Verizane 49

Page 1

BEZPŁATNY MAGAZYN LOKALNY 49| 1 czerwca 2019 ISSN 2449-7916

Redaktor naczelny: Krzysztof Łach krzysztof.lach@verizane.pl

REKLAMA

Chyba każdy z nas lubi wracać wspomnieniami do okresu dzieciństwa, kiedy nasze życie było beztroskie i radosne. Kalkulacja i wyrachowanie były czymś obcym. Z upływem lat nasze życie się zmieniło. Mając już pewien bagaż do świadczeń, kierujemy się innymi kryteriami, często zapominając o szczerości i otwartości, które cechowały nasze dzieciństwo. Dlatego też to wydanie Veriza ne niemal w całości poświęciliśmy dzieciom, które mają swoje pasje i marzenia. Między innymi przybliżamy sylwetkę 9-letniego Oliwiera Parulskiego, którego pasja do ścigania na torze kartingowym jest godna podziwu. Ten młody czło wiek swoją osobowością i umiejętnościami zachwyca Czechów, Włochów, Niemców czy Szwajcarów.

O dzieciach nie zapominają nasi mistrzowie pióra. Anna Sakowicz i Remigiusz Grzela niedawno wydali swoje nowe książki dla najmłodszych czytelników. Pisze o nich dla Państwa Małgosia Rogala. Polecam artykuły mojej redakcyj nej koleżanki, a przede wszystkim książki naszych pisarzy.

wnoszą w życie dorosłych wiele dobrego. Postanowiliśmy więc skorzystać z okazji nadchodzącego Dnia Dziecka i tchnąć w Verizane dodatkowe pokłady radości i optymizmu.

KRZYSZTOF ŁACH Redaktor Naczelny

NA OKŁADCE: Oliwier Parulski foto Krzysztof Rudek

Dzieci

Adres redakcji: Starogard Gdański, ul. Reymonta 1

Zachęcam Państwa także do lektury rubryki „A Oni na to”, w której o swoich marzeniach zawodowych z okresu dzieciństwa opowiadają Karina Stankow ska i Jarosław Makiła.

Myślę, że gratką dla wielu z Was będzie też „verizanowy” album, w którym prezentujemy zdjęcia znanych nam osób, z czasów kiedy mieli kilka lub kilka naście lat. Sami także jesteśmy w tym numerze nieco młodsi. Życzę Wam miłej lektury, a naszym dzieciom wielu radosnych i niezapomnia nych chwil, które będą wspominać przez lata. Do następnego numeru.

Zespół redakcyjny: Małgorzata Rogala, Łukasz Rocławski, Krzysztof Rudek

Reklama: reklama@verizane.pl

Wydawca: Agencja zabronione.bezmateriałówRozpowszechnianietreśćRedakcjaredagowaniazastrzeganiezamówionychRedakcjaReklamowazastrzeżonecopyrightReklamowaCREATIVEPrasowo-©2018WszelkieprawaAgencjaPrasowo-CREATIVEniezwracatekstóworazsobieprawoichi skracania.nieodpowiadazazamieszczanychogłoszeń.redakcyjnychpublicystycznychzgodywydawnictwajest

- ur. w Tucholi. Absolwentka dawnej Publicznej Szkoły Podsta wowej Nr 3, a następnie klasy matematyczno-fizycznej I LO w Starogardzie Gdańskim. Absolwentka Politechniki Gdańskiej oraz podyplomowych studiów na Uniwersytecie Gdańskim i Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim. Ukończyła kurs kwalifi kacyjny podoficerów w Szkole Aspirantów PSP w Poznaniu. Ak tualnie kończy podyplomowe studia w Szkole Głównej Służby Pożarniczej w Warszawie. Jest starszym kapitanem, starszym specjalistą w Wydziale Operacyjno-Szkoleniowym Komendy Powiatowej PSP w Starogardzie Gdańskim. Nieetatowo pełni rolę oficera prasowego komendanta powiatowego PSP. W wol nych chwilach najchętniej spędza czas z dziećmi. Lubi praco wać w ogrodzie, czytać książki, rowerem.

spacerować i jeździć

W chciałam/emdzieciństwiezostać... tym zastanawiałam, próbując sobie przypomnieć! Nie obyło się bez wsparcia mamy! Na pewno w dzieciństwie na swoją zawodową przyszłość miałam wiele pomysłów, które zależały od aktualnej zabawy. Raz była to praca w sklepie, innym razem pewnie lekarz i tak dalej. Ale chyba najbardziej chciałam zostać nauczycielem. Tak, chciałam pracować w szkole i uczyć dzieci. Byłam bardzo dobrą uczennicą, do dziś pamiętam swoich nauczycieli ze „starej szkoły podstawowej nr 3” przy ul. II Pułku Szwoleżerów i „Czerwonego Ogólnia ka”. Chciałam uczyć matematyki, to jeden z moich ulubionych przedmiotów. Może lepiej, że nie wyszło, bo mogłabym być zbyt wyma gająca dla dzieci!

Według statystyk tylko 6% społeczeństwa pracuje w wymarzonym w dzieciństwie zawodzie. Chłopcy najczęściej chcą być profesjonalny mi sportowcami, strażakami, inżynierami lub astronautami. Dziewczynki natomiast lekar kami, nauczycielkami albo naukowcami. A jak było w przypadku Kariny Stankowskiej i Jaro sława „Drussa” Makiły?

- Dłuuugooo się nad

A naONIto

4V

Karina Stankowska

– Dzieciństwo. Wspaniały okres ma rzeń i zabawy. Budowanie szałasów, które były zamkiem lub bazą woj skową. Pamiętam zabawę w wojsko, gdzie każdy wybierał sobie ksywkę. Oczywiście bazowaliśmy na filmach. Najzabawniejsze były te momenty, gdy w jednej drużynie byli Rambo i Rambo 2. Każdy chciał mieć nóż głównego bohatera. Takie zabawy oraz wspaniali Rambo i Komando sprawiali, że marzyłem o byciu żołnierzem. Chciałem być najlepszy. Jednak, gdy trochę urosłem, wiedziałem, że film to tylko fikcja. Marzenie pozostało, a inspiracje dawało mi coś innego. Mój tata, a dokładniej jego dyplomy, które sprawiały, że byłem dumnym synem i chciałem być jak ojciec. Otrzymać dyplom za wygrane zawody w strze laniu, boksie i wiele innych. Zawsze chciałem, aby ojciec był ze mnie dum ny. Marzenia z dzieciństwa sprawiły, że jestem teraz tym, kim jestem. My ślę, że w ogóle sprawiają, że stajemy się lepsi. Wznoszą nas ponad rzeczy wistość. Jarosław Makiła – ur. w Starogardzie Gdańskim. Absolwent ll Liceum Ogólnokształcą cego. Odbył zastępczą służbę wojskową w OPP Piaseczno. Pracował w Schronisku dla Zwierząt w Starogardzie. Teraz zajmuje się budową dróg. Od 5 lat mistrz Starogardzkiego Bractwa Rycer skiego.

5V

że swoje zdjęcia z dzieciństwa pokazali nam: Ze starego albumu

Remigiusz Grzela

w każdym domu jest przynajmniej jeden

Bez wątpienia na

Maciej Kalinowski

do nich Międzynarodowy Dzień Dziecka, który

okazje, kiedy do starych fotografii wracamy wyjątkowo

6V

Łukasz Kowalski

Chyba album ze zdjęciami. takie chętnie. leży sprawił,

Janusz Stankowiak

Patryk Gabriel

Roma Kamrowska

EwaCesarzRoman

Małgorzata Rogala

Krzysztof Rudek

Szwarc

7V Piotr

Olgierd Lichy

Marzena Klein

Robert Wierzba

WojciechMariuszMyszk

Stowarzyszenie Aktywni Kociewiacy

Dla zwycięzców przygotowane będą nagrody rzeczowe, w tym za zajęcie I miejsca w kategorii dziewcząt i chłopców: w biegu na 2,5 km laptopy ASUS ufundowane przez ZF Pol pharma S.A., a w wyścigu rowerowym MTB talony na rowery crossowe ufundowane przez Szprychy.com.

Wszystkie dekoracje zwycięzców odbędą się na przygotowanym na scenie podium na tle profesjonalnej ścianki sponsorów.

Odbędzie się marszobieg rodziców z dziećmi w wózkach z pierwszym zapewne profesjonalnym medalem dla najmłod szych pociech na mecie.

Udział w biegu przełajowym oraz w wyścigu MTB młodzieży wymaga wcześniejszej rejestracji na stronie www.datasport.pl lub w dniu zawodów do wyczerpania limitów. Odbędą się również zawody integracyjne z kilkoma konku rencjami dedykowanymi osobom o różnej niepełnospraw ności. Na uczestników czekać będą profesjonalne medale, a na zwycięzców puchary i nagrody rzeczowe. Zapisy w dniu zawodów na płycie stadionu.

A po wysiłku i sportowej rywalizacji przygotowaliśmy dla Was wiele atrakcji i niespodzianek na płycie stadionu i jego Więcejotoczeniu.informacji na oficjalnej stronie www.bieg4jezior.pl oraz Facebook Aktywni Kociewiacy, a zapisy na www.datasport.pl Pobijmy wspólnie rekord uczestników w poszczególnych dys cyplinach, osiągając limity niczym szczyty gór. Damy radę.

8V

Stowarzyszenie Aktywni Kociewiacy ze Skórcza oraz Team MX Skórcz życzą wszystkim dzieciom dużo radości, uśmiechu, zabawy, rodzicielskiej miłości oraz beztroskiego i bezpiecznego dorastania.

Tegoroczną imprezę w sposób szczególny dedykujemy Właścicielom i Pracownikom Firmy IGLOTEX SA w geście solidarno ści w tak tragicznych dla Nich chwilach związanych z poniedziałkowym pożarem zakładu w Skórczu.

Dla dzieci przedszkolnych i ze szkół podstawowych do 13 lat zorganizujemy biegi na bieżni stadionu miejskiego w Skórczu. Na mecie na wszystkich czekać będą profesjonalne okolicz nościowe medale, a na zwycięzców w poszczególnych kate goriach wiekowych puchary i nagrody rzeczowe. Udział w marszobiegu z dzieckiem w wózku, biegach dla dzieci przedszkolnych i ze szkół podstawowych nie wymaga wcześniejszej rejestracji. Zapisy w dniu zawodów na pły cie stadionu.

I najważniejsza sprawa, Drogie Dzieci nie zapomnijcie zabrać ze sobą kochanych rodziców, starszego rodzeństwa, dziadków, przyjaciół i krewnych. Również dla Nich przygotowaliśmy kilka konkurencji spor towych, takich jak: wyścig rowerowy MTB na dystansie 27 km, wyścig rowerowy MTB na jednokołowych rowerach na dystansie 10 km, Marsz Nordic Walking na dystansie 5 km i główny bieg Czterech Jezior na dystansie 15 km. Dla każ dego przekraczającego metę okolicznościowy medal, a dla zwycięzców open i w kategoriach wiekowych puchary oraz atrakcyjne nagrody rzeczowe.

Zapraszamy Was i Waszych Rodziców na wielki rodzinny piknik sportowy IGLOTEX XII Bieg Czterech Jezior 6 lipca 2019 roku do Skórcza.

Dla młodzieży szkół podstawowych w wieku od 13 do 15 lat przygotowaliśmy dwie konkurencje: bieg przełajowy na dy stansie 2,5 km i wyścig rowerowy MTB na dystansie 10 km z profesjonalnymi medalami po przekroczeniu mety.

W imieniuIreneuszorganizatorówMajkowski

Z okazji Międzynarodowego Dnia Dziecka

Dane wskazują, że atak cybernetyczny to realne i poważne zagrożenie, co potwierdziły wydarzenia z 2017 roku. Autorzy raportu „Bridging the cyber-risk gap” przekonują, że ataków będzie więcej i będą one coraz bardziej wyrafinowane. Według raportu aż 61% spośród zaatakowanych firm przyznało, że dopiero cyber atak uświadomił im, jak bardzo byli nieprzygotowani do stawienia mu czoła.

10V Jak bronić się przed atakiem? Przede wszystkim zwiększając świadomość potencjal nego ryzyka. Po to, aby być przygotowanym na atak cybernetyczny i wiedzieć, jakie kroki przedsięwziąć w przypadku wystąpienia takiego zdarzenia. Warto rów nież rozważyć nabycie ubezpieczenia w zakresie ryzyk cybernetycznych, popularnie zwanego ubezpieczeniem cyber. To kompleksowe rozwiązanie powstało jako od powiedź zarówno na rosnące ryzyka cybernetyczne, na które są narażone firmy, jak i na najnowsze zmiany regulacyjne związane z ochroną danych osobowych w Polsce i UbezpieczenieEuropie. cyber umożliwia transfer na ubezpie czyciela części ryzyka związanego z zagrożeniami cy bernetycznymi. Celem polisy jest zapewnienie spółce ochrony ubezpieczeniowej w odniesieniu do jej odpo wiedzialności w stosunku do osób trzecich kierujących przeciw niej roszczenia odszkodowawcze, które doty czą naruszenia przez nią ich prywatności, jak również w przypadku jej własnych strat związanych z zakłóceniem działalności, kosztami wznowienia oraz wydatkami związanymi z odzyskaniem danych. Wśród czynników, które mogą uruchomić polisę, są: działanie złośliwego oprogramowania, atak hakerski, ale też - wskazywane jako największe zagrożenie - zaniedbania i błędy ludzkie. Decyzje związane z zawarciem polis cyber są podejmo wane na najwyższych szczeblach kierownictwa spółek. Członkowie zarządu czy rady nadzorczej, wybierając taką umowę ubezpieczenia, chcą chronić organizację przed konsekwencjami incydentów naruszenia bezpie czeństwa danych przez nią przechowywanych, takimi jak: roszczenia odszkodowawcze osób trzecich, postępowania regulacyjne, ale też własne straty finansowe będące następstwem zdarzeń cybernetycznych, które bywają odczuwalne, a niekiedy wręcz druzgocące dla organizacji.

Broń się przed atakiem

Triada beneficjentów i zewnętrzni specjaliści W każdej organizacji można wskazać co najmniej kil ka stanowisk i działów, które mogą czerpać korzyści z zaaranżowania cyberochrony. Podstawową triadą beneficjentów polisy są: Główny Prawnik (Szef Działu Prawnego lub Compliance Officer), Specjalista ds. Public

Relations oraz Dział IT. Dlaczego? Ponieważ w przy padku zaistnienia incydentu to w tych trzech obszarach kluczowe jest podjęcie sprawnych i skoordynowanych działań, to na nich opiera się zarządzanie incydentem. Do wsparcia organizacji w tej trudnej sytuacji powoły wane są firmy wyspecjalizowane w informatyce (głów nie śledczej), które mają przeprowadzić analizę i wykryć, co się stało, jakie dane i ile rekordów zostało zniszczonych, utraconych lub zaszyfrowanych. To ci specjaliści po przeprowadzeniu analizy zajmują się odzyskiwaniem danych, ich odtworzeniem lub umożliwieniem ponow nego do nich dostępu. Niestety informatycy zatrudnieni w ubezpieczonej spółce są często uznawani za osoby przeciwne rozwiązaniu ubezpieczeniowemu. Może to wynikać z błędnego odbioru polisy, która nie stanowi przecież konkurencji dla Działu IT, a przeciwnie - jest narzędziem mogącym pomóc nawet najlepiej zabezpie czonej spółce. Także takiej, która pomimo wdrożonych procedur, dobrze działających procesów i silnych zabez pieczeń, może doznać naruszenia jej bezpieczeństwa sieci.Dla pracowników działów IT i bezpieczeństwa ubez pieczenie na wypadek ryzyk cybernetycznych powinno być priorytetem również z bardziej przyziemnego powodu. Wszystko dlatego, że dużo łatwiej będzie prze biegała rozmowa administratora systemu z zarządem, gdy firma dozna ataku, którego konsekwencje finanso we będą ubezpieczone - niż w sytuacji, gdy taka osoba wcześniej zanegowała potrzebę zabezpieczenia. Poza informatykami śledczymi zatrudniani są też prawnicy z zewnętrznych kancelarii. Ich zadaniem jest przygotowanie linii obrony przed potencjalnymi rosz czeniami związanymi z naruszeniem danych osobowych klientów, ale też udzielanie wyjaśnień lub odpowiedzi na zapytania ze strony organów administracyjnych. Dodat kowo swoim wsparciem służą firmy PR, które mają na celu ochronę lub naprawę wizerunku zarówno spółki, jak i osób tą spółką zarządzających.

W przypadku poważnego wycieku danych i poten cjału liczby roszczeń lub postępowania regulacyjnego, jak również w sytuacji ryzyka utraty lub zszargania wizerunku, czego skutkiem może być znaczna utrata klientów - niewiele firm jest w stanie obsługiwać taką

Prawna DomańskiPalinkaZakrzewski

11V Partnerzy Cyber RyzykaWyzwaniem dla współczesnegoprzedsiębiorcy Konferencja pod patronatem Starogardzkiego Klubu Biznesu Starogard Gdański 5 czerwca 2019 r. godzina 12.00 Hotel Bachus

sytuację kryzysową samodzielnie. Stąd angażowanie zewnętrznych specjalistów będzie z pewnością pomoc ne dla tychże osób w organizacji, które musiałyby ze strony spółki podjąć wszelkie działania naprawcze po wystąpieniu tego typu incydentu. W przypadku podję cia przez spółkę samodzielnej reakcji na incydent, wy zwaniem byłyby niewątpliwie zasoby ludzkie oraz czas wymagany do jego sprawnej obsługi. Mogłoby to do datkowo uniemożliwić realizację bieżących zadań. Skuteczne działania podjęte przez doświadczonych eks pertów ograniczają ryzyka prawne i ryzyka związane z utratą reputacji, czyli to, z czym zmagają się na co dzień odpowiedzialni w spółce za te obszary pracownicy.

Ciekawa alternatywa Kolejnym interesariuszem polisy cyber jest Dyrektor Finansowy (tzw. CFO) lub Członek Zarządu odpowie dzialny za finanse spółki. Dla niego korzyścią płynącą z ubezpieczenia może być zmniejszenie strat własnych związanych z atakiem hakerskim czy wynikającym z niego przestojem działalności, ale też przeniesienie na ubezpieczyciela kosztów dodatkowych odtworzenia czy odzyskania zainfekowanych, utraconych czy za szyfrowanych danych. Pokrycie wydatków związanych z wykryciem incydentu, usunięciem złośliwego opro gramowania czy odzyskaniem danych jest często argu mentem przekonującym szefów pionów finansowych

Zaproszenie do udziału w konferencji kierujemy do usługisamorządowców,przedsiębiorców,zakładówświadczącychmedyczne,instytucjifinansowych.ORGANIZATORZY PARTNERZY EuropeanChubbGroup SHARP

Kancelaria

które nie posiadają danych, lub posiadają je w niewielkich ilościach, powinny być za interesowane polisą cyber? Ponieważ konsekwencją cyberataku może być przestój w działalności firmy, co doskonale widać na przykładzie zeszłorocznego ataku Petya. Dla części organizacji taki atak oznacza wielomi lionowe straty.

Przyczyną zainteresowania transferem ryzyka na ubezpieczyciela ze strony firm nieprzechowujących znacznej liczby danych jest na pewno fakt, że liczba ata ków hakerskich, w tym w szczególności z wykorzysta niem oprogramowania wymuszającego okup, od kilku lat stale rośnie. Jak wynika z „Symantec Special Report 2016 Ransomware and Businesses”, ich liczba wzrosła z prawie 400 tys. w II połowie 2014 r. do ponad 2 mln w I połowie 2015 r. Oprogramowanie ransomware jest uznawane za jedno z najniebezpieczniejszych zagrożeń cybernetycznych, z którymi muszą mierzyć się organi zacje i w wyniku których ponoszą straty sięgające nawet setek milionów dolarów.

Istotny element

Oczywiste

Coraz częstszym elementem zarządzania ryzykiem ope racyjnym w firmach jest możliwość transferu ryzyka na firmę ubezpieczeniową, związanego z konsekwencjami finansowymi będącymi skutkiem wyżej wymienionych zdarzeń. Konstrukcja polis cyber pozwala zaaranżować ochronę tak, aby możliwe było wypłacenie ubezpieczo nej spółce zmniejszonego zysku netto spowodowanego brakiem dostępu do systemów komputerowych lub danych czy programów używanych przez nią, jak też ich naruszeniem czy zakłóceniem. Poza zmniejszonym zyskiem netto, dużym wsparciem dla ubezpieczonego może być pokrycie kosztów wznowienia działalności, na które składają się m.in.: koszty usunięcia złośliwego oprogramowania z systemów komputerowych, wydatki związane z wdrożeniem zastępczych metod działania zgodnie z obowiązującym w firmie planem ciągłości działania, podwyższone koszty robocizny, czyli dodat kowo wszelkie koszty mające na celu ograniczenie szkód związanych z zakłóceniem funkcjonowania systemów. Dla organizacji świadomie zarządzających ryzykiem jest to rozwiązanie tak oczywiste, jak ubezpieczenie mienia. Polisa cyber pozwala ubezpieczonemu zarządzać incy dentem cybernetycznym już w jego trakcie, a po jego wystąpieniu pomaga zmniejszyć następstwa z nim zwią zane, czyli straty finansowe i konieczne do poniesienia dodatkoweArtykułkoszty.powstał we współpracy z Chubb European Group

spółek, którzy widzą w polisie ciekawą alternatywę transferu ryzyka finansowego. Ciekawym rozwiąza niem jest również możliwość pokrycia straty finanso wej wynikłej w związku z incydentem cybernetycznym, dzięki czemu następstwa takiego zdarzenia są dla spółki mniej Dlaczegodotkliwe.podmioty,

W mediach pojawiały się przykłady takich firm, jak chociażby największy na świecie operator morskiego transportu kontenerowego A.P.Moller-Maersk, który miał odnotować zysk mniejszy o ok. 300 mln USD, pro ducent farmaceutyków Merck - spadek zysków o 135 mln USD, Reckitt Benckiser - szacowane straty: 130 mln USD czy Saint Gobain - szacowane straty: 330 mln euro. Również polskie firmy stały się ofiarami Petya. Jedną z nich jest na przykład Inter Cars, która jako jedno z waż niejszych zdarzeń mających wpływ na obecną i przy szłą działalność wskazała zakłócenie funkcjonowania systemów teleinformatycznych wywołane atakiem ha kerskim z 27 czerwca 2017 r., czego następstwem była przerwa w działaniu systemów sprzedażowych całej grupy.

Polisy na wypadek ryzyk cybernetycznych są najczęściej oferowane spółkom, które przetwarzają bardzo dużo danych osobowych. Jest to związane wprowadze niem regulacji RODO. Trzeba jednak pamiętać, że nie tylko takie podmioty mogą korzystać z zalet ubezpie czeń cyber. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu głównym powodem, dla którego firmy aranżowały ten produkt, był właśnie zakres ochrony przed stratami własnymi, a nie roszczeniami odszkodowawczymi.

Zestawiając wyżej wymienione spółki, z których żadna nie jest ani instytucją finansową, firmą telekomunikacyj ną, ani też firmą e-commerce - widać, że nie tylko or ganizacje przetwarzające masowo dane osobowe są na celowniku cyberprzestępców czy hakerów.

Bazując na doniesieniach prasowych, wskazujących poniesione straty finansowe na skutek działań wirusa Petya, ale też na coraz dojrzalszym podejściu do zarzą dzania ryzykiem operacyjnym wśród polskich przedsię biorców, ryzyko przestoju w działalności wynikające z zakłócenia funkcjonowania systemów wskutek czynni ków, jak zainfekowanie systemów informatycznych złośliwym oprogramowaniem, ataki hakerskie, nieupraw niony dostęp do systemów, ataki DoS / DDoS czy błędy użytkowników systemów (przede wszystkim błędy pracowników), pojawia się coraz częściej jako element uznawany za istotny na mapie ryzyk, z którymi musi dzi siaj zmierzyć się organizacja.

Straty po ataku Rok 2017 pokazał, jak dotkliwe mogą być straty finansowe firm, które stają się celem ataków ransomware. Petya, zwana również NotPetya czy ExPetr, była glo balnym cyberatakiem, który miał miejsce pod koniec czerwca 2017 r. Atak dotknął firmy europejskie, ale również te prowadzące działalność w Azji, Afryce czy Ameryce Północnej. Zgodnie z analizą ekspertów z Kaspersky Lab, liczba firm z branży przemysłowej sta nowiła ponad połowę wszystkich zainfekowanych tym złośliwym oprogramowaniem. I mimo że nie zostało do tej pory wyjaśnione, czy atak był skierowany na branżę przemysłową, czy był to zbieg okoliczności i efekt eks pozycji tychże spółek na Ukrainę, to jego konsekwencją było spowodowanie przestoju w działalności wielu firm przemysłowych. Dla części tych organizacji oznaczało to wielomilionowe straty.

dla dzieci

Remigiusz Grzela napisał książkę

Wanda Wiłkomirska zamykała oczy, kładąc smyczek na strunach skrzypiec, by przenieść siebie i słuchaczy do miejsca, które dla innych jest niedostępne. Do miejsca, z którego nie chciała wracać i z którego nie wróciła. – Znałem Wandę Wiłkomirską, chyba mogę nawet powiedzieć, że się przyjaźniliśmy. Zrobiłem z nią kil ka wywiadów. Była rozmówczynią idealną. Bywało, że jechałem za nią gdzieś w trasę, na przykład na kurs mistrzowski do Gdańska, chociaż nie gram na skrzyp cach, nie gram na żadnym instrumencie. Wielokrotnie opowiadała mi historię swojego życia. Kiedy dostałem propozycję napisania o niej książki dla dzieci, a prze cież dotąd nigdy dla dzieci nie pisałem, przyjąłem ją z entuzjazmem. Uważałem, że to się Wandzie należy. Że trzeba o niej opowiedzieć kolejnemu pokoleniu. Prze cież napisałem poważnie, niczego nie banalizując. Po przez Wandę opowiadam dzieciom o wojnie, mówię, co to jest faszyzm, czym było getto, co to znaczyło mieć matkę Żydówkę, czym była zielona granica… I pytam w tej książce retorycznie – jak dziecko ma te trudne do świadczenia zrozumieć, skoro dorosły nie rozumie?… – mówi Remigiusz Grzela. – Tak się złożyło, że tekst, który napisałem za życia Wandy Wiłkomirskiej, ukazał się już po jej śmierci. Może jest w tym coś, jakiś symbol, że jest obecna, że bę dzie. Przecież była jedną z największych skrzypaczek swojej epoki. Akcja tej niewielkiej książeczki dzieje się również w Sydney, gdzie Wanda Wiłkomirska miesz kała. Kiedy całkiem niedawno poleciałem do Sydney, poszedłem pod słynny gmach opery. Przed laty Wanda Wiłkomirska grała tam koncert na jej otwarcie. Usia dłem na schodach przed operą i powiedziałem: W koń cu tu jestem, Wando. Tego samego dnia, czego sobie nie uświadomiłem, była pierwsza rocznica jej śmierci. Zaprowadziła mnie tam? I jak tu nie czytać znaków –dodaje autor. Remigiusz Grzela stwierdził, że jak na książkę dla dzie ci, jego opowieść o zmarłej w 2018 r. wybitnej skrzy paczce i nauczycielce gry na skrzypcach jest poważna. Żeby przekonać się czy też tak uważacie, trzeba po nią po prostu sięgnąć.

14V

Czytając tę pozycję dzieci dowiedzą się skąd pocho dzi muzyka większa niż człowiek, góra, a może nawet cały świat. Czy można ją zobaczyć, zamykając oczy?

zdjęcie

Książka nosi tytuł „Mała nocna muzyka. Gwiezdne skrzypce Wandy Wiłkomirskiej”. Ukazała się w mu zycznej serii dla dzieci „Gama i pasażerowie” nakładem Polskiego Wydawnictwa Muzycznego. Remigiusz pod pisywał ją 25 maja podczas spotkania z czytelnikami na Warszawskich Targach Książki.

W tym numerze VERIZANE przybliżamy postać Anny Sakowicz, która, chociaż popularność zdobyła pisząc powieści obyczajowe, zaczęła tworzyć również dla dzieci. Niedawno swoją pierwszą książkę dla małych czytelników wydał też Remigiusz Grzela.

MUZYCZNEWYDAWNICTWOFACEBOOK/POLSKIE

Osiedle Nadzieja mieści się w spokojnej i dobrze skomunikowanej części miasta. Oferuje ekskluzywne, przestronne i nowoczesne mieszkania na kameralnym osiedlu z monitoringiem. Zostały już ostatnie lokale na piętrze, z jasną i przestronną klatką schodową. Mieszkania są ciepłe, ciche i słoneczne, mają niski czynsz i zapewniają najwyższy komfort jego mieszkańcom.

Daniel Parulski (tata Oliwiera): Tak było. Starszy brat Oliwiera na drugie urodziny dostał jeepa na akumu lator. Przejechał się nim może kilka razy i samochód

sobie stał. Oliwier pierwszy raz wsiadł do niego, kiedy miał roczek. Jeździł nim wszędzie. Po krótkim czasie musieliśmy wymienić akumulator oraz wiele elemen tów, bo wszystko było poobijane i porysowane. Już kiedy miał niecałe 3 lata, zaczął wspominać o tym, że chciałby być formułowcem. Przyznam szczerze, że wtedy to zbagatelizowałem, ale syn nie ustępował. Mó wił o tym cały czas. Nie wiem skąd mu się to wzięło, bo nigdy nawet nie oglądaliśmy zawodów motorowych w telewizji. Oliwier był tak uparty, że zacząłem przeglą dać różne strony internetowe z gokartami. Tak trafi łem na Easykart. Znalazłem przedstawiciela w Gdań sku. Zadzwoniłem, umówiliśmy się i pojechaliśmy na spotkanie. Kiedy uruchomił przy nas silnik, Oliwier się przestraszył i zaczął płakać. Ale przedstawiciel Easy kart podpowiedział, żeby pojechać na tor przy stadio nie. Tam syn zobaczył jak jeżdżą gokarty. Bardzo mu się to spodobało. Obiecałem wówczas, że kupię mu takiego. Wszystko działo się zimą, a ten wymarzony prezent obiecałem mu na wiosnę. Byłem przekonany, że zapomni, ale tak się nie stało. Już w lutym zaczął się dopominać. W końcu zrealizowałem obietnicę. Kiedy już mieliśmy jechać go odebrać, sprzedawca namówił nas, żebyśmy zajrzeli na zawody dla dzieci. Byliśmy

rozmawiali KRZYSZTOF ŁACH zdjęcia KRZYSZTOF RUDEK NA OKŁADCE POPRZEDNIEGO NUMERU CZASOPISMA VERIZANE ZNALAZŁA SIĘ 10-LETNIA KINGA WYLĘGŁY. BYŁA NASZĄ NAJMŁODSZĄ „JEDYNKĄ”, ALE CHYBA DO TERAZ. W JAKIM TY JESTEŚ WIEKU? Oliwier Parulski: Mam 9 lat. CZYLI, TAK JAK MYŚLAŁEM, JESTEŚ MŁODSZY OD KINGI. ŚCIGASZ SIĘ GOKARTAMI. OD JAK DAWNA? O.P.: Sezon, który teraz trwa jest moim szóstym. Kiedy zaczynałem miałem 3 lata i 6 miesięcy. MUSZĘ PRZYZNAĆ, ŻE TAK MŁODY WIEK JAK NA ROZPO CZĘCIE TEGO TYPU PASJI JEST IMPONUJĄCY. OD CZASU, KIEDY ZACZYNAŁEŚ UROSŁEŚ. NA PEWNO ZMIENI ŁY SIĘ TEŻ GOKARTY, KTÓRYMI JEŹDZISZ. O.P.: Te gokarty, jakimi jeździłem kiedyś były mniejsze i dużo wolniejsze niż obecne.

SKĄD W OGÓLE TWOJE ZAMIŁOWANIE DO NICH?

O.P.: Zaczęło się od tego, że jeździłem jeepem mojego brata.

W tym wydaniu VERIZANE rozmawiamy z niezwykle utalentowanym i bardzo młodym kierowcą kartingowym, który jest ambitnym a przy tym skromnym sportowcem. W rozmowie z nami Oliwiera wspiera jego ojciec Daniel Parulski, który towarzyszy jemu w każdym wyścigu.

A CO Z CZASEM SPĘDZANYM W DOMU? CZY JAKĄŚ

O.P.: Można tak powiedzieć. Jeżdżę w Pucharze Czech i Pucharze Moraw.

We Włoszech na przykład dotychczas stał zawsze na podium, mimo że startuje w grupie wiekowej do 14 lat.

Tak, nawet bardzo często. W Polsce nie tak dużo jak za granicą. To są Włochy, Austria, często Czechy i Niemcy. Niedługo jedziemy na Węgry. Wybieramy z tatą takie serie, gdzie chcemy ścigać się z najlepszymi i gdzie jest sporo zawodników i tam jeździmy. Wówczas satysfak cja z wygranej jest dużo większa.

D.P.: Puchar Moraw to właściwie Mistrzostwa Słowa cji. Razem z Pucharem Czech są drugą i trzecią serią pod względem jakości umiejętności zawodników oraz rywalizacji w Europie. Nie wiemy jak to jest w Anglii. Tam nie możemy jechać, bo Oliwier zbyt mało waży. Do tamtejszych zawodów musiałby mieć minimum 25 kg.

18V tam też z bratem Oliwiera, Mateuszem. Młodszy bardzo bał się wsiąść do gokarta, ale jak zobaczył w nim brata, to się odważył. Mateusz także startował w zawodach, ale tylko kilka razy. Nie spodobało mu się to za bardzo. Zde cydowanie woli piłkę nożną. Oliwier natomiast bardzo szybko złapał bakcyla. Początkowo jeździł z taką pręd kością, że można było obok niego biec, ale już wkrótce zaczął prześcigać innych.

ŻEBY W JAKIMKOLWIEK SPORCIE OSIĄGAĆ SUKCESY, TRZEBA TRENOWAĆ. JAK TO WYGLĄDA U WAS?

D.P.: Najczęściej są to trzy punktowane wyścigi. Prze ważnie w piątek odbywają się na zawodach oficjalne treningi. Najczęściej organizatorzy przeznaczają 10 minut na sesję treningową dla danej grupy. Wtedy jeź dzimy, robimy ustawienia, rysujemy, analizujemy co Oliwier robi źle, gdzie wchodzi w zakręt za ciasno itp. Zdarza się, że na zawody jedziemy już w czwartek albo w środę. Wszystko zależy od toru. Bywa, że co godzinę mamy 20 minut na torze dla siebie i wtedy trenujemy.

JEGO CZĘŚĆ RÓWNIEŻ POŚWIĘCACIE NA TRENINGI?

O.P.: Ja mam 177. Chociaż nie zawsze. W Polsce jeżdżę z 71, a w Czechach jeździłem do 6 roku życia z 77. Trzy cyfry oznaczają, że mam mniej niż 10 lat. Mój brat gra z 7, więc chyba po prostu w naszej rodzinie lubimy 1 i 7. D.P.: Coś w tym jest, bo ja też grałem z 7. (śmiech)

D.P.: Ja w ogóle chciałem, żeby Oliwier zajął się inną dyscypliną sportu.

O.P.: Trenujemy przede wszystkim przed zawodami. To zależy jak one przypadają. Jeśli są w sobotę i niedzielę, to w sobotę najczęściej jest czasówka, a niekiedy też pierwszy wyścig. Czasem są dwa wyścigi eliminacyjne, a po nich super finał.

CHYBA DLA KAŻDEGO ZAWODNIKA ISTOTNY JEST NU MER, Z KTÓRYM STARTUJE? JAKI JEST TWÓJ?

OLIWIER, CZĘSTO JEŹDZISZ TERAZ W ZAWODACH?

SERIE, CZYLI ZAWODY, TURNIEJE?

O.P.: Tak. Często mnie nie ma na lekcjach, ale panie na uczycielki są wyrozumiałe. Mogę pisać sprawdziany w innych terminach.

JAK UDAJE CI SIĘ GODZIĆ TWOJĄ WIELKĄ PASJĘ ZE SZKOŁĄ? PRZYPUSZCZAM, ŻE NIE JEST TO ŁATWE, BO PEWNIE OPUSZCZASZ SPORO LEKCJI.

O.P.: To prawda, ale myślę, że odrobię straty, bo są jeszcze cztery wyścigi.

19V

OLIWIER NA SWOIM KONCIE MASZ SPORO SUKCESÓW. OPOWIEDZ O NICH CZYTELNIKOM VERIZANE.

O.P.: Chodzę jeszcze na koszykówkę do trenera Krzysz tofa Piątkowskiego. Trochę też biegałem.

D.P.: Już zastanawialiśmy się czy nie przenieść go do ja kiejś szkoły prywatnej. Jego nieobecności postrzegane są jednak jako reprezentowanie szkoły. Dlatego bardzo dziękujemy zarówno wychowawczyni Alicji Stawikow skiej, jak i dyrektorowi Publicznej Szkoły Podstawowej Nr 1 w Starogardzie Gdańskim Arkadiuszowi Kobie rzyńskiemu.

D.P.: Zależało mi, żeby Oliwier nie zajmował się tylko gokartami, bo one wbrew pozorom bardzo wyczerpu ją fizycznie. W domu raczej chcemy, żeby odpoczywał, nabierał chęci do kolejnego wyścigu i po prostu trochę stęsknił się za gokartem. Od niedawna ma symulator i całą zimę na pewno będzie trenował przy jego pomocy.

O.P.: W tym sezonie w Pucharze Czech i Moraw wygry wałem wszystkie zawody (oprócz ostatnich). We Wło szech zająłem trzecie w Mistrzostwach Włoch i czwarte miejsce w Pucharze Europy. W ostatni weekend byłem bardzo smutny, bo silnik niestety nie wytrzymał (stracił moc) i zająłem czwarte miejsce w Czech Open w Vyso kim Mycie . D.P.: Oliwier praktycznie nie schodzi z pierwszej piątki, a wszędzie jest po trzydziestu zawodników. Pierwszy duży sukces odniósł w wieku 6 lat. Zajął wówczas trze cie miejsce w klasyfikacji pucharowej jedynej serii do 10 lat. To jest Easy50. W całej Europie takie wyścigi or ganizuje się tylko w Czechach. Sukces był tym większy, że wtedy Czesi traktowali go jak „ciało obce”. Był dys kwalifikowany, m.in. za wagę lub kiedy np. wypadł mu filtr. Tych dyskwalifikacji miał dużo, ale i tak w całym cyklu był trzeci. Jeździł na licencji czeskiej, bo Polacy nie mogli lub nie chcieli mu takowej wystawić. W kolej nym roku jako pierwszy 7-latek jeździł w serii Easy60. Już w pierwszym roku zdobył piąte miejsce w Pucha rze Młodych w klasyfikacji generalnej Pucharu Moraw. W zeszłym roku, jako 8-latek, został warunkowo do puszczony do zawodów we Włoskiej Pomposie (prawo włoskie zabrania udziału w zawodach dla zawodników poniżej 9 roku życia), gdzie czasówkę przejechał na drugim miejscu. W wyścigu przyjechał trzeci, ale też został zdyskwalifikowany, chociaż niesłusznie. W ze szłym roku w Pucharze Czech był na trzecim miejscu w klasyfikacji młodych i drugim w Pucharze Moraw. W tym roku jest liderem cyklu w klasyfikacji Moraw. Po ostatniej awarii silnika spadł na drugie miejsce w klasy fikacji Pucharu Czech. Jest również obecnie na 3 miej scu Pucharu Czech w klasyfikacji open.

D.P.: Oliwier osiąga średnią prędkość wyścigu od 88 do 92 km/h. Zawsze uważałem siebie za dobrego kierow cę, ale kiedy zobaczyłem jak mój 9-letni syn jedzie z prędkością 120 km/h, i co wówczas umie zrobić z po jazdem to zmieniłem zdanie.

D.P.: W Pucharze Moraw są dwie klasyfikacje: do lat 10 i powyżej. Zawsze tłumaczę synowi, że kiedy jedzie i przed sobą widzi tylko dwóch starszych zawodników, to wyprzedzanie ich może doprowadzić tylko do kolizji. W ogóle nie słucha w tej kwestii moich rad. Jak tylko widzi kogoś przed sobą, musi go wyprzedzić.

CZŁOWIEK NIE BOISZ SIĘ PRĘDKOŚCI?

JAK TO WYGLĄDA PODCZAS ZAWODÓW. WIADOMO, ŻE NA TORZE SIĘ ŚCIGACIE, ALE POZA NIM MOŻNA ZA PRZYJAŹNIĆ SIĘ Z INNYMI KIEROWCAMI?

O.P.: Można. Rozmawiam z kolegami z wyścigów. Naj lepszy kontakt mam z jednym z Czechów, ale on jest ode mnie starszy. Zresztą zawsze jestem najmłodszy. Poza tym dużo wygrywam, więc inni widzą we mnie przede wszystkim groźnego rywala.

ZASTANAWIAM SIĘ, CZY TY JAKO TAK BARDZO MŁODY

D.P.: Tak się składa, że akurat od 9. roku życia. Przed nami pierwsze tego typu wyścigi, które odbędą się w październiku we Włoszech. Przyjeżdżają tam zawodni cy z całego świata. Są wśród nich oczywiście Europej czycy, ale też przedstawiciele Kolumbii, RPA, Kanady,

OGLĄDASZ WYŚCIGI FORMUŁY 1? MASZ JAKIEGOŚ IDOLA?

D.P.: Przyznaję, że chciałem, żeby Oliwier grał w koszy kówkę. Starszy syn zdezerterował do piłki nożnej, a ja kocham koszykówkę. Rok temu poszliśmy na trening i Oliwier nie zapałał miłością do kosza. Zgodnie z jego wolą nie chodziliśmy, bo wychodzę z założenia, że nic na siłę. W tym roku sam chciał iść. Polubił to i zaczął trenować. Ma bardzo fajnych kolegów w drużynie.

O.P.: Umiem, ale po długim czasie. Bardzo denerwuje mnie, kiedy coś nie dzieje się tak, jakbym chciał albo jak to sobie zaplanowałem.

O.P.: Jestem fanem Lewisa Hamiltona. A wyścigi w tele wizji oglądam od niedawna.

CO LUBISZ POZA SPORTAMI MOTOROWYMI?

O.P.: Wydaje mi się, że w serii Easy 60 nie mam.

O.P.: Lubię szybką jazdę. Prędkość to moje drugie imię. Nie sprawia mi problemów. Czasem tylko nie mam tyle siły, żeby odpowiednio skręcić.

D.P.: Syn Formułę 1 zaczął śledzić tak naprawdę trzy miesiące temu. Robert Kubica jest twarzą serii, w której jeździ Oliwier. W związku z tym jego gokart od najbliż szych zawodów będzie oklejony w barwach pana Ro berta (jest stworzona linia Easykart – Kubica). Chcemy podkreślić, że jesteśmy z Polski, która w tych wyści gach jest bardzo egzotycznym krajem.

O.P.: Bardzo lubię jeszcze koszykówkę. Kiedy tata za prowadził mnie na pierwszy trening, wcale nie spodo bało mi się tak bardzo. Później to się zmieniło.

NIKT NIE LUBI PRZEGRYWAĆ. A TY, OLIWIER, UMIESZ POGODZIĆ SIĘ Z PORAŻKĄ?

OD KTÓREGO ROKU ŻYCIA MOŻNA STARTOWAĆ W ZAWODACH TAKIEJ RANGI, JAK NA PRZYKŁAD MISTRZO STWA ŚWIATA?

NO WŁAŚNIE. MASZ W OGÓLE W POLSCE JAKICHŚ KON KURENTÓW?

Stanów Zjednoczonych, Japonii i Australii. W poprzed nich edycjach mógł startować tylko w pokazach, w roku 2017 roku został wybrany najlepszym zawodnikiem świata jeżdżącym technicznie do 10 roku zycia. Włosi sami wybrali Oliwera do tej nagrody, bo za każdym ra zem na treningu oficjalnym ruszał z ostatniego miejsca startowego i zawsze na metę przyjeżdżał pierwszy.

TY W OGÓLE JESTEŚ JUŻ MOCNO ROZPOZNAWALNYM MŁODYM KIEROWCĄ. INFORMACJE NA TEMAT TWOICH STARTÓW MOŻNA ZNALEŹĆ BEZ PROBLEMU. O.P.: Ostatnio reklamuję Mistrzostwa Europy. Wiem, że są też o mnie jakieś artykuły w Internecie.

D.P.: Oliwier zawsze mówi nam co zaobserwował pod czas ostatniej jazdy, czy to podczas wyścigów, czy na treningu. Potrafi wyczuć kiedy coś jest nie tak z opona mi, kiedy za słabo wychodzi z zakrętu, lub kiedy odcina mu „prostą” . Czasami ja puściłbym go kolejny trening na starych oponach, jednak on już czuje, że nie zrobi już na nich dobrego czasu.

NA PEWNO ZAWSZE DOKŁADNIE SPRAWDZACIE GOKARTA PRZED ZAWODAMI. JAK DUŻY JEST W TYM UDZIAŁ MŁODEGO KIEROWCY?

WYNIKA Z TEGO, ŻE OLIWIER JEST SZEFEM CAŁEJ EKIPY.

D.P.: Wydaje mi się, że to jest nieosiągalne. Im bardziej poznaję ten świat, tym mam większy szacunek dla Ro berta Kubicy i jego ojca. To właściwie nie jest sport, tylko biznes, który wiąże się z wielkimi pieniędzmi. Wia domo, że im dalej, tym te koszty rosną i to znacząco.

O.P.: Bardzo lubię te wszystkie emocje. Dużą frajdę sprawia mi wyprzedzanie. Ale fajne jest też jak na przy kład odjadę wszystkim tak daleko, że nie są w stanie mnie dogonić.

O.P.: Mówię co według mnie trzeba poprawić, ale doro śli nie zawsze mnie słuchają.

O.P.: Chciałbym być formułowcem. Oczywiście najbar dziej w Formule 1.

21V

W TAKIM RAZIE ŻYCZĘ CI, ŻEBY TO SIĘ ZMIENIŁO, A PRZEDE WSZYSTKIM JESZCZE WIELU WYGRANYCH WYŚCIGÓW. DZIĘKUJĘ ZA ROZMOWĘ.

D.P.: Trzeba powiedzieć, że jest tego sporo. O nagranie zaproszenia na Mistrzostwa, o których wspomniał, po prosili go Włosi. Czasopismo „Polski Karting” pisze o Oli wierze bardzo często. Śledzi chyba wszystkie jego star ty. Syn jest też rozpoznawalny w Czechach, Niemczech i Szwajcarii. My sami staramy się tego nie nagłaśniać zbyt mocno. Nie można nas znaleźć na przykład na Facebo oku. Wychodzimy z założenia, że to jest przede wszystkim zabawa i nie wiadomo co wyniknie z niej w przyszłości.

A MASZ JUŻ JAKIEŚ MARZENIE?

A CO TAK NAJBARDZIEJ PODOBA CI SIĘ W WYŚCIGACH? DLACZEGO LUBISZ JEŹDZIĆ NA ZAWODY?

AUSTRALIA

Widziałem 26

23V

tekst REMIGIUSZ GRZELA

Śmiało mogę powiedzieć, że od kilku lat jestem w tra sie z Barbarą Krafftówną. Odkąd wyszła nasza książka „Krafftówna w krainie czarów” odwiedziliśmy pewnie ponad dwadzieścia miast, spotykając się z czytelnika mi i publicznością. Dwa lata temu byliśmy w Starogar dzie. Ale nasza podróż trwa, jak ta podróż z naszego spektaklu „Oczy Brigitte Bardot”. W drugiej połowie maja dotarliśmy do Konina. Olbrzymia widownia Kina Centrum była wypełniona. Pani Basia uskrzydlona. Ma 91 lat i naprawdę jej się chce. Zadbałem, aby w gar derobie miała Coca colę, bo ją uwielbia. W trakcie na szej rozmowy pokazywaliśmy na ekranie fragmenty obu naszych spektakli „Błękitnego diabła” o Marlenie Dietrich i właśnie „Oczu Brigitte Bardot”. Wybrałem też kilka fotografii, które pojawiły się w tle. Między nimi jedna z moich ulubionych. Pani Basia w Starogardzie, a w tle Wierzyca. Dla mnie to fotografia symboliczna, nie tylko dlatego, że z rodzinnego miasta, ale też bo rzeka życia… I właśnie kiedy kątem oka zobaczyłem na ekra nie to zdjęcie, powiedziałem, że cały ten wyjazd jest dla mnie ważny, bo kilkanaście kilometrów od Konina, w Kramsku, urodził się mój pradziadek Franciszek Grzela, co uświadomiłem sobie dopiero jadąc tutaj. Pradziad ka nie znałem, i do niedawna nie wiedziałem nawet, że moja rodzina od strony taty pochodzi z Wielkopolski. Nigdy nie byłem ani w Kramsku ani w Koninie, więc te raz mogłem się przynajmniej zbliżyć do miejsca, z któ rego w części pochodzę. Na co pani Basia powiedziała, że jadąc tu miała wrażenie, że jedzie do Starogardu… Zrewanżowałem się opowiadając publiczności o dniu moich urodzin. Zadzwoniła moja mama mówiąc: - Na wet nie uwierzysz kto mi składał życzenia. – Ale to moje urodziny – powiedziałem. – Ale miałam telefon z życze niami dla mnie. – Mamo, położna cię odnalazła? – za żartowałem. – Nie, pani Basia Krafftówna. I tak żeśmy w Koninie o Starogardzie… Po spotkaniu i podpisywa niu książek wróciliśmy do hotelu, w towarzystwie Eli,

siostrzenicy pani Basi, która jest też jej agentką. We szliśmy do hotelowej restauracji coś zjeść a tam już był tłum kobiet z naszymi książkami. Przyszły sobie jesz cze porozmawiać i ze sobą pobyć, nie wiedząc nawet, że pani Basia w tym hotelu mieszka. Ponieważ nam pomachały, postanowiliśmy dołączyć. I było napraw dę zabawnie, bo panie razem z panią Krafftówną śpie wały, na przykład „Brzydula i rudzielec”. Jedna z nich opowiedziała, że jej mama traci wzrok, ale nadal szyje ubrania. – Mamo, jak ty szyjesz, nie widząc? – powtó rzyła nam swoje pytanie. – Brajlem – miała odpowie dzieć matka. No, takiego zdania się nie wymyśli. Pani Basia opowiedziała, jak kiedyś opiekowała się małą Elą. I jak któregoś dnia Ela błagała ciotunię Basiunię, żeby kupiła jej lalkę. – W poniedziałek ci kupię, bo dostanę pensję z teatru. – W poniedziałek to będzie gówno, nie lalka – miała rezolutnie odpowiedzieć Ela. I tak nie formalnie mniej więcej kontynuował się ten wieczór. Panie powtarzały: nie uwierzyłabym, że spędzę go z panią Krafftówną… Ja zażartowałem, że przyjecha łem do Konina tuż po Melbourne i Sydney, co zresztą żartem nie było, bo naprawdę tuż przed Koninem dwa tygodnie spędziłem w Australii, z Ewą Błaszczyk, jej córką Marianną Janczarską, a także muzykami i ekipą techniczną Teatru Studio. Do Australii zostaliśmy za proszeni z naszym spektaklem „Oriana Fallaci. Chwila, w której umarłam” (przed rokiem prezentowaliśmy go w SCK), moją książką „Podwójne życie reporterki. Fal laci. Torańska”, Ewy recitalem „Pozwól mi spróbować jeszcze raz”. W trzygodzinnym programie była też pre zentacja prowadzonej przez Ewę i Mariannę Fundacji „Akogo?”. Całość była bez wątpienia portretem Ewy Błaszczyk – wybitnej aktorki, fenomenalnej interpreta torki piosenek, działaczki społecznej. Miałem zaszczyt prowadzić tę imprezę, ale też rozmawiać z Ewą i Ma rianną na scenie. Marianna jest od stycznia wicepre zeską Fundacji, bardzo kompetentną. Znamy się, ale

Na cóż bracia nam ten wieczny los? Cóż mi za konie los nadarzył, jakby mnie palił ktoś.

Czarne konie, czarne wichry dwa, unoszą mnie, unoszą. Nie chcą wody pić, o jadło mnie nie proszą. Czy powietrza tak mi mało, czy mnie piekło zawołało, że pomykam jak na skrzydłach wilki płosząc? Dajcie pożyć konie, dajcie. Dajcie dożyć konie.

mogłem ją lepiej poznać. Ujęła mnie swoją obowiązkowością, a zarazem wyjątkową wrażliwością. Znakomita ambasadorka fundacja. W klinice Budzik, którą zbudowała Ewa, wybudziło się 57 dzieci i kiedy Mania o tym mówiła, była bardzo wzruszona. Schodząc ze sceny mówiła mi: - I jak mam teraz zaśpiewać „If You Want Me” (piosenka z filmu „Once”)? To piosenka o mi łości, a ja myślę o wybudzeniach, o Oli. Bo jej siostrze Oli była rzecz jasna poświęcona duża część rozmowy. Mania jest aktorką, gra aktualnie w znakomitym spek taklu w Teatrze Polonia Krystyny Jandy „Wania, Sonia, Masza i Spike” w reżyserii Macieja Kowalewskiego, mo jego przyjaciela i byłego szefa Teatru Na Woli, w któ rym pracowałem. Mania gra ze swoją mamą (Ewa wcie la się brawurowo w gwiazdę filmową) ale też z Dorotą Landowską, Małgorzatą Rożniatowską, Jowitą Budnik, Wojciechem Zielińskim. A mnie cieszy w tym spektaklu zwłaszcza Maciek, który po latach reżyserowania i pi sania wrócił na scenę piękną czechowowską rolą. Ta dwutygodniowa podróż do Australii pełna znako mitych spotkań, przygód, niespodzianek, to niezwy kły prezent od losu. Raptem mogłem się wylogować z normalnego życia, bo daleko, bo osiem godzin różnicy czasu, z różnych zawodowych zobowiązań, i po prostu być tam, chociaż w pracy, pokonywać olbrzymie prze strzenie, by dotrzeć gdzieś, jechać na przykład cały dzień wybrzeżem, robiąc setki zakrętów, aby obejrzeć zachód słońca nad wapiennymi Dwunastoma Aposto łami w Port Campbell.

Spotkanie z kangurami było jednym z piękniejszych w życiu. Nawet sobie tego nie wyobrażałem. Nagle stają naprzeciw ciebie stworzenia pełne ufności, z ufnymi oczami, ufną, piękną duszą, o futrze miękkim jak puch. Absolutnie rozbrajające, wzruszające, piękne doświad czenie. Więc tego akurat nijak nie mogłem sobie wy obrazić. Ponieważ spotkaliśmy je w rezerwacie, my ślałem, że to jednak półprawda. Bo kangury, ale nie na wolności, raczej jak w ZOO. I kiedy wyjechaliśmy z re zerwatu, a robiło się już ciemno, kierowca zmylił drogę i wjechał w jakieś rozległe pola. I nagle na tych polach zauważyliśmy dziesiątki, setki kangurów, w swojej na turalnej przestrzeni, na wolności. Ich głowy pojawiały się nad wysokimi trawami. Obezwładniające uczucie. Z dwóch miast, w jakich byliśmy, to Melbourne zro

A ja żyłam nie dość i śpiewałam nie dość. Koniom wody by dać, śpiew dośpiewać i trwać. Jeszcze dzień, jeszcze noc, na wichurze by stać.

… nagle słyszysz taki słowiański, bolący song… I jak to wszystko zapisać? Albo leżenie na trawie w parku w Melbourne, tak po prostu, bo słońce, bo trawa tak soczyście zielona, bo nagle odzyskane dla życia wolne minuty, godziny? Albo spacery wzdłuż rzeki. Albo za chód słońca nad Bondi Beach w Sydney. Surferzy wy chodzący z oceanu, ludzie spacerujący wzdłuż plaży. A potem polana, z której oglądasz właściwie całe Syd ney, panoramę miasta jak namalowaną, jak wymyślo ną, z jej wieżowcami, mostami, jak z widokówki… I ta przestrzeń, wszędzie przestrzeń, i powietrze tak czy ste, nawet w dużych miastach, jakiego nie pamiętasz. I drzewa eukaliptusowe, i zieleń, taka zieleń…

24V

biło na mnie wrażenie luzu, beztroski, gościnności. Wieczorem omal na każdym skrzyżowaniu zawodowy muzyk gra coś na perkusji, gitarze, śpiewa. Można tak iść, wybierając sobie ścieżkę dźwiękową. W Melbourne zaproszono nas do domu, właściwie wspaniałej willi, w którym raz w tygodniu spotykają się polscy muzy cy i robią jam session. Syn gospodarzy, Wiktor zagrał na didgeridoo, po chwili dołączył jego tato, grając na drugim, dołączył do nich nasz kolega pianista, ktoś usiadł do perkusji… Mania śpiewała „Biełyje rozy”, a Ewa moje ulubione „Konie” Wysockiego, w tłumaczeniu Agnieszki Osieckiej. Jestem zawsze bardzo poruszony Ewy interpretacją tej wielkiej i trudnej piosenki. Nie tylko ja byłem poruszony tego wieczoru. No, rozdarła niejedną duszę. To są takie chwile nie do powtórzenia, ale na pewno do zapamiętania na długo. Nagle jesteś w obcym domu, gdzieś bardzo daleko od Warszawy, od Starogardu i słyszysz…

Remigiusz Grzela – dziennikarz, pisarz, dramaturg. Autor kil kunastu książek. Ostatnie to m.in.: „Krafftówna w krainie czarów”, „Bądź moim Bogiem”, „Podwójne życie reporterki. Fallaci. Torań ska”. Mieszka w

Warszawie.dopierotam

tekst MAŁGORZATA ROGALA

O tym, żeby zostać pisarką marzyła od dziecka. Do wydania pierwszej książki musiała dojrzeć i nabrać odwagi. Dzisiaj jej nazwisko w świecie wydawniczym jest już dobrze znane. Do tej pory kojarzyło się przede wszystkim z powieściami obyczajowymi. Anna Sakowicz świetnie czuje się też pisząc dla dzieci, czego dowodem są „Leniusiołki” oraz wydana niedawno „Wiewiórka Julia i magiczny orzeszek”.

Najnowsza książka Anny Sakowicz składa się z dwunastu historii i przeznaczona jest dla dzieci w wieku 5-9 lat. Główni bohaterowie to Zosia (6 lat) i Franio (7 lat). Rudowłosa dziewczynka posiada magicz ny orzeszek, którym przywołuje wiewiórkę Julię. Wspól nie rozwiązują różne zagadki, przeżywają przygody, odwiedzają krainę widzimisiów, uciekają przed kunami. Każda historia niesie jakieś przesłanie, porusza ważne dziecięce problemy, ale też bawi i wzrusza.

– Pomysł na tę książkę nie wyszedł ode mnie. Dostałam propozycję ze strony wydawnictwa Edipresse Książki i Fundacji Wiewiórki Julii. Wspólnie więc z Emmą Kiwor kową (szefową Fundacji) tworzyłyśmy bohaterów i wy myślałyśmy ich przygody. Miałam też sporo notatek z pomysłami na opowieści dla dzieci, więc mogłam je wy korzystać w pracy nad tą książką. Weszłam w ten pro jekt z wielką przyjemnością, tym bardziej, że dochód ze sprzedaży „Wiewiórki Julii…” w całości trafi do Fundacji, która dba o piękne uśmiechy dzieci (aktualnie zbiera na dentobus) – mówi Anna Sakowicz.

Premiera książki „Wiewiórka Julia i magiczny orzeszek” zorganizowana była z ogromnym rozmachem. Zapro szono na nią wiele gwiazd polskiego show-biznesu. – To się często nie zdarza, więc dla mnie taka sytuacja była lekko krępująca i stresująca, ale wyłącznie na początku. Okazało się, że nie taki diabeł straszny. Zostałam bardzo ciepło przyjęta, sprzedało się mnóstwo książek. Moje wydawnictwo było ze mnie dumne, więc dzisiaj mam sa

26

Na bajki nigdy nie jest za późno

ilustracje HUBERT GRAJCZAK

27V tysfakcję, że „Wiewiórka Julia…” miała takie piękne „wejście”. I oczywiście z przyjem nością bym to powtórzyła – uśmiecha się pisarka.

„Wiewiórka Julia i magiczny orzeszek” to nie pierwsza książka dla dzieci, jaka wyszła spod jej pióra. Anna Sakowicz wydała też „Leniusiołki”, czyli opowieść o puszystych stworzonkach, które ukrywają się w zakamarkach domów i zarażają ludzi lenistwem. –Na razie powstała jedna część „Leniusiołków”, ale w planie są oczywiście kolejne. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z wcześniejszymi założeniami, w przyszłym roku ukaże się książka „Leniusiołki uciekają”. Natomiast we wrześniu pojawi się zupełnie inna opo wieść dla dzieci (10+). Myślę, że będzie to bardzo ważna pozycja, ponieważ poruszam w niej temat Alzheimera. Czekam na nią z niecierpliwością – przyznaje Anna Sakowicz.

Pani Ania lubi pisać dla dzieci. – Pierwsze historie powstawały, kiedy moja córka była małą dziewczynką, więc pomysł narodził się zupełnie naturalnie. I oczywiście zupełnie inaczej pisze się dla dorosłych czytelników, inaczej dla dzieci. Zresztą w ogóle pod czas tworzenia należy sobie jasno określić odbiorcę i pisać cały czas pamiętając o tym, dla kogo to się robi. Pisanie dla małych czytelników z pewnością jest trudniejsze, bo z jednej strony trzeba w sobie obudzić dziecko, świat jego wyobraźni, wrażliwość, z drugiej cały czas pamiętać o wartościach, jakie ma nieść opowieść. Pisanie dla dzieci, tworzenie niezwykłych światów czy postaci jest fantastycznym sposobem na to, by oderwać się od rzeczywistości. Budzi się wtedy we mnie dziecięca wrażliwość, wiara w czarodziejskie moce przedmiotów… Na chwilę przestaję pamiętać o moich „doro słych” problemach. Wspaniałe uczucie! – mówi pisarka.

Chociaż „Wiewiórka Julia…” powstała z myślą o dzieciach, także starsi czytelnicy znaj dą w książce coś dla siebie. – Wszystko oczywiście zależy od dorosłych, bo na bajki nigdy się nie jest za starym czy za dużym. Czasami warto sobie przypomnieć, jak to było, kiedy wierzyło się w magiczny świat, w mówiące wiewiórki, w czarownice i widzi misie – twierdzi pani Ania.

Dla starszych czytelników Anna Sakowicz wydała już sporo książek. Są to takie tytuły, jak: „Złodziejka ma rzeń”, „To się da!”, „Już nie uciekam”, czyli tzw. trylogia kociewska. Powstały ponadto: „Żółta tabletka”, „Żółta tabletka plus”, „Szepty dzieciństwa”, „Niedomówienia”, „Na dnie duszy” oraz dylogia: „Postawić na szczęście” i „Dogonić miłość”. – Piszę głównie powieści obyczajowe. Z reguły czytają je kobiety, więc to one przede wszyst kim są moimi czytelniczkami. Interesuje mnie też kobieta jako bohaterka, jej uczucia, problemy, wyzwania, przed którymi staje itp. Staram się, by każda książka była inna. Na przykład „Na dnie duszy” to trudna powieść o trzech pokoleniach kobiet, o przemocy wobec dzieci. Pojawia się tam też element metafizyczny – upostaciowione zło (kłobuk). Natomiast ostatnio wydana dylogia to lekka opowieść o dwóch siostrach. Jedna z nich porusza się na wózku inwalidzkim, druga jest dziennikarką. Podczas pisania ważna była tu dla mnie seksualność osób niepeł nosprawnych, potrzeba bliskości, ciepła…, ale opowie dziana z dużym wyczuciem. Istotne jest dla mnie to, by o ważnych problemach opowiadać lekkim stylem, czasa mi na wesoło – tłumaczy pisarka.

Kiedy dowiedziałam się, że w Starogardzie Gdańskim mieszka i pisze Anna Sakowicz, i gdy zapoznałam się z jej twórczością, pierwszym, co przyszło mi do głowy było: „Mamy Kociewską Grocholę!”. Zapytałam panią Anię czy zgodziłaby się z takim określeniem swojej osoby. – Przy znam, że mnie to określenie rozbawiło, bo dawno temu, kiedy mówiłam o swoim marzeniu zostania pisarką, kilku moich znajomych nazwało mnie Grocholą. Wówczas ze względu na podobieństwo fryzur. Katarzynę Grocholę cenię jako silną, niezależną kobietę sukcesu. Nie prze czytałam jej wszystkich książek, ale myślę, że porów nanie do niej to komplement, choć mam wrażenie, że osoby używające tego określenia nie zawsze mają dobre intencje, ponieważ literatura obyczajowa czy kobieca (nie lubię tego drugiego określenia) często jest depre cjonowana. Na pewno chciałabym sprzedać tyle ksią żek, co Grochola. Mam jednak dystans do swojej twór czości. Myślę, że piszę bez zadęcia i dorabiania ideologii tam, gdzie jej nie ma, ale na pewno wolę być po prostu Sakowicz. Mam przecież piękne nazwisko – powiedziała.

Pani Ania pisze powieści obyczajowe. Ich fabuła jest wy myślona od początku do końca. – Czasami inspiruję się autentycznymi wydarzeniami, ale to tylko inspiracje. A skąd biorę pomysły? Tego chyba nie wie żaden autor. One pojawiają się nagle. Czasami pod wpływem jakiejś emocji, osoby lub zdarzenia. Słucham, o czym rozma wiają ludzie, jestem wyczulona na ciekawe (moim zda niem) historie i oczywiście najwięcej inspiracji czerpię po prostu z życia – przyznaje pisarka.

Anna Sakowicz cały czas intensywnie pracuje. We wrze śniu ukaże się wspomniana już książka dla dzieci poru szająca tematykę Alzheimera. Być może jesienią wyjdzie także powieść „Niebieskie motyle”. Jest już po redakcji, czeka w wydawnictwie na datę premiery. – Mam oczy wiście podpisaną umowę z wydawnictwem Edipresse na kolejne książki, więc jeśli wszystko pójdzie zgodnie z pla nem, to w przyszłym roku ukażą się kolejne publikacje. Mamy też zamiar razem z Emmą Kiworkową stworzyć kolejne przygody wiewiórki Julii – zdradza naszym Czy telnikom pisarka.

Jak już z pewnością zdążyliście Państwo zauważyć, ten numer VERIZANE, z racji obchodzonego 1 czerwca Mię dzynarodowego Dnia Dziecka, w dużej mierze poświę cony jest właśnie dzieciom i czasom dzieciństwa. Wielu naszych bohaterów zapytaliśmy kim chcieli być w dzie ciństwie. Nikogo chyba nie zdziwi, że największym ma rzeniem Anny Sakowicz było zostać pisarką. – Zawsze byłam związana z książkami. Lubiłam wymyślać różnego rodzaju historie, robiłam do nich ilustracje. W dorosłym życiu długo czekałam na zrealizowanie tego marzenia, bo bałam się konfrontacji swoich tekstów z gustami czytelników. Świat wydawniczy nie jest łatwy, trzeba tu mieć grubą skórę, dużo cierpliwości i pokory, a więc być może musiałam do tego dojrzeć i nabrać odwagi – po Annawiedziała.Sakowicz to kolejna osoba, która na łamach VE RIZANE udowadnia, że marzenia, także te dziecięce, się spełniają. Zawsze warto więc marzyć i znajdować w so bie odwagę, by te marzenia wcielać w życie.

REKLAMA

Pani Ania jest absolwentką filologii polskiej, edukacji filozoficznej i filozofii na Uniwersytecie Szczecińskim oraz edytorstwa współczesnego na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Przez 17 lat praco wała jako nauczycielka języka polskiego i etyki. Była doradcą metodycznym nauczycieli języka polskiego szkół ponadgimnazjalnych oraz redaktorem naczelnym regionalnego pisma pedagogicznego. Szkoliła kandy datów na egzaminatorów z ramienia OKE w Poznaniu. Debiutowała jako studentka, pisząc do szczecińskiego „Punktu Widzenia”. Obecnie ma własną firmę. Zajmuje się wyłącznie pisaniem opowiadań do czasopism oraz książek. Spotyka się z czytelnikami, prowadzi warsztaty twórczego pisania dla dzieci i młodzieży. – Mogę siebie określić jako osobę wrażliwą, ale i ambit ną. Na pewno życie mnie nauczyło, że konsekwencja, pracowitość i systematyczność zawsze przynoszą po żądane rezultaty. Wystarczy uzbroić się w cierpliwość. Moją największą pasją jest teatr (kiedyś nawet pisałam dla portalu teatralnego). Kocham oczywiście książki, zbieram stare egzemplarze. Jeżdżę na rowerze i tak po znaję okolice Starogardu Gdańskiego, w którym miesz kam od 7 lat. Razem z mężem stworzyliśmy przewodnik rowerowy po Kociewiu (być może kiedyś zostanie wyda

ny). Ponadto mamy w domu dwa cudowne koty, które próbują zawładnąć naszym wolnym czasem – opowiada pani Ania.

Wyścig szczurów dotarł i tutaj, konsumpcyjny styl ży cia zmienił formę obchodzenia tego święta. Niektórzy rodzice prześcigają się w pomysłach i podświadomie rywalizują między sobą. Modne stało się wyprawianie dziecięcych party. I tu kreatywność rodziców często nie zna granic. Kostiumy, tematyczne makijaże, klauni, animatorzy, dmuchane zamki, występ ulubionego ido la… Wszystko zależy od zasobności portfela. Tylko czy to czyni nasze maluchy szczęśliwymi? To trochę tak, jakby rodzice chcieli zrekompensować swoim milusiń skim brak obecności na co dzień. A kochać to znaczy być. Myślę, że we wszystkim trzeba zachować umiar i zdrowy rozsądek. Wychowanie dzieci to zadanie na całe życie, wymagające wielu decyzji, które w przy szłości wpłyną na to jakimi staną się ludźmi. Kochani Rodzice, pamiętajcie o tym cały czas. Żadne kinderbale nie zastąpią Was. Wszystkie dzieci na całym świecie powinny być kochane i traktowane z szacunkiem.

W tym wyjątkowym, pełnym miłości dniu z całego ser ca życzę tym małym i dużym, aby znaleźli czas na roz mowę i wspólną zabawę. To jest najcenniejszy prezent jaki można podarować. Nie tylko 1 czerwca, ale przez cały rok.

REKLAMA

Przywilej młodego wieku

tekst SARA BŁĄK

Dzień

Tymczasem, według najnowszych danych około 250 milionów dzieci na świecie, w wieku od 5-ciu do 14stu lat pracuje, często w niebezpiecznych, nieludzkich warunkach, ponieważ od ich pracy zależy życie naj bliższych. Najmłodsi utrzymują całe rodziny, są tanimi, zastraszanymi i łatwymi do kontrolowania pracowni kami. Dzieci są bezbronne, nie sprzeciwiają się, nie po trafią walczyć o swoje prawa. One w ogóle nie wiedzą o istnieniu takiego święta. Przykre. Aż boli! Okazuje się, że nie wszędzie i nie dla wszystkich dorosłych w XXI wieku oczywistym powinien być fakt, że dziecko ma prawo do szczęścia, życia w miłości, do zabawy, nauki i rozwoju.

Dorosły obdarzony w dzieciństwie taką właśnie miło ścią ma w sobie dość siły aby stanąć do walki z demo nami dorosłego życia.

30V

Dziecka jest niewątpliwie przywilejem mło dego wieku, to ulubione święto najmłodszych, jednak żywię ogromną nadzieję, że choć po tro sze, dziecko, tli się w każdym z nas, aż do śmierci. An toine de Saint-Exupery w moim ukochanym „Małym Księciu” napisał: „ Wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi, ale niewielu z nich pamięta o tym”. Dzień Dziecka ob chodzony jest w wielu krajach na całym świecie, jed nak różni go data i sposób świętowania. Ciężko ustalić kiedy i gdzie dokładnie zostało ustanowione to świę to. Przyjmuje się, że historia Dnia Dziecka zaczęła się w 1924 roku w Genewie, kiedy uchwalono Deklarację Praw Dziecka. W Polsce Dzień Dziecka obchodzimy za wsze 1 czerwca, od 1952roku, dzięki organizacji Świa towego Związku Ochrony Dzieciństwa, działającej na rzecz zapewnienia bezpieczeństwa dzieciom na całym świecie. Wiecie, że na początku nazywany był dniem róży, czy kwiatową niedzielą? Starszym dzieciom ko jarzy się głównie z luźniejszym dniem w szkole, przed szkolakom z festynami, wycieczkami. A nam dorosłym, z radosnymi dziećmi, gromkim śmiechem i ślicznymi buźkami, ubrudzonymi pozostałością po zjedzonych słodkościach. Pamiętacie kiedy to Wy, drodzy czytel nicy, podekscytowani, z wypiekami na twarzy odlicza liście dni do 1 czerwca? Z opowiadań moich rodziców wiem, że czekali na piknik, jeśli pogoda była łaskawa, lub spacer nad morzem i uroczyste wyjście na lody. Taki radosny dzień, celebrowany z rodzicami, rodzeń stwem. Ewentualnie można było liczyć na drobny upo Aminek.jakwygląda to dzisiaj?

Fajnie byłoby żyć w takim świecie gdzie wszyscy rodzi ce kochają i znają swoje dzieci, rozumieją ich uczucia, i potrafią odczytać czego potrzebują. Uważam, że klu czem do wszystkiego jest miłość, która nie stawia żad nych warunków. Najpiękniejsza, najczystsza miłość na świecie, miłość rodziców do dziecka, która ma szansę rozkwitnąć tylko we wzajemnym obcowaniu.

Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.