Biuletyn kwiecień 2015

Page 1

BIULETYN Ambasada RP w Santiago de Chile

POLSCY STUDENCI W SANTIAGO Uczą się i dobrze się bawią

BOGDAN PIOTRASZEWSKI Polsko-peruwiańskie wymieszanie

Spacer brzegiem Pacyfiku 1


DOBRA, POLSKA KUCHNIA Rene Redzepi, szef kuchni jednej z najlepszych restauracji na świecie, kopenhaskiej Nomy, kilka lat temu wprost uznał polską kuchnię, za jedną z najbardziej obiecujących w Europie. Nasze odradzające się bogactwo naturalnych produktów, owoców, warzyw, mięs, ryb, czy grzybów, jest powodem do dumy. Bogata tradycja kulinarna powraca, staje się bazą kreatywnych poszukiwań nowych szefów kuchni, zyskuje w oczach międzynarodowych sybarytów i krytyków kulinarnych. Sami chętnie uczymy się niektórych polskich smaków na nowo, smaków sprzed wieków, dziczyzny, gęsiny, czy owoców leśnych. Choć nowe restauracje często pękają w szwach i ciężko o wolny stolik, to trzeba mocno podkreślić, że ostoją polskiej kuchni był zawsze polski dom. „U mamy” zawsze jadło się najlepiej, najlepsze na świecie pierogi, bigos czy barszcz. W Chile, bardzo nam polskiej kuchni brakuje, ale mamy tu niepowtarzalną okazję poznać smak Ameryki Południowej. Różnorodność kultur gastronomicznych Peru, Chile czy Argentyny jest wyjątkowa, wzbogacona o zaplątane przez historię tradycje europejskie. To wydanie biuletynu trochę przypadkowo jest naprawdę bardzo „smaczne”. Przekonajcie się Państwo dlaczego. Aleksandra Piątkowska Ambasador RP w Chile

2


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

SPIS TREŚCI

4 12 14 18 22 30 36 46 48 52

La Mar – wywiad z Bogdanem Piotraszewskim Idziemy do chifas—Hellen Izarra-Smyk Wydawca Zadziwiające nazwy miast w Chile—Monika Trętowska Spacer brzegiem Pacyfiku—Justyna Skrobańska Kawa, rower, miasto— fotografie Macieja Polza Wariat i arogant—Maja Mrozowska Polscy studenci w Santiago

Ambasada Rzeczpospolitej Polskiej w Santiago de Chile Zespół: Jacek Piątkowski (redaktor naczelny) jacek.piatkowski@msz.gov.pl Monika Trętowska (dziennikarz) Monika.tretowska@gmail.com Jacek Piątkowski,Anna Kowalczyk (layout, skład) anna.kowalczyk@msz.gov.pl Zdjęcie na okładce: Mariusz Michalak

Francuskie smaki –Lucy Sarlat Patagonia na talerzu— Karolina Bodych Witamy na końcu świata

Mar del Plata Providencia-Santiago tel (0056-2) 2 204 12 13 Santiagodechile.embajada@msz.gov.pl http://santiagodechile.msz.gov.pl https:twitter.com/PLenChile http://www.facebook.com/ambasadachile https://www.flickr.com/photos/plenchile Newsletter—http://santiago.msz.gov.pl/pl/ aktualnosci/newsletter/

3


Cebiche i bursztyn na plaży Kuchnia peruwiańska podbiła Chile i podbija świat. W samym Santiago jest ponad 100 restauracji, które oferują przysmaki z Peru. Jedną z najbardziej renomowanych jest “La Mar”, której managerem jest… Bogdan Piotraszewski, syn polskiego emigranta. O przenikaniu się kultur kulinarnych, źródłach sukcesu w biznesie gastronomicznym i o tym co ma wspólnego pewna peruwiańska potrawa z bursztynem na bałtyckiej plaży, rozmawia Monika Trętowska. zdjęcia Mariusz Michalak.

4


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

Twój ojciec Aleksander Piotraszewski, wysłał cię na studia ekonomiczne do Polski. Jesteś z wykształcenia inżynierem ekonomii, który dziś prowadzi jedną z najlepszych restauracji w Santiago. Gdzie ta historia ma swój początek? Gdy byłem mały moja niania sadzała mnie obok kuchenki, na której gotowała. Dawała mi spróbować wszystkiego, począwszy od surowych produktów, aż po gotowe dania. W ten sposób zdobyłem pierwsze doświadczenia gastronomiczne. Natomiast znajomość trunków zapewniła mi Polska. Nie będę tego ukrywać. Nauczyło cię tego życie studenckie czy miałeś kogoś kto cię inspirował? W Krakowie, gdzie studiowałem, odbywały się wtedy świetne imprezy. Udało mi się wynająć małe mieszkanie w słynnym akademiku ”Piast”. Miałem jadalnię i pokoje, często zapraszałem koleżanki i kolegów z uczelni. Tam zaczęła się ta historia. W Polsce, nauczyłem się robić egzotyczne drinki, typowe dla Ameryki Łacińskiej, takie jak pisco sour, piña colada, mojito etc. Tam właśnie, w małej kuchni w akademiku, zacząłem gotować dla moich przyjaciół. Później pracowałem w Polsce i w Grecji jako barman. Gdy wróciłem do Ameryki Południowej już byłem inżynierem ekonomii, ale szybko znudziła mnie praca w tym zawodzie. Potrzebowałem w życiu czegoś innego, na pewno nie cyfr. Zacząłem pracować jako barman w Peru. To był cios dla mojego ojca, który wysłał mnie przecież na poważne studia. Widocznie jednak takie było moje przeznaczenie.

5


6


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

Zaczynałeś jako barman, a dziś pracujesz z kucharzem światowej sławy, Gastónem Acurio. Co musiałeś zrobić żeby znaleźć się w miejscu, w którym dziś jesteś? W Peru poszedłem na kursy kucharstwa i zarządzania restauracją. Byłem managerem nie jednej restauracji, ale całej sieci. Pracowałem w firmie Wong (sieć marketów w Peru - red.), której zarządzanie było kolejnym stopniem wtajemniczenia. Nie przygotowujesz tam jednego dania, ale przygotowujesz ich tysiące, kupujesz tysiące kilogramów produktów, a nie pięć czy dziesięć. Tam nauczyłem się naprawdę wiele, również o zarządzaniu dużą grupą ludzi. Mówimy o zespole, który liczył 20 tysięcy osób. Później powierzono mi projekt międzynarodowy w Ekwadorze, a potem w Chile. Skontaktował się ze mną wtedy Gastón Acurio i zaproponował udział w otwarciu restauracji “La Mar” w Santiago. To była dla mnie czysta przyjemność, praca z nim to był szczyt marzeń w biznesie gastronomicznym. Teraz jesteśmy przyjaciółmi, a Gastón przychodził jeść i gotować do “La Mar” wiele razy. Wstępnie planowaliśmy, że “La Mar” będzie działać przez rok, a dziś mija już siedem lat od momentu kiedy zacząłem w niej pracować. Gastón Acurio to wybitna osobowość. Obecnie jest jednym z najbardziej wpływowych kucharzy świata. Co sprawiło, że odniósł sukces? Gdy mówimy o umiejętności wpływu na rzeczywistość, mówimy o polityce, o nauce, o sztuce. Gastón Acurio jest nie tylko kucharzem, jest działaczem społecznym. Jest ambasadorem kuchni peruwiańskiej na świecie. Zadbał o to, aby wprowadzić 7


do menu najlepszych restauracji dania narodowe, takie jak lomo saltado (smażone paski mięsa wołowego, podawane z warzywami, ryżem i ziemniakami—dop. red.). Stał się niemal politykiem. W Peru pozostawił po sobie ślad w życiu społecznym, w postaci nieodpłatnego uniwersytetu gastronomicnego. Wyobrażasz sobie, że on razem z innym znanym kucharzem, Ferrero Aria, prowadzą zajęcia w najbiedniejszej szkole gastronomicznej w Peru, do której wiedzie tylko polna droga? Praca Gastóna, za którą czasem nie dostaje nawet jednego peso, ma wielkie znaczenie. Dziś o ile się nie mylę, Peru zajmuje pierwsze lub drugie miejsce na świecie pod względem liczby szkół gastronomicznych.

ale bardzo smaczne. Jak większość peruwiańskich dań, prawda?

Najsłynniejsze dania Peru, to jedzenie biednych. Mówimy tu o ludziach, którzy zawijają trochę ryżu w liść, dodają trochę wody i ich jedzenie zyskuje podwójną ilość węglowodanów. Tak też narodziło się danie ají de gallina. Wyobraź sobie bogacza, który miał swoich pracowników, bądźmy szczerzy - niewolników. On jadł kurczaka, a resztki, które zostawały, niewolnicy mieszali potem z żółtą papryczką. Mieli ryż, który był podstawą wielu dań i ziemniaki. Wymieszali więc wszystko i tak powstało ají. Lomo saltado to taki sam przypadek, ten sam koncept. Sposób smażenia tego mięsa jest orientalny, przygotowuje No dobrze, ale kultura kulinarna Peru sięga się je na dużym ogniu. czasów wcześniejszych niż ostatnie 20 lat. To wszystko sprawia, że gdy mówisz o kuchni peruwiańskiej, mówisz o kuchni, która ma 500 Oczywiście, gastronomia peruwiańska nie naro- lat, a nie o nouvelle cuisine. dziła się wraz z Gastónem, ale przebudziła się dzięki niemu niemal po 500 latach. Kiedy do Pe- To mieszane pochodzenie jest najmocniejszą ru przybyli Hiszpanie pytali Indian Co jesz? stroną kuchni peruwiańskiej? Ziemniaki? Ty jesz ziemniaki, więc ja dołożę coś mojego. Stąd wzięła się ta mieszanina smaków. Z pewnością. Na przykład cebiche (tradycyjne Podoba mi się bardziej słowo mieszanina, niż danie peruwiańskie z surowych ryb lub owoców łączenie, ponieważ najlepiej oddaje to, co wte- morza – dop. red.) jest skromnym daniem, któdy stało się z naszym jedzeniem. re oryginalnie było posiłkiem rybaków, którzy w Pojawili się wówczas również Arabowie, dlatego trakcie łowienia kroili ryby na łodziach. Mieli robimy alfajory (ciastka z kajmakiem– dop. przy sobie też cytryny. Tak zaczęła się historia red.). Do Peru przybyli także czarni niewolnicy z cebiche, które obecnie znamy w trochę ulepAfryki i Chińczycy, który gotowali w wokach, je- szonej wersji. Ważne jest to, żeby czasem zmiedli dużo ryżu. Znaleźli swoje produkty, ale je nić sposób myślenia. Mówimy, Hmm, co jeszcze mieszali w inny sposób. Przybyli też Włosi i po- można dodać do surowej ryby? I tak powstało wiedzieli: Hej, macie paprykę rocoto! Zrobimy w Peru carpaccio peruwiańskie. Jeżeli w Peru sos boloński z rocoto! Tak się zaczęła ta historia nie zjesz cebiche popełniasz grzech. Cebiche to z mieszaniem. Przygotowujemy więc makaron, sprawa kultury. Ważne jest, żeby jeść je łyżką i ale z sosem huancaína. wziąć wszystko na raz do buzi, razem z “leche To jest źródło historii naszej kuchni. Jadłaś kie- de tigre”, czyli płynem który zostaje na spodzie dyś ají de gallina? talerza. Nie wolno go jeść ani widelcem ani pałeczkami. Pamiętajcie o tym. Tak. I bardzo mi smakowało. Danie jest proste, 8


9


Jakie są trzy przymiotniki, które określają kuchnię peruwiańską? Pierwsze, które przychodzą Ci na myśl.

cje. Gdy to się dzieje, to danie przestaje być „zwykłe”, staje się wspaniałe. Co sądzisz o polskiej kuchni?

Myślę, że kuchnia peruwiańska jest agresywna, wybuchowa i skromna. I namiętna. O jeden przymiotnik za dużo? Namiętność jest częścią peruwiańskiego DNA. Przygotowanie każdego dania wymaga pasji i dużej cierpliwości. Dbamy o każdy najmniejszy szczegół w trakcie całego procesu przygotowania dania, począwszy od pokrojenia cebuli, a skończywszy na dodaniu przypraw. Ten krem, który właśnie jesz, przygotowali rano dwaj kucharze. Żeby przygotować ośmiornicę, kucharz musi przyjść do restauracji o 7 rano. Jeżeli nie ma w tobie pasji, nic z tego nie będzie.

Niestety jedzenie, które poznałem w tamtych czasach w Polsce, to była studencka kuchnia ze stołówki. Dlatego ciężko mi jest ją ocenić. Są jednak pewne wspaniałe dania, które smakują niezależnie od tego, czy je jesz w stołówce czy w domu. Na przykład pierogi! To jest danie, którym można czaro-

Lubisz kuchnię chilijską? W kuchni chilijskiej są dania, które bardzo szanuję i lubię. Na przykład charquicán (danie mięsne z ziemniakami i dynią –dop. red.). W Peru mamy podobne danie, które przypomina mi moje dzieciństwo. Gdy jedzenie wzbudza emocje, oznacza to, że działa. Niezależnie od tego czy ci smakowało, czy nie. Ja dzięki tej potrawie przypominam sobie pewien weekend, który spędzałem jako dziecko w Sopocie, w towarzystwie moich wujków. Pamiętam, że próbowałem znaleźć wtedy bursztyny na plaży. Niezwykłe, prawda? Zawsze kiedy robię pierogi w Chile, to czu- wać. Możesz je z łatwością zmieniać i zawję się jakbym była w kuchni w Polsce z mo- sze będzie dostarczało niezapomnianych ją mamą. wrażeń. Uwielbiam czerwony barszcz. Zawsze muszę go bronić przed moimi przyjaciółGdy to się dzieje z jedzeniem, mówimy o mi z Peru. Oni nie mogą go przełknąć ze pasji, o sile, o pracy i wysiłku. To, co przywzględu na to, jak wygląda. Wygląda jakby wołuje wspomnienie, musi wzbudzać emo- mój tata zamordował moją mamę, wszystko 10


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

przez ten czerwony kolor z buraków (śmiech). Nie wiem, jak im może nie smakować! Uwielbiam go. Lubię też bigos. Te kawałki kiełbasy z kawałkami kapusty. Ja bym pokroił je jeszcze drobniej i zjadł z krakersami. Ale nie takimi zwykłymi, zrobiłbym z tego małą chrupiącą kanapkę. Rozumiem, znowu masz ochotę trochę pozmieniać, dodać coś, wymieszać. Zrobić polskie danie, ale po peruwiańsku. pobytu w Polsce. Wtedy nauczyłem się też wrażliwości i innych rzeczy, których mi brakowało. Pojawiła się też pierwsza miłość (uśmiech) i moja pasja dla gastronomii. Zespół, z którym pracuję w Santiago w “La Mar” jest wspaniały, powiem więcej, jest genialny. Rzadko mogę to powiedzieć, ale gdy już mogę, mówię im to. Ten zespół reprezentuje dzisiaj w Chile kuchnię peruwiańską i robi to świetnie. Są Chilijczykami, którzy bronią kuchni peruwiańskiej i ją szanują. Koniec końców dla nas wszystko kręci się wokół trzech słów to skromność, pasja i marzenie. Rozmawiała Monika Trętowska

Cebichería La Mar - renomowana restauracja peruwiańska w Santiago de Chile, założona przez Gastóna Acurio, znanego peruwiańskiego szefa kuchni. Pierwszą restaurację otworzono w roku 2004 w Peru. Tam Acurio przygotował wszystkie dania ze swojego ekskluzywnego menu. W 2008 roku otworzono “La Naprawdę czuję się dumny z bycia Peruwiań- Mar” w Chile. Managerem projektu od poczykiem i Polakiem. Jestem dumny z kuchni czątku jego istnienia jest Bogdan Piotraszewperuwiańskiej, ale to, co mnie uczyniło naski. Restauracja znajduje się w dzielnicy Vitaprawdę szczęśliwym, to umiejętność bycia sil- cura, przy ulicy Nueva Costanera 3922. nym człowiekiem, w pełnym tego słowa zna- www.lamarcebicheria.cl czeniu, którą nabyłem już w pierwszym roku

11


Idziemy do chifas Hellen Izarra Mówiąc o gastronomii peruwiańskiej nie sposób, pominąć pewnych faktów. Całe złoto zagrabione w XVI wieku w Ameryce Łacińskiej przez europejskich kolonizatorów, epoce podbojów, nie jest w stanie równać się z bogactwem kuchni Peru, którym dziś możemy się delektować. Składa się na nie nasze dziedzictwo historyczne i wymieszanie się różnych kultur w XVI wieku, powód obecnej różnorodności etnicznej i kulinarnej. Jest w niej wszystko, jak to mówią nasi dziadkowie „do wyboru do koloru”. Wyobraźcie sobie chifas – miejsca z potrawami peruwiańsko-chińskimi – to tutaj się wszystko zaczęło, gdy Azjaci przybyli do pracy na lennach hiszpańskich. Nie wszystkie produkty, których używali u siebie, były dostępne tutaj, więc zastępowali je tym, co było w zasięgu ręki. Pomiędzy ponurymi barakami, widać było wtedy radośnie tańczących niewolników z Afryki. Po pracy na roli, gotowali posiłki na swój sposób. Używali wszystkiego, co znaleźli w okolicy, często wykorzystując części zwierząt i roślin, które wyrzucali ich „panowie” Hiszpanie. Wszyscy, którzy się tu spotkali, m.in. Japończycy, Żydzi, Francuzi, Portugalczycy, Włosi, osiedlając się w Peru i układając sobie tam życie, poznali również Indian, au-

Ga ruw jed szy zró na

tochtonicznych mieszkańców tych ziem. Doszło do ich asymilacji, czego rezultatem jest dziś silny i bardzo zdecydowany charakter kuchni peruwiańskiej. To właśnie dlatego nasza gastronomia jest jedną z najlepszych i najbardziej zróżnicowanych na świecie. Zapraszam do poznania i delektowania się jedzeniem peruwiańskim w wielu restauracjach w Santiago. Oferują one między innymi: cebiche (typowe danie peruwiańskie z surowych ryb), pisco sour (typowy peruwiański drink), koktajl z algarrobiny, chinguirito (odmiana cebiche), seco de chavelo (danie z zielonym bananem i mięsem), rachi rachi (żołądki po peruwiańsku), lomito saltado (smażone paski mięsa wołowego, podawane z warzywami, ryżem i ziemniakami), majado de yuca (danie z juki lub zielonego banana ze skwarkami), ají de gallina (sos z kurczaka i żółtych papryczek). Te dania są wzorem prostoty i zarazem intrygującej filozofii kulinarnej, którą można znaleźć niemal na każdym talerzu w peruwiańskiej restauracji. Hellen Izarra, przyjechła z Peru do Chile w 2000 r. Pracuje w firmie badawczej Ipsos Chile.Mama Leosia. Wkrótce wyjeżdża do Polski.

12


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

astronomia pewiańska jest dną z najlepych i najbardziej óżnicowanych świecie.

Restauracje i bary peruwiańskie w Santiago —przewodnik subiektywny Lima Limón Príncipe de Gales 7218 Tanta - Avda. Kennedy 5413, Local 371 Astrid y Gaston - Antonio Bellet 201 Restaurant Ica – Avda. Isidora Goyenechea 2939, Local 101 A Sol de Mancora - Padre Hurtado 1460 La Mar Cebicheria – Nueva Costanera 4076 Huascaran - Valenzuela Castillo 1269 Madam Tusan - (kuchnia chifa)– Avda. Ken

nedy 5413 L365 (Boulevard del P.Arauco) Restaurantes Barandarian – (typowa kuchnia peruwiańska i dodatkowo menu chifa) Constitución 54, Local 52 Restaurantes Asia Perú (kuchnia peruwiańska, chińska i chifa) - Avda. Pedro Fontova 7571, Local 9 Perú Mágico - Avda. Pedro de Valdivia 3323 Hijo del Sol - Avda. Vitacura 3809 El Otro Puerto Callao Avda. Vitacura 8151. Rocoto (Delivery) - Avda. Pedro de Valdivia 2573 Pardos Chicken - Avda. Apoquindo 3012 Sangucheria La Gloria (smaczne peruwiańskie kanapki) – Av. Providencia 1315

13


Lepsze to niż nic, czyli zadziwiające nazwy miast w Chile Monika Trętowska

Wracając kilka dni temu z południa Chile do Santiago przyszło mi spędzić wiele godzin w autobusie. Podróż wydłużyła się o kolejnych kilka z powodu korków przy wjeździe do stolicy. Kiedy skończyłam już czytać zabraną w podróż książkę (“Śmierć w Amazonii” Artura Domosławskiego połknęłam w oka mgnieniu) przypomniała mi się moja zabawa z dziecięcych lat. Moim ulubionym zajęciem podczas dłużacych się podróży w czasach kiedy nie było iPhonów i laptopów było czytanie wszelkich znaków z nazwami mijanych przez nas miejscowości. Zapisywałam pieczołowicie te najśmieszniejsze i najdziwniejsze w specjalnie do tego celu wożonym notesiku. Nogawki, Zgon, Wódka, Bujny Książe. To kilka przykładów, które zapamietałam.

10 dziwnych nazw tutejszych miejscowości wraz z teoriami o ich powstaniu. Jak się okazało fantazję mają nie tylko Polacy :)

Peor Es Nada - Lepsze To Niż Nic

Trudno wyobrazić sobie miasto bez nazwy. Co innego jednak wybrać na nią właśnie taką: lepsze to niż nic. Jak do tego doszło wyjaśnił kiedyś Jorge Fuentes, nauczyciel tamtejszej szkoły i autor książki o historiach mieściny Peor es nada. Chodzi podobno o testament pewnego bogacza z XIX w., który dzieląc swoje ziemie między synów i jedyną córkę, przyznał tej ostatniej najmniejszy i naprawdę malutki ich kawałek. Miała powiedzieć wtedy 'Lepsze to niż nic'. Zdanie poszło w miasto i powtarzane było tak często, aż Zaczęłam się wiec gapić przez okno i cał- stwierdzono, że nie ma lepszej nazwy na kiem szybko zauważyłam dwie zaskakują- owe ziemie. ce nazwy chilijskich miejscowości, które nie tylko mnie rozbawiły, ale i zmotywo- Salsipuedes - Wydostań się, jeśli wały do małego śledztwa po dotarciu do potrafisz. Prowokująca nazwa niczym z domu. W ten oto sposóp zrobiłam listę horroru ma swoją genezę w geografii i 14


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

pogodzie. Z miejscowości leżącej nad rzeką Claro trudno się było bowiem wydostać podczas pory zimowej, kiedy to rzeka zalewała jedyny most łączący ją ze światem. Mieszkańcy byli dosłownie uwięzieni. Pikanterii nazwie dodają opowieści niektórych Salsipuedinczyków (?!) o tym jak to zmuszeni byli grzebać zmarłych w miasteczku, zamiast na pobliskim cmentarzu, bo ten znajduje się po drugiej stronie rzeki i często bywał niedostępny. Dziś mieszkańcy zapewniają, że izolacja przez deszcz nie jest już problemem i można ich spokojnie odwiedzać.

Entrepiernas - Między Nogami. To jest dopiero ciekawa odpowiedź na pytanie: Gdzie mieszkasz? !:) Entrepiernas leży w miejscu rozwidlenia drogi, które kojarzyło się miejscowym z dwiema nogami w rozkroku. Choć na początku mówiono Entre piedras (Między kamieniami), ludzie rubasznie przekręcali to na Entre piernas i tak też zostało.

Matanzas - Rzeź / Zabijanie. Istnieje wiele teorii, ale najczęściej cytowaną jest ta o piratach, którzy splądrowali owe terytoria i zabili tam wielu ludzi. Inna mówi o pannie młodej, którą zabito zanim zdążyła wyjść za mąż. Tak czy siak, bez wątpienia w grę wchodzi tutaj śmierć. Tym ciekawszym zbiegiem okoliczności jest fakt, że Matanzas leży niedaleko miejscowości Navidad, czyli Boże Narodzenie. Małym pocieszeniem dla mieszkańców może być to, że nie nazywa się ich “Matones” (Zabójcy),,ale “Matancinos” (Mat ancinczycy).

Carino botado - Zmarnowana / Odrzucona Czułość. Romantyczno - tragiczna nazwa bez śladu wyjaśnienia. Ale można się jej

15


chyba domyślać.

wydostać. Dodatkowo położenie Purgatorio sprawia, że dość wcześnie znika z hoLos Hoyos – Dziury ;) Sugestywna nazwa ryzontu słońce i szybko zapada tam poruszająca wyobraźnię (zwłaszcza jeśli zmrok. chodzi o kolokwialny język hiszpański) ma swój początek w nierównościach terenu. Polonia - Polska (!) To jest właśnie jedna Po prostu :) z tych nazw, które zauważyłam z pędzącego autobusu z południa Chile do SantiaLa cresta de Doña Filipa - Zadupie Pani go. Podobno na początku XX wieku, w Filipy:) “La cresta” znaczy po hiszpańówczesnym majątku ziemskim pracował sku “szczyt góry”, ale w chilijskiej odmia- jako administrator Polak. Jego kompetennie hiszpańskiego ma równiez drugie dno. cje i dobroć serca uhonorowano nazywa“Andate a la cresta” to popularny okrzyk, jąc wybudowany właśnie przystanek kolekiedy chcemy by ktoś “szedł do diabła”, jowy Polonią. Rozrastająca się wokół nieczyli bardzo bardzo daleko, gdzieś, skąd go wioska wkrótce przejęła tą nazwę. Renie łatwo wrócić, na dalekie gion, gdzie leży chilijska Polska pełen jest “zadupie”. Miejscowy urzędnik działu ds. “importowanych” nazw. Tuż obok kultury, Faustino Villagra twierdzi, cyto- jest Roma (Rzym), La Troya (Troja), jest wany przez gazety, że nazwa musi być też Buenos Aires, Malvinas (Malwiny), związana z pobliskim urwistym wzgóMississipi, a w komunie San Fernando El rzem, na które można dotrzeć tylko kon- Vaticano. no. Na nim miała mieszkać kiedyś szanowna Pani Filipa. Kilka z powyższych miejscowości wchodzi w skład trasy zwanej w internecie “Chile Mortandad - Żniwo Śmierci. Kolejna na- Freak”, czyli “dziwne/odjechane Chile”. Po zwa mająca początek w jakiejś tragedii, sieci krążą nawet jej mapki. Co ciekawe, najpewniej w epidemii. Tamtejszy ratusz niemalże wszystkie zadziwiające chilijskie zapewnia, że aktualnie nie ma w Mortan- nazwy skupione są w centralnych regiodad żadnej plagi ani większych kłopotów nach kraju i niemalże wszystkie wzięły zdrowotnych :) swoją nazwę od katastrof, epidemii czy trudnego położenia geograficznego połąPurgatorio - Czyściec. Według mieszkań- czonego, choć ich obecna forma puszcza ców sąsiednich wiosek Czyściec nazywa wodze fantazji. Jakąkolwiek genezę ma się Czyściec z powodu skomplikowanego Polonia na południu Chile, przynajmniej położenia miejscowości - na zboczu łań- przez chwilę poczułam, że Polska nie jest cucha górskiego Nahuelbuta. W związku z aż tak daleko! tym kiedyś trzeba się było mocno namęczyć, by się tam dostać i by się stamtąd

16


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

Monika Trętowska – dziennikarka, podróżniczka, korespondentka Polskiego Radia w Chile i Ameryce Południowej. O życiu codziennym w Santiago de Chile i swoich podróżach po kontynencie pisze na blogu tresvodka.com.

17


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

SPACER BRZEGIEM PACYFIKU Czy architektura może być poezją? Gdzie kończy się, a gdzie zaczyna interwencja człowieka w krajobraz? Dlaczego cmentarz mówi więcej o tym co doczesne, a nie o tym co wieczne? Zapraszamy na krótką wędrówkę chilijskim brzegiem bezkresnego oceanu.

Justyna Skrobańska, polski architekt w Chile, zachęca do zastanowienia się nad odpowiedzią na te pytania. Pacyfik to nie tylko niekończące się plaże. Na chilijskim wybrzeżu, raptem półtorej godziny jazdy samochodem z Santiago, możemy znaleźć miejsca niezwykłe.

Ritoque - ciudad abierta. Ciudad abierta czyli otwarte miasto rozciąga się po obydwóch stronach drogi prowadzącej wzdłuż wybrzeża między miejscowościami Concon i Quinteros, około dwudziestu kilometrów od Viña del Mar. Miasto, powstałe w końcu lat 70. jest owocem wizjonerskiego projektu architektów, artystów 18


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

19


i poetów z Uniwersytetu Katolickiego w Valparaiso. Jego nazwa zrodziła się z pomysłu stworzenia niestrzeżonego miasta, w którym jedynym systemem ochronnym jest gościnność. I rzeczywiście miejsce to samo zaprasza do zwiedzania, intryguje nietypowymi konstrukcjami i instalacjami, które są wynikiem poetyckich gier i przemyśleń. Znajdują się tam zarówno budynki prywatne, zadziwiające formą domy jednorodzinne, jak i publiczne place, rzeźby, amfiteatr, ogród i wiele innych ciekawych miejsc. Park stał się swoistym laboratorium sztuki i architektury autorstwa studentów, architektów i artystów. Dziś, po uprzednim powiadomieniu (formularz na stronie http:// www.amereida.cl/visitas/), można zwiedzić to wyjątkowo intrygujące miejsce. Punta Pite - projekt Teresy Moller. Punta Pite to urocze miejsce położone nad Pacyfikiem między dwiema miejscowościami wypoczynkowymi Papudo i Zapallar, idealne na długi spacer w towarzystwie nadmorskiej bryzy, bujnej roślinności i fal. Projekt autorstwa chilijskiej architektki krajobrazu Teresy Moller urzeka delikatnością, choć jest przecież interwencją w naturalny, nadmorski świat. Autorka projektu stworzyła ścieżkę dla pieszych, wykorzystując do maksimum istniejący krajobraz. Granitowe skały, tam gdzie umożliwiają zwiedzającemu przejście, pozostały nietknięte, a tam, gdzie było to trudne, delikatnie wtopiono skalne schody, które pozostają niewielką ingerencją w środowisko naturalne, ale nie dominującym elementem architektonicznym. W niektórych miejscach miedzy skałami znajdują się wypłaszczenia lub tarasy widokowe, zachęcające do kontemplacji i podziwiania oceanu. Warto dodać, że miejsce to choć zaprasza na beztroski spacer, to nie prowadzą do niego żadne drogowskazy czy oznaczenia, a znalezienie samego wejścia, malutkiej drewnianej furtki jest niemałym wyzwaniem. Znajduje się bowiem między dwiema prywatnymi posiadłościami i ponieważ ma szerokość tylko 60 cm jest ledwie dostrzegalna. Dla ułatwienia dodam, że około 40 m na północ od wejścia znajduje się szyld z numerem 8590, a wszystko to na wysokości km 17.800, kilka kilometrów przed Papudo (jadąc z południa). Więcej o projekcie - http://www.plataformaarquitectura.cl/ cl/02-167135/punta-pite-estudio-del-paisaje-teresa-moller-asociados Cmentarz w Zapallar. Uroczy cmentarz położony jest na skałach z przepięknym widokiem na ocean, w odległości zaledwie kilku kilometrów od Zapallar. Idealne miejsce nie tylko na wieczny spoczynek, ale również na przyjemny spacer, podczas którego można podziwiać nie tylko fantastyczny widok, ale także tradycyjne chilijskie elementy dekoracyjne. Cmentarz pełen jest bowiem kolorowych wiatraczków, donic z kwiatami oraz prostych kamiennych i drewnianych krzyży. Wszystkie te miejsca można odwiedzić wybierając się na jednodniową wycieczkę z Santiago. Wystarczy zrezygnować z kąpieli w lodowatej wodzie, którą niesie wzdłuż chilijskiego brzegu prąd Humboldta i przekonać się, że brzeg Pacyfiku oferuje o wiele więcej. 20


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

Justyna Skrobańska, architekt. W 2007 roku ukończyła studia architektoniczne na Wydziale Architektury Politechniki Poznańskiej. W latach 2005-2006 roku studiowała na Politechnice Mediolańskiej w Mantui. Od 2009 roku mieszka w Santiago, gdzie pracuje w biurze architektonicznym DX Arquitectos.

21


Kawa, rower, miasto

Maciek Polz przyjechał do Santiago na wakacje, spotkać się z dziewczyną. Związek nie przetrwał, ale fascynacja miastem pozostała. Dziś pracuje jako jeden z menedżerów w kawiarni Condi w dzielnicy Nunoa. „Po godzinach” wsiada na rower i znika w przestrzeni miasta.. - Powoli je odkrywam dla siebie. Szukam nowych miejsc, choćby pod pretekstem napicia się dobrej kawy. Przy okazji robię zdjęcia. To dla mnie sposób postrzegania rzeczywistości, szansa na zachowanie wspomnień. Dobrych wspomnień. Nie realizuję w ten sposób żadnych ambicji artystycznych, zawsze podkreślam, że jestem fotoamatorem. - dodaje. Jego rower już od dawna nadaje się do przeglądu…

22


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

23


24


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

25


26


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

27


28


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

29


Rozpoczynamy publikację rubryki o kinie, w której chcielibyśmy przypomnieć najlepsze filmy polskiego kina minionych dekad począwszy od lat 50. XX wieku. Spróbujemy opowiedzieć o tym, jak rozwijała się polska kinematografia, jakie nastroje społeczne i tendencje w sztuce na nią wpływały. Chcemy przyjrzeć się historii Polskiej Szkoły Filmowej, tworzonej na przełomie lat 50 i 60, której filmy wielokrotnie nagradzane na międzynarodowych festiwalach stały się wizytówką naszego kina na świecie. Opowiemy również o Kinie Moralnego Niepokoju, które zdominowało sztukę filmową w Polsce w latach 70 i 80. Przeprowadzimy Państwa przez Łódzką Aleję Gwiazd, scharakteryzujemy sylwetkę kultowego aktora, Zbyszka Cybulskiego, pokażemy cudowne zdjęcia Jerzego Lipmana i wprowadzimy Państwa za kulisy takich dziel jak `Kanał` Andrzeja Wajdy, `Pociąg` Jerzego Kawalerowicza, czy trylogia Krzysztofa Kieślowskiego. Mamy nadzieje, ze dzięki naszym artykułom oryginalność i poetyka polskich filmów staną się dla Państwa przejrzyste i czytelne. Ci, natomiast, którzy dobrze znają wielopłaszczyznowość tych filmów na pewno dowiedzą się czegoś nowego o szczegółach powstawania znakomitych, polskich produkcji filmowych. Serdeczne zapraszamy!

30


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

31


Wariat i arogant

32


Pierwszym reżyserem, którego weźmiemy pod lupę będzie Roman Polański. Reżyser filmowy i teatralny, aktor, scenarzysta, producent filmowy. W szkole „zawsze był ostatni”, a czytać nauczył się w kinie. W 1954 r. dostał się do szkoły filmowej w Łodzi, gdzie wyrobił sobie opinię wariata, osoby bezkompromisowej i aroganckiej. Andrzej Wajda kiedyś powiedział o nim: „Myśmy byli pokoleniem przedwojennym i wszystko mieliśmy przedwojenne, nawet wychowanie, a to, to był potwór”.

ny, liczne, ryzykowne ucieczki na stronę aryjską, wszechobecne okrucieństwo i bezwzględność niemieckiego okupanta oraz osamotnienie po utracie bliskich pozwoliły mu nie tylko na świetne odtworzenie wspomnień Władysława Szpilmana w filmie „Pianista”. Dzięki tym doświadczeniom potrafił wytworzyć we wszystkich swoich filmach rodzaj napięcia, nieznany wcześniej w kinie. Za wzór weźmy „Dziecko Rosemary”. Pierwszy film reżysera zrealizowany w Hollywood odniósł ogromny sukces. Źródłem niezwykłego napięcia Wieczny uciekinier w tym filmie jest zwykłe, coW dniu wybuchu II wojny dzienne życie jego bohaterów. światowej, który zastał go w Polański operuje subtelnymi Polsce, miał sześć lat. Wcze- środkami, ale też wyjątkowo śniej w obawie przed narasta- wymownymi. Stylowo i po jącymi nastrojami antysemic- mistrzowsku przeprowadza kimi w Europie i faszyzmem nas przez różne stany niepeww Niemczech rodzice Polań- ności Rosemary i odsłania kuskiego postanowili powrócić z lisy intrygi. emigracji z Paryża do Krakowa. Ich rodzinne miasto pozor- Od etiudy do Hollywood nie wydawało się bezpieczniejsze ze względu na swoją długą Również w etiudach studenctradycję tolerancji wobec kich takich jak „Morderstwo”, mniejszości religijnych i naro- czy „Lampa” Polański buduje dowych. napięcie i budzi grozę. W Rodzina Polańskiego trafiła w „Rozbijemy zabawę” tylko 1941 roku do getta. Kiedy za- czekamy na wybuch agresji, częła się jego likwidacja chło- która zniszczy atmosferę niepiec za namową ojca uciekł. winnego balu, a w „Dwaj mężDo ostatnich dni wojny opie- czyźni z szafą”, debiucie kowały się nim rodziny Pola- zwieńczonym sukcesem na feków. Siostra i ojciec zdołali stiwalu w Brukseli, pojawiają przeżyć Holocaust. Matka się elementy ordynarnego zmarła w obozie w Auschwitz. okrucieństwa w najmniej spoKrytycy filmowi często zwra- dziewanych momentach. cają uwagę na to, że przeżycia W kryminale „Chinatown”, reżysera z getta i czasów woj- drugiej kasowej produkcji hol-

A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

lywoodzkiej Polańskiego, znakomity Jack Nicolson, wciela się w rolę detektywa. Rozwiązuje zagadkę budowy zapory wodnej i odkrywa mroczne tajemnice skrywane przed nim przez Ewelyn. Ponownie, pierwsze sceny filmu przedstawiają obraz poukładanego, niemal beztrosko płynącego życia, aby za chwilę zamienić się w niebezpieczną i pełną zawiłości akcję. Film zdobył 11 nominacji do Oscara i nagrodę za najlepszy scenariusz oraz Złoty Glob za najlepszą reżyserię. Stał się jedną z najbardziej znaczących ekranizacji w dziejach światowej kinematografii. Wiem co wy robicie Jako młody chłopiec regularnie oglądał niemieckie filmy, wyświetlane wtedy w kinach, w okupowanej Polsce. Były artystycznie bezwartościowe. Pomimo to, jak wspomina, dla niego była to „magia”. Najpierw chciał zostać aktorem. Ojciec, jako właściciel drobnej firmy prywatnej w powojennej, komunistycznej Polsce był „wrogiem klasowym”. Z tego powodu odmawiano Polańskiemu możliwości studiowania w szkołach aktorskich. Później wydarzyła się jednak rzecz niewiarygodna. Dostrzegł go Andrzej Wajda, zaprosił do współpracy i zagrania epizodycznej roli w filmie „Pokolenie”. Dla Polańskiego był to nieopisany zaszczyt i 33


jednocześnie szczęśliwy traf. Na planie poznał całą śmietankę młodych twórców kina polskiego i wtopił się w nią, szybko wyrabiając sobie silną pozycję. Szkołę filmową w Łodzi ukończył w 1958 roku. Otrzymał w niej znakomite przygotowanie warsztatowe i techniczne. Później w Hollywood znany był z tego, że osobiście nadzorował ekipę filmową, mówiąc technikom: „wiem, co robię i wiem także, co wy robicie”. Reżyser o swoim dzieciństwie, karierze i dorosłości, dalej naznaczonej niewiarygodnymi tragediami, (zabójstwo żony Sharon Tate przez sektę Mansona czy aresztowanie za gwałt na nieletniej) opowiada w filmowej rozmowie z przyjacielem, Andrew Braunsberg´iem czasami roniąc łzy, czasami puentując, że pomimo tych nieszczęść przydarzyło mu się wiele wspaniałych chwil w życiu, które je rekompensują. Dokument nosi tytuł „A film memoire”. Na pewno warto go obejrzeć.

ną. Pod żadnym pozorem nie pozwala sobie i innym na robienie głupstw, unika rzeczy niepotrzebnych. Miedzy bohaterami rozwija się coraz silniejszy konflikt. Udowadniają sobie, kto jest lepszy i zaradniejszy. Wprawny widz dostrzeże, że dochodzi miedzy nimi do pewnego rodzaju paradoksu. Autostopowicz jest człowiekiem, którym prawdopodobnie kiedyś był Andrzej, któremu ten zazdrości jego dotychczasowej wolności. Zaś Andrzej posiada atrybuty, które imponują studentowi. Ma jacht, piękna żonę, dobry samochód, zna się na wszystkim i w pełni kontroluje swoje życie. Niczego mu w nim nie brakuje. Żona, Ewa jest jedynym spoiwem pragnień obydwu mężczyzn. Ironicznie patrzy na całą sytuacje, na narastający konflikt ich charakterów. Ma najwięcej dystansu do siebie i życia. Sama musiała zmierzyć się kiedyś z trudnościami, z którymi boryka się młody student. Oprócz pokazania intrygującego splotu wydarzeń, psychologicznego zarysu sylwetek bohaterów i rozwoju relacji miedzy nimi, Mocne, letnie słońce film jest bardzo efektowny estetycznie. PoPierwszy film pełnometrażowy Romana kazuje ujęcia w naturalnej scenerii jezior Polańskiego, „Nóż w wodzie”, nakręcony w mazurskich, koi jej ciszą i rozległością. Polsce, odniósł światowy sukces, stając się Mocne, letnie słonce dało możliwość ekipie jednocześnie obiektem niewybrednych ata- filmowej na zrobienie cudownych, czarnoków polskich krytyków. Świat zobaczył w białych zdjęć na tle bujnej natury. nim uniwersalną historię, a ówczesny polski Zachęcam do obejrzenia tego niezwykłego reżim tylko pochwałę deprawującej konfilmu, który stał się dla Romana Polańskiego sumpcji. kluczem do wielkiego świata filmu. Film opowiada historię młodej pary, która jedzie na Mazury, polskiej krainy jezior, odpocząć na swoim jachcie. Po drodze zabiera- Maja Mrozowska,, autorka tekstu, ukończyła ibeją ze sobą studenta, autostopowicza, który rystykę na Wydziale Filologicznym w Szkole niemal wpada pod koła ich samochodu. Od Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Od razu dostrzegamy w nim postać ryzykanta 2012 roku mieszka w Santiago, w Chile. Pracuje przeświadczonego, że może zawojować jako nauczycielka języka angielskiego. Wydział świat, choć jak na razie nie wie jak tego dofilologiczny wybrała zgodnie z tradycjami rodzinwieść. Jego przeciwieństwem jest Andrzej, nymi, kinem natomiast, zaczęła interesować się na stateczny mężczyzna, nieco starszy od niego studiach. Ukończyła akademicki, teoretyczny kurs i doświadczony, mąż Ewy, który zdołał już kina europejskiego i hollywoodzkiego w Hiszpaosiągnąć sukces i wysoką pozycję społecznii. Obecnie najchętniej powraca do polskich filmów XX wieku. 34


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

Jesteśmy na Flickrze! Zobacz ponad 1 500 zdjęć! https://www.flickr.com/photos/plenchile/ 35


RYZYKUJ, STUDIUJ, BAW SIĘ... Wyższe uczelnie z Polski i Chile podpisały do tej pory kilkanaście umów o współpracy. Różny jest ich zakres, intensywność, wreszcie forma nawiązanych relacji. Faktem jest jednak rosnące zainteresowanie ofertą polskich uczelni wśród chilijskich studentów. Jednocześnie rośnie grupa polskiej młodzieży, która chce, choć przez chwilę, postudiować w Chile. Podejmująca ryzyko wyjazdu na koniec świata, ale rekompensująca sobie trudy i koszty podróży, możliwością przeżycia niezwykłej przygody, dla wielu przygody życia. Publikujemy wspomnienia kilku polskich studentów z ich pobytu na wymianie studenckiej w Chile. Piszą o kontrastach, oczarowaniach i rozczarowaniach, specyfice nauki na chilijskich uczelniach. I o tym co dzieje się po zajęciach, o imprezach, tanim chilijskim winie… Ech ta młodość…

36


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

DO DZIŚ

PAMIĘTAM POCZUCIE EKSCYTACJI TOWARZYSZĄCE MI PO WYCZERPUJĄCEJ PODRÓŻY, KIEDY PO RAZ PIERWSZY CHŁONĘŁAM KOLOR, ZAPACH I RYTM SANTIAGO”

Iza Rzeźniczak M

oja przygoda z językiem hiszpańskim zaczęła się jeszcze w liceum. Uczyłam się w Warszawie w klasie dwujęzycznej, dzięki której rozkwitła moja pasja do kultury iberoamerykańskiej, a wraz z nią pojawiły się marzenia o podróży do Ameryki Południowej. Na ich realizację czekałam kilka lat, a studia prawnicze, które wybrałam nie oferowały wyjazdów naukowych do tak odległych zakątków świata. Tak było aż do listopada 2013 r. Dzięki umowie podpisanej między Wydziałami Prawa Uniwersytetu Warszawskiego i Universidad de los Andes trafiłam na studia do Chile. Do dziś pamiętam poczucie ekscytacji towarzyszące mi po wyczerpującej podróży, kiedy po raz pierwszy chłonęłam kolor, zapach i rytm Santiago. Kolejną wielką niespodzianką był pierwszy dzień na uczelni. Universidad de los Andes, mieści się na obrzeżach miasta, w jego zamożnej, wyższej części, u samych stóp Andów. Z kampusu rozciąga się zapierający dech w piersiach widok na panoramę miasta i majestatyczne góry. Przecierałam oczy ze zdumienia podczas pierwszego spaceru między

pięknymi budynkami tonącymi w zieleni, w których miałam zacząć przygodę z nauką chilijskiego prawa. Aby radośnie i możliwie bezboleśnie rozstać się z okresem wakacji, semestr jesienno-zimowy otwierał powitalny grill dla studentów i profesorów. Po rozpoczęciu zajęć i bardzo ciepłym powitaniu przez wszystkich profesorów i uczniów, szybko przekonałam się, jak to jest przestać być numerem w indeksie, a stać się studentem rozpoznawanym przez wykładowców, którzy są gotowi poświęcić swój czas po zajęciach na wyjaśnienie zagadnień czy zwykłą pogawędkę ze swoimi słuchaczami. Poza obowiązkowymi ćwiczeniami, szkoła dysponuje szeroką ofertą zajęć dodatkowych, od różnego rodzaju sportów, po gotowanie, a nawet naukę makijażu. Kiedy nadeszły ciepłe dni, a wraz z nimi pojawiła się możliwość odpoczynku od nauki, wylegując się na trawie wśród kwitnących kasztanów i śliw, w towarzystwie roześmianych studentów. Nawet w najśmielszych marzeniach nie wyobrażałam sobie, że przyjdzie mi studiować w tak bajkowym miejscu. 37


38


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

Anita Matecka D

o Chile przyjechałam na wymianę w lipcu ubiegłego roku. Pojawiła się tu sama i do tego bez bieglej znajomości hiszpańskiego. Powiedziałam wtedy sobie “ A co tam! Co ma być to będzie”. Była to moja ostatnia szansa na studencki wyjazd za granicę, bo już w czerwcu 2015 kończę moje studia magisterskie z geografii na Uniwersytecie Łódzkim. Po załatwieniu wielu papierków i wizycie w wielu urzędach w Polsce, wsiadłam do samolotu z walizkami oraz książeczką do gramatyki hiszpańskiego w dłoni. Troszkę wcześniej, skontaktowałam się mailowo z Ambasadą Polską w Santiago, aby rozwiać wszystkie moje wątpliwości i zadać kilka ważnych pytań dotyczących pobytu w obcym kraju. To wszystko. Do Santiago przyleciałam na tydzień przed rozpoczęciem semestru, zgodnie z instrukcjami przesłanymi od osoby odpowiedzialnej za mój program wymiany studenckiej. Musiałam się zaaklimatyzować i stawić się na spotkaniu informacyjnym oraz ceremonii powitalnej na Universidad de Chile. Przez pierwszy tydzień wybierałam przedmioty, które będę studiować. Moje pierwsze wrażenia były „baaardzo” pozytywne. Otrzymałam wszelkie potrzebne informacje, zyskałam poczucie, że nie będę pozostawiona sama sobie w żadnej sprawie. Przydzielono mi chilijskiego studenta-pomocnika, do którego mogłam kierować wszelkie pytania dotyczące wszystkiego, co może interesować nowego studenta na uniwersytecie i w życiu codziennym. Brak biegłej znajomości hiszpańskiego też nie okazał się przeszkodą (znałam jego podstawy, ale jeszcze nigdy wcześniej nie miałam okazji po hiszpańsku porozmawiać). Ze studentami mogłam komunikować się po angielsku (ale uwaga, nie każdy student chilijski angielskim operuje, czasem musiałam pomagać sobie moim jaskiniowym hiszpańskim wraz z polaczeniem uni-

wersalnej mowy ciała), z pracownikami odpowiedzialnymi za wymianę studencką także. Zdawałam sobie jednak sprawę, że w kraju, gdzie poza uniwersytetem mało kto używa języka innego niż hiszpański, będę musiała włożyć na początku wiele pracy, aby jak najszybciej zacząć mówić, bo na ulicy i w klasie podczas zajęć nikt mi wyjątku nie zrobi. Rozpoczęłam pierwszy tydzień zajęć z tabletem, tłumacząc wiele słówek podczas lekcji. Oczywiście nauczyciele, mając już doświadczenie ze studentami z obcych krajów, przyjęli mnie ciepło. Każdy zachęcał do zadawania pytań, w razie gdybym nie rozumiała albo nie nadążała za tokiem zajęć. Nie każdy dobrze operował angielskim, ale zawsze dochodziliśmy do porozumienia, ostatecznie przy pomocy kolegów z klasy lub “ayudantes”, o których zaraz opowiem. Wśród studentów zostałam przyjęta ciepło. To co z pewnością charakteryzuje Chilijczyków to chęć pomagania, pogoda ducha i świetna umiejętność pracy w grupie, o solidarności już nie wspominając. Szczególnie na uniwersytecie. Nie czułam się nigdy obco, nigdy nie miałam poczucia wykluczenia z grupy tylko dlatego, że mój hiszpański jest slaby. Szybko

MOJE PIERWSZE

WRAŻENIA BYŁY „BAAARDZO” POZYTYWNE. OTRZYMAŁAM WSZELKIE POTRZEBNE INFORMACJE, ZYSKAŁAM POCZUCIE, ŻE NIE BĘDĘ POZOSTAWIONA SAMA SOBIE W ŻADNEJ SPRAWIE” 39


MIŁĄ NIESPODZIANKĄ BYŁA DLA MNIE ORGANIZACJA ZAJĘĆ… PROFESOROWIE ZACHĘCAJĄ DO DZIELENIA SIĘ WŁASNYMI UWAGAMI, SŁUCHAJĄ Z CHĘCIĄ I DZIELĄ SIĘ SWOIMI DOŚWIADCZENIAMI. DEBATY SĄ NA PORZĄDKU DZIENNYM, ZATEM LEKCJE SĄ BARDZO ŻYWE”

jednak nadrabiałam zaległości i z każdym tygodniem mogłam śmielej mówić, a po miesiącu już nawet opowiadać krótkie historie o moim życiu i o Polsce oczywiście. Każdy jest niezmiernie ciekawy i zazwyczaj zawsze pada pytanie – Czy w Polsce jest bardzo zimno? Miłą niespodzianką była dla mnie organizacja zajęć. Spotkania raz w tygodniu po 3-4 godziny może nie każdego studenta z Europy uszczęśliwią, jednak dużo się na nich dyskutuje, rozmawia, wymienia poglądy. Profesorowie zachęcają do dzielenia się własnymi uwagami, słuchają z chęcią i dzielą się swoimi doświadczeniami. Debaty są na porządku dziennym, zatem lekcje są bardzo żywe. Jestem pewna, ze gdybym wybrała ten sam przedmiot jeszcze raz, wcale bym się nie nudziła, bo wraz z nowymi studentami, pojawiają się nowe pomysły i nowe tematy do omówienia. Część zajęć zawsze poświęcone są na zajęcia pomocnicze (ayudantía) prowadzone przez studentów ze starszych lat i oni, jako ludzie młodzi jeszcze skuteczniej umacniają most między wiedzą z danego przedmiotu a studentem. Tu temat wykładu jest zawsze bliski osobie bieglej w danym temacie, która dzieli się swoją wiedzą z innymi. Różnica z zajęciami w Polsce jest też taka, że w Chile pracuje się z lekcji na lekcję (i nie bez kozery mówię lekcje, bo semestr na Universidad de Chile był dla mnie trochę jak powrót do gimnazjum czy liceum). Studenci otrzymują średnio 2-3 teksty po 12-20 stron do przeczytania, aby być przygotowanym do nowej debaty z profesorem. Ponadto jest wiele projektów i prezentacji do zrobienia, no i oczywiście egzaminy

(pruebas). Sesja egzaminacyjna jest organizowana w ciągu semestru dwa razy – w środku i na końcu, plus organizowany jest egzamin końcowy w razie, gdyby pruebas poszły słabo. Jeżeli wszytko było OK i otrzymywało się oceny powyżej 4.00 (skala jest do 7.00, zatem studencie, masz szanse otrzymać w Chile siódemkę!) to egzaminu nie ma dla takiego pracusia i ten kończy semestr tydzień wcześniej. Istotna jest również obecność na zajęciach. Jeżeli masz poniżej 75 procent… przyznam że nie wiem co wtedy się dzieje, ponieważ byłam pilna i obecna na większości z nich. Życie studenckie? Zazwyczaj toczy się na wydziale. I nie mówię tu o lekcjach, egzaminach, nauce. Chilijczycy jedzą obiad (almuerzo) na trawniku, grają w piłkę, na gitarze, żonglują, wspinają się po ściance wspinaczkowej, słuchają muzyki, czekają w długiej kolejce do mikrofali wystawionej na zewnątrz, omawiają jakąś nową pracę na kolejne zajęcia czasem leżąc/siedząc na rozgrzanym betonie obok budynku wydziałowego. Na moim wydziale architektury i urbanistyki studenci słuchając muzyki opracowują nowe makiety czy malują kobiety w kontrapoście. Inni wystawiają się z serwisem rowerowym i usmarowani WD-40 wymieniają łańcuchy lub lakierują ramy. No i piątki wieczorem zawsze są rezerwowane na carrete – wydziałową imprezę na świeżym powietrzu, na terenie uczelni, często przy gitarowym graniu czy bębenku. Dzieląc się tanim winem Gato czy piwem Escudo, rozmawiając i wspólnie ciesząc się swoją młodością.

40


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

TRZEBA PODKREŚLIĆ, ŻE WYDZIAŁ PRAWA UNIVERSIDAD DE CHILE ZNAJDUJĘ SIĘ W NAJWIĘKSZEJ DZIELNICY BARÓW I RESTAURACJI W SANTIAGO CZYLI BELLAVISTA. ”

Jakub Dembiński W

Santiago spędziłem pięć miesięcy studiując na Wydziale Prawa Universidad de Chile. Czym różni się polski wydział prawa od chilijskiego i co może zaskoczyć najbardziej studenta prawa z Polski? Przede wszystkim zaskoczyć może liczba godzin, które trzeba spędzić na uczelni. W przeciwieństwie do Polski na Universidad de Chile zajęcia odbywają się w trybie dwóch lub trzech spotkań tygodniowo. Ćwiczenia są w teorii obowiązkowe, choć przez cały semestr żaden z profesorów nie sprawdzał obecności. Kolejną różnicą jest ilość prac pisemnych, które są zadawane niemal z wszystkich przedmiotów. Co ważne, ogromny nacisk kładziony jest na zaprezentowanie własnej opinii. Również same zajęcia opierają się głównie na dyskusji i rozmowie z profesorami. Na Universidad de Chile bardzo silne są organizacje studenckie, które w ogromnym stopniu angażują się w życie uczelni. Co może szczególnie zdziwić polskiego studenta to fakt, że plakaty kandydatów do samorządu studenckiego zawierają bardzo często symbol sierpa i młota oraz liczne hasła, które kojarzyć się mogą bardziej z komunistycznym wiecem pierwszomajowym, a nie z kampanią studencką. Liczne również są protesty organizowane przez organizacje studentów, podczas których odwoływane są zajęcia na uniwersytecie. To czy wydział będzie uczestniczył w takim proteście zależne

jest od wyniku głosowania organizowanego przez samorząd. Same protesty mogą czasem przybrać dość dramatyczny charakter, szczególnie w przypadku interwencji policji kiedy to używany jest gaz łzawiący oraz opancerzone samochody bojowe z armatkami wodnymi. Jeżeli jednak chodzi o przyjemniejszą część wymiany studenckiej, trzeba podkreślić, że Wydział Prawa Universidad de Chile znajduję się w największej dzielnicy barów i restauracji w Santiago czyli Bellavista. Również w samym budynku wydziału organizowane są imprezy, w których uczestniczą zarówno studenci jak i wykładowcy. Natomiast, jeśli chodzi o część mniej przyjemną czyli egzaminy, studenci prawa z Polski nie powinni być szczególnie zaskoczeni. W ciągu semestru należy zdać dwa kolokwia, które wpływają na ocenę końcową z danego przedmiotu. Egzamin semestralny może przybrać formę pisemną lub ustną a jego wynik stanowi zazwyczaj 60 procent oceny finalnej. Ogólnie rzecz biorąc, semestr spędzony na Universidad de Chile będzie dla mnie czasem niezapomnianym. Dzięki wymianie poznałem mnóstwo ciekawych ludzi i mogłem poznać chilijską kulturę. Każdemu kto zastanawia się nad wymianą w Santiago, z pewnością mogę powiedzieć by zaryzykował i przyjechał do Chile. 41


Kinga Środoń J

estem studentką amerykanistyki o specjalności Ameryka Łacińska na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz filologii hiszpańskiej na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Z uwagi na moje zainteresowania, wybór Ameryki Łacińskiej jako miejsca wymiany studenckiej był dla mnie zupełnie oczywisty – poznanie tego różnorodnego kontynentu zawsze było moim wielkim marzeniem. Sam pomysł przyjazdu akurat do Chile pojawił się jednak dość późno - dopiero po licznych rozmowach z moimi wykładowcami uznałam, że pobyt w Santiago znacznie ułatwi mi zebranie materiałów do pracy magisterskiej. Co więcej, stwierdziłam, iż jest to doskonała okazja do tego, by poznać kraj Roberto Matty – jednego z moich ulubionych artystów. Uczelnią przyjmującą w moim przypadku była Pontificia Universidad Católica de Chile. Uniwersytet ten cieszy się renomą jednego z najlepszych w kraju i myślę, że jest to zasłużona opinia. La Católica jest dobrze zorganizowana - co zdecydowanie pomogło mi lepiej odnaleźć się w realiach studiowania za granicą. Sprawnie działa również stowarzyszenie studenckie CAUC (Comisión de Acogida), które dbało o integrację obcokrajowców, organizując rozmaite imprezy i wycieczki. Dodatkowo uczelnia proponuje szereg warsztatów pozaprogramowych: zajęcia sportowe, taneczne, artystyczne, na których można rozwijać swoje pasje. Szczególnie spodobała mi się możliwość uczestniczenia przez dwa tygodnie we wszystkich dowolnie wybranych kursach, po czym dokonania ich selekcji i ustalenia własnego planu zajęć, zgodnego z indywidualnymi zainteresowaniami. Na uwagę zasługują również kampusy uniwersyteckie, a szczególnie największy – San Joaquín, który z powodzeniem mógłby funkcjonować jako osobne miasteczko. Oprócz budynków z salami wykładowymi znajdują się tam kawiarnie, stołówki, centra sportowe, basen, korty tenisowe, biblioteki, a nawet kościół i oczywiście połacie zielonej trawy, na której można odpocząć pomiędzy zajęciami.

CHILE TO

RZECZYWIŚCIE KRAJ KONTRASTÓW NA WIELU PŁASZCZYZNACH. TO KRAJ, KTÓRY ZASKAKUJE, A MOŻLIWOŚĆ ODKRYWANIA TEJ WIELOWYMIAROWOŚCI, WIDOCZNEJ CHOCIAŻBY W JĘZYKU, KRAJOBRAZACH I STRUKTURZE SPOŁECZNEJ, BYŁA DLA MNIE CZYMŚ FASCYNUJĄCYM.” 42


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

Jeśli chodzi o poziom nauczania na La Católica, to moim zdaniem, jest on nieco niższy niż na Uniwersytecie Jagiellońskim. Sytuację tę z pewnością rekompensuje jednak fakt studiowania w nowym języku - jest to cenne doświadczenie, poszerzające perspektywę i zmieniające sposób postrzegania niektórych zagadnień. Dodatkowo, tutejsi profesorowie mają bardzo pozytywne nastawienie do studentów zagranicznych, potrafią z cierpliwością i uśmiechem wyjaśniać niektóre kwestie po kilka razy, i to specjalnie dla nas – obcokrajowców, zagubionych w meandrach chilijskiej odmiany języka hiszpańskiego. Oprócz starć językowych, początkowym zaskoczeniem dla osób „z zewnątrz” może być również widok praktycznie pustej sali po przyjściu punktualnie na zajęcia. Chilijczycy mają „latynoskie” podejście do studiowania, zatem sala zapełnia się systematycznie do godziny czasu po rozpoczęciu wykładu. Na szczęście „wyluzowane”

nastawienie studentów przejawia się także w tym, że podobnie jak profesorowie, są oni bardzo sympatyczni i przede wszystkim chętni do pomocy. “Chile – the land of contrasts” – takim sloganem Chile wita zagranicznych turystów i nie można się z tym hasłem nie zgodzić. Chile to rzeczywiście kraj kontrastów na wielu płaszczyznach. To kraj, który zaskakuje, a możliwość odkrywania tej wielowymiarowości, widocznej chociażby w języku, krajobrazach i strukturze społecznej, była dla mnie czymś fascynującym. Czas spędzony tutaj na wymianie był cennym doświadczeniem. Udało mi się polepszyć swój język hiszpański, a dzięki ciekawym wykładom i licznym podróżom zdobyłam cenną wiedzę „praktyczną” na temat Ameryki Łacińskiej - bardzo ważną w kontekście moich studiów.

Kinga Środoń i Mateusz Kołakowski promujący Polskę i Uniwersytet Jagielloński podczas międzynarodowego kiermaszu na uczelni chilijskiej

43


Mateusz Kołakowski M

ój pomysł na studiowanie w Ameryce Łacińskiej pojawił się jeszcze zanim zacząłem studia latynoamerykanistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim (UJ) – właściwie chęć wyjazdu w te strony była jednym z powodów ich podjęcia. Do takiej przygody, w zamyśle możliwie jak najdłuższej, chciałem się dobrze przygotować, i ten kierunek na pewno pomógł mi zarówno poszerzyć moją wiedzę geograficzną i faktograficzną na temat kontynentu i jego historii, jak i pogłębić postrzeganie różnych zależności i procesów za-

chodzących w tutejszych społeczeństwach. Jeden semestr wymiany w Chile, który właśnie zakończyłem, pozwolił mi zaś zobaczyć to wszystko na własne oczy i skonfrontować swoją wiedzę z rzeczywistością. Nie od początku jednak wiedziałem, że trafię właśnie tutaj. Jako miłośnika kultur rdzennych i cywilizacji prekolumbijskich zawsze fascynowało mnie Peru, choć Inkowie wywarli swój wpływ aż na południe od dzisiejszego Santiago. Ich podbój zatrzymał się dopiero na rzece Maule, za którą

44


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

napotkali bitną ludność Mapuche. To właśnie historia tego ostatniego ludu, który przez kilkaset lat opierał się najpierw Inkom, następnie Hiszpanom, a później Chilijczykom, zwrócił moją uwagę na zamieszkiwany przez nich kraj – jak się okazało, nie tylko moją. Planowałem poświęcić swoją pracę magisterską zagadnieniu współczesnego ruchu oporu ludności Mapuche, jednak już po dostaniu się na wymianę dowiedziałem się, że w ostatnich latach powstało już kilka podobnych. Wobec tego zwróciłem się ku tematowi w którym miałem już pewne doświadczenie po studiach pierwszego stopnia, mianowicie Polonii i Polaków za granicą. Interesująca historia obecności polskiej w Chile, poczynając od postaci Ignacego Domeyki, poprzez emigrację wojenną i powojenną, aż do tej najnowszej, mającej swoje swoiste cechy skłoniła mnie do przeprowadzenia pogłębionych badań i poświęcenia swojej pracy magisterskiej temu ostatniemu zagadnieniu. Pontificia Universidad Católica (PUC), na której przebywam na wymianie wraz z Kingą, również studiującą latynoamerykanistykę, to jedna z najlepszych uczelni w Chile. Jest też jedną z najdroższych, dlatego tamtejsza społeczność akademicka nie jest reprezentatywna dla całości kraju

PLANOWAŁEM

POŚWIĘCIĆ SWOJĄ PRACĘ MAGISTERSKĄ ZAGADNIENIU WSPÓŁCZESNEGO RUCHU OPORU LUDNOŚCI MAPUCHE, JEDNAK JUŻ PO DOSTANIU SIĘ NA WYMIANĘ DOWIEDZIAŁEM SIĘ, ŻE W OSTATNICH LATACH POWSTAŁO JUŻ KILKA PODOBNYCH. WOBEC TEGO ZWRÓCIŁEM SIĘ KU TEMATOWI ...POLONII I POLAKÓW ZA GRANICĄ”

– trafia tu głównie młodzież z najbogatszej warstwy, jest też bardzo wielu obcokrajowców, głównie z USA. Studenci są mili i otwarci, jednak według mnie podchodzą mniej poważnie do zajęć niż ich rówieśnicy w Polsce – jeśli się zjawiają, to często wchodzą i wychodzą w dowolnym momencie, robią także wiele innych rzeczy poza słuchaniem, co nieco rozprasza. Ilość materiału do przerobienia na kolokwium jest często mniejsza niż z jednych zajęć na drugie na UJ, ale i z tą bywają problemy, podobnie jak z organizacją pracy w grupie. Mimo to można wyciągnąć wiele z kursów, zwłaszcza dzięki zawsze chętnym do pomocy profesorom, którzy poświęcają w razie potrzeby dużo swojego czasu i uwagi studentom zagranicznym. Uniwersytet jest dobrze wyposażony, posiada nowoczesne kampusy z bibliotekami i laboratoriami, a nawet teatrami, sklepami, kawiarniami i bankami. Dobrze rozwinięta jest też sieć wewnętrznych ścieżek i parkingów rowerowych. Jako że jest to uczelnia papieska, oprócz wielkiego kościoła pośrodku kampusu San Joaquin można napotkać tu figury i obrazy świętych, a także kaplicę i pomnik Jana Pawła II. Często mają miejsce także wydarzenia religijne, choć z moich obserwacji wynika, że większość studentów wybiera tą uczelnię nie ze względu na jej katolicki charakter. Oferta kulturalna jest bardzo zróżnicowana, od darmowych koncertów i przedstawień teatralnych, poprzez warsztaty i zajęcia dodatkowe, aż po imprezy sportowe i towarzyskie. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Studiowanie na PUC jest bardzo ciekawym doświadczeniem, a w połączeniu z częstymi wyjazdami „w teren”, poza Santiago, pozwala lepiej poznać i zrozumieć ten fascynujący kontynent, jakim jest Ameryka Południowa. Nie tylko poprzez podręczniki, ale przede wszystkim przez kontakt z jego krajobrazami, przyrodą i nade wszystko ludźmi i ich kulturą – tak jak zalecali to czynić moi profesorowie na UJ. Na razie wakacje, które na pewno do tego wykorzystam, ale już teraz cieszę się z kolejnego semestru, który zamierzam tu spędzić.

45


Smak Francji w Santiago Będąc Francuzką, uwielbiam momenty, kiedy mogę cieszyć się smakami przypominającymi mi mój kraj, pisze Lucy Sarlat, która pilnie uczy się języka polskiego, żeby móc porozmawiać ze swoim polskim chrześniakiem. Czym byłaby Francja bez sera? Najlepiej znanym miejscem w Santiago, gdzie można spróbować najlepsze francuskie sery jest bez wątpienia “El Mundo Del Queso”, położony u zbiegu ulic Providencia i Ricardo Lyon. Właściciele tego małego sklepu oferują wiele odmian sera importowanego bezpośrednio z kraju nad Sekwaną - Brie, Camembert, Comté, Fourme d’Ambert, sery z mleka krowiego, owczego czy koziego. Do wyboru do koloru. Moim faworytem są owcze sery produkowane we francuskim kraju Basków. Polecam je z konfiturą z owoców leśnych. Są pyszne! W samym sklepie warto zwrócić uwagę na wędliny, m.in. szynki, chorizo i suszone kiełbasy. Warto też wspomnieć, że “El Mundo del Queso” otworzył niedawno własną restaurację niedaleko metra Manuel Montt. Lokal “Cheese

and Wine” ma bardzo dobrą kartę win (choć niewiele w niej win francuskich) oraz deski serów i wędlin. Nie jest tanio, ale na pewno bardzo smacznie. Une Baguette s’il vous plait! Francuski piekarz Eric Kasyer, ponad rok temu, pojawił się na gastronomicznej mapie Santiago niedaleko stacji metra El Golf. Swoją pierwszą piekarnię otworzył w 1996 r. w Paryżu. Dziś ma ich ponad 100 w największych miastach na całym świecie. Swoje wypieki sprzedaje m.in. w Stanach Zjednoczonych, Senegalu, Japonii, Rosji, Chinach i Libanie. W jego lokalu w Santiago, przy ulicy Augusto Leguía można kupić smaczne

francuskie chleby na zakwasie o niepowtarzalnym smaku. Są bagietki, chleby okrągłe, chleby z orzechami, z przyprawami... Ponadto na miejscu przygotowywane są kanapki z serem, szynką czy łososiem, co jest dobrą alternatywą w porze lunchu (w ofercie są zestawy kanapka + deser + 46


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

napój). “Viennoiseries”, słodkie bułki, croissanty i rogaliki z czekoladą to smaczna opcja na naprawdę dobre śniadanie. Na deser polecam jabłkowe tartaletki. Można również dać się ponieść szaleństwu kolorów, kształtów i zapachów wszystkich prezentowanych tam ciast. Ślimak z serem? Proszę bardzo! Jeśli chodzi o francuskie restauracje, polecam trzy sztandarowe miejsca w okolicach stacji metra

romantyczny nastrój, idealny na randki połączone z jedzeniem na wysokim poziomie. W menu znajdziemy klasyczne propozycje kuchni francuskiej, kaczkę (przygotowywaną na przeróżne sposoby), deski serów i wędlin, filety w sosie bearnaise, boeuf bourguignon, creme brûlee, etc. Idealna kolacja w „El Baco“ moim zdaniem przedstawia się następująco. Na początek tarta łososiowa z imbirem, następnie confit z ziemniakami, a na deser mus cze-

racja ma również dobry wybór sałatek i naleśników, które mogą być dobrą propozycją np. na obiad. Nastrój w “El Flaubert” jest dużo bardziej intymny. Tamtejsze menu jest dużo krótsze niż w poprzednich restauracjach, ale potrawy przygotowywane są z dużą starannością. Polecam szczególnie zupę cebulową, doskonałą na chłodniejsze wieczory, oraz ryby, zwłaszcza węgorza i corvinę (rodzaj ryby okoniokształtnej - przyp.red) w towarzystwie wspaniałych sosów. “El Flaubert” otwarty jest cały dzień. Można tu wpaść po prostu na herbatę z ciastem, np. tarte tatin i spędzić czas w intymnej atmosferze art nouveau. Czuję się jak w domu Jakość produktów i sposób przygotowania dań we wszystkich powyższych miejscach sprawiają, że ich oferta nie różni się praktycznie niczym od propozycji paryskich restauracji czy wiejskich francuskich oberż. Dzięki nim mogę choć przez chwilę poczuć się jak w mojej ojczyźnie. Lucie Sarlat – Francuzka, 26 lat, od czterech lat mieszka w Santiago. Zajmuje się dystrybucją filmów. Uwielbia dobrą kuchnię i bardzo lubi spędzać Boże NarodzeNapisz do nas!

Los Leones w dzielnicy Providencia - “El Baco”, “Le Bistrot” i “Le Flaubert”. Dwie pierwsze znajdują się na Patio del Sol, pomiędzy ulicami Santa Magdalena i Nueva de Lyon. Trzecia położona jest przy ulicy Orrego Lugo. Najbardziej znana z nich, “El Baco” ma bardzo przytulny wystrój i panuje w niej

koladowy. Wyśmienite! Na przeciwko “El Baco” znajduje się “Le Bistrot”, inne kluczowe dla francuskiej gastronomii miejsce w Santiago. Jego karta zawiera nie tylko dania tradycyjne, ale i specjalne, np. ślimaki z serem roquefort, ostrygi zapiekane w zabajone czy frambirowane w koniaku. Restau-

W biuletynie pisaliśmy już o kultowych miejscach gdzie możemy zmierzyć się z kuchnią chilijską, szukaliśmy smaków Hiszpanii, jedliśmy późno w nocy, wracając z imprezy w dzielnicy Yungay. Jeżeli chcą Państwo podzielić się swoimi rekomendacjami, serdecznie zapraszamy na nasze łamy!

47


Kulinarna przygoda w Patagonii Kartka z pamiętnika samozwańczego smakosza, zgubionego w podróży na południe Chile przez Karolinę Bodych.

więta Bożego Narodzenia to doskonała okazja by wyrwać się z zatłoczonego, pogrążonego w szale zakupowym, wielkiego miasta i wyruszyć w podróż do jednego z najpiękniejszych zakątków świata. Wie to nawet nasza polska top modelka - Anja Rubik, która czas ten spędzała po argentyńskiej stronie Patagonii. W towarzystwie taty, a nie modelki na wiecznej diecie, wybrałam się na południe, nie tylko ze względu na piękne widoki czy długie ścieżki trekkingowe, ale jak zwykle, również w poszukiwaniu nowych smaków.

Ś

Punta Arenas i seria nieszczęśliwych przypadków kulinarnych Po przylocie, zameldowaniu się w hotelu i zakupieniu od razu biletów na prom płynący na Wyspę Magdaleny - powszechnie znanej jako królestwo pingwinów, zostało nam prawie półtorej godziny na zjedzenie obiadu i dostanie się do portu. Zachęcona opowieściami znajomych, którzy okolicę tę już odwiedzili wcześniej, wybraliśmy się od razu na poszukiwania słynnego kiosku podającego najlepsze choripany i mleko z bananami. Ku wiel-

kiemu zdziwieniu było zamknięte. W porze obiadowej!? Udaliśmy się więc na "ulicę restauracyjną" w poszukiwaniu tradycyjnego menu. Sushi, chińska czy tajska knajpa, pizzeria... Dotarliśmy w końcu do knajpy wyglądającej na serwującą coś bardziej "domowego". Właściciel poinformował nas, że kuchnia już zamknięta (o 15.30!), ale ich drugi lokal bliżej centrum wciąż podaje obiady i mają duży wybór i owoców morza i rybek. Pobiegli48


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

śmy szybciutko, znaleźliśmy lokal, zamówiliśmy i zapytaliśmy uprzejmie, czy będziemy musieli długo czekać na dania, bo jesteśmy już w lekkim pośpiechu. Czekaliśmy bardzo długo i głodni i zdesperowani chcieliśmy już odwoływać zamówienie, aż wreszcie pojawiła się tak wyczekiwana paila marina, camarones al ajillo i pastel de jaibas. Paila marina czyli zupka z owców morza była dobra, choć daleko jej było do tej, którą miałam okazję spróbować w Viña del Mar kilka miesięcy wcześniej, i która tak bardzo zapisała się w mojej pamięci. Pastel de jaibas - zapiekanka z mięsa krabowego i dużej ilości sera i śmietany - wyborny! Camarones...

seczce z twardniejącym serem, były gumowe i przypominały raczej źle potraktowanego kalmara. Mało udany obiad zrekompensowała później filiżanka dobrej kawy z ekspresu i ręcznie robione pralinki w pobliskiej chocolaterii. Puerto Natales i niespodziewana zmiana smaków

Dotarliśmy do Puerto Natales i chyba nie spodziewaliśmy się już niczego kulinarnie pociągającego. Punta Arenas wydało nam się królestwem gastronomicznego badziewia, a przecież to miasteczko o większym znaczeniu niż następny punkt naszych wakacji. Zdziwieni ilością polecanych knajp przez właścicieli naszego hostelu, wybraliśmy się do naleśnikarni. Przecież ciężko zepsuć naleśnika. Zjedliśmy bardzo smacznie, w lokalu z wyjątkowo miłą atmosferą. Kolejnym miejscem godnym uwagi jest hostel, kawiarnia, wypożyczalnia aut i sklepik w jednym - Amerindia. Świetny wybór herbat, deserów i produktów naturalnych. Koniecznie trzeba wpaść tam chociażby na zieloną herbatę i sernik. Wieczór to kolejny świetny pretekst do odkrywania ciekawostek kulinarnych. Szczególnie interesujące miejsce to Afrigonia. Kuchnja fusion, gdzie Patagonia spotyka się z Afryką. Choć potrawy dobre i niezły wybór win, to jednak mnie bardziej przypominało to Nędzne maluchy, źle zrobione, zamiast się "Indigonię", czyli kuchnię indyjską zmieszaną z "ugotować" to przyswoiły całą oliwę, pozosta- lokalną. Za dość wysokie ceny i jednak nie aż wię bez dalszego komentarza. tak ekstrawaganckie menu, jakim kusi się Następnego dnia udaliśmy się na obiad, do klientów, wystawiam i tak wysoką ocenę. polecanego przez wszystkich Mercadito Chilo- Odbywając wycieczkę stateczkiem do lodowte. Curanto, czyli owoce morza, mięso, ziem- ców Serrano i Balmaceda, zatrzymaliśmy się niaki i różnego rodzaju chlebki wyglądały i na obiad w jednej z kilku "estancii", gdzie zjesmakowały jakby podgrzano je w kuchence dliśmy pieczoną jagnięcinę. Jak na tak dużą mikrofalowej, a ostiony a'la parmezana pokro- liczbę uczestników wycieczki, to porcje najone w ćwiartki podane w ceramicznej miprawdę mogą uszczęśliwić nawet najbardziej 49


wygłodniałych. Jakość mięsa równieź bardziej niż zadowalająca. Jednak domowa kuchnia miejscowej gospodyni wygrywa wszelkie konkursy! Świąteczne krakersy i centolla Wigilię spędziliśmy przemieszczając się po szlakach parku Torres del Paine. W tak cudownej scenerii, wśród majestatycznych szczytów skał wulkanicznych, lazurowych jezior je otaczających i sympatycznych mordek milionów guanaco, naprawdę nie potrzebny jest barszcz świąteczny czy pierogi z kapustą i grzybami. Komu potrzebne grzyby w śmietanie, jeżeli można usiąść na skale, przegryźć kilkoma krakersami i po prostu napawać się widokiem błękitnej laguny i ośnieżonych szczytów wystających zza bialuteńkich, pierzastych chmurek? To trzeba przeżyć, by móc zrozumieć dlaczego nawet największy łakomczuch poddaje się w takiej sytuacji i karmi tylko widokami i kanapką z grillowanym kurczakiem i majonezem. Więcej do szczęścia nie trzeba. Po powrocie do Puerto Natales zapragnęliśmy jednak kolacji świątecznej. W końcu to Wigilia... Po długich poszukiwaniach dotarliśmy na świąteczne menu do jednej z knajp na deptaku w centrum. Nie zawiedliśmy się! Lampka szampana na początek, centolla, czyli miejscowy "krabon" podany na trzy sposoby, fantastyczny stek i pyszne wino oraz w ramach "bajativo" cola de mono, czyli małpi ogon. Coś na wzór drinka z baileys’a z cynamonem i innymi swiątecznymi przyprawami. TripAvisor zaskakuje Zmęczeni żywieniem się wciąż "konwencjonalnym" (biorąc pod uwagę naturę miejsca), wybraliśmy się do knajpki go50


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

rąco polecanej przez internautów. Mała, niepozorna budka. Pewien pan otworzył w niej wyśmienity sushi bar. Pan był tak sympatyczny i wesoły, a jego jedzonko tak dobre, że nie sposób o nim zapomnieć. Na koniec ładnie nas prosił o wsparcie na TripAvisor i zostawienie mu dobrej opinii. Gdybym tylko mogła, to każdego osobiście bym namawiała by odwiedził to miejsce będąc w Puerto Natales. Ostatnim (chronologicznie!) magicznym miejscem na liście gastronomicznych przebojów jest Cafe Kaiken, kilka przecznic od centrum. Dobrze zarezerwować wcześniej stolik, ponieważ lokal jest malutki a chętnych sporo. Szczególnie polecam coś w rodzaju szpondru z rosołu (moje najbliższe skojarzenie) z lokalną wersją kopytek. Delicja!

to jednak tę podróż kulinarną wspominać będę z innych powodów. Któregoś wieczora, zmęczeni całym dniem w ruchu, otworzyliśmy paczkę szynki z guanaco patrząc na rozgwieżdżone patagońskie niebo i nie zdążyliśmy nawet dojść z nią do stolika. Zawartość paczuszki zniknęła z niej dosłownie w kilka sekund. To właśnie takie momenty jak świąteczne krakersy jedzone na kamieniu czy szynka prosto z paczki zapadają najgłębiej w pamięci, bo towarzyszą im inne, wyjątkowe wspomnienia. Choć jedzenie było naprawdę bardzo dobre, to nie pamiętam nawet co jadłam dokładnie w afrykańskiej knajpie, za to markę świątecznych krakersów rozpoznałabym na sklepowej półce z oddali.

Wszystko co dobre, szybko się kończy!

Karolina Bodych, prawnik. W Santiago od stycznia 2014 r. Autorka bloga “Moja wielka przygoda w Santiago”.

Choć podczas ponad tygodniowego pobytu najadaliśmy się fantastycznymi przysmakami

51


KLUB MAŁEGO POLAKA

WITAMY NA KOŃCU ŚWIATA Artysta, a może sportowiec? Sybaryta czy skrzypaczka? Może papież? A może po prostu szczęśliwy człowiek? Kto wie, kim będą te maluchy w przyszłości. Rośnie nowe pokolenie Polaków, którzy urodzili się tu w Chile. Pokazujemy ich dziś i trzymamy kciuki. Jedno wiemy na pewno – już teraz są zupełnie wyjątkowi. Kolumnę objął patronatem Klub Małego Polaka w Chile (www.klubpolaka.cl).

Krzyś

Sofia

Rodzice: Lucyna Gromadzka i Mariusz Gromadzki Wzrost, waga: 50 cm, 3,9 kg Kim będzie w przyszłości? Według mamy: wielkim artystą Według taty: papieżem, bo się modli do każdego żeby go na ręce wziął :)

Rodzice: Anna Kapitańska i Rubén Astete Altamirano Wzrost, waga: 52 cm, 3,7 kg Kim będzie w przyszłości? Według mamy: sportowcem Według taty: skrzypaczką

Paweł

Lucas

Rodzice: Agnieszka Klos i Darby Alemán Wzrost, waga: 46 cm, 2,3 kg Kim będzie w przyszłości? Według mamy: będzie w przyszłości miłośnikiem sztuki, zawód - muzyk (ale może to bardziej powinna być pasja). Według taty: będzie szczęśliwym człowiekiem który potrafi cieszyć się życiem.

Rodzice: Andrés Price i Magdalena Tandyrak Wzrost, waga: 47 cm, 3,4 kg Kim będzie w przyszłości? Według mamy: koneserem dobrej muzyki, literatury, wina i jedzenia :) Według taty: muzykiem 52


A MBASADA RP W S ANTIAGO DE C HILE

Książka „Na fali historii. Wspomnienia Polaków z Chile” jest już dostępna w formie drukowanej i elektronicznej w języku hiszpańskim. Zapraszamy do lektury!

53


Polskie filmy w chilijskich kinach!

Zapraszamy na 17. Festiwal Kina Europejskiego, który potrwa od 14 maja do 30 czerwca 2015 r, w Santiago i innych miastach Chile. Szczegóły wkrótce!

54


55


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.