5 minute read

Riwiera w środku puszczy

Supraski teatr na scenie Domu ludowego, 1937 r.

Turystyczny charakter Supraśla nie jest ideą z XXI w. Już w okresie międzywojnia podjęto pierwszą próbę przekształcenia fabrycznej mieściny w kurort. Dziś zapraszamy na krótką podróż szlakiem ówczesnej supraskiej rozrywki.

Advertisement

Palma pierwszeństwa w tej dziedzinie przysługuje Stanisławowi Gwoździejowi, który jeszcze przed wybuchem I wojny światowej wpadł na pomysł stworzenia w Supraślu pensjonatu. Ok. 1911 r. przystąpił do budowy pokaźnego domostwa, zdecydowanie wyróżniającego się wśród okolicznych, parterowych domów tkaczy. Na piętrach rozlokowano kilkanaście pokoi wraz pomieszczeniami kuchennymi, a od frontu wytyczono ozdobne balkoniki. Niestety, wybuch I wojny światowej wstrzymał na kilka lat realizację śmiałego planu. Gwoździej nie porzucił jednak swojej wizji, a nawet ją rozszerzył. I tak oto 30 września 1919 r., zaledwie kilka miesięcy po odzyskaniu niepodległości, St. Gwoździej i Paweł Hajdel zawiązali spółkę „Iluzjon Luks”, zapoczątkowując działalność pierwszego supraskiego kina. W tym celu na parterze powstały dodatkowo dwie przestronne sale, z których jedną przeznaczono na stworzenie kinematografu. Kino umiejscowiono w sali od podwórza, do której dobudowano kabinę na projektor filmowy. Ekran zamocowano na ścianie graniczącej z korytarzem (w którym umieszczono szatnię), zaś podłogę podwyższono i przebudowano tak, aby opadała w kierunku ekranu, co umożliwiało lepszy odbiór z widowni. Film był wówczas jeszcze „świeżym” wynalazkiem, pozbawionym kolorów i dźwięku. Widzowie mogli więc oglądać jedynie czarno – białe obrazy, poprzedzielane planszami z komentarzem i dialogami. Odpowiednią do danej sceny muzykę odtwarzano natomiast z płyt gramofonowych ze stojącego w kącie sali patefonu (obecnie można go zobaczyć w Skarbcu Supraskim). Trzeba przyznać, że jak na nieduże miasteczko, jakim był ówczesny Supraśl, repertuar kina był niezwykle bogaty. Wyświetlano tu wiele przebojów polskich i zagranicznych, sprowadzanych z białostockiego kina „Apollo”.

Po kilku latach popularność kina zaczęła słabnąć. W 1927 r. Gwoździej zakończył działalność „Iluzjonu”. Budynek przy ul. Zgierskiej nie przestał jednak pełnić funkcji rozrywkowych. Jak już wspomniałem, na parterze mieściły się dwie sale. Jedną wykorzystano na zabawy taneczne, występy teatralne, a nawet pokazy iluzjonistów. W miejsce kinematografu powstała natomiast piwiarnia i bufet. Największą popularnością cieszyły się stoły bilardowe, przy których nieraz prowadzono zacięte rozgrywki aż do świtu. Nie będzie więc przesadą stwierdzenie, że w latach 20. dom Gwoździejów stał się nieformalnym centrum kulturalnym naszego miasta.

Inną formę rozrywki zapewniały grupy teatralne. W czasie I wojny światowej w Białymstoku powstało Polskie Towarzystwo Dramatyczne „Pochodnia” które skupiało środowisko miejscowej inteligencji i dawało przedstawienia. W 1925 r. zarząd Towarzystwa porozumiał się z władzami Supraśla. Dzięki temu w naszym mieście założono Supraskie Towarzystwo Kulturalne „Pochodnia”. Wielkim entuzjastą tego przedsięwzięcia był jeden z lokatorów pałacu Zachertów, Ludwik Zachert, który przez kilkanaście lat zajmował się artystycznie uzdolnioną młodzieżą, udostępniając do prób swoje mieszkanie. Z jego inicjatywy powstała też pierwsza sala widowiskowa. Zbudowano ją w pałacowym refektarzu. Popularność teatru w – bądź co bądź – typowo robotniczym miasteczku, gdzie wydawać się mogło, że tego typu rozrywka nie znaj-

dzie szerokiego grona odbiorców, przekroczyła najśmielsze oczekiwania. W dniu otwarcia sala wypełniła się po brzegi. Aktorzy odegrali kilka scen, a przygrywała im orkiestra smyczkowa. Potem odbyła się całonocna zabawa taneczna. Nic dziwnego, że wkrótce powstała kolejna grupa, tym razem przykościelna, prowadzona przez organistę Władysława Szafrankę. Tworzyli ją członkowie parafialnego chóru. Spektakle nabierały rozmachu, widownia się powiększała i w konsekwencji sala w refektarzu szybko stała się za ciasna. W związku z tym na początku lat 30. władze Supraśla podjęły decyzję o zbudowaniu odrębnego budynku, przeznaczonego stricte na potrzeby kulturalne. W 1934 r. swe podwoje otworzył Dom Ludowy im. Mariana Zyndrama – Kościałkowskiego, ówczesnego wojewody białostockiego.

Lata 30. przyniosły dalszy rozwój Supraśla w kierunku wypoczynkowo – rekreacyjnym. Oczywiście, na pierwszym miejscu pozostawał przemysł, ale coraz liczniejsze grupy turystów zaczęły skłaniać do zainwestowania w bazę letniskową. Szczególny nacisk położył na to burmistrz Ludwik Ślusarczyk. I tak oto za jego kadencji pobudowano Pawilon Leśny, gdzie mieściła się kawiarnia, kręgielnia, sala bilardowa. W pawilonie nie zabrakło też podestu dancingowego, jako że przez całe lato aż do północy czas umilały zespoły muzyczne. Obok powstały dwa korty tenisowe, pijalnia wód mineralnych, a z jednej ścieżek leśnych stworzono aleję spacerową, prowadzącą od Świętej Sosny do grobu Nieznanego Żołnierza. Wycięto część parku przylegającą do ul. Konarskiego i wytyczono tam boisko – tak zaczęła się historia Supraślanki. Dodatkowym walorem była strzeżona plaża, a w sezonie zimowym stok narciarski na Łysej Górze. Nic dziwnego, że już w 1933 r.

Gazeta Białostocka pisała: „W dniu wczorajszym [18 czerwca] nastąpiło otwarcie sezonu letniskowego w Supraślu, tego najlepiej pod każdym względem urządzonego letniska, a zarazem ośrodka wypoczynkowego i rozrywki w pobliżu Białegostoku. (…) Supraśl posiada (…) wszelkiego rodzaju sklepy, w których nabyć można wszystkie art. spożywcze – stale i świeże. W godzinach przedpołudniowych przygrywać będzie na kąpielisku zespół jazzowy. Urządzane będą różne imprezy, jak np. dancingi plażowe, koncerty itd.” Napływ turystów był tak wielki, że jeden z dziennikarzy określił Supraśl „białostocką Riwierą”. Istotnie, w połowie lat 30. stał się miastem o wielu obliczach, gdzie idąc ulicą można było minąć pracownika fabryki Cytrona w robotniczym drelichu, następnie elegancko wystrojonego inteligenta z Białegostoku, dalej harcerza w zielonym napływ turystów był mundurku, policjanta w granatowym uniformie, tak wielki, że jeden swobodnie ubranego turystę zmierzającego na z dziennikarzy określił kąpielisko, nie mówiąc już o księdzu, rabinie czy

Supraśl „białostocką pastorze, bo wszak każde wyznanie miało tu swoRiwierą”. ją świątynię i duchownego. Można było wyszaleć się na wieczorze tanecznym, albo zaznać bardziej wysublimowanej kultury na spektaklu teatralnym w Domu Ludowym. Można było cały dzień leniuchować na gorącym piasku miejskiej plaży, albo wypocić się na długich wędrówkach po puszczańskich szlakach. Wzorem Gwoździejów powstały kolejne pensjonaty m.in. na rogu obecnej ul. Słowackiego i Piłsudskiego swój dom wczasowy zaczął stawiać Konstanty Dobreńczyk. Popularność Supraśla wzrosła do tego stopnia, że w wakacje uruchamiano dodatkowe kursy autobusowe z Białegostoku. Co prawda sam dojazd nie należał do najprzyjemniejszych, bo pojazdy mechaniczne wciąż należały do rzadkości i stąd wynikały różne problemy, zwłaszcza, gdy dochodziło do „starcia” samochodu z koniem. Maria Geyer wspominała: „Szczególnie pamiętam drogę między Białymstokiem a Supraślem. Na szosie leżały gwoździe z końskich podków i dziurawiły opony. Trzeba było się zatrzymać, zmienić koła, a często zmienić i dętkę lub nawet zreperować. Taka przerwa w podróży mogła trwać godzinę! (…) Inne zagrożenie stanowiły pojazdy chłopskie. Konie nie były przyzwyczajone do aut i prawie wszystkie denerwowały się i płoszyły. Często chłop nie był w stanie kierować koniem we właściwy sposób. Koń galopował do rowu lub rzucał się i zatrzymywał, blokując dyszlem wąską drogę w poprzek. Przy każdym spotkaniu trzeba było zwolnić i bardzo ostrożnie pojazd wyminąć. Najlepszą rzeczą jaką chłop mógł zrobić na widok zbliżającego się samochodu, to zeskoczyć z wozu i zarzucić zwierzęciu na głowę jutowy worek. Niektórzy chłopi próbowali po prostu zakryć koniom oczy dłońmi. Dopiero po kilku latach konie przyzwyczaiły się do widoku i hałasu samochodów.” Kres supraskiemu kurortowi położyła wojna. Okupanci zniszczyli większość obiektów m.in. zdemolowali stadion, a w Domu Ludowym pozrywali nawet podłogi. Sytuacja polityczna i położenie gospodarcze w kolejnych dekadach nie skłaniały do zbytniego inwestowania w turystykę. Zmieniło się to diametralnie dopiero w ostatnim czasie. Powrót „białostockiej Riwiery” zajął ponad 70 lat… Adam Zabłocki