Temat 525

Page 1

Siedem lat temu Lech Chaciński przy wiadukcie koszalińskim spotkał przybyszy z innej planety

foto: Sławomir Włodarczyk/stock.xchng/smdc.army.mil

Wierzchowo – wioska przy krajowej jedenastce. Z drogi widać skromny dwurodzinny domek. Tu mieszka pan Lech Chaciński z rodziną. Jest kierowcą ciężarówki jednej ze szczecineckich firm przewozowych. Kilka lat temu było o nim głośno w Polsce. Wzbudził zainteresowanie naukowców, czy też jak się u nas powiada - paranaukowców z USA, Rosji i Holandii. Był gwiazdą mediów. Jedni mu wierzyli, inni nie, jeszcze inni nie szczędzili epitetów. Jak to w naszym piekiełku. 11 sierpnia 2003 roku Lech Chaciński spotkał przybyszy z innej planety. To znaczy oni, w liczbie trzech osobników płci i twarzy niewiadomych, około godziny czwartej rano na wiadukcie w Szczecinku w ciągu drogi krajowej nr 11, zatrzymali jego samochód osobowy, którym jechał z Wierzchowa do bazy transportowej, gdzie pracował. Ponad rok później, w październiku 2004 r. opowiedział o swojej przygodzie przed kamerami TVN w pro-

gramie Ewy Drzyzgi „Rozmowy w toku”. Zaproszono go tam wraz z żoną. „Rozmowy...” oglądał co najmniej milion ludzi, program wtedy emitowano w porze dużej oglądalności. Nieco wcześniej lokalna TV GAWEX wyemitowała obszerne materiały o wydarzeniach 11 sierpnia 2003 r. bladym świtem na wiadukcie pod Szczecinkiem. Jeszcze dziś, choć minęły lata, sprawa żyje na portalach internetowych. Pokrótce było tak. Mówi p. Chaciński: -Ujrzałem trzy postacie w srebrnych kombinezonach. Przypominały ubiory nurków. Nie widziałem żadnej twarzy, jedna z postaci wyszła na środek drogi. Gestem na swych piersiach postać nakazała bym się zatrzymał. Byłem przerażony. Dostałem w twarz snop wielokolorowego światła. Wcześniej i nigdy potem nie widziałem tylu kolorów. Laser, nie-laser... - Poczułem się bardzo źle, jakbym za chwilę miał stracić przytomność. Oparłem czoło na kie-

Widział UFO rownicy mego auta. Odczułem silny ból głowy, szum uszach. Polecili, abym wysiadł. Usłyszałem głos w języku polskim, bezbarwny, jakby wydobywał się poprzez hełmofon. Z trudem wykonałem polecenie, poczułem się nieco lepiej. Stanąłem na poboczu, włączyłem światła awaryjne. Pytali o moje buty, odzież, z czego jest wykonana. Starałem się odpowiadać krótko i treściwie, na ile potrafiłem. Potem usłyszałem polecenie jednego z nich, bym wyjaśnił, czym jest mój pojazd, użyli właśnie słowa „pojazd”, a nie auto lub samochód. Nakazali pokazać źródło napędu, zapytali na jakiej zasadzie działa silnik pojazdu. Podniosłem klapę przedziału silnika. Wyjaśniałem, mówiłem o paliwie wydobywanym z ziemi, benzynie wytwarzanej w rafineriach. Słuchali w milczeniu. Chwilę stali i patrzyli. To była szczególna rozmowa, bo ja nie wydobywałem z siebie głosu i tylko w myślach odpowiadałem na pytania owej postaci i wykonywałem polecenia.

Spojrzałem na ich obuwie. Były to jakieś dziwne buty. Wyglądało, że przybysze poruszają się jakby centymetr, może dwa na ziemią. Nie słyszałem charakterystycznego odgłosu kroków. Od całego kombinezonu biło światło, od ich obuwia biło najsilniej. - Na drodze byliśmy sami; ani w jedną, ani w drugą stronę nie jechał choćby jeden samochód. Kompletna cisza była, jak makiem zasiał. Od ich kombinezonów szedł ku mnie dziwny, spokojny chłód. Był ranek, ale ciepły, od nich szło zimno. Goście chwilę postali. Po momencie wykonali wszyscy taki sam gest jak przy zatrzymywaniu mnie, kręcili obiema dłońmi wokół klatki piersiowej. Usłyszałem: „Nie niszczcie ziemi i wody, bo grozi wam katastrofa.” Takie przesłanie przekazali. Odwrócili się i zobaczyłem, ze na plecach, na kombinezonach mają sprzęt przypominający butle tlenowe, jakich używają u nas płetwonurkowie. Unieśli się nieco w górę i poszybowali w kierun-

ku pojazdu, który stał opodal wiaduktu. Był w kształcie dysku, około 50 metrów średnicy miał, wysoki na kilka metrów, emanował jaskrawym światłem. Oni dolecieli do spodu tego dysku, zniknęli w jego wnętrzu. Wydawało mi się, że jakaś winda ich unosi. Po chwili spodek uniósł się w górę i poszybował w kierunku południowo-wschodnim, zniknął mi z oczu.... Byłem w szoku. Po jakimś czasie, gdy już było całkiem widno, swoim samochodem od strony Koszalina, Bobolic i Wierzchowa nadjechał kolega z pracy. Na szosę wrócił ruch o niewielkim o tej porze dnia natężeniu. Nie mogłem dojść do siebie, dopiero później opowiedziałem o swojej przygodzie. Z p. Chacińskim spotkałem się niedawno pewnego upalnego dnia w jego domu, w Wierzchowie. Okazją do pogawędki był obchodzony niedawno Światowy Dzień UFO. A jednak...

>>> 13


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.