Verizane 48

Page 1

BEZPŁATNY MAGAZYN LOKALNY 48| 19 kwietnia 2019 ISSN 2449-7916 Kinga Wylęgły

REKLAMA

Zespół redakcyjny: Małgorzata Rogala, Łukasz Rocławski, Krzysztof Rudek Reklama: reklama@verizane.pl

Bohaterką tego wydania jest niezwykle utalentowana muzycznie i sportowo Kinga Wylęgły, która stała się najmłodszą „jedynką” z dotychczasowych wy dań VERIZANE. Inteligentna i dojrzała jak na swój wiek 10-latka w rozmowie z nami utwierdziła nas w przekonaniu, że wybór rozmówcy do głównego wy wiadu był strzałem w dziesiątkę.

Wydawca: Agencja zabronione.bezmateriałówRozpowszechnianietreśćRedakcjaredagowaniazastrzeganiezamówionychRedakcjaReklamowazastrzeżonecopyrightReklamowaCREATIVEPrasowo-©2018WszelkieprawaAgencjaPrasowo-CREATIVEniezwracatekstóworazsobieprawoichi skracania.nieodpowiadazazamieszczanychogłoszeń.redakcyjnychpublicystycznychzgodywydawnictwajest

NA OKŁADCE: Kinga Wylęgły foto Krzysztof Rudek

Oj

Redaktor naczelny: Krzysztof Łach krzysztof.lach@verizane.pl

KRZYSZTOF ŁACH Redaktor Naczelny

Adres redakcji: Starogard Gdański, ul. Reymonta 1

długo nie gościliśmy w Waszych domach i miejscach pracy. Rozłąka była dla nas trudna, ale wynikała przede wszystkim z nadmiaru obowiązków. W jednym przypadku słowo obowiązek jest nieodpowiednie, bo organizacja tego rocznych POZYTYWEK przyniosła chyba nie tylko mnie mnóstwo wrażeń, i to jak najbardziej pozytywnych. Po raz kolejny nagrody portalu 24STARO GARD.PL, a od kilku lat też VERIZANE, potwierdziły tylko, że interesujących ludzi, a przy tym z otwartym sercem i głową, jest wokół nas mnóstwo. Ja mam to szczęście, że takie osoby są przy mnie i mogę na nie liczyć. W tym wydaniu VERIZANE poświęciliśmy dużo miejsca na POZYTYWKI, ale i tak nie odda to tego, co działo się podczas naszej gali i jakie towarzyszyły jej emocje. Karolina Sprengel i Piotr Ossowski, którzy wydatnie pomogli nam w organiza cji POZYTYWEK, próbują zmierzyć się z odwiecznym dylematem filozofów i odpowiedzieć na pytanie „Jajko czy kura?”. Warto zapoznać się z opiniami naszych rozmówców, którzy szukając szerszego kontekstu pytania, przybliża ją swoją osobowość, a o to nam właśnie chodzi w rubryce „A Oni na to”.

Będziecie mieli Państwo okazję także przeczytać o twórczości specjalizujące go się w muzyce filmowej zespołu The Nexus Project, w którego składzie jest starogardzianin Michał Wilk-Krzemiński, kompozytor i producent muzyczny. Nie zabraknie również wątków sportowych. Michał Ebertowski i Kamil Nawrocki chcą udać się rowerami do Portugalii. O historii „Ogródka”, czyli najstarszej restauracji naszego miasta opowiada z kolei Zbigniew Olszewski. Mamy nadzieję, że podczas Świąt Wielkanocnych znajdziecie Państwo odro binkę czasu, by zerknąć na łamy VERIZANE. Korzystając z okazji, w imieniu całej redakcji, życzę Wam zdrowych, spokojnych i radosnych Świąt. Niech wielkanocny czas utrzyma Wasze marzenia w mocy, tak by ich spełnienie stało się rzeczywistością. Do następnego numeru.

4V

A naONIto

Tym razem podjęliśmy bardzo trudny temat. Poru szyliśmy kwestię, której rozstrzygnięcie jest w zasa dzie niemożliwe. Od wieków filozofowie, naukowcy i przedstawiciele różnych środowisk z całego świata zastanawiają się co było pierwsze: jajko czy kura? A co sądzą o tym Anna Karolina Sprengel i Piotr Ossowski?

Jajko czy kura?

– „Jajko czy kura..?” Myślę, że jed nak kaczka. Tak na poważnie, nikt nie wie co było pierwsze. Umysł z zasady jest ograniczony w swoich ramach. Wyobraźnia już mniej... Ale kierując się tylko nią, łatwo trafić na manowce... Serce widzi najlepiej. Temat jajka i kury traktuję jako zapowiedź Świąt Wielkanocnych. Jak zawsze będzie to czas spędzony z najbliższymi. Pójdziemy na długi spacer, poszukamy słodkich niespodzianek zawieszonych tu i ówdzie. Stukniemy się jajem, na zdrowie i na dobre życie. Życie to chwila. Doceniam każdą.

– (Anna od taty, Karolina od mamy, Sprengel dla dzieci) – ur. w Starogardzie Gdańskim. Ukończyła Technikum Rolnicze w Bole sławowie. Wspomina tę szkołę jako cudowne czasy z wykopkami, dojeniem krów i pierwszymi miłościami... do aktorstwa, pisania i tworzenia. Wtedy zdobywała też pierwsze doświadczenia jako konferansjer. Absolwentka Bałtyckiej Wyższej Szkoły Humani stycznej w Koszalinie (resocjalizacja, pedagogika ogólna), Po morskiej Szkoły Wyższej (studia podyplomowe w zakresie peda gogiki leczniczej) oraz Instytutu Badań Literackich Państwowej Akademii Nauk w Warszawie (zarządzanie kulturą w strukturach Unii Europejskiej). Zawodowo była sprzedawcą odzieży w sklepie, animatorem w Świetlicy ODK, prezenterem, operatorem i monta żystą w studiu TV „Spółdzielcza Jedynka”, nauczycielką w SOSW. Obecnie jest kierownikiem ODK SM „Kociewie”. Uwielbia fotogra fować, filmować i montować oraz tworzyć rękodzieła. Najlepiej odpoczywa w ciszy. Ceni naturę. Zawsze jest sobą... kobietą nie konwencjonalną, ale wciąż adaptującą się do życia.lisów.

Anna Karolina Sprengel

– Jajko to symbol, jakich wiele w tradycji. Wielkanoc to oczywiście pisanki. Wielkanocne jajko to symbol odradzającego się życia, a parafrazując odczytuję to zawsze jako nową szansę, by być lepszym. Jajko to naturalny nośnik białka i cholesterolu, który w najbliższym czasie muszę zbadać. Co wolę jeść… jajko czy kurę? Oba produkty są zacne… Nie pogardzę jajeczkiem ani kurką. Podobno pierwsza kura wykluła się z jaja innego gatunku w długotrwałym procesie ewolucji… Myśląc i analizując logicznie powiem, że pierwsze było jajko. I tak też naukowcy mówią. Podobno pierwsza kura została udomowiona jakieś 4 tysiące lat temu, zaś jajko pojawiło się o wiele, wiele wcześniej… Nie było mnie przy tym, więc nie mogę stwierdzić jednoznacznie ani też przybliżyć dokładnej daty. Mam już swoje lata i pewnie redaktor naczelny tego szacownego pisma myśli, że pozjadałem wszystkie rozumy i wiem wszystko. Nic bardziej mylnego. Są wśród nas starsi ode mnie. Ich zapytajcie lub w Wigilię pogadajcie z kogutem.

Piotr Ossowski – ur. w Starogardzie Gdańskim. Absolwent Technikum Drzewnego w tym mieście, Wydziału Terapii Zajęciowej. Ukończył też studia magisterskie na Uniwer sytecie Gdańskim na Wydziale Pedagogiki Specjalnej oraz studia podyplomowe z za kresu dramy pedagogicznej. Na co dzień wy chowawca w internacie Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego i nauczyciel wspo magający w Publicznej Szkole Podstawowej w Jabłowie. Współautor dwóch amatorskich filmowych bajek kociewskich, współzałożyciel starogardzkiego cover bandu Canto, aktor działającego przy SCK Teatru Medium. Lubi muzykę; dobry film; teatr; kabarety; głupoty; sernik; ludzi wokół, ale tylko takich, z którymi łączą go wspólne poglądy, zainteresowania i z którymi nadaje na tych samych falach.

5V

najdujący się przy ul. Lubichowskiej 82 Ogródek od początku swojego istnienia był restauracją i tak po zostało do dzisiaj. Zmieniały się czasy, właściciele, a to miejsce zawsze karmiło mieszkańców miasta i dawało im przestrzeń do spotkań. Przez wiele lat restauracja funkcjonowała jako Ogródek Obywatelski, a przed II Wojną Światową jako Burgergar den. W pamięci Starogardzian ta niemiecka nazwa tkwi ła jeszcze przez wiele lat. Budowę restauracji wraz z częścią budynku stanowiącą pomieszczenia mieszkalne w 1897 r. rozpoczął pan Wa

6V tekst MAŁGORZATA ROGALA

RestauracjaOGRÓDEK

Czy ktoś w Starogardzie Gdańskim nie słyszał o Re stauracji Ogródek? To miej sce znają chyba wszyscy. Niewielu jednak wie jaka jest jego historia, dlatego my postanowiliśmy ją Państwu przybliżyć.

liński, który w roku 1900 sprzedał ją panu Janowskiemu. Następnym właścicielem nieruchomości, od 1903 r., był pan Grabowski. W 1909 r. restaurację kupili Rozalia i Teodor Kuschel. – W roku 1920 córka właścicieli, a moja babcia, Agnieszka Kuschel wyszła za mąż za Stanisława Kroplewskiego, który wniósł do majątku niebagatelną kwotę 30 tysięcy marek w złocie i tym samym stał się kolejnym właścicielem restauracji – opowiada prawnuk Rozalii i Teodora, Zbigniew Olszewski. – Przed wojną dziadek należał do Polskiego Bractwa Kurkowego. W zarządzie Bractwa był gospodarzem,

Z

dlatego nie może dziwić, że większość uroczystości pa triotycznych, rozgrywek strzeleckich, spotkań oraz im prez koleżeńskich po polowaniach odbywała się właśnie w Ogródku. Spotkania kończyły się zawsze poczęstun kiem. Restauracja cieszyła się dużym zainteresowa niem mieszkańców, ponieważ można było dodatkowo miło spędzić czas w ogrodzie, gdzie przygotowane były miejsca do gry w piłkarzyki, hokeja oraz kręgle, które w niczym nie przypominały tych dzisiejszych. W Ogródku organizowane były również, cieszące się dużą popu larnością koncerty, na których występowały lokalne zespoły muzyczne, a moja mama i ciocia przygrywały gościom na pianinie. Wszystko to działo się w specjalnie wybudowanej muszli koncertowej w ogrodzie – mówi pan Zbigniew.

7V historiikartz

– W okresie międzywojennym dziadek czynnie wspo magał Starogardzki Klub Sportowy oraz Towarzystwo Cyklistów. Jako ciekawostkę pragnę dodać, że w proto kole ze spotkania SKS-u z 1930 r. znalazła się wzmianka, iż ustalono zorganizowanie charytatywnej zabawy, na którą wstęp kosztował mężczyzn 1 zł, a dla pań był dar mowy. Dochód z imprezy postanowiono przeznaczyć na zakup 2 piłek dla sekcji piłki nożnej – uśmiecha się Zbi gniew DziadekOlszewski.panaZbyszka z pomocą jego babci prowadził restaurację do wybuchu wojny w 1939 r. W październiku Niemcy nakazali im opuścić nieruchomość i pozostawić cały dobytek, zarówno restaurację, jak i dom mieszkal ny. Po różnych perypetiach oraz trudnych wojennych przeżyciach rodzina w 1945 r. wróciła do ukochanego Ogródka i dalszego prowadzenia restauracji. – W po wojennym okresie stalinowskim prowadzenie własnej działalności było niemile widziane i dziadkowie z tru dem ją utrzymywali. Lata 50-te były dla nich wyjątkowo

trudne, ponieważ bardzo wysokie podatki zmusiły ich do zaprzestania działalności. Pomieszczenia restauracyjne zostały wydzierżawione Gminnej Spółdzielni Samopo moc Chłopska, która przekształciła restaurację w bar miejski. Do budynku, wbrew woli dziadka, wprowadzo no także kilku nowych lokatorów – opowiada Zbigniew –Olszewski.Będącnastolatkiem, często korzystałem z przyległe go do restauracji ogrodu. Z sentymentem wspominam czasy, gdy grałem w piłkę nożną z Kazimierzem Deyną, który mieszkał nieopodal w „domu starców”, tzw. Przy tulisku. Dom obecnie posiada wspaniały mural z wize runkiem naszego słynnego piłkarza – mówi pan Zby Wszek.latach siedemdziesiątych Stanisław Kroplewski wy najmował pomieszczenia restauracyjne, gdzie odby wały się wybory samorządowe, uro czystości rodzinne, wesela itp. Zbigniew Olszewski także miał możliwość organi zacji zabaw sylwestro –wych.Wroku 1980, po śmierci dziadka, ro dzina podjęła de cyzję o inekgardzie,branżowaSpółdzielnia1986właścicielem,budynku,sprzedażyanowymwr.,zostałaWielowStaroktórabudywyremontowaławydzierżawiaławielu

podmiotom. Jedną z dzierżawiących go osób była tak że siostra mojej żony Maria Rewaj, która przez wiele lat prowadziła restaurację i udostępniała ją na różne impre zy, między innymi cykliczne koncerty jazzowe – opowiada pan Zbigniew.

– To niestety nie jest już nasz dom rodzinny, ale cieszę się, że obecny właściciel sprawił, iż Ogródek znów tętni życiem. Widać, że się stara i chętnie wra ca do tradycji. Było mi bardzo miło, gdy zwrócił się do mnie z prośbą o udostępnienie starych fotografii rodzinnych, które zostały powiększone i są obecnie wyeksponowane dla gości w kilku salach restau racyjnych, przypominając wspaniałą historię tego miejsca – przyznaje Zbigniew Olszewski.

dla niego wieloletnia tradycja tego miejsca. Sięga do korzeni, a jednocześnie tworzy dalszy ciąg wspania łej historii Ogródka. Oby trwała jak najdłużej i speł niała oczekiwania gości.

historiikartz

Pan Zbyszek posiada liczne pamiątki z historycz nego Ogródka. W jego kolekcji jest piękna komoda oraz przedwojenne naczynia, zastawa, kufle, kielisz ki i sztućce. Ulubiona pamiątka mojego rozmówcy to „dzwonek na kelnerów”. – Dziadek opowiadał mi jak klienci restauracji nadużywali tych dzwonków i dzwonili kiedy czekanie na obsługę wydawało im się zbyt długie (śmiech) – mówi pan Zbigniew. Obecny właściciel restauracji Piotr Osnowski niecały rok temu mówił na naszych łamach jak ważna jest

10V tekst MAŁGORZATA ROGALA zdjęcia MAGDALENA DALECKA Od siedmiu lat portal 24starogard.pl przyznaje POZYTYWKI. Od kilku lat robi to wspólnie z magazynem VERIZANE. Nagrody trafiają do osób wyjątkowych, pełnych energii, optymistycznie nastawionych do życia i ludzi. Wśród laureatów są przedstawiciele różnych środowisk. Mają inne doświadczenia, pasje i plany, ale takie samo pozytywne spojrzenie na świat.

Każdy prezentowany tego wieczoru film poprzedzała reklama „Wspieraj lo kalny biznes”. Wszystkie opierały się tylko na dźwięku, ale były na tyle wymowne i zabawne, że mocno utkwiły w pamięci zebranych osób. Laureaci tegorocznej edycji POZYTYWEK najczęściej wracają jednak do mo mentu wręczenia nagrody. To zawsze chwile podniosłe, pełne emocji i wzruszeń. O swoich odczuciach najlepiej opowiedzą Państwu sami.

Ireneusz Majkowski: POZYTYWKĘ 2019 odbieram jako szczególne i przesympatyczne wyróżnienie mnie, spośród tylu barwnych, optymistycznych i pozytywnie nastawionych osób, którymi się otaczam. Osób, bez któ rych nie otrzymałbym zapewne tej nagrody, bo to dzięki Nim i z Nimi mogę się dzielić i wspierać potrzebujących oraz realizować szalone pomysły. Nagroda niezwykła, bo potwierdza, że warto cieszyć się każdym dniem, za chować optymizm oraz chłonąć uroki otaczającego nas świata. Dzieląc się i wspierając staram się pomagać innym i sobie, by nie rozpamiętywać przeszłości, w tym popełnionych błędów oraz rzeczy, które mi nie wyszły tak jak Gdyzakładałem.słuchałem laudacji na mój temat, czułem miłe zaskoczenie, ale też za żenowanie publicznym wymienianiem moich pozytywnych cech, czy też działań. W sumie ciekawe doświadczenie, należące do tych, których drugi raz chyba nie chciałbym przeżywać. To zbyt duże emocje, które odbierają racjo nalne myślenie, zwłaszcza gdy po odbiorze statuetki ma człowiek coś mądre go powiedzieć i podziękować. Po prostu brak słów w kotłujących się myślach

Tegoroczna gala wręczenia POZYTYWEK odbyła się w piątek 5 kwietnia. Jak na portal 24starogard.pl to dość zwykła data, bo na uroczystość rozdania sta tuetek jego twórcom zdarzało się już wybierać piątek trzynastego albo Prima Aprilis. Wieczór z pozoru był zwyczajny, ale impreza wyjątkowa. Jej motywem przewodnim był film. Pojawiło się więc niemal wszystko, co wiąże się z kinem.

Popularne filmy były także inspiracją do przygotowania zabawnych, filmowych przerywników gali. To element, na który podczas POZYTYWEK cze kają wszyscy. Każda etiuda w jakiś sposób nawiązywała do naszej lokalnej społeczności. Cały czas trwają dyskusje, która była najzabawniejsza. Grający w tych produkcjach aktorzy z największą niecierpliwością czekali na „Making of” swojej pracy. Trudy wynagrodziły im przyznane przez 24starogard.pl por talowe „Oscary”.

11V

Goście, wśród których znaleźli się m. in laureaci POZYTYWEK z poprzednich lat, mieli okazję przejść się po czerwonym dywanie. Każdy otrzymał „trójwy miarowe” okulary i popcorn, bez którego nie wyobrażamy sobie przecież ki nowego seansu. W sali zawisły plakaty filmowe, a każdy stolik nosił nazwę jakiegoś ekranowego hitu.

Edward Dubiela: Przyznawanie takich nagród to super pomysł i wspaniała idea. Osobiście uważam, że zawsze warto pomagać i w miarę możliwości staram się to robić. Czasem ludzie, którzy znajdują się w trudnej sytuacji wca le nie są temu winni. Powinno się wyciągać pomocną dłoń. Nigdy nie wiemy co może nas spotkać. Życie nie zawsze układa się wspaniale. Laudacje, których na gali wręczenia POZYTYWEK mogłem posłuchać na swój temat były niezwykle wzruszające. To bardzo miłe wiedzieć, że ktoś docenia moją pracę i życiową postawę. Dodaje mi to sił do dalszych działań. Sama gala była wspaniale zorganizowana. Podziwiam pracę i zaangażowanie włożone w jej przygotowanie. Bardzo podobały mi się zarówno prezentowane filmy, jak i koncert zaproszonego zespołu. Śmiało mogę stwierdzić, że była to jedna z najlepszych imprez, na których byłem.

Roma Kamrowska: Siódma edycja POZYTYWEK okazała się dla mnie naprawdę szczęśliwa. Zostać na grodzoną za to, że jest się pozytywną, uśmiechniętą i zaangażowaną w inicjatywy społeczne, to jak zostać nagrodzoną za to, że żyje się w zgodzie ze sobą. Traktuję tę statuetkę jako nagrodę za autentyczność. Wydaje mi się to niezwykle ważne szczególnie dziś, gdy czasami trudno o prawdę, wzajemną serdeczność i troskę. Wierzę, że dzięki takim inicjatywom jak PO ZYTYWKI, będziemy małymi krokami zmieniać nasze lokalne społeczności. Jak wiadomo, największe zmiany zaczynają się właśnie lokalnie, a później promieniują na cały Mojakraj.postawa to wypadkowa nie tylko wiecznego uśmiechu i zadowolenia, ale też codziennych rozterek, trudnych chwil, czy poczucia bezsilności wobec zła... Dokonałam świadomego wyboru – wolę skupiać się na tym, co dobre, a zmienianie świata zaczynam od siebie. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie moi najbliżsi: mąż,

Robert Justka: Kiedy Krzysztof mówił mi o tych nagrodach i uprzedzał, że mogę usłyszeć na swój temat miłe słowa, myślałem, że żartuje. Byłem o tym przeko nany do chwili, kiedy na ekranie zobaczyłem znajome twarze osób, które się o mnie wypowiadały. Szczerze mówiąc, od tego momentu niewiele pamiętam. Byłem tak zaskoczony, że dzisiaj nawet nie wiem dokładnie jakie padły słowa. Sama idea wręczania takich nagród nie tylko osobom prominentnym, ale też zupełnie zwyczajnym bardzo mi się podoba. Świetny jest też pomysł zebrania w jednym miejscu tylu ludzi, którym się chce.

Sara Błąk: Otrzymana statuetka jest dla mnie olbrzy mim wyróżnieniem, dowodem na to, że staram się nie tylko pozytywnie myśleć, ale i pozytywnie postępować. Do tej pory żyją we mnie niesamowite emocje… Wzruszające, a jednocześnie zabawne laudacje, ser deczne gratulacje i mnóstwo pozytywnej energii. Bardzo się cieszę, że mogłam wziąć udział w takim wspa niałym, perfekcyjnie przygotowanym wydarzeniu, które na zawsze pozostanie w moim sercu. Jeszcze raz bardzo dziękuję wszystkim moim bliskim za wsparcie, bo nie trzeba mieć skrzydeł, by latać. Trzeba mieć wokół siebie ludzi, którzy nie pozwolą mi upaść.

Takich, którzy tryskają pomysłami. Tuż po zakończeniu gali padło kilka naprawdę ciekawych. Kto wie, może wyniknie z tego coś naprawdę wyjątkowego.

12V i buzujących emocjach, a wokół dziesiątki wpatrzonych i wyczekujących oczu pozytywnych i uśmiechniętych ludzi. W tym momencie pomyślałem o kojącej kąpieli w przeręblu przy kilku stopniach na minusie, opadłaby temperatura i poziom emocji. Ideę przyznawania POZYTYWEK zaliczam do unikalnych i zjawiskowych działań osób pełnych optymizmu i kochających ludzi. Super pomysł, nie mówiąc o towa rzyszącej temu wydarzeniu, jedynej w swoim rodzaju gali wręczenia statuetek. Bardzo ważna i potrzebna społecznie idea, zwłaszcza we współczesnym świecie, zdominowanym przez wirtualną rzeczywistość oraz co raz bardziej zaawansowaną i wszechobecną technolo gię. Brakuje osobistych i bezpośrednich relacji międzyludzkich. Widoczne jest to szczególnie wśród młodego pokolenia. Wystarczy wyjść z tego wirtualnego świata i spotkać się z żywymi ludźmi z krwi i kości, poznać ich i porozmawiać, a życie staje się bardziej kolorowe. Na sto procent warto promować ludzi pozytywnych i optymistycznych, by nie rozpamiętywać tego, co złe, żyć z mniejszym poczuciem winy i żalu, uznać rozcza rowania za kolejne doświadczenia, a porażki traktować jako tymczasowe, być aktywnym i nie raz szalonym, poszerzać i zarażać optymizmem kolejnych. Dzielić się i współczuć, być autentycznym i uczciwym, a świat będzie przyjazny i lepszy. TAK dla POZYTYWEK.

Dostrzeganie i nagradzanie ludzi z pozytywnym podejściem do innych, życia oraz świata jest inicjatywą godną uwagi, a także propagowania. Pokazuje, że pomimo obecnych wszędzie malkontentów jest wśród nas wiele osób, które z uśmiechem na ustach potra fią bezinteresownie pomagać i dzielić się swoją energią. Oby było ich jak najwięcej.

EDWARD DUBIELA – przedsiębiorca, wiceprezes Kurko wego Bractwa Strzeleckiego, miłośnik motoryzacji. Nie zwykle pogodna osoba z ogromnym poczuciem humoru. Dla przyjaciół i znajomych po prostu „Wujek”.

emocji wieczór zakończył recital filmowych przebojów w wykonaniu zespołu Canto. Muzycy nie opuścili sceny z pustymi rękoma. W ramach podziękowań otrzymali „platynowe płyty”. Na gości czekał pyszny „filmowy” tort przygotowany przez Joannę GalęBłąk.rozdania nagród POZYTYWKI już po raz piąty prowadzili Krzysztof Łach i Łukasz Rocławski. Trzeba przyznać, że z roku na rok wypadają w tej roli coraz lepiej. Dowodziły tego gromkie brawa, których zebrani goście im nie szczędzili.

ROBERT JUSTKA – pracownik spółki STARKOM. Zajmuje się rzeczywistością wirtualną, jest informatykiem. Czło wiek do zadań specjalnych. W przeszłości perkusista zna nego zespołu Miraż. Chętnie pomaga innym.

IRENEUSZ MAJKOWSKI – od ponad 20 lat właściciel firmy Majkowski Brokers. Aktywny nie tylko zawodowo, zapalony biegacz i mors. Mecenas wielu wydarzeń kultu ralnych i sportowych. Człowiek wielkiej kultury osobistej.

SEBASTIAN WOJTAŚ – od wielu lat dba o fryzury miesz kańców Starogardu Gdańskiego. Chętnie angażuje się w różne akcje społeczne. Zawsze pogodny i uśmiechnięty. Swoim pozytywnym nastrojem zaraża innych.

Sebastian Wojtaś: Nagroda jest dla mnie pewnym wyznacznikiem, że należę do osób pozytywnych, bo nie ukrywam, że w swoim życiu kieruję się raczej opty mizmem. Byłem ogromnie zaskoczony w momencie jej przyznawania, zupełnie nic wcześniej o tym nie wiedziałem. Było mi bardzo miło w związku z laudacją Marii Pstrong, prezydenta Janusza Stankowiaka oraz Jarka „Drussa”. Cieszę się, że ich wypowiedzi były nieco żartobliwe, bo bardzo lubię poczucie humoru. Szczerze mówiąc moje prawdziwe „ja” trzymam wyłącznie dla siebie. Lubię ludzi; towarzystwo ludzi; ludzi, co działają dla ludzi; ludzi, którzy ludziom gotują dobry los. POZY TYWKA jest właśnie takim dobrym losem na dalsze, pozytywne życie. Dzięki wielkie.Pełen

POZYTYWKI 2019 otrzymali:

synowie, przyjaciele, na barki których często zrzucam swoje trudne momenty, dzięki czemu sama zyskuję nową, pozytywną energię i mogę przekazywać ją dalej. Jestem mocno onieśmielona tym wyróżnieniem, ponieważ otacza mnie mnóstwo pozytywnych ludzi, którzy każdego dnia emanują dobrem i należałoby nagrodzić każdego z nich. Pozwoliłam sobie odebrać tę nagrodę w imieniu nas wszystkich, którzy chcemy, żeby relacje międzyludzkie przepełniały sympatia, empatia, wzajemny szacunek, gotowość do pomocy i serdeczność. To dla mnie ogromny zaszczyt.

SARA BŁĄK – uczennica II Liceum Ogólnokształcącego w Starogardzie Gdańskim i inicjatorka wielu działań szkol nych. Autorka książki pt. „Świat Sary”, a od niedawna także felietonistka czasopisma VERIZANE. Dziewczyna otwarta na świat i drugiego człowieka. Nie ma dla niej rzeczy nie ROMAmożliwych.KAMROWSKA – właścicielka biura rachunko wego. Kobieta niezwykle wrażliwa na krzywdę drugiego człowieka. Od 4 lat podejmuje się rozliczania PIT-ów dla mieszkańców miasta i powiatu, w zamian za przekazanie podatku dochodowego chorym dzieciom. Z jej inicjatywy pracownicy oprócz wykonywania czynności zawodo wych, angażują się w inicjatywy społeczne.

14

Osiedle Nadzieja mieści się w spokojnej i dobrze skomunikowanej części miasta. Oferuje ekskluzywne, przestronne i nowoczesne mieszkania na kameralnym osiedlu z monitoringiem. Zostały już ostatnie lokale na piętrze, z jasną i przestronną klatką schodową. Mieszkania są ciepłe, ciche i słoneczne, mają niski czynsz i zapewniają najwyższy komfort jego mieszkańcom.

PODCZAS FINAŁU „UTALENTOWANYCH” ŚPIEWAŁAŚ BARDZO TRUDNY UTWÓR EDYTY GÓRNIAK „TO NIE JA”. SAMA WYBRAŁAŚ TĘ PIOSENKĘ? Tak. Ten utwór zawsze mi się podobał. Słuchałam go wiele razy i wiedziałam, że nie jest łatwy, ale bardzo chciałam podjąć wyzwanie zaśpiewania akurat tej pio senki.

Kinga

NIEDAWNO, BO 22 MARCA WYGRAŁAŚ FINAŁ KONKUR SU „UTALENTOWANI” W KATEGORII WOKALNEJ. CO DZIAŁO SIĘ OD TEGO MOMENTU?

WSPOMNIAŁAŚ O TYM, ŻE W TRAKCIE TELEWIZYJNE GO WYWIADU SIĘ NIE DENERWOWAŁAŚ. A JAK TO JEST

PRZED WYSTĘPAMI NA SCENIE? MASZ JAKIEŚ SPOSO BY NA OPANOWANIE STRESU? Wygląda to różnie. Czasem się stresuję, a czasem nie. Jeśli już dopadną mnie nerwy, to mówię sobie, że nie jestem w tym miejscu na siłę, tylko dla przyjemności. Nie muszę przecież śpiewać, ale bardzo chcę i lubię to robić. Ludzie chcą mnie słuchać, więc nie ma się czym denerwować.

i KRZYSZTOF

rozmawiali MAŁGORZATA ROGALA ŁACH zdjęcia KRZYSZTOF RUDEK

Wylęgły dlaśpiewaćLubięludzi

WIEMY JUŻ, ŻE ŚPIEW TO TWOJA WIELKA PASJA. DO SZŁY NAS TEŻ SŁUCHY, ŻE NIE JEDYNA. Poza śpiewaniem, gram na fortepianie. Mieszkam w Lipinkach Szlacheckich, ale moje pasje realizuję w różnych miejscach. Uczęszczam do Państwowej Szko ły Muzycznej I stopnia im. Witolda Lutosławskiego w Starogardzie Gdańskim. Śpiewam też w chórze para fialnym Caritas w parafii pw. św. Wawrzyńca w Jabło wie. Opiekunem tego chóru jest ks. Gerard Jakubiak.

Od tej chwili mam w sobie więcej nadziei, że mogę jesz cze wiele osiągnąć, że mogę się rozwijać. Wokal będę ćwiczyła zawsze, bo jest to moja wielka pasja, która towarzyszy mi od najmłodszych lat. Myślę, że od wy granej w „Utalentowanych” nie zmieniło się za dużo, chociaż jedną z nagród było to, że będę mogła zapre zentować się na imprezach organizowanych przez Sta rogardzkie Centrum Kultury. Rodzice kochają mnie tak samo jak wcześniej. Tak samo spędzamy razem czas.

MASZ DOPIERO 10 LAT, ALE WYWIAD DLA CZASOPISMA VERIZANE NIE JEST TWOIM PIERWSZYM DO ŚWIADCZENIEM TEGO TYPU. ROZMAWIAŁAŚ JUŻ Z DZIENNIKARZAMI OGÓLNOPOLSKIEJ TELEWIZJI. Tak. 26 marca byłam gościem programu na żywo „Dzień dobry tu Gdańsk” w TVP 3. Czasem oglądam sobie ten odcinek w Internecie i wydaje mi się, że wy padło to całkiem dobrze. Nie stresowałam się. Było to naprawdę fajne przeżycie zobaczyć jak jest w telewizji i poznać nowych ludzi.

Coś może w tym być. Na pewno mam lepszą kondycję, która ułatwia oddychanie podczas śpiewania. Pomaga mi to też w poruszaniu się na scenie. Nie za bardzo lu bię tańczyć, ale wiadomo, że w czasie występu trzeba przynajmniej trochę ruszać się w rytm muzyki.

Bardzo lubię sport przede wszystkim dlatego, że jest w nim „ziarenko” rywalizacji. Biegając, zawsze dobrze się bawię. Sprawia mi to przyjemność, daje wiele radości. Mam dużo zajęć, więc na pewno muszę mieć dobrze zorganizowany czas i trzymać się planu.

Oprócz tego trenuję jeszcze lekkoatletykę w Staro gardzkim Klubie Lekkoatletycznym Filippides. Moją trenerką jest pani Lucyna Petka. Biorę udział w różnych zawodach. Myślę, że też wychodzi mi to bardzo dobrze. Biegam na 400 m, 600 m albo 1 km. Najlepiej czuję się na tych dwóch pierwszych dystansach, czyli w biegach średnich. Kilometr to dla mnie jeszcze trochę za duży wysiłek.

NA RAZIE BEZ PROBLEMU GODZISZ SWOJE ZAINTERE SOWANIA. JEŚLI JEDNAK W PRZYSZŁOŚCI BĘDZIESZ MUSIAŁA WYBRAĆ CZY ZAJMOWAĆ SIĘ MUZYKĄ, CZY SPORTEM, TO NA CO SIĘ ZDECYDUJESZ?

18V

SPORT W JAKIŚ SPOSÓB POMAGA CI W ŚPIEWANIU?

Chciałabym zajmować się jednym i drugim. Dzisiaj nie umiem powiedzieć, która z moich dwóch wielkich pa sji przeważy. Swoją zawodową przyszłość chciałabym związać z medycyną. Marzę, żeby zostać chirurgiem. Jeśli mi się to nie uda, mogłabym być ratownikiem medycznym. Chciałabym pomagać ludziom. Czego kolwiek jednak bym nie robiła, na pewno śpiewać będę zawsze. Nie wyobrażam sobie też, żeby zrezygnować z biegania.

A NIE JEST PRZYPADKIEM TAK, ŻE DZIĘKI UPRAWIANIU SPORTU I TRENINGOM JESTEŚ LEPIEJ ZORGANI ZOWANA I BARDZIEJ ZDYSCYPLINOWANA?

ZARÓWNO W MUZYCE, JAK I W SPORCIE NA SWOIM KONCIE MASZ JUŻ SPORO SUKCESÓW. POWIEDZ CZYTELNIKOM VERIZANE JAKICH. Długo by wymieniać (śmiech). Jeżeli chodzi o sukce sy muzyczne, to poza „Utalentowanymi”, trzy razy z rzędu wygrałam Powiatowy Festiwal Piosenki Eko logicznej, na którym w tym roku zaśpiewałam utwór „Nie odnajdą ptaki gniazd”. Trzy razy wygrałam także Gminny Przegląd Piosenki Dziecięcej „Wesołe Nutki”. W zeszłym roku zaśpiewałam tam piosenkę „Na raz,

CIESZĄ SIĘ Z TWOICH SUKCESÓW? WSPIERAJĄ CIĘ? Na co dzień za bardzo tego nie odczuwam, ale wiem, że każdy w szkole mi kibicuje.

JEŚLI KTOŚ PASJONUJE SIĘ MUZYKĄ, PRZEWAŻNIE CZERPIE INSPIRACJE OD BARDZIEJ LUB MNIEJ ZNA NYCH ARTYSTÓW. JAKIEGO RODZAJU MUZYKI SŁUCHASZ? MASZ IDOLI? Myślę, że nie ma co ograniczać się do jednego rodzaju, czy gatunku muzyki, bo lubię takie piosenki, jakie mi się spodobają. Przeważają wśród nich spokojne utwory. Moi ulubieni artyści to Golec uOrkiestra, bo grają bar dzo ciepło, rodzinnie. Przekazują przyjazną, serdeczną atmosferę.

JESTEŚ MOCNO ZAJĘTĄ 10-LATKĄ. POWIEDZIAŁAŚ NAM JUŻ, ŻE DOBRZE RADZISZ SOBIE Z GODZENIEM SWOICH DWÓCH WIELKICH PASJI. MASZ W OGÓLE CZAS NA NAUKĘ W SZKOLE?

cia, opowiadamy sobie co zmieniło się przez ten czas, kiedy się nie widzieliśmy. W zeszłym roku na scenie Ergo Areny wręczałam Golec uOrkiestrze misia z okazji jubileuszu 20-lecia zespołu. Regularnie jeżdżę na ich koncerty. Korzystam z rad, jakie mi dają. Tak napraw dę to oni zwrócili moim rodzicom uwagę na to, że mam talent wokalny. Mogę powiedzieć, że śpiewam dzięki nim. Od czasu do czasu razem z tatusiem przesyłam im filmiki, na których śpiewam. Mamy bardzo dobry kon takt, najczęstszy z panią Edytą.

Znamy się od pięciu lat, od kiedy przed ich koncertem zaśpiewałam jedną z ich piosenek. Spotykamy się teraz za kulisami różnych występów. Robimy wspólne zdję

PODOBNO DOBRZE ZNASZ BRACI GOLCÓW I ICH ZE SPÓL.

Wydaje mi się, że są ze mnie dumni. Kiedy wracam z jakiegoś konkursu, czy zawodów, gratulują mi sukce

na dwa”, a w tym „Pól kroku stąd” z bajki „Vaiana”. W 2018 r. udało mi się zwyciężyć na 46. Ogólnopolskim Turystycznym Przeglądzie Piosenki Studenckiej „Ba zuna” w kategorii najlepszej interpretacji. To był dla mnie ogromny sukces, bo byłam na tym przeglądzie najmłodszą uczestniczką. Co do sukcesów sporto wych, to może nie będę mówić o wszystkich, tylko po każę Państwu moje trofea. [Kinga zaprowadziła nas do swojego pokoju i z dumą zaprezentowała imponującą ilość medali i pucharów – przyp. red.] Do moich naj większych osiągnięć sportowych zaliczam dwukrotną wygraną w Biegu Kociewskim i Szpęgawskim oraz ze szłoroczny triumf w klasyfikacji generalnej cyklu „Male Kaszuby Biegają”.

Tak. Jestem uczennicą czwartej klasy Publicznej Szko ły Podstawowej im. Jana Brzechwy w Jabłowie. Bardzo lubię chodzić do szkoły, nawet wtedy, kiedy są spraw dziany (śmiech). Chociaż mój dzień jest wypełniony po brzegi, to zawsze znajdzie się czas na naukę i odrobie nie lekcji. W szkole mam fajne koleżanki i fajnych kole gów. Lubię spędzać z nimi przerwy.

A JAK NA TWOJE POZASZKOLNE DOKONANIA PATRZĄ NAUCZYCIELE?

sów. Zawsze staję wtedy na środku sali i wszyscy biją mi brawo. Jest to bardzo miłe. W takich momentach czuję, że robię to wszystko nie tylko dla siebie, ale też dla innych. Widzę, że dzielą ze mną moją radość.

MIELIŚMY OKAZJĘ SŁYSZEĆ CIĘ JUŻ PODCZAS KIL KU WYSTĘPÓW. WSPOMINALIŚMY O UTWORZE „TO NIE JA” Z REPERTUARU EDYTY GÓRNIAK. TO JEDNAK NIE JEDYNA TRUDNA PIOSENKA, JAKĄ ŚPIEWAŁAŚ. PODCZAS KONCERTU ZORGANIZOWANEGO Z OKAZJI 100-LECIA ODZYSKANIA NIEPODLEGŁOŚCI POLSKI WYKONYWAŁAŚ NA PRZYKŁAD „MIEJCIE NADZIEJĘ” I „BIAŁY KRZYŻ”. TO WYMAGAJĄCY REPERTUAR. KTO POMAGA CI W JEGO DOBORZE? Repertuar często dobierany jest pod konkretny wy stęp. Akurat te piosenki, o których Pani mówi wybrał pan Sławek Zaremski. „Miejcie nadzieję” wykonaliśmy wspólnie po raz pierwszy podczas „Bazuny”. Dobrze nam to wyszło, więc zdecydowaliśmy się na powtórkę. Co jakiś czas pan Sławek wysyła powiadomienia o ja kimś koncercie, w którym by mnie widział. Poza pro gramem patriotycznym i „Bazuną”, wspólnie wystąpi liśmy też na Rodzinnym Śpiewaniu Kolęd w Jabłowie.

WIELE TWOICH WYSTĘPÓW JEST REJESTROWANYCH PRZEZ KAMERY. NA PEWNO RODZICE RÓWNIEŻ NAGRY WAJĄ JAK ŚPIEWASZ. JAKIE EMOCJE TOWARZYSZĄ CI, GDY TEGO SŁUCHASZ?

CZĘSTO JESTEŚ PROSZONA O WYSTĘPY NA APELACH, CZY SZKOLNYCH AKADEMIACH? Na różnych apelach występuję często. Nie tylko dla tego, że ktoś mnie o to prosi, ale też dlatego, że chcę pokazywać się przed społecznością szkolną, bo lubię śpiewać dla ludzi. Cieszę się, gdy ktoś mnie słucha, bo to dodaje mi wiary we własne możliwości.

20V

SKORO O RODZICACH MOWA, TO CHCIELIBYŚMY SIĘ DOWIEDZIEĆ PO KIM ODZIEDZICZYŁAŚ SWOJE TALEN TY?

JAKIE MARZENIA MA ŚPIEWAJĄCA BIEGACZKA KINGA WYLĘGŁY? Chciałabym kiedyś pobiec na Olimpiadzie. A z takich marzeń na tu i teraz, od zeszłego roku bardzo chciała bym zaśpiewać w „The Voice Kids”. Dużo rozmawiałam na ten temat z rodzicami, którzy na razie nie są prze konani do tego pomysłu, ale go nie wykluczają. A poza tym, jak już mówiłam, chciałabym pomagać ludziom.

ŻYCZYMY CI SPEŁNIENIA TYCH PIĘKNYCH MARZEŃ. DZIĘKUJEMY ZA ROZMOWĘ.

Moi rodzice od najmłodszych lat bardzo mnie wspiera li. Są dla mnie najważniejsi. Gdyby mnie poprosili, dla nich zrezygnowałabym ze wszystkiego. Wiem, że chcą dla mnie jak najlepiej. Jeśli mówią, że na coś nie jestem jeszcze gotowa, to ich słucham. Myślę, że mają rację. Pomagają mi w realizacji pasji, bo widzą ile daje mi to radości.

Hmmm... To trudne pytanie. Obie moje siostry bardzo ładnie śpiewają. Jedna z nich grała kiedyś na gitarze, ale nie chciała iść do szkoły muzycznej. Często śpie wamy rodzinnie. Tatuś jest artystą jednego przeboju zatytułowanego „Jesteśmy Jagódki”. Bardzo często wspólnie śpiewamy tę piosenkę. A co do sportu, to zamiłowanie odziedziczyłam zdecydowanie po ma musi, która kiedyś biegała. Była też koszykarką Startu Gdańsk.

RODZICE MAJĄ DUŻY WPŁYW NA TO, JAKICH WYBO RÓW DOKONUJESZ?

Przeważnie sama do siebie mam mnóstwo uwag. Wiele rzeczy zrobiłabym inaczej. Widzę, że gdzieś się pomyli łam. Często wydaje mi się, że mogłam zaśpiewać lepiej. Takie nagrania bardzo pomagają w ćwiczeniu wokalu. Wiem co muszę poprawić, nad czym jeszcze popraco wać.

Bardzo dobrze. Przeważnie jest dużo śmiechu. Akurat pan Sławek ma poczucie humoru, więc lubię z nim wy stępować. Ma też dużo dobrych rad, których oczywi ście słucham, a potem staram się do nich zastosować.

JAK PRACUJE CI SIĘ Z OSOBĄ DUŻĄ STARSZĄ OD CIE BIE?

21

NOCE I DNIE

23V

Widziałem 25

Są książki, które nie powstały… Mam kilka nienapisanych, niedokończonych, niewyda nych. Jedną z nich jest opowieść o Jadwidze Barańskiej i Jerzym Antczaku. Kinowa wersja „Nocy i dni” miała premierę we wrześniu 1975 roku. Urodziłem się w maju 1977. Tak tłumaczę swoje drugie imię: Bogumił. Bo skąd nagle?

Serial „Noce i dnie” powstał w 1978 roku i do dzisiaj ogląda się go z podobnymi emocjami, nic nie stracił, nie zestarzał się. Ale i bierze się z czystego źródła. Powieść Marii Dąbrowskiej, według której powstał niesie to uni wersalne, poruszające przesłanie: „W życiu są noce i dnie, ale są i niedziele, te jednak zdarzają się rzadziej niż w Niekalendarzu”.wiem,ilerazy oglądałem „Noce i dnie”, i jeszcze cza sem, kiedy trafiam w telewizji na powtórkę nie mogę się nie włączyć, podobnie jest z serialem „Dom”. Znakomicie napisane scenariusze, wybitni aktorzy, piękna muzyką, będąca dziełem samym w sobie. Role Jadwigi Barańskiej i Jerzego Bińczyckiego, przeszły do historii europejskie go kina. Ale tak wiele tam drugoplanowych, trzeciopla nowych zapadających w pamięć ról, tak wiele mocnych epizodów. „Noce i dnie” utrwaliły piękną, eteryczną Sta nisławę Celińską, która jakby się unosiła w powietrzu, dynamiczną, dziś już nieco zapomnianą aktorkę Janinę Traczykównę, wyrazistą Ryszardę Hanin. Ten film był ze mną zawsze, a nawet wcześniej. Gdzieś we wspomnieniach kołacze i to, jak moi rodzice, wów czas narzeczeni, umówili się przed kinem w Starogar dzie (czy ono już wtedy nazywało się „Sokół”), bo szli na „Noce i dnie”, i ojciec się spóźnił… Jeśli było inaczej, publicznie go przepraszam. Kiedy wiele lat później, pod koniec lat 90. współpraco wałem z miesięcznikiem „Kino”, Andrzej Kołodyński i Bożena Janicka, guru krytyki filmowej, zaproponowali, abym zrobił wywiad z Jadwigą Barańską i Jerzym Ant czakiem, bo akurat są w Warszawie. Od lat mieszkali w Los Angeles. Bardzo byłem przejęty i z radością po szedłem na rozmowę w ich wynajętym mieszkaniu przy ul. Puławskiej. Niewiele już dziś pamiętam z pierwszego spotkania, bo później, kiedy zaczęli pracę nad filmem „Chopin. Pragnienie miłości”, bywałem u nich wielo

tekst REMIGIUSZ GRZELA

krotnie, nagrywając kolejne rozmowy, już z zamiarem wydania ich w książce, a w pewnym momencie zosta łem dopisany do ich ekipy, by robić notatki z realizacji filmu. Jeździłem więc na plan „Chopina…” do Lublina, Lubartowa, Kozłówki grającej posiadłość George Sand. Uczestniczyłem w zdjęciach w Warszawie. To na planie „Chopina…” poznałem Danutę Stenkę, Piotra Adam czyka, Adama Woronowicza i Bożenę Stachurę, z którą oddzielnie łączył mnie Starogard. To zawiła, choć nie tak bardzo historia. Otóż w czasach licealnych moją mamę gnębił dyrektor, bo nie miała odpowiedniego płaszcza, a nie miała bo nie było babci na ten płaszcz stać. Dyrektor ciągle robił mamie przykrości. Za to wybraniał ją wy chowawca, pan Grabowski, który namówił mamę, aby przychodziła do szkoły przed wszystkimi, więc kiedy dyrektor sprawdzał płaszcz, mówiła, że zostawiła go już w szatni. Wielokrotnie mówiła o dobroci pana prof. Gra bowskiego. I tak się po latach złożyło, że siostra Bożeny Stachury, grającej w „Chopinie” Solange wyszła za mąż za syna wychowawcy mojej mamy. W ten sposób Boże na zyskała szwagra ze Starogardu, do czego wracamy w rozmowach. Jeśli którąś ze scen mogę szczególnie pamiętać, to tę, w której Solange wychodzi z rzeki, ma na sobie tylko nocną białą koszulę. Pamiętam, że dubli z wychodzącą z wody Bożeną było wiele, a pogoda nie sprzyjała, było zimno i rozgrzewano Bożenę kocami, gorącą herbatą, pewnie „z prądem”, po czym Boże na ponownie zanurzała się w rzece. Kręcono tę scenę gdzieś niedaleko Lubartowa. Wiele godzin przegadałem w tamtym czasie z Adamem Woronowiczem, zdarzało nam się razem jechać na plan. Miło wspominam rozmo wy z Piotrem Adamczykiem, który później na wieczo rze promującym mój tomik „Drzewa wierzą naprawdę” czytał moje wiersze i chyba nawet jakieś opowiadanie. Kiedy spotykam Dankę, Piotra, Bożenę czy Adama wciąż czuję sentyment sprzed siedemnastu czy osiemnastu już lat. To wtedy poznałem Jana Holoubka, syna Mag daleny Zawadzkiej i Gustawa Holoubka, który dopiero zaczynał, był wówczas operatorem kamery w drugiej ekipie. Z tamtego czasu pamiętam też dobrze Edwarda Kłosińskiego, autora zdjęć. I nieustanne spory z Jerzym Antczakiem, który prosił o takie ujęcia jak w „Przeminę

Aktorka zmarła w 2010 roku.

Warszawie.łozwiatrem”.

Dość szybko przyszła odpowiedź:

A potem znów Basi imię wyświetliło się na mojej komór ce. „Basiu, jak się czujesz, lepiej?” - krzyknąłem. „Basia dzisiaj odeszła” – usłyszałem jego głos. Bo komórkę mieli wspólną. Byli jedną z najpiękniejszych par, jakie kiedykolwiek poznałem. Na pogrzebie siostra Jurka po wiedziała, że - w przeciwieństwie do Barbary i Bogumi ła z powieści Marii Dąbrowskiej - Basia i Jurek przez te wszystkie lata byli w sobie zakochani.  Stanisława Celińska na płycie „Malinowa”, której pre mierę, na prośbę artystki, miałem zaszczyt prowadzić w Warszawie, śpiewa o sobie sprzed lat, przecież o tamtej Agnisi z „Nocy i dni”.

Gdzie dziewczynojesteś z tamtych lat wciąż wisi na ścianie twoje zdjęcie. Ten -inaiwnośćuśmiechświeżośćtomłodości

Ale przecież ta Agnisia w niej jest.

Lubię takie zbiegi okoliczności, przypadkowe spotkania, przecięcia dróg. Ciągle mi się to zdarza. I nie wiem, czy ja przyciągam takie historie, czy też one są, ale nie każdy zwraca na nie uwagę.

Mój Drogi Remigiuszu Grzelo:

24V

O Warrenie Langtonie, coachu wersji angielskojęzycz nej, bo film kręcono od razu w językach polskim i an gielskim też powinienem napisać słowo. W Hollywood uczył aktorów mówić w różnych językach i dialektach. Zaprzyjaźniliśmy się. A Warren przyjaźnił się z wielką amerykańską gwiazdą Patricią Neal, laureatką Oscara, związaną kiedyś z Gary Cooperem. W czasie długich oczekiwań na kolejne ujęcia Warren mi o niej opowiadał. Aż któregoś dnia wracam do domu, a w skrzynce duża koperta z nazwiskiem Patricii Neal i jej adresem. W środ ku jej autobiografia „As I am” z odręczną dedykacją: „To Remy until we meet!”, czyli „do czasu aż się spotkamy”. Warren poprosił, aby mi tę książkę wysłała. Od razu wy słałem list, grzecznie dziękując.

Kłosiński odpowiadał: „Na Boga, to było czterdzieści lat temu!”. Zderzały się ze sobą różne oso bowości, artystyczne gusta.

Żałuję, że nie mam czasu, aby napisać do Ciebie dłuższy list. Jutro lecę do Nowego Jorku na pięć dni, przygotować się do wyjazdu do Grecji i Turcji z towarzystwem Theater Guild. Dziękuję Ci za uroczy list. Jeśli spotkasz ponownie Warrena, proszę powiedz mu, że jest boski.Najszczerzej Ci oddana, Patricia Neal.

2.X.44”. Mimo prośby mieszkanie okradziono. Tu na pisała swoje najważniejsze książki, także „Noce i dnie”.  Przyciągnęła mnie tu sława tego miejsca jako sa lonu literackiego, któremu królowała Barbara Mu siałowa, wieloletnia kustosz tego muzeum, miejsca twórczego fermentu. Pisarze prezentowali swoje książki, aktorzy małe formy teatralne - monodramy, monologi, piosenki. Od początku dobrym duchem salonu, obok Basi Musiałowej, była pani Zofia Ku cówna, która interpretowała tutaj wiele tekstów.  Przychodzący na Polną goście byli w progu wi tani przez Basię, prowadzeni najpierw do łazien ki zamienionej na małą szatnię, później do pokoi, zachęcani do rozmowy z sobą. Basia uwielbiała ludzi poznawać, poznawać ich z sobą; zawiązało się na Polnej wiele znajomości, a nawet przyjaźni.  Kiedy zauważyła mnie po raz trzeci, a może czwarty, zaprosiła na kawę do swojego gabineciku, zapytała, kim jestem, co robię, i właściwie od razu wciągnęła mnie w sprawy tego miejsca. To od Basi uczyłem się celebra cji życia. Kochała je. Właściwie do końca, nawet kiedy jej serce było coraz słabsze, mówiła o życiu z czułością i fascynacją. Tylko kiedy zapytałem, czy nie wybiera się na ukochaną działkę pod Warszawą, powiedziała: „Daj spokój, a kto by miał teraz siłę tam posprzątać?”.  Kiedy zadzwoniłem w jej majowe urodziny (był rok 2011), była w szpitalu. Później wydawało się, że jest już dobrze. Znów zapraszała na obiad. Znów mó wiliśmy o książkach. Później nagrała się na moją pocztę, kiedy oddzwoniłem, nie odebrała. Za niepokojony wysłałem SMS jej mężowi, Jurkowi.

smak. Co się stało z tym dziś? Co uczynił z tym czas? Czy można zachować na zawsze urodę i wdzięk? Czy to tylko w mych snach pojawia się?

Ale skoro zacząłem od Marii Dąbrowskiej, to choć parę zdań o Polnej 40 m. 31, gdzie mieszkała przez 37 lat. Trafiłem tam w latach 90., mieszkanie zamienione było od dawna na jej muzeum, ale na drzwiach wciąż była przypięta jej odręczna notatka: „Właściciel mieszkania MARIA DĄBROWSKA powieściopisarka polska pro si o poszanowanie jej dorobku literackiego i rzeczy

Remigiusz Grzela – dziennikarz, pisarz, dramaturg. Autor kil kunastu książek. Ostatnie to m.in.: „Krafftówna w krainie czarów”, „Bądź moim Bogiem”, „Podwójne życie reporterki. Fallaci. Torań ska”. Mieszka w

Z Jadwigą Barańską i Jerzym Antczakiem nagrałem wiele wywiadów, gromadząc wystarczający materiał na książkę. Życie jednak weryfikuje plany. Ta książka nie po wstała z różnych powodów, o których nie chcę mówić, ale piszę to bez żalu, bo wiele historii miało wówczas swój początek.

Łączą elementy muzyki klasycznej, inspirują się nowoczesną elektroniką, ale nie zapominają też o gitarowych brzmieniach. Tworzą bardzo absorbującą muzykę filmową, która swoją szeroką paletą barw kreuje w wyobraźni słuchaczy przeróżne wizje. The Nexus Project to synteza tego, co w muzyce najlepsze.

27V

tekst MAŁGORZATA ROGALA

fiką gry fortepianowej kształtuje koncertowe i studyj ne brzmienie zespołu. Zasila również repertuar swoimi kompozycjami o klasyczno-romantycznej estetyce. Podczas spontanicznej sesji improwizacyjnej w prywat nym Studiu Artystycznym 107, przyjął propozycję obję cia roli pianisty w projekcie i od tego czasu razem z po zostałymi jego założycielami popularyzuje pełną emocji oraz osobliwego piękna, a przede wszystkim tonalną muzykę filmową.

Łukasz Pikor to pochodzący z Podkarpacia zapalony klarnecista uwielbiający muzyczne eksperymenty. Jest członkiem kilku trójmiejskich orkiestr. Studiował w klasie klarnetu na Akademii Muzycznej w Gdańsku. Zawodowo

Zespół składa się z trzech artystycznie uwrażliwionych przyjaciół z Akademii Muzycznej w Gdańsku, dzielących wspólną obsesję na punkcie pięknej muzyki. Prawdziwej, nasyconej emocjami i wyrażanej tradycyjnym, tonalnym językiem. Każdy z muzyków indywidualnie pisze mate riał, który później jest wspólnie aranżowany i wykony wany w zespole. Wiktor Kozłowski pochodzi z Łodzi. Jest dyrygentem ze szczególnym zamiłowaniem do muzyki operowej. Stu diował w klasie prof. Wojciecha Rajskiego. Kształcił się m. in. u maestro Riccardo Muti. Swoje charyzmaty w The Nexus Project przelewa na fortepian, a orkiestrowe realizacje projektu znajdują się pod jego batutą. Specy

zajmuje się również informatyką. To właśnie głód no wych doświadczeń skierował go na The Nexus Project.

Za początek The Nexus Project w obecnym kształ cie jego członkowie przyjmują powstanie pierwszego utworu, który Michał napisał na klarnet, czyli “Former Thoughts”. Szukając do współpracy wprawnego pia nisty, zwrócił się do swojego serdecznego przyjaciela i kolegi ze studiów muzycznych, Wiktora. Zaledwie kilka dni później, 10 listopada 2018 r., zagrali pierwszy kon cert.

– Szybko wyszło na jaw, że inspiruje nas piękno kla sycznej i romantycznej orkiestry na równi z emocjonal nością i bogactwem nowoczesnej muzyki soundtrac kowej, której uniwersalność mieści tak wiele różnych wspaniałości. Trzeba było jakoś nazwać ten protest przeciwko szufladkowaniu i kategoriom. Ani po polsku, ani po angielsku żadne słowo nie brzmiało dostatecznie nośnie, więc najbliżej do łaciny. Krótko i zwięźle. “Nexus” znaczy powiązanie, kilka elektroniczno-producenckich podtekstów łatwo można ominąć, a obcokrajowcy tego fonetycznie nie zniekształcą. Triumwirat indywidualno ści od razu zgodnie zafunkcjonował, stąd projekt stał się zespołem o ustalonym składzie i działającym zgod nie z mottem “łączy najlepsze w muzyce” – tłumaczy Michał Wilk-Krzemiński. W ciągu zaledwie pięciu miesięcy działalności zespół przygotował utwory na półtoragodzinne występy. To

the nexus PROJECT

– Pomysł na fuzję stylistyczną i koncertowanie pojawił się w mojej głowie na początku 2018 r. z potrzeby sa modzielnego przedstawiania swoich utworów i chęci powrotu do grania na żywo. Owocem tych kompozy torskich poszukiwań było m. in. napisanie wcześniej zamówionej “Drogi Krzyżowej na dwa fortepiany i elek tronikę”, czy ośmiu technicznie bardzo wymagających utworów fortepianowych. Po moim ostatnim egzaminie z fortepianu na Akademii Muzycznej w Gdańsku, pod czas którego akompaniowałem Łukaszowi, padła pro pozycja zrealizowania wspólnego projektu – opowiada Michał Wilk-Krzemiński.

osiem improwizacji z elektroniką, sześć pozycji przezna czonych na przygotowywany album i kilka aranżacji te matów muzycznych, do których muzycy żywią olbrzymi sentyment. Członkowie The Nexus Project założyli też prywatne “Studio Artystyczne 107”, gdzie zgromadzili cały sprzęt. To właśnie tam odbywają próby i nagrywają. Za nimi już ponad dwadzieścia kameralnych koncertów w Trójmieście i województwie pomorskim. – Teraz przygotowujemy materiał na pierwszą instru mentalną płytę “Touches”, która ma zawierać dwana ście różnorodnych utworów z klarnetem w roli głównej. Kilka z nich jest już na obowiązkowej pozycji w naszym programie koncertowym. Album ma być historią o pej zażach emocji, rozbudzaniu w sobie wrażliwości i poszu kiwaniu doskonałego koloru. Stąd tytułowe “odcienie”. Planowo jej oficjalna premiera w formie fizycznej ma mieć miejsce jesienią tego roku – zapowiada Michał. Muzycy zamierzają rozszerzyć zasięg działań koncerto wych. Chcą zaprezentować swoją twórczość na większej scenie i doposażyć studio. Okazjonalnie zamierzają wy stępować w poszerzonym składzie, z towarzyszeniem klasycznych instrumentalistów, kwartetu smyczkowego lub sekcji rytmicznej, w zależności od miejsca występu. Inspirację do tworzenia członkowie The Nexus Project czerpią z przeżyć. – Intensywne życie artystyczne do starcza nam ogromu najróżniejszych doznań. Nasze pomysły biorą się też z wewnętrznego protestu prze ciwko gloryfikacji niezrozumiałej i przeintelektualizowa nej muzyki nowoczesnej. Ze skarbów dorobku muzyki klasycznej i romantycznej, arcydzieł sztuki i literatury oraz naszych nowych odkryć – wyjaśnia Michał Wilk -Krzemiński.

Jego muzyczne horyzonty obejmują szerokie spektrum gatunków muzycznych: od muzyki klasycznej, przez alternatywnego rocka, aż na elektronice kończąc, co dokładnie wpisuje się w koncepcję projektu, aby łączyć w muzyce to, co najlepsze. W zespole także komponuje i gra na gitarze elektrycznej. Inicjatorem powstania The Nexus Project jest pocho dzący ze Starogardu Gdańskiego kompozytor i pro ducent muzyczny Michał Wilk-Krzemiński. Studiuje w klasie kompozycji prof. Andrzeja Dziadka oraz w kla sie kompozycji muzyki teatralnej i filmowej dra Marka Czerniewicza. Szkolił się m. in. na kursach u Jana A. P. Kaczmarka. Ideę łączenia różnych gatunków muzyki spełnia poprzez tworzenie utworów czerpiących z bo gactwa klasyki, soundtracku, muzyki elektronicznej i progresywnego rocka. Michał jest bezkompromisowy w wypowiedzi nie tylko artystycznej, bezwzględnie wier ny systemowi dur-moll, hołduje wspaniałym tradycjom muzycznym. W zespole, oprócz pracy kompozytorskiej oraz producenckiej, zasiada za fortepianem i synteza torami.

Starogardzianin upodobał sobie muzykę filmową, po nieważ jej pojemność pozwala mu zaklasyfikować do niej różnorodne aranżacyjnie, brzmieniowo i stylistycz nie pomysły artystyczne. – Nie tylko utwory o charakte rze ilustracyjnym i silnym nasyceniu emocjonalnym, ale też fragmenty nastrojowe bardzo kojarzą się z “dziesią tą muzą”. Wraz z podjęciem studiów kompozytorskich odkryłem, że właśnie muzyka filmowa jest najbliższa moim zamiłowaniom i postanowiłem z niej uczynić kierunek swojego dalszego rozwoju. W ogóle muzyka to praktycznie całe moje życie. Chociaż byłbym nie sprawiedliwy, gdybym nie wspomniał o moim zawodzie trenera biznesu. Dzięki wcześniejszemu kształceniu lin gwistycznemu, prowadzę teraz szkolenia z umiejętności osobistych w języku angielskim. Od dwóch lat szkolę ludzi w zakresie szybkiego czytania. Tej sprawności za wdzięczam efektywne uzupełnianie wykształcenia na dwóch kierunkach studiów (kompozycja i zarządzanie przedsiębiorstwem) oraz radość z inspiracji literackich. Póki nie nabawiłem się kontuzji, trochę biegałem długo dystansowo i jeździłem konno. Kiedy tylko zdarza mi się czas wolny, spędzam go z rodziną, której zawdzięczam nieskończoną miłość i wsparcie w realizowaniu moich marzeń – wyznaje nam muzyk.

Michał Wilk-Krzemiński to kolejna przedstawiana na ła mach Verizane, pochodząca ze Starogardu Gdańskiego postać, która śmiało podąża za swoimi marzeniami i pa sjami. Zarówno przed nim, jak i przed całym The Nexus Project na pewno wiele sukcesów. Chociaż ich muzyka daleka jest od hałasu, to będzie o nich głośno, czego szczerze im życzymy.

29V

Kamil i Michał ukończyli wszystkie runmageddony zdobywając tytuł weterana, ale jak podkreślają najważniejsze są dla nich wypra wy rowerowe. Marzą, by zwiedzić jak najwięcej miejsc na świecie na rowerach szosowych. Można powiedzieć, że w każdej wolnej chwili organizują sobie jakąś rowerową wyprawę, nabierając w ten sposób doświadczenia. Na swoim koncie mają już trzydniowe wyprawy do Karpacza (546 km) i Za

Michał Ebertowski i Kamil Nawrocki 20 czerwca ruszają w rowerową wyprawę. Starogardzcy cykliści przez 5 tygodni chcą pokonać trasę, która zacznie się w stolicy Kociewia, a skończy w Lizbonie. Do przejechania będą mieli łącznie 4200 km. – Z Kamilem od dziecka pasjonujemy się wieloma dziedzinami sportu. 4 lata temu ta wspólna pa sja nas połączyła i zaprzyjaźniliśmy się. Wspólnie ukończyliśmy już niejeden triathlon, maraton, biegi na różnych dystansach. Poza tym morsujemy, cho dzimy na siłownię – mówi starogardzianin Michał WEbertowski.2017roku

– Na wszelki wypadek bierzemy ze sobą namiot, aby odpocząć w niezaplanowanych sytuacjach. Przez całą wyprawę będzie nam towarzyszyła ka merka Go-Pro, dzięki której po powrocie będzie my mogli zrobić filmik z naszej eskapady. Powrót zaplanowaliśmy samolotem – mówi Michał. – Obaj z Kamilem mamy ogromne wsparcie ze strony ro dziny, przyjaciół oraz nieznanych nam osób, które chcą pomóc spełnić nasze marzenie. Jak wszyscy się pewnie domyślają, ta wyprawa niesie ze sobą ogromne koszty, dlatego zwracamy się z prośbą o wsparcie finansowe. Przyda się każda kwota – do daje Michał Ebertowski.

30V

Do Portugalii na dwóch kołach

Kolejne miejsca, które znalazły się na zaplanowa nej trasie to: Austria (Linz i Liezen), stolica Słowenii (Lublana), Włochy (Triest, Wenecja, Werona, Me diolan), Francja (Nicea, Saint-Tropez, Monaco-Vil le, Marsylia, Montpellier), Hiszpania (Lloret de Mar, Badalona, Barcelona, Saragossa, Madryt, Sala manka) i Portugalia (Porto i Lizbona, będąca punk tem docelowym wyprawy).

kopanego (700 km). Tym razem jednak wyzwanie, przed którym staną będzie o wiele większe. – Dokładnie w Boże Ciało wyruszamy w wyprawę naszych marzeń, która będzie liczyła ok. 4200 km. Ze Starogardu chcemy przemierzyć niemalże całą Polskę, aż do Szklarskiej Poręby, skąd udamy się do Czech, w tym do Pragi i Czeskich Budziejowic – po wiedział Michał.

Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.