Travel Risk Management

Page 1

WYDANIE BEZPŁATNE 1/2013 (1)

T R A V E L MANAGEMENT Zima 2013 | BEZPIECZEŃSTWO W PODRÓŻY

Spitsbergen You must see! Dariusz Ignatiuk

Góry zimą

przygotowanie turystyczne Wojciech Depa

Przeżyć pod lawiną Natalia Rakowska

Turyści masakry Anna Wojtacha

www.travelrisk.pl


Spis treści

4

Aktualności

6

Spitsbergen – You must see!

Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe w zimowej gotowości

16

20

Góry zimą – przygotowanie turystyczne Turyści masakry

36

30

Przygotowani na lawiny 2

Artykuł firmy ADPOL

Zestaw do gotowania i podgrzewania posiłków przydatny nie tylko w Afryce

24

Travel Risk Management


Recenzja książki

5

T R A V E L MANAGEMENT Zima 2013 | BEZPIECZEŃSTWO W PODRÓŻY | 1/2013 (1)

Przed podróżą

12

Wiedza i doświadczenie na straży granicy między odwagą a głupotą

26

Natura wyposażyła zwierzęta we wszystko to, co jest im potrzebne by przetrwać podczas ich nieustających wędrówek. Niektóre gatunki ptaków posiadają w mózgu komórki nerwowe czułe na geomagnetyzm, pozwalające im określić właściwy kierunek lotu. Delfiny nawigują dzięki zdolność echolokacji, natomiast węże „widzą” promieniowanie podczerwone dzięki specjalnym receptorom, przez co mogą zlokalizować potencjalne zagrożenie. Człowiek, w dzisiejszych czasach zasiedlający głównie miejską dżunglę, zatracił wiele instynktów zapewniających mu kiedyś bezpieczeństwo. Jedno się jednak nie zmieniło – potrzeba przemieszczania się. Dziś podróżujemy z wielu różnych powodów. Podróżujemy żeby pracować, zwiedzać, wypoczywać, odkrywać. Czasem z konieczności, często z wyboru. Określamy cel, planujemy, organizujemy, a potem wyruszamy. Pozbawieni przystosowania do życia w konkretnym środowisku, ale za to wyposażeni w wiedzę na temat czekających nas zagrożeń, ryzyka i przygotowani – możemy udać się praktycznie wszędzie. Ważne, aby tę wiedzę mieć jak największą i najbardziej rzetelną. Od dłuższego czasu poszukiwaliśmy sposobu na stworzenie platformy dla stałych publikacji, która umożliwiłaby nam zbieranie oraz udostępnianie tej wiedzy. Warunki ku temu stworzone zostały przez Wydawnictwo Euro-Media, w ramach którego powstał serwis Travelrisk.pl i kwartalnik internetowy „Travel Risk Management”. Zaprosiliśmy do współpracy szerokie grono ekspertów związanych amatorsko, naukowo i zawodowo z podróżowaniem. W Radzie programowej zasiadają więc: dr Krzysztof Liedel – przewodniczący, prof. dr hab. Piotr Sienkiewicz, prof. dr hab. Kuba Jałoszyński, prof. dr hab. Leszek F. Korzeniowski, dr Jerzy Telak, dr Katarzyna Maniszewska, Jacek Pałkiewicz, Grzegorz Cieślak, red. Piotr Górecki, Sławomir Kosieliński, Maciej Piechowicz oraz Justyna Sołtyk. Otwieramy swoje łamy dla amatorów podróżujących po świecie i na bazie własnych doświadczeń posiadających wiedzę, którą chcieliby się podzielić z innymi. Tematyka kwartalnika będzie podzielona zgodnie z czterema porami roku. Będziemy pisać o bezpieczeństwie osób podróżujących turystycznie i rekreacyjnie, a także o zasadach bezpieczeństwa obowiązujących podczas ekspedycji i wypraw. Kolejny obszerny dział będzie poruszał tematykę podróży służbowych i wszystkiego, co dotyczy bezpieczeństwa pracowników wyjeżdżających w miejsca o szczególnym poziomie zagrożenia dla życia i zdrowia. W naszym pierwszym wydaniu znajdą Państwo artykuły, w których przekazujemy informacje zarówno dla osób zamierzających indywidualnie podróżować, jak również pokazujemy z jakimi zagrożeniami spotykają się w swojej pracy korespondenci wojenni. Zapraszam do przekazywania swoich uwag, tak żeby kolejne wydania bliższe były Państwa zainteresowaniom. Proszę o kontakt na adres: redakcja@travelrisk.pl Redaktor naczelny Tomasz Serafin

Przeżyć pod lawiną Bezpieczeństwo podróży lotniczych

44

Odwiedź nas na Facebooku: WYDAWCA: Euro-Media Sp. z o.o. Al. Komisji Edukacji Narodowej 95, 02-777 Warszawa tel. +48 22 678 37 30 Prezes zarządu: Paweł Garlak Wiceprezes, dyrektor ds. rozwoju e-Commerce: Katarzyna Polesińska REDAKCJA: Al. Komisji Edukacji Narodowej 95, 02-777 Warszawa tel. +48 22 678 37 30 wew. 125, 126, faks+48 22 679 71 01 redakcja@trvelrisk.pl „Travel Risk Management” powstaje we współpracy z Centrum Badań nad Terroryzmem

Prawa autorskie zastrzeżone. Przedruk i wykorzystywanie materiałów możliwe tylko po uzyskaniu pisemnej zgody Wydawcy. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam, ogłoszeń oraz artykułów firmowych, ani za opinie wyrażone w artykułach, które pozostają prywatnymi opiniami Autorów.

WWW.TRAVELRISK.PL Zima 2013

3


Aktualności Sposób na gorący posiłek w terenie dla wielu osób jednocześnie Na polskim rynku pojawił się nowy produkt, który z powodzeniem może znaleźć zastosowanie podczas ekspedycji prowadzonych w najtrudniejszych warunkach klimatycznych, a także w miejscach objętych ochroną, w których nie wolno rozpalać ognia. Bezpłomieniowy, zbiorowy podgrzewacz chemiczny SPEEDY HOT® BOX to jeden ze sposobów na podgrzanie posiłku umieszczonego w metalowych pojemnikach/puszkach bez użycia ognia. Umożliwia to samodzielne przygotowanie ciepłego posiłku dla większej liczby osób, między innymi w terenie otwartym, gdzie nie można skorzystać z innych źródeł energii. Zastosowanie specjalnych torebek SPEEDY HOT® WATER BAG daje także możliwość podgrzania wody do picia. Bezpłomieniowe podgrzewacze chemiczne SPEEDY HOT® typu TWIN – będące częścią podgrzewacza zbiorowego – posiadają specjalne wkłady grzewcze zawierające egzotermiczną mieszaninę reakcyjną (bez magnezu), która po dodaniu wody reaguje chemicznie, wydzielając duże ilości ciepła. Wkłady umożliwiają ogrzewanie puszek z żywnością w dwóch płaszczyznach. Są one umieszczone w odpornych na wysokie temperatury plastikowych workach, które zabezpieczone są dodatkowo od zewnątrz kartonową obwolutą mającą na celu utrzymanie wysokiej temperatury grzewczej poprzez izolację oraz możliwość bezpiecznego manipulowania podgrzewaczem. Na opakowaniu znajdują się wielojęzyczne niezbędne informacje, miedzy innymi o ich przeznaczeniu, sposobie użycia oraz terminie trwałości. Podgrzewacz chemiczny SPEEDY HOT® BOX spełnia warunki umożliwiające jego eksploatację na otwartej przestrzenie w warunkach ogólnoklimatycznych, w zakresie temperatur otoczenia od -30°C do +50°C, przy wilgotności względnej powietrza 100% i temperaturze otoczenia +35°C oraz zapyleniu 1,0 g/m. Pojemnik jest urządzeniem wielokrotnego użytku i może być wykorzystany w każdych warunkach atmosferycznych, natomiast wkład grzewczy SPEEDY HOT® jest produktem jednorazowym, nieodnawialnym po użyciu. Ich termin przydatności, licząc od daty produkcji, wynosi 30 miesięcy. Jest to nowatorskie źródło energii, które pozwala na przygotowanie gorącego posiłku dla kilkunastu osób jednocześnie. Może być wykorzystywane wszędzie tam, gdzie nie ma możliwości rozpalenia ognia, tak w niskich temperaturach − jak i w klimacie bardzo gorącym. Produkt został przygotowany z myślą o najbardziej wymagających odbiorcach − żołnierzach sił specjalnych. Jednak jego szeroka funkcjonalność pozwala także na zastosowanie go w warunkach cywilnych. Opisane powyżej rozwiązanie zostało zaprojektowane przez firmę Aidpol.

Wyprawa Technologiczna 2013 „Arctic & Baltic Circles” 29 czerwca – 30 lipca 2013 r. Istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej. Ryszard Kapuściński

Pierwszą wyprawę organizowaną przez kwartalnik internetowy „Travel Risk Management” można by nazwać podróżowaniem na czterech kółkach i żaglach. Jednak naszym zamiarem jest okrążenie Morza Bałtyckiego samochodem, dotarcie do koła podbiegunowego i Przylądka Północy, a także udział w rejsie Shackleton 2015 i dotarcie do Spitsbergenu z kapitanem Piotrkiem Berlińskim. W ten sposób jest to podróż na dwa koła – arktyczne i bałtyckie.

„Arctic & Baltic Circles” składa się z trzech etapów: Warszawa – Wilno – Ryga – Tallin – Helsinki – Rovaniemi – – Nordkapp – Tromso (29.06-6.07.2013 r. – 8 dni – 3200 km samochodem)

Trasa 1. etapu

Tromso – Hornsund – Logyearbyen (7-21.07.2013 r. – 14 dni – 600 Mm pod żaglami)

(22.07.2013 r. – przelot samolotem)

Trasa 2. etapu

Tromso – Oslo – Goteborg – Kopenhaga – Berlin – Warszawa (22-30.07.2013 r. – 8 dni – 3600 km samochodem)

Trasa 3. etapu

Rozpoczynamy cykl corocznych wypraw technologicznych, których celem jest bezpośrednie testowanie wyposażenia członków ekspedycji oraz środków transportu, którymi się oni przemieszczają. Tę formułę chcemy zastosować również do innych wypraw organizowanych przez amatorów i obejmować ich działania patronatem medialnym, żeby rozszerzyć możliwości sprawdzenia i porównywania sprzętu, rozwiązań i usług skierowanych do osób podróżujących. Mamy nadzieję, że wnioski zebrane podczas realizacji naszych wypraw, jak również tych, które zostały objęte naszym patronatem, posłużą m.in. producentom do ulepszania swoich wyrobów, a firmom świadczącym usługi na rzecz osób podróżujących, do takiej zmiany swojej oferty, żeby lepiej spełniała oczekiwania odbiorców. Można więc uznać, że tego rodzaju wyprawy będą miały walory badawczo-rozwojowe, ale także promocyjne, ponieważ chcemy na łamach kwartalnika „Travel Risk Management” i serwisu Travelrisk.pl opisywać ich przebieg, zwracając szczególną uwagę na wyniki testów. Tę wyprawę organizujemy przy wsparciu Partnerów technologicznych i medialnych, o których sukcesywnie będziemy informować. Partnerzy technologiczni korzystają z możliwości promocji swoich produktów podczas przygotowań i realizacji wyprawy, a także rabatów na reklamy w kwartniku i w serwisie Travelrisk.pl – już w ramach relacji z wyprawy oraz publikowania wyników testów wyposażenia. Jest to możliwość zaprezentowania, sprawdzenia i upublicznienia produktów, rozwiązań i usług służących bezpieczeństwu w podróży. Nie tylko podczas tego typu wypraw, ale generalnie podczas podróżowania. Dla mediów jest to również szansa na wzajemną promocję i propagowanie treści niosących misję poprawy bezpieczeństwa osób podróżujących po świecie. Firmy zainteresowane współpracą w formie partnerstwa technologicznego i medialnego zapraszam do kontaktowania się z Redakcją TRM: redakcja@travekrisk.pl Wszystkich zainteresowanych udziałem w Wyprawie „Arctic & Baltic Circles” zapraszam do pisania na adres: redakcja@travelrisk.pl PARTNERZY TECHNOLOGICZNI:

Informacja prasowa

4

Travel Risk Management


recenzja książki

Anna Wojtacha

„Kruchy lód” – raport ze stanu wojny Po raz pierwszy relacja okiem polskiej korespondentki wojennej!

„Kruchy lód” to relacja z podróży w sam środek piekła. Anna Wojtacha, korespondentka wojenna, pokazuje w szczery i bezkompromisowy sposób realia pracy na froncie, codziennych zmagań i ciągłego ocierania się o śmierć. Książkowy debiut dziennikarki prowadzi nas na zaplecze życia turystów masakry. Narracja jest niemal tak dynamiczna, jak wydarzenia, które opisuje. Nie ma czasu na budowanie złożonych zdań, liczy się tu i teraz. Wojna oczami Anny Wojtachy to pierwsza na naszym rynku relacja polskiej korespondentki.

Tytuł książki – Kruchy lód – zapowiada historię niebezpieczną, nieprzewidywalną, a jednak na tyle kuszącą, że każe iść krok dalej. Anna Wojtacha nie cofa się przed niczym, a już najbardziej przed ryzykiem. To pierwsza polska korespondentka wojenna, która opisała swoją pracę bez cienia ułudy. Spisana wartkim i bezpretensjonalnym stylem historia pobytów na Bliskim Wschodzie pokazuje cały wachlarz zdarzeń i emocji, które mogą przytrafić się na takim wyjeździe. Brak scenariusza jest normą. Niczego nie da się przewidzieć, zaplanować. Nie ma czasu na długie analizy, jest ułamek sekundy na reakcję. Walka z czasem, żołnierzami na rogatkach miast, przebiegłość i spryt, kłamstwa, brud to codzienność. Autorce udało się oddać to, czego doświadczają każdego dnia turyści masakry, a co z wielu powodów nie może znaleźć się w relacjach do wieczornych wydań wiadomości. We wstępie Anna Wojtacha odkrywa powody, dla których zdecydowała się na zawód korespondentki wojennej. Nie unika mówienia o dylematach, rozterkach, cenie, którą płaci za życie na froncie. Jednak jedno jest pewne – nie wyobraża sobie innego zawodu. Kiedy jest na froncie boi się niemal bez przerwy, ale po powrocie czuje nieodpartą chęć powrotu. Korespondent wojenny to jedno z tych zajęć, któremu trzeba poświęcić się w całości albo w ogóle. Kobieta na wojnie nie ma wcale łatwiej. To nie jest miejsce dla dam i gentlemanów. Tu każdy gra na siebie. Anna Wojtacha udowadnia jednak, że nie płeć determinuje wybór zawodu a cechy charakteru. Sama ma skłonności do ryzyka, wyróżnia się odwagą, bezkompromisowością, otwar-

Zima 2013

tym umysłem, refleksem, opanowaniem i pasją, czyli tym co ją napędza. Książka ilustruje każdy dzień zmagań na froncie i po zejściu z niego. Korespondenci wojenni to specyficzna grupa zawodowa, działająca jednocześnie w rozproszeniu i nomadzie. Są łącznikiem między dwoma światami – zostawiają za sobą spokojny dzień i wpadają w samo epicentrum wojny. Miejsce zamieszkania wyznaczają im kolejne konflikty zbrojne, nieustanne zagrożenie życia ułatwia proces zaprzyjaźniania się, dni podzielone są pomiędzy „lajfy” i zbieranie materiału do nich. Kartą przetargową jest news. Za exclusiv są w stanie narazić swoje życie. Nie słuchają niczyich rozkazów, ich ścieżki wyznaczone są przez linie ognia. Często ratuje ich intuicja – bywa, że za kompromisy płacą najwyższą cenę. Ironią losu jest to, że śmierć reportera najbardziej przybliża telewidzom realia wojny. Anna Wojtacha relacjonuje wojenną zawieruchę z Gruzji, Afganistanu, Iraku, Strefy Gazy – w każdym z tych miejsc wojna wygląda podobnie, tym niemniej autorka próbuje uchwycić specyfikę danego miejsca. Życie na granicy to forma nałogu, który jak każda inna używka uzależnia i nie sposób tak po prostu ją odstawić. Stąd też próby powrotu do normalnego życia okupione są często załamaniem psychicznym, ale także niepowodzeniem. Szybko okazuje się, że trzeba wracać z powrotem na front, bo to jest ta „normalna” codzienność korespondenta wojennego. www.cartablanca.pl

5


Spitsbergen – Dr Dariusz IGNATIUK dignatiuk@gmail.com

6

Travel Risk Management


You must see!

ď ľ Zima 2013

7


Fot. P. Strzelewicz, M. Kondracka

Jest wiele miejsc na świecie, które przyciągają swoim wyjątkowym charakterem i niepowtarzalnym pięknem. Jednym z takich miejsc jest na pewno położony na Morzu Arktycznym archipelag Svalbard, z największą wyspą Spitsbergenem. Od 1920 roku nad tym lądem pełne zwierzchnictwo sprawuje Norwegia. Stolicą i siedzibą gubernatora prowincji Svalbard jest Longyearbyen. Polskim akcentem w tym rejonie jest działająca od 1957 roku Stacja Polarna Instytutu Geofizyki Polskiej Akademii Nauk, najdalej na północ wysunięta polska placówka naukowa prowadząca działalność całoroczną. Stacja położona jest nad Zatoką Białego Niedźwiedzia (Isbjørnhamna) w fiordzie Hornsund. Glacjolog, doktor Dariusza Ignatiuk – kierownik XXXV Wyprawy Polarnej Polskiej Akademii Nauk na Spitsbergen – opowiada o swoich spostrzeżeniach z pobytu na tym szczególnie niegościnnym klimatycznie kawałku lądu, ale za to zamieszkałym przez gościnnych ludzi. Tomasz Serafin: Jakie wymogi formalne musi spełnić turysta planujący wyjazd na Spitsbergen? Jakie powinien zabrać dokumenty? Czy wymagane jest dodatkowe ubezpieczenie? Jakie zwyczaje panują wśród mieszkańców, na które trzeba zwrócić uwagę żeby nie popełnić faux pas? Dariusz Ignatiuk: W celu dotarcia na Spitsbergen wystarczy posiadać aktualny paszport oraz wybrać drogę transportu. Najpopularniejszy jest transport lotniczy z Oslo lub Trömso do Longyearbyen (stolica Spitsbergenu) norweskimi liniami SAS lub Norvegian, które obsługują ruch lotniczy przez cały rok. W okresie letnim istnieje możliwość przypłynięcia na Spitsbergen dużymi turystycznymi cruiserami lub jachtami. Działalność turystyczną można podzielić na dwa podstawowe typy: tę, która odbywa się w tzw. „strefie 10” oraz poza nią. „Strefa 10”

8

jest to obszar wokół Longyearbyen, gdzie dopuszczalny jest ruch turystyczny bez zgody Gubernatora, będącego przedstawicielem administracji norweskiej na Svalbardzie. W strefie tej można poruszać się zarówno na własną rękę, jak i skorzystać z oferty wielu profesjonalnych firm turystycznych. Warto jednak zaznaczyć, iż opuszczenie terenu zabudowanego wiąże się z koniecznością posiadania ze sobą broni palnej oraz odstraszającej. Broń taką można wypożyczyć w odpowiednich punktach po okazaniu pozwolenia na broń. Poruszanie się po „strefie 10” nie wymaga posiadania dodatkowego ubezpieczenia, niemniej ze względu na specyfikę obszaru jest ono wskazane. Cały obszar poza „strefą 10” jest objęty ścisłą ochroną przyrody. Wszelka działalność poza „strefą 10” wymaga przedłożenia odpowiednich dokumentów obejmujących m.in. pozwole-

Travel Risk Management


wycieczek kajakowych po fiordach. Tutaj trzeba bardzo uważać na morsy oraz niedźwiedzie polarne. O wiele więcej możliwości transportowych otwiera się w okresie zimowowiosennym. Nie jest to nic dziwnego, jeśli pamiętamy, iż 60% Svalbardu pokryte jest lodowcami. Przed turystami otwierają się możliwości poruszania się na nartach, skuterach lub za pomocą psich zaprzęgów. Jest to zdecydowanie okres, kiedy to eksploracja wnętrza wyspy jest o wiele łatwiejsza niż w lecie. Oczywiście zarówno w lecie, jak i w zimie można spotkać turystów uprawiających trekking.

T.S.: Z jakich środków transportu można skorzystać jeśli zamierza się zwiedzić wyspę? D.I.: W sezonie letnim najpopularniejsze są dłuższe i krótsze rejsy pontonami, jachtami lub dużymi wycieczkowcami. Statki te zabierają turystów zarówno z Longyearbyen, jak i z Europy. Rejsy tego typu pozwalają zapoznać się ze stosunkowo dużym obszarem wybrzeża Spitsbergenu. W przypadku małych jachtów przepisy pozwalają na zejście na ląd nawet na obszarze parku narodowego. Dla ambitniejszych turystów istnieje możliwość

T.S.: W jakie środki łączności należy się wyposażyć i w jakich językach możliwa jest komunikacja, np. ze służbami ratowniczymi? D.I.: W przypadku działalności wokół Longyearbyen w celach łączności wystarczy telefon komórkowy. Pamiętajmy jednak, że ze względu na bardzo urozmaiconą rzeźbę terenu nie wszędzie będziemy mieli zasięg. Dlatego najbezpieczniejszym rozwiązaniem jest posiadanie telefonu satelitarnego. Jak już wspomniałem, w przypadku działalności poza „strefą 10” telefon sate-

Fot. M. Kondracka

nie na broń, posiadania telefonu satelitarnego, boi ratunkowej, ubezpieczenia i planu trasy, należy także udokumentować swoje doświadczenie w rejonach arktycznych. Podanie o działalność poza „strefą 10” należy zgłosić minimum dwa miesiące przed planowanym terminem przylotu na Spitsbergen. Oczywiście w przypadku korzystania z oferty firmy przewodnickiej (dotyczy to głównie pływania jachtami w okresie letnim) wszelkie te niedogodności znikają. Jednym z najciekawszych zwyczajów nadal utrzymujących się na Spitsbergenie jest ściąganie butów nawet przed wejściem do budynków użyteczności publicznej, takich jak sklepy, poczta, restauracja, bank lub szpital. W ostatnich latach ze względu na bardzo duże natężenie turystów obyczaj ten powoli zanika.

 Zima 2013

9


litarny jest obowiązkowy, podobnie jak boja ratunkowa. Jeśli już jesteśmy przy tym, to warto przypomnieć, że w przypadku korzystania z telefonu satelitarnego numer ratunkowy 112 nie działa, należy zawsze wyposażyć się w odpowiednie numery telefonów służb ratunkowych z obszaru, na którym się poruszamy. Komunikacja, począwszy od sklepów, poprzez biuro Gubernatora po służby ratownicze, jest możliwa w języku angielskim.

T.S.: Czy oprócz zagrożeń naturalnych, występują zagrożenia ze strony przebywających tu osób? Czy na Spitsbergenie występuje zjawisko przestępczości i czym ono się charakteryzuje w tym specyficznym środowisku? D.I.: Wraz ze wzrostem liczby turystów zdarzają się drobne kradzieże, ale nie słyszałem o wzroście przestępczości na Spitsbergenie w ostatnich latach. Społeczność jest tak mała, że normą jest pozostawianie otwartych mieszkań lub kluczyków w stacyjkach samochodów.

T.S.: Jak zorganizowana jest pomoc medyczna na wyspie? D.I.: W Longyearbyen znajduje się szpital, który zajmuje się wszystkimi podstawowymi urazami i schorzeniami. W przypadku jakichkolwiek problemów pacjenci odsyłani są do Europy. W przypadku zgłoszenia wypadku zagrażającego życiu, ranny transportowany jest z miejsca wypadku do Longyearbyen za pomocą śmigłowca. W takim przypadku bardzo przydaje się dodatkowe ubezpieczenie.

T.S.: Jak można zapobiec tym zagrożeniom i w jaki sposób uzyskać pomoc, gdyby nie udało im się przeciwdziałać? D.I.: W przypadku zagrożeń naturalnych należy zdać się na doświadczenie swoje lub innych, na przykład profesjonalnych przewodników, którzy spowodują, iż będziemy mieli możliwość odbycia wspaniałej przygody w bezpiecznych warunkach. Pamiętajmy także, że w terenie tak niebezpiecznym nigdy nie poruszamy się sami. Niezbędny jest partner, który w razie wypadku będzie w stanie nam pomóc lub wezwać pomoc. Jeśli chodzi o zdarzenia przestępcze w Longyearbyen stacjonuje dwóch policjantów, do których zawsze można się zgłosić.

T.S.: Na jakie zagrożenia narażone są osoby wyjeżdżające turystycznie na Spitsbergen? Najczęściej zwraca się uwagę na groźbę ataku ze strony niedźwiedzi, choroby pasożytnicze lub odmrożenia. Jaka jest skala takich zagrożeń? Czy można wskazać okresowość ich natężenia? D.I.: Zdecydowanie największym zagrożeniem są niedźwiedzie polarne, które są królami Svalbardu. Jest to ich naturalne środowisko, a ludzie są tutaj tylko gośćmi. Nie należy zapominać, iż nie tylko niedźwiedzie stwarzają duże zagrożenie ze strony zwierząt. Dla osób poruszających się na pontonach oraz kajakach równie groźne mogą być morsy. Na odmrożenia najbardziej narażone są osoby przebywające na Spitsbergenie w okresie wiosenno-zimowym, gdy na ujemne temperatury nakładają się bardzo silne wiatry. Niemniej ujemne temperatury występują na Svalbardzie w ciągu całego roku, więc nawet w okresie letnim należy być przygotowanym na mrozy. Nie należy zapominać, że obszar Svalbardu jest nadal bardzo dziki i nietknięty ręką ludzką. Poruszanie się w terenie oraz zapewnienie środków do życia wymaga doświadczenia i odpowiedniego przygotowania, gdyż najmniejsze niedopatrzenie może mieć groźne skutki. Szczeliny na lodowcach, okresowe wezbrania w rzekach lodowcowych, rozmarzający permafrost, brak drzew na opał, szybko zmieniające się warunki pogodowe… to i wiele więcej w zależności od formy naszej działalności, musi być uwzględnione w celu bezpiecznego spędzenia czasu na łonie natury.

10

T.S.: Jaki ekwipunek należy ze sobą zabrać żeby odpowiednio przygotować się do panujących tam warunków atmosferycznych? D.I.: Nasz ekwipunek będzie się bardzo różnił w zależności od tego w jakim sezonie oraz po jakim terenie (woda, ląd, lodowiec) zamierzamy się poruszać. W okresie letnim zawsze należy pamiętać, iż temperatura może spaść poniżej zera i wystąpić opad śniegu. Niezbędne są więc w plecaku czapka i rękawiczki. Poza tym standardowe wyposażenie trekkingowe uzupełnione o dodatkową ciepłą warstwę w zupełności wystarcza. W przypadku planowania dłuższych wypraw pieszych po obszarach tundry warto rozważyć posiadanie kaloszy, ze względu na rozległe obszary podmokłe powstające w wyniku istnienia na Svalbardzie permafrost. Wybierając się na lodowiec nigdy nie zapominajmy o rakach! W okresie zimowym ubrania muszą być bardzo ciepłe i nieprzewiewne. W przypadku wycieczek skuterowych najlepszym rozwiązaniem jest zaopatrzenie się w specjalistyczny, jednoczęściowy kombinezon oraz ocieplane buty typu Sorele (do -60 stopni Celsjusza). W przypadku poruszania się na wodzie, bardzo często korzysta się nie z kamizelek ratunkowych, lecz z kombinezonów ratunkowych, chroniących przed szybkim wychłodzeniem w przypadku wpadnięcia do wody.

Travel Risk Management


Fot. M. Kondracka

T.S.: Czy można odwiedzić Polską Stację Polarną w Hornsundzie? Czy istnieje możliwość dopłynięcia jachtem czy trzeba się w inny sposób przemieszczać? D.I.: Ze względu na naukowy charakter Polskiej Stacji Polarnej oraz jej lokalizację w parku narodowym nie ma możliwości odwiedzenie jej turystycznie i spędzenia w niej noclegu. Niemniej do zatoki przy Stacji wpływają małe jachty, które jak wspomniałem mają pozwolenie na zejście na ląd na obszarach chronionych. Jeśli tylko nie koliduje to z pracami na stacji, turyści oprowadzani są po stacji i jej bezpośrednim otoczeniu. Zdarzają się również przypadki, bardzo rzadkie, iż Gubernator wyda zgodę np. narciarzom, którzy po drodze odwiedzają stację. T.S.: Kto przebywa w Polskiej Stacji Polarnej? Czym się Państwo zajmujecie i jak wyglądają warunki bytowe? D.I.: Polska Stacja Polarna powstała w roku 1957 r. nad Zatoką Białego Niedźwiedzia w Fiordzie Hornsund w czasie udziału Polski w III Międzynarodowym Roku Geofizycznym (1957/58). W sezonie 1957/58 miał miejsce pierwszy całoroczny pobyt ekipy naukowej na Stacji (tzw. „zimowanie”). W roku 1978 po rozbudowie i remoncie Stacji wznowione zostały całoroczne wyprawy naukowe, które nieprzerwanie trwają do dzisiaj. Ekipa zimująca na Stacji składa się od 8 do 10 osób. Każda z tych osób znalazła się tutaj w drodze otwartego konkursu i po przejściu szeregu szkoleń jest specjalistą w swojej dziedzinie. Wyprawa, oprócz utrzymania funkcjonowania stacji przez cały rok oraz wspieranie działań grup sezonowych, prowadzi monitoring geofizyczny oraz badania środowiska przyrodniczego w rejonie stacji. Obecnie w skład XXXV Wyprawy wchodzą: kierownik – glacjolog, mechanik, dwóch meteorologów, dwóch geofizyków, chemik, geodeta, informatyk oraz pracownik administracyjno-edukacyjny. Znacząca modernizacja stacji była przeprowadzona w latach 2002–2008. Obecnie główny kompleks stacji składa się z 4 budynków o łącznej powierzchni 1550 m2, w skład którego wchodzą: główny budynek stacji, agregatornia, hala magazynowa, magazyn sprzętu pływającego. Część letnia stacji przeznaczona jest dla grup naukowych prowadzących badania w oparciu o wsparcie logistyczne stacji. Znajdują się w niej grupowe pokoje (od 2 do 6-osobowe), dwie łazienki oraz mesa letnia. Część zimowa to jednoosobowe pokoje „zimowników”, czyli członków Wyprawy spędzających na stacji cały rok. Zarówno w części letniej, jak i części zimowej zlokalizowanych jest dodatkowo 10 laboratoriów: meteorologiczne, radiowe, edukacyjne, chemiczne, biologiczne, sejsmologiczne, jonosferyczne, magnetyczne, lidarowe oraz chromatograf.

Zima 2013

T.S.: Jakie miejsca koniecznie trzeba zobaczyć latem lub zimą, ze względu na ich niepowtarzalny charakter? D.I.: Bardzo ciężko wymienić jedno, dwa lub nawet kilka miejsc, które są najpiękniejsze. Jedni powiedzą, iż należy zobaczyć fiord Magdalenfjorden na północy Spitsbergenu, inni powiedzą, że o wiele piękniejszy jest Fiord Hornsund. Każde miejsce na Spitsbergenie jest unikatowe i piękne samo w sobie. Jeżeli jednak muszę wskazać kilka „You Must See It”, to niezapomniane wrażenie sprawiają zorze polarne, rozległe lodowce, tundra, która w jednym momencie jest szaro-bura, a za chwilę rozkwita różami, bielą oraz wszelkimi odcieniami zieleni. Zawsze unikatowym przeżyciem jest podglądanie zwierząt w ich naturalnym środowisku, setek gatunków ptaków, reniferów, fok, morsów, lisów lub niedźwiedzi. Niesamowite wrażenia pozostają po wędrówkach na nartach, od husa do husa lub z namiotem, gdy jest się tak daleko od cywilizacji i pozostaje tylko troska o ogień, ciepły śpiwór i bezpieczeństwo. Jeden poranek na rozległych polach lodowych z wychodzącym zza grzbietu słońcem może sprawić, że nigdy już nie zapomni się o Arktyce. Wartym uwagi są również miejsca takie jak kopalnie węgla lub całe opuszczone osady rosyjskie, gdzie widać jak bardzo człowiek potrafi ingerować w środowisko naturalne i jak bardzo je zmienia. Bardzo dziękuję za rozmowę.

Dr Dariusz IGNATIUK – kierownik XXXV Wyprawy Polarnej PAN na Spitsbergen, glacjolog. Stopień naukowy doktora Nauk o Ziemi uzyskał na Uniwersytecie Śląskim. Prowadzi badania naukowe na Spitsbergenie od 2008 roku. Realizuje krajowe i międzynarodowe projekty badawcze, m.in. „ICE2SEA” 7 Programu Ramowego Unii Europejskiej, którego wyniki mają być istotnym wkładem do raportu przygotowywanego przez Międzyrządowy Zespół do Zmian Klimatu (IPCC). Jest jednym z założycieli Stowarzyszenia Młodych Naukowców Polarnych u Progu Kariery w Polsce – APECS POLSKA. Jego zainteresowania prywatne to brydż sportowy, fotografia, narciarstwo i turystyka kwalifikowana.

Polska Akademia Nauk, Instytut Geofizyki, ul. Ks. Janusza 64, 01-452 Warszawa Uniwersytet Śląski, Wydział Nauk o Ziemi, ul. Będzińska 60, 41–200 Sosnowiec D. Ignatiuk oraz M. Kondracka, P. Strzelewicz

11


Wiedza i doświadcze między odwagą Piotr Głowacki redakcja@travelrisk.pl

12

Travel Risk Management


nie na straży granicy a głupotą

 Zima 2013

13


Lepiej mieć muła do pomocy, niż dźwigać zbyt dużo bagażu jak osioł

Pamiętacie reklamę jednego z napojów energetyzujących? Chłopakowi wracającemu do domu z ekstremalnej wyprawy, po przekroczeniu progu mieszkania wali się na głowę półka zawieszona nad drzwiami i słychać komentarz lektora… „najwięcej wypadków zdarza się w domu!”.

D

otyczy to jednak tych, którzy spędzają dużo czasu w domu. Aktywnym, korzystającym z każdej wygospodarowanej wolnej chwili na działanie, więcej niebezpieczeństw grozi jednak po zamknięciu domowych drzwi od zewnątrz. Zanim wybierzemy się na jakąkolwiek wyprawę, warto więc zadbać o własne bezpieczeństwo. Pierwszy, najważniejszy krok to określenie zagrożeń i przygotowanie się tak, aby dać przypadkowi jak najmniej do powiedzenia. Najlepiej ochronimy się sami, eliminując często popełniane błędy. Sezon zimowy może trwać jeśli tylko potrafimy znaleźć odrobinę śniegu i nasze wypady będą głównie związane z uprawianiem turystyki przypisanej do tej pory roku. Górskie wycieczki, narciarskie szaleństwa, leśne wędrówki czy spacery po zamarzniętych akwenach, to tylko fragment możliwości o tej porze roku. Wybraliśmy cel ekspedycji, więc poświęćmy trochę czasu, aby bezpiecznie wrócić i rozkoszować się niecodziennymi wspomnieniami.

Ubezpieczenie

Nie myśl, że wypadki zdarzają się innym i wybierz taki rodzaj polisy, który pozwoli nie myśleć w trakcie wycieczki o ewentualnych konsekwencjach. Wprawdzie doradcy ubezpieczeniowi starają się pomagać, jednak wielokrotnie sami źle określamy cel podróży i problemy gotowe. Przed każdym wyjazdem analizuję, jaki rodzaj zagrożeń może mnie czekać podczas całego wyjazdu. Wyprawa w góry wysokie Ameryki Południowej zaplanowana na cztery tygodnie akcji górskiej, szczęśliwie trwała krócej i został wolny czas do zaplanowanego wylotu. Decyzja grupy – wypad nad ocean. Ubezpieczenie Alpenverein, które posiadaliśmy nie jest jednak typowym ubezpieczeniem turystycznym i kilku członków wyprawy zdało sobie sprawę, że w razie wypadku drogowego lub nieszczęścia na plaży, może mieć jednak kłopoty. Czy powinni być zaskoczeni? Nie! Gdyż planując wyprawę uwzględnialiśmy możliwość wystąpienia takiego scenariusza i powinniśmy być na to przygotowani. Agent wystawiający polisę nie wie o takiej alternatywie, jeśli nie usłyszy tego od nas. Wniosek – warto poświęcić chwilę na takie dobranie ubezpieczenia, aby możliwie

14

maksymalnie je zoptymalizować! Artykuły w kolejnych wydaniach „Travel Risk Management” będą poświęcone bardziej szczegółowej tematyce. Teraz chcę uczulić Czytelników na konieczność zdobycia informacji o tym co może nas czekać podczas wypadów i możliwie dobrze przygotować się przed następstwami nagłych zdarzeń.

Planowanie

Jednym ze sprawdzonych sposobów rozpoczęcia przygotowań związanych z wyjazdem jest znalezienie osób, które takie przedsięwzięcie (podróż, wyprawę, wycieczkę itp.) mają za sobą. Dziś trudno znaleźć nowatorski pomysł i projekt z nowym kierunkiem, który prowadził będzie nieodkrytym szlakiem czy wymagałby zupełnie nowej wiedzy. Zazwyczaj nasze odkryte w przypływie pozytywnej energii szalone przedsięwzięcie, ktoś pewnie wcześniej zrealizował. Nie znaczy to, że mamy porzucać cel wyjazdu! Skoro podnieca nas chęć osiągnięcia jakiegoś celu, to fakt że ktoś to wcześniej zrobił trzeba przekuć w zalążek na sukces naszego działania. Docierając do kogoś kto przetarł szlaki na pewno możemy uniknąć wielu niebezpieczeństw, przez co zwiększamy szanse na sukces naszego przedsięwzięcia. Tym bardziej możemy się cieszyć – skupimy się na rozkoszowaniu prawdziwą aurą wyprawy, gdyż większość czyhających pułapek wyeliminowaliśmy zanim opuściliśmy nasze przytulne mieszkanie. Wielokrotnie udzielałem rad podróżnikom, którzy znaleźli swoimi kanałami kontakt do mnie, dowiadując się, że byłem w miejscach, które chcą odwiedzić i mogę podzielić się wrażeniami. Oczywiście teraz portale internetowe ułatwiają poszukiwanie takich osób i dotarcie do nich jest prostsze. Rzadko zdarza się sytuacja odmowy udzielenia bardzo cennych i pomocnych rad, pomagających zmagać się z nieznanym gruntem. Wiedząc, że takie działanie jest skuteczne, zawsze przed każdym wyjazdem – razem z żoną – szperamy w księgarniach i Internecie w celu pozyskania informacji przybliżających nam obraz miejsca, gdzie się udajemy. Począwszy od kultury i zwyczajów miejscowej ludności, poprzez warunki klimatyczne, lokalny transport, służby medyczne i ratownicze, do szczegółów takich jak niebezpiecz-

Travel Risk Management


Nawet dobrze spakowany sprzęt zajmuje czasem sporo miejsca

Zimny klimat sprawia, że gotowanie trwa całe wieki

Po akcji górskiej czasem warto wyskoczyć nad ocean, który był w planach

Także w niepogodzie osiągnięcie celu jest radością

ne miejsca, zwierzęta, możliwe szkodliwe potrawy i napoje, przydatne nominały walut czy części ubioru, wszystko możemy dziś znaleźć w sieci. Warto więc poświęcić trochę czasu na zapoznanie się z wiadomościami dostępnymi we wszelkich publikacjach, żeby nie być tym, na którego błędach będą się uczyć inni.

Informacje zweryfikowane

Aby bardziej obrazowo podkreślić potrzebę weryfikacji znalezionej wiedzy, opowiem naszą – na szczęście pozytywnie zakończoną – przygodę z poznawaniem dziś tak chętnie odwiedzanego przez Polaków kraju. Jest rok 1997 i mamy zaplanowany turystyczny wypad do Chorwacji, gdzie byliśmy dwa lata wcześniej. Niestety, podczas intensywnych działań wojennych w 1995 roku, turystycznie dostępny był tylko mały fragment wybrzeża, dlatego ustaliliśmy, że wrócimy w ten rejon jak będzie spokojniej. Wiedząc, że koniec konfliktu na Bałkanach jest bliski i ONZ finalizuje zawarcie trwałego rozejmu, planujemy podróż przez malowniczą Bośnię. Sarajewo wydawało nam się jak najbardziej oczywistym punktem postojowym. Podkreśliłem rok wyjazdu, ponieważ Internet nie był źródłem pozyskiwania wiadomości. W oficjalnym serwisie TVP podała informację o końcu wojny i normalizacji sytuacji w tym regionie. Jakież było nasze zdziwienie, gdy nie wiedzieć jakim cudem „wjechaliśmy” do Bośni i uradowani podążaliśmy na południe, aż nagle znaleźliśmy się wśród bombardowanych okolic! Patrol wojsk ONZ napotkawszy nas uciekających jak najdalej z tych okolic, nie mógł się nadziwić skąd bez wiz i specjalnych zezwoleń znaleźliśmy się w tym kraju i kto nam powiedział, że tu nie ma wojny. Wycofanie się na bezpieczny teren Chorwacji poprzez zaminowane obszary, na trwałe odcisnęło ślad zarówno na naszej psychice, jak i na pojeździe którym się poruszaliśmy. Ukuliśmy wtedy powiedzenie, że gdyby człowiek nie był taki głupi, to by nie był taki odważny i to najlepiej oddaje nasze ówczesne zachowanie. Wniosek? Nie czerpać informacji tylko z jednego źródła, zwłaszcza gdy jest to telewizja. Oby nigdy nie spotkały was takie niezapowiedziane „atrakcje” podczas poznawania pięknych krajów, w których niestety konflikty religijne, plemienne czy polityczne wcale nie są taką rzadkością.

Kto pyta – nie błądzi

Pytać, pytać i jeszcze raz pytać. Dobra, sprawdzona przez innych wiedza o tym, co może nas czekać jest jak zaznaczyłem zarówno

Zima 2013

zwiększeniem szans na sukces, jak i pewną „polisą ubezpieczeniową”, której nie kupimy w żadnym z towarzystw asekuracyjnych. Podkreślam potrzebę pozyskania jak największej wiedzy niezbędnej do dobrego przygotowania wyjazdu. Dopiero po określeniu możliwych zagrożeń czyhających na nas podczas podróży do obranego celu, jak i tam na miejscu, czeka nas trochę pracy nad dopracowaniem szczegółów. Podczas czytania przewodników, wchłanianiu informacji z Internetu i być może rozmów z podróżnikami, dowiemy się na jakich szczegółach musimy się skupić. Jeszcze nie wiesz Czytelniku, czy twoja szafa zawiera niezbędne ubrania, twój pawlacz przechowuje odpowiednią walizkę lub plecak, pudła z butami adekwatne do potrzeb obuwie, a apteczka niezbędne leki na tego rodzaju wyjazd. Bezpieczeństwo podczas podejmowanej eskapady, a także powrót do domu, w dużej mierze będzie zależeć od solidnego przygotowania się na specyficzne warunki, aby w jak najmniejszym stopniu wystawić się na ewentualność zaskoczenia panującymi w danym miejscu warunkami. W kolejnych wydaniach TRM postaram się nakreślić schemat doboru ekwipunku i innych środków „zabezpieczenia” i „ubezpieczenia” podczas planowania podróży. Jeśli któryś wątek będzie wymagał szczegółowego omówienia lub zainteresuje z uwagi na przydatność podczas planowania konkretnej ekspedycji, to pytajcie za pośrednictwem Redakcji TRM. Wierzę że uda nam się pomóc profesjonalnie planować podróże, abyście zawsze wracali z nich bezpiecznie, uśmiechnięci, cali i zdrowi. Z wyprawowym pozdrowieniem Piotr GŁOWACKI – czterdziestodziewięcioletni podróżnik.

Mgr inż. mechanik – absolwent Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Od 1995 roku, po wszczepieniu rozrusznika serca, pracujący rencista. Aktywny tryb życia pozwala mu lepiej dostrzegać szczegóły otoczenia i poznawać wielu wspaniałych ludzi. Często pracuje społecznie i stara się optymizmem zarażać otoczenie. Wędruje, żegluje, fotografuje, uwielbia oglądać świat z siodełka swojego choppera. Uwielbia wspinaczkę zarówno w skałach, jak i w najwyższych górach świata.

www.polakpotrafi.pl/projekt/korona-ziemi P. Głowacki

15


Górskie Ochotnicze Jacek DĘBICKI zarzad@gopr.pl

16

Travel Risk Management


Pogotowie Ratunkowe w zimowej gotowości

 Zima 2013

17


Zimą szczególnie często słyszymy o akcjach GOPR. Z okazji 60-lecia tego stowarzyszenia spotykamy się z naczelnikiem GOPR – Jackiem Dębickim żeby porozmawiać o tym jak wygląda codzienna służba ratowników. Tomasz Serafin: Na wstępie prosiłbym o wprowadzenie Czytelników w temat i przybliżenie jak przedstawia się struktura GOPR oraz zasad jego funkcjonowania? Jacek Dębicki: Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe jest stowarzyszeniem kultury fizycznej o zasięgu ogólnokrajowym, ze szczególnym uwzględnieniem regionów górskich. Swoje zadania statutowe: niesienie pomocy w górach ludziom, których zdrowie lub życie jest zagrożone, zapobieganie wypadkom w górach oraz ochrona środowiska naturalnego – realizuje poprzez siedem grup regionalnych: beskidzką, bieszczadzką, jurajską, karkonoską, krynicką, podhalańską i wałbrzyskokłodzką. Siedziba władz naczelnych GOPR – zarządu głównego i naczelnika znajduje się w Zakopanem. GOPR jest nadzorowany i współfinansowany przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Środki budżetu państwa stanowią 50% kosztów ponoszonych na funkcjonowanie służby górskiej. Pozostałe 50% to środki sponsorów: PZU S.A., Polkomtel S.A., Żywiec Sprzedaż i Dystrybucja Sp. z o.o., Mercedes Sp. z o.o., Turon Polska Energia S.A., SATEL Sp. z o.o., to również dotacje celowe samorządowe, środki własne wypracowane przez ratowników. T.S.: Jak zostać ratownikiem oraz jak długo trwa szkolenie na ratownika GOPR? Jakie predyspozycje musi posiadać osoba, która chce zostać ratownikiem? J.D.: GOPR zatrudnia 102 ratowników zawodowych, wspomaga ich 1345 ratowników ochotników i 204 kandydatów na ratowników. Trzon służby ratowniczej stanowią ratownicy zawodowi, będący w dyspozycji przez 24 godziny na dobę przez okrągły rok. Ratownicy ochotnicy wspierają ratowników zawodowych pełniąc wspólnie dyżury, uczestnicząc w akcjach i wyprawach ratunkowych, zabezpieczając stoki narciarskie. Żeby zostać kandydatem na ratownika trzeba znać bardzo dobrze topografie gór polskich, a szczególnie teren działania konkretnej grupy, do której chce się należeć, bardzo dobrze jeździć na nartach i zdać egzamin wstępny. Okres kandydacki trwa

18

minimum dwa lata. W tym okresie należy zaliczyć kurs pierwszego stopnia i uzyskać umiejętności kwalifikowanej pierwszej pomocy. Spełnienie tych wymogów pozwala kandydatowi złożyć na ręce naczelnika grupy uroczyste przyrzeczenie i zostać członkiem rzeczywistym GOPR, czyli ratownikiem górskim. W kolejnych latach służby ratownik podnosi swoje kwalifikacje uczestnicząc w specjalistycznych kursach i szkoleniach: ratownictwa ścianowego, jaskiniowego, z powietrza (śmigłowce), lawinowego, ratownictwa na wodach górskich lub ewakuacji z kolei linowych. Uzyskuje kolejne stopnie: starszego ratownika górskiego, instruktora ratownictwa górskiego i najwyższy stopień starszego instruktora ratownictwa górskiego. Z reguły jest to okres od 3 do 5 lat od przyrzeczenia. Większość ratowników pozostaje w stopniu starszego ratownika górskiego. Ci najlepsi zostają instruktorami – to elita GOPR. Przyszły ratownik musi wykazać się doskonałym zdrowiem potwierdzonym badaniami lekarskimi, świetną kondycją, brakiem lęku wysokości, odpornością na stres wywołany nagłymi zdarzeniami, umiejętnością podejmowania decyzji w stanach zagrożenia, a także opanowaniem. Oczywiście niektóre cechy wraz z doświadczeniem zdobywa się przez lata służby. T.S.: A jak często i w jaki sposób sprawdzana jest sprawność fizyczna ratowników? Czy ratownicy odbywają szkolenia z zakresu pomocy psychologicznej, którą mogliby służyć ofiarom wypadków? J.D.: Od 2009 roku wszyscy ratownicy górscy muszą pozytywnie zaliczyć test sprawnościowy Copera. Jego zaliczenie muszą powtarzać co roku. Ponadto uczestnicy szkoleń i kursów poddawani są sprawdzianom wytrzymałościowym. Wszystkie elementy ratownictwa górskiego wymagają dużej sprawności fizycznej. Programy szkolenia ratowników GOPR nie przewidują natomiast szkoleń psychologicznych. Doświadczenia prowadzonych działań ratowniczych w górach jak dotychczas nie wskazywała

Travel Risk Management


na taką potrzebę. Miały miejsce wypadki, że taka pomoc musiała być udzielona ratownikom uczestniczącym w wyjątkowo tragicznych wypadkach (śmierć Kolegów ratowników w lawinie w Karkonoszach, śmierć dzieci – uchodźców w Bieszczadach). T.S.: Skuteczność podejmowanych działań to nie tylko ratownicy, ale również sprzęt jakim dysponują. Proszę wymienić najważniejszy sprzęt, który wspomaga ratowników podczas akcji? J.D.: Środki transportu to samochody terenowo-osobowe: Land Rover Defender 110, samochody z napędem na cztery koła: Mercedes Benz GLK 4 Volkswagen Transporter 2,5 TDi, Mercedes Vito, Chevrolet Captiva, a także pojazdy czterokołowe, skutery śnieżne. Środki łączności cyfrowo-analogowej opiera się na urządzeniach Motoroli. Ponadto ratownicy wykorzystują specjalistyczny sprzęt do ratownictwa wysokościowego, jaskiniowego, przepraw wodnych, a także specjalistyczne środki transportu zimowego: akia, sanie kanadyjskie. Nie można zapominać również o osobistym ekwipunku ratowniczym i sprzęcie narciarskim. T.S.: Zapewne można w liczbach przedstawić aktywność i skuteczność GOPR? Tym samym zobrazować skalę aktywności turystycznej w górach. Czy na przestrzeni ostatnich lat wzrosła liczba interwencji i akcji ratunkowych? Czy można mówić o sezonowości wypadków górskich, a co za tym idzie czy są okresy kiedy liczba wypadków drastycznie wzrasta? Jakie niewłaściwe zachowania najczęściej zagrażają bezpieczeństwu turystów? J.D.: W 2012 roku ratownicy GOPR brali udział w: 605 interwencjach, 860 akcjach ratunkowych, 386 wyprawach ratunkowych. W 94 przypadkach korzystali z pomocy śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Łącznie udzielili pomocy 1950 osobom, niestety 43 osób nie udało się uratować. Liczba interwencji, akcji, wypraw w poprzednich latach utrzymuje się na zbliżonym poziomie, różnica wacha się w granicach 100 wypadków. Pomimo coraz lepszego sprzętu, zwłaszcza narciarskiego, przygotowania fizycznego, wyższych kwalifikacji, zwiększająca się z roku na rok ilość osób uprawiających rekreacje, sport i turystykę powoduje taką a nie inną ilość wypadków. W przypadku Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego najwięcej wypadków odnotowujemy w okresie zimowym. Stanowią około 2/3 wszystkich wypadków w górach. Są to wypadki związane z uprawianiem wszelkich form narciarstwa. Od lat apelujemy do osób korzystających z uroków narciarstwa o rozsądek, rozwagę, przestrzeganie kodeksu narciarskiego i jazdę w kaskach ochronnych. Ratownicy GOPR obowiązkowo jeżdżą w kaskach narciarskich dając przykład do naśladowania. Jazda w kaskach od sezonu 2011/2012 jest obowiązkowa dla dzieci i młodzieży do 16 roku życia. Turyści w górach najczęściej nie przestrzegają podstawowych zasad bezpieczeństwa, lekceważą zagrożenia, przeceniają swoje możliwości i umiejętności. Brawura, zła ocena warunków i trudności górskich oraz nieprzygotowanie kondycyjne, to częste powody wypadków.

Zima 2013

T.S.: Czy dzięki istnieniu specjalnego numeru alarmowego 601 100 300 zwiększyło się bezpieczeństwo turystów przebywających w górach, na przykład poprzez szybsze powiadomienie GOPR o zagrożeniu czy znalezieniu się w niebezpieczeństwie? Czy turyści mają świadomość istnienia takiego telefonu i czy z niego korzystają, czy może częściej – znajdując się w niebezpiecznej sytuacji – wybierają numer 112? J.D.: Wprowadzenie przez operatora sieci komórkowej PLUS systemu powiadamiania ratunkowego w GOPR wraz z numerem alarmowym w górach 601 100 300, zdecydowanie poprawiło skuteczność działań ratowniczych i zwiększyło bezpieczeństwo turystów. Bezpośredni kontakt z poszkodowanym pozwala określić jego stan i w miarę precyzyjne miejsce zdarzenia, co znacznie skraca czas dotarcia i udzielenia pomocy poszkodowanemu. Prowadzona od kilku lat kampania promowania numeru ratunkowego w górach pozwala przypuszczać, że jest on znany większości turystów. Również statystyka – 70% wszystkich zgłoszeń – potwierdza tą tezę. Część operatorów programuje ten numer w swoich nowych telefonach. T.S.: W ramach swojej działalności sami Państwo również prowadzicie akcje edukacyjne? J.D.: Jednym z celów zapisanych w statucie naszej organizacji jest zapobieganie wypadkom, między innymi poprzez prowadzenie działań edukacyjnych i profilaktycznych. Na stronie internetowej GOPR od kilku lat funkcjonuje szkoleniowy program e-learing pt. „W górach bezpiecznie” i „Zimą w górach bezpiecznie”. Jego uczestnicy mogą się dowiedzieć o wielu cennych informacjach dotyczących bezpiecznego zachowania w górach. Ukończenie szkolenia zostaje potwierdzone odpowiednim certyfikatem podpisanym przez naczelnika GOPR. Ponadto każda z grup regionalnych prowadzi akcje edukacyjne wśród młodzieży szkolnej połączone ze ścieżkami edukacyjnymi w terenie górskim. GOPR wraz z sponsorami wydaje plakaty, tablice, foldery propagujące bezpieczne zachowanie w górach i na stokach narciarskich. Bardzo dziękuję za rozmowę. Zapraszam Czytelników również na naszą stronę internetową: www.travelrisk.pl, gdzie informujemy o zagrożeniach w górach oraz piszemy, jak odpowiednio przygotować się do górskich wędrówek. Tam też zamieszczamy krótkie relacje ze zdarzeń, w których interweniowali ratownicy GOPR. Mam nadzieję, że ta rozmowa zainspiruje liczne grono specjalistów i amatorów górskiej rekreacji do wymiany poglądów na łamach „Travel Risk Management”. www.gopr.pl

Fot. GOPR

19


Góry zimą – przygotowanie Pora zimowa w górach należy do najniebezpieczniejszych okresów turystycznych. Profesjonaliści mają niewątpliwie tę świadomość, zaś „weekendowi” amatorzy zimowych wędrówek niekoniecznie. Czerpiąc z doświadczeń sił specjalnych operujących w terenie górskim, możemy znacznie poprawić swoje przygotowanie do typowych wędrówek turystycznych, również zimą.

20

Travel Risk Management


turystyczne Wojciech DEPA wojtekdepa@o2.pl

ď ľ Zima 2013

21


M

oim celem jest przedstawienie praktycznych zasad odpowiedniego przygotowania i zaplanowania zimowej górskiej wędrówki.

Ubiór

Truizmem jest stwierdzenie, że trzeba być „ciepło” ubranym. Jednak nie jest to tak oczywiste, jeśli na szlaku spotyka się ludzi w kurtkach, które wprawdzie są ciepłe, lecz struktura materiału, z którego są zrobione chłonie wilgoć i przepuszcza wiatr. Zatem w tym miejscu należy od razu wskazać na konieczność posiadania spodni i kurtki z odpowiedniego materiału, jak na przykład Gore-tex. Wskazane jest używanie bielizny termoaktywnej, czapka i rękawiczki również powinny być wykonane z Gore-texu. Natomiast najbardziej efektywna i najcieplejsza bielizna termoaktywna wykonana jest z najwyższej jakości włókien z futra owiec merynosów. Stosowana jest w bardzo niskich temperaturach, a produkty uznanych firm zawierają 100% wełny w warstwie zewnętrznej. Bielizna jest delikatna i przyjemna w dotyku. W porównaniu ze zwykłą wełną „nie gryzie”, nie wchłania obcych zapachów. Wysoka termoizolacyjność (gromadzenie ciepła w strukturze wewnętrznych kanałów stanowiących 90% objętości pojedynczego włókna). Zapewnia naturalną termoregulację dzięki pochłanianiu i wydalaniu nadmiaru ciepła, transportuje wilgoć poprzez rozbudowaną strukturę wewnętrznych kanalików. Jest hydrofilowa – wchłania aż 35% wilgoci w stosunku do masy własnej, cały czas pozostając suchą. Często taka bielizna ma właściwości antystatyczne, antyalergiczne i bakteriostatyczne. Nieodzownym elementem ubioru są stuptuty. Do tego dochodzą buty, koniecznie z membraną i na dobrych podeszwach. Najczęściej poleca się buty na podeszwach Wibram. Nazwa pochodzi od Vitale Bramaniego, włoskiego alpinisty, który po stracie sześciu towarzyszy podczas wyprawy na Mout Rasica w 1935 roku postanowił wymyśleć tworzywo na bazie kauczuku, które nadawałoby się na podeszwy do butów gór-

22

skich. W 1954 roku włoska ekspedycja zdobyła K-2 na podeszwach z Vibramu. Obecnie mamy kilka rodzajów tej podeszwy na różne tereny i różne warunki atmosferyczne. Czasem zwraca się uwagę na ślizganie się butów z podeszwami Vibram na lodzie, ale bardzo dobrze ocenia się ich właściwości na ośnieżonych stokach. Na pewno wytrzymałość ich na ścieranie budzi szacunek. Uzupełnieniem ubioru ochronnego są gogle lub okulary chroniące nie tylko przed słońcem, ale i chłodnym wiatrem i zacinającym zmrożonym śniegiem.

Sprzęt

W skład zimowego sprzętu powinny wchodzić: rakiety śnieżne, które ułatwiają poruszanie się w świeżo opadłym śniegu, poprzez przeciwdziałanie zapadaniu się turysty. Rakiety posiadają dodatkowo kolce zapobiegające osuwaniu się po oblodzonym stoku. Także innowatorski system up & down gwarantuje komfortowe ich użycie, tj. schodzenie po stromych stokach bez konieczności trawersowania. Raki, pomocne w przypadku trudniejszych odcinków szlaku, a niezbędne wszędzie tam, gdzie trasa przewiduje ostre podejścia. Należy pamiętać o odpowiednim dobraniu raków do posiadanego obuwia (raki paskowe, automatyczne, półautomatyczne). Czekan, także niezbędny na ostrzejsze podejścia. Do wędrówki alpejskiej preferowany jest ultralekki czekan z prostym styliskiem. Zestaw lawinowy, w którego pakiecie obowiązkowo powinno się znaleźć: sonda lawinowa, łopatka, detektor lawinowy. Sonda lawinowa pomocna jest przy lokalizacji osoby znajdującej się pod śniegiem po zejściu lawiny. Łopatka umożliwia w domyśle nie tylko odkopanie zasypanego turysty, ale dla wprawionych taterników pomocna jest przy założeniu stanowiska do ubezpieczenia. Detektor lawinowy jest obowiązkowym wyposażeniem turysty zamierzającego wędrować po górach zimą, mimo zagrożenia lawinowego. Detektor umożliwia lokalizację zasypanego turysty, jednak warunkiem skuteczno-

Travel Risk Management


Planowanie

W zakresie planowania powinna wchodzić: trasa, pogoda, czas wycieczki. Uwzględniając dobór trasy należy wziąć pod uwagę stopień jej trudności, możliwości kondycyjne zespołu osób, z którymi zamierzamy podróżować oraz posiadany sprzęt. Dla przykładu nie można zaplanować marszu szlakiem wymagającym użycia raków i czekana w sytuacji, gdy takim sprzętem się nie dysponuje. Pogoda jest kolejnym elementem, który należy bezwzględnie wziąć pod uwagę w tym, czy na czas górskiej wycieczki przewidziane są duże opady śniegu, silny wiatr lub duże wahania temperatur, które będą mieć bezpośrednie przełożenie na określenie stopnia zagrożenia lawinowego. Dobrym źródłem informacji są różne portale, w tym Travelrisk.pl, gdzie zebrane są najbardziej potrzebne i aktualne dane od różnych służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo na trasie. Komunikaty lawinowe ważne są nie dłużej niż 24 godziny. Zagrożenie lawinowe określane jest w skali pięciostopniowej. Czas wycieczki powinien być także rozsądnie planowany. Należy pamiętać, że w okresie zimowym dzień jest krótszy, a zatem trasę należy tak przygotować, aby noc nie zaskoczyła uczestników w połowie marszu do schroniska. Większość map turystycznych ma umieszczone czasy przemarszu, dlatego warto się w taką mapę zaopatrzyć.

Prowiant

W menu turystów powinna znaleźć się obowiązkowo gorąca herbata z dużą ilością cukru i cytryny. Stąd należy na ten czas zaopatrzyć się w dobry markowy termos. Posiłki powinny być bogate w pierwszej kolejności w węglowodany i białka.

Zabezpieczenie medyczne

ści rzeczonego detektora jest oczywiście posiadanie go przez wszystkie osoby w zespole. Kolejnym polecanym elementem sprzętu w zimowej turystyce górskiej jest plecak z systemem ABS lub Snowpulse. Plecak z takim systemem wypornościowym ratuje częstokroć życie. Uruchomienie systemu ABS przez osobę będącą w zasięgu lawiny powoduje, że pozostanie on na powierzchni lawiniska. Działa tu zasada zwiększania objętości obiektu znajdującego się w lawinisku, bez zwiększania jego ciężaru, a co za tym idzie wypieraniu obiektu o większej objętości na powierzchnię. Biorąc pod uwagę, że zimą szybko zapada zmrok i robi się ciemno, to latarka czołowa staje się przydatnym urządzeniem. Także ułatwia lokalizację turysty w przypadku jego zaginięcia. Ponadto przydatne są kijki teleskopowe z możliwością regulacji długości kija, wykonane z materiału typu karbon. Niezwykle pomocne są podczas zimowych wycieczek. Ułatwiają stabilizację sylwetki, odciążają kręgosłup oraz stawy kolanowe w przypadku poruszania się z ciężkim plecakiem, a zatem zwiększają nasze bezpieczeństwo. Palnik turystyczny w zestawie z małym garczkiem. W przypadku wypadku losowego typu duża śnieżyca uniemożliwiająca marsz, a co za tym idzie nieplanowany postój, palnik będzie pomocny do podgrzania herbaty lub sporządzenia gorącego posiłku. Interesującym rozwiązaniem są w tym zakresie wojskowe zestawy do gotowania i podgrzewania posiłków typu WZGPP, produkowane przez jedną z polskich firm. Zawierają one podwójny zapas paliwa (12 sztuk) w tabletkach. Dodatkowo, oprócz zwykłych zapałek, zawierają one zapałki sztormowe, pozwalające na podpalenie tabletek paliwa w czasie ulewnego deszczu lub silnego wiatru. Jest tam też chwytak do trzymania gorącej puszki, dostosowany do każdego rodzaju metalowej, standardowej puszki konserw. Może wystąpić również sytuacja, że zabraknie wody nadającej się do picia, dlatego warto sięgnąć po takie zestawy, które zawierają również tabletki do dezynfekcji wody do picia (8,5 mg NaDCC). Rozwiązuje to problem braku wody do przygotowania posiłku.

Zima 2013

W apteczce każdego turysty obowiązkowo powinna znajdować się folia NRC, środek przeciwbólowy oraz elastyczny bandaż pomocny np. przy unieruchomieniu kończyny.

Praktyczne rady

W górach nie należy poruszać się pojedynczo, powinno się dokładnie przygotować do wyprawy – na przykład według powyższego schematu, zostawić wiadomość o trasie i czasie powrotu. Wprowadzić w telefon komórkowy nr alarmowy (+48) 601 100 300, baterię telefonu naładować, telefon wyłączyć celem oszczędzania baterii. Posiadać przy sobie mapę lub urządzenie typu GPS, żeby w razie konieczności podać służbom ratunkowym swoje położenie. Reasumując na bezpieczeństwo w górach składa się wiele czynników, które w głównej mierze zależą od rozsądku turysty. Pamiętać trzeba także, że najlepszy sprzęt nie gwarantuje bezpieczeństwa, bowiem nieodzowna jest do tego umiejętność jego użycia i wiedza o zagrożeniach. Przed zaplanowaną górską eskapadą zimową warto ukończyć podstawowy kurs lawinowy. Wojciech DEPA – ratownik medyczny, instruktor: wspinaczki, survivalu, narciarstwa zjazdowego, nurkowania, bokser zawodowy, trener boksu. Zajmuje się szkoleniami dla służb mundurowych. Z wykształcenia mgr prawa, doktorant na Wydziale Prawa i Administracji Krakowskiej Akademii im. A.F. Modrzewskiego. Autor m.in. serii podręczników: Modus operandi sił specjalnych: Taktyka linowa i wspinaczkowa, Taktyka minersko-pirotechniczna, Taktyka czerwona, a także książki Boks. Kompendium wiedzy.

www.kursywspinaczkowe.com W. Depa, S. Sieradzki

23


Zestaw do gotowania i podgrzewania posiłków przydatny nie tylko w Afryce

Artykuł firmy Aidpol

W podróżach do miejsc odmiennych klimatycznie i odległych cywilizacyjnie problemem staje się zapewnienie sobie warunków do przygotowania ciepłego posiłku. Do wyboru są palniki gazowe, kuchenki benzynowe i opisane tu zestawy do gotowania i podgrzewania posiłków. Takie zestawy mają ważną zaletę szczególnie przydatną w odległych podróżach, gdzie ilość bagażu musi być jak najmniejsza. Zestawy są niezwykle małe i poręczne, przez co mogą się sprawdzić w bardzo specyficznych warunkach. Paliwo chemiczne używane w takich zestawach jest w cenie zarówno w afrykańskich, jak i w arktycznych pustkowiach, gdzie trudno o naturalny materiał palny. Tam gdzie występuje roślinność, paliwo wykorzystywane jest do rozpalenia ogniska, gdy drewno jest zbyt mokre.

W

ojskowy Ośrodek Badawczo-Wdrożeniowy Służby Żywnościowej w Warszawie również dostrzegł konieczność zaopatrzenia polskiego żołnierza w nowoczesną indywidualną rację żywnościową wraz z zestawem do przygotowania ciepłego posiłku w warunkach polowych. Taki zestaw to także rozwiązanie stosowane podczas klęsk żywiołowych, po zamachach terrorystycznych, w akcjach hu-

24

manitarnych lub pomocy międzynarodowej, przez armie wielu krajów, a także przez podróżników podczas najtrudniejszych ekspedycji. Zestaw do gotowania i podgrzewania posiłków używany między innymi od wielu lat przez żołnierzy armii NATO (szczególnie wojsk francuskich), umożliwia samodzielne przygotowanie ciepłego posiłku lub gorącego napoju. Służy zabezpieczeniu podstawowych potrzeb ludzi znajdują-

Travel Risk Management


cych się w sytuacji zagrożenia, spełniając jednocześnie wszystkie warunki pozwalające na zastosowanie go w warunkach ekstremalnych. W skład wersji podstawowej wchodzą: • s kładana podstawka – kuchenka utrzymująca ciężar posiłku ponad 3 kg, • chwytak do wszelkiego rodzaju metalowych puszek, • z apałki zapalające się nawet w trudnych warunkach atmosferycznych, • paliwo w tabletkach, • tabletki do dezynfekcji wody do picia, • torebka foliowa, • i nstrukcja obsługi w kilkunastu językach świata (m.in. arabski, suahili, buntu). Istnieją różne wersje zestawu, które zawierają dodatkowe elementy, takie jak np. składany kubek aluminiowy lub dodatkowy pojemnik aluminiowy, służący do przygotowania posiłku, ochronna folia cieplna, dodatkowy zapas paliwa, etc. Skład zestawów jest przygotowywany w zależności od warunków geograficznych i klimatycznych, wynikających z bieżących potrzeb osób zainteresowanych stosowaniem takiego rozwiązania. Zestawy zapakowane są w pudełko tekturowe mieszczące się w kieszeni – na opakowaniu zawarte są wszystkie niezbędne wielojęzyczne informacje: przeznaczenie, skład zestawu, sposób użycia, uwagi dodatkowe, etc. Konstrukcja kuchenki indywidualnej spełnia warunki dla naziemnego sprzętu wojskowego, określone w normie wojskowej NATO/OTAN i umożliwia jej eksploatację na otwartym powietrzu w warunkach ogólnoklimatycznych: • w zakresie temperatur otoczenia od -30°C do +50°C, rzy wilgotności względnej powietrza 100% i temperaturze •p otoczenia +35°C.

Zima 2013

Konstrukcja zestawu umożliwia jego wielokrotne wykorzystanie, a załączony chwytak jest dostosowany do wszelkiego rodzaju metalowych puszek, wykorzystywanych jako naczynie do przygotowania/ ugotowania ciepłego posiłku. Paliwo używane do grzania nie uwalnia substancji szkodliwych dla ludzi i przygotowywanych potraw. Wszystkie elementy zestawu posiadają niezbędne ekspertyzy i zezwolenia zgodne z normami europejskimi. Produkt uzyskał pozytywną opinię Pracowni Techniki, Normalizacji i Kodyfikacji Wojskowego Ośrodka Badawczo-Wdrożeniowego Służby Żywnościowej Wojska Polskiego, jego jakość materiałowa oraz brak szkodliwości chemicznej potwierdzona jest ekspertyzami Politechniki Warszawskiej i Radomskiej.

Producentem zestawów jest firma Aidpol: www.aidpol.com

25


Przeşyć pod Natalia Rakowska redakcja@travelrisk.pl

26

Travel Risk Management


lawiną

Takie jest prawo gór, że wszystko co cięższe od piórka spada w dół. To nie jest wina gór. To nie jest zemsta gór. To tylko prawo fizyki. Michał Jagiełło, Wołanie w górach

Zima 2013

27


P

do tzw. zamartwicy; ruchy oddechowe ustają, zachowana jest orwany przez lawinę człowiek poddany jest nie tylko natomiast czynność serca. Po kilku minutach w wyniku zatrzyuderzeniom mas śniegu, ale także spadających głazów mania akcji serca ustaje także krążenie, natomiast około 4 min czy połamanych pni drzew. W zależności od terenu, po zatrzymaniu krążenia dochodzi do nieodwracalnych zmian lawina może osiągnąć prędkość od 30 do 360 km/h. Oprócz w mózgu z powodu niedotlenienia komórek. ogromnej masy niszczącej, powstaje również swoista fala Mając taki obraz przed oczami, nie trudno uświadomić balistyczna, która przemieszcza się z prędkością równą sobie, jak ważne jest, aby poszkodowany, o ile nie zginął prędkości dźwięku (1200 km/h). Uderzenia materiału skalod razu w wyniku odniesionych urazów, został odnaleziony nego porwanego przez śnieg oraz niefizjologiczne ruchy, jai wydobyty spod śniegu w jak najkrótszym czasie. kim podlega człowiek toczący się z lawiną, powodują liczne Z wykresu, który sporządzono analizując wiele wypadobrażenia, takie jak: złamania kończyn i kości czaszki oraz ków lawinowych w Alpach, do których doszło na przestrzeuszkodzenia ważnych życiowo narządów i struktur: mózgu, ni ostatnich lat wynika, że serca, płuc, nerek czy kręosoba, która spędzi pod gosłupa. Wskutek urazów śniegiem nie więcej niż ginie jednak zaledwie 20% 100–150 ofiar śmiertelnych to żniwo, 15 min, ma aż 90% szans śmiertelnych ofiar lawin, jakie co roku zbierają lawiny w Alpach. na przeżycie. Pół godziny 2 – 3% umiera w wyniku później jej szanse spadają wychłodzenia, natomiast W polskich Tatrach praktycznie do 25%. Te zdecydowana większość, w okresie niespełna 10 lat (1996–2007) 45 min to także minimalczyli około 80% ginie pony czas, w jakim zwykle przez uduszenie. pędzące masy śniegu zagarnęły udaje się dotrzeć do poCzłowiek zostaje unie105 osób, 44 z nich zginęły. szkodowanego pierwruchomiony pod śniegiem, szym ekipom ratowniczym którego metr sześcienny, ze specjalistycznym sprzętem. Kolejne minuty to poszukiwaw zależności od stopnia zwilgocenia, waży od 30 do 800 kg. nie przysypanego pod lawiniskiem, podczas których prawCiężar śniegu może całkowicie uniemożliwić ruchy klatki piersiodopodobieństwo przeżycia spada poniżej 25%. Największą wej, a co za tym idzie, tłoczenie powietrza do płuc. Natomiast szansą dla poszkodowanego jest więc pomoc będących ograniczona ruchomość klatki piersiowej zapewnia wentylację w pobliżu − świadków wypadku, pod warunkiem, że wietylko przez czas do wyczerpania zapasu tlenu w przestrzeni wodzą oni jak ową pomoc nieść i mają ku temu odpowiedni kół ust poszkodowanego, o ile w ogóle takowa miała szansę sprzęt. się utworzyć. W pierwszej minucie od wyczerpania zapasu tlenu „Przeciwlawinowym ABC” każdego zimowego turysty występują duszności, poszkodowany ma problem z nabraniem powinien być detektor lawinowy, sonda i łopata. Brak choćpowietrza (duszność wdechowa), sinieje twarz i błony śluzowe. by jednego z elementów zestawu w sytuacji krytycznej może Po upływie około 1,5 min pojawia się duszność wydechowa, kosztować czyjeś życie. Bez detektora nie odnajdziemy szybdrgawki i następuje utrata przytomności. Po 2 min dochodzi

28

Travel Risk Management


ko przysypanego śniegiem, bez sondy nie będziemy w stanie ustalić pozycji, w jakiej został unieruchomiony, a bez łopaty nie mamy prawie szans, by odkopać warstwy ciężkiego, często zmrożonego śniegu. Do szybkiego lokalizowania zasypanych pod śniegiem ludzi służy detektor lawinowy, który posiadać musi zarówno osoba poszukująca jak i poszukiwana. Detektor lawinowy (potocznie nazywany „piepsem”, od austriackiej firmy Pieps – prekursora w tej dziedzinie), to urządzenie elektroniczne (ważące ok. 250 g i mieszczące się w kieszeni), działające jako nadajnik lub odbiornik fal radiowych, w zależności od włączonego trybu. Użytkownik udając się w góry powinien przełączyć detektor na tryb nadawania i umieścić go pod jak najgłębszą warstwą ubrań (odzież wierzchnia często zrywana jest przez lawinę). W tym trybie sprzęt emituje fale radiowe o stałej częstotliwości 457 kHz (co ok. jedną sekundę wysyłany jest krótki impuls elektromagnetyczny). Detektory lawinowe pracują na tej samej długości fal, niezależnie od rodzaju i marki, są więc kompatybilne ze wszystkimi innymi odbiornikami i nadajnikami lawinowymi. Osoba poszukująca ofiar pod lawiną przełącza swój detektor na tryb odbioru. Zależnie od modelu i producenta, proces poszukiwania odbywa się w oparciu o sygnał akustyczny albo świecące diody w przypadku prostych modeli analogowych, lub o wskazanie ciekłokrystalicznego ekranu w zaawansowanych modelach cyfrowych. Najnowsze systemy zbierają sygnał z trzech anten, ale na rynku dostępne są nadal modele jedno- i dwuantenowe. Otrzymujemy też informację o odległości dzielącej nas od nadajnika osoby zasypanej (zasięg detektorów to od 40 do 70 m, a miejsce zasypania wskazują z dokładnością od 0,5 do 1 m), kierunku, z którego otrzymywany jest sygnał lub jak wiele nadajników (ofiar) znajduje się pod śniegiem. Istnieją również urządzenia, które informują o stanie poszkodowanej osoby poprzez rozpięty na klatce piersiowej pas z elektrodami, które rejestrują częstość pracy serca. Wybór detektorów jest duży, ale najpopularniejsze systemy należą do firm Pieps, Mammut, Ortovox i Backcountry Access. Ta ostatnia, z Boulder w Kolorado, jako pierwsza wprowadziła nową technologię dualnej anteny cyfrowej w swoich produktach. Model TRACKERDTS jest obecnie jednym z najchętniej kupowanych modeli na świecie. Wyposażony w trzy alkaliczne baterie typu AAA pracuje około 250 godz. w trybie nadawania i 50 godz. w trybie poszukiwania. Waży zaledwie 310 g, a jego rozmiar porównać można do paczki papierosów. Prosty w obsłudze, o ergonomicznej budowie, odporny na działanie niskich temperatur, wstrząsy i trudne warunki górskie, zaopatrzony w diody typu LED, doskonale widoczne nawet w ostrym górskim słońcu. Innym systemem ochrony przeciwlawinowej jest pasywny system Recco, składający się z dwóch elementów: detektora Recco i reflektora Recco. Działanie tego systemu polega na wszyciu w odzież lub umieszczeniu w butach czy kaskach tzw. metek Recco, czyli pasywnych kilkucentymetrowych płytek drukowanych (obwód drukowany), zatopionych w wytrzymałym tworzywie sztucznym, o wadze zaledwie kilku gramów. Metki działają jak reflektor. Służby ratownicze wyposażone są w detektory Recco (ręczne oraz instalowane w śmigłowcu), które wysyłają sygnał radiowy o częstotliwości 917 MHz. Reflektor (metka Recco) odbija sygnał oraz podwaja jego częstotliwość, po czym odbiornik detektora wychwytuje go i sygnalizuje odnalezienie poszukiwanego. Dla tych, którzy nie posiadają odzieży z wszytymi metkami, dostępne są w sklepach sportowych samoprzylepne metki Recco lub można je wypożyczyć w wypożyczalniach

Zima 2013

sprzętu wysokogórskiego (np. sklep HiMountain na zakopiańskich Krupówkach). Pomimo zalet, z których największą jest z pewnością znaczna różnica w cenie w porównaniu z detektorami, jest to system mniej skuteczny i wymaga obecności w pobliżu wypadku służb dysponujących odpowiednim sprzętem, co najlepiej sprawdza się w pobliżu rejonów patrolowanych przez ratowników, np. w pobliżu stoków narciarskich. Dlatego też aktywne metody sygnalizacji o pozycji poszkodowanego w lawinie wysuwają się na pierwsze miejsce i to one powinny dominować w ekwipunku górskich turystów. Kolejnym podstawowym elementem wyposażenia „zimowego turysty” powinna być łopata i sonda. Sonda lawinowa to skręcany lub składany z około półmetrowych odcinków pręt, o całkowitej długości od 2,3 do 3,5 m. Służy do sondowania pokrywy śnieżnej, czyli wbijania jej w śnieg w celu zlokalizowania dokładnego położenia zasypanej przez lawinę osoby, jej sylwetki oraz głębokości, na jakiej się znajduje. Obecnie coraz więcej produkuje się sprzętu uzupełniającego, który ma za zadanie zwiększyć szanse na przeżycie w lawinie. Jednym z najbardziej skutecznych jest plecak ABS (airbag), którego prototyp stworzył 30 lat temu Peter Aschauer, twórca firmy ABS. Jest to jedyny przyrząd ratunkowy, który nie dopuszcza do zasypania przez śnieg. Na szelce plecaka umocowana jest rączka, za którą pociągamy w momencie ruszenia lawiny. Następuje wtedy odpalenie butli i wypełnienie gazem balonów („pływaków”) umieszczonych w bocznych kieszeniach plecaka, o łącznej objętości 150 – 170 l. Jednak cena takiego wyposażenia stawia je wciąż poza zasięgiem portfela przeciętnego turysty. Innym przyrządem jest AvaLung, który umożliwia oddychanie pod zwałami śniegu, pod warunkiem, że zdążymy uchwycić jego ustnik i utrzymać go do czasu zatrzymania się pod śniegiem. Ustnik ten, przez który pobieramy powietrze zaopatrzony jest w membranę. Pozwala ona na swobodne przenikanie cząsteczek powietrza, natomiast zatrzymuje kryształki śniegu. Dzięki jednokierunkowym zaworom, wydychane powietrzne zawierające przewagę dwutlenku węgla nie miesza się z powietrzem wdychanym, ponieważ odprowadzane jest w okolice pleców. System ten wydłuża czas przebywania pod śniegiem od kilkunastu minut nawet do kilku godzin. Systemy antylawinowe stają się coraz bardziej powszechne nie tylko wśród doświadczonych turystów, ale także wśród amatorów górskich wypraw. Nadal jednak istnieje liczna grupa śmiałków, którzy uważają łopatę lawinową za zbędne kilogramy, a „piepsa” jedynie za gadżet, w dodatku zbyt drogi, by jego posiadanie mogło stać się warunkiem wyruszenia w góry zimową porą. Tegoroczna zima zamieniła górskie doliny i szczyty w krainę śniegu, która niezmiennie przyciąga swoim urokiem i grozą rzesze miłośników górskich wędrówek. Niektórzy z nich wyruszają na szlak z ekwipunkiem „na wagę życia”. Reszcie pozostaje jedynie mieć w świadomości słowa Adama Maraska, zasłużonego ratownika Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego: „Ekspercie, uważaj! Lawina nie wie, że jesteś ekspertem…”

Natalia RAKOWSKA – absolwentka kierunku Ratownictwo Medyczne w Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego

Sz. Królik, M.M.

29


Przygotowani na T R A V E L

redakcja@travelrisk.pl MANAGEMENT

W polskich górach lawiny nie są taką rzadkością jak mogłoby się nam wydawać, a coraz większa aktywność turystyczna i rekreacyjna połączona z brakiem odpowiedniego przygotowania, prowadzi do wzrostu liczby ofiar. Tatry, Karkonosze, Bieszczady, a nawet niektóre beskidzkie szczyty, to miejsca, w których zimą występuje realne zagrożenie lawinowe. Nie sposób jednak nie zauważyć, że wzrasta również oferta szkoleniowa i zainteresowanie kursami lawinowymi.

30

Travel Risk Management


lawiny

ď ľ Zima 2013

31


Ostrzeżenia o zagrożeniu lawinowym

M

y wybraliśmy się do Schroniska Górskiego PTTK Murowaniec na weekendowy kurs lawinowy organizowany w marcu przez Polskie Stowarzyszenie Freeskiingu i ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Zajęcia teoretyczne i w terenie prowadził naczelnik TOPR – Jan Krzysztof. Trzydniowe szkolenie objęło również tematykę dotyczącą przyrody Tatr, ochrony środowiska naturalnego i ewentualnych zagrożeń pochodzących między innymi ze strony zwierząt zamieszkujących Tatrzański Park Narodowy. Te zagadnienia zostały omówione w sposób bardzo interesujący przez Jana Krzeptowskiego ze straży TPN. Naczelnik TOPR mówił, że jeszcze kilkanaście lat temu, poza wewnętrznymi szkoleniami dla ratowników nikt się tym nie interesował, a sprzęt w postaci detektorów, sond i specjalnych łopatek był w zasadzie niedostępny. Zainteresowanie problematyką lawin występowało wyłącznie wśród wąskich grup, takich jak alpiniści, którzy spotkali się z tymi zagrożeniami i intensywnie poszukiwali wiedzy na ten temat. Jednak na przestrzeni tych kilkunastu lat podejście do tego zagadnienia mocno się zmieniło. Dziś inaczej postrzega się zagrożenie lawinowe, sposoby jego powstawania oraz kwestię tego, kiedy można działać w górach, a kiedy już zaczyna się podejmowanie zbyt wysokiego ryzyka. Zainteresowanie kursami na pewno wzrosło też wraz z coraz większą popularnością freeride’u czy skitouringu. To właśnie osoby uprawiające te dyscypliny są bezpośrednio narażone na lawiny. Wszystko to sprawia, że na kursach praktycznie zawsze jest komplet uczestników. W trakcie takiego szkolenia realizowane są zajęcia z dwóch głównych działów. Pierwszy z nich obejmuje ocenę ryzyka na podstawie informacji o stopniu zagrożenia lawinowego, planowanie wyjścia i wybór drogi, obserwację terenu oraz odczytywanie sygnałów świadczących o zagrożeniu. Drugi blok skupia się na wszystkich tych działaniach, które należy podjąć w ramach wzajemnej pomocy po zejściu lawiny. Podczas kursu odbywają się praktyczne zajęcia z użyciem detektorów, sond i łopatek. Mimo, że na kursach pokazywane są tylko najważniejsze czynności i żeby sprawnie posługiwać się zestawem lawinowym należy samodzielnie trenować, to jednak jest to bardzo dobrze podana wiedza, która przede wszystkim zwiększa świadomość i poprawia ocenę ryzyka. Osoby zainteresowane udziałem w takich kursach powinny wziąć pod uwagę, że kilkugodzinne zajęcia praktyczne odbywają się w terenie, niezależnie od panujących warun-

32

ków pogodowych. Warto zabrać ze sobą takie samo ubranie jak na typowy wypad w góry w porze zimowej. Różnica tkwi w tym, że ćwiczenia wykonywane są pojedynczo więc większość uczestników szkolenia czeka na swoją kolej, po forsownym marszu (sprawdzają się narty skiturowe lub rakiety śnieżne). Dlatego bardzo przydaje się odzież termoaktywna i kurtka puchowa, którą najlepiej założyć na miejscu ćwiczeń, a w czasie przemieszczania się tam, poruszać się w kurtce z membraną oddychającą. Chociaż w czasie naszego kursu taka kurtka zamieniła się w lodowy sarkofag, tracąc tym samym swoją cenną funkcjonalność. Tym samym całe ubranie od środka stało się mokre i błyskawicznie następowała utrata ciepła.

Zacznijmy więc od tego czym jest lawina?

Lawina to masa śniegu lub lodu zsuwająca się z dużą prędkością ze stoku. Nie należy lekceważyć nawet niewielkich lawin, które również mogą okazać się niebezpieczne, ponieważ urazy lub śmierć osoby wciągniętej pod lawinę może nastąpić nie tylko w wyniku mechanicznego działania mas śniegu, ale również w wyniku wychłodzenia czy braku powietrza. Wyróżnia się kilka rodzajów lawin. Wśród nich można wymienić lawinę: • wilgotną, gdzie występują warstwy mokrego, ciężkiego śniegu, • puszystą, • pyłową, wtedy śnieg jest lekki i sypki, • płytową, gdy ze zbocza góry zsuwają się zlodowaciałe płyty i warstwy śnieżne. Ryzyko zejścia lawiny występuje w określonych miejscach, jak: szczyty poddane na działanie promieni słonecznych, szczyty o nachyleniu powyżej trzydziestu stopni, jak również te o wypukłym lub gładkim zboczu. Przyczyną lawiny może być silny wiatr, ocieplenie, nagromadzenie dużej ilości śniegu, ale też głośne okrzyki i nieodpowiedzialne zachowanie człowieka.

Jak ograniczyć ryzyko związane z zejściem lawiny?

Każdy, przed wyprawą w góry, może podjąć pewne działania, które mogą zminimalizować ryzyko wystąpienia lawiny. Planowanie wyjścia w góry należy zacząć od dokładnego sprawdzenia warunków pogodowych, sprzętu, ale co również jest istotne i często pomijane – należy zostawić informację o przebiegu wyprawy bliskiej nam osobie, która nie wybiera się z nami oraz informowaniu jej o zmianie trasy, gdy taka

Travel Risk Management


Gruba warstwa śniegu utrudnia przemieszczanie się

nastąpi. Należy być na bieżąco z komunikatami dotyczącymi zagrożenia lawinowego. W Polsce obowiązuje pięciostopniowa skala zagrożenia lawinowego. Innymi słowy im zagrożenie lawinowe wyższe, tym większy stopień na skali. Nie znaczy to jednak że niski stopień zagrożenia lawinowego wyklucza wystąpienie lawiny. Po pierwsze skala zagrożenia to pewne przedziały, a określone warunki pogodowe mogą być charakterystyczne dla górnej granicy niższego poziomu i bliskie dolnej granicy wyższego poziomu. Poza tym lawinę może zainicjować człowiek, przy bardzo niskim poziomie zagrożenia. Na terenie Tatr informację o zagrożeniu lawinowym możemy uzyskać na przykład na stronach internetowych TPN, TOPR, IMiGW. Niejednokrotnie uwarunkowania atmosferyczne znacznie ograniczają widoczność. Opady śniegu lub gęste mgły są w górach szczególnie niebezpieczne. Gdy pojawiają się problemy orientacyjne, rozważniej jest zawrócić po własnych śladach. Bezpieczne wędrowanie w takich warunkach wymaga wyczucia terenu, wiedzy topograficznej i umiejętności przewidywania zagrożeń. Należy nie zapominać, że w górach pogoda zmienia się bardzo szybko. Zanim wybierzemy się w góry, dokładnie zaplanujmy wyprawę. Nie zapomnijmy o zabraniu mapy okolicy i szlaków. W terenie należy iść sprawnie i w odstępach około 10 m między sobą. Ważne jest odpowiednie przygotowanie sprzętowe oraz ubranie, które powinno być widoczne podczas ewentualnej akcji poszukiwawczej. Sprzęt lawinowy można podzielić na dwie grupy. Po pierwsze, będą to plecaki ABS, Snowpulse czy Float, które wyposażone są w system pompujący balony po bokach plecaka. Dzięki zwiększeniu objętości człowiek wypierany jest na powierzchnię lawiny. O ile daje to pewną szansę, to nie należy zapominać, że jest to ostatnia deska ratunku. Fakt posiadania takiego plecaka nie upoważnia nas do podejmowania zwiększonego ryzyka, mimo, że statystyki użycia tego sprzętu są bardzo pocieszające. Poważną wada takich plecaków jest ich cena, która ogranicza popularność takiego zabezpieczenia. Drugą grupą sprzętu są urządzenia elektroniczne – detektory. Ewoluowały one od urządzenia jednoantenowego do urządzeń trzyantenowych, wyposażonych w mikroprocesor. Przyspieszają one akcję poszukiwawczą przez analizę pewnych danych i proste wskazówki takie jak kierunek poszukiwań. Zdaniem TOPR w 80% wypadków, będąc wyposażonym w detektor trzyantenowy powinniśmy poradzić sobie ze znalezieniem zasypanego. Jednak w zasypaniach głębokich lub takich, gdzie

Zima 2013

ćwiczenia z detektorem lawinowym

Odkopywanie zasypanej osoby

ofiary znajdują sie blisko siebie, musimy wrócić do starego systemu poszukiwania z czasów detektorów jednoantenowych. Wymaga to dużego treningu, daje jednak pewne nadzieje na znalezienie zasypanych. Co roku pojawia się jakieś nowe urządzenie, ale prace nad detektorami idą w kierunku rozwinięcia między nimi komunika-

33


partii śnieżnych i ich osuwania. Poza tym w miejscach zagrożonych lawinami nie wolno się zatrzymywać.

Co robić, gdy porwie nas lawina?

Uchwyt uruchamiający plecak ABS

Plecak ABS po uruchomieniu

Gdyby nie udało się uniknąć lawiny i masy śniegu porywają w dół, przede wszystkim nie wolno panikować. Należy zachować względny spokój, by móc wykonać odpowiednie czynności, które mogą uratować życie. Należy spróbować: • jak najszybciej odpiąć narty lub inny sprzęt zjazdowy, • zdjąć plecak, chyba że jest to lawina, wtedy pociągnąć za uchwyt uruchamiający, • nie chować się za niewielkimi głazami ani drzewami, • skulić się, • zakryć twarz i głowę rękoma, • nabrać jak najwięcej powietrza tuż przed uderzeniem mas śniegu, • pod śniegiem starać się poruszać, by uniemożliwić zablokowanie klatki piersiowej i zaburzenia oddychania oraz utworzyć przed sobą jak największą poduszkę powietrzną. Znakiem wskazującym na to, że lawina się zatrzymuje jest malejąca szybkość ruchu śniegu. Teraz masy niesione przez zsuwający się opad będą nas przykrywać i zasypywać. Aby być widocznym dla poszukujących nas osób, musimy utrzymać się blisko powierzchni. Róbmy to, wyciągając w górę czekan lub kijek. Jak już jest się pod śniegiem, to trzeba oszczędzać tlen i siły. Schowanie się za drzewem jest ryzykowne, ponieważ i ono może zostać porwane przez lawinę. Niestety w terenie zadrzewionym również zdarzają się lawiny. Plecaki, narty stanowią dodatkowy środek ciężkości. Zakrycie twarzy i głowy rękoma w przypadku przysypania śniegiem często ratuje życie. Jeżeli ktoś z towarzyszy wyprawy zostanie przysypany przez lawinę, to jak najszybciej powinno się zacząć jego odkopywanie. Trzeba także powiadomić ratowników. Nie bez znaczenia jest czas, ponieważ po przekroczeniu piętnastu minut szanse na przeżycie dla zasypanego drastycznie maleją. Gdy odnajdziemy poszkodowanego należy postępować delikatnie, uważając na każdy ruch, bo może to zwiększyć urazy. • układa się ofiarę w miejscu osłoniętym od wiatru, • izoluje go od śniegu, • przykrywa poszkodowanego zapasową odzieżą i folią termiczną, • wzywa pomoc, dzwoniąc na numer ratunkowy (w Tatrach jest to numer: 601 100 300 lub 112).

Na zakończenie

Pod warstwą lodu membrana traci swoje właściwości

cji. Idea polega na tym aby detektory osób poszukujących mogły kierować te osoby dużo wcześniej do kolejnych zasypanych. Już teraz istnieją urządzenia wysyłające do siebie komunikaty o funkcjach życiowych. W sytuacjach skrajnie trudnych łatwiej jest zdecydować gdzie jest większa szansa na uratowanie zasypanego w lawinie. Będąc już w górach należy zachowywać się cicho, bowiem okrzyki niespodziewanie mogą przyczynić się do obluzowania

34

Lawiny nie są najczęstszą przyczyną tragicznych wypadków w Tat-rach. Najczęściej ludzie giną na skutek upadku z wysokości. Naczelnik Jan Krzysztof stwierdził, że od początku istnienia TOPR śmiertelnych wypadków wskutek lawin było ponad 100. Stanowi to ok. 12% wszystkich wypadków śmiertelnych jakie odnotowano na przestrzeni 100 lat. Jednak biorąc pod uwagę małą liczbę ludzi w terenie wysokogórskim w zimie, odsetek ten jest już dość poważny. Wypadki takie są często mocno nagłośnione, jako że niestety równocześnie ginie kilka osób. W krajach z którymi współpracuje TOPR i z których napływają informacje, rocznie w lawinach ginie w sumie ok. 200 osób. W skali innych wypadków jest to liczba absolutnie minimalna, ale w grupie ludzi działających w górach jest to już dosyć znaczący procent. To pewne, że wypadki będą zawsze. Tym bardziej, że coraz częściej, coraz więcej osób jeździ poza wyznaczonymi trasami. Warto robić to rozsądnie oraz z odpowiednim przygotowaniem. redakcja@travelrisk.pl Fot. T.Serafin, Stock.XChange (Góra Cocka)

Travel Risk Management


PRZENOŚNY ZESTAW ZASILANIA SŁONECZNEGO

MINI SOLAR

6W

Opis urządzenia:

Urządzenie przeznaczone jest do zasilania:

MINI SOLAR jest przenośnym urządzeniem przetwarzającym energię słoneczną w prąd stały. Posiada wbudowane baterie alkaliczne, które zasilane energią słoneczną magazynują energię elektryczną dzięki czemu MINI SOLAR może zasilać urządzenia elektryczne o małej mocy gdziekolwiek i kiedy chcesz.

- energooszczędnych żarówek oświetleniowych typu LED, które zużywają 80-90% mniej prądu niż żarówki tradycyjne (w zestawie są 2 sztuki), - telefonów komórkowych, odtwarzaczy MP3, przenośnych wentylatorów. MINI SOLAR to energia

elektryczna ZA DARMO!

1

6

5

7

5

2

3 4

nie dokonywać napraw samodzielnie. Wymianę uszkodzonego przewodu oraz inne naprawy należy wykonywać tylko w autoryzowanych punktach serwisowych lub u producenta.

Opis urządzenia:

 Panel słoneczny  Główny włącznik  Gniazdo ładowarki sieciowej ‚ Wskaźnik ładowania sieciowego ƒ Gniazdo podłączenia żarówek LED „ Gniazdo USB … Wskaźnik zasilania panelem słonecznym

Instrukcja obsługi oraz generalne uwagi dotyczące użytkowania:

Podstawowe informacje o produkcie:  MODEL LCPS-1210  Moc panelu 6W  Bateria litowa 12V 4.4AH  Wymiary: 355 x 240 x 40 mm, Waga: około 2 kg Wyposażenie zestawu:  Ładowarka sieciowa  Zestaw oświetleniowy z przewodami (2x3m)  2 żarówki LED (3W)  Wejście USB 5V  Panel główny  Uniwersalna ładowarka USB W przypadku uszkodzenia przewodu ładowarki sieciowej należy zaprzestać ładowania odłączając ją od sieci. Nie rozbierać panelu,

 ŁADOWANIE SŁOŃCEM: w celu maksymalnego naładowania należy zawsze ustawiać urządzenie prostopadle do promieni słonecznych – ładowanie rozpocznie się automatycznie. ŁADOWANIE Z SIECI: podłączyć załączony przewód sieciowy max.230V/50Hz do urządzenia.  ZASILANIE URZĄDZEŃ: podłączyć wybrane urządzenie załączonym przewodem USB do panela, a następnie ustawić główny włącznik w pozycji „I”.  Należy dbać o czystość panelu słonecznego, kurz oraz brud wydłuża czas ładowania. Czyścić suchą szmatką.  Urządzenie może pracować w temperaturach od -10°C do 50°C, chronić przed wilgocią.  W przypadku długiego okresu nieużywania urządzenia (dłużej niż 1miesiąc) zaleca się raz w miesiącu naładować a następnie rozładować panel w celu utrzymania żywotności baterii.

TABELA DZIAŁANIA URZĄDZEŃ: Urządzenie

Maksymalna moc Czas działania urządzenia Uwagi urządzenia podczas podłączenia do…

Lampa LED

3W

Około 17 godzin

Ładowarka telefoniczna

5W

Około 10 godzin

Przenośny wentylator (max pobór mocy 30W)

30 W

Około 3,2 godziny

1. Czas ładowania zależy od nasłonecznienia 2. Czas działania jest czasem przybliżonym

Wyłączny Dystrybutor: www.aidpol.com

Aidpol ul. Cietrzewia 34/1, 02-492 Warszawa, email: aidpol@aidpol.com

PODŁĄCZENIE URZĄDZEŃ NIEZGODNIE Z POWYŻSZĄ INSTRUKCJĄ OBSŁUGI MOŻE SPOWODOWAĆ TRWAŁE USZKODZENIE SPRZĘTU

UWAGA: Zużyte urządzenia elektryczne oraz żarówki są surowcami wtórnymi – nie wolno wyrzucać ich do pojemników na odpady domowe, ponieważ mogą zawierać substancje niebezpieczne dla zdrowia ludzkiego i środowiska. po upływie okresu użytkowania produktu lub w razie zakończenia jego używania z innych przyczyn produkt należy usunąć zgodnie z obowiązującymi krajowymi przepisami o ochronie środowiska, oddając go do lokalnego punktu recyklingu odpadów lub właściwego punktu odbioru i utylizacji.


Turyści

36

Travel Risk Management


masakry

Anna Wojtacha redakcja@travelrisk.pl

– Chyba cię kompletnie porąbało! – słyszę od znajomego kiedy pakuję plecak żeby już za kilka godzin znaleźć się w Kabulu. – Wiesz co tam się teraz dzieje? Oszalałaś? – dodaje kiedy wciskam do pokrowca kamizelkę kuloodporną i hełm. – Wiem, do cholery, ale taką mam pracę! Poza tym wojsko zgodziło się zabrać mnie Casą – rzucam. – To zawsze taniej, choć niewygodnie. – Ty naprawdę oszalałaś…  Zima 2013

37


T

ak najczęściej reagują nasi znajomi czy bliscy kiedy po raz kolejny postanawiamy ruszyć tam skąd tysiące chcą uciekać. „Wojenne ćpuny” – rzuca ktoś od czasu do czasu. „Turyści masakry”– pisał Arturo Perez-Reverte. Każdego roku dziesiątki dziennikarzy giną na wojnie. Kiedy przychodzi kolejna wiadomość o śmierci naszego kolegi, przez chwilę w naszych głowach pojawia się myśli – „mogę być następna”, ale tylko przez chwilę. Potem znowu ruszamy żeby opowiadać świat czy może raczej piekło, które z taką pasją od lat jedni ludzie fundują drugim.

Afganistan

Kabul śmierdzi padliną i kurzem. Resztki jedzenia, wnętrzności zabitych zwierząt i wszystko co jest w stanie skonsumować człowiek, wyrzuca się tu wprost na ulicę. Do tego od czasu do czasu dochodzi zapach świeżej krwi i dymu, który towarzyszy kolejnym zamachom. Nie ma w zasadzie tygodnia żeby jeden z setek zamachowców-samobójców nie detonował w centrum miasta ładunku. Tworzą się wtedy gigantyczne korki, a na miejscu chwilę później zjawiamy się my – reporterzy. Nie inaczej jest i tym razem. Kiedy tylko dojeżdżam z operatorem kamery do hotelu kilkaset metrów od nas dochodzi do eksplozji. Jedziemy na miejsce. Już wiem co nas czeka, bo takie obrazy znam z Iraku. Rozerwane ciała walają się po chodni-

38

ku i drodze. Karetki zabierają rannych, którzy wyją z bólu. Trudno oszacować ile osób zginęło. Wokół biegają oszalali ludzie, w których tli się nadzieja, że tym razem wśród ofiar nie ma ich bliskich. Ci, którzy w strzępkach ciał czy ubrań ich odnajdują, padają na kolana i wznoszą ręce ku niebu. Pytają Allaha dlaczego do tego dopuścił. W takich chwilach traci się wiarę w cokolwiek, traci się sens dalszego istnienia i przeklina się cały świat. Mój operator włącza kamerę i kręci. Wprawnie manewruje między krwawymi strzępkami ludzi. Ja przedzieram się do policjanta, który próbuje odgrodzić miejsce eksplozji. Na darmo jednak. Ludzie i tak podchodzą bardzo blisko. – Czy umie pan oszacować ile zginęło osób – pytam, ale już wiem, że zbyt wiele się od niego nie dowiem. Jest przerażony, nie panuje nad sytuacją. Odchodzę więc na bok i zapalam papierosa żeby choć odrobinę zabić otaczający mnie smród. „Tak musi śmierdzieć w piekle” – myślę i widzę jak karetka przejeżdża po leżącej kilka metrów ode mnie oderwanej stopie, tkwiącej cały czas w bucie. Wracamy do hotelu i zsyłamy materiał do redakcji, choć jestem niemal pewna, że nie zostanie wyemitowany. Takich zdjęć się nie pokazuje. Na ekranach telewizorów nie widać prawdziwego oblicza wojny. Może to lepiej? Nie wiem, ale czasami chyba każdego kto widział ją z bliska bardzo to irytuje. Informacje o rannych i zabitych są tylko informacjami o anonimowych ludziach, tak nam dalekich, w tak innej żyjących kulturze. Więc… więc co nas to obchodzi? Mariusz – mój operator – napełnia szklanki bourbonem i rozkłada się na kanapie. Sadowię się w fotelu obok, biorę łyk złotego płynu i zapalam papierosa. Za oknami huczy miasto. Słychać klaksony, szum przejeżdżających powozów zaprzęgniętych w osiołki, głosy ludzi.

Travel Risk Management


– Nienawidzę tego miasta – mówi Mariusz i bierze duży łyk alkoholu. – Zawsze jak tu jesteśmy coś idzie nie tak. Albo się coś psuje albo nam ostrzelają samochód. No zawsze, kurde coś! Niestety ma rację. Kabul, w ogóle Afganistan, to jedno z najmniej przewidywalnych miejsc na świecie. Każdego roku mądrzy ludzie robią rankingi na najniebezpieczniejsze miejsca na naszym globie. Zawsze w pierwszej dziesiątce jest Kabul i Bagdad. Dwa miasta, które tak dobrze znam. Dwa miasta, które nauczyły mnie, że idąc ulicą trzeba obserwować dachy (snajperzy), że pod koszulą mieści się kałasznikow, że minimalna prędkość poruszania się samochodem to sto kilometrów na godzinę, bo tak trudniej nas ostrzelać. Taka wiedza ciąży po powrocie do kraju, kiedy trzeba się przestawić na normalną rzeczywistość. Patrzy się na świat jeszcze z tamtej perspektywy, co sprawia że wielu z nas zachowuje się idiotycznie. Bo czy jest normalne, że idąc ulicą obserwujemy dachy, obawiając się strzału? No i kto normalny słysząc niespodziewany huk pada na ziemię? Wojenne nawyki trudno z siebie wyrzucić. Poza tym nie warto, bo przecież będą nam potrzebne. Chowamy je więc w sobie, a one wyłażą w najmniej oczekiwanych momentach. Afganistanu poza tym trudno się nauczyć. Wojna sprawia, że bezustannie ulega on przemianom. Przestają istnieć ludzie, z którymi jeszcze kilka tygodni wcześniej rozmawialiśmy. Przestają istnieć budynki, które tak dobrze znaliśmy. Tak jest na przykład z niewielkim hotelem, w którym często spaliśmy. Przed wyjazdem bezskutecznie próbowałam się tam dodzwonić żeby zarezerwować pokoje. Zrezygnowałam po dwóch dniach i zabukowałam miejsca gdzie indziej. Po przyjeździe do Kabulu dowiedziałam się dlaczego nie mogłam się dodzwonić. W hotelu zdetonował się zamachowiec. Ot, afgańska rzeczywistość. Staję na szeroko rozstawionych nogach w centrum Kabulu i zaczynam nagrywać relację. Po kilku chwilach staje się to jednak niemożliwe. Wokół mnie zaczyna kłębić się tłum gapiów, którzy swoje twarze przyklejają wręcz do mojej. Na plecach czuje ich dłonie. Mam wrażenie, ze ten tłum wchłonie mnie zaraz, że zniknę na zawsze obezwładniona ich ciekawością. Niecierpliwię się, próbuję mówić i jednocześnie lekko ich od siebie odpychać. Mój tłumacz, Hewad też robi się nerwowy. Chodzi nie tylko o jakość mojej relacji, ale też o to, że w takim tłumie trudno zapanować nad tym co się wokół dzieje, a to z kolei oznacza, że wystarczy chwila nieuwagi i mogę zostać wciągnięta do samochodu, porwana. Dla terrorystów dziennikarz jest towarem. Cennym towarem. Zachodnia dziennikarka to wręcz „rarytas”. Przerywamy nagrywanie i Hewad ciągnie mnie do samochodu. „Szybko, Miss Anja! Szybko! Niedobra sytuacja!”. Mój operator w biegu zwija sprzęt i już po chwili mkniemy przed siebie rozklekotanym autem Hewada. –C holera, jak tak dalej pójdzie, nic nie nagramy! – mamroczę pod nosem wściekła. –M iss Anja, nagramy na dachu hotelu. Tam nie ma tłumu. –W dupie mam dach! Muszę mieć w tle ulicę! Hewad ma strapioną minę. Wiem, że się o mnie martwi, ale jednocześnie muszę zrobić materiał. Mariusz jak zwykle przychodzi z pomocą. – Jest tu jeszcze ten twój kumpel z Blackwatersów? – Nie wiem, a co? –N o bo jakby był, to ty byś nagrała stend up’a, a oni by pilnowali żeby cię nikt nie porwał – mówi Mariusz wyraźnie dumny ze swojego pomysłu. –M am nagrywać relację, a goście z karabinami będą mnie obstawiać, tak? Oszalałeś? –D obry pomysł – rzuca zza kierownicy Hewad. – Tak tylko na chwilę, Miss Anja. – Żołnierzy nie będzie widać. Niezbyt pewna pomysłu sięgam po telefon i dzwonię do swojego przyjaciela z prywatnej firmy ochroniarskiej.

Zima 2013

– Jim, jesteś może w Kabulu? – Będę wieczorem, a co Dziecinko? – pyta jak zwykle gotowy mi pomóc. – A możesz wpaść do mojego hotelu? Mam prośbę… – Oczywiście! Będę o 18:00 czasu GMT. Rozłącza się, a ja jak zwykle zastanawiam się na cholerę oni czyli żołnierze, operują tyloma czasami. Czas lokalny, czas GMT, czas Zulu, no i jeszcze, co dla mnie ważne, czas w Polsce. Mam zegarek z dwoma tarczami. Na górnej zawsze jest czas polski, na dolnej lokalny, tym razem afgański. Ale jak z tego zrobić GMT? Postanawiam się tym nie martwić. I tak wracamy już do hotelu. Wieczorem nie będziemy się z niego ruszać, bo zbyt niebezpiecznie. Jim na pewno nas zastanie. Zajmujemy z Mariuszem ogromny apartament z dwoma sypialniami, dwoma łazienkami, kuchnią i pokaźnym salonem. Mój operator ląduje na kanapie i otwiera butelkę. Nasz codzienny, wieczorny rytuał. Nasz lek na krwawe, dymiące obrazy. Nasz lek na zachowanie normalności, na nie zapadanie się w wojennych absurdach. Lekkie stukanie do drzwi przerywa nam wspomnienia z Iraku. Wspomnienia naszego wojennego hartowania się. Pierwszego i pewnie dlatego tak dla nas ważnego, niepowtarzalnego, kiedy wszystko jest nowe i obce. Przerażające i fascynujące zarazem. Wspomnienia poczucia strachu i mocy jednocześnie, bo okazało się, że na naszych oczach, właśnie na naszych oczach, dzieje się historia. Stawaliśmy się jej częścią i to dawało nam poczucie wyjątkowości. Zarówno tam jak i po powrocie do kraju. Dla znajomych stawaliśmy się egzotycznymi zwierzętami o barwnej sierści i obcym zapachu. Powoli, z każdym wyjazdem, stawaliśmy się coraz bardziej częścią świata z którego wracaliśmy. Stawaliśmy się niesymetryczni do tego normalnego, niewojennego świata i choć bolało nas to czasami, to zasadniczo byliśmy z tej swojej asymetryczności dumni.

39


Otwieram drzwi i widzę w nich Jima. Ma długą, gęstą brodę i potargane włosy. Na czoło zsunął, niepotrzebne o tej porze dnia okulary przeciwsłoneczne. Na mój widok otwiera szeroko swoje umięśnione, wytatuowane ramiona i podnosi mnie. –W itaj Dziecinko! – krzyczy i wciska mi twarz w szyję, mocno całując. Uwielbiam tego faceta, ale teraz czuję, że jeśli ściśnie mnie choć odrobinę mocniej, trzasną mi żebra. – P uszczaj, wariacie! Boli! – drę się i dopiero wtedy Jim stawia mnie na podłogę. Szczerzy się w uśmiechu i nadal obejmuje, choć już na szczęście delikatnie. Po chwili rozsiadamy się w fotelach i zaczynamy sączyć bourbona. Mój znajomy wygląda jak człowiek buszu. We włosach ma afgański pył, za paznokciami brud, spodnie i koszulkę skrajnie uświnione i przepocone. Zdejmuje z siebie broń. Jest tego dosyć dużo. Kładzie swój arsenał na szafce, daleko od moich oczu, bo wie że broń budzi we mnie mieszane uczucia. Nie lubię jej, a jednocześnie uważam, że dodaje mężczyznom męskości. Typowo babskie rozdwojenie. Jim rozgląda się po pokoju, a ja mówię mu czego od niego potrzebuję. Kiwa od razu głową, zgadzając się. „Nie ma problemu” – mruczy, a jego wzrok ląduje na rozpoczętej butelce. – Dużo tego macie? – Dużo. – To dobrze. Kończymy nad ranem. Zasypiam z twarzą wtuloną w poduszkę, która lekko pachnie kurzem. Jak wszystko tutaj. Budzik przywraca mnie rzeczywistości o dziewiątej. Zwlekam się do łazienki, ale czuję, że najpierw muszę się czegoś napić. Noc była ciężka. Wchodzę do kuchni i buum! Padam na podłogę zdezorientowana i czołgam się w kierunku ściany. Cały nasz apartament w jednej chwili wypełnia się pyłem. Kulę się zakrywając głowę dłońmi. Dociera do mnie krzyk Mariusza. Ta soczysta wiązanka przywraca mi ostrość myślenia i zaczynam wołać kolegę. Po chwili widzę go jak wczołgiwuje się do kuchni, cały w pyle. Leżymy więc teraz razem i patrzymy na siebie z mieszaniną strachu i zdziwienia. – Co jest, k…? – wydusza z siebie mój operator. – Nie wiem, ale wszystko wskazuje na to, że przed naszym hotelem doszło do eksplozji. Z ulicy zaczynają nas dobiegać dźwięki sygnałów karetek. Wstajemy powoli i otrzepujemy się z kurzu. Mariusz odzyskał już swoje operatorskie nawyki i biegnie do pokoju po kamerę. Potem w bokserkach i koszulce wybiega na korytarz. Ja za nim. Mam na sobie koszulkę z symbolem US Navy Seals i napisem „Jedyny łatwy dzień był wczoraj”. Zabawne.

40

Na korytarzu hotelu pełno jest ludzi, którzy biegają chaotycznie i krzyczą. Przedzieramy się konsekwentnie do wyjścia. Wśród hotelowych gości nie ma chyba rannych. To co dzieje się na zewnątrz, to już zupełnie co innego. Na barierce odgradzającej chodnik od drogi zwisa czyjaś ręka. Obok leży ciało kobiety, którą eksplozja pozbawiła twarzy. Kolejny piekielny obrazek do naszej galerii ludzkiej potworności. Mariusz kręci, a ja stoję jak wryta i obserwuję to wszystko jakbym oglądała film. Nie mam ze sobą nawet mikrofonu. Nagle czuję jak ktoś obejmuje mnie, czymś opatula. To zaprzyjaźniony menadżer hotelu. Owija mnie kocem i szepcze coś przerażony. Po chwili orientuję się o co chodzi. Podobnie jak Mariusz mam na sobie krótkie spodenki. Dobrze, że panuje tu takie zamieszanie, inaczej ktoś gotowy byłby mnie zlinczować. Wracamy do pokoju. Kurz w nim opadł już lekko i na podłodze widać roztrzaskane szkło, które chrzęści teraz pod naszymi butami. Zaglądam do swojej sypialni. Na prześcieradle też połyskują w słońcu drobinki okien. Na szafce obok łazienki miałam położony plecak. Leży teraz w wannie, przeniesiony tam siłą eksplozji. Znowu mi się udało, myślę. Gdyby nie to, że tak potwornie doskwierał mi kac, spałabym nadal. – Jack Daniels uratował ci życie – stwierdza Mariusz chichocząc. Przenosimy rzeczy do innego pokoju. Nie jest tak okazały, ale przynajmniej ma okna od podwórka. Jim i trzej jego koledzy rozstawiają się kilka metrów ode mnie. Dwóch z przodu, dwóch z tyłu. Zaczynam nagrywać stand up’a. Mieszkańcy Kabulu nie mają odwagi zbliżyć się do mnie. Mimo to idzie mi kiepsko. Krępuje mnie taka obstawa. – Jim, przestańcie mierzyć do tych ludzi, to jakoś tak nie… – Dziecinko, czy ja ci mówię jak masz robić relację? No! Nie mam odpowiedzi na takie dictum, więc wracam przed kamerę. Po kilku minutach kończymy nagranie, a moim osobiści terminatorzy opuszczają lufy karabinów. – Do samochodu – wydaje komendę Jim.

Travel Risk Management


Jeszcze kilka razy korzystaliśmy z pomocy Jima i jego małomównych kolegów, których oczy zawsze zasłonięte były okularami przeciwsłonecznymi. Nie pamiętam ich imion, a może mi się nie przedstawili…

Czad

Na podłodze pokoju hotelowego w Ndżamenie rozkładam swój plecak i wyciągam z niego leki na rozstrój żołądka. Wszystkie bagaże mam zawsze perfekcyjnie spakowane, co naraża mnie bezustannie na żarty moich kolegów-bałaganiarzy. Po prostu lubię wiedzieć, gdzie co mam, a w warunkach w których pracujemy wydaje mi się to dodatkowo wygodne. Tak jest i tym razem. Kilka pokoi dalej leży nasz kolega, francuski dziennikarz. Ma od kilku dni rozwolnienie i gorączkę. Prowadzi mnie do niego jego operator kamery i powtarza ciągle „błagam zrób coś”. Po korytarzu hotelu leniwie przechadza się jaszczurka. Jest ponad 50°C w cieniu, wilgotność około 90%. Koszmar. – Jak się czujesz stary? – rzucam w kierunku Francuza, który zwija się na łóżku. – Wyglądasz okropnie. – Dzięki! Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć! – mówi, a jego usta składają się w coś na kształt uśmiechu. – Dlaczego nie wezwaliście lekarza? Jesteś kompletnie odwodniony. Jest tu jakiś szpital?

Zima 2013

– Jest, ale ja tam nie wejdę. Wolałbym kostnicę w Bagdadzie – syczy przez zaciśnięte zęby, bo zdaje się, że ma kolejny skurcz w żołądku. Podaję mu leki i elektrolity. Trochę pomaga, ale tylko trochę. Dziennikarze zbyt często beztrosko podchodzą do swojego zdrowia i warunków panujących w danym kraju. Wiem to po sobie, bo w Iraku odwodniłam się do tego stopnia, że straciłam przytomność. Pomogli żołnierze, ale dochodziłam do siebie dwa dni. Podczas tego wyjazdu też damy popis nieodpowiedzialności. Na razie jednak zostawiam baterię leków choremu Francuzowi i wsiadam do naszego Jeepa, który ma nas powieść w odległe od stolicy Czadu rejony. Koszula lepi mi się do pleców, mimo że zaledwie kilkanaście minut temu wzięłam prysznic. Mam wrażenie, że cała spływam potem. Jedziemy do obozów dla uchodźców. Ta podróż jednak od początku naznaczona jest chyba jakimś piętnem. Zaledwie trzysta kilometrów od Ndżameny łapiemy gumę. Nasz kierowca, który bardzo słabo mówi po angielsku, zabiera się za zmianę opony. Wokół nas jest perfekcyjne nic. Żadnego budynku, drzewa, słupa wysokiego napięcia, czegokolwiek. Nie ma żadnego punktu odniesienia. Stoimy zapatrzeni w tę pustkę, a słońce operuje bezlitośnie. Pada teraz na czubki naszych głów, tak że nie rzucamy cieni. Po kilkudziesięciu minutach ruszamy dalej, wyczerpani postojem. Pijemy łapczywie wodę. Zbyt łapczywie i zbyt dużo. Już za kilka godzin będziemy żałować. Zasypiam niespokojnym snem. Zmieniam co chwilę pozycję. Kark boli mnie coraz bardziej, podobnie jak plecy i głowa. Z tej rwanej drzemki wyrywa mnie gwałtowne szarpnięcie i krzyk naszego kierowcy. Znowu złapaliśmy gumę. Wypełzamy z samochodu i kierowca zabiera się do pracy. Znowu wokół nas nie ma nic. Tylko to paskudne bezlitosne słońce. Kierowca grzebie przy samochodzie, ale idzie mu wolno i jakoś nieporadnie. Śruby przy kole zapiekły się. Zaczynamy pomagać, ale wcale nie jest lepiej.

41


– Dwa, może trzy kilometry stąd jest osada. Pójdę tam po pomoc i wodę – deklaruje w końcu. Rusza przed siebie i w końcu znika z pola naszego widzenia. Ile trwa marsz przez pustynię te dwa, trzy kilometry? Nie wiemy. Pewne jest natomiast jedno – czujemy się coraz gorzej, a wody jest coraz mniej. Pijemy ją małymi łyczkami, ale po dwóch godzinach kończy się. Układamy się w cieniu samochodu, choć to niewiele daje. Wreszcie wpełzam pod maskę samochodu i dyszę miarowo, czując że ta wszechogarniająca susza zaczyna mnie pożerać. Robię się obojętna i ospała. Mój operator podobnie. – Zdechniemy tu – mamrocze, a ja nawet nie mam siły mu odpowiedzieć. Nie wiem czy zasypiam czy mdleję, ale przed oczami przesuwają mi się obrazy, mnóstwo obrazów. Są lekko zamglone, falują, ale rozpoznaję je. Mam sześć lat. Pochyla się nade mną moja mama i podaje mi szklankę zimnej, różowej oranżady. Teraz już takiej nie robią, a nawet jeśli, to nie smakuje tak jak tamta. Biorę w małe rączki szklankę i piję. Napój jest mocno gazowany. Czuję to na języku i w nosie. Cudowne, odświeżające uczucie. Ten fantastyczny odlot przerywa mi nieznośne szarpanie i krzyk. Spod maski samochodu wystaje moja noga i właśnie za nią szarpie mnie teraz nasz kierowca. Szarpie i próbuje wyciągnąć. Jestem na niego zła. Tak mi było dobrze, gdzieś na granicy tu a tam, a on mi przeszkadza. Po chwili dołącza się ktoś jeszcze i razem wyciągają mnie spod dżipa. Ktoś unosi moją głowę, słyszę język którego nie znam. Na ustach czuję wodę, która początkowo ścieka mi po szyi, ale już po chwili piję ją i czuję, że zawracam z tamtej ścieżki. Obok mnie siedzi Mariusz. W dłoniach trzyma baniak z wodą. Ma minę uszczęśliwionego dzieciaka. Kiedy docieramy do obozu dla uchodźców jest noc. Zwalam się na łóżko polowe i natychmiast zasypiam. Budzą mnie głosy dobiegające z zewnątrz i upał. Na łóżku obok w groteskowej pozie śpi Mariusz. Nie mogę go dobudzić, ale w końcu wstaje. Czas do pracy.

– Te najbardziej chore są tutaj – mówi lekarz i odsłania połę namiotu. Na polowych łóżkach, na kocach leżą drobniutkie ciałka, obleczone cienką skórą jak pergaminem. Są tak kruche, że ma się wrażenie, że byle powiew wiatru czy nawet zbyt gwałtowny ruch może je połamać, rozbić jak kryształowe naczynie. W rączki wbite mają igły poprzez które sączą się kroplówki. Igły te jednak wyglądają jak potężne dzidy. Dzieci oddychają miarowo, ale z wysiłkiem. Mariusz filmuje, a ja rozmawiam z lekarzem, który już za chwilę stanie przed nasza kamerą, aby zrelacjonować nam to co dzieje się w obozie. Aby opowiedzieć nam o tym, jak mi się zdaje wyklętym i zapomnianym zakątku świata, w którym życie wydaje się nic nie warte. Kiedy robimy materiał w obozie zaczynam nagle odczuwać potężny wstyd. Wstyd z powodu mojego zasłabnięcia na pustyni, wstyd za Francuza, który jęczał na hotelowym łóżku, wstyd za nas wszystkich, takich dumnych i próżnych, bo mamy w tym swoim poukładanym, kolorowym świecie wodę w kranach i najnowszy model telefonu, za który można by tu wyżywić kilkanaścioro dzieci. Zaraz za wstydem pojawia się wściekłość i bezradność. Jedyne co mogę zrobić to materiał. Tylko tym mogę nakarmić sumienie.

Indie

Kiedy w listopadzie 2008 roku w Bombaju wybuchały pierwsze bomby, a pakistańscy terroryści zajmowali hotele Oberoy i Taj Mahal, w Warszawie kończył się dzień. Nie znaliśmy wtedy jeszcze skali tego co się działo i co jeszcze miało się zdarzyć w jednym z większych miast Indii. Kiedy następnego dnia rano

Zbombardowana dzielnica i dzieci bawiace się na gruzach

42

Travel Risk Management


przyjechałam do redakcji wszystko było już w zasadzie jasne. Po pierwsze mieliśmy do czynienia ze skoordynowanymi zamachami terrorystycznymi, w hotelach były setki ludzi, w tym Polacy, no i co było dla mnie oczywiste – musiałam wrócić do domu i zacząć się pakować. Trzeba było jak najszybciej dolecieć do Bombaju, trzeba było tam być – nie było wątpliwości. Załatwienie na pniu wizy okazało się beznadziejnie trudne. Ale ani ja, ani mój operator kamery – Mariusz nie odpuszczaliśmy. Po kilku godzinach spędzonych w ambasadzie, rozmowie z konsulem i małej awanturze – dano nam to czego tak pragnęliśmy – czyli właśnie wizy. Bilety na samolot były już zabukowane. Rozpoczął się tak doskonale nam znany, w takich wypadkach wyścig z czasem. W trakcie nieskończenie długiej podróży do Bombaju nie mogłam spać. Co tam się dzieje? Co zastaniemy na miejscu? Zazwyczaj w takich wypadkach reporter przybywa na miejsce zamachu już po samym zamachu. Tu miało być inaczej. Ten zamach trwał! W trakcie kolejnych przesiadek zaglądałam do Internetu. W hotelu Oberoy nie było już zakładników. Wiele osób zginęło, także zamachowcy. Tak samo na dworcu kolejowym i w ostrzelanej kawiarni. Był jeszcze jednak hotel Taj Mahal. Tam nadal byli terroryści. Na lotniskowych monitorach telewizyjnych patrzyłam na wstrząsające relacje na żywo moich kolegów z BBC i CNN. Kamery beznamiętnie rejestrowały ludzi uwięzionych w swoich pokojach hotelowych, wychylających się przez okna, błagających o pomoc. Docierało do mnie, że po raz pierwszy przyjdzie mi relacjonować na żywo zamach terrorystyczny. Kiedy przylecieliśmy do Bombaju był wieczór. Hotel Oberoy był ogrodzony. Powybijane szyby, krew na ulicy, policja, która nie panowała nad kłębiącym się wokół tłumem. Wcześniej przez kilka godzin na chodniku leżały nadpalone zwłoki mężczyzny, jednego z zamachowców. Ludzie podchodzili i robili zdjęcia. Nikt nie reagował.

Podejście pod hotel Taj Mahal nie stanowiło większego problemu. Wewnątrz było kilkaset osób, byli uzbrojeni terroryści, którzy zaminowywali hotel. Staliśmy tuż przy nim. Na potężnej górze cegieł postawiliśmy kamerę. Dach hotelu płonął. Próbowałam się dowiedzieć ile osób jest w środku. Bezskutecznie. Mimo to zaczęłam relację. – Stoimy zaledwie kilka metrów od hotelu Taj Mahal. Wewnątrz uwięzionych jest kilkaset osób. Wtedy padła pierwsza seria z broni maszynowej. W holu ekskluzywnego hotelu rozpoczynała się egzekucja. Mariusz jednym zwinnym skokiem pokonał wzniesienie, na którym staliśmy i zdążył rzucić tylko do mnie „biegniemy”. Po chwili stanęliśmy naprzeciwko wejścia do hotelu. Nasza kamera zaczynała rejestrować śmierć. Dźwięk strzałów. Niewyraźny obraz. Byliśmy świadkami zabijania. Dostaliśmy śmierć na żywo. Mieliśmy na taśmie coś, co trudno nam było nawet nazwać. Niewyraźny obraz postaci, krzyki. Nasze krzyki. Zaraz potem poczucie bezradności i złość. Złość na to, że nikt nic nie zrobił, że ani policja ani komandosi, od których roiło się pod hotelem, nie zareagowali. Wszystko odbywało się bez koordynacji, bez planu. Zaraz po tym wróciliśmy do naszego hotelu. – Dajemy to czy nie? – zapytał Mariusz nie patrząc na mnie. Rozkładał sprzęt, otwierał komputer. – Nie wiem, chyba tak. Chyba musimy. Telefony do firmy i decyzja – mamy zesłać materiał, ale raczej się on nie ukaże na antenie. Nie zwalniało mnie to jednak o relacji. Godzinę później stałam już przed wpatrzonym we mnie okiem kamery i padały kolejne pytania: Co widziałaś? Ile to trwało? Ilu zginęło zakładników? A potem, już po relacji, od szefa: czy wyście kompletnie powariowali żeby tam stać, tak blisko? Kilka miesięcy później jeden z moich znajomych rozradowany oznajmił, że wybiera się na wakacje do Indii. Zaczyna od Bombaju. Zemdliło mnie.

*** Moi koledzy, ja – zawsze będziemy ryzykować. To jest wpisane w nasz zawód. Łamiąc zasady bezpieczeństwa, jadąc tam skąd wszyscy uciekają, będziemy relacjonować wojny. Patrząc na sprawę logicznie rzecz biorąc jesteśmy wariatami. Bez broni, choć zawsze uważałam, że kamera może mieć siłę rażenia bazuki, będziemy opowiadać o okrucieństwie. Ważne tylko aby to robić z głową. W końcu to dzięki dziennikarzom świat dowiedział się o potwornościach Bałkanów, Czeczenii czy Ugandy. Nie możemy jednak zapomnieć o jednym – o szacunku do osób, o których mówimy i o szacunku do widza, który nas ogląda i nam ufa.

Anna WOJTACHA – dziennikarka, korespondentka wojenna. Urodzona w 1980 roku w Koszalinie. Pracę dziennikarską rozpoczęła w redakcji Teleexpressu. Następnie związana z TVN24 i Polsatem News. Obecnie współpracuje z TVP Info. Relacjonowała konflikty zbrojne w Iraku, Afganistanie, Gruzji, Izraelu i Strefie Gazy, Czadzie, a także zamachy terrorystyczne w Indiach oraz przewrót rządowy w Tajlandii. Od lat zafascynowana Rosją. Podczas wielu podróży, które odbyła po tym kraju, odwiedziła między innymi Kaukaz i Daleki Wschód. Efektem tych wypraw były reportaże.

Fot. A. Wojtacha

Zima 2013

43


PORADNIK

Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas

Bezpieczeństwo podróży lotniczych

P

odróże lotnicze wiążą się ze zwiększonym ryzykiem nie tylko ze względu na potencjalną katastrofę lotniczą. Statki powietrze oraz porty lotnicze często stają się celem ataków terrorystycznych zarówno ze względu na widowiskowość takiego zamachu, jak i ze względu na to, że przeprowadzenie go na tak pilnie strzeżone obiekty dowodzi efektywności działań organizacji terrorystycznych. Tym samym stanowi komunikat, że nikt nie może czuć się w pełni bezpieczny.

Ogólne zasady bezpieczeństwa

Należy zwracać uwagę na to, co się wokół nas dzieje. Dotyczy to przede wszystkim miejsc publicznych, np.: supermarketów, środków komunikacji publicznej, imprez masowych. Co może być sygnałem ostrzegającym o niebezpieczeństwie? Może to być: • rzucające się w oczy nietypowe zachowanie osób, • pozostawione bez opieki przedmioty: paczki, torby, pakunki, • samochody, a zwłaszcza furgonetki, parkujące w nietypowych miejscach, tj. w pobliżu kościołów i miejsc organizowania imprez masowych i zgromadzeń.

Najważniejsze zasady, o których trzeba pamiętać:

ie dotykaj podejrzanych przedmiotów pozostawionych bez •n opieki, owiadom stosowne służby (policję, straż miejską, admini•p stratora obiektu), jeśli takie przedmioty zauważysz, • j eżeli dojdzie do akcji ewakuacyjnej lub ratowniczej, zastosuj się do poleceń osób kierujących operacją, • z achowaj spokój i bezpiecznie, bez paniki opuścić niebezpieczną strefę, ie udawaj bohatera, reagowanie pozostaw profesjonalistom •n (policji, straży pożarnej, pogotowiu ratunkowemu). Dokonując rezerwacji i zakupów biletów oraz rezerwacji hotelowych, unikaj używania danych wskazujących na szczególną pozycję, jaką zajmujesz w środowisku biznesowym lub w polityce. W samolocie wybieraj miejsce przy oknie, zapewni ono lepszą ochronę, ponieważ znajduje się dalej od tras poruszania się porywaczy. Postaraj się także, aby Twoje miejsce było jak najbliżej środka samolotu, ponieważ zazwyczaj akcja terrorystyczna jest prowadzona w pobliżu kokpitu lub na końcu pokładu samolotu. Jeśli siedzisz blisko wyjścia bezpieczeństwa, pamiętaj o możliwości ucieczki, której takie miejsce może sprzyjać w wyjątkowych okolicznościach.

Bezpieczeństwo na lotnisku:

miarę możliwości przyjedź na lotnisko odpowiednio wcze•w śnie, • starannie obserwuj swoje otoczenie, ważaj na nerwowych pasażerów, którzy utrzymują kontakt •u wzrokowy z innymi, przy jednoczesnym zachowaniu dużego dystansu od ogółu podróżnych, • obserwuj wszystkie ręczne bagaże, • s próbuj wychwycić objawy zachowań, które znacznie różnią się od zachowania innych osób przebywających na danym terenie, iezależnie od tego, w której części terminalu się znajdujesz, •n zidentyfikuj obiekty, które mogą zapewnić ci ochronę: fila-

44

ry, kosze na śmieci, bagaże, duże donice z roślinami, lady i meble, • unikaj wyludnionych miejsc, które mogą stanowić schronienie dla terrorystów, • uważaj na porzucony w terminalu bagaż, • obserwuj okolicę odbioru bagażu bardzo uważnie, nie próbuj odbierać bagażu dopóki tłum się nie przerzedzi, • powiedz obsłudze terminalu o swoich podejrzeniach dotyczących dziwnych zdarzeń na lotnisku.

Postępowanie w razie ataku na lotnisku lub w samolocie:

• jeśli to możliwe, spróbuj zaobserwować, czy piloci nadal kontrolują samolot, • schyl się i staraj się ukryć, • nie biegaj, to zwiększa ryzyko, że rani cię ewentualny odłamek, gdy dojdzie do bezpośredniego ataku, • jeśli musisz się poruszać, czołgaj się i pozostań blisko ziemi, używaj wszelkiej dostępnej ochrony, • jeśli atak jest z użyciem broni palnej, zachowaj ostrożność, ponieważ od ścian lub podłogi pociski mogą rykoszetować, • jeśli zauważysz, że istnieje niebezpieczeństwo użycia przez napastników granatów, natychmiast poszukaj osłony, stopy i kolana trzymaj razem – w tej pozycji twoje nogi będą chronić resztę ciała; ramiona i łokcie trzymaj blisko ciała, żeby chronić klatkę piersiową; zakryj uszy i głowę rękami, żeby chronić szyję, uszy i głowę, • personel bezpieczeństwa, który podejmie działania w stosunku do napastników, nie będzie cię w stanie od nich odróżnić – nie próbuj mu w żaden sposób pomagać, leż płasko na ziemi, dopóki nie padnie polecenie, aby wstać, • pamiętaj o tym, że na pokładzie samolotu mogą znajdować się osoby (jak funkcjonariusze pełniący warty ochronne), które są lepiej od ciebie przygotowane do podjęcia działań w stosunku do napastników.

www.cbnt.collegium.edu.pl

P. Szamocki – www.szamocki.pl

Travel Risk Management


„UGLOW WIDOCZNA KAMIZELKA” to najwyższej jakości produkty zapewniające doskonałą widzialność dla osób pracujących lub poruszających się w nocy. Poprzez połączenie klasycznej odblaskowej kamizelki z innowacyjnym aktywnym światłem uzyskano produkt zwiększający bezpieczeństwo w nocy lub w trudnych warunkach, takich jak mgła, śnieg czy deszcz. Widzialne już z odległości 600 metrów kamizelki UGLOW są bardzo chętnie wykorzystywane tam, gdzie dobra widzialność jest koniecznością – używają ich służby drogowe, policja, kierowcy ciężarówek, pracownicy budów, obsługa naziemna lotnisk itp. Kamizelki UGLOW zapewniają bezpieczeństwo i najlepszą widzialność także dla osób uprawiających sporty po zmroku.

-Tryb ciągły 600 metrów -Tryb migający 600 metrów -Fosfor poprzez stymulację elektryczną -Żywotność: 6000 godzin przy 800 Hz -Zakres temperatur -200C +800C -2 x baterie AA Ni/MH wysokiej pojemności 2700 mAh (sprzedawane oddzielnie) -opcjonalnie: bateria litowa ładowana przez USB Wyłączny dystrybutor info@widocznakamizelka.com Tel.+48510934682 „

- ciągły - migający - migający szybki -Tryb ciągły 9-10 godzin -Tryb migający 13-14 godzin -Tryb migający szybki 11-12 godzin -EN 471 Klasa I STWÓRZ KAMIZELKĘ ZE SWOIM LOGO!


WYDANIE BEZPŁATNE 2/2013 (2)

T R A V E L MANAGEMENT Wiosna 2013 | BEZPIECZEŃSTWO W PODRÓŻY

Więcej na WWW.TRAVELRISK.PL


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.