Verizane 50

Page 1

BEZPŁATNY MAGAZYN LOKALNY 50| 28 czerwca 2019 ISSN 2449-7916

Wydawca: Agencja zabronione.bezmateriałówRozpowszechnianietreśćRedakcjaredagowaniazastrzeganiezamówionychRedakcjaReklamowazastrzeżonecopyrightReklamowaCREATIVEPrasowo-©2018WszelkieprawaAgencjaPrasowo-CREATIVEniezwracatekstóworazsobieprawoichi skracania.nieodpowiadazazamieszczanychogłoszeń.redakcyjnychpublicystycznychzgodywydawnictwajest

Adres redakcji: Starogard Gdański, ul. Reymonta 1

Państwu do rąk 50. wydanie VERIZANE. Tak, tak już po raz pięćdziesiąty dzielimy się z Państwem tym, co jest godne uwagi. Przez ten czas prezento waliśmy interesujące inicjatywy, a przede wszystkim ciekawych ludzi, którzy swoimi działaniami nadają kolorytu naszej społeczności. Ponad cztery lata spędzone z Państwem kształtowały również i nas. Spotkania z bohaterami naszych publikacji skłaniały nas do przemyśleń i spoglądania na otaczającą rzeczywistość z innej perspektywy. Z upływem czasu zmieniało się też nasze czasopismo. VERIZANE sukcesywnie nabierało nowego kształtu. Myślę, że udało nam się wypracować ciekawą formułę, którą nasi Czytelnicy naj zwyczajniej polubili. Zapewniam Państwa, że na tym nie poprzestaniemy, bo naszą redakcję tworzą ludzie kreatywni, mający nieograniczone zasoby pomysłów. Jako szef tej wspaniałej grupy osób staram się łączyć ich talent i umiejętności tak, abyście z przyjemnością sięgali po nasze czasopismo. Chciał bym w tym miejscu podziękować Olkowi Lichemu, Małgosi Rogali i Krzysio wi Rudkowi, którzy są ze mną od pierwszego numeru. Współpraca z nimi to wielka przyjemność. To nie tylko świetni fachowcy, ale przede wszystkim wspaniali ludzie. Serdecznie dziękuję Remigiuszowi Grzeli, który pomimo tak zapełnionego kalendarza znajduje czas, by za pośrednictwem VERIZANE dzielić się z Państwem emocjami towarzyszącymi mu podczas spotkań z wy bitnymi postaciami, które spotkał na swojej drodze. Od niedawna jest z nami Sara Błąk, która nadała naszym łamom świeżości, za co jej bardzo dziękuję. Dziękuję też Mateuszowi Cymanowskiemu, Maciejowi Knuthowi i Łukaszowi Rocławskiemu, którzy byli z nami w pierwszych wydaniach. Na koniec podziękowania kieruję do osób, które nam zaufały i zdecydowały, że warto lokować własne pieniądze w VERIZANE, by promować swoje firmy i produkty. To wspaniali ludzie. Nie spodziewałem się, że w wielu przypadkach staną się dla mnie kimś bliższym niż reklamodawcami. Cieszę się, że nadal są z nami i mam nadzieję, że pomogą nam realizować nasze plany w umacnianiu pozycji naszego czasopisma. Jako wytrawni przedsiębiorcy doskonale zdają sobie sprawę, że wszystkim przyniesie to korzyść. Warto przecież wspólnie budować dobrą markę. Dziękuję i Wam drodzy Czytelnicy za to, że czytając nas, dajecie nam sygnał do tego, abyśmy dalej wydawali VERIZANE. Do następnego numeru.

NA OKŁADCE: Marzena Klein foto Krzysztof Rudek

REKLAMA

Redaktor naczelny: Krzysztof Łach krzysztof.lach@verizane.pl

Zespół redakcyjny: Małgorzata Rogala, Łukasz Rocławski, Krzysztof Rudek Reklama: reklama@verizane.pl

KRZYSZTOF ŁACH Redaktor Naczelny

Oddajemy

Wszędzie dobrze, ale w Starogardzie najlepiej

Karwowski – ur. 25 stycznia 1989 r. w Starogardzie Gdańskim, właściciel

A naONIto

4V

- W swoim życiu pracowałem w Starogar dzie, Tczewie, Gdańsku, Toruniu, Bydgosz czy, Warszawie i wielu innych miejscach. Niemniej ciągle wracałem do Starogardu – miejsca mojego urodzenia, wychowania i edukacji. Położenie Starogardu w pobliżu Autostrady Bursztynowej, dużego węzła PKP w Tczewie i jednego z większych lot nisk w Gdańsku powoduje, że miasto jest dobrze skomunikowane praktycznie z całą Polską. Znaczenie mają także koszty życia, które w Starogardzie są znacząco niższe niż w dużych metropoliach. Jednak najbardziej cenię sobie małomiasteczkowość okolicy –działając w branży szkoleniowej, a także w obszarze edukacji i kultury, mam możliwość znać wszystkie albo prawie wszystkie osoby zajmujące się tą tematyką w mieście. Cenię sobie tutejsze klimatyczne wydarzenia. Uwielbiam lokalne kawiarnie i restauracje oraz to, że jestem w stanie znać je praktycznie wszystkie.

Starogard Gdański się rozwija, zmienia, pięknieje. Sta je się coraz lepszym i bardziej przyjaznym miejscem do życia. Być może właśnie dlatego obserwujemy coraz więcej powrotów. Do Starogardu wracają nie tylko świeżo upieczeni absolwenci studiów, ale także młodzi ludzie, którzy w różnych miejscach zdobywa li doświadczenie zawodowe, czy też osoby dojrzałe, które zatęskniły do swoich korzeni. Dlaczego wrócili w rodzinne strony i co im to dało, zdradzają nam Pau lina Orzoł i Marcin Karwowski.

Marcin firmy szkoleniowej ROZWOJOWNIK, w ramach której szkoli pracowni ków szkół, bibliotek, instytucji kultury, organizacji pozarządowych, organów administracji publicznej i firm prywatnych. Absolwent I LO im. Marii Skłodowskiej-Curie w Starogardzie Gdańskim oraz informacji naukowej i bibliotekoznawstwa na Uniwersytecie Kazimie rza Wielkiego w Bydgoszczy (licencjat), a także Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu (magisterium). Podyplomowo ukończył Akademię Coachingu na WSB w Gdańsku oraz infobrokerstwo i zarządzanie informacją na UMK w Toruniu. Na tej samej uczelni ukończył studia doktoranckie na kierunku informatologia. Uwielbia pracę z ludźmi. Spełnia się prowadząc szkolenia, warsztaty, czy indywidualne konsultacje. Chętnie prowadzi badania naukowe i publikuje artykuły. Naukowo i zawodowo interesują go kompetencje cyfrowe, menedżerskie i liderskie, zarządzanie zasobami ludzkimi, badania jakości i zarządzanie nią. Jak na bibliotekoznawcę przy stało, nałogowo czyta książki.

5V

– ur. 11 sierpnia 1988 r. w Starogardzie Gdańskim, naczelnik Wydziału Planowa nia i Urbanistyki Urzędu Miasta Starogard Gdański. Absolwentka I LO im. Marii Skło dowskiej-Curie w naszym mieście oraz gospodarki przestrzennej na Wydziale Geodezji i Gospodarki Przestrzennej Uni wersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Do świadczenie zawodowe zdobywała w pry watnej firmie tworzącej numeryczne mapy zasadnicze, gdzie pracowała ponad 3 lata. Później zatrudniona w Urzędzie Miasta Poznań w Wydziale Gospodarki Nierucho mościami. Tam przepracowała 2,5 roku. Na podstawie ustawy o pracownikach sa morządowych, po wygraniu konkursu na stanowisko ds. decyzji środowiskowych, przeniesiona między jednostkami samo rządu do Starogardu. Prywatnie uwielbia spędzać czas ze swoim dzieckiem. Bardzo lubi spacery po Starogardzie oraz jazdę na łyżworolkach.

- Do Starogardu wróciłam po 10 latach, głównie dlatego, że jego odległość od Poznania była zbyt duża, by móc na bieżąco uczestniczyć w życiu rodziny, czy regularnie spotykać się z przyjaciółmi. Możliwość przeniesienia pracownika między urzędami pozwoli ła mi na wykonywanie pracy zgodnej z moim wykształceniem. Dzięki przejściu do starogardzkiego magistratu pozna łam nowych ludzi. Mogłam pracować z bardzo doświadczoną zawodowo po przednią naczelnik WPiU Marią Brzo zowską, co dało mi szansę rozwoju, a także poszerzyło moje horyzonty.

Paulina Orzoł

6V tekst MAŁGORZATA ROGALA

dzisiejszego kina „Sokół” liczy sobie ponad 100 lat. Wybudowany został przed I wojną świato wą w miejscu starego cmentarza, który znajdował się tam od połowy XVII wieku. Na mapie z 1903 roku widać, że budynek ma podobną wielkość do dzisiejszej, ale od strony obecnej ul. Kościuszki nieco inny kształt, co świadczy o jego częściowej przebudowie. Jeszcze w XIX w. miejsce to było pruską halą sportową. W latach międzywojennych pełniło funkcję sali treningo wej Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Dlatego na zywane było „Sokolniczówką”. Wynajmowano je także na różne okazje. Na przykład założone przez Franciszka Każdy, kto choć trochę zna Starogard, na pewno wie gdzie mieści się kino „Sokół”. Powszechnie jednak niewiele wia domo o jego historii. My stwierdziliśmy, że warto się w nią choć trochę zagłębić.

historiikartz

Szczodrowskiego, Roberta Masę i Konrada Kollera sta rogardzkie Stowarzyszenie Hodowców Drobiu, Gołębi, Ptactwa Wodnego i Śpiewającego urządziło pomiędzy rokiem 1927 a 1930 na tej sali pierwszą północno-po morską wystawę ptactwa i drobiu. W latach 1934 – 1939 budynek dzisiejszego kina „So kół” wydzierżawiony był na kaplicę parafii św. Wojcie Pocha.wojnie budynek, a zwłaszcza łukowa konstrukcja nad główną salą nie były w dobrym stanie. Wyłączono ją więc z użytkowania. W 1962 roku, bez rozbiórki łuku, wykonano wzmacniającą konstrukcję drewnianą, na

Budynek

7V historiikartz

Kino Sokół (lata 60/70) Zdjęcie ze zbiorów Kalkowskiego.Mirosława

Od 1996 roku kino „Sokół” funkcjonuje jako jednostka Starogardzkiego Centrum Kultury. W jego wnętrzu znaj duje się wielka sala widowiskowa, która mieści 343 oso by. Przez wiele lat codziennie odbywały się tam projekcje polskich i zagranicznych filmów, a także spektakle oraz premiery czy spotkania z aktorami, reżyserami, pisarza –mi.Przez 29 lat związany byłem ze Starogardzkim Cen trum Kultury. Odpowiadałem za funkcjonowanie kina „Sokół”. Sprawiało mi to zawsze wielką przyjemność. Dbałem, by w repertuarze każdy mieszkaniec naszego miasta mógł znaleźć coś dla siebie. Dla dzieci wyświetla ne były bajki. W latach 90-tych były to największe hity. Przyjeżdżały też przedstawienia dla najmłodszych. Nie brakowało również spektakli dla dorosłych widzów. Gdy w naszym mieście pojawiło się Cinema City, kino „So kół” właściwie stało się estradą. Chętnie przyjeżdżali do nas kabareciarze i gwiazdy znane z pierwszych stron gazet. Chyba wszyscy wyjeżdżali od nas zadowoleni. Starogardzka publiczność nigdy nie zawiodła. Z powo dzeniem prowadziliśmy też Dyskusyjny Klub Filmowy – z rozrzewnieniem wspomina Czesław Martyn, który jesz cze do niedawna był kierownikiem kina „Sokół”, a w tym roku przeszedł na emeryturę. Na piętrze budynku w 1998 r. ulokowano Archiwum Ko ciewskie, gromadzące i opracowujące dokumenty oraz pamiątki dotyczące dziejów naszego regionu. W lutym 2018 roku kino „Sokół” zostało zamknięte. Powodem były pęknięcia na suficie. Z przeprowadzonej ekspertyzy wynikało, że kawałek podwieszonego su

Po remoncie kino zostało ponownie oddane do użyt ku w listopadzie 2018 r. Znów jest miejscem spotkań mieszkańców, władz miasta, przedszkolaków, uczniów i stowarzyszeń z okazji różnych uroczystości. Cały czas organizowane są tam także koncerty, przedstawienia teatralne, czy spektakle kabaretowe. Nie wyobrażamy sobie, żeby gdzie indziej odbywała się Noc Bardów im. Ryszarda Rebelki. Latem kino „Sokół” przejmą najmłodsi starogardzianie, bo to właśnie tam SCK w każdy czwar tek lipca i sierpnia o godz. 17:00 wyświetlać będzie „Kino Letnie dla dzieci”.

której częściowo oparto łuk dachu. Solidnie go wzmoc niono, ale mimo to cały czas ulegał obniżeniu. W latach 90-tych wykonano gruntowny remont wnętrza budyn ku oraz ocieplenie stropodachu powyżej podwieszone go sufitu.

fitu może w każdej chwili oderwać się i spaść na głowy zgromadzonej w środku publiczności. Dyrekcja kina w porozumieniu z Prezydentem Miasta Starogard Gdański niezwłocznie zdecydowała o wyłączeniu obiektu z użyt kowania.

Kino Sokół (1915 r.) Zdjęcie ze zbiorów Kalkowskiego.Mirosława

łączący porty Zatoki Gdańskiej z ośrodkami położonymi wewnątrz kraju. W tym komunikacyjnie ważnym punkcie joannici zbudowali kościół św. Jana, a przy szlaku roz winęli osiedle, zapewne targowe, o wymownej nazwie Starogard – wyjaśniają Jadwiga Staniszewska i Roman Skeczowski.

Czerwona tarcza ze złotą koro ną zdobioną czterema liliami oraz wychodzącym ze środka krzy żem. Pod koroną oddzielony od niej krzyż maltański. Tak obecnie wygląda herb Miasta Starogard Gdański. A jak było kiedyś?

Kiedyś i dziś

tekst MAŁGORZATA ROGALA

8V – Herby pojawiły się na Zachodzie i niezwłocznie niemal upowszechniły się na ziemiach polskich już w XIII wie ku. W ciągu następnych stuleci ich rola rosła, to znów malała. W chwili ich pojawienia zyskują sobie miejsce wśród symboli państwa, poszczególnych ziem. Stały się symbolem autonomii osad miejskich, a także znakami rodowymi rycerstwa – piszą Jadwiga Staniszewska i Ro man Skeczowski w pierwszym zeszycie „Kociewskiego Magazynu Regionalnego” z 1986 roku. Herb Starogardu ma wyjątkowo barwną przeszłość, co jest zapewne wynikiem jego odległych, choć nie zawsze udokumentowanych dziejów. – W 1198 roku ośrodek ten, położony w pobliżu znacznej warowni, jaką wów czas był Owidz, przekazany został rycerskiemu zako nowi joannitów. Tędy przebiegał stary trakt handlowy,

– U schyłku XIII stulecia miała się tu mieścić siedziba pomorskiej kasztelanii. Był to więc znaczny ośrodek. W 1339 roku Starogard uzyskał prawa miejskie. Niebawem pojawiła się pieczęć miejska, nosząca pośrodku koronę, a pod nią jeden krzyż. Wprawdzie istnieje wskazówka, świadcząca o drugim krzyżu, ale oznaczono go jako in tegralną część korony, tak jak to występowało u więk szości średniowiecznych koron. Ponieważ Krzyżacy nie preferowali korony, jako znaku heraldycznego, być może jest ona śladem wcześniejszych tradycji, zwią zanych z podróżami króla Przemysława II po Pomorzu, choć w dokumentach brak na to dowodów – czytamy w „Kociewskim Magazynie Regionalnym” z 1986 roku. W XVIII wieku stosowano herb z koroną i jednym krzy żem. Na przełomie XVIII i XIX wieku pojawia się czytelny wizerunek herbu wyobrażającego koronę z krzyżykiem, a pod nią samoistnie większy krzyż, u dołu zaś tarczy jakby spoczywał okazały półksiężyc. – Ten półksiężyc zdaje się być nawiązaniem do herbu znanego z pieczę ci z 1400 roku, gdzie pod dolnym krzyżem znajduje się niedostatecznie już czytelny obiekt. Według pieczęci z XVIII stulecia, a zastosowanej w 1809 roku, herb Sta rogardu bardzo upodobnił się do herbu gdańskiego. Mianowicie dodano dwa „trzymacze” w postaci lwów, takich jak gdańskie, a podtrzymujących tarczę z sym bolami. I tu następuje główna zmiana; w podtrzymywa nej przez lwy tarczy znajduje się jeden krzyż, natomiast

od 1990 r.

Po 1920 roku w herbie stolicy Kociewia nie dokonano zmian. Przyjął się złoty kolor korony, a czerwony dla tar

Autorzy tekstu wspominają także o tym, że w latach 1793 – 1853 miastom pomorskim odjęto samorząd, a urzędy państwowe posługiwały się pruskim czarnym orłem. Po samorząduprzywróceniupowrócono do dawnego herbu. O ile krzyż pod koroną przetrwał bez zmian, o tyle krzyżyk nad ko roną „usamodzielnił się”. Oznaczono go w wersjach raz białej, to znów czarnej.

korona, z małym krzyżykiem, została umieszczona pod tarczą herbową, na której pozostał krzyż nad leżącym półksiężycem – w artykule „Herby miast, wsi i osad ko ciewskich” napisali Jadwiga Staniszewska i Roman Ske czowski.

9V

czy. – Biorąc pod uwagę sześciowiekową tradycję tego herbu, należy dodać, że jego istotne treści zachowano, liczne zaś zmiany świadczą o dużej wadze i licznych po glądach na sprawę tego godła, prezentowanych przez dawne mieszczaństwo Starogardu Gdańskiego. Wydaje się, że wyodrębnienie górnego krzyża od korony miało na celu podkreślenie rangi symboliki krzyżackiej w tym herbie, choć może są to wpływy gdańskie – zastanawia ją się Jadwiga Staniszewska i Roman Skeczowski. Nigdy nie uda się chyba jednoznacznie wyjaśnić co na celu miały poszczególne zmiany starogardzkiego herbu. Dzisiaj możemy tylko snuć przypuszczenia. Najważniej sze jednak, że dla wszystkich starogardzian jest to pięk ny symbol miasta.

1339 XVI-XVIIIr. w. 1929 r. XIV 1809w.r.1943r. XV 1892w.r. powojenny

Kiedy pytamy małych chłopców, kim chcieliby zostać w przyszłości, statystycznie najczęściej odpowiadają, że

10V

Młodzieżowa Drużyna Pożarnicza w Starogardzie Gdańskim powołana została w 1989 r. Wcześniej (od 1955 r.) działała jako Harcerska Drużyna Po żarnicza. Obecnie liczy 21 członków. Jest to młodzież w wieku od 12 do 16 lat z różnych szkół i środowisk. Zda rzają się jednak wyjątki, bo teraz najmłodszy w drużynie jest 7-letni Igor. Jeśli chodzi o płeć, to dominują dziew częta. Jest ich znacznie więcej niż chłopców.

tekst MAŁGORZATA

Młodzi strażacy

też coraz

Młodzieżowej

Od września 2009 r. opiekunem starogardzkiej drużyny jest Agnieszka Modrzejewska. – Praca z ponad dwudzie stoma różnymi charakterami nie należy do łatwych. Ja jednak to wyzwanie biorę na siebie już od 10 lat. Kiedy w jednym miejscu spotka się tyle różnorodnych dziecia ków, bywa naprawdę ciekawie. To interesujące jak dzieci (mam nadzieję, że nie obrazicie się na mnie, że tak Was nazwałam) potrafią być różne, jakie potrafią mieć po ROGALA strażakami. Takie deklaracje składa więcej dziewczynek. Członkowie Drużyny Pożarniczej tylko mówią, ale już teraz przygotowują się do tego bardzo wymagającego zawodu.

nie

niebezpiecznego i

do przełożonych, starszych, a zwłaszcza do tych, któ rzy potrzebują pomocy. Istotnym i chyba najbardziej napawającym młodych strażaków dumą elementem jest możliwość założenia swojego mundurka. W ten sposób nie tylko wyróżniamy się jako Młodzieżowa Drużyna Po żarnicza, ale co najważniejsze młodzież uczy się posza nowania godności munduru – podkreśla druhna. – Głównym celem działania naszej drużyny jest wielo płaszczyznowy (fizyczny, społeczny i intelektualny) rozwój oraz wychowanie członków MDP na wzorowego obywatela poprzez niecodzienne formy pracy, pozna wanie świata, gry zespołowe. Zgodnie z rocznym pla nem pracy, MDP przygotowuje się do prawdziwej stra żackiej służby. Od początku członkostwa staramy się „wpajać” zasadę kreatywnego myślenia, dzięki czemu mamy mnóstwo niesamowitych działań, sposobów spę dzania wolnego czasu, pomysłów na wyjazdy. Poza tym Młodzieżowa Drużyna Pożarnicza chętnie angażuje się w życie jednostki poprzez swój udział w uroczystościach oraz innych przedsięwzięciach. Na podstawie planu pracy realizujemy tematy związane z pożarnictwem i ratownictwem. Znajdujemy też czas na tzw. zbiórki or ganizacyjne. Omawiamy na nich sprawy bieżące, ale to też czas na luźne rozmowy czy snucie planów na dalsze etapy działania. Czasami lubimy wykorzystać ten czas na gry i zabawy integracyjne – tłumaczy pani Agnieszka. Druhna podkreśla, że wiele osób z „młodzieżówki” zasila szeregi Ochotniczej Straży Pożarnej. – Są też tacy, któ rzy pełnią służbę w Państwowej Straży Pożarnej. Prak tycznie większość moich wychowanków po ukończeniu 18. roku życia wstępuje do OSP i kontynuuje swoją przy godę z pożarnictwem już jako strażak-ratownik – zazna cza.

11V mysły, humory, spojrzenie na świat. Po sukcesie w 2013 r., kiedy zostaliśmy Najlepszą Młodzieżową Drużyną Po żarniczą w Polsce, moje podejście do niej w ogóle się nie zmieniło. Nadal jest dla mnie bardzo ważna – mówi. Agnieszka Modrzejewska ma 29 lat. Pochodzi ze Sta rogardu Gdańskiego, ale teraz mieszka w Słupsku. Z wykształcenia jest magistrem bezpieczeństwa naro dowego. Ukończyła też studia licencjackie z pedagogi ki. Obecnie ma urlop wychowawczy. Poświęca się więc głównie wychowywaniu 2,5-letniej córki Antoniny. Znaj duje jednak sporo czasu na pracę z drużyną. Poza tym jest członkiem Komisji ds. Młodzieży i Sportu przy Za rządzie Głównym Związku Ochotniczych Straży Pożar nych RP w Warszawie. Pani Agnieszka 10 lat temu wstąpiła do Ochotniczej Straży Pożarnej. Z Młodzieżową Drużyną Pożarniczą swoją przygodę rozpoczęła wstępując w jej szeregi jako 12-latka. – Opiekunem drużyny był wtedy prezes naszej jednostki druh Łukasz Zblewski. Na początku byłam członkiem drużyny, potem zostałam wybrana na jej do wódcę, a gdy osiągnęłam wystarczający wiek, by stać się jej opiekunem, awansowałam. To właśnie Łukasz wprowadzał mnie w tajniki pracy z drużyną, zabierał na szkolenia i seminaria polsko-niemieckie. Gdy nie mógł przybyć na zbiórkę, dzwonił i mówił: „Aga, zastąp mnie dzisiaj”. I tak zastępuję go już 10 lat, pełniąc funkcję opiekuna drużyny. Mam nadzieję, że moja przygoda z nią będzie trwała jak najdłużej. Zresztą na razie nic nie wskazuje na to, aby miało się to zmienić – powiedziała. Członkostwo w Młodzieżowej Drużynie Pożarniczej uczy nie tylko praktycznej wiedzy z zakresu pożarnictwa czy też ratownictwa. Będąc w szeregach MDP młody czło wiek dowiaduje się czym jest patriotyzm, poszanowanie tradycji, szacunek dla historii. – Uczy się też szacunku

cha się kobieta. – Osobiście znam sporo strażackich par, które dzielą ze sobą swoją pasję, przeważnie w tej samej jednostce. My jesteśmy trochę nietypowi. Mąż tam, a ja tu. Ze starogardzką strażą związana jestem od zawsze i mimo, że bywają trudne momenty, to nie wyobrażam sobie, aby moje miejsce było gdzie indziej. Moje serce jest tutaj –Pożarnictwododaje.jestdla Agnieszki Modrzejewskiej najwięk szą pasją. – Bardzo mnie to „kręci”. Może to trochę dziw ne, ale uwielbiam zapach świeżych spalin, który wydoby wa się z motopompy. (śmiech) Gdy widzę wóz strażacki, mam gęsią skórkę. Z racji swoich funkcji w OSP czy też w Związku muszę być z niektórymi informacjami na bie żąco, dlatego też dużo czytam. Ponadto lubię poznawać nowych ludzi i czerpać od nich inspiracje, chociażby do pracy z drużyną – mówi pani Agnieszka. Druhna co ty dzień przemierza ponad 130 km, by poświęcić swój czas młodzieży z MDP. Dzielnie towarzyszy jej córeczka, która bardzo lubi jazdę samochodem. Dzieci, których zapał i fascynacja strażą pożarną są ogromne, zdaniem mojej rozmówczyni, mają spore szanse, aby swoją zawodową przyszłość związać z po żarnictwem. Ważne, żeby dorośli wspierali je i utwier dzali w przekonaniu, że podążanie drogą własnych ma rzeń ma ogromny sens.

Agnieszka Modrzejewska, podobnie jak wielu jej wycho wanków, sama od zawsze chciała być strażakiem. – Wy chowałam się w rodzinie o tradycjach strażackich. Pew nie stąd to zamiłowanie. Pamiętam, że gdy ktoś mnie pytał kim chciałabym być w przyszłości, odpowiadałam: „komendantem” – śmieje się druhna. Według pani Agnieszki spore zainteresowanie strażą pożarną u najmłodszych wynika z dużego społecznego zaufania do tego zawodu. – Większość dzieci postrze ga strażaka jako bohatera. Zresztą w telewizji możemy oglądać coraz więcej filmów, seriali lub bajek, w których główną rolę odgrywa straż pożarna czy strażak. Dzięki temu dzieci i młodzież utożsamiają się z tym zawodem. W 2012 r. do drużyny wstąpił zafascynowany strażą Kacper. Jego mama bardzo mnie prosiła, żeby mógł uczęszczać na zbiórki. Zgodziłam się, mimo że Kacper miał wtedy 9 lat. Dzisiaj Kacper jest 16-latkiem, który poważnie myśli o swojej przyszłości w straży pożarnej –powiedziała Agnieszka Modrzejewska. Straż pożarna w rodzinie druhny obecna jest cały czas. Mała Antosia już przejawia nią spore zainteresowanie. Mąż pani Agnieszki Michał jest strażakiem w jednostce na terenie gminy Słupsk. – Poznaliśmy się dzięki nasze mu wspólnemu znajomemu, na Młodzieżowych Zawo dach Sportowo-Pożarniczych CtiF w Olsztynie. Swoją drogą to bardzo ciekawa historia – intrygująco uśmie

i Polaków. By uczcić 30. rocznicę pierwszych częściowo wolnych wyborów, organizatorzy przygotowali na tę szczególną okazję limitowaną edycję koszulek dla doro słych uczestników Biegu Czterech Jezior, marszu Nordic Walking oraz uczestników wyścigów rowerowych MTB. Warto się spieszyć z zapisami do udziału w Biegu, gdyż o ewentualnym pozyskaniu trykotów decyduje moment rejestracji i dokonanie opłaty startowej.

Bieg Czterech Jezior bieg na 15 km to szczególny w tym roku bieg pokoleniowy przez karty współczesnej historii Polski i Polaków 1989 – 2019, który odbędzie się jako Bieg 30-lecia wolności i solidarności o puchar Mar szałka Województwa Pomorskiego. Ducha tego ważne go dla nas okresu będzie można poczuć w trakcie po konywania dystansu 15 kilometrów. Bieg będzie swoistą podróżą wehikułem czasu przez karty historii, gdyż każ dy kilometr pokonanej trasy to dwa lata z historii Polski

14V

„Solidarność” to hasło przewodnie jednej z największych imprez masowych na Kociewiu IGLOTEX XII Bieg Czterech Jezior, która odbędzie się 6 lipca w Skórczu. W programie tegorocznej edycji oprócz rywalizacji sportowej organizatorzy przewidzieli mnóstwo atrakcji. Patronat honorowy nad imprezą objął Marszałek Województwa Pomorskiego Mieczysław Struk.

– IGLOTEX XII Bieg Czterech Jezior 2019 to impreza bez barier i ograniczeń. Każdy niezależnie od płci, wieku i stanu zdrowia może się wspólnie z nami bawić i rywa lizować – mówi Ireneusz Majkowski, prezes Stowarzy szenia Aktywni Kociewiacy będącego organizatorem imprezy. – Wydarzenie jest też, w geście solidarności, dedykowane pracownikom i właścicielom IGLOTEX SA oraz nie mniej dotkniętym pożarem mieszkańcom Skór cza i Podczasokolic.tegorocznego Biegu Czterech Jezior, we współ pracy z Fundacją „Kociewiacy dla Hospicjum”, odbędzie

w duchu solidarności

Organizowany w ramach wydarzenia IGLOTEX XII

IGLOTEXProgram XII Bieg Czterech Jezior Skórcz 6 lipca 2019 roku Czas otwarcia i pracy biura zawodów 8:00 Wydawanie pakietów startowych na MTB 8:00 Wydawanie pakietów startowych biegi i Nordic Walking 10:00 MTB dorosłych na 50 km 10:00 MTB dorosłych na 27 km 10:10 MTB młodzieży 10 km 10:15 MTB na monocyklach na 10 km 10:20 Zawody integracyjne bieg indywidualny na 400 m bieżnia 10:00 Zawody integracyjne sztafeta 4 x 100 m bieżnia 10:15 Zawody integracyjne skok w dal płyta stadionu 10:30 Zawody integracyjne rzut do celu płyta stadionu 11:00 Marsz rodziców z dziećmi w wózkach na 400 m bieżnia 10:30 Biegi dla dzieci dziewczynki do 5 lat na 100 m bieżnia 13:00 Biegi dla dzieci dziewczynki od 6 do 9 lat na 400 m bieżnia 13:05 Biegi dla dzieci dziewczynki od 10 do 13 lat na 600 m bieżnia 13:10 Biegi dla dzieci chłopcy od 5 lat na 100 m bieżnia 13:20 Biegi dla dzieci chłopcy od 6 do 9 lat na 400 m bieżnia 13:25 Biegi dla dzieci chłopcy od 10 do 13 lat na 1000 m bieżnia 13:30 Dekoracja MTB 14:00 Dekoracja zawody integracyjne i dzieci 14:40 Bieg główny na 15 km 16:00 Marsz Nordic Walking na 5 km 16:10 Bieg młodzieży na 2,5 km 16:20 Finałowa dekoracja biegi i Nordik Walking oraz klsayfikacja łaczna 18:10

Szczegółowe informacje na temat całego wydarzenia można znaleźć na oficjalnej stronie www.bieg4jezior.plimprezy

się zbiórka środków na rzecz hospicjum. Pozyskane środki zostaną przeznaczone na rozwój i wsparcie ho spicjum. Akcja będzie polegała na sprzedaży atrakcyj nych gadżetów w namiocie Fundacji oraz zbiórce do puszek prowadzonej przez wolontariuszy. Przeprowa dzimy również licytację na rzecz Fundacji. Będzie można wylicytować m. in. koszulkę otrzymaną od Marcina Gor tata z jego autografem, a także koszulkę reprezentacji Polski w piłce ręcznej otrzymaną od Piotra Pawła Chrap kowskiego z autografami jego i kolegów z reprezentacji –Polski.Rywalizując i bawiąc się pamiętajmy o historii, osobach słabszych i potrzebujących pomocy – mówi Ireneusz Majkowski. – W imieniu organizatorów, partnerów oraz gospodarzy imprezy Nadleśnictwa Lubichowo, Miasta Skórcz, Gminy Skórcz i Gminy Osiek serdecznie zapra szam do udziału w tym wyjątkowym i niepowtarzalnym wydarzeniu.

CIESZĘ SIĘ, ŻE UDAŁO SIĘ PANIĄ PRZEKONAĆ DO ROZ MOWY, BO WIEM, ŻE TRUDNO PANI ZAJĄĆ SIĘ TERAZ CZYMŚ INNYM NIŻ ORGANIZACJĄ DNI STAROGARDU. O KTÓREJ GODZINIE OSTATNIO CHODZI PANI SPAĆ? Zasypiam standardowo ok. 23:00. Niestety nawał spraw, związanych nie tylko z Dniami Starogardu, jest tak bardzo zakorzeniony w głowie, że budzę się około 3:00 i już do rana nie śpię. Jednak, aby nie być bez produktywną, robię zapiski co należy jeszcze wykonać, poprawić lub wpadam na nowe pomysły, które mogły by uatrakcyjnić nasze imprezy.

rozmawiał KRZYSZTOF ŁACH zdjęcia KRZYSZTOF RUDEK

wać pyszności przygotowanych przez Koła Gospodyń Wiejskich. Oczywiście to nie wszystko. Na małej sce nie w Zakątku Kociewskim wystąpią zespoły folklory styczne, no i nasze maluszki z OPP Kociewskie Aniółki i Fefernóski z SCK. Dla dzieci przeprowadzone będą warsztaty oraz zabawy kociewskie. Na warsztatach kulinarnych „Wiem co jem” najmłodsi dowiedzą się, jak można smacznie i zdrowo samemu przygotować pysz ne sałatki i inne potrawy. Na każde dziecko korzystające z atrakcji będą czekały upominki. Razem z Osiedlowym Domem Kultury przygotowaliśmy konkurs kulinarny –Kociewska Kasta, w którym uczestniczyć będą drużyny z ulic i osiedli Stargardu Gd. Zachęcam do kibicowania. Zapraszam wszystkich w sobotę, około godziny 17:30 do strefy kociewskiej. Będziemy ustanawiać Rekord Polski na największą ilość osób jednocześnie jedzących ruchankę kociewską. Mam nadzieję, że mieszkańcy nas nie zawiodą i licznie stawią się na ustanowienie tego rekordu. Podczas Dni Starogardu przeprowadzona będzie również zbiórka charytatywna pn. „Ratujemy nóżkę Oliwiera” dla 9-miesięcznego chłopczyka. Za chęcam do wsparcia tej akcji, aby chłopiec mógł pójść do szkoły na własnych nóżkach. W piątek na dużej mu zycznej scenie wystąpią nasze starogardzkie zespoły zaproszone przez SCK oraz odbędzie się discopolowy występ Macieja Smolińskiego. Następnie przeniesie my się w muzyczne lata 90-te. Wystąpi Captain Jack i Loona. Tytularny sponsor zdecydował się dodatkowo urozmaicić starogardzianom piątkową imprezę poka zem flair – Concordia Show. W sobotę będziemy mogli obejrzeć finalistów konkursu Utalentowani oraz posłu chać zespołu wokalnego z SCK. Odbędzie się również Gala Sportu. Wieczorem wystąpią: Marcin Spenner, Natalia Szroeder oraz gwiazda wieczoru Lady Pank.

W skrócie?... Ojej to trudne, bo będzie się działo bar dzo dużo. Dni Starogardu Gdańskiego z Concordią –VII Wielki Jarmark Kociewski rozpoczynamy w piątek barwnym korowodem, który przejdzie ulicami miasta. Swój przemarsz zakończymy na stadionie, gdzie naj bardziej kreatywna grupa korowodu otrzyma prze chodni puchar i nagrodę w wysokości 2000 zł ufundo waną przez Prezydenta Miasta Janusza Stankowiaka. Na scenie Pan Prezydent oficjalnie przekaże klucze do bram miasta Królowi Kurkowemu. Na dzieci czekać będą m.in. dmuchańce, animacje przygotowane przez Miejską Bibliotekę Publiczną, czy Lunapark Keller. Kula Bowling przygotowuje darmową strefę rozrywki. Na stadionie nie zabraknie stoisk z zabawkami, świecideł kami, lodów, popcornu, waty cukrowej i wielu innych atrakcji. W tym roku będzie można również skorzystać z usług karykaturzysty. Na VII Wielkim Jarmarku Ko ciewskim oprócz rękodzieła i rzemiosła artystycznego, będzie można zakupić zdrową żywność przygotowaną przez wystawców Bazaru Kociewskiego oraz skoszto

Kluczem do sukcesu jest zespół

PROSZĘ W SKRÓCIE POWIEDZIEĆ, CO BĘDZIE SIĘ DZIAŁO W PIĄTEK I SOBOTĘ NA STAROGARDZKIM STADIO NIE?

ZDAJĘ SOBIE SPRAWĘ, ŻE NIEŁATWO ZORGANIZOWAĆ ŚWIĘTO MIASTA TAK, BY ZADOWOLIĆ WSZYSTKICH MIESZKAŃCÓW. JAKIE SPOSOBY MA NA TO OŚRODEK SPORTU I REKREACJI?

Ubiegłoroczny VI Wielki Jarmark Kociewski – Dni Sta rogardu Gdańskiego jako Ośrodek Sportu i Rekreacji organizowaliśmy po raz pierwszy. Sukces cieszył więc tym bardziej. Pochwały spływały z różnych stron: od zespołów, wystawców, zwierzchników i sponsorów. Jednak zadowolenie bezpośrednich odbiorców cie szyło nas najbardziej, bo to do nich była skierowana ta impreza. Sukces na pewno mobilizuje do jeszcze więk szego zaangażowania z naszej strony. Mamy przemy ślenia, wyciągamy wnioski z naszych działań. Dlatego postanowiliśmy stworzyć jeszcze ciekawszy scena riusz tegorocznych Dni Starogardu Gdańskiego z Con cordią – VII Wielkiego Jarmarku Kociewskiego oraz urozmaicić i zwiększyć ilość atrakcji czekających na gości odwiedzających tegoroczne święto miasta. Rów nież rozmieszczenie niektórych atrakcji uległo zmianie. Udało nam się wzbogacić ofertę o prawdziwe wesołe miasteczko. Dodatkowo odbędzie się wyrzut proszków holi oraz festiwal baniek mydlanych. Nie ukrywam, że poprzeczkę postawiliśmy sobie wysoko, jednak mając taką załogę nie może być inaczej. Wzajemnie się nakrę camy. I dodam jeszcze, że już mamy pomysły na przy szły rok.

18V

STADION MIEJSKI ORAZ CAŁY TEREN OŚRODKA SPOR TU I REKREACJI SPRAWDZIŁ SIĘ JAKO MIEJSCE DO ORGANIZACJI DNI STAROGARDU. CHYBA W TYM ROKU NIKT SIĘ NIE ZASTANAWIAŁ, GDZIE ORGANIZOWAĆ GŁÓWNE WYDARZENIA Z OKAZJI ŚWIĘTA MIASTA?

UBIEGŁOROCZNY SUKCES ORGANIZACYJNY ŚWIĘTA MIASTA WYMAGA CHYBA ZWIĘKSZENIA ZAANGAŻO WANIA, BY NIE OBNIŻYĆ POZIOMU?

Zdecydowanie tak, miejsce sprawdziło się doskonale. Ubiegłoroczna decyzja Prezydenta o umiejscowieniu Dni Miasta właśnie w tym miejscu była kontrowersyjna i wywoływała sporo emocji w różnych kręgach. Jednak nowa lokalizacja sprawdziła się pod różnymi względa mi. Zarówno jeżeli chodzi o zabezpieczenie imprezy pod względem ochrony, jak i utwardzonego terenu, czy podziału na różne strefy. Nasz stadion jest bardzo chwalony również przez artystów i techników sce ny, ponieważ dźwięk znakomicie rozchodzi się wokół obiektu. Myślę, że po sukcesie roku ubiegłego, nikt nie miał wątpliwości co do lokalizacji tej największej w Sta rogardzie imprezy. Dysponujemy olbrzymim terenem w sercu naszego miasta.

zanych z imprezą. To oni są nierzadko bezpośrednio przy realizacji danego zadania i ich uwagi są dla mnie bardzo cenne. Mam niebywałe szczęście, że otaczam się ludźmi, którym tak jak mnie, zależy na tym, aby wykonywać swoją pracę w 110%. Często to oni dają mi siłę do działania. Zawsze mogę na nich liczyć, w tych dobrych i złych chwilach To najlepsza załoga na świecie. Każdemu życzę tak oddanych pracowników. Z nimi mogę przenosić góry. Dlatego dla mnie klu czem do sukcesu każdego przedsięwzięcia jest zespół.

19V

Rzeczywiście, organizacja tak wielkiej imprezy z róż norodnością oczekiwań co do atrakcji dla różnych grup wiekowych, jak i upodobań muzycznych nie jest łatwa. Wyszliśmy z założenia, że oprócz znanych ar tystów sceny muzycznej, nie może zabraknąć dodat kowych atrakcji. Chcemy, żeby każdy mógł znaleźć coś dla siebie. I tak: dla aktywnych ścianka wspinacz kowa, zjazd tyrolką oraz turniej tenisa ziemnego; dla żądnych adrenaliny wesołe miasteczko, gdzie można skorzystać m. in. z młota czy karuzeli. Jest też boga ta oferta dla najmłodszych. Ponadto Festiwal Food Trucków ze strefą piwną zagwarantuje uczestnikom poczęstunek ze wszystkich zakątków świata. Będzie festiwal baniek mydlanych i kolorów, kociewski za kątek i kulinarna podróż z Mariuszem Gachewiczem, szefem kuchni na zamku w Gniewie. Cały teren stadio nu jest zagospodarowany i otwarty dla uczestników. Jakie mamy sposoby na organizację Dni Starogardu? Po prostu zawsze jestem z moją załogą. Słucham su gestii i propozycji, ale również mówię o moich ocze kiwaniach. Szczerze, to moja załoga, składa się z lu dzi pozytywnie zakręconych. Dla mnie każdy z nich jest bardzo ważny. Podejmując się realizacji zleconej imprezy, staram się integrować swoich pracowników wokół danego zadania. Myślę, że sukces tkwi w tym, że doceniam każdy pomysł. Do analizy imprez często proszę pracowników nie tylko merytorycznie zwią

CZYM KIEROWALIŚCIE SIĘ PRZY DOBORZE ARTYSTÓW, KTÓRZY W TYM ROKU BĘDĄ BAWIĆ STAROGARDZIAN? Chcieliśmy urozmaicić ofertę tak, by muzyka była dla młodszej i starszej publiczności. Oczywiście ostatecz nie takie wybory zatwierdza gospodarz imprezy – Pre zydent Miasta Pan Janusz Stankowiak. Dobierając ze społy staraliśmy się, aby każdego dnia impreza miała inny klimat. W doborze artystów kierujemy się nie tylko gażą, ale ich dostępnością w interesującym nas termi nie. Dlatego już w lipcu/sierpniu rezerwujemy zespoły na przyszły rok.

DLA PANI ZAPEWNE DNI STAROGARDU NIE KOŃCZĄ SIĘ PO WYSTĘPIE OSTATNIEJ GWIAZDY. Po występie ostatniej gwiazdy będziemy tak napraw dę na półmetku. Inni już zapomną o tym wydarzeniu, a

mój cały zespół czeka dalsza ciężka praca. Sprzątanie, rozliczanie, podziękowania dla sponsorów i wszystkich zaangażowanych oraz pisanie sprawozdań w celu koń cowego rozliczenia imprezy. OSiR funkcjonuje przez cały rok. W międzyczasie, kiedy trwają przygotowania do Dni Starogardu, równolegle działamy z innymi im prezami. Już zaczął się cykl turniejów tenisa ziemnego. 19 lipca zapraszamy na III edycję Run Gym – biegu z przeszkodami, gdzie nie liczy się czas, lecz pokonanie przeszkód. To świetna rodzinna impreza. Uczestniczą w niej dzieci, którym kibicują rodzice i dziadkowie, a potem starsi pokonują przeszkody przygotowane dla nich. Od 1 lipca ruszają zapisy na 28. Bieg Kociewski z Polpharmą. Akcja „Lato z OSiR-em” w tym roku prze biegać będzie od 22 lipca do 2 sierpnia. W sierpniu za praszamy również na XXIV Turniej Tenisa Stołowego. Natomiast w ostatni weekend wakacji odbędzie się ko lejna edycja STG Summer Festival. Jest tego naprawdę sporo, a wymieniłam tylko większe imprezy wakacyjne.

coś do tego czasu zaplanuję. Na pewno chciałabym go spędzić z mężem i rodziną, których często zaniedbuję w nawale pracy, a uwielbiam spędzać z nimi czas.

ŻYCZĘ, ABY TEGOROCZNE ŚWIĘTO MIASTA, PODOBNIE JAK POPRZEDNIE, OKAZAŁO SIĘ SUKCESEM. DZIĘKUJĘ ZA ROZMOWĘ.

Tu mnie Pan zaskoczył. Powiem tak: zgodnie z kodek sem pracy wpisałam się w plan urlopów gdzieś w poło wie września. Na dzień dzisiejszy nie mam pojęcia gdzie spędzę ten wolny czas. Myślę jednak, że skoro potra fię organizować innym miły wypoczynek, to sobie też

W tym miejscu chciałabym jeszcze dodać coś od sie bie. Po pierwsze, dziękuję Panu Prezydentowi za oka zane zaufanie. Po raz kolejny zlecił Ośrodkowi Sportu i Rekreacji organizację Dni Starogardu Gdańskiego i koordynował przygotowania do imprezy. Na organi zację święta miasta można mieć różne pomysły, jed nak wszystko jak zawsze rozbija się o finanse. Dlatego dziękuję wszystkim sponsorom, szczególnie Państwu Wiolecie i Andrzejowi Burczyk z Concordii, którzy za ufali nam i zostali sponsorem tytularnym Dni Starogar du Gdańskiego z Concordią – VII Wielkiego Jarmarku Kociewskiego. To w dużej mierze dzięki Nim będzie tak wiele atrakcji, z których będą mogły skorzystać całe rodziny. Dziękuję również współorganizatorom, part nerom, zaprzyjaźnionym instytucjom, wolontariu szom, a także innym osobom, które wspierają nasze wielkie przedsięwzięcie.

zdjęcie JACEK BARSZCZ

KIEDY WIĘC URLOP I GDZIE ZAMIERZA PANI ZREGENE ROWAĆ SIŁY?

Tak się składało, że często kiedy do mnie dzwoniła nie mogłem odebrać telefonu. W końcu uznała, że na pewno nie umiem. Pamiętam, była kiedyś u mnie, siedzieliśmy na tarasie, w domu stale dzwonił telefon. Nie odbiera łem, bojąc się, że się na mnie zirytuje. W końcu krzyk nęła: - Odbierze, bo to może ja teraz dzwonię. Kiedy Ma riusz Szczygieł kupił na Powiślu duże piękne mieszkanie w kamienicy i pochwalił się, że ma dwa balkony, powie działa: Przecież na obu naraz nie będziesz.

Widziałem 27

Z Zofią Czerwińską, znakomitą aktorką, która sama miała potężny dystans do świata, a przede wszystkim do siebie, chyba mogę odważyć się tak powiedzieć –przyjaźniłem się całe swoje warszawskie życie. Jeszcze kiedy wybierałem się na studia dziennikarskie, i zwierzy łem się z tego zamiaru, nakazała mi skontaktować się z Mariuszem Szczygłem, wówczas już bardzo znanym dziennikarzem (akurat prowadził w TV Polsat pierwszy polski talk-show „Na każdy temat”). „Nakazała” jest właściwym słowem, bo nie znosiła sprzeciwu. Relacja z Zosią i Mariuszem przetrwała te wszystkie lata. Nie ma co ukrywać należałem do małego grona, z którym Zosia tworzyła rodzinę z wyboru. Spędzaliśmy razem wszyst kie ważne uroczystości, obchodziliśmy razem święta. Zosia była też w Starogardzie, zaprzyjaźniła się z mo imi rodzicami i moją siostrą. Interesowała się naszym życiem. Była gościem Zofii Janikowskiej w jej księgarni Atena i w jej domku w Szteklinie. Kiedy przyjechałem do Warszawy, dwadzieścia trzy lata temu, to Mariusz dał mi adres pierwszej stancji, sam tam kiedyś mieszkał, a niedługo potem Zosia od dała mi mieszkanie swojej mamy, na cały czas studiów. Kiedy wyjeżdżała, pomieszkiwałem u niej, na Powiślu, ulica Solec 79, zostawałem z jej ukochanymi zwierzęta mi – kotką Agatą i psami, kolejno Sabą (owczarek nie miecki) i Dżekiem (sznaucer miniaturowy). Zenek (york) był z Zosią najkrócej, przygarnęła go po śmierci Dżeka. Kiedy zachorowała, od razu znalazła dla Zenka najlep szy z możliwych dom. Zosia lubiła się zaopiekować zwie rzętami i ludźmi. Czasem bardzo dyskretnie. Pomagała kolegom, którzy chorowali albo którym nie szło w zawo dzie. Wspierała schroniska dla zwierząt. Brała udział w akcjach społecznych, w ostatnich latach była ambasa dorką akcji „Ramię w ramię po równość”, organizowa nej przez Kampanią Przeciw Homofobii i ambasadorką kampanii „Pozywam smog” (autentycznie pozwała Skarb Państwa za niewystarczającą walkę ze smogiem). Jednak przede wszystkim była mieszkanką Powiśla, wła

ściwie królową osiedla. Zgromadziła wokół siebie towa rzystwo psiarzy, z którymi codziennie spotykała się na spacerach, a których poznałem, bo przeniosła tę relację na grunt towarzyski i razem obchodziliśmy Zosi imieniny i urodziny. Codziennie, jeśli mogła, piła kawę w Centrum Handlowym Arkada pod słynnym Mostem Poniatow skiego. Chętnie przysiadali do niej nawet obcy ludzie, sąsiedzi, jej widzowie. Znali ją na Powiślu wszyscy, a i Zo sia znała bardzo wielu mieszkańców. W imieniny dzwo nili do domofonu lokalni wielbiciele piwa, śpiewali sto lat i pytali, czy Zosia wesprze. Wspierała zawsze kiedy kolwiek ktoś prosił, na cokolwiek. Kiedyś się zdziwiłem, odpowiedziała: jak ktoś wyciąga rękę po drobne, to jest w dużo gorszej sytuacji niż ja. Do niedawna działała na ulicy Ludnej (czyli tuż za rogiem) taka PRL-owska w stylu knajpa „U Romana”, bo właścicielem i szefem był słynny kelner Roman, z kilkudziesięcioletnim stażem. Tam, jak w SPATIF-ie, w którym za młodu królowała, Zosia urzą dzała swoje urodziny. Była „lorneta i meduza”, czyli dwie setki wódki i galareta wieprzowa, i były zestawy obia dowe. Lubiła też urządzać swoje urodziny w restauracji Stara Szafa, też przy Ludnej. Starą Szafę wybierała ze względu na nazwę kojarzącą się z PESEL-em. Ktoś kie dyś powiedział Zosi, że strasznie zimo. Odpowiedziała: - To już ode mnie. Jej puenty nie miały sobie równych. Przechodziły do legendy, pisała o nich Agnieszka Osiec ka. Na ślub Zbigniewa Cybulskiego z Elżbietą Chwalibóg przywiozła Zosia w prezencie nocnik. Dodała: Jakbyście się zesrali ze szczęścia.

23V

NOCE I DNIE

tekst REMIGIUSZ GRZELA

24V

Zawsze miała wszystko zaplanowane. Swój pogrzeb też zaplanowała. Mówiła o nim wiele razy, wiedzieliśmy, co należy robić, ale to Mariusza uczyniła wykonawcą swo jego testamentu. Pomagałem mu jak mogłem w organi zacji pogrzebu. Chciała, aby żegnało ją „My Way” w wy konaniu Stachursky’ego. Nawet to napisała w instrukcji. Miała być taśma. Zadzwoniłem do artysty i zapytałem, czy nie zgodziłby się zaśpiewać na pogrzebie. Zgodził się i zaśpiewał przejmująco, w kościele, przed mszą. Zaśpie wał też Marcin Bronikowski, którego znała od dziecka, przyjaźniła się z jego rodzicami, mieszkali w tym samym domu, co Zosi mama. Długo szukaliśmy różowej urny, bo taką chciała. Mariusz znalazł. Sprowadził z Niemiec. Nawet stypę zaplanowała. Zostawiła fundusz z zazna czeniem, że ma być wesoła. I była, w jej ukochanym SPATIF-ie, jak za dawnych czasów. Przyszli Stanisław Tym, Jerzy Gruza, Radosław Piwowarski, były koleżanki aktorki, piosenkarki. Były fragmenty filmów Zosi, słynne trzy sceny, którymi – jak mówiła – weszła do historii kina, jej fotografie, wspominaliśmy ją, najzabawniej, jak było można. Stanisław Tym (też mieszkaniec Powiśla) opo wiedział, jak kiedyś usiadł na ławce, przed Zosi blokiem, a ponieważ było słońce, zdjął czapkę i położył obok. Wy jął harmonijkę ustną i grał. Nagle usłyszał jak do czapki wpada moneta. Spojrzał w górę. Stała nad nim Zosia. Powiedziała – Teraz żebrzesz? Kazała mu obiecać, że na pogrzebie zagra jej na tej harmonijce „Marsyliankę”. Tym na pogrzebie być nie mógł, ale na stypie „Marsyliankę” odegrał koncertowo. Radosław Piwowarski mówił, że kiedyś w jakimś filmie, który robił kompletnie nie mógł się dogadać z ekipą. Postanowił zrobić umoralniające zebranie. Chciał użyć wszystkich znanych przekleństw. Zebranie się rozpoczęło. Zdążył powiedzieć: - Ja was wszystkich pierdolę. Na co z pierwszego rzędu odezwa ła się Zosia: - Ale mnie najpierw. I tak zebranie się skoń czyło. Nie było co zbierać. Joanna Kurowska mówiła, że całkiem niedawno, w styczniu, leciały razem do Wro cławia, kręcić „Kiepskich”. Kupiły sobie jakąś baśniową butelkę na drogę. Siedziała za nimi oburzona pasażerka, która komentowała: - Co, celebrytki i chlew będą robić? Na co Zosia miała się do niej odwrócić i zapytać: - Prze praszam, a pani to do samego Wrocławia leci? I koniec. Jej puenty były jak petardy. I taką puentą była też Zosi śmierć.

Miałem zaszczyt żegnać Zosię na cmentarzu. Mówiłem m.in.:

W zawodzie znała swoje miejsce. Nie chciała więcej, niż dostała. Kiedyś napisałem dla niej monodram, bardzo chciała się z tym zmierzyć, w końcu oddała innej ak torce, mówiąc: bałabym się zagrać taką dużą rolę. Nie wiem, czy dzisiaj bym umiała…

W ostatnich latach wydawała się zaskoczona swoją po pularnością, a przecież sama „wygrała” sobie tę popu larność. Nie wiem, czy są aktorzy, którzy zagrali więcej. Czasem uczyłem się z Zosią ról. Lubiła poprawiać sce nariusze, dopisywać puenty. Pamiętam, że kiedyś po czyjejś kwestii: To było za Stalina, dopisała sobie: Nie wymawiać imienia Stalina nadaremno!

Tylko raz odważyłem się powiedzieć Zosi, że ją kocham. Żegnając się z nią, w szpitalu, dzień przed śmiercią. I chyba ten jeden raz tak mocno ścisnęliśmy dłonie. Nie chciała żyć, złościła się na mnie, że namawiam ją na leczenie. Teraz to rozumiem lepiej – zdecydowała, że umrze i umarła na swoich warunkach.

Zosia, którą znam miała taki arsenał przekleństw, że jed nemu zomowcowi, który w stanie wojennym mierzył do jej psa, i usłyszał od Zosi replikę, lufa opadła. Ten arsenał Zosi przewyższa słownik języka polskiego. Nie odważył bym się tutaj zacytować. Ale Zosia była taką wcześniej szą Masłowską – jej język miał energię, nie usypiał, nie był po nic.

Zosia, którą znam zawsze miała przenikliwe, smutne oczy. Mądre, widzące więcej, próbujące objąć świat. Ta kie psie oczy. Próbowały objąć świat, nawet ten, z któ rym się wadziła, który z nią się wadził, który czasem mu siała postawić do pionu. My, których wybrała, byliśmy stawiani do pionu nie raz, ale była w tym czułość. Choć boję się użyć tego słowa, to jest ono prawdziwe: opieko wała się mną ponad 20 lat.

Zosia, którą znam w życiu zawsze grała główną rolę, zawsze umalowana, świetnie ubrana, uczesana. Nawet bliskim nie pokazałaby się bez makijażu. Malowała się, kiedy musiała wynieść śmieci albo wyprowadzić psa. W szpitalu miała w plecionym koszyku od Joanny dwa nie zbędne przedmioty – telefon i szminkę. Zawsze była w centrum, narzucała ton, nawet gdy pozornie dyskretnie przysłuchiwała się.

Miała też promienny uśmiech, rubaszny śmiech, była jak z powieści Rabelais – swobodnie dysponowała in teligencją i soczystością – tą poczucia humoru, języka, skojarzenia, puenty i nie znosiła, kiedy ktoś opowiadał wymyślone przez nią dowcipy, bo zazwyczaj je palił.

Remigiusz Grzela – dziennikarz, pisarz, dramaturg. Autor ksią żek. Ostatnie to m.in.: „Krafftówna w krainie czarów” i „Podwójne życie reporterki. Fallaci. Torańska”. W tym roku wydał zbiór re portaży Teresy Torańskiej „Takie układy” i książkę dla dzieci „Mała nocna muzyka. Gwiezdne skrzypce Wandy Wiłkomirskiej”. Miesz ka w Warszawie.

25V

26V

Tak początki zespołu Blue Willmingtons opisała Magdalena Puchalska. – Można powiedzieć, że właśnie tak było. Założyłem tę grupę, ponieważ zacząłem mieć pewne koncepcje, które musiały znaleźć ujście i się po prostu ziścić. Niedługo potem zacząłem próby z Pawłem. Po pewnym czasie dołączył do nas Jakub, a następnie Ada – mówi Maciej Smycz. – Trudno określić, kiedy dokładnie powstał nasz zespół, aczkolwiek za „ostateczną krystalizację” uznać można datę pierwszego koncertu w pełnym składzie, czyli występ w Grodzisku Owidz w 2017 r. Grupa swoją przy godę rozpoczęła w składzie: Paweł Kortas (perkusja) i Maciej Smycz (gitara). Moja historia z Blue Family rozpo częła się od niewinnego telefonu od Maćka. Zaoferował mi dogranie partii basu do demówki swojego solowego projektu. Na początku był to dla mnie zwykły job, ale jego muzyka oraz kompozycje spodobały mi się na tyle, że postanowiłem zostać na dłużej – dodaje Jakub Kreft. Aktualnie w skład zespołu wchodzą: Ada Walczak –pianistka, chórzystka, spokojna dusza, która rozłado wuje napiętą atmosferę; Jakub Kreft – ambitny basista, któremu nie starcza czasu na realizację wszystkich swo ich projektów, a pasję musi pogodzić z pracą i nauką. Na gitarze oraz wokalu poznać daje się Maciej Smycz – my śliciel z natury (i w naturze), mający czas na wszystko, z głową pełną pomysłów. Przelewa je między innym na projekt Blue Willmingtons. Najmłodszym człon kiem grupy jest Paweł Kortas – perkusista, fan natury ROGALA

tekst MAŁGORZATA

Starogard Gdański, 2016 rok. Mroźny, zimowy wieczór. Za oknem pokoju Macieja szaleje wielka, śnieżna burza. Rudy kot siedzi mu na kolanach. Z parteru dochodzi trzaskane kominka, a w jego głowie kłębią się myśli. Nie może ich zidentyfikować, ale każda z nich szepcze coś o przyszłości, o muzyce. Aż roi się od nowych pomysłów… Ponad dwa lata później siedząc wciąż w tym samym miejscu, ale tym razem na kolanach mając gitarę, Maciej spogląda z tajemniczym uśmiechem na trójkę swoich przyjaciół oraz instrumenty, które ich otaczają. Jego głowa wciąż pełna jest marzeń i pomysłów…

i sprawdzania swojej wytrzymałości w różnych dyscyplinach sportowych oraz przy okazji wszelkich wyzwań.

27V

W muzyce kapeli słychać różnorodne inspiracje. – Nie chciałbym w żaden sposób szufladkować tego, co two rzę, ponieważ tak jak reszta zespołu, jestem bardzo otwarty na wiele różnych stylistycznych koneksji. My ślę jednak, że za trzon kompozycji Blue Willmingtons można śmiało uznać blues rock. Potem natomiast dorysujmy do tego trzonu różne ścieżki, w których znalazła by się americana, art rock czy rodzimy blues. Oczywi ście zdarza nam się wybiegać w nieco inne rejony, ale nie sposób wszystkiego nazwać. Warto zastanowić się czy jest w ogóle sens robienia tego, bo właściwie po co? Liczy się to jak muzyka działa na ludzi. Znaczącą rolę w naszych utworach odgrywają historie, które przy po mocy dźwięków mają pobudzić wyobraźnię słuchacza i przenieść go do innego miejsca, w inny wymiar – tłuma czy założyciel zespołu Maciej Smycz. – W dzisiejszych czasach trudno jest jednoznacznie określić styl grany przez daną kapelę. Świat muzyczny ma tak duży wpływ na twórców, że niełatwo przypo rządkować zespołowi jeden gatunek. Osobiście okre śliłbym nas jako mieszankę blues rocka. Oczywiście to nie są jedyne motywy, których używamy. Pojawia się również country, soul, ballada czy swego rodzaju psy chodela. Jestem zdania, że gdyby zespoły nadal grały stricte w jednym gatunku, stałoby się to nudne, dlatego warto łączyć style muzyczne – uzupełnia Paweł Kortas. Podobnie jak gatunek muzyczny, również nazwa grupy nie jest jednoznaczna. Została zainspirowana pewnym atrybutem ze znanego serialu. – Póki co, nie chciałbym zdra dzać jej dokładnego pochodzenia. Myślę, że czujnemu oku filmowca to nie umknie. Wtajemniczeni także mogą wiedzieć co mam na myśli. Oprócz tego, muszę to powiedzieć, ta nazwa pięknie brzmiała. W pełni oddawała moje muzyczne zamiary (ale nie tylko), no i posiadanie „blue” w nazwie (co wyszło chyba dosyć nieświadomie lub może podświadomie!) świetnie oddaje zamiłowanie do bluesa, którego nazwa przecież właśnie stąd się wzięła. Tak poza tym, jako dziecko uwielbiałem ten kolor – powiedział Maciej Smycz.

częściej słucha własnej wyobraźni. – Bardzo często zda rza się też, że określona chwila, sytuacja czy raczej coś tak ulotnego jak jej „atmosfera” przywodzi mi na myśl melodię, którą chciałbym ją oddać lub staram się pod taką sytuację melodię stworzyć – powiedział Maciej. – Ukończyłam I stopnień szkoły muzycznej. Korzenie moich inspiracji sięgają więc muzyki klasycznej, którą bar dzo sobie cenię. Jestem niewątpliwie najbardziej liryczną częścią zespołu Blue Willmingtons. Muzyka instrumen talna ma dla mnie bardzo dużą wartość. Chętnie słucham utworów pokroju modern classic, gdzie w nowoczesnych aranżacjach, nadaje się instrumentom klasycznym nowe brzmienie. Jeśli chodzi o muzykę rozrywkową, nie ogra niczam się do jednego gatunku. Bardzo inspirujące jest dla mnie doświadczenie słuchania skrajnie różnej mu zyki, do czego jako studenci reżyserii dźwięku, jesteśmy bardzo zachęcani. Z inspiracji pozamuzycznych, bardzo duży wpływ ma na mnie natura. Uwielbiam spędzać czas w ustronnych miejscach, blisko zieleni, z dala od zgiełku miasta, spacerując, obserwując, nasłuchując – o swoich inspiracjach opowiada Ada Walczak. Muzyka jest dla członków Blue Willmingtons najwięk szą pasją, ale jak się okazuje, nie jedyną. Ada interesuje się psychologią. Aktywnie działała jako wolontariusz w Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Starogardzie Gdańskim. Fascynuje się zakamarkami ludzkiego mózgu. Z niecierpliwością czeka na zajęcia z psychoakustyki, które zaczyna w przyszłym roku. Ja kub jest m. in. zapalonym skaterem. Przygodę z „deską” zaczął jako gimnazjalista. Maciej natomiast interesuje się kulturą. Z wielkim zaangażowaniem czyta książki i ogląda filmy. Pociągają go wszelkie wytwory artystyczne. W jak najbardziej dokładnym ich poznaniu pomaga ją mu różne odmiany medytacji oraz długie wędrówki po lasach lub górach. Poza tym Maciej amatorsko tworzy swoje własne produkcje filmowe. Paweł uprawia triathlon i stawia sobie coraz trudniejsze wyzywania. Blue Willmingtons marzą o znalezieniu własnej publicz ności. Ich celem nie jest wcale to, by była jak największa. Chcieliby mieć wiernych fanów, którzy nie baliby się ich krytykować, np. za zbyt długie utwory, brak standardo wej formy, czy śpiewanie po angielsku. 20 lipca o godz. 18:00, podczas tegorocznego Zlotu Weteranów Szos, będziecie Państwo mogli posłuchać zespołu na żywo i przekonać się czy taka krytyka rzeczywiście jest mu potrzebna.

Chociaż zespół Blue Willmingtons istnieje dopiero od dwóch lat, na swoim koncie ma już sporo sukcesów. –Przenosząc widzów w sam środek opowiadanych przez nas historii, w słynnym klubie Ucho w Gdyni zdobyliśmy I miejsce w Trójmiejskim Przeglądzie Młodzieżowych Zespołów Muzycznych. Chcąc pobudzić wyobraźnię trójmiejskiej publiczności jeszcze bardziej, zaprezento waliśmy nasze kompozycje w klubie Kwadratowa oraz kameralnych 3 Siostrach. Miłością i pokojem dzieliliśmy się także w toruńskiej Hi pisówce, a także w wielu innych miastach poprzednie go lata (Poznań, Kościerzyna, Świecie, Karwia, Gdynia). Regularnie poddajemy emocjom także odbiorców na szego rodzinnego miasta, w urokliwej Zielonej Butelce – lirycznie mówi Maciej. Dzięki koncertowi w Uchu, w którym ostatnio udało się kapeli zagościć ponownie, już z niemal pełnowymiaro wym setem, muzycy zarejestrowali w studio Audio Pla net dwa single: „Joe” i „New York City”. Później, dzięki wydarzeniu „Budowniczowie Mostów”, udało im się za rejestrować jeszcze kilka numerów w RamTamTam. W międzyczasie nagrali także dwie kompozycje, dzięki in ternetowemu konkursowi z PiecBerg Studio. Niedawno odbyli jeszcze dwie sesje w Audio Planet. Tym samym nagrali już całą płytę. Album czeka na miks i mastering, który odbędzie się dzięki akcji crowfundingowej. Za pośrednictwem Internetu słuchacze mogli dzielić się z zespołem swoimi uwagami. Dokończenie albumu oraz wakacyjna trasa koncertowa to plany grupy na najbliższą przyszłość. – Z nowym mate riałem nie zamierzam się spieszyć, aby był w pełni zgod ny z moją wizją. Mogę jednak powiedzieć, że w zanadrzu mamy trochę materiału, który zapewne znajdzie się na kolejnym krążku. Planuję też kontynuować współpracę z moim przyjacielem Kubą Daleckim. Razem (mamy taką nadzieję) stworzyliśmy nowe medium artystyczne, czyli połączenie prozy z utworem muzycznym. Mówię o opo wiadaniu, nad którym pracowaliśmy od jakiegoś czasu. Jakub napisał je do utworu „Joe”, który sam w sobie jest już opowieścią, aczkolwiek nie tak rozbudowaną. Jimmy (pseudonim Kuby) napisał kilkudziesięciostronicowe opowiadanie, pogłębiając całą historię, dając jej szersze spojrzenie oraz dodając swoją interpretację – Czytelnikom Verizane zdradza Maciej Smycz. Twórca Blue Willmingotns inspiruje się różnymi arty stami oraz dziełami literackimi czy filmowymi, ale coraz

Artystów cyrkowych inspiruje cały otaczający nas świat, ciągle są w drodze, poznają nowe miejsca, no wych ludzi. Nowe doświadczenia kształtują ich wrażli wość. Są delikatni i silni jak skała zarazem. Często zma gają się z nieprzyjaznymi warunkami atmosferycznymi. Z pewnością nie jest im łatwo. Jestem pod ogromnym wrażeniem ich determinacji. A największą radością dla nich jest podziękowanie w postaci gromkiego śmiechu i oklasków widzów. Gdy opada kurtyna, gasną światła reflektorów, cyrk w zaskakująco szybkim tempie zni ka z powierzchni ziemi. Za pomocą magicznych elfów, chciałoby się powiedzieć. Jednak to ci sami ludzie, którzy przed momentem ze wspaniałym kunsztem, w pięknych makijażach, bogatych strojach oczarowywali nas na arenie. Teraz w dresach i t-shirtach, wszyscy razem go rozkładają. Pomagają pracownikom tech nicznym, którzy zachwycają wielkim zaangażowaniem w swoją pracę, sprytem szybkością i genialną współ pracą. Wszyscy bez wyjątku pracują w pocie czoła na swój wspólny sukces. Wielkie chapeau bas!

Przedsmakiem

Magiczny świat cyrku ze złamanym sercem

tresują zwierzęta. A ja widząc niejednokrotnie arty stów, którzy pracują ze zwierzętami wcale się z tym nie zgadzam, bo wiem, że traktują je jak członków swojej rodziny. Dbają o nie, poświęcają im mnóstwo czasu i kochają je całym sercem. I wiem, że nie trzeba zwierząt katować, aby je wytresować. W większości są to ludzie oddani, utalentowani, z ogromną pasją. Jednak, jak we wszystkich dziedzinach naszego życia nie można ge neralizować. Istnieją wyjątki, różni popaprańcy, którzy nie szanują ani zwierząt ani drugiego człowieka. I oby takich było jak najmniej, a najlepiej wcale, nie tylko w cyrku.

30V tekst SARA BŁĄK

Dni Starogardu 2019, wspaniałych wydarzeń, które nas czekają, była wizyta cyrku Wik toria. Świetna zabawa, nie tylko dla najmłodszych! Osobiście ze światem cyrku związana jestem emocjo nalnie od urodzenia, ponieważ przyjaciele moich ro dziców są artystami cyrkowymi, od wielu lat. Jestem zagorzałą fanką tego cudownego miejsca i ludzi tam pracujących. Na samą myśl, mimowolnie się uśmie cham i powracam do wspomnień. Zawsze czekałam na przyjazd cyrku do naszego miasta. W szczególności cyrku, w którym pracowali Basia i Emil. To było wyda rzenie! Pewnie nie tylko mnie cyrk kojarzy się z błogim dzieciństwem, popcornem, watą cukrową, wiatraczka mi i balonami, które można zakupić podczas przerwy. No i oczywiście z kolorowym klaunem, który rozśmie szał do łez, często przekraczając loże oddzielone od areny, gustownie ozdobionymi bandami, aby wycią gnąć dorosłych do zabawy. To tu widzów można było zadziwić, zaskoczyć, zaczarować. To tu wyobraźnia rozwijała skrzydła. Dzieci czekały z podekscytowaniem i otwartą buzią na akrobacje, pokazy iluzjonistycz ne, i na egzotyczne zwierzęta, które mogły podziwiać pierwszy raz w życiu. Pamiętam jak jako kilkuletnia dziewczynka, idąc na spektakl cyrkowy, Basia powiedziała mi, że wystąpi by czek Fernando. Nie wiem co sobie wyobraziłam słysząc te słowa, ale strasznie się bałam. Nie mogłam się skupić na oglądaniu przedstawienia, bo cały czas czekałam na owego byczka. W końcu usłyszałam zapowiedź, konfe ransjer dumnie obwieścił, że teraz pod cyrkowe szapi to, wyjdzie on: byczek Fernando. Zacisnęłam powieki jak najmocniej, odwracając głowę w przeciwną stronę. Po chwili usłyszałam gromki śmiech, więc pomalut ku, odwracając głowę w kierunku areny, otwierałam oczy i… krzyknęłam ze zdziwieniem: Mamo, przecież to zwykła krowa! Wszyscy się śmiali. I tym skradłam całe cyrkowe show! I niestety, ta anegdota ciągnie się za mną do dziś. I powraca jak bumerang zawsze wtedy, gdy pojawia się cyrk w naszym mieście. Teraz, coraz częściej w miejscach, do których przy jeżdżają cyrkowcy wybuchają protesty obrońców zwierząt, którzy walczą o zakaz wjazdu cyrkom, które

Mam nieodparte wrażenie, że niestety cyrk dziś staje się zapominany, taki passe. Pozostaje w cieniu telewizji i internetu. Wiem, powiecie, że internet daje możliwo ści zobaczenia artystów z różnych cyrków na całym świecie, bez wychodzenia z domu. A szkoda, bo nic nie zastąpi występów na żywo. Cyrk to widowisko roz rywkowe zapoczątkowane w Anglii, które mamy okazję oglądać od 1768 roku. I… na szczęście trwa do dziś, choć najwspanialsze czasy chyba ma za sobą, czyżby minęły bezpowrotnie? Mam nadzieję, że nie.

Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.