INDEKS NR 1-2 (155-156) luty 2015

Page 55

luty 2015

później przybywały zbory, synagogi, meczet; ciągnęli z tylu stron, by brać i dawać, wypędzano ich stamtąd falami w ostatnich wiekach. Rozpraszani ciągle i wywożeni, zmuszani do ucieczki, nosili tę jeszcze jedną polską, litewską i żydowską Jerozolimę po obu Amerykach i za Uralem, wieszali na ścianach Ostrobramską i rycinę z frontonem Katedry, i modlili się z książek Adama Mickiewicza; nocami wybierali się nieśmiało na Zakret, na Zwierzyniec, Śnipiszki, błądzili wzdłuż Wilenki, przez Zielony Most przechodzili na Kalwaryjską, potem znów na drugą stronę – na Górę Zamkową i Trzykrzyską, by widzieć więcej, i na Bekieszową. Miasto rozrosło się w ostatnim czasie, rozsiadło, wypełniło sobą – niesobą wszystkie możliwe obniżenia i zaczęło się piąć tarasami, wchłonęło tyle wioszczyn o zabawnych nazwach i otoczyło budowlami bez znaku, zamieszkanymi czasem przez ludzi o krótkiej pamięci. A gdzieś tam, w tylu krajach, daleko od ujścia Wilenki do Wilii, zanika powoli typ ludzki przez Miasto ukształtowany, tak wyrazisty, rozpoznawalny; świadczył o Mieście wszędzie i tak długo. Ileż dobroci serdecznej w tych ludziach i liryzmu skrywanego głęboko, maskowanego szorstkością, ile pięknej prostoty, tak ludzkiej i ciepłej, tak wstydliwej. Ile rozrzutności, umiejętności i chęci dawania, gotowości do ofiar, i niechęci do targowisk próżności, bębnów, wrzawy, tumultu. Język. Miła dla ucha, wzruszająca melodia, czasem przez obcych odbierana bez należytej powagi – jako zabawna, nieco egzotyczna i tak swojska zarazem; język grzeczny, ciepły, archaizmów w nim i staropolskich zwrotów wiele, i poezji, pełen zdrobnień i słów samoswoich, i słów obcych tak udatnie przyswojonych; najpiękniej brzmiał w ustach staruszek o dobrych twarzach i wielkookich dziewczynin, pod ich brwią jasną, często ubogą, dziwiły się światu szare i niebieskie oczy. Ile nie policzonych przez nikogo łez wypłakali w ostatnim wieku ludzie stamtąd, ileż zmarnowano tam piękna i dobra. Tyle niespełnień. I trwa Miasto w rzeczywistości, dla dużej części dzisiejszych mieszkańców nieco egzotyczne, obce prawie i niezrozumiałe, często drażniące swoją chwałą i niepojętym pięknem, przez część kochane drapieżnie, zazdrośnie, zachłanną miłością, i trwa drugie, idealne – w duszach ludzkich porozrzucanych w dalekim świecie, ciągle fascynujące i zagadkowe. Czesław Miłosz narzekał kiedyś, że każdy opisywacz tego miasta musi właściwie zaczynać od nowa, wiele w tym prawdy, zbyt często tam się rwało wszystko, dobre dla Miasta okresy trwały krótko i nikt nie zdążył opisać dokładnie i w pełni; ciągłości nie można niczym zastąpić, lat długich trzeba, ludzi twórczych, długich rodów, by było do czego nawiązywać, dbać o wspólną pamięć, a tam przez dwa ostatnie wieki szybko gaszono świece i zacierano ślady, kilka lat kwitnienia i długie dziesiątki lat życia utajonego. Jałowienie mimo woli, bylejaczenie tragiczne. To pewnie dlatego tyle tam kontrastów, obok natur bogatych, rozrzut-

55 nych, twórczych i pięknych, pańskich i dumnych, istniał i drugi typ ludzki – mały chytrus, który bał się własnego cienia, gotów w każdej chwili przycupnąć, zszarzeć, uciec w nijakość. O błogosławieństwach pogranicza kultur, wiar, ras i języków rozprawia się często, łatwo sypnąć długą litanią nazwisk ludzi nieprzeciętnych, utalentowanych nadzwyczaj. Styki narodów wiar bywają bogate w talenty, to prawda, przenikanie, osmoza kultur wpływa na wyobraźnię, otwiera tyle światów innych, uczy szacunku dla odmienności, pewnie dlatego rzadziej się wspomina o przekleństwie kresowości, walkach o dusze, często bezlitosnych, ciągłej groźbie utraty własnej tożsamości, o wiecznych wyborach, codziennych plebiscytach nie tylko we własnym imieniu dokonywanych wyzwaniach. Wielokulturowość świetnie wpływa na jednostki uzdolnione, skrzydeł im dodaje, wzbogaca, uczy wrażliwości, uczy rozumienia ludzkiego losu, zmusza do szukania tego, co łączy, służy porozumieniu ludzi różnych mową, wyznaniem i pochodzeniem. Ciśnienie wielu kultur bywa też nie do zniesienia, wpływa często na rozwój postaw brzydkich, sprzyja zamykaniu się we własnych tylko kręgach, szukaniu zła w tym, co inne i obce, przyjmowaniu agresywnych zachowań, zdarza się, że sprzyja rozpływaniu w innym kręgu, a czasem i nijaczeniu. Powstaje wtedy żałosny typ ludzki, niewiele wie o sobie, nie pyta o wczoraj, żyje bez głębszych refleksji, pozostaje mu tylko krótkie dziś. I żadna ze stron się do niego nie przyzna, nikt go nie zaprosi do serdecznej wspólnoty. Jeśli się tkwi głęboko i pewnie w jakiejkolwiek kulturze, wtedy inne można poznawać i podziwiać, porównywać ze swoją, przyswajać różne elementy, poszerza to widzenie świata i ludzi, rozwija osobowość, uczy szacunku dla innych; jeśli ktoś zostanie wrzucony do tygla, a nie zdążył uprzednio wybrać, odnaleźć swoje i bliskie, nie wzbogaci go inność, jedność z wielości nie wyniknie, zostanie bytowanie na marginesie, gorsze miejsce przy stole, ciągła niepewność, ciągłe odrzucenie. Tajemnicą Miasta pozostanie umiejętne niegdyś łączenie tylu różnych elementów w całość, zgoda na współistnienie, umiejętność bycia obok i osobno, często razem i osobno tylu zróżnicowanych społeczności powiązanych upartą miłością do tego miejsca na ziemi. Znać to w architekturze tamtejszej, i w literaturze tworzonej przez pisarzy stamtąd się wywodzących, skazanych na liryzm, tak wrażliwych na przyrodę, obdarzonych zmysłem historycznym, tak świetnie czasem rozumiejących innych. Świadczy o tym sztuka, świadczą imiona. Jeden ze znanych Tatarów z Wielkiego Xięstwa nazywał się Olgierd Najman Mirza Kryczyński, przywiązanie do tatarszczyzny łączył bez przeszkód z wiernością Rzeczypospolitej, wiązał tyle wątków; imię nosił litewskie, przydomki z Krymu rodem, nazwisko na polską i szlachecką modłę utworzone od ruskiej wsi, darowanej jego przodkom przez miłościwie panujących na Wawelu królów Obojga Narodów.


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.