Stefan Bigda Przygoda Pana X ROBB MAGGazin nr 12/2016

Page 1

56

12_2016

nastawienie i o fa³szywe nawrócenie, czego dowodem mia³aby byæ w³aśnie obecnośæ „pogañskich” Tatarów w walce z chrześcijañskim zakonem. Tatarskie osadnictwo na ziemiach Wielkiego Ksiêstwa Litewskiego rozwija³o siê od XIV do XVI wieku, do koñca panowania dynastii Jagiellonów. Stulecia XVII i XVIII niewiele wnios³y do g³ównego, podstawowego stanu tatarskiej kolonizacji w Wielkim Ksiêstwie Litewskim i Koronie Polskiej. Jedynie siedemnastowieczne osadnictwo na Wo³yniu i Podolu nieco zmieni³o ten obraz. Podsumowuj¹c, nale¿y stwierdziæ, ¿e nie mo¿na dok³adnie ustaliæ ilu tatarskich wojowników walczy³o pod Grunwaldem.

By³y to zarówno oddzia³y D¿elaleddina jak i oddzia³y osiad³ych ju¿ wcześniej na Litwie Tatarów. Liczbê ich mo¿na mniej wiêcej oceniaæ na od tysi¹ca do trzech tysiêcy. Bior¹c pod uwagê ówczesne rzeczywiste proporcje wielkości liczebnej armii polskiej, litewskiej i krzy¿ackiej, nie s¹dzê, by liczba trzech tysiêcy uchodzi³a za ma³¹. By³oby to trochê wiêcej ni¿ jedna dziesi¹ta ca³ego polsko-litewskiego wojska. Tak czy inaczej w historii wojny polsko-krzy¿ackiej nie mo¿na Tatarów pomin¹æ ani ich roli umniejszaæ, bo przecie¿ wed³ug relacji D³ugosza, to Tatarzy uderzyli pierwsi w tej bitwie i pierwsi wziêli na siebie impet przeciwuderzenia Krzy¿aków. Niech wiêc pamiêæ o nich trwa przy okazji grunwaldzkiej victorii. • Stefan Bigda

PRZYGODA PANA X P

Beata Bigda "Panorama Ostrowa Tumskiego we Wroc³awiu"

an X wêdrowa³ wzd³u¿ Odry niespiesznie, mimo nadci¹gaj¹cej burzy i zbli¿aj¹cej siê nocy, która powoli i konsekwentnie zaciera³a ró¿nice pomiêdzy konturami budynków a granatowiej¹cym niebem. To powoli by³a czerñ, nie granat. Pan X nie przej¹³ siê tym zbytnio i szed³ dalej przygl¹daj¹c siê stalowym pob³yskom odbitego ksiê¿ycowego ch³odu na coraz bardziej niespokojnej wodzie. Delektuj¹c siê narastaj¹c¹ cisz¹ stygn¹cego wieczornego miasta, celowo odchodzi³ od ci¹gle niespokojnych ulic i obra³ kierunek: katedra i ogrody nadodrzañskie – niewielkie, ale skutecznie odpychaj¹ce nachalny zgie³k. – To by³ kiedyś alumnat – pomyśla³, przygl¹daj¹c siê w zadumie niewielkiemu wzniesieniu tu¿ przed nim. Ruszy³ dalej i w tej samej chwili niebo rozdar³o świat³o gigantycznej elektrycznej iskry. Suchy trzask i g³uchy grzmot zdominowa³ ca³¹ przestrzeñ nad miastem. Du¿e

krople deszczu zaczê³y powoli bombardowaæ okolicê. Pan X przyspieszy³ kroku. – Mogê znieśæ ciemnośæ, niekoniecznie deszcz – mrukn¹³ do siebie. W tym samym momencie niebo po raz kolejny rozjarzy³o siê dramatycznym świat³em. Ostre wie¿e katedry odciê³y siê na u³amek sekundy od wszechogarniaj¹cej smolistej ciemności. Zaczê³o coraz bardziej padaæ. Woda z nieba nie po¿a³owa³a ani masy, ani energii, aby ubranie Pana X b³yskawicznie ciê¿ko nasi¹k³o lodowato zimn¹ wod¹. Pan X zdecydowanie przyspieszy³ kroku. Po kolejnym uderzeniu pioruna zacz¹³ biec, przymykaj¹c powieki, jakby chcia³ przynajmniej oczy uchroniæ przed deszczem. Bieg³ zupe³nie bez sensu dooko³a katedry, szukaj¹c otwartych drzwi. W pewnym momencie zmieni³ kierunek. Dwoma susami przebieg³ na druga stronê kamiennej jezdni i wpad³ wprost na stary portal. Drzwi zakurzone, zamkniête w kamiennej ramie oście¿y, zwieñczone gzymsem. Stan¹³ jak najbli¿ej skrzyd³a, opieraj¹c siê o nie plecami. Chcia³ wejśæ w g³¹b wnêtrza, którego strzeg³y drzwi. Marz³ coraz mocniej, w miarê, jak ulewa stawa³a siê intensywniejsza. Zacz¹³ bezwiednie t³uc piêściami w drewnian¹ przeszkodê. Odpowiada³ mu g³uchy odg³os pustej przestrzeni po drugiej stronie. Wtem masywne drzwi otwar³y siê gwa³townie. Prawie wpad³ do środka, wepchniêty wiatrem i ulew¹. W pierwszej chwili oślepi³o go świat³o we wnêtrzu, chocia¿ nie by³o zbyt intensywne. Jego wzrok zatrzyma³ siê na ciemnej plamie, stoj¹cej na wprost. Przez chwilê z trudem rozpoznawa³ w niej ludzk¹ postaæ. Cz³owiek przed Panem X, odziany w sutannê, ch³odno spojrza³ na nieproszonego gościa. – S³ucham pana – g³os zabrzmia³ obco,


nienaturalnie, potê¿nie i bezdźwiêcznie zarazem. Pan X rozejrza³ siê sp³oszony. – Przepraszam, to nie by³o celowe, ale… Zanim skoñczy³, cz³owiek z koloratk¹ o nieprzeniknionym obliczu, odwróci³ siê i – ignoruj¹c ca³kowicie wyjaśnienia Pana X – znikn¹³ w s¹siednim pomieszczeniu. Pan X zdezorientowany, rozejrza³ siê niepewnie po wnêtrzu, w którym pozosta³ sam. Obszerne pomieszczenie z gotyckim sklepieniem wspartym na jednej kolumnie, świat³o pochodzi³o ze świec zostawionych na stalowych wysokich świecznikach. Blask ¿ó³to-bia³ych p³omieni b³¹dzi³ po ścianach komnaty, ujawniaj¹c kszta³ty kamiennych ¿eber, detali zworników i wykoñczeñ okiennych otworów. Pan X sta³ przez chwilê bezradnie, by za moment ruszyæ w ślad za tajemniczym gospodarzem. – To chyba budynek kapitu³y – pomyśla³, przypominaj¹c sobie przez moment sylwetkê obiektu starej wie¿y, chyl¹cej siê jakby ku katedrze. Otworzy³ drzwi – ukaza³o siê drugie pomieszczenie, pozbawione okien, wy³o¿one ciemn¹ boazeri¹. Ze ścian spogl¹da³y surowe twarze – z portretów porozwieszanych wokó³. Na środku sali sta³ wielki stó³ z ustawionymi na nim sczernia³ymi świecznikami. Tañcz¹ce p³omienie zapalonych świec ods³ania³y podobizny kolejnych postaci w sposób, który sugerowa³ ich o¿ywienie. Nagle jakby silny podmuch wewn¹trz budynku zgasi³ świat³o. Zapanowa³a ca³kowita ciemnośæ, nie dobiega³ znik¹d ¿aden dźwiêk. Pan X skupi³ siê przez chwilê. Przed momentem by³a burza i deszcz, a tu cisza – i tylko ostry zapach smo³y i spróchnia³ego drewna. Cofn¹³ siê, próbuj¹c w ciemnościach odszukaæ wyjście. Powoli pod stopami znalaz³ nierówn¹ posadzkê pierwszego pomieszczenia. Zapach sta³ siê bardziej wilgotny, jakby deszczowy, jednak z domieszk¹ nieznośnej s³odkawej woni, która coraz intensywniejsza, coraz bardziej drapie¿na, dra¿ni³a nieznośnie nozdrza. Pan X poczu³, ¿e pod stopami znajduje siê coś lepkiego i gêstego, jakby rozlany olej. Obrzydliwa ciecz o s³odkawym zapachu brudzi mu mokre ubranie. – Jeszcze to – mrukn¹³ – obrzydliwośæ. Po chwili uda³o mu siê wydostaæ kolejnymi, tym razem zewnêtrznymi, drzwiami. Szarpniêcie ciê¿kiej klamki i pierwszy oddech, świe¿e powietrze i woda. Na wprost ciemna sylwetka katedry, ulga, odrobina świat³a, pochyla siê, dotyka cieczy, która oklei³a mu spodnie i widzi ku swojemu przera¿eniu krew! Mnóstwo krwi wokó³ siebie! Strach zabiera mu oddech! Rzuca siê do ucieczki na wprost zupe³nie nie wiedz¹c, gdzie biegnie, w g³¹b szalej¹cej na zewn¹trz nawa³nicy. * * *

Pierwszy oddech, poranek, Pan X gwa³townie usiad³ na ³ó¿ku, zlany potem. – Co siê dzieje?! To by³ jakiś makabryczny sen?! – rozbity i rozkojarzony, trzês¹cymi siê rêkami dotkn¹³ rozrzuconego w nie³adzie ubrania. Mokre, brudne, poplamione czymś na kszta³t oleju. Zbli¿y³ to do twarzy – s³odki, mdl¹cy zapach! * * * Pan X stan¹³ przed ciê¿kimi drzwiami furty seminarium duchownego. Zmiêty, blady, nieogolony – nie wzbudzaj¹cy zaufania. Furtian – dy¿urny kleryk – spojrza³ na niego podejrzliwie. – Chleb rozdajemy po dziesi¹tej – warkn¹³. Pan X spojrza³ na niego nieprzytomnym wzrokiem. – Ja, ja – zacz¹³ siê j¹kaæ – w sprawie krwi… – ¯e niby co?! – Przepraszam… Kleryk a¿ zszarza³ ze z³ości. Nie dośæ, ¿e jutro egzamin, to jeszcze ten obdartus! – Mo¿e pan ju¿ iśæ i przyjśæ o dziesi¹tej! – powiedzia³ stanowczo i g³ośno. Wtem drzwi siê otwar³y i powoli zza ich masywnych skrzyde³ wychyn¹³ ksi¹dz profesor. Jego ³agodna, pochylona postaæ nak³ania³a do ciszy. Kleryk zamilk³, a Pan X odwróci³ siê do profesora i delikatnie chwytaj¹c za ramiê, zatrzyma³ go. Profesor z lekkim zdumieniem uniós³ brwi. Jego m¹dre, przenikliwe oczy spojrza³y na Pana X. – Ksiê¿e profesorze! Znam ksiêdza. Rozmawialiśmy po wyk³adzie. Proszê ksiêdza, nie wiem co robiæ!! Chyba muszê iśæ na policjê! – zach³ysn¹³ siê Pan X. Profesor pokiwa³ g³ow¹ ze zrozumieniem. – Czy jesteś pewny, synu, ¿e wszystko jest takim, jakim tobie siê wydaje?… * * * Natarczywy dźwiêk dzwonka wytr¹ci³ Pana X z odrêtwienia. Od tygodnia ¿y³ w napiêciu, t³umaczy³ wszystkim napotkanym osobom, co siê zdarzy³o pamiêtnego wieczoru podczas burzy, i nikt nie by³ w stanie go przekonaæ, ¿e drzwi frontowe kapitu³y pod diecezjalnym herbem nie s¹ otwierane od miesiêcy. Znów dzwonek, szarpniêcie zamka, dwie postacie w g³êbi korytarza. – Pan X? – spyta³ ni¿szy, przed nimi b³ysnê³y policyjne odznaki w wyci¹gniêtych d³oniach. – Jak dobrze, ¿e panowie przyszli! Czeka³em, proszê wejśæ!! – Nie, nie, dziêkujemy, panie X. Proszê wybaczyæ, ale pañska historia jest ma³o wiarygodna i czy móg³by pan przestaæ niepokoiæ naszych szacownych kap³anów? – Ale panowie, t³umaczy³em, krew!! – Proszê pana, krew zbadaliśmy – nale¿y • do pana.

12_2016

57


Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.