych edukacyjnych podwalin. Ju¿ po kilku latach okaza³o siê jednak, i¿ ten prze³omowy dokument, w kontek cie szybko zmieniaj¹cej siê rzeczywisto ci cywilizacyjnej, kulturowej, a tak¿e prawnej, sta³ siê niewystarczaj¹cy. Poza tym reforma ustrojowa szkolnictwa z roku 1999 (trójstopniowo æ modelu kszta³cenia) wprowadzi³a zasadê egzaminowania po ka¿dym etapie kszta³cenia, natomiast zapisy zawarte w równie¿ wtedy przyjêtej podstawie by³y sformu³owane tak ogólnie, ¿e aby daæ uczniom i nauczycielom konkretne wskazówki w tej kwestii, nale¿a³o skonstruowaæ uzupe³niaj¹cy podstawê dokument o wiatowy, którym sta³y siê tzw. standardy egzaminacyjne. W efekcie to, czego nauczano w szkole, przesta³a wyznaczaæ podstawa programowa, a jej funkcje przejê³y w³a nie owe standardy z informatorem maturalnym na czele. W ten sposób powsta³ swoisty chaos w zakresie prawa o wiatowego standardy egzaminacyjne bowiem w wielu miejscach pozostawa³y w sprzeczno ci z zapisami podstawy. Skutkiem ubocznym by³o te¿ narastaj¹ce w rodowisku szkolnym mniemanie, ¿e tak naprawdê licz¹ siê tylko standardy wymagañ, a w konsekwencji niepisane uznanie egzaminowania za g³ówny cel procesu dydaktycznego i w powszechnej praktyce uczenie pod egzamin . Sytuacjê tê nale¿a³o zmieniæ!

Paradygmat Now¹ podstawê programow¹ kszta³cenia ogólnego napisano w jêzyku wymagañ, to znaczy, ¿e jej g³ównym celem jest jednoznaczne okre lenie tego,


187

jakie konkretne umiejêtno ci przeciêtny uczeñ ma posi¹ æ, a tak¿e jakiego rodzaju tre ci kszta³cenia opanowaæ na zakoñczenie danego etapu kszta³cenia. Uczeñ, rozumiany tu jako wiadomy uczestnik procesów komunikacyjnych odbiera i tworzy wypowiedzi, a jako odbiorca kultury analizuje i interpretuje jej ró¿norodne teksty, co robi na podstawie zdobytych wiadomo ci z zakresu wiedzy o jêzyku, wiedzy o literaturze i wiedzy o kulturze. W podstawie programowej do jêzyka polskiego s¹ trzy zasadnicze wymagania ogólne, które dotycz¹: 1) odbioru wypowiedzi i wykorzystania zawartych w nich informacji; 2) analizy i interpretacji tekstów kultury, 3) tworzenia wypowiedzi. W nich siê zawiera najwa¿niejsza zmiana dydaktyczna zapisana w tym dokumencie paradygmat nauczania, odej cie od chronologiczno-kulturowego na rzecz komunikacyjno-tekstowego i to zarówno na poziomie szko³y podstawowej, jak i redniej (gimnazjum i liceum traktowane ³¹cznie). Zosta³o to podyktowane faktem, ¿e spora czê æ uczniów, traktuj¹c nowe media jako g³ówne ród³o wiedzy i przez sta³y kontakt z nimi przejmuj¹c w my leniu charakterystyczny dla nich kod ikoniczny, przestaje my leæ w jêzyku, a w konsekwencji coraz gorzej u¿ywa go jako narzêdzia komunikacji. (Mo¿na nawet w tym wzglêdzie pokusiæ siê o hipotezê, ¿e stosunek pokolenia m³odych Polaków do ich ojczystego jêzyka staje siê powoli taki, jak stosunek ich rodziców i dziadków do jêzyka obcego). A przecie¿ my lenie w jêzyku to podstawa sprawnego komunikowania siê ze wiatem zewnêtrznym i w ogóle rozwoju cz³owieka! I st¹d w³a nie zaakcentowanie w nowej podstawie rozwijania kompetencji komunikacyjnych zwi¹zanych ze sprawnymi operacjami w obrêbie tekstu (mówionego i pisanego). Nowa polonistyczna podstawa programowa ma charakter tekstologiczny.

Teksty kultury Tekst kultury jest w dokumencie rozumiany semiotycznie, jako wiadomy wytwór umys³owo ci cz³owieka, stanowi¹cy ca³o æ, uporz¹dkowany wed³ug okre lonych regu³. W pierwszej kolejno ci to tekst literacki, a zaraz obok tekst u¿ytkowy, dzie³o sztuki malarskiej, film, spektakl teatralny oraz wszelkie dzia³anie artystyczne realizuj¹ce jaki utrwalony wzorzec kulturowy. Wspó³czesny uczeñ ¿yje bowiem w wiecie nie tylko dzie³ literackich, lecz i szeroko postrzeganych tekstów medialnych (przede wszystkim istniej¹cych w zapisie elektronicznym). Powinno ci¹ nauczyciela polonisty w wieku XXI staje siê wiêc oprócz wprowadzania ucznia w rzeczywisto æ jêzykow¹ i wiat literatury, dostarczenie mu zró¿nicowanych narzêdzi, pozwalaj¹cych na sprawne poruszanie siê


188

w skomplikowanej rzeczywisto ci kulturowej. Wa¿ne pozostaje kszta³towanie u ucznia nawyku czytania (chocia¿ na pewno nie poprzez stosowanie przymusu lekturowego!), lecz oprócz tej prymarnej powinno ci konieczne jest tak¿e rozwijanie umiejêtno ci odbioru tekstów kultury, wprowadzaj¹ce m³odego cz³owieka w wiat multimedialnych arcydzie³ i wielkich warto ci. Szko³a ma u wiadomiæ uczniowi pragmatyczne oraz intelektualne korzy ci zwi¹zane z podjêciem wysi³ku lekturowego i dialogu z dzie³em literackim jako ród³em zdobywania informacji, które przydadz¹ siê w jego dalszym ¿yciu oraz przedmiotem estetycznych i emocjonalnych doznañ.

Kanon czy kanony? Szkolny spis lektur bywa przez opiniê publiczn¹ postrzegany jako kanon. Dlatego budzi emocje i w du¿ej mierze niepotrzebnie nadaje siê mu charakter polityczny. Wielu wydaje siê, ¿e wyznacza on zarówno hierarchie warto ci literackich, jak i moralnych, wiatopogl¹dowych oraz spo³ecznych. Tymczasem owszem, spis lektur stanowi dla m³odego cz³owieka punkt odniesienia w jego poznawaniu kultury, jednak w obecnej epoce, gdy funkcjonuj¹ ró¿ne autorytety, szko³a musi siê z tym pogodziæ, ¿e w ród nich nie zawsze zajmuje najwy¿sze miejsce co nale¿y podkre liæ z przykro ci¹, choæ pod wieloma wzglêdami jest ona nie do zast¹pienia. Nale¿y przyj¹æ, ¿e jej g³ówne zadanie to wspomaganie rodziny w procesie wychowania. Dlatego szkolny spis lektur w istocie jest nie kanonem, szablonem gotowej hierarchii, lecz raczej pewn¹ propozycj¹ hierarchizacji. Z takiego stanowiska wynika bardzo istotna zasada: w jak najwiêkszym stopniu dopu ciæ mo¿liwo æ wyboru poszczególnych pozycji przez nauczyciela lub w starszych klasach przez nauczyciela wespó³ z uczniami. Nie tylko nierealistyczne, ale i niewskazane by³oby przekazywanie uczniom jednego, jedynie prawdziwego modelu kultury. Na odwrót, wspó³czesna szko³a powinna kszta³ciæ wiadom¹ aktywno æ wobec wytworów kultury, umiejêtno æ podejmowania decyzji co do uczestnictwa w nich, elastyczno æ w odbiorze. A przy tym wszystkim uczyæ inteligentnej lektury, otwartej na ró¿ne interpretacje, sygnalizuj¹c jednocze nie, ¿e s¹ granice dowolno ci interpretacyjnej. W prezentowanym dokumencie zak³ada siê podmiotowo æ nauczycieli i daje siê im prawo ostatecznego wyboru lektury. Ale poniewa¿ na ka¿dym wy¿szym etapie edukacji coraz wiêksz¹ rolê odgrywa aspekt poznawczy, wybór ten jest stopniowo ograniczany przez wskazywanie tytu³ów obowi¹zkowych (w najwiêkszym stopniu dotyczy to szko³y ponadgimnazjalnej) opatrzone klauzul¹


189

nauczyciel nie mo¿e pomin¹æ , stanowi¹ niekwestionowane arcydzie³a klasyki literackiej. W ten sposób zosta³ wyznaczony naj ci lejszy kanon (serce literatury polskiej). Pozosta³e tytu³y, jak by³o wspomniane wcze niej, s¹ propozycjami, spo ród których nauczyciel wybierze okre lon¹ liczbê lektur (w podstawie podane jest niezbêdne minimum na ka¿dy etap) i utworzy kanon dostosowany do mo¿liwo ci zespo³u klasowego, w którym uczy. Dobór tekstów kultury ma byæ wypadkow¹ trzech kryteriów: pragmatycznego, estetycznego i poznawczego. Z pragmatycznego, uwzglêdniaj¹cego mo¿liwo ci wspó³czesnego ucznia, wynikaj¹ liczby lektur na ka¿dy etap, zak³adaj¹ce mo¿liwo æ rzetelnego omówienia (w szkole podstawowej s¹ to co najmniej cztery obszerne pozycje ksi¹¿kowe na rok, w gimnazjum i szkole ponadgimnazjalnej po piêæ); kryterium estetyczne kwalifikuje do szko³y podstawowej przede wszystkim lektury atrakcyjne dla ucznia (nie ma innego sposobu na wykszta³cenie nawyku czytania ni¿ podsuwanie dziecku ksi¹¿ek, które je zaciekawi¹!); dla gimnazjum przewiduje stopniowe wprowadzanie arcydzie³ literatury polskiej i wiatowej (stawiaj¹cych przed m³odym cz³owiekiem ju¿ pewne wyzwania estetyczne i poznawcze), przy równoczesnym pozostaniu przy publikacjach bliskich gustowi ucznia (z zakresu literatury m³odzie¿owej lub popularnej); w szkole ponadgimnazjalnej za kryterium estetyczne zak³ada dominacjê arcydzie³ i utworów z ró¿nych wzglêdów wa¿nych dla kultury. Ostatnie kryterium poznawcze, na podstawie omawianych pozycji, zak³ada przekazywanie wiedzy o kulturze (np. o konwencjach literackich, dziejach literatury i kultury itd.). W przekonaniu twórców podstawy programowej lektura nie mo¿e byæ poddawana kryteriom ideologicznym, wiatopogl¹dowym, religijnym, politycznym czy spo³ecznym (co oczywi cie wcale nie oznacza, ¿e s¹ niewa¿ne w ¿yciu jednostki i spo³eczno ci). Jeszcze kilka s³ów o szczegó³owych zasadach doboru lektur. W klasach 1-3 szko³y podstawowej nie wskazuje siê jakichkolwiek tytu³ów, zak³adaj¹c, ¿e sam nauczyciel najlepiej wie, które pozycje jego uczniowie przeczytaj¹ z zainteresowaniem, a tak¿e, które zdo³a omówiæ w danej klasie. Przy czym, aby nie ograniczaæ siê do pozycji klasycznych, powinien uwzglêdniaæ dzieciêce nowo ci na rynku wydawniczym (przydatny bêdzie tu kontakt z nauczycielem bibliotekarzem). W klasach 4-6 przedstawia siê listê proponowanych tekstów do wyboru (jakkolwiek nie wyklucza siê tytu³ów spoza niej). Teksty z listy to w przewa¿aj¹cej liczbie klasyczne pozycje literatury m³odzie¿owej, uzupe³nione przez kilka tytu³ów nowszych w wiêkszo ci utworów ju¿ sprawdzonych jako lektura szkolna. W gimnazjum ograniczono siê do wskazania kategorii lektur z literatury m³odzie¿owej i popularnej (np. powie æ przygodowa, obyczajowa, fantasy,


190

detektywistyczna) oraz arcydzie³ z klasyki z podaniem konkretnego tytu³u albo tylko autora (np. Romeo i Julia Szekspira, komedia Moliera, Zemsta Fredry, powie æ historyczna Sienkiewicza). Taka dowolno æ ma s³u¿yæ jak najlepszemu przybli¿eniu uczniom rozmaitych form literackich. W szkole ponadgimnazjalnej uwzglêdniane s¹ wy³¹cznie arcydzie³a (czy te¿ dzie³a szczególnie wa¿ne dla kultury), pocz¹wszy od antyku, skoñczywszy na literaturze XX i XXI wieku. Dobór zosta³ dokonany w ten sposób, ¿eby w ci¹gu edukacji gimnazjum szko³a ponadgimnazjalna uczeñ pozna³ dzie³a najwa¿niejszych autorów w dziejach literatury polskiej oraz niektórych wa¿nych autorów literatury wiatowej. Niektóre dzie³a szczególnie trudne lub obszerne mog¹ byæ czytane w czê ciach (z przyczyn czysto pragmatycznych, nie estetycznych czy ideologicznych), co zosta³o odnotowane przy konkretnych tytu³ach, np. przy Kordianie S³owackiego czy Pamiêtnikach Paska. Aby nie dublowaæ lektur czytanych w gimnazjum i liceum (co zdarza siê w obecnie obowi¹zuj¹cej podstawie programowej), zastosowano zasadê, ¿e ci sami autorzy nie powinni siê pojawiaæ dwukrotnie (dlatego np. Sienkiewicz jest tylko w gimnazjum, a ¯eromski tylko w liceum), a je li siê pojawiaj¹ (jak Kochanowski, Mickiewicz czy S³owacki), wyra nie jest zaznaczone, ¿e na ka¿dym z tych etapów maj¹ byæ czytane inne dzie³a. T¹ zasad¹ nie da³o siê obj¹æ kilku poetów (np. Mi³osza czy Herberta), przy których pozostaje ogólna adnotacja wiersze.

Zmiana w modelu egzaminowania Nowa podstawa programowa bêdzie jedynym dokumentem reguluj¹cym system o wiatowy pod wzglêdem programowym. Wskutek tego wed³ug niej bêd¹ konstruowane zadania egzaminacyjne. Wa¿ne jest, aby ocenianie podsumowuj¹ce kolejne etapy edukacyjne w sposób coraz bardziej pog³êbiony weryfikowa³o umiejêtno ci oraz wiedzê uczniów. Przyjêto nastêpuj¹c¹ zasadê: na koniec danego etapu kszta³cenia wymagane jest tak¿e wszystko to, co by³o wymagane na etapach wcze niejszych, a wiêc na egzaminie po szkole podstawowej bêd¹ sprawdzane umiejêtno ci i wiedza ucznia z sze ciu lat kszta³cenia, a nie z trzech ostatnich, a po gimnazjum z lat dziewiêciu, natomiast matura to rozliczenie z dwunastu lat kszta³cenia (nie z trzech klas licealnych). Koniecznym wydaje siê obecnie takie wygenerowanie modelu egzaminowania, który konsekwentnie testowa³by kolejno zdobywane kompetencje. Chodzi³oby o to, aby zarówno po szkole podstawowej, jak i po gimnazjum, a tak¿e na maturze sprawdzaæ na pisemnym egzaminie polonistycznym: 1) czytanie (ze


191

zrozumieniem) tekstów, 2) umiejêtno æ docierania do informacji zawartych w ró¿nych ród³ach, 3) wiadomo æ jêzykow¹ uczniów, 4) pisanie w³asnego tekstu oraz 5) umiejêtno æ analizy i interpretacji ró¿nych tekstów kultury. Na egzaminie ustnym za : 1) mówienie, 2) s³uchanie, a tak¿e 3) umiejêtno æ pracy samodzielnej (samokszta³cenie) i pracy zespo³owej.

* Stanis³aw Bortnowski CZY TÊSKNOTA ZA DAWNYM NAUCZANIEM JÊZYKA POLSKIEGO JEST UZASADNIONA? Dygresje wstêpne Zaczynam od truizmów: wszyscy têsknimy za dawnym, czyli za nasz¹ m³odo ci¹, tak¿e zawodow¹. Idealizujemy przesz³o æ, nie dostrzegamy jej minusów, mieszno ci i ma³o ci. Jeste my intuicyjnie przekonani, ¿e dawniej by³o lepiej. Podobnie z nauczaniem. Jako polonista pracuj¹cy w liceach w latach 1955-1975, a pó niej uniwersytecki metodyk odczuwam nostalgiê za czasami stabilizacji polonistycznej, gdy nie zmienia³ siê podrêcznik, gdy w wypisach by³y fragmenty nie tylko Krótkiej rozprawy , ale tak¿e ¯ywota cz³owieka poczciwego Miko³aja Reja, jak równie¿ Marcho³ta grubego a spro nego Jana z Koszyczek, gdy mog³em rozwa¿aæ na lekcjach prawdziwo æ b¹d sztuczno æ uczuæ wyra¿onych przez bohaterów sielanki Laura i Filon Franciszka Karpiñskiego itd., itd. Równocze nie jednak ju¿ wtedy zdawa³em sobie sprawê z faktu, ¿e teksty staropolskie nudz¹ moich uczniów, ¿e nie s¹ no ne, ¿e to wedle okre lenia Micha³a G³owiñskiego archiwizm, i ¿e godziny po wiêcone na Satyrê na leniwych ch³opów i wiersz S³oty O zachowaniu siê przy stole powoduj¹, ¿e w klasie maturalnej nie ma ju¿ czasu na wspó³czesno æ, czyli na wiersze Wis³awy Szymborskiej i Zbigniewa Herberta, na powie ci Tadeusza Konwickiego, dramaty S³awomira Mro¿ka, nie mówi¹c ju¿ o pisarzach obcych, np. po³udniowoamerykañskich, którzy wtedy byli t³umaczeni na jêzyk polski, i których s³awa dociera³a do zdolniejszych maturzystów. Zacz¹³em wiêc skracaæ obowi¹zuj¹cy wówczas program, opuszczaæ np. Klemensa Janickiego, dziewiêtnastowiecznych poetów krajowych, (Seweryna Goszczyñskiego, W³adys³awa Syrokomlê) i otwieraæ furtkê na czas bie¿¹cy, tym bardziej ¿e w programie znajdowa³o siê has³o Wspó³czesne ¿ycie literackie i lektura tygodników by³a wymagana.


192

Atawizm, si³a przyzwyczajeñ, niechêæ do zmian nigdy nie towarzyszy³y mi w refleksji dydaktycznej, ale zdajê sobie sprawê, i¿ wiêkszo æ kole¿anek i kolegów, ucz¹cych jêzyka polskiego wola³a i woli zachowawczo æ i niezmienno æ. Tak¹ postawê trzeba uznaæ za prawid³owo æ zarówno psychologiczn¹, jak i socjologiczn¹. Jednostki i grupy spo³eczne obawiaj¹ siê nowego, dostrzegaj¹c si³ê w konserwatyzmie i poszanowaniu tradycji, a zagro¿enie w sugestiach przekszta³ceñ. Nowoczesno æ zawsze jest i bêdzie podejrzana!

wiat przekszta³cony Komentarz do tutaj móg³bym zacz¹æ od ekstazy informacyjnej. W dodatku sportowym do Dziennika Polskiego naliczy³em dwadzie cia sze æ informacji, sprawozdañ, komentarzy i wywiadów, w dodatku do Gazety Wyborczej pod tytu³em Kraków dwadzie cia cztery. Wyszukiwarka internetowa na zapytanie o Kordiana S³owackiego znajduje 280 tysiêcy pozycji bibliograficznych, a w odniesieniu do Sienkiewicza a¿ 1 180 tysiêcy. Informacja zyska³a status metafizyczny, a g³ówny problem wi¹¿e siê z pytaniem, jak j¹ zwielokrotniæ i uprzystêpniæ, i jak ni¹ ujarzmiæ kogo , kto siê przed ni¹ broni. Socjologom znane jest pojêcie kultury impulsów . Oznacza ono, ¿e ludzie otrzymuj¹ informacjê przypadkow¹, fragmentaryczn¹, lu no powi¹zan¹, niepog³êbion¹, naskórkow¹, czyli b³êdn¹. P³ynna nowoczesno æ to kolejny w¹tek my lowy i zarazem tytu³ ksi¹¿ki Zygmunta Baumana. Argumentacja uczonego przygniata: od wielu zjawisk w otaczaj¹cym nas wiecie nie ma odwrotu i czy chcemy tego czy nie, musimy nowoczesno æ zaakceptowaæ, gdy¿ jeste my wobec niej bezsilni. Bombardowanie informacj¹ bêdzie wiêc trwa³o, a cenzury do internetu nie wprowadzimy. Zygmunt Bauman, nie daj¹c nadziei na ³ad informacyjny, wo³a: Nie da siê skleiæ tego, co rozpad³o siê na kawa³ki. Porzuæcie wszelk¹ my l o ca³o ci zarówno przysz³ej, jak i przesz³ej wy, którzy wstêpujecie do wiata p³ynnej nowoczesno ci 1. Kolejny w¹tek rozwa¿añ móg³by nosiæ tytu³ Multimedialno æ . Zjawisko pozornie tylko techniczne, tak naprawdê przekszta³ca widzian¹ przez nas rzeczywisto æ, gdy¿ wzmacnia wra¿enie nadmiaru oraz przelewania siê form w niestabilnych, chwilowych, szybko zmieniaj¹cych siê uk³adach. Dziêki mediom jeste my stale jakby w rodku kalejdoskopu. Kto nim porusza, kto nadaje programy, kto przesypuje kolorowe szkie³ka, a my patrzymy, patrzymy, patrzymy zachwyceni pozorami tego, co ma byæ piêkne, poddajemy siê wizji i próbujemy wspó³uczestniczyæ w grze. 1 Z.

Bauman, P³ynna nowoczesno æ, prze³. T. Kunz, Kraków 2006, s. 35.


193

Je li jeste , przy lij mejla . To powiedzenie potoczne, podobno cytat z wiersza Marcina wietlickiego, zastêpuje dzi sentencjê Kartezjusza: My lê, wiec jestem . Audiowizualno æ staje siê nowym wyposa¿eniem antropologicznym. Mo¿liwo æ ³¹czenia siê wszystkich ze wszystkimi z dowolnego miejsca na kuli ziemskiej przekre la geografiê i skraca czas do kilku sekund. S³owem, czy siê to komu podoba, czy nie, nadchodzi nowa E-ra. Multimedia anga¿uj¹ w odbiorze kilka zmys³ów: s³owo, obraz, d wiêk ³¹cz¹ siê w jedno. Podstawow¹ cech¹ nowej komunikacji staj¹ siê: decentralizacja i interaktywno æ. Agora i Hyde Park zachodz¹ na siebie, mieszaj¹ ku przera¿eniu intelektualistów a zachwytowi t³umów. Cz¹stkowo æ, chwilowo æ, anonimowo æ to wyznaczniki nowej poetyki. Internet umo¿liwia zaistnienie ka¿demu: wystarczy zrobiæ zdjêcia wypadku samochodowego, po¿aru lub pokazaæ, jak uczniowie nak³adaj¹ na g³owê nauczyciela kosz, by zaistnieæ publicznie. Hipertekst to kolejny sygna³ nowej cywilizacji. Chodzi o sposób czytania tekstu, ale tak¿e jego konstrukcjê. Galaktyka Gutenberga przyzwyczai³a nas do wertowania ksi¹¿ki od deski do deski , tak, jak ona niegdy bywa³a oprawiona. Powstawa³ logiczny, uporz¹dkowany, przyczynowo-skutkowy, podporz¹dkowany jakiej systematyce obraz wiata. Oczywi cie, mo¿na by³o poznawaæ utwór czy rozprawê naukow¹ we fragmentach, ale i fragment mia³ pocz¹tek i koniec, spoist¹ strukturê jak has³o w encyklopedii. W zamkniêciu tych skrótowych refleksji przywo³am dyskusjê o sytuacji ksi¹¿ki. Rozmawiali na ten temat w redakcji Wiêzi Jan Gondowicz, Andrzej Mencwel i Jerzy Sosnowski. Wybieram z tej wymiany my li przydatne dla moich rozwa¿añ fragmenty. J.G. M³odzi ludzie, z którymi siê stykam profesjonalnie, traktuj¹ propozycjê pój cia do biblioteki naukowej, tak jak propozycjê odwiedzenia kostnicy. Dla nich biblioteki to cmentarzyska umar³ych idei i umar³ych ksi¹¿ek, niepotrzebnych, zadrukowanych ton papieru. J.S. Przeczytanie pewnej puli tekstów kanonicznych przesta³o byæ przepustk¹ do wiata elit. A.M. Zmienia siê typ kontaktu z tekstem. Ta zmiana jest bardzo dramatyczna dla tych, którzy s¹ przywi¹zani do starego wzorca. Wpisuje siê to w sytuacjê g³êbokiej zmiany kulturowej co najmniej na skalê rewolucji druku [ ]. Polega ona nie tylko na tym, ¿e zmienia siê sposób czytania. Zmienia siê miejsce w kulturze ksi¹¿ki, która jest synonimem tego modelowego sposobu czytania. Zmienia siê miejsce tekstu w naukach humanistycznych. Zmienia siê miejsce czytania w ca³ej kulturze, która w o wiele wiêkszym stopniu jest kultur¹ ogl¹dania ni¿ czytania. Czytanie przesta³o byæ wzorcotwórcze. J.S. Wielokrotnie wspominano tu Internet, który wnosi jedn¹ zasadnicz¹ nowo æ obni¿a próg ³atwo ci wej cia w obieg publiczny.


194

J.G. Ksi¹¿ka jest akumulatorem mocy nie a¿ bosko ci, ale mocy sprawczej. Ksi¹¿ka zawiera energiê ¿yciow¹ swojego twórcy, która potrafi udzielaæ siê tym, którzy z niej korzystaj¹. Otó¿ ta magiczna moc jest generalnie kwestionowana przez obecn¹ generacjê u¿ytkowników tekstów. Sta³a siê nieoczywista. Pêk³ kolektywny walor lektury2.

Niemoc ca³kowita W 2004 roku, u progu zreformowanej matury, zbada³em, jak wygl¹da³a realizacja materia³u w koñcowej klasie. Wywiadu udzieli³o mi sze ædziesiêciu dwu polonistów pracuj¹cych w Polsce po³udniowej od Krakowa po Krosno i Duklê. Wyniki dla nauczania jêzyka polskiego w szkole ogólnokszta³c¹cej okaza³y siê pora¿aj¹ce. A¿ szesna cie osób (25,8%) rozpoczyna³o klasê maturaln¹ od lektur pozytywistycznych, najczê ciej od Potopu, tak¿e Nad Niemnem, Lalki czy Zbrodni i kary. Trzydzie ci piêæ osób (56,4%) przystêpowa³o do lektur m³odopolskich, najczê ciej do Wesela czy do Ludzi bezdomnych, tylko piêæ osób (8,1 %) realizowa³o materia³ z Dwudziestolecia, dwie osoby (3,2 %) dotar³y do czasów wojny i okupacji cztery osoby (6,5 %) uczy³y niechronologicznie z ró¿nym skutkiem. Na programowe spó nienie poloni ci reagowali zawziêto ci¹, wewnêtrznym napiêciem, mobilizacj¹ psychiczn¹, uporem, ale i potê¿nym stresem: Muszê zd¹¿yæ, inaczej nie bêdê spaæ spokojnie. Bêdê musia³a zd¹¿yæ, mo¿e mi fizyk da godziny. Staram siê nie chorowaæ, a wszystkie lekcje, które z ró¿nych powodów nie mog³y siê odbyæ, odrabiam z klas¹.

Prowadzi³o to do uproszczeñ, do intelektualnej cha³tury oraz do wyboru takich metod nauczania, które s¹ najmniej czasoch³onne i zarazem najmniej twórcze, najmniej aktywizuj¹ce uczniów: Postaram siê zasygnalizowaæ tylko to, co najwa¿niejsze. Realizowaæ bêdê tylko te tematy, które wynikaj¹ z wymagañ egzaminacyjnych. Bêdê zadawaæ uczniom samodzielne prace do domu. W³asny wyk³ad skrócê do minimum. Dokonam selekcji materia³u i przeka¿ê tylko to, co najwa¿niejsze. Je li za zajdzie potrzeba, bêdê spotykaæ siê z uczniami na dodatkowych lekcjach. Tematy zaproponowane na cztery lekcje zrobiê na dwóch, te dwugodzinne zrealizujê na jednej lekcji. Zabraknie czasu na swobodne dyskusje i na twórcze gry z literatur¹ 3. 2 Czy

przestajemy czytaæ? Dyskusja, Wiê 2004, nr 11.

3 S. Bortnowski, Poloni ci w zreformowanym liceum (sonda¿ pó³ roku przed matur¹), Po-

lonistyka 2005, nr 7.


195

Zatem jeden, dwa wiersze wybitnego poety, fragmenty prozy jako ca³o ci, przebieganie przez powie æ, s³owem wszystko byle jak, bo trzeba szybciej. Ponadto przerzucanie obowi¹zków na uczniów, czyli samokszta³cenie pod presj¹ egzaminu. Wiek XX wychodzi z tej pogoni za histori¹ literatur pokiereszowany, a literatura najnowsza, o której g³o no w mediach, nie zaistnieje. Tymczasem ju¿ w 1964 roku przedwojenny polonista licealny i jêzykoznawca, Zenon Klemensiewicz, uzna³, i¿: [ ] naczelnym zadaniem literackiego studium licealnego powinno byæ nauczanie owocnego obcowania z dzie³em. Trzeba przyswoiæ umiejêtno æ wnikliwej lektury, która potrafi wydobyæ z dzie³a wszystkie elementy strukturalne. [ ] Rezultatem tak pokierowanej lektury powinna byæ wzbogacona wiedza, dojrzewaj¹ca postawa wiatopogl¹dowa, charakter wzmocniony i pog³êbiony bod cami lektury dzia³aj¹cej na uczucia i wolê4.

Tezy Klemensiewicza zosta³y wzmocnione przez Micha³a G³owiñskiego w czêsto cytowanym szkicu Szkolna historia literatury: wprowadzenie w tradycjê (1980). Profesor o wielkim autorytecie uwa¿a, i¿ szkolna historia literatury pomy lana jako miniaturyzacja historii literatury uniwersyteckiej mo¿e staæ siê tylko jej karykatur¹ 5. Trzeba w szkole unikaæ powtarzania jej sposobów ujmowania przesz³o ci i d¹¿enia do pe³ni. Przedmiotem uwagi naukowej historii literatury jest proces historycznoliteracki, tymczasem w szkole obowi¹zywaæ winna punktowo æ, czyli wybór najwa¿niejszych dzie³ literackich poddanych na lekcjach interpretacji. Droga od dzie³a do epoki czy pr¹du jest dla G³owiñskiego jedynym rozs¹dnym rozwi¹zaniem. Znamienne: w ostatnim dwudziestoleciu rozchwia³a siê tak¿e polonistyka uniwersytecka. Zajêcia historycznoliterackie, teoretycznoliterackie i jêzykoznawcze obudowuje siê coraz szerszym pasmem bloków czy opcji nieswoistych dla tradycyjnej polonistyki, co odpowiada rozszerzaniu siê horyzontów badawczych samej dyscypliny i homogeniczno ci obecnej kultury. Polonistyka dzi kszta³ci nie tylko nauczycieli i naukowców, lecz i pracowników mediów, wydawnictw, archiwów, bibliotek, rynku ksiêgarskiego, reklamy, public relations, instytucji kultury i administracji, a tak¿e polityków. Strefy zatrudnieñ poszerzy³y siê znacznie, dlatego tradycyjny, jednofakultetowy model specjalistyczny jest zastêpowany modelem eklektycznym, w ramach którego 4 Z. Klemensiewicz, Jak rozumieæ samodzielno æ ucznia, ¯ycie Literackie 1964, nr 41. 5 M. G³owiñski, Szkolna historia literatury, wprowadzenie w tradycjê, w: Olimpiada Lite-

ratury i Jêzyka Polskiego, red. B. Chrz¹stowska i T. Kostkiewiczowa, Warszawa 1980, s. 102.


196

preferowane s¹ pojedyncze modu³y kilku ró¿nych fakultetów. [ ] dotychczasowy kszta³t edukacji polonistycznej na niemal ka¿dym kroku wykazuje sw¹ anachroniczno æ i nieprzystawalno æ do potrzeb wspó³czesno ci 6. Oto jednoznaczny ton g³osów zjazdowych. Literaturoznawstwo staje siê wiêc na studiach polonistycznych dyscyplin¹ niemal przeklêt¹, o s³abym profesjonalizmie (Ryszard Nycz), dusz¹c¹ siê w niemo¿no ci rozpoznania samej siebie. Nic dziwnego, ¿e przera¿ona liczb¹ lektur w kanonach uniwersyteckich (wedle obliczeñ Józefa Bachórza, student powinien przeczytaæ 5 820 stron z literatury polskiej i 6 900 z literatury obcej) Anna Lege¿yñska proponuje odwrócenie sytuacji: to studenci uk³adaliby na zakoñczenie cyklu rocznego w³asne kanony, poddaj¹c je profesorskiej weryfikacji.

Jakim celom podporz¹dkowywaæ kszta³cenie polonistyczne w szko³ach na pocz¹tku XXI wieku? Na pewno pozostanie nim wprowadzenie w tradycjê, jednak po¿egnaæ siê trzeba z my l¹ o historii literatury, nawet tej kar³owatej. Skrótowe przybli¿enia epok, wybrani pisarze i wybrane ich dzie³a (arcydzie³a, teksty typowe, utwory znacz¹ce dla wiadomo ci narodowej), widziane w szerokich kontekstach i odniesieniach historycznych, politycznych, spo³ecznych, obyczajowych, filozoficznych, w odwo³aniach do innych sztuk, do kultury masowej i kultury medialnej. Ma³o, ale g³êbiej, w otwartym ujêciu interpretacyjnym, z akcentem na wspó³czesno æ, która ogl¹da to, co dawne, z innej perspektywy. Wa¿niejsze od paradygmatu historycznoliterackiego wydaje mi siê u wiadomienie dzieciom, nastolatkom tudzie¿ zbli¿aj¹cym siê do pe³noletnio ci kulturalnej, ¿e literatura i sztuka czasami bywa odzwierciedleniem rzeczywisto ci, lecz najczê ciej tworzy wiat w³asny, bardzo ró¿ny, podporz¹dkowany prawom fantazji, deformacji, prawid³om ba ni i nadrealizmu, regu³om symboliki i paraboli, zasadom groteski i wyzwaniom abstrakcji. T³umaczenie niewyja nionego, poszerzenie norm czytania ku modelowi znawców, ale tak¿e refleksja nad moc¹ i niemoc¹ kultury masowej, najczê ciej sprymitywizowanej (ale nie zawsze!), na ka¿dym poziomie pojedynek na gusta z prawem do repliki ka¿dej strony: uczniowskiej i nauczycielskiej, powolne wg³êbianie siê w skomplikowane sensy wiersza,

6 W. Bolecki, Pytania o przedmiot literaturoznawstwa, w: Polonistyka w przebudowie: literaturoznawstwo wiedza o jêzyku wiedza o kulturze edukacja, t. 1, red. M. Czermiñska i in., s. 6.


197

dramatu, opowiadania czy powie ci oto najwa¿niejsze kierunki dialogu lekcyjnego. Dialog ten odbywa³ siê zawsze, ale przyt³oczony by³ encyklopedyzmem, s³u¿ebno ci¹ narodow¹, potem klasow¹, ci¹¿y³a te¿ nad nim polonistyka uniwersytecka w konserwatywnym wydaniu. Dzi pole interpretacji siê poszerza, dokumentacja staje siê mniej ceniona na rzecz swobodnej my li. O kolejnym kierunku d¹¿eñ polonistycznych po rednio ju¿ wspomnia³em: chodzi o zachêcenie do czytania, o obronê s³owa bez potêpiania obrazu, o satysfakcjê z poznawania literatury, o wyrobienie nawyku kontaktu z ksi¹¿k¹ i przeciwstawienie siê postawie: Ka¿da lektura (szerzej: ka¿da ksi¹¿ka) jest nudna . Dlaczego kontakt z ksi¹¿k¹ jest wa¿ny, na to pytanie w wywiadzie zatytu³owanym Jak mózg siê przegrzewa? udziela odpowiedzi Dawid Wiener. Zauwa¿a, i¿ pod wp³ywem zalewu bod ców doszli my do granic percepcji zdolno ci obliczeniowych mózgu. Jego zdaniem, dzieci wychowane w kontakcie z internetem bêd¹ bardziej inteligentne, bêd¹ mia³y lepsz¹ pamiêæ wzrokow¹ oraz umiejêtno æ robienia kilku rzeczy naraz, ale nie bêd¹ mog³y nawi¹zywaæ spo³ecznych wiêzi i co najwa¿niejsze samodzielnie my leæ i tym samym rozwi¹zywaæ zadañ otwartych i krytycznie, z dystansem odnosiæ siê do jakiegokolwiek przekazu. Nadmiar informacji uwstecznia nas jako ludzi . Dzieci dzi szybko zdobywaj¹ wiedzê, ale nie umiej¹ z niej skorzystaæ. Ro nie pokolenie p³ytko przetwarzaj¹ce, mniej skore do wysi³ku i koncentracji. Antidotum na te schorzenia umys³u wedle Wienera mo¿e staæ kontakt z ksi¹¿k¹: Dowodem mo¿e byæ prosty eksperyment: dwie klasy, ten sam program. W jednej korzystano z ksi¹¿ek, w drugiej z laptopów i tablicy wietlnej. I co? Uczniowie z elektronicznej klasy mieli problemy z wykorzystaniem wiedzy w praktyce. [ ] Czytanie ksi¹¿ek poprawia kreatywno æ, a to z kolei u³atwia zrobienie kariery lub choæby zdobycie przewagi nad tymi, którzy ich nie czytaj¹. Wszystko jedno, w jakiej bran¿y7.

Argumentów za ksi¹¿k¹ mo¿e byæ niezliczona liczba. Wspomnê o dwu: poszerzanie s³ownictwa oraz otwieranie wyobra ni. Skoro o s³ownictwie mowa, to trzeba przypomnieæ, i¿ nauczany przedmiot nosi nazwê jêzyk polski . To zobowi¹zuje! Absolwenci powinni biegle i z w³a ciw¹ intonacj¹ g³o no czytaæ i czytaæ ze zrozumieniem, interesuj¹co mówiæ z wyzyskaniem bogatego s³ownictwa i sprawnie pisaæ w ró¿nych formach wypowiedzi tak urzêdowej, jak paraliterackiej. To utopia, do której poloni ci musz¹ zmierzaæ 7 Gazeta

Wyborcza , 14-16 VIII 2009. Wywiad przeprowadzi³ A. W³odarski.


198

jak na Atlantydê. rodkiem ku temu s¹ æwiczenia w mówieniu i pisaniu, lekcje gramatyki w wersji tradycyjnej, jak te¿ komunikacyjnej. Dzi , gdy ubóstwo jêzykowe oraz prymitywizm wyra¿ania my li i uczuæ kazi polszczyznê, m³odych Polaków trzeba uczyæ ich jêzyka prawie tak samo intensywnie, jak uczy siê jêzyka obcego. Ponadto bez refleksji nad gramatycznymi kategoriami polszczyzny wprowadzanie w podstawy jêzyka angielskiego czy niemieckiego oka¿e siê dla neofilologów zadaniem podwójnym. Jaki wniosek dla celów nauczania jêzyka polskiego? W³a nie jêzyk musi byæ otoczony specjaln¹ trosk¹ polonisty. Na ka¿dym poziomie nauczania jest to zadanie priorytetowe, o czym czê æ polonistów wie, ale czê æ rezygnuje na lekcji z g³o nego czytania (czytaj¹ tylko ochotnicy), z d³u¿szego mówienia na jaki temat, z uczenia gramatyki, z refleksji nad funkcj¹ np. czê ci mowy, z æwiczeñ redakcyjnych, z korekty klasówek (w drastycznych wypadkach z klasówek), a skupia uwagê wy³¹cznie na literaturze. Oczywi cie lekcje literatury bogac¹ te¿ jêzyk ucznia, ale bez mozolnych æwiczeñ zorientowanych jêzykowo absolwent gimnazjum czy szko³y redniej pozostanie w jêzyku polskim kaleki. Zamykaj¹c uwagi o celach edukacji polonistycznej, upomnê siê o cel wychowawczy lekcji polskiego. Brzmi to jak przywo³anie dawnego konspektu, w którym polonista powinien by³ zapisaæ realizowane trzy cele: poznawczy, sprawno ciowy i wychowawczy. Na pierwszy zgadza³ siê bez oporów, przy drugim mia³ w¹tpliwo ci, trzeci za lekcewa¿y³ i przekszta³ca³ w nic nieznacz¹cy slogan. Decydowa³o ideologiczne traktowanie przedmiotu, propagandowa wersja interpretacji dzie³a, tak¿e trudno æ w werbalizowaniu tego, co z kontaktów z literatur¹ ma wynie æ m³ody cz³owiek. St¹d deklaratywno æ projektów lekcji i sprowadzanie utworu do najprostszej tezy. Tymczasem literatura jest rozmow¹ z czytelnikiem nawet wtedy, gdy z¿yma siê on na przedstawion¹ wizjê wiata i odrzuca przes³anie dzie³a. W Rozmowach na nowy wiek na pytanie Czym jest poezja? Julia Hartwig odpowiedzia³a: Jest to próba podzielenia siê tym, co wiem, z kim , kto zechce pos³uchaæ czy przeczytaæ wiersz. Wielu ludzi przechodzi obojêtnie obok rzeczy bardzo piêknych, nie dostrzegaj¹c ich. A tacy, którzy odwa¿¹ siê i zechc¹ czasem wzi¹æ ksi¹¿kê jakiego poety do rêki, nagle odkrywaj¹: ja te¿ tak czujê, albo ja te¿ tak widzê8.

8

J. Hartwig, O sztuce patrzenia, w: Rozmowy na nowy wiek. Prowadz¹ K. Janowska, P. Mucharski, t. 1, Kraków 2002, s. 140.


199

Wed³ug Adama Zagajewskiego: Broniæ ¿ycia duchowego to nie jest objaw pob³a¿liwo ci wobec radykalnych estetów; my lê, ¿e ¿ycie duchowe, g³os wewnêtrzny mówi¹cy do nas albo tylko szepc¹cy po polsku, po angielsku, po rosyjsku, albo po grecku, jest ostoj¹ i gruntem naszej wolno ci, niezbêdnym terytorium refleksji i niezale¿no ci wobec potê¿nych uderzeñ i pokus przychodz¹cych z nowoczesnego ¿ycia9.

By dope³niæ odwo³ania uzasadniaj¹ce pozbawiony ¿yciowych kalkulacji kontakt z dzie³ami ludzkiej wyobra ni, jeszcze wypowied W³adys³awa Stró¿ewskiego: Jej [sztuki SB] szczególnym powo³aniem jest wypowiadanie przes³ania na temat tego, czym jeste my, czym jest wiat, czym jest rzeczywisto æ, albo teraz powiem na pewno co , z czym nie wszyscy siê zgodz¹ czym jest wiat idealny. Sztuka ma szczególne predyspozycje, ¿eby w jaki sposób ods³aniaæ wiat idealny10.

Zachwyt, ol nienie, przera¿enie, harmonia i dysharmonia, poznawanie innych, wiêc intensyfikacja w³asnej egzystencji zwielokrotnionej w cudzych lustrach, transgresje, czyli przekraczanie granic wyznaczanych przez prozê ¿ycia i przeciêtno æ my lenia, stawianie wa¿nych, ontologicznych i poznawczych pytañ, kszta³towanie sk³onno ci wy¿szych, uwolnionych od ci le utylitarnego podej cia do ¿ycia oto cele wychowawcze lekcji polskiego. Adam Zagajewski mówi o obronie duchowo ci i potrzebie nadania formy ¿yciu wewnêtrznemu. Tymczasem utylitaryzm zaw³adn¹³ polonistyk¹ szkoln¹: przygotowanie do egzaminu sta³o siê zadaniem najwa¿niejszym. Rozstaj¹c siê nie bez ¿alu z dawn¹, historycznoliterack¹ wizj¹ nauczania jêzyka polskiego i zdaj¹c sobie sprawê z nieuchronno ci procesów cywilizacyjnych, broniê jednocze nie literatury jako ostoi naszej wolno ci, a cele nauczania jêzyka polskiego poszerzam o konieczno æ æwiczenia i doskonalenia jêzyka we wszystkich jego aspektach.

*

9 A. Zagajewski, O poezji i samotno ci, w: Rozmowy na koniec wieku , t. 2, Kraków 1998, s. 133. 10 W. Stró¿ewski, O prawdzie, dobru i piêknie, w: Rozmowy na koniec wieku, t. 1, s. 190.


200

Lidia Wi niewska SZKOLNICTWO ZMIANA PARADYGMATU Nie jestem teoretykiem nauczania, nie jestem te¿ praktykiem zwi¹zanym ze szko³¹ redni¹ (choæ taki epizod mie ci siê w moim do wiadczeniu); jestem jedynie praktykiem-nauczycielem akademickim, którego bezpo rednio dotyczy to, co siê dzieje w szkole redniej, poniewa¿ to na studia trafiaj¹ osoby, u których rozpoznajemy rezultaty wcze niejszego kszta³cenia. Mam jednocze nie poczucie, i¿ nie tylko to, co siê dzieje w szko³ach rednich, wp³ywa na stan szkolnictwa wy¿szego, ale tak¿e odwrotnie to, co uprawnia do pojawienia siê na studiach wy¿szych, a tak¿e to, co siê dzieje na nich wywiera wp³yw na sposób podej cia do nauki na ni¿szych etapach kszta³cenia. Postrzega³abym tu raczej istnienie systemu naczyñ po³¹czonych ni¿ po prostu zlewiska (a je li zlewiska to pod innym wzglêdem). Czujê wiêc w tym momencie potrzebê refleksji mo¿e jedynie stanowi¹cej zarys problematyki, ale szerszej ni¿ tylko nastawionej na odniesienie siê ci le do samego procesu kszta³cenia w szkole albo tylko na studiach, a dotycz¹cej pewnej, je li mogê tak to nazwaæ, filozofii kszta³cenia. Jako sk³onna przy tym do komparatystycznych ujêæ dokonam pewnych porównañ. I nie ukrywam, ¿e nastawione s¹ one na pobudzenie dyskusji; chêtnie wiêc przedyskutujê wszelkie kontrpropozycje. U¿ywaj¹c sakramentalnego sformu³owania kiedy , przypomnê, ¿e kiedy studentem stawa³o siê na podstawie egzaminów przeprowadzanych przez uczelnie wy¿sze, które dokonywa³y selekcji w ka¿dym razie istnia³y mo¿liwo ci jej dokonywania wynikaj¹cej, po pierwsze, z odpowiednio du¿ej w stosunku do miejsc na uczelniach liczby kandydatów, co konstytuowa³o przes³ankê demograficzn¹ istniej¹cego stanu rzeczy i przes¹dza³o o wyborze determinuj¹cym przynajmniej pewn¹ elitarno æ studiów. Co prawda zarazem w obozie socjalistycznym podkre lano ich egalitarno æ, je li chodzi o pochodzenie kandydatów, a nawet preferencje dla tych pochodz¹cych z do³ów hierarchii spo³ecznej, czy raczej z jej fundamentów (i zarazem ideologicznej ostoi wspomnianych spo³eczeñstw), którzy w znacznej mierze tworzyæ mieli now¹, w gruncie rzeczy, a jednak elitê umys³ow¹ w pañstwach nowego ustroju. W ten sposób za , po drugie, dochodzi³a do g³osu przes³anka ideologiczna czy te¿ ideologiczno-polityczna, poci¹gaj¹ca za sob¹ nasycenie programów nauczania, nie tylko na studiach zreszt¹, tre ciami, które mia³y wychowywaæ nowego, socjalistycznego


201

cz³owieka, a zatem z za³o¿enia by³y niezwykle humanistyczne . Przy tym istnia³y wyznaczaj¹c, po trzecie, przes³ankê organizacyjn¹, w zasadzie tylko uczelnie pañstwowe i raczej ograniczona ich liczba (przy czym i tu istnia³a hierarchia: wy¿sze szko³y, np. pedagogiczne, akademie, uniwersytety renomowane i nie). Z pewno ci¹ ich liczba by³a ograniczona równie¿ dlatego, ¿e finansowanie spoczywa³o na pañstwie, które z wielu powodów (a szczególnie niewydolno ci systemu ekonomicznego, uwik³anego równie¿ w uzale¿nienia ideologiczne czego symbol stanowi³a Nowa Huta pod Krakowem, a wreszcie generalnie z powodu nienale¿enia do potentatów w sferze ekonomicznej, etc.) musia³o dokonywaæ wyboru. I wreszcie, po czwarte, istnia³a pewna stabilno æ systemu szkolnictwa (byæ mo¿e poci¹gaj¹ca za sob¹ skostnienie, zarazem swoist¹ autarkiczno æ, ujawniaj¹c¹ siê np. w ograniczonej mo¿liwo ci wyjazdów zagranicznych, szczególnie na Zachód, co znowu mo¿na wyja niæ tyle¿ ogólnym ubóstwem spo³eczeñstwa, co przes³ankami ideologicznymi). System kszta³cenia w Polsce pozostawa³ mimo to w du¿ej mierze autonomiczny (pomijaj¹c szko³y partyjne i pokrewne). Tak wiêc przes³anki: demograficzna, ideologiczna, organizacyjna i trudna do innego okre lenia przes³anka sta³o ci (systemu politycznego, tyle¿ co systemu kszta³cenia) mog³yby stanowiæ tutaj pewne punkty orientacyjne dla naszego porównania. Równie generalizuj¹c jak poprzednio, powiedzieæ by nale¿a³o, ¿e dzisiaj , po pierwsze, ni¿ demograficzny sprawi³, ¿e nie student walczy o studiowanie, ale uczelnie o studenta; zamiast wyboru pojawi³ siê (zastêpuj¹cy selekcjê) zbiór (owo sygnalizowane zlewisko wszystkiego, co mo¿liwe, na studiach) i to pojmowany wieloaspektowo. Student nie zdaje egzaminu, ale po prostu sk³ada dokumenty, zazwyczaj nie na wybran¹, ale na kilka uczelni, czêsto nie na wybrany kierunek, a na kilka odmiennych kierunków, a uczelnie otrzymuj¹ równie¿ zbiór nie bez powodu gromadz¹ zreszt¹ ile i co siê da, ¿eby w decyduj¹cym momencie dokonywania ostatecznie wyboru (przez studenta, a nie przez uczelnie) i rozpoczynania roku akademickiego nie zostaæ z niczym. Tym samym czêsto wielokierunkowo æ dzia³añ (w zasadzie tak czy inaczej z pewno ci¹ studenta) ujawnia pewn¹ przypadkowo æ ( studiowaæ cokolwiek ) nie mniej, ni¿ ujawnia j¹ (choæ nie wy³¹cznie) zbiór studentów, jaki pojawia siê na poszczególnych kierunkach studiów. Jednak nie tylko ni¿ demograficzny to sprawi³ jednocze nie bowiem z nim, paradoksalnie, zwiêkszy³a siê (pojawia siê tu przes³anka organizacyjna) liczba uczelni i nie tyle poszerzy³a siê oferta, ile powsta³a zupe³nie nowa jako æ w postaci zastêpuj¹cego dawn¹ przes³ankê ideologiczn¹, np. socjalizmu now¹ rynku us³ug w zakresie kszta³cenia (nie tylko) wy¿szego. Jak grzyby po deszczu choæ nale¿a³o raczej siê liczyæ z d³u¿sz¹ i pog³êbiaj¹c¹ siê


202

posuch¹ wyrasta³y uczelnie prywatne, a zatem wzros³a poda¿, choæ zmniejszy³ siê popyt. Wszystkie te wymiary w³¹cza³y siê w gruncie rzeczy w eksponowanie nowej wersji czwartej przes³anki: szkolnictwo zaczê³o realizowaæ postulat mobilno ci, ruchliwo ci, zmiany na wielu p³aszczyznach. Opisuj¹c ten stan rzeczy, w sposób nieunikniony u¿yæ by trzeba zastêpuj¹cego powszechnie dawny jêzyk ( humanistycznej ) ideologii jêzyka czego tak materialnego i nastawionego na rzeczy oraz us³ugi jak handel, poniewa¿ szczególnie pojawienie siê uczelni prywatnych wzmocni³o poczucie istnienia rynku produktów kszta³cenia i nie mog³o byæ inaczej, jako ¿e wiêkszo æ uczelni jest dzi prywatna, a wiêc jest przede wszystkim prywatnymi przedsiêbiorstwami, sytuuj¹cymi siê w pewnej opozycji do pañstwowych. Zasadniczym pytaniem sta³o siê, jaki produkt rzuciæ na rynek, ¿eby okaza³ siê on hitem sezonu choæ mo¿na by pytaæ, czy bêdzie on istotny dla kszta³cenia, czy dla ekonomicznego rachunku przedsiêbiorstwa, jakim staje siê wy¿sza uczelnia? Z pewno ci¹ wiele w tym by³o racji: umo¿liwi³o to prze³amanie pewnej ociê¿a³o ci pañstwowego systemu kszta³cenia w odpowiadaniu na nowe zapotrzebowanie, jakie rodzi nowa rzeczywisto æ i pod wzglêdem politycznym, i gospodarczym, i technicznym (a jeszcze bardziej informatycznym), a w pewnym sensie ideowym (je li za tak¹ zmianê uznaæ np. nie tylko ideologiê rynku, ale i ca³¹ problematykê ochrony rodowiska, która, przynajmniej deklaratywnie, diametralnie zmienia postrzeganie w nim cz³owieka, od roli pana przechodz¹cego do roli elementu w globalnej ca³o ci). Jednak o przebojowo ci decyduje tu nie tyle jako æ produktów , ile inne, mniej merytoryczne cechy wynikaj¹ce ze znalezienia siê na rynku tego nowego rodzaju przedsiêbiorstw: rozleg³a i wymagaj¹ca sporych nak³adów finansowych (na które mniej mog¹ sobie pozwoliæ uczelnie pañstwowe, szczególnie mniejsze) reklama jawna i (czêsto) ukryte za³o¿enia (takie na przyk³ad, ¿e student na uczelni prywatnej p³aci, wiêc ma prawo zdawaæ tak d³ugo, a¿ kto siê zmêczy, i na pewno nie bêdzie to student, lub zda z takim zasobem wiadomo ci, który tylko markuje prawdziw¹ wiedzê), a tak¿e co , co mo¿na nazwaæ ³adnym, atrakcyjnym opakowaniem produktu w nazwê, która budzi prawdziw¹ konsternacjê nawet samych wyk³adowców maj¹cych siê ni¹ pos³ugiwaæ. I wreszcie, skoro mowa o tym zagadnieniu, prze³amanie granic w ramach Unii Europejskiej spowodowa³o, ¿e pojawia siê dodatkowa mo¿liwo æ skorzystania z wykszta³cenia za granic¹, przynosz¹cego nie tylko teoretyczn¹ wiedzê, ale tak¿e praktyczn¹ znajomo æ obcego jêzyka, innej kultury i ludzi, co generalnie umo¿liwia wiêksz¹ ruchliwo æ, szczególnie w ramach Unii, ale nie tylko. Nade wszystko oznacza jednak budowanie nowego organizmu politycznego, w którym uczestniczyæ te¿ ma szkolnictwo. I mo¿na by powiedzieæ, ¿e szkolnictwo jest


203

wpisywane w szerokie przemiany oraz towarzysz¹ce temu za³o¿enia ideologiczne zmierzaj¹ce do nie tylko formalnego, ale i faktycznego wykrystalizowania UE, a wiêc czego , co ma stanowiæ zaprzeczenie antynomii dawnego bloku wschodniego i szeroko rozumianego Zachodu. Tworzenie tego nowego organizmu w du¿ej mierze pozostaj¹cego ci¹gle zbiorem odmiennych jednostek wymaga dzia³añ integracyjnych, które obejmuj¹ tak¿e (a mo¿e przede wszystkim) kszta³cenie. Jednak poci¹ga to za sob¹ nie tylko cenn¹ wymianê miêdzyuczelnian¹, np. w ramach Erasmusa, ale tak¿e dzia³ania uczelni zachodnich (nie tylko presti¿owych, lecz ró¿nych, dzia³aj¹cych na rynku), które pojawiaj¹c siê w ramach wolnej konkurencji (przynajmniej w pewnym stopniu) powoduj¹ dodatkowy drena¿ polskich uczelni. Tak wiêc ³atwo æ zostania studentem jak nie w jednej uczelni, to w drugiej, jak nie w kraju, to za granic¹, jak nie z powodu g³odu wiedzy, to z powodu przymusu (ekonomicznego) posiadania papierka powoduje, ¿e studia staj¹ siê chlebem powszednim, choæ czasem zakalcem, a tym samym elitaryzm zostaje zast¹piony egalitaryzmem, podbudowanym wiadomo ci¹, ¿e Polska pod wzglêdem wykszta³cenia wy¿szego sytuowa³a siê na pewno nie w czo³ówce, w czym nie ma powodu do chluby. Czy jednak to usytuowanie siê w czo³ówce nie prowadzi do spospolitowania wykszta³cenia wy¿szego, które mo¿e uzyskaæ ka¿dy: ka¿dy mo¿e, a nawet powinien, zostaæ studentem i otrzymaæ dyplom ukoñczenia studiów. O ile s¹ one jeszcze wy¿sze (przynajmniej na swym pierwszym stopniu) w znaczeniu ongi u¿ywanym. ¯eby jednak tak siê mog³o staæ to znaczy, by ka¿dy móg³ siê staæ studentem w imiê dostosowania do nowej rzeczywisto ci potrzebne by³o (rynkowi, nowej wizji politycznej) prze³amanie podstawowej bariery, jak¹ by³a stara matura, stanowi¹ca sito, przez które niekoniecznie siê przechodzi³o, zanim przesz³o siê jeszcze przez nastêpne sito egzaminów wstêpnych na wy¿sze uczelnie. Zamiast wiêc podwójnego sita pojawi³o siê sito dziurawe, przez które przedostaj¹ siê wszyscy; trzeba by siê by³o wykazaæ nadzwyczajnymi zdolno ciami, ¿eby nie przej æ przez nie. Jak pamiêtamy, je li siê nawet nie przesz³o, mo¿na by³o liczyæ na dyspensê od samego Ministra. Stawiam w ten sposób tezê, ¿e to w gruncie rzeczy pewne tendencje stoj¹ce za przemianami politycznymi i gospodarczymi wymusi³y takie, a nie inne rozumienie matury, która nie bêd¹c realnym sprawdzianem intelektualnych mo¿liwo ci uczniów (zawy¿aj¹c je u przeciêtniaków lub jeszcze gorzej, a zani¿aj¹c je u m³odych zdolnych, prowadzi(³a) nie wiem, czy mo¿na tu u¿ywaæ czasu przesz³ego? chyba nie do, moim zdaniem, przera¿aj¹cej urawni³owki i dewaluacji sprawdzianu warto ci intelektualnej kandydatów na studia. Uwa¿am, ¿e demoralizuj¹cej dewaluacji. Jednak prawdziwy


204

sprawdzian, szczerze powiedziawszy, po prostu nikomu nie by³ potrzebny: ani nowym przedsiêbiorcom, ani politykom, ani rynkowi, ani, tym bardziej, studentom, których oducza siê wysi³ku. Na rynku us³ug potrzebne s¹ t³umy nabywców, a nie jacy wybrani do zajêcia okre lonej (a w przypadku inteligencji zak³adamy zwykle, ¿e w jaki sposób dominuj¹cej, kieruj¹cej, powiedzia³abym duchowej) pozycji w spo³eczeñstwie. Niekoniecznie znaczyæ to musi, ¿e zabrak³o w tej dziedzinie edukacji sklepów firmowych oferuj¹cych wysokiej jako ci towary (choæ, jak zawsze, interesuj¹ce jest, kto je nabywa). Z pewno ci¹ rodzi siê nowa hierarchia. Przy okazji jednak zalew tandety intelektualnej wydaje siê niepowstrzymany. My lê tak¿e, ¿e na tej linii styku szkolnictwa wy¿szego i redniego takie w³a nie rynkowe i polityczne uzale¿nienie funkcjonowania szkolnictwa wy¿szego prowadzi nie tylko do okre lonych konsekwencji na wy¿szym poziomie, ale i do wykszta³cenia okre lonego stanu wiadomo ci (i swoistej demoralizacji) tak¿e na ni¿szym poziomie. A zatem po pierwsze uczniom braknie motywacji do nauki, je li ocena i tak jest prawie zagwarantowana jako pozytywna, stanowi¹c przepustkê pój cia dalej. Z takim te¿ nastawieniem uczniowie przychodz¹ na studia, przekonani ponadto, ¿e nie tu, to gdzie indziej otrzymaj¹ podobne potwierdzenie na wy¿szym poziomie. Po drugie przyjmuj¹ oni, ¿e nie ma w³a ciwie warunków sine qua non (nie muszê przypominaæ nag³o nionych kompromituj¹cych zaj æ z nauczycielami, a ta patologia nie zawsze byæ musia³a tylko wyrazem s³abo ci nauczyciela, bo mog³a jeszcze bardziej byæ wyrazem s³abo ci systemu, który nie tylko w sprawie matury w gruncie rzeczy gwarantuje w³a ciwie uzyskanie formalnego, nie za faktycznego potwierdzenia przez ludzi pozostaj¹cych poni¿ej poziomu akceptowalno ci ¿e uzyskali wymagany zasób wiedzy, umiejêtno ci etc.). Na studiach uczestnicz¹c na przyk³ad w Radach Wydzia³u staj¹ siê czasami wiadkami smutnych i ¿enuj¹cych wypowiedzi profesorów, ¿e musimy dbaæ o studentów (przy czym s³owo: dbaæ znaczy: dbaæ o liczbê, a nie jako æ), poniewa¿ oni konstytuuj¹ nasze miejsca pracy (a dodajmy, ¿e przypadki ostrego u wiadamiania tego przez Dyrektorów Instytutów czy Dziekanów dobrym dydaktykom zdarzaj¹ siê nawet na UJ). Nie wp³ywa to na umocnienie autorytetu kadry naukowej (nawiasem mówi¹c, kadry równie¿ coraz bardziej uwik³anej w mechanizmy rynkowe, co przejawia siê w zatrudnieniu na dwu etatach). Po trzecie ucz¹ siê tego, czego siê od nich wymaga przede wszystkim, tzn. rynkowego podej cia do rzeczywisto ci, pocz¹wszy od (bardzo po¿ytecznego) tworzenia ju¿ w szkole projektów finansowanych np. przez UE. Jednak w masowym wymiarze przekszta³ca siê to w my lenie przede wszystkim w kategoriach pieni¹dza; na studiach znajduje to wyraz w tym, ¿e niezale¿nie od


205

tego, czy mamy do czynienia ze studiami dziennymi, czy zaocznymi, studenci w wiêkszo ci po wiêcaj¹ siê nie studiom, ale pracuj¹ jako magazynierzy, kierowcy ciê¿arówek, ludzie od reklamy, modelki i nie tylko nie traktuj¹c samego studiowania jako ciê¿kiej pracy, poniewa¿ siê za nie im nie p³aci (a stypendia, nawet dla najlepszych, niekoniecznie pozwalaj¹ prze¿yæ). Tendencja rynkowa, która wydaje siê generalnie wypieraæ dawn¹ tendencjê ideologiczn¹, pe³ni¹c¹ funkcjê wyodrêbniaj¹c¹ (studia jako wyraz hierarchizacji i, jednak, elitarno ci) odgrywa rolê ca³o ciuj¹c¹ (egalitaryzacja). Jednak mo¿na by powiedzieæ, ¿e granice usuwane w poprzedniej perspektywie, pojawiaj¹ siê tak¿e w nowej, tylko inaczej. Swego czasu zatem studia wy¿sze stanowi³y pod wieloma wzglêdami zamkniêt¹ jednostkê. Po pierwsze trwa³y piêæ lat. W taki sam sposób jednostkê czasow¹ stanowi³a szko³a podstawowa, która mog³a koñczyæ kszta³cenie (o charakterze ogólnym) i rednia: tu szko³a zawodowa mog³a zamykaæ kszta³cenie ju¿ w okre lonym kierunku lub dope³niana by³a technikum, otwieraj¹cym drogê na studia, zazwyczaj wytyczone poprzednim przygotowaniem; liceum przede wszystkim przygotowywa³o do studiów, najczê ciej daj¹c wiedzê ogóln¹, ale by³y te¿ licea sprofilowane. Obecnie wykszta³cenie rednie (gimnazjum i liceum) jest generalnie dwustopniowe, przy czym linia podzia³u jest lini¹ ewentualnej zmiany miejsca przez ucznia. Zmiana ta przypada w okresie wyj¹tkowo niefortunnym w rozwoju emocjonalnym i fizycznym m³odego cz³owieka niestabilno æ rodowiska i autorytetów dodana zostaje do burzy hormonów. Podobnie studia przestaj¹ byæ jednostk¹: podzielone zostaj¹ na trzy etapy zgodnie z systemem boloñskim: licencjat, II stopieñ i studia doktoranckie. Znamienne, ¿e studia doktoranckie s¹ w³a nie koñcem kszta³cenia wy¿szego, a nie musz¹, a nawet nie mog¹ (zwa¿ywszy liczbê tak kszta³conych doktorów), byæ pocz¹tkiem pracy naukowej (co najwy¿ej dostarczaj¹ na rynek du¿¹ ilo æ towaru , która umo¿liwia rywalizacjê i podtrzymuje niestabilno æ, albo, je li u¿yæ innej perspektywy, dynamikê sytuacji zawodowej). To, co kiedy by³o pierwszym etapem specjalistycznej drogi naukowej, zasadniczo przes¹dzaj¹cym o przechodzeniu kolejnych etapów, staje siê teraz zwieñczeniem edukacji wy¿szej, co oznacza w gruncie rzeczy, wyd³u¿enie kszta³cenia wy¿szego, ale te¿ w pewnym sensie obsuniêcie siê wszystkich poziomów, tym bardziej, ¿e I stopieñ ma mieæ charakter przede wszystkim praktyczny, przygotowuj¹cy do zawodu, a wiêc poniek¹d zajmuje miejsce technikum. O ile zatem w poprzednim systemie mo¿liwe by³o pozostanie na poziomie podstawowym, zawodowym, po liceum czy technikum grup, które nie wybiera³y dalszego kszta³cenia, o tyle obecnie wszyscy przechodz¹ przez (prawie) wszystkie poziomy, choæ niekoniecznie siê do tego nadaj¹.


206

A zarazem o ile w poprzednim kszta³ceniu nastêpowa³o rozdzielenie ucz¹cych siê na tych, którzy szli bardziej w kierunku teoretycznym lub praktycznym, o tyle obecnie nastêpuje swoiste przeplatanie jednego i drugiego przeznaczone dla wszystkich. Tak wiêc o ile studia stanowi³y jednostkê pod wzglêdem merytorycznym: piêæ lat po wiêconych by³o konkretnej dziedzinie, np. polonistyce, przy czym proces historyczny, wprowadzany ju¿ w liceum, stanowi³ tu podstawê organizacji wiedzy, a jednocze nie na poziomie redniego wykszta³cenia nastêpowa³o rozej cie siê dróg: na bardziej ogólne i teoretyczne wykszta³cenie licealne i nastawione na praktykê wykszta³cenie zawodowe, to obecnie takie zró¿nicowanie w nowym systemie pojawia siê w zasadzie miêdzy I a II poziomem studiów, przy czym drugi mo¿e byæ obszarem mieszania siê ró¿nych punktów wyj cia, je li chodzi o I stopieñ (np. na polonistykê II stopnia przyj æ mog¹ absolwenci ró¿nych kierunków I stopnia). Potencjalna hybrydyzacja na II stopniu mo¿e uzyskaæ przed³u¿enie na studiach doktoranckich. Ale jeszcze bardziej interesuj¹ce, ¿e ta hybrydyzacja zostaje zadekretowana ju¿ w szkole podstawowej, w której blokowo æ pozwala na rozwój my lenia konkretnego, a koñcowy egzamin ³¹czy ze sob¹ tre ci z ró¿nych dziedzin; dzieje siê to jednak w czasie, który w zasadzie, zgodnie z tym, co podpowiada psychologia rozwojowa, powinien byæ przewidziany na rozwój my lenia abstrakcyjnego. W wykszta³ceniu rednim uwzglêdniane za s¹ tylko elementy my lenia historycznego, tzn. linearnego. Wynika³oby z tego, ¿e my lenie linearne i abstrakcyjne zostaje tu odsuniête na margines. Obydwa kluczowe, wymienione tu momenty przej cie miêdzy podstawówk¹ a szko³¹ redni¹ oraz miêdzy gimnazjum a liceum zamiast stabilizowaæ, pobudzaj¹ zmienno æ. Tak wiêc mo¿na by powiedzieæ, ¿e nowy uk³ad kszta³cenia nastawiony jest na ko³owe nawroty i jedno æ wielo ci , podczas gdy poprzedni konstytuowa³ raczej linearne ca³o ci w czasie i hierarchiczno æ kszta³cenia. W konsekwencji obecny system kszta³cenia nastawiony jest te¿ na ruchliwo æ, gdy poprzedni nastawiony by³ na stabilizacjê. Otó¿ wszystko to ka¿e mówiæ o d¹¿eniu do generalnej zmiany paradygmatu. Mo¿na powiedzieæ, ¿e wyznaczanie granic i jednostek, w jakich organizuje siê nauczanie jest tu projektowane na dwa odmienne sposoby. Wcze niejszy system szkolnictwa d¹¿y³ do stworzenia tradycyjnej, wyrazistej struktury opartej na linearno ci wyborów i zarazem hierarchiczno ci spo³eczeñstwa. Wykszta³cenie podstawowe dawa³o mniej wiêcej wspóln¹ podstawê; programy szkolne by³y do æ wyra nie okre lone. Na poziomie szko³y redniej dokonywa³ siê pierwszy podzia³ na tych, którzy chc¹ pozostaæ w bezpo rednim kontakcie z praktyczn¹ rzeczywisto ci¹ i tych, którzy id¹c na studia wybior¹ okre lon¹ dziedzinê


207

w zgodzie z tradycyjnymi podzia³ami nauki. Jeszcze dalej, po skoñczeniu studiów, istnia³a mo¿liwo æ stosowania zdobytej wiedzy w konkretnym zawodzie lub wej cia ewentualnie na drogê naukowego rozwoju, a wiêc kszta³towania okre lonego profilu danej dziedziny, co oznacza³o kolejn¹ specjalizacjê. Za ka¿dym razem oznacza³o to nie tylko zawê¿enie obszaru do okre lonych granic, ale tak¿e etap w hierarchicznym rozwoju, chyba mo¿na tak to uj¹æ duchowym. Nazwijmy ten paradygmat linearnym. Wydaje siê on zak³adaæ, ¿e ludzie s¹ bardziej predestynowani do znalezienia siê w tej lub innej okre lonej dziedzinie i identyfikuj¹ siê z okre lonymi jej granicami lub mo¿na ich do tego wdro¿yæ, a tym samym przyporz¹dkowaæ ich okre lonej strukturze lub nadaæ im okre lon¹ strukturê, wyznaczaj¹c¹ pewne zamkniêcie. Korzeni tego porz¹dku szuka³abym w tym, co Gianni Vattimo postrzega jako zdesakralizowan¹ wersjê d¹¿enia do doskona³ego porz¹dku znajduj¹cego jednak swoje uciele nienie nie w Bogu, ale w doskona³ym ustroju sprawiedliwo ci spo³ecznej (który, co prawda d¹¿¹c do doskona³o ci, po drodze staje siê do æ niedoskona³y). Nowy paradygmat zdaje siê zmierzaæ do ³¹czenia dziedzin ju¿ od szko³y podstawowej. Nie rozdziela dróg na coraz bardziej zwi¹zane z materialnym (pragmatycznym) czy duchowym (b¹d teoretycznym) kontekstem, ale raczej stosuje przemienno æ etapów: szko³a rednia jest dwuetapowa i ka¿dy musi przej æ zarówno przez pierwszy jak i drugi etap, przy czym (w jakim sensie pozorna) matura nie dokonuje selekcji, nie jest egzaminem dojrza³o ci , a wiêc pewnego zamkniêcia strukturalnego, umo¿liwiaj¹cego dalsze precyzowanie siebie, ale raczej zachêca wszystkich do powtórzenia znowu dwu mo¿liwo ci na kolejnym etapie, za doktorat stanowi raczej jakie otwarcie na kolejne tego rodzaju powtórzenie, w ka¿dym razie nie rozpoczyna w sposób konieczny d³ugiego okresu linearnego rozwoju zmierzaj¹cego ku jakiej zamykaj¹cej rzecz kodzie: studia doktoranckie mno¿¹ przecie¿ doktorów, dla których nie bêdzie miejsca na uczelniach. (Oczywi cie, mo¿na tu dokonaæ bezkrwawej, choæ chyba utopijnej rewolucji, jak¹ proponowa³a minister Kudrycka: daj¹c dobre warunki materialne, odsun¹æ z uczelni starych profesorów z ich linearnymi przyzwyczajeniami i zwolniæ tym samym miejsca dla dynamicznych m³odych, ale nawet to posuniêcie nie zwolni miejsc dla wszystkich m³odych i mo¿e nawet nie usun¹æ wszystkich starych, o ile niektórzy z nich oka¿¹ siê bardziej przywi¹zani do pracy i ludzi ni¿ do pieniêdzy). Ci doktorzy za to mog¹ siê staæ rozsadnikami nieustannej ko³owej rotacji (dziêki konkursom na miejsca akademickie). Takie postrzeganie tego paradygmatu sk³ania³oby mnie do nazwania go ko³owym. Jest on wiêc paradygmatem zmierzaj¹cym do dynamizacji cz³owieka, zapewne z tym przekonaniem, ¿e obecne, jak siê wydaje (choæ s¹dzê, ¿e absolutyzowanie tego to z³udzenie) dynamiczne czasy


208

tego wymagaj¹, przy czym dynamizacji tej, zachodz¹cej w planie czasowym, odpowiada d¹¿enie do przechodzenia miêdzy ró¿nymi dziedzinami, a wiêc wytwarzania z nich jakiej ca³o ci (odmiennej ni¿ hierarchiczna) opartej na zasadzie coincidentia oppositorum. Korzeni takiego postawienia sprawy szuka³abym najbli¿ej w rewolucji kulturalnej lat sze ædziesi¹tych na Zachodzie (a mo¿e i na Wschodzie). W istocie mo¿e nawet tworzenie wspólnej Europy zdominowane zosta³o przez tendencje tam znacznie wcze niej wykrystalizowane ni¿ u nas. To tam pojawi³ siê sprzeciw przeciwko specjalizacji, która dla wielu oznacza³a zawê¿enie pe³ni (coincidentia oppositorum) cz³owieczeñstwa, pocz¹wszy zreszt¹ od bardzo podstawowego podzia³u ról na ci le mêskie i kobiece (co podwa¿y³ silny te¿ wówczas feminizm czy potem studia genderowe), a skoñczywszy na podejrzeniach wobec nauki newtonowskiej , reprezentuj¹cej paradygmat linearny. A jednak mam poczucie, ¿e nowy paradygmat grzeszy nie mniej ni¿ stary, o ile d¹¿y siê do uczynienia go jedynym istotnym. Poczucie to wynika w³a nie z do wiadczenia dydaktyka, który obserwuje konsekwencje pojawienia siê jego wytworów na uczelni. Przy czym zaznaczê, ¿e moje w³asne do wiadczenie studentki umieszczonej w paradygmacie linearnym by³o do wiadczeniem têsknoty do jego zmiany na przeciwny, wiêc w pewnym sensie kontrkulturowy. Jednak moje do wiadczenie wyk³adowcy jest poczuciem nieporozumienia czy przesady rodz¹cej siê z wdra¿ania tego przeciwieñstwa na ka¿dym etapie. Na podstawie zetkniêcia ze studentami ukszta³towanymi przez ten wy³¹cznie paradygmat jestem sk³onna do daleko posuniêtej ostro¿no ci. Paradygmat ko³owy jest w zasadzie paradygmatem opartym na obrazie. Z pewno ci¹ u³atwia to porozumiewanie siê za pomoc¹ skrótowych znaczków w SMS-ach. Czy wchodzimy w kulturê obrazkow¹? Byæ mo¿e. Czy jednak jest ona równie wydolna jak oparta na s³owie? Nie przes¹dza³abym. Natomiast absolutyzowanie obrazu wydaje siê poci¹gaæ za sob¹ zatracanie umiejêtno ci konstruowania logicznych konstrukcji linearnych, przede wszystkim werbalnych. Z przera¿eniem obserwujê (na polonistyce) czêst¹ niezdolno æ pisania, ale tak¿e niezdolno æ mówienia w sposób logiczny. Z równym niepokojem obserwujê niezdolno æ do takiego my lenia. Czasami zreszt¹ nie jestem pewna, czy pracujê na pewno na polonistyce (lub kulturoznawstwie), bo d¹¿enie do atrakcyjno ci poci¹ga za sob¹ tworzenie specjalizacji, które przyci¹gaj¹ m³odych do specjalizacji, ale niekoniecznie do dziedziny uniwersyteckiej, w której mog¹ siê oni zupe³nie nie mie ciæ. Pojawia siê przy tym w¹tpliwo æ, znacznie powa¿niejsza: czy wszelkie braki, jakie mo¿na zaobserwowaæ, s¹ zas³ug¹ samych studentów, czy te¿ w trakcie nowego kszta³cenia pope³niane s¹ systemowe (wynikaj¹ce z przesady w stosowaniu jednego paradygmatu) b³êdy, które je usprawiedliwiaj¹ i wzmacniaj¹?


209

Czy zatem chcia³abym zakoñczyæ jak¹ konkluzj¹? Jestem za dwuparadygmatyczno ci¹ i chcia³abym postawiæ na porz¹dku dziennym pytanie, co zrobiæ, aby pogodziæ sta³o æ z dynamik¹, a tradycyjny model kszta³cenia (nie tylko studiowania) z kontrkulturowym . Jak nauczyæ ludzi pos³ugiwania siê obu paradygmatami? Jak pogodziæ my lenie linearne z my leniem odwo³uj¹cym siê do zasady coincidentia oppositorum? Ale tak¿e jak uzgodniæ dwuparadygmatyczno æ osobowo ci i rozwoju cz³owieka z dwuparadygmatyczno ci¹ systemu kszta³cenia, jak¹ mu mo¿na zaproponowaæ? Byæ mo¿e nie mam racji, oczekuj¹c spojrzenia na to, co siê dzieje w szkolnictwie, z lotu ptaka . Jednak odnoszê wra¿enie, ¿e równie¿ podchodzenie do tych przemian z pomys³ami cz¹stkowymi, polegaj¹cymi jedynie na zmianach kosmetycznych, na wymianie drobnych elementów, nie pozwala zapanowaæ nad niekoniecznie napawaj¹cymi optymizmem ich konsekwencjami.

* Anna Nakielska-Kowalska Miros³aw Go³uñski OBY CUDZE DZIECI UCZY£ O FORMACH WSPÓ£PRACY SZKO£Y Z WY¯SZYMI UCZELNIAMI I TOWARZYSTWEM LITERACKIM IM. ADAMA MICKIEWICZA Nie wiem, jaki odsetek absolwentów szkó³ rednich nie umie napisaæ poprawnie kilku zdañ po polsku. Wiem, ¿e w ród studentów na pierwszych latach studiów jest ponad 50%. [ ] Oprócz pó³analfabetów mamy analfabetów prawdziwych. Jest ich z pewno ci¹ nie mniej ni¿ 10%. Osoby te s¹ zdolne zapisaæ ci¹g kulfonów nieuk³adaj¹cych siê w zdania, ze szcz¹tkow¹ struktur¹ gramatyczn¹. [ ] Wiêkszo æ m³odych posiadaczy matury kompletnie nic nie umie, a co gorsza nauczona jest w szkole oszukiwania i ci¹gania11. Tymczasem w Polsce b³¹d polega na tym, ¿e próbujemy maturzystê oceniaæ poprzez pryzmat jednego przedmiotu: jêzyka polskiego, a obiektywizowanie oceny za pomoc¹ klucza który jest demonizowany nazywa siê infantylizacj¹ oraz podcinaniem skrzyde³ twórczo my l¹cym m³odym ludziom. [ ] Musimy coraz bardziej odchodziæ od przyswajania kolejnych faktów, które mo¿na znale æ w Internecie, a skupiæ siê na uczeniu struktury nauki12.

11 J.

Hartman, Szko³a buja w ob³okach, Gazeta Wyborcza , 9 IV 2009. Handke, Dojrza³o æ z kluczem, Tygodnik Powszechny 2009, nr 22.

12 M.


210

Dwie przytoczone opinie obrazuj¹, jak skrajnie ró¿nie ocenia siê skutki tzw. nowej matury i reformy edukacji, która dokona³a siê w 1999 roku. I co wa¿ne obie opinie dotycz¹ umiejêtno ci, co wiêcej postaw, czy mo¿e nawet wyznawanych przez m³odzie¿ warto ci. Wydaje siê, ¿e wszystkim zainteresowanym: Ministerstwu Edukacji i innym instytucjom o wiatowym, wy¿szym uczelniom, szko³om, rodzicom i uczniom idzie o to samo o osi¹gniêcie w dziedzinie o wiaty sukcesu, którego warunkiem jest zdobycie przez ucznia na wszystkich etapach kszta³cenia umiejêtno ci, ale i wiedzy, okre lonych przez Podstawê programow¹. Trudno bowiem pos³ugiwaæ siê umiejêtno ciami w oderwaniu od wiedzy. Sk¹d wiêc tyle s³ów krytycznych, szczególnie skierowanych wobec matury z jêzyka polskiego i kszta³cenia polonistycznego? Jedna z przyczyn zapa ci polonistycznego kszta³cenia wynika z sytuacji spo³ecznej. Otó¿ 73 % m³odych ludzi deklaruje, ¿e w internecie szuka materia³ów do nauki i pracy, 30 % studentów i 29% uczniów deklaruje, ¿e uczy siê, aby rozwijaæ siê przez ca³e ¿ycie, z kolei 90% uczniów szkó³ ponadgimnazjalnych chce podj¹æ studia, a wszyscy badani traktuj¹ wykszta³cenie w sposób egalitarny (do matury przystêpuje oko³o 80% m³odych ludzi). Ta czê æ m³odzie¿y, która kontynuuje inteligencki etos, reprezentuje przy tym do æ specyficzny sposób podej cia do kultury. Fascynuje siê ona kultur¹ wysok¹ (s³ucha jazzu, muzyki klasycznej i filmowej), a z tzw. kultury masowej wybiera odpowiedni dla siebie przekaz (s³ucha rocka i metalu, który nieoczekiwanie do³¹czy³ do gustu inteligenckiego)13. Tak wiêc matura i studia sta³y siê dobrem powszechnym, a kultura ród³em g³ównie rozrywki, st¹d upodobanie do jej odmiany popularnej i unikanie czytania, tak¿e szkolnych lektur14.

Próba ewaluacji nowej matury z perspektywy uniwersytetu Nowa matura wesz³a w ¿ycie w 2004 roku. Mia³a byæ odpowiedzi¹ na wyzwania wspó³czesnego wiata, prób¹ zreformowania jak twierdzono przestarza³ego systemu o wiatowego na nowe tory. Ale czy tak siê sta³o? Mimo ¿e minê³o ju¿ piêæ lat od tamtego czasu, nie natrafili my na solidn¹ jej ewaluacjê z jêzyka polskiego. Jest to zdumiewaj¹ce, bior¹c pod uwagê, ¿e od nauczycieli

13 Za

Gazet¹ Wyborcz¹ z dnia 24 VII 2008 roku. informacji na temat stanu czytelnictwa mo¿na znale æ, m. in. w pracy S. Bortnowskiego, Jak zmieniæ polonistykê szkoln¹? Warszawa 2009 oraz w pracy A. Janus-Sitarz, Przyjemno æ i odpowiedzialno æ w lekturze, Kraków 2009. 14 Wiêcej


211

w szkole wymaga siê ci¹g³ej ewaluacji procesu dydaktycznego, a ministerstwo nie zadba³o, aby rzetelnie podsumowaæ efekty w³asnych wysi³ków. Przedstawione w tej czê ci uwagi, s¹ przyczynkiem do takiej ewaluacji i nie roszcz¹c sobie pretensji do ca³o ciowego ujêcia tej kwestii, wskazuj¹ na pewne tropy, jak wydaje siê autorom, do æ istotne, zw³aszcza w obliczu rozpoczêtej w 2009 roku reformy wspomnianej matury. Nauczyciel w szkole redniej (liceum ogólnokszta³c¹ce) funkcjonuj¹cy w starym systemie edukacyjnym, przygotowywa³ do przestarza³ej , erudycyjnej matury z jêzyka polskiego, w ramach której uczeñ musia³ wykazaæ siê solidn¹ wiedz¹ historycznoliterack¹ i umiejêtno ci¹ samodzielnego napisania d³u¿szego zwartego tekstu na temat literatury. Dzi nauczyciel akademicki styka siê ju¿ z absolwentami zreformowanej szko³y. Je li wcze niej przypadkiem nie tylko przeszed³ kurs egzaminowania, ale równie¿ wzi¹³ udzia³ w sprawdzaniu matur w nowym systemie, to wnioski, które z tego zderzenia siê funkcji wy³aniaj¹, s¹ szczególnie pouczaj¹ce. Obserwacje dotycz¹ce np. przedmiotu literatura powszechna , w którego ramach próbuje on wraz ze studentami zg³êbiaæ znaczenia najwa¿niejszych tekstów literatury europejskiego krêgu kulturowego, uwzglêdniaj¹c przy tym proces historycznoliteracki, uwidaczniaj¹ efekty funkcjonowania szko³y, realizowania przez ni¹ procesu dydaktycznego, a tak¿e zmian, jakie w nim zasz³y (i zachodz¹), w zwi¹zku z now¹ matur¹ 15. Konsekwencje zmiany systemu o wiatowego mo¿na rozpatrywaæ na trzech poziomach: wiedzy, rozumienia i umiejêtno ci. Wiedza. Nauczyciel akademicki by³ przyzwyczajony, ¿e przychodz¹cy na studia maturzysta posiad³ wiedzê na poziomie pozwalaj¹cym mu bez problemu rozumieæ odwo³ania do podstawowych tekstów literatury, odró¿niaæ epoki literackie i mieæ o nich niewielki, ale utrwalony zasób wiadomo ci. W ci¹gu ostatnich piêciu lat sytuacja uleg³a radykalnej zmianie. Mo¿na siê przekonaæ o tym ju¿ na maturze, gdy okazuje siê, ¿e brak znajomo ci ca³ego analizowanego w pracy maturalnej tekstu ma niewielki wp³yw na ocenê16. Efekt: tak¿e studenci nie rozumiej¹ potrzeby czytania ca³ych utworów. Podobnie rzecz siê ma z teoretyczn¹ 15 Punktem wyj cia uczyniæ tu mo¿na do wiadczenia weryfikatora w czasie sprawdzania matury w 2004 roku oraz do wiadczenia z zajêæ z literatury powszechnej. Si³¹ rzeczy, przyk³ady przywo³ywane s¹ tu z pamiêci i biorê za nie wy³¹czn¹ odpowiedzialno æ (Miros³aw Go³uñski). 16 W roku 2009 nie mia³a ju¿ w³a ciwie ¿adnej, skoro w samym temacie dotycz¹cym charakterystyki porównawczej Zosi i Telimeny z Pana Tadeusza w ogóle nie pojawi³o siê polecenie odwo³ania do ca³o ci utworu.


212

wiedz¹ o epokach, poniewa¿ ich znajomo æ nie jest wymagana na ¿adnej czê ci matury. W efekcie, by móc w ogóle z nimi pracowaæ, nale¿y po wiêciæ jak¹ czê æ zajêæ na wprowadzenie elementarnych wiadomo ci o epoce, z której pochodz¹ analizowane na danym konwersatorium lektury. Pozostawienie tego do samodzielnego wykonania mija siê z celem, poniewa¿ o czym bêdzie mowa dalej nowomaturalni abiturienci maj¹ olbrzymi problem z wyci¹ganiem konkretnych informacji nawet ze s³owników tematycznych. Egzekwowanie wiedzy z konieczno ci rozpoczyna siê wiêc od sprawdzania jej na poziomie elementarnym, np. periodyzacji epok itp. Obni¿enie poziomu studiów, wymuszone konieczno ci¹ uzupe³niania braków szkolnej edukacji, jest oczywiste. Rozumienie. Najwiêkszym problemem jest nie tylko brak zrozumienia procesu historycznoliterackiego17, ale równie¿ niezdolno æ do jakiegokolwiek (ju¿ nie mówi¹c o tym, ¿e sprawnego) poruszania siê w relacjach miêdzy literatur¹ a histori¹18, czy rozumienia na podstawowym poziomie utworów literackich19. W naszym g³êbokim przekonaniu wynika to w³a nie z ograniczenia wymagañ matury wy³¹cznie do odtwarzania tekstu na poziomie, który na w³asny u¿ytek nazywamy opisywactwem , poniewa¿ przyzwyczaja on ucznia nie do samodzielnego my lenia, ale do trafiania w z góry przygotowany klucz. W efekcie tak wyedukowany student nie potrafi dotrzeæ do sedna nawet nieskomplikowanych tekstów, ma problemy z ich sproblematyzowaniem20 i naprawdê du¿ego wysi³ku wymaga nauczenie go choæby podstawowych sposobów naukowego (b¹d my szczerzy, najczê ciej zaledwie quasi-naukowego) analizowania, a zw³aszcza interpretowania tekstów.

17 Dla dzisiejszych studentów nie ma ró¿nicy ju¿ nie tylko miêdzy odrodzeniem a o wie-

ceniem (co mog³oby wynikaæ ewentualnie z przejêzyczenia), ale nawet przypisanie tekstu do epoki staje siê problemem, który przekracza czêsto ich mo¿liwo ci nie tylko na zajêciach, ale równie¿ na pó niejszym egzaminie. 18 Na sprawdzanej przeze mnie [MG] maturze do analizy dano fragment Potopu, ale nie zosta³o w nim podane imiê króla polskiego, który w tym czasie panowa³, choæ wypowiada siê w tym fragmencie jego ¿ona. W efekcie mo¿na by³o przeczytaæ w pracach, ¿e w czasie szwedzkiego najazdu Polsk¹ rz¹dzili królowie od W³adys³awa Jagie³³y po Józefa Pi³sudskiego (sic!) i nie by³y to przypadki odosobnione. 19 Jestem przekonany [MG], ¿e jeszcze kilka lat temu nie by³oby mo¿liwe skierowane do prowadz¹cego zajêcia przez studentkê pytanie dotycz¹ce Biesów Fiodora Dostojewskiego: A gdzie ten Wierchowieñski mia³ ogon? . 20 Coraz wiêksza grupa studentów nie jest w stanie wyj æ poza naiwne streszczanie utworu, a spotkania z takimi tekstami jak Ullisses Joyce a czy nawet Orlando szalony Ariosta okazuj¹ siê dla nich wrêcz traumatyczne, skoro nie potrafi¹ oni wyj æ poza fabu³y.


213

Umiejêtno ci. Z kolei efektem zetkniêcia z zadaniem polegaj¹cym w za³o¿eniu na sprawdzaniu rozumienia tekstu jest oczekiwanie studentów, ¿e poprowadzi siê ich przy pomocy ukierunkowuj¹cych pytañ. I odwrotnie, kiedy studenci pisz¹ prace zaliczeniowe, ju¿ na poziomie planów zaczynaj¹ siê problemy: jedna ze studentek realizuj¹ca temat zwi¹zany z szaleñstwem Don Kichota przedstawi³a piêædziesiêcioczteropunktowe streszczenie utworu, zupe³nie nie rozumiej¹c, ¿e postawione zosta³o przed ni¹ zupe³nie inne zadanie. Problemem sta³o siê równie¿ pisanie d³u¿szych wypowiedzi pisemnych, poniewa¿ na maturze abiturient jest zobowi¹zany do napisania pracy licz¹cej oko³o 250 s³ów21. Mo¿na te¿ powa¿nie zastanawiaæ siê w naszym rodowisku nad wprowadzeniem przedmiotu: ortografia, skoro jego znaczenie przy ocenie matury w³a ciwie nie ma znaczenia (3 punkty na 70 czyli oko³o 4%!). Wiadomo zreszt¹ sk¹din¹d, ¿e koledzy-jêzykoznawcy przeprowadzaj¹ na swoich zajêciach uniwersyteckich dyktanda, które w³a ciwie zniknê³y z nauczania w szkole ponadgimnazjalnej. Ewaluacja powinna zawieraæ obok diagnozy, nawet najbardziej krytycznej, równie¿ elementy maj¹ce na celu poprawê sytuacji. Reszta naszego (jedno z nas jest nauczycielem w szkole, drugie nauczycielem akademickim) artyku³u jest wiêc propozycj¹, ju¿ realizowan¹, takiego programu naprawczego. Nie ukrywamy, ¿e program ten jest kierowany do ucznia zdolnego, ale od czego trzeba zacz¹æ. Jak opisuje to Fernand Braudel, który uczestniczy³ w reformie systemu nauczania w Brazylii w latach trzydziestych XX wieku, zmiana w systemie edukacji rozpoczê³a siê nie od mechanicznej zmiany systemu (z którego, s¹dz¹c po projekcie nowej reformy, pañstwo zaczyna siê wycofywaæ), ale od odnowy szkolnictwa w oparciu o wy¿sze uczelnie22. Na niewielk¹, bydgosk¹ skalê, rozpoczêli my tak¹ pracê, wychodz¹c z za³o¿enia, ¿e skoro nie mamy wp³ywu na zmiany systemowe, mo¿emy zmieniaæ to, co zmieniæ jeste my w stanie.

Do czego zmierzaæ? Co robiæ? Nale¿y w³a ciwie przygotowywaæ kadrê nauczycielsk¹; wiedza historycznoliteracka podawana w formie gotowej nie kszta³ci umiejêtno ci odbioru, o ile nie prowadzi do bezpo rednich æwiczeñ interpretacyjnych. [ ] Na podstawie badañ mo¿na stwierdziæ, ¿e stopieñ kompetencji odbiorczych zale¿y od miejsca, jakie zajmuje dzie³o literackie w procesie

21 W

czasie matury 2004 roku owo oko³o 250 zosta³o ograniczone do 200.

22 F. Braudel, Historia i trwanie, prze³. B. Geremek, przedm. B. Geremek, W. Kula, War-

szawa 1971.


214

nauczania oraz od stosowanych metod interpretacji. [ ] Im mniej ubezw³asnowolniony nauczyciel, im czê ciej kieruje siê indywidualnymi upodobaniami, tym bardziej efektywny przebieg procesu dydaktycznego. [ ] Nauczyciel musi rozbudzaæ indywidualne zainteresowania, prowokowaæ reakcje i typizowaæ, porz¹dkowaæ wiedzê. [ ] Nale¿y du¿¹ wagê przywi¹zywaæ do analizy23. [ ] nie nale¿y polskiej literatury czytaæ w oderwaniu od literatury wiatowej,[ ] nie nale¿y jej czytaæ w oderwaniu od innych dyskursów, [ ] nie nale¿y jej uczyæ poza kontekstem jednostkowego do wiadczenia, [ ] nie wolno jej [literatury] traktowaæ jakby rozwija³a siê w spo³ecznej pró¿ni, [ ] nie nale¿y odrywaæ nauczania literatury od pozaliterackich zainteresowañ studentów, [ ] nie nale¿y pakowaæ do g³owy zbêdnych faktów24. Nie lekcewa¿my erudycji [ ] Ten typ interpretacji, któr¹ siê tak entuzjazmuje Markowski jest sztuk¹ trudn¹ do wyuczenia i trudn¹ do weryfikacji. Nie mo¿e ona dostarczyæ uogólniaj¹cej wiedzy o literaturze25.

Kszta³t matury, Nowej podstawy programowej do jêzyka polskiego, czas na efektywn¹ pracê w szkole (dwa i pó³ roku) oraz zmiany socjologiczne powoduj¹, i¿ do pewnych formu³ nauczania nie ma powrotu. Jednak nadal podstaw¹ nauczania jêzyka polskiego jest tekst literacki i jego tworzywo, czyli jêzyk. Nadal nale¿y doskonaliæ umiejêtno æ czytania i interpretowania tekstów. Nadal nale¿y te teksty widzieæ w kontek cie czasów, w których powsta³y. Nadal nale¿y je analizowaæ. Wszystkim, którzy pracuj¹ z m³odymi lud mi, chodzi o to samo o umo¿liwienie im odniesienia sukcesu. A temu sprzyja wiele czynników, przede wszystkim: dostatek rodziców; inteligencja praktyczna, któr¹ rozumiemy jako umiejêtno æ polegaj¹c¹ na w³a ciwej interpretacji sytuacji spo³ecznej i ¿yciowej przez ucznia; nowoczesna szko³a, która nie ¿a³uje rodków na rozwój ucznia; samodzielno æ i z³o¿ono æ zadañ proponowanych m³odym ludziom przez nauczyciela i wreszcie tworzenie sytuacji, w których istnieje wymierny zwi¹zek miêdzy wysi³kiem ucznia a nagrod¹26. Jako nauczyciele nie mamy wp³ywu na niektóre z tych czynników, jednak to od nas zale¿y dobór problemów realizo23 B. Chrz¹stowska, Autor, dzie³o, poetyka. Problemy interpretacji w szkole, w: Metodyka literatury, t. 2, wyb., wstêp J. Pachecka, A. Pi¹tkowska, K. Sa³kiewicz, Warszawa 2002, s. 89 i n. 24 M. P. Markowski, Raport z oblê¿onego miasta, Tygodnik Powszechny 2009, nr 32. 25 H. Markiewicz, Resentymenty i utopia, Tygodnik Powszechny 2009, nr 35. 26 Zob. M. Gladwell, Poza schematem. Sekrety ludzi sukcesu, prze³. R. mietana, Kraków 2009, s. 80 i n.


215

wanych przez ucznia, dobór metod nauczania, daj¹cych realn¹ szansê osi¹gania sukcesów. Powszechnie uwa¿a siê, ¿e sukces uzale¿niony jest od zdolno ci ucznia. Jednak badania wykazuj¹, ¿e talent to tylko jeden z elementów warunkuj¹cych odniesienie sukcesu. Pozosta³e to zami³owanie i ciê¿ka praca27. Droga do sukcesu jest wiêc przewidywalna odnosz¹ go wcale nie najbystrzejsi z ludzi, a sukces nie jest prost¹ sum¹ decyzji i wysi³ku, ale stanowi efekt w³a ciwego wykorzystania mo¿liwo ci ucznia i nauczyciela, jak równie¿ instytucji o wiatowych, miêdzy innymi wy¿szych uczelni.

Z naszych do wiadczeñ Podstawowe cele przy wiecaj¹ce wspó³pracy szkó³ ponadgimnazjalnych z wy¿szymi uczelniami to wymiana do wiadczeñ i poszukiwanie rozwi¹zañ problemów edukacyjnych, z którymi siê borykamy. Sprzyja temu dyskusja podejmowana, np. podczas spotkañ cz³onków Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza. W Bydgoszczy dzia³a sekcja dydaktyczna, zrzeszaj¹ca nauczycieli szkó³ ponadgimnazjalnych, która spotyka siê z pracownikami naukowymi i podejmuje dyskusje na temat edukacji. Takiej w³a nie debacie poddano kszta³t Nowej podstawy programowej do jêzyka polskiego, zasady matury, zarówno pisemnej, jak i ustnej, podjêto problem wspierania uczniów zdolnych. Jedn¹ z ciekawych, a jednocze nie ³atwych do zorganizowania form wspó³pracy, w któr¹ w³¹czyæ siê mo¿e Towarzystwo Literackie, jest uczestniczenie uczniów i nauczycieli w konferencjach naukowych i wyk³adach. Uczniowie takim sposobem zdobywania wiedzy s¹ bardzo zainteresowani, odnosz¹ bowiem korzy ci nie tylko spotykaj¹c wybitnych znawców literatury, nie tylko poznaj¹c nowoczesne metodologie, nie tylko bêd¹c wiadkami dyskusji naukowych, ale przede wszystkim ucz¹c siê autoprezentacji, umiejêtno ci wa¿nej, wymaganej tak¿e na maturze ustnej. Z do wiadczenia wiemy, ¿e uczniowie s¹ krytycznymi s³uchaczami i obserwatorami, potrafi¹ z tego typu do wiadczeñ wyci¹gn¹æ wiele wa¿nych dla siebie wniosków. Zdarza siê, ¿e uczestnicz¹ te¿ w dyskusji, zadaj¹c pytania. Bydgoskie konferencje naukowe, organizowane przez Lidiê Wi niewsk¹ we wspó³pracy z Towarzystwem, stwarza³y uczniom ró¿nych szkó³ ponadgimnazjalnych mo¿liwo æ korzystania z do wiadczeñ naukowców, co z kolei by³o pomocne w procesie przygotowania uczniów do matury. 27 Z badañ przywo³anych przez Gladwella wynika, ¿e bieg³o æ w jakiej dziedzinie osi¹-

ga siê dziêki trzem godzinom æwiczeñ dziennie (dziesiêæ tysiêcy godzin æwiczeñ).


216

Okaza³o siê, ¿e uczestniczenie w konferencji naukowej mo¿e byæ wielce inspiruj¹ce. Uczniowie II Liceum Ogólnokszta³c¹cego w Bydgoszczy (wtedy by³a to klasa IIf o profilu humanistyczno-lingwistycznym) w roku 2004 zorganizowali pierwsz¹ szkoln¹ konferencjê naukow¹. Impreza wpisa³a siê w tradycje najpierw szko³y, a pó niej miasta, dzi bowiem uczestniczy w niej osiem szkó³ ponadgimnazjalnych ró¿nego typu, równie¿ szko³y techniczne i artystyczne 28. Podobn¹ form¹ wspó³pracy jest uczestniczenie uczniów i nauczycieli w comiesiêcznych spotkaniach cz³onków Towarzystwa. Wspólne dyskusje zbli¿aj¹ te trzy rodowiska, zachêcaj¹c uczniów do udzia³u w konkursach i olimpiadach przedmiotowych, a nauczycielom pomagaj¹ wzbogacaæ warsztat pracy. W Bydgoszczy popularne sta³o siê prowadzenie przez naukowców zajêæ w szko³ach. Maj¹ one charakter cykliczny (modu³owy), wpisuj¹ siê w realizacjê Podstawy programowej, wyposa¿aj¹c ucznia w umiejêtno æ analizy i interpretacji tekstów z wykorzystaniem ró¿nych metod badawczych. Czasami udaje siê wspólne przedsiêwziêcia podsumowaæ publikacj¹, jak to mia³o miejsce przypadku zorganizowanej w 2006 roku konferencji szkolno-studenckiej Oblicza kultury masowej. Miêdzy cielesno ci¹ a mitem. Uwa¿amy, ¿e bardzo wa¿n¹ czê ci¹ dzia³alno ci Towarzystwa powinna byæ wspó³praca z nauczycielami i szko³ami. Przyczyny s¹ oczywiste. Wszystkim nam nauczycielom i pracownikom naukowym zale¿y na dobrze przygotowanych do studiów, nie tylko zreszt¹ humanistycznych, absolwentach szkó³ ponadgimnazjalnych. St¹d warto zainteresowaæ siê zarówno potrzebami uczniów, jak i potrzebami nauczycieli jêzyka polskiego. Z ankiet przeprowadzanych w ród nauczycieli województwa kujawsko- pomorskiego przez doradców metodycznych wynika, ¿e nauczyciele w swojej pracy chêtnie siêgaj¹ po teksty wspó³czesne oraz nowe metody i techniki pracy. Mo¿e wiêc warto, oprócz organizowania sekcji dydaktycznych w poszczególnych o rodkach, spróbowaæ wraz z o rodkami metodycznymi organizowaæ wspólne konferencje czy sympozja o charakterze b¹d wojewódzkim29 b¹d ogólnopolskim. Takie przedsiêwziêcia mog¹ byæ wzbogacone o wydawnictwo tematycznie zwi¹zane z problemem poruszanym podczas dyskusji 28 Tegoroczna

konferencja dotyczy³a kultury wspó³czesnej. Poprzednie trzy edycje odnosi³y siê do problemów wielokulturowo ci. Wyk³ady i warsztaty skierowane do m³odzie¿y przygotowali pracownicy naukowi, m.in. Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Uniwersytetu Miko³aja Kopernika w Toruniu, Uniwersytetu Gdañskiego. 29 Oddzia³ bydgoski TLiAM wraz z Kujawsko-Pomorskim Centrum Edukacji Nauczycieli w Bydgoszczy zorganizowa³ wojewódzk¹ konferencjê metodyczn¹ Kreatywny nauczyciel, kreatywny i zdolny uczeñ.


217

czy obrad30. Nauczyciele bardzo chêtnie bior¹ udzia³ w takich ukierunkowanych dzia³aniach. S¹ to spotkania inspiruj¹ce do pracy nad warsztatem nie tylko metodycznym. Popularno ci¹ ciesz¹ siê konkursy kierowane do nauczycieli31. Wydaje siê, ¿e rodowiska nauczycielskie i akademickie powinny d¹¿yæ do wspó³pracy na wielu p³aszczyznach. W Bydgoszczy uniwersytety oraz TLiAM wspieraj¹ istnienie tzw. klas akademickich.

Aneks

(wk³ad nauczycieli uniwersyteckich w program klasy akademickiej)

Pracuj¹c w szkole w du¿ym stopniu odwo³ujemy siê, co oczywiste, do tre ci zawartych we wci¹¿ obowi¹zuj¹cej Podstawie programowej. Niewielu pracowników wy¿szych uczelni ukoñczy³o kursy dla egzaminatorów32. Uznali my, ¿e naszym zadaniem bêdzie nie tyle przygotowywanie uczniów do matury (choæ nie uchylamy siê od tego), ile z jednej strony pokazanie w przystêpnej formie metod innej pracy z tekstem ni¿ ta szkolna, z drugiej za przyzwyczajanie uczniów do studiowania, a tak¿e i to mo¿e jest najwa¿niejsze do próby eliminowania tych problemów, które wskazali my w zaprezentowanej we wstêpie ewaluacji. Przy pisaniu programu przy wieca³o nam kilka idei, które w tym miejscu warto krótko omówiæ. Kontekst. Nie da siê czytaæ tekstu bez kontekstu, do czego w gruncie rzeczy zachêca nowa matura . Dlatego te¿ wiele czasu po wiêcone zosta³o w programie (a przede wszystkim na zajêciach) na kojarzenie analizowanego tekstu z pozaliterackimi sk³adnikami dzie³a, takimi jak: filozofia, historia, socjologia w sposób cis³y powi¹zanymi z interpretowanymi dzie³ami. Literatura jako system. Jednym z dostrzegalnych efektów nowej matury jest traktowanie ka¿dego tekstu z osobna (co jest wynikiem wybiórczego doboru lektur w Podstawie programowej). Aby temu przeciwdzia³aæ podzielili my pierwszy rok nauki na cztery czê ci zorganizowane wed³ug podobnego 30

Czasopismo wydawane przez Kujawsko-Pomorskie Centrum Edukacji Nauczycieli w Bydgoszczy Wiadomo ci. G³osy. Rozmowy o szkole 2009, nr 10; numer specjalny po wiêcony by³ w ca³o ci problemowi pracy z uczniem zdolnym. 31 W Bydgoszczy zaproponowano nauczycielom jêzyka polskiego i matematyki udzia³ w konkursie na scenariusz wykorzystuj¹cy metody rozwijaj¹ce twórcze my lenie. Najlepsze scenariusze nagrodzono i opublikowano. 32 Ukoñczenie takiego kursu daje pogl¹d na to, jakich studentów przyjdzie pó niej uczyæ, zw³aszcza odk¹d zosta³y zniesione egzaminy na wy¿sze uczelnie, a egzamin maturalny sta³ siê przepustk¹ na studia.


218

schematu. Ostatnia z nich nosi tytu³ Mit postêpu. W ramach zajêæ dokonuje siê z uczniami analizy i interpretacji m. in. takich tekstów jak: Naruszewicza Balon, Prusa Lalka (tu fragment zwi¹zany z Geistem), ¯eromskiego Ludzie bezdomni i Przedwio nie oraz Gombrowicza Ferdydurke. Taki uk³ad lektur pozwala, po pocz¹tkowym wprowadzeniu podstawowych informacji na temat cech samego mitu, prze ledziæ jego ewolucjê oraz skupiæ siê na powtarzalno ci ró¿nych aspektów i przejawów tego mitu. Trwa³o æ motywów literackich i gatunków. By podkre liæ systemowo æ literatury, uczniowie zapoznaj¹ siê z dwoma cyklami tekstów, maj¹cych im u wiadomiæ przenikanie motywów literackich z epoki do epoki, a tak¿e ró¿nych sposobów ich interpretowania przez twórców. Pierwszy cykl zwi¹zany jest z postaci¹ Fedry i w ca³o ci wychodzi poza podstawê programow¹. W grê wchodz¹ tu dramaty Seneki, Racine a i Sarah Kane. Drugi zwi¹zany jest z pojêciem prometeizmu, wobec czego ma cis³y zwi¹zek z podstaw¹ (Dziady cz. III), ale ukazuje teksty spoza kanonu, za to kszta³tuj¹ce obraz toposu w ci¹gu wieków. S¹ to fragmenty dramatu Ajschylosa Prometeusz skowany (rozmowa z Hermesem), eposu Miltona Raj utracony (dialog Szatana z Belzebubem po str¹ceniu do piek³a) oraz powie ci Bu³hakowa Mistrz i Ma³gorzata (spotkanie Wolanda i Mateusza Lewity). W podobny sposób potraktowana zosta³a genealogia na przyk³adzie powie ci historycznej, któr¹ w trzeciej klasie opracowujemy na przyk³adzie szeroko rozumianej polskiej powie ci o redniowieczu (Mickiewicz Konrad Wallenrod, Kossak-Szczucka Bez orê¿a, Andrzejewski Bramy raju, Sapkowski Narrenturm, z uwzglêdnieniem kontekstu Sienkiewiczowskiego). Metoda. By przej æ od opisywactwa do analizy i interpretacji dzie³a nale¿y wypracowaæ narzêdzie, przy którego pomocy uczniowie bêd¹ w stanie samodzielnie jej dokonywaæ. Z jednej strony wybrana zosta³a sta³a metoda: dostosowany do poziomu odbiorców strukturalizm (z elementami hermeneutyki), z drugiej za dokonuje siê zapoznania uczniów z ró¿nymi metodologiami tak, aby zdawali sobie oni sprawê z ich wielo ci (temu m.in. s³u¿y wprowadzenie w drugiej klasie zajêæ z ró¿nymi pracownikami naukowymi, którzy opracowuj¹ z uczniami materia³ zwi¹zany z ich zainteresowaniami naukowymi), a w przysz³o ci dostrzegli relacjê miêdzy tekstem a sposobem jego badania i wynikaj¹ce z tego konsekwencje. Problemowe czytanie tekstów naukowych i przypisy. W ramach lekcji odbywa siê równie¿ nauka czytania tekstów naukowych i korzystania z nich, co ma znaczenie zarówno w kontek cie brania przez uczniów udzia³u w olimpiadzie polonistycznej, jak i ogólnego przygotowywania ich do studiów humanistycznych. Przy okazji m³odzie¿ uczy siê techniki tworzenia przypisów, a tak¿e


219

sposobów i konieczno ci ich stosowania. To etyczny wymiar zajêæ, w przekonaniu autorów niezmiernie wa¿ny, poniewa¿ ucz¹cy szacunku dla w³asno ci intelektualnej. Dzi trudno jeszcze mówiæ o efektach naszego programu. Strona akademicka ma poczucie, ¿e jej zadaniem jest przede wszystkim wsparcie i tak je pojmuje, jako dope³nienie szkolnego programu. Wynika to z oczywistego podporz¹dkowania siê systemowi maturalnemu, poniewa¿ czegokolwiek by my nie chcieli zrobiæ, nasi uczniowie musz¹ zdaæ maturê w tej formule, jaka zosta³a wprowadzona w 2004 roku. Propozycje programowe zderzaj¹ siê zarówno z mo¿liwo ciami, jak i z oczekiwaniami naszych uczniów. Na pe³niejsz¹ ewaluacjê programu przyjdzie czas, gdy pierwsi uczniowie tej klasy ukoñcz¹ II Liceum Ogólnokszta³c¹ce w Bydgoszczy. *

Otwarte Forum Polonistyczne odby³o siê 17 IX 2009 roku w Czêstochowie w ramach Spotkania Przedstawicieli Oddzia³ów Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza. Dla Oddzia³u Czêstochowskiego organizatora spotkania zaproszenie wybitnych polonistów z ca³ej Polski do wspólnej dyskusji sta³o siê doskona³ym sposobem uczczenia w³asnej przesz³o piêædziesiêcioletniej dzia³alno ci. Forum Polonistyczne w ca³o ci po wiêcone zosta³o refleksji nad kszta³tem edukacji polonistycznej w szkole redniej. Formu³a programowa czêstochowskiego spotkania wyniknê³a bezpo rednio z ogólnej atmosfery panuj¹cej w ród humanistów, którzy czuli siê zaniepokojeni kierunkiem reform wprowadzanych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej bez poprzedzania ich odpowiedni¹ konsultacj¹ spo³eczn¹. Gospodarzom Forum szczególnie zale¿a³o, aby referaty rozpoczynaj¹ce dyskusjê uwzglêdnia³y ró¿norodne punkty widzenia na dokonuj¹ce siê zmiany w sposobie nauczania jêzyka polskiego w szkole redniej; st¹d, miêdzy innymi, zaproszenie do udzia³u w dyskusji dra Stanis³awa Bortnowskiego, prof. dra hab. S³awomira Jacka ¯urka, a tak¿e przedstawiciela Departamentu Programów Nauczania i Podrêczników Ministerstwa Edukacji Narodowej mgr Danuty Pusek. Niezwykle wa¿ne dla przebiegu dyskusji by³o wyg³oszenie referatów przez prof. dr hab. Teresê Kostkiewiczow¹, prof. dr hab. Lidiê Wi niewsk¹ oraz przygotowanie wspólnej prezentacji po wiêconej eksperymentatorskiej metodzie pracy ze zdolnym uczniem przez mgr Annê Nakielsk¹-Kowalsk¹ (Przewodnicz¹c¹ Komisji Dydaktycznej TLiAM) i dra Miros³awa Go³uñskiego. Do wspólnej dyskusji zaproszona zosta³a, miêdzy innymi, tak¿e prof. dr hab. Maria Kwiatkowska-Ratajczak, reprezentuj¹ca Komisjê Edukacji Szkolnej i Akademickiej Komitetu Nauk o Literaturze PAN. Swoj¹ opiniê dotycz¹c¹ zmian w funkcjonowaniu bibliotek szkolnych kwestia ta ma du¿e znaczenie dla metod pracy nauczycieli pisemnie przekaza³a mgr Danuta Brzeziñska z Towarzystwa Nauczycieli Bibliotekarzy Szkó³ Polskich. (ze sprawozdania El¿biety Wróbel)



Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010

RECENZJE

Dorota Siwicka, Zapytaj Mickiewicza, Wydawnictwo S³owo/ obraz Terytoria, Gdañsk 2007, ss. 116. Przy okazji przygotowañ do wroc³awskiego kola¿u romantycznego Macieja Sobociñskiego w 2005 roku przeprowadzono w ród przypadkowych klientów supermarketu sonda¿, z czym kojarzy siê im imiê Kordian. Okaza³o siê, ¿e na blisko osiemdziesi¹t osób tylko sze æ wskazywa³o na jego proweniencjê literack¹, kto nawet pomyli³ Kordiana ze znanym z m³odzieñczych lektur Kornelem Makuszyñskim1. Wspominam o tym zdarzeniu, poniewa¿ wspó³czesno æ, tak bole nie zrywaj¹ca z tradycj¹ literatury dziewiêtnastowiecznej, stosunkowo ³agodnie wydaje siê obchodziæ z Mickiewiczem. Jego s³awa wieszcza, przynajmniej w deklaracjach, nadal trwa. W grudniu 1998 roku, z okazji dwustulecia urodzin poety, w Gazecie Wyborczej Dorota Siwicka opublikowa³a quasi-wywiad z Adamem Mickiewiczem2. Stawia³a mu pytania dotycz¹ce spraw wspó³cze nie frapuj¹cych, takich m.in. jak etyczne skutki postêpu technicznego, przemoc, ekologia, kwestie kobiece, Unia Europejska, a nawet podatki. I okazywa³o siê, ¿e we wszystkich przypadkach mo¿na by³o odnale æ koresponduj¹ce z tymi zagadnieniami 1 Podajê te informacje za M. Kostaszuk-Romanowsk¹ i jej referatem Czerep rubaszny czyli S³owacki teatralnie uwiêziony. Wspó³czesne inscenizacje S³owackiego oczami krytyki, wyg³oszonym 9 maja 2009 roku na konferencji Piêkno S³owackiego w Bia³ymstoku i planowanym do druku w pó niejszym terminie. 2 D. Siwicka, Mickiewicz dla Gazety, Gazeta Wyborcza nr 300, wydanie z dnia 23 XII 1998, s. 12.


222

fragmenty z tekstów poety. Odpowiedzi, choæ sensowne, nie zawsze by³y satysfakcjonuj¹ce czy budz¹ce akceptacjê. Mimo to, ta dziennikarska zabawa jak twierdzi Dorota Siwicka (s. 7) spotka³a siê z ¿ywym odzewem czytelników i zrodzi³a ostatecznie niezrealizowany projekt telewizyjnego show, w którym ¿yj¹cy tu i teraz Polacy mieliby zadawaæ Mickiewiczowi pytania, a on odpowiada³by za po rednictwem swych rzeczników historyków literatury. Konsekwencj¹ tych przyznajmy, nietypowych w praktyce literaturoznawczej inicjatyw sta³ siê zbiór szkiców opublikowanych w 2007 roku nak³adem wydawnictwa S³owo/ obraz Terytoria pod znamiennym tytu³em Zapytaj Mickiewicza. Artyku³y sk³adaj¹ce siê na ksi¹¿kê powstawa³y na przestrzeni kilku lat od 1993 a¿ po 2005 rok. Z natury rzeczy wiêc urozmaicona jest ich tematyka i proponowane metody odbioru dziewiêtnastowiecznych tekstów. Wskazaæ mo¿na wszak¿e kilka istotnych spraw, które je ³¹cz¹. Dominuje w nich eseistyczny, a miejscami wrêcz publicystyczny ton. Jego wybór jest uzasadniony potrzeb¹ rozpoznania wspó³czesnych mo¿liwo ci porozumienia z Mickiewiczem i jego generacj¹. Niewielka rozmiarowo publikacja wymaga wiêc ca³kiem powa¿nego namys³u nad podstawow¹ ide¹ wszystkich rozwa¿añ, czyli spo³eczn¹ obecno ci¹ dzie³a Mickiewicza. Problem jest zasadniczy, bowiem Dorota Siwicka nie tai ju¿ na wstêpie swej ksi¹¿ki, ¿e coraz czê ciej nawet dla niej mickiewiczologa od lat spotkanie z Mickiewiczem jest zetkniêciem z Obcym, który przecie¿ z racji swojego wieszczostwa Obcym byæ nie powinien. Jeszcze dwa pokolenia wstecz potrafi³y ¿yæ t¹ poezj¹, odnajdywaæ w niej potwierdzenie w³asnych emocji, lêków, dramatów. Jak jednak czytaj¹ Mickiewicza obecni czterdziesto-, trzydziestolatkowie i m³odsi Polacy? Autorka uwa¿a, ¿e to wa¿ne, aby w interpretacjach naukowych nie zapomnieæ o nowych warunkach spo³ecznej recepcji. Nie waha siê zatem podj¹æ polemiki ze swoimi mistrzami, wielkimi autorytetami polonistyki, którzy byli wychowani w szacunku dla ducha romantycznej poezji i nawet je li siê z nim nie do koñca zgadzali, to nie podwa¿ali jego istotno ci. Dorota Siwicka nie formu³uje co prawda obrazoburczych tez, nie wskazuje autorytarnie, co powinno zast¹piæ dotychczasowe zmagania z romantyzmem. Decyduje siê natomiast na wypowied bardzo osobist¹. Kiedy stara siê nazwaæ zjawiska, które dla wspó³czesnego czytelnika sta³y siê w twórczo ci Mickiewicza zupe³nie niezrozumia³e lub nabra³y znaczeñ sprzecznych z pierwotn¹ intencj¹ twórcy, wychodzi od w³asnych rozterek. Wystêpuje zarówno w roli badacza romantyzmu, jak i po prostu cz³owieka, któremu nieobce jest pragnienie, by przedmiot zawodowego zainteresowania by³ te¿ po trosze przedmiotem podziwu. Gdzie zatem widzi autorka obszary obco ci ? Jak powiada martwe miejsca [ ], w których [ ] dialog milknie, a przek³ad wydaje siê niemo¿liwy ?


223

(s. 10). Na plan pierwszy wysuwa siê kwestia modelu patriotyzmu polskich romantyków. W wietnym szkicu Ojczyzna intymna Dorota Siwicka s³usznie zauwa¿a, ¿e to, co zdezaktualizowa³o siê najbardziej, to sposób obrazowania zwi¹zanego z romantycznym odczuwaniem ojczyzny. Odczuwaniem, które zazwyczaj prowadzi³o do autentycznego uto¿samienia ja z ojczyzn¹. Ten niemal erotyczny albo macierzyñsko-ojcowski a wiêc zawsze bardzo intymny stosunek jednostki do Polski budzi w nas dzisiaj czêsto miech, odrzucenie, czasem podziw, ale przemieszany niemal wy³¹cznie z niedowierzaniem; od jakiego czasu na pewno podkre lan¹ przez Dorotê Siwick¹ obco æ. Zaskakuj¹co dalekie s¹ te¿ owe migotliwo ci p³ci i ról , doskonale wydobyte w wywodzie, owe wampiryczne mi³o ci, twórcze bóle po³ogowe, histerie i sza³y dla sprawy. Byæ mo¿e zreszt¹ jest to kwestia nie tylko inno ci do wiadczeñ i postaw patriotycznych, ale równie¿ jêzyka (zbyt czêsto pomijanego w artyku³ach), którego górnolotno æ, patos i retoryczno æ uleg³y przez lata strywializowaniu. Dlaczego [ ] nie potrafimy w nas samych powtórzyæ romantycznych figur przedstawiaj¹cych w³asne »ja« poprzez mi³o æ do ojczyzny (s. 24)? pyta Siwicka. Szkic Ojczyzna intymna nie rozstrzyga tego problemu, choæ oczywi cie pewne hipotezy zostaj¹ postawione. Nacisk po³o¿ony jest raczej na konieczno æ bardzo szczerego przyznania: tu i tu s¹ przepa ci nie do zasypania . Co wszak¿e, je li przyjmiemy za badaczk¹, ¿e ten typ narodowego patriotyzmu jest fundamentalny dla polskiego romantyzmu, a zatem nie mo¿e byæ przemilczany czy pominiêty? Narasta niezrozumienie. W ksi¹¿ce Zapytaj Mickiewicza najsilniej obco æ romantyczna zosta³a zaakcentowana w odniesieniu do Dziadów cz. III. Zdaniem autorki, najwa¿niejsze przyczyny s¹ dwie. Pierwsza bliska jest zw³aszcza rozpoznaniom Mi³osza z Ziemi Ulro, o których tak pisa³a Maria Kalinowska; [ ] lektura Dziadów jest wymierzona przeciwko Mickiewiczowi przez tradycjê u³adzonemu, zbanalizowanemu, wyw³aszczonemu ze swojej my li. Przeciwko narodowej lekturze, oznaczaj¹cej wielbienie, a równocze nie uchylanie autentycznej, czêsto niewygodnej, bo zbuntowanej i twórczej my li 3. Drugi sygnalizowany powód k³opotów z odbiorem Dziadów ma swoje ród³o nie tyle w tek cie dramatu, ile w ró¿nym odczuwaniu historii. Badaczka twierdzi, ¿e [ ] III czê æ Dziadów wysy³a do nas sygna³, którego nie jeste my w stanie odebraæ (s. 12). Tym sygna³em ma byæ wyró¿niaj¹ca romantyzm (oraz jego spadkobierców) i uznawana za warunek sine qua non 3 M. Kalinowska, Dwie interpretacje Dziadów : Czes³awa Mi³osza i Jaros³awa Marka Rymkiewicza, w: tej¿e, Los, mi³o æ, sacrum. Studia o dramacie romantycznym i jego dwudziestowiecznej recepcji, Toruñ 2003, s. 313. Odwo³ujê siê do jej opinii, poniewa¿ jest przywo³ywana tak¿e w Zapytaj Mickiewicza.


224

osi¹gniêcia pe³ni cz³owieczeñstwa zdolno æ do wznios³o ci. Istotnie, trudno nie widzieæ w Dziadach tej powagi, która wyp³ywa ze sta³ego powi¹zania losów jednostkowych i zbiorowych, z przekonania, ¿e czyny jednostki mog¹ byæ decyduj¹ce w perspektywie narodowej. Trudno tak¿e nie przyznaæ autorce racji, gdy stwierdza ahistoryczno æ naszych czasów, to znaczy m.in. niechêæ do osadzania prywatnego wiata w szerszej perspektywie historycznej, co przecie¿ dla romantyków by³o niezbêdnym krokiem w stronê duchowego idea³u. Tak, ten typ wznios³o ci, który poeta definiowa³ jako si³ê wytr¹caj¹c¹ z rutyny i wprawiaj¹c¹ w stan najwy¿szej emocjonalnej gotowo ci do wielkiego czynu raczej nie uznamy dzisiaj za bliski. Poza tym autorka daje liczne przyk³ady tego, jak odczuwan¹ odmienno æ pogl¹dów dodatkowo pog³êbia styl zachowañ obyczajowych uznawanych wówczas za normê. Patos, sk³onno æ do egzaltacji, a nawet histerii bywa³y oznak¹ wra¿liwo ci i zdolno ci metafizycznych; obecnie widziane by³yby raczej w kategoriach dziwactwa. Kiedy nas uderza co wznios³ego cytuje Dorota Siwicka poetê odczuwamy jaki mimowolny dreszcz. Pier nam siê podnosi, oko otwiera szerzej (s. 13). Autorka twierdzi, ¿e dawniej nasi przodkowie potrafili uaktywniæ wznios³o æ historii i rozumieli Dziady, my nie potrafimy. Pozornie zw³aszcza gdy bierzemy pod lupê wiat wspó³czesnej polityki teza ca³kiem s³uszna, jednak d¹¿enie do eseistycznej wyrazisto ci i czytelno ci wywodu przyczyni³o siê do zbytnich ciêæ. Nawet je li nie ca³kiem z naszej winy nie czujemy d³u¿ej wznios³o ci historii, niekoniecznie oznacza to, ¿e wznios³o ci nie czujemy w ogóle. Wznios³o æ, poza kwesti¹ procesów dziejowych, mo¿e te¿ dotyczyæ np. sfery mierci czy cierpienia. Wydaje siê, ¿e przywo³ywane przez autorkê wydarzenia z 11 wrze nia 2001 roku lub prze¿ywane wyj¹tkowo g³êboko przez m³odych ludzi do wiadczenie umierania Jana Paw³a II mog¹ wskazywaæ na inne, nieobce nam formy wznios³o ci. Wznios³o ci uaktywnionej, do wiadczonej, a przecie¿ co kwestionuje w jakim zakresie s¹dy autorki niewp³ywaj¹cej zasadniczo na trudny odbiór dramatu Mickiewicza. Poza tym szkic dowodzi, ¿e Mickiewiczowi wznios³o æ równie¿ siê tylko zdarza³a, podobnie jak zdarza siê w czasach obecnych (jakkolwiek nieporównanie rzadziej). Teza o zaniku wznios³o ci jako przyczynie zak³óceñ miêdzy epok¹ romantyzmu i naszymi czasami budziæ te¿ mo¿e inne drobne zastrze¿enie. Czy fakt, ¿e poeta pozna³ w m³odo ci traktat Pseudo-Longinosa4, nie wyklucza wykorzystania w Dziadach alternatywnej postaci wznios³o ci, budowanej np. w oparciu o do wiadczanie 4 Przypomnijmy za Dorot¹ Siwick¹: W jego traktacie wznios³o æ staje siê potêg¹ maj¹c¹ bez reszty ogarn¹æ s³uchacza, nie pozostawiaj¹c mu (jak to czyni retoryczna argumentacja) wolnego wyboru, maj¹c¹ go wznie æ do stanu ekstazy, w której zatraci siê jego »ja« (s. 21).


225

skrajnego bólu b¹d namacalnego z³a, a doskonale mieszcz¹cej siê w kategoriach romantycznego wiatopogl¹du? I taka wznios³o æ mo¿e byæ nadal zrozumia³a. Trzeba by wtedy wróciæ do kwestii wyj ciowej czy na pewno o wznios³o æ tylko chodzi, gdy konstatujemy dzi niechêæ wobec Dziadów? Mo¿e jednak u pod³o¿a problemów interpretacyjnych le¿¹ przyczyny odmiennego charakteru, choæby niechêæ do dok³adnej lektury, tak¿e w ród wielu re¿yserów, których brak zainteresowania Mickiewiczem autorka zauwa¿a na wstêpie. Oczywi cie, pewne niedopowiedzenia s¹ wpisane w wybran¹ przez Dorotê Siwick¹ eseistyczn¹ formu³ê wypowiedzi. W pierwszych szkicach tomiku badaczka celowo nie stosuje drobiazgowych analiz. Koncentruje siê raczej na odnalezieniu tej skazy, z której bierze siê poczucie obco ci; na odkryciu maski, gêby , która jest od tylu ju¿ lat Mickiewiczowi przyk³adana. Prowadzone rozwa¿ania u wiadamiaj¹, ¿e paradoksalnie w zamian za trwa³o æ s³awy poetyckiej, która w takim stopniu nie sta³a siê udzia³em ¿adnego innego romantyka, Mickiewicz zosta³ schwytany w pu³apkê stereotypów, klisz narodowych i kulturowych, spacyfikowany i upupiony jak nikt inny. Wa¿ny mo¿e nawet najwa¿niejszy dla rozpoznawania obszarów odczuwanej inno ci jest szkic O obco ci duchów. Dorota Siwicka zastanawia siê w nim nad przyczynami, które jeszcze w latach siedemdziesi¹tych XX wieku kaza³y historykom literatury widzieæ w dziewiêtnastym wieku rodowód nowoczesno ci, a ju¿ w latach dziewiêædziesi¹tych kwestionowaæ, i to nieraz bardzo zdecydowanie, sens wzajemnych relacji. róde³ tego rozbratu s³usznie doszukuje siê nie w samym romantyzmie, a w do wiadczaniu rzeczywisto ci przez cz³owieka wspó³czesnego, którego my lenie zdominowa³a wiadomo æ ponowoczesna. Bardzo ciekawie nakre lone zostaj¹ zbli¿one mechanizmy romantycznego i nowoczesnego odbioru wiata, których podstaw¹ jest przekonanie o istnieniu sta³ego napiêcia miêdzy do wiadczaniem chaosu, dysharmonii, przeczuciem wiecznie zagra¿aj¹cej katastrofy a nadziej¹ na mo¿liwo æ przenikniêcia do jakiego podskórnego ³adu i porz¹dku. Odrêbnej charakterystyce podlega duch ponowoczesny. To on zdaniem badaczki odrzuca obraz rzeczywisto ci zakorzeniony w tradycji ubieg³ego stulecia, dochodz¹c do akceptacji stanu, który nie prowadzi ani do upadku, ani do s³onecznej Jerozolimy, ale jest po prostu z natury wielotorowy, rozproszony, nieogarniony, wieloznaczny, bez centrum. St¹d bierze siê obco æ powtarza raz za razem Dorota Siwicka. Dla cz³owieka ponowoczesnego nie do zaakceptowania s¹ zw³aszcza romantyczne usi³owania, by powik³anego, rozdwojonego w sobie ducha ujednoznaczniæ, narzucaj¹c mu np. nowe zbiorowe cele owe polskie mesjanizmy i towiañszczyzny. O nich to tak¿e w kontek cie Ziemi Ulro Mi³osza pisa³a Maria


226

Kalinowska: Drogi Mickiewicza, nie znaj¹cego ironicznego sposobu pisania (charakterystycznego dla »umys³u wydziedziczonego«), oraz wspó³czesnych pisarzy rozchodz¹ siê 5. Od 1997 roku, kiedy powstawa³ szkic O obco ci duchów, minê³o jednak ponad dziesiêæ lat i dlatego warto by postawiæ sobie pytanie, którego tam zabrak³o: czy nadal jeste my dzieæmi ponowoczesno ci, czy nic siê w tym zakresie nie zmieni³o? Szczególnie m³ode pokolenia du¿o chêtniej ni¿ generacja ich dziadków i rodziców powracaj¹ do tradycji, do wiary i do rodziny jako priorytetów ¿yciowych, co wiadczy o potrzebie ³adu. £adu jako zadania w³a nie, mimo ¿e kszta³ty i formy jego osi¹gania bêd¹ ca³kiem ró¿ne od romantycznych, bowiem zazwyczaj ograniczone do sfery prywatnej. Mo¿e wiêc za jaki czas nakre lone przez Dorotê Siwick¹ obszary obco ci przestan¹ obowi¹zywaæ, choæ zapewne nie z racji na prorokowane niegdy przez Jaros³awa Marka Rymkiewicza nadej cie Imperium Pó³nocy. Po analizach przejawów obco ci przechodzimy do artyku³ów z ksi¹¿ki Zapytaj Mickiewicza, które kieruj¹ nasz¹ uwagê na wybrane marginalia badañ mickiewiczologicznych. Marginalia jak logicznie wynika³oby z kolejno ci wywodu sugeruj¹ce dot¹d negowan¹ mo¿liwo æ porozumienia z Mickiewiczem. Zw³aszcza szkic Historia trzeciego tysi¹clecia najwyra niej mo¿e odpowiadaj¹cy tytu³owi zbioru eksponuje te wypowiedzi poety, które brzmi¹ dzi zaskakuj¹co nowocze nie. Mickiewicz zostaje rozpoznany m.in. jako gorliwy zwolennik duchowej natury zwierz¹t, który domaga siê w³¹czenia ich do wspólnoty istot ¿ywych i czuj¹cych. Ten, który mówi³ w Prelekcjach: wy, co chcecie poznaæ tajniki ¿ycia zwierz¹t, miejcie¿ odwagê wej æ do jaskini lwa albo rzuæcie siê miêdzy sforê rozdzieraj¹c¹ jelenia, uratujcie mu ¿ycie, obejmijcie go z mi³o ci¹, a potem w imiê Boga ¿ywego zaklinajcie, ¿eby wam powiedzia³, dlaczego jest zwierzêciem, dlaczego cierpi, jakim prawem wolno go wam drêczyæ, ujarzmiaæ, i jakie powinny istnieæ stosunki miêdzy nim a cz³owiekiem (s. 58), mia³by zapewne wielkie szanse na popularno æ w radiowym programie Doroty Sumiñskiej. Równie ³atwo by³oby w szeregach antyglobalistów i ekologów usytuowaæ Mickiewicza, który rozumie, ¿e cz³owiek winien wej æ w przymierze z globem (s. 59). Z kolei poeta twierdz¹cy w Historii przysz³o ci czy Prelekcjach, ¿e nadesz³a epoka wyzwolenia kobiet , dostrzegaj¹cy pozytywne aspekty ich duchowej inno ci i aktywno ci, daje siê nagle ogl¹daæ w perspektywie studiów 5 M.

Kalinowska, dz. cyt., s. 315.


227

genderowych (choæ przytaczane w szkicu uzasadnienia religijne wyzwolenia niewiast niekoniecznie spotka³yby siê z aprobat¹). Wreszcie Mickiewicz, który ledzi nowinki techniczne i prognozuje zapewne pod wp³ywem saintsimonistów lub futurystycznej my li rosyjskiej lat dwudziestych szybki ich postêp przy niewspó³miernym rozwoju moralnym spo³eczeñstw, staje siê quasi-filozofem cywilizacji. Notabene, ciekawe jest spostrze¿enie autorki, ¿e czynione przez autora Pana Tadeusza projekty usprawnieñ technicznych by³y konsekwencj¹ nurtuj¹cych go od lat kwestii komunikacji bez wzglêdu na to, czy dotyczy³y one rodków transportu czy porozumienia duchów. Dla Mickiewicza liczyæ siê mia³o nie u³atwienie ¿ycia, lecz pokonywanie ograniczeñ w budowaniu wspólnoty miêdzyludzkiej. Jego pewno æ, ¿e technika jest szans¹ dla ducha [ ], a duch jest jedyn¹ szans¹ dla rozwoju techniki (s. 54), to przekonuj¹cy przyk³ad nowoczesnego my lenia o odpowiedzialno ci wzglêdem procesów cywilizacyjnych. Ca³kiem inny wizerunek Mickiewicza wy³ania siê ze szkicu Scala Santa. Siwicka próbuje w nim bez specjalnego komentarza, po prostu przytaczaj¹c fakty i wzmacniaj¹c je co najwy¿ej wypowiedziami znajomych i wiadków opowiedzieæ o pewnym rzymskim epizodzie z roku 1848. Snuj¹c tê historiê, prowokuje dyskusjê nad ambiwalentnie dzi odbieran¹ religijno ci¹ romantycznego twórcy. Z jednej strony bowiem ledzimy postêpowanie cz³owieka ow³adniêtego jak¹ niezwyk³¹ gorliwo ci¹ religijn¹ i pragnieniem cierpienia na wzór Chrystusa, z drugiej za taki portret wydaje siê wychodziæ naprzeciw oczekiwaniom wielkiej grupy ludzi, poszukuj¹cych ucieczki przed nihilizmem w silnych, niekiedy wrêcz dewocyjnych ruchach religijnych. I wówczas Mickiewicz, który podejmuje nieprawdopodobny wysi³ek umêczenia i modlitwy, by w¿yæ siê, wkonwulsyjniæ siê do nieba (s. 87), mo¿e w tym natê¿eniu pragnieñ duchowych byæ bardziej dla niektórych zrozumia³y ni¿ wtedy, gdy w jêzyku poezji formu³uje deklaracje mi³o ci do ojczyzny. Dokonywana w Zapytaj Mickiewicza rekonstrukcja tak wielu nieznanych przeciêtnemu czytelnikowi twarzy poety jest naprawdê bardzo interesuj¹ca. Uzyskujemy wra¿enie przeciwwagi dla uprzednio ostro przecie¿ sygnalizowanych odmienno ci. Napisa³am celowo: uzyskujemy wra¿enie , bowiem szkice, które pokazuj¹ nam Mickiewicza my l¹cego w sposób nam bli¿szy, zosta³y jednak osnute wokó³ osoby, konkretnego cz³owieka nie za dzie³a (trudno ca³kiem powa¿nie potraktowaæ bajki zwierzêce w zestawieniu np. z Dziadami). Czy zatem rzeczywi cie po to, by dla wieszcza Mickiewicza odzyskaæ szerok¹ spo³eczn¹ aprobatê, nale¿y eksponowaæ to, co stanowi tylko margines podejmowanych przez niego spraw?


228

Nie³atwo oceniaæ ksi¹¿kê popularnonaukow¹, która jest jednocze nie niezwykle osobistym projektem. W rodowisku przyzwyczajonym do zawodowej powagi i cis³o ci tom Zapytaj Mickiewicza mo¿e budziæ pewne opory. Wybór lekkiej, eseistyczno-publicystycznej formu³y szkiców, za pomoc¹ której Dorota Siwicka próbuje uj¹æ b¹d co b¹d niebagatelny problem obecno ci wieszcza we wspó³czesnym ¿yciu, prowadzi czasem do pominiêæ, niedopowiedzeñ, domys³ów. Do chwilowego odrzucenia doskonale znanych autorce pogl¹dów i historycznoliterackich ustaleñ na rzecz nieco barbarzyñskiej postawy kogo , kto ma zamys³ czytania Mickiewicza przypominaj¹cy o pierwotnej, ludycznej i zarazem profetycznej funkcji poezji poprzez stawianie mu pytañ zwi¹zanych z tym, co jest wa¿ne »teraz« (s. 7). I mimo zdecydowanego stanowiska, ¿e Mickiewicz zdawa³ mi siê w tych odpowiedziach kim przede wszystkim obcym (s. 6), znaæ uwiedzenie wizj¹ tak g³êboko emocjonalnych kontaktów z poet¹, jak te przywo³ane we wstêpnej anegdocie o Czes³awie Zgorzelskim6. My lê, ¿e w³a nie podobna pokusa kaza³a autorce umie ciæ w zakoñczeniu ksi¹¿ki krótki komentarz do krakowskiej instalacji Juliana Joñczyka z 2005 roku i dopatrzyæ siê w niej optymistycznego idea³u Mickiewicza przysz³o ci (s. 101), który bêdzie o wietla³ nadchodz¹c¹ przysz³o æ ca³kiem wspó³czesnym, bo neonowym blaskiem. Tymczasem w szkicach widzê mniej optymizmu, za to bardziej przekonuj¹cy i konkretny zamys³ badawczy. Jedna z najwa¿niejszych idei przedstawionej publikacji to apel o now¹ historiê literatury romantycznej jako historiê obcowania z genialnym obcym (s. 43). To mo¿e byæ wskazanie najuczciwszej drogi do rozpoznania w³asnej, to jest wspó³czesnej czy jak chce Dorota Siwicka ponowoczesnej postawy wobec rzeczywisto ci i literatury, tym trudniejszej, ¿e wymaga³aby zerwania z dotychczasowymi nurtami odczytywania romantyzmu. To równie¿ wielka szansa, by wreszcie w procesie zmagania siê z obco ci¹ zobaczyæ tê epokê prawdziw¹, oddzieliæ plewy od ziarna, nadaæ jej status normalno ci, nie za wiecznego idea³u. Maria Berkan-Jab³oñska

6 Od

wywiadu udzielonego niegdy przez prof. Zgorzelskiego zaczyna Dorota Siwicka swoj¹ ksi¹¿kê: Powiedzia³, czy raczej wyzna³, ¿e w trudnych chwilach ¿ycia a przypomnieæ trzeba, ¿e ich nie brakowa³o [ ] zadawa³ sobie pytanie, co na jego miejscu zrobi³by Mickiewicz. Ten prywatny sposób na wychodzenie z opresji wyda³ mi siê wówczas do æ szokuj¹cy (s. 5).


229

Leszek Zwierzyñski, Egzystencja i eschatologia. Genezyjska wyobra nia S³owackiego, Wydawnictwo Uniwersytetu l¹skiego, Katowice 2008, ss. 343. Przedmiotem refleksji w ksi¹¿ce Leszka Zwierzyñskiego jest genezyjski etap twórczo ci Juliusza S³owackiego (poezja genezyjska, liryki oraz dramaty mistyczne), a tak¿e zwi¹zana z nim egzystencjalno-eschatologiczna tematyka znajduj¹ca swój wyraz na polu wyobra ni poetyckiej. Wywód poprowadzony jest przez badacza w taki sposób, jakby zabiera³ czytelnika w podró¿, której poszczególne etapy wyznaczaj¹ kolejne czê ci tekstu (Soczewka, Osoba, Eschaton), a tak¿e podporz¹dkowane analizowanej problematyce rozdzia³y. St¹d punktem wyj cia, a zarazem my l¹ przewodni¹ jest za³o¿enie autora (rozdz. I: Morfologia obrazu genezyjskiego), które jasno mówi, ¿e obraz stanowi [ ] fundament poezji genezyjskiej (s. 21). Poezja ta, w toku dalszej analizy przepuszczona zosta³a przez wielopoziomowy filtr metody badawczej, podporz¹dkowanej nadrzêdnemu celowi, jaki obok zdefiniowania podstawowych dla genezyjskiej twórczo ci S³owackiego tropów poetyckich stanowi dotarcie do istoty tej liryki, poniewa¿, zdaniem badacza, obrazy poetyckie Wielkiego Romantyka kryj¹ w sobie zarówno spersonalizowane kszta³ty bytu, jak i skomplikowane zjawiska symboliczne. Te ostatnie swym znaczeniem siêgaj¹ a¿ do g³êbi sakralnego poziomu zwi¹zanego z lirycznymi wyobra¿eniami, staj¹c siê w ten sposób materia³em do tworzenia obrazu, którego budowê cechuje podwójna struktura. Pierwsza zak³ada brak wewnêtrznej spójno ci opisywanego wiata, co sprawia, ¿e przejawia siê on w ruchu epileptycznym urywanym i skokowym. Jest to, zdaniem autora, proces nieustannego tworzenia koresponduj¹cego z charakterystyczn¹ dla S³owackiego potrzeb¹ wyj cia z formy. Tê dekonstrukcjê w imiê kreacji ³¹czy Zwierzyñski z drug¹ cech¹ genezyjskiego obrazu, a mianowicie: wi¹zaniem, które w jego oczach stanowi podstawowy gest poetycki stwarzaj¹cy now¹ strukturê obrazu, tekstu i bytu (s. 28). Powy¿sze dwa elementy (rozbicie i wi¹zanie) staj¹ siê w rozumieniu badacza podstaw¹ poetyckich wyobra¿eñ prowadz¹cych do fenomenu poch³aniania, który to pocz¹tkuje proces przemiany, a przez sw¹ obecno æ w mistycznej twórczo ci sprawia, ¿e nie jest [ona IR] w ogóle poezj¹ bytu (s. 33), lecz obrazem nieustannej transgresji. Opisuj¹c techniki konstruowania obrazu genezyjskiego i zwi¹zanych z nim modeli wyobra ni twórczej, wykazuje siê Zwierzyñski du¿¹ wirtuozeri¹ s³owa; w namacalny i sugestywny sposób przeprowadza analizy i autorskie interpretacje


230

(choæby przedstawienie p³on¹cej ga³êzi z III Pie ni Beniowskiego), a subtelne i wibruj¹ce opisy s³onecznych krêgów, stanowi¹cych esencjê ruchu, ³¹czy z linearnym kierunkiem lotu, tworz¹c w ten sposób obraz eschatologicznego symbolu, w obrêbie którego zachodzi proces rozpuszczenia materii. Zaraz obok wprowadza kluczowe jego zdaniem obrazy-symbole, czyli pajêczynê i Saturna. Ich opis zostaje poprzez niezwyk³e nagromadzenie rozmaitych promieni skierowanych do rodka niemal namalowany s³owami, a one same zyskuj¹ rangê negatywnego ród³a boskiego bytu. Badacz przed oczami czytelnika tka obrazy wyobra¿eñ S³owackiego z surowego tworzywa poezji, a tak¿e snuje poszczególne elementy, które zamyka w ca³o æ nazywan¹ obrazem gniazdowym. Warto w tym miejscu zaznaczyæ, ¿e skupiaj¹c siê na poszczególnych sk³adnikach poetyckiej wyobra ni S³owackiego, za ka¿dym razem Zwierzyñski wydobywa nowy obraz pulsuj¹cy wewnêtrznym wiat³em. Skupisko obrazów staje siê dla niego podstaw¹ konstrukcji zwanej konstelacj¹, która posiada mo¿liwo æ porz¹dkowania, a przede wszystkim dotarcia do wewnêtrznej istoty genezyjskiego obrazu, której kolejne warstwy, w kolejnych podrozdzia³ach swej pracy ods³ania. Drugi, obok obrazu, element stanowi¹cy podstawê mistycznej twórczo ci S³owackiego i analitycznej warstwy pracy stanowi symbol (rozdz. II: Symbol genezyjski jako szyfr i obraz wiata). Jego kszta³t i mechanizm okre la autor przy pomocy trzech elementów: archimu, mitu i semafora, siêga równie¿ do metafory, która w jego opinii nieodzownie zwi¹zana jest z dzia³aniem, a przez to z zasad¹ tworzenia. Zwierzyñski okre la tak¿e dwie postaci symbolu: wielo cienn¹ i pajêczynow¹, które analizuje na przyk³adzie symboliki Krzy¿a i Trójcy wiêtej. Jest to interpretacja ciekawa, przeprowadzona w sposób obrazowy, a co wa¿ne klarowna. Zaraz po niej, w drugiej czê ci rozwa¿añ pojawia siê analiza fenomenu osoby (rozdz. I: Osoba w dziele genezyjskim) owego genezyjskiego ja , powsta³ego na styku dwóch tradycji: nowo¿ytnej podmiotowo ci i chrze cijañskiej koncepcji, którego podstawow¹ cech¹ jest p³ynna bytowo æ (tu jako wzór podaje Zwierzyñski Chrystusa Zmartwychwsta³ego) oraz chrystologiczny archim, umo¿liwiaj¹cy bohaterom dramatów przemianê. Analiza rozmaitych przejawów ja (rozdz. II: Fenomenologia ja w liryce mistycznej S³owackiego) prowadzi autora do wniosku, i¿ poezja genezyjska jest prób¹ poetyckiej eksploracji osobowego do wiadczenia wiata i siebie, dokonywan¹ w maksymalnej rozpiêto ci, we wszystkich jej wymiarach fizycznym, biologicznym, egzystencjalnym i duchowym (s. 105-106). Interpretuj¹c wielowymiarowe oblicza ja , Zwierzyñski krok po kroku przed oczami czytelnika-wspó³towarzysza podró¿y odkrywa podmiot jako rewelatora, proroka, nauczyciela, poetê, demiurga oraz bohatera mitycznego, powstaj¹cego wskutek na³o¿enia na siebie przestrzeni realnej i symbolicznej.


231

I w³a nie przestrzeñ staje siê obiektem zainteresowania autora ( Ja w przestrzeniach metafizycznych), który rozwa¿a jej znaczenie z dwóch perspektyw: jako mieræ zwi¹zan¹ z rytua³em przej cia, i jako teofaniê przejawiaj¹c¹ siê w bezpo rednim do wiadczeniu Boskiego Bytu (twarz¹ w twarz z Bogiem). Obok przestrzeni, metamorfozom podlega tak¿e podmiot, z czym mamy do czynienia w podrozdziale Ja teantryczne w liryce genezyjskiej . Ods³ania on i obja nia skomplikowane mechanizmy, które w zasadniczy sposób wp³ywaj¹ na krystalizacjê wewnêtrznego innego-ja , przybieraj¹cego postaæ ducha (kszta³t chrystomorficzny), a przede wszystkim ³¹cz¹cego to, co ludzkie, z tym, co duchowe. Genezyjskie ja jawi siê Zwierzyñskiemu jako forma bezpo redniego do wiadczenia zwi¹zanego z procesem stwarzania, zyskuj¹ca w ten sposób charakter bytu wielopoziomowego, a co wa¿ne niedookre lonego (Ontologia ja genezyjskiego próba syntezy). To sprawia, ¿e osoba genezyjska zaczyna funkcjonowaæ w sieci ca³ego uk³adu fabu³y, gdzie dwoisto æ wiata, postaci, ich gra-rola, nie jest mask¹, ale mo¿liwo ci¹ realnego wyrze bienia w swej egzystencji sakralnego kszta³tu »ja«, owo dosiêganie w³asnego, transcendentnego »ja« dokonuje siê zawsze wewn¹trz otrzymanej roli (s. 174). Z tego wzglêdu duchowe dzianie siê jest w opinii badacza stwarzaniem nowego kszta³tu osoby, a bohaterowie, choæby Semenko i Gruszczyñski zostaj¹ ociosani do chropowatego kszta³tu Chrystusowego, który to staje siê punktem wyj cia dla ich w³asnej przemiany (rozdz. III: Osoba genezyjska w sieci dramatu). Ale to nie wszystko, bowiem sfera egzystencjalna bohatera/ów dostêpuje transgresji, a pasyjne oblicze posiadaj¹ nie tylko postaci (np. Zawisza), ale i przedmioty (np. drewno, Wizerunek kubistyczny-rozrywanie sieci). Kolejne przemiany i trójpoziomow¹ strukturê osoby analizuje badacz na podstawie tytu³owego bohatera dramatu Samuel Zborowski ( Ja-wielu i nowy model osoby). Jednak najpe³niejsz¹ próbê stworzenia genezyjskiego ja ukszta³towanego w samej poetyckiej tkance poematu (s. 210), zdaniem Zwierzyñskiego, podj¹³ S³owacki w Królu-Duchu. Krytyk przeprowadza sw¹ analizê w oparciu o konstrukcjê ja ni zwi¹zanej z wielopoziomowym poznaniem oraz Chrystusowym archimem ³¹cz¹cym perspektywê ludzk¹ z postaci¹ ducha. Interpretacja prowadzi do wniosku, ¿e stworzona w ten sposób podmiotowo æ przekracza model romantyczny i wkracza w dziedzinê podmiotowo ci nowoczesnej. Czê æ trzecia rozwa¿añ (Eschaton) skupia siê wokó³ tragizmu mistycznych bohaterów S³owackiego. Zwierzyñski z niezwyk³¹ skrupulatno ci¹ wylicza podstawowe figury losu (zamkniêcie ksi¹dz Marek, b³¹dzenie labirynt Zawisza, uwik³anie w proces powstawania oraz giniêcia postaci Snu srebrnego Salomei), by ukazaæ, ¿e tragizm ich siêga wy¿yn bytu. Do tego wykazuje, ¿e jednym


232

z podstawowych sk³adników wiata genezyjskiego jest mityczno æ, dziêki której do g³osu dochodz¹ rozmaite aspekty egzystencji (tak¿e ciemny biegun Bytu jako przejaw Boga i eschatonu) i przemian, jakim ona podlega. Drugim elementem wspó³tworz¹cym wielopoziomow¹ strukturê genezyjskiej rzeczywisto ci jest apokaliptyczno æ (rozdz. III: Apokaliptyczno æ w poezji genezyjskiej), której podstawowym wyobra¿eniem jest rozrywanie granicy wiata, w celu dotarcia do wnêtrza transcendentnego bytu. Ksi¹¿ka Leszka Zwierzyñskiego, opisuj¹ca poezjê genezyjsk¹ przez pryzmat egzystencji i eschatologii, skupia siê na duchowej istocie bytu, z tego te¿ wzglêdu za przedmiot swej analizy obiera mistyczne utwory S³owackiego. Jej szkatu³kowa budowa sprawia, ¿e badacz, a wraz z nim czytelnik, dr¹¿y interesuj¹c¹ go problematykê, wnika w strukturê tekstów i jednocze nie o wietla je z ró¿nych perspektyw, co sprawia, ¿e dokonuj¹ca siê niemal na oczach odbiorcy analiza nosi cechy kompletnego procesu. To autorskie odczytanie nie³atwej pod ka¿dym wzglêdem poetyckiej materii dowodzi z jednej strony niezwyk³ej pasji i rzetelno ci badacza, a z drugiej utwierdza w przekonaniu, ¿e S³owackiego mo¿na odkrywaæ wci¹¿ na nowo. Iwona E. Rusek

Boles³aw Prus: pisarz nowoczesny, red. Jakub A. Malik, Wydawnictwo KUL, Lublin 2009, ss. 260 + 2 nlb. Prezentowany zbiór czternastu artyku³ów jest owocem kolejnego spotkania zorganizowanego przez lubelskie rodowisko badaczy7, które tym razem po wiêcone zosta³o nowoczesno ci Prusa jako pisarza, my liciela, spo³ecznika. Jako materia³ analityczny ksi¹¿ki Boles³aw Prus: pisarz nowoczesny pos³u¿y³y m. in.: powie ci (Lalka i Emancypantki); nowele (Kamizelka, Ple ñ wiata, Cienie, Zemsta); Kroniki oraz recenzje i prace teoretyczne pisarza, np. Farys , Ogniem i mieczem . Powie æ z dawnych lat Henryka Sienkiewicza, Notatki o kompozycji, S³ówko o krytyce pozytywnej. (Poemat realistyczny w 6-ciu pie niach). Wstêp autorstwa Jakuba A. Malika, redaktora tomu, zarysowuje g³ówn¹ ideê ksi¹¿ki, któr¹ ma byæ pokazanie wzajemnych powi¹zañ dwóch kategorii: nowo7 Poprzednie po wiêcone by³y m.in. odkrywaniu nowych przestrzeni interpretacyjnych powie ci Lalka (tom pokonferencyjny: wiat Lalki . 15 studiów, red. J. A. Malik, Lublin 2005) czy nowelom Boles³awa Prusa (konferencja zorganizowana pod has³em: Boles³aw Prus: nowelistyka. Teksty i idee, Kazimierz Dolny, 16-18 kwietnia 2009 roku).


233

czesno ci i dziewiêtnastowieczno ci, je li w dotychczasowych badaniach w ogóle pojawiaj¹cych siê obok siebie, to traktowanych przede wszystkim opozycyjnie, jako wzajemnie siê zwalczaj¹ce czy wrêcz wykluczaj¹ce. Autorzy zamieszczonych tu studiów staraj¹ siê natomiast odpowiedzieæ na pytania ile jest nowoczesno ci w dziewiêtnastowieczno ci i na czym ona polega, a tak¿e jak jedna z tych kategorii jest zakorzeniona w drugiej? Wydaje siê jednak, ¿e zagadnienie nowoczesno ci nie sprowadza siê tu jedynie do analizy jej przejawów w okresie pozytywizmu, lecz jest rozumiane w sposób znacznie bardziej obszerny: jako proces nieustannego modernizowania propozycji kulturowych, poetyk i wiatopogl¹dów 8, stanowi¹cy nieod³¹czn¹ cechê ka¿dej epoki i ka¿dej kultury. Przyjêcie tak szerokiej perspektywy powoduje jednak ryzyko uto¿samiania dwóch odrêbnych pojêæ, mianowicie uniwersalizmu (w znaczeniu ponadepokowo ci , ponadczasowo ci ) i nowoczesno ci. W efekcie niektóre z artyku³ów byæ mo¿e lepiej wpisywa³yby siê w projekt pod has³em: Boles³aw Prus: pisarz ponadczasowy. Tak np. Kamizelka, analizowana przez Paw³a Próchniaka, ukazana jest jako utwór ponadepokowy, poruszaj¹cy uniwersalne problemy ludzkiej egzystencji, w rodzaju moralnego wyboru, pope³niania szlachetnego oszustwa w obliczu mi³o ci i bezradno ci wobec nieuleczalnej choroby (gru licy). Zastanówmy siê jednak, czy nowoczesno æ u Prusa jako autora m. in. wspomnianej noweli i Emancypantek ma polegaæ w³a nie na uniwersalizmie, np. filozofii Dêbickiego (o czym pisze Dariusz Trze niowski w tek cie Emancypantki , czyli filozofia b³azna), która siê nie starzeje i nadal jest aktualna? Czy podjêta próba okre lenia granic, wyznaczników, funkcji i celów 9 nowoczesno ci i pokazania twórczo ci Prusa w nowych kontekstach ma ograniczaæ siê do nowatorskich, ale czêsto jednorazowych koncepcji pisarza (takich jak np. Prusowskie próby odczytania romantycznej liryki i okre lenia jej modelu z perspektywy teoretycznoliterackiej, ukazane przez Cezarego Zalewskiego). Czy jego trwanie przy pozytywistycznych idea³ach, a równocze nie otwarto æ poznawcza (co sprawia, ¿e w swym podej ciu do poezji w pewnych aspektach Prus okazuje siê nadzwyczaj nowoczesny , a w innych nie jest zbyt nowoczesny )10 wystarcza, by nazwaæ je do wiadczaniem nowoczesno ci? Chyba jednak w próbie pokazania filozofii i twórczo ci autora Lalki w kategoriach nowoczesno ci nie do koñca o to chodzi. Ksi¹¿ka niew¹tpliwie stanowi jednak kolejny wa¿ny g³os w tocz¹cej siê we wspó³czesnej humanistyce dyskusji nad problemem nowoczesno ci, która jest 8 J. A. Malik, Wstêp, w: Boles³aw Prus: pisarz nowoczesny, red. tego¿, Lublin 2009, s. 7. 9 Tam¿e.

10 C. Zalewski, Prus i poezja. Uwagi na marginesie Kronik , w: Boles³aw Prus , s. 210.


234

efektem swoistej mody na interpretowanie historii literatury przez pryzmat kategorii modernizmu , modernizacji , nowoczesno ci , a nawet ponowoczesno ci . Doskonale widaæ to w kontek cie prac z ostatnich lat, czego przyk³adem mo¿e byæ m. in. opublikowany dwa lata temu w Wieku XIX tekst Ewy Paczoskiej Latarnia czarnoksiêska, czyli dziewiêtnastowieczno æ i nowoczesno æ11. Próbuj¹c udzieliæ odpowiedzi na pytanie: Od kiedy i jak dziewiêtnastowieczni prze¿ywali nowoczesno æ jako do wiadczenie ¿ycia i sztuki? autorka przywo³uje utrwalon¹ ju¿ w tradycji badawczej ostatnich lat ocenê, ¿e do wiadczenie nowoczesno ci by³o najbardziej istotnym wyzwaniem kultury XIX wieku, zwi¹zanym z narodzinami spo³eczeñstwa industrialnego i kultury masowej, rozwojem sztucznego rodowiska miejskiego, gwa³townym przyspieszeniem tempa ¿ycia i komercjalizacj¹ sztuki, rozdarciem jednostki miêdzy pokus¹ indywidualizmu i zagro¿eniem uprzedmiotowieniem 12. Typowo nowoczesne postrzeganie wiata jako przestrzeni nieustaj¹cych zmian, trudnych do uchwycenia i opisania w jakikolwiek spójny i logiczny sposób, przek³ada siê na obraz egzystencji cz³owieka, ³¹czonej z takimi pojêciami jak: zgie³k, nat³ok, chaos, pogoñ za pokus¹, wieczne poczucie niespe³nienia. Pojawiaj¹ce siê znienacka obsesyjne poczucie bycia obserwowanym, pragnienie kreowania w³asnego wizerunku, jaki ofiarowujemy innym, istnienie uzale¿nione od komunikacji i spe³niaj¹ce siê w relacji z drug¹ osob¹, gdzie to¿samo æ zaczyna byæ traktowana jako zadanie 13 to zjawiska, które badaczka odnotowuje jako charakterystyczne w³a nie dla percepcji nowoczesno ci. W podobny sposób postrzegaj¹ i analizuj¹ tê kategoriê autorzy wielu tekstów w zbiorze Boles³aw Prus: pisarz nowoczesny. Staraj¹ siê oni dotkn¹æ problemu wpisywania siê twórczo ci Prusa w strukturê nowoczesnego postrzegania rzeczywisto ci, w której przysz³o mu ¿yæ, a zarazem jego trwania w obszarze dziewiêtnastowieczno ci. Próbuj¹ odpowiedzieæ na pytania: co zawdziêczamy pisarzowi w kontek cie nowoczesnej kultury? czy jego twórczo æ, prezentowane przez ni¹ warto ci i poruszane w niej kwestie mo¿na nazwaæ nowoczesnymi?

11

E. Paczoska, Latarnia czarnoksiêska, czyli dziewiêtnastowieczno æ i nowoczesno æ, Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza , Rok I (XLIII) 2008. 12 Zob. przywo³ywane przez Ewê Paczosk¹ teksty: R. Salvadori, Mitologie nowoczesno ci, prze³. H. Kralowa, Warszawa 2004; M. Berman, Wszystko, co sta³e, rozp³ywa siê w powietrzu Rzecz o do wiadczeniu nowoczesno ci, prze³. M. Szuster, wstêp A. Bielik-Robson, Kraków 2006; W. Tomasik, Ikona nowoczesno ci. Kolej w literaturze polskiej, Wroc³aw 2007. 13 Zob. A. Giddens, Nowoczesno æ i to¿samo æ. Ja i spo³eczeñstwo w epoce pó nej nowoczesno ci, prze³. A. Szul¿ycka, Warszawa 2002.


235

Problemy, którym po wiêcono wiele miejsca w omawianej ksi¹¿ce dotycz¹ m.in. kwestii spo³eczno-politycznych, jak np. sprawa wyw³aszczeniowa Polaków, asymilacja ¯ydów widziana jako mo¿liwo æ pe³noprawnego funkcjonowania w spo³eczeñstwie wieloetnicznym przy jednoczesnym zachowaniu odrêbno ci religijno-kulturowej (artyku³y Tadeusza Budrewicza Polska w roku 2008 wizja Boles³awa Prusa i Jakuba A. Malika Jerozolima wy niona. Modernizowanie siê pogl¹dów Boles³awa Prusa na tak zwan¹ kwestiê ¿ydowsk¹. Re-wizja). W ród prezentowanych tematów s¹ tak¿e i te, które dotycz¹ obyczajowych sfer ¿ycia i przejawiaj¹ siê chocia¿by w udzielonej przez Wies³awa Ratajczaka odpowiedzi na pytanie: czy to, jak bohaterowie Lalki Prusa patrz¹ na siebie, wp³ywa na pog³êbienie prób odczytania powie ci z nowej perspektywy: fragmentarycznego i niesta³ego do wiadczania wiata? Ten ostatni aspekt niew¹tpliwie wi¹¿e siê z nieustannym procesem budowania i rekonstruowania wobec owego wiata w³asnej osobowo ci, ukazanym (na przyk³adzie Madzi z Emancypantek i Wokulskiego z Lalki) w tek cie Joanny Zajkowskiej Nowocze ni bohaterowie Prusa. Z analiz¹ sposobów postrzegania i znaczeñ kategorii czy kontekstów nowoczesno ci mamy do czynienia tak¿e w tek cie Izabeli Koczkodaj Narracja jako struktura fotograficzna , po wiêconym kwestii opisywalno ci wiata przedstawionego w literaturze, a zarazem wp³ywowi nowych technologii na pojmowanie rzeczywisto ci i w efekcie na nowatorstwo formy literackiej. Tak¹ koncepcjê poznawania literatury z perspektywy Prusa badacza i odkrywcy, który odtwarza na kartach utworów do wiadczan¹ zmys³owo rzeczywisto æ, staraj¹c siê, by by³a jak najlepiej zrozumiana przez odbiorcê przybli¿a Tomasz Sobieraj w swoim artykule, zajmuj¹c siê (najogólniej mówi¹c) innowacyjno ci¹ pisarza rozumian¹ w duchu pozytywistycznego scjentyzmu. Nowatorstwo tej twórczo ci podkre laj¹ te¿ inne teksty. Dwoisto æ wielkiej powie ci Prusa pokazuje Jan Tomkowski (Prawdziwe zakoñczenie Lalki , albo co siê sta³o z Wokulskim?), przedstawiaj¹c j¹ jako przyk³ad prozy wpisuj¹cej siê w konwencje literatury dziewiêtnastowiecznej, a jednocze nie dziêki zaskakuj¹cemu zakoñczeniu odwa¿nie je prze³amuj¹cej, co w³a nie czyni Lalkê powie ci¹ nowoczesn¹ . Prusa za pisarza nowoczesnego uznaje tak¿e Renata Stachura-Lupa (Boles³aw Prus o dzia³alno ci naukowej Juliana Ochorowicza), udowadniaj¹c, ¿e entuzjazm dla badañ naukowych zmusi³ tego sceptyka wobec zjawisk niezrozumia³ych do penetrowania nowych obszarów paranaukowych (nie negowa³ on wszak ani mediumizmu, ani spirytyzmu). Taka postawa w koñcu sytuowa³a jego pogl¹dy i zainteresowania gdzie pomiêdzy do wiadczalnymi naukami przyrodniczymi a zjawiskami metapsychicznymi i pytaniem o istnienie duchów; wreszcie uczyni³a go pisarzem-eksperymentatorem, próbuj¹cym wprowadzaæ do swoich powie ci w¹tki science fiction.


236

Postrzeganie pisarstwa i my li Prusa w kategoriach nowoczesno ci dotyczy tak¿e problemu utraty wra¿liwo ci religijno-metafizycznej i prób jej przywrócenia w wiecie konsumpcjonizmu i globalizmu, co stanowi przedmiot analizy w tek cie Macieja Glogera Prus, Mi³osz i Marquard wobec nowoczesno ci (jako wiecznego powrotu tego samego). Jednak rozwa¿ania te koñcz¹ siê refleksj¹, ¿e w najwa¿niejszych sprawach nie warto spieszyæ za nowo ci¹ , a tak¿e stawiaj¹ prowokuj¹ce pytanie o prawdziw¹ naturê tej nowo ci . Inny artyku³ Alterglobalista Boles³aw Prus (na podstawie Kronik ) Bart³omieja Szleszyñskiego pokazuje natomiast, ¿e Prus-kronikarz (nie zamykaj¹cy siê przecie¿ na odkrycia w dziedzinie techniki), maj¹cy wiadomo æ przybli¿ania i kurczenia siê wiata w obliczu dokonuj¹cych siê zmian, staje siê alterglobalist¹ avant la lettre, wyra¿aj¹c obawê, ¿e nowe zjawisko globalizmu którego pocz¹tków byæ mo¿e nale¿y doszukiwaæ siê ju¿ w XIX wieku niesie ze sob¹ szanse rozwoju, ale te¿ niebezpieczeñstwo wyzysku i zniewolenia. Nowoczesno æ dotyczy równie¿ problemów przek³adu, co dobrze ilustruje zestawienie dwóch anglojêzycznych t³umaczeñ Lalki w artykule Aleksandry Budrewicz-Beratan (Czy Wokulski widzia³ psy w Pary¿u? The Doll a Lalka Prusa), który w wielu miejscach ma charakter niepochlebnej recenzji pracy t³umaczy. Tekst jest przyk³adem rzeczowej oceny, na ile mo¿na w translacji unowocze niaæ powie æ z XIX wieku. Autorka próbuje udowodniæ, ¿e modernizowanie t³umaczonej powie ci w celu przybli¿enia jej wspó³czesnemu czytelnikowi angielskiemu, polegaj¹ce na odrzuceniu kontekstu historycznego i pozbawieniu miejsca akcji (w tym wypadku Warszawy w okresie zaborów) realiów epoki, grozi utrat¹ artystycznej warto ci a¿ do sprowadzenia arcydzie³a ( powie ci z wielkich pytañ epoki ) do poziomu popularnego czytad³a typu Harlequin. Nowoczesno æ u Prusa, zdaniem badaczy, to konstruowanie powie ci jako kompozycji otwartej, to nowa perspektywa kreacji artystycznej z³o¿onych postaci, podlegaj¹cych dynamicznym zmianom wraz z rozwojem akcji powie ci jego bohaterowie, choæ na pocz¹tku wydaj¹ siê wpisywaæ w sztywny schemat pozytywistycznego realizmu, w istocie prezentuj¹ niezwyk³¹ ró¿norodno æ zachowañ i zaskakuj¹cych reakcji psychologicznych w odpowiedzi na problemy, z którymi siê borykaj¹. To wreszcie Prusowskie wizje przysz³o ci i ukazanie zmieniaj¹cego siê tempa ¿ycia nie tyle w opisach funkcjonowania nowych wynalazków i kierunków rozwoju my li technologicznej, ile w krzykliwych polemikach krytyków literackich (np. artyku³ Tadeusza Budrewicza), gdzie szybko æ ripost zdaje siê przypominaæ dzisiejszemu czytelnikowi wymianê informacji na forach internetowych. Niebezpieczeñstwo tkwiæ mo¿e jednak w przesadnym pragnieniu uwspó³cze niania twórczo ci i my li Prusa; chc¹c za wszelk¹ cenê uczyniæ zeñ


237

prekursora nowoczesno ci mo¿emy zapomnieæ, ¿e jego korzenie wyrastaj¹ z dziewiêtnastowieczno ci konkretnej epoki, z jej historycznymi realiami, kultur¹, tradycj¹ i sposobami postrzegania wiata14. Jak pokazuje choæby pobie¿na analiza tekstów, sk³adaj¹cych siê na ksi¹¿kê Boles³aw Prus: pisarz nowoczesny zjawisko nowoczesno ci, rozpatrywane chêtnie w ostatnich latach w perspektywie wieku XIX, ujête w kontek cie twórczo ci jednego pisarza, okazuje siê równie niejednoznaczne i skomplikowane, co próby uchwycenia genezy i charakteru nowoczesnej mentalno ci . Agnieszka B¹bel Agata Grabowska-Kuniczuk

Henryk Sienkiewicz, Listy [od t. 2: Ze zbiorów Juliana Krzy¿anowskiego], konsultant Maria Korni³owicz, Warszawa: Pañstwowy Instytut Wydawniczy T. 1, cz. 1-2, red. i wstêp Julian Krzy¿anowski, oprac. Maria Bokszczanin, wstêp i biogramy adresatów Julian Krzy¿anowski, oprac. i przypisy Maria Bokszczanin (zespó³ listów do M cis³awa Godlewskiego opracowa³ Edward Kiernicki), 1977, 473 + 554 s. T. 2. Cz. 1-3, oprac. wstêp i przypisy Maria Bokszczanin, 1996, 643 + 565 + 666 s. T. 3. Cz. 1-3, [od t. 3:] oprac., wstêp i przypisy Maria Bokszczanin 2007, 594 + 506 + 682 s. T. 4. Cz. 1-3. 2008, 530 + 546 + 666 s. T. 5. Cz. 1-3. 2009, 613 + 635 + 718 s. Na donios³o æ tej edycji sk³ada siê waga autorskiego dzie³a i doskona³o æ jego edytorskiego opracowania. Dzie³em s¹ Listy Henryka Sienkiewicza, po raz 14 Niebezpieczeñstwo

wynikaj¹ce z projekcji wspó³czesnych skojarzeñ i oczekiwañ na tekst dziewiêtnastowieczny dostrzegali badacze twórczo ci Prusa ju¿ w latach sze ædziesi¹tych XX wieku. Warto tu przywo³aæ przyk³ad polemiki Henryka Markiewicza i Ludwika Grzeniewskiego w sprawie przypisu do II wydania Lalki (PIW Warszawa 1960), dotycz¹cego prykaszczyków (którzy czêsto zapuszczali siê w okolice Cytadeli i wchodzili w konflikt z carsk¹ policj¹). Podczas gdy jeden z interpretatorów, zgodnie z dwudziestowiecznym skojarzeniem, widzi w nich rewolucjonistów, usi³uj¹cych nawi¹zaæ kontakt z wiê niami politycznymi s³ynnego Dziesi¹tego Pawilonu, drugi pos³uguj¹c siê wiedz¹ na temat obyczajowych realiów Warszawy koñca XIX wieku uwa¿a bohaterów po prostu za klientów domów publicznych, które wówczas znajdowa³y siê w³a nie w tym rejonie miasta. (Zob. L. B. Grzeniewski, Warszawskie sprawy Lalki Prusa, w: tego¿, Warszawa w Lalce Boles³awa Prusa, Warszawa 1965, s. 309-317; pierwodruk: Stolica 1960, nr 34).


238

pierwszy zebrane w komplecie zachowanych tekstów; ich opracowanie zawdziêcza sw¹ perfekcjê Marii Bokszczanin, edytorce znakomitej i wietnie do tej pracy przygotowanej, doskonale zorientowanej w biografii i twórczo ci pisarza i w problemach epoki. U pocz¹tków tej wielkiej inicjatywy wydawniczej stoi nazwisko Juliana Krzy¿anowskiego, którego nieprzerwane zainteresowanie autorem Trylogii owocowa³o nie tylko pracami monograficznymi i biograficznymi (z podstawowym Kalendarzem ¿ycia i twórczo ci pisarza), nie tylko wieloma rozprawami, artyku³ami i przyczynkami, ale te¿ najpe³niejsz¹ dotychczas edycj¹ jego Dzie³ zebranych w sze ædziesiêciu tomach i po miertnie ju¿ zrealizowanym wydaniem korespondencji. Korespondencji, któr¹ Profesor gromadzi³ latami, systematycznie, tworz¹c g³ówny jej zr¹b podstawê przysz³ego krytycznego wydania. Nazwisko uczonego zostaje tu przywo³ane nie tylko z racji Sienkiewicza. Edytorka, doktor Maria Bokszczanin, wysz³a z jego szko³y. Wspó³pracowa³a ze swym mistrzem przy wielu przedsiêwziêciach naukowych, jego nazwisko patronowa³o wielu jej poczynaniom. Poszczególne etapy jej prac to zatrudnienie w Instytucie Badañ Literackich PAN w latach 1952-1954, piêtnastoletni pobyt w redakcji staropolskiej Pañstwowego Instytutu Wydawniczego (1953-1968) i ponownie etat w IBL PAN (od 1969), gdzie powierzono jej opracowanie w³a nie Listów Sienkiewicza. Maria Bokszczanin w ród swych publikacji ma rozprawy historycznoliterackie, prace bibliograficzne, nade wszystko za ró¿norakie dzia³ania redakcyjne i edytorskie, obejmuj¹ce krytykê tekstu, indeksy, komentarze i przypisy, nieraz skomplikowane i wymagaj¹ce d³ugotrwa³ych kwerend. Do wiadczenia zdobyte w toku tych dzia³añ dotycz¹ zarówno literatury staropolskiej, jak folkloru, jak wreszcie pi miennictwa XIX wieku (zw³aszcza drugiej jego po³owy), a w zakresie dokumentacji równie¿ najbli¿szej nam wspó³czesno ci. Wspomina siê tu o tym, aby uzasadniæ s¹d, ¿e trudno o lepiej przygotowan¹ osobê do podjêcia tak ogromnej i tak trudnej pracy edytorskiej, jak wydanie Listów Sienkiewicza. I trudno oprzeæ siê wra¿eniu, ¿e owa czterdziestoletnia praca, szczê liwie ostatnio zakoñczona, a zainicjowana przez Juliana Krzy¿anowskiego, jest spe³nieniem intencji Profesora i jednocze nie ho³dem z³o¿onym jego pamiêci. Znaczenia samych listów omawiaæ nie ma potrzeby. Do tego, co pisa³ o nich Krzy¿anowski, niewiele da siê dodaæ. S¹ one dokumentem i ilustracj¹ nie tylko ¿ycia i twórczo ci pisarza, jego roli w rodowisku i w spo³eczeñstwie, ale te¿ wa¿kim wiadectwem wielu najistotniejszych wydarzeñ ¿ycia spo³ecznego i narodowego, które Sienkiewicz inicjowa³, w których uczestniczy³ lub które komentowa³. S¹ te¿ jednym wiêcej znakomitym dzie³em wielkiego pisarza, literackim zapisem wspó³czesno ci, notowanym piórem wietnego reportera i wytrawnego prozaika. Walory dokumentacyjne ³¹cz¹ siê w nich z urod¹ narracji, historia


239

z literatur¹. Sienkiewicz objawia siê w nich jako jeden jeszcze z wielkich epistolografów polskich, obok S³owackiego, Krasiñskiego, Kraszewskiego, Orzeszkowej. Wprowadzenie tych listów w obieg naukowy i czytelniczy jest zas³ug¹ Profesora i w jeszcze wiêkszej mierze kontynuatorki jego poczynañ. ¯eby dope³niæ wstêpnej prezentacji dzie³a kilka liczb. Wed³ug szacunkowych obliczeñ Juliana Krzy¿anowskiego listów pisarza mog³o byæ od 10 do 15 tysiêcy15. Wiêkszo æ przepad³a w zawieruchach historii. Edycja gromadzi tekstów 3747, adresatów jest 540 (odliczywszy powtarzaj¹cych siê w suplemencie tomu pi¹tego), wszystko to mie ci siê na ponad 8000 stron druku w czternastu grubych woluminach, ujêtych (z pewn¹ zawi³o ci¹ w numeracji) w piêæ dwulub trzyczê ciowych tomów. Trzeba tu dopowiedzieæ, ¿e blisko jedn¹ szóst¹ tej objêto ci zajmuj¹ wstêpy (w tym du¿a i znakomita rozprawa Marii Bokszczanin Listy Sienkiewicza do Jadwigi Janczewskiej, poprzedzaj¹ca tom drugi), zestawienia oraz indeksy. Do tomu 4 za³¹czono tablicê genealogiczn¹. Blisko 250 ilustracji (wliczaj¹c w to frontispisy) wzbogaca warto æ dokumentacyjn¹ edycji, a s¹ to czêsto rarissima, fotografie lub portrety osób wydobyte z ma³o znanych róde³ i zespo³ów archiwalnych. Niezwyk³a to galeria, grupuje bowiem wbrew przewa¿aj¹cej w takich wydaniach tradycji podobizny nie autora, lecz adresatów listów. Tom pierwszy zaopatrzy³a w materia³ ilustracyjny edytorka, skompletowaniu go dla tomów dalszych po wiêci³a siê Zofia Derna³owicz. Oprawa ilustracyjna jest na tyle rewelacyjna, ¿e nale¿a³oby siê jej oddzielne omówienie.

* Pe³ny obraz sytuacji komunikacyjnej daæ mo¿e tylko kompletny dwug³os korespondentów, w przemiennym uk³adzie przesy³ek: list odpowied . Wtedy dopiero mo¿na ledziæ na podstawie pe³nej dokumentacji w¹tki problemowe, ci¹gi tematyczne, wzajemne stymulacje, mowê aluzji i podtekstów, trafno æ dyskusyjnych argumentów. Wtedy te¿ ods³aniaj¹ siê znacznie wyrazi ciej postaci korespondentów, ich wzajemne stosunki, ich charaktery. Próby wydania dwug³osów korespondencyjnych podejmowano w dziejach polskiego edytorstwa ju¿ w pocz¹tku XX wieku (listy Krasiñskiego i Reeve a, opublikowane przez Józefa Kallenbacha w roku 1902), w drugiej po³owie stulecia prób takich pojawi³o siê wiêcej. Trudno przeceniæ po¿ytki wydañ takiego typu. Jest to, jak siê wydaje, coraz wyra niejsza tendencja w edytorstwie epistolografii, choæ oczywi cie zale¿na od stanu zachowanych materia³ów. 15

J. Krzy¿anowski, Listy Henryka Sienkiewicza, w: H. Sienkiewicz, Listy. T. 1. Cz. 1. Warszawa 1977, s. 7.


240

Sienkiewicz nie archiwizowa³ przychodz¹cych do niego listów. Nie mia³ zbierackich zainteresowañ Orzeszkowej pisze Julian Krzy¿anowski nie tworzy³ archiwum listów odbieranych [ ]. Bêd¹c w ustawicznej podró¿y po Polsce i Europie, wiêkszo æ otrzymywanej korespondencji kierowa³ do kosza 16. Tym wa¿niejsza rola edytora, tym potrzebniejsze odtworzenie kontekstu listów w ró¿nych formach rozbudowanego komentarza. Temu komentarzowi Maria Bokszczanin po wiêci³a ogrom pracy. Nie zdecydowa³a siê jednak cytowaæ nielicznych zachowanych listów do pisarza w przypisach, usprawiedliwiaj¹c to obaw¹ przed ich nadmiern¹ rozbudow¹; nie by³a tu jednak (na szczê cie) konsekwentna i kilka takich tekstów w nim siê znalaz³o (zw³aszcza w tomie drugim mieszcz¹cym listy do Janczewskich jak siê zdaje, najbli¿sze sercu edytorki). Komentarz rozpisany zosta³ na kilka g³osów. Istotne wiadomo ci dla rozumienia tekstów znalaz³y siê we wstêpach i w notach edytorskich do kolejnych tomów. Form¹ komentarza s¹ równie¿ indeksy (o czym ni¿ej). Podstawowa jego czê æ zamyka siê jednak w dwojakiej formie zapisu: w biogramach adresatów, poprzedzaj¹cych ka¿d¹ grupê listów, i w przypisach (rzeczowych i jêzykowych). Biogramy w tomie pierwszym wysz³y spod pióra Juliana Krzy¿anowskiego, tomy dalsze zaopatrzy³a w nie Maria Bokszczanin. W ka¿dym z nich szczególnie cenna jest czê æ informuj¹ca o charakterze stosunków adresata z pisarzem. Tutaj te¿ mieszcz¹ siê dane o proweniencji tekstów, ich wcze niejszych publikacjach, o podstawie druku, wraz z opisami bibliograficznymi. Przypisy imponuj¹ zakresem, szczegó³owo ci¹, precyzj¹. S¹ wiadectwem rozleg³ej erudycji edytorki, jej wietnego warsztatu roboczego, wytrwa³o ci i skrupulatno ci. Ale s¹ te¿ przyk³adem zdyscyplinowanej redakcji komunikatu, ograniczaj¹ siê nie trac¹c nic ze swej warto ci informacyjnej do wiadomo ci najkonieczniejszych, z chwalebnym unikniêciem komentatorskiego gadulstwa. Oprawa edytorska tego wydania s³u¿yæ mo¿e jako wzór funkcjonalnego opracowania. W tomach listów kierowanych do adresatów ró¿nych znajduj¹ siê zestawienia chronologiczne, pozwalaj¹ce na koordynacjê zasobu epistolograficznego z biegiem ¿ycia lub twórczo ci, a tak¿e z wydarzeniami dziej¹cej siê historii. (Takie zestawienie okaza³o siê zbêdne w tomie drugim, zawieraj¹cym listy do Janczewskich, stanowi¹ce jeden ci¹g czasowy). Indeksy nazwisk wzbogacone zosta³y w has³o Sienkiewicz Henryk, które przedmiotowo wykazuje wszelkie wzmianki w tekstach, uporz¹dkowane w grupach (ró¿nych w ró¿nych tomach): Biografia, Adresy Sienkiewicza, Twórczo æ (ten dzia³ opracowano 16 Tam¿e.


241

z drobiazgow¹ szczegó³owo ci¹, uwzglêdniaj¹c równie¿ poprawki do w³asnych utworów, zg³aszane przez pisarza, umowy i honoraria autorskie, informacje o tytu³ach utworów i ich zmianach), Pseudonimy, Utwory nieznane, Utwory zaniechane i inne tym podobne. Towarzysz¹ im indeksy nazw geograficznych oraz indeksy rzeczowe. To równie¿ sui generis komentarz, zespó³ tekstów pomocniczych, stanowi¹cych o tym, ¿e wydanie Listów mo¿na traktowaæ równie¿ jako sienkiewiczowskie kompendium podrêczne, nieomal jako encyklopediê pisarza.

* Wspó³czesne edytorstwo zdaje siê odchodziæ od pojêcia tekstu kanonicznego, niezmienialnego, danego raz na zawsze. Kolejne odczytania powo³uj¹ teksty odmienne, ró¿ni¹ce siê niekiedy w drobnych szczegó³ach, czasem jednak w sposób zasadniczy. Do æ przywo³aæ za przyk³ad próby rekonstrukcji niektórych dzie³ S³owackiego. Ów problem wystêpuje szczególnie wyra nie przy edycjach utworów zachowanych w wielo ci przekazów, w autografach autorsko nieuporz¹dkowanych, w tekstach przekszta³canych przez samych autorów. Efekt koñcowy jest rezultatem interpretacji tekstologicznej, edytor pe³ni tu funkcjê bardzo istotn¹, jako redaktor ostatecznego brzmienia tekstu. Rzec by siê chcia³o: wspó³autor, gdyby nie obawa przed zbyt prowokacyjnym brzmieniem takiego sformu³owania. Ale i w edytorstwie epistolograficznym, gdzie zasadniczo mamy do czynienia z przekazem pojedynczym, edytor ma wp³yw istotny zarówno na obraz ca³ego zbioru, jak i na wygl¹d szczegó³ów, co daje siê zauwa¿yæ równie¿ na przyk³adzie Listów Sienkiewicza. Etap pocz¹tkowy zgromadzenie podstawowego zespo³u tekstów i nadanie im charakteru dzie³a pisarza nale¿y do Juliana Krzy¿anowskiego. (W tomie drugim, w grupie listów do Jadwigi i Edwarda Janczewskich, pojawia siê notatka: Opracowa³a i dope³ni³a Maria Bokszczanin ). Wyodrêbnienie wszystkich listów w jednym zwartym bloku nadaje im status odrêbnej dziedziny twórczo ci, quasi-dzie³a. Z dwóch mo¿liwych uk³adów: ukszta³towania tego bloku w jednolitym ci¹gu chronologicznym lub w grupach wed³ug adresatów wybrano ten drugi, preferuj¹cy ogl¹d ca³o ci, podporz¹dkowany charakterystyce spraw i stosunków ³¹cz¹cych autora z kolejnymi osobami. (W toku prac poprawiono kilkakrotnie omy³kowe przyporz¹dkowania listów niew³a ciwym adresatom). Za podstawê druku przyjêto autograf, w przypadku jego braku, najbardziej wiarogodne jego odwzorowanie lub publikacjê. Skontrolowano równie¿ lekcje wydawców wcze niejszych. Oczywista jest odpowiedzialno æ edytora za


242

brzmienie tekstów, ich odczytanie, ujawnienie spod skre leñ redakcji uprzednich, za retusz modernizacyjny, wreszcie za emendacje i koniektury, zarówno autorskich lapsus calami, jak i b³êdów wydañ poprzednich; za zabiegi ujednolicaj¹ce, konieczne w sytuacji, gdy podstawy poszczególnych tekstów s¹ tak bardzo ró¿norodne i czêsto nieautentyczne (odpisy, kopie), jak w tym zbiorze. K³opotliwym w takich edycjach problemem bywa weryfikacja datowania listów i ustalenie dat brakuj¹cych; k³opotliwym, ale bardzo wa¿nym, jako ¿e chronologia jest jednym z kryteriów uk³adu (w obrêbie grupy wyznaczonej nazwiskiem adresata). Wszystkie te dzia³ania zosta³y przeprowadzone z najwy¿sz¹ staranno ci¹. Gdzie to by³o mo¿liwe (czyli: przy listach, których autografy lub ich podobizny uda³o siê odszukaæ) poprawiono b³êdy dawniejszych edytorów. W sumie otrzymujemy teksty przygotowane z wielk¹ precyzj¹, z odpowiedzialno ci¹, z trosk¹ wspart¹ na do wiadczeniach wieloletniej pracy wydawniczej, znajomo ci metodologii edytorskiej i na wielkiej erudycji edytorki. Mamy do czynienia z modelow¹ edycj¹ epistolograficzn¹. Z wydaniem, które w ogólnej kompozycji ca³o ci, w trosce o funkcjonalno æ rozwi¹zañ, o budowê informacyjnego kontekstu dla listów, o pieczo³owito æ odczytañ mo¿e stanowiæ wzór dla innych podobnych inicjatyw. Postawiæ je mo¿na obok klasycznej ju¿ edycji tego typu: Listów zebranych Orzeszkowej. Zas³uga to g³ównie Marii Bokszczanin. Towarzyszy³ jej w tych trudach zespó³ redakcyjny z ramienia Pañstwowego Instytutu Wydawniczego w osobach Zofii Bartoszewskiej, Krystyny Podgóreckiej i Dobros³awy Pañkowskiej. Patronat naukowy nad Listami obj¹³ Instytut Badañ Literackich PAN, od pocz¹tku zapewniaj¹cy pomoc, równie¿ organizacyjn¹. Trzeba jednak by³o wytrwa³o ci i determinacji g³ównej autorki tych poczynañ, aby ca³o æ wydania ci¹gn¹cego siê lat trzydzie ci trzy, dzielonego z winy historii wieloletnimi przerwami (tom drugi ukaza³ siê w dziewiêtna cie lat po pierwszym!) mog³a byæ doprowadzona do koñca. Nieczêsty to przyk³ad wierno ci podjêtym zobowi¹zaniom naukowym. Nieczêsty i jak¿e znakomity. Miar¹ oceny, jak¹ przypisano Listom, jest nagroda Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, wysokie odznaczenie pañstwowe edytorki, a tak¿e wyrazy uznania ze strony rodowiska literacko-naukowego: presti¿owa nagroda edytorska PEN Clubu. To instytucjonalne i formalne wiadectwa znaczenia tej inicjatywy. Jej sens istotny bêdzie siê realizowa³ w odbiorze czytelniczym i warsztatach badawczych historyków literatury. Roman Loth


243

Beata K. Obsulewicz-Niewiñska, Nieoba³amucona wra¿liwo æ. Pisarze pozytywizmu o filantropii i mi³osierdziu, Wydawnictwo KUL, Lublin 2008, ss. 500. ¯ebracy, kokoty, wiê niowie, pozytywi ci i Bo¿e mi³osierdzie (zdanie zamieszczone na obwolucie) o tym traktuje znakomity zbiór studiów Beaty Obsulewicz-Niewiñskiej. Autorka siêgaj¹c po temat dobroczynno ci, filantropii i mi³osierdzia pokazuje czytaj¹cemu znany , a jednak nieznany pozytywizm. Punktem wyj cia rozwa¿añ, które, jak uprzedza badaczka, nie maj¹ ambicji monografii, jest hipoteza, ¿e pozytywi ci [ ] odznaczali siê ¿ywio³ow¹ wra¿liwo ci¹ na biedy oraz potrzeby poszczególnych jednostek i grup spo³ecznych, a zarazem przenikliw¹, uporz¹dkowan¹, nawet zrygoryzowan¹ wiedz¹, jak owym brakom i biedom zaradziæ (s. 11). Jest to jednak dopiero zarzewie wnikliwych dociekañ, bowiem poci¹ga szereg pytañ, niejednokrotnie rozga³êziaj¹cych siê i tworz¹cych sieæ problematyki niezmiernie szerokiej, wykraczaj¹cej daleko poza zakres literaturoznawczy. Dlatego te¿ dociekania na polu rodzimym wymaga³y rozleg³ej wiedzy humanistycznej: teologicznej, historycznej, socjologicznej, filozoficznej, prawniczej Temu zadaniu autorka sprosta³a, s³usznie asekuruj¹c siê w wielu miejscach wskazywaniem grona specjalistów, którzy mogliby w przysz³o ci zaj¹æ siê problematyk¹ przez ni¹ zaledwie rozpoznan¹. Zaledwie to w tym wypadku bardzo wiele. Istotne jest bowiem samo dostrze¿enie luk w dotychczasowych badaniach nad literatur¹ drugiej po³owy XIX wieku i stawianie w³a ciwych pytañ. A odpowiedzi? Istot¹ literaturoznawstwa jest dociekanie. Beata Obsulewicz-Niewiñska wietnie, bo ze znawstwem ale i pokor¹ wobec materii badawczej, docieka. Badania obejmuj¹ korespondencjê, publicystykê i beletrystykê znanych twórców: Henryka Sienkiewicza, Elizy Orzeszkowej, Marii Konopnickiej, Boles³awa Prusa i Aleksandra wiêtochowskiego, okazjonalnie Adolfa Dygasiñskiego. Olbrzymi materia³ egzemplifikacyjny ograniczaj¹ ramy chronologiczne za punkt wyj cia przyjêto rok 1866 (debiut literacki Orzeszkowej) za terminus ante quem stanowi rok 1916 ( mieræ Sienkiewicza), zatem pó³wiecze. Autorka porz¹dkuje swe rozwa¿ania poprzez podzia³ na siedem rozdzia³ów-studiów, z których wiêkszo æ jest dodatkowo rozbita na drobniejsze szkice. Dziêki temu ogl¹d jest wszechstronny i nie gubi¹ siê pomniejsze, niejednokrotnie istotne spostrze¿enia. Rozdzia³ I (Problemy wêz³owe) daje obraz z³o¿ono ci fenomenu mi³osierdzia, ju¿ na poziomie semantycznym. Powo³uj¹c siê na prace Tadeusza Sinki, Józefa Korpantego, Borysa £apickiego, Leszka Matei, Józefa Zabielskiego i Scotta Davisa, autorka wskazuje na bliskie pojêciu mi³osierdzia: humanitas, clementia,


244

liberalitas, beneficentia, beneficjum i philantropia, jako odpowiednik ³aciñskiego misericordia. Powszechnie stosowane w dziewiêtnastowiecznej publicystyce okre lenie filantropia (dobroczynno æ motywowana wzglêdami czysto humanitarnymi) by³o zamiennikiem dla mi³osierdzia (dobroczynno ci z pobudek religijnych, charytatywnych) (s. 22). Jak pojmowano mi³osierdzie w XIX wieku? Co kszta³towa³o wiedzê na ten temat? Autorka sonduj¹c szereg pism religijnych, katechizmów, kazañ, nie dochodzi do kategorycznych odpowiedzi. Refleksja nad mi³osierdziem by³a stale obecna w dziewiêtnastowiecznym pi miennictwie religijnym, ale nieeksponowana, zatem niepodnoszona do rangi doskona³o ci. Badaczka dostrzega proces destrukcji mi³osierdzia, za przyczynê podaj¹c m.in. rozpowszechnienie pogl¹dów Karola Darwina, Herberta Spencera, krytyki Fryderyka Nietzschego, ataki socjalistów i marksistów. Bliska mi³osierdziu filantropia jest deprecjonowana przez wrogów programu pracy organicznej i pracy u podstaw. Kolejn¹ przyczyn¹ degradacji jest nagabywanie , namolny dydaktyzm. Autorka w swych wstêpnych uwagach po wiêca te¿ miejsce z³u jako pobudce dla mi³osierdzia. Kontrowersje budzi budowa tego wa¿nego rozdzia³u. Otó¿ tre ci merytoryczne s¹ doklejane do szkieletu konstrukcyjnego, jakim jest wiersz Wis³awy Szymborskiej W parku. Zabieg tyle¿ urokliwy, co zbêdny, zwa¿ywszy na charakter pracy. T³umaczy siê to zapewne niebanalnym, jak na wywód naukowy, zaanga¿owaniem emocjonalnym (autorka zdaje sobie z niego sprawê, s. 15), który zdaje siê jednakowo¿ trudny do unikniêcia przy tego rodzaju problematyce, dlatego te¿ zapewne w wielu miejscach rozwa¿ania nabieraj¹ cech eseju. Z rozdzia³u Rubryka i rêka. Pozytywistów do wiadczenia z teori¹ i praktyk¹ filantropijn¹ dowiadujemy siê, jakie dzia³ania filantropijne podejmowali b¹d wspierali wskazani pisarze. Je li idzie o publicystykê, to najszerzej pisa³ o dobroczynno ci wiêtochowski, st¹d zasadne po wiêcenie mu odrêbnej ca³ostki. Pos³a Prawdy wyró¿nia szczególna troska o o wiatê i edukacjê. Podejmowa³ on liczne próby forsowania nowoczesnego modelu kszta³cenia i zabiegi dla upowszechniania nauki. On, jak inni twórcy, widzia³ zasadno æ funkcjonowania towarzystw filantropijnych, których kasy by³y zasilane przez regularne sk³adki. W felietonach dawa³ wyraz trosce o warstwê w³o ciañsk¹, dzieci, a nawet zwierzêta. Prostytucjê traktowa³ z rezerw¹, jako skutek niesprawiedliwo ci spo³ecznej wobec kobiet. Odraz¹ natomiast napawa³o go zjawisko ¿ebractwa, czym daje siê t³umaczyæ brak figury ¿ebraka w jego twórczo ci. Wszyscy interesuj¹cy autorkê pisarze zgodnie potêpiali okazjonalne kwesty, bêd¹ce objawami chorego , zak³amanego , nierozs¹dnego mi³osierdzia (s. 47). Wszyscy te¿ uczestniczyli w odczytach, anga¿owali siê w dzia³alno æ licznych towarzystw dobroczynnych. Ich bol¹czk¹ by³ problem dziedziczenia nêdzy, interesuj¹cy zw³aszcza Prusa


245

i Sienkiewicza. Stosunek do filantropii mo¿e byæ nacechowany neofityzmem (Orzeszkowa) lub sceptycyzmem (Prus), pozostaje jednak aprobata, czy wrêcz wiadomo æ potrzeby filantropii jako czynnika scalaj¹cego polsko æ. Autorka w podsumowaniu wskazuje na uniwersalizm pozytywistycznej wizji filantropii obejmuj¹cej opiek¹ wszystkich i daj¹cej te¿ ka¿demu szansê wiadczenia drugiemu dobra. O ¿ebractwie wiele pisano, dlatego, podejmuj¹c ten temat, si³¹ rzeczy szkicowo, Beata Obsulewicz-Niewiñska mia³a solidn¹ podstawê historyczn¹ i socjologiczn¹. Na tym pod³o¿u autorka sytuuje swoje literackie dociekania w rozdziale Wrzody czy stygmaty? Pozytywi ci o kondycji ¿ebraczej. Wieloperspektywiczny ogl¹d zjawiska owocuje ciekawymi analizami opatrzonymi zaskakuj¹cymi spostrze¿eniami i uwagami. ¯ebractwo by³o dla pozytywistów problemem przede wszystkim spo³ecznym, a dopiero potem moralnym. Poza nawias zostaj¹ wyrzuceni starcy, kobiety samotne (zazwyczaj wdowy) i dzieci. Autorka odnotowuje brak kalek b¹d udaj¹cych u³omno æ, co przecie¿ w realnym wiecie by³o zjawiskiem nagminnie piêtnowanym. Osadzeni s¹ zazwyczaj w mie cie, gdzie budz¹ doznania ambiwalentne, natomiast na wsi otacza ich przychylno æ. Odziani w ³achmany, na ogó³ w scenerii realistycznej, co ciekawe, nie cuchn¹. To pominiêcie wydaje siê znacz¹ce, równie¿ dla rozwa¿añ na polu estetyki pozytywistycznej. K³opotliwe jest obcowanie z ¿ebrakiem i praktyczne realizowanie wobec niego postulatu mi³osierdzia, z drugiej strony to nêdzarz jest czêsto ostatni¹ osob¹ przy ³o¿u umieraj¹cego, chcia³oby siê powiedzieæ niczym Charon odprowadza w za wiaty cich¹, be³kotliw¹ modlitw¹, za któr¹ dostanie ja³mu¿nê (autorka obserwuje ciekawe zjawisko okaleczenia mowy u ¿ebraków: cierpienie upokarza jêzyk , s. 143). Do ciekawszych spostrze¿eñ, których tu niema³o, nale¿y zdanie wieñcz¹ce czê æ Julka, czyli mietnik: Spacery po mietnikach koñczy³y siê w czterech jednakowo niezno nych, niewygodnych pozycjach: pos³aæ do pracy przymusowej, wytêpiæ, uciekaæ przed eksplozj¹, gdy mietnik zacznie wrzeæ, zaufaæ kruchej utopii, ¿e z cierpieniem mo¿na nawi¹zaæ, mimo wszystko, dialog (s. 145). Dobrym sêdzi¹ ledczym okazuje siê autorka, przes³uchuj¹c wszelakich reprezentantów dziewiêtnastowiecznego prawa i jego ofiary (rozdzia³ Rozerwaæ kajdany z³a. Pozytywi ci o prawo³omno ci i karaniu), którzy maj¹ wiadczyæ, ¿e pozytywi ci byli adwokatami nieutracalnej ludzkiej godno ci (s. 250). Pisarze zgodnie dostrzegaj¹ brak moralnych podstaw dla os¹du jednego cz³owieka nad drugim z uwagi na wspóln¹ im u³omno æ. Rozwa¿ania na ten temat prowadzone s¹ w oparciu o wiele utworów, z których na bli¿sz¹ uwagê autorki zas³u¿y³y dwa opowiadania: Konopnickiej Przed s¹dem i Orzeszkowej Chochlik-Psotnik. W sk³ad systemu s¹downiczego wchodzili równie¿ niedokszta³ceni pok¹tni


246

doradcy, dla których zajêcie to by³o niemal ostateczn¹ mo¿liwo ci¹ utrzymania. W ród nich wyró¿nia³y siê marne kreatury zwane mikrobami . Byli te¿ naturalnie adwokaci. Ich wszystkich autorka pracy pieczo³owicie wy³uska³a z fabu³ literackich i ze znawstwem osadzi³a na gruncie historycznym, prawnym i politycznym, sonduj¹c przy tym ich czyny z perspektywy mi³osierdzia. Nie gorzej autorka obeznana jest ze wiatkiem przestêpczym i wiêziennym, którym wespó³ z innymi twórcami próbuje przywróciæ godno æ. Taka my l towarzyszy Konopnickiej, która ¿ywo interesowa³a siê kryminologi¹ i wizytowa³a wiêzienia, utyskuj¹c na warunki tam panuj¹ce. Perspektywa filantropijna ka¿e dostrzegaæ w wielu drobnych aktach czynów mi³osiernych, jak zrozumienie, wspó³-odczuwanie, nieos¹dzanie, wybaczenie. Tym tropem biegnie my l Beaty Obsulewicz-Niewiñskiej, pod¹¿aj¹c zreszt¹ za refleksj¹ wspóln¹ omawianym twórcom. W centrum swojej pracy autorka osadzi³a rozdzia³ najkrótszy, po wiêcony prostytucji: Nikt ciê nie potêpi³? Pozytywi ci o kobietach upad³ych. Badaczka na szczup³ym, wskutek narzuconego re¿imu, materiale badawczym wypracowuje szereg wniosków, rozpoczynaj¹c od dochodzenia do prawdy dzi powszechnie znanej, ¿e mê¿czyzna w XIX wieku by³ uprzywilejowany w sferze seksualnych zachowañ i bezkarny. Przedstawiaj¹c dzieje prostytucji w XIX wieku, pomija przemilczany przez literaturê, a powszechnie wówczas znany, proceder handlu ¿ywym towarem. Jego ofiarami by³y zazwyczaj ¯ydówki, za odbywa³o siê to pod patronatem Warszawskiego Towarzystwa Wzajemnej Pomocy (pó niej Cwi Migdal), które oficjalnie mia³o charakter filantropijny. W 1892 roku odby³ siê g³o ny proces ¿ydowskich strêczycieli, z którymi jednakowo¿ wspó³pracowali chrze cijanie. Prewencj¹ zajmowa³o siê m.in. Katolickie Towarzystwo Opieki Dworcowej dzia³aj¹ce w Poznaniu. Przyk³ady literackie pokazuj¹, jak trudna jest resocjalizacja, czêsto nie z powodu braku chêci poprawy, lecz z uwagi na obyczajowy os¹d, który zreszt¹ dotyka ca³ej rodziny. I tutaj autorka szuka miejsca na mi³osierne zapomnienie o przesz³o ci, które by³e nierz¹dnice mog³y odnale æ w owianym tajemnic¹ Zgromadzeniu Matki Bo¿ej Mi³osierdzia. Z uwagi na wiele cennych informacji o magdalenkach rozdzia³ ma du¿y walor poznawczy. Autorka ods³ania legendotwórcze sekrety sióstr, które zosta³y literacko unie miertelnione przez Prusa w Lalce. Wymóg milczenia przy ul. ¯ytniej 3 w Warszawie i surowo æ w traktowaniu pensjonariuszek autorka t³umaczy jako dowód wielkiej znajomo ci czasu, w którym ¿y³a (s. 277) matka prze³o¿ona. Mi³osierdzie mo¿na okazaæ prostytutce poprzez zapomnienie i nieprzypominanie. Ta mi³osierna amnezja jest postulowana przez Orzeszkow¹ (Dwie, Dziwak) i Konopnick¹ (Anusia). Warto zwróciæ uwagê na wietn¹ mikrologiczn¹ analizê opowiadania Konopnickiej i propozycjê odczytania go jako dziewiêtnastowiecznego


247

szkicu hagiograficznego. Natomiast pozostaje zagadk¹, czemu autorka nie siêgnê³a w tym rozdziale po dramat wiêtochowskiego Ojciec Makary, którego bohaterka, Regina (sama pomawiana o niemoralno æ), wiadczy pomoc prostytutce. ¯e okazuje siê to nieskuteczne, to inna sprawa. Jest jednak intencja dobroczynna. Przyk³ad ten jest wart rozwa¿enia, chocia¿by ze wzglêdu na odmienn¹ perspektywê twórcz¹. Jeszcze bardziej dziwi pominiêcie tego dramatu przy okazji rozwa¿añ na temat form wiadczenia filantropii (Regina wspiera anonimowo, czyli bezinteresownie, wiele osób) i poszukiwañ Boga mi³osiernego17, a powo³uje siê wszak autorka na ostatni¹ czê æ cyklu Dusze nie miertelne. Czyni to przy okazji prezentacji dzia³alno ci Zakonu Zgromadzenia Sióstr Mi³osierdzia w. Wincentego à Paulo (rozdzia³ Mistyfikacje i wiarygodno æ. Zmagania dobroczyñców z mi³osierdziem). Szarytki (tak s¹ zwane potocznie) szczególnie interesowa³y Prusa (autorka skwapliwie to dokumentuje) i reprezentowa³y aprobowany przez niego styl bycia kobiet¹ (s. 350). Powodem by³a pozbawiona znamion manifestacji praca dla dobra innych bez jednoczesnego wyzbycia siê cech indywidualnych. Taka (w ogromnym uproszczeniu) jest regu³a wincentyñska. £atwo dostrzec, ¿e habit w tych okoliczno ciach u³atwia kobiecie samorealizacjê, co pozostaje przecie¿ w zgodzie z ide¹ emancypacji. Sposób prezentacji literackich szarytek w pe³ni odzwierciedla powszechn¹ sympatiê i szacunek dla ich po wiêcenia i pracy. Poczynaj¹c od Matki Apolonii (Emancypantki), predyspozycji Madzi Brzeskiej do bycia szarytk¹ (zdaniem autorki, bohaterka w sposób nieu wiadomiony szarytk¹ jest jeszcze zanim odwiedzi klasztor), Beata Obsulewicz-Niewiñska snuje klarowny wywód zmierzaj¹cy do odnalezienia pokrewieñstwa miêdzy szarytkami i pozytywistami w kwestii pracy u¿ytecznej i organicznej. Za materia³ egzemplifikacyjny s³u¿¹ w przewa¿aj¹cej mierze utwory Orzeszkowej: Eli Makower, Pani Luiza, Z ró¿nych dróg, Ascetka, Posucha, I pie ñ niech zap³acze, Sienkiewicza Lux in tenebris lucet. Na osobn¹ uwagê zas³uguj¹ rozwa¿ania na temat pobudek, którymi kieruje siê Emilia Chwastowska (Rodzina Po³anieckich), wstêpuj¹c do zakonu, i jej faktycznego powo³ania. W istocie celem jest samobójstwo dyskwalifikuj¹ce, jak mo¿na by przypuszczaæ, bohaterkê na polu mi³osierdzia. 17 Godna podziwu skrupulatno æ autorki w tropieniu werbalnych odwo³añ do mi³osiernego Boga w rozdziale ostatnim nie siêgnê³a znamiennych s³ów poganina cytowanych przez Makarego dla wskazania, jak mo¿na przypuszczaæ na podstawie kontekstu, w³a nie tej Boskiej cechy: Bóg nie mo¿e byæ z³ym [podkr. AJ-S], tylko le zrozumianym (A. wiêtochowski, Ojciec Makary, w: tego¿, Dusze nie miertelne, oprac. i wstêp S. Sandler, Wroc³aw 1957, s. 82). Za wyprawa bohatera na Madagaskar jest motywowana m.in. nadziej¹, ¿e tam i Bóg mo¿e ³askawszy [podkr. AJ-S] (dz. cyt., s. 107).


248

Autorka pracy bierze jednak Chwastowsk¹ niejako w obronê, wnikaj¹c g³êboko w istotê wincentynizmu. Czytaj¹c o fa³szywej filantropii, oczywi cie trafiamy na Dobr¹ pani¹ Orzeszkowej. Tutaj trudno oczekiwaæ jakich rewelacji, a jednak autorka proponuje nowe, acz karko³omne, biograficzne odczytanie w konstrukcji g³ównej bohaterki dociekañ pisarki na temat w³asnej osoby. Rozwa¿ania dotycz¹ce dobroczynno ci zinstytucjonalizowanej ilustruje Mi³osierdzie gminy Konopnickiej. Jest to okazj¹ dla zaprezentowania, nie po raz pierwszy, drobiazgowo ci w obcowaniu z tekstem i szczególnego wyczulenia. Wyrazisty dla ka¿dego kontekst biblijny opowiadania budzi w badaczce podejrzliwo æ, której konsekwencj¹ jest szereg pytañ rzucaj¹cych nowe wiat³o na znany tekst. Rozdzia³ ostatni: Szukaj¹cy zagubionego. Pozytywi ci i Bóg mi³osierny, przynosi syntetyczny, uporz¹dkowany obraz obecno ci Boga mi³osiernego w pisarstwie kolejno: wiêtochowskiego (najkrócej i bez odwo³añ do twórczo ci literackiej), Sienkiewicza (Za chlebem, Szkice wêglem, Bez dogmatu, Rodzina Po³anieckich, Orso), Orzeszkowej (Eli Makower, Z³ota hrabinka, Na prowincji, Meir Ezofowicz, Dnie, Ascetka), Konopnickiej (Pod prawem, O krasnoludkach i o sierotce Marysi, Jakton), Prusa (Powracaj¹ca fala, Placówka, Widzenie). Du¿o i wnikliwie pisze autorka zw³aszcza o Orzeszkowej, której twórczo ci¹ zajmuje siê od lat. Beata Obsulewicz-Niewiñska dostrzega kompetencjê w my leniu pisarki o mi³osierdziu Bo¿ym. Podkre la, ¿e Orzeszkowej intuicje teologiczne s¹ wyprowadzone z egzystencji i maj¹ charakter konkretnej propozycji, pomagaj¹cej bohaterom literackim ¿yæ. Z ciekawszych propozycji warto wymieniæ te¿ odczytanie Jaktona Konopnickiej jako przypowie ci o mi³osierdziu i wyczuliæ na wnioski, do których prowadzi przyjrzenie siê na nowo planowi intertekstualnemu Powracaj¹cej fali Prusa. Zwieñczeniem rozdzia³u s¹ ujête w trzydziestu trzech punktach Komponenty pozytywistycznej teologii mi³osierdzia . Tak, pozytywi ci chcieli byæ lud mi mi³osiernymi i w wielu wypadkach uda³o im siê to pragnienie urzeczywistniæ (s. 471) tym jasno skrystalizowanym zdaniem w zasadzie praca siê koñczy i wywód nie wymaga wsparcia wierszami Emily Dickinson i Zbigniewa Herberta. Nie sposób w krótkiej recenzji omówiæ wszystkich niedoci¹gniêæ, a tym bardziej, stanowi¹cych d³ug¹ listê, zalet tej ksi¹¿ki. Bez w¹tpienia ten zbiór szkiców (próba monografii) w znacznej mierze przybli¿a nas do wieku XIX albo odwrotnie ze wzglêdu na uniwersalne, jak wielokrotnie podkre la Beata Obsulewicz-Niewiñska, pogl¹dy pozytywi ci zbli¿aj¹ siê do naszych czasów. Formu³a ksi¹¿ki pozwala czytaæ j¹ zarówno w ca³o ci, jak i we fragmentach, pod¹¿aæ za my l¹ autorki, ale i zatrzymywaæ siê nad drobiazgami, zwiedzaæ wiek XIX, jednocze nie przygl¹daj¹c siê wspó³czesno ci,


249

anga¿owaæ swój intelekt, jak te¿ i uczucia, potwierdzaæ i zaprzeczaæ, a przede wszystkim czerpaæ wiedzê i inspiracjê. Agnieszka Janiak-Staszek

Polski cykl liryczny, red. Krystyna Jakowska i Dariusz Kulesza, Wydawnictwo Uniwersytetu w Bia³ymstoku, Bia³ystok 2008, ss. 461; Cykle i cykliczno æ. Prace dedykowane Pani Profesor Krystynie Jakowskiej, red. Anna Kie¿uñ i Dariusz Kulesza, Trans Humana, Bia³ystok 2010, ss. 364. Nigdy wcze niej nie mówiono tyle o cyklu, ile mówi siê obecnie, i zdaje siê, ¿e to, co zdefiniowaæ mo¿emy jako swoisty dyskurs cyklologiczny, ju¿ na sta³e wpisa³o siê w krajobraz polskiego literaturoznawstwa. I dobrze. M³ody, jeszcze nie ca³kiem okie³znany nurt refleksji stwarza szerokie mo¿liwo ci dla nowatorskich odczytañ dzie³ literackich, ale w szerszej perspektywie czyni tak¿e zado æ aktualnym tendencjom promuj¹cym interdyscyplinarno æ legitymizuje praktyki sytuuj¹ce siê w domenie komparatystyki interdyscyplinarnej, w której centrum znajdowaæ ma siê cykl jako kategoria kompozycyjna charakterystyczna dla wszelkich form artystycznej ekspresji, a przypominaj¹ca o tym, co za Borysem Uspienskim nazwaliby my strukturaln¹ wspólnot¹ sztuk18. Zgrupowane w obu tomach studia i szkice s¹ rezonansem fali zainteresowania cyklem literackim, jaka opanowa³a rodzimy dyskurs filologiczny po rednio za spraw¹ miêdzyinstytutowego projektu badawczego kierowanego przez Rolfa Fiegutha19. ¯ywe kontakty slawisty z Instytutem Badañ Literackich PAN, a tak¿e z pracownikami Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu w Bia³ymstoku zaowocowa³y wzmo¿on¹ aktywno ci¹ konferencyjn¹, ta za przynios³a seriê publikacji sygnowanych tytu³em Wokó³ cyklu. Kolejno ukazywa³y siê jako posympozjalne plony Cykl literacki w Polsce (red. K. Jakowska, B. Olech 18 B. Uspienski, Poetyka kompozycji. Struktura tekstu artystycznego i typologia form kom-

pozycji, prze³. P. Fast, Katowice 1997, s. 191-244. 19 Zespó³ ów, powo³any do istnienia na Uniwersytecie Fryburskim u schy³ku ubieg³ego wieku, za cel nadrzêdny obra³ przygotowanie podstaw dla przysz³ego d³ugofalowego opracowania teorii i historii europejskiego cyklu poetyckiego od renesansu po wiek XX. Efektem projektu jest, miêdzy innymi, warta uwagi publikacja dotycz¹ca strategii cyklizacyjnych w poezji europejskiej XIX wieku: R. Fieguth, A. Martini (Hrsg.), Die Architektur der Wolken: Zyklisierung in der europäischen Lyrik des 19. Jahrhunderts, Bern 2005.


250

i K. Soko³owska, Bia³ystok 2001); Cykl i powie æ (red. K. Jakowska, D. Kulesza i K. Soko³owska, Bia³ystok 2004); Semiotyka cyklu. Cykl w muzyce, plastyce i literaturze (red. M. Demska-Trêbacz, K. Jakowska i R. Sioma, Bia³ystok 2005), w koñcu, interesuj¹ce nas w tym miejscu zbiory Polski cykl liryczny i Cykle i cykliczno æ20. Trudno w recenzyjnym skrócie przed³o¿yæ kluczowe osi¹gniêcia serii, ju¿ przez sam wzgl¹d na to, ¿e organizowane przez kr¹g polonistyki bia³ostockiej konferencje przynios³y niema³y dorobek rzêdu ponad stu artyku³ów, co przek³ada siê na grubo ponad dwa tysi¹ce stron publikacji tworz¹cych ju¿ dzi obszern¹ bazê materia³ow¹ dla przysz³ych projektów monograficznych. Przy tym stwierdzenie, ¿e niewymierny pozostaje ³adunek my lowy zawarty w tych przyczynkach (nierzadko w sposób inspiruj¹cy poszerzaj¹cych nasz¹ filologiczn¹ aparaturê badawcz¹), nie ma w tym wypadku nic z recenzyjnej kurtuazji. Pierwsza z ksi¹¿ek gromadzi referaty wyg³oszone na konferencji, która odby³a siê w 2007 roku w Turo ni Ko cielnej. Dostajemy do r¹k wielog³osow¹ jak podkre laj¹ w s³owie wstêpnym redaktorzy panoramê cyklu lirycznego od renesansowych pocz¹tków polszczyzny artystycznej Jana Kochanowskiego, a¿ po ponowoczesne strategie liryczne pocz¹tku XXI wieku w wykonaniu Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego czy Tomasza Ró¿yckiego. Redaktorzy dziel¹ tom na dwie czê ci, grupuj¹c artyku³y za pomoc¹ klucza chronologicznego Od renesansu do pocz¹tków dwudziestego wieku oraz Wiek dwudziesty i dwudziesty pierwszy. Przyjrzyjmy siê zgrupowanym tu propozycjom badawczym raczej sprawozdawczo ni¿ syntetycznie, szczególny nacisk k³ad¹c na rozpoznania dotycz¹ce dziewiêtnastowiecznych cyklów lirycznych. Dzia³ pierwszy otwiera artyku³ Rolfa Fiegutha Ruchy konikiem a ³agodne przej cia. Modele ewolucji cyklu lirycznego (na przyk³adzie J. Kochanowskiego, F. D. Knia nina, A. Mickiewicza, C. Norwida), sygnalizuj¹cy potrzebê badañ nad histori¹ polskiego cyklu lirycznego, rekonstrukcj¹ jego ci¹g³o ci ewolucyjnej. Punktem wyj cia dla przysz³ego formowania siê ogólnych wniosków natury historycznoliterackiej winny staæ siê dzia³ania skoncentrowane na obserwacji przemian ewolucyjnych (czy te¿ rewolucyjnych) zachodz¹cych w obrêbie twórczo ci indywidualnych. Przy tak prowadzonym ogl¹dzie postuluje siê uwzglêdnianie nie tylko cyklów sensu stricto, lecz tak¿e zjawisk przej ciowych np. decyklizacji, recyklizacji. Zaproponowan¹ metod¹ ledzi szwajcarski slawista strategie cyklizacyjne

20 Efektem badañ nad cyklem jest tak¿e publikacja wydana przez IBL PAN Od Kochanowskiego do Mickiewicza. Szkice o polskim cyklu poetyckim, red. B. Kuczera-Chachulska, Warszawa 2004.


251

u Jana Kochanowskiego, porównuj¹c m³odzieñcz¹ i spisan¹ pod koniec ¿ycia redakcjê Elegii oraz przygl¹daj¹c siê podobieñstwom i ró¿nicom w konstrukcjach Pie ni, Fraszek, Trenów i Lyricorum libellus. Burzliwe przemiany form cyklicznych prezentuje tak¿e twórczo æ Knia nina nastrêczaj¹ca problemów filologicznych ju¿ na poziomie najbardziej pierwotnym, tekstologicznym. Ogl¹dowi zostaj¹ poddane cykle, które w zmiennych, czêsto znacznie zmodyfikowanych postaciach pojawiaj¹ siê w kolejnych, kontrolowanych reedycjach jego dzie³. Autor po wiêca nieco uwagi cyklizacjom u Norwida, a tak¿e rozwojowi form cyklicznych Mickiewicza (Ballady i romanse Sonety odeskie i Sonety krymskie Zdania i uwagi), który odzwierciedlaæ ma kolejne etapy formowania siê romantyzmu polskiego. Analiza Sonetów krymskich staje siê dla Jacka Lyszczyny punktem wyj cia do zaprezentowania dynamicznej koncepcji cyklu lirycznego (Dynamiczna koncepcja struktury cyklu lirycznego, czyli raz jeszcze o Sonetach krymskich ). Badacz sugeruje, ¿e nie istnieje nadrzêdny model cyklu, a ka¿dy z nich prezentuje indywidualn¹ zasadê konstrukcyjn¹ zakodowan¹ w swej strukturze. Nie mo¿na wskazaæ uniwersalnych determinant formy cyklicznej, a jedynie wskazaæ cechy mog¹ce mieæ w ró¿nym stopniu konstytutywne znaczenie. Do tych cech maj¹ nale¿eæ to¿samo æ gatunkowa utworów, to¿samo æ wiata przedstawionego (w tym kontekstu np. historycznego, filozoficznego, kulturowego) i to¿samo æ podmiotu utworu, to¿samo æ determinant struktury kompozycyjnej oraz osadzenie w analogicznej konwencji jêzykowo-stylistycznej. Natê¿enie, wyrazisto æ i dynamika tych cech wyznaczaj¹ granice, w których mieszcz¹ siê zarówno takie cykle jak Sonety krymskie, jak i kompozycje o mniej wyrazistej cykliczno ci (Traktat teologiczny Mi³osza, Vade-mecum Norwida). Najs³ynniejszemu cyklowi Mickiewicza po wiêcony jest tak¿e artyku³ Katarzyny Lukas Cykliczno æ w niemieckich przek³adach Sonetów krymskich , przybli¿aj¹cy dzieje niemieckich t³umaczeñ cyklu i odpowiadaj¹cy na pytanie, w jaki sposób parametry Mickiewiczowskiej cykliczno ci (za te obiera badaczka podmiot cykliczny oraz w¹tek przewodni pamiêæ i zapomnienie) oddane s¹ w dziele translatorskim. Skrupulatna analiza porównawcza tekstowych reprezentacji tych konstant wskazuje niekiedy na znacz¹c¹ deformacjê znaczeñ tekstu oryginalnego oraz odkrywa daleko posuniêt¹ swobodê t³umaczy (szczególnie dwudziestowiecznych). W aneksie autorka za³¹cza siedem niemieckich t³umaczeñ Pielgrzyma. Dorota Szagun (Spójno æ Skarg Jeremiego Kornela Ujejskiego), korzystaj¹c z narzêdzi wypracowanych przez lingwistykê tekstu, daje nam, podpieraj¹c wywód analiz¹ skomponowanych w roku 1847 Skarg Jeremiego Kornela Ujejskiego, ujêcie cyklu jako wy¿szego rzêdu analogonu spójnej wypowiedzi jêzykowej. Za koherencjê cyklu podobnie jak za spójno æ tekstu odpowiedzialne


252

s¹ pewne determinanty zespolenia (strukturalne, semantyczne, pragmatyczne oraz stylistyczne) aktualizuj¹ce siê w ró¿nym stopniu i w ró¿nych konfiguracjach. Badaczka udowadnia, ¿e dzie³o Ujejskiego zdaje siê spe³niaæ ten paradygmat konstrukcyjny w sposób niemal¿e prototypiczny poszczególne czê ci cyklu ³¹cz¹: to¿same zaimki wskazuj¹ce i dzier¿awcze, s³owa-klucze (np. ojczyzna ), tendencje do wykorzystywania wyrazów pokrewnych s³owotwórczo, jednorodny styl jêzykowy oraz jedno æ semantyki uwarunkowana m.in. wspólnot¹ tematyczn¹, spójno ci¹ podmiotu, odbiorcy oraz jêzykowego obrazu wiata. Ciekawe spostrze¿enia przynosz¹ rozpoznania do æ s³abo opracowanych cyklów autorów drugiej po³owy XIX wieku. Tak jest ze stanowi¹cym kolejny punkt szeroko ostatnio zakrojonego programu przywracania nale¿ytego miejsca poecie w historii przemian literatury polskiej artyku³em Barbary Bobrowskiej Semantyka d wiêku i ciszy w cyklu Felicjana Faleñskiego Odg³osy z gór . Badaczka przedstawia oraz weryfikuje utarte, nierzadko deprecjonuj¹ce s¹dy krytyczne na temat rzeczonego cyklu, a nastêpnie prezentuje sposób jego odczytania oparty na ogl¹dzie utworów w szerokim kontek cie kulturowej tradycji europejskiej i rodzimej, na której tle projekty artystyczne poety okazuj¹ siê tworami nowatorskimi. Nie tylko prezentuj¹ mimetyczne oddanie tatrzañskiej wêdrówki, jak chcia³a krytyka, lecz tak¿e ufundowane s¹ na pok³adach ba niowo ci i wizyjno ci mistycznej tych Bobrowska doszukuje siê w utworach rzadko do tej pory poddawanych ogl¹dowi badawczemu. Zrekonstruowane strategie poetyckiego obrazowania, wed³ug badaczki, szyfruj¹ metafizyczny rdzeñ cyklu. Artyku³ Agnieszki Skoczylas (Kwiaty, kobiety i piew? O cyklorodnych motywach w poezji Adama Asnyka) przypomina ma³o znany cykl Kwiaty Adama Asnyka poety, jak stwierdzi³a ju¿ Zofia Mocarska-Tycowa, nale¿¹cego do grona twórców cyklorodnych21. Poddanym analizie wska nikiem cykliczno ci, ³¹cz¹cej dwana cie ró¿ni¹cych siê formalnie utworów o tematyce mi³osnej oraz powstañczej, jest spajaj¹cy teksty nadrzêdny motyw kwiatów. Autorka rekonstruuje dzieje wydawnicze utworów konstytuuj¹cych cykl podaje sekwencjê publikacji w kolejnych numerach Dziennika Literackiego , a nastêpnie dokonuje ogl¹du ich edycji i uk³adu w wydawnictwach zwartych, by stwierdziæ, ¿e nie zawsze przedrukowywane by³y one w cis³ym porz¹dku. Konstatacja prowadzi do sformu³owania wa¿nego pytania o granice kompetencji edytorskiej, której decyzje nierzadko mog¹ zawa¿yæ na kierunkach interpretacji. 21 Z.

Mocarska-Tycowa, Wybory i konieczno ci. Poezja Asnyka wobec gustów estetycznych i najwa¿niejszych pytañ swoich czasów, Toruñ 1990, s. 166.


253

Katarzyna Ko ciewicz w artykule Cykl urbanistyczny w poezji postyczniowej wskazuje na wzrastaj¹c¹ rangê tematu miejskiego w poezji polskiej po 1863 roku ten motyw cyklotwórczy pojawia siê w twórczo ci Michaux, Gomulickiego i Stebelskiego. Bli¿szemu ogl¹dowi zostaje poddany pierwszy postyczniowy liryczny cykl miejski opublikowany w roku 1869 Fotografie brukowe Michaux, obrazuj¹ce przedstawicieli ró¿nych miejskich zawodów (m.in. grabarza, kominiarza, prostytutkê), w zamy le formalnym zdradzaj¹ce podobieñstwo do popularnych ówcze nie szkiców fizjologicznych, a tak¿e silnie osadzone w tradycji urbanistycznej liryki francuskiej (Hugo, Coppée). Ma³gorzata Okulicz-Kozaryn (Cykl Kosmogonia Antoniego Langego wobec parnasistowskich idea³ów warszawskiego ¯ycia ) analizuje opublikowany po raz pierwszy w 1887 cykl sonetów Antoniego Langego Kosmogonia, sytuuj¹c go na tle specyficznej odmiany parnasizmu o odcieniu patriotycznym, który forsowany by³ w programie warszawskiego ¯ycia . Badaczka rekonstruuje konteksty istotne dla genezy utworów my l ewolucjonistyczn¹, poetycki patronat Leconte de Lisle a z jego scjentystycznymi fascynacjami, elementy rigwedyjskie czy nawet my l genezyjsk¹ S³owackiego. Szuka tak¿e miejsca sonetów na tle historii wydawnictw naukowych prezentowanych na ³amach ¯ycia w tym samym czasie. Dwa artyku³y dotycz¹ pó nej liryki Marii Konopnickiej. Magdalena Dziugie³-£aguna (Miêdzy wyznaniem a poetyck¹ fabulacj¹, czyli o konstrukcji podmiotu lirycznego w tomie Italia Konopnickiej) bada, odwo³uj¹c siê do ustaleñ teorii komunikacji literackiej, cechy form wypowiedzi lirycznej w uznanym za cykl tomie. Badaczka stwierdza, ¿e mamy tu do czynienia z w miarê jednolitym podmiotem lirycznym, który da siê zrekonstruowaæ poprzez ogl¹d poszczególnych podmiotów lirycznych minicyklów z okresu w³oskiej peregrynacji poetki, a którego dominuj¹cym do wiadczeniem jest cisza. Cyklotwórcza jest tak¿e poetycka narracja autorka oddaje g³os bohaterom lirycznym najczê ciej wzorcom-ikonom kultury ródziemnomorskiej (Madonna, Chrystus, Cyceron). Pioniersk¹ warto æ wypada przypisaæ pracy Marii Jolanty Olszewskiej O co siê modliæ? Psa³terz dziecka Marii Konopnickiej cykl nie tylko dla dzieci, ods³aniaj¹cej zapomniane oblicze nietendencyjnej, nieinwazyjnej i niemoralizuj¹cej poetki pedagoga duchowego . Praca analizuje nadrzêdny temat grupy tych po miertnie wydanych utworów motyw modlitwy, którego eksploatacja doskonale wpisuje siê w atmosferê antypozytywistycznego prze³omu. Motywem cyklotwórczym jest w Psa³terzu dziecka tak¿e sieroctwo (wraz z nim smutek, p³acz, têsknota), odczytywane jednak w kategoriach charyzmatu. Co istotne, tre ci ewangeliczne cyklu wzbogacane s¹ wyra nie przez pierwiastek patriotyczny.


254

W problematykê cyklów m³odopolskich wprowadza szkic Izabeli Grzelak Kilka uwag o cyklu liryków Dla rymu Kazimierza Przerwy-Tetmajera, po wiêcony piêciu lirykom erotycznym, opublikowanym w trzeciej serii Poezji. Wska nikami cykliczno ci utworów s¹ elementy odgrywaj¹ce rolê nastrojotwórcz¹ wiat³o oraz dominuj¹ca b³êkitna kolorystyka. Wyrazist¹ pozycjê w cyklu zajmuje wiersz odmienny formalnie (niesonet) jeden z najs³ynniejszych Tetmajerowskich liryków A kiedy bêdziesz moj¹ ¿on¹. Dwa artyku³y traktuj¹ o liryce Tadeusza Miciñskiego. Wojciech Gutowski ( W mroku gwiazd w kontek cie innych cyklów poetyckich M³odej Polski) pog³êbia analizy jedynego tomu poetyckiego autora Nietoty, rozpatruj¹c go jako nadcykl, w obrêbie którego sytuuj¹ siê zintegrowane na ró¿nych p³aszczyznach (np. na p³aszczy nie podmiotu) podcykle. Na tle nadcyklów komponowanych przez Tetmajera, Staffa, Kasprowicza czy Le mian, wyró¿nia siê W mroku gwiazd niezwykle rozbudowan¹ i wielofunkcyjn¹ architektonik¹ konstytuuj¹c¹ porz¹dek tomu-cyklu. Jego wyj¹tkowo æ polega wiêc nie na tym, ¿e przybiera formê nadcykliczn¹, lecz na tym, ¿e wystêpuje w nim najwy¿sze natê¿enie wska ników nadcykliczno ci. Gutowski w kontek cie swoich rozwa¿añ wskazuje na istotny, wymagaj¹cy szybkiego uzupe³nienia brak pozycji monograficznej porz¹dkuj¹cej dzieje i opisuj¹cej naturê cyklu w M³odej Polsce. Natomiast ró¿ne fazy ruchu i znieruchomienia okre laj¹ podmiot Nocy polarnych w interpretacji Urszuli Pilch (Podmiot przemieszczaj¹cy siê i znieruchomia³y w cyklu Noce polarne Tadeusza Miciñskiego). Badaczka tropi przejawy b³¹kania siê, b³¹dzenia, schodzenia w g³êbinê, wznoszenia siê i w koñcu nieruchomienia. Podmiot cyklu zdaje siê byæ katatonijny bywa zarówno w stanie konwulsyjnej wêdrówki, rozpaczliwego przemieszczania siê, jak i w stanie bezruchu i odrêtwienia (s. 140). Formu³ê m³odopolskiego cyklu kwiatowego stara siê zrekonstruowaæ Hanna Ratuszna na podstawie Woni kwiatów Bronis³awy Ostrowskiej ( Woñ kwiatów cykl wspomnieniowy Bronis³awy Ostrowskiej). Opublikowany w roku 1905 cykl spaja nie tylko motyw florystyczny, lecz tak¿e konwencja symboliczno-nastrojowa, umieszczona w planie tre ci analogia: cykliczno æ procesów natury etapy ¿ycia cz³owieka, jak równie¿ skoncentrowany na uczuciu mi³o ci podmiot liryczny o naturze wspominaj¹cej przesz³o æ kobiety. Grzegorz Igliñski w artykule Architektonika Ksiêgi ubogich Jana Kasprowicza jako cyklu poetyckiego, opieraj¹c siê na skrupulatnym przegl¹dzie dziejów wydawniczych wierszy z omawianego tomu, próbuje wieloperspektywicznie uj¹æ strukturê tego cyklu, którego cech¹ charakterystyczn¹ jest swoista polaryzacja tematyczna. Czê æ okre lana przez badacza jasn¹ faworyzuje temat przyrody i mi³o ci, czê æ ciemna skupia siê na prze¿yciu przyrody i mierci.


255

W obrêbie nadrzêdnego cyklu obserwuje autor wystêpowanie minicyklów (podcyklów) o okre lonych, niekiedy skrajnych dominantach tematyczno-emocjonalnych. Analiza Ksiêgi ubogich staje siê tak¿e punktem wyj cia do podjêcia refleksji teoretycznej, polemizuj¹cej niekiedy z ogólnie akceptowanymi tezami dotycz¹cymi natury zjawiska, jakim jest forma cykliczna. Dzia³ zamyka szkic Natalii Jakubczak (Konstruowanie podmiotu lirycznego w cyklach Boles³awa Le miana i Bohdana Ihora Antonycza), szukaj¹cy analogicznych strategii konstruowania podmiotów w cyklu Pie ni mimowolne Le miana oraz w Trzech pier cieniach Antonycza. Ciekawa interpretacjê muzyczn¹ cyklów W³adys³awa Seby³y przynosi artyku³ Barbary Olech (Inspiracje muzyczne w cyklach lirycznych W³adys³awa Seby³y), otwieraj¹cy czê æ drug¹ tomu. Autorka przypomina m³odzieñcze przygody poety z muzyk¹, tropi tak¿e czê ci kompozycyjne allegra sonatowego w otwieraj¹cym tom Koncert egotyczny cyklu M³yny. Sonata nieludzka. Ogl¹d z perspektywy teoretycznego dyskursu muzykologicznego towarzyszy tak¿e analizie O miu nokturnów, w których, jak sugeruje badaczka, dopatrzeæ siê mo¿emy inspiracji Chopinowskich. Strukturê koncertu prezentowaæ ma natomiast Koncert egotyczny. Poemat refleksyjny, a Trój piew prosty za swój intertekst muzyczny obiera pie ñ ludow¹. Tylko jedna jeszcze praca dotyka problematyki cyklu przedwojennego: Czechowicz i cykle autorstwa Krystyny Jakowskiej szkic komentuj¹cy siedem cykli, w które poeta pogrupowa³ swoje utwory w 1935 roku. Autorski uk³ad utworów by³ do tej pory nieznany opublikowa³ go Tadeusz K³ak w 2004 roku22. Bogat¹ reprezentacjê w zbiorze ma liryka wspó³czesna. Konsekwencje autorskich przesuniêæ w pocz¹tkowych partiach kompozycji Niepokoju Ró¿ewicza (inwersja wierszy Maska i Ró¿a) prezentuje artyku³ Zbigniewa W³adys³awa Solskiego (Metamorfozy tomiku Niepokój Tadeusza Ró¿ewicza). Zagajenie natury tekstologicznej staje siê punktem wyj cia do dog³êbnej, kontekstualnej analizy Ró¿y, która, jak siê okazuje, ciekawie mo¿e siê prezentowaæ w wietle Kierkegaardowskiej koncepcji albo-albo . Natomiast Andrzej Stoff ( Appendix Tadeusza Ró¿ewicza wobec poetyki cyklu) dokonuje badawczego ogl¹du struktury Appendixu z tomu Szara strefa, stawiaj¹c przy tym szereg pytañ natury historyczno- i teoretycznoliterackiej. Cykl ten sk³ada siê z dziesiêciu wierszy, z których dziewiêæ stanowiæ ma odpowiedniki zamieszczonych wraz nimi utworów 22 J.

Czechowicz, Wiersze liryczne w uk³adzie w³asnym poety, oprac., pos³. T. K³ak, Katowice 2004.


256

Leopolda Staffa. Badacz stwierdza, ¿e podstawowym wyk³adnikiem cykliczno ci jest w tym wypadku aluzja literacka. W analizie cyklu Broniewskiego Anka ( Anka W³adys³awa Broniewskiego jako cykl zaprzeczony ) Aleksandra Wegner uwypukla chaos uczuæ jako swoisty rdzeñ formuj¹cy poetykê zaprzeczeñ, w której utrzymany jest zapis traumy zwi¹zanej ze mierci¹ córki. Szereg ciekawych spostrze¿eñ przynosi artyku³ Miros³awy O³dakowskiejKuflowej (Liryczny cykl religijny a Pie ñ o moim Chrystusie Romana Brandstaettera). Badaczka wychodzi od refleksji ogólnej podmiot w cyklach religijnych generalnie stroni od obiektywizacji i dyskursywno ci, staj¹c siê instancj¹, cechuj¹c¹ siê subiektywno ci¹ i ekspresywno ci¹, za najlepsz¹ mo¿liwo æ wyra¿enia siê podmiotu homo religiosus daje, co potwierdza kilkusetletnia tradycja, forma cykliczna. Analiza podmiotu Pie ni o moim Chrystusie Brandstaettera wskazuje na jego niejednolito æ, st¹d mo¿liwe jest patrzenie na cykl jako na zespó³ subcyklów. Niezwykle skrupulatne tropienie intertekstualnych zapo redniczeñ utworów prowadzi do stwierdzenia, ¿e wizerunek Chrystusa jest uk³adany zarówno z elementów biblijnych, jak i przy pomocy semiotycznie rozumianych tekstów kultury (s. 313), jest mozaik¹. Nie jedyna to w tomie reprezentacja nurtu literatury religijnej. Liryczny zapis podró¿y Janusza Stanis³awa Pasierba do Ziemi wiêtej, ujêty w formu³ê stu piêædziesiêciu zamkniêtych w cykl wierszy, analizuje Anna Stempka (Do wiadczenie siebie w Do wiadczeniu ziemi Janusza St. Pasierba). Praca jest prób¹ odpowiedzi na pytanie, czy zbiór ma charakter wy³¹cznie czysto opisowy i relacjonuj¹cy, czy stanowi tak¿e zapis podró¿y wewnêtrznej . W odniesieniu do Wierszy amerykañskich Julii Hartwig pytanie o cyklotwórcz¹ rolê peregrynacji stawia tak¿e Leokadia Hull (Cykl retrospektywny Wiersze amerykañskie Julii Hartwig). Badaczka na podstawie zbioru grupuj¹cego wiersze z ro¿nych okresów twórczo ci stara siê okre liæ specyfikê swoistego cyklu retrospektywnego, którego tematem jest oswajanie Ameryki. Wiersze amerykañskie jako cykl maj¹ charakter trójdzielny, wynikaj¹cy z wyró¿nienia w nich trzech krêgów przestrzennych domu, wiata natury i wiata cz³owieka, nadrzêdnym spoiwem pozostaje podmiot o wyra nych cechach autorskich. Grê z formu³ami tradycyjnych tekstów religijnych w cyklu Zmartwychwsta³ek Agnieszki Kuciak, pochodz¹cych z tomu Dalekie kraje. Antologia poetów nieistniej¹cych, analizuje Alicja Mazan-Mazurkiewicz ( W dzieñ wiekuisty i bardzo poranny . Zmartwychwsta³ki, czyli patent wieczysty Agnieszki Kuciak). Osadzone g³êboko w tradycji literackiej, szczególnie barokowej, ludycznej, ukazuj¹ one kondycjê sacrum we wspó³czesnej poezji m³odego pokolenia. ladów epopei rozumianej w my l nowej genologii jako niekoniecznie epicki tekst, który przenosi jaki odzwierciedlony w sobie wiat z przestrzeni


257

historii do przestrzeni kultury próbuje szukaæ Dariusz Kulesza w cyklu Pan Cogito ( Pan Cogito i lady epopei). Postawiony obok Pana Tadeusza i Kamienia na kamieniu, jawi siê on jako epopeja niespe³niona, bo Cogito jest person¹ zakorzenion¹ w rzeczywisto ci i ¿yciu, uosabiaj¹c¹ ci¹gle ¿ywotny etos inteligencki, który manifestuje siê nieustannym poszukiwaniem imponderabiliów. Formu³ê cykliczno ci zdeponowan¹ w strukturze Kontredansów w stylu Mozarta Stanis³awa Grochowiaka rekonstruuje Monika Siedlecka. Cykl piosenek (Wiosna, Lato, Jesieñ, Zima), do których muzykê skomponowa³ Marian Sawa spaja tytu³ utworu, powtarzalno æ gatunku, istnienie jednego nadawcy, wspólny temat oraz relacja utwór pierwszy utwór ostatni, wed³ug autorki piosenki, oddaj¹ tak¿e w swojej strukturze rytmiczno-wersyfikacyjnej charakter przywo³anego w tytule tañca. Barthesowskie formu³y dyskursu mi³osnego oraz Marionowskie rozumienie ekonomii daru patronuj¹ refleksji Mateusza Skuchy nad opatrzonymi dedykacjami utworami Jacka Dehnela (Po¿¹danie opisane a po¿¹danie wpisane. Od mi³osnej dedykacji do cyklu poetyckiego). Autor przenosi ciê¿ar cyklotwórczy z podmiotu czynno ci twórczych na siebie odbiorcê. W takiej perspektywie staje siê on stron¹ aktywn¹, uk³ada zespó³ zaproponowanych mu tekstów w cykle, które spaja spêtany po¿¹daniem Innego i okre lony przez to¿samo æ rozproszon¹ podmiot dyskursu mi³osnego. Paradoksalnie o koherencji cyklów mi³osnych Dehnela ma, wed³ug Skuchy, wiadczyæ ich niespójno æ i wpisana w formu³ê dyskursu fragmentaryczno æ. Znaków cykliczno ci szuka Lech Giemza w tomie Kamieñ, szron Ryszarda Krynickiego ( Kamieñ, szron Ryszarda Krynickiego jako cykl liryczny). Cykl z³o¿ony z siedmiu podcyklów spaja konstrukcja wyra nie autorskiego podmiotu, który odwo³uje siê do do wiadczeñ w³asnego dzieciñstwa, jest obserwatorem wiata tym samym do wiadcza cierpienia; w koñcu ujawnia siê przede wszystkim jako sêdzia wspó³czesnej kultury (s. 421). Tytu³owe dominanty symboliczne: kamieñ trwa³o æ, wieczno æ; szron zmienno æ, ulotno æ, funduj¹ konstrukcjê cyklu, opart¹ na napiêciach wynikaj¹cych z nieroz³¹czno ci tych pojêæ (s. 424). Strategie grupowania wierszy przez Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego prezentuje artyku³ Anny Pytlewskiej (Cykl, seria, sieæ. Metody poetyckie Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego). Rdzeniem tej poezji staje siê, jak siê okazuje, niezwykle sensotwórcze powtarzanie, powtarzanie za sprawia, ¿e cykliczno æ przeradza siê w seryjno æ, poniewa¿ istot¹ serii jest brak pocz¹tku i koñca, swoisty charakter nieskoñczony oraz podobieñstwo okre lonych czê ci, powtarzalno æ wzorów, fraz w³a nie. Istot¹ serii Dyckiego jest obudowanie ich na najistotniejszych ludzkich prze¿yciach egzystencjalnych mi³o ci, mierci, aktów granicznych


258

czy transgresyjnych, charakteryzuj¹ siê one tak¿e obecno ci¹ sta³ych postaci seriotwórcz¹ person¹ staje siê chocia¿by chora matka. Tam, gdzie tematy i frazy ró¿nych serii nak³adaj¹ siê na siebie, mieszaj¹ siê, powstaje formu³a okre lona przez autorkê metaforycznie sieci¹ produkt obsesyjnego projektu, schizofrenicznego obrazu rzeczywisto ci, artyku³owanego przez podmiot liryczny. Specyfikê ponowoczesnego cyklu poetyckiego przedstawia Anna Czabanowska-Wróbel na podstawie odczytania Kolonii Tomasza Ró¿yckiego ( Kolonie Tomasza Ró¿yckiego jako ponowoczesny cykl liryczny). Badaczka zauwa¿a, ¿e autor Dwunastu stacji konstruuje swój wielowarstwowy cykl, nawi¹zuj¹c do poetyki francuskiej liryki koñca XIX wieku, szczególnie za do projektów symbolistycznych. W intertekstualnej przestrzeni odniesieñ i aluzji znajduje siê tak¿e twórczo æ Rilkego, Brodskiego, Segalena oraz polska tradycja romantycznego cyklu sonetowego z Mickiewiczem na czele. Siedemdziesi¹t siedem wierszy skupia w sobie zarówno reprezentacje poezji mi³osnej, jak i metafizycznej. Jednoznaczne wyznaczenie rdzenia tematycznego nie jest tutaj mo¿liwe, ale Czabanowska-Wróbel przywo³uje perseweracyjnie aktualizuj¹ce siê motywy mit dzieciñstwa, mit podró¿y, mit Wysp Szczê liwych oraz zakorzeniony w romantyzmie obraz poety upiora. Co istotne, poezja ta mie ci w sobie tak¿e dyskurs metapoetycki.

* Cykle i cykliczno æ. Prace dedykowane Pani Profesor Krystynie Jakowskiej to zbiór zamykaj¹cy bia³ostock¹ seriê, otwarty przybli¿aj¹cym sylwetkê twórcz¹ uczonej tekstem Anny Kie¿uñ oraz artyku³em Tadeusza Bujnickiego dotycz¹cym wileñskiej dzia³alno ci dziennikarsko-kulturalnej Wojciecha Foxa-D¹browskiego, ojca badaczki. Czytaæ go nale¿y jako swoiste uzupe³nienie prac zamieszczonych w tematycznie sprofilowanych tomach poprzednich. Znajdziemy w nim zatem artyku³y dope³niaj¹ce wizjê projektów cyklizacyjnych stosowanych w liryce polskiej kolejn¹ pracê Fiegutha tym razem tropi¹c¹ i opisuj¹c¹ funkcjê aluzji oraz intertekstualnych importów w Erotykach Knia nina. O plastycznym rodowodzie tryptyku przypomina Zofia Mocarska-Tycowa analizuj¹ca minicykle Wac³awa Rolicza-Liedera i Kazimierza Wierzyñskiego; podglebie teozoficzne i walory symboliczne cyklu Za Hybris powie æ mistyczna Marii Grossek-Koryckiej eksponuje Barbara Olech; formy quasi-cykliczne, cykliczne, metacykliczne i meta-metacykliczne, aktualizuj¹ce siê w poetyce Le miana, przybli¿aj¹ artyku³y Andrei Meyer-Fraatz oraz El¿biety Sidoruk. Anna Wydrycka wydobywa z zapomnienia miêdzywojenne, rozsiane po czasopismach cykle religijne Anny Zahorskiej, Miros³awa O³dakowska-Kuflowa omawia Wiersze z Ziemi wiêtej


259

ksiêdza Janusza Pasierba, Katarzyna Soko³owska pisaniem traumy próbuje okre laæ zbiór Wdychaæ g³êboko Irit Amiel, a Aleksander Flaker w perspektywie komparatystycznej omawia Drogê do Rosji Mickiewicza i Obrazy z Rus czeskiego pisarza Karola Havlièka-Borovskiego. Szczególnym zainteresowaniem w kontek cie refleksji nad szeroko pojêt¹ kategori¹ cyklu narracyjnego, cykliczno ci powie ci i cykliczno ci¹ w powie ci ciesz¹ siê utwory Wies³awa My liwskiego (artyku³y Bogumi³y Kaniewskiej i Dariusza Kuleszy), teoretyczn¹ kategoriê cyklu wymuszonego jako wypadkowej praktyk cenzorskich oraz autocenzorskich wprowadza Kamila Budrowska, rekonstruuj¹c historiê uwik³anego w kontekst transformacji powojennej rzeczywisto ci polityczno-spo³ecznej tekstu Wêz³ów ¿ycia Zofii Na³kowskiej. Jako kompromitacjê wszelkiego rodzaju utopii oraz strategiê zwielokrotnienia antyutopijnej deklaracji autora odczytuje cykl ksiê¿ycowy Jerzego ¯u³awskiego Andrzej Stoff, z zapomnienia wydobywa cykl powie ci historycznych O tron autorstwa Adama Krechowieckiego Maria Jolanta Olszewska, za kategorie cyklu oraz serii tematycznej próbuje skonfrontowaæ Seweryna Wys³ouch na przyk³adzie powie ci W³adys³awa Terleckiego, funkcjonuj¹cych pod zbiorczym tytu³em Twarze 1863. Barbara Bobrowska na wietla cyklotwórczo skonceptualizowane opowiadania Kraszewskiego, Sztyrmera i Faleñskiego, przybli¿aj¹c elementy dziewiêtnastowiecznego dyskursu psychiatrycznego (wszystkie opowiadania dziej¹ siê w domu dla ob³¹kanych), a tak¿e uznaj¹c estetykê groteski autora Melodii z domu niewoli za projekt sytuuj¹cy siê miêdzy frenetyczno-groteskowymi osi¹gniêciami romantyzmu a modelami groteskowo ci wypracowanymi przez Witkacego czy Gombrowicza. O próbach transponowania estetyki i zasad komponowania fotograficznego albumu na teksty literackie prze³omu XIX i XX wieku pisze w nawi¹zaniu do swoich poprzednich prac Dorota Kielak. Warto zauwa¿yæ, ¿e badaczy interesuj¹ zw³aszcza strategie cykliczne aktualizuj¹ce siê w prozie powojennej, w centrum refleksji znajduj¹ siê zbiory krótkich form narracyjnych autorstwa Jerzego Szaniawskiego, Edwarda Redliñskiego, Paw³a Huelle czy Andrzeja Stasiuka (artyku³y Rados³awa Siomy, Marcina Wo³ka, Marzeny Szy³ak, El¿biety Konoñczuk). Dope³nieniem propozycji badawczych zgrupowanych kilka lat wcze niej w interdyscyplinarnym tomie Semiotyka cyklu s¹ artyku³y wpisuj¹ce siê w kontekst Roku Chopinowskiego Mieczys³awa Demska-Trêbacz pisze o strukturze cyklicznej Preludiów op. 28 autora Etiudy rewolucyjnej, Hanna Ratuszna przypomina dramat Szopen Ewy £uskiny i Leona Stêpowskiego. O cyklu Z motywów Micha³a Anio³a W³adys³awa Kozickiego, rozpatrywanym w kontek cie wcze niejszego eseju-monografii Micha³ Anio³ tego¿ autora, a tak¿e na tle modernistycznego renesansyzmu, pisze Jaros³aw £awski, tom zamyka artyku³


260

autorstwa Ryszarda Chod ki, opisuj¹cy do wiadczenie pe³ni wiata w Piêciu Oceanach Agnieszki Osieckiej. Suplementarny charakter publikacji ewokuje dodatkowe (niedaj¹ce siê w tym przypadku zneutralizowaæ) wra¿enia polifoniczno ci, wieloperspektywiczno ci i subdyskursywno ci, jakie towarzysz¹ cyklologicznemu nurtowi refleksji od samych jego pocz¹tków. Czytaj¹c prezentowane w tomach artyku³y, czujemy, ¿e wci¹¿ mamy do czynienia z ¿ywio³em , o którym wspominali w s³owie wstêpnym redaktorzy pierwszego tomu bia³ostockiej serii23, a który jak widaæ z perspektywy lat dziesiêciu tylko czê ciowo da³ siê okie³znaæ. Wci¹¿ niekiedy wbrew oczekiwaniom redaktorów sygnalne ujêcia analityczne dominuj¹ nad wprowadzaj¹cymi perspektywê syntetyczn¹ opracowaniami teoretycznymi. Konstatacja ta okre laæ mo¿e ca³o æ serii zarówno bowiem lektura Polskiego cyklu lirycznego oraz Cykli i cykliczno ci, jak i wgl¹d w zbiory poprzednie przynosz¹ prze wiadczenie, ¿e na tym od niedawana penetrowanym polu badawczym w dalszym ci¹gu jeszcze wiêcej wyradza siê pytañ ni¿ ostatecznych rozstrzygniêæ. Wydaje siê, ¿e sproblematyzowania i teoretycznego sprecyzowania bêd¹ siê domagaæ chocia¿by takie, pojawiaj¹ce siê w poszczególnych pracach pojêcia, jak podcykl, nadcykl, supercykl, megacykl, konstelacja, seria, sieæ; cieszy fakt, ¿e wielu autorów dotyka tak¿e kwestii formowania siê tekstu cyklów, poprzez zwrócenie uwagi na ich dzieje edytorskie, których meandry jak siê okazuje nierzadko funduj¹ wa¿kie problemy interpretacyjne. Warto odnotowaæ, ¿e wyra nie uformowa³ siê ju¿ kanon polskiego dyskursu cyklologicznego, do którego zaliczyæ mo¿na najczê ciej przywo³ywane prace o ambicjach teoretycznych Wies³awy Wantuch24, Rolfa Fiegutha25 czy wiele studiów inicjatorki i animatorki bia³ostockich serii Krystyny Jakowskiej26. Karol Jaworski 23 Por. Od redakcji, w: Cykl literacki w Polsce, red. K. Jakowska, B. Olech, K. Soko³ow-

ska, Bia³ystok 2001, s. 9. 24 W. Wantuch, O poetyce cyklu lirycznego, w: Miejsca wspólne. Szkice o komunikacji literackiej i artystycznej, red. E. Balcerzan i S. Wys³ouch, Warszawa 1985; tej¿e, Cykl liryczny tomik seria poetycka. Z dziejów gatunku literackiego i wydawniczego, w: Cykl literacki w Polsce. 25 R. Fieguth, Rozpierzch³e ga³¹zki. Cykliczne i skojarzeniowe formy kompozycyjne w twórczo ci Adama Mickiewicza, prze³. M. Zieliñski, Warszawa 2002. 26 W ród nich m.in.: K. Jakowska, Delimitacja tekstu w cyklu opowiadañ, Pamiêtnik Literacki 1993, z. 2; tej¿e, Tryptyk jako odmiana cyklu literackiego, w: Semiotyka cyklu. Cykl w muzyce, plastyce i literaturze, red. M. Demska-Trêbacz, K. Jakowska i R. Sioma, Bia³ystok 2005; tej¿e, Cykl opowiadañ próba historii. Intuicje i sugestie, w: Cykl literacki w Polsce.


261

Profesor z Komborni. Stanis³aw Pigoñ w czterdziest¹ rocznicê mierci, red. Krzysztof Fijo³ek, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagielloñskiego, Kraków 2010, ss. 282. Pytanie o to, jak wygl¹da³aby nasza wiedza o literaturze XIX wieku bez prac badawczych Stanis³awa Pigonia przestaje byæ retoryczne, je li uwzglêdni siê liczbê opracowanych przez niego ró¿norodnych edycji: pojedynczych utworów i dzie³ zebranych pisarzy, publikacji bêd¹cych konsekwencj¹ ¿mudnych ustaleñ filologicznych oraz wynikaj¹cych z nich propozycji interpretacyjnych. Czterdzie ci lat minê³o 18 grudnia 2008 roku od mierci Uczonego, którego polonistyczna droga wiod³a przez uniwersytety w Poznaniu, w Wilnie i w Krakowie. Dla uczczenia tej rocznicy uczniowie i spadkobiercy Profesora zorganizowali konferencje w miejscach jemu bliskich: w Komborni, w Kro nie i w Rzeszowie; ich zwieñczeniem by³a sesja naukowa w dniach 17 i 18 grudnia, przygotowana przez Wydzia³ Polonistyki UJ (pod kierunkiem profesora Franciszka Ziejki) i Bibliotekê Jagielloñsk¹. Po dwóch latach, a w sto dwudziest¹ pi¹t¹ rocznicê urodzin zas³u¿onego historyka literatury i edytora, ukaza³a siê ksi¹¿ka bêd¹ca plonem tamtych spotkañ, zatytu³owana Profesor z Komborni. Stanis³aw Pigoñ w czterdziest¹ rocznicê mierci. Badaczowi literatury po wiêcono ju¿ wcze niej dwie obszerne ksiêgi pami¹tkowe (Ksiêga pami¹tkowa ku czci Stanis³awa Pigonia, Kraków 1961; Stanis³aw Pigoñ. Cz³owiek i dzie³o, red. Henryk Markiewicz, Maria Rydlowa, Tadeusz Ulewicz, Kraków 1972) oraz pomniejsze tomy rozpraw, bêd¹ce m.in. owocem rocznicowych konferencji (Wokó³ Stanis³awa Pigonia. Nad warsztatem naukowym i literackim uczonego, red. Czes³aw K³ak, Rzeszów 1983; Non omnis moriar. Studia i szkice o Stanis³awie Pigoniu, red. jw., Rzeszów 1997). Wydana obecnie ksi¹¿ka pokonferencyjna jest wiadectwem czytania jego prac naukowych przez kolejne pokolenie, swoistym obrachunkiem, ocen¹ aktualno ci i sprawdzianem inspiruj¹cej mocy tego dorobku dla prowadzonych obecnie badañ polonistycznych. Po rednich danych do tego zagadnienia dostarcza nie tylko artyku³ Czes³awa K³aka Stanis³aw Pigoñ. Dzieje s³awy po miertnej, opisuj¹cy recepcjê wydawnicz¹ prac Pigonia oraz stan badañ nad t¹ spu cizn¹. S¹ one podtekstem niemal ka¿dej zawartej w tomie publikacji. Istotn¹ dokumentacjê zagadnienia stanowi¹: Bibliografia prac Stanis³awa Pigonia za lata 1997-2008 oraz G³osy i informacje o Stanis³awie Pigoniu (wcze niejsza bibliografia Uczonego mie ci siê w przywo³anych wy¿ej ksiêgach pami¹tkowych i rocznicowych). Jak podaje autorka tych zestawieñ, Marta Polañska, od chwili mierci Profesora do 2008 roku bibliografia jego publikacji powiêkszy³a


262

siê o oko³o sze æset druków najwa¿niejszych . W ród nich s¹ dwa przedruki podstawowego dzie³a Pigonia o Panu Tadeuszu, jego wzro cie, wielko ci i s³awie . Wydawane s¹, i przyjmowane z du¿ym zainteresowaniem, tomy korespondencji Uczonego, wznawiane jego opracowania edytorskie twórczo ci Mickiewicza, Fredry i ¯eromskiego, a nawet dzie³a Marii Konopnickiej O krasnoludkach i o sierotce Marysi. Co wa¿ne: Pigonia przypominaj¹ nie tylko artyku³y okoliczno ciowe, jest on obecny w rozprawach naukowych pokolenia prawnuków. Tu¿ po mierci Profesora Kazimierz Wyka stwierdzi³, ¿e kto by pragn¹³ sylwetkê Stanis³awa Pigonia nakre liæ w jej ca³ym rozmiarze, winien napisaæ tryptyk nosz¹cy tytu³: Stanis³aw Pigoñ jako cz³owiek, jako uczony i jako pisarz 27. Historia ¿ycia polonisty z Komborni ci¹gle fascynuje i zadziwia, dlatego badacze my li naukowej wci¹¿ mierz¹ siê z jego biografi¹, by zrozumieæ ten wyj¹tkowy fenomen ¿ycia i pracy. W omawianym tomie Biografii i warsztatowi Pigonia dwa artyku³y po wiêci³ Franciszek Ziejka. Zw³aszcza praca Stanis³aw Pigoñ mniej znany dowodzi, ile nieznanych kart kryje ¿yciorys cz³owieka, który by³ wybitnym badaczem literatury, ale uczestniczy³ te¿ w szeroko rozumianym ¿yciu akademickim, spo³ecznym i nie powstrzymywa³ siê przed dzia³alno ci¹ o charakterze politycznym, je li wymaga³y tego okoliczno ci dziejowe. Ziejka przywo³a³ niektóre fakty spo³ecznego zaanga¿owania Uczonego: m³odzieñcze wyk³ady dla ch³opów i robotników ze l¹ska, wyg³aszane w latach dwudziestych, popularyzuj¹ce pogadanki radiowe i wprowadzenia przed premierami teatralnymi. Zasadnicz¹ uwagê skupi³ na materia³ach z pierwszych lat po drugiej wojnie wiatowej, okresu szczególnie trudnego dla Profesora, dla krakowskiej uczelni i studentów. Omówi³ zaanga¿owanie Pigonia w odbudowê polonistyki uniwersyteckiej i postawê wobec konfliktu, jaki zaistnia³ miêdzy rodowiskiem akademickim a przedstawicielami w³adzy politycznej po demonstracji 3 maja 1946 roku, i w konsekwencji restrykcje Urzêdu Bezpieczeñstwa, nasilone jeszcze po odnalezieniu w mieszkaniu Pigoniów czê ci archiwum PSL i Stanis³awa Miko³ajczyka. Szczegó³owa dokumentacja tych wydarzeñ ods³ania rolê Pigonia jako obroñcy m³odzie¿y przed ówczesnymi zagro¿eniami politycznymi; tylko niez³omna postawa moralna i wynikaj¹cy z niej autorytet kuratora Bratniaka uchroni³y niektórych studentów przed bolesnymi konsekwencjami uczestnictwa w ¿yciu akademickim i spo³ecznym. Swoistym uzupe³nieniem rozpoznañ Ziejki jest artyku³ Mariana Zaczyñskiego Stanis³aw Pigoñ uczeñ i wspó³pracownik Mariana Zdziechowskiego, 27 Pamiêtnik

Literacki 1970, z. 1, s. 5.


263

pokazuj¹cy, jak wielostronnie mo¿na (nale¿y) ogl¹daæ bogat¹ osobowo æ Pigonia, obja niaj¹cy liczne meandry wieloletniej znajomo ci obu uczonych. Najwa¿niejsza dokumentacja do badañ nad biografi¹, jak te¿ my l¹ naukow¹ Pigonia kryje siê w profesorskim archiwum; jego zawarto æ scharakteryzowa³a pokrótce Ewa Malicka (Rêkopi mienna spu cizna naukowa po Stanis³awie Pigoniu archiwum ¿ywe i otwarte), opiekunka zbiorów z ramienia Biblioteki UJ, dziel¹c siê informacj¹, ¿e na szczegó³owe przebadanie czekaj¹ 572 tomy pigonianów, zgromadzone w krakowskiej ksi¹¿nicy, a nie jest to komplet archiwaliów Profesora, czê æ materia³ów znalaz³a siê bowiem w zbiorach innych instytucji. Zespó³ jagielloñski zawiera dokumenty ¿ycia osobistego rodziny Pigoniów, ale i spo³eczno ci akademickiej oraz pracy Profesora w Instytucie Badañ Literackich. Bogata jest tak¿e spu cizna tworz¹ca kiedy warsztat pracy historyka literatury i edytora, np. gromadzone przez lata wycinki prasowe oraz odpisy dziewiêtnastowiecznych listów i dokumentów, do których dotar³ on w trakcie kwerend bibliotecznych i archiwalnych. Znacz¹c¹ czê æ jagielloñskiego zespo³u stanowi rozleg³a korespondencja Pigonia (ponad dwa tysi¹ce respondentów), kryj¹ca unikalne informacje nie tylko do biografii Uczonego, ale te¿ o ¿yciu literackim i dziejach kultury polskiej (przyk³adowo: informacje o wywo¿eniu zbiorów lwowskiego Ossolineum w listach Stefana Inglota). Budzi ona coraz wiêksze zainteresowanie (w miarê jej publikowania) nie tylko badaczy, ale i szeregowych czytelników. W omawianej ksi¹¿ce znajdujemy wiêc zapowiedzi kolejnych edycji listów Pigonia. Czes³aw K³ak w szkicu Serdeczne pogawêdki. Pó³ wieku korespondencyjnej za¿y³o ci Stanis³awa Pigonia z Romanem Pollakiem omówi³ przyja ñ obu uczonych, za wiadczon¹ w listach, a utwierdzan¹ w dramatycznych do wiadczeniach ¿yciowych, owocuj¹c¹ wieloletni¹ wspó³prac¹ zawodow¹, wymian¹ informacji i materia³ów oraz dyskusjami nad problemami moralnymi, niezwykle istotnymi dla obu respondentów, jak np. kwestia prawdy w pracy naukowej i w ¿yciu spo³ecznym. Z kolei Zdzis³aw Pietrzyk przedstawi³ Szorstk¹ przyja ñ utrwalon¹ w korespondencji Pigonia ze Stanis³awem Kotem, w której znajduj¹ siê te¿ istotne uzupe³nienia do ¿ycia naukowego Wilna z lat dwudziestych XX wieku oraz do historii Biblioteki Narodowej i wspó³pracy z ni¹ zas³u¿onego edytora, zw³aszcza z okresu opracowywania Pana Tadeusza i Ksi¹g narodu i pielgrzymstwa polskiego. Drugi, najbogatszy liczebnie, dzia³ ksi¹¿ki to prace podejmuj¹ce zagadnienia edytorskie, co wydaje siê oczywiste, bior¹c pod uwagê zakres dokonañ Stanis³awa Pigonia w tej dziedzinie, tym bardziej, ¿e problematyka ta podczas poprzednich sesji naukowych i we wcze niejszych publikacjach po wiêconych Uczonemu by³a obecna sporadycznie. Tak¿e i tym razem szczegó³owo zosta³y


264

omówione tylko niektóre z mo¿liwych tematów. Wprowadzeniem do zagadnieñ redaktor tomu uczyni³ wspomnienia Krystyny Czajkowskiej, uczennicy, a potem wieloletniej wspó³pracownicy Pigonia, m.in. w redakcji Wydania Narodowego Dzie³ Adama Mickiewicza, z której Profesora usuniêto w 1950 roku z powodu ró¿nicy stanowisk co do zawarto ci i jako ci merytorycznej komentarza rzeczowego, gdy nie godzi³ siê na podporz¹dkowanie informacji danym z encyklopedii radzieckiej. Obserwowa³a ona nieustannie ogromn¹ dba³o æ Edytora o szczegó³y i jego szacunek dla tekstów autorskich oraz metodê jego pracy. We wspomnieniach przypomina o nieoficjalnym patronacie Pigonia nad ratowaniem zabytków polskiej kultury, pozostaj¹cych poza wschodni¹ granic¹, i o zdobywaniu pod jego kierunkiem zachowanej tam dokumentacji historycznoliterackiej. Przewa¿aj¹ca czê æ edytorskiego dorobku autora ksi¹¿ki Zawsze o Nim zwi¹zana jest, jak wiadomo, z twórczo ci¹ Mickiewicza; od pierwszej pracy edytorskiej, obejmuj¹cej Ksiêgi narodu i pielgrzymstwa polskiego, a¿ po ostatni¹: przygotowywan¹ edycjê rêkopisu Dziadów drezdeñskich. Miêdzy nimi mieszcz¹ siê: wielokrotnie wznawiana edycja Pana Tadeusza dla Biblioteki Narodowej , wielkie zamierzenie dwudziestolecia: Wydanie Sejmowe dzie³ zebranych, na które z³o¿y³y siê niemal wy³¹cznie tomy opracowane przez Pigonia, i powojenny trud, który doprowadzi³ do opracowania trzech tomów listów poety. Ta czê æ dorobku Profesora znana jest chyba najszerszemu gronu czytelników i historyków literatury, choæ nie mo¿na powiedzieæ, ¿e metoda edytorska (jej rozwój, stosowane narzêdzia) oraz zasady kieruj¹ce konkretnymi decyzjami tekstologicznymi Pigonia zosta³y wystarczaj¹co rozpoznane i wprowadzone do zasobów wiedzy tej dyscypliny. Pigoniowe edytorstwo mickiewiczologiczne sta³o siê wiêc przedmiotem analiz: Juliana Ma lanki (Stanis³aw Pigoñ jako edytor dzie³ Mickiewicza), Janusza S. Grucha³y (Pigoniowa konstytucja tekstu Pana Tadeusza ; Stanis³aw Pigoñ jako komentator Pana Tadeusza ) oraz Bogus³awa Doparta ( Pan Tadeusz do u¿ytku szkolnego i powszechnego. Kilka my li o edycjach popularnych Stanis³awa Pigonia, Konrada Górskiego i Zofii Stefanowskiej). Przypomnieli oni etapy wydawniczych prac nad tym autorem, szukaj¹c, niezwerbalizowanych przez Pigonia, uzasadnieñ dla jego edytorskich prze wiadczeñ, uzupe³niaj¹c te wypowiedzi przypomnieniem osobistych spotkañ z Profesorem i wypowiadanych wtedy przez niego autokomentarzy do prac edytorskich (Ma lanka). Równolegle z pracami nad Mickiewiczem Pigoñ podejmowa³ inne inicjatywy wydawnicze, dyktowane d¹¿eniem do udostêpnienia czytelnikom i badaczom kanonu literackiego w rzetelnych, o ile by³o to mo¿liwe, krytycznych opracowaniach. W okresie dwudziestolecia przyczyni³ siê do udostêpniania czytelnikom twórczo ci Cypriana Norwida (co omówi³ Marek Bu ). Od lat trzydziestych


265

pracowa³ nad W³adys³awem Orkanem (Boles³aw Faron, Notariusz po wiadczaj¹cy zgodno æ. Stanis³aw Pigoñ jako edytor pism W³adys³awa Orkana), od pocz¹tku lat piêædziesi¹tych nad Fredr¹ i ¯eromskim (dokonania w tej dziedzinie omówili Klaudia Socha i Zdzis³aw Jerzy Adamczyk). Przez ponad pó³wiecze swej pracy wyda³ te¿ pojedyncze tytu³y kilkunastu autorów, odpowiadaj¹c niejako na zapotrzebowanie spo³eczne. Najmniej znane s¹ Pigoniowe edycje utworów staropolskich, trochê marginesowe, zwi¹zane z prowadzonymi zajêciami akademickimi; przeanalizowa³ je Jan Okoñ. Przywo³any zespó³ artyku³ów to niemal historia polskiego edytorstwa, jego zawi³ych dróg, problemów, podejmowanych zadañ, jak chocia¿by omówione dzieje prac nad edycj¹ listów ¯eromskiego, nad którymi mozolili siê Wac³aw Borowy, Pigoñ, ostatecznie Zdzis³aw Adamczyk. Szczególnym podsumowaniem rozwa¿añ o edytorskim trudzie Pigonia okazuje siê artyku³ Bogus³awa Doparta Stanis³aw Pigoñ jako wydawca dzie³ wielkich humanistów. O tej czê ci dorobku Uczonego tak¿e rzadko siê pamiêta, a potwierdza ona jego szczególne zakorzenienie w kulturze i w pi miennictwie naukowym. Spadkobierca my li humanistycznej zabiega³ o jej ¿yw¹ obecno æ w wiadomo ci wspó³czesnych mu pokoleñ. Jako d³ug wdziêczno ci traktowa³ wznowienia prac Stanis³awa Tarnowskiego, Konstantego Górskiego czy Ludwika Janowskiego. Po drugiej wojnie wytrwale zabiega³ o wydanie pozosta³ych w rêkopisach prac Ignacego Chrzanowskiego i Stefana Ko³aczkowskiego mistrzów i równocze nie przyjació³, ofiar obozu w Sachsenhausen. Oprócz konkretnych edycji (niemal zawsze ponawianych, choæ w zmienionym kszta³cie, uzupe³nianych odnajdywanymi dokumentami i materia³ami pomocniczymi w postaci not, pos³owi i s³owniczków, z czêsto wbrew woli Pigonia ograniczanym komentarzem edytorskim), zainteresowani histori¹ literatury otrzymywali tak¿e materia³ do dyskusji, inicjowanych lub podtrzymywanych przez Pigonia (m.in. na temat atrybucji tekstów Fredry, stosunku edytora do woli autora, zakresu udostêpnianej czytelnikom dokumentacji filologicznej), a tak¿e bêd¹ce efektem prac tekstologicznych rozprawy historycznoliterackie oraz interpretacje twórczo ci pisarzy, ustalaj¹ce ich rangê w polskiej historii literatury. Wzorem wcze niejszych ksi¹g pami¹tkowych, tak¿e w najnowszej ksi¹¿ce o Pigoniu znalaz³ siê dzia³ Wspominków. Choæ uczniów i wspó³pracowników krakowskiego polonisty jest coraz mniej w ród ¿yj¹cych, pojawiaj¹ siê ci¹gle g³osy osób, które z g³êbi serdecznej i letejskiej za wiadczaj¹, i¿ spotkania z wybitnym humanist¹ nie tylko pozostaj¹ serdecznym wspomnieniem w ich pamiêci, ale mia³y znacz¹cy wp³yw na postawy i wybory ¿yciowe. W omawianym tomie znajdujemy jedynie skrótow¹ informacjê (a szkoda), ¿e krakowskie obrady konferencyjne uzupe³nia³a wystawa zorganizowana przez


266

Bibliotekê UJ, zatytu³owana Stanis³aw Pigoñ. Warsztat edytora i historyka literatury. Dominowa³y na niej materia³y dokumentuj¹ce tê pierwsz¹ dziedzinê. Swoje zbiory udostêpni³ przede wszystkim dzia³ rêkopisów biblioteki, dlatego mo¿na by³o obejrzeæ zarówno po¿ó³k³e kartki zapisane przez Uczonego, jak te¿ zgromadzone przez niego kopie autografów pisarzy, którymi siê zajmowa³. W ród eksponatów znalaz³ siê np. fragment wstêpu do Wydania Sejmowego Mickiewicza, notatki do edycji Ksi¹g narodu i pielgrzymstwa polskiego, pism ¯eromskiego, Orkana, zapiski wspomnieñ oraz fotokopie Mickiewiczowskich Obja nieñ do Pana Tadeusza i do rêkopisów Norwida. Spory blok wystawienniczy stanowi³y wiadectwa korespondencyjnych kontaktów Pigonia: z W³adys³awem Mickiewiczem (ju¿ od 8 XI 1911 roku), z Ignacym Chrzanowskim, z Juliuszem Kleinerem, z Julianem Krzy¿anowskim, z Czes³awem Zgorzelskim, ale tak¿e, co mniej oczywiste, z Jaros³awem Iwaszkiewiczem, z Konstantym Ildefonsem Ga³czyñskim, z Julianem Tuwimem, z Mari¹ D¹browsk¹ i in. Opublikowane w ksi¹¿ce artyku³y oraz eksponowane na konferencyjnej wystawie dokumenty dowodz¹, ¿e archiwum Stanis³awa Pigonia jest wprost niewyczerpalnym ród³em inspiracji badawczych, kryje bowiem ród³a do dziejów ¿ycia literackiego z piêædziesiêciolecia zamkniêtego datami 1920-1968, ale te¿ materia³y do historii literatury XIX wieku, bo ten okres autora Zawsze o Nim interesowa³ najbardziej, niemal przez ca³y okres pracy literaturoznawczej. Nic wiêc dziwnego, ¿e uczestnicz¹cy w konferencyjnych dyskusjach dzisiejsi historycy literatury wielokrotnie upominali siê o zintensyfikowanie prac nad spu cizn¹ Pigonia, wskazuj¹c obszary wymagaj¹ce szybkiego zagospodarowania. Takim zadaniem jest te¿ wznowienie najwa¿niejszych ksi¹¿ek Uczonego, gdy¿ niektóre egzemplarze biblioteczne zosta³y pozbawione najbardziej poczytnych fragmentów wykradzionych przez czytelników. O swoim trudnym ¿yciu Stanis³aw Pigoñ mówi³ z pogod¹ ducha. Sporo z tej atmosfery odnajdujemy w pisanych przez niego dzie³ach i w pracach o Profesorze z Komborni. Jest w nich potencja³ intelektualny, ale i si³a moralna bliska romantykom, lecz przefiltrowana przez pó niejsze do wiadczenia dziejów. Ksi¹¿ki autora Drzewiej i wczoraj s¹ wci¹¿ czytane i nie potrzebuj¹ rekomendacji; ksi¹¿ki o Pigoniu warto czytaæ zw³aszcza wtedy, gdy wiej¹ wiatry historii i grozi nam intelektualna depresja. Teresa Winek


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010

KRONIKA TOWARZYSTWA LITERACKIEGO IM. ADAMA MICKIEWICZA

JADWIGA RU¯Y£O-STASIAKOWA (1908-1989)


268

Urodzi³a siê 9 listopada 1908 roku w Ko ciaszynie w województwie lwowskim, jako najstarsze z czworga dzieci Micha³a Ru¿y³³y i Julii z Wyspiañskich. Podczas pierwszej wojny wiatowej wraz z matk¹ i rodzeñstwem zosta³a ewakuowana do Czech. W tym czasie ojciec w armii austriackiej, bra³ udzia³ w dzia³aniach wojennych. Z wygnania w 1916 roku wrócili do Polski. Najpierw do Maluszyna k. W³oszczowej, Chêcin, potem do Radomia. W marcu 1919 roku osiedli w Warszawie, gdzie ojciec, chor¹¿y ¿andarmerii, dosta³ przydzia³ do Archiwum Wojskowego w Forcie Legionów przy ulicy Zakroczymskiej. Nauki pocz¹tkowe pobiera³a w szkole czeskiej, a w domu guwernantka uczy³a Wisiê i rodzeñstwo nie tylko jêzyka ojczystego, ale tak¿e angielskiego. Klasy I i II gimnazjum skoñczy³a w Gimnazjum Filologicznym w Radomiu. Od klasy III do VI uczêszcza³a w Warszawie do prywatnego Gimnazjum Arndtowej na Pradze i do szko³y muzycznej. Nastêpnie przenios³a siê do Gimnazjum Pañstwowego im. Juliusza S³owackiego, które ukoñczy³a w 1926 roku. W roku akademickim 1926/1927 podjê³a studia na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Warszawskiego. Dyplom magistra filologii w zakresie filologii polskiej uzyska³a 28 czerwca 1935 roku. Pracê magistersk¹ Kobieta i kwestia kobieca w twórczo ci Elizy Orzeszkowej napisa³a pod kierunkiem prof. Józefa Ujejskiego. W latach studenckich anga¿owa³a siê w lewicowy ruch m³odzie¿owy. Pracowa³a spo³ecznie w studenckich ko³ach naukowych pod egid¹ Zwi¹zku Niezale¿nej M³odzie¿y Socjalistycznej i jej grupy ¯ycie . W latach 1930-1936 dzia³a³a we w³adzach Ko³a Polonistów Studentów UW. Podczas Kongresu Kó³ Naukowych w Warszawie wszystkich polskich uczelni wy¿szych g³osowa³a przeciwko numerus clausus, za co zosta³a wykluczona z obrad. W czasie studiów ukoñczy³a pó³roczny kurs bibliotekarski i dodatkowo wys³ucha³a wyk³adów i odrobi³a æwiczenia obowi¹zuj¹ce na Studium Pedagogicznym UW. W latach 1929-1931 pracowa³a w Bibliotece Ordynacji Zamoyskiej, nastêpnie w Instytucie O wiaty i Kultury im. Staszica na stanowisku bibliotekarki1. W roku szkolnym 1931/1932 podjê³a pracê nauczycielki w redniej Szkole Handlowej w B³oniu. Z powodu likwidacji szko³y przyjê³a w 1933 roku posadê maszynistki w Kancelarii Departamentu Karnego Ministerstwa Sprawiedliwo ci. W 1934 roku zosta³a kierowniczk¹ Biura Komisji do Badañ Kryminalno-Biologicznych. W Ministerstwie pracowa³a do wrze nia 1939 roku. 1

J. Durko, [biogr.] Instytut Pamiêci Narodowej 1944-1950, Rocznik Warszawski XXXIV, s. 212.


269

Lata wojny i okupacji niemieckiej spêdzi³a w Warszawie. Po klêsce wrze niowej podjê³a pracê w Komitecie Samopomocy Spo³ecznej na Saskiej Kêpie, prowadz¹c punkt opieki nad dzieæmi. Pó niej w Radzie G³ównej Opiekuñczej (RGO), w sekcji higieniczno-sanitarnej, g³ównie w dziale opieki nad wiê niami. Dziêki przedsiêbiorczo ci jej mê¿a, który zorganizowa³ punkt Spo³em , od listopada 1939 roku pracowa³a w sklepie spo¿ywczym. Jednocze nie zaanga¿owa³a siê w dzia³alno æ konspiracyjn¹. W po³owie 1942 roku zosta³a zaprzysiê¿ona jako szyfrantka Biura Prezydialnego Delegatury Rz¹du Londyñskiego, pseud. Krystyna , z przydzia³em do obs³ugi stacji radiowych, utrzymuj¹cych ³¹czno æ kraju z Londynem. Obowi¹zki szyfrantki pe³ni³a do koñca 1944 roku, z przerw¹ na czas Powstania Warszawskiego. Wybuch Powstania zasta³ j¹ u te ciów brata przy ul. Mianowskiego 15. Ten blok otoczony ulicami Wawelsk¹ 60, P³uga 2 i Uniwersyteck¹ 1, okaza³ siê najd³u¿ej walcz¹cym (prawie jedena cie dni) miejscem oporu powstañców na Ochocie, nazwany pó niej Redut¹ Wawelsk¹ . Jadwiga pracowa³a w punkcie sanitarnym i bra³a udzia³ w walkach obronnych. By³a wiadkiem morderstw na ludno ci cywilnej, gwa³tów i rabunków w Reducie Wawelskiej , w Klinice Po³o¿niczej Szpitala Dzieci¹tka Jezus przy ul. Nowogrodzkiej 75 i na terenie Szpitala Dzieci¹tka Jezus, dokonywanych g³ównie przez nacjonalistów ukraiñskich z pu³ku brygady SS RONA2. Po wojnie wstrz¹saj¹c¹ relacjê przekaza³a do Instytutu Pamiêci Narodowej3. Z terenu Szpitala Dzieci¹tka Jezus zosta³a ewakuowana 23 sierpnia 1944 roku wraz z chorymi i personelem na Dworzec Zachodni. W trakcie wywózki do obozu w Pruszkowie uciek³a z transportu. Zamieszka³a w Podkowie Le nej i dalej dzia³a³a w konspiracji. W styczniu 1945 roku powróci³a do Warszawy i do pracy w Spó³dzielni Saska Kêpa . Po powrocie z Niemiec mê¿a, w maju tego roku zwolni³a siê ze Spo³em . By³a dwukrotnie zamê¿na. W kwietniu 1939 roku wysz³a za m¹¿ za Stefana Paw³owskiego4. Po rozwodzie w roku 1962 zawar³a zwi¹zek ma³¿eñski z W³adys³awem Stasiakiem5. 2 SS-Sturmbrigade RONA Russkaja Oswoboditielnaja Narodnaja Armia; dowódca p³k

Bronis³aw Kamiñski. 3 Zeznanie Jadwigi Paw³owskiej. Protokó³ z dnia 12 XII 1947; Zob. J. Ru¿y³o-Stasiakowa, Relacja o losach ludno ci w rejonie ulicy Wawelskiej Reduta Wawelska , Miesiêcznik Literacki 1973, nr 6, s. 83-90. 4 Stefan Paw³owski, pó niejszy Dyrektor Biura Prezydialnego Delegatury Rz¹du Londyñskiego. 5 W³adys³aw Klemens Stasiak, autor ksi¹¿ki W locie szumi¹ spadochrony, Warszawa 1991. Uczestnik desantu pod Arnhem w 1944 roku.


270

W marcu 1946 roku rozpoczê³a pracê na stanowisku kierownika sekcji badañ psycho-spo³ecznych w Instytucie Pamiêci Narodowej przy Prezydium Rady Ministrów (pó niej Instytut Historii Najnowszej). Mgr Ru¿y³o-Paw³owska pracowa³a tam pocz¹tkowo jako urzêdnik kontraktowy, potem mianowano j¹ prowizorycznie radc¹ ministerialnym, a od 1 stycznia 1949 roku adiunktem. Zosta³a mianowana przez Ministra O wiaty 1 listopada 1949 roku na stanowisko radcy, p.o. naczelnika wydzia³u w Zarz¹dzie Centralnym Ministerstwa O wiaty (Podsekretariat Stanu do Spraw Szkolnictwa Wy¿szego). Od 22 lipca 1950 do 1 stycznia 1952 roku pracowa³a w Ministerstwie Szkolnictwa Wy¿szego na stanowisku naczelnika Wydzia³u Studiów Humanistycznych w Departamencie Studiów Uniwersyteckich. W rêkopi miennym Notatniku pozostawi³a wspomnienie z tego okresu, dotycz¹ce sposobu reorganizacji dawnych wydzia³ów humanistycznych: Pamiêtam jak w 1950 roku miota³am siê przeciwko utworzeniu kierunku studiów dziennikarskich. Szuka³am wsparcia u ówczesnego doradcy Ministerstwa Szkolnictwa Wy¿sz., wówczas ju¿ profesora Kazika Budzyka i u Stefana ¯ó³kiewskiego. Z wypiekami na twarzy pyta³am organizatora tych studiów z ramienia KC PZPR Jerzego Kowalewskiego: Co bêdzie podstawowym przedmiotem studiów? . S³ysza³am odpowied : marksizm-leninizm . By³ to pomys³ Wydzia³u Propagandy KC, a obecny profesor ekonomii J. Litwin i red. Jerzy Kowalewski [ ] byli organizatorami. Oczywi cie Senatu czy ¿adnej rady wydzia³u na Uniwersytecie o to nie pytano! W Ministerstwie te¿ nikt nie analizowa³ tej decyzji. [ ]. Wczoraj [6 IX 1963 podczas otwarcia VIII Miêdzynarodowego Kursu dla Slawistów, organizowanego przez UW] na wyk³adzie prof. Turskiego us³ysza³am, ¿e po kilku latach istnienia dziennikarki Uniwersytet doszed³ do wniosku, ¿e to nie mo¿e byæ normalny wydzia³, bo nie ma podstawowego przedmiotu studiów ! Teraz jest tylko studium dziennikarskie przy Uniwersytecie, tj. to, co ja od razu proponowa³am. Ale ile ludzi siê pomarnowa³o, ile m³odzie¿y zawiedziono, kiedy siê okaza³o, ¿e nie mog¹ robiæ magisteriów!

Zosta³a przeniesiona na w³asn¹ pro bê 1 stycznia 1952 roku do Instytutu Badañ Literackich Polskiej Akademii Nauk, gdzie na mocy ustawy z 1951 roku o Szkolnictwie Wy¿szym i Pracownikach Nauki zosta³a pracownikiem naukowym w stopniu adiunkta. Pozostaj¹c na tym stanowisku do 1 grudnia 1960 roku, wykonywa³a prace naukowe i naukowo-organizacyjne w ramach zadañ IBL i zlecane przez PAN. W wyniku uchwa³y Sekretariatu Naukowego Prezydium PAN w 1953 roku zosta³a sekretarzem naukowym Sesji Polskiego Odrodzenia PAN i organizatorem inicjatyw naukowych, jakie wchodzi³y do ogólnokrajowego planu Obchodu Roku Odrodzenia. Organizowa³a konferencje, uczestniczy³a w przygotowaniu i opracowaniu do druku materia³ów sesji naukowych PAN, bra³a te¿ udzia³ w pracach jako cz³onek Komitetu Redakcyjnego.


271

W marcu 1954 roku Sekretariat Naukowy Prezydium PAN powo³a³ j¹ w sk³ad Komisji Naukowej PAN Obchodu Roku Mickiewicza w charakterze sekretarza naukowego. Równocze nie zosta³a powo³ana przez Ministra Kultury i Sztuki do Egzekutywy Roku Mickiewiczowskiego. Oprócz organizowania sesji i konferencji naukowych, inicjowa³a powstanie wydawnictw, jak np. serii Z prac dyskusyjnych Komisji Naukowej Obchodu Roku Mickiewiczowskiego oraz wspó³uczestniczy³a w redakcji naukowej publikacji. Pe³ni³a funkcjê sekretarza Redakcji serii Biblioteka Historyczna Roku Mickiewicza . Ostatniej pozycji w tej serii, opublikowanej w podserii: ród³a do dziejów polskich walk narodowo-wyzwoleñczych: La Tribune des Peuples , po wiêci³a Ru¿y³o-Stasiakowa sporo miejsca w Notatniku, a tak¿e w swoim ostatnim artykule opublikowanym w 1987 roku6. Zajmuj¹c siê poszukiwaniami reliktów tego pisma po bibliotekach europejskich, ods³oni³a kulisy pozyskania przez Ossolineum we Wroc³awiu kompletu Trybuny , bêd¹cego w³asno ci¹ dawnego Ossolineum we Lwowie. W uzupe³nieniu artyku³u prof. W³adys³awa Floryana o Trybunie Ludów , który ukaza³ siê na ³amach Pamiêtnika Literackiego (1963, z. 2), zapisa³a w Notatniku: Pisze on tam, ¿e ZSRR przekaza³o Ossolineum komplet Trybuny . Nie pisze, ¿e by³ to komplet dawnego Ossolineum we Lwowie i nie podaje jak ten komplet przekazano. Wiadomo by³o, ¿e nie ma sensu nawet zabieganie o mikrofilm ze Lwowa. G³uche milczenie by³o odpowiedzi¹ na wszystkie listy do Lwowa w tej sprawie. Jak wiêc zwrócono ten komplet Trybuny ? Otó¿ by³o to tak: Ówczesny prezes Akademii prof. Jan Dembowski bawi³ w ZSRR. By³ zdaje siê m. in. w Kijowie, gdzie mu wrêczono prezenty jako go ciowi Ukrainy, co by³o wówczas w obyczaju. W ród prezentów by³a paczka, z któr¹ biolog prof. Dembowski nie wiedzia³, co zrobiæ. Po przywiezieniu jej do Polski, le¿a³a d³u¿szy czas w szafie w Sekretariacie, piêknie, uroczy cie zapakowana. W koñcu odpakowano tê paczkê i wtedy przekonano siê, ¿e to jest ossoliñski komplet Trybuny . [ ] pamiêtam, ¿e z Sekretariatu zapytywano, co z tym zrobiæ, i ¿e w imieniu prof. Wyki radzi³am przes³aæ do Wroc³awia. W taki oto sposób znalaz³ siê w kraju jeden z dwóch istniej¹cych prawie kompletów numerów Trybuny .

W roku 1957 uchwa³¹ Rady Naukowej Instytutu Badañ Literackich PAN powierzono jej stanowisko sekretarza naukowo-organizacyjnego Instytutu. Funkcjê tê pe³ni³a przez piêæ lat: na etacie adiunkta do koñca 1960 roku, wykonuj¹c jednocze nie zadania zwi¹zane z dzia³alno ci¹ Biblioteki Instytutu, a od 1 grudnia 1960 do 1 sierpnia 1962 roku na etacie kustosza Biblioteki IBL. 6 J.

s. 5.

Ru¿y³o-Stasiakowa, Jeszcze jedna publikacja, Tygodnik Powszechny 1987, nr 9,


272

W roku 1958 Rada Naukowa Instytutu podjê³a decyzjê o rozpoczêciu prac nad wydaniem krytycznym dzie³ Mickiewicza w ramach planu naukowego IBL. Opiekê organizacyjn¹ nad przedsiêwziêciem oraz stanowisko sekretarza Komitetu Redakcyjnego powierzono mgr Ru¿y³o-Paw³owskiej. Wykonywa³a swoje zadania do kwietnia 1967 roku, kiedy to zwo³a³a ostatnie zebranie, przekazuj¹c obowi¹zki sekretarza Januszowi Odrow¹¿-Pieni¹¿kowi. Rezygnacjê z tego stanowiska prawie pó³ roku wcze niej z³o¿y³a na rêce przewodnicz¹cego Rady Naukowej IBL PAN prof. Stefana ¯ó³kiewskiego, poniewa¿ nie widzia³a mo¿liwo ci pogodzenia obowi¹zków sekretarza z prac¹ kierownika Biblioteki IBL PAN. W 1960 roku przebywa³a w École Pratique des Hautes Études w Pary¿u na trzymiesiêcznym stypendium, które otrzyma³a za po rednictwem PAN. Ten okres po wiêci³a badaniom problematyki czasopism emigracyjnych z lat 1939-1940 i poezji powstania listopadowego. Niezwykle energiczna, aktywna zawodowo i spo³ecznie, od 1961 roku stopniowo zaczê³a rezygnowaæ z wielu obowi¹zków sekretarza naukowego Instytutu, a rozpoczê³a przygotowania do zorganizowania w Bibliotece IBL dzia³u Gabinet Filologiczny. Z dniem 1 sierpnia 1962 roku decyzj¹ Sekretarza Wydzia³u I Polskiej Akademii Nauk Ru¿y³o-Stasiakowa zosta³a powo³ana na stanowisko kierownika Biblioteki IBL. Dodatkowo uchwa³¹ Sekretariatu Naukowego Wydzia³u I PAN z dnia 6 lutego 1963 roku wybrano j¹ na cz³onka Komitetu Nauk o Literaturze PAN. W 1963 roku zda³a przed Komisj¹ Egzaminacyjn¹ dla Bibliotekarzy Dyplomowanych PAN Egzamin Bibliotekarski dla Kandydatów na Stanowiska Bibliotekarzy Dyplomowanych i od 1 lipca 1964 roku zosta³a kustoszem dyplomowanym. Kierowanie powsta³¹ w 1949 roku Bibliotek¹ Instytutu Badañ Literackich traktowa³a jako zaszczyt i zobowi¹zanie do kultywowania tradycji, któr¹ przekaza³y tej placówce dwa cenne zespo³y: ksiêgozbiór znanego bibliofila warszawskiego Jana Michalskiego (1876-1950) przejêty na prawach Fundacji im. Jadwigi i Jana Michalskich oraz zbiór Gabriela Korbuta (1862-1936) pod nazw¹ Gabinet Filologiczny jego imienia, bêd¹cy w³asno ci¹ Warszawskiego Towarzystwa Naukowego7. Jak podkre la³a, [ ] bogate zasoby publikacji z koñca XVIII, XIX i pocz¹tku XX wieku znajduj¹ce siê w przejêtych zespo³ach czyni¹ z Biblioteki IBL jedyny w swoim rodzaju warsztat badawczy historyka literatury polskiej 8.

7 J. Ru¿y³o-Stasiakowa, Biblioteka Instytutu Badañ Literackich, Rocznik Biblioteki Narodowej , s. 3. 8 Tam¿e, s. 4.


273

Zas³ug¹ Ru¿y³o-Stasiakowej jest to, ¿e skoncentrowa³a magazynowo zbiór Korbutianum i ulokowa³a w jednym pomieszczeniu ksi¹¿ki, które przesz³y przez rêce wielkiego historyka i bibliografa literatury polskiej9. Oprócz warsztatu pracy niezbêdnego dla historyka literatury polskiej [ ] Biblioteka IBL, spe³niaj¹c swój statutowy obowi¹zek wobec planu badañ Instytutu, jednocze nie buduje nowoczesny warsztat dla ca³ej polonistyki 10. Zgodnie z tym g³ównym celem, oprócz zakupów czasopism krajowych i zagranicznych, zaczêto na zlecenie kierowniczki Biblioteki uzupe³niaæ braki w polskich tytu³ach poprzez zakupy antykwaryczne. W tym celu przegl¹dano katalogi czasopism pod k¹tem brakuj¹cych numerów i sporz¹dzano wykazy braków11. Do uzupe³niania brakuj¹cych stron w drukach i brakuj¹cych numerów czasopism zaczêto te¿ wykorzystywaæ novum w owym czasie reprografiê. Jadwiga Ru¿y³o-Stasiakowa, przywi¹zuj¹c wielk¹ wagê do gromadzenia zbiorów specjalnych, apelowa³a na ³amach prasy do twórców i krytyków polskiej literatury, aby przekazywali Bibliotece w darze fotografie i inne dokumenty autobiograficzne, co umo¿liwi kontynuacjê gromadzenia zbiorów ikonograficznych. Poleci³a zbieranie druków z drugiego obiegu (pisma ulotne i numery czasopism nielegalnie ukazuj¹ce siê w kraju, niekoniecznie zwi¹zane z tematyk¹ IBL), podczas kiedy ówczesny dyrektor Biblioteki Narodowej zakaza³ ich gromadzenia12. Dba³a, aby personel podnosi³ kwalifikacje. Delegowa³a kole¿anki bibliotekarki na konferencje i praktyki do Biblioteki Narodowej. Oczekiwa³a, aby pisano artyku³y, podejmowano prace edytorskie, aby tym samym wzrós³ presti¿ Biblioteki. By³a odwa¿na i bardzo ambitna, otwarta na sprawy spo³eczne i ludzk¹ niedolê. Docenia³a ludzi zaanga¿owanych w pracê zawodow¹. Na emeryturê przesz³a 31 pa dziernika 1969 roku. Jadwiga Ru¿y³o-Stasiakowa przepracowa³a osiemna cie lat w Instytucie Badañ Literackich PAN. W ramach Akademii prowadzi³a wielkie akcje organizacyjno-naukowe: Sesjê Odrodzenia i Komisjê Naukow¹ Roku Mickiewicza (stulecie mierci) i nie bêdzie przesad¹, je li stwierdzimy, ¿e bra³a ¿ywy udzia³ we wszystkich wiêkszych przedsiêwziêciach naukowych i organizacyjnych IBL i Polskiej Akademii Nauk na przestrzeni lat 1952-1969, i ¿e dziêki jej ambicji, uporowi, systematycznemu, zorganizowanemu wysi³kowi i nieustannej trosce dochodzi³y one do skutku. 9

Z Notatnika J. Ru¿y³o-Stasiakowej. Zapis z 28 VII 1969. Ru¿y³o-Stasiakowa, Biblioteka , s. 6. 11 Z relacji ustnej Haliny Mas³owskiej, kwiecieñ 2008. 12 Z relacji ustnej Zofii Derna³owicz, styczeñ 2008. 10 J.


274

Za zas³ugi po³o¿one przy przygotowaniu Wydania Narodowego dzie³ Adama Mickiewicza zosta³a w roku 1956 odznaczona Krzy¿em Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. W 1960 roku otrzyma³a Z³ot¹ Odznakê Towarzystwa Wiedzy Powszechnej. Nale¿a³a do nastêpuj¹cych gremiów: Zwi¹zek Nauczycielstwa Polskiego (od 1946); Towarzystwo Literackie im. Adama Mickiewicza (cz³onek Zarz¹du G³ównego od 1956 roku); cz³onek Prezydium Zarz¹du miejskiego (m. Warszawy); Sekcja Literatury przy Zarz¹dzie Sto³ecznym i Wojewódzkim Towarzystwa Wiedzy Powszechnej (od 1956 roku cz³onek Prezydium), delegatka na III Krajowy Zjazd TWP; cz³onek Zarz¹du G³ównego Towarzystwa Przyjació³ Ksi¹¿ki. Bibliografia publikacji Ru¿y³o-Stasiakowej wykazuje 112 pozycji, które ukaza³y siê drukiem w latach 1945-1987. S¹ to g³ównie artyku³y informacyjno-naukowe i sprawozdania z sesji i konferencji, które dokumentuj¹ dzia³alno æ naukow¹ PAN i IBL PAN w latach 1952-1987. Od 1966 roku publikowa³a tak¿e artyku³y zwi¹zane z Bibliotek¹ IBL i z problemami informacji naukowej w zakresie wiedzy o literaturze. W jej dorobku s¹ równie¿ artyku³y biograficzne, opublikowane referaty, które wyg³asza³a na zebraniach naukowych IBL PAN i Komitetu Nauki o Literaturze, prace edytorskie, recenzje. Wspó³pracowa³a miêdzy innymi z Polskim S³ownikiem Biograficznym i z czasopismami: Nauka Polska , ¯ycie Szko³y Wy¿szej , Pamiêtnik Literacki , Przegl¹d Humanistyczny i Polonistyka . Na szczególne podkre lenie zas³uguje d³ugoletnia praca Jadwigi Ru¿y³oStasiakowej jako redaktora, a przede wszystkim sekretarza komitetów redakcyjnych takich monumentalnych wydawnictw, jak Odrodzenie w Polsce (7 tomów, PIW, 1955-1962) i wydanie krytyczne dzie³ Mickiewicza pod wspólnym tytu³em: S³ownik jêzyka Adama Mickiewicza (11 tomów, Ossolineum 1962-1983). W latach 1957-1959 by³a redaktorem naukowym serii PAN Z Prac Komisji Naukowej Obchodu Roku Mickiewiczowskiego . Zredagowa³a referaty przygotowane przez uczonych zagranicznych, a wyg³aszane w czasie Mickiewiczowskiej Miêdzynarodowej Sesji PAN w 1956 roku, lub na prelekcjach w polskich uniwersytetach, które opublikowa³a w tomie Mickiewicz Adam 1855-1955. Pe³ni³a te¿ funkcjê sekretarza naukowego Redakcji serii PAN Biblioteka Historyczna Roku Mickiewicza , wydawanej w latach 1956-1963. Wielkim osi¹gniêciem Jadwigi Ru¿y³o-Stasiakowej by³o wydanie twórczo ci zapomnianego poety Stefana Borsukiewicza, który zgina³ w 1942 roku, skacz¹c ze spadochronem13. 13 S. Borsukiewicz, Kontrasty, oprac., pos³. J. Ru¿y³³o-Stasiakowa, wstêp J. Rogoziñski,

Warszawa 1981 (Red.).


275

Pozostawi³a w rêkopisie Notatnik prowadzony z przerwami od 23 grudnia 1956 do 23 lipca 1978 roku. W o miu brulionach utrwali³a swoje przemy lenia, rozwa¿ania o pracy zawodowej, wspomnienia dotycz¹ce ¿ycia osobistego i dzia³alno ci konspiracyjnej, przekaza³a i na wietli³a fakty. Jadwiga Ru¿y³o-Stasiakowa zmar³a 27 listopada 1989 roku, prze¿ywszy 81 lat. Zosta³a pochowana w grobie rodzinnym na Cmentarzu Pow¹zkowskim Wojskowym. W nekrologu zamieszczonym na ³amach ¯ycia Warszawy 14 ¿egnaj¹cy j¹ przyjaciele z Biblioteki i Instytutu Badañ Literackich podkre lili, ¿e Jej talent organizacyjny i inicjatorski, a tak¿e umiejêtno ci dostrzegania ludzkich zdolno ci zaowocowa³y dla dobra Biblioteki. Wierna w przyja ni zawsze by³a obecna w ¿yciu swoich przyjació³ .

Bibliografia 1. Akta Jadwigi Ru¿y³ówny w Archiwum Uniwersytetu Warszawskiego: Sygn. RP 22.065; Sygn. W Hum/KEM 562 22.065. 2. Kronika Instytutu Badañ Literackich PAN, cz. 1: Pa dziernik 1947 grudzieñ 1977, red. J. Czachowska, Biuletyn Polonistyczny 1988, R. 31, z. 1/2. 3. Materia³y biograficzne: wiadectwo szkolne, masz. ¿yciorysu z lat 1949, 1963, 1966 i Notatnik w posiadaniu brata Edwarda Ru¿y³³y. Uwaga: w archiwach Ministerstwa Szkolnictwa Wy¿szego i IBL PAN brak akt osobowych Jadwigi Ru¿y³o-Stasiakowej.

Halina Dusiñska

14 ¯ycie

Warszawy 1989, nr 281 z dn. 4 XII, s. 6.


276

KONFERENCJA MITYCZNE POSTACIE KULTURY W PERSPEKTYWIE KOMPARATYSTYCZNEJ W dniach 4-6 maja 2010 roku w Ostromecku pod Bydgoszcz¹ odby³a siê konferencja Mityczne postacie kultury w perspektywie komparatystycznej, firmowana przez Zak³ad Literatury Powszechnej i Komparatystyki Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego oraz przez Komisjê Komparatystyczn¹ przy Towarzystwie Literackim im. Adama Mickiewicza. W ramach konferencji pojawi³y siê dwa bloki tematyczne. Pierwszy z nich obejmowa³ praktyczne przybli¿enia w perspektywie porównawczej konkretnych postaci kultury, takich jak Don Kichot, Faust, Orfeusz, Narcyz, Ariadna, Ofelia, Eros, Psyche; druga czê æ po wiêcona by³a koncepcjom wspó³czesnej komparatystyki, m.in. odnosz¹cym siê do wspomnianej problematyki. Wspomniane bloki przewidywane s¹ jako zal¹¿ki dwu publikacji. Druga z nich, po wiêcona zjawiskom wspó³czesnej komparatystyki stanowiæ bêdzie kontynuacjê problemów postawionych w powsta³ej z inicjatywy wspomnianej Komisji Komparatystycznej ksi¹¿ce Komparatystyka miêdzy Mickiewiczem a dniem dzisiejszym (red. L. Wi niewska, Bydgoszcz 2010). Lidia Wi niewska

KONFERENCJA O WINCENTYM POLU W dniach 20-21 IV 2010 roku w Lublinie, w go cinnych mieszkaniach Dworku Wincentego Pola, odby³a siê II Ogólnopolska Konferencja Polowska, zorganizowana przez Muzeum Lubelskie, Instytut Filologii Polskiej UMCS, Instytut Kulturoznawstwa UMCS, Oddzia³ Lubelski TLiAM i Pracowniê Wincentego Pola. Obrady konferencji skupi³y siê wokó³ tematu Wincenty Pol romantyzm i realizm, a wziêli w niej udzia³ humani ci i przyrodnicy z Che³ma, Katowic, Lublina, Rzeszowa i Wroc³awia. Konferencjê otworzy³ prof. Artur Timofiejew, prezes Oddzia³u Lubelskiego TLiAM, s³owo wstêpne wyg³osi³a prof. Ma³gorzata £oboz, a referaty wyg³osili:


277

dr Krystyna Harasimiuk, Miêdzy poetyk¹ a realizmem w twórczo ci geograficznej Wincentego Pola prof. Ma³gorzata £oboz, Z herbu do legendy . Miêdzy historyzmem a romantyczn¹ mitomani¹ Wincentego Pola dr Zbigniew Jó wik, Realistyczne opisy przyrody w twórczo ci Wincentego Pola mgr Monika £aszkiewicz, Stereotyp ¯yda w romantyzmie polskim (na wybranych przyk³adach) mgr Gra¿yna Po³uszejko, Co siê dzieje w Dworku Pola? prof. Jacek Lyszczyna, Subiektywny realizm romantycznego opisu w pisarstwie Wincentego Pola dr Jolanta Kowal, Obraz Wilna i Wileñszczyzny w Pamiêtnikach Wincentego Pola mgr Anna £ukomska, Koncepcja poezji narodowej w ujêciu Cypriana Norwida i Wincentego Pola prof. W³adys³awa Bry³owa, Punkt widzenia i perspektywa opisu w Pie ni o ziemi naszej Wincentego Pola mgr Elwira Wachel, Jêzykowe sposoby prezentacji wielkich osób w wybranych utworach Wincentego Pola. Dyskusja, która by³a integraln¹ czê ci¹ konferencji, utwierdzi³a uczestników i organizatorów w przekonaniu o celowo ci zarówno dotychczasowych (od sesji jubileuszowej w roku 2007), jak i planowanych spotkañ po wiêconych szerokiej refleksji nad wiatem Wincentego Pola. Tadeusz Piersiak Artur Timofiejew

KONFERENCJA PIÊKNO S£OWACKIEGO W 2009 roku przypada³y dwie wa¿ne rocznice zwi¹zane z ¿yciem Juliusza S³owackiego: 200-lecie urodzin i 160. rocznica mierci poety. Sejm RP podj¹³ 9 stycznia 2009 roku Uchwa³ê [ ] w sprawie og³oszenie roku 2009 Rokiem Juliusza S³owackiego, zachêcaj¹c tym samym rodowiska naukowe i kulturotwórcze do planowania przedsiêwziêæ maj¹cych na celu popularyzowanie wiedzy o Wieszczu, jego epoce, historii XIX stulecia. Miêdzynarodowa Konferencja Naukowa Piêkno S³owackiego odby³a siê w dniach 6-9 maja 2009 roku w Bia³ymstoku. Tematem by³y rzadziej podejmowane dotychczas zagadnienia estetyki S³owackiego, ujête w kontek cie jego


278

stosunku do tradycji Wschodu i Zachodu. Na miejsce g³ównych obrad wybrano Bia³ystok i Uniwersytet w Bia³ymstoku z powodu naturalnej blisko ci, jaka ³¹czy to miasto i jego rodowisko naukowe z Wilnem Juliusza S³owackiego i ze rodowiskiem polonistycznym wspó³czesnego Uniwersytetu Wileñskiego. Wspó³organizatorami przedsiêwziêcia by³y krajowe instytucje kulturalne i przedstawiciele w³adz lokalnych, z których wymieniæ nale¿y: Towarzystwo Literackie im. Adama Mickiewicza (Zarz¹d G³ówny i Oddzia³ Bia³ostocki), Komitet Nauk o Literaturze PAN, Bibliotekê Narodow¹ w Warszawie, Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, Katedrê Teologii Katolickiej UwB, Ksi¹¿nicê Podlask¹, Wojewodê Podlaskiego, Marsza³ka Województwa Podlaskiego oraz Prezydenta Miasta Bia³ystok. Wyg³oszono ponad sto referatów, których tematyka koncentrowa³a siê wokó³ dziewiêciu nastêpuj¹cych problemów i pytañ: 1. Piêkno, jego koncepcja, estetyczne sk³adniki i elementy je wspó³tworz¹ce: ironia, tragizm, mistyka, barokowo æ, groteska, frenezja, klasycyzm, estetyka O wiecenia, inne elementy. 2. S³owacki jako romantyczny artysta: dandys, ekscentryk, indywidualista, mistyk, tragik? S³owacki-inteligent, intelektualista, outsider lub autorytet? 3. Piêkno S³owackiego wobec tradycji estetycznej Wschodu i Zachodu. Wielokulturowo æ jako do wiadczenie poety. Poeta na szlakach kultury: Krzemieniec, Wilno, Warszawa, Londyn, Pary¿, Szwajcaria, W³ochy, Grecja, Wschód, Wroc³aw. 4. Estetyczne spory i inspiracje: S³owacki romantycy (Mickiewicz, Malczewski, Krasiñski, Norwid, inni). Koncepcje wyobra ni poetyckiej. 5. Jêzykowy kszta³t estetyki S³owackiego: jêzyk, poetyka, genologia. Zagadnienia przek³adu dzie³ poety. 6. S³owackiego estetyka w ujêciach dziewiêtnasto- i dwudziestowiecznych: pozytywizm, M³oda Polska, postmodernizm, post-co? 7. Biografia i mitobiografia S³owackiego: wspó³czesnych i potomnych. S³owacki monografistów. S³owacki psychologów i psychoanalityków. 8. Piêkno S³owackiego w koncepcjach badawczych XIX i XX wieku (rozumienie ironii, tragizmu, S³owacki mistyczny i genezyjski ). 9. Wieszcz i wspó³czesno æ: obecny/ nieobecny? Inspirator, bohater popkultury, poeta polski czy europejski? Program Konferencji jako wydarzenia naukowego, towarzyskiego i kulturalnego nie ogranicza³ siê do samych wyst¹pieñ naukowych. Jej organizatorom przy wieca³ zamys³, by program sesji odzwierciedla³ szerokie zainteresowania S³owackiego jako nowoczesnego inteligenta , otwartego na sztukê i cywilizacjê


279

swej epoki. Dlatego te¿ od pocz¹tku towarzyszy³y jej przedsiêwziêcia o charakterze popularnonaukowym, otwarte dla mieszkañców miasta i go ci spektakle teatralne, koncerty i wystawy. Konsekwencj¹ i owocem spotkañ wokó³ Piêkna S³owackiego bêdzie przygotowywana przez Organizatorów kilkutomowa ksiêga, zawieraj¹ca teksty wyg³oszone w czasie Konferencji. Spotkaj¹ siê w niej w jej przestrzeni interpretacji i dyskusji ró¿ne potrzeby, oczekiwania wobec literatury i sztuki, a tak¿e liczne propozycje nowych, czêsto prowokacyjnych odczytañ tej twórczo ci, któr¹ wydawa³o siê kiedy tak dobrze zd¹¿yli my ju¿ poznaæ. S³owacki wspó³czesny, S³owacki aktualny, S³owacki nie tylko od duchów , ale i od piêkna okaza³ siê nie tylko celn¹ ide¹, ale has³em poszukiwania prawdziwego obrazu wyobra ni romantycznej poety. Romantycznej , to znaczy tak¿e wyobra ni zdolnej do ud wigniêcia geniuszu ironii i dystansu, ogarniaj¹cej przesz³o æ, lecz przede wszystkim wybiegaj¹cej w nowoczesno æ Krzysztof Korotkich


280

KSI¥¯KA NA STULECIE LICEUM W GRÓJCU Oddzia³ Grójecki informuje, ¿e przygotowuje druk obszernej ksi¹¿ki W przeddzieñ stulecia Liceum w Grójcu. Znajdzie siê w niej historia Szko³y, spis trzynastu zmieniaj¹cych siê jej nazw, spis dziewiêtnastu dyrektorów, ich ¿yciorysy, lista ponad czterystu nauczycieli, z podaniem lat, w których pracowali i czego uczyli, biogramy wybranych nauczycieli oraz spis wszystkich absolwentów (oko³o 7000) w uk³adzie rocznym, biografie kilkudziesiêciu wybitnych wychowanków, którzy uzyskali wysokie stopnie naukowe, wysokie stanowiska w gospodarce, wojsku, dziennikarstwie itd., tych którzy w walce o niepodleg³o æ wyró¿nieni zostali Virtuti Militari. W ksi¹¿ce znajdzie siê lista osi¹gniêæ w olimpiadach przedmiotowych, wspomnienia wychowanków i absolwentów o Szkole i Nauczycielach, opisy Zjazdów Absolwentów, rejestr znanych spotkañ roczników i klas. Zdzis³aw Szel¹g


281

WYKAZ ODCZYTÓW WYG£OSZONYCH W ODDZIA£ACH TOWARZYSTWA W ROKU 2009 (na podstawie sprawozdañ oddzia³ów sporz¹dzi³a Irena Szypowska) 1. Bia³ystok (42 cz³onków, 1 odczyt, 1 konferencja) W. Piotrowicz (Wilno), Wileñskie lady Adama Mickiewicza Sesja (z udzia³em UwB) Wobec polityki, wojny, emigracji. W 70. rocznicê Polski walcz¹cej 1939-1979 2. Bydgoszcz (19 cz³onków, 4 odczyty, 1 konferencja) Konferencja Kreatywny nauczyciel, kreatywny i zdolny uczeñ P. Zwierzchowski, Wizerunek aparatu bezpieczeñstwa w polskim filmie fabularnym P. Siemaszko, Architektura mrowiska. Charakterystyka i krytyka kultury masowej w pi miennictwie polskim i obcym II po³owy XIX i w pocz¹tkach XX wieku M. Siwiec, Zbigniew Siwiec twórca i ród³o M. Gloger, Miêdzy podmiotowo ci¹ a przedmiotowo ci¹, czyli kryzys to¿samo ci nowoczesnej 3. Czêstochowa (25 cz³onków, 9 odczytów) J. Budzyñski, Z humanist¹ Kopernikiem w poszukiwaniu Prawdy J. Wrzaszczyk, W krêgu twórczo ci E. Stachury A. Wypych-Gawroñska, Romantycy o teatrze J. Mielczarek, S³owem i obiektywem B. Kulka, Obraz wiata drohobyckich gimnazjalistów we wspomnieniach Chciuka i w pi mie M³odzie¿ A. Zakrzewski, ¯ycie spo³eczno-kulturalne ziemiañstwa czêstochowskiego w XIX i XX wieku B. Kubicka-Czekaj, Balladyna arcydramat S³owackiego


282

H. Gradkowski, Kobiety S³owackiego Wieczór poetek (z udzia³em Muzeum) 4. Gdañsk (61 cz³onków, 1 odczyt, 1 konferencja) M. Przyborowska, Bogumi³ Kobiela jako aktor swego pokolenia Konferencja Mickiewicz na co dzieñ: B. Oleksowicz, Mickiewicz w podró¿y (Sonety krymskie) M. Dalman. Mickiewicz w kozie (Dziady) J. Ciechowicz, Mickiewicz w teatrze i kinie (Pan Tadeusz) E. Benesz, Nie kocham Mickiewicza 5. Gorzów Wielkopolski Oddzia³ zosta³ powo³any 24 lutego 2010 Brak informacji

6. Grójec (23 cz³onków, 5 odczytów)

E. Szymanis, S³owacki w kulturze polskiej E. Szymanis, S³owacki na nowo odczytany Z. Szel¹g, W. S. Laskowski nauczyciel, dzia³acz o wiatowy Z. Szel¹g, Rola satyry w czasie okupacji Z. Szel¹g, Wokó³ autobiografii ksiêdza P. Skargi 7. Jaros³aw (34 cz³onków, 3 odczyty) J. Fonfara, Józef Szajna i jego twórczo æ M. Stanisz, Ja w kryszta³owej kuli, czyli S³owackiego koncepcja podmiotu K. Maci¹g, O zwi¹zkach S³owackiego z Chopinem 8. Kielce (25 cz³onków, 4 odczyty) J. Detka, Twórczo æ Henryka Grynberga J. Detka, Poetyckie maski Herberta W cyklu Rozmowy o ksi¹¿kach: A. Kurska o Pianistce E. Jelinek o Rykoszetem A. Graff 9. Kraków Brak informacji


283

10. Krasnystaw Brak informacji

11. Krosno Brak informacji

12. Lublin (45 cz³onków, 1 odczyt, 3 konferencje) S. Nieznanowski, Czy pod Grunwaldem piewano Bogurodzicê? Sesja naukowa po wiêcona twórczo ci W. Pola (z udzia³em UMCS) Rejowskie spotkania: S. Nieznanowski, Miko³aj Rej po latach M. Karwatowska, L. Tymiakin, Krótka rozprawa w recepcji licealistów D. Chemperek, Rej nasz wspó³czesny Sesja Rok 1809 w literaturze i sztuce (z udzia³em UMCS): A. Aleksandrowicz, Zwyciêski pochód z³otych i bia³ych or³ów rok 1809 Ch. Trepte (Lipsk), Polski rok 1809 w literaturze i sztuce z perspektywy niemieckiej R. D¹browski, Galicja oswobodzona J. widerskiego miêdzy histori¹ a poezj¹ M. Nalepa, Pszczo³y, pszczo³y wergiliañskie, pszczo³y napoleoñskie w poezji porozbiorowej A. Timofiejew, wiadomo æ historyczna w poezji ¿o³nierskiej roku 1809 S. Kufel, Wiersze na mieræ Józefa Ksiêcia Poniatowskiego B. Królikowski, Uwagi o mundurze ksiêcia Józefa na obrazie Stanis³awa Zawadzkiego (wed³ug J. Suchodolskiego Bitwa pod Raszynem ) M. Skrzypek, Ks. J. Poniatowski portret satyryczny w literaturze G. Zaj¹c, Przybli¿a siê godzina rok 1809 w pamiêtnikach Niemcewicza K. Puzio, Rok 1809 w Dziejach powstania Ko miana i w Dziejach Ksiêstwa Warszawskiego Skarbka B. Czwórnóg, Rok 1809 w poezji polskiej. Dokumentaryzm i peryfrastyczno æ M. Cieñski, Fredro w 1809. Autobiografia wobec historii P. Pluta, Polska recepcja Edwarda Younga w roku 1809 J. Sobczak, Powstanie wielkopolskie 1809 A. Kabata, Ksi¹¿ê w niewoli Pu³awy w roku 1809 M. Chacha, Piosnki piewane na Teatrze Narodowym A. Chomiuk, Historia ad usum Delphini. Dwie opowie ci G¹siorowskiego


284

13. £ód (35 cz³onków, 4 odczyty, 1 konferencja) Cykl otwartych wyk³adów Analiza i interpretacja dzie³a literackiego Sesja naukowo-kulturalna Portrety S³owackiego P. Czapliñski, Resztki utopii. Literatura i otwierania przysz³o ci P. Czapliñski, Kondycja wspó³czesnej krytyki literackiej D. Siwicka, Zapytaj Mickiewicza 14. Oddzia³ Mazowiecki Brak informacji

15. Olsztyn Brak informacji

16. Opole (13 cz³onków, 2 odczyty) Otwarte seminaria: B. Ma³aczyñski, A. Gleñ, R. W³odarczyk, Polska recepcja francuskiej krytyki tematycznej M. Kaczmarek, Motyw zapomnienia w polskiej literaturze 17. Poznañ (11 cz³onków, 2 odczyty, 1 konferencja)

K. Kurek, Uwagi o ¿yciu teatralnym Poznania w XIX wieku E. Kraskowska, Wielkopolski s³ownik pisarek Konferencja Poeta przez pryzma przepuszczony . Juliusz S³owacki w 200-lecie urodzin (razem z PTPN, Bibliotek¹ Raczyñskich, IFP UAM) A. Seweryn (Lublin), Muzyczny poemat i kompozytorzy. W Szwajcarii J. Brzozowski (£ód ), Cz³owiek kiedy powinien rzec kobiecie . Kilka uwag o kobietach przez pryzma S³owackiego przepuszczonych M. Strzy¿ewski (Toruñ), Jazzowy Anhelli E. Skorupa (Kraków), S³owacki ilustrowany M. Dziadek (Poznañ), S³owacki i Chopin. Pokrewieñstwo losów, dusz, sztuki M. Junkier (Poznañ), Bo królom by³ równy . Wokó³ mowy pogrzebowej Józefa Pi³sudskiego. A. Gawroñska (Czêstochowa), Operowy S³owacki. Zabiegi adaptatorskie w dramatyczno-muzycznych przeróbkach utworów S³owackiego I. Puchalska (Kraków), S³owacki improwizator M. Siwiec (Kraków), Zatrzymany czas. Godzina my li w zwierciadle romantycznych znieruchomieñ


285

A. Przybyszewska (Poznañ), S³owacki w teatrze Edmunda Rygiera A. Borkowska-Rychlewska (Poznañ), Balladyna bez ariostycznego u miechu. O Goplanie W³. ¯eleñskiego J. Kubiak (Poznañ), Horsztyñski w teatrze TVP M. Hendrykowska (Poznañ), Filmowy Mazepa 1914 M. Piotrowska (Poznañ), Budowanie pomnika czyli kilka s³ów o apoteozach S³owackiego E. Kalemba-Kasprzak (Poznañ), S³owacki do wiadczenie teatru 18. Przemy l Brak informacji

19. Przeworsk (35 cz³onków, 2 odczyty)

Z. O¿óg, Miejsce poezji Janusza Szuberta w literaturze polskiej M. Stanisz, Jak S³owacki wyra¿a³ do wiadczenie egzystencjalne cz³owieka? 20. Rzeszów (55 cz³onków, 2 odczyty)

J. Rusin, Rzeszów we wspomnieniach dawnych rzeszowian Cz. K³ak Z Komborni w wiat wiadectwo i przes³anie 21. Siedlce (44 cz³onków, 7 odczytów i spotkañ, 1 konferencja) Sesja popularnonaukowa S³owacki ¿ywy. Podsumowanie obchodów Roku Juliusza S³owackiego w Siedlcach (razem z Samorz¹dowym Centrum Doradztwa i Doskonalenia Nauczycieli w Siedlcach oraz IFP AP) A. Wnuk, Powie ci poetyckie Juliusza S³owackiego a romantyzm przedlistopadowy Z. Lisowski, Na sprowadzenie prochów Napoleona próba analizy i interpretacji W. Toruñ, Juliusz S³owacki i Zygmunt Szczêsny Feliñski epizod nie tylko biograficzny M. Kryszczuk, Idea domu w twórczo ci Juliusza S³owackiego E. M. Kur, Nauka i edukacja w przys³owiach polskich J. A. Kobierski, Kap³an i poeta w XXI wieku. Spotkanie autorskie A. Sobieska, Rosyjska cygañszczyzna w poezji polskiej okresu miêdzywojennego T. Winek, Jakiego Pana Tadeusza czytano w XIX wieku?


286

M. Burta, M. Kryszczuk, S³owacki rocznicowy. Refleksje i zapowiedzi D. Niedzia³kowska, Arw Stanis³awa Czycza dzie³o niemo¿liwe w druku N. Fi³atowa, Car Aleksander I w literaturze polskiej 22. Stargard Gdañski (17 cz³onków, 6 odczytów i spotkañ, 1 konferencja)

M. Ca³becki, Zbrodnia z premedytacj¹ Gombrowicza jako prezentacja pogl¹dów filozoficznych autora J. Tebinka, Enigma polski wk³ad do zwyciêstwa w II wojnie wiatowej J. Tebinka, Genera³ Sikorski fakty i mity Spotkanie autorskie z A. Grzybem, poet¹ i prozaikiem Spotkanie autorskie z R. Szwochem, autorem S³ownika biograficznego Kociewia i prac regionalnych Spotkanie autorskie z I. Chojnack¹, autork¹ ksi¹¿ki Mi³o æ na gruzach Kosowa Sesja Juliusz S³owacki wielokrotnie: E. Nawrocka, M³ody S³owacki J. Ciechowicz, S³owacki teatralny: Kordian K. Ziemba, Czytamy wiersze S³owackiego E. Nawrocka, S³owacki a pieni¹dze T. Kubiszewski, Relacje miêdzy Mickiewiczem a S³owackim 23. Suwa³ki (21 cz³onków, 5 odczytów) M. Urbanowicz, Juliusz Osterwa i jego Reduta M. Urbanowicz, Teatr Tadeusza Kantora J. Nowicka, Tradycje i inspiracje w dzia³alno ci regionalnej biblioteki D. Staszcz, Jak nale¿y czytaæ Pana Tadeusza Jerzy Karp spotkanie z poet¹ regionalnym 24. Szczecin (14 cz³onków, 3 odczyty) Spotkanie literackie z G. Jankowiczem S. Ignasiów, Podró¿e Andrzeja Stasiuka W. Klera, Marcin wietlicki wobec popkultury 25. Oddzia³ l¹ski (1 konferencja) Sesja po wiêcona S³owackiemu: M. Piechota, Dlaczego J. S³owacki wielkim poet¹ bywa³ tylko czasami?


287

J. Leszczyna, Genezyjska poezja J. S³owackiego M. B¹k, Zawsze drugi? Mickiewiczowskie metafory w twórczo ci S³owackiego M. Szargot, Koniec ba ni. O Panu Tadeuszu J. S³owackiego M. Piechota, Piêkno w pismach S³owackiego J. Paszek, Król-Duch i gra S³owackiego 26. Tarnów (40 cz³onków, 4 odczyty, 1 konferencja) M. Budzik, Dwie Katedry. O opowiadaniu Jacka Dukaja i filmie Tomka Bagiñskiego (z przekazem multimedialnym) M. Piêtniewicz, Religijno æ skarnawalizowana w utworach Tadeusza Nowaka W. Nowak, Tadeusz Konwicki opozycjonista M. Wa¿na, Dwie poetyckie autobiografie Owidiusz i Janicki Sesja po wiêcona S³owackiemu: A. Zio³owicz, Juliusz S³owacki ¿ycie i dzie³o J. Popiel, Droga Juliusza S³owackiego do Katedry Wawelskiej M. Nawrocki, S³owacki czyli potwór 27. Toruñ (28 cz³onków, 3 odczyty)

S. Bury³a, Legenda Westerplatte w literaturze polskiej A. Stoff, Czy umiemy czytaæ Trylogiê ? K. Obremski, Mesjanizm sarmacki a romantyczny 28. Warszawa (167 cz³onków, 5 odczytów i spotkañ) K. Rutkowski, Wokulski w Pary¿u W. Karpiñski, Ksi¹¿ki zbójeckie i ksi¹¿ki zbójeckie dzi R. Podraza, G. P. B¹biak, Wokó³ ksi¹¿ki Magdalena córka Kossaka Cykl Interakcje. Miêdzy tradycj¹ a wspó³czesno ci¹ Prelegenci: P. Matywiecki, J. Mueller, J. Kapela: Exegi monumentum ? Poeta i jego rola we wspó³czesnej kulturze. Prowadz¹cy J. G³a¿ewski Prelegenci: B. Toruñczyk, L. Szaruga, T. Ró¿ycki: Wschód i Zachód dwa bieguny naszej to¿samo ci. Prowadz¹ca M. Piska³a 29. Zielona Góra (12 cz³onków, 1 odczyt) K. Marcinkowski, Frenezja i groteska w nie srebrnym Salomei S³owackiego


288

List do Redakcji

Szanowni Pañstwo, Z wielk¹ przykro ci¹ przyj¹³em fakt dokonania na dziewiêciu stronicach moich dwu tekstów, biogramów Tadeusza Fr¹czyka i Marii Jasiñskiej-Wojtkowskiej, a¿ dziesiêæ razy [sic] poprawki w uniwersytecie na bardzo brzydkie na uniwersytecie 1. Je¿eli historyk literatury, który nie jest ju¿ debiutantem, konsekwentnie pisze w uniwersytecie , ma w tym jaki cel. Wyja niam. Powo³anie siê na normê nie jest zupe³nie przekonywaj¹ce. Normê wypracowuj¹ uczeni, w tym wypadku jêzykoznawcy. Ale te¿ i historycy literatury mog¹ zabraæ g³os. Otó¿ na uniwersytecie jest z gruntu niepoprawne. Przecie¿ uczymy siê (i wyk³adamy): w szkole, w gimnazjum, w liceum, w akademii (o ile wy¿sza szko³a tak siê nazywa), a tu nagle na uniwersytecie . To siê zagnie dzi³o w mowie potocznej, ale przecie¿ jest nielogiczne (nikt nie wyk³ada ani nie studiuje na dachu uniwersytetu!). U¿ywanie powszechne b³êdu nie sankcjonuje go. Siêgnijmy po szerszy kontekst: Po francusku mówi siê à 1 université , po niemiecku an der Universität . Có¿ powiedzieliby Francuzi na to, gdyby kto , t³umacz¹c z polskiego, sformu³owa³ po francusku sur 1 université ? Na zakoñczenie przytoczê fakt nastêpuj¹cy: Gommar Michielis, Belg, wiatowej s³awy uczony w zakresie prawa kanonicznego, wyk³adaj¹cy do 1935 r. w KUL i uhonorowany tu w 1958 r. doktoratem honoris causa, podpisywa³ siê zawsze w swych pracach ³aciñskich: olim Professor luris Canonici in Universitate Catholica Lubliniensi2. W dyplomach doktorskich czytamy np.: NN, philosophiae doctor, historiae medii aevi in Universitate professor ordinarius, promotor rite constitutus. Bardzo proszê, by na przysz³o æ na ³amach Szanownego Pisma nie poprawiano z dobrego na z³e bez wys³uchania argumentów autora. Z powa¿aniem, Jerzy Starnawski £ód , w lutym 2010 r.

1 Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza 2009, t. 2 (44), s. 285-293. 2 Por. Mistrzowie we wspomnieniach swoich uczniów. Kartka z dziejów KUL, oprac. G. Karolewiczówna, Lublin 2001, s. 32.


289

Od Redakcji: Szanowny Panie Profesorze, wspó³czesne wydawnictwa z zakresu poprawnej polszczyzny wyra nie rozdzielaj¹ znaczeniowo (a tak¿e stylistycznie) formy na uniwersytecie i w uniwersytecie , t³umacz¹ te¿, dlaczego niektórzy (mylnie) uwa¿aj¹ formê w uniwersytecie za lepsz¹. Dodajmy, ¿e równie¿ w s³owniku Kar³owicza, Kryñskiego i Nied wiedzkiego zapisane zosta³y formy: Uczêszczaæ na U. Chodziæ do uniwersytetu. Na uniwersytecie (a. w uniwersytecie) wyg³aszane s¹ prelekcje (t. 7, 1919 r.). A je li chodzi o praktykê literackiej polszczyzny, prosimy o zajrzenie choæby do szóstego listu W³adys³awa Be³zy do Juliana Ochorowicza w bie¿¹cym numerze Wieku XIX (s. 169). Forma na uniwersytecie nie jest b³êdem, przepraszamy natomiast, ¿e dozna³ Pan przykro ci. £¹czymy wyrazy szacunku.


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010

SPIS TRE CI

ARTYKU£Y I ROZPRAWY Teresa Winek, Jakiego Pana Tadeusza czytano w XIX wieku? ..................................................... 5 Bogus³aw Dopart, Ksi¹dz Robak ...................................................................................................... 24 Justyna Schollenberger, Wej æ miêdzy sforê projekt duchowo ci zwierz¹t: Mickiewicz Emerson ............................................................................................................... 36 Lidia Banowska, Przemilczane strefy : Mickiewicz Mi³osza jako nieznany geniusz .................... 50 Agnieszka Markuszewska, Metafizyka integracji. Elizy z Branickich Krasiñskiej poszukiwanie to¿samo ci .................................................................................................................................. 64 Aneta Mazur, Wiek XXI patrzy na wiek XIX. Na marginesie ksi¹¿ki Stanis³awa Wasylewskiego .... 80 Kamila Chodarcewicz, Kszta³towanie i dzie³o. Koncepcja procesu twórczego w my li Friedricha Schlegla .................................................................................................................... 96 MISTRZ I UCZEÑ Dyskusja redakcyjna: Mistrz i uczeñ (Lidia Wi niewska, Bogdan Mazan, Jaros³aw £awski, Magdalena Saganiak, Aneta Mazur, Barbara Bobrowska, Iwona Wi niewska, Magdalena Rudkowska) ............................................................................................................................. 114 Miros³aw Strzy¿ewski, Konrad Górski jako badacz Mickiewicza (Próba rewizji krytycznej) ...... 138

PRZEK£ADY Raffaele Caldarelli, Tajemnica rozbójnika: drobiazg mickiewiczowski ......................................... 151 EDYTORSTWO Stanis³aw Fita, Nieznane listy W³adys³awa Be³zy do Juliana Ochorowicza, 1883-1897 (Ze zbiorów Igora Strojeckiego) .............................................................................................. 159


291

FORUM DYDAKTYCZNE Teresa Kostkiewiczowa, Uwagi o nauczaniu przedmiotu jêzyk polski w dzisiejszej szkole ...... 177 S³awomir Jacek ¯urek, O zmianach w polonistycznych dokumentach o wiatowych od roku 2009 oraz w modelu egzaminowania od roku 2012 ................................................................. 186 Stanis³aw Bortnowski, Czy têsknota za dawnym nauczaniem jêzyka polskiego jest uzasadniona? ............................................................................................................................ 191 Lidia Wi niewska, Szkolnictwo zmiana paradygmatu ................................................................ 200 Anna Nakielska-Kowalska, Miros³aw Go³uñski, Oby cudze dzieci uczy³ O formach wspó³pracy szko³y z wy¿szymi uczelniami i Towarzystwem Literackim im. Adama Mickiewicza .............................................................................................................................. 209 RECENZJE Dorota Siwicka, Zapytaj Mickiewicza Maria Berkan-Jab³oñska ................................................. 221 Leszek Zwierzyñski, Egzystencja i eschatologia. Genezyjska wyobra nia S³owackiego Iwona E. Rusek ..................................................................................................................... 229 Boles³aw Prus: pisarz nowoczesny, red. Jakub A. Malik Agnieszka B¹bel, Agata Grabowska-Kuniczuk ............................................................................................................... 232 Henryk Sienkiewicz, Listy, oprac. Maria Bokszczanin Roman Loth .......................................... 237 Beata K. Obsulewicz-Niewiñska, Nieoba³amucona wra¿liwo æ. Pisarze pozytywizmu o filantropii i mi³osierdziu Agnieszka Janiak-Staszek .......................................................... 243 Polski cykl liryczny, red. Krystyna Jakowska i Dariusz Kulesza, Cykle i cykliczno æ. Prace dedykowane Pani Profesor Krystynie Jakowskiej, red. Anna Kie¿uñ i Dariusz Kulesza Karol Jaworski ...................................................................................................................... 249 Profesor z Komborni. Stanis³aw Pigoñ w czterdziest¹ rocznicê mierci, red. Krzysztof Fijo³ek Teresa Winek ............................................................................................................ 261 KRONIKA TOWARZYSTWA LITERACKIEGO IM. ADAMA MICKIEWICZA Jadwiga Ru¿y³o-Stasiakowa ........................................................................................................... 267 Konferencja Mityczne postacie kultury w perspektywie komparatystycznej Lidia Wi niewska .... 276 Konferencja o Wincentym Polu Tadeusz Piersiak, Artur Timofiejew ........................................ 276 Konferencja Piêkno S³owackiego Krzysztof Korotkich .............................................................. 277 Ksi¹¿ka na stulecie Liceum w Grójcu Zdzis³aw Szel¹g ............................................................. 280 Wykaz odczytów wyg³oszonych w oddzia³ach Towarzystwa w roku 2009 Irena Szypowska ..... 281 List do Redakcji .............................................................................................................................. 288


Wiek XIX. Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza, Rok III (XLV) 2010

CONTENTS

TREATISES AND ARTICLES Teresa Winek, What sort of Pan Tadeusz was read in the nineteenth century? ............................. 5 Bogus³aw Dopart, Father Robak ...................................................................................................... 24 Justyna Schollenberger, Enter the pack . An animal spirituality project: Mickiewicz vs. Emerson ..... 36 Lidia Banowska, Concealed zones . Mickiewicz by Mi³osz: an unknown genius ......................... 50 Agnieszka Markuszewska, The metaphysics of integration. Eliza Krasiñska, née Branicka, in search of identity ........................................................................................................................ 64 Aneta Mazur, 21st century looking at 19th century: Comments alluding to Stanis³aw Wasylewski s book ¯ycie polskie w XIX wieku ................................................................................................. 80 Kamila Chodarcewicz, The shaping and the work. The concept of creative process in Friedrich Schlegel s thought ....................................................................................................................... 96 THE MASTER AND HIS STUDENT Editorial Board discussion: The Master and his student (Lidia Wi niewska, Bogdan Mazan, Jaros³aw £awski, Magdalena Saganiak, Aneta Mazur, Barbara Bobrowska, Iwona Wi niewska, Magdalena Rudkowska) ..................................................................................... 114 Miros³aw Strzy¿ewski, Konrad Górski, the Mickiewicz scholar: an attempt at critical revision ..... 138 TRANSLATIONS Rafaele Caldarelli, The ruffian s secret: a trifle by Mickiewicz (translated by Magdalena Rudkowska) ............................................................................................................................. 151 EDITORIAL SECTION Stanis³aw Fita, W³adys³aw Be³za s unknown letters to Julian Ochorowicz, 1883 1897 (from Igor Strojecki s collection) ....................................................................................................... 159


293

TEACHING FORUM Teresa Kostkiewiczowa, Remarks on how the subject named Polish is taught at schools today ......................................................................................................................................... 177 S³awomir Jacek ¯urek, Amendments made to Polish-studies educational documents as from 2009 and changes in the examination pattern envisioned since 2012 ............................. 186 Stanis³aw Bortnowski, Is the longing for former-style teaching of Polish justified? ..................... 191 Lidia Wi niewska, Educational system: a novel paradigm ........................................................... 200 Anna Nakielska-Kowalska, Miros³aw Go³uñski, May you teach somebody else s kids In what ways can schools cooperate with colleges or universities and with the Adam Mickiewicz Literary Society? .................................................................................................. 209 REVIEWS CHRONICLE

Przeka¿ Towarzystwu Literackiemu im. Adama Mickiewicza 1% swojego podatku! Bank Millenium: 73116022020000000029215599 Dziêkujemy za wp³aty w roku 2009




Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.