Verizane 36

Page 1

BEZPŁATNY MAGAZYN LOKALNY 36 | 28 lipca 2017 ISSN 2449-7916

Redaktor naczelny: Krzysztof Łach krzysztof.lach@verizane.pl

Zespół redakcyjny: Małgorzata Rogala, Łukasz Rocławski, Krzysztof Rudek Reklama: reklama@verizane.pl Wydawca: Agencja zabronione.bezmateriałówRozpowszechnianietreśćRedakcjaredagowaniazastrzeganiezamówionychRedakcjaReklamowazastrzeżonecopyrightReklamowaCREATIVEPrasowo-©2017WszelkieprawaAgencjaPrasowo-CREATIVEniezwracatekstóworazsobieprawoichi skracania.nieodpowiadazazamieszczanychogłoszeń.redakcyjnychpublicystycznychzgodywydawnictwajest

Adres redakcji: Starogard Gdański, ul. Reymonta 1

REKLAMA

3V NA OKŁADCE: Adriam i Mateusz Szopińscy foto Krzysztof Rudek

KRZYSZTOF ŁACH Redaktor Naczelny

łatwiejWspółniezmagać się z przeciwnościami losu oraz pokonywać największe wyzwania, aniżeli w pojedynkę. Teza ta często znajduje swoje odzwierciedlenie w naszej rzeczywistości. Warunek jest jeden – trzeba mieć odpowiedniego partnera do realizacji planów i marzeń. Dobrze funkcjonujący tandem porozumiewa się bez słów. Często jedna osoba uprzedza drugą w działaniu, a nawet w myślach. Kiedy usłyszysz od kogoś: „Wiesz co? Też o tym pomyślałem”, możesz uznać to za zbieg okoliczności. Jednak jeśli taka sytuacja będzie się powtarzać, masz podstawy by sądzić, że jest to osoba nadającą na tych samych falach (ach, te moje kolokwializmy). Tak się złożyło, że w tym wydaniu Verizane bohaterami naszych artykułów są bracia, którzy mają takie same pasje i cele. Tomasz i Adam Babinek oraz Mateusz i Adrian Szopińscy to przykłady osób, którym braterska więź pozwala realizować wspólne plany. Pierwsi wyruszyli na swych motocyklach w Polskę, by nie tylko poznawać, ale też później dzielić się swoimi wraże niami z podróży po pięknych zakątkach naszego kraju. Dla nich była to przygoda, podczas której zebrali bagaż nowych doświadczeń. Z kolei drudzy z braci od kilku lat spełniają się jako czołowi zawodnicy Polski w niszowym sporcie, jakim jest footvolley. Na pozór mają odmienne charaktery, ale znakomicie się rozumieją, a to w działa niu zespołowym ma niebagatelne znaczenie. Nie tylko w sporcie antycypacja jest dużym atutem. W tym momencie kończę „wstępniaka”, przewidując wykorzystanie przeze mnie limitu tekstowego, jaki sam sobie wyznaczyłem. Do następnego numeru.

Elektrociepłownia zdjęcie Krzysztof Rudek

Wyprawa, na którą bracia wyruszyli 19 maja trwała dziewięć dni. Tomek jechał Hondą NX650 Dominator, a Adam BMW R1150R. W sumie pokonali około 3 000 km. Objechali Polskę dookoła codziennie zatrzymując się w miejscach, o których można powiedzieć NAJ.

Adam Babinek ma 42 lata. Od 10 lat pracuje w bran ży modowej. Od 2012 roku jest art directorem marki Reserved. Wcześniej pracował w marketingu takich sieci, jak House, czy Cropp. Poza czasem spędzanym z żoną i córką oraz w pracy, jeździ motocyklem i zaj muje się fotografowaniem. Stara się systematycznie uprawiać sport. Biega i jeździ rowerem. Tomasz Ba binek natomiast ma 40 lat. Wspólnie z żoną prowadzi firmę fotograficzną. Współpracuje z agencją FORUM. Jestem autorem wystaw i publikacji w prasie. W cza sie, kiedy nie zajmuje się córkami i pracą jeździ moto cyklem albo przesiaduje w garażu przy ciągłych prze róbkach swojej Hondy. Panowie mają wspólne pasje, więc nic dziwnego, że wspólnie postanowili stworzyć projekt „W Polsce NAJ”.

Wszędzie dobrze,

– Polacy są nacją, która często myśli, że to co nie polskie to lepsze. Stąd pomysł promocji Polski wśród Polaków. Chcemy pokazywać Polskę w atrakcyjny sposób, przypominając jak wiele mamy atrakcji przy rodniczych, kulturowych, ile osiągnięć w biznesie, technologiach. Ważna jest nasza historia, dorobek kulturowy, ale nie chcemy zapominać o tym jak ważne są współczesne osiągnięcia. Naszą misją jest poka zywać tym, którzy jeszcze tego nie dostrzegli ile cie kawych, inspirujących miejsc i rzeczy kryje nasz kraj – mówi Adam Babinek.

ŻEBY MÓC PROMOWAĆ POLSKĘ WŚRÓD POLAKÓW, TRZEBA JĄ PRZEDE WSZYSTKIM DOBRZE ZNAĆ. Z TAKIEGO ZAŁOŻENIA WYSZLI BRACIA TOMASZ I ADAM BABINEK, KTÓRZY POSTANOWILI WYRUSZYĆ NA SWYCH MOTOCYKLACH W 9-DNIOWĄ WYPRAWĘ DOOKOŁA NASZEGO KRAJU POD HASŁEM „W POLSCE NAJ”.

lepszych mechaników w Polsce. Polecamy. Dzięki Kuba! Podczas trzeciego dnia naładowani mocą NAJwięk szego wulkanu w Polsce, dotarli pod zamek w Mosz nej. – To jeden z NAJpiękniejszych zamków w Polsce, niczym przeniesiony z bajek Disneya. Po wyjątkowo nużącej i męczącej drodze, zmęczeni dotarliśmy do Zębu, NAJwyżej położonej miejscowości w Polsce. To rodzinna miejscowość NAJlepszego polskiego skocz ka Kamila Stocha. Podczas piątego dnia zjechaliśmy z Zębu i udaliśmy się na wschód. Po drodze minęliśmy NAJwiększy przełom rzeki w Polsce, przełom Dunajca w okolicy Szczawnicy. Udaliśmy się również do NAJ starszego szybu naftowego na świecie, który znajduje się w Barbórce. Dzień szósty to Bieszczadzka Przy stań Motocyklowa, na ten dzień bardzo czekaliśmy. Dla motocyklistów to miejsce wyjątkowe na mapie Polski. Jest czymś w rodzaju schroniska górskiego, czy też pola namiotowego, gdzie pierwszeństwo mają motocykle. Przy śniadaniu, Marek, właściciel przysta ni, opowiadał nam o idei powstania przystani, swojej pasji do motocykli i gór. To z pewnością NAJbardziej przyjazne miejsce dla motocyklistów w polskich gó rach. Jak tylko wyruszyliśmy z przystani, zaczęło kropić, padać i na końcu lać. Podczas siódmego dnia odwiedziliśmy lubelszczyznę, która słynie z NAJwięk szych plantacji chmielu w Polsce. Dotarliśmy na Pod lasie, a to NAJbardziej zróżnicowany teren w Polsce pod względem narodowościowym i wyznaniowym. Przed wyjazdem z Kruszynian, zwiedziliśmy NAJstar szy tatarski maczet oraz NAJstarszy mizar w Pol sce. Przez Mazury jechaliśmy w kierunku Warmii. Po drodze przecięliśmy Biebrzę. Bagna Biebrzańskie są NAJwiększą w Polsce ostoją łosi. Ostatniego, dziewią tego dnia kierowaliśmy się na zachód. Dotarliśmy do Kwaśnego Jabłka, słynącego z NAJlepszego cydra w Polsce i jednego z NAJlepszych na świecie. W drodze do domu minęliśmy NAJniżej położoną miejscowość w naszym kraju, Raczki Elbląskie. I tak zakończyliśmy pierwszą wyprawę – zgodnym chórem opowiadają bracia. Równie zgodnie zapowiadają kontynuację pro jektu. Nic dziwnego, bo przecież wszędzie dobrze, ale w Polsce NAJlepiej.

6V

tekst MAŁGORZATA ROGALA zdjęcia ADAM I TOMASZ BABINEK

Pierwszym celem Tomka i Adama był NAJbardziej po krzywiony las w Polsce – miejscowość o jakże bliskiej im nazwie: Babinek. – Dzień drugi zakończyliśmy u bram raju, NAJwiększej winnicy w Polsce. Wino pyszne, choć miejscowi uważają, że „za mało trzepie, jak za 35 złotych”. Nie obyło się bez przygód. Awarii uległ mo tocykl, udało się jednak dojechać do celu. Na miejscu pomógł nam Kuba, jak się później okazało jeden z NAJ

ale w Polsce NAJlepiej

Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że pozyska nie 21 mln zł przez Zarząd Powiatu Starogardzkiego oraz inwestycja na blisko 49 mln zł to najważniejsze zadanie dla samorządu i Kociewskiego Centrum Zdro wia. Realizacja projektu pozwoli w ogromnym stopniu unowocześnić placówkę, zwłaszcza na oddziałach: neurologicznym, kardiologicznym, udarowym, chi rurgii ogólnej oraz chorób wewnętrznych. Powstaną poradnie specjalistyczne: diabetologiczna, neurolo giczna, rehabilitacyjna, urologiczna, chirurgii onkolo gicznej, proktologiczna, preluksacyjna, leczenia bólu, które będą wsparciem procesu skutecznego leczenia w systemie przed- i pohospitalizacyjnym. Zwiększona zostanie liczba łóżek na Oddziale Chorób Wewnętrz nych i Neurologicznym, przez co skróci się czas ocze kiwania pacjenta w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Pacjenci będą mieli możliwość skorzystania z roz szerzonej oferty usług medycznych, a także zostanie zwiększona dostępność specjalistycznych usług zdro wotnych. Dzięki projektowi dojdzie do przyspieszenia realizacji procedur lekarskich, a także skróci się czas oczekiwania na porady specjalistyczne. Zmniejszone zostanie ryzyko zakażeń bakteryjnych. - Przygotowanie projektu trwało 2,5 roku - podkreśla Patryk Gabriel, członek Zarządu Powiatu Starogardz kiego. - Zakres prac jest bardzo obszerny i skompli kowany, ale zadanie sprawi, że szpital znajdzie się w zupełnie innej rzeczywistości. Warto wskazać, że powstanie nowoczesny blok operacyjny z centralną sterylizatornią, a placówka zyska sprzęt medyczny za wiele milionów złotych. Chodzi nam przede wszystkim o zwiększenie bezpieczeństwa zdrowotnego naszych

9V

mieszkańców, ale także mieszkańców czterech ościen nych powiatów. W piątek, 28 lipca dojdzie do podpisanie umowy pomię dzy Zarządem Województwa Pomorskiego a Zarządem Powiatu Starogardzkiego na dofinansowanie zadania. Powiat otrzyma prawie 21 mln zł. Inwestycja ma zostać zakończona w październiku 2020 roku. Warto podkreślić, że Zarząd Województwa Pomorskie go zatwierdził ocenę komisji konkursowej i wybrał do dofinansowania 10 z 21 projektów. Powiat Starogardzki znalazł się na trzecim miejscu.

O pozyskaniu dofinansowania władze Powiatu poinformowały na specjalnie zwołanej konferencji prasowej.

Nowoczesny szpital do 2020 roku!

UMOWA NA NAJWIĘKSZE W HISTORII STAROGARDZKIEGO SZPITALA DOFINANSO WANIE ZWIĄZANE Z PRZEŁOMOWĄ INWESTYCJĄ ZOSTANIE PODPISANA W PIĄTEK, 28 LIPCA. CO TO OZNACZA DLA PACJENTÓW?

rozmawiał KRZYSZTOF ŁACH

10V

TO BYŁ CZAS NAJTRUDNIEJSZY. A JAKI Z HISTORII SM „KOCIEWIE” WSPOMINA PAN NAJLEPIEJ?

Wszystko się zgadza. W Spółdzielni pracuję dokładnie od 1 października 1980 roku. 1 kwietnia natomiast mi nęło 27 lat od kiedy jestem prezesem. Budżet wynosi około 33-34 000 000 złotych rocznie, więc każdy z członków zarządu odpowiada całym swoim majątkiem. Kiedyś ta odpowiedzialność była mniejsza, bo ograni czona do 3 pensji w Spółdzielni. Jeśli chodzi o oczekiwa nia mieszkańców, to rzeczywiście sprostać im z pewno ścią nie jest łatwo. Musimy z naszego budżetu wycisnąć dosłownie każdą kroplę, żeby zrealizować wszystkie plany, usługi także te niematerialne, związane z obsługą kultury, czy funduszem remontowym. Cały czas chcemy utrzymać wszystkie te usługi na niezmiennym, wysokim poziomie, a przynajmniej takim, żeby nie przekraczały one poziomu inflacyjnego. Każdy mieszkaniec ma inny pomysł na to, jak można to realizować. Po to właśnie jest ich reprezentacja, której zadaniem jest mniej więcej wypośrodkować to w standardzie. Myślę, że najbardziej trafnie mogą ocenić to osoby z zewnątrz. Przez nie po strzegani jesteśmy jako dobrzy gospodarze, bo proces termomodernizacji zakończyliśmy już dawno temu. W tej chwili podchodzimy już do drugiego cyklu odnawia nia budynków. Trzeba pamiętać, że to są jednak prace długotrwałe. To nie jest tak, że wszystko zrobiliśmy w ciągu ostatnich trzech lat. Są to pewne procesy zapro jektowane dużo wcześniej, a w ostatnim czasie realizo wane po prostu sprawniej.

Ideologię trzeba odłożyć na bok

PREZES

Z PERSPEKTYWY TYLU LAT NA PEWNO MOŻE PAN POWIEDZIEĆ, KTÓRY OKRES BYŁ DLA SPÓŁDZIELNI NAJTRUDNIEJSZY.

Można powiedzieć, że po okresie przełomu, czyli po czątku lat 90., doskonale wstrzeliliśmy się w ówczesną strategię rynkową. Już w 1992 roku przystąpiliśmy do docieplania budynków. Cały ten proces, łącznie z do ciepleniem stropodachów, skończyliśmy tak naprawdę około 5 lat temu. Ten proces zaczęliśmy realizować jako jedna z pierwszych spółdzielni w województwie. Mało tego, jeszcze wtedy, w latach 90., załapaliśmy się na subwencję Urzędu Wojewódzkiego właśnie na docie plenie budynków. Ten proces przebiegał u nas bardzo szybko. Przecież po PRL-u odziedziczyliśmy budynki nieotynkowane, drogi szlakowe, podwórka szlakowo -gliniaste, a już na początku lat 90. udało nam się stwo rzyć kompleksowy program docieplenia budynków, utworzenia, oczywiście przy użyciu ówczesnych tech nologii, ale mimo wszystko dróg utwardzonych, chod

W SPÓŁDZIELNI MIESZKANIOWEJ „KOCIEWIE” PRACUJE PAN JUŻ OD 37 LAT. OD 27 LAT JEST PAN PREZESEM ZARZĄDU. SPROSTAĆ OCZEKIWANIOM MIESZKAŃCÓW SPÓŁDZIELNI Z PEWNOŚCIĄ NIE JEST ŁATWO.

Z socjologicznego punktu widzenia najtrudniejszym okresem dla SM „Kociewie” były przemiany ustrojowe, bo one niosły za sobą pewien ładunek emocji społecz nych i zmiany także ustroju ekonomicznego oraz ol SPÓŁDZIELNI MIESZKANIOWEJ “KOCIEWIE”

brzymiej inflacji. Między końcówką lat 80., a początkiem 90. mieliśmy przecież 2 000% inflacji. My budowaliśmy wtedy bloki, których wartość wzrosła 20-krotnie. Po tem system urynkowienia kredytów mieszkaniowych spowodował, że odkładał się potężny dług, i na koncie spółdzielni, i na koncie tych, którzy go spłacali. Później został, można powiedzieć, urealniony. Część wzięło na siebie państwo. Całą winę widziano oczywiście w PRL -u, rządzie. Nikt nie chciał powiedzieć, że wszystkiemu winna była reforma Balcerowicza. Mogła dotykać rynku, ale nie mogła dotykać kredytu mieszkaniowego, który w PRL-u oprocentowany był na poziomie 1-3%, a potem nagle oprocentowanie wynosiło 150% miesięcznie. Był to dla nas niesamowicie trudny czas. Nastąpiło chwi lowe zatrzymanie realizowanych budynków na osiedlu Piastów. Wtedy władza lokalna i tworzący się samorząd nie bardzo były zainteresowane, żeby nam pomagać. Dzięki naszej determinacji te budynki zostały skończone i osiedle jest prawie całe zabudowane. Powiedzmy, że w tej chwili została jeszcze jakaś rezerwa i jeśli zmienią się przepisy, to będziemy mogli wybudować tam coś jeszcze.

W tej chwili czekamy co wyniknie z nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych, która będzie pozwalała wrócić do budowania mieszkań lokatorskich, czyli tro chę do tego, co było popularne w PRL-u. Za jakąś część ceny będzie można się wprowadzić do danego mieszka nia, a resztę spłacać w ciągu 20, 30 lat. Nazwałbym to

W tym roku kończymy proces likwidacji piecyków. W najbliższych latach chcemy również zlikwidować węzły grupowe. W tej chwili są one jeszcze na os. Juranda ze Spychowa i Konstytucji 3 Maja. Udało nam się zlikwido wać węzeł grupowy na os. Piastów. Przyniosło to efekty szczególnie jeśli chodzi o ciepłą wodę, bo potaniała ona dwukrotnie. Oczywiście przy tej okazji prawie o 30% udało się nam obniżyć koszty zużycia ciepła na potrzeby c.o.. W planach na najbliższe lata nie zapomnimy rów nież o infrastrukturze drogowej ani o małej architektu rze. Cały czas będziemy starać się stwarzać dodatkowe miejsca do parkowania, bo wciąż jest ich za mało. Poza tym będziemy tworzyć kolejne scentralizowane miejsca do rekreacji i odpoczynku. Dbać będziemy także o zie leń, której na naszych osiedlach nie powinno brakować.

ników itd. To, co robimy w tej chwili to już tylko napra wianie, czy też powiedzmy druga tura naszych działań z pierwszej połowy lat 90.

po prostu „stabilną stancją” ze zwaloryzowanym zwro tem tego, co się włożyło. Udział będzie wynosił 30%, czyli pomysł skierowany jest do osób mniej zamożnych i średnio zamożnych. Czynsz, na który składać się będzie kredyt oraz media wynosiłby około 1 000 złotych. Co naj ważniejsze, osoby, które zdecydowałyby się na zamiesz kanie w takim lokalu, miałyby perspektywę posiadania go na własność po spłaceniu kredytu. Wszystko zależy jednak od tego, czy nowelizacja ustawy wejdzie w życie.

JAKIE PLANY SM „KOCIEWIE” MA NA NAJBLIŻSZE LATA?

ZAUWAŻYŁ PAN, ŻE W WYBORACH SAMORZĄDO WYCH STOWARZYSZENIA LICZĄ SIĘ CORAZ BAR DZIEJ? WYBORCY JUŻ NIE ZAWSZE KIERUJĄ SIĘ SYMPATIAMI POLITYCZNYMI. Były wprawdzie zakusy, żeby od poziomu powiatu wybory były już tylko partyjne. Na szczęście wycofano się z tego. Rzeczywiście jest tak, że Polska lokalna jednak stawia na stowarzyszenia i lokalne ugrupowania. To, co ostatnio udało się PSL-owi, to był po prostu łut szczęścia i raczej nie da się tego powtórzyć. Generalnie wszystko zależy od rozwoju wypadków. My w nikim nie upatrujemy wro ga. Jesteśmy w stanie współpracować z każdym. Historia ostatnich 20 lat pokazuje, że byliśmy w koalicji praktycz nie ze wszystkimi ugrupowaniami. Osobiście uważam, że na poziomie samorządu trzeba ideologię odłożyć na bok, bo tutaj mamy do zrobienia konkretne rzeczy. Stowarzy szenia mają właśnie ten plus, że w swoich działaniach nie podążają ślepo za ideologią. Może, żeby mieć większe szanse w wyborach, wszystkie stowarzyszenia powinny się skrzyknąć i połączyć siły. Wszystko zależy jednak od ordynacji wyborczej. Jeżeli będą to okręgi jednomanda towe, to nic nie da. Każdy będzie musiał walczyć o swoje, a poskłada się to na koniec. Jeśli ordynacja będzie inna, to może warto, żebyśmy jako Stowarzyszenie Kociewskie pomyśleli jednak o połączeniu z kimś sił. W powiecie je steśmy co prawda silni, ale w mieście słabsi. Jak by nie było, po zakończonych wyborach trzeba zakopać topór wojenny i brać się do roboty. W polityce obowiązuje bar dzo ważna zasada: „Nigdy nie mów nigdy”.

DZIĘKUJĘ ZA ROZMOWĘ.

Ostatnie trzy lata były dobre, bo jeśli chodzi o zarząd, to kadra moich zastępców jest dobrana profilowo w sto sunku do wykształcenia. To są ludzie o jedno pokolenie młodsi ode mnie, więc mają trochę inne spojrzenie na przykład na nowoczesne technologie i oczywiście duży zapał do pracy. Ich wykształcenie poparte tym zapałem, połączone z moim doświadczeniem w pracy w spółdziel ni dają znakomite efekty. Pani Ewa Sommerfeld bardzo dobrze sprawdza się w sprawach ekonomicznych, a pan Mieczysław Serocki w technicznych. Wydaje mi się, że doskonale się uzupełniamy. Te ostatnie 3 lata udowodni ły, że bez żadnych zgrzytów, w wielkiej symbiozie, udało nam się zrealizować postawione sobie cele i zadania. W czasie, kiedy mamy do czynienia z deflacją, udało nam się uzyskać świetne wyniki eksploatacji. Z pewnymi pra cami wyszliśmy na zewnątrz, czyli zrealizowaliśmy bar dziej widoczne zadania, jak na przykład otwarcie boisk wielofunkcyjnych. Gromadziliśmy środki, tworzyliśmy rezerwę na nowoczesne oprogramowanie, dlatego jeśli chodzi o stronę finansową, jego zakup był dla nas bez bolesny, chociaż kosztował nie mało. Najważniejsze jest dla nas jednak to, że w żaden sposób w swoich finansach nie odczuli tego nasi mieszkańcy.

12V

DOWANIA NOWEGO BLOKU NA OSIEDLU JURANDA ZE SPYCHOWA. SPÓŁDZIELNIA RZECZYWIŚCIE SIĘ DO TEGO PRZYMIERZA?

OD LAT JEST PAN WIODĄCĄ POSTACIĄ STOWARZYSZENIA KOCIEWSKIEGO. ZAPEWNE MYŚLICIE JUŻ O WYBORACH SAMORZĄDOWYCH. WIESŁAW WRZE SIŃSKI ZAMIERZA KANDYDOWAĆ? Wiodąca postać to trochę za dużo powiedziane. Byłem prezesem Stowarzyszenia Kociewskiego przez dwie pierwsze kadencje, a to było już prawie 20 lat temu. Cały czas jestem jednak w radzie programowej. Posta nowiliśmy Stowarzyszenie odmłodzić, bo przez 20 lat wszyscy się zestarzeli. Bardzo otwieramy się teraz na ludzi młodych i to ich chcemy promować. Jeżeli byłaby taka potrzeba, że mam drużynie ludzi młodych pomóc, to oczywiście wystartuję, ale nie z myślą, że Wrzesiński będzie startował na określoną funkcję, tylko ma ewen tualnie dać drużynie punkty. Ja w samorządzie aktyw nie działałem przez cztery kadencje. Myślę, że ludzi z doświadczeniem tam wystarczy. Uważam, że samorząd trzeba odmładzać i powoli to młodszym, przynajmniej o jedno pokolenie ode mnie, oddawać władzę.

CHCIAŁBYM U ŹRÓDŁA POTWIERDZIĆ KRĄŻĄCĄ JUŻ OD JAKIEGOŚ CZASU INFORMACJĘ NA TEMAT WYBU-

NIE TAK DAWNO, PODCZAS WALNEGO ZGROMADZE NIA, ZARZĄD OTRZYMAŁ ABSOLUTORIUM. JAKIE PANA ZDANIEM BYŁY TE OSTATNIE TRZY LATA?

ZAPEWNE WIELU SYMPATYKÓW SPORTU NIE MA WIĘKSZEGO POJĘCIA NA TEMAT GRY O NAZWIE FOOTVOLLEY. STAROGARD GDAŃSKI ZA SPRAWĄ ADRIANA I MATEUSZA SZOPIŃSKICH ODNOSI NA TYM POLU SUKCESY. MY POSTANOWILIŚMY PRZYBLIŻYĆ NASZYM CZYTELNIKOM TĘ WIDOWISKOWĄ DYSCYPLINĘ SPORTU.

ność w innych częściach świata. Zaczęto go upra wiać w Europie, Ameryce Północnej oraz Azji. Do grona promotorów dołączały kolejne kraje, dzięki czemu obecnie footvolley to jeden z najbardziej rozpoznawalnych sportów plażowych na świecie. Za jego popularyzację na świecie odpowiada FIFV (Federation International Footvolley), która m.in. organizuje mistrzostwa świata. Dodać należy, że zalety footvolleya dostrzegają tacy piłkarze, jak: Fernando Torres, Lionel Messi, Thierry Henry czy Kaka. Przyznają, że wymagania techniczne, jakie stawia footvolley przyczyniają się do poprawy techniki i kondycji fizycznej. Ważny jest też refleks, bo na boisku trzeba szybko myśleć i błyskawicznie podejmować decyzje. Istotna w tej grze jest również sprawność gimnastyczna, w szczególności dobre rozciągnięcie, które daje moż liwości skutecznego ataku.

Footvolley jest plażową odmianą siatkonogi. Dys cyplina ta powstała w 1965 roku i wywodzi się z Brazylii. Na początku pełniła formę bezkontak towej rywalizacji dla brazylijskich piłkarzy, którzy spędzali czas na plażach Copacabany. W pierwszej fazie rozwoju w footvolley grano po pięciu zawod ników w każdej z drużyn. Z czasem, gdy zawodnicy podnosili swoje umiejętności, zmniejszono licz bę zawodników do 2x2, które jest podstawową konkurencją footvolleya (drugą konkurencją jest 4x4). Warto podkreślić, że swoich sił w plażowej odmianie siatkonogi chętnie próbują brazylijskie gwiazdy, znane z trawiastych boisk. Na turniejach footvolleya występowali tacy piłkarze, jak: Edmun do, Ronaldo, Ronaldinho Gaucho, Junior, Edinho, a także legendarny Romario, który został zresztą światowym ambasadorem tej dyscypliny. Na po czątku XXI wieku footvolley zyskał dużą popular

FOOTVOLLEY

Technika i sprawność

13V

TAK MOCNO WSZEDŁ PAN W FOOTVOLLEY, ŻE AŻ POSTANOWIŁ WYBUDOWAĆ W KOKOSZKOWACH BOISKA DO TEJ DYSCYPLINY SPORTU. Generalnie współdziałam z gminą i sołectwem. Wie działem, że na tym terenie ma powstać boisko wie lofunkcyjne, a podobny kompleks znajduje się blisko szkoły podstawowej. To był okres przed zawodami, chciałem więc by to nowe boisko służyło do siatkówki plażowej i siatkonogi. Wpadłem na pomysł, by wes przeć jego budowę ze względu na to, że przy wspar ciu tylko funduszem sołeckim to boisko szybko by nie powstało. Dlatego złożyłem propozycję, że wesprę projekt pod warunkiem, że boisko będzie służyło do plażówki i siatkonogi. Ja wykonałem prace ziemne, a gmina zakupiła osprzęt do uprawiania tych dyscyplin. Miało być to boisko treningowe przed zawodami, ale

Czasu i tak ciągle brakuje. Wszystko zależy od tego, jak sobie go zorganizuję. W miarę możliwości zawsze staram się pomóc, tym bardziej, że cenię ludzi, którzy coś robią i coś osiągają. I nie mam na myśli tylko spor tu. Sam jako przedsiębiorca dobrze Pan wie, że każdy mały sukces wymaga dużo pracy i poświęcenia.

Satysfakcja zawsze jest, jeśli robi się to, co się za kłada. Dowiedziałem się o ich dokonaniach i szkoda byłoby je zaprzepaścić. Przekonując się z jaką pasją podchodzą do tej dyscypliny, postanowiłem im po móc. Zwłaszcza, że dobrze poznałem ich jako ludzi. To są naprawdę fajne chłopaki.

OSNOWSKIARTUR

W TYM ROKU OTRZYMAŁ PAN POZYTYWKĘ, CZYLI NAGRODĘ PORTALU 24STAROGARD.PL, MIĘDZY INNYMI ZA WSPIERANIE WIELU INICJATYW. JAKIE ZNACZENIE MA DLA PANA TO WYRÓŻNIENIE?

NO WŁAŚNIE. JEST PAN GŁÓWNYM ORGANIZATO REM NIKO FOOTVOLLEY CUP STAROGARD GDAŃSKI 2017. JEST TO TURNIEJ OGÓLNOPOLSKI I WYMAGA DUŻEGO ZAANGAŻOWANIA. ZDAWAŁ PAN SOBIE SPRAWĘ Z TEGO, ŻE NIEŁATWO ZORGANIZOWAĆ TEGO TYPU WYDARZENIE?

JAKO PRZEDSIĘBIORCA JEST PAN BARDZO ZAPRACOWANYM CZŁOWIEKIEM, A MIMO WSZYSTKO JEST PAN MOCNO ZAANGAŻOWANY W SPORT. OD LAT WSPIERA PAN FINANSOWO PIŁKĘ NOŻNĄ. NIE SZKODA PANU CZASU I PIENIĘDZY?

Cenię ludzi, którzy coś robią

OD KILKU LAT MOCNO ANGAŻUJE SIĘ PAN W FO OTVOLLEY, SPONSORUJĄC ADRIANA I MATEUSZA SZOPIŃSKICH. ICH SUKCESY DAŁY PANU CHYBA PEWNĄ SATYSFAKCJĘ?

rozmawiał KRZYSZTOF ŁACH zdjęcia KRZYSZTOF RUDEK

15V

Nie zdawałem sobie sprawy. Jest to pierwsza o takiej randze impreza organizowana przeze mnie we współ pracy z Gminą Starogard. Tak naprawdę dopiero pra ce przy jej organizacji pokazały ile determinacji i wy siłku trzeba włożyć w przygotowanie takiej imprezy. Bez pomocy przyjaciół nie byłbym w stanie sprostać temu wyzwaniu. Rozczarowali mnie niektórzy miej scowi przedsiębiorcy, na których pomoc najbardziej liczyłem. Cieszę się, że duże wsparcie logistyczne otrzymałem od Michała Sieczko, przedstawiciela spółki Siatkonoga Polska.

obiekt jest na tyle profesjonalny, że możemy organi zować ogólnopolskie zawody, takiego typu jak zbli żające się NIKO Footvolley Cup Starogard Gdański 2017.

DZIĘKUJĘ ZA ROZMOWĘ.

Ma ona dla mnie dużą wartość, bo honoruje osoby pomagające bezinteresownie i działające na rzecz społeczności lokalnej, a ja znalazłem się w gronie tak wartościowych ludzi. Dla mnie to wyróżnienie było bardzo zaskakujące. Jest to wspaniała inicjatywa, bo docenia ludzi, którzy nie mieliby szansy zaistnieć. Umacnia nas w przekonaniu, że warto pomagać in nym. Miło mi, ze zostałem w taki sposób doceniony.

NA SWOIM FOOTVOLLEYOWYM KONCIE MACIE JUŻ PEWNE OSIĄGNIĘCIA. KTÓRE Z NICH SĄ DLA WAS

Mateusz: Niestety na typowy trening footvolleya po święcamy mało czasu. Powodów jest wiele, przede wszystkim praca. Do tego dochodzą treningi na tra wie i mecze ligowe.

Adrian: By dobrze grać w siatkonogę, należy się uro dzić w Brazylii (śmiech).

16V

ADRIAN i

SZOPIŃSCYMATEUSZ

Adrian: Pomysł wystartowania w turniejach footvol ley przyszedł tak naprawdę przez przypadek. Wiemy, że w obecnych czasach świat bez Internetu nie istnie je, trafiłem na stronkę www.siatkonoga.pl i zaintere sowała mnie właśnie ta dyscyplina. Uwielbiam grać w siatkonogę na trawie i w hali. Często w nią grałem na obozach jako piłkarz Wierzycy. Zadałem więc młod szemu bratu pytanie: Dlaczego by nie spróbować sprawdzić się na plaży w gronie najlepszych par w kraju? Kilka dni zajęła nam dyskusja na ten temat, bo Mateusz nie był za bardzo tym zainteresowany, ale z upływem czasu, kiedy dowiedział się więcej, zobaczył na czym polega ten sport, przeszedł na moją stronę.

Adrian: Również pogoda w Polsce jest taka, że ilość zabawy na piasku jest ograniczona. Jednak jeżeli uda się nam pogodzić te wszystkie sprawy to przygoto wujemy się w bardzo dobrych warunkach treningo wych, bo tak można nazwać boisko, które wybudował nam w Kokoszkowach nasz sponsor Artur Osnowski.

Przeszłość piłkarska: wychowanek Wierzycy Starogard, Wierzyca Pel plin, Chojniczanka, KP Starogard, Sławek Borzechowo, Sparta Klesz czewo, GKS Bobowo, Sokół Zblewo, Beniaminek 03 Starogard. Zespoły halowe: Holiday Chojnice, Red Devils Chojnice.

rozmawiał KRZYSZTOF ŁACH zdjęcia KRZYSZTOF RUDEK

OPRÓCZ TECHNIKI WAŻNA JEST TEŻ SPRAWNOŚĆ. NIEKTÓRE ZAGRANIA SĄ EKWILIBRYSTYCZNE. FOOTVOLLEY WYMAGA TEŻ ĆWICZEŃ OGÓLNOSPRAWNOŚCIOWYCH? PRACUJECIE NAD TYM?

Adrian: Zgadza się, sprawność odgrywa dużą rolę w tym sporcie. My, zawodnicy z trawy, jesteśmy bar dzo sztywni, a ten sport potrzebuje osób zwinnych. Pracujemy nad zagraniami „pod publikę”, ale jednak brakuje nam jeszcze dużo jeżeli chodzi o tę zabawę (śmiech).

FOOTVOLLEY TO BARDZO NISZOWA DYSCYPLINA SPORTU. JAK TO SIĘ STAŁO, ŻE POSTANOWILIŚCIE ROZPOCZĄĆ PRZYGODĘ Z TĄ GRĄ?

JAKIE BYŁY POCZĄTKI?

ŻEBY W JAKIEJKOLWIEK DZIEDZINIE SPORTU ODNOSIĆ SUKCESY, TRZEBA TRENOWAĆ. WAM TRE NINGI ZAJMUJĄ DUŻO CZASU?

Początki były trudne

Mateusz: Footvolley to nie tylko technika, ale też od powiednie ustawianie się na piasku. A co do zagrań „pod publikę”, to tak jak brat mówił, pracujemy nad tym, bo przecież trening czyni mistrza.

SZOPIŃSKI: 35 lat, wzrost 186 cm, waga 88 kg.

MATEUSZ SZOPIŃSKI: 26 lat, wzrost 180 cm, waga 70 kg. Przeszłość piłkarska: wychowanek Jerzego Siory w Wierzycy Staro gard, potem Sławek Borzechowo, Sokół Zblewo, KP Starogard, obec nie zawodnik Beniaminka 03 Sta rogard.

NAJWAŻNIEJSZE?ADRIAN

Mateusz: Gry w footvolley uczyliśmy się na boisku do siatkówki plażowej. Początki były trudne z tego względu, że gra na trawie, a piasku to dwa inne świa ty. W footvolleyu dużą rolę odgrywa technika i gra różnymi częściami ciała z wyjątkiem rąk.

Adrian: Mam nadzieję, że największe sukcesy dopiero przed nami. Na pewno nie byłoby tej przygody bez po mocy sponsorów i przyjaciół. Pierwszym był Krzysiu Urbański – właściciel firmy Tuks Dach. Pod jego skrzy dłami zdobyliśmy jak na razie najcenniejsze laury, bo do takich należy Puchar Polski w Sztutowie. Później pod skrzydła wziął nas Artur Osnowski – właściciel firmy NIKO, z którym jesteśmy do dnia dzisiejszego.

Adrian: Lubimy grać w siatkonogę na trawie, ale nie stety z przyczyn zdrowotnych nie mogę w niej rywa lizować.

Mateusz: Mnie zwykła siatkonoga nie kręci aż tak jak footvolley, czy piłka nożna na trawie. Brat bardziej przepada za tą dyscypliną, ja niestety nie.

PODOBNĄ DYSCYPLINĄ DO FOOTVOLLEYA JEST SIATKONOGA, W KTÓRĄ MOŻNA GRAĆ PRAKTYCZ NIE PRZEZ CAŁY ROK. NIE CHCIELIŚCIE SPRÓBO WAĆ SWOICH SIŁ W TEJ GRZE?

Adrian: Największym jest zdobycie historycznego pierwszego Pucharu Polski w 2012 roku. Kolejne to: siódme miejsce w silnie obsadzonym turnieju między narodowym: Philipiak Footvolley Polish Open – Cha rzykowy 2014 oraz brązowe medale w Mistrzostwach Polski w 2012 oraz 2016 roku.

DZIĘKUJĘ ZA ROZMOWĘ.

Z RODZINĄ PODOBNO NAJLEPIEJ WYCHODZI SIĘ NA ZDJĘCIACH. TO, ŻE JESTEŚCIE BRAĆMI POMA GA WAM ODNOSIĆ SUKCESY?

NA WASZE SUKCESY ZŁOŻYŁO SIĘ WIELE CZYNNI KÓW, ALE SĄ ZAPEWNE OSOBY, KTÓRYM CHCIELIBYŚCIE SZCZEGÓLNIE PODZIĘKOWAĆ?

Adrian: Dobre pytanie. Wiadomo, bracia nie muszą ze sobą rozmawiać. Oni porozumiewają się telepa tycznie (śmiech). Gdy jesteśmy na siebie wkurzeni, wystarczy spojrzenie. Żaden komentarz nie jest po trzebny. Jeden i drugi chce wygrać. Mateusz: Obaj jesteśmy zawzięci i dążymy do tego samego celu.

Co gryzie JEST RODOWITYM KOCIEWIAKIEM. SERCEM JEDNAK OBYWATELEM JURY KRAKOWSKO-WIELUŃSKIEJ. SWOJE ŻYCIE Z TURYSTYKĄ ZWIĄZAŁ JUŻ W CZASACH SZKOLNYCH. TOMASZ GRABAN OD PONAD TRZYDZIESTU LAT BEZGRANICZNĄ MIŁOŚCIĄ DARZY JASKINIE. tekst MAŁGORZATA ROGALA zdjęcia archiwum TOMASZA GRABANA grotołaza?

W swoim „Zamkniętym Świecie“ autor w anegdotyczny sposób wspomina jak w Polsce wyglądało uprawianie sportów ekstremalnych 30 lat temu. Opowiada o źródłach swojej pasji i ewolucji własnej postawy wobec natury. Stara się uczulić amatorów speleologii, że poza dobrym przygotowaniem fizycznym i technicznym, poza łatwo dziś dostępnym atestowanym sprzętem ułatwiającym bezpieczniejszą eksplorację, ważna jest świadomość, a także odpowiedzialność za ludzkie działania w środowiskach krasowych oraz tamtejszą florę i faunę.

Tomasz Graban urodził się w Skórczu 2 czerwca 1968 roku. Przez całe życie mieszka na Kociewiu. Turystyka bliska była mu już w czasach szkolnych. Od ponad trzydziestu lat z powodzeniem realizuje swoją największą pasję. Jest grotołazem. – Moja przygoda z jaskiniami zaczęła się dawno temu, kiedy byłem jeszcze młodym chłopakiem. A zaczęła się dość nietypowo, bo od opowieści kolegi, który w czasie jednej z wędrówek po Kaszubach uświadomił mi, co to jest jaskinia. Wcześniej byłem już w jaskini, jednak nic mnie tam nie zachwyciło do tego stopnia, żebym chciał w to miejsce wrócić. W jego opowieści było coś, co sprawiło, że wiedziałem na pewno, że będę to robił, że to jest mój świat. Niedługo potem każdą wolną chwilę spędzałem w jaskiniach. Nie byłoby w tym nic szczególnego i nietypowego, gdyby nie fakt, że ów kolega nigdy wcześniej nie był w jaskini, a już na pewno nie mógł przeżyć przygód, o których w tak emocjonalny sposób opowiadał – z uśmiechem na twarzy wspomina Tomasz Graban.

potrafiłem przejść obok tego obojętnie – tłumaczy Tomasz WspomnianyGraban.list

21V

napisał bardzo szybko i równie szybko doszedł do wniosku, że jedynym skutkiem, jaki mógłby on przynieść byłoby to, że koledzy, w najlepszym wypadku, obraziliby się na niego, a najprawdopodobniej w ogóle by tego listu nie przeczytali. Pan Tomek postanowił więc opisać czym jaskinia jest dla niego i co, jako grotołaza, go gryzie.

Bohater artykułu od kilku lat czynnie zaangażowany jest w eksplorację nowych jaskiń, głównie na Jurze Krakowsko-Wieluńskiej. Swoje przygody opisał w wydanej niedawno, a dokładnie 13 kwietnia 2017 roku, książce zatytułowanej „Zamknięty Świat“. Bezpośrednim powodem jej powstania były napotkane przez autora akty wandalizmu, na które trafił w nowo odkrytej jaskini. – Książka „Zamknięty Świat“ w pierwotnym założeniu miała być listem do środowiska grotołazów w Polsce zawierającym apel o ochronę i dbałość o to, co (niby wszyscy kochamy) i po co w ogóle schodzimy pod ziemię. Jaskinię można oczywiście traktować w różny sposób. Dla wielu z nas, co jest zrozumiałe, jest to głównie przeżycie sportowe. Na pewnym etapie mojej przygody też miałem takie podejście. Głębokie, często ciasne studnie lub szczeliny wymagające stosowania zaawansowanych technik linowych dostarczają sporej dawki adrenaliny. Czasami pokonuje się je bez użycia jakiegokolwiek sprzętu, co jeszcze bardziej potęguje odczucia. Również klasyczna wspinaczka, w moim przekonaniu jest o wiele trudniejsza i ciekawsza w miejscach, gdzie skała jest mokra, śliska, często ubłocona, a do tego jest tam zupełnie ciemno. Jestem jednak przekonany, że to, co „ciągnie“ nas pod ziemię, to również odczucia natury estetycznej, niewyobrażalne wprost piękno szaty naciekowej. Jeżeli ludzie (niekoniecznie grotołazi) wybierają się do jaskini, to spodziewają się tam zobaczyć imponujących rozmiarów stalaktyty czy stalagmity, czasem też wiszącego pod stropem nietoperza. Wchodzą tam po to, żeby zobaczyć... Ja pewnego razu zobaczyłem to, czego zobaczyć nie powinienem. Natknąłem się na zniszczone mleko wapienne, w którym ktoś wyrył paluchem swoje inicjały. Niby nic w tym dziwnego, bo ludzie mają naturalną potrzebę pozostawiania po sobie tego typu pamiątek. Problem polega na tym, że miało to miejsce w bardzo trudnej technicznie, niedawno odkrytej jaskini. Owe techniczne trudności wskazują, że był to człowiek, któremu nie są obce zaawansowane techniki pokonywania jaskiń, że był to grotołaz. Nie

Dla Tomasza Grabana nowością było nie tylko samo napisanie książki, czego nigdy wcześniej nie zrobił, ale i spotkania z czytelnikami. – Pierwsze, z pewnością najtrudniejsze dla mnie, spotkanie autorskie odbyło się już 20 kwietnia br. w MBP w Starogardzie Gdańskim. Bardzo szybko zrozumiałem, że łatwiej wspinać się w jaskiniowych ciasnotach niż opowiadać o sobie na forum publicznym, a publiczność zjawiła się nad wyraz tłumnie. Później było już trochę łatwiej. Pojawiły się też zaproszenia do szkół, gdzie miałem okazję przybliżać podziemny świat dzieciakom i młodzieży. Ta książka, z wielu powodów, powinna trafiać właśnie do młodszych czytelników. Poza emocjami związanymi z wielką przygodą, ma ona również, a może przede wszystkim walory edukacyjne, przemycone w bardzo przyswajalnej formie. Są w niej zawarte ciekawostki na temat szaty naciekowej jaskiń oraz ich mieszkańców, a wszystko to zilustrowane unikatowymi fotografiami miejsc, których często nie widział nikt, poza odkrywcami. Wszystkie spotkania, zarówno te z czytelnikami dorosłymi, jak i te, które odbywały się w szkołach dawały dużą radość przede wszystkim mnie. Nie czuję się bynajmniej

– Napisałem i zaniosłem to do Lecha Zdrojewskiego, prezesa Fundacji OKO-LICE KULTURY, żeby nadał temu formę. Żeby nie był to już list, a może broszurka 32-kartkowa, niekoniecznie w kratkę. Lechu popatrzył, podrapał się tam, gdzie kiedyś miał włosy i powiedział: „Będzie z tego książka!“. Potem czekało mnie jeszcze kilka wyjazdów zdjęciowych, bo z 1 500 fotek, jakimi dysponowałem, według Lecha nadawały się dwie. Do tego wszystkiego jeszcze sugestia mojej żony, która orzekła, że skoro ma być książka, to musi być zrozumiała dla wszystkich, a nie tylko dla grotołazów i już mogłem zabierać się za pisanie od poczatku. W każdym razie, po mniej więcej półtora roku od pojawienia się pomysłu odebrałem z drukarni cały nakład przepięknie wydanej książki – opowiada pan Tomek.

pisarzem, bo daleko mi do tego i mam świadomość ile jeszcze musiałbym się nauczyć, żeby nim zostać, ale w ten sposób mam możliwość również bezpośrednio zwrócić uwagę na problemy, dla których ta książka w ogóle powstała. W czasie spotkań otrzymuję też natychmiast informację zwrotną, z której wynika, że było warto – powiedział pan Tomek.

Konkretnych planów na przyszłość Tomasz Graban nie chciał zdradzić. Powiedział tylko, że są… i wiążą się z eksploracją jaskiń. Przyznał też, że na razie nie planuje pisać kolejnych książek. „Zamkniętego Świata“ jednak też nie planował, a mimo to, książka się ukazała. Cieszy się w dodatku sporym powodzeniem i uznaniem. – Sprzedawana jest jako cegiełka na zakup sprzętu fotograficznego dla mnie, po to, żebym przy okazji moich eskapad mógł dokumentować to piękno, które wciąż jeszcze można pokazać. Przymierzam się powoli do stworzenia albumu.Na razie doskonalę technikę fotografowania w jaskiniach. Warunki, które tam panują spawiają, że jest to niezmiernie trudne. Nie znajdziemy nigdzie poradnika, który uczyłby technik takiej fotografii. Panuje tam nie tylko absolutna ciemność, więc trzeba metodą prób i błędów ustawiać różnego rodzaju oświetlenie, ale często napotyka się warunki, w których nie sposób ustawić sprzęt ze wzgledu na ciasnotę, wodę lub po prostu wszechobecne błoto. Mam nadzieję, że uda mi się wypracować własne techniki fotografowania jaskiń, które pozwolą jak nawierniej utrwalać ich piękno, wydobywać głębię i złożoność form naciekowych. Pewne efekty już osiągam, ale to nadal obszar wymagający doskonalenia – mówi grotołaz. Być może więc kolejną publikacją będzie album o podobnej tematyce. Szanse są na to chyba spore, bo pan Tomek coraz częściej i chętniej fotografuje miejsca, gdzie dociera. Dzięki zdjęciom i opowieściom takich pasjonatów jak Tomasz Graban ten jaskiniowy świat wcale nie musi być zamknięty.

w obozie szczególnie im się podoba. Są jeszcze trochę małe, żeby je ciągnąć w jakieś trudniejsze partie, ale w łatwiejszych jaskiniach czują się doskonale. W przyszłości same zdecydują, czy zajmą się jaskiniami na poważnie. Na razie Kira ma 5 lat, a Franek 7. Uczą się odpowiedzialności za własne decyzje oraz za siebie nawzajem. To bardzo ważna szkoła, lepsza i skuteczniejsza od placu zabaw – mówi pan Tomek.

22V

Autor „Zamknietego Świata“ w życiu zawodowym jest kuratorem rodzinnym w gdańskim sądzie. Jak sam mówi, jest to praca szczególna z uwagi na spory ładunek emocji, które przynosi się ze sobą do domu. – Nie potrafię oddzielić tych przeżyć od życia prywatnego. Zresztą myślę, że jeśli kiedyś się tego nauczę, będzie to czas żeby zmienić zawód. W tej pracy trzeba być przede wszystkim normalnym człowiekiem, a normalni ludzie nie działają jak maszyny. Tutaj niebagatelną rolę odgrywa terapeutyczny wpływ jaskiń na naszą psychikę. Mam pewność, że wystarczy mi kilka godzin w tym cudownym środowisku, żeby oczyścić się z większości złych emocji i problemów. Za każdym razem wracam wypoczęty, zresetowany i pełen energii, chociaż fizycznie sfatygowany, a nawet poturbowany. Jaskinia nie tylko rozwiązuje problemy psychiczne, czy emocjonalne, ale także fizyczne. Jeśli ktoś ma problemy z kręgosłupem, polecam terapię jaskiniową. Od lat w ten sposób naprawiam sobie gnaty – śmieje się Tomasz Graban.

Pan Tomek swoją pasją dzieli się z rodziną. Czasami wraca do jaskiń, które poznawał 30 lat temu. – Z jenej strony robię to z sentymentu, z drugiej zaś chcę pokazać te miejsca swoim dzieciom i żonie Beacie –tłumaczy. – Zdaża się, że Beatę spuszczam do jakiejś dziury, a w zasadzie zjeżdza tam sama, bo już potrafi. Mówi, że jej się podoba i że jest fajnie, ale ja wiem, że w jej przypadku to raczej ciekawość, która w pasję się nie przeobrazi. W przeciwnym razie już dawno by to nastąpiło. Dzieciaki bardzo lubią klimaty jaskiniowe, nie tylko pod ziemią, ale też to wszystko, co się dzieje

Widziałem 14 NA CZAS PODRÓŻOWANIA

Wakacje w pełni, a Dworzec Centralny, od którego w poprzednim numerze zacząłem swoją opowieść, świadkiem tylu powitań, pożegnań, niespełnionych oczekiwań, radosnych wspomnień, zawiedzionych nadziei. Ja też za chwilę wyruszę, najpierw do Tcze wa, do siostry, potem do Borzechowa, skąd wracam przepakować bagaże i do Francji, na której uciąłem ostatnio, a – jak nigdy nikomu – zwierzyłem się ze swojej pracy nad wznowieniem powieści „Bądź moim Bogiem”, którą Państwu jako wakacyjną lekturę pole cam. Wróciłem do niej po dziesięciu latach od pierw szego wydania i dłubałem, poprawiałem. Opisałem nawet tegoroczną, marcową, podróż do Paryża, gdzie Wiera Gran, bohaterka tej powieści mieszkała, pa miętając, że literatura, nawet jeśli jest fikcją, nie zno si kłamstwa. Nie mogłem więc opowiedzieć wystawy surrealisty Rene Magritte’a, w Centre Pompidou, na którą poszedłem, bo powieść dzieje się za życia Wiery Gran (umarła w 2007) i Magritte’a tam wówczas nie pokazywano. Sprawdziłem kogo wystawiano, dokład nie w momencie, kiedy toczy się akcja. Zapoznałem się z wystawianymi pracami i napisałem fragment na „Próbowałemstępujący:

ciąg dalszy

niczego sobie nie narzucać. Chciałem pobyć z tym miastem, czekając aż coś się wydarzy, coś mnie wchłonie. Chciałem poczuć jego puls. Którąkol wiek drogę wybiorę, i tak zaprowadzi mnie tam, gdzie tajemnice. Zawsze mnie przyciągały. Wybrałem ten zawód aby pozwalać siebie wołać. Lubiłem włóczyć się uliczkami Le Marais, bo w Warszawie brakuje tak artystycznej, bezpretensjonalnej dzielnicy. Moko tów, Stara Ochota, nawet Praga, którą coraz chętniej wybierają artyści, raczej nie mają szans na podobną aurę. Odkąd w czasie wojny zamieszkał tu Pablo Pi casso, Le Marais jak magnes przyciąga cyganerię. Do brze tu środowiskom akademickim i LGBT. Choć butik za butikiem, nie jest to majestatyczna avenue George V z kipiącymi złotem domami mody. Zaglądałem do

przytulnych wnętrz, galerii sztuki, księgarń, bud bu kinistów, kwiaciarń specjalizujących się w artystycz nych bukietach. Zrobiłem zdjęcie jednej z wystaw –był na niej gipsowy korowód siedmiu krasnoludków i Śpiąca Królewna. Na szybie wielki napis: Tout Beau Tout Neuf – Wszystko piękne, wszystko nowe. Za ro giem młodzi fotograficy przyklejali taśmą swoje prace do ściany kamienicy, tworząc w ten sposób uliczną galerię, zapewne zmieniającą się każdego dnia, licząc na bezpośrednią sprzedaż. Mieszkańcy doskonale się tu znają, rozmawiają ze sobą na ulicy, albo polityku ją przy barze. Przechodnie sprawiają wrażenie, jakby się nigdzie nie spieszyli. W małej kawiarni właścicielka podaje słodycze dwójce dzieci, które weszły z młodą mamą. Dzieci zajmują się czekoladowymi batonikami – w prezencie od cioci – a ich mama ma chwilę, żeby przy kawie pogadać z właścicielką. Bistra rozgadane, rozszemrane, co chwila ktoś się z kimś wita, całuje w policzki. Dzielnica sąsiadów. Dziewczyna na rowerze, jadąca bulwarem Voltaire obok Bataclanu macha do starszej kobiety, która kupiła właśnie gazetę. Ale ta jej nie widzi. Zagaduje właścicielkę białego pudla. Dziew czyna zatrzymuje rower przed nimi, i już rozmawia ją, rozmawiają… Idąc do Centre Pompidou, muzeum sztuki współczesnej, a chciałbym obejrzeć za jedną wizytą wystawę rękopisów Becketta i retrospektywę rysunków, rzeźb i fotografii Pierre’a Klossowskiego, zatrzymuję się na lunch w Halach, przy rue Montor gueil, gdzie pod numerem 78 ulubiona restauracja Chopina Au Rocher de Cancale. Podważam ostrygę nożykiem, tak by oderwała się od muszli, wyciskam na nią sok z cytryny i właściwie wypijam ją prosto z muszli, wciąż jeszcze pachnącej morzem i słonej. Zagryzam chrupiącymi grzankami, które czekają na dolnej tacy. A potem już do Pompidou i długa kolej ka do kas. Rękopisy Becketta są właściwie jak dzieła sztuki. Linie liter wyglądają jak morskie fale, grube, powtarzane skreślenia sprawiają wrażenie fal spie nionych. Puste strony, a często też marginesy ozdo

tekst REMIGIUSZ GRZELA

24V

[żona] Boże, to nie jest żadne wytłumaczenie…, my tego nie rozumiemy.

ło się, że nie podźwignie się z tej ruiny. Odróżniał się zdecydowanie od galerii handlowej Złote Tarasy, jaka powstała obok. Na szczęście wypucowano go, wyre montowano. Na powrót stał się jasny i czysty, choć wbrew idei Romanowicza, mniej funkcjonalny.

„Bądźnowanie”.moim

Mieliśmy pusty wagon. Pociąg ruszył. Na stacji War szawa Wschodnia dosiadła do nas pani śpiewaczka, z którą maestro Maskymiuk miał nagrywać w Krakowie płytę. Zarządził: zaprezentujemy panu Remigiuszowi, co będziemy nagrywać. Wręczył nuty, swoje położył na kolanach, zaczął dyrygować. Konduktor, który chciał sprawdzać bilety, wycofał się… I tak jechaliśmy do Krakowa, a nie była to jedyna przygoda z tym wy wiadem ani z maestro Maksymiukiem w moim życiu. W ubiegłym roku miesięcznik „Ruch Muzyczny” zamówił u mnie duży, portretowy wywiad na jego 80. urodziny. Odbywał się w jego mieszkaniu na Żoliborzu. I tym ra zem nie obyło się bez zaskoczeń. - Maestro wspomi nał swojego nauczyciela, jeszcze z Białegostoku, Jana Tarasiewicza. A dotyczyło to lat, kiedy Maksymiuk studiował w Akademii Muzycznej.

- Kiedy widział go pan po raz ostatni? – zapytałem.Przyjechałem do Białegostoku. Jego sąsiadka mówiła, że umarł. Zwykle, kiedy przyjeżdżałem, zatrzymywa łem się u niego. Więc i tym razem poszedłem. Leżał na swoim łóżku. Położyłem się obok. - Gdzie leżał? – dopytywałem, będąc pewnym, że czegoś nie zro zumiałem. - Miał łóżko i było tam miejsce na dwóch. Czasami leżeliśmy i rozmawialiśmy. Teraz już nie żył, ale ja położyłem się przy ścianie, jak wcześniej. Dopie ro następnego dnia poszedłem do domu.

[żona] To dziwne… Dlaczego nie poszedłeś do domu?

wielu wrażeń. I wielu rozmów. Albo ci szy w ogrodzie, jak na tym zdjęciu z 1932 roku, które załączam, gdzie w ogrodzie Borzechowie, przy pięk nie nakrytym stole, pijąc czerwone wino, siedzą w ab solutnej ciszy moi pradziadkowie Waleria (Muchow ska z Wyszk-Borzyszkowskich) i Augustyn Dunstowie. I nie wiedzą, że tyle się jeszcze wydarzy.

bione są rysunkami, które tworzą oddzielne fabularne historie, albo ilustrują tekst. Pierre Klossowski, brat Balthusa, interesuje mnie jednak bardziej. Pochodził z polsko-żydowskiej rodziny, ale urodził się w Pary żu. Zajmował się nim poeta Rainer Maria Rilke, kiedy rodzice zdecydowali się na separację. Rilke przyjaźnił się z jego matką. Klossowski był pod wpływem marki za de Sade’a, a do tego surrealistą. Kiedy wybuchła II wojna wstąpił do klasztoru i zajął się teologią. Zanim wojna się skończyła, po raz kolejny zmienił kurs. Zajął się pisaniem powieści erotycznych. Ponieważ Balthus odmówił zilustrowania ich, sam zaczął malować. A do tego był filozofem, który inspirował Michela Foucaul ta, innych. Oglądałem jego prace z przejęciem. Choć rysunki pełne pastelowego koloru, przywoływały mi inne, czarno-białe, dobrze znane z reprodukcji. Te, których autorem był Bruno Schulz. A więc nie tylko masochizm bliski był obu artystom. Również grote skowe ujęcie postaci, ironia podszyta lękiem. Wspól na jest przezroczystość. Tak, jakby były rysowane na kalce, którą można położyć na kartach świata. Tu dzieją się sceny realne - ktoś z kimś siedzi przy ka wiarnianym stoliku, ktoś idzie ulicą, ktoś kupuje kape lusz, ale wystarczy nałożyć na te sceny przezroczyste rysunki Klossowskiego i Schulza… Nagle tajemnice, marzenia, sny, obsesje, lęki zaczynają wychodzić ze swoich zakamarków, upominają się o obecność, nie potrafią ustać w miejscu, za chwilę ruszą z impetem na świat, może przeciwko niemu, pozostawiając tam tych realnych na kartach i przejmując całkowite pa

- Wiedziałem, że to koniec Profesora. Tak go poże gnałem.

26V

- Bo zawsze tam przychodziłem. To był mój drugi dom, a artystyczny pierwszy. Moja muzyczna en klawa.

Przyznam szczerze, a zrobiłem więcej niż kilkaset wy wiadów i słyszałem mnóstwo opowieści, że czegoś podobnego nie słyszałem. Nigdy. I zdaje się, że nawet pani Ewa Piasecka-Maksymiuk, która nam towarzy szyła, również. Więc choć dużo podróżuję, zaglądanie w czyjąś głowę, jej zakamarki, wydobywanie takich zwierzeń, nie może się równać żadnej podróży po ma pie, chyba, że prowadzi do kolejnej postaci, kolejnego Życzębohatera.Państwu

Bogiem”, po dużym liftingu, jest już w księgarniach, również tych na Dworcu Centralnym, z którego często wyruszam w podróże, przeważnie zawodowe. Osiemnaście lat temu umawiałem się na wywiad z wielkim dyrygentem, panem Jerzym Maksy miukiem. Powiedział przez telefon: jutro, na Dworcu Centralnym przed pierwszą kasą! Nie zrozumiałem, czy wywiad mamy robić na dworcu… Podał godzinę. Stawiłem się. Po chwili zobaczyłem, jak Maestro, z pięknym białym szalem zamotanym wokół szyi wpły wa dość energicznie do dworcowej hali. Oznajmił, że jedziemy do Krakowa, bo tylko tak ma czas na wy wiad, a w Krakowie nagrywa pieśni Canteloube’a z orkiestrą. Nie zdążyłem nic powiedzieć, maestro już miał bilety, które wcisnął mi w dłoń, po czym zapro sił na obiad w bufecie na peronie. Zamówił czerwo ny barszcz z uszkami. Dostaliśmy go w plastikowych miseczkach. Pociąg wjechał na peron. Pan Jerzy za rządził, że barszcz zabieramy, bo byliśmy w trakcie jedzenia, podpisał jeszcze komuś instrukcję od tele wizora rysując flamastrem pięciolinię i nuty, wielbiciel nie miał pod ręką czystej kartki, i krzycząc: przejście dla kolegi, prowadził mnie do pociągu. Ale trzeba pa miętać, że przed laty Dworzec Centralny był obrazem nędzy, rozpaczy i smrodu. Właściwie przemykało się szybko, byle nie zatrzymywać się. Długo upadał ten tak naprawdę pięknie i funkcjonalnie zaprojektowany przez Arseniusza Romanowicza dworzec. Wydawa

27V MNÓSTWO ATRAKCJI ZAPEWNILI ORGANIZATORZY TEGOROCZNYCH DNI KALISK. BOGATA OFERTA GASTRONOMICZNO-ROZRYWKOWA ORAZ KONCERTY GWIAZD, NA CZELE Z ZESPOŁEM IRA, SPRAWIŁY, ŻE TO BYŁO KOLEJNE UDANE ŚWIĘTO GMINY. zdjęcia JULIA JANICKA DNI KALISK

REKLAMA Nie wszędzie jesteśmy, ale o wszystkim wiemy

JAK O SWOJĄ SYLWETKĘ? NAJLEPIEJ PRZEZ ODPOWIEDNICH ĆWICZEŃ POD TRENERA. JUŻ TERAZ BODY BOX GYM ŁU KASZ RUSIEWICZ ZAPRASZA NA ZAJĘCIA BOKSU CROSSFITU DO HALI SPORTOWEJ PONADGIM NAZJALNEJ SZKOŁY MUNDUROWEJ W SKÓRCZU

Treningi odbywać się będą w kilku grupach ćwiczebnych w ponied ziałki, środy i piątki. Na w pełni wyposażonej sali sportowej będzie można spróbować swoich sił w czysto crossfitowych ćwiczeniach. Odważniejsi będą mieli szansę sprawdzić się w typowo bokserskich technikach i akcjach. – Zapraszamy wszystkich bez względu na wiek i płeć. Młodzież bardziej zaangażowana i uzdolniona zasili drużynę Beniaminka Polmet Starogard. W ten sposób, miejmy nadzieję, pójdzie w ślady brązowego medalisty Mistrzostw Europy z 1992 roku Zdzisława Nogi, mieszkańca Skórcza – mówi Łukasz Rusiewicz.

WYKONYWANIE

ZADBAĆ

REKLAMA

Boks i crossfit w Skórczu

ProgramCROSSFITtreningu siłowego i kondycyjnego, który opiera się na wzroś cie dziesięciu najważniejszych zdolności siłowych. Podczas ćwiczeń rozwija się siłę i masę mięśni, aby wzmocnić siłę ich ruchu. Ćwiczenia wykonuje się w sposób intensywny, bez czasu na przerwę. W crossficie ćwiczy się jednocześnie podnoszenie ciężarów, sprawność atletyczną, odporność. Wyrabia się odporność krążeniową oraz oddechową, siłę i wytrzymałość mięśni, rozciągliwość, szybkość, sprawność, psycho motorykę, równowagę i precyzję.

OKIEM

I

wego i luksusowy salon fryzjerski Hair Club Ma niewski, który zajmie powierzchnię 70,38 m2 Ponadto swoją powierzchnię handlową znacząco zwiększy salon Martes Sport oraz sala zabaw Honolulu. Na sukces Galerii Neptun wpływa również współpraca z lokalnymi instytucjami oraz organizacjami. W tym roku w obiekcie przy ul. Pomorskiej 7 odbył się m.in. 25 finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy oraz obchody Światowego Dnia Świadomości Autyzmu. Od początku swojej działalności starogardzkie centrum wspiera również lokalny sport sponsorując drużynę koszykarską SKS Sportowa Polpharma Starogard Gdański oraz Grupę Kolarską Starogard Gd.. Wśród najemców Galerii Neptun znaleźć można takie marki jak: Intermarche, New Yorker, H&M, Douglas, Apart, CCC, Media Expert, Empik, Smyk, pięć marek LPP S.A. (Reserved, Sinsay, Mohito, House i Cropp), a także siłownia i fitness klub My Gym, 6-salowe kino Cinema City oraz Sala Zabaw Honolulu. Całość ofer ty uzupełniona jest o punkty gastronomiczne, wśród których są min.: restauracja KFC, Subway, lodziarnia Grycan oraz kawiarnia Carte d’Or Cafe.

Historyczny 10 milionowy klient przekroczył próg Ga lerii Neptun w dniu 24 lipca 2017 roku. Tym wyjątko wym gościem okazała się Pani Wanda Pielecka, która w prezencie otrzymała 1000 złotych do wykorzystania w wybranych przez siebie punktach centrum.

odwiedził 10 milionowy klient

Galerię Neptun

- „Zaskoczona jestem totalnie. Dotrze to do mnie pewnie jutro …” – na gorąco skomentowała Pani Wanda, która zdradziła, że dwa dni wcześniej święto wała swoje Funkcjonującaurodziny.od kwietnia 2015 roku Galeria Neptun w ostatnich miesiącach wzbogaciła się między innymi o pizzerię Telepizza, kwiaciarnię Flower Room oraz pralnię Eko Laguna.

30V

- Na dzień dzisiejszy stopień komercjalizacji cen trum wynosi 95% i w ciągu najbliższych miesię cy jeszcze się zwiększy. Miesięcznie próg sta rogardzkiej galerii przekracza około 400 tyś. klientów i ten fakt ma znaczący wpływ na duże za interesowanie wynajmem powierzchni – mówi Seba stian Czerniak Dyrektor Galerii Neptun.

GALERIĘ NEPTUN, CZYLI NAJWIĘKSZE CENTRUM HANDLOWO-ROZRYWKOWE NA KO CIEWIU ODWIEDZIŁ 10 MILIONOWY KLIENT. OBIEKT, KTÓRY ZMIENIŁ OBLICZE CEN TRUM STAROGARDU GDAŃSKIEGO CIESZY SIĘ CIĄGLE ROSNĄCĄ POPULARNOŚCIĄ PRZEDE WSZYSTKIM DZIĘKI RÓŻNORODNEJ I CIĄGLE POSZERZAJĄCEJ SIĘ OFERCIE.

W ciągu najbliższych tygodni bogata oferta cen trum powiększy się o punkt Totalizatora Sporto

Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.